KOŚCI BATMANA

Page 1


KOŚCI BATMANA Tekst: Piotr Grochowski Grafika: Piotr Burzyński Niniejszy tekst powstał na bazie rzutów kośćmi narracyjnymi Story Cubes - jako zabawa społeczności Gniazda Szeptunów, specjalnie z okazji Batman Day 2019 Postać BATMANA stworzył Bob Kane z Billem Fingerem

Gniazdo Szeptunów 2021


#1 /Posiadłość Wayne. Noc/ W jednej chwili zrobiło się chłodniej, gdy jakiś niesforny podmuch wiatru wdarł się do sali kominkowej. Musiałem się wzdrygnąć, a niezawodny Alfred zauważył to. - Zamknąć okno, Paniczu dystyngowanym głosem.

Bruce?

-

zapytał

kojącym,

Oderwałem wzrok od planów nowego wieżowca i spojrzałem na wiernego lokaja. W duchu uśmiechnąłem się, zastanawiając, jak długo jeszcze będzie o mnie dbał. Jak długo jeszcze będzie trwał przy mnie? - Nie trzeba - odparłem, poprawiając poły marynarki - Dziękuję. Właściwie… Przerwał nam pulsujący dźwięk komunikatora. Alfred uniósł brwi. Podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha. - To szyfrowany kanał do Jaskini. Komisarz Gordon pilnie potrzebuje konsultacji z Batmanem - rzekł. - Odbiorę tu - obniżyłem głos i odczekałem sekundę. Alfred dał mi znak. Wtedy, mruknąłem w przestrzeń przed sobą: - Komisarzu? Jak mogę pomóc? Jim Gordon wydawał się zdenerwowany, zaintrygowany. Jego głos rozbrzmiał w salonie:

ale

i

nieco

- Mamy niecodzienny przykład współpracy tych złych, Batmanie. Około dwa kwadranse temu, nad Azyl Arkham przedarł się sterowiec. Nim zdołano zmusić go do opuszczenia zakazanej przestrzeni powietrznej, doszło do udanej próby włamania. Włamania do Arkham. Pokręciłem głową, a komisarz kontynuował:


- Dwie osoby, jedna z nich dobrze ci znana, a druga owiana tajemnicą, zdołały uwolnić Stracha na Wróble. Pierwsza specjalizuje się we włamaniach, chociaż raczej stroni od więzień… - Selina Kyle? - spytałem. - Tak. Także mnie to zdziwiło - przyznał Gordon - ale dalej robi się jeszcze ciekawiej. Drugi włamywacz to całkowicie niewidzialny osobnik. Zupełnie nowy gracz w mieście. Kobieta Kot otworzyła wszystkie zamki, później on spowodował, że cała trójka zniknęła. Dosłownie. Podniosłem się z fotela. Dałem Alfredowi znak uniesionym palcem. Lokaj wyjął tablet i zaczął szybko przebiegać palcami po ekranie. - Jim - rzekłem, krocząc ku drzwiom - chyba będę mógł Ci pomóc. - Rozpłynęli się. Nie mamy żadnych tropów, a nadajnik wszczepiony Strachowi w Arkham nie odpowiada. - Zaczekaj - rzuciłem, patrząc na Alfreda. Skinął głową, uśmiechając się lekko. Odetchnąłem. Naciskając klamkę mruknąłem: - Zdaje się, że Strach nie ma pojęcia o dodatkowym nadajniku, który wszczepiłem mu własnoręcznie. Mam sygnał. Ruszam… i dam znać za kilka minut. Rozgryziemy to. - Dziękuję, Batmanie. Rozmowa zakończyła się. Zbiegając po schodach prawie widziałem jak szef policji w zadumie gładzi wąsy. Nie miał pojęcia… Cóż. Bycie Batmanem daje przywileje do posiadania swoich tajemnic. ***


Już na platformie poinformował mnie:

pojazdów,

w

Bat-Jaskini,

Alfred

- Skaner wskazał miejsce. Stara, nieczynna latarnia morska na Klifach Borgesa. Może lepsza byłaby łódź? Przekrzywiłem głowę. - Wezmę Batwinga. Na wszelki wypadek. Lokaj pomachał mi, gdy wsiadałem do kokpitu. Nim rosnący ryk silników uniemożliwił nam rozmowę, krzyknął: - On, ten niewidzialny, czy też ona… Raport Strażników z więzienia wskazuję, że niewidzialna persona bardzo, ale to bardzo unikała światła. Tak, jakby panicznie się go bała. To, zdaje się, ważny czynnik… - Bardzo ważny, Alfredzie. Bardzo ważny. Ruszyłem w noc.


