Piękny dzień_Elin Hilderbrand

Page 1

Nikt nie wie, co się dzieje w małżeństwie, poza dwojgiem ludzi, którzy w nim żyją. Rodzin Rodz inaa Je Jenn nnyy pr przy zygo goto towu wuje je się do je jejj ślub śllub u u naa piękn ięękn k ej w ys yspi pe pi Nant Na ntuc ucke ket. t. Mar argo got, t, sio iost stra ra pan anny nyy mło łode deej, j, przzyg y lą l da się tem emu u z po poli lito towa wani niem em,, bo już nie wie ierz rzyy w mi miło łoośćć. A D Dooug ug,, ic i h ojjciieecc, musi mu si wre resz szci ciee za zade decy cydo dowa wać, ć, co czzujje do do kob obie iety ie ty,, z kt ty któr któr ó ą si sięę zzw wią iązzaał ał po śmi mier erci ci uko koch chan anej ej żon ony. y. Pannaa mł Pann młod odaa ni niee ro rozs zsta taje je się z not otat a ni at niki k em m, w kt którym któr ym m jej e mat a kaa zaw war arła ł ła szcz sz czeg egół ółow owee ws wska kazó zówk wkii do doty tycz cząc ącce te tego go pięękn kneg e o dnia eg dn nia ia.. Al Ale cz czyy n naawe wet wet najb na jbar ardz dzie iejj dr drob obia iazg zgow owee za zapi pisk skii mo mogą g przyg gą rzzyyg got o ow waćć Jeen nni nife ferr na fe na praawdę, wd dę, ę, któr kt óraa w dn dniu iu jej ślu lubu bu w yj yjdz dzie ie na ja jaw? w? Co je jesz s cz sz c e mooże ż się zda darz rzyć rz yćć, gdy gd dy cała ca ła rod odzi zina na zgr grom omad adzi zi się na jeedn d ejj mał ałej łej w ysspi pie? e??

Autorka umiejętnie maluje słodko-g -gor orzk zkie oblicza miłoś ości ci,, ci pokazuje, czym jest wierność i zaufa fani niee i ja j k różne mo mogą gą być wyobrażenia o szczęściu.

Elin Hilderbrand je jest st naz azyw yw wan a a kr król ó ową ow wą waka waka wa kacy cyyjjn nyc y h po p wi w eś eści eści ci – sprzed sprz edał ałaa ic ich h ju jużż po pona nad d 4 mi mili lion onyy eg egze zemp mpla l rzzy. y Ich h akc kcj cję ję umi mies eszcza zccza na malo ma lown wnic icze zejj wy wysp spie ie Nan antu tuck cket et,, na któ tóre rejj ro rodz dzzą siię wi w el elki kiee mi ki miiło ł śc ło ści, i roz ozzgr gryy-gr wają wa ją rod odzi zinn nnee dr dram amat aty, y, a wie ielo lole letn tnie ie prz rzyj yjaź aźźni n e sąą pod ddaawaane n pró r bo bom.

„Choć karty książki wypełniają skandale, złamane serca i łzy, mówi ona o istocie małżeństwa: miłości, zaangażowaniu, wierności. Piękna opowieść z klimatycznym tłem”. SHEK NOWS.COM

Cena 34,90 zł

Hilderbrand_Piekny dzien_okladka_druk.indd 1

2014-05-06 16:01:49



Elin Hilderbrand

Piękny dzień

tłumaczenie Lucyna Wierzbowska


Tytuł oryginału Beautiful Day Copyright © 2013 by Elin Hilderbrand Copyright © for the translation by Lucyna Wierzbowska Projekt okładki Mariusz Banachowicz Fotografia na pierwszej stronie okładki Copyright © i love images/Alamy Opieka redakcyjna Julita Cisowska Alicja Gałandzij Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2540-4

Między Słowami 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 E-mail: promocja@miedzy.slowami.pl Wydanie I, Kraków 2014 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569 Druk: Abedik


d Jennifer Bailey Carmichael i Stuart James Graham wraz z rodzinami zapraszają Państwa na uroczystość swoich zaślubin, która odbędzie się

w sobotę 20 lipca 2013 roku o godzinie 16.00 w kościele obrządku episkopalnego pod wezwaniem Świętego Pawła na Fair Street na wyspie Nantucket. Po uroczystości goście są zaproszeni na przyjęcie w domu Carmichaelów przy Orange Street 34. Prosimy o potwierdzenie przybycia do 1 lipca.



Notatnik, strona 1 Droga Jenno! Moje rokowania są już tak złe, że w końcu pogodziłam się z tym, iż pewnych wydarzeń nie dożyję. Nie doczekam dnia, w którym twój ojciec odejdzie ze swojej kancelarii adwokackiej (zawsze mi obiecywał, że przejdzie na emeryturę w dniu swoich sześćdziesiątych urodzin, choć to niemal pewne, że mówił tak tylko po to, aby mnie ugłaskać), nie będzie mi dane zobaczyć, jak moje wnuki kręcą się na karuzeli, walczą z trądzikiem i chodzą na randki. Nie dożyję też dnia twojego ślubu. To ostatnie boli mnie najbardziej. Gdy to piszę, jesteś na ostatnim roku studiów i właśnie rozstałaś się z Jasonem. Przez wzgląd na mnie udajesz, że to nic wielkiego. Powiedziałaś, że nie uważałaś go za „tego jedynego”; jego ulubionym politykiem jest Pat Buchanan, twoim – Ralph Nader. A więc to nie z Jasonem spędzisz resztę życia, choć przystojny z niego chłopak (przepraszam, ale taka jest prawda). Tak czy siak, któregoś dnia na pewno spotkasz kogoś, przy kim rozkwitniesz. Wyjdziesz wtedy za mąż, a powiedziałaś, że chciałabyś mieć wielkie, tradycyjne wesele z tymi wszystkimi wstążkami i balonikami. Już jako mała dziewczynka pragnęłaś wziąć ślub na Nantucket i choć pewnie teraz małżeństwo wydaje ci się bardziej odległe, niż gdy miałaś sześć lat, mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania. 9


