nowyczas2011/173/016

Page 1

lonDon 20 october 2011 16 (173) Free issn 1752-0339

na bieżąco

»3

Zapuściliśmy korzenie Najnowsze dane o Polach, którzy pracują i mieszkają na Wyspach Brytyjskich powinny dać wiele do myślenia politykom. Okazuje się, że próba ściągania do kraju tych, którzy wybrali Wielką Brytanię, nie powiodła się, a najlepszym przykładem wyboru życia poza ojczyzną jest fakt, iż coraz mniej pieniędzy posyłamy do Polski, oraz to, iż Polki rodzą na Wyspach coraz więcej dzieci.

czas na wyspie

»7

Polski znicz na polskim grobie W Wielkiej Brytanii jest ponad 45 tys. polskich grobów, większość z nich zaniedbanych i zapomnianych. Włączmy się w akcję Polish Heritage Society i zapalmy znicz na polskim grobie.

czas na rozmowę

»14

Kapelusze z głów… Sklep w Chelsea, przy jednej z zacisznych uliczek odchodzących od Sloane Street. Kapelusze w różnych stylach i rozmiarach odbijają się w dużym lustrze. Nowoczesne wnętrze sklepu stanowi dobre tło dla wyszukanych form nakryć głowy na różne okazje. Właścicielką sklepu i projektantką jest Gabriela Ligenza.

kultura

»15

Wilhelm Sasnal w Whitechapel Gallery Przyjemnie jest nam, rodakom, widzieć kolejny polski sukces. Po zmarłym niedawno Romanie Opałce, wysoko cenionym po obu stronach Atlantyku, i sukcesach Mirosława Bałki, zarówno tu, w Anglii, jak i w szerszym świecie, Sasnal jest obecnie trzecim ciekawym artystą reprezentującym Polskę na szeroką skalę.

Jesienna zima Co prawda to nie Londyn, lecz Bieszczady kilka dni temu. Nie znaczy to jednak, że taki widok będzie możliwy wkrótce i tu, meteorolodzy zapowiadają bowiem szybką i mroźną zimę na Wyspach. Nim jednak spadnie pierwszy śnieg, wybierzmy się na spacer do zalanych jesiennym słońcem parków i podlondyńskich lasów. I nie zapomnijmy przestawić zegarków. Zmiana na czas zimowy w niedzielę 30 października o godz. 2.00 nad ranem– przesuniemy wskazówki zegara o godzinę do tyłu.

czas na relaks

»22

Jesienne spacery Jesień zaskoczyła nas piękną pogodą i ciepłymi popołudniami, które skłaniają do spacerów. Kilka dni temu wracając z centrum, spóźniłem się na kolację i zamiast przepraszać, wyrecytowałem słowa Juliana Tuwima z ostatniego wersu Spóźnionego słowika, mówiąc: – Wybacz moje złoto, ale wieczór był tak piękny, że szedłem piechotą.


2|

20 października 2011 | nowy czas

” Czwartek, 20 października, ireny, kleopatry 1922

Pod naciskiem faszystów król Włoch Wiktor Emanuel III powołał na stanowisko premiera Benito Mussoliniego.

piątek, 21 października, UrszUli, Celiny 1805

Bitwa morska pod Trafalgarem; flota angielska pod dowódzctwem admirała Nelsona pokonała połączone floty hiszpańską i francuską.

sobota, 22 października, kordiana, Filipa ZSRR na zajętych wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej przeprowadziło sfałszowane wybory, w których wyłoniono parlamenty Zachodniej Republiki Białorusi i Ukrainy.

1939

niedziela, 23 października, Marleny, seweryna 1956

Wybuch powstania na Węgrzech przeciw rządowi komunistycznemu. 4 listopada wkroczyły na Węgry wojska sowieckie, by pomóc w stłumieniu powstania.

poniedziałek, 24 października, MarCina, raFała 1938

Niemcy zgłosiły roszczenia do Gdańska i zażądały eksterytorialnego połączenia z Prusami Wschodnimi. W zamian Niemcy zaproponowały przedłużenie paktu o nieagresji.

wtorek, 25 października, darii, wilhelMiny 1951

Wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii wygrała partia konserwatywna. Premierem został po raz trzeci Winston Churchill.

Środa, 26 października, ewarysta, łUCjana 1909

Z inicjatywy Mariusza Zaruskiego powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (TOPR). W rocznicę wydarzenia ratownicy górscy obchodzą swoje święto.

Czwartek, 27 października, iwony, sabiny 1782

Urodził się Niccolo Paganini, włoski skrzypek i kompozytor, cudowne dziecko – wirtuoz gry na skrzypcach. Otoczony atmosferą skandali, odnosił jednak ogromne sukcesy koncertując w całej Europie.

piątek, 28 października, szyMona, tadeUsza 1886

Uroczyste otwarcie pomnika Statui Wolności, symbolu USA. Dar od narodu francuskiego dla amerykańskiego. Autorem pomnika jest francuski rzeźbiarz Frederic Bartholdi.

sobota, 29 października, wioletty, narCyza 1977

Po 20 latach przerwy w rozmowach między komunistycznym rządem a głową Kościoła katolickiego w Polsce nastąpił przełom. Odbyło się spotkanie I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i prymasa Polski ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego.

niedziela, 30 października, przeMysława, edMUnda 1938

Prowadzone przez Orsona Wellesa słuchowisko „Wojna światów” według powieści H. G. Wellsa wywołało w USA panikę. Słuchacze uwierzyli, że Ziemia jest zaatakowana przez mieszkańców Marsa.

listy@nowyczas.co.uk Gratulacje Szanowna Redakcjo, prosimy przyjąć gratulacje i słowa uznania za wieloletni wydawniczy trud, za tak cenne istnienie polskiego słowa nad Tamizą, za ważną misję, jaką poza krajem pełni „Nowy Czas” – życzymy całemu zespołowi Redakcyjnemu wielu lat w dobrym zdrowiu i wielu kolejnych lat sukcesów dla tytułu. Oddani MAREK I BOGDAN zABIEGAJOwIE z Krakowa „nowy Czas” jest ważny

Dla „Nowego Czasu” i jego twórców, Teresy i Grzegorza, mogę spędzić 1000 lat Na ławeczce i czerpać wiedzę skąd się da, by potem razem z nimi tworzyć lepszy świat. Ten polski, ten angielski i ten ogólnoludzki. I naprawdę w nim żyć z radością i humorem. „Nowy Czas” jest ważny. Dziękuję Teresie i Grzegorzowi za to, że uratowali nasze londyńskie życie kulturalne od przeciętności. Czuję się wyróżniona przez los, że nasze ścieżki się spotkały: mojego czasu i „Nowego Czasu”. A teraz jak zwykle, czas na opowieść. Każdego ranka w Afryce budzi się antylopa. wie, że musi biec szybko, szybciej od lwa, jeśli chce żyć. Każdego ranka w Afryce budzi się lew. wie, że musi biec szybko, szybciej od antylopy, jeśli nie chce umrzeć z głodu. To nieważne, czy jesteś antylopą czy lwem. Kiedy słońce wstanie, nie marnuj czasu. weź powietrze w płuca i biegnij. Swój niepowtarzalny bieg życia. GRAŻyNA MAxwELL

Czas jest zawsze aktualny

przyjaźnie i dzieli problemy, stawia pytania dotyczące aktualnych i przeszłych spraw oraz pyta odważnie o przyszłość. Żyjemy tutaj, w Londynie na pograniczu kultur i doświadczeń. Szukamy poprzez różne media języka wypowiedzi, który będzie kreatywny a zarazem zrozumiały. „Nowy Czas” stał się mecenasem tych działań. Powołując ARTerię objął mecenatem twórców różnych pokoleń i narodowości, którzy chcą zabrać głos w sprawie; słowem, muzyką, obrazem, kreacją artystyczną. Będąc w wolnej Europie nie tylko chcemy opowiadać o sobie, ale i jesteśmy ciekawi innych, i „Nowy Czas” otworzył nam taką możliwość. MARIA KALETA szanowna redakcjo,

chciałbym pogratulować z okazji piątych urodzin „Nowego Czasu” oraz cech, które go charakteryzują: wysokiego poziomu, ciekawych tematów i niezależnych opinii! STANISłAw MICKIEwICz

Sławomir Mrożek

panie redaktorze,

jak grom z jasnego nieba spadła na mnie wiadomość o Pańskiej operacji. Cieszę się, że jest Pan cały i zdrów. Do tej pory wydawało mi się, że sporo wiem o możliwościach operacyjnego upiększania i usprawniania ludzkiego ciała, ale żeby poszerzać sobie klepki mózgowe i odnawiać komórki zszarzałe, a na dodatek załatwić sobie podniesienie i tak już wysokiego poziomu IQ – o tym, jak dłuuuuugo żyję, nie słyszałam! Mało było Panu tej inteligencji wrodzonej? Mało było mądrości i talentów wszelakich? I cóż Pan uczynił, nam, wiernym czytelnikom? Przecież wiadomo, że w związku z powyższym, podniesie się jeszcze bardziej poziom „Nowego Czasu”. Aż się boję! Sądzi Pan, Panie Redaktorze, że wszyscy nadążą za jeszcze lepszym i inteligentniejszym? No, nie wiem… Bo ja, na ten przykład, jeszcze sobie jakoś radzę, ale podejrzewam, że wkrótce będę

ciąg dalszy > 3

poniedziałek, 31 października, alFonsa, łUkasza 1984

W zamachu zginęła Indira Gandhi, premier Indii. Na terenie jej własnej posiadłości zastrzelili ją ochroniarze Beanta Singh i Satwanta Sigh.

wtorek, 1 listopada, jUliana, Marii 1908

Słynny konstruktor samolotów Henri Farman pobił francuski rekord wysokości osiągając pułap 25 m.

Środa, 2 listopada, bohdana, toMasza 1920

W Pittsburghu w USA uruchomiono pierwszą publiczną, komercyjną rozgłośnię radiową. W tym samym czasie pojawiły się pierwsze produkowane masowo radioodbiorniki.

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk REDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk); REDAKCJA: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Aleksandra Junga, Aleksandra Ptasińska (nowyczas@nowyczas.co.uk); WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FELIETONY: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RYSUNKI: Andrzej Krauze; ZDJĘCIA: Monika S. Jakubowska; WSPÓŁPRACA: Adam Dąbrowski, Włodzimierz Fenrych, Mikołaj Hęciak, Robert Małolepszy, Grażyna Maxwell, Michał Opolski, Bartosz Rutkowski, Sławomir Orwat, Michał Sędzikowski, Alex Slawiński, Wojciech A. Sobczyński, Agnieszka Stando.

Gromadzenie poloników

Miło, że czasami „ktoś” docenia nasze starania [„Pięć lat minęło”, NC 15/172, 6.10). Gratuluję „Nowemu Czasowi” pięciu lat i oby w środowisku wydawców/redaktorów było więcej świadomości o istocie gromadzenia poloników w Bibliotece Narodowej. Pana Jerzego Kulczyckiego z Orbisu pamiętam, zaglądał do Biblioteki Narodowej osobiście przy każdej swojej wizycie w warszawie, niekiedy wraz z małżonką. Życzę całemu zespołowi Redakcji wszelkiej pomyślności i wielu sukcesów oraz zdrowia w kolejnych latach. z pozdrowieniami, DOROTA MACIEJuK Biblioteka Narodowa w warszawie zakład Gromadzenia i uzupełniania zbiorów nasz nowy Czas

DZIAŁ MARKETINGU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk), WYDAWCA: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas

Wydanie dofinansowane ze środków Kancelarii Senatu w ramach opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2011 roku.

Żeby mówić o „Nowym Czasie”, należy objąć zasięgiem myśli więcej niż termin: polskie pismo opiniotwórcze wydawane w Londynie od 2006 roku. „Nowy Czas” to kreatywna przestrzeń do wymiany kulturotwórczej. Grupa wspaniałych ludzi, środowisko intelektualne, w którym buduje się

Imię i Nazwisko........................................................................................ Adres............................................................................................................ ........................................................................................................................ Kod pocztowy............................................................................................ Tel................................................................................................................. Liczba wydań............................................................................................ Prenumerata od numeru....................................................(włącznie)

Prenumeratę

zamówić można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonosć zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na adres wydawcy wraz z załączonym czekiem lub postal order Gazeta wysyłana jest w dniu wydania.

Czeki prosimy wystawiać na: CZAS PUBLISHERS LTD.

63 Kings Grove London SE15 2NA


|3

nowy czas | 20 października 2011

na bieżąco listy@nowyczas.co.uk potrzebowała tłumacza, co będzie mi przekładał z Waszego na moje. Proszę, aby miał Pan na uwadze to, że nie wszyscy mają wystarczający poziom aj-kjuuu (jeżeli w ogóle są w niego zaopatrzeni) i wzrastający standard gazety może zmniejszyć liczbę czytelników. O nie! Tak nigdy się nie stanie. Strachy na lachy. Bez obaw. Podobno inteligencja u Polaków wzrasta, szczególnie u tych, którzy mają częste kontakty z inteligentnymi osobami… Od jutra wychodzę do ludzi… Czytelników przybędzie. Prenumeratorów przybędzie. Będzie dobrze Panie Redaktorze, będzie dobrze! Czuję to, a nosa to ja mam dobrego. I jeszcze należne życzenia z okazji piątej rocznicy narodzin nad wyraz dojrzałemu i kulturalnemu ,,Nowoczasusiowi” życzę, aby rósł w siłę; edukując nas, uświadamiając, informując, oraz aby częściej rozweselał niż zasmucał, tak jak czyni to do tej pory Wspaniały, Profesjonalny Zespół Redakcyjny „Nowego Czasu” pod Pańskim kierownictwem. Gratuluję, dziękuję i życzę Zdrowia oraz Radości na każdy Dzień. Pozdrawiam Wszystkich AlICjA MAĆkOWIAk ••• OD ReDAkCjI: Serdecznie dziękujemy Czytenikom za życzenia, a Pani Marii Dowgiel za urodzinowy prezent!!! Ponadto serdeczne podziękowania dla Aleksandry jungi, Moniki S. jakubowskiej, Anny Surmy i Arkadiusza Ołdaka za przygotowanie materiałów dotyczących jubileuszu 5-lecia „Nowego Czasu”.

Malowanie kandydata

Przed wyborami przeczytaliśmy w “Nowym Czasie” (NC 15/72), że wśród nas, emigrantów zarobkowych, jest ktoś, kto nie tylko chce zostać parlamentarzystą w Polsce, ale też nad Tamizą swoje biuro otworzyć. Taki londyńczyk dla londyńczyków z legitymacją posła RP! Sławomir Wróbel mówił pięknie o swoim udziale w marszu papieskim w londynie, o współudziale w kampanii na rzecz zniesienia podwójnego opodatkowania Polaków z Wysp, o recepcie na lepszą Polskę, o Polsce w aspekcie europejskim. Podkreślił też, że zna od podszewki życie polskiej emigracji zarobkowej w Uk, lecz na tym ów istotny wątek autoprezentacji zakończył. Dowiedzieliśmy się tylko, że od kilku lat mieszka i pracuje w londynie. Dla mnie zabrakło informacji, co właściwie pan Wróbel tutaj porabia? Czy haruje na budowie, jeździ na wózku widłowym, a może jest bankierem w City? Czy ma własną firmę, daje pracę innym, a może wynajmuje dom od Hindusa i podnajmuje pokoje Polakom? Moim zdaniem jeśli “jedyny kandytat z londynu” chciał przekonać do siebie wyborców, powinien był przedstawić się także w codziennym wymiarze, a tego w wywiadzie nie było... Z poważaniem jACek STACHOWIAk

Zapuściliśmy korzenie najnowsze dane o polach, którzy pracują i mieszkają na Wyspach Brytyjskich powinny dać wiele do myślenia politykom. okazuje się, że próba ściągania do kraju tych, którzy wybrali Wielką Brytanię, nie powiodła się, a najlepszym przykładem wyboru życia poza ojczyzną jest fakt, iż coraz mniej pieniędzy posyłamy do polski, oraz to, iż polki rodzą na Wyspach coraz więcej dzieci.

Bartosz Rutkowski Demograf prof. Krystyna Iglicka z Warszawy zajmująca się problemami wyjazdu Polaków, przede wszystkim do Wielkiej Brytanii, określa to krótko: porażka polskiej elity politycznej. I dodaje, iż kraj na dorobku, jakim jest Polska będzie gorzko żałował, że młodzi ludzie zamiast dorabiać się nad Wisłą, wybrali inny kraj, a Polki rodzą chętniej dzieci, tylko poza Polską. To już się mści, bo więcej Polaków umiera niż się rodzi.

