Tryby maj 2013

Page 1

Kraków, nr 5(23)/2013 maj

Postęp szansa czy zagrożenie?

ISSN: 2083-8948



od redakcji

Maj 2013

W 2013 r. na liście Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego pojawi się nowa choroba. Uzależnienie od internetu. Jeszcze paręnaście lat temu pewnie nikomu nie przyszło do głowy, że jedno z największych osiągnięć ludzkości potrafi zniszczyć człowieka tak samo jak alkohol czy narkotyki. Bieżący temat numeru poświęcamy rozwojowi nauki i techniki, czyli temu, do czego przyczyniamy się także i my naszym studiowaniem. Oczywiście, jeśli mamy do niego zdrowe i uczciwe podejście i nie traktujemy studiów jak taniej przechowalni (najczęściej za publiczne pieniądze) na czas jednej, wszechobecnej imprezy. Studiując powinniści dołożyć swoją cegiełkę do poznania Prawdy. Bo jak przekonuje prof. Ryszard Tadeusiewicz, rzetelna nauka i rozwój technologii zawsze umacnia jego wiarę, nigdy nie chwieje nią w posadach.

gdy nowoczesna technologia dostanie się w ręce głupców. Wtedy robot, który wcześniej przeprowadzał staruszków przez „zebry”, teraz zabija na wojnie w Afganistanie. Łatwo wówczas zapytać: „Co to za Bóg, skoro pozwala na takie zło?”. Tylko że to naprawdę nie Bóg, ale wolny wybór człowieka, który z jednej strony może szukać leku na raka, a z drugiej konstruować głowice nuklearne. Postęp może być dla nas wielką szansą, ale i podstępnym zagrożeniem. Do objętości prawie drugiego tematu numeru rozrosły się nam artykuły patriotyczno-historyczne. Nie pomińcie wywiadu z Tadkiem. To fenomenalne, gdy człowiek będący ikoną buntu przekonuje, co zrobić, by szkoła nie była „hodowlą głupków”. Posłuchajcie go na żywo – Pan Trybik patronuje dużemu koncertowi z jego udziałem. Do zobaczenia!

Choć myślę sobie, że wątpliwości co do natury Boga mogą pojawić się wówczas,

temat numeru:

Postęp – szansa czy zagrożenie?

4–9

Człowiek celem wszelkiego działania Najważniejsze odkrycia i wynalazki Kościół bardzo na czasie Uwierzyć w naukę W świecie robotów Czy „Matrix” stanie się realem? rozmowa z charakterem Tadeusz „Tadek” Polkowski

10–12

ona i on 13 Wolność dla dojrzałych pro-life 14–15 Antykobiece „środowiska kobiece” inżynier ducha św. Klemens Hofbauer

16

encyklopedia wiary 17 Rzecz o Niepokalanym Poczęciu portret 18 Okno na cały świat olimpiada sportów Boks

19

z kulturą Warszawa 1935 Będzie film o bohaterze Recenzje

20–21

idźże, zróbże 22 Jak dobrze nam zdobywać góry

współpraca

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała Sekretarz redakcji: Agata Gołda Marketing: Marcin Nowak – promocja@e-tryby.pl Zespół redakcyjny: Michał Chudziński, Marta Czarny, Magdalena Indyka, Karolina Mazurkiewicz, Izabela J. Murzyn, Iwona Sidor, Dominik Sidor, Marek Soroczyński, Michał Wnęk Korekta: Maria Wyrwa DTP, foto: Marcin Nowak, Michał Chudziński, Marek Soroczyński Okładka: Marek Soroczyński Druk: Printgraph Brzesko

TRYBY NR 5 (23)/2013

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków Data zamknięcia numeru: 6 maja 2013 r. Nakład: 7000 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. www.e-tryby.pl biuro@e-tryby.pl Wydawca: Orły Małopolski Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

reklama

tel.: 784 902 140

3


4

te mat nu m eru >> Postęp - szansa czy zagrożenie?

Maczuga nie różni się od bomby Z ks. dr. Maciejem Małygą o „nieobliczalnym czynniku wolności” rozmawia Tomasz Żmuda. Co rozumiemy pod pojęciem religii? – My, chrześcijanie, odpowiemy na to pytanie inaczej niż muzułmanie czy buddyści, stąd długi spór, czy istnieje coś takiego jak religia w ogóle, czy jedynie konkretne religie. Na pewno twardym jądrem każdej religii – a stąd istotą religii w ogóle – jest odniesienie do (jakiejś) Boskości, relacja do Boga. Czym jest postęp? Czy to ogólnie rozumiany rozwój świata związany z ewolucją, czy może systemowo zaplanowana operacja? – Tam, gdzie jest człowiek, a co dopiero ich miliardy, i to na przestrzeni wielu tysięcy lat, tam nie jest możliwe zrealizowanie planowej operacji, bo pojawia się nieobliczalny czynnik wolności. Postęp to pewna naznaczona ryzykiem wolności ewolucja, osiąganie następnego stadium, które jest nie tyle inne lub nowe, co ma lepszą jakość. Z racji ludzkiej wolności postęp wcale nie musi być pewną stałą w naszej historii, wystarczy porównać Bacha lub Pink Floydów z produkowaną dziś muzyką. Poza tym faktyczny postęp musi być ruchem ogarniającym całą rzeczywistość. Bo czy rozwój od maczugi do bomby atomowej, czyli udoskonalenie metod zabijania, to faktycznie postęp? Czy postęp jest nam potrzebny? – Nie ulegając marksistowskiej utopii budowania raju na ziemi, musimy stwierdzić, że postęp jest konieczny, ludzkości bowiem daleko jeszcze do sprawiedliwości, udało się znieść np. niewolnictwo, ale ciągle zabijani są nienarodzeni ludzie. Nawet fragmentaryczny postęp, np. postęp techniczny jest konieczny, chociażby z tego powodu, aby nakarmić www.e-tryby.pl

wszystkich mieszkańców ziemi czy opracować ekologiczną technikę, która nie zrujnuje naszej planety. Czy w samym chrześcijaństwie jest miejsce na postęp? – Jest ono drogą niedoskonałego człowieka do jedynego Świętego, Doskonałego; w tym sensie postęp to inne określenie naszego dążenia do świętości, czyli powszedni chleb każdego z nas. Chrześcijaństwo nauczyło nas patrzeć również na całą historię ludzkości jako na pewną drogę rozwoju wolności, za-czynającą się w chwili Stworzenia, a prowadzącą do chwili, gdy Bóg będzie wszystkim we wszystkich. W tym sensie każdy z uczniów Chrystusa zasługuje na nazwę „postępowy”, poruszający się naprzód. Jakie funkcje spełnia religia w społeczeństwie? – Takie, które postęp może zastąpić, i takie, których nie może. Na pewno nie jest zadaniem religii wyręczanie nauki, polityki czy gospodarki. Nawet dziś znajdą się chrześcijanie, którzy pojmują – albo będzie im zarzucane, iż pojmują – Boga jako „Zapchajdziurę”, jako wygodne wyjaśnienie, które umieszczają wszędzie tam, gdzie nauka nie potrafi udzielić odpowiedzi. Takie pojmowanie Boga doprowadziło do odrzucenia Go – właśnie w imię postępu. Religia nie może też pełnić też funkcji czysto politycznych, np. wzmacniania autorytetu prezydenta, bo to prowadzi do instrumentalizacji, a w dalszej kolejności od-bóstwienia Boga i porzucenia Go. Religia nie może także zastąpić etyki, bo wtedy ludzie rozumiejący siebie jako niereligijni byliby zwolnieni z rozróżniania między dobrem a złem. Mimo wszystko religia (jej rodzaj, jakość, jej brak) kształtuje

naukę, państwo czy gospodarkę w sposób zasadniczy, bo w sposób dogłębny określa tych, którzy naukę, państwo czy gospodarkę kształtują, ona ostatecznie uzasadnia etykę, motywuje ku dobru. Faktycznie chrześcijanie grają niezbędną dla przetrwania ludzkości rolę hamulcowych, gdy fragmentaryczny postęp – przykładem jest pozbawiona etyki biotechnologia – pcha nas do katastrofy. Gdzie postęp nie może zastąpić religii? – Próbuje to robić, począwszy od francuskich materialistów Oświecenia, przez marksistów, przez spo-łecznych darwinistów, przez Comte’a – po dzisiejszych ateistów, jak Hawking czy Dawkins. W rze-czywistości jednak postęp nie zastępuje tu Boga, lecz tylko jedną z ostatecznie nieistotnych funkcji, jakie pełnić może religia. Istotą religii jest bowiem odniesienie do Boga, powierzenie się Jego Tajemnicy i nie ma znaczenia, czy Jego Słowo przeczytam w wersji papierowej czy jako e-book. Skoro niektóre funkcje religii są dla niej nieistotne, to postęp może je zastąpić, czy będzie to dobrze rozumiany postęp w etyce, czy postęp technologiczny. Skąd zatem bierze się tak silny trend do tego, że ludzie religijni nazywani są zacofanymi przez tych, którzy ufają postępowi? – W tym przypadku mówimy właściwie o ateizmie w imię postępu i należy zapytać o korzeń tego atei-zmu. Jest nim chyba „ludzka wola ku całości”, wola objęcia wszystkiego, która nie dopuszcza, że postęp na niedostępnej Tajemnicy Boga musi się zatrzymać, dlatego z góry Go wyklucza.


Kościół bardzo Wynika z tego, że postęp może w pewnym sensie stać się religią. Jeżeli zaczniemy ufać tak bardzo w postęp, że przyznamy mu pewne właściwości nadprzyrodzone – postęp wszystko wytłumaczy, wszystko rozwiąże, także to, skąd wziął się świat – to takie postępowanie nie jest już racjonalne, tylko quasi-mistyczne. – Właściwie w tej definicji religii – jako wyjaśnienie wszelkich spraw – nie ma zawartej jej istoty, którą jest odniesienie do (jakiejś) Boskości. Postęp nie będzie zatem religią w ścisłym sensie, lecz pewnym systemem wartości, jakimś zaufaniem co do przyszłości. Powinniśmy być uparci w tej kwestii, że religia to nie tylko system wartości, nie tylko nadzieje co do przyszłości, lecz więź z Boskim. Nie możemy więc nazwać postępu religią, bo to zbyt duże słowo, ale możemy mówić o pewnego rodzaju kulcie. Kult postępu. – Tak. Albo pseudoreligia. Czy kult postępu jest czymś złym? Czy chrześcijanin może wierzyć w postęp? – Słowo „wierzyć w” jest wynalazkiem Ewangelisty Jana i w Tradycji Kościoła zawsze podkreślano, że tylko w odniesieniu do Boga mówi się „wierzę w”, wobec Kościoła i każdego innego Bożego, tym bardziej ludzkiego dzieła, możemy najwyżej stwierdzić „wierzę, że”. Nie wierzymy w postęp, ale „wierzymy”, że postęp. Powstaje więc pytanie, czy „wiara, że postęp jest dobry” jest czymś złym. Wierzymy, że rozum może nas prowadzić i rozwijać. – Fragmentaryczny postęp, np. techniczny lub społeczny, może być także czymś dobrym, lecz nigdy nie „usunie” religijnych potrzeb człowieka. Nawet w najbardziej rozwiniętym świecie będziemy odczuwali pewien brak. Dlatego postęp i religia nie muszą być wcale konkurencyjnymi sprawami. Bł. Jan Paweł II przypominał, że religia to szczytowy punkt ludzkiej kultury, czyli sposobu, w jaki człowiek żyje, ale i tego, co wypracował, w tym sensie także postępu. TRYBY NR 5 (23)/2013

Możemy stwierdzić, że religia jest punktem, w którym skupiają się wszystkie nasze pragnienia, także pragnienie postępu. Poprawnie rozumiany postęp, jako całościowy rozwój człowieka, winien nas ukierunkować na Boga. – Tu pojawia się pytanie o to, czym postęp jest powodowany, skąd bierze się pragnienie człowieka, aby być lepszym i więcej mieć. Chrześcijanin odpowie od razu, że to pragnienie zostało wszczepione nam przez Boga, który podarował nam możliwość bycia z Nim, którą jednak my w swej wolności musimy dopiero „nadrobić”. I gdzieś w trakcie owej drogi udoskonalania siebie człowiek w swej „woli ku całości” zbuntował się przeciw wędrówce ku temu Bożemu celowi lub stracił nadzieję w jego istnienie. I stwierdził, że celem jest samo tylko wędrowanie – oto mamy kult postępu. Albo powiedział, że celem jest nie ów niedostępny Bóg, lecz jakiś osiągnięty na drodze niedoskonały etap – tu mamy kult wyprodukowanego przez postęp bożka. Skąd biorą się owe błędy w pojmowaniu postępu, np. w biotechnologii, która może nas doprowadzić do katastrofy? Przecież patrząc obiektywnie można powiedzieć, że postęp w biotechnologii jest dobry, dzięki niemu możemy zapanować nad życiem, ukierunkować je, dać mu początek? Dlaczego może to być złe? – Jest złe, kiedy człowiek w procesach biotechnologicznych staje się środkiem, a nie celem. To zdanie przytaczał za Immanuelem Kantem bł. Jan Paweł II: ludzka osoba nigdy nie może być traktowana jako środek, lecz jako cel. – I to jest najprostsze kryterium, by ocenić, czy coś jest postępowe, czy nie. Ks. dr Maciej Małyga jest specjalistą z dziedziny teologii fundamentalnej, obecnie pełni funkcję ojca duchownego w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu.

fot. www.sxc.com

na czasie Karolina Mazurkiewicz

Nikogo z wiernych już nie dziwi obecność w kościele rzutnika, czy tablicy ledowej, a nawet przycisku przywołującego kapłana do konfesjonału. Jednak niektóre świątynie idą o krok dalej i możemy tam zobaczyć coś, co do niedawna było kompletną abstrakcją. fot. www.sxc.com

Najważniejsze

odkrycia i wynalazki Michał Wnęk

Niewątpliwie jednym z najważniejszych wynalazków w dziejach ludzkości było opanowanie ognia. Powszechne używanie go przez ludzkość dstuje się na około 100 tys. lat temu. Około 3300 lat p.n.e. rozpoczęła się epoka brązu. Zdolność wytapiania metalu i rozwój hutnictwa to jedna z pierwszych rewolucji w historii naszej cywilizacji. XVIII wiek przyniósł nam kolejne ważne odkrycie, jakim stała się maszyna parowa. Jej pierwowzory powstawały w czasach przed narodzinami Jezusa, jednak dopiero po 1763 roku zostały wprowadzone powszechnie do użytku. Do największych współczesnych wynalazków należy bezsprzecznie Internet, którego początki sięgają końca lat 60. XX wieku. W Polsce Internet dostępny jest oficjalnie od 20 grudnia 1991 roku. Miniaturyzacja – to czyli wyścig, który odbywa się na naszych oczach. Zjawisko dążące w kierunku zmniejszania urządzeń elektronicznych, mechanicznych. Najmniejszy obecnie procesor ma wymiary 1,9 x 2,0 x 0,56 mm.

