TUU #21 | przypadek?

Page 1

21

Poznań, Planeta Ziemia, Wszechświat

2/2021 cena 0 zł ISSN 2451-1730

21 / 21 / 21 przypadek?



Trwało to dłużej niż zwykle Opatrzność pomylona z opacznością a błąd z przypadkiem. Kiedy już coś wyliczę warunki brzegowe ulegają złudzeniom dźwięków I tak wszystko płynnie przechodzi w laserunki obrazów, wspomnień i pamiątek. Tylko symbole kodują w największym skrócie, to co sami staramy się zatrzymać. Jednak przy najmniejszym tąpnięciu, nawet to się nie utrzyma ‒ bo każda konstrukcja powinna zachować margines elastyczności, zanim nas zasypie nadmiarem, zanim sami wybierzemy ‒ co zechcemy uchronić. I tak codziennie od początku pamięci, po krańce imaginacji odmieniając przez przypadki z pomocą i bez składamy zbiory niemożliwości w realne chmury.


tekst: Aleksandra Podżorska

ilustracje: Justyna Krüger

jeśli śni ci się naga kobieta, postaw na 21

02 ‒ 03

człowiek, miejsce, myśl


Już drugiego dnia mojego pobytu w Ne-

wysokiej rangi duchowny już przykładał

imię miał Pitagoras. Kojarzymy go głów-

apolu stał się cud. W czasie zwiedzania

mi do czoła oprawioną w złoto, upłynnio-

nie z wyniesionym ze szkoły twierdzeniem

miasta weszłam do katedry przepełnio-

ną relikwię. Był to jeden z kluczy do zro-

matematycznym, choć światu zaoferował

nej nie tylko azjatyckimi turystami, ale też

zumienia tego miasta. Przesądy i dewocja,

znacznie więcej – ład i kształt oparty

licznie zgromadzoną lokalną ludnością.

dziwki i święci, najlepsza w świecie pizza

na liczbach. Pitagorejczycy uznawali, że

Był 19 września, święto głównego patrona

i kokaina beztrosko przekazywana na uli-

liczby są prazasadą bytu. Według nich

Neapolu, Dzień Cudu Krwi Świętego Ja-

cy w biały dzień, bezbrzeżna gościnność

wszystko ma nie tylko przypisaną liczbę,

nuarego będący wspomnieniem jego mę-

i krwawe porachunki kamorry, południo-

ale wręcz jest liczbą, która realnie wpływa

czeńskiej śmierci. Nieszczęsny January był

wa bieda i przysłowiowa już l’arte di ar-

na przyrodę. Gdyby świat nie miał liczby,

biskupem pobliskiego Benewentu w cza-

rangiarsi – sztuka kombinowania i radze-

w ogóle by nie istniał. Kiedy więc poznamy

sach prześladowań chrześcijan. Za odmo-

nia sobie w każdej sytuacji. A to wszystko

stosunki liczbowe świata, będziemy mogli

wę złożenia ofiary rzymskim bogom zo-

uporządkowane i zapisane w najważniej-

nad nim zapanować.

stał skazany na pożarcie przez lwy, a gdy

szej księdze Neapolu, Smorfii – senniku,

zwierzęta pokornie przed nim przyklękły –

w którym każdej onirycznej wizji przypi-

Symbolem, który pitagorejczycy nosili na

na ścięcie. Podczas egzekucji pewna po-

sana jest konkretna liczba składająca się

piersi był tetraktys – figura trójkąta złożo-

bożna kobieta zebrała jego krew do am-

na porządek świata.

na z dziesięciu punktów rozmieszczonych

pułki, która po dziś dzień przetrzymywana

w strukturze piramidy, które zawierają

jest w kaplicy świętego w neapolitańskiej

Wszystko zaczęło się w VI w. p. n. e. za

w sobie cały świat. Kiedy Pitagoras udzie-

katedrze. Trzy razy do roku krew zmienia

sprawą uchodźcy pochodzącego z wyspy

lał nauk, niewiele osób znało pismo. Do

swój stan skupienia i z postaci skrzepniętej

Samos, który, nie mogąc znieść okrutnych

objaśnienia świata pomocny był więc cal-

przechodzi w płynną. Jeśli tak się nie sta-

rządów Polikratesa, osiedlił się w Kroto-

culus, co po grecku oznaczało „kamień”,

nie, biada Neapolowi! Zanim w tłumie zo-

nie, na podeszwie włoskiego buta, 400

ale też „rachunek”. I tak każdy kolejny

rientowałam się, co się wokół mnie dzieje,

kilometrów na południe od Neapolu. Na

kamień niósł za sobą konkretne znaczenie:

tuu

#21

przypadek


1 – punkt (ale też środek wszechświata, przyczyna, jedność, skończoność, doskonałość, ład); 2 – odcinek (połączenie dwóch punktów); 3 – figura (połączenie trzech punktów, trójkąt; Żyjący w drugiej połowie V w. p. n. e.

środek i koniec wszystkiego; 4 – bryła (punkt umieszczony

poeta Ion, pozostający pod

nad figurą w przestrzeni trójwy-

wpływem pitagorejskiej

miarowej daje czworoboczną

numerozofii, widział w trójce bóstwo: jako początek,

bryłę o podstawie trójkątnej); 5 – własności ciał fizycznych; 6 – życie; 7 – duch;

8 – miłość; 9 – roztropność i sprawiedliwość; 10 – doskonałość i świętość, symbol struktury całego świata.

04 ‒ 05

człowiek, miejsce, myśl


Pitagoreizm jest więc nie tylko religijno-filozoficzną doktryną, ale też wielkim systemem symbolicznym, który znalazł swoją kontynuację w judaistycznej kabale. Jej podstawą jest słowo. To właśnie z wypowiedzianego przez Boga na początku wszystkiego Słowa wywodzi się świat. Nauka kabalistyczna głosi, że każdy wyraz znajdujący się w Torze (Pięcioksięgu) ma ukryte symboliczne znaczenie. Literom hebrajskiego alfabetu przypisuje się zaś konkretne wartości liczbowe, co poszerza pole interpretacji świętego tekstu. Wszystko, co w nim zapisane, jest logiczne i podlega odwiecznemu porządkowi. Właśnie z tych dwóch tradycji – pitagorejskiej i kabalistycznej – czerpie Smorfia i oparte na niej neapolitańskie gry liczbowe: la tombola i loteria neapolitańska, lokalna wersja lotto. Skłonność do hazardu towarzyszy ludzkości od wieków i tak też było w 1743 roku, gdy pół Europy oddawało się przyjemności gier. Jego Katolicka Mość z Bożej łaski Karol III Hiszpański z dynastii Burbonów, ówczesny król Neapolu, postanowił wykorzystać słabość ludzkiej duszy i zalegalizować loterie, aby dochód z nich zaczął wzbogacać kasę państwową. Pomysłowi temu sprzeciwił się Kościół, który piętnował hazard w każdej postaci, widząc w nim przeszkodę w gruntowaniu cnót mężów i niewiast. Spór tronu i ołtarza zakończył się legalizacją gier liczbowych, z wyjątkiem organizowanych w dni świąteczne. Zaradni neapolitańczycy szybko znaleźli wyjście z tej sytuacji i w niedzielę oraz święta przenieśli loterię do domów. Tradycja ta była tak silna, że do dziś utrzymała się w postaci bożonarodzeniowego rytuału. Prawdziwe neapolitańskie święta nie mogą się więc obyć bez tomboli. Przypomina ona popularną grę w bingo. Wykrzykiwanie wylosowanych numerów mogłoby zdradzić nieposłusznych zakazowi graczy, liczbom przypisano więc znaczenie zawarte w Smorfii i zamiast numerów podawano łączący się z nimi symbol. Wszystko odbywało się oczywiście w dialekcie neapolitańskim. Znaczenia liczb często odwołują się do części ciała (zwłaszcza intymnych), zwierząt, świętych i zwykłych śmiertelników, np.: tuu

#21

przypadek


3 – ‘A jatta – kotka;

28 – ‘E zizze – piersi;

4 – ‘O puorco – świnia;

29 – ‘O pate d’ ‘e ccriature –

6 – Chella ca guarda ‘nterra –

ojciec dzieci, czyli penis;

ta, która patrzy w ziemię,

30 – ‘E ppalle d’ ‘o tenente –

czyli wagina;

jądra porucznika;

8 – ‘A Maronna – Matka Boska;

39 – ‘A fune ‘n ganna –

10 – ‘E fasule – fasola;

sznur na szyi;

14 – ‘O mbriaco – pijak;

40 – ‘A noja – nuda;

16 – ‘O culo – tyłek, ale

42 – ‘O caffè – kawa;

też szczęśliwy traf;

45 – ‘O vino bbuono –

17 – ‘A desgrazia – pech;

dobre wino;

19 – ‘A resata – śmiech;

46 – ‘E denare – pieniądze;

21 – ‘A femmena annura –

47 – ‘O muorto – truposz;

naga kobieta;

48 – ‘O muorto che

22 – ‘O pazzo – wariat;

pparla – truposz, który mówi

23 – ‘O scemo – głupek;

(ten wcześniejszy milczy); 50 – ‘O pane – chleb; 52 – ‘A mamma – matka; 62 – ‘O muorto acciso – zamordowany;

67 – ‘O totaro dint ‘a chitarra – kalmar w gitarze, czyli stosunek seksualny; 71 – L’omm ‘e mmerda – dupek; 72 – ‘A maraviglia – cud; 78 – ‘A bbella figliola – piękna dziewczyna, ale też prostytutka; 79 – ‘O mariuolo – złodziej; 90 – ‘A paura – strach.

06 ‒ 07

człowiek, miejsce, myśl


Podobnie jak w bingo, tombola składa się

W dokumentalnym filmie „Liczby i marze-

z dużej planszy z numerami od 1 do 90,

nia” Anny Bucchetti, femminiello mówi na

koszyka (’o panariello), z którego wycią-

przykład: „Moja dusza jest czysta, wa-

ga się żetony oznaczone dziewięćdziesię-

sze są brudne” (85 – dusze czyśćcowe),

cioma liczbami oraz z niewielkich plansz

„nic nie wiecie, ten mnich jest gejem”

z piętnastoma dowolnymi numerami uło-

(37 – zakonnik), „jesteście nędzną bandą”

żonymi po 5 w każdym z trzech rzędów

(87 – wszy), „dobre wieści: mój mąż umarł”

i drobnych oznaczników, które rozdaje

(62 – zamordowany), „Toni, ale erekcja!”

się graczom. Osoba prowadząca loterię

(13 – św. Antoni; jak widać w Neapolu nie

wyciąga z koszyka żeton, odczytuje na

ma takich świętości, których nie można

głos znajdującą się na nim liczbę i ozna-

naruszyć) oraz niespodziewanie: „Mara-

cza nim właściwy punkt na dużej planszy.

dona” (10 – piłkarze są tu, jak w całych

Jeśli numer ten znajduje się na posiadanej

Włoszech, chodzącymi po ziemi bogami).

przez gracza planszy, kładzie się na nim niewielki kamień (calculus?), guzik lub coś

Oryginalna Smorfia, czyli opasły sennik

ze stołu – drobny orzech czy ziarno. Celem

dopasowujący wyśnione sytuacje do kon-

jest oczywiście zakrycie całej planszy i wy-

kretnych liczb, napisana jest w dialekcie

krzyknięcie: „Tombola!”. Mniejsze wygrane

neapolitańskim i opiera się na tradycji ust-

można też przypisać wcześniejszym pozio-

nej, przekazywanej z pokolenia na poko-

mom, którymi są:

lenie. Kiedy została spisana, opatrzono

l’ambo – dwa numery w tym samym rzę-

ją licznymi ilustracjami, gdyż jeszcze kil-

dzie zakryte przez pierwszego gracza;

kadziesiąt lat temu znaczną część społe-

il terno – trzy numery;

czeństwa stanowili analfabeci. Im starsza

la quaterna – cztery numery;

jest ta księga, tym lepiej. Jej nazwę wiąże

la cinquina – pięć numerów, czyli cały rząd;

się z Morfeuszem, bogiem snów w mito-

la decina lub rampazzo – dziecięć nume-

logii greckiej. Morfeusz, obok Matki Bo-

rów, czyli dwa rzędy.

skiej, św. Januarego i 51 wspomagających go świętych patronów Neapolu, mógł-

W wielu mieszkaniach uboższych dzielnic

by zostać uznany za głównego opieku-

Neapolu wieczorami organizuje się roz-

na miasta. Sen ma tu bowiem szczególne

grywki znane jako la tombolata, w których

znaczenie. Smorfia jest używana nie tylko

uczestniczyć mogą jedynie kobiety i fem-

w tomboli, lecz przede wszystkim w grze

minielli, czyli osoby należące do „trzeciej

liczbowej lotto, zwłaszcza w jej lokalnej

płci” – zazwyczaj homoseksualni męż-

odmianie – loterii neapolitańskiej, w któ-

czyźni, którzy przebierają się za kobiety

rej obstawia się dwa, trzy numery z 90

i zachowują się tak jak one. Femminiello

dostępnych. Mieszkańcy Neapolu zbie-

wymyka się europejskiej definicji osoby

rają się w kolekturach i prowadzącym je

transpłciowej, silnie wpisuje się w trady-

osobom opowiadają swoje sny, które są

cyjną kulturę neapolitańską i jest społecz-

następnie interpretowane i za pomocą

nie akceptowany. Powszechnie wierzy się,

Smorfii przekładane na liczby. Trzeba być

że femminiello przynosi szczęście, dlatego

bardzo uważnym w odczytywaniu snów.

jako jedna z pierwszych osób bierze na

Po pierwsze zły sen można opowiedzieć

ręce nowonarodzone dziecko oraz losuje

dopiero po południu, bo wtedy nie ma

numery podczas wieczornych rozgrywek

już zagrożenia, że się spełni. Po drugie

tombolaty. Podając zgodne ze Smorfią

tylko odpowiednia interpretacja snów po-

znaczenia numerów, układa je w histo-

zwoli nam postawić na szczęśliwe numery

ryjki, dorzucając do nich nieco sprośności.

i wygrać. Pomylić się nie jest trudno. Jeśli

tuu

#21

przypadek


śni nam się, że pływamy, powinniśmy po-

z prawdziwymi wydarzeniami, zwłaszcza

stawić na numer 11, jeśli jednak pływamy

jeśli łączą się z tragicznymi wypadkami –

w basenie, lepszym wyborem będzie 9,

nie bez powodu w Smorfii pojawia się tylu

jeśli w morzu – 13, a jeśli w rzece – 47. Mo-

zmarłych. Zawsze możemy wybrać też nu-

rze wzburzone falami to 78, jeśli zaś woda

mery w jakiś szczególny sposób dla nas

jest czysta i spokojna – 79. Jeśli płyniemy

ważne (daty urodzin, miejsc zamieszkania)

pod wodą, naszym numerem będzie 46.

lub liczby, na które zwróciliśmy uwagę na

Jeśli zaś płyniemy, by kogoś uratować, to

ulicy (numery rejestracyjne, liczby na ubra-

postawmy na 87, a gdy towarzyszy nam

niach przechodniów). Smorfia tak bardzo

przy tym strach – na 90.

jest obecna w życiu Neapolu, że zaczęła funkcjonować też w języku. W przypływie

Loteria neapolitańska to skomplikowany

irytacji można subtelnie zapytać: Ma sei il

system, który – tak jak u Pitagorasa i w ka-

22? – Odbiło ci, czy co? (dosłownie: Jesteś

bale – wyraża pragnienie zinterpretowa-

22?, czyli ‘o pazzo – wariat). Kolektury lot-

nia świata i znalezienia w nim logicznego

to są tak ważną częścią miasta, że w słyn-

porządku. W Neapolu mawia się, że na

nych neapolitańskich szopkach bożona-

loterii nie da się wzbogacić, bo loteria to

rodzeniowych pojawiły się ich miniatury.

namiętność. Do kolektury najczęściej przychodzą najbiedniejsi mieszkańcy Neapolu,

Moment losowania liczb na loterii jest

wierzący, że dzięki grze ich los się odmieni.

w Neapolu świętością. Jeśli wylosowa-

Oszczędzanie na nic się tu zda. Kupon

ne numery nie pokrywają się z naszymi,

w kieszeni daje nadzieję na lepsze jutro,

widocznie źle zinterpretowaliśmy sen.

pozwala spać spokojnie i intensywnie śnić

Pozostaje nam kolejna noc wypełniona

kolejne sny, które przybliżają do bogac-

onirycznymi wizjami i kolejny kupiony los,

twa. Gracz nie poddaje się przypadkowi,

który tym razem na pewno przyniesie nam

lecz śmiało rusza ku swemu przeznacze-

szczęście.

niu. Dzięki grze stawia się opór materii, pokonuje się chwilę, a więc pokonuje się

Smorfia idzie z duchem czasu i dziś istnieje

wieczność – to jest ruch ku życiu, ku prze-

również w wersji internetowej. Wystarczy

trwaniu. Nadziei nie ma tylko ten, kto jest

wpisać swój sen, by natychmiast dostać

już martwy.

podpowiedź, z jakimi liczbami się wiąże. Dziś w neapolitańskiej loterii nie sięgnę

A co jeśli nie śni nam się nic? Tu z po-

do mych snów – tej nocy były niespo-

mocą przychodzi il Cabalista, w Neapolu

kojne i rozpłynęły się w niepamięci wraz

nazywany też ‘o Assistito, mający zdol-

z nastaniem świtu: Tak więc moje dwie

ność przepowiadania liczb. Za drobną

liczby to: 21 – w końcu to 21 numer TUU

opłatą opowiada sny, które słuchacze in-

w 2021 roku i XXI wieku oraz 40, bo tak

terpretują, by następnie wybrać szczęśli-

Smorfia odczytuje tytułowy przypadek.

we numery. Pewniakami dla wielu są licz-

Wygram? Nadzieja nic nie kosztuje, a po-

by 16 – szczęśliwy traf i 46 – pieniądze.

zwala marzyć.

Często obstawia się też numery związane Aleksandra Podżorska, przez pomyłkę Opatrzności nie urodziła się w którymś z krajów Śródziemnomorza. Wielbicielka wszystkiego co włoskie – od języka, przez kulturę, sztukę i modę, po jedzenie i wina. Jej największą pasją jest design i choć ceni skandynawski minimalizm, zdecydowanie woli włoskie wybuchy fantazji. Ma to szczęście, że swoim zamiłowaniem może zajmować się, pracując w Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu. 08 ‒ 09

człowiek, miejsce, myśl


tuu

#21

przypadek


przypadek?

