VIP Wrzesień-Październik

Page 1



VIP BIZNES&STYL Wrzesień - Październik 2017

64-69

Tadeusz Ferenc.

Tadeusz Ferenc: Jeszcze nie zdecydowałem, czy wystartuję w przyszłorocznych wyborach, choć żona i córka bardzo mnie namawiają, bym już pożegnał się z fotelem prezydenta. Przed nami ostatni rok obecnej prezydentury, a ja ciągle mam dużo nowych pomysłów. Rozpoczynam właśnie spotkania z mieszkańcami rzeszowskich osiedli i nie przejmuję się, że znów pewnie będą mówić na mieście, że „banda Ferenca” jeździ przed wyborami, niech mówią. Jeżdżę, bo od zawsze spotykam się z ludźmi i do kiedy będę prezydentem Rzeszowa, będę to robił.

Ludzie biznesu

RAPORTY i REPORTAŻE

Ryszard Jania, prezes Pilkington Automotive W motoryzacji ważny jest sojusz!

Rosja Anny Konieckiej Piter, moja miłość

30

82

VIP TYLKO PYTA

96

Aneta Gieroń rozmawia z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa Budować! Do góry i wszerz – na tym mi zależy od 15 lat

106

SYLWETKI

KULTURA

64 72

Magdalena i Wojciech Pawłowscy Cerkamed Wam jeszcze pokaże

92

Ocaleni Żydzi z Podkarpacia Odzyskane życie

Biznes rodzinny Rzemieślnicy – marzyciele Zbigniew Rychlicki z Orzechówki Ilustrator Misia Uszatka

28

Festiwal teatralny „Źródła Pamięci. Szajna – Grotowski – Kantor 2017”

102

VIP Kultura Edward Janusz znany i nieznany


96

78 Styl Życia

10

Spotkanie z cyklu BIZNESiSTYL.pl „Na Żywo” Jak zmienić polską szkołę na lepsze?!

BIZNES

72

36

Kongres i Targi TSLA EXPO Rzeszów 2017 Program oraz prelegenci wydarzenia

118

106

46

Kongres i Targi TSLA EXPO Rzeszów 2017 Harley do wygrania i Moto Show na targach

ROZMOWY

78

Prof. Zbigniew Krysiak Europa potrzebuje Roberta Schumana

FELIETONY

86

Jarosław A. Szczepański Dżihadyści w sztabach NATO?

88

92

82

Magdalena Zimny-Louis Witaj szkoło!

90

Krzysztof Martens Jaka będzie przyszłość dżihadystów?

MODA

118

Slavinia Ubrania w stylu urban folk

36 46

4

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

102


OD REDAKCJI

Biznesowa jesień zapowiada się na Podkarpaciu i... dobrze, bo gospodarcze aspiracje regionu cieszą najbardziej. A że mamy w tym swój udział, podkreślamy rangę Kongresu i Targów TSLA EXPO, które już 29-30 września odbędą się w Centrum Wystawienniczo-Kongresowym Województwa Podkarpackiego G2A Arena w Jasionce. W jednym miejscu i czasie chcemy wymienić opinie i oceny, jak bardzo w ostatnich latach Podkarpacie odmieniło się infrastrukturalnie, transportowo i gospodarczo. Jak wiele wydarzyło się w branży motoryzacyjnej, która w ostatnich latach bardzo dynamicznie się rozwija, a pod koniec 2016 roku została czwartą inteligentną specjalizacją wpisaną do Regionalnej Strategii Innowacji Podkarpacia. Dwa lata temu powstał klaster jej dedykowany – Wschodni Sojusz Motoryzacyjny. I tak, jak 15 lat temu Dolina Lotnicza potwierdziła, jak ważna dla rozwoju gospodarczego regionu jest branża lotnicza, tak teraz przemysł automotive wychodzi z cienia. W obu specjalizacjach Podkarpacie ma ponad 100-letnie tradycje i aspiracje, ale w czasach czwartej rewolucji przemysłowej tylko nieustanny postęp i rozwój gwarantują konkurencyjną i mocną pozycję na międzynarodowych rynkach, tworzenie kolejnych miejsc pracy i wpływ na gospodarczy rozwój Podkarpacia. Bo, jak mówi Ryszard Jania, pomysłodawca Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego, odpowiedzialność za społeczność, w której się żyje, jest ważna. I oczywiście, w biznesie najważniejsze jest zarabianie, ale to nie wszystko. Jest jeszcze społeczna odpowiedzialność, a dla wielu ma to znaczenie. W listopadzie odbędzie się też Kongres 590. Już po raz drugi w Jasionce spotka się polski i międzynarodowy biznes, a Andrzej Duda, prezydent RP, po raz drugi przyzna nagrody dla najlepszych polskich przedsiębiorców. To jedno z najważniejszych wydarzeń biznesowych w naszym kraju. W Kongresie, tak jak w roku ubiegłym, wezmą udział przedsiębiorcy, przedstawiciele specjalnych stref ekonomicznych, instytucji okołobiznesowych, firm start-upowych, naukowcy, eksperci ekonomiczni, politycy i samorządowcy. Ideą Kongresu jest stworzenie forum, na którym przedstawiciele różnych środowisk, które mają wpływ na rozwój gospodarki i przedsiębiorczości, wymienialiby doświadczenia i... nie ma lepszego miejsca niż Rzeszów i Podkarpacie, by taką platformę budować. I jeśli jeszcze czegoś można sobie życzyć na tę nadchodzącą jesień, to zjednoczonej Europy, jaką przed laty nakreślił Robert Schuman. Prof. Zbigniew Krysiak, prezes Instytutu Myśli Roberta Schumana w Warszawie, przyznaje, że w Polsce – tej socjalistycznej, i tej współczesnej, kapitalistycznej – zawsze ważniejsze były reformy ekonomiczne niż obywatel. Schuman jeździł do pracy tramwajem, podczas gdy inni funkcjonariusze publiczni nadużywali limuzyn. Popijał bułkę mlekiem, gdy jego koledzy w wytwornych restauracjach konsumowali ośmiorniczki. Bo Schuman uruchamiał przede wszystkim projekty, które dawały ludziom pracę i miały służyć całym społeczeństwom. Ale czy zrozumieją to coraz liczniejsze rzesze posłusznych każdej władzy karierowiczów, którzy dla siebie stworzyli własne „państwo dobrobytu”?! 

redaktor naczelna


REDAKCJA redaktor naczelna

Aneta Gieroń aneta@vipbiznesistyl.pl tel./fax: 17 862 22 21

zespół redakcyjny fotograf

Katarzyna Grzebyk katarzyna@vipbis.pl Alina Bosak alina@vipbiznesistyl.pl Ewelina Czyżewska biuro@biznesistyl.pl Tadeusz Poźniak tadeusz@vipbiznesistyl.pl

skład

Artur Buk

współpracownicy i korespondenci

Anna Koniecka, Paweł Kuca, Antoni Adamski Jarosław Szczepański, Krzysztof Martens

REKLAMA I MARKETING dyrektor ds. reklamy

Adam Cynk adam@vipbiznesistyl.pl tel. 17 862 22 21 tel. kom. 501 509 004

dyrektor marketingu Dariusz Chyła dariusz.chyla@sagier.pl tel. kom. 607 073 333

ADRES REDAKCJI

ul. Cegielniana 18c/3 35-310 Rzeszów tel. 17 862 22 21 fax. 17 862 22 21

www.vipbiznesistyl.pl e-mail: redakcja@vipbiznesistyl.pl

WYDAWCA SAGIER Sp. z o.o. ul. Cegielniana 18c/3 35-310 Rzeszów

www.facebook.com/vipbiznesistyl


ALBUM

Halbersztand, cadyk ze Żmigrodu, podczas pobytu wypoczynkowego. Truskawiec 1929 r.

A Zachwycająca

Polska

przedwojenna Na ponad 200 archiwalnych fotografiach Wydawnictwu BOSZ z podkarpackiej Olszanicy udało się odtworzyć fascynujący świat II Rzeczypospolitej. Przyglądamy się polskim miastom – od Lwowa na południowo-wschodnich kresach, po nadbałtycką nowoczesną Gdynię. Oglądamy wiejskie pejzaże z chłopskimi chatami i charakterystycznymi sylwetkami ziemiańskich dworów. Odkrywamy ówczesne kurorty, poznajemy przemysł, motoryzację, zachwycamy się sportem i kulturą międzywojennej Polski. I, jak podkreśla w przemowie prof. Janusz Tazbir, ten album dokumentuje fenomen, jaki dokonał się na ziemiach polskich po I wojnie światowej. Po ponad 100 latach niewoli udało się scalić w jedno państwo polskie tak różne pod względem języka, prawa, szkolnictwa i organizacji ziemie, będące wcześniej pod zaborami: rosyjskim, austriackim i pruskim. Absolutny fenomen.

Luxtorpeda. Pociąg spalinowy kursujący na trasie Kraków – Zakopane. 1933 r.

lbum podzielony jest na trzy części: Pod zaborami, Droga do Niepodległości i W Drugiej Rzeczpospolitej. W tej ostatniej odbywamy wędrówkę po przedwojennych polskich miastach, dworach i wsiach, docieramy do kurortów, podglądamy komunikację, przemysł i wojsko, w końcu możemy się napatrzeć na kadry z wydarzeń sportowych i kulturalnych. Pejzaż II Rzeczpospolitej to tętniące życiem ulice, rozwijające się sieci komunikacyjne, idylliczne dworskie obrazy, ale równocześnie widok maszerujących żołnierzy Legionów. Na krakowskich ulicach ustawiają się kolejki pod cukierniami, sportowcy uczestniczą w pierwszych zawodach na Krupówkach, a na Okęciu ląduje pierwszy samolot. – Nawet dziś tamte obrazy robią imponujące wrażenie – przyznaje Bogdan Szymanik, wydawca, właściciel Wydawnictwa BOSZ. – W tamtym czasie rozwój przemysłowy był niebywały, a tempo budowy Gdyni także współczesnych może zadziwiać. Zwraca też uwagę czynny udział inteligencji w życiu publicznym i budowie autentycznych elit, które znakomicie rozumiały, czym jest patriotyzm. Tego wszystkiego brakuje nam dziś we współczesnej Polsce. Trzeba też pamiętać, że Polska przedwojenna to ogromny odsetek niepiśmiennego, bardzo ubogiego społeczeństwa, przeludnione wsie i zacofane przemysłowo wschodnie połacie ziem. To wszystko też zatrzymano w kadrze. Jednocześnie imponujący jest fakt, że w ciągu zaledwie dwóch dekad niepodległej Polski udało się tak dużo zrobić dla scalenia porozbiorowych ziem i w tak szybkim tempie modernizować kraj. Wielonarodowa, wielokulturowa Polska była znakomitą inspiracją w kręgach artystyczno-kulturalnych i ślady tego odnajdujemy też w albumie. Warszawa, Wilno, Kraków, Lwów – w niczym nie ustępowały europejskim metropoliom, a do polskich kurortów zjeżdżali goście z całej Europy. I, co najważniejsze, w latach II Rzeczpospolitej zdołano, między innymi poprzez szkoły, wychować nowe pokolenie Polaków, przywiązane do wywalczonej kosztem tak wielu ofiar niepodległości. Pokolenie ludzi gotowych oddać życie w jej obronie. Legendę II Rzeczpospolitej przerwała klęska wrześniowa z 1939 roku, po której musiało upłynąć pół wieku, zanim odrodziła się naprawdę niepodległa i suwerenna Rzeczpospolita. 

Tekst Aneta Gieroń Reprodukcje Tadeusz Poźniak

Wołyń. 1934 r.

Podróżni pociągu narciarskiego w Siankach, Bieszczady, 1932 r.


Drogi

Przejezdna część podkarpackiej S19 dłuższa o odcinek od Stobiernej do Sokołowa Małopolskiego

U

mowa na realizację odcinka od Stobiernej do Sokołowa Małopolskiego została podpisano 5 czerwca 2014 r. Umowny termin zakończenia robót określony był na czerwiec 2017 r., jednak z uwagi na budowę tymczasowego łącznika oddanie S19 do ruchu przesunięte zostało na 1 września br. Inwestycja realizowana była systemem „optymalizuj + projektuj + buduj”. Odcinek przebiega przez powiat łańcucki i rzeszowski i tereny gmin: Sokołów Małopolski, Trzebownisko, Czarna. Wykonany został w powiązaniu z drogą krajową nr 19 (strona północna) oraz użytkowanym obecnie odcinkiem drogi ekspresowej S19 Stobierna – węzeł Rzeszów Wschód (strona południowa). Wykonawcą prac o wartości ok. 290 mln zł było konsorcjum firm, z liderem Aldesa Construcciones Polska Sp. z o.o. Sokołów Małopolski „odetchnie” od ciężkiego ruchu

Do budowy 300 tys. mkw. 12,5-kilometrowego odcinka ekspresówki zużyto 21 tys. m sześć. betonu i około 3 tys. ton stali. Budowa trwała dwa lata, nie licząc prac projektowych. Po dwóch latach i trzech miesiącach od podpisania umowy, 1 września br. do ruchu został oddany odcinek S19 od Stobiernej do Sokołowa Małopolskiego. Jest to trzeci odcinek, z którego mogą korzystać kierowcy. Gotowy jest również kolejny fragment S19, od Świlczy do Kielanówki, ale przejazd nim jest niemożliwy ze względu na prace na budowie łącznika Rzeszowa z S19. Pozostałe odcinki ekspresówki są w realizacji lub przetargu.

Z

akres prac obejmował m.in. budowę: odcinka drogi ekspresowej klasy S o długości 12,5 km, węzła drogowego Sokołów Małopolski (DW875), budowę i przebudowę istniejących dróg w zakresie kolizji z drogą ekspresową, budowę dróg dojazdowych i technologicznych, budowę obiektów inżynierskich (25 obiektów mostowych), chodników dla pieszych i ścieżek rowerowych oraz budowę MOP-ów w Stobiernej i Nienadówce. Ponieważ odcinek omija Sokołów Małopolski od strony wschodniej, poprawi się trudna sytuacja komunikacyjna w miejscowości, w której występuje zwarta zabudowa mieszkaniowa, droga ma jedną jezdnię i liczne przejścia dla pieszych. Ruch lokalny nakładał się tu na bardzo duży ruch tranzytowy, co powodowało duże utrudnienia w ruchu i liczne wypadki drogowe. Wybudowany odcinek S19 umożliwi przejęcie części ruchu z istniejącej sieci dróg krajowych oraz odsunięcie ruchu ciężkiego od obszarów zabudowanych, ale także zmniejszy ryzyko wypadków i poprawi przepustowość na kierunku północ-południe. Co słychać na pozostałych odcinkach S19

D

roga ekspresowa S19 powstaje od przejścia granicznego z Białorusią w Kuźnicy Białostockiej do granicy ze Słowacją w Barwinku i jest fragmentem szlaku Via Carpathia. S19 będzie liczyć 570 km, z czego ok. 169 km będzie przebiegać przez Podkarpacie. S19 na Podkarpaciu jest podzielona na kilka odcinków. Gotowe są już cztery odcinki. Są to 12,5-kilometrowy Sokołów Małopolski – Stobierna, 6,9-kilometrowy Stobierna – Rzeszów Wschód, 4,4-kilometrowy Rzeszów Zachód – Świlcza oraz 6,3-kilometrowy Świlcza – Rzeszów Południe (Kielanówka). Łącznie ok. 30 kilometrów. Jednak przejechać można tylko trzema, gdyż oddanie do użytku odcinka Świlcza – Rzeszów Południe (Kielanówka) blokują prace, jakie trwają na budowie łącznika Rzeszowa z S19 przy skrzyżowaniu ul. Podkarpackiej i 9. Dywizji Piechoty. Prawdopodobnie zakończą się one w listopadzie br. W realizacji jest odcinek Rzeszów Południe – Babica o długości 10,3 km, opracowywana jest tu koncepcja programowa. W przetargu są natomiast odcinki Lasy Janowskie – Sokołów Młp. Północ (6 odcinków o łącznej długości 54 km) i prawie 75-kilometrowy odcinek Babica – Barwinek (przetarg na wykonanie koncepcji programowej). 

Tekst Katarzyna Grzebyk Fotografie Archiwum GDDKiA Rzeszów



Debata BIZNESiSTYL „Na Żywo”

Jak zmienić polską szkołę na lepsze

Od lewej: Kazimierz Leniart, dr hab. Alicja Ungeheuer-Gołąb, dr Mariusz Kalandyk oraz prowadzące debatę Katarzyna Grzebyk i Alicja Bosak.

Koniec z gimnazjami. Do systemu edukacji właśnie wróciły ośmioklasowe szkoły podstawowe. Reforma szkolnictwa budzi kontrowersje, ponieważ przygotowano ją zaledwie w rok, a proces kształcenia wymaga dobrze przemyślanych i rozważnych ruchów. Czy da się „na chybcika” stworzyć dobrą szkołę i jakiej zmiany potrzebuje polska edukacja próbowaliśmy odpowiedzieć w trakcie debaty BIZNESiSTYL „Na Żywo” w restauracji La Famiglia w Rzeszowie wraz z zaproszonymi gośćmi: dr hab. Alicją Ungeheuer-Gołąb, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego z Katedry Pedagogiki Przedszkolnej i Wczesnoszkolnej; Kazimierzem Leniartem, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 3 im. Henryka Sienkiewicza w Rzeszowie oraz dr. Mariuszem Kalandykiem, nauczycielem konsultantem z Podkarpackiego Centrum Edukacji Nauczycieli w Rzeszowie.

Tekst Alina Bosak, Katarzyna Grzebyk Fotografie Tadeusz Poźniak

O

wadach i zaletach polskiego systemu edukacji zawsze sporo się mówiło i nieustannie go zmieniało. Oczywiście, w dłuższej perspektywie czasu żaden system oświaty nie jest czymś trwałym, zmienia się wraz z przemianami gospodarczymi, politycznymi i społecznymi. Ale w Polsce wydaje się podlegać zmianom wyjątkowo nietrwałym. Począwszy od reformy w 1999 roku, która wprowadziła do systemu edukacji gimnazja, poprzez nieustanne poprawianie podstawy programowej przez kolejne rządy, aż po obecną, wchodzącą właśnie w życie reformę, która przywraca w szkołach podstawowych system ośmioklasowy. Dlaczego nie możemy się raz zdecydować, jak dobrze wyedukować dzieci? – Jedną z przyczyn może być to, że system edukacji nie jest doskonały, więc decydenci wciąż coś zmieniają, znajdując w nim rzeczy, które jakiejś grupie nie odpowiadają. Zmienia się świat i zmieniają się treści w podstawach programowych. Zmienia się także dziecko, chociaż akurat tego

10

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

twórcy programów, według mnie, pod uwagę nie biorą. Dotyczy to także najnowszej reformy, która wprowadzana jest zbyt szybko, co podkreślają autorytety z wielu środowisk – zauważyła Alicja Ungeheuer-Gołąb. – I poprzednia, i obecna reforma systemu edukacji były wyłącznie reformami administracyjnymi. Nikt nie bierze pod uwagę tego, co rzeczywiście potrzebne jest dziecku, uwaga reformatorów skupia się na liczbie klas, liczbie przedmiotów, sprawach organizacyjnych. Tymczasem trzeba poprawiać samą edukację. To ważniejsze niż likwidacja gimnazjów. Nie byłam zwolenniczką ich wprowadzania, ale one już okrzepły, wypracowano metody pracy z młodzieżą w tej grupie wiekowej. Tak, są w wieku, który dla pedagogów jest wyzwaniem, ale to właśnie te dzieci zmieniają świat, zmieniają nauczyciela i rodzica. Pani profesor, nie zaprzeczając, że szkoła musi też dostarczyć określonej wiedzy z poszczególnych przedmiotów, przypominała, jak niewiele zmian w samej edukacji proponują kolejni ministrowie. – Zbyt mało zmian zachodzi w meto-


Salon opinii dach nauczania. A dziecko powinno otrzymywać nie wiedzę poszatkowaną, ale taką, którą będzie potrafiło praktycznie zastosować. Co znaczące, prof. Dorota Klus-Stańska zwróciła uwagę na to, jakim językiem są pisane kolejne podstawy programowe. Nakazowy dobór słów świetnie oddaje charakter polskiej szkoły: dziecko ma utrwalać, udoskonalać, a byłoby lepiej, gdyby potrafiło coś zbudować, stworzyć, zmierzyć, wyciągnąć wnioski. Za tym językiem idą postawy nauczycieli, bo jeśli dziecko ma tylko poznać, to już nie musi zbadać, dociec prawdy. azimierz Leniart, praktyk z olbrzymim doświadczeniem – na funkcji dyrektora rozpoczyna rok szkolny już po raz 27., a wcześniej przez 10 lat pracował jako nauczyciel – jest w centrum kolejnych zmian, jakie przechodzi system edukacji. – Kiedy rozpoczynałem pracę w szkole, po pierwszych pięciu latach pracy w klasach 4-8 doskonale znałem program, treść podręczników i idąc np. na zastępstwo wiedziałem, czego mam uczyć. Warto doskonalić metody pracy z uczniami, ale w oświacie niezbędna jest stabilizacja. Nie może być tak, że jeszcze nie poznało się dobrze słabych i mocnych stron podstawy programowej, a już pojawia się zupełnie nowa. Moim zdaniem, żyjemy w Polsce od wyborów do wyborów. A przez cztery lata nie zdąży się wypracować sensownego rozwiązania w edukacji. Gdy zostałem dyrektorem, przez pierwsze trzy lata poznawałem środowisko, wdrażałem swoją koncepcję pracy szkoły, Dopiero w czwartym-piątym roku placówka zaczęła działać tak, jak to sobie wyobrażałem. Politykom często brakuje odpowiedniego doświadczenia i spójnej wizji edukacji obejmującej cały cykl kształcenia. Każdy rząd bierze się za zmiany w systemie edukacji, bo główne koszty spadają na samorządy. Rzeszów na obecne zmiany (dostosowanie szkół) wydał już ok. 3 mln zł, a szacuje, że jeszcze wyda ponad 9. Poprzednia reforma, wprowadzająca gimnazja, była potrzebna, ale nie została dokończona, bo upłynęła kadencja tych, którzy ją wprowadzili, a następcy zmieniali szkołę bez rzeczowej analizy tego, co było, i bez określenia spójnej, zrozumiałej dla wszystkich podmiotów edukacji, koncepcji polskiej szkoły.

Kazimierz Leniart.

K

Gimnazja wyrównywały szanse

Z

daniem dyrektora Leniarta, gimnazja miały wyrównywać szanse edukacyjne dzieci, przede wszystkim z wiejskich środowisk. Wybudowano wiele pięknych szkół. – Pracę nauczyciela zaczynałem w gminnej szkole w Błażowej. Miała ona wiele małych przysiółków, w których istniały szkoły, gdzie łączono klasy, uczyło się w nich po kilkoro dzieci. W Bieszczadach także mnóstwo było takich szkółek. Jakie szanse miały dzieci, kończące tam 8 klasę, na pójście do dobrego liceum, technikum w mieście? Zakompleksione, niepotrafiące swobodnie się wypowiadać, bez dostępu do technologii informacyjnych czy nawet bez możliwości nauki języka angielskiego. Wyobraźmy sobie, że budujemy w małej miejscowości nowoczesną szkołę i nie oszczędzamy. Doprowadzamy Internet, wyposażamy w najnowocześniejsze pomoce naukowe, sprowadzamy nauczycieli języków obcych, oferując im np. mieszkanie. Dzieci, które z przysiółków i okolicznych wiosek trafiłyby do takiej szkoły na trzy

lata, poszłyby w świat z podniesionymi głowami. Tymczasem sprawę gimnazjów w małych gminach popsuto, bo poskąpiono pieniędzy. Zaczęto je łączyć z podstawówkami, nie zmieniono przepisów pozwalających ściągnąć do małych miejscowości dobrych i wykwalifikowanych nauczycieli czy pozwalając na naukę w mniejszych klasach. Przerwano także bieg tamtej reformy w szkołach średnich, zmieniając kilkukrotnie formułę matury, zamiast od początku mądrze ją połączyć z naborem na studia. W dużych miastach (np. w Rzeszowie) gimnazja zaczęły funkcjonowały dobrze, osiągając wyniki porównywalne z europejskimi. My, zamiast poprawiać i doskonalić system, zmieniamy go od lat w sposób rewolucyjny. Zresztą burzyć jest zawsze łatwiej. Jest wiele problemów, z którymi boryka się dziś szkoła i nie dotyczą one tylko samych programów nauczania i metod. Ważne jest określenie konkretnego poziomu zaangażowania rodziców w system edukacji i określenia granic ich ingerencji w proces edukacyjny i wychowawczy. Dalekie od ideału jest także przygotowanie absolwentów studiów pedagogicznych do zawodu nauczyciela, jak i prestiż samego zawodu. Chcemy świetnych nauczycieli, a deprecjonujemy zawód – Reformy systemu edukacji wprowadza się „od tyłu”. One powinny zaczynać się od zmian w programach studiów pedagogicznych. Jako nauczycielka nauczycieli powinnam być kierowana na szkolenia, mówiące o tym, co będzie się zmieniać w pracy nauczyciela w związku z wprowadzaną reformą. Wiedzę przekazałabym studentom, którzy wkraczaliby do zawodu lepiej przygotowani – stwierdziła prof. Ungeheuer-Gołąb. – Niestety, kuleje także przygotowanie samych rodziców do wychowania dzieci. Powinny być szkolenia także dla nich na temat rozwoju dziecka, radzenia sobie z trudnościami wychowawczymi. Z mojej dziedziny, którą jest literatura dziecięca, mogłyby to być spotkania na temat tego, jakie książki dzieciom czytać, jakie treści zawiera współczesna nowa literatura i jak może pomóc rodzinie. Obserwuję wiele zachowań, rozmów, pytań świadczących o tym, że i rodzice, i nauczyciele są często bezradni. 

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

11


Salon opinii Do tego, zdaniem Kazimierza Leniarta, uczelnia nie przygotowywała ani 30 lat temu, ani teraz. – Wciąż są nauczyciele, którzy nie muszą krzyczeć, aby utrzymać dyscyplinę na lekcji, ale są i tacy, którym dzieci mogą wejść na głowę. Brak pozytywnej selekcji do tego zawodu. Liczy się nie tylko wiedza przedmiotowa. W szkole mamy dziś dzieci z różnymi dysfunkcjami (ADHD, autyzm, zespół Aspergera) i potrzeba nauczycieli przygotowanych do pracy z takimi uczniami. Dzisiaj uczelnie pedagogiczne powinny standardowo wyposażać studentów w udokumentowaną wiedzę, jak postępować z takimi dziećmi. iestety, jest także problem z elitarnością zawodu nauczyciela. Chcielibyśmy, aby nasze dzieci uczyli ludzie najbardziej inteligentni i z predyspozycjami do tej profesji. Tymczasem zawód został zdeprecjonowany. – Dopóki zawód nauczyciela będzie postrzegany jako nieatrakcyjny, dopóty nie będziemy mieli w szkołach elity – stwierdziła pani profesor. – Wszystko się zdewaluowało i dewaluuje się dalej. – Nauczyciel po studiach zarabia netto poniżej 2000 zł. Zarobki personelu obsługowego bywają wyższe, co wcale nie świadczy, że zarabia on za dużo. To nauczyciel zarabia bardzo mało, nieadekwatnie do odpowiedzialności i wykształcenia. To zniechęca do zawodu, a w szkołach potrzebujemy ludzi z pasją – dodawał dyrektor Leniart. – Mamy dzieci ze środowisk patologicznych, z wzorcami postaw społecznych utrwalonymi od kilku pokoleń. Wymagają pozytywistycznej pracy u podstaw. I, owszem, mamy rozporządzenia, programy wychowawcze, wszystko pięknie napisane, ale z ograniczoną przez niskie nakłady na oświatę możliwością realizacji. Tylko dwie godziny w tygodniu na pracę z takim dzieckiem to za mało. Ponadto przepisy oświatowe wprowadzają pojęcia – nauczyciel wspomagający i pomoc nauczyciela. Ten pierwszy musi mieć pełne kwalifikacje pedagogiczne i uprawnienia do pracy z dziećmi dysfunkcyjnymi (jest „droższy”, bo zatrudniany według stawek nauczycielskich), a ten drugi może legitymować się wykształceniem zawodowym. Jest „tańszy”, bo zatrudniany jest jako pracownik obsługi, ale nie może on samodzielnie sprawować opieki nad uczniem np. z autyzmem. Szkoły, ze względów ekonomicznych, najczęściej korzystają z tej właśnie możliwości pomocy nauczycielowi uczącemu w klasie, do której chodzi dziecko z autyzmem. Zapis o pomocy takim dzieciom jest rządowy, ale finansują ją w zdecydowanej części samorządy. – Autorzy reform powinni wiedzieć, że najważniejsza edukacja to ta w przedszkolu i szkole podstawowej. Szkody, jakie na tym etapie może wyrządzić dziecku słabo przygotowany nauczyciel, czy źle zorganizowana szkoła, już nie da się nadrobić – uczulała profesor. – Program edukacji wczesnoszkolnej w nowej podstawie powinien być skrupulatnie przemyślany. Jak to możliwe, że nie ma w nim słowa o teatrze, skoro wiemy, że w nim właśnie realizuje się doskonale podstawowa forma rozwoju dziecka – zabawa. Edukacja muzyczna to jakieś sztywne zapisy, które wykluczają spontaniczność, łączenie jej z innymi sztukami. A sztuka i kreacja powinny być punktem wyjścia w edukacji. Od nich trzeba

N

12

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

zaczynać i dopiero poprzez te działania uczyć treści poznawczych. Tworzylibyśmy inne dziecko. nacisku na rozwój nauk ścisłych i przyrodniczych popada się w skrajności, zapominając, że genialne dzieła powstają często na styku nauk, a Leonardo da Vinci był i wynalazcą, i malarzem. – Tagore pisał, że nauka na pewno da nam potęgę, ale pełni człowieczeństwa nie osiągniemy bez zrozumienia innych – ludzi, narodów, krajów. W szkołach nie uczymy zrozumienia, bo wykluczyliśmy z niej sztukę – powtórzyła Alicja Ungeheuer-Gołąb, stwierdzając: – Trzeba by zmienić mentalność Polaka. Tyle się mówi, że dzieci są ważne, ale to puste i sztuczne słowa. Czasem, gdy rozmawia się z rodzicami, bywa, że także z nauczycielami, czy osobami niezajmującymi się wychowaniem, często nie postrzegają oni dziecka jako partnera zasługującego na uwagę i szacunek na równi z dorosłymi. To nie ma nic wspólnego z tym, co głosił Janusz Korczak, czy Célestin Freinet. Pokażcie mi szkołę, gdzie dziecko może przyjść i powiedzieć „ja uważam inaczej”. – Uczelnie tego nie uczą – ripostował dyrektor Leniart. – Ja się staram – zapewniała pani profesor. – Studentem pierwszego roku powtarzam: jeśli nie lubicie dzieci, nie zostawajcie nauczycielami.

W

Rankingi a życie Mimo, że liczba pasjonatów w zawodzie wciąż wydaje się niewystarczająca, polscy uczniowie na tle rówieśników z innych krajów wypadają naprawdę dobrze. Pokazują to wyniki badań Programu Międzynarodowej Oceny Uczniów (PISA – Programme for International Student Assessment), czyli najważniejszych i największych badań edukacyjnych na świecie, realizowanych od 2000 r. przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). W badaniu z 2015 r., na 72. kraje Polska zajęła miejsce 22. Najlepsze były: Singapur, Japonia i Estonia. W porównaniu do krajów Unii Europejskiej polscy 15-latkowie zajęli 3. miejsce w czytaniu, 6. w matematyce i 10. w naukach przyrodniczych. W innym badaniu OECD z 2015 roku Polska zajęła 11. miejsce w zakresie wiedzy uczniów z matematyki i nauk ścisłych. Na pierwszym miejscu znów był Singapur. Tuż za nim: Hongkong, Korea Południowa, Japonia i Tajwan. Daleko za Polską znalazły się Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. ariusz Kalandyk do rankingów odniósł się ze sceptycyzmem. – Wszystkie zewnętrzne sposoby mierzenia wyników w nauce są ważne. One także pokazują pewne parametry, które – poprzez zdolność do uogólnień – sprawiają, że możemy się cieszyć określonym miejscem i przyrostem istotnych kompetencji. Tylko że to może być fałszywe – zauważył. – Gdy zabierają się za analizę tych wyników znawcy przedmiotu, którzy wiedzą, jak posługiwać się narzędziami wiążącymi się z PISA albo innymi sposobami testowania, pokazują zakres manipulacji w budowaniu informacji o wynikach PISA, które odpowiadają określonemu zapotrzebowaniu. Przykładowo, wyniki będą lepsze, gdy pominiemy pewien fragment badanej populacji albo przestawimy je tak, by komentarz kierował opinię publiczną w określonym kierunku. Szkoła i cały sys-

M


Salon opinii tem edukacji ma swoje cele, które wymykają się statystyce i testowaniu. Testy obejmują tak naprawdę niewielki procent tego, co uczeń w danym środowisku ma osiągnąć w sensie swojego rozwoju duchowego, intelektualnego, emocjonalnego, społecznego itd. Testy nigdy tego nie zmierzą. Wszystko zależy od doświadczenia nauczycieli oraz – w naszych warunkach – dobrze przygotowanej i zredagowanej podstawy programowej, która jest wynikiem długotrwałego, wieloletniego namysłu wielu środowisk. Środowisk, które odpowiadają za to merytorycznie, instytucjonalnie oraz politycznie. Dr Kalandyk powtórzył za prof. Bogusławem Śliwerskim, przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, że dobrą podstawą programową, chociaż na pewno nie idealną, była ta sformułowana zaraz po przemianie ustrojowej w 1989 roku. – Była dobra, bo była przejawem ścierania się stanowisk wielu środowisk. Tych, które nazywamy dziś solidarnościowymi, chociaż de facto to pojęcie także ogranicza obszar przedsięwziętych wtedy rozmów. Ówczesna podstawa była projektem zdemokratyzowania życia szkoły m.in. przez dopuszczenie do udziału w jego organizacji zarówno nauczycieli, jak i rodziców oraz uczniów. Z biegiem czasu wrócono do „sprawdzonego”, centralistycznego sposobu zarządzania oświatą. – Nie była idealna – kontynuowała Alicja Ungeheuer-Gołąb. – Ale gdybyśmy tamtą podstawę programową z 1992 roku szanowali i zmieniali tylko o tyle, o ile musiałaby się zmieniać ze względu na rozwój świata, mielibyśmy na bardzo dobrym poziomie i nauczanie nauczycieli, i nauczanie dzieci, i ich wychowanie. I z tą opinią zgodzili się wszyscy uczestnicy debaty. Kazimierz Leniart dodał, że wraz ze zmieniającym się światem i potrzebami dziecka do szkół powinny być jeszcze dokładane zdecydowanie większe fundusze na nowoczesne pomoce, a klasy powinny być dzielone na małe grupy językowe. – Przecież nie może być tak, że dziecko uczy się języka obcego od szkoły podstawowej do ponadgimnazjalnej (12 lat), a badania z matur pokazują, że znajomość języka jest na niskim poziomie, a ze swobodnym mówieniem jest jeszcze gorzej. Ale jak nauczyciel ma nauczyć mówić w języku obcym, gdy w klasie jest np. 28 dzieci? Nauka języka obcego powinna się odbywać w grupach 6-8-osobowych, ale w klasach 1-3 nie można w ogóle dzielić klas na grupy, a w kl. 4-8 tylko wtedy, gdy klasa liczy powyżej 24 uczniów. – Może teraz coś się zmieni, skoro nowa reforma zakłada, że dzieci będą się uczyć jednego języka zarówno w szkole podstawowej, jak i średniej – zauważyła Alicja Ungeheuer-Gołąb. – Nauka języka wymaga większych nakładów finansowych, tylko nikt nie chce ich dać. Gdybym był ministrem, wydałbym rozporządzenie, że absolwent szkoły ponadgimnazjalnej powinien zdać certyfikat FCE z języka angielskiego. Przecież szkołom językowym wystarcza połowa tego czasu. Nie da się przeprowadzić skutecznie reformy systemu edukacji bez zwiększania nakładów – dodał dyrektor. Oszczędności nie służą jakości Dyrektorzy szkół otrzymali zalecenia, aby nauczyciele więcej uczyli przez zabawę oraz częściej wykorzystywali

Dr hab. Alicja Ungeheuer-Gołąb. nowoczesne pomoce naukowe, jak np. tablice interaktywne. Tymczasem w wielu szkołach tablice te leżą w magazynach, a nauczyciele nie chcą ich wykorzystywać, mimo że organizowane są specjalne szkolenia. Gdzie tkwi problem? Zdaniem Kazimierza Leniarta, już absolwenci uczelni wyższych, którzy rozpoczynają pracę w szkole, powinni posługiwać się taką tablicą. - Kiedy przychodzą do mojej szkoły na praktykę, zawsze pytam ich o tablicę interaktywną. Odpowiadają, że na studiach nie mieli z nią do czynienia – mówi. – Niestety, uczelniom również brakuje pieniędzy na to, żeby dobrze wyszkolić przyszłych nauczycieli – odpowiedziała prof. Ungeheuer-Gołąb. – W związku z ograniczeniem środków finansowych często redukowane są liczby godzin przeznaczone na przedmioty ważne z punktu widzenia przygotowania nauczyciela. Podczas debaty dyskutowaliśmy także nad tym, czy edukacja szkolna pozwala młodemu człowiekowi nie tylko zdobyć wiedzę, ale rozwijać możliwości poznawcze oraz czy nadąża za potrzebami rynku pracy. Wszak wielu przedsiębiorców już teraz ma spory problem z zatrudnieniem pracowników, a problem będzie narastał. Mariusz Kalandyk stwierdził, że współczesny świat, owszem, buduje swoją potęgę na eksperckiej wiedzy, ale... – Wiemy bardzo dużo o tym, jak człowiek się rozwija, w jaki sposób poznaje świat, możemy to wszystko przekładać na różnego rodzaju propozycje metodyczne, ale z drugiej strony nakłada się na to coś, co nazywam strukturalną niewydolnością. Dramat polega na tym, że zarówno studia wyższe, jak i edukacja szkolna w przedziwny sposób paraliżują możliwości poznawcze niejednego ucznia w stanowczo zbyt wielu obszarach jego potencjalnych talentów – zauważył. – Jest to szczególnie niebezpieczne zwłaszcza w pierwszych latach nauki, gdy rozwijanie możliwości poznawczych jest najważniejsze – dodała prof. Alicja Ungeheuer-Gołąb. Nasi rozmówcy stwierdzili, że podnoszony ostatnio problem niedostatku nisko wykwalifikowanych pracowników na rynku pracy nie powinien szczególnie martwić. W społeczeństwie naturalne jest, że nie wszyscy mają wyższe wykształcenie lub są inżynierami. Zdaniem Alicji Ungeheuer-Gołąb, nauczanie państwowe powinno koncentrować 

Więcej informacji i fotografii na portalu www.biznesistyl.pl


Salon opinii się na tym, aby dać dziecku wszelkie możliwości najlepszego rozwoju, a społeczeństwo powinno zmienić mentalność i zadać sobie pytanie: kogo chcemy wychować, kogo chcemy mieć po tych 12 latach nauki? Zgodził się z tym Mariusz Kalandyk, który powiedział, że do pewnego momentu w życiu szkolnym dziecka wykształcenie ogólne było obowiązujące. – Błąd w naszym rozumowaniu polega na tym, że utożsamiamy wykształcenie ogólne z modelem uniwersyteckim. Uważamy, że wykształcenie ogólne to erudycja, wąsko rozumiany encyklopedyzm do biernego przyswojenia i odtworzenia, a to nieprawda – powiedział. – Nadmiar i brak selekcji treści nauczania sprawiają, że ów schemat myślenia o szkole ma się wyjątkowo dobrze. W polskiej szkole duży nacisk kładzie się na naukę pamięciową, więc dziecko, które ma świetną pamięć, bez problemu recytuje formułki. – Czy dziecko wie, po co uczy się tej formułki, czy potrafi ją zastosować? Czasem nawet nauczyciele nie potrafią odpowiedzieć, po co dzieci uczą się wierszy na pamięć. Gdy pytam, po co dzieci robią kwiatki z bibuły, pada odpowiedź: żeby wzmocnić małą motorykę. Oczywiście, ale kwiatek z bibuły jest też dziełem dziecięcej twórczości, to edukacja przez sztukę, kształtująca zmysł estetyczny dziecka. Zatem taka czynność powinna być powiązana z uświadomionym, dalekosiężnym celem – mówiła prof. Ungeheuer-Gołąb. Jaka przyszłość dla polskiej szkoły?

N

asza dyskusja miała na celu także porównanie polskiego systemu edukacji z innymi oraz wskazanie nowych kierunków, w jakich mogłaby podążać polska szkoła. Mariusz Kalandyk zwrócił uwagę na ideę „budzącej się szkoły”, jaka z powodzeniem od kilku lat realizowana jest w Niemczech. – W „budzącej się szkole” tworzy się przede wszystkim inne przestrzenie edukacji, które zrywają z tradycyjnym myśleniem o placówce edukacyjnej. Bez dokuczliwego i często ogłupiającego „ukrzesłowienia”, przyjazne dla ucznia, bezpieczne i zachęcające do szukania, badania, zadawania pytań. Uczeń ma prawo wyboru form związanych ze sposobami wykorzystania owych przestrzeni i może to prawo wyboru z satysfakcją dla siebie realizować; ba, jest do tego zachęcany, ponieważ uczy się przy tym intensywniej i wydajniej. „Budząca się szkoła” powstała w Niemczech, rozwija się w Austrii, działa również w Polsce – opowiadał Mariusz Kalandyk, który zwrócił także uwagę na rosnącą potrzebę zdobywania w szkole wielorakich i zróżnicowanych kompetencji. ego zdaniem, każdy z nas musi być dobrze wykształcony, zarówno nauczyciel, jak i mechanik samochodowy i szkoła powinna to wykształcenie zapewnić. – Czy przyszły mechanik samochodowy jest gorszy od, powiedzmy, przyszłego nauczyciela? To bzdura, nieprawda. Szkoła powinna być miejscem nauki i równych szans zarówno dla przyszłych mechaników, jak i lekarzy, nauczycieli, naukowców i artystów. Trudno to zrealizować, ale jeśli zgodzimy się na formułę kształcenia ogólnego, która mówi o tym, że w szkole szykujemy miejsca dla rozwoju emocjonalnego, duchowego, intelektualnego i społecznego dla wszystkich, to nauczycielom łatwiej będzie pracować.

J

14

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Nasi rozmówcy zgodzili się ze stwierdzeniem, że zawód nauczyciela staje się zajęciem trudnym i wymagającym, choć społeczeństwo go deprecjonuje. Mariusz Kalandyk uważa, że nauczyciele sami sobie powinni stawiać konkretne wymagania, jeśli chodzi o rozwój zawodowy, ciągłe kształcenie się i świadomy rozwój. – Bogata osobowość i wciąż doskonalone kompetencje zawodowe budują dobre relacje, a one z kolei są gwarancją efektywniejszego uczenia się – mówił. – To wszystko można osiągnąć poprzez edukację humanistyczną, która jest wyrzucana ze szkół średnich. Nie ma już muzyki i plastyki, poprzednia reforma stawiała na politechnizację, która i tak przecież występowałaby naturalnie – dodała prof. Ungeheuer-Gołąb. ariusz Kalandyk przytoczył anegdotę związaną ze śp. profesorem Jerzym Vetulanim, który na jednym z wykładów opowiadał o wnuczce uczącej się w Holandii i był zauroczony tamtejszym systemem edukacji. Szkoła holenderska stawia rozsądne wymagania, buduje przyjazną dla dziecka przestrzeń i nie zapomina o tym, że jesteśmy istotami zanurzonymi również w żywiole biologicznym, charakterystycznym dla naszego gatunku, musimy więc pokonywać pewne przeszkody, odbywać próby, przechodzić inicjację. Dziecko, przechodząc np. z pierwszej do drugiej klasy, musi nie tylko posiadać konkretne umiejętności, ale przejść jeszcze próbę charakteru i np. zjechać po zabezpieczonej przez dorosłych poręczy. Jest to dowód męstwa i symboliczny awans do następnej klasy. Wspomniana szkoła uznaje za ważną również „kulturę błędu”, a więc to, że błąd jest czymś oczywistym i nie należy się go wstydzić. Jest za to naturalną formą zdobywania doświadczenia i wiedzy. – Rytuałów inicjacyjnych nie ma ani w polskiej szkole, ani w domach, więc w okresie dorastania i w wieku dojrzałym wiele osób przeżywa głębokie kryzysy egzystencjalne. Poza terapią może pomagać je rozwiązać czytelnictwo literatury pięknej i kontakt ze sztuką. Dlatego dziedziny te są tak ważne – przyznała Alicja Ungeheuer-Gołąb. Nasza rozmówczyni miała okazję obserwować nauczanie w szwedzkiej szkole. Jej uwagę najbardziej zwrócił fakt, że w Szwecji dzieci są ważne, rozmawia się z nimi, bierze się pod uwagę ich pomysły i rozwiązania. Szkoła posiadała duże, dobrze wyposażone zaplecze, istotne w edukacji wczesnoszkolnej, a nauczycielka, realizując program, wchodziła w role, tzn. podczas zajęć z tekstem literackim przebierała się za malarkę, czarodziejkę, detektywa itp. W ten sposób łączyła swoje zaangażowanie z walorami tekstu i sztuki, i realizowała wybraną przez szkołę metodę pracy. edług Kazimierza Leniarta, nie można wydawać opinii o całym systemie edukacji na podstawie wizyty w jednej szkole, która zapewne jest wybrana, aby prezentować ją przedstawicielom innych państw. – Nie mam kompleksów w stosunku do Niemców czy Szwedów, choć jestem wykształcony w polskiej szkole. Podkreślam jeszcze raz, że trudno ulepszyć polską szkołę, bo żyjemy od wyborów do wyborów i popadamy z jednej skrajności w drugą. Chcielibyśmy natychmiast wprowadzać najlepsze wzorce z szkół ze bogatych krajów

M

W



Więcej wydatków na edukację i mądre osoby tworzące podstawę programową

Dr Mariusz Kalandyk. świata bez brania pod uwagę naszych warunków, tradycji, mentalności. Z kolei w Polsce też są szkoły, którymi możemy się pochwalić, bo pracuje w nich grupa pasjonatów, i bardzo dobrze. Ale popatrzmy na to z innej strony: czy wystarczyłoby dzieci i nauczycieli oraz środków, by cały system oświaty w Polsce tak działał? – stwierdził dyrektor. daniem Mariusza Kalandyka, polskiej szkole brakuje demokracji. Wszystko jest scentralizowane, tymczasem o obliczu szkoły powinny decydować środowiska np. rodziców. Jak zauważyli pozostali goście debaty, rzeczywistość jest całkiem inna, bo rodzice nie chcą aktywnie uczestniczyć w pracach rady rodziców, nie chcą pełnić funkcji przewodniczących, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. – Jest taki zapis, którego połowa szkół pewnie nie stosuje, a który mówi o tym, że rada rodziców uchwala program profilaktyczny i wychowawczy przy współudziale rady pedagogicznej. Czy rada rodziców rzeczywiście pisze ten program? – pytał Kazimierz Leniart. – Sama byłam świadkiem sytuacji, gdy rodzice otrzymali program profilaktyczno-wychowawczy i nie wiedzieli, jak się ustosunkować do niego – mówiła prof. Alicja Ungeheuer-Gołąb. – Robimy to, zanadto teoretyzując. Chcielibyśmy od razu mieć pewien idealny model i wdrażać go wierząc, że nie będzie zgrzytów. Problem w tym, że aby taki model zadziałał, najpierw trzeba spełnić warunki brzegowe, a te nie mogą być zrealizowane natychmiast z oczywistych względów. Wychodzi na jaw brak kompetencji, brak chęci, brak doświadczenia ze strony rodziców i ochota na „święty spokój” – zauważył Mariusz Kalandyk. licja Ungeheuer-Gołąb stwierdziła, że pieniądze na reformę systemu edukacji powinny być przeznaczone na dofinansowanie tego, co już jest. Uważa, że zamiast zmieniać wszystko, powinniśmy naprawiać to, co złego zrobiła poprzednia ekipa rządząca. – W szkole powinno być więcej mas plastycznych, instrumentów, teatrów szkolnych. Co stoi na przeszkodzie, żeby zrobić salę baletową z lustrami, z której mogłyby korzystać wszystkie dzieci – pytała.