Żeby kapłanowi i wiernym nie było zimno Podgrzewane ławki, klęczniki, dywaniki, a nawet podgrzewany korporał, by wino, które po konsekracji zamieni się w krew Chrystusa, nie zamarzło. A wszystko to dla większej wygody nie tylko kapłanów, ale również wiernych.

Dostęp do Wi-Fi Niektórych kapłanów możemy spotkać z tabletem lub telefonem w kościele, a to dlatego że dostępna jest aplikacja brewiarza na smartfony. Oczywiście nie zapomniano o wiernych, którzy mogą pobrać aplikację z Pismem Świętym. Ponadto, w niektórych kościołach można skorzystać z bezpłatnej sieci Wi-Fi.

Telewizory Niektóre parafie zwykłe rzutniki i tablice zastąpiły telewizorami plazmowymi, z jakością HD, na których wyświetlane są pieśni.

Różaniec w telefonie Dostępna jest również modlitwa różańcowa na komórkę. Każdy modlący się przesuwa paciorki różańca palcem na ekranie. Jest również wersja różańca online – dla modlącego wyświetla się tekst modlitwy, którą należy odmówić, a po niej należy kliknąć Amen, by przejść dalej.

Elektroniczny organista Taka opcja ma wgrane części stałe Mszy św., pieśni, dzwonki, gongi, zdalnie sterowane z zakrystii. Pytanie, czy zastąpi na stałe organistów w kościołach.

5


6

te mat nu m eru >> Postęp - szansa czy zagrożenie?

Panie Profesorze, jaka przyszłość czeka naukę? – Będzie ona odgrywać coraz większą rolę w społeczeństwie. Rozwój cywilizacji podążał początkowo w stronę zapewnienia ludzkości godziwych warunków bytowania. Pierwsza rewolucja naukowo-techniczna, która miała miejsce w XIX w., przesunęła środek ciężkości z rolnictwa i pozyskiwania żywności w kierunku produkcji przemysłowej. Obecnie nie tylko w Polsce możemy zaobserwować, że do wyżywienia całych społeczności wystarcza coraz mniejsza liczba ludzi. Wynika to bezpośrednio z postępu i mechanizacji rolnictwa. Wobec tego osoby do tej pory związane z rolnictwem zostały uwolnione od konieczności wykonywania tej pracy, a przez długie lata sferą, która wchłaniała tę nadwyżkę siły roboczej, był obszar przemysłu. Wytwarzanie coraz to nowych dóbr rozbudzało nowe apetyty u konsumentów i to „nakręcało koniunkturę”. Jakiś czas temu ludzie nie pragnęli samochodów, bo ich nie było. Natomiast kiedy zostały wymyślone – wszyscy zaczęli ich pragnąć, więc żeby zaspokoić to pragnienie, powstał nowy przemysł. To samo dotyczy lotnictwa czy przedmiotów codziennego użytku, np. z zakresu elektroniki. W tej chwili obserwuje się kolejną rewolucję, taką, jaka wcześniej miała miejsce w rolnictwie. W sferze przemysłu coraz mniej pracy zostaje dla ludzi, ponieważ są oni zastępowani przez maszyny, które wykonują tę samą pracę sprawniej, szybciej i taniej. Pojawia się wobec tego problem zarówno społeczny, jak i praktyczny: W jaki sposób spożytkować tę nadwyżkę siły roboczej, której już ani rolnictwo, ani przemysł nie potrzebują? W związku z tym wyłania się obszar różnego rodzaju usług. Mówi się nawet o rozwoju tzw. przemysłu czasu wolnego. Ludziom uwolnionym od znoju codziennej pracy trzeba dostarczyć rozrywki. Wobec tego rozwijają się całe gałęzie gospodarki związane z turystyką i rekreacją. Na www.e-tryby.pl

Świat bez tajemnic byłby nudny – uważa prof. Ryszard Tadeusiewicz, a Einstein dodaje, że najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć, jest oczarowanie tajemnicą. Rozwój nauki każdego dnia przynosi nowe odkrycia i tylko od ludzkości zależy, w jaki sposób będą one wykorzystane. Rozmawia Michał Wnęk

Uwierzyć w naukę gruncie informatyki rozwija się przemysł gier komputerowych. Wszyscy z zainteresowaniem obserwujemy to, co dzieje się w świecie kultury, a tam powstaje coraz więcej dóbr: muzyki, filmów, dzieł plastycznych, literackich, itd. Wszystkie te elementy są po to, aby uczynić nasze życie przyjemniejszym i radośniejszym, ale nie przynoszą ludzkości bezpośrednich korzyści. Natomiast korzyści dla całej ludzkości w postaci m.in. nowych osiągnięć badawczych, rozwiązań technicznych, form zdobywania dominacji nad przyrodą i jednocześnie jej chronienia dostarcza nauka. To też sfera usług, tylko bardzo specjalnych. Stała się ona z jednej strony ogromnym źródłem różnego rodzaju dóbr cywilizacyjnych, a z drugiej miejscem zatrudnienia i sposobem życia dla bardzo wielu ludzi. Poznawanie Prawdy, zgłę-

bianie tajników świata, ale również pogłębiona refleksja nad samym człowiekiem, nad społecznościami i nad zjawiskami kulturowymi – są to dziedziny, które bardzo szybko się rozwijają. Spowodowane jest to generowaniem przez społeczeństwo coraz większych wymagań pod adresem nauki, bo z tym jest jak z wcześniej wzmiankowanymi samochodami. Gdy się pojawiły – wszyscy chcą je mieć. Gdy stwierdzono, jak wiele nauka może nam dawać nawet w codziennym życiu, zażądano więcej. Nowych maszyn, nowych leków, nowych odkryć, np. w Kosmosie. A to z kolei powoduje pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne, każde nowe odkrycie naukowe otwiera nową sferę zastosowań, a każda sfera zastosowań rozbudza jednocześnie nowe apetyty – i to stwarza zapotrzebowanie na kolejne odkrycia naukowe.

Można zaspokoić potrzeby żywnościowe, bo nikt nie zje dziesięciu obiadów. Można zaspokoić zapotrzebowanie na przedmioty, bo nikt nie jeździ równocześnie dwoma samochodami i nie używa równocześnie dziesięciu komórek. Ale głodu wiedzy zaspokoić nie sposób, więc tu potrzeba rzeczy nowych, wciąż coraz bardziej nowych – no i coraz doskonalszych oczywiście. Czy możemy mówić na temat rozwoju w aspektach niebezpieczeństwa? Jakie zagrożenia dla ludzkości mogą nieść ze sobą nowe wynalazki? – Każda zdobycz cywilizacyjna, każde osiągnięcie techniki, ale także każde osiągnięcie naukowe może zostać użyte i nadużyte. Problem nie polega na tym, czy odkrycia naukowe same w sobie są dobre czy złe. One są po prostu odkryciami. Skoro w świecie nas otaczającym


te mat nu m eru

fot. arch. Prof. R. Tadeusiewicza

wozu materiałów. Nie można jednak zaprzeczyć, że stwarza on dla ludzi także zagrożenie. Chociażby wypadki. Jak się okazuje, osób które zginęły na drogach jest więcej niż zabitych we wszystkich wojnach, jakie miały miejsce w XX w. Wobec tego samochód, będący błogosławieństwem, elementem bardzo wygodnym, stał się też źródłem zagrożenia. Tak niestety było zawsze. Gdy ludzie wynaleźli nóż, to najpierw użyli go do ukrojenia chleba, ale później ktoś użył go do zabicia bliźniego.

istnieją pewne Prawdy, a my ich nie znamy, to odkrywanie ich poprzez badania naukowe jest moralnie obojętne. Natomiast tym, co może stanowić źródło zagrożenia, jest sposób korzystania z tych owoców, które rozwój nauki i postęp techniczny mogą przynosić. Okazuje się, że wszystkie rozwiązania techniczne i odkrycia naukowe mogą być użyte w sposób pozytywny – i zwykle intencja twórców jest ukierunkowana na jakiś cel właśnie postrzegany pozytywnie. Ale u późniejszych użytkowników, bezpośrednio korzystających z nich, bardzo często rodzi się pokusa użycia wyników odkryć w kierunku efektów niepozytywnych. Możliwości jest wiele, bo każde urządzenie techniczne czy inny efekt naukowego odkrycia, nierozsądnie użytkowane, może stanowić zagrożenie dla jednostki ludzkiej oraz społeczności jako całości. Przytoczyć można znowu przykład samochodu. Jest on powszechnie dostępny, ma wiele zalet, daje swobodę przemieszczania się oraz przeTRYBY NR 5 (23)/2013

Gdybyśmy mogli teraz wybiec w przyszłość, co Pana zdaniem będzie możliwe w sferze techniki, informatyki, medycyny za 20 lat? Czego możemy się spodziewać? – Przede wszystkim sądzę, że dzięki temu, iż lepiej poznamy biologię, naturę zjawisk związanych z życiem, osiągniemy znacznie większą skuteczność leczenia. Dzisiejsza inżynieria biomedyczna jest dopiero zapowiedzią tego, co czeka nas w przyszłości. Wspomnę tylko o możliwości tworzenia implantów i sztucznych narządów. Do tej pory były dwie możliwości leczenia: albo farmakologiczna, albo chirurgiczna. W chwili obecnej dzięki rozwojowi dziedziny nauki, którą także ja sam uprawiam – jest trzecia

będzie można nosić ze sobą. Jeżeli będą to narządy wytwarzane fabrycznie, to zniknie problem moralny, który dzisiaj wiąże się z przeszczepami. Pojawić się może za to kolejny problem – ekonomiczny. Wyroby inżynierii biomedycznej są bardzo drogie. W ten sposób postęp techniki dla potrzeb medycyny narusza jeden z ostatnich bastionów równości na tym świecie. Do tej pory było tak, że o ile mogliśmy mieszkać w lepszych lub gorszych warunkach, ubierać się w droższe lub tańsze ubrania, mieć lub nie mieć różne przedmioty – to istniała jedna, nie dająca się wyeliminować, równość wszystkich ludzi. Równość wobec cierpienia i śmierci. Natomiast w sytuacji, gdy można sobie kupić sztuczny narząd i zamienić nim własny, schorowany lub uszkodzony – ten pierwiastek egalitaryzmu jest zniszczony. Można mieć zdrowie za pieniądze. I to nie wszystkich cieszy… W sferze techniki bardzo interesująco wyglądają też projekty nawiązujące do funkcjonowania mózgu. Będziemy mogli – i to już niedługo! – sterować samą myślą nasze maszyny, poczynając od komputerów, poprzez samochody czy samoloty, aż do sprzętu domowego. Wydaje się również, że w większym stopniu niż do

Gdy ludzie wynaleźli nóż, to najpierw użyli go do ukrojenia chleba, ale później ktoś użył go do zabicia bliźniego. możliwość, czyli oddziaływanie rozmaitego rodzaju czynnikami fizycznymi. Dziś możemy już leczyć np. polami elektromagnetycznymi czy wiązkami promieniowania jonizującego (tzw. radiochirurgia). A jutro? Dzisiaj w szpitalach widzimy sztuczne nerki albo sztuczne serca, stojące koło łóżek pacjentów jako duże szafy. Ale w niedalekiej przyszłości będą projektowane i budowane takie sztuczne narządy, które

tej pory będziemy wykorzystywali w technologii wytwarzania różnych rzeczy metody bazujące na biologii, a nie na fizyce i chemii, jak prawie cała współczesna technika. To mogą być bardzo czyste technologie, te wywiedzione z biologii, mniej uciążliwe dla środowiska. A tego nam dziś bardzo potrzeba. Skoro technika i odkrycia tak szybko idą do przodu, czy Pana zdaniem kiedy-

kolwiek będzie możliwe, abyśmy dowiedzieli się jak wygląda życie po śmierci? – Próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: co jest po drugiej stronie?, zawsze ludzi nurtowała, próbowano rozmaitych metod mniej lub bardziej naukowych. Francuski chemik Lavoisier postanowił zrobić eksperyment wykorzystując do tego własną śmierć. Został on przez rewolucję francuską skazany na zgilotynowanie, ale zamiast rozpaczać, że zostanie zabity w wyniku niesprawiedliwego wyroku, umówił się ze swoimi asystentami, że po ścięciu głowy będzie ona sygnalizowała mruganiem jak długo zachowa przytomność i świadomość. Podobno jeszcze kilkanaście sekund ze świata umarłych przekazywał wiadomości do świata żywych. Wydaje mi się jednak, że w tym przypadku istnieje bariera tajemnicy, którą Bóg ustanowił w taki sposób, że tam już z naszą nauką sięgać nie powinniśmy i nie możemy. Nie ma żadnego pomysłu, jak moglibyśmy przeniknąć tę barierę – i chyba dobrze. Bo to jest tajemnica. A wydaje mi się, że świat bez tajemnic byłby bardzo smutny… Obecnie często słyszy się opinie racjonalistów-laików, trąbiących wszem i wobec o końcu wiary i nadejściu czasów nauki. Czy istnieje zagrożenie, że nauka zniszczy wiarę? – Nie sądzę. Dość charakterystyczne jest to, że ci, którzy współczesną naukę dobrze znają, dzięki temu utwierdzają się w swojej religijności. Oczywiście nie religijności pokazowej, typu ostentacyjnych modłów czy śpiewanie godzinek – tylko w głębokim przekonaniu, że w tym wszystkim co nas otacza, widać rękę Boga i wspaniałość dzieła stworzenia. Chociażby to, że w lipcu zeszłego roku odkryto Bozon Higgsa, który nie bez kozery nazwano bożą cząstką, potwierdza jedność nauki i wiary, a nie ich przeciwstawność. Istnienie tego bozonu to była teoria, która przez pół wieku wchodziła

7


te mat nu m eru >> Postęp - szansa czy zagrożenie?

w skład fundamentalnego dla całej fizyki modelu standardowego. Teoria ta była częścią modelu standardowego tylko dlatego, że Higgs uwierzył w to, że Bóg tworząc świat nie mógł go stworzyć chaotycznie, w sposób niemożliwy do zrozumienia i opisania. Do uzupełnienia tego opisu potrzebne było istnienie cząstki elementarnej, której jednak przez ponad 50 lat nikt nie mógł odnaleźć, mimo bardzo intensywnych badań. A jednak właśnie 4 lipca ub.r. w największym urządzeniu badawczym, jakie kiedykolwiek zbudowano na świecie, we wbudowanym w cokół skalny, na którym opierają się Alpy, systemie LHC tę cząstkę znaleziono. Porządek świata został uratowany, chociaż przez pół wieku opierał się na wierze, a nie na naukowej wiedzy. Można więc pokusić się o twierdzenie, że nauka każdym kolejnym odkryciem potwierdza wspaniałość dzieła stworzenia, a jeżeli tak, to potwierdza wspaniałość Stwórcy. W jednym z wywiadów stwierdził Pan, że nie wierzy w cuda i tak naprawdę nie są one potrzebne np. w procesach beatyfikacyjnych. Jednak w tej samej rozmowie przyznaje Pan profesor, że wierzy w zmartwychwstanie. Skąd taka rozbieżność w podejściu do tej samej sprawy? – Wierzę w cuda, które cechują się wielką skalą. Widzimy, że świat istnieje i wiemy (dzięki nauce!), że wcale nie istniał od zawsze, tylko powstał w pewnym dającym się ustalić momencie. Być może miał wtedy miejsce wielki wybuch, o którym mówią astrofizycy, być może mechanizm kreacji był inny – ale faktem jest, że tego powstania Wszechświata nie potrafimy wyjaśnić żadnym procesem przyczynowym, znanym współczesnej nauce. W pełni uzasadniona jest więc hipoteza, że był to cud. Cud stworzenia. I ja w ten cud wierzę, właśnie ze względu na skalę. Bo tylko Bóg mógł być tak wielki, żeby uczynić cały Kosmos dziełem swej jednorazowej kreacji. A że to uczynił www.e-tryby.pl

