Polski Magazyn w UK (3-4, 2020)

Page 1

REPORTAÅ»

1


KULTURA

2 | www.polskimagazyn.uk


FELIETON Nie przegap Nowego Życia

100-lecie NIEPODLEGŁOŚCI

4

WIADOMOŚCI Polska Wielkanoc na Wyspach

5

Polish Heritage Days 2020

6

FILM Maraton filmowy w Coventry WYWIAD TVP odwiedza w Edynburgu weterana spod Monte Cassino

7

8

PUBLICYSTYKA Geje, feministki, politycy – co zrobiliście z moją 12 wolnością?

trading as:

Polski Magazyn w UK

www.polskimagazyn.uk Dyrektor marketingu Zbigniew Szary

16

TEMAT NUMERU

HISTORIA Monte Cassino – najbardziej zacięta bitwa II wojny światowej 11

Polish Magazine LTD

Drogi do wolności (VI)

6

Sir Roger Scruton – ostatni taki Brytyjczyk 20 PUBLICYSTYKA Zielony ład czy zielony terror? HISTORIA Tajemnice obrazu Matki Bożej Częstochowskiej – cz. 1

Polish Heritage Days 2020

24

8 TVP odwiedza w Edynburgu...

28

also in English: Secrets of painting of Our Lady of Częstochowa – part 1

12 Geje, feministki, politycy – co...

28

KULTURA 96 krzeseł i róż (pamięci ofiar katastrofy w Smoleńsku)

Publicyści: Agata Summerell, Magdalena Grabowska, Aleksandra Walecka, Włodzimierz Bykowski, Paweł Domieracki, Michał Gackowski, Emanuel Kaja, Gracjan Kaja, Tomasz Niemas, Krzysztof Nowak, Mateusz Soliński

Redaktor działu Poetycki przystanek Maciej Krzyżan

Tłumaczenie na j. angielski: Biuro tłumaczeń Filip Szary Korekta: Pracownia Ashena Skład i grafika: Dzióbas Studio Numer: 2020/3-4/8

Redaktor naczelny Kajetan Soliński

Na okładce: Sir Roger Scruton

32

Redakcja nie odpowiada za treści reklam i ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów oraz obróbki nadesłanych zdjęć. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Poglądy zawarte w publikacjach są przekonaniami ich autorów i nie zawsze są zgodne z przekonaniami Redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukcja i przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Źródła zdjęć w Magazynie: pixabay.com, unsplash. com, pexels.com,123RF.com, freeimages.com, flickr.com oraz archiwa Redakcji i autorów.

16 Drogi do wolności (VI)

24 Zielony ład, czy zielony terror?

28 Tajemnice obrazu Matki Bożej...


WIADOMOŚCI

Nie przegap Nowego Życia Pochodzę z rodziny katolickiej. Mama zawsze pilnowała, żebyśmy co niedzielę uczestniczyli we Mszy Świętej i żebyśmy z siostrą chodziły na religię w czasach, kiedy religii jeszcze w szkole nie uczono. Jako nastolatka grałam w zespole muzycznym podczas Mszy Świętej dla dzieci. Trzy razy byłam na pielgrzymce do Częstochowy. Później przyszedł czas studiów, czas nowych doświadczeń, własnych wyborów – nie zawsze właściwych. Czas, kiedy przekonana byłam o swojej nieomylności i pełnej kontroli nad swoim życiem. Przyjechałam do Anglii, wyszłam za mąż i urodziłam pierwsze dziecko. Pamiętam dokładnie dzień, kiedy mój mąż był w pracy, a ja siedziałam sama z moim synkiem na rękach, kompletnie wykończona dwudniowym porodem i nieprzespanymi nocami. Dopadła mnie świadomość, że jestem odpowiedzialna za tę małą istotę. Byłam zmęczona i osamotniona. Zaczęłam tracić grunt pod nogami i poczucie, że mam kontrolę nad własnym życiem. Zaczęłam się bać o przyszłość. Prosiłam Boga, żeby mi dopomógł – i oczywiście moja prośba nie została bez odpowiedzi.

Po pierwsze, przyjechały do mnie koleżanki z kapustą z polskiego sklepu. Kobiety karmiące domyślają się zapewne, do czego była mi ona potrzebna. Po drugie, znajoma powiedziała mi o kursie Nowe Życie i zachęciła do wzięcia w nim udziału. Organizacja opieki nad małym dzieckiem i dojazd do innej miejscowości wydawały się problemami nie do przeskoczenia, ale „jakoś” udało mi się wszystko zorganizować i dotrzeć na kurs, który odbywał sie w Rugby, w 2013 roku. Zupełnie nie wiedziałam, czego po tym spotkaniu oczekiwać, bo przecież myślałam, że wiem wszystko o naszej wierze. Zaskoczenie było spore. Wszyscy potrafimy zrobić znak krzyża, powtarzamy często: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen. Ale czy wiemy, kto to jest Duch Święty? Gdyby moje dziecko zapytało mnie o Ducha Świętego, czy potrafiłabym mu to wyjaśnić? Czy wiemy, że można być blisko z Duchem Świętym – tak blisko, że słyszymy Jego głos? Okazało się, że pomimo przebytych pieszo 300 kilometrów do Częstochowy i cotygodniowej Mszy Świętej, moja wiara była bardzo letnia, żeby nie powiedzieć połowiczna. Kurs Nowe Życie uświadomił mi, że Jezus zmarł śmiercią męczeńską za MOJE grzechy. Uświadomił mi, że Jezus kocha mnie bezgranicznie i chce być ze mną w każdym momencie mojego życia. Że wysłał Ducha Świętego, aby ten mnie wspierał i prowadził zgodnie z wolą Bożą do zbawienia. Wtedy zrozumiałam, skąd nazwa kursu – Nowe Życie! Dostałam nowe życie – bez lęku, ale za to z Jezusem u boku. Takim natychmiastowym skutkiem kursu było poczucie, że nie musze sie już „spinać” i martwić o przyszłość mojej rodziny, bo oddałam „kierownicę” Jezusowi.

Maria Rajczyk, „Zmiana”, akryl na płótnie, 2020 r.

Musze przyznać, że rodzina była dosyć zaskoczona moim zmienionym zachowaniem. Spotkałam się nawet z niezrozumieniem ze strony naj-

4 | www.polskimagazyn.uk

bliższych, co powodowało pewne zgrzyty. Szybko jednak udało mi sie zachęcić mamę i siostrę do wzięcia udziału w Nowym Życiu. Dziś moja siostra modli się językami, a mama posługuje modlitwą wstawienniczą w swojej wspólnocie. Skutki tego kursu odczuwam do dzisiaj i cały czas, nawet po kilku latach, Jezus wzywa moje serce do nowych wyzwań. Najpierw była to chęć, żeby modlić się przed jedzeniem, przestać przeklinać i plotkować o innych. Potrzeba dobrej, szczerej i częstej spowiedzi. Później wezwanie do modlitwy uwolnienia, przebaczenia i uzdrowienia. Następnie do modlitwy o zerwanie wszelkich klątw, więzów i zranień w rodzinie. Do róży różańcowej za dzieci, mężów i dusze w czyśćcu cierpiące. Do nowenny pompejańskiej. Do odnowienia i pogłębienia relacji z moim mężem, dziećmi i innymi członkami mojej rodziny. Do naturalnej metody planowania rodziny. Aż po wołanie o pomoc i dary Ducha Świętego, kiedy idę po zakupy, piekę ciasto, jadę samochodem, odrabiam lekcje z dzieckiem, kiedy miałam problemy finansowe, sprzedawałam i kupowałam dom albo zmieniałam prace. Nawet to, że piszę te słowa jest Jego wezwaniem! W Polsce kursy Nowe Życie odbywają się w każdej parafii, niemalże w każdej miejscowości. Musiałam zamieszkać w Anglii, żeby dowiedzieć się o działaniu Ducha Świętego i się nawrócić! Będąc tutaj skazaliśmy się na ograniczony dostęp do polskich wydarzeń kulturalnych i religijnych. Takie kursy nie odbywają sie w Anglii zbyt często! Nie przegapmy okazji na Nowe Życie! Ja już się nie mogę doczekać tego, co jeszcze szykuje dla mnie Bóg! A Ty?!

Agata Summerell * Świadectwo wygłoszone w polskiej Parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Leamington Spa, 2/11/2019, w przeddzień rozpoczęcia kursu Nowe Życie, w ramach Szkoły Nowej Ewangelizacji.


WIADOMOŚCI REPORTAŻ

Polska Wielkanoc na Wyspach W Wielkiej Brytanii niemal wszelkie elementy wskazujące na religijną symbolikę tego okresu zupełnie zniknęły. W tym roku, z powodu epidemii COVID-19, realia wyglądały inaczej, jednak od wielu już lat jest to czas utożsamiany głównie z przecenami w sklepach, piknikami na świeżym powietrzu, zatłoczonymi kawiarniami i okazją do krótkiego urlopu w ciepłych krajach. Najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie obchodzone jest jednak w odmienny sposób przez Polaków mieszkających nad Tamizą.

Zagraniczny urlop – czyli Wielkanoc po brytyjsku W Zjednoczonym Królestwie czas ten jest przede wszystkim dniami wolnymi od pracy. Trudno jest tutaj mówić o celebrowaniu Wielkiej Nocy, związek z chrześcijańską tradycją święta, w zasadzie, przestał istnieć. Świeckie „obchody” zazwyczaj sprowadzają się do wzmożonego ruchu w restauracjach i pubach oraz pikników w parkach – którym mogą towarzyszyć zabawy w szukanie czekoladowych jajek pochowanych w trawie (Egg Hunt), albo zawody w toczeniu ich z górki (Rolling Eggs). Bardzo popularne jest też „ufundowanie” sobie zagranicznego urlopu. Całe rodziny wylatują na długi weekend do cieplejszych zakątków świata. Ulubionymi „wielkanocnymi” lokalizacjami dla mieszkańców Wysp są zazwyczaj tropiki, południe Francji i Hiszpania.

Dla tych, którzy zostali w kraju, drugi dzień Świąt – podobnie jak w czasie Bożego Narodzenia, to przede wszystkim czas wyprzedaży. Kuszące przecenami markety i galerie handlowe wypełnione są już od rana tłumami klientów. Jednak, wśród atrakcyjnych dekoracji sklepowych i okolicznościowych produktów, karkołomnym wyczynem jest znalezienie czegokolwiek, choćby pośrednio, nawiązującego do Zmartwychwstania Chrystusa.

Polska Wielkanoc, święconka i Grób Zbawiciela Polska społeczność w UK wyróżnia się szczególnie w tym okresie – nawet na tle nielicznych miejscowych katolików. Zupełnie nieznany jest tutaj zwyczaj święcenia pokarmów. Ku zdziwieniu tubylców, w Wielką Sobotę polskie kościoły, bądź te, w których posługują polscy księża, wypełnione są tłumami naszych rodaków, którzy całymi rodzinami udają się na wyprawę ze święconką. W dużym stopniu, niezależnie od faktycznego zaangażowania religijnego, większość Polaków jest po prostu wychowana w tej tradycji. Mimo że przez pozostałą część roku katolickie przybytki nie są nawiedzane przez tak liczne grono przyjezdnych znad Wisły (ilość osób praktykujących szacuje się tylko na ok. 7%), to w tym okresie przywiązanie do rodzimych wielkanocnych

zwyczajów bierze górę nad wszystkim. W koszykach ustawianych pod ołtarzem można zauważyć pisanki i figurki baranka – symbol Chrystusa Zmartwychwstałego, nie brakuje też polskiej kiełbasy, chleba i różnych wypieków. Polonijne społeczności w wielu brytyjskich miastach zaangażowane są też w pomoc w przygotowywaniu Triduum Paschalnego. W niektórych kościołach kultywuje się nawet nasz wielkopiątkowy zwyczaj strojenia grobów Chrystusa. Tradycja ta sięga w Polsce bardzo zamierzchłych czasów. W okresie zaborów tworzono groby-symbole o wymowie patriotycznej. W 1942 r., podczas niemieckiej okupacji, w kościele św. Anny w Warszawie, ułożono mogiłę ze zwęglonych belek i kolczastego drutu. Centralne miejsce zajmowało w nim chude, jakby wykradzione z obozu koncentracyjnego, ciało Zbawiciela. W Wielką Sobotę pojawia się tutaj kolejny polski zwyczaj – pilnowanie Grobu Pańskiego. Na Wyspach wartę pełnią z reguły dzieci poprzebierane w stroje rycerzy bądź harcerzy. Natomiast nad Wisłą w wielu miejscowościach, oprócz najmłodszych, mogiły Zbawiciela pilnują strażacy i żołnierze – w galowych uniformach, a na wsiach – gospodarze ubrani w wojskowe mundury. (red.)

5


FELIETON

Polish Heritage Days 2020 Nowe brytyjskie święto – Dni Polskiego Dziedzictwa (Polish Heritage Days) będzie obchodzone na Wyspach już po raz czwarty. W tym roku tematem przewodnim będzie 80. rocznica Bitwy o Anglię, podczas której Polacy uratowali Zjednoczone Królestwo przed powietrzną porażką i jej następstwem – niemiecką inwazją. Inauguracja nastąpi w pierwszy majowy weekend 2-3.05., kulminacja odbędzie się 9-10.05., a ogół obchodów zaplanowany jest na cały miesiąc. Po sukcesie zeszłorocznego Polish Heritage Days (PHD), na które złożyło się około 150 przedsięwzięć i ponad 40 tys. uczestników, Ambasada RP w Londynie ogłosiła czwartą edycję święta. Działania obejmują imprezy organizowane w maju na terenie Wielkiej Brytanii, których celem będzie promocja naszej kultury, dziedzictwa minionych pokoleń, wkładu w życie kulturalne, gospodarcze i społeczne Wyspy, a także podkreślenie pozytywnej roli, jaką niemal jednomilionowa polska społeczność pełni w Zjednoczonym Królestwie. Podobnie jak w poprzednich latach, oficjalnym symbolem projektu PHD jest biało-czerwona szachownica lotnicza – symbol rozsławiony m.in. przez polskie

dywizjony myśliwskie 302 i 303, a obecnie, dzięki działaniom promocyjnym Ambasady RP w Londynie, znak rozpoznawczy Polaków w Wielkiej Brytanii. Dodatkowym aspektem święta jest pomysł wywieszania polskich flag, nie tylko na siedzibach polonijnych stowarzyszeń i organizacji ale przede wszystkim przez Polaków na ich domach. Co więcej, idea PHD zakłada, że przy współpracy z brytyjskimi władzami, byłaby także możliwość eksponowania polskich barw narodowych przez instytucje publiczne, które podkreślałyby w ten sposób ogólnokrajowy charakter obchodów. Zgodnie z planem ambasadora Arkadego Rzegockiego, w dalszej perspektywie czasowej, Polish Heritage Days ma być uroczystością podobną do Dnia Świętego Patryka. Więcej informacji na temat PHD oraz procesu aplikacyjnego znajduje się na stronie Ambasady RP w Londynie oraz w mediach społecznościowych. Oficjalne hashtagi PHD to: #PLHeritageDays i #PolesinUK. Pytania dotyczące organizacji wydarzeń w ramach PHD można kierować pod adres: polishday.london@msz.gov.pl

6 | www.polskimagazyn.uk

(red.)

Bitwa o Anglię była punktem zwrotnym II wojny światowej. W momencie, kiedy największa powietrzna batalia w historii praktycznie została już przegrana, Brytyjczycy pozwolili włączyć się do walki Polakom. Był to manewr mający na celu tylko opóźnienie nieuchronnej klęski. Naszych pilotów traktowano jak analfabetów, a zamiast treningowych lotów kazano im wspólnie jeździć na rowerach – w celu ćwiczenia koordynacji w grupie… Następnie otrzymali starszy typ samolotów, który był wycofywany już ze sporej części eskadr. Oprócz nieznacznego odroczenia chwili niemieckiej inwazji lądowej, nie wiązano z nimi większych nadziei. To tutaj Brytyjczycy popełnili największy błąd. Dzięki temu zmarginalizowanemu przez nich posunięciu, odwrócone zostały losy wojny. Polacy, walcząc na gorszych maszynach, przełamali niemiecką dominację w powietrzu. Straty, które zadawali Luftwaffe były tak duże, że strategia Hitlera, wprowadzana z powodzeniem od początku batalii, przestała się sprawdzać. Skuteczność i ofiarność lotników znad Wisły ostatecznie doprowadziła do odwrotu Niemców i rezygnacji z planu Lew Morski – desantu na Zjednoczone Królestwo.


