Awanturnicy i bohaterowie. Wojennym szlakiem polskiej „kompanii braci” – 1. Samodzielnej Kompanii

Page 1

DARIUSZ KALIŃSKI

AWANTURNICY I BOHATEROWIE

Wojennym szlakiem polskiej „kompanii braci” –

1. Samodzielnej Kompanii Commando

Znak HORYZONT

Kraków 2024

Projekt okładki

Marcin Słociński/ monikaimarci.com

Ilustracja na pierwszej stronie okładki

Polscy komandosi podczas ćwiczeń, domena publiczna

Ilustracja na stronie tytułowej

Atrybuty komandosa 2. Batalionu Komandosów Zmotoryzowanych: zielony beret, lina toggle-rope, siatka maskująca, sztylet FS, domena publiczna

Opieka redakcyjna

Krzysztof Chaba

Menadżer projektu

Marianna Starzyk

Opieka promocyjna

Maciej Pietrzyk

Wybór ilustracji

Krzysztof Chaba

Dariusz Kaliński

Adiustacja

Katarzyna Onderka

Korekta

Izabela Cisek

Indeks

Tomasz Babnis

Opracowanie ilustracji i łamanie

Dariusz Ziach

Copyright © by Dariusz Kaliński

© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2024

ISBN 978-83-240-8976-5

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Wydanie I, Kraków 2024. Printed in EU

Spis treści

Rozdział 1. Churchillowskie „kompanie braci” 11

Rozdział 2. W błocie Achnacarry 59

Rozdział 3. Afryka 127

Rozdział 4. Pierwsza krew polskich komandosów 147

Rozdział 5. Odcięta reduta 169

Rozdział 6. Garigliano 193

Rozdział 7. Upiorna forteca – Monte Cassino 227

Rozdział 8. Ankona 287

Rozdział 9. Ostatnia bitwa 329

Rozdział 10. W euforii zwycięstwa, w poczuciu klęski 387

Bibliografia 423

Przypisy 437

Indeks 463

Spis ilustracji 475

Rozdział 1

Churchillowskie „kompanie braci”

„Dziwna wojna” na Zachodzie, trwająca od upadku Polski jesienią 1939 roku, skończyła się gwałtownie i brutalnie o świcie 9 kwietnia 1940 roku wraz z uderzeniem III Rzeszy bez wypowiedzenia wojny na Danię i Norwegię. Do tego czasu, kiedy po rozpoczętej 7 września 1939 roku ograniczonej ofensywie francuskiej pod Saarbrücken 19 października Francuzi, po lokalnych natarciach Wehrmachtu, ponownie opuścili teren Niemiec, nie doszło do żadnych działań bojowych na większą skalę. Armia francuska i wspierający ją Brytyjski Korpus Ekspedycyjny poczęły w bezczynności i bezruchu „gnić na pozycjach”, jak raczyli trafnie zauważyć niektórzy żołnierze, ufne w potęgę betonowych umocnień Linii Maginota. Zdecydowanie większą dynamiką cechowały się wówczas działania na morzu, gdzie obie walczące strony poniosły dość duże straty w okrętach i statkach. Natomiast przeciętny londyńczyk czy paryżanin miał większą szansę stracić życie na zaciemnionej ulicy pod kołami auta niż od niemieckiej bomby czy kuli1.

Przetransportowane drogą morską w ramach operacji „Weserübung” niemieckie oddziały desantowe wylądowały w sześciu punktach norweskiego wybrzeża. Zajęte przez jednostki powietrznodesantowe lotniska koło Stavangeru i Oslo stały się dogodnym miejscem do przerzutu wojsk i zaopatrzenia z kraju. Całość sił wspierana była przez 800 samolotów bojowych Luftwaffe. Dania została błyskawicznie opanowana przez oddziały zmotoryzowane operujące wzdłuż Półwyspu Jutlandzkiego oraz desantujące się od strony morza i z powietrza. W oficjalnych notach wystosowanych do rządów w Oslo i Kopenhadze, przekazanych przez Berlin na krótko przed rozpoczęciem działań, oznajmiono cynicznie, że inwazja jest niezbędna dla zachowania

neutralności obu państw przed planowaną w najbliższym czasie interwencją aliantów2. W wypadku odmowy wszelki opór miał zostać

zdławiony. Niemcom w rzeczywistości chodziło głównie o poprawienie swojej sytuacji geostrategicznej poprzez zabezpieczenie dostaw szwedzkiej rudy żelaza przechodzącej przez położony na północy Norwegii port w Narwiku, a także uzyskanie dogodnych baz morskich i lotniczych dla Kriegsmarine i Luftwaffe, z których mogłyby nękać brytyjską flotę i samo terytorium Wielkiej Brytanii.

W odpowiedzi na żądania Berlina król Danii Christian X wydał rozkaz zaniechania walki, uznając, że wszelki czynny opór byłby bezcelowy. Norwegowie natomiast odważnie zdecydowali się na zbrojną obronę. Król Haakon VII, rodzony brat duńskiego monarchy, został ewakuowany wraz z rządem ze stolicy i zarządził mobilizację.

Samodzielne kompanie

14 kwietnia rozpoczęło się lądowanie wojsk brytyjskich i francuskich pod Narwikiem, Namsos i Åndalsnes w celu wzmocnienia norweskich sił zbrojnych, stawiających zaciekły opór napastnikom. Alianci już wcześniej, planując zaminowanie norweskich wód terytorialnych, co stanowiło jawne pogwałcenie suwerenności Norwegii, przygotowali odpowiednie siły desantowe, liczyli się bowiem z niemiecką reakcją na to posunięcie3. Wśród oddziałów lądujących nieco ponad dwa tygodnie później w niewielkich rybackich portach Bodø i Mo znalazło się pięć tzw. Independent Companies – samodzielnych kompanii. Były to jednostki przeznaczone do prowadzenia działań dywersyjnych, które miały wspierać w polu regularną armię.