10 ‒ 11

człowiek, miejsce, myśl


nie sądzę!

ten wpłynął na minę na morzu Egejskim i zatonął. Podczas ostatniego z wydarzeń kobieta była już na tyle oswojona z tego typu sytuacjami, że przed ucieczką do

tekst: Gabriel Kaczmarek ilustracje: Światosława Sadowska

szalupy ratunkowej zdążyła zabrać z kajuty szczoteczkę do zębów, później tłumacząc, że podczas dwóch poprzednich zatonięć był to przedmiot, którego najbardziej jej brakowało. „No to już zdążyła się przyzwyczaić!” Jest coś bardzo niepokojącego w historii Violet Jessop. Jeżeli tak nieprawdopodobne wydarzenie, jak trafienie przez jedną osobę na trzy katastrofy morskie jest możliwe, to kto może czuć się bezpiecznie? Wyjaśnianie zbiegów okoliczności, szczególnie w przypadku niektórych przedstawicieli naszego gatunku, wydaje się procesem tak naturalnym jak oddychanie. Wydarzyło się coś, więc trzeba poznać przyczynę. W innym przypadku

Miesiąc temu, zabierając się do pisania

znów:„A jeśli jakimś cudem wspomniany

musielibyśmy zaakceptować nieprzewi-

niniejszego artykułu, miałem zamiar sku-

jegomość trzeci raz ocalałby z upadku

dywalność otaczającej nas rzeczywistości

pić się na naturalnej ludzkiej skłonności do

z Wieży Eiffla?”. Tutaj sceptyk chwilę się

i dyskomfort, jaki ta wywołuje. W zamierz-

przypisywania szczególnego znaczenia

namyśla, po czym stwierdza: „No to już

chłych czasach w mało prawdopodob-

różnym koincydencjom. Założyłem wów-

zdążył się przyzwyczaić!”. Prostota kon-

nych zdarzeniach losowych doszukiwano

czas, że, obiektywnie rzecz ujmując, tak

cepcji, w jaki ten dialog obrazuje jeden

się przejawów boskiej woli. Odwołując się

naprawdę wszystkie cudowne zbiegi oko-

z fundamentalnych dyskursów ludzkości,

do naszego przykładu, od zwolenników

liczności, ze względu na liczbę ludzi na

zawsze mnie zachwycała. Jednakże od-

ziemi i ogrom czasu, w którym się wydarza-

wołanie się do upadku z Wieży Eiffla jest

ją, o ile zdają się nieprawdopodobne, tak

tak abstrakcyjne, że powyższy przykład

naprawdę są nieuniknione. Do tego, w du-

interpretowany jest przeważnie jako jedna

żym uproszczeniu, sprowadzała się moja

nierzeczywistych koncepcji, intelektualny

pierwsza koncepcja. W przeciągu ostat-

konstrukt odarty z empirii. Jak zmieni się

niego miesiąca moje życie zaczęło obfi-

nasza perspektywa, jeżeli uprawdopodob-

tować w taką liczbę wcześniej wydających

nimy wydarzenia. Na przykład zamiast

mi się nieprawdopodobnymi wydarzeń, że

runięcia z wysokości użyjemy przykładu

sam powoli przestałem wierzyć we własne

ocalenia z katastrofy transatlantyckiego

wcześniej ugruntowane przekonania.

liniowca? Pojedyncza sytuacja nie robi

Pamiętam pewną opowiastkę na temat

większego wrażenia, jest dość prawdo-

różnych postaw dotyczących przypadko-

podobna. Podwójne doświadczenie i prze-

wości. Osoba przekonana o wielkim zna-

życie morskiej katastrofy już zaczyna być

czeniu zbiegów okoliczności pyta scepty-

trochę zastanawiające. W potrójne raczej

ka, jak skomentowałby sytuację, w której

już trudno uwierzyć. A jednak owej nie-

ktoś spada z Wieży Eiffla i przeżywa upa-

prawdopodobności przeczy historia Violet

dek. Sceptyk odpowiada krótko i indy-

Jessop, pielęgniarki i stewardesy urodzo-

ferentnie: „Przypadek”. Zdeterminowany

nej 1887 roku, która w 1911 roku przeżyła

poszukiwacz sensu pyta zatem ponow-

katastrofę liniowca RMS Olympic, następ-

nie: „A co, jeśli sytuacja miałaby miejsce

nie rok później zderzenie RMS Titanica

drugi raz?”. Na co znów pada lakonicz-

z górą lodową, by w 1916 roku znaleźć

ne: „Ma facet szczęście”. Pierwszy próbuje

się na pokładzie HMHS Britannic, gdy

tuu

#21

przypadek


lepiej obeznanych w szacowaniu ryzy-

pewności wstecznej, zwanego też efektem

ka mogła usłyszeć, iż prawdopodobień-

„wiedziałem-że-tak-będzie” ‒ błędu po-

stwo, że spotka ją drugi raz taka sytuacja

znawczego opierającego się na dokony-

jest minimalne. Te same osoby pewnie po

waniu oceny przeszłych wydarzeń jako

drugim cudownym ocaleniu z katastro-

bardziej prawdopodobnych i przewidy-

fy przekonywały ją, że trzeci raz jest już

walnych niż rzeczywiście były. Na szczę-

absolutnie nieprawdopodobny. Podobnie

ście dla stewardesy nieprawdopodobne

Rod Wolfe po tym, gdy został porażony

przygody nie wypłynęły na jej późniejsze

piorunem podczas pracy na cmentarzu

zatrudnienie i przez kolejnych 30 lat pły-

zapewne usłyszał, iż „piorun dwa razy nie

wała na transatlantykach, by w wieku 83

trafia w to samo miejsce”. Faktycznie, może

lat umrzeć na zastoinową niewydolność

nie miejsce ale tej samej osoby powiedze-

serca.

nie już nie dotyczy, zatem czy dziwny jest

Badania XX-wiecznych psychologów

fakt, iż po 18 latach sytuacja powtórzyła

wykryły listę kilkudziesięciu błędów po-

się i „Lightning Rod” kolejny raz przeżył

znawczych pokazujących, jak w życiu

bliskie spotkanie z błyskawicą?

codziennym ulegamy złudzeniom zwią-

Nie bądźmy jednak pochopni w de-

zanym z nieprzystosowaniem naszego

precjonowaniu aparatu naukowego w ra-

mózgu do racjonalnej oceny danych staty-

dzeniu sobie z przypadkowością. Ekspe-

stycznych i tendencji do ich subiektywiza-

rymenty psychologiczne, w szczególności

cji. Zatem aby zobiektywizować sytuację

te przeprowadzone przez Daniela Kah-

„królowej zatonięć”, dokonajmy uprosz-

nemana i Amosa Tversky’ego pokazują,

czonej estymacji. Firma White Star Line,

iż w kwestii oceny prawdopodobieństwa

do której należały pechowe liniowce i dla

nasze umysły mają wiele nieracjonalnych

której stewardesa pracowała, posiadała

tendencji prowadzących do błędów po-

132 liniowce, z których każdy służył śred-

znawczych. Dzięki ich badaniom wiemy,

nio 13,5 roku, odbywając około 20 rejsów

iż doradcy niedoszłej topielicy potrak-

rocznie. Szesnaście okrętów z floty WSL

takiej interpretacji przypadkowości Vio-

towali kolejne katastrofy jako zdarzenia

zatonęło. W przybliżeniu około 1 na 2500

let mogłaby usłyszeć, iż to, co ją spotkało,

zależne, tak jakby sama obecność Violet

jest wynikiem braku ofiary dla morskiego

miała jakiś wpływ na prawdopodobień-

bóstwa, życia wbrew nakazom religii, by-

stwo zatonięcia okrętu, wpadając w pu-

cia przeklętą bądź zapisania jej takiego

łapkę paradoksu hazardzisty, zwanego też

losu w gwiazdach. Jako że stewardesa

złudzeniem gracza. Zakładali, że załoga

była zodiakalną wagą, której przypisy-

HMHS Britannic okaże szacunek regułom

wany jest żywioł powietrza, nic dziwne-

prawdopodobieństwa i mając na uwadze,

go, że od strony wody spotykały ją same

że dwa jego z siostrzane statki z Argen-

nieszczęścia. Z internetowego kalkulato-

tynką na pokładzie zatonęły, nie mogła

ra wiem, że „królowa tonących okrętów”

dopuścić do powtórzenie tego wydarzenia

była numerologiczną ‘2’, której cechą jest

po raz trzeci. Choć pewnie znalazłyby się

„umiejętność dostosowania się do każdej

również osoby, które uległyby wpływo-

sytuacji”, co wyjaśniłoby jej opanowanie

wi heurystyki dostępności polegającej na

podczas cofania się po szczoteczkę do zę-

przypisywaniu większego prawdopodo-

bów podczas trzeciej katastrofy. Logiczne!

bieństwa zdarzeniom bardziej zapada-

Z czasem, między innymi dzięki takim

jącym w pamięć i silniej nacechowanym

postaciom jak Pierre de Fermat oraz Bla-

emocjonalnie. Te, widząc Violet wchodzącą

ise Pascal, zaczęliśmy dalej oswajać nie-

na pokład, niezwłocznie opuściłyby go

zwykłe zbiegi okoliczności matematycz-

w niezachwianej pewności, że skoro już

nym wędzidłem. Wydaje mi się jednak, że

dwa liniowce z naszą bohaterką poszły

nieszczególnie pomogło ono pani Jessop.

na dno, to HMHS Britannica również jest

Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której

przesądzony. Co więcej, właśnie ta grupa

po zatonięciu pierwszego okrętu od osób

ludzi po katastrofie podlegałaby efektowi

12 ‒ 13

człowiek, miejsce, myśl


rejsów firmy White Star Line kończył się katastrofą morską. Zważywszy, że Violet pracowała dla WSL blisko 30 lat, uczestnicząc w tym czasie w kilkuset rejsach, fakt, iż zdarzyło się jej przeżyć zatonięcie okrętu nie wydaje się aż tak zdumiewający. Jednakże samo to, że oszacowane prawdopodobieństwo doświadczenia katastrofy nie było tak wielkie i przy każdorazowym wejściu na pokład wynosiło około 1:2500, wciąż nie tłumaczy nam faktu, dlaczego to właśnie ta jedna kobieta doświadczyła tejże sytuacji aż 3 razy w życiu. Chyba każda osoba interesująca się koincydencjami zada pytanie, nie o szanse na zatonięcie okrętu, ale o prawdopodobieństwo podjęcia przez Argentynkę szeregu życiowych decyzji, których konsekwencją będzie uczestnictwo w kolejnych trzech zatonięciach okrętu, w tym najsłynniejszej katastrofy morskiej RMS Titanica. Myślę, że matematyczne modelowanie procesu o tak gigantycznej ilości zmiennych jest raczej niemożliwe. tuu

#21

przypadek


Wydaje mi się, że zauważanie w ogrom-

w sposób losowy, prezentował ściśle de-

nie złożonych procesach pewnych prawi-

terministyczne przekonanie o przewidy-

dłowości pchało przez wieki wiele wybit-

walności rzeczywistości i jedynie braku

nych matematycznych umysłów w sferę

odpowiedniej teorii, formuły, która powią-

niesamowitości zbiegów okoliczności. Aby

że przyczynę ze skutkiem, wprowadzając

lepiej zrozumieć zachodzące w świecie

porządek zarówno w przypadku zjawisk

niezwykłe koincydencje, Isaac Newton po-

relatywistycznych najcięższych ciał nie-

siłkował się pismami kabalistycznymi. John

bieskich, jak i mechaniki kwantowej czą-

Nash, amerykański matematyk i ekonomi-

stek elementarnych. O ile nikt raczej nie

sta, noblista w dziedzinie ekonomii zna-

będzie negował skuteczności probabili-

ny szerszej publiczności dzięki poświęco-

stycznego modelu teoretycznego do opisu

nemu mu biograficznemu filmowi „Piękny

najmniejszych zjawisk fizycznych, o tyle na

umysł”, posiadał tak doskonałą zdolność

pytanie, czy wraz z rozwojem nauki fizyka

zauważania matematycznych prawidło-

kwantowa pozostanie indeterministyczna,

wości w otoczeniu, że był w stanie odszy-

jest nierozstrzygnięte. W związku z tym

frowywać zakodowane w gazetach wia-

mam również silne przekonanie, że za-

domości obcych agencji wywiadowczych,

gadnienie dotyczące szczególnego zna-

nawet gdy nikt ich tam nie zamieszczał.

czenia niektórych koincydencji na gruncie

Ostatecznie połączenie genialnego w wy-

naukowym nie znajdują rozstrzygających

szukiwaniu matematycznych koincydencji

odpowiedzi i pozostają raczej kwestią in-

umysłu i schizofrenii paranoidalnej okaza-

dywidualnych metafizycznych przekonań.

ło się dla niego fatalne.

Jednego jednak jestem pewien jako oso-

Powyższe rozważania prowadzą nas

ba, która zabierając się za pisanie arty-

do kwestii absolutnie fundamentalnej –

kułu o niezwykłych przypadkach samemu

natury rzeczywistości. Znane są stwier-

zaczyna ich doświadczać – każdy, kto

dzenia Alberta Einsteina z korespondencji

doświadczy serii nieprawdopodobnych

z Maxem Bornem, w których uważa on,

zdarzeń z pewnością nie pozostanie na

że „Staruszek [Bóg] nie gra w kości”. Nie

nie obojętnym i nawet najsilniej oswojona

zgadzając się z założeniami mechaniki

naukowym racjonalizmem rzeczywistość

kwantowej, iż na poziomie cząstek ele-

może się wtedy zatrząść w posadach.

mentarnych rzeczywistość zachowuje się

Gabriel Kaczmarek, kompozytor, pianista, licencjonowany muzykolog, koordynator nagrań studyjnych. Autor muzyki teatralnej, filmowej, baletowej, koncertowej, reklamowej i elektronicznej. „Kanadyjskie sukienki”, „Chcę wstąpić do policji”, „Alicja w Krainie Czarów”, „Impresje zimowe”, „Kwiat paproci”, „Msza 1050”, „Królowa Śniegu”, za którą dostał prestiżową nagrodę – podwójny srebrny medal Global Music Awards w Los Angeles, „Morfeusz Sen”, „Cylia”, „Tropem Białej Sowy” i ostatnio na zamówienie Teatru Wielkiego stworzył muzykę do baletu „Trojan”. To tytuły filmów, spektakli muzycznych, baletów i innych form scenicznych, do których skomponował muzykę. Jest absolwentem muzykologii na UAM w Poznaniu, i wicedyrektorem do spraw artystycznych w Szkole Baletowej Anny Niedźwiedź i Prezesem Zarządu Fundacji Artystyczno-Edukacyjnej Anny Niedźwiedź.

14 ‒ 15



autorka: Katarzyna Smoczyńska

16 ‒ 17

@piesparowka

myśl


tuu

#21

przypadek


ilustracje: Justyna Krüger tekst: Światosława Sadowska

wykład o przypadku

Idąc na umówione spotkanie, czułam jakąś niewygodę, by nie powiedzieć zgrzyt – ja, antytalent matematyczny, miałam przeprowadzić rozmowę o przypadku z matematykiem. Czułam, że temat jest szeroki, ale nie spodziewałam się, że można go właściwie zawęzić tak, by zamknąć klamrą wzoru, bo cała reszta opowieści to dywagacje i hipotezy. Z praktycznych racji na miejsce naszego spotkania wybrałam ogród botaniczny w Poznaniu. Czułam, że znajdziemy tam spokój potrzebny do skupienia i wsparcie w widoku kwitnących roślin, które niezależnie od naszych ustaleń, takie pozostaną. Zadziałało.

Po skończeniu pierwszej klasy w liceum

plastycznym miałam poprawkę z matematyki – na zawsze zdeterminowało to moje przyszłe wybory życiowe, jednak w tej rozmowie poczułam, że bawić się matematyką, logiką można, podejmując inne tematy. Być może nie uzyskamy tu żadnego rozwiązania, chyba nawet nie było takiego zamiaru. Musiałam się pogimnastykować, żeby rejestrować specyficzne twierdzenia, jednak uznaję to za wprawkę do mojej osobistej matematyki natury, która w końcu zdominowała naszą rozmowę. Pan profesor okazał się wrażliwy na niematematyczne treści i szczerze przejęty ludzkimi dziejami w obecnych czasach, chętnie wdał się w spekulacje co do naszej przyszłości – ludzi, cywilizacji, planety. Pomógł ogarnąć nasze miejsce w szerokiej perspektywie, od antyku do odległej przyszłości, która szczęśliwie zafunkcjonuje na pewno. Jak? Hipotezy to ulubione słowo, które zapamiętam z tego spotkania.

A Ogród nadal stoi i ma się wspaniale

w swojej letniej pełni – jakby nas tu w ogóle nie było. Pytamy o przypadek. Mamy bowiem 21 numer magazynu, w 21 roku, XXI wieku – przypadek? Matematyk nie powinien zakwalifikować do przypadku właściwie żadnego zdarzenia, nawet jeśli student spóźnia się na zajęcia z powodu wypadku


drogowego czy opóźnionego pociągu. Ja twier-

Przypadków jest nieskończenie wiele, przy czym powinni-

dzę, że te zdarzenia są przewidywalne. To po

śmy już raczej mówić o zdarzeniu, nie przypadku. Najlepiej

prostu da się przewidzieć, takie jest przecież

mówić o częstotliwości występowania zdarzenia.

całe życie, które jest zbiorem przypadków,

a każdy przypadek składa się na życie.

mieściło się wtedy w umyśle ludzi, co było niewytłumaczalne.

Wydaje się pozornie trudne – wliczenie przypadku w ramy życia.

Wracając do Arystotelesa – przypadek to było coś, co nie

Matematyka zna wiele takich „przypadków”.

I nie wchodząc zbyt głęboko w teorię, tę która jest mi naj-

bardziej bliska, w teorię liczb i algebrę, sięgnijmy do czasów Euklidesa i liczb wymiernych, a konkretnie do „przypadku”

To jest trudny temat, temat rzeka. Filozofią

ich odkrycia.

kiedyś zajmowali się zwykli ludzie. Wszyscy,

Czy można to potraktować jako przypadek, czy raczej

i naukowcy, i filozofowie, starali się wytłuma-

konsekwencję konieczności poradzenia sobie w tak prostych

czyć, czym jest przypadek. Przyjmowano na

sprawach jak chociażby mierzenie.

zasadzie dobrej woli, bez zafałszowywania, ale

na bazie tego, co w danym momencie historii

dła, talarów i innych dóbr, po prostu już nie wystarczały.

było wiadomo. Dzisiaj często posługujemy się

Pojęcie liczby wymiernej było dla wielu abstrakcją – zostało

przypadkiem, tylko że ten przypadek bardzo

odkryte i rozpoczęło nową, lepszą już formę radzenia sobie

spowszedniał, wszedł nam już w krew. Kiedyś

z uciążliwościami tamtego życia. Podobnie było z liczbami

udzieliłem wywiadu na temat logicznego my-

niewymiernymi czy zespolonymi.

ślenia i powiedziałem takie zdanie: przeciętny

Dziś, gdybym mógł rozpocząć nowe studia, po moich

człowiek używa procesu myślenia, nie zastana-

latach pracy matematyka, to zacząłbym prawdopodobnie

wiając się nad tym – myśli i jest to tak natural-

filozofię, choć matematyka jest częścią filozofii lub jak chcą

nie zakodowane w nas, że nie zastanawiamy się w ogóle nad tym, że proces ten

inni – filozofia jest częścią matematyki.

Arystoteles poważnie rozważał istnienie Boga, który był

ciągle trwa – nie

wykonawcą świata, W antyku wierzono w wielu różnych

myślimy o tym, że

bogów. Bóg to był ktoś, kto wszystko stworzył, a skoro nie

myślimy. To jest jak oddech, czło-

możemy wszystkiego przewidzieć, bo taka jest główna cecha

wiek oddycha i nie myśli nad tym faktem.

przypadku, to pojawia się tu zaprzeczenie istoty Boga.

Inną kwestią jest to jak myślimy – czy to my-

Powiedział Pan, że każde zdarzenie jest w zasadzie do prze-

ślenie nie jest „zepsute” przez poglądy, politykę,

widzenia. Co zatem z grami. Czy wygraną w lotto da się

podejście do życia.

Liczby naturalne, które wykorzystywano do liczenia by-

wyliczyć?

I podobnie jest z przypadkiem – już Arystote-

les się nim zajmował, a była to cała szkoła filozoficzna, która wiązała zasadę przyczyny i skutku.

Matematycy, uogólniając, raczej nie grają w lotto oraz temu

Tam właściwie nie było miejsca na przypadek.

podobne gry, ale tak – da się to wyliczyć. Wygralibyśmy,

Szukano związków w sytuacji, w której coś się

choć stracilibyśmy pewnie dużo czasu na wypełnianie ku-

zdarzyło, a przypadek był wyłomem z racjonal-

ponów i jeszcze więcej pieniędzy potrzebnych, żeby ten

ności, przerywał ciąg przyczynowo-skutkowy.

milion wygrać.

I ten przypadek, to coś nieracjonalnego, tak

Choć są i ludzie, którzy zakładają prawdopodobieństwo

postrzegany jest do dzisiaj. Ale obecnie przy-

wygranej 1/2 – albo wygram, albo przegram. Niestety, praw-

padek można w jakiś sposób zakwalifikować –

dopodobieństwo wygranej jest niepomiernie małe – i mimo

i matematyka to pięknie rozwiązuje.

to, ten margines prawdopodobieństwa niektórych pociąga.

Przypadek to coś, czego się nie spodziewa-

Włącza się w ludzkiej naturze chęć sprawdzenia, która jest

my – coś, co jest nieokreślone.

silniejsza niż rozsądek.

W dzisiejszych czasach, charakteryzujących

się niespotykanym jak dotąd rozwojem nauki,

Czym zatem jest przypadek w matematyce?

gdzie bez przerwy coś nowego odkrywamy, jest coraz mniej miejsca na przypadki. Czy przypadki są policzalne? tuu

#21

Matematycznie przypadek definiuje się jako zdarzenie o prawdopodobieństwie większym od zera, a mniejszym lub równym jeden. Ale dla przeciętnej istoty żyjącej na ziemi przypadek


prawdopodobieństwo (przypadek) zajścia zdarzenia A jest

nie panuje, to świadomość jego

ilorazem liczby zdarzeń sprzyjających wydarzeniu A do licz-

kruchości i zależności od wielu

by wszystkich zdarzeń. Trochę tak jak w rzucie kostką: wy-

czynników, spowoduje ciągły nie-

rzucenie piątki to przypadek, który można wyliczyć i równy

pokój. Na przykład superwulkan

jest 1/6. Wyciągnięcie asa z talii kart jest równe 4/52 a już

Yellowstone – spekuluje się, że

wyciągnięcie asa pik jest równe 1/52.

lada chwila ma wybuchnąć. Ten

Bardziej matematycznie: prawdopodobieństwo to jest

wulkan wybuchał w swoich dzie-

funkcja określona na zbiorze zdarzeń elementarnych przyj-

jach już wielokrotnie i zawsze mó-

mująca wartości pomiędzy zerem a jeden.

wiono, że to przypadek lub sygnał

Jeśli mówimy, że prawdopodobieństwo jest zerowe, ozna-

od istot, które różnie określano.

cza że „coś” nigdy nie zajdzie. Określając prawdopodobień-

Podobnie było kiedyś w przypad-

stwo o wartości 1, mamy zdarzenie pewne. Zatem przypadek

ku zaćmień słońca.

to zdarzenie mniejsze od 1, a większe od 0.

Matematyka pomaga w przy-

Nasze spotkanie – z punktu widzenia naszej czwórki –

bliżeniu wyliczyć zajście zda-

jest pewnym przypadkiem, ale gdybyśmy zechcieli do tego

rzenia – ażeby coś precyzyjnie

podejść logicznie, matematycznie, to można zobaczyć, że

określić, potrzebne są warun-

pewien ciąg zdarzeń doprowadził do tego, byśmy się tu,

ki brzegowe, czyli dużo danych.

w Ogrodzie Botanicznym, spotkali. Zaistniało bowiem wiele

Obecnie mamy dostęp do coraz

poprzedzających zdarzeń, które poprzedziły nasze spotkanie.

większej liczby danych, które po-

Można oszacować, krok po kroku, jak do tego doszło. Więc

twierdzają, że wulkan wybuch-

tym samym nie jest to zdarzenie, które jest niemożliwe.

nie – jedyna niewiadoma to do-

Zatem jeśli przypadek się zdarzył, to znaczy, że jest możliwy. Czy w takim razie można go w ogóle nazywać przypadkiem?

kładna data tego wydarzenia. Czy będzie miało miejsce za 20, 30 czy 100 lat. Cywilizacja była wielokrotnie niszczo-

Przypadek jest dotąd przypadkiem, aż zrozumiemy, co go poprzedziło, jakie zaistniały związki zdarzeń.

