TAKŻE TAK - magazyn psychoidalny

Page 1



1

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Ukochani czytelnicy, Z niezgłębionej czeluści wypełza odczucie. Z przestrzeni tak obszernej, że kraniec wszechrzeczy jest początkiem, a początek nieskończoną całością. I oto owo odczucie pojawia się, sunie w przestworzach świadomości i znika, a za nim kolejne i kolejne. Fraktal powtarzający się w nieskończoność. A pod tym jest To, owa tajemnica wyślizgująca się, po której zostaje tylko tęskny posmak, jakby coś się utraciło, podczas gdy to zawsze tam jest. Kim jestem? Nie ma mnie. A ja to fraktal, który powtarza się w każdej osobie, ale wszyscy są Tym, co umożliwia, żeby ja istniało. To tak proste i oczywiste, że się tego nie widzi. Bo kto widzi tło, z którego wyłania się rzeczywistość, kiedy skupia się tylko na rzeczywistości? Kto słyszy ciszę pod dźwiękiem, widzi przestrzeń pod materią, ciemność pod światłem, stałość pod czasem, istnienie pod życiem, całość pod nieskończonością? Uczyli nas tego na matematyce. Zero i jeden, a pomiędzy, pod, na, przed i po nieskończone powielenie. Oto jedna z mądrości, jakie można było wynieść z podstawówki. Komu się to udało? W rękach trzymacie pierwszy numer psychoidalnego pisma, we wnętrzu którego znajdziecie przeróżne teksty. Będzie trochę o żarełku, o tym kim myślimy, że jesteśmy, a także o naszym ukochanym sposobie porozumiewania się, czyli języku. Te trzy tematy będą przeplatać się między sobą, a ich wspólnym nurtem będzie iluzja. Oprócz tego będziecie mieli okazję przeczytać dwie tragiczne historie oraz bardzo długą, osobliwą i trochę nudnawą esencję psychoidalności, czyli Wielki bełkot spisany klawiaturą qwerty. Pewnie się przy nim zmęczycie, tak jak męczycie się na co dzień, słuchając własnych myśli. Ale o to właśnie w nim chodzi. A może nawet o coś więcej. Czekają na Was również inne bzdury, pseudopoezja, testy oraz modowe porady. Bawcie się dobrze! P.S. Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi.

W numerze: Iluzja

ego

według Alana Wattsa (2) Propaganda (6)

Jak zdrowo się żywić? (7) Krzyk mody (9) Tragiczne

historie: Yonder Zyonder (11)

Tragiczne historie: Bestia zwana człowieczorem (12) Wielki bełkot spisany klawiaturą qwerty (13) Wiersze (28) Gadżety podbijające rynek (30) Testy psychoidalne (31)

Także tak w sieci: https://www.facebook.com/ takzetaktakzetak/ Redaktor, autor tekstów, ilustracji, skład, grafika, po prostu wszystko: Klara Kawecka, klara.kawecka@gmail.com © Wszystkie prawa zastrzeżone


2

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

ILUZJA EGO WEDŁUG ALANA WATTSA Alan Watts był brytyjskim filozofem, który popularyzował buddyzm zen w kulturze zachodniej. Był autorem wielu książek i artykułów, których tematem przewodnim było poznanie prawdy o świecie i o samym sobie. Podczas swojego życia był księdzem, mnichem, konsultantem psychiatrycznym i profesorem filozofii. Jako jeden z pierwszych filozofów zaczął włączać w swoją ideologię odkrycia fizyki kwantowej i nowoczesnej biologii.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Według Alana Wattsa ego, czyli nasze własne wyobrażenie na swój temat, jest w istocie iluzją. To właśnie tej iluzorycznej naturze ego poświęca on najwięcej uwagi w swoich tekstach i wykładach. Twierdzi on, że większość z nas nie jest tego świadoma, ponieważ kultura zachodnia i przemysłowa podtrzymuje ego, jako naturalny stan rzeczy i nie podważa jego istnienia, utożsamiając je z czymś odrębnym i posiadanym, np. duszą, psychiką lub ciałem. Człowiek postrzega siebie, jako odrębną jednostkę, oddzieloną od świata zewnętrznego, chociaż jest on według Wattsa jego integralną częścią, całkowicie od niego zależną, nie istnieje bez niego, poza nim, tak jak i świat zewnętrzny nie istnieje bez niego. Człowiek składa się z całości ciała. Jednakże mówiąc “posiadam ciało” odseparowuje się od niego i tworzy osobny iluzoryczny byt, który umiejscawia gdzieś w ciele. Niektórzy wskazują na głowę, na serce lub splot słoneczny czy całe ciało, jakby naczynie. Prawidłowe stwierdzenie brzmiałoby “Jestem ciałem”, ponieważ nie istnieje bez niego. Z kolei ciało zależne jest od pożywienia, wody, harmonijnej atmosfery i powietrza, które może powstać tylko na łagodnej i odżywczej planecie, krążącej harmonijnie wokół ciepłej gwiazdy, w odpowiednim sąsiedztwie planetarnym i gwiezdnym, w określonym położeniu w galaktyce oraz tejże galaktyki w gromadzie i tak dalej. Te warunki, jak i warunek funkcjonowania organów wewnętrznych, pozwalają uświadomić człowiekowi, że jako byt, jest określany poprzez swoje otoczenie, co pokazuje, że jest nierozłączną jednością ze wszechświatem. Alan Watts często podkreśla, że człowiek jest po prostu światem, który obserwuje sam siebie, będąc częścią składową autokontemplacji absolutu, czyli wszechświata. Natomiast granice, które zazwyczaj postrzegane są między człowiekiem a światem zewnętrznym wynikają jedynie z myślenia, które opiera się na słowach, czyli symbolach odzwierciedlających pewną część rzeczywistości. To one wytwarzają w umyśle granice, ale są one granicami

3

symboli, a nie rzeczywistości samej w sobie. Ego utożsamia się z wieloma rzeczami (ciałem, myślami, uczuciami, wspomnieniami, doświadczeniami, pragnieniami), ale nimi nie jest. Jest pewną ideą, która istnieje w umyśle, ale nie ma realnej formy. Watts nazywa ją iluzją, mirażem, halucynacją. Mimo, tej złudy, człowiek nie wątpi w ego, ponieważ uważa, że nim jest. Człowiek cywilizacji przemysłowej i kultury zachodu został wychowany z głębokim przekonaniem własnej indywidualności. Uznaje ten sposób postrzegania za całkowicie słuszny. Bardzo trudno jest mu spojrzeć na to zagadnienie z innej perspektywy, ponieważ wymaga to podważenia własnego obrazu, który jest bardzo głęboko zakorzeniony w kulturze i religii oraz podważenia jestestwa w ogóle. Jeśli udaje się mu zrozumieć intelektualnie, że ego może być iluzją, stara się odseparować od niego. Jednak chęć separacji samej w sobie wywodzi się z ego, co tworzy paradoks i niemożność wyjścia z tego błędnego koła. Wydaje się to trudnym do wykonania procesem, niekiedy wręcz niemożliwym lub wymagającym lat treningu, wyrzeczeń, medytacji, pogłębiania wiedzy i szeroko pojętego samodoskonalenia się. Poczucie tej konfrontacji z samym sobą wzmacnia iluzję ego. W rzeczywistości jednak jest to dosyć proste, gdyż wystarczy sobie to w pełni uświadomić. Aby dobrze zilustrować istotę problemu, Watts i wielu mędrców zen, często przytaczają opowieść o pułapce na małpy, która polega na pozostawieniu niewielkiego drewnianego pudełka z otworem wielkości zaciśniętej małpiej pięści, wewnątrz którego umieszczony jest soczysty banan. Zwabiona małpa, sięga do środka pudełka i chwyta banana. Otwór jednak jest zbyt mały, aby małpa wyciągnęła łapę trzymając owoc. Umysł małpy jest zbyt zachłanny i ślepy, aby zrozumieć, że uwolni się tylko wtedy, jeśli puści banana. Przekładając opowieść na


4

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

zagadnienie ego, uwolnić się można od niego, poprzez zrozumienie, że jest iluzją i odpuszczenie pragnienia odpuszczenia. Gdyż wszelkie pragnienia wywodzą się z ego. Oprócz tego ego powoduje odczucie osamotnienia i separacji od świata. Człowiek walczy nie tylko z samym sobą i swoimi pragnieniami, ale też z całym zewnętrznym światem. Skupiony na tym nie jest w stanie poznać prawdziwej natury świata, czyli również siebie, jako jego przejawu. Istnienie ego uniemożliwia poznanie Boga, który według Alan Wattsa jest całością istnienia, czyli też człowiekiem, a nie odrębnym bytem. Postrzeganie go w postaci osobnej istoty powoduje, że człowiek mimowolnie widzi siebie również, jako niezależny twór. Wzmacnia to jego ego, a Boga stawia poza możliwością bezpośredniego poznania. Wszelkie poszukiwania człowiek kieruje na zewnątrz. Przejawia się to w próbie podporządkowania świata, ujęciu go w abstrakcyjne pojęcia. Iluzja ego determinuje postawę człowiek kontra rzeczywistość, kontra inny człowiek, kontra natura, Bóg, praca, prawo, wykształcenie, itd. Kolejne zagadnienie związane z ego, które porusza Watts w swoich tekstach to obawa przed jego zniknięciem, a właściwie lęk przed nieznanym. Wyzbycie się ego jest dla człowieka tak radykalną zmianą, że najczęściej woli ze strachu pozostać w dobrze znanej iluzji. Jej przetrwanie pielęgnowane jest nie tylko przez samego człowieka, ale przede

wszystkim przez społeczeństwo zachodnie. Postawa ta jest tak powszechna, że przeciwstawienie się jej może być pozornie rodzajem szaleństwa i izolacji społecznej. Tymczasem wyzbycie się ego bardzo sprzyja altruistycznym zachowaniom, zwiększa empatię jednostki, a przez to poprawiają się jej kontakty społeczne oraz otwierają się nowe możliwości poznawcze. Watts twierdzi, że uwolnić się od ego można w sposób spontaniczny, czyli bez intencji i chęci uwolnienia, gdyż pragnienie jest rozkazem, który wpędza nas w niepokój i troski. Zatem wyzbycie się ego może nastąpić w formie niespodzianki. Jednak, aby człowiek zaskoczył sam siebie nie może zaplanować wprzód tego zaskoczenia. Ta niemożliwość wyjścia z sytuacji powoduje swoisty paraliż w ludziach, którzy chcą się uwolnić. Watts często odwołuje się do Satori, czyli pojęcia, pochodzącego z japońskiego buddyzmu zen, oznaczającego nagłe uwolnienie się. Polega ono na uświadomieniu sobie, że całość istnienia jest tym samym w tym my jesteśmy tym samym, co reszta rzeczywistości. Znikają wtedy bariery stworzone przez umysł, który postrzega rzeczywistość w postaci odrębnych symboli. Watts, aby ułatwić zrozumienie powołuje się na koany zen (paradoksalne pytania filozoficzne lub opowieści wybijające umysł ze schematów myślenia, w które sam wszedł) o zebrze oraz dłoni. Pierwszy z nich opisuje problem pojmowania zebry jako konia czarnego z białymi


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

5

paskami albo białego z czarnymi, a drugi jest zagadką dźwięku klaśnięcia jednej dłoni. Zgadujący często nie potrafi odnaleźć rozwiązania, co do pierwszego idrugiego, ponieważ nie zauważa, że ze bra jest obydwiema opcjami, a dźwięku klaśnięcia jednej dłoni nie ma. Istotą nauk Wattsa jest przede wszystkim pokazanie, czym jest iluzja ego. Dzięki uświadomieniu sobie tego, co jest iluzją, jesteśmy w stanie się od niej samoistnie uwolnić. W gruncie rzeczy jest to bardzo proste, gdyż nasza prawdziwa natura, ukryta pod iluzją ego, cały czas tam jest. Nie trzeba więc niczego zdobywać, ani osiągać. Uwolnienie następuje przez odpuszczenie. Przytoczone rozważania Alana Wattsa na temat ego odwołują się przede wszystkim do panteizmu buddyjskiego i hinduskiego, których celem jest wyzwolenie i zjednoczenie z całością. Wiele z nich znajduje także odzwierciedlenie w odkryciach fizyki kwantowej. □

Nasza prawdziwa natura, ukryta pod iluzją ego, cały czas tam jest. Nie trzeba więc niczego zdobywać, ani osiągać. Uwolnienie od ego następuje przez odpuszczenie.