Powstanie Independent Companies było pokłosiem działalności 42-letniego majora Johna C.F. Hollanda. Ten niewysoki, ale krzepki, przedwcześnie wyłysiały, nałogowy palacz o nadzwyczaj porywczym charakterze w 1938 roku dostał przydział do War Office, gdzie został szefem sekcji oznaczonej jako Military Intelligence Research i zajmował się tam zagadnieniami dotyczącymi działań nieregularnych. Holland, weteran Wielkiej Wojny, zetknął się z tego typu akcjami podczas walk z „lotnymi kolumnami” Irlandzkiej Armii Republikańskiej

12 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

(IRA) w czasie irlandzkiej wojny o niepodległość na początku lat 20. i został wówczas ciężko ranny. Jako ciekawostkę trzeba dodać, że asystentką majora Hollanda była Joan Bright, kobieta, którą uznaje się za jeden z pierwowzorów słynnej Miss Moneypenny z powieści i filmów o Jamesie Bondzie.

W czerwcu 1939 roku Holland opracował raport, w którym wskazywał na możliwość utworzenia specjalnych oddziałów partyzanckich. Jego założenia wcielił w życie w kwietniu 1940 roku, tworząc dziesięć samodzielnych kompanii. Do formacji tych rekrutowano ochotników z poszczególnych dywizji Armii Terytorialnej. Każda z kompanii liczyła 21 oficerów oraz 268 podoficerów i żołnierzy o różnych specjalnościach: m.in. saperów, łącznościowców i medyków. Ich podstawowym uzbrojeniem była wyłącznie broń lekka: karabiny piechoty Lee-Enfield No 4 i erkaemy Bren.

Dowódcą Independent Companies mianowany został szczupły i dystyngowany 44-letni pułkownik Colin McVean Gubbins. Urodzony w Japonii w rodzinie dyplomatów, bohater bitwy nad Sommą, inteligentny i oczytany, Gubbins z działaniami nieregularnymi zetknął się już w 1919 roku, gdy jako oficer sztabowy Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego wylądował w Murmańsku i wspierał Białych Rosjan w wojnie z komunistami. Kilka miesięcy później, podobnie jak Holland, znalazł się w Irlandii, gdzie służył do września 1922 roku. W obu tych konfliktach ogromne wrażenie zrobiły na nim szybkie i zaskakujące ataki oraz jeszcze szybsze odwroty w wykonaniu przeciwników. Po powrocie z Irlandii Gubbins przez kilka kolejnych lat pełnił służbę w Indiach, perle w koronie brytyjskiego imperium.

Na krótko przed wybuchem wojny Colin Gubbins wydał broszurę dotyczącą taktyki partyzanckiej, według której trzy podstawowe zasady powodzenia takich działań to: charyzmatyczne przywództwo, poparcie miejscowej ludności i pistolet maszynowy. Gubbins lobbował wśród brytyjskiego establishmentu wojskowego, aby zgłębiać i stosować w praktyce taktykę partyzancką. W 1939 roku znalazł się w składzie Brytyjskiej Misji Wojskowej w Polsce, kierowanej przez generała majora Adriana Cartona de Wiarta i wraz z nią i polskimi władzami przeszedł granicę rumuńską po agresji Sowietów 17 września. W Norwegii pułkownik Colin Gubbins osobiście poprowadził do

13 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

walki połowę swoich samodzielnych kompanii, zbiorczo określanych jako Scissorforce, podczas gdy reszta nadal szkoliła się w okolicach Glasgow w Szkocji.

Niestety kompanie, w których szeregach znajdowało się dwudziestu specjalnie ściągniętych z Indii speców od walki w górach oraz znany podróżnik i dziennikarz Peter Fleming, brat Iana Fleminga –twórcy agenta Jamesa Bonda, nie wykonywały zadań, jakie im miano przydzielić zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Zamiast kąsać wroga z zaskoczenia, osłabiając jego morale i zmuszając do nieustannej czujności, oraz paraliżować szlaki zaopatrzeniowe, czemu znakomicie sprzyjał górzysty teren, pełen gęstych lasów, głębokich fiordów i rwących rzek, czy organizować lokalny ruch oporu, oddziały te z powodu szczupłości sił brytyjskich zmuszone były walczyć jak zwykła piechota, broniąc wraz z innymi brytyjskimi i norweskimi oddziałami Bodø, Mo i Mosjøen przed zaciekłymi atakami niemieckich strzelców górskich, które szły z południa na odsiecz siłom generała porucznika Eduarda Dietla uwikłanym w ciężkie walki w rejonie Narwiku.

Co gorsza, kompanie miały niewiele czasu na integrację oraz zgranie żołnierzy i choć dysponowały podstawowym ekwipunkiem przeznaczonym do walki w górach: rakietami śnieżnymi, wysokimi butami czy ocieplanymi płaszczami, to pozbawione były własnych środków transportu do przewożenia zaopatrzenia i amunicji oraz brakowało im przeszkolenia niezbędnego do walki w warunkach arktycznych, a w takich przyszło im działać na północy Norwegii. Do tego rozrzucono je na trzystukilometrowym odcinku norweskiego wybrzeża.

