Magiczne Drzewo. Olbrzym. Nowe wydanie 2024

Page 1


– Trzeba zbudować szałas – powiedział Kuki. –Musi być solidny, bo nie wiadomo, jak długo będziemy tu mieszkać.

– Z czego go zrobimy? – spytał Blubek.

– Najlepiej z liści palmowych – powiedziała Gabi. – Widziałam w telewizji, jak przykrywają nimi nawet dachy domów.

Zaczęli oglądać palmy rosnące na wyspie. Były wysokie, a liście rosły na czubku.

– Nigdy w życiu tam nie wleziemy – mruknął

Blubek.

Wtedy Kuki podszedł do największego drzewa. Złapał pień i przygiął palmę do ziemi.

– Zrywajcie!

Blubek i Gabi oberwali kilkanaście liści. Kuki puścił pień. ŚWIST! Drzewo rozprostowało się tak gwałtownie, że odskoczyli wystraszeni.

– Niezła wyrzutnia – powiedział Blubek. – Można by kogoś posadzić na czubku i wystrzelić w kosmos. Na przykład Budynia.

– Bardzo śmieszne! – zawołał oburzony pies.

Szałas zbudowali na plaży, z kamieni i gałęzi. Na dachu ułożyli liście palmy, przywiązując je sznurami uplecionymi z długiej trawy.

Boki szałasu obsypali piaskiem. W obsypywaniu najlepszy był Budyń. Potrafił kopać jak mała zwariowana koparka.

– Całkiem fajny domek – pochwaliła Gabi, gdy skończyli budowę.

Weszli do środka. W szałasie było bardzo miło. Światło przechodziło przez liście i wszystko miało fajny zielony kolor. Przez drzwi było widać morze.

– Kto chce się wykąpać!? – zawołała Gabi.

Wszyscy chcieli poza Budyniem.

– Nie jestem żabą – powiedział z godnością kundelek, który nie znosił kąpieli.

Położył się na brzegu i patrzył na dzieci wbiegające do morza.

Woda w oceanie była ciepła, ale bardzo słona.

Musieli uważać, żeby nie dostała im się do oczu,

bo wtedy mocno szczypało. Między kamieniami pływały ryby o niesamowitych kolorach. Różowe, złote, zielone. Próbowali je łapać, ale wymyka-

ły im się z rąk i uciekały. Gabi zobaczyła wielką meduzę. Woleli jej nie dotykać, bo wiedzieli, że meduzy potrafią mocno parzyć.

Gabi pływała najlepiej z całej trójki. Kuki patrzył na nią z podziwem. Dziewczyna poruszała się w wodzie jak mała foka. Potrafiła też głęboko nurkować i wyławiała z dna muszle. Miały niezwykłe kształty i kolory.

– Zabiorę te muszle do domu – powiedziała Gabi.

– Ciekawe jak? – mruknął Blubek. – Nie wiadomo, czy w ogóle się stąd wydostaniemy.

Stracili humor. W czasie kąpieli przestali myśleć o zagrożeniu. O tym, że są tysiące kilometrów od domu. I że może nigdy tam nie wrócą. Teraz znów sobie o tym przypomnieli.

Z ponurymi minami wyszli z wody. Położyli się na rozgrzanym piasku i milczeli.

W końcu Gabi szepnęła:

– Kuki… A co będzie, jak żaden statek tu nie przypłynie? Co się wtedy z nami stanie?

– Nie wiem. Ale myślę, że coś będzie tędy płynęło. Tylko wiesz, taki statek może płynąć daleko od brzegu. Wtedy będziemy musieli dać im znak, że tu jesteśmy.

– Na przykład rozpalić ognisko.

– Tak. Powinniśmy przygotować drewno. Tam, na szczycie.

Blubkowi nie chciało się nigdzie chodzić, więc

Gabi i Kuki sami poszli na wzgórze.

Nazbierali dużo suchych gałęzi i ułożyli wielki stos.

– A jak je zapalimy, kiedy ten statek przypłynie? – spytała Gabi.

– Tak.

Kuki podniósł duży głaz i uderzył w drugi. Strzeliły iskry.

– Ale ty jesteś silny – powiedziała z podziwem Gabi.

– Chyba nawet za bardzo.

– A pamiętasz? Miałeś ćwiczyć.

– Co?

– No wiesz, delikatność. Żebyś panował nad swoją siłą.

– Ale jak mam to ćwiczyć?

Gabi podała mu wyłowioną muszelkę.

– Chwyć to, ale ostrożnie.

– Zniszczę ją.

– Postaraj się być delikatny.

Kuki chwycił muszelkę. Trzask. Muszla pękła na kawałki.

– Przepraszam – mruknął.

– Spróbuj jeszcze raz. Ale bądź delikatniejszy. Skup się.