I tak naukowej teorii Wielkiego Wybuchu można w pew-

na, my mamy się za

nym sensie przeciwstawić teorię mówiącą o istnieniu Boga

niezniszczalnych, zarządzają-

stwórcy. Można też brnąć dalej – kto w takim razie stworzył

cych całą planetą, ale widzimy

Boga – to akademickie dyskusje. Już Galileusz powiedział,

też, co się dzieje. To planeta rzą-

że matematyka jest alfabetem, przy pomocy którego Bóg

dzi nami, a my nie jesteśmy w sta-

opisał wszechświat. Wiele otaczających nas zjawisk da się

nie poradzić sobie nawet w przy-

opisać poprzez rachunek różniczkowy, a konkretnie rów-

padku pożarów czy powodzi.

nania różniczkowe i całkowe. Ten rzeczony przypadek trochę zależy od świadomości ludzi. W dawnych czasach, kiedy świadomość była niska (poza ośrodkami naukowymi), te tzw. przypadki zdarzały się bez przerwy, a nawet nazywano je cudami.

Skoro jesteśmy przy katastrofalnych zdarzeniach – co z meteorytami? Jak duże są szanse na to, że po raz kolejny w nas uderzą?

Czym jest więc cud? Jest ich tak dużo, że nie ma możJuż Św. Augustyn powiedział, że cuda nie dzieją się w sprzecz-

liwości, by coś tak olbrzymiego

ności z naturą, ale w sprzeczności z tym, co o naturze wie-

nie uderzyło w końcu w Ziemię.

my. Zatem, im wyższy poziom rozwoju nauki, matematyki,

Jest to tylko kwestia czasu, a od

fizyki, chemii…, tym mniej tych cudów się przydarza. Na-

postępu nauki, technologii zależeć

uka po prostu tłumaczy cuda. Choć coraz częściej słyszę

będzie rodzaj zniszczenia. Może-

powtarzające się stwierdzenia, że lepiej nieraz pozostać

my sobie w zaciszu domowym,

w nieświadomości, nie zagłębiać się w naturę zjawisk. Je-

opierając się na danych, wyliczać,

żeli spojrzymy realnie na świat i życie, przeanalizujemy

kiedy meteoryt uderzy, możemy

w oparciu o naukę zagrożenia, nad którymi póki co ludzkość

rozważać scenariusze oparte na

20 ‒ 21

człowiek, miejsce, myśl


filmach sci-fi dotyczące unieszkodliwienia przybyszów z dalekiej przeszłości i możemy mieć nadzieję, że przetrwamy, a nadzieja jest konieczna do rozwoju nauki. A co z życiem na Ziemi? Dzieło przypadku? Nie odpowiem na to pytanie, ale jestem pewien – nie jesteśmy jedynymi istotami we Wszechświecie. To jest zerowe prawdopodobieństwo – może popełnię błąd, ale patrząc na naszą galaktykę, na ilość galaktyk, wydaje się naprawdę mało prawdopodobne, żebyśmy byli tu sami. Stephen Hawking na krótko przed śmiercią powiedział coś znamiennego – „Nie szukajcie kontaktu z cywilizacjami pozaziemskimi. My jako Ziemia jesteśmy młodą cywilizacją. Każda inna będzie na tyle silna, aby nas zniszczyć, bo może naszą wartość oceniać na nie większą, niż my widzimy w bakteriach”.

Nauka w ostatnich 200-300 latach szybko się rozwinęła,

a rachunek prawdopodobieństwa powoduje, że na przypadek patrzymy w sposób zrozumiały. Potrafimy go okiełznać, choć rzeczywiście są momenty, kiedy nie jesteśmy w stanie uszczegółowić wszystkiego. Upraszczając – jeśli dzięki nauce, matematyce będziemy mieli optymalną ilość danych, to wszystko jesteśmy w stanie obliczyć. Jeszcze niedawno, w kontekście istnienia życia na Ziemi, uważano, że Ziemia jest płaska i podtrzymywana przez żółwie, słonie – symbole długowieczności. Przy średniej długości życia człowieka wówczas (20-30 lat) – żółw, który mógł żyć nawet 200 lat, obejmował nawet 10 ludzkich pokoleń. Rozważano, co się stanie, kiedy jeden żółw czy słoń dopełni swojego życia – i był to problem tamtych żyjących na ziemi ludzi, problem, który można porównać do problemów naszej cywilizacji, choć oczywiście w zupełnie innym wymiarze. Czy kiedyś wyliczymy wszystko? Na żadnym etapie rozwoju umysłu ludzkiego nie jesteśmy w stanie wszystkiego poznać. Gdyby tak było, bylibyśmy absolutem. Pojawiają się problemy, te z kolei są przez naukę badane, rozwiązywane w czasie, a kolejne pytania pojawiają się nieustannie. Podstawową metodą badań od czasów Arystotelesa była indukcja i dedukcja. Punkt po punkcie, metodycznie. W indukcji mówi się o pewnych ogólnych zasadach, wyprowadzając je ze szczególnych, a dedukcja to mówienie o szczegółach w oparciu o ogólne zasady. Metoda ta działa do dziś w wielu dziedzinach. I zawsze też spotykać będziemy się z „przypadkiem”. Jednak im więcej wiemy o prawdopodobieństwie, tym mniej zaskakują nas przypadki i „niemożliwe” zbiegi okoliczności.

Rachunek prawdopodobieństwa i statystykę wykorzystu-

jemy także podczas trwającej dzisiaj pandemii. Wyciągamy tuu

#21

przypadek


wnioski, przewidujemy skutki – trwa to od tysiącleci i będzie nadal, jednak pewne prawdy są niezmienne. Do dziś na wykładach z algebry i teorii liczb studiujemy dowody, któ-

Czy jednak życie, w którym nie ma przypadku i wszystko – jeśli nie zaplanowane, to przewidywalne – pozostanie ciekawe? A co z siłami, które są niedefiniowalne?

re mają 2000 lat, ponieważ tu nic się nie zmieniło. Fakt, że istnieje nieskoń-

Potrzebowałem wielu lat, by zrozumieć,

czona ilość liczb pierwszych mogliby-

o co pytał mnie tybetański mnich – czy

śmy przez kolejne 2-3 godziny opowia-

piekło lub czyściec może być kolej-

dać sobie, jak to wpływa na przypadki.

ną inkarnacją naszego życia? Przypo-

A matematyka to jest taki constans.

mniało mi się to w Kalkucie, podczas

Czy kiedyś wyliczymy wszystko? Na

wycieczki z dostojnym starcem, który

pewno nie, bo to „wszystko” jest rodza-

swoją rikszą zabrał mnie do slumsów.

jem nieskończoności – a tu zdarzają się

Slumsy są jak czyściec czy piekło. Re-

przypadki i żeby je ograniczać, powin-

inkarnacja? Niebo?

niśmy postawić edukację na należytym

Według starego przysłowia „w na-

jej miejscu. Porządna i prawidłowa edu-

turze nic nie ginie”. Obserwując cykle

kacja jest podstawą rozumienia zjawisk.

natury, widzimy, że życie krąży. Świat

Dotyczy wszystkich dziedzin, choćby

jest zbyt skomplikowany, by rozwiąza-

ekologii, gdzie widzimy wielkie luki

nie było proste.

i ignorancję. Szacunek i pokora w do-

I w tym kontekście takie uporząd-

brobycie, w którym radośnie żyjemy

kowane życie, gdzie wszystko jest na

uciekły w niebyt. Edukacja i wynikają-

miejscu, o wszystkim wiemy, możemy

ca z niej odpowiedzialność dotycząca

przewidywać, gdzie prawdopodobień-

planety muszą być obecne i w domu

stwo zdarzenia jest równe 1 – jest po

i w szkole, bo zbrodnia przeciwko pla-

prostu nieciekawe i mam nadzieję, że

necie jest, powinna być, porównywalna

jeszcze długo pozostanie nierealne.

do zbrodni przeciwko człowiekowi.

Wszechświat nieustannie się roz-

A mówiąc o człowieku, dochodzi-

szerza, pojawia się pojęcie nieskończo-

my do sztucznej inteligencji, z jednej

ności, w której to skończone „życie”

strony nieprzypadkowej konsekwen-

naszej planety powinno być dla nas

cji rozwoju cywilizacji, ale także, jak

wszystkich najważniejsze i powinniśmy

sugerują niektórzy badacze, niosącej

tak działać, by przypadki niekorzystne

niebezpieczeństwo stania się jej niewol-

eliminować – a to cały czas jest jeszcze

nikami. Sztuczna inteligencja, nawet ta

w granicach naszych możliwości.

dzisiejsza, jest tak zaawansowana, że wyeliminuje przypadki.

22 ‒ 23

człowiek, miejsce, myśl


Roman Czarnowski, matematyk, wieloletni pracownik UAM, w latach 2012-2020 prodziekan ds. studenckich wydziału matematyki i informatyki UAM, podróżnik, organizator wielu wypraw na daleki wschód (Indie, Bhutan, Nepal, Sumatra, Chiny, Borneo, Malezja), miłośnik gór.


Każdego roku 21 listopada w bazylice Santa Maria della Salute w Wenecji odbywa się uroczysta msza upamiętniająca koniec epidemii dżumy w 1630 roku. Z tego powodu, jako wotum, powstał ten wspaniały barokowy kościół. Wierni od ponad 300 lat modlą się w nim za dusze tych, którzy zmarli, i za zdrowie tych, którzy żyją. 21 listopada w 21 roku XXI wieku zakończy się również 17. Biennale Architektury. Czy jest ono warte mszy, czy raczej powinniśmy dać na mszę w jego intencji?

24 ‒ 25

człowiek, miejsce, myśl


venise vaut bien une messe tekst & foto: Przemysław Jędrowski

1

Myślę o tym na opustosza-

w Giardini, czyli Ogrodach

łym, postcovidowym Campo

Biennale, oraz na terenie we-

San Zaccaria w Wenecji. Jego

neckiego Arsenału. W pierw-

ozdobą jest kościół św. Zacha-

szej oglądamy dwie części wy-

riasza, jedna z najpiękniejszych

stawy głównej i pawilony na-

świątyń Wenecji. Niemal biała,

rodowe, które budowano tam

monochromatyczna, renesan-

od 1895 roku. Arsenał, w prze-

sowa fasada z 1490 roku za-

strzeniach majestatycznych

chwyca rytmem nisz, kolumn,

magazynów, prezentuje kolej-

pilastrów i okien. Doskonała

ne trzy części wystawy i ekspo-

architektura w służbie religij-

zycje państw, które na kultural-

nych idei. W środku szczątki

nej mapie zachodniego świa-

świętego, który był ojcem Jana

ta pojawiły w większości po II

Chrzciciela i mężem św. Elżbie-

wojnie światowej, plus prezen-

ty. A przy okazji wzorem cnót

tację Italii. Zgodnie z deklara-

kapłańskich. To właśnie Zacha-

cją Hashima Sakisa: „Biennale

riaszowi, sędziwemu mężczyź-

w 2021 roku jest motywowa-

nie i mężowi bezpłodnej ko-

ne przez nowy rodzaj proble-

biety, archanioł Gabriel jako pierwszemu

Podobnie jest z Biennale: jego „ciało”

mów, które świat stawia architekturze, ale

zwiastował przyjście na świat syna. Ten

leży w Wenecji, głowa wędruje po świecie,

również przez rodzący się aktywizm mło-

nie uwierzył i za karę oniemiał do czasu

a podziwiają je wszyscy. Tylko jakie cno-

dych architektów i proponowane przez

narodzin dziecka. Mowę odzyskał, gdy

ty prezentuje nam dziś święte Biennale?

zawód architekta radykalne zmiany ma-

zgodnie z wolą Boga, przekazaną przez

O to należałoby zapytać Hashima Sakisa,

jące sprostać tym wyzwaniom. Bardziej

archanioła, nadał mu imię Jan. Dziś bez-

libańskiego architekta i profesora akade-

niż kiedykolwiek architekci spotykają się

głowy korpus św. Zachariasza spoczywa

mickiego, generalnego ideologa imprezy.

z wezwaniem do zaproponowania alter-

w bocznym ołtarzu weneckiego kościoła,

Ale on także zadał pytanie: „Jak będzie-

natywnych rozwiązań”. Wszystko pięknie.

a jego czaszka w bazylice na Lateranie

my żyć razem?” No właśnie: „Jak żyć, pa-

Tylko że takich propozycji praktycznie nie

w Rzymie. Świętość Zachariasza czczą

nie kuratorze?”. Tu i teraz, dodajmy.

znajdziemy na Biennale. Tego roku kró-

kościół katolicki, prawosławny, koptyjski

Zgodnie z utartą praktyką Biennale od-

lują trzy podejścia: abstrakcyjne (plane-

i ormiański.

bywa się w dwóch głównych lokalizacjach:

ta, ekologia), historyczno-formalne (idee

tuu

#21

przypadek


społeczne, palimpsesty architektoniczne)

pompy i poprawności

i futurologiczne (postapokalipsa, życie

społeczno-politycz-

poza Ziemią). Dużo teorii, sztuki, historii,

nej, oczekuję odwagi

analiz i think-thankowania. Bardzo mało

w formułowaniu roz-

praktycznych odpowiedzi, a nawet pod-

wiązań. I samych roz-

powiedzi. A przecież mój ulubiony „Słow-

wiązań właśnie.

nik terminologiczny sztuk pięknych” cier-

Dlatego nie mogę

pliwie tłumaczy, że architektura to „sztuka

oprzeć się wrażeniu, że intelektualiza-

i umiejętność artystycznego kształtowa-

cja tej imprezy to listek figowy środowi-

nia budowli; w szerszym znaczeniu twór-

ska, które nie potrafi, lub nie chce, zająć

cze kształtowanie przestrzeni dla potrzeb

się prawdziwymi wyzwaniami. Nadrzęd-

człowieka (…)”. Kościół św. Zachariasza

nym celem Biennale pozostaje utrzymanie

wypełnia tę misję, a Biennale? No cóż.

własnego znaczenia, przy założeniu, że

Wystawy w Giardini są bardzo ar-

udział w nim stanowi nagrodę samą w so-

tystyczne i w efektowny, wręcz teatral-

bie. To biznesowy model całego Biennale

ny, sposób prezentują koncepcje odpo-

jako konglomeratu imprez zajmujących się

wiadające na wielkie pytanie kuratora.

sztuką, architekturą, teatrem, tańcem i fil-

Te w Arsenale są bardziej problemowe,

mem. Ta formuła ma swoje korzenie w XIX

namacalne i architektonicznie praktycz-

wieku i jego mentalności wystaw świato-

ne. Wszystkie uporządkowane w „pięciu

wych ze strukturą narodowych show. Zu-

skalach”, jak nazwał je Sakis, miały do-

pełnie nie jest przygotowana na archi-

tknąć kluczowych pro-

tektoniczne wyzwania naszych czasów.

blemów współczesno-

Stanowi co najwyżej akademickie ćwicze-

ści. Ale tylko niektóre

nie, które stawia retoryczne pytania i ma-

koncepcje z Arsenału,

kietuje teoretyczne rozwiązania, za wszel-

nomen omen, czytam

ką cenę chcąc utrzymać władzę. Tak jak

jako zbrojenia do nad-

Henryk Burbon, który aby zostać królem

ciągającej wojny o ży-

Francji, raz po raz nawracał się z kal-

cie ludzi w świecie, który tak wytrwale psu-

winizmu na katolicyzm i na odwrót. Na

jemy. Ponieważ od Biennale Architektury

jego obronę dodajmy, że ze swoimi aspi-

powinniśmy wymagać czegoś więcej niż

racjami trafił w jeden z najbardziej burzli-

tylko estetycznie podanych analiz, świa-

wych okresów w historii Europy – czas wo-

domości antropocenu, scenograficznej

jen religijnych. Wychowany jako gorliwy

2

4

26 ‒ 27

człowiek, miejsce, myśl

3


protestant i pretendent do tronu szybko

o różnych kolorach skóry, biedni i nie tyl-

1 Venezia: chiesa di San Zaccaria.

zrozumiał, że żeby osiągnąć cel, a wów-

ko, sadzą rośliny, stawiają place zabaw

Strafforello Gustavo, La patria,

czas oznaczało to również pozostanie

i czynią świat lepszym. Krzepiący, niemal

przy życiu, musi chodzić po bardzo cien-

propagandowy obrazek, podany w for-

kiej linie i sprawnie wykonywać akrobacje.

mie wielkoformatowego wideo i zdjęć. Nie

Jedną z nich był mariaż z piękną Marią de

wiem tylko, dlaczego bohaterowie filmów

Valois, żarliwą katoliczką. W noc ich ślubu,

nie zakładają np. warzywniaka w Port-au-

znanej jako noc św. Bartłomieja, doszło do

-Prince na Haiti. Ta była francuska kolo-

rzezi hugenotów, współwyznawców pana

nia, którą w ostatnich latach dotknęła nie-

młodego, dokonanej przez rodzinę panny

wyobrażalna fala nieszczęść w postaci

młodej i katolicką szlachtę. Henryk cudem

trzęsienia ziemi, huraganów i cyklonów,

przeżył te pokładziny, wyciągnął

systemowa korupcja polityczna

wnioski i przyjął rzymsko-katolic-

a na deser zamach stanu, jak ża-

ki chrzest. A jego słowa wypowie-

den z prezentowanych przykła-

dziane przy tej okazji „Paris vaut

dów potrzebuje mocy kolektyw-

bien une messe” – „Paryż wart

nej pracy. Ponieważ ten biedny

jest mszy” weszły do powszech-

kraj stał się jeszcze bardziej bied-

nego słownika, stając się syno-

geografia dell’Italia. Provincia di Venezia. Unione Tipografico-Editrice, Torino, 1902 2 Arsenał 3 Ekspozycja w pawilonie polskim 4 Ekspozycja w pawilonie francuskim 5 Ekspozycja w pawilonie katalońskim 6 Ekspozycja w pawilonie belgijskim

5

ny. A u genezy jego fatalnej kon-

nimem koniunkturalizmu. Koronę, swoją

dycji leży rachunek za niepodległość, któ-

nagrodę główną, Henryk Burbon odebrał

ry wystawiła mu Francja. Haiti, stając się

w 1593 roku, stając się Henrykiem IV.

małym, ale bogatym, niezależnym pań-

Myślę, że wielu architektów i kuratorów

stwem, w 1804 roku zobowiązało się spła-

obecnych w Wenecji mogłoby sparafra-

cić „straty” Francji. I Haitańczycy kolek-

zować jego frazę, zamieniając Paryż na

tywnie spłacali ten dług przez prawie 150

benzynowe i klasyczne wiejskie rezyden-

Wenecję. Dlatego teraz, dla przykładu,

lat, popadając w coraz większą ruinę.

cje. Całość robi naprawdę imponujące

będę się czepiał dwóch francuskojęzycz-

W Pawilonie Królestwa

wrażenie, a widz czuje się

nych pawilonów narodowych: francuskie-

Belgii można obejrzeć in-

jak Guliwer w krainie Lilipu-

go i belgijskiego.

stalację złożoną z 50 mo-

tów. Dla mnie jednak w tej

Francuzi pokazali siłę pracy kolektyw-

deli budynków, które na co

baśniowej krainie zabrakło

nej na kilku kontynentach, w pozytywny

dzień koegzystują w kra-

imigranckich domów i pło-

i estetyczny sposób sygnalizując koniec

jobrazie tego kraju. To no-

nącego komisariatu policji

postkolonializmu na rzecz wspólnotowości.

woczesne bloki mieszkalne

w Brukseli.