#2 Niebo było mi przychylne - gruba warstwa chmur stłumiła światło księżyca. Ciemna noc była moim sojusznikiem. Batwing zniżył lot, a ja spadłem na nich - cicho, gwałtownie i niespodziewanie. Pięciu uzbrojonych mięśniaków na najwyższej kondygnacji latarni - nawet nie użyłem batarangu, starczyły pięści. U wejścia do budynku, na samym dole, zauważyłem dwie furgonetki - emanowały ciepłem, kierowcy musieli grzać silniki. "W ostatniej chwili… Komuś się śpieszy". Dopadłem ich na drugim piętrze. Chociaż, nie wszystko okazało się takim, jakiego się spodziewałem. Selina, bez maski, ubrana w czarny uniform, przypominający te wojskowe, wymierzyła do mnie z ogromnego rewolweru, a jakiś nieznany mi osobnik - noszący na sobie dziwaczną zbroję owiniętą plątaniną kabli - wrzeszczał. W dłoni trzymał przełącznik. Użył go i na moich oczach zaczął rozpływać się w powietrzu. Trzecim przeciwnikiem był wychudzony osobnik w swetrze. Zasłaniał twarz dłonią - ale byłem pewien, że to Crane. Ale nagle całe pomieszczenie wypełniły kłęby czerwonego dymu, usłyszałem jęki i zawodzenia. Przez obłoki krwistej mgły zaczęły pełznąć ku mnie powyginane, chybotliwe postaci, z długimi ramionami. - Alfredzie - mruknąłem - wskazania czujników? Chemikalia? Lokaj odpowiedział błyskawicznie, miał pełny wgląd w kamery umieszczone w moich okularach:


- Stwierdzam efekt zatrucia. Nic ze znanych nam toksyn, coś nowego, i zdaje się, że przyjął Panicz sporą tego dawkę. Alfred kontrolował także, rzecz jasna, mój aktualny stan zdrowia. W drodze do miejsca konfrontacji z "trucicielem", zażyłem pakiet środków przeciw wszystkim jego znanym toksynom. Miałem plan zapasowy na każdą sposobność. Strach na Wróble mógł mieć oczywiście nowe źródło trucizn - przewidzieliśmy to. Specjalny środek zdołałbym wstrzyknąć sobie automatycznie i błyskawicznie oczyścił bym umysł - ale dawka posiadała taką moc, że efektem ubocznym była utrata przytomności po piętnastu, może dwudziestu sekundach. Albo, mogłem dać się prowadzić Alfredowi, po omacku. Czujniki umieszczone w moich okularach, i w kilku innych miejscach skafandra dawały pełną, przestrzenna wizję otoczenia. Pewnie, w sprzyjających warunkach mógłbym wynotować wszystkie za i przeciw każdego z rozwiązań - ale tym razem nie było na to szans.


#3 /Klify Borgesa. Latarnia morska. Noc/ - Lewa. Unik! - spokojny i stanowczy głos Alfreda prowadził mnie, jak po sznurku. Miałem także swój słuch i trójwymiarowy model otoczenia w pamięci. Tuż obok mnie, kule z rewolweru Seliny uderzały w ścianę z dziwnym odgłosem. Uśmiechnąłem się podświadomie - miałem nadzieję, że nie będzie strzelać ostrą amunicją. I tak się działo. To musiał być jakiś rodzaj pocisków obezwładniających. "Stara miłość…". Kolejne eksplozje przeszkadzały mi w rozmyślaniach. "Blisko. Co jest na tyle ważne, że Selina wróciła do starego fachu?". - Na balkonie. Wprost! Skok w dół! - Zero emocji, jak przystało na weterana służb specjalnych Jej Królewskiej Mości. - Upiór praktycznie zniknął. Zero na czujnikach… - Nadałeś mu przydomek? - mruknąłem, szybując w kierunku zaparkowanych w dole furgonetek. - Owszem. - Przed oczyma miałem Alfreda unoszącego kącik ust. - Batwing i lina. Na drugiej. Koniecznie. Nim moje stopy dotknęły ziemi, wystrzeliłem kotwiczkę. Zdalnie sterowany pojazd latający pochwycił mnie i uniósł. Przede mną pędziły furgonetki. A z naprzeciwka rósł hałas policyjnych syren. "Gordon zablokuje im drogę". Kilka sekund później byłem już nad nimi. Hamowali przed prawdopodobną blokadą. Doszło do kolizji, kilku, jedna po drugiej. Wylądowałem na dachu furgonetki, w której powinien


