Spis treści
Wstęp
Ogień miłości wypływa z Najświętszego Serca Pana Jezusa
Zakochani w Bożym Sercu
Wizerunek z Milejczyc to twórcze spotkanie ikony i obrazu
Rozmowa z księdzem biskupem Michałem Janochą 21
Trzeba zaczynać od serca
Rozmowa z siostrą Marią Bernadetą Wysocką, wizytką
Paray-le-Monial to miasto Serca Jezusa
Rozmowa z księdzem Etienne’em Kernem
Odważnie smakuj życie w Sercu Jezusa
Rozmowa z Agnieszką i Modestem Amaro 49
W inny piątek, podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu (…) stanął przede mną Jezus Chrystus, mój ukochany Mistrz, jaśniejący w chwale. Jego pięć ran świeciło jak pięć słońc. Z Jego najświętszego człowieczeństwa wydobywały się we wszystkich kierunkach ogniste płomienie, ale szczególnie z Jego godnej czci piersi, podobnej do rozpalonego pieca. Kiedy ona się otwarła, zobaczyłam Jego Serce, to Serce, które wszystkich ogarnia miłością i samo jest godne wszelkiej miłości. Serce to było niewyczerpanym źródłem tych płomieni. Z kolei odsłonił przede mną nieopisane cudowne dzieła Jego prawdziwej miłości i pokazał mi, jak bardzo ukochał nas, ludzi, jakkolwiek odpłacamy Mu za to jedynie niewdzięcznością i wzgardą.
św. Małgorzata Maria Alacoque
Ogień
miłości wypływa
z Najświętszego Serca Pana Jezusa*
Ten ogień wypływa z Najświętszego Sakramentu, który jest rozkoszą wszystkich serc szczerze Panu oddanych. Staje się on osią życia, przedmiotem zabiegów i trosk. s. Wanda Boniszewska
Cóż za niepokonana miłość wypływa z Serca Boga! Tę miłość przybliża nam księga Pieśni nad Pieśniami w słowach: „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu (…) bo mocna jak śmierć jest miłość (…) żar jej jest żarem ognia, jej płomienie to płomienie Pana” (Pnp 8, 6). Do tej symboliki nawiązują objawienia Najświętszego Serca Pana Jezusa, które trzysta pięćdziesiąt lat temu otrzymała św. Małgorzata Maria Alacoque w Paray-le-Monial. To wówczas Boski Oblubieniec ukazywał jej miłość nie z tego świata. W ten sposób pragnął On na nowo przypieczętować odwieczne przymierze miłości, które Bóg zawarł z człowiekiem. Chciał wycisnąć trwały znak na sercu swej oblubienicy Małgorzaty. Stało się tak zapewne już podczas pierwszego z wielkich objawień, 27 grudnia 1673 roku, kiedy Jezus opieczętował jej serce, skrywając je na chwilę w swoim Boskim Sercu. W ten sposób niejako uczynił na jej sercu niewidzialny znak – pieczęć. Możemy rozpoznać w nim echo zwyczaju praktykowanego w Starym Testamencie, który polegał na tym, że pieczęć noszono na szyi, czyli blisko serca, w postaci cylindrycznego amuletu, albo na palcu jako sygnet.
* Obszerne fragmenty tego tekstu znalazły się w książce Godzina dla Serca Jezusa. Adoracje Najświętszego Sakramentu, cz. 1, wydanej przez Wydawnictwo Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, Kraków 2024.
Miłość Jezusa rozgrzewa oziębłe serca, szczególnie w Milejczycach
Bóg, pragnąc ukazać nam swą miłość, posługuje się symbolem ognia. Dlatego przywołany fragment Pisma Świętego o „płomieniach Pana” można przetłumaczyć dosłownie jako „płonące strzały Pana”, a nawet jako pioruny. Na taki trop naprowadza nas ten fragment Biblii wedle przekładu opracowanego przez Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła.