Właśnie dlatego postanowiłam prowadzić te zapiski. Nie będę mogła służyć ci radą i wsparciem, gdy nadejdzie ten wielki dzień; wszystko wskazuje na to, najdroższa Jenno, że nigdy nie poznam twojego przyszłego męża (chyba że wyjdziesz za kuriera kwiatowego, który był u nas trzy razy w tym tygodniu. Jestem pewna, że wpadłaś mu w oko). Boli mnie ręka, gdy myślę, że nie będę ściskać twojej dłoni tuż przed tym, jak staniesz na ślubnym kobiercu. Dość już użalania się nad sobą! Na stronach tego notesu będę starała się udzielać ci jak najlepszych rad, które pomogą ci zaplanować to wielkie wydarzenie. Możesz za nimi pójść, możesz je zignorować, ale przynajmniej będziesz znała moje zdanie w każdej sprawie. Życzę ci, droga Jenno, aby to był piękny dzień. Ty sama go takim uczynisz. Ucałowania, Mama

Dodatki Finn Sullivan-Walker (druhna): Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Jennę w sukni jej matki. To model z dawnej kolekcji domu mody Priscilla of Boston, z jedwabnym gorsetem wyciętym u góry w kształcie serca i długą, wąską spódnicą z koronki. W domu Carmichaelów było kiedyś ślubne zdjęcie matki Jenny, Beth. Miałam obsesję na jego punkcie, gdy byłam młodsza, jeszcze zanim Beth zmarła. Widok Jenny w tej sukni będzie niesamowity. Czuję się tak, jakbym miała zobaczyć ducha. Douglas Carmichael (ojciec panny młodej): Nie mogę znieść myśli, że muszę oddać komuś Jennę. To moje ostatnie dziecko. To znaczy, formalnie rzecz ujmując, najmłodszy jest Nick, ale on może nigdy nie wziąć ślubu. Nick Carmichael (brat panny młodej): Moja siostra ma niesamowicie atrakcyjne koleżanki. Margot (siostra panny młodej, druhna honorowa): Mogę być szczera? Chciałabym tylko, aby ten weekend się już skończył.


CZWARTEK

d



Margot

P Eagle, ale Margot nazywała go w myślach Moby Dick, gdyż

łynęły ciężkim białym promem parowym, który nosił nazwę

właśnie tak mówiła na niego jej matka. Każdego roku, kiedy Carmichaelowie wjeżdżali swoim fordem country squire’em do ciemnej ładowni statku, Beth powtarzała, że to prawie tak, jakby połykał ich wieloryb. Uważała też, że podróż statkiem parowym ma w sobie coś romantycznego, powieściowego, a może nawet biblijnego (chyba myślała o Jonaszu?). Natomiast Margot nie cierpiała rejsów promem – dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedyś. Gęste, wirujące kłęby dymu przyprawiały ją o mdłości, podobnie zresztą jak silne kołysanie. Tym razem wzięła jednak lek na nudności, który Jenna podała jej w Hyannis. Zważywszy na to, że w związku ze ślubem Jenna miała na głowie siedem tysięcy ważniejszych i mniej ważnych spraw, fakt, że pamiętała o spakowaniu tabletek na chorobę lokomocyjną siostry, wydawał się zdumiewający, ale właśnie taka była Jenna dla drugiego człowieka. Troskliwa niemal aż do przesady. Zupełnie jak nasza mama – pomyślała Margot z niemałą zazdrością. Przez wzgląd na Jennę Margot udawała, że lek działa. Pociągnęła za rondo słomkowego kapelusza, osłaniając się przed słońcem, które odbijało się od wody i raziło ją w oczy. Ostatnie, czego 13


chciała, to aby jej skóra pokryła się piegami tuż przed ślubem. Dziewczyny były na zewnątrz, na górnym pokładzie. Jenna i jej najlepsza przyjaciółka, Finn Sullivan-Walker, pozowały przy barierce na dziobie promu. Nantucket było jedynie smugą na horyzoncie, być może sam Krzysztof Kolumb nie wiedziałby, czy ma przed sobą ląd, ale Jenna uparła się, aby Margot już teraz zrobiła jej i Finn zdjęcie, na którym stoją na tle wyspy, a wiatr tańczy w ich blond włosach. Margot stanęła w rozkroku, aby delikatne, acz złowrogie kołysanie nie pozbawiło jej równowagi, i uniosła aparat. Jej siostra wyglądała na szczęśliwą: była podekscytowana tym, że za dwa dni wychodzi za mąż i ma przed sobą najbardziej niezapomniany i radosny weekend swojego życia, i pogodna, gdyż głęboko wierzyła, że poślubienie Stuarta Jamesa Grahama jest jej życiową misją. Stuart był tym jedynym. Stuart oświadczył się Jennie na ławce w parku po drugiej stronie ulicy, na której znajdowało się nowoczesne, „ekologiczne” przedszkole Little Minds, gdzie Jenna była głównym pedagogiem. Włożył jej na palec pierścionek z szafirami ze Sri Lanki i diamentami z Kanady, wydobytymi z poszanowaniem zasad etyki. (Stuart był bankowcem, który zarabiał pieniądze, kupując i sprzedając pieniądze, ale wiedział, jak trafić do serca Jenny). Od tego dnia Margot odgrywała rolę adwokata diabła i w rozmowach z siostrą próbowała zburzyć jej wizję wiecznego szczęścia u boku Stuarta. Małżeństwo to najgorszy z pomysłów w historii cywilizacji – mówiła. To nienaturalne, gdy dwoje młodych ludzi postanawia spędzić ze sobą resztę życia – tłumaczyła – gdyż powszechnie wiadomo, że wszyscy z wiekiem się zmieniają, a jakie jest prawdopodobieństwo – szczerze, no jakie? – że dwie osoby podążą tymi samymi ścieżkami?  – Słuchaj – powiedziała Margot któregoś wieczoru, gdy popijała z Jenną wino w Cafe Gitane w SoHo – teraz lubisz uprawiać seks ze Stuartem, ale wyobraź sobie, że robisz to cztery tysiące 14


