Magazyn OKtany / numer 009 /

Page 1

ISSN 2300-4533

BARTŁOMIEJ MIRECKI OKTANY.EU / 009 / 2013


Redaktor naczelny: Maciej Tarkowski mail: redakcja@oktany.eu Public relations: Marcin Gierlicz mail: marcin.gierlicz@oktany.eu tel: +48 609 091 721 Piszą dla nas: Tomasz Szczerbicki Wiktor Słup-Ostrawski KubatTeam Piotr Szymański Art director / fotograf: Piotr Szymański Reklama: mail: reklama@oktany.eu +48 794 794 218 Wydawca OKtany / Maciej Tarkowski 02-647 Warszawa, ul. Bachmacka 1 m. 12 mail: redakcja@oktany.eu tel: +48 794 794 218 www.oktany.eu www.facebook.com/oktany www.twitter.com/oktanyeu

Druk: WEMA Sp. z o.o. © OKtany 2012-2013 Wszystkie prawa zastrzeżone

002


Dziewiąty numer Magazynu OKtany!

Wspomniani wyżej panowie, stawiali też na rozwój dróg. Efekty ich prac widoczne są do dnia dzisiejszego – zarówno w Niem-

Oglądając jeden z ostatnich odcinków Wheeler Dealers, dość

czech, jak i Włoszech. W tym miejscu mała dygresja – kto po-

ciekawie przetłumaczony na nasz język – „Fani czterech kółek”,

dróżował po Italii wie, że przekucie tuneli jest dużo trudniejsze,

zwróciłem szczególną uwagę na bohaterkę, którą trzeba było

z technicznego punktu widzenia, niż budowa na terenie, właści-

przywrócić do stanu używalności, następnie ją odsprzedać. Po-

wie równinnym – chyba, że trafimy na bagno. A stało się to jesz-

dziwiałem zatem zmagania dwóch sympatycznych Anglików

cze przed 1939 rokiem i mowa o autostradach i/lub trasach szyb-

w starciu z Syreną. Właściwie, to najbardziej oczekiwałem ko-

kiego ruchu. Tak, to temat niewygodny, szczególnie w naszym

mentarzy, pewnie kąśliwych i wyszukanych, na temat tego tak lu-

kraju. Czy nie jest to aby pochwała faszyzmu z mojej strony? Nie,

bianego przez niektórych miłośników zabytków w naszym kraju

zdecydowanie nie jest. Jak skończyła się propozycja omawianych

pojazdu – zawiodłem się. Z drugiej strony myślę, że po prostu im

person, firmujących ideologię ekspansji, wiemy doskonale. Pozo-

nie wypadało. Cieszyć zaś powinno, że „królowa” jest na wyspach

stała w pamięci wielka ludzka tragedia, ponad wszystko.

unikatem, nie jak pospolity Bugatti Veyron.

Nie, to jednak nie koniec historii. Cywilizacja miała trwać da-

Natchnął mnie ten odcinek do zastanowienia się nad istotną kwe-

lej. Co zatem się stało? Naukowcy, którzy do tej pory pracowali

stią. Kto jest odpowiedzialny za powstawanie pewnych maszyn

na potrzeby, przede wszystkim Niemiec, szybko znaleźli zatrudnie-

i jakiemu celowi – tak w ogóle – ma to służyć? Jak sami przyznacie,

nie. Zwycięskie mocarstwa wystartowały w wyścigu o pozyskanie

nie jest łatwo skonstruować i zbudować urządzenie, które porwie

wyjątkowej myśli technologicznej. Amerykanie nie polecieliby więc

tłumy. Pomijam, w dużym stopniu, aspekt ekonomiczny – ludzie

na księżyc, gdyby nie Wernher von Braun, który dał im Saturna 5,

po prostu muszą produkt i tak kupić, by go posiąść.

a nikt nie latałby dzisiaj odrzutowymi liniowcami, gdyby nie po-

Można spojrzeć na czynnik ludzki sięgając do historii. Niemcy,

wstał Messersmit Me 262 wyposażony – a jakże – w silniki BMW.

którzy po dojściu Adolfa Hitlera do władzy postawili na tech-

Przy okazji, Amerykanie zarzucili Japonię jeansami i rock & rol-

nologię, dali światu wyjątkowe – na tamte lata – pojazdy wyści-

lem, bo to była chyba zemsta za Mitsubishi A6M „Zero”. Ci z kolei

gowe, takie jak Auto Uniony czy Mercedesy. Jak w tym miejscu

podgrzali serca wszystkich Lancerem Evo. I dzisiaj już nie przeszka-

nie wspomnieć o samochodzie dla ludu – VW Garbusie (Käfer),

dzają żydom i ciemnoskórym niemieckie samochody, Amerykanie

którego sam wódz przecież namaszczał. A Porsche, zapytacie.

dostali fioła na punkcie JDM, Arabowie upalają w najlepsze auta

Odpowiadam – tak panowie się znali. A Opel – jasne, znamy

wszystkie i od wszystkich, u nas renesans PRL-u trwa w najlepsze.

ciężarówki dla Wehrmachtu. Co z motocyklami? Wiadomo. Nie

Tak, tylko co ma wspólnego z tym Syrena? Jest ona tylko pre-

można zapomnieć o wspaniałych sterowcach Zeppelina, o nowo-

tekstem. Mi ten pojazd nigdy się nie podobał. Być może ma to

czesnym lotnictwie, flocie nawodnej i podwodnej.

związek z faktem, iż rodzice mojego kolegi mieli taki. W pamięci

Adolf miał też kolegów. Krzykliwego Duce – Benito Musso-

utrwalił mi się obraz prychającego, rozpadającego się urządzenia,

liniego, należy uznać za człowieka, który też sporo rozumiał

które zresztą ładnie nie wyglądało, stało też smutno pod jakąś

w kwestii ekspansji, bo wzorce jak podbijać świat miał na swoim

wierzbą płaczącą. Kiedy po latach staram się znaleźć w niej coś

podwórku. I w tym przypadku, marki znane do dnia dzisiejszego

interesującego, nadal nic nie odnajduję. Anglicy z Wheeler Dealers

też pojawiały się w kontekście faszystowskim – Benito otwierał ze

dali jej nawet barwy biało-czerwone, i nadal nic. Domyślam się,

swoim orszakiem nową fabrykę Fiata w Lingotto, który produ-

że narażam się na krytykę wielu miłośników tego samochodu, ale

kował nie tylko samochody, bo i czołgi. Ci żądni podboju świata

przecież nie wszystko musi się mi podobać. Odejdźmy jednak od

panowie często też rywalizowali ze sobą na polu – między innymi

kwestii gustu, to sprawa osobista. Widzę w tym miejscu bardziej

– wyścigów samochodowych. Właśnie na życzenie Mussolinie-

złożony problem, co sygnalizowałem wcześniej. Historia maszyn

go zbudowano Alfę Romeo 8C-35 (znana też jako Tipo C), któ-

to też historia wielu, często rywalizujących ideologii. Maszyny

ra miała utrzeć nosa Niemcom. Zresztą, na aukcjach pojazdów

zabijają lub dają wolność, są piękne lub ohydne. I to nie maszyny

zabytkowych ta rywalizacja trwa nadal. Poza tym, że Alfy były

są winne za taki stan rzeczy – zawsze winni są ludzie.

obecne na drogach i torach wyścigowych, można było też wznieść się wyżej – samolotami Savoia-Marchetti SM.79 wyposażonymi właśnie w silniki typu 126 PC 34 konstrukcji Alfa Romeo.

Drodzy Czytelnicy! Zapraszam do lektury nowych OKtanów! Maciej Tarkowski wraz z redakcją

003


006 / BARTŁOMIEJ MIRECKI 022 / DUŻY I MAŁY ZŁUDZENIE WOLNOŚCI NAM DAŁY 040 / MINI JOHN COOPER WORKS GP 050 / AKADEMIA SPORTOWEJ JAZDY PORSCHE 66 / WARSZAWA TO NIE KALIFORNIA, A JEDNAK… 070 / GRAN TURISMO WEDŁUG BMW 074 / CITROËN C4 PICASSO 084 / DZIEWIĘĆ KRAJÓW W DZIEWIĘĆ DNI

004


006 / 022 / 066 / 084 005


BARTŁOMIEJ MIRECKI pytania: Piotr Szymański, odpowiada: Bartłomiej Mirecki, fot. autora

Staram się podchodzić do wszystkiego z chłodną głową, co daje efekty...

06


07


08


Kiedy i jak rozpoczęła się Twoja przygoda z motoryzacją (czy najpierw był sport czy prawko)? Moja przygoda z motoryzacją rozpoczęła się w wieku 3 lat, kiedy to mój tata zabrał mnie na tor pod moim rodzinnym miastem – Wyrazów. Tam pierwszy raz przejechałem się gokartem i w sumie od tego się zaczęła cała zabawa! Oczywiście pasja i sport zapoczątkowały puchary mojego taty, gdyby nie one to bym zapewne grał w szachy . Niestety w wieku 7 lat trzeba było zaprzestać zabaw ze względu na szkołę, ale długo bez tego nie mogłem wytrzymać, zaledwie 2 lata, i już w wieku 9 lat mogłem się pochwalić własnym gokartem – był to Kadett 60A. Na nim odbyły się moje pierwsze kroki w kierunku wyścigów. Następnym etapem, w wieku 15 lat, była przesiadka do samochodów, poprzedzona wcześniejszymi treningami Fiatem Seicento mojego taty. „Sej” jest naszą małą historią motoryzacyjną.

Czy rodzina pomagała Tobie w realizacji zainteresowań i jak na to patrzyła? Oczywiście! Zawsze byłem wspierany przez całą rodzinę, bliższą jak i dalszą. Nigdy nie mogłem narzekać, zawsze mi pomagali, co w sumie robią do dzisiaj. Denerwują się podczas startów, aby nic się nie stało, ale tuż po minięciu linii mety cieszą się z osiągniętego sukcesu – dla nich nie jest ważne który dojechałem, dla nich zawsze jestem zwycięzcą!

Osiągnięcia – karting, samochody, inne sporty? Zdobyłem kilka tytułów indywidualnych jak i drużynowych w gokartach, co można przeczytać na mojej stronie www.bartekmirecki.pl. Myślę jednak, że takie najważniejsze to tytuły Mistrza Polski oraz Europy – do pełnego szczęścia zabrakło tylko tytułu Mistrza Świata, ale kto wie może jeszcze się uda . Myślę, że drugim ważnym wydarzeniem w historii kartingowej to starty dla kartingowego teamu Schumachera KSM i trzecim ważnym punktem było dostanie się do Kartingowej Akademii CIK-FIA, jako pierwszy Polak. W samochodach na pewno ważnym elementem był start w 4 wyścigach WPP-Wyścigowy Puchar Polski patrząc na to, że to były moje pierwsze starty samochodowe to myślę, że można to zaliczyć do świetnych wyników,

09


a kolejnym punktem był tytuł Mistrza Polski KLR który zdobyłem mając zaledwie 16 lat i będąc debiutantem, dzięki czemu byłem pierwszą osobą, która nie ma prawa jazdy a posiada tytuł Mistrza Polski w wyścigach samochodowych. Myślę, że można tutaj też wspomnieć o nagrodzie jaką ufundowała KIA, czyli pokazowy przejazd na „Pani Karowej” podczas 50. Rajdu Barbórka – każdy kierowca wyścigowy, czy też rajdowy oraz fan motorsportu, ma w swoim kalendarzyku marzenie, aby móc się tam dostać i przejechać. Kolejnym takim punktem w karierze było zaproszenie do FIA Institute Young Driver Excellence Academy, gdzie spędziłem cztery ciężkie dni pracy wraz z dwudziestoma pięcioma najlepszymi kierowcami z Europy. Tak samo jak w akademii kartingowej, tak i tutaj dostałem się jako pierwszy Polak! Póki co, nie jest to duża liczba osiągnięć, ale startuję dopiero drugi sezon w samochodach, a kariery jeszcze nie skończyłem .

O sobie... Hmmm... myślę, że to pytanie najlepiej jest zadać rodzinie, znajomym czy też osobom, które mnie znają. Samemu ciężko się odpowiada na takie pytania, ale myślę, że jestem osobą która łatwo się nie poddaje i stara się realizować wyznaczone cele.