Na filmach i zdjęciach zadowoleni ludzie

i barokowe kościoły, stacje

Pomimo wszystko ja również jestem przywiązany do idei Biennale (i tawerny

6

na Campo San Zaccaria). Doceniam wartość inkubatora pomysłów i kreacji, jaką stanowi to spotkanie. Jeśli jednak stawia ono ważne pytania, winno też udzielać takich odpowiedzi. A sposób ich podania powinien być adekwatny do globalnej skali i znaczenia imprezy. Dlatego być może Biennale nie musi odbywać się już wcale. Jego idee mogłyby zastąpić architektoniczne interwencje w obozach dla imigrantów na Lampedusie lub slumsach New Delhi. A jedynym zadaniem takiego „Biennale bez granic” niech będzie

Przemysław Jędrowski, z wykształcenia technik leśnik i historyk sztuki.

rozwiązywanie problemów ludzi w potrze-

Miłośnik słowa. Komercyjnie tworzy komunikacje marek i jeszcze więcej o nich

bie. Tak jak poucza słownik.

mówi. Komentuje sztukę nowoczesną i dawną. Czyta dużo i różnie. A najchętniej żegluje jak najdalej, nie mówiąc nic. tuu

#21

przypadek


#worldofkreon

kreon – światło bez przypadków bartek@kreon.com



tekst: Julita Mańczak ilustracja: Dorota Piechocińska

przygotowani, otwarci, wyczuleni

O ile nam wiadomo, natura nie kieruje się subiektywnymi kategoriami podobania się lub nie. Z genowego zestawu klocków tworzy natomiast wszystkie dostępne jej warianty. A gdyby tak i w sztuce wycofać intencje twórcy, usunąć jego osobiste preferencje i zbliżyć się do sposobu, w jaki działa natura? Takie założenie powziął kompozytor John Cage. Opuścił główny nurt i wyprowadził muzykę na szerokie wody oceanu możliwości. Według Yoko Ono historię zachodniej muzyki należałoby podzielić na tę przed Cage’em i tę po nim (B.C. – Before Cage i A.C. – After Cage). Lou Reed zapytany o to, co przekazuje nam muzyka Cage’a, odpowiedział: „Everything is music” (Wszystko jest muzyką). O tym niezwykłym artyście rozma-

wiamy z dr Małgorzatą Pawłowską, teoretyczką muzyki, zastępcą dyrektora Instytutu Kompozycji i Teorii Muzyki w poznańskiej Akademii Muzycznej. Gdy zapytamy Google, czym jest

z niedookreśleniem obsady – nie wie-

muzyka, pierwsza odpowiedź będzie

my, na jaki instrument czy też zestaw

brzmiała: sztuka organizacji struktur

instrumentów dzieło jest przeznaczone.

dźwiękowych w czasie. Organizacja,

Dziś z powodzeniem grają je i klawe-

czyli porządek. Gdzie tutaj miejsce

syniści, i pianiści, i kwartety smyczko-

dla przypadku i dla Johna Cage’a?

we, zatem efekt za każdym razem jest inny. Podsumowując, mamy przed Ca-

Oczywiście muzykę często postrzega

ge’em dozę przypadkowości w muzyce,

się jako uporządkowany system, ale

ale zdecydowanie to on usankcjonował

na pewno intuicyjnie zauważasz też,

w niej znaczenie przypadku i podniósł

że już na długo przed pojawieniem

jego rangę.

się Cage’a istniała w tej sztuce pewna doza swobody. W baroku np. był

Co sprawiło, że na początku XX

to bas cyfrowany – ostateczny efekt

wieku przyszła pora na pojawienie się

zależał od tego, kto go odczytywał,

kogoś tak odmiennego jak Cage?

improwizacyjnie uzupełniał i interpretował, tzn. jakie konkretne dźwię-

Choć jest to rozmowa o przypadku,

ki i w jakich układach podłożył pod

przewrotnie powiem, że nie ma przy-

zapisane cyfry. W muzyce kolejnych

padku w tym, że John Cage pojawił się

epok mamy fermaty czy określenia ta-

właśnie wtedy. Niebagatelne znaczenie

kie jak ad libitum czy rubato, które

ma to, co działo się na początku XX

w pewnej mierze oddają inicjatywę

wieku. W szerszym kontekście mam

wykonawcy. Są także wirtuozowskie

na myśli sprawy dziejowe – obie wojny

kadencje, które z jednej strony były

światowe, ogrom ludzkiego cierpienia

popisem umiejętności technicznych

i dowód na kruchość istnienia.Twórcy

grającego, z drugiej – zaskoczeniem

w różnoraki sposób ustosunkowywa-

dla słuchaczy. Z zasady zawierały więc

li się do otaczającej ich rzeczywisto-

w sobie pierwiastek czegoś niespodzie-

ści, trzeba było sobie w różny spo-

wanego. Z kolei w Die Kunst der Fuge

sób radzić z tak dramatycznymi oko-

(Sztuka fugi) Bacha mamy do czynienia

licznościami. Stąd w dwudziestoleciu


międzywojennym mamy do czynienia

prawda odwróci się w swej późniejszej

z silnymi tendencjami klasycyzujący-

twórczości) i słyszy dość druzgocącą

mi, np. wśród muzyków francuskich,

diagnozę – nigdy nie będzie kompozy-

którym zależało na tym, aby ich twór-

torem, bo zupełnie nie ma poczucia har-

czość była zrozumiała dla zwykłego

monii, a przecież to ono jest podstawą

człowieka, by podnosiła na duchu tych,

pisania muzyki. Schönberg stwierdza,

którzy ponieśli w trakcie wojen naj-

że Cage prędzej czy później dojdzie

większe straty. Z drugiej strony mamy

do muru, którego nie będzie w stanie

też twórczość silnie umocowaną po-

przeskoczyć. Młody adept sztuki kom-

litycznie, w ZSRR, Niemczech i we

pozytorskiej odpowiada, że w takim ra-

Włoszech. Jednocześnie rodzą się idee

zie całe życie poświęci na to, aby walić

muzyki nowej, postępowej. Pojawia się

głową w ten mur, aż go nie przebije.

dodekafonia, czyli bardzo silnie zintelektualizowana, matematyczna wręcz

Trzeba było mieć naprawdę sporo

technika kompozytorska, następnie se-

determinacji, żeby sprzeciwić się ta-

rializm. Do tego wszystkiego zaczynają

kiemu mistrzowi jak Schönberg. Być

się rozmowy na temat granic swobo-

może to inne powietrze Nowego Świa-

dy twórczej: na ile kompozytor może

ta dało Cage’owi przestrzeń i siłę do

sobie pozwolić, co powinien zapisać

poszukiwania własnej drogi?

w partyturze, a co pozostawić losowi. Pojawiają się Międzynarodowe Letnie

Fakt, że Cage urodził się w Ameryce

Kursy Nowej Muzyki w Darmstadcie,

i mógł zdystansować się od dziedzic-

uważał za burzyciela. Wymyślił alterna-

powoływane są liczne festiwale muzyki

twa europejskiego, na pewno miał nie-

tywę dla zastanych form, dla tego, jak

współczesnej. Mobilność ludzi, otwar-

bagatelne znaczenie. Jego amerykańscy

myśleć o współbrzmieniach, wreszcie

tość umysłów na nowe pomysły i do-

poprzednicy w pewnym sensie utoro-

do tego, jak pojmować płynący w mu-

stęp do informacji tworzą otoczenie

wali mu drogę. Charles Ives w Holiday

zyce czas. Tą alternatywą była swo-

idealne do wyłonienia się takiej indy-

Symphony obok orkiestry symfonicz-

boda. Prof. Zbigniew Skowron w jed-

widualności jak Cage.

nej wprowadził dodatkowy zespół, któ-

nym z udzielonych wywiadów świetnie

ry niezależnie grał melodie popularne.

określił, jakie elementy Cage przeciw-

Uczy się on u Arnolda Schönberga, po-

Henry Cowell w trzecim kwartecie ka-

stawił temu, co znamy z europejskiej

znaje jego dodekafonię (od której co

zał muzykom zebrać zaproponowane

tradycji muzycznej. Na jednym biegu-

przez siebie części i dowolnie je ułożyć.

nie mamy klasycznie zdeterminowaną

Obaj kompozytorzy stosowali klastery –

formę, a na drugim Cage zaproponował

bogate wielodźwięki grane np. na for-

coś, co zależy wyłącznie od przypadku.

tepianie przez naciskanie na klawiaturę

Kiedy mówimy o harmonice, o tym, jak

przedramieniem.

nawarstwiać współbrzmienia na siebie – Cage zachęcał, abyśmy przyjrzeli się

Warto również wspomnieć o tym, że

dźwiękowi i temu, jak swobodnie prze-

Cage artystycznie dorastał w Black

pływa w czasie.

Moun­tain College. W latach 40. i 50. był to ośrodek, w którym zebrało się

Takie nastawienie przypomina mi

kilka awangardowo myślących autory-

medytacyjne praktyki wschodnich

tetów. Tam Cage mógł zacząć się za-

kultur.

stanawiać nad tym, czym jest sztuka

tuu

#21

w ogóle, czym jest muzyka, jaka jest jej

Zgadza się. Koncepcje filozoficzno-reli-

wartość, co ma prezentować. Te pytania

gijne Wschodu bardzo mocno wpłynęły

zadawał sam sobie i wszystkim tym,

na to, jak Cage myślał o sztuce w ogóle.

z którymi obcował. Ostatecznie po-

Zresztą w myśli wschodniej otwartość

stanowił zaproponować coś, co my po

na działanie przypadku i poddawanie

latach oceniamy jako rewolucyjne, ale

się losowi są bardzo istotne. Cage wyko-

warto pamiętać, że Cage sam siebie nie

rzystywał w procesie kompozytorskim

przypadek


starożytną chińską Księgę przemian

kilka miesięcy będziemy słuchać ko-

uatrakcyjnić i urozmaicić proponowa-

I Ching. Pisząc utwór Music of Chan-

lejnej edycji Konkursu Chopinowskie-

ną muzykę. Szukał więc sposobu, aby

ges, rzucał monetą i zaglądał do tegoż

go i może przyda się wówczas to Ca-

fortepian brzmiał inaczej – na strunach

tekstu, oddając losowi decyzje doty-

ge’owskie nastawienie – w chwilach,

zaczął umieszczać m.in. śrubki, gwoź-

czące dynamiki czy długości trwania

gdy podczas przesłuchań, pomiędzy

dzie, drewno, filc, talerzyki deserowe.

dźwięków. Myśl wschodnia i buddyzm

utworami jak zwykle na widowni roz-

Prosty pomysł doprowadził do tego,

zen są silnie obecne w jego twórczości.

pocznie się koncert kaszlu. Cage byłby

że ta metoda – preparacja fortepianu

Był także zafascynowany hinduskimi

z niego niezwykle zadowolony, zapew-

– stosowana jest przez kompozytorów

ragami, które określają melodię, i ta-

ne czekałby nawet na takie interwencje,

na całym świecie po dziś dzień.

lami – strukturami rytmicznymi, które

które większość z nas oburzają i irytują.

nam wydają się skomplikowane, a dla

Był człowiekiem niezwykle otwartym

Hindusów są jasne i zrozumiałe. Na

na naturę i procesy w niej zachodzące,

nym inne idee Cage’a również zna-

Zachodzie dorastamy w otoczeniu mu-

co ciekawe, był nie tylko kompozyto-

lazły kontynuatorów? Czy jego my-

zyki utrzymanej w systemie dur-moll,

rem, ale i mykologiem z zamiłowania.

ślenie o muzyce jest aktualne także

dlatego dla Europejczyków te wschod-

współcześnie?

nie struktury melodyczno-rytmiczne

brzmią nie tyle egzotycznie, co często

niezwykła sieć połączeń na Ziemi.

A grzybnia to przecież najbardziej

nawet chaotycznie – gubimy się w nich, tracimy grunt pod nogami.

Czy poza fortepianem preparowa-

Wraz z Cage’em pojawił się szereg kompozytorów amerykańskich podą-

Otóż to. Wszystkie te kwestie sprawiły,

żających wytyczoną przez niego ścież-

że jego rozumienie dzieła muzycznego

ką, m.in. David Tudor, Morton Feldman

Bo lubimy nad wszystkim panować,

wykraczało daleko poza ówczesne for-

czy Earle Brown. Również wielu eu-

utemperować, wygładzić. W książce

my, a samą muzykę przybliżał do życia.

ropejskich twórców zainspirowało się

jego twórczością, np. Karlheinz Stock-

Lud z grenlandzkiej wyspy Ilona Wiśniewska wspomina rozmowę na te-

Jaki był w takim razie odbiór tych

mat tego, co Grenlandczyków śmieszy

„eksperymentów” Cage’a?

z wykładów Cage’a w Darmstadcie. Tak się złożyło, że właśnie wtedy Cage po-

w Europejczykach. Otóż najbardziej bawi ich nasza powaga i przekona-

Reakcje na jego twórczość się zmienia-

nie, że mamy wszystko pod kontrolą.

ły. Kiedy pisał swoje pierwsze, jak to

Czy muzyka, którą proponował Cage,

ujęłaś, eksperymentalne utwory, wielu

miała za zadanie wytrącać nas z tego

łapało się za głowę i pytało, w jakim

przekonania?

celu to robi. W muzyce tak wiele zostało już wypowiedziane, po co więc

Na pewno była to jedna z jego inten-

coś tak „niemuzycznego” prezentować

cji, a zarówno jego kompozycje, jak

jako dzieło sztuki. Ale było też wielu

i utwory jego poprzedników szokowa-

ludzi, którzy rozumieli tę twórczość

ły publikę, wprawiały ją w zakłopota-

i tłumnie się gromadzili, aby posłu-

nie. Na co dzień, w trakcie zajęć widzę,

chać utworu, w którym krążący po sali

jak studenci Akademii Muzycznej bo-

wykonawcy włączają radioodbiorniki

rykają się z odbiorem chociażby kom-

na przypadkowe częstotliwości. Ludzie

pozycji ćwierćtonowych wspomnianego

cieszyli się na nowe pomysły Cage’a.

już Charlesa Ivesa. Z kolei Cage poj-

Niebywałą karierę zrobił jego fortepian

mował jako muzykę wszystkie dźwię-

preparowany. Cage zaproponował, aby

ki, które nas otaczają, dla niego nie

pomiędzy struny fortepianu wkładać

istniał podział na dźwięki muzyczne

różne obiekty i dzięki temu wydoby-

i niemuzyczne. Zadał kiedyś ciekawe

wać niespodziewane efekty dźwięko-

i przewrotne pytanie: czy bardziej mu-

we. Sam fakt, że artysta wpadł na ten

zycznym brzmieniem jest dźwięk cię-

pomysł, był dziełem przypadku. W la-

żarówki przejeżdżającej obok fabryki

tach 30. pracował w Seattle, w Cornish

czy obok szkoły muzycznej? Według

School, gdzie akompaniował grupie

Cage’a wszystko jest muzyką, wynika

tancerzy. Na scenie nie było miejsca

ona z rzeczywistości, z otoczenia. Za

na nic poza fortepianem, a Cage chciał

32 ‒ 33

hausen, który pojawił się na jednym

człowiek, miejsce, myśl

stanowił odpowiadać na pytania z sali


zestawem przypadkowych odpowiedzi.

To bardzo zainspirowało Stockhausena

Cage’a jest utwór 4’33’’ składający się

do pisania utworów, w których przypa-

z samych pauz. Przez cały czas jego

dek gra istotną rolę. Świetnym przykła-

trwania wykonawca lub wykonawcy

dem jest jego Klavierstücke XI, gdzie

nie wydobywają z instrumentu żad-

rozsypał na wielkiej kartce 19 krót-

nego dźwięku. Tego rodzaju twórczość

kich fragmentów muzycznych – grup

przywodzi na myśl bardziej perfor-

dźwiękowych i zaproponował, aby to

mance niż muzykę klasyczną. Do cze-

pianista zdecydował, jak te grupy re-

go kompozytor chce nas zaprosić w ten

alizować. Pianista wchodzi na estra-

sposób?

Jednym z najbardziej znanych dzieł

dę, dowolnie wybiera pierwszą grupę, dowolnie również ją interpretuje pod

Cage sadza pianistę przy fortepianie

względem tempa, dynamiki i artyku-

i dokładnie oznacza, przez ile sekund

lacji. Na końcu tego fragmentu odczytuje w partyturze tempo, dynamikę i artykulację następnęj cząstki, ale sam decyduje, która nią będzie. Jeśli jego wzrok po raz drugi trafi na cząstkę, którą już zagrał, musi ją zaprezentować w nieco inny sposób, np. zagrać o oktawę wyżej, a jeżeli trafi na nią po raz trzeci, utwór się

ma on grać dosłownie „nic”. Tym sa-

odpowiedzialność za interpretację dzie-

automatycznie kończy. Jak-

mym zmusza nas do przyjrzenia się

ła muzycznego na odbiorcę. Naszym

by tego było mało, pianista

dźwiękom, które nas otaczają. Poka-

zadaniem jest słuchanie dźwięków,

może skończyć utwór w do-

zuje, że w świecie, w którym żyjemy,

przyglądanie się im, obserwowanie, jak

wolnym momencie. Utwór

nie ma ciszy. Nawet w wytłumionej ko-

przebiegają w czasie. W poprzednich

może trwać równie dobrze

morze będziemy słyszeć dźwięki, któ-

epokach celem kompozytorów była

10 minut lub 10 sekund,

re wydaje nasze ciało, a co dopiero

głównie autoekspresja, pokazanie przez

a każde z wykonań będzie

w ustalonej sytuacji koncertowej, gdy

muzykę samego siebie czy zobrazo-

tak samo uprawnione.

zbiera się wielu ludzi, słychać szmery,

wanie zjawisk pozamuzycznych. Cage,

pochrząkiwania, szepty. Na prowadzo-

pozostawiając tak wiele przypadkowi,

Widać w tym przykładzie,

nych przeze mnie zajęciach z kultury

rezygnuje z artystycznego ego. Jego mu-

jak ogromna rola przypada

muzycznej XX i XXI wieku prezentuję

zyka jest, bo po prostu może być.

wykonawcy – to jedna z waż-

co roku 4’33’’ i zdarzało się już niejed-

niejszych cech wynikających

nokrotnie, że przypadkowo np. portier

z aleatoryzmu. Wprowadza

wszedł do sali, żeby zapytać, czy działa

atorzy myśli Cage’a?

on przypadkowość na dwóch

klimatyzacja, ktoś kichnął, za oknem

znaczących poziomach – samego pro-

przejechała karetka. Cage otwiera nas

Oczywiście, mamy twórców korzystają-

cesu komponowania, ale także otwiera

tym utworem na przypadek, ale pamię-

cych ze zdobyczy aleatoryzmu, jak np.

nowy świat przed wykonawcami, po-

tajmy, że wielu ludzi zna już tę kompo-

Kazimierz Sikorski czy Krzysztof Pen-

zwala im na swobodę interpretacji.

zycję i idąc na koncert, nie tyle spodzie-

derecki, który w partyturze umieszczał

wają się czegoś przypadkowego – wręcz

chociażby zaczernione trójkąty, mówiąc

Jeszcze jedna ciekawa kwestia: rozma-

na te spontaniczne zdarzenia czekają,

tym samym wykonawcy: zagraj najwyż-

wiamy już dość długo, a zauważ, że

jest to więc coś w rodzaju ustalonego

szy dźwięk, jaki możesz. Najwyższy,

ten termin: aleatoryzm – pojawia się

oczekiwania przypadku.

czyli jaki? We Fluorescencjach z kolei

dopiero teraz. Nic dziwnego, sam Cage

Czy w Polsce znaleźli się kontynu-

zapisał szerokie i wąskie pasy z góry

nie używał go w odniesieniu do swojej

Wracając do twojego pytania, sądzę,

na dół, które oznaczały odpowiednio

twórczości.

że Cage tym sposobem chce przenieść

klastery półtonowe i całotonowe. Jeżeli

tuu

#21

przypadek


gra je zespół instrumentalistów, to za

ją na słuchaczy. Co dokładnie miałaś

programy filharmonii. Z drugiej strony

każdym razem pojawi się inny zestaw

na myśli?

istnieje też wiele wydarzeń, festiwali, gdzie znajdziemy kompozycje twórców

dźwięków. Ta odpowiedzialność polega na tym, że

eksperymentujących z użyciem przy-

Bardzo ciekawą rzecz zaproponował

to my podejmujemy decyzję, czy chce-

padku. W Polsce mamy np. Warszawską

Witold Lutosławski w postaci aleato-

my przygotować się do odbioru takie-

Jesień, Poznańską Wiosnę Muzyczną,

ryzmu kontrolowanego, co jest pew-

go utworu. Jeżeli zdecyduję, że zechcę

festiwale Musica Polonica Nova czy

nym ewenementem. Z jednej strony

zrozumieć kompozytora i jego zamiary,

Sacrum Profanum. Ci, którzy są zain-

kompozytor mówi: są obszary dzie-

dopiero wówczas staję się świadomym

teresowani taką twórczością – a jest ich

ła muzycznego, które chcę mieć pod

słuchaczem, lecz wielu ludzi poprze-

zdecydowanie mniej niż melomanów

pełną kontrolą, ale są i takie, które

staje na odbiorze powierzchownym –

opierających swoją miłość do muzy-

oddaję losowi. Lutosławski wprowa-

czerpało i wciąż czerpie przyjemność ze

ki na utworach powstałych przed XX

dził fragmenty aleatoryczne np. pod

słuchania utworów, o których nie wie

wiekiem, ewentualnie w jego pierwszej

względem prędkości wykonania partii.

zupełnie nic. Wynika to z uwarunko-

połowie – łatwo znajdą miejsca, gdzie

To zupełnie nowe podejście do kształ-

wań ludzkiej psychiki – w muzyce eu-

mogą słuchać najnowszej twórczości.

towania gry zespołowej – muzycy grają,

ropejskiej mamy napięcia, odprężenia,

Sam fakt, że za muzykę współczesną

nie oglądając się na swoich partnerów,

kadencje, kulminacje; istnieje przede

uznajemy utwory powstałe sto lat temu,

intepretują dźwięki dłużej lub krócej,

wszystkim powtarzalność struktur me-

już wiele mówi.

niż zapisano je w partyturze. Efekt

lodyczno-rytmicznych czy harmonicz-

końcowy daleki jest jednak od chaosu.

nych, a przecież dobrze wiemy, że po-

Czy to dlatego, że jest trudniejsza

Lutosławski cały czas stosuje blisko

doba się nam to, co znamy. A znamy

w odbiorze?

siebie wszystkich 12 wysokości dźwię-

to, co już kiedyś – bardziej lub mniej

ków, więc koloryt brzmieniowy jest

świadomie – usłyszeliśmy. Jesteśmy

Jest po prostu inna. Jak każda muzyka

zachowany, obojętnie, w jakim tempie

wychowani do odbioru takich właśnie

wymaga zrozumienia procesów w niej

dany fragment jest grany. To niezwykle

struktur. Przyzwolenie na przypadek

zachodzących, ale równocześnie odej-

interesujące podejście.

w muzyce współczesnej powoduje, że

ścia od brzmień, do których jesteśmy

musimy być przygotowani na coś, czego

przyzwyczajeni, od systemu równo-

Trochę jakby negocjował ze świa-

nie znamy, otwarci i wyczuleni na to,

miernie temperowanego, od dobrze

tem rozumiejąc, że nie wszystko może

czego słuchamy.

znanego podziału na dur i moll oraz jasno ukształtowanych melodii – trzeba

mieć pod kontrolą, ale jednak zachowując dozę tej kontroli tylko dla sie-

Sądzisz, że dzisiejszy słuchacz chce

wówczas nakłonić mózg do wysiłku, bo

bie. Czy to był złoty środek między

tej odpowiedzialności i jest skłonny

ten, sam z siebie, lubi i woli wszystko,

totalną kontrolą a całkowitym jej od-

wykonać wysiłek przed odbiorem wy-

co już zna. Nie odważę się odpowie-

puszczeniem?

branego dzieła muzycznego? Czy przy-

dzieć na pytanie, czy słuchanie nowej

padkiem (nomen omen) nie wolimy

muzyki jest bardziej satysfakcjonujące

Sądzę, że u Lutosławskiego była to nie

przy muzyce się zrelaksować, ode-

w porównaniu z odbiorem tej wcze-

tylko negocjacja ze światem, ale i ne-

tchnąć, a nie ciężko się napracować?