Z

A

Polska plasuje się na 9. miejscu od końca wśród krajów UE jeśli chodzi o wydatki na edukację. W zestawieniu za 2011 rok, wydawała na edukację 4,94 proc. PKB. W 2015 roku udział wydatków na oświatę i wychowanie został zaprojektowany na poziomie 2,52 proc. PKB. Dla porównania, średnia w krajach unijnych to ok. 5 proc. PKB. Różnica jest drastyczna. Co zrobić, żeby w polskiej szkole było lepiej? – Nad podstawą programową powinny pracować osoby, które potrafią spojrzeć na świat oczami dziecka, rozumieją jego potrzeby i oczekiwania. Lista lektur dla klas I-III powinna być staranniej przemyślana. Szkoda, że brakuje w niej „Kubusia Puchatka”, liryki dla dzieci i współczesnej prozy zagranicznej – zaznaczyła Alicja Ungeheuer-Gołąb. – Żadna z rządzących ekip nie brała pod uwagę, że o rozwoju dziecka decyduje edukacja wczesnoszkolna. Nauczycielkę w przedszkolu niektórzy nadal traktują jako osobę, która nie musi mieć wyższego wykształcenia. Musi zmienić się status zawodu nauczyciela. azimierz Leniart uważa, że nad modelem polskiej szkoły powinni pracować i praktycy, i teoretycy, oddać się burzy mózgów, skonsultować nowy pomysł i wcielić w życie w ciągu 8-10 lat. – Podczas ostatniej reformy w miarę dokładnie zreformowano szkoły podstawowe i gimnazja, brakło już czasu na szkoły ponadgimnazjalne. Ciągle pojawiają się nowe pomysły, np. szafki, aby dzieci mogły trzymać w nich podręczniki i inne rzeczy, tak jak to jest w USA. Pamiętajmy, że u nas funkcjonuje zupełnie inny system edukacji i wprowadzenie szafek nic nie zmieni. Najpierw trzeba zmienić system, potem szafki. Inni chcą, żeby wprowadzić pedagogikę Montessori, ale jak wprowadzić ją w 28-osobowej klasie? – Jestem za ideą szkoły humanistycznej, to gwarancja, że nie zginiemy jako ludzie; edukacja humanistyczna nie wyklucza też wykształcenia świetnych inżynierów czy lekarzy – dodała Alicja Ungeheuer-Gołąb. Stwierdziła jednocześnie, że lista lektur dla klas 1-3 jest „okrojona” o połowę i zawiera zbyt mało poezji. – Muszę też pokazać hipokryzję polskiego dorosłego i co robi on społeczeństwu – dodała. – Ostatnio mamy w mediach szum związany ze ścinaniem drzew w Puszczy Białowieskiej, tymczasem do kanonu lektur wszedł, skądinąd bardzo piękny tekst Marii Terlikowskiej pt. „Drzewo do samego nieba”. Utwór opisuje pragnienie dziecka, aby drzewo, które rośnie w kamiennym podwórzu, istniało do końca świata. Z jednej strony uczymy więc małe dziecko, że drzewo ma być ponadczasowe, wieczne, a z drugiej – nasyłamy ekipę antynarkotykową na tych, którzy drzew bronią. To nie mieści się w głowie. – Polska szkoła powinna uczyć zrównoważonego rozwoju, uczyć, że wszyscy żyjemy pod tym samym niebem. Jeśli spieramy się o lektury szkolne, to nie o konkretne tytuły, tylko o to, jaką funkcję pełni literatura i jakie ślady odciśnie w umysłach „małorosłego ludu”, jak wpłynie na jego dojrzewanie i czy pomoże ukształtować dobrego człowieka, a przez to także dobre społeczeństwo – podsumował Mariusz Kalandyk. 

K



N A U K A

Dzięki naukowcom z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie świat może udoskonalić działanie sztucznej inteligencji. Zespół kierowany przez prof. dr. hab. inż. Bogdana Wilamowskiego, wybitnego uczonego w zakresie elektroniki i informatyki, opracował nowe rozwiązania w obszarze komputerowej inteligencji – głębokiego uczenia. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego uznało je za jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej nauki w roku 2016.

Prof. dr hab. inż. Bogdan Wilamowski.

Osiągnięcie naukowców z Rzeszowa może zmienić naszą przyszłość

P

ublikacja „Osiągnięcia polskiej nauki 2016” powstaje przy udziale m.in. Narodowego Centrum Nauki, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Polskiej Akademii Nauk. To właśnie w niej i jako jedyne z Podkarpacia, znalazły się nowe rozwiązania dotyczące sztucznej inteligencji, które opracowali naukowcy z Katedry Elektroniki i Telekomunikacji WSIiZ. Zespół kierowany przez prof. dr. hab. inż. Bogdana Wilamowskiego, do którego należą dr inż. Janusz Korniak, dr inż. Janusz Kolbusz i dr inż. Paweł Różycki, przeprowadził szereg badań w zakresie rozwoju płytkich i głębokich architektur sieci neuronowych, opracował nowe, ulepszone algorytmy uczenia sieci neuronowych oraz analizę zachowania różnych architektur sieci ANN przy użyciu różnych problemów referencyjnych. Udoskonalanie sztucznej inteligencji Czym jest głębokie uczenie, nad którym pracował zespół naukowców z Rzeszowa? To jeden z najszybciej rozwijających się obszarów sztucznej inteligencji. Polega na tworzeniu skomplikowanych architektur sieci neuronowych (inspiracją była budowa ludzkiego mózgu), dzięki którym maszyny potrafią uczyć się, rozpoznawać obiekty oraz reagować w sposób podobny, a nawet lepszy od ludzkiego. Takie systemy stosowane są już w diagnostyce medycznej, rozpoznawaniu mowy, prognozach finansowych. To krok w kierunku stworzenia inteligentnych robotów, szansa udoskonalenia samosterujących pojazdów. Stworzenie sztucznej inteligencji zajmuje naukowców od lat, ale teraz zmieniło się podejście do tego problemu. Wcześniej programiści próbowali przewidzieć wszelkie możliwe sytuacje i gotowe rozwiązania określonych problemów przełożyć na język algorytmów zrozumiały dla komputerów. Ale ta metoda nie sprawdza się w przypadku złożonych, wymykających się schematom problemów. Przykładem jest giełda, gdzie panuje ciągły ruch inwestorów, a kursy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jak tłumaczy prof. Bogdan Wilamowski, człowiek może próbować ją analizować, ale ze względu na biologiczne ograniczenia nie jest w stanie ogarnąć wszystkich czynników naraz. Jak miałby zatem podsunąć komputerowi wszystkie gotowe rozwiązania? – Odpowiedzią na to wyzwanie są systemy uczące się – mówi profesor. – Obecnie to właśnie one konkurują ze sobą na amerykańskiej giełdzie, a nie ludzie. Człowiek nie jest w stanie podjąć szybkiej decyzji po analizie tak wielu zmiennych. Uzyskuje informacje o giełdzie z kilkuminutowym opóźnieniem, a sieci neuronowe podejmują decyzje w ciągu mikrosekund. W systemach uczących maszyna nie otrzymuje od programisty gotowych wytycznych, które mówiłyby, co powinna zrobić z przesłanymi danymi. Jej zadaniem jest analiza informacji i stworzenie siatki łączącej przyczyny z ich skutkami. Przy okazji koryguje też błędy na podstawie doświadczeń z przeszłości. – Jako programiści wcale nie musimy znać się np. na pogodzie. Wystarczy, że stworzymy algorytmy uczące się i podamy dane meteorologiczne z ostatnich 50 lat: prędkość wiatru, temperatury, wysokość opadów, ciśnienie atmosferyczne oraz skutki tych czynników. System na tej podstawie stworzy model prognozujący pogodę i kiedy otrzyma nowe dane, wygeneruje poprawny wynik – mówi prof. Wilamowski i dodaje: – Bardzo trudno pisze się algorytmy dla systemów uczących się. Nam natomiast udało się stworzyć algorytm uczący dowolne architektury. To jedyny w tej chwili taki system na świecie. Opracowaliśmy również architektury, które są bardzo niewielkie, a mają ogromne moce obliczeniowe. Stworzyliśmy również wiele nowych metod połączeń neuronów, dzięki czemu sieci mogą być nawet 100-krotnie mocniejsze. Ulepszone sieci neuronowe mogą pomóc w rozwiązaniu wielu problemów i dać odpowiedzi na liczne, skomplikowane pytania. Dlatego osiągnięcie naukowców z Rzeszowa może mieć ogromny wpływ na rozwój technologii i przyszłość człowieka. 

Tekst Alina Bosak Fotografia materiały prasowe WSIiZ



K S I Ą Ż K I ● K S I Ą Ż K I

Czytanie kręci, czytam na okrągło! Targi Książki w Rzeszowie Katarzynę Bondę, Annę Dziewit-Meller, Artura Górskiego, Tomasza Sekielskiego, Krzysztofa Vargę, Katarzynę Puzyńską oraz wielu innych autorów ulubionych książek będzie można spotkać na Targach Książki w Rzeszowie. Targi, na których zaprezentuje się 30 wydawnictw, odbędą się 24-25 listopada w Rzeszowie.

Magdalena Zimny-Louis na Festiwalu Pięknej Książki w 2016 r. w Rzeszowie. „Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka”, „Czytanie jest sexy”, „Czytanie jest the best”, „Kto dużo czyta, innych nie pyta”... I jak tu nie czytać, skoro zachęt z każdej strony jest tak wiele. Mimo to jako naród do moli książkowych nie należymy. W 2016 roku 63 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki, a zaledwie co dziesiąty Polak sięgnął po więcej niż siedem pozycji. Ale przecież nie pozwolimy, by piękny obyczaj spędzania wieczorów przy lekturze praktycznie zanikł. – Dlatego chcemy zachęcać do czytania, kupowania książek i spotykania się z ulubionymi pisarzami – mówi Magdalena Zimny-Louis, koordynatorka Targów Książki w Rzeszowie, pisarka, która w ostatnich dwóch latach wszerz i wzdłuż zjeździła najmniejsze podkarpackie biblioteki promując czytelnictwo. A cytując Wisławę Szymborską: „Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”, aż trudno uwierzyć, że w prawie 200-tysięcznym Rzeszowie ciągle nie doczekaliśmy się Targów Książki, które co roku gromadziłyby takie tłumy, jak te w Krakowie, albo choćby ściągały tylu zaczytanych, co imprezy książkowe w Łodzi czy Białymstoku – mające dużo krótszą historię niż krakowskie Targi Książki. – Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni, a nasze targi na stałe wpiszą się w kalendarz jesiennych imprez organizowanych co roku w ostatni weekend listopada – dodaje Zimny-Louis. W tym roku do Rzeszowa przyjedzie 30 wydawnictw, m.in. Prószyński i S-ka, Znak, Muza, Świat Książki, Wydawnictwo Bellona, BOSZ, Nasza Księgarnia, Zwierciadło, Zysk, Wielka Litera, Od deski do deski, Replika i inne. Największą atrakcją wydarzenia będą premiery nowości wydawniczych, atrakcyjne ceny książek oraz, a może przede wszystkim, spotkania z pisarzami. – Chciałabym, by było to literacko-towarzyskie wydarzenie, które w Rzeszowie zapamiętamy na długo – zapowiada rzeszowska pisarka, autorka m.in. „Poli” i Zaginionych”. W trakcie targów odbędą się wieczory autorskie, m.in.: z Katarzyną Bondą, królową polskiego kryminału, autorką „Okularnika”, „Lampionów” i innych, występującą też w roli scenarzystki i dokumentalistki. Akcentów literatury kryminalnej w trakcie listopadowej imprezy będzie więcej. Z Katarzyną Puzyńską, autorką serii kryminałów, będzie można porozmawiać o fikcyjnej wsi Lipowo położonej niedaleko Brodnicy, gdzie swoje powieści osadziła. Artur Górski, dziennikarz i pisarz, autor powieści kryminalnych i sensacyjnych, opowie o mafii. Wydana wiosną 2014 roku jego książka „Masa o kobietach polskiej mafii” – zapis wielogodzinnych rozmów z najbardziej znanym polskim świadkiem koronnym, Jarosławem Sokołowskim, ps. „Masa” – stała się bestsellerem. W kolejnych latach ukazywały się kolejne książki z cyklu „Masa”. Ostatnia „Masa o życiu świadka koronnego” – w 2017 roku. Na Targach obecny będzie Tomasz Sekielski, dziennikarz i autor popularnych thrillerów politycznych – trylogii „Sejf” i „Zapach suszy”. O książkach i czytelnictwie w Polsce opowie Anna Dziewit-Meller, pisarka i dziennikarka, która dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” i „Górę Tajget”, a z Marcinem Mellerem, swoim mężem, zbiór reportaży „Gaumardżos, opowieści z Gruzji”. Oprócz twórczości własnej, wiele czasu poświęca książkom cudzym – wcześniej w programach telewizyjnych, od 2016 r. w autorskim kanale internetowym bukbuk.pl. Ałbena Grabowska, na co dzień lekarz neurolog, zachwyci młodszych i starszych czytelników. Jest autorką popularnych powieści obyczajowych. O współczesnej Polsce będzie też okazja porozmawiać z Krzysztofem Vargą, pisarzem i publicystą, który debiutował zbiorem opowiadań „Pijany anioł na skrzyżowaniu ulic”. – Pierwszego dnia targów zaplanowaliśmy piątkowe dopołudnie z atrakcjami dla młodzieży szkolnej, zaś sobotni poranek dla najmłodszych czytelników. Będą konkursy, zabawy. Wszystko związane z czytaniem – dodaje Magdalena Zimny-Louis. – Czytanie kręci, czytam na okrągło. To motyw przewodni naszych targów i chcielibyśmy, by tak już zostało we wszystkich kolejnych edycjach rzeszowskiego święta książki. Organizatorem imprezy jest Develop Investment. Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego oraz Urząd Miasta Rzeszowa udzielili jej wsparcia i objęli honorowym patronatem. 

Tekst Aneta Gieroń Fotografia Tadeusz Poźniak

20

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



Czekolada z Podkarpacia

Anna i Mirosław Pelczarowie.

W Korczynie z marzeń wyrosła

fabryka i pijalnia czekolady

Od zawsze wiedział, co chce w życiu robić. W szkole wybrał profil cukierniczy, ale wypiekanie tortów nie było jego pasją. Marzył o produkcji czekolady. A że marzenia się spełniają, udowadnia od sześciu lat. Mirosław Pelczar jest zawodowym „czekoladnikiem”. W Korczynie, oprócz manufaktury, prowadzi również Pijalnię Czekolady, gdzie w specjalnie podświetlanych ladach mienią się niczym biżuteria praliny i trufle, a na ścianie kaskadą płynie mleczna czekolada.

Do niedawna czekolady i trufle Mirosława Pelczara można było zamówić wyłącznie przez Internet lub telefon, albo kupić w sklepach pamiątkarskich. Mimo iż w głowie czekoladnika od dawna powracał pomysł stworzenia pijalni czekolady, to ciągle brakowało czasu i miejsca na jego realizację. – Sytuacja się zmieniła, gdy z pomieszczenia znajdującego się pod manufakturą czekolady wyprowadził się bank – opowiada Mirosław Pelczar, właściciel pijalni i wytwórni czekolady. – Wielu ludzi pytało mnie, czy jestem pewien, że to dobry pomysł. Przestrzegali, że Korczyna to nie miejsce na taką inwestycję. A ja od początku wierzyłem w sukces. Jesteśmy jedynymi na Podkarpaciu producentami czekolady, którzy mają swoją pijalnię. Mirosław Pelczar w zawodzie cukiernika pracuje już 18 lat, ale od 6 zajmuje się wyłącznie produkcją z czekolady. – W Polsce nie ma zdefiniowanego pojęcia chocolatier. Sami przyjęliśmy nazwę czekoladnik jako określenie tego, czym się zajmujemy – wyjaśnia Pelczar. – Bo w Polsce też można robić dobrą czekoladę. Liczy się pasja, zaangażowanie i serce do tego, co się robi. Zakład produkcyjny ma powierzchnię ok. 200 metrów kwadratowych. Na co dzień zatrudnionych jest w nim sześć osób, ale w sezonie świątecznym, który w wytwórni czekolady rozpoczyna się już we wrześniu, ta liczba zwiększa się do dziesięciu. Nad całością czuwa pan Mirosław i jego żona Anna, która również jest cukiernikiem. – Zajmuje się pakowaniem i nadzoruje funkcjonowanie pijalni. Ja natomiast więcej czasu spędzam na produkcji – mówi czekoladnik. – Ale wszystkie kompozycje smakowe tworzymy razem. W tym roku powstała linia czekolad do herbaty. To czekolada z dodatkami karmelu, który przygotowujemy z esencji herbaty. Efekt jest piękny, bo tabliczka czekolady wygląda jakby była z dodatkami bursztynu.

Pijalnia czekolady w stylu lat 30. To, że jesteśmy niedaleko pijalni czekolady, czuć już w powietrzu. W środku panuje bajkowy klimat. Po ścianie płynie czekolada, a pod sufitem znajdują się rury, które połączone z maszynami ustawionymi na podłodze pokazują, jaki proces musi przejść ziarno kakaowca, zanim stanie się słodką czekoladą. Jest młynek do mielenia oraz urządzenie do prażenia nasion i konszowania czekolady. Na stolikach stoją miseczki z surową czekoladą. Taką czekoladę wozi również, ustawiony na maszynie do prażenia czekolady, pociąg. – Większość rzeczy, które znajdują się w pijalni, wykonywałem wspólnie ze znajomym po godzinach pracy. Wszystko trwało około trzech miesięcy – opowiada właściciel. – Kolejne pociągi będą jeździły wzdłuż ścian pijalni. Na uruchomienie czekają też krany w ścianie, z których wkrótce popłynie gorzka, mleczna i biała czekolada. W pijalni spróbować można różnych smaków czekolady pitnej, podawanej również z dodatkami owoców, lodów lub bitej śmietany. Jeśli jednak ktoś woli tabliczkę czekolady, znajdzie ich tu wiele rodzajów. Może to być czekolada inspirowana winem lub czekolady z dodatkami suszonych owoców, chili, cynamonu, imbiru, a nawet złota. Są też praliny i trufle wyeksponowane w specjalnie podświetlanych ladach. – Praliny i trufle to bardzo delikatny wyrób. Muszą być przechowywane w odpowiedni sposób, by nie pokrywały się nalotem i nie traciły połysku – wyjaśnia czekoladnik z Korczyny. - Produkujemy też lody, które sprzedajemy na porcje. Często nawet nie kalkulujemy, czy produkcja danego produktu nam się opłaca czy nie, ma to być przede wszystkim dobre. W planach mamy już produkcję czekolady do whisky. 

Tekst Ewelina Czyżewska Fotografie Tadeusz Poźniak



Słuchowisko

Jan Niemaszek.

Jan Nowicki.

Jerzy Trela, Anna Polony i Jan Nowicki w słuchowisku Radia Rzeszów

Nagrywają „Wesele”

To będzie pierwsze w Polsce słuchowisko na podstawie „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego zrealizowane z tak dużym rozmachem. Jan Niemaszek, reżyser, autor scenariusza i opracowania dramaturgicznego, zaprosił do udziału w nim ponad 50-osobową obsadę – aktorów scen rzeszowskich, krakowskich i innych, w tym takie sławy, jak: Anna Polony, Jerzy Trela, Jan Nowicki, Adrianna Biedrzyńska. Obok nich wystąpią także amatorzy. Premiera słuchowiska jest planowana na 20 listopada, w rocznicę legendarnego wesela, które odbyło się w Bronowicach Małych w 1900 roku.

J

an Niemaszek mówi, że temat „chodził za nim” 39 lat, czyli od matury w rzeszowskim II LO. Przygotował wówczas dwie prace nawiązujące do słynnego „Wesela”. Z historii pt. „Życie kulturalne w Galicji w dobie autonomicznej ze szczególnym uwzględnieniem teatru” oraz z języka polskiego pt. „Teatr Stanisława Wyspiańskiego”. – Wtedy mnie Wyspiański zafascynował – przyznaje. – Literaturę dramatyczną zgłębiałem także na studiach w szkole teatralnej. Wyspiańskiego uważam za geniusza, wizjonera i doskonałego obserwatora, a „Wesele” jest mi szczególnie bliskie. Zagrałem w tej sztuce dwukrotnie. Chochoła u Jerzego Wróblewskiego i Kacpra u Zygmunta Wojdana. Przesłanie dramatu jest aktualne, dopóki aktualne są wady Polaków, nasze zawieszenie i chocholi taniec, w którym zdajemy się trwać bez względu na to, kto w danym momencie rządzi. Trwamy w jakimś rozłamie, nie możemy się dogadać, podzieliliśmy się. Dlatego wracanie do „Wesela” jest wręcz koniecznością. Cieszy fakt, że w tym roku prezydent zaproponował to dzieło jako lekturę podczas Narodowego Czytania. I dodam nieskromnie, że pomysłem na słuchowisko prezydencką inicjatywę wyprzedziłem – uśmiecha się Jan Niemaszek. Pomysłowi przyklasnął Przemysław Tejkowski, prezes Radia Rzeszów, niegdyś aktor i dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, któremu sztuka sceniczna wciąż pozostaje bliska. On też zainicjował w kwietniu 2016 r. powstanie Sceny Teatralnej Polskiego Radia Rzeszów. – Pojawiają się na niej raz w miesiącu aktorzy w małych formach teatralnych. Oglądają je widzowie w naszym studiu i wysłuchają odbiorcy radia. Promujemy młodych zdolnych i zapraszamy gwiazdy. Wielkie nazwiska, które zaprosiliśmy do nagrań „Wesela”, wcześniej pojawiły się właśnie na naszej radiowej scenie. Słuchowisko to pomnik, jaki stawiamy literaturze narodowej i Wyspiańskiemu. Przypominamy opisywane przez niego rozdarcie Polaków, ich wady, ale i piękno – mówi Przemysław Tejkowski, dodając, że od września radiowa scena znów zaprosi na spotkanie z aktorami. Słuchowisko Jan Niemaszek zatytułował „Ja to czuję, ja to słyszę”, a więc słowami Pana Młodego z „Wesela”. – Pomyślałem, by je zrobić w formule „Plotki o Weselu”. W trzech czwartych jest to, oczywiście, tekst oryginalnego dramatu, ale wprowadzam także Narratora i samego Stanisława Wyspiańskiego. Nagrania rozpoczęły się 9 czerwca. – W studiu Radia Rzeszów powstała scenografia – mała sala z chaty w Bronowicach – aby jak najlepiej oddać odgłosy towarzyszące słowom postaci dramatu. Nagrywamy także w plenerze – kościele czy na klatce schodowej, jak w przypadku sceny, gdy listonosz przychodzi do mieszkania Wyspiańskiego, by go zaprosić na „Wesele”. Namówiłem realizatora akustycznego, którym jest Maciej Rosół, by jak najmniej korzystać z zapożyczeń i dźwięków gotowych. Efekt jest tego wart. – W ten sposób pomożemy słuchaczowi znaleźć się wyobraźnią w miejscu, gdzie rozgrywa się dramat – podkreśla Maciej Rosół, a Jan Niemaszek, wskazując na scenografię w radiowym studiu, dodaje: – Moim aktorom przed nagraniami przypominam: „Trza być w butach na weselu”, bo dobrze stukają po naszej podłodze. Pomysł na słuchowisko spodobał się Annie Polony, Jerzemu Treli, Janowi Nowickiemu i Adriannie Biedrzyńskiej, którzy zgodzili się wziąć udział w tym niezwykłym przedsięwzięciu. Obsada dzieła jest naprawdę imponująca. Jan Niemaszek zaprosił aktorów z różnych rzeszowskich scen – Teatru im. Wandy Siemaszkowej, Teatru Maska, Teatru Przedmieście – oraz amatorów. Przykładowo, Chochoła gra aktor Grzegorz Pawłowski, który z powodu ciężkiej choroby nie pojawia się ostatnio na scenie „Siemaszki”. – Szukałem aktorów z duszą krakowską – zdradza reżyser. – Krakowskość nie wiąże się z samym Krakowem. To sposób myślenia, pewien szacunek do sztuki, tradycji, przeszłości. Chciałem to w słuchowisku oddać. „Ja to czuję, ja to słyszę” ma trwać ok. 3,5 godziny. Na antenie Radia zaprezentowane zostanie w trzech częściach. Na pewno zostanie uwiecznione również na płycie. – Z okazji premiery słuchowiska, 28 listopada br., w 110. rocznicę śmierci Wyspiańskiego, w Teatrze Maska odbędzie się gala, podczas której zagramy parę scen dramatu i pokażemy film z realizacji naszego dzieła – zapowiada Przemysław Tejkowski. 

Tekst Alina Bosak Fotografie Archiwum Radia Rzeszów



k l as ą z M o da

Luksusowe torebki i kobiece ubiory w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie

C

„Moda na styl. Stroje i akcesoria damskiej mody – XIX-XX w.” to tytuł niezwykle atrakcyjnej wystawy, czynnej do końca września w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Zwiedzając ekspozycję możemy poznać kolekcję zabytkowych, kobiecych ubiorów i uzupełniających je luksusowych dodatków, pochodzących z własnych zbiorów Muzeum.

hociaż motywem przewodnim wystawy są damskie torebki i wachlarze, oglądamy również: kapelusze, parasolki, buty, biżuterię, pokazane wraz z eleganckimi toaletami. Powodem urządzenia tak efektownej ekspozycji było pozyskanie przez Muzeum kolekcji zabytkowych akcesoriów mody damskiej (90 torebek, 43 wachlarze, 3 parasolki i srebrne przybory) z prywatnych zbiorów Hanny Szudzińskiej. Tekst Barbara Adamska Zakup był możliwy dzięki dofinansowaniu ze środków Ministra Kultury Fotografie Tadeusz Poźniak i Dziedzictwa Narodowego (Programy z zakresu dziedzictwa kulturowego – kolekcje muzealne – 1 nabór 2017) oraz z budżetu Województwa Podkarpackiego. Beata Kuman z Działu Sztuki jest autorką całego przedsięwzięcia: od pozyskania grantu po realizację wystawy i opracowanie katalogu (który jeszcze się nie ukazał). Duże muzealne prezentacje dawnych ubiorów w historycznym porządku należą do rzadkości. Są niezwykle pracochłonne i wymagają od muzealników ogromnej inwencji. W zasobach Działu Sztuki w rzeszowskim Muzeum pozostaje kolekcja strojów należących kiedyś do przedstawicieli arystokracji, ziemian i zamożnego mieszczaństwa – zatem odzieży luksusowej. Przez wiele lat uzupełniana raczej skromnie, w miarę finansowych warunków. Zakup od kolekcjonerki Hanny Szudzińskiej – przemyślany, wyselekcjonowany, pozwolił pozyskać wysokiej klasy akcesoria ubioru o proweniencji zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej. Cenne nabytki, zachowane w doskonałym stanie, znakomicie dopełniają zgromadzoną wcześniej kolekcję. Kreacje z jedwabiu, rypsu, dekorowane gazą, koronkami, haftem stanowią tło dla zakupionych arcydziełek kunsztu kaletniczego, malarskiego, złotniczego. Ubiory, uszeregowane zgodnie z chronologią, pozwalają prześledzić ewolucję


damskiej sylwetki od drugiej połowy XIX w. do międzywojnia, okresu rewolucyjnych zmian w modzie kobiecej. Od krynoliny z różowej tafty z czasów II Cesarstwa przechodzimy do toalety uszytej z ciężkiego fioletowego rypsu o spódnicy z tiurniurą ( drapowany tył na poduszce lub stelażu), charakterystycznej dla lat 70. XIX w. Następne dziesięciolecie przyniosło architektoniczny, wypiętrzony kształt tiurniury. Ten model z tafty i jedwabnej mory w barwach turkusowych prezentuje toaleta z fantazyjnie uformowaną tiurniurą i dwoma stanikami (ówczesne suknie były dwuczęściowe): spacerowym z dłuższym stanem i rękawami oraz balowym, mocno wydekoltowanym z krótkimi rękawkami z gazy. Bardziej powściągliwa w kształcie suknia z XIX-XX w. nie posiada już tiurniury, lecz wachlarzowato układającą się spódnicę. Dopełnieniem są duże, bogate kapelusze. Cudeńka ze słomki, sztucznych kwiatów, gazy, fularu, aksamitnych i jedwabnych wstążek, bardzo niewygodne, bo upinane na wysokich fryzurach, mocno ograniczały ruchy. Przechowywano je w walcowatych pudłach służących również do ich transportu. Wystawiono je także z parasolkami i akcesoriami podróżnymi. Dwudziestolecie międzywojenne to suknie wizytowe, równe, w typie koszulki, z luźno „lejącej” się żorżety i jedwabnej gazy dla zdecydowanie smukłej sylwetki, chłopięcej (pozbawionej biustu i bioder), wylansowanej przez Coco Chanel. Chłopczyce przykrywały krótkie, gładkie fryzury małymi kapelusikami typu garnek lub toczek. szechobecne na wystawie torebki to: biedermeierowskie woreczki haftowane koralikami, późniejsze pokrywane ściegiem petit point, tkane żakardowo, ujęte w metalowe ramki z łańcuszkami, zdobione ornamentami geometrycznymi, kwiatowymi w stylu secesji czy art déco. Motywami miniaturowych haftów są: portrecik, pejzaże, sielankowe sceny fete galante. Klasę jubilerskich wyrobów prezentują metalowe torebki ze srebra i alpaki wykonane z ogniwek połączonych pancerzowym splotem lub ze srebrnych płytek. Ciekawość budzą nietypowe kształty, jak sakiewka w formie długiej pończochy, czy zameczek zwieńczony miniaturową figurką pieska. Jest też uszyta z rypsu i koronki torebka na okazję pierwszej komunii. Wśród luksusowych wyrobów kaletniczych królują torebki ze skóry egzotycznych gadów ze spreparowanym główkami krokodyla i warana. „Szalone lata” dwudzieste przyniosły wylansowaną za oceanem modę na tzw. carry all, czyli niezbędnik. Płaskie prostokątne pudełeczko w oprawie z metalu lub macicy perłowej zawierało lusterko, puderniczkę, grzebyk, etui na pomadkę, a także klips do spinania banknotów. ile torebka weszła do repertuaru kobiecej mody przy końcu XVIII w., to wachlarz – płaski przedmiot do chłodzenia, znany był już w starożytności. Okres wielkiej popularności tego wytwornego przedmiotu przypadł na schyłek XVIII i całe XIX stulecie. Właśnie z tych czasów możemy podziwiać kolekcję wachlarzy europejskich i dalekowschodnich. Wykonane są z rzeźbionych w misterne ażury płytek z kości słoniowej i perłowej macicy, pokrywane jedwabiem, gazą, koronkami igiełkowymi i klockowymi. Malowane na tkaninie czy papierze, nawiązują do stylistyki rokoka. Odrębną grupę stanowią wachlarze z piór: strusia, marabuta, pawia i łabędzia. Ekspozycja uwzględnia akcesoria dzisiaj już zupełnie zapomniane, jako że dawno temu wyszły z użycia. Są nimi niezbędne dodatki do balowej toalety młodej damy wchodzącej do towarzystwa. Karnecik z rysikiem do notowania zamówionych tańców przybierał rozmaite formy: od oprawionej w macicę perłową czy kość słoniową książeczki, po kształt miniaturowego wachlarza. Panna wybierająca się na bal nosiła na palcu obrączkę z przymocowanym stożkowatym uchwytem na bukiecik. Ten przedmiot również bywał jubilerskim majstersztykiem z metalu, srebra, emalii lub masy perłowej. 

W O


„Źródła Pamięci” we wrześniu Leszek Mądzik przygotował dla Rzeszowa widowisko

Cztery dni, od 27 do 30 września, potrwa festiwal „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor 2017”. Największym wydarzeniem tegorocznej, siódmej edycji, jest plenerowe widowisko Leszka Mądzika przy pomniku Józefa Szajny Przejście 2001 na placu Cichociemnych. Spektakl został przygotowany specjalnie na rzeszowski festiwal i jest hołdem artysty dla artysty.

Program festiwalu „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor 2017” Rzeszów, 27-30 września 2017 Środa, 27 września 17.30 – Otwarcie wystawy Leszka Mądzika „Światło dramatu” (foyer Teatru Maska, ul. Mickiewicza 13) 18.00 – Teatr Maska „Romeo i Julia”, po spektaklu spotkanie z reżyserem i aktorami (Teatr Maska) 20.00 – Leszek Mądzik „ Blizna” (Przejście 2001, pl. Cichociemnych)

S

iedem spektakli, debaty o teatrze, pokazy filmów, spotkania twórców i ludzi ciekawych teatru wypełnią czterodniowy festiwal, który sześć lat temu narodził się w głowie Anety Adamskiej, reżyser i twórczyni niezależnej sceny. To jedna z najważniejszych imprez kulturalnych Rzeszowa – miasta, w którym splatają się losy trzech wielkich artystów: Józefa Szajny, Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora, i którym poświęcony jest festiwal. – W programie tegorocznych „Źródeł Pamięci” odnajdziemy trzy przewodnie myśli – mówi Aneta Adamska, dyrektor artystyczny festiwalu. – Pierwsza wiąże się z Józefem Szajną. W dotychczasowych sześciu edycjach „Źródeł Pamięci” był on postacią mniej eksponowaną niż Kantor i Grotowski. W tym roku chcemy zatem poświęcić mu więcej uwagi. Wyrazem tego będzie spektakl Leszka Mądzika przedstawiony w miejscu, które Józef Szajna sam kiedyś wybrał w Rzeszowie dla pomnika Przejście 2001. Na wzniesieniu placu Cichociemnych. Spektakl został przygotowany przez prof. Mądzika specjalnie dla tej przestrzeni i poza Rzeszowem nigdzie nie był pokazywany. Jest hołdem dla Józefa Szajny, podkreśleniem, że o nim pamiętamy i przypominamy o miejscu z nim związanym. rugi wątek festiwalu dotyczy obchodzonego w tym roku w Polsce 100-lecia awangardy. Szajna, Kantor i Grotowski byli bez wątpienia twórcami awangardowymi. Odnoszą się do tego dwa spektakle w programie festiwalu: „Trzynaście sztuk awangardowych” w reżyserii Romana Siwulaka z krakowskiej Cricoteki oraz „Studium o Hamletach” Teatru Chorea i Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza. Będą one kontrastem dla dwóch innych spektakli o klasycznych korzeniach. Chodzi o „Romeo i Julię” Teatru Maska oraz „Dziady – Noc Pierwsza” Teatru Wierszalin. – Trzeci temat to nawiązanie do pamięci i dzieciństwa, bo też do tego, co z niego wynosimy i jak nas ono kształtuje na całe życie. Wracamy podczas każdej festiwalowej rozmowy o Szajnie, Grotowskim i Kantorze – mówi Aneta Adamska. – Temu poświęcony jest też spektakl, który przygotowałam z Teatrem Przedmieście – „Kroniki podwórkowe” oraz „Orfeo '70” Stowarzyszenia Sztuka Nowa. Zapraszam także na przedpołudniowe spotkania z ludźmi teatru. W piątek odbędzie się promocja bardzo ciekawej nowości wydawniczej – książki Tadeusza Kornasia pt. „Apologie. Szkice o teatrze i religii”. Wstęp na spektakl plenerowy Leszka Mądzika jest wolny, podobnie jak na wszystkie prelekcje i promocje książek przewidziane w programie. Bilety na pozostałe spektakle są w cenie 40 zł. 

D

Tekst Alina Bosak

28 VIP B&S SIERPIEŃ-WRZESIEŃ 2017

Czwartek, 28 września 11.00 – Józef Szajna – prelekcje: Leszek Mądzik, Agnieszka Koecher-Hensel, Jerzy Fąfara (Szajna Galeria, ul. Sokoła 7/9) 18.00 – Teatr Chorea/Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza „Studium o Hamletach”, po spektaklu spotkanie z reżyserem i aktorami (Teatr Maska) 20.00 – Teatr Przedmieście „Kroniki podwórkowe” (Teatr Przedmieście, ul. Reformacka 4) Piątek, 29 września 11.00 – Promocja książek: „Apologie. Szkice o teatrze i religii” Tadeusza Kornasia i „Teatr mityczny Williama Butlera Yeatsa i Jerzego Grotowskiego” Agnieszki Kallaus (Muzeum Okręgowe, ul. 3 Maja 19) 18.00 – Stowarzyszenie Sztuka Nowa „Orfeo ‘70” (Teatr Przedmieście) 20.00 – Teatr Wierszalin „Dziady – Noc Pierwsza”, po spektaklu spotkanie z reżyserem i aktorami (Teatr Maska) Sobota, 30 września ● 11.00 – „Trzynaście sztuk awangardowych” – prelekcje: Piotr Sommer, Piotr Głowacki, Roman Siwulak (Teatr Przedmieście) ● 19.00 – Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA „Trzynaście sztuk awangardowych” (Teatr Maska)



Ludzie biznesu

Ryszard Jania: W motoryzacji ważny jest sojusz!

Gdy w 1993 roku Pilkington jako producent szkła budowlanego wchodził do Polski, Ryszard Jania był tarnobrzeskim wicewojewodą. Gdy na fali motoryzacyjnego boomu w Polsce w 1997 roku powstawał Pilkington Automotive Poland, on już w brytyjskim koncernie był odpowiedzialny za budowę fabryki w Sandomierzu. I choć łatwiejsza zdaje się droga z biznesu do administracji państwowej, w jego przypadku było dokładnie odwrotnie. Szybko, bo już w 2000 roku, został prezesem Pilkington Automotive Poland i... w kolejnych latach nic by się właściwie nie zmieniało, gdyby nie rozmach firmy. Miało być około 500 pracowników, jest ponad 2000 zatrudnionych w dwóch fabrykach, w Sandomierzu i Chmielowie. Ta ostatnia, wybudowana za prawie 500 mln zł, jest jedną z najnowocześniejszych na świecie. I... gdy w kolejnych latach można by już było odcinać kupony od sukcesu, w 2015 roku powstał Wschodni Sojusz Motoryzacyjny, klaster skupiający firmy automotive z Podkarpacia, z prezesem Janią na czele, bo to od niego znów się zaczęło.

Tekst Aneta Gieroń Fotografie Tadeusz Poźniak

C

hmielów. Wieś, jakich w Polsce tysiące, choć ta akurat na rozwidleniu dróg: 6 km od Tarnobrzega, 8 km od Baranowa Sandomierskiego i 14 km od Nowej Dęby. A ze swej gospodarności i przedsiębiorczości znana od ponad 100 lat. To tutaj, na terenie Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej EUROPARK WISŁOSAN, zlokalizowano zakład produkcji szyb samochodowych Pilkington Automotive Poland, będący od 2006 roku częścią japońskiego koncernu NSG Group – jednego z największych na świecie producentów szkła i produktów szklanych dla branży motoryzacyjnej oraz architektonicznej.

30

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

– 15 hektarów gruntu, z czego 9 hektarów zajmują hale produkcyjne, najnowocześniejsze w NSG Group, oraz magazyn. Wysoki stopień automatyzacji i najnowocześniejsze linie produkcyjne – wylicza prezes Jania. Ta nowoczesna fabryka to drugi, obok Sandomierza, zakład produkcyjny Pilkington Automotive Poland, w którym powstają szyby przeznaczone dla największych producentów samochodów na świecie: Jaguar, Land Rover, Ford, Volkswagen, Fiat czy Honda. Zakład produkuje również szyby do samochodów ciężarowych: MAN, DAF, Mercedes i Volvo. W sumie około 11 mln szyb rocznie, które wyjeżdżają z fabryk w Sandomierzu i Chmielowie. Oko-


Ryszard Jania.

ło 4 milionów szyb przednich laminowanych oraz 7 milionów szyb bocznych i tylnych. 80 procent produktów trafia na rynki zagraniczne, głównie europejskie. – Nie mam wątpliwości, że to, co zdarzyło się w ostatnich 20 latach przerosło moje marzenia – przyznaje Ryszard Jania. – Mam świadomość, jak ważne okazały się przemiany społeczno-polityczne, które w ostatnich 28 latach dokonały się w Polsce, a których byłem świadkiem i uczestnikiem. Lata 90. XX wieku były czasem intensywnych zmian w polskiej gospodarce, licznych inwestycji zagranicznych, wszyscy uczyliśmy się biznesu, gospodarki wolnorynkowej, a ja miałem to szczęście, że brałem w tym

udział najpierw jako urzędnik państwowy, a następnie pracownik światowej korporacji. I choć dzisiaj, po prawie trzech dekadach spędzonych na Podkarpaciu, związki prezesa Pilkington Automotive Poland z regionem wydają się oczywiste, to jego historia ma swój początek na Dolnym Śląsku, w Kłodzku, skąd Ryszard Jania pochodzi, oraz w Krakowie, gdzie na Akademii Ekonomicznej ukończył organizację i zarządzanie. Tarnobrzeg w jego życiu pojawił się dzięki żonie Aldonie. – Gdy na początku lat 90. XX wieku osiedliśmy tutaj na stałe, Tarnobrzeg był miastem wojewódzkim, a ja zacząłem pracę w Urzędzie Wojewódzkim. Czas przemian,

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

31


Ludzie biznesu nadziei, zajmowałem się m.in. promocją gospodarczą województwa, współtworzyłem strategię działania dla Tarnobrzega. To był też czas prywatyzacji, pojawiania się zagranicznych inwestorów, powstania Agencji Inwestycji Zagranicznych, która w tamtym czasie w każdym województwie miała swojego przedstawiciela, a w Tarnobrzegu pełnomocnikiem prezesa zostałem ja – wspomina prezes Jania. – Do 1995 roku byłem wicewojewodą. Ważne doświadczenie zawodowe, które w późniejszych latach bardzo mi pomogło w biznesie. Przy tworzeniu Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego też okazało się bezcenne. Początki polskiego rynku motoryzacyjnego

G

dy w 1996 roku zaczęła się jego przygoda z Pilkingtonem, Brytyjczycy już od trzech lat działali w Hucie Szkła Okiennego w Sandomierzu. W 1995 roku uruchomiono tam produkcję szkła float, czyli proces produkcji szkła płaskiego, zwany też procesem Pilkingtona, wynaleziony w roku 1959 przez sir Alastaira Pilkingtona. (W latach 50. XX w. Alastair Pilkington i Kenneth Bickerstaff z firmy Pilkington Brothers ostatecznie dopracowali i znaleźli komercyjne zastosowanie dla produkcji ciągłej wstęgi szkła, której jednakowa grubość uzyskiwana jest dzięki sile grawitacji. Metoda ta, zwana float, została opatentowana i była przełomem w produkcji szkła płaskiego. Szkło produkowane tą metodą jest prawie idealnie płaskie, nie ma zniekształceń i wad optycznych. Jest też obecnie najbardziej rozpowszechnioną metodą produkcji szkła płaskiego, które jeszcze do niedawna było wytwarzane metodą szkła ciągnionego lub metodą walcowania – przyp. red.) To był też czas, kiedy w Polsce zaczął się rozwijać rynek motoryzacyjny. W Gliwicach powstała fabryka General Motors, pod Poznaniem ulokował się Volkswagen, a włoski Fiat coraz więcej inwestował w Tychach. Motoryzacyjna fala dotarła też do Czech, Słowacji i na Węgry. Wtedy też w Pilkingtonie, który był obecny w Sandomierzu, coraz częściej pojawiały się głosy o produkcji szkła motoryzacyjnego. – Z tym też związane było moje pierwsze zadanie, gdy trafiłem do Pilkingtona – wspomina prezes Jania. – Miałem rozpoznać zasadność wejścia do Polski z produkcją szkła motoryzacyjnego. Poznałem mnóstwo potencjalnych odbiorców dla Grupy, rozwinąłem kontakty z klientami. I choć nie bałem się przejścia z urzędu do biznesu, było to wówczas dużym wyzwaniem. Nie miałem żadnych doświadczeń korporacyjnych, kontaktu z dużym, międzynarodowym biznesem, wszystkiego musiałem się nauczyć. W 1997 roku wystartował Pilkington Automotive Poland i jednocześnie zapadła decyzja o budowie fabryki w Sandomierzu. Ja byłem współodpowiedzialny za jej powstanie. Samo zarządzanie nowym biznesem Brytyjczycy powierzyli Włochom, ale ci nie spędzili zbyt dużo czasu na Podkarpaciu. W 2000 roku prezesem Pilkington Automotive Poland został Ryszard Jania. Z tamtego okresu na zawsze pozostała mu znajomość języka włoskiego, która

32

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

– obok biegłej znajomości angielskiego i niemieckiego – często się przydaje. – I aż trudno dziś uwierzyć, ale 20 lat temu w Pilkington Automotive zaczynaliśmy od 150 zatrudnionych osób. Gdy w 1999 roku zakończyliśmy w Sandomierzu budowę pierwszego zakładu produkcji szyb samochodowych, było już około 400 pracowników. W latach 2004-2005 podwoiliśmy wielkość zakładu i rozmiar produkcji. W 2009 roku zapadła decyzja o budowie fabryki w Chmielowie. I tak w 2017 roku mamy ponad 2000 pracowników, a około 600 pracuje u podwykonawców – mówi prezes Pilkingtona. ic nie dzieje się jednak przez przypadek. Budowa fabryk, wzrost zatrudnienia ma swój ścisły związek z rozwojem przemysłu motoryzacyjnego na świecie. Szyby do aut stają się coraz bardziej zaawansowane technologicznie. Tylko w ciągu jednego roku w Pilkingtonie uruchamiana jest produkcja ponad 200 nowych typów szyb. Możemy mówić o różnych kolorach i grubościach szkła. Dzisiaj szyby są przede wszystkim nieco zielonkawe, przez co następuje mniejsza absorpcja ciepła do wnętrza auta. Jest też trend do zmniejszania grubości i wagi szyb. Nowością są także szyby boczne laminowane, które sprzedaje się już od kilku lat, ale tylko w droższych wersjach samochodów. To zdecydowanie poprawia wyciszenie wnętrza i np. zabezpieczenie przed włamaniem. Coraz powszechniejsze są przednie szyby ogrzewane, przednie szyby z możliwością wyświetlania informacji. Te wprawdzie wyświetlane są z rzutnika, ale żeby obraz był dobrej jakości, szyba musi mieć określone parametry. Nie bez znaczenia są też koszty pracy, efektywność procesów produkcyjnych i ograniczenie strat materiałów. – Udowodniliśmy, że jesteśmy konkurencyjni dla innych zakładów od strony produkcyjnej i potrafimy opanować nowe technologie – mówi Ryszard Jania. – I choć badania oraz rozwój są zadaniami centrali, to w Pilkingtonie rozmieszczone są w różnych miejscach. Laboratoria mamy w: Wielkiej Brytanii, Japonii, Niemczech, Włoszech, Stanach Zjednoczonych, ale też u nas od 2007 roku jest zespół badawczo-rozwojowy. To dowód zaufania, wsparcia dla tego, co mamy dziś w Chmielowie i Sandomierzu. Wykorzystujemy tutaj najnowsze technologie w Grupie i dopracowywanie pewnych rozwiązań odbywa się już z udziałem naszych inżynierów.

