Echo Rzeszowa

Page 1

w yższa szkoła infor matyki i zar ządzania s. 8-9

Nr 2 (194) lRok XVII luty 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

Laureaci II Podkarpackiego Festwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej „Piosenka w Meloniku” zorganizowanego przez RDK w swojej filii w Białej, w towarzystwie jury, od prawej: Małgorzaty Boć, Pawła Orkisza i Bożeny Stasiowskiej-Chrobak. Fot. Rafał Białorucki.

w ys ok i e l o t y

Lotnisko w Jasionce należy niewątpliwie do najlepszych portów, bo samoloty mogą tu lądować, gdy w innych miejscach w kraju warunki pogodowe na to nie pozwalają. U nas notuje się najwięcej tzw. dni lotnych w roku. Nic dziwnego, że miano międzynarodowego portu Rzeszów miał oficjalnie już dawno, bo od początku kwietnia 1974 roku i był zarazem zapasowym lotniskiem dla warszawskiego Okęcia. A przedłużony do 3200 metrów pas startowy jest obecnie drugim co do długości w Polsce, po warszawskim lotnisku im. F. Chopina. Nowoczesna aparatura nawigacyjna i oświetleniowa pozwala przyjmować tu samoloty nawet w trudnych warunkach atmosferycznych. W minionym roku lotnisko zyskało też nową drogę kołowania i wybudowana została druga płyta postojowa, siedmiokrotnie większa niż wcześniej i zdecydowanie o większej nośności. Teraz można przyjmować największe samoloty pasażerskie i w ruchu cargo, czego widomym poświadczeniem było chociażby wylądowanie w Jasionce Rusłana An-124, który waży blisko 180 ton. Ten kolos, w lotniczym ruchu transportowym jeden z największych na świecie, gdy siada na lotnisku, to inne samoloty wydają się być w porównaniu z nim jak zabawki. Powstaje też nowoczesna 33-metrowa wieża kontroli lotów, która będzie spełniać swe funkcje jeszcze w tym roku i ma być zarazem w swej konstrukcji i architektonicznym kształcie jednym z wyróżników rzeszowskiego lotniska. Jednocześnie w otoczeniu portu oraz w obrębie Podkarpackiego Parku Naukowo-Technologicznego Aeropolis wyrasta w szybkim tempie nowoczesna technologicznie sieć różnych firm. Aspiracje międzynarodowe portu z każdym miesiącem potwierdzane są lotami bezpośrednimi do kilkunastu miast w Europie i do USA (w różnych jak dotąd okresach). W ubiegłym roku z Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka odprawiono prawie pól miliona pasażerów i te rokowania rosną, bo zmienia się tu w szybkim tempie baza i zaplecze techniczne, a nowy terminal (w jednym dniu może zapewnić

obsługę około 700 pasażerom) już prezentuje się w pełnej krasie, wyposażany i sposobiony do oficjalnego otwarcia na wiosnę, najprawdopodobniej w kwietniu. Na pewno przed Euro 2012. A jako jedyne dotąd lotnisko w całym pasie wschodnim i najdalej wysunięte na południowy wschód Polski, nie tylko z okazji europejskiej imprezy piłkarskiej będzie miało wciąż rosnące znaczenie. Zapewne też realnie port Rzeszów-Jasionka stanie się zapasowym miejscem lądowań i startów w żywiole przemieszczania się kibiców po stadionach Polski i Ukrainy, w tym zaś do najbliższego nam Lwowa. Terminal o ciekawym kształcie architektonicznym, widziany z góry w kształcie litery „T”, szerszym swym bokiem odwrócony jest do płyty postojowej. Na czterech kondygnacjach (w tym jedna podziemna) ulokowane są łącznie na blisko półtorahektarowej powierzchni nie tylko pomieszczenia do wypełniania bezpośrednich funkcji obsługi przylotów i odlotów pasażerskich (szacunkowa przepustowość roczna ok. 1,5 miliona pasażerów). Dziewięć wind i ruchome schody oraz dwa tzw. rękawy, którymi można się przemieścić bezpośrednio pomiędzy terminalem i samolotem, zapewnią szybkie i komfortowe poruszanie się podróżnym. Całość jest komercyjnie uzupełniona i wyposażona, m.in. strefą obszaru wolnocłowego i kompleksu handlowego w obrębie przeznaczonym dla pasażerów, jak również lożami biznesowymi. Jak podkreśla Stanisław Nowak, prezes zarządu spółki z o.o. Port Lotniczy Rzeszów-Jasionka, budowa terminala, który należy do najnowocześniejszych tego typu obiektów w Polsce, była jednym z najważniejszych zadań inwestycyjnych spółki lotniskowej. Tempo prac modernizacyjno-inwestycyjnych jest tu imponujące. Przypomnijmy w tym kontekście, że spółka zarządza portem od 1 lipca 2009 roku, a jej udziałowcami są samorząd województwa i PP Porty Lotnicze. Spółka powstała równo w 60 lat od bardzo ważnego momentu – odbudowania lotniska po II wojnie

Nowy terminal w Jasionce. światowej w wyniku decyzji PKWN i udostępnienia go dla potrzeb cywilnej komunikacji lotniczej. Już nie tylko Polskie Linie Lotnicze LOT, ale także inni przewoźnicy pojawiają się w naszym porcie, bo i Eurolot realizował rejsy do Wrocławia i Szczecina, czyli na najdłuższej trasie w Polsce, zawieszone wskutek małego zainteresowania pasażerów. Niemiecka Lufthansa obsługuje trasę do Frankfurtu, a PLL LOT i OLT-Jetair codziennie do Warszawy (ten drugi przewoźnik także do Gdańska via Katowice). Jednym z pierwszych po LOT partnerów był irlandzki Ryanair, który od początku listopada oferuje też rejsy na trasie do Manchesteru, a w marcu wznowi loty do Barcelony-Girony. Jest połączenie z Egiptem, które niedawno uruchomił touroperator Alfa Star. W tym roku z Jasionki można będzie dotrzeć także do Londynu (Stansted i Luton), Bristolu, Birmingham, East Midlands, Dublina oraz do Grecji (Kos i Heraklion), Turcji (Antalya), Tunezji, na Wyspy Kanaryjskie (Gran Canaria) i do Bułgarii (Burgas). Ryszard Zatorski


2

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

Pogoń za mirażem szybkiego wzbogacenia jest wszechobecna. Najszybsza droga do tego celu to handel. Liczne firmy w Polsce angażują osoby, które mają organizować prezentacje towarów. Sąsiad opowiedział mi jak wygląda takie

z obecnych otrzyma upominek, a małżeństwa nagrodę. Ponadto odbyło się losowanie nagród. Zwycięzcy otrzymali nagrody: pierwsza 1000 PLN, ale pod warunkiem że zwycięzca kupi zestaw pościeli za 3 200 PLN, druga nagroda to szmaciane pantofle. Każdy z uczestników otrzymał torbę na zakupy jednorazowego użytku. Przy okazji jeden z uczestników pokazu przedstawił następującą opinię: – Ludzie, wy naprawdę jesteście tak naiwni? To, że wydaje wam się, że to był super zakup, to tylko przez to, że zapłaciliście tyle pieniędzy za to 4 tysiące – trzeba być naprawdę idiotą. Jeśli ktoś jest chory, to niech przeznaczy te pieniądze na leczenie, a nie na tandetne, śmierdzące wełniane kołdry. Kupcie sobie w markecie za dwie stówki, to jest to samo i nie wierzcie tym, co tu zachwalają. Na 99 procent to producenci, albo ci, którzy tak to sobie tłumaczą, bo za 4 tysiące to musi być dobre.

szybka, duża kasa

„pozyskiwanie”. Jego ciotce na specjalnym szkoleniu dali zapotrzebowanie na 30 zestawów za 10 000 PLN. Jeśli sprzeda ten zestaw, to zostanie kierownikiem i będzie mogła werbować innych i pobierać od nich marżę. Chciała pożyczyć od niego pieniądze, aby kupić te zestawy. Dobrze – powiedział mój sąsiad- ale odpowiedz mi na kilka pytań. Ile do tej pory sprzedałaś zestawów? – No, dwa. A w jakim czasie? – No, w trzy miesiące. To w takim razie w jakim czasie sprzedasz 30 zestawów za 10 000 PLN? I sąsiadka zrezygnowała z takiej pracy. Jak pracują w ten sposób ci pozyskani akwizytorzy, łatwo się domyślić. Ostatnio byłem na takiej prezentacji. W sali zostali zgromadzeni w zasadzie emeryci zwabieni, głównie zachętą, że każdy

Przecież to banda oszustów, którzy wiedzą jak zmanipulować hołotę i wcisnąć im kit wart 200 zł za 4 tysiące. Że niby to choroby leczy. Jeśli byłoby to takie dobre, to by wszyscy o tym wiedzieli. Ciekawe, jaką polewę mają ci akwizytorzy z naiwniaków, co kupili... Moja żona otrzymała w prezencie plastikowy zegarek chiński, alarm bez bateryjki. Opowiadał mi przyjaciel, że jego żona zgromadziła już cztery takie zegarki. Prezentacji w naszym mieście jest wiele, takich jak: materiały higieniczne, sprzęt gospodarstwa domowego, pościel, kosmetyki, materace. Jest więc okazja, aby zdobyć tak upragnione zegarki chińskie typu alarm. Nabijanie ludzi w butelkę, to opatentowany wynalazek kapitalistyczny, służący konkurencji w handlu. Zapraszam na prezentacje. Zdzisław Daraż

bracia żydzi

INTERESUJĄCE

uroczystym otwarciu ponadkilometrowego odcinka trasy łączącego ul. Przemysłową z Podkarpacką, a 29 grudnia tunel już został oddany, by piesi i rowerzyści mogli tędy przemieszczać się w obie strony bez kolizji z samochodami. Chociaż i samochodem też można się tam zmieścić, co łatwo sobie wyobrazić, obserwując jak wypasione bryki ludzi związanych ze Stalą suną sznurem alejkami parku, przeznaczonymi wszak wyłącznie dla pieszych i rowerzystów. Jakby nie można było kilkadziesiąt metrów przejść piechotą. Tunel, choć ma tylko 30 metrów długości, symbolicznie i bardzo praktycznie spiął jednak dwie strony nadwisłocza. Tak jak w latach 70. ub. wieku zapora, zwana dziś oficjalnie mostem Karpackim, połączyła starą część miasta z obszarem powstającej Wolontariuszki WOŚP w Rzeszowie. Fot. Józef Gajda. dzielnicy Nowe Miasto i z wciąż nowymi terenami, które przyrastają w Rzeszowie. Teraz tylko trzeba uporządkować zalew, Dar serca od milionów odmulić, stworzyć prawdziwą bazę dla sportów Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała 8 wodnych – kajakarzy i żeglarzy, a od spacerowiczów stycznia br. już po raz 20. Tysiące młodych wolonta- przepędzić w lecie wszechobecny tam niczym w kurriuszy pod wodzą Jurka Owsiaka zbierały pieniądze, niku fetor ptasi. Ryszard Zatorski tym razem na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania życia wcześniaków oraz pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Wspomagani WŁOSKIE ODZNACZENIE DLA byli przez artystów koncertami na dziesiątkach scen POLICJANTA Z RZESZOWA w całym kraju, także i na rzeszowskim rynku. Był to dar serca znaczony symbolicznymi serduszkami, Policjant z Rzeszowa, nadkomisarz Tadeusz Łuknoszonymi dumnie przez tych, którzy zasilali skarbonki. Prawie 50 milionów już policzono z datków i sa, otrzymał włoskie odznaczenie za służbę na rzecz licytacji w kraju, w tym około 1,5 miliona z Podkar- pokoju i współpracę z włoskimi karabinierami. Medal pacia. W Rzeszowie zbierało te pieniądze ponad 400 ten przyznało mu włoskie Ministerstwo Obrony za wolontariuszy z 5 sztabów, z których największy był udział w misji pokojowej EULEX w Kosowie. Odznaten z liceum Kopernika, czyli IV LO. Orkiestra zagra- czenie wręczył zastępca Podkarpackiego Komendanta ła znów wspaniale – artyści nie szczędzili talentu, a Wojewódzkiego Policji, inspektor Andrzej Sabik. Nadkomisarz Tadeusz Łuksa wielokrotnie brał inni ludzie groszy uskładanych w kopiec pożyteczudział w misjach pokojowych. Po raz pierwszy na nych pieniędzy, które posłużą chorym dzieciom. I nie przeszkodziły w tym ostrzeżenia niektórych guślarzy półroczną misję w kosowskiej Mitrovicy wyjechał w sutannach, którzy gest serca darczyńców na WOŚP w grudniu 2004 roku. Na następną w 2006 roku. Była to półtoraroczna misja w Leposavicy na grapiętnowali jako grzeszny uczynek. nicy serbsko-kosowskiej. Obie misje odbywały się w ramach zapewnienia pokoju w tym rejonie przez Tunel przy zaporze Organizację Narodów Zjednoczonych. Pod koniec 2008 roku rzeszowski policjant rozpoczął kolejną, Szybko, bez zatrzymywania ruchu na zatłoczonej tym razem roczną, misję w Pristinie. Pełnił tam zwykle alei Powstańców Warszawy, powstało przy obowiązki oficera dyżurnego w sztabie bazy. W skład zaporze przejście pod tym traktem, łącząc lewozespołu wchodziło dwóch polskich policjantów oraz brzeżne bulwary z rekreacyjną częścią nad zalewem. trzech włoskich karabinierów. To właśnie za służbę Umowę z Inżynierią na wykonanie tej inwestycji podczas tej misji Tadeusz Łuksa otrzymał włoskie prezydent Tadeusz Ferenc podpisywał przy stoliku odznaczenie. pod mostem kolejowym 5 sierpnia ub. roku, tuż po kal

przytupy miejskie Panel dyskusyjny w ratuszu. Od lewej: red. nacz. „Więzi” Zbigniew Nosowski, prof. dr hab. Jan Grosfeld (UKSW), Boaz Pash (rabin Krakowa), Michael Schudrich (naczelny rabin Polski, rabin Warszawy i Łodzi), ks. bp dr Mieczysław Cisło (przew. komitetu ds. dialogu z judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski), ks. bp. Kazimierz Górny (ordynariusz diecezji rzeszowskiej). Pierwszy raz w historii Rzeszowa biskupi i rabini ramię w ramię spotkali się w rzeszowskim ratuszu, zauważył prof. Wacław Wierzbieniec, przypominając dziedzictwo kulturowe i religijne Żydów w dziejach naszego miasta. A miało to miejsce 17 stycznia br. podczas 15. Dni Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce, które tym razem obchodzono centralnie w Rzeszowie, w połączeniu z międzynarodowym dniem pamięci o ofiarach Shoah. Ambasador Izraela w Polsce Zvi Rav-Ner pośmiertnie uhonorował medalami Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata tych, którzy ratowali współbraci Żydów w czasie okupacji niemieckiej – Katarzynę Sikorę z Rzeszowa, Stanisława Grocholskiego z Przeworska i Józefa Kulpę z Lubaczowa. Medale odebrali ich potomkowie. Wskazując na te akty człowieczeństwa, odwagi i poświęcenia wobec bliźnich, bp Kazimierz Górny sparafrazował to stwierdzeniem: „Jeszcze Polska nie zginęła, dopóki kochamy”. Były też tego dnia wspólne modlitwy na cmentarzu żydowskim i nabożeństwo w farze w intencji ofiar Shoah. A wieczorem niezapomniany koncert Josepha Malovanego, kantora nowojorskiej Fifth Avenue Synagogue, który znakomicie zwieńczył ów dialog międzykulturowy. Ryszard Zatorski, fot. autor

Nie zapominajcie o Towarzystwie Przyjaciół Rzeszowa!

Prosimy o przekazanie 1 procentu od podatku, kierując go w Waszym PIT na rzecz Towarzystwa, wpisując adres: Towarszystwo Przyjaciół Rzeszowa 35-051 Rzeszów, ul. Słoneczna 2

KRS 0000039866

USECHŁ POMNIK Jakieś dziesięć lat temu prezydent Andrzej Szlachta zasadził przy hali na Podpromiu wyrośniętą sadzonkę dębu. Wiekopomnego mozołu owego podjął się wespół z burmistrzem Bielefeldu dla uświetnienia umowy o bezgranicznej i dozgonnej miłości obu miast, kwitnącej od tej pory w związku partnerskim, czyli bez ślubnego pokropku. Każdy choć trochę obyty z florą kuma, że o zieleninę należy dbać zwłaszcza w początkowych latach wrastania w glebę, nawet uświęconą. Musiała owa dbałość u byłego prezydenta szwankować srodze, albo debinkę posadzono zielonym do dołu, gdyż uschło toto nie doczekawszy pierwszej rocznicy sadzenia. Zapewne z tęsknoty. Sadzący jednak wykazał się nie byle refleksem. Zauważył absencję dębu po dziwięciu latach od uschnięcia i wszczął stosowny raban, że jakaś wraża siła musiała mu pomnikowe drzewko podprowadzić. Panie pośle, nie ma co pieklić się! Wystarczy posadzić nowy dąb, najlepiej zielonym do góry, później ciut go doglądnąć i po krzyku. Dla pewności radzę zamówić stosowny pokropek.

NIECHCIANA PATRONKA Ładnych parę lat zdjęta z frontonu rzeszowskiego teatru rzeźbiona głowa patronki, Wandy Siemaszkowej, poniewiera się gdzieś pod chmurką na przystodołowych tyłach owego przybytku sztuki i duchowej kontemplacji, nawet narodowej za PKWN. Skoro dla patronki nie stało miejsca gdzieś w kuriaszczim zale lub w kącie holu owego teatru, ani przed budynkiem, to coś sensownego wypadało z rzeźbą zrobić. Jeśli obok magistratu znalazł się przytułek dla wielkiej główki kapusty w rękach Bigosowej (dla niepoznaki nazwano toto monumentem ku czci Kazimierza Górskiego), to dlaczego nie znaleziono jakiegoś

przyzwoitego skwerku dla tak wielkiej postaci polskiego teatru? Problem chyba tkwi w tym, że artysta wyrzeźbił ową głowę w niesłusznej politycznie konwencji plastycznej i w takich również czasach. Czyżby z kulturą w naszym mieście było jak z Herkulesem, o którego wielkości ponoć świadczą rozmiary jego maczugi pod Ojcowem?

DOKTORKA OD ŻYDOSTWA Od pewnego czasu Rzeszów ogłoszono wszem i wobec stolicą innowacji. Trudno zatem dziwić się, że tu pewna pani doktor od ginekologii odkryła niezwykle nowatorską metodę poczęcia żydowskiego potomka. Otóż polega ona na pojawieniu się w numerze PESEL albo numerze rejestracyjnym samochodu cyfr 7, 2, 9. Jeśli jakiś magistracki gryzipiórek umieści te cyfry w którymś z owych numerów, to znaczy, że spłodził starozakonnego. No, może nie do końca sam tego dokonał. Jednak na pewno wskazał na jego żydowski korzeń. Zatem przed nawiązaniem każdej znajomości należy uprzednio delikwenta, tudzież oną, wylegitymować z dowodu osobistego i dokumentu tożsamości automobilu. Oczywiście po to, aby zachować narodową cnotę w stanie nienaruszonym, czyli pozostać w stanie dziewictwa narodowego, pożądanego przez naszą ginekolog i pewnego ojdoktora radiomaryjnego. Zasługi dla miasta wynalazczyni owej metody są porównywalne jedynie z zasługami pewnego radnego, sławnego wyłącznie z tego, że przechodzi ulice po pasach i przy zielonym świetle oraz pluje wyłącznie do koszów na odpadki, nie klnie na stadionach i jest za budową metra albo przynajmnie tramwaju. Nie znalazłem nigdzie niczego na temat kondycji psychicznej pani ginekolog, ale na wszelki wypadek radzę omijać ją wielkim łukiem, pomimo że to ponoć kobieta mlekiem i miodem płynąca. Nawojka Kumak


ECHO RZE­SZO­WA

Miasto

MIEJSKIE DECYZJE

jak długo będą trudności w dostępie do urzędu miasta?

Lokacja miasta na prawie magdeburskim w 1354 roku wymusiła utworzenie centrum administracji samorządowej na rzeszowskim rynku, przeznaczonego na siedzibę władz miejskich. Obecny kształt nadano siedzibie władz miasta w latach 1897-1900 według projektu Franciszka Skowrona. I taka sytuacja trwa ponad 100 lat. Jest oczywiste, że nie może on obecnie pomieścić wszystkich jednostek Urzędu Miasta. Dlatego miesci się on w kilkunastu budynkach rozrzuconych po centrum. Dla petentów to kłopot, bo często, aby załatwić jedną sprawę, muszą wędrować z budynku do budynku. I tak przeciętny Kowalski, aby załatwić sprawę, wędruje do ratusza w Rynku 1, aby udać się do Rady Miasta winien pomaszerować do alei pod Kasztanami, zaś dla załatwienia sprawy w Straży Miejskiej należy pofatygować się na Baranówkę, czyli ul Ofiar Katynia 1. Stamtąd do Zarządu Transportu Miejskiego w Rzeszowie już tylko na ul. Trembeckiego 3. Również w Śródmieściu należy wykonać niezły slalom, aby załatwić sprawę. Na przykład udać się do Biura Obsługi Informatycznej i Telekomunikacyjnej przy ul. Targowej 1, a następnie do Wydziału Architektury przy ul. Kopernika 15. Kolejno można zameldować się w Wydziale Kultury w Rynku 11 i Wydziale Gospodarki Komunalnej i Inwestycji w Rynku 12. Przy ulicy Ofiar Getta podejmie sprawę w Wydziale Komunikacji. Pogoni Pan Kowalski jeszcze do Wydziału Ochrony Środowiska w Rynku 7 oraz na ulicę Słowackiego 9 do Biura Rozwoju Miasta Rzeszowa. Argumenty za budową nowego Ratusza są oczywiste. A jednak okazuje się że ta sytuacja dla radnych PIS i PO jednak nie jest ważna. Radna Jolanta Kaźmierczak, występując na sesji stwierdziła, że w obecnej sytuacji priorytetem powinna być obwodnica północna(?). I wnioskujemy, by te zaplanowane pieniądze przeznaczyć właśnie na tę drogę - mówiła również szefowa klubu PO. Chodzi o to, aby nie pozwolić prezydentowi rozpocząć tę historyczną inwestycję w czasie jego kadencji. Mieszkańcy się nie liczą, liczą się gierki polityczne niektórych partyjniackich radnych. Ich glosami wniosek pani Kaźmierczak został przyjęty. Zdzisław Daraż