Zainteresowania. Muzyka, film, sport, sztuka, etc? Tak jak u każdej młodej osoby, jednym za zainteresowań jest muzyka, kolejnym jest grafika komputerowa. O motorsporcie nie wspominam nawet, bo to jest pasja i miłość od pierwszego „kółka”. Jak każdy chłopak – samochody ale myślę, że jest to już zawarte w zdaniu wcześniej.

Szkoła a hobby. Nie jest łatwo, ale jakoś trzeba dawać radę! Szkoła jest obowiązkiem i mimo, że wracam w niedziele w nocy zmęczony po kilku ciężkich dniach to niestety rano trzeba wstawać do szkoły. Co prawda nieraz uda się wywinąć z tego, ale wygrać z moją mamą jest trudniej niż przebiec z Częstochowy do Las Vegas . Na szkołę nie mogę narzekać. Uczęszczam do 8 LOS w Częstochowie. Szkoła jest bardzo przyjemna, nauczyciele wyrozumiali i bardzo mili. Po pierwszym roku w liceum nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa, zawsze jak mam problem starają się pomóc, a po powrocie z wyjazdu mam czasami drobną ulgę w poniedziałki, ale ciii.. ;) 010


011


Jak to w motorsporcie bywa – na torze nie ma kolegów, są za to rywale...

012


Ty jako kierowca, sportowiec. To pytanie również nie jest do mnie. Tutaj najlepiej chyba odpowiedzą moi byli, obecni, przyszli rywale kartingowi oraz samochodowi. Drugą dobrą opcją jest skierować to pytanie do mojego zespołu BM Racing Team, gdzie na pewno uzyskacie wyczerpującą odpowiedzą.

O konkurencji podczas zawodów i o innych zawodnikach. Widziałem, że jest spore ciśnienie na wygraną, czy wszyscy postępują fair play? Owszem, ciśnienie jest niesamowite, ponieważ wszystko rozgrywa się o tytuł, na który składa się 6 rund – 12 wyścigów (w przypadku KLR) i każdy najdrobniejszy błąd, czy nieukończenie jednego z wyścigów może, skutkować brakiem tych cennych punktów do klasyfikacji generalnej! Jak to w motorsporcie bywa – na torze nie ma kolegów, są za to rywale – a zwycięzcą może być tylko jeden. Zdarzają się czasem nieczyste zagrywki, ale sędziowie od razu starają się na to reagować i karać za przewinienia. Mówimy tu oczywiście o jakiś brutalnych atakach i wypchnięciach czy też odstępstwach od regulaminów technicznych, bo drobne obcierki i stłuczki zdarzają się na każdym zakręcie, bez tego nie istniałby ten świat, a kibic nie miałby po co przychodzić na trybuny. Wiadomo, aby wygrać trzeba jechać najszybciej, aby jechać najszybciej trzeba jechać na tzw. „limicie”, który jest

013


niebezpieczny, a jego przekroczenie najczęściej kończy się jakimś dzwonem, czego sam jestem przykładem. Na III rundzie w Lausitz wykonałem dwie i pół rolki. Moje biedne Picanto skończyło na dachu, ale mechanicy pokazali wysoką klasę i w ciągu dwóch godzin odbudowali auto, za co bardzo im dziękuję! Według niektórych auto nadawało się tylko na złom, mechanicy BM Racing Team byli jednak zdania, że wciąż może wygrywać. Pojechałem Kijanką na średnio udane kwalifikacje, ale następnego dnia wygrałem obydwa wyścigi – w dodatku dwukrotnie startowałem z 10. pozycji. Mimo iż jest to niebezpieczny sport, to lubię to, co robię. Jak to mówią – jest ryzyko, jest zabawa!

Jesteś jeszcze bardzo młody jak sobie radzisz ze stresem? Staram się podchodzić do wszystkiego z chłodną głową, co daje efekty, ale na pewno dużo pomagają mi w tym rodzice, którzy wspomagają mnie nawet w najcięższych chwilach, dzięki czemu mogę czuć się swobodnie. Wiele osób twierdzi, że radzę sobie z nim świetnie i mimo młodego wieku swoim opanowaniem i podejściem, mogę dorównywać dużo starszym zawodnikom – jak to mawiają wiek to tylko liczba.

Życie codzienne. Tu chyba nie ma co się rozpisywać. Mieszkam w domku jednorodzinnym, mam mojego kochanego psa Tajsona – jamnik miniaturka, mały ciałem, wielki duchem. Jak każdy nastolatek lubię rozrywkę, ale w granicach rozsądku, weekendy ze znajomymi. Podczas trwania sezonu staram się wszystko robić ze zdwojoną czujnością. Sezon kończy się teoretycznie we wrześniu, ale nie dla mnie! Od października do marca pięć razy w tygodniu uczęszczam na zajęcia kondycyjne do p. Piotra Ruszela, a po zajęciach w ramach relaksu na masaże do p. Dariusza Goudy. Oczywiście nie tracę kontaktu z kierownicą! Niektóre weekendy spędzam na Wyrazowie, niektóre na Rudnikach jeżdżąc różnymi autami z różnymi napędami, jednak najbardziej lubię Rudniki, gdy tylko spadnie śnieg! Wtedy wyciągam z garażu Subaru, zabieram pachołki i na pasie startowym ustawiam przeróżne konfiguracje trasy. Oprócz zmian trasy następują zmiany modelu Subaru, raz z kierownicą po lewej stronie, raz z kierownicą po prawej stronie, tak dla urozmaicenia . Wbrew pozorom jest to świetny trening dla orientacji na torze i polecam każdemu kto ma taką możliwość!

014


015


016


Samochody.

z kulkami i wciąż będzie wszystkich popędzał w boksach . Osobą godną do naśladowania myślę, że jest Robert Kubica który

Jak już wcześniej wspomniałem w garażu stoją auta o różnych

pokazuje, że mimo takich problemów da się wspiąć na szczyt ka-

mocach, różnych napędach oraz na różne warunki, jednak do-

riery! Kolejną osobą godną podziwu jest Sebastien Loeb, który

kładny ich opis jest tajny, a znają go tylko osoby, które choć raz

zapisał się w kartach historii motorsportu jako rekordzista w raj-

były w tym magicznym dla mnie miejscu . Jednak największym

dach! Jeżeli chcemy wyjść poza zakres motorsportu, to do idola

moim skarbem jest Fiat Seicento – na początku wspomniałem

taty, trzeba dopisać idola mamę, czyli w skrócie rodzice .

o nim jako historii mojej rodziny – tak samo jak mój tata, stawiałem w nim swoje pierwsze kroki, za jego kierownicą zasiadałem już w wieku 7 lat! Nauczyłem się w nim bardzo dużo, przejechałem nim wiele kilometrów w różnych warunkach, zaliczyłem w nim

Plany na przyszłość – te motoryzacyjne ale mogą być też te poza motoryzacyjne.

swoje pierwsze drobne incydenty, takie jak zaspy śnieżne, pobocza, obroty, strącanie pachołków oraz beczek czy też swoje pierw-

Póki co głównym planem jest dowiezienie fotela lidera do końca

sze dachowanie oraz, co najważniejsze, pierwsze wygrane wyści-

sezonu i zdobycie drugiego tytułu mistrzowskiego, a co na przyszły

gi! Do tej pory mam do niego sentyment, szacunek i mimo iż

rok to jeszcze nie wiem. Są drobne plany, ale póki co nie mogę nic

Osobą godną do naśladowania myślę, że jest Robert Kubica który pokazuje, że mimo takich problemów da się wspiąć na szczyt kariery! tata chciał już go sprzedać kilka razy to ja zabroniłem, bo zawsze

zdradzić, jedynie co mogę powiedzieć, to że w Picanto nie zostanę

gdy do niego wsiadam przypominają mi się moje pierwsze kroki

na pewno oraz, że na połowę września mam już zaklepane testy

w świecie wyścigów. Bardzo lubię wsiąść do Seicento, zapiąć pasy,

autem z serii, która jest brana pod uwagę na sezon 2014.

odpalić i wyszaleć się ile się da . Reszta, jak już wspomniałem, jest utajniona a każdy, kto ma ochotę poznać garaż, serdecznie zapraszam!

Wywiad z Bartłomiejem Mireckim był przeprowadzony w czasie, kiedy nie wiedział on jeszcze, że będzie Mistrzem Polski Kia Picanto 2013 – stało się to faktem 14.09.2013 roku. Przyp. redakcji.

Postacie i idole – nie tylko motoryzacyjni. Jakim samochodem jeździsz na co dzień? Moim głównym idolem jest mój tata! Bez niego nie doszedłbym tak daleko i nie osiągnąłbym tego co osiągnąłem! Dziękuję mu za

Ford Focus RS – jak dla mnie świetne auto do zabawy, sprawia

to, że wspiera mnie na każdym kroku i nie wyobrażam sobie, że

mi wiele frajdy i jestem z niego bardzo zadowolony oraz dumny.

zjeżdżam do pistopu a jego tam nie ma! Co prawda zaczyna się

Jest cały wykonany wg. mojej inwencji twórczej. Jedyny jego mi-

odgrażać, że kiedyś siądzie na trybunach i będzie mnie obserwo-

nus to brak napędu na wszystkie koła. Przy aktualnej mocy 450

wał z tamtego miejsca, ale każdy kto to słyszy wpada w śmiech,

koni jest to niestety przykra informacja, bo start w jego wykona-

a ja oraz mój team dodajemy, że jest to niemożliwe. Jednak gdyby

niu nie jest najlepszy, ale na przyśpieszenie od 150 km/h nie zna-

tak się stało, w jego ekwipunku znajdzie się megafon oraz proca

lazłem jeszcze godnego rywala w postaci auta. Z drugiej strony

017


jest to jakieś wyzwanie i radość gdy niepozorny Focus wygrywa z autami takimi jak Ferrari czy też Porsche. Oczywiście wszystkie takie przejazdy odbywają się na zamkniętych odcinkach – głównie pas startowy na lotnisku Rudniki.

Czy jak przesiadasz się do Kia Picanto nie brakuje Ci mocy, czego brakuje Ci najbardziej w Picanto? Hmm … jeżeli chodzi o przesiadanie się to nie, bo każde auto ma swój urok i tajniki które trzeba odkryć. Jednym z takich tajników Picanto jest jego zwrotność, choć jest to jedynie 95 koni, to waga 850kg robi swoją robotę. Natomiast jeżeli chodzi o auto do pucharu to są dwie opinie: jedna mówiąca, że niskie walory auta sportowego są pozytywne, gdyż do wygrania nie liczą się właściwości auta takie jak moc, a umiejętność kierowcy czyli technika. Natomiast druga mówi, że brakuje tutaj chociaż tych 50 koni, ale na to już nic się nie poradzi i trzeba wykorzystywać to na co pozwala nam auto !

O samochodach, maszynach kilka słów – które fascynują i dlaczego? Na pewno fascynują mnie auta takie, jak Ford Sierra RS Cosworth, Ford Escort RS Cosworth, Subaru Impreza, czy też Mitsubishi Lancer gdzie uważam, że są to jedne z ostatnich modeli aut prawdziwie rajdowych, ponieważ obecne auta, które startują w rajdach są tylko z zewnątrz podobne do auta stojących w salonach. Wszystko, co znajduje się w jego wnętrzu nie znajdziemy w aucie cywilnym. Jako przykład mogę podać tutaj Citroena DS3, czy też Forda Fiestę, których nie da się kupić w salonie i zabrać na rajd, są to auta miejsko-cywilne. Natomiast auta podane na początku jak najbardziej nadają się do tego, wystarczy wstawić wszystkie środki bezpieczeństwa takie jak klatka, czy też fotele kubełkowe oraz pasy! Jeżeli chodzi o dział wyścigów to na pewno podziwiam auta DTM, czy też F1, a największą zagwozdką jest Mercedes SLS, który w cywilnej wersji wygląda jak dla mnie śmiesznie, brzydko i w ogóle źle. Natomiast w wersji racingowej gdzie jest obniżony, dostaje inny bodykit oraz tylny spojler, wygląda naprawdę świetnie !

