AVmag no 2

Page 1

Saimon De Oilveira

Wywiad z team rider’em Lando

Skateboarding Story

by Łukasz Ziarkiewicz

Natalia Sierhej Mikołaj Barta .

Taniec sposobem na zycie ACTIVmag/ 1


EDITOR’S LETTER

EDITOR’S LETTER

K

ażdy dzień, może stać się dniem przełomowym. Wielu z nas nie zauważa, że każdy nowy dzień to początek zupełnie czegoś nowego. Problem tkwi w tym, iż wielu z nas boi się zmian, czuje niepokój z tym związany, gdyż posiadają swoje przyzwyczajenia oraz słabości, które uporczywie trzymają ich w kajdanach starego życia, może mniej atrakcyjnego, ale bez wątpienia bezpiecznego. Pomimo tego, że jesień próbuje podstępnie usadowić się w naszych fotelach, nie powinniśmy tracić wiary, ani energii do działań. Amerykański zwyczaj wędrówki w poszukiwaniu czegoś nowego, zapierającego dech w piersiach a przede wszystkim dającego nam to czyste szczęście i spełnienie, wnoszące do naszego życia, jakże świeży powiew, jeszcze jakiś czas temu... u nas, był bardzo odległy. Aktualnie, możemy znaleźć wielu odważnych ludzi, którzy decydują się na to, aby po pewnym czasie rutyny, monotonii i niezadowolenia rozpocząć własną rewolucję. Wydaje mi się, że większość z nas nie docenia faktu, że tak naprawdę prosto w nasze ręce zostało powierzone nam tylko jedno, jakże cenne życie i tylko od nas zależy jak je wykorzystamy i co z nim zrobimy. Tylko my mamy niezbywalne prawo decydować o tym, jak je chcemy przeżyć. Czy kiedykolwiek zapytałeś się siebie, czego tak naprawdę chcesz? Wydaje mi się, że kiedy pytamy się o to czego chcemy od samego siebie, to tym samym pytamy się, czego chcemy od życia, bo przecież my to nic innego jak życie. Nie rezygnujmy z naszych marzeń, planów w tej jesiennej porze roku. Powinniśmy brać przykład z ludzi, także z naszych bohaterów, których historie pojawią się na kartach kolejnego, drugiego numeru AVmag. Wszyscy Ci ludzie uparcie dąrzą do celu, aby dogonić swoje marzenia. Życzę Wam, abyście nie tracili wiary i motywowali się nawzajem, bo jest to droga ku przemianie.

Ewelina Braca Redaktor Naczelna AVmag



R e k l a m a


Spis Treści DESIGN

Magic Tree.............................................................6 Sharifi-Ha................................................................7 Cash Cow...............................................................8 Orchidea...............................................................10 Surreal Dream Worlds....................................12 Animals vs Sneakers........................................14 International Highline Meeting...................20 Exobiotanica Special Team...........................22

LIFESTYLE

Saimon De Oilveira..........................................24 Skateboarding Story........................................30 Dlaczego skateboarding cieszy się taką popularnością....................................................36 Andrzej Kotysz...................................................42 Natalia Sierhej & Mikołaj Barta...................56 Agnieszka Osipa................................................66 Dorota Frydecka................................................72

KULTURA

The Libertines.....................................................78 Swag Show Silesia 2014.................................80 Poza światłem, Poza światem......................84 Inżynieria cudu..................................................85

FELIETON

Świat pełen emocji...........................................90 Zerwać z przeszłością......................................91

PHOTO

Agata Myga........................................................94 Alice Nowicka..................................................104 David Shama....................................................114 Tamara Janecka...............................................118

Redaktor naczelna EWELINA BRACA ewelina.infoavmag@gmail.com Dyrektor kreatywny & Reklama MARCIN KURZAWA marcin.infoavmag@gmail.com Skład EWELINA BRACA Autorzy Design Marcin Kurzawa Ewelina Braca Lifestyle Marcin Kurzawa Ewelina Braca Łukasz Ziarkiewicz Kultura Jakub Budzyński Katarzyna Sudoł Klaudia Krause Kaja Kłosowska Felieton Ewelina Braca Photo Sebastian Kulis


DESIGN

MAGIC TREE K

ażdy z nas uwielbia owoce. Każdy z nas jako dziecko uwielbiał przebywać w sadach i ogrodach, kosztując przy tym wiele ciekawych a za razem smacznych rarytasów. Czy ktoś z Was widział kiedykolwiek drzewo, które rodziłoby aż 40 odmian różnych owoców? Czy jest to w ogóle możliwe? Sam Van Aken udowodnił, że można osiągnąć wszystko, czego tylko się pragnie, tworząc przy tym unikalną hybrydę. Drzewo 40 owoców produkuje nie tylko jeden rodzaj, ale cały szereg owoców pestkowych, m.in.: brzoskwinie, śliwki, wiśnie, nektarynki, morele. Cały pomysł powstał na nowojorskiej farmie, którą zakupił w 2008 roku. Farma była przede wszystkim bardzo zaniedbana i znajdowała się na skraju bankructwa. Profesor Sam podjął decyzję o jej kupnie, a następnie rozpoczął swoją ciężką i mozolną pracę w swoim prywatnym „laboratorium”. Sam Van Aken z Uniwersytetu Syracuse stwierdza, że wszystkie drzewa widzi jako dzieła sztuki. Codziennie przekształca drzewo, nadając mu znacznie innego, nadzwyczajnego wyrazu. Zachwyca się, gdy niespodziewanie kwitną kwiaty w różnych kolorach oraz kiedy rodzą się różne rodzaje owoców, które radośnie zwisają z gałęzi. Profesor stwierdza, że jego głównym celem jest utrzymanie różnych odmian owoców jako formę ochrony, w celu zachowania odmian pestkowych, które nie są produkowane lub dostępne w handlu. www.samvanaken.com

6 /ACTIVmag


SHARIFI-HA N

ie da się ukryć faktu, że w Teheranie wybudowano najbardziej funkcjonalny dom na całej kuli ziemnskiej. Dom Sharifi-Ha w Teheranie łączy piękno, funkcjonalność a przede wszystkim nowoczesność wyglądu z innowacyjnymi pokojami, które gwarantują oszczędność przestrzeni za pomocą magicznego przycisku. Irańscy architekci z Nextoffice stworzyli serię pół-mobilnych przestrzeni, które można obracać w celu zapewnienia dodatkowej przestrzeni, co umożliwia również ustawianie pokoju w taki sposób, aby dostarczyć do wnętrza więcej słonecznego światła. Tradycyjne domy stają się zadrosne i nie bez przyczyny. Dom Sharifi-Ha może zmieniać swój charakter i osobowość sprawiając wrażenie otwartego lub zamkniętego na otoczenie. Tak naprawdę, wszystko zależy od potrzeb zamieszkujących i ich wewnętrznego samopoczucia, co daje pełen wachlarz wyboru, czy właściciel ma zamiar byc typem introwertycznym a może ekstrawertycznym. Pracownia Nextoffice nie tylko zaskoczyła innowacyjną formą budowy, ale take uwzględniła warunki atmosferyczne charakterystyczne dla Teheranu. Sharifi-Ha zbudowany został na głębokiej i stosunkowo wąskiej działce. Budynek posiada zdolność do przekształcania dwuwymiarowej fasady w trójwymiarową, co wpływa na to, że dom przygotowany został na panujące w Teheranie gorące lato oraz mroźną zimę. www.nextoffice.ir

ACTIVmag/ 7


8 /ACTIVmag


CASH COW

S

ebastian Errazuriz podczas Festivalu NYC&Design wykorzystał zwyczaj ludowy krajów latynoskich osadzony w tradycji bożonarodzeniowej. Zabawa polega na strąceniu specjalnie przygotowanej kuli wypełnionej przeważnie słodyczami, których uczestnicy starają się zebrać jak najwięcej. Jednakże w tym przypadku zamysł był o wiele bardziej rozbudowany. Jego monumentalne złote ciele „Cash Cow” prowokacyjnie służyło wielu celom. Przede wszystkim jako symbol uroczystości, symbol kapitalizmu oraz symbol „anty - kapitalistycznej” chciwości. Na zakończenie festiwalu, goście zostali zaproszeni do rozbicia symbolu kapitalizmu na drobne kawałki. Ponadgabarytowa Pinata została wypełniona ponad 1000 banknotów dolarowych. Pinata traktowana jest jako symbolika i kontrowersja. Instalacja została zatytuowana „Kapitał XX wieku”, jednakże nie reprezentuje ona tylko młodego cielaka czczonego w Biblii, ale również utrzymuje silne podobieństwo do byka z Wall Street. Stąd też interpretacja nie jest jednoznacza. To dzieło ma na celu pokazanie, że nasza świadomość dotycząca systemu kapitałowego jest fałszywa. Powinna zostać wprowadzona natychmiastowa korekta, która miałaby na celu zaoferowanie bardziej sprawiedliwego podziału bogactwa. Dojna krowa musi zostać rozbita, jednakże powinna zostać zachowana ostrożność, aby nie zastąpić jej ponownie tym samym, pod innym wcieleniem. Instalacja znajdowała się do 20 maja w mieście przemysłu w Nowym Jorku w Brooklynie. www.collabcubed.com

ACTIVmag/ 9


ORCHIDEA O

rchidea - projekt Fabiana Oefner’a, artysty-fotografa który stworzył nie jeden cykl zdjęć... Do jednego z nich należy „Paint Action”, tzw. samoistne modelowanie farbą poprzez siły przyrody. W serii, którą przedstawiamy, grawitacja sama stworzyła struktury widoczne na zdjęciach. Cały proces tworzenia zdjęć ma swój początek w zbiorniku wypełnionym farbą. Jednym z najważniejszych elementów według artysty jest tło, najlepiej w kolorze białym lub czarnym. Kolejnym etapem jest wrzucenie kuli wypełnionego farbą do zbiornika, która na skutek uderzenia powoduje ochlapanie tła w niepowtarzalny sposób. Warstwy farby kształtują się w strukturę przypominającą kwiat orchidei. Artysta wychodzi z założenia, że w prosty sposób można uchwycić ulotne piękno. W celu nadania dynamiki swoim projektom, wykorzystuje urządzenia wysokiej prędkości które odbijają się od tła pozostawiając strukturę wysublimowanej elegancji, która pojawia się przez ułamek sekundy za nim zniknie pod powierzchnią warstw farby. http://fabianoefner.com/

10 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 11


SURREAL DREAM WORLDS F

otograf Logan Zillmer zachwyca pomysłowością tworząc niesamowite zdjęcia. Nie jeden odbiorca daje się wciągnąć w świat, który kreuje. W jego zbiorach surrealistycznej fotografii, świat staje się placem zabaw dla dzieci z wieloma niespodziankami, czekającymi za rogiem. Ludzie, miejsca, obiekty i wydarzenia łączą się w tak dziwne kombinacje, że odczuwa się, jakby marzenie urzeczywistniło się i stanęło nam przed oczami. W każdej kompozycji wyobraźnia artysty ożywa przez warstwy kolorów, tekstur i filtrów, które wywołują unikalne efekty dzięki manipulacji cyfrowej. Oświetlenie, różne elementy i twórcze koncepcje stojące za każdym zdjęciem są bardzo silne a umiejętności Zillmer’a zachwycające. www.loganzillmer-photography.tumblr.com

12 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 13


14 /ACTIVmag


ANIMALS VS SNEAKERS

C

o się może wydarzyć, gdy magazyn zamiast standardowej formy reklamy da fotografowi całkowicie wolną rękę? Oto efekty! W takiej sytuacji został postawiony Joseph Ford. Zwierzęta vs Tenisówki. ACTIVmag przedstawia zabawną serię zdjęć wykonaną przez fotografa Josepha Forda dla Sneakers Magazine. Zdjęcia mówią same za siebie!

www.josephford.net

ACTIVmag/ 15


16 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 17


18 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 19


20 /ACTIVmag


INTERNATIONAL HIGHLINE MEETING

D

okucza Tobie bezsenność? Czujesz, że dusisz się we własnym mieście a sąsiedzi za ścianą nie dają Ci spać? Spakuj swoją gitarę, hamak i rozbij obóz pomiędzy szczytami Monte Piana. www.knstrct.com

ACTIVmag/ 21


22 /ACTIVmag


EXOBIOTANICA SPECIAL TEAM

B

ukiety kwiatów maszerujące w przestrzeni ku słońcu pod wpływem wiatru, uwolnione od wszystkiego, udają się do nowego miejsca poza Ziemą, w którym może uda im się zakorzenić i wydać nowe plony. Czy eksperyment powiedzie się? Czy rośliny narodzą się ponownie przy 30,000 metrów i przy - 50 stopniach Celsjusza? Warunki do życia nie należą do najłatwiejszych. Na efekty trzeba będzie jeszcze poczekać. www.azumamakoto.com

ACTIVmag/ 23


LIFESTYLE

„SKATEBOARDING był jedynym sportem, który najbardziej utożsamiałem ze sobą” Rozmawiała EWELINA BRACA

Saimon De Oilveira zwodzi wszystkich wizerunkiem niepozornego chłopca a tak naprawdę podczas jazdy na desce pokazuje swoją prawdziwą twarz. Podczas zeszłorocznej edycji Baltic Games 2013 mieliśmy okazję porozmawiać z team riderem LANDO.

Photo by Marcin Kurzawa

24 /ACTIVmag


S

pośród tylu dostępnych rodzajów sportu zdecydowałeś się wspierać swoją osobą scenę skateboardingu, co było ogniwem zapalnym? Mówiąc szczerze, naprawdę polubiłam deskorolkę od pierwszego momentu, gdy się z nią zetknąłem, jednakże grałem także w piłkę nożną przez okres 2–3 lat zanim na dobre skupiłem się na desce. Wielu młodych Brazylijczyków marzyło/ marzy, aby zostać piłkarzem i oczywiście było to także moje marzenie. Sprawy potoczyły się inaczej, gdyż szybko zrozumiałem, że tak naprawdę skateboarding był jedynym sportem, który najbardziej ze sobą utożsamiałem. Miałam już okazję rozmawiać z Tobą wcześniej... wiem, że pochodzisz z Brazylii ale mieszkasz w Londynie. Słyszałam, że drugim, najbardziej popularnym sportem w Brazylii po piłce nożnej, jest właśnie skateboarding a scena deskorolki jest bardzo dobrze rozwinięta. Jak to wygląda w rzeczywistości? Scena skateboarding’u jest o wiele lepiej rozwinięta niż możesz to sobie wyobrazić. Brazylia, jak doskonale wiesz, jest ogromnym krajem i bardzo trudno jest znaleźć sponsora, gdyż mamy naprawdę wielu utalentowanych riderów, co powoduje, że poprzeczka jest naprawdę wysoko postawiona. Spędziłeś na desce większą część swojego życia... jestem pewna, że byłeś świadkiem wielu zachodzących zmian. Uważasz, że aktualnie skateboarding zmierza w dobrym kierunku? Uważam, że skateboarding rozwija się znacznie szybciej niż myślisz. Wiem doskonale co masz na myśli. Nie uważam, że skateboarding się skończył. Moją wypowiedź mogę ograniczyć jedynie do Brazylii, czy Londynu, gdyż jak wiesz pierwszy raz jestem w Polsce, jednakże wracając do tematu, naprawdę widzę wielu bardzo dobrych i utalentowanych riderów, a główny czynnik, który utwierdza moje przekonanie o tym, że skateboarding rozwija się w dobrym kierunku, jest fakt że ci riderzy robią karierę. Odłóżmy na chwilę temat skateboardingu na drugi plan. Powiedz jak wygląda Twój przeciętny dzień w Londynie. Masz tam miejsce, które przyciąga nadzwyczaj Twoją uwagę? Kiedy byłam w Londynie, spodobał mi się Camden Town. Nie czuję się dobrze w zatłoczonych miejscach, jak Camden Town. Uwielbiam spędzać swój

wolny czas na skateparku, jednakże mam również swój ulubiony klub „VIP Club”. W Brazylii miałem mnóstwo ulubionych miejsc, ale miejsce które lubiłem i lubię najbardziej do tej pory, to klub „1051”, jednakże nie byłem już tam od 6 lat. Masz swoje ulubione miejsce, które służy jedynie do odpoczynku po pracy? Moja odpowiedź może Ciebie zdziwić, ale nawet jeżeli jestem bardzo zmęczony po pracy, lubię odpoczywać właśnie na skateparku. Czuję, że w tym miejscu mogę tak naprawdę naładować baterię. Jakie miejsca w Londynie mógłbyś polecić do jazdy na deskorolce? Z ręką na sercu, bez żadnej wątpliwości - The Mile End. Każdego dnia chodzę tam po pracy, aby się zrelaksować. Kiedy tak obserwuję jak deskorolkowcy zachowują się na skateparku, to odbieram ich jako samobójców. Preferujesz jazdę kiedy skatepark jest praktycznie pusty, czy kiedy większa grupa ludzi jeździ w tym samym czasie, tak jak podczas zawodów? Wolę kiedy skatepark jest pusty, czuję się pewniej. Nie lubię takich sytuacji jak na zawodach, kiedy mamy wielu riderów i odnosisz wrażenie, że wszyscy jadą prosto w twoją stronę. Przyznam, że czuję się zdezorientowany. Abstrahując od tematu... muszę przyznać, że macie w Polsce bardzo przyjazne środowisko, wiele drzew, zieleni, naprawdę podoba mi się to... Opowiedz o swojej grupie w Londynie. Moja grupa ludzi, z którymi zazwyczaj jeżdżę jest bardzo zróżnicowana. Pochodzą z różnych części świata, np. z Portugalii, Południowej Ameryki, Grecji, Nowej Zelandii a także z Polski. Bardzo lubię spędzać z nimi czas, gdyż są to bardzo pozytywni ludzie a najbardziej cenię ich za ich indywidualizm. Twoim sponsorem jest firma Lando. Jakie jest Twoje zdanie o nowej kolekcji Premium Skate? Naprawdę podoba mi się kolekcja Premium Skate. Zostało wszystko doskonale przemyślane, został zastosowany wysoki poziom kreatywności a co najważniejsze... buty są trwałe. Dlaczego wybrałeś firmę Lando spośród tylu innych marek? To była dla mnie wielka szansa, na którą czekałem naprawdę bardzo długo. Jestem bardzo zadowolony z tego co się wydarzyło na zawodach i z tego, co się aktualnie dzieje w moim życiu. Mam nadzieję, że ACTIVmag/ 25