Fatalne szkoły i przedszkola Dobre przedszkole w Polsce to marzenie, na dodatek zwykle drogie. Nie lepiej w szkołach, które pracują jak zakłady w ruchu ciągłym – na trzy zmiany. A tego fatalnego obrazu dopełnia złe kierownictwo resortu edukacji, które jednego dnia ogłasza nowe rozporządzenia, by je za kilka dni odwołać. Tak było np. z odwołaniem obowiązku rozpoczynania nauki przez sześciolatków. Ci, którzy korzystają z opieki społecznej na Wyspach pytają polskich polityków, jak sobie wyobrażają, by tysiączłotowa jałmużna, zwana becikowym, zachęcała do rodzenia dzieci, a objęcie malucha sensowną opieką medyczną to niedoścignione marzenie. Jeśli do tego dodamy niepewną sytuację na rynku pracy to wyjaśnia dlaczego tak wiele młodych par nie decyduje się na potomstwo. Inaczej jest na Wyspach. Tu w ubiegłym roku Polki urodziły 19,8 tys. dzieci. Dla Polek w kraju wskaźnik dzietności wynosi niespełna 1,4. A według wyliczeń prof. Iglickiej, w Wielkiej Brytanii waha się w okolicach 2,5.

pokonały pakistanki Na Wyspach najwięcej rodzą Polki Badania pokazują, że to właśnie Polki urodziły w ubiegłym roku najwięcej dzieci ze wszystkich mniejszości na Wyspach. Mowa jest o 20 tys. Na każdą z Polek przypada dwukrotnie więcej dzieci niż w kraju. Co to oznacza? To policzek wymierzony polityce Warszawy. Wynika z tego, że to wcale nie niechęć rodaków do posiadania potomstwa jest przyczyną naszej zapaści demograficznej, tylko w istotny sposób wpływa na nią brak stabilnej polityki państwa wobec rodzin.

Polki po raz pierwszy od dziewięciu lat znalazły się na pierwszym miejscu w brytyjskich statystykach pokonując Pakistanki. Od chwili wstąpienia Polski do UE liczba porodów wśród polskich obywatelek na Wyspach wzrosła aż sześciokrotnie. W 2005 roku urodziły one 3,4 tys. dzieci i zajmowały dopiero dziewiątą pozycję. W 2006 już czwartą, rok później

trzecią, a w ubiegłym roku Polki wyprzedziły i Pakistanki, i Hinduski, nie mówiąc o przybyłych z Europy. To najlepiej świadczy, że Polki chcą mieć więcej dzieci, ale musi być do tego odpowiednia polityka państwa, nie taka, jak ta nad Wisłą. Polki na Wyspach maja poczucie bezpieczeństwa, państwo jest przyjazne rodzinie, nie tylko w sferze materialnej, ale też np. w dostępności do placówek opiekuńczych.

lament nad Wisłą Tymczasem polscy politycy mają tylko usta pełne frazesów o tym, jak to dbają o rodzinę, a sytuacja demograficzna Polski pogarsza się od lat. W ubiegłym roku pierwszy raz od sześciu lat spadła liczba rodzących się dzieci. W 2009 roku urodziło się ich 419,4 tys., a w ubiegłym roku ta liczba zmalała do 413,3 tys. Na konsekwencję tego stanu rzeczy nie trzeba było długo czekać, w pierwszym półroczu tego roku odnotowaliśmy, po raz pierwszy od sześciu lat, ujemny przyrost naturalny. Po raz pierwszy od 2005 roku mamy do czynienia z wyższą liczbą zgonów niż urodzin. Demograficzne załamanie przyszło wcześniej niż prognozowali naukowcy. Niski przyrost naturalny, połączony ze starzeniem się ludności i ujemnym saldem migracji sprawia, że przed Polską stoją cywilizacyjne wyzwania, którym na razie elity polityczne nie są w stanie sprostać. A nikogo nie trzeba przekonywać, jak ogromy wpływ ma sytuacja demograficzna na jego rynek pracy i gospodarkę, co w efekcie przesądza o jego pozycji.


4|

20 października 2011 | nowy czas

wybory powszechne 2011

Tusk sam założył sobie już koronę i byli samorządowi działacze, jest też poseł oficjalnie deklarujący swój homoseksualizm oraz osoba po zmianie płci. Palikom już zgłasza projekt sejmowej uchwały, która miałaby zarządzić zdjęcie krzyża z sali plenarnej parlamentu. Robi to ten sam Palikot, który jeszcze kilka lat temu wydawał ultrakatolicki tygodnik „Ozon” i klękał przed biskupami. Nagle stał się zajadłym wrogiem Kościoła. – Jak będzie trzeba, to sam go zdejmę, no, Palikota – zżymał się na pomysł tego posła inny parlamentarzysta Eugeniusz Kłopotek z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Nawet posłowie lewicy, którzy programowo występowali z hasłami przeciwko Kościołowi dystansują się od pomysłów Palikota. Pozostaje na polskiej scenie politycznej jeszcze Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego. Szósta porażka w wyborach nakazywałaby liderowi – jak sam zresztą obiecywał trzy lata temu – przekazać pałeczkę komuś innemu. Kaczyński jednak tłumaczy, że na przykład brytyjscy konserwatyści czekali jeszcze dłużej niż on na

Platforma Obywatelska, a tak naprawdę premier Donald Tusk wygrali dla siebie praktycznie wszystko, co było do wygrania. Szybko jednak w partii Tuska opadła euforia po zwycięstwie, bo dwaj najsilniejsi w tym ugrupowaniu – premier oraz marszałek sejmu Grzegorz Schetyna – stanęli do otwartej walki.

Bartosz Rutkowski

TusK czyści przedpole Tusk robi porządki nie tylko w swoim ugrupowaniu, nagradza lojalnych, karze krytyków. Ustawia sobie także parlament, bo marszałkiem sejmu będzie nie Grzegorz Schetyna, ale uległa Tuskowi minister zdrowia Ewa Kopacz. Donald Tusk pokazał, że tylko on jest liderem w Platformie, był wściekły na Schetynę, że ten już dzień po wyborach poszedł do prezydenta Bronisława Komorowskiego, nim pojawił się tam premier.

Już mnie nie ogracie To wtedy, jak mówi otoczenie premiera, miało z ust Tuska paść: tym razem nie ogracie mnie z prezydentem. i Tusk przepchnął pomysł w partii, aby to nie Schetyna pozostał na stanowisku marszałka, tylko Kopacz. Ją zaś od nowego roku na funkcji ministra zdrowia ma zastąpić Bartosz Arłukowicz, który w porę uciekł z tonącej lewicy. Schetyna prawdopodobnie trafi do rządu, Tusk chce go mieć cały czas na oku, dlatego marszałek sejmu zostanie wicepremierem i szefem jakiegoś resortu, na przykład komunikacji czy infrastruktury. Nie na taki początek nowego rozdania liczyli Polacy, zamiast tworzenia nowego rządu, Tusk zaczyna w starym stylu, – pozbywa się rywali, innych rozstawia po kątach, choć jeszcze nie tak dawno mówił, że trzeba się skupić na sprawach gospodarczych. Objęcie niebawem funkcji marszałka sejmu przez Kopacz sprawi też, że resort zdrowia znów będzie przeżywał trudne chwile. Jeszcze nie tak dawno, bo tuż przez wyborami Kopacz obiecywała dyrektorom szpitali i przychodni, że dokończy reformę służby zdrowia, ale pakiety sześciu ustaw leżą i czekają na swoją kolejkę w parlamencie.

roK nim się nauczy Nowy minister będzie musiał przez rok lub dużej wgryzać się w specyfikę resortu, a ponieważ jest to, jak mówią politycy, resort wysokiego ryzyka niewykluczone, że po tym czasie trzeba będzie szukać jego… następcy. Pytanie tylko, czy na prawdziwą reorganizację polskiej służby zdrowia mogą dalej czekać pacjenci. Tusk zwleka też z powołaniem nowego rządu. Choć przed wyborami obiecywał, teraz czeka, bo chce zobaczyć, jak zachowa się jego koalicjant, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe, co powiedzą inni posłowie, głównie z partii Palikota. Do początku grudnia Tusk na pewno też nie zmieni żadnego z ministrów, tłumaczy, że to czas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej i lepiej by było, by ci sami ministrowie przez ten czas urzędowali.

założył sobie Koronę Padły już nawet takie zdania, że Tusk sam sobie założył koronę, choć to prezydent powierza danemu politykowi

funkcję tworzenia gabinetu. Na pewno powstanie nowa, czyli stara koalicja Platformy z ludowcami, tyle że dla pewności uchwalania ustaw Tusk będzie musiał pozyskać kilka głosów z innych ugrupowań. Już dziś mówi się, że może uda się wyłuskać niektórych posłów z Ruchu Palikota, a jeszcze pewniej z lewicy. Bo to właśnie lewica jest największym przegranym wyborów. Jej lider Grzegorz Napieralski stosował prymitywne chwyty dla pozyskania wyborców, a to udawanie sprzedawcy w sklepie w Londynie, a to innym razem obiecywał polskim emerytom życie na poziomie seniorów zza Odry. Kiedy jednak doszło do wymiany argumentów z ministrem finansów okazało się, że przy Jacku Rostowskim Napieralski jawił się jako niedouczony uczeń. Poległ – podobnie jak jego formacja – na całej linii.

Krzyż, czy gospodarKa? Już dziś mówi się, że będzie to parlament pełen niespodzianek, a głównie za sprawą nieprzewidywalnego Palikota i 40 jego posłów. Są w tej partii i biznesmeni,

zwycięstwo. Tyle że konserwatyści dokonywali w tym czasie zmian lidera, a w największej w Polsce partii opozycyjnej jest tak, że PiS to Kaczyński, a Kaczyński to PiS. I zmian żadnych w tym ugrupowaniu nie będzie. Nie będzie też rozliczeń z minionej kampanii. Wydawało się, że gromy posypią się na dwóch niesfornych posłów z PE – Zbigniewa Ziobro i Jacka Kurskiego, którzy prowadzili niezależną kampanię w imieniu swoich zwolenników. Istniało też podejrzenie, że w PiS dojdzie z ich powodu do przesilenia. Po nieśmiałej próbie wysunięcia swojego kandydata na marszałka sejmu usłyszeli, że mają do tego prawo, ale wybór statutowo należy do prezesa. Póki co bezkrólewie, i tak skrócone przez prezydenta do kilku tygodni, a nie miesięcy – jak chciał Donald Tusk.

Jak głosowaliśmy na Wyspach: 23 833 głosujących: PO – 12 799 głosów (53,7%) PiS – 5 193 głosów (21,8%) RP – 4 086 głosów (17,1%)


do

Polski P olski l ki

WY IS O ATKGRAT D DO DYT 00 0 . E 6 KR 0 = £ 2.0 0 1 .00 £ £5. = .00 25 £10 0 = £ 7.50

3 ine .0 £20 0 = £jesz onl .0 du £30edy doła Ki

Doładowanie dowanie e

Lycamobile L ycamobile PLUS US to L Lycamobile ycamobile PLUS S* Darmowe minuty nuty

Darmowe Smsy msy

£30

2000

2000

£20 £10

500 250

500 250

£5

100

100

p//min in Tel. T el. Stacjonar Stacjonarne ne

Tel. Stacjonarne

Tel. Komórkowe

Po DARMOWć Lycamobile SIM odwiedĮ www.lycamobile.co.uk lub zadzwoę 020 7132 0322 Buy and top up online or in over 115,000 stores

Customers may not be able to use Electr Electronic onic T Top-Up op-Up p-Up at all locations wher where re the top-up logo appears

½ p/min pr promotion omotion is valid from from 14.09.2011 and valid until 31.10.2011. 2011. Visit Visit www.lycamobile.co.uk www.lycamobile.co.uk for full terms and conditions and participat participating ting countries. *Fr *Free ee minutes and texts in the table are arre valid during the promotional prom motional period and only applied to the first 3 top ups in any calendar month.. The fr free ree minutes and texts are are valid for 30 days fr om the date of top-up. Once the free frree minutes an and nd the fr ree texts have been used or if all the fr ree minutes and texts have expir ex pired, calls to L ycamobile PLUS will be charged at 7p/min and texts to L ycamobile amobile PLUS will be charged at 9p per SMS. This of fer is valid for a limited period of time. Any changes or from free free expired, Lycamobile Lycamobile offer withdrawal will be notified at www. .lycamobile.co.uk Prices are are correct corrrrect at the time of going to print 15.09.2011. Fr ee call cr edit with online T op op-up p-up of ffer valid fr rom 10.09.2011 to 31.10.2011 www.lycamobile.co.uk Free credit Top-up offer from


6|

20 października 2011 | nowy czas

czas na wyspie

Przepraszam, czy jest tu jakaś wizja? Festyny zwane festiwalami, festiwale które nie dochodzą do skutku. Protesty i utyskiwania, że nas szkalują, że nie pamiętają o wkładzie szyfrantów i lotników, że nie liczą się z nami tak jak powinni. Apele w stylu: „Dziadek, zapisz spadek”. Czy tak będzie wyglądało życie polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii także za pięć, 10 i 20 lat?

Robert Małolepszy

Jak jest, każdy widzi, choć nie każdy pewnie widzi to samo. Być może wielu uważa, że jest dobrze. Albo jeśli nie jest, to inaczej być nie może, bo zawsze tak było. I lepiej niech tak zostanie. Zawsze Brytyjczycy patrzyli na nas krzywo, zawsze traktowali nas z góry. Zawsze zjawiali się nie wiadomo skąd jacyś dziwni Polacy, którzy przyplątywali się na Wyspy tylko po to, żeby popsuć opinię tym porządnym Polakom. Zawsze jakaś wielce zasłużona instytucja społeczna miała permanentne problemy finansowe i słała dramatyczne apele: „Szybko dziadek zapisz spadek, bo grozi nam upadek”. Tych „zawsze” można by jeszcze długo wyliczać. Generalnie, jako społeczność zawsze mieliśmy „pod górkę”, rzecz jasna, absolutnie nie z naszej winy. Pomimo sprzysiężenia wszelkich ciemnych sił, w trudzie i znoju, a przede wszystkim w idealnej zgodzie i powodowani wyłącznie najszlachetniejszymi pobudkami, budowaliśmy naszą małą Polskę poza Polską. Kto twierdzi inaczej, ten świnia. W jakim miejscu jesteśmy dzisiaj? Każdy widzi. Każdy widzi, co chce widzieć. Jesteśmy tu cenieni i szanowani jako dobrzy fachowcy, pracowici i zaradni. Nasza społeczność jest zintegrowana i pięknie zorganizowana – powiemy, gdy reporter podstawi mikrofon. Brytyjczycy jeżdżą po nas, jak po łysej kobyle. O tym, że zabieramy im pracę trąbią co i rusz tabloidy, a o ważnej premierze polskiego filmu nawet się nie zająkną. Organizujemy festyny zwane festiwalami, a festiwale nie dochodzą do skutku. Na jednego Polaka przypada już chyba pięć organizacji, a gdy potrzebna pomoc, to nie ma gdzie pójść – to, gdy mikrofon wyłączą.

Po nas choćby PotoP... A jak będzie wyglądała polska społeczność w Wielkiej Brytanii za lat pięć, dziesięć, dwadzieścia? Czy ktoś się nad tym zastanawia? Czy ktoś buduje wizje, kreśli plany, wyznacza cele i zadania, jakie należy wykonać, aby te cele osiągnąć? Mówiąc krótko, czy jest jakaś wizja naszej społeczności za lat kilka, kilkanaście, nawet kilkadziesiąt? Niestety, długofalowe plany, a co ważniejsze ich konsekwentna realizacja, to nie są jedne z naszych najmocniejszych stron jako narodu. Coś na jutro, nawet na dziś, a najlepiej na wczoraj – nie ma problemu. Ale tak

na pojutrze lub jeszcze w dalszej perspektywie – po co, na co, dla kogo? Przecież, po nas choćby potop – wśród wielu głupich ludowych mądrości ta przyjęła się wyjątkowo. Zresztą akurat ten typ myślenia doskonale widać wśród rodaków tutaj – zwłaszcza, kiedy się śledzi znikający majątek społeczny, dorobek całego pokolenia. Tymczasem, gdy mowa o wizji, to wcale nie chodzi o zbiór pobożnych życzeń. To jest akurat łatwe – przecież wszyscy chcemy, żeby nas poważano, liczono się z naszymi potrzebami, z naszymi opiniami. Chcemy tu kultywować naszą kulturę, tradycje, pielęgnować ojczysty język, podnosić swój status społeczny oraz materialny. Chcemy także być piękni, młodzi i zdrowi. W jednym z wywiadów Anna Maria Costa, córka generała Władysława Andersa powiedziała, że ostatnim liderem polskiej społeczności, prawdziwie charyzmatycznym, był jej ojciec. Z pewnością to subiektywny pogląd, ale trudno oprzeć się wrażeniu, iż coś na rzeczy jest. Co więcej, można zaryzykować tezę, że wtedy właśnie była wizja funkcjonowania polskiej społeczności na brytyjskiej ziemi – na tamte czasy prawdopodobnie zupełnie dobra wizja. Zmieniły się czasy, zmienili się ludzie, a wizja... zniknęła.

Jubileusze, rocznice, Przemarsze Kolejne pytanie – kto powinien mieć tę wizję, pomysł na nas jako społeczność, jako mniejszość narodową, tu i teraz, a ważniejsze, żeby nie tylko teraz, ale i w przyszłości. Prawie na pewno wiadomo, kto tej wizji nie ma – to polskie władze w Warszawie. Co do tego panuje absolutnie ponadpartyjna zgoda – ktokolwiek rządzi, nie ma pojęcia, co począć z Polakami poza Polską. Żeby to jakoś zakamuflować, Warszawa chętnie rzuci parę groszy, a to na jubileusz, rocznicę, wieczornicę, a to na przemarsz przez Londyn z orkiestrą dętą. Zaprosi zacnych reprezentantów Polonii na konferencję, która kończy się wnioskiem, iż trzeba... zorganizować kolejną konferencję. Dopieści wysokim odznaczeniem państwowym albo awansem na kolejny stopień oficerski. Brak wizji wśród Polonii łatwo natomiast zauważyć również i po tym, że często nie potrafi wyartykułować swoich oczekiwań (niekoniecznie zresztą finansowych) wobec władz własnego państwa. Widać to doskonale podczas wizyt polityków, gdy przyjeżdżają tu, aby pochylić się z troską nad losem emi-

grantów – czasem nawet bez kampanii wyborczej. Właśnie wtedy, wśród najpilniejszych potrzeb społeczności wymieniana jest stuosobowa orkiestra na przemarsz z okazji święta narodowego.

