Pan Mądrala

Page 1


Głos ojca, niski i kojący, spokojny i delikatny, zabrzmiał z przedpokoju. Treść słów, przewidywalna, bo powtarzana raz za razem, niezmiennie wydawała się ośmioletniemu Ezekielowi zwyczajnie nudna: – Wychodzę na zewnątrz, wrócę za kwadrans, może dwa. Bądź grzeczny, siedź cicho i nikomu nie otwieraj. – Nawet tobie? – Zeke spojrzał znad pudełka z kolorowymi klockami, krzywiąc usta w złośliwym grymasie. Głowa ojca wychynęła zza futryny, uśmiechał się delikatnie. – Bardzo śmieszne, panie Mądralo – rzucił. – Sam sobie otworzę. – Mężczyzna zabrzęczał kluczami i wrócił do przedpokoju. Chłopak spojrzał na klocki, uchem złowił jeszcze szybkie kroki ojca, charakterystyczny stukot ciężkich butów, dźwięk otwieranych i szybko zamykanych drzwi. Cisza. Zeke uśmiechnął się i bacznie zlustrował figurki, te zebrane w bojowych formacjach, jak i pozostałe, leżące w nieładzie, na kupkach. Wydał bezgłośne rozkazy, w myślach planując swoje działania. Następnie dokończył budowę murów z klocków, by na koniec, z nabożną czcią, w specjalnej wieży nad bramą – w Czatowni – ustawić strażniczego maga. „Łowcy i zwiadowcy w terenie, w rozproszeniu… Wsparcie w dwóch grupach”. Poruszał wargami nie wydając żadnego dźwięku. „Jest duża szansa, by się udało…”. Powiódł wzrokiem po całym dywanie, docierając do miejsca gdzie powinni pojawić się wrogowie. Uśmiechnął się. „No pewnie, że się uda. Dlatego teraz…”. Idealną ciszę przerwało pukanie do drzwi. Zeke znieruchomiał, może nawet delikatnie pobladł, nie był pewien. Z ociąganiem, w zupełnej ciszy dotarł do drzwi. Pukanie powtórzyło się. Chłopak chwycił stojący pod ścianą stołek, wstrzymując oddech ustawił go pod drzwiami i wspiął się do wizjera, jednocześnie mocno zaciskając powieki. Gdy je otwarł, odetchnął. Na ganku stał ojciec w swym biało-granatowym uniformie i niecierpliwie kiwał głową. – Wpuść mnie, Ezekielu. Chłopak wywrócił oczami, spojrzał na nadgarstek, uświadamiając sobie, że stracił poczucie czasu. Minęła godzina, zabawa tak bardzo go wciągnęła...


Sięgnął do zamka, przejechał palcami po zasuwie i zadrżał. Odetchnął. Błyskawicznie położył dłoń na znaku nakreślonym po prawej stronie framugi. Poczuł delikatne mrowienie w koniuszkach palców. Bach! Sześćsetkilowy blok kamienia, opieczętowany Runami Trzeciego i Czwartego Kręgu spadł z Czatowni usytuowanej nad gankiem. Zeke przytknął oko do wizjera. Oczywiście nie był w stanie niczego zobaczyć. Kamień i pył – ganek przestał istnieć. Odetchnął po raz drugi. Zamknął oczy i wypowiedział ciąg słów, wyuczonych na takie okazje. Uspokoił się i zaczął analizować. Czart nie mógł przeżyć, to wydawało się jasne. Upewniając się w tej kwestii chłopak dotknął Runów po lewej stronie drzwi. „Brak Aury Obecności”. Kiwnął głową. Kimże mógł być intruz? Zdołał idealnie skopiować ciało ojca; mimika, nawet zarost były idealne. Ruchy głową – jak żywe… Ale, co zdarzało się już wcześniej, nie potrafili dobrze naśladować ubrań, to najczęściej ich gubiło – szczegóły, zwłaszcza ręcznie przerabiane elementy. Kaptur ojcowskiego uniformu – to na niego Zeke podświadomie zwrócił uwagę – wzmacniające go rzepy były przeszywane ze starej wojskowej kurtki. „Chciał, by go wpuścić”, przypomniał sobie chłopak. „Nie użył kluczy ojca. To musiał być niższy krąg, może Garrathaeus, albo Zaray-Sultari. One potrzebują zezwoleń, nie mogą wejść bez zaproszenia… Ale są piekielnie szybkie, bardzo niebezpieczne”. Rozglądnął się po przedpokoju, po wzmocnionych ścianach, obwieszonych bronią i ochronną odzieżą. Wodził wzrokiem po wyrysowanych zabezpieczających formułach i symbolach, pokrywających każdy centymetr sufitu i ścian. Odnalazł odpowiedni znak. Przez dłuższą chwilę przypominał sobie właściwe słowa. Musiał wypowiedzieć je bezbłędnie. W głębi duszy widział oblicze ojca. „Godzina. Nawet jeśli wpadł w pułapkę od razu, jest szansa, że żyje. Czart musiał się go nauczyć, wyciągnąć wspomnienia, imiona, szczegóły potrzebne do imitacji. Ojciec musiał żyć… Czart potrzebował go żywego… No i krew... Pewnie zostawił go gdzieś, w jakiejś dziurze, w jakimś zapadlisku, może pod starym wiaduktem, przy alei Corintiana… Nie zmarnowałby świeżej krwi”.


Zeke dotknął Runu i wypowiedział zaklęcie, a zaraz potem dwanaście Ympaeusów, znanych także jako Czarcie Skrzydła, oswojonych, przeciągniętych na Stronę Przymierza, wyruszyło na poszukiwania. Zabrały ze sobą jeden mocny Biały Kamień. Jeśli ojciec – Zwiadowca – zdołał przetrwać, uleczą go i sprowadzą do domu. On – Ezekiel – strażniczy mag – będzie czekał.

szeptun.blogspot.com


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.