N

Chmielów – czyli co w produkcji szyb motoryzacyjnych jest najnowocześniejsze

F

abryka w Chmielowie już w 2011 roku została uznana przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych za największą inwestycję przemysłową roku. Chmielów jest też najmłodszą inwestycją w NSG Group i było oczywiste, że będzie produkował to, co obecnie w produkcji szyb motoryzacyjnych jest najnowocześniejsze. Są tu zupełnie nowe technologie gięcia szyb przednich, bocznych i tylnych, a także produkcja dużych szyb dla samochodów ciężarowych. Wyroby są lepsze jakościowo, bardziej przewidywalne, bardziej powtarzalne. Wykonuje się tu też sporo opera-


Ludzie biznesu

Spotkanie założycielskie Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego Od góry od lewej: prof. dr hab.inż. Zbigniew Grzesik – AGH; Andrzej Przetacznik – Kirchhoff Automotive; Krzysztof Krakowiak – Pilkington Automotive Poland; Witold Pycior – TARR S.A.; Jacek Krupa – Uniwheels; Andrzej Bury – Pilkington Automotive Poland; prof. dr hab. inż. Jarosław Sęp – Politechnika Rzeszowska; prof. dr hab. inż. Leonard Ziemiański – Politechnika Rzeszowska; prof. dr hab. inż. Jerzy Lis – AGH; Hubert Czub – TARR S.A. W pierwszym rzędzie od lewej: Joachim Jersch – Uniwheels; Ryszard Jania – Pilkington Automotive Poland; Janusz Soboń – Kirchhoff Automotive.

cji dodatkowego montażu. Dzisiaj „gołych” szyb właściwe się nie sprzedaje, na szybie prawie zawsze coś jest. Nowa produkcja umożliwia m.in. wykorzystanie technologii HeadUp Display. iele z naszych rozwiązań technologicznych, produkcyjnych, które już się sprawdziło, są obecnie wykorzystywane przy innych inwestycjach realizowanych przez NSG Group – dodaje Jania. – My zaś ciągle jeszcze optymalizujemy moce produkcyjne, uczymy się nowych technologii i na pewno potrzebujemy odrobiny oddechu, by po kilku latach bardzo wyczerpującej inwestycji i pracy na 110 procent skoncentrować się na dopracowaniu całości. Na szczęście, przez tych 20 lat rosnącą z każdym rokiem odpowiedzialność nie tylko za pracowników, ale także środowisko, bezpieczeństwo pracy, sprawy podatkowe i finansowe, udało się oswoić. Mam świetnych współpracowników, którym mogę zaufać. Sukces Pilkington Automotive Poland jest pracą całego zespołu. A teraz? Jesteśmy na etapie „spokojnej fali”, która, mam nadzieję, potrwa 2-3 lat.

W

Tylko „spokój” w przypadku Ryszarda Jani niekoniecznie oznacza potoczne rozumienie tego słowa. Już w 2010 roku, na fali bardzo dobrych kontaktów z Polską Izbą Motoryzacji, uznał, że warto, by w Polsce południowo-wschodniej powstał klaster motoryzacyjny konsolidujący branżę. – Ciągle mam tę motywację, że chcę się mierzyć z trudniejszymi rzeczami. Nie mam potrzeby, by mieć tylko święty spokój – z uśmiechem przyznaje prezes Pilkingtona. – Jednak wówczas było trochę za wcześnie na taką inicjatywę. Dopiero rok 2015 okazał się optymalny. Dziś, po dwóch latach działalności, nie ma wątpliwości, jak ważne było powstanie Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego, czyli klastra skupiającego firmy automotive z Podkarpacia, którego prezesem został Ryszard Jania. dybym w przeszłości nie był wojewodą, może nie byłbym tak konsekwentny w realizacji tego projektu – przyznaje. – Odpowiedzialność za społeczność, w której się żyje, jest ważna. Oczywiście, w biznesie najważniejsze jest zarabianie, ale to nie wszystko. Jest jeszcze społeczna odpowiedzialność i dla wielu ma to znaczenie. 

G

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

33


Ludzie biznesu We Wschodni Sojusz Motoryzacyjny, który startował od sześciu firm, od początku, oprócz Ryszarda Jani, bardzo mocno angażowali się także: Janusz Soboń, prezes Kirchhoff Polska; Adam Krępa, prezes Federal Mogul, czy Jacek Krupa oraz Joachim Jersch, członkowie zarządu Uniwheels Polska. Wszyscy oni są związani z Podkarpaciem, znają tutejsze realia, mentalność, przemysł motoryzacyjny. laster powstał na północno-zachodniej ścianie województwa podkarpackiego, by scalić branżę, która do tej pory zbytnio się nie integrowała, a teraz postanowiła wspólnie zadbać o swoje interesy. Właśnie tam, w specjalnych strefach ekonomicznych w Mielcu i Tarnobrzegu, a także w Dębicy, Gorzycach i Stalowej Woli, jest największa koncentracja fabryk wytwarzających produkty dla branży motoryzacyjnej. Kolejne skupisko przemysłu motoryzacyjnego to okolice Rzeszowa i powiat ropczycko-sędziszowski, gdzie ulokował się m.in. BorgWarner oraz PZL Sędziszów. Jest jeszcze południe regionu, z Sanokiem, Krosnem i Zagórzem. Region, którego motoryzacyjna siła wyrosła m.in. na słynnej niegdyś fabryce autobusów Autosan, stał się siedzibą takich firm, jak Sanok Rubber Company, Automet, TRI Poland, FA Krosno, BWI czy Splast. Dziś w Sojuszu jest już 28 członków, a wśród firm nie tylko motoryzacyjni giganci z północy regionu, ale przedsiębiorstwa z całego Podkarpacia. Bo branża motoryzacyjna to obecnie poważny gracz na rynku, zatrudnia co najmniej 20 tys. osób w regionie i przekracza 20 mld zł rocznego obrotu. Nie przez przypadek zarząd województwa podkarpackiego pod koniec 2016 roku wpisał motoryzację jako inteligentną specjalizację (obok lotnictwa i kosmonautyki, jakości życia oraz informatyki i telekomunikacji) do Regionalnej Strategii Innowacji Podkarpacia.

K

Wschodni Sojusz Motoryzacyjny z ambicjami oddziaływania na środowisko przemysłu – Zależy nam, by w Stowarzyszeniu rozwijała się wymiana doświadczeń między członkami klastra w ramach ośmiu grup roboczych, jakie powstały i jakie mają się spotykać na dwóch sesjach w roku. Chcemy też oddziaływać na środowisko przemysłu, nie tylko motoryzacyjnego – zależy nam na podnoszeniu kultury organizacyjnej i technologicznej przedsiębiorstw – mówi prezes Jania. śród członków klastra są międzynarodowe korporacje, przedsiębiorstwa średniej wielkości, ale też firmy zatrudniające kilkanaście osób. I... paradoksalnie, można wypracować obowiązki oraz korzyści dla wszystkich. Największe firmy mają korporacyjną kulturę pracy, nowoczesne technologie, pieniądze na inwestycje. Z tego wszystkiego mogą w sposób pośredni korzystać najmniejsi gracze, bo forma rekomendacji w klastrze ma fundamentalne znaczenie. Nie mniej ważne są powiązania kooperacyjne, bo nawet najwięksi gracze na rynku potrzebują podwykonawców. – Są takie materiały jak szkło, folia, farby, które dla wszystkich fabryk w NSG Group zamawiane są centralnie.

W 34

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Ale są też różnego rodzaju plastykowe elementy, których potrzebujemy, a których już poszukujemy u lokalnych dostawców i to jest chociażby ta nisza, w którą mogą wejść mniejsze firmy motoryzacyjne z Podkarpacia – tłumaczy prezes Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego. – Pamiętam małą firmę, która produkowała metalowe opakowania dla Pilkingtona tylko w Polsce. Dziś produkuje dla całej grupy Pilkingtona w Europie. Tak działa rekomendacja. I jest możliwa, gdy jest konsolidacja środowiska. Ta z kolei może się okazać jeszcze bardziej skuteczna w ramach platformy poświęconej inteligentnym specjalizacjom w regionie, z której mogą korzystać wszystkie firmy motoryzacyjne na Podkarpaciu. Może to być rodzaj think tanku przy Podkarpackim Urzędzie Marszałkowskim, gdzie Wschodni Sojusz Motoryzacyjny mógłby się zająć organizowaniem, moderowaniem szkoleń oraz wymiany doświadczeń dla wszystkich zainteresowanych firm związanych z automotivem. Także tych skupionych w Klastrze Przemysłowo-Naukowym Ziemi Sanockiej, z którym Wschodni Sojusz Motoryzacyjny podpisał porozumienie o wzajemnej współpracy i jest jak najbardziej otwarty na członkostwo firm automotive zarówno w jednym, jak i drugim klastrze. olejnym bardzo ważnym działaniem, na którym chce się skoncentrować Sojusz, jest oddziaływanie na rynek pracy. Branża mocno się rozwija, nieustannie potrzebuje nowych pracowników. Konieczna jest zarówno współpraca ze średnimi i wyższymi szkołami zawodowymi, jak i aktywizacja bezrobotnych. Dotychczas instytucjami wiodącymi w dostosowaniu kształcenia zawodowego do potrzeb przemysłu były ośrodki kształcące. Pora wprowadzić projekty pilotażowe, w których to firmy motoryzacyjne byłyby instytucjami wiodącymi, a doświadczeni pracownicy z branży automotive zajęliby się kształceniem nauczycieli ze szkół zawodowych oraz patronowaniem praktyk uczniowskich w samych fabrykach. Wschodni Sojusz Motoryzacyjny, jako jedyny podmiot z Polski, bierze też udział w dużym, europejskim projekcie edukacyjnym finansowanym przez Komisję Europejską, który ma wypracować formalne i merytoryczne podstawy kształcenia kadr dla przemysłu motoryzacyjnego, a w którym patronami i koordynatorami są Jaguar i Land Rover. Szybki rozwój klastra, coraz to nowi członkowie wchodzący do Sojuszu, tylko potwierdzają, jak duży potencjał tkwi w podkarpackiej motoryzacji. Firmy z tej branży są liderami innowacji, a produkty wytwarzane przez przemysł motoryzacyjny należą do najczęściej eksportowanych z Podkarpacia. – Nadszedł też czas, by sformalizować działalność Sojuszu. Powstaje biuro, którego szefem został Witold Pycior, wkrótce pojawią się dodatkowe osoby, które zajmą się sprawami organizacyjnymi stowarzyszenia. Konieczne jest dopracowanie strategii Sojuszu, organizacja misji zagranicznych, wymiana gospodarcza z austriackim klastrem motoryzacyjnym w Styrii – wylicza Ryszard Jania. – I tylko nieustanna zmiana oraz rozwój są jedyną stałą w biznesie. 

K



36

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017


VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

37


14.00 - 14.40

Inteligentne automatyzowanie w logistyce

PANEL II Sala nr 2

14.40 - 15.00

Innowacyjne wsparcie logistyki magazynowej

PANEL II Sala nr 2

14.00 - 14.40

Inteligentne automatyzowanie w logistyce

PANEL II Sala nr 2

14.40 - 15.00

Innowacyjne wsparcie logistyki magazynowej

PANEL II Sala nr 2

38

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



WYSTAWCY G2A Arena

AGENCJA BEZPIECZEŃSTWA TRANSPORTU ul. Towarowa 12 35-231 Rzeszów Tel. 668 689 509 agencjabt@gmail.com www.informatorkierowcy.pl

Szkolenia okresowe dla kierowców. ADR – szkolenia dla kierowców, doradca DGSA. Obsługa prawna firm transportowych. Analiza czasu pracy – ewidencja czasu pracy.

AUTO SPEKTRUM SP. Z O.O. Największy Autoryzowany Partner Renault i Dacia w Polsce południowowschodniej. Nasze salony znajdują się w Rzeszowie, Krasnem, Tarnowie, Krakowie, Krośnie, Nowym Sączu i Wieliczce. Prowadzimy sprzedaż samochodów nowych Renault i Dacia oraz sprzedaż sprawdzonych samochodów używanych.

AGENCJA BEZPIECZEŃSTWA TRANSPORTU

ALIO

ul. Towarowa 12 35-231 Rzeszów Tel. 668 689 509 www.aliorbank.pl agencjabt@gmail.com e-mail: kontakt@alior.pl www.informatorkierowcy.pl

www.a e-mail

ALIOR BANK SPÓŁKA AKCYJNA

Szkolenia okresowe dla kierowców. ADR – szkolenia dla kierowców, doradca DGSA. Obsługa prawna firm transportowych. Analiza czasu pracy – ewidencja czasu pracy.

AUTO SPEKTRUM SP. Z O.O.

AUT

Największy Autoryzowany Partner Renault i Dacia w Polsce południowoAUTO4BL SP.salony Z O.O. wschodniej. Nasze znajdują się w Rzeszowie, Krasnem, Tarnowie, Krakowie, Krośnie, Nowym Sączu i Wieliczce. Prowadzimy sprzedaż Jasienica Rosielna samochodów nowych Renault i Dacia oraz sprzedaż sprawdzonych 36-221 Blizne 669 samochodów używanych.

Jasien 36-221 Tel. +4 biuro@ www.a

Tel. +48 720 841 805 biuro@auto4bl.pl www.auto4bl.pl

Koncesja Rzeszów - ul. Armii Krajowej 82, 35-307 Rzeszów | Tel. 17 859 15 00

Koncesja Rzeszów - ul. Armii Krajowej 82, 35-307 Rzeszów | Tel. 17 859 15 00 www.autospektrum.pl | autospektrum@autospektrum.pl

AUTO-RES ALFA ROMEO Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Alfa Romeo na Podkarpaciu.

Wyna osobo infras przyg

Wynajem krótko i długoterminowy, leasing oraz sprzedaż samochodów www.autospektrum.pl | autospektrum@autospektrum.pl osobowych, dostawczych, spalinowych, a także elektrycznych. Budowa infrastruktury pod zasilanie pojazdów elektrycznych. Mycie i sprzątanie oraz przygotowanie samochodów do sprzedaży. Doradztwo w w/w zakresach. AUTO-RES ALFA ROMEO

AUT

Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Alfa Romeo na Podkarpaciu.

Autor

AUTO-RES FIAT

Autoryzowany salon i serwis samochodów osobowych marki Fiat na Podkarpaciu.

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl

AUTO-RES ALFA FIAT PROFESSIONAL Autoryzowany salon i serwis samochodów dostawczych marki Fiat na Podkarpaciu.

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie

AUTO-RES ALFA FIATwww.auto-res.pl PROFESSIONAL

AUT

Autoryzowany salon i serwis samochodów dostawczych marki Fiat na Podkarpaciu.

Autor

AUTO-RES HYUNDAI

Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Hyundai na Podkarpaciu.

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl

AUTO-RES JEEP Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Jeep na Podkarpaciu.

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl

AUTO-RES JEEP

Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Jeep na Podkarpaciu.

AXELO OSTROWSKI DOMAGALSKI I WSPÓLNICY SPÓŁKA KOMANDYTOWA Al. Tadeusza Rejtana 20, 35-315 Rzeszów Tel. +48 17 230 65 80 Fax. +48 17 230 65 85 axelo@axelo.pl | www.axelo.pl Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie AXELO Prawo i Podatki dla Biznesu jest firmą doradczą świadczącą www.auto-res.pl

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl

kompleksową obsługę prawną i podatkową dla przedsiębiorców. Zespół AXELO tworzy ponad 40 profesjonalistów pracujących w siedzibie w Rzeszowie oraz oddziałach w Krakowie, Nowym Sączu, Mielcu, Warszawie oraz Lwowie.

AXE SPÓ

Al. Tad 35-315 Tel. +4 Fax. + axelo@

AXEL komp tworz oddzi


G2A Arena

AGENCJA BEZPIECZEŃSTWA TRANSPORTU

ALIOR BANK SPÓŁKA AKCYJNA

ul. Towarowa 12

e-mail: kontakt@alior.pl CENTRUM UBEZPIECZEŃ MAREK PISKUR

BANK GOSPODARSTWA KRAJOWEGO 35-231 Rzeszów Tel. 668 689 509 Al. Jerozolimskie 7 agencjabt@gmail.com 00-955 Warszawa www.informatorkierowcy.pl bgk@bgk.pl www.bgk.pl

Szkolenia okresowe dla kierowców. ADR – szkolenia dla kierowców, doradca DGSA. Obsługa prawna firm transportowych. Analiza czasu pracy – ewidencja Bank Krajowego (BGK) inicjuje i realizuje programy służące czasu Gospodarstwa pracy. wzrostowi ekonomicznemu Polski, jak również wspiera aktywność zagraniczną polskich przedsiębiorstw. BGK zarządza programami europejskimi i dystrybuuje środki unijne w skali krajowej i SP. regionalnej. AUTO SPEKTRUM Z O.O. Największy Autoryzowany Partner Renault i Dacia w Polsce południowoDAKAR-TOYOTA RZESZÓW SPÓŁKA Z O.O. wschodniej. Nasze salony znajdują się w Rzeszowie, Krasnem, Tarnowie, Krakowie, Krośnie, Nowym Sączu i Wieliczce. Prowadzimy sprzedaż 36-072 Świlcza 146T samochodów nowych Renault i Dacia oraz sprzedaż sprawdzonych Tel. (17) 85 55 288 samochodów używanych. Fax. (17) 85 55 297 salon@toyota.rzeszow.pl

Od początku Sprzedaży i Obsługi Samochodów Koncesja istnienia Rzeszów -Autoryzowanej ul. Armii KrajowejStacji 82, 35-307 Rzeszów | Tel. 17 859 15 00 TOYOTA głównym celem jest zapewnienie naszym Klientom najwyższych www.autospektrum.pl | autospektrum@autospektrum.pl standardów obsługi. Oferujemy sprzedaż samochodów nowych i używanych, serwis mechaniczny i blacharsko-lakierniczy oraz sprzedaż oryginalnych części i akcesoriów. AUTO-RES ALFA ROMEO Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Alfa Romeo na Podkarpaciu.

www.aliorbank.pl

Ubezpieczenia dla klientów indywidualnych oraz firm - wszystkie branże w szczególności obsługa branży transportowej. Ubezpieczenia: komunikacyjne, OC przewoźnika, OC spedytora, majątkowe, finansowe, mienia od ognia, żywiołów, kradzieży, turystyczne, inne.

ul. Rejetana 36, Rzeszów | Tel. 509 964 570 | Tel./Fax 17 864 10 19

centrum.ubezpieczen@op.pl AUTO4BL SP. Z O.O. | www.ubezpieczenia-rzeszow.com.pl Jasienica Rosielna

DATACONSULT SP. Z O.O. 36-221 Blizne 669 Tel. +48 720 841 805

DataConsult biuro@auto4bl.pljest dostawcą kompleksowych rozwiązań informatycznych. Firma specjalizuje się w optymalizacji przepływów procesów logistyki www.auto4bl.pl wewnętrznej z wykorzystaniem własnych systemów informatycznych rodziny ExpertWMS®. Wynajem krótko i długoterminowy, leasing oraz sprzedaż samochodów osobowych, dostawczych, spalinowych, a także elektrycznych. Budowa infrastruktury pod zasilanie pojazdów elektrycznych. Mycie i sprzątanie oraz przygotowanie samochodów do sprzedaży. Doradztwo w w/w zakresach. ul. Cechowa 51, 30-614 Kraków | Tel. +48 12 654 00 05

info@dataconsult.pl | www.dataconsult.pl AUTO-RES FIAT

Autoryzowany salon i serwis samochodów osobowych marki Fiat na Podkarpaciu.

DKV EURO SERVICE POLSKA

OSK DO CELU - AKADEMIA AUTO ŚWIAT

02-014 Warszawa, ul. Nowogrodzka 68 Tel. 801 002 358 info-vtpl@dkv-euroservice.com www.dkv-euroservice.pl

Ośrodek szkolenia kierowców DO CELU zajmuje się szkoleniem kierowców na kategorię B oraz doskonaleniem techniki jazdy. Zajęcia prowadzone są w ośrodkach doskonalenia techniki jazdy.

DKV Euro Service to międzynarodowy operator kart paliwowo-serwisowych DKV Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie CARD honorowanej w 65.500 punktach w 42 krajach. DKV oferuje: rozliczanie www.auto-res.pl opłat drogowych w całej Europie, bezgotówkowe tankowanie, serwisy naprawcze, zwrot zagranicznego VAT, zaawansowane narzędzia online, monitoring transakcji, doradztwo ekspertów. AUTO-RES ALFA FIAT PROFESSIONAL Autoryzowany salon i serwis samochodów dostawczych marki Fiat na Podkarpaciu.

DANUTA I RYSZARD CZACH SP. Z O.O. Autoryzowany Dealer Mazda

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl ul. Krakowska 32, 35-111 Rzeszów | Tel. +48 17 860 12 20

| www.czach.mazda-dealer.pl AUTO-RESczach@mazda-dealer.pl JEEP

Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Jeep na Podkarpaciu.

ESPO LOGISTICS SP. Z O.O. Palikówka 197B 36-073 Strażów info@espologistics.pl www.espologistics.pl

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl

ESPO Logistics Sp. z o.o. to konkurencyjna firma, która powstała z myślą o zapewnieniu najwyższej jakości usług w krajowym i międzynarodowym transporcie i logistyce, dysponująca nowoczesną flotą pojazdów.

Pogwizdów Nowy 661, 36-062 Zaczernie www.auto-res.pl Tel. 792 079 231

www.docelu.eu | lukasz.hoszko@gmail.com AUTO-RES HYUNDAI

Autoryzowany salon i serwis samochodów marki Hyundai na Podkarpaciu.

DANUTA I RYSZARD CZACH SP. Z O.O. ul. Zwoleńska 116 04-761 Warszawa biuro@egp-system.com www.egp-system.com

Danuta i Ryszard Czach Sp. z o.o. to Autoryzowany Dealer i Serwis Mercedes-Benz oraz AMG Performance sprzedaż i serwis Pogwizdów Nowy 661,Center. 36-062 Prowadzimy Zaczernie wszystkich typów samochodów osobowych i dostawczych marki www.auto-res.pl Mercedes-Benz i AMG. Danuta i Ryszard Czach Sp. z o.o. posiada również Certyfikowaną przez Mercedes-Benz Polska Blacharnię i Lakiernię. Nasza firma działa na terenie województwa podkarpackiego. AXELO OSTROWSKI DOMAGALSKI I WSPÓLNICY

SPÓŁKA KOMANDYTOWA EURO24 SP.20,Z O.O. SP. K. Al. Tadeusza Rejtana

35-315 Rzeszów EURO24 to jeden z liderów rynku przewozów ekspresowych, specjalizujący się w Tel. +48 17 230 65 80 międzynarodowym transporcie i spedycji drogowej. Przełomowe rozwiązania Fax. +48 17 230 65 85 logistyczne oparte na najnowocześniejszych i zaawansowanych systemach axelo@axelo.pl | www.axelo.pl operacyjnych gwarantują najwyższą jakość świadczonych usług. AXELO Prawo i Podatki dla Biznesu jest firmą doradczą świadczącą kompleksową obsługę prawną i podatkową dla przedsiębiorców. Zespół AXELO tworzy ponad 40 profesjonalistów pracujących w siedzibie w Rzeszowie oraz oddziałach w Krakowie, Nowym Sączu, Mielcu, Warszawie oraz Lwowie. ul. 9 Dywizji Piechoty 8, 35-083 Rzeszów rzeszów@euro24.co | www.EURO24.co


G2A Arena

EXPO CODE SP. Z O.O.

FIRMA WANICKI SP. Z O.O.

Expo Code sp. z o. o. zajmuję się tworzeniem i budowaniem unikalnych, EXPO CODE SP. Z O.O. indywidualnych stoisk targowych, aranżacją wnętrz, a także przestrzeni

ul. Myślenicka 19 FIRMA WANICKI SP. Z O.O. 32-031 Mogilany

komercyjnych. Expo Code sp. z o. o. zajmuję się tworzeniem i budowaniem unikalnych, indywidualnych stoisk targowych, aranżacją wnętrz, a także przestrzeni komercyjnych.

Ul. PCK 2, 35-060 Rzeszów | Tel. +48 17 250 09 09; +48 669 567 850; +48 509 052 110 biuro@expocode.pl | www.expocode.pl Ul. PCK 2, 35-060 Rzeszów | Tel. +48 17 250 09 09; +48 669 567 850; +48 509 052 110 biuro@expocode.pl | www.expocode.pl

G2A Arena

Tel: 60629112219 ul. Myślenicka www.wanicki.pl 32-031 Mogilany

Tel: 606291122 Grupa Wanicki to ponad 25 lat kompetencji w usługach dla branży TSL. Świadczymy usługi www.wanicki.pl w zakresie sprzedaży nowych oraz używanych samochodów ciężarowych, dostawczych, przyczep, naczep, autokarów oraz maszyn rolniczych. Jesteśmy autoryzowanym Grupa Wanicki to ponad 25 lat kompetencji w usługach dla branży TSL. Świadczymy usługi przedstawicielem takich marekoraz jak DAF, JOHN DEERE, IRIZARciężarowych, oraz CITROEN. Posiadamy w zakresie sprzedaży nowych używanych samochodów dostawczych, rozbudowaną sieć serwisową, którąmaszyn składa rolniczych. się 6 stacji serwisowych DAF Wanicki przyczep, naczep, autokarów naoraz Jesteśmy autoryzowanym iprzedstawicielem IRIZAR w Polsce takich i na Słowacji cztery stacje serwisowe John Deere. marek oraz jak DAF, JOHN DEERE, IRIZAR oraz CITROEN. Posiadamy rozbudowaną sieć serwisową, na którą składa się 6 stacji serwisowych DAF Wanicki i IRIZAR w Polsce i na Słowacji oraz cztery stacje serwisowe John Deere.

GERDA BROKER sp. z o.o.

GUMAT RÓG, PAWLIKOWSKI SPÓŁKA JAWNA

ul. Rzymowskiego 31 GERDA BROKER sp. z o.o. 02-697 Warszawa

ul. Słoneczna 2C GUMAT RÓG, PAWLIKOWSKI SPÓŁKA JAWNA 39-120 Sędziszów Małopolski

Tel.(22) 370 28 40 31 ul. Rzymowskiego www.gerdabroker.pl 02-697 Warszawa Tel.(22) 370 28 40 www.gerdabroker.pl

Gerda Broker specjalizuje się w doradztwie w zakresie formalnych aspektów pozyskania finansowania oraz private equity/venture capital. Nasza oferta to również możliwość inwestowania w produkty o stałą bądź Gerda Broker specjalizuje się w doradztwie w zakresieoparte formalnych aspektów przewidywaną stopę zwrotu – nieruchomości, gruntyNasza o wysokim pozyskania finansowania oraz private equity/venture capital. oferta to potencjalne wzrostu wartości. również możliwość inwestowania w produkty oparte o stałą bądź przewidywaną stopę zwrotu – nieruchomości, grunty o wysokim potencjalne wzrostu wartości.

Tel. 17 2216625 ul. Słoneczna 2C Fax. 17 Sędziszów 2216738 Małopolski 39-120 gumat@gumat.pl Tel. 17 2216625 www.gumat.pl Fax. 17 2216738

gumat@gumat.pl Producent wyrobów gumowych i gumowo-metalowych. Produkcja w technologii www.gumat.pl

wtrysku, cięcia, prasowania, wykrawania. Dobór materiałów do wymagań klienta. Produkcja formach własnychi gumowo-metalowych. i powierzonych. Doradztwo, projekt narzędzia, Producent na wyrobów gumowych Produkcja w technologii wykonanie narzędzia wtrysku, cięcia, prasowania, wykrawania. Dobór materiałów do wymagań klienta. Produkcja na formach własnych i powierzonych. Doradztwo, projekt narzędzia, wykonanie narzędzia

GAME OVER CYCLES HARLEY-DAVIDSON

IMPULS - LEASING POLSKA SP. Z O.O.

ul. Ludwika Chmury 4 GAME OVER CYCLES HARLEY-DAVIDSON 35-213 Rzeszów

Al. Jerozolimskie 212A, 02-486 Warszawa IMPULS - LEASING POLSKA SP. Z O.O. Oddział Rzeszów, ul. Bernardyńska 11, 35-069

p.pomianek@goc-harley-davidson.pl www.goc-harley-davidson.pl

radoslaw.potaczala@impuls-leasing.pl IMPULS-LEASING Polska Sp. z o.o. (ILPOL) wchodzi w skład międzynarodowej www.impuls-leasing.pl

tel. 882 061 Chmury 652 ul. Ludwika 4 p.pomianek@goc-harley-davidson.pl 35-213 Rzeszów www.goc-harley-davidson.pl tel. 882 061 652

Oficjalny salon sprzedaży oraz autoryzowany serwis firmy Harley-Davidson w Rzeszowie. Największy salon Harley-Davidson w Europie Środkowo-Wschodniej. Oficjalny salon sprzedaży oraz autoryzowany serwis firmy Harley-Davidson w Rzeszowie. Największy salon Harley-Davidson w Europie Środkowo-Wschodniej.

M 664 480 453 Al.(+48) Jerozolimskie 212A, 02-486 Warszawa radoslaw.potaczala@impuls-leasing.pl Oddział Rzeszów, ul. Bernardyńska 11, 35-069 www.impuls-leasing.pl M (+48) 664 480 453

grupy finansowej IMPULS-LEASING International, należącej do grupy bankowej Raiffeisenlandesbank Górna i działawchodzi w Polsce od 2007 roku. ILPOL IMPULS-LEASING Polska Sp. Austria z o.o. (ILPOL) w skład międzynarodowej finansuje środki trwałe dla przedsiębiorców, bez względu nado sektor, czy grupy finansowej IMPULS-LEASING International, należącej grupybranżę bankowej wielkość prowadzonego biznesu. Raiffeisenlandesbank Górna Austria i działa w Polsce od 2007 roku. ILPOL finansuje środki trwałe dla przedsiębiorców, bez względu na sektor, branżę czy wielkość prowadzonego biznesu.

INFINITI

JUNGHEINRICH POLSKA SP. Z O.O.

ul. Powstańców Śląskich 22 INFINITI 30-570 Kraków

Jungheinrich Polska Sp. z o.o. jest częścią światowego koncernu Jungheinrich JUNGHEINRICH POLSKA SP. Z O.O. AG produkującego najwyższej klasy sprzęt magazynowy. Bogata oferta wózków

www.infiniti.pl ul. Powstańców Śląskich 22 krakow@infiniti.pl 30-570 Kraków www.infiniti.pl krakow@infiniti.pl

Infiniti to japońska marka wyjątkowych samochodów luksusowych, szczycąca się perfekcyjnym wzornictwem, niezwykłymi osiągami i indywidualnym podejściem do klienta. Wypróbuj już dziś,samochodów odwiedź naszą ekspozycję i szczycąca skorzystaj Infiniti to japońska marka wyjątkowych luksusowych, zsię jazdy testowej. perfekcyjnym wzornictwem, niezwykłymi osiągami i indywidualnym podejściem do klienta. Wypróbuj już dziś, odwiedź naszą ekspozycję i skorzystaj z jazdy testowej.

widłowych, magazynowych, systemów logistycznych oraz usług Jungheinrichregałów Polska Sp. z o.o. jest częścią światowego koncernu Jungheinrich pozwala oferować klientom kompletne rozwiązania z jednejBogata ręki. oferta wózków AG produkującego najwyższej klasy sprzęt magazynowy. widłowych, regałów magazynowych, systemów logistycznych oraz usług pozwala oferować klientom kompletne rozwiązania z jednej ręki.

Jasionka 948, 36-002 Jasionka | Tel. +48 17 742 11 02 www.jungheinrich.com.pl Jasionka 948, 36-002 Jasionka | Tel. +48 17 742 11 02 www.jungheinrich.com.pl

KLASTER EXPO

KLGS SP. Z O.O.

Klaster Expo to zrzeszenie przedsiębiorców współpracujących KLASTER EXPO organizacji spotkań i wydarzeń biznesowych – np. targów,

w obszarze kongresów, konferencji Celemprzedsiębiorców Klastra jest wspólne kreowanie pozytywnego Klaster Expoi szkoleń. to zrzeszenie współpracujących w obszarze wizerunku Rzeszowa i Regionu Podkarpacia jakotargów, miejsc przyjaznych organizacji Miasta spotkań i wydarzeń biznesowych – np. kongresów, przedsiębiorcom. konferencji i szkoleń. Celem Klastra jest wspólne kreowanie pozytywnego wizerunku Miasta Rzeszowa i Regionu Podkarpacia jako miejsc przyjaznych przedsiębiorcom.

KLGS Sp. z o.o. jest częścią dynamicznej, międzynarodowej grupy kapitałowej. KLGS SP. Z O.O. Oferujemy kompleksową obsługę procesu produkcyjnego od koncepcji, aż do

ul. PCK 2/24, 35-060 Rzeszów | Tel.: +48 570 852 585 biuro@klasterexpo.pl | www.klasterexpo.pl

ul. Drogowców 7 | 32-400 Myślenice | Tel. +48 12 274 32 20, +48 12 274 32 23 Fax: +48 12 442 04 33 | klgs@klgs.pl | www.klgs.pl

ul. PCK 2/24, 35-060 Rzeszów | Tel.: +48 570 852 585 biuro@klasterexpo.pl | www.klasterexpo.pl

ul. Drogowców 7 | 32-400 Myślenice | Tel. +48 12 274 32 20, +48 12 274 32 23 Fax: +48 12 442 04 33 | klgs@klgs.pl | www.klgs.pl

wyrobu przy tymmiędzynarodowej spełnienie najwyższych wymagań KLGS Sp.finalnego. z o.o. jestZapewniamy częścią dynamicznej, grupy kapitałowej. klientów potwierdzone wdrożonymi systemami jakości ISO/TS UL746D. Oferujemy kompleksową obsługę procesu produkcyjnego od16949, koncepcji, aż do wyrobu finalnego. Zapewniamy przy tym spełnienie najwyższych wymagań klientów potwierdzone wdrożonymi systemami jakości ISO/TS 16949, UL746D.


KRAJOWY REJESTR DŁUGÓW BIG SA

KRÓL - KNAPIK SP. Z O.O.

ul. Danuty Siedzikówny 12, 51-214 DŁUGÓW Wrocław KRAJOWY REJESTR BIG SA

Al. Armii Krajowej 60 KRÓL - KNAPIK SP. Z O.O. 35-307 Rzeszów

www.krd.pl | Tel. 71 78 50 400 Michał Kwiatkowski - Tel. | m.kwiatkowski@krd.pl ul. Danuty Siedzikówny 12,695657927 51-214 Wrocław Artur Wawrzyn Tel.78721348886 www.krd.pl | Tel.- 71 50 400 | a.wawrzyn@krd.pl

Michał Kwiatkowski - Tel. 695657927 | m.kwiatkowski@krd.pl Krajowy Rejestr jest | najdłużej działającym biurem informacji gospodarczej Artur Wawrzyn - Tel.Długów 721348886 a.wawrzyn@krd.pl w Polsce, posiadającym największą własną bazę zadłużonych konsumentów i przedsiębiorców. Przekazanie do rejestru informacji biurem o niespłaconych Krajowy Rejestr Długów jest najdłużej działającym informacji należnościach, gospodarczej tych długo przeterminowanych, do spłaty zobowiązań. Za wnawet Polsce, posiadającym największąskutecznie własną mobilizuje bazę zadłużonych konsumentów Krajowego Rejestru Długówinformacji można również sprawdzać należnościach, i monitorować ipośrednictwem przedsiębiorców. Przekazanie do rejestru o niespłaconych uczciwość oraz potwierdzać własną wiarygodność nawet tych kontrahentów długo przeterminowanych, skutecznie mobilizuje dopłatniczą. spłaty zobowiązań. Za

salon.krol-knapik@peugeot.pl Al. Armii Krajowej 60 www.krol-knapik.pl 35-307 Rzeszów salon.krol-knapik@peugeot.pl www.krol-knapik.pl

pośrednictwem Krajowego Rejestru Długów można również sprawdzać i monitorować uczciwość kontrahentów oraz potwierdzać własną wiarygodność płatniczą.

Król-Knapik to Autoryzowany Salon i Serwis PEUGEOT. Oferujemy samochody nowe i używane. Prowadzimy sprzedaż części i akcesoriów. Zapewniamy kompleksową obsługę w zakresie zakupów oraz ubezpieczeń Król-Knapik to Autoryzowany Salon ifinansowania Serwis PEUGEOT. Oferujemy samochody komunikacyjnych. nowe i używane. Prowadzimy sprzedaż części i akcesoriów. Zapewniamy kompleksową obsługę w zakresie finansowania zakupów oraz ubezpieczeń komunikacyjnych.

Firma KupiecS.A. S.A. oferuje ładunki całopojazdowe oraz częściówki na plandeki, KUPIEC busy itp. trasy krajowe oraz cała Europa. Oficjalny partner sieci przesyłek

Fundusz S.A. pożyczkowy, inkubator przedsiębiorczości, prototypownia, MARR - AGENCJA ROZWOJU REGIONALNEGO laboratorium wzorujące, usługi proinnowacyjne, doradztwo, elektromobilność.

ul. Słoneczna 28-30, 33-100 Tarnów | Tel. +48 14 6556537 | Tel. +14 6556538 biuro@kupiecsa.eu | beata@kupiecsa.eu | www.kupiecsa.eu

ul. Chopina 18, 39-300 Mielec marr@marr.com.pl | www.marr.com.pl

ul. Słoneczna 28-30, 33-100 Tarnów | Tel. +48 14 6556537 | Tel. +14 6556538 biuro@kupiecsa.eu | beata@kupiecsa.eu | www.kupiecsa.eu

ul. Chopina 18, 39-300 Mielec marr@marr.com.pl | www.marr.com.pl

KUPIEC S.A.

paletowych Zapraszamy przewoźnikóworaz 13, 6-24 ton. na plandeki, Firma KupiecPalletways. S.A. oferuje ładunki całopojazdowe częściówki busy itp. trasy krajowe oraz cała Europa. Oficjalny partner sieci przesyłek paletowych Palletways. Zapraszamy przewoźników 13, 6-24 ton.

MARR S.A. - AGENCJA ROZWOJU REGIONALNEGO

Fundusz pożyczkowy, inkubator przedsiębiorczości, prototypownia, laboratorium wzorujące, usługi proinnowacyjne, doradztwo, elektromobilność.

MTR MIĘDZYNARODOWE TARGI RZESZOWSKIE

NIKO-GAB

ul. PCK 2/24 MTR MIĘDZYNARODOWE TARGI RZESZOWSKIE 35-060 Rzeszów

36-203 Izdebki 693 NIKO-GAB woj. podkarpackie

targów na Podkarpaciu. Podstawową działalnością firmy jest organizacja imprez wystawienniczych. Firma nieustannie się rozwija i sukcesywnie wprowadza MTR Międzynarodowe Targi Rzeszowskie jest największym organizatorem nowe imprezy branżowe. Podejmującdziałalnością się nowych firmy przedsięwzięć MTR stara się targów na Podkarpaciu. Podstawową jest organizacja imprez odpowiedzieć na zapotrzebowanie pojawiające się wi regionie. wystawienniczych. Firma nieustannie się rozwija sukcesywnie wprowadza nowe imprezy branżowe. Podejmując się nowych przedsięwzięć MTR stara się odpowiedzieć na zapotrzebowanie pojawiające się w regionie.

Projektujemy z wykorzystaniem oprogramowania CATIA V5, wykonujemy szablony kontrolne, przyrządy montażowe dla AUTOMOTIVE. Toczenie CNC detali prototypowych dla Automotive – wolne moce CATIA przerobowe Projektujemy z wykorzystaniem oprogramowania V5, wykonujemy szablony kontrolne, przyrządy montażowe dla AUTOMOTIVE. Toczenie CNC detali prototypowych dla Automotive – wolne moce przerobowe

ul. Rzeszowska 69 NOWAK INNOVATIONS SP. Z O.O. 38-400 Krosno

ul. Kraszewskiego 44 OMEGA PILZNO ITiS GODAWSKI & GODAWSKI

użytkowników środków transportu i są przeznaczone do stosowania we wszystkich rodzajach lądowych, powietrznych i wodnych środków transportu cywilnego i wojskowego.

drogowy i morski, krajowy i międzynarodowy - flota 700 samochodów - 5 magazynów 116 000 m kw. powierzchni magazynowych - 3 autoryzowane serwisy: VOLVO, MAN, IVECO.

Tel.PCK 17 8626169 ul. 2/24 biuro@targirzeszowskie.pl 35-060 Rzeszów www.targirzeszowskie.pl Tel. 17 8626169 biuro@targirzeszowskie.pl MTR Międzynarodowe Targi Rzeszowskie jest największym organizatorem www.targirzeszowskie.pl

NOWAK INNOVATIONS SP. Z O.O.

biuro@niko-gab.com 36-203 Izdebki 693 www.niko-gab.com woj. podkarpackie biuro@niko-gab.com www.niko-gab.com

OMEGA PILZNO ITiS GODAWSKI & GODAWSKI

biuro@nowak-innovations.pl ul. Rzeszowska 69 www.nowak-innovations.pl 38-400 Krosno biuro@nowak-innovations.pl www.nowak-innovations.pl Nowak lnnovations Sp. z o.o. opracowała i opatentowała w Polsce, UE, USA i Hong Kongu, innowacyjne w skali światowej systemy bezpieczeństwa — AEDO (Automatic Emergency Door Opening) SECS ( opracowała Seatbelt Emergency Cutting System), którei Hong ratująKongu, życie Nowak lnnovationsi Sp. z o.o. i opatentowała w Polsce, UE, USA użytkowników środków transportu i sąbezpieczeństwa przeznaczone —doAEDO stosowania we Emergency wszystkich innowacyjne w skali światowej systemy (Automatic rodzajach lądowych, powietrznych i wodnych środków transportu cywilnego Door Opening) i SECS ( Seatbelt Emergency Cutting System), które i wojskowego. ratują życie

39-220 Pilzno Tel.Kraszewskiego 14 670 71 24 44 ul. info@omega-pilzno.com.pl 39-220 Pilzno www.omega-pilzno.com.pl Tel. 14 670 71 24 info@omega-pilzno.com.pl Grupa OMEGA Pilzno to krajowy lider i liczący się gracz na międzynarodowym rynku TSL. www.omega-pilzno.com.pl Jako wiodący dostawca nowoczesnych rozwiązań w branży transport-spedycja-logistyka świadczy kompleksowe logistyczne. OMEGA Pilznona to:międzynarodowym 25 lat doświadczeniarynku - transport Grupa OMEGA Pilzno tousługi krajowy lider i liczący się gracz TSL. drogowy i morski, krajowy i międzynarodowy - flota samochodów - 5 magazynów Jako wiodący dostawca nowoczesnych rozwiązań w 700 branży transport-spedycja-logistyka 116 000 mkompleksowe kw. powierzchni magazynowych - 3 autoryzowane serwisy: VOLVO, MAN, IVECO. świadczy usługi logistyczne. OMEGA Pilzno to: 25 lat doświadczenia - transport

PASSIO

PKO Bank Polski

Nazwa Firmy PASSIO Poland nie jest przypadkowa. To Pasja rodzi PASSIO profesjonalizm, a profesjonalizm daje jakość. Firma PASSIO to przede wszystkim

ul. Puławska 15 PKO Bank Polski 02-515 Warszawa

kreatywny i maksymalnie zespółprzypadkowa. ratowników medycznych, Nazwa Firmy PASSIO zaangażowany Poland nie jest To Pasja którzy rodzi dostarczają najwyższej jakości rozwiązanie zakresie bezpieczeństwa. profesjonalizm, a profesjonalizm daje jakość.wFirma PASSIO to przede wszystkim kreatywny i maksymalnie zaangażowany zespół ratowników medycznych, którzy dostarczają najwyższej jakości rozwiązanie w zakresie bezpieczeństwa.

ul. Cicha 2, 35-326 Rzeszów | Tel. 531 382 147 matt.mokrzycki@gmail.com | www.passio.rzeszow.pl ul. Cicha 2, 35-326 Rzeszów | Tel. 531 382 147 matt.mokrzycki@gmail.com | www.passio.rzeszow.pl

www.pkobp.pl ul. Puławska 15 02-515 Warszawa www.pkobp.pl

PKO Bank Polski jest niekwestionowanym liderem polskiego sektora bankowego. To silny i nowoczesny bank uniwersalny. Świadczy usługi bankowe milionów wspiera rozwój polskich przedsiębiorstw PKO BankdlaPolski jest Polaków, niekwestionowanym liderem polskiego sektora i samorządów. bankowego. To silny i nowoczesny bank uniwersalny. Świadczy usługi bankowe dla milionów Polaków, wspiera rozwój polskich przedsiębiorstw i samorządów.