Pomysł na KowalsKiego Byłoby mało sensowne wskazywać jeden podmiot albo nawet kilka, które z racji pełnionej funkcji są zobowiązane „z urzędu” do wypracowania i realizowania wizji polskiej społeczności na Wyspach w dłuższej perspektywie. Owszem, są organizacje – jak same twierdzą – reprezentujące wszystkich Polaków w Wielkiej Brytanii, ale zdaje się, że nie wszyscy Polacy o tym wiedzą. Poza tym, reprezentować na przyjęciach w ambasadzie albo pisać sprostowania do brytyjskich gazet nie jest chyba aż tak trudno. Zadziwiać przy tym musi, że o ile niezmordowani społecznicy są jeszcze skłonni do poświęceń dla ogółu, tak dla poszczególnego Kowalskiego czy Zielińskiego już niekoniecznie. W ogóle, ciekawa sprawa – na przykład, na rzecz powodzian w Polsce zbierano dodatkową tacę w tutejszych polskich parafiach, organizowano koncerty, itp. O Polakach poszkodowanych w zamieszkach w Londynie, w tym tych, którzy stracili dach nad głową i cały dobytek, nikt nie pamięta. Wizja na polską społeczność musi być zaś wizją na konkretnego Kowalskiego i Zielińskiego i wychodzić na przeciw ich potrzebom. Także tym zupełnie przyziemnym. Ale i tym wyższym również. Jeśli tych drugich chwilowo nie mają, to należy im uświadamiać, iż mieć powinni. Chociażby powinni zainteresować się dorobkiem artystycznym i intelektualnym powojennej emigracji. Tyle tylko, że kto właściwie propaguje ten dorobek? Kto i jak przypomina młodemu pokoleniu o emigracyjnych malarzach, literatach, aktorach, myślicielach? Co się dzieje z ich spuścizną? Nierzadko leży na najwyższej półce w zakurzonym archiwum lub w podmokłych piwnicach, gdzie nikt nie zajrzy przez najbliższe 300 lat, a bywa, że już wylądowała na śmietniku. Oto jedno z zadań Polaków w UK na przyszłość. Jedno z wielu zadań. Bardzo wielu. Kilkusettysięczna społeczność ma wiele potrzeb,

problemów, ale także możliwości. Na ten temat potrzebna jest wielka debata. Debata nad wizją polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii.

Jeśli nie my, to Kto? Miejsce takiej dyskusji jest na łamach mediów, ale nie tylko. Przy kawiarnianym stoliku, w kręgu znajomych też. Ważne, aby wzięły w niej udział osoby o zróżnicowanych poglądach. Można bowiem odnieść wrażenie, że dotychczas nie wszystkim udzielano głosu po równo. Nikt nie ma monopolu na rację, nawet jeśli zostaje wybrany w siedmiu organizacjach naraz na funkcję prezesa lub powiernika, dziesiątą kadencję z rzędu. Bardzo prawdopodobne, że mogą pojawić się najróżniejsze pomysły – dziwaczne, śmieszne, szokujące i rewolucyjne. Może ktoś zechce zupełnie wywrócić cały model funkcjonowania naszej społeczności do góry nogami. A może padnie jakaś, z pozoru mało efektowna propozycja, która okaże się na wagę złota. Gdy do takiej debaty dojdzie, a prędzej czy później dojść musi, z pewnością nie obędzie się bez sporów i polemik. Nie zawsze o charakterze konstruktywnym. Mistrzami pozbawionej emocji, merytorycznej wymiany poglądów na argumenty też nie jesteśmy. Trudno. Ważne, żeby udało się wykuć tę wizję i wcielać ją w życie. Debatowanie dla debatowania nie ma sensu, choć to również niezmiernie wśród nas popularne. Stąd, poświęcanie na jakiś problem wielu zebrań, spotkań, posiedzeń, a nawet poważnych (i kosztownych) konferencji, z których absolutnie nic nie wynika. Może poza dobrym samopoczuciem uczestników. Dumnych z siebie, że oto w trakcie wielogodzinnych obrad ustalili ponad wszelką wątpliwość, że problem istnieje i... ktoś powinien się tym zająć. Problem z koncepcją na funkcjonowanie Polaków w Wielkiej Brytanii jako społeczności rzeczywiście istnieje. Teraz tylko pytanie, kto się powinien tym zająć i drugie, nie mniej ważne – w jaki sposób?

Teks t jes t autorską syntezą wielu z rozmów z przeds tawicielami różnych pokoleń Polaków, z różnych fal emigracji oraz z naszymi rodakami urodzonymi w Wielkiej Br yt anii.

T-TALK Międzynarodowe Rozmowy z komórki

2

p

Polska tel. stacjonarny

Bez nowej karty SIM

/min

7

p

Polska tel. komórkowy

/min

KONKUR S NA POWITA NIE LATA !

Stałe stawki 24/7

Każdy TopUp bierze udział w losowaniu! Im więcej doładujesz, tym większa szansa na wygraną!

I WIELE

INNYCH

NAGRÓD !

Aby wzią ć udział w konkur doładuj sie, konto pr zed 30.0 6.11

Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 (koszt £5 + std. sms) Kredyt £10 - Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 65656 (koszt £10 + std. sms) Wybierz 0370 041 0039*, a nastĊpnie numer docelowy (np. 0048xxx) i zakoĔcz #. ProszĊ nie wybieraü po numerze docelowym. WiĊcej informacji i peány cennik na www.auracall.com/polska

* Koszt poáączenia z numerem 0370 to standardowa opáata za poáączenie z numerem stacjonarnym w UK, naliczana wedáug aktualnych stawek Twojego operatora; poáączenie moĪe byü równieĪ wliczone w pakiet darmowych minut.

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T&Cs: Entry given to all customers, who TopUp the minimum of £5 before 30.06.2011, unless otherwise stated. Every top-up counts as an entry. The Draw is open to England, Wales and Scotland residents only. Winners will be chosen at random from all valid entries and notified via telephone. The prizes are not transferable and cannot be exchanged for cash. Winners will participate in all required publicity and Auracall reserves the right to publish the name and picture of the winners in all publicity media. By entering the competition participants consent to receive relevant promotional material via SMS. The draw is provided by Auracall Ltd. Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 or £10+standard SMS. Calls charged per minute & apply from the moment of connection. The charge is incurred even if the destination number is engaged or the call is not answered, please replace the handset after a short period if your calls are engaged or unanswered. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Calls to the 03 number cost standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Calls made to mobiles may cost more. Credit expires 90 days from last top-up. Prices correct at 31/05/2011. This service is provided by Auracall Ltd.


|7

nowy czas | 20 października 2011

czas na wyspie

Honory dla naszej rodaczki

DOVER

Barbara CzarnieckaYerolemou otrzymała tytuł Honorary Freeman – najwyższe wyróżnienie, jakie mogą przyznać władze dzielnicy. Radni Ealingu uhonorowali Polkę za 20 lat pracy w samorządzie oraz zaangażowanie w działalność społeczną.

Uchwałę o nadaniu tytułu radni podjęli jednogłośnie, a wręczeniu dyplomu na ostatniej sesji Rady Dzielnicy towarzyszyła owacja. O dokonaniach Polki mówili radni Ian Potts oraz Rajinder Mann. Sama wyróżniona stwierdziła, że pracowitość, determinacja, a także chęć niesienia pomocy innym, to cechy jakie wyniosła ze swojego polskiego domu. Pani Barbara jest córką wojennych emigrantów. Rodzice, zesłani przez Sowietów do łagrów, wyszli z ZSRR z 2 Korpusem generała Andersa. Barbara urodziła się w Jerozolimie. W Wielkiej Brytanii mieszka od 1947 roku. Z wykształcenie jest nauczycielką angielskiego oraz aktorstwa. Z pochodzącym z Cypru mężem Tonym prowadziła w Londynie kilka restauracji, w tym pierwszą grecką restaurację na Ealingu, a także Bartons – doceniony przez The Times tytułem najlepszej podmiejskiej restauracji w1985 roku. W samorządzie Ealingu pracowała jako radna

Płyń do Francji jeszcze taniej

DUNKIERKA z ramienia Partii Konserwatywnej nieprzerwanie od 1990 roku. Interesowała ją szczególnie pomoc społeczna oraz edukacja. Zawsze podkreślała swoje polskie pochodzenie (doskonale mówi po polsku) i utrzymywała kontakty z rodakami w dzielnicy. Ukoronowaniem samorządowej działalności Barbary Czarnieckiej-Yerolemou było powierzenie jej funkcji burmistrza Ealingu, którą sprawowała w latach 2009-2010. Potem odeszła na emeryturę, ale nadal udziela się społecznie, m.in. jako prezydent St. John Ambulance na Ealingu. Z udziału w projektach charytatywnych znany jest również Tony Yerolemou, który – jak podkreśla Barbara – jest zawsze był dla niej oparciem i wspierał karierę małżonki. Nazwisko Barbary Czarnieckiej-Yerolemou znajdzie się aż dwukrotnie na ścianie ealingowksiego retuszu – tam gdzie jest poczet burmistrzów oraz wśród kawalerów tytułu Honorary Freeman. (ram)

Polski znicz na polskim grobie W związku ze zbliżającymi się Zaduszkami Polish Heritage Society wspólnie z innymi organizacjami w Wielkiej Brytanii (m.in Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów, Stowarzyszeniem Poland Street, Polską Macierzą Szkolną, Polską Misją Katolicką, Związkiem Kawalerów Maltańskich, harcerstwem podejmuje zainicjowaną w ubiegłym roku akcję Polski znicz na polskim grobie. W Wielkiej Brytanii jest ponad 45 tys. polskich grobów, większość z nich zaniedbanych i zapomnianych. Bazą danych – ok. 30 tys. grobów – dysponuje Polska Misja Katolicka. Można tam uzyskać informacje na temat polskich grobów na lokalnych cmentarzach (kontakt: Bożena Junge, tel: 020 7359 8863; email: bozena@pcmew.org). Polish Heritage Society liczy na dalszą pomoc w katalogowaniu i fotografowaniu odnalezionych grobów, których nie ma w bazie Polish Heritage Society lub Polskiej Misji Katolickiej, co ułatwi przeprowadzenie rozszerzonej akcji w przyszłym roku (prosimy o przesłanie informacji na adres: bozena@pcmew.org). – W zeszłym roku udało nam się odnaleźć groby polskich lotników w Coventry, grób Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i innych polskich poetów w tzw. Poets Corner na cmentarzu w Hampstead – mówi Małgorzata Alterman z Polish Heritage So-

SAMCHÓD + 4 W JEDNĄ STRONĘ JUŻ OD

29

£

ciety. – Groby były całkowicie zarośnięte ale, udało się je odsłonić przy użyciu piły i łopaty. Również ubiegłym roku Filip Bujak i Marek Stella-Sawicki z Polish Heritage Society weszli na teren Fawley Court i zapalili świeczkę na grobie ks. Józefa Jarzębowskiego, założyciela Kolegium Bożego Miłosierdzia. W tym roku 1 listopada przypada na dzień powszedni, kiedy większość z nas pracuje, a cmentarze zazwyczaj zamykane są już po południu (np. Gunnersbury o 16.30). Akcja Polski znicz na Polskim grobie prowadzona będzie więc w sobotę 29 października. Zapalmy świeczkę na grobach, tu na Wyspie, to nasza tradycja. (tb)

Chętnych do wzięcia udziału w akcji prosimy o kontakt : Małgorzata Alterman info@polishheritage.co.uk tel: 07792240811 Beata Wrotniak: znicz@polandstreet.org.uk

DOVER-DUNKIERKA DFDS.PL 0871 574 7221


8|

20 października 2011 | nowy czas

|11

nowy czas | 14 marca 2011

fawley court jest naszym dziedzictwem!!!

fawley court

FAWLEY COURT – zdrady – Dokumenty WALCZYMY DO ZWYCIĘSTWA uzupełnienie O NASZ RAJ NA ZIEMI

„Nowy Czas” w związku ze sprzedażą Fawley ją fundusze przeznaczone na Centrum Apostolatu, choć nie byCourt opublikował 7 lipca 2010 roku artykuł pt. ły one wpisane w rozliczenie finansowe 2000 roku. Rewelacje o sporze rzekomej właścicielki Fawley Court, pani „Dokumenty zdrady” (www.nowyczas.co.uk) , uzupełniany w kolejnych wydaniach gazety Aidy Hersham z byłym wspólnikiem wykazały, że wartość posiadalszymi wypowiedziami Fawley Court Old dłości Fawley Court po usunięciu przeszkód (np. grobu o. JózeBoys. Zasad niczych pyna tań do– tyjakim czących sprze- fa i prawa do swobodnego przechodzenia przez teren Fawley pięknym ogrodzie – raju ziemi jest FawCourt) wraz z zezwoleniem na nowe budownictwo wynosi około daży ley urtkwiaty, jest jed naki co raz wię leyFaw Court, są Co różne drzewa rośliny; róże,cej. The Prime Minister £100 milionów. Uzyskana w tym kontekście kwota £13 milionów The Right Hon David Cameron MP pelargonie (brata Czesława ulubione) chryzantemy, za dorobek całej Polonii jest skandalicznie i bezprawnie zaniżona 10 Downing Street jabłonie. i pokrzywy nieznoPod dęby, konieccedry minioine go roku zSąbiu ra Attorneyoraz Gene ral otrzymali- (Komunikat FCOB, NC, 10.10.2010). SW1A śne chwasty. Z pokrzywami sobie – go są potrzebne, a nawet W tym czasie2AA FCOB otrzymało list od adwokatów pani Herśmy, na podsta wieporadzimy obowiązujące prawa dotyczą cego jawności London,