znajdować się Strach na Wróble - nadajnik wskazywał mi cel. Śmierdziało paliwem. - Paniczu. - Głos Alfreda emanował zaniepokojeniem, ale i podziwem. - Zniknęli. Całkowicie... Mój nadajnik przestał przekazywać sygnał. Albo Strach go znalazł i zniszczył, albo… Słyszałem policjantów, aresztujących kierowców i tubalny głos Gordona: - Postarajcie się, do cholery. To niemożliwe. Chcę tych ważnych. Nikt by się nie prześlizgnął. Dostałem się do wnętrza furgonu. Prócz paliwa wyczuwałem jeszcze jeden, nieznany zapach. Alfred poprowadził mnie. Zbadałem podłogę. - Plama. Substancja niewiadomego pochodzenia - usłyszałem. Nie ma żadnego wytłumaczenia. To musi być prawdziwy Upiór… Nie mogłem czekać, musiałem odzyskać wzrok i spróbować odszukać w tym sens. Gordon chciał rozmawiać, ale zbyłem go gestem. Pomknąłem do domu. Jeszcze w drodze otrzymałem wieści. Pluskwa, przyczepiona Strachowi znów była aktywna. Miejsce: lunapark "Jutrznia" w portowej dzielnicy. Zakląłem. Joker nie żył - patrzyłem na jego śmierć, trzy lata temu. Nie żył. Więc… Może był to po prostu zbieg okoliczności. Właścicielem terenu


był niegdyś sam Oswald Cobblepot - znany jako Pingwin obecnie schorowany i przebywający w Arkham. "Zbyt wiele prostych tropów". Nasz nieznajomy, znikający jegomość, obwołany przez Alfreda "Upiorem", posiadał nie tyle zdolność niewidzialności, co realnego znikania - to oznaczało przerażająco potężny oręż. Mógł także zabierać ze sobą innych. Daliśmy cynk Gordonowi, a ja trafiłem do naszego medycznego laboratorium. Przez trzy kwadranse walczyłem o odzyskanie wzroku. W końcu - moje oczy zalała jasność, a wizje Stracha odeszły. Specjalny oddział policji otoczył lunapark i czekał na instrukcje. Strach na Wróble rzekomo znajdował się wewnątrz. Na mojej tajnej skrzynce pocztowej Alfred znalazł wiadomość od Kocicy. Czekałem na te wyjaśnienia. "Bruce, musisz mi wybaczyć nerwy. Nawet przez chwilę nie chciałam Cię zranić. Ale musiałam spróbować Cię spowolnić. On, Cornelius, pochodzi z Pogranicza, z krainy, gdzie wszystko jest możliwe. I zaprowadzi mnie tam, gdzie będę mogła spróbować raz jeszcze. Widziałam to miejsce. Tylko on może mnie tam zabrać. Ale potrzebujemy dużo pieniędzy. Bardzo dużo. Jeśli mi je dasz - Cornelius nie będzie musiał prosić Jego… błagam Cię, Bruce. Pomóż, a zabiorę Cię ze sobą. Tam możemy być razem. Razem i wolni od Gotham, od tego świata". Kolejne zagadki.