Skoro Zbawiciel pozwolił – jako dowód bezgranicznej miłości – przebić sobie Serce, to jednocześnie pragnie On przebijać swą miłością nasze serca, aby stopić lody grzechów, a oziębłość przemienić w płomienną miłość. Przychodząc na adorację, aby uczcić Najświętsze Serca Pana Jezusa, możemy przy pomocy tej książki modlić się tak, jak modliła się sługa Boża s. Wanda Boniszewska, której słowa przywołałem jako motto. Prośmy więc, aby ogień wypływający z Najświętszego Sakramentu rozpalił nasze oziębłe serca Bożą miłością. On ma moc rozgrzać je na wiele sposobów, gdyż Bóg potrafi wykorzystać każde wydarzenie z naszego życia, aby nas przekonać, że to, co nas spotyka, nie musi być przypadkiem, lecz punktem zwrotnym naszej osobistej historii zbawienia. Wpatrując się w płonące ogniem Bożej miłości pięć ran na Ciele Jezusa, zatrzymajmy się dłużej przy cudownym obrazie Jego Najświętszego Serca, który znajduje się w parafii w Milejczycach, nieopodal Siemiatycz. Wizerunek ten widnieje na okładce książki, którą trzymasz w rękach. Każdego roku przyjeżdżają tam tysiące pielgrzymów z różnych zakątków Polski i świata, wypraszając wiele cudów*. Jednym z najbardziej znanych było uzdrowienie dziecka w łonie matki, której zaproponowano aborcję, gdyż w wyniku badań prenatalnych odkryto u płodu narośl na nerce i zespół Downa. W sytuacji zagrożenia życia, na prośbę babci dziecka, w dniu porodu, 13 lutego 2020 roku, ks. proboszcz Jarosław Rosłon odprawił Mszę Świętą przed cudownym wizerunkiem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dziecko urodziło się zdrowe. Kapłan
* https://opoka.org.pl/News/Polska/2024/iskra-laski-wyszla-z-milejczyc-na-podlasiu-wybuchl-kult.
wspomina też, że przed tym obrazem ponad dwadzieścia małżeństw wyprosiło dar potomstwa, a do tej chwili doliczył się kilkuset świadectw otrzymanych łask: nawróceń, przemiany serc, uwolnienia z nałogów i uzdrowień ze śmiertelnych chorób. To właśnie tam, w Milejczycach, ogień miłości wypływający z Serca Jezusa zapala coraz to nowe, niezliczone rzesze czcicieli.
Adoracja – przytulenie Boga
Wspomniałem, że kiedy Jezus ukazał się św. Małgorzacie w dniu 2 lipca 1674 roku, to objawił swoją miłość w postaci pięciu jaśniejących jak słońce ran, z których wydobywały się płomienie. Jakie to symboliczne i zarazem prawdziwe, że wiele bolesnych wydarzeń w naszym życiu oczyszcza nas, tak jak ogień oczyszcza złoto z wszelkiej niedoskonałości. I choć jest to często dla naszych zmysłów niepojęte, niech rozum oświecony wiarą pomoże nam to zrozumieć. Do tego właśnie potrzebna jest nam adoracja Najświętszego Sakramentu, dzięki której możemy doświadczyć czułej i cichej obecności Boga. Wszak – jak przypomniał nam papież Benedykt XVI – łacińskie słowo: „«adoratio», to «ad-oratio» – kontakt usta–usta, pocałunek i uścisk, a więc miłość”.
Czyż to nie wspaniałe odkrycie, że adoracja to uścisk Boga, to czas, kiedy Jezus przytula ciebie i mnie z czułą miłością do swego Serca?
Patrzeć na niebo i na ziemię
Modlitwa nie odrywa nas od realnego życia i rzeczywistych problemów, ale – wręcz przeciwnie – dzięki modlitwie potrafimy twardo stąpać po ziemi, a zarazem ufnie patrzeć w niebo; nasze serce przestaje być płochliwe jak zając, a staje się odważne jak lew, o czym przypomniał nam św. Jan XXIII w „Liście Apostolskim Inde a Primis”, w którym przywołał znamienne słowa złotoustego ojca Kościoła: „A posileni Ciałem i Krwią Chrystusa, staną się oni uczestnikami tej boskiej mocy, która zrodziła całe szeregi męczenników. Ta moc sprawi,
że wierni Chrystusowi łatwiej będą znosić trudy życia codziennego, a nawet, gdy zajdzie tego potrzeba, złożą swe życie w ofierze, w obronie cnoty chrześcijańskiej i sprawy Królestwa Bożego. Tym żarem miłości zapaleni, powtarzać będą za św. Janem Chryzostomem te słowa (…): «Od tego stołu odchodzimy, jakoby lwy ogniem ziejące, straszni szatanom, rozpamiętując, kto to jest naszą Głową i jak wielką miłość nam okazał… Ta Krew godnie przyjęta czarta odstrasza, aniołów do nas przywołuje, samego Pana aniołów sprowadza»”.
