21
Poznań, Planeta Ziemia, Wszechświat
2/2021 cena 0 zł ISSN 2451-1730
21 / 21 / 21 przypadek?
Trwało to dłużej niż zwykle Opatrzność pomylona z opacznością a błąd z przypadkiem. Kiedy już coś wyliczę warunki brzegowe ulegają złudzeniom dźwięków I tak wszystko płynnie przechodzi w laserunki obrazów, wspomnień i pamiątek. Tylko symbole kodują w największym skrócie, to co sami staramy się zatrzymać. Jednak przy najmniejszym tąpnięciu, nawet to się nie utrzyma ‒ bo każda konstrukcja powinna zachować margines elastyczności, zanim nas zasypie nadmiarem, zanim sami wybierzemy ‒ co zechcemy uchronić. I tak codziennie od początku pamięci, po krańce imaginacji odmieniając przez przypadki z pomocą i bez składamy zbiory niemożliwości w realne chmury.
tekst: Aleksandra Podżorska
ilustracje: Justyna Krüger
jeśli śni ci się naga kobieta, postaw na 21
02 ‒ 03
człowiek, miejsce, myśl
Już drugiego dnia mojego pobytu w Ne-
wysokiej rangi duchowny już przykładał
imię miał Pitagoras. Kojarzymy go głów-
apolu stał się cud. W czasie zwiedzania
mi do czoła oprawioną w złoto, upłynnio-
nie z wyniesionym ze szkoły twierdzeniem
miasta weszłam do katedry przepełnio-
ną relikwię. Był to jeden z kluczy do zro-
matematycznym, choć światu zaoferował
nej nie tylko azjatyckimi turystami, ale też
zumienia tego miasta. Przesądy i dewocja,
znacznie więcej – ład i kształt oparty
licznie zgromadzoną lokalną ludnością.
dziwki i święci, najlepsza w świecie pizza
na liczbach. Pitagorejczycy uznawali, że
Był 19 września, święto głównego patrona
i kokaina beztrosko przekazywana na uli-
liczby są prazasadą bytu. Według nich
Neapolu, Dzień Cudu Krwi Świętego Ja-
cy w biały dzień, bezbrzeżna gościnność
wszystko ma nie tylko przypisaną liczbę,
nuarego będący wspomnieniem jego mę-
i krwawe porachunki kamorry, południo-
ale wręcz jest liczbą, która realnie wpływa
czeńskiej śmierci. Nieszczęsny January był
wa bieda i przysłowiowa już l’arte di ar-
na przyrodę. Gdyby świat nie miał liczby,
biskupem pobliskiego Benewentu w cza-
rangiarsi – sztuka kombinowania i radze-
w ogóle by nie istniał. Kiedy więc poznamy
sach prześladowań chrześcijan. Za odmo-
nia sobie w każdej sytuacji. A to wszystko
stosunki liczbowe świata, będziemy mogli
wę złożenia ofiary rzymskim bogom zo-
uporządkowane i zapisane w najważniej-
nad nim zapanować.
stał skazany na pożarcie przez lwy, a gdy
szej księdze Neapolu, Smorfii – senniku,
zwierzęta pokornie przed nim przyklękły –
w którym każdej onirycznej wizji przypi-
Symbolem, który pitagorejczycy nosili na
na ścięcie. Podczas egzekucji pewna po-
sana jest konkretna liczba składająca się
piersi był tetraktys – figura trójkąta złożo-
bożna kobieta zebrała jego krew do am-
na porządek świata.
na z dziesięciu punktów rozmieszczonych
pułki, która po dziś dzień przetrzymywana
w strukturze piramidy, które zawierają
jest w kaplicy świętego w neapolitańskiej
Wszystko zaczęło się w VI w. p. n. e. za
w sobie cały świat. Kiedy Pitagoras udzie-
katedrze. Trzy razy do roku krew zmienia
sprawą uchodźcy pochodzącego z wyspy
lał nauk, niewiele osób znało pismo. Do
swój stan skupienia i z postaci skrzepniętej
Samos, który, nie mogąc znieść okrutnych
objaśnienia świata pomocny był więc cal-
przechodzi w płynną. Jeśli tak się nie sta-
rządów Polikratesa, osiedlił się w Kroto-
culus, co po grecku oznaczało „kamień”,
nie, biada Neapolowi! Zanim w tłumie zo-
nie, na podeszwie włoskiego buta, 400
ale też „rachunek”. I tak każdy kolejny
rientowałam się, co się wokół mnie dzieje,
kilometrów na południe od Neapolu. Na
kamień niósł za sobą konkretne znaczenie:
tuu
#21
przypadek
1 – punkt (ale też środek wszechświata, przyczyna, jedność, skończoność, doskonałość, ład); 2 – odcinek (połączenie dwóch punktów); 3 – figura (połączenie trzech punktów, trójkąt; Żyjący w drugiej połowie V w. p. n. e.
środek i koniec wszystkiego; 4 – bryła (punkt umieszczony
poeta Ion, pozostający pod
nad figurą w przestrzeni trójwy-
wpływem pitagorejskiej
miarowej daje czworoboczną
numerozofii, widział w trójce bóstwo: jako początek,
bryłę o podstawie trójkątnej); 5 – własności ciał fizycznych; 6 – życie; 7 – duch;
8 – miłość; 9 – roztropność i sprawiedliwość; 10 – doskonałość i świętość, symbol struktury całego świata.
04 ‒ 05
człowiek, miejsce, myśl
Pitagoreizm jest więc nie tylko religijno-filozoficzną doktryną, ale też wielkim systemem symbolicznym, który znalazł swoją kontynuację w judaistycznej kabale. Jej podstawą jest słowo. To właśnie z wypowiedzianego przez Boga na początku wszystkiego Słowa wywodzi się świat. Nauka kabalistyczna głosi, że każdy wyraz znajdujący się w Torze (Pięcioksięgu) ma ukryte symboliczne znaczenie. Literom hebrajskiego alfabetu przypisuje się zaś konkretne wartości liczbowe, co poszerza pole interpretacji świętego tekstu. Wszystko, co w nim zapisane, jest logiczne i podlega odwiecznemu porządkowi. Właśnie z tych dwóch tradycji – pitagorejskiej i kabalistycznej – czerpie Smorfia i oparte na niej neapolitańskie gry liczbowe: la tombola i loteria neapolitańska, lokalna wersja lotto. Skłonność do hazardu towarzyszy ludzkości od wieków i tak też było w 1743 roku, gdy pół Europy oddawało się przyjemności gier. Jego Katolicka Mość z Bożej łaski Karol III Hiszpański z dynastii Burbonów, ówczesny król Neapolu, postanowił wykorzystać słabość ludzkiej duszy i zalegalizować loterie, aby dochód z nich zaczął wzbogacać kasę państwową. Pomysłowi temu sprzeciwił się Kościół, który piętnował hazard w każdej postaci, widząc w nim przeszkodę w gruntowaniu cnót mężów i niewiast. Spór tronu i ołtarza zakończył się legalizacją gier liczbowych, z wyjątkiem organizowanych w dni świąteczne. Zaradni neapolitańczycy szybko znaleźli wyjście z tej sytuacji i w niedzielę oraz święta przenieśli loterię do domów. Tradycja ta była tak silna, że do dziś utrzymała się w postaci bożonarodzeniowego rytuału. Prawdziwe neapolitańskie święta nie mogą się więc obyć bez tomboli. Przypomina ona popularną grę w bingo. Wykrzykiwanie wylosowanych numerów mogłoby zdradzić nieposłusznych zakazowi graczy, liczbom przypisano więc znaczenie zawarte w Smorfii i zamiast numerów podawano łączący się z nimi symbol. Wszystko odbywało się oczywiście w dialekcie neapolitańskim. Znaczenia liczb często odwołują się do części ciała (zwłaszcza intymnych), zwierząt, świętych i zwykłych śmiertelników, np.: tuu
#21
przypadek
3 – ‘A jatta – kotka;
28 – ‘E zizze – piersi;
4 – ‘O puorco – świnia;
29 – ‘O pate d’ ‘e ccriature –
6 – Chella ca guarda ‘nterra –
ojciec dzieci, czyli penis;
ta, która patrzy w ziemię,
30 – ‘E ppalle d’ ‘o tenente –
czyli wagina;
jądra porucznika;
8 – ‘A Maronna – Matka Boska;
39 – ‘A fune ‘n ganna –
10 – ‘E fasule – fasola;
sznur na szyi;
14 – ‘O mbriaco – pijak;
40 – ‘A noja – nuda;
16 – ‘O culo – tyłek, ale
42 – ‘O caffè – kawa;
też szczęśliwy traf;
45 – ‘O vino bbuono –
17 – ‘A desgrazia – pech;
dobre wino;
19 – ‘A resata – śmiech;
46 – ‘E denare – pieniądze;
21 – ‘A femmena annura –
47 – ‘O muorto – truposz;
naga kobieta;
48 – ‘O muorto che
22 – ‘O pazzo – wariat;
pparla – truposz, który mówi
23 – ‘O scemo – głupek;
(ten wcześniejszy milczy); 50 – ‘O pane – chleb; 52 – ‘A mamma – matka; 62 – ‘O muorto acciso – zamordowany;
67 – ‘O totaro dint ‘a chitarra – kalmar w gitarze, czyli stosunek seksualny; 71 – L’omm ‘e mmerda – dupek; 72 – ‘A maraviglia – cud; 78 – ‘A bbella figliola – piękna dziewczyna, ale też prostytutka; 79 – ‘O mariuolo – złodziej; 90 – ‘A paura – strach.
06 ‒ 07
człowiek, miejsce, myśl
Podobnie jak w bingo, tombola składa się
W dokumentalnym filmie „Liczby i marze-
z dużej planszy z numerami od 1 do 90,
nia” Anny Bucchetti, femminiello mówi na
koszyka (’o panariello), z którego wycią-
przykład: „Moja dusza jest czysta, wa-
ga się żetony oznaczone dziewięćdziesię-
sze są brudne” (85 – dusze czyśćcowe),
cioma liczbami oraz z niewielkich plansz
„nic nie wiecie, ten mnich jest gejem”
z piętnastoma dowolnymi numerami uło-
(37 – zakonnik), „jesteście nędzną bandą”
żonymi po 5 w każdym z trzech rzędów
(87 – wszy), „dobre wieści: mój mąż umarł”
i drobnych oznaczników, które rozdaje
(62 – zamordowany), „Toni, ale erekcja!”
się graczom. Osoba prowadząca loterię
(13 – św. Antoni; jak widać w Neapolu nie
wyciąga z koszyka żeton, odczytuje na
ma takich świętości, których nie można
głos znajdującą się na nim liczbę i ozna-
naruszyć) oraz niespodziewanie: „Mara-
cza nim właściwy punkt na dużej planszy.
dona” (10 – piłkarze są tu, jak w całych
Jeśli numer ten znajduje się na posiadanej
Włoszech, chodzącymi po ziemi bogami).
przez gracza planszy, kładzie się na nim niewielki kamień (calculus?), guzik lub coś
Oryginalna Smorfia, czyli opasły sennik
ze stołu – drobny orzech czy ziarno. Celem
dopasowujący wyśnione sytuacje do kon-
jest oczywiście zakrycie całej planszy i wy-
kretnych liczb, napisana jest w dialekcie
krzyknięcie: „Tombola!”. Mniejsze wygrane
neapolitańskim i opiera się na tradycji ust-
można też przypisać wcześniejszym pozio-
nej, przekazywanej z pokolenia na poko-
mom, którymi są:
lenie. Kiedy została spisana, opatrzono
l’ambo – dwa numery w tym samym rzę-
ją licznymi ilustracjami, gdyż jeszcze kil-
dzie zakryte przez pierwszego gracza;
kadziesiąt lat temu znaczną część społe-
il terno – trzy numery;
czeństwa stanowili analfabeci. Im starsza
la quaterna – cztery numery;
jest ta księga, tym lepiej. Jej nazwę wiąże
la cinquina – pięć numerów, czyli cały rząd;
się z Morfeuszem, bogiem snów w mito-
la decina lub rampazzo – dziecięć nume-
logii greckiej. Morfeusz, obok Matki Bo-
rów, czyli dwa rzędy.
skiej, św. Januarego i 51 wspomagających go świętych patronów Neapolu, mógł-
W wielu mieszkaniach uboższych dzielnic
by zostać uznany za głównego opieku-
Neapolu wieczorami organizuje się roz-
na miasta. Sen ma tu bowiem szczególne
grywki znane jako la tombolata, w których
znaczenie. Smorfia jest używana nie tylko
uczestniczyć mogą jedynie kobiety i fem-
w tomboli, lecz przede wszystkim w grze
minielli, czyli osoby należące do „trzeciej
liczbowej lotto, zwłaszcza w jej lokalnej
płci” – zazwyczaj homoseksualni męż-
odmianie – loterii neapolitańskiej, w któ-
czyźni, którzy przebierają się za kobiety
rej obstawia się dwa, trzy numery z 90
i zachowują się tak jak one. Femminiello
dostępnych. Mieszkańcy Neapolu zbie-
wymyka się europejskiej definicji osoby
rają się w kolekturach i prowadzącym je
transpłciowej, silnie wpisuje się w trady-
osobom opowiadają swoje sny, które są
cyjną kulturę neapolitańską i jest społecz-
następnie interpretowane i za pomocą
nie akceptowany. Powszechnie wierzy się,
Smorfii przekładane na liczby. Trzeba być
że femminiello przynosi szczęście, dlatego
bardzo uważnym w odczytywaniu snów.
jako jedna z pierwszych osób bierze na
Po pierwsze zły sen można opowiedzieć
ręce nowonarodzone dziecko oraz losuje
dopiero po południu, bo wtedy nie ma
numery podczas wieczornych rozgrywek
już zagrożenia, że się spełni. Po drugie
tombolaty. Podając zgodne ze Smorfią
tylko odpowiednia interpretacja snów po-
znaczenia numerów, układa je w histo-
zwoli nam postawić na szczęśliwe numery
ryjki, dorzucając do nich nieco sprośności.
i wygrać. Pomylić się nie jest trudno. Jeśli
tuu
#21
przypadek
śni nam się, że pływamy, powinniśmy po-
z prawdziwymi wydarzeniami, zwłaszcza
stawić na numer 11, jeśli jednak pływamy
jeśli łączą się z tragicznymi wypadkami –
w basenie, lepszym wyborem będzie 9,
nie bez powodu w Smorfii pojawia się tylu
jeśli w morzu – 13, a jeśli w rzece – 47. Mo-
zmarłych. Zawsze możemy wybrać też nu-
rze wzburzone falami to 78, jeśli zaś woda
mery w jakiś szczególny sposób dla nas
jest czysta i spokojna – 79. Jeśli płyniemy
ważne (daty urodzin, miejsc zamieszkania)
pod wodą, naszym numerem będzie 46.
lub liczby, na które zwróciliśmy uwagę na
Jeśli zaś płyniemy, by kogoś uratować, to
ulicy (numery rejestracyjne, liczby na ubra-
postawmy na 87, a gdy towarzyszy nam
niach przechodniów). Smorfia tak bardzo
przy tym strach – na 90.
jest obecna w życiu Neapolu, że zaczęła funkcjonować też w języku. W przypływie
Loteria neapolitańska to skomplikowany
irytacji można subtelnie zapytać: Ma sei il
system, który – tak jak u Pitagorasa i w ka-
22? – Odbiło ci, czy co? (dosłownie: Jesteś
bale – wyraża pragnienie zinterpretowa-
22?, czyli ‘o pazzo – wariat). Kolektury lot-
nia świata i znalezienia w nim logicznego
to są tak ważną częścią miasta, że w słyn-
porządku. W Neapolu mawia się, że na
nych neapolitańskich szopkach bożona-
loterii nie da się wzbogacić, bo loteria to
rodzeniowych pojawiły się ich miniatury.
namiętność. Do kolektury najczęściej przychodzą najbiedniejsi mieszkańcy Neapolu,
Moment losowania liczb na loterii jest
wierzący, że dzięki grze ich los się odmieni.
w Neapolu świętością. Jeśli wylosowa-
Oszczędzanie na nic się tu zda. Kupon
ne numery nie pokrywają się z naszymi,
w kieszeni daje nadzieję na lepsze jutro,
widocznie źle zinterpretowaliśmy sen.
pozwala spać spokojnie i intensywnie śnić
Pozostaje nam kolejna noc wypełniona
kolejne sny, które przybliżają do bogac-
onirycznymi wizjami i kolejny kupiony los,
twa. Gracz nie poddaje się przypadkowi,
który tym razem na pewno przyniesie nam
lecz śmiało rusza ku swemu przeznacze-
szczęście.
niu. Dzięki grze stawia się opór materii, pokonuje się chwilę, a więc pokonuje się
Smorfia idzie z duchem czasu i dziś istnieje
wieczność – to jest ruch ku życiu, ku prze-
również w wersji internetowej. Wystarczy
trwaniu. Nadziei nie ma tylko ten, kto jest
wpisać swój sen, by natychmiast dostać
już martwy.
podpowiedź, z jakimi liczbami się wiąże. Dziś w neapolitańskiej loterii nie sięgnę
A co jeśli nie śni nam się nic? Tu z po-
do mych snów – tej nocy były niespo-
mocą przychodzi il Cabalista, w Neapolu
kojne i rozpłynęły się w niepamięci wraz
nazywany też ‘o Assistito, mający zdol-
z nastaniem świtu: Tak więc moje dwie
ność przepowiadania liczb. Za drobną
liczby to: 21 – w końcu to 21 numer TUU
opłatą opowiada sny, które słuchacze in-
w 2021 roku i XXI wieku oraz 40, bo tak
terpretują, by następnie wybrać szczęśli-
Smorfia odczytuje tytułowy przypadek.
we numery. Pewniakami dla wielu są licz-
Wygram? Nadzieja nic nie kosztuje, a po-
by 16 – szczęśliwy traf i 46 – pieniądze.
zwala marzyć.
Często obstawia się też numery związane Aleksandra Podżorska, przez pomyłkę Opatrzności nie urodziła się w którymś z krajów Śródziemnomorza. Wielbicielka wszystkiego co włoskie – od języka, przez kulturę, sztukę i modę, po jedzenie i wina. Jej największą pasją jest design i choć ceni skandynawski minimalizm, zdecydowanie woli włoskie wybuchy fantazji. Ma to szczęście, że swoim zamiłowaniem może zajmować się, pracując w Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu. 08 ‒ 09
człowiek, miejsce, myśl
tuu
#21
przypadek
przypadek?