W

zdrowotne; wieluinOld Boys jak w Fawley Court, wfor latach forma cji wpamięta, życiu publicz nym (Freedom of In mation Act), do- sham informujący, że nie jest ona właścicielką Fawley Court, miOctober 2011 sześćdziesiątych, ku straszyliśmy biednego, ukochanego profesora że udzie lała wywiadów prasie brytyjskiej za taką się podając. menty uzyska ne od Cha rity Commis sion. Znaod lazłhistosię tam do- 14mo Jej na zwi sko pojawiło się również w związku z planowanym przez co nvey an ce ), pod pi sa ny przez o. ku ment kup na Faw ley Co urt ( rii Pawła Schultza, kiedy po kryjomu kąpaliśmy się – na golasa – w lesie Minister niąPrime kupnem Toad Hall i z próbą nabycia South Lodge, która zoJarzębow go orazzawczasu deklaracjaartretyzmowi… z 8 października 1953 (Deklara- Dear w „wannie” pokrzyw, abyskie zapobiec pooczywiste. twierdzająca, że Fawsię ley ich Court kupiony został z stała niedawno sprzedana za £700 000. od Trust),To A co zrobić z tion chwastami? Musimy pozbyć! I writeSpra further myfiletter of Jó 13zeOctober last, skie dealing with wa to beaty kacji o. fa Jarzębow go nie bythe ła poruprze zna cze niem na ce le edu ka cyj ne. Otrzy ma li śmy Ogrodnicy tego rajskiego ogrodu – obrońcy Fawley Court z całegorównież za- inappropriate use taxpayer’s to support through thesa pokuof men tach”. Pimoney sała o tym przez wie le lat pra pis hipoteki Temperance Permanent Building Society, który na szana w „Do świata – musimysied działać wspólnie! Jeden z takich nieznośnych chwaof Justice the inexplicable, andleneedless to temat lonijna, a w ostat nim dziesięcio ciu inforattempt macja na miu stronach obarcza powierników fundacji wieloma ogra- Ministry stów rosnących wniFawley Court bezczelnie sięgnię do tą sądu (Admiour Fatherpro Joseph Jarzebowski. Copy letter for na zamierzonego cesu be atyfikacyjne go by ła zaenclosed mieszczona czeniami związa nymi z poprzeniósł życzką zacią na za kup Fawley exhume nistrative High-Court, gdzie 17/18 – ku reference. stroofnie internetowej Zgromadzenia Księży Marianów, skąd znikCourt London), – z tego powodu postapaździernika nowiono ją spła cić jak najszybciej ease zdziwieniu Polonii wielu –wa odnieśliśmy małą porażkę. (poiżycz kę Anglików spłaciło Sto rzyszenie Pol skich Kombatantów). Jak nęła tuż przed sprzedażą Fawley Court. Ukazały się na ten temat not ko think thewGovernment, or skim”, the authorities, canprzy continue Sędzina LadydoJustice Hallet z pomocą menthat tarze „Tygodniu Pol generalnie chylntąd nieHeather ma najważ niejsze go dokuJustice mentu, McCombe potwierdzającego I doostre from debacle, litigation, that emuaway maria nomthei spr awie sprze dażyand Fawindeed ley Coscandal urt („Świę tość, utworze nie trustu eduMinistry kacyjnegoofKo legiumna Boekshumację żego Miłosierdzia to shy uznali, że zezwolenie wydane przez Justice ‘sale’ of Fawley continues to generate. lowo nie na Court rękę”),has aleattracted, poza tym,and oprócz FCOB, nikt się o (DeviJarzębowskiego ne Mercy Collegema Edumoc catioprawną. nal Trust).Kilka Brakutygodni je też wcześniej- thechwi szczątków ks. Józefa explain: spra wę nie upomina. szych dokumen tów potwier dzająprotestu cych zbiór ki na kup no Fawley Lettęme temu to samo ministerstwo odrzuciło – wobec rodziny RadziWizją o. Józefa Jarzębowskiego było stworzenie i prowadzeurt wśródoPolonii, o któ re odna dłuż szego czasuszczątków prosimy Komiwiłłów – prośbę Co marianów wydanie zgody ekshumację wasoświa warned repeatedly onwards), katolicCommission kiego ośrodka ty dla nowych (2007 pokoleń Polaków tet Obrony Dziedzictwa Narodowego pod przewodnictwem dr ThenieCharity księcia Stanisława Radziwiłła i Albrechta Radziwiłła z kościoła św. about thespach. pitfallsZa surrounding the aż unlawful, dangerous ‘sale’ of XX na Wy Jego czasów, do lat dzie więćdzie siątych Bożeny Laskiewicz i Julity Nazdrowicz-Woodley. Anny w Fawley Court, fundatorem i który nasley Court Fawley Court by the Fathers Charitable wieku, w hym nie Marian Boże coś Polskę śpiewanoTrustees „Ojczyznę wolną Inforktórego macje dobył tyczą ce lat osiem dziesiąnadal tych wdoFaw należy. Niebywały legalny! Nie zgadzamy racz nam wró cić1075608). Panie”, nikt nie przy czał, Solicitors, że wyzwolimy się trzeparadoks ba uzupełnić niedaw nym odkryciemsiędoztydecyzją czącym sądu zniknięcia i Incorporated (No. In turn the pusz Marians’ i złożymy w sądzie apelację spod Pothecary sowieckiej Witham dominacji i że together w nowymwith mile nium zjawią się na sprze daży bez(Appeal). cennych eksponatów z Muzeum o. Jarzębowskiego. messrs Weld the Charity Trzeba tu podkreślić, jakim energią Wyspie miand lionoLand we rze sze Powere laków,allktó re tu repeatedly założą rodzi W grudniu 1985hartem roku w ducha, domu auodpornością kcyjnym Chrii sties marianie wy- Commission Registry alerted to:ny. theTo był czas, kiedy należałothe umac niać ośro dek oświaty wand Faw ley Costawiks. li naJózefa sprzedaż część eks ponatów oraz z muzeum, np.Ratoposąg bogi- “bad” title (DM82000); interests of beneficiaries donors wykazuje się rodzina (Elżbieta Rudewicz) Komitet urt,abjectly a nie pla nować and spienię żenie tej instybeing tucji, abrogated jak to zrobiinliamani grec kiej zo stał sprze danyozanietykalność pół zarezerwo wanejtego ceny (World being ignored; fiduciary duties wania Dziedzictwa Fawley Court w walce grobu 20.11.10). Famous Fal len Giant Fawley disappeCourt. ars…, NC rianie.manner Jak móby withose poeta:supposedly „Zbrodniaintocharge. niesłycha na…”. Little wonder we wybitnego duchownego, założyciela Najlepiej na Ko tenlejte-ność wy- cavalier da rzeń te go okre su (prze ło żo ny mi w tym cza sie by li: o. Do mań Na pięt nu jąc po wier ni ków ma riań skich, któ rzy doprowadzili now have a litigious, legal mess, enmeshed mat wyraża się sama Elżbieta Rudewicz: – Czuję, że sąd był przychylny ski, a później o. Papużyński) jest niepokojąca. Marianie zatrudniają in adoprurient sprzedapickle. ży Fawley Court, nie można zapominać, że nie dziadrugiej stronie (ministerstwu sprawiedliwości i księżom marianom). adwokata Richarda Parkesa, który pracuje nad prawną dokumen- łali oni w próżni, i tym samym pojęcie zdrady się rozszerza. Kto Nasz adwokat Michael tacją KoFordham legium BoQC żego dobrze Miłosierprowadził dzia w celusprawę, rejestracjiale nowego tru- FCOB był za sprze żą Faw leysight Court, a kto przeand ciw?Counsel’s Kto protestował have thisdaweek had of the MOJ’s nie dopuszczonostu go(za dokoń głosu zbyt wiele razy. Elżbieta Rudewicz jest czone w 1985). W tym czasie dyrektor szko ły o. Janicki belatedly publiczsubmitted nie, a które organizacje milcza ły? CzyOf zaserious istniał konflikt defence/skeleton argument. przekonana, że trzeba – Popieram całkowicie jest odzłożyć wołanyodwołanie. do parafii na Ealingu. Na jego miejinicjasce marianie concern interesów na42 emi Dodocument. brym tu porównaniem jest próba is para ofgra thecji? said tywę Fawley Court wnicelu tys.wiając jednocze- sprzedaży katolickiego St John & Elizabeth Hospial, którą uniemiaOld nująBoys nowe(FCOB) go powier ka o.zebrania Gurgula,100 wysta śnie dodo kuparlamentu, ment z nową by klau lą upoważ niającą powier ników do FCOB możhave liwiłabeen Charepeatedly rity Commis sion po by inter cji kard.(MOJ), Murphy podpisów pod petycją wzuHouse of Commons nareszdescribed thewen Defendant, sprzedażysprawę Fawleygrobu Court.ks. Wkrót ce iz Fawley niejasnych powodów, zaraz as O’Con nor, zwierzch nika cezjiofWest minster i pohave artybeen kułach w cie można było podnieść Józefa Court. “An interested party”. Yetdie none FCOB’s views przed egsekretarz zaminamiKomitetu GCE, maRatowania rianie zamyDziedzictwa kają szkołę, publicznie taken praon sie board. („The Indeed Guardian” Polthe skaMOJ’s Misjaresponses Katolickahave podlega Andrzej Zakrzewski, someitd.). of the zaprzecza pogło o chę ci sprzedaży Fawleysprawie Court. diecezjionWest ster, alenegligent, widocznieand jejwe były rektor, bordered themin downright believe theks. Tadeusz Fawley Court twierdzi, żejąc przy takskom głośnej i bezprecedensowej Dzieło o. Jarzębowskiego, Kolegium Bożego Miłosierdzia, unlawful/illegal. Kukla nie zgło sił sprze ciwu, bo w koresponden cji FCOB abp. Many of FCOB’s representations against issuing an sąd wydał złą decyzję i zlekceważył życzenia Polaków w Wielkiej Brytakontynuowane przez o. Janickiego, nagle ma swój koniec, ale po exhumation Vincent Ni chols (na stęp ca kard. O’Con nor), twierfacts, dził, żepoints nie ma licence are founded on sound evidential nii – do Ministrydwóch of Justice wpłynęło ponad dwa tysiące listów protestulatach o. Papużyński otwiera Dom Pielgrzyma z deklara- of law. w tejNone sprawie stanowiska (I have no standing in this matter). Z doof these views has met with an adequate response jących przeciw ekshumacji... Złożymy w sądzie odwołanie – dodaje. cją stworzenia Sanktuarium Boże go Miłosier dzia. Do dziś nie stępnych nam danych wiadomo, że Polska Misja Katolicka zaofefrom the MOJ – this at the very least is not in keeping with the Wokół Fawleywie Court kontrowersja, a nawet my, cojest sięniebywała stało z antycz ną rzeźbą Zeu sa, któzamiera znikła w tym rowała marianom £8 milionów, czego marainie nie przyjęli. spirit of the law, nor indeed the principles of public policy or the szanie. Mimo żeokre Richard przegrał Cherrilow Ltdzostał sprzeW 2008 roku, po ogłoszeniu intencji sprzedaży Fawley Court sie. DoButler-Creagh wiadujemy się na tomiast,zże Commodus public interest. było dużo protestów na łamach prasy, ale także wyłoniły się głosy z da ny przez „pry wat ne go ko lek cjo ne ra” w ro ku 2005 na au kcji w („właścicielami” Fawley Court), sąd ma 27 października rozstrzygnąć sties za £105,000, lecz suma ta nie kazana w rachun- różnych źródeł popierające sprzedaż – między innymi z szeregów sprawę kosztów. Chri Tymczasem Butler-Creagh rozstał sięjest ze wy swymi adwo–2– kach przedsta wionych przez maria nów Cha(Appeal). rity Commission. Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskiego za Granicą i w wypowiedziach katami i – według „Henley Standard” – składa odwołanie It is felt save for the aforementioned para 42, FCOB have no TakwżeLondynie niewykazaczeka na jestrównież suma £400,000 ze sprze daży w 2005 Szymona Zaremby (prezesa Polskiej Fundacji Kulturalnej, wydawW High Court sprawa Polish Action or ni representation at theni forthcoming Judicial cy „Dzien ka Polskiego i Dzien ka Żołnierza”) na zeReview braniu zofKoroku North Lodge, małej posiadłości przy bramie należącej do presence Group (PAG) odnośnie Muzeum ks. Józefa i 300 tys. funtów na nigdy 17/18 October, yet it is these very same old boys/pupils ne jest też Fawley Court. Akt sprzedaży był podpisany przez dwóch księży: mitetem Obrony Dziedzictwa Narodowego. Niewyraź(Father up Zjed Divine Mercy College, Court in 1953), whoAid niewybudowanyWoj Dom Apostolatu). Wi zachodnim Londynie (Ealing) ciecha Jasinskiego Andrzeja Gow kielewicza, co jest tym Joseph stanoset wisko nocze nia Pol skiego.Fawley Natomiast PAFT (Polonia the of the school the time wzrasta niebywały przeciw i „dziwnemu”, barprotest dziej dziw ne, że obecności stanowili oni mniejszość wojuż bec od zarejestro- made Foun daexistence tion Trust), które go popossible, wiernicy at dys posame nują fun duszami cultivating many worthypoBritish citizens. lat, zachowaniu wa marianów. Tak i wniManchesterze, tu nych w tym czajak sie w pięSlough ciu powier ków trustu. skarbu narodowego przekazaniu insygniów Rządu Polskiego na również oczekuje się, by marianie parafie – aonawet AnglW związ ku z artyopuścili kułem w tę „Pri vate Eye” brakują cym doku- Uchodźstwie, był od początku za sprzedażą. Sekretarz PAFT-u, pan 42 niew itselfski is po wanting. Not niej leastmszy” because of ley theCourt w zaKolegiummiesiącach Bożego Miło sierdzia pan WłaCouncil dysław Duda Paragraph Ostoja-Koź tzw. „ostat w Faw ię! Należy dodać,men że cie w ostatnich Ealing Borough misleading/obfuscatory manner the legitimacy of pro the te title(s) is że (już nie ksiądz) na pi sał do re dak cji list stwier dza ją cy, że nie nisz kry stii ko ścio ła św. An ny (6.12.09) po wie dział stującym, wykrył, że domy przy 87-89 Twyford Avenue, W3 (Pope John Paul II presented to lio thenaHigh Court. czyłPeople żadnych dokumentów,by aleDoctor że sporzą Mu–zeum i being spodzie wa się mi funtów. House for Retired BESTOWED &dził MrskaJtaJlog Held zabezpienie czałsą archi wa i dokumenw ty Land (The Re turn of Vlad, NC Znaczy to, że od początku musiała powstać kolejka prezesów darowane parafiiżepolskiej) zarejestrowane Registry issues outside Judicial Review 10.11.2010). List ten nie wyjaśnia wcale, dlaczego – jako jeszcze Other kłania jących się mathe riaremit nom oofzathe poimminent mogi. Ogól ny bilans jest bar(Are without title). Czy to możliwe, że przez dziesięć lat były lanksiądz i powiernik – Władysław Duda zarejestrował w 1999 ro- raise dzoalarm; smutny i niepokojący: tracimy posiadłość o stumilionowej dlord, marianin ku Wojciech Jasiński zbierał ta trust wartości, ale milion wpłynie na konto do podziału między spolenowy trust, wykre ślając zczynsz rejestrunielegalnie? Charity CoCzy misssion sprawa też znajdzie siękawlane sądzie? 1.wymi The a cja never Niepo go Poczęcia (nr. 271717) i co się stało z funduszami gli polomanner nijnymiinorwhich ganiza mi. independently Kwestie financertificated sowe nie są Fawley Courtprze Oldzna Boys oraz naszym adwokatom udostępniono w zosta- valuation of Fawley Court was conducted by the Marians, czony mi na Centrum Apostolatu, które nigdy nie jednak‘sale’ sednem sprawy… overseen Charity Commission. ostatnich dwóchłolatach ogromną ilość i dokumentacji wybudo wane. Cha rityinformacji Commission nie posiada jużdotydokumen- and wantonly Oczywiste jest, żebyorthe gani zacje po lonijne potrzebują fundu2. na The manner authorities tów trustuw nr 251717. Natomiast niedaw korespondencja szów prowa dzenieinakwhich cji spothe łeczplanning nych, z któ rych najat ważniejsze czącej działań marianów naszych parafiach. Można bynaotworzyć gates bedzie placed at marianów Ale z firna mąrazie Streeter wskazu je,idziemy że maria(jak nie rze komo ma- Wycombe – z punkDistrict tu widzeCouncil nia przyenabled szłości –unlawful jest kształ cenietomło ży, czy dziesięć spraw sądowych. do sądu nie będzie public entrances to Fawley Court. This clearly should attract the trzeba, pójdziemy). Teraz wybieramy drogę CYWILNEGO PROTEattention of the Local Government Ombudsman STU! Chcemy zebrać sto tysięcy podpisów, które razem z petycją zło3. The manner in which Buckinghamshire County Council żymy do House of Commons, wymuszając (zgodnie z prawem) debatę has unlawfully abated a fifty-year old public rights of way through nad skandalem, jakim jest The Fawley Court Affair! Mamy nadzieję, Fawley Court, thus depriving its local community of enjoying this że czytelnicy „Nowego Czasu” złożą swoje podpisy pod petycją! age-old amenity. Worse still, the Christian and Roman Catholic

Mirek Malevski Prezes FCOB

faithful – under the terms of a trust deed, and restrictive covenants are now illegally barred from visiting St Anne’s Church at Fawley

FAWFAWLEY L E Y C O U R T O L D B OY S C OURT O LD B OYS W

82

Cares W

HO , NOTTING HILL, LIN S 82 PORTOBELLO ROAD ONDON W11 2QD tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043 PORTOBELLOemail: ROAD, NOTTING HILL, LONDON W11 kristof.j@btinternet.com

2QD tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043 email: mmalevski@hotmail.co.uk li wspieranie szkół sobotnich i harcerstwa. Nie znaczy to jednak, że takowe fundusze mają być uzyskane kosztem zmarnowania najcen niejszego dorobku Polonii i zniszczenia katolickiego ośrodka Court. Surely again a matter not only for the Local Government oświaty z bezcennym Muzeum, ocenianym jako jeden z najważOmbusdman, but something also for our national Government to niejszych zbiorów historycznych poza granicami Polski (którego urgently look into ! część tylko przewieziono do Lichenia) i złamania woli wybitnego 4. The Charity Commission should be taken to task Polaka o. Józefa Jarzębowskiego. immediately over its (mis)handling of the “Fawley Court Affair”, O. Józef uczył swoich wychowanków wiary, uczciwości i radowith a view that the Prime Minister’s government call a Public ści w życiu. Często przypominał, w pierwszych latach szkoły, że Enquiry into this scandal forthwith. marianie nie wiedzą z dnia na dzień jak związać koniec z końcem i zapłacić bieżące rachunki, ale Pan Bóg pomaga i słucha moMoreso, Justice written comments in był his Approved dlitw. W given tych po czątkoEady’s wych la tach Faw ley Court obciążony Court Judgement of 6 October last, which not only berates ogromną hipoteką, były poważne trudności finansowe. Kiedy solicitors in this breaching Law Society jednak zabra kło matter o. Józefor fa Ja rzębowskie goSociety (i Jego na stępcy,(SRA) o. Jacodes and rules on (illicit) conduct and “extraordinary” nickiego) Fawley Court był już zabezpieczony na przyconflicts szłość. Zeof interest; “That is asprze remarkable state hisufLordship wszyst kich zdrad, niewierze nie of sięaffairs”,but tym, którzy nie pomaadds, commenting generally on the trial – Richard Butler gali i wierzyli marianom, wykonywali wolę i realizowali Creagh wizję o.– Aida Dellal Hersham – Cherrilow Ltd:w“Itcawas Ja rzębow skie go jest chy ba najgorsze łymRIFE skanwith dalu allegations otaczająand cross-allegations cym Fawley Court. of DISHONESTY, each side accusing the other forging documents.” As theBo expression Kointer-alia ło ByłychofWy chowan ków Kolegium żego Miłosays… sierdzia there nourt smoke Faw leyisCo nadalwithout walczyfire. o odwrócenie haniebnego aktu sprzedaży, ufając że prawda i sprawiedliwość zwyciężą. More alarmingly from the beneficiaries’ and donors’ viewpoint regardingtof the Marian Trustees’ Krzysz Jastrzęb ski and Charity Commission’s (mis)handling the Fawley Court ‘sale’ are Justice Eady’s Se kretarz ofFCOB--comments regarding Cherrilow’s initial ‘purchase’ which Justice Eady believes would not have taken place given the now exposed (under oath)Na adverse facts and “misrepresentations”, hence new wiecznej warcie ‘transparency’. His Lordship says; “The purchase would NOT have (Pamięci Ojca Józefa been made.” (para 101.) In the same vein, Justice

Jarzębowskiego)

–3– przechodzisz rano Eady’s earlierKiedy comments, in the light of the exposed, Obok namiotu misrepresentations (para 99);kościoła “Either Cherrilow would NOT have MogiłęCourt samotną uszanuj purchased Fawley AT ALL or, if still interested, the purchase Przezbeen pochylenie price would have reducedczoła. to what is now said to have been the true market value of £10m.” Justice Eady also mentions Cherrilow’s Witspołudnie, gdysellsłońce jesienne options to cut losses and Fawley Court on…

Ozłoci liście na grobie O Dobrym Człowieku pomyśl This all of course raises very serious alarm bells. First, why at £10m On zawsze myślał o tobie. (with legal charity-to-charity discount at 30% was Fawley Court not offered at £7m to its true owners Polonia, or The Polish Catholic A gdyAnglo-Polish wieczorem przyjdziecie Mission, or similar charities? This also of course begs pacierze the questionPo whypolsku wouldwyszepczcie or indeed should, the beneficiaries/donors Bo Onalready tu na bought Wiecznej Warcie pay for something by them? Słowa polskiego strzeże. There is here a clear role under the legal banner of parens patriae I nocą, gdy strzechę wysoką for the current Attorney General, The Rt Hon Dominic Grieve QC, Kościoła mgła osnuwa MP not only to acquaint himself with this matter, but also to slap a Tutaj, nad Małą Polską Restrictive Noticeon the property still known as Divine Mercy Ten Wielki Polak czuwa. College, Fawley Court (Title No. BM82000), pending the resolution of a wide number of clearly unsatisfactory, and ‘murky’ issues.

