Lady's Club nr 1 (58) 2019

Page 1

 NR 1 (58) LUTY – MARZEC 2019

DWUMIESIĘCZNIK

ISSN1899-1270

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

ZDZISŁAWA DACKO-PIKIEWICZ Prof. nadzw. dr

Rektor Akademii WSB » WYWIAD STR. 6



Reklama


Reklama


Reklama


OD REDAKTORA

Z

azdroszczą mi! Mężczyźni mi zazdroszczą, że mogę pracować z kobietami i dla kobiet. Wiele razy to słyszałem. Czuję dumę, że należę do wciąż nielicznego grona mężczyzn, którzy pracują tylko z kobietami. A więc jestem w kręgu wtajemniczonych! Dzięki

temu mogę mówić, że znam je lepiej. Nie powiem, że dobrze – to by była przesada – ale na Fot. Magdalena Ostrowicka

pewno lepiej. Lepiej od innych. Kiedyś tej wiedzy nie miałem; posługiwałem się, jak większość, fałszywymi wyobrażeniami i stereotypami. Chcę przez to powiedzieć, że między mężczyznami a kobietami jest wysoki mur, zbudowany z uprzedzeń, niewiedzy, zwykłych bzdur i seksistowskich docinków. Ten mur trzeba burzyć i rozbierać, cegła po cegle. Musimy się do siebie zbliżać, poznawać, rozumieć. Cieszę się, że magazyn Lady’s Club włączył się do tej pracy, służy pojednaniu i pomaga poznawać się nawzajem. To nie jest misja na rzecz wrogich sobie obozów. To misja pokojowa, służąca likwidacji barier. Dlatego jesteśmy czasopismem nie tylko dla kobiet.

STANISŁAW BUBIN, redaktor naczelny 509 965 018 redakcja@ladysclub-magazyn.pl s.bubin.ladysclub@gmail.com www.ladysclub-magazyn.pl

Jak słyszę, to dobrze, że kobiecym magazynem kieruje mężczyzna. Jest inaczej, ciekawiej. Zasadniczo się zgadzam – a Wy przekonajcie się sami, czytając ten numer, pełen wspaniałych kobiet, ich osiągnięć i sukcesów. Panowie, jest czego zazdrościć!

W NUMERzE 6 ROZMOWA Z PROF. NADZW. DR ZDZISŁAWĄ DACKO-PIKIEWICZ, REKTOR AKADEMII WSB 14 WYSTAWA „100 PATRIOTÓW” NA ZAMKU PIASTOWSKIM W RACIBORZU 21 ZŁOTO NIE TYLKO DLA ZUCHWAŁYCH – ZAPEWNIA FINANSISTA PIOTR S. WAJDA 27 KOSTIUMY WYSZŁY Z OBRAZÓW. O WYSTAWIE PROJEKTANTKI IGI SYLWESTRZAK

NA OKŁADCE

31 KOBIETY NIEIDEALNE 1978

PROF. NADZW. DR ZDZISŁAWA DACKO-PIKIEWICZ, REKTOR AKADEMII WSB W DĄBROWIE GÓRNICZEJ

32 ADAM ZDANOWSKI O SERIALU HBO „ŚLEPNĄC OD ŚWIATEŁ” 34 ISTNIEJĘ. WYWIAD Z WOKALISTKĄ ANNĄ MYSŁAJEK 36 PODRÓŻ JOLANTY REISCH-KLOSE PO ŻYCIU PAPIEŻY

FOT. BARTOSZ JASTAL / BARTOSZJASTAL.COM

38 TRZEBA MIEĆ SWOJE GNIAZDO – MÓWI PISARKA GRAŻYNA JEROMIN-GAŁUSZKA 45 LISTY Z MONACHIUM 46 LUKIER. EKSTRAWAGANCKI DEBIUT MALWINY PAJĄK

®

49 BŁĄD PELAGIUSZA. RECENZJA HORRORU 50 STRZEŻ SIĘ ŻYCZLIWYCH KOLEŻANEK – RADZI ANGELIKA WICIEJOWSKA 51 POZNAJMY SIĘ: ADAM MOLENDA, PISARZ, DZIENNIKARZ I WYDAWCA Z ŻYWCA 54 JOANNA SKOREK-KOPCIK PROPONUJE PROJEKT „JESTEM PIĘKNA”

WYDAWCA FIRMA WYDAWNICZA LADY’S CLUB

56 DIETETYK AGNIESZKA MAZUREK: KIEDY ZDROWO JEMY – PIĘKNIEJEMY

ADRES REDAKCJI 43-309 BIELSKO-BIAŁA, UL. SUCHA 32

58 ANNA ADAMUS RATUJE POMARSZCZONE CZOŁA

REDAKTOR NACZELNY STANISŁAW BUBIN, S.BUBIN.LADYSCLUB@GMAIL.COM, TEL. 509 965 018

60 MÓZG JEST NAJWAŻNIEJSZYM NARZĄDEM SEKSUALNYM

REKLAMA TEL. 509 965 018, REDAKCJA@LADYSCLUB-MAGAZYN.PL, WWW.LADYSCLUB-MAGAZYN.PL

62 TRENER DAWID CEMBALA ZACHĘCA PANIE DO TRENINGU SIŁOWEGO

WSPÓŁPRACA ANNA ADAMUS, ROMAN ANUSIEWICZ, DOROTA BOCIAN, JUSTYNA CIEŚLICA, EDYTA DWORNIK, BARTOSZ GADZINA, LUCYNA GRABOWSKA-GÓRECKA, MARZENA JANKOWSKA, ANNA JURCZYK, KRZYSZTOF KOZIK, ALDONA LIKUS-CANNON, KRZYSZTOF ŁĘCKI, MAGDALENA OSTROWICKA, EWA PACZYŃSKA, PAULINA PASTUSZAK, NATASHA PAVLUCHENKO, ALEKSANDRA RADZIKOWSKA, KRZYSZTOF SKÓRKA, JOANNA SKOREK-KOPCIK, DOROTA STASIKOWSKA-WOŹNIAK, EWA STELLMACH, ANIKA STRZELCZAK-BATKOWSKA, BEATA SYPUŁA, WIOLETTA UZAROWICZ, MIKOŁAJ WOŹNIAK, MAGDALENA WOJDAŁA, EWA HECZKO, AGNIESZKA ZIELIŃSKA, KATARZYNA GROS

64 ROZWAŻANIA DOROTY BOCIAN O... GACIACH 66 DIETA NA PASKUDNY TRĄDZIK! 69 TULIP. EDYTORIAL MAGDALENY OSTROWICKIEJ 74 STRONY EKOLOGICZNE „ZAGRAJMY W ZIELONE” 76 FELIETON EWY KASSALI

4 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

LAYOUT PAWEŁ OKULOWSKI ISSN

1899–1270


Reklama

Auto Salon Sp. z o.o. Auto Salon Sp. z o.o. ul. Wiejska 5, 10-200 Warszawa ul. Wiejska 5, 10-200 Warszawa WEKTOR salon, jazdy próbne, finansowanie, ubezpieczenia tel. 22 542 44– 56 tel. 22 542 44 56, faks 22 542 44 56

Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 lub 33 829 56 00 Prasa partnerska-KADJAR-199,2x240,4.indd 1

www.wektor.pl

Prasa partnerska-ZOE-199,2x240,4.indd 1

17/01/2019 17:37

kontakt e-mail: klient@wektor.pl

24/07/2018 1

Numer 3 (13)

medyk Beskidzki

3


WYWIAD NUMERU

CZUJĘ SIĘ SPEŁNIONA JAKO REKTOR I CZŁOWIEK

Fot. Akademia Wsb

Rozmowa z prof. nadzw. dr ZDZISŁAWĄ DACKO-PIKIEWICZ, rek tor Akademii WSB

Pani Rektor, przeczy pani stereotypowi rektora polskiej uczelni – wyobrażamy go sobie najczęściej jako szacownego siwowłosego mężczyznę po sześćdziesiątce. Tymczasem u steru AWSB od ponad 10 lat znajduje się atrakcyjna, rzutka kobieta z wieloma osiągnięciami zawodowymi i społecznymi, która wraz z zespołem współpracowników stworzyła jeden z największych ośrodków akademickich sektora niepublicznego w Polsce. Jak to się pani udało? Nie miała pani nigdy nad sobą szklanego sufitu, nie musiała go pani przebijać?

Dla kobiet w biznesie szklany sufit z pewnością wciąż istnieje. Mimo wielu zmian w prawie i społecznym postrzeganiu kobiet, dane statystyczne w dalszym ciągu wskazu-

6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

ją na wiele nierówności, mimo że te same dane potwierdzają, że kobiety z roku na rok osiągają lepsze wyniki pod względem posiadanych kompetencji. Kobiety są na ogół lepiej wykształcone niż mężczyźni, a także o wiele lepiej znają języki obce. Co więcej, Polska zajmuje 7. miejsce w Europie pod względem samozatrudnionych kobiet i 4. pod względem liczby kobiet-pracodawców. Niestety, kiedy weźmie się pod uwagę zarobki i stanowiska kierownicze – tendencja jest zupełnie odwrotna. Istnienie szklanego sufitu (ale również lepkiej podłogi) nie wyklucza możliwości osiągnięcia przez kobiety sukcesu i spełnienia. Myślę, że kluczami do skutecznej realizacji ambitnych planów zawodowych są odwaga i uczciwość. Odwaga pozwala mi podejmować takie działania,

które w percepcji wielu są niemożliwe do zrealizowania. Uczciwość z kolei to nie tylko cecha osobowości, ale również wartość, jaką kieruję się w życiu. Bycie uczciwym i odważnym pozwala każdą porażkę przekształcić w szansę, aby spróbować jeszcze raz, tylko mądrzej. Wszelkie decyzje w Akademii WSB są podejmowane i wykonywane w sposób uczciwy, rzetelny, wiarygodny. Jestem przekonana, że uczciwość osobista, poczucie odpowiedzialności sprzyjają budowaniu zaufania, którego w polskim społeczeństwie wciąż mamy deficyt. Z jednej strony jestem pełna pasji, a z drugiej – odpowiedzialna i pokorna. Pokora pozwala mi na refleksję, jak zrobić coś lepiej, ułatwia przyjęcie krytyki czy przyznanie się do błędu. Dlatego u prawdziwych liderów cenię dwie cechy, które wbrew po-


zorom wcale się nie wykluczają. Jest to pewność siebie, rozumiana jako wiara we własne możliwości oraz pokora, która jest oznaką siły i doskonale harmonizuje z pewnością siebie. Pokora przynosi rezultaty i zapewnia szacunek zespołu. Bardzo ważne są także empatia i optymizm, przede wszystkim ukierunkowane na zespół, z którym pracuję. Pozytywne nastawienie, nawet w obliczu trudności, wyzwań i kryzysów, wiąże się z wiarą w ludzi i w możliwość osiągania sukcesów. Umiejętność współodczuwania i rozumienia sytuacji człowieka, czyli empatia, jest kluczowa, gdy pracujemy z drugim człowiekiem. Ludzi trzeba nie tylko słuchać, ale również rozumieć. Przedsiębiorca musi troszczyć się nie tylko o wyniki, lecz też o ludzi. Szwedzi, znani z polityki równości płci, twierdzą, że nie powierzając ważnych funkcji kobietom, pozbawiamy się w życiu publicznym sposobu myślenia charakterystycznego dla połowy społeczeństwa. W Polsce kobiety to ponad połowa populacji. I choć są lepiej wykształcone od mężczyzn, na stanowiskach decyzyjnych jest ich wciąż niewiele. Czyżby w Dąbrowie Górniczej udało się pani przezwyciężyć zwyczajowe przekonanie, że miejsce kobiet jest w kuchni? Na uczelni nikt nie obawia się kobiecego stylu rządzenia, jeśli taki styl panuje?

Fot. Akademia Wsb

O zróżnicowaniu stylów zarządzania na męski i kobiecy mówi się od lat 90. ubiegłego wieku. Istnieją pewne cechy, które wyróżniają kobiecy styl zarządzania. Myślę, że tym, co jest szczególnie wartościowe w kobiecym stylu zarządzania, to troska o innych i ich

ochrona, nacisk na ludzi i dobre między nimi relacje, intuicja oraz dążenie do rozwiązywania konfliktów na drodze negocjacji. Nie ma zatem powodów, aby obawiać się kobiecego stylu zarządzania. Poza tym nie do końca zgadzam się z określeniem „zarządzam”. Ja współpracuję z moim zespołem, buduję sieć kontaktów opartych na bliskich relacjach. Zarażam ludzi autentycznością, szczerością, wizją i optymizmem. Staram się być osobą, która umiejętnie stymuluje i dynamizuje rozwój intelektualny innych osób. Wychodzę z założenia, że pozostawienie procesu decyzyjnego w jednych rękach wydaje się dziś szaleństwem. Otacza nas zbyt dużo zmiennych, skoncentrowanych w zbyt ciasnych ramach czasowych. Zdolność stymulowania rozwoju zbiorowej inteligencji jest – moim zdaniem – kluczową kompetencją pożądaną na stanowiskach przywódczych w firmach XXI w. Sukces lidera, który będzie potrafił mądrze stymulować rozwój swoich talentów będzie wprost proporcjonalny do stopnia ich rozwoju intelektualnego. Mam również świadomość, że obecnie w świecie biznesu brak jest stabilizacji i przewidywalności. Dlatego staram się być liderem zmian, który umie zmotywować i zmobilizować innych do permanentnego funkcjonowania w świecie nowości. Staram się być również katalizatorem obaw. Niewątpliwie wciąż pracuję nad sobą. To pewnego rodzaju postawa wobec świata i życia. Moją mocną stroną jest umiejętność wyciągania wniosków nawet z najbardziej przykrych doświadczeń. Jak feniks powstaję z popiołów trudnych przeżyć – jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej zaangażowana w to, co robię.

IMMATRYKULACJA – ważny ceremoniał inauguracji nowego roku akademickiego

Ile osób kształci się w Akademii WSB? Dodać trzeba do nich również studentów z prawie 40 krajów. Co ich zachęca do nauki w Polsce, w województwie śląskim? Jakie atuty potwierdzają renomę uczelni i jakość kształcenia? Myślę o notowaniach w rankingach, uprawnieniach, szansach, jakie mają absolwenci na zdobycie pracy i uzyskanie wysokich zarobków. Jak w praktyce sprawdza się stworzony przez założycieli AWSB model uczelni kształcącej dobrych praktyków, ludzi, o których zabiegają pracodawcy.

Na przestrzeni minionych dwóch dekad uczelnia wypromowała łącznie ponad 35 tys. absolwentów. Aktualnie w Akademii WSB kształci się ponad 11 tys. studentów, doktorantów, słuchaczy studiów podyplomowych i seminarium doktorskiego. Akademia WSB kształci na 18 kierunkach studiów I i II stopnia, jednolitych studiach magisterskich, prowadzi studia dualne, realizuje studia Executive MBA oraz MBA (partner kierunku: EY Academy of Business), jest liderem w kształceniu podyplomowym (oferta ponad 100 kierunków studiów podyplomowych), prowadzi studia doktoranckie i seminaria doktorskie. Prowadzimy także Uniwersytety Dziecięce i Uniwersytety Trzeciego Wieku. Kształcimy młodzież w ramach oferty Otwartej Akademii Nauki w szkołach średnich. Prowadzimy nawet żłobek przy uczelni – Akademię Maluszka. Można powiedzieć, że kształcimy niemal od urodzenia aż do końca życia. To, co Akademię WSB wyróżnia i co do niej przyciąga, to praktyczny model kształcenia, aktywna współpraca z otoczeniem zewnętrznym i wysoka jakość kształcenia. Realizowany model kształcenia zakłada, że studenci w trakcie nauki umiejętnie łączą wiedzę teoretyczną i doświadczenia praktyczne. W ramach programu „3 dni studiujesz, 2 dni pracujesz”, studenci już od pierwszego roku uczestniczą w szkoleniach, coachingu kariery, wizytach studyjnych w firmach i instytucjach. Wypracowane przez lata rozwiązania pozwalają doskonalić jakość kształcenia praktycznego i stymulować aktywizację zawodową studentów, a także wpływać na kształtowanie otwartych i elastycznych postaw młodych ludzi, sprawnie funkcjonujących w niestabilnym i niepodlegającym żadnym przewidywaniom środowisku. Podejmowane działania dodatkowo zwiększają konkurencyjność absolwentów na rynku pracy.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 7


Fot. Bartosz Jastal

Fot. Akademia Wsb

Fot. Akademia Wsb Obecnie w Akademii WSB studiuje blisko 1000 zagranicznych studentów z ponad 40 krajów

Uczelnia stawia na podniesienie atrakcyjności polskiej oferty edukacyjnej na świecie

Akademia WSB doskonale odpowiada na strategiczne dla współczesnej edukacji wyższej wyzwanie, jakim jest wyposażenie studentów w wiedzę niezbędną do budowania konkurencyjności polskiej gospodarki opartej na wiedzy, czyli takiej, w której wiedza jest tworzona, zdobywana, ale również transmitowana i w sposób efektywny używana przez organizacje i jednostki dla rozwoju gospodarczego i społecznego. Nasza rola to przygotowywanie studentów do elastycznego funkcjonowania w turbulentnych warunkach współczesności i przyszłości. W tych warunkach fundamentalną rolę odgrywa praktyczne i elastyczne gromadzenie, przetwarzanie i kreowanie wiedzy, również tej istotnej dla właściwego kształtowania postaw życiowych i relacji międzyludzkich. Wiedza powinna służyć lepszemu rozumieniu i kreowaniu rzeczywistości, o czym już w latach 60. XX wieku pisał wielki pedagog Bogdan Suchodolski. Niewątpliwe realizowany przez Akademię WSB zintegrowany system wsparcia studentów od wielu lat spełnia swoje zadania. Jednocześnie stale podlega ewaluacji i – na tej postawie – modyfikacjom, podnoszącym jakość prowadzonych działań. Potwierdzeniem skuteczności praktycznego modelu kształcenia jest fakt, iż absolwenci Akademii WSB otrzymują największe miesięczne wynagrodzenie po uzyskaniu dyplomu w porównaniu z absolwentami innych śląskich uczelni oraz najszybciej podejmują pracę. Dowodzi tego 3. Edycja ogólnopolskiego badania Ekonomicznych Losów Absolwentów (ELA), zleconego przez MNiSW, która wskazuje, że spośród absolwentów studiów II stopnia śląskich uczelni publicznych i niepublicznych to osoby kończące studia w Akademii WSB otrzymują najwyższe średnie zarobki brutto i przepracowały największy procent miesięcy na umowę o pracę po uzyskaniu dyplomu. W tym zestawieniu AWSB wyprzedziła m.in. Politechnikę Śląską, Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach czy Uniwersytet Śląski. Bar-

dzo dobrze radzą sobie również absolwenci studiów I stopnia. Ich średnie miesięczne wynagrodzenie brutto i wysoki procent miesięcy przepracowanych na umowę o pracę po uzyskaniu dyplomu pozwoliły im zająć 2. miejsce w opisywanym zestawieniu. Ponadto spośród absolwentów studiów I stopnia 10 czołowych polskich uczelni niepublicznych (wg rankingu Perspektyw 2018), absolwenci Akademii WSB najszybciej znajdują pierwszą pracę po zakończeniu studiów oraz najszybciej zostają zatrudniani na umowę o pracę po uzyskaniu dyplomu. Absolwenci studiów II stopnia zajęli w tych kategoriach 2. miejsce. Z kolei potwierdzeniem wysokiej jakości kształcenia są liczne rankingi, w których Akademia WSB zajmuje miejsca na podium. W ostatnim rankingu Rzeczpospolitej Wydział Nauk Stosowanych Akademii WSB znalazł się w pierwszej trójce najlepszych wydziałów ekonomicznych wśród wszystkich uczelni w Polsce. Na podium towarzyszyły nam: Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z kolei w 2018 r. w rankingu Fundacji Perspektywy Akademia WSB zajęła 6. miejsce w zestawieniu niepublicznych uczelni w Polsce. Podobnie jak w 2017 r., Akademia WSB była jedyną uczelnią niepubliczną spoza Warszawy, która zajęła tak wysoką pozycję w rankingu. W czołówce rankingu znalazły się m.in.: studia inżynierskie (Transport, Informatyka) i studia magisterskie (Fizjoterapia). Ranking ponownie potwierdził wysoki potencjał naukowy uczelni, dynamikę rozwoju umiędzynarodowienia oraz programów kształcenia w językach obcych, warunki kształcenia, a także wysoką pozycję absolwentów na rynku pracy. We wspomnianym rankingu doceniono też nasze programy MBA: Executive MBA i Master of Business Administration (partner kierunku EY Academy of Business). Prestiżowe kierunki studiów dla mistrzów biznesu oceniane były na podstawie 7. kryte-

8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Z AWSB związanych jest ponad 1400 nauczycieli akademickich (to wykładowcy, autorzy i recenzenci prac naukowo-badawczych, autorzy programów nauczania)

riów i 26. wskaźników. Akademia WSB znalazła najwyższe uznanie m.in. w kategoriach Kadra dydaktyczna i Studenci programu. Program Executive MBA znalazł się na wysokim, 6. miejscu w Polsce pod względem oceny kadry dydaktycznej. Wysoko oceniono też kadrę dydaktyczną programu Master of Business Administration, prowadzonego we współpracy z partnerem EY Academy of Business. Czy młody, ambitny człowiek może liczyć na studia dofinansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego albo na inne formy wsparcia finansowego w trakcie trwania nauki?

Akademia WSB jest liderem w pozyskiwaniu środków z Unii Europejskiej. W perspektywie finansowej 2014-2020 uczelnia pozyskała już dofinansowanie na realizację 34 projektów o łącznej wartości ponad 70 mln zł. W konkursie w ramach Zintegrowanych Programów Uczelni, organizowanym przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, Akademia WSB otrzymała prawie 10 mln zł, które przeznaczone zostały na uruchomienie nowych, praktycznych specjalności, studiów I i II stopnia w języku angielskim, szkoleń dla studentów, szkoleń dla kadry akademickiej i administracyjnej oraz informatyzację uczelni. W ramach projektu uczelnia zorganizuje m.in. 89 certyfikowanych szkoleń i 120 warsztatów dla blisko 3 tys. uczestników, zarówno studentów, jak i pracowników. Zorganizowane zostaną 174 spotkania z praktykami, krajowe i zagraniczne wizyty studyjne, szkolenia dla kadry dydaktycznej w najlepszych europejskich uniwersytetach. Środki zostaną także przeznaczone na nowoczesne systemy informatyczne do zarządzania uczelnią. Aktualnie w Akademii WSB realizowanych jest 10 projektów dofinansowanych ze środków UE, skierowanych do studentów, w ramach których prowadzone jest kształcenie na 5 kierunkach studiów


Uczelnia przygotowuje się do jubileuszu 25-lecia. Wygląda na to, że dobrze wykorzystaliście okres prosperity, jaki przeżywały szkoły prywatne w latach 90. – aż do teraz, gdy Akademia WSB może poszczycić się najwyższymi uprawnieniami akademickimi i 4 wydziałami zamiejscowymi. To tym bardziej zdumiewające i godne szacunku, że ów ośrodek szkolnictwa wyższego powstał w Dąbrowie Górniczej, mieście średniej wielkości w Zagłębiu.

Akademia WSB w ciągu ostatnich kilku lat w dynamiczny sposób przeobraziła się w jedną z najlepszych uczelni niepublicznych w naszym kraju. Posiadamy wydziały zamiejscowe w Krakowie, Cieszynie, Żywcu i Olkuszu. Prowadzimy kształcenie w ramach studiów podyplomowych w Bielsku-Białej, Bytomiu, CzechowicachDziedzicach, Częstochowie, Katowicach, Opolu, Strzelcach Opolskich, a wkrótce także w Warszawie. Pozycja lidera jest możliwa dzięki pasji, zaangażowaniu, odwadze, otwartemu umysłowi całego zespołu pracowników tworzących tę instytucję. W okresie niemal 25 lat rozwój oferty kształcenia, aktywność badawczo-rozwojowa, rozbudowa infrastruktury przebiegały równolegle z działalnością uczelni na rzecz kształcenia ustawicznego i popularyzacji nauki. Jesteśmy liderem w kształceniu podyplomowym, posiadamy trzy uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz uprawnienie do nadawania stopnia doktora habilitowanego, realizujemy innowacyjne kierunki studiów, uruchamiamy projekty rozwojowe, badawcze, naukowe z największymi partnerami krajowymi i zagranicznymi, jesteśmy szóstą uczelnią niepubliczną w Polsce według rankingów uczelni wyż-

szych. Długi okres funkcjonowania uczelni w konkurencyjnym i turbulentnym otoczeniu dowodzi, że Akademia WSB, m.in. dzięki wysokiej jakości kształcenia i prowadzonym badaniom, postrzegana jest jako mocne centrum akademickie, ośrodek badawczy, kulturalny, ale również przyjazny studentom, absolwentom i pracownikom w każdym wieku i na każdym etapie drogi edukacyjnej i zawodowej. Co więcej, w ciągu kilku lat dokonaliśmy tego, na co wiele instytucji pracuje znacznie dłużej. Jesteśmy z tego dumni, jednocześnie świadomi, że przed nami kolejne wyzwania. Obecnie jesteśmy Akademią WSB, dążymy do tego, by w przyszłości być Uniwersytetem WSB. Przyznanie pełnych praw akademickich Wydziałowi Nauk Stosowanych już po 4 latach od uzyskania prawa do nadawania stopnia doktora nauk ekonomicznych potwierdziło pozycję uczelni jako wiodącego ośrodka akademickiego w kraju, aktywnie kształtującego rozwój polskiej nauki, realnie wpływającego na innowacyjny poziom gospodarki w kraju i regionie. Kolejne lata to także działania na rzecz doskonalenia uczelni przedsiębiorczej, tzn. podejmującej inicjatywy w celu zwiększania poziomu innowacyjności, poprawienia ekonomiki prowadzonych działań i wzmocnienia dzięki temu swojej przewagi konkurencyjnej. Stałe wyzwania to wzmacnianie interakcji z bezpośrednim otoczeniem, działania na rzecz zwiększania jego atrakcyjności inwestycyjnej, poziomu zaawansowania technologicznego i podniesienia innowacyjności jego gospodarki. Wśród rozwijanych celów znajdują się nowoczesne zarządzanie, wzmacnianie współpracy z otoczeniem, poszukiwanie nowych źródeł finansowania

Fot. Joanna Nowicka

(Informatyka, Zarządzanie, Stosunki międzynarodowe, Logistyka, Zarządzanie i Inżynieria produkcji). Dodatkowo w ramach projektu Profesjonalne kadry sektora usług dla biznesu Akademia WSB uruchomiła unikatowy, praktyczny program kształcenia studentów ekonomii, który przygotuje ich do rozpoczęcia pracy w branży BPO/SCC (Business Process Outsourcing) i nie tylko. Firmy z sektora centrum usług są coraz ważniejszym elementem polskiego rynku pracy, a w samej aglomeracji śląskiej zlokalizowane są 74 centra usług, należące do 64 inwestorów z 14 państw. Studia ekonomiczne w Akademii WSB to przede wszystkim praktyczna wiedza z zakresu ekonomii, w tym rynków i produktów finansowych, zajęcia z praktykami oraz warsztaty przygotowujące do pracy w bankowości, ubezpieczeniach, działach księgowych i finansowych przedsiębiorstw. Uczelnia oferuje studentom możliwość dodatkowego udziału w wysokiej jakości programach stażowych, organizowanych u partnerów z branży BPO oraz programie rozwoju kompetencji, w ramach którego zrealizowane będą certyfikowane kursy językowe (angielski język biznesu, angielski język finansowy, angielski język informatyczny, angielski język prezentacji i wystąpień publicznych, certyfikat językowy TOEIC), a także warsztaty kształcące kompetencje komunikacyjne i analityczne (komunikacja interpersonalna, komunikacja międzykulturowa w organizacji biznesowej, współpraca zespołowa, zarządzanie czasem i organizacja pracy, Problem Solving, warsztaty Design Thinking). Dodatkowo oferujemy studiującym liczne szkolenia zawodowe (m.in. zarządzanie projektami, obsługa klienta w Help Desk, raportowanie i analiza danych w call center, finanse korporacyjne). Studenci mają możliwość wzięcia udziału w wizytach studyjnych u pracodawców z sektora BPO/SCC/IT, w spotkaniach z praktykami i płatnych stażach. Uczelnia cały czas redefiniuje programy kształcenia i oferuje szkolenia dostosowane do potrzeb rynku pracy. Już od marca studenci mogą zapisać się na takie szkolenia, jak m.in. Komunikacja interpersonalna, Współpraca zespołowa, Problem Solving, Administering Windows Server, Administering Microsoft SQL Server Database, Modelarz symulacji Flex Sim, AutoCAD, Kurs doradcy DGSA/ADR, Programowanie w języku JAVA, Funkcjonalna terapia powięziowa czy Kompleksowa terapia przeciwobrzękowa.

Uczelnia kształci ponad 11 tys. studentów, doktorantów, słuchaczy studiów podyplomowych i seminarium doktorskiego

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 9


działalności, zmiany strukturalne oraz rozwijanie kultury przedsiębiorczości uczelni. Uczelnia stoi również przed wyzwaniami internacjonalizacji i konkurencji międzynarodowej, podnoszenia jakości badań i edukacji, zwiększenia współpracy ze sferą przedsiębiorczości. Planuję kolejne działania w zakresie rozwijania działalności naukowo-badawczej, zarówno w obszarze badań podstawowych, jak też w obszarze badań powiązanych z praktyką, czyli prowadzonych na potrzeby otoczenia gospodarczego AWSB. Kluczowe dla rozwoju innowacyjności jest stworzenie warunków zachęcających do synergii nauki i biznesu. To, co w USA i w wielu państwach Unii Europejskiej jest zjawiskiem naturalnym, u nas pozostaje nadal w początkowej fazie. A przecież sukces innowacyjnych przedsięwzięć zależy od zaplecza finansowego projektów tworzonych przez naukowców. Akademia WSB skupia stabilną, zintegrowaną kadrę naukowo-dydaktyczną. Z uczelnią związanych jest ponad 1400 nauczycieli akademickich. Czy nie obawia się pani jednak kryzysu w dynamicznym rozwoju uczelni, choćby z powodu ubytku studentów, bo na przykład nadejdzie kolejny niż demograficzny? Czy współpraca międzynarodowa oraz szkolenia i usługi doradcze dla biznesu to jeden ze sposobów na potencjalny kryzys?

Akademia WSB tak naprawdę nie odczuła efektów niżu demograficznego. Z roku na rok studentów i słuchaczy przybywa, co skutkowało m.in. rozbudową uczelni i koniecznością prowadzenia niektórych kierunków studiów podyplomowych w wysokiej klasy hotelach. To, co decyduje o sukcesie Akademii WSB, to wysoka jakość kształcenia i nacisk na kształcenie praktyczne. Potwierdzają to wysokie miejsca, jakie uczelnia zajmuje w ważnych rankingach dotyczących szkolnictwa wyższego. Dzięki szerokiemu profilowi studiów uzyskujemy efekt synergiczny, wynikający z wzajemnego przenikania się kierunków studiów. Słuchacze mogą wybierać spośród bardzo bogatej oferty kierunków studiów I i II stopnia, podyplomowych, MBA, szkoleń i certyfikowanych kursów specjalistycznych. Interdyscyplinarny, ale skoncentrowany na biznesie i zarządzaniu profil uczelni oraz duży nacisk na kształcenie w ramach języków obcych stwarzają naszym absolwentom przewagę na polskim i międzynarodowym

1 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

rynku pracy. Systematycznie działamy także na rzecz otoczenia uczelni. W ubiegłym roku po raz kolejny nasze działania społeczne zostały docenione w IX edycji konkursu Marka Śląskie. Akademia WSB została wyróżniona w kategorii CSR – Społeczna Odpowiedzialność Biznesu. Osobiście otrzymałam medal Regionalnej Izby Przemysłowo-Handlowej w Gliwicach, stanowiący formę uhonorowania wybitnych osiągnięć przedsiębiorstw w działalności gospodarczej oraz osób fizycznych, szczególnie zaangażowanych w rozwój jakościowy gospodarki regionu lub kraju, posiadających znaczący wkład na rzecz współpracy gospodarczej Śląska oraz charakteryzujących się etyką i rzetelnością postępowania. Zostałam również uhonorowana Złotą Odznaką Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach w uznaniu za wsparcie rozwoju Izby, zaangażowanie we współpracę oraz promocję idei samorządu gospodarczego. Świadczy to oczywiście o tym, że Akademia WSB permanentnie pogłębia relacje z otoczeniem społecznym, kulturowym i gospodarczym, odpowiadając na oczekiwania interesariuszy w zakresie oferty dydaktycznej, działalności naukowo-badawczej, popularnonaukowej i kulturalno-oświatowej, ale również społecznej. Jednym z kluczowych elementów strategii uczelni jest współpraca nauka-biznes, wyrażająca się w budowie kreatywnego, dobrze wykształconego społeczeństwa i prowadzeniu najwyższej jakości badań, przyczyniających się do wzrostu innowacyjności gospodarki. Uczelnia aktywnie działa na rzecz wzrostu transferu wiedzy do gospodarki oraz wzrostu komercjalizacji wyników badań naukowych. Proces internacjonalizacji kształcenia od kilku lat przebiega w Akademii WSB bardzo dynamicznie, przyjmując postać kompleksowej strategii w zakresie prowadzenia aktywnej polityki pozyskiwania studentów zagranicznych, zagranicznego marketingu uczelnianego, tworzenia międzynarodowych ścieżek studiów, integrowania treści globalnych i międzykulturowych w programy nauczania, dostosowywania infrastruktury uczelni do potrzeb tworzenia i wdrażania programów wspierających mobilność studencką etc. Obecnie w Akademii WSB studiuje blisko 1000 zagranicznych studentów, reprezentujących ponad 40 krajów, m.in. Hiszpanię, Włochy, Francję, Izrael, Kolumbię, Peru, Indie, Egipt, Chiny, Wietnam czy Tajlandię. Współpracujemy

z ponad 300 międzynarodowymi partnerami. Umiędzynarodowienie uczelni wyraża się nie tylko w obszarze podejmowania studiów przez studentów zagranicznych w Polsce, ale także poprzez długo- i krótkoterminowe zatrudnianie kadry naukowej z zagranicy, uczestnictwo naszych naukowców w międzynarodowych programach edukacyjnych i badawczych. Stawiam na podniesienie atrakcyjności polskiej oferty edukacyjnej poprzez międzynarodowe akredytacje. Obecnie przygotowujemy się do akredytacji EUR-ACE Label, ENAEE European Network for Accreditation of Engineering Education (KAUT) na kierunku informatyka oraz akredytacji CEEMAN na kierunkach biznesowych. Ponadto dążymy do zwiększenia liczby zagranicznych profesorów wizytujących, przyjeżdżających do nas z wiodących uczelni światowych. Obecnie realizujemy kilkanaście międzynarodowych projektów w partnerstwach z zagranicznymi jednostkami naukowo-badawczymi i instytucjami szkolnictwa wyższego, w ramach programów mobilnościowych i naukowych (Erasmus+, Polsko-Ukraińska Rada Wymiany Młodzieży, Polsko-Litewski Fundusz Wymiany Młodzieży, Niemiecka Centrala Wymiany Akademickiej, Program Horyzont 2020, Program Współpracy Transgranicznej Polska-Republika Czeska, Fundusz Grupy Wyszehradzkiej). Oferta mobilności akademickiej uczelni to aktualnie ponad 50 destynacji na świecie, od Ameryki po Ural, w tym USA, Chiny, UE. Działania na rzecz umiędzynarodowienia uczelni to również liczne projekty edukacyjne, wydarzenia międzynarodowe, jak International Days, International Job Fares, Erasmus Days, International Staff Week. Potwierdzeniem wysokiego poziomu internacjonalizacji jest fakt, iż Akademia WSB po raz kolejny znalazła się w czołówce najbardziej umiędzynarodowionych polskich uczelni w rankingu miesięcznika Perspektywy. Akademia WSB, pierwsza uczelnia niepubliczna w Polsce, której wydział otrzymał wyróżniającą ocenę instytucjonalną Polskiej Komisji Akredytacyjnej, jeden z największych ośrodków akademickich sektora niepublicznego w kraju, m.in. dzięki wysokiej jakości prowadzonych badań i kształcenia, uważana jest za silny ośrodek naukowo-badawczy i kulturalny oraz mocne centrum akademickie w Polsce. To decyduje o naszej przewadze konkurencyjnej i sprawia, że nie boimy się zmian.