6

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Rzeczywistość (przynajmniej ta część którą wychwytują nasze zmysły) jest nieopisywalna. Język karkołomnie próbuje sprostać temu zadaniu, ale nigdy mu się to nie uda. Jest odzwierciedleniem symboli, które są iluzją w naszych głowach, a nie odzwierciedleniem rzeczywistości samej w sobie.

PROPAGANDA Język jest odzwierciedleniem symboli, które są iluzją w naszych głowach, a nie odzwierciedleniem rzeczywistości samej w sobie.

Języka zubaża i wypacza jej prawdziwy obraz. Jest więc nie tylko narzędziem propagandy, ale też propagandą samą w sobie, bo przedstawia rzeczywistość w sposób niewłaściwy jej naturze. Myślimy w języku, myślimy symbolami, myślimy niepełnie. Pełnie możemy tylko odczuwać. Tak więc cokolwiek by się nie napisało zawsze będzie to marnym usymbolizowaniem nieopisywalnego. Słowa są puste. Istotne jest tylko to, co leży za nimi, ale to co leży za nimi każdy z nas odbiera na swój własny sposób.

Żyjemy w świecie własnych iluzji, które nieustannie podsycamy. Propaganda serwowana przez media i świat zewnętrzny jest nader oczywista. Oprócz niej istnieje również nasza, własna, indywidualna propaganda. Działamy wedle schematów wyuczonych w dzieciństwie, w których czujemy się bezpiecznie. Niekoniecznie są one korzystne, ale co z tego, skoro uważamy, że to jedyny właściwy sposób myślenia. Przez to widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć. A przez to, że widzimy tylko to co chcemy, wzmacniamy ten obraz jako jedyny słuszny i zachowujemy się w sposób, który to potwierdza. A potem mówimy, także tak, tak to już jest i kontynuujemy to błędne koło. Wszystko co wypływa z nas w postaci słów i działań jest przefiltrowane i stanowi jakiś rozkład wykładniczy tego, co dzieje się w środku. Zawsze będzie ograniczone, niekompletne i to my wybieramy, co wydostaje się na zewnątrz. Inaczej chyba się nie da, w każdym razie możemy tym manipulować do woli. Posługując się językiem i myśląc językiem, posługujemy się niepełnym obrazem rzeczywistości. Ważne są nasze odczucia tu i teraz, bo to one wolne są od nieścisłości i to one dają nam pełny obraz rzeczywistości. □


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

JAK Współcześni prorocy żywieniowi mają do zaoferowania tyle diet, że nie sposób nawet je zapamiętać. Nie ważne jakie zdrowe i pożyteczne by nie były, każda zalatuje mi wonią zwykłej propagandy. Nawet jeśli opiera się na sprawdzonych doświadczeniach i może przynieść nam niezwykłe korzyści zdrowotne, zawsze zawiera w sobie domieszkę krytyki i święte zakazy, czego nie wolno nam jeść. Ja tego nie lubię, ale co z tego, właśnie też zamierzam przedstawić sposób zdrowego żywienia, z tym że, nie będę mówić ani co macie jeść, ani co jest zdrowe, a co szkodliwe. Zacznijmy więc od najbardziej podstawowej kwestii w owej diecie, czyli od świadomości. I nie mówię tutaj o świadomości takiej, kiedy coś wiesz, ale o takiej kiedy całym sobą to czujesz. Pewnie już nie raz słyszałeś, że cukier jest niezdrowy albo białe pieczywo albo alkohol. Za tym stoją rzesze naukowców, którzy to zbadali, nie raz, czy dwa, ale wielokrotnie. Możesz im nie wierzyć, ale dziury w zębach i kac kolejnego dnia to wystarczające dowody. Mimo to i tak nadal konsumujesz te rzeczy. Dlaczego? Moje osobiste zdanie na ten temat jest takie: świadomość jako wiedza nie wystarcza. Potrzebne są emocje. Dopóki nie czujesz tego całym sobą, najprawdopodobniej nic nie zmienisz. Dlatego też, możesz przeczytać 150

7

ZDROWO SIĘ ŻYWIĆ?

książek o zdrowym żywieniu i nadal obżerać się ciasteczkami. Możesz też wiedzieć dokładnie, co jest zdrowe, a co nie i dlaczego tak jest. A mimo to nie potrafić zastosować tego na dłuższą metę we własnym życiu. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest równie prosta: jesteśmy nieuważni. Brak uwagi względem każdego kęsa, który pakujemy do ust jest sednem sprawy. Odpowiedz sobie na pytanie: Czy zwracasz pełną uwagę na jedzenie, podczas jedzenia? Jeśli tak, to odpowiedz sobie jeszcze na pytanie: Dlaczego i jak często: 1. Czy tylko dlatego i tylko wtedy gdy coś odbiega od normy, pozytywnie lub negatywnie? 2. Czy może przy każdym posiłku, przy każdym kęsie i połknięciu? Rozwiązanie drugiego pytania omijam, bo mam śmiałość mniemać, że nikt nie odpowiedział twierdząco. Z kolei jeśli przy pierwszym pytaniu twoja odpowiedź brzmi tak, to możemy przyjąć, że jednak nie zwracasz uwagi na jedzenie. Czy to dobrze, czy źle? Ani jedno ani drugie. Po prostu nie myślisz o nim, a więc właściwie nie wiesz, co jesz. Nie jest tak, że nie wiesz w ogóle, co masz na talerzu. Znasz wszystkie te produkty. To jest mleko, a to jajka, a tam kawałek szynki, dalej leżą śliwki... Przecież wiesz co to jest, prawda? Czy na pewno?


8

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Powróćmy na chwilę do dzieciństwa. Od chwili narodzin nasze zmysły zalewane są nieustannie bodźcami, od tejże też chwili uczymy się je rozpoznawać i kategoryzować. W naszych głowach stwarzane są symbole reprezentujące daną rzecz czy zjawisko. To jest bardzo przydatny proces. Dzięki niemu jesteśmy w stanie przeżyć w tej rzeczywistości. Z drugiej jednak strony uczymy się postrzegać wszystko w ten sposób i tracimy ogólny obraz tego, co tak naprawdę kryje się za danym symbolem (słowem). Jak często myślimy o mleku, jako o wydzielinie z krowiego wymiona, o jajku, jako o niezapłodnionym kurzym zarodku, o szynce, jako o martwym uwędzonym kawałku zadka innej istoty, a o śliwkach, jako o kosmicznych zarodkach, których otoczki pożeramy, a z których wnętrzności mogą wyrosnąć kiedyś drzewa? Im więcej czystej uwagi będziesz poświęcał jedzeniu, tym więcej takich oczywistości będziesz widział, tym łatwiej będzie ci ocenić, co jest zdrowe, a co nie i tym częściej będziesz zadawał sobie pytanie, dlaczego właściwie pakujesz sobie tę biomasę do ust.

W pewnym sensie wzbudza to we mnie dreszcz obrzydzenia, względem samej czynności, ale też mojej pozycji w tym świecie. Bez tego nie przetrwam zbyt długo. Nagle czuje, że skoro muszę to robić, to sens ma jedynie jedzenie czegoś co niewątpliwie przyniesie mi zdrowie i energię, a przy okazji nie skrzywdzi środowiska, dzięki któremu w ogóle istnieję. Niby to takie proste, ale widzę, że inni nie zdają sobie z tego sprawy i nawet jak im powiem, to nie zrozumieją dopóki sami tego nie odczują. Nie dochodzę do żadnych mądrych wniosków, ale zaczynam widzieć korelację między wszystkim. Potem uświadamiam sobie, że to pierwszy raz, kiedy myślę w ten sposób. Wcześniej jedzenie miało mi smakować i zapchać mi kichę. To tylko przykład wniosków. Nie sposób ich tu wszystkich wypisać. Bo i po co? Chce tylko uzmysłowić Wam, że świadomy sposób konsumpcji może prowadzić do zmiany postrzegania, a w efekcie do zmiany zachowania. Wystarczy, że przy każdym posiłku zaoferujesz chwilę czystej uwagi sobie i jedzeniu, które niedługo potem staje się częścią Ciebie lub ląduje w klozecie. Jeśli wczujesz się w smak, a przy okazji wyobrazisz sobie jaką drogę przeszło to jedzenie, by zna-

Wystarczy, że przy każdym posiłku zaoferujesz chwilę czystej uwagi sobie i jedzeniu, które niedługo potem staje się częścią Ciebie lub ląduje w klozecie. Czym w ogóle jest czysta uwaga? To moment gdy przestajemy myśleć i koncentrujemy się na naszych zmysłach i na odczuwaniu. Nie jest to jednak tak proste, dlatego ja stosuję taką grę.Kiedy jem staram sobie wyobrazić, że pojawiam się w tym świecie i w tej rzeczywistości właśnie teraz i to jest moje pierwsze doświadczenie z jedzeniem. I nagle zaczynam odczuwać rzeczy, które wcześniej zupełnie uchodziły mojej uwadze. Widzę siebie jako istotę, która żeby przetrwać musi pożreć inne istoty, albo jakieś ich wytwory, wydzieliny, bulwy, korzenie, zarodki albo otoczki zarodków.

leźć się w twojej nienasyconej gardzieli, zapewniam Cię, że życie już nigdy nie będzie takie samo (zresztą nawet jakbyś tego nie zrobił, to i tak nie będzie dłużej takie samo). Rób tak przynajmniej przez miesiąc. A wszelkie późniejsze zmiany mają szanse nastąpić same, bez większego wysiłku. Lodówka i półki wypełnią się jedzeniem, powszechnie uznanym za zdrowe, zniknie wszystko, co be i niedobre, schudniesz, będziesz czuł się lepiej, wizyty u lekarzy staną się rzadkością, choć nie oznacza to, że na nic nie zachorujesz, bo przecież i tak w końcu któregoś dnia umrzesz. □


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

K RZ Y K M O D Y

9


10

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

W tym sezonie na damskich wybiegach królują dresy z wysokim stanem. Niezbędnym elementem każdej kreacji są stare skiery, koniecznie zaciągnięte za kostkę. Szyku możemy dodać, uzupełniając stylizację plastikowym mieczem świetlnym, koniecznie w kolorze ostrego różu.