Tymczasem policja poinformowała o uprowadzonym autobusie, pełnym przerażonych ludzi. Pojazd jechał po drugiej obwodnicy miasta, a porywacze nosili maski klaunów…


#4 /Obwodnica Gotham City - wcześnie rano/ Ufałem, że Gordon poradzi sobie z zatrzymaniem Stracha na Wróble w Lunaparku. Sam miałem inną robotę - i przeczucie, że bardzo mało czasu… Batwing zawisł nad pędzącym autobusem, wyrównał swój lot. Skoczyłem. Wiedziałem, że porywaczy jest czterech, ludzi w autobusie czterdziestu siedmiu - dokładna analiza ujawniła także brak jakichkolwiek materiałów wybuchowych na pokładzie. Wybrałem miejsce lądowania. Trochę bliżej przedniej osi użyłem specjalnej liny i miękko osiadłem na środku dachu. Pęd powietrza targał peleryną, drobny deszcz siekł mnie po twarzy. W moich goglach ustawiłem tryb wirtualny, z naniesionymi znacznikami każdej pojedynczej osoby w pojeździe - dzięki temu de facto - widziałem przez ściany. Dotknąłem panelu w pasie i odpiąłem "rollera". Rzuciłem go w stronę tyłu - mały, okrągły bot potoczy się po dachu i zaczął nabierać prędkości. Ponownie użyłem panelu i chwyciłem w dłonie dwa batarangi z umocowanymi doń linkami. Rzuciłem - prostując ramiona. Bronie zafurkotały i zakręciły - idealnie po łukach. Dwaj klauni wychylający głowy przez okna zostali zdjęci. Osunęli się na podłogę. Odczekałem sekundę. Ludzie zaczęli krzyczeć - klaun stojący obok kierowcy uniósł broń i wodził nią w kierunku pasażerów. Drugi, z tyłu, nie miał pojęcia, co się dzieje - oparł się o drzwi, znajdujące się na tylnej ścianie autobusu. Chwyciłem krawędź dachu i wyrzuciłem nogi w powietrze, by nabrać rozpędu.


Bot dotarł do końca dachu i spadł - przywarł do tylnej ściany momentalnie eksplodując. Wybuch wyrwał drzwi, razem z nimi pęd zabrał klauna. Wpadłem do środka, wybijając nogami szybę, klaun odwrócił głowę w moją stronę. Sięgnąłem go pięścią - uderzył o podłogę z głuchym odgłosem - nieprzytomny. Skinąłem do kierowcy - blady, chudy mężczyzna odetchnął i zaczął hamować. Autobus wypełniła cisza - słychać było tylko warkot silnika, pisk hamulców, bębnienie deszczu i zbliżający się dźwięk syren.

***

/Pokład batwinga, dziesięć minut później / Kierowałem się nad Lunapark. Pierwsza jasność poranka majaczyła na horyzoncie. Alfred meldował: - Trzej napastnicy zostali przewiezieni na posterunek, czwarty do szpitala. Ich odcisków nie ma w żadnej bazie danych - ale nasz komputer sprawdził ich DNA. Jeden pasuje do sprawy Harveya Denta, z tego feralnego roku, gdy zaatakowano Arkham i próbowano uwolnić Dwie Twarze. Analiza w toku... Widziałem już wielkie diabelskie koło i migoczące światła policyjnego kordonu. Alfred dodał: - Proszę nie wyciągać pochopnych wniosków, ale jest coś jeszcze. Policja otrzymała zgłoszenie zaginięcia Feliciusa Mahoneya, pracował jako kierowca w miejskim taborze


komunikacyjnym. Według terminarza powinien prowadzić autobus, którym się Panicz zajął… Poczułem uścisk w żołądku. - Dziesięć minut temu znaleziono jego ciało, zmasakrowane, w jego własnej szafie. I wiadomość. - Prześlij mi obraz, proszę - mruknąłem. Spojrzałem na ekran.

nie zdołałeś mnie zatruć, ani utopić przetrwałem wybuch gazu - jam jest Synem Entropii myślałeś, żem w końcu sczezł, żem zniknął w głębi patrzyłem bezustannie - dziś czas się dopełnił teraz więc czekaj - wypatruj strzeż się, próbuj skryć się patrzyłem w zwierciadło widziałem twe w prawdzie odbicie