G2A Arena G2A Arena

PKO Leasing

PODKARPACKI PARK LOGISTYCZNY OMEGA PILZNO

Al. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza 20

PODKARPACKI PARK LOGISTYCZNY OMEGA PILZNO wysokiego składowania klasy A (116 000 m kw. powierzchni magazynowych) przystosowa-

PKO Leasing 93-281 Łódź

www.pkoleasing.pl Al. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza 20 93-281 Łódź www.pkoleasing.pl

PKO Leasing jest liderem leasingu z ponad 12 proc udziałem w rynku. Zróżnicowana oferta zawiera produkty i usługi skierowane do każdego sektora biznesu, oferując również usługi faktoringu i ubezpieczeń. Spółka finansuje PKO Leasing jest liderem z ponadprojekty 12 proc inwetycyjne, udziałem w łodzie, rynku. zarówno pojazdy, maszynyleasingu i urządzenia, Zróżnicowana zawierarowery produkty i usługiIT.skierowane do każdego sektora nieruchomości,oferta jak również czy sprzęt biznesu, oferując również usługi faktoringu i ubezpieczeń. Spółka finansuje zarówno pojazdy, maszyny i urządzenia, projekty inwetycyjne, łodzie, nieruchomości, jak również rowery SP. czy sprzęt IT. P.U.AH. "SIGMA-CAR" Z O.O. 35-213 Rzeszów

P.U.AH. SP. Z O.O. ul. Krakowska"SIGMA-CAR" 319 sigma-car@honda.rzeszow.pl 35-213 Rzeszów www.honda.rzeszow.pl ul. Krakowska 319 sigma-car@honda.rzeszow.pl www.honda.rzeszow.pl

Handel samochodami marki Honda, serwis gwarancyjny i pogwarancyjny, części zamienne, naprawy blacharsko-lakiernicze Handel samochodami marki Honda, serwis gwarancyjny i pogwarancyjny,

W skład Podkarpackiego Parku Logistycznego wchodzi 5 nowoczesnych magazynów

nych do potrzeb klientów z różnych branż. Atrakcyjna lokalizacja, najwyższe standardy W składpotwierdzone Podkarpackiego Parkucertyfikatami, Logistycznego 5 nowoczesnych magazynów obsługi licznymi to wchodzi dodatkowe atuty parku, świadczącego wysokiego klasy A (116obsługi 000 m kw. powierzchni magazynowych) przystosowatakże usługiskładowania doradztwa, transportu, celnej. nych do potrzeb klientów z różnych branż. Atrakcyjna lokalizacja, najwyższe standardy obsługi potwierdzone licznymi certyfikatami, to dodatkowe atuty parku, świadczącego także usługi doradztwa, transportu, obsługi celnej. Mokrzec 50, 39-220 Pilzno | Tel. 511 140 961, 512 879 412 info@omega-pilzno-logistyka.pl | www.podkarpacki-park-logistyczny.com.pl Mokrzec 50, 39-220 Pilzno | Tel. 511 140 961, 512 879 412

info@omega-pilzno-logistyka.pl PZL SĘDZISZÓW S.A. | www.podkarpacki-park-logistyczny.com.pl PZL Sędziszów specjalizuje się w produkcji wszelkiego rodzaju filtrów przeznaczonych dla

branży motoryzacyjnej, rolniczejS.A. i przemysłowej. W szerokiej gamie produktów znajdują się PZL SĘDZISZÓW filtry: powietrza, oleju, paliwa, cieczy chłodzących, kabinowe, do układów hydraulicznych PZL w produkcji wszelkiego filtrów przeznaczonych dla oraz Sędziszów osuszacze specjalizuje powietrza w się pneumatycznych układach rodzaju hamulcowych. branży motoryzacyjnej, rolniczej i przemysłowej. W szerokiej gamie produktów znajdują się filtry: powietrza, oleju, paliwa, cieczy chłodzących, kabinowe, do układów hydraulicznych oraz osuszacze powietrza w pneumatycznych układach hamulcowych.

ul. Fabryczna 4, 39-120 Sędziszów Małopolski | Tel. +48 17 745 02 00 Fax. +48 17 745 03 33 | sekretariat@pzlsedziszow.pl | www.pzlsedziszow.pl ul. Fabryczna 4, 39-120 Sędziszów Małopolski | Tel. +48 17 745 02 00

części zamienne, naprawy RES MOTORS SP. blacharsko-lakiernicze Z O.O.

Fax. +48 17 745 03 33 | sekretariat@pzlsedziszow.pl | www.pzlsedziszow.pl RESLOGISTIC

Al. Armii Krajowej 50

RESLOGISTIC której wchodzi: logistyka

RES MOTORS SP. Z O.O. 35-307 Rzeszów

Tel. (17) 850 30 00, Al. 50 (17) 850 30 11 Fax.Armii (17)Krajowej 857 85 00, 35-307 Rzeszów www.resmotors.pl Tel. (17) 850 30 00, Fax. 857 –85autoryzowany 00, (17) 850 30salon 11 i serwis Ford: sprzedaż samochodów nowych Res (17) Motors www.resmotors.pl • skup i sprzedaż samochodów używanych • kompleksowa obsługa firm • szeroki

asortyment oryginalnych części i akcesoriów Ford oraz Motorcraft • pełen zakres Res – autoryzowany salonsamochodów• i serwis Ford: sprzedaż samochodów nowych• usługMotors związanych z eksploatacją 24-godzinna pomoc drogowa • skup ii krótkoterminowy sprzedaż samochodów używanych • kompleksowa obsługa firm • szeroki długo wynajem samochodów. asortyment oryginalnych części i akcesoriów Ford oraz Motorcraft • pełen zakres usług związanych z eksploatacją samochodów• 24-godzinna pomoc drogowa • długo i AUTO krótkoterminowy REX SP. Zwynajem O.O. samochodów. Świlcza 147 Z

Reslogistic świadczy kompleksową usługę magazynowo logistyczną, w skład kontraktowa, logistyka e-commerce, dystrybucja przesyłek. Reslogistic świadczy kompleksową usługę magazynowo logistyczną, w skład której wchodzi: logistyka kontraktowa, logistyka e-commerce, dystrybucja przesyłek.

Park Logistyczny Rogoźnica, Rogoźnica 306 A, 36-060 Głogów Małopolski Tel. 661 617 652 | biuro@reslogistic.pl | www.reslogistic.pl Park Logistyczny Rogoźnica, Rogoźnica 306 A, 36-060 Głogów Małopolski

Tel. 661 617 652S.A. | biuro@reslogistic.pl | www.reslogistic.pl SCANIA POLSKA ul. Węglowskiego 6

REX AUTO SP. Z O.O. 36-072 Świlcza

SCANIA POLSKA 39-120 Sędziszów Małopolski S.A.

obsługę Klientów oraz opiekę nad ich samochodami, a także zapewnienie korzystnego Jesteśmy Autoryzowanym Dealerem i Serwisem i używanych marki ubezpieczenia i form finansowania. Naszymnowych priorytetem jest samochodów najwyższa jakość ŠKODA. Nasza wiedza oraz wieloletnie doświadczenie oferowanych usług i indywidualne podejście do każdegopozwalają Klienta. nam na profesjonalną obsługę Klientów oraz opiekę nad ich samochodami, a także zapewnienie korzystnego ubezpieczenia i form finansowania. Naszym priorytetem jest najwyższa jakość oferowanych usług i indywidualne podejście do każdego Klienta.

Scania Polska S.A. jest generalnym dystrybutorem i przedstawicielem Scania CV AB, światowego lidera w obszarze kompleksowych rozwiązań transportowych. Oddział Scania w Sędziszowie Małopolskim jest częścią Scania Polska jest generalnym dystrybutorem i przedstawicielem rozwiniętej sieci S.A. serwisowej firmy w Polsce. Scania CV AB, światowego lidera w obszarze kompleksowych rozwiązań transportowych. Oddział Scania w Sędziszowie Małopolskim jest częścią rozwiniętej serwisowej firmy w Polsce. STC SP.sieci Z O.O.

Tel. 17 85 74 300 Świlcza 147 Z salon@poczta.rexauto.com.pl 36-072 Świlcza serwis@poczta.rexauto.com.pl Tel. 17 85 74 300 salon@poczta.rexauto.com.pl Jesteśmy Autoryzowanym Dealerem i Serwisem nowych i używanych samochodów marki serwis@poczta.rexauto.com.pl ŠKODA. Nasza wiedza oraz wieloletnie doświadczenie pozwalają nam na profesjonalną

SOBIESŁAW ZASADA AUTOMOTIVE SP. Z O.O. SP.K.

Największy polski dealer marki Mercedes-Benz. Prowadzimy sprzedaż

Tel.+48 17 741 31 00 ul. Węglowskiego 6 39-120 Sędziszów Małopolski Tel.+48 17 741 31 00

To jedyny autoryzowany dealer i serwis IVECO na Podkarpaciu. Oferuje pełną

SOBIESŁAW ZASADA AUTOMOTIVE SP.naszym Z O.O.klientom SP.K. samochodów nowych i używanych. W Rzeszowie

STC SP. –ZodO.O. gamę usług doradztwa w kwestiach doboru właściwego modelu dla danej

Al. mjr Wacława Kopisto 3, 35-309 Rzeszów | Tel. 17 850 37 60 www.zasadaauto.mercedes-benz.pl | www.zasadaauto.pl | info@zasadaauto.pl

Wola Cicha 150, 36-060 Głogów Małopolski | Tel. 17 749 22 22 info@stc-iveco.pl | www.stc.iveco.pl

Al. mjr Wacława Kopisto 3, 35-309 Rzeszów | Tel. 17 850 37 60 www.zasadaauto.mercedes-benz.pl | www.zasadaauto.pl | info@zasadaauto.pl

Wola Cicha 150, 36-060 Głogów Małopolski | Tel. 17 749 22 22 info@stc-iveco.pl | www.stc.iveco.pl

proponujemy również pojazdy FUSO i samochody specjalistyczne oraz Największy polski Zapraszamy dealer marki również Mercedes-Benz. Prowadzimy markę SUBARU. do serwisu i sklepusprzedaż części samochodów zamiennych. nowych i używanych. W Rzeszowie naszym klientom proponujemy również pojazdy FUSO i samochody specjalistyczne oraz markę SUBARU. Zapraszamy również do serwisu i sklepu części zamiennych.

branży, poprzez obsługę gwarancyjną i pogwarancyjną oraz sprzedaż To jedyny autoryzowany dealer i serwis IVECO na Podkarpaciu. Oferuje pełną oryginalnych części zamiennych. Już niedługo zaprosimy klientów do nowej gamę usług – od doradztwa w kwestiach lokalizacji w Rzeszowie przy ul. Rzecha. doboru właściwego modelu dla danej branży, poprzez obsługę gwarancyjną i pogwarancyjną oraz sprzedaż oryginalnych części zamiennych. Już niedługo zaprosimy klientów do nowej lokalizacji w Rzeszowie przy ul. Rzecha.


SYSTEM EGP

LISTA WYSTAWCÓW TARGÓW TSLA EXPO RZESZÓW 2017 LISTA TARGÓW AGENCJA BEZPIECZEŃSTWAWYSTAWCÓW TRANSPORTU EXPO RZESZÓW 2017 ALIOR BANK SPÓŁKATSLA AKCYJNA

ul. Zwoleńska 116

SYSTEM EGP 04-761 Warszawa biuro@egp-system.com ul. Zwoleńska 116 www.egp-system.com 04-761 Warszawa biuro@egp-system.com www.egp-system.com

Proponujemy nowatorską metodę napawania nanocząstkami metali szlachetnych pojazdów oraz pomieszczeń. Pozwala to na uzyskanie samoodkażającej się powłoki na każdej pokrytej powierzchni. Proponujemy nowatorską metodę napawania nanocząstkami metali szlachetnych pojazdów oraz pomieszczeń. Pozwala to na uzyskanie samoodkażającej się powłoki na każdej pokrytej powierzchni. TEKNIA RZESZÓW SP. Z O.O. TEKNIA Rzeszów Sp z o.o. to firma z ponad 40-letnią tradycją produkująca dla przemysłu

samochodowego. Dostarcza zbiorniki TEKNIA RZESZÓW SP.doZukładu O.O.hamulcowego, do systemów spryskiwaczy oraz zbiorniki wyrównawcze płynu chłodniczego do takich klientów jak: VW, FIAT, TEKNIA Sp z o.o. to firma z ponad 40-letnią tradycją produkująca dla przemysłu BOSCH, Rzeszów ZF-TRW, Continental, a ostatnio również Porsche. samochodowego. Dostarcza zbiorniki do układu hamulcowego, do systemów spryskiwaczy oraz zbiorniki wyrównawcze płynu chłodniczego do takich klientów jak: VW, FIAT, BOSCH, ZF-TRW, Continental, a ostatnio również Porsche.

ul. Przemysłowa 4, 35-105 Rzeszów | Tel. +48 17 867 33 00 sekretariat.tr@tekniagroup.com | www.tekniagroup.com ul. Przemysłowa 4, 35-105 Rzeszów | Tel. +48 17 867 33 00

| www.tekniagroup.com TYREPOLsekretariat.tr@tekniagroup.com SP. Z O. O.

Tyrepol Sp. z o. o. to firma zlokalizowana w Rzeszowie zajmująca się dystrybucją

TYREPOL SP. Z O. O.W naszej ofercie znajdziecie Państwo opony opon ciężarowych i rolniczych.

najważniejszych światowych i europejskich marek. Zapewniamy ekspresowe Tyrepol z o.do o. klientów to firma zlokalizowana w Rzeszowie zajmująca się dystrybucją dostawySp. opon na terenie całego kraju. opon ciężarowych i rolniczych. W naszej ofercie znajdziecie Państwo opony najważniejszych światowych i europejskich marek. Zapewniamy ekspresowe dostawy opon do klientów na terenie całego kraju. ul. Instalatorów 3, 35-210 Rzeszów e-mail: biuro@tyrepol.pl | www.tyrepol.pl ul. Instalatorów 3, 35-210 Rzeszów

biuro@tyrepol.pl | www.tyrepol.pl ENTERPRISE e-mail: EUROPE NETWORK

Ośrodek Enterprise Europe Network działający przy Wyższej Szkole

ENTERPRISE EUROPE NETWORK Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie świadczy usługi doradcze mające na

celu rozwój potencjału i innowacyjności małych i średnich przedsiębiorstw. Ośrodek Enterprise Europe Network działający przy Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie świadczy usługi doradcze mające na celu rozwój potencjału i innowacyjności małych i średnich przedsiębiorstw.

ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów | Tel. (17) 852 49 75 www.een.wsiz.pl | een@wsiz.rzeszow.pl ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów | Tel. (17) 852 49 75

een@wsiz.rzeszow.pl WOJEWÓDZKIwww.een.wsiz.pl URZĄD | PRACY W RZESZOWIE Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie wdraża programy operacyjne ze środków Unii

Europejskiej, prowadzi bezpłatne poradnictwo zawodowe oraz pośrednicWOJEWÓDZKI URZĄD PRACY W międzynarodowe RZESZOWIE two pracy (sieć EURES) Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie wdraża programy operacyjne ze środków Unii Europejskiej, prowadzi bezpłatne poradnictwo zawodowe oraz międzynarodowe pośrednictwo pracy (sieć EURES)

ul. A. S. Naruszewicza 11, 35-055 Rzeszów www.wuprzeszow.praca.gov.pl ul. A. S. Naruszewicza 11, 35-055 Rzeszów www.wuprzeszow.praca.gov.pl

AUTO SPEKTRUM SP. Z O.O. TRANSPORTU AGENCJA BEZPIECZEŃSTWA AUTO4BL SP. SPÓŁKA Z O.O. AKCYJNA ALIOR BANK AUTO-RES ALFA ROMEO AUTO SPEKTRUM SP. Z O.O. AUTO-RES FIAT AUTO4BL SP. Z O.O. AUTO-RES FIAT PROFESSIONAL AUTO-RES ALFA ROMEO AUTO-RES AUTO-RES JEEP FIAT AUTO-RES AUTO-RES HYUNDAI FIAT PROFESSIONAL AXELO OSTROWSKI DOMAGALSKI I WSPÓLNICY SPÓŁKA KOMANDYTOWA AUTO-RES JEEP CENTRUM UBEZPIECZEŃ MAREK PISKUR AUTO-RES HYUNDAI DAKAR-TOYOTA RZESZÓW SPÓŁKAI WSPÓLNICY Z O.O. AXELO OSTROWSKI DOMAGALSKI SPÓŁKA KOMANDYTOWA DATACONSULT SP. Z O.O. MAREK PISKUR CENTRUM UBEZPIECZEŃ DKV EURO SERVICE POLSKA DAKAR-TOYOTA RZESZÓW SPÓŁKA Z O.O. OSK DO CELU AKADEMIA DATACONSULT SP. Z O.O. AUTO ŚWIAT DANUTA I RYSZARD AUTORYZOWANY DEALER MAZDA DKV EURO SERVICECZACH POLSKA DANUTA I RYSZARD CZACH AUTORYZOWANY DEALER I SERWIS MERCEDES-BENZ OSK DO CELU - AKADEMIA AUTO ŚWIAT ESPO LOGISTICS SP. Z O.O. DANUTA I RYSZARD CZACH AUTORYZOWANY DEALER MAZDA EURO24 Z O.O. SP. K. AUTORYZOWANY DEALER I SERWIS MERCEDES-BENZ DANUTA SP. I RYSZARD CZACH EXPO LOGISTICS CODE SP. Z SP. O.O.Z O.O. ESPO FIRMA WANICKI SP.SP. Z O.O. EURO24 SP. Z O.O. K. GERDA BROKER SP. Z O.O. EXPO CODE SP. Z O.O. GUMAT RÓG, PAWLIKOWSKI FIRMA WANICKI SP. Z O.O. SPÓŁKA JAWNA GAME OVER CYCLES GERDA BROKER SP. ZHARLEY-DAVIDSON O.O. IMPULS - LEASING POLSKA SP. Z O.O. JAWNA GUMAT RÓG, PAWLIKOWSKI SPÓŁKA INFINITI GAME OVER CYCLES HARLEY-DAVIDSON JUNGHEINRICH POLSKA SP.SP. Z O.O. IMPULS - LEASING POLSKA Z O.O. KLASTER EXPO INFINITI KLGS SP. Z O.O. POLSKA SP. Z O.O. JUNGHEINRICH KRAJOWY REJESTR DŁUGÓW BIG SA KLASTER EXPO KRÓL KNAPIK KLGS SP. Z O.O.SP. Z O.O. KUPIEC S.A.REJESTR DŁUGÓW BIG SA KRAJOWY MARR S.A. - AGENCJA ROZWOJU REGIONALNEGO KRÓL - KNAPIK SP. Z O.O. MTR MIĘDZYNARODOWE TARGI RZESZOWSKIE KUPIEC S.A. NIKO-GAB MARR S.A. - AGENCJA ROZWOJU REGIONALNEGO NOWAK INNOVATIONS SP.TARGI Z O.O.RZESZOWSKIE MTR MIĘDZYNARODOWE OMEGA PILZNO ITIS GODAWSKI & GODAWSKI NIKO-GAB PASSIO NOWAK INNOVATIONS SP. Z O.O. PKO BANK POLSKI OMEGA PILZNO ITIS GODAWSKI & GODAWSKI PKO LEASING PASSIO PODKARPACKI PARK LOGISTYCZNY OMEGA PILZNO PKO BANK POLSKI P.U.AH. "SIGMA-CAR" SP. Z O.O. PKO LEASING PZL SĘDZISZÓW S.A. PODKARPACKI PARK LOGISTYCZNY OMEGA PILZNO RES MOTORS SP. Z O.O. P.U.AH. "SIGMA-CAR" SP. Z O.O. RESLOGISTIC PZL SĘDZISZÓW S.A. REX SP. SP. Z O.O. RES AUTO MOTORS Z O.O. SCANIA POLSKA RESLOGISTIC S.A. SOBIESŁAW REX AUTO SP.ZASADA Z O.O. AUTOMOTIVE SP. Z O.O. SP.K. STC SP. Z O.O. SCANIA POLSKA S.A. SYSTEM EGPZASADA AUTOMOTIVE SP. Z O.O. SP.K. SOBIESŁAW TEKNIA RZESZÓW SP. Z O.O. STC SP. Z O.O. TYREPOLEGP SP. Z O. O. SYSTEM ENTERPRISE EUROPE TEKNIA RZESZÓW SP. ZNETWORK O.O. WOJEWÓDZKI URZĄD TYREPOL SP. Z O. O. PRACY W RZESZOWIE ENTERPRISE EUROPEOTWARCIA NETWORK TARGÓW DLA ZWIEDZAJĄCYCH GODZINY WOJEWÓDZKI URZĄD •PRACY PiątekW29RZESZOWIE września 2017 - 10:00 do 18:00

• Sobota 30 września 2017 -DLA 10:00ZWIEDZAJĄCYCH do 18:00 GODZINY OTWARCIA TARGÓW WSTĘP2017 WOLNY • Piątek 29 września - 10:00 do 18:00 • Sobota 30 września 2017 - 10:00 do 18:00 WSTĘP WOLNY


Harley do wygrania i Moto Show na targach TSLA EXPO 2017 Widowiskowe Moto Show, okazja do wygrania wspaniałego motocykla Harley-Davidson i lotów na symulatorze w Ośrodku Kształcenia Lotniczego, premiery Mercedesa, Mazdy i Renault, a także najnowszego ciągnika DAF – to tylko część atrakcji, jakie czekają zwiedzających podczas TSLA EXPO 2017. Pierwsze na Podkarpaciu targi branży TSL i automotive już 29-30 września. Dwudniowa impreza zagości w Centrum Wystawienniczo-Kongresowym Województwa Podkarpackiego G2A Arena w Jasionce k. Rzeszowa. Wstęp wolny! Fotografia Tadeusz Poźniak

P

ierwsze targi branży TSL i automotive to impreza, na której nie może zabraknąć nikogo, kto interesuje się transportem, motoryzacją i logistyką. Towarzyszy im kongres profesjonalistów (piątek, 29 września), widowiskowe pokazy i konkursy z rewelacyjnymi nagrodami (sobota, 30 września). O atrakcyjne stoiska zadbają dealerzy samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych, firmy logistyczne i transportowe, producenci części motoryzacyjnych, a także oferujące im swoje usługi instytucje finansowe, kancelarie prawne, firmy doradcze i z branży IT. Będzie można skorzystać z bezpłatnych konsultacji specjalistów. W ramach TSLA EXPO 2017 odbędzie się w sobotę, 30 września, Moto Show i szereg wydarzeń towarzyszących oraz konkursów. Do wygrania jest motocykl Harley-Davidson! Wspaniały Street 750, prosto z salonu GOC Harley-Davidson Rzeszów! Największego salonu Harley-Davidson w środkowo-wschodniej Europie! Konkurs polegał będzie na wskazaniu przez uczestnika wysokości kwoty pieniężnej, z dokładnością do jednego grosza, znajdującej się w przeszklonej urnie wystawionej na terenie obiektu w G2A Arena. Kwota znajdująca się w urnie będzie sumą kwot zdeponowanych przez przedstawicieli Międzynarodowych Targów Rzeszowskich i GOC Harley-Davidson Rzeszów. Wystarczy odwiedzić targi, wytypować kwotę, wypełnić kupon i wrzucić go do konkursowej urny! Wysokość kwoty z urny zostanie ogłoszona na zakończenie targów – w sobotę, 30 września, o godz. 18.00 (szczegółowy regulamin na www.tslaexpo.pl). Może to właśnie Ty staniesz się właścicielem kultowego harleya! To nie koniec nagród. W dodatkowych konkursach, które odbędą się w piątek i sobotę, do wygarnia są: półgodzinne loty dla 4 osób na symulatorze lotów w Ośrodku Kształcenia Lotniczego Politechniki Rzeszowskiej i rów-

nież dla 4 osób zaproszenie do wieży kontroli lotów Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka. 30 września w G2A Arena na I Podkarpackie Mistrzostwa Motocykli Budowanych i Zabytkowych CUSTOM SHOW 2017 zaprasza GOC Harley-Davidson Rzeszów, który ufundował nagrody w trzech kategoriach: Najbardziej niezwykły custom, Najładniejszy old school (zabytkowy motocykl) oraz Nagroda publiczności. Zdobywcy pierwszych miejsc w każdej z tych kategorii otrzymają puchar i bon na zakupy w GOC Harley-Davidson Rzeszów o wartości 500 zł. Za drugie miejsca będą puchary. Na targach związanych z motoryzacją nie zabraknie samochodowych nowinek. Szykujcie się na premiery motocykli oraz samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych! wiedzających zapraszamy także do wypróbowania symulatorów. Jednym z nich jest symulator dachowania – chętni zajmują miejsca w symulatorze, zapinają pasy, a następnie pojazd zaczyna obracać się wokół własnej osi z bezpieczną prędkością. Dzięki temu można poczuć, jak zachowuje się ludzkie ciało w samochodzie podczas dachowania. Udostępniony zostanie również symulator poduszki powietrznej i symulator zmiany koła. Będzie można potrenować obsługę urządzenia do prowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej i obejrzeć pokazy udzielania pierwszej pomocy. Nie zapomnieliśmy o atrakcjach dla dzieci. Przygotujemy dla nich miasteczko ruchu drogowego oraz konkursy i zabawy. 

Z

Targi można zwiedzać w piątek i sobotę od godz. 10.00 do 18.00.

Więcej informacji o kongresie i targach TSLA EXPO na portalu www.biznesistyl.pl





W branży logistycznej lepiej być o krok do przodu Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie branży logistycznej bez systemów wspierających automatyzację i eliminujących ryzyko błędów. Każda rozwijająca się firma powinna korzystać z dostępnych rozwiązań, by dostosować standardy oferowanych usług do potrzeb rynku. Które z nich są standardem, a jakie mogą stanowić przyszłość w branży? Jak z innowacyjnymi rozwiązaniami radzą sobie podkarpackie przedsiębiorstwa?

Tekst Katarzyna Grzebyk Fotografia Tadeusz Poźniak

L

ogistyka i magazynowanie w wielu przedsiębiorstwach są postrzegane jako dodatkowe koszty. – Z księgowego punktu widzenia trudno się z tym nie zgodzić, więc często jej poziom dofinansowania i automatyzacji odbiega od poziomu automatyzacji procesów produkcyjnych. Jednak świadomi menedżerowie szukają oszczędności w dłuższej perspektywie i tam, gdzie mogą wprowadzają ulepszenia. Poziom i zakres tych ulepszeń zależy od wielu czynników, nie tylko od zamożności portfela inwestora – podkreśla Ryszard Pytel, prezes krakowskiej spółki DataConsult, oferującej nowoczesne rozwiązania dla branży logistycznej. WMS w każdym większym magazynie Współcześnie ciężko sobie wyobrazić większy magazyn bez zaawansowanego rozwiązania klasy WMS (Warehouse Management System), obsługującego wieloetapo-

50

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

we procesy przyjęć i wydań magazynowych, optymalizującego procesy wydania poprzez planowanie przepływu towarów, zarządzanie zadaniami operatorów i wózków, kompletację z wielu stref itd. Zastosowanie zaawansowanego rozwiązania WMS pozwala na dużą automatyzację, na wykorzystanie algorytmów matematycznych do właściwego podzielenia dokumentów wydania, przypisania zadań, zadbania o optymalny przebieg zbiórki, komasację/sortowanie, kontrolę z pakowaniem i załadunek. – Możemy je traktować jako standardowe narzędzie każdego szefa logistyki – tłumaczy Ryszard Pytel. zęsto rozwiązania informatyczne wspomagane są automatyką. Zastosowanie do zapasów regałów windowych czy regałów przesuwnych, wózków na pętli indukcyjnej do zatowarowania stref pickingowych, systemów transportu poziomego lub pionowego, sorterów, stanowisk pick-by/to-light do przepływu w ramach kompletacji dodatkowo zwiększa automatyzm procesów, którymi steruje WMS. – Patrząc na rozwiązania stosowane w magazynach europejskich, w polskich magazynach wciąż jest za mało bardziej zaawansowanej automatyki. Nie wszystkie firmy mogą sobie pozwolić choćby na automatyczny transport z sortowaniem, więc zastosowanie układnic czy robotów paletyzujących/depaletyzujących wykracza poza możliwości inwestycyjne statystycznego polskiego przedsiębiorcy – przyznaje Ryszard Pytel.

C

Grupa OMEGA PILZNO wdraża innowacje w magazynach Innowacje w sferze transportu i spedycji, jak również w obszarach logistyki wdraża Grupa OMEGA PILZNO, działająca na Podkarpaciu od 25 lat. Firma od lat korzysta z systemów gospodarki magazynowej w obrębie Podkarpackiego Parku Logistycznego, obecnie z SAP 



Warehouse Management System (WMS), który pozwala na efektywne wykorzystanie systemów IT do optymalnego zarządzania powierzchnią magazynową i towarami w magazynie. SAP WMS oparty jest na funkcjonującym w firmie SAP Business One, co pozwala na pełną integrację systemu również w pozostałych obszarach działalności firmy, np. księgowości czy sprzedaży. System jest ważny przy codziennej obsłudze klientów ze zróżnicowanym towarem. Dzięki niemu można szybko i bezbłędnie dotrzeć do lokalizacji w magazynie, w którym znajduje się dany towar. W systemie SAP WMS, przy pomocy kolektorów danych, operator może wygenerować odpowiednią etykietę i oznaczyć nią jednostki towarowe lub w momencie przyjmowania towaru do magazynu przyjąć do systemu informacje zawarte na etykiecie nadanej wcześniej przez inny podmiot. Daje to możliwość kontrolowania daty ważności produktu, partii. – System sam wywołuje do wysyłki najstarsze produkty. Jest to bardzo istotne podczas składowania w magazynie towarów mających datę przydatności. Dzięki niemu możliwa jest również kontrola ilościowa i asortymentowa przyjmowanego do magazynu towaru, np. pod kątem zgodności dostawy z dokonanym wcześniej zamówieniem. Ponadto klient w każdym momencie może otrzymać zestawienie stanów magazynu, całości lub danego produktu, może również prześledzić ruchy towaru od momentu wejścia aż do samego wyjścia – wylicza Kamil Maziarka, kierownik magazynu OMEGA Pilzno w Jasionce. dam Godawski, wiceprezes Grupy OMEGA Pilzno, podkreśla, że firma nieustannie poszerza zakres swoich usług, zarówno w sferze transportu i spedycji, jak również w obszarach logistyki. – Wprowadzenie systemu SAP WMS było to kolejne działanie na drodze do realizacji celu głównego firmy, czyli osiągnięcia przewagi konkurencyjnej. Naszą ideą było stworzenie tak dopracowanego systemu, aby rozszerzanie zakresu powierzchni magazynowych przez Grupę OMEGA Pilzno nie wiązało się z kolejnymi wdrożeniami, tylko z przeniesieniem wypracowanych i sprawdzonych rozwiązań. Jesteśmy otwarci na zmieniający się rynek usług logistycznych i rosnące wymagania klientów, którzy zwracają coraz baczniejszą uwagę na wszelkie przejawy innowacyjności – mówi Adam Godawski. Zdaniem prezesa DataConsult Sp. z o.o., z jednej strony mamy konieczność inwestycji we wciąż stosunkowo drogą automatykę, z drugiej możemy zastosować technologie tańsze w zakupie i implementacji, a równocześnie gwarantujące zwiększenie wydajności w konkretnych zastosowaniach, np. technologię RFID czy Voice Picking. – Obecnie rozszerzona rzeczywistość mocniej puka do naszych drzwi i logistyka będzie mogła z tej technologii w przyszłości skorzystać. Kluczową rolę odgrywają tutaj okulary rozszerzonej rzeczywistości (AR), które pozwalają na wyświetlanie równolegle drugiego obrazu – interfejsu systemu WMS. Większość informacji człowiek odbiera za pomocą wzroku, dlatego wykorzystanie tego zmysłu do prezentowania coraz większej ilości danych maga-

A

52

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

zynierowi jest bardzo ciekawym technologicznie rozwiązaniem – mówi Ryszard Pytel. – Użycie systemu WMS, bazującego na technologii AR, zmienia sposób pracy magazyniera – zamiast terminala czy kartki papieru używa on inteligentnych okularów, z wykorzystaniem których realizuje procesy magazynowe i kontaktuje się z innymi użytkownikami. Całkiem nowa technologia komunikacji człowiek-maszyna spowoduje, że być może trzeba będzie od nowa zdefiniować podejście do części procesów logistycznych. Okulary AR z terminalem mobilnym AR mogą być częścią IoT w magazynie, dostarczając do systemu WMS dane pozwalające na podejmowanie dynamicznych decyzji również w oparciu o dane z czujników.

J

Automatyzacja w logistce w Polsce a na Zachodzie

eszcze kilka lat temu automatyzacja magazynowa znana była tylko wśród zachodnich przedsiębiorstw, które dojrzale podchodziły do wyzwań kapryśnego rynku, z naciskiem na rynek pracy. Biorąc pod uwagę sytuację w Polsce, wprowadzenie automatyzacji, która wymaga od operatora mniejszych kompetencji w zakresie trafności podejmowania decyzji, oraz wprowadzanie automatyki, która zastępuje tzw. tanią siłę roboczą, staje się zasadne, a w niektórych przedsiębiorstwach wręcz konieczne. Prezes DataConsult podkreśla, że automatyzacja to szereg korzyści dla firm z branży. Po pierwsze, powoduje, że przedsiębiorstwo nie tylko optymalizuje swoją przestrzeń magazynową, ale również zwiększa jego fizyczną pojemność, co jest kluczowe zwłaszcza przy rosnącym asortymencie, czy procesach logistycznych związanych z wejściem w kanał e-commerce. Po drugie, dodatkowo skraca się czas trwania wielu operacji magazynowych oraz następuje znaczna redukcja błędów magazynowych, co z kolei przekłada się na większe zadowolenie klienta końcowego. Po trzecie, korzystanie z nowoczesnych rozwiązań przynosi również szereg korzyści związanych ze zmniejszeniem kosztów pracy głównie poprzez zastąpienie człowieka maszyną. Co ważne, rośnie również bezpieczeństwo zarówno pracowników magazynu, jak i przetrzymywanych towarów/ładunków. Niewątpliwie inwestycje w innowacje przynoszą przedsiębiorstwu wiele korzyści i często stają się antidotum na problemy, z którymi codziennie mierzy się magazyn. ynek podkarpacki nie odbiega znacznie od pozostałych regionów kraju. – Jak wszędzie są przedsiębiorcy, którzy wciąż nie czują potrzeby optymalizacji i automatyzacji logistyki. Są też firmy, które znajdują się w czołówce polskich przedsiębiorstw, wydając dziesiątki milionów na nowe automatyczne magazyny. DataConsult doradza i automatyzuje procesy przedsiębiorstw w całej Polsce, zarówno bezpośrednio, jak również poprzez partnerów. Ok. 15 proc. z ponad 220 firm posiadających nasze rozwiązania WMS ma swoje magazyny na Podkarpaciu i obserwujemy gwałtowny rozwój regionu również w sferze logistyki wewnętrznej – dodaje Ryszard Pytel. 

R








Fleet manager

i jego kluczowa rola w firmie

Zarządzanie firmową flotą samochodową to wyzwanie, przed którym staje coraz więcej właścicieli firm. Już sam fakt posiadania kilku samochodów generuje konieczność powierzenia obowiązków wykwalifikowanej osobie, która w kompetentny sposób będzie realizować politykę finansową firmy w tym zakresie i weźmie odpowiedzialność za firmową flotę. Jednak wielu biznesmenów wciąż nie widzi potrzeby zatrudnienia na takim stanowisku fleet managera – doradcy i partnera w biznesie, podejmującego strategiczne decyzje. Tymczasem, jak zauważają specjaliści, takie stanowisko to konieczność w niejednej firmie.

Tekst Katarzyna Grzebyk

W

każdym przedsiębiorstwie, które posiada firmowe samochody, potrzebna jest osoba odpowiedzialna za administrowanie flotą. Z racji licznych obowiązków związanych z polityką flotową, zadaniem tym powinien zająć się kompetentny pracownik. Koszty związane z flotą to nie tylko zakup samochodu i wybór określonej marki, ale także wybór formy finansowania – gotówka, leasing operacyjny lub leasing finansowy, wynajem krótko- lub długoterminowy. Wszystkie elementy wymagają dokładnej analizy pod kątem potrzeb firmy i jej możliwości. Mnogość ofert oraz konkurencyjność na rynku powodują, że fleet manager jako ekspert w swej dziedzinie pomoże firmie zaoszczędzić. Zawód fleet managera ma już wieloletnią tradycję, bo pojawił się wraz z zapotrzebowaniem na samochody firmowe, ale podlegał licznym zmianom na przestrzeni czasu. Ewa Wilmanowicz, trener, konsultant marki personalnej i korporacyjnej, zaznacza, że obowiązki fleet managera posiadał m.in. kierownik transportu lub kierownik administracyjny, który jednocześnie zarządzał budynkami i środkami trwałymi firmy. Obowiązki te były raczej odtwórcze i sprowadzały się do prostych czynności, takich jak np. zbieranie faktur czy załatwianie spraw blacharsko-lakierniczych. 


Z czasem rola fleet managera w firmie stała się bardziej zauważalna, co zaowocowało tworzeniem odpowiednich stanowisk pracy. – Obecnie wiele firm poszukuje oszczędności, chcą one być bardziej konkurencyjne, zastanawiają się, jak obniżyć koszty działalności, więc rola fleet managera staje się bardzo ważna. Osoba na tym stanowisku jest managerem w pełnym znaczeniu tego słowa; odpowiada za politykę bezpieczeństwa i ekologii, współpracuje z działami HR i produkcji, żeby poznać ich oczekiwania co do firmowej floty – tłumaczy Ewa Wilmanowicz. – Z drugiej strony na rynku flotowym powstaje coraz więcej firm, więc fleet manager musi nieustannie zgłębiać swoją wiedzę. Zamiast wykonywać prace odtwórcze, staje się doradcą i ekspertem w pełnym znaczeniu tego słowa.

O

Kiedy fleet manager jest potrzebny

tym, że fleet manager jest potrzebny w danej firmie, świadczy już fakt powierzenia któremuś z pracowników obowiązków związanych z firmową flotą. – Jeśli samochodów przybywa, a koszty związane z zarządzaniem flotą rosną i stają się stałe, to warto zatrudnić eksperta, który pomoże te koszty obniżyć i zapewni stały dostęp do floty samochodowej – mówi Ewa Wilmanowicz. Logistyka i transport jest tym obszarem działalności, którego wielu właścicieli firm wciąż nie dostrzega. Dopiero gdy sytuacja związana z zarządzaniem flotą wymknie się spod kontroli, okazuje się, że w firmie potrzebny jest specjalista. – Np. gdy kilka samochodów w jednym czasie ulegnie awarii, firma z dnia na dzień zostaje obarczona kosztami. Może narazić swoją płynność finansową oraz wizerunek, jeśli pracownicy nie dojadą na czas na spotkania handlowe. To wszystko może spowodować dużo większe koszty niż zatrudnienie osoby odpowiedzialnej za zarządzanie flotą. Dlatego każda firma, która posiada kilka czy kilkanaście samochodów, powinna pomyśleć o edukowaniu pracownika w zakresie zarządzania flotą albo o zatrudnieniu fleet managera – podkreśla Ewa Wilmanowicz. Choć wraz z rozwojem nowych technologii powstały oprogramowania do zarządzania flotą, a także firmy, którym można zlecać zarządzanie flotą, w przedsiębiorstwach potrzeba jest osoba, która będzie koordynować zarządza-

60

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

nie flotą, znać się na najnowszych trendach, orientować się w tym, co dzieje się na rynku i oferować jak najlepsze rozwiązania tym, którzy z tych samochodów będą korzystać. – Fleet manager musi posiadać wiedzę branżową, znać się na różnicach technicznych w samochodach i wychwytywać niuanse, które pozwalają firmie zaoszczędzić w ciągu roku duże pieniądze. Dlatego musi podnosić swoje kompetencje, uczestniczyć w szkoleniach, czytać prasę branżową na temat nowinek związanych z zarządzaniem flotą – wyjaśnia Ewa Wilmanowicz. – Z drugiej strony, ponieważ kontaktuje się z firmami zewnętrznymi, do niego trafią oferty przetargowe i to on zleca przetargi, musi posiadać kompetencje miękkie, potrzebne w kontaktach z klientami, w negocjacjach biznesowych. Ważna jest również umiejętność słuchania, rozmawiania oraz budowania relacji z innymi działami po to, żeby odpowiadać na potrzeby firmy. ie we wszystkich firmach fleet manager jest doradcą, ekspertem, który blisko współpracuje z zarządem. Nadal istnieje rozdźwięk pomiędzy zadaniami, jakie musi wykonywać, a jego pozycją w hierarchii firmy. Z jednej strony realizuje politykę kosztową firmy dotyczącą zarządzania flotą, co jest poważnym, strategicznym zadaniem, ale do jego obowiązków wciąż należy zbieranie faktur za usługę lakierniczą czy zakup paliwa. W niektórych firmach, które outsource’ują flotę, rodzi się niepewność do sensu istnienia takiego stanowiska, które generuje koszt pracowniczy. – Nie wszyscy są świadomi, że to stanowisko jest bardzo potrzebne, gdyż fleet manager zbiera informacje z różnych działów i jest w stanie w kompetentny sposób koordynować pracę firmy zewnętrznej – podkreśla Ewa Wilmanowicz i zauważa ważny aspekt, a mianowicie, że samochody to element wizerunku firmy. – Każdy obrandowany samochód może pomóc budować silniejszą markę, albo znacznie osłabić wizerunek, kiedy bierze udział w wypadku lub kolizji. Warto zaznaczyć, że polskie prawo przewiduje karę dla tego, kto dopuszcza do ruchu pojazd mechaniczny w stanie bezpośrednio zagrażającym bezpieczeństwu w ruchu oraz karę grzywny w przypadku dopuszczenia do prowadzenia pojazdu osoby bez wymaganych uprawnień. W takich sytuacjach fleet manager bierze na siebie odpowiedzialność prawną, gdyż odpowiada za stan techniczny pojazdów.

N

Z

Fleet manager – zawód przyszłości

daniem Ewy Wilmanowicz, im większą rolę w biznesie będzie odgrywał transport i logistyka, tym będzie większe znaczenie fleet managera w firmie. – Już teraz istnieją firmy, w których fleet managerowie należą do zarządu i pełnią stanowiska dyrektorskie. Być może stanowisko fleet managera powtórzy historię HR managerów, którzy dziś traktowani są jako biznes-partnerzy. Być może i do nas dotrze trend z Zachodu, czyli współpraca z fleet biznes-partnerem, który będzie potrzebny jako doradca biznesowy w zarządzie – podkreśla nasza rozmówczyni. 





Aneta Gieroń rozmawia...

Tadeusz Ferenc:

Budować!

Do góry i wszerz

– na tym mi zależy od 15 lat


...z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa

Fotografie Tadeusz PoĹşniak


VIP tylko pyta

Tadeusz Ferenc

U

rodzony w 1940 r. w Rzeszowie. Poseł na Sejm IV kadencji, a od 2002 r. prezydent Rzeszowa. W 1975 r. ukończył studia na Wydziale Ekonomicznym Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Od 1956 do 1963 r. pracował jako robotnik w WSK Rzeszów, do 1972 był kierownikiem magazynu, a w latach 1972-1981 pełnił funkcję zastępcy dyrektora przedsiębiorstwa Transbud Rzeszów. Od 1981 do 1984 r. był kierownikiem w Budimeksie, następnie zastępcą dyrektora Rzeszowskich Zakładów Naprawy Samochodów. W latach 1985-1991 kierował Miejskimi Zakładami Budownictwa Mieszkaniowego. Od 1993 do 2001 r. był prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowe Miasto”. Od 1964 r. do rozwiązania należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1990 r. wstąpił do SdRP, a w 1999 do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zasiadał we władzach wojewódzkich tych partii. W latach 2011 i 2015 bezskutecznie ubiegał się o mandat senatora. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju samorządu terytorialnego w Polsce oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności samorządowej i społecznej. Od 2017 roku jest doktorem honoris causa Politechniki Rzeszowskiej.

66

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017


VIP tylko pyta Aneta Gieroń: Panie Prezydencie, pamięta Pan jesień 2002 roku? Jako kraj szykowaliśmy się do wejścia do Unii Europejskiej, co nastąpiło dwa lata później, a Pan wkroczył wtedy do rzeszowskiego Ratusza i tak mija 15 lat w fotelu prezydenta. Po prawie czterech kadencjach, jaką wystawiłby Pan sobie ocenę?

T

adeusz Ferenc: Chyba nie chciałbym jeszcze wystawiać sobie ocen – ciągle mam obrazy przed sobą i wyzwania. To, co za mną, jest już skończone. Interesują mnie plany na przyszłość. Cieszy wyremontowany Rynek, ulica 3 Maja z oknem czasu, przy którym zatrzymują się ludzie, a dzięki temu historia tego miasta żyje. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata i nie mogą się nadziwić, jak bardzo wyładniało, odmieniło się miasto w ostatnich latach. Powodem do dumy jest większy powierzchniowo Rzeszów, wzrost liczy mieszkańców w stolicy Podkarpacia, coraz większa liczba rodzących się dzieci w mieście, nowe szkoły i domy kultury, infrastruktura podziemna i nadziemna. A co najważniejsze, mieszkańcy Rzeszowa utożsamiają się z tym miastem. Swego czasu były złośliwe wypowiedzi: „Rzeszów przy Łańcucie”, albo „miasteczko, które w 12 minut można objechać rowerem”. Przez ostatnich 15 lat Rzeszów bardzo się rozrósł, a ten rozwój ciągle trwa. Budują się nowe osiedla, pojawiają się nowi mieszkańcy, a ich energię czuć w Rzeszowie – zazwyczaj są to bardzo aktywne osoby, które inicjują nowe przedsięwzięcia w mieście.