J. W. Górski 5.12.1972

Finally, The Prime Minister should be made acutely aware that the Ministry of Justice has in the last days refused the Marian Fathers TO WHOM IT MAY CONCERN Trustees Incorporated (Charity No. 1075608), an exhumation Re: FAWLEY license to exhume COURT, the remainsHENLEY of Prince Stanislaw Radziwill, (and Albrecht Radziwill), both interred at Stparties Anne’s Church, Fawley This notice is directed to any who may Court. The refusal by the MOJ to grant the said exhumation consider that they have a beneficial interest in licence was in response to Henley. direct opposition from the currently Fawley Court, They should note that living the Radziwill sale offamily. the property by the Marian Fathers to the new owners may be defective and that any new title may be vulnerable to challenge. The same (MOJ) ruling, compassion, and family considerations it is felt should now also apply to preserving in perpetuity the remains Co, Joseph Jarzebowski – in forPatrick near halfStreeter a centuryand of Father Chartered Accountants accordance with his own wishes and Polonia’s – at the burial 1 Watermans End, ground within Fawley Court.Essex CM17 ORQ Matching, HARLOW,

Tel: 01279 731 308 Yours faithfully email: sptstreeter@aol.com Mirek Malevski, Chairman, Fawley Court Old Boys cc Her Majesty Queen Elizabeth II The Deputy Prime Minister The Rt Hon Nick Clegg MP The Leader of the Opposition, The Rt Hon Ed Milliband MP The Attorney General, The Rt Hon Dominic Grieve QC., MP The Under Secretary of State (MOJ),The Rt Hon Jonathan Djanogly MP


|9

nowy czas | 20 października 2011

wielka brytania

To nie jest kraj dla euroentuzjastów Unia? A po co nam ona? – pyta coraz więcej Brytyjczyków. Ani elity, ani tutejsza ulica nie pałają miłością do Brukseli. Do parlamentu brytyjskiego trafiła właśnie petycja, w której obywatele domagają się referendum w sprawie opuszczenia UE. Podpisało ją 100 tys. osób!

Adam Dąbrowski

Petycja jest krótka i konkretna. Chcemy, by rząd przygotował spokojne wycofanie się z Unii w sposób bezpośredni lub rozpisując referendum, tak by Brytyjczycy znów mogli sami decydować o swoim losie. Swój udział w jej przygotowaniu miały dwa wielkie, eurosceptyczne tabloidy: „Daily Mail” i „Daily Express”. To ich teksty, napisane w niepodrabialnym, nieco histerycznym języku, zmobilizowały ogromną rzeszę ludzi, którzy podpisali się pod petycją. Tłum ten jest doskonałym dowodem na to, jak głęboka jest nieufność Brytyjczyków do Brukseli. Mała wyspa na pograniczu Europy nie pała miłością do Unii.

za kogo wy się Uważacie? Nieprzypadkowa jest wzrastająca popularność prawicowej Partii Niepodległości (UK Independence Party, UKIP), której ekscentryczny lider i europoseł – Nigel Farage – regularnie pozwala sobie na bardzo odważne połajanki pod adresem unijnych przywódców. – Za kogo wy się do licha uważacie? Jesteście bardzo niebezpiecznymi ludźmi z waszą obsesją stworzenia europejskiego państwa. Z radością zniszczycie demokrację, nie będzie wam przeszkadzać cierpienie milionów bezrobotnych i ubogich. Byle tylko wasz europejski sen trwał dalej – te słowa, wypowiedziane pod adresem europosłów poruszyły europejską opinię publiczną. Całkiem niedawno Farage pouczał też polskiego premiera, że Unia Europejska nie jest wcale tak odległa od Związku Radzieckiego. O prezydencie UE, Hermanie Van Rompuy’u był natomiast łaskaw powiedzieć, że posiada on „charyzmę mokrej szmaty i wygląd podrzędnego pracownika banku”. Na kartkę świąteczną od Komisji Europejskiej Farage nie ma chyba co liczyć. Że to margines? Że UKIP nie ma najmniejszych szans na stanie się poważną siłą w Izbie Gmin, a do europarlamentu dostała się tylko dlatego, że panuje tu system proporcjonalny, który faworyzuje mniejsze partie? To prawda. Ale Farage ma rację, gdy mówi, że dzięki jego partii sam temat opuszczenia Unii wdarł się do głównego nurtu polityki. W końcu obecny rząd też nie słynie z miłości do Brukseli. Podczas niedawnego posiedzenia w parlamencie David Cameron określił się mianem eurosceptyka, tyle że pragmatycznego. – Nie wierzę w wielkie plany i koncepcje, ale wierzę w unię handlową – stwierdził premier. – Powinniśmy zachować swoją walutę i pozostać poza Schengen, ale jestem przekonany, że wspólny rynek jest w naszym interesie. To bardzo ważne – przekonywał Cameron. Premier ma w tym poparcie wpływowego doradcy Michaela Heseltine’a, który swojego czasu był jednym z niewielu torysów mającym od-

wagę sprzeciwić się Margaret Thatcher. Jedną z kości niezgody była Unia. Prywatnie jednak Cameron jest o wiele mniej entuzjastyczny wobec Brukseli niż Heseltine. Podobnie zresztą jak minister spraw zagranicznych William Hague, który nigdy nie krył swojego eurosceptycyzmu.

co takiego dała nam Unia? Jedyną postacią w szeregach partii rządzącej, która naprawdę niepokoi się trwającym kryzysem Wspólnoty jest Nick Clegg, lider liberalnych demokratów. W eurosceptycznym cieście made in UK Clegg jest prawdziwym rodzynkiem. Wykształcony za granicą, ożeniony z Hiszpanką chyba autentycznie wierzy w ideę wspólnej Europy. Nic dziwnego, że podczas swojej niedawnej wizty w Warszawie ostrzegał, że kryzys Unii przyniesie ze sobą kryzys solidarności między państwami i między ludźmi. – Europa po raz kolejny znalazła się na rodrożu. Żyjemy w czasie wielkich przemian. Obecnie grozi na poważne niebezpieczeństwo podziałów. Możemy się podzielić i odwrócić do siebie plecami. Chodzi nie tylko o członków Unii, ale także te kraje, które na razie są poza nią. Dla nas wszystkich byłaby to tragedia – oświadczył Clegg. Ale nawet jego torysowscy koledzy z rządu słuchają takich słów z lekceważeniem. A konserwatywni backbenchers nie kryją rozdrażnienia i Unią, i podobnymi deklaracjami wicepremiera. Jednak „pragmatyczny eurosceptyk” David Cameron skutecznie trzyma ich w szachu, kończy się więc na gniewnych pomrukach. Przynajmniej na razie. Tyle politycy i elity, którzy – w przeważającej części bez większego entuzjazmu – trzymają jednak kurs na Brukselę. Ale wśród czytelników potężnego „Daily Mail”, uważanego za głos klasy średniej, nastroje są zgoła inne. Brytyjska ulica mówi o Unii innym językiem niż David Cameron czy Ed Milliband. Unia to po prostu „EUSSR”, pisze jeden z forumowiczów na internetowej stronie gazety. Brytyjscy politycy wysługują się Rotszyldom, dodaje inny. Niejaki Magnus wyraża opinię, że zagrożenie unijne jest podobne do tego z czasów II wojny światowej, a Bruksela zagraża „cywilizacji białych heteroseksualistów”. Ale są też bardziej merytoryczne głosy. „Co takiego właściwie dała nam Unia oprócz zmniejszonej kontroli na granicach i gigantycznych pieniędzy, z których musimy pokrywać pomoc międzynarodową?”, pyta Mark, a wtóruje mu Anon, który utrzymuje, że pracuje na co dzień z bezdomnymi ze Wschodniej Europy. „Przyjechali tu ze względu na prawo do przemieszczania się (…). Można by im pomóc zamiast na zasiłki wydając pieniądze na pomoc zagraniczną. Taka sytuacja jest niewyobrażalna, nie do utrzymania i absolutnie szalona!” – pisze internauta.

Petycja? Bez szans – Gdyby doszło do referendum, wcale nie byłbym pewien o wynik – mówi „Nowemu Czasowi” Stephen Tindale z europejskiego think tanku Centre for European Reform. – Większość Brytyjczyków postrzega kontynent jako coś obcego. Nie widzimy siebie jako części Europy. To nie przypadek, że sprawami europejskimi zajmuje się tu… ministerstwo spraw zagranicznych. Nie ma osobnego departamentu ds. europejskich. Dla naszych polityków Europa to po prostu parę krajów po drugiej stronie Kanału. Podobnie jak większość mieszkańców Wysp zwracają się oni ku tak zwanemu światu anglosaksońskiemu: Kanadzie, Australii, Stanom Zjednoczonym – tłumaczy Tindale. Szczególnie to ostatnie państwo zawładnęło zbiorową wyobraźnią Brytyjczyków. Wszystko zaczęło się tuż po II wojnie światowej, podczas której wyrastające właśnie nowe, amerykańskie mocarstwo podało pomocną dłoń schodzącemu ze sceny Imperium Brytyjskiemu. – Od tego czasu – wyjaśnia Tindale – Brytyjczycy mają obsesję special relationship, wyjątkowych relacji między Waszyngtonem i Londynem. Stosunki z Berlinem, Paryżem czy Warszawą mogą być dobre, złe lub takie sobie, ale w rozumieniu naszych polityków nie mają takiego statusu, jak te ze Stanami. W pewnym sensie ta brytyjska obsesja jest myśleniem życzeniowym. Londyn wciąż nie może się pogodzić, że nie jest już mocarstwem i to nie on rozdaje karty. Tindale nie ma najmniejszych wątpliwości: różnica potencjałów pomiędzy obydwoma krajami jest tak wielka, że special relationship to mit. – Uważam, że Wielka Brytania zrobiłaby rozsądniej włączając się z entuzjazmem w budowanie Unii Europejskiej, która z kolei mogłaby się stać równym partnerem dla Waszyngtonu. W pojedynkę nasz kraj zawsze będzie tylko małym partnerem – wzrusza ramionami politolog. Z drugiej strony można zapytać, czy podczas kryzysu, który obecnie toczy Unię – kryzysu wartości i celów – ktokolwiek chce jeszcze na serio ją budować. A sama petycja? Premier wypowiedział się na jej temat bardzo zdecydowanie. – Sprzeciwiam się referendum, które miałoby odpowiedzieć na pytanie „czy mamy pozostać w Unii”. Uważam po prostu, że to pytanie jest błędne. Większość mieszkańców Wielkiej Brytanii zastanawia się raczej, jakiej Europy nam potrzeba – oświadczył Cameron. To dlatego Stephen Tindale mówi, że petycja nie ona najmniejszych szans. – Ponieważ podpisało się pod nią tak wielu ludzi, odbędzie się na jej temat debata. I to wszystko. Cameron sprzeciwia się referendum, podobnie, rzecz jasna, jak jego euroentuzjastyczny koalicjant. Liberałowie mają na razie dość referendów, bo dobrze pamiętają swoją porażkę w sprawie zmiany sposobu głosowania. Również lewica raczej nie podniesie masowo rąk za tą propozycją. Szanse, że apel okaże się skuteczny oceniam jako bliskie zeru – podsumowuje Tindale.


10|

20 października 2011 | nowy czas

nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA

Wujek, kurde, podaj! Krystyna Cywińska

2011

Regularnie chadzam z Kajtkiem na spacerki. On prowadzi, a ja za nim podążam. Kajtek ma swoją ulubioną trasę i nie daje się od niej odwieść. A trasa przebiega obok dwóch katolickich szkół podstawowych. O kreślonej godzinie popołudniowej wysypują się z nich dzieciaki. Kajtek je obszczekuje, a ja podsłuchuję. Bo w większości mówią i wrzeszczą po polsku.

– Jak cię kopnę, to zobaczysz! – krzyczy maluch, któremu spodnie spadają. – A jak ci dołożę, to się zamkniesz! No i: – Spadaj gnoju. Ten akurat epitecik padł z ust czarnoskórego malucha. – Pojętny chłopczyk – mówi jedna z rajcujących przed szkołą matek. – Szybo się polskiego uczy. A jak grają w piłkę – wie pani – z moim mężem, to ten czarnulek krzyczy: – Wujek, kurde, podaj! Słyszałam – mówi – na własne uszy. Rzeczywiście, pojętne dziecko. Obok na murku siedzi niezadowolona starsza pani. To babcia sprowadzona z Polski, żeby się dziećmi zajmować, bo rodzice pracują. – A jak się pani w Anglii podoba? – pytam. Babcia patrzy na mnie spode łba i mówi: – Wcale mi się nie podoba. Okropny kraj. Brudny, no i jakiś dziwaczny język. I wiecznie sorry i sorry. No i jakieś same kolorowe tutaj przebierańce. Jedna z matek wtrąca się i tłumaczy, że babcia pochodzi spod Konina i nigdy za granicą nie była. – A pani to tu od dawna? – pyta, a inne matki nadstawiają uszu. – Od bardzo dawna, mówię. – No, to widać – któraś burknęła. – A za Polską pani nie tęskni? – Nie, nie tęsknię. Ani za Polską, ani za Warszawą, gdzie się urodziłam. Babcia odwróciła się do mnie tyłem z odrazą. A jedna z matek konstatuje, że widocznie lubię Anglię. Lubię. Mimo wszystkich zmian, których nie lubię. Etnicznych, kulturowych, obyczajowych itp. Mimo nadużyć na różnych szczeblach. Mimo niekontrolowanej, przesadnej opieki

społecznej. Mimo brudnych ulic i brudnych szpitali, lubię ten kraj. Panie zgarnęły rozwrzeszczane dzieci do samochodów, trzasnęły drzwiami i odjechały. – Do jutra! – krzyknęły jeszcze na pożegnanie. A babcia mi się jednak przedstawiła i oświadczyła, że to dlatego, bo mimo wszystko mówię nieźle po polsku. Po czym odeszła, pchając wózek z wrzeszczącą wnuczką: – I want ice cream! Kajtek tymczasem zawarł znajomość z suczką wątpliwej maści. No, jak multi kulti, to multi kulti. Niech tam. A ja w domu zrobiłam rachunek przyczyn, dla których mimo wszystko kocham tę Anglię. Rachunek pi razy oko. Nie socjologiczny, nie psychologiczny, ani nie statystyczny. Ale taki mój, powierzchowny. Więc kocham, lubię i szanuję ten kraj za poczucie humoru. Brak poczucia humoru uważam za przykre kalectwo. Za dolegliwość. W tym kraju nawet kaleki potrafią żartować same z siebie. Zaczynam dzień od poprawienia sobie humoru karykaturą Matta w „Daily Telegraph”. Po czym doprawiam mój ranny humorek przeglądając „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”. Czasem jest z czego się śmiać. A przed snem oglądam sobie raz jeszcze odcinek serialu That’s Army albo Hallo, hallo. Moje pokolenie, mój świat, moje poczucie humoru. W Polsce humorystyczne spojrzenie na wojenne przeżycia, na groteskę z najbardziej groteskowych przejawów wojny spotkałoby się ze świętym oburzeniem. Polska jest pełna świętego oburzenia i

