qfant-specjalny3

Page 98

Horyzonty Wyobraźni O tym, co się dzieje, uświadamia sobie po fakcie. Ból i ostrze noża, które Aleksander wolno wysuwa spomiędzy jej żeber. Z niedowierzaniem spogląda w dół. Plama krwi szybko przecieka przez szarą kamizelkę. On coś jeszcze mówi, ale czy to jest ważne…? Powieki się same zamykają. Nie ma już siły… A on się uśmiecha. 15. Naraz ujrzał, jak twarz Willego wykrzywia się w wyrazie zadowolenia, a bezwładne ciało dziewczyny osuwa się na ziemię. – Nie! – głos uwiązł mu w gardle. Ręka staruchy coraz mocniej zaciskała się na jego ramieniu, powstrzymując go przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. – Nie – szepnęła. – To jeszcze nie czas. Len popatrzył na nią zdezorientowany. Starał się skupić wzrok na pooranej zmarszczkami twarzy. – Ona w tej chwili nie żyje. A ty musisz się dowiedzieć, jak do tego doszło. Patrząc na martwe ciało Mirandolli, pomyślał o własnej siostrze. Liria miała bystry umysł i ironiczne podejście do otaczających ją ludzi, on przeciwnie – starał się patrzeć na bliźnich z pewną dozą pobłażania. Jednak zawsze, bez względu na sytuację, udzielali sobie wsparcia. Naukowe dokonania Lirii nigdy nie były powodem osobistych konfliktów, choć prezentując tak różne dziedziny jak kulturoznawstwo i astrofizyka, często zajmowali skrajne stanowiska. On nawet nie umiał sobie wyobrazić ostrzejszego sporu z Lirią… Ale zabić własną siostrę…? Spojrzał na Willego odrazą. – Nie bądź taki oburzony – głos podchodzącego do nich mężczyzny odbił się od pustych ścian hali. – Zrobiłem tylko to, co konieczne. – Zabicie Mirandolli uważasz za konieczność? – A co ty możesz wiedzieć o naszych wzajemnych układach? Nie byliśmy takim idealnym rodzeństwem jak ty i Liria. Po twojej śmierci z pewnością długie miesiące będzie cię opłakiwać – dodał z przekąsem. – Ja nie zamierzam ronić łez nad ciałem tej intrygantki. Chciała przywłaszczyć sobie to odkrycie! Moje odkrycie! – krzyknął. – Czego dotyczy? Wille zaczął krążyć wokół niech, nie przekraczając jednak linii wyrysowanych na podłożu symboli. – Nie masz o tym pojęcia… Te wasze szarady i groteskowe dokonania w Centrum. Te zabawy, które nazywacie projektami naukowymi. Obijacie się o granice tego, co istotne. Lecz nawet gdyby postawić wam je przed oczami i tak nie dostrzeżecie głębi zjawiska. Banda ignorantów. I wy chcecie poznać tajemnice Odeonów? Wybrnąć z tego ślepego zaułka nauki, w który wpędziła was własna pycha? – Co to za odkrycie? Należało zyskać na czasie. Len zdawał sobie sprawę, że Wille przekroczył granicę szaleństwa i nie wolno go lekceważyć. W pewnych kulturach uważano przecież pomieszanie zmysłów za jawny symbol przychylności bogów. Oby bogowie w tej chwili byli jednak przeciwko łamaniu praw natury – pomyślał Len. – Zabójstwo Mirandolli musi mieć przecież jakiś cel i pociągać za sobą konsekwencje. Z punktu widzenia Willego chodziło o wyeliminowanie przeciwnika i o zemstę. Jednak co to oznacza dla niego samego? Gdyby tylko udało się w jakiś sposób wezwać Dienera. Dysk miał w kieszeni kamizelki. Trzeba tylko powoli sięgnąć dłonią…