10 ‒ 11
człowiek, miejsce, myśl
nie sądzę!
ten wpłynął na minę na morzu Egejskim i zatonął. Podczas ostatniego z wydarzeń kobieta była już na tyle oswojona z tego typu sytuacjami, że przed ucieczką do
tekst: Gabriel Kaczmarek ilustracje: Światosława Sadowska
szalupy ratunkowej zdążyła zabrać z kajuty szczoteczkę do zębów, później tłumacząc, że podczas dwóch poprzednich zatonięć był to przedmiot, którego najbardziej jej brakowało. „No to już zdążyła się przyzwyczaić!” Jest coś bardzo niepokojącego w historii Violet Jessop. Jeżeli tak nieprawdopodobne wydarzenie, jak trafienie przez jedną osobę na trzy katastrofy morskie jest możliwe, to kto może czuć się bezpiecznie? Wyjaśnianie zbiegów okoliczności, szczególnie w przypadku niektórych przedstawicieli naszego gatunku, wydaje się procesem tak naturalnym jak oddychanie. Wydarzyło się coś, więc trzeba poznać przyczynę. W innym przypadku
Miesiąc temu, zabierając się do pisania
znów:„A jeśli jakimś cudem wspomniany
musielibyśmy zaakceptować nieprzewi-
niniejszego artykułu, miałem zamiar sku-
jegomość trzeci raz ocalałby z upadku
dywalność otaczającej nas rzeczywistości
pić się na naturalnej ludzkiej skłonności do
z Wieży Eiffla?”. Tutaj sceptyk chwilę się
i dyskomfort, jaki ta wywołuje. W zamierz-
przypisywania szczególnego znaczenia
namyśla, po czym stwierdza: „No to już
chłych czasach w mało prawdopodob-
różnym koincydencjom. Założyłem wów-
zdążył się przyzwyczaić!”. Prostota kon-
nych zdarzeniach losowych doszukiwano
czas, że, obiektywnie rzecz ujmując, tak
cepcji, w jaki ten dialog obrazuje jeden
się przejawów boskiej woli. Odwołując się
naprawdę wszystkie cudowne zbiegi oko-
z fundamentalnych dyskursów ludzkości,
do naszego przykładu, od zwolenników
liczności, ze względu na liczbę ludzi na
zawsze mnie zachwycała. Jednakże od-
ziemi i ogrom czasu, w którym się wydarza-
wołanie się do upadku z Wieży Eiffla jest
ją, o ile zdają się nieprawdopodobne, tak
tak abstrakcyjne, że powyższy przykład
naprawdę są nieuniknione. Do tego, w du-
interpretowany jest przeważnie jako jedna
żym uproszczeniu, sprowadzała się moja
nierzeczywistych koncepcji, intelektualny
pierwsza koncepcja. W przeciągu ostat-
konstrukt odarty z empirii. Jak zmieni się
niego miesiąca moje życie zaczęło obfi-
nasza perspektywa, jeżeli uprawdopodob-
tować w taką liczbę wcześniej wydających
nimy wydarzenia. Na przykład zamiast
mi się nieprawdopodobnymi wydarzeń, że
runięcia z wysokości użyjemy przykładu
sam powoli przestałem wierzyć we własne
ocalenia z katastrofy transatlantyckiego
wcześniej ugruntowane przekonania.
liniowca? Pojedyncza sytuacja nie robi
Pamiętam pewną opowiastkę na temat
większego wrażenia, jest dość prawdo-
różnych postaw dotyczących przypadko-
podobna. Podwójne doświadczenie i prze-
wości. Osoba przekonana o wielkim zna-
życie morskiej katastrofy już zaczyna być
czeniu zbiegów okoliczności pyta scepty-
trochę zastanawiające. W potrójne raczej
ka, jak skomentowałby sytuację, w której
już trudno uwierzyć. A jednak owej nie-
ktoś spada z Wieży Eiffla i przeżywa upa-
prawdopodobności przeczy historia Violet
dek. Sceptyk odpowiada krótko i indy-
Jessop, pielęgniarki i stewardesy urodzo-
ferentnie: „Przypadek”. Zdeterminowany
nej 1887 roku, która w 1911 roku przeżyła
poszukiwacz sensu pyta zatem ponow-
katastrofę liniowca RMS Olympic, następ-
nie: „A co, jeśli sytuacja miałaby miejsce
nie rok później zderzenie RMS Titanica
drugi raz?”. Na co znów pada lakonicz-
z górą lodową, by w 1916 roku znaleźć
ne: „Ma facet szczęście”. Pierwszy próbuje
się na pokładzie HMHS Britannic, gdy
tuu
#21
przypadek
lepiej obeznanych w szacowaniu ryzy-
pewności wstecznej, zwanego też efektem
ka mogła usłyszeć, iż prawdopodobień-
„wiedziałem-że-tak-będzie” ‒ błędu po-
stwo, że spotka ją drugi raz taka sytuacja
znawczego opierającego się na dokony-
jest minimalne. Te same osoby pewnie po
waniu oceny przeszłych wydarzeń jako
drugim cudownym ocaleniu z katastro-
bardziej prawdopodobnych i przewidy-
fy przekonywały ją, że trzeci raz jest już
walnych niż rzeczywiście były. Na szczę-
absolutnie nieprawdopodobny. Podobnie
ście dla stewardesy nieprawdopodobne
Rod Wolfe po tym, gdy został porażony
przygody nie wypłynęły na jej późniejsze
piorunem podczas pracy na cmentarzu
zatrudnienie i przez kolejnych 30 lat pły-
zapewne usłyszał, iż „piorun dwa razy nie
wała na transatlantykach, by w wieku 83
trafia w to samo miejsce”. Faktycznie, może
lat umrzeć na zastoinową niewydolność
nie miejsce ale tej samej osoby powiedze-
serca.
nie już nie dotyczy, zatem czy dziwny jest
Badania XX-wiecznych psychologów
fakt, iż po 18 latach sytuacja powtórzyła
wykryły listę kilkudziesięciu błędów po-
się i „Lightning Rod” kolejny raz przeżył
znawczych pokazujących, jak w życiu
bliskie spotkanie z błyskawicą?
codziennym ulegamy złudzeniom zwią-
Nie bądźmy jednak pochopni w de-
zanym z nieprzystosowaniem naszego
precjonowaniu aparatu naukowego w ra-
mózgu do racjonalnej oceny danych staty-
dzeniu sobie z przypadkowością. Ekspe-
stycznych i tendencji do ich subiektywiza-
rymenty psychologiczne, w szczególności
cji. Zatem aby zobiektywizować sytuację
te przeprowadzone przez Daniela Kah-
„królowej zatonięć”, dokonajmy uprosz-
nemana i Amosa Tversky’ego pokazują,
czonej estymacji. Firma White Star Line,
iż w kwestii oceny prawdopodobieństwa
do której należały pechowe liniowce i dla
nasze umysły mają wiele nieracjonalnych
której stewardesa pracowała, posiadała
tendencji prowadzących do błędów po-
132 liniowce, z których każdy służył śred-
znawczych. Dzięki ich badaniom wiemy,
nio 13,5 roku, odbywając około 20 rejsów
iż doradcy niedoszłej topielicy potrak-
rocznie. Szesnaście okrętów z floty WSL
takiej interpretacji przypadkowości Vio-
towali kolejne katastrofy jako zdarzenia
zatonęło. W przybliżeniu około 1 na 2500
let mogłaby usłyszeć, iż to, co ją spotkało,
zależne, tak jakby sama obecność Violet
jest wynikiem braku ofiary dla morskiego
miała jakiś wpływ na prawdopodobień-
bóstwa, życia wbrew nakazom religii, by-
stwo zatonięcia okrętu, wpadając w pu-
cia przeklętą bądź zapisania jej takiego
łapkę paradoksu hazardzisty, zwanego też
losu w gwiazdach. Jako że stewardesa
złudzeniem gracza. Zakładali, że załoga
była zodiakalną wagą, której przypisy-
HMHS Britannic okaże szacunek regułom
wany jest żywioł powietrza, nic dziwne-
prawdopodobieństwa i mając na uwadze,
go, że od strony wody spotykały ją same
że dwa jego z siostrzane statki z Argen-
nieszczęścia. Z internetowego kalkulato-
tynką na pokładzie zatonęły, nie mogła
ra wiem, że „królowa tonących okrętów”
dopuścić do powtórzenie tego wydarzenia
była numerologiczną ‘2’, której cechą jest
po raz trzeci. Choć pewnie znalazłyby się
„umiejętność dostosowania się do każdej
również osoby, które uległyby wpływo-
sytuacji”, co wyjaśniłoby jej opanowanie
wi heurystyki dostępności polegającej na
podczas cofania się po szczoteczkę do zę-
przypisywaniu większego prawdopodo-
bów podczas trzeciej katastrofy. Logiczne!
bieństwa zdarzeniom bardziej zapada-
Z czasem, między innymi dzięki takim
jącym w pamięć i silniej nacechowanym
postaciom jak Pierre de Fermat oraz Bla-
emocjonalnie. Te, widząc Violet wchodzącą
ise Pascal, zaczęliśmy dalej oswajać nie-
na pokład, niezwłocznie opuściłyby go
zwykłe zbiegi okoliczności matematycz-
w niezachwianej pewności, że skoro już
nym wędzidłem. Wydaje mi się jednak, że
dwa liniowce z naszą bohaterką poszły
nieszczególnie pomogło ono pani Jessop.
na dno, to HMHS Britannica również jest
Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której
przesądzony. Co więcej, właśnie ta grupa
po zatonięciu pierwszego okrętu od osób
ludzi po katastrofie podlegałaby efektowi
12 ‒ 13
człowiek, miejsce, myśl
rejsów firmy White Star Line kończył się katastrofą morską. Zważywszy, że Violet pracowała dla WSL blisko 30 lat, uczestnicząc w tym czasie w kilkuset rejsach, fakt, iż zdarzyło się jej przeżyć zatonięcie okrętu nie wydaje się aż tak zdumiewający. Jednakże samo to, że oszacowane prawdopodobieństwo doświadczenia katastrofy nie było tak wielkie i przy każdorazowym wejściu na pokład wynosiło około 1:2500, wciąż nie tłumaczy nam faktu, dlaczego to właśnie ta jedna kobieta doświadczyła tejże sytuacji aż 3 razy w życiu. Chyba każda osoba interesująca się koincydencjami zada pytanie, nie o szanse na zatonięcie okrętu, ale o prawdopodobieństwo podjęcia przez Argentynkę szeregu życiowych decyzji, których konsekwencją będzie uczestnictwo w kolejnych trzech zatonięciach okrętu, w tym najsłynniejszej katastrofy morskiej RMS Titanica. Myślę, że matematyczne modelowanie procesu o tak gigantycznej ilości zmiennych jest raczej niemożliwe. tuu
#21
przypadek
Wydaje mi się, że zauważanie w ogrom-
w sposób losowy, prezentował ściśle de-
nie złożonych procesach pewnych prawi-
terministyczne przekonanie o przewidy-
dłowości pchało przez wieki wiele wybit-
walności rzeczywistości i jedynie braku
nych matematycznych umysłów w sferę
odpowiedniej teorii, formuły, która powią-
niesamowitości zbiegów okoliczności. Aby
że przyczynę ze skutkiem, wprowadzając
lepiej zrozumieć zachodzące w świecie
porządek zarówno w przypadku zjawisk
niezwykłe koincydencje, Isaac Newton po-
relatywistycznych najcięższych ciał nie-
siłkował się pismami kabalistycznymi. John
bieskich, jak i mechaniki kwantowej czą-
Nash, amerykański matematyk i ekonomi-
stek elementarnych. O ile nikt raczej nie
sta, noblista w dziedzinie ekonomii zna-
będzie negował skuteczności probabili-
ny szerszej publiczności dzięki poświęco-
stycznego modelu teoretycznego do opisu
nemu mu biograficznemu filmowi „Piękny
najmniejszych zjawisk fizycznych, o tyle na
umysł”, posiadał tak doskonałą zdolność
pytanie, czy wraz z rozwojem nauki fizyka
zauważania matematycznych prawidło-
kwantowa pozostanie indeterministyczna,
wości w otoczeniu, że był w stanie odszy-
jest nierozstrzygnięte. W związku z tym
frowywać zakodowane w gazetach wia-
mam również silne przekonanie, że za-
domości obcych agencji wywiadowczych,
gadnienie dotyczące szczególnego zna-
nawet gdy nikt ich tam nie zamieszczał.
czenia niektórych koincydencji na gruncie
Ostatecznie połączenie genialnego w wy-
naukowym nie znajdują rozstrzygających
szukiwaniu matematycznych koincydencji
odpowiedzi i pozostają raczej kwestią in-
umysłu i schizofrenii paranoidalnej okaza-
dywidualnych metafizycznych przekonań.
ło się dla niego fatalne.
Jednego jednak jestem pewien jako oso-
Powyższe rozważania prowadzą nas
ba, która zabierając się za pisanie arty-
do kwestii absolutnie fundamentalnej –
kułu o niezwykłych przypadkach samemu
natury rzeczywistości. Znane są stwier-
zaczyna ich doświadczać – każdy, kto
dzenia Alberta Einsteina z korespondencji
doświadczy serii nieprawdopodobnych
z Maxem Bornem, w których uważa on,
zdarzeń z pewnością nie pozostanie na
że „Staruszek [Bóg] nie gra w kości”. Nie
nie obojętnym i nawet najsilniej oswojona
zgadzając się z założeniami mechaniki
naukowym racjonalizmem rzeczywistość
kwantowej, iż na poziomie cząstek ele-
może się wtedy zatrząść w posadach.
mentarnych rzeczywistość zachowuje się
Gabriel Kaczmarek, kompozytor, pianista, licencjonowany muzykolog, koordynator nagrań studyjnych. Autor muzyki teatralnej, filmowej, baletowej, koncertowej, reklamowej i elektronicznej. „Kanadyjskie sukienki”, „Chcę wstąpić do policji”, „Alicja w Krainie Czarów”, „Impresje zimowe”, „Kwiat paproci”, „Msza 1050”, „Królowa Śniegu”, za którą dostał prestiżową nagrodę – podwójny srebrny medal Global Music Awards w Los Angeles, „Morfeusz Sen”, „Cylia”, „Tropem Białej Sowy” i ostatnio na zamówienie Teatru Wielkiego stworzył muzykę do baletu „Trojan”. To tytuły filmów, spektakli muzycznych, baletów i innych form scenicznych, do których skomponował muzykę. Jest absolwentem muzykologii na UAM w Poznaniu, i wicedyrektorem do spraw artystycznych w Szkole Baletowej Anny Niedźwiedź i Prezesem Zarządu Fundacji Artystyczno-Edukacyjnej Anny Niedźwiedź.
14 ‒ 15
autorka: Katarzyna Smoczyńska
16 ‒ 17
@piesparowka
myśl
tuu
#21
przypadek
ilustracje: Justyna Krüger tekst: Światosława Sadowska
wykład o przypadku
Idąc na umówione spotkanie, czułam jakąś niewygodę, by nie powiedzieć zgrzyt – ja, antytalent matematyczny, miałam przeprowadzić rozmowę o przypadku z matematykiem. Czułam, że temat jest szeroki, ale nie spodziewałam się, że można go właściwie zawęzić tak, by zamknąć klamrą wzoru, bo cała reszta opowieści to dywagacje i hipotezy. Z praktycznych racji na miejsce naszego spotkania wybrałam ogród botaniczny w Poznaniu. Czułam, że znajdziemy tam spokój potrzebny do skupienia i wsparcie w widoku kwitnących roślin, które niezależnie od naszych ustaleń, takie pozostaną. Zadziałało.
Po skończeniu pierwszej klasy w liceum
plastycznym miałam poprawkę z matematyki – na zawsze zdeterminowało to moje przyszłe wybory życiowe, jednak w tej rozmowie poczułam, że bawić się matematyką, logiką można, podejmując inne tematy. Być może nie uzyskamy tu żadnego rozwiązania, chyba nawet nie było takiego zamiaru. Musiałam się pogimnastykować, żeby rejestrować specyficzne twierdzenia, jednak uznaję to za wprawkę do mojej osobistej matematyki natury, która w końcu zdominowała naszą rozmowę. Pan profesor okazał się wrażliwy na niematematyczne treści i szczerze przejęty ludzkimi dziejami w obecnych czasach, chętnie wdał się w spekulacje co do naszej przyszłości – ludzi, cywilizacji, planety. Pomógł ogarnąć nasze miejsce w szerokiej perspektywie, od antyku do odległej przyszłości, która szczęśliwie zafunkcjonuje na pewno. Jak? Hipotezy to ulubione słowo, które zapamiętam z tego spotkania.
A Ogród nadal stoi i ma się wspaniale
w swojej letniej pełni – jakby nas tu w ogóle nie było. Pytamy o przypadek. Mamy bowiem 21 numer magazynu, w 21 roku, XXI wieku – przypadek? Matematyk nie powinien zakwalifikować do przypadku właściwie żadnego zdarzenia, nawet jeśli student spóźnia się na zajęcia z powodu wypadku
drogowego czy opóźnionego pociągu. Ja twier-
Przypadków jest nieskończenie wiele, przy czym powinni-
dzę, że te zdarzenia są przewidywalne. To po
śmy już raczej mówić o zdarzeniu, nie przypadku. Najlepiej
prostu da się przewidzieć, takie jest przecież
mówić o częstotliwości występowania zdarzenia.
całe życie, które jest zbiorem przypadków,
a każdy przypadek składa się na życie.
mieściło się wtedy w umyśle ludzi, co było niewytłumaczalne.
Wydaje się pozornie trudne – wliczenie przypadku w ramy życia.
Wracając do Arystotelesa – przypadek to było coś, co nie
Matematyka zna wiele takich „przypadków”.
I nie wchodząc zbyt głęboko w teorię, tę która jest mi naj-
bardziej bliska, w teorię liczb i algebrę, sięgnijmy do czasów Euklidesa i liczb wymiernych, a konkretnie do „przypadku”
To jest trudny temat, temat rzeka. Filozofią
ich odkrycia.
kiedyś zajmowali się zwykli ludzie. Wszyscy,
Czy można to potraktować jako przypadek, czy raczej
i naukowcy, i filozofowie, starali się wytłuma-
konsekwencję konieczności poradzenia sobie w tak prostych
czyć, czym jest przypadek. Przyjmowano na
sprawach jak chociażby mierzenie.
zasadzie dobrej woli, bez zafałszowywania, ale
na bazie tego, co w danym momencie historii
dła, talarów i innych dóbr, po prostu już nie wystarczały.
było wiadomo. Dzisiaj często posługujemy się
Pojęcie liczby wymiernej było dla wielu abstrakcją – zostało
przypadkiem, tylko że ten przypadek bardzo
odkryte i rozpoczęło nową, lepszą już formę radzenia sobie
spowszedniał, wszedł nam już w krew. Kiedyś
z uciążliwościami tamtego życia. Podobnie było z liczbami
udzieliłem wywiadu na temat logicznego my-
niewymiernymi czy zespolonymi.
ślenia i powiedziałem takie zdanie: przeciętny
Dziś, gdybym mógł rozpocząć nowe studia, po moich
człowiek używa procesu myślenia, nie zastana-
latach pracy matematyka, to zacząłbym prawdopodobnie
wiając się nad tym – myśli i jest to tak natural-
filozofię, choć matematyka jest częścią filozofii lub jak chcą
nie zakodowane w nas, że nie zastanawiamy się w ogóle nad tym, że proces ten
inni – filozofia jest częścią matematyki.
Arystoteles poważnie rozważał istnienie Boga, który był
ciągle trwa – nie
wykonawcą świata, W antyku wierzono w wielu różnych
myślimy o tym, że
bogów. Bóg to był ktoś, kto wszystko stworzył, a skoro nie
myślimy. To jest jak oddech, czło-
możemy wszystkiego przewidzieć, bo taka jest główna cecha
wiek oddycha i nie myśli nad tym faktem.
przypadku, to pojawia się tu zaprzeczenie istoty Boga.
Inną kwestią jest to jak myślimy – czy to my-
Powiedział Pan, że każde zdarzenie jest w zasadzie do prze-
ślenie nie jest „zepsute” przez poglądy, politykę,
widzenia. Co zatem z grami. Czy wygraną w lotto da się
podejście do życia.
Liczby naturalne, które wykorzystywano do liczenia by-
wyliczyć?
I podobnie jest z przypadkiem – już Arystote-
les się nim zajmował, a była to cała szkoła filozoficzna, która wiązała zasadę przyczyny i skutku.
Matematycy, uogólniając, raczej nie grają w lotto oraz temu
Tam właściwie nie było miejsca na przypadek.
podobne gry, ale tak – da się to wyliczyć. Wygralibyśmy,
Szukano związków w sytuacji, w której coś się
choć stracilibyśmy pewnie dużo czasu na wypełnianie ku-
zdarzyło, a przypadek był wyłomem z racjonal-
ponów i jeszcze więcej pieniędzy potrzebnych, żeby ten
ności, przerywał ciąg przyczynowo-skutkowy.
milion wygrać.
I ten przypadek, to coś nieracjonalnego, tak
Choć są i ludzie, którzy zakładają prawdopodobieństwo
postrzegany jest do dzisiaj. Ale obecnie przy-
wygranej 1/2 – albo wygram, albo przegram. Niestety, praw-
padek można w jakiś sposób zakwalifikować –
dopodobieństwo wygranej jest niepomiernie małe – i mimo
i matematyka to pięknie rozwiązuje.
to, ten margines prawdopodobieństwa niektórych pociąga.
Przypadek to coś, czego się nie spodziewa-
Włącza się w ludzkiej naturze chęć sprawdzenia, która jest
my – coś, co jest nieokreślone.
silniejsza niż rozsądek.
W dzisiejszych czasach, charakteryzujących
się niespotykanym jak dotąd rozwojem nauki,
Czym zatem jest przypadek w matematyce?
gdzie bez przerwy coś nowego odkrywamy, jest coraz mniej miejsca na przypadki. Czy przypadki są policzalne? tuu
#21
Matematycznie przypadek definiuje się jako zdarzenie o prawdopodobieństwie większym od zera, a mniejszym lub równym jeden. Ale dla przeciętnej istoty żyjącej na ziemi przypadek
prawdopodobieństwo (przypadek) zajścia zdarzenia A jest
nie panuje, to świadomość jego
ilorazem liczby zdarzeń sprzyjających wydarzeniu A do licz-
kruchości i zależności od wielu
by wszystkich zdarzeń. Trochę tak jak w rzucie kostką: wy-
czynników, spowoduje ciągły nie-
rzucenie piątki to przypadek, który można wyliczyć i równy
pokój. Na przykład superwulkan
jest 1/6. Wyciągnięcie asa z talii kart jest równe 4/52 a już
Yellowstone – spekuluje się, że
wyciągnięcie asa pik jest równe 1/52.
lada chwila ma wybuchnąć. Ten
Bardziej matematycznie: prawdopodobieństwo to jest
wulkan wybuchał w swoich dzie-
funkcja określona na zbiorze zdarzeń elementarnych przyj-
jach już wielokrotnie i zawsze mó-
mująca wartości pomiędzy zerem a jeden.
wiono, że to przypadek lub sygnał
Jeśli mówimy, że prawdopodobieństwo jest zerowe, ozna-
od istot, które różnie określano.
cza że „coś” nigdy nie zajdzie. Określając prawdopodobień-
Podobnie było kiedyś w przypad-
stwo o wartości 1, mamy zdarzenie pewne. Zatem przypadek
ku zaćmień słońca.
to zdarzenie mniejsze od 1, a większe od 0.