Photo26by/ACTIVmag Klavs Laivenieks


to nie jest jednorazowa historia z Lando, ale to nie zależy akurat ode mnie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być kolejnym riderem w tej firmie, gdyż uważam że ta firma jest wielce profesjonalna pośród innych wielkich marek i mogę beż żadnych wątpliwości stwierdzić, że jest w mojej opinii - nawet lepsza. Używacie w Londynie lub Brazylii jakiegoś specyficznego przywitania albo wyróżniacie się sposobem ubierania? W Polsce bardzo znanym przywitaniem jest „Yoł zioooom”! W Londynie możesz zaobserwować styl gangsta, czy obcisłe spodnie i tatuaże. Nie używa się żadnego specjalnego przywitania, gdyż musisz zachować ostrożność. Nie do każdego wypada się odezwać. W Brazylii za to bardzo popularnym przywitaniem jest „Hamer” oraz „Cool”. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale witasz się w ten sposób tylko z ludźmi, których znasz. Opowiedz o swoich trickach, które lubisz najbardziej. Najbardziej lubię wykonywać techniczne triki na SWITCH’a. Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę powodzenia. Do zobaczenia! To ja Tobie dziękuję za wywiad. Do zobaczenia!

ACTIVmag/ 27


Photo by Marcin Kurzawa

28 /ACTIVmag


Photo by Marcin Kurzawa

Photo by Marcin Kurzawa ACTIVmag/ 29


Skateboarding Story photos by Łukasz Ziarkiewicz

P

ewnej słonecznej soboty zebraliśmy się ekipą 4 osób by pokrążyć trochę po Gdyni w poszukiwaniu spotów. Zebraliśmy się o godzinie 13:00 by ruszyć w drogę zajawkowym VW należącym do zawsze uśmiechniętego ziomka Pabla. Na pierwszy strzał poszedł Bank z rurką przy ul. Harcerskiej w Gdyni. Po 40 minutach jazdy udaliśmy się na pobliski downhill ze zjazdową rurką... jednakże nasza jazda nie spodobała się pobliskim mieszkańcom i zostaliśmy szybko przegonieni z miejscówki... musieliśmy zadowolić się kilkoma zjazdami. Postanowiliśmy więc pojechać w miej ustronne miejsce a dokładniej do Mechelinek zaraz na obrzeżach miasta, gdzie na plaży znajduje się wyśmienity bank skonstruowany jakby z myślą o skejterach. Poszło kilka dobrych flipów i stalli. Natępnie udaliśmy się znów w stronę Gdyni w poszukiwaniu nie odkrytych jeszcze miejscówek. Zaparkowaliśmy auto na stacji i naszym oczom ukazał się c-rail usytułowany zaraz przy dystrybotorach paliwowych... miejscówka znalazła się wiec sama... tu znów poszło kilka stylowych tricków w tym bs. crooked by Bucu!

30 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 31


32 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 33


34 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 35


Dlaczego SKATEBOARDING cieszy się taką popularnością?

K

ilka lat temu, nie pomyślałabym, że kiedykolwiek zainteresowałabym się tematyką dotyczącą skateboardingu, a jednak... życie potrafi zaskakiwać. Przeprowadzałam nie tylko wywiady ze skaterami, ale podjęłam się także prowadzenia własnego magazynu poświęconego również tej tematyce. Odkąd świadomie zanurzyłam jedną nogę w tej formie aktywności, zaczęłam obserwować młodych a także tych trochę starszych riderów oddających się swojej pasji, w sposób niekiedy nadzwyczaj bolesny, co sprawiało, że coraz częściej zaczęłam zastanawiać się co jest przyczyną, że skateboarding cieszy się taką popularnością i dlaczego pomimo upływu lat ludzie uparcie biorą deskę i idą na skatepark poobijać swoje ciało, jakby był to ukryty objaw masochizmu. W ostatnim badaniu przeprowadzonym w Stanach Zjednoczonych, stwierdzone zostało że skateboarding jest jednym z najbardziej popularnych aktywności, plasując się przy tym na trzecim miejscu zaraz po piłce nożnej i koszykówce. W Stanach Zjednoczonych najlepszym i najbardziej rozwiniętym miejscem pod względem ilości skateparków oraz dostępnych sklepów deskorolkowych jest Kalifornia i to też ona jest najczęściej rekomendowana dla fanatyków skateboardingu. Wyniki badań mają także swoje odzwierciedlenie w innych częściach świata, np. w Anglii, Czechach, Szwecji, czy w Brazylii. W Brazylii większość młodych osób marzy o karierze piłkarza, albo o byciu zawodowym skaterem, co nie jest takie proste! W Brazylii scena skateboardingu jest naprawdę bardzo dobrze rozwinięta a wiąże się z tym problem, że młodym ludziom bardzo trudno jest znaleźć sponsora, gdyż Brazylia przepełniona jest utalentowanymi riderami, co sprawia że poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko dla wszystkich tych, którzy poważnie myślą o skateboardingu. Powracając do tematu przewodniego, chciałabym się skupić na tych powodach, które sprawiają, że skateboarding naprawdę cieszy się popularnością na całej kuli ziemskiej. Od zarania dziejów, każdy z nas szuka indywidualnego sposobu wyrażenia 36 /ACTIVmag

Materiał przygotowała: EWELINA BRACA

siebie. Jedni z nas sięgają po mikrofon, inni malują obrazy, jeszcze inni piszą wiersze i wydają tomiki, są też tacy, którzy wyrażają siebie poprzez jazdę na deskorolce. Sport ten, czy aktywność fizyczna cieszy się popularnością, z tego względu że w gruncie rzeczy nie jest kosztownym wynalazkiem, jeżeli nie masz zamiaru kupować deski z górnej półki. Tak naprawdę wszystko to, co jest potrzebne, to Ty, chęć i deska. Wielu ludzi podchodzi bardzo niepewnie i z dystansem do deskorolki a po jednym dniu jazdy, zakochują się i nie wyobrażają sobie już dalszego życia bez skateboardingu. Tak naprawdę sport ten nie wymaga od nas, abyśmy spełniali odgórnie wyznaczone kryteria. Nie jest ważne to jak wyglądamy, ile mamy wzrostu, czy wagi. Najważniejszy jest styl, nad którym każdy ciężko pracuje. Najbardziej niewiarygodną rzeczą w skateboardingu jest fakt, że każdy człowiek jest inny i wychodzi to właśnie poprzez sposób jego jazdy. Jeżeli jesteś człowiekiem uduchowionym będzie to widoczne w sposobie jakim jeździsz, jeżeli jesteś nerwusem, czy w pełni wolnym człowiekiem także będzie to widoczne. Skateboarding jest formą wyrażenia siebie poprzez naukę tricków i poprzez rozwijalne własnego stylu. Nie należy zapominać o adrenalinie i strachu, który się z tym sportem/ aktywnością wiąże. Niestety, jak powszechnie wiadomo, skateboarding może skrzywdzić, tylko czasem odnoszę wrażenie, że z upływem czasu, przestaje się odczuwać ból i staje się on kwestią przyzwyczajenia. Deska niewątpliwie gwarantuje wszystkim wysokie ryzyko wyrządzenia krzywdy, jednakże to poczucie zagrożenia i fakt, że z czasem wykonałeś prawidłowo, i że w ogóle wykonałeś trudny trick, przyczynia się do tego, że stałeś się naprawdę dobry w czymś trudnym/ niewykonalnym i jakby nie patrząc swój wysiłek przypłaciłeś jednocześnie krwią, prawie jak na wojnie! Dla wielu riderów, deskorolka nie jest jedynie formą odtwarzania już wcześniej wymyślonych tricków, ale staje się kopalnią pomysłów. Tak naprawdę możliwości są nieograniczone


photo: becuo.com

ACTIVmag/ 37


38 /ACTIVmag


dla kreatywnych i zaawansowanych skaterów. Każdy ma możliwość stworzenia indywidualnego tricku, który będzie łączyć w sobie charakter i determinację osoby jeżdżącej. Skateboarding zawsze będzie ewaluować, nawet jeżeli na całym świecie istniałby tylko jeden rider. Umiejętności zawsze będą rozwijać się w coś nowego, jak i świeżego. Jest to kolejny powód, dla którego jazda na deskorolce jest tak popularna. Należy przełamywać granice, własne granice, aby dotrzeć do momentu, w którym nie ma żadnych granic. Kultura skateboardingu łączy w jedną całość mieszankę wielu subkultur, ale ostatecznie wszystkich łączy jedna pasja. Wszyscy oni postawili na skateboarding i w niego zainwestowali swój cenny czas. Jednakże warto zwrócić uwagę na prawdziwych skaterów, którzy są kolejnym powodem, dla którego, skateboarding staje się popularny. Środowisko riderów zaopiekuje się każdym, kto wkłada w swoją jazdę wysiłek i całe swoje serce. Możesz być naprawdę słaby w tym co robisz, jednak tak długo jak próbujesz, tak długo jak się starasz i tak długo jak kochasz jazdę na deskorolce, zostaniesz razem z nimi. Oczywiście, na skateparku można spotkać wielu utalentowanych skaterów oraz szokująca jest liczba osób, które reprezentują wysoki poziom. Można spotkać się z naprawdę niesamowitym podejściem. Starsi, doświadczeni riderzy wspierają młodszych, dopiero co rozpoczynających swoją przygodę skatów, a także przekazują im mnóstwo wskazówek dotyczących jazdy, a co jest najbardziej zaskakujące wszyscy ci nieznajomi sobie ludzie bardzo szybką zaprzyjaźniają się tworząc jeden wielki zespół, wspólnie spędzający czas i mający z tego nie byle jaką przygodę. Skateboarding jest wolnością i możliwością wyrażenia siebie. Jeżeli nie próbowałeś jeszcze jazdy na deskorolce a coraz częściej o tym myślisz, bez wątpienia powinieneś spróbować!

Photo by Glen E. Friedman ACTIVmag/ 39


40 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 41


Ponoć nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. W tym numerze zabieramy Was w podróż po Afryce Zachodniej, o której opowie nam Andrzej Kotysz!

42 /ACTIVmag

Rozmawiała EWELINA BRACA


N

awet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku - myślę, że ten cytat jest idealnym wstępem do naszej rozmowy. W pierwszym numerze AVmag przybliżyłeś nam obraz Malezji, jednakże dzisiaj porozmawiamy o Afryce Zachodniej. Dlaczego Afryka Zachodnia? Co było ogniwem zapalnym? Ogniwem zapalnym była niesamowita ciekawość tego miejsca, do którego przyjeżdża tak mało ludzi. Uważam, że jest to niezwykła sprawa odwiedzać miejsca, do których jeździ bardzo mało turystów. Poza tym, wiedziałem że przywiozę z tego miejsca niesamowite zdjęcia tamtejszej ludności. Muszę powiedzieć, że po raz pierwszy, kiedy odwiedziłem Czarny Ląd, a była to Kenia -Nairobi, to obiecywałem sobie, że szybko tam nie wrócę a może nawet i nigdy. Ta prawdziwa czarna Afryka jest bardzo trudnym kierunkiem w szczególności dla Europejczyków nazywanych w Afryce wschodniej Muzungu i Amerykanów Wuzungu. Jako ciekawostkę powiem, że na białego człowieka w Afryce Zachodniej mówi się Jovo. Afryka jest miejscem, w którym w każdej chwili może wydarzyć się praktycznie wszystko. Jest to absolutnie nieprzewidywalny kontynent. Związane jest to z mentalnością Afrykańczyków. Po drugie, Afryka jest bardzo droga - nieporównywalnie droższa niż Azja. Z tego co słyszałem ceny dla Wuzungu, czyli dla Amerykanów są dziesięciokrotnie większe a Afrykańczycy niechętnie się targują, tzn. jest to w ich zwyczaju, ale nie schodzą za bardzo z ceny. Jeżeli komuś coś się nie podoba to zostaje po prostu zignorowany. Afrykańczycy nie przepadają za białymi ludźmi. W końcu nie ma się co dziwić... Pamiętają czasy kolonistów - kiedy to byli prześladowani, masowo mordowani i wywożeni do Europy oraz do Ameryki Północnej jako niewolnicy. Oczywiście, nie można wszystkich „szufladkować”, gdyż zdarzają się bardzo przyjaźni ludzie, ale niestety jest to mniejszość. Afrykańczycy po prostu są nieprzyjaźni dla białych ludzi. Ponadto, Afryka nie należy do bezpiecznych miejsc – wybierając się tam, należy pamiętać o tym, aby zachować ostrożność i nawet przez moment nie można się zapomnieć. Afryka słynie ze wszystkich najgroźniejszych chorób tropikalnych, zwłaszcza Afryka Zachodnia, gdzie zachorowalność na malarię jest najwyższa na świecie, tzn. 1 na 10 osób może nabawić się malarii. Zdarzają się także napady - mi na szczęście nic się nie przydarzyło. Z drugiej strony jest coś, co zawsze będzie mnie tam ciągnąć, ponieważ ten kontynent ma w sobie coś niezwykłego, przyciągającego, co spowodowało, że

moja obietnica dotycząca tego, że już nigdy tam nie wrócę nie została spełniona. Moje losy potoczyły się w taki sposób, że po trzech latach znalazłem się w Afryce Zachodniej, która zaliczana jest do dużo bardziej niebezpiecznych miejsc omijanych nawet przez największych obieżyświatów. Warto zauważyć, że ta prawdziwa czarna Afryka to raj dla fotografów - jeżeli ktoś się lubuje w zdjęciach przedstawiających przede wszystkim ludzi, to poza Indiami jeszcze nigdzie nie zrobiłem tak ciekawych i oryginalnych zdjęć. Myślę, że największy wpływ na wybór akurat tej części świata był spowodowany ceną biletu. Zapłaciłem 1 400, 00 zł za bilet lotniczy w obie strony. Wybrałem linie Turkish Airlines z Istanbulu, z międzylądowaniem w Nigrze w Niamey, kierując się do Ouagadougou, czyli stolicy Burkina Faso. Od dłuższego czasu konsekwentnie realizujesz swoje podróżnicze postanowienia. Co jest siłą napędową? Myślę, że moją siłą napędową jest ciekawość tego pięknego świata, który jest naprawdę ogromny. Uwielbiam robić zdjęcia a każdy kraj zawsze ma coś nowego do pokazania, co można uchwycić w obiektywie. Są takie miejsca na świecie, które są idealne do fotografii krajobrazowej - głównie tropikalne wyspy Azji oraz miejsca, gdzie najlepiej wychodzą fotografie ludzi, tutaj dobrym przykładem jest Afryka. Każde miejsce jest unikalne, przepełnione niesamowitą mocą. Uwielbiam miejsca, w których można uchwycić starożytność, jakieś niesamowite kulturowo-archeologiczne miejsca typu Meksyk, czy Indie. Ponadto interesuję się różnymi kulturami świata. Kiedyś interesowała mnie różnorodność religijna. Zastanawiałem się jak to jest, że różne części świata mają różne religie - Uważam, że każdy myślący człowiek powinien szukać prawdy, jeżeli tego nie robi to wtedy żyje jak robot, tak jak człowiek by żył w matrixie a czas jest ograniczony. Ludzkie życie szybko przemija. Każdy może pomyśleć, że prawda jest indywidualna i każdy zna swoją prawdę, jednak osobiście uważam, że prawda jest tylko jedna. Co Ciebie urzekło najbardziej? Krajobraz? Zwierzęta? Ludzie? Przede wszystkim warto zauważyć, że każda część Afryki jest odmienna i ma zupełnie co innego do zaoferowania. Przepełniona jest przy tym wieloma niesamowitymi miejscami oraz słynie z przeróżnych atrakcji. Afryka Wschodnia ma naprawdę bogatą faunę. Spotkać tam można niesamowite zwierzęta. Jeżeli ktoś ma zamiar się wybrać na safari, aby zobaczyć zwierzęta na wolności - to polecam Afrykę ACTIVmag/ 43