Nie dokonując oceny wprost, ponad dwukrotnie powiększona powierzchni Rzeszowa w ostatnich latach, to jedno z najważniejszych Pana osiągnięć jako prezydenta? Gdy rozpoczynaliśmy proces poszerzania Rzeszowa, marzyłem, by udało się podwoić powierzchnię, a udało się nawet więcej. Było niespełna 54 km kw., obecnie jest 120,4 km kw., a i tak ciągle mam niedosyt. Podobnie było z budżetem. Gdy w 2002 roku zostałem prezydentem, budżet miasta był na poziomie 370 mln zł, a czymś nieosiągalnym zdawało się przekroczenie miliarda zł. W 2017 roku budżet wynosi ponad 1 mld 300 mln zł. Dynamiczny rozwój powierzchni Rzeszowa następował do 2010 roku. W ostatnich latach gminy wyrażają swoją niechęć do przyłączania się do miasta. Dopiero w 2017 roku dołączona została Bzianka. Na razie poszerzanie granic stolicy województwa jest odłożone na potem, a miasto skoncentruje się na rozwoju przyłączonych terenów?

N

ie rezygnuję z poszerzania Rzeszowa. To bardzo ważne i w tym temacie pozostaję nieugięty. Gdyby do Rzeszowa w ostatnich 15 latach nie zostały włączone sąsiadujące z nim miejscowości, nie byłoby gdzie wydawać pieniędzy unijnych, jakie do nas spływały od 2004 roku. Proszę spojrzeć na aktualnie realizowane inwestycje: rozbudowa ulicy Sikorskiego – kiedyś był to teren należący do Tyczyna, rozbudowa ulicy Podkarpackiej – przed 2008 roku należała do wsi Zwięczyca. W Budziwoju powstał nowy dom kultury, sale gimnastyczne, w Przybyszówce potężne osiedle mieszkaniowe, szkoła, przedszkole. Tego wszystkiego najprawdopodobniej by nie było, gdyby nie poszerzenie granic miasta. Choć nie brakuje opinii, że zamiast przyłączać nowe tereny, lepiej skoncentrować się na modernizacji i urbanizacji już dołączonych wiosek. Nie zgadzam się z tym. Nowych terenów jest ciągle za mało w Rzeszowie. W ostatnich latach w nowo przyłączone miejscowości Rzeszów zainwestował 880 mln zł! Gdzie bym to zrobił w starym Rzeszowie?! Dlatego nie przestaję planować i zabiegać o gminę Trzebownisko chociażby. Chciałbym wybudować drogę dojazdową do lotniska w Jasionce, ale póki tych terenów nie ma w Rzeszowie, nie ma mowy o żadnych miejskich inwestycjach na nich. Przez ostatnich 15 lat krytycznych ocen prezydentury Tadeusza Ferenca też nie zabrakło. To już mieszańcy Rzeszowa muszą ocenić, bo ja mam zawsze niedosyt. Nieodmiennie od lat jeżdżę po Rzeszowie o różnych porach dnia i nocy doglądając, co się dzieje w mieście. To już się pewnie nigdy nie zmieni. W ostatnim czasie na łamach VIP-a dyskutowaliśmy o zaletach i wadach Rzeszowa i nasi rozmówcy na plan pierwszy wysuwali dość krytyczną ocenę poczynań miasta. Jeśli chodzi o politykę przestrzenną. Brak jest Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, który obejmowałby większą część Rzeszowa. Zabudowa doliny Wisłoka też nie wzbudza zachwytu. Zawsze znajdą się osoby, którym nic się nie podoba i będą krytykować poczynania władz Rzeszowa. Gdy budowałem fontannę multimedialną, krytyki było co niemiara, także wśród radnych. Po jej otwarciu wszyscy byli zachwyceni i przytakiwali, jak bardzo była to potrzebna inwestycja. Pozwolenie na budowę wieżowca Capital Towers też całymi 

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

67


VIP tylko pyta miesiącami było opisywane jako wyjątkowo szkodliwe dla miasta, a rzeczywistość pokazuje, że nic bardziej mylnego. Budynek wrósł w architekturę miasta, na skrzyżowaniu ulic nie powstała stacja paliw, jak to było w miejskich planach i chyba większych powodów do narzekania dziś nie ma. Trzeba też pamiętać, że miasta przechodzą przez różne etapy rozwoju. W ostatnich latach w Rzeszowie bardzo dużo się inwestuje, buduje, powstaje wiele budynków mieszkalnych i biurowych. Wiele z nich pewnie nigdy by nie powstało, bo plan by nie pozwalał. A przecież Rzeszów rozwija się z małego miasta w ośrodek metropolitalny i decyzje władz miasta też muszą być szybkie, przystające do bardzo szybko zmieniającej się rzeczywistości. W ostatnim czasie odebrałem telefon od mieszkańca Rzeszowa, oburzonego, że na sąsiadujących z nim terenach w Rzeszowie nie wolno budować, bo dziś biegają tam zające, a planowane bloki mieszkalne zniszczą przyrodę. Cóż, wielkomiejskość ma też swoje wymagania. Na obecnym etapie rozwoju Rzeszowa musi być w mieście infrastruktura, a ja się nie boję podejmować trudnych decyzji. Tym bardziej musiała zaboleć porażka związana z budową południowej obwodnicy Rzeszowa. Nie będę ukrywał, że bardzo zależało mi na budowie tej drogi i na pewno nie odpuszczę tego tematu. Jak tylko pojawią się pieniądze, będę do tej inwestycji wracał. Obwodnica miała połączyć al. Sikorskiego z ul. Podkarpacką. Budziwój miał szansę wzbogacić się o piękną, nowoczesną drogę – taką, jakie buduje się teraz w świecie. Niestety, na razie inwestycji nie będzie. A będzie jeszcze taka okazja?! Koszt budowy obwodnicy to ok. 400-450 mln zł. Na samodzielną realizację zadania miasto nie ma szans. Rok 2017 też już pokazuje, jak kurczy się czas na zdobycie pieniędzy unijnych. Za wszelką cenę będę dążył do jej realizacji – ona jest bezwzględnie potrzebna. Tak, wiem, ludzie się oburzają, że coraz więcej dróg, coraz więcej samochodów, coraz większe korki. Ale nie ma rozwoju miasta, także Rzeszowa, bez nieustannego rozwoju dróg i dopływu nowych osób. Lata 2007-2015 były czasem, gdy w większości polskich miast powstało dużo nie tylko infrastrukturalnych inwestycji za unijne pieniądze – muzea, biblioteki, opery, aquaparki. Krótko mówiąc, miejsca do spędzania czasu przez całe rodziny. Nie żal, że w Rzeszowie żaden taki „pomnik” nie powstał, gdzie można byłoby przyjemnie, inteligentnie spędzać czas przez cały rok?

U

ważam, że w Rzeszowie rodziny mają gdzie atrakcyjnie spędzać czas. Jest 17 domów kultury, powstało bardzo wiele restauracji, nie mam wątpliwości, że jesteśmy atrakcyjnym miejscem do życia. A aquapark? Zdania są podzielone, gdyż koszty utrzymania takich obiektów są tak duże, że większość gmin ma z tym problem. Często w ministerstwach w Warszawie słyszę, jak w innych miastach nie ma pieniędzy na budowę przedszkoli i żłobków, bo pieniądze pochłania bieżące utrzymanie ogromnych basenów, a u nas miejsca dla najmłodszych rzeszowian są budowane i będzie ich jeszcze więcej.

Rzeszowskie Centrum Nauki na wzór warszawskiego Centrum Kopernika na pewno byłoby tańsze. Dlatego z tego pomysłu nie rezygnujemy. Bardzo poważnie rozważamy zaadaptowanie na ten cel terenów kolejowych przy ulicy Kochanowskiego, chcemy też zabiegać o dofinansowanie unijne. Nie mam wątpliwości, że takie miejsce w Rzeszowie jest bardzo potrzebne. Ale jeszcze raz powtórzę: na takim etapie rozwoju, na jakim w ostatnich latach był Rzeszów, najważniejsze było budowanie infrastruktury i otwarcie się na inwestorów. Dlatego też każda z czterech kadencji powinna być trochę inaczej oceniana? Dla mnie najważniejsze jest, by rzeszowianie nieustannie chcieli więcej i więcej. Budować! Do góry i wszerz – na tym mi zależy od 15 lat. Przez te 4 kadencje zmieniało się też poparcie wyborców dla Pana prezydentury. Pierwsze wybory wygrał Pan w drugiej turze, otrzymując nieco ponad 52 proc. głosów. W 2006 roku było już ponad 77 proc. głosujących na Pana, w 2010 był spadek i tylko 53 proc. głosów poparcia, ale w 2014 roku, gdy po raz czwarty wybrano Pana na urząd prezydenta Rzeszowa, było już 66 proc. głosów wyborców w pierwszej turze głosowania. Wybory w 2010 roku były dla mnie najtrudniejsze, ale też kampania wyborcza była wtedy bardzo brutalna. Zwłaszcza w jednej z lokalnych gazet, gdzie ukazało się wiele nieprawdziwych o mnie informacji. Do dziś pamiętam publikacje, jakoby na łączniku do autostrady od ronda Kuronia miasto straciło 60 mln zł, a myśmy na ten łącznik zdobyli 92 mln zł

68

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017


VIP tylko pyta dofinansowania. Z drugiej strony, jestem bardzo wdzięczny rzeszowianom, że od tak wielu lat pozwalają mi trwać w ratuszu, więc chyba doceniają to, co robię. Jestem jednym z najdłużej urzędujących prezentów w Polsce, który jest jednym z najstarszych włodarzy, i to w mieście, które jest zaliczane do najmłodszych w kraju ze średnią wieku 39 lat. Tak wynika ze statystyk Unii Miast Metropolitalnych. Ma Pan opinię sprawnego PR-owca, który radził sobie z różnymi politykami, z różnych partii, ale wielu miało Panu za złe poparcie Bronisława Komorowskiego na prezydenta Polski. Nie jest tajemnicą, że moją partią jest „Partia Rzeszów”, ale przez tych 15 lat musiałem nauczyć się współpracować z różnymi rządami i politykami, a nie jest to łatwe i nigdy nie było. Uważam, że z każdym trzeba rozmawiać, w każdym człowieku dostrzegać przyjaciela. Dla mnie najważniejsza jest budowa Rzeszowa. Jestem otwarty na rozmowy ponad podziałami z każdym politykiem. Ostatnio panią minister edukacji, Annę Zalewską zawiozłem do pięknej, nowej szkoły przy ulicy Błogosławionej Karoliny, bo uważam, że to jest nasz wspólny sukces. Była zachwycona. Podobnie było po ostatnim Wschodzie Kultury, który z wielkim sukcesem odbył się w czerwcu w Rzeszowie. Z ministrem kultury, prof. Piotrem Glińskim, udało się nam nawiązać bardzo ciepłe relacje. Staram się szanować każdego, dlatego w polityce jestem otwarty na dialog. W 2017 roku Rzeszów ma rekordowy budżet ponad 1,3 mld zł. 368 mln zł na inwestycje, a zadłużenie na poziomie 744 mln zł. Czy w kolejnych latach, gdy pieniędzy unijnych może być coraz mniej, ta dynamika będzie nam spadać?

C

hciałbym realizować inwestycje, które zapewniałyby dalszy rozwój, czyli wsparcie dla nauki i biznesu. Pilnować inwestycji w infrastrukturę, by nadal ściągać nowych mieszkańców i inwestycje. Chcę wierzyć, że jesteśmy na takich torach rozwoju, że w kolejnych latach miasto sobie poradzi. W tym roku nie zaciągaliśmy żadnych kredytów. Dochody mają dobrą dynamikę: PIT ponad 7 proc., CIT ponad 31 proc., podatek od czynności cywilno-prawnych ponad 20 proc. Sytuacja finansowa Rzeszowa jest dobra, zadłużenie umiarkowane. Miasto jest dobrze zarządzane, a gospodarka rozwija się szybko. Przybywa mieszkańców oraz firm. Co roku coraz więcej pieniędzy jest przeznaczanych na inwestycje miejskie. Potwierdzają to też oceny ratingowe. Międzynarodowa firma Fitch Ratings wiosną tego roku podniosła międzynarodowe, długoterminowe ratingi Rzeszowa dla zadłużenia w walucie zagranicznej i krajowej z „BBB” do „BBB+” oraz krajowy rating długoterminowy z „AA-” do „AA”. W ciągu tych 15 lat, jakie spędziłem w ratuszu, nie było ani jednego dnia, by był problem z płatnością w miejskiej kasie. Panie Prezydencie, za rok wybory samorządowe. Wystartuje Pan na piątą kadencję? Jeszcze nie zdecydowałem, choć żona i córka bardzo mnie namawiają, bym już pożegnał się z fotelem prezydenta. Przed nami ostatni rok obecnej prezydentury, a ja ciągle mam dużo nowych pomysłów. Rozpoczynam właśnie spotkania z mieszkańcami rzeszowskich osiedli i nie przejmuję się, że znów pewnie będą mówić na mieście, że „banda Ferenca” jeździ przed wyborami. Niech mówią. Jeżdżę, bo od zawsze spotykam się z ludźmi i dokąd będę prezydentem Rzeszowa, będę to robił. Gdy nie tak dawno podpisywał Pan deklarację o współdziałaniu Unii Miast Metropolitalnych w dziedzinie migracji, nie obawiał się Pan, jak to wpłynie na wyborców w przyszłorocznych wyborach prezydenckich? Większość Polaków jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców. Od zawsze interesuję się historią i szanuję politykę obecnego rządu, ale swoje zdanie na temat przyjmowania migrantów również posiadam. Uważam, że moglibyśmy przyjąć chrześcijan z objętej wojną Syrii. Swego czasu przez 3 lata pracowałem w Afryce, miałem kontakt z ludźmi różnego koloru skóry, nacji i wyznania, i muszę powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się z większością z nich. W przyjmowaniu uchodźców dostrzega Pan korzyści?

U

ważam, że chodzi tu o wymiar ludzki – pomaganie jest bardzo ważne, ale i na pewno zyskałoby na tym miasto. Kontakt z całym światem zmusza do myślenia, inspiruje nowe pomysły, pobudza do szukania nowych rozwiązań. Od każdego zawsze można się czegoś nauczyć. Słuchanie ludzi zawsze przynosi efekty, nawet gdy toczą się zażarte spory. Bo tylko dialog i otwartość na świat pozwalają na podjęcie najlepszych dla Rzeszowa decyzji. 

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

69




Portret we dwoje

Magdalena i Wojciech Pawłowscy

Cerkamed Wam jeszcze pokaże Pierwszy produkt to były przyłbice stomatologiczne. Magdalena i Wojciech Pawłowscy skręcali je w domu, bo nie było ich stać na biuro. Dziś firma Cerkamed przejmuje dawne budynki Huty Stalowa Wola, by produkować zaawansowane materiały stomatologiczne na 70 zagranicznych rynków. Posiada 200 dystrybutorów na całym świecie. W ciągu ostatnich pięciu lat liczba pracowników wzrosła z 30 do 130 osób. Będzie ich jeszcze więcej, ponieważ prezes Pawłowski złapał wiatr w skrzydła. Czy mogło być inaczej w przypadku zapalonego kitesurfera?

Tekst Alina Bosak Fotografie Tadeusz Poźniak

S

talowa Wola to rodzinne miasto Wojciecha Pawłowskiego. Tu przyszedł na świat, a jego ojciec chodził do pracy w hucie Stalowa Wola. Tu także wrócił po studiach we Wrocławiu. – Tam poznałem żonę i namówiłem ją do przyjazdu na Podkarpacie – mówi Wojciech Pawłowski. – Studiowałem na AWF-ie i posiadam uprawnienia trenera II klasy koszykówki, co oznacza, że mogę prowadzić zespoły w ekstraklasie. Żona jest magistrem rehabilitacji. Wiedza i umiejętności trenerskie bardzo pomagają w kierowaniu firmą. Prezes Cerkamedu zdradza, że tajniki prowadzenia drużyny poznawał od takich fachowców jak trener Jerzy Szambelan, który w 2010 r. jako pierwszy w historii polskiej koszykówki zdobył z młodzieżową reprezentacją Polski wicemistrzostwo świata. – To człowiek, który miał wpływ na to,

72

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

jak dziś zarządzam Cerkamedem. Wykorzystuję to, czego się od niego dowiedziałem o sposobach postępowania z ludźmi. W zespole pracowników obserwuję podobne zasady jak w drużynie. Słaby pracownik, jak słaby gracz, nie szuka kontaktu z silnymi, woli słabszych. – Nasza firma jest jak dobry zespół – przytakuje Magdalena Pawłowska. – Wszyscy gramy do jednej bramki, każdy wie, jaka jest jego rola w drużynie i ma pomagać innym. Tu się nie gra solo. Gdyby w Stalowej Woli był wakat na stanowisku trenera koszyków, Cerkamed pewnie nie podbijałby dziś światowych rynków. Na szczęście dla polskiej gospodarki, takiego wakatu nie było i Pawłowscy, świeżo upieczeni absolwenci wrocławskiej uczelni, musieli znaleźć inny sposób na życie. 


Portret we dwoje

Wojciech Pawłowski.

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

73


Portret we dwoje Na dobry początek

W

znajdź niszę

branżę wprowadził go brat Piotr – stomatolog, który w Łodzi ma dziś własną dużą klinikę. – Od 1993 roku, jeszcze na studiach, razem z kolegą z akademika produkował przyłbice stomatologiczne – opowiada prezes Pawłowski. – Były tanie w porównaniu z zagranicznymi wyrobami, więc bez problemu znalazł hurtownię, która zaczęła od niego zamawiać coraz większe ilości. Kiedy zaangażował się w rozwój kliniki, scedował ten biznes na mnie. Nie było to moje pierwsze przedsięwzięcie. Od początku chcieliśmy z żoną prowadzić własną firmę. Zaraz po studiach zajęliśmy się organizowaniem zajęć z gimnastyki korekcyjnej w przedszkolach, od Rzeszowa po Tarnów. Mieliśmy całkiem dobrze rozbudowaną sieć, ale doszliśmy do wniosku, że prowadzenie tego typu działalności pochłania zbyt wiele energii w stosunku do osiąganego zysku. Lepszy pomysł na biznes podsunął im ojciec Wojciecha. Także przedsiębiorca, który po latach pracy w Hucie Stalowa Wola zajął się produkcją kafli i kominków zaproponował produkcję zestawu do kominków – sznur z klejem do uszczelniania drzwiczek. – Pomysł podsunął, jednak nie wierzył, że mi się uda – wspomina Wojciech Pawłowski. – Nie miałem w ogóle konkurencji, więc kiedy z propozycją tego produktu pojechałem do największej hurtowni w Polsce – otrzymałem zamówienie. Musiałem jednak zaakceptować twarde warunki – trzymiesięczny termin płatności za dostarczony towar. Byłem bez grosza, ale zaryzykowałem, pożyczyłem pieniądze i uruchomiłem produkcję. Opłaciło się. Przez całe lata firma produkująca „sznurki do kominków” przynosiła kapitał, który pomógł rozwinąć już bardziej wyrafinowane dziecko – firmę Cerkamed. – Produkcja dla branży stomatologicznej od początku wydawała mi się atrakcyjna. Brat mi przekazał „gotowe rynki zbytu” – cztery hurtownie zamawiały u niego przyłbice dla lekarzy stomatologów. Kiedy pojechałem na targi po raz pierwszy, w ciągu jednego dnia wszystkie sprzedałem, a była to przecież wtedy chałupnicza produkcja. Żona nad garnkiem formowała oprawki i wycinała folię, ja skręcałem, obok bawiło się nasze roczne dziecko – opowiada prezes Cerkamedu. Na tych pierwszych targach miał stoisko obok przedsiębiorcy, który oferował wytrawiacz stomatologiczny do szkliwa i zębiny. Stomatolodzy produkt oglądali i narzekali, że jest kiepski – cieknie, niewygodnie go stosować. Radzili – „zrób taki, jak ten najlepszy na świecie, amerykański”. Jednak on nie chciał słuchać, jakby nie obchodziło go zdanie specjalistów. – Obserwowałem to przez trzy dni i postanowiłem, że wyprodukuję dobry wytrawiacz, taki, jakiego potrzebowali dentyści – wspomina Pawłowski. – I tak, jednocześnie rozwijając produkcję zestawu do kominków i przyłbic dla stomatologów, zaczęliśmy szukać kogoś, kto stworzy dla nas wytrawiacz. Jeździłem po wszystkich uczelniach w Polsce, ale naukowcy rozkładali bezradnie ręce, mówiąc, że takiej technologii jak amerykańska w naszym kraju nie da się skopiować. Nawet pani profesor z Krakowa, która całe życie zajmowała się kwasem ortofosforowym, nie była w stanie mi pomóc. Tak minęło półtora roku.

74

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Po czym nastąpił w historii Cerkamedu przełom tak niespodziewany, jak spadnięcie jabłka na głowę Newtona. Wojciech Pawłowski chętnie opowiada dziś tamto zdarzenie, bo to świetna anegdota i przykład, jak upór i konsekwencja pomaga w biznesie. – Żona czyściła toaletę, zapakowała do spłuczki jakiś żel i nagle mówi do mnie: „Patrz ten żel zawiera kwas ortofosforowy i jest taki, jaki chcielibyśmy mieć wytrawiacz”. Znaleźliśmy na opakowaniu adres producenta i dzwonimy. A on do nas: „Tak, z tym kwasem nikt sobie w Polsce nie poradzi, ale ja mam duże doświadczenie i zrobię, co chcecie”. Wysłaliśmy mu strzykawkę z amerykańskim wytrawiaczem, a on za trzy dni odesłał nam dwie zrobione przez siebie próbki. Jedna była wypisz, wymaluj jak amerykański produkt. Ideał. ynalazca z Poznania zgodził się sprzedać formułę za 4 tysiące złotych. – Był rok 2001 i zarabiałem 400 zł miesięcznie. Pieniądze na zakup receptury musiałem uzbierać, pożyczając od znajomych po 50-300 zł. Ojciec mnie wtedy nie wspomógł, bo stwierdził, że to kiepski interes. Pojechałem pociągiem z wypchaną saszetką, zapłaciłem. Wynalazca wyciągnął blender, wrzucił do miski odpowiednie składniki i je wymieszał. Oczy mi się zaświeciły, a on mi mówi, że ja w życiu tego nie sprzedam, bo takiego towaru na rynku jest dużo i to za niską cenę. Ale ja miałem plan... Na następne targi dla branży stomatologicznej znów się zapożyczyłem i pojechałem z zapasem kilkuset strzykawek wypchanych moim wytrawiaczem. Nad niewielkim stoiskiem zawiesiłem reklamę: „1 ml za 1 zł”. Stomatolodzy rzucili się kupować. Moja cena wynosiła jedną trzecią cen konkurencji. Miałem hit, a stomatolodzy tę akcję pamiętają do dnia dzisiejszego. hit, i kolejny problem. Polska przygotowywała się do wejścia do Unii Europejskiej i produkt Cerkamedu wymagał certyfikacji. W 2003 r. przejście przez takie procedury przypominało odkrywanie dziewiczych terenów, brakowało też odpowiednich doradców. Pawłowskim udało się przez to wszystko przebrnąć, chociaż audytor z Warszawy miał uwagi do małego pomieszczenia z przedpokojem, które wynajmowali dla swojego przedsiębiorstwa. – „Żona zajmuje się jakością, ja produkcją, a to nasza pracownica z biura obsługi klienta”, tłumaczyłem audytorowi. I dalej, że „tu jest miejsce do produkcji, tu biurko do przyjmowania zamówień, a przesyłki pakujemy w przedpokoju”. Audytor kazał nam parę rzeczy poprawić, a że akurat żona zaczęła rodzić, dał nam tydzień na uzupełnienia. I tak, Magda, w szpitalnym łóżku, z noworodkiem i bolącym brzuchem pisała procedury. Dostaliśmy ten certyfikat na wytrawiacz oraz nasz kolejny produkt – podchloryn sodu (sprzedawany pod nazwą Chloraxid). Mogłem ruszać na podbój rynków unijnych. Na targi w Kolonii, największe branżowe wydarzenie, które odbywa się co dwa lata, pojechał pełen nadziei na zagraniczne kontrakty. Energii dodawała mu stopniowo rosnąca rozpoznawalność marki w Polsce. Ale w Niemczech przez pięć dni do stoiska małej, polskiej firmy podeszły tylko dwie osoby. – Załamałem się. Ale nie na długo. Branża, w którą postanowił wejść, zdominowana jest przez firmy obecne od kilkudziesięciu lat na rynku. Z dużym doświadczeniem, kapitałem i cieszącym się zaufaniem. Konkurowanie z nimi przypominało walkę z Dawida z Goliatem. – Uparcie jednak jeździłem ze swoimi trzema produktami na wszystkie branżowe konferencje, sympozja, targi. Co roku

W I


Portret we dwoje dokładałem też nowe produkty. Miałem ich coraz więcej. I stopniowo coraz więcej sprzedawałem. Wiedział, że jeśli chce się rozwijać, musi wejść na rynki zagraniczne. W Polsce jest 20 tys. stomatologów, a w samym Iranie 60 tysięcy, podobnie w Niemczech, w Stanach Zjednoczonych ze 100 tysięcy. – Siedem lat temu jako pierwszy wystawca z Polski pojawiłem się na targach w Dubaju. Byłem też pierwszy w Singapurze i Chicago. Pompowałem w te wyjazdy i promocje zyski ze sprzedaży sznurków do kominków. Cerkamed przez pierwsze dziesięć lat nie był zbyt opłacalnym biznesem, ale pięć lat temu zaczął się szybki wzrost. firma jest wciąż w natarciu. Co roku zaskakuje gości targów niezwykłym stoiskiem. Było stoisko w stylu kite’owym, bo Wojciech Pawłowski jest kitesurferem. Pół tony piachu, meble z rattanu, deski i węże. Ludzie pamiętają to do dzisiaj. – To było szalone, ale i niesztampowe. Z tego powodu postrzegany jestem w branży jako ktoś, kto chce klienta pozytywnie zaskoczyć, zaoferować mu nowy, ciekawy produkt – tłumaczy politykę firmy prezes, który na ostatnie targi zamówił w Hiszpanii stroje w stylu starożytnego Rzymu. Przez pięć dni chodził w ciężkim, 30-kilogramowym rynsztunku Cezara i jeździł rydwanem między targowymi stoiskami. – Wszyscy chcieli mieć z nami zdjęcie – śmieje się.

A

Złapać wiatr

w żagle Na początku wygrywali ceną, ale także niestandardowymi ofertami dla dystrybutorów. –W branży stomatologicznej jest wielka luka marketingowa - przyznaje. - Firmy nie potrafią się atrakcyjnie promować, wystawiać na targach, reklamować. Są nudne i bezbarwne, jak ich opakowania. Nasz marketing się różni. Katalog produktów Cerkamedu wygląda jak katalog Avonu. Nie wszystkim gustom to odpowiada, ale taka jest nasza strategia. Ma być kolorowo, atrakcyjnie, ma przyciągać wzrok. Wojciech Pawłowski jest urodzonym marketingowcem. Łatwo nawiązuje kontakt, potrafi być duszą towarzystwa, potrafi zrobić show i zwrócić uwagę wszystkich na targach. Dba również o rozwój nowych produktów i czuwa nad finansami. Magdalena Pawłowska w firmie piastuje stanowisko dyrektora ds. jakości. Do niej również należy organizacja pracy, co jest wyzwaniem, biorąc pod uwagę tempo rozwoju i możliwości rynku pracy. Od kiedy pięć lata temu Cerkamed złapał wiatr w skrzydła, produkty polskiej firmy chłoną rynki nie tylko europejskie, ale również arabskie, azjatyckie, afrykańskie. Towar ze Stalowej Woli trafia na ponad 70 rynków poprzez 200 dystrybutorów. Liczba pracowników wzrosła czterokrotnie do około 130 osób obecnie. – Zaczęli do nas trafiać klienci, którzy obserwowali firmę od 10-15 lat i spodobała im się nasza innowacyjność, urozmaicanie oferty, rozpoznawanie potrzeb rynku. W branży stomatologicznej niechętnie zmienia się dostawcę. Rejestrację wyrobu medycznego w każdym kraju trzeba przeprowadzić od nowa, dość długo to trwa i sporo kosztuje. Jeśli w Japonii ktoś trzy lata rejestruje nasze produkty, to nie chce następnych trzech lat poświęcić dla innej firmy, która sprzedaje coś o dolara taniej – zauważa prezes Pawłowski. – Stale rozwija-

my portfolio. Co roku oferujemy nowe, innowacyjne produkty, w czym można nas porównać jedynie z amerykańskim potentatem – firmą Ultradent. Na nich się wzoruję. Zdominowali rynek za oceanem. Coś nas jeszcze łączy. Tamtą firmę rozkręcił lekarz stomatolog, a ja też mam lekarza, który mówi mi, czego branża potrzebuje – to mój brat Piotr. W tej chwili Cerkamed ma już 50 takich doradców na całym świecie. Ale na początku tylko brat doradzał Wojciechowi Pawłowskiemu, co warto dla stomatologów produkować, jakich produktów poszukują, a jakie będą zupełnie nietrafione. – Zanim wypuścimy cokolwiek na rynek, około roku trwają konsultacje z lekarzami. Firma wdrożyła systemy jakości zgodne z ISO 9001 oraz ISO 13485. Trzy razy w roku jest poddawana szczegółowym audytom jakości przez niezależne europejskie instytucje certyfikujące. Obecnie w ofercie Cerkamedu jest 150 produktów. – I co roku wprowadzamy około 10 nowych. Każdy produkt medyczny wymaga obszernej dokumentacji, którą co roku trzeba aktualizować. A od 2018 r. przepisy zostaną zaostrzone jeszcze bardziej. To utrudni wejście na rynek nowym firmom, co nie oznacza, że nie mam konkurencji i mogę spać spokojnie – śmieje się Wojciech Pawłowski. – W Polsce firmy takie jak moja zostały wykupione przez zagraniczne koncerny. Propozycje kupna Cerkamedu otrzymuję regularnie, ale na razie mnie nie interesują. Mam dobre pomysły i dalekosiężne plany. Przygotowujemy produkty unikatowe. Teraz na przykład wprowadzamy płukanki ziołowe z zawartością substancji czynnych nieporównywalnie większą niż w mieszankach dostępnych w zwykłych sklepach. Ich działanie jest silniejsze i skuteczniejsze, a jednocześnie to produkt w 100 procentach naturalny. Ktoś, kto cierpi na paradontozę, będzie wolał taki specyfik od tradycyjnych farmaceutyków. Formułę opracował wybitny specjalista od ziołolecznictwa, mgr inż. Mateusz Senderski – teść mojego dobrego kumpla, którego poznałem na wyjazdach kite’owych – śmieje się Wojciech Pawłowski. – Aż dziwne, że nikt jeszcze tego do oferty dla gabinetów stomatologicznych nie wprowadził. Będę pierwszy na świecie. aki kierunek rozwoju firmy jest zgodny z życiową filozofią prezesa Pawłowskiego, który przyznaje, że jest fanatykiem zdrowego stylu życia. Dba o odpowiednią dietę, uprawia sport. Jego pasją jest kitesurfing. Jeździ po całym świecie, by popływać na desce ze specjalnym latawcem zamiast żagla. W siedzibie Cerkamedu na stałe zainstalowane zostało spa – sauna, solarium, gabinet masażu i urządzenia do fizjoterapii. Mogą z nich korzystać pracownicy. Spa mieści się na najwyższym piętrze przebudowanego nie do poznania budynku dawnej Narzędziowni HSW. Miesiąc temu firma kupiła kolejny, stojący obok budynek byłej dyrekcji Zakładów Mechanicznych. Trwa jego remont. – Co tam będzie, na razie nie zdradzę – zastrzega prezes Cerkamedu i stwierdza, że tworzenie to coś, co go w życiu napędza. – Czuję niesamowitą satysfakcję, kiedy mogę powiedzieć, że coś zrobiłem pierwszy, wprowadziłem produkt, którego przede mną nie zrobił nikt. Takim pierwszym był system adaptera do butelki z podchlorynem sodu, który bardzo ułatwił pracę stomatologom i dziś w gabinecie jest niezbędny. Wszyscy po mnie zaczęli go produkować. Takie jest prawo rynku. Można podglądać, naśladować. Ale mnie to nie martwi, bo nowych pomysłów mi nie brakuje. I niedługo będzie się można o tym przekonać. 

T

Więcej informacji i fotografii na portalu www.biznesistyl.pl




WYWIAD

Europa potrzebuje Ro b e r t a S c h u m a n a Z prof. Zbigniewem Krysiakiem, prezesem Instytutu Myśli Roberta Schumana w Warszawie, rozmawia Antoni Adamski

Prof. nadzw. dr hab.

Zbigniew Krysiak Profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie w Zakładzie Zarządzania Ryzykiem przy Instytucie Finansów Korporacji i Inwestycji. Wykłada szereg przedmiotów – w języku angielskim i polskim – z zakresu finansów, bankowości, rynków finansowych i zarządzania ryzykiem. Profesor wizytujący na Northeastern Illinois University w Chicago. W 2011 r. był profesorem wizytującym na Pepperdine University w Los Angeles. Jest ekspertem ekonomicznym w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz doradcą wiceministra finansów.

Antoni Adamski: Czy Brexit to początek końca Unii Europejskiej? Prof. Zbigniew Krysiak: Unia przechodzi ostry kryzys od roku 1992, kiedy to Traktatem z Maastricht powołano ją do życia. Dokonano wtedy zamachu na idee Roberta Schumana, najważniejszego z ojców założycieli Wspólnoty Narodów Europy, a nie, jak często się mówi, Unii Europejskiej. Unia Europejska to obraz superpaństwa, co nie było celem Roberta Schumana. Unia Europejska to ociężały twór biurokratyczny zajęty normowaniem szczegółów (przysłowiowej krzywizny banana), pozbawiony jakiejkolwiek ogólnej wizji rozwoju kontynentu. Europa bez wartości? uropa, w której zabrakło wartości zawartych w „Deklaracji Schumana”, którą ogłosił 9 maja 1952 roku. Te wartości to: korzenie chrześcijańskie, wolność, solidarność, różnorodność i patriotyzm. Stanęły one u początków wspólnej Europy w niezwykle trudnych czasach. Zniszczony wojną kontynent dzielił nie tylko niedostatek, lecz także głęboka nieufność między Niemcami, które wojnę wywołały, a pozostałymi narodami kontynentu. Wtedy to – w czasie głębokiego kryzysu moralnego i braku wiary w przyszłość – z inicjatywy Schumana powstała Wspólnota Węgla i Stali. Stworzyli ją odwieczni wrogowie: Francja i Niemcy, a dołączyły do niej: Włochy, Holandia, Belgia i Luksemburg. Z perspektywy dziesięcioleci widać, iż nastąpił trwający do dziś okres pokoju, pojednania i współpracy narodów, które na wieki poróżniła historia. A za nimi szło budowanie dobrobytu zachodniej części kontynentu. Można to uznać za cud. Dziś Europa także potrzebuje cudu.

E 78

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017


WYWIAD

Robert Schuman (1886-1963)

Francuski polityk, z wykształcenia prawnik i ekonomista, mąż stanu, po II wojnie światowej dwukrotny premier Francji, reformatorski minister: finansów oraz spraw zagranicznych. W maju 1950 r. we współpracy z Jeanem Monnetem i kanclerzem Niemiec Konradem Adenauerem doprowadził do porozumienia między Francją a Niemcami w sprawie wspólnego zarządzania przemysłami stalowym i węglowym na terenie Zagłębia Ruhry. W ten sposób powstała Europejska Wspólnota Węgla i Stali, która w 1957 r. przekształciła się w Europejską Wspólnotę Gospodarczą. W latach 1958-60 był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Uznawany za jednego z ojców zjednoczonej Europy. Jeden z autorów konwencji o ochronie praw człowieka. Członek partii chadeckich; zwolennik oparcia EWG na wartościach chrześcijańskich. Od 2004 r. toczy się jego proces beatyfikacyjny w Watykanie, który zbliża się do pozytywnego końca.

Może tylko potrzebuje rozsądku? Robert Schuman odbierany był przez wielu współczesnych jako oderwany od życia idealista, a nawet jako osoba niespełna rozumu. Pojednanie po krwawej wojnie oraz międzynarodowa współpraca byłyby niemożliwe bez ingerencji Opatrzności, bez działania Ducha Świętego. „Demokracja w Europie będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Demokracja antychrześcijańska byłaby karykaturą zmierzającą do pogrążenia się w tyranii lub anarchii” – pisał Schuman, kreśląc niezbywalne prawa obywateli kontynentu. To wolność sumienia i wyznania, słowa i zgromadzeń, zrzeszania się. Te prawa sformułowane przez Schumana nie są obecnie popularne..., a nawet w ostatnich latach ulegają stopniowemu ograniczaniu. Czy nie należy bać się dyktatu wyznaniowego i to w czasach, gdy większość społeczeństw od religii odeszła? odam przykład Izraela, gdzie 60 procent społeczeństwa deklaruje się jako niewierząca. Całe zaś państwo opiera się na religii judaistycznej i na tradycji biblijnej. Co więcej: po 1947 r. doszło tam do wskrzeszenia języka hebrajskiego, który adaptowano do współczesnych potrzeb. To te wartości pozwoliły narodowi żydowskiemu przetrwać wieki prześladowań i odrodzić się po Holokauście. Nikt o zdrowych zmysłach dziś tych wartości nie neguje. Europa zapomniała o korzeniach, na których została zbudowana. To chrześcijaństwo, które przyswoiło sobie kulturę grecką i rzymską. Po wojnie skala niewiary była znacznie większa niż obecnie. Schuman nie próbował ludzi nawracać. Inicjował konkretne działania, na których budował fundamenty europejskiej wspólnoty. Nazwisko Schumana nie jest teraz popularne... Schumana po cichu usuwa się w cień, choć nikt nie ośmielił się atakować go publicznie. Nad wejściem do gmachu UE w Brukseli widnieje za to inne nazwisko: Arltiello Spinelli. Nic mi ono nie mówi. To włoski komunista, który za krytykę dyktatury Stalina został usunięty z Włoskiej Partii Komunistycznej. Internowany przez faszystów w czasie wojny na wyspie Ventotente, nakreślił tam w 1941 r. swą wizję Europy. Był to obraz superpaństwa ze wspólnym rządem, armią i konstytucją, europejskiego organizmu opartego na zasadzie federacji, pozbawionej narodowych wartości i patriotyzmu. Jego czołowym mottem jest usunięcie wartości chrześcijańskich z przestrzeni publicznej, bo to jest przeszkodą realizacji jego ideologii. O przyspieszenie takiej integracji apelował wtedy Spinelli. Od czasu podpisania Traktatu z Maastricht z 1992 r., powołującego do życia Unię Europejską, koncepcja Spinellego się rozwija i jest popierana przez liderów z Brukseli. Wspierają ją także niektórzy prominentni polscy eurodeputowani. A losy pamięci o Schumanie? ilka dekad od śmierci Schumana (1963) i wstąpienia Wielkiej Brytanii do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (1973) jego nazwisko wspominane jest coraz rzadziej. Dochodzi do paradoksu. W marcu 1957 r. podpisane zostały Traktaty Rzymskie powołujące do życia EWG. Jednym z autorów traktatów był właśnie Robert Schuman. W sześćdziesiąt lat później przedstawiciele państw UE zebrali się w Rzymie, aby dyskutować, w jakim kierunku ma pójść Europa. Niepokojące jest to, iż przy tej okazji nazwisko Schumana nawet nie padło! Eksponuje się za to model superpaństwa i nazwisko Spinellego. W związku ze spotkaniem rzymskim Instytut Myśli Schumana wydał specjalną „Deklarację Schumana 2017”, noszącą jego nazwisko i aktualną datę. „Robert Schuman wzywa do budowy Wspólnoty Narodów Europy w Kulturze, Nauce, Gospodarce, Polityce opartej na tradycji chrześcijańskiej” – czytamy na pierwszej stronie naszej Deklaracji. 

P

K

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

79


WYWIAD A przecież większość członków UE nie życzy sobie ponadnarodowego superpaństwa. O Spinellim zaś prawie nie mówi się publicznie. Za to nieoficjalnie realizuje się jego wskazania, zgodne z ideologią liberalną. Przewiduje ona umowę kontraktową między partnerami na zasadzie „jeżeli coś jest dla mnie wygodne, wchodzę w to”, przekreślając wszystkie pryncypia. A więc zasadę wolności: zarówno obywatelskiej (prawa jednostki), jak i narodowej. „Nie można stosować terminu >>demokracja<< do ustroju, który odmawia uznania istnienia narodu, tzn. żyjącej wspólnoty, będącej w posiadaniu własnej, autentycznej spuścizny, mającej swe dążenia i własne posłannictwo, które chce wypełniać w całkowitej wolności” – pisze Robert Schuman. Spinelli neguje także zasadę solidarności między narodami, zastępując ją więziami korporacyjnymi. Wprowadza dyktat silnych i bogatych państw, co oznacza śmierć wspólnoty i powrót do epoki egoizmów narodowych lub nacjonalizmu. Superpaństwo to unifikacja zamiast kulturowej różnorodności, podporządkowanie superwładzy zamiast patriotyzmu: miłości ojczyzny, jej języka, kultury, tradycji i historii. A także cynizm: „Wy macie wartości, a my fundusze” – jak niedawno usłyszeli przedstawiciele Polski w Brukseli. Czy taka Europa nie dąży do samounicestwienia? Ależ tak, oglądamy to na własne oczy. UE wstydzi się własnych wartości, przemilczając je, zasłaniając praktykami „poprawności politycznej”. Wcielając w życie te zasady, państwa europejskie przejawiają szczególnego rodzaju „wrażliwość”. Sprawcy gwałtów sylwestrowych w Kolonii przez pierwsze trzy dni pozostali anonimowi. Dziennikarka angielskiej telewizji nie relacjonowała tego, co krzyczał do kamery pokazujący zakrwawione ręce zbrodniarz, który odciął głowę brytyjskiemu żołnierzowi. A wszystko dlatego, aby ukryć przed opinią publiczną, kto był sprawcą tych zbrodni i aby „nie urazić uczuć” imigrantów-islamistów. Społeczeństwa Zachodu wstydzą się pokazać, iż są „u siebie”. Stąd całkiem na serio dyskusja, czy nie obchodzić publicznie świąt Bożego Narodzenia, aby nie urazić uczuć religijnych muzułmanów. Przybysze zaś odpowiadają, całkiem trafnie diagnozując: „Europę toczy rak. Lekarstwem jest islam”. Podkreślają przy tym, że islam jest tam, gdzie są oni.

Z

Skąd ta niemoc Europy? wyzbycia się korzeni, wiary, przekonań. Bezbronni pierwsi chrześcijanie swą żarliwą wiarą pokonali Cesarstwo Rzymskie. Człowiek współczesny nie ma ideałów: nie odda przecież życia za hipermarkety i za masową konsumpcję. Ten, kto uciekł od Boga, boi się śmierci. Jest sam, nie oczekuje znikąd pomocy. „Bóg umarł” – ogłosił w końcu XIX stulecia Fryderyk Nietzsche. Jeżeli tak, to wraz z nim umiera również współczesny człowiek. „Jeżeli Boga nie ma, to cóż ze mnie za kapitan?” – mówi bohater „Biesów” Dostojewskiego. Jeśli nie ma Boga, to żadna hierarchia nie istnieje. W tę bezideowość wkraczają obce nam wartości – głównie islam. Czy naprawdę nie można czymś wypełnić europejskiej pustki? Można. Podałem wyżej przykład Izraela. Powtarzam: nie chodzi o nawracanie nikogo na siłę. Raczej o uznanie wartości, które głosił Robert Schuman i inni ojcowie założyciele naszej wspólnoty, tym bardziej że toczy się obecnie jego proces beatyfikacyjny. Czy Europa - po św. Benedykcie – dorobi się kolejnego patrona? Zdumiewające, iż miałby to być współczesny polityk, taki „święty w garniturze” – jak mówi się o Schumanie. Czy Europa rzeczywiście tego oczekuje? Wierzę, że tak. Schuman był głęboko przekonany o swej misji społecznej. Budowę więzi międzyludzkich przedkładał nad reformy ekonomiczne, które miały następować później. Bo chrześcijańska zasada „serce do serca” ważniejsza jest od unii monetarnej. A we współczesnym superpaństwie jest odwrotnie. Następuje tu centralizacja władzy ekonomicznej, monetarnej, ideologicznej. To one wykrzywiają normy społeczne – przede wszystkim rodzinne, choć nie tylko. A stąd już blisko do poprawności politycznej. W Polsce – tej socjalistycznej i tej współczesnej, kapitalistycznej – zawsze ważniejsze były reformy ekonomiczne niż obywatel. Mam wątpliwości, czy zrozumieją to coraz liczniejsze rzesze posłusznych każdej władzy karierowiczów, którzy dla siebie stworzyli własne „państwo dobrobytu”. Zawsze tak było. Schuman jeździł do pracy tramwajem, podczas gdy inni funkcjonariusze publiczni nadużywali limuzyn. Popijał bułkę mlekiem, gdy jego koledzy w wytwornych restauracjach konsumowali ośmiorniczki. Schuman uruchamiał przede wszystkim projekty, które dawały ludziom pracę i służyć miały całym społeczeństwom. Jak przekonać Europę do koncepcji Schumana? asz Instytut działa od ponad roku i ma kilka oddziałów w całym kraju. Zamierzamy rozszerzyć struktury Instytutu na Słowację, Węgry i inne kraje Europy. Prowadzimy konkretne działania, takie jak np. „Wigilia bez granic”. Rodziny zapraszają do swych domów na to święto studentów zagranicznych, którzy pozostają w Polsce (muzułmanów również). Jest tych studentów w naszym kraju 60 tysięcy. Jeżeli nie zbudujemy takich relacji międzyludzkich, także w Polsce powstaną getta. Trzeba czasu, aby Europa odnalazła swoją tożsamość. A stanie się to dzięki myśli Roberta Schumana. 

N 80

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



Piter, moja miło

ść

Są miejsc a i ludzie na Wscho jak daleko dzie są – we W ładywosto , gdzie czuję się u w wiosce siebie. Nie ku, w Borysowo ważn , którą łatw Jakucku nad Leną czy za Ura e iej znaleź lem ć na mapie niż w tajd ze.

Tekst i fotog r

afie Anna K

W

racam zza Uralu najstarszym szlakiem kolejowym. Z dłuższą tym razem przesiadką w Petersburgu, dawno zresztą planowaną. Czemu akurat tu? Bo są sprawy, których nie można w nieskończoność odkładać. A poza tym… To car Piotr I, nim jeszcze zaczął budować na Wyspie Zajęczej twierdzę, która dała początek miastu Sankt Petersburg, zdecydował, że musi połączyć europejską Rosję z Dalekim Wschodem. U stóp Uralu, na granicy Europy z Azją, stanęła potem twierdza Perm (teraz ponadmilionowe miasto). Za Uralem – Jekaterynburg. Tak rodził się Wielki Sybirski Trakt, którym można zajechać „na sam kraniec mapy”. A dzisiejsze rosyjskie koleje trzymają poziom, do jakiego nasze raczej nieprędko dorosną. Ani do cen. Chyba że zamiast tabunu bajermanów będzie u nas rządził car. Ekonomii. Petersburscy carowie ekonomii (in spe) zaczynają wcześnie... Dworzec Moskiewski, czwarta rano z minutami. Na peronie staje kolejny nocny pociąg z Moskwy, zapchany do ostatniego miejsca. Komitet powitalny w pełnej gotowości: taksówkarze, bagażowi, boye hotelowi w liberii, z wypisanymi „krzaczkami” na tabliczkach nazwiskami drogich (!) gości z Japonii, a może z Chin.