Matematyka pomaga w przy-
Nasze spotkanie – z punktu widzenia naszej czwórki –
bliżeniu wyliczyć zajście zda-
jest pewnym przypadkiem, ale gdybyśmy zechcieli do tego
rzenia – ażeby coś precyzyjnie
podejść logicznie, matematycznie, to można zobaczyć, że
określić, potrzebne są warun-
pewien ciąg zdarzeń doprowadził do tego, byśmy się tu,
ki brzegowe, czyli dużo danych.
w Ogrodzie Botanicznym, spotkali. Zaistniało bowiem wiele
Obecnie mamy dostęp do coraz
poprzedzających zdarzeń, które poprzedziły nasze spotkanie.
większej liczby danych, które po-
Można oszacować, krok po kroku, jak do tego doszło. Więc
twierdzają, że wulkan wybuch-
tym samym nie jest to zdarzenie, które jest niemożliwe.
nie – jedyna niewiadoma to do-
Zatem jeśli przypadek się zdarzył, to znaczy, że jest możliwy. Czy w takim razie można go w ogóle nazywać przypadkiem?
kładna data tego wydarzenia. Czy będzie miało miejsce za 20, 30 czy 100 lat. Cywilizacja była wielokrotnie niszczo-
Przypadek jest dotąd przypadkiem, aż zrozumiemy, co go poprzedziło, jakie zaistniały związki zdarzeń.
I tak naukowej teorii Wielkiego Wybuchu można w pew-
na, my mamy się za
nym sensie przeciwstawić teorię mówiącą o istnieniu Boga
niezniszczalnych, zarządzają-
stwórcy. Można też brnąć dalej – kto w takim razie stworzył
cych całą planetą, ale widzimy
Boga – to akademickie dyskusje. Już Galileusz powiedział,
też, co się dzieje. To planeta rzą-
że matematyka jest alfabetem, przy pomocy którego Bóg
dzi nami, a my nie jesteśmy w sta-
opisał wszechświat. Wiele otaczających nas zjawisk da się
nie poradzić sobie nawet w przy-
opisać poprzez rachunek różniczkowy, a konkretnie rów-
padku pożarów czy powodzi.
nania różniczkowe i całkowe. Ten rzeczony przypadek trochę zależy od świadomości ludzi. W dawnych czasach, kiedy świadomość była niska (poza ośrodkami naukowymi), te tzw. przypadki zdarzały się bez przerwy, a nawet nazywano je cudami.
Skoro jesteśmy przy katastrofalnych zdarzeniach – co z meteorytami? Jak duże są szanse na to, że po raz kolejny w nas uderzą?
Czym jest więc cud? Jest ich tak dużo, że nie ma możJuż Św. Augustyn powiedział, że cuda nie dzieją się w sprzecz-
liwości, by coś tak olbrzymiego
ności z naturą, ale w sprzeczności z tym, co o naturze wie-
nie uderzyło w końcu w Ziemię.
my. Zatem, im wyższy poziom rozwoju nauki, matematyki,
Jest to tylko kwestia czasu, a od
fizyki, chemii…, tym mniej tych cudów się przydarza. Na-
postępu nauki, technologii zależeć
uka po prostu tłumaczy cuda. Choć coraz częściej słyszę
będzie rodzaj zniszczenia. Może-
powtarzające się stwierdzenia, że lepiej nieraz pozostać
my sobie w zaciszu domowym,
w nieświadomości, nie zagłębiać się w naturę zjawisk. Je-
opierając się na danych, wyliczać,
żeli spojrzymy realnie na świat i życie, przeanalizujemy
kiedy meteoryt uderzy, możemy
w oparciu o naukę zagrożenia, nad którymi póki co ludzkość
rozważać scenariusze oparte na
20 ‒ 21
człowiek, miejsce, myśl
filmach sci-fi dotyczące unieszkodliwienia przybyszów z dalekiej przeszłości i możemy mieć nadzieję, że przetrwamy, a nadzieja jest konieczna do rozwoju nauki. A co z życiem na Ziemi? Dzieło przypadku? Nie odpowiem na to pytanie, ale jestem pewien – nie jesteśmy jedynymi istotami we Wszechświecie. To jest zerowe prawdopodobieństwo – może popełnię błąd, ale patrząc na naszą galaktykę, na ilość galaktyk, wydaje się naprawdę mało prawdopodobne, żebyśmy byli tu sami. Stephen Hawking na krótko przed śmiercią powiedział coś znamiennego – „Nie szukajcie kontaktu z cywilizacjami pozaziemskimi. My jako Ziemia jesteśmy młodą cywilizacją. Każda inna będzie na tyle silna, aby nas zniszczyć, bo może naszą wartość oceniać na nie większą, niż my widzimy w bakteriach”.
Nauka w ostatnich 200-300 latach szybko się rozwinęła,
a rachunek prawdopodobieństwa powoduje, że na przypadek patrzymy w sposób zrozumiały. Potrafimy go okiełznać, choć rzeczywiście są momenty, kiedy nie jesteśmy w stanie uszczegółowić wszystkiego. Upraszczając – jeśli dzięki nauce, matematyce będziemy mieli optymalną ilość danych, to wszystko jesteśmy w stanie obliczyć. Jeszcze niedawno, w kontekście istnienia życia na Ziemi, uważano, że Ziemia jest płaska i podtrzymywana przez żółwie, słonie – symbole długowieczności. Przy średniej długości życia człowieka wówczas (20-30 lat) – żółw, który mógł żyć nawet 200 lat, obejmował nawet 10 ludzkich pokoleń. Rozważano, co się stanie, kiedy jeden żółw czy słoń dopełni swojego życia – i był to problem tamtych żyjących na ziemi ludzi, problem, który można porównać do problemów naszej cywilizacji, choć oczywiście w zupełnie innym wymiarze. Czy kiedyś wyliczymy wszystko? Na żadnym etapie rozwoju umysłu ludzkiego nie jesteśmy w stanie wszystkiego poznać. Gdyby tak było, bylibyśmy absolutem. Pojawiają się problemy, te z kolei są przez naukę badane, rozwiązywane w czasie, a kolejne pytania pojawiają się nieustannie. Podstawową metodą badań od czasów Arystotelesa była indukcja i dedukcja. Punkt po punkcie, metodycznie. W indukcji mówi się o pewnych ogólnych zasadach, wyprowadzając je ze szczególnych, a dedukcja to mówienie o szczegółach w oparciu o ogólne zasady. Metoda ta działa do dziś w wielu dziedzinach. I zawsze też spotykać będziemy się z „przypadkiem”. Jednak im więcej wiemy o prawdopodobieństwie, tym mniej zaskakują nas przypadki i „niemożliwe” zbiegi okoliczności.
Rachunek prawdopodobieństwa i statystykę wykorzystu-
jemy także podczas trwającej dzisiaj pandemii. Wyciągamy tuu
#21
przypadek
wnioski, przewidujemy skutki – trwa to od tysiącleci i będzie nadal, jednak pewne prawdy są niezmienne. Do dziś na wykładach z algebry i teorii liczb studiujemy dowody, któ-
Czy jednak życie, w którym nie ma przypadku i wszystko – jeśli nie zaplanowane, to przewidywalne – pozostanie ciekawe? A co z siłami, które są niedefiniowalne?
re mają 2000 lat, ponieważ tu nic się nie zmieniło. Fakt, że istnieje nieskoń-
Potrzebowałem wielu lat, by zrozumieć,
czona ilość liczb pierwszych mogliby-
o co pytał mnie tybetański mnich – czy
śmy przez kolejne 2-3 godziny opowia-
piekło lub czyściec może być kolej-
dać sobie, jak to wpływa na przypadki.
ną inkarnacją naszego życia? Przypo-
A matematyka to jest taki constans.
mniało mi się to w Kalkucie, podczas
Czy kiedyś wyliczymy wszystko? Na
wycieczki z dostojnym starcem, który
pewno nie, bo to „wszystko” jest rodza-
swoją rikszą zabrał mnie do slumsów.
jem nieskończoności – a tu zdarzają się
Slumsy są jak czyściec czy piekło. Re-
przypadki i żeby je ograniczać, powin-
inkarnacja? Niebo?
niśmy postawić edukację na należytym
Według starego przysłowia „w na-
jej miejscu. Porządna i prawidłowa edu-
turze nic nie ginie”. Obserwując cykle
kacja jest podstawą rozumienia zjawisk.
natury, widzimy, że życie krąży. Świat
Dotyczy wszystkich dziedzin, choćby
jest zbyt skomplikowany, by rozwiąza-
ekologii, gdzie widzimy wielkie luki
nie było proste.
i ignorancję. Szacunek i pokora w do-
I w tym kontekście takie uporząd-
brobycie, w którym radośnie żyjemy
kowane życie, gdzie wszystko jest na
uciekły w niebyt. Edukacja i wynikają-
miejscu, o wszystkim wiemy, możemy
ca z niej odpowiedzialność dotycząca
przewidywać, gdzie prawdopodobień-
planety muszą być obecne i w domu
stwo zdarzenia jest równe 1 – jest po
i w szkole, bo zbrodnia przeciwko pla-
prostu nieciekawe i mam nadzieję, że
necie jest, powinna być, porównywalna
jeszcze długo pozostanie nierealne.
do zbrodni przeciwko człowiekowi.
Wszechświat nieustannie się roz-
A mówiąc o człowieku, dochodzi-
szerza, pojawia się pojęcie nieskończo-
my do sztucznej inteligencji, z jednej
ności, w której to skończone „życie”
strony nieprzypadkowej konsekwen-
naszej planety powinno być dla nas
cji rozwoju cywilizacji, ale także, jak
wszystkich najważniejsze i powinniśmy
sugerują niektórzy badacze, niosącej
tak działać, by przypadki niekorzystne
niebezpieczeństwo stania się jej niewol-
eliminować – a to cały czas jest jeszcze
nikami. Sztuczna inteligencja, nawet ta
w granicach naszych możliwości.
dzisiejsza, jest tak zaawansowana, że wyeliminuje przypadki.
22 ‒ 23
człowiek, miejsce, myśl
Roman Czarnowski, matematyk, wieloletni pracownik UAM, w latach 2012-2020 prodziekan ds. studenckich wydziału matematyki i informatyki UAM, podróżnik, organizator wielu wypraw na daleki wschód (Indie, Bhutan, Nepal, Sumatra, Chiny, Borneo, Malezja), miłośnik gór.
Każdego roku 21 listopada w bazylice Santa Maria della Salute w Wenecji odbywa się uroczysta msza upamiętniająca koniec epidemii dżumy w 1630 roku. Z tego powodu, jako wotum, powstał ten wspaniały barokowy kościół. Wierni od ponad 300 lat modlą się w nim za dusze tych, którzy zmarli, i za zdrowie tych, którzy żyją. 21 listopada w 21 roku XXI wieku zakończy się również 17. Biennale Architektury. Czy jest ono warte mszy, czy raczej powinniśmy dać na mszę w jego intencji?
24 ‒ 25
człowiek, miejsce, myśl
venise vaut bien une messe tekst & foto: Przemysław Jędrowski
1
Myślę o tym na opustosza-
w Giardini, czyli Ogrodach
łym, postcovidowym Campo
Biennale, oraz na terenie we-
San Zaccaria w Wenecji. Jego
neckiego Arsenału. W pierw-
ozdobą jest kościół św. Zacha-
szej oglądamy dwie części wy-
riasza, jedna z najpiękniejszych
stawy głównej i pawilony na-
świątyń Wenecji. Niemal biała,
rodowe, które budowano tam
monochromatyczna, renesan-
od 1895 roku. Arsenał, w prze-
sowa fasada z 1490 roku za-
strzeniach majestatycznych
chwyca rytmem nisz, kolumn,
magazynów, prezentuje kolej-
pilastrów i okien. Doskonała
ne trzy części wystawy i ekspo-
architektura w służbie religij-
zycje państw, które na kultural-
nych idei. W środku szczątki
nej mapie zachodniego świa-
świętego, który był ojcem Jana
ta pojawiły w większości po II
Chrzciciela i mężem św. Elżbie-
wojnie światowej, plus prezen-
ty. A przy okazji wzorem cnót
tację Italii. Zgodnie z deklara-
kapłańskich. To właśnie Zacha-
cją Hashima Sakisa: „Biennale
riaszowi, sędziwemu mężczyź-
w 2021 roku jest motywowa-
nie i mężowi bezpłodnej ko-
ne przez nowy rodzaj proble-
biety, archanioł Gabriel jako pierwszemu
Podobnie jest z Biennale: jego „ciało”
mów, które świat stawia architekturze, ale
zwiastował przyjście na świat syna. Ten
leży w Wenecji, głowa wędruje po świecie,
również przez rodzący się aktywizm mło-
nie uwierzył i za karę oniemiał do czasu
a podziwiają je wszyscy. Tylko jakie cno-
dych architektów i proponowane przez
narodzin dziecka. Mowę odzyskał, gdy
ty prezentuje nam dziś święte Biennale?
zawód architekta radykalne zmiany ma-
zgodnie z wolą Boga, przekazaną przez
O to należałoby zapytać Hashima Sakisa,
jące sprostać tym wyzwaniom. Bardziej
archanioła, nadał mu imię Jan. Dziś bez-
libańskiego architekta i profesora akade-
niż kiedykolwiek architekci spotykają się
głowy korpus św. Zachariasza spoczywa
mickiego, generalnego ideologa imprezy.
z wezwaniem do zaproponowania alter-
w bocznym ołtarzu weneckiego kościoła,
Ale on także zadał pytanie: „Jak będzie-
natywnych rozwiązań”. Wszystko pięknie.
a jego czaszka w bazylice na Lateranie
my żyć razem?” No właśnie: „Jak żyć, pa-
Tylko że takich propozycji praktycznie nie
w Rzymie. Świętość Zachariasza czczą
nie kuratorze?”. Tu i teraz, dodajmy.
znajdziemy na Biennale. Tego roku kró-
kościół katolicki, prawosławny, koptyjski
Zgodnie z utartą praktyką Biennale od-
lują trzy podejścia: abstrakcyjne (plane-
i ormiański.
bywa się w dwóch głównych lokalizacjach:
ta, ekologia), historyczno-formalne (idee
tuu
#21
przypadek
społeczne, palimpsesty architektoniczne)
pompy i poprawności
i futurologiczne (postapokalipsa, życie
społeczno-politycz-
poza Ziemią). Dużo teorii, sztuki, historii,
nej, oczekuję odwagi
analiz i think-thankowania. Bardzo mało
w formułowaniu roz-
praktycznych odpowiedzi, a nawet pod-
wiązań. I samych roz-
powiedzi. A przecież mój ulubiony „Słow-
wiązań właśnie.
nik terminologiczny sztuk pięknych” cier-
Dlatego nie mogę
pliwie tłumaczy, że architektura to „sztuka
oprzeć się wrażeniu, że intelektualiza-
i umiejętność artystycznego kształtowa-
cja tej imprezy to listek figowy środowi-
nia budowli; w szerszym znaczeniu twór-
ska, które nie potrafi, lub nie chce, zająć
cze kształtowanie przestrzeni dla potrzeb
się prawdziwymi wyzwaniami. Nadrzęd-
człowieka (…)”. Kościół św. Zachariasza
nym celem Biennale pozostaje utrzymanie
wypełnia tę misję, a Biennale? No cóż.
własnego znaczenia, przy założeniu, że
Wystawy w Giardini są bardzo ar-
udział w nim stanowi nagrodę samą w so-
tystyczne i w efektowny, wręcz teatral-
bie. To biznesowy model całego Biennale
ny, sposób prezentują koncepcje odpo-
jako konglomeratu imprez zajmujących się
wiadające na wielkie pytanie kuratora.
sztuką, architekturą, teatrem, tańcem i fil-
Te w Arsenale są bardziej problemowe,
mem. Ta formuła ma swoje korzenie w XIX
namacalne i architektonicznie praktycz-
wieku i jego mentalności wystaw świato-
ne. Wszystkie uporządkowane w „pięciu
wych ze strukturą narodowych show. Zu-
skalach”, jak nazwał je Sakis, miały do-
pełnie nie jest przygotowana na archi-
tknąć kluczowych pro-
tektoniczne wyzwania naszych czasów.
blemów współczesno-
Stanowi co najwyżej akademickie ćwicze-
ści. Ale tylko niektóre
nie, które stawia retoryczne pytania i ma-
koncepcje z Arsenału,
kietuje teoretyczne rozwiązania, za wszel-
nomen omen, czytam
ką cenę chcąc utrzymać władzę. Tak jak
jako zbrojenia do nad-
Henryk Burbon, który aby zostać królem
ciągającej wojny o ży-
Francji, raz po raz nawracał się z kal-
cie ludzi w świecie, który tak wytrwale psu-
winizmu na katolicyzm i na odwrót. Na
jemy. Ponieważ od Biennale Architektury
jego obronę dodajmy, że ze swoimi aspi-
powinniśmy wymagać czegoś więcej niż
racjami trafił w jeden z najbardziej burzli-
tylko estetycznie podanych analiz, świa-
wych okresów w historii Europy – czas wo-
domości antropocenu, scenograficznej
jen religijnych. Wychowany jako gorliwy
2
4
26 ‒ 27
człowiek, miejsce, myśl
3
protestant i pretendent do tronu szybko
o różnych kolorach skóry, biedni i nie tyl-
1 Venezia: chiesa di San Zaccaria.
zrozumiał, że żeby osiągnąć cel, a wów-
ko, sadzą rośliny, stawiają place zabaw
Strafforello Gustavo, La patria,
czas oznaczało to również pozostanie
i czynią świat lepszym. Krzepiący, niemal
przy życiu, musi chodzić po bardzo cien-
propagandowy obrazek, podany w for-
kiej linie i sprawnie wykonywać akrobacje.
mie wielkoformatowego wideo i zdjęć. Nie
Jedną z nich był mariaż z piękną Marią de
wiem tylko, dlaczego bohaterowie filmów
Valois, żarliwą katoliczką. W noc ich ślubu,
nie zakładają np. warzywniaka w Port-au-
znanej jako noc św. Bartłomieja, doszło do
-Prince na Haiti. Ta była francuska kolo-
rzezi hugenotów, współwyznawców pana
nia, którą w ostatnich latach dotknęła nie-
młodego, dokonanej przez rodzinę panny
wyobrażalna fala nieszczęść w postaci
młodej i katolicką szlachtę. Henryk cudem
trzęsienia ziemi, huraganów i cyklonów,
przeżył te pokładziny, wyciągnął
systemowa korupcja polityczna
wnioski i przyjął rzymsko-katolic-
a na deser zamach stanu, jak ża-
ki chrzest. A jego słowa wypowie-
den z prezentowanych przykła-
dziane przy tej okazji „Paris vaut
dów potrzebuje mocy kolektyw-
bien une messe” – „Paryż wart
nej pracy. Ponieważ ten biedny
jest mszy” weszły do powszech-
kraj stał się jeszcze bardziej bied-
nego słownika, stając się syno-
geografia dell’Italia. Provincia di Venezia. Unione Tipografico-Editrice, Torino, 1902 2 Arsenał 3 Ekspozycja w pawilonie polskim 4 Ekspozycja w pawilonie francuskim 5 Ekspozycja w pawilonie katalońskim 6 Ekspozycja w pawilonie belgijskim
5
ny. A u genezy jego fatalnej kon-
nimem koniunkturalizmu. Koronę, swoją
dycji leży rachunek za niepodległość, któ-
nagrodę główną, Henryk Burbon odebrał
ry wystawiła mu Francja. Haiti, stając się
w 1593 roku, stając się Henrykiem IV.
małym, ale bogatym, niezależnym pań-
Myślę, że wielu architektów i kuratorów
stwem, w 1804 roku zobowiązało się spła-
obecnych w Wenecji mogłoby sparafra-
cić „straty” Francji. I Haitańczycy kolek-
zować jego frazę, zamieniając Paryż na
tywnie spłacali ten dług przez prawie 150
benzynowe i klasyczne wiejskie rezyden-
Wenecję. Dlatego teraz, dla przykładu,
lat, popadając w coraz większą ruinę.
cje. Całość robi naprawdę imponujące
będę się czepiał dwóch francuskojęzycz-
W Pawilonie Królestwa
wrażenie, a widz czuje się
nych pawilonów narodowych: francuskie-
Belgii można obejrzeć in-
jak Guliwer w krainie Lilipu-
go i belgijskiego.
stalację złożoną z 50 mo-
tów. Dla mnie jednak w tej
Francuzi pokazali siłę pracy kolektyw-
deli budynków, które na co
baśniowej krainie zabrakło
nej na kilku kontynentach, w pozytywny
dzień koegzystują w kra-
imigranckich domów i pło-
i estetyczny sposób sygnalizując koniec
jobrazie tego kraju. To no-
nącego komisariatu policji
postkolonializmu na rzecz wspólnotowości.
woczesne bloki mieszkalne
w Brukseli.