44 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 45


Wschodnią. W szczególności warto wybrać się do parku narodowego Serengeti, który znajduje się w Tanzanii. Warto też odwiedzić Masai Mara w Kenii, czy Ngorongoro w Tanzanii. Niewątpliwie są to najlepsze miejsca na całym świecie, w których można zobaczyć tyle zwierząt w jednym miejscu. Jeżeli przyjedziemy tam w okresie migracji, kiedy zwierzęta migrują z pewnych części parków do innych, to mamy niesamowite szczęście - bo zobaczymy tysiące zwierząt razem podzielonych ze sobą w różnych stadach - to jest niesamowite przeżycie. Miałem okazję wjeżdżając do parku i zostatać otoczonym ze wszystkich stron żyrafami. Przez chwilę poczułem się jak w Jurassic Park. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć całą wielką piątkę – nie ukrywam, ja miałem to szczęście. Widziałem kopulujące ze sobą lwy, stada słoni, nosorożców a nawet lamparty, które polowały na zwierzynę oraz takie, które się wylegiwały na słońcu. Można się do nich zbliżyć samochodem na kilka metrów, tak samo jak do lwów, gdyż zwierzęta nie atakują samochodów. W każdym razie, zdarza się to bardzo rzadko. Niesamowita jest także tamtejsza ludność! W szczególności plemiona afrykańskie - Masajowie, Samburu, którzy zamieszkują północną Kenię. Ponadto, niesamowite są krajobrazy parków narodowych, np. widok na największą górę Kilimandżaro, czy krajobraz Parku Ngorongoro, który znajduje się na terenie wysuszonego krateru wulkanu. Jest to olbrzymi teren do zwiedzania, gdzie Masajowie posiadają swoje wioski i żyją wraz z dziką zwierzyną, dlatego każdy Masaj zawsze ma przy sobie broń typu dzida. O Afryce Północnej nie powiem za dużo, ponieważ głównie skupiamy się na Czarnym Lądzie, ale na pewno Egipt jest niesamowity kulturowo oraz archeologicznie. Niestety, aktualnie stał się kolebką Polaków, którzy jadą do hotelu, aby spędzić dwa tygodnie nad basenem w białych skarpetkach i sandałach wraz z wykupionym All Inclusive. Uważam, że człowiek posiadający jakieś wartości na pewno znajdzie wiele ciekawostek w Egipcie. Bardzo oryginalne i ciekawe jest Maroko. Jeżeli chodzi o Afrykę Zachodnią to zdecydowanie ludzie - niesamowicie kolorowo poubierani, poza tym bardzo ciekawa i oryginalna kultura. Ponadto, to Afryka Zachodnia jest kolebką voodoo, w związku z tym takie kraje jak Benin, Togo są przesiąknięte Voodo Właśnie z Afryki Zachodniej voodoo wyemigrowało na Karaiby. Jest to bardzo ciekawy materiał, jak dla mnie jedynie do zdjęć. Jeżeli chodzi o architekturę to ogólnie na Czarnym Lądzie jest ona bardzo, a to 46 /ACTIVmag

bardzo nędzna. Śmiem twierdzić, że praktycznie jej nie ma, jednakże Afryka Zachodnia ma jedną, ciekawą rzecz - meczety wybudowane z mułu, takie jak w Mali w Timbuktu, które klimatem zbliżone są do gwiezdnych wojen. W każdym razie, tak można się poczuć. Takie meczety występują w Burkina Faso w mieście Bobo-Dioulasso niedaleko Wybrzeża Kości Słoniowej i granicy z Mali, oraz w środkowej Ghanie w miasteczku Larabanga, przy wjeździe do Parku Krajobrazowego Mole. Niestety, parki Afryki Zachodniej są bardzo, bardzo ubogie w zwierzęta. Podczas safari widziałem praktycznie tylko jednego słonia a najzabawniejsze było to, że jeżdżąc jeepem po safari nie było ogólnie żadnych zwierząt. Kiedy wróciliśmy do hoteliku wzniesionego na wzgórzu, to dopiero wtedy stado słoni podeszło pod tę górę. Wybiegłem i pobiegłem w dół, chociaż było to nielegalne. W ten sposób udało mi się zobaczyć z bliska słonia, który stał ode mnie 10 metrów nawiązując kontakt wzrokowy. Udało mi się zrobić ciekawe zdjęcia. Oczywiście, uważam, że było to głupie i ryzykowne zachowanie i mogło się to źle skończyć, jednak wykorzystałem to, że słoń stał niżej i raczej nie chciało mu się wbiegać pod górkę, aby mnie gonić. Udało się Tobie dotrzeć do „Czarnego Lądu?”, jakie były Twoje pierwsze odczucia? Afryka nie jest rejonem, w który możemy się wybrać od tak - występują tam liczne konflikty, groźne tropikalne choroby. Obawiałeś się tego miejsca? Jadąc pierwszy raz, szczerze mówiąc nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Moje wyobrażenia były trochę odmienne z aktualnym stanem rzeczy. Tego jak wygląda prawdziwa czarna Afryka nie da się tak po prostu sfilmować, opisać, ani pokazać na zdjęciach. Trzeba tam po prostu pojechać, aby ją zobaczyć i w pełni poczuć. Konfrontacja Afryki z moją rzeczywistością zmieniła sposób postrzegania tego kontynentu i ogólnie mój sposób postrzegania Afrykańczyków uległ znacznej zmianie. Aktualnie konflikty w Afryce występują w kliku miejscach i oczywiście odradzam kategorycznie zwiedzanie tych miejsc, ponieważ grozi to utratą życia. Miejsca aktualnie objęte konfliktem to przede wszystkim Mali, Północna część Wybrzeża Kości Słoniowej, Północna i Środkowa Nigeria (choć w Nigerii nie ma wojny, to grasuje tam islamistyczna sekta Boko Haram, która jak widzi turystów to albo ich porywa albo od razu morduje), Republika Środkowoafrykańska i oczywiście Somalia od wielu, wielu lat. Tam się po prostu nie jeździ, jeśli komuś życie miłe. Jeżeli chodzi o choroby to obawiałem się trochę malarii,


bo jednak jest to dosyć duży problem. Jednak występuje rozwiązanie w postaci malaronu. Niestety malaron można przyjmować tylko 30 dni i jeżeli ktoś ma zamiar przedłużyć swój pobyt to ma poważny problem, zwłaszcza w Afryce Zachodniej. Na malarię w Ghanie umarła podróżniczka z Trójmiasta - Kinga Choszcz. Przy odrobinie odpowiedzialności, przyjmowaniu malaronu, który nie daje oczywiście 100% a 70% to raczej nic nam się nie powinno stać, no chyba że mamy tak zwanego „pecha”. Jeżeli unikamy picia wody z kranu, jedzenia warzyw, owoców i mięsa - to możemy być raczej spokojni. Jadąc pierwszy raz do Afryki Wschodniej obawiałem się bardzo malarii. Oczywiście miałem wykupiony malaron - ale okazało się że nie był mi potrzebny. Malarię roznoszą komary, a ja wybrałem się tam w styczniu, więc o tej porze roku komarów po prostu nie ma. Przez cały swój pobyt widziałem tylko jednego komara. Jadąc kolejny raz do Czarnego Lądu, tym razem do Zachodniej części, miałem nadzieję, że sytuacja się powtórzy. Na szczęście miałem malaron, gdyż była tam masa komarów i brak tego leku byłby brakiem odpowiedzialności a jak wiadomo nie ma nic gorszego jak choroba podczas podróży. Widziałem tam ludzi, którzy przechodzili malarię. Charakterystyczne jest to, że jak już dochodzą do zdrowia to chodzą oni w kurtkach puchowych i w ten sposób można rozpoznać, że jest to ostateczny stan malarii. Człowiekowi jest wtedy niesamowicie zimno i nawet przy 40 stopniach nosi się kurtki puchowe i czapki. Jeżeli chodzi o dzikie zwierzęta to absolutnie nie stanowią one żadnego zagrożenia, jeżeli się nie wjeżdża do parku czy do dżungli i pamięta się o zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa. Problem pojawił się raz, gdy podczas wyprawy w północnym Beninie wjeżdżaliśmy do parku Pendjari. Kierowca przy wjeździe złapał gumę i nie posiadał już zapasu. Po przejechaniu w głąb ok. 150 km złapaliśmy kolejną gumę. Niestety, ale telefony komórkowe zasięgu tam nie mają a z krótkofalówek jak w parkach wschodnich Afryki nie korzysta się. Mogło się to naprawdę bardzo źle skończyć, ponieważ zostaliśmy bez komunikacji, bez transportu, w głębi absolutnej dziczy. Jedyny zapas jaki mieliśmy to zapas pół litra wody przy 40 stopniowym upale. Przy takim stanie rzeczy długo byśmy nie przetrwali a idąc pieszo, bo wracaliśmy z powrotem te 150 km, lwy mogły nas zaatakować. Ludzie niewierzący nazwą to szczęściem, ale ja wiem, że to po prostu była modlitwa. Pomodliłem się i po 20 minutach przyjechali i pomogli nam

Francuzi. Równie dobrze mógł tam nikt nie przyjechać przez kilka dni. Ogólnie podsumowując, jadąc do Afryki Zachodniej obawiałem się bardzo tego miejsca. Wiele miesięcy rozmyślałem, czy w ogóle powinienem tam jechać. Poza zdrowiem, martwiłem się o napady, kradzieże a mam obsesję na punkcie swojego aparatu i zdjęć. Tutaj również modlitwa pomogła. Prosiłem Boga, że jeśli pozwoli mi tam pojechać to proszę go o to, aby mi się nic nie stało. Nie stało się nic. Kompletnie nic. Oczywiście ateiści znów powiedzą „No tak miał szczęście...”. Podróż do Afryki była wyjazdem zorganizowanym, czy odkrywałeś ten kontynent samodzielnie, omijając wszystkie wcześniej utarte ścieżki i rejony przemysłu turystycznego? Podróż do Afryki była oczywiście wyjazdem zorganizowanym - tyle że sam sobie wszystko organizowałem. Organizacja zawsze jest najważniejsza, jeżeli mamy ograniczony czas. Im więcej zorganizujemy na początku, tym więcej czasu zaoszczędzimy. Bez właściwej organizacji pewnie nie zobaczyłbym połowy tego, co widziałem. W Afryce Zachodniej bardzo dużym problemem jest transport i komunikacja a wiadomo, że bez niej prawie nic nie zobaczymy. Jeżeli chodzi o komunikacje w Burkina Faso to o dziwo, jak na poziom życia tego kraju ( jeden z najbiedniejszych na świecie) komunikacja między dużymi miastami jest bardzo dobrze zorganizowana. Jest kilka prywatnych firm autobusowych, co umożliwiło nam podróżowanie po Burkina Faso. Po dłuższym czasie staje się to po prostu męczące a do tego autobusy jeżdżą dużo wolniej. Ponadto jadąc autobusem mieliśmy jedną przygodę. Autobus zatrzymuje się na granicy, aby oddać paszporty. Przy sprawdzaniu odjechał z naszymi bagażami - maja taki dziwny zwyczaj, że odjeżdżają jakiś kilometr dalej i czekają, no a my nie mogliśmy się ruszyć bez kontroli wizowo-paszportowej przy granicy z Ghana. Trwało to z 40 minut. Byliśmy jedynymi białymi ludźmi a do tego strażnicy zrobili nam na złość i przepuszczali wszystkich a nas przetrzymali jeszcze z 30 min. Domyślałam się, że to pewnie była kara za kolor skóry. Byliśmy przekonani o tym, że już więcej bagaży nie zobaczymy. Na szczęście wszystkie najważniejsze rzeczy mieliśmy przy sobie, ale mimo wszystko byłaby to ogromna strata, na szczęście nic nie zginęło. Dojeżdżając do Północnej części Ghany, postanowiliśmy zmienić źródło komunikacji, ponieważ jeżdżąc autobusami za wiele byśmy nie zobaczyli. Najlepszą formą transportu jest jednak samochód osobowy, jednakże w Afryce Zachodniej ACTIVmag/ 47


48 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 49


wypożyczenie samochodu to olbrzymi problem, nie mówiąc już o przekroczeniu granicy. Jedyna bezpieczna opcja to wypożyczenie samochodu wraz z kierowcą, a ceny za tę usługę są bardzo wysokie. Postanowiliśmy poszukać kogoś prywatnego na własną rękę. Znaleźliśmy kierowcę na cały tydzień ustalając z nim odpowiednią na początku cenę, a w takich krajach jest to bardzo ważne. Nie był to niski koszt, jednak dzięki temu zobaczyliśmy praktycznie wszystko w Ghanie. Porównując cenę do jakości to był to odpowiedni koszt. Chcieliśmy, aby pojechał z nami dalej do Togo i Beninu, gdyż bardzo nam się spodobała taka forma transportu. Mieliśmy naprawdę bardzo fajnego kierowcę - nazywał się Kwaku i nie było z nim żadnych problemów. Pierwsze największe problemy napotkaliśmy przekraczając granice z Togo. Niestety Togijczycy nie lubią Ghany, gdyż jest ona najbogatsza w tym rejonie i nie jest w Unii Walutowej. Do tego Ghana ma swoje pieniądze Cedi, a Burkina Faso, Togo, Benin, czy Wybrzeże Kości Słoniowej mają wspólną Unię Walutowa - Frank CFA. Tak więc, po godzinie 21:00, kiedy się już ściemniło zostaliśmy sami i do tego bez samochodu, autobusu, z bagażami na granicy. Dookoła nas zebrali się Togijczycy i chcieli od nas wyciągnąć pieniądze. Doskonale zdawali sobie sprawę, że jest już ciemno i nie ma żadnych białych ludzi w kraju gdzie pracują cały miesiąc za dolara. Byliśmy dla nich po prostu świeżym łupem - łupem idealnym. Tym sposobem złamaliśmy wszelkie podstawowe zasady bezpieczeństwa - wszędzie jest napisane, że najbardziej niebezpiecznie jest na granicach i przestrzegają przed tym, aby ich nie przekraczać, w szczególności wieczorem, a my do tego zostaliśmy tam jeszcze bez środka komunikacji. Ogólnie podróżowanie nocą jest niebezpieczne w tej części świata. Jadąc tamtejszymi drogami, co kilkanaście metrów są beczki na drogach, czy bramy. Są one celowo ustawiane na patrole policji. Bywa też tak, że w nocy zamykają drogę i napadają na ludzi. Słyszeliśmy trochę takich opowieści, ale na szczęście nic nam się nie stało. Czy posiadasz swoje ulubione zdjęcie z tej wyprawy? Oczywiście! Moje ulubione zdjęcie przedstawia 85-letniego staruszka, który był wodzem wioski i zamieszkiwał Demokratyczną Republikę Togo. Staruszek nie rozstawał się ze swoją fajką i laską - bardzo charakterystyczna postać. Czy udało się Tobie dotrzeć do miejsca, w którym lokalni ludzie nie mają praktycznie żadnego kontaktu z białymi ludźmi? Jeżeli tak, to czy 50 /ACTIVmag