82

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

oniecka

Ochrona kolejowa z ostentacją robi wrażenie, że jest wszędzie. Policja dyskretnie. A w lekkim dystansie do całej ciżby – kobiety z kartkami w rękach: Kwartira dwuchmiestna, Kwartira dieszowo (tanio). Lokalne wsparcie dla przepełnionych hoteli. Oddolna obywatelska inicjatywa biznesowa skierowana do rosyjskojęzycznej klienteli. Jest szczyt sezonu – czerwiec, słynne biełyje noczi. Zjeżdża się najwięcej turystów. Rocznie około pięciu milionów – tyle, co stałych mieszkańców miasta. A dziś apogeum – dodatkowe pociągi,

Pałac Zimow

y.


ROSJA

Carskie sioło

, park.

długie, że końca nie widać. Przybyła armia kibiców futbolu. Dla ostudzenia atmosfery, a może tak po prostu wyszło – doczepiono dwa wagony młodego wojska; pożarnicy i MCzS (do nadzwyczajnych sytuacji). – Dziewczęta, pierś do przodu! Pożarnicy to świetni kandydaci na męża. Zawsze dostają wypłatę i nie muszą się martwić, że zabraknie pracy – komentuje głośno sytuację Dima, mój stary przyjaciel. Dziewczyny się śmieją. Też przyjechały tym samym nocnym pociągiem, co on. Tylko że on jutro musi wracać do Moskwy. Idziemy Newskim Prospektem. Różowieją w bladym słońcu secesyjne kamienice. Cichutko, puściutko. Przed piątą rano można jeszcze kochać to miasto. Obudziły się pierwsze tramwaje. Ostatni goście wychodzą z kafejki na rogu ulicy – jacyś tacy mocno przyćmieni. Nie pijani. – Petersburg się chamsko nie upija – zauważa Dima, po czym już bez cienia ironii: – A wiesz, kiedy pierwszy raz przyjechałem, zauważyłem od razu, że tu są inni ludzie. Inaczej mówią. Stara inteligencja, kulturalni, uprzejmi. Uwierzysz? Kupowałem tu pierwsze prawdziwe książki o naszej historii – prosto od ludzi z ulicy. W księgarniach była wtedy sama państwowa propaganda. Faktycznie są ludzie z polotem, skoro wieszają takie szyldy jak „Cafe u mamy na daczy”. Albo „Śnieżna bajka”. W butiku „Śnieżna bajka” wisi na wystawie kurteczka z syberyjskich soboli. Bajeczna. Cena też – 50 emerytur Nataszy, żony Dimy. „Brylantowy sklep” jest antykwariatem, gdzie sprzedają rosyjskie brylanty. Dla carycy Katarzyny II to one może nie są, bo ona lubiła wszystko duuuże. Ale lubiła też grywać w karty i to nie na pieniądze.

Grała z umiarem. Kładła na stole tylko 50 brylantów i… przegrywała je do kogo akurat było trzeba. Co do uprzejmości i kultury, o której mówił Dima, to bym polemizowała. Ale może nie mam racji. dy po spektaklu baletowym w słynnym na cały świat Teatrze Maryjskim wychodziłam niespiesznie z loży, rozpływając się w zachwytach, czekała już w szatni rzucona na ladę moja kurtka, a wyraźnie zirytowana pani w uniformie rozkazała: – Zabieraj i wynocha! Zamykamy! Było jeszcze trochę gości w holu. Spłoszeni jak zające, zbiegaliśmy wąską klatką schodową do wyjścia, popędzani przez panie szatniarki. Sklep spożywczy; zwyczajny, nie żadne fafarafa jak delikatesy Jelisiejewskie na Newskim. Sprzedawczyni słysząc, że jestem na diecie i nie wiem, którą rybę kupić, a było dużo różnych, poszła na zaplecze i przyniosła jeszcze jedną – wielką rybę. Wykroiła z niej sam środek. – Niech pani je na zdrowie! I niech się pani polepszy – powiedziała. Na ulicy Rubinsteina spotykam czasem popołudniową porą młodzieńców przechadzających się z kieliszkiem białego wina w dłoni. Bohema. Miejscowi. Demonstrują pogardę dla konwenansów. W nocy wolałabym jednak trochę mniej demonstracji. Wszelkich. Mieszkam w hoteliku urządzonym w dziewiętnastowiecznej kamienicy. Wysoki parter. Pod oknem jakiś młodzian wyzwolony z konwenansów próbuje noc w noc moc silnika swego sportowego autka. Siedzi, sk… i dociska pedał gazu. I wyje, i wyje! Jakby rakietą startował w kosmos. ymczasem u mnie wiek dziewiętnasty – kontynuacja. Internet miewam, ale ciągnięty wołami. Nowa właścicielka hotelu obiecuje kupić lepszy router, tylko kiedy? Jestem w Petersburgu od dziesięciu dni. Dni, które się nie kończą, są przecież białe noce. Jeszcze o wpół do jedenastej wieczorem świeci słońce. Miasto prawie nie zasypia. A ja bym chciała! Mam za sąsiadów siedmioro Chińczyków. Głosy operowe. Ścianki cienkie, hotelik to jest mieszkanie podzielone na malutkie klitki. A oni non stop gadają, okupują łazienkę, piorą, gotują w korytarzu i moczą nogi w brezentowym baseniku. I wszystkie pretensje, np. że woda pitna w bukłakach się skończyła, zgłaszają do mnie! Bo oni nie mówią po rosyjsku. Użas! 

G

T

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Petersbursk

i Monmartr

e.

83


– A cóż ty kluzywnie i drogo, ale nawet ja kupowałam tu czasem mansię dziwisz – ze darynkę. A teraz stać mnie tylko na papierek – śmieje się. Prawie nikt nie kupuje. Turyści robią sobie zdjęcia. stoickim spoNa Newskim Prospekcie znów człowiek przy człowiekojem odpiera moje żale Nata- ku, jak na jakimś wiecu. Na Aniczkowym Moście, tym, sza Łastoczkina, co dźwiga dwa rumaki z brązu jeszcze z carskich czasów, przyjaciółka, któ- a z ostatniej wojny granitowe cokoły podziurawione kulami, ra mi ten „eko- czeka się w niesamowitym tłoku, żeby w ogóle dopchać się nomiczny” – czy- do przejścia na drodze biegnącej nabrzeżem Fontanki. taj tani – hotel zazeczka wąska, jak czterdzieści petersburskich kanałatwiła. – W Pełów przecinających miasto, a też zatłoczona jak protersburgu ludzie menada. To JEST wodna promenada. Motorówki, łotak w dalszym cią- dzie z silnikiem, stateczki wycieczkowe hałasują w obłogu mieszkają. To kach spalin. Łódki na popych? Zapomnij! Wenecja Półnojest komunałka. Moi cy, w odróżnieniu od tej z południa Europy, gondolami nie dziadkowie tak żyli. pływa. A gondolierzy zdarliby sobie gardła, chyba że śpieErmitaż. Ich mieszkanie było waliby serenady przez megafony – szczekaczki wycieczkotam, gdzie teraz jest wych naganiaczy. Ci zagłuszą choćby dzwon z cerkwi Matki Dworzec Moskiew- Bożej Kazańskiej. Lecz to wszystko razem tworzy właśnie ski. Była jedna kuch- ów niepowtarzalny, trudny do wyrażenia nastrój radosnego nia, dwie kuchenki, po zgiełku, jakby się miało za chwilę coś wyjątkowego wydadwa palniki na rodzi- rzyć. Jakieś święto, chociaż to zwyczajny dzień, kwiaciarki nę. Ubikacja – na klat- sprzedają tulipany, babulki kiście bzu i co tam jeszcze wyroce schodowej, jedna na sło w ogródkach; bukieciki obwiązane niteczką, pęczki piepiętro. Z łazienki, gdzie truszki, koperek, chrzan. była wanna, rodziny korzystały według grafi- Biznes zabytkowy ka. Ten dzień był święty – nikt z innej rodziny nawiedzanie zabytków tego miasta (bardzo licznych wet nie zastukał do drzwi. i znamienitych – kawał europejskiej historii) przestaI to się tragicznie skończyło niestety być wydarzeniem. Stało się kolejnym proło dla wujka. Poszedł się duktem kultury masowej. Taśmowa produkcja nastawiona kąpać, zasłabł. Dopiero na- wyłącznie na zysk. Natasza nie może się z tym pogodzić. zajutrz, gdy przyszła kolej Uważa, że wszystkiego zwalić na szczyt sezonu się nie da. na następnych lokatorów, – To jest kwestia systemu – twierdzi i ma sporo racji. a drzwi były zamknięte, wyważono je. Wujek leżał w wanCarskie pałace (oblegane głównie przez Azjatów), zwienie, już dawno nie żył. dza się w takim ścisku, jak w metrze. Zwiedza? Tłum napieziadek nigdy nie mówił Leningrad, tylko Piter. Oni ra, fotografując w biegu. Mistrzostwa świata w tej dziedzinie wygraliby bez wątpienia Chińczycy; są najbardziej przebopodczas blokady miasta tu żyli. Moją mamę jowi, świetnie blokują dostęp zwłaszcza ewakuowano do Czeboksarów w Czuwaw galeriach, szii. Ja się tam urodziłam. Mamy nie pamiętam, miałam trzy lata jak umarła. Po aborcji. Natasza wspomina, że tutaj pierwszy raz w żyDelikatesy Je lisiejewskie. ciu widziała kobiety w futrach i w pantoflach na obcasach. A ona, okutana w stare palto po „miłosiernej ciotce, co się zlitowała nad sierotą”, szła z dziadkiem do teatru Aleksandryjskiego. Z tamtych czasów zapamiętała zapach kawy w delikatesach Jelisiejewskich. I mandarynki, każda była w osobnej papierowej foremce. Wstąpiłyśmy do tych słynnych delikatesów, założonych jeszcze w dziewiętnastym wieku. Zapachniało świeżo zmieloną kawą. Na fortepianie (!) pod palmą pięknie ułożone słodycze na srebrnej paterze. I… mandarynki w papierowych foremkach. Natasza szturcha mnie: – Popatrz na ceny. Sto gram szynki kosztuje tyle, co kilogram w normalnym sklepie. To samo sery. Tu zawsze było eks-

R

Z

D

84

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017


ROSJA gdzie są najsłynniejsze obrazy. Przekrzykują się tłumacze i przewodnicy. I jak tu nasłażdatsja Rembrandtami, Van Goghami… Profanacja. Ale zapłacić trzeba sporo. W Ermitażu za jednym podejściem można obejść (przećwiczyłam) ledwo jedno piętro. Ale bilet opiewa na trzy. Mam na to sposób. Kiedy nogi wchodzą mi, nie powiem gdzie, wycofuję się, by nazajutrz znów ustawić się w kolejce po bilet. Z elektronicznym biletem też się stoi – do wejścia. Ja tu chyba zamieszkam (są spore szanse). ima wspomina, że dawniej bilet do Peterhofu (lata 60.) kosztował 5 kopiejek, tyle co metro. Emeryci (rosyjscy!) do niektórych galerii i muzeów mogą wejść za darmo. Ale za audiogida muszą płacić, jak chcą wiedzieć, na co patrzą. Czterysta i więcej rubli dla emerytki, która dostaje 6 tys. na cały miesiąc, stawia ją przed wyborem: nasłażdatsja czy jeść? W pałacu Mienszykowa są wyłożone kartki z opisem eksponatów. Da się czytać. Nie ma tłumów. A warto zobaczyć, jak żył półcar, faworyt Piotra I, który po jego śmierci faktycznie rządził Rosją. Syn stajennego, którego wychowała ulica. Dochrapał się tytułu księcia, zgromadził ogromną fortunę. Lecz pałac miał jak na owe czasy skromny – taki, jak lubił car. Można poznać carski gust. Ooo, to nie późniejszy, rozbuchany rosyjski barok, zasadzający się na tym, że im więcej wszędzie wszystkiego, tym lepiej. [Vide Agatowe Komnaty; były prywatnymi pokojami carycy Katarzyny II w Carskim Siole. 20 ton agatu, tego pięknego kamienia, wyrąbano na ozdobienie sześciu niewielkich pomieszczeń; wsio obramowane złotem, aż oczy bolą.] ienszykow to w pewnym sensie wcześniejsza o prawie trzy stulecia wersja niektórych dzisiejszych polityków. Skończył marnie. Za dużo chciał. Popadł w niełaskę. Wygnany na Sybir, zmarł. Po zabytkowych posadzkach pałaców chodzi się w buciorach – brak pieniędzy na bachiły (foliowe ochraniacze). – Serce boli patrzeć – mówi szatniarz z pałacu Mienszykowa. Tu bachiły są. W Peterhofie wisi przed drzwiami pałacu kartka, że w razie deszczu zwiedzanie zostanie wstrzymane. Stoisz w kilometrowej kolejce wpierw do kasy, potem do pałacu i patrzysz w niebo. A ono lubi przeciekać. Nie bez powodu mówi się, że Petersburg to pęcherz Rosji, a Moskwa – serce.

D

M

Szkarłatne żagle są symbolem spełnionych marzeń?

P

rzed Pałacem Zimowym mnóstwo młodzieży. Tańczą. Baletowa choreografia. Tęskna muzyka z głośników na full rozdziera serca, wstrząsa mury – trwa próba generalna przed największą imprezą sezonu. Wyczekiwaną jak Boże Narodzenie, albo lepiej. Ałyje parusa (purpurowe żagle) – impreza tyleż poetycka, co tradycyjnie propagandowa, jest tylko w Petersburgu odprawiana, kiedy maturzyści opuszczają szkołę; uwieczniona w radzieckiej kinematografii oraz pieśniach. Na Ałyje parusa przyjeżdżają specjalnie ludzie z całej Rosji. Lecz żeby zrozumieć, po co tyle zachodu i egzaltacji, czemu nawet starzy ludzie płaczą, kiedy na zakończenie imprezy po Newie płynie rozpostarłszy purpurowe żagle mały statek, trzeba mieć rosyjską duszę. I radziecką edukację. Dla obcokrajowca to jest po prostu widowisko: fajerwerki i tłumy na Nabiereżnej, że strach iść. Sprawcą całego zamieszania był poniekąd nasz rodak (po mieczu), pisarz Aleksandr Grin, syn sybirskiego zesłańca. apisał opowiadanie pt. Ałyje parusa. O dziewczynie, której wróż przepowiedział, że przypłynie po nią książę statkiem o purpurowych żaglach. I ona czekała, czekała, wszyscy ją wyśmiewali, aż nadszedł wreszcie ten dzień! Książę przypłynął i zabrał ze sobą ukochaną. Każdy(a) by tak chciał(a)! Impreza kosztuje duże pieniądze. Lecz per saldo się opłaci. Prócz wydźwięku propagandowego – że w dorosłe życie młodzi powinni iść z wiarą w lepszą przyszłość – przynosi zyski hotelarzom, restauratorom, sklepom pamiątkarskim i w ogóle napędza przemysł turystyczny, dając miejsca pracy. Ot, powie ktoś, peterburcy potrafią zarobić na wszystkim, nawet na naiwnej bajce. Wśród absolwentów szkół średnich jest najwięcej bezrobotnych. Stracili wiarę w sprawczą moc marzeń? Natasza się na mnie obraziła za cynizm (?). Dima zrobił mi szkolenie ideologiczne – razem oglądaliśmy nakręcony w 1961 roku ckliwy, naiwny film, oparty na opowiadaniu Grina. I wtedy zobaczyłam, że Dima, ten twardy facet, rogata dusza, też ociera ukradkiem łzę. – Dima, czemu?! – A wiesz czemu? Bo każdy ma jakieś marzenia. Nieważne, ile ma się lat. Ja też miałem marzenia – odparł cicho. Za parę dni kończy 73 lata. 

N

Car Piotr I.

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

85


BĄDŹMY szczerzy

Dżihadyści w sztabach NATO?

JAROSŁAW A. SZCZEPAŃSKI

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nadaktywność Komisji Europejskiej wobec Polski nie ma nic wspólnego z troską o standardy praworządności nad Wisłą. Najpierw ataki na reformę wymiaru sprawiedliwości, a od niedawna zarzut dyskryminowania kobiet, bo mają prawo pójść na emeryturę o pięć lat wcześniej niż mężczyźni – nie obowiązek, ale prawo. Gdy pod koniec poprzedniej kadencji parlamentarnej ówczesna większość koalicyjna w pośpiechu uzdatniała ustawę o Trybunale Konstytucyjnym tak, aby mógł on obecnej większości utrącić każdą ustawę, czyli tę większość praktycznie ubezwłasnowolnić – w Brukseli przysłowiowy pies z kulawą nogą nie zainteresował się tą ewidentną hucpą. Oznacza to, że KE nie chodzi o żadne wartości europejskie, że jest to akcja czysto polityczna, dyktowana strachem przed umacnianiem się największego państwa środkowo-wschodniej części Unii Europejskiej. Dziwne to, bo przecież – obiektywnie na to patrząc – Polska silniejsza niż dotąd wzmacnia samą Unię.

No i wreszcie kwestia relokacji emigrantów islamskich z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Polski rząd konsekwentnie nie chce ich przyjmować, bo w zachodnich krajach UE po kilku dziesięcioleciach ich obecność zaowocowała terroryzmem islamskich radykałów, którzy skutecznie sieją w ludziach strach, czując wsparcie, przynajmniej milczące, swoich współwyznawców. Wszelkie możliwe badania pokazują, że ok. 80 proc. Polaków nie zgadza się na fundowanie im podobnych problemów. Pan Frans Timmermans, wiceszef KE, poucza nas, że nie mamy prawa nie zgadzać się na relokację!!! I straszy sankcjami – nas, Węgrów i Czechów. Dla mnie znaczy to, że on i jego koledzy lewacy i liberałowie, mają poważne problemy z wyobraźnią. Polityczna poprawność widocznie im ją skutecznie poraziła. Może się jeszcze kiedyś otrząsną z tego nieszczęścia... W wielkich miastach zachodniej Europy wyznawcy islamu stanowią blisko połowę populacji, co oznacza, że w dającej się przewidzieć przyszłości osiągną większość, a jak ta większość osiągnie pełnoletność, to te wielkie zachodnioeuropejskie aglomeracje, po którychś tam wyborach samorządowych, będą, jedna po drugiej, zarządzane przez islamską większość z islamskim burmistrzem na czele. Ale na tym się nie skończy. Za jakieś 20, góra za 30 lat, islamska większość wybierze sobie we Francji, w Niemczech, we Włoszech czy w Hiszpanii, islamski parlament, islamskiego prezydenta i islamski rząd. Pan Timmermans zapewne wierzy, że islamska większość uszanuje europejskie wartości. Ja w to wątpię. Raczej, a właściwie na pewno, wprowadzi prawo szariatu. Ale też dokona kadrowego trzęsienia ziemi w armiach tych państw. W armiach NATO – dla ścisłości. To dopiero rewolucja – dżihadyści na czele armii niemieckiej, francuskiej, hiszpańskiej czy włoskiej!!! Wyobrażacie sobie, co wtedy pomyślą o Timmermansie jego dzieci, wnuki i prawnuki? A może po prostu przejdą na islam? Kto wie? To ponura perspektywa. I nawet trudno sobie wyobrazić, że Amerykanie wraz z Międzymorzem zdołają to jednak ogarnąć. Polska i Europa Środkowo-Wschodnia staną wtedy naprawdę przed wielkim wyzwaniem w postaci wielotysięcznych rzesz uchodźców z zachodu Europy. I nie mam najmniejszych wątpliwości, że nasz rząd otworzy im na oścież granice, że będzie ratował jak najwięcej Europejczyków nie patrząc, czy to lewak, liberał, gej, lesbijka etc. Na szczęście to jeszcze kwestia 20-30 lat. To wystarczająco dużo, by tych politycznych poprawnisiów, którzy zasiedlili szklane gmachy w Brukseli i Strasburgu, i topią Europę, wymienić na ludzi normalnych. 

Jarosław A. Szczepański. Dziennikarz, historyk filozofii, coraz bardziej dziadek.

86

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



POLSKA po angielsku

Witaj szkoło!

MAGDALENA ZIMNY-LOUIS W mediach buchnęła kampania reklamowa skierowana do rodziców szykujących swoje pociechy do nowego roku szkolnego. Każdy kochający rodzic dostaje z ekranu wskazówkę, żeby nie powiedzieć zawoalowany rozkaz, czym nakarmić dziecko, aby było mądre, zdrowe, aktywne i uśmiechnięte. Czym? Ano wszystkim kolorowym, wybuchającym w ustach, słodkim i gęstym. Rekordy popularności biją żelki. Niech sobie dziecko zje na długiej przerwie czerwonego węża, fioletową żabkę, czarnego misia i robala w fioletowo-żółte paski, garść stworków naszpikowanych syropem skrobiowym, substancją zagęszczającą i glazurującą, regulatorami kwaśności oraz barwnikami. Ostatecznie producent napisał na opakowaniu, że ten rodzaj żelek może powodować nadaktywność u dzieci, cóż… przecież każdy rodzic chce mieć dziecko aktywne, a nie jakąś ciapę, która się pod ścianami przemyka do szatni i po kątach chlipie bez wyraźnego powodu. Zanim pewne żelki z dopalaczami wycofano z rynku, niejeden dzieciak leciał na wysokości lamperii nie wiedząc nawet, co go goni. Napoje i nektary tańsze są od soków, kolory mają żywsze, smaki bardziej zmieszane, więc doskonale się nadają

do popicia żelek. Że tam w kartoniku kilo cukru na centymetr sześcienny, to już sprawa dla cukrzyków, zdrowi rodzice zdrowych dzieci interesować się szczegółami nie muszą. Gimnazjaliści i licealiści za drobne od mamy kupują gumę do żucia, a ta, jak powszechnie wiadomo, zawiera poliizobutylen, czyli substancję stosowaną do produkcji rur i izolacji elektrycznych. Wszyscy jednomyślnie kochają ciągutki oblepiające zęby. Nie wiadomo do końca, co dokładnie powoduje ciągnięcie, ale na pewno zawierają cukier, sztuczne dodatki, konserwanty oraz tłuszcze trans. Po kilkuletnim jedzeniu wafelków oraz landrynek niektóre dzieci zaczynają świecić w ciemnościach, inne mają próchnicę, wysoki cholesterol, słabe serce i 100 centymetrów w pasie. A reklama nie odpuszcza ani na ćwierć – dodają jeszcze więcej kolorów, reklamowe matki są piękniejsze i szczuplejsze, ojcowie niepijący, dołożyli kudłatego psa, zieloną murawę widoczną z okna oraz piękną lodówkę niczym skarbiec ze srebrnymi drzwiami. W takiej pięknej kuchni, w towarzystwie idealnej rodziny, poleca się jedzenie trucizny. Na przykład Nutelli, którą Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności uznał w swoim raporcie z 2016 roku za niebezpieczną dla zdrowia. Ulubiony przez dzieci na całym świecie krem, którego składnikiem jest przetwarzany w wysokich temperaturach olej palmowy (tworzą się wówczas substancje rakotwórcze) oraz glutaminian sodu, emulgator i co tam jeszcze gorszego, ukrytego w nazwie – sztuczny aromat „wanilina”, znika z półek europejskich sklepów, ale u nas wciąż jeszcze mniam, mniam. Coś jak Roundup – najpopularniejszy środek na chwasty, zawierający gilfosat, powodujący – co stwierdzone i udokumentowane – uszkodzenie DNA u ludzi. W USA i Europie na czarnej liście lub wycofywany ze sklepów, jak na przykład we Włoszech, u nas dalej beztrosko go pryskamy i wdychamy. Dzieci szkoda, dzieci nie muszą wszystkiego wiedzieć i znać się na sprytnych trikach reklamowych, odróżnić zdrowe od trującego, dające życie od śmiertelnego, od tych decyzji – co zjeść, a co wypluć – powinni mieć mądrych rodziców. Rodzice chcą dobrze, sami rzucili palenie, odkąd na paczkach papierosów pojawiły się obrazy pacjentów szpitala z rurkami w krtani i zakrwawioną chusteczką przy ustach. Na takie ostrzeżenie każdy zareaguje. Alkohol też by rzucili, gdyby na etykiecie pojawił się mąż bijący żonę, kierowca przejeżdżający przechodnia na pasach, szaleniec z nożem ścigający sąsiada lub choćby trupia czaszka, ale dopóki na etykiecie butelki wódki widnieje Chopin, Belweder, żubr, ośnieżone szczyty górskie czy gąska – znaczy to, że pić można śmiało, bo to zarówno kulturalnie, jak i zdrowo. 

Magdalena Zimny-Louis. Rzeszowianka z urodzenia, jak twierdzi urząd meldunkowy oraz kartoteka parafialna. Przez dwie dekady mieszkała w Anglii, w mieście Ipswich po zachodniej stronie, ale na początku 2014 roku na stałe wróciła do Rzeszowa. Kojarzy się z żużlem, jako że przez 10 lat prowadziła speedway club Ipswich Witches. Autorka czterech powieści: „Ślady hamowania”, która została nagrodzona w konkursie Świat Kobiety, „Pola”, wydana we wrześniu 2012 r., „Kilka przypadków szczęśliwych” (2013 r.) i „Zaginione” (2016 r.).

Więcej felietonów na portalu www.biznesistyl.pl



AS z rękawa

Jaka będzie przyszłość tysięcy dżihadystów?

KRZYSZTOF MARTENS Nec Hercules contra plures – czas dla samozwańczego kalifatu zwanego państwem islamskim się kurczy. Odbicie Mosulu było dużym sukcesem wojsk irackich, choć cieszyć się nie ma z czego. Miasto jest zniszczone, zaminowane, a o odbudowie na razie nikt nie myśli. Nie wiadomo skąd wziąć na to miliardy dolarów. Stolica Daesh (arabska nazwa ISIS), Ar Rakka, jest otoczona przez Kurdów i jej dni są policzone. Podobno przywódca al-Bagdadhi zginął w jednym z nalotów, co dodatkowo potęguje chaos w szeregach „wojowników Boga”. Źródła finansowania zniknęły i znikąd nie widać pomocy. Dzisiaj pojawia się kluczowe pytanie – jaka będzie przyszłość tysięcy dżihadystów, przybyłych z zachodniej Europy, którzy powrócą do swoich krajów. To są niebezpieczni, nieźle wyszkoleni, fanatyczni i sfrustrowani terroryści. W ich przypadku nie ma mowy o jakiejkolwiek resocjalizacji. Obawiam się, że będziemy mieli do czynienia z pyrrusowym zwycięstwem nad państwem islamskim. Osiągniętym dużym kosztem, które rozwiązując problemy w Iraku i Syrii, wykreuje nowe problemy w Europie. Zainteresowały mnie badania prowadzone na Emory Univesity w stanie Georgia. Jenifer Mascaro analizowała, jak ojcowie rozmawiają ze swoimi dziećmi w zależności od

ich płci. Próbowałem sobie przypomnieć, jak ja rozmawiałem z córką i synem. Pani Mascaro twierdzi na podstawie analizy 52 rozmów ojców z ich dziećmi, że z córkami tata częściej używa słów porównawczych – dużo, lepiej, dłużej, mocniej – co wskazuje na bardziej urozmaicone dyskusje z dziewczynkami. Z badań też wynika, że umysły tatusiów mocniej reagują na szczęśliwy wyraz twarzy dziewczynek, a u chłopców preferują poważną minę. Na pewno prowadziłem bardziej skomplikowane rozmowy z córeczką niż z synkiem, ale moim zdaniem wynikało to z tego, że Ania w pierwszej fazie dzieciństwa (do czterech lat) rozwijała się intelektualnie dużo szybciej niż Andrzej. Nieco inne badania prowadził szwajcarski uniwersytet. Naukowcy z Zurychu zastanawiali się, jak nasz mózg reaguje na szczodrość. Podzielam niezbyt popularny pogląd, że przyjemniej jest dawać niż brać. Uśmiech obdarowanego jest niezwykłe inspirującą nagrodą. Często sam dar jest mniej ważny od tego, że o kimś myślimy i nie jest nam obojętny. Według Toblera i Fehra istnieje związek pomiędzy altruizmem a odczuwaniem szczęścia. Badacze mierzyli aktywność mózgu uczestników eksperymentu – tych zachowujących się hojnie oraz egoistów. Zabawne, że atrakcyjność czy koszt prezentu nie miał większego znaczenia dla intensywności błogostanu u darczyńcy. Dawanie poprawiało samopoczucie i budowało więzi międzyludzkie. Służyło wzajemnemu zaufaniu i pozytywną energią zarażało innych ludzi. Istnieje też druga strona medalu. Z reguły człowiek bardziej zamożny dawał jakieś dobra biedniejszemu, w ten sposób ustalając i podkreślając hierarchię, co nie wszystkim uszczęśliwianym się podobało. Czwartym elementem mojego felietonu będą rozważanie o różnicy pomiędzy empatią i współczuciem. Empatia jest częścią inteligencji emocjonalnej. Lustrzane neurony w naszym mózgu aktywują się, gdy obserwujemy emocje, stany psychiczne innych ludzi, a nawet zwierząt. Stawiamy się w sytuacji innej osoby i jak ona jest szczęśliwa, to u nas też pojawia się podobne wrażenie. Dla mnie empatia oznacza, że „wchodząc w skórę” cierpiącej osoby, stajemy się ofiarą. Czyli – coś złego się dzieje też w moim sercu i umyśle. Współczucie jest odbiorem intelektualnym, zewnętrznym, niekoniecznie oznaczającym więź emocjonalną z osobą, której współczujemy. Wstydzę się przyznać, ale nadmierna empatia wydaje mi się czymś niezdrowym. Współczucie, które bardziej cenię, pozwala mi być obiektywnym i wyznacza pewne granice mojego zaangażowania. Empatia jest współodczuwaniem nieszczęść lub kłopotów drugiej osoby. Współczucie bardziej kojarzy mi się z gotowością do niesienia pomocy. 

Krzysztof Martens. Brydżysta, polityk, dziennikarz, trener. Człowiek renesansu o wielu zainteresowaniach i pasjach. Dzięki brydżowi obywatel świata, który odwiedził prawie wszystkie kontynenty i potrafi się dogadać w wielu językach. Sybaryta lubiący dobre jedzenie i szlachetne czerwone wino.

90

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



LOSY

Abraham Segal.

Odzyskane

życie

– ocaleni Żydzi z Podkarpacia

Nie byłoby dziś licznej gromadki dzieci i wnuków Abrahama Segala z Izraela, gdyby nie Cwynarowie z Markowej. Abraham White, ukrywany w czasie Holocaustu w Krośnie, nie wyleczyłby setek pacjentów w Stanach Zjednoczonych. Wyrwany z likwidowanego rzeszowskiego getta Roman Harte nie pomógłby stworzyć filmu „Wybór Zofii”, za który Meryl Streep otrzymała Oscara. Historia ich wszystkich zaczyna się na Podkarpaciu.

Tekst Alina Bosak Fotografie archiwum Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej

Na

grobie Wiktorii i Józefa Ulmów w Markowej jest napis „Kto ratuje jedno życie, jakby świat cały ratował”. To tutaj, w muzeum ich imienia, które dba o pamięć Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej, obok zapisów tragedii udaje się chwycić także nitki wiodące do niezwykłych historii o ocalałych. Tych, którym uda-

92

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

ło się przeżyć Holocaust na Podkarpaciu. W jedynym okupowanym przez Niemców kraju, w którym obowiązywała kara śmierci za pomoc Żydom. Na mocy tych przepisów w marcu 1944 roku Niemcy rozstrzelali w Markowej będącą w ciąży Wiktorię i Józefa Ulmów oraz szóstkę ich dzieci. Wcześniej zabili rodziny Goldmanów, Diednerów i Grünfeldów, których na strychu swojego domu Ulmowie


LOSY ukrywali. Ich heroizm był wyjątkowy i drogo zań zapłacili. Ale nie tylko oni ratowali w Markowej Żydów. W pomoc uciekinierom angażowało się wiele osób. Tak samo było w innych wioskach i miasteczkach Podkarpacia. Ukrywanym udało się szczęśliwie przeżyć wojnę, ale losy wielu z nich udało się odkryć dopiero po latach. I często są to tak fascynujące historie, jak ta Romana Harte, filmowca z Hollywood, który „na aryjskich papierach” w czasie okupacji niemieckiej został wyprowadzony z rzeszowskiego getta przez Annę Płonkę.

J

Powrót Abrahama

ednym z ocalonych jest Abraham Segal. Jego losy udało się lepiej poznać w 2004 roku, kiedy w Markowej odsłaniano pomnik poświęcony rodzinie Ulmów. Segal przyjechał na tę uroczystość. Udzielił wywiadu wielu dziennikarzom. – Wzruszające było spotkanie z rodziną Cwynarów, która w czasie wojny przyjęła go pod swój dach. Abraham Segal powiedział wtedy, że ma trzy matki – matkę biologiczną, żonę, którą traktuje jak matkę i panią Cwynarową – opowiada Jakub Pawłowski z Muzeum Polaków Ratujących Żydów w czasie II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Abraham Segal przed wojną wraz z rodzicami i bratem mieszkał w Brzeżanach na Kresach. Jego matka pochodziła z bogatej rodziny – Benzion i Chara Doerflowie, dziadkowie Abrahama, prowadzili w Łańcucie hurtownię towarów kolonialnych i duży sklep spożywczy. W czasie wojny Segalowie rozpaczliwie szukali sposobów na ocalenie. Ojciec Abrahama cały czas przebywa w getcie w Brzeżanach, ale żonę z synami próbował ukryć u rodziny w Łańcucie. Bez powodzenia. Uciekając przed więzieniem, żona z synami wróciła do Brzeżan, a kiedy w 1943 r. rozpoczęła się likwidacja getta, znów musieli uciekać. Udało się tylko Abrahamowi. – Miał tylko 13 lat, ale wymyślił sobie pseudonim, Romek Kaliszewski – opowiada Jakub Pawłowski. – Bo zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby posługiwał się żydowskim nazwiskiem, miałby mniejsze szanse na przetrwanie. Zdołał dotrzeć do Lwowa i stamtąd do Łańcuta. Dziadków już nie znalazł, tylko wujka Leona i to on zaprowadził go do rodziny Skrobaczów w Krzemienicy, prosząc, by chłopca ukryli. – Mój ojciec prowadził w Krzemienicy sklepik, a zaopatrywał go w hurtowni dziadka Abrahama. Przyjaźnili się przed wojną – opowiada Michał Skrobacz w filmie „Świat Józefa”, nakręconym w 2009 roku. Właśnie Michał Skrobacz i jego rodzice przez chwilę ukrywali Abrahama w swoim domu na strychu, a potem pomogli mu dotrzeć do Markowej. – Dobrze mnie karmili i uczyli pacierza – wspominał po latach Abraham Segal. Kiedy był już dobrze przygotowany do roli Romka, postanowiono, że opuści niebezpieczną kryjówkę (przez dom Skrobaczów przewijało się wielu klientów ich sklepu) i jako pastuch najmie do pracy w jakimś gospodarstwie. Dzięki wstawiennictwu pani Olbrychtowej, nauczycielki z Markowej, trafił do rodziny Cwynarów. Oficjalnie jako syn poborcy podatkowego z Przemyśla.

Alexander White. – Ojciec przyjął go na prośbę Olbrychtowej – mówi w filmie „Świat Jozefa” córka Cwynara, Czesława Lonc. –Moja mama była przedobry człowiek. Miała Romka jak swojego. Ale sama słyszałam, jak mówiła do ojca: „Nasz Romek to chyba Żyd. Popatrz się, jak on tę książeczkę niesie”. – Chciała mnie adoptować po wojnie – opowiada dziś Abraham. – Grali, że nie jestem Żydem, jak i ja grałem. – Modlitewnik Abraham nosił pod pachą, tak jak Żydzi zwykli trzymać swoje książeczki – tłumaczy Jakub Pawłowski. – W lipcu 44, kiedy pojawiła się Armia Czerwona, Romek Kaliszewski zniknął z Markowej. Po wojnie wyemigrował do Izraela. Mieszka w Hajfie. rzez lata pracował w kibucu i wielkiego majątku się nie dorobił, za to cieszy się dużą rodziną. Jest dumny z dzieci i wnucząt. Nie zapomniał o Polakach, którzy go ratowali. Dzięki jego świadectwu Janina Cwynar otrzymała tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a jej nazwisko zostało upamiętnione w ogrodzie Yad Vashem w Jerozolimie, obok ponad 6 tys. nazwisk innych Polaków.

P

Człowiek z listy Schindlera Ocalony z Holocaustu Aleksander White ma 94 lata i mieszka w Stanach Zjednoczonych. To człowiek ze słynnej listy Oskara Schindlera, o której powstał film Stevena Spielberga. Schindler uratował prawie 1300 Żydów 

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

93


LOSY i wśród nich był właśnie Alexander White. Widnieje na liście pod nazwiskiem, pod którym się urodził – Aleksander Białywłos. Przed wojną mieszkał z rodziną w Krośnie – przy ul. Ordynackiej, w kamienicy należącej do jego ojca i wuja. Pochodzący z Dąbrowy Tarnowskiej ojciec Aleksandra – Mendel – wżenił się w bogatą rodzinę Platnerów. Posiadali oni w Krośnie skład szkła i szlifiernię. awód szklarzy w pierwszych latach wojny ochronił Aleksandra i jego ojca przed wywózką do obozu zagłady w Bełżcu. Nie udało się jednak ocalić matki i rodzeństwa. Urodzony w 1923 roku Aleksander miał starszą siostrę Miriam oraz dwóch młodszych braci: Salomona i Henka. Wszyscy zginęli. W styczniu 1944 roku Niemcy postanowili „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską” w Krośnie i przenieśli Żydów do obozu w Szebniach. Niecałe dwa kilometry od obozu, w lesie przeprowadzano masowe egzekucje. Stamtąd też wysłano transporty do Auschwitz i Płaszowa. Białywłosowie wciąż żyli, ale po przyjeździe do Płaszowa, podczas selekcji, zostali rozdzieleni. Młody i silny syn trafił na listę Schindlera, starszy ojciec – do pieca. „Be a mensch”, powiedział synowi, odchodząc. W jidisz to znaczy „Bądź człowiekiem”. I te słowa znalazły się w tytule autobiografii Alexandra White’a – „Holocaust Memoirs. Be a Mensch. A fathers legacy”. W fabryce Oskara Schindlera w Niemczech, Aleksander doczekał wyzwolenia. Na krótko wrócił do Krosna, ale wkrótce przez zieloną granicę przeszedł do Czech i na amerykańską stronę. Nazwisko Białywłos na White zmienił dopiero po wyemigrowaniu do Ameryki, co stało się w 1950 roku. Był już wtedy po studiach medycznych. W Stanach Zjednoczonych długie lata pracował jako lekarz – kardiolog i nefrolog. Ma troje dzieci. lexander White żyje do dzisiaj. Co więcej, zaczął wracać w rodzinne strony. Po raz pierwszy przyjechał w 2014 roku, jako 91-latek. Dzięki pomocy Grzegorza Bożka ze Stowarzyszenia „Olszówka” odnalazł na starym żydowskim cmentarzu macewę swojej babci. Od tamtego czasu wracał do Polski jeszcze parokrotnie, ostatni raz był w czerwcu br. W 2016 roku odwiedził również Muzeum w Markowej. – Dla nas było to ważne wydarzenie – wspomina Jakub Pawłowski. – Zarówno ratujących, jak i uratowanych jest coraz mniej, i każde spotkanie z nimi jest dla nas ogromnie cenne. White mieszka w Stanach Zjednoczonych. Do dziś posługuje się świetną polszczyzną. Jest orędownikiem ocieplania stosunków polsko-żydowskich, obalania niepotrzebnych stereotypów.

Z

A

Z getta w Rzeszowie do Hollywood Na ścianie pamięci przy Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej jest nazwisko Anny Płonki, nauczycielki geografii i przyrody, która podczas okupacji niemieckiej, z ramienia Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej, udzielała pomocy Żydom w rzeszowskim getcie. Medal Sprawiedliwej wśród Narodów Świata otrzymała 15 września 2015

94

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

roku, już pośmiertnie. Pracownicy Muzeum, opracowując jej biogram, parę miesięcy temu dokonali niezwykłego odkrycia. Okazuje się, że Anna Płonka w 1943 roku wyprowadziła z rzeszowskiego getta Romualda Hajnberga, który po wojnie został filmowcem. Ponieważ używał różnych nazwisk, nie od razu łączono je z jedną postacią. W historii polskiego filmu znany jest również jako Roman Heinberg, ale w Hollywood, gdzie wyemigrował w 1968 roku – jako Roman Harte. Tego ostatniego nazwiska używała jego rodzina ze Stanów Zjednoczonych, składając w Instytucie Yad Vashem wniosek o medal Sprawiedliwej dla Anny Płonki. – Dzięki dokumentacji w Yad Vashem wpadliśmy na trop niezwykłej historii – przyznaje Kamil Kopera, który w Muzeum im. Rodziny Ulmów odpowiada za opracowywanie biogramów Sprawiedliwych. omuald Hajnberg vel Roman Harte, Żyd z Rzeszowa, po wojnie zrobił karierę jako filmowiec. W Polsce współpracował z tak znanymi reżyserami jak Andrzej Munk, Andrzej Wajda, Jerzy Zarzycki. Na początku był pomocnikiem operatora kamery, potem współproducentem wielu produkcji, m.in. Kroniki Polskiej. Z Andrzejem Wajdą pracował w 1950 roku przy filmie „Pokolenie” i w 1960 przy „Niewinnych czarodziejach”. To były filmy, w których grały takie gwiazdy, jak Tadeusz Łomnicki, Kalina Jędrusik, Zbigniew Cybulski, Krzysztof Komeda, Roman Polański. W 1968 r., kiedy socjalistyczny rząd zaczął prowadzić otwartą antysemicką politykę, Hajnberg wyjechał do Stanów Zjednoczonych, ale nadal pozostał filmowcem. – Był jednym z uczestników debiutu filmowego Davida Lyncha „Głowa od wycierania” z 1977 roku, a w 1982 roku został zaangażowany jako konsultant merytoryczny do filmu „Wybór Zofii”, który opowiada o Holocauście. Za rolę w tym filmie Meryl Streep otrzymała Oscara – przypomina Jakub Pawłowski. Romulad Hajnberg urodził się 22 czerwca 1924 roku. W wywiadzie, jakiego udzielił w 1996 roku Peterowi Powellowi, wiele o czasach wojny i Rzeszowie opowiedział. Jego ojciec był oficerem w polskiej armii, walczył w wojnie w 1918 roku. Należał do rzeszowskich elit i miał mnóstwo przyjaciół. – Przed wojną chodziłem do polskiej szkoły. Po polsku mówiłem lepiej niż w jidisz. Znałem polską historię, polskie modlitwy. Myślałem jak Polak. Byłem zasymilowany. To pomogło mi ocalić życie – opowiadał w wywiadzie Roman Harte. – Mój ojciec został zamordowany w Głogowie nieopodal Rzeszowa wraz z innymi prominentnymi osobami – prawnikami, biznesmenami. Ja z mamą i dwoma siostrami zamieszkałem w getcie. Kiedy je zabrano na Umschlagplatz i skierowano do transportu, chciałem z nimi jechać, ale mi nie pozwolono. W końcu i ja trafiłem do transportu, z którego uciekłem. Tragedia polegała na tym, że musiałem wrócić do getta. I od tej pory kierowałem się mottem: „Nie dostaną mnie żywego”. Do getta musiałem wrócić, bo nie było miejsca, w którym mógłbym się schować. Polacy bardzo się bali, ponieważ Polska była jedynym krajem pod okupacją niemiecką, w którym za jakąkolwiek pomoc udzieloną Żydom groziła kara śmierci. I zabito za to tysiące Polaków. W getcie, gdzie polowano na nas jak na

R


LOSY zwierzęta, ludzie wierzyli, że ocali ich Bóg. Ja wiedziałem, że aby przeżyć, muszę uciec. Ale nie chciałem ukrywać się w schowkach polskich domów. Zawsze kochałem wolność i chciałem postępować jak człowiek wolny. Miałem szczęście, ponieważ zatroszczyła się o mnie córka Bronki, przyjaciółki mojej matki – Anna Płonka. Należała do AK i zorganizowała moją ucieczkę z getta w Rzeszowie. W getcie z nikim o ucieczce nie rozmawiałem, ponieważ nikomu nie mogłem ufać, a mojej rodziny już w nie było. zięki Annie Płonce Romuald otrzymał dokumenty na nazwisko Bronisława Krupy, urodzonego w Rawie Ruskiej, i dzięki nim wzięto go w szeregi AK. – AK było świetnie zorganizowaną armią. O wysokiej dyscyplinie, zwalczającą także komunizm. Walczyłem w niej dwa wojenne lata. Byłem dobrym żołnierzem. Zabijałem tylu naziRomuald Hajnberg. stów, ile tylko mogłem i zawsze mówiłem, że to za moją matkę, ojca, siostrę, wszystkich. Wysadzaliśmy pociągi, mosty, zabijaliśmy wysokiej rangą oficerów SS i kolaborantów 6 milionów zostało zgładzonych jak zwierzęta przez inte– wspominał w 1996 roku hollywoodzki filmowiec, pokazu- ligentnych, dobrze wykształconych Niemców. Sprawili, że jąc na dowód do kamery Legitymację Krzyża Armii Krajo- czuliśmy się nikim. Wygodniej było więc być Polakiem wej. – Jako AK-owcy nie koczowaliśmy w lasach. Partyzan- niż Żydem. Ale potem wróciłem do mojego oryginalnego ci mieli swoje domy, byli zakonspirowani. Mieszkaliśmy po nazwiska. Na studiach poznał żonę Danutę, po ich zakończeniu wsiach. Cieszyłem się że nie jestem w getcie, że mam broń, że tak łatwo mnie nie zabiją. Po dwóch latach w AK zosta- zaczął pracować w filmie aż do czasu, kiedy partia komunistyczna zdecydowała, że Żydzi są wrogami systemu i uznałem postrzelony i nie mogłem już być żołnierzem. Podziemie zorganizowało dla niego nowe dokumen- ła, że powinni z Polski wyjechać. Wielu to zrobiło. Takty i w 1943 roku wysłało do Austrii. – W Tyrolu jadłem że Heinberg. I jak się okazuje, w Stanach mu się powioz tych samych talerzy co Niemcy. Nie mogłem w to uwie- dło. Jako Roman Harte pracował w Hollywood, jego córrzyć – opowiadał Harte. – Mówiłem płynnie po niemiec- ka została architektem i założyła rodzinę. Filmowiec zmarł ku, ponieważ moja matka i starsza siostra przed I wojną 29 marca 2009 roku w Los Angeles. Historia jego rodziny światową mieszkały w Lipsku i moi rodzice rozmawiali po trwa dalej, dzięki bohaterce z Rzeszowa. nna Płonka, która Heinberga uratowała, nie żyje. niemiecku. W gimnazjum moim drugim językiem był nieZmarła w 1992 roku. – Szukamy jej rodziny, pomiecki. W Austrii mówiłem jak Tyrolczyk. nieważ do tej pory nikt nie odebrał przyznaneAustrii doczekał kapitulacji Niemiec go jej przez Instytut Yad Vashem medalu – mów 1945 roku, chociaż nie na wolności. Trzy miesiące przed końcem wojny został aresz- wią Kamil Kopera i Jakub Pawłowski. – Tymczasem Anna towany za to, że słuchał alianckich donie- Płonka dla rzeszowskich historyków nie jest osobą anonisień radiowych i rozpowszechniał usłyszane tam informa- mową. Jej biogram znajduje się w „Encyklopedii Rzeszowcje. Zamknięto go w obozie pracy i przydzielono do ko- skiej”. Ukończyła studia we Lwowie, podczas wojny była manda, które usuwało niewypały. – Bardzo niebezpiecz- zaangażowana w konspirację. Odpowiadała za współpracę na praca. Chłop z Austrii, u którego mieszkałem, zapłacił z gettem żydowskim, sprowadzała tam pomoc: żywność, SS-manom za to, żebym nie pracował przy niewypałach, lekarstwa, dokumenty. Starała się wyprowadzać także Żytylko przygotowywał narzędzia. Tak dotrwałem do końca dów z rzeszowskiego getta i Roman Heinberg był jednym z takich uratowanych. Po wojnie uczyła geografii i przyrowojny – wspomina Harte w amerykańskim nagraniu. Po wojnie wrócił na chwilę do Rzeszowa, ale nie zna- dy w rzeszowskich szkołach. Angażowała się w ruch harcerski. Jeśli ktoś zna żyjące, spokrewnione z nią osoby, lazł nikogo z rodziny. Zdecydował się na studia. – Po wojnie, jeszcze przez rok byłem Krupą Bronisła- prosimy o kontakt – apelują w Muzeum Polaków Ratująwem – przyznawał filmowiec. – Miałem w głowie hamulce. cych Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej. 