Nawiasem mówiąc, kampania norweska nie była popisem sprawności brytyjskiej armii. Najlepsze jej jednostki były wówczas rozmieszczone we Francji. Tymczasem w Norwegii zdezorientowanym poddanym króla Jerzego VI często brakowało map, ciężarówek, broni przeciwlotniczej i aparatury radiowej, a dowódcy, poznając teren walk, posiłkowali się popularnymi turystycznymi przewodnikami Baedekera. Jeden z oficerów norweskiej armii meldował przełożonym, że brytyjscy żołnierze przede wszystkim sprawiali wrażenie: „bardzo młodych mężczyzn, którzy zdawali się pochodzić z londyńskich slumsów. Interesowali się głównie zamieszkałymi w Romsdal kobietami i masowo brali udział w rabowaniu sklepów oraz domów mieszkalnych”4.

14 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

Samodzielne kompanie wraz z resztą sił brytyjskich zostały ewakuowane ze Skandynawii do kraju na początku czerwca 1940 roku. Wpływ na tę decyzję, mimo niewątpliwego sukcesu odniesionego przez siły alianckie w postaci zdobycia Narwiku, miały dramatyczne wydarzenia, które wówczas rozgrywały się we Francji. Jeśli bowiem

opinia publiczna nad Tamizą zareagowała ogromnym oburzeniem na ewakuację sojuszniczego korpusu ekspedycyjnego z Norwegii, której wojska 10 czerwca ostatecznie skapitulowały, to wkrótce miał ją czekać prawdziwy wstrząs. k atastrofa we Francji

W czwartkowy wieczór 9 maja 1940 roku oddziały niemieckie rozlokowane przy granicach z Holandią, Belgią, Luksemburgiem i Francją otrzymały hasło „Danzig”, które postawiło je w stan bojowej gotowości do dokonania agresji na te kraje w ramach zakrojonej na szeroką skalę i przygotowanej z dużym rozmachem ofensywy oznaczonej kryptonimem „Fall Gelb”. Przywódca III Rzeszy Adolf Hitler podążał w tym czasie specjalnym pociągiem „Amerika”, stanowiącym jego ruchomą kwaterę dowodzenia, w kierunku granicy belgijskiej, by być bliżej frontu. Niemiecki Führer planował uderzenie na zachód tuż po pokonaniu Polski, co wyperswadowali mu generałowie, argumentując, że należy uzupełnić zapasy i surowce strategiczne oraz przeczekać okres kiepskiej jesiennej pogody, która z pewnością unieruchomiłaby czołgi w błocie i uziemiła samoloty Luftwaffe na lotniskach. Teraz, wiosną, w początkach maja, prognozy meteorologiczne były znakomite.

Następnego dnia przed świtem niemieckie wojska lądowe i lotnictwo zaatakowały Belgię, Holandię i Luksemburg. Ta zaskakująca napaść na neutralne państwa poprzedzona została desantem elitarnej grupy spadochroniarzy i oddziałów szybowcowych, zrzuconych na tyłach umocnień holenderskich i belgijskich. Żołnierze niemieccy opanowali tam najważniejsze strategiczne punkty takie jak mosty oraz niezwykle istotny dla dalszego przebiegu walk belgijski fort Eben-Emael, położony na północ od Liège i broniący przepraw na Mozie

15 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

i Kanale Alberta. Luftwaffe dokonywała w tym czasie zmasowanych nalotów na obiekty militarne i gospodarcze. Na lotniskach zostało zniszczonych wiele alianckich samolotów.

Najistotniejszym punktem niemieckiego uderzenia był jednak brawurowy, ale i dość ryzykowny, atak siłami pancernymi na Francję przez górzysty, zalesiony teren Ardenów na styku granic Belgii, Francji i Luksemburga, który były uznawany za niedostępny dla czołgów. To mylne przeświadczenie spowodowało, że alianckie dowództwo, nie spodziewając się tam natarcia, pozostawiło jedynie słabe oddziały rezerwowe do obrony. Zaskoczenie przeciwnika i uzyskanie sukcesu w Ardenach pozwalało Niemcom obejść zarówno Linię Maginota, jak i siły aliantów broniące się przy granicy belgijskiej.

W czasie gdy do Londynu docierały zatrważające wieści z kontynentu, król Jerzy VI powierzył misję utworzenia nowego rządu dotychczasowemu pierwszemu lordowi Admiralicji5 i członkowi Partii

Konserwatywnej, 65-letniemu Winstonowi Spencerowi Churchillowi. Zmiana ta była skutkiem wotum nieufności, jakie dwa dni wcześniej

otrzymał od Izby Gmin urzędujący premier Arthur Neville Chamberlain. Mający za sobą już 40 lat burzliwej kariery politycznej, nienawidzący nazistów i mimo swojego wieku prawdziwy tytan pracy i intelektu, wojowniczo nastawiony Churchill zdecydowanie sprzeciwiał się uprawianej przez poprzednika ugodowej polityce ustępstw wobec Berlina i Rzymu – tzw. appeasementu. W swym inauguracyjnym przemówieniu, wygłoszonym 13 maja przed Izbą Gmin, ten znakomity orator powiedział m.in.:

Nie mam do zaoferowania nic więcej jak tylko krew, znój, pot i łzy. Staje przed nami zadanie najcięższego rodzaju. Mamy przed sobą wiele, bardzo wiele miesięcy walki i cierpienia. Zapytacie: co jest naszą polityką? Odpowiem: Naszą polityką jest prowadzenie wojny, na morzu, na lądzie i w powietrzu, z całą mocą i całą siłą, której może udzielić nam Bóg; prowadzenie wojny przeciw niebywałej tyranii, która pozostaje nieprześcigniona w ponurym, przygnębiającym katalogu ludzkich zbrodni… Spytacie: co jest naszym celem? Mogę odpowiedzieć jednym słowem: zwycięstwo – zwycięstwo za wszelką cenę, zwycięstwo mimo wszelkiej