widok białego człowieka jest dla nich zaskoczeniem? Przy obecnej globalizacji świata i wszechobecnych połączeniach lotniczych, bardzo trudno jest o takie miejsca. W Afryce Zachodniej jest bardzo mało białych turystów i biały człowiek stanowi nie lada atrakcje dla tubylców, jednakże wszędzie zdarzają się biali ludzie. Raz w życiu zdarzyło mi się takie miejsce, ale to było w Gwatemalli. Tubylcy myśleli, że jesteśmy kosmitami. Cała wioska przybiegła, żeby nas zobaczyć. Obecnie, jeżeli ktoś szuka takich miejsc to polecam Amazonie. Jest tam sporo nieprzetartych szlaków, a nawet są tam plemiona, których obecna cywilizacja jeszcze nie odkryła. Afrykańczycy znają białych ludzi. Ten rejon świata słynie z handlu niewolnikami, a najwięcej wywieźli ich z Beniunu rejonu Ouidah, który słynie też z Voodoo. Niestety, niewolnictwo i handel niewolnikami nadal kwitnie, np. można kupić dziecko za kilkanaście dolarów i to nie są żarty. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dzieci sprzedają właśnie rodzice, oszukując się i mówiąc, że może trafią do lepszego świata. Podsumowując swoją wypowiedź, widok białego człowieka wzbudza wielkie zainteresowanie w Afryce i niestety oznacza to że przyjechała kolejna skarbonka do Afryki. Im bardziej blady koloryt skóry, oznacza to, że osoba ma więcej pieniędzy, gdyż przyjechała na krótko. Afrykańczycy nie rozumieją, że biały człowiek może nie mieć pieniędzy. Naprawdę jesteśmy dla nich żywą, chodząca skarbonką. Jeżeli zdecydowałabym się na podróż do Afryki, jakich złotych rad byś mi udzielił? Przede wszystkim jadąc do Afryki Zachodniej musimy być przygotowani na wszystko, gdyż jest to bardzo nieobliczalny kontynent i nigdy nie wiadomo co tubylcom przyjdzie do głowy. Pierwsza złota rada - zakup euro, ponieważ możemy napotkać wielką trudność podczas wymiany dolarów. Pieniądze i karty kredytowe najlepiej ukryć - ja do tego celu mam taką ukrytą kieszeń, którą się przyczepia do paska a kieszeń chowa się za spodnie. Jeżeli chciałabyś podróżować po kilku krajach, pamiętaj aby mieć ze sobą fotografie do wiz, nie jest tam wcale prosto zrobić sobie zdjęcie. Zrób skany wszystkich dokumentów a przede wszystkim paszportu i wyślij na własny adres e-mail. Bez malaronu (na malarię) nigdzie się nie ruszaj. W tej części świata najbardziej szaleje malaria. Statystycznie 1 osoba na 10 bez malaronu zachoruje. Unikaj wody kranowej i słodkiej wody do kąpieli. Staraj się nie jeść potraw mięsnych. Zabierz cały ekwipunek fotograficzny,


na miejscu praktycznie nic nie kupisz. Zabierz ze sobą sandały, najlepiej dwie pary, lekkie ubranie, jeden sweter. Mugga z DEET na komary i swoją rozkładaną moskitierę, gdyż nie w każdym hotelu mają moskitiery. Byłeś naprawdę w wielu niezwykłych miejscach, z których przywozisz ze sobą przepiękne fotografie. Nie sądzisz, że są one bardzo dobrą podstawą do napisania książki? Brałeś kiedyś to pod uwagę? Myślałem już nad tym, aby napisać książkę w formie foto albumu. Wymień pięć powodów dla których warto odwiedzić Afrykę Zachodnią. Po pierwsze: piękna przyroda. Po drugie: piękni ludzie, a przede wszystkim raj dla wszystkich fotografów, którzy lubują się w fotografii ludzi. Po trzecie: bardzo mało ludzi wybiera się do Afryki Zachodniej a więc nie jest to komercyjny kierunek. Po czwarte: ciekawa kultura, no i po piąte -Safari! Jeżeli chodzi o kuchnię, jakich rarytasów miałeś okazję skosztować? Niestety, ale Afryka Zachodnia nie słynie z dobrej kuchni. Jest to duży minus tej części świata. Poza tym, nie chciałem eksperymentować. Potrawy składają się głównie z warzyw i ziemniaków a więc są to przeróżne mieszanki warzywne. Jak przebiegała Twoja podróż? Miałeś wyrysowany swój indywidualny plan podróży? Do jakich miejsc dotarłeś? Podróż planowałem przez około 8 miesięcy a i tak wszystkiego nie udało mi się zaplanować. Wiedziałem jakie kraje chciałbym odwiedzić i jakie miejsca w tych krajach zobaczyć. Plan zrealizowałem prawie w 100%. Podroż rozpoczęła się w Burkina Faso, przez Ghane, Togo i Benin. Po wylądowaniu w Ouagadougou (Wagadugu ) stolicy Burkiny Faso, spędziłem tam 3 dni. Po tych 3 dniach zaczęła się własna podroż na wchód kraju do miasteczka Bobo Dioulasso niedaleko Mali i Wybrzeża Kości Słoniowej. Kolejnym etapem była podróż wynajętym samochodem do Ghany, Togo i Beninu. Nie będę szczegółowo opisywał miejsc, które widziałem, ponieważ można by zrobić z tego osobny artykuł. W szczególności spodobała mi się Ghana Południowa - piękne plaże nad Zatoką Gwinejską otoczone palmami kokosowymi i czystym piaskiem. Północna część Ghany ma inny klimat, tzw. Sahel czyli lekko pustynny. Oczywiście jest wiele pięknych miejsc w tych krajach i każdy kraj ma takie miejsca do zobaczenia. Jakie jest Twoje największe marzenie związane

z podróżowaniem? Odpowiadam bez zastanowienia - Polinezja Francuzka! Serdecznie dziękuję Tobie za poświęcony czas. Chciałbyś kogoś pozdrowić? Pozdrawiam wszystkich czytających ten wywiad.

ACTIVmag/ 51


52 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 53


54 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 55


„Taniec jest najwznioślejszą, najbardziej wzruszającą, najpiękniejszą ze wszystkich sztuk, bo nie jest tylko prostą interpretacją czy wyobrażeniem życia - jest samym życiem” HAVELOCK ELLIS

Photos by Izabela Adamska

56 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 57


P

ewnego razu natknęłam się na pewien cytat, który idealnie pasuje do naszej dzisiejszej rozmowy i chciałabym właśnie w tym momencie go przytoczyć - „Taniec jest najwznioślejszą, najbardziej wzruszającą, najpiękniejszą ze wszystkich sztuk, bo nie jest tylko prostą interpretacją czy wyobrażeniem życia - jest samym życiem”, czy zgadzacie się z tym stwierdzeniem? NATALIA SIERHEJ: Zgadzam się z tym stwierdzeniem, jednakże dla wielu osób taniec może być odskocznią, formą aktywności, czy sposobem wyrażenia siebie. W moim przypadku taniec jest kumulacją wszystkiego. Jest dla mnie całym życiem. MIKOŁAJ BARTA: Jak najbardziej się z tym zgadzam. Zgadzam się też z tym co powiedziała Natalka, że jest dla niektórych osób odskocznią, formą aktywności, sposobem wyrażenia siebie. Dodatkowo dla mnie jest to ratunek w krytycznych sytuacjach. W momencie, gdy dzieje się coś niedobrego, przepuśćmy, że są to jakieś problemy, to pierwsze co robię - idę się wytańczyć. Uwierzcie mi – pomaga! Taniec dla mnie jest całym życiem, a przede wszystkim to mój sposób na życie. Miałam okazję zobaczyć Wasze umiejętności, które bez wątpienia są imponujące i z pewnością wiążą się z ciężką, jak i wieloletnią pracą. Wszystkiego nauczyliście się sami, czy pobieraliście lekcje tańca? NATALIA: W dużej mierze jestem samoukiem, natomiast brałam także wiele lekcji tańca. Talent jest połową sukcesu, liczy się również warsztat i ciężka praca. MIKOŁAJ: Moje pierwsze kroki taneczne stawiałem na parkiecie u Adriana „Lipskee” Lipińskiego. Brałem udział również w wielu różnych warsztatach u wielu instruktorów, jednakże najbardziej wpłynął na moją drogę taneczną Lipskee. Jak to przywykł mawiać „ĆWICZYĆ, ĆWICZYĆ, ĆWICZYĆ”! Jak moglibyście określić swój styl? NATALIA: Staram się mieszać style. Najbliższy jest mi Jackson style, łączący w sobie wiele technik, które wzbogacone są autorskimi krokami Króla Popu. MIKOŁAJ: Głównie tańczę Popping, jednakże uczyłem się jeszcze takich stylów jak Hip-Hop, House, Locking, a nawet warsztatowo Jazz. Często wykorzystuję w swoich setach elementy house, hip-hopu, rzadziej locka. Ponadto wiele osób mówiło, że patrząc na mnie widzą Lipskee’go, ponieważ przejąłem po nim styl. Dużo czasu zajęło mi wyrobienie własnego feelingu i stylu poruszania się. Opowiedzcie o swoich początkach z tańcem. Jak właściwie rozpoczęła się Wasza przygoda? 58 /ACTIVmag

NATALIA: Moja przygoda rozpoczęła się, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Brat puszczał mi teledyski Michaela. Zakochałam się od pierwszych dźwięków. Zaczęłam go naśladować. Taniec dawał mi wiele radości. Wiedziałam, że to coś, na czym chcę się skupić w życiu. MIKOŁAJ: Od dziecka fascynowałem się tańcem, jednak nigdy nie miałem na tyle odwagi, aby powiedzieć o tym mamie, tacie, komukolwiek. Podrygiwałem sobie do teledysków, piosenek puszczanych z kaset, czy płyt. Stwierdziłem po pewnym czasie, że koniec tego dobrego i chciałem zacząć uczyć się tańczyć. Na pierwszy „odstrzał” poszedł towarzyski... podobał mi się poprzez interakcję i zgranie się dwóch osób, jednak czułem, że to nie dla mnie. Moja mama bardzo mnie wspierała i pomagała mi znaleźć odpowiednią szkołę taneczną. W końcu udało się wyszukać taką, w której znalazłem magiczny styl, który nazywa się Popping. Dlaczego zdecydowaliście się wspierać swoją osobą scenę taneczną? NATALIA: To wyszło spontanicznie. Od zawsze lubiłam być w centrum uwagi, imponować innym, tym co robię. Scena nie jest dla mnie niczym stresującym. Czuję się na niej pewnie. MIKOŁAJ: Nigdy o tym nie myślałem. Zawsze chciałem występować w bitwach tanecznych w tzw. „battelkach”. Do samych występów zostałem „wypchnięty” przez znajomych z dawnych lat i tak się to wszystko rozpoczęło. Dostałem bakcyla na tym punkcie. Czuję się pewnie na „deskach” oraz zdaję sobie sprawę z tego, że rozpowszechniam tym kulturę Hip-Hop, na czym mi zależy najbardziej. Jakie są Wasze zainteresowania oprócz tańca? NATALIA: Muzyka, sport, filmy, podróże i Michael oczywiście! MIKOŁAJ: Pierwsza czwórka się powtórzy... Muzyka, sport (unihoc, koszykówka), filmy, podróże, ale dochodzi do tego jeszcze animacja komputerowa, moviemaking, elementy grafiki oraz ostatnio programowanie, tak do kompletu. Myśleliście kiedyś o tym, czym byście się zajmowali, gdybyście nigdy nie poszli w kierunku tańca? NATALIA: Na pewno zajęłabym się sportem. MIKOŁAJ: Ja za to pewnie siedziałbym przed komputerem i tworzył filmy/filmiki. Kto miał największy wpływ na to kim jesteście? NATALIA: Największy wpływ na moja osobę miał oczywiście Michael Jackson, ale także grupa SMU, z którą współpracowałam przez parę lat.


Dużą inspiracją była dla mnie właścicielka studia, która bardzo mnie motywowała do dalszych działań. MIKOŁAJ: Największy wpływ miała oczywiście moja mama, to Ona zaprowadziła mnie na zajęcia taneczne. Drugą osobą jest Lipskee, który inspirował mnie i motywował do osiągania coraz to większego progressu. Dużą inspiracją był dla mnie również znajomy o pseudonimie „Gruby”, który chodził ze mną na zajęcia. Każdy jego ruch sprawiał, że chciałem coraz więcej i więcej. Dzięki niemu wdrążałem się w poszczególne tajniki Poppingu. Czy macie ulubionego tancerza, a może choreografa, który jest Waszym idolem? NATALIA: MJ jest na samej górze listy moich idoli. Inspiruję się także wieloma tancerzami... również z Polski. MIKOŁAJ: Nie posiadam jednego, lecz kilku wybranych, tj.: Mr.Wiggles, Max Greenteck, Poppin John oraz PacMan, z Polski zaś: Pitzo, Bienio, Temps no i oczywiście Lipskee! Braliście udział w programie „Mam Talent”. Powiedzcie, dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w tym programie?

NATALIA: Poszliśmy do programu przede wszystkim, aby dobrze się bawić, przeżyć fajną przygodę i przy okazji trochę się wypromować. MIKOŁAJ: Fun Fun Fun! Co nie Natalka?! Czy udział w programie w jakiś sposób pomógł Wam w karierze tanecznej, a może traktujecie to bardziej jako zajęcie hobbistyczne? NATALIA: Na pewno ,,Mam Talent” uchylił nam drzwi do dalszej kariery. Taniec jest naszym hobby, ale także i pracą. Pracą, której troszkę przybyło po udziale w programie. Poświęciliście tańcu większą część swojego życia, gdy patrzycie w przyszłość dalej widzicie siebie w tym środowisku? NATALIA: Jak najbardziej! MIKOŁAJ: Raczej nie inaczej : ).

ACTIVmag/ 59


60 /ACTIVmag


Jaki rodzaj muzyki Was inspiruje? NATALIA: Każdy. MIKOŁAJ: Tak na prawdę to każdy styl, jeżeli wpadnie w ucho i poczuję, że mogę do tego zatańczyć, to nie ma znaczenia, czy jest to Rap, Rock, Dubstep, Deep House czy Klasyczny. Dotarliśmy do końca naszej rozmowy. Chcielibyście kogoś pozdrowić albo podzielić się refleksją z naszymi czytelnikami? NATALIA: Pozdrawiam rodzinę, przyjaciół i wszystkich czytelników magazynu AVmag! Refleksja na koniec? Nie ważne, co robicie - jeśli daje Wam to radość - nie przestawajcie! MIKOŁAJ: Ja również rodzinkę, przyjaciół, czytelników AVmag. Ja mogę podzielić się taką złotą myślą, abyście postawili sobie cel, wierzcie, że dacie radę, walczcie z przeciwnościami losu, a uda się wam na pewno. Dajcie sobie kredyt zaufania, bo wiara czyni cuda. Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę powodzenia! MIKOŁAJ: Dzięki wielkie! Rozmawiała EWELINA BRACA

ACTIVmag/ 61


62 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 63


64 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 65


„Wymyślanie postaci rodem z filmów, czy baśni pozwala mi stworzyć alternatywę dla rzeczywistości, w której od zawsze nie czułam się najlepiej”. Wywiad z Agnieszką Osipa

K

iedy po raz pierwszy zobaczyłam Twoje kostiumy/ projekty od razu przed oczami ukazały mi się okładki najbardziej prestiżowych magazynów mody. Myślę, że nie jedna modelka chciałaby wziąć udział w sesji, na której miałaby możliwość odziania się w Twoje nadzwyczajne kostiumy. Moda nie jest jedyną dziedziną, w której Twoje kostiumy znalazłyby swoje zastosowanie, gdyż spełniłby idealnie swoją rolę na scenie teatralnej, jak i filmowej. Skąd czerpiesz inspirację? Na początku bardzo dziękuję za miłe słowa. Scena muzyczna i filmowa to jak najbardziej mój cel. Już kilkakrotnie udało mi się uczestniczyć kostiumowo w kręceniu klipów, więc powoli spełniam swoje małe marzenia. Co do inspiracji, największą rolę odgrywa słowiański folklor, czy to pod postacią muzyki, teatru czy filmów. Bardzo dużą rolę odgrywa też moja sympatia do zbroi, dlatego po połączeniu tego w projektach wychodzą ‚folkowe zbroje’. Co Ciebie skłoniło do tego, aby zostać kostiumologiem? Wymyślanie postaci rodem z filmów, czy baśni pozwala mi stworzyć alternatywę dla rzeczywistości, w której od zawsze nie czułam się najlepiej. Jak mogłabyś opisać swój styl? To coś na zasadzie łączenia skrajności. Ciekawi mnie zestawienie ze sobą form czy stylistyk, które na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Można to zaobserwować między innymi w sukniach, które szyję z ciężkiej skóry i wyszywam perełkami lub kostiumy budową przypominające zbroje a do tego