FELIETON REPORTAŻ

Maraton filmowy w Coventry W minionym miesiącu Klub Idź Pod Prąd w Corby zorganizował polski maraton filmowy. W repertuarze znalazła się m.in. głośna produkcja Piotra Szkopiaka pt. „KATYŃ. Ostatni świadek”, której towarzyszyło spotkanie z reżyserem. Zaprezentowany został także obraz pt. „SPRAWIEDLIWI WŚRÓD NARODÓW. Historia rodziny Jaroszów”, opowiadający niezwykłe losy rodziny z lubelszczyzny, tak jak wielu innych Polaków, ratującej podczas wojny swoich żydowskich sąsiadów. Wyświetlony został też film „GENESIS. Raj utracony”, który oprócz wartości poznawczych, podbijał serca widzów niesamowitymi efektami wizualnymi opartymi na animacji RealD 3D. Impreza odbyła się w hotelu Holiday Inn Corby.

Sprawiedliwi wśród Historia rodziny Jaroszów narodów Obraz pokazuje losy polskiej rodziny, którą Instytut Yad Vashem odznaczył medalem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Jest to historia opowiedziana przez świadka i uczestnika tamtych wydarzeń, 96-letnią Mariannę Jarosz-Krasnodębską z podlubelskich Piask. Wraz ze swoimi bliskimi przez całą wojnę udzielała pomocy Żydom ukrywającym się przed Niemcami. Gospodar-

stwo Jaroszów wielokrotnie stawało się dla nich schronieniem. Piaski były miejscem, gdzie Polacy i semici żyli zgodnie i spokojnie, jednak po wybuchu wojny Niemcy zgotowali im piekło. W tym strasznym czasie nasi rodacy narażali życie, by ratować swoich sąsiadów wyznania mojżeszowego. Polacy stanowią najliczniejszą grupę odznaczonych przez Instytut Yad Vashem

– kilkukrotnie większą od jakiejkolwiek innej uhonorowanej narodowości. Jednak na zrozumienie prawdziwej skali polskiego poświęcenia i bohaterstwa pozwala dopiero zestawienie tej liczby z faktem, że byliśmy jedynym krajem podczas II wojny światowej, w którym za pomoc Żydom Niemcy wprowadzili karę śmierci – zarówno dla ratującego jak i jego rodziny.

emocjonującej muzyce oraz najnowszym naukowym i historycznym badaniom, ten wyjątkowy obraz przedstawia zmuszającą do myślenia, wciągającą, żywą obronę Bożej prawdy na temat naszego pochodzenia. Superprodukcja prezentuje m.in. interesujące porównanie budowy czaszki tzw. małpoludów i współczesnego człowieka. Pokazuje ono, jak bardzo

propaganda ewolucjonistyczna wprowadza w błąd, lansując „Lucy” jako naszego przodka i mówiąc o małpich cechach Neandertalczyków. Eksperci odpowiadają na ważne pytania: czy datowanie wieku skał i skamieniałości na wiele milionów lat jest wiarygodne, ile warte są eksperymenty Millera-Ureya dla wyjaśnienia pochodzenia życia, oraz wiele innych dylematów.

rzanych okolicznościach w W. Brytanii w 1947 r. W roli reportera, który odkrywa dla zachodniego świata przerażającą prawdę o popełnionym przez Sowietów ludobójstwie na Polakach, zobaczymy Alexa Pettyfera („Jestem numerem cztery”). Michała Łobodę zagrał Robert Więckiewicz, zaś jego przyjaciela Andrzeja Nowaka – Piotr Stramowski („Pitbull. Niebezpieczne kobiety”).

Ponadto w filmie wystąpią: Henry Lloyd Hughes („Iluzja 2”), Michael Gambon („Harry Potter”) oraz Talulah Riley. Inspiracją do napisania scenariusza była osobista historia reżysera Piotra Szkopiaka, który w Katyniu stracił dziadka, a dorastając w Wielkiej Brytanii widział jak bezwzględnie ukrywana jest tutaj prawda o tej zbrodni.

GENESIS

RA J UTRACONY Film przedstawia tydzień Stworzenia – ożywia pierwszy rozdział Księgi Rodzaju – zachowując wierność Biblii. Twórcy wykorzystali w tym celu nowatorską metodę animacji komputerowej RealD 3D, która umożliwiła nadzwyczaj plastyczne, zadziwiająco realne ukazanie rzeczywistości sięgającej początków naszej planety. Dzięki niesamowitym efektom wizualnym,

K AT YŃ OSTATNI ŚWIADEK

Produkcja Piotra Szkopiaka odsłania kulisy jednej z najbardziej szokujących historii czasów II wojny światowej – ukrywanej przez lata prawdzie o zbrodni katyńskiej. Angielski dziennikarz zainspirowany biografią jej naocznego świadka, Iwana Kriwoziercowa (alias Michał Łoboda), próbuje dojść przyczyny przedwczesnej śmierci mężczyzny, który zmarł w podej-

7


WYWIAD

TVP odwiedza w Edynburgu

weterana spod Monte Cassino

Ludwik Jaszczur w swoim sklepie przy Lauriston Street w Edynburgu podczas wizyty TVP (fot. materiały redakcji)

Na początku marca do Szkocji zawitała ekipa Telewizji Polskiej. Na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej przygotowuje film dokumentalny poświęcony jednemu z ostatnich żyjących uczestników bitwy o Monte Cassino – Ludwikowi Jaszczurowi. Inicjatorem przedsięwzięcia jest Piotr Mazurkiewicz – łodzianin, pracujący w firmie spedycyjnej w Edynburgu, a także zaangażowany patriota, członek patriotycznego stowarzyszenia Fanatycy Widzewa. Kilka miesięcy temu poznał kombatanta, a usłyszawszy jego historię, postanowił skontaktować się z TVP i przedstawić im sylwetkę pana Ludwika. Polska telewizja bardzo zainteresowała się tematem i w ciągu zaledwie tygodnia oddelegowała do Szkocji zespół z zadaniem nagrania materiału o żołnierzu.

Głód i obierki z buraków w niemieckim obozie Pan Ludwik Jaszczur ma 93 lata. Od zakończenia II wojny światowej mieszka w Szkocji. Jako nastolatek został pojmany przez Niemców i wywieziony do pracy przymusowej w III Rzeszy, skąd uciekł i zaciągnął się we Włoszech do Armii gen. Andersa. Został przydzielony do 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii. To tam poznał się ze słynnym czteronogim kapralem Wojtkiem – brunatnym niedźwiedziem przygarniętym przez polskich żołnierzy. W 1944 r. brał udział w bitwie o Monte Cassino. Pytany o tamte czasy opowiada:

– W 1941 roku gestapowcy przyszli do naszego domu. Miałem wtedy 12 i pół roku. Wywieźli mnie na roboty do Niemiec. Pracowałem bar-

8 | www.polskimagazyn.uk

dzo ciężko, najpierw w cukrowni, a potem na roli. To była farma w miejscowości Trampe, koło Berlina. Wśród polskich pracowników prz ymusowych panował głód i często jedynym poż ywieniem były dla mnie podkradane obierki z buraków cukrowych – wspomina kombatant. Po przełomie na froncie wschodnim, hitlerowcy pod naciskiem Rosjan zmuszeni zostali do przegrupowania. Moment ten wykorzystali Polacy uwięzieni w obozie pracy. Nastoletni wówczas Pan Ludwik wraz z grupą rodaków ucieka do Włoch.

– Nie miałem pojęcia gdzie się kierujemy, byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Poruszaliśmy się głównie piechotą, albo wskakując na pociągi z węglem. Szedłem za innymi, mo-


WYWIAD REPORTAŻ dląc się i wierząc głęboko, że nikt po drodze nas nie zabije. We Włoszech wstąpiłem do polskiego wojska, do II Korpusu Polskiego. To jest nie do opisania, jak to się wszystko działo. Przyjęli mnie do armii, szkolili na mechanika samochodowego. Starsi żołnierze byli wobec nas opiekuńczy, zachęcali nowo przybyłych, do nauki różnych rzeczy. Uczyłem się też na radiotelegrafistę i wystukiwałem wiadomości alfabetem Morse’a – mówi.

żołnierzy, taki przyjemny kotek, tylko duży. Rozumiał tylko po polsku. Papierosy palił, piwo pił, a czasem wchodził do ciężarówki i trąbił. Po wojnie często odwiedzałem go w zoo w Edynburgu – wspomina z rozrzewnieniem.

Modliłem się i przeżyłem. Dzięki Bogu do dziś żyję! Sam nie pamiętam, jak to się stało. Pamiętam, jak polscy żołnierze i Wojtek postawili biało-czerwoną flagę na szczycie Monte Cassino. Pan Ludwik nie ukrywa, że wiara od zawsze odgrywała w jego życiu ważną rolę:

Zdrada aliantów i perypetie Pana Ludwika Rok później Niemcy zostały pokonane. Osiemnastoletni Ludwik Jaszczur wraz z polskim korpusem przedostał się do Szkocji. Naszych żołnierzy, po rozformowaniu oddziałów, pozbawiono świadczeń wojskowych prz ysługując ych aliantom – żeby nie drażnić Stalina. Polacy pozostawieni zostali bez środków do życia, a nie mogąc wrócić do ojczyzny, zmuszeni byli rozpocząć nowe życie w Szkocji.

– Jako młody chłopak służyłem na bosaka do Mszy św. Później, we Włoszech mieliśmy swoich księży, więc gdy tylko była okazja, uczestniczyłem w nabożeństwach. Bóg był dla mnie największym wsparciem w trudach. W całym tym ciężkim okresie nigdy nie traciłem wiary w to, że wszystko skończy się dobrze – opowiada.

Nastolatek walczy pod Monte Cassino W 1944 r. siedemnastoletni Ludwik Jaszczur bierz udział w bitwie o Monte Cassino.

– Walczyliśmy. Ja byłem w artylerii. Dostarczaliśmy pociski, które też niedźwiedź Wojtek pomagał nam nosić. I się strzelało. Czekałem, kiedy nastąpi śmierć, na to, kiedy trafi mnie niemiecka kula.

– We Włoszech poznałem się też z Wojtkiem, zresztą służyliśmy razem w Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Tak w ogóle to ten niedźwiedź był jak taki wesoły druh dla

– Nie było to łatwe, bo po wojennym bałaganie ludzie tutaj chętnie

1. Ludwik Jaszczur w wieku 12 lat, pół roku przed zamknięciem w niemieckim obozie pracy; 2. II Korpus Polski we Włoszech - zabawa z niedźwiedziem Wojtkiem; 3. Bitwa pod Monte Cassino - polska altyleria; 4. Ludwik Jaszczur przy pomniku misia Wojtka w Edynburgu; 5. Ludwik Jaszczur przed swoim sklepem na Lauriston Street; 6. Ludwik Jaszczur w mundurze spod Monte Cassino, 2019 r.

1

2

3

4

5

6

99


WYWIAD pozbyliby się wszystkich obcokrajowców. Stale słyszeliśmy: „Precz, Polacy do Polski. Wojna się skończyła i już powinniście tam wrócić”. A my po prostu nie mogliśmy wracać, chociaż wielu z nas chciało tego bardziej niż czegokolwiek innego! Biliśmy się o wolną ojczyznę, ale nikt nie wiedział, co się stanie po wojnie. Zawsze chciałem, żeby Polska była Polską, ja o to walczyłem. Miałem nadzieję, że nie będzie komunistyczna. Czułem, że jednak kiedyś wróci do normalności – opowiada kombatant. Pan Ludwik ożenił się w Edynburgu – z Polką, która tak jak on brała udział w bitwie o Monte Cassino

Poznałem jeszcze brata premiera Cyrankiewicza, Jerzego. On też tu się szkolił na doktora. Był anestezjologiem. Powiem szczerze, że on na pewno nie był komunistą. To był prawdziwy patriota. Bardzo go lubiłem. Ktoś go później zamordował, ale nie dowiedzieliśmy się kto. Przewijali się tutaj niesamowici ludzie. Później poznałem też generała Maczka, Bardzo się z nim zaprzyjaźniłem. On pracował jako barman u swojego żołnierza, który prowadził Lermont Hotel. Jego syn był doktorem, a córka była chora – na wózku inwalidzkim. Ja ich wszystkich znałem, często odwiedzali mnie w sklepie, w którym później pracowałem, bo chodzili

skórzanymi w Edynburgu – przy Lauriston Street.

– Przyszedłem do sklepu, aby coś kupić, a właścicielka powiedziała, że niczego mi nie sprzeda, ale zaprasza mnie na herbatę. Sklep miał zostać niedługo zamknięty. Zofia wcześniej straciła męża, ja również byłem wdowcem. Rozumieliśmy się dobrze. Dopiłem herbatę i obiecałem, że pomogę jej prowadzić ten interes. Nasz rodak ożenił się z panią Zofią i dotrzymywał danego słowa – przez kolejne 4 dekady prowadził sklep, który prosperuje do teraz. Co prawda, od roku Pan Ludwik zapowiada, że szykuje się do zamknięcia – mówiąc, że w wieku 93 lat planuje już przejść na emeryturę, ale póki co Leather Works nadal jest otwarty dla klientów.

– Cóż, zawsze lubiłem pracować – tłumaczy weteran.

Polskie dzieci odwiedzające Pana Ludwika w jego sklepie w Edynburgu

(jako kierowca ciężarówki). Dzięki pomocy rodaków dostał pracę jako pielęgniarz, a później technik w sali operacyjnej, w Polskim Wydziale Lekarskim na Uniwersytecie w Edynburgu. Była to specjalna jednostka naukowo-dydaktyczna, która kształciła kadry medyczne dla potrzeb Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii. Wydział powołany został jeszcze w czasie wojny, na mocy porozumienia rządu polskiego z Senatem Uniwersytetu.

– Na wydziale miałem kontakt z córką Józefa Piłsudskiego, Wandą, gdy uczyła się chirurgii. Spotkałem tam też jego brata, Jana. On był dużo niższy od Piłsudskiego.

do kościoła naprzeciwko, żeby się modlić. To był bardzo serdeczny człowiek – wspomina weteran.

Wyrób protez, naprawianie zegarów i kserokopiarek W 1949 r. wydział rozwiązano. Zatrudnieni tam Polacy ponownie musieli szukać zatrudnienia. Pan Ludwik znalazł pracę przy wyrobie protez, potem szkolił się w zegarmistrzostwie, następnie przez blisko 40 lat zajmował się naprawianiem maszyn do pisania, urządzeń liczących i kserokopiarek. Po śmierci żony, los skrzyżował go z Zofią Urbańską, imigrantką prowadzącą nieduży sklepik z wyrobami

10 | www.polskimagazyn.uk

Wiek nie powstrzymuje go także od dodatkowej aktywności. Kombatanta można spotykać na zbiórkach harcerskich i podczas ważnych wydarzeń polonijnych. Choć zdrowie coraz częściej odmawia mu posłuszeństwa, to mimo tego zaznacza, że będzie udzielał się tak długo, jak Bóg pozwoli. Co więcej, planuje też wyjazd nad Wisłę, do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie ma być kręcony film o niedźwiedziu Wojtku. Pana Ludwika, w jego sklepie, odwiedzają też polskie rodziny. Do dzieci, które przyszły posłuchać jego opowiadań powiedział:

– Ładnie mówicie po polsku. To dobrze, to bardzo ważne. Pilnujcie żebyście nie zapominały waszego ojczystego języka. Ja spędziłem większość życia w Szkocji, ale i tak czuję się Polakiem. Z Ludwikiem Jaszczurem rozmawiał Kajetan Soliński


HISTORIA REPORTAŻ

Monte Cassino – najbardziej zacięta bitwa II wojny światowej Do bitwy o Monte Cassino można porównać tylko rzezie pod Verdun i Ypres z czasów Wielkiej Wojny i bitwę o Stalingrad z 1942 r. Była to najkrwawsza walka zachodnich aliantów z niemieckim Wehrmachtem oraz jedna z dwóch największych i najbardziej zaciekłych bitew II wojny światowej.