16 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

trwogi. Zwycięstwo niezależnie od tego, jak długa i trudna będzie

prowadząca do niego droga…6

Podczas gdy nad Tamizą trwało przemeblowanie na szczytach władzy, opór wojsk holenderskich słabł z każdą godziną, a niemieckie kolumny pancerne błyskawicznie parły w głąb kraju. Po pięciu dniach walki przed południem 15 maja holenderskie siły zbrojne się poddały. Kapitulację przyspieszył terrorystyczny nalot bombowców Luftwaffe na Rotterdam, przeprowadzony 14 maja, podczas którego 97 ton bomb obróciło zabytkowe centrum miasta w gruzy i zabiło 814 cywilnych mieszkańców. Królowa Wilhelmina wraz z rządem udała się na pokładzie niszczyciela Royal Navy do Wielkiej Brytanii.

Większy opór stawiła agresorom armia belgijska, która ponadto mogła liczyć na wsparcie oddziałów alianckich. Jednak niemieckim siłom pancernym udało się przejść przez Ardeny, 13 maja sforsować Mozę i przełamać front między Namur i Sedanem, rozbijając tam jedną z francuskich armii, której część zdemoralizowanych żołnierzy po prostu rozeszła się do domów. Kolumny pancerne parły na zachód, a w powstały w ten sposób wyłom wlewały się masy niemieckiej piechoty. 19 maja niemieckie czołgi osiągnęły rzekę Sommę pod Amiens.

Naczelny dowódca armii francuskiej, subtelny i dystyngowany 68-letni generał Maurice Gustave Gamelin, weteran poprzedniej wojny, wyrafinowany miłośnik filozofii i sztuki, jednak w swoim wojennym rzemiośle tkwiący głęboko w doktrynie „wojny okopowej” i hołdujący koncepcjom obrony statycznej, został zdymisjonowany i zastąpiony starszym o pięć lat generałem Maximem Weygandem, dotychczasowym dowódcą armii Lewantu w Syrii i Libanie. Sytuacja na froncie była już jednak dramatyczna i zmiana ta, dokonana dość niefortunnie w szczytowym momencie walk, nie na wiele się zdała.

Dunkierka

We wtorek 21 maja niemieckie oddziały pancerne wyszły na brzeg Cieśniny Kaletańskiej pod Abbeville, rozcinając siły aliantów na dwie części i zamykając pierścień okrążenia wokół północnej grupy wojsk

17 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

francuskich i Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego. Próby przecięcia

niemieckiego korytarza pancernego pod Arras i Cambrai nie dały rezultatu i okrążone wojska rozpoczęły ewakuację do Wielkiej Brytanii przez jedyny port w tym rejonie – Dunkierkę – nazwany teraz „portem ostatniej szansy”. Niemcy bowiem nieoczekiwanie wstrzymali swoje kolumny pancerne na 15 kilometrów przed miastem, gdy wydawało się, że lada chwila zostanie ono zajęte. W międzyczasie

28 maja król Belgii Leopold III podpisał akt bezwarunkowej kapitulacji7. Wojska belgijskie były w rozpaczliwym położeniu, a poddając się, odsłoniły skrzydło Brytyjczyków. 31 maja skapitulowały dwa korpusy francuskie otoczone pod Lille.

Tymczasem Brytyjczycy, pragnąc uratować własne wojska, wysłali ze swoich portów przez Cieśninę Kaletańską w kierunku Dunkierki dosłownie wszystkie jednostki pływające, które tylko mogły utrzymać się na wodzie, łącznie z setkami cywilnych sportowych jachtów, kutrów rybackich, wszelkiego rodzaju barek, promów czy nawet łodzi ratunkowych. Do 4 czerwca w ramach bezprecedensowej operacji „Dynamo”, pod gradem bomb Luftwaffe, udało im się w ten sposób uratować 337 tys. ludzi, w tym 225 tys. własnych żołnierzy i 112 tys. Francuzów, Belgów i Holendrów. Na plażach pozostał jednak cały ciężki sprzęt: czołgi i samochody pancerne, artyleria, a także amunicja i paliwo8. W tej fazie działań cała armia francuska utraciła już około połowy swoich sił. W następnych dniach flota sprzymierzonych ewakuowała również oddziały brytyjskie, polskie, francuskie i czeskie z portów atlantyckich zachodniej Francji. Tym sposobem uratowano jeszcze nieco ponad 190 tys. żołnierzy9.

5 czerwca 1940 roku rozpoczęła się druga faza kampanii, w której Niemcy w ramach planu „Fall Rot” nacierając szerokim frontem na południe, przełamali szereg francuskich linii obrony usytuowanych nad rzekami Sommą, Sekwaną, Marną i wyszli na zaplecze Linii Maginota.

Korzystając z okazji, 10 czerwca przywódca faszystowskich Włoch Benito Mussolini z balkonu Pałacu Weneckiego w Rzymie ogłosił przystąpienie swojego kraju do wojny po stronie sojuszniczych Niemiec. Pyszałkowaty Duce, który chętnie widział siebie jako ucieleśnienie dwudziestowiecznego Cezara, od dawna planował i powoli

18 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

wdrażał nowy podział terytoriów i stref wpływów w basenie Morza Śródziemnego i Afryce.