– o tym przekonuje mnie fakt istnienia tego wszystkiego, co poznaję swoimi zmysłami, co badam swoją aparaturą naukową, co próbuję ogarnąć umysłem. To istnieje – a przedtem nie istniało. A zatem… Jeśli jednak oglądam występ magika, który wyciąga królika z cylindra i zapewnia mnie, że wcześniej tego królika nie było – to mogę podziwiać jego zręczność, ale nie uwierzę w to, że on tego królika naprawdę stworzył. Bo to zbyt mała sprawa, żeby z jej powodu mógł się zdarzyć prawdziwy cud. Na podobnej zasadzie mam bardzo ambiwalentny stosunek do różnych cudów, które są czasem ogłaszane. One wydają mi się zbyt małe, jak na szczegółowe dzieła nieskończenie wielkiego Boga. Dotyczy to także cudów, które są wymagane jako dowód świętości jakiegoś człowieka. Ludzie bywają święci. Zaświadczają oni o swej świętości całym swoim życiem. Ale gdy potwierdzeniem tej świętości musi być niewytłumaczalne medycznie uzdrowienie następujące długo po ich śmierci – to mój umysł buntuje się przeciw wymaganiom takiego właśnie potwierdzenia. To tak, jakbyśmy nie mogli uznać faktu, że Słońce świeci, dopóki jego blasku nie potwierdzimy jakimś światłomierzem. Np. nie mam cienia wątpliwości, że Jan Paweł II był człowiekiem świętym. Kontaktowałem się z nim wielokrotnie i w Krakowie, i w Rzymie, więc moją opinię o jego świętości mogę poprzeć wieloma argumentami, związanymi z tym, co i jak robił za życia. Cieszę się oczywiście z tego, że modląc się do niego przywrócono zdrowie określonym ludziom. Każde uzdrowienie człowieka to powód do radości, niezależnie od tego, czy powodem wyzdrowienia była pigułka, skalpel chirurga, czy jakaś inna przyczyna. Ale dla mnie ten drugi fakt nie jest i nie był nigdy warunkiem konicznym dla zyskania pewności co do tej pierwszej kwestii.

fot. www.sxc.com

8

Apripoko

W świecie robotów 29 sierpnia 1997 upadła rasa ludzka. Superinteligentna sieć komputerowa SYKNET uznała ludzi za swoich największych wrogów, przejęła kontrolę nad armią robotów i zaczęła atak nuklearny na cały świat. Paweł Drążek Nie, jednak tak nie było! Apokaliptyczna wizja przedstawiona w cyklu filmów o terminatorach, to tylko fikcja. Prawdą jest natomiast, że wytwarzamy coraz „inteligentniejsze” maszyny, potrafiące jeszcze bardziej nam pomagać. Nie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych (robot-saper, bezzałogowe sondy na Marsa), ale często w codzienności. Co ciekawego znalazłem w sieci? (skorzystałem m.in. ze strony www.asimo.pl)

RoboPlow Sześć kół, oświetlenie, obrotowa kamera, ruchoma szufla – idealne narzędzie do usuwania śniegu z podwórka.

Apripoko Robot zaprojektowany przez firmę Toshiba (na zdj. powyżej), potrafi mówić i… zmieniać kanały w TV. Z tym, że nie tylko. Jest uniwersalnym pilotem do wszelkich urządzeń RTV. Najciekawsze w tym robocie jest to, że wszelkich zachowań uczy się podglądając właściciela. Gdy użyję jakiegoś pilota, robot zapamięta fale podczerwone tego pilota i skojarzy z uruchamianym urządzeniem. Następnym razem, gdy będę chciał włączyć TV – nie muszę używać pilota, robot sam to za mnie zrobi: wystarczy odpowiednia komenda, po której Apripoko wyśle fale do konkretnego urządzenia.

LANdroid Jeżeli potrzebujesz dostępu do Internetu zawsze i wszędzie, to ten robot może ci się spodobać. Produkt firmy Cisco jest przekaźnikiem łączności bezprzewodowej. Jest w stanie ocenić, kiedy jego właściciel wychodzi poza zasięg sieci – wtedy podąża za nim, aby podtrzymać łączność. Przedstawione projekty to tylko wierzchołek góry lodowej. Zaciekawionych tematem zachęcam do poszukiwań. My, Polacy, też mamy w tym udział. Przecież najlepsze łaziki marsjańskie projektują polscy studenci .


te mat nu m eru

Czy „Matrix” stanie się realem?

fot. www.flickr.com

dowego wypełnionego płynem przypominającym składem wody płodowe. Doktor Helen Hung-Ching z amerykańskiego uniwersytetu Cornell udało się wyhodować najpierw śluzówkę macicy, a kilka lat później całą macicę. Obecnie trwają prace nad umieszczeniem w niej wczesnych zarodków. Nad stworzeniem sztucznego łona pracują również japońscy profesowie, którzy dążą do wyprodukowania tzw. macicy późnej, która mogłaby przyjąć dziecko w dalszym etapie jego rozwoju.

Alfred Nobel, odkrywca dynamitu, bardzo szybko uświadomił sobie, że jego dzieło nie tylko przyczyniło się do rozwoju, ale również stanowi poważne zagrożenie. Obecnie najbardziej kontrowersyjne „wynalazki” powstają na styku medycyny i innych dziedzin. Magdalena Indyka

J

ednym z takich odkryć, które pozornie równocześnie przyniosło szansę i zagrożenie dla człowieka, jest metoda zapłodnienia in vitro. Metoda ta jak wiemy dała życie tysiącom dzieci, jednak nie każdemu dała szansę się narodzić. Większość z tych dzieci do dziś zamrożone jest w metalowych pojemnikach i możliwie nigdy nie dostaną szansy na urodzenie się. Dlatego też z tego powodu nigdy nie możemy sobie powiedzieć, że to odkrycie niesie ze sobą same korzyści dla ludzkości. Po tym jak w 1995 r. świat obeszła wiadomość, iż szkockim naukowcom z Instytutu Roślin pod Edynburgiem udało się sklonować owieczkę Dolly, nikt nie miał wątpliwości jakie zagrożenie niesie kolejne wielkie odkrycie świata medycznego, klonowanie. Bo skoro udało się sklonować zwierzę, to niewiele trzeba abyśmy doczekali się sklonowania człowieka. Po udanym eksperymencie naukowców TRYBY NR 5 (23)/2013

docierały z mediów informacje o licznych próbach klonowania embrionów ludzkich, które kończyły się śmiercią zarodków w początkowej fazie rozwoju. Dlatego klonowanie prowadzące do tworzenia dorosłych jednostek ludzkich do dziś rodzi szereg problemów etycznych, prawnych i religijnych. Przy procesie klonowania ludzi pojawiają się pytania takie jak: czy klon należałoby uznać za jednostkę ludzką i przyznać mu związane z tym prawa?, kto regulowałby „produkcję” klonów?, jakie skutki niosłoby to dla społeczeństwa? oraz najistotniejsze dla nas pytanie: czy klon posiadałby duszę? Od niedawna słyszy się o pracach nad stworzeniem sztucznej macicy, która zastąpiłaby znane nam inkubatory. Amerykańscy lekarze z Temple University od dawna prowadzą badania nad stworzeniem sztucznej jamy owodni, która byłaby czymś w rodzaju sztucznego pęcherza pło-

Oczywiste jest dla nas to, że najlepiej byłoby, gdyby dziecko rozwijało się w łonie matki. Jednak są sytuacje, w których użycie sztucznej macicy uratowałoby nie tylko dziecko, ale i życie matki. Wtedy znany nam dylemat, czy chronić życie matki, czy dziecka, przestałby być aktualny. Istnieje grupa ludzi, która uważa, że sztuczna macica rozwiązałaby problem aborcji. Przerwanie ciąży jest jednoznaczne ze spowodowaniem śmierci dziecka. Dzięki temu wynalazkowi możliwe stałoby się przerwanie ciąży, a jednocześnie zachowanie życia dziecka, które zostałoby umieszczone w sztucznej macicy, gdzie nastąpiłby jego dalszy rozwój aż do momentu „sztucznego porodu”. Czy takie rozwiązanie jest dobre? Na pewno nie. W ten sposób porównalibyśmy żywe dziecko do przedmiotu, które przeszkadzałoby w realizacji innych celów przyszłej matki. Chodzi tu o przypadki, gdzie kobieta chce mieć dziecko, nie chce jednak, aby ciąża przerwała jej karierę. Dzięki sztucznej macicy po zajściu w ciążę przeniosłaby swoje dziecko do sztucznego łona i po okresie sztucznej ciąży mogłaby je odebrać i wychować. Czy w tym przypadku dobro dziecka nie byłoby stawiane niżej od kariery czy samopoczucia matki? Jeszcze większym zagrożeniem dla społeczeństwa byłoby traktowanie rozwoju dziecka w sztucznej macicy jako kolejnego etapu po zapłodnieniu in vitro. Wtedy wizja sztucznej hodowli ludzi, którą mogliśmy zobaczyć w filmie „Matrix”, nie byłaby już tylko filmową fikcją ale stałby się koszmarną rzeczywistością, która dotknęłaby każdego z nas. Na szczęście wizja stosowania sztucznej macicy jako dalszego ciągu zapłodnienia in vitro wydaje się bardzo odległa, gdyż nawet gdyby udało się stworzyć taką technologię, byłaby ona bardzo droga. Każdy z tych wynalazków, jak również wiele innych, są ogromną szansą dla ludzkości. Jednak aby były one właściwie wykorzystywane, muszą zostać stworzone odpowiednie regulacje prawne, które będą chroniły życie człowieka na każdym etapie jego rozwoju i nie dopuszczą do zagrożenia, jakim może się stać sztuczna hodowla człowieka.

9


10

rozm o wa z charak tere m

łode Mpokolenie, przyszła na nas kolej

Z Tadeuszem Polkowskim „Tadkiem” – współzałożycielem i wieloletnim członkiem hip-hopowego zespołu Firma, autorem solowej płyty „Niewygodna prawda”, rozmawia Michał Wnęk. Martwisz się czymś? – To zależy, co masz na myśli, martwię się wieloma rzeczami. Teraz moja żona jest w ciąży, więc najważniejsze jest jej samopoczucie i zdrowie dziecka. A patrząc trochę szerzej? – Interesuje mnie to, co dzieje się w naszym kraju. Mimo że od siedmiu lat mamy podobno rządy partii liberalnej na płaszczyźnie gospodarczej, trudno zauważyć, aby przełożyło się to na ograniczenie ingerencji państwa w życie obywateli, lub zmniejszenie biurokracji. Wręcz przeciwnie. Miałem zresztą małą scysję z przedstawicielem urzędu ds. kombatantów na spotkaniu opłatkowym w WiN-ie, kiedy na wszystkie zarzuty jedyną jego wymówką było to, że nie ma pieniędzy. Mówię do niego: przepraszam bardzo, ale dla 100 tysięcy nowych urzędników te parę miliardów się znalazło. Za pierwszym razem udał, że nie słyszy, co mówię, za drugim razem stwierdził, że jest to jawna propaganda. Cała dyskusja dotyczyła sytuacji samych kombatantów. W Polsce jest niestety tak, że zbrodniarzy stalinowskich traktuje się luksusowo, a prawdziwi bohaterowie są niezauważani. Skąd zainteresowanie tematyką historyczno-patriotyczną? Przez wiele lat nie słyszało się, aby ktokolwiek podejmował ten temat, szczególnie na scenie hip-hopu. Zresztą od pewnego czasu www.e-tryby.pl

można zaobserwować pewnego rodzaju obudzenie ruchu narodowego. – Rzeczywiście, obserwuje się pewne poruszenie. Wśród młodych to, co do tej pory było całkowicie nieznane, w tym momencie zyskuje popularność – przynajmniej w niewielkim stopniu. Istnieje również wymiar „prospołeczny i prorodzinny” wzrostu popularności naszej historii, dlatego że np. młodzi ludzie orientują się, że ich dziadek to bohater, gdzie jakiś czas temu był tylko zrzędliwym staruszkiem lub kimś, kto umarł. Dzisiaj okazuje się, że syn pyta ojca, kim był jego dziadek. To się rzadko wcześniej zdarzało. Nie wiem, na ile jest to zasługa nagranych przeze mnie kawałków, ale sądzę, że swoją cząstkę do tego dorzuciłem. A dlaczego Ty podjąłeś się opowiedzieć o historii Polski? – U mnie to był całkowity przypadek. Byłem osobą, która w swoich starych tekstach także oceniała rzeczywistość. Znajdziemy w nich fragmenty o podróbie demokracji i sprawy, o które walczyli Polacy lub kawałek „Honor i Ojczyzna”, napisany przeze mnie prawie osiem lat temu. Z racji też tego, w jakim domu byłem wychowany i dorastałem, gdzie nie uczono mnie nienawiści do Polski. Pamiętam, jak pewnego dnia wpadł mi w ręce artykulik o tym, że prawie 54 proc. społeczeństwa w ogóle nie czyta książek i stwierdziłem, że tak naprawdę

zaliczam się do nich. Zdarzało mi się, że jakąś rozgrzebałem do połowy, ale aby przeczytać coś do końca, to któryś rok z rzędu mi się nie udawało. Ponieważ zawsze byłem osobą raczej antysystemową i wolałem wszystko robić pod prąd i wbrew większości, to zacząłem czytać o najnowszej historii Polski, a to z biegiem czasu przełożyło się na teksty. Gdybym wszedł teraz do twojego pokoju, jakie tytuły bym znalazł? – Jakąś małą stertę na pewno byś zobaczył. Trochę biografii Żołnierzy Wyklętych, „Tajną Wojnę”, leży też niedokończona biografia Anny Walentynowicz, czy „Długie ramię Moskwy” Cenckiewicza. Wspomniałeś o swojej rodzinie. Czego nauczył Cię ojciec – solidarnościowiec – o Polsce? – On był przede wszystkim wydawcą bibuły. Wikipedia podaje również, że był dziennikarzem, co jest nieprawdą, nigdy nim nie był. Przede wszystkim zajmował się poezją – pamiętam jak w książce do polskiego w klasie maturalnej miałem jego wiersz. „Wyborcza” wtedy zaatakowała tytułami w stylu: Polkowski zamiast Kochanowskiego. Takie czasy. Osobiście miałem trudne relacje z ojcem; jako zbuntowany smarkacz miałem z nim kontakt mocno ograniczony, ale wspominam, że na imieniny dostawałem od niego książki, m.in. o Dywizjonie 303 czy Kuklińskim. Jak Twój ojciec podszedł do tego, że zacząłeś rapować? Co sądził o Twojej działalności w Firmie?