Najpotężniejszy system obronny w czasie całej wojny Masyw Cassino był naturalnym stanowiskiem obronnym na drodze do Rzymu, a jego upadek oznaczałby utratę środkowych Włoch. Niemcy intensywnie pracowali nad fortyfikacjami, których celem było przegrodzenie półwyspu Apenińskiego liniami umocnień. Najsilniejszą z nich była linia Gustawa – system połączonych niemieckich linii obronnych – biegnących przez całą szerokość najwęższej części Włoch. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej. Najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie i najdoskonalsza pozycja obronna w Europie. Niemcy mieli czas na zbadanie każdej możliwej drogi ataku i podjęcie środków zaradczych. Wszędzie kryły się śmiertelne niespodzianki – w każdym miejscu, mogącym posłużyć za osłonę podczas natarcia, umieszczono miny lub bomby pułapki. Obsadziwszy masywy górskie Niemcy mogli panować nad wiodącymi dolinami drogami, całkowicie blokując atakujące wojska. Postęp kampanii włoskiej był tak boleśnie powolny, że zaczął budzić zażenowanie, doprowadzając do konfliktów w obozie aliantów. Zadanie, które postawili przed sobą zachodni dowódcy było niemal niewykonalne. Ukształtowanie terenu uniemożliwiało efektywne użycie wojsk pancernych. Linię obronną mogła przełamać jedynie piechota. Było to starcie żołnierza z żołnierzem, toczone za pomocą granatów, bagnetów, a czasami gołych rąk. O jej wyniku miały przesądzić nie tylko umiejętności, ale także determinacja i poświęcenie walczących. Kolejne porażki aliantów Pierwsze uderzenie prowadzone przez oddziały brytyjskie, amerykańskie i francuskie, rozpoczęło się 17 stycznia 1944. Zostało krwawo odparte, a Niemcy ponieśli zaledwie minimalne straty. Niepowodzeniem skończyła się także próba obejścia obrony hitlerowskiej poprzez desant pod Anzio, za linią Gustawa. Drugie uderzenie rozpoczęło się w połowie lutego. Poprowadziły je oddziały nowozelandzkie, indyjskie, brytyjskie i francuskie. 15 lutego 1944 r. klasztor Monte Cassino został zniszczony zmasowanym nalotem bombowców. Rozkaz wydali dowódcy alianccy, przekonani, że Niemcy wykorzystują klasztor jako punkt obserwacyjny, na co nie ma żadnych dowodów. Ruiny obsadzili po nalocie hitlerowcy, znacznie poprawiając swoje położenie. Ataki piechoty zostały krwawo odparte, a natarcie zakończyło się całkowitą porażką. Trzecia bitwa miała miejsce w drugiej połowie marca. Kolejny raz aliantom nie udało się nawet trochę osłabić pozycji Niemców. Polacy „młotem na wroga” Czwarta, decydująca bitwa, której rozpoczęcie zaplanowano na noc z 11 na 12 maja 1944 r. miała odmienny charakter. Przede wszystkim tym razem na najtrudniejszym odcinku, na którym alianci za każdym razem „kruszyli zęby”, zaplanowano natarcie II Korpusu Polskiego. Fakt skierowania do walki Polaków na tym kluczowym fragmencie starano się skrzętnie ukrywać do ostatniej chwili. Dbano o to do tego stopnia, że polskim zwiadowcom nie pozwolono zrobić samodzielnego rozpoznania terenu przed bitwą. Miało to strategiczne znaczenie, bo Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę – z doświadczenia wcześniejszych bitew na różnych frontach – że linię, na którą nacierają nasi rodacy trzeba znacznie mocniej obsadzić, niż w wypadku ataku pozostałych wojsk alianckich.

Bitwa o Monte Cassino i zdobycie góry przez II Korpus Polski

Biało-czerwona flaga na Monte Cassino Zadaniem Polaków było uderzenie na grzbiet górski łączący pozycje niemieckie z klasztorem. To tutaj, o skalistą grań zwaną „Widmo”, stoczono najkrwawszą walkę. Obrona niemiecka opierała się na potężnej sieci bunkrów z bronią maszynową i miotaczami ognia, przesłoniętych gęstymi polami minowymi, otoczonych zasiekami z drutu kolczastego i osłanianych ogniem moździerzy oraz artylerii. Po tygodniu walk, wielokrotnych, morderczych, okupionych dużymi stratami, nieustępliwie powtarzanych szturmach, polscy żołnierze przełamali masywną linię obrony hitlerowców, wdarli się na „Widmo” i przejęli najmocniej ufortyfikowaną część linii Gustawa. W nocy z 17 na 18 maja Niemcy – a raczej to, co zostało z obrońców wzgórza – rozpoczęli odwrót z Monte Cassino. Rankiem 18 maja opanowano większość pozostałych punktów oporu faszystów, a około godziny 10 patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich zatknął na ruinach klasztoru biało-czerwoną flagę. W południe odegrano hejnał mariacki. W walkach zginęło 924 Polaków, a ponad 3000 zostało rannych.

11 11


PUBLICYSTYKA

– co zrobiliście z moją wolnością? W latach 70. i 80. minionego wieku, za czasów kiedy w Polsce przewodnią rolę odgrywała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, mówiło się, że Polska Rzeczpospolita Ludowa to najzabawniejszy barak w obozie demoludów, czyli państw przymuszonych siłą do braterskiej przyjaźni ze Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich, wówczas nazywanym w kraju nad Wisłą Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, choć oryginalna nazwa CCCP (Союз Советских Социалистических Республик) wskazywała, że powinno być „Sowieckich” (ale советовать znaczy radzić). Przytłoczeni świadomością czołgów i żołnierzy stacjonujących w polskich lasach, pocieszaliśmy się, że u nas panuje największa wolność. W odróżnieniu od Czechosłowacji nie było w PRL czerwonych gwiazd na każdym przystanku, budynku publicznym lub autobusie. Ludzie byli weselsi i mniej się bali. Dodatkowo, pierwszy sekretarz PZPR Edward Gierek, otworzył nasz kraj na Zachód. W Peweksach można było kupić za dolary, a kiedy się ich nie miało to chociaż pooglądać, to co produkuje się na Zachodzie, w „wolnym świecie”. Trzymając w ręku 20 dolców można było wejść do sklepu i nabyć firmowe jeansy, które w porównaniu ze współczesnymi, nie były dekatyzowane, dlatego nosiło je się naprawdę

długo. Na półkach stały puszki z holenderskim piwem oraz butelki z francuskim brandy Napoleon. Słowem żyć, patrzeć, marzyć i nie umierać. Za Gierka, nawet w zwykłych sklepach, pojawiły się luksusowe produkty. Prawdziwym przeżyciem były stojące w SAM-ach skrzynki z butelkami Mirindy i Pepsi lub Coca-Coli, gumy do żucia i komiksy w kioskach. W warzywniakach „rzucono” czasem nawet ananasy lub banany! Nie było tego dużo, ale można było to wszystko, przy odrobinie szczęścia, zdobyć. W kinach i telewizji puszczano z kilkuletnim opóźnieniem zachodnie filmy. Gwiezdne wojny, Hair, Lot nad kukułczym gniazdem, Płonący wieżowiec, Rocky, Dzięki Bogu już piątek, Colombo, Kojak to tylko niektóre tytuły, które mocno wyryły się w świadomości osób żyjących w tamtych czasach. Nie mieliśmy jednak pełnej wolności. Każdy wiedział (choć nigdzie nie było to zapisane), że publicznie nie można powiedzieć, że komunizm to bzdura, że partyjni działacze to szuje, świnie i złodzieje, że namalowane białą farbą na czerwonym tle i wiszące na budynkach hasła sławiące socjalistyczny porządek to zwyczajne kłamstwa. Każdy obywatel miał w sobie autocenzurę, która nie pozwalała mówić publicz-

12 | www.polskimagazyn.uk

nie tego co się naprawdę czuje. Przynajmniej na zewnątrz trzeba było zgadzać się z tym co głosiła przewodnia siła narodu, zawsze mądrzejsza partia robotnicza. Za słowo „Katyń”, przypiętego do klapy kurtki orzełka z koroną lub znaczek z podobizną Piłsudskiego można było stracić pracę, być represjonowanym. Jeżeli ktoś nie wierzy, to podam drobny przykład z mojego życia. W połowie lat 80. (sic!), jako uczeń Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy, zostałem, podobnie jak inni, przymuszony do wzięcia udziału w obowiązkowym „Konkursie wiedzy o Partii”. Byłem zbuntowany i bezkompromisowy, dlatego na kartce nie napisałem ani jednej odpowiedzi. W efekcie zostałem wezwany na rozmowę przez wicedyrektora, członka Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (obecnie partia ta wróciła do przedwojennej nazwy, czyli PSL) i zganiony za manifestację poglądów niezgodnych z oficjalnym programem ludowego państwa. Na koniec obniżono mi ocenę ze sprawowania. Nie musiałem nic powiedzieć, wystarczyło oddać białą kartkę! Dlatego kiedy Joanna Szczepkowska, 28 października 1989 r., powiedziała w telewizji: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce

fot. Instytut Kultury Prawnej ORDO IURIS

Geje, feministki, politycy


PUBLICYSTYKA REPORTAŻ komunizm.”, to odczułem ulgę, choć wiedziałem, że tak naprawdę to niewiele się zmieniło, bo Adam Michnik, Bronisław Geremek, Lech Wałęsa i inni dawni opozycjoniści dogadali się przy Okrągłym Stole z komuchami jak Aleksander Kwaśniewski, Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Leszek Miller. Na hańbę narodu, pierwszym prezydentem postpeerelowskiego państwa został generał odpowiedzialny za śmierć robotników w grudniu 1970 r. i górników zamordowanych w kopalni „Wujek”. To był grzech założycielski rzekomo nowego państwa.

Na szczęście wydawało się, że wreszcie można mówić i myśleć co się chce. Młodzi, gniewni nie zgadzali się z oficjalną interpretacją „grubej kreski” Mazowieckiego i sami poszli odbijać komuchom komitety, wyrwać czerwonym to, co sobie przywłaszczyli. Była szansa na zmianę. Nie wiedzieliśmy tylko jednego, że Zachód się zmienił i zupełnie nie przystawał do tego co przez lata o nim myśleliśmy. Z jednego obozu niepostrzeżenie przechodziliśmy do drugiego, gdzie również zaczęto karać za myślozbrodnię z orwellowskiego Roku 1984.

Kiedy żyliśmy w więzieniu socjalistycznych demokracji wschodniego bloku podglądaliśmy Zachód przez dziurkę od klucza. Niestety niewiele było przez nią widać – prócz kolorowych obrazków z turystycznych folderów oraz uśmiechniętych ludzi z telewizyjnych reklam. Nie wiedzieliśmy, że od lat działają tam rozmaici agenci (to nie żart) i pożyteczni idioci, którzy na uniwersytetach lub w mediach zarażali ludzi komunistycznymi bredniami, kultem Che i innych zbrodniarzy przebranych w owcze skóry. W ramach wolności słowa powtarzano kłamstwa

Politycy Platformy Obywatelskiej (PO), Nowoczesnej (obecnie obie partie tworzą Koalicję Obywatelską - KO), Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD), Partii Razem oraz Wiosny - popierający i uczestniczący w paradach LGBT.

13


PUBLICYSTYKA tysiąc razy, by zgodnie z geobbelsowskim prawem propagandy zamienić kłamstwo w prawdę. Alchemia psychologii społecznej zadziałała. Ołów stał się złotem. Błyszczy się i świeci, ale jest cholernie ciężki i rozrywa kieszenie. Pod płaszczykiem wolności zaczęły na Zachodzie obowiązywać różne lewackie ideologie. Zasada współczesnej propagandy jest prosta. Niczego się nie udowadnia, niczemu nie zaprzecza. Zmienia się tylko znaczenie słów i symboli, wyśmiewa, przemilcza fakty, stosuje techniki znane z reklamy, polegające na formatowaniu konsumenta. Najpierw pojawiają się artykuły lub programy przygotowujące grunt na odpowiednie przyjęcie nowego produktu. Prowokuje się oburzenie dyskryminacją lub innym medialnym faktem. Mówi się, że coś jest „normalne”, choć tak naprawdę już nikt nie pamięta co właściwie to słowo znaczy, bo prawda nikogo nie obchodzi, liczy się tylko moda i trend. Później zmienia się znaczenie słów, a następnie uchwala nowe prawa, które mają nas ustrzec przez błędami. Wszystko w trosce o dobro i bezpieczeństwo. A kto się z tym nie zgadza popełnia myślozbrodnię, jest wrogiem klasowym. Przesadzam? Według Słownika Języka Polskiego PWN z 1979 r. słowo „normalny” oznacza: «zgodny z normą, wzorem, przepisem, taki jak powinien być, prawidłowy; najczęściej spotykany, przeciętny, zwykły» a w drugim znaczeniu: «zdrowy psychicznie, będący w pełni władz umysłowych». Dziś jednak większość osób zaczęło słowo „normalny” rozumieć inaczej. Zjawiska marginalne nazywa się „normalnymi”, no bo jeżeli coś nie jest „normalne” to domniemywa się, że jest wtedy „nienormalne”, a to

już przejaw dyskryminacji i obelgi. W efekcie, wszystko co było i jest statystycznie rzadkie uznaje się za normalne. Występujący u kilku procent osób w populacji homoseksualizm nazwano dziś inną orientacją seksualną, choć jeszcze kilkanaście lat temu prawie nikt takiego pojęcia nie używał, oraz określono to zjawisko jako normalne. Ba, związki homoseksualne dwóch osób zrównano prawnie w wielu krajach z małżeństwem, przyznając m.in. prawo do adopcji dzieci, mimo że np. wielożeństwo uznaje się w tych krajach za podlegającą karze bigamię! A przecież w islamie, i wielu innych religiach dopuszcza się posiadanie wielu żon i statystycznie rzecz biorąc jest ono częstsze niż homoseksualizm, a szczególnie transseksualizm. Tymczasem osoba po operacji zmiany płci reprezentuje w polskim Sejmie kobiety, tak jakby, będąc większość życia facetem, mogła cokolwiek powiedzieć o problemach kobiet! Szczególnie o bólach menstruacyjnych i porodowych. Czy świat nie jest zabawny? No i dlaczego za „normalne” nie uznaje się łamania przepisów drogowych, kradzieży, śmiecenia, szkodzenia środowisku naturalnemu? Przecież zjawiska te są o wiele częstsze niż homoseksualizm i najczęściej nieuleczalne. Dlaczego sądy uznają za wystarczający powód do rozwodu zdradę małżeńską? Czy we współczesnym świecie nie jest ona normalnością? Dziś lewicowe ideologie, opierające się na walce klas, płci i materializmie, przeorały ludziom Zachodu rozumy. Inteligencja zastąpiła mądrość, a głupota stała się normalnością. Dlatego prostytutki, aktorzy filmów porno, tancerze egzotyczni (to też jedno z bardziej zabawnych i eufemistycznych określeń nowomowy), jak i wszystkie inne kurwy, oszuści i świnie, są dziś osobami

Włodzimierz Bykowski, ilustracja komputerowa, 2014 r.

14 | www.polskimagazyn.uk

świadczącymi usługi, celebrytami lub politykami. W końcu mają znaczący wkład w PKB cywilizowanego świata. Ironia mojej wypowiedzi nie jest w tym miejscu przypadkowa. By było zabawniej rośnie też ilość przepisów. Posłowie, eurodeputowani i inni wybrańcy narodów uchwalają coraz więcej przepisów określających co wolno, a co nie. W efekcie ogranicza się wolność ludzi. W Szwecji zgłoszono propozycję by mężczyznom zabronić sikać na stojąco (okazało się, że to nie był żart), w USA ukarano fotografów i cukierników za odmowę obsłużenia ślubu homoseksualnych par, zmuszono prezesa Mozilli do rezygnacji za przekazanie datku na fundację promującą tradycyjne małżeństwa – swoją drogą ciekawe dlaczego nikt nie protestował jak prezesi innych firm dawali o wiele większe sumy na organizacje homoseksualistów. W UK odebrano dziecko dziadkom i oddano do adopcji parze gejów. W Polsce chce się wprowadzać do szkół podręczniki promujące ideologię gender, unikające odwołań do płci, w przedszkolach wprowadzano program, w którym przebierano małych chłopców za dziewczynki. Ale co to wszystko ma wspólnego z pierwszymi akapitami mojej notki, gdzie opisywałem rzeczywistość PRL? Od jakiegoś czasu w prywatnych rozmowach coraz częściej słyszę: „tak nie wolno mówić”, „niedługo nie będzie wolno tak mówić”, „uważaj, za to stwierdzenie, to niedługo będzie można pójść siedzieć”, „naprawdę chcesz to napisać? nie boisz się homoseksualistów oni są dobrze zorganizowani”. Tak, ludzie zaczynają się bać! Nie wolno rzeczy nazywać po imieniu: kurwę kurwą, zboczeńca zboczeńcem, szmatę szmatą, idiotkę idiotką, złodzieja złodziejem. Dla „poprawności politycznej”, panią minister nazywa się „ministrą” a panią socjolog „socjolożką”, nie zważając na śmieszność i kuriozalność nowomowy. Podczas podpisywania umów o pracę zmusza się ludzi do składania oświadczeń, że nie dyskryminują oni homoseksualistów i kobiet. Wszystko ma być poprawne. Jak za komuny ludzie dokonują autocenzury, uważają by nie popełnić myślozbrodni. A mieliśmy mieć wolność. Dlatego, jeszcze raz pytam się was, geje, feministki, politycy – co żeście zrobili z naszą wolnością?!