Na filmach i zdjęciach zadowoleni ludzie
i barokowe kościoły, stacje
Pomimo wszystko ja również jestem przywiązany do idei Biennale (i tawerny
6
na Campo San Zaccaria). Doceniam wartość inkubatora pomysłów i kreacji, jaką stanowi to spotkanie. Jeśli jednak stawia ono ważne pytania, winno też udzielać takich odpowiedzi. A sposób ich podania powinien być adekwatny do globalnej skali i znaczenia imprezy. Dlatego być może Biennale nie musi odbywać się już wcale. Jego idee mogłyby zastąpić architektoniczne interwencje w obozach dla imigrantów na Lampedusie lub slumsach New Delhi. A jedynym zadaniem takiego „Biennale bez granic” niech będzie
Przemysław Jędrowski, z wykształcenia technik leśnik i historyk sztuki.
rozwiązywanie problemów ludzi w potrze-
Miłośnik słowa. Komercyjnie tworzy komunikacje marek i jeszcze więcej o nich
bie. Tak jak poucza słownik.
mówi. Komentuje sztukę nowoczesną i dawną. Czyta dużo i różnie. A najchętniej żegluje jak najdalej, nie mówiąc nic. tuu
#21
przypadek
#worldofkreon
kreon – światło bez przypadków bartek@kreon.com
tekst: Julita Mańczak ilustracja: Dorota Piechocińska
przygotowani, otwarci, wyczuleni
O ile nam wiadomo, natura nie kieruje się subiektywnymi kategoriami podobania się lub nie. Z genowego zestawu klocków tworzy natomiast wszystkie dostępne jej warianty. A gdyby tak i w sztuce wycofać intencje twórcy, usunąć jego osobiste preferencje i zbliżyć się do sposobu, w jaki działa natura? Takie założenie powziął kompozytor John Cage. Opuścił główny nurt i wyprowadził muzykę na szerokie wody oceanu możliwości. Według Yoko Ono historię zachodniej muzyki należałoby podzielić na tę przed Cage’em i tę po nim (B.C. – Before Cage i A.C. – After Cage). Lou Reed zapytany o to, co przekazuje nam muzyka Cage’a, odpowiedział: „Everything is music” (Wszystko jest muzyką). O tym niezwykłym artyście rozma-
wiamy z dr Małgorzatą Pawłowską, teoretyczką muzyki, zastępcą dyrektora Instytutu Kompozycji i Teorii Muzyki w poznańskiej Akademii Muzycznej. Gdy zapytamy Google, czym jest
z niedookreśleniem obsady – nie wie-
muzyka, pierwsza odpowiedź będzie
my, na jaki instrument czy też zestaw
brzmiała: sztuka organizacji struktur
instrumentów dzieło jest przeznaczone.
dźwiękowych w czasie. Organizacja,
Dziś z powodzeniem grają je i klawe-
czyli porządek. Gdzie tutaj miejsce
syniści, i pianiści, i kwartety smyczko-
dla przypadku i dla Johna Cage’a?
we, zatem efekt za każdym razem jest inny. Podsumowując, mamy przed Ca-
Oczywiście muzykę często postrzega
ge’em dozę przypadkowości w muzyce,
się jako uporządkowany system, ale
ale zdecydowanie to on usankcjonował
na pewno intuicyjnie zauważasz też,
w niej znaczenie przypadku i podniósł
że już na długo przed pojawieniem
jego rangę.
się Cage’a istniała w tej sztuce pewna doza swobody. W baroku np. był
Co sprawiło, że na początku XX
to bas cyfrowany – ostateczny efekt
wieku przyszła pora na pojawienie się
zależał od tego, kto go odczytywał,
kogoś tak odmiennego jak Cage?
improwizacyjnie uzupełniał i interpretował, tzn. jakie konkretne dźwię-
Choć jest to rozmowa o przypadku,
ki i w jakich układach podłożył pod
przewrotnie powiem, że nie ma przy-
zapisane cyfry. W muzyce kolejnych
padku w tym, że John Cage pojawił się
epok mamy fermaty czy określenia ta-
właśnie wtedy. Niebagatelne znaczenie
kie jak ad libitum czy rubato, które
ma to, co działo się na początku XX
w pewnej mierze oddają inicjatywę
wieku. W szerszym kontekście mam
wykonawcy. Są także wirtuozowskie
na myśli sprawy dziejowe – obie wojny
kadencje, które z jednej strony były
światowe, ogrom ludzkiego cierpienia
popisem umiejętności technicznych
i dowód na kruchość istnienia.Twórcy
grającego, z drugiej – zaskoczeniem
w różnoraki sposób ustosunkowywa-
dla słuchaczy. Z zasady zawierały więc
li się do otaczającej ich rzeczywisto-
w sobie pierwiastek czegoś niespodzie-
ści, trzeba było sobie w różny spo-
wanego. Z kolei w Die Kunst der Fuge
sób radzić z tak dramatycznymi oko-
(Sztuka fugi) Bacha mamy do czynienia
licznościami. Stąd w dwudziestoleciu
międzywojennym mamy do czynienia
prawda odwróci się w swej późniejszej
z silnymi tendencjami klasycyzujący-
twórczości) i słyszy dość druzgocącą
mi, np. wśród muzyków francuskich,
diagnozę – nigdy nie będzie kompozy-
którym zależało na tym, aby ich twór-
torem, bo zupełnie nie ma poczucia har-
czość była zrozumiała dla zwykłego
monii, a przecież to ono jest podstawą
człowieka, by podnosiła na duchu tych,
pisania muzyki. Schönberg stwierdza,
którzy ponieśli w trakcie wojen naj-
że Cage prędzej czy później dojdzie
większe straty. Z drugiej strony mamy
do muru, którego nie będzie w stanie
też twórczość silnie umocowaną po-
przeskoczyć. Młody adept sztuki kom-
litycznie, w ZSRR, Niemczech i we
pozytorskiej odpowiada, że w takim ra-
Włoszech. Jednocześnie rodzą się idee
zie całe życie poświęci na to, aby walić
muzyki nowej, postępowej. Pojawia się
głową w ten mur, aż go nie przebije.
dodekafonia, czyli bardzo silnie zintelektualizowana, matematyczna wręcz
Trzeba było mieć naprawdę sporo
technika kompozytorska, następnie se-
determinacji, żeby sprzeciwić się ta-
rializm. Do tego wszystkiego zaczynają
kiemu mistrzowi jak Schönberg. Być
się rozmowy na temat granic swobo-
może to inne powietrze Nowego Świa-
dy twórczej: na ile kompozytor może
ta dało Cage’owi przestrzeń i siłę do
sobie pozwolić, co powinien zapisać
poszukiwania własnej drogi?
w partyturze, a co pozostawić losowi. Pojawiają się Międzynarodowe Letnie
Fakt, że Cage urodził się w Ameryce
Kursy Nowej Muzyki w Darmstadcie,
i mógł zdystansować się od dziedzic-
uważał za burzyciela. Wymyślił alterna-
powoływane są liczne festiwale muzyki
twa europejskiego, na pewno miał nie-
tywę dla zastanych form, dla tego, jak
współczesnej. Mobilność ludzi, otwar-
bagatelne znaczenie. Jego amerykańscy
myśleć o współbrzmieniach, wreszcie
tość umysłów na nowe pomysły i do-
poprzednicy w pewnym sensie utoro-
do tego, jak pojmować płynący w mu-
stęp do informacji tworzą otoczenie
wali mu drogę. Charles Ives w Holiday
zyce czas. Tą alternatywą była swo-
idealne do wyłonienia się takiej indy-
Symphony obok orkiestry symfonicz-
boda. Prof. Zbigniew Skowron w jed-
widualności jak Cage.
nej wprowadził dodatkowy zespół, któ-
nym z udzielonych wywiadów świetnie
ry niezależnie grał melodie popularne.
określił, jakie elementy Cage przeciw-
Uczy się on u Arnolda Schönberga, po-
Henry Cowell w trzecim kwartecie ka-
stawił temu, co znamy z europejskiej
znaje jego dodekafonię (od której co
zał muzykom zebrać zaproponowane
tradycji muzycznej. Na jednym biegu-
przez siebie części i dowolnie je ułożyć.
nie mamy klasycznie zdeterminowaną
Obaj kompozytorzy stosowali klastery –
formę, a na drugim Cage zaproponował
bogate wielodźwięki grane np. na for-
coś, co zależy wyłącznie od przypadku.
tepianie przez naciskanie na klawiaturę
Kiedy mówimy o harmonice, o tym, jak
przedramieniem.
nawarstwiać współbrzmienia na siebie – Cage zachęcał, abyśmy przyjrzeli się
Warto również wspomnieć o tym, że
dźwiękowi i temu, jak swobodnie prze-
Cage artystycznie dorastał w Black
pływa w czasie.
Mountain College. W latach 40. i 50. był to ośrodek, w którym zebrało się
Takie nastawienie przypomina mi
kilka awangardowo myślących autory-
medytacyjne praktyki wschodnich
tetów. Tam Cage mógł zacząć się za-
kultur.
stanawiać nad tym, czym jest sztuka
tuu
#21
w ogóle, czym jest muzyka, jaka jest jej
Zgadza się. Koncepcje filozoficzno-reli-
wartość, co ma prezentować. Te pytania
gijne Wschodu bardzo mocno wpłynęły
zadawał sam sobie i wszystkim tym,
na to, jak Cage myślał o sztuce w ogóle.
z którymi obcował. Ostatecznie po-
Zresztą w myśli wschodniej otwartość
stanowił zaproponować coś, co my po
na działanie przypadku i poddawanie
latach oceniamy jako rewolucyjne, ale
się losowi są bardzo istotne. Cage wyko-
warto pamiętać, że Cage sam siebie nie
rzystywał w procesie kompozytorskim
przypadek
starożytną chińską Księgę przemian
kilka miesięcy będziemy słuchać ko-
uatrakcyjnić i urozmaicić proponowa-
I Ching. Pisząc utwór Music of Chan-
lejnej edycji Konkursu Chopinowskie-
ną muzykę. Szukał więc sposobu, aby
ges, rzucał monetą i zaglądał do tegoż
go i może przyda się wówczas to Ca-
fortepian brzmiał inaczej – na strunach
tekstu, oddając losowi decyzje doty-
ge’owskie nastawienie – w chwilach,
zaczął umieszczać m.in. śrubki, gwoź-
czące dynamiki czy długości trwania
gdy podczas przesłuchań, pomiędzy
dzie, drewno, filc, talerzyki deserowe.
dźwięków. Myśl wschodnia i buddyzm
utworami jak zwykle na widowni roz-
Prosty pomysł doprowadził do tego,
zen są silnie obecne w jego twórczości.
pocznie się koncert kaszlu. Cage byłby
że ta metoda – preparacja fortepianu
Był także zafascynowany hinduskimi
z niego niezwykle zadowolony, zapew-
– stosowana jest przez kompozytorów
ragami, które określają melodię, i ta-
ne czekałby nawet na takie interwencje,
na całym świecie po dziś dzień.
lami – strukturami rytmicznymi, które
które większość z nas oburzają i irytują.
nam wydają się skomplikowane, a dla
Był człowiekiem niezwykle otwartym
Hindusów są jasne i zrozumiałe. Na
na naturę i procesy w niej zachodzące,
nym inne idee Cage’a również zna-
Zachodzie dorastamy w otoczeniu mu-
co ciekawe, był nie tylko kompozyto-
lazły kontynuatorów? Czy jego my-
zyki utrzymanej w systemie dur-moll,
rem, ale i mykologiem z zamiłowania.
ślenie o muzyce jest aktualne także
dlatego dla Europejczyków te wschod-
współcześnie?
nie struktury melodyczno-rytmiczne
brzmią nie tyle egzotycznie, co często
niezwykła sieć połączeń na Ziemi.
A grzybnia to przecież najbardziej
nawet chaotycznie – gubimy się w nich, tracimy grunt pod nogami.
Czy poza fortepianem preparowa-
Wraz z Cage’em pojawił się szereg kompozytorów amerykańskich podą-
Otóż to. Wszystkie te kwestie sprawiły,
żających wytyczoną przez niego ścież-
że jego rozumienie dzieła muzycznego
ką, m.in. David Tudor, Morton Feldman
Bo lubimy nad wszystkim panować,
wykraczało daleko poza ówczesne for-
czy Earle Brown. Również wielu eu-
utemperować, wygładzić. W książce
my, a samą muzykę przybliżał do życia.
ropejskich twórców zainspirowało się
jego twórczością, np. Karlheinz Stock-
Lud z grenlandzkiej wyspy Ilona Wiśniewska wspomina rozmowę na te-
Jaki był w takim razie odbiór tych
mat tego, co Grenlandczyków śmieszy
„eksperymentów” Cage’a?
z wykładów Cage’a w Darmstadcie. Tak się złożyło, że właśnie wtedy Cage po-
w Europejczykach. Otóż najbardziej bawi ich nasza powaga i przekona-
Reakcje na jego twórczość się zmienia-
nie, że mamy wszystko pod kontrolą.
ły. Kiedy pisał swoje pierwsze, jak to
Czy muzyka, którą proponował Cage,
ujęłaś, eksperymentalne utwory, wielu
miała za zadanie wytrącać nas z tego
łapało się za głowę i pytało, w jakim
przekonania?
celu to robi. W muzyce tak wiele zostało już wypowiedziane, po co więc
Na pewno była to jedna z jego inten-
coś tak „niemuzycznego” prezentować
cji, a zarówno jego kompozycje, jak
jako dzieło sztuki. Ale było też wielu
i utwory jego poprzedników szokowa-
ludzi, którzy rozumieli tę twórczość
ły publikę, wprawiały ją w zakłopota-
i tłumnie się gromadzili, aby posłu-
nie. Na co dzień, w trakcie zajęć widzę,
chać utworu, w którym krążący po sali
jak studenci Akademii Muzycznej bo-
wykonawcy włączają radioodbiorniki
rykają się z odbiorem chociażby kom-
na przypadkowe częstotliwości. Ludzie
pozycji ćwierćtonowych wspomnianego
cieszyli się na nowe pomysły Cage’a.
już Charlesa Ivesa. Z kolei Cage poj-
Niebywałą karierę zrobił jego fortepian
mował jako muzykę wszystkie dźwię-
preparowany. Cage zaproponował, aby
ki, które nas otaczają, dla niego nie
pomiędzy struny fortepianu wkładać
istniał podział na dźwięki muzyczne
różne obiekty i dzięki temu wydoby-
i niemuzyczne. Zadał kiedyś ciekawe
wać niespodziewane efekty dźwięko-
i przewrotne pytanie: czy bardziej mu-
we. Sam fakt, że artysta wpadł na ten
zycznym brzmieniem jest dźwięk cię-
pomysł, był dziełem przypadku. W la-
żarówki przejeżdżającej obok fabryki
tach 30. pracował w Seattle, w Cornish
czy obok szkoły muzycznej? Według
School, gdzie akompaniował grupie
Cage’a wszystko jest muzyką, wynika
tancerzy. Na scenie nie było miejsca
ona z rzeczywistości, z otoczenia. Za
na nic poza fortepianem, a Cage chciał
32 ‒ 33
hausen, który pojawił się na jednym
człowiek, miejsce, myśl
stanowił odpowiadać na pytania z sali
zestawem przypadkowych odpowiedzi.
To bardzo zainspirowało Stockhausena
Cage’a jest utwór 4’33’’ składający się
do pisania utworów, w których przypa-
z samych pauz. Przez cały czas jego
dek gra istotną rolę. Świetnym przykła-
trwania wykonawca lub wykonawcy
dem jest jego Klavierstücke XI, gdzie
nie wydobywają z instrumentu żad-
rozsypał na wielkiej kartce 19 krót-
nego dźwięku. Tego rodzaju twórczość
kich fragmentów muzycznych – grup
przywodzi na myśl bardziej perfor-
dźwiękowych i zaproponował, aby to
mance niż muzykę klasyczną. Do cze-
pianista zdecydował, jak te grupy re-
go kompozytor chce nas zaprosić w ten
alizować. Pianista wchodzi na estra-
sposób?
Jednym z najbardziej znanych dzieł
dę, dowolnie wybiera pierwszą grupę, dowolnie również ją interpretuje pod
Cage sadza pianistę przy fortepianie
względem tempa, dynamiki i artyku-
i dokładnie oznacza, przez ile sekund
lacji. Na końcu tego fragmentu odczytuje w partyturze tempo, dynamikę i artykulację następnęj cząstki, ale sam decyduje, która nią będzie. Jeśli jego wzrok po raz drugi trafi na cząstkę, którą już zagrał, musi ją zaprezentować w nieco inny sposób, np. zagrać o oktawę wyżej, a jeżeli trafi na nią po raz trzeci, utwór się
ma on grać dosłownie „nic”. Tym sa-
odpowiedzialność za interpretację dzie-
automatycznie kończy. Jak-
mym zmusza nas do przyjrzenia się
ła muzycznego na odbiorcę. Naszym
by tego było mało, pianista
dźwiękom, które nas otaczają. Poka-
zadaniem jest słuchanie dźwięków,
może skończyć utwór w do-
zuje, że w świecie, w którym żyjemy,
przyglądanie się im, obserwowanie, jak
wolnym momencie. Utwór
nie ma ciszy. Nawet w wytłumionej ko-
przebiegają w czasie. W poprzednich
może trwać równie dobrze
morze będziemy słyszeć dźwięki, któ-
epokach celem kompozytorów była
10 minut lub 10 sekund,
re wydaje nasze ciało, a co dopiero
głównie autoekspresja, pokazanie przez
a każde z wykonań będzie
w ustalonej sytuacji koncertowej, gdy
muzykę samego siebie czy zobrazo-
tak samo uprawnione.
zbiera się wielu ludzi, słychać szmery,
wanie zjawisk pozamuzycznych. Cage,
pochrząkiwania, szepty. Na prowadzo-
pozostawiając tak wiele przypadkowi,
Widać w tym przykładzie,
nych przeze mnie zajęciach z kultury
rezygnuje z artystycznego ego. Jego mu-
jak ogromna rola przypada
muzycznej XX i XXI wieku prezentuję
zyka jest, bo po prostu może być.
wykonawcy – to jedna z waż-
co roku 4’33’’ i zdarzało się już niejed-
niejszych cech wynikających
nokrotnie, że przypadkowo np. portier
z aleatoryzmu. Wprowadza
wszedł do sali, żeby zapytać, czy działa
atorzy myśli Cage’a?
on przypadkowość na dwóch
klimatyzacja, ktoś kichnął, za oknem
znaczących poziomach – samego pro-
przejechała karetka. Cage otwiera nas
Oczywiście, mamy twórców korzystają-
cesu komponowania, ale także otwiera
tym utworem na przypadek, ale pamię-
cych ze zdobyczy aleatoryzmu, jak np.
nowy świat przed wykonawcami, po-
tajmy, że wielu ludzi zna już tę kompo-
Kazimierz Sikorski czy Krzysztof Pen-
zwala im na swobodę interpretacji.
zycję i idąc na koncert, nie tyle spodzie-
derecki, który w partyturze umieszczał
wają się czegoś przypadkowego – wręcz
chociażby zaczernione trójkąty, mówiąc
Jeszcze jedna ciekawa kwestia: rozma-
na te spontaniczne zdarzenia czekają,
tym samym wykonawcy: zagraj najwyż-
wiamy już dość długo, a zauważ, że
jest to więc coś w rodzaju ustalonego
szy dźwięk, jaki możesz. Najwyższy,
ten termin: aleatoryzm – pojawia się
oczekiwania przypadku.
czyli jaki? We Fluorescencjach z kolei
dopiero teraz. Nic dziwnego, sam Cage
Czy w Polsce znaleźli się kontynu-
zapisał szerokie i wąskie pasy z góry
nie używał go w odniesieniu do swojej
Wracając do twojego pytania, sądzę,
na dół, które oznaczały odpowiednio
twórczości.
że Cage tym sposobem chce przenieść
klastery półtonowe i całotonowe. Jeżeli
tuu
#21
przypadek
gra je zespół instrumentalistów, to za
ją na słuchaczy. Co dokładnie miałaś
programy filharmonii. Z drugiej strony
każdym razem pojawi się inny zestaw
na myśli?
istnieje też wiele wydarzeń, festiwali, gdzie znajdziemy kompozycje twórców
dźwięków. Ta odpowiedzialność polega na tym, że
eksperymentujących z użyciem przy-
Bardzo ciekawą rzecz zaproponował
to my podejmujemy decyzję, czy chce-
padku. W Polsce mamy np. Warszawską
Witold Lutosławski w postaci aleato-
my przygotować się do odbioru takie-
Jesień, Poznańską Wiosnę Muzyczną,
ryzmu kontrolowanego, co jest pew-
go utworu. Jeżeli zdecyduję, że zechcę
festiwale Musica Polonica Nova czy
nym ewenementem. Z jednej strony
zrozumieć kompozytora i jego zamiary,
Sacrum Profanum. Ci, którzy są zain-
kompozytor mówi: są obszary dzie-
dopiero wówczas staję się świadomym
teresowani taką twórczością – a jest ich
ła muzycznego, które chcę mieć pod
słuchaczem, lecz wielu ludzi poprze-
zdecydowanie mniej niż melomanów
pełną kontrolą, ale są i takie, które
staje na odbiorze powierzchownym –
opierających swoją miłość do muzy-
oddaję losowi. Lutosławski wprowa-
czerpało i wciąż czerpie przyjemność ze
ki na utworach powstałych przed XX
dził fragmenty aleatoryczne np. pod
słuchania utworów, o których nie wie
wiekiem, ewentualnie w jego pierwszej
względem prędkości wykonania partii.
zupełnie nic. Wynika to z uwarunko-
połowie – łatwo znajdą miejsca, gdzie
To zupełnie nowe podejście do kształ-
wań ludzkiej psychiki – w muzyce eu-
mogą słuchać najnowszej twórczości.
towania gry zespołowej – muzycy grają,
ropejskiej mamy napięcia, odprężenia,
Sam fakt, że za muzykę współczesną
nie oglądając się na swoich partnerów,
kadencje, kulminacje; istnieje przede
uznajemy utwory powstałe sto lat temu,
intepretują dźwięki dłużej lub krócej,
wszystkim powtarzalność struktur me-
już wiele mówi.
niż zapisano je w partyturze. Efekt
lodyczno-rytmicznych czy harmonicz-
końcowy daleki jest jednak od chaosu.
nych, a przecież dobrze wiemy, że po-
Czy to dlatego, że jest trudniejsza
Lutosławski cały czas stosuje blisko
doba się nam to, co znamy. A znamy
w odbiorze?
siebie wszystkich 12 wysokości dźwię-
to, co już kiedyś – bardziej lub mniej
ków, więc koloryt brzmieniowy jest
świadomie – usłyszeliśmy. Jesteśmy
Jest po prostu inna. Jak każda muzyka
zachowany, obojętnie, w jakim tempie
wychowani do odbioru takich właśnie
wymaga zrozumienia procesów w niej
dany fragment jest grany. To niezwykle
struktur. Przyzwolenie na przypadek
zachodzących, ale równocześnie odej-
interesujące podejście.
w muzyce współczesnej powoduje, że
ścia od brzmień, do których jesteśmy
musimy być przygotowani na coś, czego
przyzwyczajeni, od systemu równo-
Trochę jakby negocjował ze świa-
nie znamy, otwarci i wyczuleni na to,
miernie temperowanego, od dobrze
tem rozumiejąc, że nie wszystko może
czego słuchamy.
znanego podziału na dur i moll oraz jasno ukształtowanych melodii – trzeba
mieć pod kontrolą, ale jednak zachowując dozę tej kontroli tylko dla sie-
Sądzisz, że dzisiejszy słuchacz chce
wówczas nakłonić mózg do wysiłku, bo
bie. Czy to był złoty środek między
tej odpowiedzialności i jest skłonny
ten, sam z siebie, lubi i woli wszystko,
totalną kontrolą a całkowitym jej od-
wykonać wysiłek przed odbiorem wy-
co już zna. Nie odważę się odpowie-
puszczeniem?
branego dzieła muzycznego? Czy przy-
dzieć na pytanie, czy słuchanie nowej
padkiem (nomen omen) nie wolimy
muzyki jest bardziej satysfakcjonujące
Sądzę, że u Lutosławskiego była to nie
przy muzyce się zrelaksować, ode-
w porównaniu z odbiorem tej wcze-
tylko negocjacja ze światem, ale i ne-
tchnąć, a nie ciężko się napracować?