razy. Stracisz zainteresowanie, zapewniam cię. Będziesz miała dość. A entuzjazm, który seks z mężem wzbudzał w tobie wcześniej, przeniesie się – wbrew twojej woli – na inne rzeczy. Zaczniesz przejawiać niezdrowe zainteresowanie pielęgnacją storczyków. Będziesz tą matką na boisku bejsbolowym, która napastuje sędziego za każdym razem, gdy piłka przeleci nad bazą. Wdasz się we flirt z kasjerem z Whole Foods lub guru kompostowania z miejscowego żłobka. Zaczniesz o nim fantazjować, fantazje skończą się przelotną przygodą, a może nawet regularnym romansem, o którym Stuart dowie się, przeglądając billing twoich rozmów z telefonu komórkowego. Twoje życie będzie skończone, reputacja legnie w gruzach, a dzieci będą potrzebować kosztownej terapii. – Margot zamilkła na chwilę, aby pociągnąć łyk sauvignon blanc. – Nie bierz ślubu. Jenna patrzyła na nią zupełnie obojętnie. A może nie tak zupełnie obojętnie. Margot odniosła wrażenie, że gdzieś głęboko w wyrazistych niebieskich oczach siostry czai się cień niepokoju.  – Zamknij się – powiedziała Jenna. – Mówisz tak, bo sama jesteś po rozwodzie.  – Wszyscy są po rozwodzie – odparła Margot. – Cały nasz byt materialny zawdzięczamy temu, że wszyscy są po rozwodzie. Rozwodnicy nas wykarmili, opłacili nam ortodontę i posłali nas na studia. – Znów zamilkła, żeby się napić. Miała niewiele czasu, aby udowodnić swoją rację. Była już prawie dziewiętnasta, a dzieci zostały w domu bez opiekunki. Dwunastoletni Drum junior nie miał nic przeciwko zajmowaniu się rodzeństwem przed zmrokiem, a później wpadał w panikę i nieustannie wydzwaniał do mamy.  – Rozwodnicy, moja droga, opłacają ci wesele. Nawiązywała do tego, że ich ojciec, Douglas Carmichael, był wspólnikiem zarządzającym firmy Garret, Parker and Spence, bardzo prężnie prosperującej kancelarii adwokackiej w centrum Manhattanu. Margot wiedziała, że formalnie Jenna musi przyznać jej rację: to rozwodnicy im wszystko opłacali. 15


– Stuart pasuje do mnie bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna na świecie – powiedziała Jenna. – Zamienił dla mnie swojego range rovera na auto z napędem hybrydowym. W zeszły weekend przysłał dwóch facetów ze swojego biura maklerskiego, aby naprawili dziurę w dachu w Little Minds. Ilekroć zostaję u niego na noc, przynosi mi rankiem kawę do łóżka. Chodzi ze mną na zagraniczne filmy, a potem rozmawiamy o nich w restauracji z fondue. Lubi restaurację z fondue i nie ma nic przeciwko temu, że chcę tam jadać po każdym seansie. Nie narzeka, gdy włączam płytę Taylor Swift na cały regulator. Czasem nawet wtedy śpiewa. Margot słyszała tę litanię już wiele razy. Wśród ich bliskich i przyjaciół znana była też historia o tym, jak po zaledwie trzeciej randce Stuart zjawił się w mieszkaniu Jenny z bukietem żółtych róż i śrubokrętem, żeby naprawić wieszak na ręczniki, który był zepsuty, odkąd Jenna wprowadziła się tam dwa lata wcześniej.  – Próbuję ci powiedzieć, że teraz wszystko jest między wami wspaniale, cud miód i orzeszki, ale kiedyś to się może zepsuć.  – Zamknij się – powiedziała Jenna jeszcze raz. – Po prostu się już zamknij, do cholery. Nie odwiedziesz mnie od tego. Kocham Stuarta.  – Miłość umiera – odparła Margot, sięgając po rachunek. Margot starała się uchwycić błyszczące twarze Jenny i Finn w centrum wizjera aparatu. Obie uśmiechały się szeroko spod burzy rozwianych włosów. Margot nacisnęła spust migawki.  – Zrób jeszcze jedno na wszelki wypadek – poprosiła Jenna. Migawka strzeliła po raz drugi, a prom wciąż przechylał się to w jedną, to w drugą stronę. Margot chwyciła się jednego z plastikowych krzeseł przyśrubowanych do pokładu. Wdychała powietrze nosem, wydychała ustami. Było jej lepiej, gdy wpatrywała się w horyzont. Jej dzieci – cała trójka – zostały w samochodzie w ładowni, gdzie grały w Angry Birds lub Fruit Ninja na swoich iphone’ach i ipodach. Kołysanie promu nie robiło na nich 16


wrażenia, wszystkie były jak ze stali, co odziedziczyły po swoim ojcu. Nic nie przyprawiało ich o wymioty; miały warunki fizyczne godne prawdziwych wojowników. Jednak Drum junior bał się ciemności, a Carson, dziesięciolatek, ledwie zdał do piątej klasy. Na zakończenie roku jego nauczycielka, pani Wolff, powiedziała Margot, że Carson nie jest głupi, tylko leniwy – jakby Margot sama o tym nie wiedziała. Zupełnie jak jego ojciec. Drum senior mieszkał w San Diego, gdzie surfował i sprzedawał rybne taco z budki. Liczył na to, że kiedyś kupi ten swój kramik i być może nawet otworzy sieć franczyzową; miał zostać jednym z najpotężniejszych potentatów w dziedzinie sprzedaży rybnego taco z budki na całym wybrzeżu Kalifornii. Margot ten plan biznesowy wydawał się niejasny, ale wspierała ukochanego mimo wszystko. Kiedy się poznali, Drum miał fundusz powierniczy, ale wszystkie pieniądze roztrwonił na surfowanie w egzotycznych miejscach i wypady na narty. Jego rodzice kupili jemu i Margot wspaniałe mieszkanie przy East Seventy-third Street, po czym jego ojciec już nigdy nie zaoferował im żadnych pieniędzy, mając nadzieję, że syn poczuje się zachęcony do tego, aby poszukać pracy. Jednak to Margot pracowała, a Drum zajmował się dziećmi w domu. Teraz co miesiąc słała mu czek alimentacyjny opiewający na cztery tysiące dolarów, co było częścią zawartej przez nich ugody, podobnie jak jednorazowa płatność w wysokości trzystu sześćdziesięciu tysięcy dolarów – tyle kosztowała ją możliwość pozostania w dawnym mieszkaniu. Poprzedniego wieczoru odebrała jednak telefon, który kazał jej myśleć, że ciążący na niej obowiązek alimentacyjny wkrótce wygaśnie. Dzwonił Drum senior, aby poinformować ją, że bierze ślub.  – Ślub? – odparła Margot. – Z kim?  – Z Lily. Instruktorką pilatesu. Wcześniej nigdy nie wspominał o Lily, instruktorce pilatesu. Margot nie słyszała też, aby dzieci wypowiadały to imię, 17