018


019


Porady dla osób zaczynających przygodę z motorsportem. Od czego zacząć? Głównym aspektem jest trening na zamkniętych obiektach, matach poślizgowych, czy też torach wyścigowych. Każdy jeden kilometr w aucie, to kolejny kilometr doświadczenia! Dobrym sposobem jest też jazda wirtualna, gdzie aktualne symulatory takie jak rFactor1, rFactor2 czy Race07 są świetnie wykonane i dzięki pracy wielu osób tory oraz auta świetnie odwzorowane i myślę, że takim prawdziwym pierwszym krokiem powinien być symulator, następnie hala gokartowa, lub zamknięte obiekty, a ostatnim krokiem kariera kierowcy . Niestety nie jest to łatwe i w tzw. 10 min się tego nie nauczymy. Do tego potrzeba lat praktyk i kilkuset kilometrów odbytych w samochodzie. Ja spędziłem w motorsporcie około 12 lat a myślę, że brakuje mi jeszcze sporo do najlepszych – poznałem około 30% tajników. Przede mną długa i ciężka droga pracy aby być najlepszym! Jeżeli planujemy już wyjazd na Tor Poznań, polecam obejrzenie materiału na YouTube „Poradnik TopGear: jak najszybciej przejechać okrążenie Toru Poznań”. Wraz z magazynem stworzyliśmy instruktaż, z którego można dowiedzieć się kilku ciekawych informacji.

Wybór samochodu Ja osobiście zaczynałem Fiatem Seicento – myślę, że osoby, które sumiennie przeczytały cały wywiad, wiedzą czemu w pierwszej wypowiedzi auto jest opisane jako historia rodzinnego motorsportu. Każde auto jest dobre, aby zacząć – liczą się chęci i zabawa. Dopiero, gdy choć troszkę poznamy się na szybkiej jeździe, możemy myśleć o wyborze auta. Dobry kierowca potrafi odnaleźć się we wszystkim. Jednak nie należy rzucać się na głęboką wodę i od razu próbować swoich sił w autach takich, jak Ferrari czy też Porsche, do tego trzeba brnąć drobnymi kroczkami i nie ma się czego wstydzić za auto. Jak już wspomniałem pierwszym autem było Seicento, kolejnym maluch . Jest jeszcze druga możliwość rozpoczęcia czyli gokarty! Tutaj o wiele łatwiej jest znaleźć hale, zasiąść za sterami i spróbować swoich sił, wbrew pozorom nie jest to takie łatwe jak się wydaje. Polecam to jako pierwszą przejażdżkę i myślę, że już po 20 minutach każdy początkujący będzie potrzebował chwili odpoczynku .

Dziękuję za rozmowę.

020


021


DUŻY I MAŁY ZŁUDZENIE WOLNOŚCI NAM DAŁY Piotr Szymański, fot. autora

022


023


N

a początku przyznam się, że artykuł ten wyglądał zupełnie inaczej. Po raz pierwszy postanowiłem napisać bardzo

konkretnie, nawet przygotowałem tabelę z danymi. Zaraz potem nadszedł impuls, a dokładniej tekst „Koniec Romansu” Anny Przybyll z jednego z ostaniach numerów Przekroju dotyczący tematyki wolności i samochodów. Można powiedzieć, że 126p i 125p były namiastką naszej wolności w Polsce Ludowej. Fiat 126 zmotoryzował Polskę, Duży Fiat też miał w tym swój udział ale już mniejszy, a to za sprawą znacznie wyższej ceny. W latach 80. za nowego Fiata 126p na giełdzie trzeba było zapłacić 205 000 zł, a za Fiata 125p 370 000 zł (źr. danych Motor 1981). Ta różnica w cenie stawiała wyraźną granicę pomiędzy grupą odbiorców „dużego i małego”. Oczywiście mieliśmy jeszcze Polonezy, ale o nich napiszemy innym razem. We wspomnianym wcześniej artykule autorka przypomina, że samochody nie od razu spotkały się z uwielbieniem. Ten pozytywny wizerunek został wypromowany w USA. Kraj miłujący sobie wolność stworzył z samochodu obiekt pożądania. Specjaliści wykreowali wizerunek pojazdu dającego poczucie wolności, wszak można nim wszędzie pojechać. Powstało nawet hasło „America's Love Affair with the Automobile”. Ta moda, podobnie jak wiele innych, przeniosła się do Europy, w tym Polski.

024


025


026


To, że moda na samochody została sztucznie wykreowana stawia pewien znak zapytania nad tą „wolnością”. Byliśmy indoktrynowani, narzucono nam pozytywny wizerunek samochodów. Wszyscy go bardzo szybko „kupili”, a dziś już mało kto zastanawia się nad tym. Po prostu ten czterokołowy pojazd na dobre zadomowił się w naszych umysłach. Samochód stał się niezbędnikiem, przez kolejne pokolenia uzależniliśmy się od niego niczym od AGD. Wróćmy do Fiatów. Szczęściarze mogli je kupić za otrzymane talony, a bogatsza część społeczeństwa za bony lub dewizy w Pewexie. W latach 70. wprowadzono przedpłaty na Fiata 126p, chętni wpłacali pieniądze na książeczki PKO. Po odbiór aut w Polmozbytach ustawiały się kolejki. Pamiętam bardzo dobrze jak jechałem z rodzicami po naszego nowego Fiata 126p. Wstaliśmy z samego rana, a i tak czekaliśmy w długiej kolejce. Pracowniczka dostała bombonierkę, nie wiem czy coś to zmieniło, bo kolor nowo kupionego 126p był paskudny – przypominał mysz. Po odbiorze auta wszyscy dokładnie sprawdzali, czy jest sprawny. Dookoła mnie rozlegał się dźwięk klaksonów, nie wiedzieć czemu każdy nowy właściciel musiał sprawdzić jak jego Maluch trąbi.

To, że moda na samochody została sztucznie wykreowana stawia pewien znak zapytania nad tą „wolnością”. 027


Fiaty 126p i 125p dzieli przepaść. Mały Fiat nazywany potocznie „Kaszlakiem” był najtańszym autem na rynku. To samo już nasuwa odpowiedź, że nie mogliśmy liczyć na luksusy. Silnik zapewniał mizerne osiągi, a pierwsze modele były bardzo słabo wygłuszone. Wnętrze było ciasne, ciężko tu nawet mówić o poziomie wygody. Pomimo niewielkich wymiarów Maluchem można było przewozić nawet sporych gabarytów przedmioty np. pralkę Predom Polar Superautomat. Trzeba, było na bieżąco, coś w niej wymieniać by działała prawidło – tak, jak w 126p.

028


Mały Fiat nazywany potocznie „Kaszlakiem” był najtańszym autem na rynku. 029


030


Kiedyś Polar miał prosty programator, który wprawna gospodyni domowa ustawiała zgodnie ze swoimi potrzebami... To wszystko miało swoje plusy, bo zmuszało społeczeństwo do myślenia. A, dziś wyobraźcie sobie naprawienie pralki? Część osób, nawet gdy ma supernowoczesną maszynę do prania, nie wie jak z niej prawidłowo korzystać. Kiedyś Polar miał prosty programator, który wprawna gospodyni domowa ustawiała zgodnie ze swoimi potrzebami np. powtarzając płukanie kilkukrotnie. Właściciele maluchów remontowali silniki na podwórkach. Mam wrażenie, że między innymi „dzięki” postępowi, dziś młode osoby nie potrafią wymienić nawet żarówki w domu. Psycholodzy podają, że IQ społeczeństwa rośnie i co z tego skoro, coraz mniej myślimy. Wychowujemy kolejne pokolenia „idiotów”, dla których kluczem do sukcesu są przyciski ctr+c oraz ctr+v.

031


Fiat 125 też wymagał byśmy myśleli, w nim również można było naprawić wszystko we własnym zakresie. Był jednak znacznie bardziej wymagający od Malucha. Samochód ten pozwalał na komfortowe podróżowanie. Egzemplarz ze zdjęć idealnie trafił w moje gusta, a to za sprawą dźwigni skrzyni biegów umieszczonej przy kolumnie kierowniczej. Gdy byłem młodszy, pojazdy z tym typem przekładni uważałem za „niepełnosprawne”. Gust zmienia się z wiekiem – ten typ skrzyni biegów jest bardzo wygodny, a obsługa intuicyjna. Zmiana poszczególnych przełożeń odbywa się gładko, i szybko – nie musimy sięgać do tunelu środkowego.

032


033


Z przekładnią współpracuje w tym wypadku silnik o pojemności 1300 cm3. Wydawałoby się, że to bardzo mało. Tu zaskoczenie, nie jest on demonem prędkości, ale sposób w jaki pracuje daje dużo radości. Silnik spontanicznie reaguje na każde muśnięcie pedału gazu. Kolejny plus, to ochocze wkręcanie się jednostki na wysokie obroty. Efekty? Ciężko się oprzeć, noga sama przyciska pedał gazu do podłogi. Całość psuje zbyt miękkie zawieszenie, które studzi moje zakusy na szybszą jazdę. Fiat mocno przechyla się w zakrętach. Osoby chcące szybciej pokonywać kręte odcinki drogi mogą zmodyfikować zawieszenie i w pełni wykorzystywać możliwości tego modelu.

034


035


Oba auta nie były idealne, ale sprawiały wiele przyjemności swoim właścicielom. Ich zakup oznaczał często spełnienie marzeń. Dziś awarie, które nękały te modele, są opowiadane wnukom, jako zabawne anegdoty z życia. Osoby, które jeździły Fiatami 125 i 126 z sympatią i łezką w oku wspominają o tych samochodach i odbytych nimi podróżach. Opowiadają, jak ciężko było dostać części zamienne w okresie PRL-u, ile trzeba było się nakombinować by kupić np. rozrusznik do Malucha. Często konsumenci nabywali to, co było na pułkach i składowali w piwnicy, czy garażu. Zapasowe części w czasach niedoboru były pozycją obowiązkową.

036


037


038


Dziś każdy może wejść do salonu i kupić wspaniały samochód pełny elektroniki i korzystać z coraz lepszych dróg. Tylko, że ich ceny są coraz wyższe, marzymy o tych najdroższych zamiast cieszyć się tym, co mamy. Lepiej zastanówmy się nad przyszłością i nad tym o czym będziemy opowiadali naszym wnukom.

039


Jedno okrążenie w 8 minut i 23 sekundy Piotr Szymański, fot. autora

040


041


042


Takim wynikiem chwali się BMW, to czas uzyskany przez Mini John Cooper Works GP na torze Nürburgring. To bardzo dobry rezultat, ale nie rewelacyjny. Od zawsze, czas uzyskany na wspomnianym torze był pewnym wyznacznikiem możliwości samochodu. Obecnie jesteśmy zalewani przez wszystkich producentów „cyframi” z niemieckiego obiektu. Każda firma wsadza kierowcę potrafiącego wycisnąć z maszyny to, co najlepsze. Tyle, że to zawsze jest inny człowiek, a to generuje pewien margines błędu, dodajmy do tego warunki atmosferyczne, ach można wymieniać kolejne czynniki… Tylko po co?

043


Wspomniana rywalizacja to po prostu kolejny marketingowy chwyt na reklamę samochodu, która świetnie działa w ramach wirusowego marketingu. Zdecydowanie bardziej trafia do mnie fakt, że wyprodukowano 2000 egzemplarzy (tak jestem próżny). To sprawia, że wersja GP będzie znacznie lepiej trzymała cenę rynkową - to po prostu „instant classic”. Z pewnością za jakieś 30 lat, ten egzemplarz będzie poszukiwany przez kolekcjonerów i miłośników Mini. Tym bardziej, że szybkie samochody często są rozbijane przez ich właścicieli, co dodatkowo zmniejszy podaż tych pojazdów na rynku wtórnym. Mini John Cooper Works GP to prawie gotowy do jazdy samochód na trackday'e. Dziwi mnie jednak brak szczątkowej klatki bezpieczeństwa, skoro i tak producent zrezygnował z tylnych foteli – czyżby walka z kilogramami? Ciężko stwierdzić, jest za to rozpórka tylnych kielichów. Czego jeszcze brakuje? Chociażby opcjonalnych prawdziwych foteli kubełkowych. Mocujemy klatkę, czy nie? Z takimi drobnymi problemami boryka się większość producentów mających w ofercie usportowione hothatch'e. Szukają oni złotego środka, przeprowadzając badania wśród potencjalnych klientów. Wychodzi na to, że ja odpowiedziałbym inaczej na pytania niż próba reprezentatywna. Poza tym Mini niczego innego nie brakuje. Mamy dobrą jednostkę napędową, zapewniającą osiągi wystarczające by pobawić się na torze. Samochód został zestrojony wyraźnie z myślą o szybkim przemieszczaniu się po krętych odcinkach dróg, a w zasadzie obiektach sportowych. Układ hamulcowy jest wydajny (sześciotłoczkowe zaciski na przedniej osi i tarcze o średnicy 330 mm robią swoje), a jego wyczucie nie sprawia żadnych problemów. Wrażenie to potęgują dodatkowo porządne opony, semi slicki Kumho ECSTA V700 posiadające homologację drogową.