Jestem wierna zasadzie work-life integration, czyli idei umożliwiającej integrację życia prywatnego z zawodowym. Coraz częściej obserwuję, jak w pogoni za sukcesem menedżerowie wyrzekają się swoich pasji i rezygnują z życia towarzyskiego, skupiając się wyłącznie na obowiązkach. Uważam, że aby osiągnąć zawodowy sukces, nie trzeba wyrzekać się życia prywatnego. Mój świat zawodowy i prywatny współistnieją ze sobą, a ja umiejętnie się między nimi przełączam. To samo umożliwiam moim pracownikom. W Akademii Wsb nikogo nie dziwi, iż w trakcie godzin pracy pracownik odbiera telefon prywatny, by porozmawiać z dzieckiem. Mam świadomość, że pracownicy też mogą mieć potrzebę wyjścia z pracy wcześniej czy pracy w domu z uwagi na opiekę nad dzieckiem. Oczywiście ta elastyczność działa w dwie strony. Jestem osobą bardzo aktywną, uprawiam sport, uwielbiam jogę, Moją pasją są podróże i książki. Akumulatory ładuję również w pracy. bo kiedy lubi się to, co się robi, kiedy sprawia to przyjemność, praca nie jest mozołem, lecz wyzwaniem, radością i jednocześnie pasją. Jestem kobietą spełnioną życiowo i zawodowo. Kobieta spełniona to taka, która wierzy w to, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno ani za wcześnie. Jestem otwarta na nowości, chcę ich doświadczać, nie boję się. W każdym momencie mam apetyt na życie. Nie oceniam innych, nie odrzucam niczego, nim tego nie sprawdzę. Wybieram to, czego w danym momencie chcę. Moje marzenia wiążą się z rozwojem własnym, mojego zespołu, Akademii Wsb. Marzeniem jest Uniwersytet Wsb oraz spełnienie i satysfakcja zespołu pracowników. Możliwość motywowania innych do osiągania celów, rozwoju osobistego i zawodowego, radość z ich sukcesów – to wszystko sprawia, że czuję się spełniona jako rektor i człowiek. dziękuję za rozmowę.

roZMAWIAŁ STANISŁAW BUBIN

Fot. Akademia Wsb

Proszę uchylić rąbka tajemnicy ze swojej sfery prywatnej. Czy rozwój pani pięknej kariery zawodowej odbył się kosztem rodziny, czy też potrafiła pani połączyć obie te sfery? Jak najchętniej spędza pani wolny czas, co najbardziej lubi? No i ważne pytanie, czy czuje się pani kobietą spełnioną życiowo i zawodowo? Jakie ma pani marzenia na najbliższe lata?

PROF. NAdZW. dR ZdZISŁAWA dACkO-PIkIEWICZ

Rektor Akademii Wsb (do 15 kwietnia 2018 r. Wyższej szkoły biznesu w Dąbrowie Górniczej). Od kilkunastu lat czynnie działa na rzecz społecznego, kulturalnego i gospodarczego rozwoju regionu. Od 2008 r. kieruje jednym z największych ośrodków akademickich sektora niepublicznego w Polsce – Akademią Wsb. Od wielu lat zaangażowana w rozwój kształcenia ustawicznego, rozwój kompetencji w makroregionie województw śląskiego i małopolskiego oraz tworzenie międzynarodowej przestrzeni edukacyjnej. Aktywnie działa na rzecz wzmocnienia współpracy sektorów nauki i gospodarki. Prowadząc badania naukowe oraz działając w powiązaniu z praktyką gospodarczą, przyczynia się do powstawania innowacji procesowych, produktowych, organizacyjnych i marketingowych, które dają przewagę konkurencyjną korzystającym z nich podmiotom gospodarczym regionu. Jest Ambasadorką Przedsiębiorczości Kobiet Polskiej sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet oraz Ambasadorką Kongresów Polskich, wiceprzewodniczącą Rady Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach oraz zasiada w Radzie Nadzorczej Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji, wchodzącym w skład Konfederacji Pracodawców Lewiatan. Animuje rozwój innowacji w regionie, będąc przewodniczącą Komisji ds. Innowacyjności, Konkurencyjności i Współpracy Nauki z biznesem przy Radzie RIG w Katowicach, członkiem Komitetu sterującego Regionalnej strategii Innowacji przy Marszałku Województwa Śląskiego, członkiem Rady Programowej stowarzyszenia biznes-Nauka-samorząd Pro silesia. Zasiada w Radzie społeczno-Gospodarczej przy Zarządzie Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii oraz jest członkiem EWORA (Europejskiego stowarzyszenia Kobiet Rektorów).

Akademia WSB • Cieplaka 1C • 41-300 Dąbrowa Górnicza • +48 32/262 28 05 +48/32 295 93 00 • info@wsb.edu.pl • rektorat@wsb.edu.pl • www.wsb.edu.pl www.rekrutacja.wsb.edu.pl • www.facebook.com/wsb.dg

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L A dy ’ S C L U B 1 1


Zdjęcia: Materiały Prasowe

Mokate

wspiera polską naukę

Tegoroczna grafika festiwalowa

Taka forma popularyzacji osiągnięć nauki to strzał w dziesiątkę

połowie stycznia w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach odbył się 3. Śląski Festiwal Nauki. Uczestnictwo we wszystkich atrakcjach można było uprzyjemnić sobie kawami Mokate i herbatami LOYD. Hasło przewodnie festiwalu brzmiało „Energia”, a nic tak nie dodaje energii, jak dobra kawa czy aromatyczna herbata. Stanowisko Mokate było bodaj najbardziej obleganym miejscem na festiwalu. Wielotysięczna publiczność ŚFN miała okazję poznać sześć obszarów wiedzy: nauki ścisłe, przyrodnicze, techniczne, humanistyczno-społeczne, medycynę i zdrowie, sztukę. W tym roku debiutowały strefy: kosmiczna (m.in. pokazy łazików marsjań-

W programie wydarzenia znalazła się też strefa OFF Science z przeglądem ciekawych wynalazków garażowych. Gośćmi festiwalu byli Tomasz Rożek, Jan Mela, Filip Springer, astronautka NASA Nicole Scott, kosmonauta Mirosław Hermaszewski, prof. Johannes Georg Bednorz, prof. Andrzej Jajszczyk, prof. Jerzy Buzek, Wiktor Niedzicki, prof. Henryk Skarżyński, Alina Markiewicz, Mariusz Szczygieł, Jacek Hugo-Bader, prof. Katarzyna Kłosińska, Arlena Witt, prof. Karol Myśliwiec, Leszek Cichy i Tomasz Zubilewicz. Zaproponowana przez Uniwersytet Śląski i samorząd Katowic taka forma popularyzacji osiągnięć nauki to strzał w dziesiątkę.

W

Udział w atrakcjach można było uprzyjemnić sobie kawami Mokate i herbatami LOYD

Zdjęcia Iwona Franek / UG Goleszów

skich), sportu, strefa dziecka (z profesjonalną bawialnią dla najmłodszych) i pokazów laserowych, przygotowana przez Uniwersytet Lund ze Szwecji. W sumie było to ponad 150 stanowisk, nie licząc wykładów, warsztatów i spotkań z interesującymi ludźmi.

Goleszów stał się stolicą szachową, przyciągającą tłumy miłośników tej emocjonujące gry • Najmłodsi i nieco starsi szachiści tradycyjnie mogli liczyć na pyszne nagrody od Mokate

Emocje na szachownicy

J

uż po raz 34. rozegrany został Międzynarodowy Turniej Szachowy o Puchar Prezesa Mokate, Adama Mokrysza. Zawody towarzyszyły jak zawsze Pucharowi Gminy Gole-

1 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

szów. W sali GOK o nagrody rywalizowało 84 miłośników tej królewskiej gry, wśród nich międzynarodowy arcymistrz Jan Krzysztof Duda, najwyżej notowany junior na świato-

wej liście rankingowej, który – to ciekawostka – zaraz po powrocie z Goleszowa zdobył tytuł wicemistrza świata w szachach błyskawicznych. Nic dziwnego, że właśnie Jan Krzysztof Duda

zdobył puchar prezesa Mokate, wygrywając 11 spośród 11 partii. Wyprzedził on mistrza FIDE Eneasza Wiewiórę i GM Kamila Mitonia. Najlepszą szachistką była arcymistrzyni Olga Sikorová, posiadaczka 18. tytułów mistrzyni Czech. n


Polacy o firmach rodzinnych

Staraniem Fundacji Firmy Rodzinne, wspieranej przez Grupę Mokate, ukazała się piąta edycja raportu „Polacy o firmach rodzinnych”. Wynika z niego, że osoby, które chciałyby założyć własną firmę rodzinną dużo rzadziej kierują się wysokimi zarobkami w porównaniu z innymi respondentami, ponieważ większe znaczenie mają dla nich przyjazna atmosfera w pracy i tradycje.

R

ośnie też odsetek Polaków, którzy zamieniliby obecne miejsce pracy na firmę rodzinną. W poprzednim badaniu takie osoby stanowiły mniej niż 1/4 badanych, teraz ich odsetek wynosi już 27,5%. Liczba firm rodzinnych w Polsce stale się zwiększa. Dynamicznie zwiększa się też zaufanie Polaków do firm rodzinnych. Wśród szczególnych zalet wymieniają oni krótką i szybką drogę decyzyjną, elastyczność i możliwość długofalowego planowania strategicznego. – Siłą takich przedsiębiorstw jak nasze jest między innymi rodzina. W Mokate rozumiemy to pojęcie dwojako. Z jednej strony to moi rodzice i najbliżsi krewni. Jak w rodzinie dzielimy się obowiązkami i wzajemnie dbamy o siebie. Taki model przenosimy również na relacje w zespole, niezależnie

Jak co roku wielka rodzina Mokate spotkała się na tradycyjnej „Wigilijce”, by podsumować osiągnięcia, nakreślić założenia na nowy rok i nagrodzić wyróżniających się pracowników

Dr Adam Mokrysz, CEO Grupy Mokate, poinformował, że motto roku 2019 brzmi: „Wizja, odwaga, działanie!”

od lokalizacji czy odległości między fabrykami w Ustroniu, Żorach i Voticach. Staramy się być blisko spraw naszych pracowników i wspólnie z nimi rozwiązywać problemy oraz pokonywać kolejne wyzwania. W Mokate mamy zdecydowanie więcej familijnych kooperacji. Firma ze swoją ponad stuletnią historią zatrudnia dwa, a czasem nawet trzy pokolenia rodzin. Wartością dodaną, wynikającą z takiego stanu rzeczy, są lojalność, przywiązanie, poczucie tożsamości, bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania. Budując kulturę organizacyjną Mokate, opieramy się na wzorcu dobrej rodziny. Jasno wyznaczone cele i zasady, podział obowiązków oraz ciepła, życzliwa atmosfera, to jej najważniejsze wyznaczniki – podkreśliła Sylwia Mokrysz,

członek Zarządu Mokate SA w czasie konferencji prasowej prezentującej raport. Elastyczność i umiejętność dostosowania się do warunków rynkowych, ale także i społecznych jest dziś bardzo istotna. – W oparciu o taką świadomość budujemy i rozwijamy kulturę organizacyjną firmy, w której pracownik wie, jaka perspektywa nas napędza i tworzy przyszłość Mokate. Zarówno w Ustroniu i w Żorach, jak i w czeskich Voticach oraz wszystkich naszych lokalizacjach na świecie zatrudniamy ponad 1700 osób. To duża i bardzo zróżnicowana społeczność. Myślę, że ta różnorodność jest jednym z najważniejszych czynników wyzwalających potencjał i wspierających rozwój naszej firmy. Wiemy, że między innymi dlatego nasi pracownicy wybrali Mokate jako miejsce, z którym wiążą swoją zawodową przyszłość – dodał dr Adam Mokrysz, CEO Grupy Mokate. Trwanie, sukcesja, autentyzm, wartości – takie słowa pojawiają się przy opisie każdej dobrej firmy rodzinnej. I takie firmy, a wśród nich Mokate, można było spotkać w czasie Ogólnopolskiego Zjazdu Firm Rodzinnych U-RODZINY 2018 w Katowicach. Kolejny, 12. Ogólnopolski Zjazd Firm Rodzinnych U-RODZINY 2019 odbędzie się w dniach 25-27 października w Warszawie.

NIEZWYKŁE DUETY

W

styczniu w czasie gali charytatywnej w Warszawie odbyła się licytacja Kalendarza Gwiazd 2019 magazynu „Businesswoman & life”. Dochód z licytacji wsparł Fundację Rozwoju Kardiochirurgii im. Profesora Zbigniewa Religi. Na każdej z kart Kalendarza Gwiazd można zobaczyć duety ludzi biznesu oraz gwiazd kina, telewizji, teatru i muzyki. Wrześniową kartę zdobi zdjęcie Sylwii Mokrysz – członka Zarządu firmy Mokate i Zbigniewa Zamachowskiego – aktora filmowego i teatralnego. Na pozostałych kartach można zobaczyć Katarzynę Michniewską i Pawła Kowalskiego, Hannę Cendrowską-Grzą-

dziel i Jacka Rozenka, Bożennę Drzewiecką i Jarosława Drzewieckiego, Iwonę Łach-Kudzię i Szymona Wydrę, Iwonę Szczęsną-Dymel i Mietka Szcześniaka, Magdalenę Napieraj i Adam Kornackiego, Monikę Skórkę i Joannę Jabłczyńską, Annę Bełdę i Karolinę Nowakowską, Monikę Rosę i Mateusza Kusznierewicza, Edytę Dziankowską i Arkadiusza Gołębiowskiego, Anetę Kozłowską i Marię Niklińską, Beatę Drzazgę i Jana Sarnę, Katarzynę Łozę-Sołtyk i Paulinę Drażbę oraz Ewę Wiertelak i Adama Adamonisa. Licytacja tego wydawnictwa pozwoliła wesprzeć Fundację Religi kwotą 59 tys. zł.

Sylwia Mokrysz i Zbigniew Zamachowski

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 1 3


WYSTAWA

Stu patriotów

„Ojczyznę kochać trzeba i szanować. Nie deptać flagi i nie pluć na godło” – śpiewał Muniek Staszczyk. Czy patriotyzm polega na miłości i szacunku? Odpowiedzi poszukiwałem, portretując i rozmawiając ze 173 osobami. Byli wśród nich bliscy, przyjaciele, znajomi i zupełnie obcy mi ludzie. Z twarzy każdego z nich można było odczytać niepowtarzalną historię. Usta każdego z nich miały do zaoferowania inną opowieść. Tak powstał cykl „100 patriotów ” – mówi PAWEŁ OKULOWSKI, fotograf i redaktor naczelny portalu Nowiny.pl, a także twórca layoutu magazynu „Lady’s Club”.

D

o końca stycznia w Domu Książęcym na Zamku Piastowskim w Raciborzu można było oglądać ciekawą wystawę zdjęć „100 patriotów”. Wernisaż odbył się 15 stycznia, a ekspozycja była pokłosiem projektu zrealizowanego przez naszego kolegę, Pawła Okulowskiego, przy wsparciu działaczki kultury, Anny Jegerskiej-Michalskiej. Autor sportretował współczesnych mieszkańców powiatu raciborskiego, szukając odpowiedzi na pozornie łatwe pytanie: Jaki jest współczesny patriotyzm? I czy w ogóle jeszcze istnieje? Okazało się, że jesteśmy patriotami, ale każdy na swój sposób. Nie ma jednej definicji patriotyzmu, bo nie sposób znaleźć wspólnego mianownika. Ale szukać trzeba! Paweł fotografuje ludzi od 16 lat. Pierwszy raz publicznie pokazał zdjęcia z koncertu zespołu Lao Che. Z biegiem czasu zaczął odwracać się od sceny i zwrócił obiektyw w stronę ludzi. I właśnie to doprowadziło go do galerii w Zamku Piastowskim, do debiutanckiej wystawy. – Projekt „100 patriotów” jest ponad podziałami – podkreślił twórca. – Wszystkich nas, fotografowanych, łączy miłość. Miłość do ojczyzny, do tego miejsca, do Polski, do Raciborza, do ziemi raciborskiej i nas samych. Starałem się, żeby moje zdjęcia były czymś więcej, niż tylko obrazami. Chciałem, żeby były opowieścią o człowieku – o jego gniewie, miłości, obawach i ideach, które są bliskie naszym sercom. Wystawa spodobała się raciborzanom. Uczestnicy wernisażu dostrzegali w portretach różne oblicza patriotyzmu: małomiasteczkowość (jako atut), połączenie górnolotności z luzem, pasję i zaufanie, jakim twórca potrafił przyciągnąć ludzi, szczerość i naturalność portretowanych, patriotyzm sąsiedzki, zacięcie reporterskie, kawałek ojczyzny i kawałek naszej rzeczywistości, a raczej sto kawałków łączących się w całość. Gratulujemy Autorowi tej wystawy i czekamy na następne! STANISŁAW BUBIN

1 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Autor zdjęć Paweł Okulowski i dyrektor Zamku Piastowskiego, Mariola Jakacka

Wiele osób z zadowoleniem odnajdowało się Kontemplowanie zdjęć i refleksja towarzyszyły na fotografiach tej ciekawej ekspozycji

Na wernisaż przybyła też rodzina Pawła Okulowskiego

Licznie zgromadzeni nagrodzili twórcę wystawy oklaskami

Członkowie Zespołu Pieśni i Tańca „Strzecha” wśród odwiedzających można było spotkać przybyli na wystawę w strojach ludowych wiceprezydenta raciborza michała fitę (z lewej)


Dorota Miechówka

Anna Jegerska-Michalska

Paulina Miłkoś

Asia Ogrodnik z córką Marisą

Dawid Machecki

Agnieszka i Paweł Suboczowie z Kacprem

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 1 5


Marek Orszulka

Klaudia Miczek

Monika Pilch

Marek Kuder

1 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Marian Szlapański

Paweł Okulowski (autoportret)


Artykuł sponsorowany

nieOCZYwista praca, 100% satysfakcji

W medycynie można się spełnić, będąc nie tylko lekarzem. Z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet zapytaliśmy kilka Pań ze specjalistycznego centrum okulistycznego – które mieści się w Bielsku Białej i w Jaworznie – czy są zadowolone ze swojej pracy, co je satysfakcjonuje, motywuje do działania, co chciałyby jeszcze osiągnąć oraz jakie wyzwania przed nimi stoją. Nie sposób było porozmawiać z każdą, ponieważ 90% personelu to właśnie kobiety! Musimy przyznać, że panuje tam naprawdę miła i przyjacielska atmosfera. Każda z Pań jest inna, natomiast ich cechą wspólną jest niezaprzeczalnie satysfakcja – satysfakcja z wykonywanej pracy i wzajemnych relacji. Sami zobaczcie... tzn. przeczytajcie!

pracuje od

17 lat Dr n. med. IWONA FILIPECKA specjalista chorób oczu, kierownik medyczny

Stanowimy znakomity zespół. 17 lat szukałam osób pozytywnie zakręconych, odpowiedzialnych i pracowitych. Trochę to trwało, ale teraz jestem bardzo zadowolona. Wszyscy sobie nawzajem pomagają, zastępują się, gdy trzeba. Nikt nie zna słów tego się nie da albo mi się nie chce. Wiemy, że pracujemy w jednym celu – rozwijamy firmę, obsługującą pacjentów na najwyższym poziomie merytorycznym. Dlatego postawiliśmy na kompetentny zespół, lekarzy z doświadczeniem klinicznym oraz innowacyjne technologie. Udało mi się znaleźć doskonałe osoby, które chcą pracować ze mną, a ja z nimi. Uważam, że lekarz musi uczyć się całe życie i tego bakcyla nauki zaszczepiłam wszystkim pracownikom. Wiedzę

trzeba wciąż pogłębiać, patrzeć, co nowego się dzieje. W okulistyce postęp jest ogromny – robimy wszystko, aby być z nim na bieżąco! W czasie każdej rozmowy rekrutacyjnej pytam, czy osoba aplikująca na dane stanowisko pragnie się rozwijać, jak widzi siebie za 5-10 lat. Dla mnie to ważne kryterium. Chcę pracować z ludźmi, którzy będą się uczyć dla siebie i dla naszych pacjentów, wnosić do firmy coś nowego. Każde szkolenie jest inspirujące. Ogromnie się cieszę, gdy po szkoleniu ktoś mi mówi, że jest nowe rozwiązanie, powinniśmy je wprowadzić z korzyścią dla wszystkich. To rozwija firmę. Jako pierwsi w okulistyce wprowadziliśmy merytoryczne szkolenia w zakresie komunikacji z pacjentem, żeby chory w prostych słowach dowiedział się, co będziemy robić, a on – żeby powiedział nam, czego od nas oczekuje. Każdy zatrudniony musi znać podstawowe pojęcia, by udzielić pacjentowi kompetentnej odpowiedzi. Jeśli ktokolwiek chce iść na studia podyplomowe czy uczyć się języków obcych – jestem szczęśliwa. Takie podejście służy budowaniu zespołu i umacnia firmę, zawsze też uczestniczymy w tych kosztach. Jesteśmy prywatną spółką, musimy na siebie zarabiać, to oczywiste, lecz żyjemy w określonym środowisku. Dyrektor firmy Krzysztof Macha, podobnie jak ja, jest osobą empatyczną, dlatego od początku działamy także społecznie prowadząc m.in. kampanię Szkoła Zdrowego Widzenia i inne badania przesiewowe wśród pierwszoklasistów, by już na wczesnym etapie wychwycić wady wzroku. To nie są aż tak duże koszty, żebyśmy nie mogli raz w roku takiej akcji przeprowadzić. W podobnym celu od 7 lat jeździmy na misje do Afryki, gdzie potrzeby są ogromne (www.okuliscidlaafryki.pl). Wdzięczność ludzi daje nam siłę do dalszego działania.

pracuje od

9 lat

BOŻENA DURAJ

rejestratorka medyczna w Bielsku-Białej Pracę w Okulus Plus rozpoczęłam w 2010 roku. Na początku, nie ukrywam, nie było łatwo, ale szybko uświadomiłam sobie, że to jest to, czym chcę się zajmować. Rejestruję pacjentów telefonicznie, a najczęściej pierwszy kontakt pacjenta z nami odbywa się właśnie przez telefon. Po takiej rozmowie pacjent decyduje, czy wybierze nasz ośrodek, czy nie. Muszę przyznać, że pacjenci oczekują od nas rozmowy bardzo konkretnej, fachowej. Dzwoni człowiek chory, niejednokrotnie cierpiący i potrzebujący pomocy – dlatego w tej pracy najważniejsza jest umiejętność wsłuchania się w to, co ludzie mówią. Codziennie dzwonią nowe osoby, z nowymi problemami, które chcą trafić do odpowiedniego specjalisty. Czasem są to osoby starsze, samotne, którym nie

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 1 7


Artykuł sponsorowany

ma kto doradzić, ale także zatroskani rodzice czy ludzie młodzi, doskonale zorientowani w dostępnych metodach leczenia. Mamy pacjentów z całej Polski, z Anglii, Niemiec, USA, a nawet Meksyku. Często pytam, bo to ważne, skąd dowiedzieli się o naszym ośrodku. Najczęściej odpowiadają, że z polecenia – naprawdę miło to słyszeć. Jestem najczęściej pierwszą osobą, która rozmawia z pacjentem, rozładowuję stres, daję mu pewność, że będzie otoczony dobrą opieką, umawiam termin i daję wskazówki, jak powinien dalej postępować. Zależy mi, żeby pacjent trafił ze swoim problemem do najlepszego specjalisty. I tak się dzieje. Usłyszałam niedawno przez telefon: Ja pani nie znam, ale bardzo panią polubiłam. Uśmiech i takie słowa to najlepsze podziękowanie.

pracuje od

2 lat

KATARZYNA GOGACZ pełnomocnik zarządu ds. promocji zdrowia i marketingu społecznego

Zdjęcia: www.okulus.pl

Pracuję w firmie od 2 lat. Od początku największe wrażenie robiła na mnie działalność społeczna ośrodka (CSR). Myślę o budowaniu

1 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

trwałych i wiarygodnych relacji z naszymi pacjentami oraz lokalnymi firmami – niezależnie od tego, czy jesteśmy w roli organizatora, czy partnera akcji zależy nam na edukacji społeczeństwa w zakresie zdrowia oczu. Dzięki współpracy z ludźmi, którzy doskonale wiedzą, co oznacza termin zaangażowanie, czuję, że jestem we właściwym miejscu, jeśli chodzi o moje życie zawodowe. W ubiegłym roku miałam przyjemność koordynować kolejną edycję kampanii profilaktyczno-edukacyjnej, podczas której przebadaliśmy wzrok ponad 500 uczniów klas I szkół podstawowych w Jaworznie. Współtworzę strategie marketingowo-sprzedażowe firmy, organizuję szkolenia, analizuję rynek, a także przygotowuję od strony marketingowej wprowadzanie nowych produktów. Imponuje mi to, że firma stawia na innowacyjność, dzięki czemu nasi pacjenci mają dostęp do rozwiązań i metod leczenia na światowym poziomie. Nie bez powodu rozwinięcie naszej nazwy to Centrum Okulistyki i Optometrii – pracują tu okuliści, optometryści, ortoptysta i optycy, a między nimi jest naprawdę znakomita współpraca. Kiedyś żyłam w przeświadczeniu, że gdy dzieje się coś z naszymi oczami, pomóc może jedynie okulista. Dzisiaj wiem, że jest inaczej. Odpowiadając za materiały informacyjne dla pacjentów, staram się, aby oni także poznali te różnice, aby wiedzieli, że są w miejscu, w którym spojrzy się na ich problemy kompleksowo! Muszę powiedzieć, że momentami moja praca bywa naprawdę emocjonująca. Kiedy przeprowadzam wywiad z pacjentem, np. po zabiegu laserowej korekcji wzroku, i słyszę ze łzami w oczach komentarz: Ten dzień odmienił moje życie, sama mocno się wzruszam. Podobnie wygląda rozmowa z pacjentami po usunięciu zaćmy. Mówią: Ostatnie lata żyłem we mgle, teraz rozpoznaję twarze bliskich mi osób. To naprawdę duża dawka emocji, ale i dobrej energii, bo choć sama nie mam wykształcenia medycznego, kocham pomagać innym – dzięki tej pracy w końcu czuję się spełniona.

pracuje od

8 lat

AGNIESZKA LEMBOWICZ ortoptystka, optometrysta w Bielsku-Białej i Jaworznie Moje specjalizacje trochę się różnią, a trochę nakładają. Jako ortoptystka, na razie jedyna w ośrodku (ale szkolimy już dwie następne osoby), jestem specjalistką od zeza i niedowidzenia. Natomiast jako optometrysta specjalizuję się w okularach, soczewkach i terapii widzenia. Łącząc obie te specjalizacje, dbam o poprawę i komfort jakości widzenia moich pacjentów. Po ukończeniu studiów optometrycznych szukałam miejsca, w którym mogłabym się rozwijać – i znalazłam! Bo to jest najważniejsze, żeby człowiek się rozwijał, a nasza firma to umożliwia. Czego bym nie wymyśliła, w jaką stronę zawodową chciałabym pójść, na wszystko uzyskuję zgodę. Jesteśmy wręcz zachęcani, żebyśmy szukali nowych dróg rozwoju, czegoś, czego jeszcze w Polsce nie ma, a co moglibyśmy robić jako pierwsi. W naszej firmie nie ma problemu wchodzenia sobie w kompetencje, mamy jasno określone role, lekarze okuliści


Artykuł sponsorowany

i optometryści wspierają się, pomagają sobie, nie ma między nami szkodliwej rywalizacji. Większość moich pacjentów to dzieci, przez co w swojej pracy muszę być także trochę pedagogiem, a nawet psychologiem. To wielka praca z dziećmi, które będą przecież oczami naszej przyszłości. Niestety, rozwój technologii sprawia, że coraz częściej wady wzroku pojawiają się u coraz młodszych dzieci. Kiedyś mówiliśmy o krótkowzroczności szkolnej w wieku 7-8 lat, teraz – w związku ze smartfonami i tabletami – objawia się ona u 5- czy 6-latków. Co ciekawe i inne – możemy też realizować się charytatywnie jako wolontariusze fundacji Okuliści dla Afryki. W lutym wróciłam z Ghany, gdzie byłam z szefową – dr Filipecką przez 2,5 tygodnia. Przebadaliśmy prawie 1.200 osób. To był mój siódmy wyjazd, a takich akcji mieliśmy już 25.

pacjentów, ale dzięki dobrej współpracy udało nam się tak poukładać pracę, że podczas wizyty pacjent czuje, że jest dla nas najważniejszy. Mogę stale się rozwijać zawodowo, podnosić kwalifikacje, chodzić na kursy specjalizacyjne. Kontaktuję się z innymi koleżankami i widzę, jakie są różnice w opiece i profesjonalnej obsłudze pacjenta. Potwierdzają to zresztą pozytywne opinie pacjentów na temat wykonanych u nas zabiegów, zamieszczane w mediach społecznościowych czy w naszej książce wpisów. Dobre słowo zawsze buduje, nasz zespół cieszą pochwały i podziękowania. Razem dążymy do tego, żeby wszystko szło składnie i żeby logistyka nie zawiodła. Bardzo dużą uwagę przywiązujemy do procedur i wysokich standardów postępowania. Temu służą zresztą szkolenia. Każdy pracownik może z nich korzystać w zakresie swoich kompetencji, firma nikomu jeszcze nie odmówiła możliwości podnoszenia kwalifikacji. I to przynosi bardzo dobre efekty. Nie stoimy w miejscu, wciąż się rozwijamy. Dlatego trwa rozbudowa ośrodka, żeby zapewnić pracownikom jeszcze lepsze warunki pracy, a pacjentom komfort pobytu – w ramach koncepcji reengineeringu, polegającej na stałym wprowadzaniu zmian w procesie usług, dla osiągnięcia maksymalnej efektywności.

ków. I wciąż zdobywam nowe doświadczenia. To cieszy. Świadomość, że można komuś pomóc i ulżyć w cierpieniu jest dla mnie ważna. Lubię pracować z ludźmi, słuchać, o czym opowiadają. Pacjenci chętnie zwierzają się z różnych spraw, nawet osobistych, niezwiązanych z ich przypadłościami, ale nam nie wolno naruszyć ich zaufania. Jesteśmy dyskretni. Słuchamy, nie komentujemy, ale czasami, gdy możemy pomóc – robimy wszystko, żeby pacjent wyszedł od nas zadowolony. Ważne jest też dla mnie to, że osoby, z którymi pracuję, są miłe i kulturalne. Stanowimy świetny zespół, stale podnoszący kwalifikacje. Kiedy widzisz, że koleżanka zapisuje się na kurs, to ciebie też to motywuje do działania. A firma nikomu nie stawia przeszkód w dochodzeniu do wiedzy i umiejętności. Dlatego wszyscy czują się dobrze i są w pełni dowartościowani. Tylko w ostatnich roku uczestniczyłam w kilku kursach, a po 2 latach nauki zdobyłam specjalizację z pielęgniarstwa chirurgicznego. Egzamin państwowy zdałam w Warszawie. Teraz uczestniczę w kursie pielęgniarstwa operacyjnego, po którym będę mogła uczestniczyć przy zabiegach na bloku. Praca pielęgniarki jest odpowiedzialna, a największą nagrodą dla nas jest zawsze uśmiech pacjenta. To motywuje najbardziej!

pracuje od

10 lat DOROTA WIATR pielęgniarka, zastępca kierownika poradni w Bielsku-Białej W poradni pracuję od 10 lat, od przeprowadzenia się do tego regionu. Ogłoszenie znalazłam w internecie i od tej pory jestem związana z ośrodkiem. Organizuję pracę poradni, układam harmonogramy zajęć, plany urlopów, współpracuję z lekarzami i zarządem. Zajmuję się również rozliczeniami z NFZ. To praca wymagająca skupienia i samodyscypliny. Sprawami biurowymi zajmuję się przez jeden dzień w tygodniu, a oprócz tego cały czas mam kontakt z pacjentami jako pielęgniarka. Ta praca daje mi ogromną satysfakcję, nie wyobrażam sobie innej. Mamy kulturalny, miły, zgrany zespół, niezwykle zaangażowany w sprawy pacjentów. Miesięcznie przyjmujemy ok. 2.000

pracuje od

pracuje od

9 lat

BARBARA OMASTA pielęgniarka w Bielsku-Białej W firmie jestem od 9 lat. Moja praca polega na tym, że przygotowuję pacjentów do badań, pobieram krew, zakładam wenflony, wykonuję badania EKG, zakrapiam oczy, obsługuję różne urządzenia. Taka praca absolutnie nie może się znudzić, każdy dzień jest inny, codziennie mam kontakt z nowymi ludźmi, od dzieci po starusz-

8 lat

Dr n. med. AGNIESZKA NOWAK specjalista chorób oczu, kierownik poradni w Jaworznie Pracuję w ośrodku od 2011 roku, czyli od zakończenia specjalizacji. Jestem absolwentką Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. To praca, w której w pełni się realizuję. Mam miejsce, do którego lubię codziennie przychodzić. Stanowimy zgrany kolektyw – i to jest siła

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 1 9


Artykuł sponsorowany

tego ośrodka. Atmosfera jest miła, sympatyczna, przyjazna. Każdy pracownik to powie i nie są to wypowiedzi koniunkturalne, lecz szczere. Zespół jest duży, ale grono specjalistów świetnie się uzupełnia, dlatego jesteśmy w stanie pomóc rzeszy pacjentów. A tych pacjentów jest coraz więcej i, niestety, są coraz młodsi. Z drugiej zaś strony coraz starsi, jako że wydłuża się nasze życie. A kiepskie oczy utrudniają ludziom rozwój, także psychospołeczny. Nasze zadanie to nie tylko leczyć, lecz także edukować. Profilaktyka jest na pierwszym planie. Od lat organizujemy kampanię edukacyjną Szkoła Zdrowego Widzenia, w której badamy oczy pierwszoklasistów. Mieliśmy też edycję, w której badaliśmy oczy gimnazjalistów. O dziwo, wyniki z ubiegłego roku są dużo lepsze, czyli że świadomość społeczna jest coraz większa. I to jest plus, nasz plus. Mocno kibicuję wszystkim akcjom profilaktycznym, które organizujemy. Firma w żaden sposób nie ogranicza naszych możliwości rozwoju zgodnego z postępem medycyny. Okulistyka jest jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi medycyny, więc musimy nadążać.

gdy przychodzą do nas dzieciaczki. Jestem bardzo zadowolona z tej pracy. Wcześniej w ogóle nie miałam świadomości, jak bardzo ciekawe są wszystkie zagadnienia związane z oczami, jak powinno się dbać o ten zmysł, ile jest chorób i problemów z nimi związanych. To wszystko zainspirowało mnie do podjęcia nauki w kierunku ortoptystki – egzamin mam już w czerwcu! Cieszy mnie rozwój w tym obszarze, ponieważ lubię kontakt z ludźmi, i to, że mogę im uświadamiać, żeby szanowali swoje oczy. Moja praca nigdy nie jest nudna, a największym podziękowaniem są uśmiechnięte buzie, zwłaszcza tych pacjentów, którzy chodzą na terapię widzenia lub po zabiegach odzyskują dobry wzrok. Są radośni, bo ich życie nabrało znowu kolorów, przeżywają drugą odsłonę życia. Pamiętam panią, która miała komunię wnuczki i tak bardzo się cieszyła, że zdążyła z zabiegiem, świetnie widziała wszystko w kościele i na spotkaniu rodzinnym. To ogromna satysfakcja, kiedy się słyszy taką opowieść od zadowolonego pacjenta. Wiemy, po co tu jesteśmy, widzimy efekty naszej działalności i wierzymy, że robimy naprawdę coś ważnego.

kich i tych specjalistycznych, np. u pacjentów ze stożkiem rogówki. Prowadzi i ordynuje terapię widzenia, dobiera pomoce dla słabowidzących... Tych kompetencji jest naprawdę sporo. Optometrysta, ogólnie rzecz ujmując, skupia się na korekcji wad wzroku. Krótkowzroczności, nadwzroczności czy astygmatyzmu nie da się leczyć jak jaskry czy zaćmy, można je natomiast skorygować poprzez okulary i soczewki lub np. zabiegiem laserowej korekcji wzroku. Zdecydowałam się na ten zawód trochę z przypadku – kiedy mamie nie udało się namówić mojej siostry na studia optometrii (ostatecznie siostra została technikiem optykiem), pomyślałam: Dlaczego nie! Pierwotnie chciałam studiować weterynarię, ale teraz wiem, że optometria to był trafny wybór. Po studiach w Poznaniu początkowo pracowałam w salonie optycznym, lecz czułam podświadomie, że to nie to, co chcę w życiu robić. I kiedy dowiedziałam się, że jest praca w centrum okulistycznym w Bielsku-Białej, pojechałam od razu, zwłaszcza że pracodawca zareagował na moją aplikację natychmiast. Uwielbiam swoją pracę, jest spełnieniem moich oczekiwań. Mam nieograniczone możliwości rozwoju zawodowego, mogę czerpać specjalistyczną wiedzę ze wszystkich dostępnych źródeł. Na każdy kurs, jaki tylko zaproponuję, jestem wysyłana. Dobieram wszystkie rodzaje soczewek specjalistycznych, jakie tylko są dostępne na rynku, prowadzę terapię widzenia, czyli ćwiczenia wzrokowe z dziećmi w przypadku zeza czy niedowidzenia. Odczuwam ogromną satysfakcję, kiedy słyszę od pacjenta: Nigdy tak dobrze nie widziałem. To największa nagroda za moją pracę. Notował STANISŁAW BUBIN

pracuje od

pracuje od

2 lat

4 lat

KATARZYNA ADAMIEC rejestratorka i asystentka medyczna w Jaworznie

MARTYNA SULSKA optometrysta w Bielsku-Białej i Jaworznie

W marcu upłyną 2 lata od momentu podjęcia przeze mnie pracy. Zaczynałam jako stażystka, następnie zostałam zatrudniona jako rejestratorka medyczna. Dzięki intensywnej pracy i szkoleniom zdobyłam wiedzę i doświadczenie, które rozszerzyło moje kompetencje o pracę asystentki medycznej w gabinecie lekarskim. W pracy stykam się z problemami wielu pacjentów, zarówno telefonicznie, jak i bezpośrednio, przy wykonywaniu badań. Czasami jest bardzo wesoło,

Jestem w zespole Okulus Plus od maja 2015 roku. Pracuje tutaj 4 optometrystów i wszyscy mamy pełne ręce pracy. Aktualnie trwa rozbudowa ośrodka, cieszę się, ponieważ wiąże się to z nową przestrzenią pracy i miejscem na nowoczesny sprzęt. Optometrysty nie należy mylić z okulistą, który jest lekarzem specjalizującym się w leczeniu chorób oczu. Optometrysta zajmuje się doborem korekcji okularowej, soczewek kontaktowych, mięk-

2 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

OKULUS PLUS Centrum Okulistyki i Optometrii Górska 19, 43-300 Bielsko-Biała +48 33 816 25 78 Nowa 8, 43-600 Jaworzno +48 32 627 63 98 www.okulus.pl |

okulus@okulus.pl

www.e-kwalifikacja.okulus.pl www.facebook.com/OkulusPlus


Fot. Heraeus.com

WYWIAD

ZŁOTO NIE TYLKO DLA ZUCHWAŁYCH

Z PIOTREM S. WAJDĄ, finansistą, managerem, trenerem biznesu, inwestorem i udziałowcem wielu spółek zagranicznych, rozmawia Stanisław Bubin Co pan aktualnie robi w Polsce?