a przecież latały do Kalifornii w każdy ostatni weekend miesiąca, za co zresztą też ona płaciła. W ich opowieściach pojawiły się za to Caroline, Nicole i Sara – z akcentem na drugą sylabę. Drum wpuszczał kobiety do swojego życia przez drzwi obrotowe. Z tego, co było Margot wiadomo, jego związki trwały od trzech do czterech miesięcy, co pokrywało się z jej obserwacjami na temat jego umiejętności skupienia uwagi.  – W takim razie gratuluję – powiedziała. – To wspaniale. Wydawało jej się, że zabrzmiało to szczerze, była szczera. Drum nie był złym facetem, po prostu do niej nie pasował. To ona zakończyła to małżeństwo. Jego beztroskie podejście do świata, które wydawało jej się takie urocze, gdy spotkała go po raz pierwszy podczas jego surfingowych szaleństw na Nantucket, zaczęło doprowadzać ją do szewskiej pasji. Mówiąc oględnie, był człowiekiem bez ambicji, mówiąc dosadnie – obibokiem. Zdziwiła się więc, gdy poczuła dziwne ukłucie – czego? zazdrości? gniewu? żalu? – na wieść o jego ślubie. Wydawało jej się niesprawiedliwe, że dowiaduje się o tym niecałe czterdzieści osiem godzin przed weselem Jenny. Wszyscy biorą ślub – pomyślała. Wszyscy, tylko nie ja. Jenna i Finn – obie młode i ładne – wyglądały jak blond mleczarki ze szwedzkiej farmy. Finn była bardziej podobna do Jenny niż jej rodzona siostra. Margot miała bowiem proste czarne włosy niczym tkaczka z Pekinu i piętnaście centymetrów wzrostu więcej niż siostra – była wysoka jak kobieta z plemienia żyjącego na brzegach Amazonki. Obie miały wprawdzie niebieskie oczy, ale odcień tęczówek Jenny przypominał szafiry z pierścionka od Stuarta, a oczy Margot były zimnobłękitne jak u psa zaprzęgowego z północnej Rosji. Jenna wyglądała dokładnie tak jak ich matka. To samo, o dziwo, można było powiedzieć o Finn, która wychowała się trzy domy dalej. 18


– Musimy mieć zdjęcie, na którym jesteśmy we trzy – powiedziała Jenna i wziąwszy aparat z rąk Margot, wręczyła go mężczyźnie, który czytał gazetę na jednym z plastikowych krzeseł. – Czy mógłby pan zrobić nam zdjęcie? – zapytała słodko. Mężczyzna podniósł się z miejsca. Był wysoki, może nieco starszy od Margot, miał niedbały jedno- lub dwudniowy zarost, ciemne okulary i biały daszek przeciwsłoneczny. Wyglądał tak, jakby płynął do Nantucket, aby wystartować w regatach. Margot zerknęła na jego lewą dłoń – nie nosił obrączki. Nie wziął ze sobą ani przyjaciółki, ani dzieci, miał tylko egzemplarz „Wall Street Journal”, który odłożył na swoje krzesło, gdy wstawał, by zrobić zdjęcie.  – Jasne – odparł. – Z przyjemnością. Margot pomyślała, że Jenna wybrała go celowo; siostra usilnie próbowała znaleźć jej faceta. Nie miała pojęcia, że Margot już pozwoliła sobie na miłość: zakochała się jak idiotka w Edge’u Desvesnesie, wspólniku ojca z kancelarii. Edge był trzykrotnie żonaty, trzykrotnie rozwiedziony i starszy od Margot o dziewiętnaście lat – to tylko kilka z wad, które czyniły go szalenie dla niej nieodpowiednim. Gdyby Jenna wiedziała o tym związku, jeszcze bardziej zależałoby jej na tym, aby poznać siostrę z innym mężczyzną. Jenna i Finn zrobiły Margot miejsce w środku. Same stanęły po bokach niczym dwie niskie alabastrowe kolumny.  – Nie widzę twojej twarzy – powiedział mężczyzna, wskazując głową na Margot. – Kapelusz rzuca na nią cień.  – Przykro mi – odparła Margot – ale nie mogę go zdjąć.  – Nie przesadzaj – odezwała się Jenna. – Tylko na kilka sekund, do zdjęcia.  – Nie – powtórzyła Margot. Gdyby choć na sekundę wystawiła twarz na słońce, jej skóra obsypałaby się milionem piegów. Jenna i Finn mogły podchodzić do tej sprawy niefrasobliwie, były młode, ale ona zachowa czujność, nawet jeśli ten facet myśli teraz, że jest sztywna i trudna. 19