...to prawie gotowy do jazdy samochód na trackday'e. 044


045


046


To między innymi dzięki nim Mini może pozytywnie zaskoczyć osobę, która nigdy wcześniej nie jeździła pojazdem wyposażonym w pół profesjonalne ogumienie. Kolejny szok mógłby was spotkać po założeniu typowo sportowego „obuwia” – te z GP, a wyczynowe dzieli przepaść. Podobnie jak cywilne ogumienie, a Kumho ECSTA. Wszystkie plusy, które wymieniłem mogą przekształcić się w minusy dla tych osób, które prawdopodobnie zadecydowały podczas badań statystycznych, o tym że nie zastosowano wyczynowych foteli i pół-klatki. One mogą narzekać, że Mini jest zbyt twardo zawieszone, a opony szybko się zużywają. No nic, nie można zaspokoić oczekiwań wszystkich…, podobnie jak być przyjacielem wszystkich.

047


048


Dla kogo więc jest Mini John Cooper GP?

Dla kogo więc jest Mini John Cooper GP? Na pewno dla pasjonatów marki i usportowionych samochodów. Z tym modelem jest trochę tak jak z butami do biegania. Te dla amatorów są trochę wygodniejsze, trudniej w nich zwichnąć kostkę, dzięki grubszej podeszwie maja lepszą amortyzację zmniejszającą obciążenie naszych stawów. Natomiast te wyczynowe dają mniej komfortu, ale lepiej trzymają się podłoża i sprawiają, że lepiej czujemy nawierzchnie. Są po prostu nastawione na wynik i dobrą zabawę podobnie jak opisywane Mini! Dane techniczne znajdziecie na stronie: www.mini.com.pl/mini/john_cooper_works_gp

049


Akademia Sportowej Jazdy Porsche Piotr Szymański, fot. autora

050


051


H

mm..., sama nazwa wskazuje nam na to z jakiego typu organizacją mamy do czynienia. Część osób wyraz Porsche

zniechęci, a innych wręcz przeciwnie przyciągnie. Tu natychmiast pragnę złożyć wyjaśnienie. W imprezach o nazwie Tor Poznań Track Day organizowanych przez ASJP może brać udział każdy, nie tylko właściciele samochodów marki Porsche. Bez względu na to jakim autem dysponujemy możemy zapisać się na szkolenie. Wyjaśniłem już, że impreza jest ogólnodostępna, teraz wystarczy odpowiedzieć na pytanie. Po co brać udział w Tor Poznań Track Day? – dla niecierpliwych odpowiem w kilku punktach: by poznać Tor Poznań, by jeździć szybko i bezpiecznie, by poznać swój samochód, by konkurować z innymi i sobą samym by się dobrze bawić!

052


053


054


Z czym to się je? Z samego rana przyjeżdżamy na tor, tam czeka na nas biuro gdzie załatwiamy „papierkologię” i otrzymujemy: numer startowy, „kropka” oraz identyfikator. Następnie możemy udać się do namiotu, a tam kawa, herbata, ciastka. Popijając małą czarną, bierzemy udział w... nie, to nie jest briefing (nienawidzę tego słowa, przecież mamy też wyrazy polskiego pochodzenia), a po prostu zapoznanie się z instruktorami i zasadami obowiązującymi na torze. W skrócie przekazana jest też wiedza o tym „jak jeździć”. Wspomniane „kropki” to naklejki w różnych kolorach, które przyporządkowują nas do danej grupy. Kolor odpowiada możliwościom samochodu i kierowcy. Jeśli w czasie jazd stwierdzimy, że powinniśmy przenieść się do szybszej lub wolniejszej grupy, możemy to zrobić. Czas na przygotowanie samochodu, naklejamy numer startowy i kropka. Osoby, które mają drugi komplet opon mogą skorzystać z wliczonego w cenę szkolenia serwisu oponiarskiego. Panowie przełożą nam koła, opony, itp. Full serwis – to lubimy.

Bez względu na to jakim autem dysponujemy... 055


Gdy wszystkie grupy są gotowe wjeżdżamy na tor. Co istotne, obiekt zostaje podzielony na kilka zamkniętych odcinków. Dzięki temu wszystkie grupy ćwiczą jednocześnie. Nie ma takiej sytuacji, że ktoś z nudy musi się zapychać wspomnianymi ciastkami. Teraz już nie ma czasu na głupoty, a na twarzach kierowców rysuje się skupienie. Zatrzymujemy się na torze, za instruktorem i wysiadamy. Kadra jest przygotowana profesjonalnie, to ludzie potrafiący świetnie jeździć i przekazywać wiedzę w przystępny sposób. My trafiliśmy przypadkiem na naszego znajomego – Marcina (fot. po lewej), który nie raz już udowodnił nam, że na Torze Poznań czuje się jak ryba w wodzie. Przekazuje nam tajniki o tym nie jak przejechać najszybciej poszczególne zakręty, ale całą ich sekwencję. Nieraz trzeba odpuścić, by móc szybciej pokonać kolejny odcinek, a w konsekwencji urwać cenne sekundy. Całość uzupełnia informacją o niebezpiecznych punktach opowiadając anegdoty z życia toru. Tyle teorii – wsiadamy do samochodów i pokonujemy trasę za naszym mentorem jadąc gęsiego. Następnie wysiadamy i słuchamy uwag. Później jeździmy po odcinku, a Marcin wsiada, co jakiś czas do innego kierowcy i udziela cennych rad. I tak zapoznajemy się z kolejnymi partiami toru.

056


057


058


Pełni wiedzy i wrażeń korzystamy z przerwy. Tak, tak każdy zgłodniał, że kierujemy się do namiotu na obiad. To ostatnie chwile na relaks, już za kilkadziesiąt minut rozpoczniemy sesje – jazdę na czas. Mamy ich do przejechania sześć po 20 minut – niby mało ale już po trzech niektórzy uczestnicy rezygnują z kolejnego robiąc sobie dłuższą przerwę. Nie ma żartów, to wyścigi. Każdy ściga się własnymi umiejętnościami i sprawdza czas innych zawodników. Walkę o zwycięstwo mamy zakodowaną w genach. Jednak w ferworze walki nie możemy zapominać o zasadach bezpieczeństwa, sekunda nieuwagi może zakończyć się tragicznie. Bardzo podoba mi się stanowczość organizatora, który bezwzględnie przystępuje do karania niesubordynowanych kierowców. Część osób narzeka na kary pieniężne, które zresztą są wymienione w regulaminie. Jednak w moim odczuciu to jedyna, skuteczna metoda na zwalczanie głupoty i bezmyślności. Obsewując zachowanie uczestników mogę swobodnie powiedzieć, że działa skutecznie.

059


060


W przerwach uczestnicy ze słabszych grup mogą podziwiać zmagania tych z tzw. klasy PROFI. Najmocniejsze auta i „najszybsi” kierowcy. Spotkamy tu wyczynowe samochody np. BMW M3 z Bogart Racing Team, za którego kierownicą zasiada Piotr Iwański startujący w Wyścigowym Pucharze Polski oraz biorący udział w wyścigach poza granicami naszego kraju.

061


Na koniec wszyscy zmęczeni, ale i zadowoleni spotykają się pod namiotem. Czas podsumować track day. Organizator i instruktorzy opowiadają o popełnianych przez kierowców błedach i o niebezpiecznych zachowaniach na torze. Dzięki temu uczestnicy wiedzą gdzie popełniali błędy. Na pierwszym miejscu stoi jednak bezpieczeństwo. Na dowód tego, że jazda po torze nie jest beztroska wspomnę o pechowym Porsche. Samochód wyleciał z toru uderzając w barierę. Siła była na tyle duża, że rozbiły się wszystkie szyby. Kierowca i pasażerka zostali odwiezieni do szpitala, organizator pojechał razem z nimi. Dodam, że kierowca rozbitego Porsche jeździł naprawdę dobrze i szybko. Niestety, im szybciej tym mniejszy błąd potrafi doprowadzić do utraty kontroli nad pojazdem. Sesję na ten czas przerwano ponieważ karetki nie było na miejscu. Na szczęście tym razem skończyło się dobrze, a organizator wykazał się profesjonalizmem oraz zasadami savoir-vivre. Osoby, które uzyskały najlepsze czasy otrzymały nagrody, a przede wszystkim poklask i gratulacje od reszty kierowców. Nie pozostaje nam nic innego, jak pogratulować Akademii Sportowej Jazdy Porsche, a was zaprosić do udziału w Tor Poznań Track Day.

062


Na pierwszym miejscu stoi bezpieczeństwo.

063


064


RL P w E L K M OTO CoYryzacji i nie tylko… ot rzecz o m

1RZD NVLÈĝND DXWRUD ķ6DPRFKRGöZ Z 35/ĵ 3U]\MÚïR VLÚ SRZV]HFKQLH PLDQHP ķPRWRF\NOH 35/ĵ RNUHĂODÊ SRMD]G\ SURGXN FML NUDMRZHM :)0 6+/ :6. -XQDN -HVW WR MHGQDN ZLHONLH XSURV]F]HQLH ER RERN ZVSRPQLDQ\FK MHGQRĂODGöZ QD QDV]\FK GURJDFK PRĝQD E\ïR UöZQLHĝ VSRWNDÊ NLONDQDĂFLH PDUHN PRWRF\NOL LPSRUWRZDQ\FK -DZD 0= &= ,)$ ,¿ 0 . 3DQRQLD /DPEUHWWD 3HXJHRW DbWDNĝH %0: 7ULXPSK 1RUWRQ %6$ $-6 +DUOH\ 'DYLGVRQ LbZLHOH LQQ\FK 2b W\P ZïDĂQLH RSRZLDGD NVLÈĝND ķ0RWRF\NOH 35/ 5]HF] Rb PRWRU\]DFML LbQLH W\ONRĮĵ 3R UD] SLHUZV]\ SRND]DQR WX IDNW\F]Q\ VWDQ SROVNLHJR PR WRF\NOL]PX ZbODWDFK :bUDPDFK W\WXïRZHJR ķĮLbQLH W\ONRĮĵ SU]\ZRïDQR Zb QLHM ZVSRPQLHQLD Rb OXG]LDFK NWöU]\ RGHJUDOL ZDĝQÈ UROÚ ZbPRWRF\NOL]PLH ODW 35/ ļ NRQVWUXNWRUDFK PHFKDQLNDFK NLHURZFDFK VSRU WRZ\FK NUHDWRUDFK UXFKöZ PRWRF\NORZ\FK LbZLHONLFK SDVMRQDWDFK PRWRF\NOL 3RUXV]RQR ZbQLHM WHPDW\ NWöUH E\ï\ QLHJG\Ă SU]HPLOF]DQH

Tomasz ki Szczerbic

:LHORZÈWNRZÈ RSRZLHĂÊ LOXVWUXMH LPSRQXMÈFD OLF]ED SRQDG XQLNDWRZ\FK IRWRJUDğL ZbZLÚNV]RĂFL SR UD] SLHUZV]\ SXEOLNRZDQ\FK ZïDĂQLH WX

patronat honorowy:

patronat medialny:

:\GDZQLFWZR 9HVSHU XO :LHUXV]RZVND 3R]QDñ WHO ZZZ YHVSHU SO 1DV]H SXEOLNDFMH ]QDMG]LHFLH QD DXNFMDFK DOOHJUR SO QLFN YHVSHUBSO IDFHERRN :\GDZQLFWZR ,Q 5RFN :\GDZQLFWZR 9HVSHU \RXWXEH LQURFNYHVSHU

reklama

065


Warszawa to nie Kalifornia, a jednak … Piotr Szymański, fot. autora

P

ogoda nas nie rozpieszcza, podobnie jak nastroje polityczne i ekonomiczne. Polak ma wrodzony „talent” do narzekania.