Jest pan finansistą. Kiedy doszedł pan do tej prawdy?

A co jest ważne? Użył pan określenia fizyczna ekonomia – jak je rozumieć?

Fizyczna ekonomia bazuje na prawdziwych wartościach, czyli towarach istniejących realnie, a nie wirtualnych. Dzisiejsza ekonomia bazuje na wirtualnych środkach płatniczych. Wszystko, co kryje się pod pojęciem ekonomii i produktów branży finansowej, tak naprawdę nie istnieje. To nasze wyobrażenia produktów, mające oparcie w zaufaniu społecznym. Co to oznacza dla inwestorów? Że nieustannie narażeni są na ryzyko przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji czy tworzeniu rezerw. Co jakiś czas mamy

Fot. Creadd

Przyjechałem na kolejne spotkanie z liderami stowarzyszenia Valores Veri – Polskiego Instytutu Prawdziwych Wartości. Zajmujemy się kształceniem, rozwojem osobistym, podnoszeniem jakości usług. Liderzy prowadzą kluby fizycznej ekonomii w całej Polsce. Gdy stworzą grupę przedsiębiorców zainteresowanych moimi prelekcjami, zapraszają mnie na spotkania i rozmawiamy o tym, co jest ważne w świecie finansów.

PIOTR S. WAJDA do czynienia z czymś, co nazywam restartem systemu, czyli z kryzysami ekonomicznymi. W Polsce w ostatnim stuleciu mieliśmy do czynienia z takimi zjawiskami sześciokrotnie – za każdym razem oznaczało to ogromne straty dla społeczeństwa. Nazywano to eufemistycznie denominacją, wymianą pieniądza albo jeszcze inaczej. I zawsze ludzie byli krzywdzeni.

Trochę czasu mi zajęło, nim pojąłem, dlaczego co kilka lat musiałem tłumaczyć klientom swoich firm, z jakiego powodu nie otrzymywali tego, co im obiecywaliśmy. Bo występowały kryzysy, ode mnie niezależne. Raz finansowe, innym razem nieruchomościowe czy ekonomiczne. Dochodziło do tąpnięć na rynku wirtualnych środków płatniczych, które nie miały żadnego pokrycia, żadnej wewnętrznej wartości fizycznej. Bo były i są wydmuszkami. Próby zapobiegania takim kryzysom nie wymagają dzisiaj nawet dodrukowywania pieniędzy. Wystarczy parę kliknięć i zamiany cyfr na monitorach. Można nimi dowolnie żonglować, czyli – nazywając rzeczy wprost – manipulować. Całe rynki są w ten sposób nadmuchiwane, wszystkie giełdy. Ich rozwój nie ma nic wspólnego z realną gospodarką. Dlatego propaguje pan odejście od ekonomii wirtualnej w stronę rzeczy, towarów, prawdziwych wartości.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 2 1


Mówi pan o sprawach, które powinny być powszechnie znane. Przecież handel złotem ma dłuższą historię niż papierowy pieniądz.

Oczywiście, handel metalami szlachetnymi ma historię mierzoną w tysiącach lat. Do dziś wszystkie banki centralne bazują wyłącznie na złocie. Wszelkie transfery regulowane są tylko złotymi sztabami inwestycyjnymi. W żadnej innej walucie. Tej świadomości nie mają jednak wszyscy, ba, nawet prezesi przeważającej większości banków komercyjnych. Natomiast społeczeństwa całego świata zmuszane są przez banki centralne – terminologii zmuszania trzeba się trzymać – do używania środków płatniczych bez żadnej wewnętrznej wartości, dodrukowywanych wyłącznie wedle potrzeb finansjery, co oczywiście prędzej czy później prowadzi do kryzysów finansowych, inflacji, deflacji. Czyli wyzysku, wywłaszczeń, strat. Pachnie to spiskową teorią dziejów. Żyjemy w świecie totalnego, gigantycznego szwindlu?

Doznał pan olśnienia i co było dalej?

Popadłem w depresję. Długo trwało, nim się pozbierałem. We wszystko, co dotąd robiłem, wkładałem serce i duszę, a w Zurichu mi je wycięto. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć swoim pracownikom i klientom. Uświadomiłem sobie, dlaczego średnio co dwa lata ja i moi maklerzy (a zatrudniałem wtedy około 150 osób) otrzymywaliśmy informacje, po których musieliśmy wysyłać klientom aneksy do umów, w których tłumaczyliśmy, co wydarzyło się na świecie i dlaczego obiecywane wcześniej wyniki w produktach finansowych rzadko były osiągane. To było irytujące! Od 17 lat spotykałem się z klientami, projektowałem wspólnie „lepszą przyszłość”, obiecu-

Fot. Creadd

To są właśnie tematy moich wykładów. Dać człowiekowi życie, a odmówić wolności, to odebrać mu wszystko, co sprawia, że jego życie jest coś warte. Dać mu wolność, lecz odebrać własność, która jest owocem i oznaką wolności, to uczynić go niewolnikiem. Przeszło trzynaście lat temu, gdy zaczynałem wykłady w krajach

niemieckojęzycznych, zostałem okrzyknięty teoretykiem spiskowym. Dzisiaj mówi się o tym dość szeroko, a ci, którzy wtedy krzyczeli na mnie, pytają, skąd wiedziałem. Jak większość ekonomistów i finansistów, studiowałem tradycyjne nauki ekonomiczne. W 2005 roku poznałem dwóch handlowców metalami szlachetnymi. Byłem wtedy prywatnym bankierem, właścicielem dobrze prosperujących firm maklerskich i ubezpieczeniowych. Przeżyłem szok, gdy zaczęli mi wyjaśniać, że środki płatnicze, jakimi się posługuję, są „puste”, nie mają żadnego pokrycia. I zaproponowali mi udział w seminarium w Zurichu na temat systemu finansowo-monetarnego z udziałem najwybitniejszych profesorów ekonomii z całego świata. Ten temat mnie poruszył. Ukończyłem studia na dobrych uczelniach niemieckich, ale o tym nigdy nie mówiliśmy.

Dzielenie się doświadczeniami leży w naturze Piotra S. Wajdy, autora kilku bestsellerowych książek

2 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Fot. Peda fotografia

Zdecydowanie tak! Tym właśnie się zajmuję – fizyczną ekonomią opartą na złocie, srebrze, metalach strategicznych.

Nasz rozmówca edukuje z ekonomii fizycznej oraz systemu finansowego i monetarnego

jąc „złote góry”, bazując na ich rezerwach i namawiając do inwestycji. Klienci nie osiągali pełni szczęścia, ja czułem malejącą wiarygodność, chodziliśmy w denerwującej pętli, nie wiedząc tak naprawdę, co się dzieje. I dopiero po spotkaniu w Zurichu zmieniłem kompletnie tok myślenia. Podjąłem decyzję, że kończę z finansami w tradycyjnym rozumieniu. Co najwyżej prowadzę prelekcje na temat finansów, ale już się nimi nie zajmuję. Jestem udziałowcem kilku firm zajmujących się fizyczną ekonomią, czyli handlem towarami – metalami szlachetnymi i strategicznymi, bez których światowa gospodarka nie istniałaby. To absolutne przeciwieństwo papierowych pieniędzy. Poczucie frustracji minęło?

Zdecydowanie tak. W końcu nastąpiło przebudzenie i moje decyzje były natychmiastowe. Już w drodze z Zurichu do Stuttgartu z samochodu wydałem dyspozycję sprzedaży moich firm. Postanowiłem poszukać możliwości obsługiwania klientów w dziedzinie fizycznej ekonomii, żeby mogli budować swoje rezerwy i projektować przyszłość na tej samej bazie, na której robią to wszystkie centralne banki i najzamożniejsi tego świata. A że możliwości zakupu metali szlachetnych od niewielkiej kwoty 50 euro, oszczędzania w fizycznych kruszcach z możliwością bezpiecznego i poufnego przechowywania poza systemem bankowym i na terenie geopolitycznie neutralnym nie znalazłem – bo nie było – musiałem je od podstaw stworzyć. Dziś, 14 lat później, istnieje już dystrybucja w 83 krajach, a z usług przeze mnie stworzonych korzystają klienci ze 160 krajów. Dzienny obrót metalami szlachetnymi nadaje firmie miano największego handlarza na świecie.


Gdyby tak wszyscy, teoretycznie, zdecydowali się odejść od powszechnych mechanizmów finansowych, czy starczyłoby złota dla każdego?

Ilość wydobywanych kruszców jest ograniczona. Nie da się ich dodrukować, to nie banknoty. Zapotrzebowanie roczne jest przeszło dwuipółkrotnie wyższe od wydobycia. Gdyby społeczeństwo było świadome, że musi swoją przyszłość budować na wartościach, które nie tracą, to tych towarów na pewno by zabrakło. Zatem nie wszyscy mogą przejść do „krainy szczęśliwości”?

Nie ma takiej opcji, niestety. Światowy dostęp do zasobów kruszców jest ograniczony. Dlatego społeczeństwo zostało, delikatnie powiem, odwiedzione od prawdziwych wartości. Do 1971 roku amerykański dolar, oficjalny międzynarodowy środek rozliczeniowy, miał parytet w złocie. Teraz już nie. Jeszcze pół wieku temu cała ekonomia bazowała na metalach szlachetnych. Dziś już nie. Więc i sposoby nauczania ekonomii zostały zmienione. Celowo. Właśnie po to, by społeczeństwo zatraciło świadomość na temat prawdziwych wartości. Twierdzi pan, że ludzi trzeba przekonywać do prawdziwych wartości, choć nie wszyscy mogą je mieć. Na czym więc polega pana misja?

Misja jest niewątpliwie odpowiednim określeniem. Ponieważ od lat jestem finansowo niezależny, a do tego uważam się za wolnego człowieka, to, co robię – robię z pasją i zaangażowaniem. Ludzie są namawiani do inwestowania w lokaty i akcje, a ja mówię: nie inwestujcie, lecz kupujcie prawdziwe towary, bezpiecznie je przechowujcie i bazujcie na tym, co w historii ludzkości nigdy nie straciło na wartości. Złoto zawsze miało i będzie mieć siłę nabywczą. Ale nie jest tak, że wszyscy mi uwierzą. To wynika z psychologii społecznej. Ludzie są po prostu różni. Więc ja się cieszę z każdej uratowanej duszyczki. Od 13 lat prowadzę wykłady i spotykam się z inwestorami. Nie zdarzyło się jeszcze, by po którymś z nich wszyscy nagle zakrzyknęli „eureka!” i zmienili swoje postępowanie. Finansami zajmuję się od prawie trzech dziesięcioleci i rozumiem mechanizmy postępowania. Zwłaszcza że media o tym milczą, a przecież we współczesnym świecie to media nam mówią, co jest prawdziwe, a co nie.

Nadal jest pan postrzegany jako wróg systemu?

Tak, do dzisiaj pewne kręgi reagują niechętnie na to, co mówię, ale zmieniło się o tyle, że jestem już wpuszczany na uczelnie, a niektóre zapraszają mnie regularnie. Żaden z profesorów ekonomii czy rektorów szkół bankowych nie zaprzeczył choćby jednemu zdaniu z moich wystąpień, artykułów czy książek. To o czymś świadczy. Występuję nie tylko w krajach niemieckojęzycznych, ale całej Europie Środkowo-Wschodniej, a teraz będę jeździł do Wielkiej Brytanii, Francji i Danii. Ma pan obywatelstwo polskie, ale mieszka w Niemczech, Szwajcarii, we Włoszech i Austrii. Czy Niemców łatwiej niż Polaków przekonać do tych poglądów??

Tak, zdecydowanie, ponieważ kolejne pokolenia niemieckie mają zakodowaną pamięć o kryzysie weimarskim. Ten temat żyje w dalszym ciągu, dlatego łatwiej ich przekonać do złota. Obywatele Niemiec, mówię o osobach prywatnych, od kryzysu w 2008 roku zakupują najwięcej złota w Europie. Regularnie co kwartał społeczeństwo niemieckie kupuje ponad 33 tony złota! Od końca wojny Niemcy są nauczani, że trzeba budować rezerwy, oszczędzać. To absolutna podstawa ich działań. Kiedy w 1990 roku zakładałem w Niemczech jednoosobową działalność gospodarczą, mój doradca podatkowy i pani z banku, w którym zakładałem rachunek, niezależnie od siebie przekazali mi radę, żebym z każdej zarobionej marki odkładał jakąś część na rezerwę. I to było dla mnie oczywiste, tak robiłem. Rezerwy sprawiają, że posiadasz, jesteś spokojny o przyszłość. Nikt mi nie mówił: gdy będziesz potrzebował, przyjdź po kredyt. Wszyscy mówili: zarabiasz, twórz rezerwy. Dziś w Unii Europejskiej obywatele Niemiec mają największe

rezerwy i to jest tajemnica ich dobrobytu. W Polsce tak nie ma. Polacy w dalszym ciągu szukają łatwych i szybkich zysków. Może jakiś przykład?

Kiedy w Polsce prowadzę spotkania na temat metali szlachetnych, zazwyczaj jedno z pierwszych pytań brzmi: a ile dajecie procent, jak szybko można zarobić? Nie dociera do wielu osób, że nie ma procentów, to nie jest produkt finansowy, lecz towar fizyczny, regulowany mechanizmem podaż-popyt. Ciężko to wytłumaczyć, jest duża różnica mentalna. Polacy są roszczeniowi. To się kryje nawet w pytaniu o procent. Musi być powyżej dziesięciu procent, bo poniżej nie ma o czym rozmawiać. Typowy Niemiec, gdy z nim rozmawiałem, kiedy jeszcze zajmowałem się finansami, słysząc o ośmiu procentach nie wierzył mi, bo wydawało mu się, że to za dużo. Skoro tyle daję, to musi się za tym kryć ryzyko, a jak jest ryzyko, to on nie chce, wycofuje się. Wolał mieć cztery procent, ale pewne, niż osiem, ale niepewne, z możliwością straty. Takie są między nami różnice. Nie zniechęca to pana jednak do przyjeżdżania do Polski?

Przeciwnie, to dla mnie wyzwanie, a nawet sprawa honoru. Nie mogę pozostawić rodaków w takim stanie niewiedzy. Gdy ktoś mi mówi, że się nie da, może pan być pewien, że się tego podejmę. Oczywiście w ramach moich kompetencji. Taki jestem, mam charakter fightera. Kiedyś uprawiałem wyczynowo i zawodowo sport, podnoszenie ciężarów, i to mi zostało. Udzielanie rad, dzielenie się doświadczeniami, leży w mojej naturze. Dlatego przyjeżdżam – tym chętniej, tym częściej. Dziękuję za rozmowę.

PIOTR S. WAJDA

Wywodzący się z rynku niemieckiego finansista, manager struktur międzynarodowych i szkoleniowiec, trener biznesu. Inwestor, założyciel i udziałowiec wielu spółek zagranicznych. Wykształcenie branżowe zdobywał na Albert-Ludwigs-Universität Freiburg, Deutsche Immobilien Akademie i Südwest Finanz Akademie. Współzałożyciel Niemieckiego Zrzeszenia Prawdziwych Wartości (Deutsche Sachwert Union) i Polskiego Instytutu Prawdziwych Wartości. Zawodowe doświadczenie zdobywał w Niemczech, Szwajcarii i Lichtensteinie. Obecnie edukuje z ekonomii fizycznej, systemu finansowego i monetarnego oraz inwestycji alternatywnych. Publicysta, autor książek „Podatek od złudzeń”, „Skazani na zyski”, „Strategia Prze-Myślenia”. Więcej informacji na stronach www.valoresveri.pl i www.piotr-wajda.com.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 2 3


Zdjęcia: Roman Anusiewicz

Artykuł sponsorowany

Stylizacja paznokci i rzęs

WSZECHSTRONNY OŚRODEK ZDROWIA I URODY

To ważna informacja dla osób po urazach lub wymagających fizjoterapii. Od czerwca 2018 roku w Andrychowie istnieje znakomicie wyposażone ROXELLA Centrum Rehabilitacji i SPA, do którego mogą trafiać pacjenci zarówno ze skierowaniami od lekarza, jak i bezpośrednio – informuje właścicielka, fizjoterapeutka ROKSANA MACH-PIESIEWICZ. – Bezpośrednio, gdyż ukończyłam diagnostykę i mogę precyzyjnie określić dobór niezbędnych zabiegów fizjoterapeutycznych – dodaje pani Roksana.

C

entrum ROXELLA, na tle innych podobnych ośrodków, wyróżnia się zdecydowanie posiadaniem urządzenia INDIBA® ACTIV, wykorzystywanego na wiele sposobów w fizjoterapii i kosmetologii. W fizjoterapii pomaga szybciej dojść do pełnej sprawności. Technologia ta działa na poziomie komórkowym i dzięki temu przyspiesza powrót do zdrowia, poprawia stan pacjenta w przypadku przewlekłych stanów patologicznych, zmniejsza ból, począwszy już od pierwszej sesji, ułatwia regenerację tkanek twardych i miękkich, jest nieszkodliwą i bezpieczną techniką. – Przeciwwskazaniami są tylko: rozrusznik serca, zakrzepica i ciąża – podkreśla Roksana Mach-Piesiewicz.

INDIBA® powoduje reakcje: biostymulacji, waskularyzacji i hiperaktywacji. – Biostymulację stosujemy w fazach ostrych, zwiększając drenaż, lecz nie powodując wzrostu temperatury. Waskularyzacja powoduje lekki wzrost temperatury, spowodowany przez efekt mikrokrążenia, zwiększa drenaż (żylny), poprawia utlenienie i trofikę. Stosujemy ją w fazach podostrych. Z kolei hiperaktywacja zapewnia maksymalny efekt termiczny (fizjologiczny). Zwiększa drenaż (żylny) i przepływ krwi (rozszerzenie naczyń krwionośnych), zmniejsza oporność tkanki – informuje pani Roksana. Urządzenie INDIBA® posiada dwie głowice. Jedna, pojemnościowa, działa miejscowo na tkanki powierzchowne (miękkie i kostno

-stawowe). Sprawdza się znakomicie przy złamaniach, bólach kręgosłupa, dyskopatii. Druga, rezystywna, oddziałuje na twarde, słabo unaczynione tkanki włókniste (kostno-stawowe). Ma działanie głęboko-powierzchowne, rozproszone. – Podczas zabiegów z INDIBĄ® pacjent jest aktywnym uczestnikiem terapii, a my jesteśmy cały czas w kontakcie z nim – mówi nasza rozmówczyni. Technologia ta sprawdza się znakomicie przy złamaniach, bólach kręgosłupa, dyskopatii, popularnej w dzisiejszych czasach rwie kulszowej. Dodatkowo działa też przy zapaleniu zatok. Gdy nie skutkują antybiotyki i inne sposoby leczenia, INDIBA® już po trzecim zabiegu przynosi znaczną ulgę.

Hol i główne wejście • Kinezyterapia • Poczekalnia

2 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9


Artykuł sponsorowany

O znaczeniu tego urządzenia może świadczyć taki przypadek: – Mieliśmy u siebie 4-latka z porażeniem nerwu twarzowego po boreliozie, który wcześniej 3 tygodnie przebywał w szpitalu neurologicznym w Krakowie. Rehabilitacja tam nic nie dała, prawa strona była całkowicie porażona. Nie mógł zamknąć oka ani poruszać kącikiem ust. U nas po trzeciej sesji już było widać efekty. Chłopczyk jest teraz po 10 zabiegach, swobodnie domyka prawe oko i uśmiecha się szeroko. Mama chłopczyka twierdzi, że strona rehabilitowana jest teraz sprawniejsza niż strona bez porażenia – informuje pani Roksana. Kolejny przykład dotyczy zespołu cieśni nadgarstka, niestety, dość powszechnego. Lekarze najczęściej kierują pacjentów na operacje, tyle że zabiegi nie zawsze się udają, a dojście do pełnej sprawności trwa bardzo długo. – Pewna pani, która mia-

ROXELLA Team

ła schorzenie obustronne, nie mogła nawet utrzymać szklanki w rękach, nie mówiąc o odkręceniu butelki. Dziś jest już po czwartym zabiegu, siła i ruchomość w rękach wróciły, a ból zniknął, dzięki czemu pacjentka uniknęła operacji – zaznacza właścicielka Centrum ROXELLA. INDIBA® sprawdza się również doskonale w kosmetologii, zwłaszcza przy trądziku, bliznach potrądzikowych i zmarszczkach, które bardzo ładnie wygładza oraz rozjaśnia szarą, zmęczoną cerę. Spala tkankę

ROKSANA MACH-PIESIEWICZ

tłuszczową, ujędrnia skórę, podnosi biust i pośladki. – Mamy też w ofercie klasyczną fizjoterapię. Prądy, ultradźwięki, laser wysokoenergetyczny, fonoforezę, jonoforezę, magnetoterapię, magnetostymulację, krioterapię, masaż uciskowy BOA, coraz popularniejszą falę uderzeniową, którą ma niewiele placówek w okolicy. W kosmetologii pomaga ona w rozbiciu tkanki tłuszczowej i ujędrnia skórę, natomiast w fizjoterapii świetnie radzi sobie m.in. z ostroga piętową. Posiadamy również lampę sollux, emitującą promieniowanie podczerwone, rozszerzające naczynia krwionośne, poprawiając ukrwienie i zmniejszające napięcie mięśni i ból. Zapewniamy każdą terapię, którą lekarz przepisze pacjentowi. W przypadku zdiagnozowanych już pacjentów stosujemy dodatkowo testy, zapewniające jeszcze dokładniejsze dobranie terapii – informuje Roksana Mach-Piesiewicz. Osoby korzystające z usług terapeutycznych często zaglądają do strefy SPA. W fizjoterapii stosowane są różnego rodzaju masaże relaksacyjne, lecznicze czy limfatyczne, na-

tomiast w kosmetologii peeling z masażem relaksacyjnym jest połączeniem doskonałym. Oprócz zabiegów na twarz, np. „żelazka” czy mikrodermabrazji diamentowej, można korzystać z wszelkich zabiegów na całe ciało, np. podczerwieni, liposukcji kawitacyjnej, dermomasażu i wielu innych. Jest pakiet zabiegów dla kobiet po porodzie, jeszcze w okresie karmienia piersią, można też znaleźć ofertę dla kobiet przygotowujących się do porodu. – Uczymy panie w ciąży prawidłowych zachowań i ćwiczymy z nimi, by uniknęły bólów kręgosłupa, zwłaszcza dolnego odcinka, co w tym stanie jest częste. Z kolei u kobiet po porodzie zdarzają się problemy z nietrzymaniem moczu, wiele pań wstydzi się do tego przyznać, choć jest to bardzo powszechny problem. Przy pomocy urządzenia INDIBA® i innych jesteśmy w stanie to wyleczyć – zapewnia pani Roksana. Coraz więcej osób dba o zdrowie i wygląd. Niektóre z nich z powodu otyłości wstydzą się jednak pójść gdziekolwiek. Centrum ROXELLA zapewnia konsultacje dietetyka i trenera personalnego. Można z nimi

Kącik dla dzieci • Gabinet fizykoterapii • Masaż z pomocą urządzenia INDIBA® ACTIV

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 2 5


aRtykuł sponsoRowany

ustalić plan ćwiczeń w ośrodku i w domu. Wszystko odbywa się w pełnej dyskrecji. – Jako pierwsi w Polsce posiadamy certyfikowanych terapeutów metodą IAsTM ERGON. To terapia powięziowa. Masaż powięziowy przynosi ulgę w bólu, poprawia zakres ruchomości tkanek i ogólne funkcjonowanie organizmu. Wykonywany jest tzw. „nożami”, z pomocą których rozluźniamy fragmenty powięzi, powodujące bóle mięśni i stawów. Z terapii może korzystać wielu pacjentów, ta nowoczesna forma rehabilitacji cieszy się rosnącą popularnością na świecie – podkreśla nasza rozmówczyni. Z kolei dla dzieci ROXELLA zapewnia gimnastykę korekcyjną. Wady postawy są częstym zjawiskiem, za dużo siedzimy przed komputerami, za mało się ruszamy. Co warte podkreślenia, ROXELLA jest dla całych rodzin – dużo kobiet chciałoby coś zrobić dla siebie, lecz nie mają z kim zostawić dziecka. Wystarczy o tym poinformować. Ekipa ośrodka zajmie się dzieckiem w kąciku zabaw, a mama spokojnie może się odprężyć, znaleźć czas na relaks. – Dojeżdżamy też z odpowiednim sprzętem do pacjentów, którzy nie są w stanie do nas się dostać. Obłożnie chorych, samotnych, bez opieki czy pomocy. Wystarczy zadzwonić, zapewniamy rehabilitację w domu – podkreśla właścicielka i dodaje, że istnieje także możliwość rozłożenia należności za usługi na raty dogodne dla pacjenta. Roksana Mach-Piesiewicz: – Najbardziej mnie cieszy, że osiągnęłam to, o czym marzyłam, że pomagam ludziom. Po to tu jestem ze swoją wspaniałą ekipą. Lubimy kontakt z pacjentami, zawsze jesteśmy mili i szczęśliwi, że ktoś do nas przyszedł, zaufał nam, że możemy pomóc. Najbardziej cieszy uśmiech na twarzy pacjenta, słowa: „Dziękuję, pomogliście, już mnie nie boli, jest dużo lepiej”. ZAPRASZAMY!

Oferta ROXELLA Centrum Rehabilitacji i SPA STREFA FIZJOTERAPII • INDIBA®: szybsza regeneracja tkanek, redukcja pRACA TeChnIKą IASTM eRgon bólu, powrót do aktywności w połączeniu z masażem, działanie na zatoki, leczenie urazów mięśni szkieletowych bez skutków ubocznych • technika Ergon Tools z wykorzystaniem narzędzi IAsTM • kinezyterapia: ćwiczenia usprawniające, gimnastyka korekcyjna, ćwiczenia z użyciem taśm Thera-band, ćwiczenia dla kobiet w ciąży, terapia indywidualna • fizykoterapia: elektroterapia, magnetoterapia, magnetostymulacja, laseroterapia, ultradźwięki, fonoforeza, Viofor, sollux, fala uderzeniowa, laser wysokoenergetyczny, terapia kombinowana, masaż uciskowy bOA, terapia nietrzymania moczu • masaż: klasyczny, z terapią punktów spustowych, kończyn górnych/dolnych, pleców, głowy/twarzy, częściowy, limfatyczny, sportowy, antycellulitowy, odchudzający, bańką chińską, relaksacyjny, opracowanie blizn pooperacyjnych STREFA SPA • oprawa oka: henna brwi, henna rzęs, regulacja łuku brwiowego, przedłużanie i zagęszczanie rzęs • pielęgnacja dłoni: manicure żelowy, manicure hybrydowy, przedłużanie paznokci na hybrydzie, przedłużanie paznokci metodą żelową na formie, manicure sPA, manicure klasyczny, zabieg parafinowy na dłonie, zabieg pielęgnacyjny dłoni • pielęgnacja stóp: pedicure hybrydowy, pedicure frezarką, pedicure sPA, pedicure żelowy, zabieg parafinowy na stopy, rekonstrukcja paznokcia • pielęgnacja twarzy: INDIbA®, analiza skóry, autorskie zabiegi firmy bielenda (m.in. Essence of Asia, Power of Nature, Microbiome Pro Care), dermomasaż, mikrodermabrazja diamentowa, fale radiowe, maski Pure solution, koktajle i maski algowe do każdego rodzaju skóry, mezoterapia bezigłowa, oxybrazja, peeling kawitacyjny, peeling kokosowy, sonoforeza/ultradźwięki, żelazko, masaż twarzy olejkiem arganowym • pakiety do twarzy: oczyszczająca bryza i żurawinowy lifting • odnowa biologiczna w strefie spa: analiza skóry, INDIbA®, dermomasaż, fala uderzeniowa, fale radiowe, Infrared/podczerwień, lipolaser, lipoliza i modelowanie sylwetki prądem Kotza, liposukcja ultradźwiękowa, mezoterapia bezigłowa, Natural beauty bielenda – Piękna Mama, oxybrazja, opracowanie blizn/rozstępów, peeling i masaż całego ciała (owocowy, kawowy, czekoladowy, cukrowy, relaksacyjny, pielęgnacyjny piersi), masaż bańką chińską, refleksoterapia stóp. • pakiety: peeling całego ciała + masaż relaksacyjny (miodowy relaks, cytrusowe szaleństwo, kawowa fantazja, czekoladowa rozkosz, arbuzowe orzeźwienie)

ROXELLA Centrum Rehabilitacji i SPA ul. Krakowska 160A • 34-120 Andrychów • tel. 533 103 107 www.www.roxella.pl • roxella.reh.spa@gmail.com Roxella Centrum Rehabilitacji i spa

2 6 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9


KREACJA

Kostiumy wyszły z obrazów

Projekt: Iga Sylwestrzak

Od 18 stycznia do 28 lutego 2019 w foyer Teatru Polskiego w Bielsku-Białej można było oglądać wystawę kostiumów Igi Sylwestrzak – projektantki współpracującej z bielską sceną. „Kreacja” to kolekcja ubiorów inspirowanych wizerunkami kobiet z wybranych dzieł malarstwa polskiego. Kobieta i współczesne spojrzenie na dawną modę są motywem przewodnim wystawy. Autorka prezentuje 12 kreacji inspirowanych płótnami Jana Matejki, Józefa Mehoffera, Olgi Boznańskiej, Józefa Pankiewicza, Stanisława Wyspiańskiego i innych. Zdjęcia towarzyszące wystawie wykonała Iwona Wolak, makijaże modelek Daria Mierzwa. Pozowały Oriana Soika, Anita Jancia-Prokopowicz, Daria Polasik-Bułka, Sabina Karwala, Anita Rusin-Sulimierska, Maja Micherda, Sandra Matlak, Katarzyna Worek, Małgorzata Mitura, Zuzanna Gierula, Anna Berezowska i Anna Maria Moś. Wystawa powstała w ramach programu stypendialnego Młoda Polska 2018.

Z IGĄ SYLWESTRZAK, projektantką kostiumów i odzieży, rozmawia Stanisław Bubin Jak się zdobywa stypendium w programie Młoda Polska?

Trzeba mieć gotowy pomysł. Konkurs o stypendia dla osób zajmujących się działalnością artystyczną organizowany jest co roku przez Narodowe Centrum Kultury. Wspiera artystów do 35. roku życia, którzy mają już w dorobku jakieś osiągnięcia. Ponieważ wiekowo się załapałam (śmiech), postanowiłam zrobić coś takiego, co będzie wiązało się z moim zawodem. Od początku do końca koncept był mój. Przez miesiąc zastanawiałam się, co mogę zrobić, co by było ciekawe i dla odbiorców, i dla mnie, kostiumografa i projektantki odzieży. I wymyśliłaś kostiumowy melanż dawnych czasów we współczesnym ujęciu...

Fot. Matkusz Photo

Można tak powiedzieć. Każdy twórca czymś lub kimś się inspiruje. Przyznaje się do tego lub nie. Rozwój sztuki dokonuje się przecież w afirmacji lub sprzeciwie wobec dokonań poprzedników. W teatrze też to się tak odbywa. Kobiety w malarstwie polskim wydały

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 2 7


mi się odpowiednim wyborem. Zawsze interesowałam się malarstwem. Ukończyłam liceum plastyczne w Bielsku-Białej, później wzornictwo w Łodzi, więc od zawsze historia sztuki i malarstwo funkcjonowały ze mną i obok mnie, choćby jako przedmioty nauki. Postanowiłam sprawdzić, jak stroje kobiet, uwiecznione na obrazach mistrzów z różnych epok mogłyby funkcjonować na współczesnych dziewczynach.

Tak, poczynając od obrazów, na modelkach kończąc (śmiech). Wiedziałam od początku, że zaproszę aktorki i modelki. Z niektórymi z nich pracuję i przyjaźnię się. Zależało mi, żeby to one zaprezentowały kostiumy, które są głównym celem projektu. Fotografie to jedynie dodatek do całości, forma prezentacji strojów.

Obraz, kobieta, kostium i zdjęcie, które go utrwala, są elementami tej kreacji.

A dlaczego wybrałaś obrazy takich, a nie innych mistrzów?

Może się to komuś wydać dziwne, że powstało tylko 12 ubiorów, ale zajęły mi one rok. Miałam przed sobą obrazy i mogłam w nawiązaniu do nich zaprojektować wszystko, co mi wyobraźnia podpowiedziała. Kroje, barwy, zdobienia. Niektóre zaraz po pierwszych szkicach wydały mi się trafione. Wiedziałam, że kostiumy dokładnie tak będą wyglądały, jak je narysowałam za pierwszym razem. Do innych kostiumów robiłam po kilka projektów, nim trafiłam na ten właściwy. Proces projektowania trwał od lutego do października ubiegłego roku, kolejnym etapem było odszycie. Ostatni kostium powstał na trzy tygodnie przed wernisażem. To było żmudne, pracochłonne. Z czego zrobione zostały stroje?

Dobierałam do nich najrozmaitsze tkaniny szlachetne i aplikacje: satynę bawełnianą, tiul, żakard jedwabny, koronki, szantung, muślin, szyfon, jedwab japoński z oryginalnego kimona (recykling), aksamit bawełniany, lewantynę, farbowany drelich. W wybór materiałów i szycie włożyłam całe serce.

Widać od razu, że na tej wystawie wszystko jest osobiste, naznaczone twoją pasją...