śniejszej, bo myślę, że to kwestia bar-
gocjacja z samym sobą. Był niezwykle
Czy w ogóle potrzebujemy muzycz-
dzo subiektywna, ale mogę z własnego
skrupulatnym człowiekiem – i w pracy
nych eksperymentów?
doświadczenia stwierdzić, że im więcej
kompozytorskiej, i w notowaniu swoich
się jej słucha, tym więcej daje to satys-
dzieł. Fakt, że zainspirowany wszyst-
Muzyka danej epoki, jakkolwiek byłaby
fakcji. Naszym zadaniem jest po prostu
kim, co działo się w muzyce wokół
w tym czasie niezrozumiana, jest po-
lub aż – słuchanie.
niego, zdecydował się na dopuszcze-
trzebna, bo stanowi odzwierciedlenie
nie przypadku w swojej twórczości na
rozumienia rzeczywistości przez arty-
pewno poszerzył jego artystyczne ho-
stów, jest wynikiem procesów, które
ryzonty i zadziałał uwalniająco.
zachodziły wcześniej. Muzyka, o której rozmawiamy, jest dziś tworzona i wy-
Wspomniałaś, że tego rodzaju po-
konywana na całym świecie, ale nie
dejście do muzyki rozprasza nieco od-
trafia do szerokich kręgów, co widać
powiedzialność kompozytora, cedując
chociażby po tym, jak konstruowane są
34 ‒ 35
człowiek, miejsce, myśl
Małgorzata Pawłowska, z wykształcenia
rok później (Maeterlinck/Astriab/„Ślepcy”.
teoretyk muzyki, edytor, filolog duński. Pracownik
Od dramatu literackiego do dzieła operowego).
naukowy poznańskiej Akademii Muzycznej, od
W kręgu jej zainteresowań szczególne miejsce
roku 2019 zastępca dyrektora Instytutu Kompozycji
zajmują muzyka polska XX wieku oraz badania
i Teorii Muzyki, pracuje również jako redaktor
nad życiem i twórczością kompozytorów poznań-
w uczelnianym Wydawnictwie, redaktor współpra-
skich. Jest prelegentem wielu koncertów (m.in.
cujący w Wydawnictwie Naukowym Uniwersytetu
Filharmonia Poznańska, Teatr Wielki w Poznaniu,
im. A. Mickiewicza oraz korektor współpracujący
festiwale Warszawska Jesień, Poznańska Wiosna
w Polskim Wydawnictwie Muzycznym w Krakowie.
Muzyczna), jednym z głównych twórców Grand
W 2017 roku jako pierwsza w stuletniej historii
Prix Polskiej Chóralistyki im. Stefana Stuligrosza,
poznańskiej Akademii Muzycznej z wyróżnieniem
a także organizatorem lub współorganizatorem
obroniła pracę doktorską, która została wydana
wielu przedsięwzięć muzycznych.
tuu
#21
przypadek
Wszystkiego mam dwie małe marchewki, cebulę, pietruszkę i ziemniak. Resztę
plecakowych zapasów, o ile kiedykolwiek można było to nazwać zapasami, zjadłem rano. Cały dzień słońce prażyło niemiłosiernie, a powietrze stawało się coraz gęstsze i już od południa można było odnieść wrażenie, że na coś się
zbiera. Po drodze wypiłem całą wodę, chociaż i tej z racji upału wydawało się
niewiele, dlatego na noc zatrzymuję się nad rzeką. I właśnie tam, nad rzeką, nieuchronnie materializuje się nadmiar dnia, coraz wyraźniej mrucząc burzą z ciemnych chmur nad wschodnim horyzontem.
Byłoby najłatwiej gdybym zjadł marchewki, cebulę i pietruszkę na zimno,
pozostawiając roztropnie jedynie ziemniak. Jednak pomruki burzy, zapowia-
dające nocne zbieranie wody z podłogi cieknącego jak sito namiotu, każą mi zrobić posiłek ciepły. Dlatego wyciągam breżniewkę, benzynową kuchenkę
cudem zdobytą spod lady, i nalewam do aluminiowego garnka rzecznej wody. Kroję cenne warzywa, wrzucam do naczynia i podpalam benzynę. I czekam.
Moje breżniewka, a pewnie i każda inna, ma tę przypadłość, że rozgrzana
nadmiernie otwiera zawór bezpieczeństwa i uwalnia zgnieciony ciśnieniem
nadmiar benzyny, który potrafi zapalić się w metrową, ognistą pochodnię. Tak też dzieje się i tym razem, trochę z mojej nieuwagi, a trochę ze zbyt du-
żego pośpiechu w gotowaniu. Na niespodziewany ogień patrzę przez chwilę zauroczony, a potem gaszę płomienie i zaglądam do garnka.
Wygląda na to, że jednak uda mi się coś ciepłego zjeść, chociaż zupa, którą
mam przed sobą, nie powstała według żadnego przepisu i nie ma w sobie
żadnej kucharskiej intencji, a jedynie znalezione warzywa, wodę płynącą
akurat w rzece i szczyptę pośpiechu, która ognistą pochodnią dała znak, że posiłek jest gotowy. A nawet jeśli gotowy nie jest, to inny już nie będzie.
36 ‒ 37
człowiek, miejsce, myśl
tekst & foto: Jędrzej Tęczyński
Obejmuję ciepły garnek i widzę zawieszoną w wodzie kostkę marchewki i opadający pomału na dno kawałek cebuli. Ten posiłek jest teraz dla mnie
całym światem. Z jednej strony straszy niedostatkiem, z drugiej jednak jest
jedynym ukojeniem przed nadchodzącymi godzinami niespokojnej nocy. Czy tak właśnie czuł się trzynaście miliardów lat temu Wielki Ktoś patrzący na
maleńką Osobliwość, którą z powodu jakiegoś Wielkiego Nadmiaru musiał
uwolnić i pozwolić jej żyć swoim własnym życiem? A ona zachłysnęła się
daną wolnością, a zachłysnęła tak mocno, że w ułamku sekundy z drobiny stała się Wszechświatem. I czy oprócz czasu, światła i materii narodził się wtedy przypadek? A może właśnie ów przypadek, jako rzecz jedyna, był
już w Osobliwości i nie trzeba było Nikogo, aby Osobliwość ożywić? Bo
może wystarczy czekać, by wyczekać wszystko. Bo może wystarczy czekać, by doczekać się życia.
Burzowe chmury nie zasłoniły jeszcze całego nieba. Podnoszę głowę i widzę zawieszone w czerni tlące się gwiazdy. Widzę wielkich wędrowców przemie-
rzających samotność, powstałych z drobiny i dążących ostatecznie w nicość. A może dawno już skończyli swą podróż, a ja patrzę jedynie na ich wspomnienie, niczym na pamięć o kimś bliskim zaklętą w zapalonej świeczce.
Pierwsze krople deszczu spadają na spragnioną ziemię kiedy chowam ple-
cak do namiotu. Padają rzadko i chaotycznie. Jednak już po chwili jest ich tak dużo, że kroplowy chaos przeradza się w zasadę, która nakazuje mo-
jemu namiotowi podczas deszczu przeciekać, tworząc na jego podłodze
błyszczące w świetle błyskawic kałuże. Kałuże dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałem, gotując zupę.
I dokładnie takie, jakbym ich sobie nie wyobrażał nigdy.
tuu
#21
przypadek
tekst & ilustracje: Katarzyna Mularczyk
Niktosia
Niebycka
40 ‒ 41
człowiek, miejsce, myśl
Nie omijam smutku Nie omijam smutku ryzykuję wszystko bo świadomość zmienia tylko to co prawdą wychodzącą z głębi daje nam tu szansę na stany olśnienia Gdy przychodzi spokój cisza równoważy aktywnych biegunów te odwieczne siły a ja wszystkie zmienne stanów w stany zjednoczone odmieniam by były.
tuu
#21
przypadek
Lokator iluzji Zawieszam się w czasie i prywatnej przestrzeni Czekam i patrzę na to, co się zmieni Wysłuchuję i wyczuwam jak w pojęciu pachnie bzdura I jak słowem rzeźbię przestrzeń własnych myśli samych przez się Albo całkiem po przekątnej na wznak płynę w morzu wspomnień od złych myśli oddalona prenatalnie uniesiona Patrzę sobie wokół w głąb i się dziwię, co? i skąd? I jak cudnie się uzupełnia jakiś brak i jakaś pełnia.
42 ‒ 43
człowiek, miejsce, myśl
tuu
#21
przypadek
Niktosią Niebycką bywam jestem w niebyciu bytem iluzją rzuconą w czasu otchłani ogromnie małego istnienia zaszczytem Chcę najpiękniej móc dziękować że wciąż umiem abdykować i przechodzić spolegliwie z chwili w chwilę dość wnikliwie Dlatego z czystością sumienia powody istnienia przez przypadki koniunkcją biegunów wszystkiego odmieniam.
Katarzyna Mularczyk jestem absolwentką Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu maluję, rysuję, grafizuję i piszę pracuję jako nauczyciel i arteterapeuta
44 ‒ 45
człowiek, miejsce, myśl
THE HAPPY FOR NO REASON PROGRAM BY MARCI SHIMOFF
PROJEKT SZCZĘŚCIE
7- TYGODNIOWY WARSZTAT ONLINE DLA KOBIET ODKRYJ WEWNĘTRZNĄ MOC I SZCZĘŚCIE BEZ POWODU
START 20.10.2021
ANABRODZIAK.COM CERTYFIKOWANY TRENER HAPPY FOR NO REASON
opowieść Ewy Łowżył o innych możliwościach życia w mieście
trend: krok w tył
tekst: Światosława Sadowska foto: Oni Studio projekt architektoniczny: wiercinski-studio
Ziemia Obiecana
z miejscowymi radnymi osiedlowymi pozy-
Potrzebowaliśmy radykalnej zmiany, nowego wyzwania, ale
skaliśmy grant na zrewitalizowane ogrodu
i większego kontaktu z naturą, miejsca, które pozwoli odpo-
i wybudowanie małego pawilonu świetlicy
cząć od dotychczasowego stylu życia zawodowego. Czuliśmy
osiedlowej. Zaczęliśmy działać. Okazało
zmęczenie wiecznymi interakcjami z ludźmi, mieliśmy też dość
się, że pojawia się coraz więcej pomy-
Jeżyc. To dzielnica lubiana przez młodzież, hipsterów, a my
słów, nowych wątków, projektów dedy-
potrzebowaliśmy raczej „zielonego sanatorium”. Dodatkowo
kowanych temu miejscu, częściej trzeba
zamysł nowego projektu zbiegł się w czasie ze zdrowotnymi
bywać – niejednokrotnie od rana do nocy.
zawirowaniami. Zbyszek został zmuszony do tego, by się zde-
Znamy to z doświadczeń z lat wcześniej-
cydowanie wyciszyć, wejść w praktykę medytacyjną, zacząć
szych w KontenerART – cokolwiek robi
dbać o swój dobrostan wewnętrzny i to był chyba odpowiedni
się w przestrzeni publicznej, trzeba tego
moment na otwarcie nowego rozdziału. Gdy byliśmy gotowi,
doglądać, nieustannie koordynować. Po-
powiedzieliśmy sobie – działamy!
stanowiliśmy zadbać też o nas samych,
o miejsce do pracy i wypoczynku – poja-
Pewnego dnia Zbyszek przypomniał sobie, jak w czasie stu-
diów na Akademii Muzycznej schodzili z kolegami nad Wartę
wił się Biurodom.
na Szelągu, na piwo. Wartostrada biegnie tam wzdłuż Parku
Szelągowskiego, potem obok dużego blokowiska i dalej na
wać nowe technologie, które pozwoliłyby
tereny zalewowe rzeki Warty. Tereny przez lata zapomniane
optymalnie przystosować kontener morski
przez mieszkańców, zarośnięte, półdzikie.
do użytkowania całorocznego. Chcieli-
Zbyszek zaproponował, by wypróbo-
Pojechaliśmy tam z dziećmi – Idą i Mieszkiem, którzy od lat
śmy zrobić moduł eksperymentalny, żeby
w pomagają nam wielu projektach, na spacer. Była zimna wiosna
sprawdzić, czy da się komfortowo prze-
i pogoda raczej niezachęcająca. Człapaliśmy zmarznięci, nieco
bywać w takim pomieszczeniu przez cały
ostrożni, trochę sceptyczni, ale i też podekscytowani odkryciem
rok – i tak staliśmy się częścią tego eks-
nowego, nieznanego lądu w Poznaniu.
perymentu. Chcieliśmy też, by całość była
Całoroczny Kontener Morski
po prostu estetyczna i nowoczesna. Do współpracy przy projektowaniu zapro-
Tereny nadwarciańskie to obszary zalewowe, więc w takich
siliśmy projektanta i architekta Adama
okolicznościach może zaistnieć tylko architektura lekka, tym-
Wiercińskiego, który zaproponował cieka-
czasowa, mobilna. Zbyszek znalazł dziko porośniętą, dawną
we rozwiązania z odniesieniami do lat 60.
działkę uprawną. Na planie zagospodarowania przestrzen-
Choćby w zastosowaniu sklejki we wnę-
nego miał tu powstać parking. Ta nieciekawa wizja rozwoju
trzach: użycie tego materiału wprowadzi-
zmobilizowała do intensywnych starań o to miejsce. Wspólnie
ło ciepły i przytulny klimat. W pandemii
tuu
przypadek
#21
To jest nowa koncepcja architektury, daleka od powszechnego „pokaż się”, a nawet jej przeciwieństwo. To miejsce wygląda i działa jak kryjówka w domku na drzewie i takie towarzyszyło nam założenie: żeby wtopić się w naturę, scalić się z nią. Choć priorytety mogą być różne, młodzi ludzie nie myślą już o swoim życiu jak o walce o sukces. Kontakt z naturą inspiruje do poczucia szczęśliwego życia, obserwacja naturalnego porządku w przyrodzie przywraca też naturalny rytm pracy. Nasze obiekty z założenia powinny być multifunkcyjne, sprawiać przyjemność estetyczną, ale też być w zgodzie z ekologią, z recyklingu i poddawane recyklingowi.
Jesteśmy bardzo zadowoleni, że przy
tym projekcie nie wylaliśmy nawet kilograma betonu, więc nie ma tu trwałej ingerencji w ziemię. Teren pozostał biologicznie aktywny. W dalszych planach mamy założenie zielonego dachu i alternatywnego zasilania. Zielony dach dodatkowo izoluje termicznie przez okrągły rok. Chcemy zaangażować naturę do pomocy w utrzymaniu komfortu termicznego. Widzimy też w przyszłości na elewacji specjalne siatki, wszyscy musieliśmy przejść na home office,
Jeśli zajdzie konieczność pracy koncep-
które mogłyby obrosnąć pnączami, co do-
więc taki styl sprawdził się idealnie. Oka-
cyjnej – to także jest na to dobra prze-
datkowo ochroni ściany przed przegrze-
zało się, że możemy pracować w lepszych
strzeń, dbając jednocześnie o ekonomię
waniem. Projekt tworzy się na bieżąco,
warunkach niż dotąd w biurach. Praca
i energooszczędność.
na podstawie obserwacji i zebranych do-
w przyjaznej przestrzeni domu jest w tej chwili normą, do tego stopnia, że trudno
Czysta Funkcja
świadczeń, które od roku skrzętnie gromadzimy. To jest rok testów, który już dał nam
Gościliśmy tu wiele osób, które próbują ten
konkretne wskazówki, dzięki temu wiemy
sytuacji. Nawet biura Google i Facebook
projekt przymierzać do swoich potrzeb.
już, na co musimy zwrócić szczególną uwa-
postawiły na tzw. miękki design, bardziej
Jest on dobrą opcją dla współczesnych
gę przy następnych realizacjach. Staliśmy
udomowiony, gdzie po przyjściu do pracy
nomadów. Taki dom – moduł można prze-
się częścią tego eksperymentu.
nie musimy się już mobilizować do wyima-
nieść w dowolne miejsce, a nawet postawić
ginowanej walki, tylko można nadal czuć
go na wodzie. Tu, na Szelągu, najważniej-
kojarzy się negatywnie, bo mało prestiżo-
się dobrze, nieformalnie.
szym atutem tego modułu jest jednak to,
wo, bo to recyklingowa, stalowa puszka,
To myślenie bardzo nam pasowało,
co za oknem: przenikanie się z otoczeniem,
raz zimna, raz gorąca. Ludzie zwracają
przez całe nasze życie praca i życie pry-
natura na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu
uwagę na architekturę, ponieważ w do-
watne wzajemnie się przenikają. U nas
samo wnętrze może być malutkie, mini-
tychczasowym o niej myśleniu jest miarą
wątki pracy toczą się przez całą dobę,
malistyczne, oszczędne. Nie potrzeba już
sukcesu życiowego inwestora. Realizując
również wątki rodzinne, więc życie jest
żadnych dekoracji, jedynie czysta funkcja,
ten projekt, widzimy wyraźnie, że nadal
pracą, a praca jest codziennym życiem.
ponieważ możliwość obserwacji otocze-
mamy przed sobą pracę ze stereotypami,
Naturalną potrzebą stało się zaprojekto-
nia, życia w nim, jest istotą tego konceptu.
jednak coraz powszechniejsza jest świa-
wanie modułu, który jednocześnie, lub al-
Całość działa terapeutycznie, skłania do
domość globalnych zmian klimatycznych
ternatywnie, mógłby być biurem, domem,
wyciszenia, do spokoju wewnętrznego,
i pilnej potrzeby działania. My do dysku-
miejscem spotkań ze współpracownikami.
których tak bardzo potrzebowaliśmy.
sji o możliwościach możemy wnieść wkład
sobie wyobrazić powrót do poprzedniej
48 ‒ 49
człowiek, miejsce, myśl
Słowo kontener – nadal wielu ludziom
oparty na praktyce. Ten projekt jest rodzajem afirmacji naszych
to rozwiązanie dla ludzi wielu profesji,
poglądów na temat ekologicznego podejścia do architektury.
którzy są zainteresowani alternatywnym
Stary świat odchodzi, zbliżamy się do wielkiej zmiany, w któ-
stylem życia.
rej migracje ludzi poszukujących odpowiednich miejsc do życia wymuszą zmianę myślenia. Lekkie systemy mobilne mogą w tym pomóc, mogą już teraz dać szansę na dostosowanie się do nad-
Powrót Do Przyszłości
Kontakt z naturą jest niezbędny do życia
chodzących zmian.
i nie, nie chodzi tu o wakacje, a raczej
Projekt ten nosi także znamiona wyzwania artystycznego,
o stałą możliwość bliskiego obcowania.
bazujemy na nieagresywnych technologiach i materiałach od-
Już w tej chwili widać, że nie jest to te-
zyskanych. Wszystko można by już zbudować z materiałów ni-
mat niszowy, świadomość ludzi wzrasta,
skoemisyjnych lub recyklingowych. Zastosowaliśmy tu trzyszy-
a zmiana stylu życia będzie możliwością,
bowe okna, aby zyskać optymalną jakość termiczną wnętrz, ale
wyzwaniem, koniecznością. Z sympatią
już niebawem ruszamy z budową nadrzecznej szklarni – cało-
patrzę na nowości, np. eksperymenty dru-
rocznego miejsca spotkań mieszkańców. I w tej realizacji szkło
kowania domów w technice 3D z użyciem
zostanie pozyskane z wysokiej jakości resztek produkcyjnych
ziemi i materiałów recyklingowych. Środo-
innych, dużych inwestycji.
wisko architektów też powoli otwiera się
Marzy mi się małe eksperymentalne osiedle ekologiczne
na nowe idee i technologie, wielu z nich
właśnie tu, gdzieś nad rzeką w mieście. Widzę je jako zespół
gościliśmy tu, na Szelągu. Byli zaciekawie-
kilkunastu małych obiektów osadzonych głęboko wśród zieleni,
ni naszymi rozwiązaniami, możliwościami
z zapleczem na pracownie rzemieślnicze, artystyczne, agrokultu-
wykorzystywania, a nawet zamieszkania
ralne. W pełni ekologiczne, niskoemisyjne, recyklingowe. Byłoby
w naszym module.
tuu
przypadek
#21
Trend – krok w tył, odwrót od szalonego, bezwzględnego rozwoju, z docenieniem zastanych miejsc, przy udziale nowych technologii, ma się całkiem dobrze w indywidualnych realizacjach, jednak myślę, że ten głos rozsądku będzie w przyszłości jeszcze mocniej słyszalny. Róbmy mniej, a odpowiedzialniej, to co do niedawna było trudne czy ryzykowne, a dzięki nowym rozwiązaniom staje się możliwe (np. izolacja i wentylacja przy minimalnym poborze energii).