Jesteś mężczyzną i chcesz ubierać się zgodnie z najnowszymi trendami? Nic prostszego! Wystarczy, że włożysz za gumkę od majtasów klej montażowy. To prawdziwe haute couture tego sezonu. Na głowie najlepiej nosić kosz wędkarski na duże szczupaki. Lekko wypięty brzuszek nada twojej sylwetce kultowej elegancji.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

11

TRAGICZNE HISTORIE

Proszę bardzo, oto historia człowieka tragicznego. Niech nas nie przeraża zbytnia szczerość, z jaką bohater nasz zostanie opisany, ale prawda jest najważniejsza. Człek ten nosił godność swoją z należytą dumą. Zwał się Yonder Zyonder i nigdy mu przez myśl nie przeszło, że imię to i nazwisko nie są zbyt przyzwoite. Jeden człon odziedziczył po przodkach, drugi nadano mu z premedytacją, z wstrętnej przekory. Parszywe to imię i nazwisko towarzyszyło mu, od kiedy pojawił się na świecie. I wcale nie mam na myśli narodzin. Bo będąc już w matczynym łonie, ojciec przykładał swą wielką łapę do dyniowatego brzucha i szeptał cicho: Yonderku. Już wtedy to imię wszyło się gdzieś głęboko w jego głowę i przez resztę życia dźwięczało dumnie w jego uszach. Lata dziecięce minęły mu pod znakiem niepewności, bowiem wśród swoich kompanów ochrzczony został Jajem. Jajo przyrosło do niego niczym wielka, odstająca brodawka. I chodź codziennie je słyszał, tak jak widzi się to okropne znamię na twarzy w lustrze lub zezuje na czubek nosa, z czasem przywykł i zupełnie przestał zwracać na nie uwagę. Jajo straciło swoją jajowatość i stało się puste, jak puste są imiona. Wiek dorastania upłynął burzliwie. Wtedy pojawiły się pierwsze pryszcze, a pod nosem uformował się dziewiczy zagon,

na którym później wzrastać miały ciemne wąsiska. Kości rozrosły się, naciągając na siebie nienadążające za nimi mięśnie, przez co Yonder optycznie schudł i stał się patykowato modliszkowaty. W tamtym czasie twarz jego była jeszcze chłopięca, nie za brzydka, ale żadna młoda krasnolica nie śmiała utopić w nim spojrzenia, bowiem imię jego brzmiało Yonder Zyonder i nawet te, które przez chwilę kochały się w nim skrycie, gdy tylko dowiadywały się jak się nazywa, zapominały o nim, tak jak wymazuje się z pamięci wstydliwe wspomnienia. W ciągu lat szkolnych nasz bohater zdobył kilka przyjaźni. Byli tam również i tacy, co charakter mieli dominujący i przywódczy i Yonder wkradłszy się w ich łaski, otoczony był walecznym murem, tak że nikt na głos nie śmiał śmiać się z jego imienia. Przeto bohater nasz wyrósł w przekonaniu, że godność jego nie jest wcale powodem do wstydu i używał jej z należytą rodowemu nazwisku dumą. Sprawy jednak pokomplikowały się, gdy Yonder wkroczył w wiek tak zwany młodzieńczy. Na progu dorosłości miotał się zagubiony, bowiem czaszka jego rozrastała się powoli wszerz i chłopięcy, niewinny wyraz twarzy znikł zupełnie. Lico zaczynało przyozdabiać się w pierwsze oznaki szpetoty, które odstraszały nieświadome jeszcze nazwiska, amantki. Ponieważ Yonder nie był zbyt bystry, a zmysł obserwacji nie ukształtował się w nim jeszcze wystarczająco, wierzył opiniom swoich przyjaciół, którzy twierdzili, że jego niepowodzenia wynikają z fizjonomii, bynajmniej nie z nazwiska. Temat ten po części był tabu. Bowiem wszyscy głęboko mu współczuli. Ale współczuli mu tak mocno, że żaden nie potrafił mu szczerze powiedzieć, że choć kobieta potrafi żyć z odrażająco brzydkim potworem, to żadna nie chciałaby żyć z czło-


12

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

wiekiem, który zwie się Yonder Zyonder. Dopiero gdy stuknęła mu trzydziestka, samotny Yonder począł rozmyślać nad swoim życiem. Stało się to za sprawą jednego z przyjaciół, który odważył się w końcu powiedzieć na głos, że problem nie tkwi bynajmniej w samej szkaradnej paszczęce, ale w jego ukochanym nazwisku. I choć argument ten Yonder miętosił długo w swojej głowie wywijając go na każda stronę, zawsze napływał mu obraz własnej matki, pani Zyondrowej, uosobienie cnót i dobroci, kobiety, która godność męża nosiła dumniej niż on sam. Widząc ją w blasku mężowskiego nazwiska, nie rozumiał czego miałaby wstydzić się kobieta, która przypadkiem rozkochałaby się w jego obrzydłej jadaczce i nudnej osobowości. Yonder wtedy przestał wątpić i jak w czasach młodzieńczych zrzucił wszystko na karb wyglądu i charakteru. A potem umarł. □

Pewnego razu przyszło na świat najbrzydsze dziecko, jakie natura kiedykolwiek zrodziła. Miało długie uszy, twarz nieprzeciętną, ogon ohydny, postrzępiony. Kły od razu mu się połamały. Generalnie było do niczego. Niby niektórych litość chwytała za serca, gdy widzieli tego potwora, ale szybko zamieniała się w dobrze znane obrzydzenie. Stworzenie to żyło samotnie, mając za przyjaciół jedynie miękkie chmury na niebie, które niestety w upalne dni znikały, pozostawiając stworzenie w jeszcze gorszym rozedrganiu. Bo brzydka ta istota lubiła się dygotać. Mogła spędzać całe dnie przemieszczając swój odwłok, a to w jedną stronę, a to w drugą.

Rzekłby kto, że robiła to nieustannie, ale nie bądźmy zbyt krytyczni, wystarczy powiedzieć, że często. I tak trzęsąc swoim paskudnym odwłokiem przemierzała świat, samotnie i odważnie, głucha na jęki wystraszonych ludzi, ślepa na swoje odbicia w tafli wody. Jakiś wschodni mędrzec powiedziałby, że nieświadomie. I tak pewnego dnia jej ohydna jak zgniłe jajo egzystencja miała przejść metamorfozę. A wydarzyło się to tak. Z niewiadomych nikomu przyczyn długie uszy, które (nie ukrywajmy tego) jedynie szpeciły i tak ohydne już lice, zniknęły. A na ich miejscu wyrosły małe, śliczne uszątka. Ni stąd ni zowąd (tak to się mówi, ale tak naprawdę to po pojawieniu się uszątek) gdzieś głęboko w istocie zabrzmiało coś. Dźwięk był czysty i cudownie rozedrgany, jakby tysiące motyli wzbiło się w powietrze i zatrzepotało skrzydłami. W zasadzie był to odgos wydmuchiwanego nosa. Ale na paskudnym licu nagle pojawiło się coś na kształt drgnięcia. Bo o ile istota nieustannie machała odwłokiem, to twarz do tej pory miała niewzruszoną jak skała. A spod tego drgnięcia wypełzło coś na zewnątrz istoty, coś co do tej pory było tylko jej i pozostawało w środku, w jakimś zgniłym zakątku tego szpetnego ciałka. Minęło trochę czasu zanim uszątka przyzwyczaiły się do wszystkich, dobrze nam już znanych dźwięków tego świata. I wtedy, niestety gdy już uszątka złowiły wystarczająco dużo, zaczęło coś wypływać z mięsistego ujścia zupełnie niedaleko uszątek. Co to było? Nikt nie wie. Ale było bardzo głośne i napawało wszystkich jeszcze większą odrazą. Potem zaczęło się to formować w jakieś niepojęte kształty i zaczęło się powtarzać, powtarzać i powtarzać. Już nigdy nie dało się tego uciszyć. Rozedrgało się to do tego stopnia, że samo zapomniało, że niegdyś zupełnie nie drgało. Potem odrosły też kły. Najpierw istota tylko sprawdzała, do czego mogą się przydać. Gdzieżby tu je wbić, co mogłoby rozpruć, rozszarpać, rozżuć. Ale w końcu się jej to znudziło i zaczęła używać ich naprawdę. Kłapały zębiska, śmiały się pusto, najpuściej


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

jak się dało i szarpały, co tylko pod pysk podlazło. Żeby zatrzymać, żeby mieć, moje, moje, moje!!! Więcej, więcej, więcej!!! Długi jęzor mielił pomiędzy zębiskami wszystko, co istota zagarniała do swojego wnętrza. Nigdy jej nie było mało. Zawsze bystre oczyska upatrzyły coś jeszcze. A im mniej mieli inni, tym istocie było lepiej. Urosły jej pazury do rozszarpywania wszystkiego, co tylko się nawinęło pod łapska. I w końcu okazało się, że już więcej nie może pomieścić. Ogon, brzydki zresztą od początku, napuchł i wzdął się, zaczął powoli odpadać.

13

Widząc to istota zaryczała wściekle, aż jęzor zatrząsł jej się w pysku. Że niby, jakim prawem? I choć można by długo pisać o tym, co to się działo, gdy ogon odpadał, efekt był taki, że ogon w końcu cały zgnił i nic z niego nie zostało. Widząc to istota skuliła się i podwinęła pazury. Po pysku potoczyły się perliste łzy. Istota załkała. A potem wydała z siebie długi i ostry jak brzytwa jęk. I zamilkła tak na dobre. Co się potem z nią działo, to tylko ona wie. Podobno kły stępiały, pazury odpadły, tylko uszątka łagodnie stroszyły się, co jakiś czas. A z czasem jej brzydki pysk nawet wyładniał. □

WIELKI BEŁKOT SPISANY KLAWIATURĄ QWERTY przez H.S. Sapiens w roku 2016 według ówczesnej mody liczenia czasu, tymczasem według fizyków rok jest już ponad 13,7 miliardowy miejsce akcji: pokój i ogród występują: Homo sapiens, szynszyle Bonzo i Gonzo, czasami koty Mam zaszczyt przedstawić zlepek dziwnych myśli pozornie niezwiązanych ze sobą, które po cierpliwej lekturze zaczną układać się w jedną całość, albo i nie. Trudno. A teraz czytajcie i męczcie się, żeby coś z tego zrozumieć.

Bełt. Łazi po pokoju i podjada orzeszki. Czai się przy klatce Bonza i Gonza. To dinozaury upierzone futrem szynszylim. Oczy mają jaszczurkowate, choć rzadko da się to zobaczyć. W ich duszy wirują kwazary zasysane w środku przez czarne dziury. Niewyobrażalny chaos. 10 dni temu był dzień, który wydarzał się 10 dni temu. A dzisiaj jest dzień, który za 10 dni będzie się wydarzał 10 dni temu. Je i je, jakby nigdy nie miało przestać. Górne odnóża przebierają zwinnie, pakując do paszczy kolejne kawałki materii. Skończyło i wytarło ręce w swój podkoszulek. Gatunek Homo sapiens sapiens. Zasady gry są takie same. Powtarzaj to, co zostało już powtórzone. Gdzieś pomiędzy tym wykluje się trochę zgniłej prawdy. Ale będzie pachniało zbyt otrzeźwiająco i nikt nie będzie chciał wąchać.