D

W

A

Więcej informacji i reportaży na portalu www.biznesistyl.pl


Rzemieślnicy – marzyciele z R z e s zo wa Oboje pochodzą z Kresów. Stanisława Magryś z Dobromila, Rodzina Franciszka Kasowskiego z Buczacza. Szczęśliwy przypadek sprowadził ich do Rzeszowa, gdzie od kilku dekad prowadzą kultowe biznesy. Najpiękniejsze kapelusze w mieście od zawsze zamawia się w pracowni pani Stasi, a na ulicy Kościuszki w zakładzie fotograficznym Franciszka Kasowskiego spotykać można każdego, kto kocha dobrą fotografię. Prawdziwi rzemieślnicy – marzyciele.

Tekst Elżbieta Lewicka Fotografie Tadeusz Poźniak

O

soba nosząca kapelusz wyróżnia się swoim wyglądem. Kapelusz dodaje kobietom wdzięku, a mężczyznom elegancji. Noszą go koronowane głowy i zwykli ludzie. Stanisława Magryś, szefowa firmy Euromag, której początki sięgają roku 1966, kocha kapelusze od dziecka. Tak bardzo, że stały się one sensem jej życia. Pochodzi z Dobromila, należącego przed II wojną światową do województwa lwowskiego. Jej rodzina cudem (może dlatego, że ojciec był rodowitym Niemcem) nie została wywieziona na Syberię, ale taki dramat spotkał rodzinę mamy. Stanisława Magryś, pamiętając przeszłość rodziny, wspiera Sybiraków do dziś. W Rzeszowie uczyła się w szkole nr 7 przy ul. Grunwaldzkiej, maturę zdawała w III Liceum. Od dziecka uwielbia muzykę, jest stałą bywalczynią wielu koncertów, kocha teatr, interesuje się psychologią, filozofią i architekturą. Miała zostać urzędniczką państwową, ale szybko okazało się, że fakturowanie i przewracanie stosów dokumentów nie będzie jej ulubionym zajęciem. Najsłynniejsza w Rzeszowie kreatorka kapeluszy miała ciocię, która przed wojną mieszkała w Paryżu – prawdziwa elegantka w szykownych kapeluszach. Kiedy rodzina Stanisławy została przesiedlona do Rzeszowa, ciocia prowadzała małą Stasię do rzeszowskich modystek. – Od dziecka miałam te kapelusze w oczach, a później chciałam wszystko naraz zaprojektować i wykonać, ale oczywiście to było niemożliwe – wspomina. Chęć projektowania kapeluszy była tak wielka, że Stanisława Magryś porzuciła podjętą po ukończeniu liceum pracę urzędniczki państwowej i zapisała się na kursy modniarskie w Przemyślu i Krakowie. Zdała egzamin czeladniczy, mistrzowski, a w 1966 roku otworzyła swój zakład i… przez 3 dni nie sprzedała ani jednego kapelusza! – Dosłownie waliłam głową w mur! – opowiada. Pierwszy jej zakład produkujący kapelusze mieścił się w nieist-

96

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

niejącym dziś budynku przy ul. Targowej 3. Na Gałęzowskiego zaś miał swój zakład szewc, u którego elegantka zamawiała ekstrawaganckie kozaki powyżej kolana i mówiła: Panie Edwardzie! Ja kupię od pana ten lokal. Ale szewc nie chciał sprzedać swojej nieruchomości – do czasu. Na skutek decyzji o nowym zagospodarowaniu terenu, pawilon szewca miał być zburzony. Jego właściciel – wiedząc o „zakusach” pani Stasi – postanowił zrobić interes życia i sprzedał swój pawilon. Tymczasem architekci miejscy zmienili plany, szewc został bez lokalu, a budynek stoi do dziś. Pani Stasia uwielbia tę lokalizację trochę na uboczu. Żeby tu trafić, trzeba się postarać.

J

Wrzątek i palce modystki

ak powstaje kapelusz? Aby go uformować, trzeba przeznaczoną do tego tkaninę, tzw. kaplin albo stożek, włożyć do specjalnego, wrzącego roztworu, następnie wyjąć, nałożyć na formę i ręcznie kształtować. To bardzo niewdzięczna praca – łatwo się poparzyć. Kaplin lub stożek trzeba precyzyjnie i cierpliwie naciągać, przybijając materiał do drewnianej formy. W pomieszczeniu znajdującym się nad sklepem z kapeluszami są setki tzw. główek do formowania kapeluszy, głównie z drewna lipowego. Pracująca w Euromagu pani Helena z wielką cierpliwością formuje przeróżne rodzaje kapeluszy, także słomkowe, które powstają z namoczonej wcześniej słomianej plecionki. Trzeba ją zawijać wokół formy, a kolejne słomiane paski łączyć ze sobą igłą z żyłką. Stanisława Magryś kocha projektowanie kapeluszy i nigdy nie pozwoliła, aby ją ktoś zastąpił, bo – jak mówi – czuje „kapeluszowego bluesa”, wie, w którym miejscu podwinąć rondo, jak przyciąć, czym ozdobić. Do produkcji kapeluszy najlepsze były zawsze welury, piękne, wełniane, z sierści zajęczej i króliczej. Te surowce znakomicie nadawały się do ręcznego formowania


Biznes rodzinny

Stanisława Magryś.

kapeluszy, pięknie „pracowały”, pozwalały się dowolnie formować. Obecnie welury zawierają syntetyczne dodatki, niekoniecznie lubiane przez modystki. ierwsze kapelusze były podobne do współczesnych, ponieważ w tym nakryciu głowy zmieniają się jedynie szczegóły, zwłaszcza rondo. Wiodącym modelem jest wciąż kanotier. Ale pani Stanisława wymyśliła niedawno kapelusz z rondem w kształcie sześcioboku. Zachwyciła się nim jedna z rzeszowskich plastyczek z BWA i wystąpiła w tym kapeluszu na wernisażu w Wiedniu. Tam zachwyciła się modelem jedna z młodych malarek i taki kapelusz trzeba było wysłać z Rzeszowa do Wiednia. Przez lata zmieniły się też rzemieślnicze realia. – W PRL- u było bardzo trudno. Dosłownie zdobywało się surowce, które były reglamentowane. Dyrektorzy firm produkujących materiały do produkcji kapeluszy – głównie z Bielska-Białej i Skoczowa – w końcu zauważyli, że warto współpracować z polskimi rzemieślnikami. Pamiętam, jak o trzeciej w nocy trzeba było wyjechać z Rzeszowa, by na siódmą rano być w kolejce po welury – mówi modystka. W latach 1970-1990 w rzeszowskim Euromagu pracowało od 10 do 15 osób. U Stanisławy Magryś szkoliły się najzdolniejsze uczennice z rzeszowskiej Szkoły Odzieżowej. W efekcie wyszkoliły się 23 uczennice i trzech mistrzów. Stanisława Magryś to prawdziwie artystyczna dusza. Lubi stroje własnego pomysłu, uwielbia biżuterię i wszelkie ozdoby oraz oryginalne obuwie. Uważa, że kapelusz-

P

nictwo to wspaniały zawód dla kreatywnych kobiet. Polscy producenci kapeluszy spotykają się, dyskutują, wymieniają poglądy na temat swojej działalności i bieżących trendów. – W Rzeszowie chyba nie przyjąłby się kapelusz cały w kwiatach, albo owocach z weluru – mówi pani Stanisława i zaczyna marzyć, bo – szczerze mówiąc – chętnie zaprojektowałaby taki kapelusz. Trudno dziś znaleźć w Polsce pokazy mody prezentujące wyłącznie kapelusze. Obecnie pokazuje się je przy okazji prezentacji kolekcji ubrań. A gdyby cały Rzeszów nosił kapelusze?! – To byłoby cudowne! – wykrzykuje pani Stanisława. W jej sklepie i zakładzie produkującym przeróżne nakrycia głowy leżą na półkach setki kapeluszy i toczków. Czarne, beżowe, krwistoczerwone, granatowe, śliwkowe, różowe. Przepiękne są kapelusze z olbrzymim rondem, z włochatego weluru – w cętki albo tzw. zebrę. Zupełnie wyjątkowe są modele przywiezione ze Słowacji – trudno opisać ich bardzo finezyjny kształt. Dlaczego nie widać ich na rzeszowskiej ulicy? stolicy Podkarpacia jest jednak coraz więcej osób, które noszą kapelusze. To stałe klientki pani Stanisławy, dla których jest to jedyne nakrycie głowy – do każdego ubrania mają kapelusz w innym kolorze i fasonie, zwłaszcza jesienią i zimą. Panowie mocno grymaszą i składają indywidualne zamówienia, które niekiedy są trudne do wykonania. 

W

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

97


Biznes rodzinny – Staramy się ich dopieszczać i oferujemy modele kapeluszy z różnych stron świata, oczywiście też te klasyczne, ponadczasowe – zapewnia pani Stanisława. Pośród setek kapeluszy znajdują się też meloniki i cylindry. Coraz więcej panów, którzy przyjeżdżają np. z Anglii na ceremonie ślubne do Rzeszowa, zamawia takie właśnie nakrycia głowy. Niedawno pojawiła się klientka, która miała ochotę wystąpić na ślubie syna w kapeluszu, ale nie umiała podjąć decyzji o jego zakupie. Potrzebna była rozmowa z panią Stanisławą. Później owa klientka opowiadała, że dzięki kapeluszowi, w którym wystąpiła na ślubnej uroczystości, czuła się wytwornie i wyjątkowo. rzed laty nieistniejąca już rzeszowska firma Modextra zaproponowała panie Stanisławie współpracę. Chodziło o produkcję nakryć głowy do strojów ludowych. To była zaskakująca oferta, ale po fachowej lekturze i zgłębieniu tematu Euromag przystąpił do tej współpracy. A było warto! Od wielu lat firma produkuje stroiki, czepce i kapelusze dla panów, zamawiane przez polskie zespoły ludowe oraz zespoły polonijne. Te akcesoria kupują zespoły z całego świata. Euromag produkuje oczywiście przeróżne nakrycia głowy na zamówienie, ale także czapeczki, uszka myszki Miki i inne akcesoria dla dzieci – np. do występów teatralnych. Wianuszki, wstążki, przeróżne ozdoby – jest wszystko. Z fotografii wiszących na ścianie sklepowej spoglądają przodkowie rodziny pani Stanisławy i jej męża Wilhelma. Mają zatroskane miny, ponieważ szefowa Euromagu marzy o przekazaniu swojej firmy we właściwe ręce – potrafiące z pasją tworzyć kapelusze. To kreatywne i fascynujące zajęcie. Może wnuczki Ania i Basia odziedziczą talent i podzielą pasję swojej babci? Kto wie? – A w ogóle to… – pani Stanisława zawiesza głos. – Najpiękniejsze na świecie są konie w galopie, dzieci we śnie, kobieta w tańcu i… moje kapelusze, które po prostu kocham.

P

Od fotograficznej pasji do własnego zakładu w centrum Rzeszowa Franciszek Kasowski codziennie od godz. 9 rano krząta się po zakładzie fotograficznym, ale bardziej dla przyjemności, niż z obowiązku. Ma swoich następców, a rodzinny biznes idzie pełną parą. Jako młody chłopiec postawił sobie cel, którym było osiągniecie życiowego, zawodowego sukcesu. Spełniło się wszystko! Rodzina Franciszka Kasowskiego pochodzi z ukraińskiego Buczacza, skąd została wysiedlona na ziemie zachodnie. Jego ojciec otrzymał pomoc finansową od kuzyna z Kanady, dzięki czemu kupił sporo ziemi, na której gospodarował z dziesięciorgiem dzieci. Ale nie było łatwo – „kułakom” i ich rodzinom władze powojennej Polski utrudniały życie, co młody Franciszek niejednokrotnie odczuł na własnej skórze. Będąc uczniem Technikum Łączności w Gorzowie Wielkopolskim, uczęszczał na zajęcia szkolnego koła fotograficznego, które prowadził Waldemar Kućka, artysta fotografik. To on zaszczepił w młodym chłopcu pasję fotograficzną i prorokował, że jego uczeń osiągnie w tym zawodzie sukces.

98

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

– Byłem typowym rzemieślnikiem, podglądałem innych fotografów, czytałem książki, patrzyłem, na czym polega retusz – jako pierwszy w Rzeszowie wprowadziłem retusz do kolorowej fotografii – wspomina Franciszek Kasowski. Jako młody człowiek pracował w Gubinie, gdzie się urodził, później w Krośnie Odrzańskim. Szukał swojego miejsca na ziemi. Do Rzeszowa przyjechał w roku 1976. oczątki zakładu fotograficznego Kasowski i Spółka sięgają roku 1980. Zaczynali w pokoiku 2x2 metry. Pierwszy sukces finansowy Franciszek Kasowski osiągnął w momencie pojawienia się na polskim rynku dużej ilości niemieckich i radzieckich klisz fotograficznych, które niechętnie przyjmowały do obróbki rzeszowskie zakłady fotograficzne. W zakładzie pana Franciszka bito swoiste rekordy, obrabiając dziennie nawet 1000 takich klisz. Duży ruch w interesie był także w czasach, kiedy pojawiły się tzw. jednorazowe aparaty fotograficzne. Zakład Fotograficzny Kasowski i Spółka mieści się w starej kamienicy, podzielonej po wojnie na malutkie mieszkania komunalne. W jednym z nich, na piętrze, w skromnym pokoiku mieszkali swatowie pana Franciszka. Tam urodził się też jego przyszły zięć. – Czy to nie cudowne, że teraz zięć znów tu bywa? – cieszy się senior Kasowski, który realizując swój podjęty w młodości plan osiągnięcia sukcesu w życiu dzięki zaciąganym kredytom wykupił od miasta wszystkie mieszkania w starej kamienicy, powiększył powierzchnię zakładu fotograficznego, a na piętrze odrestaurował salonik z zabytkowym, mozaikowym parkietem, gdzie teraz przyjmuje gości. Po niedawnym, gruntownym remoncie studio fotograficzne Kasowski i Spółka z Rzeszowa prezentuje się okazale. Główne wejście znajduje się od ul. Kościuszki – to nie tylko miejsce odbioru zdjęć, ale też spory sklep, w którym można kupić koszulki, kubki z dowolnymi nadrukami, ramki na fotografie i mnóstwo innych gadżetów. To pomieszczenie łączy się z pracownią, w której szumią maszyny do różnego rodzaju obróbki zdjęć. Tu przy komputerach i obsłudze maszyn pracują młodzi specjaliści i osoby o wieloletnim stażu w zakładzie. pracę w najsłynniejszym zakładzie fotograficznym Rzeszowa stara się wiele osób (obecnie jest to 150 podań). Zatrudnienie znalazły tu osoby z wyższym wykształceniem, znajomością języków obcych, informatyki i grafiki komputerowej. Wymarzoną pracę dostała na przykład pani Ola z Ukrainy. Zna biegle cztery języki i ta umiejętność bardzo się przydaje w kontaktach z klientami.

P

O

Czasy się zmieniają, ale oko fotografa pozostaje najważniejsze Technika wywoływania zdjęć się nie zmieniła. Wciąż używa się wywoływacza, odbielacza i substancji utrwalającej. Z tą jednak różnicą, że pracę człowieka w ciemni fotograficznej zastąpiły maszyny. W atelier, obok nowoczesnych aparatów fotograficznych, znajdują się stare sprzęty – to już zabytki.


Biznes rodzinny

Franciszek Kasowski.

A

by zrobić satysfakcjonujące klienta zdjęcie, trzeba mu się najpierw przyjrzeć, znaleźć i wydobyć z jego twarzy to, co najlepsze. Kasowski i Spółka wykonuje sporo zdjęć portretowych malutkim dzieciom, niemowlętom. Tu specjalistami są starsze pracownice zakładu – mamy i babcie, które mają doskonałe podejście do maluchów. W zakładzie pracuje obecnie 13 osób – przed laty było ich aż 30! Obecnie zakład fotograficzny Kasowski i Spółka prowadzony jest przez córkę pana Franciszka i jej męża. Oni decydują o kierunku rozwoju firmy i wprowadzaniu nowych technologii. Kasowski senior bywa w zakładzie tylko towarzysko, choć lubi spojrzeć, czy jakość realizowanych przez pracowników zamówień jest perfekcyjna. Czasami coś podpowie, zasugeruje. Agnieszka Kasowska-Nikipiło wspomina, że od dziecka spędzała czas w zakładzie fotograficznym swojego taty, więc kiedy kilka lat temu przejęła rodzinną firmę, wszystko odbyło się w naturalny sposób. Rośnie już trzecie pokolenie Kasowskich. Na razie wnuk pana Franciszka, Igor, jest tylko uwieczniony na jednej z toreb reklamowych, ale dziadek już widzi w nim swojego następcę. prócz typowych zamówień, którymi są zdjęcia do różnych dokumentów, fotografie studyjne oraz retusz starych fotografii, Kasowski i Spółka wciąż poszerza ofertę produkcyjną. W sklepie, gdzie można zamówić i odebrać swoje zamówienie, klienci dosłownie otoczeni są przeróżnymi fotogadżetami. To m.in. wydruki wielkoformatowe, fotoalbumy, koszulki, misie – przytulanki, obrazy na płótnie,

O

kalendarze, torby na zakupy (choćby z wydrukowaną sentencją „Spraw Boże, żebym kupiła tylko to, po co przyszłam do sklepu”). Gdy wchodzi młoda kobieta po odbiór zdjęć dyplomowych, Franciszek Kasowski za ladą, niezwykle uprzejmy, uśmiechnięty, wita i oznajmia: Proszę bardzo! Nie popsuliśmy pani urody, ma pani też u nas promocję na zdjęcia kolorowe i czarno-białe. Szczęśliwa klientka dziękuje za ratunek, bo, jak się okazało, potrzebowała zdjęcia na „już”, ponieważ te, które odebrała u innego fotografa, nie spełniły jej oczekiwań. Zwyczajem zakładu od lat jest to, że każdy klient oprócz zamawianych fotografii, otrzymuje dodatkowo płytę kompaktową ze swoimi zdjęciami. Na wszelki wypadek – mówi właściciel zakładu. Kasowski i Spółka nie szczędzą też nakładów finansowych na rozwój nowych technologii i zakup najwyższej jakości urządzeń do obróbki fotografii. Niedawno pojawiła się maszyna do produkcji zdjęć na porcelanie. ranciszek Kasowski jest też przewodniczącym komisji egzaminacyjnej na Podkarpaciu na czeladnika i mistrza fotografii. Wielu jego uczniów pracuje w zawodzie, także poza Polską, jeden z nich jest szefem operatorów Telewizji Polsat, co napawa mistrza wielką dumą. Zakład fotograficzny Kasowski i Spółka współpracuje także z rzeszowskim Zespołem Szkół Elektronicznych, gdzie otwarto nowy kierunek, a uczniowie mogą poznać nowoczesny sprzęt i technologie obróbki fotografii dzięki współpracy z najsłynniejszym zakładem fotograficznym Rzeszowa. 

F

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

99


BIZNES z klasą

Czerwona lina ratunkowa je i nagradza. Siebie i podległy-uległy personel. Tylko dwa przykłady, drobnica – wziąwszy pod uwagę skalę nagród za ubiegły rok, jakie sobie przyznał rząd, a uskładało się tego w sumie ponad 70 milionów złotych. I to nie jest pełna kwota, nie wszystkie ministerstwa ujawniły wysokość nagród, chociaż to są publiczne – czytaj – nasze pieniądze, więc ich sposób wydawania powinien być transparentny. Inaczej zachodzi podejrzenie, że ktoś coś komuś za coś pod stołem… No i po co te tajemnice? ęk w tym, że nagradzanie przestało być formą wyróżnienia. Jest po prostu składową pensji, jak dodatek za wysługę lat i inne dodatki. W szczegółach to wygląda na przykład tak: posłanka Elżbieta Witek dostała w 2016 roku aż cztery razy nagrodę indywidualną! W sumie ponad 30 tys. zł. A pani premier przyznała sobie ponad 60 tys. zł. No bo kto inny? Prezes PiS? Minister finansów, który de iure stoi niżej w hierarchii niż premier? W podległej rządowi (de facto, a nie de iure) instytucji, jaką jest publiczna telewizja, pani, której zasługi prezes TVP szczególnie docenił, otrzymywała nagrody też cztery razy w zeszłym roku, czyli z identyczną częstotliwością co posłanka Witek. W 2016 roku pani z telewizji dostała 68 tys. złotych premii – podał Fakt. TVP tłumaczy, że nagrody wspomniana pani otrzymała za „szereg kluczowych dla TVP projektów realizowanych w tamtym okresie, m.in.: organizację szczytu NATO, Światowych Dni Młodzieży, opracowanie ramówki jesiennej oraz koncepcji organizacji sylwestra w Zakopanem”. Nie kwestionując zasług, mam pytanie: to kto u licha był w końcu ojcem tego natowskiego sukcesu? Nie minister wojny Macierewicz? To jemu przecież gratulował prezes PiS! Mówię o tym, bo za parę tygodni znowu ten temat powróci. Usłyszymy o kolejnych nagrodach, jakie sobie rozdaje rząd, bo przecież się stara, i to jak?! Pani premier powiedziała, że ona nie ma w rządzie ani jednego ministra, który by nie miał sukcesów. To ja się pytam, i nie tylko ja, jakie sukcesy ma minister zdrowia? dzie są te obiecane darmowe albo chociaż tanie leki dla starych ludzi? Nie mydlmy oczu eufemizmami typu „seniorzy”. Starzy ludzie – oni nadal nie wykupują leków, bo te, których naprawdę potrzebują, są drogie. Spyta pan minister w pierwszej lepszej aptece osiedlowej! Powiedzą; nie trzeba się bać kontaktu z ludźmi. 30 tysięcy Polaków umiera co roku na raka, chociaż mogliby żyć. Ale w tym systemie opieki medycznej, jaki mamy, to umieranie jest normą, a nie leczenie. Mimo że teorie mamy opanowane do perfekcji. I mamy wspaniałych specjalistów. Lecz gołymi rękami cudu to może dokonać chirurg. Onkolog musi mieć dostęp do skutecznych, nowoczesnych terapii. Takich, jakie stosują jego europejscy koledzy. Co chwilę słychać apel w mediach – potrzebne pieniądze na lek. Nie jakieś mecyje, lecz taki, który na Zachodzie jest już dawno standardowym lekiem. Dlaczego Polacy w ogóle leczą się sami – aż 80 procent! Dlatego, że lubią, że mają sami taką ogromną medyczną wiedzę? Nie! Dlatego, że dostęp do lekarzy mamy jeden z najgor-

S

ANNA KONIECKA publicystka VIP Biznes&Styl Są różne sposoby wykańczania przeciwników. Można na rympał, ale można też pomaleńku, w białych rękawiczkach jednego czy drugiego nękać i w końcu zgnoić, a samemu rączek nie pobrudzić. Tylko że posługując się tą metodą trzeba poczekać dłużej na efekt i to będzie, niestety, efekt jednostkowy. Na „totalny” efekt wykończenia całej „totalnej” opozycji nie ma co liczyć. A czas się kurczy, „taśmy prawdy” oraz powtarzana w kółko lista pretensji pod adresem poprzedniej władzy już nikogo nie ekscytuje, poza kierownikiem magazynu, który wydaje tę amunicję.

K

toś użył takiego porównania, które jest niezbyt fortunne, ale trafne – że z opozycją jest jak z Hydrą, jeden łeb utniesz, odrosną następne. Bo nie ma politycznych zwycięstw bez totalnej opozycji; konstruktywna opozycja nigdy nie wygrywa wyborów, a totalna – zawsze. PiS przecież też było totalną opozycją, wygrywając ostatnie wybory w 2015 roku. Czemu amunicja używana przez obóz władzy nie zabija, tylko robi dym? Bo ta nowa władza robi dokładnie to samo, co stara. Chociaż ośmiorniczek nie jada ostentacyjnie na nasz koszt, tylko kleik. „Totalna władza”, tak samo jak tamta, co poiła nas ciepłą wodą z kranu, też futruje wyłącznie swoich – zatrudnia, awansu-

100

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

G


BIZNES z klasą szych w Europie. Według wskaźnika OECD – na 1000 mieszkańców przypada 2,2 lekarza. Ilu wyjechało i nadal wyjeżdża za granicę ministerstwo zdrowia nie wie. A czemu na dyżurze zmarł kolejny w tym roku lekarz? Tym razem 59-letni chirurg, który – jak podaje Fakt24.pl – zasłabł po 24-godzinnym dyżurze kontraktowym. Tuż przed tym, zanim zaczął pełnić kolejny dyżur na szpitalnym oddziale ratunkowym. Słowo klucz: kontraktowy. Czyli nie na etacie. azeta Prawna, powołując się na liczne publikacje naukowe, zwracała już kilka lat temu uwagę na patologiczne wręcz zjawisko wzrostu liczby lekarzy zatrudnianych na kontraktach. Skąd się ten patologiczny wzrost liczby zatrudnianych lekarzy na kontraktach bierze? Bo można więcej w ten sposób zarobić. Pracując na okrągło, ile się tylko wytrzyma. Lekarzy kontraktowych nie obowiązuje unijna dyrektywa, zgodnie z którą tylko lekarze zatrudnieni na etatach nie mogą pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo. Kontraktowi mogą. Więc pracują… do upadłego. Jak podaje Śląska Izba Lekarska – wielu lekarzy zatrudnionych dotychczas na podstawie umowy o pracę spotyka się z propozycjami przechodzenia na kontrakty. Czemu tak? Dla placówki medycznej to jest korzystniejsze rozwiązanie niż utrzymywać lekarza na etacie, płacić za niego ZUS, urlop mu płacić, chorobowe, odpowiadać za ewentualne błędy medyczne i wypłacać odszkodowania pacjentom.

G

Kontraktowy lekarz musi to wszystko wziąć na siebie. I jeszcze parę innych spraw. Pracodawca może przerzucić na niego np. płacenie kar umownych naliczanych szpitalowi przez NFZ. W zamian pozwala mu pracować w szpitalu po kilkaset godzin miesięcznie. Jakość pracy? Bezpieczeństwo pacjentów? A cóż to obchodzi pana doktora Radziwiłła, gdy jest zatrudniony na etacie jako minister zdrowia. Co to obchodzi rząd? Rząd ma swoją lecznicę i problem go nie dotyczy, ani członków rodziny. To jest chory system. rzypomina film o ludziach, którzy zgodzili się wziąć udział w maratonie tańca na morderczych, wręcz nieludzkich warunkach. Zgodzili się, bo musieli zarobić, mieli rodziny, dzieci, był kryzys, nie było pracy. A skoro się zgodzili, to musieli tańczyć do upadłego. Ale to było ich ryzyko, ich wybór. Nie krzywdzili nikogo, oprócz siebie. Ten film nosił tytuł „Czyż nie dobija się koni”.

P

PS. Za nadużywanie słowa „totalna” nie przepraszam, bo to jest najważniejsze teraz słowo. Każda publiczna wypowiedź kogoś z obozu władzy, choćby dotyczyła rozwolnienia, musi się zakończyć frazą: „totalna opozycja”. A poparzcie Państwo na pana Błaszczaka, jak on to słowo wymawia, składając usta w dziubek. Jakby wypowiadanie tego słowa sprawiało mu za każdym razem totalną przyjemność. A co sobie chłopisko będzie żałował. Tak ciężko pracuje! 


Edward

Janusz znany i nieznany Rzeszów posiada ponad 30-tysięczny zbiór klisz szklanych z zakładu fotograficznego Edwarda Janusza. Przedstawiają one mieszkańców i życie miasta od lat 80.-90. XIX stulecia do roku 1951. Co zrobić z takim bogactwem?

Tekst Antoni Adamski Fotografie i reprodukcje Janusz Halisz, Fundacja Aparat Cafe w Rzeszowie

102

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

30

tysięcy klisz – to dużo czy mało? Porównajmy: Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie przechowuje kolekcję ok. 35 tys. fotografii z lat 1900-1939. Wśród nich tylko 1/3 to klisze szklane, najcenniejsze ze względu na jakość. Muzeum Historii Fotografii w Krakowie zgromadziło prawie 50 tys. fotografii (liczby klisz nie podają). Po krakowskim zakładzie Kriegerów pozostało ok. 4 tys. klisz szklanych z lat 1860-1926. Przechowuje je Muzeum Historyczne m. Krakowa. Muzeum Regionalne w Mielcu posiada 5 tys. zdjęć oraz 3 tys. negatywów szklanych z lat 1899-1939 z zakładu Wiktora i Augusta Jadernych. Zakład działał do roku 1978. Później przejęło go Muzeum. Po zakończeniu remontu, w 1987 r. udostępniono zwiedzającym odnowione pomieszczenia z przeszkloną altaną fotograficzną i poczekalnią. Znalazła w nich miejsce kolekcja 300 aparatów (siedem z nich należało do Jadernych) i powiększalników. Odtworzony został dawny pokój mieszkalny z meblami z okresu międzywojnia. Parter przyległej willi zajmuje sala wystaw czasowych. Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej przechowuje 2 tys. klisz szklanych po Bernardzie (Baruchu) Hennerze, jego synach: Jakubie i Bernardzie juniorze oraz jego następcy od 1926 r. – Adamie Wysockim. Dotyczą one okresu od 1864 r. po lata 50. XX w. Ponadto po B. Hennerze pozostało 190 fotografii (pozytywów), zaś po A. Wysockim – 650. W roku 2005 – w nowym gmachu MNZP otwarta została stała ekspozycja. To rekonstrukcja przemyskiego zakładu fotograficznego. Przez zapełnioną zdjęciami poczekalnię, w której na stoliku leżą numery czasopism z epoki (ksero) wchodzimy do atelier fotograficznego ozdobionego prawdziwą fontanną (!). Widz siadał na foteliku na tle namalowanego pejzażu z zamkową basztą, cierpliwie pozując przed ogromnym skrzynkowym aparatem fotograficznym.


Fotografie zakładu Edwarda Janusza ze zbiorów Piotra Mądrzyka – Fundacja Aparat Cafe w Rzeszowie.

E

dward Janusz (1850-1914), urodzony we Lwowie, był studentem Politechniki Lwowskiej, a później oficerem armii austriackiej. W czasie pobytu w Raabs (Austria) zainteresował się malarstwem i fotografią. Tam zawarł związek małżeński z Leopoldyną Krause (która będzie prowadziła zakład w Rzeszowie po jego śmierci). W 1880 roku Edward Janusz otworzył własny zakład fotograficzny na lwowskim Zamarstynowie. Po dwóch latach

został fotografem w Złoczowie, zaś 1 lipca 1886 r. otworzył zakład w Rzeszowie przy ul. Sandomierskiej 18 (obecnie ul. Grunwaldzka). W 1898 r. został wyróżniony prestiżowym tytułem Cesarsko-Królewskiego Nadwornego Fotografa (cesarza Franciszka Józefa). Pod szyldem E. Janusza firma działała w latach 1886-1951. Po śmierci założyciela – w przededniu wojny 1914 r. – zakład prowadziła Leopoldyna (która wcześniej miała swój własny zakład w Raabs). 

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

103


Fotografia

Atelier fotograficzne Bernarda Hennera i Adama Wysockiego odtworzone w Muzeum Historii m. Przemyśla, Oddział Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Po jej śmierci przejęła go najmłodsza córka Helena. Pomagała jej siostra Maria i zaufani pracownicy, m.in. Maria Boro. Podczas okupacji hitlerowskiej w zakładzie były też zatrudnione wnuczki Edwarda: Irena oraz Krystyna – córka Marii, matka Elżbiety Kaliszewskiej. Po drugiej wojnie zakład został prawowitym właścicielom odebrany; w 1951 r. powstała Spółdzielnia Fotografów im. 22 Lipca. Od lat 70. ubiegłego wieku zakład prowadzili ludzie niezwiązani już z rodziną Januszów. Zdjęcia wywoływano tam aż do początku lat 90. – Moja ciocia – Helena Stanisz, i babcia – Maria Urban, przystąpiły do spółdzielni fotograficznej. Wniosły swoje udziały w postaci sprzętu i pracowały dalej – wspomina Elżbieta Kaliszewska, prawnuczka Edwarda Janusza. Jej córka Małgorzata także zajmuje się fotografią. puścizna Januszów przez dziesiątki lat przeleżała na strychu kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej 18. Została przetrzebiona w latach 60., kiedy w ramach akcji przeciwpożarowej porządkowano strychy. Najważniejszą część szklanych negatywów udało się wtedy uratować. Pozostałe, potłuczone, znalazły się na wysypisku śmieci. W roku 1997 Grażyna Pieniądz i Małgorzata Schild, pracownice Służby Ochrony Zabytków, odkryły archiwum Januszów, które dopiero w roku 2006 trafiło do Działu Historycznego Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. Dzięki specjalnemu funduszowi Ministerstwa Kultury odkupiono je od właścicieli. Muzeum przechowuje najważniejszą część spuścizny rodziny Januszów z okresu od lat 80.-90. XIX w. do roku 1951. To zespół 31 tysięcy klisz szklanych, 1200 błon fotograficznych, 2 tys. fotografii (pozytywów), fragmenty spisów klientów, które niestety nie pasują do numerów na negatywach. Do tego dodać trzeba nieliczne fragmenty wyposażenia zakładu: butelki po chemikaliach, kuwety, etc. Brakuje m.in. aparatów fotograficznych. Kto chce zapo-

S

104

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

„Jadernówka” Oddział Fotograficzny Muzeum Regionalnego SCK w Mielcu.

znać się z tą ogromną kolekcją, nie ma i w najbliższych latach nie będzie miał takiej możliwości. Nie istnieje bowiem stała ekspozycja (nie ma pomieszczeń), nie można nawet zobaczyć zdjęć on-line. Niewielkie fragmenty zbioru Muzeum pokazywało w latach 2007-2016 na wystawach czasowych, takich jak: „Na szkle zapisane” (eksponowana kilka razy), „Odsłonięcie pomnika płk. Leopolda Lisa-Kuli w 1932 r.” „Lata dwudzieste, lata trzydzieste. Kadry z życia miasta”, „Ślady przeszłości – fotografie Żydów rzeszowskich z końca XIX i początków XX wieku”. Kilka fotografii portretowych może obejrzeć klient galerii handlowej przy ul. Słowackiego (parter), a turysta – na mikroskopijnej wystawie poświęconej dziejom miasta (Rynek 12, wejście od ul. Baldachówka). Muzeum wydało także dwa albumy autorstwa Małgorzaty Jarosińskiej ze zdjęciami z archiwum Januszów: „Rzeszów galicyjski...” (2010) oraz „Rzeszów międzywojenny...” (2011). W kolejnym wydawnictwie: „Rzeszów na kartkach pocztowych” (2013), autorstwa Jerzego Gacka, Rafała Kocoła i Marzeny Lorens, duża część reprodukowanych pocztówek ukazała się nakładem Edwarda Janusza. Jak informuje kustosz Diału Historycznego Rafał Kocoł, na rok 2019, czyli w 105. rocznicę śmierci Edwarda Janusza, planowana jest kolejna wystawa (Muzeum ma tylko jedną salę wystaw czasowych) oraz wydawnictwo. Obejmie ono dalszą część fotografii z okresów: międzywojennego, okupacji i lat powojennych do 1951 r. wa tysiące klisz szklanych zostało zakonserwowanych i zdigitalizowanych. Jak z tego wynika, jeszcze 29 tysięcy wymaga zabezpieczenia. 60 procent zbioru stanowią zdjęcia wykonane w atelier, 30 proc. na wyjazdach. Reszta dotyczy wydarzeń, uroczystości, pokazuje architekturę i życie codzienne Rzeszowa. Irena Gałuszka, dyrektor Galerii Fotografii m. Rzeszowa, pozyskała od osób prywatnych 1600 klisz szklanych

D


Fotografia Janusza z okresu XIX-XX do 1939 r. Zbierała je od roku 2004 do dziś. Większość z nich przedstawia ważne dla Rzeszowa wydarzenia, jak np. założenie Stronnictwa Ludowego 28 sierpnia 1895 r. w gmachu „Sokoła” (dzisiejszy Teatr im. W. Siemaszkowej), odsłonięcie pomnika Grunwaldzkiego w 1910 r. na rogu ulic: Bernardyńskiej i Grunwaldzkiej, odsłonięcie pomnika płk. Leopolda Lisa-Kuli 18 września 1932 r., czy rekoronacja figury Matki Boskiej Rzeszowskiej w 1896 r. – Janusz był pierwszym reportażystą: brał ciężki aparat na plecy i wychodził na ulicę. Znakomicie opanował rzemiosło: dbał o kompozycję, oświetlenie, detal. Był przy tym artystą, a tego nie można się nauczyć. Widać to we wszystkich jego pracach: od architektury przez sceny zbiorowe po portret – opowiada I. Gałuszka. ierwszą wystawę Galeria Fotografii zorganizowała w roku 2004 z klisz przechowywanych wówczas w piwnicy Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Na wystawę przyjechało ośmioro przedstawicieli rodziny Januszów, nawiązane zostały pierwsze kontakty. Kolejne ekspozycje tematyczne dotyczyły mody, pejzażu, mieszkańców Galicji, rzeszowskiego Rynku, kamienic przy ul. 3 Maja, a także początków motoryzacji. Co roku powstaje nowa ekspozycja – także plenerowa, np. z okazji „Święta Paniagi”. „Dawniej w Rzeszowie” – zbiór fotogramów oraz cytatów z prasy można oglądać na okrągłej kładce. Dorobek rzeszowskiego fotografa Galeria promuje w innych polskich miastach (np. Gliwice, Szczecin) oraz w miastach partnerskich Rzeszowa. Irena Gałuszka twierdzi, iż Edward Janusz jest wciąż w Rzeszowie niedostatecznie znany. Aby to zmienić, potrzebna jest stała ekspozycja jego prac na parterze kamieniczki, w której siedzibę ma Galeria. Niezbędne są także etaty dla trzech osób, które zdigitalizowałyby zbiory Galerii. Starania u władz miasta w obu sprawach nie przyniosły dotąd rezultatów. Elżbieta Kaliszewska, prawnuczka Edwarda Janusza, własnym sumptem wydała reprinty jego pocztówek. Al-

P

bum jej autorstwa oraz jej matki, Krystyny Krzysztofowicz „Czas w kadrze zatrzymany – Edward Janusz i jego fotografie”, od siedmiu lat czeka na wydanie. Władze miasta nie znalazły na to środków (koszt: ok. 30 tys. zł). lona Dusza-Kowalska wspólnie z mężem Kubą są dziedzictwem rodziny Januszów zafascynowani, podkreślając, iż w tych fotogramach odnajdują nasze korzenie. Wspólnie zrealizowali film o Edwardzie (we współpracy z Muzeum Okręgowym). W planach są kolejne dwa obrazy: o Leopoldynie oraz o dziejach zakładu w czasach II wojny i w PRL. Założona przez nią Fundacja Rzeszowska wspólnie z Wojewódzką i Miejską Biblioteką Publiczną zbierają „janusze” zachowane w albumach rodzinnych. Piotr Mądrzyk, założyciel Fundacji Aparat Cafe, zgromadził dwa tysiące aparatów fotograficznych; wśród nich także takie, jakimi posługiwali się fotografowie w czasach galicyjckich. Z „januszami” zetknął się w tym roku. Od tej chwili jego pasja kolekcjonerska poszerzyła się. – Ciężko wykonywać zdjęcia, nie myśląc o Edwardzie Januszu. Miał on świadomość wagi tego, co robi. Gromadził negatywy przeczuwając, iż będą one potrzebne przyszłym pokoleniom. W jego sztuce uderza mnie ogromna prostota, która jest właściwością prawdziwej sztuki. Swą pasją „zaraził” całą rodzinę, w której już piąte pokolenie zajmuje się fotografią – mówi Piotr Mądrzyk, który gromadzi klisze szklane z tego zakładu. Ma ich już ponad 200. Są to zdjęcia portretowe z okresu międzywojennego. uż od września br. można je obejrzeć w nowym lokalu Fundacji przy ul. Grunwaldzkiej 24, kilka kroków od dawnego zakładu Janusza. Na 200 mkw. znalazła się galeria fotografii, kawiarnia, ekspozycja aparatów wraz z salką do lekcji muzealnych, małe atelier, gdzie można nauczyć się tradycyjnych technik fotografii. Fundacja współpracuje z Fundacją Rzeszowską, poszukując atrakcyjnych form dotarcia do tych, którzy interesują się przeszłością Rzeszowa i starą fotografią. 

I

J

Sprawa fotografii Edwarda Janusza jest dla mnie źródłem nieustannych zdziwień. Oto najważniejsze:  Wielkość tego archiwum fotograficznego przypomina skarb Ali Baby ze wschodniej bajki. Taka ilość klisz i fotografii ma kapitalne znaczenie dla historii Rzeszowa: miasta, które los obdarował tak wielkim bogactwem. Dlaczego przez ponad dziesięciolecie nikt tego archiwum nie zechciał w całości przejrzeć? Czy nie ma u nas ludzi ciekawych?  Jak to możliwe, iż nie najbogatsze miasta (Przemyśl, Mielec) stać na duże i atrakcyjne stałe ekspozycje dawnej fotografii? Czy Rzeszowa – stolicę województwa, na taką ekspozycję nie stać?  Każdy może obliczyć, iż przy dotychczasowym tempie prac konserwacja i udostępnienie klisz Janusza trwać może dłużej niż stulecie. Rzeszowianie zobaczą je więc za co najmniej cztery pokolenia.  Miasto odstępuje lokale na cele kulturalne bez zysku, o czym świadczy przykład Galerii ZPAP przy ul. 3 Maja. Czy na stałą ekspozycję „januszów” nie znajdzie się jakieś dobre miejsce?  Czy miasto, które na iluminację bożonarodzeniową wydaje setki tysięcy złotych rocznie, nie stać na wydanie albumu za 30 tysięcy, tak ściśle związanego z jego przeszłością? Czy nie byłaby to znakomita promocja Rzeszowa?  Na razie można liczyć tylko na zapaleńców, którzy poświęcają sprawie swój prywatny czas i pieniądze.

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

105


Zbigniew Rychlicki.

Postaci Misia Uszatka i Plastusia

wyrosły spod pędzla artysty z Orzechówki Zbigniew Rychlicki zilustrował 150 książek, w tym tytuły, na których wychowuje się już kolejne pokolenie. Był artystą znanym na świecie, pierwszym i jedynym Polakiem uhonorowanym prestiżową, międzynarodową Nagrodą im. Hansa Christiana Andersena. Jego zamiłowanie do ilustracji adresowanej do młodego czytelnika zrodziło się w wiejskiej szkole w Orzechówce pod Brzozowem. Tam, w szkolnej ławie, wraz z kolegami, miał okazję podziwiać czasopisma „Płomyczek”, „Płomyk” i „Iskierki”. – To było nasze okno na świat – przyznał po latach. – Marzyłem, aby tak pięknie malować, jak na obrazkach w tych pisemkach.

Tekst Katarzyna Grzebyk Fotografia Archiwum rodzinne Andrzeja Rychlickiego Reprodukcje Tadeusz Poźniak

Z

bigniew Rychlicki urodził się 17 stycznia 1922 roku w Orzechówce pod Brzozowem. Jego ojciec, Jan Rychlicki, przez 21 lat był kierownikiem miejscowej szkoły powszechnej (od 1 sierpnia 1914 roku do 30 listopada 1935 roku). Na stałą posadę kierownika został mianowany przez Radę Szkolną Okręgową od 1 sierpnia 1914 roku, jednak pierwsza wojna światowa powołała go w szeregi c.k. armii. Jak podaje kronika szkolna, z niewoli rosyjskiej powrócił na początku września 1918 roku.