11 – Stosunek ojca do hip-hopu był raczej negatywny. Można powiedzieć, że dopiero teraz nastąpił przełom w związku z tą tematyką. Kiedyś ktoś powiedział, że brak akceptacji dla muzyki słuchanej przez młodych jest pierwszą oznaką konfliktu pokoleń. Nietrudno jest gdzieś przystawić ucho i usłyszeć, jak ludzie w okolicach sześćdziesiątki, czy teraz, czy kilka lat temu, mocno hip-hopu nie trawili. Ale patrząc na lata wcześniejsze, rock przechodził taką samą drogę, kiedy wszyscy chcieli wyglądać jak Beatlesi, starsze osoby były równie mocno negatywnie do tego nastawione. Przejdźmy do twojej najnowszej płyty „Niewygodna prawda”. Śpiewasz na niej o trzech osobach. Różnią się one od siebie diametralnie, jednak coś je łączy. – „Inka” – Danuta Siedzikówna, rotmistrz Witold Pilecki i generał Fieldorf Nil. Trójka polskich bohaterów, zamordowana przez komunistów po zakończeniu wojny. Dlaczego właśnie oni? – Na kartach historii naszego kraju wiele jest postaci godnych upamiętnienia. Ja wybrałem te, które moim zdaniem nie są powszechnie bardzo znane. „Inka” to dziewczyna o niezłomnej postawie. Ona nie była dowódcą oddziałów bojowych,

nie odznaczono jej Virtuti Militari. Była sanitariuszką, a jak zeznawali świadkowie, opatrywała nie tylko partyzantów, ale również wrogów. Możesz sobie to wyobrazić: dziewczyna naraża własne życie, aby pomóc komuś, kto przed chwilą celował do jej współtowarzyszy z pistoletu? W takim razie wytłumacz mi, komu przeszkadzał jej pomnik, odsłonięty w ubiegłym roku w Parku Jordana w Krakowie? – Niektórzy mówią, że to jest niemożliwe, aby ktoś celowo zniszczył ten pomnik, że to musiała być jakaś pomyłka. Moim zdaniem mogła to zrobić osoba chora na komunizm. Sprawcy mogli się wnerwić, gdy zobaczyli mój komentarz zamieszczony na YT, że nie mam zamiaru im dziękować, ale to przez ich działalność Inka znalazła się na głównych stronach portali internetowych, a promocja jej osoby była dużo większa, niż samo postawienie tego pomnika. Kolejną osobą, o której śpiewasz, jest Witold Pilecki. Postać niezwykle heroiczna. Ochotnik do Auschwitz. – Warto podkreślić, że rotmistrz Pilecki po wojnie nie angażował się w walkę zbrojną. Po drugie był człowiekiem, który ruch oporu w Auschwitz budował ponad wszelkimi podziałami – politycznymi,

narodowymi, etnicznymi. Trzecią rzeczą jest coś, na co zwrócił uwagę autor książki o nim. Marco Patricelli, zapytany na jednym ze spotkań, czy był jakiś moment przełomu w jego myśleniu o Pileckim w trakcie badania materiałów źródłowych, odpowiedział, że był to człowiek, który nigdy nie dał żadnego świadectwa nienawiści, że raport z Auschwitz to nie było wyliczenie od pauzy niemieckich zbrodni, podsumowane stwierdzeniem, że trzeba ich zmieść z powierzchni ziemi. Zastanawiał się natomiast, jak to jest możliwe, że w rozwijającym się na wszelkich płaszczyznach świecie dzieje się coś takiego. Przechodząc do generała Nila, to znowu całkiem inna postać, on nie angażował się w żadną walkę i konspirację po wojnie; z kolei jeżeli chodzi o zasługi bojowe, to jest to człowiek o najbogatszym dorobku. Częściowo też

Czemu mnie o tobie w szkole nie uczyli? – Ktoś bardzo nie chce, by w tym kraju ludzie dumni byli Rotmistrz Witold Pilecki z racji wieku. Bodźcem do napisania kawałka o Nilu było też to, że urodził się i mieszkał właśnie w Krakowie, muzeum AK jest jego imienia. Generał był bohaterem trzech wojen, a po zakończeniu II wojny światowej konsekwentnie odmawiał udziału w konspiracji. Mimo to i tak został zamordowany przez komunistów.

fot. arch. T. Polkowskiego x2

Dlaczego więc nie powstał żaden film o Pileckim? W ostatnim czasie zrealizowano „Pokłosie”, „W ciemności”… – Ja słyszałem o inicjatywie przeniesionej do Stanów, która jednak upadła gdy okazało się, że nie ma on semickich korzeni. W tym momencie książka w Stanach o Pileckim jest dedykowana do kanonu lektur. Nasuwa się pytanie, dlaczego u nas promuje się Harrego Pottera, co dla mnie jest jakimś kuriozum, a nikt nie pomyśli o bardziej ambitnych pozycjach, poszerzających wiedzę młodzieży. Czy szkoła ma być hodowlą głupków?

TRYBY NR 5 (23)/2013

„Jestem młodym Polakiem, który wierzy w wartości, nie pluje na Kościół, choć za często w nim nie gości”. Nie uważasz, że tymi słowami możesz zniechęcić słuchaczy do Kościoła? – Być może zostało to powiedziane trochę w niefortunny sposób, ale należy zwrócić uwagę, do kogo kierowane są te słowa. Robiąc te kawałki, myślałem o swoich słuchaczach – i to tego hip-hopu można powiedzieć niegrzecznego, w którym są narkotyki, impreza, alkohol. W tym zdaniu, że za często w nim nie goszczę, nie miałem na myśli tego, że


12

rozm o wa z charak tere m w ogóle nie chodzę do kościoła, bo jestem tam raz w tygodniu, przeważnie na Mszy św. dla dzieci, ze swoim synkiem. Chciałem raczej wyrazić swój sprzeciw wobec takiego durnego oczerniania Kościoła

Współpracy ze zdrajcami odmawia ze spokojem Tak kończy Polski żołnierz – bohater trzech wojen Generał Nil i zarzucania mu wszystkiego, co złe. Jeżeli chodzi o odpychanie ludzi od Kościoła, to szczerze powiedziawszy bardzo się o to nie martwię, biorąc pod uwagę moje środowisko i odbiorców. Takim zdaniem na pewno nikogo nie zniechęcę, natomiast może ktoś ugryzie się w język, zanim zacznie powtarzać brednie wypowiedziane pod adresem Kościoła przez chama z gumowym przyrodzeniem w ręce. Podam ci taki przykład. Kiedyś przechodziłem koło kościoła oo. kapucynów – a jest to miejsce naładowane historią Polski po brzegi – stoi przed nim krzyż na mogile konfederatów barskich. Ten krzyż się zawalił, drewno spróchniało więc trzeba było postawić nowy. Mój sąsiad zebrał pieniądze, odrestaurował go, zawieszono nowe tabliczki. Więc widząc, że się męczą z jego ustawieniem, zacząłem pomagać, a że w tym dniu mróz był okropny, do tego śnieżyca, to po czterdziestu minutach przytrzymywania go w pionie już prawie palców nie czułem. Gdy „plac budowy” mijały grupki młodzieży, słychać było drwiny i pogardę. To było naprawdę przykre. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby ktoś rozbił nagrobek ich dziadka. I ja właśnie swoją muzykę kieruję przede wszystkim do takich osób, żeby zaczęły myśleć samodzielnie. Odbiegnijmy od tematu Twojej płyty. Powiedz, jak oceniasz polską policję? Jaki masz do niej stosunek? – Nie prowadzę żadnych statystyk, więc ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat. Interesowałaby mnie bardziej twoja osobista opinia. – Odbieram ją bardzo różnie. Jestem materiałem chłonnym, jeżeli chodzi o negatywny przekaz o policji. Jak w każdym zawodzie są osoby, które pracują z misją, aby pomagać innym. Mój stosunek do policji – nie tylko w Polsce – jest taki, że taka służba musi istnieć. Przeinaczanie moich słów lub wyciąganie wniosków, że jestem anarchistą i każda służba powinna być zlikwidowana, a na ulicach powinno

panować prawo dżungli, jest dalekie od prawdy. Czyli nie jesteś anarchistą? – Może cię zaskoczę, ale nie (śmiech). Natomiast dla mnie jako małolata piszącego agresywne wobec policji teksty, wyznacznikiem stosunku do nich było ich postępowanie. Oczywiście teraz widzę, że można zrobić dużo złej roboty tylko i wyłącznie kogoś atakując. Z drugiej jednak strony, moglibyśmy siedzieć przy tym stole od teraz do jutra rana i mógłbym opowiadać o przestępczej, mafijnej działalności policji, która jest przechowalnią byłych esbeków, o policji, w której mordercy z Wujka robili karierę do szlifów generalskich – mówiłbym całą noc, nie powtarzając ani jednego przykładu. Sam jednak w jednym z kawałków śpiewasz: „pozdrowienia do więzienia ja wysyłam po raz enty”. Czy Twoim zdaniem nie gryzie się to z tymi tekstami, które prezentujesz na solowej płycie? Czy można powiedzieć, że Tadek się zmienił? – Być może w pewnym stopniu to się gryzie, ale trzeba pamiętać, że człowiek, pozostając tą samą osobą, też dojrzewa. Trudno wymagać, aby pozostawać wiernym swoim ideałom i podstawowym wartościom, być takim samym człowiekiem w wieku lat szesnastu i sześćdziesięciu. To by świadczyło o jakimś zacofaniu. Mam znajomych, którzy zostali oskarżeni o napaść na piętnastu policjantów, będąc przykutymi do kaloryfera. To jest dopiero

absurd. Ja mając rodzinę, synka, do niektórych rzeczy podchodzę inaczej niż wtedy, kiedy zaczynałem swoją przygodę z rapem. Poza tym, ten cytat jest wyciągnięty z kontekstu. Wcześniejsze słowa wyraźnie kierują te pozdrowienia do osób pomówionych i skazanych mimo braku winy. Część mediów przypięła Ci łatkę prawicowca i PiS-owca. – Nigdy nie brałem udziału w żadnym koncercie o podłożu politycznym, mimo że miałem takie oferty z różnych partii. Dlatego też, na marszu 1 marca w Krakowie jedynymi transparentami były podobizny polskich bohaterów. Jesteś współorganizatorem projektu „Drużyna mistrzów”, w którym występuje m.in. Artur Szpilka czy Dawid Kostecki. – Ale jest również Marcin Gortat, Zosia Klepacka, Damian Janikowski i wielu innych. Żeby się nie okazało, że są w nim tylko osoby z kryminalną przeszłością (śmiech). Głównym motorem napędowym tej inicjatywy jest mój kolega Roman. Ja jestem jedynie małą częścią składową, jak wielu innych wykonawców czy sportowców. Głównym założeniem jest wyciągnięcie młodzieży z domu, sprzed telewizora i komputera – i zarażenie ich sportem. Dużo lepsze jest to, że ktoś pokaże swoje umiejętności na macie w sali gimnastycznej, z jasnymi regułami, niż na ulicy. Dzięki za rozmowę!

Odnaleźć tożsamość Jan Polkowski, do tej pory szerzej znany jako poeta, wydał właśnie swoją pierwszą powieść „Ślady krwi. Przypadki Henryka Harsynowicza”. Napisana z dużym zaangażowaniem i dbałością o każdy szczegół książka opowiada o losach tytułowego bohatera – przymusowego emigranta, powracającego po latach do Polski, próbującego odnaleźć się w nowej rzeczywistości wolnej ojczyzny. W czasie swojej czterdziestodniowej podróży poznaje ukrywane do tej pory przed nim szokujące fakty dotyczące rodziców i dziadków, a także jego samego. Podczas tej wędrówki stopniowo rozwiązuje zagadki z przeszłości, często haniebnej i przerażającej, ale także pięknej i pełnej poświęceń. Pozycja ta jest próbą dania odpowiedzi na pytanie kim jesteśmy, ukazania jak wygląda tożsamość Polaków w XX w., patrząc przez pryzmat jednostki, jest próbą zmierzenia się z własną przeszłością. Obraz, jaki się z niej wyłania, nie jest kolorowy, jednak – jak przyznaje sam autor – książka nie została napisana ku pokrzepieniu serc, bo sztuka powinna szukać prawdy i świat tej prawdy potrzebuje. Polkowski w swojej powieści porusza tematy niewygodne, jak dramat kolaboracji, ale również opisuje absurdalną rzeczywistość PRL-u, walkę o niepodległość czy dylematy wiary w Boga. Cała książka napisana jest językiem niezwykle atrakcyjnym, barwnym, pełnym porównań, co sprawia, że czyta się ją niezwykle przyjemnie. Debiut autora jako prozaika można z całą pewnością uznać za w pełni udany. To obowiązkowa lektura tej wiosny, której na pewno nie powinno się przegapić. Michał Wnęk

www.e-tryby.pl


ona i on

ć ś o n l o W fot. arch. I i D. Sidorów

dla h c y ł a z r j do Ostatnia noc wolności – ten slogan chyba najczęściej słyszymy, gdy chodzi o wieczory panieńskie i kawalerskie, na spędzanie których lista pomysłów się nie kończy. To przecież – według niektórych – ostatnia okazja, by się „wyszumieć” i zażyć przyjemności niedostępnych po ślubie. Czy obrączki to rzeczywiście kajdany? Iwona i Dominik Sidorowie

W hollywoodzkim stylu Na pewno niejeden z nas uśmiał się do łez oglądając słynne komedie takie jak „Kac Vegas”, „Druhny” czy „Wieczór panieński”. Zaskakujące sposoby na tzw. „pożegnanie z wolnością” w iście amerykańskim stylu są dziś inspiracją dla niejednego kawalera i panny, którzy liczą na noc pełną wrażeń. Których jednak nie zawsze są w stanie przypomnieć sobie w dniu następnym… Może i dobrze, bo współczesne popularne zwyczaje są nieco żenujące. Striptizerki, chippendalesi, prostytutki… to ten element rzekomo traconej wolności, za którym tęskni się po ślubie? Trudno wyobrazić nam sobie kobietę czy mężczyznę zadowolonych z tego, że ich narzeczony ubolewa nad traconą swawolą i „przyjemnościami”, do których małżeństwo zamyka mu drogę. Dla nas, osobiście, byłoby to w jakiś sposób uwłaczające i przykre, że osoba, której oddajemy się na całe życie, spędza ostatni wieczór narzeczeństwa korzystając z „wdzięków” obcych osób…

Tymczasem tradycja Mówi się, że wieczory te są elementem tradycji, które warto kultywować. Tymczasem ich dzisiejsza wersja niewiele ma wspólnego z pierwotną. Zwyczaj ten wywodzi się z dawnego obrzędu rozplecin. Podczas tzw. wieczoru dziewiczego druhny przystrajały włosy panny kwiatami i ozdobami, a jej długi warkocz chowały pod chustę. Równocześnie odbywał się wieczór kawalera. TRYBY NR 5 (23)/2013

Starosta, drużbowie, swat i bracia dziewczyny udawali się w odwiedziny zebranych w jej domu kobiet i – w obrzędzie inicjacyjnym – zdejmowali z jej głowy chustę i rozplątywali warkocz na znak tego, że jest już gotowa do zamążpójścia, a rodzice wyrazili zgodę na oddanie cnoty córki przyszłemu zięciowi. W ten sposób panna młoda symbolicznie żegnała swoje panieństwo.