Wybór był subiektywny. Chciałam zacząć od tego, co rodzime. No i żeby je w ten sposób trochę spopularyzować. Nie wszystkie z nich funkcjonują w przestrzeni kulturowej i są ikonami polskiej sztuki. Oglądałam więc albumy, przekopałam internet w poszukiwaniu reprodukcji i wybrałam prace najbardziej interesujące z mojego punktu widzenia, najciekawsze do interpretacji. Widzimy różnorodność, wielobarwność, ale nie ma reprezentacji wszystkich epok?

Nie taki był zamiar. Do początków XX wieku ubiory zmieniały się rzadko, co kilkadziesiąt lat. Różniły się detalami, ale formę miały podobną. Kiedy pojawił się przemysł, ubrania zaczęły masowo schodzić z maszyn i stały się bardziej dostępne, toteż moda uległa przyspieszeniu i zaczęła się zmieniać. Odtąd każda dekada była już inna. Dlatego epoki najstarsze są reprezentowane przez wiek XVI i XVIII (Anna Jagiellonka i Apolonia z Ustrzyckich Poniatowska), a później już mamy liczniejszą reprezentację prac z wieków XIX i XX, z elementami etno i orientu.

Portret Marii Pusłowskiej, Jan Matejko 1871

Portret Heleny Modrzejewskiej, Tadeusz Ajdukiewicz 1888

Modelka ORIANA SOIKA

Modelka SABINA KARWALA

2 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Czy wystawa pojedzie gdzieś dalej i będzie się rozwijała?

Chciałabym ją zaprezentować jeszcze w dwóch miejscach, rozmawiam o tym. Mam też plany wobec ubiorów. Panie mogłyby je mieć lub nosić, czemu nie? Może niektóre, te mniej unikatowe, trafią do produkcji. Myślę o tym, by nadal tworzyć nowe kostiumy do starych obrazów, ale to bardzo kosztowne. Bez stypendium na pewno bym tego projektu nie zrealizowała, tkaniny szlachetne są drogie. Myślę też o nowym projekcie. Gdybym zdobyła kolejne stypendium, zrobiłabym kostiumy inspirowane malarstwem, ale dla panów. Przecież też są obecni w sztuce! Dziękuję za rozmowę.

IGA SYLWESTRZAK

Urodzona w Bielsku-Białej projektantka. Absolwentka Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi. W trakcie studiów tworzyła kostiumy do etiud studenckich łódzkiej Filmówki i pracowała jako asystentka Zofii De Ines. Zaprojektowała kostiumy m.in. do „Szklanej menażerii” w Teatrze Bagatela w Krakowie, „Pustostanu”, „Pomocy domowej”, „Ciało Bambina”, „Singielki 2”, „Szaleństwa nocy letniej” w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Laureatka II miejsca w konkursie Helena Modrzejewska Ikona Stylu, organizowanym przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Kolekcja jej autorstwa, inspirowana sztuką aborygenów, znalazła się w finale konkursu Warsaw Fashion Street. Więcej na Instagramie: pop-igi.


Portret Wandy Jankowskiej, Józef Mehoffer 1896

Japonka, Józef Pankiewicz 1895

Modelka MAŁGORZATA MITURA

Modelka ANNA MARIA MOŚ

Portret Elizy Pareńskiej, Stanisław Wyspiański 1905

Dziewczyna w krakowskim stroju, Piotr Stachiewicz 1900

Modelka ANITA JANCIA-PROKOPOWICZ

Modelka SANDRA MATLAK

Dziewczyna z sarenkami, Władysław Rogulski 1930

Mazur, Zofia Stryjeńska 1938

Modelka DARIA POLASIK-BUŁKA

Modelka MAJA MICHERDA

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 2 9


Artykuł sponsorowany

NOWOŚĆ! NOWOŚĆ! NOWOŚĆ! NOWOŚĆ!

Endolifting Fotona 4D – alternatywa dla substancji wypełniających

Nowoczesne, laserowe zabiegi odmładzające cieszą się niesłabnącą popularnością wśród tych, którzy cenią sobie procedury skuteczne i niepowodujące długiego okresu rekonwalescencji. Teraz pacjenci, którzy wymagają więcej, mogą już skorzystać z zabiegów z zastosowaniem lasera nowej generacji – Fotona 4D. To pierwsze na świecie urządzenie do laserowego endoliftingu twarzy!

Czym jest Fotona 4D?

Fotona 4D to laserowy lifting realizowany poprzez synergiczne połączenie czterech różnych procedur podczas jednego zabiegu. • ENDOLIFTING • FRAC3 • PIANO • SUPERFACIAL Każdy tryb może być wykonywany osobno, ale najlepsze efekty można osiągnąć poprzez połączenie całej kuracji endoliftingu w jedną procedurę. Zabieg wskazany jest dla osób, które chcą pozbyć się bruzd nosowo-wargowych, zniwelować zmarszczki, zmniejszyć wiotkość skóry lub pozbyć się uciążliwych niedoskonałości.

3 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

FOTONA 4D

Pokonaj wszystkie problemy skóry jednym zabiegiem! Zabiegi z zastosowaniem lasera FOTONA SPECTRO SP • Endolifting Fotona 4D • Endolifting Fotona 3D • Endolifting wewnątrzustny • Fotoodmładzanie z technologią T3 • Laser frakcyjny – peelingi laserowe, resurfacing • Frakcjonowanie z efektem ablacji SMOOTH • Usuwanie zmarszczek okołoustnych i okołoocznych • Leczenie trądziku i trądziku różowatego • Laserowe usuwanie rumienia • Zamykanie rozszerzonych naczynek • Usuwanie blizn i blizn potrądzikowych • Usuwanie przebarwień • Likwidacja rozstępów • Usuwanie zmian skórnych • Trwała i bezbolesna depilacja laserowa


aRtykuł sponsoRowany

NOWOŚĆ! NOWOŚĆ! Medycyna Estetyczna Pod Bukami

Naszą misją jest odkrywanie w Tobie tego, co najpiękniejsze, podkreślanie atutów i korygowanie niedoskonałości. To wszystko po to, aby sprawić, że stając przed lustrem zaczniesz uśmiechać się do siebie. Decydując się na wizytę u nas, możesz mieć pewność, że znajdujesz się w rękach profesjonalistów, którzy przeprowadzą Cię przez drogę ku lepszej przyszłości. Jeżeli posiadasz defekt estetyczny, szpecące zmarszczki, blizny po trądziku bądź Twoja skóra utraciła jędrność – jesteś we właściwym miejscu. Zaplanujemy dla Ciebie odpowiednie zabiegi.

Odzyskaj młodość, odzyskaj piękno, odzyskaj siebie!

MAłgoRzATA MRózeK

Specjalista laseroterapii Medycyny Estetycznej Pod Bukami

ZAPRASZAMY

www.facebook.com/szpitalpodbukami www.facebook.com/M.M.margo.studiourody

N

U

Dla Czytelniczek Lady’s Club •K N jednorazowy rabat 10% O P KU na dowolny zabieg laserowy

O UP

Szpital Pod Bukami, ul. Szara 5, 43-300 Bielsko-Biała margo.studiourody@gmail.com • tel. 698 954 257, 792 720 519

•K

N PO

kOBIETy NIEIdEALNE 1978

Z

okazji Dnia Kobiet wydawnictwo Replika (replika.eu) udostępniło naszym Czytelniczkom opowiadanie Małgorzaty Hayles i Magdaleny Kawki z wydanej w 2018 antologii Wszystkie barwy roku, nawiązujące do cyklu Kobiety nieidealne. Żeby je przeczytać,

wystarczy zeskanować kod QR i cieszyć się darmową lekturą. Pisarki wehikułem czasu przeniosą nas do roku 1978, do sławnej zimy stulecia. sugestywne opisy sprawią, że poczujecie mroźny oddech PRL, ale wszystko z dystansem i poczuciem humoru. À propos:

Kobiety nieidealne wróciły właśnie w wielkim stylu. spokojna i rozważna Joanna, która przez większość życia pracowała w przedszkolu i dokonywała rozsądnych wyborów, zrobiła coś, czym wprawiła w osłupienie przyjaciółki – wzięła ślub z poznanym na wakacjach w Tunisie mężczyzną. Od tej chwili jej stabilne życie pognało na łeb, na szyję. Nowa codzienność polega głównie na próbach zrozumienia nastoletniej córki i – dosłownie – egzotycznego męża, który dopiero co rozpoczął przygodę z językiem polskim. Po dwóch pierwszych, świetnie przyjętych tomach MAGDA i IZA (pisaliśmy o nich w LC nr 5 i 6/2018, do przeczytania na ladysclub-magazyn.pl), ten trzeci pt. JOANNA też nie zawiódł. Polecamy!

kONkURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika (www.replika.eu) mamy dla Was 3 powieści Kobiety nieidealne. Joanna. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy uzasadnią odpowiedź na pytanie, czy autorki powinny kontynuować ten cykl powieści obyczajowych i co go wyróżnia spośród wielu innych? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L A dy ’ S C L U B 3 1


SERIAL

Kompletnie nie rozumiem wszechobecnego wzwodu związanego z nową polską produkcją

HBO. Pisanie o wzwodzie jest o tyle uzasadnione, że wśród setek głosów i opinii, z którymi się zetknąłem, nie natrafiłem na ani jedną, która by wyszła spod kobiecej ręki. Pań chyba nie kręci serial „Ślepnąc od świateł”, w każdym razie moja żona odpuściła już

– z nudów i absmaku. Ja też ziewałem, ale postanowiłem dotrwać i dotrwałem do końca 8. odcinka. W mojej opinii serial jest przereklamowany. Niezły scenariusz, świetna czołówka i znakomity Jan Frycz, to jednak za mało, by tworzyć same ody i hymny pochwalne.

Zdjęcia: Hbo materiały prasowe

po drugim odcinku

Kamil Nożyński (35) jest raperem, występuje jako Saful w kapeli Dixon37

Oślepnąć się nie da

W

iększość piejących z zachwytu zachowuje się jak gimbaza po pierwszych pornolach. Bije z komentarzy niezdrowa fascynacja światem wciągaczy białego proszku i ostrymi dialogami z kurwami w tle. Przypomina mi to nieco czasy sprzed blisko trzech dekad, kiedy na ekrany wkroczyły „Psy” Pasikowskiego. Różnica jest taka, że niemal co druga kwestia z „Psów” weszła do obiegowego słownictwa, a produkcja HBO takiego potencjału nie ma. Najczęściej przywoływana jest i eksponowana w teaserach scena ze „zmrożoną wódeczką, proszę pana”, znakomicie odegrana przez Jana Frycza („Dario”). Ten pomieszany z zazdrością zachwyt („też bym tak chciał”) ustawia większość formułujących płytkie opinie w roli „Pioruna”, drugiego z bohaterów wspomnianej sceny. Hip -hopową gwiazdę i całe do cna skretyniałe towarzystwo „stary pruszkowski” w sześćdziesiąt sekund sprowadza do właściwego

3 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

ADAM ZDANOWSKI

miejsca w hierarchii dziobania, czyli gdzieś poniżej Oskara, pracownika myjni dla wielorybów w „Rybkach z ferajny”. Podejrzewam, że te wykwity niezdrowej fascynacji wiążą się z mocno powierzchownym odbiorem serialu, a proza Żulczyka, wbrew pozorom, nie jest zbyt przystępna. Na domiar złego twórcy serialu podnieśli (sobie) wysoko poprzeczkę, obsadzając w roli głównej Kamila Nożyńskiego, debiutanta, co, niestety, widać w każdym niemal ujęciu. Wyrażania emocji mógłby się uczyć od Dolpha Lundgrena, co w połączeniu z charyzmą mokrego mopa daje żałosny efekt. Zabrakło również konsekwencji w decyzji, czy grany przez Nożyńskiego Kuba Nitecki ma być bardziej jak Ryan Gosling w filmie „Drive”, czy jak Jason Statham z „Transportera”. Nie był ani jednym, ani drugim. Był, niestety, niezapamiętywalnym nikim. Ten, który miał się stać (w każdym razie powinien) głównym


Robert Więckiewicz, Jan Frycz i Marzena Pokrzywińska

atutem serialu, stał się jego największą, irytującą słabością. Podobne doły zaliczył zresztą rozhisteryzowany Robert Więckiewicz, który na narkotykowego barona nadaje się tak, jak ortalion na garnitur. Znacznie więcej od niego oczekiwałem, stąd moje rozczarowanie. I choć basenowy monolog Jacka (Więckiewicza) był poruszający, odniosłem wrażenie, że aktor cały czas jechał po bandzie, na wysokich rejestrach, nie różnicując postaci bossa, który przecież wyrósł ze starego Pruszkowa, ale po latach prosperity zagubił gdzieś instynkt samozachowawczy. I to go zgubiło. Oślepnąć od gwiazd w tym serialu naprawdę nie sposób, ale szczęśliwie znalazłem kilka powodów, dla których warto pomruczeć z podziwu. Pierwszy z nich, to wspomniany już „Dario”, mistrzowsko zagrany przez Frycza. Właściwie tylko dzięki niemu nie uznałem za stracone prawie ośmiu godzin przed ekranem. Kreacja „starego pruszkowskiego”, który wychodzi z paki po latach odsiadki i upomina się o swoje w świecie, który o nim zapomniał, to majstersztyk. Ten gość to najgorszy rodzaj koszmaru, z jakim

moglibyście się spotkać. O ile po odwiedzinach „Stryja” (Janusz Chabior) i jego karków wasze połamane kulasy wymagałby ortopedycznej interwencji, to na randez-vous z „Dariem” warto zabrać obola, aby mieć się czym opłacić Charonowi za przeprawę przez Styks. Kolejny powód to Cezary Pazura, wymykający się wreszcie swojemu komediowemu emploi i budzący zaskakująco wiele sympatii, biorąc pod uwagę to, na kim wzorowano postać, w którą się wcielił i czego ta postać dopuszcza się w serialu. No i – last but not least – Ewa Skibińska. Dla mnie największe pozytywne zaskoczenie. Kolokwialnie mówiąc, pozamiatała całą żeńską część obsady, bo żadnej innej pani nie udało mi się zapamiętać. Czy zatem serial jest zły? Nie. Ale mógłby być lepszy, dużo lepszy. Zbyt wiele zmarnowanych szans. Czarny deszcz, Lewiatan pływający wśród warszawskich wieżowców, gorzka autorefleksja Kuby o nieuchronnym, wydawałoby się, biblijnym potopie, który powinien pochłonąć miasto grzechu i występku – to wszystko wyglądało obiecująco

i frapująco. Skończyło się taką sobie opowiastką o mieście, w którym nie warto szukać dziesięciu sprawiedliwych. Ślepnąc od świateł, 8 odc. serial Krzysztofa Skoniecznego i Jakuba Żulczyka. Produkcja HBO Polska na motywach powieści Żulczyka. Premiera w HBO GO w październiku 2018. Serial opowiada o 7 dniach Kuby Niteckiego (debiut Kamila Nożyńskiego), dilera kokainy, którego klientelę stanowią politycy, celebryci, biznesmeni i gwiazdy hip-hopu. Nitecki obraca się w kręgu gangsterów „Stryja” (Janusz Chabior), a ich szefem jest Jacek (Robert Więckiewicz). Kuba, znużony takim życiem, postanawia uciec do Argentyny. W tym czasie zza krat wychodzi „Dario” (Jan Frycz), gangster starej daty. Występują też Marta Malikowska („Pazina”), Marzena Pokrzywińska (Paulina), Cezary Pazura (Mariusz Fajkowski), Eryk Lubos (Marek Żakowski), Jacek Beler („Sikor”), Krzysztof Skonieczny (raper „Piorun”), Ewa Skibińska (Ewa), Michał Czernecki (prok. Szeptycki).

Cezary Pazura i Janusz Chabior, czyli celebryta i gangus z „warszawki” • Zimny i beznamiętny Kuba, do bólu drewniany. Taki miał być, czy tak wyszło Nożyńskiemu?

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 3 3


Fot. Maja Zmiertka

muzyka

ISTNIEJĘ Z wokalistką i autorką tekstów ANNĄ MYSŁAJEK rozmawia Stanisław Bubin

Jak się zaczęły pani kontakty z muzyką?

Pierwszy raz publicznie wystąpiłam jako 14-latka w Kętach, w szkole, gdzie się uczyłam. Miałam już wtedy zespół, to była spontaniczna inicjatywa. Spodobało mi się. Chłopakom, którzy ze mną występowali, też się spodobało. Zaczęliśmy na poważnie próbować swoich muzycznych sił. Najpierw graliśmy covery ulubionych zespołów, później poszliśmy krok dalej, postanowiliśmy robić coś swojego. Ten pierwszy zespół nie przetrwał, nie było szans, każdy poszedł w swoją stronę, ale tak się zaczęło. Tych zespołów rockowych i funkowojazzowych trochę później było, prawda?

O tak! Z ważniejszych wymienię grupy Mono Liza w Andrychowie i Buenos Agres w Bielsku-Białej. Od kilku lat próbuję swoich sił solo.

3 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Ukazała się niedawno pani płyta Pamięć psa. Debiut?

Skądże, to moje piąte „dziecko”. Pierwszą wydałam w 2010, była bez tytułu, jako grupa Anna Mysłajek & Oshalala. Tak się nazywaliśmy. Później z Mono Lizą był album Karuzela. Równolegle przez jakiś czas występowałam z nieistniejącą już kapelą Buenos Agres – z nią też wydałam 2 krążki. Regionalne podwórko artystyczne znam długo, kilkanaście lat zajmuję się muzyką. To co istnieje teraz?

Anna Mysłajek istnieje! Mam zespół, w którym chłopcy grają ze mną, dla mnie, pod moim nazwiskiem. Wiernie towarzyszą mi na scenie. To profesjonaliści, muzycy studyjni i estradowi. Rozmawialiśmy, czy chcą się lansować pod swoimi nazwiskami – ale nie mają takich ambicji. Mogę ich wymienić? Se-

bastian Adamczewski – gitara/śpiew, Robert Okręglicki – bas, Andrzej Obuchowski – perkusja, Łukasz Nowok – instrumenty klawiszowe. Gitarzysta jest też świetnym realizatorem dźwięku, ma własne studio w Żywcu. Uczepię się najnowszej płyty Pamięć psa. Tylko 6 utworów, za mało! Niedosyt mam!

To dobrze, że niedosyt, a nie przesyt. Pierwotnie w ogóle nie mieliśmy zamiaru jej wydawać, chcieliśmy po kolei nagrywać różne numery, gromadzić materiał muzyczny, wypuszczać single. Na dwóch płytach trochę się sparzyłam, nie miałam parcia na kolejną... ...więc dlaczego ją wydaliście?

Otrzymaliśmy nagrodę. Wygraliśmy VI Podbeskidzki Przegląd Muzyczny, wpadły nam


Kocham psy, kocham zwierzęta. Kocham ich lojalność, są wspaniałe. Do wszystkich piosenek napisałam teksty, to moje przemyślenia, między innymi na temat ról, jakie w życiu odgrywamy. Pies na okładce nie jest przypadkowy, jest ze schroniska, Vito. Stary pies, po przejściach. Zaadoptował go mój gitarzysta kilka dni wcześniej, przed sesją zdjęciową do okładki, Sebastian Adamczewski. Dla swojego syna. Vito będzie miał teraz godną emeryturę. To wzruszające. Pisze pani teksty, czyli jest poetką?

Tak bym nie powiedziała. Piszę, co mi na myśl przyjdzie. Potem sprawdzam, czy jest dobrze napisane i zgodne z moim pierwotnym zamysłem. Myślałam o tomiku, może kiedyś... Ze śpiewania można wyżyć?

To zależy. Są dobre miesiące i są gorsze. Kiedy jest ciepło, lato, plenery, to jest lepiej. Teraz jest gorzej. Nie dlatego, że zima, choć to również, ale mamy ogólnie rzecz ujmując fatalny klimat dla grania klubowego. Ludzie powoli przestają się interesować muzyką na żywo, obojętnie kogo to dotyczy. Lubią gotowce. Włączą YouTube i to im wystarczy. Poza tym działa jakiś przewrotny system celebrycki – wolą zapłacić drogo za bilet, bo przyjechało nazwisko, niż dać parę złotych artyście nowemu, który dopiero stara się, próbuje, przebija, proponuje coś innego. Przyjdą, zrobią selfie z nazwiskiem, wrzucą do sieci, pochwalą się znajomym i załatwione. Kiedyś przychodzili bez telefonów, smartfonów, po prostu słuchali i przeżywali. Więc nie da się wyżyć?

Nie da. Mam dwa zawody, jestem po historii sztuki i dietetyce, a pracuję jako pomoc wychowawcza w przedszkolu. Długo występowałam też w grupach teatralnych w Andrychowie, w konkursach recytatorskich. Zdawałam

Wokalistka ze swoimi muzykami – opowiada o nich w wywiadzie

później do szkoły teatralnej na wydział wokalno-estradowy, usłyszałam, że mój głos jest chory i udaję nienaturalność brzmienia. Przekonałam się, że takie studia to loteria, odpuściłam za trzecim razem. Nie żałuję.

ANNA MYSŁAJEK

Postawiła pani na karierę wokalną?

Zawsze chciałam ją zrobić, od kiedy pierwszy raz wystąpiłam przed ludźmi. Mam kontakt z publicznością, czuję to. To we mnie utkwiło, zakorzeniło się i będę to robić. Jestem wiarygodna i słuchacze to wiedzą. Proszę mnie źle nie zrozumieć – to nie jest tak, że muszę, za wszelką cenę... Po prostu chcę to robić, lubię, kocham, uwielbiam, to moja pasja. I będę to robić w dalszym ciągu, ze swoimi tekstami i przemyśleniami, w nich się czuję najlepiej. Mam swoich wiernych słuchaczy, przychodzą po koncertach, rozmawiają, dzielą się wrażeniami. To miłe. Jeśli mam kryzys, chwilę zwątpienia, gdy przychodzi mi myśl, że może lepiej poświęcić się życiu osobistemu, wtedy takie spotkania z widownią, ze słuchaczami są lekarstwem na całe zło. Adrenalina działa!

Koncert w Teatrze Palladium w Warszawie (29.10.2018)

Fot. Marta Młodzikowska

Na płycie jest utwór Jak pies, tytuł Pamięć psa, na okładce pani z pięknym psem, zdaje się – wilczurem. Szukam klucza.

Fot. Paweł Bogacz

pieniądze na nagranie płyty i tylko tak mogliśmy je spożytkować. Proszę jednak nie myśleć, że zrobiliśmy ją na siłę. Całego repertuaru mamy na półtorej godziny grania! Zamysł płyty, zawartość, wszystko zostało przemyślane. Nie chcieliśmy zapchać krążka wszystkim co mamy. Niektórzy tak pracują, my nie.

Osobowość sceniczna, wokalistka i autorka tekstów. Laureatka wielu festiwali piosenek poetyckich i autorskich. Założycielka zespołów Anna Mysłajek & Oshalala i Mono Liza. W latach 2011-2015 frontmanka bielskiej formacji Buenos Agres. Jej obecny projekt to pięcioosobowy, doświadczony zespół, którego jest liderką. Tworzą muzykę będącą mieszanką pop rocka, funku, soulu i jazzu. Artystka najlepiej odnajduje się w nurcie klimatycznym. Zaczęła od poezji Osieckiej, Barańczaka i Wojaczka, teraz opiera twórczość na tekstach własnych.

Co teraz, jakie plany i marzenia? Radio, telewizja?

Jak najwięcej koncertów! Jak najwięcej grać, jeździć, pokazywać się, poszerzać bazę sprawdzonych klubów, które chcą nas zapraszać. Powiększać publiczność. Nie dokładać do interesu. Radio, telewizja to ściana nie do przebycia. Rządzą wielkie kapitały i wytwórnie. Trzeba szukać luki w systemie, by zaistnieć. Więc muszę robić swoje. Nie wolno się załamywać. Próbuję i liczę na łut szczęścia, może się w końcu uśmiechnie. W 2015 wystąpiłam z Buenos Agres w telewizyjnym Must Be The Music. Zaistnieliśmy na chwilę, wyszliśmy z niszy. Takich prób musi być więcej – to plan minimum na rok 2019. Na pewno będziemy chcieli też zarejestrować nową płytę, ale czas pokaże. Dziękuję za rozmowę.

KONKURS

Dzięki uprzejmości Anny Mysłajek mamy dla Was 3 najnowsze płyty wokalistki Pamięć psa. Otrzymają je Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, w jakim kraju i kiedy po raz pierwszy poza Polską wystąpiła artystka ze swoim zespołem? Odpowiedzi przysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 3 5


BIOGRAFIE

Podróż po życiu

papieży Takich

publikacji jeszcze nie było!

Mieszkająca w Bielsku-Białej dziennikarka, redaktorka, tłumaczka, autorka książek dla dzieci i dorosłych Jolanta Reisch-Klose wydała pięknie ilustrowane opowieści o papieżach, Janie Pawle II i Franciszku.

W

ydawnictwo Wilga, należące do Grupy Foksal, najpierw wypuściło na rynek w albumowym formacie książkę Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów, a następnie w podobnym layoucie Dlaczego Jan Paweł II lubił wtorki? Rozmowy w ogrodzie. Obie biografie nadają się na prezenty komunijne i na wszelkie inne okazje – nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych. Wielu z nas, wychowanych w czasach Jana Pawła II, należących do pokolenia JPII, zawsze będzie mieć we wdzięcznej pamięci papieża Polaka, toteż pewnie przyjdzie nam na myśl, czym jeszcze, jaką wiedzą, mogłaby zaskoczyć nas autorka książki o wielkim rodaku z Wadowic. A jednak zaskoczyła! Bielska pisarka przekopała się przez wiele wydawnictw, zwłaszcza obcojęzycznych, i dostarczyła tylu nieznanych szczegółów, że warto sięgnąć po tę książkę. Okazała się ona

wielkim wyzwaniem, bo o JPII napisano przecież tak wiele, lecz z satysfakcją mogę przyznać, że Rozmowy w ogrodzie dostarczają mnóstwo ciekawych informacji z dzieciństwa Karola Wojtyły i jego życia codziennego w Rzymie. A dlaczego w podtytule są rozmowy? Autorka stworzyła trójkę fikcyjnych bohaterów, dwie dziewczynki i chłopca, którzy zakradają się do ogrodów Castel Gandolfo i spotykają Ojca Świętego. Książkę zbudowana została więc na dialogach między wymyślonymi postaciami a prawdziwym papieżem, który opowiada im o kajakowych wyprawach z młodzieżą, wyjazdach w góry i pielgrzymkach. Oprowadza ich też po zakątkach swojej letniej rezydencji i wyjaśnia, dlaczego lubi wtorki. Kogo to tytułowe pytanie intryguje, niech sięgnie po tę lekturę. Dotyczy to zwłaszcza młodych czytelników, dla których życie papieża

Polaka jest zamierzchłą historią. Książka napisana została jasnym, przejrzystym językiem i – co ważne – nie na kolanach, dlatego zasługuje na wysoką ocenę. Zdjęcia do niej pochodzą z Domu Rodzinnego w Wadowicach. Tam, przed progiem kamienicy przy ulicy Kościelnej 7, w której Lolek Wojtyła się urodził, kończy się biografia – bo tam właśnie spotykają się dorośli już bohaterowie książki, Sofia, Kasia i Toto, by dowiedzieć się jeszcze więcej o życiu Karola Wojtyły. Nadzwyczajną i wyjątkową postacią jest też obecny papież Franciszek. Dzięki Jolancie Reisch-Klose otrzymaliśmy piękną opowieść o człowieku, którego pontyfikat znamionują radość i serdeczność. Publikacja dla młodzieży, ale i dorosłych przedstawia historię Jorge Bergoglio z Argentyny – od dzieciństwa do ważnych wydarzeń w życiu młodego chłopca i jego

Jolanta Reisch-Klose

bliskich. Chciał być piłkarzem, został zakonnikiem. Taki mało znany szczegół z przeszłości: Jorge oznajmia mamie, że zostanie księdzem. Matka myślała, że syn będzie lekarzem, tymczasem on powiedział, że owszem, chce studiować medycynę, ale... medycynę duszy. Znajdziemy tu informacje związane z tajemnicą powołania kapłana, który przeszło pięć lat temu został wybrany na głowę Kościoła. Imię Franciszek już na początku pontyfikatu pokazało, jakie problemy zamierzał otaczać

Pisarka często spotyka się w bibliotekach i domach kultury z najmłodszymi czytelnikami, rozpala w nich wyobraźnię i ciekawość świata

3 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9


największą troską. I tak się dzieje. Papież Franciszek nie unika obecności w mediach społecznościowych, więc są też liczne cytaty z Twittera i Facebooka, jako że misję można realizować na różne sposoby. Znak czasów. I w tym wydawnictwie nie zabrakło również pięknych grafik Moniki Zawadzkiej-Adamiak, a także zdjęć słynnego watykańskiego fotografa Grzegorza Gałązki, tłumaczących, dlaczego

świat mówi o efekcie Franciszka, o tych jego prostych, poruszających gestach i zniewalających uśmiechach towarzyszących nauczaniu. Ujął nimi wszystkich, nie tylko wiernych. Autorka wyznała w jednym z wywiadów, że tytuł wpadł jej do głowy spontanicznie. Gdy przywołała w pamięci obraz papieża, od razu przed oczami pojawił jej się szeroko uśmiechnięty. Ten uśmiech to jego znak rozpoznawczy.

biografia Franciszka jest podróżą po życiu człowieka, który woli zwykłe auto niż limuzynę, który zadzwoni do każdego szukającego pocieszenia. W tej podróży z dalekiego buenos do Watykanu czytelnicy mogą poznać rodzinę przyszłego papieża, jego rodziców, rodzeństwo, a zwłaszcza babcię Rosę, którą darzył wyjątkową miłością. Możemy z nim wsiąść do tramwaju, pójść do slumsów

i na pielgrzymkę do Lujan. Warto w tę podróż wyruszyć pod opieką padre Jorge. Dodam przy tym, że zarówno pierwsza, jak i druga publikacja zawierają kalendaria ważnych wydarzeń z życia obu papieży, co stanowi ich dodatkową wartość. STANISŁAW BUBIN

Jolanta Reisch-Klose, Dlaczego Jan Paweł II lubił wtorki? Rozmowy w ogrodzie (str. 130), Franciszek. Papież tysiąca uśmiechów (str. 132). Wydawnictwo Wilga 2018, oprawa twarda, format 210x295. skład Maciej barcik.

kONkURS

Dzięki uprzejmości Autorki mamy dla Was 2 egzemplarze biografii Jana Pawła II i Franciszka z pięknymi dedykacjami i autografami. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy pierwsi uzupełnią zdanie jednym wyrazem: Obaj papieże mieli wspólny element biografii, wynikający z ich pasji – w młodości byli... Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl. kampania społeCzna


LITERATURA

TRZEBA MIEĆ SWOJE GNIAZDO Z GRAŻYNĄ JEROMIN-GAŁUSZKĄ, autorką Folwarku Konstancji, pierwszego tomu sagi Dwieście wiosen, rozmawia Stanisław Bubin

Mocno pani się wczuwa w losy swoich bohaterów? Kto zazwyczaj jest pierwszym czytelnikiem pani tekstów?

Bardzo. Wszystko z nimi przeżywam: i to co złe, i to co dobre. Widzę ich gesty, reakcje, czuję klimat, więc może aż za bardzo, ale nic już na to nie poradzę. Pierwszym czytelnikiem moich tekstów jest redaktor w wydawnictwie.

Zdjęcia: Jakub Nalewajko

Dotychczasowe pani książki opisywały świat współczesny, do którego mogliśmy się odnieść i sprawdzić, czy jest wiarygodny. Teraz, za sprawą cyklu Dwieście wiosen, przenieśliśmy się do XIX wieku. Co panią skłoniło do zanurzenia się w historii? Dlaczego akurat w tej epoce? No i czy konsultowała się pani z historykami zawodowymi?

3 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

W pierwszym tomie cyklu Dwieście wiosen jesteśmy w XIX wieku, ale drugi to już początek XX, potem wojna i tak dalej, tak że z tomem piątym mam zamiar dotrzeć do XXI, zgodnie z tytułem przewodnim całości. U podstaw tego projektu leży dawno temu zrodzony pomysł, żeby przedstawić historię pewnego miejsca od początku. W tym przypadku jest to historia Osady w dolinie rzeki, od momentu, gdy dziedzic Andrzej Konarski wymyślił, że zbuduje w niej mały folwark dla swej młodszej siostry, aż do dnia dzisiejszego. Historia zamknięta czasową, ale też i swego rodzaju metaforyczną klamrą, pozwoli czytelnikowi – taką mam nadzieję – przywiązać się i z zapartym tchem śledzić losy nie tylko poszczególnych bohaterów, ale i następujących po sobie pokoleń. Jeśli chodzi o konsultacje historyczne, to teraz mamy takie cudowne czasy, że bez wychodzenia z domu możemy się dowiedzieć, jakie menu serwowała Adria w przedwojennej Warszawie,


powiedzmy któregoś tam stycznia 1927 roku. Jeśli więc chodzi o wiedzę merytoryczną, a więc między innymi, ile trzeba było zapłacić za kieliszek wódki w karczmie w drugiej połowie XIX wieku, ile kosztował pogrzeb i jakie były miary, wagi, waluta w poszczególnych okresach, to internet bardzo mi pomógł. Jednak żeby wejść w klimat epoki, w pewne niuanse z nią związane, musiałam sporo przeczytać. Opracowania, wspomnienia, zapiski ze starych kalendarzy, ale i powieści. Teraz, przy pracy nad trzecim tomem, obejmującym lata 19221944, dojdzie do tego ustny przekaz, a więc rozmowy z osobami, które jeszcze coś z tego okresu pamiętają. I to chyba będzie najlepszy sposób na wiarygodne przedstawienie realiów. W najbliższych planach na przykład rozmowa ze studwuletnią panią, która przyszła na świat w tej samej wsi, w której ja się urodziłam i do tej pory mieszkam. Jakie trudności napotykała pani w trakcie zbierania materiałów? Czy inspiracją były losy rodziny, czy też to fikcja, niemająca nic wspólnego z doliną Radomki, w której pani mieszka?

Konarska, właścicielka folwarku, którą obserwujemy raz jako 30-letnią kobietę, raz jako 80-letnią staruszkę. Dzięki temu możemy śledzić losy bohaterów w młodości i dowiadywać się, co z nimi było później. Jak pani wpadła na ten pomysł?

Ja na ten pomysł nie wpadłam, ja to robię prawie zawsze, bo uwielbiam taką konstrukcję. Budując pewną historię, przedstawiam ją zwykle dwutorowo: teraz i wcześniej. I czuję się w tym jak ryba w wodzie.

Oprócz ciekawego układu sekwencji fabularnych mamy też w powieści trzy miejsca zdarzeń: dwór w Konarach, folwark i młyn. Ten świat wydaje się zamknięty, prawie nic do niego nie dociera. Ale to pozory, bo mamy też echa wypadków z miasta, z lasu, z karczmy i dworu w Zabrzegu. Pojawiają się ludzie z zewnątrz: kupiec tekstylny, ukrywający się powstaniec, arendarz Szmul, arystokrata. No i carscy sołdaci, bo przecież

Czy tworząc I tom, dziejący się – z udziałem tych samych bohaterów – w dwóch równoległych przestrzeniach czasowych, po 1815 i po 1865 roku, opierała się pani na źródłach?

Konstrukcja książki jest ciekawa: teraźniejszość to lata po powstaniu styczniowym, a przeszłość sprzed półwiecza określa pani słowem „dawniej”. Na pierwszy plan wysuwa się Konstancja

Jak już powiedziałam, historia będzie mieć swój finał w 2018 roku. Jej serce, to ta sama dolina i różni ludzie, kolejne pokolenia, wywodzące się od dwóch osób: kobiety i mężczyzny, którzy przez przypadek (i na krótko) w tej dolinie się odnaleźli. No i cała otoczka, a więc ludzie z zewnątrz: powstaniec, karczmarz, obwoźny handlarz, carscy sołdaci, potem faszyści i tak dalej. Co chcę ukazać? Pewną niezmienność i zmienność jednocześnie. Tradycja, przekazywana z pokolenia na pokolenie i miejsce trzymają tę rodzinę jak gdyby w pewnej jedności, lecz zmieniająca się wciąż rzeczywistość sprawia, że rozpad starego świata następuje co kilka pokoleń, a czasem nawet i częściej. Chcę pokazać, nie moralizując nachalnie, że najważniejsze jest miejsce, gniazdo, do którego można zawsze wrócić. Udało się pani stworzyć galerię pełnokrwistych, kochających bohaterów. Pokazać miłość przekraczającą bariery społeczne i granice stanów. Brat Konstancji z dworu zniewolił wiejską sierotę Marynię, a właścicielka folwarku związała się z młynarzem. Florentyna wyszła za mąż za kupca tekstylnego, a kochała skrycie ukrywającego się powstańca. Relacje w tej okolicy są skomplikowane, a nad wszystkim unosi się zapach chabrów. Miłość, nienawiść, zdrada – tak między ludźmi było zawsze, niezależnie od okoliczności i anturażu?