Dla Francji taka sytuacja nosiła już znamiona totalnej i nieodwracalnej klęski, choć działania ofensywne Włochów były bardzo niemrawe i cztery francuskie dywizje bez większych trudności powstrzymały 28 dywizji drugiego agresora. Natomiast Niemcy sforsowali Sekwanę na wschód od Paryża. Francuskie dowództwo wykorzystało wszystkie swoje odwody, armie nieustannie cofały się, a ich żołnierze masowo porzucali broń, więc nie było już mowy o stworzeniu ciągłego frontu. Paryż został ogłoszony miastem otwartym i 14 czerwca, po zaledwie 35 dniach od rozpoczęcia kampanii, wkroczyły do niego oddziały niemieckie. Dwa dni później rząd premiera Paula Reynauda podał się do dymisji, a na czele ostatniego rządu Trzeciej Republiki Francuskiej stanął sędziwy marszałek Philippe Pétain, legendarny zwycięzca spod Verdun, który 17 czerwca z „ciężkim sercem” zwrócił się do przeciwnika o zawieszenie broni. Jego kapitulanckie przemówienie radiowe do rodaków zupełnie złamało morale żołnierzy.

Zawieszenie broni podpisano z Niemcami 22 czerwca wieczorem w salonce kolejowej wystawionej w lasku Compiègne 80 kilometrów na północny wschód od Paryża, tej samej, w której w 1918 roku pokonani przedstawiciele kajzerowskich Niemiec podpisywali upokarzający rozejm. Tym razem zwycięzcy i pokonani zamienili się rolami 10 . Dwa dni później podpisane zostało zawieszenie broni z Włochami. Armia francuska została zdemobilizowana i zredukowana do 100 tys. żołnierzy, kraj podzielono na dwie strefy: okupowaną z Paryżem, obejmującą północ kraju oraz wybrzeże Atlantyku i tzw. Wolną, w środkowej i południowej części Francji, z rządem Pétaina w Vichy, znanym uzdrowisku w departamencie Allier. Stary porządek europejski skończył się definitywnie.

Wielka Brytania pozostała zupełnie osamotniona w wojnie z triumfującymi Niemcami. Wyspiarze znaleźli się wówczas w najtrudniejszym momencie swojej historii od czasu najazdu Normanów w 1066 roku. W wygłoszonym 4 czerwca 1940 roku w Izbie

Gmin słynnym przemówieniu, zagrzewając swoich krajanów do walki, Winston Churchill przestrzegał, żeby nie popadać w zbytnią euforię w wyniku udanej ewakuacji wojsk z Dunkierki oraz nie postrzegać

19 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

jej w kategoriach zwycięstwa, bowiem „wojen nie wygrywa się ewakuacjami”. Premier, wznosząc się na wyżyny swego krasomówstwa, mężnie zapewniał parlamentarzystów:

Będziemy walczyć do samego końca, będziemy walczyć we Francji, będziemy walczyć na morzach i oceanach, będziemy walczyć z coraz większą pewnością siebie i coraz większą siłą w powietrzu, będziemy bronić naszej wyspy, bez względu na koszty, będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na przyczółkach, będziemy walczyć na polach i na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach; nigdy się nie poddamy11.

Ponoć jednak, kiedy chwilę później Churchill usiadł po tym przemówieniu, z sarkazmem wyszeptał do sąsiada słowa, które już nie były przeznaczone dla szerszego audytorium: „Tylko nie wiem, czym będziemy walczyć. W najgorszym razie będziemy ich walić po łbach butelkami, pustymi naturalnie”12.

Bez względu na te oficjalne buńczuczne zapowiedzi premiera Wielkiej Brytanii znajdujący się u szczytu powodzenia Niemcy w dniach 30 czerwca–4 lipca 1940 roku przeprowadzili operację „Grüne Pfeil” i zajęli praktycznie bez żadnego oporu brytyjski archipelag na kanale La Manche, wyspy Jersey, Guernsey, Alderney, Sark, Herm i kilka innych małych skrawków lądu położonych w północnej części Zatoki St. Malo, 15–25 kilometrów od wybrzeża Francji. Londyn, nie mając wystarczających środków, by pokusić się o obronę wysp, zrobił krok bezprecedensowy i ogłosił je strefą zdemilitaryzowaną, co oznaczało rezygnację z oporu i było faktycznym przyzwoleniem na okupację. W ten sposób wysepki stały się jedyną częścią terytorium Wielkiej Brytanii, nad którym do końca wojny łopotał sztandar nazistowskich Niemiec.

Pod wpływem doniesień z kontynentu na macierzystej wyspie panowała w tym czasie prawdziwa psychoza niemieckich spadochroniarzy i rychło spodziewanej inwazji wroga. Tysiące nobliwych weteranów poprzednich wojen, w których uczestniczyło brytyjskie imperium, na spotkaniach towarzyskich w szacownych londyńskich

20 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

klubach, zadymionych pubach czy rozmaitych kołach dyskusyjnych uznało w patriotycznym uniesieniu, że nadeszła najwyższa pora odkurzyć stary mundur i stanąć do obrony ojczyzny. Do redakcji głównych opiniotwórczych gazet i posłów w Izbie Gmin napłynęło mnóstwo listów w tej sprawie. W ten sposób, gdy na kontynencie armie sprzymierzonych chwiały się pod wpływem druzgocących uderzeń wojsk niemieckich, w Anglii zawiązywały się zręby Home Guard 13, ochotniczej samoobrony terytorialnej. W czerwcu 1940 roku liczebność formacji wynosiła już półtora miliona mężczyzn w wieku 17–65 lat. Ich poziom wyszkolenia nie był nadzwyczajny, wyposażenie w broń także nie najlepsze i powszechne było stosowanie różnego rodzaju egzotycznego oręża w postaci staroświeckich strzelb myśliwskich, motyk, kijów golfowych czy domowej roboty wyrzutni granatów i miotaczy min skonstruowanych z rur kanalizacyjnych, jednakże morale członków Home Guard, bezdyskusyjny zapał i poświęcenie dla służby były nieodmiennie ogromne. „Ślad niemieckich trupów”