Zmiana stanu Zasadnicza różnica między dzisiejszymi zwyczajami a tradycyjnymi polega na tym, że kiedyś żegnano stan wolny – dziś samą wolność. Nie jest to czepianie się słówek i nie można mówić tu o skrótach myślowych, bo utrata wolności a zmiana stanu istotnie się różnią. Pobierając się możemy być pewni końca swawoli i liczenia się tylko z samym sobą. Przecież decydując się na wzięcie odpowiedzialności za ukochaną osobę i przyszłą rodzinę, rezygnujemy z egocentryzmu. A przynajmniej tego wymaga dojrzała miłość. Małżeństwo daje nam dużo większe możliwości, bo doskonale znając nawzajem swoje mocne i słabsze strony, jesteśmy w stanie zdziałać razem więcej. Dobrowolne i świadome „zaobrączkowanie” nie ma nic wspólnego z kajdankami ograniczającymi wolność. Małżeństwo to nie kara.

Dobry wieczór Wieczory panieńskie i kawalerskie przetrwały do dziś, warto znać ich początki i nie sugerować się ślepo ich uwspółcześnioną wersją. To nie ostatni wieczór wolności, ale dobra okazja do spędzenia czasu z przyjaciółkami czy kumplami na imprezie, przy dobrym filmie i winie czy meczu i browarze. W zasadzie wszystko zależy od chęci i pomysłu organizatorów – bardziej wymagający wybierają skoki ze spadochronem, lot balonem, paintball, przejażdżkę limuzyną, clubbing, wypad do term, etc. Dlaczego by nie? W każdym razie to świetna okazja do powspominania „starych czasów” i cieszenia się w doborowym towarzystwie z najpiękniejszego dnia w życiu, który zbliża się wielkimi krokami.

13


14

pro-life

Antykobiece „środowiska kobiece”

Nie reprezentują mnie uczestniczki „Marszu Szmat”. Podobnie jak członkinie Femenu, których największym atutem jest goły biust (czują się z tego powodu „wyjątkowe”?). Mordowania dzieci nie uważam za podstawowe prawo i wolność płci pięknej. Nie jestem w tym wyjątkiem.

O

d kilku lat skrajne, liberalne media fałszywie alarmują, że w polskiej oświacie nie ma edukacji seksualnej, że ten brak wyrządza wielkie szkody naszej młodzieży. Podobne zarzuty pod adresem naszej oświaty formują środowiska feministyczne, środowiska postkomunistów, skrajnych liberałów. Ta medialna „dyskusja” nt. edukacji seksualnej bardzo przypomina „debatę” na temat aborcji: w obu pseudodyskusjach nie podano bowiem definicji, określenia tego o czym „dyskutujemy”. Zapytam, w którym niekatolickim medium i nie prawicowo-konserwatywnej prasie podano pełną definicję aborcji? Aborcja to przerwanie życia człowieka na etapie od poczęcia do urodzenia główki dziewięciomiesięcznego dziecka.

Dziecko w ramionach czy dziecko w śmietniku?

Żądania szacunku poprzez nazywanie się „szmatą”

Kobiety zasługują na miłość, na możliwość tulenia swojego dziecka, na te szczególne chwile, kiedy maluch leży im przy piersi, na opiekę i bezpieczeństwo zapewnione im przez odpowiedzialnych i kochających mężczyzn, na zrozumienie i pomoc z ich strony.

W Warszawie niebawem ma odbyć się „Marsz Szmat”. W zamierzeniu organizatorów tenże marsz ma zapobiegać gwałtom i stygmatyzacji ze względu na wygląd czy ubiór. Pytam – czy mężczyzna widząc kobietę, która samą siebie określa mianem „szmaty”, będzie okazywał jej szacunek? Oby. Szkoda, że te same organizacje robią bardzo niewiele, jeśli chodzi o gwałty np. w Indiach czy w krajach arabskich. Kiedyś interesowałam się tematyką postrzegania kobiet w islamie, sporo na ten temat przeczytałam, ich historie rozdzierają serce – czternastoletnie dziewczynki zabijane za to, że zostały zgwałcone (!), bo stały się „hańbą dla rodziny”, wymuszanie seksu w małżeństwie, bez względu na kondycję psychiczną i fizyczną kobiety, jej niechęć do stosunku, molestowanie przez „wujków”, morderstwa za współżycie pozamałżeńskie (oczywiście tylko jednej ze stron). O tym cicho sza, wszakże Święta Tolerancja obowiązuje…

Zapytam też, w których niekatolickich mediach, nie prawicowo – konserwatywnej prasie, podano definicję i klasyfikację edukacji seksualnej?

Odpowiedniego traktowania kobiet chcą też np. członkinie Femenu. Demonstrują to, biegając na wpół gołe. Z pewnością prawom kobiet nic bardziej się nie przysłuży, niż pokazywanie gołego biustu. A jak się przy tym nacierpią ci znienawidzeni faceci, aż strach pomyśleć.

typ C – złożona edukacja seksualna, która zawiera oba powyższe podejścia (comprehensive sex education).

Co proponują kobietom tak zwani „obrońcy praw kobiet”? Aborcję, antykoncepcję, nietrwałe związki, przekonywanie na łamach poczytnych gazet, że zdradzanie mamy we krwi, więc nie powinnyśmy liczyć na poczucie bezpieczeństwa. Przymiotami kobiety zawsze były wrażliwość, delikatność, empatia, teraz wmawia nam się, że powinnyśmy być twardsze od mężczyzn, że powinnyśmy walczyć o możliwość zabijania własnych dzieci.

Kobiety nieistniejące dla lobby aborcyjnego Zaprzecza się istnieniu syndromu postaborcyjnego, wyśmiewa się kobiety, które cierpią z powodu zabicia swojego dziecka, twierdzi się, że sobie to jedynie wmówiły. W mailach, które niekiedy do mnie docierają, widać ogromny ból, tęsknotę z powodu straty dziecka, którego twarzy nigdy nie miało się szansy oglądać. Czytając je jestem wściekła. Nie, nie na te kobiety, im bardzo współczuję. Jestem wściekła na ludzi, którzy z zimną krwią kłamią o aborcji, a kiedy do niej już dojdzie, nagle znikają z pola widzenia. „Oficjalne pismo angielskich psychiatrów British Journal of Psychiatry opublikowało badania, w świetle których u kobiet, które dopuściły się aborcji, ryzyko poważnych problemów psychicznych wynosi aż 81 proc. W Wielkiej Brytanii badania tego zjawiska są obecnie najbardziej zaawansowane. Na ironię więc zakrawa fakt, że 90 proc. z dokonywanych tam zabójstw nienarodzonych dzieci uzasadnia się dobrem psychicznym matki." www.e-tryby.pl

Oni nie reprezentują moich interesów! Nadszedł już czas, aby kobiety powiedziały STOP uzurpowaniu sobie przez wąskie grono osób prawa do mówienia w imieniu większości. Nadszedł czas, aby powiedzieć STOP przedstawianiu ich jako środowiska kobiece. Żadnej z tych pań nie dałam prawa do wypowiadania się w moim imieniu. Czyje interesy reprezentują? Na to zagadnienie nieco światła mogłaby rzucić analiza powiązań niektórych działaczek z biznesem aborcyjnym.

Od wielu lat w literaturze specjalistycznej podawana jest klasyfikacja opracowana przez Amerykańską Akademię Pediatrii (akceptowana nie tylko w środowiskach naukowych, ale także przez prezydentów USA czy pośrednio przez Radę Europy). Według ekspertów Amerykańskiej Akademii Pediatrii wyróżniamy trzy typy edukacji seksualnej: A, B i C. Definiuje się je następująco: typ A – wychowanie do czystości (abstynencji seksualnej), bez propagowania antykoncepcji (abstinence−only education, chastity education), typ B – biologiczna edukacja seksualna (biological sex education),

Konferencja na temat: „Standardów edukacji seksualnej w Europie. Rekomendacje WHO” Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem. 22 kwietnia br., w siedzibie Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, odbyła się konferencja poświęcona prezentacji europejskich standardów edukacji seksualnej i zaleceń dla Polski. Dokument przygotowało niemieckie Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej w Kolonii (BZgA), a konferencję zorganizowało Biuro Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Polsce oraz Biuro Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP)


pro-life

Mamy dobrą

edukację seksualną typu

A w naszych szkołach w Polsce we współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej, Ministerstwem Zdrowia oraz Szkołą Nauk Społecznych Instytut Fizjologii i Socjologii PAN. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz – konsultant krajowy w dziedzinie seksuologii zaprezentował omawiane standardy. Następnie odbyła się dyskusja panelowa z udziałem zaproszonych gości. Zarówno prof. Starowicz jak i wszyscy uczestnicy dyskusji panelowej (za wyjątkiem dyr. Małgorzaty Szybalskiej z MEN) wielce pozytywnie odnosili się do omawianych standardów edukacji seksualnej i krytycznie oceniali aktualnie prowadzone w naszej oświacie „wychowanie do życia w rodzinie”. Podkreślali konieczność wprowadzenia edukacji seksualnej; oczywiście tej proponowanej w omawianych rekomendacjach tj. typu B. Po dyskusji panelowej – ograniczonej tylko do wymienionych zaproszonych gości – zaproszono do dyskusji uczestników „z sali”. Jej uczestnicy podkreślali niemoralność proponowanych treści, które miałyby być przekazywane dzieciom już w wieku 0 – 4 lat! Do 4. roku życia np. zalecana jest "radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja we wczesnym dzieciństwie" (s. 40 Podstawowych zaleceń...). W przedziale wiekowym 6-9 lat proponuje się "różne metody antykoncepcji" i wiadomości dotyczące "chorób związanych z seksualnością" (s. 43), by uprzedzić dzieci o zagrożeniach, ponieważ uczniów w wieku 9 do 12 lat program już zachęca do "pierwszych doświadczeń seksualnych" (s. 44). Natomiast piętnastolatkom zaleca się stosowanie środków wczesnoporonnych (s. 46) niezgodnych z polskim prawem.

Zasadnicze sprawy Autor tego artykułu zabrał głos w dyskusji. Powiedział m.in.: nieprawdą jest, że TRYBY NR 5 (23)/2013

w polskiej oświacie nie ma edukacji seksualnej. Na stronie 15. omawianych „standardów edukacji seksualnej” wymienia się trzy kategorie programów dotyczące edukacji seksualnej. Te kategorie odpowiadają podawanym od lat przez Amerykańską Akademię Pediatrii trzem typom edukacji seksualnej: A, B i C. Kategoria 1 odpowiada typowi A.

cieli, ale byłoby katastrofą zastąpienie w naszym systemie oświaty dobrej edukacji seksualnej typu A przez fatalną w skutkach typu B (stosowaną m.in. w Szwecji, Wielkiej Brytanii, Niemczech).

Kościół a edukacja seksualna Jeśli przeanalizujemy program edukacji seksualnej typu A, to stwierdzamy, że Kościół katolicki nie sprzeciwia się edukacji seksualnej tego typu. Kościół w Polsce od tysiąca lat prowadzi edukację seksualną typu A, bo od tysiąca lat uczy przestrzegania VI przykazania Bożego „Nie cudzołóż”, odrzuca antykoncepcję, uczy etyki małżeńskiej. Te dobre wyniki prowadzonego od 15 lat przez MEN „wychowania do życia w rodzinie” nie byłyby możliwe bez ofiarnej pracy przeszkolonych nauczycieli. Katecheci na lekcjach religii również podejmują zagadnienia dotyczące odpowiedzialnego rodzicielstwa.

Realizowane w naszej oświacie „wychowanie do życia w rodzinie” jest edukacją seksualną kategorii 1. (lub typu A według amerykańskiego schematu).

Przytoczę jeszcze wypowiedź ks. kard. Jorge Bergoglio – obecnego papieża Franciszka – z wywiadu przeprowadzonego z nim w 2010 r. w Buenos Aires (cytat za tygodnikiem „Idziemy” nr 14/2013). Na pytanie: Edukacja seksualna? Ksiądz kardynał odpowiada:

W omawianych standardach na str. 12 podano, że w Szwecji od 1955 roku realizuje się edukację seksualną kategorii 2., czyli m.in. promuje się i rozdaje w szkołach środki antykoncepcyjne, nie kładzie się akcentu na czystość przedmałżeńską.

„Kościół nie sprzeciwia się edukacji seksualnej. Osobiście uważam, że powinna się ona odbywać podczas całego rozwoju dzieci, i że powinna być dostosowana do każdego etapu. W istocie Kościół zawsze prowadził edukację seksualną”.

Przedstawiłem porównanie wyników dwóch różnych rodzajów edukacji seksualnej: typu A w Polsce i typu B w Szwecji.

Potrzeba czujności i aktywności rodziców, dziadków, wszystkich ludzi dobrej woli

Według oficjalnych danych z UE i WHO w 9-milionowej Szwecji dokonuje się każdego roku około 7 tysięcy aborcji u uczennic przed 19 rokiem życia; w Polsce około 40 (słownie: czterdzieści) dziewcząt poddaje się aborcji. W całej populacji kobiet szwedzkich rejestruje się rokrocznie około 35 tysięcy zabójstw nienarodzonych dzieci (mimo dostępności do tzw. nowoczesnej, rzekomo skutecznej antykoncepcji). Dla porównania – w Polsce w 1997 roku – ostatnim roku legalizacji aborcji – w 38-milionowym kraju dokonano 3 tysiące aborcji! Podobnie znakomite rezultaty mamy w Polsce – w porównaniu do Szwecji – jeśli chodzi o wskaźniki zachorowalności na HIV /AIDS czy choroby przenoszone drogą płciową. Trzeba więc tworzyć coraz lepsze programy naszej edukacji seksualnej typu A, doskonalić wiedzę i umiejętności nauczy-

Trwa zmasowany atak różnych środowisk na rodzinę, na młodzież, na Kościół katolicki. Trzeba, abyśmy mieli świadomość, że próba wprowadzenia niemieckich dyrektyw dotyczących edukacji seksualnej łamie konstytucyjne prawa rodziców jako pierwszych wychowawców swoich dzieci (art. 48. i 53. ust. 3. Konstytucji RP). Trzeba, aby nie tylko rodzicie, ale również babcie i dziadkowie stanęli w obronie wnuczek i wnuków, np. posyłając petycje czy protesty do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie możemy dopuścić, aby szkoła stała się miejscem demoralizacji naszych dzieci. Mamy wszystkie argumenty za dobrym wychowaniem dzieci i młodzieży, trzeba je propagować i wykorzystywać mądrze w debatach społecznych. Antoni Zięba PS. Zainteresowanych tematem zapraszam do lektury trzech numerów miesięcznika „Wychowawca”: 6/2011, 9/2012 i 5/2013 dostępnych na stronie www.wychowawca.pl w zakładce „archiwum”.