To może dlatego, że mieliśmy tak niewielu charyzmatycznych przywódców za którymi poszedłby tłum. Oczywiście, były zrywy narodowe ale zawsze odgrywaliśmy rolę stłamszonych. Nawet, gdy mamy wolność, jest podobnie. Potwierdzeniem reguły jest wyjątek i takim jest organizator Saturday Night Cruise, czyli Buzzing Bugs CC. Ekipa ma pozytywne nastroje, nawet gdy resztę społeczeństwa przytłacza „szklana pogoda”. Oni też, by chcieli aby karoserie ich samochodów muskało kalifornijskie słońce, ale warunki atmosferyczne są, jakie są. Ciężko na nie wpływać, ale podobno niektórym udaje się wytworzyć nawet sztuczną mgłę. Buzzing Bugs CC ma natomiast talent to „rozpylania” pozytywnej atmosfery jaka panuje na ich imprezach.

066


067


Saturday Night Cruise ma wypracowaną formułę. (...) tyle, że „nie kopią tylko w przysłowiową oponkę, a rozmawiają. Podczas Saturday Night Cruise można poznać ciekawe osoby, porozmawiać, zjeść, a i espresso nie zabraknie. Pomimo, iż organizatorzy wyraźnie umiłowali sobie Amerykę za wzorzec, to zapraszają wszystkich, nie zamykają się na właścicieli innych samochodów czy motocykli, i nie ważne jaki masz pojazd – japoński, francuski, czy włoski. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, to ludzie tworzą pozytywną atmosferę, a nie samochody, „które jak już pisaliśmy nie są niczemu winne”. Saturday Night Cruise ma wypracowaną formułę. Wszyscy spotykają się na parkingu. Tyle, że „nie kopią tylko w przysłowiową oponkę, a rozmawiają. Może to kwestia jedzenia, „Polak głodny

068


to Polak zły”, a tu głodnych osób nie ma. Z sympatią wspominam oczekiwanie w długiej kolejce na hamburgera, to doskonała okazja, by nawiązać nowe kontakty. Czasami też rozgrywane są niewielkie zawody – nietypowe, bo ogromne amerykańskie auta muszą pokonać ciasny slalom na parkingu. Jest też objazd miasta, a na koniec wizyta w klimatycznym lokalu, np. „Dwa Koła”. A już teraz obiecujemy wam obszerniejszy tekst o Buzzing Bugs CC w jednym z kolejnych numerów. Odwiedźcie koniecznie ich profil na FB: https://www.facebook.com/BuzzingBugs

069


070


Seria 3 Gran Turismo Maciej Tarkowski, fot. autora

071


H

istoria ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Sporo miejsca

generacji (F30), do niedawna dostępna była w nadwoziach typu

z tyłu, nadwozie liftback i duży bagażnik. Tak mógłbym

sedan lub touring – teraz na scenę wjeżdza Grand Turismo.

w skrócie opisać samochód, który posiadałem. Mówię o konstrukcji, którą już chyba tylko wyspiarze pamiętają. To Rover

Wcześniej wspomniałem, że według mnie tego typu samochód

SD1, sporej wielkości samochód produkowany w latach 1976-

ma rację bytu, warunek jest jednak jeden – musi to był pojazd

1986 przez British Leyland, pod marką Rover. Zastąpiony przez

przemyślany, dobrze wykonany i co ważne – dynamiczny. Jeśli

Rovera 800 był nawet samochodem roku 1977. Pamiętacie go?

połączymy obszerną kabinę i nadwozie typu liftback z cechami

Pojawił się też w Misiu Stanisława Bareii. Zresztą, nie był to jedy-

typowymi dla BMW, czyli stylistyką, jakością, silnikami, pod-

ny samochód z ubrany w taką karoserię.

woziem – wynik nie powinien rozczarować nikogo.

To nie był idealny pojazd, choć naprawdę przypadł mi do gustu i uważam, że był to jeden z ciekawszych i dość funkcjonalnych samochódów, które posiadałem. Odbyłem nim też nie jeden Grand Tour. Nadawał się do tego. Był stabilny, bo ważył sto ton, chyba przez masywne progi – przynajmniej bezpieczne. Jak na tamte

...według receptury BMW.

lata był też dość dynamiczny. I nawet z silnika 2600 dało się coś wykrzesać, bo 2000 był już pomyłką. Choć, w moim przekona-

Gran Turismo – mi przynajmniej – kojarzy się od dawna z sa-

niu, był fatalnie wykonany, szczególnie we wnętrzu – cóż, takie

mochodami sportowymi. Termin ten, tłumaczony jest na wiele

to były lata – miał jednak to coś. Poza tym spełniał już właściwie

języków; Grand Tourer, Grand Turismo, Grand Routiere, czy GT

charakterystykę Gran Turismo, ale nikt go tak wtedy nie nazywał.

odsyła do pojazdów mających dać kierowcy i pasażerom możliwość pokonywania dużych odległości, połykania kilometrów

Dlaczego wspominam tamten samochód przy okazji premiery

z dużą prędkością. Wszystko to odbywać się ma w komfortowych

BMW Serii 3 Gran Turismo? To oczywiste. Oto nowe GT we-

warunkach. Zazwyczaj mowa wtedy o dwudrzwiowym nad-

dług receptury przygotowanej przez BMW. Trójka, najnowszej

woziu typu coupé oraz dwumiejscowym wnętrzu, ewentualnie

072


w wariancie 2+2, na myśl którego ortodoksi dostają drgawek, po-

dla ciebie. Decydujesz się oczywiście na inną trakcję niż w typo-

nieważ często psuto w ten sposób linię nadwozoia.

wej trójce – coś za coś.

GT według BMW jest większe niż trójka sedan, to jednak nie

Wracając do Rovera. Obecna, polska nazwa pochodzi właśnie

przeszkadza. Tylna klapa, rodem z coupé, otwierana jest elek-

od brytyjskiej firmy Rover, która dawniej produkowała bicykle.

trycznie, co możemy zainicjować stopą, którą wsuwamy pod

W 1994 r. British Aerospace sprzedało Grupę Rover (marki;

tylny zderzak – wygodne. W aucie siedzi się po królewsku, ja-

Rover, Land Rover, Riley, Mini, Triumph oraz Austin-Healey)

kość materiałów użytych do wykończenia wnętrza oraz same jego

firmie BMW, która zaczęła postrzegać samochody angielskiego

wykonanie stoi na wysokim poziomie, co jest typowe dla współ-

producenta jako potencjalnego, poważnego rywala. W 2000 r.

czesnych bawarek. Wzornictowo deski rozdzielczej oraz wszyst-

nastąpił rozwód obydwu firm – cóż, jak w życiu.

kie elementy sterujące zostały przejęte z trójek z nadwoziem sedan czy kombi. W rezultacie otrzymujemy samochód rodzinny. Czy jednak prowadzi się jak zwykła trójka? Nie wiem, tylko oglądałem i wąchałem. Rozstaw osi to już prawie piątka E60 – ta trójka jest więc spora. Ma też podnoszony spoiler, i jak się dowiedziałem była potrzeba zastosowania takiego rozwiązania. Wyniki badań przeprowadzonych w tunelu aerodynamiczym nie zachwyciły konstruktorów. Trzeba było ustabilizowanć tor jazdy. Zatem problem był, wcale tego nie ukrywano. Pamiętać należy jednak, że to ma być GT, czyli prosto, szybko i komfortowo. Jeśli zatem chcesz upakować znajomych lub rodzinę wraz z bagażem, by komfortowo pokonywać spore odległości jest to auto

073


CITROEN

074


CITROEN

Krótka rozprawa między trzema osobami... Maciej Tarkowski, fot. autora

075


S

ą takie zdarzenia, które powodują, że sytuacja wywraca się,

Jak wiadomo, aktor wchodzi w swoją rolę, a jest ona narzucona

w co najmniej mało spodziewanym kierunku. Nikt ze zgro-

z góry. Zatem jaką ma odegrać nowy Citroën? A czy sam aktor

madzonych na premierze nowego Citroëna C4 Picasso, poza

będzie wybitny, by wcielić się w wiele ról?

organizatorami oczywiście, nie spodziewał się, że uroczystość uświetni aktor Artur Żmijewski. Faktem niezaprzeczalnym, któ-

Odpowiadając na te pytania sięgam do wizji tego wieczoru,

ry wypunktowano podczas prezentacji niejednokrotnie, jest wie-

właściwie sama zmaterializowała się w chwili, gdy zobaczyłem

loletnie przywiązanie aktora do marki i samego modelu Picasso.

Ojca Mateusza. Nie, a może nie był to jednak popularny, telewizyjny duchowny, może był to Radosław Wolf – handlarz bronią

Przedstawiciele Citroëna, wraz z Panem Arturem, zachwala-

posługujący się dość wyszukanym słownictwem, postać z filmu

li dodatnie strony nowego modelu – na tym polega ich praca.

Psy 2 Ostatnia Krew Pasikowskiego. To niemożliwe, przecież to

Wszystko to ubrane było w formę luźnej dyskusji, gdzie interlo-

Artur Żmijewski, zdeklarowany posiadacz kolejnych Citroënów.

kutorzy siedzieli na stołkach barowych. Atmosfera była, można by rzec, rodzinna. Nie ukrywam, że to ciepło bijące ze sceny było

Zatem wkraczamy w krótką rozprawę między trzema osobami,

dobrym pomysłem, by zmiękczyć żądnych krwi dziennikarzy

Wolfem, Ojcem i Arturem. Tematem, co w tym momencie nie

szykujących już serię nokautujących, kłopotliwych pytań, bo jak

powinno już nikogo zaskakiwać, jest nowy Citroën C4 Picasso.

C4 nie przypomina właściwie żadnego samochodu z tych, które możemy spotkać na naszych drogach. już wiem od pewnego czasu – takie zapytania potrafią zbić z tro-

Radosław Wolf (pali papierosa): ---

pu każdego, prowadzącego prezentację. Jest wtedy pole do dyskusji, już po samej konferencji, zazwyczaj przy jednym małym. Zatopiony w wygodnej sofie obserwowałem całe to widowisko.

Ojciec Mateusz (do Wolfa): Pan zgasi papierosa. Artur Żmijewski: Panowie, zajmijmy się tematem.

Wyjaśniam szybko, iż termin widowisko użyty w tym przypadku, nie ma zabarwienia ujemnego. Spektakularne, kosmiczne – dosłownie – odniesienia, dość ciekawa scenografia, telebimy na

Radosław Wolf (do Nadii, którą kupił za skrzynkę whisky): Weź to Nadiu. Masz tu adres i klucze, spodoba ci się.

których prezentowano między innymi technikalia, smaczne klipy promocyjne – nie ukrywam, iż przekonujący był to przekaz. Co

Ojciec Mateusz (do Wolfa rzucającego na podłogę niedopałek):

nie powinno zaskoczyć, była też gwiazda wieczoru, Picasso w wy-

Nie rzucaj go, nie rzucaj... Moja mama tu sprząta. I nic Pan nie

daniu podstawowym oraz, co było niespodzianką – Grand.

powie?

Pracujący, pamiętliwy mój umysł konstruował jednak wizję,

Artur Żmijewski (lekko zniecierpliwiony): Możemy???

która wyłaniała się – chyba najprościej to wyjaśnić obrazowo – zza mgły, a takowej nie brakowało też na sali. Była ona wytwo-

Radosław Wolf (do Ojca): W Stanach mówiłem p... (…)

rzona sztucznie, to pewne. Głównym aktorem był oczywiście wspominany już C4.

076

Ojciec Mateusz: To nie na miejscu. Przejdźmy do rzeczy.


077


078


Artur Żmijewski: Ja decyzję już właściwie podjąłem – wymienię poprzedniego Picasso na nowy model. Przekonuje mnie przestronne wnętrze, tego mi i mojej rodzinie potrzeba. Nie jest, to też nudny samochód. Radosław Wolf: Nie mam rodziny.... Mogę go sprawdzić, co najwyżej, z Nadią na przednim siedzeniu. W W140 na parkingu było wszystko możliwe. Podoba mi się na pewno szklany dach, lubię patrzeć w gwiazdy, to mnie uspokaja. Ojciec Mateusz: To niestosowne Panie Radku... Tak, mam wrażenie, że jest dużo bardziej przestronny niż wersja poprzednia. Z mojego punku widzenia lepsza będzie dla mojej parafii wersja Grand. Wiecie Panowie, teraz to też nie jest dobry czas na wydawanie pieniędzy. Grand jest niewiele droższy od wersji standartowej, a pomieści więcej duszyczek. Artur Żmijewski: Jeżeli już mówimy o wnętrzu... O szklanym dachu Radek już wspominał. Dodam od siebie, iż takie przeszklenie kabiny powoduje, że jest bardzo jasna – nie jest ponuro. Ah... zapomniałem dodać, widoczność na zewnątrz jest dobra.