– Przykro mi – powiedziała najbardziej ugodowo, jak umiała.  – Żaden problem – odparł mężczyzna. – Uśmiech – powiedział i nacisnął spust migawki. Jest w nim coś znajomego – pomyślała Margot. Musieli się już kiedyś spotkać. A może po prostu mózg płatał jej figle po leku przeciw mdłościom.  – Jeszcze jedno, Margot? – zapytał. – Tak na wszelki wypadek? Mężczyzna zdjął okulary, a Margot poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Straciła na moment równowagę i lekko się przechyliła. Spojrzała mężczyźnie w oczy, aby się upewnić. Oczywiście, heterochromia iridum: ciemnoniebieskie obwódki, zielony środek. Facet z kalejdoskopowymi tęczówkami – tak o nim pomyślała, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Stał przed nią Griffin Wheatley, król balu absolwentów, znany również jako Griff. Griff znalazłby się na liście pięciu osób, których Margot nie chciałaby spotkać bez ostrzeżenia. Nie chciałaby spotkać w ogóle. Może znalazłby się w pierwszej trójce.  – Griff ! – krzyknęła. – Co u ciebie?  – Wszystko w porządku – odparł. Odchrząknął i nerwowym gestem wcisnął jej aparat, kwestia drugiego zdjęcia umknęła z wiatrem. Margot pomyślała, że Griff jest mniej więcej w połowie tak zmieszany jak ona. On miał ją za wysłanniczkę przynoszącą przykre wieści. Ona uważała go za największy błąd, jaki popełniła na przestrzeni wielu lat, idąc za głosem intuicji. O Boże.  – Słyszałaś, że przyjąłem ofertę pracy w marketingu w Blankstar? – zapytał. Margot nie mogła zdecydować, czy ma udawać zaskoczoną, czy przyznać, że każdego dnia wpisywała jego nazwisko do Google’a, aby się upewnić, że bezpiecznie wylądował. Pracę w Blankstar uznała za dobre zakończenie całej historii. Zmieniła temat. 20


– A co cię sprowadza na Nantucket? Usiłowała sobie przypomnieć, czy Griff wspominał coś o Nantucket w którejś z rozmów. Nie, na pewno by o tym pamiętała. Pochodził z Maryland, więc w dzieciństwie najpewniej jeździł na plażę Rehoboth lub Dewey.  – Umówiłem się na golfa z kumplami – odparł. A tak, na golfa. Oczywiście, że na golfa, nie na żagle. Griff przez dwa lata brał udział w rozgrywkach niższego szczebla PGA Tour. Zarabiał akurat tyle – powiedział – aby stać go było na skrzynkę piwa i pralnię. Mieszkał w swoim jeepie wranglerze, a gdy powiodło mu się podczas rozgrywek – w motelu sieci Motel 6. Margot wolałaby nie znać tych wszystkich szczegółów. Czuła, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej. Odwróciła się do Jenny, próbując dać jej telepatycznie do zrozumienia: „Zabierz mnie stąd!”. Ona jednak akurat patrzyła na telefon. Pisała do swojego ukochanego Stuarta albo którejś ze stu pięćdziesięciu zaproszonych osób, które zbiorą się w sobotę, aby pić i oglądać ją w sukni ślubnej ich matki.  – A ja jadę na wesele siostry – powiedziała. Zagryzła dolną wargę. – Jestem jej druhną honorową. Twarz mu pojaśniała w przypływie radości i zachwytu, zupełnie jakby usłyszał, że jego rozmówczyni ma w Tańcu z gwiazdami zatańczyć rumbę z Antonio Banderasem.  – To świetnie – odparł. Wydawał się tym bardziej przejęty niż ona.  – Tak, Jenna wychodzi za mąż w sobotę – dodała i gestem w stylu hostessy z Koła fortuny wskazała na siostrę, która wciąż jednak wpatrywała się w telefon. Zresztą nawet gdyby było inaczej, Margot i tak obawiałaby się ją włączyć do rozmowy. Jenna mogła przecież spytać, jak ona i Griff się poznali. Na szczęście podeszła do nich Finn. 21


– Nazywam się Finn Sullivan-Walker – powiedziała. – Jestem tylko marną druhną. Griff uścisnął jej dłoń i parsknął śmiechem.  – Na pewno nie marną.  – Wcale nie marną – dodała Margot. Finn już po raz trzeci nawiązywała do tego, że to nie ona jest druhną honorową. Po raz pierwszy poczuła się dotknięta, gdy Jenna oznajmiła swoją decyzję przy obiedzie w Dos Caminos, na który zaprosiła ją i Margot. Zamówiła trzy margarity jedna po drugiej, po czym zamilkła. Później obraziła się z tego powodu podczas imprezy przedślubnej. Była nie w sosie, ponieważ jej przydzielono obowiązek sporządzenia listy wszystkich podarunków, a Margot jako druhna honorowa robiła w tym czasie zwariowany kapelusz, przyklejając wstążki po prezentach do papierowego talerzyka. ( Jenna miała go dziś włożyć na swój wieczór panieński. Uchroniwszy go przed nadmiernie ciekawskimi łapkami Ellie, swojej sześcioletniej córeczki, Margot w nie najgorszym stanie przytransportowała go na prom w białym kartonie cukierni E.A.T.). Margot powiedziała siostrze, że nie czułaby się urażona, gdyby chciała powierzyć rolę druhny honorowej Finn. Margot i Jennę dzieliło jedenaście lat różnicy, a Finn zawsze była dla Jenny jak siostra. Teraz dwie przyjaciółki były w gorącym okresie ślubów: pobierali się wszyscy ich znajomi. Dla nich rola druhny honorowej była prawdziwym honorem, podczas gdy Margot, która miała za sobą i ślub, i rozwód, nie przywiązywała do niej absolutnie żadnej wagi. Jednak Jenna nigdy nie powierzyłaby tej roli Finn, i Margot wiedziała dlaczego. Chodziło o notatnik. Ich mama założyła, że gdy Jenna będzie brać ślub, to właśnie Margot będzie pełnić obowiązki druhny honorowej.  – Finn wyszła za mąż niedawno, w październiku zeszłego roku – powiedziała Margot.  – Naprawdę? – zapytał Griff. 22