śniejszej, bo myślę, że to kwestia bar-

gocjacja z samym sobą. Był niezwykle

Czy w ogóle potrzebujemy muzycz-

dzo subiektywna, ale mogę z własnego

skrupulatnym człowiekiem – i w pracy

nych eksperymentów?

doświadczenia stwierdzić, że im więcej

kompozytorskiej, i w notowaniu swoich

się jej słucha, tym więcej daje to satys-

dzieł. Fakt, że zainspirowany wszyst-

Muzyka danej epoki, jakkolwiek byłaby

fakcji. Naszym zadaniem jest po prostu

kim, co działo się w muzyce wokół

w tym czasie niezrozumiana, jest po-

lub aż – słuchanie.

niego, zdecydował się na dopuszcze-

trzebna, bo stanowi odzwierciedlenie

nie przypadku w swojej twórczości na

rozumienia rzeczywistości przez arty-

pewno poszerzył jego artystyczne ho-

stów, jest wynikiem procesów, które

ryzonty i zadziałał uwalniająco.

zachodziły wcześniej. Muzyka, o której rozmawiamy, jest dziś tworzona i wy-

Wspomniałaś, że tego rodzaju po-

konywana na całym świecie, ale nie

dejście do muzyki rozprasza nieco od-

trafia do szerokich kręgów, co widać

powiedzialność kompozytora, cedując

chociażby po tym, jak konstruowane są

34 ‒ 35

człowiek, miejsce, myśl


Małgorzata Pawłowska, z wykształcenia

rok później (Maeterlinck/Astriab/„Ślepcy”.

teoretyk muzyki, edytor, filolog duński. Pracownik

Od dramatu literackiego do dzieła operowego).

naukowy poznańskiej Akademii Muzycznej, od

W kręgu jej zainteresowań szczególne miejsce

roku 2019 zastępca dyrektora Instytutu Kompozycji

zajmują muzyka polska XX wieku oraz badania

i Teorii Muzyki, pracuje również jako redaktor

nad życiem i twórczością kompozytorów poznań-

w uczelnianym Wydawnictwie, redaktor współpra-

skich. Jest prelegentem wielu koncertów (m.in.

cujący w Wydawnictwie Naukowym Uniwersytetu

Filharmonia Poznańska, Teatr Wielki w Poznaniu,

im. A. Mickiewicza oraz korektor współpracujący

festiwale Warszawska Jesień, Poznańska Wiosna

w Polskim Wydawnictwie Muzycznym w Krakowie.

Muzyczna), jednym z głównych twórców Grand

W 2017 roku jako pierwsza w stuletniej historii

Prix Polskiej Chóralistyki im. Stefana Stuligrosza,

poznańskiej Akademii Muzycznej z wyróżnieniem

a także organizatorem lub współorganizatorem

obroniła pracę doktorską, która została wydana

wielu przedsięwzięć muzycznych.

tuu

#21

przypadek


Wszystkiego mam dwie małe marchewki, cebulę, pietruszkę i ziemniak. Resztę

plecakowych zapasów, o ile kiedykolwiek można było to nazwać zapasami, zjadłem rano. Cały dzień słońce prażyło niemiłosiernie, a powietrze stawało się coraz gęstsze i już od południa można było odnieść wrażenie, że na coś się

zbiera. Po drodze wypiłem całą wodę, chociaż i tej z racji upału wydawało się

niewiele, dlatego na noc zatrzymuję się nad rzeką. I właśnie tam, nad rzeką, nieuchronnie materializuje się nadmiar dnia, coraz wyraźniej mrucząc burzą z ciemnych chmur nad wschodnim horyzontem.

Byłoby najłatwiej gdybym zjadł marchewki, cebulę i pietruszkę na zimno,

pozostawiając roztropnie jedynie ziemniak. Jednak pomruki burzy, zapowia-

dające nocne zbieranie wody z podłogi cieknącego jak sito namiotu, każą mi zrobić posiłek ciepły. Dlatego wyciągam breżniewkę, benzynową kuchenkę

cudem zdobytą spod lady, i nalewam do aluminiowego garnka rzecznej wody. Kroję cenne warzywa, wrzucam do naczynia i podpalam benzynę. I czekam.

Moje breżniewka, a pewnie i każda inna, ma tę przypadłość, że rozgrzana

nadmiernie otwiera zawór bezpieczeństwa i uwalnia zgnieciony ciśnieniem

nadmiar benzyny, który potrafi zapalić się w metrową, ognistą pochodnię. Tak też dzieje się i tym razem, trochę z mojej nieuwagi, a trochę ze zbyt du-

żego pośpiechu w gotowaniu. Na niespodziewany ogień patrzę przez chwilę zauroczony, a potem gaszę płomienie i zaglądam do garnka.

Wygląda na to, że jednak uda mi się coś ciepłego zjeść, chociaż zupa, którą

mam przed sobą, nie powstała według żadnego przepisu i nie ma w sobie

żadnej kucharskiej intencji, a jedynie znalezione warzywa, wodę płynącą

akurat w rzece i szczyptę pośpiechu, która ognistą pochodnią dała znak, że posiłek jest gotowy. A nawet jeśli gotowy nie jest, to inny już nie będzie.

36 ‒ 37

człowiek, miejsce, myśl


tekst & foto: Jędrzej Tęczyński

Obejmuję ciepły garnek i widzę zawieszoną w wodzie kostkę marchewki i opadający pomału na dno kawałek cebuli. Ten posiłek jest teraz dla mnie

całym światem. Z jednej strony straszy niedostatkiem, z drugiej jednak jest

jedynym ukojeniem przed nadchodzącymi godzinami niespokojnej nocy. Czy tak właśnie czuł się trzynaście miliardów lat temu Wielki Ktoś patrzący na

maleńką Osobliwość, którą z powodu jakiegoś Wielkiego Nadmiaru musiał

uwolnić i pozwolić jej żyć swoim własnym życiem? A ona zachłysnęła się

daną wolnością, a zachłysnęła tak mocno, że w ułamku sekundy z drobiny stała się Wszechświatem. I czy oprócz czasu, światła i materii narodził się wtedy przypadek? A może właśnie ów przypadek, jako rzecz jedyna, był

już w Osobliwości i nie trzeba było Nikogo, aby Osobliwość ożywić? Bo

może wystarczy czekać, by wyczekać wszystko. Bo może wystarczy czekać, by doczekać się życia.

Burzowe chmury nie zasłoniły jeszcze całego nieba. Podnoszę głowę i widzę zawieszone w czerni tlące się gwiazdy. Widzę wielkich wędrowców przemie-

rzających samotność, powstałych z drobiny i dążących ostatecznie w nicość. A może dawno już skończyli swą podróż, a ja patrzę jedynie na ich wspomnienie, niczym na pamięć o kimś bliskim zaklętą w zapalonej świeczce.

Pierwsze krople deszczu spadają na spragnioną ziemię kiedy chowam ple-

cak do namiotu. Padają rzadko i chaotycznie. Jednak już po chwili jest ich tak dużo, że kroplowy chaos przeradza się w zasadę, która nakazuje mo-

jemu namiotowi podczas deszczu przeciekać, tworząc na jego podłodze

błyszczące w świetle błyskawic kałuże. Kałuże dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałem, gotując zupę.

I dokładnie takie, jakbym ich sobie nie wyobrażał nigdy.

tuu

#21

przypadek


tekst & ilustracje: Katarzyna Mularczyk

Niktosia


Niebycka


40 ‒ 41

człowiek, miejsce, myśl


Nie omijam smutku Nie omijam smutku ryzykuję wszystko bo świadomość zmienia tylko to co prawdą wychodzącą z głębi daje nam tu szansę na stany olśnienia Gdy przychodzi spokój cisza równoważy aktywnych biegunów te odwieczne siły a ja wszystkie zmienne stanów w stany zjednoczone odmieniam by były.

tuu

#21

przypadek


Lokator iluzji Zawieszam się w czasie i prywatnej przestrzeni Czekam i patrzę na to, co się zmieni Wysłuchuję i wyczuwam jak w pojęciu pachnie bzdura I jak słowem rzeźbię przestrzeń własnych myśli samych przez się Albo całkiem po przekątnej na wznak płynę w morzu wspomnień od złych myśli oddalona prenatalnie uniesiona Patrzę sobie wokół w głąb i się dziwię, co? i skąd? I jak cudnie się uzupełnia jakiś brak i jakaś pełnia.

42 ‒ 43

człowiek, miejsce, myśl


tuu

#21

przypadek


Niktosią Niebycką bywam jestem w niebyciu bytem iluzją rzuconą w czasu otchłani ogromnie małego istnienia zaszczytem Chcę najpiękniej móc dziękować że wciąż umiem abdykować i przechodzić spolegliwie z chwili w chwilę dość wnikliwie Dlatego z czystością sumienia powody istnienia przez przypadki koniunkcją biegunów wszystkiego odmieniam.

Katarzyna Mularczyk jestem absolwentką Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu maluję, rysuję, grafizuję i piszę pracuję jako nauczyciel i arteterapeuta

44 ‒ 45

człowiek, miejsce, myśl


THE HAPPY FOR NO REASON PROGRAM BY MARCI SHIMOFF

PROJEKT SZCZĘŚCIE

7- TYGODNIOWY WARSZTAT ONLINE DLA KOBIET ODKRYJ WEWNĘTRZNĄ MOC I SZCZĘŚCIE BEZ POWODU

START 20.10.2021

ANABRODZIAK.COM CERTYFIKOWANY TRENER HAPPY FOR NO REASON


opowieść Ewy Łowżył o innych możliwościach życia w mieście

trend: krok w tył

tekst: Światosława Sadowska foto: Oni Studio projekt architektoniczny: wiercinski-studio


Ziemia Obiecana

z miejscowymi radnymi osiedlowymi pozy-

Potrzebowaliśmy radykalnej zmiany, nowego wyzwania, ale

skaliśmy grant na zrewitalizowane ogrodu

i większego kontaktu z naturą, miejsca, które pozwoli odpo-

i wybudowanie małego pawilonu świetlicy

cząć od dotychczasowego stylu życia zawodowego. Czuliśmy

osiedlowej. Zaczęliśmy działać. Okazało

zmęczenie wiecznymi interakcjami z ludźmi, mieliśmy też dość

się, że pojawia się coraz więcej pomy-

Jeżyc. To dzielnica lubiana przez młodzież, hipsterów, a my

słów, nowych wątków, projektów dedy-

potrzebowaliśmy raczej „zielonego sanatorium”. Dodatkowo

kowanych temu miejscu, częściej trzeba

zamysł nowego projektu zbiegł się w czasie ze zdrowotnymi

bywać – niejednokrotnie od rana do nocy.

zawirowaniami. Zbyszek został zmuszony do tego, by się zde-

Znamy to z doświadczeń z lat wcześniej-

cydowanie wyciszyć, wejść w praktykę medytacyjną, zacząć

szych w KontenerART – cokolwiek robi

dbać o swój dobrostan wewnętrzny i to był chyba odpowiedni

się w przestrzeni publicznej, trzeba tego

moment na otwarcie nowego rozdziału. Gdy byliśmy gotowi,

doglądać, nieustannie koordynować. Po-

powiedzieliśmy sobie – działamy!

stanowiliśmy zadbać też o nas samych,

o miejsce do pracy i wypoczynku – poja-

Pewnego dnia Zbyszek przypomniał sobie, jak w czasie stu-

diów na Akademii Muzycznej schodzili z kolegami nad Wartę

wił się Biurodom.

na Szelągu, na piwo. Wartostrada biegnie tam wzdłuż Parku

Szelągowskiego, potem obok dużego blokowiska i dalej na

wać nowe technologie, które pozwoliłyby

tereny zalewowe rzeki Warty. Tereny przez lata zapomniane

optymalnie przystosować kontener morski

przez mieszkańców, zarośnięte, półdzikie.

do użytkowania całorocznego. Chcieli-

Zbyszek zaproponował, by wypróbo-

Pojechaliśmy tam z dziećmi – Idą i Mieszkiem, którzy od lat

śmy zrobić moduł eksperymentalny, żeby

w pomagają nam wielu projektach, na spacer. Była zimna wiosna

sprawdzić, czy da się komfortowo prze-

i pogoda raczej niezachęcająca. Człapaliśmy zmarznięci, nieco

bywać w takim pomieszczeniu przez cały

ostrożni, trochę sceptyczni, ale i też podekscytowani odkryciem

rok – i tak staliśmy się częścią tego eks-

nowego, nieznanego lądu w Poznaniu.

perymentu. Chcieliśmy też, by całość była

Całoroczny Kontener Morski

po prostu estetyczna i nowoczesna. Do współpracy przy projektowaniu zapro-

Tereny nadwarciańskie to obszary zalewowe, więc w takich

siliśmy projektanta i architekta Adama

okolicznościach może zaistnieć tylko architektura lekka, tym-

Wiercińskiego, który zaproponował cieka-

czasowa, mobilna. Zbyszek znalazł dziko porośniętą, dawną

we rozwiązania z odniesieniami do lat 60.

działkę uprawną. Na planie zagospodarowania przestrzen-

Choćby w zastosowaniu sklejki we wnę-

nego miał tu powstać parking. Ta nieciekawa wizja rozwoju

trzach: użycie tego materiału wprowadzi-

zmobilizowała do intensywnych starań o to miejsce. Wspólnie

ło ciepły i przytulny klimat. W pandemii

tuu

przypadek

#21


To jest nowa koncepcja architektury, daleka od powszechnego „pokaż się”, a nawet jej przeciwieństwo. To miejsce wygląda i działa jak kryjówka w domku na drzewie i takie towarzyszyło nam założenie: żeby wtopić się w naturę, scalić się z nią. Choć priorytety mogą być różne, młodzi ludzie nie myślą już o swoim życiu jak o walce o sukces. Kontakt z naturą inspiruje do poczucia szczęśliwego życia, obserwacja naturalnego porządku w przyrodzie przywraca też naturalny rytm pracy. Nasze obiekty z założenia powinny być multifunkcyjne, sprawiać przyjemność estetyczną, ale też być w zgodzie z ekologią, z recyklingu i poddawane recyklingowi.

Jesteśmy bardzo zadowoleni, że przy

tym projekcie nie wylaliśmy nawet kilograma betonu, więc nie ma tu trwałej ingerencji w ziemię. Teren pozostał biologicznie aktywny. W dalszych planach mamy założenie zielonego dachu i alternatywnego zasilania. Zielony dach dodatkowo izoluje termicznie przez okrągły rok. Chcemy zaangażować naturę do pomocy w utrzymaniu komfortu termicznego. Widzimy też w przyszłości na elewacji specjalne siatki, wszyscy musieliśmy przejść na home office,

Jeśli zajdzie konieczność pracy koncep-

które mogłyby obrosnąć pnączami, co do-

więc taki styl sprawdził się idealnie. Oka-

cyjnej – to także jest na to dobra prze-

datkowo ochroni ściany przed przegrze-

zało się, że możemy pracować w lepszych

strzeń, dbając jednocześnie o ekonomię

waniem. Projekt tworzy się na bieżąco,

warunkach niż dotąd w biurach. Praca

i energooszczędność.

na podstawie obserwacji i zebranych do-

w przyjaznej przestrzeni domu jest w tej chwili normą, do tego stopnia, że trudno

Czysta Funkcja

świadczeń, które od roku skrzętnie gromadzimy. To jest rok testów, który już dał nam

Gościliśmy tu wiele osób, które próbują ten

konkretne wskazówki, dzięki temu wiemy

sytuacji. Nawet biura Google i Facebook

projekt przymierzać do swoich potrzeb.

już, na co musimy zwrócić szczególną uwa-

postawiły na tzw. miękki design, bardziej

Jest on dobrą opcją dla współczesnych

gę przy następnych realizacjach. Staliśmy

udomowiony, gdzie po przyjściu do pracy

nomadów. Taki dom – moduł można prze-

się częścią tego eksperymentu.

nie musimy się już mobilizować do wyima-

nieść w dowolne miejsce, a nawet postawić

ginowanej walki, tylko można nadal czuć

go na wodzie. Tu, na Szelągu, najważniej-

kojarzy się negatywnie, bo mało prestiżo-

się dobrze, nieformalnie.

szym atutem tego modułu jest jednak to,

wo, bo to recyklingowa, stalowa puszka,

To myślenie bardzo nam pasowało,

co za oknem: przenikanie się z otoczeniem,

raz zimna, raz gorąca. Ludzie zwracają

przez całe nasze życie praca i życie pry-

natura na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu

uwagę na architekturę, ponieważ w do-

watne wzajemnie się przenikają. U nas

samo wnętrze może być malutkie, mini-

tychczasowym o niej myśleniu jest miarą

wątki pracy toczą się przez całą dobę,

malistyczne, oszczędne. Nie potrzeba już

sukcesu życiowego inwestora. Realizując

również wątki rodzinne, więc życie jest

żadnych dekoracji, jedynie czysta funkcja,

ten projekt, widzimy wyraźnie, że nadal

pracą, a praca jest codziennym życiem.

ponieważ możliwość obserwacji otocze-

mamy przed sobą pracę ze stereotypami,

Naturalną potrzebą stało się zaprojekto-

nia, życia w nim, jest istotą tego konceptu.

jednak coraz powszechniejsza jest świa-

wanie modułu, który jednocześnie, lub al-

Całość działa terapeutycznie, skłania do

domość globalnych zmian klimatycznych

ternatywnie, mógłby być biurem, domem,

wyciszenia, do spokoju wewnętrznego,

i pilnej potrzeby działania. My do dysku-

miejscem spotkań ze współpracownikami.

których tak bardzo potrzebowaliśmy.

sji o możliwościach możemy wnieść wkład

sobie wyobrazić powrót do poprzedniej

48 ‒ 49

człowiek, miejsce, myśl

Słowo kontener – nadal wielu ludziom


oparty na praktyce. Ten projekt jest rodzajem afirmacji naszych

to rozwiązanie dla ludzi wielu profesji,

poglądów na temat ekologicznego podejścia do architektury.

którzy są zainteresowani alternatywnym

Stary świat odchodzi, zbliżamy się do wielkiej zmiany, w któ-

stylem życia.

rej migracje ludzi poszukujących odpowiednich miejsc do życia wymuszą zmianę myślenia. Lekkie systemy mobilne mogą w tym pomóc, mogą już teraz dać szansę na dostosowanie się do nad-

Powrót Do Przyszłości

Kontakt z naturą jest niezbędny do życia

chodzących zmian.

i nie, nie chodzi tu o wakacje, a raczej

Projekt ten nosi także znamiona wyzwania artystycznego,

o stałą możliwość bliskiego obcowania.

bazujemy na nieagresywnych technologiach i materiałach od-

Już w tej chwili widać, że nie jest to te-

zyskanych. Wszystko można by już zbudować z materiałów ni-

mat niszowy, świadomość ludzi wzrasta,

skoemisyjnych lub recyklingowych. Zastosowaliśmy tu trzyszy-

a zmiana stylu życia będzie możliwością,

bowe okna, aby zyskać optymalną jakość termiczną wnętrz, ale

wyzwaniem, koniecznością. Z sympatią

już niebawem ruszamy z budową nadrzecznej szklarni – cało-

patrzę na nowości, np. eksperymenty dru-

rocznego miejsca spotkań mieszkańców. I w tej realizacji szkło

kowania domów w technice 3D z użyciem

zostanie pozyskane z wysokiej jakości resztek produkcyjnych

ziemi i materiałów recyklingowych. Środo-

innych, dużych inwestycji.

wisko architektów też powoli otwiera się

Marzy mi się małe eksperymentalne osiedle ekologiczne

na nowe idee i technologie, wielu z nich

właśnie tu, gdzieś nad rzeką w mieście. Widzę je jako zespół

gościliśmy tu, na Szelągu. Byli zaciekawie-

kilkunastu małych obiektów osadzonych głęboko wśród zieleni,

ni naszymi rozwiązaniami, możliwościami

z zapleczem na pracownie rzemieślnicze, artystyczne, agrokultu-

wykorzystywania, a nawet zamieszkania

ralne. W pełni ekologiczne, niskoemisyjne, recyklingowe. Byłoby

w naszym module.

tuu

przypadek

#21


Trend – krok w tył, odwrót od szalonego, bezwzględnego rozwoju, z docenieniem zastanych miejsc, przy udziale nowych technologii, ma się całkiem dobrze w indywidualnych realizacjach, jednak myślę, że ten głos rozsądku będzie w przyszłości jeszcze mocniej słyszalny. Róbmy mniej, a odpowiedzialniej, to co do niedawna było trudne czy ryzykowne, a dzięki nowym rozwiązaniom staje się możliwe (np. izolacja i wentylacja przy minimalnym poborze energii).