Miłosne współcierpienie
Kiedy ogniste strzały Bożej miłości zaczynają trafiać w nasze serca, dokonuje się w nas coś zdumiewającego. O ile wcześniej byliśmy bardziej skłonni do popełniania grzechów i ulegania naszym słabościom, to – dzięki wytrwałej adoracji, kiedy Jezus rozpłomienia nasze serca swoją miłością – zaczynamy czuć odrazę do grzechu i rodzi się w nas chęć pocieszania Go i wynagradzania za wszelkie zło Jemu wyrządzane. Ważne jest również, że nie czynimy tego w poczuciu wyższości czy wzgardy wobec bliźnich, lecz z pokornym współczuciem. W ten sposób zaczynamy odkrywać, że – jak mówił św. Franciszek Salezy – wynagrodzenie to „miłosne współcierpienie”. Jest ono głównym motywem wieczornego czuwania przy Bożym Sercu w każdy czwartek poprzedzający pierwszy piątek miesiąca. Sam Jezus skarżył się św. Małgorzacie Marii wiele razy, że jest lekceważony przez ludzi, a zwłaszcza przez osoby duchowne i konsekrowane. Nie możemy o tym zapomnieć. Jezus nie mówiłby o tym podczas najważniejszego z objawień, w czerwcu 1675 roku, gdy skarżył się swojej oblubienicy, że choć Jego Serce tak bardzo umiłowało ludzi, to jednak ta miłość nie jest odwzajemniona, lecz wzgardzona.
Ogień kształtem miłości
Słowa Jezusa skarżącego się na ludzką niewdzięczność i wzgardę nie są przyjemne, lecz bolą. Tak. One mają nas zaboleć, mają poruszyć nasze sumienia; na tych słowach mamy się poniekąd „sparzyć”, tak jak możemy się poparzyć wtedy, kiedy nieopatrznie dotniemy się ognia. Pojawia się wtedy ból, który przypomina, iż zlekceważyliśmy ostrzeżenie. I dlatego ogień będący symbolem Bożej miłości jest nie tylko światłem w ciemnościach, ale i przestrogą dla nas, abyśmy nie zbłądzili w ciemnościach grzechu. Przywołany wyżej fragment Pieśni nad Pieśniami jest wieloznaczny. Słowa: „bo mocna jak śmierć jest miłość (…) żar jej jest żarem ognia” można zrozumieć jeszcze w inny sposób. Kiedy sięgniemy do Biblii Jerozolimskiej w języku francuskim, to słowa te brzmią następująco: „Car ľamour est fort comme la Mort (…) ses traits sont des traits de feu”, co można przetłumaczyć jako: „bo miłość mocna jest jak śmierć (…) jej rysy to linie ognia”. Przedziwne… O co tu chodzi? Czy o to, że miłość Boża, która objawia się przez ogień, ma rysy twarzy niewidzialnego
Boga, który ukazując się Mojżeszowi w ognistym płomieniu, objawił swoje Imię „JESTEM, KTÓRY JESTEM” (por. Wj 3, 14)? TEN, KTÓRY JEST, oczekuje od nas, abyśmy przy Nim byli, abyśmy trwali na adoracji, wpatrując się w niewidzialny ogień, który wypływa z Najświętszego Sakramentu, wypatrując w nim rysów Oblicza Najwyższego. I choć może nie ujrzymy, tak jak trzysta pięćdziesiąt lat temu św. Małgorzata, ani Serca naszego Zbawiciela, ani ognistych płomieni wypływających z Jego najświętszych ran, to jednak nasza obecność będzie dla Niego najsłodszą pociechą, bo oto przy Jego Sercu czuwają ludzkie serca, za którymi On tak bardzo tęskni i które tęsknią za Nim. Pomny na to, sługa Boży Piotr Goursat lubił powtarzać: „Trzeba, aby się paliło”. Wspominam go nieprzypadkowo, gdyż był on założycielem Wspólnoty Emmanuel, która otacza duszpasterską troską pielgrzymów w Paray-le-Monial, a jego grób znajduje się w tym mieście.
Abym jak św. Jan „ulegał na Boskich piersiach”
Trwając przy Sercu Jezusa ukrytym w Najświętszym Sakramencie, chcemy nie tylko pocieszać Jezusa, ale i wskazywać zabłąkanej ludzkości, że jedynie
trwając w Bogu można odnaleźć spokój. I dlatego czas przeznaczony na modlitwę nie jest nigdy czasem zmarnowanym. Wręcz przeciwnie, ten czas pomnoży owoce naszej pracy i sprawi, że dobrze ukierunkujemy nasze siły, bo przecież – jak mówił bł. kard. Stefan Wyszyński – „Tylko to, co zostało przez nas przemyślane i przemodlone, można bezpiecznie dać innym”.