Finn nieruchomym wzrokiem wpatrywała się w ocean.  – Tak.  – Jej mąż też gra w golfa – dodała Margot. – Z handicapem zero! Mąż Finn, Scott Walker, jeszcze podczas studiów na Uniwersytecie Stanforda był członkiem klubu golfowego, do którego swego czasu należał sam Tiger Woods. Obecnie Scott zarządzał funduszem hedgingowym i zarabiał setki kwadryliardów dolarów na kwartał. Finn zrobiła taką minę, jakby właśnie zjadła ślimaka duszonego w occie, a Margot zaczęła się zastanawiać, czy w jej z pozoru idealnym małżeństwie nic się nie zepsuło. Scott, jak wiedziała, nie wybierał się na wesele Jenny, ale to dlatego, że stanął przed jednym z tych nieuniknionych dylematów okresu ślubów: jego najlepszy przyjaciel ze Stanford urządzał w ten weekend swój wieczór kawalerski. Scott był obecnie w Las Vegas. Pewnie Finn po prostu za nim tęskniła, tak jak Margot tęskniła za Edge’em. Margot żyła w stanie permanentnej tęsknoty za Edge’em. Uprawiała z Edge’em seks, prowadziła z Edge’em rozmowy – na ważniejsze lub mniej ważne tematy – czasem jadła z Edge’em obiad, ale nigdy nie poszła z nim do kina, do teatru, na przyjęcie, zabawę czy benefis, czyli tam, gdzie mieli być ich znajomi. Na imprezy i wydarzenia kulturalne chadzała sama lub ze swoim bratem, ponieważ było pewne, że Nick opuści lokal z kimś innym.  – W takim razie… – zaczęła Margot. Marzyła o tym, aby zakończyć już tę grzecznościową rozmowę z Griffinem Wheatleyem, królem balu absolwentów. Przeprosiłaby i powiedziała, że musi zajrzeć do dzieci, które zostały na dole, ale nie czuła się dość dobrze, by z powodu takiej wymówki chociażby wejść do kajuty. – Życzę przyjemnej rozgrywki. Birdie, birdie, eagle!  – Dzięki. Griff skierował kroki ku krzesłu, na którym czekał jego „Wall Street Journal”, a Margot pomyślała: okej, to koniec. Żegnaj, 23


Griffinie Wheatleyu, królu balu absolwentów. Mniej podenerwowana byłaby chyba tylko wtedy, gdyby Jenna poprosiła o zrobienie tego zdjęcia Idiego Amina.  – Na razie – powiedziała.  – Udanego wesela – odparł Griff, po czym zwrócił się do Finn: – Miło było cię poznać, urocza druhenko. Finn popatrzyła na niego spod zmarszczonych brwi, a on, niezrażony, zawołał do Jenny:  – Gratuluję! Jenna podniosła na chwilę wzrok znad iphone’a, by odpowiedzieć mu szybkim, beznamiętnym machnięciem ręki w stylu zdobywczyni Oscara.  – Idę na dół – powiedziała Finn. Margot pokiwała głową. Zerkając na Griffa, złapała Jennę za ramię i po kolejnym niezręcznym i niepotrzebnym: „Na razie”, poprowadziła siostrę w kierunku barierek po drugiej stronie promu.  – Popatrz – powiedziała Margot, wskazując na mewy w powietrzu i rozsiane na wodzie żaglówki. Obie widziały już wszystko wyraźnie: w dali rysowały się północne i południowe iglice kościołów oraz wieża latarni Brant Point. Wyspa Nantucket, ich letni dom. Jenna diabelnie mocno ścisnęła dłoń Margot. Tak jak Jenna pomogła Margot zapanować nad chorobą lokomocyjną, pamiętając o zabraniu leku przeciw nudnościom, tak Margot pomoże Jennie poradzić sobie z przytłaczającym nadmiarem emocji, zapominając o swoim kłopotliwym spotkaniu z Griffinem Wheatleyem, królem balu absolwentów.  – Tęsknię za nią – powiedziała Jenna. Margot zapiekły oczy. Najdłuższy i najkoszmarniejszy weekend jej życia właśnie się zaczął.  – Wiem, kochanie – powiedziała, mocno przytulając siostrę. – Ja też za nią tęsknię. 24


Notatnik, strona 4 Wesele Wesele można zorganizować na podwórku, pod namiotem. Zadzwoń do Sperry Tents i poproś o Andy’ego. Współpracowałam z nim przy organizacji benefisu dla Nantucket Preservation Trust i spisał się doskonale. Chciałabym zawrzeć tu pewne ostrzeżenie, mam nadzieję, że nie wyda ci się ono trywialne: byłabym zrozpaczona, gdyby przy organizacji wesela ucierpiała moja rabata z roślinami wieloletnimi. Chodzi mi o tę wąską grządkę, która biegnie wzdłuż wschodniej granicy podwórka, od białej bramy do pnia Alfiego. Niebieskie geranium, śliwkowe żurawki, jaskrawe rudbekie, barwne jeżówki i drobne nachyłki – wszystkie zasiałam w 1972 roku, gdy byłam w ciąży z Margot. Kwitną nieprzerwanie od dziesięcioleci, ponieważ bardzo o nie dbam. Żadne z was, dzieci, nie odziedziczyło po mnie zamiłowania do ogrodnictwa (jeśli nie liczyć Nicka i jego hodowli marihuany na strychu), ale uwierzcie mi: zauważycie, jeśli któregoś lata rośliny nie zakwitną. Jenno, proszę, dołóż wszelkich starań, aby moja rabata wyszła z tego wszystkiego bez szwanku. Nie pozwól robotnikom od namiotu ani nikomu innemu stratować mojego niebieskiego geranium.

Douglas

J Był czwartek po południu. Doug wyszedł z biura wcześniej akimś sposobem skończył z notatnikiem w dłoniach.