Zabawne jest, gdy pokazujemy nasz moduł ludziom i widzimy

ich reakcje, zahamowania a potem zachwyt po wejściu do środka. Zadziwia ich, że jest tu tak dużo miejsca, co z zewnątrz trudno sobie wyobrazić. Wtedy zaczynają myśleć o możliwościach takiego modułu, który może spełnić wiele funkcji. W wygodnym wnętrzu użytkowym duża kuchnia wcale nie jest koniecznością, może być to funkcjonalny aneks, a pralnia będzie osobnym obiektem do wspólnego, sąsiedzkiego użytku. Warto cofnąć się o krok, przypomnieć sobie stare, sprawdzone rozwiązania, uwzględnić je, odkryć na nowo. Kult własności, trochę sztucznie wypromowany, doprowadził do kultu niezależności. Tylko czy to jest jedyny możliwy model życia?

To jest obiekt, którego zaletą jest też łatwość przenoszenia.

Gdy chce się zmienić miejsce zamieszkania czy pracy, nasz moduł kontenerowy może jechać gdziekolwiek, a ta cecha mobilności może być wkrótce dość istotna. Można go nawet osadzić na platformie na wodzie i mieć dom lub biuro pływające. Te procesy do Polski docierają z pewnym opóźnieniem, ale podpatrując choćby bliski nam Berlin, zauważamy dużą zmianę w myśleniu o miejscu do życia i pracy. Pływające kontenery mieszkalno-biurowe niebawem staną na Szprewie.

Wkrótce i na Szelągu staną małe domki na wodzie, będzie

można je wynająć na dzień lub dwa i samemu sprawdzić czy da się komfortowo przebywać w takim obiekcie.

Tak Może Wyglądać Miasto

Tuż za płotem Ogrodu Szeląg rozpościera się park, trochę zapuszczony, trochę zdziczały. Mamy nadzieję, że planowana rewitalizacja tego parku nie pozbawi go starych drzew i naturalnego ekosystemu. Tu zachowała się bogata roślinność i jest domem dla wielu dzikich zwierząt. Jesteśmy w mieście, niedaleko centrum, a obok nas żyją dziki, sarny, bobry, kuropatwy, sowa uchatka, żaby i wiele innych stworzeń – przecież tak też może wyglądać miasto.

Nasza wizja kolonii ekologiczno-artystycznej była już przed-

stawiana przedstawicielom władz miasta i spotkała się z życzliwym zainteresowaniem. Jesteśmy ciekawi, jak rozwinie się ten pomysł.

Grabienie Zen

Wracając do naszego ogródka – prace nie ustają. Idea przeznaczenia ogrodu społecznego w ogród sąsiedzki, popularny trend

50 ‒ 51

człowiek, miejsce, myśl


w Europie, u nas kiełkuje już kolejny sezon

i przynosi wiele satysfakcji użytkownikom,

gnując, widzimy, ile to wymaga wysiłku. Tu

Tworząc to miejsce, codziennie je pielę-

a także wymierne korzyści w postaci swo-

jest świetny klimat, chłodniej niż w mieście,

ich warzyw, owoców i kwiatów. Każdy

bardziej wilgotno, więc rośliny rosną bar-

może do nas przyjść, założyć grządkę,

dzo szybko, z dnia na dzień. Każdy kolejny

dbać o nią i zebrać to, co urośnie. My

rok przynosi dużo pracy, nowych wyzwań,

nie ingerujemy w to w żaden sposób. Ja

ale też satysfakcji. Grabienie to moje zen,

cały czas uczę się ogrodnictwa krajobra-

przycinanie – cudowny reset. To jest też

zowego, by ten nasz dziki ogród pozo-

odkrycie naszych gości, przebywanie tu

stawić naturalnym, przycinać tylko to, co

i praca wśród zieleni uszczęśliwia każde-

zagraża bezpieczeństwu naszych gości

go. Potrzebę bliskiego kontaktu z naturą

i by czerpać przyjemność z przebywania

mamy przecież w genach, w duszy.

w tym miejscu.

tuu

#21

przypadek


52 ‒ 53


tuu

#21

przypadek


przypadek z trzema czarodziejskimi słowami w tle

I tak można by mnożyć tzw. optymistyczne lub pesymistyczne zbiegi okoliczności naszego istnienia. Te pozytywne traktujemy jako należne. Te przykre posądzamy o powodowane czyjąś złą intencją. Emocjonalnie potępiamy je, śląc osądy pod adresem „winowajcy”. Obarczamy siebie i jego zbędnymi ocenami.

Mówimy: Przypadek sprawił, że… odmienił się mój los. …spotkałam swojego aktualnego męża. …dopadło mnie nieszczęście.

Przed paroma laty przydarzył mi się tzw. przypadek: nazwano mnie „Nikim”, gdy prowadziłam własną firmę. W moim przekonaniu było to określenie niesprawiedliwe, bo firma przynosiła dochody, a osoby korzystające z moich usług nie zgłaszały żadnych zastrzeżeń. Ale, gdy ten epitet usłyszałam od kilku innych osób, dotarło do mnie, że słowo „Nikt” jest istotnym sygnałem. Udręczona tematem „Jesteś nikim” przestałam szukać winy w sobie i innych – wyciszyłam się gruntownie i postawiłam pytanie: „Czego nośnikiem jest słowo NIKT?”

tekst: Anna Dąbrowska rysunek: Andrzej Kaleta kompozycja: Justyna Krüger

oraz dlaczego pojawia się w moim życiu? Odpowiedzi postanowiłam poszukać przez zapis intuicyjny, który praktykuję ponad 20 lat. I oto, co się napisało: NIKT – to jedno z trzech czarodziejskich słów, które wprowadzone podczas relaksacji w odczucie ciała zaczyna neutralizować w komórkach element WALKI. Konsekwentnie powtarzane w wyciszeniu likwiduje strukturę MOJEJ RACJI odpowiedzialnej za konflikty wewnętrzne i w relacjach międzyludzkich. To bodziec do budzenia bezkresu bezinteresowności w tobie i na zewnątrz, buduje fundament nowego jakościowo CZŁOWIEKA. NIKT to twój zysk w postaci uzyskiwanej neutralności, a nie klęska. Odtąd klęski dotyczą wyłącznie wojowników. Bo walki niszczą, zabijają. NEUTRALNI natomiast budują bezinteresowność, pomnażają zyski CAŁOŚCI ISTNIENIA, powiększają wiedzę i mądrość o konieczności współdziałania planetarnej populacji.

54 ‒ 55

człowiek, miejsce, myśl


Realizację słowa NIKT należy wesprzeć

spotykałam pomocnych ludzi, których

dwoma kolejnymi czarodziejskimi sło-

nazwałam CZŁOWIEKAMI.

wami: SAMOTNOŚĆ i NIC. W pierwszych ćwiczeniach wyciszających może

Kolejne zyski? Otwarcie na osoby, któ-

pojawić się pytanie: „Co ja mogę zrobić

rych zapędzona nie dostrzegałam.

dla siebie czy innych, będąc samotna do komórki?

Ocenienie wewnętrznych inspiracji w codziennym byciu.

Uczciwe przeżycie powyższego stanu uświadamia, że będąc teoretycznie bez kontaktu z otoczeniem, otwierasz się totalnie na wewnętrzny świat. Zaczynasz czerpać inspirację z pola energetyczno-informacyjnego, których EGO do tej pory w pogoni za zewnętrznym sukcesem nie dopuszczało do ciebie. SAMOTNOŚĆ DO KOMÓRKI stanowi przełom. Samoistnie budzi intuicję. Podsuwa inspiracje bezkonfliktowego rozwiązywania problemów. Zaczynasz bez trudu usuwać tzw. przeciwności losu. Stopniowo zamieniasz samotność w SAMODZIELNOŚĆ. Z różnych opresji wychodzisz suchą stopą. Wspierasz zdrowienie ciała. Uwalniasz się od błędnego rozumienia choroby. KONSTRUKCJA NIC wprowadzona do umysłu komórek sprawia, że wyzbywasz się intencji niszczących ciało. Zyskujesz niewzruszony spokój w reakcjach. Bez względu na przypadłość, podejmujesz decyzje najbardziej adekwatne do sytuacji i płyniesz do przodu, a nawet fruniesz nad niesprzyjającymi tzw. przypadkami. Oglądasz je, ale nie przeżywasz. Osobiste doświadczenia pozwalają mi potwierdzić działanie trzech czarodziejskich słów zanotowanych intuicyjnym pismem. NIKT, SAMOTNOŚĆ, NIC.

Łatwiejsze usuwanie tzw. przeciwności

Choć początkowo wydawały się trudne

losu.

do realizacji, bo odbierały życiowy napęd, okazały się niezwykle użyteczne.

Konkluzja utwierdza mnie w przeko-

Oszczędziły mi przeżywania uciążliwo-

naniu, że nawet najdziwniejsze przy-

ści w dość przykrej przypadłości życio-

padki nie są przypadkowe, trzeba się

wej. Problemy jakby same zaczęły się

tylko wsłuchać w sens ich pojawienia

rozwiązywać. Na mojej drodze powoli

się w naszym życiu.

tuu

#21

przypadek


Jedni z nas są przekonani, że to życie pisze scenariusz i muszą poddać się biegowi zdarzeń. Inni uważają, że są kreatorami własnego losu, czują siłę sprawczą i biorą odpowiedzialność za to, co ich spotyka. Nie ulega wątpliwości, że życie nas zaskakuje i stawia w różnych sytuacjach, również trudnych, gdy nie jesteśmy w stanie zmienić biegu wydarzeń. Jednak prawdą jest też, że często właśnie nasze podejście, postawa i podjęte działania mają niebagatelne znaczenie. Dzielimy się na tych, którzy bardziej ufają losowi i na tych, którzy większą odpowiedzialność podejmują sami.

siła wyższa Słynny w świecie psychologii A. Bandu-

skuteczności łatwiej i szybciej radzą so-

ra, w swojej teorii społecznego uczenia

bie z nieprzyjemnymi emocjami, starają

się, ukuł pojęcie samoskuteczności. Za-

się wyciągać wnioski i uczą się na wła-

kładał, że ludzie od najmłodszych lat

snych błędach.

poprzez naśladowanie uczą się różnych

Powyższy opis przedstawia osobę,

zachowań, nasiąkają przekonaniami i to

która żyje w przekonaniu, że to ona

wpływa na ich odczuwanie, myślenie

w głównej mierze ma wpływ na swoje

oraz podejmowane działania. W trak-

życie. Losowe zdarzenia traktuje jako

cie tego procesu każdy z nas kształtuje

podkład, na którym poprzez swoje my-

w sobie poczucie skuteczności, czyli

śli, reakcje i podejmowane działania

taki rodzaj wiary w siebie, posiadane

kreuje dalszy przebieg zdarzeń. Taką

zasoby i umiejętności, które sprawiają,

osobę charakteryzuje też stabilna samo-

iż chętnie podejmujemy się różnych za-

ocena. Człowiek jest świadomy swoich

dań, z wiarą, że zakończą się sukcesem.

zdolności, umiejętności i zasobów. Sta-

Wysokie poczucie samoskuteczno-

ra się nad nimi pracować, kształtować

ści powoduje, że jesteśmy pozytywnie

swój warsztat i pielęgnować. Stąd w sy-

nastawieni do stawianych przed nami

tuacji kryzysu czy porażki jest w stanie

wyzwań, aktywnie dążymy do rozwią-

adekwatnie ocenić pozytywne i nega-

zywania problemów i trudności, mamy

tywne czynniki, poradzić sobie z pro-

wysoką motywację do działania, gdyż

blemem. Taka osoba czuje się odpowie-

wierzymy w powodzenie i dobre zakoń-

dzialna za podejmowane przez siebie

czenie. Kolejne doświadczenia zażegna-

decyzje i za to, co one za sobą niosą.

nych kryzysów utwierdzają w przekona-

Brzmi to bardzo optymistycznie. Rysuje

niu o własnej skuteczności i napędzają

się przed nami osoba walcząca o swoje,

do działania. Gdy zdarzają się poraż-

niezłomna, aktywna w działaniu. Moż-

ki, osoby o wysokim poczuciu własnej

na sobie wyobrazić, że ktoś taki często

56 ‒ 57

człowiek, miejsce, myśl

tekst: Natalia Tułacz ilustracja: Zuzanna Tokarska


ma wiele różnorakich osiągnięć na swo-

Wyobraźmy sobie jednak osobę, któ-

ale w miłości przeżyje chwile unie-

im koncie. Jednak istnieje też druga

ra uważa, że jej życie jest z góry przesą-

sienia, będzie wyczulony na to, aby

strona medalu: człowiek, który w tak

dzone, że jakaś wyższa siła steruje tym,

poszukiwać potwierdzenia tej infor-

aktywny sposób stara się kreować swój

co ją spotyka i właściwie różne jej dzia-

macji. Gdy partner przyniesie kwiaty

los, musi mierzyć się również z wieloma

łania nie mają zbyt wielkiego wpływu

albo partnerka zorganizuje jakąś nie-

sytuacjami nieprzyjemnymi.

na bieg zdarzeń. Taka wizja zniechęca

spodziankę – uniesienie w miłości go-

Składając komuś życzenia, często

do podejmowania starań i zwalnia z od-

towe. Szef się zezłości z jakiegoś po-

mówimy: „Życzę Ci szczęścia i spełnie-

powiedzialności. Można wtedy osiąść

wodu i rozładuje złość na nas – mamy

nia marzeń”. W tych życzeniach nie ma

w bierności i czekać na to, co przyjdzie.

spełnienie proroctwa.

ani słowa o tym, jaka droga prowadzi

Można by powiedzieć, że taka osoba

Izraelscy badacze obserwowali lu-

do tego, aby się one spełniły. Często

jest raczej obserwatorem swojego ży-

dzi biorących udział w loteriach. Jest

przecież napotykamy liczne przeszko-

cia niż aktywnym jego uczestnikiem.

to przykład oddania się sytuacji lo-

dy, trudy, problemy czy kryzysy. Czło-

Horoskop czy usługi wróżki to narzę-

sowej. Wysnuli też ciekawe wnioski.

wiek, który czuje się odpowiedzialny

dzia, które pomagają przygotować się

Po pierwsze – strata, jaką się ponosi

za kreowanie swojego życiowego sce-

na to, co przyjdzie. Taka osoba kieruje

(koszt losu) jest niczym w porównaniu

nariusza, musi mierzyć się z braniem

się wtedy owymi wskazówkami i szuka

do tego, co można zyskać (zazwyczaj

odpowiedzialności za te nieprzyjemne

potwierdzeń w otaczającym ją świecie,

obietnica wielkiej wygranej). Stąd ist-

sytuacje, co często wiąże się z emo-

co zwrotnie utwierdza ją w przekona-

nieje pokusa małego wkładu i szansy

cjonalnym bólem, wstydem, rozcza-

niu, że to los kieruje naszym życiem.

na duży zysk. Kolejnym argumentem

rowaniem, smutkiem, rozpaczą, etc.

W psychologii taki fenomen nazywa się

na rzecz loterii jest to, że nie wymaga

Poradzenie sobie z tymi odczuciami

samospełniającą się przepowiednią –

ona zbyt wielkiego wysiłku. Kupuje

wymaga odwagi, a zrzucenie winy na

oczekiwania względem pewnych zda-

się los w pobliskim sklepie, po czym

los, choć jest wygodną ucieczką od

rzeń wpływają na to, że te zdarzenia

czeka się na wyniki. Nie musimy po-

cierpienia, nie rozwiązuje problemu.

się spełniają. Na przykład, kiedy ktoś

dejmować żadnych starań, męczyć się,

Stąd droga stanowienia o sobie bywa

przeczyta w horoskopie, że w tym mie-

zabiegać. Być może loterie bazują na

trudniejsza.

siącu spotka go rozczarowanie w pracy,

naszej powszechnej cesze – lenistwie.

tuu

#21

przypadek


Trzecią kwestią jest to, że nie trze-

zdolności i własną skuteczność. Przeko-

ba przezwyciężać niespodziewanych

nanie o sile losu jest wtedy sposobem

trudności, tak jak w sytuacjach, gdy

na ochronę obrazu własnej osoby.

podejmujemy różne działania w życiu.

Tak więc małe koszty, niewielki wysiłek

o badaniach z psychologii

i brak ukrytych przeszkód to czynniki

pozytywnej, które dotyczą

wpływające na decyzję o wzięciu udzia-

wpływu naszych wyobrażeń

łu w loterii.

o wyniku działania na sam

Gdy zdarzy się wygrana, człowiek

wynik działania. Wyróżnia się czte-

przeżywa zadowolenie, dumę. Mimo

ry postawy człowieka: optymizm bier-

że nie jest to sytuacja w której nasze

ny, optymizm czynny, pesymizm bier-

konkretne działania do czegoś dopro-

ny oraz pesymizm czynny. Optymizm

wadziły, a tak zwany szczęśliwy traf.

bierny to przekonanie, że wszystko do-

Jednak ludzie w takiej sytuacji przeży-

brze się ułoży, ale jednocześnie osoba

wają szereg przyjemnych emocji. Jed-

nie podejmuje działań w kierunku tego,

nocześnie w momencie przegranej nie

aby tak się stało. Optymizm czynny to

jest tak, że odczuwa się rozczarowa-

również przekonanie, że będzie dobrze,

nie, wstyd, poczucie porażki. Bardzo

ale idące w parze z tym, iż osoba po-

łatwo jest odłączyć od „Ja” sytu-

dejmuje aktywne działania, żeby taki

ację przegranej – bo prze-

scenariusz miał miejsce. Analogicznie

cież to los tak zdecydował.

jeśli chodzi o pesymizm to jego bier-

Wyraźnie widoczna jest tu

ne wydanie polega na tym, że osoba

asymetria: sukces niesie za

jest przekonana o tym, iż sprawy źle

sobą radość, a porażka nie ma

się potoczą, więc nie ma motywacji,

nieprzyjemnych konsekwencji. Lote-

żeby podejmować działania – w tym

ria stawia też wszystkie osoby, które

zapobiegające. Natomiast pesymizm

biorą w niej udział, na równi – każdy

czynny to przekonanie, że może mieć

ma taką samą szansę na wygraną, czyli

miejsce negatywny scenariusz, połączo-

w swej istocie jest egalitarna. To rów-

ne z tym, iż osoba robi wszystko, aby

nież bywa atrakcyjny sposób myślenia:

nie dopuścić do takiego biegu zdarzeń.

wszyscy są równi i los decyduje, jak

Tak więc optymizm i pesymizm czyn-

potoczą się różne sprawy. Te badania

ny wiążą się z działaniem, a optymizm

niosą za sobą jeszcze wiele ciekawych

i pesymizm bierny z ich brakiem, zda-

wniosków, jednak tutaj przytaczam te,

niem się na los.

które pokazują atrakcyjność wiary w lo-

Badania przeprowadzone na stu-

sowość. Wszystkie wyżej wymienione

dentach przez Shelley Taylor pokazu-

argumenty zachęcające do udziału w lo-

ją, jak takie postawy mogą wpływać

sowaniach można by odnieść do sytu-

na bieg zdarzeń. Podzieliła ona stu-

acji życiowych, w których ludzie wybie-

dentów na trzy grupy i każda z mia-

rają oddanie się przeznaczeniu. Ponosi

ła za zadanie przygotować się do eg-

się małe koszty energetyczne i emocjo-

zaminu w określony sposób. Pierwsza

nalne, można zyskać, a kiedy się traci,

grupa miała codziennie przez 15 minut

winny jest los. Wszyscy ludzie są równi,

wyobrażać sobie pozytywny wynik eg-

a o sukcesach czy porażkach decyduje

zaminu (optymizm bierny). Druga gru-

łut szczęścia.

pa miała za zadanie wyobrażać sobie

Osoby cedujące na los odpowiedzial-

krok po kroku działania prowadzące

ność za to, co im się przytrafia często

do celu – zdania egzaminu, np. pójście

charakteryzują się niską samooceną,

do biblioteki, tworzenie notatek, czyta-

silnym lękiem przed porażką, podejmo-

nie książek, w tym też dystraktory, któ-

waniem ryzyka oraz odpowiedzialno-

re mogły się pojawić, np. zaproszenie

ścią. Cechuje je mała wiara we własne

na imprezę (optymizm czynny). Trzecia

58 ‒ 59

Warto w tym miejscu wspomnieć

człowiek, miejsce, myśl



grupa, bez polecenia, miała przygoto-

wyniki do dylematu: zdać się na zrzą-

wywać się do testu tak, jak zazwyczaj

dzenie losu czy podjąć działanie, można

(grupa kontrolna). Wyniki badania po-

by rzec, iż tworzenie strategii i ruch

kazywały, że studenci z drugiej grupy

w kierunku realizowania ce-

szybciej zabierali się do pracy, poświę-

lów daje lepsze efekty niż

cali więcej czasu na naukę i uzyski-

poprzestanie na wyobraże-

wali lepsze wyniki niż grupa pierwsza

niach odnośnie przyszłości.

i grupa kontrolna. Grupa skupiona na

Czasem bywa tak, że rzeczywiście

wyniku pozytywnym wypadła również

różne okoliczności w życiu układają się

gorzej niż grupa kontrolna.

bardzo korzystnie i człowiek nie musi

Symulacja procesu uczenia się

podejmować zbyt wielkiego wysiłku,

zmniejszała poziom lęku, pomaga-

aby dążyć do spełnienia. Jednak co

ła w sformułowaniu konkretnego pla-

w sytuacjach, kiedy los nie chce z nami

nu i podjęciu skutecznego działania.

współpracować w dążeniu do osiągania

Natomiast wyobrażenie sukcesu spra-

szczęścia? Tutaj istnieją dwie możliwo-

wiało, że zmniejszał się lęk, ale oso-

ści: poddanie się wyższym siłom i życie

ba spoczywała na laurach, zanim jesz-

w nieszczęściu. Można także podjąć

cze osiągnęła cel – zdawała się na los.

aktywne działania, uruchomić zasoby

Przytaczam jedno z wielu badań na

i wykorzystać różne okoliczności w celu

ten temat, które potwierdza hipotezę,

dążenia do dobrostanu. Życie pisze róż-

iż nakierowanie na działanie i radze-

ne scenariusze, ale człowiek ma zdol-

nie sobie mimo trudów mobilizuje do

ność do samorefleksji i podejmowania

działania i zwiększa szan-

działań, co pozwala mu mieć poczucie

sę na sukces. Odnosząc te

sprawstwa.