Zgodnie z zapowiedzią premiera Brytyjczycy poczynili również pierwsze kroki w sprawie przeniesienia działań do okupowanej Francji. Jeszcze trwała operacja ewakuacyjna w Dunkierce, gdy sekcja Military Intelligence Research, kierowana przez awansowanego do stopnia pułkownika Johna Hollanda, zorganizowała pierwszy rajd na francuskie wybrzeże. W nocy z niedzieli na poniedziałek 2 na 3 czerwca trzech brytyjskich oficerów, przetransportowanych przez niewielki trawler należący do Royal Navy, wylądowało między Boulogne-sur-Mer a Étaples i podpaliło 200 tys. ton paliwa w Harfleur. Po kilku dniach dywersanci szczęśliwe powrócili na Wyspy.

Winston Churchill, znany ze słabości do różnego rodzaju niekonwencjonalnych sposobów prowadzenia wojny, którego zawsze fascynowało zagadnienie morskich operacji desantowych14, żądał od wojskowych podjęcia bardziej agresywnych działań na terenach okupowanych przez III Rzeszę i odzyskania utraconej na kontynencie inicjatywy. W przeddzień słynnej mowy w parlamencie napisał list

21 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

do swego szefa sztabu15 generała Hastingsa „Puga” Ismaya, w którym

wskazywał:

Utrzymanie jak największej ilości niemieckich żołnierzy rozproszonych wzdłuż wybrzeży podbitych przez Hitlera krajów jest sprawą najwyższej wagi. Powinniśmy natychmiast zacząć organizować grupy rajdowe do przeprowadzenia ataków na te wybrzeża, gdzie ludność jest do nas pozytywnie nastawiona. Siły te mogłyby składać się z niezależnych, dobrze wyposażonych jednostek liczących po 1000 żołnierzy, a wszystkie razem powinny składać się z nie mniej niż 10 000 ludzi16.

Dalej premier naciskał:

Należy przygotować operacje specjalne wyszkolonych jednostek uderzeniowych, które mogą zaprowadzić rządy terroru przede wszystkim w ramach działań podjazdowych. Oczekuję, że Szef Sztabu przedstawi mi propozycje środków na prowadzenie energicznych i nieprzerwanych działań ofensywnych przeciwko całej linii brzegowej okupowanej przez Niemców, które pozostawią za sobą ślad niemieckich trupów17.

Churchill, oprócz korzyści natury militarnej, poprzez udane akcje na nieprzyjacielskim wybrzeżu miał również nadzieję podnieść w szeregach sił zbrojnych oraz w obywatelach Królestwa morale, które mocno podupadło po katastrofie we Francji. Takie siły mogłyby pełnić również funkcję swoistej „straży pożarnej”, która błyskawicznie reagowałaby na zagrożonych przez niemiecki desant brytyjskich plażach. W opublikowanych po wojnie wspomnieniach Churchill napisał, że marzyło mu się:

[…] przynajmniej 20 tysięcy ludzi w oddziałach szturmowych, czy też oddziałach „Lampartów” (ewentualnie nazwanych „Komandosami”) utworzonych z istniejących jednostek, gotowych skoczyć do gardła wszelkim małym grupom lądującym z morza

czy z powietrza. Ci oficerowie i żołnierze powinni być uzbrojeni

22 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

w najnowszy sprzęt, pistolety maszynowe, granaty etc., oraz mieć

ułatwiony dostęp do motocykli i samochodów pancernych18.

Na spotkaniu 6 czerwca Połączony Komitet Szefów Sztabów wcielił pomysły premiera w życie i przygotowano plan zorganizowania specjalnych „kompanii uderzeniowych”, działających wedle taktyki „zabijaj i znikaj”, jak postulował Churchill. Ich liczebność miała wynosić około 5 tys. żołnierzy. Ponadto zainicjowano powstanie tajnej organizacji do prowadzenia wywiadu, sabotażu i operacji wywrotowych w okupowanej Europie oraz pobudzania ludności podbitych państw do stawiania oporu poprzez aktywne działania partyzanckie –w ten sposób położono podwaliny pod przyszłą Special Operations Executive – w skrócie SOE.

Z propozycjami Churchilla w sprawie utworzenia oddziałów szturmowych szef Imperialnego Sztabu Generalnego generał John Dill zapoznał swojego adiutanta, 41-letniego podpułkownika Dudleya Clarka 19. Clark pochodził z Afryki Południowej i urodził się w Johannesburgu w tym samym roku, w którym rozpoczęła się druga wojna burska – 1899. Choć jego rodzina opuściła kontynent afrykański przed zakończeniem konfliktu, Clark z pewnością był zainspirowany rodzinnymi opowieściami z wojny. Niewielkie, ruchliwe oddziały Burów – głównie białych potomków holenderskich kolonistów20, świetnych strzelców wytrzymałych na trudy fizyczne i psychiczne, doskonale znających lokalny teren i potrafiących wykorzystać jego walory – zwane commando, prowadząc podjazdową wojnę partyzancką, dały wtedy srogą lekcję pokory brytyjskiej armii.