Czas i cierpliwość to jedyne ograniczenia, bo źródeł, którymi można się wspierać przy budowaniu tego rodzaju historii, jest mnóstwo. Ja dotarłam tylko do jakiejś maleńkiej części, jednak moja nieokiełznana wyobraźnia pozwoliła mi się w tej namiastce swobodnie poruszać. Dolina Radomki zagrała tu zapewne pierwsze skrzypce, w sensie inspiracji (bardzo często inspirują mnie miejsca), ale cała sfera fabularna to już oczywiście fikcja.

Fakty historyczne, te ogólnie znane i mniej znane, czyli oparte na rozmaitych źródłach, stały się tłem czasowym historii dziejącej się na pewnej ograniczonej przestrzeni. Tak to mogę powiedzieć. Wykorzystałam z tych źródeł, ile mogłam, by opowieść była wiarygodna i miała swój klimat.

Polska jest pod zaborem, nie są to czasy sielankowe. Dwieście wiosen to dwa stulecia historii tych rodzin, kolejnych pokoleń? Dokąd chce nas pani zaprowadzić tym projektem? Co ukazać? Rozpad starego świata?

KONKURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka (www.proszynski.pl) mamy dla Was 4 egz. Folwarku Konstancji, I tomu sagi Dwieście wiosen. Otrzymają je Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, do jakiego popularnego serialu Grażyna JerominGałuszka była współautorką scenariusza? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

Proszę nie zapominać o mojej wyobraźni, to ona wszystkiemu winna. A tak poważnie: zawsze zależy mi, żeby historia, którą opowiadam, była dla czytelnika atrakcyjna. Sama się przy tym nieźle bawię. Czasy się zmieniają, a uczucia, które pan wymienił, były, są i będą zawsze, bez względu na bieg historii, choć oczywiście jej zawirowania nie tylko pobudzają emocje, ale i je wyostrzają, czy też kumulują, a z tej kumulacji rodzą się różne dziwne rzeczy, tak to bywa. Przystępując do lektury trochę się bałem, czy nie pójdzie pani w ślady Kraszewskiego, Bunscha czy Cherezińskiej, czy nie popadnie pani w patos elegijno-patriotyczny, ale na szczęście nie!

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 3 9


gRAżYnA JeRoMIn-gAłUSzKA: zALeżY MI, żebY hISToRIA bYłA dLA CzYTeLnIKA ATRAKCYJnA

To barwna epicka opowieść o ludziach takich jak my, tyle że sprzed dwóch stuleci. Mógłby z tego powstać ciekawy, historyczno-obyczajowy serial, na pewno ciekawszy od „korony królów”. Znać wyraźnie, że ma pani doświadczenia scenariuszowe. Nie kusi pani taki pomysł?

Dziękuję. Pana uwaga, że udało mi się stworzyć historyczną opowieść dla współczesnego czytelnika, to dla mnie wielki komplement. Jeszcze na etapie pracy źródłowej, nim zaczęłam pisać, trochę się bałam, czy uda mi się tak to właśnie przedstawić. serial? Ja już go widzę, od pierwszej do ostatniej sceny: epicki rozmach, krwiste postaci i subtelny klimat pewnych zdarzeń... Ale to chyba nie u nas. Proszę zdradzić, jak pani pracowała nad tą książką? Co pani robiła, żeby nie pogubić się we wszystkich wątkach i postaciach? Obraz wyłaniający się z lektury jest klarowny, a losy bohaterów wciągają z każdym przeczytanym rozdziałem. Jaki jest pani patent na doskonałą organizację czasu?

Dotąd pracowałam tak, że siadałam z rana do komputera i po prostu pisałam, bez żadnego konspektu (nawet w głowie), ale tu tak

4 0 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

się nie dało. Napisałam już 11 powieści, lecz to pierwsza, do której robiłam notatki. Pod ręką musiałam mieć spis bohaterów, w obydwu ramach czasowych, ma się rozumieć. Gdzie, kto, ile ma lat. A i tak mi się myliło i ciągle musiałam coś prostować. Najbardziej myliły mi się służące, beztrosko przechodziły sobie z jednej rzeczywistości w drugą. Na szczęście jakoś to opanowałam. bez patentu, trzeba było się po prostu bardziej niż dotąd skoncentrować. Zabrakło mi w zakończeniu książki kilku wątków, doprowadzenia ciągłości pokoleniowej do końca. To zabieg celowy, mający nas zachęcić do szukania dalszego ciągu w kolejnych tomach? Ile ich będzie i kiedy możemy się spodziewać drugiej części Dwustu wiosen?

Wszystko, mam nadzieję, znajdzie pan w Niebieskiej sukience, czyli drugim tomie Dwustu wiosen. Tak, to po części celowy zabieg. Drugi tom już złożony w wydawnictwie, więc zbyt długo nie trzeba będzie na pewne odpowiedzi czekać. A wszystkich tomów sagi będzie pięć. dziękuję za rozmowę.

GRAŻyNA JEROMIN-GAŁUSZkA Pisarka, absolwentka bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim i scenariopisarstwa w PWsFTViT w Łodzi. Urodziła się i mieszka w sosnowicy, osadzie w dolinie Radomki, gdzie pisze i razem z mężem zajmuje się niewielkim gospodarstwem. Publikowała utwory poetyckie i krótkie formy prozatorskie w czasopismach i antologiach poetyckich. Laureatka konkursu filmowego, zorganizowanego przez Agencję scenariuszową i tygodnik Film. Współautorka scenariusza jednego z seriali telewizyjnych. Jej debiutancka powieść Złote nietoperze otrzymała I nagrodę w konkursie literackim Kolory Życia. Ponadto napisała: Bardzo długie przebudzenie, Długie lato w Magnolii, Gdybyś mnie kochała, Legenda, Oczy Marzanny M., Kobiety z Czerwonych Bagien, Nie zostawiaj mnie, Magnolia, Złoty sen, Zmowa byłych żon.


aRtykuł sponsoRowany

Fot. Magdalena Ostrowicka

• EVENTY • POKAZY TANECZNE • ANIMACJE

TAnECZnE shOW DlA CIEBIE

Wybierz show, które zachwyci Twoich gości! Do wyboru między innymi francuski kankan, samba brazylijska, seksowna burlesque, gorąca salsa. i wiele innych...

imprezy firmowe, urodziny, wesela, wielkie gale, zabawy w stylu lat 20., hawaje party czy dziki zachód... diamondS to kilkuosobowa grupa taneczna z Bielska-Białej, oferująca profesjonalne pokazy podczas eventów firmowych, wieczorów tematycznych i imprez okolicznościowych. odpowiednie stroje, ciekawy program i zabawne animacje mile zaskoczą twoich gości, a imprezę, którą zorganizujesz – uczynią niezapomnianym wydarzeniem!

www.diamonds-taniec.pl biuro@diamonds-taniec.pl www.facebook.com /diamondsgrupataneczna tel. 661 162 951 | 518 399 392


Fot. Ladysuzi

Artykuł sponsorowany

SEZON NA ANTYBIOTYKI (część I)

Za oknami na zmianę zima, wiosna i smog. Do akcji wkraczają gorączka, kaszel, katar, ból gardła, osłabienie. I pacjent w poradni, który prosi – a jakże! – o antybiotyk. Tak zaczyna się problem ich nadużywania... Dr n. med. MAGDALENA FIRLEJ-PRUŚ PRZEZIĘBIENIE to częsta dolegliwość wywoływana niezliczoną ilością wirusów, z których każdy różni się właściwościami biochemicznymi, warunkującymi ich patogenność i epidemiologię. Dlatego oczekiwanie na uniwersalny lek, leczący przeziębienia, nigdy się nie urzeczywistni. Mnogość typów rhino-, adeno- i innych wirusów sprawia, że każdy z nas podatny jest na przeziębienie przez całe życie, a reinfekcje również są powszechne. Najczęściej zakażają nas rinowirusy. Badania epidemiologiczne na ok. 25 tys. chorych dowiodły, że rinowirusy zaatakowały ok. 34% tej populacji; koronawirusy 14%; wirusy grypy 9%; wirusy paragrypy tylko 3%. Zaledwie 1-2% chorób przeziębieniowych wywołanych zostało przez bakterie. Źródłem przeziębieniowych zakażeń są głównie paciorkowce wywołujące anginę. Przypomnij

4 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

to sobie, Drogi Pacjencie, kiedy w gabinecie poprosisz o antybiotyk z powodu kataru czy kaszlu. Każdy może być nosicielem wirusów! Do zakażenia dochodzi: • drogą kropelkową w czasie kontaktu z chorym, który kaszląc lub kichając rozpyla drobną wydzielinę z dróg oddechowych, zawierającą wirusy, • drogą pokarmową poprzez kontakt z zakażonymi przedmiotami (niektóre wirusy mogą nawet przez kilka godzin przetrwać w środowisku, np. na przedmiotach codziennego użytku). Przeziębienie jest główną przyczyną wizyt u lekarza, a także absencji w szkole i w pracy. Wysoka zapadalność to charakterystyczna cecha epidemiologiczna przeziębienia. Większość dorosłych przeziębia się średnio 2-4 razy w roku, większość dzieci

8-9 razy. W naszym kraju szczyt zachorowań przypada na okres od jesieni do wczesnej wiosny. OBJAWY PRZEZIĘBIENIA. Choroba rozpoczyna się niekiedy okresem złego samopoczucia, a pierwszym objawem jest ból gardła, czasem chrypka. Następnie pojawiają się katar i kichanie. Ból gardła mija zwykle po 1-2 dniach. Początkowo wodnisty katar z czasem staje się gęstszy i ma często ropny charakter, a u niektórych chorych pojawia się kaszel. W pierwszych dniach choroby może występować również stan podgorączkowy (temp. ciała 37-38° C). Objawy utrzymują się około 7 dni. Katar i/lub kaszel mogą utrzymywać się u niektórych nawet 2 tygodnie. Nagłe wychłodzenie ciała spowodowane wiatrem, przemoczeniem – to typowe okoliczności, w czasie których słabnie


Artykuł sponsorowany

odporność na wirusy przeziębienia i grypy. Najbardziej odpowiada im temp. 33-34° C, czyli taka, jaka panuje w ludzkich przewodach nosowych. Idealnym środowiskiem dla ich rozwoju jest błona śluzowa nosa. ZAPOBIEGANIE PRZEZIĘBIENIOM • regularny wysiłek fizyczny o umiarkowanym natężeniu (trening wyczynowy zwiększa ryzyko przeziębienia) • unikanie stresu • unikanie zatłoczonych miejsc w okresach zwiększonej zapadalności • częste i długie mycie rąk mydłem (15-30 sek.) • stosowanie środków odkażających na bazie alkoholu

GRYPA jest poważnym wirusowym zakażeniem dróg oddechowych, charakteryzującym się największą umieralnością. Epidemiologię grypy obejmują: sezonowość (zimowe miesiące), powszechność występowania na świecie i typ wirusa. Corocznie obserwuje się zmiany antygenów poszczególnych szczepów wirusa. Przechorowanie grypy daje krótkotrwałą odporność – do kilku miesięcy i jedynie w stosunku do tego typu wirusa, który chorobę wywołał. Grypa wywoływana jest przez wirusy grypy A i B. Zakażenie następuje drogą kropelkową lub przez bezpośredni kontakt.

OBJAWY GRYPY. Nagły początek z gorączką, katarem, kaszlem, bólem głowy, gardła i bólami mięśniowymi. Wśród objawów ogólnych należy wymienić też wyciek wydzieliny z nosa, uczucie rozbicia i osłabienia. U młodszych dzieci najczęstsze objawy to gorączka i bóle brzucha. Niekiedy obserwuje się u nich wymioty i biegunkę o łagodnym nasileniu. Grypa zwykle mija samoistnie po ok. 7 dniach, jednak niektóre symptomy (kaszel czy ogólne osłabienie) mogą utrzymywać się znacznie dłużej. Występująca w przebiegu grypy gorączka może być bardzo wysoka, szczególnie u małych dzieci. Tego rodzaju dolegliwości powodują też inne rodzaje wirusów i bakterii, np. wirus przeziębienia czy bakteria powodująca anginę. Zatem rozpoznanie grypy na podstawie samych objawów jest utrudnione. U większości pacjentów nie ma konieczności wykonywania badań w celu wykrycia wirusa grypy, ponieważ choroba przebiega stosunkowo łagodnie i ustępuje bez leczenia. Metody diagnostyczne wykonuje się na zlecenie lekarza u niektórych chorych hospitalizowanych z powodu ciężkiego przebiegu grypy. LECZENIE GRYPY Objawowe: • długi odpoczynek w łóżku • picie dużej ilości wody • stosowanie leków wykrztuśnych na wilgotny kaszel (np. gwajakolu) lub leków

Fot. Materiały Prasowe

EPIDEMIOLOGIA GRYPY. Choć grypa jest chorobą powszechną, występuje o wiele rzadziej niż przeziębienie. Każdego roku na grypę zapada nawet kilka milionów Polaków. Okres wylęgania grypy wynosi średnio 2 dni, jednak może to być nawet tydzień. Natomiast okres zakaźności to: 1 dzień przed i 3-5 dni po wystąpieniu objawów (u dorosłych); kilka dni przed i 10 lub mniej dni po wystąpieniu objawów (u dzieci). Z kolei osoby z upośledzoną odpornością mogą wydalać wirusa i być źródłem zakażenia nawet przez kilka tygodni/miesięcy. Czynniki ryzyka zwiększające zachorowanie na grypę:

• brak higieny rąk, • bezpośredni kontakt z chorą osobą/zwierzętami lub skażonymi przedmiotami, • przebywanie w dużych grupach (szczególnie w okresie grypy sezonowej), • przebywanie w pobliżu chorego na grypę bez żadnego zabezpieczenia, np. maseczki na twarzy, • dotykanie skażonymi rękami nosa, oczu lub ust.

Fot. Materiały Prasowe

LECZENIE PRZEZIĘBIENIA JEST OBJAWOWE. Ilu pacjentów i ilu lekarzy, tyle sposobów leczenia przeziębienia. Dostępne leki nie skracają istotnie choroby, a jedynie łagodzą jej objawy. Ważne jest postępowanie ogólne. Najważniejsze zalecenia dla przeziębionych: zostań w domu, unikaj wysiłku, najlepiej leż w łóżku, pij dużo płynów, przyjmuj leki tylko w razie potrzeby (przy gorączce lub bólu głowy przyjmuj paracetamol – bezpieczniejszy od innych leków przeciwbólowych). Na zatkany nos i katar pomagają leki doustne zawierające pseudoefedrynę (ostrożnie u chorych na serce!) albo donosowe, zawierające ksylometazolinę lub oksymetazolinę (nigdy nie stosuj dłużej niż kilka dni!). Krótką ulgę mogą przynieść inhalacje parą wodną lub preparaty zawierające sól fizjologiczną. W razie bólu gardła możesz stosować tabletki do ssania dostępne bez recepty w aptece. Skontaktuj się z lekarzem, jeżeli wysoka gorączka utrzymuje się przez kilka dni (szczególnie jeśli towarzyszy jej kaszel), odczuwasz silny i nieustępujący ból głowy, masz trudności w oddychaniu lub ból w klatce piersiowej,

ból gardła nasila się i utrudnia połykanie oraz gdy objawy nie ustępują przez ponad 10 dni lub nasilają się po 4-5 dniach choroby. Ważne, żeby sobie nie szkodzić i nie zażywać wszystkiego na raz. Domowe sposoby – syropy z cebuli i czosnku, sok malinowy, miód, wyciągi z ziół i roślin, takich jak lipa, szałwia, tymianek, sosna, prawoślaz – naprawdę działają. Nikły procent (1-2%) przeziębień wikła się zakażeniem bakteryjnym w postaci zapalenia zatok przynosowych i ucha środkowego, które wymagałoby leczenia antybiotykiem.

Nie każde przeziębienie jest grypą, warto o tym pamiętać

W ośrodkach zdrowia coraz dłuższe kolejki chorych

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 4 3


Fot. Pexels.com

Fot. Pet Dazelej

aRtykuł sponsoRowany

KonTAKT z bLISKą oSobą Może bYć w oKReSIe gRYpowYM dość RYzYKownY!

mukolitycznych (m.in. bromoheksyny, acetylocysteiny) • stosowanie środków przeciwgorączkowych i przeciwbólowych, np. paracetamolu czy ibuprofenu (pacjentom poniżej 18. roku życia nie należy podawać kwasu acetylosalicylowego, ponieważ istnieje ryzyko zespołu Reye'a) • stosowanie w razie potrzeby preparatów przeciwkaszlowych i rozkurczających błonę śluzową nosa Przeciwwirusowe: • inhibitory euraminidazy (aktywne wobec wirusów grypy A i b) – oseltamiwir i zanamiwir • inhibitory M2 (wykazują aktywność tylko wobec wirusa grypy A) – amantadyna i rymantadyna SZCZEPIENIE PRZECIW GRYPIE. szczepionki mają na celu zapobieganie grypie, zwłaszcza u osób, które należą do grupy podwyższonego ryzyka powikłań pogrypowych, np. przy cukrzycy czy po ukończeniu 50. roku życia). Ponadto zalecane jest u wszystkich osób po ukończeniu 6. miesiąca życia (w celu zminimalizowania prawdopodobieństwa zachorowania na grypę). szczepienia powinny być wykonywane w okresie jesiennym, przed sezonem wzmo-

w SpRAwIe SzCzepIenIA pRzeCIw gRYpIe nAJLepIeJ poRAdzIć SIę LeKARzA

żonych zachorowań. Konieczne jest zakwalifikowanie przez lekarza. Po zaaplikowaniu szczepionki układ immunologiczny organizmu zaczyna wytwarzać przeciwciała, czyli bronić się przed chorobą. Oporność rozwija się zazwyczaj w ciągu 3 tygodni od podania szczepionki, a utrzymuje nawet do 12 miesięcy. Największa skuteczność szczepionki występuje u zdrowych dorosłych. Okres ważności szczepionki wynosi jeden sezon grypowy. Przeciwwskazania: nadwrażliwość na jakikolwiek składnik szczepionki, ostre zakażenia, dolegliwości przebiegające z gorączką. Czy szczepionki przeciwko grypie są bezpieczne? Produkuje się je od prawie 60 lat. Liczne badania naukowe i obserwacje po podaniu dawek wykazały, że są one bezpieczne zarówno dla kobiet w ciąży, osób dorosłych, dzieci, jak i osób przewlekle chorych z upośledzoną odpornością. Mogą jednak pojawić się działania niepożądane w postaci reakcji miejscowej (w miejscu wstrzyknięcia może występować ból i zaczerwienienie o niewielkim nasileniu; reakcja ta ustępuje samoistnie maksymalnie po dwóch dniach), reakcji ogólnej (dotyczy mniej niż 15% osób szczepionych; występuje wysoka temperatura, bóle głowy, mięśni i stawów i ogólne złe samopoczucie). Reak-

MEDEA Centrum Medyczne Mazańcowice 1045 k. Bielska-Białej tel. 531 550 105 www.medea-mazancowice.pl kontakt@medea-mazancowice.pl Centrum Medyczne Medea

4 4 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

cje ogólne występują zazwyczaj u małych dzieci, które szczepione były przeciw grypie po raz pierwszy. szczepienia uważane są najlepszą metodę zapobiegania grypie. Organizm nie posiada niestety odporności na liczne podtypy wirusa grypy, które tworzą się na skutek mutacji wirusa. Zmienność ta powoduje konieczność zmiany składu szczepionek co roku. UWAGA! Należy pamiętać, że szczepionka nie zabezpiecza całkowicie przed wirusem grypy i jej powikłaniami! Skuteczność szczepionek jest szczególnie obniżona u osób starszych (około 60%). Wykazano jednak, że osoby zaszczepione znacznie rzadziej trafiały z powodu grypy i jej powikłań do szpitala. Podkreślenia wymaga też fakt, że szczepionki przeciwgrypowe nie tylko chronią przed zarażeniem, ale również powikłaniami, które stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia i pacjenta. O tym, kiedy chory na grypę powinien się znaleźć w szpitalu, jakie są powikłania pogrypowe, no i czy antybiotyki są skuteczne w leczeniu infekcji wirusowych – napiszemy w następnym wydaniu naszego magazynu w kwietniu. Zapraszamy już teraz do lektury!


Listy z Monachium

Fot. Allan Richard Tobis

Czego zazdrości nam Alessandro

Aldona Likus-Cannon Mogłoby się wydawać, że Włosi mają wszystko co trzeba: piękny kraj, góry, ciepłe morze, wspaniałe jedzenie, dobrą pogodę, poczucie humoru i beztroskę ducha. Mają też jednak swoje problemy, na przykład rekordowe bezrobocie wśród młodzieży. Wielu Włochów w ostatnich latach pozostawało bez pracy, a coraz więcej emigrowało w poszukiwaniu lepszego życia. Najwięcej z nich na emigrację zarobkową jedzie do Niemiec, zwłaszcza do Monachium.

N

iemcy natomiast chętnie wyjeżdżają do Italii na wakacje. Kochają włoskie morze, kuchnię i pogodę, więc Włosi powinni chodzić z podniesioną głową i być dumni, że są Włochami. Widziałam jednak, jak na Oktoberfest to właśnie Włochów w niektórych sektorach nikt nie chciał obsługiwać, a Polakom nie robiono większych problemów. Sami dostaliśmy stolik, z którego w naszej obecności wyproszono pełnych temperamentu południowców.

Ale nie tego zazdroszczą nam otwarci i pełni życia Włosi. Gdy po raz pierwszy usłyszałam, czego nam zazdroszczą, uznałam, że to gest uprzejmości z ich strony. Jednak ten sam temat wrócił w czasie naszych wakacji we Włoszech. Siedzieliśmy przy stoliku, delektując się czerwonym winem, a dzieci bawiły się, biegając po przestronnym holu hotelowym. W pewnym momencie nasz włoski znajomy, Alessandro, zwrócił się do mnie z pytaniem, jakim cudem udało mi się w Niemczech nauczyć dzieci polskiego. Jego żona jest Rosjanką, chciałby, żeby ich córki mówiły zarówno po włosku, jak i rosyjsku, ale, jak wyznał, nie jest to łatwe. Obok nas, co ciekawe, siedziała włoska para z Bawarii, lecz ich synek mówił tylko po niemiecku i w żaden sposób nie mógł porozumieć się z włoskimi dziadkami. Tak oto zaczęła się dyskusja na temat dzieci i nauki języków obcych. – Bardzo dużo pomaga nam polska szkoła przy Konsulacie Generalnym – wyznałam szczerze – choć wożenie do niej dzieci wymaga ze strony rodziców wiele dyscypliny organizacyjnej i czasu. Zajęcia odbywają się w Berufsschule zur Berufsvorbereitung przy Balanstrasse 208 w Monachium. – To w Monachium macie polską szkołę? – szczerze zdziwił się Alessandro, robiąc wielkie oczy. – Nie tylko szkołę, ale nawet polskie gazety. Dokładnie dwie – pochwaliłam się. – No widzisz – Alessandro zwrócił się do żony – a my nie mamy nic. – Ale przecież Włosi zawsze trzymają się razem i tacy są zjednoczeni – tym razem ja się zdziwiłam. – Może i zjednoczeni, ale na pewno niezbyt zorganizowani – narzekał Alessandro, wciąż zachwycając się polską organizacją życia na obczyźnie. Słuchałam go, nie mając zamiaru przerywać. Nieczęsto się zdarza, że ktoś nas tak chwali otwarcie. Zazwyczaj słyszę tylko, że jesteśmy smutnym narodem. – No, a jeszcze macie przecież swój kościół. Tam dopiero zbiera się Polaków! – wykrzykiwał, jakby był odkrywcą nowego lądu – a my nic, kompletnie nic – wzdychał ciężko, rozkładając teatralnie ręce w geście rezygnacji. – Kościół, szkoła, prasa – powtarzał, wyliczając na palcach –

jakim cudem udało wam się to wszystko zorganizować? – pytał z zaciekawieniem. Dyskusja ciągnęła się prawie do północy, a dzieci wciąż bawiły się razem, choć każde mówiło innym językiem. My zaś rozprawialiśmy o ich przyszłości. Alessandro, na moje stwierdzenie, że w Monachium jest wiele prywatnych szkół włoskiego, a włoski jest nawet w wybranych niemieckich podstawówkach i gimnazjach, upierał się, że to nie to samo co szkoła, nad którą patronat sprawują oficjalnie rząd i ambasada. Dokładnie tak mówili też wszyscy inni moi włoscy znajomi w Monachium. Podziwiali nasz upór, zapał i organizację, o których my sami, Polacy, nie mamy najlepszego zdania. Najważniejsze jednak, że jako naród tak bardzo rozdarty od wewnątrz – na zewnątrz sprawiamy wrażenie zintegrowanego. I mamy nawet rzeczy, których inni mogą nam pozazdrościć. PS. W tym roku szkolnym do polskiej szkoły w Monachium, zatrudniającej 16 nauczycieli, chodzi około 400 uczniów. Żeby jednak nie było tak różowo, już kilka razy Polacy w Monachium przeżywali trwogę, gdy dowiadywali się, że planowana jest likwidacja ich szkoły. W ramach usprawniania rządowego planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą, promocji języka polskiego, wzmacniania pozytywnego wizerunku Polaków za granicą, wspierania powrotu Polaków do Ojczyzny, zapewnienie osobom polskiego pochodzenia i Polakom przebywającym za granicą możliwości nauki języka polskiego, utrwalania tożsamości i tradycji kulturowej, upowszechniania języka i kultury polskiej, wspierania udziału w różnych formach kształcenia (niepotrzebne skreślić). Zwykle przy takiej okazji padało wiele mądrych słów o ambitnych celach i planach, a jednym z nich było szukanie oszczędności poprzez likwidację. Na szczęście po burzy zawsze wychodzi słońce i szkoły takie jak w Monachium, Kolonii i innych miastach nadal działają. I oby tak było zawsze, zważywszy, że na emigracji pracuje ponad 2,5 mln Polaków, w tym 2,1 mln w Europie.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 4 5


Fot. Aliaksandr Peralyhin

DEBIUT 2019

GRZECZNE

MALWINA PAJąK

JUŻ BYŁYŚMY

Pojawiła się powieść o kobietach i Polsce. Napisana mocno, dosadnie. To odważny debiut autorki młodego pokolenia, Malwiny Pająk – dziennikarki, felietonistki i blogerki ( www.Malvina-Pe.pl). Książka nosi tytuł Lukier. Malwina Pająk nie boi się krzyczeć. Z rozdziału na rozdział zdejmuje kolejne warstwy lukru, by dotrzeć do sedna, w którym tkwi bolesna prawda o naszej rzeczywistości. Czasem jest zabawnie, czasem strasznie, na pewno bez złudzeń.

B

ohaterkami Lukru są dwie kobiety. Julka ma 25 lat, trudne dzieciństwo za sobą, przed sobą dużo cudzej kokainy, mało pieniędzy i transseksualną przyjaciółkę, z którą czasem sypia. Anka ma 36 lat, karierę, duże mieszkanie w centrum miasta, sporo wina w lodówce i męża, który jej chyba nie kocha. Każda z nich żyje w swojej stolicy, według innych reguł. W Warszawie wijącej się białą kreską, tętniącej korpożyciem, w kolorowej imprezowni. Ale też w szarej i brudnej, w stoli-

cy kraju bitych żon, zmarnowanych szans i fetoru ciasnych mieszkań. Gdy muzyka cichnie, opadają maski, a narkotyki i filtry z Instagrama przestają działać. Zostaje naga prawda i trzeba jakoś żyć. Piotr Bratkowski z Newsweeka napisał o Lukrze: Pełna pasji i gniewu, błyskotliwa językowo i tocząca się w zawrotnym tempie opowieść. O dwóch z pozoru całkiem różnych kobietach, które uświadamiają sobie, że gdzieś między kreską kokainy a karierą w korporacji ich życie straciło sens. Zdaniem Katarzyny Wężyk

z Gazety Wyborczej, powieść Lukier to miasto moje, a w nim – pod warstwą warszawkowego lukru – kokaina do upłynnienia, prezentacja do zrobienia ASAP (as soon as possible), niewierni mężczyźni, drag queen, kasa, kac gigant i jeszcze większa samotność. I dwie kobiety z różnych światów, które starają się to ogarnąć. Wywiad z pisarką zamieszczamy za zgodą portalu Kurzojady i Wydawnictwa Znak Literanova. Tytuł i skróty pochodzą od redakcji. n

Z MALWINĄ PAJĄK, autorką debiutanckiej powieści Lukier, rozmawia Wojciech Szot Skąd jesteś?

Z Kielc.

Jak długo w Warszawie?

Prawie osiem lat.

Przyjechałaś tu, ponieważ?...

Praca. Zajęłam się public relations, ale tak naprawdę chciałam być dziennikarką.

4 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

I to się udało, chociaż nigdy nie pracowałam w redakcji, zawsze byłam freelancerką. W ogóle to najpierw były studia w Lublinie, z których uciekłam po pierwszym roku, przeniosłam się do Wrocławia. Nie miałam parcia na Warszawę, choć wszyscy powtarzali, że skoro chcę pracować jako dziennikarka, powinnam zamieszkać w stolicy. Warszawa wydawała mi się głośna, pełna

sprzeczności, chaotyczna. Miałam wrażenie, że nie będę się w niej czuła dobrze, a jednak, prędzej czy później, musiałam tutaj trafić. Ryczałam jak bóbr, kiedy wyjeżdżałam z Wrocławia. Pierwsze chwile w Warszawie były trudne, czułam się bardzo osamotniona. Teraz nie wyobrażam sobie mieszkania w innym mieście. Przynajmniej nie w Polsce.


Całe życie. Piszę od dzieciaka. Wiesz, najpierw jakieś wierszyki, opowiadania, później konkursy literackie, gazety szkolne... Już w wieku siedmiu lat mówiłam, że chcę zostać pisarką, wydać własną powieść. Długo miałam poczucie, że nie wiem, jak się do tego zabrać. Zaczęłam prowadzić bloga i po pewnym czasie odezwało się wydawnictwo... O czym jest twój blog?

blog kiedyś był, nazwijmy to, lajfstajlowy, dziś jest bardziej społeczny. Kiedyś było tam więcej o relacjach damsko-męskich, teraz piszę po prostu o ludziach, wchodzę w politykę, poruszam tematy mniej wygodne, które mnie osobiście uwierają. Przerobiłam ten moment „bycia influencerką”, gdy zapraszali mnie do mediów jako „ekspertkę od związków”. Wtedy też zarabiałam na blogu. Ale on od początku miał być projektem osobistym, moim miejscem w sieci prowadzonym na własnych zasadach, dlatego gdy poczułam, że blog zaczyna się za bardzo komercjalizować, powiedziałam „stop”. Pomyślałam, że wolę być fair wobec siebie i czytelników niż bogata (śmiech).

Fot. Death To Stock

Bohaterki twojej powieści wsiąkły w Warszawę. długo dojrzewałaś do napisania książki?

Pisałaś już w tym czasie książkę?

Oczywiście. bloga prowadzę od 6 lat, włożyłam w niego wiele energii, ale pisanie powieści pochłonęło mnie o wiele bardziej, no i zajęło jednak mniej czasu, bo ponad rok. Nie chcę zbytnio łączyć bloga z Lukrem. Nie chcę być „kolejną blogerką, która napisała książkę”. Cieszę się, że duże wydawnictwo postanowiło wydać moją powieść. Dla mnie to wyznacznik, że książka ma potencjał i jest po prostu dobra. self-publishing nie wchodził w grę, uważam, że to nie jest droga dla powieściopisarza, który podchodzi ambitnie do swojej pracy i chce zaistnieć w świecie literackim. W Lukrze też wyrażasz swoje zdanie na całkiem kontrowersyjne tematy.

Wypowiadam się radykalnie, bo żyjemy w takich czasach, że trzeba potrząsnąć ludźmi, przywalić metaforycznie między oczy. Zwłaszcza jeśli chodzi o tematy bezpośrednio dotyczące kobiet. Grzeczne już byłyśmy. Jeżeli chcę coś powiedzieć na głos, to po to mam moje narzędzie, pióro, by to zrobić. skręciłam mocno w stronę feminizmu, problematyki społecznej, co oczywiście przeszkadza wielu czytelnikom bloga z dawnego okresu. Zobaczymy, jak odbiorą książkę. O kim ją napisałaś?

Malwina Pająk, Lukier, Znak Literanova Kraków, str. 368 (www.znak.com.pl). Premiera 13 lutego 2019.

Opowiadam o losach dwóch bohaterek, Anki i Julki. Każda z nich – pozornie – żyje w innej Warszawie. Anka, wydawać by się mogło, ma wszystko – pieniądze, karierę, faceta, który jest ambitny, przystojny i do tego młodszy od niej. stać ją na fajne ciuchy, dobre wino, jest ładną panią z agencji reklamowej. Tymczasem w domu czekają na nią wyłącznie pustka i kłopoty – i osobiste,

i zawodowe. Po drugiej stronie mamy Julkę, która uciekła do Warszawy, wyrwawszy się z małego domowego piekiełka. Jest młodsza od Anki, ma mniej komfortowe warunki życiowe, pracuje w knajpie i przypadkowo zostaje wplątana w sprzedaż kokainy, naiwnie licząc na to, że zarobiona kasa pomoże jej w nowym starcie. Wydaje się, że każda z nich funkcjonuje według innych reguł, ale bardzo wiele je łączy. Obie cechuje poczucie wyobcowania, samotności, braku spełnienia. Choć próbują przed tym uciec, definiują siebie przez pryzmat oczekiwań innych. Obie wpadają w zapętloną gonitwę za lepszym życiem, chyba nawet nie do końca wiedząc, czego potrzebują, bo zdążyły się już w Warszawie pogubić. To miasto nie ułatwia wyciszenia. brakuje momentu, gdy człowiek siada na tyłku i zamiast szukać wrażeń, po prostu myśli, zadaje sobie pytania: kim jestem, jaka chcę być, co jest dla mnie ważne i tak dalej. To właśnie moje bohaterki będą musiały odkryć. Zaskoczyło cię tempo życia Warszawy?

Tak, na początku myślałam, że to mit, ale w praktyce rzeczywiście wszyscy się gdzieś spieszą. Gdy kogoś poznajesz, to drugim pytaniem – po tym, jak ci na imię – jest „a gdzie pracujesz, a czym się zajmujesz?”. To trochę straszne. Wszyscy szukamy jakiegoś katharsis, zen, drugiej strony tęczy. Oczywiście, teraz ironizuję. Ale bez kontaktu ze sobą w dupie będziesz... dalszy ciąg znasz. Jest taki moment, gdy wydaje się nam, że twoim bohaterkom się uda.

Jedna ucieka od uczucia, zaangażowania, boi się go. Jednocześnie poznaje kogoś, kto zaczyna ją fascynować i odpowiada na jej stłumione potrzeby ciepła i wsparcia. Prze-

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L A dy ’ S C L U B 47


staje się bronić, zostaje skrzywdzona. Druga jest zmęczona swoim związkiem i karierą, czuje się zniewolona, zmanipulowana. Zaczyna uciekać od ograniczeń, przyjmowania narzuconych ról i dochodzi do wniosku, że przez te wszystkie lata robiła rzeczy, których nie chciała. W życiu, w pracy, wszędzie się oszukiwała. I w seksie...

Tak! Zależało mi, żeby pokazać, że u Anki seks zdechł – było fajnie, ale później codzienność i niedopasowanie zabiły wszystko. Coś się wypaliło, ona zignorowała własne potrzeby. Gdy wraca dawna miłość, okazuje się, że jednak nie do końca, że może jest szansa na zmianę... Julka ma inne podejście do seksu.