079


080


Radosław Wolf: Masz jeszcze jakieś pomysły? Kawy, może deser? Ojciec Mateusz: Ja deser, poproszę. Jak już deser, to przynajmniej wyjątkowy. C4 nie przypomina mi właściwie żadnego samochodu z tych, które możemy spotkać na naszych drogach. Wiecie Panowie o czym mówię? Chodzi o te światła do jazdy dziennej. Zamontowano je w miejscu na tyle znaczącym, że są ważnym elementem stylistycznym, nie są zintegrowane z pozostałymi. Czy projektant aby ze zbytnią przesadą ich nie namalował? Szatańskie wzornictwo... Artur Żmijewski: Fakt, to odważne posunięcie. Oglądałem dość długo ten samochód, aby lepiej przyjrzeć się jego sylwetce. Jest delikatna i właściwie prosta. Dyskretne wyrafinowanie spotyka się z tu dynamiką. Dlatego nie jest nudny.

081


W następnym numerze

Radosław Wolf: Robiliście kiedyś interesy z Rosjanami? No ty

Ojciec Mateusz: Podsumujmy; nowa płyta podłogowa, to

musiałeś skoro robiłeś w motoryzacji. Zauważyłeś, że zegary wy-

o 140 kilogramów mniej względem poprzedniej generacji, popra-

mieniono na wielki ekran HD..? OK, pojedziemy trzema cięża-

wie uległy też właściwości jezdne – tu zgoda Panie Arturze? Co

rówkami. Wchodzicie?

jeszcze zauważyłem, to precyzyjny układ wspomagania, rozsądnie zestrojone zawieszenie i w rezultacie dość pewne prowadzenie.

Ojciec Mateusz: Robiłem, to za dużo powiedziane. Maybah o niczym nie świadczy, jeśli o to Panie Radku chodzi – zmieniłem

Artur Żmijewski: Dodam jednak, że w dynamicznie pokony-

jednak preferencje, choć niechętnie i pod naciskiem. A ekran...

wanych zakrętach da się odczuć lekkie przechyły nadwozia, pa-

Poza tym, że wskazania są czytelne, pozwala też na personaliza-

miętać należy, że jest to jednak dość wysoki pojazd.

cję – ja umieszczę św. Krzysztofa, a jakże? Obsługa klimatyzacji jest nowoczesna, wręcz luksusowa, to nawet lubię. Wsiadajmy

Radosław Wolf: Wszystko jest legalne...

zatem... Ojciec Mateusz: Arturze – pamiętając oczywiście, że jesteś głoArtur Żmijewski: Panowie, skupmy się na właściwościach jezdnych. Mój przyszły, rodzinny samochód nie jest wcale taki powol-

wą rodziny – wnioskuję, że ten odważny stylistycznie, wygodny samochód przypadł ci do gustu.

ny. Pamiętajmy, że jest lżejszy niż poprzednik, ma obniżony środek ciężkości, za sprawą nowej płyty podłogowej EMP2. Turbodoła-

Artur Żmijewski: Właściwie wszystko zostało powiedziane.

dowany silnik benzynowy o pojemności 1,6 litra, 156 koni mechanicznych i 240 Nm momentu obrotowego. Takie parametry wystarczają zarówno w mieście, jak i w trasie, nawet z kompletem

Opisana wymiana myśli pomiędzy rozmówcami oczywiście

pasażerów. Przekładnia mechaniczna o sześciu przełożeniach jest

nie miała miejsca – to fikcja. Jest tylko moją wizją, w którą

optymalnie zestopniowana. Co do jej precyzji, też nie możemy

wplecione zostały spostrzeżenia dotyczące nowego modelu

mieć większych zastrzeżeń. Radek, jak było?

Citroëna. Jednocześnie mam nadzieję, że Pan Artur Żmijewski, nie będzie miał do mnie pretensji za taką formułę

Radosław Wolf: Wszystko jest legalne...

082

– chyba, że wcieli się w rolę Wolfa i mnie...



084


ALBAŃSKI TRIP Rafał Walerowski fot. Jan Czerski, Agnieszka Kowalczyk, Rafał Walerowski

085


D

ziewięć krajów w dziewięć dni. Ponad cztery tysiące prze-

wyprawa autostradami do Sochaux byłaby przecież zbyt banalna.

bytych kilometrów, setki pokonanych zakrętów, dziesiątki

My potrzebowaliśmy czegoś znacznie bardziej spektakularnego...

litrów paliwa i spełnione marzenie o tym, by dotrzeć tam, gdzie jeszcze nas nie było. Polska ekipa fanklubu Peugeota 205 wielkim

Zapewne głowilibyśmy się nad trasą wyprawy do dziś, gdy-

bałkańskim rajdem godnie uczciła 30. urodziny tego popularne-

by sprawy w swoje ręce nie wziął niezastąpiony wodzirej każdej

go modelu.

wyprawy – Fox. Pewnego marcowego poranka ogłosił na naszym klubowym forum plan wielkiej bałkańskiej tułaczki. Peugeot 205

Już od dawna wiedzieliśmy, że rok 2013 musi być i będzie dla

Balkan Rallye – bo tak nazwaliśmy nasz trip – czyli pętla po bał-

nas wyjątkowy. Okrągła 30. rocznica rozpoczęcia produkcji uko-

kańskich drogach i bezdrożach, z niezwykle ekscytującym punk-

chanego przez nas youngtimera była do tego wręcz wymarzonym

tem kulminacyjnym trasy – Albanią. Plan zakładał odwiedzenie 9

pretekstem. Niewiadomą pozostawała jedynie forma celebro-

krajów w 9 dni i pokonanie ponad 3500 kilometrów. I choć przez

wania tych urodzin – pomysłów było wiele. Myśleliśmy m.in.

ostatnie lata klubowe 205-tki zwiedziły wiele europejskich zakąt-

podróży do Francji, do siedziby Peugeota, ale temat upadł, bo

ków, to jeszcze nigdy nie stawialiśmy sobie poprzeczki tak wysoko.

086


Trudno słowami opisać poruszenie, jakie powstało w naszym

Pewnego marcowego poranka ogłosił na naszym klubowym forum plan wielkiej bałkańskiej tułaczki.

gronie. Od momentu ogłoszenia „master” planu, do dnia wyjazdu pozostało dokładnie czterdzieści dni. Rozpoczęły się przygotowania do „Operacji Albania”. Kalkulowanie kosztów, walka o urlopy, szykowanie maszyn na wyprawę życia i gromadzenie zapasowych części. Czas nie był naszym sprzymierzeńcem, trzeba było działać szybko i zdecydowanie. Im bliżej wyprawy, tym więcej ekip potwierdzało swój udział w szalonym bałkańskim rajdzie. Chęć wyjazdu zgłosiła nawet załoga spoza klubu, jadąca Škodą Octavią. Po ogłoszeniu naszych planów za pośrednictwem klubowego fanpage'a na Facebooku akcja nabrała międzynarodowego charakteru. Zapraszali nas 087


088


Węgrzy, zapraszali Bułgarzy, Czarnogórcy i Bośniacy. Na długo

gdzie w Budapeszcie spotykamy się z ekipą węgierskich fanów

przed wyruszeniem w drogę wiedzieliśmy, że 205 Balkan Rallye

Peugeota 205, a następnie mkniemy autostradą do Serbii, gdzie

będzie dla nas legendarną wyprawą.

w Nowym Sadzie odpoczywamy po długiej podróży. Pełni zapału ruszyliśmy z kopyta przed siebie, ale jeszcze w polskich Tatrach

Żeby godnie prezentować się na trasie (a także pamiątko-

zgubiliśmy Audi, które odłączyło się od ekipy. Z kolei na Słowacji

wych zdjęciach), należało zadbać o tzw. identyfikację wizualną.

okazało się, że część trasy widokowej jest trudniejsza, niż to sobie

Dzięki utalentowanej graficzce, Agacie powstało oficjalne logo

zakładaliśmy.

wyprawy, które znalazło się na naszych samochodach (magnesy i naklejki) oraz na nas samych (koszulki). I trzeba przy-

Piękne krajobrazy mogły podziwiać wyłącznie nasze pasażer-

znać, że był to strzał w dziesiątkę. Identycznie oznakowane

ki. My musieliśmy patrzeć pod koła, żeby nie zostawić gdzieś

bolidy pomagały nam (przeważnie) w sprawnym pokonywaniu

w cygańskiej wiosce pamiątki w postaci elementów zawieszenia,

przejść granicznych, no i rzecz jasna wywoływały uśmiechy na

wydechu, czy też miski olejowej. Słowackie wertepy ostatecznie

twarzach gapiów i przechodniów, gdzie tylko się pojawiliśmy.

udało się pokonać bez większych strat w sprzęcie, jeśli nie liczyć „wywyniętego” do zewnątrz rantu błotnika w Rolandzie Garrosie

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich dzień. W sobotę, 27 kwietnia o 6:45 rano zebraliśmy się w umówionym

Morpheussa. On szybko przekonał się, że gwintowane zawieszenie i 16-calowe felgi to nie najlepszy wybór na bezdroża...

...długo oczekiwany przez wszystkich dzień. W sobotę, 27 kwietnia o 6:45 rano zebraliśmy się w umówionym wcześniej punkcie, by rozpocząć naszą bałkańską przygodę. wcześniej punkcie, by rozpocząć naszą bałkańską przygodę. Na star-

Nie licząc drobnych problemów z chłodzeniem w GTI, podróż

cie stawiło się pięć 205-tek. GTI Foksa z 16-zaworowym, 160-kon-

tego dnia upłynęła już bez większych awarii. Gdy, z małym opóź-

nym motorem Mi16, Roland Garros (Morpheuss, 1.4, 75 KM),

nieniem, dotarliśmy na umówione miejsce spotkania z węgierski-

czerwony XS (Dzikson i Cejot 1.4, 75 KM) oraz dwa miarowo

mi przyjaciółmi, nie mogliśmy wyjść ze zdumienia. Józek, który

klekoczące diesle XAD (Helterskelter) i XRD (Raf, 1.8, 60 KM).

z Krakowa wyruszył dobre dwie godziny po nas, czekał już na

W Budapeszcie miał dołączyć do nas jeszcze wnoszący powiew luk-

nas na parkingu, plotkując sobie w najlepsze z Madziarami. Jako,

susu Józek, prowadzący bogato wyposażony model Gentry napędza-

że naglił nas czas, nie mogliśmy długo zabawić w Budapeszcie.

ny turbodoładowanym silnikiem 2.0 TCT z Citroena XM.