#5 /Jaskinia Batmana, tuż przed świtem/ Panicz Bruce, odziany w czerń, ruszył. Liczył się czas. Zarejestrowałem wzmożoną aktywność specyficznej energii przypisałem ją uprzednio do technologii, używanej przez Upiora. Upiora, którego Selina Kyle nazwała "Corneliusem". Noszona przez niego specjalna zbroja działała - mogło to oznaczać kolejną próbę "zniknięcia" - swoistego przeniesienia się w przestrzeni. Akcję w lunaparku śledziłem na jednym z ekranów, na drugim badałem raporty dotyczące oględzin latarni morskiej. Budowla została zabezpieczona przez policję - a wypełniła ją maszyneria. Technologia stosowana przez Corneliusa o całe lata wyprzedzała znane nam dokonania nauki. Na miejsce wysłałem młodego Dicka - wyposażyłem go w specjalny detektor. Użył policyjnych dokumentów i wmieszał się w tłum techników. Musiałem posiadać wszystkie dane. Kiedy Bruce wdarł się do pomieszczenia, używając wejścia przez dach, energia emanowała już bardzo mocno. Policja szturmowała pozostałe drogi ewentualnej ucieczki. Wewnątrz rozgorzała walka. Batman powalił trzech najemników, policja otworzyła ogień do kolejnych sześciu. Środek wielkiej sali wypełniała maszyneria - łudząco podobna do tej z latarni. Pierwsze światło dnia przebijało się do mrocznego pomieszczenia przez otwór w dachu. W okręgu, ułożonym z metalowych pierścieni, stal Upiór. Jego zbroja podłączona była kablami do urządzeń dookoła. Selina Kyle trzymała mężczyznę za rękę. Tuż obok, przykucnął Crane. - Teraz - krzyknął Bruce.


Ładunki umieszczone na dachu eksplodowały, rozrywając konstrukcję na zewnątrz. Światło świtu zalało pomieszczenie, a wiszący powyżej Batwing aktywował mocne reflektory. Upiór wrzasnął. Światło, tak jak sądziliśmy, było dla niego niewygodne - wykres emanacji energii wyszedł poza skalę. Któryś z policjantów wystrzelił. Huknęło. A maszynerię spowiła niezwykła sfera nieprzeniknionej czerni. Bruce skoczył. Selina załkała. Crane wył z bólu. - Paniczu, nie! - krzyknąłem. Ale było już za późno. Straciłem wizję i przekaz z czujników w stroju Batmana. Wywołałem na ekrany wszystko, co tylko zdołałem. Najbliżej były dwa helikoptery. Przekaz z kamer ujawnił straszliwą prawdę. Zniknęła większą część budynku. W jej miejscu widniała czarna, idealnie gładka powierzchnia. Nic więcej. Gordon i trzech jego ludzi mieli szczęście - znaleźli się poza sferą. Inni - w tym troje łotrów i Batman - zniknęli. Nie miałem pojęcia, co właściwie się stało. I nie miałem także pojęcia, co robić. Tymczasem, zebrany w latarni materiał DNA udało się przypisać do konkretnej osoby. Cornelius, nazwany przeze mnie Upiorem, został powiązany genetycznie z jednym z więźniów Arkham - z Oswaldem Cabblepotem.

***


/Trzy miesiące później. Jakiś słoneczny zakątek świata/ Patrick O'Brian uniósł brew. Westchnął, spojrzał raz jeszcze na artykuł "Daily Planet", wyświetlający się na e-papierowym arkuszu. Pokręcił głową. Emerytura emeryturą, ale takie wieści potrafią wstrząsnąć. Nawet nim, chociaż obiecał sobie, że sprawy superbohaterskie zostawił za sobą. "Chaos w Gotham. Dziś w nocy, na dachu gmachu należącego do policji, tuż obok słynnego sygnalizatora, Batman stoczył niezrozumiałą walkę ze swoim sojusznikiem. Robin, którego tożsamość została ujawniona, znajduje się w stanie krytycznym - przeszedł dwie operacje. Zamaskowany pomocnik Batmana okazał się być Richardem Graysonem - przybranym synem multi milionera Bruce'a Wayne'a. Sam Bruce Wayne pozostaje nieuchwytny dla mediów. Przypomnijmy, trzy tygodnie temu rezydencja rodu Wayne została częściowo zniszczona podejrzewa się atak bombowy. Śledztwo, mające ustalić sprawców, trwa. Komisarz James Gordon zwołał konferencję prasową na godzinę trzynastą".