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

3

Co tam panie w radzie

w malawie bez zmian

W styczniu wpierw prezydent zwołał sesję nadzwyczajną, w czasie której wespół ze swoim pełnomocnikiem, Krzysztofem Kadłuczką, po raz kolejny przekonywał radnych do celowości przyłączenia Malawy. Tym razem oponentom prezydenckim nawet gęby nie chciało się strzępić. Pogadał sobie o niczym jedynie radny Kopaczewski i nawet był za, aby w głosowaniu być przeciw. Skoro na sesję nie dotarło dwoje radnych SLD i nie pomógł z galerii donośny okrzyk jakiegoś obywatela „Andrzej nie podnoś ręki”, projekt znowu upadł, a razem z nim cała iluzoryczna, lepiona gliną i podpierana kołkiem koalicja z PO. Jest ona wyłącznie na papierze, bo w realu koalicjant jest prezydencką opozycją, czasem ostrzej krytykującą jego inicjatywy od radnych PiS. Znawcy przedmiotu twierdzą, że w małżeństwie najgorsze jest pierwsze 50 lat, a później już jakoś idzie. Nie sądzę, aby miało to przełożenie na związek koalicyjny w radzie. Bowiem w tym przypadku konsumpcja następuje tu i teraz. PO skonsumowała to, co miała do skonsumowania i cały czas cudzołoży z prawymi i sprawiedliwymi. To jak to jest? Można zjeść ciastko i nadal je mieć? Można zajść częściowo w ciążę? To się jakoś bardzo brzydko nazywa! Niewiele wody upłynęło w Wisłoku i nadzwyczajną sesję skrzyknięto z inicjatywy wybitnego architekta z Radomia, tyrającego w mozole dla niepomyślności Rzeszowa. Chodziło o wycofanie zgody Rady Miasta na budowę estetycznego pawilonu w miejsce szpetnych blaszaków, stojących naprzeciw Instytutu Muzyki URz., przy ul. Dąbrowskiego. Uznał on socrealistyczną koncepcję za coś niepowtarzalnego i w dodatku dostrzegł w miejscu owych blaszaków jakąś oś widokową z pomnikiem, której nikt wcześniej nie widział. Coś z tą osią radnemu porąbało się, ponieważ stanowią ją blaszaki i trochę krzaków a nie widoki, nawet na świetlaną przyszłość. Ma on również daleko w nosie, albo i jeszcze gorzej, opinię mieszkańców osiedla, gdyż ma w poważaniu wyłącznie oś. Już w następnym dniu sypnęło mokrym śniegiem i mieszkańcy osiedla wznieśli mu po przeciwnej stronie osi czyli w parku Inwalidów Wojennych swoisty pomnik wdzięczności. Można go obejrzeć na stronie 15. Wprawdzie nietrwały, ale wzniesiony w porywie serca za to, że udało mu się uwalić oddolną inicjatywę i obronić blaszaki. Przyznać jednak należy, że znalazł sobie ciekawych sojuszników. Jak zagłosuje jego klub i koalicyjna szeryfówna z PO było wiadomo, ale żeby go wsparli radni SLD, z których

dwoje dało sobie na wstrzymanie? Sesja statutowa także miała swoją dramaturgię. Radni dostali elektroniczne zabawki do zgłaszania się do głosu i samego głosowania poprzez naciskanie odpowiednich guzików w podstawie mikrofonu. A było ich raptem 5 i to opisanych. Ponoć małpa jest w stanie opanować perfekcyjnie do 20 prostych czynności. Niektórzy radni z tymi 5 nie dawali rady i słupki na ekranie tak głupiały, że głosowania trzeba było powtarzać, aby dyrektor Kubiak mógł policzyć palcem. Antoni Kopaczewski, primus inter pares sesyjnych interJ e d n a k ż e p r a w d z i w y c h nautów. Gdyby na prezentowanej na jego biuście tekturze rumieńców sesja nabrała, gdy zmienić drugą sylabę, wyszłoby - Arbeit macht frei, gdyż nie padło hasło - Malawa. Wpierw posądzam go, że natchnienia szukał u św. Jana ewangelisty. w ystąpił w ybitny architekt z Tylko dlaczego biust wypinał w kierunku prezydenta? Pewnie Radomia i kropnął na raty taką pomylił go z wojewodą. Fot. autor. demagogią, że nawet Macierewiczowi kopara by opadła. Sobie tylko znaną opracowania koncepcji zagospodarowania metodą wyliczył, że w przyłączone tereny terenów przydworcowych za złotówkę, to prezydent wpakował już 250 mln grosiwa zwykla bujda na resorach i w dodatku parmiejskiego, a do roku 2016 dopakuje do 400 cianych, a drogi są budowane już od 10 lat. mln. Wszystko kosztem miasta, co zaświad- W dodatku czym innym jest obszar metrocza o braku odpowiedzialności i chaosie w politalny, a czym innym najważniejsza jego rozwoju, a powinno być wyczucie. Panie część, czyli miasto rdzeniowe. Wyszło na to, radny, przecież to nie kiełbasa! Pochwalił się, że edukacja samorządowa i ogólna części że ma potencjał i bez Malawy. Grzmiał, że rajców jest niezbędna. Ale skoro w Łodzi nie ma pustych biurowców dla inwestorów radni uchwalili zakaz palenia papierosów i miasto nie chce skorzystać z opracowania w tunelach, chociaż ani metra takiego nie przez architektów-altruistów za symboliczną mają i nie zamierzają budować, to dlaczego złotówkę koncepcji zagospodarowania tere- w Rzeszowie nie może być równie głupio nów przydworcowych. Natomiast metropoli- na płaszczyźnie demagogii? W głosowaniu talny Rzeszów, to przede wszystkim ościenne o Malawę padł wynik remisowy, ponieważ powiaty. Zabrał głos również radny Kopa- wiceprzewodniczący rady nie zdążył na czewski, który całe zło widzi w Brukseli, głosowanie. Jeśli ktoś nie wie, niechaj sięgnie do prasy chociaż samo miasto podoba mu się bardziej rzeszowskiej z czasów włodarzenia miastem od Rzeszowa, ale to dlatego, że u nich nie było komuny. Nie dostrzega biedaczysko, że przez Jabłońskiego i Krogulskiego. Oni mieli również ze względu na zadawnione animo- identyczne problemy z poszerzaniem Rzeszozje Flamandów z Walonami, często długo wa, nawet demagogiczne działa wytaczane nie mogą zmontować belgijskiego rządu. I do zwalczania takiej idei nie odbiegały kaliwówczas po prostu nie ma kto przeszkadzać. brem od dzisiejszych, że o argumentacji nie Ale na Rzeszów idzie stamtąd ponoć zły wspomnę. Przy czym przeciwni byli wówczas kierunek, przez Malawę. Radny Kiczek, niby głównie Żydzi, którzy na obrzeżach lokowali koalicyjny, pierwsze inwestycje transporto- swoje często szemrane geszefty, aby nie pławe w mieście zapamiętał sprzed niespełna cić miastu podatków. Czy ich naśladowcy trzech lat, a metropolia, to u niego 500 tys. też mają jakieś geszefty, czy czynią tak li mieszkańców. Chyba rżnie głupa na sztywno. tylko dla czystej przyjemności, bo logiki w Zaczęło się tłumaczenie jak krowie na tym nie ma? Czy ktoś pamięta, że biegnąca rowie, że to bzdury. Inwestycje w przy- dziś przez środek miasta linia kolejowa z łączonych sołectwach finansowane były dworcem głównym została zbudowana dalei nadal będą w zdecydowanej większości ko od miasta, w Ruskiej Wsi, a koszary przy ze środków unijnych, żadnych biurowców Dąbrowskiego i Langiewicza wybudowano nikt nie buduje dla inwestorów, deklaracja też kawał za miastem? Roman Małek

zmiany na lewicy

Rozmowa z Leszkiem Millerem, przewodniczącym SLD oraz Klubu Parlamentarnego SLD Chciałem Panu pogratulować wyboru na przewodniczącego SLD oraz wcześniej Klubu Parlamentarnego SLD. Informację tą przyjąłem z zadowoleniem i nadzieją, że lewica od tego momentu stanie się liczącą formacją, tak jak to było w latach 1993-97 oraz 2001-05. Pamiętam te pierwsze lata też z autopsji, bo w drugiej kadencji Sejmu RP byłem posłem, członkiem Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Z kim się tylko spotykam w Rzeszowie, to w rozmowie, po objęciu przez Pana tych ważnych funkcji, pojawia się wielki optymizm, że coś wreszcie zmieni się na dobre. Podzielić należy pana opinię wyrażoną na ostatnim posiedzeniu Rady Krajowej Sojuszu, że SLD musi mieć wyraźną i programową tożsamość, żeby rozmawiać z innymi z pozycji partnera, a nie rozbitka szukającego ratunku. Zgodzić się też należy, że SLD musi być postrzegane jako siła odważna i zdolna do rządzenia krajem, z dobrymi kadrami i programem. Musi mieć wizerunek takiego ugrupowania, które nie będzie postrzegane jako reprezentant wąskich, partykularnych interesów. Świadomi jesteśmy, że naszym wspólnym celem musi być przecież budowa Polski silnej, twórczej, bogatej i szanowanej w świecie. Takimi wartościami kierował się, jak pamiętamy SLD, kiedy

pozostawał u steru rządów. Dobrze jest, że szef SLD o tym przypomina i z całą stanowczością potwierdza, że te same wartości kierują postępowaniem obecnego kierownictwa partii, mimo że jest w opozycji. Z zadowoleniem trzeba też przyjąć, że wszystkie nowe projekty ustawowe przedstawiane przez rząd Sejmowi, Sojusz chce oceniać pod względem propaństwowości oraz społecznej wrażliwości. „Echo Rzeszowa” jest czasopismem mieszkańców. Satysfakcją dla nas jest udzielenie przez Pana, specjalnie dla „Echa Rzeszowa” odpowiedzi na kilka problemów ważnych dla rozwoju naszego regionu oraz kraju. - Jakie widzi Pan możliwości równomiernego rozłożenia działań rządu na rozwój wszystkich regionów kraju, w tym Podkarpacia. - Żeby istniał rozwój, musi istnieć nowoczesna gospodarka. Rozwój konkurencyjnej gospodarki zawsze opiera się na wiedzy, na najnowszych technologiach. Dlatego nie można zapominać o inwestycjach w naukę, w badania. Gwarancją rozwoju jest też nowoczesna infrastruktura. A ta, jak wiadomo, nie wygląda w Polsce najlepiej. Konieczne są zatem inwestycje na usprawnienie sieci dróg, kolei. Tak, by wszystkie regiony w kraju były ze sobą dobrze połączone. Sprawnie działający kraj, a w nim

sprawnie działające i rozwijające się regiony, to zinformatyzowana administracja. A do tego potrzebny jest powszechny dostęp do szerokopasmowego Internetu. - Czy obecny projekt budżetu państwa to uwzględnia. - Mam wrażenie, że wszystkie budżety konstruowane przez pana ministra Rostowskiego są księgowym zapisem przychodów i rozchodów. W jego polityce nie dostrzegam ducha humanizmu, zaś jedynie „buchalteryzmu”. Bez w ymiany ministra finansów na człowieka o nieco szerszych horyzontach trudno spodziewać się, aby kolejne budżety były prorozwojowe, zakładały w swej istocie niwelowanie różnic rozwojowych pomiędzy regionami. A tu potrzebna jest energia. Takimi ludźmi o sporej dawce fantazji, przebojowości oraz ogromnych kompetencjach niewątpliwie byli ministrowie finansów w rządach SLD: Marek Belka i Grzegorz Kołodko. Na szczęście jest Unia Europejska, która prowadzi bardzo aktywną politykę rozwoju regionalnego, opartą na solidarności międzyterytorialnej i międzyludzkiej. Unia poświęca na ten cel jedną trzecią budżetu wspólnotowego. - Jaka jest realna szansa zmniejszenia bezrobocia dla absolwentów szkół zawodowych i wyższych. - Potrzebna jest silniejsza inte-

gracja szkolnictwa w yższego z systemem edukacji oraz współpraca z rynkiem pracy. I to dotyczy zarówno wymiaru systemowego, czyli współpracy ministerstw: edukacji, szkolnictwa wyższego i pracy, ale też instytucjonalnego, czyli współpracy na linii uczelnia – szkoła. Niezbędny jest wspólny system monitorowania losów absolwentów szkół średnich i wyższych. Możliwy powinien też być system „ścieżek powrotu” do systemu edukacji, który stwarzałby możliwość uzupełnienia kwalifikacji, np. o kwalifikacje zawodowe. Istotnym wyzwaniem jest dostosowywanie oferty kształcenia na poziomie wyższym do potrzeb rynku pracy. Zaś sam rynek pracy powinien być stymulowany do korzystania z oferty i „efektów” kształcenia na poziomie wyższym. Jak? Choćby poprzez systemy zachęt fiskalnych dla przedsiębiorców i pracodawców do zatrudniania absolwentów i inwestowania w młode kadry. - Czy obecne gospodarowanie Funduszem Pracy daje nadzieję na większe aktywizowanie bezrobotnych. - Nie sądzę. W 2011 r. zredukowano stawki na aktywizację bezrobotnych z 7 miliardów złotych, jakimi dysponowały urzędy pracy do 3,2 miliarda. Rząd najwyraźniej nie traktuje bezrobocia jako problemu społecznego. Mniej pieniędzy na aktywne formy walki z bezrobociem

Leszek Miller sprawia, że będzie to drugi rok z rzędu, kiedy urzędy pracy muszą wybierać, czy np. udzielić bezrobotnemu pomocy na otwarcie firmy w jej maksymalnej wysokości, czyli ponad 20 tys. zł, czy taką pomoc redukować, tak aby trafiła do jak największej liczby pozostających bez pracy. A to jest zasadnicza różnica, kiedy otrzymuje się na otwarcie firmy zamiast 20 tys. np. cztery razy mniej. Dziś wiele osób rezygnuje dlatego z prób otwarcia własnej działalności gospodarczej. Polska na aktywne formy walki z bezrobociem wydaje mniej niż 0,5 proc. PKB. A średnia dla krajów Unii wynosi 1,6 proc. PKB. - Dziękuję za rozmowę. Stanisław Rusznica


4

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

Żyją wśród nas

sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem

Rejent (notariusz) Teresa Panek-Wiśniowska jest rzeszowianką z urodzenia i serca. Z tym miastem związała swoje życie, pracę zawodową i życie rodzinne. Tutaj wychowała się, maturę zdała w II Liceum Ogólnokształcącym, tylko na studia wyskoczyła do Lublina na UMC-S. W 1969 r. ukończyła prawo. Potem odbyła równocześnie dwie aplikacje: sądową i notarialną. Po ich ukończeniu wybrała pracę w notariacie. Dlaczego notariat? Wolała notariat, ponieważ dawał jej większą możliwość pracy z ludźmi w sytuacjach bezkonfliktowych, które występują prawie zawsze w sądzie. Praktyka zweryfikowała to jej przekonanie. Do niej bowiem przychodzą wciąż ludzie, którzy również mają sprawy konfliktowe i pytają, co mają zrobić, jak radzi rozwiązać ich problemy. W sądach, szczególnie w sprawach karnych, a najprawdopodobniej tymi zajmowałaby się, gdyby zdecydowała się zostać sędzią, są to zawsze konflikty ostrzejsze. Jej sukces jako notariusza polega na tym, że udaje się doprowadzać do ugody w bardzo wielu przypadkach. Oczywiście bez uciekania się do pomocy sądu. Bardzo wielu klientów skonfliktowanych przychodzi do niej w nadziei, że pomoże im rozwiązać ich problem, ponieważ słyszeli od innych, że „Pani pogodziła sąsiadów”. I to jest dla niej największą satysfakcją, że przychodzą po latach i dziękują lub polecają jej usługi innym, swoim znajowym, bliskim, sąsiadom. Ma klientów już z trzeciego pokolenia. W rodzinie zachowali dokumenty, przychodzą z nimi i proszą, by nadal prowadziła ich już nowe sprawy. Notariat ma to do siebie, że życie z jego perspektywy wygląda lepiej niż z perspektywy sędziego. Jest więc bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Nikt z rodziny nie wywierał na nią presji, miała wolną rekę. Mama Stefania była nauczycielką w rzeszowskich szkołach, ojciec Stefan pracował w Wojewódzkim Związku Gminnych Spółdzielni w Rzeszowie, przez lata był jednym z jego dyrektorów. Brat Andrzej po ukończeniu Rzeszowskiej Politechniki wyjechał do Warszawy i tam urządził sobie życie. Sama miała wiele okazji, by wyjechać z Rzeszowa. Nie skorzystała z tych możliwości. Wielu znajomych dziwiło się jej, zarzucało nawet, że zamknęła się na prowincji, nie mogło zrozumieć jej motywów. Nie ciągnęło jej w świat. Rzeszów jest jej miejscem na ziemi. Nie zgadza się też z zarzutami i negatywnymi ocenami swojego miasta. Najlepiej czuje się wśród swoich rzeszowian. Zna ich wielu i oni znają ją. Przychodzą i często mówią: „Znam Panią, ale znałem(am) także rodziców pani”. Niepokoi ją natomiast to, że coraz mniej dostrzega autentycznych rzeszowian (tych z dziada pradziada), którzy na tle prawie 200 tys. mieszkańców walczyliby bardziej skutecznie o zachowanie i kultywowanie tradycji i charakteru Rzeszowa, jego dorobku i wartości. Zanim w 1992 r. otworzyła własną, prywatną kancelarię notarialną w Rzeszowie, przeszła dobrą szkołę już jako aplikantka i asesorka w państwowych biurach notarialnych. Szczególnie ostro lądowała, gdy ówczesny prezes Sądu Wojewódzkiego, Aleksander Oleszko, zdecydował, że ma samodzielnie poprowadzić biuro notarialne w Kolbuszowej, a później w Łańcucie. Dała radę, zdobyła doświadczenie, uwierzyła we własne siły. Czuje się świetnie na swoim. Zawsze chciała być samodzielna, bez szefa nad sobą, działać z pełną odpowiedzialnością

Teresa Panek-Wiśniowska za to, co robi. Po prostu tak, jak to poeta powiedział: „Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem”. Przez cztery kadencje (12 lat) była prezesem Rady Izby Notarialnej w Rzeszowie, czyli wojewódzkiego samorządu notariuszy. Od niedawna ograniczyła zakres swojej działalności w tym zakresie, ponieważ chce mieć więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Obecnie jest wizytatorem w samorządzie notarialnym. Czym jest notariat w życiu społeczeństwa? Po sprywatyzowaniu biur notarialnych zmienił się charakter notariatu. Przestał być workiem, do którego wrzucano różne sprawy, np. księgi wieczyste, bo i te wtedy prowadził. Dzisiaj w notariacie odczuwa się puls społecznego życia. Tu skupiają się niemal wszystkie problemy społeczne, wynikające ze zmian, jakie zaszły w Polsce po 1990 r. Przykładowo: kiedyś niewielu studentów miało własne mieszkania, a teraz bardzo dużo rodziców kupuje mieszkania dla swoich dzieci studentów. Sprawy z tym związane załatwia się w notariacie. Sporo jest majątkowych umów małżeńskich, szczególnie gdy małżonkowie chcą odrębności majątkowej. Notariat dokonuje teraz poświadczeń dziedziczenia, które są równoznaczne z sądowym nabyciem spadku. Nadal robi się testamenty i działy spadkowe. Z nowych czynności doszedł zapis windykacyjny, w którym można sobie rozporządzić przedmiotem, który będzie wchodził w skład spadku. Jest to ważne dla tych szczególnie, którzy mają skomplikowaną sytuację rodzinną, np. jedno z małżonków (majętne), mające dzieci z różnych związków oficjalnych i pozamałżeńskich, chce przed swoją bliską już śmiercią sprawiedliwie zabezpieczyć wszystkie. Kiedy to załatwił, poczuł ulgę i dziękował Pani rejent. Przy okazji załatwiania tego typu problemów notariusz poznaje przy okazji stan majątkowy swoich klientów. Zaobserwowała, że większość załatwianych spadków dotyczyła majątków, zgromadzonych już po 1990 r. Wprowadzane zmiany wymagają ciągłego dokształcania się, zapoznawania się z nowymi przepisami. I to lubi. Czuje się z tym bardzo dobrze. Czy spełniły się marzenia Teresy, te z dzieciństwa i te z dojrzałego już życia? Tak. Pragnęła mieć rodzinę, ma szczęśliwą rodzinę. Marzyła o podróżach, jeździ teraz po świecie. Szczególnie polubiła Afrykę. Ostatnio była na Madagaskarze. Podróżuje z 11-letnią wnuczką Aleksandrą. Obie czują się wspaniale w swoim towarzystwie. Mąż nie znosi podróży, których elementem jest lot samolotem dłuższy niż pięć godzin. Ma wreszcie pracę, która daje satysfakcję i zaspokaja jej ambicje. Rozwiązuje ludzkie problemy, pomaga innym w ich dość skomplikowanych sytuacjach. Lubi muzykę i literaturę. Ma mnóstwo książek, spośród których wybiera tę najciekawszą i wtedy czyta ją do białego rana. Lubi przede wszystkim reportaże. Tych ostatnio jest sporo na rynku księgarskim. Ma w czym wybierać. Tylko czasu ma za mało. Józef Kanik

wizyta mielczan

„Pieśń to nasza broń” – tak w Wypożyczalni Muzycznej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie śpiewał, działajacy w ramach sekcji artystycznej Uniwersytetu

Trzeciego Wieku, chór „Cantilena”. Okazją do zaśpiewania specjalnie dla tego chóru napisanego hymnu była wizyta w Rzeszowie grupy seniorów z Mielca, także słuchaczy UTW, których powitała starościna roku Danuta Przywara-Kamieniecka. Wizyta w naszej wypożyczalni gości z mieleckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku stała się okazją do pokazania się, pochwalenia sukcesami, a może zarażenia ogromnym zaangażowaniem chóru „Cantilena”, prezentującym bardzo zróżnicowany tematycznie repertuar. Barbara Balicka

walczę o czystość w polskim sporcie

W tym roku obchodzi 50. rocznicę urodzin. Jest rodowitym rzeszowianinem. Młode lata spędził w samym centrum Rzeszowa, tu bowiem przyprowadzała go mama do przedszkola mieszczącego się przy ulicy Grunwaldzkiej, a później do Szkoły Podstawowej nr 3 przy ulicy Hoffmanowej. Następnie, jak to zwykle bywa, szkoła ponadpodstawowa i matura w liceum ogólnokształcącym. Dyplom studiów wyższych z socjologii otrzymał w rzeszowskiej Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania. W swoim życiorysie ma różne miejsca pracy. Mile też je wspomina. Pracował w Zelmerze, ale i w warzywniaku, pomagając swojej mamie w prowadzeniu tego małego interesu. Lubił zawsze pracować społecznie. Gdy zamieszkał w osiedlu „Nowe Miasto”, zaangażował się zaraz do pracy samorządowej. Przez dwie kadencje był członkiem rady nadzorczej. Obecnie, już czwartą kadencję przewodniczy samorządowej radzie w tym osiedlu. Przez dwie kadencje (2002-2006, 2006-2010) był radnym miasta Rzeszowa. W ostatnich wyborach samorządowych do tej rady otrzymał „jedynkę” na liście Platformy Obywatelskiej, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Więcej czasu chce poświęcić piłce nożnej. W ostatniej dekadzie związany jest pracą w różnych organach Polskiego oraz Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Od lutego ubiegłego roku jest też prezesem Podkarpackiej Federacji Sportu, zrzeszającej 29 okręgow ych organizacji sportowych. Wśród kibiców oraz mieszkańców Rzeszowa, ale chyba i całej Polski, kojarzony jest z piłką nożną. Zasłynął wieloma przedsięwzięciami, przez co podkarpacka piłka zmienia się coraz bardziej na lepsze. Kazimierz Greń zawsze podkreśla, że jest to zasługa nie tylko jego, ale całego środowiska piłkarskiego. Ma odpowiednie doświadczenie w pracach Związku Piłki Nożnej. W latach 2000-2004 w strukturze Polskiego Związku Piłki Nożnej pełnił odpowiedzialną funkcję przewodniczącego Sądu Koleżeńskiego. W kadencji 2002-2004 był prezesem Rzeszowskiego Podokręgu Piłki Nożnej. Przez ostatnie dwie kadencje, od 2004 jest jednogłośnie wybierany prezesem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Jest bardzo popularnym i cenionym działaczem w kraju, o czym świadczy choćby uzyskanie w 2004 roku trzeciego, a w 2008 pierwszego wyniku wyborczego w wyborach na członka Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Po roku zrezygnował z członka Zarządu w proteście przeciwko złemu kierowaniu związkiem przez Grzegorza Latę. Ma pretensje do Laty, że nie zrealizował dotychczas praktycznie ani jednego punktu z przedwyborczych obietnic, a w PZPN konieczne jest natychmiastowe, kompleksowe rozpoczęcie zmian w sferze szkoleniowej, organizacyjnej i finansowej. Ma na swoim koncie wiele sukcesów. Za najważniejszy uważa dobre wzajemne współdziałanie działaczy, trenerów i niezłe

Kazimierz Greń wyniki drużyn w rozgrywkach różnego szczebla. Ceni sobie dobrą współpracę z sejmikiem i zarządem województwa oraz z samorządami powiatowymi i gminnymi. Pozyskał dotacje na wiele imprez sportowych, zakupiono wiele sprzętu dla klubów, ostatnio powstało 8 nowych, pełnowymiarowych boisk sportowych w ramach projektu Euroboiska. Rozwija się działalność szkoleniowa młodzieży, trenerów, instruktorów i sędziów. Do różnych wydziałów i komisji na szczeblu krajowym wprowadzona została znaczna ilość osób z naszego terenu. Pomaga to szerzej działać na rzecz podkarpackiej piłki. Na Podkarpacie udało się ściągnąć m.in. eliminacje mistrzostw Europy kobiet, finał MP juniorów, mecze międzypaństwowe reprezentacji futsalu. Otworzony został sportowy ośrodek gimnazjalny w Krośnie, kolejny będzie w Tarnobrzegu. Podjęte zostało kilka spektakularnych decyzji dających ulgi finansowe klubom, poprzez zniesienie opłat za obserwatorów i delegatów. Kazimierz Greń ma również fascynacje muzyczne. W ubiegłym roku wraz z posłem Mieczysławem Golbą nagrali płytę „G-7 BAND”. Obecnie jest po nagraniach próbnych drugiej płyty. Specjalnie dla nich zostało napisane kilkanaście kompozycji. Kazimierz mówi, że muzyka, to wspaniała dla niego odskocznia od wszystkich problemów, jakie niesie ze sobą codzienna praca i życie. Z żoną Haliną mają dwoje dorosłych dzieci, córkę Katarzynę i syna Rafała. Jest też wnuczek Karolek, syn Rafała. Od ponad roku Kazimierz prowadzi swój blog internetowy, na którym wyraża swoje opinie i komentarze związane z futbolem. Przez miniony rok przekazywał do wiadomości publicznej informacje, których próżno byłoby szukać gdziekolwiek indziej. Zamierza to czynić nadal (www. grenkazimierz.blog.onet.pl). Przy podsumowaniu pracy Podkarpackiego Zarządu Związku Piłki Nożnej, prezes Greń mówi, że nazbierało się tego wiele. Czas globalnych podsumowań przyjdzie z pewnością na wojewódzkim zjeździe w marcu br. Stanisław Rusznica Fot. Janusz Pytel

wystawa w kartonie

Klub Kultury RSM KARTON przygotował wystawę prezentującą dorobek artystyczny mieszkanki osiedla, Alicji Szmuc. Wyeksponowano na niej prace malarskie i grafikę. Swoistą ciekawostką jest to, że większość obrazów została namalowana na tekturze. Artystka preferuje zdecydowanie motywy pejzażowe, zwłaszcza bieszczadzkie, kwiatowe oraz konie w całej swojej dynamicznej krasie. Wernisaż wystawy otworzył gospodarz, Józef Tadla, a popisem estradowym uświetniła go młoda adeptka sztuki wokalnej Barbara Jastrzębska. Rom

Z lewej Alicja Szmuc, obok Józef Tadla. Fot. R. Małek


ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

Wspomnienia z wężykiem cz. 17

wojewódzki sztab wojskowy w rzeszowie

- Logistyczny romans z okręgiem długo trwał? - Nie zdążyłem się nawet znudzić. Skorzystałem z nadarzającej się okazji i 17 maja 2002 roku na własną prośbę wylądowałem w swoim Rzeszowie, jako szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego. - Za dużo takich chyba nie było? - Tylko trzech generałów w Polsce szefowało WSzW. Oprócz mnie gen. Jan Szałaj w Olsztynie i w stolicy gen. Włodzimierz Zieliński. - Spokojna robota? - Nic podobnego! Znowu wpadłem z deszczu pod rynnę, ale to lubię. - Z czym to się jadło? - Zaczynała się w sztabach rewolucja nazywana dla niepoznaki strukturalną reorganizacją. Najpaskudniejsze w tym wszystkim było to, że musiałem sporo zwalniać, zwłaszcza komendantów WKU. Czy pan wie, jak krajało mi się serce, gdy pod kapelusz musiałem wysyłać swoich dobrych i wypróbowanych przyjaciół? Zwłaszcza płk. Jana Wojtynę w Rzeszowie, płk. Tadeusza Stopę w Jarosławiu i płk. Wiesława Lewandowskiego w Sanoku. Jestem im wdzięczny za zrozumienie, gdyż w naszych relacjach prywatnych nic się nie zmieniło. - A poza tym? - Musiałem doprowadzić do stanu używalności poważnie nadgryzioną zębem czasu bazę WSzW. Przecież wstyd było w czymś takim, co zastałem, urzędować! A przecież każdy wie, że wojsko cierpi na chroniczną dolegliwość niedostatku pieniędzy. - Prezydent Ferenc mawia, to zrób bez pieniędzy. - Właśnie tak zrobiłem. Chociaż trochę grosiwa znalazło się przy dobrym szukaniu. W konsekwencji pojawił się nowy dach z przynależnościami, nowa elewacja, płytki w korytarzach, i nie tylko, kancelarie z prawdziwego zdarzenia. Można było zacząć po ludzku urzędowanie wojskowe. - Wszystko tak jak po maśle? - To nie u nas, na Podkarpaciu! Zawistne nieroby zza węgła wszystko

uważnie obserwowały i zaczęło się. Do prokuratury, i nie tylko, zaczęto dywanowo słać zatroskane donosy na temat, co ten Czekaj wyrabia. Nic nie robi, tylko łamie wszystko, co nadaje się do łamania, zwłaszcza prawo. A donosili, oczywiście, w trosce o to, aby Najjaśniejsza Rzeczpospolita, broń Boże, nie doznała jakiegoś uszczerbku na swoich srebrach rodowych. - To dopiero patrioci! - Najczęściej miernoty, którym niczego robić się nie chce. Ale obiekt WSzW do dziś wygląda imponująco i to się liczy. Tego się trzymajmy. - Ale nie tylko z takimi przyszło działać? - Zdecydowana większość kadry ochoczo i z dużym zapałem przystąpiła do pracy. Jestem dla nich pełen uznania. - Nic nie zgrzytnęło? - Jeśli, to wyłącznie ze strony mojego następcy. W niczym nie dołożył się, ale niczym przysłowiowa żaba, nadstawiał nogę, gdy konie podkuwali. Swojej zwierzchności chwalił się, że przejął ruinę i niczym Kazimierz Wielki wszystko przebudował. Sprawiał tym samochwaleniem moim współpracownikom sporą przykrość, ale woleli dla świętego spokoju wszystko przemilczeć. Ot, mały człowiek do małych interesów. - Nie samą kancelarią sztab żyje! - To tylko konieczne warunki. Ażeby zadziałać mobilnie na podległe jednostki ogłosiłem współzawodnictwo między WKU na organizację najlepszego punktu przyjęcia cywilnych petentów i wzorcowe przygotowanie mobilizacyjnego rozwinięcia jednostek (MRJ). - Dało to coś? - Efekty mnie zaskoczyły, oczywiście na plus. Komendanci potraktowali to naprawdę odpowiedzialnie i ambitnie. Do dzis dumny jestem, ze miałem sposobność i zaszczyt kierować tak znakomitymi oficerami, jak chociażby: płk Buryło z Jarosławia, płk Abram z Jasła, płk Szyndlar z Rzeszowa, płk Skworzec z Sanoka.