Ustawiliśmy wszystkie 205-tki do pamiątkowego zdjęcia, wymieniliśmy się gadżetami klubowymi, zaprosiliśmy Węgrów na

Ekipę uzupełniały Peugeot 406, Audi A6 i Škoda Octavia, które

rewizytę i ruszyliśmy dalej.

ochrzciliśmy mianem „wozów serwisowych”. Zanim wyruszyliśmy, przystroiliśmy nasze bolidy rajdowymi oznaczeniami, a na

W Nowym Sadzie zameldowaliśmy się tuż po 21. Z trudem

błotnikach umieściliśmy nalepki dostarczone przez Magazyn

upchnęliśmy dziewięć samochodów na parkingu pod kamieni-

Oktany. Żółte OK na każdym z wozów wyglądało niczym za-

cą, gdzie znajdował się nasz hostel. Mimo zmęczenia podróżą,

pewnienie: „Wszystko będzie dobrze”...

zdecydowaliśmy się wyskoczyć na miasto i był to zdecydowanie dobry pomysł. Tętniący życiem Nowy Sad to niezwykle przyja-

Pierwszego dnia mieliśmy do przebycia aż 700 kilometrów.

zne i radosne miejsce. Większość załogi wybrała zimne piwko

Plan podróży był prosty. Przez Słowację udajemy się na Węgry,

w ogródku pod parasolkami, część zaś urządziła sobie imprezę na... 089


schodach kościoła, wraz z wesołą gromadką serbskich studentów,

rówki na przemian opowiadał o wspaniałej historii miasta i psio-

która uświadomiła nas, że w Nowym Sadzie najlepiej smakuje

czył na skorumpowanych Albańczyków, kradnących pieniądze,

wypite pod chmurką piwo z półtoralitrowej, plastikowej butelki.

które Unia Europejska przeznacza na utrzymanie w czystości Je-

Mając na względzie poranną pobudkę i kolejny dzień spędzony za

ziora Ochrydzkiego. Po wczesnym obiedzie i szybkim zwiedzaniu

kierownicą samochodu bez autopilota, grzecznie odmówiłem, za-

wróciliśmy do hostelu, by przygotować bolidy na atak na Alba-

dowalając się symbolicznym „małym jasnym”.

nię. Dzikson usuwał ze swojego XS-a kurz za pomocą szmatki z mikrofibry, Morpheuss paradując w samych bokserkach urzą-

Drugi dzień zakładał pokonanie ponad siedmiuset kilo-

dził szybką polerkę maszynową swojemu Garrosowi, Józek spraw-

metrów. Musieliśmy wyruszyć wczesnym rankiem, gdyż

dzał profilaktycznie mieszki na półosi, a GTI Foksa przechodziło

na wieczór chcieliśmy zameldować się w Macedonii i doje-

reanimację wentylatorów chłodnicy.

chać aż do Ochrydy. Dla Józka niedziela już o poranku okazała się dniem roboczym. Interwencji wymagał mieszek

Gdy wszystkie bolidy przeszły kontrolę techniczną, wyruszy-

na półosi, który należało szczelnie okleić taśmą typu po-

liśmy w drogę. Albania była już tylko o krok! Po szybkim tan-

wer tape. Po szybkim "sztorcowaniu" można było wyruszać.

kowaniu pomknęliśmy krętą trasą wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego kierując się na przejście graniczne. Widok dziewięciu polskich

Niestety znów nie wszystko szło gładko. Ze względu na fakt,

samochodów oklejonych żółtymi tabliczkami wyjątkowo zacie-

że ekipa się dopiero docierała, pojawiały się braki w dyscyplinie

kawił macedońskich celników. Na szczęście obyło się bez szcze-

i organizacji. Najpierw jeszcze w Nowym Sadzie „zgubiliśmy”

gółowych inspekcji i szybko mogliśmy ruszać dalej. Ku naszemu

Tuż za murem podwórza znajdował się bowiem zakład karny, z którego po zmroku dochodziły dziwne wrzaski i jęki... trzy załogi, a już w Macedonii na samotny atak na Skopje zde-

zdziwieniu, za zakrętem, tuż po jednej kontroli paszportowej

cydował się Morpheuss, który przegapił skręt w prawo. Koniec

natknęliśmy się na kolejną, tym razem albańską. Wyluzowani

końców cały peleton udało się ogarnąć i około 21 wszyscy w kom-

Albańczycy nie mieli nic przeciwko temu, byśmy wjechali do ich

plecie dotarliśmy do Ochrydy. Tym razem jednak nie mieliśmy

kraju. Sprawnie podbili pieczątki i otworzyli szlabany, nie wda-

zarezerwowanego noclegu i trzeba było improwizować. Szczęśli-

jąc się w zbędne dyskusje. „Korea Północna Europy” stała przed

wym trafem spotkaliśmy miejscowego „agenta turystycznego”,

nami otworem...

który ulokował nas w hostelu nieopodal centrum miasta. Kąpiel po albańskiej części Jeziora Ochrydzkiego była pierwszą Jak szybko się okazało, trafiliśmy w niezwykle ciekawe miej-

z atrakcji, jakie czekały nas w tym kraju. Kolejne miały dopie-

sce. Tuż za murem podwórza znajdował się bowiem zakład karny,

ro nadejść. Ochłodziwszy się w jeziorze ruszyliśmy niespiesznie

z którego po zmroku dochodziły dziwne wrzaski i jęki, a także

dalej. Do pokonania mieliśmy nieco ponad 200 kilometrów,

zapach... marihuany. Ciekawą osobą okazał się również właści-

a punktem docelowym tego dnia była górska miejscowość Gjiro-

ciel hostelu. Był on funkcjonariuszem miejscowej policji, o czym

kaster. Rozpoczęliśmy naszą wędrówkę przez góry dość beztro-

dowiedzieliśmy się wkrótce po zakwaterowaniu. Podczas, gdy my

sko, a Albania bez zabaw w grę wstępną zaczęła roztaczać przed

rozpalaliśmy grilla, nasz gospodarz w pełnym umundurowaniu

nami swe uroki.

wyruszał na wieczorną służbę. Jechaliśmy zatem i podziwialiśmy prawdziwie dzikie Bałkany. O poranku urządziliśmy sobie zwiedzanie Ochrydy i rejs po

Widzieliśmy konia, który posilał się z kubła na śmieci, niczym

najstarszym jeziorze w Europie (2 euro od osoby). Kapitan moto-

z paśnika, muła ciągnącego samochodową przyczepę na resorach

090


z czteroosobową rodziną na pokładzie i przyzwyczajaliśmy się do

przywykliśmy do tego typu atrakcji. Z kolei jadący z naprzeciwka

krajobrazu dominującego w terenie zamieszkanym, czyli poroz-

za atrakcję uznawali naszą dzielną załogę. Kierowcy ciężarówek

siewanych dosłownie wszędzie mikrostacji benzynowych (każda

z drewnem ustępowali nam miejsca, a inni zmotoryzowani po-

innej korporacji paliwowej), myjni ciśnieniowych oraz rzecz jasna

zdrawiali po swojemu, machając, pokrzykując coś w naszą stronę,

zakładów wulkanizacyjnych (Gumisteri – to słowo przyda wam

czy trąbiąc. W drodze do Gjirokaster minęliśmy również ekspe-

się, jeśli kiedyś wybierzecie się w nasze ślady).

dycję z Niemiec, jadącą starymi VW Transporterami. Jednego z tych Volkswagenów spotkaliśmy kilka dni później na kempingu

Gdy osady ludzkie zostawiliśmy już za sobą, wjechaliśmy na gór-

w... Czarnogórze. Jaki ten świat mały.

skie trakty. Stan dróg znacznie się pogorszył, zwiększyła się także liczba zakrętów i... niespodzianek na trasie. Prowadzący peleton

Oprócz trudów podróży, z pierwszego dnia w Albanii zapamię-

205-tek co chwila pokrzykiwał do reszty załogi: Uwaga żółw na

tamy z pewnością zadziwiającą różnorodność krajobrazu. A ten

drodze!, Uwaga koza!, Uwaga, krowy! i tak dalej. Szybko zresztą

zmieniał się zadziwiająco często. Jechaliśmy więc przez serpenty091


092


ny wśród łąk, liściaste lasy (zupełnie jak te w okolicach Nowego

rzyć i przystaliśmy na oferowaną cenę 6 euro od osoby. Po roz-

Sącza), by po chwili mknąć nitką przecinającą skaliste zbocza.

lokowaniu się w pokojach na drugim piętrze i kolacji na mieście

Kilka kilometrów dalej skały z białych robiły się czerwone, a my

(przejęliśmy lokalną pizzerię i zaprzyjaźniliśmy się z jej właścicie-

zastanawialiśmy się, czy jesteśmy na bonusowym levelu Need for

lem) postanowiliśmy zbadać trzecie – ostatnie piętro hotelu.

Speed, czy też może eksplorujemy jakąś niezbadaną planetę. Trzeba przyznać, że to co ujrzeliśmy, zapamiętamy już chyba na Przeprawa przez góry trwała oczywiście dłużej, niż przewidywali-

zawsze. Zdezelowane pokoje, odpadające ze ścian tynki, dziurawe

śmy. Dziksonowi zagotowała się woda w chłodnicy, kilka razy trzeba

sufity, walające się wszędzie śmieci i gruz. Klimat opuszczonego

było czekać na maruderów, czy też użerać się ze złośliwym albańskim

psychiatryka potęgowały bezwładnie zwisające z sufitu żarówki,

dziadem, który przez kilkanaście kilometrów robił wszystko, by nie

szczelnie zaciągnięte zasłony, pordzewiałe prycze i brunatno-

dać się wyprzedzić. W końcu jednak udało się wyjechać na w miarę

-rdzawa plama na posadzce, która wyglądała jak zaschnięta krew.

prostą trasę wiodącą do Gjirokaster, „Miasta tysiąca schodów”, gdzie

Trafiliśmy do intrygującego miejsca, w którym czas zatrzymał się

113 lat temu przyszedł na świat Enver Hodża.

kilkadziesiąt lat temu, a każdy zakątek po cichu opowiadał swoją historię. Mieliśmy dużo szczęścia, że zupełnie niedawno ktoś ma-

Szybko przekonaliśmy się, że potoczna nazwa tego miasta nie wzięła się znikąd. Centrum Gjirokaster położone jest bowiem

łym kosztem postanowił na nowo rozkręcić ten interes. To była pouczająca lekcja albańskiej rzeczywistości.

na skałach, a uliczki są niezwykle strome. Uwierzcie – słowa, zdjęcia, ani nawet filmy nakręcone przez nas podczas podjazdu

Po nocy, którą spędziliśmy w śpiworach (nikt nie odważył się

na starówkę miasteczka nie są w stanie oddać naszego przeraże-

spać w kilkudziesięcioletniej pościeli) wyruszyliśmy zwiedzać

Mechanicy, to muszą tu zarabiać krocie... nia z momentu, gdy utknęliśmy nagle w gigantycznym korku na

miasto. Duże wrażenie zrobił na nas XII-wieczny zamek góru-

najbardziej chyba pochyłej ulicy świata. Jakimś cudem wszyst-

jący nad miastem. Ciekawostką był ustawiony tam amerykański

kie linki hamulców ręcznych wytrzymały i nikt nie zrobił sobie

samolot szpiegowski, który w 1957 roku awaryjnie wylądował

krzywdy. Mechanicy, to muszą tu zarabiać krocie na wymianie

w Albanii i już nigdy stamtąd nie wrócił. Dziś (choć rozszabrowa-

sprzęgieł – zauważył ktoś przytomnie, gdy już dotarliśmy na

ny i mocno niekompletny) jest dużą atrakcją turystyczną. Z zam-

parking.

ku rozpościerał się przepiękny widok – co bardziej spostrzegawczy zauważyli także nasz hotel grozy, który wyróżniał się spośród

Oczywiście i tym razem nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu, ale chyba nikt się tym nie przejmował. Najważniejsze, że

innych budowli czerwonym dachem i z daleka nie prezentował się wcale źle…

nie utknęliśmy na noc w górach. Poszukiwania miejsca do spania nie trwały długo, dzięki lokalnym policjantom z drogówki. Na

Kolejnego dnia (a był to już czwarty dzień naszej wyprawy)

migi objaśnili oni nam, gdzie mamy szukać hotelu. Ta informacja

opuściliśmy góry i wyruszyliśmy w stronę wybrzeża. Pogoda do-

była niezwykle ważna, gdyż Gjirokaster nie ma zbyt rozbudowa-

pisywała, z bezchmurnego nieba lał się żar, co z zadowoleniem

nej bazy turystycznej. Kierując się zatem wskazówkami stróżów

przyjmowali amatorzy kąpieli słonecznych, z nieco mniejszym zaś

prawa ruszyliśmy do Hotelu Sopoti, bo tak nazywało się miejsce,

chłodnice w naszych 205-tkach. Oczywiście z wyjątkiem części

gdzie mieliśmy spędzić noc.

ekipy jadącej poczciwymi dieslami. Na nich upał zdawał się nie robić absolutnie żadnego wrażenia.