Ziarno, które zasiał Churchill, padło na podatny grunt, tym bardziej że w dwudziestoleciu międzywojennym Clark walczył w Iraku i Palestynie przeciwko lokalnej ludności, która sprzeciwiała się brytyjskiemu panowaniu na Bliskim Wschodzie i również prowadziła działania partyzanckie. Podpułkownik zapalił się do tej idei i zaproponował, aby w podobny sposób działały lekko uzbrojone „kompanie uderzeniowe”. Dostarczone z baz w Anglii na pokładach niewielkich, szybkich okrętów, prowadziłyby trwające najwyżej 48 godzin rajdy nękające na nieprzyjacielskie terytorium i po wykonaniu zadania wracały do siebie. Clark wnioskował też, by owe oddziały nazwać

23 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

Commando, a ich członków Commandos21, na wzór oddziałów burskich22. Premier Winston Churchill, sam uczestnik wojny burskiej, w której brał udział jako korespondent wojenny i nawet został ranny oraz trafił do niewoli, bez zwłoki zaaprobował propozycję podpułkownika i zobowiązał go do przeprowadzenia w jak najkrótszym czasie rajdu na drugą stronę kanału La Manche.

Jeszcze tego samego dnia, po południu 6 czerwca, w Ministerstwie Wojny powstała Sekcja 9 pod kierownictwem generała majora Richarda Henry’ego Dewinga, dyrektora Operacji Wojskowych i Planowania. Dewing opracował memorandum podsumowujące ideę komandosów. Według założeń żołnierze tych jednostek mieli być ochotnikami i szkolić się do prowadzenia nieregularnych działań bojowych w różnorakich warunkach terenowych w oderwaniu od baz zaopatrzeniowych. Co do wielkości oddziału, Dewing sugerował, aby Commando składało się z 10 kompanii po 50 ludzi każda. Na ich bazie miano tworzyć wyspecjalizowane oddziały dowolnej wielkości, zdolne do zrealizowania każdego typu zadania w różnych częściach świata.

Przyszli komandosi musieli więc być żołnierzami wszechstronnie przeszkolonymi oraz z racji charakteru wykonywanych zadań odpowiednio zmotywowanymi, o dużej inicjatywie bojowej i umyśle otwartym na różne niekonwencjonalne posunięcia w walce z nieprzyjacielem. Zgodnie z wnioskiem Churchilla nowo powstały rodzaj wojsk ochrzczono mianem sił specjalnych – Special Forces.

Chlubne tradycje desantowe

Wielka Brytania, jak na mocarstwo morskie przystało, miała już wówczas niezwykle bogate tradycje, jeśli chodzi o wykorzystanie oddziałów piechoty lądujących z jednostek pływających na nieprzyjacielskim brzegu. W 1664 roku pojawiła się formacja desantowa, protoplasta współczesnej Royal Marines23 – czyli Królewskiej Piechoty Morskiej. Największym chyba sukcesem Marines w tamtych czasach było zdobycie hiszpańskiego Gibraltaru w sierpniu 1704 roku – jednego z najbardziej strategicznych punktów świata, nad którym brytyjska flaga powiewa po dziś dzień.

24 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

W czasach nam bliższych, podczas Wielkiej Wojny, brytyjscy

Royal Marines odznaczyli się podczas feralnego desantu pod Gallipoli w 1915 roku. W swojej najsłynniejszej akcji tamtego konfliktu, 23 kwietnia 1918 roku, w Dzień św. Jerzego będący narodowym świętem Anglii, 4. Batalion Royal Marines wsparty złożoną z trzech kompanii marynarzy Grupą Szturmową Marynarki, przeprowadził operację, która świetnie wpisywałaby się w akcje komandosów z kolejnej wojny. Tego dnia królewscy piechurzy morscy wylądowali na silnie bronionym falochronie portu Zeebrugge w okupowanej przez armię kajzera belgijskiej Flandrii, gdzie w betonowych schronach stacjonowała flotylla niemieckich okrętów podwodnych. Za cenę potwornych strat brytyjscy żołnierze umożliwili trzem starym krążownikom zablokowanie kanału portowego, który był drogą dla U-Bootów, dławiących w śmiertelnym uścisku morskie szlaki komunikacyjne do Wielkiej Brytanii.

Równolegle podobna akcja została przeprowadzona w niedalekiej Ostendzie. Zarówno ten port, jak i Zeebrugge połączone były zaopatrzonymi w śluzy kanałami z Brugią, śródlądowym portem, gdzie również znajdowała się baza U-Bootów oraz infrastruktura remontowa okrętów. W Ostendzie jednak nie udało się zablokować kanału żeglugowego. Niemcy przesunęli bowiem boję znakującą tor wodny prowadzący do kanału, w wyniku czego dwa blokujące krążowniki znalazły się w niewłaściwym miejscu i osiadły na mieliźnie.

Inicjatorem i dowódcą tego śmiałego ataku był wówczas 46-letni wiceadmirał Roger Keyes, urodzony w Indiach „edwardiański dżentelmen-poszukiwacz przygód”. Keyes był inteligentnym, energicznym człowiekiem o nieortodoksyjnym sposobie myślenia, ryzykantem i nonkonformistą. W początkowym okresie swej kariery w marynarce uczestniczył w różnych lokalnych konfliktach brytyjskiego imperium. Z chwilą wybuchu Wielkiej Wojny był dowódcą wszystkich okrętów podwodnych Royal Navy operujących w rejonie Morza Północnego. W okresie ataku na Zeebrugge dowodził tzw. Patrolem Dover, którego zadaniem było zamknięcie dla nieprzyjaciela przejścia przez najwęższą część kanału La Manche. Ogółem do przeprowadzenia tej złożonej operacji wyznaczono 165 jednostek pływających z blisko 10 tys. ludzi na pokładach.