15


inżynier ducha

św. Kle m ens H o fbauer

Nieustanna

P

od latarnią zawsze najciemniej – tak pomyślałem, gdy już wybrałem postać do tego artykułu. Bo św. Klemensa Marię Hofbauera znalazłem dosłownie za płotem akademika, w którym na co dzień mieszkam. Jakim cudem? Otóż osiedle studenckie „Wittigowo” we Wrocławiu sąsiaduje z kościołem i plebanią redemptorystów (Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela). I właśnie w przyparafialnej bibliotece znalazłem dzisiejszego bohatera – św. Klemensa.

O tym, co można znaleźć za płotem akademika, o cierpliwym czekaniu i o Klemensie z Warszawy i Wiednia, z czasów kryzysu. Bo teraz też mamy kryzys...

Droga do kapłaństwa

Paweł Drążek

Apostoł Warszawy i Wiednia Po przybyciu do Warszawy nuncjusz apostolski nadał Klemensowi i jego dwóm współbraciom kościół pw. św. Benona (dlatego redemptoryści początkowo byli nazywani w Polsce benonitami). Zaczęli dosłownie od zera. Założyli schronisko dla dzieci biedoty. By je utrzymać, byli zmuszeni do żebrania. Jako obcokrajowcy nie budzili zaufania wśród miejscowych, więc początkowo przemawiali do pustych ławek. Jednak gorliwością i prostotą głoszenia o Chrystusie sprawili, że wspólnota odżyła na nowo. Prowadzili nieustanną misję w kościele: pięć kazań i trzy Msze św. w ciągu każdego dnia, dodatkowo posługa w konfesjonałach i praca w założonych szkołach (rzemieślnicza i elementarna). Klemens dostrzegł szansę ratowania katolicyzmu w ludowych obrzędach, chętnie popularyzował te, które były zgodne z nauką Kościoła. Oprawę Mszy św. powierzył profesjonalnym muzykom, na

www.e-tryby.pl

um

iw ch

t

r .a

Różami usłana nie była. Urodził się 26 grudnia 1751 w Tasowicach na Morawach, jako dziewiąte dziecko Marii i Pawła Hofbauerów. Na chrzcie nadano mu imię Jan. Od dzieciństwa marzył o kapłaństwie, do którego powołanie odkrył i pielęgnował miejscowy proboszcz. Niestety, bieda rodzinnego domu zmusiła go do odłożenia marzeń i podjęcia konkretnego zawodu – został piekarzem. W 1771 r. udał się do Włoch, gdzie otrzymał od władz kościelnych pozwolenie na zostanie pustelnikiem. Przyjął imiona Klemens Maria (na cześć Matki Bożej). W wieku 29 lat (1780 r.) pracował jako piekarz w trzech miastach i dwa lata żył jako pustelnik. Przyjechał do Wiednia, gdzie podjął studia teologiczne na uniwersytecie (seminaria zostały zlikwidowane przez państwo), jednocześnie nadal pracując jako piekarz. W 1784 r. odbył pielgrzymkę do Włoch i rok później, po odbyciu nowicjatu, złożył śluby zakonne w Zgromadzeniu Najświętszego Odkupiciela. Niestety, nie mogąc pracować w ojczyźnie, wyjechał na północ.

Misja

fo

16

których „występy” przychodzili również protestanci. Niektórzy dzięki temu wrócili na łono Kościoła katolickiego. Niestety, dobry okres nie trwał długo. Jako zakonnicy niemieccy byli kojarzeni z Prusami, a więc siłą, która dokonała zaboru ziem polskich. Nasiliły się represje. Czterech ojców zmarło po spożyciu zatrutej szynki, również śmierć poniósł zakatowany przez nieznanych sprawców ojciec Tadeusz Huebl, przyjaciel Klemensa. Ostatecznie, w czerwcu 1808 r., kościół św. Benona został zamknięty, a 40 redemptorystów wywieziono do twierdzy w Kostrzyniu nad Odrą. Po zwolnieniu nakazano im powrót do ojczystych krajów. Klemens udał się do Wiednia. Została mu powierzona opieka nad Zgromadzeniem Sióstr Urszulanek, z której gorliwie się wywiązywał. Szybko został słynnym wiedeńskim spowiednikiem i kaznodzieją, a dzięki jego posłannictwu zapełniał się do granic możliwości miejscowy kościół. Chętnie pracował wśród studentów, za jego przyczyną wielu artystów i myślicieli wiedeńskich powróciło do Kościoła katolickiego. Jednak również w Wiedniu nie wszystkim podobała się jego praca. Przez pewien czas zakazano

mu przepowiadać. Gdy wydawało się, że grozi mu wydalenie, dokonał się cud. Cesarz Austrii Franciszek, po rozmowie z papieżem Piusem VII, który cenił pracę Klemensa, wydał zgodę na zatwierdzenie Zgromadzenia Redemptorystów w Austrii. Niestety, Klemens nie doczekał tej chwili, gdyż umarł po krótkiej chorobie 15 marca 1820 r. Odszedł człowiek, o którym Zachariasz Werner (członek Loży Masońskiej, nawrócony pod wpływem kontaktu z Klemensem, został później redemptorystą) napisał: „Pośród współczesnych znam tylko trzech wielkich ludzi: Napoleona, Goethego i Hofbauera”. Dlaczego on w tym dziale? Przyznam szczerze, że poznałem tę postać dopiero przy pisaniu artykułu. Zainteresował mnie jego przydomek – „apostoł Warszawy”. Czyli taki nasz, swój. I jeszcze jedna, ważna cecha, którą po lekturze jego życiorysu zauważyłem. Był niezwykle cierpliwym człowiekiem. Powiedziałbym nawet – przecierpliwym. Zapytacie – i co z tego? Ano mówię wam – wszystko. Cierpliwości mnie osobiście brakuje okrutnie. Jakbym chciał, żeby to już było teraz, tutaj, zaraz. Czemu, Boże, nakazujesz mi tyle czekać? Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Dlaczego tak mnie doświadczasz/opuszczasz? Dlaczego, dlaczego, dlaczego... „Powinniśmy zawsze uwielbiać Bożą Opatrzność i stokroć całować rękę, która nas doświadcza: Ona umie zaleczyć rany” – św. Klemens Hofbauer Wielokrotnie doświadczył tego, o czym napisał. Znieważany i opluwany, tracił najbliższych, cierpliwie znosił utrudnianie pracy przez władze państwowe. Do końca szedł swoją drogą. Nie tracił wiary nawet w najtrudniejszych, kryzysowych momentach. Zawierzył się Bożej Opatrzności. I wygrał. Trzeba to przyznać. Został beatyfikowany 29 stycznia 1888 r. przez papieża Leona XIII. 20 maja 1909 r. papież Pius X ogłosił go świętym Kościoła katolickiego. Nie wykazał się „cudownością”. Nie miał niezwykłych darów, nie przeżył objawienia. Był po prostu sobą. Dosyć szorstki, ale prawdziwy. Całe życie poświęcił na służbę Bogu – mimo wszystko i mimo wszystkim. Dążył, by inni czynili to samo. Tak po prostu. W codziennym, szarym życiu. Bibliografia: 1. „Wybrał ich Bóg. Święci i błogosławieni redemptoryści”, praca zbiorowa, wydawnictwo Homo Dei, Kraków 1998 2. „Apostoł Warszawy i Wiednia. Święty Klemens Maria Hofbauer redemptorysta”, Erwin Dudel, oo. Redemptoryści, Warszawa 1982


encyklopedia wiary fot. archiwum

K

ościół od XIX w. w sposób oficjalny uznaje i podaje do wierzenia prawdę o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Dogmat, bo o nim będzie mowa, zostaje ustanowiony przez Urząd Nauczycielski Kościoła i zawiera w sobie treści, których żaden wierzący nie ma prawa podważyć. Jeśliby ktoś w jakikolwiek sposób sprzeciwił się temu, co oczywiste, sam wyłącza siebie ze wspólnoty wiernych ekskomuniką latae sententiae. Papież Pius IX dnia 8 grudnia 1854 r. bullą Ineffabilis Deus ogłosił prawdę dogmatyczną, dotyczącą Bogurodzicy. Brzmi ona tak: „Oświadczamy, stanowimy i wyrokujemy, że od Boga jest objawiona, a przeto przez wszystkich wiernych mocno i stale ma być wiarą wyznawana nauka, według której Najświętsza Dziewica Maryja w pierwszej chwili swego Poczęcia za szczególniejszą łaską i przywilejem Boga Wszechmogącego, przez wzgląd na przyszłe zasługi Jezusa Chrystusa Zbawiciela rodzaju ludzkiego, zachowana była wolną od wszelkiej zmazy pierworodnej winy”. Powyższy tekst wyraźnie zaznacza, że Maryja, ze względu na swoje wybraństwo przez Boga na Matkę Zbawiciela, została obdarowana szczególną łaską, dzięki której nie została dotknięta grzechem pierworodnym. Co to oznacza? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zastanowić się nad tym, czym jest ów grzech pierworodny. Po nieposłuszeństwie okazanym Bogu, jakiego w raju dopuściła się Ewa, a za nią także Adam, natura ludzka, mimo iż jest dobra, stała się przez wolny ludzki wybór skłonna również do czynienia zła. W serce człowieka wdarła się pożądliwość i pragnienie władzy. Utracił on przyjaźń z Bogiem, oddalił się od Niego. Skutkiem tego wyboru jest cierpienie, w którym każdy z nas bezpośrednio lub pośrednio uczestniczy. Wolność Maryi od grzechu pierwszych ludzi nie polegała na uniknięciu cierpienia. Doskonale wiemy z Biblii o proroctwie Symeona, iż Jej duszę miecz przeniknie (por. Łk 2,35), co wiązało się z niewinną męką i śmiercią Jej Syna. Ale będąc Bożym stworzeniem Jej ludzka natura nie była skłonna do wyrażenia nieposłuszeństwa Bogu, czyli do popełnienia grzechu. Jest to szczególna łaska. Maryja żyła po wydarzeniach z ogrodu Eden, i nikt poza Nią w tamtym czasie nie rodził się bez skazy. W swojej bulli papież Pius IX podaje kilka argumentów przemawiających za tym, że owa prawda nie bierze się znikąd. Podstawowym aspektem w tej kwestii jest TRYBY NR 5 (23)/2013

Kaprys Kościoła, czy prawda objawiona? Słów kilka o Najczystszej ze stworzeń

Rzecz o Niepokalanym

Poczęciu… Beata Pochopień

pragnienie Boga, który zechciał przyjąć postać ludzką, aby w ten sposób objawić się światu. Wybierając Maryję do zrealizowania swojego cudownego planu, obdarował Ją „w sposób tak cudowny, że Ona sama była wolna od jakiejkolwiek zmazy grzechowej, a cała piękna jaśniała wielką niewinnością i świętością”. Przekonanie o niewinności Maryi istniało od najdawniejszych czasów. Kościół od samego początku nie podważał tej prawdy, wręcz przeciwnie – strzegł jej i rozgłaszał po wszystkich zakątkach ziemi. Świętość i czystość wewnętrzna Bogurodzicy była tak oczywista, że nikt nie myślał, iż mogłoby być inaczej. Ten sposób myślenia ściśle związany był z publicznym oddawaniem kultu przez wiernych. Kolejnym argumentem papieskim jest powołanie się na działalność swoich poprzedników, którzy z aprobatą reagowali na wszelkie propozycje wiernych, pragnących z całego serca obrać sobie za patronkę miasta czy narodu Niepokalaną. Zgoda dotyczyła także naznaczania zakonów i szpitali. Biskupi Rzymu bardzo rzewnie zachęcali wiernych do oddawania wszelkiej czci Maryi poprzez umieszczanie wezwań w modlitwach mszalnych czy też w licznych nabożeństwach, np. poprzez odmawianie Litanii Loretańskiej.

Ojcowie Kościoła, których mądrość przywołuje papież Pius IX, dostrzegali czystość, niewinność i świętość Maryi w figurach starotestamentalnych. Określenie Jej Arką Noego miało podkreślić, że jak łódź, która została zbudowana bez skazy i nie było na niej śladów potopu, tak Bogurodzica nie nosi w sobie żadnego grzechu. Z kolei porównanie do drabiny Jakubowej, po której zstępują i wstępują Aniołowie Boży, wskazuje na Jej szczególne miejsce przy Bogu. Innym, tym razem Nowotestamentalnym argumentem Ojców, są słowa Archanioła Gabriela, jakie skierował do Maryi podczas zwiastowania. Nazwanie Ją „pełna łaski” eksponuje Jej wyjątkowość. Maryja wypełniona jest wszelkimi Bożymi przywilejami. Cała jaśnieje pięknem Bożym. Nie mieszka w Niej nawet najmniejszy grzech czy najmniejsza wina. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Kościele katolickim obchodzimy 8 grudnia. W tym dniu nie obowiązuje nas uczestnictwo w Eucharystii i powstrzymanie się od prac niekoniecznych, jednak jeśli tylko możemy warto znaleźć czas, aby podziękować Bogu za wielki dar, jaki otrzymaliśmy – Maryję.

17


por tret

Okno na cały świat

mieńca

„Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej” – pisał mistrz Kapuściński. Poznając pasję Przemka Siemieńca, pomysłodawcy Festiwalu Podróżniczego „Okno na świat”, bez trudu zrozumiecie, dlaczego jest to jego ulubiony cytat. Iwona Sidor

fot. arch. P. Sie

18

Ś

lązak z urodzenia, wychowany w Bytomiu. Studiował turystykę i rekreację oraz administrację, a jesienią planuje rozpocząć studia magisterskie z zarządzania i marketingu. Od dziecka marzył o podróżach poza granicami Polski. Marzenie spełniło się, kiedy po pierwszym roku studiów, razem z rodzicami i siostrą, wyjechał na wczasy na słoneczne wybrzeże Costa Brava w Hiszpanii. Od tej pory zastanawiał się, co zrobić, by móc więcej podróżować za niewielkie pieniądze.

Polskie drogi prowadzą do Rzymu Nie minęło wiele czasu, kiedy we wspólnocie Młodzieży Franciszkańskiej Tau poznał Michała, który wrócił z samotnej, pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela. W tym momencie wszystko się zaczęło – rok później wyruszyli razem na 40-dniową pieszą wyprawę z Piekar Śląskich do Rzymu przy pomocy kijków do nordic walkingu, z bambusowym krzyżem w rękach, biało-czerwoną flagą i różańcem. Na trasie spotkało ich mnóstwo przygód, zaskakujących reakcji i ludzkiej dobroci. Spotykani przez nich ludzie, zaskoczeni trójką pielgrzymów w potrzebie, często prosili o modlitwę i oferowali dach nad głową, szklankę wody czy coś na ząb. Na kontuzję nogi Przemka nie pozostał obojętny włoski fizjoterapeuta sportowy, który pomógł mu zupełnie za darmo. Byli jednak i tacy, którzy nie rozumieli determinacji chłopaków – stukali się w głowy i wysyłali ich do lekarza, albo brali za emigrantów z Rumunii.