Włodzimierz Bykowski


PUBLICYSTYKA REPORTAÅ»

15


100-lecie NIEPODLEGŁOŚCI

Drogi do wolności (VI) Na koniec września 1914 roku sytuacja na froncie wschodnim (jednym z trzech wtedy istniejących) wyglądała na remisową. Niemcy zmiażdżyły w Prusach Wschodnich siły rosyjskie (choć nie usunęły Rosjan z całego obszaru). Armia cesarsko-królewska oraz wątłe siły niemieckie zajęły część Królestwa Kongresowego. Rosjanie zaś opanowali prawie całą Galicję ze Lwowem włącznie, zadając CK armii potężne straty. Nie udało im się jednak pozbawić jej zdolności bojowej i marzenia o marszu na południe musieli odłożyć na później.

Zabór pruski Postawę przeciętnego Polaka wobec rozpoczynającej się wojny opisałem w poprzednim numerze Magazynu. Reakcje polskich działaczy politycznych były bardziej złożone. W zaborze pruskim konserwatyści, ziemiaństwo i duchowieństwo, jak na przykład: Józef Żychlinski, Adam Żółtowski, Ksawery Drucki-Lubecki czy biskup Edward Likowski, wzywali do pełnego lojalizmu z państwem niemieckim. Postawa ta zacznie łagodnieć dopiero gdy wojna będzie się przedłużać. Wzywanie do lojalizmu, jak sami zainteresowani zaznaczali, wynikało z realizmu politycznego. Niemcy z Polakami się nie liczyli, o żadnej sprawie polskiej jeszcze wtedy nie było mowy i nasi działacze doskonale to wiedzieli. Wiedzieli jednak również, że wszelki opór czy wysuwanie jakichkolwiek żądań jest daremne i będzie surowo karane. Niemcy, ufni w swoją potęgę, nie potrzebowali (jeszcze) Po-

laków i mogli ich złamać bez najmniejszego wysiłku. Postawa naszych działaczy była nastawiona na przeczekanie. O tym, że Germanie nie żartują polscy działacze przekonali się już na początku wojny, gdy wielu z nich, jak na przykład wydawca „Gazety Opolskiej”, zostało aresztowanych pod zarzutem szpiegostwa. Opuścili areszty po wstawiennictwie wpływowych Polaków. Sam jednak fakt aresztowania pokazuje skalę nieufności Niemców w stosunku do Polaków.

endecy oraz Podolacy (konserwatywne ziemiaństwo). Liderem opcji prorosyjskiej został Stanisław Grabski, który oświadczył w Dumie „Nie można się łudzić co do tego, by wojna wypaść mogła korzystnie dla Austrii. Zresztą zwrot w kierunku Rosji najlepiej odpowiada uczuciom większości Polaków”. Grabski wzywał Polaków do wstępowania do carskiej armii.

Najwybitniejszy działacz niepodległościowy zaboru pruskiego, przywódca chadecji Wojciech Korfanty, swe lojalistyczne stanowisko zaczął modyfikować już pod koniec 1914 roku. Podyktowane było to obawą wielkiego zwycięstwa Niemiec, które po wygranej jeszcze energiczniej mogłyby przystąpić do rozprawy z żywiołem polskim.

Jak wiemy plany podboju Kongresów przez pierwszą kadrową i wywołania antyrosyjskiego powstania błyskawicznie wzięły w łeb. Piłsudski kompletnie nie znał nastrojów panujących w zaborze, z którego się wywodził. Zdegradowany do roli komendanta, dowódcy jednego z legionów, nie porzucił jednak planów siania zamętu na tyłach wroga. 22 X 1914 r. za jego pośrednictwem powołano w Warszawie Polską Organizację Wojskową. Utworzono ją na bazie działaczy Związku Walki Czynnej i Drużyn Strzeleckich. Działalności wojskowej początkowo nie podejmowano wcale. Skupiono się na aktywności politycznej. POW zaczęła skupiać wokół siebie antyrosyjskie stronnictwa polityczne, choć planowała pozostać neutralna. Uznawała nad sobą tylko zwierzchność Piłsudskiego. Przez pierwsze miesiące działalności, mimo rozbudowywania siatki konspiracyjnej, POW raczej wegetowała. Główną siłą polityczną była bowiem endecja a nastroje, co może wydawać się dziś niewiarygodne, były bardzo prorosyjskie.

Narodowa demokracja nie demonstrowała lojalizmu. Wzywała za to do docenienia wysiłku żołnierza polskiego walczącego za Rzeszę Niemiecką. Na więcej żaden trzeźwo myślący działacz nie mógł sobie pozwolić.

Okupowana Galicja Jak wspominałem, Rosjanom udało zdobyć się większą cześć Galicji. Z marszu przystąpili też do organizowania łagodnej (jeśli nie było się Żydem) okupacji. Większość proaustriackich polityków Polskich opuściła okupowane tereny wraz z CK armią. Pozostali

16 | www.polskimagazyn.uk

POW czyli konspiracyjne plany Piłsudskiego


100-lecie REPORTAŻNIEPODLEGŁOŚCI

Nikt nie zdradzi cię bardziej niż własny sojusznik Choć nikt przy zdrowych zmysłach wtedy tak nie myślał, to w 1914 roku rozstrzygnął się przyszły los sprawy polskiej. Nie dzięki legionom czy sprawnej dyplomacji Dmowskiego. Stało się to za sprawą niedotrzymywania sojuszniczych umów, co zaważyło na dalszym kształcie wojny. Gdyby podczas kampanii 1914 roku Niemcy zdobyli Paryż, do czego zabrakło im niewiele, wojna byłaby najprawdopodobniej rozstrzygnięta. Na nasze szczęście im się to nie udało. Jednak tajną bronią Francuzów mieli być Rosjanie, którzy powinni zadać cios od tyłu i iść prosto na stolicę Niemiec. Tymczasem oni swe główne siły skierowali przeciw Austro-Węgrom, bo marzył im się podbój Bałkanów i Stambułu. Austro-Węgry wydawały się każdemu najsłabszym przeciwnikiem. Mimo strat wytrzymały rosyjską nawałnicę. Wiedeń zaś został zdradzony przez Berlin. Niemcy, w zamian za przyjęcie przez Wiedeń głównego uderzenia Rosyjskiego, stałe obiecywali wzmocnienie żołnierzem Niemieckim i zmasowany atak na Rosjan. Nie zamierzali się jednak z tego wywiązywać, bo za główny teatr wojny uważali Francję.

Zaborcy schodzą ze sceny Pod koniec roku 1914 ruszyła wielka jesienno-zimowa ofensywa rosyjska. Miała na celu pokonanie przynajmniej jednego z państw centralnych. Niestety wiele z morderczych walk toczyło się na

terytorium przyszłej Polski. Ofensywa przyniosła Rosji niewielkie korekty. Tu coś zyskali, tam coś stracili. Miedzy innymi, po wielodniowych ciężkich zmaganiach oddali Niemcom Łódź. Walki trwały do końca stycznia 1915 roku. W lutym to Niemcy z kolei ruszą ze swoją ofensywą. Co dla nas ważne, początek roku 1915 pokazał, że dwóch graczy schodzi już ze sceny. Oczywiście, w ich krajach bardzo niewiele osób w tamtym momencie zdawało sobie z tego sprawę. Pierwszym przegranym były Austro-Węgry. Kraj ten nie miał ambicji wielkich podbojów. Mimo ogromnych strat trzymał się dzielnie i jeszcze długo będzie sprawnie funkcjonował. Obraz utrwalony w polskich kulturze popularnej, to zwykła fikcja literacka. Cesarstwo ze stolicą w Wiedniu stoczy się w otchłań powoli i to na własne życzenie. Otóż przygniatająca większość Polaków biła się za „cysorza” bardzo chętnie i traktowała naddunajską monarchię po prosu jako swój kraj. Podobnie było z innymi narodami. Po rozpoczęciu wojny zarówno Niemcy jak i Węgrzy postanowili to zmienić. Warto pamiętać, że w politycznych kołach Wiednia dojrzewał pomysł przekształcenia państwa. Może w trójmonarchię, a może w coś innego. Świadomość nieuchronności zmian była jednak coraz większa. Myśląc o trójmonarchii nie myślano absolutnie o związku z Polską. Pierwszeństwo mieli Czesi, a po nich Chorwaci. Tak więc autonomia to wszystko co mogliśmy sobie wywalczyć. Zanim jednak podjęto próby przekształcania kraju wybuchła wojna a polityków zastąpili wojskowi.

Często byli antytalentami w dowodzeniu (przykład kampanii w Serbii) a o polityce, w tak skomplikowanym etnicznie kraju, mieli mgliste pojęcie. Swe niepowodzenia zwalali jednak na żołnierzy oraz ludność terenów, gdzie toczyły się walki. Dochodziło więc do sytuacji, gdzie własna armia zachowywała się na terenach frontowych jak okupant, siejąc terror wśród swoich współobywateli! Jaki to miało długofalowy wpływ na ludność cywilną nie muszę chyba nikomu mówić. Zwykło się za takie rzeczy obwiniać zazwyczaj Niemców… Tymczasem w Galicji najbardziej brutalni byli Węgrzy, opętani często antysłowiańską fobią. Ten stosunek zacznie się zmieniać pod wpływem postawy wojsk legionowych broniących wejścia do serca Węgier przed Rosjanami. Faktem jednak jest, że Węgrzy w pierwszej fazie wojny zachowywali się jak najgorszy okupant. Kolejną gorszącą sprawa były obozy. Jeszcze nie koncentracyjne ale urągające poszanowaniu godności własnych obywateli. Po zajęciu Galicji przez Rosjan zaczęło się poszukiwanie winnych, których szybko znaleziono. Odpowiedzialnością obarczono ludność cywilną, która napłynęła w dużej liczbie do serca cesarstwa. Aparat państwowy, opanowany przez twardogłowych wojskowych, zamiast pomóc własnym obywatelom, zamykał ich tysiącami w obozach odosobnienia. Tysiące Żydów i Polaków miesiącami tkwiło w uwięzieniu – jako element podejrzany. Ze względu na słabe warunki sanitarne

17


100-lecie NIEPODLEGŁOŚCI często wybuchały tam epidemie, zbierające śmiertelne żniwo. Później przyjdzie czas by za niepowodzenia winić Czechów (bijących się zresztą bardzo dzielnie), ale to temat na osobną dyskusję. Faktem jest, że demontaż Austro-Węgier zaczęli sami zarządzający tym tworem, którzy z uporem maniaka postanowili lokalną lojalną ludność przekształcić w ludność wrogą, której nie będzie się już chciało umierać za „cysorza”. Drugim przegranym była Rosja. Wprost ciężko uwierzyć jak oderwane od rzeczywistości były kręgi wojskowe. Na wschodzie od lat tliła się rewolucja a generałom marzył się podbój Bałkanów czy parada zwycięstwa w Stambule. Pierwsze tygodnie wojny pokazały nieudolność wielu z nich. Ofensywa jesienno-zimowa 1914/1915 była gwoździem do trumny. Nie przyniosła co prawda (jeszcze) Rosji klęski, jednak nie dała też upragnionego zwycięstwa, w efekcie eliminując ją z gry. Powód? Rosji zaczęło brakować nie tylko amunicji ale nawet karabinów. Przemysł okazał się za słaby by prowadzić wojnę dłużej niż kilka miesięcy. Sojusznicy, zajęci na francuskim froncie, nie mogli Rosji wspomóc sprzętowo. W praktyce okazało się więc, że kolos ze wschodu nie jest w stanie przeprowadzić kolejnej ofensywy, bo na to potrzeba zapasów, których po prostu nie miał. Mógł się już tylko bronić. Wojna na wyczerpanie wpychała Rosję nieuchronnie w przepaść. Gdyby tego wszystkiego było mało, musimy dodać nieliczenie się z rekrutem. Wydawało się im, że każdego zabitego mogą błyskawicznie zastąpić kolejnym i tak w nieskończoność. Tymczasem nieliczenie się z życiem prostego żołnierza to kolejny krok zbliżający do rewolucji.

Zmiana warty W lutym 1915 roku ruszyła Niemiecka ofensywa na wschodzie. Niemcy odbijają zajęte jeszcze przez Rosjan tereny Prus wschodnich, docierając na koniec miesiąca do linii Suwałki-Augustów. W marcu spod Grodna rusza rosyjska kontrofensywa. Nie przynosi Rosjanom żadnych korzyści ale zatrzymuje natarcie Niemieckie. W kwietniu 1915 roku Niemcy uderzają na Litwę i Kurlandię, odnosząc, na krótko, spore sukcesy. Była to pozorowana ofensywa, mająca odwrócić uwagę Rosjan od niespodzianki szykowanej im przez państwa centralne. Odwrócenie uwagi udało się połowicznie. Rosjanie nie rzucili wszystkich swoich sił na pomoc Kurlandii. Nie zmieniło to jednak faktu, że prawie do końca udało się państwom centralnym ukryć fakt szykowania wielkiej ofensywy na południu. Ruszyła ona na początku maja. Kluczowa była wielka bitwa pod Gorlicami 2-6 V 1915. Gdy dowództwo Rosyjskie zdało sobie sprawę w jak trudnym jest położeniu, było za późno na ratunek i odwrócenie losów batalii. Państwa Centralne wygrały bitwę i przerwały front. Nie posuwały się tak szybko jak planowały, jednak ponawiane natarcia sprawiły, że Austriacy odbili Lwów 22 VI. Załamanie się frontu spowodowało powstanie w nim wybrzuszenia niebezpiecznego dla strony Rosyjskiej. Państwa centralne postanowiły to wykorzystać. Walki prowadzone latem i wczesną jesienią odrzucają Rosjan na wschód. Wojska niemieckie zajmują Warszawę 5 VIII 1915 roku a 18 IX docierają do Wilna. Stwarza to zupełnie nową sytuację polityczną na większości ziem pod zaborami. Znaczna część środowisk politycznych próbowała oprzeć się na Wiedniu, wierząc w przekształcenie CK monarchii w trójmonarchię. O tym, że było to nierealne wspominałem już

Wojciech Kossak, „Szarża pod Rokitną’”, olej na płótnie, 1934 r.