i złapał pociąg o piętnastej pięćdziesiąt dwie. Wracał do Norwalk w Connecticut, gdzie mieszkał z Pauline w domu naprzeciwko Silver Tavern. Gdy jednak usłyszał głos konduktora, oznajmiający, że dojechali do stacji w Darien, wziął walizkę i lekko się podniósł, zanim zdążył się zorientować. Zorientować, że życie, które wiódł przez trzydzieści pięć lat – żona Beth, czwórka dzieci, dom w stylu kolonialnym na Post Road – już się skończyło. Beth zmarła, i to siedem lat temu, a dzieci się 25


wyprowadziły i żyły własnym życiem. Niektóre z nich zdążyły już je nawet sobie zmarnować. Doug zaś ożenił się z Pauline Tonelli, która kiedyś, dawno, dawno temu, była jego klientką. Już wcześniej zdarzało mu się podnosić z miejsca na stacji Darien, ale tamtego dnia miało to znaczenie szczególne. Nie był to bowiem taki zwykły czwartek. Za dwa dni jego najmłodsze dziecko bierze ślub. Z tego, co wiedział, dziewczyny były już na Nantucket. Zarezerwowały miejsce dla samochodu Margot na popołudniowym promie, więc pewnie właśnie dobijały do brzegu lub jechały Main Street do ich domu przy Orange Street. Wyjmą klucz spod kamiennego żółwia, który zawsze służył im za skrytkę, mimo że mieli dozorcę. Wejdą do domu, otworzą szeroko okna i tylne drzwi, przesłaniając wejście siatką na owady, włączą podgrzewacz wody, zrobią listę zakupów. Będę pospiesznie wnosić walizki do środka, ale zatrzyma je widok migoczącej w słońcu przystani. Dzieci Margot pójdą na tylne podwórko, aby zobaczyć Alfiego, dwustuletni dąb, i pobujać się na huśtawce. A przynajmniej Ellie; chłopcy mogli już z tego wyrosnąć. Oczywiście Doug pamiętał jeszcze, jak na tej huśtawce siedziała Jenna. Samochodu Pauline nie było na podjeździe, co przyjął z ulgą. Przez ostatnie dwanaście miesięcy, może dłużej, czuł się lepiej bez niej. To zły znak. Przez całe swoje życie zawodowe siedział przy biurku i słuchał, jak osoba po drugiej stronie blatu opowiada mu o szczegółach swojego rozpadającego się małżeństwa. Słyszał już wszystko: mąż zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką, żona zdradziła mnie z zawodowym tenisistą, wymieniliśmy się żonami, mąż bije dzieci, żona ma zespół Münchhausena, mąż nadużywa alkoholu, mąż przegrał pieniądze dzieci na studia, mąż jest uzależniony od stron pornograficznych, żona nadużywa leków na receptę, mąż stracił pracę i całymi dniami siedzi bezczynnie 26


w piżamie, żona waży trzy razy więcej niż w dniu, w którym się poznaliśmy, on jest dupkiem, ona jest suką, mąż nie daje mi ani grosza, żona zamierza mnie oskubać. Przez trzydzieści pięć lat Doug kiwał głową, udając, że rozumie ból i obawy swoich klientów, ale tak naprawdę nie miał pojęcia, co przeżywają. Był szczęśliwie żonaty; wprost ubóstwiał swoją żonę. Nawet po dwudziestu pięciu latach małżeństwa, siedząc dokładnie w tym samym pociągu, z niecierpliwością wyczekiwał momentu, kiedy wejdzie do domu i zobaczy Beth. Dopiero w ostatnich latach pojął w końcu, co czuli jego klienci. Nie odnajdował się w opisywanych przez nich dramatycznych scenach – w jego małżeństwie z Pauline nie było nadużyć, zachowań podyktowanych poczuciem opuszczenia, destrukcyjnych nawyków, dzieci o szczególnych potrzebach, kłopotów finansowych czy niewierności. Doug identyfikował się raczej z tymi cichszymi, smutniejszymi klientami. Małżeństwo przestało przynosić jakąkolwiek radość. Oboje działali sobie na nerwy, nieustannie towarzyszył im szum drobnych kłótni, czuli się lepiej i swobodniej z dala od siebie. Tak, ten opis był bardzo trafiony. Trafiony w dziesiątkę. Pauline gdzieś pojechała, pewnie mówiła mu gdzie, ale zapomniał. Wpuścił jednym uchem, wypuścił drugim, jak zawsze. Nie obchodziło go, gdzie się podziewa, pod warunkiem że nie było jej w domu. Ostatnio fantazjował nawet o tym, że miała śmiertelny wypadek na Route 7, gdy rozmawiała z córką przez telefon. Nie mógł w to uwierzyć. Niekiedy słyszał to zdanie z ust swoich klientów – marzę o tym, żeby on umarł/ona umarła – ale nigdy nie wierzył, że sam mógłby mieć takie myśli. A jednak teraz czasem wpadały mu do głowy. Niemal zawsze modyfikował tę fantazję. Pauline nie musiała umierać, aby go uwolnić. Mogła obudzić się któregoś dnia i dojść do wniosku, że chce wrócić do swojego byłego męża, Arthura Tonellego. Mogła wsiąść do auta, od razu 27


zadzwonić do Rhondy, co było jej irytującym nawykiem, i oświadczyć, że jedzie do Waldorf Astorii, żeby przekonać się, czy Arthur przyjmie ją z powrotem. Doug zrzucił marynarkę, odłożył neseser i poluzował krawat. Zrezygnował z lunchu, by wyjść z biura wcześniej. Edge miał jutro z samego rana jechać do sądu, żeby poprowadzić tę błazeńską sprawę Cranbrooków (pan Cranbrook, bankowiec inwestycyjny, zafundował kochance porsche carrerę i apartament na East Sixtieth Street, płacąc za to potajemnie wyrobioną kartą kredytową, przez co teraz tonął w długach, a los jego trojga dzieci w wieku poniżej siedmiu lat, z których jedno miało bardzo szczególne potrzeby, stał pod znakiem zapytania). Zatem Edge dotrze na Nantucket najwcześniej o osiemnastej. Nie zdąży na pierwszą partię golfa i Doug czuł się winny z tego powodu. To on zajmował się sprawą Cranbrooków, a był to niezły kocioł. Edge wyświadczał mu przysługę, zastępując go na jutrzejszej rozprawie. Doug nie mógł oczywiście ryzykować, że spóźni się na ślub córki. Głodny jak wilk poszedł do kuchni po coś – cokolwiek – do jedzenia. Pauline, niczym gospodyni z czasów wielkiego kryzysu, lubiła zostawiać lodówkę i szafki niemal puste, gdy wyjeżdżała z domu. W pojemniku na owoce i warzywa znalazł jabłko i kilka łodyg selera. Wgryzł się w jabłko i łapczywie zanurzył seler w słoiku z masłem orzechowym, który wyjął ze spiżarki. I wtedy go zobaczył. Leżał na blacie obok zlewu, w którym Pauline rozmrażała dwa żałośnie wyglądające kawałki jagnięciny, prawdopodobnie na kolację. Notatnik. Z jego lepkich od masła orzechowego ust wydobyło się zniekształcone: „O cholera!”. Notatnik. To on, prawda? Brulion na spirali w intensywnie zielonej okładce, na którym Beth czarnym markerem napisała: „Ślub”. Kosztował pewnie nieco ponad półtora dolara w Staples, ale był nie 28