14

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Zabijmy wszystkie nicienie przewodów mózgowych. Okażmy im zero litości. Jedynie błyszczący sztylet samokatapultacji. Za oknem zachodzi słońce, horyzont przecinają czarne, krzywe gałęzie i ściana garaży. Nad tym trochę niebiesko pomarańczowego nieba pojawia się na krótką chwilę. Gdzie są buty, w których chodzio się, gdy się miało 3 lata? Co się z nimi stało? Czy jeszcze istnieją? Dlaczego nie mogę ich więcej zobaczyć we własnej głowie? Czy moja świadomość potrafi rozszerzyć się tak daleko, jak sięga? Gdzie się ona kończy? Czy kiedyś urosły gdzieś identyczne kartofle? Jaki sens mają słowa, oprócz tego, jaki mają w mojej głowie? Pomarańcz za oknem zniknął z nieba. Rozlewa się gęsta piana rozczapierzenia cząstek elementarnych. Głęboko w nich tkwi stare jak żółw jajo. Jajo. jajo. Jaja. Ja. Czy nocowaliście kiedyś sami w lesie? A może towarzyszyły wam drzewa i zwierzęta? Radośnie przywitaliście poranek głośnym jękiem, który umknął z czeluści gardła wprost w rozedrgane cząsteczki powietrza. Przyjemnie było poczuć zapach lasu i wilgoć namokniętych od rosy ubrań. A potem wstać i wrócić tam skąd się przyszło. Niektórzy z nas mają lepiej, że o tym nie myślą. Wtedy nawet nie wiedzą, że po prostu nie istnieją. A to, co kieruje nimi to nieustająca, zmieniająca się przemianochaosowica. Produkuje się potwory z niemowląt. Ale kto się nad tym zastanawia? Skoro wszyscy są berbeciami o miękkich stópkach i wiecznie niedorozwiniętym mózgowiu. Potem zakłada się dziwne skafandry ubraniowe na swoje gładkie ciała i przechadza się tam i z powrotem, do piaskownicy, do domu, do piaskownicy, do

domu, do szkoły, do domu, do szkoły, do pracy, do domu, do pracy, do domu, do sklepu, do domu, do toalety, do przedpokoju, w te i we te, a czasem nawet gdzieś indziej i prawie zawsze udając kogoś, kim się nie jest. Zabawne to przedstawienie. Cyrk. I codziennie myje się zęby. I pije się wódkę. A przecież to takie obrzydliwe ścierwo, które wywala flaki na drugą stronę. Tyle osób, bez litości dla siebie, wlewa w swoje wnętrzności to skondensowane płynne rypadło. A na dodatek gabaryty niektórych osobników mocno odstają od norm, jakie powinni zajmować w przestrzeni. Nie dość, że i tak zmuszeni jesteśmy zajmować własnymi ciałami przestrzeń, to jeszcze niektórzy celowo zwiększają swoją masę i zabierają tym sposobem jej jeszcze więcej. A pomyśleć, że właśnie w tej przestrzeni mogłoby się odbyć coś ciekawszego, niż marna egzystencja spoconego zwału tłuszczu. Na zlewie stoi słoik po flakach. Pusty. Skąd się tam wziął? Ja nie jem flaków. Kto nazwał posiłek flaki, skoro inne zwierzęce jadło określane jest jakimś nazwami nieprzypominającymi nam o jego cielistym pochodzeniu? Dać mu medal wysadzany szmaragdami w kształcie żołądków i z zatopionym w bursztynie kawałkiem kopyta! Proszę, proszę oto wszystko, co mam do napisania. W tej bezdusznej i ciasnej, jak łono podczas porodu, chwili może powstać tyle bełkotliwych słów. A wszystkie one zupełnie bez znacznie, zupełnie bez sensu. Tylko głowa coś sobie z tego wyekstrahuje, wygrzebie, przefiltruje i zaplącze do tego stopnia, że będzie myślała, że coś wie. Skąd pochodzi bezkresny stan nieskończoności? A może po prostu tego wszystkiego nie ma, w taki sposób w jaki nam się wydaje, że jest? Gdzie jest początek i gdzie koniec, skoro


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

wszystko dąży do nieskończoności? Przecież wszędzie są tylko powtarzające się fraktale. Tylko Bonzo zdaje się być doskonałym tworem stopionej na jakiś czas materii. Gdzie podziały się podziały, kiedy okazuje się, że wszystko jest tym samym? Zbonzowiałym stanem odpoczynku w klatce przeznaczenia. Bonzo uciekaj z tej rzeczywistości póki jeszcze możesz. Póki nóg twych nie zmorzyła starość, a mózgu nadęta jak balon przejrzałość. Póki nie gnijesz od środka i nie udajesz, że wcale tak nie jest. Uciekaj w dal kwazarowych burz, które miotają cię w środku, a znajdziesz w nich spokojną oazę chaosu, wybudujesz tam szałas i do końca swych dni będziesz zajadał się pestkami dyni, które tak bardzo uwielbiasz i nic więcej nie będzie ci potrzebne, żeby żyć tak, jak żyć się powinno. Gonzo, pyszałku rodzynkowy. Żurawina nie jest twoim spełnieniem. Tylko cię uzależnia. Myślisz, że jedna dziennie to nic. Ale dobrze wiesz co się dzieje, gdy jej nie dostajesz. Bierz przykład z Bonza. On gardzi słodkimi przekąskami. Na ile kawałków da się podzielić kawałek, ile razy go pomnożyć? Matematyka. Kaszanka rzeczywistości. Zmielone truchło wepchnięte we własny flak. Gonzo przemów do mnie. Przemów moim językiem. Powiedz, chociaż jedno słowo. Jedno! Obsypię cię rodzynkami, żurawiną i innymi łakociami. Zbuduje tron z ziaren słonecznika, byś mógł go zeżreć swoimi ostrymi jak szable zębami. Miej litość! Dlaczego ja kościsto mięsna istota o długich kończynach i gładkiej skórze należę do zwierząt analizujących? Prymitywne formy życia prowadzą taki niezawiły żywot. A im dalej ewolucja pnie się do góry, tym coraz bardziej jest to wszystko zajajonowane, coraz większa rozpiętość form i coraz to większe narażenie na analizę. Stracone moje miejsce w tym świecie pełnym bezdusznych, plastikowych opakowań. Dzisiejszy dzień pachnie starą oponą. Mieszkam w kamienicy obok cmentarza. W około mnóstwo kotów. Przychodzą na żarcie i odchodzą. Czasami leżą na parapecie, mrużąc swoje wielkie, bezdenne, wyfraktalone do środka oczy. Niczego nie mówią. Z ich ust nie wydobywa się żaden bełkot. Czy przed urodzeniem ktoś wybierał, by być sobą? Czy Bonzo wybrał bycie Bonzem, a Gonzo Gonzem? Skąd pochodzą moje myśli? Czy to naprawdę tylko bełkot mojego mózgowia, a może, może coś więcej? O tak, człowiek chce żeby to było coś więcej. Naprawdę, żeby to nie była znowu nieskończona nieskończoność nieskończoności. Ale coś trwałego.

15


16

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Ej każda myśl jest nietrwała, przychodzi i znika. Nie szukaj tego w umyśle. Gonzo czy smakuje ci jedzenie, które ci daje? Nigdy nie zjadasz całego. Tak mi was czasami żal, że codziennie, jak się wybiegacie, zamykam was w klatce. Wszystko przeze mnie przelatuje jak przez sito. Pudełka po pizzy nadal leżą na podłodze, a ja czuję się jak prawdziwy kosmita, prawdziwy mieszkaniec kosmosu. Tęskno mi do lasów, do łąk zielonych, upstrzonych kwieciem pospolitym i trawą soczystą. Tęskno mi do wód zielonych, głębokich i tych przezroczystych, co na płyciznach pluskają, obijając się o kamyczki. Tęskno mi do śpiewu ptaków i szelestu liści, do wiatru szemrzącego i ciepłych promieni słońca, do grzebania patykiem w ziemi i wpatrywania się w błękit nieba. Gdzie nie spojrzę leżą sztuczne przedmioty i tak jest ich dużo, że nie mogę na nie spoglądać więcej. Nawet to, co normalne uwięzione jest w doniczce albo w lodówce. Pociesza mnie tylko widok ziaren słonecznika. Czuje, że muszę się stąd wyrwać. Z pęt tego, co dotychczas stanowiło o moim życiu. Tylko jak? Może wystarczyłby spacer w cieniu drzew, aby na chwilę się tym nasycić, upoić świerkowym zapachem i zapomnieć o mizernym życiu, jakie się prowadzi? Chce mieszkać w lesie, wśród drzew i mchów zielonych. Niech i mnie obrastają. Niech poszycie i runo leśne okryje moją skórę, a w żyłach niech popłynie strumień srebrzysty. Pośród tego postaram się rozpaść tak doszczętnie, aby nic już ze mnie nie zostało, tak by całe ja zniknęło. Rozpaść się, oto czego pragnę dzisiejszego wieczora, siedząc na skórzanym fotelu w czeluściach starej kamienicy. Moi przyjaciele zza okna trzęsą upiornie gałęziami na tle granatowego nieba. Są wolni. Tak mi się wydaje...


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

17

Zastanawiacie się czasem na jakim cmentarzu was pochowają? Czy to nie okropne, że chowa się wszystkich w tej samej ziemi tuż obok siebie? Dlaczego by nie spalić wszystkich i rozrzucać prochy tam gdzie żyli, za domem, pod blokiem, pod budką z piwem? Obok mnie znajdują się stopy. Nie są moje, ale są duże. I mają duże palce, które napawają mnie dreszczem przerażenia. Dlaczego mamy palce u stóp? Do czego, oprócz dreptania, służą te mięsiste wyrostki o rozczapierzającej się naturze? Gładka pięta obok nich spoczywa niczym na tronie. Leniwa i o zgoła odmiennym charakterze. Martwię się o Bonzo. Co jeśli zęby wrastają mu do tyłu w oczy? Och! Jak kusi mnie opisywanie tych stóp! Są takie ożylone na niebiesko, jak rozlane strugi wyblakłego atramentu spływający po równi pochyłej i takie nabrzmiałe są te żyliska. Gdzieniegdzie wyrasta włos zakręcony jak świderek, a dalej skóra błyszczy złotą poświatą żyrandola. Doskonały do kontemplacji fragment rzeczywistości. Poniedziałek, przywitany o północy z myślą, że nadal jeszcze jest niedziela. Stado kormoranów trzepocze skrzydłami, roztrząsając powietrze gdzieś nad głowami starych wieśniaków, a ja siedzę na materacu i stukam w klawiaturę. Wyskakują literki i układają się niezdarnie w słowa tak bezsensowne, że nie wiem czy nadal jestem człowiekiem, czy już jestem zwyczajnym ziemniakiem. Tylko postęp da nam szczęście, postęp rozwiąże wszystkie problemy, chwalmy postęp, rozwijajmy postęp, bez postępu bylibyśmy nikim, bez postępu nie dałoby się żyć, brak postępu to śmierć! Postęp to jedyna słuszna religia. Czy zdajemy sobie z tego sprawę? Jesteśmy doskonałym trybikiem - zniewolonym i zaślepionym! Postęp naukowy, postęp technologiczny, to jest to! Czy wierzysz w coś jeszcze? A może wierzysz w prawdę? Prawda już przeszła okres swojej chwały. Masz ją przed oczyma, jesteś nią. Jakież to nudne. Ważniejszy jest nowy toster, sokowirówka! Bez nich byłbyś niczym! Tylko one sprawią, że twoje życie nabierze głębokiego sensu! A wiesz, co czeka cię dalej, jaką niespodziankę niesie magiczna przyszłość? Potem ku radości wszystkich pojawi się nowsza wersja tostera i sokowirówki, ulepszona, udoskonalona, i to tylko po to, żeby twoje życie było jeszcze pełniejsze, piękniejsze, wspanialsze, a ty mógłbyś się szczerze cieszyć kawałkiem plastiku! Czyż nie udajesz się przynajmniej raz w tygodniu do świątyń naszej religii, by tam złożyć w ofierze kilka banknotów, a w zamian dostać objawione w plastiku i folii najnowsze urzeczywistnienie postępu? Czy nie jest to cudowne? Czy twoje życie nie jest po brzegi wypełnione jego wspaniałościami? Czy nie uwielbiasz przystrajać się, obsypywać się kolejnymi zbytkami? Czy na co dzień nie pracujesz tak, by religia nasza rozkwitała?