18 | www.polskimagazyn.uk

powyżej. Zrozumienie tej kwestii politykom polskim zajęło jednak sporo czasu. Wierzyli, że to możliwe przynajmniej do 1916 roku. Po sukcesach z 1915 roku naszym politykom wydawało się, że ten plan jest na wyciągnięcie ręki. Plan Polaków zakładał zmianę układu sił. Wierzyli oni w przyłączenie Królestwa Kongresowego do naddunajskiej monarchii. Do dwóch stolic: Wiednia i Budapesztu dołączyłaby trzecia, Warszawa. W innych okolicznościach plan miałby solidne podstawy. O oporze kół wojskowych wspominałem, o braku zainteresowania rządu Węgierskiego również. Teraz doszedł jeszcze jeden czynnik. Niemcy. Politycy do planów kolejnego członu monarchii podchodzili raczej pozytywnie. Wiedząc jednak, że władzę dzierżą aktualnie wojskowi, próbowali sprawę przeciągnąć i załatwić po zakończeniu wojny. Jednak Niemcy nie były zainteresowane wzmacnianiem Wiednia. Jego pozycja zaś z każdym miesiącem wojny słabła. Dodatkowo Niemcy po cichu porozumieli się z Węgrami. W IV 1916 roku Berlin odrzucił możliwość trójczłonowej monarchii, co potwierdzono 11-12 VIII 1916 roku podczas rozmów premiera Węgier z kanclerzem Rzeszy. O austriackiej Warszawie, a tym samym niepodległościowych aspiracjach w oparciu o Wiedeń, można było zapomnieć. Nie chcieli tego zrozumieć lojaliści-konserwatyści. Dotychczas, stojący twardo na politycznym gruncie, zachowywali się tak jakby nie interesowała ich otaczająca ich rzeczywistość. Jeszcze przez rok bezskutecznie będą pukać do Wiedeńskich kół rządowych, miedzy innymi próbując przeforsować program polskiego kraju wydzielonego w granicach Austrii. Ta postawa przyczyniła się do rozbicia jedności politycznej oraz marginalizacji ich znaczenia wśród opinii publicznej. Pozostali politycy, miedzy innymi Witos, coraz

Bitwa pod Kostiuchnówką, 1 Pułk Legionów Polskich w okopach


100-lecie REPORTAŻNIEPODLEGŁOŚCI śmielej i oficjalnie mówili już nie o autonomii ale o niepodległości Polski, choć bez zrywania z dynastią Habsburgów.

Dmowski Po wybuchu wojny Polacy w kongresówce demonstrowali wielkie przywiązanie do Moskwy, co wzbudzało zdziwienie samych Rosjan. Jedni robili to, bo rzeczywiście wierzyli w słowiańską jedność, inni postępowali tak, bo mieli zamiar coś uzyskać. Rząd dusz w kongresówce dzierżyła Narodowa Demokracja. Mało kto dziś sobie zdaje sprawę z tego, że u swych początków endecja miała charakter antyrosyjski. To Roman Dmowski ze swymi współpracownikami przekształcił jej oblicze na antyniemieckie. Widząc nieudolność, korupcję, prywatę doszedł do wniosku, że Rosja carów to kolos na glinianych nogach. W przeciwieństwie do Niemiec, gdzie polskość zwalczano brutalnie a germanizacja postępowała. Mając przed sobą dwóch wrogów wybrał sprzymierzenie się z Rosją, jako wrogiem słabszym, od którego przy sprzyjających warunkach będzie można coś uzyskać. O ogólnikowych manifestach państw zaborczych z czasów początku wojny już pisałem. Endecja bardzo dobrze przyjęła odezwę wielkiego księcia Mikołaja. Widząc jednak, że czas płynie a Rosjanie nie zamierzają robić nic, zaczynali być zirytowani. 21 V 1915 roku grupa polityków polskich z Romanem Dmowskim na czele zameldował się u premiera, prosząc o przyznanie ulg narodowych Polakom. Bezskutecznie. 15 VIII 1915 roku posłowie polscy w dumie złożyli memoriał, w którym domagali się zniesienia praw wyjątkowych i przywrócenia stanu sprzed wojny w Królestwie Kongresowym, również bezskutecznie. Widząc lekceważenie Rosjan, postępujący bałagan oraz klęski militarne Dmowski

doszedł do wniosku, że dalsze przebywanie w imperium carów to strata czasu a o sprawę polską trzeba walczyć gdzie indziej. Po uzyskaniu paszportów dyplomatycznych w XI 1915 roku wraz z Maurycym Zamoyskim udali się na zachód Europy. Na miejscu bezskutecznie o sprawę polską próbowali jeszcze walczyć nieliczni lojaliści oraz konserwatyści ze Stronnictwa Polityki Realnej.

Piłsudski Marny polityk, terrorysta, socjalista, rewolucjonista. Te i podobne epitety często używano wobec Piłsudskiego do wybuchu wojny. W Galicji był postacią pół-anonimową, znaną niewielu. Miał jednak szczęście i charyzmę. Te dwie cechy oraz… opieka literatów zaczęły tworzyć jego legendę. Nieudana wyprawa Pierwszej Kadrowej z czasem obrosła mitem. Legiony przeformowane w XII 1914 roku w brygady stały się dla niego odskocznią do przyszłej władzy. Formalnie był dowódcą jednej z trzech brygad. W praktyce większość żołnierzy z pozostałych dwóch poszłaby pod jego komendę, gdyby tylko kiwnął palcem. Legiony stały się narodowym mitem. Obrosły legendą. Niewielka potyczka pod Rokitną funkcjonuje w polskiej pamięci jako wieka bitwa. III brygady legionów liczyły łącznie około 16 tysięcy żołnierzy. Bardzo nie wiele jak na warunki I wojny. W naszej zbiorowej świadomości to jednak prawdziwa armia. Biły się dzielnie, ponosiły duże straty i często cierpiały na dezercję. Jak pisze profesor Chwalba – wielu legionistów chciało bić się za sprawę polską. Widząc że miesiącami są tylko mięsem armatnim państw centralnych, które nie kwapią się by pchnąć kwestię polską do przodu, porzucało formację. Z czasem zrozumie to zarówno Piłsudski jak i pozostali dowódcy. Wspominałem wyżej, że lojaliści galicyjscy prawie

Oddział ułanów Legionu Polskiego wkraczający do Lublina

do końca monarchii naddunajskiej nie chcieli widzieć, że są lekceważeni i że dla sprawy polskiej nic nie załatwią. Podobnie było z Piłsudskim. CK monarchia pozwoliła na sformowanie tylko takiej siły zbrojnej, jaka dawałaby się kontrolować w każdej sytuacji. Poza tym, o czym Piłsudski nie mógł przecież nie wiedzieć, w Galicji istniał jeszcze legion Ukraiński, liczący w szczytowym okresie 8 tysięcy ludzi, którego interesy – gdyby zostały zrealizowane – byłyby całkowicie sprzeczne ze sprawą polską. Utrzymywanie dwóch formacji o sprzecznych interesach świadczy, że sprawy żadnej z nich nie traktowano poważnie. Oddając hołd żołnierzom trzech brygad legionów, którzy przelewali za Polskę krew w wojnie, która nie była ich wojną, nie zapominajmy o legionie Puławskim. Około tysiąca żołnierzy (nie chciało się Rosjanom tworzyć większej formacji) walczyło dzielnie po stronie rosyjskiej. Bili się dzielnie jednak za wolność Polski. Mieli jednak pecha. Literaci nie chcieli o nich pamiętać.

Michał Gackowski * Publikacje opisujące następne lata polskiej drogi do wolności będą ukazywać się w kolejnych numerach

Bitwa pod Zonnebeke, 1918 r.

19


TEMAT NUMERU

Sir Roger Scruton

ostatni taki Brytyjczyk Na początku roku odszedł Sir Roger Scruton – brytyjski filozof, pisarz, jeden z najwybitniejszych współczesnych myślicieli konserwatywnych. Był autorem ponad 50 książek na temat estetyki, moralności, historii i polityki. Tworzył też powieści, pisał o winie i muzyce. Sam skomponował dwie opery. Był wykładowcą University of London i Birkbeck College, profesorem wizytującym w Departamencie

Filozofii Uniwersytetu Buckingham. Prowadził także zajęcia na wielu innych uczelniach, m.in.: Cambridge, Princeton, Stanford, Boston, Massachusetts, Oslo, Waterloo, Bordeaux. Był stałym felietonistą „The Times”, „Financial Times”, a także współzałożycielem, wydawcą i redaktorem „The Salisbury Review”. Krytycznie podchodził do kultury masowej. Zwracał uwagę na dewastowanie współcze-

20 | www.polskimagazyn.uk

snych przestrzeni miejskich przez architekturę, która ignoruje urodę miasta i potrzeby człowieka. Był doradcą brytyjskiego rządu. W czerwcu 2016 r. otrzymał z rąk królowej Elżbiety II tytuł szlachecki za „zasługi na polu filozofii, nauczania i edukacji publicznej”. Pozostałą część życia spędzał na swojej farmie – hodując świnie, polując na lisy i co niedzielę grając na organach w wiejskiej parafii.


TEMAT NUMERU REPORTAŻ Bazowanie na przytoczonym życiorysie – jako spisie głównych osiągnięć – byłoby jednak kardynalnym błędem. Zakres aktywności i oddziaływania Sir Scrutona wychodził daleko poza możliwości encyklopedycznej noty biograficznej, a charakterystyki jego barwnej i nieszablonowej postaci nie da się zawrzeć w kilku, nawet nader zręcznie skonstruowanych zdaniach.

To właśnie wtedy zostałem konserwatystą Kim był Brytyjczyk i przyjaciel Polski urodzony 27 lutego 1944 roku w niewielkiej wsi Buslingthorpe, w północnej Anglii? Jako młody człowiek, po ukończeniu filozofii w Jesus College na Uniwersytecie Cambridge, wyjechał do Francji – gdzie rozpoczął pracę jako nauczyciel. Tam też był świadkiem zamieszek studenckich w Paryżu w 1968 r. Widział jak tłumy studentów przewracają samochody, wybijają szyby, zrywają płyty chodnikowe i demolują miasto – uzasadniając wszystko „marksistowskim bełkotem”. To właśnie wtedy – jak sam mawiał – stał się konserwatystą. Zaangażował się w walkę z komunizmem w Europie Środkowej. Z przyjaciółmi w Czechach założył podziemny uniwersytet, który umożliwiał zdobycie dyplomu uczelni w Cambridge. Prowadził tajne wykłady dla czechosłowackich, polskich i węgierskich dysydentów. W swojej działalności publicystycznej piętnował radziecką dyktaturę w tych krajach. W trakcie jednej z wypraw do Pragi został zatrzymany przez komunistyczne służby, a następnie wydalony do Austrii. Dostał zakaz wjazdu. Nie powstrzymało go to od dalszej współpracy z czeską opozycją. Jeszcze tego samego dnia, na pieszo, przeszedł przez zieloną granicę, przenosząc w torbie na ramieniu materiały na tajne komplety. Podczas swoich następnych wizyt w Polsce i na Węgrzech zorientował się, że tutaj bezpieka też miała go już na celowniku – krok w krok za nim podążali zawsze „panowie w czarnych płaszczach”. Mimo tego udało mu się stworzyć organizację Jagiellonian Trust, przez którą, wraz z kolegami zza żelaznej kurtyny, dostarczał sprzęt, książki i pieniądze ludziom zaangażowanym w walkę z komunizmem – również w naszym kraju. Swoje doświadczenia z tego okresu opisał w powieści „Notes from the Underground”.

Za wkład w obalenie reżimów komunistycznych został uhonorowany wysokimi odznaczeniami państwowymi przez władze Czech i Węgier. Na podziękowania znad Wisły musiał czekać bardzo długo. Okrągłostołowe ustalenia i polityka „grubej kreski” doprowadziły do nieco innych rozstrzygnięć. Rogera Scrutona Orderem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej w 2019 r., tuż przed śmiercią, odznaczył dopiero prezydent Andrzej Duda.

Lewica i liberałowie udają że Sir Scruton nie istnieje Dzięki jego niezmiennie wiernemu trwaniu w obronie tradycyjnych, konserwatywnych wartości, stał się na przestrzeni lat kłopotliwym kamieniem granicznym dla „postępowego zachodniego świata”. Był niewygodnym autorytetem, który nie dał się ani omamić ani przekupić, i którego nie można było zastraszyć. Płacił za to wysoką cenę.

Był głosem, którego nigdy nie udało się zagłuszyć. Dzięki niemu scena intelektualna dzisiejszego zachodniego świata uzyskała pewną przeciwwagę wobec szkodliwego monopolu lewicy. Przed 1989 r. w krajach bloku wschodniego był zak azanym autorem – z oczywistych względów – walczył z systemem komunistycznym i wspierał opozycjonistów. Kiedy żelazna kurtyna runęła okazało się, że w tych samych krajach jego postać, po cichu – niemal niezauważalnie, została zepchnięta w otchłań niebytu. Milczy o nim większość podręczników z zakresu filozofii, literatury czy teorii polityki. Jak mogło do tego dojść? Razem z demokracją i wolnym rynkiem do Europy Środkowej i Wschodniej ukradkiem wpełzł liberalizm i „nowoczesna lewica”. To te środowiska dochodziły po cichu do władzy poprzez przeróżne, mutujące formacje polityczne. „Nowa elita”, przykładnie podążając za wskazówkami z Zachodu, pisała nowe podręczniki, w których nie było miejsca na postaci takie jak Roger Scruton – będące niewygodnym sumieniem dla liberalno-lewicowej rzeczywistości. Jednak, jak wskazuje prof. Ryszard Legutko, brytyjski filozof był głosem,

którego nigdy nie udało się zagłuszyć. Dzięki niemu scena intelektualna dzisiejszego zachodniego świata uzyskała pewną przeciwwagę wobec szkodliwego monopolu lewicy. Był w pojedynkę człowiekiem-instytucją, który dzięki dorobkowi, wspaniałemu umysłowi i odwadze wprowadził w przestrzeń publiczną szlachetne idee, mądrość i głęboką refleksję.

Intelektualny i moralny upadek w brytyjskiej polityce W tym samym czasie, kiedy w Europie Środkowej Sir Roger zaangażowany był w walkę z komunizmem, w Wielkiej Brytanii skupiał się przede wszystkim na kwestiach związanych z filozofią polityczną i estetyką. Wskazywał na konieczność obrony klasycznego konserwatyzmu, który większą wagę przykłada do tradycyjnej moralności i zwyczajów niż do wolnego rynku – traktowanego jako recepta na wszystko. Działo się to w okresie rządów Margaret Thatcher, która forsowała ideę wolnego rynku – właśnie jako „cudownego remedium” i wyznacznika kierunku polityki. To rządy Żelaznej Damy doprowadziły do przewartościowania brytyjskiego konserwatyzmu w rodzaj dziewiętnastowiecznego liberalizmu ekonomicznego, wzbogaconego o takie „zdobycze” jak prawo do aborcji. Pod tym względem ówczesna szefowa rządu w niczym nie różniła się od feministek. W kolejnych latach, po dojściu do władzy Tony’ego Blaire’a, nastąpiła wielka ideowa konwergencja. Partia Pracy, w gruncie rzeczy, podpisała się pod programem Thatcher, poszerzając zasięg „postępu społecznego” o coraz bardziej rozbudowywane „ustawodawstwo równościowe”. Dalszą liberalno-lewicową metamorfozę przeszli ponownie na początku XXI wieku torysi. Na gruncie przygotowanym przez lata thatcheryzmu, w 2011 roku zburzone zostały ostatnie filary brytyjskiego konserwatyzmu. Na zjeździe partii, urzędujący premier David Cameron oświadczył: „nie jestem zwolennikiem małżeństw jednopłciowych pomimo tego, że jestem konserwatystą, ale jestem zwolennikiem małżeństw jednopłciowych, dlatego że jestem konserwatystą”. Następnie „konserwatywna” większość w Izbie Gmin uchwaliła legalizację związków homoseksualnych.

21


TEMAT NUMERU

Sir Roger Scruton z rodziną podczas pracy na swojej farmie

Sir Roger Scruton wielokrotnie wskazywał na tę transformację – sprzeczną z tradycją i ideologią ugrupowania.

(...) obrona małżeństw gejowskich stała się standardem, któremu muszą podporządkować się wszyscy (…) zastraszenie odgrywa w tej całej sprawie pewną rolę.” W czasie, gdy Partia Konserwatywna bankrutowała intelektualnie i moralnie, był jednym z nielicznych głosów zdrowego rozsądku, który pojawiał się w publicznej debacie. Trafność formułowanych przez niego myśli i prawdziwa niezależność od ideologicznych wypaczeń, szczególnie widoczna była, gdy sfera polityki i media zawładnięte zostały przez liberalno-lewicową nowomowę. Zjawisko to trafnie zdefiniował, jako „ekspansję dyktatury relatywizmu” utwierdzającej „nową ortodoksję” za pomocą „ustawodawstwa równościowego” i walki z „mową nienawiści”. Obserwując praktyczne zastosowanie tego ostatniego pojęcia, wskazał, że walka z mową nienawiści, jest w rzeczywistości przypisywaniem własnej nienawiści innym.