Proponuję Wam następującą drogę: najpierw będziemy rozważać fragmenty „Encykliki Dilexit nos Ojca Świętego Franciszka o Miłości Ludzkiej i Bożej Serca Jezusa Chrystusa” i jego „Adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium”, potem „List Apostolski Totum amoris est Ojca Świętego Franciszka w czterechsetną rocznicę śmierci świętego Franciszka Salezego”, który został nazwany przez św. Jana Pawła II „doktorem Bożej miłości”. Ten święty również napisał najpiękniejsze – zaraz po hymnie o miłości św. Pawła Apostoła – słowa o miłości, które zawarł w dziele swego życia, „Traktacie o miłości Bożej”. Wierzę, że cenną inspiracją będą swoiste, niejako litanijne wezwania do rozważenia każdego dnia.
Pragnę w tym miejscu wyrazić wdzięczność wielu osobom, które modliły się za mnie w czasie pisania tej książki, okazały różnoraką pomoc oraz zainspirowały mnie podczas wielu spotkań w Polsce i Francji. Z głębi serca pragnę podziękować ks. bp. Michałowi Janosze, z którym przeprowadziłem wywiad o śladach kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa w sztuce, szczególnie w wizerunku z Milejczyc. Cieszę się także z rozmów z Wojciechem i Agnieszką Amaro, którzy podzielili się częścią historii swego życia – ich wyjątkowym umiłowaniem Serca Jezusa. Wyrazy wdzięczności kieruję szczególnie ku Siostrom z Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny (wizytkom) z Paray-le-Monial i Annecy z Francji oraz z Krakowa i z Warszawy. Jestem ogromnie wdzięczny zwłaszcza siostrze Marii Bernadecie Wysockiej OVM za możliwość przeprowadzenia z nią wywiadu i za wszelkie wsparcie. Pragnę podziękować także osobom należącym do Straży Honorowej Najświętszego Serca
Pana Jezusa oraz tym, z którymi prowadziliśmy dialogi o Sercu Jezusa przy okazji nocy adoracji Najświętszego Sakramentu, w wyjątkowym miejscu na mapie Paryża, jakim jest Bazylika Najświętszego Serca Pana Jezusa – Sacré-Coeur – na wzgórzu Montmartre.
W okresie tworzenia książki wiele Bożego światła otrzymałem dzięki wspólnym rozmowom i modlitwom z kapłanami – księżmi misjonarzami św. Wincentego a Paulo i siostrami szarytkami ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Niezwykłą łaską było to, że mogłem modlić się i choć w części pisać tę książkę w paryskim klasztorze przy Rue du Bac, naznaczonym szczególną obecnością Serca Jezusa i Serca Maryi. To tam św. Katarzyna Labouré otrzymała objawienia Cudownego Medalika.
Innym zrządzeniem Opatrzności było to, że w czasie pisania otrzymałem łaskę prowadzenia rekolekcji o Najświętszym Sercu Pana w Austrii, w kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa (Herz-Jesu-Kirche) w Linzu. Ten czas przyniósł mi wiele cennych modlitw, spotkań i myśli, którymi dzieliliśmy się z ks. Herbertem Sojką ze Zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa i osobami, którym posługuje w ramach duszpasterstwa polonijnego w Górnej Austrii. Wiele inspiracji zaczerpnąłem z tej posługi rekolekcyjnej i one także znalazły się w tej książce.
Wielką pomoc otrzymałem również od s. Bożeny Rumin i s. Marii Kasprzak ze wspólnoty Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (siostry sercanki) z Paray-le-Monial, które pomogły mi przeprowadzić wywiad z ks. Etienne’em Kernem, rektorem Sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa, i przetłumaczyły go na język polski. Dodam, iż ks. Etienne jest także wielkim miłośnikiem Bożego Miłosierdzia, głosił konferencje w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. Każdy, kto modlił się przy relikwiach św. Faustyny, patrząc na obraz „Jezu, ufam Tobie”, dostrzeże, że promienie Bożego Miłosierdzia wypływają z Najświętszego Serca Pana Jezusa. Zatem kult Bożego Serca i Bożego Miłosierdzia przenikają się.
Powstanie tej książki nie byłoby możliwe, gdyby nie wspaniała współpraca z Wydawnictwem Esprit, w którym pracuje wiele osób o wielkim sercu i równie wielkim profesjonalizmie.
