ŚWIATY
Leszek Pułka
Według Szawła JACEK GŁOMB
Na wszystkich zdjęciach: Szaweł, fot. Tomasz Augustyn
L
iterackie apokryfy losów Jezusa z Nazaretu spod ręki Bułhakowa, Lagerkvista czy Panasa wydawały się w młodości mojego pokolenia opowieściami o nadnaturalnie bezinteresownej miłości, niekiedy miłości szalonej, która może rozsadzić państwo przemocy i grozy. Dziś dostrzegamy, że coraz częściej państwa laickiego solidaryzmu społecznego ulegają erozji pod wpływem religii nienawiści. I w takim ujęciu biegu historii Szaweł Urbańskiego i Głomba mógłby być spektaklem anachronicznym już podczas premiery w 2004 roku. A przecież pamięta się go do dziś i gra z dwóch powodów. Oto Szaweł, nie będąc w istocie ani kontrowersyjnym traktatem metafizycznym, ani religijnym thrillerem, podnosi dojmująco ważną kwestię praktykowania wiary we wspólnocie. Podaje w wątpliwość zachowania, które coraz częściej także w Polsce wydają
się irracjonalne, impulsywne, kwestionujące potęgę logosu czy słowa objawionego. Po wtóre, jest to spektakl zaskakująco zmysłowy. Swoiście gęsty scenograficznie od znaków biedy, przesycony współczesnością kostiumu i rekwizytu, stykający oddechy, zapachy ciał aktorów i widzów.
Noc ognia i mroku Był Wielki Czwartek. Ciepły kwiecień 2004 roku. Po raz kolejny Jacek Głomb zebrał swoich widzów poza teatrem. Spotkaliśmy się wieczorem na dziedzińcu starego magazynu przy ulicy Jordana w Legnicy. Scenografia dość typowa dla okolic Zakaczawia: odrapane ściany o charakterystycznym, jakby spranym, kawowym kolorze starego tynku, pordzewiałe ramy prze-
45