Obrona tradycyjnego małżeństwa W 2012 roku na łamach „Timesa” pisał: „Jeśli spytamy samych siebie, jak to się stało, że obrona małżeństw gejowskich stała się standardem, któremu muszą podporządkować się wszyscy nasi polityczni liderzy, z pewnością musimy uznać, że zastraszenie odgrywa w tej całej sprawie pewną rolę. Wyraź tylko

najmniejsze wahanie w tym względzie i ktoś oskarży ciebie o homofobię, podczas gdy inni zorganizują wszystko tak, że nawet jeśli nic innego o tobie nie jest wiadome, właśnie to stanie się powszechnie znane. Tylko ktoś, kto nie ma nic do stracenia, może poważyć się na przedyskutowanie całej kwestii z całą wymaganą roztropnością. Politycy zaś nie należą do grupy ludzi, którzy nie mają nic do stracenia”. Opisany przez Scrutona mechanizm, w ostatnich latach jego życia, zastosowano wobec niego samego. Wizerunek filozofa prezentowany w mediach został ukradkiem poddany transformacji – przedstawiano go, jako głos skrajnej prawicy, nietolerancyjnego szowinistę posługującego się „mową nienawiści” i oczywiście homofoba. Mimo tego Sir Roger nie dał się zastraszyć i nie dopuścił się żadnego, modnego wówczas, „kompromisu ideologicznego”. Nieugięcie wskazywał, że redefinicja małżeństwa ma swoje poważne konsekwencje społeczne. Przypominał, że opierając istotę związku na „partnerstwie” zrywa się z odwieczną tradycją obecną we wszystkich właściwie kulturach, która ujmuje małżeństwo, jako początek nowej wspólnoty (rodzina), a jednocześnie zobowiązanie dla wspólnoty (prokreacja), które jest warunkiem trwania danej społeczności. Nie można więc – jak podkreślał – rozumować na zasadzie, że „nas to nie dotyczy, my i tak uznajemy małżeństwo jako sakrament i wiemy, że bez metafizyki nie rozpoznamy jego właściwej istoty”.

22 | www.polskimagazyn.uk

Zwracał również uwagę na pomijanie innych istotnych okoliczności. W świeckim społeczeństwie państwo, metodą faktów dokonanych, przejęło już wiele funkcji religijnych. W sytuacji redefinicji małżeństwa, wcześniej czy później, doprowadzi to do zniknięcia prawnych gwarancji chroniących dotąd tę instytucję w jej społecznej funkcji (np. zakaz kazirodztwa, bigamii i małżeństw nieletnich). Według Scrutona głównym czynnikiem sprawczym tego procesu jest „płytkie rozumowanie o równości”. „Jak gdyby, cienka jak nitka, idea równości wystarczała do rozstrzygnięcia wszystkich kwestii dotyczących długofalowego losu ludzkości i jak gdyby pisma antropologów (nie mówiąc już o poetach, filozofach, teologach, pisarzach, socjologach) nic się nie liczyły wobec sloganów wypowiadanych przez Stonewall [największa organizacja gejowska w Wielkiej Brytanii - przyp.red.]. Czy całkowicie się w tym mylimy?”

Lewicowo-liberalny establishment urządza nagonkę na filozofa Przez publiczną obronę podstawowych wartości stał się ofiarą brutalnych ataków. Zrywano jego wykłady, obrzucano go inwektywami. Praktycznie cały establishment kulturalny Wielkiej Brytanii, w większości radykalnie lewicowy, zwrócił się przeciwko Sir Rogerowi. Jego opinie, niezgodne z liberalno-marksistowską narracją na uniwersytetach i w mediach, często sprowadzały na niego kłopoty. Ostatni taki przypadek miał miejsce w kwietniu 2019 r., gdy za wypowiedzi na temat islamu, Chin i finansisty George’a Sorosa, został z hukiem wyrzucony z rządowej komisji architektonicznej. Był to klasyczny przykład, pokazujący skalę ideologizacji, zakłamania i manipulacji w największych brytyjskich środkach przekazu.

Nowa armia czerwona chce uciszyć debatę... Zmasowaną „nagonkę” przeciw filozofowi media liberalne i lewicowe, na czele z „The Guardian”, rozpoczęły już nieco wcześniej. Ostatniego ataku dokonał tygodnik „New Statesman”. Podczas wywiadu, rzekomo doszło do „niedopuszczalnych wypowiedzi”. Scrutonowi zarzucono antysemityzm, islamofobię, homofobię i nienawiść do Chińczyków. George Eaton – dzien-


TEMAT NUMERU REPORTAŻ nikarz, który przeprowadził rozmowę – nie krył później radości ze zwolnienia filozofa. Umieścił na Instagramie swoje triumfalne zdjęcie – z butelką szampana w dłoni i wymownym podpisem: „To jest uczucie, gdy uda ci się usunąć prawicowego rasistę i homofoba Rogera Scrutona ze stanowiska doradcy z rządu torysów”.

Homofobia, islamofobia i antysemityzm w natarciu Kampania oparta na kłamstwach odniosła skutek. Ewidentne stało się to, że każdy, kto nie zgadza się z „postępowymi” liberalnymi hasłami, może w mgnieniu oka zostać starty w pył. Po zwolnieniu filozofa okazało się jednak, że istnieje nagranie z rozmowy z redaktorem wspomnianego tygodnika. Dopiero wówczas na światło dzienne wyszła kolejna, mało elegancka manipulacja lewicowych mediów. Wypowiedzi Scrutona zostały, bez żadnych skrupułów, powyrywane z kontekstu i spreparowane tak, aby zmienić ich sens. Zarzut islamofobii opierał się na przypomnieniu przez Scrutona oczywistego faktu, że określenie to zostało „wymyślone przez Bractwo Muzułmańskie po to, by zablokować możliwość omawiania [niewygodnego – przyp.red.] tematu o elementarnym znaczeniu”. W tych okolicznościach, samo użycie oskarżenia o islamofobię przez lewicowego publicystę, było najlepszym potwierdzeniem prawdziwości tez filozofa.

automaty, czyli robotyzować własne społeczeństwo, by móc je skuteczniej kontrolować.

Ratuj się kto może, jedzie liberalny buldożer Powyższa sytuacja pokazała również istotny stopień „robotyzacji” brytyjskiego społeczeństwa, które zachowuje się jak trybiki w machinie – sterowanej przez lewicowo-liberalne środowiska. Wystarczyło, że padło pomówienie z ust mediów reprezentujących tę grupę, aby postać z dorobkiem i autorytetem Sir Scrutona została natychmiast potępiona i zdegradowana – bez prawa do obrony. Skoro na podstawie sfabrykowanych oskarżeń można było w taki sposób potraktować jednego z najwybitniejszych, współcześnie żyjących filozofów, to znaczy, że żaden poważny autorytet intelektualny, nieprzyklaskujący ideologii gender, „zielonym”, bądź innym lewicowym hasłom, nie może czuć się bezpieczny. Niezależność myślenia i odwaga wyrażania przekonań, niezgodnych z nową dyktaturą, nieuchronnie skutkuje agresją tych środowisk, niecofających się przed żadną podłością. Znany brytyjski historyk Niall Ferguson, komentując atak na Scrutona, napisał na łamach „The Times”: – Nowa armia czerwona chce uciszyć debatę…

W tym kontekście warto przypomnieć, że Sir Roger już wiele lat temu trafnie wskazał sposób, w jaki lewica będzie starła się dokonać „cichego zamachu stanu”. Dostrzegł to, co jest najważniejsze: „zdrowe społeczeństwo wymaga zdrowej kultury, co pozostaje w mocy nawet w sytuacji, kiedy kultura – tak jak ją definiuję – jest domeną nielicznych”. To poprzez zawłaszczenie sfery kultury „liberalna dyktatura” dokonuje ataku na wszystkie pozostałe płaszczyzny życia. Brytyjski filozof wskazywał, że to właśnie kultura jest najważniejsza, bo jest źródłem wiedzy przekazywanej „poprzez ideały i przykłady (…) a każda kultura ma korzenie w religii i z tego korzenia żywica wiedzy moralnej rozchodzi się na wszystkie gałęzie myślenia i sztuki. Nasza kultura została pozbawiona korzeni. Jednak, kiedy drzewo zostanie wyrwane z korzeniami, nie zawsze umiera. Żywica może znaleźć drogę do gałęzi, które każdej wiosny wypuszczają listki z niegasnącą nadzieją życia”. To dlatego, podkreślał Scruton, kultura jest dzisiaj „sprawą prawdziwie polityczną, głównym orężem w walce o zachowanie naszego dziedzictwa moralnego i drogowskazem pozwalającym zmierzać ku zaciągniętej chmurami przyszłości”. opracowanie

Kajetan Soliński

Podobnie było z oskarżeniami o homofobię – czyli termin, który został stworzony przez lobby gejowskie, by uniemożliwić rzeczową dyskusję dotyczącą tego zagadnienia. Natomiast przypisywanie rzekomego antysemityzmu wzięło się z powycinania słów pisarza, odnoszących się do działalności „imperium George’a Sorosa na Węgrzech” – z jego mowy wygłoszonej w 2014 r. w Budapeszcie. W rzeczywistości, podczas swojego wystąpienia Brytyjczyk ostrzegał przed wzrostem nastrojów antyżydowskich. W tekście opublikowanym przez „New Statesman” pojawił się również zarzut, iż Sir Roger uważa wszystkich Chińczyków za automaty. Po ujawnieniu nagrania okazało się, że filozof krytykował Chińską Partię Komunistyczną, za to, że próbuje przekształcić swoich obywateli w żywe

Ceremonia nadania Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej - Sir Roger Scruton i prezydent Andrzej Duda

23


PUBLICYSTYKA

Zielony ład

czy zielony terror? Troska o otaczającą nas przyrodę wydaje się być czymś jak najbardziej zrozumiałym i mało kto kwestionuje jej zasadność, wszak to nasze wspólne dobro. Problem pojawia się, gdy jesteśmy manipulowani, a świat przyrody zaczynamy traktować jako ostateczny punkt odniesienia. W miejsce religii pojawia się „nowa” religia – ekologizm, a ochrona środowiska staje się politycznym instrumentem. Świat natury z racji swojej nowej definicji przestaje podlegać racjonalnemu osądowi, a gdy „rozum śpi budzą się demony”.

„Patriarchalny system opresji” Przed kilkoma miesiącami, nastoletnia szwedzka ekoaktywistka Greta Thunberg, od niedawna bożyszcze i prorokini liberalno-lewicowych mediów, stwierdziła, że kryzys klimatyczny (cokolwiek pod tym pojęciem miałoby się skrywać) to również „kryzys praw człowieka”, stworzony przez „kolonialny, rasistowski i patriarchalny system opresji”. Ten przedziwny konstrukt myślowy, choć wewnętrznie sprzeczny, dobrze oddaje tok rozumowania tzw. obrońców przyrody. Zostawmy na chwilę

24 | www.polskimagazyn.uk

kwestię, czym jest „kryzys klimatyczny” (może to coś na podobieństwo słynnego stwora Yeti – każdy o nim słyszał, ale nikt nigdy go nie widział) i przyjrzyjmy się bliżej winowajcy całego zamieszania, czyli „systemowi opresji”. Młoda aktywistka odniosła się w swoim krótkim wywodzie do kilkusetletniej historii stosunków społeczno-ekonomicznych, które rzeczywiście – m.in. za sprawą poganizacji codziennego życia, usankcjonowania lichwy (tzn. rozwoju bankowości) i rewolucji protestanckiej – okazały się dewastujące dla ówczesnego świata. Problem w tym, że


PUBLICYSTYKA REPORTAŻ – jeśli „patriarchat” będziemy rozumieli jako reprezentację tradycyjnej katolickiej moralności – w przytoczonej wypowiedzi zostały wymieszane dwa przeciwstawne sobie porządki. To właśnie nowożytność – postrzegana przez liberalnych piewców „postępu” jako wyzwolenie człowieka z umysłowych „mroków” wieków średnich – doprowadziła do załamania się, względnie sprawnie funkcjonującego w dojrzałym średniowieczu, dzięki instytucji Kościoła, systemu dystrybucji dóbr w społeczeństwie. To właśnie „wiek oświecenia i maszyny” doprowadził do pojawienia się rażących nierówności społecznych i zorganizowanych struktur wyzysku – zjawisk, którym otwarcie, aczkolwiek niestety bezskutecznie przeciwstawiał się Kościół katolicki.

Batalia o czystsze powietrze, czy ginące gatunki, jest tak naprawdę kontynuacją czerwonej rewolucji zapoczątkowanej w 1917 r., której celem było zniszczenie dotychczasowego porządku opartego na moralności katolickiej i (...) istniejących stosunków społeczno-ekonomicznych. Krótka opinia wygłoszona przez panienkę Gretę, niespecjalnie zaznajomioną z faktami historycznymi, zdradza podłoże tej rzekomej troski o środowisko naturalne. Batalia o czystsze powietrze, czy ginące gatunki zwierząt, jest tak naprawdę kontynuacją czerwonej rewolucji zapoczątkowanej w 1917 roku (żeby nie szukać wcześniej), której celem było zniszczenie dotychczasowego porządku opartego na moralności katolickiej i przemodelowanie istniejących stosunków społeczno-ekonomicznych. Zmieniło się tylko oficjalne uzasadnienia: zamiast walki klas, mamy walkę o Matkę Ziemię.

Ekologizm, czyli natura w krzywym zwierciadle Słowa szwedzkiej aktywistki wpisują się jednocześnie w teorię, wedle której za zmiany klimatyczne (których istnienia nikt nie neguje) odpowiedzialny jest przede wszystkim człowiek. U podłoża antropogenicz-

nego wyjaśniania przeobrażeń, jakie zachodzą w środowisku naturalnym i jego degradacji, leży przeświadczenie o równorzędnym charakterze świata przyrody i samego człowieka. Istota ludzka postrzegana jest jako jej element, stworzenie które nie posiada więcej „praw” niż polna mysz, czy królik. Natura staje się bóstwem dla niej samej.

Nie wolno zabierać kurze jajek, bo to przemoc zadana jej potomstwu, ale można uśmiercić dziecko w dziewiątym miesiącu od poczęcia. Jednocześnie w podejściu ekologistów próżno szukać jakiejkolwiek logiki i konsekwencji. Okazuje się bowiem, że człowiekowi wolno dużo mniej niż zwierzętom. Nie wolno mu jeść mięsa, bo nie może zabijać innych równorzędnych wobec siebie stworzeń. Choć z drugiej strony nikt nie zabrania wężowi zjadać myszy, a lampartowi antylopy – wszak to przecież naturalny łańcuch pokarmowy (choć nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce ekoaktywisci zaczęli organizować warsztaty terapeutyczne mające na celu nauczyć dzikie zwierzęta wegetarianizmu). Nie wolno zabierać kurze jajek, bo to przemoc zadana jej potomstwu (i jej rodzicielskich instynktom!), ale można uśmiercić dziecko w dziewiątym miesiącu od jego poczęcia. Tym podobnym absurdom nie ma końca. Profesor Magdalena Środa chce nadawać zwierzętom obywatelstwo, a Szymon Hołownia obawia się, że świnie, które (nieopatrznie zjadał) będą go sądzić na Sądzie Ostatecznym. Prym w absurdalnych pomysłach wiedzie największa na świecie organizacja zajmująca się tzw. prawami zwierząt, PETA (People for the Ethical Treatment of Animals). Amerykańska korporacja w lutym bieżącego roku wystosowała apel o zmianę terminologii używanej w relacjach ludzi do zwierząt, argumentując, że stosowanie takich zwrotów jak „właściciel”, czy „zwierzę domowe” sugeruje wyższość gatunkową człowieka nad zwierzęciem. Od dzisiaj do swoich włochatych

pupilków powinniśmy mówić „towarzyszu” – przekonywała przedstawicielka brytyjskiego oddziału PETy na antenie BBC. Tak na marginesie, nie wiem czy „obrońcy” zwierząt nie powinni obawiać się posądzenia o męski szowinizm – co zrobią gdy koledzy genderyści ogłoszą, że wśród zwierząt też możemy rozróżnić więcej niż dwie płcie (u ludzi doliczono się ich już około 60)? Paradoksalnie ubóstwienie przyrody prowadzi do jeszcze większej jej degradacji. Przykładem może być polski „przypadek” kornika drukarza. Rzekomi obrońcy puszczy białowieskiej, określający się mianem ekologów, doprowadzili, poprzez sprowokowanie interwencji organizacji unijnych, do zatrzymania wycinki zainfekowanych drzew. W konsekwencji ich działań kilkadziesiąt „chorych” świerków zamieniło się na ponad milion, a szkodnikiem zagrożone zostały prywatne lasy przyległe do puszczy. Jak z przekąsem zauważa redaktor Marek Siudaj, cmentarzysko martwych drzew, jakie wkrótce będzie można zwiedzać na terenie Puszczy Białowieskiej, zaliczyć można do „największych osiągnięć ekologii w Polsce w XXI wieku”.