25 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”

Odpowiednich żołnierzy do tej straceńczej misji wybrano jedynie spośród ochotników – ludzi, którzy byli dostatecznie sprawni fizycznie i waleczni, jak również oficerów wyróżniających się specjalnie predyspozycjami dowódczymi. Zaaplikowano im czteromiesięczny ściśle tajny trening, m.in. z użyciem uproszczonej makiety obiektu ataku, co było wówczas istotnym novum w szkoleniu, nie informując jednak o rzeczywistym celu. Co ciekawe, nie wiedział tego nawet sam król Jerzy V, wizytujący pododdziały w marcu 1918 roku. Żołnierzom powiedziano jedynie, że później czeka ich „ryzykowna służba”. Idących do walki Royal Marines i szturmowców marynarki zaopatrzono w zwiększoną jednostkę ognia do karabinu, po dwa granaty ręczne, hełm, bagnet, maskę przeciwgazową i pas ratunkowy. Aby zniwelować hałas przy podejściu do nieprzyjacielskich stanowisk, obuto ich w gumowe pantofle gimnastyczne.

Zatroszczono się także o odpowiednio przygotowane okręty desantowe. Do potrzeb transportowych i desantu zaadaptowane zostały więc m.in. dwa pasażerskie promy parowe. Na „szturmowy okręt desantowy” awansował także krążownik pancernopokładowy HMS „Vindictive”. Wszystkie te jednostki otrzymały rampy i kładki szturmowe, po których żołnierze desantu mieli przedostać się na nabrzeże. Choć ostatecznie rajd na Zeebrugge został przez propagandę okrzyknięty dużym sukcesem, a na jego uczestników spadł deszcz orderów (Ostendę zręcznie pomijano milczeniem24), w rzeczywistości okazał się taktyczną porażką, gdyż tylko na trzy tygodnie udało się zakłócić działania U-Bootów. Natomiast niezwykle pozytywnie wpłynął na morale brytyjskiego społeczeństwa, znękanego przedłużającą się wojną i przygnębionego krwawą niemiecką ofensywą nad Sommą, podczas której Brytyjski Korpus Ekspedycyjny na froncie zachodnim tracił 100 tys. ludzi tygodniowo.

W okresie międzywojennym, w latach finansowej mizerii, Królewski Korpus Piechoty Morskiej mocno okrojono liczebnie, nie prowadzono większych prac nad rozwojem specjalistycznych okrętów desantowych czy ekwipunku oraz zaniedbywano szkolenie technik desantowych. Powstało wprawdzie kilka prototypów barek desantowych z własnym napędem25, ale do ich rozwoju nie przywiązywano większego znaczenia i przy okazji rzadkich ćwiczeń z desantu morskiego

26 AWANTURNICY I BOHATEROWIE

Royal Marines zmuszeni byli lądować na brzegu w łodziach wiosłowych niczym za czasów admirała Nelsona. W 1940 roku nowo powstające jednostki Commando musiały więc zaczynać praktycznie od zera: opracować i wdrożyć niezbędne procedury szkoleniowe, dobrać potrzebny sprzęt, a nade wszystko – pozys kać do służby ludzi o odpowiednich kwalifikacjach. o chotnicy i „czarne owce”

W połowie czerwca 1940 roku do wszystkich brytyjskich jednostek terytorialnych rozesłany został okólnik namawiający ochotników do wzięcia udziału w wypadach na nieprzyjacielski brzeg. Poszukiwano ludzi o odpowiednich predyspozycjach fizycznych i psychicznych.

Jak wspominał ówczesny kapitan John Durnford-Slater, kipiący energią, wysportowany 31-letni adiutant dowódcy 23. Szkolnego

Pułku Artylerii Średniej i Ciężkiej Royal Artillery: „Wzywano «ludzi

w dobrym stanie zdrowia», «umiejących pływać i kierować łodziami», wykazujących się «inicjatywą i zdolnościami przywódczymi», chcących się podjąć «niebezpiecznych zadań»”26. Durnford-Slater był jednym z pierwszych ochotników do nowych oddziałów i stał się jednym z najlepszych dowódców komandosów.

Skłonnych do zaciągnięcia się do oddziałów Commando lojalnie przestrzegano przed trudami nowej służby. „Dłuższe zajęcia, więcej pracy i mniej odpoczynku niż [mają] zwyczajni członkowie Sił Zbrojnych Jego Królewskiej Mości. Muszą też stać się ekspertami w zakresie zwiadu – umieć się skradać, poruszać cicho i niezauważalnie w każdym terenie za dnia i w nocy, żyć w prymitywnych warunkach przez dłuższy czas”27 – tak w wielkim skrócie miały wyglądać codzienne realia i zakres szkolenia adeptów jednostek Special Forces. Z kolei podpułkownik Dudley Clark uznał, że niezbędni są mu mężczyźni, którzy: „mieliby w sobie coś z elżbietańskiego pirata, chicagowskiego gangstera i wojownika pogranicznego plemienia, a zarazem wykazywali dzielność i zdyscyplinowanie najlepszych żołnierzy liniowych”28. Oficerów chętnych do służby wzywano na wstępne rozmowy w War Office, a później oczekiwali oni na decyzję o zakwalifikowaniu w macierzystych jednostkach.

27 Chur C hillow S kie „kompanie bra C i”
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.