Wierzę z głębi serca, że skoro Boża miłość ma rysy ognia i skoro Jezus –w początkach 1674 roku – ukazał św. Małgorzacie swe kochające Serce na tronie z płomieni, to dał nam wyraźny znak, że chce zdetronizować nasze ego i „wszystkie nasze dzienne sprawy”, bo miejsce na tronie naszego życia należy wyłącznie do Niego. Bądźmy jak św. Jan Apostoł, który podczas Ostatniej
Wieczerzy jak nikt inny wsłuchiwał się w głos Bożego Serca. W przekładzie Biblii Tysiąclecia czytamy: „Jeden z uczniów Jego – ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi” (J 13, 23) oraz „Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa” (J 13, 25). Jednak moje serce najbardziej porusza tłumaczenie ks. Piotra Skargi, który przełożył na język polski tylko wybrane cytaty z Biblii, wśród nich fragment J 13, 23: „Iana którego miłował Iezus, y który ulegał na Boskich piersiach iego”*. Nawet jeśli w pierwszej chwili trudno nam czytać tę staropolszczyznę, jest ona przepiękna, a wyrażenie: „ulegał na Boskich piersiach” wnosi co najmniej dwa nowe znaczenia. Pierwsze mówi nam o potrzebie uległości wobec Boga. Chodzi więc o to, aby nasze serca były posłuszne Sercu Jezusa. Drugie znaczenie ukazuje nam perspektywę modlitwy odpocznienia, gdyż przy Jezusowym Sercu możemy nabrać nowych sił, wyciszyć nasze skołatane serca, aby w blaskach płomieni Jego miłości i na Jego Boskiej piersi zarazem wylegiwać się jak na słonecznej plaży, gdyż jak mówi Pismo Święte: „Bóg nasz bowiem jest ogniem” (Hbr 12, 29). W Nim jedynie nasza dusza może odnaleźć spokój (por. Ps 62, 2).
* S. Okoniewski, Pismo Święte w dziełach x. Piotra Skargi, Poznań 1912.
Żyć od adoracji do adoracji
Kiedy ogień Bożej miłości rozpali ludzkie serce, staje się ono niezmiernie płodne. Jeśli zachowa gorliwość w tej modlitwie, to z czasem zapragnie, aby była ona jego codzienną praktyką. Będzie to wymagać podjęcia wielu trudów, ale z pewnością przyniesie więcej korzyści niż strat. Każdy bowiem, kto się gorliwie modli, coraz rzadziej mówi: „nie mam czasu”, a coraz częściej powtarza za prorokiem Koheletem, że „wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3, 1). I nie ma w tym ani krzty przesady czy idealizmu. Tak bowiem wygląda świat człowieka, który jest zakochany w Bogu i którego serce pochłonął ogień wypływający z Najświętszego Sakramentu. Rozumie on, jak cenny jest czas adoracji pojmowanej jako przytulanie się do najsłodszego i najczulszego Serca Przyjaciela, który choć jest nie z tego świata, to jednak nieustannie pomaga mi, pozostającemu po tej stronie życia. I choć ów Przyjaciel jest niewidzialnym Bogiem, to jednocześnie jest pośród nas w widzialnym eucharystycznym znaku.
Kto się zakocha w ogniu Bożej miłości promieniującym z Serca Jezusa, ten będzie starał się znaleźć czas na modlitwę przed Najświętszym Sakramentem.
Kochające serce będzie liczyć czas od adoracji do adoracji. Nie znudzi się tą modlitwą, gdyż ona będzie dla niego niczym duchowa stacja paliw, na której zawsze może zatankować Boską moc.
Doskonale o tym wiedział sługa Boży abp Fulton Sheen, genialny kaznodzieja i autor licznych publikacji, który każdego dnia trwał godzinę przed Najświętszym Sakramentem, choć – jak wspomina – nie zawsze było to łatwe.
Kto kocha, ten znajdzie czas, bo przecież czas to nie pieniądz, lecz „czas to miłość” – jak nauczał Prymas Tysiąclecia.