98

– …przebywają na Ziemi od wieków – Wille zatoczył wokół nich koło. Zapatrzony przed siebie kontynuował pewnym głosem. – To doprawdy zadziwiające, że nikt wcześniej się nie zorientował, że Odeony i błędne ogniki z baśni to jedno i to samo. A wy w Bazie próbowaliście się z nimi kontaktować. I pomyśleć tylko, że wystarczyło przeczytać książki dla dzieci. Wille przystanął przed nimi i spojrzał z uwagą na kobietę. – Kim ty, starucho, tak właściwie jesteś? – Kimś, kto wie więcej niż ty. – Urocze. – Roześmiał się. – A jak zamierzasz wykorzystać tę wiedzę, by mnie powstrzymać? Milczysz? – Dobrze – wtrącił Len, zmuszając Willego, by zwrócił się w jego stronę. – Więc chcesz ogłosić, że Odeony występują już na Ziemi. Ale jak zamierzasz usprawiedliwić naszą śmierć? Diener nie odleci stąd bez nas. – Ach tak… Jest jeszcze sprawa Dienera. – Sięgnął do kieszeni i rzucił Lenowi małą blaszkę. – Wydaje mi się, że to wyjaśnia powyższą kwestię. Len trzymał w dłoni identyfikator pilota. Podniósł wzrok na stojącego przed nim mężczyznę. – Czy warto było zapłacić taką cenę? – W tej chwili najchętniej kazałby rozerwać na strzępy tego szaleńca. Należało jednak opanować własne emocje i kalkulować na zimno. – Jak na mój gust przykładasz do tego zbyt dużą wagę. Beztroska tego stwierdzenia zmroziła Lena. – A teraz… – Wille zwrócił się do stojącej nieruchomo kobiety – poproszę o kompletne dane. – O czym on mówi? – chciał wiedzieć Len. – No tak… Ty przecież dalej nie wiesz, o co chodzi. – Uśmiech Aleksandra Willego wyrażał złośliwą satysfakcję. – Dla twojej informacji, bo i tak nie zdołasz zrobić z niej użytku… W martwej strefie Odeony są w stanie przeżyć nawet do kilkudziesięciu dni. Jeśli ograniczy się przepływ fal elektromagnetycznych, to nawet do kilku lat. To dlatego jest tu tak ograniczona możliwość komunikacji… Już ona się o to postarała. – Ruch głowy Aleksandra skierowany do stojącej obok kobiety, Len uznał za coś pośredniego między gratulacjami a podziękowaniem. – A ponadto jest tu przechowywany komplet danych na temat miejsc występowania Odeonów na Ziemi. I właśnie o to w tej chwili proszę. Na razie w sposób grzeczny – dodał. Groźba w głosie Willego była oczywista. Len przestał mieć już jakiekolwiek złudzenia, co do możliwości przeciągnięcia szali na swoją korzyść. – Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz? – Kobieta wsparła się na kiju i spoglądała na Willego przez rozwidlony koniec. – Taka prośba pociąga za sobą konsekwencje… – Tylko bez zabobonów. – Wedle życzenia… – szepnęła, wyciągając przed siebie dłoń i rozwierając szeroko palce. Wille zbliżył się, chcąc ujrzeć to, co spoczywało w jej ręce. Len również się nachylił. Na otwartej dłoni leżała czarna bryłka. Nic więcej. – Co to ma znaczyć?! – Wille postąpił kolejny krok do przodu i gwałtownie ujął kobietę za przegub. Potrząsnął jej dłonią tak, że bryłka spadła i potoczyła się pod nogi Lena. Ten pochylił się i ją podniósł. Węgiel. Po prostu węgiel. Kobieta uśmiechnęła się z zadowoleniem. – Nic nie rozumiesz – stwierdziła. Odchyliła głowę do tyłu. Jej długie siwe włosy zatańczyły w podmuchach nagłego wiatru. Przymknęła oczy i szepnęła:

Katarzyna Żak


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.