106

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Kultura ludowa wywarła spory wpływ na twórczość Rychlickiego Jak wspomina Andrzej Rychlicki, syn Zbigniewa, Rychliccy mieli pięcioro dzieci: czterech synów oraz córkę Janinę. Stanisław, urodzony 1 listopada 1926 roku, był znakomitym aktorem teatralnym – występował w Teatrze Cricot 2, założonym przez Tadeusza Kantora z Wielopola Skrzyńskie-


ILUSTRACJE w literaturze go, oraz Teatrze Lalki i Maski Groteska w Krakowie. Wystąpił m.in. w „Umarłej klasie. Seans T. Kantora” w reżyserii Andrzeja Wajdy, a także w „Wielopole, Wielopole” (1984) jako Wuj Józef-Ksiądz, w „Maszynie miłości i śmierci” i „Niech szczezną artyści”. Przez kilka lat był wykładowcą PWST w Krakowie. Wiesław i Zygmunt zostali inżynierami. Zbigniew wybrał drogę artysty. Na jego wrażliwość artystyczną duży wpływ miała kultura ludowa i dzieciństwo spędzone na wsi. Jako dziecko z zachwytem wsłuchiwał się w klechdy opowiadane przez dziadka, a pierwszą bajką, jaką przeczytał samodzielnie, była „Jak Kaczorek-Kwaczorek przez Gdańsk do Gdyni popłynął”. Lata spędzone pod Brzozowem odcisnęły mocne piętno w jego późniejszej twórczości i objawiały się pojawianiem w jego ilustracjach takich motywów jak: chłop, wójt czy diabeł Boruta. – Tato interesował się sztuką ludową, kupował u regionalnych twórców, odwiedzał stare kościółki – przyznaje Andrzej Rychlicki, syn artysty. – Niestety, niewiele wiemy o jego dzieciństwie i młodości spędzonych w Orzechówce, bo wspomnienia z tamtych lat odeszły wraz tatą. uż w dzieciństwie wiedział, że musi malować i rysować. „Aby przekonać rodziców o właściwości wyboru przyszłego zawodu, mówiłem, że po skończeniu Akademii Sztuk Pięknych, kto wie, może będę mógł pracować nawet w zakładach litograficznych. Rodzice zresztą bez większych oporów zaakceptowali mój wybór” – opowiadał Zbigniew Rychlicki w wywiadzie z Anną Kornacką. Do gimnazjum uczęszczał w Krakowie, tutaj też spędził drugą wojnę światową. Pracował w fabryce jako robotnik i studiował w Instytucie Sztuk Plastycznych na Katedrze Grafiki Książkowej. Jak podaje Stanisław K. Stopczyk w artykule o artyście, warsztat plastyczny przydał się Rychlickiemu przy podrabianiu pieczątek do fałszywych kennkart. Studia ukończył w 1946 roku, a 10 lat później uzyskał dyplom krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Już wtedy miał obfity dorobek, przechowywany w szufladzie. Mając 27 lat, zilustrował pierwszą książkę – „Pyza na Starym Mieście” (Kraków, 1949) autorstwa Hanny Januszewskiej.

J

150 zilustrowanych książek przez ponad 40 lat pracy Po studiach poświęcił się ilustrowaniu książek dla dzieci, ale równolegle uprawiał malarstwo sztalugowe i techniki graficzne, zwłaszcza drzeworyt. Ta strona jego twórczości jest nieco mniej znana, jednak także posiada ogromną wartość. bigniew Rychlicki zapisał się w historii przede wszystkim jako znakomity ilustrator książek dla dzieci. W swojej czterdziestokilkuletniej karierze wzbogacił ilustracjami aż 150 książek. Po wojnie przeniósł się do Łodzi, gdzie był autorem okładek książek w nowo powstałych wydawnictwach „Książka i Wiedza” oraz „Czytelnik”; projektował także plakaty oraz dekoracje i wzory postaci animowanych dla Studia Filmów Rysunkowych. Potem został kierownikiem graficznym tygodnika „Przyjaciel”, współpracował ze „Świerszczykiem”, gdzie poznał znakomitych twórców – Jana Marcina Szancera oraz Olgę Siemaszko. Miał 31 lat, kiedy został dyrektorem artystycznym Instytutu Wydawniczego „Nasza Księgarnia”. Tu odniósł największe artystyczne sukcesy, ale dawał szanse także młodym, świeżo upieczonym studentom ASP. Jak pisze Stanisław K. Stopczyk, przyjmował ich na praktyki, potem na umowy i „uczył pływać na głębokiej wodzie”. 

Z

Więcej informacji kulturalnych na portalu www.biznesistyl.pl


ILUSTRACJE w literaturze

S

pośród jego najsłynniejszych prac należy wymienić ilustracje do „Proszę słonia” Ludwika Jerzego Kerna, „Plastusiowego pamiętnika” Marii Kownackiej, „Podróży Guliwera” Jonathana Swifta, „Tajemniczej wyspy” Juliusza Verne’a, „Czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu” i innych powieści o krainie Oz Lymana Franka Bauma oraz „Razem ze słonkiem” Marii Kownackiej. Był autorem okładek szeroko rozpowszechnionej serii książkowej dla młodzieży Biblioteka Młodych. Zakochany w folklorze, z pasją ilustrował zbiory piosenek z różnych regionów kraju.

Miś Uszatek zapewnił mu sławę nieśmiertelną Najwięcej rozgłosu przyniósł mu wizerunek Misia Uszatka. Literacką postać misia o klapniętym uszku stworzył znany poeta Czesław Janczarski (który wraz z żoną był częstym gościem w warszawskim mieszkaniu Zbigniewa i Haliny Rychlickich) i publikował ją w czasopiśmie dla dzieci pt. „Miś”. Zbigniew Rychlicki nadał jej plastyczną postać. Obaj artyści mieli wspólne prawa autorskie do wizerunku misia. Sława Misia Uszatka wykroczyła daleko poza granice Polski, a nawet Europy. Poznały go dzieci m.in. ze: Słowacji, Czech, Węgier, Serbii, Holandii, Chorwacji, Rosji i Japonii. Rychlicki stworzył także projekty postaci i scenografii do lalkowego serialu animowanego „Miś Uszatek”, realizowanego w latach 70. i 80. w Se-maforze w Łodzi. ak duży sukces artystyczny nie mógł pozostać niezauważony – w 1982 roku Jury Międzynarodowego Komitetu do Spraw Książki dla Dzieci i Młodzieży (IBBY) przyznało artyście z Orzechówki Złoty Medal Nagrody Hansa Christiana Andersena w dziedzinie ilustracji. Rychlicki był pierwszym i jedynym do tej pory Polakiem odznaczonym tym prestiżowym, międzynarodowym wyróżnieniem, cenionym przez twórców z wszystkich kontynentów. Autor bardzo szanował tę nagrodę, zwaną powszechnie Małym Noblem, ale jego sercu szczególnie był bliski Order Uśmiechu przyznany przez dzieci. W dorobku artysty znalazło się łącznie ok. 20 ważnych nagród i wyróżnień honorujących jego talent i zaangażowanie. Prace Zbigniewa Rychlickiego często były prezentowane na wystawach zagranicznych, indywidualnych i zbiorowych. Podziwiano je m.in. w Amsterdamie, Londynie, Pradze, Budapeszcie, Kairze, Mińsku, Pekinie, Bratysławie, Tokio, Sofii i Wiedniu.

T

Ilustrator musi być jak psycholog Artysta sprzeciwiał się podziałowi na malarstwo kierowane do małego i dorosłego czytelnika. Twierdził, że każdy rodzaj malarstwa najlepiej instynktownie odbierają dzieci, bo są szczere w emocjach i spontanicznie je wyrażają. „Nie widzę różnicy między dobrą ilustracją dla dzieci

108

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

a obrazem namalowanym dla dorosłych. Są tam rozwiązywane podobne problemy warsztatowe” - mówił w wywiadzie Annie Kornackiej. Uważał, że książka często jest dla dziecka „pierwszym salonem sztuki”. Wielokrotnie podkreślał, że ilustrator musi być po trosze psychologiem i wczuwać się w psychikę dziecka, jego wyobrażenia i emocje oraz umiejętnie dozować trudności warsztatowe. „Pies musi być psem, koń koniem, natomiast pies może być zielony, koń różowy czy niebieski, jak to rysują same dzieci” – tłumaczył. „Poprzez moje propozycje plastyczne chcę wpływać na wyobraźnię, nadać jej pewien określony w zamyśle autorskim kierunek”. Poprzez ilustrowanie książek chciał nauczyć dziecko pogodnego patrzenia na świat, odkrywania w świecie piękna, humoru i skojarzeń, ale także przybliżyć świat w sensie poznawczym, nauczyć je dostrzegać zjawiska fizyczne i przyrodnicze. Chciał też kształtować zmysł artystyczny u dzieci. Świat w jego ilustracjach jest prawdziwy, a postacie i rekwizyty mają uproszczone kontury, rysunki są kolorowe, radosne, lekkie, jakby były w ruchu. Ilustracje są bardzo dekoracyjne i stylizowane na ludowe wycinanki.

Nagła śmierć na biennale w Bratysławie

Z

bigniew Rychlicki zmarł na Biennale Ilustracji w Bratysławie 10 września 1989 roku. „Był piątkowy wieczór. Czuł się bardzo zmęczony, ale starał się, by nikt tego nie zauważył. W sobotę nad ranem znalazł się w szpitalu. Na planowany niedzielny obiad jego małżonka Halina przyszła do nas sama. Zbyszek, podłączony do różnej aparatury, znajdował się na oddziale intensywnej terapii, skąd posłał nam karteczkę. Pod wieczór, mimo usiłowań lekarzy, jego dobre i stateczne serce przestało bić. W Bratysławie podczas Biennale Ilustracji Bratysława ’89. Upatruję w tym symbolikę” – pisał we wspomnieniu Peter Čačko, przyjaciel artysty. W swoich rodzinnych stronach wybitny artysta Zbigniew Rychlicki jest postacią nieco zapomnianą, choć dla ilustratorów i grafików nadal jest autorytetem. Jego ilustracje, mocno inspirowane folklorem, są ponadczasowe. Stawiły czoła upływowi czasu, a książki z jego rysunkami doczekały się wznowień (jak „Miś Uszatek”, wydany ponownie pod koniec 2016 r. przez Naszą Księgarnię), dzięki czemu poznaje je kolejne pokolenie. We wspomnieniach bliskich zachował się jako pogodny, sympatyczny człowiek o szerokich horyzontach, tolerancyjny i otwarty, skory do dyskusji. artykule korzystałam m.in. z następujących publikacji: M. Strękowska-Zaremba, Wstęp do: „Miś Uszatek”, Czesław Janczarski, Zbigniew Rychlicki, Nasza Księgarnia 2016; artykuły Stanisława K. Stopczyka; wywiadu pt. „Zaczarowany świat baśni w obrazkach” Anny Kornackiej; wspomnienia pt. „O dobrym przyjacielu” Petera Čačko oraz wspomnień i materiałów udostępnionych przez Andrzeja Rychlickiego. 

W



Sztuka

Dom i obrazy Wojciecha Weissa ożyły w muzeum w Strzyżowie

Związki Wojciecha Weissa ze Strzyżowem trwały zaledwie pięć lat (1899-1904). Były jednak ważnym okresem życia jednego z najwybitniejszych twórców okresu Młodej Polski i dwudziestolecia międzywojennego. W Muzeum Samorządowym Ziemi Strzyżowskiej możemy oglądać niezwykłą ekspozycję czasową poświęconą artyście i jego sztuce. Jest to właściwie spektakl o nim, rozpięty przez Jarosława Figurę między jawą a snem, między realnością a wyobraźnią.

Tekst Antoni Adamski Fotografie Tadeusz Poźniak

W

ojciech Weiss (1875-1950), absolwent, późniejszy profesor i rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, uczeń Leona Wyczółkowskiego, uczęszczał także do konserwatorium (klasa skrzypiec) – co miało duży wpływ na jego malarstwo. Wielokrotnie wracał do Paryża (gdzie za „Portret rodziców” otrzymał złoty medal na Wystawie Powszechnej w 1900 r.) oraz do Florencji i Wenecji; fascynował się także sztuką japońską. W Strzyżowie spędzał wakacje. Bywał tu także w zimie. W latach 1899-1904 przyjeżdżał do swej siostry Emilii. Mieszkał na poddaszu budynku kolejowego. Mąż siostry, Stanisław Florek, był naczelnikiem stacji. Ten krótki okres miał duże znaczenie dla twórczości Weissa. Namalował wtedy m.in. „Maki”, „Taniec z faunem”, „Promienny zachód słońca”, „Pocałunek na trawie” oraz dziesiątki szkiców pejzażowych i akwarel z motywem miejscowej stacji, torów, strzyżowskiego kościoła, kirkutu, karczmy. Były one czymś więcej niż szkicami do późniejszych obrazów, które oddawać winny realny wygląd rzeczywistości. To „krajobraz wewnętrzny” artysty, w którym natura przefiltrowana zostaje przez pryzmat jego własnej wrażliwości. Wpływy japońskie widać w niewielkich akwarelkach (prezentowanych niedawno w Centrum Sztuki Japońskiej Manggha w Krakowie), gdzie ze wszechogarniającej śnieżnej bieli wyłania się ciemny kontur budynku stacyjnego oraz zarysy wagonów kolejowych.

W zbiorach strzyżowskich był dotąd tylko jeden rysunek Wojciecha Weissa. W marcu ub.r. Muzeum Samorządowe Ziemi Strzyżowskiej zakupiło od rodziny artysty kolekcję trzynastu rysunków związanych z miastem. W szkicach pejzażowych stałym motywem są fara z dzwonnicą lub kirkut. Pogłębione studia rysunkowe macew świadczą o zainteresowaniu artysty kulturą żydowską. Pagórkowaty krajobraz oddany wijącą się secesyjną kreską jest zacieniony kłębowiskiem chmur lub oświetlony skąpym blaskiem księżyca. Do najcelniejszych prac należą także „Autoportret” (1906), „Portret staruszki” – naszkicowany zaledwie kilkoma kreskami, oraz wizerunek siostrzeńca – Kazia (oba z 1901 r.). Ekspozycję uzupełnia użyczone przez rodzinę popiersie Wojciecha Weissa – wyrazista rzeźba Xawerego Dunikowskiego. Prace artysty pokazane są w starannie odtworzonym mieszczańskim wnętrzu z epoki. Króluje w nim rzeźbiony kredens i okrągły stolik, kanapka oraz fortepian z połowy XIX stulecia. To nie wszystko. Istnieje osobna ekspozycja pokazująca klimat domu i twórczości artysty. To autorskie dzieło Jarosława Figury, reżysera, scenografa, polonisty i aktora, absolwenta UMCS w Lublinie i PWST we Wrocławiu, aktora i dyrektora technicznego Sceny Plastycznej Leszka Mądzika. Zagrał w ponad 2000 przedstawieniach, objechał z Mądzikiem większość krajów europejskich. Był także w: Australii, Kanadzie, USA, Meksyku, Brazylii, Peru, Indiach, Egipcie, Iranie, Libanie i Syrii. Przy-


Sztuka gotowywał liczne wystawy scenograficzne tego teatru. Od 2010 r. realizuje własne spektakle. Nie jest to jego pierwsza wizyta w Strzyżowie. W 2016 r. pokazywał tu m.in. „Poza światłem” w tunelu schronowym. W tym roku z okazji Nocy Muzeów zaprezentował na miejscowym Rynku spektakl pt. „Ecce homo – senne obrazy Wojciecha Weissa”. Motywy z prac artysty pojawiają się jako sceny teatralne. To „Taniec z faunem”, „Taniec”, „Demon w kawiarni”, „Opętani” oraz „Ecce Homo”. Występowała w nich młodzież z miejscowego Liceum Ogólnokształcącego oraz dzieci z Miejskiego Zespołu Szkół. W pamięci mieszkańców pozostanie coś więcej niż ulotny spektakl. Monika Bober, dyrektor strzyżowskiego Muzeum, powierzyła Jarosławowi Figurze opracowanie filmu oraz czasowej ekspozycji „Klimat domu i twórczości Wojciecha Weissa”. Znalazły się na niej nie tylko zakupione ostatnio rysunki artysty, lecz także autentyczne meble i przedmioty przekazane przez rodzinę artysty z domu w Kalwarii Zebrzydowskiej: „Wojciech Weiss, wybitny polski malarz. Ukochał kiedyś Strzyżów. W pogiętym krajobrazie odnajdując wenę, bez której każda sztuka to tylko rzemiosło. Tu wszystko mu współgrało ze sobą cudownie. Pędzel stawał się smyczkiem, paletą – futerał. Bo bez muzyki nie byłoby Weissa! Malarza. Buduję mu więc Arcadię i w ukochanym mieście mebluję mieszkanie. Meblami, wśród których kiedyś odpoczywał. I tworzył. Próbuję odczytać tajemne historie ukryte w przedmiotach. W niemych świadkach chwil życia” – mówi Jarosław Figura, który operuje teatralnymi środkami: muzyką, światłem, metaforą, symbolem lub przeciwnie – konkretem. Chce działać na zmysły, wywoływać emocje, budować klimat... Wystawę otwiera reprodukcja obrazu „Promienny zachód słońca” – wizja strzyżowskiego pejzażu przed zmrokiem. Pobyt Weissa zaczyna się od budynku dworca kolejowego, gdzie na poddaszu mieściło się mieszkanie Florków. Wyposażenie pokoiku artysty jest autentyczne: to jego łóżko z pościelą przykrytą kocem. Na krześle obok „Wybór poezji” Adama Asnyka, Kraków 1926, otwarty na wierszu „Mgławice”. W lustrze, w którym przeglądał się wielokrotnie, utrwalony został ledwie zarysowany wizerunek malarza. Wchodzimy do salonu, gdzie ustawiono meble przeniesione z domu Weissów w Kalwarii Zebrzydowskiej. To nie tylko rekonstrukcja wnętrza, w którym królują dwa płótna: „Sad w Kalwarii” oraz „Portret syna” (wypożyczone od rodziny). To także własna kreacja Jarosława Figury: nad pianinem unoszą się w górę nuty tak, jakby dźwięki muzyki. W serwantce ustawiono fajansowe wazony i dzbanki, które pojawiają się na obrazach artysty. Poprzez lekko uchylone drzwi oglądamy „szafę snów”, w której wnętrzu śledzimy wzlatujące w górę bibeloty. Za oknem snop zboża jakby z „Wesela” Wyspiańskiego. Wstrzymam się od dalszego opisu. Obejrzyjcie sami. Tego nie zobaczycie w przeciętnym, martwym muzeum, zapełnionym planszami i gablotkami. 


Kortez w Filharmonii Podkarpackiej

13 listopada, godz. 19

Jesienią br. Kortez wyrusza w trasę koncertową zapowiadającą jego drugą płytę. Zapowiedzią trasy jest najnowszy utwór „To mój dom”, któremu towarzyszy specjalny obraz zrealizowany przez ekipę Jazzboy. Kortez to Łukasz Federkiewicz, rocznik 1989, 27-letni kompozytor i wokalista pochodzący z Iwonicza. Uczył się gry na puzonie w szkole muzycznej w Krośnie. Na studiach w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego dr Elżbieta Drążek-Barcik, prowadząca zajęcia z emisji głosu, odkryła, że Łukasz ma predyspozycje do śpiewania. Zanim przebojem wkroczył na rynek muzyczny, był nauczycielem rytmiki w przedszkolu, pracował w lesie, na budowie, a nawet jako ochroniarz w Biedronce. Na początku 2014 roku podpisał kontrakt z Jazzboy Records. Podczas pierwszej dwutygodniowej sesji w Warszawie zarejestrował 66 piosenek, które stały się jego oficjalnym demo. W marcu 2015 roku ukazała się pierwsza epka zatytułowana Jazzboy Session EP, na którą złożyły się trzy piosenki: „Zostań”, „Joe” i „Co Myślisz?”. 24 września 2015 roku ukazała się jego debiutancka płyta – „Bumerang”, która jest intymnym zbiorem opowiadań o miłości i jej braku. To jedna z najlepiej sprzedających się i przyjętych płyt w ostatnich latach. W 2016 roku zdobył Fryderyka za fonograficzny debiut roku. 

9. Podkarpacki Kalejdoskop Podróżniczy 3-5 listopada

Gościły tu prawdziwe sławy: podróżnicy, himalaiści, pisarze, autostopowicze, ludzie, którzy nie boją ekstremalnych wyzwań i przede wszystkim kochają podróże. Na poprzednich edycjach PKP o swoich eskapadach opowiadali m.in.: Piotr Pustelnik, Aleksander Lwow, Wojciech Jagielski, Ryszard Czajkowski, Tomek Michniewicz, Roman Czejarek czy prof. Piotr Kłodkowski. Podkarpacki Kalejdoskop Podróżniczy to pierwsza i największa impreza festiwalowa o tematyce podróżniczej w województwie podkarpackim, odbywająca się nieprzerwanie od 2009 roku. Od samego początku wydarzenie to skierowane jest do szerokiego grona odbiorców, dla których chęć poznawania świata i nowych ludzi jest czymś więcej niż tylko kolejnym sposobem spędzania wolnego czasu. W trakcie festiwalu odbywają się multimedialne pokazy fotografii, projekcje filmów podróżniczych, koncerty muzyki etnicznej, premierowe wystawy zdjęć oraz spotkania z autorami książek „o świecie” połączone z promowaniem najnowszych pozycji na polskim rynku wydawniczym. Tegoroczna edycja rozpocznie się filmowym piątkiem w Wojewódzkim Domu Kultury, by na sobotę i niedzielę przenieść się do Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie. 

Rzeszów Jazz Festiwal

12 -26 listopada

Pierwsza edycja Rzeszów Jazz Festiwalu odbyła się w 2012 roku jako kolejna próba przywrócenia w stolicy Podkarpacia regularnych spotkań z najlepszą muzyką jazzową, wynikającą z chęci propagowania kultury i muzyki improwizowanej. Z roku na rok impreza rozrasta się, wchodzi w nowe miejsca koncertowe i koreluje z innymi dziedzinami sztuki. Oprócz koncertów odbywają się warsztaty, wystawy, spotkania, a od IV edycji podczas każdego koncertu malowany jest obraz inspirowany muzyką. Rzeszów Jazz Festiwal to jedyna taka okazja, by w stolicy Podkarpacia posłuchać muzyki jazzowej w wykonaniu najlepszych artystów. Podczas poprzednich edycji wystąpili m.in.: Grażyna Łobaszewska, Krzysztof Napiórkowski, Orange Trane & Soweto Kinch, Jarek Śmietana – Friends, Wojtek Mazolewski Quintet, Wojtek Pilichowski Trio, Marek Bałata & Krzysztof Ścierański, Charli Green & Krzysztof Puma Piasecki 4Set, Zbigniew Jakubek Quartet, Piotr Matusik Quartet czy Old Rzech Jazz Band. 

112

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017



Płyta „Grohman Orchestra& Krzysztof Herdzin” jest muzyczną krzyżówką, której rozwiązanie może przynieść uczestnikom muzycznoElżbieta Lewicka, absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach, -intelektualnej zabawy jedynie osobistą, ale jakkrytyk muzyczny, dziennikarka Radia Rzeszów. że wielką satysfakcję. Krążek zawiera przeboje polskiej estrady, od czasów powojennych po lata 90. ubiegłego stulecia. Czyli skansen? Jeśli przyjmiemy od dawna stosowany system wartościowania muzyki, to nie. Muzykę dzielimy bowiem na dwa rodzaje: dobrą i złą. Inną kwestią jest przysłowiowy de gustibus. Płyta „Grohman Orchestra& Krzysztof Herdzin” to zbiór 17 przebojów polskiej estrady w aranżacjach Krzysztofa Herdzina. No więc samograj, ale też aranżacyjny majstersztyk, polegający nie tylko na zgrabnych i dobrze brzmiących aranżacjach (co dla Herdzina nie jest żadnym problemem), lecz również na dowcipnym i adekwatnym korzystaniu z cytatów będących szlagwortami, czy jak kto woli, motywami przewodnimi dzieł kompozytorów muzyki klasycznej. Są też odniesienia do muzyki filmowej („Mimozami”, czy „ Sen o Warszawie”). Przebój Skaldów „Cała jesteś w skowronkach” – jedna z wielu genialnych kompozycji braci Zielińskich – na tej płycie brzmi jak utwór napisany przez klasycznego kompozytora. Lśni różnorodnością barw umiejętnie dobranych do podkreślenia wyjątkowej linii melodycznej tej piosenki. Na płycie sporo jest odniesień do muzyki klasycznej. Słynna „Autobiografia” kultowego zespołu Perfect rozpoczyna się w stylu słynnej „Arii na strunie G” z III Suity orkiestrowej D-dur BWV 1068 J.S.Bacha. Ta miarowa – dziś powiedzielibyśmy: walkingowa w muzyce jazzowej – linia basu, zaskakująco zmienia charakter słynnej „Autobiografii”. Z kolei w przeboju grupy Maanam „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech” słyszymy cytat ze słynnej „Polki trischtrach” J.Straussa. W przeboju E. Geppert „Kocham Cię życie” Krzysztof Herdzin cytuje motyw ze słynnej Badinerie pochodzącej z Suity Orkiestrowej nr 2 b-moll J.S.Bacha. Reasumując, Herdzin wziął na warsztat przeboje polskiej estrady i zrobił z nich instrumentalne perełki. 

Intrygująca opowieść o miastach COP-u na wystawie w Stalowej Woli „Aż raptem, gdzieś wiosną 1937 roku, zdawało się, że jakiś cud nastąpił w tych wszystkich Kozienicach, Rzeszowach, Niskach, Końskich i Sandomierzach”.

T

Fotografia archiwum Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli.

ak opisywano atmosferę towarzyszącą reakcji na rządowy plan ogłoszony przez wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego. COP oznaczał nowoczesność i był nadzieją na lepsze życie. Dał szansę na rozwój ponad 90 miastom i miasteczkom położonym na terenie dzisiejszych województw: podkarpackiego, małopolskiego, świętokrzyskiego, lubelskiego, mazowieckiego i łódzkiego. Pozostałością COP jest zabudowa miast, budynki mieszkalne i użyteczności publicznej, gmachy fabryczne, podstawowe składniki miejskiej infrastruktury, jak wodociągi czy kanalizacja, drogi i tereny zielone. A także pewien etos, duch, które dziś są interpretowane i rozwijane za pomocą rozmaitych inicjatyw, z którymi wiążą się m.in. terminy: innowacja, przedsiębiorczość, postęp, wynalazczość czy zrównoważony rozwój. Jak budowa COP-u ma się do dzisiejszego świata? Na to pytanie pomoże odpowiedzieć wystawa w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli, która będzie czynna do 31 października br. „COP i miasto – nowoczesność i dziedzictwo” ma skłonić do refleksji nad dialogiem między tymi dwoma pojęciami i zachęcić do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jak budowa COP ma się do dzisiejszego świata? Jakie analogie i różnice występują między tym, co działo się 80 lat temu i zachodzi współcześnie? Wystawa zabiera uczestników na wędrówkę po obszarze objętym budową COP-u. Zwiedzający cofną się do lat 30. XX w., aby zobaczyć, jak miasta COP wówczas funkcjonowały i rozwijały się. Przewodnikiem w wyprawie jest Stanisława Kuszelewska-Rayska, która wyprawiła się do COP latem 1938 roku. Interesowało ją to, na co zwykle zwracają uwagę kobiety, a co określiła jako zewnętrzne ramy życia. W skrócie można to określić jako jakość życia mieszkańców. Na jej relacje zostanie nałożone „współczesne szkiełko” – obecnie termin jakość życia łączy się z pojęciem „inteligentnego miasta”. 



Filharmonia Podkarpacka

im. Artura Malawskiego w Rzeszowie Inauguracja Sezonu Artystycznego 2017/2018 AB 6 października, godz. 19.00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej Massimiliano Caldi – dyrygent, Adam Wodnicki – fortepian W programie: L. van Beethoven – Uwertura „Poświęcenie domu” op. 124; K. Szymanowski – IV Symfonia koncertująca op. 60; B. Britten – Wariacje i fuga nt. Purcella op. 34 „Wprowadzenie młodych osób w orkiestrę”.

Massimiliano Caldi.

AB 13 października 2017, godz. 19.00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej Marek Pijarowski – dyrygent, Veriko Tchumburidze – skrzypce W programie: G. Rossini – Uwertura do opery „Wilhelm Tell”; M. Bruch – Fantazja szkocka; S. Rachmaninow – Tańce symfoniczne op. 45 AB 20 października 2017, piątek, 19.00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej Manuel Teixeira – dyrygent, Piotr Tarcholik – skrzypce, Ana Maria Pinto – sopran, Pedro Telles – baryton W programie: K. A. Hartmann – Concerto funebre; H. Silveira – Cantata „Tajemnice Fatimy”; Libretto – Jose Carlos Miranda (prawykonanie) AB 27 października 2017, godz. 19.00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej Chór Akademicki z Pragi Jiří Petrdlik – dyrygent, Lucie Silkenova – sopran, Pavel Klečka – baryton W programie: J. Brahms - Ein Deutsches Requiem op. 45 6 listopada 2017, godz. 19.00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej Massimiliano Caldi – dyrygent W programie m.in.: E. Elgar – Preludium symfoniczne „Polonia” op. 76; C. Saint-Saëns – II Koncert fortepianowy g-moll op. 22; P. Czajkowski – III Symfonia D-dur op. 29

10 listopada 2017, godz. 19.00 Katarzyna Makal-Żmuda – fortepian, Olga Anikiej – fortepian W programie: muzyka polska m.in. utwory F. Chopina, J. Paderewskiego, W. Lutosławskiego 12 listopada 2017, godz. 18.00 Śląska Orkiestra Kameralna Robert Kabara – dyrygent, Halina Łabonarska – recytacja, Leszek Długosz – śpiew/recytacja W programie: autorskie piosenki Leszka Długosza 15 listopada 2017, godz. 19.00 Polish Art Philharmonic Michał Maciaszczyk – dyrygent W programie: L. Różycki – Polonez uroczysty na orkiestrę symfoniczną; J. Bielecki – Marzenia; M. Karłowicz – Bianca da Molena op. 6, prolog symfoniczny do dramatu „Biała gołąbka” J. Nowińskiego; L. van Beethoven – V Symfonia c-moll op. 67

Te a t r i m . W a n d y S i e m a s z k o w e j

Kolacja dla głupca Teatr im. Wandy Siemaszkowej rozpoczyna kolejny sezon artystyczny na wesoło. W pierwszy dzień kalendarzowej jesieni na rzeszowskiej scenie odbędzie się premiera jednej z najpopularniejszych komedii światowego teatru – „Kolacja dla głupca”.

A

utorem scenariusza „Kolacji dla głupca” jest Francis Veber, francuski scenarzysta, reżyser i producent filmowy. Na podstawie scenariusza nakręcił film „Kolacja dla palantów” (1998 r.), który obejrzały we Francji rzesze widzów, ale scenariusz komedii okazał się interesujący także dla publiczności teatralnej. Bogaty, francuski wydawca Pierre Brochant co tydzień organizuje dla przyjaciół w swojej posiadłości „kolację dla głupca” – konkurs na przyprowadzenie największego nieudacznika i idioty, który zapewni towarzystwu najwięcej rozrywki. Wydaje się, że wszystkie wymagania, by stać się tytułowym „głupcem”, spełnia François Pignon, księgowy z Ministerstwa Finansów. Nieświadomy gry, w którą zostaje wplątany, wprowadza prawdziwy zamęt w życie Pierre’a i to on bezwiednie staje się mistrzem ceremonii, co prowadzi do serii prześmiesznych sytuacji, gwarantując widzom spektaklu świetną rozrywkę.

Premiera: 23 września

Obsada: Joanna Baran, Beata Zarembianka, Robert Chodur, Waldemar Czyszak, Marek Kępiński, Adam Mężyk, Grzegorz Pawłowski, Robert Żurek Autor: Francis Veber, przekład: Barbara Grzegorzewska, reżyseria: Marcin Sławiński, scenografia: Wojciech Stefaniak, muzyka: Jarosław Babula



Slavinia modne ubrania spod Sanoka w stylu urban folk

Z

rodzinnych stron wyprowadzili się kilka lat temu. Ona z Beska, on z Mymonia koło Beska. Oboje trafili na studia do Krakowa i… dopiero tam się poznali, choć całe dzieciństwo spędzili zaledwie dwa kilometry od siebie. Jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, że mieli takie samo nazwisko. Wkrótce okazało się, że łączy ich coś więcej – to samo uczucie i plany na przyszłość. Po latach Karolina i Mateusz Szałankiewiczowie wrócili na Podkarpacie i w Mymoniu stworzyli markę odzieżową. Tak narodziła się Slavinia. Autorką barwnych projektów w stylu ubran folk jest Karolina. Mateusz zajmuje się biznesem i promocją.

Tekst Katarzyna Grzebyk Fotografie Tadeusz Poźniak

U

rban folk – tak w skrócie można określić styl ubrań tworzonych z pasją przez małżeństwo Szałankiewiczów. Baza wyjściowa to dwa kolory – czerń i biel, oraz barwne, intensywne wzory, nawiązujące do słowiańskich motywów ludowych. W połączeniu z wysokiej jakości tkaniną i luźnym krojem dają ubranie oryginalne i wygodne zarazem. Jak mówią twórcy marki, Slavinia to słowiańska tradycja w nowoczesnym wydaniu, która wprowadza naturalne motywy na polskie ulice, pozwala wyróżnić się z tłumu i wyrazić siebie. – Nie kopiujemy ludowych wzorów – zastrzega Karolina Szałankiewicz. – Grafiki na naszych ubraniach to moje wariacje na temat form rękodzielniczych wzorów ludowych. Najpierw zdobyli doświadczenie w pracy dla korporacji

W rodzinne strony wrócili po kilku latach bogatsi o doświadczenia zawodowe oraz z dojrzalszym spojrzeniem na życie. Karolina studiowała architekturę na Politechnice Krakowskiej, Mateusz – ekonomię międzynarodową na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz podyplomowo public relations. Mateusz znalazł pracę w norweskim banku, ale dla Karoliny, jak i większości architektów, rynek pracy nie był w tamtym czasie łaskawy. Dlatego apli-

118

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

Karolina i Mateusz Szałankiewiczowie. kowała do Stedman Blower Architects – cenionego angielskiego biura pod Londynem, cieszącego się ponad 100-letnią tradycją. Dostała się i wyjechała. Dla absolwentki z Polski praca w tym biurze była dużym wyróżnieniem i szansą na zdobycie praktyki poza granicami kraju. – Do dziś czerpię z doświadczenia, jakie tam zdobyłam, ponieważ przekrojowość realizowanych zadań była bardzo duża. Pracowaliśmy tam głównie nad zabytkami konserwatorskimi, co teraz procentuje, gdyż otrzymuję zlecenia, które wymagają wiedzy, jaką zdobyłam właśnie w Farnham – mówi Karolina, która jest także właścicielką biura architektonicznego. Mateusz raz w miesiącu latał na weekend do Karoliny, ale rozłąka nie była łatwa, a na dłuższą metę okazała się męcząca. Kiedy otrzymał pracę m.in. w fundacji związanej z Stedman Blower Architects, zrezygnował z pracy w banku w Krakowie i dołączył do Karoliny. Wspólnie zamieszkali w Farnham, które nazywają „Hobbitowem”. Karolina do dziś z zachwytem wspomina tamtejszą architekturę, stawiającą przede wszystkim na recykling. Mateusz zajął się realizacją projektu prowadzonego przez fundację i pomagał w stworzeniu wystawy przedstawiającej budynki po rewitalizacjach. Zaproponował, by na wystawie pokazano architekturę Krakowa. Tak zaczęła się współpraca biura Stedman Blower Architects z Krakowem, która trwa do dziś.



MODA

M

imo że życie w Anglii dawało wiele możliwości, Karolina i Mateusz nie czuli się tam jak u siebie. Oboje wiedzieli, że ich emigracja jest tymczasowa, a decyzję o powrocie do Polski przyspieszyła decyzja o ślubie. Mieli gdzie wracać, bo w Mymoniu do ich dyspozycji był dom agroturystyczny należący do rodziny Mateusza. Powrót w rodzinne strony sprawił, że Mateusz wrócił do pracy w bankowości, natomiast Karolinie pozwolił na upragnione studia na Uniwersytecie Ludowym w Woli Sękowej, o których zawsze marzyła, ale odkładała je na przyszłość. – Podczas studiów obudziła się we mnie świadomość sztuki słowiańskiej jako niesamowitego tworu ludzkiego – przyznaje. Sięgnęli do folkloru słowiańskiego i po swoje umiejętności Wtedy pojawiła się pierwsza myśl o Slavinii, która, jak mówi Mateusz, jest połączeniem umiejętności obojga. Karolina jest kreatywna, mocno się inspiruje i ma potrzebę wyrażania kreacji; Mateusz jest pragmatyczny. – Chcieliśmy mieć coś własnego, coś, co może powstać szybciej niż projekt architektoniczny, który jest procesem bardzo złożonym i długotrwałym. Coś przyjemnego, z czym moglibyśmy wyjść do innych ludzi – wyjaśnia Karolina. – W tym czasie obserwowaliśmy w Polsce zwrot ku własnej kulturze i tożsamości, ale absolutnie nie chcieliśmy tworzyć odzieży patriotycznej. Sięgnęli głębiej, do folkloru słowiańskiego, który tak mocno zainspirował Karolinę na studiach w Woli Sękowej. Folkloru w nowym wydaniu. – Kultura ludowa wcale nie musi wiązać się z wsią i cepelią. Zależało nam na tym, aby ją promować i szerzyć, aby weszła do miast i na chodniki i by nie była dosłowna – tłumaczy Karolina Szałankiewicz. Z tradycji słowiańskiej czerpią garściami, co wyraża już sama nazwa marki. Slavinia bazuje na dwóch bazach kolorystycznych – bieli i czerni, które nawiązują do cykliczności życia; dnia i nocy, jasności i mroku, oraz na czterech jaskrawych kolorach. Różowy – jest wariacją na temat czerwonego używanego w hafcie krzyżykowym, określającego ziemię. Żółty – nawiązuje do słońca, zielony – do natury, niebieski – do wody. Tworząc wzory na bluzy i T-shirty, Karolina inspirowała się gerdanami, krywulkami, biżuterią koralikową, haftem krzyżykowym, wzorami Bojków, Łemków i Hucułów. Motywy na ubraniach Slavinii są wariacją na temat słowiańskich wzorów. – Zależało nam, aby osoby noszące naszą odzież wyróżniały się na ulicach – dodaje Mateusz. – Mieliśmy mocny przekaz, nie chcieliśmy robić odzieży dla odzieży, sztuki dla sztuki i biznesu dla biznesu – uzupełnia Karolina. Urban folk na ulicach polskich miast Firmę założyli w lipcu 2016 r. Sklep internetowy wystartował kilka miesięcy później, 30 listopada. Wszystkie modele i wzory ubrań projektuje Karolina, za szycie i nadruk aplikacji odpowie-

120

VIP B&S WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2017

dzialny jest podwykonawca. Mateusz zajmuje się biznesem, promocją i marketingiem marki. Największą wagę przykładają do jakości. Każdy element, z którego powstają ubrania, pochodzi z Polski. Wybrali tkaninę ich zdaniem najlepszą, lekką, niepochłaniającą wilgoci. Kroje są luźne, pozwalające czuć się swobodnie. Do ostatniej kampanii reklamowej zaprosili Ewę Niespodzianą i Kamila Popławskiego, uczestników popularnego programu Top Model, którzy w krakowskich wnętrzach pozowali w ubraniach zaprojektowanych przez Karolinę. – Pierwsza sesja realizowana była w naturalnych plenerach, dlatego drugą sesją chcieliśmy wprowadzić tradycję folkloru do miast i spopularyzować ją wśród mieszkańców miast – podkreśla Mateusz. Gotowe ubrania, uszyte w rzeszowskiej szwalni, trafiają do domu w Mymoniu, w którym mieści się siedziba marki, biuro architektoniczne Karoliny oraz agroturystyka. Dom jest także centrum logistycznym, skąd paczki są wysyłane do klientów. – Nie przesadzam, gdy mówię, że ubrania wysyłamy z czystym beskidzkim powietrzem – śmieje się Mateusz. Będzie więcej ubrań. W przyszłości

W

ofercie Slavinii znajdują się T-shirty, bluzy i bluzki dla niej i dla niego, ale klienci już dopytują się o kolejne ubrania. Kobiety naciskają na sukienki i spódnice. – Każda opinia i sugestia od klienta jest dla nas bardzo cenna, ale my ostrożnie podchodzimy do biznesu – przyznaje Mateusz. – Oczywiście, mamy sporo pomysłów na poszerzenie oferty, zwłaszcza że Karolina stworzyła mnóstwo wzorów, których jeszcze nie wykorzystaliśmy. – Od początku wiedzieliśmy, że nie możemy konkurować ceną. Zainwestowaliśmy w jakość i ideę. Nasze ubrania są w całości kontrolowane przez nas, począwszy od najmniejszego elementu. To dla nas bardzo ważne, bo gdy wysyłam paczkę do klienta, jestem spokojny o jakość – dodaje Mateusz. – Nasz produkt jest w stu procentach polski i jesteśmy z tego dumni. W ubraniach Slavinii chętnie pokazują się muzycy z zespołu Lelek i Cukierki oraz część składu z Kapeli ze Wsi Warszawa, ale marzeniem twórców marki jest, by Slavinię można było zobaczyć na ulicach polskich miast. – Choć firma dopiero osadza się na rynku, już dobrze się rozwija, o czym świadczą miesięczne wyniki – przyznają. – Wszyscy przestrzegali nas przed wakacjami jako najgorszym okresie w biznesie, ale my zupełnie tego nie odczuliśmy. 



TOWARZYSKIE zdarzenia

Miejsce: Centrum Kształcenia Praktycznego w Dobrzechowie. Pretekst: Ogólnopolska Inauguracja Roku Szkolnego 2017/2018 w Dobrzechowie.

Premier Beata Szydło z dziećmi i opiekunami rozpoczynającymi rok szkolny.

Od lewej: Władysław Ortyl, marszałek województwa podkarpackiego; Ewa Leniart, wojewoda podkarpacki; Anna Zalewska, minister edukacji; Beata Szydło, prezes Rady Ministrów. Beata Szydło, prezes Rady Ministrów.

Od lewej: Jacek Grodzki, dyrektor Zespołu Szkół w Dobrzechowie; Maria Kurowska, wicemarszałek województwa podkarpackiego; Ewa Leniart, wojewoda podkarpacki; Jerzy Cypryś, przewodniczący Sejmiku Województwa Podkarpackiego; Iwona Bereś, wizytator z Kuratorium Oświaty w Rzeszowie; Marek Kondziołka, wizytator z Kuratorium Oświaty w Rzeszowie.

Od lewej: Jerzy Cypryś, przewodniczący Sejmiku Województwa Podkarpackiego; Krystyna Wróblewska, posłanka PiS; Małgorzata Rauch, podkarpacki kurator oświaty, ks. bp Jan Wątroba, ordynariusz diecezj rzeszowskiej.

Od lewej: Jan Sopel, dyrektor Centrum Kształcenia Praktycznego w Dobrzechowie; Robert Godek, starosta strzyżowski; Jerzy Cypryś, przewodniczący Sejmiku Województwa Podkarpackiego.

Ks. bp. Jan Wątroba.

Od lewej: Bogdan Rzońca, poseł PiS; Alicja Zając, senator PiS; Jan Sopel, dyrektor Centrum Kształcenia Praktycznego w Dobrzechowie.

Więcej informacji z wydarzeń w regionie na portalu www.biznesistyl.pl

Jacek Boho, sekretarz powiatu strzyżowskiego.



TOWARZYSKIE zdarzenia

Na wystawie zgromadzone zostały rzeźby, obrazy i rysunki Leszka Kuchniaka.

Od lewej: Piotr Rędziniak, artysta plastyk, pracownik BWA; Ryszard Dudek, dyrektor BWA; Leszek Kuchniak, artysta plastyk.

Leszek Kuchniak, artysta plastyk.

Od lewej: Magdalena Zimny-Louis, pisarka; Aneta Gieroń, redaktor naczelna VIP Biznes&Styl. Od lewej: Anna HassBrzuzan, artysta plastyk; Ewa Jezienicka-Nowak, artysta plastyk; Mariola Łabno-Flaumenhaft, aktorka Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie.

Małgorzata PruchnikChołka i Michał Chołka, aktorzy Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.


Miejsce: Biuro Wystaw Artystycznych w Rzeszowie. Pretekst: Wernisaż wystawy „Leszek Kuchniak. Rzeźba, malarstwo, rysunek” z okazji 40-lecia pracy artystycznej. Leszek Kuchniak, artysta plastyk; Ryszard Kudzian, rysownik satyryk.

Leszek Kuchniak, artysta plastyk; Aneta Radaczyńska, dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki w Urzędzie Miasta Rzeszowa.

Leszek Kuchniak z żoną Anną, również artystą plastykiem.

Od lewej: Ewa Korczyńska, poetka i śpiewaczka; Maria Dańczyszyn, aktorka Teatru Maska; Roman Dublański, muzyk.

Od lewej: Witold Walawender, radny Rzeszowa; Jarosław Reczek, pracownik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego; Tadeusz Szylar z Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta Rzeszowa. Od lewej: Beata Kuman, historyk z Muzeum Okręgowego w Rzeszowie; Michał Drozd, fotografik.


TOWARZYSKIE zdarzenia

Miejsce: D&R Czach – Autoryzowany Dealer Mercedes-Benz w Rzeszowie i kampus Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Kielnarowej. Pretekst: Classic Cars Family D&R Czach. Pierwszy zlot zabytkowych modeli samochodów Mercedes-Benz.

Danuta Czach, współwłaścicielka firmy D&R Czach – Autoryzowany Dealer Mercedes-Benz i AMG Performance Center D&R Czach. Zdobywcy nagród podczas Classic Cars Family D&R Czach wraz z organizatorami zlotu – zespołem firmy D&R Czach - Autoryzowany Dealer Mercedes-Benz i AMG Performance Center D&R Czach.

Maciej Chomka, właściciel firmy Klasyczny Garaż w Przemyślu i Mercedesa W108 z 1967 r. – zdobywca I nagrody w kategorii Najbardziej spektakularny samochód zlotu. Prezentacja najnowszych Mercedesów-AMG z okazji 50-lecia tej marki na kampusie w Kielnarowej. Jerzy Głąb, lekarz pediatra i neonatolog z Markowej i jego nowiutki AMG.

Wacław Kostecki, instruktor AMG Driving Academy.

Początek zlotu i pierwsze klasyki przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie, obok salonu Mercedesa.

Prezentacja klasyków na Rynku w Rzeszowie.

Legendarny Mercedes 124, stylizowany na wersję Brabusa.

Janusz Majewski z Jasła i jego Mercedes W110, rocznik 1965.




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.