świętych ogni patriotycznych. Anglia święci ogniście swój patriotyzm raz do roku na letnich koncertach Proms w Albert Hall. Ludzie wtedy dają upust patriotyzmowi w hymnach Rule Britannia i Jerusalem. I lubię też Anglię za objawy skrajnej ekscentryczności. Niemal we wszystkich dziedzinach. Nie tylko w kapeluszach i innych częściach garderoby – letnich sandałkach do futra i kozakach do balowej sukni. Kocham też Anglię za dystans do wielkości tego świata. Z okazji koronacji obecnej królowej do Londynu zjechała potężnej tuszy królowa Tonga. Jechała w królewskiej karecie z chudym dworzaninem. – A to kto taki? – spytał ktoś w tłumie. – To jej lunch. I cały kraj to usłyszał. A słynny kiedyś dyrygent sir Thomas Beecham wychodząc z koncertu natknął się na młodą, przystojną pannę. – Wydaje mi się, że my się znamy? – spytał Beecham. – O tak, znamy się – usłyszał. – A gdzieśmy się poznali? – W domu moich rodziców. – A jak się czuje pani ojciec? – Dziękuję, dobrze się czuje i dalej jest królem – odparła księżniczka Margaret. Lubię i cenię Anglię także i za to, a może przede wszystkim, że kocha, lubi, szanuje i dba o zwierzaki. Nieraz widziałam jadąc autobusem, jak policjant zatrzymywał ruch na ulicy, bo jej środkiem kroczyła kacza mama z korowodem swoich kacząt. Przeprowadzał je z jednego jeziorka do drugiego po przeciwnej stronie parku. I chyba tylko w Anglii przyprowadza się psy na pogrzeby ich towarzyszy broni. Sie-

dzą na trasie pogrzebowego orszaku z odznakami jednostek, w których służyły. Niektóre z orderami na piersiach. Za bohaterstwo. Czy w Polsce nadaje się odznaczenia za męstwo psom policyjnym? Czy wojskowym? I czy w sejmie urządza się konkursy psiej piękności? Tak jak w tym kraju, gdzie co roku odbywa się pokaz urody psów należących do posłów? Ale nie posłów należących do psów. Nie ma się czym popisywać. Winston Churchill miał ukochanego czarnego pudla. Nazywał się Rufus i wszędzie towarzyszył swemu panu. Razem też oglądali w domu filmy. A jeśli dochodziło w filmie do drastycznych scen, Churchill zakrywał ręką oczy Rufusowi. – Nie denerwuj się, wszystko dobrze się skończy. O kotach i o ich ludzkich pieszczochach nie wspomnę, bo to olbrzymia byłaby saga. Nie wspomnę też o plejadzie egzotycznych zwierzaków i ptaków hołubionych w domach. Wspomnę tylko, że niejaka Celestyna Collins sypiała z przepiórką, szczurkiem i kogutem. Kogut ich budził rano, szczurek wylatywał na śniadanie, a przepiórka przeważnie składała jajko. Za prawdziwość tej anegdoty jednak nie ręczę. Czas kończyć. Kajtek już czeka, żeby mi założyć na szyję obrożę i wyprowadzić na spacerek. – To tym spacerkom pewnie pani zawdzięcza swój podeszły wiek – ktoś mi niedawno powiedział. Swój podeszły wiek zawdzięczam po pierwsze temu, że nie umarłam. Po drugie temu, że jeszcze żyję. A po trzecie… Zaraz, ale o czym to ja? Zresztą Kajtek mnie woła. Idziemy!

Nowa ma(ł)pa Europy? Na mapie Europy pojawiła się nowa wyspa. Od razu rodzi się skojarzenie: bezludna. Ale tak nie jest. Z pewnym przerażeniem oglądałem przez ostatnie kilka dni wiadomości telewizyjne z Polski. Oglądanie wiadomości w telewizji zawsze mnie fascynowało. Staram się oglądać je codziennie, nawet jeśli jestem gdzieś daleko w świecie i nie znam lokalnego języka. Przekaz telewizyjny ma to do siebie, że często nie wymaga komentarza. Wszędzie, tylko nie w Polsce. Gdybym poprosił kogoś z moich obcojęzycznych znajomych, by – nie znając polskiego – obejrzeli i powiedzieli, o co chodzi w naszych wiadomościach telewizyjnych, to z pewnością mieliby spore problemy. Obraz w polskiej telewizji nafaszerowany jest gadającymi głowami polityków, którzy z zadziwiającą swobodą potrafią wypełnić niemal cały program, a i tak na końcu wydaje się, że zabrakło im czasu. (O wzajemnym przekrzykiwaniu się nie wspomnę, bo to inny temat – kultura telewizyjnych dyskusji, tzn. jej brak). Przyznam się, że i ja mam pewien problem, mimo iż wydaje mi się, że rozumiem, co się do mnie mówi w moim rodzimym języku. I jestem tym swoim zagubieniem trochę przerażony.

Mam dostęp (nie tylko internetowy) do programów informacyjnych z wielu krajów świata. I jeśli tylko czas pozwala, mogę oglądać je godzinami. Dla mnie jest to zajęcie i ciekawe, i pouczające. Pokazuje, jakie tematy są czołówką na całym świecie, a jakie okazują się jedynie lokalnym dodatkiem. Podglądając, jak na sprawę patrzą Amerykanie czy Niemcy, Szwedzi czy Japończycy, łatwiej jest wyrobić sobie własne zdanie na dany temat. Wiadomo bowiem, że – jak to w życiu bywa – także w wiadomościach na temat bieżących wydarzeń często prawda leży po środku. W ostatnich tygodniach taką czołówką różnorakich stacji telewizyjnych jest postępujący kryzys w Unii Europejskiej, upadające euro i protesty antykapitalistów. Wszędzie jest to niemal numer jeden. Wszędzie, tylko nie w Polsce. Tam, niespodziewanie, czołówka ogranicza się do własnego ogródka, zaścianka, jakim jest polska scena polityczna. To nic, że to właśnie Polska przewodzi w tej chwili Unii Europejskiej i jako taka powinna brać aktywny udział w tym, co się w europejskim kotle aktualnie dzieje. Nic podobnego!

W Polsce nie ma to prawie żadnego znaczenia, zupełnie tak, jakby stała się ona nową wyspą na mapie Europy, która jakimś cudem jest odporna na te dziwne zawirowania na rynkach światowych. W Polsce rynki te się nie liczą. A jeśli już się liczą, to ograniczają się do krótkich wzmianek w półgodzinnym programie. Tym samym, w którym jeden poseł z drugim posłem czy prezes z prezesem mogą znacznie dłużej bełkotać o tym, jak to źle i niedobrze dzieje się w tej Polsce i co to będzie, jeśli sprawą nie zajmie się jakaś kolejna specjalna komisja, albo nie pomoże cud, bo przecież inaczej być nie może, bo to przecież niepatriotyczne. I tak w kółko Macieju, historia bez początku i końca,. Nikt już nie wie, kiedy to się zaczęło i nikt nie wie, czy kiedykowliek uda się komukolwiek spuścić kurtynę w tym teatrzyku nieustannie gadających głów. Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego coraz więcej moich polskich znajomych coraz mniej mówi o Polsce. A jak już mówi, to bez entuzjazmu. Może to i dobrze? W końcu tutaj jest mój dom.

V. Valdi

nowyczas.co.uk


|11

nowy czas | 20 pażdziernika 2011

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Niby po wyborach, ale jakby nic się nie zmieniło. Rząd stary, i tak przez jakiś czas pozostanie. Stary rząd miał nawet pozostać do końca roku, ale prezydent zaprotestował. Będzie więc zmiana trochę wcześniej. Tymczasem media wykreowały zastępczego beniaminka wyborów w osobie Palikota. Wkrótce jednak pojawiła się konkurencja. I znowu jest w czym wybierać: z jednej strony ruch poparcia Palikota, z drugiej ruch odparcia… tegoż samego. Będzie ciekawie, jak w chińskiej przypowieści, która niestety jest przekleństwem: obyś żył w ciekawych czasach. Zresztą kampania wyborcza była też ciekawa, a to dzięki zastosowaniu najnowszych technik marketingowych. Za podszeptem specjalistów politycy przestali walczyć programami, walczą na tak zwane spoty. Pierwsze miejsce w moim odczuciu zyskał „spot” ludowców, co niestety nie przełożyło się na wynik wyborczy. Trzeba jeszcze poczekać na taką zależność, nie wszystkie nowinki celnie trafiają w odbiorcę. A szkoda, było przecież romantycznie, ludowo i nowocześnie. Młoda para na kwitnącej łące. Słońce, dużo słońca. Napięcie rośnie. W końcu młodzieniec sugeruje: – Chodźmy szybko za stodołę. – Zdążymy? – martwi się jego partnerka. Idą, zdejmując po drodze część odzienia. Za stodołą słychać westchnienia… spowodowane, jak się w końcu okazało, grą w tenisa. A zawstydzony widz dowiaduje się z planszy, że „nie wszystko jest takie jak myślisz. Spójrz na nas z innej strony. Człowiek jest najważniejszy”. I pomyśleć, że Polskie Stronnictwo Ludowe jeszcze nie tak dawno temu kojarzyło się wyborcy z „chłopem, który żywi i broni”. Pozostałe partie wypadły zdecydowanie gorzej, chociaż też podjęły (nie zawsze jako partie) nowatorskie próby politycznej agitacji. Byli raperzy, kibole, aniołki, tuskobus. Było wesoło. Jedna ze stacji telewizyjnych zauważyła, że za sprawą tuskobusa przebój Karin Stanek (Autostop, autostop, wsiadaj bracie dalej hop) stał się ponownie żywy. Jak poinformował rzecznik rządu Paweł Graś autobus, w którym Donald Tusk prowadził kampanię wyborczą, zabrał na pokład dwóch autostopwiczów. Oczywiście bez sprawdzania ich wyborczych preferencji. Jak dotąd dziennikarze nie ustalili na kogo głosowali.

Opozycja myślała, że wygrywa, ale przegrała, i po kilku dniach prezes Kaczyński przyznał, że analitycy partyjni błędnie odczytali dostępne dane. Czy ten błąd wpłynął na wynik wyborów? Tym razem, jak zapewnia prezes, żadnych rozliczeń nie będzie. Nawet wobec niesubordynarnych europosłów, którzy zdaniem mediów działali zbyt samodzielnie. Zresztą rozliczenia są zbędne, jaki los spotkał wcześniejszych rebeliantów, każdy widzi. Rebelianci większe szanse na wejście do parlamentu mieli z listy Palikota, no ale nazwa ugrupowania Polska Jest Najważniejsza to pryncypialna deklaracja i do czegoś zobowiązuje. Nie zobowiązywała Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która opuściła formację wcześniej i dostała się do Sejmu bez problemu z listy PO. A na naszym emigracyjnym podwórku? Zaledwie 23 tys. 833 oddanych głosów. Totalna klęska. Tylko czyja? Nas, czy polityków? Moim zdaniem polityków. Po pierwsze tak liczny elektorat (i tak ważny z punktu widzenia wkładu w dochód narodowy) musi w końcu być okręgiem wyborczym choćby z jednym przedstawicielem, a nie kwiatkiem przypiętym do warszawskiego kożuszka. Ale polityk nie będzie o te prawa walczył bez naszego zaangażowania. Sławek Wróbel zrobił pierwszy krok. Kandydat niezależny z listy PiS, mieszkający i pracujący w Londynie, znający nasze sprawy i przede wszystkim dostępny na miejscu (proponował stworzenie londyńskiego biura poselskiego). Nie dostał wystarczającej liczby głosów. A może to niekonstytucyjne otwieranie biura na obcej ziemi, i wrogie w stosunku do gospodarza? Może?! Konstytucjonalistą nie jestem, a ta zjednoczona Europa zupełnie pomieszała mi w głowie.

kronika absurdu Grzegorz Hajdarowicz, który został jedynym właścicielem dziennika „Rzeczpospolita”, oświadczył, że za trzy lata gazeta będzie wychodziła tylko w wersji elektronicznej. To po co kupował tytuł, który ma papierowe wydanie? Nie lepiej, mając takie zasoby finansowe, było stworzyć gazetę tylko w formie elektronicznej? Chyba nie chodzi o zamknięcie papierowego wydania „Rz? Baron de Kret

Wacław Lewandowski

I w proch się (nie) obrócisz… W najmniej oczekiwanym momencie episkopat polski ruszył do zaciętej kampanii w sprawie pochówku zmarłych. Nie należę do tych, których oburza nauczanie Kościoła, ani do tych, którzy sądzą, że kapłani nie powinni zabierać głosu w sprawach innych niż kwestie wiary. Przeciwnie. Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji głos Kościoła w wielu sprawach społecznych jest potrzebny i zbyt słaby. Jakie to sprawy? Na przykład tolerowanie drwin z religii i wiary przez telewizję publiczną, albo próba wprowadzenia do politycznego dyskursu jawnie antykościelnych haseł, dokonywana właśnie przez Ruch Palikota, gorliwie wspierany przez mistrza i mentora Jerzego Urbana. Tymczasem biskupi uznali najwidoczniej, że jest sprawa o wiele pilniejsza, wymagająca natychmiastowego załatwienia. Chodzi o spopielanie zwłok, coraz częściej w Polsce praktykowane. Kościół chce te praktyki ograniczyć poprzez znaczne utrudnienie procedur pogrzebowych. Od tej pory nie będzie się odprawiać mszy żałobnej nad urną z prochami, a wyłącznie nad trumną z ciałem. Spopielanie zwłok będzie dozwolone, ale dopiero po takiej mszy. W praktyce oznacza to rozciągnięcie ceremonii pogrzebowej na kilka dni. W większości miast nie ma spalarni zwłok,

istnieją one tylko w największych ośrodkach. Dotąd bliscy zmarłego zlecali zakładowi pogrzebowemu przewiezienie ciała do spalarni i dostarczenie urny z prochami do kościoła na mszę żałobną. Teraz trzeba będzie odprawić mszę nad ciałem, potem dopiero rezerwować termin w krematorium i termin pogrzebu. Bliscy i znajomi zmarłego będą więc proszeni na dwie uroczystości w różnych dniach – mszę i pogrzeb. Zwiększy to też wydatnie koszty pochówku. Trumna do wystawienia zwłok jest oczywiście droższa od tej do spopielenia ciała, miejsce w kolumbarium jest tańsze od kwatery cmentarnej. Wzrośnie też cena usług pogrzebowych – firmę trzeba będzie wynająć na dłuższy niż dotąd czas. (Nb. już teraz słychać skargi lekarzy, że od czasu, gdy rząd zmniejszył wysokość tzw. zasiłku pogrzebowego, alarmująco rośnie liczba rodzin, które tygodniami nie odbierają zwłok swoich bliskich ze szpitalnych kostnic, bo nie mają dość pieniędzy na opłacenie pogrzebu.) Rodzi się też pytanie, jakie będzie stanowisko księży wobec pochówku urn z prochami osób, które zmarły poza Polską? Czy ksiądz odmówi katolickiego pochówku, bo nie miał możliwości odprawić mszy nad trumną z ciałem, czy też uczyni wyjątek? Episkopat, indagowany o przy-

czynę tej zmiany, odpowiedział ustami arcybiskupa Gądeckiego, który spopielanie zwłok i pochówek urnowy uznał za „pozostałość po czasach pogańskich”! Łatwo sobie wyobrazić, jak po takiej wypowiedzi poczuły się osoby, które niedawno pochowały urnę z prochami kogoś najbliższego… W czasie, gdy religijność przygasa, gdy rośnie w siłę wojujący ateizm, Kościół w Polsce zdaje się robić wszystko, by zniechęcić wiernych, by ich przekonać, że kapłan jest przede wszystkim egzekutorem nakazów i zakazów, narzędziem opresji, które służy mnożeniu trudności i nie jest pomocne człowiekowi w najcięższych chwilach życia. Aż trudno uwierzyć, że przyczyną takich działań jest tylko doktrynerstwo dostojników Kościoła. Wydaje się, że jest nią także kosmiczna wręcz odległość, jaka dzieli w Polsce purpuratów od warunków życia i spraw codziennych ludzi świeckich, zwłaszcza szarych i przeciętnych, którzy przecież są wśród wiernych grupą najliczniejszą. Niestety, jak się okazuje, najsłabiej episkopatowi znaną, co składa się na bardzo, bardzo smutną refleksję… Obawiam się, że skutkiem tych poczynań będzie rozgoryczenie i zwielokrotnione cierpienie wielu rodaków oraz wzrastająca niechęć do Kościoła.


12|

20 października 2011 | nowy czas

takie czasy

Czy protesty tworzą socjalizm XXI wieku? Lenin, Marks czy Engels przewracają się dziś w grobach, bo oto przez świat przetacza się fala protestu ludzi wykluczonych, jak o sobie mówią. Nie mają jeszcze liderów, głoszą utopijne hasła, mają jednak wspólnego wroga, chciwych bankowców i nieporadne rządy, a dla wielu jest to już początek nowej rewolucji. Niektórzy mówią, że to budowniczowie socjalizmu XXI wieku.