Dla niej seks jest rozrywką – ma być fajnie, przyjemnie. Nie ogranicza się schematami takimi jak płeć. Chciałam pokazać płynną seksualność Julki. Nie da się określić jej orientacji. Może jest panseksualna, biseksualna, a może po prostu lubi się bzykać. Bardzo zależało mi na udowodnieniu, że seks i sceny seksu nie muszą być patriarchalne – w tym znaczeniu, że nawet gdy pisarz stara się skonstruować scenę erotyczną z punktu widzenia fantazji kobiety, to ogranicza się zwykle do jednej, męskiej dominacji. Pejcz, kajdanki... No i wszystko jest hetero. Nie ma miejsca na różnorodność, a przecież możesz być w takim związku, w jakim chcesz – z kobietą, z mężczyzną, z osobą transseksualną, a może z kilkoma osobami? Chodzi o to, żeby każdy czerpał przyjemność z takiego scenariusza, jaki jemu odpowiada, oczywiście nie krzywdząc przy tym innych. Dla wielu ludzi to może być nie do przejścia. Możliwe, że odrzucą Lukier już po pierwszym rozdziale, gdzie Julka mówi, że nigdy nie widziała kobiety z tak wielkim kutasem. Jako debiutantka od razu dotykasz bardzo wielu tematów. Nie boisz się, że media zrobią z ciebie ekspertkę od narkotykowej Warszawy i seksu w wielkim mieście?

Eksperta od narkotykowej Warszawy już mają... Ja nie odkrywam świata na nowo, nie na tym mi zależało. Chciałam napisać powieść o dwóch silnych kobietach i pokazać, jak obce sobie osoby, żyjące zupełnie inaczej, mogą dzięki przypadkowemu spotkaniu odmienić swoje życie. Instynktownie pragniemy, by wydarzyło się coś dobrego, żeby ich

4 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

życie rzeczywiście się zmieniło. Ale czy tak będzie? To nie jest książka na pocieszenie, ale też nie jest to literatura oparta na taplaniu się w bagnie i samobiczowaniu. Jest trochę humoru, sarkazmu, autoironii. Nikt nie ma łatwo, życie nie jest łatwe... No wiesz, trochę może Paulo Coelho, ale taka jest prawda – dopóki nie poradzisz sobie z własnymi demonami, nie obalisz schematów, dopóty nie zaznasz spokoju, nie będziesz szczęśliwy. Nasz instaświat jest bardzo szczęśliwy.

Dlatego przestałam obserwować większość profili, zaglądam tylko do bliskich mi osób albo na profile popkulturalne, artystyczne, żeby nie uczestniczyć w tym spektaklu próżności i fałszu. Na moim insta znajdziesz zwierzaki i durne miny, fotografuję artefakty codzienności. Staram się bronić przed kreacją i sztucznością.

Kuba, partner Anki, jest jakby wyciągnięty z perfekcyjnego profilu na insta.

Jest cyborgiem. To przerysowane, ale jednak uosobienie człowieka naszych czasów, który we wszystkim musi być świetny – musi doskonale wyglądać, mieć kasę, karierę, pasję i wszystko pod kontrolą, bo tylko wtedy ma poczucie, że tak naprawdę jest coś wart. Nie pozwala sobie na spontaniczność, nie odpuszcza. Nie skupiałam się bardzo na jego postaci, bo najważniejsze dla mnie są moje bohaterki, Anka i Julka, ale nawet na jego przykładzie widać, że jest to książka o poszukiwaniu tożsamości w świecie, gdzie każdy goni za jakimś wirtualnym jednorożcem. To rzecz nie tylko o samotności w wielkim mieście, ale też o władzy, kontroli i przemocy, zwłaszcza tej psychicznej, ukrytej, której gołym okiem nie widać, a która przecież towarzyszy nam codziennie.

ONE. JULKA

Siedzimy zamknięte w wąskiej kabinie, drzwi drżą od basu, tłum skanduje, ukryty w mieście krzyk, podłoga jest śliska i mokra, powietrze wypełnia woń zatkanych kibli i tanich papierosów. – Nie tak, tutaj posyp! – Lola się wścieka i kładzie na desce klozetowej stronę wyrwaną z jakiejś gazety. Na pierwszym planie blondynka w bluzce z dekoltem do pasa i cyckami wywalonymi na wierzch rozmawia przez komórkę. Podpis: „Iza Bella i jej nowy iPhone wysadzany brylantami wart 700 tysięcy złotych!”. – Co ty czytasz?! – pytam, ale ona nie słyszy, patrzy z wyczekiwaniem na moje dłonie, które rozsuwają plastikowy woreczek zapinany na specjalny czerwony zameczek. Pan kotek był chory... – Co to za nowość? – Lola cała chodzi, przestępuje z nogi na nogę i nerwowo oblizuje usta. I chciałaby, i boi się. Znam tę małą zdzirę jak własną kieszeń. Nie odpowiadam. Wysypuję zawartość woreczka na gazetę i zaczynam dzielić ścieżki kartą kredytową, którą nigdy za nic nie zapłaciłam. Będzie pani zadowolona. Papier gazety jest śliski, towar się przewala, nie potrafię uformować ładnych cienkich linii, jestem pijana. To błąd. Człowiek nie powinien pić i robić interesów w tym samym czasie. Klnę pod nosem. – Musisz mieć tę gazetę? – warczę poirytowana. – Z klopa wciągać nie będę. – Lola wydyma wargi i bezwiednie drapie się po jajach. – Laski nie drapią się po cipkach w miejscach publicznych. Taki hint, gdybyś nie wiedziała – informuję, formując czwartą kreskę. – Toaleta to najbardziej prywatne miejsce, jakie znam. Idealne do drapania się, po czym tylko zechcesz – szepcze Lola. Kładzie dłoń na mojej piersi i zaczyna jeździć po niej delikatnie paznokciami. Trwa to dosłownie kilka sekund, bo gdy tylko widzi, że w końcu podzieliłam stuff, nachyla się nad gazetą i w ekspresowym tempie ładuje dwie krechy do nosa. – O kurwa, kurwa, kurwa. To jest dobre. Spektakularne wręcz. Jakbym wąchała myszkę ostatniej dziewicy. – Czyli bierzesz? – Oczywiście, skarbie. Daj ze dwa giety, dziś mogę poszaleć. – Lola wyciąga rulon setek ze swojej minitorebusi mieniącej się od cekinów. Wymieniam towar na pieniądze, które chowam do kieszeni spodni. Wciągamy jeszcze po kresce, wstaję, podchodzę do drzwi. Lola chwyta mnie w pasie od tyłu i napiera swoim penisem na moje pośladki. – To jak? Jedziemy do mnie? – pyta. Nie znam drugiej kobiety z tak wielkim kutasem. (fragment powieści Lukier)


KSIĄŻKA

Błąd Pelagiusza

ADAM ZDANOWSKI

P

odobne stanowisko prezentują współcześnie trendy obowiązujące w psychologii. Wystarczy stworzyć człowiekowi odpowiednie warunki, a sam zrealizuje własne cele. Tkwi w tym pewna pułapka, czego drastycznym wyrazem były wyniki słynnego eksperymentu stanfordzkiego, przeprowadzonego w 1971 przez Philipa Zimbardo. Pomijając dramatyczne szczegóły, wyszedł mu wniosek, że ludzie zdrowi psychicznie w odpowiednich warunkach mogą wcielać się w role oprawców i ofiar. Spójrzmy zatem, jakie warunki stworzył bohaterom Thomas Olde Heuvelt. Jesteśmy w Black Spring, na pierwszy rzut oka niczym nie wyróżniającym się amerykańskim miasteczku w dolinie rzeki Hudson. Położone opodal West Point, wśród malowniczych wzgórz, niespełna godzinę jazdy od Wielkiego Jabłka, powinno być ulubionym miejscem deweloperów i pośredników w obrocie nieruchomościami. Ci jednak skutecznie są zniechęcani przez HEX, agencję rządową do spraw monitoringu i ochrony. Głównym zadaniem HEX jest utrzymywanie w tajemnicy przed światem zewnętrz-

Czytając artykuł na temat herezji gnozy, czyli obietnicy samozbawienia, natrafiłem na frazę, która może być kluczem do zrozumienia jednego z przesłań zawartych w horrorze „HEX” Thomasa Olde Heuvelta. Chodzi mianowicie o sformułowane przez średniowiecznego mnicha Pelagiusza twierdzenie, że „człowiek jest z natury dobry ”. Naprawdę? nym, że w mieście żyje wiedźma. Mieszkańcy Black Spring to nieszczęśnicy, którzy wiedzą, że stanowią żywą tkankę trwającego od trzech stuleci eksperymentu, przy którym test Philipa Zimbardo jawi się jako niewinna gra towarzyska. Ktokolwiek się tu urodzi, musi pozostać do śmierci. Ktokolwiek się przeprowadzi, nigdy już tego miejsca nie opuści. Nikt z zewnątrz nie może się dowiedzieć się, że życiem Black Spring zawiaduje wiedźma. Po serii spektakularnych wydarzeń i bezowocnych prób pozbycia się staruchy, rząd postanowił otoczyć miasto niewidzialnym kordonem. Wszystko jest pod kontrolą, tak w każdym razie się wydaje. Wiedźma od lat porusza się tymi samymi trasami, jej ruchy są monitorowane przez specjalną aplikację, każdy chętny do jej zainstalowania może liczyć na nowego iPhonea. HEX wraz z mieszkańcami świetnie sobie radzi z ukrywaniem tajemnicy przed przyjezdnymi. Coroczne palenie na stosie Katherine van Wyler (tak nazywa się wiedźma) uchodzi za miejscową atrakcję. Nikt z przyjezdnych nie wie, że kobieta jest prawdziwa. Nikt nie ma pojęcia, z jakim niebez-

pieczeństwem igrają mieszkańcy Black Spring. Wiele lat wcześniej zaszyto wiedźmie oczy i usta, bo wedle historycznych przekazów jej szept doprowadzał do szaleństwa, a pełne wyrzutu spojrzenia – do śmierci. Ludzie mają jednak skłonność do przekraczania granic, których nie powinni przekraczać, toteż spirala wydarzeń zaczyna się nakręcać od głupiego, w sumie błahego wybryku kilku młodzieńców, którzy postanowili zrobić wiedźmie psikusa. Potem kolejnego i jeszcze jednego, aż w końcu... ukamienowali ją. Był występek, musi być okrutna kara. Ktoś usunął szew z ust wiedźmy, uwolnił ją z łańcuchów, potem odsłonił oczy. Zaczęło się! Idylliczne miasteczko, w którym wszyscy się znali i wspólnie dźwigali brzemię przeznaczenia, okazało się pełne podskórnego zła, skrywanych urazów i namiętności. Złe emocje czekały tylko, żeby znaleźć ujście w niepohamowanej agresji... I tu wracamy do mnicha Pelagiusza, który uznał, że człowiek jest z natury dobry. Abstrakcyjne pytania, zadawane przy niedzielnych obiadach (Kogo być ocalił: własne dziecko, czy wioskę w Sudanie? Kogo byś wybrał o padre mio:

syna pierworodnego, czy pozostałych mieszkańców? A gdybyś miał zabić jedno swoje dziecko, a ocalić drugie, to które?), nagle zyskały nowy, przerażający wymiar. Przed takimi właśnie wyborami przodkowie mieszkańców Black Spring postawili Katherine van Wyler. A ona, po latach ślepoty spoglądając na potomków swoich oprawców, uwolnionymi od szwów ustami dała im szansę naprawienia grzechów. Bóg nie stworzył zła. Wszystko, co stworzył było dobre. Zło to po prostu brak dobra w ludziach. A kogo Ty byś wybrała?

Thomas Olde Heuvelt, HEX, tłum. Piotr Kuś, Zysk i S-ka (www.zysk.com.pl), str. 444.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 4 9


felieton

Koleżanki ANGELIKA WICIEJOWSKA

Co

my byśmy bez nich zrobiły?

Jak

byśmy sobie pora-

dziły, nie znając ich zdania na nurtujące nas pytania?

Czy

w ogóle wyobrażamy sobie moment, w którym

mogłoby ich zabraknąć?

W

końcu są ważnym filarem

naszego życia towarzyskiego i trudno byłoby je zastąpić...

Zresztą, gdyby nie one, nigdy byśmy się nie dowiedziały, że nasz związek nie ma sensu. Ha!

CZYM JEST NIEDOPASOWANIE? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, lecz w wielu przypadkach winne są osoby trzecie. Nie myślę o kochankach czy zdradzie. Wyobraźmy sobie taki scenariusz: w pewnym momencie okazuje się, że oboje obejrzeli już wszystkie seriale na Netflixie i nie mają pomysłu na wspólne spędzenie najbliższego weekendu. W związku z powstałą pustką każda/każdy/ każde z nich próbuje wypełnić ją czymś, co lubiło do tej pory. I oczywiście ciągną w swoją stronę. On chciałby na narty, a ona woli popływać. Jadą osobno. On z kolegami, ona z koleżankami. Bawią się świetnie,

5 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

jak za starych dobrych czasów. Nadchodzi następny weekend. Znów bez konkretnych planów, sytuacja się powtarza. Zauważają, nie bez zdziwienia, że zaczęli się od siebie oddalać. Kolekcjonują wspomnienia, ale już się w nich nie pojawiają. Ona go prawie nie dostrzega, on jej nie widzi. Podejmują decyzję, że będą walczyć o związek. Mają ochotę zmienić coś, postarać się, może dogadać. I to jest ten moment, kiedy na scenę wjeżdżają koleżanki. KAŻDA MA ARSENAŁ dobrych rad i uwag, które mogą wpłynąć na komfort układu, poprawić, usprawnić, zmienić, ulepszyć, wzmocnić, scementować życie zainteresowanej. Wychodzi jednak inaczej. Zupełnie inaczej. Czy to nie dziwne?! ALE JAK TO NA NARTY POJECHAŁ? Sam? Jesteś pewna, że sam? Tak ci powiedział, to nic nie znaczy, wiesz, jacy oni są. Sprawdzałaś mu telefon? Jak to nie sprawdzałaś? Przecież ufać i kontrolować to pierwsza zasada udanego związku! Co z tego, że jestem sama. To już nie mam prawa się wypowiadać? Wolę być sama, niż żeby mnie facet zdradzał. Tak zdradzał, dobrze słyszysz. Wydaje mi się, że jak się ma kobietę, to się z nią spędza czas, a nie

Fot. 3Artmoments

OSTATNIO DUŻO ROZMYŚLAŁAM, dlaczego kiedyś ludzie wytrzymywali ze sobą dłużej. Naprawdę dłużej, bo do niedawna słowa przysięgi małżeńskiej – I że cię nie opuszczę aż do śmierci – nie stanowiły wyłącznie wzruszającego elementu ceremonii, a faktyczną obietnicę na wspólne życie do grobowej deski, obietnicę mającą pokrycie w rzeczywistości. Teraz, nie licząc skrajnych, patologicznych przypadków nieodpowiedniego dobrania partnera, niezliczenie wiele par kończy idealny związek jednym zdaniem: No cóż, różnica charakterów...

samemu przygód szuka. Mówisz, że proponował, ale odmówiłaś? Dlaczego? To było wtedy, kiedy pojechałyśmy na basen? I dobrze zrobiłaś! Nie będzie ci mówił, jak masz żyć! Tylko niedziele masz wolne przecież, należy ci się relaks. Poza tym on ewidentnie chce cię odizolować od znajomych, nie widzisz? Zawłaszczyć, jakbyś jego niewolnicą była. Narty wymyślił, też coś. Przecież ty nigdy nie jeździłaś, to chyba nie zaczniesz nagle?! Chciałaś zacząć? Chyba oszalałaś! Ty się będziesz dla niego zmieniać, a on i tak cię zostawi dla innej. Nie pozwól sobie na takie traktowanie! Ja bym nigdy nie pozwoliła! Płaczesz? Kochanie, daj spokój, zasługujesz na kogoś lepszego! Zostaw drania!

ZNASZ TE GADKI? Więc jeszcze raz, spokojnie. Jak często twoje koleżanki nie miały racji? Tylko kilka razy? Aha, raz! Może o jeden za dużo? Pewnych rzeczy nie da się cofnąć, toteż żeby zbyt często nie żałować decyzji podjętych pod wpływem osób trzecich, byłoby dobrze uwolnić się... od koleżanek. Niedopasowanych. I zostawić tylko te dopasowane, zaufane, szczere, potrafiące cieszyć się twoim szczęściem. A najlepiej – nie sugerować się niczyją opinią, nie przerzucać ciężaru decyzji czy odpowiedzialności za decyzje na innych, a potem dziwić się, że coś poszło nie tak, że miało być inaczej. Pamiętacie Zwierzaka z Muppetów? Walił wciąż głową w ścianę i krzyczał: Myśleć, myśleć, myśleć!... No właśnie.


WYWIAD

NAJPIĘKNIEJSZE JEST SŁOWO Z ADAMEM MOLENDĄ, pisarzem, dziennikarzem i wydawcą z Ży wca, rozmawia Stanisław Bubin

Nie będziemy udawać, że się nie znamy – a znamy się od lat – dlatego proponuję od razu: bądźmy w tej rozmowie na ty. Powiedz mi, Adamie, jaka była twoja droga od dziennikarza do pisarza? Czy to rodzaj relaksu po życiowych doświadczeniach, czy też forma terapii, porządkowania własnego życia? A może wszystko już uporządkowane i teraz to hobby, chęć sprawdzenia się, pozyskania audytorium?

Pisarzem chciałem być zawsze, od czasu, kiedy mama przeczytała mi pierwszą książkę. Nie pamiętam tytułu, była to jakaś bajka, ale natychmiast ogarnęła mnie fascynacja. Przede wszystkim treścią, ale też rysunkami, zapachem papieru i druku, szelestem kartek. Mówimy o czasach sprzed ponad pół wieku, kiedy w większości domów nie było telewizorów, o komputerach nie mówiąc, stąd brała się wielka popularność książek. Rodzice nie kupowali nam zabawek – poza rowerem i nartami brat i ja otrzymywaliśmy jako prezenty z każdej okazji masę książek. Potem jako dorosły człowiek sam ich mnóstwo gromadziłem, dlatego mam dziś porządną bibliotekę. Pisaniem prozy zajmowałem się wcześniej niż pracą dziennikarską, z czasem oba zajęcia praktykowałem równocześnie. Zdobywałem nagrody w ogólnopolskich konkursach literackich, co zachęcało mnie do dalszych prób. Do dziś uważam, że najpiękniejszym zjawiskiem, z którym spotykamy się na co dzień, są słowa, a drukowane szczególnie (zwłaszcza jeśli ktoś potrafi układać je w ciągi myślowe po mistrzowsku). Wieczorne siadanie do maszyny do pisania, a od początku ery IT – do komputera istotnie było dla mnie i nadal jest sposobem na wyciszenie codziennych emocji towarzyszących każdemu człowiekowi aktywnemu zawodowo i rodzinnie. Obecnie traktuję pisarstwo jako

swoje główne zajęcie, przy czym niezmiennie dostarcza mi ono tak samo wiele pracy, co przyjemności. Wiem, że dziennikarzem, dobrym dziennikarzem, nie przestaje się być nigdy, jednak zrezygnowałeś z czynnego uprawiania zawodu. Dlaczego? Jak bardzo twoje losy życiowe przekładają się na losy literackich bohaterów?

Kiedy kilkanaście lat temu gazety, również i te wcześniej ambitne, zaczęły się komercjalizować, przestałem widzieć dla siebie miejsce w mediach. Dodatkowym czynnikiem odstręczającym mnie od pracy w nośnikach masowego komunikowania stała się ich wyraźna polaryzacja polityczna. No i wreszcie specjalizowałem się w uprawianiu najbardziej prestiżowego gatunku dziennikarskiego – reportażu zwanego społecznym, który, poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami, jest już współcześnie w polskiej prasie rzadkością. Jeśli ktoś, kto

zajmuje się zawodowo pisaniem, chce nadal się rozwijać, ma drogę w jedną tylko stronę – do literatury. I ja na nią zdecydowanie wszedłem. Przed laty, w recenzji jednego z moich tomów opowiadań, opublikowanej w nieistniejącym już „Tygodniku Kulturalnym”, krytyk stwierdził, że lektura książki wyraźnie wskazuje na główną profesję autora, którą było wówczas dziennikarstwo. Doświadczenia wyniesione z tej pracy bardzo mi pomagają. Mam w głowie tysiące wydarzeń, których byłem świadkiem, podróżując po Polsce i zbierając materiały do reportaży i artykułów. Dysponuję też pokaźnym archiwum, do którego permanentnie sięgam. Bardzo pomaga mi i to, że należałem do dziennikarzy wyjątkowo „wędrownych”, jeśli chodzi o miejsca pracy. Zatrudniony byłem etatowo w mediach posiadających siedziby w Warszawie, Katowicach i Krakowie, co przekładało się na znajomość specyfiki tych miast i regionów. Współpracowałem też z redakcjami w wielu innych województwach. Powiada się, że najcenniejszy dla pisarza jest własny ciekawy życiorys. Mój jest interesujący, ale mam też do dyspozycji setki biografii ludzi napotykanych przeze mnie w czasie zbierania materiałów do publikacji dziennikarskich. Ile książek już wydałeś i jakie tematy interesują cię szczególnie? Która z twoich powieści cieszyła się największym powodzeniem?

Jestem autorem 9 wydanych książek, przygotowuję kolejne. Największe nakłady miały te wydane w latach 80. i 90., bo wówczas czytelnictwo, niemające konkurencji w postaci komputerów i smartfonów, a także dzięki powszechnemu promowaniu w mediach, naprawdę kwitło. Dużym powodzeniem cieszyła się książka dla młodzieży „Wietrzny wojownik”, edytowana przez

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 51


Dom Wydawniczy Filipinki w Warszawie. Wznowiłem ją w ubiegłym roku w mojej autorskiej oficynie pod nazwą AKRONIM. Kilka lat temu dzieciaki pokochały powieść „Co się dzieje w tym mieście?!” z frapującymi ilustracjami Bartka Drejewicza, której wydania podjęło się stołeczne Wydawnictwo Stentor. Towarzyszyły jej recenzje i omówienia w internecie, była także kanwą spotkań organizowanych przez biblioteki w różnych miejscowościach. Przygotuję jej drugie wydanie w przyszłym lub kolejnym roku. Najwierniejszymi czytelniczkami beletrystyki mojego autorstwa są panie. Sądzę, iż dlatego, że kobiece postaci z mojej prozy trafiają im do przekonania. Cieszy mnie powodzenie najnowszej powieści „Fruwające figurki”. Lubię pisać książki dla kobiet i niebawem ukaże się kolejna: „Wiedźmy Piwne”. Główna bohaterka, której szczęśliwe życie zamienia się w gruzy, jest wzruszająca, ale i dowcipna, pełna nadziei na lepsze jutro. Odrębną częścią twojego pisania są książki dla dzieci i młodzieży. Wiem, że dla młodego czytelnika nie pisze się łatwiej. Co chciałeś przekazać młodemu odbiorcy, jaki świat?

Mówisz o powieściach, które pisałem dla córek. Może też przygotuję coś dla podrastających już wnuków. Moje książki dla dzieciaków i młodych ludzi są wynikiem niegdysiejszej dziecięcej... zazdrości. Pamiętam, że czytając wspaniałe tego typu dzieła Adama Bahdaja, Zbigniewa Nienackiego czy Edmunda Niziurskiego, zastanawiałem się, dlaczego fantastyczne przygody są udziałem wyłącznie dzieciaków mieszkających w stolicy lub innych dużych miastach. Chcę w swoich książkach pokazać, że wystarczy nieco się rozejrzeć, żeby dostrzec wokół siebie, w najmniejszych nawet miejscowościach, zagadki i wydarzenia naprawdę ekscytujące. Akcja moich powieści dla dzieci i młodzieży toczy się często, choć nie zawsze, w Beskidach, jednym z najpiękniejszych i najbardziej obdarowanych unikatową tradycją regionów Polski. Warto, by nie tylko młodzi ludzie o tym pamiętali. A co do treści, to myślę, że istotne jest, żeby przekaz był, niezależnie od przedstawianych sytuacji, optymistyczny. Zbyt mało mamy w sobie radości życia. Powiedz o swoim rozkładzie dnia? Ile czasu poświęcasz na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, cię zajmuje?

5 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Staram się codziennie wypisać literacką normę, za którą przyjąłem dwie strony maszyno-, a właściwie komputeropisu. Raz zajmuje mi to dwie godziny, innym razem osiem, nie ma reguły. Poza tym nadal wykonuję zlecenia dziennikarskie, niezwiązane wprost z mediami. Pisuję dla firm, gdyż ich właściciele coraz powszechniej rozumieją, że treści stron internetowych czy publikacje pamiątkowe powinny być tworzone dobrym literackim językiem. Co robię z resztą dnia? Ciągle więcej czytam niż piszę. Głównie beletrystykę i biografie, książki historyczne – jako że historia jest moją pasją, a także gazety i czasopisma. Latem pracuję znacznie mniej, gdyż oddaję się innej, niezmiennej od dzieciństwa fascynacji – żeglarstwu. Pływam pod żaglami po Mazurach oraz po innych akwenach śródlądowych i morzach, co zresztą również przewija się w mojej twórczości. Czy ze stukania w klawisze komputera i tworzenia własnych światów można dziś wyżyć? Po co ci było własne wydawnictwo? Dzięki temu łatwiej sprzedaje się książki?

Rynek książki jest bardzo trudny. Jeszcze w latach 90. ludzie dużo czytali, dziś najczęściej, jeśli już, sięgają po literaturę fachową, niezbędną im w pracy. W ostatnich dwóch dekadach staliśmy się społecznością obrazkową, co poniekąd dotyczy całego świata. Wolimy patrzeć w ekrany telewizorów, komputerów i smartfonów niż czytać słowo drukowane. Dlatego książki nie przynoszą kokosów ani autorom, ani wydawcom, poza nielicznymi wyjątkami. Moja twórczość sytuuje się poza głównym nurtem. Nie piszę kryminałów, powieści sensacyjnych, fantastyki, horrorów, ani też książek naśladowczych, których powstaje mnóstwo, zwłaszcza kiedy któremuś z au-

torów uda się odnieść sukces. Oczywiście, każdy twórca chciałby, by jego książki były rozchwytywane w milionach egzemplarzy, ale niewielu posiada na to receptę. Ja piszę o tym, co mnie interesuje, licząc na to, że trafię na czytelników o podobnej wrażliwości. A własną oficynę założyłem dlatego, że chciałem uniknąć rozmów, a właściwie targów z dużymi wydawnictwami, których redaktorzy ingerują w treść książek nieraz dość bezceremonialnie. Satysfakcja wynikająca z posiadania własnej firmy edytorskiej bierze się stąd, że mam kontrolę nad książką od momentu tworzenia po ten etap, gdy gotowy tom trzymam w ręku. Dużą satysfakcję przynosi mi wymyślanie koncepcji okładek, chociaż w końcowej fazie zajmują się nimi zawodowi graficy. Ostatnio ukazały się „Fruwające figurki”, powieść pełna erotyki (ale nie erotyczna, ani tym bardziej pornograficzna). Skąd zainteresowanie tą tematyką? Seks i pieniądze rządzą nami?

Cieszę się, że odebrałeś tę powieść dokładnie tak, jak chciałem, by była odbierana. Pisanie książek pornograficznych pozbawione jest sensu z tego powodu, że słowo drukowane stało się współcześnie aseksualne. Wyparły je ruchome, naturalistyczne obrazy na ekranach urządzeń, o których przed chwilą mówiłem. Internet pełen jest pisanych amatorskich opowiadań erotycznych, których, jak sądzę, nikt nie czyta, bo po co, skoro można w każdej chwili włączyć film o stosownej tematyce. „Fruwające figurki” traktują o odwiecznym pragnieniu bycia młodym, pięknym i bogatym. Elementem składowym treści jest również seksoholizm, który to nałóg potrafi być równie przykry w skutkach, jak inne patologiczne aberracje. Kiedy swego czasu większość dziennikarzy zajmowała się narkomanią, będącą wówczas zjawiskiem

Życiową pasją Adama Molendy jest żeglarstwo, dlatego latem pisze znacznie mniej


nowym, ja badałem dziennikarsko problem uzależnienia od seksu, stąd moja wiedza dotycząca tego problemu. Jeszcze ciekawsze z pisarskiego punktu widzenia jest uzależnienie od pieniędzy, najbardziej powszechnej w świecie „używki”, której jednak nikt za wywoływanie mamonoholizmu nie obwinia. Mimo że nawet niewielkie nadwyżki finansowe wywołują u pewnej części ludzi skłonność do innych uzależnień. I standardowo, na koniec, pytanie o następne twoje powieści? Czym nas jeszcze zaskoczysz?

Trzymam w szufladach i komputerze gotowe lub prawie gotowe książki. Niektóre z nich nigdy nie ujrzą światła dziennego, gdyż albo uznałem je za nieaktualne, albo przestały mi się podobać. Inne będę sukcesywnie wydawał. Myślę, że w tym roku co najmniej dwie. Każda kolejna jest inna od poprzedniej, zarówno tematycznie, jak i warsztatowo. Poza tym piszę nowe. W tym roku być może uda mi się skończyć wyjątkowo obszerną powieść historyczną, nad którą pracuję od wielu lat. Kiedy czytam materiały źródłowe, mam wrażenie, że w szkołach uczą teraz historii alternatywnej wobec tej prawdziwej. Jerzy Giedroyć napisał kiedyś: Nieszczęściem Polski jest to,

że jej historia jest zakłamana jak nigdzie na świecie. I miał wielką rację. Przy bliższym poznaniu dziejów kolejnych Rzeczypospolitych okazuje się, że rzekome zwycięstwa były klęskami, że wielu bohaterów nie zasługuje na to miano i że począwszy od XVII stulecia, mimo posiadania husarii, Batorego, Sobieskiego, Piłsudskiego i ambicji imperialnych byliśmy już tylko przedmiotem, a nie podmiotem europejskiej polityki, co trwa do dziś. Praca nad tego typu

książką jest niezmiernie trudna, trzeba bowiem wybierać najbardziej istotne kwestie z ponad tysiąca lat dziejów kolejnych form naszej państwowości oraz wyszukiwać klucze do ich wyjaśniania. Muszę się przyznać, że teraz, zbliżając się do finiszu, zaczynam mieć wątpliwości, czy komukolwiek będzie się chciało tak kontrowersyjną, szokującą w swoim wydźwięku powieść przeczytać. Dziękuję za rozmowę.

Wydawnictwo AKRONIM to oficyna autorska Adama Molendy, założona w 2001 roku. Właściciel jest z wykształcenia i zawodu dziennikarzem. Pracował w Polskim Radiu, a także w gazetach i czasopismach wychodzących w Warszawie, Katowicach i Krakowie. Jako autor opowiadań i słuchowisk debiutował w połowie lat 80. Otrzymał wiele nagród i wyróżnień w ogólnopolskich konkursach literackich. Jego utwory publikowane były w prasie, na antenie radiowej i w pracach zbiorowych. Wydał też w innych wydawnictwach tomy opowiadań i powieści dla dorosłych, dzieci i młodzieży. Więcej na stronie www.wydawnictwo-akronim.pl. reklama

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 5 3


Fot. pexels.com

kosmetologia

Projekt „Jestem piękna”

Zdałam sobie właśnie sprawę, że rozpoczynam trzeci rok współpracy z magazynem „Lady’s Club”. W głowie pojawiła mi się niespokojna myśl, czy aby nie wyczerpałam już tematyki pielęgnacji, zdrowia i pięknej skóry? Wiele istotnych spraw opisałam w kilkunastu artykułach, poświęconych między innymi dobremu odżywianiu, skutecznej pielęgnacji, problemom skórnym, prawidłowemu dobieraniu kosmetyków, szkodliwym preparatom, masażom i zabiegom, zdrowiu i urodzie w ujęciu ajurwedy. Możecie je znaleźć na stronie magazynu w wydaniu on-line. A dziś zaproponuję Wam udział w samodzielnym projekcie „Jestem piękna”.

5 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

o siebie to nie próżność, tylko troska o zdrowie, a zakup dobrego kremu to nie fanaberia, lecz inwestycja w piękną skórę.

Fot. Łukasz Jungto

WIĘKSZOŚĆ KOBIET CHCE CIESZYĆ SIĘ PIĘKNĄ SKÓRĄ i wyglądać dobrze, to oczywiste. Lubimy czytać artykuły o kosmetykach i metodach pielęgnacji, jednak sytuacja przedstawia się gorzej, gdy trzeba tę wiedzę wprowadzić w życie. Brakuje nam konsekwencji, systematyczności, samodyscypliny, a przecież tylko od nas zależy, jak będziemy wyglądać za 10, 15 czy 20 lat. Środowisko, w jakim żyjemy, jest coraz bardziej zanieczyszczone. Tempo pracy i stres także nie sprzyjają urodzie. Jeśli zaś mowa o zdrowym żywieniu, trzeba się naprawdę postarać, by znaleźć i wybrać same wartościowe produkty. Przy odrobinie chęci we wprowadzeniu pewnych nawyków wyjdzie nam to jednak na zdrowie. No i na urodę. Tylko jak to zrobić? Niektóre z Was potrzebują pomocy, motywacji, pokazania na przykładach, że się da i że to możliwe. Ale żadne przykłady i artykuły nie zastąpią dobrej woli. Po prostu trzeba chcieć! Zacytuję Sokratesa:

JOANNA SKOREK-KOPCIK Wstydem jest zestarzeć się przed czasem z powodu lenistwa i nieuwagi. Słowa te, kiedyś przeczytane, zapadły mi mocno w pamięć. Uważam i będę powtarzała, że dbanie

MOŻNA WYGLĄDAĆ DOBRZE W KAŻDYM WIEKU. Ja sama jestem przykładem, że w mając 46 lat wyglądam lepiej, niż kiedy miałam 30! To nie zasługa genów, lecz efekt świadomej pracy nad sobą. Na co dzień pokazuję kobietom, że są piękne, muszą jednak w to uwierzyć, a potem podjąć decyzję o wprowadzeniu zmian i zacząć systematycznie dbać o siebie. Bardzo ważne jest, żeby stworzyć sobie plan pielęgnacyjny, taki projekt „Jestem piękna”, no i wdrożyć go w życie. Na początku przyda się pomoc osoby doświadczonej, która pomoże określić stan skóry, doradzi odpowiednie preparaty i zabiegi pielęgnacyjne, a także udzieli wsparcia na każdym etapie realizacji. Prawidłowa pielęgnacja to proces wymagający czasu, dopiero wtedy przyniesie sa-


JEŚLI CHCESZ ŚWIADOMIE ZADBAĆ O SKÓRĘ, a także poczuć się zdrowo i młodo, zacznij swój własny projekt „Jestem piękna”. Nie czekaj. Napisz plan i zacznij od jutra. Oto kilka nawyków (z długiej listy), które sama stosuję. Są nieskomplikowane, ale w prostocie siła. Wytrwaj! 1. Idź spać zawsze o godz. 22. Początki są trudne, jednak dobry sen to najtańsze lekarstwo na zdrowie; postaraj się spać nie później niż przed 23. Zakłócanie naturalnego rytmu dnia ma negatywne skutki nie tylko w odniesieniu do urody, lecz także wpływa na spadek koncentracji, brak odporności i ogólne zmęczenie organizmu. Ja rzadko

Fot. pexels.com

tysfakcjonujące rezultaty. Jeśli zdarzyło się, że przez ostatnie lata trochę się zapuściłyśmy, zaniedbałyśmy – nie osiągniemy efektu Wow w ciągu dwóch tygodni. Piękna skóra to troska o cały organizm. Jestem zwolenniczką holistycznej koncepcji zdrowia i urody, tzn. podejścia, w którym dbamy nie tylko o twarz i ciało, ale także o zmysły, duszę, rozwój wewnętrzny. Mnie pomogła joga, która nie tylko zlikwidowała napięcia w ciele i bóle kręgosłupa, lecz sprawiła, że jestem spokojniejsza, zrelaksowana, a dodatkowo mam dobrą sylwetkę. W mediach jest dużo informacji o wpływie odżywiania na zdrowie organizmu. Trudno się z tym nie zgodzić. Starożytne nauki, takie jak ajurweda czy medycyna chińska, leczą nawet niektóre schorzenia przez wprowadzanie odpowiednich posiłków. Dostarczanie do organizmu wartościowych składników sprawia, że odżywiają one komórki ciała i wpływają na stan skóry.