- Nie ćwiczyliście militarnie? - I to jeszcze jak! Pod auspicjami ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, Krzysztofa Janika, w Bieszczadach odbyły się ćwiczenia wspólnie z policją, strażą graniczną, strażą pożarną i leśnikami. Na te ćwiczenia zjechali wszyscy wojewodowie z całej Polski. Ćwiczenia prowadził nasz wojewoda Jan Kurp. - Siły były duże? - Imponujące! Całe 40 jednostek straży pożarnej, ponad 100 policjantów ze śmigłowcem, ponad 100 pograniczników ze szwadronem na koniach, straż leśna, An 2 z krośnieńskiego aeroklubu, no i nasze wojsko z WSzW. - Mieliście iść na wojnę? - Odwrotnie! Ćwiczenia miały pokazać, co powinni robić wojewoda i szefowie wszystkich służb mundurowych na swoim terenie w czasie wojny, gdy działania zbrojne toczą się daleko od nich. Miały uzmysłowić jakie istnieją zagrożenia i jak na nie skutecznie reagować. - Ale nieprzyjaciel być musi! - Był i to niezwykle przebiegły, w postaci silnej grupy dywersyjnej, która zamierzała głęboko na tyłach frontu wysadzić zakłady zbrojeniowe w Trzciańcu. - Wysadzili? - Usiłowali! Wzniecili spory pożar, który od razu zaczęli gasić strażacy i sikawkowi zakładowi. Policja zaś z pogranicznikami organizowała pościg za dywersantami. Służba zdrowia zajęła się rannymi. - No to po wojnie? - Teraz zaczyna się najciekawsza część ćwiczeń. Otóż dwóch uciekających dy wersantów chroni się w szkole terroryzując dzieci i ciała pedagogiczne. - No to pat. - Prawie! Ale po co w policji mają negocjatorów? Przylatuje taki śmigłowcem z Rzeszowa i zaczynają się targi z dywersantami. Dostają samochód i mogą jechać. - Coś za łatwo im poszło. - Nic podobnego! Cały czas są pod kontrolą, podobnie jak pozostali ich

kamraci. Straż leśna organizuje zapory i zawały, na drogach działają uzbrojone punkty kontrolne. Bezdroża i górskie wertepy bez przeszkód pokonuje na koniach szwadron pograniczników, co rusz zapędzając dywersantów do matni. - Nie mieli szans. - Żadnych! Wprawdzie dotarli na lotnisko w okolicy Arłamowa, skąd miał ich zabrać samolot, ale połączonymi siłami zapuszkowaliśmy ich. Całość jednak pokazała jak niezbędne jest współdziałanie i koordynacja poczynań wszystkich służb. Bez nich panowałby chaos. - Kto rządził służbami mundurowymi? - Sami zacni i kompetentni ludzie. Policją gen. Józef Jedynak i płk Józef Gdański, Strażą Graniczną gen. Henryk Majchrzak, Wojewódzką Strażą Pożarną st. bryg. Andrzej Stopa, Dyrekcją Lasów Państwowych dyrektor Jan Kraczek ze swoimi wyjątkowo przebiegłymi leśnikami z Nadleśnictwa w Birczy – nadleśniczym Zbigniewem Kopczakiem i leśniczym Józefem Czwerenką. - Leśnicy nie bali się? - Zawierzyli nam, że nie zrobimy krzywdy lasom i wiedzieli, że ćwiczenia bardzo urozmaici możliwość działania w lesie. Nie zawiedli się. - A jak to z generałami było? - Po lekturze książki „Generałowie i admirałowie III Rzeczpospolitej” zorientowałem się, że nadspodziewanie liczna, niemal 40-osobowa grupa generałów wywodzi się właśnie z Podkarpacia. Postanowiłem nawiązać z nimi kontakt i zaprosić ich tutaj, na rodzinne śmiecie. Machina poszła w ruch. Powołaliśmy komitet organizacyjny, zebraliśmy adresy i wysłaliśmy informacje, że w październiku 2003 zamierzamy zorganizować w Rzeszowie spotkanie. Poprosiliśmy wojewodę Jana Kurpa, marszałka Leszka Deptułę, prezydenta Tadeusza Ferenca o wsparcie organizacyjne przedsięwzięcia i przyjęcie generałów. Ponieważ był to rok Sikorskiego całość ochrzciliśmy hasłem „Generałowie Podkarpacia u

5

Gen. dyw. F. Czekaj

gen Sikorskiego” - Odpowiedzieli? - Ponad 30, ale część z nich była w podeszlym wieku i z kiepskim stanem zdrowia. Ale i ci serdecznie potraktowali naszą inicjtywę. Przyjechało 25. - Tylu na raz Rzeszów nie widział? - Nie widział. Wszyscy umundurowani, zgodnie z podkarpacką tradycją pojawili się w kościele garnizonowym na koncelebrowanej przez biskupa Kazimierza Górnego mszy w intencji ojczyzny. Później złożyliśmy kwiaty pod pomnikiem gen. Władysława Sikorskiego i pomaszerowaliśmy do ratusza na spotkanie z władzą wojewódzką i miejską. - Tak bez kapeli? - Nie do końca! Przed ratuszem czekała kompania honorowa podhalańczyków, a orkiestra wojskowa grała marsza generalskiego. Robiło wrażenie. - Niespodzianki były? - A jakże! Wpierw do ratusza zaprosiliśmy prezydentów i burmistrzów miast oraz starostów powiatów, z których wywodzili się generałowie. Następnie zaprosiliśmy wszystkich na kolację do łańcuckiego zamku. Od bramy do wejścia stały szpalery podhalańczyków z zapalonymi pochodniami, a wewnątrz w sali balowej w towarzystwie władz wojewódzkich miejskich i terenowych zaprezentowalismy wszystkich generałów, czyli przdstawiliśmy ich karierę wojskową i obecne zajęcie. Później w sali jadalnej do kolacji zasiadło 64 uczestników spotkania, bo tylko tyle mieścił biesiadny stół. - Rzeczywiście imponujące. - Była jeszcze wizyta w Uniwersytecie Rzeszowskim i oczywiście w Bieszczadach. Takie spotkania weszły już w tradycję. Roman Małek

historia na kołku

poprawność czy fałsz?

Lektura II poprawionego wydania książki Stanisława Żurka „UPA w Bieszczadach” ze znamiennym podtytułem „Straty ludności polskiej poniesione z rąk ukraińskich w Bieszczadach w latach 1939-1947” do kategorii lekkiej i przyjemnej nijak nie przystaje. Nie pozwala na to mroczna treść wpisana w czas nacjonalistycznej pogardy nawet dla elementarnych wartości humanitarnych, czas zezwierzęconej nienawiści do wszystkiego, co polskie, czas bezdusznego obłędu w pojmowaniu idiotycznej utopii ideologicznej. Szkoda tylko, że książka została napisana mało staranną polszczyzną. Ponadto autor zamiast przypisów wmontował informacje bibliograficzne w tekst, co zaszkodziło zwartości i przejrzystości opisu. Sporo jest także niczym nieuzasadnionych powtórzeń. Te formalne uchybienia jednak nie umniejszają dokumentalnych i poznawczych walorów opracowania. Tutaj autor z aptekarską precyzją, ogromną znajomością realiów tamtych czasów, przy benedyktyńskim trudzie docierania do

wszelkich dostępnych źródeł, podjął próbę rzetelnego zbilansowania skali upowskiego ludobójstwa w Bieszczadach. Zajął się także oceną Akcji Wisła, wyrosłymi na tych polach śmierci legendami, chociażby generała Świerczewskiego, pułkownika Gerharda czy ogniomistrza Kalenia, bezsensem upolityczniania historii. Cóż z tego, że tejże historii polityka jest tak potrzebna, jak świni siodło? Cała ludobójcza machina zbudowana na faszystowskich fundamentach, wspieranych pokropkiem cerkiewnym, zmierzała do fizycznej zagłady wszystkiego co nieukraińskie, zwłaszcza Polaków. Zaczęło się od rzezi wołyńskiej, a zakończyło zwyrodniałymi mordami w tak zwanej Zakierzonii, zwłaszcza w Bieszczadach. Autor precyzyjnie zbilansował tylko zweryfikowane zbrodnie i wyszło mu, że nacjonaliści ukraińscy bestialsko zamordowali ponad 1 800 naszych rodaków. Wielu Ukraińców także straciło życie, jeśli tylko mieli inne od OUN UPA zdanie, albo sprzyjali Polakom. Wiele uwagi poświęca autor współczesnym odniesieniom do tamtych bestialskich zdarzeń. Dostrzega odradzanie się w zachodniej Ukrainie i wśród ukraińskiej emigracji faszyzujących tendenji nacjonalistycznych, gloryfikowanie zbrodniarzy strojonych w patriotyczne uniformy, odgrzewanie antypolskich nastrojów. Nie można z tych powodów nawet upamiętnić miejsc kaźni Polaków. Z drugiej strony mnożą się w Polsce nielegalne pomniki bandytów spod znaku OUN UPA, z którymi cackają się nasze władze, a emerytce z podlubaczowskiego Radruża każą rozbierać skromny pomnik upowskich ofiar na cmentarzu. A wszystko w imię idiotycznej poprawności politycznej i umizgów

do Ukrainy, jako wskazanego przez Giedroycia, Michnika i Kuronia naszego sojusznika na wschodzie. I trwa ten obłędny taniec chocholi nad grobami zaszlachtowanych ordynarnie rodaków. Nie ma w ocenie tamtych zdarzeń nawet cienia jakiejś symetrii. U nas ipeenowscy historycy nie tylko z Rzeszowa i Lublina, z Grzegorzem Motyką na czele, traktują UPA jak rycerskich partyzantów lejących krew za ichnią ojczyznę, a tych którzy ich zwalczali w obronie polskości traktuje się jak zbrodniarzy. Natomiast we Lwowie nie można postawić skromnego pomnika ku czci pomordowanych profesorów polskich, chociaż w takiej Pawłokomie dało się i prezydenci Polski i Ukrainy walili się w piersi aż dudniało na Chryszczatej, w Cisnej czy w Baligrodzie. Dochodzi do ordynarnego zakłamywania historii, tak jakby na tych zgliszczach prawdy dało się budować trwałe i rzetelne porozumienie. Nic bardziej błędnego! Dlatego słusznie ukraińscy ideolodzy od OUN i UPA określają tych naszych speców od wybielania nacjonalizmu – użytecznymi idiotami. Odrębną sprawą, chociaż ściśle związaną z nacjonalizmem ukraińskim, jest ocena Akcji „Wisła”. Bez jej przeprowadzenia cała Zakierzonia spływałaby krwią i znaczyła łunami jeszcze długie lata. Dotyczyłoby to również ludności ukraińskiej. Likwidacja zaplecza logistycznego dla band kończyła praktycznie ich działalność, chociaż jeszcze kilka lat tu i ówdzie dawały o sobie znać banderowskie niedobitki. Lanie łez nad rzekomymi nieludzkimi warunkami w obozie w Jaworznie też trąci myszką i historyczną głupotą. Bandyci uzyskali status ofiar z całym dobrodziejstwem inwentarza! Toż dopiero jest absurd! A już

przyjęcie przez nasz Senat uchwały potępiającej Akcję „Wisła” i przepraszanie kogokolwiek za nią jest przedsięwzięciem tyleż kuriozalnym, co i niemądrym. Przesiedlani zabierali cały swój dobytek. Pozostawiali ubożuchne chaty kryte najczęściej strzechą, w których pod jednym dachem gnieździli sie ludzie i cały inwentarz gospodarski, a przejmowali na ziemiach zachodnich dobrze urządzone i prosperujące gospodarstwa o nieznanej im nawet kulturze rolnej. W dodatku te ich budy od razu w większości palili banderowcy zgodnie z taktyką spalonej ziemi. Jeśli ktoś z przesiedlonych domaga się odszkodowania, to niechaj zwraca to, co otrzymał.

Książka pojawiła się bardzo na czasie. Właśnie wtedy, gdy nasi naprawiacze historii i spece od polityki historycznej podjęli zmasowane wysiłki w lakierowaniu trudnych i mrocznych kart stosunków polsko-ukraińskich, albo wręcz w ich zakłamywaniu. Autor słusznie wytyka autorom większości przewodników po Bieszczadach zgodne podawanie zaniżonych zbrodni UPA, nieprawdziwych źródeł konfliktu, bądź przemilczanie tego, co nigdy nie powinno podlegać zapomnieniu. Tak, jakbyśmy sami wstydzili się za to, co uczynili nacjonaliści ukraińscy. Roman Małek


6

Z mojej

Styczeń to nie tylko wejście w nowy rok, przeniesiony z innego kraju zwyczaj ulicznej parady w dniu Trzech Króli, ale też obchod z one każdego roku Jerzy Dynia w połow ie stycznia urodziny Rzeszowa. Obchodzone z różnym skutkiem i różnie organizowane przez mniej lub bardziej zmieniające się w około ratuszowych biurach ekipy. Tegoroczny pomysł sprowadził się do zaproszenia na stary rynek szkolnej dziatwy. Był Pan Prezydent, były baloniki i była nawet piosenka o tym, że Rzeszów to nie jest jakieś małe miasteczko. W świadomości dorosłych mieszkańców święto to przeszło jakoś bez echa. W wizji animatorów tej okazji zabrakło ochoty przypomnieć o tej rocznicy zarówno mieszkańcom centrum jak i położonych na obrzeżach nowych dzielnic. Marzyło mi się, że urodziny będą interesującym wydarzeniem

RZESZOWSKI KALEJDOSKOP KULTURALNY proszę”. Filia nr 3 przy Krzyżanowskiego spotkanie z autorką Noworoczne koncerty Noc Sylwestrowa dawno minęła, a my wciąż żyliśmy w świątecznej atmosferze. Sporo placówek zorganizowało różnego rodzaju imprezy. Noworoczne koncerty odbyły się w Młodziezowym Domu Kultury pod nazwą „W drodze do Betlejem”. Wystąpiły zespoły tańca ludowego „Rzeszowianka” i zespół wokalny z Zespołu Szkół nr 6. W WDK koncertowały Klerycki Zespół Muzyczny Grupa z Quisllismq oraz Chór Wyższego Seminarium Duchownego z Rzeszowa. W Muzem Etnograficznym czynna jest wystawa „Ludowe obrzędy noworoczne na pograniczu kultur”. W Filii nr 10 WiMBP wystawiono jasełka „Czas radosny, czas świąteczny”.

Po raz XX zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała po raz XX, także i w Rzeszowie. Cieszyła się wielkim powodzeniem, na rynku wokół estrady było tłumnie. Największe uznanie zyskał zespół Stachursky.

Dzień judaizmu w kościele

...a wizjonerów nadal brak

kulturalnym i towarzyskim – niekoniecznie z flaszką. Że unikając tym razem chałturników z innych stron, prezentujących się z play backu, będzie można zobaczyć własny, rzeszowski potencjał artystyczny. Że zorganizowany zostanie cykl imprez o różnym charakterze, skumulowanych w określonym okresie, gdzie tematem wiodącym będzie moje miasto - Rzeszów. Od dziesiątków lat zakompleksieni, na klęczkach prawie słuchamy zagranicznych piosenek, w których przewijają się nazwy miast, regionu, krainy: Paris, Kopenhaga, Chicago, Georgia, Luizjana. Przykłady można wymieniać długo. I utwory te nadal istnieją na estradach, w głośnikach i na ekranach. A kto z rzeszowian zna jakąś piosenkę o swoim mieście? Nie można, bo prowincjonalne? A nieprawda. Rzecz tylko w tym, że tekst takiej piosenki nie powinien być grafomański, lecz napisany gustownie. Oczywiście, za tym powinna iść muzyka, melodyjna, nieskomplikowana, ale skomponowana fachowo. Tak, to prawda, że z jednej strony w prostocie jest genialność, ale też dla tego gatunku muzycznego jest to jedyny sposób na uniknięcie niebytu i na powszechne zaistnienie. Przeglądałem niedawno stosy płyt jakie rozpanoszyły się w moim mieszkanku. W pewnym momencie natknąłem się na – naprzód jedną, po chwili drugą płytkę z nagraniami rdzennie rzeszowskiego zespołu DWA BALONY I TEN TRZECI. Włożyłem do odtwarzacza płyt i po chwili pokiwałem głową. Znowu – cholera – miałem rację. Muzyka i teksty Tomka Sienkiewicza – potomka twórcy Jacusia Rzeszowiaka, Jurka Sienkiewicza, napisane z nerwem, satyryczną ikrą, często z nostalgią jaka przychodzi podczas wędrówek po rzeszowskich ulicach i zaułkach. Jest w tych piosenkach klimat rzeszowski. Płyty wydane bardzo profesjonalnie. I co? Kiedy ostatnio ta grupa miała okazję zaprezentować się w swoim mieście na publicznym koncercie? Nie ma w naszym mieście kabaretu, bądź podobnej formy scenicznej, BALONY mają taki charakter. Nawet nie wiem, czy już im przeszedł zapał do tego rodzaju działalności, czy już nie oklapnęli wobec braku zainteresowania się ich twórczością. A ilu jest jeszcze w mieście takich wyciszonych twórców, którzy swoją energię skierowali na prozaiczne zarabianie na bochenek chleba i coś do niego? A przecież oni, ze swoim repertuarem mogliby np. raz w miesiącu, w jakimś godnym miejscu, w centrum miasta, wystąpić ze swoim programem. To nic nie szkodzi, że repertuar będzie się zmieniał powoli, ale rozsmakowana publiczność będzie się zmieniać i Rzeszów będzie miał nową dla miasta, stałą formę rozrywki. Był kiedyś w Rzeszowie przy ZDK Kabaret MELUZYNA. Niestety, zabrakło Andrzeja Listwana, zabrakło Romka Konieczkowskiego, ale inni są. Mają smykałkę do pisania. Henek Wądołkowski napisał KABARETOWĄ HISTORIĘ RZESZOWA. Opracował ją scenicznie Ryszard Kudzian, piosenki napisali nieżyjący, niestety, Andrzej Listwan i Janek Wywrocki, opracowali to muzycznie Andrzej Warchoł i Grzegorz Pliś, a na dzień dobry utrwalił to kamerą Andrzej Warchoł. I co? I nic! Kto o tym wie? A ja wiem, bo moja praca dziennikarska (i nie tylko) nie kończy się o godzinie 15.oo.

ECHO RZE­SZO­WA

Echa kulturalne

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

Agnieszką Przywarą na temat „Anielskie sprawki”. „Kubuś i jego przyjaciele – Prosiaczek i ciasto miodowe” zaproponowała filia przy ul. Podchorążych.

Ciekawa wystawa W Muzeum Okręgowym wystawiono ponad 130 grafik wyciągniętych z magazynu. Są to ciekawe i cenne grafiki od XVII do XX wieku. Tak sobie leżały w magazynie. Teraz można oglądać je. Warto.

„Klimaty” aktywne Artur Dutkiewicz Trio zagrał w Jazz Clubie „Klimaty” (w Galerii Graffica). Na program koncertu złożyły się kompozycje własne lidera zespołu oraz utwory z ostatniej płyty „Hendrix Piano”.

Młodzi laureaci 19-letnia Sabina Bury, uczennica Zespołu Szkół Muzycznych nr 2 w Rzeszowie zdobyła Grand Prix i I miejsce na XI Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Zgorzelcu. Nadto dwoje innych uczniów tej samej szkoły zdobyło pierwsze miejsca: 10-letnia Klaudia Łagodzic i 13-letni Krzysztof Zwoliński. Serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych osiągnięć!

Bez dyrektora Koncert Josepha Malovanego. W Rzeszowie miał on bogaty program, m.in. w Galerii Fotografii Miasta otwarto wystawę „Społeczność żydowska w Rzeszowie na fotografiach z lat 1865-1945. Edward Janusz i autor nieznany”. Prof. Wacław Wierzbieniec wygłosił referat na temat „Dziedzictwo kulturowe i religijne Żydów w Rzeszowie” w czasie uroczystości, jakie miały miejsce w ratuszu 18 stycznia br.

Biblioteki swoim czytelnikom Rzeszowskie biblioteki zapropnowały ciekawe imprezy swoim czytelnikom, szczególnie tym młodszym. Oddział dla dzieci i młodzieży przy ul. Słowackiego zorganizował spotkanie z twórczością Jana Brzechwy - „Wiersze wam niosę – o uśmiech

Kolejna placówka kultury w Rzeszowie została bez dyrektora. Z dniem 31 grudnia 2011 r. Antoni Borek, dotychczasowy dyrektor Teatru Maska odszedł na emeryturę. Obowiązki dyrektora tymczasowo pełni Jacek Malinowski, dyrektor artystyczny tegoż teatru. Nowy dyrektor ma być wyłoniony w drodze konkursu. Kiedy? Poczekamy, zobaczymy.