Zabawne jest, gdy pokazujemy nasz moduł ludziom i widzimy
ich reakcje, zahamowania a potem zachwyt po wejściu do środka. Zadziwia ich, że jest tu tak dużo miejsca, co z zewnątrz trudno sobie wyobrazić. Wtedy zaczynają myśleć o możliwościach takiego modułu, który może spełnić wiele funkcji. W wygodnym wnętrzu użytkowym duża kuchnia wcale nie jest koniecznością, może być to funkcjonalny aneks, a pralnia będzie osobnym obiektem do wspólnego, sąsiedzkiego użytku. Warto cofnąć się o krok, przypomnieć sobie stare, sprawdzone rozwiązania, uwzględnić je, odkryć na nowo. Kult własności, trochę sztucznie wypromowany, doprowadził do kultu niezależności. Tylko czy to jest jedyny możliwy model życia?
To jest obiekt, którego zaletą jest też łatwość przenoszenia.
Gdy chce się zmienić miejsce zamieszkania czy pracy, nasz moduł kontenerowy może jechać gdziekolwiek, a ta cecha mobilności może być wkrótce dość istotna. Można go nawet osadzić na platformie na wodzie i mieć dom lub biuro pływające. Te procesy do Polski docierają z pewnym opóźnieniem, ale podpatrując choćby bliski nam Berlin, zauważamy dużą zmianę w myśleniu o miejscu do życia i pracy. Pływające kontenery mieszkalno-biurowe niebawem staną na Szprewie.
Wkrótce i na Szelągu staną małe domki na wodzie, będzie
można je wynająć na dzień lub dwa i samemu sprawdzić czy da się komfortowo przebywać w takim obiekcie.
Tak Może Wyglądać Miasto
Tuż za płotem Ogrodu Szeląg rozpościera się park, trochę zapuszczony, trochę zdziczały. Mamy nadzieję, że planowana rewitalizacja tego parku nie pozbawi go starych drzew i naturalnego ekosystemu. Tu zachowała się bogata roślinność i jest domem dla wielu dzikich zwierząt. Jesteśmy w mieście, niedaleko centrum, a obok nas żyją dziki, sarny, bobry, kuropatwy, sowa uchatka, żaby i wiele innych stworzeń – przecież tak też może wyglądać miasto.
Nasza wizja kolonii ekologiczno-artystycznej była już przed-
stawiana przedstawicielom władz miasta i spotkała się z życzliwym zainteresowaniem. Jesteśmy ciekawi, jak rozwinie się ten pomysł.
Grabienie Zen
Wracając do naszego ogródka – prace nie ustają. Idea przeznaczenia ogrodu społecznego w ogród sąsiedzki, popularny trend
50 ‒ 51
człowiek, miejsce, myśl
w Europie, u nas kiełkuje już kolejny sezon
i przynosi wiele satysfakcji użytkownikom,
gnując, widzimy, ile to wymaga wysiłku. Tu
Tworząc to miejsce, codziennie je pielę-
a także wymierne korzyści w postaci swo-
jest świetny klimat, chłodniej niż w mieście,
ich warzyw, owoców i kwiatów. Każdy
bardziej wilgotno, więc rośliny rosną bar-
może do nas przyjść, założyć grządkę,
dzo szybko, z dnia na dzień. Każdy kolejny
dbać o nią i zebrać to, co urośnie. My
rok przynosi dużo pracy, nowych wyzwań,
nie ingerujemy w to w żaden sposób. Ja
ale też satysfakcji. Grabienie to moje zen,
cały czas uczę się ogrodnictwa krajobra-
przycinanie – cudowny reset. To jest też
zowego, by ten nasz dziki ogród pozo-
odkrycie naszych gości, przebywanie tu
stawić naturalnym, przycinać tylko to, co
i praca wśród zieleni uszczęśliwia każde-
zagraża bezpieczeństwu naszych gości
go. Potrzebę bliskiego kontaktu z naturą
i by czerpać przyjemność z przebywania
mamy przecież w genach, w duszy.
w tym miejscu.
tuu
#21
przypadek
52 ‒ 53
tuu
#21
przypadek
przypadek z trzema czarodziejskimi słowami w tle
I tak można by mnożyć tzw. optymistyczne lub pesymistyczne zbiegi okoliczności naszego istnienia. Te pozytywne traktujemy jako należne. Te przykre posądzamy o powodowane czyjąś złą intencją. Emocjonalnie potępiamy je, śląc osądy pod adresem „winowajcy”. Obarczamy siebie i jego zbędnymi ocenami.
Mówimy: Przypadek sprawił, że… odmienił się mój los. …spotkałam swojego aktualnego męża. …dopadło mnie nieszczęście.
Przed paroma laty przydarzył mi się tzw. przypadek: nazwano mnie „Nikim”, gdy prowadziłam własną firmę. W moim przekonaniu było to określenie niesprawiedliwe, bo firma przynosiła dochody, a osoby korzystające z moich usług nie zgłaszały żadnych zastrzeżeń. Ale, gdy ten epitet usłyszałam od kilku innych osób, dotarło do mnie, że słowo „Nikt” jest istotnym sygnałem. Udręczona tematem „Jesteś nikim” przestałam szukać winy w sobie i innych – wyciszyłam się gruntownie i postawiłam pytanie: „Czego nośnikiem jest słowo NIKT?”
tekst: Anna Dąbrowska rysunek: Andrzej Kaleta kompozycja: Justyna Krüger
oraz dlaczego pojawia się w moim życiu? Odpowiedzi postanowiłam poszukać przez zapis intuicyjny, który praktykuję ponad 20 lat. I oto, co się napisało: NIKT – to jedno z trzech czarodziejskich słów, które wprowadzone podczas relaksacji w odczucie ciała zaczyna neutralizować w komórkach element WALKI. Konsekwentnie powtarzane w wyciszeniu likwiduje strukturę MOJEJ RACJI odpowiedzialnej za konflikty wewnętrzne i w relacjach międzyludzkich. To bodziec do budzenia bezkresu bezinteresowności w tobie i na zewnątrz, buduje fundament nowego jakościowo CZŁOWIEKA. NIKT to twój zysk w postaci uzyskiwanej neutralności, a nie klęska. Odtąd klęski dotyczą wyłącznie wojowników. Bo walki niszczą, zabijają. NEUTRALNI natomiast budują bezinteresowność, pomnażają zyski CAŁOŚCI ISTNIENIA, powiększają wiedzę i mądrość o konieczności współdziałania planetarnej populacji.
54 ‒ 55
człowiek, miejsce, myśl
Realizację słowa NIKT należy wesprzeć
spotykałam pomocnych ludzi, których
dwoma kolejnymi czarodziejskimi sło-
nazwałam CZŁOWIEKAMI.
wami: SAMOTNOŚĆ i NIC. W pierwszych ćwiczeniach wyciszających może
Kolejne zyski? Otwarcie na osoby, któ-
pojawić się pytanie: „Co ja mogę zrobić
rych zapędzona nie dostrzegałam.
dla siebie czy innych, będąc samotna do komórki?
Ocenienie wewnętrznych inspiracji w codziennym byciu.
Uczciwe przeżycie powyższego stanu uświadamia, że będąc teoretycznie bez kontaktu z otoczeniem, otwierasz się totalnie na wewnętrzny świat. Zaczynasz czerpać inspirację z pola energetyczno-informacyjnego, których EGO do tej pory w pogoni za zewnętrznym sukcesem nie dopuszczało do ciebie. SAMOTNOŚĆ DO KOMÓRKI stanowi przełom. Samoistnie budzi intuicję. Podsuwa inspiracje bezkonfliktowego rozwiązywania problemów. Zaczynasz bez trudu usuwać tzw. przeciwności losu. Stopniowo zamieniasz samotność w SAMODZIELNOŚĆ. Z różnych opresji wychodzisz suchą stopą. Wspierasz zdrowienie ciała. Uwalniasz się od błędnego rozumienia choroby. KONSTRUKCJA NIC wprowadzona do umysłu komórek sprawia, że wyzbywasz się intencji niszczących ciało. Zyskujesz niewzruszony spokój w reakcjach. Bez względu na przypadłość, podejmujesz decyzje najbardziej adekwatne do sytuacji i płyniesz do przodu, a nawet fruniesz nad niesprzyjającymi tzw. przypadkami. Oglądasz je, ale nie przeżywasz. Osobiste doświadczenia pozwalają mi potwierdzić działanie trzech czarodziejskich słów zanotowanych intuicyjnym pismem. NIKT, SAMOTNOŚĆ, NIC.
Łatwiejsze usuwanie tzw. przeciwności
Choć początkowo wydawały się trudne
losu.
do realizacji, bo odbierały życiowy napęd, okazały się niezwykle użyteczne.
Konkluzja utwierdza mnie w przeko-
Oszczędziły mi przeżywania uciążliwo-
naniu, że nawet najdziwniejsze przy-
ści w dość przykrej przypadłości życio-
padki nie są przypadkowe, trzeba się
wej. Problemy jakby same zaczęły się
tylko wsłuchać w sens ich pojawienia
rozwiązywać. Na mojej drodze powoli
się w naszym życiu.
tuu
#21
przypadek
Jedni z nas są przekonani, że to życie pisze scenariusz i muszą poddać się biegowi zdarzeń. Inni uważają, że są kreatorami własnego losu, czują siłę sprawczą i biorą odpowiedzialność za to, co ich spotyka. Nie ulega wątpliwości, że życie nas zaskakuje i stawia w różnych sytuacjach, również trudnych, gdy nie jesteśmy w stanie zmienić biegu wydarzeń. Jednak prawdą jest też, że często właśnie nasze podejście, postawa i podjęte działania mają niebagatelne znaczenie. Dzielimy się na tych, którzy bardziej ufają losowi i na tych, którzy większą odpowiedzialność podejmują sami.
siła wyższa Słynny w świecie psychologii A. Bandu-
skuteczności łatwiej i szybciej radzą so-
ra, w swojej teorii społecznego uczenia
bie z nieprzyjemnymi emocjami, starają
się, ukuł pojęcie samoskuteczności. Za-
się wyciągać wnioski i uczą się na wła-
kładał, że ludzie od najmłodszych lat
snych błędach.
poprzez naśladowanie uczą się różnych
Powyższy opis przedstawia osobę,
zachowań, nasiąkają przekonaniami i to
która żyje w przekonaniu, że to ona
wpływa na ich odczuwanie, myślenie
w głównej mierze ma wpływ na swoje
oraz podejmowane działania. W trak-
życie. Losowe zdarzenia traktuje jako
cie tego procesu każdy z nas kształtuje
podkład, na którym poprzez swoje my-
w sobie poczucie skuteczności, czyli
śli, reakcje i podejmowane działania
taki rodzaj wiary w siebie, posiadane
kreuje dalszy przebieg zdarzeń. Taką
zasoby i umiejętności, które sprawiają,
osobę charakteryzuje też stabilna samo-
iż chętnie podejmujemy się różnych za-
ocena. Człowiek jest świadomy swoich
dań, z wiarą, że zakończą się sukcesem.
zdolności, umiejętności i zasobów. Sta-
Wysokie poczucie samoskuteczno-
ra się nad nimi pracować, kształtować
ści powoduje, że jesteśmy pozytywnie
swój warsztat i pielęgnować. Stąd w sy-
nastawieni do stawianych przed nami
tuacji kryzysu czy porażki jest w stanie
wyzwań, aktywnie dążymy do rozwią-
adekwatnie ocenić pozytywne i nega-
zywania problemów i trudności, mamy
tywne czynniki, poradzić sobie z pro-
wysoką motywację do działania, gdyż
blemem. Taka osoba czuje się odpowie-
wierzymy w powodzenie i dobre zakoń-
dzialna za podejmowane przez siebie
czenie. Kolejne doświadczenia zażegna-
decyzje i za to, co one za sobą niosą.
nych kryzysów utwierdzają w przekona-
Brzmi to bardzo optymistycznie. Rysuje
niu o własnej skuteczności i napędzają
się przed nami osoba walcząca o swoje,
do działania. Gdy zdarzają się poraż-
niezłomna, aktywna w działaniu. Moż-
ki, osoby o wysokim poczuciu własnej
na sobie wyobrazić, że ktoś taki często
56 ‒ 57
człowiek, miejsce, myśl
tekst: Natalia Tułacz ilustracja: Zuzanna Tokarska
ma wiele różnorakich osiągnięć na swo-
Wyobraźmy sobie jednak osobę, któ-
ale w miłości przeżyje chwile unie-
im koncie. Jednak istnieje też druga
ra uważa, że jej życie jest z góry przesą-
sienia, będzie wyczulony na to, aby
strona medalu: człowiek, który w tak
dzone, że jakaś wyższa siła steruje tym,
poszukiwać potwierdzenia tej infor-
aktywny sposób stara się kreować swój
co ją spotyka i właściwie różne jej dzia-
macji. Gdy partner przyniesie kwiaty
los, musi mierzyć się również z wieloma
łania nie mają zbyt wielkiego wpływu
albo partnerka zorganizuje jakąś nie-
sytuacjami nieprzyjemnymi.
na bieg zdarzeń. Taka wizja zniechęca
spodziankę – uniesienie w miłości go-
Składając komuś życzenia, często
do podejmowania starań i zwalnia z od-
towe. Szef się zezłości z jakiegoś po-
mówimy: „Życzę Ci szczęścia i spełnie-
powiedzialności. Można wtedy osiąść
wodu i rozładuje złość na nas – mamy
nia marzeń”. W tych życzeniach nie ma
w bierności i czekać na to, co przyjdzie.
spełnienie proroctwa.
ani słowa o tym, jaka droga prowadzi
Można by powiedzieć, że taka osoba
Izraelscy badacze obserwowali lu-
do tego, aby się one spełniły. Często
jest raczej obserwatorem swojego ży-
dzi biorących udział w loteriach. Jest
przecież napotykamy liczne przeszko-
cia niż aktywnym jego uczestnikiem.
to przykład oddania się sytuacji lo-
dy, trudy, problemy czy kryzysy. Czło-
Horoskop czy usługi wróżki to narzę-
sowej. Wysnuli też ciekawe wnioski.
wiek, który czuje się odpowiedzialny
dzia, które pomagają przygotować się
Po pierwsze – strata, jaką się ponosi
za kreowanie swojego życiowego sce-
na to, co przyjdzie. Taka osoba kieruje
(koszt losu) jest niczym w porównaniu
nariusza, musi mierzyć się z braniem
się wtedy owymi wskazówkami i szuka
do tego, co można zyskać (zazwyczaj
odpowiedzialności za te nieprzyjemne
potwierdzeń w otaczającym ją świecie,
obietnica wielkiej wygranej). Stąd ist-
sytuacje, co często wiąże się z emo-
co zwrotnie utwierdza ją w przekona-
nieje pokusa małego wkładu i szansy
cjonalnym bólem, wstydem, rozcza-
niu, że to los kieruje naszym życiem.
na duży zysk. Kolejnym argumentem
rowaniem, smutkiem, rozpaczą, etc.
W psychologii taki fenomen nazywa się
na rzecz loterii jest to, że nie wymaga
Poradzenie sobie z tymi odczuciami
samospełniającą się przepowiednią –
ona zbyt wielkiego wysiłku. Kupuje
wymaga odwagi, a zrzucenie winy na
oczekiwania względem pewnych zda-
się los w pobliskim sklepie, po czym
los, choć jest wygodną ucieczką od
rzeń wpływają na to, że te zdarzenia
czeka się na wyniki. Nie musimy po-
cierpienia, nie rozwiązuje problemu.
się spełniają. Na przykład, kiedy ktoś
dejmować żadnych starań, męczyć się,
Stąd droga stanowienia o sobie bywa
przeczyta w horoskopie, że w tym mie-
zabiegać. Być może loterie bazują na
trudniejsza.
siącu spotka go rozczarowanie w pracy,
naszej powszechnej cesze – lenistwie.
tuu
#21
przypadek
Trzecią kwestią jest to, że nie trze-
zdolności i własną skuteczność. Przeko-
ba przezwyciężać niespodziewanych
nanie o sile losu jest wtedy sposobem
trudności, tak jak w sytuacjach, gdy
na ochronę obrazu własnej osoby.
podejmujemy różne działania w życiu.
Tak więc małe koszty, niewielki wysiłek
o badaniach z psychologii
i brak ukrytych przeszkód to czynniki
pozytywnej, które dotyczą
wpływające na decyzję o wzięciu udzia-
wpływu naszych wyobrażeń
łu w loterii.
o wyniku działania na sam
Gdy zdarzy się wygrana, człowiek
wynik działania. Wyróżnia się czte-
przeżywa zadowolenie, dumę. Mimo
ry postawy człowieka: optymizm bier-
że nie jest to sytuacja w której nasze
ny, optymizm czynny, pesymizm bier-
konkretne działania do czegoś dopro-
ny oraz pesymizm czynny. Optymizm
wadziły, a tak zwany szczęśliwy traf.
bierny to przekonanie, że wszystko do-
Jednak ludzie w takiej sytuacji przeży-
brze się ułoży, ale jednocześnie osoba
wają szereg przyjemnych emocji. Jed-
nie podejmuje działań w kierunku tego,
nocześnie w momencie przegranej nie
aby tak się stało. Optymizm czynny to
jest tak, że odczuwa się rozczarowa-
również przekonanie, że będzie dobrze,
nie, wstyd, poczucie porażki. Bardzo
ale idące w parze z tym, iż osoba po-
łatwo jest odłączyć od „Ja” sytu-
dejmuje aktywne działania, żeby taki
ację przegranej – bo prze-
scenariusz miał miejsce. Analogicznie
cież to los tak zdecydował.
jeśli chodzi o pesymizm to jego bier-
Wyraźnie widoczna jest tu
ne wydanie polega na tym, że osoba
asymetria: sukces niesie za
jest przekonana o tym, iż sprawy źle
sobą radość, a porażka nie ma
się potoczą, więc nie ma motywacji,
nieprzyjemnych konsekwencji. Lote-
żeby podejmować działania – w tym
ria stawia też wszystkie osoby, które
zapobiegające. Natomiast pesymizm
biorą w niej udział, na równi – każdy
czynny to przekonanie, że może mieć
ma taką samą szansę na wygraną, czyli
miejsce negatywny scenariusz, połączo-
w swej istocie jest egalitarna. To rów-
ne z tym, iż osoba robi wszystko, aby
nież bywa atrakcyjny sposób myślenia:
nie dopuścić do takiego biegu zdarzeń.
wszyscy są równi i los decyduje, jak
Tak więc optymizm i pesymizm czyn-
potoczą się różne sprawy. Te badania
ny wiążą się z działaniem, a optymizm
niosą za sobą jeszcze wiele ciekawych
i pesymizm bierny z ich brakiem, zda-
wniosków, jednak tutaj przytaczam te,
niem się na los.
które pokazują atrakcyjność wiary w lo-
Badania przeprowadzone na stu-
sowość. Wszystkie wyżej wymienione
dentach przez Shelley Taylor pokazu-
argumenty zachęcające do udziału w lo-
ją, jak takie postawy mogą wpływać
sowaniach można by odnieść do sytu-
na bieg zdarzeń. Podzieliła ona stu-
acji życiowych, w których ludzie wybie-
dentów na trzy grupy i każda z mia-
rają oddanie się przeznaczeniu. Ponosi
ła za zadanie przygotować się do eg-
się małe koszty energetyczne i emocjo-
zaminu w określony sposób. Pierwsza
nalne, można zyskać, a kiedy się traci,
grupa miała codziennie przez 15 minut
winny jest los. Wszyscy ludzie są równi,
wyobrażać sobie pozytywny wynik eg-
a o sukcesach czy porażkach decyduje
zaminu (optymizm bierny). Druga gru-
łut szczęścia.
pa miała za zadanie wyobrażać sobie
Osoby cedujące na los odpowiedzial-
krok po kroku działania prowadzące
ność za to, co im się przytrafia często
do celu – zdania egzaminu, np. pójście
charakteryzują się niską samooceną,
do biblioteki, tworzenie notatek, czyta-
silnym lękiem przed porażką, podejmo-
nie książek, w tym też dystraktory, któ-
waniem ryzyka oraz odpowiedzialno-
re mogły się pojawić, np. zaproszenie
ścią. Cechuje je mała wiara we własne
na imprezę (optymizm czynny). Trzecia
58 ‒ 59
Warto w tym miejscu wspomnieć
człowiek, miejsce, myśl
grupa, bez polecenia, miała przygoto-
wyniki do dylematu: zdać się na zrzą-
wywać się do testu tak, jak zazwyczaj
dzenie losu czy podjąć działanie, można
(grupa kontrolna). Wyniki badania po-
by rzec, iż tworzenie strategii i ruch
kazywały, że studenci z drugiej grupy
w kierunku realizowania ce-
szybciej zabierali się do pracy, poświę-
lów daje lepsze efekty niż
cali więcej czasu na naukę i uzyski-
poprzestanie na wyobraże-
wali lepsze wyniki niż grupa pierwsza
niach odnośnie przyszłości.
i grupa kontrolna. Grupa skupiona na
Czasem bywa tak, że rzeczywiście
wyniku pozytywnym wypadła również
różne okoliczności w życiu układają się
gorzej niż grupa kontrolna.
bardzo korzystnie i człowiek nie musi
Symulacja procesu uczenia się
podejmować zbyt wielkiego wysiłku,
zmniejszała poziom lęku, pomaga-
aby dążyć do spełnienia. Jednak co
ła w sformułowaniu konkretnego pla-
w sytuacjach, kiedy los nie chce z nami
nu i podjęciu skutecznego działania.
współpracować w dążeniu do osiągania
Natomiast wyobrażenie sukcesu spra-
szczęścia? Tutaj istnieją dwie możliwo-
wiało, że zmniejszał się lęk, ale oso-
ści: poddanie się wyższym siłom i życie
ba spoczywała na laurach, zanim jesz-
w nieszczęściu. Można także podjąć
cze osiągnęła cel – zdawała się na los.
aktywne działania, uruchomić zasoby
Przytaczam jedno z wielu badań na
i wykorzystać różne okoliczności w celu
ten temat, które potwierdza hipotezę,
dążenia do dobrostanu. Życie pisze róż-
iż nakierowanie na działanie i radze-
ne scenariusze, ale człowiek ma zdol-
nie sobie mimo trudów mobilizuje do
ność do samorefleksji i podejmowania
działania i zwiększa szan-
działań, co pozwala mu mieć poczucie
sę na sukces. Odnosząc te
sprawstwa.