Kuki złapał drugą muszlę. Starał się to zrobić najsłabiej, jak umiał. Chrup. Muszelka znowu pękła, ale tylko w jednym miejscu.

– Widzisz, już lepiej!

Gabi podała mu trzecią muszlę. Kuki złapał ją w dwa palce. Skoncentrował się, by zrobić to jak najdelikatniej. Nie pękła!

– Super! – ucieszyła się Gabi. – Już trochę kontrolujesz siłę.

W tej chwili muszelka trzasnęła i rozpadła się. Kuki patrzył bezradnie.

– Nie szkodzi – pocieszyła go Gabi. – Jak będziesz stale ćwiczyć, to zaczniesz panować nad siłą i…

Przerwał jej krzyk Blubka:

– Kuki! Gabi!

Obejrzeli się. Blubek i Budyń biegli do nich. Blubek machał i wrzeszczał.

– Chodźcie!!! Szybko!

Zbiegli ze wzgórza.

– On uciekł! – wysapał Blubek. – Ten potwór uciekł! Przerwał linę i odleciał…

Popędzili na plażę.

Przerażony Blubek opowiedział, co się stało:

– Poszedłem do autobusu, żeby znaleźć jakąś

konsolę do gry… I wtedy zobaczyłem, że tego potwora nie ma. Uwolnił się i zwiał. Widziałem, jak odlatywał!

Dobiegli do zatoki, w której stał autobus.

Ostrożnie wyjrzeli zza skał.

Wielkiego ptaka nie było. Na dachu autobusu zostały tylko poszarpane liny. Spojrzeli nerwowo w górę. Błękitne niebo było puste. Żadnych ptaków ani czarnych chmur.

– Może odleciał na zawsze? – szepnął Kuki.

– Nie. On wróci i nas dopadnie! – jęczał Blubek. – Mówiłem, żeby go rozwalić!

Pobiegli do szałasu. Gabi i Blubek starali się trzymać jak najbliżej Kukiego. Wiedzieli, że tylko on może ich obronić, gdy potwór zaatakuje.

Usiedli przed szałasem i z napięciem wpatrywali się w niebo. Wielki ptak się nie pojawiał.

Słońce zaszło i zapadł zmrok. Wyspa stała się ciemna i groźna. Nawet morze przestało łagodnie szumieć. Fale stały się większe i rozbijały się z hukiem o brzeg.

Ustalili, że będą trzymać wartę przez całą noc.

Zmieniać się będą co dwie godziny. Tym razem wartownik nie mógł usnąć! Byłoby to śmiertelnie niebezpieczne, bo ptak mógł ich zaatakować w czasie snu.

Pierwszy na warcie stanął pies Budyń. Pozostali skulili się w szałasie, ale nie mogli zasnąć. Najbardziej niespokojny był Kuki. Wiedział, że ciąży na nim największa odpowiedzialność. Tylko on mógł pokonać stalowego ptaka. Od niego zależy wszystko.

Mijały godziny pełne niepokoju. Każdy szelest powodował, że Kuki się zrywał i wybiegał z szałasu. Po dwóch godzinach przyszedł zmęczony Budyń i na warcie zastąpił go Blubek. Po nim miała stanąć na straży Gabi. Kuki miał najtrudniejszą wartę: od drugiej w nocy, kiedy człowiekowi najbardziej chce się spać.

Gabi i Kuki owinęli się kocami i położyli.

– Boisz się, Gabi?

– Nie. Ja wiem, że ty go pokonasz. – Dziewczyna przysunęła się blisko Kukiego i szepnęła: – Ja się tylko martwię, żeby on nie zrobił tobie czegoś złego. Ty jesteś silny, ale nie jesteś nieśmiertelny. Musisz być ostrożny.

– Dobrze.

W końcu oboje zasnęli. Budyń położył się w wejściu szałasu i też usnął, ale jedno ucho miał czujnie podniesione.

O północy wrócił zaspany Blubek. Potrząsnął Gabi. – Obudź się…

Wyrwana ze snu dziewczyna w pierwszej chwili nie rozumiała, czego od niej chce. W końcu sobie przypomniała. Teraz jej kolej, by stanąć na warcie.

Świecił księżyc. Jego światło odbijało się w morzu, które w nocy wyglądało ponuro i groźnie.

Gabi usiadła na kamieniu przed szałasem i wsłuchiwała się w nocne odgłosy. Co jakiś czas spoglądała w niebo, sprawdzając, czy nie nadlatuje wielki ptak. Czuła się okropnie samotna. Bała się, ale jeszcze bardziej chciało jej się spać. Oczy jej się kleiły, więc wstała i zaczęła chodzić dookoła szałasu. Nuciła po cichu jakąś piosenkę, bo dzięki temu bała się mniej. Po jakimś czasie zmęczyła się i znowu usiadła.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.