#6 /Szpital Miejski Gotham - noc/ Patrick O'Brian obejrzał się przez ramię. Od dłuższego czasu miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Ale upewnił się raz jeszcze. Nic. Pusto. Nim poczuł specyficzny efekt działania mocy, spojrzał jeszcze na nocne niebo, po części zasnute chmurami. Przez światło rzucane za pomocą bat - sygnału przelatywał właśnie sterowiec. Ciemny kształt zeppelina przeciął snop jasności - a charakterystyczny znak Mrocznego Rycerza przez moment ozdobił maszynę. "Dziwaczny widok. Jakże dziwaczny", przemknęło mężczyźnie przez myśl. "Cała ta sytuacja…". Zadrżał - moc pozwoliła mu zmienić strukturę ciała, wślizgnął się przez wąską szparę w awaryjnych drzwiach szpitala. Był, wszakże Plastic Manem. A przynajmniej, bywał nim niegdyś. Ale sytuacja sprawiła, że postanowił, raz jeszcze przywdziać strój. Sprawnie przedostał się przez kolejne kondygnacje, zaciemnione i uśpione. Aż dotarł do dwunastego piętra, które chronione było przez policję - w pokoju 45A dochodził do siebie, po straszliwym pobiciu, Richard Grayson - wcześniej znany jako Robin. O'Brian, korzystając ze zdolności Plastic Mana, poprzedniej nocy zinfiltrował policyjne archiwum. W szafce, należącej do Jima Gordona, znalazł bogate akta Batmana. Komisarz wnikliwie przyglądał się wszystkim okolicznościom zniknięcia Mrocznego Rycerza, okresu jego nieobecności (prawie trzy miesiące) i niespodziewanego powrotu - zaledwie tydzień temu.


Gdyby móc jednym słowem określić zawartość zebranej przez Gordona dokumentacji - trzeba by użyć określenia: "niepokój". Zapiski starego policyjnego wygi, nanoszone w pośpiechu na marginesach, zdradzały niepewność i zwyczajną obawę. Batman, który powrócił - nie był sobą. . O'Brian wiedział co musi uczynić - miał wszak dług u Mrocznego Rycerza, zaciągnięty lata temu. W dniu, w którym Harvey Dent przeistoczył się w chaotycznego złoczyńcę znanego jako Dwie Twarze, Plastic Man został ciężko ranny. Dwie Twarze najpewniej zabiłby bohatera, ale Batman czuwał. I ocalił życie O'Briana. Tamtego dnia także, Plastic Man opuścił szeregi Ligi Sprawiedliwości. Dostanie się do pokoju 45A nie stanowiło wielkiego wyzwania układ wentylacyjny nadał się do tego wyśmienicie. O'Brian znał także raport medyczny - wiedział, że Grayson odzyskiwał przytomność, co jakiś czas. Należało tylko poczekać. Młody pomocnik Batmana wyglądał dramatycznie - połamane kończyny, dwie operacje organów wewnętrznych, zmasakrowana twarz… Ale przemówił, majacząc i charcząc, a O'Brian słuchał. Zadawał pytania spokojnym głosem. Analizował. Porównywał tropy, ślady i domniemania. Nigdy nie był wybitnym śledczym, raczej przylgnęła doń łatka "radosnego hojraka" - ale teraz starał się najmocniej, jak tylko potrafił. Batman używał starego batmobilu, antycznego wręcz. Dlaczego? Pojawił się znikąd, nie spotkał się z Gordonem, nie odpowiedział na wezwania bat-sygnału. Dlaczego? Wziął za to udział w szalonym pościgu z czterema furgonami. Gonitwa, po nocnych ulicach Gotham, znalazła swój finał na terenie starego magazynu, na złomowisku gromadzącym stare karuzele,


zebrane z nieczynnych parków rozrywki. Grayson namierzył miejsce i próbował rozmawiać. Ale znalazł tylko bezrozumną, brutalną reakcję. Batman zmiażdżył swego pomocnika, brutalnie, praktycznie na oczach kamer… Ze zwierzęcą wręcz furią. Cóż się stało? Dick Grayson wypowiedział kilka słów, które początkowo nic dla O'Briana nie znaczyły. Ale, zestawiając je z aktami Gordona - bohater zadrżał. "J" oznaczało "Jokera" - ale złoczyńca zginął trzy lata temu. Lecz "J" mogło oznaczać także inną osobę. Na miejscu walki pobrano wyraźne, liczne odciski palców, z grzbietu kolorowego konika, umieszczonego w jednej z karuzeli. Zdołano dopasować tylko jeden wzór - i to częściowy. Jeden człowiek. O'Brian zrozumiał - akta Gordona były celowo niekompletne. Komisarz podejrzewał coś, ale nie przelał tego na papier, chciał to ukryć. Dlaczego? Wtedy Grayson zaczął zasypiać, ale wymamrotał jeszcze: "J. J… J-son".