66 /ACTIVmag

ręcznie wyszywane w folkowe wzory. Jak długo trwa proces powstawania jednego kostiumu? Wszystko zależy od złożoności konkretnego projektu, ale zazwyczaj nie przekracza 2 tygodni. Czy masz swój ulubiony projekt? Jeszcze nie, ale mam nadzieję kiedyś mieć. ;) Jakie jest Twoje największe marzenie związane z projektowaniem? W sumie mam wiele marzeń i oczekiwań związanych z projektowaniem a największe... Chyba możliwość robienia tego jak długo się da i z podobną satysfakcją jak obecnie. Wydawać by się mogło, że profesję kostiumografa można przyrównać do profesji projektanta mody? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Szczerze powiem, że wszelkie definicje i specjalistyczne określenia nigdy nie były moją mocną stroną. Kostiumograf jest dla mnie bardziej artystyczną i pozbawioną ram formą wyrazu, dlatego osobiście bardziej czuję się kostiumografem niż projektantem mody. Kierujesz się jakimiś złotymi zasadami podczas projektowania strojów? Nie, dlatego, że nie potrafię trzymać się zasad, reguł, nie robię szkiców. Chyba związane jest to z tym, że szyjąc kostium ewoluuje cały czas i szkice nie mają w tym momencie sensu. Czasem łapię jakiś pomysł i graficznie zaznaczam go na kartce, ale to tyle odnośnie robienia projektów.


costume Agnieszka Osipa foto Marcin Nagraba modelka Klementyna/D’VISION

ACTIVmag/ 67


costume Agnieszka Osipa foto Ekaterina Belinskaya modelka Anastasya Goryunova 68 /ACTIVmag


costume Agnieszka Osipa foto slevinaaron modelka Henryka Daczkowska ACTIVmag/ 69


Przeglądając Twoje portfolio, widać że modelki idealnie odnajdują się w Twoich kostiumach. Jak podchodzisz do fotografii, które prezentują Twoją twórczość? Efekt końcowy jest dla Ciebie zaskoczeniem? Zawsze staram się dobierać pasujące urodą modelki jeśli mam na to wpływ. Zaskoczenie zwykle występuje przy nowych fotografach, z którymi współpracuję. Mam jednak kilku sprawdzonych, gdzie wiem jakich efektów się spodziewać. Jakie są Twoje zainteresowania oprócz projektowania? Malarstwo i muzyka, gdy mam na nie czas. Myślałaś kiedyś o tym, czym byś się zajmowała, gdybyś nie poszła w kierunku projektowania? Najprawdopodobniej zajęłabym się malarstwem.

Kto miał największy wpływ na to kim jesteś? Skutecznie przez całe swoje życie starałam się nie ulegać wpływom. Czy masz swojego ulubionego kostiumologa/ projektanta, który Ciebie inspiruje? Odnajduję inspirację w muzyce i filmie, więc mogłabym odpowiedzieć, że istnieje taki zespół, który inspiruje mnie najbardziej a mianowicie Dakha Brakha, z myślą o którym wykonałam swoją kolekcję dyplomową. Serdecznie dziękuję Tobie za poświęcony czas. Chciałabyś kogoś pozdrowić albo podzielić się refleksją z naszymi czytelnikami? Również dziękuję! Pozdrawiam wszystkich, którzy chcą być pozdrowieni! Rozmawiała EWELINA BRACA

costume Agnieszka Osipa foto Marcin Nagraba modelka Natalia/ IVORY MODELS

70 /ACTIVmag


costume Agnieszka Osipa foto slevinaaron modelka Henryka Daczkowska

ACTIVmag/ 71


Podróż związana z poszukiwaniem idealnego zawodu może rozpocząć się nawet w bardzo młodym wieku. Najpierw traktujemy to jako nasze hobby, które później rozwijamy studiami, warsztatami oraz kursami. Rozwój naszych zainteresowań zaczyna przekształcać się w coś znacznie większego niż czysta, dziecięca ciekawość. Staje się to przede wszystkim naszą pasją, pracą oraz przyszłością. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Dorotą Frydecką. Rozmawiała EWELINA BRACA Opowiedz o swojej karierze, jaką ścieżkę musiałaś obrać, aby zostać stylistką modową? Nie rozpatruję jeszcze swojej modowej ścieżki jako „kariery”. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Oczywiście ukończyłam wiele kursów i warsztatów oraz studium związane ze stylizacją, ale traktowałam to zawsze jako weekendowe hobby. Co sprawiło, że zdecydowałaś o tym, aby zostać stylistką? Od najmłodszych lat organizowałam mini pokazy mody, podczas których przebierałam się i prezentowałam rodzinie. Szybko też okazało się, że jestem uzdolniona artystycznie. Czy w jakiś szczególny sposób przygotowujesz się do sesji? Nie wiem, czy mój sposób jest szczególny. Poza tym nie mam go jednego (śmiech). To zależy od wizji fotografa i naszego zrozumienia. Czasami mam wolną rękę i po prostu spełniam swoje pomysły sprzed lat szukając pod nie elementy składowe. Innym razem jest to kwestia przypadku - zauważę ciekawy obraz, witrynę sklepową, teledysk czy film i myślę, że to jest fajna inspiracja do sesji. Są również takie sesje, gdzie z góry mam zadany temat lub padają słowa „chcę, aby modelka wyglądała jak tu i tu”. Takie zlecenia oczywiście też wykonuję, ale zawsze staram się przemycić coś swojego. Czy posiadasz jakieś specjalne sztuczki, któ72 /ACTIVmag

re nabyłaś podczas swojej pracy jako stylista? Oczywiście ale nie mogę ich zdradzić - najpiękniejsze jest to co widać, reszta zostaje tajemnicą. Co Ciebie inspiruje? Przede wszystkim inspirują mnie same tkaniny. Kolory, nadruki i rodzaj kroju. Lubię zaglądać też do książek o historii mody i stroju. Oczywiście codziennie buszuję w internecie, przeglądam setki zdjęć, obrazów i filmów, które nierzadko rozwijają moją plastyczną wyobraźnię. Masz swoje ulubione blogi? Kiedyś byłam fanką konkretnych blogów. W tej chwili w dobie pinspire i instagramu nie mogę powiedzieć, że mam ulubione blogi. Cały czas szukam nowych rozwiązań. Wiele młodych dziewczyn marzy o byciu stylistką, jeżeli nie posiadałabyś żadnych kontaktów ułatwiających Tobie wybicie się, a chciałabyś rozpocząć pracę jako stylistka mody, jakie kroki byś powzięła? Przede wszystkim trzeba to kochać. Chociaż moje początki były kwestią przypadku. Kiedy zaczynałam też nie miałam żadnych kontaktów a na pierwszą sesję i pomoc w ubraniu modelki poprosiła mnie moja koleżanka, wtedy początkująca fotografka. Na pewno poszerzyły moje horyzonty różnego rodzaju warsztaty i otwarte spotkania z ludźmi z branży. Nie jest to tania przyjemność i zbierałam przez kilka


foto Martyna Gumuła Rebellius Team stylizacja Dorota Frydecka / Style Monster make up Emilia Staciwa & Margo Małgorzata Seferyńska hair Anna Nerko modelki Dominika/D’Vision & Paulina/Rebel Models asystenci fotografa Monika Stegienko & Adam Sobolewski asystentka stylistki Róża Stawierej ACTIVmag/ 73


miesięcy kieszonkowe oraz moje pierwsze zarobione pieniądze na dokształcanie się w tym kierunku. Jest wiele portali, gdzie można się ogłosić jako „początkująca stylistka” i razem z innymi kreatywnymi osobami zacząć budować swoje portfolio. Tak też było w moim przypadku. Jakie trendy dostrzegasz aktualnie w stylizacji? Trendów jest bardzo wiele. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę trendy wiosna-lato 2014 i wyskoczą długie listy z podpunktami i przykładami. Ja staram się iść swoją drogą, mieszać trendy i łączyć rzeczy, które pozornie nie pasują do siebie. Czy byłaś kiedykolwiek zainspirowana Twoimi stylizacjami do sesji modowych, w takim stopniu, że byłaś gotowa wdrożyć je w swój codzienny ubiór? Na pewno tak. Zaczęłam nosić niemalże odblaskowe zielone spodnie i kontrastującą do nich kobaltową bluzkę, gdy w Polsce jeszcze nie było trendu color-blockingu. Jakie cele i wyzwania wyznaczyłaś sobie jako stylista, co chciałabyś osiągnąć w tym zawodzie? Chciałabym przede wszystkim pracować jako stylista dla największych tytułów modowych w Polsce. Następnie moim marzeniem jest po prostu godne życie i możliwość utrzymania się z mojej pasji. Chciałabym też osobiście poznać GOKa, uwielbiam go i jego programy. Potrafi stworzyć coś z niczego i również dzięki niemu cały czas uczę się nowych trików. Gdybyś dostała propozycję, aby ubrać wybraną osobę na świecie, kogo byś wybrała i dlaczego? Jest to trudny wybór ponieważ serce mi podpowiada Beyonce a rozum Rihannę. Rihanna bardziej eksperymentuje z modą chociaż kocham Beyonce - byłam na jej koncertach i podziwiam zarówno jej kostiumy sceniczne jak i prywatne stylizacje. Jaki był najbardziej pamiętny moment dla Ciebie jako stylistki? Wspaniałych momentów jest bardzo wiele... chociaż cały czas wspominam nagrania do programu „Trinny i Susannah ubierają Polskę”. Miałam przyjemność asystować T&S podczas metamorfoz w Łodzi. To świetne babeczki, które dają niezwykłą siłę zakompleksionym i zaniedbanym kobietom. Sama chciałabym mieć tak wielce pozytywną energię i porywać tłumy. Jeśli mogłabyś się obudzić się w dowolnym miejscu na świecie, gdzie by to było? Jeśli chodzi o modowe przeżycie.. to w apartamencie Karla Lagerfelda. Przegadałabym z nim długie godziny (śmiech). Wiele młodych osób marzy o karierze stylisty, jakich rad mogłabyś udzielić osobom począt74 /ACTIVmag

kującym a także tym osobom, które rozpatrują pójście właśnie w tym kierunku? Jakie są pozytywne i negatywne aspekty tej profesji? Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z pracy stylisty, że to nie tylko przebieranie modelek i oglądanie zdjęć ale ciężka fizyczna praca i nerwy. Noszenie ciężkich toreb, użeranie się z niesłownymi osobami oraz ciągła obawa podczas sesji o ubrania. To stylista jest za nie odpowiedzialny i to on musi potem płacić astronomiczne kwoty za uszkodzenie kreacji od projektanta. Nie mówiąc o godzinach, dniach i tygodniach czasu jaki się poświęca na znalezienie odpowiednich ubrań, pertraktacje z projektantami/firmami odzieżowymi a na koniec zwrot ubrań w stanie idealnym. Jednak to wszystko się opłaca, gdy widzisz swoje prace w publikacjach zarówno polskich jak i zagranicznych. Przede wszystkim trzeba kochać to co się robi i nie zważać na krytykę innych osób. Oczywiście trzeba słuchać szczególnie na początku i wypracować z daną ekipą zdjęciową sposób pracy, ale nie można pozwolić wejść sobie na głowę. Wtedy człowiek nie jest zadowolony ani ze swojej pracy ani ze swojej postawy. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek oddać uszkodzone ubranie po zakończonej sesji? Tak, raz mi się zdarzyło podczas sesji z kotem. Od razu miałam złe przeczucie. Ubrałam modelkę w bardzo drogą jedwabną suknię i nie miałam pojęcia, że akurat do tego ujęcia będzie potrzebny kot. Niestety kilka minut później projekt był dość mocno uszkodzony przez pazury niesfornego zwierzaka. Na szczęście udało mi się ugodowo załatwić ten problem. Ostatnio usłyszałam, że moda w Polsce nie jest traktowana poważanie. Jak mogłabyś się odnieść do tych słów? Myślę, że polski rynek mody coraz bardziej się rozwija. Jest coraz więcej organizowanych dni mody oraz targów z rzeczami od polskich projektantów. Polscy projektanci są też coraz bardziej zauważani na arenie międzynarodowej, przykładowo Gosia Baczyńska miała swój pokaz na Paris Fashion Week. Niestety co również zauważyłam, to jeszcze „kulejące” wynagrodzenie, nieadekwatne do wykonanej pracy czy to stylisty czy scenografa. W tej chwili każdy może nazwać się „stylistą” i robić wiele rzeczy za darmo a firmy odzieżowe i centra handlowe chętnie przystaną na takie warunki. Co Ci się podoba najbardziej w Twojej pracy? Dzięki stylizacjom mogę się spełniać. Kiedy nie robię przynajmniej jednej sesji w miesiącu, czuję, że coś we mnie


foto Martyna Gumuła Rebellius Team stylizacja Dorota Frydecka / Style Monster make up Emilia Staciwa & Margo Małgorzata Seferyńska hair Anna Nerko modelki Dominika/D’Vision & Paulina/Rebel Models asystenci fotografa Monika Stegienko & Adam Sobolewski asystentka stylistki Róża Stawierej ACTIVmag/ 75


model Alexandra / Magteam Models mua Margo Gosia Seferyńska stylist Dorota Frydecka / Style Monster foto Ewa Sawicka Ewalds / Ewalds&Sawicki

76 /ACTIVmag


obumiera. Niezwykłe jest to, że każde zdjęcia przynoszą nowe rozwiązania i nie tylko rozbudowują moje portfolio, ale także kreatywność. Jak uważasz, jakie cechy i umiejętności potrzebne są do osiągnięcia sukcesu w tej branży? Przede wszystkim kreatywność ale też pokora, hart ducha, wytrwałość, wysoko rozwinięta dyplomacja i odporność na stres. Zbliżamy się do końca naszej rozmowy.