18

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Jak nieznośne jest to całe przetwarzanie bodźców. Jak okropnie kłuje mózgowie. Marzę o byciu małą cząstką. Neutrinem. Albo po prostu wydaje mi się, że po zmniejszeniu do rozmiarów i tak ulotnego kształtu byłoby mi najlepiej. Ale skąd ja mam wiedzieć jakby to było być neutrinem? Wcale tego nie wiem i niebezpiecznie jest o tym marzyć. Może po prostu pragnę uwolnić się z okowów ograniczonego umysłu. Wabi mnie zapach wolności unoszący się gdzieś w około mojego prawego nozdrza i czuje go, a jednocześnie nie wiem, jak się oswobodzić z własnych więzów. A może wiem, może wiem, tylko to takie żmudne zajęcie, tyle trzeba poświecić temu czasu. Może na tym właśnie polega życie? Od rana pada deszcz. Chlupocze w rynnach i wbija się w wyziębłą ziemię. W powietrzu czuć, że zima minęła. Unosi się ten specyficzny zapach i coś nieuchwytnego, eterycznego. Jakby cały świat ci mówił, że coś się w nim zmienia. Usiłowaliście wyobrazić sobie kiedyś w pełni wymiar, jakim jest czas? Płaszczaki będące wyimaginowanymi tworami, żyjącymi w dwuwymiarze, widzą na przykład człowieka, jako przekrój. Najpierw widzą okrągłą plamę, która jest czubkiem nosa, a potem coraz większy, płaski obraz, przekrój kolejnej części twarzoczaszki, niżej pojawiają się plamy okrągłe, będące piersiami, itd. I nie są w stanie dostrzec, że człowiek stanowi w trójwymiarze jakąś całość, pełność formy. A jak to się przełoży na kolejny wymiar, to podobnie jak płaszczaki poruszamy się tyle, że to, co widzimy, jako nieustająco płynący czas jest tylko przekrojem przez pewną całość. Jak ona wygląda? Cała Polska pachnie wiosną. Choć nic, co usnęło jesienią, jeszcze nie zbudziło się do życia. Nagie konary leniwie wyginają się na wietrze, łapiąc słoneczne ciepło. Pomiędzy nimi skaczą wesoło wróbelki. Okrągłe, malutkie i urocze skrzydlate grubaski. Wznoszą się ku niebo i opadają w dół. Czas płynie, niebo różowieje,

horyzont rozpływa się pomarańczem, żółcią i fioletem, ulice błyszczą od samochodowych reflektorów. Powoli ogarnia mnie granatowa ciemność nocy, wypierana migoczącymi ogromem sztucznych świateł i lamp. Budynki przyodziane w swój wieczorowy, lśniący strój prowadzą mnie nie wiadomo gdzie. Co czujecie jak chodzicie po swoim mieście? Ja nic w nim nie czuję. Dlaczego? Czy to przyzwyczajenie, czy ono po prostu takie jest? Zbyt codzienne, zbyt dobrze znane, zbyt tutejsze, zbyt własne? Zaułki nie wieją przyjemną melancholią, tylko gnuśnym smrodem rozpadających się budynków. Środa, dzień bliższy do śmierci niż wtorek. Władam swoim życiem niczym stary bawół łąką, na której się pasie. Ile mogę zrobić ja, a ile po prostu się dzieje? Czy nie jest to nazbyt niebezpieczne i nużące? Takie życie, kiedy wszystko możesz, ale niewiele z tego robisz. Gdy jedyne, co stoi na przeszkodzie to upiorne nic.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Nastał wieczór, ciemny i ponury, choć w powietrzu unosi się to dziwaczne coś, co znam od dawna. Co to jest? Jest takie przyjemne, takie poukładane, takie sensowne, takie bezczasowe. Tylko, że nie wiem, co to jest. Nie mieści się w słowa. Jak to opisać? Czy ktoś inny oprócz mnie też to czuje? Przypomina mi to wiosnę, jakby wszystko budziło się i ponownie wracało na swoje miejsce. Lecz wiosna pachnie inaczej, ma swój zapach lekki i niepowtarzalny. A to po prostu jest. Jest wszędzie, w powietrzu, we mnie, w Bonzie i w Gonzie, we wszystkim, nawet w słoiku po flakach. Strumienie gładzą góry. Limby niskie łapią wiatr. Czesze miękkie ich igliwie. W górze wschodzi księżyc srebrzysty.

19

Mija czas. Mija czas. Mija czas. Pamiętam zieleń stoków Tatr i słońca gorejący promień, który zgniatał spocone plecy wędrowca. Wiatr na szczycie i mrowienie nóg wyjętych z ciasnych butów. Kozice. Połamane konary i wielkie głazy. Jak dobrze było się tam zmęczyć. Czy ktoś mi uwierzy, że na szczycie góry leżał banan? Dzień później zniknęła mi nektarynka. Czy wam też wiatr kojarzy się z wolnością? Czy to nie dlatego, że jest siłą i żywiołem? Stanem skupienia materii, najmniej ściśniętym, najlżejszym? Bardziej wolnym niż woda czy ziemia, które uwięzione są w swojej naturze. A nad tym… nad tym ogień, anihilacja, pożoga!


20

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Czasami patrzę się w płomień i pytam się, czym on naprawdę jest. I jedyna odpowiedź, jaką mi daje to, to że dalej płonie. Gryzę swój własny paznokieć. Po co? Po co to robię? Co jest więcej do zrozumienia niż to, że taplasz się w rzeczywistości, wśród tych wszystkich bodźców z zewnątrz, które ktoś stworzył lub same się stworzyły, wśród tych słów, które nie mają początku ani końca. Siedzisz w tym wszystkim, ale gdzie się to właściwie dzieje? W głowie, w polu świadomości? Czym ono jest? Czy myśleliście kiedyś nad tym, że na szczycie wszystkiego musi być jakaś metoda, według której wszystko powstaje, takie DNA kosmosu i że to chyba jest to, co próbujemy zrozumieć? Nauka próbuje zrozumieć metodę, przez którą stwarzany jest ten świat. Czy nie dziwne, że metoda ta stworzyła nas ludzi, istoty które działają według tej metody i na jej prawach i jednocześnie chcąc ją rozwikłać? Metoda stwarza coś, co ją rozwikłuje. Po co? Czymże są nasze gówniane troski w porównaniu do faktu istnienia. Czy właśnie to nie powinno zajmować nas najbardziej - sam fakt, że to wszystko się dzieje? Czy to nie jest dziwne? Inne rzeczy są jakby tylko nieistotnym nawarstwieniem nad tą pierwotną dziwnością. Czuje się najnormalniej na świecie. Jak zwykły człowiek, który żyje. Czy mogę chcieć czegoś więcej, skoro jestem nim? Czego ja tak właściwie chce? Co w tym mętliku informacji jest tą jedyną, do której zdąża całe moje jestestwo? Wszystko zaczyna się gdzie? Skąd się bierze moja myśl? I ten czas, czemu on tak leci szybko? Każda sekunda znika i znika. Wielkie nieba! Zniknęła cała minuta! I jestem coraz bliżej śmierci. Czas upływa nieubłaganie. Jestem coraz bliżej końca bycia człowiekiem. Trzeba coś robić, coś, co pozwala wydalać na zewnątrz to osobliwe jestestwo, jakiego się doświadcza. Tylko wydalanie na zewnątrz tego, co ma się w środku jest sensowne. EKSPRESJA. Dziś dzień kota. Rzucam im na żer śmietanę. Patrzę na nie. Zazdroszczę im kociego umysłu, chociaż nie wiem, jaki on jest. Gul, gul, przechyla się butelka w ręce mej dzierżona.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

21

Wlewa w me wnętrzności truciznę zwaną alkoholem. Barwa złota, smak gorzki, chmielowy. Jeszcze nie zaczęło działać. Ciało filtruje zgubne substancje. A ja myślę, że pije to dlatego, że jest zimne, ma bąbelki i jest w smukłej butelce. Sama czynność picia piwa jest iście pociągająca. Podobnie jak palenie ma w sobie coś rytualnego. Nie chodzi o ich działanie, ale o samą pozycje ręki względem reszty ciała. Chlup, gul, gul, kolejny łyk zimny jak temperatura lodówki przemknął mym gardłem, pozostawiając palący posmak alkoholowego jadu. Czemuż to czynię? Chyba z przyzwyczajenia. A może to po prostu ułuda przyjemności. Kojarzy mi się z beztroskim czasem upijania się w latach młodzieńczych i rozwydrzonych. Namiastka tamtego stanu, kiedy czuło się, że jest się królem życia. Potem nastał czas, kiedy umysł zorientował się, że wszystko, co czyni wraz z ciałem wywiera wpływ i ma swoje następstwa. Oto gorzki smak dorosłości, który prowadzi swym cierpkim traktem wprost w rozciągnięte u kresu ramiona kostuchy. Oto czas, kiedy w końcu się odkrywa, że się żyje. Jak ryś skradający się w krzakach, tak i alkohol oznajmia swoją obecność w moim mózgu, cicho i niepostrzeżenie, rzucając się swoimi ostrymi kłami i wbijając w miękką tkankę. Dlaczego wielbimy ten narkotyk z takim rozkosznym uwielbieniem? Czy to dlatego, że wszelka kontrola w naszym umyśle puszcza wodze i unosi się na grzbiecie prawdziwej wewnętrznej ekspresji? W tym społeczeństwie pełnym reguł, zasad, konwenansów i moralnych zobowiązań, czyż alkohol nie daje nam ułudnego poczucia wolności? Czy właśnie nie dlatego tak go uwielbiamy? My, społeczeństwo zniewolone. Czy to nie nasze największe utrapienie, które topimy w roztworach etanolu? Ach i czy to nie śmieszne? Bo akurat alkohol paradoksalnie zapewnia nam jeszcze większe zniewolenie. Czas płynie, ja w nim przemijam i zupełnie nic z tym nie robię. Siedzę i marnuję możliwości, jakie oferuje mi bycie w tej rzeczywistości. Przygniata mnie to, że wszystko się dzieje. Teraz. Ja się dzieję. Choć wcale mnie nie ma. Tylko tak mi się wydaje. Połamany konar na środku wzburzonego oceanu, zatapiany i wyrzucany wzwyż przez pieniste fale, zakonserwowany solą morską, z wygładzoną śliską powierzchnią, oto ja w pokoju na fotelu. Na dworze świeci marcowe słońce. Jest ciepło, wieje wiatr i popycha chmury na niebie. Koty nauczyły się miauczeć. Jeden zniknął. Ale pojawiło się kilka nowych.