Bez fontanny Rada Miasta Rzeszowa głosami radnych PiS oraz PO skreśliła z projektu budżetu na 2012 r. środki na fontannę multimedialną. Radni motywowali swoje stanowisko tym, że jej budowa może poczekać na lepsze czasy. Wszyscy wciąż czekamy na te lepsze czasy. Pytanie do rajców miejskich: kiedy i kto oznajmi nam, że one nadeszły i możemy sobie pozwolić na taki luksus, jak postawienie w mieście nowej fontanny? Józef Kanik

przed ekranem

oglądają filmy z prl

Uczestniczący w zajęciach kulturalnych swoją ocenę o nich wyrażają nogami, tzn. jeśli coś się nie podoba, to po prostu wychodzą ze spektaklu. Dyżurni antyperelowscy pyskacze z uporem maniaków usiłują udowodnić, że PRL był pustą dziurą w historii Polski. Może by ten zamiar się udał, gdyby nie dzieła artystów z tego okresu. Dotyczy to wielkich dzieł literackich, muzycznych, plastycznych i oczywiście znakomitych polskich filmów. Widzowie z ogromnym zadowoleniem oglądali polskie powtórki zamiast ociekających krwią amerykańskich kryminałów lub filmów półpornograicznych. I tak oglądaliśmy „Stawkę większą niż życie” lub „Janosika”. W paśmie Kino Polska wprowadzono klasykę z okresu PRL i tam oglądaliśmy „Lalkę”, „Popiół i diament”. Ponadto uruchomiono sześć nowych pasm filmowych, w których emitowane były dzieła polskiego kina, wyprodukowane w latach powojennych. W ramach pasma „Filmowy podwieczorek” zobaczyliśmy popisowe produkcje polskiego kina, m.in.: „Dziewczyny do wzięcia” Janusza Kondratiuka, „Upał” Kazimierza Kutza oraz „Mocne uderzenie”, czyli Niebiesko-Czarni i Skaldowie w komedii muzycznej z 1966 roku. W paśmie „Komedie wieczorową porą” zobaczyliśmy i takie tytuły, jak „Przygoda z piosenką” Stanisława Barei czy „Fetysz”. Zaś w paśmie zatytułowanym „Kino w kostiumie”, czyli głównie filmy mające wiele wspólnego z historią - „Pan Wołodyjowski”, „Chłopi” i im podobne. W cyklu „Polka w kinie”, jak nietrudno się domyślić, widzieliśmy najciekawsze i najgłośniejsze role kobiece, m.in.: „Pyskate!”, „Jowita” i „Ja tu rządzę”. Zobaczyliśmy też filmy wojenne, takie jak: „Kanał” Andrzeja Wajdy, „Westerplatte” oraz „Dzień czwarty”. Okazuje się, że nie da się odesłać tego okresu w życiu Polski w niepamięć. Obecnie Polacy z nostalgią wspominają inne produkcje made in PRL. Jak nie pamiętać gdy na półce w naszym domu stoi kaseciak Unitry MK232 oraz: szpulowy magnetofon Unitra "Aria", kasetowy deg Diora MDS-454, gramofon Unitra "Bernard", odtwarzacz CD Fonica Kadr z filmu „Lalka”. CDF 003, amplituner Radmor 5012,

Kadr z filmu „Sami swoi”. korektor (equalizer) Radmor 5471. W niektórych domach w narożnikach pod sufitem 4 kolumny Tonsil 120 i 80 W. Zdzisław Daraż

OKRĄGŁA KŁADKA Będąc w Chinach z żonką, Tego roku w maju, Również się zachwycałem Okrągłą kładką w Szanghaju. Na krytyki Kultysa Oraz PiS-u mowe, Niech pan moim tekstem W ten sposób odpowie. Chce pan zbudować kładkę Tylko z tej przyczyny, Że Wielki Prezes Kultysa Kazał gonić Chiny. Skończmy jednak na tym Jednym kompromisie. Kładka będzie w Rzeszowie, Dyktatura w PiS-ie. Jerzy Ochab


ECHO RZE­SZO­WA

Echa kulturalne

nowe dzieło zachęty

W styczniu, w klubie „Zodiak” spółdzielni mieszkaniowej o identycznym zawołaniu, odbyło się doroczne spotkanie członków i sympatyków Podkarpackiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Rzeszowie, połączone z prezentacją i promocją drugiego tomu „Sztuki Podkarpacia”. W spotkaniu uczestniczyli także artyści, których sylwetki i wybrane dzieła znalazły się w owym II tomie. Całe spotkanie prowadzili Jacek Nowak i Adam Głaczyński. Aktywni członkowie Towarzystwa zostali uhonorowani grafikami podkarpackich artystów. W drugim tomie „Sztuki Podkarpacia” zaprezentowano 51 uznanych twórców. Tak, jak różnorodne jest pojmowanie przez nich warsztatu plastycznego i odmienne widzenie otaczającej rzeczywistości godnej artystycznego spojrzenia, tak niejednorodny jest sposób opisania poszczególnych twórców. Na tym właśnie zasadza się niepowtarzalna uroda wydawnictwa. Osiągnięcie takiego efektu finalnego, uniknięcie monotonii w odbiorze,

było możliwe dzięki zaangażowaniu sześciu autorów o odmiennym temperamencie, upodobaniach i preferencjach artystycznych (Magdalena Rabizo-Birek, Dorota Rucka-Marmaj, Stanisława Zacharko, Jacek Kawałek, Piotr Wójtowicz i Jacek Nowak). Walorom treściowym nie ustępuje edytorska elegancja. Całość uzupełnia płyta przygotowana przez redaktorów rzeszowskiego radia, zawierająca treść rozmów przeprowadzonych z artystami. Roman Małek

NASZA GALERIA ZASŁUŻONYCH

anna klocowa 1911 – 2010

Z domu Kowalska, urodziła się w Wieliczce. Ojca służbowo przeniesiono do Drohobycza, w którym mieszkała w latach 1922-1944. W szkole podstawowej rysunku uczył ją Bruno Schulc. Tam zdała maturę. Polonistykę studiowała w UJ i we Lwowie na Uniwersytecie Jana Kazimierza. W Drohobyczu pracowała jako nauczycielka do 1 czerwca 1941 r. Do Rzeszowa przeniosła się z całą rodziną w 1944 r. Od 1956 r. aż do przejścia na emeryturę w 1971 r. pracowała w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rzeszowie, w tym od 1957 r. na stanowisku kierownika Działu Dziecięcego. To wtedy organizowała i rozwijała sieć bibliotek dla dzieci na terenie miasta Rzeszowa i województwa rzeszowskiego. Dzięki jej inicjatywie w Rzeszowie pozyskano środki na nowe lokale i ich wyposażenie. Sukcesem było zorganizowanie pięknej biblioteki dla dzieci przy ulicy Żeromskiego oraz oddziałów dla dzieci przy filiach bibliotek w różnych częściach miasta. Wprowadziła wiele nowych form pracy z dziećmi i młodzieżą, jak konkursy z wiedzy czytelniczej, spotkania z autorami książek dla dzieci, a także organizowanie teatrzyków dziecięcych, wystawiających przedstawienia oparte na książkach znanych autorów. Działała w Związku Zawodowym Pracowników Kultury i Sztuki oraz w Stowaszyszeniu Bibliotekarzy Polskich.

eugeniusz orlof 1941 – 1978

Urodził się w Ołpinach koło Jasła. W 1959 r ukończył Liceum Pedagogiczne w Krzeszowicach, studia wyższe w 1964 r. w UJ ( pedagogikę), tytuł doktora zdobył w 1971 r. Prace rozpoczął w Gorlicach, w latach 1967-70 pracował w Studium Nauczycielskim w Krośnie. Po likwidacji SN w Krośnie przeniósł się do WSP w Rzeszowie (adiunkt w katedrze pedagogiki). Był dyrektorem Okręgowego Ośrodka Metodycznego w Rzeszowie, który przekszałcił w Instytut Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych. Przez dwa lata był kuratorem okręgu szkolnego w Rzeszowie i wcielał w życie zasady reformy szkolnej, uchwalonej w 1973 r. Skupił się na organizowaniu i doskonaleniu systemu szkolnego na wsi oraz systemu kształcenia nauczycieli. W 1975 r. wrócił do IKNiBO na stanowisko wicedyrektora do spraw naukowo-badawczych. Pełnił funkcję przewodniczącego Państwowej Komisji Egzaminów Kwalifikacyjnych, kontynuował badania w zakresie nauk pedagogicznych, interesował się szczególnie tematyką związaną z przygotowaniem do zawodu nauczycieli i ich startu zawodowego. W dorobku pozostawił około 50 prac, publikacji i artykułów oraz przygowaną do druku rozprawę habilitacyjną. Działał na wielu polach. Był działaczem ZMW, ZNP, członkiem Towarzystwa Naukowego w Rzeszowie, prezesem rzeszowskiego oddziału Wolnej Wszechnicy Polskiej, brał udział w pracach Sekcji Schweitzerowskiej Polskiego Towarzystwa Szpitalnictwa. Przedwczesna smierć przerwała jego ambitne plany, zaś środowisko rzeszowskie straciło świetnie zapowiadającego się naukowca, badacza o szerokich zainteresowaniach, dobrym warsztacie naukowym i dużej dyscyplinie pracy.

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

7

sukcesy rzeszowian

Na pierwszym planie laureat nagrody Grand Prix Arkadiusz Kłusowski (w niebieskiej marynarce), obok z prawej Ewa Jaworska-Pisarek. Wokaliści z Klubu 21. Brygady Strzelców Podhalańskich w Rzeszowie zdobyli najwyższe laury podczas III Centralnego Przeglądu Wojska Polskiego Kolęd i Pastorałek w Gdyni „Nadmorska Kolęda”. Reprezentowali garnizon i miasto Rzeszów pod k ierownictwem instruktora Ew y Jaworskiej-Pawełek. W kategorii soliści tytuł laureata festiwalu otrzymali Agnieszka Podubny i Arkadiusz Kłusowski. Wyróżnienie trafiło do rąk Katarzyny Sztaby. W Kategorii zespoły wokalne przywieźli wyróżnienie dla tercetu Presto. Grand Prix Festiwalu oraz nagrodę specjalną

Dyrektora Obronności i Promocji MON wyśpiewał także Arkadiusz Kłusowski. Ponadto instruktor wokalny Ewa Jaworska-Pawełek została uhonorowana nagrodą specjalną za profesjonalne przygotowanie wokalne oraz dorobek artystyczny. Wokalista Arkadiusz Kłusowski otrzymał zaproszenie do udziału w koncercie kolęd „Święta Pokoju i Pokój Świąt”. Koncert ten miał już swoją premierę podczas spotkania wigilijnego Ministra Obrony Narodowej z rodzinami żołnierzy pełniących służbę w polskich kontyngentach wojskowych poza granicami kraju, które odbyło

się 17 grudnia w elbląskim teatrze im Aleksandra Sewruka. Należy wspomnieć, że Katarzyna Sztaba, Agnieszka Podubny, Małgorzata Boć oraz Małgorzata Chruściel - solistki z Klubu 21 Brygady Strzelców Podhalańskich brały i będą brać udział w tym koncercie. Ze względu na ogromne zainteresowanie koncertem środowiska wojskowego, Dyrektor Departamentu Wychowania i Promocji Obronności Ministerstwa Obrony Narodowej polecił go powtórzyć, tym razem w Warszawie 4 lutego 2012 r. inf. własna

zaśpiewali piosenki z melonika

Ponad 80 uzdolnionych muzycznie osób z całego Podkarpacia wzięło udział w II Podkarpackim Festiwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej „Piosenka w Meloniku”. Najlepsi z nich zostali uhonorowali Statuetkami Melonika oraz nagrodami. Festiwal odbył się 13 stycznia w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Biała”. – Celem festiwalu jest wsparcie dla najzdolniejszych wokalnie mieszkańców naszego regionu, prezentację ich umiejętności oraz wyłonienie najlepszych talentów estradowych. Poprzez festiwal chcemy także propagować kulturę muzyczną wśród naszych mieszkańców – mówi Mariola Cieśla, dyrektor Rzeszowskiego Domu Kultury. Każdy z wykonawców zaprezentował w języku polskim lub obcym piosenkę filmową, musicalową lub aktorską. Artyści zostali podzieleni na trzy kategorie wiekowe: szkoły gimnazjalne, ponad gimnazjalne oraz osoby dorosłe. Ich występy na scenie oceniło profesjonalne, muzyczne jury w składzie: przewodniczący jury Paweł Orkisz to poeta i bard z Krakowa autor ballad i piosenek turystycznych, uznawany za jednego z najlepszych wykonawców utworów Cohena, Okudżawy i Wysockiego. Członkowie jury: Małgorzata Boć wokalistka rzeszowskiego zespołu rockowego Revolution z Rzeszowa, brała także udział w koncertach dla żołnierzy w Afganistanie i Sarajewie oraz Bożena Stasiowska-Chrobak

pracownik Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie prowadzi zajęcia dyrygowania i emisji głosu. - Oceniając uczestników festiwalu braliśmy po uwagę talent muzyczny, muzykalność, łatwość śpiewu oraz walory głosowe. Ważna była także interpretacja wybranego utworu oraz sposób zachowania się Laureaci w grupie dorosłych. na scenie – mówi Paweł Orkisz. Po prawie siedmiu godzinach ta Bukała (wszyscy Rzeszów). przesłuchań komisja artystyczPatronat honorowy nad festiwalem na przyznała festiwalowe Statuetki objęli Mirosław Karapyta marszałek Melonika. W kategorii wiekowej 13-15 lat województwa podkarpackiego oraz zwyciężyła Anna Naleśnik z Sanoka, Tadeusz Ferenc prezydent miasta Rzedrugie miejsce zajęła Ola Mielcarek szowa. Patronat medialny nad imprezą z Krosna, a trzecie Aleksandra Toc- objęły: Telewizja Polska S.A. Oddział ka z Jasła. Wyróżnienia otrzymały w Rzeszowie, Polskie Radio Rzeszów, Aleksandra Stawarz z Rzeszowa oraz Gazeta Codzienna „Nowiny”, Portal Internetowy „Gospodarka PodkarDominika Czekaj z Błażowej. W kategorii wiekowej 16-19 lat packa”, Miesięcznik „Day and Night”, najlepszą okazała się Kamila Niewia- Portal Internetowy „Rzeszow4u”, Miedomska z Brzozowa, drugie miejsce sięcznik „Nasz Dom Rzeszów” oraz zajęła Paulina Mazepa z Lubaczowa, a Miesięcznik „Echo Rzeszowa”. Pomysłodawcą i twórcą festiwalu miejsce trzecie Katarzyna Naleśnik z Sanoka. Przyznano także wyróżnienia jest Rzeszowski Dom Kultury. II Poddla Karoliny Gacek z Brzozowa, Kata- karpacki Festiwal Piosenki Aktorskiej, rzyny Patli z Krosna oraz Marceliny Filmowej i Musicalowej pn.„Piosenka w Meloniku” jest następstwem proSteczkowskiej z Krosna. W kategorii wiekowej powyżej 19 jektu realizowanego przez Rzeszowski lat jury przyznało pierwsze miejsce dla Dom Kultury „Musical w Meloniku” Joanny Boguń, drugie dla Karoliny laureata Ogólnopolskiego Konkursu Sołtys, trzecie dla Tomasza Gnapa „Dom z Wyższą Kulturą”, gdzie głów(wszyscy z Rzeszowa). Wyróżnienia nym organizatorem tego przedsięwzięotrzymały Karolina Janociak ze Ska- cia był Alior Bank. Rafał Białorucki, fot. autor winy oraz Weroniki Król i Małgorza-


8

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

wyższa szkoła inform SZKOŁA z charakterem

Wy ższa Szkoła Informat yk i i Zarządzania w Rzeszowie istnieje od 16 lat. Uczelnia ma uprawnienia do kształcenia na 20 kierunkach, obecnie kształci na 12. Do tej pory tę rzeszowską szkołę wyższą ukończyło ok. 26 tys. absolwentów. WSIiZ to lider IT i uczelnia, która stawia na innowację. 16 lat działalności potwierdziło skuteczność tej drogi. - Jesteśmy w czołówce uczelni w Polsce pod względem wykorzystywania nowoczesnych rozwiązań technologicznych w kształceniu, zarządzaniu uczelnią, obsłudze studentów. Korzystając z osiągnięć informatyki stworzylismy wraz z firmą zależną Partners In Progress (w której WSIiZ jest głównym udziałowcem) zintegrowany system zarządzania uczelnią i obsługi studentów - Uczelnia.XP. Do tej pory system został wdrożony w 55 wyższych uczelniach publicznych i niepublicznych w kraju – podkreśla prof. Tadeusz Pomianek, rektor WSIiZ. Uczelnia znana jest z wykorzystywania zaawansowanych technologii informatycznych w procesie dydaktycznym. Jako pierwsza wprowadziła

W tym roku uczelnia będzie prowadzić nabór na 12 kierunków studiów, w tym 3 nowości: fizjoterapia, filologia angielska i logistyka. Będzie też kontynuować studia na: informatyce, administracji, bezpieczeństwie wewnętrznym, dziennikarstwie i komunikacji społecznej, a także: ekonomii, finansach i rachunkowości oraz turystyce i rekreacji, kosmetologii i zdrowiu publicznym. zinformatyzowany, wyposażony w wysoce specjalistyczny i innowacyjny sprzęt, gdzie kształcą się głównie specjaliści z szeroko rozumianej branży informatycznej. W CEM mieszczą się sale wykładowe i ćwiczeniowe, sala audytoryjna dla 300 osób, biblioteka multimedialna oraz 17 laboratoriów nowoczesnych technologii. Budynek, w którym mieści się CEM to okazała bryła zaprojektowana w nowoczesnym stylu. Innowacyjny i kompleksowy projekt unijny został zrealizowany w ramach programu operacyjnego „Rozwój Polski Wschodniej” – podkreśla Urszula Pasieczna, rzecznik prasowy WSIiZ. Oferowane przez WSIiZ kierunki tworzone są po dokładnych analizach zapotrzebowania rynku pracy.

uczelnia długowie

Rady Polityki Pieniężnej, prof. Ryszard Bugaj, pracownik Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, prof. Witold Koziński, wiceprezes Narodowego Banku Polskiego oraz prof. Bartłomiej Kamiński, doradca Banku Światowego. - Studentów przyciąga też możliwość zdobycia międzynarodowych certyfikatów, podnoszących kwalifikacje na rynku pracy i dlatego bardzo cenionych przez pracodawców. Do tej pory uczelnia wydała ok. 60 tys. międzynarodowych certyfikatów, głównie informatycznych i językowych, a także biznesowych, uznanych w Polsce i za granicą. Dodatkowy atut to międzynarodowość. W WSIiZ studiuje ok. 1000 studentów z zagranicy, z kilkunastu państw z całego świata – mówi Pasieczna.

Rektor prof. nadzw. dr hab. inż. Tadeusz Pomianek ze studentami na tle budynku

Centrum Edukacji Międzynarodowej elektroniczne legitymacje i e-indeksy. W trosce o stałe podnoszenie jakości kształcenia, uczelnia otworzyła Centrum Edukacji Międzynarodowej, w którym znajduje się 17 nowoczesnych laboratoriów w ysokich technologii teleinformatycznych, w tym np. laboratorium grafiki 3D, automatyki i robotyki oraz jaskinia 3D. Ogółem uczelnia ma 67 nowoczesnych laboratoriów (np. kryminalistyki, kosmetologii i laboratorium finansowe symulujące giełdę papierów wartościowych), w których studenci kształcą umiejętności praktyczne, bardzo cenione przez przyszłych pracodawców. - Nowoczesne Centrum Edukacji Międzynarodowej o powierzchni 5.352,6 m kw powstało w Kielnarowej, na terenie kampusu uczelni. Budynek jest w pełni

Rzeszowska szkoła wyższa zdobyła 7 miejsce w Polsce pod względem preferencji pracodawców. Badania na grupie około 3 tys. przedsiębiorstw z wszystkich województw przeprowadził ośrodek TNS PENTOR. Taki wynik pokazuje, że absolwenci WSIiZ są wysoko cenieni na rynku pracy w całej Polsce. WSIiZ na bieżąco wzbogaca ofertę dydaktyczną. Uczelnia ma znakomitą kadrę, którą stanowią światowej sławy autorytety: m.in. prof. Jan Winiecki, członek

Uczelnia ma trzy kampusy: w Rzeszowie, Tyczynie i największy w Kielnarowej, który jest miejscem głównych inwestycji WSIiZ. Mieści się tam akademik o wysokim standardzie, jedna z największych hal sportowych w Polsce, gdzie m.in. trenują siatkarze z całego świata i kilkadziesiąt laboratoriów specjalistycznych. Jest też hotel z sauną i spa, stajnia, park linowy i nowoczesne Centrum Edukacji Międzynarodowej.

WSIiZ jako jedyna uczelnia w Polsce i jedna z czterech w Europie prowadzi anglojęzyczne studia Aviation Management (zarządzanie lotnictwem). Absolwenci bez problemu znajdą pracę w dynamicznie rozwijającym się międzynarodowym sektorze lotniczym. Uczelnia zapewnia studentom staże i praktyki w międzynarodowych portach lotniczych. Podpisała umowę o współpracy z Deutsche Lufthansa SA.

UCZELNIANY HIT WIOSNY

Stypendium pokrywające czesne, atrakcyjne praktyki i dobrze płatne staże, to atuty studiów na studiach II stopnia na kierunku informatyka, które ruszają w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie od kwietnia tego roku. Podania można składać od 1 lutego do 16 marca. Większość przedsiębiorców zgodnie podkreśla, że w dobie kryzysu informatyka jest tą dziedziną wiedzy, która nie tylko nie traci zainteresowania pracodawców, ale wręcz go zyskuje. To jeden z niewielu zawodów, na który niezmiennie jest zapotrzebowanie. Studia ruszą w trybie niestacjonarnym (zajęcia odbywają się w soboty i niedziele) a także stacjonarnym. Uwzględniając specy fikę kierunku oraz realia rynku pracy, WSIiZ proponuje skondensowanie zajęć do trzech dni w tygodniu. – Studenci II stopnia kierunku Informatyka zwykle

już pracują na etatach. Często więc nie decydują się na studia dzienne, gdyż nie mogą pogodzić ich z pracą. My proponujemy rozwiązanie, które da im możliwość kształcenia się w trybie dziennym, bo zajęcia chcemy zorganizować po południu – wyjaśnia dr inż. Mariusz Wrzesień, prodziekan Wydziału Informatyki Stosowanej WSIiZ. WSIiZ wygrała konkurs Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dzięki temu studia stacjonarne na informatyce będą realizowane w ramach „kierunków zamawianych”. 50 procent studentów Informatyki z najwyższą średnią z ostatniego roku studiów otrzyma 5 000 zł stypendium rocznie na pokrycie czesnego. Druga połowa dostanie stypendium na czesne finansowane przez uczelnię. Stypendium będzie można łączyć z innymi, np. socjalnym, ministra i

sportowym. Studenci informatyki będą mieć zapewnione atrakcyjne praktyki i staże w najlepszych firmach informatycznych. Otrzymają bezpłatne materiały dydaktyczne (skrypty i kursy e-learning do wybranych zajęć oraz materiały szkoleniowe do warsztatów przygotowane przez praktyków z branży IT). Znaczącym atutem dla studentów informatyki jest możliwość kształcenia praktycznego z wykorzystaniem najnowszych narzędzi i osiągnięć techniki, niedostępnych w innych uczelniach w Polsce. WSIiZ otworzyła w ubiegłym roku 17 laboratoriów zaawansowanych technologii teleinformatycznych, wśród nich m.in. laboratorium automatyki i robotyki, grafiki 2D i 3D z jaskinią wirtualną, a także analizy i odzyskiwania danych.

Powołana w Rzeszowie wiosną 1996 roku Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania bardzo szybko wrosła w akademicki krajobraz miasta. Konsekwentnie, ambitnie i niezwykle pragmatycznie podeszło jej kierownictwo do rozwoju nie tylko bazy, ale przede wszystkim profesjonalnej kadry, która miała tworzyć fundamenty jej wysokiej pozycji w systemie nie tylko polskiego szkolnictwa wyższego. O szybko ugruntowanej renomie uczelni zaświadczają zajmowane od lat czołowe miejsca w prestiżowych rankingach szkół wyższych. Od roku 2000, jako jedna z trzech polskich uczelni, jest członkiem pozarządowej organizacji UNESCO. Prof. nadzw. dr hab. inż. Tadeusz Pomianek jest tu pierwszym po Bogu, czyli rektorem. Absolwent krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Francuskiego Instytutu Zarządzania, swoją karierę w Rzeszowie rozpoczął od pracy w Politechnice, gdzie doszedł do godności prorektora. Nieco uwierał go biurokratyczno-kolegialny gorset obowiązujący w uczelniach państwowych, dlatego założył w naszym mieście Stowarzyszenie Promocji Przedsiębiorczości, któremu zaczął prezesować. To zaś Stowarzyszenie z kolei wystąpiło w roli założyciela Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania. Prezesuje w licznych organizacjach, między innymi stał na czele Polsko-Amerykańskiego Instytutu Małej Przedsiębiorczości i jest prezesem Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji PKPP „Lewiatan”. Specjalizuje się w zarządzaniu zasobami ludzkimi. Nieskorzystanie z nadarzającej się sposobności porozmawiania z tak niezwykłą postacią, byłoby z mojej strony grzechem bez prawa do uzyskania rozgrzeszenia. Dlatego nie zgrzeszyłem i znalazłem się w gabinecie rektorskim, urządzonym funkcjonalnie i estetycznie, ale dosyć skromnie w porównaniu z podobnymi przybytkami władzy uczelnianej. - Politechnika to tylko wspomnienia? - Zdecydowanie nie! Tam poznałem praktycznie, czyli bez żadnych ozdobników, cały mechanizm funkcjonowania uczelni państwowej, zwłaszcza jego irytujące słabości. To budziło naturalny odruch racjonalizatorski. - Co najbardziej? - Nieracjonalny przerost roli ciał kolegialnych. Te gremia powinny realizować funkcje doradcze a nie decyzyjne. Przecież one składają się z ludzi obarczonych różnymi interesami, o które będą zabiegać przede wszystkim. I o nie dbają. To wpływa negatywnie na efektywność podejmowanych decyzji. U nas proporcje są właściwe. - Czyli? - Władza wykonawcza jest w rękach rektora, a funkcje doradcze w ciałach kolegialnych. - Co to daje? - W uczelniach publicznych koszty kształcenia są o 70 procent wyższe od naszych. Nie wynika to z potrzeb, lecz partykularnych interesów. Sytuacja wygląda identycznie w przypadku efektywności firm państwowych i prywatnych. Wykonaliśmy stosowną analizę, z której wynika niezbicie, że w jednostkach państwowych wydajność wynosi 47 procent wydajności firm prywatnych, a wynagrodzenie jest wyższe o 35 procent w porównaniu do prywatnych. Z powyższego wynika, o ile bardzie wydajnie muszą pracować pracownicy firm prywatnych, żeby otrzymywać analogiczne wynagrodzenie do państwowych. - Tak musi być? - Broń Boże! Przecież przed wojną firmy państwowe były pod tym względem porównywalne z prywatnymi. Chociażby te funkcjonujące w ramach COP. - To gdzie jest pies pogrzebany? - Wynika to ze złej diagnozy zarówno w Unii jak i w Polsce. Nieefektywność sektora państwowego jest pochodną błędów systemowych, które zezwalają na „przejadanie” środków publicznych. Zaskakuje niereformowalność tego systemu. - W szkolnictwie wyższym też? - Jak najbardziej! Tutaj mamy do czynienia wręcz z anachronicznym systemem. Niby istnieje gospodarka rynkowa, która preferuje najlepszych, a realia są akurat odwrotne. Niby narzekamy na niski poziom kształcenia – i słusznie – ale system państwowego dotowania szkolnictwa wyższego zmusza część prywatnych uczelni do „sprzedawania” dyplomów, a część do wielkiej szarpaniny o zachowanie dobrego poziomu. Od sześciu lat nie otrzymujemy żadnych dotacji z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego do studiów stacjonarnych, a taki obowiązek prawny na rządzie spoczywa. Dyskryminacja uczelni niepublicznych jest sprzeczna z Konstytucją RP. Chory system finansowania zamiast wspierać lepszych wspiera kiepskich. Dotacja dla uczelni publicznych jest wprost proporcjonalna do liczby studentów, a uczelnie niepubliczne są jej pozbawione, co stanowi skuteczny przepis na coraz gorzej wykształconego absolwenta. Jest zachętą do bylejakości i marnotrawienia środków publicznych. Liczba studentów (a nie poziom studiów) jest jedyną gwarancją egzystencji szkół wyższych. Środowisko uczelni niepublicznych prowadzi walkę, by rząd realizował zapisy ustawy. Od kilku miesięcy sprawą zajmuje się Rzecznik Praw Obywatelskich i z prawnego punku widzenia mamy sprawę wygraną. Dotacja do studiów stacjonarnych w obu sektorach uruchomi mechanizm wspierający lepszych, a wyeliminuje kiepskie uczelnie niepubliczne i publiczne.


ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

9

matyki i zarządzania

a z genem eczności

WSIiZ KSZTAŁCI PRAKTYCZNIE

WSIiZ to uczelnia, w której studenci zdobywają przede wszystkim umiejętności praktyczne, cenione przez pracodawców. Do ich dyspozycji jest 66 specjalistycznych laboratoriów, w tym 17 innowacyjnych pracowni wysokich technologii tele-informatycznych z najnowocześniejszym sprzętem dostępnym na świecie. LABORATORIUM FINANSOWE Studenci finansów i rachunkowości oraz ekonomii poznają tajniki świata finansów w laboratorium finansowym. Dokonują skomplikowanych operacji finansowych przez symu-

przenoszenia ruchu z aktora na postaci wirtualne oraz drukarka trójwymiarowa do tworzenia rzeczywistych modeli zaprojektowanych w wirtualnej przestrzeni. Zajęcia w laboratorium grafiki komputerowej i sztuki cyfrowej przygotują przyszłych grafików 2D i 3D, montażystów wideo, pracowników drukarni i studia fotograficznego. Nowoczesne laboratorium wyposażone jest w najnowsze oprogramowanie do edycji zdjęć, tworzenia grafik wektorowych, składu i innych działań związanych z grafiką 2D oraz do tworzenia grafiki 3D.

u głównego. - Jest na to jakaś recepta? - Przede wszystkim dywersyfikacja przychodów. U nas przychody z działalności pozadydaktycznej stanowią 55 procent, a w polskich uczelniach z nielicznymi wyjątkami kilka procent. Nasza kadra prowadzi badania naukowe i współpracuje z gospodarką. Dzięki temu może bardziej praktycznie i efektywnie kształcić. Doceniono nas, bo choćby w rankingu TNS „Pentor”, dotyczącego oceny uczelni przez pracodawców, zajęliśmy 7 miejsce w kraju. Publiczne szkoły wyższe nie muszą zabiegać o dodatkowe pieniądze, ale raczej skupiają się na walce o większa dotację. - Gratulacje! Wasze oczko w głowie? - Informatyka! Przecież to gen długowieczności. Pod względem wykorzystania najnowszych narzędzi IT należymy do ścisłej czołówki w Polsce. Zatrudniamy znakomitą kadrę profesorską amerykańsko-polską. Współpracujemy z uznanymi w świecie firmami informatycznymi i wydajemy ich certyfikaty doceniane przez pracodawców polskich i zagranicznych. Mamy zaawansowane systemy i dlatego nasi absolwenci są chętnie zatrudniani, a zakłady pracy równie chętnie nawiązują z nami współpracę. Jako przykład podam fakt, że nasza spółka zależna wdrożyła system informatyczny „Uczelnia XP” w 64 uczelniach w Polsce opracowany przez naszych specjalistów. Obecnie został wprowadzony w AGH. - Kształcicie cudzoziemców? - Około 1000 osób, co stanowi najwięcej w kraju. Jest to swoisty drenaż mózgów, gdyż chętnie podejmują oni pracę w Polsce. A nawet jeśli wracają do swoich państw, to z pewnością są dobrymi ambasadorami naszego kraju. M.in. z ich powodu specjalnie nie obawiamy się niżu demograficznego. - Dlaczego przyjeżdżają do was? - Najlepiej ilustruje to odpowiedź ukraińskiego studenta, której udzielił swojemu ambasadorowi na pytanie, jaka jest różnica pomiędzy naszą uczelnią a ukraińską. Odrzekł, iż tu wszystko jest przewidywalne i nikt nie wręcza łapówek. - Źródła rozwoju? - Zawsze 20-30 procent przychodów inwestujemy. Dlatego „dorobiliśmy się” trzech kampusów, oraz konsorcjum uczelnianego złożonego z: Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie, Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Zamościu i WSIiZ w Rzeszowie, i co się z tym wiąże kilkunastu tysięcy studentów. Wszędzie obowiązuje identyczny, efektywny system organizacyjny. - Unia pomaga? - Owszem, i z tej pomocy korzystamy. - Co dalej? - Konsekwentnie stawiamy na rozwój najnowszych technologii IT i powoli przygotowujemy się do wykorzystania środków unijnych, które po roku 2014 będą wspierać rozwój innowacyjności. Rozwijamy pracę naukową i współpracę z gospodarką. Nasze laboratoria nie stoją i nie będą stały bezczynnie. Podejrzewam, że budowane z takim rozmachem w niektórych uczelniach publicznych laboratoria będą miały problem, żeby zarobić na swoje utrzymanie. - Pan rektor ma czas na słabości? - Nie za wiele. Z zamiłowania i zawodowej przydatności uważnie śledzę literaturę fachową z dziedziny finansów i organizacji. Bardzo lubię zbierać grzyby. No i przyrządzam zdrowotne nalewki według własnych receptur. Ponoć strawne. - Brzmi obiecująco Roman Małek PS. Nalewki degustowałem. Niebo w gębie!

CEM - labolatorium giełdowe.

Jaskinia 3D lowanie warunków pracy maklera, brokera, dealera walutowego i analityka finansowego. Laboratorium jest wykorzystywane m.in. na zajęciach z: zarządzania portfelem inwestycyjnym, analizy technicznej rynków finansowych, inżynierii finansowej i na warsztatach inwestycyjnych. - To jedna z pierwszych takich inicjatyw w Europie Środkowo-Wschodniej. W laboratorium są 24 terminale analogiczne do tych, jakich używają maklerzy i analitycy finansowi. Profesjonalny sprzęt umożliwia łatwe i komfortowe posługiwanie się oprogramowaniem finansowym i wykresami cenowymi poszczególnych instrumentów finansowych – tłumaczy dr Andrzej Cwynar, dyrektor Instytutu Badań i Analiz Finansowych WSIiZ. DLA ASÓW WYWIADU Studenci bezpieczeństwa wewnętrznego zdobywają wiedzę kryminalistyczną oraz śledczą w laboratorium kryminalistycznym oraz odzyskiwania i analizowania danych. Do ich dyspozycji jest najbardziej ceniony na świecie program do informatyki śledczej EnCase Forensic, na jakim pracują np. jednostki dochodzeniowe, wojsko i wywiad oraz przenośne zestawy do informatyki śledczej i analiz śledczych telefonów, PDA, nawigacji itp. W laboratorium można też odzyskać informacje z telefonów komórkowych oraz kart SIM – wyjaśnia dr Mariusz Wrzesień, prodziekan Wydziału Informatyki Stosowanej w WSIiZ. GRAFIKA KOMPUTEROWA W JEDNYM PALCU Z myślą o przyszłych grafikach komputerowych, montażystach, animatorach i programistach grafiki WSIiZ utworzyła innowacyjne laboratoria. Studenci dziennikarstwa i komunikacji społecznej na specjalności: grafika komputerowa w mediach i Web design oraz studenci informatyki będą zdobywać w nich praktyczne umiejętności. W laboratorium wirtualnej rzeczywistości i przetwarzania obrazu będą uczyć się m.in. tworzenia modeli trójwymiarowych, dodawania efektów specjalnych, tworzenia grafiki do gier komputerowych i programowania wirtualnych spacerów i prostych gier – wyjaśnia Paweł Trojanowski z Katedry Reklamy, Grafiki Komputerowej i Nowych Mediów WSIiZ. Imponujące wyposażenie laboratorium to: jedyna w Polsce wirtualna jaskinia 3D, 18 stacji kompleksowo wyposażonych w nowoczesne oprogramowanie do tworzenia grafiki. Na wyposażeniu studio motion capture do

NOWOCZESNE LABORATORIA MEDYCZNE I KOSMETOLOGICZNE Dla studentów zdrowia publicznego i informatyki uczelnia oferuje zajęcia w nowoczesnym laboratorium zdalnej diagnostyki medycznej, wyposażonym m.in. w nowoczesny system teleinformatyczny do zdalnego monitorowania parametrów fizjologicznych pacjenta, Eye-tracker, generatory funkcyjne, oscyloskopy, oprogramowanie wirtualnego laboratorium systemów pomiarowych (LabView). Do dyspozycji studentów kosmetologii i zdrowia publicznego są nowoczesne laboratoria: Hodowli Komórek i Tkanek oraz Laboratorium Immunologii i Alergologii, Laboratorium Kosmetologii, Biologii i Mikrobiologii oraz Laboratorium Chemii Kosme-

RAJ DLA INFORMATYKÓW I PROGRAMISTÓW W otwartym w ubiegłym roku Centrum Edukacji Międzynarodowej WSIiZ jest 17 innowacyjnych laboratoriów zaawansowanych technologii teleinformatycznych, które wykształcą praktycznie przyszłych informatyków i programistów. - Do laboratorium automatyki i robotyki WSIiZ zakupiła kilkanaście nowoczesnych robotów: humanoidalnych, przemysłow ych, kołowych i gąsienicowych oraz robota kroczącego i sterowniki PLC. Studenci uczą się obsługi poszczególnych typów robotów oraz pracy z wykorzystaniem najnowszych programowalnych sterowników logicznych – podkreśla Jacek Jamiński, opiekun laboratorium. Jest to praktyczne przygotowanie na światowym poziomie do zawodu automatyka robotyka, inżyniera programowalnych układów cyfrowych oraz informatyka. W laboratorium inżynierii oprogramowania kształcą się wysokiej klasy programiści. Pracownia jest wyposażona w zaawansowane aplikacje modelowania oprogramowania i analizy procesów biznesowych – wyjaśnia dr inż. Arkadiusz Lewicki z Katedry Zastosowań Systemów Informatycznych WSIiZ. By podnieść kwalifikacje przyszłych programistów WSIiZ stworzyła laboratorium inteligentnych systemów informacyjnych. W pracowni studenci informatyki realizują badania z zakresu diagnostyki obrazowej. Profesjonalne oprogramowanie służy do analizy obrazów z wykorzystaniem zaawansowanych algorytmów obróbki grafiki. Z myślą o zapewnieniu jak najszerszych kwalifikacji informatykom WSIiZ stworzyła laboratorium akustyki i przetwarzania dźwięku. Tajniki przewodowych i bezprzewodowych sieci komputerowych studenci informatyki poznają w laboratorium zaawansowanych technologii sieciowych i bezprzewodowych wyposażonym w nowoczesny sprzęt sieciowy firmy CISCO. - Studenci poznają szerokie spektrum nowoczesnych technologii stosowanych we współczesnych sieciach teleinformatycznych. Zdobywają umiejętności praktyczne z projektowania, administrowania i zarządzania sieciami komputerowymi, a także

Uczelnia od początku przyznaje stypendia z własnych środków. Studenci mogą ubiegać się o stypendia socjalne, naukowe Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości, Rektora, mieszkaniowe oraz dla osób niepełnosprawnych. WSIiZ ma unikatowy System Bezpłatnych Miejsc, który gwarantuje studia za darmo już od pierwszego semestru. tycznej. - W laboratoriach biologii i mikrobiologii studenci poznają budowę organizmów na poziomie komórki i tkanki – wyjaśnia prof. Stanisław Wołowiec, dziekan Wydziału Turystyki i Nauk o Zdrowiu WSIiZ. Edukacja z zastosowaniem nowoczesnych urządzeń o wysokim poziomie techniczny m pozwa la przygotować przyszłych kosmetologów – specjalistów kosmetyki oraz receptury kosmetycznej. Studenci uczą się w y twarzać kosmetyki według własnych receptur. Zdobywają też praktyczne umiejętności niezbędne w zawodzie kosmetologa, ćwicząc m.in. na kombajnach kosmetycznych wyposażonych w ultradźwięki, peeling kawitacyjny oraz urządzenia do wykonania zabiegu mik rodermabrazji diamentowej, mezoterapii bezigłowej i sprzęt wyposażony w fale RF itp. Z kolei studenci kierunku turystyka i rekreacja korzystają z najbardziej zaawansowanych systemów rezerwacyjnych Amadeus, jakich używają największe linie lotnicze świata (m.in. British Airways, Lufthansa). Specjalistyczne laboratorium oferuje najwyższy poziom rezerwacji on-line w samolotach, hotelach i firmach rent-a-car.

bezpieczeństwa sieciowego. Uzyskają certyfikaty CISCO - wyjaśnia dr inż. Janusz Kolbusz z Katedry Elektroniki i Telekomunikacji WSIiZ. Z kolei zajęcia symulacyjne w laboratorium projektowania sieci komputerowych i teleinformatycznych, to jedna z podstawowych metod zdobywania wiedzy o projektowaniu i konfiguracji sieci komputerowych i teleinformatycznych. Nowoczesne sieci komputerowe w coraz większym stopniu wykorzystują technologie światłowodowe. Na rynku pracy wzrasta zapotrzebowanie na inżynierów sieci komputerowych. W laboratorium fizyki optoelektroniki i miernictwa telekomunikacyjnego (światłowody) studenci zdobędą umiejętności związane z instalacją infrastruktury kablowej dla sieci światłowodowej LAN oraz łączy WAN.

Robot humanoidalny Fot. archiwum WSIiZ


10

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

OPŁATKOWE spotkanie

Od lewej: Stanisław Sienko, Jadwiga Michalczyk, Józef Gdański, ks. Bogusław Przeklasa, Witold Szczekala, Wiktor Kowal, Bolesław Pezdan, Jan Mazur. wzięli: podkarpacki komendant policji gen. Józef Gdański, komendant miejski policji Witold Szczekala, zastępca prezydenta miasta Stanisław Sienko, kapelan policji ks. dr Bogusław Przeklasa oraz kierownioctwo zarządu Stowarzyszenia z Wiktorem Kowalem i Bolesławem Pezdanem na czele. Oprócz ciepłych i serdecznych życzeń noworocznych, wręczenia medali stowarz yszenia, ła ma nia się uprzednio pokropionym przez kapelana opłatkiem, było miejsce na szampańOdzakę honorową Stowarzyszenia, zastępcy prezy- ski toast oraz słodki denta Stanisławowi Sience (w głębi) wręczają gen. Józef poczęstunek. Później już popłynęły zawoGdański (z lewej) i prezes Wiktor Kowal. dowe wspomnienia i nastapił ogólny, senUczestników i przybyłych gości powi- tymentalny powrót do wspólnych tała przewodnicząca koła, Jadwiga doznań i przeżyć. Roman Małek , fot. autor. Michalczyk. W spotkaniu udział W styczniu koło nr 1 Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych zorganizowało w restauracji „Klubowa” doroczne spotkanie opłatkowe swoich członków. Frekwencja była imponujaca, podobnie jak i atmosfera.

na ścieżkach zwięczycy Zwięczyca, administracyjne osiedle Rzeszowa, wg danych z 1.01.2010 r. posiadało 3084 mieszkańców. Usytuowane jest w południowo-wschodnim krańcu Rzeszowa, po lewej stronie doliny Wisłoka i po obu stronach drogi Rzeszów-Krosno. Obszar Osiedla od południa i zachodu wyznaczają granice miasta, od wschodu rzeka Wisłok. W granicach osiedla znajdują się następujące ulice: Beskidzka, Brzegowa, Jarowa, Karkonoska, Leśna, Nowogrodzka, pl. św. Józefa, Podkarpacka, Saletyńska, Starowiejska, Świętokrzyska, Nalepy, Wetlińska, Zawiszy Czarnego, Zwięczycka. Na terenie osiedla jest ujęcie i nowoczesna stacja uzdatniania wody dla Rzeszowa, dom ludowy, Szkoła Podstawowa nr 5 i Gimnazjum nr 13 przy ul. Beskidzkiej. Ponadto kościół parafialny pw. Św. Józefa przy ulicy Jarowej. Parafia ta powstała w 1974 roku. Zwięczycę do Rzeszowa przyłączono w dwóch etapach. W 1950 roku przyłączono północną część, a w 2008 roku całą wioskę i do tego roku przebudowano ulicę Podkarpacką. Część Zwięczycy od ulicy Granicznej (ok. 400 osób) przyłączyła się do Osiedla Staroniwa. W osiedlu działa 15 osobowa Rada Osiedla z przewodniczącym Januszem Micałem. Radą kieruje 5 osobowy zarząd, w skład którego jeszcze wchodzą: zastępcy Stanisław Bednarski i Artur Berłowski, sekretarz Jadwiga Miąsik, członek Stanisław Pasternak. Jak w każdym nowym osiedlu przyłączonym do miasta jest szereg problemów natury prawnej. Działki Skarbu Państwa, leżące już na terenie miasta są jeszcze we władaniu gminy Boguchwała, bądź starostwa, podobnie jest z obiektami. Sytuacja taka powoduje przeciąganie w czasie remontów ulic, budowy chodników itp. Nie-

noworoczne spotkania Przez cały styczeń trwały w rzeszowskich klubach i domach kultury spotkania noworoczne. Miały one szczególnie uroczysty charakter. W Osiedlowym Domu Kultury „Tysiąclecia” Rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej odbyło się kilka takich spotkań. Już tradycyjnie dużą aktywnością wyróżnili się w tym emeryci zrzeszeni w Klubie Seniora oraz w Kole Emerytów i Rencistów. Nie przestraszył ich nawet śnieg oraz mróz. Na spotkania przybywali, by przede wszystkim złożyć sobie życzenia. Był też czas na rozmowy i wspomnienia. Na spotkaniu zorganizowanym przez przewodniczącą Klubu Seniora, Irenę Walczak, była pełna frekwencja członków Klubu. Byli też tradycyjnie obecni przyjaciele tego środowiska: radny Rady Miasta Rzeszowa, kierownik Administracji osiedla 1000-lecia Bogusław Sak, były poseł do Parlamentu Europejskiego Mieczysław Janowski, przewodniczący Rady Spółdzielczej Jan Potera i przewodniczący Rady Samorządowej Bronisław Wiśniewski. Miłym akcentem spotkania było poświęcenie opłatków oraz wina przez współpracującego na co dzień z emerytami ojca ekspedyta Roberta Osiadacza z klasztoru ojców bernardynów. Nie obyło się też bez prezentów, które, jak powiedziała przewodnicząca, otrzymują wszyscy dobrzy ludzie, a obecni na sali do nich się zaliczają. Prezentem była odśpiewana pieśń „Nie było miejsca dla Ciebie”. W podobnym tonie poseł Mieczysław Janowski, po słowach życzeniowych zaproponował zaśpiewanie pieśni „Pójdźmy wszyscy do sta-

jenki”. W drugiej części spotkania przy dźwiękach zaprzyjaźnionego zespołu muzycznego „Megrez” była możliwość zabawienia się, jak to już zwykle w karnawale bywa. Drugie spotkanie zorganizowane było już wspólnie przez Koło Emerytów i Rencistów oraz Klub Seniora. Wsparte zostało przez pracowników ODK „Tysiąclecia”. Mieszkańcom osiedla pokazano obrzęd bożonarodzeniowy oraz jasełka. Brali w tym udział dzieci, młodzież, studenci i emeryci zrzeszeni w kołach, grupach twórczych i zespołach działających w Osiedlowym Domu Kultury „Tysiąclecia”. Najmłodszy uczestnik miał dwa i pół roku, a najstarszy około 80 lat. W bożonarodzeniowej scence rodzajowej w roli gospodarza domowego wystąpił Feliks Foryt – przewodniczący Komisji Samorządowej Osiedlowej Rady Spółdzielczej RSM, a w roli gospodyni Krystyna Rogozińska – przewodnicząca Koła Emerytów i Rencistów. Grupę kolędników przygotował Klub Seniora. Kolędnicy wykorzystali teksty pastorałek oraz kolęd śpiewanych w okolicach Słociny. W przedstawieniu jasełkowym najważniejszą rolę pełnił oczywiście król Herod, w którego wcielił się Feliks Foryt. Publiczności podobały się bardzo występy uczestników odgrywających role Marii i Józefa z dzieciątkiem, aniołki, diabły, żyd. Śpiewano kolędy znane oraz dwie specjalnie przygotowane na to przedstawienie. Były to „Hej kolędnicy” i „Dziel się opłatkiem”. Słowa napisała Halina Kostoń, a muzykę opracował Wojciech Bednarczyk. Kilka kolęd zaprezentowały pod dyrekcją Wojciecha Bednarczyka,

połączone chóry z klasztoru ojców bernardynów oraz z kościoła w Zalesiu. Kolędy śpiewali nie tylko chórzyści, wykonawcy scenek, ale i publiczność zgromadzona w sali. Śpiewali też zaproszeni goście. Wśród nich byli: ks. dr Ireneusz Folcik, proboszcz parafii Świętego Józefa, Andrzej Filip – zastępca prezesa RSM, Władysław Finiewicz - wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej RSM, Aleksander Zacios – prezes Stowarzyszenia im. św. Brata Alberta, Bogusław Sak – kierownik administracji osiedla 1000-lecia, Jan Potera – przewodniczący Rady Spółdzielczej i Bronisław Wiśniewski – przewodniczący Samorządowej Rady Osiedla. Występy bardzo podobały się wszystkim obecnym na tym przedstawieniu, czego dowodem były też gromkie brawa, a na końcu gratulacje i podziękowania kierowane do młodych i starszych artystów. Przedstawienia miały piękną oprawę scenograficzną, dla uczestników były specjalnie przygotowane stroje. Wśród mieszkańców osiedla oraz w samym ODK „Tysiąclecia” panuje dobra atmosfera twórczej pracy z pożytkiem dla siebie i innych. W przygotowaniu tego spotkania na szczególne wyróżnienie zasługują, m.in.: Halina Kostoń, Wojciech Bednarczyk, Feliks Foryt, Krystyna Rogozińska, Irena Walczak, Krystyna Krok, Kazimiera Falkowska, Anna Kwiecień, Cecylia Kuczma, Zofia Węgrzyn, Józef Kozerski, Wanda Święch, Janina Wiktor, Zofia Tomaszewska, Czesława Paluch, Władysław Pleśniak, Anna Paściak, Eleonora Rymarz. Stanisław Rusznica

rzeszowski dom kultury

kulturalnik

TAŃCE W NOCY

Rzeszowski Dom Kultury, filia „Pobitno” był organizatorem „Koncertu Noworocznego”. Podczas imprezy dla mieszkańców osiedla, swój dorobek artystyczny zaprezentowały dzieci i młodzież z sekcji działających w Rzeszowskim Domu Kultury. Przybyli goście wysłuchali koncert kolęd i pastorałek, a pokaz taneczny zaprezentował Zespół Tańca Nowoczesnego „Confetti”. Atrakcją spotkania był spektakl teatralny „Nocny Świat” w wykonaniu Dziecięcej Grupy Teatralnej. Mieszkańcy osiedla uczestniczyli także w prezentacji wyrobów „Szkoły Ceramiki”.

Janusz Micał mniej jednak nastąpił po przyłączeniu szybki rozwój potrzebnych inwestycji, szczególnie dróg, ulic oraz chodników. Do większych inwestycji można zaliczyć budowę kładki nad potokiem Paryja między ulicą Jarową i Starowiejską oraz remonty szkoły, przedszkola i domu kultury. Wybudowano parking na 50 miejsc przy Szkole nr 5. W osiedlu tym oddano kosztem ok. 40 mln zł. drogę łącząca ulicę Przemysłową z ulicą Podkarpacką, a przy tym kolektor wodny. Droga ta docelowo połączy się z trasą S-19 na wielopoziomowym skrzyżowaniu w Kielanówce. Nad rzeką Lubczą w przysiółku Kaczarne w osiedlu planowany jest aquapark i boisko piłkarskie. Decyzję podejmie miasto i inwestycję tę zacznie realizować, jeżeli Skarb Państwa przekaże miastu ten teren bezpłatnie na cele publiczne. W Zwięczycy przed przyłączeniem do miasta była A-klasowa drużyna piłkarska, która korzystała z boiska KS IZOLATOR Boguchwała. Po przyłączeniu do miasta gmina nie była zainteresowana dalszą pomocą dla klubu i sekcja piłki nożnej upadła. Mieszkańcy chcą reaktywować tę sekcję, ale brak boiska powoduje, że jest to obecnie nie do zrealizowania. Stąd oczekiwanie na inwestycje w przysiółku Kaczarne. Ryszard Lechforowicz Fot. Józef Gajda

KONCERT NA POBITNIE

URODZINY RZESZOWA

Miłośnicy tańca w Rzeszowie uczestniczyli pierwszy raz w Nocnych Warsztatach Tanecznych „Odnaleźć Siebie”. Pomysłodawcą zajęć były instruktorki tańca oraz Rzeszowski Dom Kultury. W programie warsztatów znalazły się zajęcia z aktorstwa, technik wyrazu scenicznego oraz improwizacji ruchowej. Nie zabrakło także warsztatów tańca współczesnego oraz zajęć z partnerowania i choreografii. Całość warsztatów przebiegała pod fachową opieką instruktorek: Kamili Korolko, Anny Guni, Karoliny Słonki, które dzieliły się z młodymi tancerzami swoją wiedzą i doświadczeniem scenicznym. W zajęciach udział wzięło ponad 25 osób z całego Podkarpacia, m.in. z Rzeszowa, Jasła i Stalowej Woli. Warsztaty odbyły się w nocy z 21 na 22 stycznia w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Staromieście” w godzinach 22-6. Wszyscy uczestnicy otrzymali certyfikaty potwierdzające udział w warsztatach. Kolejna nocna nauka tańca już za rok.