Natalia Tułacz, absolwentka psychologii, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień (nr 1897); psychoterapeuta psychodynamiczny w trakcie procesu certyfikacji. Ukończyła czteroletnie szkolenie w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym i Studia Podyplomowe z zakresu seksuologii, jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej. Posiada doświadczenie w pracy z osobami dorosłymi, prowadzi terapię indywidualną oraz grupową. Pracuje w gabinecie prywatnym, świadcząc pomoc osobom z rozmaitymi problemami natury psychicznej. 60 ‒ 61

człowiek, miejsce, myśl



Niech żyją fyrtle!


tekst: Julita Mańczak, Cezary Tyliński

fyrtle.pl

Tu żyjemy i tu tworzymy. Poznań to nasze miejsce. Dlatego z czułością powitaliśmy projekt Fyrtle, który przypomina nam, że blisko jest pięknie. Fyrtle – poznańskie osiedla – to wyjątkowe wspólnoty. Przestrzeń, Ludzie – Wiara! Poznajmy się, zobaczmy, co słychać na fyrtlach – z północy na południe, ze wschodu na zachód Poznania. Każdy fyrtel jest inny, ale na każdym się dzieje! Takich właśnie zawołań potrzeba nam w dzisiejszej rzeczywistości. — Fyrtle to projekt skierowany do poznanianek i poznaniaków, mający na celu wzmacnianie tożsamości lokalnej, relacji sąsiedzkich, poczucia przynależności do wyjątkowych wspólnot. Chcemy zachęcić do odkrywania różnych zakątków miasta i poznawania swoich małych ojczyzn. Zależy nam na tym, by pokazać, że każde osiedle, każdy fyrtel w naszym mieście jest piękny i ma wyjątkowy klimat – opowiada Cezary Tyliński, pomysłodawca i koordynator projektu. Facebookowa ankieta przeprowadzona wśród poznaniaków stała się bazą dla ilustratorów z kolektywu Ilu Nas Jest, którzy podjęli się zobrazowania poszczególnych okolic. Oprócz wystawy jednym z elementów fyrtlowej układanki była także premiera książki „Fyrtle ‒ z życia poznańskich osiedli”. — To ponad 200-stronicowy przewodnik po poznańskich fyrtlach. Jego redakcją zajęło się Towarzystwo Krajoznawcze „Krajobraz”, które do współpracy zaprosiło prawie 30 autorek i autorów z Poznania i nie tylko ‒ tłumaczy Cezary Tyliński. Czekamy z niecierpliwością na kolejne fyrtlowe działania. Zachęcamy też do odwiedzenia strony www.fyrtle.pl,na której można bezpłatnie pobrać wszystkie materiały wizualne i wspomnianą książkę.

tuu

#21

przypadek


ilustracja: Ola Szmida



tekst & ilustracje: Ola Szmida

66 ‒ 67

człowiek, miejsce, myśl


Ola Szmida

Moim ulubionym fyrtlem jest Wilda, ponieważ mieszkam na niej ja, mieszka na niej chyba najwięcej psów na metr kwadratowy (w tym moja pieska) i rzekomo mieszka na niej szatan, choć nigdy się sobie nie przedstawiliśmy. Kiedyś Wilda mnie trochę odstraszała. Dziś, jako zaaklimatyzowana „wildzica”, dziarsko robię zakupy na rynku wildeckim, znam najlepsze lumpeksy, a wieczorami oddaję cześć pomnikowi pyry w parku jp2, ponieważ uwielbiam ziemniaki w każdej postaci.

tuu

#21

przypadek


ilustracja: Dorota Piechocińska



tekst & ilustracje: Dorota Piechocińska

70 ‒ 71

człowiek, miejsce, myśl


Dorota Piechocińska

Spośród czterech dzielnic Poznania, w których mieszkałam, Jeżyce są dla mnie miejscem szczególnym. To tu zaczęłam rysować, a krajobrazy tej zwykłej-niezwykłej codzienności inspirują mnie do dzisiaj. Przy ul. Reja witał mnie ryk osiołka ze Starego ZOO, a żegnało nocne szuranie longboardem po afalcie. Z ul. Jackowskiego oglądałam zachody słońca nad panoramą dachów i chodziłam na piwo pod balkon Julii. Aktualnie rezyduję przy rozsławionej przez Peję ulicy Staszica, gdzie dzielę się z sąsiadami słońcem i wypatruję podniebnych ewolucji jerzyków. Jeżyce to piękno i absurd zebrane w jeden obrazek. Z secesyjnych okien spoglądają modne monstery, a wiekowe płaskorzeźby uśmiechają się znad filarów. Fyrtel barwią murale i kapliczki, domy szachulcowe i drapacze chmur, ozdobne portale i legendarna, choć mało gościnna brama przy ul. Szamarzewskiego. Mikstura lokalnych tradycji i nowoczesnej hipsterki sprawia, że starsi leją wodę z konewki do balkonowych pelargonii, a millenialsi dripy do dizajnerskich filiżanek. Można tu zjeść japońskie daifuku, vege schaboszczaki i tradycyjne pączki, a po wszystkim zachwycić się neonem kina Rialto świecącym (z przerwami) od lat 60. Przy ul. Dąbrowskiego ktoś wysprejował „jedni żyją drudzy patrzą”. A ja tak właśnie sobie trochę żyję i trochę patrzę, ponieważ żaden z 1688 dni, od kiedy tu mieszkam nie był taki sam. Mam też wielką nadzieję, że gentryfikacja tego nie zmieni.

tuu

#21

przypadek


tekst & ilustracja: Łukasz Drzycimski

CO WSPÓLNEGO MAJĄ SPIELBERG Z BAMBERKĄ? W liceum pożerałem namiętnie wszystko, co wyszło spod pióra Philipa K. Dicka. Jesienią 2002 roku, gdy byłem już na drugim roku studiów, na ekrany polskich kin wszedł „Raport mniejszości” w reżyserii Stevena Spielberga, czyli dystopijna wizja przyszłości na podstawie opowiadania Dicka. Idealnym miejscem do doświadczenia tego hollywoodzkiego rozmachu było Kinepolis wybudowane na Żegrzu w 2001 r. Nigdy na Żegrzu nie mieszkałem, nigdy na Żegrzu nie bywałem, ale właśnie tam miałem przyjemność obejrzeć jeden z moich ulubionych filmów sci-fi. Na jednym z fyrtli, do których w XVIII w. przybyli osadnicy z Bambergu. A co wspólnego mają ze sobą Spielberg i Bamberka? Najpewniej nic, ale nie o to tu chodzi.

72 ‒ 73

człowiek, miejsce, myśl


Łukasz Drzycimski

tuu

#21

przypadek


W Poznaniu mieszkam jedenaście lat,

zmierzyłem się z wyzwaniem narysowa-

albo pojedynek na pistolety albo oddanie

z czego siedem na Łazarzu. Od pięciu

nia tego niesamowitego budynku. Pew-

decyzji ślepemu losowi. Postawiliśmy na

żyję w bliskim sąsiedztwie Areny, czyli

nie dlatego, że Arena wrosła mi na tyle

bezstronny rzut monetą.

hali widowiskowo-sportowej, przypomi-

w codzienność, że przestałem ją w ogó-

nającej dawno temu porzucony statek

le zauważać. Wszystko odmienił projekt

obcej cywilizacji przybyłej z kosmosu.

Fyrtle.

11, 7, 5. Same liczby pierwsze – to musi

Otóż, gdy przyszło nam przygotować ilu-

tuzjastą orłów (gdyby tam był pies, to nie

być dobry omen.

stracje do czterdziestu dwóch poznań-

wahałbym się ani chwili), ale tym razem

skich osiedli, to umówiliśmy się, że każdy

postanowiłem zaufać temu skrzydlatemu

I mimo że jestem wielkim fanem zarówno

z członków Kolektywu opracuje jedno,

stworzeniu.

fantastyki naukowej, jak i modernistycz-

które jest danej osobie bliskie.

Orzeł – Łazarz, reszka – reszta. Co prawda, nie jestem zbyt wielkim en-

nej architektury, to nigdy wcześniej nie

Ostatecznie Arena razem z Palmiarnią, Akurat na Łazarzu mieszkałem wtedy ja,

Międzynarodowymi Targami Poznański-

Joasia Bartosik i Pola Augustynowicz.

mi i secesyjnymi kamienicami przypadły

Joasia wcześniej przejęła zadanie zilu-

w realizacji właśnie mi.

strowania Starego Miasta, więc zostało tekst & ilustracje: Grzegorz Myćka

74 ‒ 75

nas już tylko dwoje. Niestety, żadne nie

Sądzę, że łazarskie liczby pierwsze miały

chciało odpuścić, zatem pozostał nam

w tym swój mały udział.

człowiek, miejsce, myśl


Grzegorz Myćka


76 ‒ 77

człowiek, miejsce, myśl


tuu

#21

przypadek


tekst & ilustracje: Pola Augustynowicz

ZAŻALENIE

W związku z zaistniałą sytuacją, jaka miała

wykonać, aczkolwiek przyznaję, że nary-

miejsce w roku 2020, dnia i miesiąca nie-

sowanie Areny byłoby sporym wyzwa-

stety nie pamiętam, składam zażalenie do

niem, za co z lekka zwracam szacunek

kolegi Myćki Grzegorza. Po krótce posta-

Grzegorzowi. Ładnie Grzesiu, 2/10.

е jestem starsza, a więc powinnam mieć

fance Łazarza, zależało mi na zrobieniu

Niemniej, jestem przekonana o tym, że

е jestem dłużej w Kolektywie, a więc po-

ilustracji tego właśnie osiedla. Zaintere-

należy mi się zadośćuczynienie.

sowana nim była również koleżanka Joanna Bart, aczkolwiek wydaje mi się, że za

Przytoczę może jeszcze kilka argumen-

szybko odpuściła sprawę, czego do dziś

tów, które nie dają mi spokoju:

nie rozumiem. Kolega Grzegorz postano-

е mieszkałam na dolnym, a on na górnym,

wił zatem, że o naszym losie zadecydu-

pytam więc: co kolega wie o prawdziwym Łazarzu?!

robi? RZUT MONETĄ! Przecież wiadomo,

е Grzegorz ciągle przesiaduje w Zamku,

że osoba nierzucająca jest z góry skazana

Dragonie, Ministerstwie lub na Konte-

na porażkę.

nerach, to zdecydowanie nie jest Łazarz. е koledze wydaje się, że na Łazarzu jest

No i taką właśnie odniosłam, a moje bied-

kolorowo – tak napisał na swoim pro-

ne osiedle zostało... z jego ilustracyjką.

jekcie, jaki żartowniś...

Szczerze uważam, że to ja powinnam ją

78 ‒ 79

е jestem kobietą, a więc powinnam mieć pierwszeństwo. pierwszeństwo.

ram się opisać sprawę: jako wieloletniej

je rzut monetą. Kto w tych czasach tak

a nie jak Grzegorz – na pojutrze.

е wszystkie projekty zrobiłabym na jutro,

człowiek, miejsce, myśl

winnam mieć pierwszeństwo.


Pola Augustynowicz

Myćka, wisisz mi piwo.

tuu

#21

przypadek


można se wyciąć

można se wyciąć


można se wyciąć

można se wyciąć


82 ‒ 83

tekst & ilustracja: Olek Pujszo


Oblizał swój pyszczek ze smakiem, I ruszył Fyrtlowym szlakiem.

Na daszek winiarni wskoczył, Języczek w winie zamoczył,

Jest teraz na Starym Grunwaldzie, Ciekawe dokąd dziś zajdzie?

Tylko sobie znanymi ścieżkami, Kot myka między Fyrtlami,

Olek Pujszo


tekst & ilustracje: Joanna Bartosik

ilustracja z Poznańskiego Szlaku Legend dla Dzieci

STARE MIASTO, NOWE KOZIOŁKI


Stare Miasto to jedno z sześciu poznańskich osiedli, które zilustrowałam w ramach projektu Fyrtle. Choć rozmieszczenie (prawie) wszystkich charakterystycznych budowli na jednej ilustracji stanowiło nie lada wyzwanie, zgłosiłam się do tego zadania na ochotniczkę – chyba za sprawą mojej sympatii do koziołków. Wcześniej narysowałam ich wiele, ilustrując książkę pt. Poznański Szlak Legend dla Dzieci. Chociaż zwierzęta kopytne nigdy nie były moją mocną stroną, to mam wrażenie, że pomału staję się etatową portrecistką poznańskich koziołków.

Joanna Bartosik


krugerplus.com


eksperymentujemy z drukiem na różnych płaszczyznach



rozdział 2

CYRK CURIOSUM PRZEDSTAWIA:

o człowieku, ć ś opowie y miał ale rgi któr ę na l dzi u

łka e d Joanna Jo

ho Piec ota r o D ilustracje:

cińska



Rozdział Drugi, w którym to bliżej poznasz głównego bohatera – niejakiego Kacpra Cudaka. Z początku wyda się nijaki. Nic dziwnego, on sam o sobie też tak myśli. Nie zrażaj się tym. Każdy jest jakiś.

Spóźniliśmy trochę, mój Drogi Czytelniku. Cóż, gdybyś był uważniejszy i nie wdepnął po drodze… Szkoda wspominać. Nasz bohater jest już w środku. Nie trzeba się już spieszyć. Poczekajmy chwilę i przepuśćmy karawan. Właśnie wsiada do niego dwóch karawaniarzy. Zaraz odjadą. A Ty, przez tę krótką chwilę, możesz się im przyjrzeć. To ciekawa para. Są braćmi, choć zupełnie do siebie niepodobni. Ojciec uważał, że to wina ich matki. Utrzymywał, że ma zbyt rozrywkowy charakter. Nikt też nie wiedział, czym żona go tak rozśmiesza, bo chyba nie podbitymi oczami, które nierzadko były w dwóch kolorach. Jedno jeszcze czerwonofioletowe, drugie już żółtozielone. Również nikt nigdy nie słyszał, by kiedykolwiek powiedziała czy zrobiła coś zabawnego. Sama utrzymywała, że śmiała się w życiu tylko raz – kiedy wbijała mu metalowy tłuczek w głowę. Zeznawała to przed Wysokim Sądem i pod przysięgą, więc musimy założyć, że mówiła prawdę. Ale bez względu na to, co utrzymywał ich ojciec, który już od paru dobrych lat nie może głosić swoich poglądów, jedno jest pewne – usposobienie zawdzięczają matce. Nigdy się nie śmieją (pewnie lepiej, by tego nie robili), dlatego też są karawaniarzami doskonałymi.

13

rozdział drugi


Na tego z lewej mówią Napoleon (nie ze względu na wzrost, jest bowiem dosyć wysoki) i ma wielki garbaty nos. Nazywają go tak z powodu czarnego kapelusza przypominającego ten, który wielki wódz nakładał do portretów. Nie wiem, dlaczego stał się częścią pogrzebowego uniformu. Może tak jest dostojniej. Oczywiście jego brat Szczur nosi identyczny kapelusz, tylko odwrotnie nałożony. Spłaszczony bok nasuwa głęboko na czoło. Zaraz go zobaczysz. Jego twarz może i przypomina trochę szczurzą mordkę, ale przezwisko wzięło się raczej od cienkiego, siwego warkoczyka uplecionego z włosów na karku, który sięga mu prawie do pasa. Ale co ciekawe, pomijając znaczącą różnicę we wzroście i w sposobie noszenia kapeluszy, to bracia prezentują się podobnie. Zazwyczaj poruszają się dostojnie, a ich czarne długie płaszcze falują w jednakowym rytmie. Zazwyczaj, ale nie dziś. Dziś mieli trudny dzień w pracy. Musisz wiedzieć, że są takie dni, kiedy drży serce karawaniarza, nawet tego doskonałego. Patrz, Szczur chwieje się na boki i ledwo chwyta pion, stawiając koślawe kroki. Dwa w bok i jeden do przodu. Teraz złapał się podwórkowej latarni i osuwa się po niej, wprost do kałuży. Masz rację, pije nie od dziś, ma opuchniętą twarz, ale Napoleon w życiu nie wypił kieliszka wódki… a jaką ma minę! Nie krzyczy na brata, który już całkiem uszargał pelerynę w błocie i trzeba będzie długo ją czyścić. Nie ma na to siły. Podchodzi tylko do niego, bierze pod łokcie i podnosi. Chyba nawet trochę zazdrości bratu, że utopił swój smutek i zaraz zaśnie. On nie będzie mógł spać do rana. Ciągle będzie ją widział.

rozdział drugi

14


Nie pytaj. Zaraz zobaczysz kogo. Zostawmy już Szczura i Napoleona. Poradzą sobie. Jeden lepiej, drugi gorzej, ale poradzą sobie. Przejdźmy się już tam dalej. Jest szyld. Ledwo widoczny. Składa się z trochę koślawych, dużych liter – OBOL i mniejszych – …kład pogrzebowy. Dawno zardzewiał, ale i tak nikomu nie jest potrzebny. Mógłby nawet zniknąć, a okoliczni mieszkańcy trafiliby tutaj, chcąc się porządnie pochować. Ten zakład jest tu od zawsze. Prowadził go ojciec naszego bohatera, a wcześniej jego babka, bo dziadek gdzieś uciekł i nie wrócił. Wydaje Ci się, że teraz firma podupadła? Nie. Chyba zawsze tak wyglądała. Można co najwyżej założyć, że małe szybki w szprosach kiedyś były jednakowo przezroczyste. Prawdopodobnie. Ale babka miała brata szklarza, a ten robił, co mógł, gdy jakaś zabłąkana piłka lub nawet kamień przeleciały przez podwórko i strzaskały okno. Wstawiał więc taką szybkę, jaką miał pod ręką. Czasami mleczną, czasami rżniętą we wzorek, niczym szron prawdziwy, a nawet i taką w kolorze wina, bo akurat przy kościele robił. A teraz podejdźmy bliżej. Ostrożnie. O tej porze nikt tu już nie zagląda. Zapraszam Cię. Wejdź. Zrób parę kroków i odwróć głowę. Tak, tam na lewo. Struchlałeś? Tak, to młoda, piękna dziewczyna. Leży na wysokim stole. Nie patrz na mnie takim błagalnym wzrokiem, ochłoń i nie łudź się. Ona nie śpi. Trzeba się z tym pogodzić. Nie żyje i już. Można biadolić do woli, kręcąc się w wokół niej, że taka młoda, że taka śliczna, że wszystko miała przed sobą. Na nic to, i po nic. Przed nią już tylko pochówek. I taka jest prawda. I nie myśl

15

rozdział drugi


sobie, że tylko Ty jesteś taki wrażliwy. Spójrz tam w kąt. To Kacper Cudak. Siedzi skulony na drewnianym krzesełku z łokciami opartymi na udach. Twarzy nie zobaczysz, ukrył ją w dłoniach. Widać tylko popielatoszarą, szczeciniastą czuprynę, która przełazi przez długie, chude palce kościstych rąk. Ma brudne paznokcie. Choć to nie zwyczajny brud. Dlaczego tak siedzi, złamany wpół? Dlaczego od razu nie wziął się do pracy? Łatwo się chyba domyślić – zna ją. Należałoby powiedzieć – znał ją, choć to chyba przedwczesne, skoro tu jeszcze przed nami leży. Kacper nie zamierza jeszcze wstać. Musi chwilę pobyć sam ze sobą. Nie będziemy mu przeszkadzać. Wykorzystajmy ten czas, by przyjrzeć się jej dokładniej. Może mieć około siedemnastu lat. Ma smukłe ciało, gładką skórę. Na szyi dwa małe pieprzyki. Jasne, falujące włosy. Piękną, łagodną twarzy. Bez zmarszczek, które ryje charakter i los pospołu. Można by powiedzieć, że zasnęła, śniąc o wspaniałościach tego świata znanych jej ze szklanego ekranu. Cóż, piękne, młodziutkie dziewczyny widzą cuda ze znacznie bliższej odległości niż te brzydsze. Z prędkością światła, które pojawia się przed ich rozmarzonymi oczami, wsuwają na stopy kryształowe pantofelki i wsiadają do karocy z automatycznie otwieranym dachem, pędząc w siną dal. Zdarza się to przecież – wiele filmów o tym opowiada. Niestety, tej, która jest tutaj, nie zdążyło się przydarzyć zbyt wiele, skoro leży tu, na bosaka, przykryta białym, sięgającym piersi prześcieradłem. Kacper ją znał, tak samo jak i cała okolica, i to od małego, to nie ma sensu ukrywać tego przed Tobą, mój Drogi Czytelniku. Ma

rozdział drugi

16


na imię Mercedes. I to imię jest prawdziwe. Nie pytaj mnie, kto to wymyślił. Ojciec, który za młodu, gdy jeszcze nie pił wina truskawkowego, pracował w warsztacie samochodowym? Matka szlochająca nad ciężkim serialowym losem wenezuelskich dziewic? A może babka dziergająca szydełkiem kilometry koronek, by je odmawiać w pielgrzymkowych autobusach do wielu miejsc świętych? Nikt nie pamiętał i nikt raczej się nad tym nie zastanawiał, bo wszyscy tutaj nazywali ją Pucą. I nawet jak z pulchnej dziewczynki wyrosła na szczupłą pannę o pociągłej twarzy – nikt nie przestał mówić do niej Puca. Lepiej brzmiało niż Mercedes, mniej złośliwie, skoro jej rodzice byli biedni jak myszy kościelne. Może Cię to dziwi, bo tu wszyscy wyglądają na biednych, ale uwierz mi, ci byli jeszcze biedniejsi. A Puca była miła, dobrze się uczyła. Mówiła „dzień dobry” dorosłym i „odwal się” chłopakom, więc lubili ją wszyscy. Skończyła chyba szkołę fryzjerską, ale nie miała zacięcia. Zaczęła więc jeździć z matką do miasta sprzątać hotele. I zwyczajnie kiedyś nie wróciła. Podobno kazała mówić do siebie po imieniu – tym prawdziwym. Ale teraz nie będziemy opowiadać plotek. Wielu wróżyło, że pojawi się tu szybciej, niż pojechała, zapewne w odmienionym stanie. Ale nawet ci, którzy to mówili, nie myśleli, że tak szybko i tak radykalnie odmienionym. Teraz, czyli od dwóch dni, wspominano ją tylko na dwa sposoby. Jako dziewczynkę, która z pełnymi ustami wyłudzała kolejne pączki, odgrywając postacie z bajek, albo jako dziewczynę z długimi nogami w najkrótszej z możliwych spódniczek. Nie wiem, którą z nich wspomina teraz Kacper Cudak. Jest od niej dziesięć lat starszy. Musi więc dobrze pamiętać jedną i drugą.