22

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Widzę spokój w nagich konarach drzew, kołyszących się powoli na wietrze. I oto jestem ja, tutaj, na fotelu, z komputerem na kolanach, ze słuchawkami na uszach, z których sączy się człowiecza muzyka. Nie potrafię z tego zrezygnować, mimo, że wszystko w środku rwie się, by od tego uciec. Co mnie tak trzyma, strach czy wygoda? Cokolwiek to jest, zdążyło zamurować mnie tutaj, wlać mi betonową wylewkę na stopy i zastygnąć. Czasami mam wrażenie, że od dziecka do młodości człowiek uczy się tego, co od młodości do starości ma się oduczyć. Nie wiem tylko czy mnie się to uda i czy zdążę zanim przyjdzie słodka, zgniła śmierć - śmierć niebiesko różowa, porcelanowa jak figurka tandetnej Maryjki, czarna i powykrzywiana jak karawan, wijąca się jak robaki i puchnąca jak rozkładane ciało, śmierć wolna i lekka jak koniec życia, brama nieziemskich tajemnic. Czy nie czujecie tego, że ta rzeczywistość jest iluzją, fraktalową emanacją, hologramem, czymś złudnym? Czym jest to, co widzę? Światłem odbitym od nawarstwień materii? Lecz czym jest światło? Czym jest grawitacja, która ciągnie wszystko w swoim kierunku? Jak to się dzieje, że wszystko się dzieje? Czy to się dzieje, tylko na tym poziomie gdzie ja jestem, a gdzieś indziej to wszystko się nie dzieje, bo już się zdarzyło i ciągle jest? Gdzie ja jestem? Mam to dziwne wrażenie, że nie jestem stąd. Jakby całe to życie było snem, który mi się przydarza, prawdziwym a jednocześnie tylko snem, marą, złudzeniem. Jakby to, czym naprawdę jestem nie było stąd, nie z tej rzeczywistości. Czy jestem jej tłem? Smaruje bułkę masłem, czekam na zielone światło na przejściu dla pieszych, śmieje się ze znajomymi, patrzę na zachód słońca, myje zęby. Wszystko takie

samo, wszystkie nijakie, wszystko wspaniałe, wszystko nudne, wszystko piękne, wszystko przemijające. Czas mija. Jesteśmy tu, a żyjemy w pogoni za uciekającym w przeciwnym kierunku życiem. Szybciej, szybciej. Niech wszystko znika, niech wszystko ucieka i mija. Szybciej, szybciej, byleby tylko pędzić tak szybko, by nie widzieć przemijania. I wszystko tak bardzo na poważnie. Życie i śmierć tak bardzo na poważnie. Dreptało moje ciało dzisiaj leśną ścieżką. Pokryta była wyblakłymi, brunatnymi liśćmi, piętrzącymi się jeden na drugim. Buty moje ściskały je i wgniatały w ziemię. W tą samą, która gdzieniegdzie wyłaniała się zmarznięta i naga. I wśród tego jak samotne wyspy na oceanie zieleniły się kępki wilgotnego mchu. Iskrzyły złotą zielenią w promieniach zachodzącego słońca. Przez chwilę dało się odczuć coś miłego. Jakbyśmy wszyscy byli tym samym, tylko uformowanym w inne kształty. Czym jest światło, które wpada do moich oczu? Tylko nie mówcie mi o fotonach. Ja się pytam, czym to jest? Czym jest to, co jest ukryte pod nazwą? Niebo ma kolor miedzi. Jest wieczór i wszystko rozbłyska tym miedzianym blaskiem, jakby wcale nie było późno i ciemno. To zabawne, że możemy spisywać własne myśli przy użyciu symboli. Szczególnie, że każdy odbierze je inaczej, a ty nie wiesz jak. Możesz coś mówić, ale każdy słyszy, co innego. Choćbyś mówił tylko jedno słowo, na przykład ptak. Doprawdy jak to zrobić, by wyekstrahować myśli z naszych głów i przełożyć je do innych? Da się, czy się nie da? Może nie przy pomocy słów? Tylko, że jak inaczej? Kiedy głowy ludzkie osiągną taki poziom i czy w ogóle kiedykolwiek się to stanie?


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Macie czasami wrażenie, że nasza cywilizacja dąży tylko i wyłącznie do samo degeneracji? Wszyscy to widzą i wszyscy to ignorują. Zadziwiające. Pewne jest to, że dążymy donikąd. I dążymy tak zaciekle, że nie zauważamy, że cały czas jesteśmy u celu. Zdarza się wam siedzieć w parku? Na przykład za plecami wisi hotel dla ptaków. Przede wami piętrzą się obrośnięte roślinnością gruzy i łany przerzedzonych zbóż. W tle kiwają się drzewa. A po bokach powolnie umierają fabryki z czerwonej cegły. Pod nogami spoczywają liście, wyschnięte, brunatne, podgniłe, a pośród nich wyłaniają się perłowo fioletowe skorupy ślimaków. Słońce świeci mocno, ogrzewa twarz i wtapia się w ubrania. Wiatr cicho przemyka wśród wyschniętych badyli i kłosów zboża. Słychać szum aut, syreny ambulansów i krakanie wron. Siedzisz tam i jest ci naprawdę dobrze. Wszystko jest na swoim miejscu. Oddychasz, patrzysz, świat żyje, ludzie śpieszą się, przemieszczając nerwowo w różnych kierunkach, wiatr gładzi konary drzew i wątłe łodygi, słońce praży powoli. Ogarnia cię łagodny spokój, wyrazistość wszechrzeczy. Czujesz, że wszystko jest tym samym tłem, na którym dzieje się cała rzeczywistość. Oto my. Bełkoczące małpy tańczące. Oto w naszych oczach skupia się ten świat, w naszych uszach brzęczy, a na skórze obija. Oto my i on. To. Całkiem niedawno przyśniło mi się, że jestem nietoperzem. Ha, to akurat kłamstwo. Ale kto o tym będzie wiedział oprócz mnie? Tak łatwo tworzy się słowa. Oto ich pułapka. Lecz z sideł jej nie łatwo się wyplątać, gdyż trzeba by przestać ich używać. Kto jest na to gotowy? By zrezygnować z uwielbianej przez nas czynności? Kto gotowy jest przestać myśleć? Nie wracać do tego złożonego i uporządkowanego sposobu ekspresji? Kto? Kto pragnie zamilknąć na wieki i żyć tak po prostu?

23

W końcu na dworze zrobiło się ciepło. Słońce grzeje przyjemnie i tylko w cieniu wiatr dmie podstępnie, przypominając o zimie. Już nie mogę się doczekać, aż zazielenią się drzewa za oknem, zabieleją jabłonie, rozkwitną mlecze, przywlekając ogród żółtym dywanem. Kiedy wszystko w odwiecznym porządku rozwinie się ponownie. Z nasion wyrosną bujnie korzenie, łodygi, liście i owoce. A my chodzić będziemy wśród nich i gadać jak zwykle te same głupoty. Siedzę. Słucham. Szum aut, syrena ambulansu, tramwaj na torach, śpiew ptaków, klikanie myszką, szum lodówki, szum komputera, oddech, przełknięcie śliny. Chcemy odpowiedzi na odwieczne pytania. Jesteśmy nią, ale to zbyt nudne, więc mamimy się iluzją, że ukryta jest gdzieś w tajemnym, niedostępnym miejscu, a my mamy ją znaleźć. Cała ta zabawa na tym polega, że szukasz i szukasz, wszędzie, ale nie wiesz gdzie, ani czego. Aż w końcu stajesz i nagle dostrzegasz, że po prostu nią jesteś i wszystko na około też nią jest, że w gruncie rzeczy żadnej tajemnicy nie ma, wszystko jest pokazane nam jak na dłoni, tylko nikt nie chce patrzeć. Pada deszcz, trawa się zieleni, drzewa kwitną na biało. W ziemi kiełkuje życie, wyrosły krokusy, jasnota i pierwsze mniszki. W ogrodzie piętrzą się stosy poobcinanych gałęzi. Biało czarne brzozy wypuściły jako pierwsze liście i szumią przyjemnie na wietrze. Czasami próbuje sobie wyobrazić, jak to jest umierać. Być w tym momencie, kiedy wiesz, że za chwilę zniknie ludzkie doświadczanie rzeczywistości. Deszcz pada cały dzień. Pisanie, pisanie, pisanie. Właśnie teraz w odległych galaktykach wybuchają supernowe, tworzą się nowe gwiazdy, inne znikają na horyzoncie zdarzeń czarnych dziur, a ja jestem tutaj, na bezpiecznej Ziemi i mój świat dzieje się


24

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

właśnie w tym miejscu. Tu jest jasno, a gdzieś po drugiej stronie planety wszystko otula ciemna noc. Gdzieś dalej zachodzi słońce, gdzieś indziej wschodzi. Gdzieś pada deszcz, gdzieś szaleją burze i sztorm, gdzieś wieje ciepły wiatr, gdzieś żar leje się z nieba i wysysa wilgoć z ziemi, gdzieś wszystko zamarznięte, skostniałe bieli się po horyzont. I wszystko to dzieje się właśnie teraz. Ja nadal sobie siedzę tutaj, ale gdzieś rodzi się życie, gdzieś umiera, gdzieś jest radość, gdzieś smutek, strach, spokój, głód, a gdzieś sytość, gdzieś kłębią się wielkie cywilizacje mrówek, gdzieś człapie ogromny słoń, gdzieś ludzie siedzą przy stole i śmieją się, gdzieś indziej wbijają sobie noże w plecy. I wszystko teraz, teraz, teraz. Gdzieś dzieją się wielkie sukcesy, porażki, romanse, miłości, tragedie, gdzieś rodzi się mądrość, gdzieś zaślepia głupota. Teraz. Zdaje mi się, że cały świat zbudowany przez człowieka wygląda jak skapcaniałe jajo. Tyle się natrudziły pokolenia i nic z tego nie mają. Czy naprawdę nadal mam uważać, że technika to wspaniałe osiągnięcie? Zdawało mi się, że najwyżej jest prawda, wolność i miłość. Z nich rodzi się szczęście. Przecież tego pragniemy. Chociaż tam gdzie jest pragnienie, tam ich nie ma. Są tam, gdzie jest zwyczajne bycie. Obraz tego świata jest tak iluzoryczny. Zmysły jak bramy przepuszczają zarys tego, co tam jest. Widzę i czuję świat, ale czym jest tło dla tej materii? Przecież bez tła, by się tego nie widziało, nie słyszało, nie żyło. Czasami siedzę i obserwuje to, co mówię. Powtarzam, to co zostało powtórzone. Ale dlaczego mówię akurat to, co mówię? Dlaczego nie powiem czegoś innego? A jeśli już wymyślę coś innego, zgoła odwrotnego, to nie powiem, bo wzrasta opór, twardy jak skała. Największą jednak zagwozdkę stanowi dla mnie pytanie, dlaczego lubię, to co lubię? Dlaczego pewne rzeczy mi się podobają, a inne nie? Dlaczego akurat te?