Kto ma rację? Głównym uzasadnieniem różnorakich działań realizowanych rzekomo w trosce o środowisko, a w gruncie rzeczy, po to, aby przemodelować istniejące struktury rodzinno-społeczne (tj. usunąć „patriarchalny system opresji”) jest zjawisko globalnego ocieplenia. Sformułowanie ‘globalne ocieplenie’ od dobrych kilku lat stało się jedną z najczęściej używanych fraz, w kontekście środowiska naturalnego i jednocześnie synonimem największego zła jakie zagraża naszej planecie. Niemalże każdy większy pożar, powódź, czy inna klęska żywiołowa traktowane są jako wynik efektu globalnego ocieplenia. Jako główny winowajca wspomnianych zjawisk wskazywany jest oczywiście człowiek. Na czym polega jego grzech? W dużym uproszczeniu: zdaniem ekoaktywistów (i pokaźnej rzeszy naukowców) na skutek spala-

25


PUBLICYSTYKA nia produkowanych przez człowieka paliw kopalnych (węgiel, ropa, gaz) następuje przedostawanie się do atmosfery olbrzymiej ilości gazów cieplarnianych, które powodują rapidalne podnoszeni się temperatury na Ziemi. Sam fakt zjawiska globalnego ocieplenia okazuje się być dalece dyskusyjny. Jak wykazują sami naukowcy, nie ma możliwości prowadzenia prawdziwie rzetelnych prac eksperymentalno – badawczych, które potwierdziłby charakter i kierunek zmian zachodzących w świecie przyrody. Stworzenie laboratorium, w którym byłaby możliwa precyzyjna symulacja warunków panujących na Ziemi, pozostaje poza możliwościami człowieka i nauki. Tym bardziej wszelkie modele matematyczne opisujące kierunek zmian klimatycznych – z uwagi na olbrzymią ilość zmiennych, które trzeba by uwzględnić – są dalece hipotetyczne. Konkludując, nie możemy nawet z całą pewnością orzec, czy mamy do czynienia z ociepleniem, czy z ochłodzeniem klimatu (jeszcze w połowie lat 70., po wyjątkowych mroźnych okresach zimowych wieszczono globalne ochłodzenie, jednocześnie w ostatnich latach zaobserwowano regenerację lodów na Arktyce, szybszą od ich topnienia).

Zespół naukowców z Edynburga przeanalizował dane zebrane z satelit (...) które lokalizowały miejsca emisji gazów cieplarnianych (...). Największymi emitentami ww. gazów nie są wysoko uprzemysłowione kraje Zachodu, ale państwa Afryki Zachodniej. Za największa emisję dwutlenku węgla odpowiadają torfowiska w dorzeczu Konga... W raporcie sporządzonym w 2013 roku, Pozarządowy Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu (NIPCC) wykazał między innymi, że: „ogólne ocieplenie od około 1860 roku odpowiada wychodzeniu z małej epoki lodowcowej modulowanemu przez naturalne wielodekadowe cykle napędzane przez oscylację atmosfery oceanicznej lub aktywność

słoneczną” oraz „w ciągu ostatniej jednostki geologicznej (tj. okresu plejstocenu – MS), temperatura Ziemi wahała się naturalnie od około +4°C do -6°C w stosunku do temperatury w XX wieku. Ocieplenie o 2°C powyżej dzisiejszego, jeżeli by wystąpiło, mieści się w granicach naturalnej zmienności”. Jeśli nawet przyjmiemy, że mamy do czynienia ze zjawiskiem globalnego ocieplenia, należałoby jeszcze określić jego prawdziwą przyczynę. W tzw. mainstreamowych mediach przebija się tylko jedna narracja – winny jest człowiek, który produkuje i emituje olbrzymie ilości gazów cieplarnianych. Badania, przemilczane w liberalno-lewicowych mediach, wskazują zgoła coś innego. Zespół naukowców z Edynburga pod przewodnictwem prof. Paula Palmera przeanalizował dane zebrane z dwóch sztucznych satelit: japońskiej GOSAT i amerykańskiej OCO-2 należącej do NASA. Statki kosmiczne lokalizowały miejsca emisji gazów cieplarnianych na całej kuli ziemskiej. Z danych zebranych w latach 2014 – 2017, wynikało, że największymi emitentami ww. gazów nie są wysoko uprzemysłowione kraje Zachodu, ale państwa Afryki Zachodniej. Za największa emisję dwutlenku węgla odpowiadają torfowiska w dorzeczu Konga. Z kolei największym emitentem gazu metanowego (COH) jest Sudan Południowy. I co najważniejsze jego głównym producentem nie jest – jak powszechnie się uważa – bydło hodowlane, ale mikroorganizmy żyjące w tamtejszych mokradłach. Podsumowując – na podstawie badań naukowców z Edynburga – można orzec, że za wzmożone w ostatnich latach przedostawanie się gazów cieplarnianych do atmosfery odpowiedzialne są naturalne procesy zachodzące w przyrodzie (wysokie podzwrotnikowe temperatury, duża wilgotność, podwyższony poziom lokalnych zbiorników wodnych), a nie człowiek.

Bilans zysków i strat Polityczni przywódcy na kolejnych „szczytach klimatycznych” postulują o zwiększenie wysiłków – przede wszystkim finansowych – na rzecz

26 | www.polskimagazyn.uk

powstrzymania „kryzysu”. Przyjrzyjmy się zatem, choć bardzo pobieżnie, o jakich kwotach jest mowa. Remedium na zbliżającą się do nas wielkimi krokami katastrofę miałoby być zastąpienie paliw kopalnych energią słoneczną i energią wiatrową. Problem w tym, że tak wychwalane przez ekoaktywistów alternatywne źródła energii zapewniają obecnie zaledwie 1% zapotrzebowania energetycznego, przy rocznych subsydiach rzędu 160 mld dolarów. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) wyliczyła, że jeśli porozumienie paryskie byłoby konsekwentnie realizowane (wydatki rzędu 1-2 bln dolarów rocznie) do 2040 r., słońce i wiatr dostarczą nie więcej 4% światowego zapotrzebowania energetycznego.

Czy miliony wydawane na bezskuteczne obniżenie temperatury o 1 st. C nie byłoby sensowniej przeznaczyć na ratowanie tysięcy dzieci w krajach trzeciego świata? Zamiast tego, te same instytucje, które walczą z globalnym ociepleniem, serwują im antykoncepcję i aborcję. Kolejny cel stawiany przez Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC), działający pod patronatem ONZ, to zatrzymanie temperatur na maksymalnym poziomie wzrostu +1,5 st. C. Jak wskazuje prof. Bjørn Lomborg, opierając się na kalkulacjach Williama Nordhausa (pierwszego noblisty badającego wpływ klimatu na ekonomię) koszta utrzymania temperatur na poziomie sprzed rewolucji przemysłowej, czyli w granicach przyrostu + 2,5 st. C., to wydatek rzędu około 50 bilionów dolarów. Aby utrzymać maksymalny poziom wzrostu rzędu + 1,5 st. C musielibyśmy w ciągu dziesięciu lat całkowicie zrezygnować z paliw kopalnych. W świetle powyższych wyliczeń – wydajności alternatywnych źródeł energii jest całkowitą mrzonką. Tak na marginesie można jeszcze dodać, że właśnie podwyższonemu stężeniu CO2 zawdzięczamy wyjątkowy dobrostan w rolnictwie, tzn. lepszy wzrost roślin i ich mniejszą podatność na suszę. Można by odwrócić problem i zapytać jakie szkody niesie z sobą tzw. polity-


PUBLICYSTYKA REPORTAŻ ka klimatyczna. Czy miliony wydawane na bezskuteczne obniżenie temperatury o 1 st. C nie byłoby sensowniej przeznaczyć na ratowanie tysięcy dzieci w krajach trzeciego świata? Zamiast tego, te same instytucje, które walczą z globalnym ociepleniem serwują im antykoncepcję i aborcję.

(...) państwa uczestniczące w klimatycznych porozumieniach staną się zakładnikami – na mocy zaciągniętych pożyczek – nowych (póki co bardzo nieefektywnych) technologii oraz ich producentów. Na ten cel rzeczywiście wydawane są miliony. I trudno tutaj odmówić światowym „filantropom” logicznego myślenia. Jeśli czarnoskórzy mieszkańcy Afryki („ludzkie chwasty” jak mówiła o nich Margaret Sanger założycielka Planned Parenthood) sami się będą zabijać i ograniczą liczbę potomstwa, to ograniczą emisję gazów cieplarnianych. Bowiem, za ich powstawanie odpowiedzialny jest każdy człowiek, również ten najmniejszy. Dlatego rezygnacja z

wydawania na świat potomstwa – zgodnie z teoriami ekoaktywistów – jest działaniem dalece pożądanym. Przykład w tej materii dali sami członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, książe Harry i księżna Meghan oświadczając, że w trosce o środowisko naturalne ograniczą się w swoich planach rodzicielskich tylko do dwójki dzieci.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi … Wobec braku możliwości przeprowadzenia miarodajnych badań dotyczących rzeczywistego charakteru zmian klimatu na Ziemi i ich pochodzenia, pojawia się pytanie: na jakiej podstawie wysuwane są tak radykalne wnioski? Jest to fakt tym bardziej zastanawiający, że wspomniane konkluzje pociągają za sobą milionowe wydatki. I to wydatki o dalece wątpliwej skuteczności – ponieważ najwięksi emitenci CO2 – Chiny i Indie (a od niedawna również USA) – odmówiły realizacji działań finansowych wedle agendy narzuconej przez porozumienie paryskie. W czy-

im interesie, w takim razie, jest przeznaczanie niebotycznych sum na „ratowanie” planety? Niestety odpowiedź jest żenująco przewidywalna. Bank Światowy w minionym roku złożył deklarację, że zamierza utworzyć specjalny fundusz pożyczkowy na projekty proekologiczne w ramach porozumienia paryskiego – łącznie 200 mld dolarów przez okres pięciu lat. Komisja Europejska w ramach programu Europejski Zielony Ład już określa kryteria dotacji unijnych, w których elementem priorytetowym będzie spełnianie wymogów tzw. zrównoważonego rozwoju. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że państwa uczestniczące w klimatycznych porozumieniach staną się zakładnikami – na mocy zaciągniętych pożyczek i konkretnych przepisów prawnych – nowych (póki co bardzo nieefektywnych) technologii oraz ich producentów. Oczywiście nie możemy również wykluczyć, że ktoś autentycznie, nawinie wierzy, że ratuje planetę Ziemię przed cieplarnianą apokalipsą …

Mateusz Soliński

27


TEMAT NUMERU

28 | www.polskimagazyn.uk

28


Tajemnice obrazu

TEMAT NUMERU

Matki Bożej Częstochowskiej (I)

Secrets of the painting of Our Lady of Częstochowa (I) Każdego roku odwiedzają go setki tysięcy pielgrzymów. Choć wydaje się dobrze znany, to kryje zagadki, których do dzisiaj nie rozwiązano. Ten najsłynniejszy obraz w Polsce jest ikoną bizantyjską, namalowaną temperą na desce lipowej o wymiarach ok. 122,2 cm x 82,2 cm x 3,5 cm. Pomimo licznych badań wciąż nie udało się ustalić autora dzieła, miejsca ani daty powstania. Analizy utrudnia fakt, że obraz był kilkukrotnie przemalowywany. Niektórzy specjaliści uważają, że stworzono go w Bizancjum. Inni są zdania, że wizerunek powstał na Rusi, Bałkanach lub w Italii, znajdującej się na początku średniowiecza pod wpływem sztuki bizantyńskiej.

Hundreds of thousands of pilgrims visit it every year. Although it seems well known, it hides puzzles that have not been solved to this day. The most famous image in Poland is a Byzantine icon, painted with tempera on a linden board, measuring approx. 122.2 x 82.2 x 3.5 cm. Despite numerous studies, the author of the work, place, and date of creation could not be determined. The fact that the picture has been repainted several times makes the analysis difficult. Some specialists believe that the work was created in Byzantium. Others think that the image was painted in the Rus, the Balkans or Italy, which was influenced at the beginning of the Middle Ages by Byzantine art.

Legenda Cudownego Obrazu

Legend of the Miraculous Image

Według tradycji zachodniej obraz Matki Bożej Jasnogórskiej został namalowany przez św. Łukasza ewangelistę – w domu Maryi w Jerozolimie, na desce stołu, przy którym Najświętsza Rodzina modliła się i spożywała posiłki. Św. Łukasz miał wykonać dwa obrazy Matki Bożej, z których jeden dotarł do Italii i do dziś jest czczony w Bolonii, drugi zaś został przewieziony przez cesarza Konstantyna Wielkiego z Jerozolimy do Konstantynopola i złożony w tamtejszej świątyni.

According to Western tradition, the image of Our Lady of Jasna Góra was painted by Saint Luke the Evangelist – in the house of Mary in Jerusalem, on the board of the table at which the Blessed Family prayed and ate meals. St. Luke was to make two paintings of the Mother of God, one of which arrived in Italy and is still worshiped in Bologna, while the other was transported by Emperor Constantine the Great from Jerusalem to Constantinople and placed in the local temple there.

Natomiast według tradycji wschodniej, wizerunek mógł powstać w Jerozolimie, w miejscu zwanym Wieczernikiem, związanym z Ostatnią Wieczerzą. W latach 66-67 n.e. podczas wojny żydowskiej, obraz Matki Bożej wraz z innymi świętościami miał być ukryty przed Rzymianami w jaskini w mieście Pella. Sześć wieków później, służący w wojsku cesarskim książę ruski Lew, urzeczony pięknem obrazu, zapragnął przenieść go na Ruś. Na usilne nalegania księcia cesarz podarował mu cudowny wizerunek i od tego czasu obraz otaczany był na Rusi wielką czcią.

However, according to Eastern tradition, the image could have been created in Jerusalem, in a place called the Upper Room, associated with the Last Supper. In 66-67 AD during the Jewish War, the image of the Mother of God together with other sacrednesses was to be hidden from Romans in a cave in the city of Pella. Six centuries later, while serving in the imperial army, Ruthenian Prince Lew, captivated by the beauty of the picture, wanted to transfer it to Ruthenia. At the insistence of the Prince, the Emperor gave him the miraculous image and, since then, the image was surrounded by great reverence in the Rus.

Następnie, w czasie walk prowadzonych przez Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego na Rusi, obraz ukryto w zamku w Bełzie. W roku 1382 znalazł go tam książę Władysław Opolczyk. Doznawszy łaski orężnego zwycięstwa nad nieprzyjacielem, książę zabrał obraz i przywiózł do Częstochowy, gdzie oddał go pod opiekę paulinom. Taką historię Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej przekazuje najstarszy rękopis „Translatio tabulae”, którego odpis z 1474 r. przechowywany jest w archiwum jasnogórskim.

Then, during the battles led by Casimir the Great and Louis the Hungarian in Rus, the picture was hidden in the castle in Belz. In 1382 prince Władysław Opolczyk found it there. Having received the grace of armed victory over the enemy, the Prince took the picture and brought it to Częstochowa, where he gave it to the Pauline people. Such a story of the image of Our Lady of Jasna Góra is provided by the oldest manuscript “Translatio tabulae”, of which a copy from 1474 is kept in the Jasna Góra archive.

29 29


TEMAT NUMERU HISTORIA / HISTORY

Drzeworyt obrazujący napad na Jasną Górę i porąbanie Cudownego Obrazu w 1430 r. / Woodcut showing the assault on the monastery of Jasna Góra and cutting of the miraculous image in 1430.