Bartosz Rutkowski

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu w Hiszpanii, kraju najbardziej w Unii Europejskiej – poza oczywiście Grecją – doświadczonym kryzysem ekonomicznym. Bezrobocie na poziomie nieco ponad 20 proc., wśród młodych prawie dwukrotnie wyższe. O tej fali protestów pewnie świat by się nie dowiedział, gdyby nie podobny bunt, tym razem w świątyni kapitalizmu, na nowojorskiej Wall Street. Pojawiły się tam miasteczka namiotowe i hasła domagające się ukarania chciwych bankierów. Od rządu zaś protestujący domagają się skutecznej walki z bezrobociem, z sytuacją, kiedy coraz więcej Amerykanów, i to już z klasy średniej, traci domy, bo nie stać ich na spłatę kredytu. Badania wskazują, że poparcie Amerykanów dla tego ruchu przekroczyło już 50 proc. Jest tym samym dwukrotnie wyższe niż poparcie udzielane republikańskiej Tea Party, ruchowi też oddolnemu, który jednak wystąpił ze z goła odmiennymi hasłami, bo mowa była między innymi o ograniczaniu roli państwa w życiu Amerykanów. Buntuje Się Cały świat Zaczęło się od Nowego Jorku, ale fala buntu rozlała się po całej Ameryce, potem przeskoczyła na nasz kontynent, a raczej ponownie tu zawitała, bo Hiszpania przecież była pierwsza. Teraz przenosi się na inne kontynenty. Badacze mają ogromne problemy z oceną tego, co się dokonuje na naszych oczach. Czy to tylko kaprysy młodych ludzi z dobrych domów, którzy robią sobie przerwę w nauce na ekskluzywnych uczelniach? Bo tak buntowników widzi część amerykańskiej prasy. Czy też jest to na tyle przemyślany i już masowy ruch, który zabrał Barackowi Obamie hasła mogące mu pomóc w przyszłorocznej reelekcji? Prof. Zbigniew Brzeziński, były doradca ds. bezpieczeństwa za prezydentury Cartera mówi wprost, że to dobrze, iż takie protesty przetaczają się przez świat, przede wszystkim przez amerykańskie miasta. – To może wreszcie zmusi polityków do elastycznego działania, do zastanowienia się, dlaczego doszło do takiego rozwarstwienia społeczeństwa, dlaczego protestujący nie bez racji wykrzykują: my stanowimy 99 proc. społeczeństwa amerykańskiego, ale to ten jeden procent trzyma w rękach niebywałą władzę i bogactwo. Skoro już sam Warren Buffett, jeden z najbogatszych ludzi na kuli ziemskiej, z kilkudziesięcio-

Londyńskie City, St Paul's Cathedral. Od kilku dni trwa protest, na który początkowo zgodziły się władze kościelne, namiotów jednak zaczęło przybywać i jak się okazało, nie wiadomo dokładnie, gdzie brzebiega granica własności kościelnej, co utrudni ewentualne próby sądowego zakończenia protestu.

ma miliardami osobistego majątku mówi, że proporcjonalnie płaci mniejszy podatek niż jego sekretarka, i gotów jest ponosić większą daninę dla fiskusa, to musi być w tym coś na rzeczy. MłOdzi, Starzy, kLaSa średnia W dzisiejszej dobie, w czasach internetu, facebooka i innych portali społecznościowych nie ma najmniejszych problemów, by masowe protesty organizować błyskawicznie. Tak było w czasie arabskiej wiosny, londyńskich zamieszek, tak wydaje się być i teraz, choć hasła tych z kairskiego placu Tahrir i tych z ulic Londynu, Madrytu czy Wall Street są inne. Wśród protestujących są nie tylko młodzi ludzie, najbardziej poszkodowani kryzysem, którego końca nie widać. Są także emeryci, a nawet przedstawiciele klasy średniej, którzy gotowi są porzucić hasła

ukarania chciwych bankierów, byle tylko zagwarantowano im pracę, jakąkolwiek pracę. Ale i jedni, i drudzy domagają się sprawiedliwości, by nie dochodziło do takiego układu, że garstka tych, którzy mają najwięcej jeszcze bardziej bogaci się w czasach, gdy inni nie mają szans na związanie końca z końcem. Protestujący na całym świecie policzyli się już, pokazali, że są ogromną siłą na wszystkich kontynentach, Kolejny ruch należy do polityków, ci jednak nie są w stanie – przynajmniej na razie – pojąć, co się dzieje, czego jesteśmy świadkami, w jakim kierunku mogą pójść te protesty? Z ust republikańskich polityków w Stanach Zjednoczonych pod adresem protestujących padają hasła: „motłoch”, „poszukajcie sobie pracy”, „ulice nie są do spania” itd. Demokraci puszczają do nich oko, wielu chciałoby przejąć protestujących pod swoje skrzydła. Podobne marzenia mają politycy w krajach europejskich. Nie brakuje i takich, którzy na nienawiści do obecnych elit już bardzo wiele zyskali. Wystarczy wymienić choćby komiczną partię w Islandii, która obiecywała tylko, że będzie… śmiesznie, czy niemiecką Partię Piratów, która dobrze spisała się w wyborach w Berlinie, czy wreszcie populistyczną partię ludową w Finlandii. SkOrzyStać na waLCe kLaS Pod swoje skrzydła – jak wielu dzisiaj ostrzega – ten rozrastający się ruch protestu przygarnąć może zręczny, niebezpieczny populista, którego będą się bali niebawem już wszyscy. Walka klas, o której tak szeroko mówili i pisali Lenin, Marks i Engels miała raz na zawsze odejść do lamusa wraz z upadkiem socjalizmu. Okazuje się jednak, że liberalny kapitalizm potrafili obrzydzić bardziej chciwi bankierzy niż wspomniani twórcy utopijnych idei. Obserwując protest młodych ludzi naturalne jest pytanie o sens demonstracji. O co walczą ludzie, którzy zdecydowali się nie tylko wyjść na ulicę, ale również tam koczować, prowadzić spotkania, tworzyć miasteczka oporu? Walczą o swoje ideały, a w ich działaniu widać nie tyle złość, co zniecierpliwienie i sprzeciw wobec systemu, w którym żyją. Jak głosi pierwsze i główne hasło hiszpańskich buntowników, chcą realnej demokracji tu i teraz: Democracia Real YA!. Drogą ku temu ma być odebranie władzy z rąk mniejszości na rzecz większości, między innymi poprzez zmiany w ordynacji wyborczej. Protestujących można określić jako „antysystemowych”, choć sami siebie określają jako „wykluczonych” albo „oburzonych”. Mają w większości poglądy lewicowe, choć podkreślają, że są apolityczni. Potwierdza to fakt, iż partyjni politycy zbytnio się ich losem nie interesują. A raczej nie interesowali się – teraz musi się to zmienić.


|13

nowy czas | 20 października 2011

drugi brzeg

steve wizjoner Grzegorz Małkiewicz

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą. Kochały go miliony na całym świecie. Odszedł szybko. Kiedy niedawno zrezygnował z funkcji szefa Apple wiadomo było, że przegrał nierówną walkę z rakiem, a jednak odejście człowieka, który zrewolucjonizował nasze codzienne życie – prywatne i zawodowe, poruszyło miliony na całym świecie, starych entuzjastów z elitarnego kiedyś klubu użytkowników komputerów Apple i tej najmłodszej (niekoniecznie wiekowo) generacji posiadaczy iPodów, iPhonów, iPadów. Kiedy wysyłaliśmy ostatni numer „Nowego Czasu” do drukarni dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że strona Apple, pojawiająca się w moich ustawieniach zawsze przy próbie połączenia z internetem, przekazuje coś niezwykle ważnego. Obok zdjęcia Steve’a Jobsa były dwie daty. Napięcie związane z wysyłaniem skomplikowanych elektronicznych plików nie pozwala na refleksję. Dopiero po wysłaniu wszystkich stron spojrzałem, tym razem znacznie uważniej na monitor i wtedy dotarła do mnie ta smutna wiadomość: zmarł Steve Jobs, współtwórca Apple i dusza jednego z największych sukcesów technologicznych XX wieku, człowiek, który zmienił sposób funkcjonowania i postrzegania milionów ludzi. Steve Jobs urodził się w 1953 roku w San Francisco. Jego rodzicami byli studenci: matka Amerykanka i ojciec Syryjczyk. Biedni, ambitni, oddają syna na wychowanie państwu Jobs, którzy – tak jak obiecali biologicznym rodzicom – robią wszsytko, by Steve otrzymał dobre wykształcenie i wychował się w troskliwym domu. Ojczym zaraża go pasją majsterkowania. Chłopiec, zgodnie z planem idzie na studia, ale po roku, na własną prośbę rezygnuje z formalnej nauki, pozostaje jednak na uczelni w charakterze wolnego słuchacza. Uczęszcza na wybrane wykłady, m.in. z kaligrafii, co później wykorzysta w budowaniu systemów komputerowych. W tym mniej więcej czasie zaczyna się jego przygoda z komputerami. W okresie wakacyjnym dostaje pracę w firmie komputerowej Hewlett-Packard, gdzie spotyka swojego pierwszego wspólnika Steve’a Wozniaka. W 1976 roku zakładają w garażu ojca Jobsa firmę Apple i składają pierwszy komputer. Jeszcze w latach 80. komputery są nowością. Na rynku i wśród nielicznych skomputeryzowanych dominuje wersja PC z topornym oprogramowaniem Microsoft. Wielkie szare pudła z czarnym ekranem i serią wyświetlanych zapisów przypominających teorię względności. W Oksfordzie, gdzie studiowałem, przypadał jeden komputer na kilkudziesięciu studentów. Mniej skomplikowana w takim układzie była dobra

W hołdzie Mistrzowi. Grafika studenta Jonathana Mak Witryna sklepu Apple przy Regent’s Street w Londynie

elektryczna maszyna do pisania, która w moim przypadku przegrała dopiero z „maczkiem”. Też był szary, ale o wiele mniejszy, płaski i lekki – tak zwana pizza. Komputer przestał być wyzwaniem, stał się narzędziem. Prostym w obsłudze i niezawodnym. W czasach przed internetem plagą PC były problemy techniczne (ich systemy nie wytrzymywały dyspozycji użytkownika). Applowska „pizza” dawała radę z obsługą skomplikowanych programów graficznych. Nic dziwnego, że szybko powstały szkoły wyższości maka nad pecetem, i odwrotnie. Antagonizmy użytkowników wrogich obozów wykorzystywane były w kampaniach reklamowych. Mac przegrywał tę wojnę, ale nie tracił swoich wiernych użytkowników. Przetrwali nawet okres banicji Jobsa, który na kilka lat został usunięty z firmy, którą założył, przez ludzi, których zatrudnił. To szary okres Apple. Projekty opracowane i realizowane w firmie NeXT, którą w tym czasie stworzył Jobs, wracają tam, gdzie powinny powstać, do jego pierwszej kreacji, do Apple. Macierzysta firma kupuje swojego założyciela za 429 mln dolarów. Przełom wieku to prawdziwa ofensywa Jobsa. Apple pozostaje firmą elitarną na rynku komputerowym i uderza tam,

gdzie pole niczyje. Steve Jobs jako pierwszy dostrzegł potencjał zapisu cyfrowego w przemyśle muzycznym. Na rynku pojawia się miniaturowych rozmiarów odtwarzacz muzyki iPod. Ma taką pojemność i jakość dźwięku, że od razu staje się konkurencją dla tradycyjnych dysków. Firmy muzyczne są bezradne, ale nie ma już powrotu do starych technologii, Steve Jobs rozdaje karty. Nastąpił prawdziwy przełom w dystrybucji muzyki. Konkurencja próbuje naśladować, ale pozycja lidera jest już niezagrożona. Steve Jobs staje się prawdziwym guru przemysłu muzycznego i komputerowego. Wzrasta zainteresowanie również komputerami firmy Apple, które narzucają nowe standardy estetyczne. Prędzej czy później każdy producent musi uwzględnić najnowsze rozwiązania Jobsa. Kolejnym uzależnieniem konsumenta od produkcji Apple jest iPad. Monitor bez komputera. Tak wygląda, ale za płaskim monitorem jest z prawdziwego zdarzenia procesor. I znowu otwarcie nowej drogi. Wydawcy gazet zaczynają przygotowywać elektroniczne wersje dla iPada. Kolejna rewolucja. Przyszłość prasy w wersji elektronicznej? I znowu Jobs był pierwszy, a w szufladzie, podobno, zostawił kilkanaście projektów niezrealizowanych. Z niecierpliwością czekam na ten głos z wirtualnego nieba.


14|

20 października 2011 | nowy czas

czas na rozmowę

kapelusze z głów… Na rozmowę z Gabrielą Ligenzą, jedną z najbardziej znanych brytyjskich projektantek kapeluszy, zostałam zaproszona do jej sklepu w Chelsea, przy jednej z zacisznych uliczek odchodzących od Sloane Street. Kapelusze w różnych stylach i rozmiarach odbijają się w dużym lustrze. Jasne, nowoczesne wnętrze sklepu stanowi dobre tło dla wyszukanych form nakryć głowy na różne okazje. Sklep istnieje tu od 15 lat, przedtem mieścił się przy Brompton Cross.

Ga brie la Li gen za jest ab sol went ką wy dzia łu Ar chi tek tu ry Wnętrz war szaw skiej Aka de mii Sztuk Pięk nych, uczen ni cą pro fe so ra Oska ra Han se na.

śniej i której nie kupimy w masowych kolekcjach. Ekskluzywny powinien być też sposób obsługi klienta, nie można go oceniać, lecz potraktować indywidualnie – z każdym należy porozmawiać i doradzić, z nastawieniem na zadowolenie kupującego, nie na zysk firmy. Potrzeba tu trochę psychologii. Mam świetnych pracowników, którzy się na tym znają. Jakich projektantów pani ceni z tego punktu widzenia?

– Lubię Céline, Aleksandra McQueena, Valentino, za innowacje cenię Pradę – co roku zmienia dosłownie wszystko. Doceniam to, ale nie jest to moja ulubiona firma. Lubię Hermesa, chociaż ceny na przykład jego torebek są zdecydowanie za wysokie w stosunku do tego, ile ich się widzi na ulicach. Prawdziwy luksus to unikatowość! Lubię piękne, ale funkcjonalne ubrania, tak też należy dobierać kapelusze. I powinny odmładzać.

kto kupuje u pani kapelusze?

– Moimi klientami są przeważnie zamożni mieszkańcy Chelsea, którzy chcą zaznaczyć swój indywidualny gust, należy do nich też rodzina królewska. Kiedyś moją klientką była księżna Diana, Fergie i Elle McPherson. Teraz Duchess of Kent, królowa Grecji i pani Abramowicz, żony znanych piłkarzy i żony biskupów. Kupuje też często zamożna klientela żydowska z północnego Londynu – potrzebują nakryć głowy na uroczystości w synagodze. Kapelusze nosi się podczas uroczystości dworskich, ślubów, chrzcin, coraz popularniejsze są te przeciwsłoneczne.

Czyli można przekonać kogoś do noszenia kapelusza?

– Tak, choć będzie to najtrudniejsze w przypadku Samanty Cameron, ona nakryć głowy nienawidzi. Noszenie kapeluszy wiąże się ze zmianą statusu społecznego, ale już nie tak bardzo jak do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Kapelusz może być przykrywką naszej osobowości, której nie chcemy pokazywać, lub może ją uwidocznić, może być jak szyld, dodaje pewności siebie, podkreśla charakter ubioru, ale musi być piękny.

Jak zaczęła się pani kariera w modzie?

– Zaczęło się od kapelusza, który zrobiłam dla siebie. Bardzo się podobał, pytano mnie, skąd go mam. Był 1985 rok, właśnie przyjechałam z Polski. Siła naiwności spowodowała, że poszłam wtedy z moimi propozycjami współpracy do tak znanych sklepów, jak Selfridges, Harrods i inne. Udało się, zaczęłam współpracę z angielskimi projektantami, to były czasy, kiedy zaczynał m.in. Jasper Conran i John Galliano. Maxfield Parish podzielił się ze mną stoiskiem na London Fashion Week. Wtedy, przy zamieszaniu przed pokazem przez przypadek wyrzucono zapakowane kapelusze na śmietnik, ale, na szczęście, znalazłam je w porę i tak się zaczęło. Potem przez wiele lat brałam udział w tych imprezach. Teraz moje kapelusze można zobaczyć i kupić w moim butiku lub poprzez stronę internetową. W tej chwili współpracuję m.in. ze Stellą McCartney i Salvatore Ferragamo, dostarczając im również ręcznie wykonane buty i torebki. Indywidualne wykonanie kapelusza zajmuje około trzech dni, nie jest to praca taśmowa, wszystko jest wykonane ręcznie na drewnianych formach specjalnie zaprojektowanych we Florencji. skąd czerpie pani inspiracje?

– Inspiruje mnie sam materiał. Zaczynam na przykład od pięknej słomki, tkaniny. Często muszę zmieniać koncepcje, bo coraz trudniej jest dostać dobry materiał, zanika ekskluzywne wytwórstwo. Ale moda na kapelusze nie zanika. Kiedy założysz kapelusz, inaczej cię traktują. Nakrycie głowy niewątpliwie określa osobę, która je nosi, a także jej pozycję społeczną. Kiedyś moda była związana z podziałem klasowym, teraz jest raczej wyrazem indywidualizmu. O naszym wyglądzie bardziej niż kiedykolwiek decydujemy teraz my sami, choć wciąż marka jest symbolem statusu. Dobierać ubranie do kapelusza, czy odwrotnie?

– W dobrym tonie jest kompletowanie ubrania do kapelusza, który jest bardzo indywidualną częścią garderoby. Kapelusz na półce powinien wyglądać skromniej niż potem na głowie, powinien współgrać z charakterem osoby. Jaki nie powinien być? Jako przykład może służyć tu księżniczka Beatrix i jej fatalne nakrycie głowy podczas ślubu księcia Williama z Kate Middleton.

pracuje pani teraz pod Florencją i mieszka w londynie.