Kto się modli, ten zawsze zwycięża
Pragnę przywołać fragment listu, który abp Fulton Sheen otrzymał od pewnego księdza, który pogubił się w swym życiu. Od pewnego życzliwego kapłana dostał nagranie z rekolekcji dla księży prowadzonych przez abp. Sheena, który
mówił, jak ważne jest praktykowanie dialogu serca z Sercem Jezusa podczas adoracji. Gorliwa modlitwa przed Najświętszym Sakramentem sprawiła, że w sercu owego zagubionego kapłana znów zapłonął ogień miłości, co sprawiło, że wszedł na drogę nawrócenia. Po pewnym czasie władze kościelne przywróciły go do posługi kapłańskiej i powierzono mu opiekę duszpasterską nad jedną z parafii w Anglii. Warto jeszcze wspomnieć, iż tenże ksiądz przyczynił się również do rozwoju Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa. Napisał takie płomienne słowa: „Jestem przekonany, że naszym wiernym brakuje dawnych nabożeństw, z których zrezygnowano w wielu parafiach, niejednokrotnie dlatego, że my, księża, nie chcemy podejmować wysiłku. (…) Od kilku tygodni prowadzę też grupę biblijną, której celem jest zachęcanie ludzi do czytania słowa Bożego. Każde spotkanie zaczynam od przeczytania fragmentu Pisma Świętego, który rozważamy danego wieczoru. Następnie przechodzimy do krótkiej adoracji Najświętszego Sakramentu oraz do rozważań wybranego tekstu, a spotkanie kończy się błogosławieństwem. Zacząłem też obchodzić parafię, aby raz w tygodniu w jednym z domów na każdej ulicy odprawić Mszę Świętą, na którą zapraszamy wszystkich mieszkańców danej ulicy”. Siostra Małgorzata Maria Alacoque doświadczyła objawień Bożego Serca, gdy trwała na adoracji. Czyż to nie jest zachęta dla nas wszystkich, abyśmy strzegli ognia Bożej miłości, który wypływa z Najświętszego Sakramentu w naszych sercach? Wieńcząc ten wstęp, chcę jeszcze powrócić do świadectwa owego nawróconego kapłana i gorąco pragnę, aby te słowa głęboko zapadły w serca nas wszystkich: „Nie chcę stać się księdzem aktywistą, więc wstaję wcześnie rano i odprawiam Godzinę Świętą. Nadal muszę się zmagać z własnymi problemami, ale dodają mi odwagi Twoje słowa: Będziesz musiał stoczyć wiele bitew, ale nie martw się, bo w końcu wygrasz wojnę przed Najświętszym Sakramentem”.
ks. dr Jerzy Jastrzębski Napisane w dniu 18 kwietnia 2025 roku w Wielki Piątek, dzień, w którym przebite zostało Najświętsze Serce Pana Jezusa
Wizerunek z Milejczyc
to twórcze spotkanie ikony i obrazu
Rozmowa z księdzem biskupem Michałem Janochą na temat wizerunków Najświętszego Serca Pana Jezusa, na kanwie obrazu z parafii w Milejczycach
Ks. Jerzy Jastrzębski: Księże Biskupie, dziękuję za możliwość rozmowy. Od pewnego czasu regularnie w każdy pierwszy czwartek i pierwszy piątek miesiąca do niewielkiej parafii w Milejczycach, którą tworzy czterysta pięćdziesiąt osób, przyjeżdża kilka bądź kilkanaście autokarów pielgrzymów z całej Polski, aby pomodlić się przed znajdującym się w tamtejszej świątyni obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wedle informacji pracujących na tamtych terenach kapłanów, ten obraz jest jednym z najstarszych w Polsce.
Ks. bp Michał Janocha: Niewykluczone, że tak jest, choć jednocześnie trzeba pamiętać, że XVII wiek to czas wielkiego ożywienia kultu Serca Jezusowego. Wcześniej ten kult nie był tak bardzo rozwinięty w Kościele. Oczywiście motyw serca, który dziś pojawia się na laurkach dzieci rysowanych swym mamom, z pewnością porusza serca innych ludzi. Do rozwoju kultu Bożego Serca przyczyniły się nie tylko rozwój medycyny, objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque, ale też wieloraka symbolika. Najstarsze przedstawienia Serca Jezusowego pojawiają się w wieku XIV, a w następnym stuleciu stają się bardzo popularne. Ale prawdziwym „wiekiem Serca” jest XVII stulecie. To wtedy pojawia się serce z koroną cierniową, serce płonące, serce z krzyżem, serce przebite strzałą, serce-kałamarz. Mamy tu różne kontaminacje tego symbolu. Obraz z Milejczyc, który powstał przed 1744 rokiem, był dziełem stworzonym z pewnością na styku kultury Wschodu i Zachodu. Co ciekawe, choć w Kościele prawosławnym pierwotnie nie akceptowano tego rodzaju kultu, to jednak w XVIII wieku w cerkwiach takie lub podobne wizerunki zaczęły się pojawiać.