Miej odwagę powiedzieć: „Jestem piękna”. Pozytywne relacje z własnym „ja” potrafią zdziałać cuda

chodzę spać o 23. Rytm dnia, w jakim najlepiej funkcjonuję, zamyka się w godz. 22-6. 2. Oczyszczaj skórę i rób to dokładnie. Przyda się porada specjalisty, bo to jeden z najważniejszych etapów dbania o urodę. Najlepiej sprawdzają się urządzenia, którymi dogłębnie oczyścimy twarz, pozbywając się makijażu, kurzu i martwego naskórka. W ostateczności używaj bawełnianych gazików lub gąbki do demakijażu konjac, ale unikaj wacików i kupowanych na szybko mleczek. Zadbaj, żeby preparat do demakijażu był odpowiedni do potrzeb skóry, bo jest tak samo ważny jak krem. 3. Wstawaj między godz. 6-7, zależnie od tego, o której zaczynasz pracę. Chodzi o to, by mieć zawsze 15-20 min. tylko

dla siebie. Warto w tym czasie zrobić kilka ćwiczeń rozciągających, jeśli masz ochotę – także oddechów, które dotlenią i pobudzą do działania. 4. Wypij szklankę ciepłej wody. Może być z cytryną, miodem lub imbirem. Wiem, że dla niektórych to oczywiste, jednak wiele osób tego nie praktykuje, a jest to skuteczny, tani i zdrowy sposób na pobudzenie trawienia i rozgrzanie organizmu, a także poprawienie stanu skóry. 5. Pamiętaj o ciepłym śniadaniu, zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym, kiedy musimy dbać o odporność. Idealnie sprawdzają się owsianka lub jaglanka z owocami, cynamonem i orzechami. 6. Ruszaj się. Jeśli nie jesteś typem sportowca, nie szkodzi. Wystarczy 20 min. dziennie, ale systematycznie. 7. Uśmiechaj się do ludzi. Banalne? Sprawdziłam i działa! Spójrz też w lustro i powiedz: „Jestem piękna”. Zapewne w tym miejscu niektóre z Was uśmiechną się, jednak afirmacja potrafi zdziałać cuda.

Fot. arc

Trzymam za Was kciuki! Jeśli potrzebujecie pomocy i wsparcia, napiszcie do mnie, polecam się: joanna.kopcik@cityspa.com.pl.

Wstawaj wcześnie rano z uśmiechem na buzi i wygospodaruj tylko dla siebie co najmniej kwadrans

Autorka jest kosmetologiem, ekspertem ds. zdrowia i urody, współwłaścicielką salonu City Spa & Wellness przy ul. Jordana 19 w Katowicach, www.cityspa.com.pl

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 5 5


Fot. Materiały Prasowe

DIETETYKA

KIEDY ZDROWO JEMY – PIĘKNIEJEMY

Zachowanie piękna i młodości od dawna znajduje się na czele najważniejszych pragnień kobiet. Nic dziwnego, że te oczekiwania próbują zaspokajać wszyscy, na różne sposoby – lekarze, znachorzy, naukowcy. Dziś, w erze kultu ciała, zainteresowanie tym tematem jest jeszcze większe. Dziwi jednak , że panie, tak bardzo dbając o urodę, często zapominają, że piękno pochodzi z wnętrza – dosłownie i w przenośni. obiety (choć i mężczyźni tacy też się zdarzają) są w stanie poświecić bardzo dużo dla urody: pieniędzy, czasu i bólu. Zapominają przy tym o ważnej kwestii – ze względu na profesję powiem nawet, że najważniejszej – odpowiednim żywieniu, czyli dostarczaniu od środka składników niezbędnych do utrzymania zdrowego i młodego wyglądu skóry (ograniczając przy tym, czy całkowicie eliminując, składniki niekorzystne). Starzenie się skóry to naturalna kolej rzeczy, ale wiem, jak ciężko pogodzić się z upływem lat, zmarszczkami czy innymi niedoskonałościami. Bieg czasu kojarzy mi się najbardziej z oznaczeniami na półkach w drogerii: 20+, 30+, 40+... Niedawno zatrzymywałam się przy kosmetykach 30+, no i niech mi ktoś powie,

5 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Fot. Katarzyna Pietraszko

K

AGNIESZKA MAZUREK

kiedy zakwalifikowałam się do etapu 40+? Czy to mnie jednak tak bardzo martwi? Nie, ponieważ wiem, że mam duży wpływ na stan swojej cery i urodę. Panuję nad sytuacją! Gdy mnie pytają o wiek (zdarza się!), z dumą odpowiadam: 40. Co prawda od niedawna, ale kalendarza nie oszukasz. Wiek to dla mnie jedynie cyfry mówiące o doświadczeniu. W tym artykule będę zachęcać Was do zmiany nawyków żywieniowych – nie tylko dla utraty wagi czy pozbycia się niechcianych chorób, ale również (nie ma co kryć) dla tych bardziej próżnych pobudek: poprawy stanu skóry, włosów, utrzymania urody. Wysoko przetworzona żywność na pewno w tym nie pomaga. Kiedy nasze babcie czy prababcie jadły kiełbasę, wiadomo było, że jadły produkt


nadużywające alkoholu mają poszarzałą, matową cerę. Ich skóra starzeje się przedwcześnie. Często myśląc o skutecznej diecie, próbujemy eliminować z niej jak najwięcej tłuszczy. Błąd! Nie jest to dobry pomysł, biorąc pod uwagę kwestie związane z odchudzaniem, jak i wyglądem skóry. Dodatkowo, mówiąc wprost, za dobre tłuszcze uważamy roślinne (nienasycone), a za złe zwierzęce (nasycone). Tymczasem kwasy tłuszczowe nasycone są wyjątkowo stabilne, potrzebne w gospodarce hormonalnej i do prawidłowej pracy jelit, jak również niezbędne do wbudowywania wapnia oraz kwasów omega 3 i omega 6. Stosunek udziału kwasów omega 3 do omega 6 powinien wynosić maksymalnie 1:5. W praktyce stosunek ten jest mocno zaburzony. Pestki, orzechy i oleje roślinne dostarczają nam głównie kwasów omega 6, które działają prozapalnie: uszkadzają nabłonek jelitowy i przyczyniają się do alergii i obrzęków. Rezultaty często widzimy na skórze. Natomiast kwasy omega 3 w odpowiedniej ilości minimalizują podrażnienia i wspomagają leczenie takich przypadłości, jak łuszczyca, egzemy, czy nadwrażliwość na stany alergiczne. Niestety, zarówno omega 3, jak i omega 6 są wysoce niestabilne termicznie, a utleniając się – przekształcają się w wysoce niekorzystne tłuszcze trans. Kto z nas nie lubi prażonych pestek słonecznika w sałatce? Niestety, bojąc się tłuszczów zwierzęcych, Polacy nadużywają roślinnych, poddawanych niekorzystnym procesom termicznym. Wszystkie choroby zaczynają się w jelitach – Hipokrates wypowiedział te słowa 2000 lat temu. On już wtedy to wiedział, a my potrzebowaliśmy setek lat, żeby zrozumieć tę mądrość. Jak pisałam w poprzednim numerze Lady’s Club, jelita są bardzo ważne w utrzymaniu zdrowia i odporności oraz niezbędne w utrzymaniu zdrowego, pięknego wyglądu. Tylko przy sprawnych i czystych jelitach wszystkie dobroczynne składniki pożywienia będą wchłaniane i wykorzystywane przez organizm. To właśnie jelita zamieszkują (w każdym razie powinny zamieszkiwać) dobroczynne bakterie, nasi najwięksi przyjaciele. Na przykład bakterie kwasu mlekowego ze szczepów Lactobacillus i Bifidobacterium odpowiadają za produkcję witaminy K, biotyny (B7), kwasu foliowego i witaminy B12 (na jej niedobory narażone są szczególnie osoby na diecie wegetariańskiej i wegańskiej). Ich obecność poprawia

Fot. Materiały Prasowe

mięsny (mimo że przetworzony) i że lista składników dla potwierdzenia nikomu nie była potrzebna. Dziś musimy uważać co kupujemy, bo kiełbasa może okazać się kiełbasą tylko z nazwy, a w rzeczywistości będzie produktem imitującym, z masą sztucznych, niepotrzebnych, szkodliwych dodatków. Dlatego stale podkreślam: czytajcie etykiety! Jednym z największych wrogów urody jest cukier. Wszelkie soczki, słodziki, syropy (np. glukozowo-fruktozowy). Cukier jest wszędzie, bo to nie tylko biały proszek w cukiernicy. Znajdziemy go w słodyczach, ciastkach, ciastach, cukierkach, czekoladkach, kolorowych napojach, a także w mniej oczywistych produktach: jogurtach smakowych, chipsach i tej nieszczęsnej kiełbasie. Przetworzone białe pieczywo z mrożonego ciasta i dmuchane bułki z hipermarketów to też cukier, tylko pod inną postacią. Dlaczego szkodzi urodzie? Kiedy jemy go w nadmiarze, krąży we krwi i przyłącza się samoistnie do białek, np. do kolagenu, który jest odpowiedzialny między innymi za elastyczność skóry. Tworzą się kompleksy AGE (proces ten nazwany został glikacją), niszczące kolagen i elastynę, przez co skóra rozciąga się, wiotczeje, traci grubość. Organizm posiada naturalną zdolność do wypłukiwania kompleksów AGE, nim spowodują uszkodzenia, jednak z upływem czasu, jeśli nie powstrzymamy zjadania cukru i glikacji, proces starzenia zacznie gwałtownie przyspieszać, a cukier doprowadzi do zaburzeń w działaniu niektórych hormonów i enzymów. Efekt? W organizmie dojdzie do zwiększonej produkcji sebum. To łój skórny, który w nadmiernej ilości powoduje szybkie przetłuszczanie się włosów i skóry. Konsekwencją jest większa ilość pryszczy i zaskórników, a włosy stają się osłabione i zaczynają wypadać. Zatem koniec wymówek! Chcesz dłużej być młoda – ogranicz spożycie cukru! Jeśli nie wyobrażasz sobie słodzonej herbaty, spróbuj zastąpić cukier naturalnymi słodzikami, które nie mają tak złego wpływu na organizm, np. ksylitolem, stewią, erytrytolem. Wszystko z umiarem! Następnym winowajcą niszczącym włókna kolagenowe jest alkohol, rozregulowujący też układ hormonalny, czego efektem są grudkowate wypryski na żuchwie. Wypryski w tym miejscu mogą też świadczyć o zaburzeniach wątroby. Przy częstym piciu wątroba nie radzi sobie z neutralizacją toksyn zawartych w winie czy mocniejszych trunkach. Łatwo zauważyć, że osoby

Podjadanie w nocy też nie służy naszemu organizmowi – noc to czas odpoczynku

wchłanianie minerałów: sodu, magnezu, wapnia i potasu. Problem polega na tym, że współcześnie coraz częściej pojawia się problem przesiąkliwych (rozszczelnionych) jelit. Naukowcy nie są zgodni, czy w wyniku spożywania określonych pokarmów dochodzi do rozszczelnienia jelit i stanów zapalnych, czy też stany zapalne powodują rozszczelnienie jelit. W każdym razie śmieciowe jedzenie, a także przejadanie się zwiększają w jelitach hodowlę zbyt dużej ilości bakterii patogennych i grzybów, ograniczając przy tym rozrost bakterii dobroczynnych. Organizm się rozregulowuje. Rośnie produkcja toksyn, które wątroba (jeśli jest sprawna) powinna unieszkodliwiać, bo muszą być wydalane z organizmu, między innymi przez skórę, a to uwidacznia się pod postacią wyprysków, wysypek, egzem. Aby utrzymać piękny, zdrowy i młody wygląd, należy podchodzić do wszystkiego holistycznie. Czyli niwelować stany zapalne, uszczelniać jelita, usuwać z diety produkty nietolerowane (często są to nabiał i pszenica), a wprowadzić niezbędne, na przykład probiotyki, kwasy omega 3, witaminę D3 oraz witaminy z grupy B, niezbędne w detoksykacji. Człowiek jest złożoną maszyną i jeden, choćby najmniejszy defekt zaburza pracę całego mechanizmu. Po prostu ten jeden defekt prowadzi do kolejnego, a dwa kolejne do następnych pięciu... Zajmowanie się objawami jest nieskuteczne – należy dotrzeć do źródła problemu. Krótko mówiąc, na złą cerę nie pomogą najdroższe zabiegi kosmetyczne, jeśli będziesz jeść fast foody. Rozpoczęta niedawno kampania społeczna sprowadza to do krótkiego hasła: żyj, a nie żryj! Autorka jest dyplomowanym specjalistą dietetyki, właścicielką Poradni Dobry Dietetyk w Bielsku-Białej przy ulicy Generała Stanisława Maczka 41. Pasjonatka zdrowego odżywiania i stylu życia.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 5 7


Fot. Materiały Prasowe

KOSMETYKA MEDYCzNA

pUKnIJ sIĘ W CZOŁO

poStanowiłam napiSać tekSt na bardzo StreSujący waS temat – pomarSzczoneGo czoła. nie martwicie Się aż tak bardzo koSmetykami (że ich nie macie, że niedobre i nieSkuteczne), lecz przede wSzyStkim różnymi zmianami Starzeniowymi widocznymi na waSzych buziach. wiem to z wielu rozmów.

Z WASZYMI CZOŁAMI SPRAWA W MIARĘ ŁATWA, powiem to od razu. Ale po kolei. Nie będę nikogo zanudzać opisami przyczepów mięśniowych i układem samych mięśni, bo to nam do niczego niepotrzebne. Choć musicie wiedzieć, że zmarszczki na czole związane są właśnie z mięśniami. Nie wiem jakim cudem, ale ja po mamusi dostałam w spadku totalnie nieruchome czoło i nie umiem go marszczyć w żadną stronę, nawet gdy robię wytrzeszcz. Wiele z Was ma jednak problemy z czołami, przez które często wyglądacie nieco starzej niż w rzeczywistości (w gruncie rzeczy zawsze młode!). Paradoksalnie, w problemie poziomych zmarszczek czoła nie chodzi o samo marszczenie czoła, ponieważ mięśnie są niezwykle elastyczne, obudowane rusztowaniem z kolagenu i innych białek, więc żeby zmarszczki stały się widoczne, musimy na nie w pocie czoła pracować przez co najmniej 10 lat! W tym czasie te elastyczne mięśnie, skóra właściwa z poduszką z kolagenu i elastyny, zużywają się, niestety. brak ochrony przed

5 8 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Fot. Wioletta Wilczek

ANNA ADAMUS

AnIA AdAMUS nALeżY do SzCzęśLIwCów, JeJ Czoło od URodzenIA JeST... nIeRUChoMe. TAKI genoTYp


OPRÓCZ ZABIEGÓW I KOSMETYKÓW najważniejszą rolę w wygładzaniu zmarszczek czoła i lwiej zmarszczki odgrywają... Wasze łapki. Tak, mały masaż

Rysunek poglądowy, jak należy robić automasaż czoła

czółka musicie sobie robić codziennie. A wiecie czemu ? Bo nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak Wasze czoła są pospinane tymi zmarszczkami (pamiętajcie – mięśnie nie rozkurczają się do końca, ciągle są pomarszczone). Zatem kiedy tylko czoło pomasujecie, poczujecie ulgę i rozluźnienie mięśni, które calutki boży dzień są spięte i ciężko pracują nad pogłębianiem zmarszczek. Nie musisz się masować za każdym razem, wystarczy, że codziennie opukasz czoło delikatnie, a zmarszczki same się spłycą, bo mięśnie w ten sposób też się rozluźniają. Jak robić taki automasaż czoła? Przesuwamy palcami od miejsca między brwiami

na boki, wiele razy, wzdłuż brwi, aż poczujemy, że mięśnie się rozluźniają. Następnie masujemy całe czoło z dołu do góry, delikatnie, bo mamy je głaskać, a nie robić sobie siniaki. Podnosimy w ten sposób całe czółko z powiekami do góry i relaksujemy je. Powoli, spokojnie, delikatnie, z wyczuciem. Można też kółeczkami pomasować czoło w tych samych kierunkach przez 2 minuty, a będzie ładniejsze. To najlepsza profilaktyka na czołowe zmarszczki i jedyny sposób, żeby się nie pogłębiały. No i pamiętajcie: krem z filtrem SPF 50 + serum z witaminą C + witamina C do łykania jako stymulator kolagenu. Powinno być lepiej, dużo lepiej.

Fot. Patrycja i Damian Ciesla dpc.phoyo

JAKIE SĄ SPOSOBY NA ZMARSZCZKI CZOŁA? Oczywiście botoks, lek na całe zło. Botoks sam w sobie niczemu nie jest winien, ale zdecydowanie nie polecam go na czoło. Przez niego następuje atrofia, czyli zanik mięśni. Wiecie, jak wygląda noga po zdjęciu gipsu? Cienki, słaby patyczek bez grama mięśni, a gips był założony tylko na miesiąc. Tymczasem botoks łapie nawet na pół roku, a to dla mięśni, które nagle przestają pracować, oznacza śmierć. I kiedy botoks popuści, obudzicie się któregoś dnia z totalnie zapadniętym czołem i opadniętymi powiekami! Mam kilka pań, które próbuję ratować, podciągając im skórę czoła do góry, bo po kilku latach botoksowania czółek właśnie, teraz wiszą im one dosłownie na rzęsach. Bardzo tego żałują i smucą się. Mają opadnięte powieki jak u starego ślepego mopsa. Trzeba wstrzyknąć im Argirelinę (peptyd biomimetyczny albo neuropeptyd, zwany pseudobotoksem), który zrelaksuje mięśnie, ponieważ one nadal pracują i są silne, lecz przez zmarszczki zostały wypłycone. A jeśli botoks za 600 zł puści po miesiącu? Bankructwo! Firma AVA ma serum z tym peptydem, które przez kilka godzin potrafi zrelaksować zmarszczki, fajna sprawa. Smarujesz buzię, na to krem – i cieszysz się piękniejszą sobą. Często też robię mezoterapię igłową czoła, bo u niemal wszystkich pań jest ono bardzo odwodnione. A odwodnienie przyspiesza degradację tkanek podporowych i opadanie zarówno buzi, jak i czoła. Po mezoterapii zmarszczki się regenerują, a skóra ujędrnia.

Fot. Materiały Prasowe

słońcem mocno ten proces przyspiesza i pogłębia, dlatego cały czas przypominam o codziennym kremie z filtrem SPF 50. Skóra i mięśnie marszczą się zawsze perfekcyjnie, ale z czasem coraz gorzej przychodzi im rozkurczanie się – i wtedy właśnie robi nam się kłopot ze zmarszczkami na czole. Powtarzam zatem: nie samo marszczenie czoła jest problemem, lecz rozkurczanie, rozprężanie mięśni. Wtedy zmarszczki się tworzą i pogłębiają. To jak niedoprasowane zagniecenia na garsonce – jeśli nie skupimy się na dokładnym ich rozprasowaniu, będą się pogłębiać, aż w końcu staną się bruzdami. Z czasem dość głębokimi.

ANNA ADAMUS

Autorka jest właścicielką gabinetu kosmetyki medycznej Zaciszek Piękna w CzechowicachDziedzicach (www.zaciszekpiekna.pl), II Wicemiss Polski Kosmetyczek 2012, wykładowcą, szkoleniowcem i pedagogiem, a także popularną fotomodelką. Ponadto jest laureatką II miejsca w konkursie na najlepszy salon kosmetyczny 2016 powiatu bielskiego.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 5 9


SZTUKA KOCHANIA DZIŚ

Mózg

najważniejszy narząd seksualny Rozmowa z dr n. med. BEATĄ WRÓBEL, seksuologiem i ginekologiem z Dąbrowy Górniczej Jest pani autorką rozdziału o antykoncepcji w najnowszym, rozszerzonym wydaniu Sztuki kochania Michaliny Wisłockiej. Jak wygląda współczesna sztuka kochania? Czego uczy nas Wisłocka dziś i czy przesłanie książki nadal jest aktualne? Co było dla pani najtrudniejsze przy przygotowaniu materiału?

Muszę przyznać, że zmierzenie się z legendą doktor Wisłockiej i jej Sztuką kochania było dla mnie dużym wyzwaniem. Wymagało odniesienia się do wiedzy sprzed 40 lat. Oczywiście najpierw musiałam wnikliwie przeczytać oryginał. Było to wiosną, czytałam w moim starym ogródku, pięknie kwitły drzewa, płatki niesione wiatrem spadały na kartki, podkreślając romantyzm lektury i jej przesłania. To książka popularnonau-

6 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

BEATA WRÓBEL

kowa – z przesłaniem piękna, miłości i jej seksualnego dopełnienia. To bardzo trudne osądzić wiedzę naukową o miłosnych uniesieniach w realu, w normach społecznych obyczajowości, ale również w pozycjach seksualnych, biochemii stanu zakochania, infekcjach pochwowych, antykoncepcji i wielu innych czynnikach! Udało się to po raz pierwszy doktor Wisłockiej. Wznowienie tej publikacji, bez ingerencji w tekst, ocaliło oryginalny przekaz. Nie mogliśmy jednak pozostawić tej książki bez krytycznego komentarza w zakresie współczesnej wiedzy medycznej na temat antykoncepcji. Dlatego powstał rozdział Antykoncepcja w cyklu życia kobiety. Merytoryczny, medyczny, rzetelny, bez nutki romantyzmu. Po publikacji książki okazało się, że była bardzo


Czy wiedza o seksie jest nam potrzebna i dlaczego warto się jej uczyć?

Bez dbałości o emocje, uczucia, wzajemny szacunek i odpowiedzialność – związki się rozpadają, przynosząc cierpienie, smutek, żal, często depresję. Cierpią emocjonalnie dzieci. Nikt z nas tego nie chce. Publikacje uczą nas o stosunku seksualnym trwającym 14 minut, o osiąganiu orgazmu, rozpisują się o wielkości penisa. Jakby to wszystko miało jakiekolwiek znaczenie. Nie tędy wiedzie współczesna droga do dobrych relacji seksualnych w związkach, czerpania z nich przyjemności i poznawania ich więziotwórczej roli, a w konsekwencji – pozytywnego wpływu tych relacji na zdrowie, nie tylko seksualne. Nauka współczesna już wie, że najważniejszym i największym narządem seksualnym jest mózg. A mózg to uczucia, emocje i umiejętność budowania relacji międzyludzkich, nie tylko seksualnych. Tego właśnie uczy współczesna sztuka kochania i tego warto się uczyć dla siebie. Pani książka Seks pisany miłością spodobała się odbiorcom. Jaką rolę w udanym życiu seksualnym odgrywają uczucia? Po co mamy się kochać, zanim zaczniemy się kochać? Czy czytelniczki chciały same wypełniać pozostawione w książce puste miejsca. Taka forma relacji autor-czytelnik przyjęła się w Polsce?

Tę książkę napisałam 13 lat temu, gdy miałam doświadczenie w pracy z pacjentami seksuologicznymi. Już wtedy wiedziałam, że uczucia, emocje i wzajemna relacja to podstawa seksualności w związku. Tłumaczyłam to pacjentom. Oni słuchali, rozumieli, a na koniec pytali: Co konkretnie trzeba robić, pani doktor? Ja na to, że właśnie powiedziałam. Zrozumiałam wtedy, że muszę pacjentom pokazać przestrzeń, w której dzieje się nasza seksualność. Wymyśliłam

historię Pio i Bea, żeby ludzie mogli zobaczyć, że seksualność nie jest anonimowa, że jest w każdym z nas, bo w każdym z nas są biologia i psyche, które ją tworzą. Bez miłości, czyli bez kochania – nie ma kochania, czyli seksu. Bez miłości istnieją tylko technika i ćwiczenia fizyczne. Mówienie o osiąganiu orgazmu, jakby to był bieg przez płotki, a nie o jego doświadczaniu w zaczarowanym klimacie bliskości serc, umysłów i ciał. Napisałam tę książkę, żeby pomóc ludziom zrozumieć, czym jest seksualność, również dla pacjentów. Czerwone puste kartki służyły w tej książce do zapisywania tego, co czuli, o czym myśleli, co ich zaniepokoiło, a co sprawiało radość w czasie czytania. Ludzie nieczęsto jednak z tej formy korzystali. Słowo pisane jest trudniejsze, choć skuteczniejsze w terapii. Bardzo często zbyt się wstydzimy siebie, by odważyć się na otwartość w tekście, nawet jeżeli to praca nad sobą.

Bardzo proszę o przedstawienie pani najnowszej publikacji.

Kończę właśnie pracę nad książką, która będzie rozmową o seksualności kobiet. Czym jest, co ją kształtuje. Oczywiście o mężczyznach też w niej będzie. Wszak smutny byłby świat bez mężczyzn, jak w Seksmisji. Odpowiadam na wiele różnych pytań, czasem bardzo trudnych pytań. Próbuję przestawić zwrotnicę stereotypowego widzenia seksu, seksualności i relacji międzyludzkich. Współczesność wymaga zmiany myślenia i rozumienia znaczenia seksualności człowieka w jego życiu i zdrowiu. To ciężkie wyzwanie, ale spróbuję. Dziękuję za rozmowę.

Dlaczego Polki, w większości atrakcyjne i zadbane kobiety, toną w seksualnych kompleksach i rezygnują z uprawiania seksu, skazując się tym samym na zbyt szybką seksualną emeryturę? Czy to może wynika z tego, że nadal jesteśmy mocno patriarchalnym społeczeństwem, czy raczej z seksualnego tabu?

Przyczyn takiej sytuacji jest kilka. Kiedy prowadziłam badania nad seksualnością kobiet, w bezpośrednich rozmowach były otwarte i bez skrępowania opowiadały o swoich problemach ze zdrowiem seksualnym i kłopotach w związku. Kiedy miały wypełnić kwestionariusz badawczy, przepraszały i oddawały pusty, mówiąc, że to nie dla nich. Wstydziły się usłyszeć same siebie. Niby nie ma już seksualnego tabu, lecz otacza nas wiele seksistowskich treści, wulgarny i prymitywny język opisujący seksualność. Wulgarne sceny seksualne pokazywane są w godzinach popołudniowych i wieczornych, mają do nich dostęp dzieci. To kształtuje ich seksualność. Seksistowskie, utrwalające stereotypowy obraz kobiety billboardy to nasza codzienność. Dziewczynki wciąż nie są wychowywane w akceptacji dla swojej seksualności. Nie mając wiedzy, po prostu błądzą. Nie bez znaczenia jest nie tylko wciąż mocny patriarchat, lecz edukacja seksualna dziewcząt prowadzona przez księży w ramach nauczania religii w szkołach!

Zdjęcia: Materiały Prasowe

potrzebna. Mimo wielu propozycji, które można znaleźć na półkach księgarskich na temat seksu, ta była wciąż na pierwszym miejscu sprzedaży. Sztukę kochania czytają ludzie w różnym wieku, szukając właśnie dzisiejszego przesłania miłości, odpowiedzi na wciąż nurtujące pytanie, czym naprawdę jest sztuka kochania. Bo to zupełnie inna sztuka niż 40 lat temu. Trudniejsza. Sztuka, za którą odpowiada każdy z nas, a ponieważ nie każdy jest artystą, w życiu codziennym poddaje się i odpuszcza tę twórczość.

Dr n. med. BEATA WRÓBEL

Lekarz praktyk, ginekolog-położnik, specjalista seksuolog, wykładowca akademicki. Od 20 lat zajmuje się pracą naukową i terapią w zakresie ginekologii i seksuologii ginekologicznej. Współpracuje ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym i Uniwersytetem Humanistyczno-Społecznym w Warszawie. Współautorka pierwszych, przełomowych w polskiej seksuologii ginekologicznej badań nad zdrowiem seksualnym kobiet, opublikowanych w Journal of Sexual Medicine. W Ginekologii Polskiej zamieszczała artykuły na temat seksualności kobiet w praktyce ginekologicznej, zawierające wyniki pionierskich badań. Autorka książki Seks pisany miłością. W 2012 dostała nagrodę połączonych Towarzystw Naukowych Ginekologicznego, Urologicznego i Seksuologicznego za szczególny wkład w interdyscyplinarny rozwój tych nauk.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 61


TRENER OSOBISTY

ZALETY DŹWIGANIA DAWID CEMBALA

Od lat na siłowniach panuje podział na strefy męskie i kobiece. Zdecydowana większość pań z uporem oblega terytoria cardio i fitness. Pamiętajmy jednak, że trening siłowy dla kobiet to nie tylko bieżnie i orbitreki. Sektor ciężarów daje kobietom więcej niż mogą się spodziewać. Ale co konkretnie daje im dźwiganie?

P

anie obawiają się przede wszystkim, że ćwicząc z obciążeniami zmienią swoje sylwetki, czyli że staną się bardziej męskie, a mięśnie będą miały napompowane. Zdecydowanie mówię NIE. Nie będziecie wyglądały jak faceci! Każdy trening siłowy przybliży Cię do idealnej syl-

wetki – wysmuklenia ud, płaskiego brzucha, jędrnych i krągłych pośladków. Wiele kobiet po krótkiej przygodzie z treningiem siłowym rezygnuje jednak z tej opcji, gdyż zauważają, że ich waga rośnie i wyglądają, jakby były spuchnięte. Bez obaw! Nie zaczynacie przypominać sylwetką mężczyzny. To puchnięcie

Fot. Szymon Wójcik

Dlaczego kobietom trudniej spalać tkankę tłuszczową?

to nic innego, jak retencja wody spowodowana stanem zapalnym w organizmie. Ale skąd te symptomy, skoro ćwiczymy, żeby zgubić wagę? Na początku przygody z treningiem siłowym waga idzie w górę z kilku powodów. Wymieniam je poniżej:

Na początku przygody z treningiem siłowym waga zwykle idzie w górę, ale to mija

6 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

• Zbyt długie treningi na początku. Wystarczą jednogodzinne. Nie ma potrzeby męczyć organizmu treningami dwugodzinnymi. • Zbyt dużo cardio. Częste i długie treningi cardio powodują – poza spaleniem tkanki tłuszczowej – także utratę masy mięśniowej. • Połączenie treningu siłowego z zajęciami grupowymi, fitness – patrz punkt pierwszy.


• Brak snu i ważnej dla organizmu regeneracji. O roli snu w kontekście regeneracji i poprawy zdrowia pisałem w Lady’s Club w numerze kwiecień-maj 2018. • Zła dieta. Rozpoczynając treningi, kobiety nie mogą od razu wchodzić na zbyt restrykcyjną dietę, z dużym ujemnym bilansem kalorycznym. • Zbyt mała ilość spożywanych płynów w ciągu doby. • Nieregularność treningów, zbyt częste powracanie do punktu wyjścia. Na początku przygody z treningiem panie mają wielki zapał i chcą być codziennie na treningach. Po 2 tygodniach, gdy nie widzą efektów, zapał maleje i pojawiają się na siłowni ponownie po dłuższej przerwie. • Nierozwiązane problemy hormonalne, np. niedoczynność tarczycy, Hashimoto, PCOS (zespół policystycznych jajników). TRENING SIŁOWY ANGAŻUJE RÓŻNE GRUPY MIĘŚNIOWE w tym samym czasie, dzięki czemu ćwiczenia stają się bardziej efektywne. Ćwicząc siłowo, przyspieszamy także przemianę materii. Angażując większą ilość mięśni, zużywamy znacznie więcej energii. Trenując w ten sposób, zwiększamy ogólną liczbę kalorii wydatkowanych podczas ćwiczeń, a także w ciągu dnia, przy codziennych czynnościach. Przyczynia się to do szybszego spalania tkanki tłuszczowej i budowania mięśni. Jednak sam trening siłowy nie spali kobiecej tkanki tłuszczowej. Przeprowadzenie redukcji u kobiet jest bardziej problematyczne niż u mężczyzn. Ciało kobiece gromadzi więcej tłuszczu podskórnego, który jest trudniejszy do spalania. Wpływa to znacząco na efekt treningowy. Kobiety nie chcą robić treningu do tzw. odcięcia, które pomaga rozbić trójglicerydy w tkance tłuszczowej, ponieważ obawiają się męskiej sylwetki. Warto też wiedzieć, że trening siłowy wpływa na poprawę wielu procesów w organizmie. Jeżeli nie ma się pojęcia o takim treningu, trzeba zgłosić się do kogoś, kto coś o tym wie, żeby wszystko było dostosowane do możliwości i preferencji danej osoby. Trening siłowy zwiększa ilość endorfin (hormonu szczęścia) w organizmie. Poprawia stabilizację i równowagę. Osoby trenujące siłowo są znacznie mniej narażone na upadki. Układ nerwowy w czasie ćwiczeń wzmacnia koordynację ruchowo-mięśniową. Trenując siłowo, panie poprawiają

Mówi ANIA, z którą autor artykułu od początku trenuje siłowo Z Dawidem ćwiczę od 3 lat, a na siłownię trafiłam, żeby schudnąć. Wcześniej pracowałam z różnymi trenerami, którzy wybierali dla mnie treningi cardio, czasem dorzucając trochę maszyn. Nie przynosiło to efektów. Nie pomogły mi także zajęcia fitness. Dopiero gdy rozpoczęłam trening siłowy i wprowadziłam odpowiednią dietę, moja waga zaczęła spadać. Przez rok regularnych treningów i dobrze dobranej diety zrzuciłam 35 kilo! Co dały mi zajęcia siłowe? Szybką redukcję wagi i dużo dobrych zmian w ciele. Nabrałam

zgrabniejszej, kobiecej sylwetki, nie jestem po prostu chuda. Zniknęło sporo cellulitu, uda i pośladki stały się bardziej jędrne i sprężyste. Czuję się zdrowsza, silniejsza, a dzięki poprawie stabilizacji ciała skończyły się bóle pleców. Nauczyłam się także prawidłowo podnosić ciężkie przedmioty, co bardzo ułatwia mi pracę. Trening siłowy daje także ogromną frajdę i satysfakcję. Jest bardzo urozmaicony, nie można się nim znudzić. Wyciskanie, wiosłowanie, martwy ciąg, przysiady ze sztangą, mnóstwo ćwiczeń z kettlami (swingi, TGU, snatch, clean, high pull) – gdybym miała wybrać jakieś jedno ulubione, miałabym z tym duży problem, bo uwielbiam wszystkie! Nie wyobrażam już sobie życia bez treningu siłowego. Nie bójcie się spróbować. układ odpornościowy, są mniej narażone na występowanie przejściowych przeziębień i chorób. Taki rodzaj treningu przyczynia się również do mniejszej ilości kontuzji. Silne mięśnie, ścięgna i stawy rzadziej ulegają obrażeniom pod wpływem niekorzystnych czynników zewnętrznych. Zwiększając masę mięśniową w okolicy stawów i kręgosłupa, struktury te są poddawane o wiele mniejszym naciskom. Panie ćwiczące siłowo stają się silniejsze, a to przekłada się na życie codzienne, np. na prozaiczne otwarcie słoika bez pomocy mężczyzny. KOBIETY NIE MUSZĄ OBAWIAĆ SIĘ treningu siłowego, wzrostu masy mięśniowej i zmiany sylwetki. Nic takiego się nie stanie, drogie panie, bo nie jesteście mężczyznami. Jeśli do takiego treningu kobieta nie dołoży wyśrubowanej diety i ogromnej

ilości suplementów, a także całych dni na siłowni, nie zacznie przypominać żadnej z pań z magazynu kulturystycznego. Nie rozwinie muskulatury do tego stopnia, gdyż nie posiada wystarczającej ilości testosteronu.

DAWID CEMBALA

Absolwent Beskidzkiej Wyższej Szkoły Umiejętności w Żywcu na kierunku fizjoterapia. Pasjonat sportów siłowych, wytrzymałościowych, narciarstwa, treningu funkcjonalnego. Jako trener przede wszystkim stawia na bezpieczeństwo. Ważna jest dla niego technika wykonywanych ćwiczeń i dostosowanie poziomu zaawansowania. Wciąż poszerza wiedzę i doskonali umiejętności, biorąc udział w licznych szkoleniach. Więcej na www.twojtrener.bielsko.pl.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 6 3


BIELIZNA

NIESFORNE GACIE

Na

lotnisku, gdy niedawno czekałam na opóźniony samolot, zaczęłam przyglądać się otaczającym mnie pasa-

żerom i oczywiście ( wcale nie tak niechcący ) podsłuchiwać.