Natalia Tułacz, absolwentka psychologii, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień (nr 1897); psychoterapeuta psychodynamiczny w trakcie procesu certyfikacji. Ukończyła czteroletnie szkolenie w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym i Studia Podyplomowe z zakresu seksuologii, jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej. Posiada doświadczenie w pracy z osobami dorosłymi, prowadzi terapię indywidualną oraz grupową. Pracuje w gabinecie prywatnym, świadcząc pomoc osobom z rozmaitymi problemami natury psychicznej. 60 ‒ 61
człowiek, miejsce, myśl
Niech żyją fyrtle!
tekst: Julita Mańczak, Cezary Tyliński
fyrtle.pl
Tu żyjemy i tu tworzymy. Poznań to nasze miejsce. Dlatego z czułością powitaliśmy projekt Fyrtle, który przypomina nam, że blisko jest pięknie. Fyrtle – poznańskie osiedla – to wyjątkowe wspólnoty. Przestrzeń, Ludzie – Wiara! Poznajmy się, zobaczmy, co słychać na fyrtlach – z północy na południe, ze wschodu na zachód Poznania. Każdy fyrtel jest inny, ale na każdym się dzieje! Takich właśnie zawołań potrzeba nam w dzisiejszej rzeczywistości. — Fyrtle to projekt skierowany do poznanianek i poznaniaków, mający na celu wzmacnianie tożsamości lokalnej, relacji sąsiedzkich, poczucia przynależności do wyjątkowych wspólnot. Chcemy zachęcić do odkrywania różnych zakątków miasta i poznawania swoich małych ojczyzn. Zależy nam na tym, by pokazać, że każde osiedle, każdy fyrtel w naszym mieście jest piękny i ma wyjątkowy klimat – opowiada Cezary Tyliński, pomysłodawca i koordynator projektu. Facebookowa ankieta przeprowadzona wśród poznaniaków stała się bazą dla ilustratorów z kolektywu Ilu Nas Jest, którzy podjęli się zobrazowania poszczególnych okolic. Oprócz wystawy jednym z elementów fyrtlowej układanki była także premiera książki „Fyrtle ‒ z życia poznańskich osiedli”. — To ponad 200-stronicowy przewodnik po poznańskich fyrtlach. Jego redakcją zajęło się Towarzystwo Krajoznawcze „Krajobraz”, które do współpracy zaprosiło prawie 30 autorek i autorów z Poznania i nie tylko ‒ tłumaczy Cezary Tyliński. Czekamy z niecierpliwością na kolejne fyrtlowe działania. Zachęcamy też do odwiedzenia strony www.fyrtle.pl,na której można bezpłatnie pobrać wszystkie materiały wizualne i wspomnianą książkę.
tuu
#21
przypadek
ilustracja: Ola Szmida
tekst & ilustracje: Ola Szmida
66 ‒ 67
człowiek, miejsce, myśl
Ola Szmida
Moim ulubionym fyrtlem jest Wilda, ponieważ mieszkam na niej ja, mieszka na niej chyba najwięcej psów na metr kwadratowy (w tym moja pieska) i rzekomo mieszka na niej szatan, choć nigdy się sobie nie przedstawiliśmy. Kiedyś Wilda mnie trochę odstraszała. Dziś, jako zaaklimatyzowana „wildzica”, dziarsko robię zakupy na rynku wildeckim, znam najlepsze lumpeksy, a wieczorami oddaję cześć pomnikowi pyry w parku jp2, ponieważ uwielbiam ziemniaki w każdej postaci.
tuu
#21
przypadek
ilustracja: Dorota Piechocińska
tekst & ilustracje: Dorota Piechocińska
70 ‒ 71
człowiek, miejsce, myśl
Dorota Piechocińska
Spośród czterech dzielnic Poznania, w których mieszkałam, Jeżyce są dla mnie miejscem szczególnym. To tu zaczęłam rysować, a krajobrazy tej zwykłej-niezwykłej codzienności inspirują mnie do dzisiaj. Przy ul. Reja witał mnie ryk osiołka ze Starego ZOO, a żegnało nocne szuranie longboardem po afalcie. Z ul. Jackowskiego oglądałam zachody słońca nad panoramą dachów i chodziłam na piwo pod balkon Julii. Aktualnie rezyduję przy rozsławionej przez Peję ulicy Staszica, gdzie dzielę się z sąsiadami słońcem i wypatruję podniebnych ewolucji jerzyków. Jeżyce to piękno i absurd zebrane w jeden obrazek. Z secesyjnych okien spoglądają modne monstery, a wiekowe płaskorzeźby uśmiechają się znad filarów. Fyrtel barwią murale i kapliczki, domy szachulcowe i drapacze chmur, ozdobne portale i legendarna, choć mało gościnna brama przy ul. Szamarzewskiego. Mikstura lokalnych tradycji i nowoczesnej hipsterki sprawia, że starsi leją wodę z konewki do balkonowych pelargonii, a millenialsi dripy do dizajnerskich filiżanek. Można tu zjeść japońskie daifuku, vege schaboszczaki i tradycyjne pączki, a po wszystkim zachwycić się neonem kina Rialto świecącym (z przerwami) od lat 60. Przy ul. Dąbrowskiego ktoś wysprejował „jedni żyją drudzy patrzą”. A ja tak właśnie sobie trochę żyję i trochę patrzę, ponieważ żaden z 1688 dni, od kiedy tu mieszkam nie był taki sam. Mam też wielką nadzieję, że gentryfikacja tego nie zmieni.
tuu
#21
przypadek
tekst & ilustracja: Łukasz Drzycimski
CO WSPÓLNEGO MAJĄ SPIELBERG Z BAMBERKĄ? W liceum pożerałem namiętnie wszystko, co wyszło spod pióra Philipa K. Dicka. Jesienią 2002 roku, gdy byłem już na drugim roku studiów, na ekrany polskich kin wszedł „Raport mniejszości” w reżyserii Stevena Spielberga, czyli dystopijna wizja przyszłości na podstawie opowiadania Dicka. Idealnym miejscem do doświadczenia tego hollywoodzkiego rozmachu było Kinepolis wybudowane na Żegrzu w 2001 r. Nigdy na Żegrzu nie mieszkałem, nigdy na Żegrzu nie bywałem, ale właśnie tam miałem przyjemność obejrzeć jeden z moich ulubionych filmów sci-fi. Na jednym z fyrtli, do których w XVIII w. przybyli osadnicy z Bambergu. A co wspólnego mają ze sobą Spielberg i Bamberka? Najpewniej nic, ale nie o to tu chodzi.
72 ‒ 73
człowiek, miejsce, myśl
Łukasz Drzycimski
tuu
#21
przypadek
W Poznaniu mieszkam jedenaście lat,
zmierzyłem się z wyzwaniem narysowa-
albo pojedynek na pistolety albo oddanie
z czego siedem na Łazarzu. Od pięciu
nia tego niesamowitego budynku. Pew-
decyzji ślepemu losowi. Postawiliśmy na
żyję w bliskim sąsiedztwie Areny, czyli
nie dlatego, że Arena wrosła mi na tyle
bezstronny rzut monetą.
hali widowiskowo-sportowej, przypomi-
w codzienność, że przestałem ją w ogó-
nającej dawno temu porzucony statek
le zauważać. Wszystko odmienił projekt
obcej cywilizacji przybyłej z kosmosu.
Fyrtle.
11, 7, 5. Same liczby pierwsze – to musi
Otóż, gdy przyszło nam przygotować ilu-
tuzjastą orłów (gdyby tam był pies, to nie
być dobry omen.
stracje do czterdziestu dwóch poznań-
wahałbym się ani chwili), ale tym razem
skich osiedli, to umówiliśmy się, że każdy
postanowiłem zaufać temu skrzydlatemu
I mimo że jestem wielkim fanem zarówno
z członków Kolektywu opracuje jedno,
stworzeniu.
fantastyki naukowej, jak i modernistycz-
które jest danej osobie bliskie.
Orzeł – Łazarz, reszka – reszta. Co prawda, nie jestem zbyt wielkim en-
nej architektury, to nigdy wcześniej nie
Ostatecznie Arena razem z Palmiarnią, Akurat na Łazarzu mieszkałem wtedy ja,
Międzynarodowymi Targami Poznański-
Joasia Bartosik i Pola Augustynowicz.
mi i secesyjnymi kamienicami przypadły
Joasia wcześniej przejęła zadanie zilu-
w realizacji właśnie mi.
strowania Starego Miasta, więc zostało tekst & ilustracje: Grzegorz Myćka
74 ‒ 75
nas już tylko dwoje. Niestety, żadne nie
Sądzę, że łazarskie liczby pierwsze miały
chciało odpuścić, zatem pozostał nam
w tym swój mały udział.
człowiek, miejsce, myśl
Grzegorz Myćka
76 ‒ 77
człowiek, miejsce, myśl
tuu
#21
przypadek
tekst & ilustracje: Pola Augustynowicz
ZAŻALENIE
W związku z zaistniałą sytuacją, jaka miała
wykonać, aczkolwiek przyznaję, że nary-
miejsce w roku 2020, dnia i miesiąca nie-
sowanie Areny byłoby sporym wyzwa-
stety nie pamiętam, składam zażalenie do
niem, za co z lekka zwracam szacunek
kolegi Myćki Grzegorza. Po krótce posta-
Grzegorzowi. Ładnie Grzesiu, 2/10.
е jestem starsza, a więc powinnam mieć
fance Łazarza, zależało mi na zrobieniu
Niemniej, jestem przekonana o tym, że
е jestem dłużej w Kolektywie, a więc po-
ilustracji tego właśnie osiedla. Zaintere-
należy mi się zadośćuczynienie.
sowana nim była również koleżanka Joanna Bart, aczkolwiek wydaje mi się, że za
Przytoczę może jeszcze kilka argumen-
szybko odpuściła sprawę, czego do dziś
tów, które nie dają mi spokoju:
nie rozumiem. Kolega Grzegorz postano-
е mieszkałam na dolnym, a on na górnym,
wił zatem, że o naszym losie zadecydu-
pytam więc: co kolega wie o prawdziwym Łazarzu?!
robi? RZUT MONETĄ! Przecież wiadomo,
е Grzegorz ciągle przesiaduje w Zamku,
że osoba nierzucająca jest z góry skazana
Dragonie, Ministerstwie lub na Konte-
na porażkę.
nerach, to zdecydowanie nie jest Łazarz. е koledze wydaje się, że na Łazarzu jest
No i taką właśnie odniosłam, a moje bied-
kolorowo – tak napisał na swoim pro-
ne osiedle zostało... z jego ilustracyjką.
jekcie, jaki żartowniś...
Szczerze uważam, że to ja powinnam ją
78 ‒ 79
е jestem kobietą, a więc powinnam mieć pierwszeństwo. pierwszeństwo.
ram się opisać sprawę: jako wieloletniej
je rzut monetą. Kto w tych czasach tak
a nie jak Grzegorz – na pojutrze.
е wszystkie projekty zrobiłabym na jutro,
człowiek, miejsce, myśl
winnam mieć pierwszeństwo.
Pola Augustynowicz
Myćka, wisisz mi piwo.
tuu
#21
przypadek
można se wyciąć
można se wyciąć
można se wyciąć
można se wyciąć
82 ‒ 83
tekst & ilustracja: Olek Pujszo
Oblizał swój pyszczek ze smakiem, I ruszył Fyrtlowym szlakiem.
Na daszek winiarni wskoczył, Języczek w winie zamoczył,
Jest teraz na Starym Grunwaldzie, Ciekawe dokąd dziś zajdzie?
Tylko sobie znanymi ścieżkami, Kot myka między Fyrtlami,
Olek Pujszo
tekst & ilustracje: Joanna Bartosik
ilustracja z Poznańskiego Szlaku Legend dla Dzieci
STARE MIASTO, NOWE KOZIOŁKI
Stare Miasto to jedno z sześciu poznańskich osiedli, które zilustrowałam w ramach projektu Fyrtle. Choć rozmieszczenie (prawie) wszystkich charakterystycznych budowli na jednej ilustracji stanowiło nie lada wyzwanie, zgłosiłam się do tego zadania na ochotniczkę – chyba za sprawą mojej sympatii do koziołków. Wcześniej narysowałam ich wiele, ilustrując książkę pt. Poznański Szlak Legend dla Dzieci. Chociaż zwierzęta kopytne nigdy nie były moją mocną stroną, to mam wrażenie, że pomału staję się etatową portrecistką poznańskich koziołków.
Joanna Bartosik
krugerplus.com
eksperymentujemy z drukiem na różnych płaszczyznach
rozdział 2
CYRK CURIOSUM PRZEDSTAWIA:
o człowieku, ć ś opowie y miał ale rgi któr ę na l dzi u
łka e d Joanna Jo
ho Piec ota r o D ilustracje:
cińska
Rozdział Drugi, w którym to bliżej poznasz głównego bohatera – niejakiego Kacpra Cudaka. Z początku wyda się nijaki. Nic dziwnego, on sam o sobie też tak myśli. Nie zrażaj się tym. Każdy jest jakiś.
Spóźniliśmy trochę, mój Drogi Czytelniku. Cóż, gdybyś był uważniejszy i nie wdepnął po drodze… Szkoda wspominać. Nasz bohater jest już w środku. Nie trzeba się już spieszyć. Poczekajmy chwilę i przepuśćmy karawan. Właśnie wsiada do niego dwóch karawaniarzy. Zaraz odjadą. A Ty, przez tę krótką chwilę, możesz się im przyjrzeć. To ciekawa para. Są braćmi, choć zupełnie do siebie niepodobni. Ojciec uważał, że to wina ich matki. Utrzymywał, że ma zbyt rozrywkowy charakter. Nikt też nie wiedział, czym żona go tak rozśmiesza, bo chyba nie podbitymi oczami, które nierzadko były w dwóch kolorach. Jedno jeszcze czerwonofioletowe, drugie już żółtozielone. Również nikt nigdy nie słyszał, by kiedykolwiek powiedziała czy zrobiła coś zabawnego. Sama utrzymywała, że śmiała się w życiu tylko raz – kiedy wbijała mu metalowy tłuczek w głowę. Zeznawała to przed Wysokim Sądem i pod przysięgą, więc musimy założyć, że mówiła prawdę. Ale bez względu na to, co utrzymywał ich ojciec, który już od paru dobrych lat nie może głosić swoich poglądów, jedno jest pewne – usposobienie zawdzięczają matce. Nigdy się nie śmieją (pewnie lepiej, by tego nie robili), dlatego też są karawaniarzami doskonałymi.
13
rozdział drugi
Na tego z lewej mówią Napoleon (nie ze względu na wzrost, jest bowiem dosyć wysoki) i ma wielki garbaty nos. Nazywają go tak z powodu czarnego kapelusza przypominającego ten, który wielki wódz nakładał do portretów. Nie wiem, dlaczego stał się częścią pogrzebowego uniformu. Może tak jest dostojniej. Oczywiście jego brat Szczur nosi identyczny kapelusz, tylko odwrotnie nałożony. Spłaszczony bok nasuwa głęboko na czoło. Zaraz go zobaczysz. Jego twarz może i przypomina trochę szczurzą mordkę, ale przezwisko wzięło się raczej od cienkiego, siwego warkoczyka uplecionego z włosów na karku, który sięga mu prawie do pasa. Ale co ciekawe, pomijając znaczącą różnicę we wzroście i w sposobie noszenia kapeluszy, to bracia prezentują się podobnie. Zazwyczaj poruszają się dostojnie, a ich czarne długie płaszcze falują w jednakowym rytmie. Zazwyczaj, ale nie dziś. Dziś mieli trudny dzień w pracy. Musisz wiedzieć, że są takie dni, kiedy drży serce karawaniarza, nawet tego doskonałego. Patrz, Szczur chwieje się na boki i ledwo chwyta pion, stawiając koślawe kroki. Dwa w bok i jeden do przodu. Teraz złapał się podwórkowej latarni i osuwa się po niej, wprost do kałuży. Masz rację, pije nie od dziś, ma opuchniętą twarz, ale Napoleon w życiu nie wypił kieliszka wódki… a jaką ma minę! Nie krzyczy na brata, który już całkiem uszargał pelerynę w błocie i trzeba będzie długo ją czyścić. Nie ma na to siły. Podchodzi tylko do niego, bierze pod łokcie i podnosi. Chyba nawet trochę zazdrości bratu, że utopił swój smutek i zaraz zaśnie. On nie będzie mógł spać do rana. Ciągle będzie ją widział.