#7 /Dziennik Barbary Gordon - 7 listopada/ Patrzę na te cholerne tytuły gazet, przeglądam je z niedowierzaniem. "Daily Planet" krzyczy nagłówkiem: "Batman nie żyje!". Chce mi się płakać. Ale łzy nie napływają mi do oczu. Nie rozumiem tego. Wczorajsza noc - ona zmieniła wszystko. Oględziny starej latarni na Klifach Borgesa pchnęły mnie na trop. Wszystko się pogmatwało. Na prośbę Bruce'a sprawdzałam jakieś nieistotne miejsca. A gdy najbardziej mnie potrzebował - byłam daleko. Zresztą - przecież "Batman nie potrzebuje nikogo". I to go zgubiło. Zniknął na trzy miesiące. A gdy wrócił - nie był sobą. Dokładnie tak. Zniszczył Bat-Jaskinię. W wybuchu ucierpiał Alfred - teraz nadal walczy o życie. Batman zabrał stary batmobil, rozbijał się nim po całym Gotham. "Pieprzony, samotny mściciel", myślałam wtedy. A on, nawet nie był sobą. Wtedy nie sądziłam, jak okrutna może być prawda. Wpadłam na O'Briana. Ten śmieszny niegdyś gość, plótł bzdury. Tak wtedy myślałam. Mówił o majaczącym Dicku. Dacie wiarę, że słynny Plastic Man, walczący u boku Batmana tyle razy, nawet nie znał jego prawdziwej tożsamości. Nie miał pojęcia. Nie wiedziałam, czy powinnam mu powiedzieć. Chyba do dzisiaj nie wiem. Ale… On i tak już nie żyje. Mówił, że ma dług - że zawdzięcza Batmanowi życie. Więc oddał swoje. Nie wiem, czy nie na próżno.


Ale, wracając do majaczeń Dicka - on był najbliżej, wtedy w Bat-Jaskini. Nie chciał ze mną rozmawiać, a później mógł już tylko mamrotać. "J-Son, J-Son". "Jason Todd". Oczywiście. Ale nawet wtedy nie chciałam uwierzyć. Jason zaginął sześć lat temu. Joker porwał go, nigdy nie znaleźliśmy ciała. A gdy Joker stracił głowę, a jego śmierć była pewna, straciliśmy nadzieję na uratowanie Jasona. Biedny chłopak. Gniewny, biedny chłopak. Stracony. Zagubiony. Odnalazł się. Przybył z niebytu. Odmieniony - a może ten mrok tkwił w nim od samego początku? Joker coś z nim zrobił. Coś w nim obudził. Przeobraził go, a może wydobył na zewnątrz prawdziwe odbicie? Jason Todd zagarnął strój, oręż i maskę Batmana. Łaknął krwi. Oszalały, albo przerażająco wyrachowany. Chyba nigdy, tak naprawdę, nie próbowałam go poznać. Będę tego żałowała do końca życia. Wzięłam Bat-Winga, namierzyłam sygnał starego batmobilu. Plastic Man i ja - dwoje przeciw Jasonowi. W miejscu, w którym uprzednio złamał kręgosłup Dicka, tuż obok wielkiej, zardzewiałej karuzeli. Walczyliśmy. Przegrywaliśmy. A Gotham patrzyło. Zawieszone pod chmurami helikoptery nadawały transmisję. Wtedy, wrócił Bruce. Pojawił się niespodziewanie. Sam, w błysku energii, na jakiejś dziwacznej, unoszącej się nad ziemią platformie. Odziany w brunatną, poszarpaną zbroję, z grubym