Niedaleko mnie dostrzegłam mamę z dwójką dzieci, chłopcem i dziewczynką. Mała była szczególnie ciekawska i ruchliwa. Od razu przypomniałam sobie syna, on też zadawał miliony pytań: „A skąd się wzięło niebo? Dlaczego pomidor jest czerwony? Jeśli był pozytywizm, to czy był też negatywizm?...”. Pytania skończyły się dopiero, gdy młody odkrył internet. DZIEWCZYNKA ZADAWAŁA MNÓSTWO PYTAŃ i ciągle poprawiała różne części garderoby. Nagle zaciekawiło ją: „Mamo, skąd się wzięły gacie?”. Kobieta zamarła i ja też – w oczekiwaniu na to, co usłyszę. Takie pytania to koszmar każdego rodzica. Przecież chcemy pokazać dziecku, że jesteśmy wszystkowiedzący. I choć pewnego dnia brzydka prawda o naszej niewiedzy i tak wyjdzie na jaw, do ostatka wysoko trzymamy sztandar rodzicielskiego honoru. Tak więc matka zaczęła coś kręcić, potem wpadła na trop figowego listka, aż z opresji wybawił ją komunikat o przylocie samolotu. Ona się uratowała, a mnie nadal dręczyło pytanie dziewczynki. I dotarła do mnie następująca myśl: Kiedy i dlaczego przestaliśmy zadawać sobie dziecięce pytania? Pytania pozwalające nie tylko na znajdywanie rozwiązań, ale również uświadamiające, jak bezrefleksyjnie potrafimy podchodzić do wielu rzeczy, wydarzeń, idei. POSZŁAM TROPEM PYTANIA TEJ MAŁEJ. Zatem najpierw znaleźliśmy się w raju. Ewa po namówieniu Adama do zjedzenia

6 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

DOROTA BOCIAN owocu (powszechnie uznaje się, że to było jabłko) musiała okryć nagość liśćmi. Jedyne drzewo, jakie podobno chciało użyczyć jej swoich liści, było drzewem, z którego pochodził owoc. Więc może to nie było jabłko, lecz owocem z drzewa poznania był

figowiec? Wróćmy jednak do gaci: majtek, majtochów, porcięt, kalesonów, bokserek, bermudów, slipów, fig, ineksprymabli, pludrów, famurałów, jegierów, czyli dolnej bielizny kobiecej i męskiej. Człowiek brzmi dumnie, ale warto sobie uświadomić, że na dobrą sprawę ludzkość większą część swojej historii przechodziła bez majtek. Bo albo nie zawracano sobie nimi głowy, albo siały zgorszenie. Dlatego tak licznie gacie objawiały się w związkach frazeologicznych: trzęśliśmy gaciami, robiliśmy w nie ze strachu, mieliśmy pełne gacie, nosiliśmy gacie na wacie po tacie, kręciliśmy się jak smród po gaciach, puszczaliśmy przeciwników w samych gaciach, a niekiedy – excusez moi – sraliśmy w gacie! Nic dziwnego, że ongiś nosiły je tylko kurtyzany, a pobożnym niewiastom wiatr jak dawniej podwiewał suknie. Gdy się logicznie zastanowić, po co ludziom majtki? To raczej nie wstyd, a zimno, brud i fizjologia zmusiły nas do zakrywania się. Zasłonięcie ciała, a szczególnie miejsc intymnych, zmniejszyło u panów możliwość


zranienia się w czasie walki w to i owo (!), a w przypadku kobiet stanowiło ochronę przed licznymi ciążami. Nim pojawiły się przepaski, woreczki, tykwy, fragmenty skór zwierzęcych i futer, ochronę stanowiły trawa lub liście zatknięte za biodra przewiązane linką lub rzemieniem. Niektóre ludy praktykują ten zwyczaj do dziś, ale na szczęście zdecydowana większość świata doceniła wagę wielkich niewymownych. PRZEZ WIEKI ZANIEDBYWANO tę część garderoby. Za bieliznę długo służyły długie koszule. Poważne zmiany w kwestii damskiej bielizny zaszły dopiero pod koniec wieków średnich. Pojawiły się gorsety i pasy cnoty. Powszechnie uważano wtedy, że garderoba zasłaniająca części intymne wzmaga pożądanie, bo porusza wyobraźnię. Swój udział miały w tym weneckie kurtyzany, które nosiły calzoni. Kościół wydał więc zakaz ich noszenia, wychodząc z założenia, że od gołego tyłka groźniejszy jest tyłek zakryty. Kiedy na tron francuski wstąpiła Katarzyna Medycejska, sytuacja się zmieniła. Królowa nakazała noszenie calzoni swoim damom dworu, bo w czasie jazdy konnej pokazywały światu swoje piękne wdzięki. Po jej śmierci calzoni (pantalony, jak nazywano je poza Italią) straciły jakiś czas na znaczeniu. Początkowo formą przypominały kalesony – miały obszerne nogawki aż do kostek. Z czasem zaczęto je przyozdabiać, a w XIX wieku panny uczące się na pensjach używały pantalonów do tańca, zajęć sportowych i w podróży. Dzięki tancerkom kankana świat po raz

Seksowne majtasy zmieniły się od gorsetów z fiszbinami w XVIII – do stringów w XXI wieku

pierwszy obejrzał majtki publicznie. Panie wywołały taki skandal, że nie tyle zakazano, ale ustawowo nakazano im pantalony nosić. Od tego momentu majtki w różnych formach, przechodząc kolejne stadia estetycznej i praktycznej ewolucji, stały się integralną częścią kobiecej garderoby. WRAZ Z ROZWOJEM MODY rozwijały się też majtki. A właściwie kurczyły się. W latach 30. ubiegłego wieku sport zaczął odgrywać coraz większą rolę, dlatego bielizna stała się bardziej praktyczna. Po wojnie noszenie gaci było już sprawą oczywistą. Popularne stały się majtki bez nogawek, zwane figami. Od trawy za pasem i skórzanych przepasek aż do pierwszych bikini minęło sporo czasu. Daleką drogę przeszedł figowy listek: od totalnej negacji, odsądzania kobiet noszących majtki od czci i wiary, od pasa cnoty – po pantalony. Od bikini

Z lewej projekt slipów (1916), z prawej pasy podwiązkowe na majtkach typu cami-knickers (1920)

po stringi – hit lat 90. (choć tak naprawdę stringi powstały dużo wcześniej, gdy burmistrz Nowego Jorku zakazał tancerkom erotycznym występować nago, więc w 1939 zaprojektowano je specjalnie dla nich). BIELIZNA NIE NALEŻY JUŻ DO GARDEROBY wstydliwej. Przeciwnie – odgrywa ważną rolę: podkreśla nasze piękno, wyszczupla, koryguje niedoskonałości, zdobi, stymuluje emocje. Majtki przestały być lekceważone. Po wiekach dyskryminacji bielizna awansowały do rangi garderoby chętnie eksponowanej (popatrz w tym numerze Lady’s Club na edytorial pt. Tulip, przypis red.). I w ogóle wyszła na wierzch. Czasami stanik zastępuje bluzkę, a halka sukienkę. Piękny gorset nosimy zamiast T-shirta. W 2018 na pokazie Victoria’s Secret pokazano biustonosz za milion dolarów, stworzony przez jubilerów w ciągu 930 godzin, a podczas targów elektroniki konsumenckiej CES 2019 w Las Vegas inteligentne majtki z zamontowanymi sensorami, informujące, jak pracuje serce, jaki mamy poziom stresu, jak śpimy, ile spaliliśmy kalorii i czy jesteśmy aktywni. Dokąd nas to zaprowadzi? Żeby takie ekstramajtki wymyślić, pewnie trzeba było zadać sobie pytanie, do czego jeszcze mogą nam służyć? No i proszę, niewinne pytanie wścibskiej dziewczynki doprowadziło nas do elektroniki i sensorów. A może właśnie o to chodzi? Nie o odpowiedzi, lecz o właściwie zadane pytania? Autorka od 8 lat prowadzi Open Business Boutique. Promuje działalność na własny rachunek i harmonię. Dzieli życie i pracę między Polskę a Włochy, tworząc dwa wielokulturowe domy.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 6 5


Fot. Clearskindiet.com

DIETA CLEAR SKIN

bLIźnIACzKI nInA I RAndA neLSon wYgRAłY z TRądzIKIeM

TEN PASkUdNy TRądZIk!

wydawca zapewnia, że to „oStatnia kSiążka o Skórze, którą kupiSz”. wyGląda na to, że nie ma w tym przeSady marketinGowej. k to ma trądzik , chwyci Się oStatniej deSki ratunku, bo to jeSt doleGliwość, która potraFi zamienić życie w koSzmar. zwykłe wyprySki czy boleSne zmiany dokuczają nie tylko naStolatkom, ale także 30-latkom, a leki na trądzik najczęściej bywają nieSkuteczne i Szkodliwe dla orGanizmu.

6 6 L a dy ’ s C L u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

i wolna od pryszczy. Wszystko zmieniło się, gdy ukończyły 20. rok życia. U każdej z nich pojawiły się głębokie zmiany skórne – ich twarze pokryły się bolesnymi, czerwonymi krostami. – Wpadłyśmy w depresję. Przyjaciele próbowali wyciągać nas z domu, lecz nie chciałyśmy nigdzie wy-

chodzić – mówiły w jednym z wywiadów. Przestały bywać na randkach, a ich kariera aktorska stanęła pod znakiem zapytania, bo wstydziły się chodzić na castingi. były prawie pewne, że z takimi twarzami nigdy nie zrobią kariery. Zrobiły – i to na trądziku właśnie!

Fot. Clearskindiet.com

T

rądzik (acne vulgaris) to nie tylko pojedyncze wypryski, pryszcze i rozszerzone pory, ale często także bolesne zmiany skórne, wymagające profesjonalnego leczenia pod opieką dermatologa. Owe zmiany rujnują wygląd i mają fatalny wpływ na samoocenę. Czasami nawet prowadzą do prób samobójczych! Aż 9 na 10 nastolatków ma problemy z trądzikiem. Około 51% osób po 30. roku życia zmaga się z niedoskonałościami skóry. Tylko w UsA na leczenie trądziku ludzie wydają co roku 3 miliardy dolarów. Trądzikowe zmiany stały się tak powszechnym problemem, że wszyscy uważają je za naturalne. A tak nie jest i nie powinno być! Doskonale o tym wiedzą bliźniaczki Nina i Randa Nelson z Kalifornii. Kiedy miały po 20 lat (teraz mają po 25) pospolity acne vulgaris zrujnował im nie tylko cerę, ale i pewność siebie. W okresie dojrzewania skóra na buziach Niny i Randy była gładka

bLIźnIACzKI nA SpoTKAnIACh z MłodzIeżą pRzeKonUJą, że TRądzIK nIe MUSI bYć boLeSnY


niskotłuszczowa – wyjaśniły. Bliźniaczki wyeliminowały z jadłospisu produkty pochodzenia zwierzęcego, nabiał, ryby, olej, orzechy, masło orzechowe i awokado. Jedzą dużo ziemniaków, roślin strączkowych, ryżu, makaronu, chleba, płatków owsianych i owoców. Efekty zmiany sposobu odżywiania stały się widoczne szybko. Po 6 tygodniach od zmiany diety ich skóra była całkowicie wolna od znamion chorobowych. Swoje doświadczenia opisały w książce The Clear Skin Diet, która stała się bestsellerem. W polskim tłumaczeniu ukazała się właśnie na rynku. Wraz z dietetykami i lekarzami siostry Nelson stworzyły 6-tygodniowy program dla zdrowej skóry, na który składają się: • roślinna dieta przeciwzapalna z mnóstwem przepisów

• odpowiednia pielęgnacja • ćwiczenia • duża dawka motywacji Dzięki autorskiemu programowi Clear Skin Diet można: • odzyskać kontrolę nad stanem skóry • w 6 tygodni pozbyć się problemów z cerą • schudnąć (jeśli tego chcemy) • poprawić samoocenę i dobrze poczuć się w swoim ciele. Jedyne, co warto dzięki tej diecie stracić, to trądzik! Teraz Nina i Randa Nelson są już znanymi aktorkami i youtuberkami. Gdy zaczęły opowiadać o swojej walce z trądzikiem, subskrypcja ich programów na YouTubie wzrosła do 600 tys., a filmiki odtwarzane były dotąd ponad 70 milionów razy. Teraz Nina i Randa cerę mają nieskazitelną! Dieta Clear Skin sióstr Nelson to pierwszy na polskim rynku poradnik zdradzający, w jaki sposób bez wysokich kosztów i szkodliwych terapii pozbyć się trądziku i przejąć kontrolę nad zdrowiem. Wygląda na to, że ich książka będzie jednym z najmocniejszych tytułów tego roku. Jak wykazały doświadczenia przeprowadzane na dużej grupie zachodnich odbiorców, program Clear Skin Diet ma wysoką skuteczność i doceniany został za bezpieczne rozwiązania w walce z trądzikiem.

Nina i Randa po zmianie diety dostrzegły, że ich skóra znowu stała się gładka i piękna

Oprac. STANISŁAW BUBIN

Fot. Clearskindiet.com

Nim do tego doszło, Nina i Randa przez rok przyjmowały antybiotyki, które miały poprawić wygląd ich cery. Leki zadziałały, ale po odstawieniu trądzik wrócił ze zdwojoną mocą. Dermatolog przepisał więc siostrom kolejny lek, lecz nie chciały go przyjmować, bo u ich znajomych specyfik spowodował nieprzyjemne skutki uboczne. Po nieskutecznych kuracjach dziewczyny odkryły, że w walce z problemami skórnymi największe znaczenie ma dieta. Już wcześniej przeszły na weganizm, gdy okazało się, że niewielka ilość tłuszczów zabójczo wpływa na ich cerę. W związku z tym postawiły na dietę bogatą w warzywa i ograniczyły ilość zjadanych tłuszczów do minimum. – Teraz jednak jemy kwasy tłuszczowe, bo nasza dieta nie jest beztłuszczowa, ale

PRZEPISY z książki Dieta Clear Skin Brzoskwiniowy kobler jak ze snów Z brzoskwiniami jest tak: kiedy w lecie jest na nie sezon, są tak pyszne, że możesz zjeść je wszystkie, zanim zdołają wylądować w cieście. I tak jest pewnie najlepiej – dla ciebie i dla brzoskwiń. Nasze motto brzmi: najpierw sięgaj po świeże owoce. Ale jeśli masz ochotę na szczególną przekąskę – albo chcesz uczcić wyjątkową okazję – dobrze się sprawdzi owocowy kobler. Przypominamy, że możesz go zjeść także na śniadanie – to po prostu jedzenie. Przygotowanie składników: 20 min. Przyrządzenie potrawy: 30-45 min. Liczba porcji: 4. 5 dużych brzoskwiń, obranych ze skórki i cienko pokrojonych 2 łyżki skrobi kukurydzianej 1/4 szklanki mrożonego koncentratu soku jabłkowego

1 łyżeczka ekstraktu z wanilii 1/4 łyżeczki mielonego imbiru 3/4 szklanki płatków górskich 1 szklanka mąki uniwersalnej lub mieszanki mąk bezglutenowych 1 łyżeczka mielonego cynamonu 1/4 szklanki syropu klonowego 2 łyżki przecieru jabłkowego Nagrzej piekarnik do 175°C. W średniej wielkości misce połącz brzoskwinie, skrobię kukurydzianą, sok jabłkowy, ekstrakt z wanilii i mielony imbir. W mniejszej misce wymieszaj płatki owsiane, mąkę i cynamon. Powoli dodawaj do suchych składników syrop klonowy i przecier jabłkowy, delikatnie mieszając, aż wszystko dobrze się połączy (to warstwa wierzchnia). Przełóż mieszankę z brzoskwiniami do szklanej lub silikonowej formy o średnicy 20 cm i równomiernie rozprowadź. Przykryj ją mieszanką owsianą. Wstaw

do piekarnika na 35-45 min. Warstwa owsiana powinna być chrupka, ale uważaj, żeby zbyt mocno jej nie przypiec.

Fanta-ciecierzysta kanapka curry Kochamy ciecierzycę, curry, pikle i ciężki pełnoziarnisty chleb. Dlaczego więc nie połączyć ich w jednym daniu? Pastę z ciecierzycy możesz nałożyć na kanapkę, zjeść solo albo zawinąć w liść sałaty. Zrób podwójną lub potrójną porcję, by mieć gotowy lunch na kilka dni. 1 puszka odcedzonej ciecierzycy (zachowaj płyn) 2 łodygi selera, pokrojone 2 dymki, cienko pokrojone 1/2 pokrojonej małej białej cebuli 2 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę 2 łyżki ziarnistej musztardy

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 6 7


przywierającą powłoką. Tylko niech cię nie podkusi, by za wcześnie je przewrócić!

Fot. Clearskindiet.com

Przygotowanie składników: 15 min. Przyrządzenie potrawy: 15 min. Liczba porcji: około 6. 1 szklanka przesianej mąki uniwersalnej lub mieszanki mąk bezglutenowych 2 łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżeczki syropu klonowego 3/4 szklanki mleka roślinnego lub dwa rozgniecione banany 1/4 szklanki mąki z ciecierzycy wymieszana z 1/4 szklanki wody 2 łyżki przecieru jabłkowego 1 łyżka octu jabłkowego 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Książka Niny i Randy Nelson zrobiła furorę na całym świecie

2 łyżeczki żółtej musztardy 1 łyżka octu z trzciny cukrowej (lub ryżowego) 1 łyżka curry 1 łyżka indyjskich pikli (na przykład India Relish) wybrany chleb kanapkowy (beztłuszczowy) starta marchew, kiełki i pomidory jako dodatki Zmiażdż ciecierzycę tłuczkiem do ziemniaków. Wymieszaj z pozostałymi składnikami, tak, by wszystko dobrze się połączyło. Nałóż na chleb, udekoruj dodatkami i wsuwaj. Opcjonalnie: rozrzedź mieszankę sokiem z cytryny i pozostawioną zalewą z ciecierzycy, użyj jako dipu do warzyw.

Trochę inny mac’n’cheese „Przecież nie mogę zrezygnować z sera”. Ile razy słyszałyśmy tę wymówkę, gdy pytałyśmy ludzi, dlaczego nie przejdą na weganizm! To nie nabiału tak łakną ludzie – tak naprawdę chodzi o tę śmietanową, kremową konsystencję. Ponieważ chcemy, żebyś czuł się całkowicie komfortowo i był szczęśliwy po rzuceniu mleka i produktów mlecznych, wymyśliłyśmy zdrową alternatywę dla tradycyjnego makaronu zapiekanego z serem. Jest nieziemsko pyszny, warto więc podwoić lub potroić porcję. W tym przepisie używamy makaronu ryżowego, bo sam w sobie jest kremowy i sycący. Przygotowanie składników: 15 min. Przyrządzenie potrawy: 40 min. Liczba porcji: 2-4. 1 opakowanie makaronu ryżowego 1 brokuł podzielony na różyczki

6 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

1 szklanka świeżej lub mrożonej kukurydzy 225 gramów krojonych grzybów 2 ziemniaki Yukon Gold pokrojone w kostkę (ze skórką) opcjonalnie 1/2 szklanki mleka ryżowego 1/2 szklanki bulionu warzywnego o niskiej zawartości sodu 2 łyżki mąki 3 łyżki płatków drożdżowych 1 łyżka żółtej musztardy 1 opakowanie odcedzonych pieczonych papryk (w zalewie z wody, 115 gramów) – lub 1 upieczona papryka 1 łyżeczka mielonego czosnku 1 łyżeczka mielonej suszonej cebuli

Wymieszaj w misce mleko roślinne lub banany, połączoną z wodą mąkę z ciecierzycy, przecier jabłkowy, ocet i wanilię. Przelej mokre składniki do miski z suchymi i wszystko niezbyt dokładnie wymieszaj. Ciasto powinno być gęste i grudkowate, a nie lejące. Jeśli jest za gęste, lekko rozrzedź je małą ilością mleka roślinnego. Jeśli zbyt dokładnie wymieszasz ciasto, zamiast pankejków mogą ci wyjść krążki do hokeja, więc nie przesadzaj. Odstaw mieszankę na 5-10 min. Rozgrzej grubą patelnię żeliwną (ewentualnie zwykłą patelnię z nieprzywierającą powierzchnią) na średnim ogniu. Nakładaj po 1/4 szklanki ciasta. Przerzuć pankejka na drugą stronę, kiedy w cieście zaczną się tworzyć duże bąble. Podawaj z prawdziwym syropem klonowym i dowolnymi owocami.

Nagrzej piekarnik do 190°C. Ugotuj ziemniaki na parze (ok. 20 min. w szybkowarze, 30 min. w zwykłym garnku). Ugotuj makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu, odcedź go i włóż z powrotem do garnka. Dodaj brokuły, mrożoną kukurydzę oraz grzyby i przykryj przykrywką. Ciepło makaronu zagrzeje warzywa. W blenderze umieść ugotowane ziemniaki, mleko ryżowe, bulion, mąkę, płatki drożdżowe, paprykę, musztardę, czosnek i cebulę. Zblenduj na gładką masę. Wylej sos z kielicha blendera na makaron i przemieszaj. Przełóż do naczynia żaroodpornego. Piecz przez 40 min. w 190°C. Dodaj sól lub sos sojowy do smaku, jeśli uznasz to za konieczne.

Podstawowy przepis na puchate pankejki Jest druga nad ranem, a ty masz jutro wolne. Na mój gust to doskonała pora na pankejki. Pamiętaj, by użyć grubej patelni z nie-

Nina i Randa Nelson, Dieta Clear Skin, Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2019 (www.znak.com.pl), str. 384. Premiera 13 lutego 2019. Dziękujemy Wydawcy za zgodę na przedruk przepisów z książki.


MODA

tulip

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L A dy ’ S C L U B 6 9


7 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9


n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 7 1



concept & photo Magdalena Ostrowicka www.CobraOstra.pl model Martina Czeszak Grabowska Models make-up artist & hair Ewa Heczko www.facebook.com/ewazalotmakeup underwear & style Barbara Wcisło www.facebook.com/vanillabodyshop space www.facebook.com/goldentulipmagnus especially for Lady’s Club www.LadysClub-Magazyn.pl

Dziękujemy barbarze Wcisło za wypożyczenie bielizny Vanilla body shop bielsko-biała, sfera I, Mostowa 5, tel. 798 580 486 (www.vanillabodyshop.pl) i gospodarzom Hotelu Golden Tulip Magnus bystra, Fałata 222, tel. 798 801 030 (www.goldentulipmagnus.com) za udostępnienie wnętrz na sesję.


zagr a jmy w zielone Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

Drony sprawdzają

Fot. Straż Miejska B-B

czystość powietrza

Drony są tylko formą prewencji w walce ze smogiem, nie zastąpią edukacji i zdrowego rozsądku

S

traż Miejska w Bielsku-Białej od 7 stycznia kontroluje niską emisję przy pomocy 2 dronów. Analizują one skład chemiczny dymu z domów jedno- i wielorodzinnych. Drony wyposażone są w czujniki pomiaru zanieczyszczeń pyłowych PM10, PM2,5, PM1 i laserowe liczniki cząstek stałych: etanolu, amoniaku, chlorku wodoru, formaldehydu. Zestaw sensorów pozwala stwierdzić, czy w dymie znajdują się trujące cząstki z tworzyw sztucznych (butelek PET), emaliowanego drewna, sklejki, wykładzin czy ram okiennych. Niestety, takimi odpadami ludzie palą w piecach, przez

co Bielsko-Biała należy do miast najbardziej zatrutych w regionie. Funkcjonariusze Eko -Patrolu wystawiają mandaty właścicielom gospodarstw najbardziej przyczyniających się powstawania smogu. Kontrole powietrza z dronów we współpracy z firmą Flytronic SA z Gliwic potrwają do końca marca. Miasto przeznaczyło na ten cel ponad 33 tys. zł. Testy wypadły dobrze, samorządowcy rozważą teraz zakup takiego latającego laboratorium za ok. 200 tys. zł. *** Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

Energetycy gminni

D

w ramach projektu Ogólnopolski system wsparcia doradczego dla sektora publicznego, mieszkaniowego oraz przedsiębiorstw w zakresie efektywności energetycznej i OZE. Zajęcia przeznaczone są dla osób wytypo-

Fot. Wfośigw Katowice

oradcy energetyczni Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach rozpoczęli cykl szkoleń dla kandydatów na energetyków gminnych. Szkolenia odbywają się

Energetycy gminni mogą znacząco wpłynąć na ograniczenie niskiej emisji

74 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

125 urzędników z 70 gmin zdobywa wiedzę na temat gospodarowania energią

wznowił nabór wniosków w programie Czyste Powietrze. Mieszkańcy regionu mogą otrzymać pieniądze na wymianę starych kotłów i ocieplanie domów. Powietrze w naszym regionie jest najbardziej zanieczyszczone w Polsce pyłami PM10, PM2,5 i benzo(α)pirenem. Tej zimy w niektórych miastach normy stężenia zanieczyszczeń były przekroczone aż o tysiąc procent! Nabór wniosków, rozpoczęty we wrześniu 2018, został wstrzymany na początku roku. Jednak od 21 stycznia 2019 znowu można je składać. Przerwa była związana z aktualizacją programu informatycznego do zmian w prawie. Największe zainteresowanie Czystym Powietrzem obserwowane jest na Śląsku i Mazowszu. Program ma być realizowany przez 10 lat, a nakłady wyniosą ponad 103 mld zł. Fundusz uruchomił infolinię dla zainteresowanych programem Czyste Powietrze (tel. 32 60 32 252) i skrzynkę e-mail: czystepowietrze@wfosigw.katowice.pl. Po odpowiedzi na pytania i wątpliwości można się też zgłaszać do punktów informacyjnych WFOŚiGW: Katowice, ul. Wita Stwosza 2, Bielsko-Biała, ul. Legionów 57, Częstochowa, ul. Jana III Sobieskiego 7. Więcej na stronie: www.wfosigw.katowice.pl.

wanych przez samorządy do pełnienia ról gospodarzy zagadnień związanych z gospodarowaniem energią. Pierwsza przeszkolona grupa składała się 26 osób z 14 gmin. Słuchacze zapoznali się z problematyką efektywności energetycznej. Szczegóły dotyczyły termomodernizacji budynków, systemów ogrzewania i przygotowania ciepłej wody użytkowej oraz kosztów zużycia energii w gminach. W kolejnych dniach przedstawione zostaną informacje na temat planów gospodarki niskoemisyjnej, programu Czyste Powietrze, odnawialnych źródeł energii (OZE), elektromobilności i źródeł finansowania inwestycji. W sumie doradcy energetyczni Funduszu przeszkolą ok. 125 osób z ponad 70 gmin, a cykl zajęć zakończy się 20 kwietnia.


zagr a jmy w zielone Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

Ekologia w autobusach

P

ierwszy elektryczny autobus Solaris wyjechał 31 stycznia w trasę po Katowicach. Pasażerowie linii 910 mieli okazję sprawdzić jego zalety. Autobusy elektryczne idealnie nadają się do wykorzystania w centrach miast, gdzie pojazdy spalinowe zużywają najwięcej paliwa, znacząco zwiększając emisję szkodliwych zanieczyszczeń. W pierwszej połowie tego roku w Katowicach pojawi się 10 elektro-autobusów: 5 przegubowych i 5 krótkich. Pod koniec lutego w bazie PKM ruszyła stacja szybkiego ładowania baterii. Autobusy PKM Katowice wyposażone są w akumulatory trakcyjne o pojemności 120 kWh, co każdemu z nich pozwoli na pokonanie ok. 70 km. Ładowanie pojazdów odbywa się w zajezdni przy ulicy Mickiewicza. Do pełnego naładowania baterii wystarczy 90 minut ładowarką mobilną lub 40 minut ładowarką pantografową. Napęd elektryczny wpły-

Solaris Urbino Electric zachwycił pasażerów komfortem jazdy

wa nie tylko na ograniczenie emisji spalin, lecz także na obniżenie poziomu hałasu. Wszystkie autobusy elektryczne wyposażone są w udogodnienia dla osób starszych, niepełnosprawnych i matek z małymi dziećmi. Na zakup 10 autobusów elektrycznych Solaris przeznaczono 21,7 mln zł, z czego dofinansowanie wyniosło 18,4 mln zł. Inwestycja realizowana jest z unijnego programu zrównoważonego rozwoju obszarów miejskich województwa śląskiego w latach 2014-2020. Inne miasta regionu też przechodzą na transport ekologiczny. Samorządy często wspiera w tych staraniach WFOŚiGW w Katowicach. Przoduje Jaworzno, gdzie elektryczne autobusy jeżdżą już od kilku lat. Bielski PKS planuje zakup 26 ekologicznych autobusów na gaz, a PKM w Tychach do 2024 r. chce całkowicie zastąpić autobusy z silnikami diesla na napęd gazowy.

Briefing z okazji oddania do użytku mobilnej stacji diagnostycznej

Kontener ustawia się automatycznie do kontroli w ciągu kwadransa

Prezes WFOŚiGW Tomasz Bednarek obserwował wyniki badania na monitorze

Fot. Wfośigw Katowice

Autobusy elektryczne ograniczą niską emisję – uważa Marcin Krupa, prezydent Katowic

Mobilna diagnostyka

Kontener waży niecałe 8 ton. W ciągu 15 minut w dowolnym miejscu może zamienić się w najnowocześniejszą w Polsce stację kontroli pojazdów o wysokości ponad 4 metrów, zdolną pomieścić dużego TIR-a.

W

punkcie kontrolnym Inspekcji Transportu Drogowego na parkingu MOP Halemba przy autostradzie A4 w Rudzie Śląskiej odbył się 25 stycznia pokaz mobilnej stacji diagnostycznej. W briefingu prasowym z tej okazji wzięli udział wojewoda śląski Jarosław Wieczorek, główny inspektor transportu drogowego Alvin Gajadhur, prezes zarządu WFOŚiGW w Katowicach Tomasz Bednarek i śląski wojewódzki inspektor TD Anna Sokołowska-Olesik. Mobilna stacja diagnostyczna służy do kontroli stanu technicznego pojazdów, w tym emisji spalin i poziomu hałasu. Zakup

urządzenia został sfinansowany przez Śląski Urząd Wojewódzki i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach za 1 mln 168,5 tys. zł, z czego dofinansowanie ze środków WFOŚiGW wyniosło 584 tys. 250 zł. Dotychczas inspekcja TD wykorzystywała urządzenia wyeksploatowane, toteż pomiary obarczone były dużym błędem i trwały długo, przez co skuteczność kontroli była ograniczona, zwłaszcza zimą, kiedy niska emisja osiągała wartości maksymalne. Nowa linia diagnostyczna wyposażona jest m.in. w analizatory spalin, sondy pomiarowe, dy-

Pokaz sprawdzania przeładowanej ciężarówki

momierz, wagę i miernik poziomu dźwięku. Z łatwością wychwytuje przekroczenia dopuszczalnych norm substancji szkodliwych w spalinach, nieszczelności w układach płynów eksploatacyjnych i obecność odpadów niebezpiecznych. Rocznie umożliwi przeprowadzenie ok. 500 pełnych kompleksowych kontroli pojazdów (do tej pory ok. 200). Dzięki nowoczesnym systemom zwiększy się poziom nadzoru nad pojazdami przeładowanymi, powodującymi niszczenie dróg.

n r 5 8 / 2 0 1 9 • L a dy ’ s C lub 7 5


Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Znacie to przysłowie? Znaczeń ma wiele. Wśród nich i takie, że w życiu codziennym spodziewamy się wzajemności. Na podstawowym poziomie. ZAPRASZAMY GOŚCI, a więc, co oczywiste, chcielibyśmy być zapraszani. Dzwonimy do kogoś z życzeniami i liczymy na to, że i my życzenia w stosownym czasie otrzymamy. W kawiarni płacimy za kawę koleżanki, wierząc, że następnym razem ona zapłaci za naszą. Popilnujemy sąsiadce dziecka, ona przecież pomogła nam nie raz. Poniesiemy torby starszej pani, bo może ktoś poniesie naszej mamie mieszkającej daleko... Cały czas operujemy myślami w obszarze wzajemności. Czyż nie tak? Wzajemność jest okay. W skrócie polega na tym, że jak my komuś, tak ktoś nam. Niedawno moja doświadczona koleżanka, znana Pani Profesor, podzieliła się ze mną swoim postanowieniem: Od lat zapraszam na obiady, kolacje, urodziny i inne prywatne spotkania dość szerokie grono. Zgadnij, u ilu z tych osób ja byłam gościem? Nawet nie u połowy! Wiem, rozumiem, takie jest życie, lecz postanowiłam coś zmienić. Przestałam zapraszać te osoby, u których nigdy nie byłam – i tobie też radzę, to oczyszcza. PRZEMYŚLAŁAM SPRAWĘ trochę szerzej. Zaczęłam się zastanawiać nad wzajemnością w kwestii nadstawiania drugiego policzka. Teraz często i niebezzasadnie mówi się i pisze o mowie nienawiści. Daleko się zapędziliśmy, tak daleko, że nie wiadomo, czy w ogóle uda się zawrócić. Żyjemy w epoce bezkarnego obrażania, szczucia, opluwania, pomawiania, kłamania na czyjś temat. Media, w tym społecznościowe, niosą informacje z prędkością światła. Nikt albo niewielu wysila się, żeby je sprawdzać. Spór polityczny, który leży u podłoża, jest głęboki jak Rów Mariański. Jesteśmy po-

76 L a dy ’ s C l u b • n r 5 8 / 2 0 1 9

Fot. Łukasz Jungto

felieton

EWA KASSALA

RÓŻOWA MAGIA Wzajemność dzieleni naprawdę mocno. Polityka jest brudna, nie będę się angażować – słyszę często – nie będę odpowiadać na insynuacje, nieprawdy, pomówienia. Albo ostrzej: Nie będę walczyć w błocie, zostawiam je dla tych, którzy to lubią. Wolę się odsunąć, to nie dla mnie. Więc wycofujemy się, nie chcemy uczestniczyć, by uchronić siebie i to, co dla nas ważne. Moje pytanie brzmi: Czy w obrażaniu, kłamstwach, chamskich zaczepkach i insynuacjach powinniśmy stosować zasadę wzajemności? Jeśli ktoś nas opluwa – reagować? Wchodzić w błoto? Stać się takimi jak ci, którzy nam się nie podobają? Zejść na poziom, który nam nie odpowiada? Czy może, dla własnego zdrowia, wymownie milczeć, wierząc, że lepsze kiedyś nadejdzie? ŻYJEMY NA GRUZACH SIELANKI, tak mi się czasami wydaje. Że czasy spokojne, pastelowe, przewidywalne na zawsze minęły. Coraz częściej wygrywają ci, którzy mocniej dowalą innym, którzy dalej i obficiej

plują jadem, którzy chcą narzucić innym jedynie słuszną (według nich) szaroburą stronę rzeczywistości. Bo taka jest ich żywiołem, w takiej dobrze się czują. Brzydki, wypaczony świat, w którym wszyscy są złodziejami, spiskują, mordują, knują przeciw innym i chcą sprzedać ten kraj obcym. Wmawiają nam, że to nasz świat!... Nie, mój taki nie jest. Nie zgadzam się na taki świat. I ludzie z mojego otoczenia również nie. Jeśli jednak ktoś chce ze wszystkich sił narzucić nam swoją wizję, wciągnąć nas w błotnistą, cuchnącą przestrzeń, to jaka powinna być nasza reakcja? Na czym może i powinna polegać wzajemność w tym wypadku? A może im ktoś gorzej i bardziej po chamsku, to my z większą miłością i cierpliwością? Nie wiem. CHCĘ ZAKOŃCZYĆ OPTYMISTYCZNIE. Inna, równie mądra jak Pani Profesor kobieta, właścicielka wielkiej firmy kosmetycznej, powiedziała mi z przekonaniem coś, w co większość z nas mimo wszystko wierzy: Dobro zawsze wraca. Najczęściej nie prostą drogą. Może przyjść do nas ze strony zupełnie niespodziewanej. Mój dom, odkąd jestem dorosła, był zawsze otwarty. I tak jest do dziś. Niedawno byłam w USA na spotkaniach autorskich i poczułam wielką otwartość zupełnie obcych mi ludzi. Zapraszali mnie do siebie, organizowali przyjęcia, kolacje, gościli, mimo że wcześniej znaliśmy się jedynie z Facebooka albo wcale. Polacy, Amerykanie, Koreańczycy, Tajowie, Latynosi, ludzie, których spotkałam po raz pierwszy w życiu. To było piękne. Czułam się, jakby właśnie spłynęło na mnie to, co przez długie lata wysyłałam w świat. Niespodziewanie, pięknie, z rozmachem i obfitością. Zatem dając, nie czekajmy na wzajemność. Róbmy to, co robimy i co wydaje nam się właściwe. Czyńmy dobro i nie wstydźmy się tego. Pewnie wielu uważa, że dobro i wzajemność to słowa z przeszłości. Odświeżmy je, zasługują na to. A język nienawiści? Apage, Satanas!




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.