mniej cenny niż Magna Carta. Beth zawarła w nim wszystkie swoje nadzieje, życzenia i sugestie związane ze ślubem Jenny. Spisywała je w owych ośmiu miesiącach, które minęły od chwili, kiedy zdiagnozowano u niej raka jajnika, do dnia swojej śmierci. Nie chciała się wtrącać ani narzucać swojego zdania; prowadziła te zapiski, ponieważ bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła, aby Jenna czuła przy sobie obecność matki w chwilach, gdy najbardziej tego potrzebowała. Beth zapisywała brulion w nadziei, że będzie mogła być częścią tego szczególnego dnia, mimo że nie będzie jej już na świecie. Zaplanowała szczegóły wesela, choć w tamtym okresie Jenna nie znała jeszcze swojego przyszłego męża. Beth wierzyła w Jennę. Wiedziała, że któregoś dnia jej najmłodsza córka spotka wspaniałego mężczyznę i zorganizuje wystawne, tradycyjne wesele. Latem, oczywiście. W ich domu na Nantucket, oczywiście. Ich starsza córka, Margot, wyszła za mąż za niejakiego Drummonda Baina na klifie na wyspie Antigua. Na uroczystości obecna była tylko najbliższa rodzina: Doug, Beth, Nick, Kevin z żoną, Beanie, i Jenna. Drum zaprosił jedynie rodziców, ponieważ nie miał rodzeństwa. Chyba właśnie na tym polegał jego podstawowy problem. Wszystko podtykano mu pod nos, na nic nie musiał sobie zasłużyć. Mitchell Bain był szychą w Sony, wciąż kursował między Nowym Jorkiem a Tokio. Na dwudzieste pierwsze urodziny założył synowi fundusz powierniczy. Dzieciak jedynie surfował, jeździł na nartach i beztrosko przepuszczał swoje pieniądze. Dlaczego Margot zakochała się akurat w nim? Doug i Beth delikatnie wyrazili swoje zastrzeżenia, ale Margot zaszła w ciążę. Wszyscy byli pewni, że chłopak powie „adieu” i zwieje, gdzie pieprz rośnie. Doug i Beth nawet na to liczyli; sami pomogliby Margot wychować dziecko. Jednak Drum dokonał niemożliwego i się oświadczył. 29


Nikt nie wie, co się dzieje w małżeństwie, poza dwojgiem ludzi, którzy w nim żyją. Rodzin Rodz inaa Je Jenn nnyy pr przy zygo goto towu wuje je się do je jejj ślub śllub u u naa piękn ięękn k ej w ys yspi pe pi Nant Na ntuc ucke ket. t. Mar argo got, t, sio iost stra ra pan anny nyy mło łode deej, j, przzyg y lą l da się tem emu u z po poli lito towa wani niem em,, bo już nie wie ierz rzyy w mi miło łoośćć. A D Dooug ug,, ic i h ojjciieecc, musi mu si wre resz szci ciee za zade decy cydo dowa wać, ć, co czzujje do do kob obie iety ie ty,, z kt ty któr któr ó ą si sięę zzw wią iązzaał ał po śmi mier erci ci uko koch chan anej ej żon ony. y. Pannaa mł Pann młod odaa ni niee ro rozs zsta taje je się z not otat a ni at niki k em m, w kt którym któr ym m jej e mat a kaa zaw war arła ł ła szcz sz czeg egół ółow owee ws wska kazó zówk wkii do doty tycz cząc ącce te tego go pięękn kneg e o dnia eg dn nia ia.. Al Ale cz czyy n naawe wet wet najb na jbar ardz dzie iejj dr drob obia iazg zgow owee za zapi pisk skii mo mogą g przyg gą rzzyyg got o ow waćć Jeen nni nife ferr na fe na praawdę, wd dę, ę, któr kt óraa w dn dniu iu jej ślu lubu bu w yj yjdz dzie ie na ja jaw? w? Co je jesz s cz sz c e mooże ż się zda darz rzyć rz yćć, gdy gd dy cała ca ła rod odzi zina na zgr grom omad adzi zi się na jeedn d ejj mał ałej łej w ysspi pie? e??

Autorka umiejętnie maluje słodko-g -gor orzk zkie oblicza miłoś ości ci,, ci pokazuje, czym jest wierność i zaufa fani niee i ja j k różne mo mogą gą być wyobrażenia o szczęściu.

Elin Hilderbrand je jest st naz azyw yw wan a a kr król ó ową ow wą waka waka wa kacy cyyjjn nyc y h po p wi w eś eści eści ci – sprzed sprz edał ałaa ic ich h ju jużż po pona nad d 4 mi mili lion onyy eg egze zemp mpla l rzzy. y Ich h akc kcj cję ję umi mies eszcza zccza na malo ma lown wnic icze zejj wy wysp spie ie Nan antu tuck cket et,, na któ tóre rejj ro rodz dzzą siię wi w el elki kiee mi ki miiło ł śc ło ści, i roz ozzgr gryy-gr wają wa ją rod odzi zinn nnee dr dram amat aty, y, a wie ielo lole letn tnie ie prz rzyj yjaź aźźni n e sąą pod ddaawaane n pró r bo bom.

„Choć karty książki wypełniają skandale, złamane serca i łzy, mówi ona o istocie małżeństwa: miłości, zaangażowaniu, wierności. Piękna opowieść z klimatycznym tłem”. SHEK NOWS.COM

Cena 34,90 zł

Hilderbrand_Piekny dzien_okladka_druk.indd 1

2014-05-06 16:01:49


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.