Chciałabyś kogoś pozdrowić albo podzielić się refleksją z naszymi czytelnikami? Chciałabym pozdrowić moich najbliższych, dzięki którym to co robię ma sens. Szczególnie dziękuję mojemu mężowi za wsparcie i niejednokrotną fizyczną pomoc przy sesjach. Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę wielu sukcesów zawodowych! Również dziękuję!

foto Martyna Gumuła Rebellius Team stylizacja Dorota Frydecka / Style Monster & Aleksandra Urbanowska make up & hair Michał Sadowski ACTIVmag/ 77


KULTURA

Miłe złego początki, czyli historia The Libertines Katarzyna Sudoł

T

he Libertines- zespół z długą, burzliwą historią. Domniemam, że każdy z nas słyszał nie raz, nie dwa smutne doniesienia z brytyjskich klubów i piwnic, mówiące o kolejnych wybrykach założycieli- Carl Barat i Pete Doherty, bardzo angielscy, dekadenccy, nihilistyczni. Bardzo zdolni. Teraz wiemy jednak, że to nie wystarczyło. Bo brytyjska scena muzyczna łaskawa nie jest. Dali nam dwa krążki- świetne, doceniane przez krytyków, ubóstwiane przez wielbicieli i rozwrzeszczane fanki. A potem zniknęli. Wiele było domysłów, plotek. Poszła fama o narkotycznych odlotach Pete’a, wiarygodna bo to już nie pierwszy raz kiedy muzyk zatracił się w swoim nałogu. W środowisku fanów nastała żałoba, a w uszach dudniło to samo smutne pytanie: dlaczego? Dlaczego kolejny wielki talent ma zmarnieć w jednej ze spelun? Czy naprawdę nie ma wyjścia z tej patowej sytuacji, a obdarzeni wielkimi zdolnościami artyści muszą zatracać się w swoich zgubnych nałogach? Ale oficjalne wytłumaczenie było inne: napięty stosunki pomiędzy Baratem i Dohertym. Nie da się złożyć rzetelnej historii zespołu, jeśli do dyspozycji mamy tylko dzban domysłów, które nasfanów doprowadzają do białej gorączki. Narkotyki, imprezy, romanse, kłótnie, konflikty. Prawdziwy rock and roll. Zaczynali od akustycznych występów w londyńskich pubach, gdzie powoli, mozolnie zdobywali pierwszych fanów i oswajali krytyczną scenę brytyjskiej muzyki gitarowej. Zawsze we dwóchprzyjaciele i wspólnicy, walczący z zimną krwią o wybicie się, o chwałę, sławę i w końcu o muzykę. Przez dwuosobowy skład The Libertines przewinęło się multum basistów, dziesiątki perkusistów- żaden nie został na dłużej. Niezaakceptowani przez frontmanów, zmęczeni stylistyką zespołu, niedopasowani, nie tacy, źli, nieodpowiedni. Trzeba było czterech lat poszukiwań żeby znaleźć kogoś, kto będzie współgrał ze składem. Wreszcie są- Gary Powell i John Hassall. Pojawił się też menadżer, a będąc dokładnymi, kobieta- Bunny. Mamy więc przed ocza78 /ACTIVmag

mi pełen skład, czterech utalentowanych muzyków i specjalista od spraw marketingowych. Naszym bohaterom pozostało więc tylko tworzyć. Niewiele czasu zajęło „króliczej damie” wywalczenie kontraktu, bo jeszcze tego samego roku muzycy złożyli podpis na umowie pomiędzy zespołem a wytwórnią Rough Trade. Parafrazując Pete’a był to zarazem najlepszy i najgorszy dzień ich życia. W brytyjskim radiu zaczęły hulać takie przeboje jak What A Waster czy Up The Bracket. Chłopcy nie posiadali się z radości. „Usłyszałem „I Get Along” w radiu, z pół minuty zajęło mi wykombinowanie, co to za zespół. To było jak kop prosto w twarz. Poczułem się szczęśliwy jak papuga”- mówił później Pete. O jakąkolwiek papugę chodzi, muzyk poczuł się Panem Świata. Teraz mogli wszystko- młodzi, zdolni, pełni energii i nowych pomysłów. Po kilku singlach nadszedł czas na stworzenie albumu. I znowu sukces, bo z pomocą legendarnego Mick’a Jones’a (muzyk zespołu The Clash) byli na niego skazani. Byli prawdziwi, wierzyli w swoją muzykę. Wierzono również w nich, krytycy byli zachwyceni, fani jeszcze bardziej. I tu chwała się kończy. Bo resztę tej historii już znamy. Afery narkotykowe z udziałem Pete’a nie pomagały w rozwoju kariery. Za włamanie do mieszkania Carla skazano go na sześć miesięcy więzienia, potem karę skrócono do dwóch. Kochający przyjaciel i tolerancyjny współpracownik wybaczył jednak niesfornemu Panu D. i zajął się pisaniem kolejnych kompozycji. Zespół znów był w komplecie, ale problemy się nie skończyły, bo nasz bohater długo bez heroiny nie wytrzymał. Ciężko dzielić czas pomiędzy dwie miłości, szczególnie wtedy, kiedy każda z nich wymaga maksimum zaangażowania. Szczęśliwie zespołowi udało się nagrać drugą płytę. Po miesiącach walki (przegranej) z nałogiem Pete’a, The Libertines prezentują świeży krążek. Znowu pomagał Jones, znowu płyta pełna energii, zaangażowania, prawdy. I nadziei. Że tym razem się uda, że miłość do muzyki wygra z miłością do heroiny, że jedno uzależnienie przezwycięży drugie.


I przezwyciężyło, niestety nie w tę stronę, w którą byśmy sobie życzyli. Bo po wydaniu płyty, promocji i ogromnym sukcesie, zespół zniknął. Był rok 2004, a fani byli zdruzgotani bo ostatnia iskra nadziei zgasła. Po wodospadzie pochwał (miesiąc przed ukazaniem się drugiego albumu okrzyknięto ich najważniejszym zespołem generacji), ogromna porażka. Koniec, to już był koniec. Trzeba było sześciu długich lat, setek listów od fanów, pochwalnych recenzji i miesięcy pełnych napiętego wyczekiwania, żeby w 2010 roku zespół ogłosił chwilo-

wą reaktywację. Trasa zaplanowana na okres letni okazała się gigantycznym sukcesem i spotkała się z wielce pozytywną reakcją nie tylko fanów, ale i krytyków. I znów była nadzieja- może tym razem? Odpowiedź pojawiła się bardzo szybko i była inna niż byśmy sobie tego życzyli. Po udanej trasie zespół po raz kolejny już zawiesił działalność. I jesteśmy w roku 2011, pojawiają się kolejne plotki- „rekatywacja The Libertines” krzyczą nagłówki- szkoda tylko, że członkowie zespołu nic o tym nie wiedzą…

ACTIVmag/ 79


SWAG SHOW SILESIA 2014 Klaudia Krause

12 kwietnia, odbyła się wiosenna edycja Swag Show Silesia w Katowicach. Największa impreza modowa na Śląsku (i nie tylko!) była położona w bardzo klimatycznym miejscu jakim jest Galeria Szyb Wilson. Jak piszą sami organizatorzy - ich celem jest skupienie w jednym miejscu najlepszych i najbardziej obiecujących projektantów, designerów oraz wszystkich tych, dla których streetwear jest pasją i sposobem na życie. To znakomita okazja, by poprzymierzać to, co na co dzień dostępne jest tylko w sieci. W tegorocznej edycji wystawiło się sporo ciekawych brandów. Szczególną uwagę przykuwały stoiska We Peace It Apparel, The Hive Clothing, She/s a Riot, Urban Flavours, Majors czy Neige Tees. Eventowy sale jednak zdecydowanie należał do chłopaków z Turbokolor, którzy specjalnie na tę okazję przygotowali spore

80 /ACTIVmag

wyprzedaże. Warto też przywołać nietypowy sklep z akcesoriami dla brodaczy. Wspomniany Bearshop to pasjonaci brody i męskiego zarostu. Panuje tutaj hipsterski klimat, kosmetyki są produkowane w metalowych i szklanych opakowaniach, a każdy brodacz z pewnością znajdzie tu coś dla siebie. Atmosferę imprezy dodatkowo wzbogaciła fotobudka PhotoShot Trójmiasto, która wyróżniała się znakomitymi gadżetami w postaci nerdowskich okularów, czy różnego rodzaju wąsów. O brzuchy zwiedzających zadbały m.in. Zapieksy Wyborowe, a piwko serwowało debiutanckie - PrzedeWszystkim. Podsumowując, tegoroczny Swag Show Silesia to klimatyczne miejsce, fantastyczny klimat i nienaganna atmosfera. Tak trzymać!


ACTIVmag/ 81


82 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 83


Poza światłem. Poza światem. Kaja Kłosowska

Zdjęcie zaczęrpnięto ze strony: muzeum-dabrowa.pl

U

ciecby… pisze Wojciech Kuczok w swojej najnowszej

książce. I rzeczywiście ucieka, gdyż próżno szukać Poza światłem w empiku, w dziale z literaturą polską. Nowy Kuczok zajął miejsce wśród biografii i wspomnień. Pierwsze spotkanie z owym dziennikiem budzi pewien niesmak, rodzi wątpliwości w czytelniku, a może nawet pewną niechęć. Składa się bowiem z dwóch części, których to częściami z pozoru nazwać nie można. To jakby dwie zgoła odrębne opowieści podróżnicze, na dodatek pisane różnymi stylami. Część pierwsza to fragmenty pamiętnika, zapiski, krótkie sprawozdania z podróży po Europie (Polska, Austria, Berlin…), część druga natomiast traktuje o jaskiniowych odkryciach Kuczoka. Warto zauważyć również, że książka ta ukazuje dwie odmienne perspektywy wędrówki – horyzontalną (poziomą), czyli podróż po świecie oraz perspektywę wertykalną (pionową), skierowaną ku dołowi, a konkretniej - w głąb ziemi. Gdzie zatem wspólny mianownik dla tak różnych od siebie opowieści? Dlaczego znalazły się one w jednej książce, tworząc w swym założeniu spójną całość? Pokusiłabym się o stwierdzenie, iż elementem łączącym obie partie tekstu jest ucieczka. Powieść Kuczoka to dziennik podróży nie li tylko po świecie. Nie jest to jedynie zgłębianie go na powierzchni i pod nią. Poza światłem to również podróż w otchłań lęków autora, opowieść o ucieczce od świata, od cywilizacji, od problemów rodzinnych. 84 /ACTIVmag

Dlatego też całą powieść ujęłabym nie jako podróż po świecie, choć z nią mamy w dużej mierze do czynienia w książce, zwłaszcza w części pierwszej, ale zdecydowanie istotniejsza w moim odczuciu jest podróż pod ziemię i to podróż w znaczeniu symbolicznym. Oczywiście – jest to również dosłowna wędrówka autora w głąb kuli ziemskiej, ale jej aspekt psychologiczny jest o wiele bardziej interesujący. Kuczok nazywa tę ucieczkę „regularnym znikaniem z powierzchni ziemi”. Warto zwrócić również uwagę na fakt, iż tytuł Poza światłem to zarówno tytuł drugiej części, jak i całej powieści. Nawiązuje on bezpośrednio do jaskiniowych wędrówek Kuczoka. Idąc dalej tym tropem, można by metaforę zejścia w głąb kuli ziemskiej interpretować w odniesieniu do całego utworu. W takim przypadku perspektywa horyzontalna całkowicie traciłaby na znaczeniu, zyskałaby natomiast wertykalna. Mam tu na myśli jedynie wymiar psychologiczny, w którym to obie części powieści byłyby schodzeniem w otchłań lęków autora. Owo metaforyczne zejście doskonale naśladuje wędrówkę w głąb ziemi. Na początku mamy jeszcze znikomy dopływ światła, co w książce przedstawione zostało jako podróże po globie, natomiast jeśli chodzi o aspekt psychologiczny – Kuczok pisze zaledwie o chęci ucieczki od cywilizacji, od ludzi, co potwierdza później w wywiadzie Marka Szymaniaka słowami: „Lepiej czuję się pod ziemią. Mamy piękniejsze jaskinie niż ludzi”. Słowa pisarza - w zestawieniu z czarno-białymi ilustracjami - mają wydźwięk osobliwie melancholiczny, przepełniony smutkiem. W części drugiej, opisującej rzeczywiste zejście do jaskini, Wojciech Kuczok wyznaje również czytelnikom swoje lęki – lęk wysokości, przed lataniem, przed pająkami, trudne relacje z ojcem… Jednym słowem – im głębiej w ziemię, tym głębiej w psychikę autora. Kuczok nadał swojej książce tytuł Poza światłem, lecz wydaje mi się, że o wiele bardziej trafny byłby on bez litery „ł”.


Inżynieria cudu Kuba Budzyński

B

yło ich podobno siedem, na własne oczy możemy wciąż oglądać tylko jeden, ale ile tak naprawdę ich było? Tego do końca nie wie nikt. Nie wie, ponieważ lista, a raczej listy siedmiu cudów świata były dość płynne i nierzadko bardzo subiektywne. Ich zawartość zależała od wyznania, czy kręgu kulturowego, z którego wywodził się autor. Pierwsze listy powstawały już w starożytności, jednak z biegiem stuleci kolejni mędrcy znajdowali przyczynę dla stworzenia nowej listy cudów architektonicznych, stworzonych pracą ludzkich umysłów i rąk. Właściwie można powiedzieć, że wszystkie te zestawienia łączy liczba 7, której od wieków przypisywano znaczenie metafizyczne. Kanon siedmiu cudów świata, który jest znany i uznawany do dziś przez naszą cywilizację za najwłaściwszy, powstał w okresie odrodzenia, kiedy to nauka i sztuka wykonały woltę ku czasom klasycznym. Najstarszy i najtrwalszy zarazem cud chyba nieco nam spowszedniał dzięki masowej turystyce na kie-

runku Egipt, który stał się w ostatnich latach jednym z głównych celów wakacyjnych wycieczek m. in. Polaków. Ten cud to piramida w Gizie, wzniesiona dla faraona Cheopsa, którego imię w języku Egipcjan brzmiało „Khufu”. Drugi faraon czwartej z osiemnastu dynastii, które panowały w starożytnym Egipcie, nakazał około 2600 roku p.n.e. wybudowanie piramidy, która jeszcze to w XIX wieku naszej ery była najwyższą i największą budowlą wzniesioną przez człowieka. Jest to zarazem największa z ponad dziewięćdziesięciu egipskich piramid. Powstawał przez ponad 30 lat. Ma 150 metrów wysokości. Do jej budowy zużyto przeszło 2 miliony dwutonowych, kamiennych bloków. Niemal centralnie zlokalizowana komora, przeznaczona dla króla, stanowi główne pomieszczenie piramidy. Sposób wybudowania tak potężnego gmachu do dziś pozostaje tajemnicą. System dźwigni i ramp o zróżnicowanej wysokości oraz kącie nachylenia jest tylko kwestią ACTIVmag/ 85


naszej wyobraźni. Liczba budowniczych pracujących przy tym potężnym - nawet dziś - obiekcie zapewne przekracza nasze wyobrażenie, tak jak liczba osób, która poniosła śmierć przy jego budowie. Dwa tysiące lat później na terenie dzisiejszego Iraku powstał drugi w kolejności chronologicznej cud świata. Ale czy powstał? Wiszące Ogrody Semiramidy do dziś pozostają zagadką zarówno dla historyków, jak i dla archeologów, gdyż nie zachował się po nich do dziś żaden materialny ślad. Brak też jednoznacznego przekazu na temat wyglądu tego intrygującego dzieła architektury. Pewna jest tylko data – ok. 600 roku przed Chrystusem. Babilon – państwo, które wówczas zajmowało tereny nad rzekami Tygrys i Eufrat, stanowiło w tamtym okresie potęgę polityczno-militarną. Grecki historyk Berossos twierdził, że władca Babilonu – Nabuchodonozor rozkazał wybudowanie Ogrodów dla swojej żony, księżniczki o imieniu Semiramida, która pochodziła z terenów górskich o bujnej roślinności, której brakowało jej w Babilonie. Ta historia jak z bajki nie zawiera niestety wzmianki na temat detali architektonicznych. Wiadomo jedynie, że miał to być system kamiennych tarasów, zwężających się ku górze, bujnie pokrytych bogatą roślinnością, która wręcz „przelewała” się przez nie, stwarzając wrażenie wiszących ogrodów. Do ogrodów doprowadzony był skomplikowany system nawadniający, oparty na pracy pomp ciśnieniowych, niosących wodę ku najwyższym tarasom, by ta mogła następnie swobodnie spływać po niższych kondygnacjach, nawadniając tym sposobem całą roślinność. Jest to tylko jedna z teorii. Inne mówią o systemie dźwigni i czerpaków, pobierających wodę bezpośrednio z Eufratu. Wysokość budowli obliczano na około 30 metrów. Badania archeologiczne nigdy nie przyniosły jednoznacznej odpowiedzi na temat kształtu i lokalizacji budowli. Znacznie mniej niedomówień i kontrowersji krąży wokół trzeciego cudu świata – posągu Zeusa, zlokalizowanego w Olimpii, w której ok. roku 776 p.n.e. rozpoczęto organizowanie zawodów sportowych na cześć najważniejszego z bogów. Zawody, podobnie do igrzysk nowożytnych, rozgrywano co cztery lata. W świątyni Zeusa, stanowiącej część większego kompleksu sakralnego, tuż po zakończeniu budowy Partenonu ok. 440 roku przed Chrystusem, słynny, starożytny rzeźbiarz Fidiasz wybudował wspaniały posąg, przedstawiający siedzącego na tronie Zeusa. Posąg powstawał przez około 10 lat. Olimpijski Zeus obłożony był złotem i kością słoniową. Jego konstrukcja wykonana była z drewna. W lewej ręce 86 /ACTIVmag

miał trzymać berło, natomiast na jego prawej dłoni dumnie prezentowała się grecka bogini zwycięstwa – Nike. Co ciekawe, Nike była podobno zbudowana ze szkła, stanowiącego wówczas materiał niezwykle rzadki i kosztowny. Tron Zeusa był ponoć zdobiony ogromną ilością kamieni szlachetnych, natomiast sam wykonany był również ze złota i kości słoniowej, którą sprowadzano z Afryki. Posąg był wysoki na 13 metrów. Arcydzieło pod koniec IV wieku przeniesiono do Konstantynopola, gdzie strawił go ogromny pożar. Przetrwały za to resztki świątyni. W latach pięćdziesiątych archeolodzy odkopali w tym miejscu również warsztat Fidiasza. Znaleziono w nim kubek, na którym wydrapano tekst „należę do Fidiasza”. W równie godny bóstwa sposób uczcili Grecy z Efezu Artemidę – bogini płodności. Świątynie wznoszone ku jej czci często narażone były na poważne zniszczenia. Pierwsza została zrujnowana w wyniku działań wojennych około 550 roku p.n.e. Dwieście lat później drugą podpalił niejaki Erostratos. Dopiero trzecia przetrwała długie lata i została uznana za czwarty cud świata. Zbudowana na planie prostokąta, wzniesiona z marmuru, długa na 140 metrów, szeroka na 70, o 120 kolumnach w stylu jońskim, podpierających strop na wysokości 20 metrów. W taki sposób opisywał ten cud Pliniusz. Partenon, który do dziś można podziwiać w Atenach, stanowi zaledwie jedną czwartą powierzchni nieistniejącej już świątyni. Obiekt powstał w czasach narodzin Chrystusa. Istnieją historyczne wzmianki o krytycznym stosunku Apostoła Pawła do świątyni, która była wyrazem czci dla pogańskich bogów. Ostatecznie jednak zagrożenie przyszło ze strony nie chrześcijan, a barbarzyńców, bowiem około dwustu lat później świątynię doszczętnie zniszczyli Goci, najeżdżający te tereny. Odbudowa była zbyt kosztowna, a rozwój chrześcijaństwa sprawił, że stała się również niewłaściwa. Z czasem zaczęła służyć jako źródło marmuru dla nowych budowli. Po latach archeolodzy odnaleźli spory fragment podwyższenia oraz jedną, symbolicznie sterczącą w niebo kolumnę. Obecnie pozostałości świątyni można obejrzeć również w British Museum. Wygląd świątyni to kwestia wyobraźni historyków i archeologów. Niewiele dalej, bo 50 kilometrów na południe od Efezu znajduje się lub raczej znajdował kolejny cud świata, czyli Mauzoleum. Ogromna budowla, wzniesiona na cześć władcy miasta-państwa Halikarnasu – Mauzolosa. Budynek spełniał funkcję grobowca władcy, który zmarł około 350 roku przed naszą erą. Wzniesiony został na rozkaz wdowy po nim