rozdział drugi
14
Nie pytaj. Zaraz zobaczysz kogo. Zostawmy już Szczura i Napoleona. Poradzą sobie. Jeden lepiej, drugi gorzej, ale poradzą sobie. Przejdźmy się już tam dalej. Jest szyld. Ledwo widoczny. Składa się z trochę koślawych, dużych liter – OBOL i mniejszych – …kład pogrzebowy. Dawno zardzewiał, ale i tak nikomu nie jest potrzebny. Mógłby nawet zniknąć, a okoliczni mieszkańcy trafiliby tutaj, chcąc się porządnie pochować. Ten zakład jest tu od zawsze. Prowadził go ojciec naszego bohatera, a wcześniej jego babka, bo dziadek gdzieś uciekł i nie wrócił. Wydaje Ci się, że teraz firma podupadła? Nie. Chyba zawsze tak wyglądała. Można co najwyżej założyć, że małe szybki w szprosach kiedyś były jednakowo przezroczyste. Prawdopodobnie. Ale babka miała brata szklarza, a ten robił, co mógł, gdy jakaś zabłąkana piłka lub nawet kamień przeleciały przez podwórko i strzaskały okno. Wstawiał więc taką szybkę, jaką miał pod ręką. Czasami mleczną, czasami rżniętą we wzorek, niczym szron prawdziwy, a nawet i taką w kolorze wina, bo akurat przy kościele robił. A teraz podejdźmy bliżej. Ostrożnie. O tej porze nikt tu już nie zagląda. Zapraszam Cię. Wejdź. Zrób parę kroków i odwróć głowę. Tak, tam na lewo. Struchlałeś? Tak, to młoda, piękna dziewczyna. Leży na wysokim stole. Nie patrz na mnie takim błagalnym wzrokiem, ochłoń i nie łudź się. Ona nie śpi. Trzeba się z tym pogodzić. Nie żyje i już. Można biadolić do woli, kręcąc się w wokół niej, że taka młoda, że taka śliczna, że wszystko miała przed sobą. Na nic to, i po nic. Przed nią już tylko pochówek. I taka jest prawda. I nie myśl
15
rozdział drugi
sobie, że tylko Ty jesteś taki wrażliwy. Spójrz tam w kąt. To Kacper Cudak. Siedzi skulony na drewnianym krzesełku z łokciami opartymi na udach. Twarzy nie zobaczysz, ukrył ją w dłoniach. Widać tylko popielatoszarą, szczeciniastą czuprynę, która przełazi przez długie, chude palce kościstych rąk. Ma brudne paznokcie. Choć to nie zwyczajny brud. Dlaczego tak siedzi, złamany wpół? Dlaczego od razu nie wziął się do pracy? Łatwo się chyba domyślić – zna ją. Należałoby powiedzieć – znał ją, choć to chyba przedwczesne, skoro tu jeszcze przed nami leży. Kacper nie zamierza jeszcze wstać. Musi chwilę pobyć sam ze sobą. Nie będziemy mu przeszkadzać. Wykorzystajmy ten czas, by przyjrzeć się jej dokładniej. Może mieć około siedemnastu lat. Ma smukłe ciało, gładką skórę. Na szyi dwa małe pieprzyki. Jasne, falujące włosy. Piękną, łagodną twarzy. Bez zmarszczek, które ryje charakter i los pospołu. Można by powiedzieć, że zasnęła, śniąc o wspaniałościach tego świata znanych jej ze szklanego ekranu. Cóż, piękne, młodziutkie dziewczyny widzą cuda ze znacznie bliższej odległości niż te brzydsze. Z prędkością światła, które pojawia się przed ich rozmarzonymi oczami, wsuwają na stopy kryształowe pantofelki i wsiadają do karocy z automatycznie otwieranym dachem, pędząc w siną dal. Zdarza się to przecież – wiele filmów o tym opowiada. Niestety, tej, która jest tutaj, nie zdążyło się przydarzyć zbyt wiele, skoro leży tu, na bosaka, przykryta białym, sięgającym piersi prześcieradłem. Kacper ją znał, tak samo jak i cała okolica, i to od małego, to nie ma sensu ukrywać tego przed Tobą, mój Drogi Czytelniku. Ma
rozdział drugi
16
na imię Mercedes. I to imię jest prawdziwe. Nie pytaj mnie, kto to wymyślił. Ojciec, który za młodu, gdy jeszcze nie pił wina truskawkowego, pracował w warsztacie samochodowym? Matka szlochająca nad ciężkim serialowym losem wenezuelskich dziewic? A może babka dziergająca szydełkiem kilometry koronek, by je odmawiać w pielgrzymkowych autobusach do wielu miejsc świętych? Nikt nie pamiętał i nikt raczej się nad tym nie zastanawiał, bo wszyscy tutaj nazywali ją Pucą. I nawet jak z pulchnej dziewczynki wyrosła na szczupłą pannę o pociągłej twarzy – nikt nie przestał mówić do niej Puca. Lepiej brzmiało niż Mercedes, mniej złośliwie, skoro jej rodzice byli biedni jak myszy kościelne. Może Cię to dziwi, bo tu wszyscy wyglądają na biednych, ale uwierz mi, ci byli jeszcze biedniejsi. A Puca była miła, dobrze się uczyła. Mówiła „dzień dobry” dorosłym i „odwal się” chłopakom, więc lubili ją wszyscy. Skończyła chyba szkołę fryzjerską, ale nie miała zacięcia. Zaczęła więc jeździć z matką do miasta sprzątać hotele. I zwyczajnie kiedyś nie wróciła. Podobno kazała mówić do siebie po imieniu – tym prawdziwym. Ale teraz nie będziemy opowiadać plotek. Wielu wróżyło, że pojawi się tu szybciej, niż pojechała, zapewne w odmienionym stanie. Ale nawet ci, którzy to mówili, nie myśleli, że tak szybko i tak radykalnie odmienionym. Teraz, czyli od dwóch dni, wspominano ją tylko na dwa sposoby. Jako dziewczynkę, która z pełnymi ustami wyłudzała kolejne pączki, odgrywając postacie z bajek, albo jako dziewczynę z długimi nogami w najkrótszej z możliwych spódniczek. Nie wiem, którą z nich wspomina teraz Kacper Cudak. Jest od niej dziesięć lat starszy. Musi więc dobrze pamiętać jedną i drugą.
17
rozdział drugi
Ta mniejsza czasami biegła za nim, śpiewając „trupi trup, trupem pachnie, pewnie dziś nie zaśnie”, a ta starsza w ogóle się do niego nie odzywała. On też nie i prawie na nią nie patrzył. Może tylko przez bardzo krótką chwilę. Tak przez ułamek sekundy, spod spuszczonych powiek. Czy coś do niej czuł? Tego nie wiem. Może tylko się wstydził. Może teraz też tylko się wstydzi, dlatego tak czeka? O! Właśnie wstaje, wyszedł z cienia. Skórę ma tak bladą, że bledsza już być nie może. Widać przez nią meandry fioletowych żyłek. A i cieńsza też nie. Ledwie powleka chudą twarz, sterczące kości policzkowe i spiczasty podbródek. Ma opuszczone ramiona i długie ręce. Tylko popielate włosy sterczą mu na głowie, rosnąc z lewa na prawo, cała reszta zawzięcie opada. Wąziutkie brwi, niczym dwie ukośne zapałki, opadają mu na skronie. Opadają także powieki zatopionych głęboko, ledwo, ledwo błękitnych oczu. Kąciki bladoróżowych ust również i koniuszek nosa też. Ba, nawet płatki uszu zdają się mu ciążyć. Jest bardzo szczupły. Ma luźną pochlapaną farbami koszulę, pod nią sterczą żebra. Wyłażą kości miednicy. Nawet mięśnie ud wyglądają jakby ktoś dolepił bagietkę do szczudeł. Ale wystarczy, teraz nie czas, by mu zaglądać w spodnie. Lepiej przyjrzyj się mu, jak patrzy na Mercedes vel Pucę. Dla niej to pewnie już bez znaczenia. Ale spójrz na Kacpra – nie potrafi nawet do niej podejść. Obchodzi stół z daleka. Dookoła. Wolno. Krok za krokiem. Zbliża się bardzo powoli. Patrzy na nią, marszcząc powieki, tak mocno, że prawie nie widać jego oczu. Wreszcie zatrzymał się. Za jej głową. Wyciągnął ręce. Drżą, zbliżając się do jej jasnych, falujących włosów opadających
rozdział drugi
18
bezwładnie na twarz i ramiona. W końcu, w majestatycznym skupieniu, zanurza w nich swoje długie, kościste niczym szpony, palce. Porusza nimi, kręcąc małe kółka opuszkami – włosy już nie lśnią, ale zapewne nadal są przyjemnie miękkie. Zobacz. Teraz przeczesuje je tymi palcami, niczym zębami wielkiego grzebienia. Delikatnie. Od nasady czoła do samego końca. Powoli. Pasmo po paśmie. Wkłada jedną rękę pod jej głowę. Unosi. Nie za wysoko. Tak tylko, aby zmieściła się pod nią druga dłoń. Przebierając palcami, zbiera w garść resztę kosmyków znad karku. Niektóre z nich przygniatają plecy i ramiona. Uwalnia je, robi to ostrożnie. Uważa, by ani jednego nie wyrwać. Chwilę to trwa. Uff… Teraz już wszystkie. Co do jednego spływają brzegiem stołu, w dół, gęstą falą. Gładzi je jeszcze otwartymi dłońmi. Potem robi krok w tył. Patrz! Pochyla nad nią swoją głowę jak kobra na widok fakira. I ugina się, trochę w przód, trochę w tył. Wreszcie kuca. Trzeszczą mu kolana. Jego nos jest na wysokości jej włosów. Może głęboko wdycha zapach? Może jeszcze pachną? Szamponem z jednorazowej saszetki? Nie wiem. Ciebie też zahipnotyzował ten widok. Nie dziwię się. Może nawet dopiero w tym momencie dostrzegasz metalowy talerz wiszącej z sufitu lampy. Tak. Ma mocną żarówkę i świeci dokładnie nad stoemł, roztaczając nad nim krąg. Od wyprężonych na sztorc stóp dziewczyny aż po nasadę włosów na jej twarzy. Reszta pomieszczenia tonie w ciemności. I Kacper Cudak też. Zagapiliśmy się. Nie zauważyłem, że już wstał. Może dlatego, że ukrył się w jakimś mrocznym kącie? Boisz się, że teraz sobie pójdzie. Nie, nie bój się. Podchodzi do stołu. Tym razem z boku.
19
rozdział drugi
Przodem do nas. Chwyta białe prześcieradło czubkami kciuków i palców wskazujących, niczym spinaczami. I ściąga je. Równiutko. Z dwóch stron. Ostrożnie. Patrz! Nie drżą już mu ręce. Zsuwa białe, sztywne prześcieradło powoli. Jak kurtynę… Odsłania jej piersi. Nie są duże, raczej niewielkie, łagodne wzgórki, na których ledwo sterczą bladoróżowe sutki. Niczym małe żywe guziczki, które za wprawnym dotknięciem wyginają szyję dziewczyny i przechylają uległą głowę… Cóż, te już nie działają. To tylko ciepłe światło tak je ożywia… Ale prześcieradło zsuwa się dalej. Odsłania dwa żebra, które wystają, jakby chciały się przebić przez skórę. Nienaturalnie. Zmienia się też kolor jej ciała. Zaczyna się wzorzyć w bezkształtne plamy. Sino-, zielono-, żółto-, fioletowoczerwone. Chyba nawet trochę faluje. Ledwo widać pępek. Patrzysz na mnie i pytasz dlaczego? Cóż… Pewnie dokładnie w tym miejscu maska samochodu przycisnęła ją do latarni. Podobno kierowca był pijany. Podobno był nawet biskupem i podobno samochód był marki mercedes. Ach… chichot… Nie ma sensu teraz o tym rozmawiać. Może to tylko plotki? Nic to, materiał zsuwa się dalej. Widać już cieniutki paseczek drobnych włosów, który niczym strzałka prowadzi w dół. Kacper odsłania jej krocze. Ma lekko rozchylone nogi. Jedną trochę przekrzywioną. Może jest złamana, choć raczej chyba tylko zwichnięta. Teraz widać jej dłonie i paznokcie. Są pomalowane na różne kolory. Mają poprzyklejane migoczące kryształki, tylko kilka odpadło. Odsłaniają się kolana, zdarła się z nich skóra. Z kostek też. Znowu się zagapiłeś. Kacper już składa prześcieradło, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Odkłada je, przewieszając przez oparcie starego,
rozdział drugi
20
trzeszczącego, drewnianego krzesła. Dotyka ręką koniuszka dużego palca lewej stopy. Powoli i delikatnie kładzie całą dłoń na jej nodze. Przesuwa po łydce, obejmując rozczapierzonymi palcami. Sunie w górę. Całą powierzchnią chudej ręki. Po kolanach, w górę. Noga już się kończy. Jego palce ześlizgują się w kierunku podbrzusza, ku wewnętrznej stronie uda. Wciskają się tam wolno, wynurzając się nieśpiesznie z pomiędzy lekko rozchylonych nóg. Po chwili wyłania się już tylko jednym palcem, przesuwając się po cieniutkiej kresce z drobnych, kędzierzawych włosków. Spojrzałeś teraz na Kacpra. Ma skupioną twarz i szeroko otwarte oczy, które uważnie śledzą ruch ręki. Słychać jego przyspieszony oddech. Odwróciłeś głowę? Wstrzymałeś powietrze w płucach? Możesz je wypuścić. Choć może zdać Ci się dziwne, że teraz obie ręce, głaszczą posiniaczony brzuch, a mały palec odnalazł pępek i utknął w nim na chwilę, jakby chciał sprawdzić, jak głęboko jest tam w środku. Teraz odwrócił obie dłonie, jakby bał się, że od wewnątrz są zbyt chropowate, by gładzić piersi. Wolno przesuwa je, krążąc chwilę po małych brodawkach i otoczkach wokół nich. W końcu złączone palce obejmują szyję, po czym odwracają się, zamykając w pełnych dłoniach policzki Mercedes. I tak zastygają. Wydaje Ci się, że to trwa już bardzo długo i chyba masz rację. Nie wiadomo, ile czasu upłynęło i ile upłynie. Czekaj razem z nim. Wpatrując się w trójkątny strumień światła wydobywający z ciemności tę scenę. Można odetchnąć. Kacper uwalnia twarz Mercedes ze swych rąk, odchodzi od stołu i znika w mroku pokoju. Słychać teraz tylko
21
rozdział drugi
zgrzyt otwieranej starej szuflady. Coś z niej wyciąga i wraca do światła. Na trzeszczącym krześle kładzie dużą, drewnianą płaską skrzynkę. Odgina mały, trochę zardzewiały, haczyk i otwiera ją. Skrzynka ma kilkanaście przegródek. W każdej z nich jest po kilka pędzelków. Grubszych i cieńszych. Bierze je do ręki. Jeden po drugim i międli w palcach włosie. Są miękkie. Nawet te krótko przycięte pod ostrym kątem. Strzepuje z nich kurz – chyba? Potem wyciąga ze skrzyneczki metalowy kubek z uchem i włada je tam wszystkie. Wyglądają jak kwiatki w wazonie. Kubek stawia przy krawędzi stołu. Teraz znowu nachyla się nad krzesłem. W skrzynce jest jeszcze pełno małych słoiczków. Wyjmuje jeden za drugim. I ustawia wszystkie w szeregu. Równiutko – wzdłuż nogi dziewczyny. Dziewczyna jest szczupła, więc jest tam dużo miejsca. Teraz je odkręca. Powoli odkłada wieczka, nie patrząc na ręce. Wodzi wzrokiem po ciele dziewczyny. Ma szeroko otwarte oczy. Skończył. Wszystkie słoiczki już otwarte. Jest ich pewnie ze dwadzieścia. Możesz zerknąć z góry, ile w nich kolorów. Jest biel alabastrowa i porcelanowa, róż indyjski i cyklamen, czerwień biskupia i kardynalska, pomarańcz Tycjana i zieleń Veronese’a, jest miedź i palisander, kanarkowy i słomkowy, mysi, gołębi i antracytowy, błękit paryski i lazurowy i jeszcze jakieś, których nazw nie znam. Jednych jest mniej, a drugich więcej. Teraz Kacper Cudak podchodzi znowu do ściany. Sięga ręka wysoko i z jakiejś półki zdejmuje dużą szklaną butlę. Wyciąga z niej korek. Kładzie między leżące na stole stopy. Wkłada rękę do kieszeni spodni i, niczym magik, wyciąga z niej dużą ścierkę w biało-niebieską
rozdział drugi
22
kratkę. Niewiarygodne. Jak ona się tam zmieściła? Moczy, wylewając na nią niewielką ilość przezroczystej cieczy, po czym stawia szklaną butelkę między kolanami dziewczyny. Widocznie będzie mu jeszcze potrzebna. Tylko patrz, jak dokładnie przeciera jej całe ciało. W każdym zakamarku. Podnosi nawet rękę Mercedes czy, jak wolisz, Pucy i wyciera jej pachy. Przeciera sutki, wciska się w pępek. Robi to dokładnie, choć raczej machinalnie. Od czasu do czasu patrzy na twarz dziewczyny. Od czasu do czasu przygryza usta i marszczy czoło. Wybacz, nie będę teraz zaglądać do jego głowy. To może być zbyt bolesne, nawet dla mnie. I pewnie niezręczne w takiej chwili. Nie będę więc czytać w jego myślach. Nie teraz. Wybacz. Zamknij oczy. Pomilczmy chwilę….……………………………………………………………..... …………………………………………………………………………………………… ……………………………………………………………………………………………… ……………………….. Cóż… Tego już się nie da zostawić bez komentarza. Przez ten czas ciało Mercedes od połowy ud, ponad pępek zmieniło się w marmurowe schody. Znikły wszelkie sinoburozielone plamy. Nie ma po nich śladu, jakby ich w ogóle nie było. Za to można dostrzec nieregularne żyłki meandrami znaczące naturalny kamień, wygląda tak prawdziwie! Nawet w jednym miejscu przy kości miednicy marmur lekko się ukruszył. Patrz, jak strumienie światła ześlizgują się po schodach – prawie lśnią, i jak wyraźnie widać ciemnoszare cienie rzucane przez kolejne stopnie. Pierwszy, największy, jest na udach. Pozostałe zwężają się, biegnąc gdzieś w daleką otchłań, by w końcu zniknąć w białych, puchatych obłokach, w które to teraz
23
rozdział drugi
zamieniły się jej piersi. Zdaje się, że nie widać ich kształtu, za to prawie można dotknąć tych nabrzmiałych chmur, które kłębią się, sunąc po błękitnym niebie. A niebo to rozmywa się, roztapia prawie pod samą szyją. Wszystko wydaje się skończone, ale sam widzisz – Kacper jeszcze ciągle nakłada kolory. I pacnie tu plamę zieleni, sprawiając, że niebo jest jeszcze bardziej niebieskie, lub fioletu, by schody stały się bardziej białe. Wyglądają już tak, że prawie można po nich iść. Ale zdaje się nie skończył jeszcze pracy. Wkłada pędzelek do ust i odchodzi na bok. Przygląda się. Może czeka, aż farba wyschnie? Obchodzi ciało dziewczyny z każdej strony, po czym bierze deseczkę i jeden ze słoików. I nakłada na nią gruby, tłusty kleks czerwonej farby. Drugim pędzelkiem nabiera najprawdziwszej żółci. Długo przygląda się nabranej ilości. Delikatnie zostawia trochę na ściance słoika. Zostaje kropla nie większa od łzy i dopiero je ze sobą miesza. I powstaje kolor krwi, ale takiej ciepłej, świeżej, rzadkiej, takiej tryskającej z przerwanej tętnicy i rozbryzgującej się z prędkością czterdziestu metrów na sekundę. I zaczyna nią malować. Nakłada kolor. Czerwień biegnie od jej krocza i znika w obłokach pod piersiami. Z początku jest tylko plamą. Po chwili zamienia się w najprawdziwszy czerwony dywan. Miękko rozłożony na kamiennych schodach. Starannie go rozprowadza, nawet lekko marszczy na wysokości połamanych żeber. W końcu odkłada pędzel, przeciera spocone już czoło. Skończył chyba, jeszcze nie? Bierze najmniejszy pędzelek, cieniutki i nakłada malutką kluskę żółtej farby, dodaje czegoś, co jest
rozdział drugi
24
już na deseczce, tyle, ile zmieściłoby się na łepku od szpilki i maluje najprawdziwsze złote włosy – falują wypływającą z pępka. Potem resztę dziewczyny z długimi nogami, która kroczy po czerwonym dywanie. Prosto do nieba. Odwróć się i zobacz. Za oknem już prawie świta, dzień się budzi, a Kacper odkłada pędzle, zakręca słoiczki, siada na parapecie i patrzy, jak farba schnie. Teraz na pewno to już koniec. Nie wiem, co myśli, ma takie samo smutne spojrzenie, ale już nie zaciska zębów, nie drżą mu usta, nie marszczy czoła, więc chyba jest zadowolony. Jest już widno, dopiero teraz da się zauważyć na ścianie wieszak. Wisi na nim ubranie. Biała koszula z kołnierzykiem i granatowa spódnica za kolano. Nie wiem, kto to przyniósł. Może rodzina, może pomoc społeczna, bo chyba nie żaden chłopak. Jedno jest pewne – Mercedes zwana Pucą pójdzie do nieba ubrana jak do szkoły. Na pewno tak będą uważać ci, którzy zobaczą ją w tej trumnie. Jednym to się spodoba, drugim nie. I możesz być pewny, nikt nie zobaczy tego co pod bluzką. Jak się domyśliłeś Kacper Cudak robi to nie pierwszy raz. I doskonale wie, gdzie kończy się ostatni guzik, dokąd sięga mankiet koszuli, nogawka spodni czy kraj spódnicy. Jest ostrożny i zachowuje rozsądny margines. Myślę, że nie chciałby, aby jego sztuka zobaczyła światło dzienne. Może dlatego chowa ją pod ziemią. Pewnie boi się ludzi. Sądu Ostatecznego raczej nie.
25
rozdział drugi
cdn.
#21 wydawca: Fundacja TUU ul. Zmartwychwstańców 11/2 61-501 Poznań redakcja@tuumagazyn.pl magazyn on-line: tuumagazyn.pl issu.com/tuumagazyn social media: fb.com/tuumagazyn IG: tuumagazyn
okładka: Justyna Krüger, Światosława Sadowska, Jerzy Sadowski oraz wielu innych layout: Justyna Krüger, Jerzy Sadowski korekta: Joanna Szymkowiak
Redaktor Naczelna: Julita Mańczak julita@tuumagazyn.pl Redaktor Prowadząca: Światosława Sadowska slawka@tuumagazyn.pl Dyrektor Kreatywny: Jerzy Sadowski jerzy@tuumagazyn.pl Dyrektor Artystyczna: Justyna Krüger justyna@tuumagazyn.pl Manager Projektów Wyjątkowych Zofia Flejsierowicz zofia@tuumagazyn.pl
Współtwórcy: Anna Dąbrowska, Przemysław Jędrowski, Joanna Jodełka, Gabriel Kaczmarek, Andrzej Kaleta, Katarzyna Mularczyk, Dorota Piechocińska, Aleksandra Podżorska, Katarzyna Smoczyńska, Jędrzej Tęczyński, Zuzanna Tokarska, Natalia Tułacz
Projekt dofinansowany przez:
Magazyn TUU ukazuje się cztery razy w roku Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów i redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do publikacji. Redakcja nie odpowiada za treść materiałów reklamowych i promocyjnych Wydrukowano w drukarni VMG Print sp. z o. o.
No
/2021