Na Rynku w Rzeszowie miała miejsce inscenizacja wydarzenia z 19 stycznia 1354 roku, kiedy to król Kazimierz nadał miastu prawa miejskie. Tak Rzeszów uczcił swoje 658. urodziny, których organizatorem w dniu 19 stycznia, był Rzeszowski Dom Kultury. Podczas imprezy w historyczną inscenizację wcielili się rycerze Zakonu Boju Dnia Ostatniego, zaś na scenie odbyła się prezentacja 23 kolorowych totemów wykonanych przez uczniów szkół rzeszowskich. Prezentacji towarzyszyły okrzyki i hasła uczniów związane z urodzinami miasta. W prezentacji totemów uczestniczył prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Najlepsze totemy, przygotowane specjalnie na tę okazję, zostały nagrodzone. Za najbardziej efektowny totem, zdaniem publiczności zgromadzonej przed sceną, został uznany totem ze Szkoły Podstawowej nr 3. Zwycięska szkoła oraz jej uczniowie otrzymali piłkę z autografem prezydenta Rzeszowa oraz worek słodyczy. Z okazji 658. urodzin miasta, wszyscy którzy przybyli na Rynek w Rzeszowie, wspólnie odśpiewali „Balladę historyczną”, autorstwa Jana Wywrockiego i Małgorzaty Ostrzychowskiej. Dodatkowymi atrakcjami były występy „Tancerzy Ognia”, którzy zaprezentowali specjalny pokaz – fireshow. Podpalono także urodzinową płonąca liczbę 658. Urodziny miasta zakończył przemarsz uczniów z totemami przez ulice Rzeszowa: Kościuszki i 3 Maja w kierunku Filharmonii Podkarpackiej. Rafał Białorucki


ECHO RZE­SZO­WA

Spotkania z przeszłością

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

11

zawierucha na wschodnim pograniczu cz. II Konf likt polsko-ukraiński wywołali Austriacy przekazując władzę nad Lwowem Republice Ukraińskiej. Przyjęta przez rząd polski w latach dwudziestych polityka inkorporacyjna do Ukraińców, nie sprzyjała polityce porozumienia obu narodów. Antagonizowanie Ukraińców z Polską kontynuowali sowieci, a później Niemcy. Bez wątpienia główną odpowiedzialność za ludobójczy atak na Polaków ze strony UPA ponoszą nacjonaliści ukraińscy wykorzystywani przez Stalina i Hitlera.

ZAKERZONIA

Nazwę Zakerzoński Kraj nosiły w strukturze organizacyjnej OUN tereny znajdujące się w pojałtańskich granicach Polski. Termin Zakerzonia obejmuje część obszaru obecnego województwa podkarpackiego oraz drobne części małopolskiego i lubelskiego. Tereny te były zamieszkane głównie przez ludność polską, natomiast mniejszość naro-

Wikipedia

dową stanowili na nich m.in. Łemkowie, Bojkowie, Ukraińcy. Kierownictwo upowskiej Zakerzonii swoją siedzibę zlokalizowało w powiecie lubaczowskim, w miejscowości Monaterz obok Werchraty. Budowę bunkrów dla Krajowego Prowidu OUN zapoczątkował Zalizniak. Budowało je 12 zaufanych strilciw UPA i członkowie SKW pod kierownictwem Myrona Kudłajczuka ps. „Dowhyj”, z powiatu hrubieszowskiego. Wszystkie prace trzeba było wykonać ręcznie, a urobek wywozić daleko poza rejon budowy. „Stiah”, krajowy prowydnik był nadzwyczaj ostrożny i uchodził wśród swoich niemal za istotę nadludzką. Jarosław Staruch „Stiah” ur. 17 listopada 1910 w Bereźnicy Wyżnej. Absolwent gimnazjum w Brzeżanach i Wydziału Prawa na UJK we Lwowie. Członek UGRW i Głównego Sztabu Wojskowego UPA. Po wojnie był przewodniczącym OUN w tzw. Zakierzońskim Kraju, czyli na terenie Polski. Bunkry Krajowego Prowydu otaczała strefa ochronna i każdy, kto przypadkowo znalazł się w pobliżu, obojętnie Polak czy Ukrainiec, ginął bez śladu. Były tak zamaskowane, że działania wojsk KBW w czasie operacji „Wisła” nie doprowadziły do ich odnalezienia. Ponadto każdy z członków Krajowego Prowydu OUN w Polsce posiadał oddzielną kryjówkę. Na przykład „Dalnycz” (Petro Fedoryw) oraz „Orest” (Myrosław Onyszkiewicz) ukrywali się w rejonie Ulhówka (28 km na wschód od Tomaszowa Lubelskiego), Bunkier „Stiacha” składał się z 3 pomieszczeń: 1) 3,5-3,5 m, 2) 2-1,5 m, 3) 2,5-2,5 m oraz korytarza z wejściem i z niszami obok wejścia 0,5-0,5. Bunkier zrobiono sposobem podkopania, a ziemię wyniesiono na dalszą odległość. Również w dniu 19.09.47 r. odkryto bunkier „ Cyganów” w rejonie obecnej wsi Monasterz PGR). W bunkrze tym znajdował się Ośrodek Techniczny „Wulkan” Krajowego Prowydu OUN, kierowany przez

„Cyhana”, zajmujący się opracowywaniem i wydawaniem materiałów propagandowych. Bunkier miał wejście z lasu, a sam znajdował się pod dróżką, która prowadziła przez polankę. Bunkier składał się z długiego korytarza i jednego pokoiku.

na której czele stanął komendant lubaczowskiej milicji z okresu okupacji sowieckiej.

DLACZEG O POWSTAŁA ZAKERZONIA?

Agencja Reutera podała 16 marca 1944 r. w depeszy z Moskwy: Nikita Chruszczow, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Ukraińskiej Republiki Sowieckiej w przemówieniu wygłoszonym na sesji Ukraińskiej Rady Najwyższej w Kijowie w d. 1 marca, domagał się wcielenia do Ukraińskiej S.S.R okręgów Chełma, Hrubieszowa, Zamościa, Jarosławia, Tomaszowa. Cztery pierwsze z tych okręgów – stwierdził dalej Reutera – wymienione zostały na posiedzeniu Wszechzwiązkowej Rady Z.S.S.R. w lutym rb., obecnie jednak po raz pierwszy włączony tu został Tomaszów. Jak absurdalne są wymienione w nim roszczenia, o tym świadczą stosunki narodowościowe na odnośnym obszarze. Według polskiego spisu ludności z roku 1931 odsetki narodowości w wymienionych pięciu powiatach przedstawiały sie następująco: Powiat Chełm: Polacy 74,4 proc., Ukraińcy 8,1 proc., Żydzi 12,6 proc., Niemcy 4,2 proc. Powiat Zamość: Polacy 87,3 proc., Ukraińcy 1,7 proc., Żydzi 10,8proc., Niemcy 0,0 proc. Powiat Tomaszów: Polacy 71,5 proc., Ukraińcy 17,1 proc., Żydzi 11.0proc., Niemcy 0,3 proc. Powiat Hrubieszów: Polacy 78 proc., Ukraińcy 14,7 proc., Żydzi 6,6 proc., Niemcy 0,3 proc. Powiat Jarosław: Polacy 81,4 proc., Ukraińcy 14,1 proc., Żydzi 4,1. Warto przypomnieć, że żona Chruszczowa urodzona była koło Hrubieszowa i miała niewątpliwie wpływ na nagłą decyzję Nikity. Natychmiast po wyzwoleniu Lubaczowa władze sowieckie powołały do życia milicję złożoną z Ukraińców - członków UPA,

Władze wojewódzkie w Rzeszowie długo nie wiedziały czy powiat lubaczowski należy, czy też nie należy do Polski. Nie wiadomo było też czy interwencje Chruszczowa doprowadzą do ustanowienia granicy na dawnej linii Ribbentrop- Mołotow, czy zostanie ona na nowo wytyczona. Stalin w rozmowach z gen. Sikorskim podkreślał, że podstawą rozmów jest linia Curzona, jako wschodnia granica Polski. Rozmawiałem na ten temat ze znanym pisarzem, Janem Gerhardem, który twierdził, że „na wypadek gdyby granica stanęła na Zbruczu, a Polska znalazłaby się w orbicie państw zachodnich, to sowieci tworzyliby na kresach ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy, taki sam jak popierali później w Korei i Wietnamie czy w Afryce.” Zakierzonia była przykładem tej tezy. Można dlatego przyjąć, że Zakerzonia powstała, aby oderwać jeszcze większą część Polski dla ZSRR. Zdzisław Daraż

na zielonej ukrainie

wymazać pomarańczową rewolucję

Prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, specjalnym dekretem zarządził, że obchodzony w listopadzie Dzień Wolności nie będzie związany z pomarańczową rewolucją. Przeniósł to święto na 22 stycznia, kiedy to Ukraińcy obchodzą zjednoczenie Ukrainy po I wojnie światowej. Dzień Wolności ustanowiony został przez prezydenta Wiktora Juszczenkę na pamiątkę protestów z 2004 roku. Opozycja oskarżyła wówczas władze Ukrainy o sfałszowanie wyników wyborów prezydenckich. Według oficjalnych wyników wygrał je Wiktor Janukowycz, który pełnił w tamtym czasie funkcję premiera. Ostatecznie pod wpływem wielodniowych, masowych protestów zarządzono powtórzenie drugiej tury głosowania, w której zwyciężył ówczesny przywódca opozycji Wiktor Juszczenko. Najwidoczniej nie pasowało to urzędującemu prezydentowi. Powołując się na liczne glosy płynące z różnych środowisk postanowił to zmienić. I tak Dzień Wolności, obchodzony dotychczas na Ukrainie na pamiątkę pomarańczowej rewolucji, został połączony z Dniem Jedności świętowanym 22 stycznia w rocznicę zjednoczenia Ukrainy po I wojnie światowej. Dekret w tej sprawie został ogłoszony w grudniu i w ubiegłym roku Ukraińcy, szczególnie ci z Zachodniej Ukrainy, jeszcze obchodzili Dzień Wolności 22 listopada w rocznicę

wybuchu pomarańczowej rewolucji. W tym roku będzie już po nowemu. Jest to krok do stopniowego wymazania z pamięci pomarańczowej rewolucji. Prezydent Janukowycz, publikując dekret o „zjednoczeniu świąt” oznajmił, że „tylko zjednoczona, niepodległa i wolna Ukraina może przystąpić do wspólnoty zamożnych państw jako równoprawny partner i potencjalny lider regionu Europy Środkowo-Wschodniej”. Ktokolwiek chciałby z tego coś zrozumieć, to nie jest to możliwe. Ten pusty w treść banał niczego nie oznacza. Sprawa jest prosta. Główna rywalka Janukowycza siedzi w więzieniu. Wiktor Juszczenko już nie liczy się w ukraińskiej polityce. Prezydent Janukowycz doszedł do słusznego, według niego wniosku, to po co Ukraińcom przypominać o dniu, którego główni bohaterowie przechodzą już do historii, tym bardziej, że dla Janukowycza jest to bardzo niewygodna współczesna pamięć historyczna. Lepiej dać Ukraińcom jedno święto: Dzień Jedności. To bezpieczna historia. Odwołuje się do zjednoczenia Ukrainy 22 stycznia 1919 roku w wyniku połączenia Ukraińskiej Republiki Ludowej i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, powstałych po pierwszej wojnie światowej. Wcześniej, w 2010 roku, prezydent Wiktor Janukowycz przywrócił sobie wszystkie uprawnienia, którymi przed

k a l e n da r i u m 19 lutego 1846 – początek rzezi galicyjskiej. 19 lutego 1921 – podpisanie sojuszu polsko-francuskiego przeciw Niemcom. 26 lutego 1927 – ustanowienie „Mazurka Dąbrowskiego” hymnem państwowym. 4 lutego 1945 – początek konferencji jałtańskiej. 15 lutego 1951 – największa zmiana granic wschodniej Polski po II wojnie światowej.

28 lutego 1963 – w Rzeszowie spadla temperatura do -35,8 °C. 19 lutego 1981 – podpisanie w Rzeszowie tzw. porozumienia rzeszowsko-ustrzyckiego. 6 lutego 1989 – początek obrad okrągłego stołu. 18 lutego 1996 – referendum uwłaszczeniowe (32% frekwencji)

pomarańczową rewolucją dysponował Leonid Kuczma. Ukraina stała się republiką prezydencką. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zmiany konstytucyjne wprowadzone w 2004 r. po pomarańczowej rewolucji, która obaliła Kuczmę, były nielegalne. Sąd uznał zapisy ograniczające władzę prezydenta za nieważne. Reforma konstytucyjna uchwalona przez parlament w 2004 roku była wynikiem kompromisu między przywódcą pomarańczowej rewolucji Wiktorem Juszczenką a obozem Kuczmy. Zwolennicy ustępującego prezydenta zgodzili się wtedy na powtórkę sfałszowanych wyborów prezydenckich, choć wiedzieli, że w uczciwej walce wygra Juszczenko. Ale jednocześnie zagwarantowali sobie ograniczenie uprawnień głowy państwa. Parlament zdecydował więc wtedy głosami posłów z obu zwalczających się obozów, że prezydent traci prawo wyznaczania i odwoływania premiera oraz ministrów. Kandydata na szefa

rządu wybierać miała Rada Najwyższa, czyli parlament. I ona decydowała o obsadzie stanowisk ministerialnych. Te zmiany sprzed sześciu lat zmieniły ustrój Ukrainy, która z państwa prezydencko-parlamentarnego stała się państwem parlamentarno-prezydenckim. Tak więc Ukraina wraca do stanu z czasów Leonida Kuczmy, który samodzielnie decydował o tym, kto będzie kierował rządem i resortami, oraz mianował i odwoływał szefów administracji regionalnych. Juszczenko potrafił pogodzić się z tym, że stracił władzę w wyniku wyborów. Janukowycz tak nie postąpi, a Ukraina oddala się od europejskiego modelu politycznego. Jej ustrój coraz bardziej upodabnia się do tego, co obserwujemy w Rosji czy na Białorusi. I tak pomarańczowa rewolucja przechodzi do historii. Wraca stare… Adam Kulczycki


12

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

MÓJ POWOJENNY RZESZÓW

cztery - jedenaście - dwadzieścia jeden

Bogusław Kotula

To żaden kod magiczny. Tyle bowiem trwała niemiecka okupacja Rzeszowa. Cztery lata, jedenaście miesięcy dwadzieścia jeden dni i nocy. Od 9 września 1939 do 2 sierpnia 1944 roku. Prawie trzy dni gnietli się mieszkańcy: Niemcewicza, Staszica i kawałka Hetmańskiej w piwniczce murowanego domu sędziego Dydka. Ojciec Franciszek siedział w dołku wykopanym na podwórzu i przykrytym starymi drzwiami. Pilnował drewnianego gniazda rodzinnego i pierzynowo-poduszkowego dobytku wyniesionego do ogródka, jako materiał łatwopalny. Śmich na sali! Obszerny drewniak pod dwoma żółtymi konikami ocalał bez najdrobniejszych skreśleń. Trochę chyba cudem, bo w sąsiedni walnął artyleryjski, małokalibrowy pocisk ruski. Przebił ścianę i jako niewybuch wylądował grzecznie na otomanie w jadalnym. Wyleźliśmy z piwnicy w piękne przedpołudnie. Na naszym podwórzu ojciec gadał z dwoma radzieckimi patrolowcami, którzy mieli pod sobą piękne, rosłe konie, a

na głowach futrzane papachy. Jeden zupełnie dobrze mówił po polsku. Co mógł robić na codzień sześcioletni chłopczyna wyzwolony znowu na polskie dziecko? Babcia trzymała opiekuńczą pieczę przede wszystkim nade mną, bo starszy Sławek od rana gdzieś buszował. Ojciec, jak przystało na człowieka dość dobrze znanego w Rzeszowie, siedział na mieście. Gdzieś nad Staronową unosił się przez dwa dni czarny obłok gęstego dymu. To płonęły podpalone przez Niemców duże magazyny. Z moimi rówieśnikami, Tadkiem Kwasem i Zygmuntem Jakubowskim, patrzyliśmy jak sroka w kość na ciężkie pojazdy jadące w kierunku PZL. Pierwsza radocha to głaskanie i karmienie marchewką stadka koni, które pasły się na łące Pasternaczki przy Staszica. Pozwalano nam nimi jechać na oklep do Wisłoka na pławienie. Szło z nami dwóch lub trzech ogolonych na glacę młodych, sowieckich sołdatów, którzy mieli na sobie jakieś ferszalunki ze starszych braci i po parę lat więcej od nas. Moja babcia Agnieszka wzięła mnie, kromki chleba ze smalcem, zatkaną gazetowym zwitkiem flaszkę z czarną zbożówką i poszliśmy sprawdzić, co tam na Pobitnym, w Załężu i Staromieściu. Tam była rodzina babci, a na górce spoczywał jej Michaś. Koło ubezpieczalni stała grupka ludzi i gapiła się na rozbite, niemieckie auto ciężarowe z doczepioną armatą. Most wisłokowy leżał w wodzie. Przeszliśmy na drugą stronę deszczółkową prowizorką, która od strony miasta wychodziła na ulicę

Rzeźniczą. Woda cicho chlupotała, po drugiej stronie Wisłoka pełno było wojska, samochodów i konnych zaprzęgów. Prawie cały sierpień 1944 był przepiękny! Starszy brat Zygmunta Jakubowskiego, Bronek, zabrał nas do koszar słynnej, przedwojennej dwudziestki. Boże, czego tam nie było! Części niemieckich mundurów, całe opakowania różnych haftowanych i malowanych oznaczeń, stosy kostek trotylu, setki drewnianych stojaków i okrągłych pudeł żółtego smaru. Było to oczywiście barachło, ale dla nas! Bronek zorganizował też wyprawę zaopatrzeniową do magazynów żywnościowych „Afaelu” przy ulicy Konopnickiej. Nic nie wyszabrowaliśmy. Stała tam żołnierska warta. Na skrzyżowaniu ulic Chrzanowskiej i Dąbrowskiego sterczał dość długo wrak czołgu z namalowanym na wieżyczce obrotowej żółtym jeleniem. Tank miał urwaną lufę armatnią. W drodze do kościoła wojskowego wlazłem na czołg. Zajrzałem do środka i zauważyłem pozostawiony tam polski ślad. Solidnie uwaloną kupę. W moim domu sama kuchnia miała wielkość dzisiejszego M2. Najbliższe sąsiadki: Inglotowa, Jakubowska, Durkowa warzyły na kuchennej blasze jedzenie dla stacjonujących po innych domach rosyjskich sołdatów. Stoły rozstawiano w ogrodzie. Oficerowie jedli na pokojach. A było z czego pitrasić. Stosy konserw „swinnaja tuszonka”, całe beczki amerykańskiej margaryny i przecieru pomidorowego, worki ryżu,

do zgłobnia!

Na zachód od Rzeszowa rozciąga się kraina niew ysokich, falistych wzniesień poprzedzielanych dolinami rzeczek i potoków, z których jedne płyną na północ, inne na północny wschód, a co niektóre – jak rzeczka Lubcza – kierują się na południowy wschód. Pod względem krajobrazowym jest to teren może niezbyt ciekawy, niemal bezleśny i na dodatek gęsto zabudowany. Wzdłuż dolin rozciągają się zabudowania rozlicznych wiosek tworzące zwarte ciągi, a i po pagórkach nie brak domów. Każda z nich ma swoją historię, zabytki, ciekawostki, co niektóre godne są jednak

większej uwagi i warte odwiedzenia. W górnej części wspomnianej doliny Lubczy leży Zgłobień, wieś to duża i dobrze zagospodarowana, której początki sięgają być może XIV wieku. Gdyby bezkrytycznie wierzyć dokumentom, to pierwsza wzmianka mówiąca o budowie tu kościoła, i to parafialnego, pochodzi z 1313 roku. Pergamin ów jest jednak falsyfikatem. Wiarygodne informacje o Zgłobniu są znacznie późniejsze i pochodzą dopiero z 1 połowy XV stulecia. W tym czasie wieś należała do Spytka z Tarnowa, potem Jana z Jarosławia i innych członków rodziny Tarnowskich i jako taka stanowiła ośrodek sporego klucza dóbr. Jak na owe czasy wieś to była spora. W 1536 roku gospodarzyło tu 38 kmieci, było dwa dwory i dwa folwarki, dwa młyny wodne, no nie inaczej, tylko dwie karczmy. Zgłobień miał wielu właścicieli. Po Tarnowskich należał m.in. do Jordanów, Lubomirskich, Straszewskich i Jędrzejowiczów.

Ostatnim właścicielem tut. majątku był Eugeniusz Willner. Jego majątek „reforma rolna” dotknęła znacznie wcześniej. W latach trzydziestych grunty zostały rozparcelowane, a resztą posiadłości, już pod koniec 1939 roku, zawładnęli Niemcy. W XIX wieku, oprócz folwarku, była tu cegielnia, młyn i gorzelnia, od 1867 roku również szkoła. Na przełomie XIX i XX wieku wieś liczyła 1146 mieszkańców, dziś grubo ponad 1500. Nad wioską góruje kościół parafialny pw. św. Andrzeja stojący na zboczu doliny po jej północnej stronie. W jego sąsiedztwie ukształtowało się pewnego rodzaju centrum. Jest tu szkoła, dom kultury, ośrodek zdrowia i dom handlowy oraz zespół podworski od ponad półwiecza spełniający już całkiem inne funkcje. Na skraju dawnego założenia dworskiego stoi niepozorny, parterow y budynek zbudowany z kamienia i cegły, znany jako spichlerz. Taką funkcję spełniał istotnie przez blisko 200 lat, jest to jednak pierwotny dwór o wyraźnym nawet do dziś obronnym i renesansowym charakterze. Zbudowany został w pierwszej połowie XVI wieku i jeszcze w tym stuleciu przebudowany i powiększony.

Tak uprzątnięto po wojnie żydowski kirkut, obecny plac Ofiar Getta z pomnikiem wdzięczności pośrodku. Po lewej stronie dom kolejarza, po prawej w głębi komin młyna Legięcia. perłowej kaszy i mąki kukurydzianej. Do tego mleko w proszku i w puszkach. Wnętrze Rzeszowa nas nie interesowało. Lataliśmy jak z piórkiem po Wisłoku, koszarach przy Dąbrowskiego, rozwalonym Cegielskim, podoficerskich blokach przy Langiewicza. A za nabojami, hiźlami, trotylem, gazmaskami i innymi wojskowymi cymeliami. Aż dziw bierze, że wszyscy przeżyliśmy w jednym kawałku. Armia Radziecka stanęła nad Wisłoką. W dużym ogrodzie Inglotowej rozłożył się szpital polowy pod amerykańskimi, podwijanymi namiotami z drewnianymi, wygodnymi pryczami. Przywozili rannych także amerykańskimi sztudrami, w dzień i w nocy. Ile tej rosyjskiej, żołnierskiej młodości umarło pod jabłonkami i węgierkami? Wzniesiony został zapewne staraniem Anny z Sieniawy Jordanowej, ówczesnej dziedziczki wsi. W budynku, pierwotnie zapewne piętrowym, zachowały się detale renesansowej architektury, dwa kamienne portale i obramowanie okna. Z jego historii warto podkreślić przynależność do Ligęzów. W początkach XVII wieku mieszkała tu Elżbieta z Jordanów Ligęzowa, matka Mikołaja Spytka Ligęzy, pana na Rzeszowie. Po przeciwnej stronie zespołu wznosi się nowy dwór, stylowy, późnoklasycystyczny budynek zbudowany w pierwszej połowie XIX wieku, a może nawet nieco wcześniej. Jest zadbany i ładnie utrzymany. W obrębie dawnej posiadłości zachowały się pozostałości parku krajobrazowego założonego na przełomie XVIII – XIX wieku. Wspomniany kościół to budowla także leciwa, bowiem w zasadniczym zrębie wzniesiony został staraniem Lubomirskich w 1741 roku. W latach 1913-1929 świątynia została znacząco rozbudowana, do głównego korpusu dodano nawy boczne, a od frontu wyniosłą wieżę, nadano mu też wystrój neorenesansowy. Restaurowany w latach 1056-1958 otrzymał nową, na swój sposób awangardową i można powiedzieć zgodną z duchem czasu

Nie wiem. Przy karabinowych salwach grzebano ich na placu koło kamienicy Dzierżyńskich przy Podzamczu. Między rannymi chodziło dwóch lekarzy, chyba trzy pielęgniarki i moja babcia, sąsiadka Jakubowska oraz Ziętkiewiczowa. W dłoniach miały Matkę Boską Rzeszowską i koronkę. Pochylały się nad twarzami rannych, odmawiały kawałki litanii za umierających, żegnały się i podawały obrazek do pocałowania. Niektórzy przytomni całowali. Nikt tym samarytankom nie przeszkadzał. Lekarze usuwali się, pielęgniarki ciekawie przyglądały się. Nam zabraniano tam chodzić. W wojewódzkie miasto Rzeszów ruszyliśmy gdzieś po wrześniu.

socrealistyczną polichromię. Jej autorem był Stanisław Jakubczyk, ceniony artysta pochodzący z Lubatowej koło Krosna, a w dziele tym pomagał mu Jan Standy. Kończąc wizytę w Zgłobniu można pojechać dalej w górę doliny, gdzie krajobraz wyraźnie się zmienia. Przez Wolę Zgłobieńską droga wyprowadza na wierzchowinę rozległego wzgórza zwanego Wielkim Działem, wzniesionego 378 m n.p.m. i ponad 150 m na dolinę Wisłoka płynącego po jego przeciwnej stronie. Wielki Dział okrywa Wielki Las. Rozległy kompleks leśny o bogatym i różnorodnym drzewostanie. Spora jego część tworzy rezerwat przyrody „Wielki Las”, o którym już swego czasu pisałem. Stanisław Kłos, fot. autor