- Artemizji. Pliniusz Starszy opisał ten gmach jako posadowiony na ogromnym, kamiennym podwyższeniu o obwodzie 140 metrów. Sam budynek liczył ponad 30 kolumn, podpierających dach w kształcie piramidy schodkowej. Podstawę oraz kolumnadę zdobiły wspaniałe rzeźby i płaskorzeźby. Całość zwieńczona była posągiem jeźdźca w rydwanie. Budynek przetrwał do XIII wieku, nieco naruszony trzęsieniem ziemi, ale zniszczenia dokończyli Joannici, którzy zaczęli w XVI wieku budować w tym miejscu swój zamek, wykorzystując kamień z Mauzoleum. Pozostałości grobowca można podziwiać do dziś. Niestety jest to niemożliwe w przypadku Kolosa Rodyjskiego – szóstego cudu świata. Jego powstanie należy prawdopodobnie łączyć z konfliktem zbrojnym, jaki miał miejsce na tym terenie po śmierci Aleksandra Wielkiego. Jego mocarstwo podzielono wówczas między trzech generałów armii cesarskiej. Dwóch z nich – Ptolemeusz i Antygonos stoczyli walkę o Rodos, które poparło pierwszego z nich. Antygonos zaatakował Rodos, które odparło atak. Prawdopodobnie na cześć tego zwycięstwa Rodyjczycy wznieśli gigantyczny pomnik, wyobrażający boga Heliosa. Kolos miał liczyć 60 metrów wysokości. Konstrukcja wykonana była z żelaza, a obłożona płytami z brązu. Rzeźbiarz Hares pracował przy niej około 12 lat. Nie ma pewności co do precyzyjnej lokalizacji posągu. Często przedstawia się go jako postać ludzką, stojącą w rozkroku, której nogi stanowią bramę do portu, jednak naukowcy wątpią w te hipotezę, argumentując swoje stanowisko prawami fizyki. Zaledwie po 50 latach Kolos runął w wyniku trzęsienia ziemi i jeszcze długo leżał na ziemi. Według przekazów, posąg złamał się na wysokości kolan. Do VII wieku jego szczątki pozostawały nienaruszone. Wtedy to na tamte tereny przybyli arabscy najeźdźcy, którzy dokończyli dzieła zniszczenia. Ostatni, siódmy cud świata odznaczał się bardzo praktyczną funkcją użytkową. Latarnia morska z Faros została wzniesiona na północno-wschodniej części wyspy ok. 330 roku przed Chrystusem. Nie ma pewności co do autora konstrukcji, natomiast wiadomo jak wyglądała. Wzniesiona została na trzech poziomach. Najwyższy wieńczyło otwarte pomieszczenie z umieszczonym centralnie płomieniem. Za ogniem ulokowano wklęsłe lustro, które rozpraszało światło. W owym czasie technologia wytwarzania takich luster była już doskonale opanowana. Osobnym zagadnieniem było zorganizowanie stałych dostaw paliwa do ognia. Zajmowała się tym grupa pracowników, obsługujących latarnię.

Nad budowlą górował pomnik Zeusa, jak twierdzili niektórzy ze starożytnych historyków. Inni utrzymywali wersję, mówiącą o Posejdonie. Co ciekawe, najbardziej szczegółowe opisy pochodzą od pisarzy arabskich, którzy dotarli tam razem z wojskami w XII-XIII wieku. Arabowie wykorzystali latarnię do budowy w tym miejscu fortu, co wiązało się z kompletnym przebudowaniem tego obiektu. Dziś po latarni pozostały jedynie kamienne bloki, ukryte pod wodą. Pewnym paradoksem lub nawet znakiem jest fakt przetrwania najstarszego z cudów – piramidy Cheopsa, powstałej blisko 6000 lat temu, stanowiącej dzisiaj cień dawnej potęgi. W tym kontekście przykład siedmiu cudów pozwala zgodzić się ze znanym powiedzeniem, że wszystko jest kwestią czasu.

ACTIVmag/ 87


88 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 89


FELIETON

Świat pełen emocji Ewelina Braca

C

zasami odnoszę wrażenie, że radość to stan emocjonalny stworzony jedynie dla tak zwanych ‚ameb emocjonalnych’ a smutek, cierpienie, ból przeznaczony jest dla osób potrafiących docenić prawdziwe doznania – nawet nazwałabym ich szaleńcami. Z pewnością brzmi to śmiesznie, aczkolwiek rzadko mówi się o chwilach szczęśliwych, które przynoszą nam czystą radość a skupiamy się na opowiadaniu rzeczy przykrych, smutnych, przygnębiających nas i popychających w stan depresyjny. Patrząc wstecz - w malarstwo, czy w literaturę, to z łatwością można zauważyć, że mamy do czynienia głównie ze smutkiem, nostalgią, tęsknotą, cierpieniem, bólem… Sztuka jest światem przepełnionym emocjami, prawdziwymi emocjami. Osoba odwołująca się przy tworzeniu do własnych wewnętrznych przeżyć, chcąca pokazać ukryte w sobie emocje oraz uczucia, tudzież odczucia, z pewnością podejmuje się zabiegu niezwykle bolesnego. Jeżeli zależy nam na odbiorze przepełnionym autentycznością, uważam że poświęcenie jest czynem koniecznym. Oczywiście, cokolwiek byśmy nie robili zawsze spotkamy się z ludźmi negującymi daną twórczość jak i takimi, którzy staną się jej odbiorcami. Wydaję mi się, że najlepszym kompanem pomagającym wyzwolić w nas wszystkie zakotwiczone, nawet na samym dnie naszej duszy emocje, to mocny trunek. Uważam, że możemy wtedy w pełni odbyć naszą wewnętrzną wędrówkę, dzięki której możemy zacząć przelewać na dany nam rodzaj „płótna” dzieło, które uzyskuje formę materialną. Myślę, że oddziaływanie odczuwać będzie można przez resztę nocy, a satysfakcja końcowa będzie z pewnością gwarantowana. Każdy z nas, w swoim kręgu znajomych ma takie osoby, które tworzą coś tylko dla siebie. Zamykają się w swojej małej pracowni i dają się ponieść swojej wyobraźni, a my oglądając ich prace możemy odnaleźć w nich cząstkę samego siebie. Myślę, że z jednego prostego powodu, gdyż oni sami tworzą autentyczność, zauważalną prawdziwość emocji. Ta prawdziwość emocji, powstaje w momencie, gdy tworzymy coś tylko dla samego siebie, do tak zwanej „szuflady”. Nasze dzieło staje się niepowtarzalne, a dzieje się to tylko za pomocą uczuć i emo-

90 /ACTIVmag

cji - pióro, pędzel to jedynie narzędzia pomocne. Niektórzy z nas dostają więcej tego pożądanego talentu. Tak naprawdę to chciałabym chociaż połowę tego, co im zostało odgórnie przydzielone. Mowa tu o różnych talentach… Ja tylko piszę, ale czasem odnoszę wrażenie, że nawet tego nie potrafię do końca robić dobrze. Ze swoich obserwacji dochodzę do wniosku, że im dłużej się nad czymś zastanawiamy, tym gorzej nam to wychodzi. Najważniejsze, aby uchwycić moment, chwilę, dany stan, daną emocję, aby coś zaczynało nabierać kształtu, formy i treści. Twórzmy coś swojego, intymnego, niepowtarzalnego i przede wszystkim nie odtwarzajmy gotowych wzorców. Wsłuchajmy się w siebie, w ciszę, wyłączmy się na otaczający nas chaos, na docierające do nas dźwięki, głosy, odgłosy. Mogą nam wmawiać, że to co tworzymy jest tylko naszym wymysłem, niczym istotnym i nie spotka się nigdy z aprobatą innych, jednakże uważam, że nasze zadowolenie będzie tak samo wielkie, jeżeli uda nam się trafić chociażby w duszę jednego odbiorcy, będzie to oznaczać, że ktoś współodczuwa to samo co my. Należałoby wziąć pod uwagę pewien istotny fakt - niekoniecznie to co tworzymy ma zakodowane w swoim DNA dotarcie do ogromnej rzeszy odbiorców. Każdy człowiek ma do spełnienia swoją misję, której celem jest uratowanie chociażby jednej zagubionej/ zaspanej duszy, do której nasza twórczość dotrze w najmniej oczekiwanym momencie i dokona w niej zmian, o których nawet nigdy nie musimy się dowiedzieć. Emocje są silnym stanem poruszenia umysłu, które oddziałują na człowieka w sposób nad wyraz silny, śmiałabym nawet stwierdzić że oddziałują z taką mocą, która potrafi podporządkować sobie człowieka na swój sposób, ukształtować w nim pewne zachowania, czy reakcje ale przede wszystkim są czynnikami pobudzającymi nasz umysł, także do rzeczy artystycznych, o których sobie nawet nie zdajemy sprawy, dzięki którym dajemy upust przede wszystkim tym złym emocjom.


Zerwać z przeszłością Ewelina Braca

N

a samym wstępie chciałabym przytoczyć słowa Wiesława Myśliwskiego dotyczące bezpośrednio przeszłości, czyli tej części czasoprzestrzeni, w której widnieją wszystkie zaszłe zdarzenia - „Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą... cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość drogi panie, nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi.” Wielu z nas znajduje wielką trudność w tym, aby ruszyć ze swoim życiem przed siebie. Owa trudność wynika z bardzo prostego powodu, gdyż cały czas powracamy do przeszłości. Staramy się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale prowadzi nas to do tego, iż zaczynamy blokować się na nowe możliwości pojawiające się na naszej życiowej drodze. Wydawać by się mogło, że boimy się podejmować ryzyko, a także boimy się przyjmować nowe szanse – dlatego zamykamy się w sobie, chowamy w naszym wewnętrznym świecie, do którego nikt nie ma wstępu, a na drzwiach do niego widnieje napis „Brak wolnych miejsc”. Po głębszym zastanowieniu, dochodzę do jednej, najbardziej adekwatnej konkluzji - każdy człowiek, indywidualnie potrzebuje swojego czasu, by stać się gotowym na rewolucję i podjęcie swojej szansy, ale także musi sam zauważyć, że świat w dalszym ciągu ma wiele do zaoferowania… Nawet jeżeli nasze realia sprawiają, że naprawdę ciężko jest w to uwierzyć. Zamykamy się i barykadujemy drzwi, żeby nikt przypadkiem się nie prześlizgnął przez najmniejszą ze szpar. Próbujemy ignorować wszystkie promienie słońca docierające do naszej małej, ciemnej jaskini… ale co jeżeli chcą nam jedynie pomóc i przebudzić nas z hibernacji, w którą sami się wprowadziliśmy? Niektórzy ludzie potrzebują roku, a nawet i kilku lat, aby dotrzeć do momentu, w którym z prawdziwą szczerością mogą powiedzieć „Nie do pomyślenia, jestem gotowy/a” - gotowym do rozpoczę-

cia kolejnego rozdziału bez niepotrzebnych złych emocji, uczuć, czy też bez wewnętrznego stanu zagubienia, paranoi, obłędu, desperacji, z całkowitą akceptacją rzeczywistości. Najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest fakt, aby zrozumieć, że jeżeli niektórych rzeczy nie da się zapomnieć, to warto jest pozamykać wszystkie dotychczasowe rozdziały i zacząć od nowa, od samego początku z czystą kartą, którą podarowaliśmy sobie sami. Przede wszystkim powinniśmy skupić się na własnym rozwoju, powinniśmy nauczyć się bycia egoistami, ale w tym zdrowym, racjonalnym dla nas stopniu. Warto zrozumieć, że jeżeli chcemy zacząć uszczęśliwiać innych, musimy na samym początku być szczęśliwi sami ze sobą i zaakceptować siebie nie w 100%, ale co najmniej w 200%. Szybko będzie można się przekonać, że jedno spełnione marzenie pociągnie za sobą kolejne spełnione marzenia. Oczywiście, zawsze pojawiają się ludzie, którzy podejmą się tego wspaniałego działania krytykowania nas, ale pomyślałam, że BRAK ZAINTERESOWANIA JEST GORSZE OD SAMEJ KRYTYKI. Ludzie zazwyczaj krytykują to, czego nie potrafią zrozumieć. Nie posiadają odwagi, aby coś zmienić w swoim życiu, tudzież nie mają ambicji, by coś osiągnąć. Wolą wygodnie i spokojnie zasiąść na swoim fotelu i oceniać, rzekłabym nawet, że wydawać osądy. Róbmy to, co nam w duszy gra – jeżeli zignorujemy nasz wewnętrzny głos, to z czasem zacznie krzyczeć coraz głośniej… To tak jak byśmy chcieli uniknąć swojego przeznaczenia – cokolwiek to jest! Problemy pojawiające się na naszej drodze mają niezwykłą siłę do zmieniania, czy też przemeblowania naszego dotychczasowego, normalnego cyklu życia. Porównuję to do pogniecionych ubrań, a więc jedyną, logiczną czynnością w tym przypadku jest wzięcie żelazka do ręki i rozpoczęcie prasowania – konfrontacja z problemami. Brzmi to banalnie, jednakże warto pomyśleć, co będzie jeżeli za parę lat spojrzymy wstecz i uświadomimy sobie, że straciliśmy mnóstwo cennego czasu i odsunęliśmy od siebie zbyt wielu ludzi, którzy naprawdę chcieli nam pomóc. Z drugiej strony, tak samo jest z owocami, jako przykład ACTIVmag/ 91


wezmę najbardziej tradycyjny owoc – jabłko. Rośnie sobie na drzewie aż dojrzeje i z czasem spadnie na ziemię, w mniejszym, czy tam większym stopniu potłuczenia, ale takie jabłka są najzdrowsze. Może tak właśnie jest z nami… Szczęśliwy ten, który znajdzie takie jabłko. Dlaczego jest nam smutno z naszego powodu? Dlaczego jest nam żal samych siebie? Jeżeli ktoś zasiewa w nas nędzne ziarna, aby nas zniszczyć, to plony, które w odpowiednim czasie będziemy zbierać, to plony siły,

92 /ACTIVmag

które po prostu sprawią, że staniemy się silniejsi. Podsumowując, chciałabym tylko dodać, że powinniśmy być wdzięczni ludziom, którzy wyrządzili nam krzywdę. Bez nich i bez naszych błędów, bylibyśmy nikim. Ci ludzie mobilizują nas to działania, do pracy tylko po to, aby udowodnić im, że jesteśmy o wiele więcej warci niż oni sami, a także przyczyniają się do tego, że zaczynamy MYŚLEĆ i w związku z tym widzimy i rozumiemy znacznie więcej…


ACTIVmag/ 93


PHOTO

Agata Myga Imię i nazwisko: Agata Myga Wiek: 21 lat Link do twórczości: agata-myga.blogspot.com Kocha: swojego chłopaka, neony, jedzenie Nie znosi: poliestru, swoich włosów, science fiction Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Agata jest weteranką lumpeksów i pasjonatką analogowych aparatów. Ubrana cała na czarno, przechadza się gdyńskimi uliczkami i polami festiwalowymi w poszukiwaniu czegoś, co ją poruszy. Jej fotografie wprowadzają nas w stan trzeźwego snu – jest pięknie, tajemniczo, ale w dalszym ciągu prawdziwie.