szalem na twarzy i dziwnymi goglami na oczach. Na ręce założył skórzano metalowe rękawice. Wokół nich iskrzyły się błękitne wyładowania energii. Ale i tak, choć wyglądał jak wojownik z jakiegoś odległego miejsca, obcego, surowego wymiaru - Jason dał mu popalić. Bruce miał kłopoty. Ale na miejscu był Plastic Man. Trzy żelazne ostrza trafiły w pierś O'Briana - to dało Bruce'owi czas. Użył kotwiczki - nadal miał swój stary, wysłużony pas - i zahaczając ją o portowy żuraw wyniósł Jasona i siebie wysoko w górę. Tam, w powietrzu, walczyli, zadając i przyjmując straszliwe, wyniszczające ciosy. Mogłam tylko płakać z bólu, tamować krew, krztusić się i patrzeć. Spadli w toń. W portowe, brudne wody zatoki. I już nigdy nie wypłynęli na powierzchnię. Chce mi się płakać. Ale łzy nie napływają mi do oczu. Nie rozumiem tego.

(Ciało w zbroi Batmana wydobyto dziś nad ranem).


EPILOG Te słowa spalę zaraz po tym, gdy skończę je pisać. Tak postanowiłam - ale muszę je zapisać, bo to ostatnie, co mi po nim pozostało. Prawie… jest jeszcze strój, maska, służba. Służba dla miasta. Ale jego już nie ma. Nie ma go na tym, na znanym świecie. Wybrał swój los. Nie pytał mnie o zdanie, ale znalazł mnie, w zatłoczonym gmachu sądu Gotham. Nie pozwolił mi na siebie spojrzeć - rozmawialiśmy stojąc do siebie plecami, w jednej z kolejek. Ale to był on, Bruce - ten głos rozpoznałabym wszędzie. Był dla mnie mentorem, drugim ojcem, jakże odmiennym od mojego własnego, był wzorem. Opowiedział mi. "Tak miało być, Barbaro. Takiego końca chciałem. Zabieram Alfreda - tam, na Pograniczu zdołam uratować mu życie. Zasłużył na odpoczynek, na wylegiwanie się w słońcu, pośród ogrodów. Dick nigdy już nie będzie chodził - ale to jego wybór. Chciałem zabrać i jego… ale nie zgodził się. Zostanie, by być twoimi oczyma, by wspomagać Cię w walce. Zapisałem mu wszystko. Teraz on jest Paniczem. Heh… Ale to Ty zostaniesz Strażniczką Gotham. Znam Cię i wiem, że nawet nie muszę Cię o to prosić. Przywdziejesz własną maskę, ustalisz własne zasady. Wykorzystasz to, czego będziesz potrzebowała". Zapytałam go o ten inny świat. I, czy odchodzi tam z nią… "Tak. Tego chcę. Chcę być tam z Seliną, ale o Pograniczu nie chcę Ci opowiadać. To inne miejsce. Inna walka. Ale i szansa na spokój. I, zadbam o to, by problemy Pogranicza nigdy nie stały


się problemami Gotham, nie stały się częścią tego świata. Pozwolisz mi? Nie będziesz pytać?". Zgodziłam się. O Jasonie, o tym kim się stał, o przekleństwie Jokera - nie rozmawialiśmy. Bruce powiedziała tylko: "Jason nie żyje. Joker także. Ale jest wielu innych do pokonania". I, to wszystko. Rozstaliśmy się wtedy. I nie spotkaliśmy się już nigdy więcej. Płakałam. Chyba z każdego możliwego powodu.

*** /Nagłówki "Daily Planet"/ Plastic Man uhonorowany pośmiertnie / Gdzie jest Batman? los obrońcy Gotham pozostaje nieznany / Richard Wayne nowym prezesem Wayne Corp / Trzecia ofiara zabójcy zwanego "Mistykiem" / Superman wrócił! - bohater widziany przez obsadę Stacji Orbitalnej /Gotham City. 23:45/ Życie toczy się dalej. Stanęłam na krawędzi dachu wsłuchiwałam się w odgłosy miasta. Bat-sygnał nadal lśnił na nocnym niebie. Czas odpowiedzieć na wezwanie. Poruszyłam głową. Później biodrami. Kostium pasował idealnie - Dick kręcił nosem na żółte elementy. Ale to mój strój i moja służba. Skoczyłam. Gotham... Przybywam. Życie toczy się dalej.


facebook.com/gniazdoszeptunow


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.