Dopytam od razu: czy tak było w cerkwiach, czy też w unickich świątyniach przekształconych w cerkwie?
Ten typ obrazu pierwszy raz poznałem, będąc w Laskach u ojca Tadeusza Fedorowicza. Powiedział mi, że przywiózł ten obraz z Klebanówki, a więc z terenów dzisiejszej Ukrainy. Opowiadał mi jednocześnie, że takich obrazów Bożego Serca na tamtych terenach było bardzo dużo, że od dziecka wiele ich widział, a także taki wizerunek mieli w domu jego rodzice. Sam spotkałem kilka takich ikon-obrazów, podobnych do obrazu z Milejczyc, w cerkwiach unickich na Ukrainie, najstarsze też były z XVIII wieku.
Zatem taki model przedstawiania Jezusa był częsty w świątyniach na Kresach Wschodnich.
Można tak powiedzieć, oczywiście z zastrzeżeniem, iż każda świątynia uważała swój obraz za jedyny i oryginalny. To jest normalne do czasów współczesnych. Kiedy patrzę na obraz z Milejczyc, to – jako historyk sztuki – widzę tu wyraźne połączenie dwóch motywów, to jest Chrystusa Dobrego Pasterza oraz Najświętszego Serca Pana Jezusa. A skoro zostały wspomniane Kresy Wschodnie, to chcę powiedzieć, że na tych terenach było kiedyś wiele takich wizerunków. Występowały one także w postaci ikon rosyjskich Jezusa Dobrego Pasterza, które, jak sądzę, są genetycznie starsze. Model malarski na wizerunku z Milejczyc Chrystusa Dobrego Pasterza z otwartym na piersi sercem spotykamy zatem w cerkwiach unickich. Nie ma go raczej w cerkwiach prawosławnych. Czy w kościołach rzymskokatolickich? Tego nie wiem.
Dlaczego Ksiądz Biskup tak uważa?
Ponieważ prawosławie nie lubi takich rzeczy w sztuce. Ono widzi Chrystusa całościowo. My z kolei, będąc pod wpływem wielu trendów filozofii starożytnej i nowożytnej, mamy tendencję do analizy i podziału w myślach. Stąd też czcimy całego Chrystusa, a jednocześnie mamy nabożeństwa do Ran Chrystusa, do Bożego Ciała czy też Najświętszego Serca Pana Jezusa. I ten kult przejęli w XVIII wieku unici.
Mamy też nabożeństwo do Przenajświętszej Krwi Chrystusa, a pieśni pasyjne pełne są nabożnej czci dla umęczonych poszczególnych części Chrystusowego Ciała.
Chrześcijański Wschód tego nie ma. Stąd obraz w Milejczycach jest doskonałym przykładem połączenia elementów chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu. Jednocześnie pamiętajmy, że motyw Chrystusa Dobrego Pasterza był już obecny w sztuce chrześcijańskiej z czasów katakumb. Jest to więc jedno z najstarszych przedstawień Chrystusa.
Tak. To jest przepiękna teologia, która mówi o Dobrym Pasterzu, który oddaje życie za owce, który niesie na własnych ramionach słabą czy też chorą owieczkę, który zna swoje owce i woła je po imieniu, i który szuka zagubionej owieczki, aż ją znajdzie. Ileż miłości Bożego Serca w takiej teologii!
Tak, bo przecież misją teologii jest opowiadać o miłości Boga.
Miłości nie z tego świata, która jest tajemnicą.
I o tej tajemnicy chce jak najpiękniej opowiedzieć sztuka. W tym celu artysta przyobleka w kształty i kolory to, co podsuwają mu wiedza i wyobraźnia.
W tym sensie nasza wrażliwość artystyczna dotycząca obrazów Bożego Serca została ukształtowana wedle wizji, które trzysta pięćdziesiąt lat temu otrzymała św. Małgorzata Maria Alacoque.
Tak, i podobnie nasze wizerunki Bożego Miłosierdzia malowane są wedle wizji św. Faustyny lub też stygmaty św. Franciszka ukazywane są według przedstawień ikonograficznych, a nie według realiów (stygmaty na rękach są pośrodku dłoni – jak ukazuje tradycja ikonograficzna, a nie w nadgarstku – jak pokazuje Całun Turyński).
Czy zatem można powiedzieć, że ta wyobraźnia jest pewnego rodzaju naczyniem, w które wlewa się łaska Boża, i że ta łaska dostosowuje się do tego naczynia – do człowieczeństwa artysty, a także do naszej wrażliwości ukształtowanej przez historię rozwoju kultu i pobożność?