Kilka groszy i odwaga na wagę złota Od tamtej pory Przemek nieustannie podróżuje. Autostopem objechał Niemcy i Francję, docierając do Lazurowego www.e-tryby.pl

Wybrzeża. W ten sam sposób zwiedził Turcję i Majorkę oraz ruszył w tournee po Bałkanach: Chorwacji, Słowenii, Bośni i Hercegowinie. – Swoimi pielgrzymkami i wyprawami chciałbym udowodnić, że wystarczy trochę determinacji, wiary i odwagi, a także kilkaset złotych w portfelu, aby wyruszyć w najdalsze zakątki chociażby Europy. Pieniądze to nie wszystko. Trzeba mieć w sobie chęć zaryzykowania i zwiedzania świata – mówi Przemek, który na brak przygód nie może narzekać. Podczas swoich wypadów miał okazję spać na luksusowym jachcie, w meczecie, w domach parafialnych; najczęściej jednak nocuje w namiocie, „na dziko” pod gołym niebem w parku, na lotnisku czy dworcu. Przyznaje, że czasem miał stracha, np. kiedy musiał nocować podczas burzy w Alpach. Zdarza się też, że „na stopa” złapie szalonych kierowców lub korzystając z couchsurfingu trafi na szemrane towarzystwo. Nic go jednak nie zraża.

Okno zawsze otwarte Jeśli Przemek nie jest aktualnie na jakiejś wyprawie outdoorowej to i tak trudno zastać go w domu. Cały czas jest aktywny – jest wolontariuszem Szlachetnej Paczki, aktywnie działał podczas akcji „Obudź w sobie św. Mikołaja”. Raz w roku współorganizuje pieszą, nocną pielgrzymkę z Piekar Śląskich do Częstochowy, w której bierze udział ponad 150 osób (15 h marszu, by pokonać 65 km). W kwietniu

tego roku po raz pierwszy zorganizował Festiwal Podróżniczy „Okno na świat”. W ten sposób chce promować Bytom i pokazać młodym ludziom alternatywne sposoby spędzania wolnego czasu. To także akcja charytatywna, z której dochód (1010 zł) przekazany został dla dzieci z uboższych rodzin, aby mogły wyjechać na ciekawą wycieczkę poza rodzinne miasto. Jesienią planuje przeprowadzić kolejną edycję festiwalu.

Masz marzenia? To do dzieła! Na podróżniczej mapie Przemka miejsc, które chciałby odwiedzić i w które prędzej czy później się wybierze, na pewno nie zabraknie. W najbliższym czasie na tapecie znajdują się Armenia i Gruzja, Ukraina i Mołdawia, a – póki co – w marzeniach: dalekie Indie i Ameryka Południowa… Choć obecnie pracuje na stanowisku urzędniczym w jednym z górnośląskich sądów, to poszukuje nowych wyzwań zawodowych i twierdzi, że jest „mobilny geograficznie”. Pewnie dlatego poważnie rozważa niedawno otrzymaną propozycję wyjazdu na minimum półroczną misję na otoczonym Oceanem Indyjskim tropikalnym Madagaskarze. I chociaż mówi o sobie, to daje dobrą radę nam wszystkim: – Niektórzy marzą o wielkich rzeczach. Ja wolę nie marzyć, a starać się swoje pasje i pomysły urzeczywistniać. I tak trzymaj, Przemku!


olim piada spor tó w

fot. www.flickr.com JonatanDy

dła walka z cieniem, a jeszcze wcześniej nauka trzymania gardy i odpowiedniego poruszania się. Nogi w odpowiednim rozstawieniu, aby zachować stabilność, układ stóp w odpowiednim ustawieniu względem siebie i sekwencyjnie wykonywane kroki. Później doszły serie ciosów, które miałem wyprowadzać spod brody. I tak wykonałem kilkanaście długości sali w tył i przód. Po kilku długościach zrobiło się to uciążliwe i zmęczenie powróciło. Zacząłem w głowie podziwiać prawdziwych bokserów za kondycję, a przecież otrzymują jeszcze niezliczoną liczbę ciosów na swoje ciało. Jednak dobry wycisk raz na jakiś czas jest zdrowy i można się odstresować w bezpieczny sposób.

Cios za ciosem Wiele osób, zwłaszcza kobiet, nie może patrzeć na tę dyscyplinę. Jaki jest boks od środka, czy lepiej go oglądać czy uprawiać – sprawdziłem dla was w tym miesiącu.

Zajęcia grupy dorosłych sekcji bokserskiej odbywają się wieczorami trzy razy w tygodniu, do grupy można dołączyć w każdym czasie, a miesięczny koszt wynosi 70 zł. Nie ma znaczenia płeć i wiek. Warto spróbować tego sposobu na odstresowanie się, wyładowanie emocji lub po prostu z dbałości o kondycję. Więcej sportów i zdjęć na www.olimpiada-sportow.eu

Michał Chudziński (na zdj. poniżej)

B

oks na co dzień nie jest modny, lecz gdy zbliża się kolejna walka Gołoty, Adamka czy ostatnio Artura Szpilki, przed telewizorami zasiadają licznie nawet kobiety. Są to jednak pojedynki boksu zawodowego, różniącego się od wersji rozgrywanej na Igrzyskach Olimpijskich. Bliżej prawdziwego sportu jest zdecydowanie wersja olimpijska, choć jest to oficjalnie boks amatorski. Nie ma w nim ogromnych pieniędzy, jak w zawodowym – i można skupić się na kwestiach czysto sportowych. Na igrzyskach boks rozgrywany był zawsze, z jednym wyjątkiem – w 1912 r. IO odbywały się w szwedzkim Sztokholmie, gdzie obowiązywał zakaz uprawiania tego sportu. Właśnie wersji olimpijskiej spróbowałem na własnej skórze. Trening dla amatorów boksu dorosłych odbyłem w specjalistycznej sekcji TS Wisła Kraków. Obawiając się jednak utraty szczęki lub złamania nosa. Całe szczęście przesadnie, bowiem skończyło się bez TRYBY NR 5 (23)/2013

jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu. Trening rozpoczął się od intensywnej rozgrzewki. Bardzo intensywnej. Nie pamiętam, po jakim sporcie ostatnio byłem taki wymęczony. Poza standardowymi ćwiczeniami rozciągającymi, najbardziej uciążliwe okazały się niezliczone długości sali gimnastycznej przebiegnięte truchtem, z jednoczesnym wyprowadzaniem ciosów obiema rękami. Innym uciążliwym ćwiczeniem okazało się trzymanie wyciągniętych rąk na boki i trzymanie ich wyprostowanych. Z każdą minutą było ciężej. Jednak przy tym ćwiczeniu, jak i pozostałych, pomagały okrzyki trenera, jak np.: „Kto pierwszy opuści, ten dziewczyna”. Po samej rozgrzewce miałem już dosyć, a tymczasem właściwa część treningu dopiero się zaczynała. Ćwiczenia techniki boksu odbywały się w parach i polegały na wyprowadzaniu umówionej serii ciosów w przeciwnika, który je blokował. Mnie ze względu na brak wcześniejszych treningów przypa-

INSPEKTOR GADŻET

Latający budzik Wstać zawsze ciężko, ale zaspać jeszcze gorzej… Zwykłe budziki, nawet te w telefonach, przestają być skuteczne. Rozwiązaniem okazuje się… latający budzik. Gdy zaczyna dzwonić uwalnia śmigło, które leci gdzie zechce. Budzik nie przestanie dzwonić, dopóki nie umieści się w nim powrotem śmigła. Skuteczne budzenie i poranna gimnastyka zarazem. www.2future.pl Cena: 99,95zł

19


20

z kulturą

WARSZAWA 1935

„Kochaj i walcz. Święta Rita patronka od spraw trudnych i beznadziejnych” Małgorzata Bilska Wydawnictwo WAM 2013

fot. www.warszawa1935.pl

Najnowsza książka o św. Ricie i jej fenomenalnym kulcie zdecydowanie nie została napisana i wydana dla zysku. Autorka włożyła wiele wysiłku w analizę źródeł. Oprócz życiorysu świętej i prywatnych opinii Bilskiej, książka zawiera świadectwa, wywiady i zdjęcia.

Ta cyfrowa animacja przedwojennej stolicy w reżyserii Tomasza Gomoły to film dla znawców. Tych, których interesuje grafika i technologia trójwymiarowa lub osób, które pochodzą z Warszawy, bądź ją dobrze znają. Nie należąc do żadnej z tych grup, istnieje spore prawdopodobieństwo, że wyjdziecie z kina z podobnymi odczuciami, jak my. Choć kto wie – może wręcz przeciwnie? Przede wszystkim dla osób, które naszą stolicę znają słabo (albo – co gorsza – wcale), ten krótkometrażowy film będzie sporą zagadką. Podczas dwudziestominutowej przejażdżki po zrekonstruowanym mieście z okresu międzywojnia mijamy kilkanaście ulic dawnej Warszawy wraz z odwzorowanymi – według starych fotografii – budynkami, halami, kościołami, parkami itp.; ulicami jeżdżą dawne tramwaje, samochody, dorożki i spacerują piesi (którzy, niestety, poruszają się dość sztucznie, przypominając bohaterów gry komputerowej „Sims”). Dla laików jest to wycieczka, która mówi niewiele, mimo że na ekranie pojawiają się nazwy ulic, znane „Morderstwo w klasztorze” Donna Fletcher Crow Wydawnictwo Promic, 2013

„Wspaniała uczta dla miłośników thrillerów. W tej książce pasjonujące śledztwo w sprawie zbrodni, wzbogacone wątkami historii Kościoła i burzliwego romansu, zostało przedstawione z prawdziwym rozmachem. Donna Fletcher Crow stworzyła dla siebie interesującą niszę w ramach gatunku, który można nazwać kościelnym kryminałem” – Kate Charles, autorka „Deep Waters”. Felicity Howard, młoda Amerykanka studiująca w Kolegium Przemienienia w Yorkshire w Anglii z przerażeniem odkrywa zwłoki bestialsko zamordowanego zaprzyjaźnionego brata Dominika, a nad jego ciałem zastaje splamionego krwią brata Antony’ego, swojego wykładowcę historii Kościoła…„Morderstwo w klasztorze” to współczesna powieść z całkowicie nowoczesną bohaterką, która musi zgłębić starodawną wiedzę, www.e-tryby.pl

nam ze słyszenia. To jednak za mało. Nie znając obecnego stanu przedstawionych miejsc, nie mamy możliwości porównania ich z tymi oglądanymi na ekranie. Wobec tego powinna zainteresować nas akcja, którą od początku seansu zapowiada niemal budząca grozę muzyka. Niestety – poza wspomnianą już przejażdżką ulicami miasta (o różnych porach dnia i nocy) – żadna bardziej dynamiczna akcja nie ma miejsca… Przyznajemy, że ścieżka dźwiękowa skutecznie nas zmyliła. Być może byłaby ona odpowiednia do filmu ukazującego stolicę dziesięć lat później, już zniszczoną wojną. Według nas, lepszym rozwiązaniem byłoby tutaj wsłuchiwanie się w naturalny gwar miasta. Tego bez wątpienia zabrakło. Natomiast niewątpliwym plusem tej – bądź co bądź – krótkiej animacji jest możliwość poznania lub przypomnienia sobie historii polskich odkryć, osiągnięć i wynalazków tamtego okresu, które pojawiają się pomiędzy kolejnymi etapami wycieczki po mieście. Iwona i Dominik Sidorowie

aby rozwiązać zagadkę morderstwa przyjaciela oraz ocalić własne życie. Felicity wraz z ojcem Antonym są zmuszeni uciekać przed mordercą, ale jednocześnie postanawiają podążyć za odnalezionymi tropami zbrodni, które prowadzą ich do niezwykłych, zapomnianych przez ludzi miejsc w północnej Anglii i południowej Szkocji. Narracja zręcznie łączy elementy kryminalnego dochodzenia, intelektualne zagadki i duchowe poszukiwania, a nawet wątek romansowy, prowadząc nas zawiłą drogą ku rozwiązaniu sprawy, w której splata się pradawna historia ze współczesną rzeczywistością. „W nowej powieści sensacyjnej Donny Fletcher Crow, podobnie jak w jej głośnej książce „Glastonbury”, opisy angielskich i szkockich scenerii zostały nakreślone w sposób mistrzowski. Miłośnicy brytyjskiej historii i dziejów Kościoła będą pod wielkim wrażeniem spojrzenia autorki na oba te zagadnienia” – Sally Wright, laureatka Nagrody Edgara i autorka serii książkowej o Benie Reesie. Katarzyna Maciejewska

Osobiście dziękuję autorce za to, że nie pokazała Rity (jak wielu innych) jako tej, która lubi bycie ofiarą losu i bez szemrania pozwala na maltretowanie jej w chorym małżeństwie. Przez wieki uważano, że mąż Rity bił ją, upokarzał, znęcał się fizycznie i psychicznie. Niejedna kobieta, zamiast próbować ratować siebie i dzieci, pozwalała na takie traktowanie, a siłę czerpała od Rity. Tymczasem Bilska pisze o naukowych odkryciach, które zaprzeczają tym legendom. Rozprawia się także z innymi stereotypami, dzięki czemu trudno jest wrzucić świętą do worka z napisem „żona, matka, zakonnica” i sprowadzić jej drogę do świętości tylko do tych trzech ról. Magdalena Guziak-Nowak „Dowód” Eben Alexander Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Kraków 2013

Autor książki, Eben Alexander, to znakomity neurochirurg, który podobnie jak większość naukowców, wierzył jedynie niepodważalnym faktom, a do kwestii wiary podchodził sceptycznie. Przełom w jego życiu nastąpił 10 listopada 2008 r. Tego dnia ten wybitny lekarz trafił do szpitala i z niewiadomych przyczyn zapadł w śpiączkę. W czasie jej trwania odkrył istnienie Nieba, o którym pisze, że jest ono bardziej realne od świata, w którym teraz żyjemy. Ta pasjonująca opowieść zawiera elementy jak z serialu o doktorze Housie. Podczas gdy lekarze ze szpitala usiłują zdiagnozować tajemniczą przyczynę śpiączki Ebena Alexandra, ten odbywa nieziemską wręcz podróż, z której powraca odmieniony. Ciekawymi dodatkami do książki są dwa załączniki. Jeden jest opinią lekarza, który konsultował przypadek Ebena Alexandra, a drugi to hipotezy neurobiologiczne, za pomocą których autor próbował wyjaśnić swoje przeżycia. Agata Gołda


z kulturą

Będzie film o bohaterze

Nastała moda na filmy historyczno-dokumentalne. Reżyserowie i scenarzyści angażują do projektów największe gwiazdy kina. Ale przecież prawdziwi bohaterowie powinni bronić się sami. Niestety, często pasjonaci historii, chcący pokazać prawdę, spotykają się z odrzuceniem już na wstępie. Marta Czarny