Nowomowa

rezydentowanie męczenników jedności

Braterskie przesłanie – wysmażył poseł Arkadiusz Czartoryski wespół z pisowską spółką do bratanków Madziarów. Zapewnia ich o bezgranicznym poparciu w słusznej walce ze wszystkimi o honor i niezależność, które zdeptać im chcą siepacze z Unii. Pewnie nikt tego przesłania nie zauważył, zwłaszcza Manuel Barroso i takie tam inne pachołki z Brukseli, ale ten Budapeszt jakoś trzeba wspierać skoro prezes I Ogromny zaprosił go wzorcowo do Warszawy. Nikt inny specjalną tesknotą do nich nie pała, zwłaszcza że nieco głupot narobili. Nawet na nas to odbiło się. Nie byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że pismani odgrzali PRL-owską retorykę, w której na każdym kroku dominowała bratnia pomoc, nawet na czołgach, braterstwo broni, braterskie więzi i braterskie pozdrowienia. Oczywiście, wszystko jak należy przesyłane nie tylko w formie przesłania. No i po co było wybrzydzać na ten PRL, że był do niczego? W razie potrzeby jego dorobek frazeologiczny nadal pasuje jak ulał do politycznej rzeczywistości i jedynie słusznej ideologii. Wraca nowe, ale żeby

akurat spod prezesa? Idzie kierunek – z Unii Europejskiej i będzie siał spustoszenie w naszych walorach narodowych i gospodarczych. Ten maszerujący ku nam kierunek zlokalizował radny Kopaczewski w związku z omawianiem w czasie sesji propozycji przyłączenia do Rzeszowa Malawy. Tu nie ma żartów, bo jeśli już ten kierunek idzie przez Malawę, to znaczy, że nie stoi, tylko zaiwania jak należy. Można mu wprawdzie podstawić nogę, ale czy to coś pomoże? Kierunek raz puszczony w ruch, puszcza sie stale. Takie są prawa socjotechniczne. Powinien radny Kopaczewski dla przeciwwagi ustawić inny kierunek na ową unię, dać mu przyśpieszajacego buta i pogonić do roboty w naszym narodowym dziele. Problem tylko w tym, że ów musi być precyzyjnie ustawiony do marszu. No i nie pod wiatr, a na Malawę! Męczennicy Jedności – nazwa manewrów Armii Strażników Rewolucji w Iranie, które dla odmiany zorganizowali sobie nie w cieśninie Ormuz a przy granicy afgańskiej. To nie żadna armia zbawienia ani bojówki Dzierżyńskiego, lecz irańskie wojsko,

chociaż tak głupio się nazywa. Męczennicy Jedności - toż dopiero jest zagadka! Co to może znaczyć? Któż aż tak zmęczył się ową jednością, że manewry trzeba było zorganizować? A może owa jedność nie chce męczyć się w kupie? Normalni pragmatycy twierdzą, że w jedności siła, a nie męczeństwo. Z drugiej strony wojujący strażnicy rewolucji, aby osiągnąć jakikolwiek cel militarny muszą działać wspólnie i jeszcze w sposób zdyscyplionowany. Zatem mogli w tych manewrowych męczarniach wykuwać jedność celu i działania. No, chyba że tak nazwano manewry po to, aby wróg rewolucji nie zorientował się. Może takie manewry przydałyby się w partii prezesa I Ogromnego? Już trzecia grupa męczenników odeszła od niego. Zatem, czy nie czas na manewry? Przed i po Nowym Roku – zapowiadał rzecznik premiera, Paweł Graś, pojawienie się tak istotnych zmian w funkcjonowaniu rządu, że miały one wyjątkowo dobrze robić głównie kondycji finansowej państwa i obywatelom. Logiczne to raczej nie jest, ponieważ aby miało państwo, to

musi ono wpierw zabrać, albo nie dać obywatelom. Specjalnie również tego nie zauważyłem poza dużym wzrostem cen, ale skoro śnieg tej zimy nie trzyma się harmonogramu, to dlaczego miałby dobrze sprawować się ów rząd? Nie dziwi mnie to wcale. Dziwi natomiast niechlujstwo językowe niedorzecznika prasowego. Nie można do jednego wora wrzucać dwu różnych form deklinacyjnych. Świadczy o tym użycie przyimków, które rządzą innymi przypadkami. W dodatku połączył je spójnikiem i. Przyimek przed wiąże się z narzędnikiem, a przyimek po z miejscownikiem. Zatem nie można powiedzieć przed Nowym Roku. Aby nie popełnić błędu składniowego pan rzecznik winien wyrazić się – przed Nowym Rokiem i po Nowym Roku, albo jeszcze lepiej – przed Nowym Rokiem i po nim. Człon zaimkowy bowiem pozwala uniknąć powtórzenia, którego nasz język nie za bardzo toleruje. Rezydentowanie – i to wygodne, bo jako marszałkowska laska, według posła Bolesława Piechy ma zapewnione w Sejmie była minister zdrowia Ewa Kopacz. Zaś tym chorym zdrowiem państwowym musi

zajmować się Bartosz Arłukowicz, chociaż nie on dostarczał niestrawnych rozwiązań, od których owo zdrowie dostało galopujacej biegunki pogarszanej silnym kaszlem. Skutki widać i czuć na każdym kroku. Na szczęście dla Arłukowicza biegunka nie jest zakaźna, ale na nieszczęście zakaźna jest administracyjna głupota. Mnie jednak frapuje słowotwórczy talent posła Piechy. Bo przecież do jego czasów język polski nie znał takiego pojęcia jak rezydentowanie. Za chwilę, nie daj Boże, chlapnie jeszcze jakimś prezydentowaniem. Ciekawe od czego utworzył poseł ten neologizm? Od rezydencji raczej nie, ponieważ Sejm ma tyle wspólnego z reprezentacyjnym pałacem ile osioł z czystej krwi rumakiem. Zaś rezydent jako źródłosłów też nie pasuje, bo to dyplomata protektora w państwie zależnym, albo ubogi krewny na garnuszku dworu. Specjalnie nie dziwię się toporności językowej posła, gdyż jako ginekolog zajmował się głównie obroną dzieci napoczętych, nawet tych fatalnie napoczętych, a mniej zdrowiem ich matek. Przecież to musiało się jakoś zemścić. Roman Małek


ECHO RZE­SZO­WA

Rozmaitości

w tanecznych rytmach

Weronika Sura „Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp, tam dobre serca mają”. Tymi słowami Goethego rozpoczęła w styczniu 10. jubileuszowy koncert Jolanta Niżańska – dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie. Koncert „W tanecznych rytmach” z cyklu Młodzież Naszemu Miastu zorganizowany był pod patronatem prezydenta miasta Rzeszowa. Jego współorganizatorami były Filharmonia oraz Fundacja Szkolnictwa Muzycznego. Wzięły w nim udział szkolne zespoły, orkiestry i soliści. Koncert zorganizowany został w pięknej sali koncertowej Filharmonii im. Artura Malawskiego. Na początku wystąpiła orkiestra szkolna pod batutą Roberta Naściszewskiego. W dalszej części uczestnicy koncertu mieli możliwość posłuchania muzyki wykonywanej przez indywidualnych artystów oraz zespoły muzyczne. Koncert tradycyjnie prowadzili Bożena Martowicz i Łukasz Rusin. W koncercie uczestniczyło wielu gości. Był wicekurator oświaty Antoni Wydro oraz grupa pracowników Kuratorium: Marek Soja, Janina Świerczewska, Marta Mazur-Dousery, Jadwiga Koczewska. Centrum Edukacji Artystycznej reprezentował główny wizytator Krzysztof Szczepaniak. Z Rady Miasta był

obecny Andrzej Dec, przewodniczący oraz radni Stanisław Ząbek i Mirosław Kwaśniak. Z Urzędu Miasta uczestniczyła zastępca dyrektora Wydziału Edukacji Wiesława Szymańska. W sali koncertowej można było zauważyć głównie całe rodziny oraz znajomych występujących na scenie artystów. Było też wielu innych mieszkańców miasta Rzeszowa. Młodzieży, uczestnikom koncertu publiczność podziękowała na stojąco gromkimi oklaskami za urządzenie tak wspaniałej uczty duchowej. Słowa uznania należą się dyrekcji szkoły: Jolancie Niżańskiej, Bożenie Martowicz, Marcie Dybka-Tyczyńskiej oraz nauczycielom, którzy ten koncert przygotowali. W ramach prezentacji młodych talentów pokazywaliśmy już w „Echu Rzeszowa” wielu szczególnie utalentowanych uczniów tej szkoły. Występowali oni też w tym koncercie. Teraz przy okazji informacji o nim zaprezentujemy losowo wybraną uczestniczkę koncertu, Weronikę Surę, która wystąpiła w kwintecie akordeonowym. Ma ona 16 lat, uczęszcza do klasy czwartej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia. Naukę na instrumencie zaczęła w wieku 6 lat. Swoje umiejętności kształciła na akordeonie klawiszowym, 3 lata temu zmieniła go na instrument z klawiaturą guzikową. Młoda akordeonistka doskonali grę na akordeonie na różnych kursach pod kierunkiem wielu wybitnych akordeonistów, takich jak: Włodzimierz Lech Puchnowski, Grzegorz Stopa, Alfred Melichar, Yuri Shishkin, Aleksander Dmitriew, Aleksander Selivanow. Weronika prowadzi działalność solową i zespołową. Grała w duetach z wiolonczelą, akordeonem, w sekstecie instrumentów różnych, obecnie gra w trio ze skrzypcami i wiolonczelą. Jest też pierwszą akordeonistką rzeszowskiego kwintetu akordeonowego. Ma na swoim koncie niemałe osiągnięcia, m.in. 4 miejsce na Międzynarodowym Konkursie „Coupe Jeunesse” 2007 w Dunajskiej Stredzie na Słowacji, dwukrotnie w 2010 i 2011 roku zajęła 1 miejsce na Międzynarodowym Konkursie „Euromusette – Goldentango” w Rajeckich Teplicach na Słowacji. Na swoim koncie ma też 1 miejsce na XVI Międzynarodowych Spotkaniach Akordeonowych w Sanoku (2010) w kategorii zespołów mieszanych, a także 6 miejsce z zespołem na Międzynarodowym Konkursie Akordeonowym w Klingenthal (Niemcy) w 2011 roku. W kwietniu 2011 roku koncertowała na Litwie, a w 2009 r. na Węgrzech, gdzie wraz z zespołem reprezentowała Zespół Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie. Weronika otrzymuje stypendium prezydenta miasta Rzeszowa za wybitne osiągnięcia. Stanisław Rusznica

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

13

wielka modernizacja Komunikacja miejska na miarę XXI wieku

Mieszkańcy Rzeszowa nie są zadowoleni z funkcjonowania miejskiej komunikacji publicznej. Mają pod jej adresem wiele krytycznych uwag. Autobusy się spóźniają, bo często stoją w ulicznych korkach, a sieć linii jest niewystarczająca, by sprawnie dojechać do pracy, osiedli mieszkaniowych lub centrów handlowych. W autobusach nie ma warunków do wygodnego podróżowania, bo tabor w większości jest przestarzały i mocno wyeksploatowany, w dodatku jest go za mało, by rozładować ścisk panujący na niektórych trasach. Te wszystkie niedogodności mają już niedługo się skończyć. Autostrada A4 w budowie. Fot. Józef Gajda. Władze miasta przygotowały bowiem projekt radykalnego usprawnienia komunikacji publicznej. Ma ona godnieniem dla pasażerów będą rozmieszczone wkroczyć w XXI wiek w pełnym tego słowa zna- na przystankach tablice świetlne, informujące czeniu. Realizacja planu kosztować będzie ponad za ile minut nadjedzie autobus określonej linii. 400 milionów złotych. Pieniądze pochodzić będą Pasażerowie dowiedzą się również o połączeniach z funduszy europejskich i Rzeszów ma je już i możliwościach przesiadek. Tradycyjne bilety przyrzeczone. Miasto wniesie jedynie swój wkład papierowe zastąpione zostaną e-kartami ważnymi na wszystkie linie w mieście. finansowy wymagany przepisami. Komunikacja miejska będzie miała priorytet Po perypetiach z hiszpańską firmą, która podjęła się opracowania projektu, ale się z tego na ulicach miasta. Na wielu trasach wydzielone nie wywiązała, potrzebną dokumentację opra- zostaną buspasy, które umożliwią autobusom cował w końcu zespół specjalistów z Krakowa i sprawny przejazd. Wiąże się z tym nadzieje, że projekt został dostarczony do Agencji Rozwoju wielu mieszkańców Rzeszowa zrezygnuje z jazdy Przedsiębiorczości, skąd po zaopiniowaniu trafi własnym samochodem na rzecz sprawnie działado Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Musi jącej komunikacji publicznej. jeszcze uzyskać akceptację Komisji Europejskiej PRZEBUDOWA ULICZNYCH CIĄGÓW i można będzie go realizować. AMBITNY PROGRAM Prezydent miasta Tadeusz Ferenc podczas niedawnej konferencji prasowej wyraził przekonanie, że ocena merytoryczna projektu, która potrwa w Warszawie około trzech miesięcy, na pewno będzie pozytywna i finansowanie go ze środków unijnych zostanie uruchomione. Program usprawnienia miejskiej komunikacji publicznej w Rzeszowie jest ambitny i nowatorski – powiedział podczas konferencji kierownik projektu, Paweł Potyrański. Jednym z jego elementów będzie Zintegrowany System Zarządzania Ruchem i Transportem Publicznym, sterowany komputerowo. Na skrzyżowaniach, w autobusach i na przystankach zainstalowanych zostanie wiele różnego rodzaju urządzeń informatycznych. Udo-

Dla usprawnienia ruchu w mieście konieczna jest przebudowa niektórych ulic, co również jest przewidziane w programie transportowym. Niektóre z zadań są już realizowane, między innymi przebudowa ulicy Podkarpackiej. W planie jest modernizacja ulicy Rejtana i kilku innych. Przebudowane zostaną także najważniejsze skrzyżowania, zatoki autobusowe i pętle. W sumie takich inwestycji będzie 11. Na ulicach miasta pojawią się też nowe autobusy komunikacji miejskiej. Będzie to tabor nowoczesny, k limatyzowany, zapewniający wygodne podróżowanie. Planuje się zakup 80 takich autobusów. Rozpisany został już przetarg na ich dostawę. Projekt transportowy ma być zrealizowany do końca 2014 r. kal

TANKUJ NAJTANIEJ! Stacja benzynowa ul. Lubelska Stacja benzynowa ul. Trembeckiego


14

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

listy Rada Miasta Rzeszowa podjęła uchwałę o nadanieu nazwy ulicy 9. Dywizji Piechoty. Wykreślono tylko jej historyczną nazwę „Drezdeńska”. (w walkach o Drezno pod Budziszynem zginęło 4. 902 żołnierzy, głównie z Rzeszowszczyzny). W uzasadnieniu uchwały napisano, że z takim wnioskiem zwrócił się Zarząd Wojewódzki Związku Żołnierzy Wojska Polskiego. W Rzeszowie była już ulica 9. Drezdeńskiej Dywizji Piechoty. Takie miano otrzymała dywizja 19 sierpnia 1945 roku. Nazwa z wykazu ulic miasta wykreślona została w 1990 roku. Przez ponad 20 lat podejmowane były starania o przywrócenie nazwy tej ulicy w mieście. Pierwszym bojownikiem w tym zakresie był płk Józef Malik, wspierany przez kombatantów i byłych żołnierzy zawodowych dywizji. Przez lata w mieście czyniono wszystko, aby żyjących weteranów wojny i powojennej służby pozbawić dumy z ich wojennych i powojennych dokonań. Świadczą o tym w ostatnich latach obchody rocznicy zwycięstwa. Szczególnie rażący był i w dalszym ciągu jest brak szacunku dla tych żołnierzy, którzy szli ze wschodu do Berlina i nad Łabę. 9. Dywizja Piechoty ma bogatą tradycję w Polskim Wojsku. Jej powstanie związane było z odrodzeniem się niepodległego państwa w 1918 roku. Dywizja wzięła chwalebny udział w wojnie polsko-bolszewickiej i obronie Lwowa. W marcu 1939 roku, po uzupełnieniu w czasie tajnej mobilizacji, została przerzucona na Pomorze Gdańskie i weszła w skład armii " Pomorze " 23 września 1993 roku na placu apelowym 30. Sudeckiego Pułku Zmechanizowanego odbyła się główna uroczystość rozformowania dywizji. W jej miejsce utworzona została 21. Brygada Strzelców Podhalańskich. Mieszkańcom miasta dywizja z numerem 9 zawsze będzie przypominała tę nazwę - Drezdeńska z jej 30. Sudeckim Pułkiem przy ulicy gen. Langiewicza. Dla weteranów wojny nadanie jednej z ulic w mieście Rzeszowie nazwy 9. Dywizji Piechoty będzie pewną rekompensatą za lata upokorzenia, za niedocenione zasługi dla miasta i regionu. Jan Machno

zapiski z dawnych lat

rozmowy o nieobecnych

Robiąc porządki w szuf ladach i przeglądając różne papierzyska natknąłem się na dwie notatki z „Rozmów o nieobecnych”. Był to ciekawy cykl spotkań, organizowanych wspólnie przez rzeszowski Oddział Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza i Bibliotekę Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. Inicjatorkami tych spotkań były Czesława Szetela, prezeska rzeszowskiego Oddziału oraz Grażyna Materna, kierowniczka muzealnej Biblioteki. Spotkaniom nadano wspólny tytuł „Rozmowy o nieobecnych”. Odbywały się one w sali Muzeum Okręgowego, miały piękną oprawę i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Ich bohaterami byli, już nie żyjący, działacze kultury z Rzeszowa i Podkarpacia: Jerzy Pleśniarowicz, Tadeusz Stanisz, Franciszek Lipiński, Maria Siedmiograj, Władysław Długosz, Zofia Makuszkowa, Edward Klein, Franciszek Kotula, Stefan Reczek, Stanisław Pigoń. U mnie zachowały się notatki z dwóch spotkań- rozmów: o Franciszku Lipińskim i Marii Siedmiograj. Oto fragmenty z tych notatek, wypowiedzi osób, biorących udział w spotkaniach. „Rozmowa” o Franciszku Lipińskim miała miejsce 22 marca 1993 r. Wzięli w niej udział prócz licznych gości członkowie rodziny: żona Henryka, synowie Stanisław i Mariusz, wnukowie Krzysztof i Mateusz. Wchodzących do sali witała okolicznościowa wystawa dokumentów, zdjęć, afiszy, wycinków prasowych, ilustrujących bohatera i członków jego rodziny. Na początku wyświetlono film dokumentalny o Franciszku, nakręcony przez jego syna Mariusza. Film pokazywał go na tle domu, pól i Rzeszowa. Wprowadzał uczestników spotkania w atmosferę domu Lipińskich, będącego swoistym ośrodkiem kultury, miejscem, w którym bywali artyści, literaci, dziennikarze, prawnicy, lekarze, księża, działacze kultury.

Drugi od lewej autor, dalej Maria Siedmiograj, Tadeusz Sokół, Franciszek Lipiński.

Dr Anna Niewolak-Krzywda omówiła twórczość poetycką F. Lipińskiego w krytycznoliterackiej ocenie własnej. W dyskusji zabierali głos m.in. Władysław Czajewaski przytoczył treść uzasadnienia o zwolnieniu F. Lipińskiego z funkcji naczelnika wydziału kultury w Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie w 1948 r. Znalazł je w teczce akt osobowych. W uzasadnieniu określon go jako „element obcy klasowo”. Red. Jan Grygiel przytoczył fragment z książki J. Hena, mówiący o działaniach grupki animatorów kultury w Rzeszowie w 1945 r. tuż za linią frontu. Wśród nich był Franciszek Lipiński i to bardzo aktywny. Krzysztof, wnuk, przypomniał wiersz dziadka pt. „Kraków stary”, nagrodzony w 1936 r. Przeczytał też listy Kazimierza Dejmka do jubilata oraz dużo wcześniejszy S. I. Witkiewicza. Syn Mariusz zaśpiewał trzy ballady, które ojciec bardzo lubił. Art. pl. Franciszek Frączek wspominał swoje spotkanie w urzędzie z Franciszkiem jako naczelnikiem wydziału kultury. „Zapamiętałem ten uśmiech, z którego promieniowały dobroć i życzliwość dla ludzi. Mnie zrozumiał jako człowiek sztuki”. Ubolewał nad tym, że później nie spotkał już tego pokroju urzędników od kultury. Zdzisław Łopatkiewicz, dyrektor Muzeum im. M. Konopnickiej w Żarnowcu, poinformował, iż nasz bohater bywał częstym gościem Zofii Mickiewiczowej z domu Konopnickiej. Przyjechał do Żarnowca specjalnie wtedy, gdy przebywała tam Wanda Siemaszkowa. Namówił ją na objęcie dyrektury Teatru w Rzeszowie.

Żona Henryka miała wiele do opowiedzenia. Musiała jednak skrócić swoje relacje z braku czasu. Podała przyczyny, dla których musieli opuścić Kraków po wybuchu II wojny i schronić się najpierw w Głogowie Młp a później w Rzeszowie. Mąż tuż przed II wojną wydał książkę pt. Z bronią u nogi czekamy”. Bali się szykan ze strony okupanta. Gdy zmarła W. Siemaszkowa, mąż złożył wieniec z pięknych polnych kwiatów. Bardzo przeżył nagłe zwolnienie go z funkcji naczelnika wydziału kultury. Odbyło się to w przeddzień otwarcia Muzeum w Łańcucie, które przygotowywał i kompletował bibliotekę. Mimo zwolnienia pojechał do Łańcuta, by dopilnować przygotowań do części artystycznej. Wiesław Zieliński, literat, mówił o wpływie F. Lipińskiego na młodych rzeszowskich pisarzy. Podobnie Zbigniew Domino, literat, przypomniał rolę, jaką odegrał w tworzeniu w Rzeszowie Oddziału Związku Literatów Polskich. Był dobrym wzorem dla młodych pisarzy i poetów. Zakończył wnioskiem do władz miasta, by te jego imieniem nazwały jedną z ulic. Ten wniosek deczekał się zrealizowania. Jest ulica, nosząca imię Franciszka Lipińskiego. Mogę stwierdzić, że był to bardzo udany wieczór. Przypomniano sylwetkę człowieka, który zrobił wiele dla Rzeszowa i województwa i to w szczególnie trudnym dla nich okresie, bo w latach okupacji i w piewrszych latach odbudowywania ze zniszczeń wojennych oraz tworzenia nowego ośrodka wojewódzkiego, jakim został Rzeszów, siedziba nowo utworzonego województwa. Józef Kanik

KRÓTKO Ponad 213 mln zł ma kosztować Centrum Badawczo-Rozwojowe Napędów Lotniczych. Powstanie ono w Rzeszowie na terenie Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Rzeszów”. Inwestycja współfinansowana jest z unijnego Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej. *** W osiedlu Wilkowyja powstaje murowana cerkiew prawosławna. W kwietniu 2011 roku, po wmurowaniu kamienia węgielnego, rozpoczęto budowę nowej cerkwi. Cerkiew jest prawie w stanie surowym zamkniętym. Jeszcze trzeba położyć blachę, dokończyć kopułę. Najbardziej na powstaniu cerkwi w Rzeszowie zależało arcybiskupowi Adamowi, prawosławnemu ordynariuszowi Diecezji Przemysko-Nowosądeckiej, który finansuje budowę, oraz mieszkańcom parafii i osobom z nimi zaprzyjaźnionym. *** Targi ślubne w Rzeszowie. Pokaz sukien, makijażu, fryzur, bielizny i innych akcesoriów ślubnych cieszył się dużym zainteresowaniem wśród osób, które odwiedziły rzeszowskie targi ślubne *** W Rzeszowie kierowcy protestowali przeciwko wysokim cenom paliw. Około trzydzieści samochodów zgromadził w Rzeszowie protest przeciwko wysokim cenom paliw. Kierowcy blokowali krajową czwórkę między Rzeszowem a Łańcutem. *** Z bazarów handlarze zwierząt uciekli do Internetu. „Szczenięta. Cena 0 złotych”. „Smycz

500 złotych. Pies gratis”. Takimi ogłoszeniami na portalach handlarze próbują omijać prawo, zakazujące sprzedaży zwierząt bez rodowodu. *** Niezwykłe, karnawałowe suknie zaprezentowały uczennice z klasy sztuki i projektowania Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie podczas pokazu, który odbył się przed restauracją La Grotta w Galerii Millenium Hall. Do wykonania swej karnawałowej kolekcji użyły klocków lego, styropianowych kulek oraz folii. Podczas pokazu zaprezentowane też zostały maski weneckie wykonane przez gimnazjalistów z rzeszowskich szkół. W sumie na pokaz zgłoszonych zostało ponad 150 masek, spośród których wybrano 14 najbardziej pomysłowych. *** Miasto zbudowało drogę prowadzącą do nowego osiedla na prywatnej działce. Właścicielka gruntu zatarasowała przejazd i umieściła tabliczkę: „Teren prywatny”. Chodzi o ulicę Krogulskiego, boczną ulicy Lubelskiej. Urzędnicy z rzeszowskiego ratusza wytyczając drogę byli przekonani, że teren ten jest własnością miasta. Dopiero, gdy droga była gotowa, właścicielka działki zgłosiła swe prawa do niej. Na polecenie wojewody sprawę tę badał starosta leżąjski (chodziło o bezstronność) i orzekł, że miasto ma teren zwrócić. Władze Rzeszowa chcą działkę, po której biegnie droga, wykupić, ale właścicielka tak cenę wywindowała, że kilkakrotnie przewyższa rzeczywistą wartość tej ziemi. kal