17

rozdział drugi


Ta mniejsza czasami biegła za nim, śpiewając „trupi trup, trupem pachnie, pewnie dziś nie zaśnie”, a ta starsza w ogóle się do niego nie odzywała. On też nie i prawie na nią nie patrzył. Może tylko przez bardzo krótką chwilę. Tak przez ułamek sekundy, spod spuszczonych powiek. Czy coś do niej czuł? Tego nie wiem. Może tylko się wstydził. Może teraz też tylko się wstydzi, dlatego tak czeka? O! Właśnie wstaje, wyszedł z cienia. Skórę ma tak bladą, że bledsza już być nie może. Widać przez nią meandry fioletowych żyłek. A i cieńsza też nie. Ledwie powleka chudą twarz, sterczące kości policzkowe i spiczasty podbródek. Ma opuszczone ramiona i długie ręce. Tylko popielate włosy sterczą mu na głowie, rosnąc z lewa na prawo, cała reszta zawzięcie opada. Wąziutkie brwi, niczym dwie ukośne zapałki, opadają mu na skronie. Opadają także powieki zatopionych głęboko, ledwo, ledwo błękitnych oczu. Kąciki bladoróżowych ust również i koniuszek nosa też. Ba, nawet płatki uszu zdają się mu ciążyć. Jest bardzo szczupły. Ma luźną pochlapaną farbami koszulę, pod nią sterczą żebra. Wyłażą kości miednicy. Nawet mięśnie ud wyglądają jakby ktoś dolepił bagietkę do szczudeł. Ale wystarczy, teraz nie czas, by mu zaglądać w spodnie. Lepiej przyjrzyj się mu, jak patrzy na Mercedes vel Pucę. Dla niej to pewnie już bez znaczenia. Ale spójrz na Kacpra – nie potrafi nawet do niej podejść. Obchodzi stół z daleka. Dookoła. Wolno. Krok za krokiem. Zbliża się bardzo powoli. Patrzy na nią, marszcząc powieki, tak mocno, że prawie nie widać jego oczu. Wreszcie zatrzymał się. Za jej głową. Wyciągnął ręce. Drżą, zbliżając się do jej jasnych, falujących włosów opadających

rozdział drugi

18


bezwładnie na twarz i ramiona. W końcu, w majestatycznym skupieniu, zanurza w nich swoje długie, kościste niczym szpony, palce. Porusza nimi, kręcąc małe kółka opuszkami – włosy już nie lśnią, ale zapewne nadal są przyjemnie miękkie. Zobacz. Teraz przeczesuje je tymi palcami, niczym zębami wielkiego grzebienia. Delikatnie. Od nasady czoła do samego końca. Powoli. Pasmo po paśmie. Wkłada jedną rękę pod jej głowę. Unosi. Nie za wysoko. Tak tylko, aby zmieściła się pod nią druga dłoń. Przebierając palcami, zbiera w garść resztę kosmyków znad karku. Niektóre z nich przygniatają plecy i ramiona. Uwalnia je, robi to ostrożnie. Uważa, by ani jednego nie wyrwać. Chwilę to trwa. Uff… Teraz już wszystkie. Co do jednego spływają brzegiem stołu, w dół, gęstą falą. Gładzi je jeszcze otwartymi dłońmi. Potem robi krok w tył. Patrz! Pochyla nad nią swoją głowę jak kobra na widok fakira. I ugina się, trochę w przód, trochę w tył. Wreszcie kuca. Trzeszczą mu kolana. Jego nos jest na wysokości jej włosów. Może głęboko wdycha zapach? Może jeszcze pachną? Szamponem z jednorazowej saszetki? Nie wiem. Ciebie też zahipnotyzował ten widok. Nie dziwię się. Może nawet dopiero w tym momencie dostrzegasz metalowy talerz wiszącej z sufitu lampy. Tak. Ma mocną żarówkę i świeci dokładnie nad stoemł, roztaczając nad nim krąg. Od wyprężonych na sztorc stóp dziewczyny aż po nasadę włosów na jej twarzy. Reszta pomieszczenia tonie w ciemności. I Kacper Cudak też. Zagapiliśmy się. Nie zauważyłem, że już wstał. Może dlatego, że ukrył się w jakimś mrocznym kącie? Boisz się, że teraz sobie pójdzie. Nie, nie bój się. Podchodzi do stołu. Tym razem z boku.

19

rozdział drugi


Przodem do nas. Chwyta białe prześcieradło czubkami kciuków i palców wskazujących, niczym spinaczami. I ściąga je. Równiutko. Z dwóch stron. Ostrożnie. Patrz! Nie drżą już mu ręce. Zsuwa białe, sztywne prześcieradło powoli. Jak kurtynę… Odsłania jej piersi. Nie są duże, raczej niewielkie, łagodne wzgórki, na których ledwo sterczą bladoróżowe sutki. Niczym małe żywe guziczki, które za wprawnym dotknięciem wyginają szyję dziewczyny i przechylają uległą głowę… Cóż, te już nie działają. To tylko ciepłe światło tak je ożywia… Ale prześcieradło zsuwa się dalej. Odsłania dwa żebra, które wystają, jakby chciały się przebić przez skórę. Nienaturalnie. Zmienia się też kolor jej ciała. Zaczyna się wzorzyć w bezkształtne plamy. Sino-, zielono-, żółto-, fioletowoczerwone. Chyba nawet trochę faluje. Ledwo widać pępek. Patrzysz na mnie i pytasz dlaczego? Cóż… Pewnie dokładnie w tym miejscu maska samochodu przycisnęła ją do latarni. Podobno kierowca był pijany. Podobno był nawet biskupem i podobno samochód był marki mercedes. Ach… chichot… Nie ma sensu teraz o tym rozmawiać. Może to tylko plotki? Nic to, materiał zsuwa się dalej. Widać już cieniutki paseczek drobnych włosów, który niczym strzałka prowadzi w dół. Kacper odsłania jej krocze. Ma lekko rozchylone nogi. Jedną trochę przekrzywioną. Może jest złamana, choć raczej chyba tylko zwichnięta. Teraz widać jej dłonie i paznokcie. Są pomalowane na różne kolory. Mają poprzyklejane migoczące kryształki, tylko kilka odpadło. Odsłaniają się kolana, zdarła się z nich skóra. Z kostek też. Znowu się zagapiłeś. Kacper już składa prześcieradło, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Odkłada je, przewieszając przez oparcie starego,

rozdział drugi

20


trzeszczącego, drewnianego krzesła. Dotyka ręką koniuszka dużego palca lewej stopy. Powoli i delikatnie kładzie całą dłoń na jej nodze. Przesuwa po łydce, obejmując rozczapierzonymi palcami. Sunie w górę. Całą powierzchnią chudej ręki. Po kolanach, w górę. Noga już się kończy. Jego palce ześlizgują się w kierunku podbrzusza, ku wewnętrznej stronie uda. Wciskają się tam wolno, wynurzając się nieśpiesznie z pomiędzy lekko rozchylonych nóg. Po chwili wyłania się już tylko jednym palcem, przesuwając się po cieniutkiej kresce z drobnych, kędzierzawych włosków. Spojrzałeś teraz na Kacpra. Ma skupioną twarz i szeroko otwarte oczy, które uważnie śledzą ruch ręki. Słychać jego przyspieszony oddech. Odwróciłeś głowę? Wstrzymałeś powietrze w płucach? Możesz je wypuścić. Choć może zdać Ci się dziwne, że teraz obie ręce, głaszczą posiniaczony brzuch, a mały palec odnalazł pępek i utknął w nim na chwilę, jakby chciał sprawdzić, jak głęboko jest tam w środku. Teraz odwrócił obie dłonie, jakby bał się, że od wewnątrz są zbyt chropowate, by gładzić piersi. Wolno przesuwa je, krążąc chwilę po małych brodawkach i otoczkach wokół nich. W końcu złączone palce obejmują szyję, po czym odwracają się, zamykając w pełnych dłoniach policzki Mercedes. I tak zastygają. Wydaje Ci się, że to trwa już bardzo długo i chyba masz rację. Nie wiadomo, ile czasu upłynęło i ile upłynie. Czekaj razem z nim. Wpatrując się w trójkątny strumień światła wydobywający z ciemności tę scenę. Można odetchnąć. Kacper uwalnia twarz Mercedes ze swych rąk, odchodzi od stołu i znika w mroku pokoju. Słychać teraz tylko

21

rozdział drugi


zgrzyt otwieranej starej szuflady. Coś z niej wyciąga i wraca do światła. Na trzeszczącym krześle kładzie dużą, drewnianą płaską skrzynkę. Odgina mały, trochę zardzewiały, haczyk i otwiera ją. Skrzynka ma kilkanaście przegródek. W każdej z nich jest po kilka pędzelków. Grubszych i cieńszych. Bierze je do ręki. Jeden po drugim i międli w palcach włosie. Są miękkie. Nawet te krótko przycięte pod ostrym kątem. Strzepuje z nich kurz – chyba? Potem wyciąga ze skrzyneczki metalowy kubek z uchem i włada je tam wszystkie. Wyglądają jak kwiatki w wazonie. Kubek stawia przy krawędzi stołu. Teraz znowu nachyla się nad krzesłem. W skrzynce jest jeszcze pełno małych słoiczków. Wyjmuje jeden za drugim. I ustawia wszystkie w szeregu. Równiutko – wzdłuż nogi dziewczyny. Dziewczyna jest szczupła, więc jest tam dużo miejsca. Teraz je odkręca. Powoli odkłada wieczka, nie patrząc na ręce. Wodzi wzrokiem po ciele dziewczyny. Ma szeroko otwarte oczy. Skończył. Wszystkie słoiczki już otwarte. Jest ich pewnie ze dwadzieścia. Możesz zerknąć z góry, ile w nich kolorów. Jest biel alabastrowa i porcelanowa, róż indyjski i cyklamen, czerwień biskupia i kardynalska, pomarańcz Tycjana i zieleń Veronese’a, jest miedź i palisander, kanarkowy i słomkowy, mysi, gołębi i antracytowy, błękit paryski i lazurowy i jeszcze jakieś, których nazw nie znam. Jednych jest mniej, a drugich więcej. Teraz Kacper Cudak podchodzi znowu do ściany. Sięga ręka wysoko i z jakiejś półki zdejmuje dużą szklaną butlę. Wyciąga z niej korek. Kładzie między leżące na stole stopy. Wkłada rękę do kieszeni spodni i, niczym magik, wyciąga z niej dużą ścierkę w biało-niebieską

rozdział drugi

22


kratkę. Niewiarygodne. Jak ona się tam zmieściła? Moczy, wylewając na nią niewielką ilość przezroczystej cieczy, po czym stawia szklaną butelkę między kolanami dziewczyny. Widocznie będzie mu jeszcze potrzebna. Tylko patrz, jak dokładnie przeciera jej całe ciało. W każdym zakamarku. Podnosi nawet rękę Mercedes czy, jak wolisz, Pucy i wyciera jej pachy. Przeciera sutki, wciska się w pępek. Robi to dokładnie, choć raczej machinalnie. Od czasu do czasu patrzy na twarz dziewczyny. Od czasu do czasu przygryza usta i marszczy czoło. Wybacz, nie będę teraz zaglądać do jego głowy. To może być zbyt bolesne, nawet dla mnie. I pewnie niezręczne w takiej chwili. Nie będę więc czytać w jego myślach. Nie teraz. Wybacz. Zamknij oczy. Pomilczmy chwilę….……………………………………………………………..... …………………………………………………………………………………………… ……………………………………………………………………………………………… ……………………….. Cóż… Tego już się nie da zostawić bez komentarza. Przez ten czas ciało Mercedes od połowy ud, ponad pępek zmieniło się w marmurowe schody. Znikły wszelkie sinoburozielone plamy. Nie ma po nich śladu, jakby ich w ogóle nie było. Za to można dostrzec nieregularne żyłki meandrami znaczące naturalny kamień, wygląda tak prawdziwie! Nawet w jednym miejscu przy kości miednicy marmur lekko się ukruszył. Patrz, jak strumienie światła ześlizgują się po schodach – prawie lśnią, i jak wyraźnie widać ciemnoszare cienie rzucane przez kolejne stopnie. Pierwszy, największy, jest na udach. Pozostałe zwężają się, biegnąc gdzieś w daleką otchłań, by w końcu zniknąć w białych, puchatych obłokach, w które to teraz

23

rozdział drugi


zamieniły się jej piersi. Zdaje się, że nie widać ich kształtu, za to prawie można dotknąć tych nabrzmiałych chmur, które kłębią się, sunąc po błękitnym niebie. A niebo to rozmywa się, roztapia prawie pod samą szyją. Wszystko wydaje się skończone, ale sam widzisz – Kacper jeszcze ciągle nakłada kolory. I pacnie tu plamę zieleni, sprawiając, że niebo jest jeszcze bardziej niebieskie, lub fioletu, by schody stały się bardziej białe. Wyglądają już tak, że prawie można po nich iść. Ale zdaje się nie skończył jeszcze pracy. Wkłada pędzelek do ust i odchodzi na bok. Przygląda się. Może czeka, aż farba wyschnie? Obchodzi ciało dziewczyny z każdej strony, po czym bierze deseczkę i jeden ze słoików. I nakłada na nią gruby, tłusty kleks czerwonej farby. Drugim pędzelkiem nabiera najprawdziwszej żółci. Długo przygląda się nabranej ilości. Delikatnie zostawia trochę na ściance słoika. Zostaje kropla nie większa od łzy i dopiero je ze sobą miesza. I powstaje kolor krwi, ale takiej ciepłej, świeżej, rzadkiej, takiej tryskającej z przerwanej tętnicy i rozbryzgującej się z prędkością czterdziestu metrów na sekundę. I zaczyna nią malować. Nakłada kolor. Czerwień biegnie od jej krocza i znika w obłokach pod piersiami. Z początku jest tylko plamą. Po chwili zamienia się w najprawdziwszy czerwony dywan. Miękko rozłożony na kamiennych schodach. Starannie go rozprowadza, nawet lekko marszczy na wysokości połamanych żeber. W końcu odkłada pędzel, przeciera spocone już czoło. Skończył chyba, jeszcze nie? Bierze najmniejszy pędzelek, cieniutki i nakłada malutką kluskę żółtej farby, dodaje czegoś, co jest

rozdział drugi

24


już na deseczce, tyle, ile zmieściłoby się na łepku od szpilki i maluje najprawdziwsze złote włosy – falują wypływającą z pępka. Potem resztę dziewczyny z długimi nogami, która kroczy po czerwonym dywanie. Prosto do nieba. Odwróć się i zobacz. Za oknem już prawie świta, dzień się budzi, a Kacper odkłada pędzle, zakręca słoiczki, siada na parapecie i patrzy, jak farba schnie. Teraz na pewno to już koniec. Nie wiem, co myśli, ma takie samo smutne spojrzenie, ale już nie zaciska zębów, nie drżą mu usta, nie marszczy czoła, więc chyba jest zadowolony. Jest już widno, dopiero teraz da się zauważyć na ścianie wieszak. Wisi na nim ubranie. Biała koszula z kołnierzykiem i granatowa spódnica za kolano. Nie wiem, kto to przyniósł. Może rodzina, może pomoc społeczna, bo chyba nie żaden chłopak. Jedno jest pewne – Mercedes zwana Pucą pójdzie do nieba ubrana jak do szkoły. Na pewno tak będą uważać ci, którzy zobaczą ją w tej trumnie. Jednym to się spodoba, drugim nie. I możesz być pewny, nikt nie zobaczy tego co pod bluzką. Jak się domyśliłeś Kacper Cudak robi to nie pierwszy raz. I doskonale wie, gdzie kończy się ostatni guzik, dokąd sięga mankiet koszuli, nogawka spodni czy kraj spódnicy. Jest ostrożny i zachowuje rozsądny margines. Myślę, że nie chciałby, aby jego sztuka zobaczyła światło dzienne. Może dlatego chowa ją pod ziemią. Pewnie boi się ludzi. Sądu Ostatecznego raczej nie.

25

rozdział drugi

cdn.


#21 wydawca: Fundacja TUU ul. Zmartwychwstańców 11/2 61-501 Poznań redakcja@tuumagazyn.pl magazyn on-line: tuumagazyn.pl issu.com/tuumagazyn social media: fb.com/tuumagazyn IG: tuumagazyn

okładka: Justyna Krüger, Światosława Sadowska, Jerzy Sadowski oraz wielu innych layout: Justyna Krüger, Jerzy Sadowski korekta: Joanna Szymkowiak

Redaktor Naczelna: Julita Mańczak julita@tuumagazyn.pl Redaktor Prowadząca: Światosława Sadowska slawka@tuumagazyn.pl Dyrektor Kreatywny: Jerzy Sadowski jerzy@tuumagazyn.pl Dyrektor Artystyczna: Justyna Krüger justyna@tuumagazyn.pl Manager Projektów Wyjątkowych Zofia Flejsierowicz zofia@tuumagazyn.pl

Współtwórcy: Anna Dąbrowska, Przemysław Jędrowski, Joanna Jodełka, Gabriel Kaczmarek, Andrzej Kaleta, Katarzyna Mularczyk, Dorota Piechocińska, Aleksandra Podżorska, Katarzyna Smoczyńska, Jędrzej Tęczyński, Zuzanna Tokarska, Natalia Tułacz

Projekt dofinansowany przez:

Magazyn TUU ukazuje się cztery razy w roku Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów i redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do publikacji. Redakcja nie odpowiada za treść materiałów reklamowych i promocyjnych Wydrukowano w drukarni VMG Print sp. z o. o.



No

/2021


Articles inside

‘O mariuolo – złodziej

1min
pages 79-89

‘O muorto

2min
pages 62-66

‘A maraviglia – cud

3min
pages 72-77

‘A mamma – matka

12min
pages 52-61

‘O pane – chleb

4min
pages 50-51

‘O caffè – kawa

1min
pages 42-44

‘E ppalle d’ ‘o tenente

16min
pages 30-38

‘O muorto che

2min
pages 48-49

‘O pate d’ ‘e ccriature

2min
page 29

‘O scemo – głupek

5min
pages 23-27

‘E zizze – piersi

1min
page 28

‘A femmena annura

3min
page 21

‘O pazzo – wariat

2min
page 22

‘O mbriaco – pijak

3min
pages 14-15

‘O culo – tyłek, ale też szczęśliwy traf;

2min
page 16

‘E fasule – fasola

5min
pages 10-13

‘A resata – śmiech

1min
pages 19-20

‘A jatta – kotka

1min
page 3

Chella ca guarda ‘nterra

1min
pages 6-7

‘O puorco – świnia

2min
pages 4-5

‘A Maronna – Matka Boska

3min
pages 8-9
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.