Myślę, że tak jest. Choć jednocześnie to może działać i w drugą stronę, gdyż sztuka, zwłaszcza w najgłębszym wymiarze, jest wielkim wysiłkiem człowieka skierowanym ku Bogu, który to wysiłek sam w sobie jest łaską. Zatem te dwa działania – i Boga, i człowieka – nawzajem się przenikają i dlatego powiedzielibyśmy, iż jest to swoista synergia.
Kiedy rozmawiamy o obrazie z Milejczyc, a więc o terenach dzisiejszej diecezji drohiczyńskiej, to warto przypomnieć, że na tych terenach w XVII wieku bardzo prężnie działali jezuici, którzy, jak wiadomo, mieli jeszcze dalej na Wschód wysunięte swoje kolegia. Dzisiejsze budynki kurialne, seminarium i katedra drohiczyńska mają proweniencję jezuicką. Zastanawiam się, czy na tak wielki rozwój kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa nie mieli szczególnego wpływu właśnie jezuici i to jeszcze może nawet przed objawieniami w Paray-le-Monial? Wiemy obaj doskonale, że słynny wówczas na cały świat jezuita, o. Kacper Drużbicki, który zmarł dziesięć lat przed objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque, napisał traktat o Bożym Sercu, który był wtedy kluczowy dla rozwoju tegoż kultu.
Tak, to prawda, że te tereny były obszarem wielkiej aktywności duszpasterskiej i edukacyjnej jezuitów, i że o. Kacper Drużbicki mógł wywrzeć ogromny wpływ na pobożność w tej części kraju. Jednak jezuici to tylko jeden z czynników tej pobożności. Temat wymaga dalszych badań.
Co więc mogło odegrać kluczową rolę w tak bujnym rozwoju pobożności Bożego Serca na tych terenach?
Nie znam dokładnie historii jezuitów, ale przypuszczam, że równie prężnie w tamtym czasie działali też na przykład w Wielkopolsce, a tam przecież nie mamy takich obrazów jak ten z Milejczyc. W związku z tym jestem zdania, że z powodu tego, iż na Kresach Wschodnich, na ziemiach, na których dokonało się spotkanie kultur chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu, rozpowszechnił się kult Najświętszego Serca Jezusowego, i to właśnie ten czynnik odegrał bardzo ważną rolę. W iluż kościołach katolickich, ale i cerkwiach unickich, a nawet prawosławnych na terenach dzisiejszej Białorusi czy Ukrainy mamy podobne wizerunki albo ikony?
A zatem, zdaniem Księdza Biskupa, ze spotkania chrześcijańskich kultur zrodziło się ożywienie pobożności Najświętszego Serca Pana Jezusa?
Tak przypuszczam i właśnie ten temat spotkania kultur chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu od dawna mnie pasjonuje. Myślę, że obraz z Milejczyc to takie bardzo twórcze spotkanie ikony i obrazu, a jednocześnie barokowej pobożności i wczesnego chrześcijaństwa. Jednak w sztuce widzimy Jezusa „niejasno, jakby w zwierciadle”. Po tamtej stronie zobaczymy Go takim, jakim jest.
Wyrusz w duchową podróż do Serca Tego, który cię kocha i stworzył cię do miłości.
Twoimi towarzyszami będą osoby zakochane w Najświętszym
Sercu Pana Jezusa, które w tej książce opowiadają o swojej relacji z Chrystusem i trwaniu w codzienności przy Bożym Sercu: bp. Michał Janocha, s. Maria Bernadeta Wysocka – wizytka, ks. Etienne Kern – rektor sanktuarium w Paray-le-Monial oraz Agnieszka i Modest Amaro.
Jezus wie, że pragniesz miłości, i chce ci ją ofiarować!
Każdy z 365 płomieni składających się na drugą część książki to mały tekst w sam raz do codziennego dialogu twojego serca z Sercem Jezusa. Podstawą rozważań są teksty z Pisma Świętego oraz słowa papieża Franciszka – zwłaszcza encyklika Dilexit nos – św. Franciszka Salezego, św. Małgorzaty Marii Alacoque, św. Faustyny, św. Augustyna i innych.
ISBN 978-83-68317-80-0
Cena: 44,90 zł (5% vat) www.esprit.com.pl
sprawdź audiobooki na espritaudio.pl sprawdź e-book na esprit.com.pl