ECHO RZE­SZO­WA Wieści spod kija

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

POD PARAGRAFEM

zimowe ZAKATOWANY W MELINIE W kamienicy przy ulicy Króla Kazimierza w Rzeszowie doszło do 35-letniego mężczyzny. Stało się to podczas libacji alkoholowej. wędkowanie zabójstwa W pewnym momencie wywiązała się awantura. Ktoś z biesiadujących Luty kojarzy się nam przede wszystkim z wędkarstwem podlodowym. Jeżeli spełnią się prognozy synoptyków i po kilku dniach mroźnych utworzy się na powierzchni wody tafla lodu, wygospodarujmy trochę czasu i wybierzmy się na ryby. Wędkowanie podlodowe ma niewątpliwie swój niepowtarzalny urok, który w mróz i śnieżną zawieruchę, nie jednemu wędkarzowi każe gnać z mini wędką nad zamarzniętą taflę. Planując zimowe wędkowanie pamiętajmy o własnym bezpieczeństwie. Każdy lód jest zdradliwy i chodząc po nim należy zachować ostrożność. Nie wychodzimy na taflę, jeśli jej grubość nie przekracza 10 cm, a temperatura w ciągu minionych 3-4 dni była wyższa od -8 stopni Celsjusza. Jeżeli po fali mrozów temperatura powietrza podnosi się od -8 do 0 stopni Celsjusza, wytrzymałość lodu spada o 10-20 procent, a po kilkudniowej odwilży obniża się nawet dwukrotnie. Na lód nie powinno się wchodzić w pojedynkę, ale nie wolno też chodzić blisko siebie, należy zachować odległość 3-5 metrów od siebie. Warto zaopatrzyć się w 20-30-metrową linkę asekuracyjną. Ostrożności nigdy zbyt wiele. Po dotarciu na wybrane łowisko przystępujemy do wykonania otworów w lodzie – przerębli. Otwory w lodzie można wykłuwać lub wiercić. Do wykłuwania służy czekan lodowy tzw. pierzchnia, która składa się z drewnianej rękojeści z wmontowanym w nią ostrzem w kształcie dłuta. Długość pierzchni powinna wynosić 1-1,5 metra przy ciężarze ok. 2,5 kg. Wygodniejszym w użyciu narzędziem jest świder – wiertło do lodu. Wadą otworu wierconego jest jego średnica – zbyt mała, aby bez kłopotów wyholować większą rybę, np. leszcza. Do wędkowania przygotowujemy kilka otworów odległych 3-5 metrów od siebie. Najlepiej, gdy znajdują się one nad spadem dna. Umożliwi to nam łowienie na różnych głębokościach. Po wykonaniu otworów i oczyszczeniu ich z resztek skruszonego lodu, powinniśmy łowisko zanęcić niewielką ilością zanęty (bardzo drobno mielonej) sklejonej i obciążonej tak, aby dotarła do dna tworząc tuż nad nim kuszącą chmurkę zanętową. Zanętę dobrze jest wzbogacić larwami ochotki lub drobno posiekanymi czerwonymi robakami kompostowymi. Łowić możemy na wędkę spławikową używając jako przynęty larwy ochotki lub czerwonych robaków, a nawet różnego rodzaju past czy przynęt roślinnych. Bardziej finezyjną metodą jest łowienie na błystkę podlodową lub imitację kiełża zdrojowego zwanego mormyszem lub mormyszką. Ta metoda wymaga zastosowania wędki, a raczej wędeczki zaopatrzonej w specjalny czujnik zwany kiwakiem. Gatunkiem ryb, które można łowić w przeręblu są: okoń, płoć, krąp, leszcz. Co robić, gdy kapr yśna aura ostatnich zim nie skuje lodem wody? Pozostaje nam wędkowanie takie, jak późną jesienią, tzn. metodą przepływanki, pamiętając, aby zestaw wędkowy maksymalnie udelikatnić. Wyposażeni w sprzęt dobrany do miejsca i metody wędkowania możemy liczyć na brania leszcza, karpia, płoci, okonia, klenia, jazia czy jelca. Nawet gdy woda nie obdaruje nas rybą, wrócimy do domu napompowani świeżym, zimowym powietrzem. Poczujemy się jak po zabiegu krioterapii – rześcy i zapewne pełni chęci powtórzenia zimowej eskapady. W lutym obowiązuje zakaz połowu: bolenia, brzany, certy, miętusa, sandacza, suma, szczupaka, świnki oraz ryb prawnie chronionych. Janusz Jędrzejek

rzucił, że obecna na imprezie młoda kobieta, została zgwałcona przez 35-latka. Mężczyzna został zaatakowany przez męża owej kobiety. Do bójki włączyła się ona sama i jeszcze jeden z uczestników libacji. Domniemany gwałciciel został brutalnie pobity. Dostał kilka ciosów metalową rurką w głowę. Oprawcy okładali go i kopali, aż stracił przytomność. Następnie rozebrali prawie do naga i wyrzucili na klatkę schodową. Powiadomieni o tym zajściu przez sąsiadów policjanci zastali leżącego na klatce nieprzytomnego mężczyznę, który miał liczne obrażenia. Funkcjonariusze udzielili mu pierwszej pomocy oraz wezwali karetkę pogotowia, która przewiozła pobitego do szpitala. Niestety, skatowany mężczyzna zmarł nie odzyskawszy przytomności. Policja zatrzymała 21-letniego Mateusza L., jego 23-letnią żonę Annę oraz ich 24-letniego znajomego Pawła L. Usłyszeli oni zarzut dopuszczenia się pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Sąd zastosował wobec nich areszt tymczasowy na 3 miesiące. Grożą im kary do 10 lat pozbawienia wolności.

WŁAMANIE DO KOŚCIOŁA

Dwa kościoły w Rzeszowie zostały okradzione. Najpierw złodzieje włamali się i okradli kościół przy ulicy Partyzantów, a następnej nocy skradzione zostały miedziane rynny z kościoła przy ulicy Reformackiej. Tydzień później domniemani sprawcy znaleźli się w rękach policji. W pierwszym przypadku podejrzanymi o włamanie i kradzież stali się dwaj mężczyźni w wieku 22 i 21 lat. Natomiast złodziejem rynien okazał się nieletni. Mężczyźni zostali zatrzymani w związku z kradzieżą samochodu marki chevrolet aveo. W trakcie wyjaśniania tej sprawy okazało się, że ci sami sprawcy są odpowiedzialni za kradzież z włamaniem do kościoła na Staromieściu. Jak ustalili policjanci, mężczyźni ukryli się wieczorem w kościele na strychu. Gdy kościół został zamknięty, przez nikogo nie niepokojeni rozpoczęli jego plądrowanie. Rozbili skarbonkę znajdującą się przy szopce bożonarodzeniowej, próbowali również dostać się do innych skarbonek, ale to im się nie udało. Splądrowali też zakrystię, skąd zabrali cztery mikrofony bezprzewodowe oraz odtwarzacz DVD. Znalezionym w zakrystii kluczem otworzyli sejf, w którym znajdował się klucz do drzwi wejściowych kościoła. To umożliwiło im wyjście z budynku. Łączne straty powstałe w wyniku kradzieży i spowodowanych zniszczeń, to blisko 1400 złotych. Skradzione pieniądze wydali na alkohol i papierosy. Sprzedali również odtwarzacz i jeden z mikrofonów. Pozostałe trzy mikrofony policjanci odzyskali. Mężczyźni przyznali się do popełnionych przestępstw. Grożą im kary do 10 lat pozbawienia wolności. Dzień później policjanci z wydziału kryminalnego rzeszowskiej komendy zatrzymali sprawcę drugiej kradzieży. Okazał się nim 15-letni mieszkaniec Rzeszowa, wielokrotnie już notowany za podobne przestępstwa. Już w trakcie wstępnych ustaleń przyznał się do kradzieży z kościoła przy ulicy Reformackiej miedzianych rynien o szacunkowej wartości 500 złotych. Dwukrotnie próbował je sprzedać w punkcie skupu złomu, ale nie zostały przyjęte. Okazało się też, że nieletni jest poszukiwany w związku z ucieczką z młodzieżowego ośrodka wychowawczego w Krakowie. Sprawą nieletniego zajął się Sąd Rodzinny w Rzeszowie.

TRZY LATA WIĘZIENIA

Na trzy lata więzienia skazał Sąd Okręgowy w Rzeszowie byłą księgową Teatru Maska i Muzeum Dobranocek w Rzeszowie. Kobieta ma też zwrócić ponad 800 tysięcy złotych, które sobie przywłaszczyła. 44-letniej Edycie P. prokuratura zarzuciła, że systematycznie podbierała pieniądze z kasy Teatru Maska i Muzeum Dobranocek. Jak ustalono, aby ukryć przestępstwo kobieta fałszowała dokumentację księgową, między innymi kserokopie wyciągów bankowych i bilanse oraz podrabiała faktury. Proceder ten w Teatrze Maska trwał od 2004 do 2010 roku, a w Muzeum Dobranocek w 2009 roku. Kontrola przeprowadzona przez Urząd Miasta wykazała, że z kasy teatru wyparowało w ten sposób ponad 775 tysięcy złotych, a z kasy Muzeum Dobranocek ponad 47 tysięcy złotych. Gdy fakt ten został ujawniony, dyrektor teatru dyscyplinarnie zwolnił księgową. Oskarżona tylko częściowo przyznała się do zarzucanych jej nadużyć. Tłumaczyła, że do takiego kroku popchnęły ją problemy osobiste. kal

Okazała budowla wzniesiona w parku Inwalidów Wojennych (na tyłach Instytutu Muzyki, czyli obok osi).

Zezem na wprost

15

Nie zamierzałem już czegokolwiek pisać na temat stanu wojennego, gdyż jest to daremny trud. Czekam jedynie na odtajnienie następnych analiz i kokumentów NATO w tej sprawie. Jednakże okoliczności i treść wyroku wydanego na autorów stanu wojennego zmuszają do kilku ref leksji, z prawem nie mających wiele wspólnego, ale i wyrok wyłamuje się z kanonów prawnych.

inni upierają się, że gdyby Piłsudski nie zorganizował wyprawy na Kijów, to cud nad Wisłą byłby niepotrzebny i ksiądz Skorupka nie musiałby zatrzymywać pod Ossowem bolszewickiej nawały. Są też tacy, którzy twierdzą, że w maju 1926 roku, pieszczoch naszych narodowych patriotów, Józef Piłsudski, stworzył znakomicie zorganizowaną grupę przestępczą, która skutecznie zamachnęła się zbrojnie na legalnie wybrane władze. Zginęło coś z cztery setki obywateli, prezydent Najjaśniejszej i marszałek Sejmu dostali publicznie po pyskach i nie tylko. Ponoć w Berezie Kartuskiej i twierdzy brzeskiej zorganizował żłobek dla nie po marszałkowsku myślących, w których żłobkowi opiekunowie stosowali rewelacyjne metody wychowawcze, a tych rzekomo nie powstydziłoby się paru uzna-

Zacznijmy od aktu oskarżenia. Wynika z niego, że ówcześnie rządzący naszym krajem, uznawani przez wszystkich członków ONZ, założyli w sposób zorganizowany grupę uzbrojonych gangsterów, którzy mieli zamiar coś tam rabować dla korzyści własnych. Nie sprecyzowano co i komu. Trzeba mieć nie byle jakie poczucie humoru, aby taki kabaret wymyślić. Niektórzy uczeni w piśmie prawnym twierdzą, że tylko takie kuriozalne oskarżenie można było sklecić z jakim takim szacunkiem dla prawa. Chociaż nikt nie widział, aby ci „gangsterzy” ganiali po kraju i wymachiwali giwerami. Później wysoki sąd, który orzekał w tej sprawie, był jakby z innej bajki. Sądząc po walorach wizualnych ów sąd w czasie ogłaszania stanu wojennego żeglował jeszcze w skrzynce po marmoladzie i na baczność wchodził pod stół. Nie mam nic przeciwko wiekowi i urodzie sędziny, ale dla przyzwoitości wypadało wyznaczyć kogoś, kto przynajmniej znał tamtą atmosferę ze świadomej autopsji, a nie opowieści, zwłaszcza prokuratorów z IPN. Nie zamierzam odnosić się do wymiaru kary, ale do uzasadnienia i okoliczności. Byłem dotychczas przekonany, że od ustalania zjawisk i faktów historycznych są historycy. Jakże błądziłem, co z rozbawieniem uświadomiłem sobie dopiero teraz. Otóż nasz niezawisły sąd uznał w swoim wyroku, że grupa gangsterów uzbrojonych rzeczywiście działała i że nie było żadnego zagrożenia interwencją wojsk Układu Warszawskiego, albo jak kto woli, braterską pomocą na czołgach, do której aż rwali się zwłaszcza nasi ówcześni południowi i zachodni przyjaciele. Jeśli sąd jest w tych zawiłościach historycznych kompetentny do wyrokowania, to mam jeszcze kilka historycznych kwestii do rozstrzygnięcia. Niektórzy twierdzą, że ten Władysław Jagiełło wcale nie musiał w 1410 roku wyrżnąć chrześcijańskiego rycerstwa i braciszków zakonnych pod Grunwaldem, bo oni wcale nie zamierzali napadać na Rzeczpospolitą, a jedynie wybierali się na nieszpory i turniej rycerski dla uczczenia świętej pamięci królowej Jadwigi, nota bene wielkiej sojuszniczki krzyżowanych braciszków. Jeszcze

nych w świecie „wychowawców”. Ciekawe, że ipeenowska prokuratoria nie wykazuje tym żadnego zainteresowania. Pewnie ofiary tamtych czasów nie były narodem polskim. Ale ten fakt powinien rozstrzygnąć kompetentny sąd. Na początek wystarczy. Dalsze kwestie historyczne do wyrokowania mogę wskazać o każdej porze dnia i nocy. W ilościach zgodnych z zapotrzebowaniem. Sąd w y rokowa ł o niebycie zagrożenia interwencją na podstawie braku takich zapisów w protokołach z posiedzeń radzieckiego naczalstwa. Naprawdę nie trzeba być specjalnie biegłym w zawiłościach militarnych interwencji, aby wiedzieć, że są to operacje ściśle tajne, gdyż inaczej utraciłyby atut zaskoczenia. Dla przykładu o interwencji w Afganistanie wiedział tylko Breżniew i jeszcze bodajże dwie osobistości. Reszta tylko może domyślać się czegoś po czynionych przygotowaniach, które zawsze kamuflowano niby planowymi manewrami, albo niezbędnymi ćwiczeniami. Ponadto, gdyby sąd pokusił się o lekturę ujawnionych niedawno przez NATO, po uprzednich staraniach ministra Sikorskiego, dokumentach i analizach oraz wynikach wywiadowczych z tamtego czasu, miałby nieco inny opis zdarzeń. Sporo jest również opracowań sporządzonych przez uznanych historyków i wskazujących na realność takiego zagrożenia. Wystarczy sięgnąć chociażby do opinii Zbigniewa Brzezińskiego, niekwestionowanego znawcy sowieckich realiów z czasów Breżniewa. Sąd jednak nie miał żadnych wątpliwości i wydał wyrok na zagrożenie. Ale przecież od sądu nikt nie powinien wymagać wiedzy historycznej i dlatego nie powinien on dawać wmanewrować się w takie maliny, aby osądzając pospolite przestępstwo musiał wyrokować o dziejow ych zawirowaniach. Bo inaczej wszystkie historyczne instytucje i gremia trzeba będzie pogonić na zieloną trawkę, albo, nie daj Boże, do polityki czy IPN. Natomiast zdiwaczałego Słomki, Adama zresztą, nie należało puszkować, lecz skierować na estradę do roboty w kabarecie narodowym pod zawołaniem „Jedna baba drugiej babie”. Roman Małek

osądzili historię


16

Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

apteczna ruletka

Siedziałam sobie na tej mojej ławeczce nad Wisłokiem, siedziałam, aż tu naraz coś mnie zaswędziało na nosie. Wyciągam lusterko, patrzę, a tu jakiś pryszcz mi się zrobił. Pryszcz, jak pryszcz, posiedzi i zejdzie. No, ale żeby pryszczem ludzi nie straszyć, poszłam do apteki po najtańszą maść cynkową, którą znam od dzieciństwa i z dobrym skutkiem gdy trzeba stosuję. Wypróbowany, tani, polski produkt. W napotkanej po drodze aptece pani za okienkiem podaje mi małą tubkę i słodko mówi: „trzy osiemdziesiąt”. Ile? - pytam, nie wierząc własnym uszom. Odpowiedź jest ta sama. – A dlaczego w innych aptekach ta maść kosztuje około dwóch złotych? - wiercę dziurę w brzuchu pani farmaceutce swymi durnymi dywagacjami. – Bo chyba z innej hurtowni, co jest przecież takie oczywiste - burczy kobitka. Niestety, nie jest to dla mnie oczywiste i wychodzę z pryszczem na nosie. Aptek ci u nas jak mrówek, no bo przecież ludziska ciągle na coś niedomagają, ciągle cosik ku zdrowiu kupują. Ceny przeróżne, bo przecież na medykamentach wszyscy muszą zarobić: lekarze przepisując drogie leki, za które firmy farmaceutyczne fundują im darmowe wczasy na Majorce czy gdzie tam (a to nie byle co), hurtownie trzymając u siebie owo to cudo, no i farmaceuci wystawiając ten medykament na ladę przed kupującym (jako pracownicy aptek mogą mieć wszelakie leki prawie za grosze), no i... grabarze, bo nie każdego zwykłego zjadacza chleba stać na zakup we właściwym czasie leków. No i interes się kręci, i pryszcz mi do tego... Gdy byłam uczennicą „dziesiątki” często bawiliśmy się w „kółko i krzyżyk”- bazgrało się raz kółko, raz krzyżyk, mając nadzieję, że szybko uda nam się mieć zgodność znaczków na podręcznej kartce papieru. Czasem udało się dość szybko osiągnąć zwycięstwo, ale innym razem szczęście uśmiechnęło się do przeciwnika. Jak w rosyjskiej ruletce. Za mną już dziecięce wykreślanki, a na nosie mam pryszcza i coś z tym muszę zrobić. Poczekam do wiosny, wystawię nos do słońca i będzie po pryszczu. I jeszcze jedno, przypomniało mi się, co mówiła moja babcia-niania: „Nie wkładać nosa w nie swoje sprawy”... No i mam nauczkę na całe życie, a do tego pryszcza na nosie... Nina Opic

ECHO RZE­SZO­WA

Rozmaitości SPORTOWE PUZZLE

AZS OPTeam RES-DRÓB Rzeszów

W cieniu siatkówki, żużla, piłki nożnej, skoków do wody wyrosła w Rzeszowie pozycja nowej dyscypliny sportowej, a mianowicie żeńskiej koszykówki. AZS bowiem nie rezygnuje z walki o ekstraklasę. Tabela czołówki I Ligi centralnej koszykówki kobiet przedstawia się następująco. Pierwsze miejsce dla AZS OPTeam RES-DRÓB Rzeszów - 23 pkt, drugie Language Schol Pabianice - 22 pkt, trzecie MKS PWSZ Koon-Bet Konin - 22 pkt. Rzeszowiankom do końca pierwszej części pozostał jeszcze jeden mecz w Lublinie, a następnie czeka je udział w turnieju Final Four PZKosz i rywalizacja w finałowej grupie C, w której zagrają cztery najlepsze zespoły z grup A i B. Najważniejsze będzie spotkanie w Lublinie. Panuje opinia, że najważniejszymi kandydatami do awansu w spotkaniu w Lublinie są Pabianice i Rzeszów. Od początku jedynym sponsorem drużyny jest RES DRÓB. Wielka to zasługa dyrekcji tego przecież nienajwiększego w naszym mieście zakładu. Myślę, że kogut

zapieje ze zdziwienia, że tak prosta forma propagandy i popularyzacji rzeszowskiego ośrodka akademickiego jest poza zainteresowaniem rektorów rzeszowskich uczelni. Podobno żaden z rektorów nie pogratulował akademiczkom sukcesów. Wydaje się, że POLFA mogłaby włączyć się do sponsoringu drużyny rzeszowskich akademiczek. Sponsoring będzie potrzebny po wejściu drużyny do ekstraklasy. Redakcja „Echa Rzeszowa” zachęca rzeszowskie firmy do wsparcia koszykarek AZS Rzeszów na zasadach członka wspierającego. Członkostwo można uzyskać poprzez opłacenie składki na sezon sportowy 2011/2012 w ramach niżej określonych pakietów o zróżnicowanej wartości: Pakiet Platynowy o wartości 10.000 zł, Pakiet Złoty o wartości 5.000 zł, Pakiet Srebrny o wartości 4.000 zł, Pakiet Brązowy o wartości 2.000 zł, Pakiet Rubinowy o wartości 1.000 zł. Opłacenie składki członkowskiej następuje w formie przelewu na konto 56 1240 1792 1111 0010 1635 7083. Zdzisław Daraż

łup włamywaCZY

Przechodzący wieczorową pora ulicą Piłsudskiego w Rzeszowie mężczyzna zauważył rozbitą szybę w sklepie meblowym oraz kilku mężczyzn niosących telewizor. O swych skojarzeniach powiadomił policję. Znajdujące się w pobliżu patrole natychmiast podjęły poszukiwania włamywaczy. Po chwili zauważyli kilku mężczyzn, którzy na widok radiowozów rzucili się do ucieczki. Szybki pościg doprowadził do zatrzymania czterech z nich. Nieśli oni telewizor oraz monitor, a przy jednym znaleziono pilota do tegoż telewizora. Nie ulegało wątpliwości, że zatrzymani chwilę wcześniej włamali się do sklepu meblowego. Sprawcami tegoż włamania okazali się 21, 31 i 39-letni mieszkańcy powiatu dębickiego oraz 26-letni mieszkaniec podrzeszowskiej Stobiernej. Wszyscy zatrzymani byli nietrzeźwi, a w przypadku 21-latka alkomat wykazał blisko 4 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Zatrzymani mężczyźni trafili do policyjnego aresztu. Za włamanie grozi im kara do 10 lat pozbawienia wolności. Jak ustalili prowadzący sprawę policjanci, mężczyźni ci byli już notowani i wcześniej karani. Dwóch z nich, 31-letni mieszkaniec Dębicy i 26-latek ze Stobiernej mają na swym koncie po kilka wyroków za wcześniejsze przestępstwa. Teraz obydwaj korzystali z warunkowego zawieszenia kary. kal

OKRADALI FIRMĘ

Pracownicy firmy budowlanej, wykonującej roboty w Rzeszowie, systematycznie ją okradali. Wynosili z budowy różnego rodzaju narzędzia, a także wyposażenie mieszkań, w których byli zakwaterowani. Straty spowodowane złodziejskim procederem oszacowane zostały na prawie 70 tysięcy złotych. Przedsiębiorca powiadomił policję o kradzieżach w jego firmie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rzeszowscy policjanci zatrzymali najpierw jednego podejrzanego mężczyznę, a następnie trzech następnych. W policyjnym areszcie znaleźli się 26-latek na stałe zameldowany w Gryfinie oraz 21, 27 i 28-letni mieszkańcy Ustrzyk Dolnych. Byli oni pracownikami firmy wykonującej prace budowlane w Rzeszowie. Jak ustalono na przełomie września i października ubiegłego roku mężczyźni ci włamali się kilkakrotnie do pomieszczenia magazynowego firmy, w którym przechowywane były narzędzia budowlane. Kradli wiertarki, wkrętarki, szlifierki kątowe, młoty wyburzeniowe. Z mieszkań zaś, które podnajmowała dla nich firm, wynosili sprzęt AGD i RTV. Ponadto jeden z zatrzymanych skradł należący do firmy samochód marki volkswagen caravelle. Zarówno samochód, jak i skradzione elektronarzędzia oraz wyposażenie mieszkań złodzieje zbywali po zaniżonych cenach paserom. W sumie zarzuty usłyszało łącznie siedem osób. Czterem sprawcom włamań i kradzieży grożą kary do 10 lat więzienia, a paserom do 5 lat więzienia. kal

czasopismo mieszkańców.

Młody, ale odruchy ma prawidłowe, no i kufel dzierży pewną ręką. Dobrze rokuje. Nadaje się do Ruchu Palikota.

MĄDROŚCI

Co z tego, że ktoś potrafi mówić w sześciu językach, jeśli w żadnym z nich nie potrafi słuchać. A. N. Dobrowolski Niektórzy bardzo starają się, aby zapewnić sobie dobrą przeszłość. A. Decowski Gdybym spotkał prawdziwego chrześcijanina, byłbym chrześcijaninem. Mahatma Ghandi Zaręczyny to sensowna instytucja, rodzaj izby wytrzeźwień dla odurzonych. E. Waugh Nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni. J. Kulej Małżeństwo to zdarzenie, po którym mężczyzna przestaje kupować kwiaty, a zaczyna kupować warzywa. A. Uniechowski Najlepszym barometrem ekonomicznym są żebracy. Gdy zarabiają trzy razy tyle co profesorowie, to znaczy, że gospodarka jest dobra. C. Frauchi Wśród ludzi jest więcej kopii niż oryginałów. P. Picasso Zbigniew Ziobro to kotlet mielony, który udaje befsztyk. K. Kutz Zebrał Rom

KRZYŻÓWKA 1

2

3

4

5

6

7 8 9 10 11

12

13

14 15 16 Po z iomo: 3/ pre z yd e nt Ferenc, 7/ chłodna ulica osiedla Mieszka I, 8/ jednostka objętości ropy naftowej, 9/ są proste i rozwinięte, ale zawsze z kropką, 10/ główny kościół biskupa, 11/ kaczka z zalewu (ułóż z liter RAKKAW), 14/ chrupiące półksiężyce z piekarni, 15/ tkanka, szkielet zęba, 16/ jego dzieła są znane i uznane. Pionowo: 1/ imię Dostojewskiego, autora „Idioty”, 2/ lutowy znak Zodiaku, 3/ można ją zażyć i kichać, 4/ w przysłowiu o świętach zapowiada śniegi i błota, 5/ powiązania, relacje, ponoć na nie nie ma rady, 6/ ukraińskie miasto kojarzone z powstaniem Chmielnickiego i „Trylogią” Sienkiewicza, 11/ Janusz, autor „Króla Maciusia I”, zginął razem z dziećmi w Treblince, 12/ dział matematyki, 13/ patron zakochanych, kojarzony z 14 lutego. Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawierające literę G. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrodę otrzymuje Kazimierz Zaborowski z Rzeszowa. Emilian Chyła

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA. Redaktor naczelny: Zdzisław Daraż. Redagują: Józef Gajda, Józef Kanik, Bogusław Kotula, Kazimierz Lesiecki, Roman Małek, Stanisław Rusznica, Ryszard Zator­ski. Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: Roman Małek. Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o. Redakcja nie od­po­wia­da za treść ogło­szeń i nie zwraca materiałów nieza­mó­wio­nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. email: redakcja@echo.erzeszow.pl, strona in­ter­ne­to­wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.