Historyczne i naukowe fakty

Historical and Scientific Facts

Badania wskazują na możliwość bizantyjskiego pochodzenia obrazu – z okresu między VI-IX wiekiem. Za datę ofiarowania jasnogórskiemu klasztorowi przyjmuje się rok 1384, podany przez Petrusa Risiniusa w dziele „Historia pulchra et stupendis miraculis referta Imaginis Mariae”. Pierwszy polski przekaz dotyczący historii Matki Bożej Częstochowskiej zawdzięczamy Janowi Długoszowi. Nie precyzuje on, co prawda, kiedy cudowny wizerunek został sprowadzony, ale przedstawia obszerną relację o zniszczeniu go przez husytów w czasie obrazoburczego napadu na klasztor 16 kwietnia 1430 r. Kronikarz informuje, że obraz został wyrwany z ołtarza, wyniesiony przed kaplicę i porąbany szablami, a na koniec przebity mieczem i porzucony w okolicy kościoła św. Barbary. Mocno uszkodzone malowidło przewieziono do Krakowa i umieszczono w ratuszu, a następnie król Władysław Jagiełło zlecił jego naprawę. Podobną relację podaje Mikołaj Lanckoroński w dziele pt. „Historia venerande imaginis Beatae Mariae Virginis quae in Claro Monte in magna veneratione habetur”.

Research indicates the possibility of the Byzantine origin of the image – from the period between the VI and IX centuries. The date of offering to the Jasna Góra monastery is 1384, given by Petrus Risinius in the work “Historia pulchra et stupendis miraculis referta Imaginis Mariae.” The first Polish message about the history of Our Lady of Częstochowa we owe to Jan Długosz. It does not specify when the miraculous image was imported, but presents an extensive account of the destruction of it by the Hussites during the iconoclastic assault on the monastery on April 16, 1430. The chronicler informs that the picture was torn out of the altar, carried out in front of the chapel and chopped with sabres, and finally pierced with a sword and abandoned near the church of St. Barbara. The heavily damaged painting was transported to Krakow and placed in the town hall, then King Władysław Jagiełło ordered its repair. A similar account is given by Mikołaj Lanckoroński in his work entitled “History venerande imaginis Beatae Mariae Virginis quae in Claro Monte in magna veneratione habetur.”

Sprowadzeni przez króla malarze usiłowali doprowadzić obraz do stanu pierwotnego. Kładli farby techniką tempery, czego stare malowidło nie przyjmowało. Nie znali bowiem dawnej techniki enkaustycznej, stosowanej w obrazach starochrześcijańskich i bizantyjskich, którą wykonano pierwotny wizerunek. Prace mogły trwać nawet dwa lata. Ostatecznie artyści pozostawili ślady ran, zadanych Matce Bożej. Zachowali również lipową deskę, na której namalowano pierwowzór. Zmieniono natomiast ozdoby szat. Domalowano lilie – symbol czystości, niewinności i nieskończonego piękna.

Painters brought by the king tried to restore the icon to its original state. They laid paint using the tempera technique, which the old image did not accept. They did not know about the old encaustic technique used in old Christian and Byzantine paintings, which is how the original icon was made. The work could take up to two years. Ultimately artists left traces of wounds inflicted on the Mother of God. They also preserved a linden board on which the original was painted. However, the garments were changed. Lilies were painted – a symbol of purity, innocence and infinite beauty. Lilies on Mary’s mantle

30 | www.polskimagazyn.uk


HISTORIA / HISTORY TEMAT NUMERU Lilie na płaszczu Maryi nawiązują także do herbu rodu Andegawenów, z którego pochodziła święta królowa Jadwiga. Prawdopodobnie wówczas dodano także do rąk Dzieciątka księgę Ewangelii. Jako pierwszy koronami uhonorował obraz król Władysław Jagiełło. Ofiarował też, zachowane do dzisiaj, srebrne i złote blachy, które pokryły zarówno tło, jak i koliste nimby otaczające głowy Maryi i Dzieciątka (nimb to świetlisty otok wokół przedstawianej postaci, natomiast aureola to linia wokół nimbu). Nimby ozdobił fryz z promienistą glorią – z charakterystyczną liczbą 56 promieni w aureoli Maryi (odpowiadających tradycyjnemu wiekowi ziemskiego życia Matki Bożej) oraz 33 w aureoli Dzieciątka (lata ziemskiego życia Chrystusa). Tło górnej części obrazu wypełniono czterema blachami, przedstawiającymi sceny: Zwiastowania i Adoracji Dzieciątka oraz dwoma scenami pasyjnymi: Biczowania i Naigrawania oprawców z umęczonego Chrystusa. Takie przystrojenie obrazu nawiązywało do kształtu bizantyjskiej basmy, zrabowanej podczas husyckiego napadu. Z badań prof. Rudolfa Kozłowskiego wynika, że z pierwotnego obrazu zachowała się tylko deska podobrazia i niewielkie fragmenty malowidła, natomiast zasadnicza większość wizerunku jest dokładnym odtworzeniem wcześniejszego oryginału, dokonanym w trakcie renowacji w latach 1430-1434.

Tomasz Niemas * Publikacje opisujące dalsze losy obrazu Matki Bożej Częstochowskiej będą ukazywać się w kolejnych numerach

Król Władysław Jagiełło, rys. Jan Matejko / King Władysław Jagiełło, drawing by Jan Matejko

also refer to the Coat of Arms of the Andegawen family, from which Saint Queen Jadwiga came from. Probably at that time, the book of the Gospel was added to the Infant. King Władysław Jagiełło was the first to award the crowns. He also offered, preserved until today, silver and gold sheets that covered both the background and the circular nimbus surrounding the heads of Mary and the Child (nimbus is a luminous wrap around the presented figure, while the halo is a line around the nimbus). Nimbus decorated the frieze with radiant glory – from a characteristic number of 56 rays in the halo of Mary (corresponding to the traditional earthly life of the Mother of God) and 33 in the halo of the Infant (years of earthly life of the Christ). The background of the upper part of the picture was filled with four sheets, depicting scenes: Annunciation and Adoration of the Child and two passion scenes: Whipping and Mocking torturers of the martyred Christ. Such adornment of the image was made to the shape of Byzantine basma, looted during the Hussite attack. The research of Prof. Rudolf Kozłowski shows that from the original image only the canvas board and small fragments of the painting survived while the majority of the icon is an exact reproduction of an earlier original made during renovation in the years 1430-1434.

by Tomasz Niemas translated by Filip Szary

www.proofreadingandtranslations.com Współczesna rekonstrukcja herbu św. Jadwigi Andegaweńskiej, królowej Polski (1384-1399) / Contemporary reconstruction of the Coat of Arms of Saint Jadwiga Andegaweńska, queen of Poland (1384-1399)

* Second part of the article decsribing what happened later to the miraculous icon will be published in the next issue

31 31


KULTURA

96 krzeseł i róż

(pamięci ofiar katastrofy w Smoleńsku) Motto: najokrutniejszy miesiąc to kwiecień na przykład wtorek 9 kwietnia 1940 albo niedziela 10 kwietnia 2010 fragment poematu

1. z obrazu Matejki wychodzi Stańczyk patrzy na szczątki pod Smoleńskiem i nasłuchuje wieści spod Orszy wygląda awangardy (przedniej straży) hetmana Ostrogskiego która może nadejść od strony Katynia Gniezdowa lub królewskiego Witebska zaciężnej jazdy starosty Świerczowskiego wojsk Herkulesa Radziwiłła czyja krew barwi wody Dniepru – pyta dokąd ona płynie? co przyniesie?

jak sroka gromadzi budulec na polski ołtarz w tajdze w tundrze moskiewskim mieszkaniu 96 róż ofiarowanych Maryi idzie przez las 96 krzeseł na jednym z nich marynarka Lecha dzwoni telefon od brata dzwonią dzwony dzyń dzyń dzwonią wszystkie telefony jak dobrze nastrojony klawesyn Das Wohltemperierte Klavier Die Kunst der Fuge lecą pióra i snują się dymy kroczą obcięte blachą nogi turlają się głowy i korpusy dziś Gruzja jutro Ukraina a pojutrze Litwa i Łotwa ale teraz my z daleka nie widać czy to maki czy Upadły anioł Marka cały we krwi jak samolot ma spaść to spadnie nawet najnowocześniejszy to chyba Krzysztof Wassermann jego głos z prędkością dźwięku dwa razy okrążył Ziemię zanim tu dotarł i spadł Białe ukrzyżowanie

wszędzie smród palonej gumy i ludzkich ciał porozrzucane krzesła fotele i pióra husarskich skrzydeł dymią wielkie gondole silników słychać przekleństwa po rosyjsku i wystrzały biją dzwony Soboru Zaśnięcia Matki Bożej i kościoła Niepokalanego Poczęcia

tulą się zakochani nad Smoleńskiem nad Witebskiem nad Katyniem polegli podstępnie na szachownicy pól i łąk szachownicy biało czerwonej błogosławi im pobożny Jan Ordo Clericorum Regularium Pauperum Matris Dei Scholarum Piarum błogosławi ksiądz Zdzisław postulator księdza Jerzego błogosławi ksiądz Roman razem z całym chórem Laudate Dominum:

zamknięta klamra życia kobiety od poczęcia do zaśnięcia

Wieczorem, gdy było zimno, Upadek Adama był ogłoszony

pędzi gdzieś na koniu oszalały Wasyl Matka Boża przysnęła a jej synowie i córki dzieci Wisły i Bugu Dniepru i Dźwiny leżą w błocie śnięte jak ryby strącone gradem połamane nogi krzeseł foteli końskie nogi i obcięte ręce i głowa gdańskiej tramwajarki żółte forsycje i tatarskie siodła pylą brzozy a we mgle czuwają anioły Marka Segala kto je tu przyniósł? kto je tu przywiódł?

Wieczorem Odkupiciel pociągnął go w otchłań Wieczorem gołąbek powrócił niosąc w dziobie listek oliwki

wszyscy ukrzesłowieni wypadnięci z krzeseł jeszcze nie wskrzeszeni a ich liczba dziewięćdziesiąt sześć zasnęła Maria srogi Iwan zbiera relikwie obcięty palec ze ślubną obrączką zegarki telefony karty kredytowe złote i srebrne krzyżyki medaliki

32 | www.polskimagazyn.uk

Wspaniały czasie! Wieczorna godzino! Pokój z Bogiem właśnie teraz został uczyniony klęka Stańczyk klękają oficerowie w Katyniu i Starobielsku czy to anioł usiadł gołąb czy Tupolew? szuka brata Izabela Nowacka którego zabrała Armia Czerwona a kto jej szuka? gdzie ona jest? tu leży jej sukienka kto jej zabrał ciało? śpiewa czerwona sukienka: Chodźcie córki pomóc mi opłakiwać Patrzcie! Na Oblubieńca Patrzcie na Niego jak na Baranka śpiewa z nią sybiraczka Janina która wróciła z armią Andersa pomaga siostra Bożena siostra


FELIETON KULTURA REPORTAŻ Janina siostra Katarzyna Bóg mój i wszystko z nimi w kłębach ogni i dymu tańczą Terpsychora siostra Teresa a z nią Golgota wschodu śpiewają dzieci tułacze a z nimi pierwsza Anna siostra Agacka druga Anna i rodziny katyńskie

Tam Polak z honorem brał ślub ze śmiercią jego martwe już oczy spoglądają na Katyń Kurów Kock Polska daleko jest stąd tak blisko tuż tuż szklą się łzy

poległa Ewa Bąkowska czyta w myślach nazwisko dziadka Mieczysława Smorawińskiego Stefan Melak szepcze nazwisko Bronisława Bohaterewicza Bronisława Orawiec wspomina Franciszka Orawca Leszek Solski szepcze nazwiska Kazimierza i Adama Solskich nie to szepcze wiatr przebiegający zając zatrzymał się na chwilę patrzy na dym i szepcze i myśli czy zdoła wymienić wszystkich: Natalia Januszko Barbara Maciejczyk Justyna Moniuszko Hieronim Cichocki Mikołaj Cichowicz Bronisław Cichowski Emil Cichy wiatr nie zdoła wymienić wszystkich Bogusław Dybiec Józef Ignacy Dyga Jan Dygnarowicz Robert Grzywna Arkadiusz Protasiuk Artur Ziętek Andrzej Michalak Julian Mazepa – kierownik szkoły w Księżomierzy świszcze wiatr w otworach po kulach w czaszkach i gra wiatr

fragment zawsze fragment lotka ze skrzydła palec kapitana Błasika wyjęty jako ostatni z czarnego foliowego worka na śmieci Wasyl zbierał jak leci okręcał sznurem i wrzucał do trumien jak kiedyś do dołu w Katyniu i Starobielsku dziurę w ziemi można zasypać trumnę zabić gwoździami by nikt nie otworzył Wasyl Kopacz Wasyl Zbieracz czy jak mu tam zabronił jadą trumny z workami szczątków w każdym worku trzy głowy cztery nogi i dwie ręce albo dwa korpusy i trzy głowy porozrywane jak po wybuchu jak po ataku husarii żadnych całych ciał zawsze tylko fragment nikt ich nie policzy nikt ich nie poskłada zbiera Wasyl szczątki zbiera Wasyl łupy

Gdy kiedyś będę musiał odejść, Ty nie odchodź ode mnie! Gdy będę musiał stanąć wobec śmierci Ty stań przy mnie! Gdy kiedyś śmiertelny lęk napełni moje serce, Ty wyrwij mnie swą mocą z grozy strachu i bólu! najokrutniejszy miesiąc to kwiecień na przykład wtorek 9 kwietnia 1940 albo niedziela 10 kwietnia 2010 marzną nad ranem dereń leszczyna forsycje kaliny kotki bazie pączki brzozy w żlebach bieleją jak chusty i bandaże kołnierze śniegu czerwienią się skrzepy krwi odcięte zmarznięte ręce i nogi kobiece i męskie wiatr pcha w obłokach anioły Segala porozrzucane w świeżej trawie i zaroślach ludzkie korpusy niemo śpiewają Przyjdź, słodki Krzyżu, tak chcę rzec, Mój Jezu, nakładaj go stale na mnie. Jeśli moje cierpienie będzie za ciężkie, Wtedy pomóż mi je dźwigać samemu. Przyjdź słodki Krzyżu... słychać w tle pieśni wycia i przekleństwa szczurołapów widać dymy nad Smoleńskiem ranny od kuli umiera generał Michał Grabowski ranny generał Józef Zajączek jest rok 1812 płonie Smoleńsk podpalony przez Rosjan

2. 100 dni w celi śmierci zamienione na 10 lat Kołymy śpiewał Czerwone maki na Monte Cassino Zamiast rosy piły polską krew i poszedł Jak zawsze za honor się bić a teraz tu wrócił na ziemię kiedyś polską do dziś polską maki w Katyniu i maki pod Monte Cassino piły tę samą krew nie wiadomo gdzie jego głowa gdzie nogi gdzie ręce gdzie kadłub teraz ta ziemia pije jego krew Czy widzisz ten rząd białych krzyży?

3.

4. na płycie lotniska Смоленск-Северный usiadł biały motyl z wieży kontroli lotów dobrze go nie widać trwa spór czy jest to niestrzęp głogowiec czy bielinek bytomkowiec niepylak apollo a może modraszek bagniczek z daleka nie widać czy ma ciemne kropki na skrzydłach skąd przyleciał z Gniezdowa z Katynia z Witebska czy z głębi Rzeczypospolitej nie widać czy są osmalone siedzimy we łzach i wołamy do Ciebie spoczywającego w grobie: odpoczywaj spokojnie, odpoczywaj! odpoczywaj! Twoje wyczerpane Ciało! odpoczywaj spokojnie, odpoczywaj! nasz grób i kamień niech będą dla niespokojnych sumień jak wygodna poduszka i miejsce wytchnienia dla duszy tam w najwyższej błogości spoczynek dla oczu ścielą się ciała motyli Natalii Januszko Barbary Maciejczyk Justyny Moniuszko Izy Tomaszewskiej Ewy Bąkowskiej rusałki żałobnik szlaczkonia torfowca Kasi Piskorskiej modraszka Ikara modraszka wieszczka pazia żeglarza rozsypały się na obrazach Marka Segala na łąkach pod Smoleńskiem pomieszały się ciała skrzydła i pióra siedzimy we łzach i wołamy do Ciebie spoczywającego w grobie: odpoczywaj spokojnie odpoczywaj!

Sławomir Matusz * W utworze wykorzystano fragmenty „Pasji według świętego Mateusza” Jana Sebastiana Bacha w tłumaczeniu o. Juliana M. Śmierciaka OFM, cytat z „Ziemi jałowej” T. S. Eliota i tytuły obrazów Marca Chagalla, który urodził się w Witebsku.

33


ROZRYWKA

34 | www.polskimagazyn.uk


ROZRYWKA REPORTAÅ»

35


36


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.