Hotel... to za dużo powiedziane. Trafiliśmy do kilkupiętrowej, zrujnowanej kamienicy. Po pobieżnych oględzinach lokalu szyb-

Po drodze na wybrzeże mieliśmy okazję na własne oczy zobaczyć

ko przekonaliśmy się, jak wygląda albański jednogwiazdkowy

prawdziwy fenomen natury. Syri i Kalter, czyli Niebieskie Oko.

standard i... bardzo nam się to spodobało. Zdecydowaliśmy, że

Miejsce, w którym z osiemnastu połączonych źródeł z głębi ziemi

okazja nocowania w tak osobliwym miejscu może się nie powtó-

bije krystalicznie czysta woda, dając początek rzece Bistrica. Nikt 093


tak naprawdę nie wie, jak głębokie jest Niebieskie Oko. Z uwagi

wytłumaczyć, ale nie bardzo rozumieliśmy, co. Dopiero właściciel

na silny prąd, nurkowie nie zdołali zanurzyć się głębiej niż 45 me-

hotelu wytłumaczył nam, że policjanci są tu dla naszego bezpieczeń-

trów pod wodę. My nurkować nie zamierzaliśmy, ale Fox i Józek

stwa, tylko nie wiedzą jak nam to przekazać. Mogliśmy zatem ze

postanowili schłodzić się w 10-stopniowej źródlanej wodzie. Choć

spokojem rozpalić ognisko nad samym morzem, pić alkohol w miej-

momentami tracili już czucie w kończynach, to wyraźnie orzeźwie-

scach publicznych, sikać pod płotem i zakłócać ciszę nocną grą na

ni wrócili na brzeg i mogliśmy kontynuować jazdę.

gitarze i głośnymi śpiewami. Hulaj dusza, piekła nie ma! To była piękna, ciepła noc. Na niebie świeciły gwiazdy, nieco bliżej gruntu

Celem wyprawy tego dnia była miejscowość Bunec, a właściwie

swoimi odwłokami błyskały miejscowe świetliki, a my bawiliśmy się

plaża, na której Fox wcześniej zlokalizował kemping. Po raz ko-

i hucznie świętowaliśmy 30. urodziny Peugeota 205 na albańskiej

lejny jednak przekonaliśmy się, że w Albanii niczego nie można

ziemi.

...policjanci są tu dla naszego bezpieczeństwa być pewnym. Kemping co prawda był, ale w stanie rozkładu, albo

Świętowanie zakończyło się dla niektórych dopiero, gdy zza hory-

– jak zapewniał nas właściciel – dopiero miał zostać przygoto-

zontu zaczęło wyłaniać się słońce. Podczas gdy imprezowi maratoń-

wany na sezon turystyczny. Wszechobecny bałagan i prowizorka

czycy powoli kładli się spać, niektórzy właśnie wstawali, by zobaczyć

nie zbiły nas jednak z tropu i zdecydowaliśmy się zostać w tych

jak Albańczycy łowią ryby... dynamitem. Niestety tego dnia połowy

jakże urzekających okolicznościach przyrody. Kamienista plaża,

nie odbyły się i nie przekonaliśmy się na własne oczy o skuteczności

czyściuteńka woda i pasujące do albańskich klimatów betonowe

tej metody. Trudno, może następnym razem – pocieszaliśmy się.

molo z widokiem na wyspę Korfu – tak zapamiętamy wizytę na plaży w Bunecu.

Okolice Sarandy, w których stacjonowaliśmy wspominać będziemy nie tylko ze względu na piękne krajobrazy. Dla nas, kie-

Wkrótce po naszym przybyciu na miejscu zjawiła się policja. Funk-

rowców lekkich i zwinnych 205-tek o wiele większą frajdą było

cjonariusze wysiedli z nieoznakowanego (czytaj prywatnego) Forda

przemierzanie nadmorskich krętych dróg. Wijące się serpentyny,

Fiesty i zaczęli nerwowo rozglądać się po okolicy. Próbowali coś nam

ostre zakręty i niespodzianki czające się za każdym rogiem były

094


prawdziwym wyzwaniem dla zawieszenia, opon, półosi i hamulców. Stare, ale jare bolidy mogły poczuć się jak w swoim żywiole i zakosztować choć odrobiny sportowej jazdy. Naklejki „205 Balkan Rallye” na drzwiach Peugeotów wreszcie nabrały sensu. Tu każdy z nas był niczym nieobliczalny Timo Salonen na trasie Rajdu Akropolu... Szalona jazda po albańskich serpentynach wciągała tak bardzo i dostarczała takich ilości adrenaliny, że co jakiś czas opuszczaliśmy nasze obozowiska, pod byle pretekstem, żeby tylko móc zaliczyć kolejny odcinek specjalny. Dziewczyny, jadę do sklepu – zakrzyknął Morpheuss, znaczącym skinieniem zapraszając mnie na pokład swojej 205-tki. Po chwili wszystkie konie mechaniczne pod maską jego Rolanda Garrosa zostały zaprzęgnięte do ciężkiej roboty, a my połykaliśmy kolejne zakręty i kilometry bajecznej trasy. Przy okazji „połknęliśmy” też Mercedesa 320 CLS, którego włoski kierowca miał czelność wyzwać nas na pojedynek. Dwu095


096


tonowa limuzyna poległa jednak z kretesem w nierównej walce

przekonać się mieliśmy niebawem. Tuż przed zachodem słońca

z 205-tką, a może koleś po prostu dał nam fory? Niee... Na pewno

przybyliśmy do miejscowości Jala, gdzie miał znajdować się kem-

byliśmy po prostu szybsi!

ping. To, że był nieczynny jakoś nas nie dziwiło. Postanowiliśmy więc rozbić namioty na dziko na plaży. Obecność grupy polskich

Piątego dnia naszej wyprawy pożegnaliśmy plażę w Bunecu

turystów absolutnie tubylców nie krępowała, mieszkańcy mia-

z uroczym betonowym molo i pomknęliśmy dalej w kierunku

steczka, najwyraźniej przyzwyczajeni do takich najazdów, po

Sarandy i Butrintu. Jak się jednak wkrótce miało okazać, dwa dni

prostu zajmowali się swoimi sprawami. Zorganizowaliśmy zatem

dzikiej jazdy uśpiły naszą czujność, co mogło zakończyć się tra-

leżaki, które zupełnie niepilnowane leżały tuż obok, rozpaliliśmy

gedią. Na jednym z ostrych zakrętów w prawo czerwona 205-tka

ognisko i rozpoczęliśmy kolejną część bałkańskiej biesiady. Hi-

warszawskiej ekipy pojechała... na wprost. Zbyt późne hamowa-

tem tego wieczoru był zmodyfikowany nieco przebój Kobranoc-

nie i zdradliwy żwir zrobiły swoje. Rozpędzonej maszyny nie dało

ki, którego refren gromko zakończyliśmy słowami Kocham cię,

się już zatrzymać, zaliczyła więc barierkę, rozbijając lewy błot-

jak Albanię. Zrobiło się nieco sentymentalnie. Wszyscy dobrze

nik i kierunkowskaz. Pech? Raczej szczęście, że barierka w ogóle

wiedzieliśmy, że to nasza ostatnia noc spędzona w tym pięknym

w tamtym miejscu się znajdowała... Spojrzeliśmy w przepaść (ma-

kraju.

lowniczą oczywiście) i stwierdziliśmy, że przynajmniej na jakiś czas skończyło się „rumakowanie”.

Impreza znów trwała do rana. Były nocne kąpiele w morzu i inne gry i zabawy. Jednak nie było szans na wylegiwanie do południa!

Blady jak ściana Cejot zjechał na pobocze i rozpoczał oględziny

Wczesnym rankiem Morpheuss z Józkiem postanowili powalczyć

strat. Właściciel samochodu – Dzikson – również wysiadł. On

jeszcze trochę z zakrętami, a my zabraliśmy się za sprzątanie plaży

dla odmiany był cały czerwony. Cóż jednak mogliśmy zrobić?

i pakowanie. Tego dnia zaplanowana była ewakuacja z Albanii

Były nocne kąpiele w morzu i inne gry... Ruszyliśmy dalej, żeby dogonić peleton, który w międzyczasie

i do przejechania mieliśmy znów dość spory odcinek. Tym razem,

nieco nam odjechał. Resztę ekipy spotkaliśmy na stacji benzy-

biorąc poprawkę na stan albańskich dróg i inne nieoczekiwane

nowej. Józek dobył młotka, stuknął tu, stuknął tam i przywró-

zdarzenia, zamierzaliśmy zadbać o rezerwę czasową.

cił błotnikowi odrobinę wcześniejszego kształtu. Znalazła się również pomarańczowa żaróweczka kierunkowskazu. Mogliśmy kontynuować podróż.

Wyruszyliśmy na północ, w stronę Czarnogóry, oczywiście nie bez przygód. Po kilku dniach ostrego katowania hamulców, klocki hamulcowe w bolidzie Morpheussa praktycznie zanikły

Tego dnia główną atrakcją była wizyta we wpisanym na listę

i konieczny był pitstop w mieście Vlore. Kolejny, tym razem pla-

UNESCO mieście Butrint. Zwiedzaliśmy starożytne miasto

nowany postój urządziliśmy w Kruje. Tam posililiśmy się nieco,

i ze zdziwieniem patrzyliśmy na leżące w zaroślach fragmenty za-

zwiedziliśmy także zamek i targ. Klubowicze z Krakowa mogli się

bytkowych kolumn, czy też przysypane żwirkiem kilkusetletnie

poczuć prawie jak u siebie w domu – wszystkie rejestracje w Kruje

mozaiki w dawnej bazylice. Po raz kolejny zrozumieliśmy, że Al-

zaczynały się bowiem od literek KR. W tym mieście spotkaliśmy

bańczycy niczym specjalnie się nie przejmują, choć prawdę mó-

też zdecydowanie najwięcej 205-tek. To chyba jakieś lokalne za-

wiąc takie podejście całkiem nam odpowiadało. W poobiedniej

głębie miłośników francuskiej motoryzacji.

porze odwiedziliśmy jeszcze piękny zamek w Porto Palermo. By do niego wejść, należało odczynić pewien rytuał – znaleźć lokal-

Dalszą trasę pokonywaliśmy już w uszczuplonym gronie.

nego karczmarza i poprosić go o otwarcie wrót. Karczmarz okazał

Helterskelter odłączył się od naszej ekipy i obrał kurs na Góry

się być lokalnym potentatem. Oprócz zamku i knajpki, posiadał

Przeklęte (które przebył swoim niezawodnym dieslem – wielki

także kilkanaście domków letniskowych oraz gigantyczną plan-

szacunek!), a Józek popędził do Krakowa na szpitalny dyżur na

tację agawy, z której wyrabiał tequilę.

oddziale ortopedii. Do granicy albańsko-czarnogórskiej dotarliśmy już po zmroku. Późnym wieczorem dotarliśmy do Ulcinj.

Po nocy spędzonej na plaży w Bunecu, myśleliśmy, że pięk-

Nasz kemping położony był tuż przy piaszczystej plaży, jednak

niejszego miejsca już nie znajdziemy. O tym, że się myliliśmy

my czuliśmy, że najlepsze już za nami. Wszystko wydawało się 097


Nie lubię podsumowań, bo ciężko ująć w słowa emocje i wspomnienia... zbyt zorganizowane, poukładane. Ledwo co opuściliśmy Albanię, a już za nią zatęskniliśmy... Przez kolejne dni powoli kierowaliśmy się w stronę Polski. W Barze zrobiliśmy postój, żeby zobaczyć najstarsze oliwkowe drzewo Europy. Zwiedziliśmy także Kotor, Mostar, Dubrownik i Sarajewo, a ostatnią noc spędziliśmy w Budapeszcie u... przechodnia który zaoferował nam nocleg. Do Polski dotarliśmy w niedzielne popołudnie, zmęczeni, ale szczęśliwi i z głowami pełnymi wspomnień. Jedynie Fox i Helterskelter przedłużyli nieco swoje urlopy i przemierzali bałkańskie kraje jeszcze przez kilka dni na własną rękę. Nie lubię podsumowań, bo ciężko ująć w słowa emocje i wspomnienia, ale bałkański rajd był zdecydowanie najlepszą wyprawą, na jaką dane było mi udać się poczciwym Peugeotem 205 i nawet przez moment nie żałowałem ani złotówki, forinta, dinara, leka, czy kuny wydanej na tę podróż. Żałować mogą jedynie ci, którzy mogli, a nie pojechali z nami w tę wspaniałą podróż. Na koniec podkreślić warto jeszcze fakt, że absolutnie wszystkie sześć ekip podróżujących ponad dwudziestoletnimi Peugeotami przebyło całą trasę bez większych awarii. „Dwieściepiątki” spisały się rewelacyjnie, co nas specjalnie nie zaskoczyło, za to pokazało wielu niedowiarkom, że opowieści o awaryjnych starych francuzach można spokojnie włożyć między bajki. Ci którzy nadal nie wierzą, będą mieli okazję przekonać się o tym za rok, dwa lub trzy. Na wyprawie do Albanii świat się przecież nie kończy i już teraz planujemy kolejne nie mniej spektakularne wyprawy. Dokąd udamy się tym razem? Tego jeszcze nie wiemy. Najważniejsze, że znamy co najmniej 205 powodów, by znów zasiąść za kierownicą i ruszać w świat! 098


Nie zapomnij odwiedzić strony http://www.peugeot205.pl/

099



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.