K

ażdy z nas, nawet najbardziej zaparty przeciwnik nauk humanistycznych, potrafi wymienić przynajmniej pięć postaci historycznych. Im bliżej czasów współczesnych, tym ta wiedza większa. Historia II wojny światowej zawsze cieszyła się dużą popularnością, ze względu na zawiłość zarówno układów politycznych, jak i międzyludzkich. Niewielu z nas jednak słyszało o Rotmistrzu, którego imię powinno kojarzyć się z definicją bohaterstwa i patriotyzmu. Witold Pilecki był człowiekiem prawym, niezłomnym, rozważnym, ale przede wszystkim odważnym i gotowym do „Pożeracze mózgów” Marek Warecki, Wojciech Warecki Wydawnictwo FRONDA, 2013

„Pożeracze mózgów” to nietypowy poradnik dla każdego, kto nie zamierza dać się pożreć przebiegłym medialnym manipulatorom. Napisany w formie dialogów dwójki gimnazjalistów, tak w realu, jak i za pomocą sms-ów, skype’a czy e-maili, sprytnie obnaża prawdę o medialnym świecie, który często wciąga, uzależnia i ogłupia. W rozmowach Ewy i Tomka znajdujemy mnóstwo linków do stron internetowych, zrzutów ekranu, fotokodów, itp., dzięki czemu książka ta bez problemu trafi do nastolatków. Również studenci, rodzice i dorośli, nie do końca świadomi pułapek „szklanego ekranu” i medialnej „czwartej władzy”, znajdą tu zaskakujące treści, bodźce do refleksji. Autorzy wyrabiają w czytelniku odruch krytycznego odbioru mediów, tak ważny w codzienności zalanej wszechobecnymi środkami masowego przekazu. Iwona Sidor

TRYBY NR 5 (23)/2013

najwyższych poświęceń dla dobra Polski i rodaków. To jedna z bardziej fascynujących postaci w najnowszej historii Polski. Swoje życie poświęcił walce ze zbrodniczymi dyktaturami XX w. – niemieckim narodowym socjalizmem i sowieckim komunizmem. W 1940 podjął heroiczną decyzję o dobrowolnym zamknięciu się w KL Auschwitz, aby podtrzymywać morale więźniów, składać raporty i organizować ruch oporu, a następnie powstanie w obozie. To jednak tylko jedna z wielu zasług Rotmistrza. Mimo wielu bohaterskich czynów, jest to postać mało znana i zapomniana, dlatego też kilkunastu pasjonatów wraz ze stowarzyszeniem „Auschwitz Memento” postanowiło przypomnieć sylwetkę Pileckiego. O samym projekcie oraz problemach z nim związanych opowiada Bogdan Wasztyl – koordynator akcji „Projekt: Pilecki”. O co chodzi w „Projekcie: Pilecki”? – To wyraz naszej fascynacji postacią rotmistrza Witolda Pileckiego i desperacji, że nie udało się nam dotychczas pozyskać publicznych pieniędzy na realizację filmu dokumentalnego o tym bohaterze. Dlaczego Pana zdaniem postać Rotmistrza nie może popaść w zapomnienie? – Witold Pilecki jest symbolem naszego historycznego doświadczenia – walczył z dwoma totalitaryzmami i obu był ofiarą. Potomek powstańców styczniowych, wychowany w wielkiej miłości do Polski, gdy tylko nadarzyła się okazja, chwycił za broń, by walczyć o jej wolność. Uczestniczył w wojnie obronnej w 1939 r., a kilka miesięcy później tworzył już wojskową konspirację. Dobrowolnie dał się pojmać w łapance i trafił

do KL Auschwitz, by poznać system niemieckiego terroru. Uciekł z obozu, walczył w Powstaniu Warszawskim, był żołnierzem II Korpusu we Włoszech. Został zamordowany przez komunistów po pokazowym procesie w 1948 r. Był człowiekiem kochającym wolność i z wielkim oddaniem o tę wolność walczył. Skoro wielkość Rotmistrza jest bezdyskusyjna, to dlaczego nie jest łatwo nakręcić o nim film? Co jest problemem? – Przede wszystkim brak zainteresowania filmem ludzi odpowiadających za publiczne subwencje dla kinematografii. Dodatkowo, Polski Instytut Sztuki Filmowej nie przedstawia jasnych kryteriów dofinansowań oraz ukazuje niechętny stosunek do tematyki KL Auschwitz. Również politycy i urzędnicy publiczni, którzy otrzymali od nas imienne prośby o wsparcie finansowe, w większości nie odpowiedzieli na nie. Czyli pieniądze. Jak Stowarzyszenie i osoby działające na rzecz projektu chcą sobie poradzić z tą przeszkodą? – Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko liczyć na zwykłych obywateli. Nie chodzi o wielkie pieniądze (budżet projektu to nieco ponad 214 tysięcy złotych), liczy się każda złotówka. Ponieważ uzyskaliśmy zgodę ministra administracji i cyfryzacji, pieniądze pochodzące ze zbiórki są traktowane jak środki publiczne, a stowarzyszenie i sposób wydatkowania pieniędzy podlegają kontroli ministra. To znaczy, że film nie będzie projektem nastawionym na zysk? – Stowarzyszenie „Auschwitz Memento” funkcjonuje od 2009 r. i zajmuje się głównie popularyzacją historii najnowszej. Z naszych wcześniejszych doświadczeń wynika, że film dokumentalny jest najlepszą, najatrakcyjniejszą i najbardziej przystępną formą dotarcia do masowego odbiorcy (zwłaszcza do młodzieży), dlatego staramy się koncentrować na takiej działalności. Zakładamy bardzo intensywną eksploatację filmu. Liczne publiczne (otwarte) pokazy, przekazanie filmu do wielokrotnych emisji na różnych antenach TVP, udostępnienie w całości (i za darmo) filmu w Internecie. Jeśli znajdzie się sponsor, to przeprowadzimy dystrybucję filmu na płytach DVD do szkół, bibliotek i placówek kultury. Chcemy, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o tym bohaterze. W tym roku obchodzimy 70. rocznicę ucieczki rotmistrza Witolda Pileckiego z KL Auschwitz. Pilecki nie uciekł z obozu, by ratować własne życie – uciekł, by zaalarmować świat o niemieckich zbrodniach. Pamiętajmy. Chcesz wesprzeć projekt? Wejdź na: www.projektpilecki.pl

21


22

idźże, zróbże

Jak dobrze nam zdobywać góry

„Wraz z grupą turystyczną z MOK w Jordanowie byliśmy świadkami oświadczyn na Kościelcu i nawet każdy wypił szampana za zdrowie zaręczonych” – wspomina pielęgniarka Bożena Marfiak. Choć nie każdy jest świadkiem zaręczyn czy ślubnej sesji zdjęciowej, nie każdy spotka wędrujących żwawym krokiem emerytów lub małe dzieci na rękach rodziców, jednak każdy, kto chociaż raz był w górach, ma do opowiedzenia niepowtarzalną historię.

Wybierając się w góry koniecznie wpisz do książki telefonicznej ratunkowy numer TOPR/ GOPR: 601 100 300. Numer ten obsługuje sieć komórkowa Plus, dlatego jest on domyślnie zapisany w telefonach kupionych w tej sieci.

Karolina Pluta

Góry – zachwycająca szkoła Niejeden wiersz, poemat czy piosenka opowiada o niezwykłych uczuciach towarzyszących wędrówce czy zdobyciu upragnionego szczytu, o pasji i zachwycie górami. Radek, student z Hradec Králové w Czechach, który wyprawia się w góry, odkąd nauczył się chodzić, zachwyca się przyrodą: „Uwielbiam czystą naturę i te momenty, kiedy jestem zdany tylko na nią i nie ma mi kto pomóc”. Góry pomagają poznać siebie, własne możliwości, ale i ograniczenia. Ks. Sławomir Półtorak, duszpasterz akademicki, mówi wręcz, że „góry odzierają ze złudzeń, pokazują czego brakuje. Są szkołą charakteru – jedną z najlepszych”. Górskie wyprawy ujawniają poziom odpowiedzialności i troski o bezpieczeństwo swoje i innych. Przejawiają się one chociażby w dostosowaniu planu wyprawy do formy i umiejętności uczestników. –Wybierając się w trasę z mniej doświadczoną osobą, to do niej dostosowuje się trasę, a nie do siebie – uczula Mateusz Bury, student-przewodnik. Trasa musi być adekwatna również do warunków atmosferycznych, choć ciężko może być pogodzić się z koniecznością zawrócenia ze szlaku kilkaset metrów przed upragnionym szczytem, gdy okazuje się, że dalsza droga jest zbyt niebezpieczna. – Góry to nie są żarty – dodaje ksiądz.

„Góry pomagają poznać siebie, swoje możliwości, ale i ograniczenia” Zapisy na górską przygodę 1. Nie wiesz od czego zacząć? Znajdź kogoś, z kim wybierzesz się na górską wędrówkę. Jeśli nie masz chętnych znajomych osób, poszukaj zorganizowanych form wędrówki. Mogą to być rajdy studenckie dofinansowane przez uczelnię lub wypady organizowane przez uczelniane koła turystyki, Studenckie Koła Przewodników Górskich, domy kultury czy nieformalne grupy, jak np. Proactiva. Szeroki wybór różnego rodzaju wypraw oferuje Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Legitymacja członkowska PTTK uprawnia m.in. do zniżek w schroniskach czy niektórych sklepach górskich.

Sposobem na tani wyjazd może być również wybranie się w rejony, gdzie nie trzeba płacić za wstęp, transport promocyjnymi liniami PKP („Połączenia w dobrej cenie”) lub autostopem. Stosunkowo tanie noclegi można znaleźć w studenckich bazach namiotowych, bacówkach, a w niektórych schroniskach opłata jest redukowana w zamian za przysługi typu mycie naczyń czy porąbanie drewna. 2. Mądrze skompletuj potrzebny sprzęt, przygotuj się na wszelkie możliwe warunki pogodowe. – W górach pogoda potrafi zmienić się bardzo szybko – ostrzega ks. Sławomir Półtorak. Wychodząc w góry należy być tak wyposażonym, by nie zaskoczyła żadna aura. Obowiązkową inwestycją są wysokie buty, powyżej kostki, z podeszwą o dobrej przyczepności, co zmniejszy ryzyko kontuzji. Wygodny plecak powinien zawierać m.in. dodatkowy polar, pelerynę przeciwdeszczową, jedzenie (zwłaszcza coś kalorycznego), latarkę, folię NRC (tzw. „folię życia”) i małą apteczkę. Dobrym pomysłem jest zaopatrzenie się w kijki, bo odciążają kolana. Nie warto jednak na pierwszą wyprawę kupować pełnego kompletu profesjonalnego ubrania i sprzętu, ale stopniowo inwestować w nie, kiedy będziesz pewien, że często będą ci potrzebne.

„Góry są szkołą charakteru – jedną z najlepszych” 3. Dla każdego coś dobrego – znajdź coś dla siebie. Jeśli dopiero zaczynasz przygodę z górami, wybierz się na przykład w Gorce lub żółtym szlakiem na Kiczorę i Jałowiec (Beskid Żywiecki). Pamiętaj, że kolor szlaków nie oznacza jego stopnia trudności. Jeśli chcesz uciec od tłumów, wybierz się na szczyty Beskidu Niskiego – jest to najdzikszy teren w Polsce, gdzie nawet w czasie kilkudniowej wycieczki można nie spotkać innego turysty. Dla ambitnych i doświadczonych, wyzwaniem może być zdobycie Babiej Góry z Percią Akademicką (Beskid Żywiecki), Sokolej Perci (Pieniny) czy Orlej Perci (Tatry). Jeśli nie zadowala cię zwykłe chodzenie po górach, rozważ zrobienie uprawnień przewodnika górskiego, zacznij trenować wspinaczkę lub biegi górskie. Coraz popularniejsze jest teraz pokonywanie górskich terenów konno lub na rowerze. Wyrusz w góry i pozwól im stać się częścią twojego życia. fot. ks. S. Półtorak x2

www.e-tryby.pl


WYDZIAŁ FILOZOFICZNY

STUDIA PODYPLOMOWE

tRYBY UPJPII FILoZoFIA 6 maja 2013 12:25:41

Glosy filozofów sa jak termometr w ludzkim organizmie. Zazwyczaj przez filozofie najlepiej wyraza sie goraczka tego swiata. Effective Communication and Public Relations

Nowy Public Relations Tłumaczenie przysięgłe i specjalistyczne Lean Six Sigma - analiza organizacji Przywództwo w biznesie

Grafika reklamowa i prasowa Akademia zarządzania Wychowanie do życia w rodzinie Doradztwo zawodowe

100%

zajęć prowadzonych przez praktyków

Dziennikarstwo multimedialne, serwisy społecznościowe

Marketing w sieci Zarządzanie produkcją

3400

ponad absolwentów studiów podyplomowych

ponad

150

wykładowcówekspertów

ponad

Zarządzanie placówką oświatową Sprzedaż i negocjacje Zarządzanie projektami Zarządzanie zasobami ludzkimi Zarządzanie projektem marketingowym

Coach i Trener - partner w rozwoju

programy tworzone przez ekspertów z rynku pracy

gry symulacyjne, projekty, warsztaty

30

kierunków studiów podyplomowych

i inne…

Rekrutacja już od początku czerwca 2013!

Kontakt: Centrum Studiów Podyplomowych Wyższa Szkoła Europejska im. ks. Józefa Tischne ul. św. Filipa 25, Kraków, pokój F6 i F7 tel. 12 683 24 60, 68, 77 e-mail. podyplomowe@wse.krakow.pl www.wse.krakow.pl


d

e

b

a

t

a

Czego nie uczą nas w szkole? 18:00

Co naprawdę jest

wtorek

14 maja

potrzebne w życiu? Czy wiedza daje

2013 r.

szczęście?

Wyższa Szkoła europejska im. ks. Józefa tischnera ul. Westerplatte 11

Co jest miarą sukcesu? dr Jerzy Kołodziej Doradca biznesowy, wykładowca akademicki i menedżer z wieloletnim stażem. Pracował między innymi w firmach: ENEL we Włoszech, CSE Corporation w USA, IBM Polska i Avnet. Prowadził negocjacje biznesowe w 30 krajach na różnych kontynentach. Obecnie konsultuje i kształci menedżerów w firmie Business Potential Discovery.

Ks. dr Lucjan bielas Duszpasterz akademicki UPJPII, wykładowca historii starożytnej zajmujący się ideowym wpływem chrześcijaństwa na przemiany antycznej gospodarki. Od wielu lat związany z duszpasterstwem w Austrii i w Niemczech.

możliwość zadawania pytań podczas debaty lub wcześniej na profilu trybów www.facebook.com/Miesieczniktryby Duszpasterstwo akademickie UPJPII

K

S M

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.