T

woje zdjęcia bardzo często ukazują morze i nadmorską infrastrukturę. Dzieje się tak dlatego, że po prostu żyjesz blisko Bałtyku, a może przyczyną jest zupełnie coś innego? Kocham bliskość morza oraz plaż (zwłaszcza poza sezonem) - bardzo doceniam to, że mieszkam w Trójmieście. Twoje analogowe zdjęcia wiernie odAgatadają klimat fotografowanych przez Ciebie miejsc. Czy byłabyś w stanie zrobić to samo aparatem cyfrowym? Nie korzystam z cyfry, więc trudno mi powiedzieć. Widoki z Trójmiasta, które można oglądać na Twojej stronie robione są podczas mgły lub deszczu i ukazują stare i zniszczone obiekty. Czy to jest to co Cię inspiruje? A może po prostu stronisz od nowej i lśniącej architektury? Zdecydowanie wolę robić zdjęcia w słoneczne dni! Wyczekuję lata, podróży, festiwali - to wtedy najczęściej wyjmuję aparat. Najbardziej lubię niskie światło i grę cieni to jest coś co mogłabym określić jako piękne, inspirujące… Choć słowo “inspiruje” jest bardzo trudnym słowem... W takim razie co dla Ciebie znaczy „inspirować”? Bo jak rozumiem, nie jest to dla Ciebie byle jakie słowo. 94 /ACTIVmag

Inspirować - pobudzać do twórczego działania, jednakże nie uważam, żeby jakaś konkretna rzecz na mnie tak działała. Widzę coś fajnego, wyjmuję aparat i pstrykam. Nie ma w tym większej filozofii. Zdjęcia osób możemy u Ciebie obserwować sporadycznie. Czy to znaczy, że osoby, które fotografujesz są dla Ciebie ważne, czy po prostu traktujesz to jako formę odskoczni? Wolę fotografować rzeczywistość, nie lubię czegoś kreować. Robiąc zdjęcia ludziom, zwłaszcza tym obcym pojawia się (oczywiście nie zawsze!) element sztuczności - pozy, dobór ubrań, makijażu odpowiedniego miejsca, często ta druga osoba ma też jakieś oczekiwania... Na pewno łatwiej jest robić zdjęcia znajomym i to właśnie lubię najbardziej. Czyli stawiasz na naturalność. Jak uważasz, odnalazłabyś się w sesji, której tematem byłyby, np. kiczowate lata 80? Uwielbiam design z lat 80, neony i syntezatorową muzykę, ale natapirowane włosy i poduchy na ramionach to nie do końca moja bajka. Chociaż nie mówię nie, pewnie byłoby przy tym sporo śmiechu i zabawy. Świat kreowany w Twoich pracach wydaje się opuszczony przez ludzi. Czy taki wydaje Ci się


się przyjemniejszy, a może jest to pewne odbicie Twojej osobowości? Po pierwsze, niczego raczej nie kreuje tylko fotografuje obiekty zastane. Uważam, że są ludzie piękni i mniej ciekawi. Tak samo jest z miejscami - stronię od pastelowych osiedli a uwielbiam industrialne przestrzenie, lasy i oczywiście wcześniej wspomniane morze. Kocham przestrzeń, ale nie wyobrażam sobie życia bez ludzi. Chociaż spoglądając na moje ostatnie zdjęcia, w których faktycznie dominują szarości i mgła, można by pomyśleć, że jestem nie-

co melancholijna, co raczej nie jest zgodne z prawdą. Ostatnie pytanie na zakończenie. Gdybyś mogła polecieć w jedno wybrane miejsce na świecie i zrobić zdjęcia opuszczonej fabryki, czy miasteczka, które miejsce wybrałabyś bez wahania? Jeśli opuszczone miasteczko to przychodzi mi na myśl przede wszystkim Prypeć, ale nie jest to moje wymarzone miejsce na zdjęcia. Bardziej ciągnie mnie np. do kolorowego Meksyku...

ACTIVmag/ 95


96 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 97


98 /ACTIVmag


ACTIVmag/ 99


100/ACTIVmag


ACTIVmag/ 101


102/ACTIVmag


ACTIVmag/ 103


Alice Nowicka Imię i nazwisko: Alice Nowicka Wiek: 20 lat Link do twórczości: facebook.com/AliceKateRosePHOTO Kocha: gumy balonówy, kolorowe skarpetki, spać w pociągach Nie znosi: pleśni na serze, uciszania, brudnego obiektywu Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Z

Młoda i ambitna studentka kulturoznawstwa pochodząca z Gdańska. Zdjęcia robi od 17 roku życia. Spora część jej sesji powstaje w jej kawalerce, ale oprócz zdjęć modowych uwiecznia chwile z koncertów i imprez, na których możemy obserwować jej styl życia. Ma na swoim koncie wystawę na Fashion Week Poland, publikację w Catwalk Magazine oraz sesję modową dla internetowego sklepu GOD WILL COME. Poznajcie Alice!

ajmujesz się fotografowaniem od siedemnastego roku życia, co sprawiło, że wybrałaś to zajęcie jako ścieżkę wyrażenia siebie? Jak miałam roczek, rodzice położyli mi do wybrania różaniec, aparat, pieniądze. Zgadnij co wybrałam? Do dziś ten kompaktowy analogowy Kodak ze mną imprezuje. Oprócz fotografii zajmujesz się czymś jeszcze? O tak! Podkradam babci gazety, wycinam z nich różne literki, głowy, nogi. Układam z tego nową całość. Podczas robienia kolaży potrafię wybuchnąć śmiechem do tej białej kartki, na której składam wszystkie elementy, bo rozbawia mnie już sama wizja. Raz na jakiś czas sięgam po farbę do tkanin i chlapię nią po koszulkach, torbach. Dodatkowo szykuję stylizację na moje sesje. W Twoich pracach można dostrzec zdjęcia robione aparatem cyfrowym jak i analogowym. Od czego to zależy, który aparat wybierasz do zdjęć? To zależy od tego, co będzie się dziać. Analogowy aparat zabieram na imprezy, wycieczki rowerowe, jakieś wypady ze znajomymi. To są te chwile, które 104/ACTIVmag

pokazują moje codzienne życie i chcę aby zostały w moim albumie na bardzo długo. Cudowne jest to uczucie, kiedy trzymasz album w rękach, przeglądasz te wszystkie zdjęcia i wspominasz co się działo dwa lata temu. Natomiast lustrzankę wybieram już na konkretne sesje, kiedy jestem umówiona z modelem. Na Twoich pracach częściej widzimy modeli, niż modelki. Czy to przypadek? Chyba nie. Wolę pracować z modelami, oni zawsze wiedzą co chcą, są konkretni, pewniejsi siebie, mają plan. Wystarczy ich dobrze ubrać, postawić przed obiektywem, rozczochrać włosy, rozbawić i można pstrykać. Oni mają większe wyczucie, niż modelki, które często chcą przedobrzyć. Gdybyś dostała zlecenie na sesję, kompletnie nie w Twoim klimacie, podjęłabyś się zadania zrobienia takich zdjęć? Myślę, że nie. Mimo tego, że mogłabym się do niej jakoś przygotować to nie czułabym się dobrze na takiej sesji. Lubię to uczucie kiedy mam konkretny pomysł, w którym główną rolę grają kolory, moda, wtedy wiem, że to jest moje.


ACTIVmag/ 105


106/ACTIVmag


Twoje zdjęcia, choć często z zaniżonym nasyceniem kolorów, są barwne i pokazują szczęśliwe życie młodych ludzi. Czy powiedziałabyś, że Twoje prace to odwzorowanie Twojego życia? O! Zdecydowanie tak! Nie widzę w czarno-bieli, nawet w nocy widzę kolory. W moim życiu nie istnieje coś takiego jak nuda. Nie dopuszczam do tego, można powiedzieć że się tym brzydzę . W jakiś sposób inspiruje mnie codzienność, a że jestem osobą szczęśliwą, w kolorowych ubraniach to pewnie dlatego widać to na moich zdjęciach. Jakie są Twoje plany na przyszłość, czy wiążesz je z fotografią? Pewnie, że tak! Planuję iść do szkoły fotograficznej, by podszkolić cały warsztat. Powiedz mi proszę: komu, gdzie i czym marzyłabyś zrobić sesję. Wyobrażam sobie Maximiliana Patano w wersji rock&rollowej na mojej kliszy, w mojej kawalerce.

ACTIVmag/ 107


108/ACTIVmag


ACTIVmag/ 109


110/ACTIVmag


ACTIVmag/ 111


112/ACTIVmag


ACTIVmag/ 113


David Shama Materiał przygotował: SEBASTIAN KULIS

„Moje fotografie są oparta na opowiedzeniu historii. Wierzę, że zdjęcia nie muszą nachalnie rzucać się w oczy by przekazać wartościową treść. Czasami najprostszy portret może powiedzieć więcej niż bardzo rozbudowany obraz. Staram się przekazać coś, co jest w stanie poruszyć wyobraźnię kogoś innego.”

David Shama

D

avid Shama to człowiek, którego pewną fascynacją jest naturalność: naturalny świat, naturalne piękno czy naturalna ekspresja. Doktor, który został fotografem. Jego prace wyróżniają się kliniczną precyzją i antropomorficzną poświęceniem dla jego organicznych, ziarnistych zdjęć. Oba czynniki upiększają i uwalniają czar z efemerycznych, młodych modelek i tłustych od obiadowych frytek koszy piknikowych. Wychowany w Szwajcarii, Shama żyje i pracuje w Paryżu, a jego prace charakteryzują się intymnością i spontanicznością fotografii podróży. Na każdą sesję Shama znika na rozległe połacie świata z ostrożnie dobranymi modelkami, by uchwycić je zrelaksowane, niepozujące i nie osłonione, ostatecznie naturalne i otoczone naturą. Opowiada on nam o jego osobistej fascynacji autentycznym światem, o wadze budowania osobistych stosunków do różnych tematów i jego niekonwencjonalnym, własnym stylu. Marki i magazyny, dla których fotografował: Nike, American Apparel, L’Eclaireur,

114/ACTIVmag

Tranoï, L’école des femmes, Zadig et Voltaire, Lacoste, Ford, American Retro, Dress Gallery, Zoe Tee’s, Guilty Brotherhood, Caporal Films, Smalto, Stella Forest, Idol, Et vous, Leon & Harper, Dazed & Confused, Wonderland, Vice UK, Tank, Nylon, Lurve, Jalouse, M - Le Monde, Blast, Icon, Révolution, Joey, D, Edelweiss, Tranoï Magazine.

portfolio: http://index.davidshama.com


ACTIVmag/ 115


116/ACTIVmag


ACTIVmag/ 117


Tamara Janecka Imię i nazwisko: Tamara Janecka Wiek: 23 lata Link do twórczości: superekstrafajne.tumblr.com Kocha: wszystko co różowe, k-pop, uczyć się (serio!) Nie znosi: delfinów, pietruszki i zmywać naczyć Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Tamara, piękna dziewczyna, pisząca licencjat o Korei Północnej. Obdarzona dużym poczuciem humoru, rozśmiesza do łez. Jej zdjęcia i ich oprawa biją surową cukierkowością, tworzącą jej indywidualny styl. Modelki, które wybiera, odznaczają się niecodzienną urodą i przykuwają nasz wzrok. Jej świat jest miłą odskocznią od szarej rzeczywistości.

J

ak długo trwa Twoja przygoda z fotografią i co było inspiracją? Zdjęcia robię od 13 roku życia. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że coś mnie do tego zainspirowało, ale pamiętam, że zrobiłam zdjęcie figurki krowy na trawie i wtedy nieskromnie stwierdziłam, że mam do tego talent! [śmiech] Od momentu, w którym zainteresowałam się fotografią fashion inspiracje czerpałam z katalogów i gazet związanych z modą. Wyrywałam z nich strony i wklejałam do wielkiego zeszytu. Do tej pory lubię to robić, choć dużo rzadziej. W dobie internetu nie korzystam już tak często z konwencjonalnych gazet, a z Vogue’a nie wyrywam, bo to grzech! [śmiech] Interesujesz się tylko sesjami stricte modowymi? Miałam mały epizod w Sopockiej Szkole Fotografii, w której musiałam wykonywać sesje związane z zupełnie obcą mi tematyką, takie jak fotografia wnętrz, reportaż a nawet makro. Jednak nie czułam się w tym zbyt dobrze. Dużo bardziej wolę zajmować się tym na czym, chociaż troszkę się znam. Czy ktoś Ci pomaga w zdjęciach, czy stylizacje i ich aranżacje to w 100% Twoja zasługa? 118/ACTIVmag

Jeśli korzystam z czyjejś pomocy to tylko i wyłącznie w sprawie make-up’u, ponieważ bardzo nie lubię malować modelek. Same stylizacje to tylko i wyłącznie moja zasługa. Jestem bardzo nieufna, co do pomysłów innych i nie mogłabym korzystać z pomocy stylistki, bo pewnie bym się z nią pokłóciła. [śmiech] Znasz albo widziałaś kiedyś dziewczynę, którą mogłabyś fotografować bez dodatkowego stylizowania, czy zawsze musisz trochę „poprawić” rzeczywistość? Jasne! Wszystkie moje piękne koleżanki (a mam tylko takie) nadawałyby się do sesji w “surowej” wersji, jednakże lubię się bawić stylizacją i dlatego jej sobie nie odmawiam. W każdym razie sesja “bez poprawek” nie była by dla mnie problemem i zapewne pojawi się w moim portfolio. Kiedyś… Bohaterkami Twoich zdjęć są wyłącznie kobiety. Czy zdarzyło Ci się robić zdjęcia mężczyźnie? Jeżeli tak, to czemu nie skłoniłaś się do kontynuowania tego? Tak, robiłam kiedyś zdjęcia chłopakowi, to było zaliczenie w szkole fotografii. Byłam z nich bardzo zadowolona, a jedyny powód, dla którego nie robię


ACTIVmag/ 119


zdjęć z modelami jest taki, że zwyczajnie nie miałabym w co ich ubrać, a stylizacje to najważniejszy element moich sesji. To w co ubieram modelki to zazwyczaj zlepek moich ubrań z pojedynczymi rzeczami z ich szaf. W przypadku chłopaka byłoby trudno... chyba że sesja w sukience! W sumie, czemu nie? Dlaczego chętniej wybierasz otwarte przestrzenie miejskie i leśne, niż cztery ściany studia? Uwielbiam naturalne światło, praca w studio kojarzy mi się z czymś żmudnym i długotrwałym. Nie przepadam za ustawianiem lamp, sprawdzaniem czy twarz modelki na pewno jest doświetlona... Wolę wyjść na dwór, poszukać jakiegoś interesującego miejsca, szczególnie lubię gdy znajdę takie w swojej okolicy. Nie ograniczam się tylko naturą, czasem robię też zdjęcia w swoim mieszkaniu.

120/ACTIVmag

Można stwierdzić, że to bardzo „nieprofesjonalne” mówić tak o pracy w studio. Osobiście uważasz, że tylko profesjonaliści są w stanie zrobić zdjęcia godne wykorzystywania, np. w gazecie lub reklamie? Wiem, nawet trochę mi smutno, że nie potrafię się przełamać i poświęcić więcej czasu na studio, ale chyba jestem zbyt niecierpliwa i lubię jak wszystko dzieję się od razu, szybko, rach ciach i już efekty! Widocznie jestem mało profesjonalna… [śmiech] Co do pytania, myślę, że w dzisiejszych czasach każdy kto ma talent i dobre oko jest godny tego by jego praca była gdzieś umieszczona. Super, że jest coraz więcej gazet, które stawiają na młodych fotografów i naprawdę ciekawe osoby mają szanse się wybić.


ACTIVmag/ 121


122/ACTIVmag


,

ACTIVmag/ 123


124/ACTIVmag


ACTIVmag/ 125


Reklama

126/ACTIVmag


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.