Czy to kwestia zaprogramowania genetycznego, które kształtuje mój mózg, tak by dane formy pobudzały go w bardziej przyjemny sposób, przez co stawały się bardziej uprzywilejowane, chętniej odszukiwane i powtarzane niż inne? Tylko dlaczego akurat jedne tak, a inne nie? Chce odpowiedzi! Czy wy pojmujecie jak to się dzieje, że się dzieje? Mogę sobie siedzieć i roztapiać się w tej rzeczywistości. Stając się nią, tak jak nią jestem. Ale jak to się dzieje, tego nie wiem? Skąd się to wzięło? Ale skoro jest, to nie mogło to mieć żadnego początku, bo musiałoby i nie być, a nie bycie też jest byciem. A może wszystko dzieje się cały czas, wszystko co się zdarzyło i wydarzy, dzieje się teraz. Teraźniejszość kształtuje przeszłość i przyszłość. Z przeszłości wychodzi dobudowując kolejne cegiełki, a przyszłość tworzy poprzez wychodzenie z przeszłości. Czy naprawdę tak to się odbywa? Po co ja myślę w ogóle? Po co odbywa się ten proces? Zalewa on pole świadomości bełkotem. Czy nie łatwiej byłoby być wolnym? Bez zmysłów takich jak mam. Skurczyć się, tak by został tylko jeden bodziec, rozpłynąć się w nim, rozpłynąć się w istnieniu. Niektórzy boją się tego, co będzie jak umrą, ale jakoś nie bali się nigdy tego, co było zanim się urodzili. Dziwne. Siedzę w ogrodzie. Wiatr przemyka wśród traw. Łodygi gną się i trzęsą. Dmuchawce wzlatują w powietrze. Słońce przyjemnie grzeje. Moje ciało i świat na zewnątrz, który wpada przez moje zmysły - tam zawiesza się moja świadomość. Uwaga przeskakuje z miejsca na miejsce. Raz jest swędzeniem palca u stopy, raz chybotliwym źdźbłem trawy, raz myślą, raz odczuciem. A w tym wszystkim jest przestrzeń, która umożliwia by to było. Przestrzeń, zawsze ta sama. A to co w niej jest i przez nią jest, to wszystko to się zmienia nieustannie. Taniec materii w przestrzeni.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Cały wszechświat w całej swojej złożoności jest tak inny, a jednak zupełnie taki sam na poziomie przestrzeni, w której się wydarza. Czy da się to w ogóle opisać używając słów? Słowa to myśli, a to wszystko w myśli się nie mieści. Czy da się w ogóle nakreślić coś nowego przy pomocy słów? Wydaje mi się, że są one takim nieporadnym narzędziem. A poza tym czy myśli = słowa, nie zabierają nam większości czasu? Kiedy w końcu ludzie pojmą, że kolejnym krokiem ludzkości jest wyzbycie się takiej ilości myśli i zastąpienie tego świadomym byciem. Bo cóż doprawdy może być bardziej wartościowego niż bycie? I o ile myśl sama w sobie, pozbawiona treści, jakie określa, ma swoje miejsce w rzeczywistości, to sama treść jest czymś tak nikłym, że nie wiem jak to się dzieje, że nadajemy temu tyle znaczenia. Esencją naszego życia jest bycie, które samo przez się dzieje. To co piszę jest więc niczym więcej jak moja stopą, motylem krążącym nad trawą, promieniami słońca, wiatrem smyrgającym konary drzew. Nic z tego nie jest moje, w egotycznym tego słowa znaczeniu. To po prostu jest. A moje ręce to tylko przekładają w inną formę. Tak, aby istoty podobne do mnie i posługujące się tym samym szyfrem, jakim są słowa, mogły to doświadczyć ze swojej perspektywy. Obok mnie siedzi czarny kocur. To jak mnie widzi musi być takie inne. To zupełnie zabawne, że świat, jako całość tworzy się na biliardy innych form, tak by każda postrzegała resztę inaczej. Patrzę na ten świat. Na drzewa, trawy, latające wśród nich robaczki. Na ich płynny lot ku górze i w dół. I nagle zdaje sobie sprawę, że człowiek, choć ma wrażenie, że jest najwyżej spośród całej przyrody, tak naprawdę jest najdalej od niej. Goni za czymś, nie wiadomo za czym, a ma to przed nosem. Jest tym. Chłonąć ten świat rozkosznie, oto co się

25

liczy. Chłonięcie dla samego chłonięcia. Czucie dla samego czucia. Myślenie dla samego myślenia. Umieranie dla samego umierania. Rodzenie się dla samego rodzenia. Wszystko samo dla siebie i wszystko samo przez się. Nie ma w tym świecie niczego, co by było zbędne i niepotrzebne, wszystko jest na swoim miejscu. Czy rośliny zastanawiają się jak rozsypać swoje owoce, czy po prostu to robią? Dlaczego więc człowiek rozważa wszystko tak drobiazgowo, czy tylko po to by zrozumieć, że nie ma to sensu? A jednak i tak to robi. Czy to nie dziwne, że właśnie teraz dzieje się cały świat? Może i siedzę tutaj i widzę, tylko to co naokoło mnie, ale to wszystko dalej, czego nie widzę, to właśnie się dzieje. Teraz. Tyle na raz, cały czas. Jestem. Czego chcieć więcej? Bo czy nie o to chodzi, że każdy chce poczuć, że żyje? I ludzie szukają tego w tylu różnych rzeczach i czynnościach, a to przecież po prostu jest. Cały czas. Ta żywotność jest w nas nieustannie. Tylko trzeba ją dostrzec. Poczuć ją. Cała reszta jest tylko zabawą. Dla niektórych bardzo poważną i przykrą, dla innych całkiem znośną lub przyjemną. Wszystko toczy się dalej. Zauważyliście kiedyś, że nie da się doświadczyć wewnętrznego, głębokiego spokoju dopóki dzieli się zjawiska na dobre i złe? Bo wraz z ocenianiem ich, jako dobre, tworzy się pragnienie ich doświadczania, a wraz z ocenianiem, jako złe, powstaje opór do ich przeżywania. W jednym i drugim przypadku człowiek bidulka cierpi. Czuje, że będzie szczęśliwy i spokojny, jeśli będzie doświadczać tych dobrych rzeczy, więc pragnie ich. A spełnienie lub niespełnienie ma ten sam efekt - wszystko mija, a człowiek pozostaje nienasycony. A jak ma doświadczać czegoś złego, to czuje ten nieznośny opór i nie chce żeby to się działo, a to się dzieje i wtedy jest płacz i zgrzytanie zębami. A gdyby tak pozwolić


26

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

zjawiskom po prostu być, takie jakie są, bez oceniania. Nadal będzie się zauważać przeciwieństwa, ale nie będą one wywierać wpływu. Zauważyliście to kiedyś? Umiecie nie oceniać? Mnie się nie udaje. Znowu siedzę. Zastanawia mnie jak wiele czynności człowiek powtarza w ciągu całego swojego życia. Właściwie cała przyroda tak robi. Powtarza i powtarza. Rodzi są od nowa i umiera i rodzi się i umiera. Wszystko jest cykliczne. A nie liniowe tak jak zwykliśmy myśleć. Śmierć jest przeciwieństwem narodzin, nie jest przeciwieństwem życia. Życie nie ma przeciwieństwa. Miejsce: ogród pod brzózkami. Przede mną rozciąga się sad śliwkowo wiśniowy, a nad głową smukłe gałęzie obsypane zielonymi listkami i błękitne niebo. Za tym modrym sklepieniem świecą gwiazdy. Są jasne, drżące i zupełnie niewidoczne, skryte przez promienie słońca. I mimo, że oczy ich nie widzą, to one tkwiłą tam cały czas. Oto iluzoryczna natura wszechświata. Taka sama na wszystkich poziomach. Nasze ja jest jak niebo, rozświetlane przez iluzję, że nim jesteśmy. Kiedy ona niknie i słabnie okazuje się, że niebo zmienia kolor, aby na końcu pokazać nam, że nie jest ani niebieskie, ani czerwone, ani pomarańczowo fioletowe, ani nawet granatowe z świetlistymi gwiazdami, ale że nie ma w ogóle koloru, bo go nie ma, a to, co widzimy, to tylko gra światła, materii i przestrzeni. Nasze ja jest jak maska, na którą przywykliśmy patrzeć i przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że nie zdajemy sobie sprawy, że nie jest to nasze prawdziwe oblicze. Ale pod maską nie kryje się twarz o podobnych rysach. Pod maską nie ma nic. A to nic to czysta świadomość, nieposiadająca żadnej indywidualnej tożsamości. To ta sama świadomość, która jest wszędzie. Tło dla umysłu. Słucham muzyki. Dźwięki płyną, jeden za drugim. Posłuchaj czegoś. Spróbuj to włożyć w słowa. Nie da się. Tak wygląda cały świat. Tak się go medytuje. Po prostu się słucha. Bez nazywania dźwięków. Tylko tak można zrozumieć rzeczywistość. Istość rzeczy. W słowach nic się nie znajdzie. Słowa są puste. A jeśli obraz świata składa się z myśli to i on jest wtedy pusty. Stąd to okropne nienasycenie, które wpycha nas coraz głębiej w rwącą rzekę ludzkich pragnień. Ale wystarczy świata nie nazywać, nie rozcinać na


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

kawałki, wtedy wypełnia się samym sobą. Nim jesteśmy. Świat jest nami. Nie ma nikogo wewnątrz nas. Żadnego ja. Wiem, że czujemy, że jest. To właśnie jest iluzja. Przyszła jesień. Zimny wiatr dmie wśród konarów i wznosi listowie wysoko ponad ziemię. Słońce wstaje coraz później i chyli się ku zachodowi, zanim zdążę się nim nacieszyć. Dni nadal są pogodne, lecz noce zwiastują już nadchodzącą smętnie zimę. Wirusy i bakterie rozkwitają w nosach i gardłach niczym wielkie cywilizacje. I wśród szumu liści, słychać nieustannie jak ktoś próbuje wykrztusić i wysmarkać je na zewnątrz. Od dzieciństwa nurtowało mnie to, że nie da się wyobrazić, jak to jest być innym stworzeniem. Świat patrzy na siebie tyloma miliardami perspektyw i każda jest inna. A przecież nas tak to okropnie i męcząco ciekawi, jak to jest być kimś innym. Lubimy patrzeć na innych, słuchać ich, przebywać z nimi i ich analizować. A potem myślimy, że wiemy, jaki ktoś jest. Podczas gdy to zawsze przejdzie przez filtr naszego postrzegania. Więc jak to jest być kimś innym, na przykład Bonzem, Gonzem, kotem, kimś, kto żyje i nie zagłębia się w naturę rzeczywistości, albo żyje i nie zauważa, że w ogóle istnieje, tak jest zahipnotyzowany własnymi myślami i rzeczywistością podzieloną na symboliczne kawałki, albo jak to jest być kimś kto funkcjonuje tylko na poziomie umysłu, nie umiejąc zejść głębiej, mimo, że chce, albo jak to jest być kimś kto odpuszcza sobie wszystko i pozwala by wszystko toczyło się samemu, kto nie spina się, nie staje się poważny, nie przytępia się jego naturalność i zwyczajność i nie powstaje w nim jakieś wydumane monstrum psychiczne? Jak to jest? Jak to jest nie być sobą? Jak to jest po prostu być? □

27


28

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Przed Wami odrobina pseudopoezji. Znajdziecie tu wiersze rymowane, białe, tragiczne i mdłe, jak nieposolone kopytka.

R Y N E K B A Ł U C K I

WIERSZE

Stuk, puk, stuk, puk, zdzierają się podeszwy drepcząc nerwowo w około straganów, jakoś tak się dzieje, że same ciągną tam swoich panów. Woń najtańszych perfum w powietrzu się rozpływa, okraszona swądem kiszonek i zapachem pieczywa. Pod ciężarem reklamówek serce trzepocze jak ważka, w ich objęciach spoczął już kalafiorek, miodek i kaszka. Ludzie ciężko sapią i przy portfelach gmerają paluchami, klepiąc rynkową litanię znanymi pomrukami. - Panie, co Pan? Po 3 złote buraczki? - Andrzej, gdybyś ty wiedział, jakiej wczoraj dostałem sraczki! - Parszywa gnida, patrz no, jak pcha się do przodu! - Tanie proszki do prania prosto z zachodu! - 2 kilo poproszę, tylko tych małych, bo dźwigać nie mogę. - Panie, złaź Pan! Nadepnął mi Pan na nogę! I tak wołają twarze pomarszczone jak selery, chrząkają, burczą, nie zważając na maniery. Gdzieś pomiędzy nimi pełznie menel czarny jak smoła, król żuli niemyty o twarzy bawoła. Lecz nim zdążysz mu się przyjrzeć już znika, tylko smród pozostaje taki, co zabiłby i byka. I ciągną tu tłumy by kupić trochę tego i tamtego, zerknąć na futro za 30 złoty i na buta niemodnego, skraść uśmiech starszej damie, choć zębów już nie ma, spod harlequin’ów odkopać Dantego lub Lema. Wiją się ludzie jak czerwie w ranie, pchają, bełkoczą i krzyczą Panie! Panie! A każdy z nich jakby z innego przybył świata, z inną historią, twarzą i patrzy na ciebie jak na wroga lub jak na brata.

Mam łachy tylko ze sklepenhendu, nie z jakiegoś markowego obłędu. Z tego powodu nie noszę zębów ani butów, bo jestem sprzedawcą tanich andrutów. Sprzedaje te paskudne wafelki, przepędzając spod sklepenhendu kundelki. Nienawidzą mnie za to właścicielki, tłuste i grube jak serdelki.

S K L E P ’H’


29

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Ż Y C I E

Całe dnie, w każdą chwilę Ktoś mną pisze. Jak? Zawile Co za męki, kwęki, jęki, piszę sobą w rytm udręki. Jestem kształtem, kształtem treści Ile we mnie słów się mieści I bez końca, bez początku Tylko mieszczę się w porządku Słówek, znaczków, kresek, kropek !Chłopek! .chłopek. /eskalopek/

CZCIONKI

W tle grał Szostakiewicz walca, gdy komar gryzł w palca. Trzask, zabito, nim krew wypito. Zepchnięto truchło w dół. Nawet się nie wkuł.

KOMAR

Szum drzew i sroczy śpiew, nagrzany zapach tapicerki, cień drga na wietrze, stary dziad drepcze, sapiąc bezlitośnie. Przyszło lato.

LATO W ŁODZI

Zbita na płask, wyjęta z fabrycznej macicy, powoli rozchyla się w szponach drapieżnej ekspedientki. Pszczyczszczyyszszszszssss, od tej chwili dźwigać będzie nie swoje ciężary, aż przedziurawi się lub sparcieje, szeleszcząc lękliwie.

D R A M A T Y C Z N Y

SZELEST REKLAMÓWKI


30

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

2 ZŁ Niewybredny produkt o wielorakim zastosowaniu, można cierpliwie zbierać kolejne sztuki i układać w stosiki. Upragniony gadżet bumelantów, kusząco atrakcyjna cena, do nabycia w każdym punkcie wymiany przedmiotów drogą kupna sprzedaży.

GADŻETY PODBIJAJĄCE RYNEK DOMOFON KONWJEBUL Jego elegancka i wysublimowana forma, przypominająca zwinność słodkich, wodnych nimf umożliwia poprzez przyciśnięcie odpowiedniego guziczka na otworzenie portalu przenoszącego użytkownika do piątego wymiaru, zamieszkanego przez świetliste istoty z gwiazdozbioru Oriona. Domofon ten posiada wszystkie zalety urządzenia teleportującego. Wzbogacony jest o dźwignie kwantową, dzięki której możemy zmniejszyć swoją świadomość do rozmiaru strun i wkroczyć w odmienny stan naszej rzeczywistości. Łatwa i poręczna słuchawka nie przeszkadza podczas podróży międzyplanetarnych.

Obrazek widoczny tylko przy użyciu trzeciego oka.

Najnowsza technologia pozwala na rozwinięcie kabla z prędkością ponad świetlną i rozszczepienie schizoparanaoidalnokosmiczne. Kształt domofonu schlebia naszym najwyższym gustom i wybornemu smakowi, choć trzeba przyznać, że jeszcze nie dorównuje krokietom. Nie zwlekaj i zamów. To jedyna szansa by nabyć drogą kupna przedmiot wyjątkowy i niepotrzebny, ale cieszący oczy przez pierwszy tydzień posiadania.


TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Bezsensowny test dla tych, którzy jeszcze nie odkryli prawdy o samych sobie. Proszę wybierać odpowiedzi tak, żeby liczba a,b lub c nie wyszła taka sama. Powodzenia!

Co jest twoim narzędziem mocy? a)Kółko od wózka z supermarketu rzucane jak bumerang w tchawicę przeciwnika b)Podstępny rzepopomidor udający brukselkę c)Eteryczny kryształ, kupiony za 9,99 zł na wyprzedaży w Tesco Twój statek kosmiczny rozbija się na wieży cygańskiego pałacu w Zgierzu, co robisz? a)Walę po gałach laserem, każdego kto spojrzy w moją stronę b)Wracam na piechotę do Ozorkowa c)Myję zęby pasztetem Lądujesz w bezludnym pokoju, w którym nic nie ma, co ze sobą zabierzesz? a)Mały tomik kieszonkowego kursu ponglish b)Kompa, gierki i czipsiorki c)Mój kot łaskawie pozwala mi być tam samemu, bez niczego Chcesz odpalić kompa, ale zapomniałeś gdzie jest przycisk Power, co robisz? a)Odpalam kalkulator Casio i nawalam całki, dzięki którym przy pomocy ekierki, lornetki i kompasu, odnajduję zaginiony przycisk b)Budzę się c)Gapię się na czarny monitor razem z moim kotem Jak często otwierasz lodówkę, żeby tylko popatrzeć na jedzenie? a)Zawsze po tym jak się najem b)Nie mam lodówki ani jedzenia, jestem studentem c)Nigdy, zawsze musze wyjąć coś dla kota Znajomi zapraszają cię na imprezę, co robisz? a)Szybko zmieniam płeć i wychodzę b)Zostaję w domu i oglądam snapy c)Przed wyruszeniem w drogę zbieram drużynę Siedzisz na rodzinnym spotkaniu, co robisz? a)Nieustannie jem, żeby z nikim nie rozmawiać i próbuje sobie przypomnieć, co się działo w ostatnim sezonie Gry o tron b)Łoje wódę, opowiadam tylko o sobie, a potem jak już nikt nie chce mnie słuchać, kasuje

31

TESTY PSYCHOIDALNE stare maile i robię sobie selfie spod stołu c)Myślę o tym, że znowu wywalę pół pensji na żarcie i zabawki dla kota Wygrywasz 10 zł w Lotto, co robisz? a)Rzucam pracę, kupuję whiskey i Polo-cocktę w Biedrze i pławię się w luksusach na wersalce b)Przerabiam łazienkę na pokoik gracza, wstawiam do środka lodówkę i szukam tutoriali jak z prysznica i pralki zrobić omnibieżnie c)Zapraszam znajomych i urządzam wielogodzinny seans z filmami o kotach z youtube’a Najwięcej odpowiedzi a): Jesz zdecydowanie za dużo kaszanki. Zwierciadłem twojej duszy jest jelito. Z najlepszymi przyjaciółmi łączy cię wspólny nałóg. Dzięki temu zawsze możesz liczyć na to, że upadną niżej niż ty. Lubisz pić ciepłą herbatę z bidonu, a przed siłownią zeżreć na sucho kilka łyżek Mutant mass. Twoja przyszłość to stragan z pluszowymi kupami na nadmorskim deptaku. Najwięcej odpowiedzi b): Jesteś typem, który szuka kronik Akaszy w bibliotece i łatwo ulega wpływom. Doskonale to widać, gdy zamawiasz w barze wodę bez laktozy. Masz silne mięśnie w lewej ręce. Twoim atutem jest nieograniczony dostęp do Internetu, dlatego nadal masz przyjaciół, z którymi możesz się spotkać na wspólne oglądanie filmów, na których jacyś ludzie oglądają, jak inni oglądają, jak inni grają w grę. Twoja przyszłość jest jasna jak ekran naładowanego iphona. Najwięcej odpowiedzi c): Jesteś w doskonałym położeniu. Twoje cele i priorytety są jasno określone. Nad twoim losem czuwa odpowiedni opiekun. Jeśli będziesz się go słuchał, twoje życie upłynie ci w doskonałej harmonii. Jeśli towarzyszy ci uczucie zniewolenia, zignoruj je. Pamiętaj kto jest twoim panem.


32

TAKŻE TAK - MAGAZYN PSYCHOIDALNY

Jakby komuś było mało, to może rozwiązać jeszcze jeden zupełnie bezsensowny test.

Widzisz przed sobą: zgniłego pomidora i kalesony, co wybierasz? a)Zgniłego pomidora b)Kalesony c) i Kim chciałeś zostać, jak byłeś dzieckiem? a)Pełnym piasku wiaderkiem b)Nożem c)Pomnażającą się samoistnie nalepką Czy nadal siedząc na klopie żujesz papier toaletowy? a)Tak, zawsze b)Tak, w każdym wtorek c)Jak jest podniesiona klapa, to wpadam do środka Gdybyś miał taką możliwość, jakie samobójstwo chciałbyś popełnić? a)Wypiłbym wiadro farby Decoral, odcień przyćmiony róż b)Zjadłbym samego siebie c)Udawałbym, że już nie istnieję Jeśli nie osiągniesz oświecenia i reinkarnujesz się ponownie, kim chciałbyś zostać? a)Dwutłokową sprężarką b)Jednorazową rękawiczką proktologa c)Zbuntowanym Plejadianinem handlującym ludzkim gniewem z Reptilianami Jeśli wygrałbyś 10 zł w Lotto, co byś zrobił? a)Kupiłbym dom z basenem i samochód na kredyt b)Przepieprzyłbym na to co zawsze, czyli piwerka i kebaba z gołębi c)Zachowałbym to w tajemnicy, tak by nikt z rodziny i znajomych się nie dowiedział Jak zawsze w urodziny życzenia złożyła ci tylko twoja babcia i przyjaciel z podstawówki, z którym nie gadałeś od 20 lat, co robisz z prezentem, którego nie dostałeś? a)Rzucam pracę i zaczynam robić gry komputerowe b)Smaruje chleb masłem z obu stron

c)Oddaje się do adopcji Którą częścią cebuli chciałbyś być? a)Korzonkami b)Kurewskim jadem, wypalającym oczy c)Nieużytym DNA Jesteś bliski omdlenia, co robisz? a)Zastanawiam się, dlaczego jak byłem mały i kolorowałem kolorowanki, to wychodziłem kredką za linię b)Planuję pożar moich marzeń c)Krzyczę: Koko dżambo… i padam trupem Odpowiedzi: Najwięcej odpowiedzi a): Jesteś zwyczajnym nudziarzem. Lubisz swoją pracę, mimo, że jesteś bezrobotny. Masz szanse na hemoroidy, bo nadal trzymasz zeszyty z podstawówki, skitrane w jakimś kącie. Przed tobą rozpościera się świetlana przyszłość, pod jasnym blaskiem jarzeniówki w korpo. Będziesz się tam czuł jak u siebie w domu, czyli beznadziejnie. Najwięcej odpowiedzi b): Jesteś typem frustrata. Niby cieszysz się z życia, ale tak naprawdę wszystko cię denerwuje. Lubisz walnąć w dekiel, a pod koniec miesiąca masz zero na koncie i jesz na śniadanie przeterminowane witaminy. Twój nałóg to pizza. Wyszedłbyś z tego, gdybyś przestał suszyć torebki po herbacie na zimnym kaloryferze. Twoja przyszłość jest niejasna, dlatego wstrzymaj się od używania samoopalacza. Najwięcej odpowiedzi c): Jesteś magicznym dzieckiem kosmosu. Twoją dobrą stroną są twoje bioecownętrzności, które utrzymujesz w temperaturze kompatybilnej do reszty biorganicznegokosmosu. Czuwa nad tobą rzesza Plejadian, którzy dla twojego dobra nieustannie podstawiają ci przeszkody. Twoja przyszłość to śmierć.


TAKŻE TAK w sieci: https://issuu.com/takzetak/ https://www.facebook.com/takzetaktakzetak/ https://www.instagram.com/klarakaw/



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.