Jaka jest specyfika brytyjskiego rynku mody?

– Angielscy projektanci trzymają się trochę z boku, są bardzo indywidualni, mają swój osobisty styl, który niewątpliwie odzwierciedla to, co się dzieje w modzie, ale z dużą dozą własnych pomysłów. Tutaj na ulicach powstają nowe trendy, natomiast, dla porównania, we Włoszech jest dużo mniej indywidualizmu. Na nowe kolekcje na pewno duży wpływ ma moda filmowa i sztuka, jedna kolekcja wynika z drugiej, te prace charakteryzuje ciągłość, pokazując jedną kolekcję, już projektuje się drugą. Jaki rodzaj sztuki panią inspiruje?

– Z malarzy figuratywnych lubię orientalistów, takich jak Ange Tissier, Matisse z okresu marokańskiego, kanadyjski John Shearer ostatnio odkryty na Weneckim Biennale, z abstrakcji fascynują mnie obrazy aborygenów. Ale najbardziej inspiruje mnie materiał – miękkość wełny, struktura słomki, kolor itp. Więcej w tej pracy sztuki czy rzemiosła?

– Współpraca rzemieślnika z projektantem, który ma może większą wizję całości, jest ważna od samego początku, od wykonania drewnianych form do kapeluszy, do wykończenia. Sztuką jest z dobrego materiału zrobić w nowy sposób rzecz ekskluzywną, czyli taką, której jeszcze nie było wcze-

– Tak, podróżuję ciągle, ale najbardziej utożsamiam się z Anglią. Trudno czuć się całkowicie obywatelem jakiegokolwiek kraju po emigracji z dwoma walizkami... W Polsce mam rodziców, to mój kraj dzieciństwa i sentymentów. Najbardziej czuję się przynależna do Londynu. Z Londynem jestem związana pracą, mam tu wielu przyjaciół i tu mieszka moja rodzina, dorosłe dzieci i mój mąż. Przyjaźni nie można zawierać pospiesznie, jest jak motyl – można go zgnieść, jeżeli za mocno chce się go złapać. To samo dotyczy kraju, gdzie człowiek się zadomawia. Trzeba dużo w nim przeżyć, zanim się w nim poczuje jak w domu. A na wsi toskańskiej mam moje ukochane koty, pomagające w skupieniu i w pozbyciu się designerskich stresów! londyn jest bardziej atrakcyjny zawodowo?

–Londyńska street fashion jest inspirująca dla całego świata. Moda na kontynencie jest bardziej zachowawcza, tu przyjeżdżają projektanci ze wszystkich krajów, żeby na ulicach zbierać pomysły. Tu znajdują się najlepsze szkoły projektowe, takie jak St Martins School of Design, London School of Fashion, Royal College of Art. Tutaj istnieje rynek luksusowy, na który bardzo trudno wejść ze swoimi produktami.

Rozmawiała agnieszka stando 5 Ellis Street, London SW1X 9AL, tel. 020 7730 2200 lub: www.ga br ie la li gen za.com


|15

nowy czas | 20 października 2011

kultura

WILHELM SASNAL w Whitechapel Gallery

Wojciech A. Sobczyński

W

poprzednim numerze „Nowego Czasu” zapowiadałem otwarcie wystawy Wilhelma Sasnala w Whitechapel Gallery. W miniony czwartek wieczorem przed galerią zgromadził się spory tłum zaproszonych gości, świadcząc o skutecznej kampanii reklamującej to kulturalne wydarzenie. Galeria Whitechapel działa z ramienia Arts Council of Great Britain. W tymże przedsięwzięciu wspomagana jest przez warszawski Instytut Adama Mickiewicza (IAM), będący organem władz polskich, powołanym w celach reprezentacji kultury polskiej na arenie międzynarodowej. W ścisłej współpracy bierze udział Instytut Kultury Polskiej w Londynie. Całość ogromnego programu działa na skalę europejską pod hasłem I-Culture. Jest to znakomita inicjatywa polskich władz, których okres prezydentury Unii Europejskiej nie ogranicza się wyłącznie do spraw ekonomiczno-politycznych, stawiając kulturę w samym centrum uwagi jako jeden z najważniejszych elementów łączących nasze narody. Na scenie brytyjskiej nad całością kampanii czuwa firma PR pod nazwą Idea Generation, która ze szczególną zręcznością wiąże rozliczne wątki wystaw, pokazów i koncertów. Wystawa malarstwa Wilhelma Sasnala jest jednym z głównych punktów tego rozległego programu. Urodzony w Tarnowie w 1972 roku Sasnal zaczyna studia na Wydziale Architektury, lecz po zaledwie dwóch latach przenosi się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Ciekawy jest to początek, który owocuje współpracą kilku przyjaciół nad billboardami, czyli ogromnymi planszami reklamowymi. Prace tego typu i formatu weszły już w główne nurty sztuki amerykańskiej co najmniej od połowy ubiegłego stulecia. Na myśl nasuwają się wczesne ogromne obrazy Roya Lichtensteina, jak również niedawno eksponowane w Tate Gallery monumentalne gabloty podświetlonych zdjęć Jeffa Walla. Polska sztuka zawsze wystawiała swoje czujniki na nowinki z szerokiego świata, nawet za czasów najmocniejszej izolacji politycznej i żelazna kurtyna nigdy nie zdołała nas odciąć od źródeł inspiracji pan-atlantyckiej. To właśnie migawki nowinek wybranych z gazet czy dzienników telewizyjnych, wyciętych fragmentów fotograficznych reportaży wydają mi się leżeć u podstaw tematyki angażującej wyobraźnię Sasnala. Światowe wiadomości są zmienne. Jednego dnia sensacją jest trzęsienie ziemi, tsunami czy katastrofa nuklearnej elektrowni i taki obraz znajduje się na wystawie, ewidentnie poruszając artystę do akcji. Innego dnia jakieś wydarzenie sportowe owocujące serią obrazów wyglądających jak indywidualne kadry z filmowej taśmy.

Wystawa niewątpliwie jest ciekawa. Przyjemnie jest nam, rodakom, widzieć kolejny polski sukces. Po zmarłym niedawno Romanie Opałce, wysoko cenionym po obu stronach Atlantyku, i sukcesach Mirosława Bałki, zarówno tu, w Anglii, jak i w szerszym świecie, Sasnal jest obecnie trzecim ciekawym artystą reprezentującym Polskę na szeroką skalę. Mimo pewnych wątpliwości, moje pierwsze wrażenie po wejściu na wystawę było bardzo korzystne. Obrazy dobrane na pierwszy plan przez doświadczoną kuratorską ekipę zestawiono bezbłędnie. Na wprost wejścia jest obraz bez tytułu, ale z przydomkiem Hiena – płaski, graficzny, jak wycinanka zrobiona przez studenta architektury wnętrz, pokazuje kolumny aparatury hi-fi, z wylegującym się kotem, który ułożył się leniwie w poprzek zwieńczającego ją adapteru. Namalowany w 2008 roku, o wymiarach dwa na dwa metry, w stonowanych ugrach, działa właśnie jak wspomniany billboard. Dalej, zwróciłem uwagę na cztery obrazy ujęte w serię Hardship (2009) – dwa z nich pokazują dzieci Sasnala leżące beztrosko na szerokim łóżku. Dwa następne w tej serii są ewidentnie tą samą sceną, ale zamazane kompletnie obfitą ilością farby. Dlaczego? Z dodatkowej informacyjnej tabliczki dowiadujemy się o „trudnościach”, z którymi artysta musi się zmagać, kiedy nie zawsze dopisuje ręka czy zamysł, kiedy ponosi porażkę. Ciekawe jest to zwierzenie, do którego na ogół artyści w swojej naturalnej samocenzurze nie dopuszczali. Nieudane rysunki na ogół trafiały do kosza na śmieci, czasami podsycając ogień w wyziębionej pracowni. Mam nadzieję, że jest to tylko jednorazowy przykład, coś w rodzaju opowiadania o własnym doświadczeniu, a nie początek

Hiena, 2008

niebezpiecznej choroby sukcesu, czyli budowania archiwum nawet z najbardziej trywialnych aspektów codziennego życia artysty, jak miało to niedawno miejsce na wystawie Tracy Emin. Byłoby błędem wyłącznie chwalić Sasnala. Na wystawie zauważyłem sam i poznałem opinie rozmówców, w których krytycznie odnosili się do jego „zmienności”. Jest tam trochę pop-art i street art i action art, a nawet video art. Artysta zmienia style dowolnie. Myślę, że przydałoby się trochę więcej koloru i jeśli wyjdziecie z wystawy Sasnala – którą polecam bez zastrzeżeń – właśnie z pewnym niedosytem koloru, to polecam Wam bardzo krótką wizytę w galerii pokazującej przepiękną serię serigrafii Andy Warhola poświęconej Brigitte Bardot, opartej na słynnym zdjęciu aktorki uchwyconym przez Richarda Avedona. Ta malutka wystawa jest w Gagosian Gallery. Whitechapel Galler y, 77-82 Whitechapel High Street, E1 7Q; www.whitechapelgaller y.org Author wishes to express his g rateful t hanks to IDEA GENERATION for providing material and exper tly logistical help.

Kacper i Anka, 2009


16|

20 października 2011 | nowy czas

kultura

Płakać nie warto, poczuć dumę można Jacek Ozaist

Szedłem na ten film ze świadomością, że lepiej oglądać go przez pryzmat uczuć, niż rozumu. Słyszałem, że scenariusz słaby, że Jerzy Hoffman bez „wsparcia” Sienkiewicza czy Kraszewskiego to już jednak nie to samo. A poza tym mamy XXI wiek i właściwie kogo to wszystko obchodzi? Nie zawiodłem się, choć powszechnie wiadomo, że można było lepiej. I że za późno. Bo właściwie tylko Potop był na czas. Mamy na koncie wiele wygranych bitew, ale niewiele z nich miało realny wpływ na dzieje świata. Był Grunwald, był Wiedeń, była Bitwa Warszawska. Lanie sprawione Turkom w 1683 roku to był jednak koalicyjny tryumf na obczyźnie. Ruskich nad Wisłą i Wieprzem pokonaliśmy, praktycznie rzecz biorąc, własnymi siłami i na własnej ziemi, powstrzymując czerwoną rewolucję na blisko 25 lat. Widzom na obczyźnie ogląda się ten film łatwiej, bo zwykle patos i patriotyzm wpisuje się w serce emigranta już w momencie opuszczania kraju. My tutaj codziennie polskość udowadniamy, do polskości przekonujemy, polskości ambasadorujemy. Co dnia, swoją lepszą lub gorszą, polskość konfrontujemy z resztą świata. I bardzo chcemy poczuć dumę, że Polak potrafi – co dobitnie pokazała frekwencja na proojekcjach filmu w Londynie czy Chicago. Sama historia jest dość błaha. Miłość i wojna. On idzie do wojska, ona występuje w kabarecie. On rzekomo ginie, ona wyrusza na front jako sanitariuszka. W tle trzymiesięczne zmagania z Armią Czerwoną i barwne obrazy Warszawy początku lat dwudziestych. Twórcy desperacko próbują ukazać całą kampanię wraz z politycznym i obyczajowym tłem. Czas nagli. Jedne sceny trzeba pokazać szybko i zdawkowo, inne z konieczności poszerzyć. Bardzo ważne historycznie momenty – jak przybycie posłańca od Piłsudskiego do przerzucającego siano Witosa – odbywają się w okamgnieniu, scenki śpiewającej Oli czy przeżywającego perypetie Janka trwają i trwają. Miałkość fabuły znakomicie rekompensuje pieczołowitość historyczna i niewiarygodna wręcz dbałość o szczegóły. Nadciągają zastępy obszarpańców, by odebrać ziemię panom i obszarnikom. Każdy ma inny strój, buty, czapkę, uzbrojenie. Srają, gdzie popadnie, kradną i gwałcą. Jedzą na koniach. Mają śmiertelnie groźną broń – ciężką artylerię i taczanki. Polacy mają natomiast dywizjon samolotów oraz podarowane przez Francuzów czołgi Renault. I wspaniałych szyfrantów, którzy tak naprawdę stoją za tzw. cudem nad Wisłą. Ekipa zagłuszająca radiostacje komunistów słowami Pisma Świętego to iście diabelski pomysł, na który mogli wpaść jedynie Polacy. Nic więc dziwnego, że dwie dekady później Marian Rejewski, Henryk Żygalski i inni pomogli złamać kody Enigmy. Nieźle w filmie Hoffmana wypadają sceny batalistyczne, jak np. ostrzał cmentarza, w wyniku którego wylatują pod niebo całe nagrobki, a z drugiej strony, dłużyzny

Kult na żywo

Sławomir Orwat

Kazik Staszewski będąc synem „podejrzanego ideologicznie” emigracyjnego poety, już na starcie stał się obiektem „szczególnej troski” PRL-owskiej cenzury. Zanim jednak zdecydował się sięgnąć do literackiej spuścizny swojego ojca, ujawnił ogromny talent i potencjał twórczy, a jego młodzieńcze teksty i kompozycje przebojem wdarły się w świadomość młodych ludzi schyłkowego okresu Polski Ludowej. Legenda Kazika Staszewskiego rosła z każdym wydanym albumem, a jego teksty nie pozostawiały suchej nitki na lansowanych przez różnoraką propagandę autorytetach. Dotykały one sfery religii, polityki, i bezlitośnie demaskowały hipokryzję pojałtańskiego modelu Europy (Arahja, 45-89, Komuna mentalna) oraz odradzającej się po 50. latach polskiej demokracji

(Jeszcze Polska, Łysy jedzie do Moskwy). Koncerty Kultu i Kazika od początku przyciągały tłumy i przyciągają je do dziś niezależnie od tego, że teksty na ostatnich dwóch albumach są już znacznie mniej zaangażowane politycznie. Polacy mają do Kultu szczególny sentyment, a każdy jego koncert stanowi wydarzenie najwyższej rangi. W Londynie Kult bywa często. Nigdy jeszcze nie widziałem tak zapełnionej sali podczas koncertu polskiego wykonawcy w Wielkiej Brytanii. Szkoda tylko, że wielu z widzów przybyło na koncert w stanie alkoholowego upojenia, awylewając fontanny piwa na stojących współuczestników wydarzenia. Żal było patrzeć, gdy ledwo trzymający się na nogach młody człowiek wykrzykiwał tekst piosenki Wódka: Zbudowali fabryki, opracowali maszyny, produkują wódkę, tak dużo, dużo, dużo… wódki. Bo im tylko, tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził, abyś sam nie mógł myśleć, abyś sam nie mógł chodzić. Chcę wierzyć, że organizatorzy koncertu dołożyli wszelkich starań, aby zapewnić komfort tym wszystkim, którzy zakupili bilety na to wydarze-

BITWA WARSZAWSKA, PIERWSZY POLSKI FILM W 3D NA EKARNACH KIN BRYTYJSKICH

pracy tego pierwszego. Lepiej mieć ból głowy z powodu trudnego wyboru, niż z powodu jego braku. Idziak przekonał decydentów i samego Hoffmana, by zrealizować ten projekt w trójwymiarze. Po 17 latach od realizacji zdjęć do Podwójnego życia Weroniki Kieślowskiego, ten ceniony operator znów zrobił zdjęcia do polskiego filmu. Esencją filmu są także aktorzy. Pierwszoplanowi radzą sobie niezgorzej. Natasza Urbańska (Ola) staje na wysokości zadania, Borys Szyc (Jan) nie ma co grać, więc gra byle co, Daniel Olbrychski (Piłsudski) jest klasą samą dla siebie, nie szarżuje, nie przesadza, Bogusław Linda gra Wieniawę Długoszowskiego z przesadnym dystansem i kpiną, choć jego postać to bohater odznaczony Krzyżem Walecznych. W drugim planie wyróżniają się ci gorsi, jak Adam Ferency jako „wracający” z wygnania czekista Bykowski czy Jerzy Bończak jako zakochany w Oli oficer żandarmerii. Ciągle czytałem: „fresk historyczny”, „pocztówka patriotyczna” – i wyobrażałem sobie kolejny patriotyczny gniot. Nieprawda. Wypada cieszyć się, że polscy twórcy głównego nurtu wciąż mają siły i chęci, by służyć narodowi w ten sposób. Polską historię filmową w 3D otwiera reżyser, który za rok ukończy 80 lat! Nie jest to arcydzieło na miarę Potopu, choć historia podobna i bohater jakiś znajomy. Ale opowieść ma dobry początek i jeszcze lepszy koniec. Czołowy krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski napisał: Chusteczki nie przydadzą się na finał, nie tylko dlatego, że mamy na nosie okulary 3D. Zgoda – płakać po tym filmie z pewnością nie warto. Poczuć dumę i przekazać ją innym, bezsprzecznie tak. Filmem Hoffmana może bowiem uczynić więcej dla naszej walki z ignorancją społeczeństw zachodnich na ważne dla nas sprawy, niż choćby niezapomniana książka Orzeł biały, gwiazda czerwona Normana Daviesa.

z nadciągającą szeroką ławą konnicą wroga irytują do granic wytrzymałości. Choć uważam, że od zdjęć Sławomira Idziaka (Helikopter w ogniu) lepsze byłyby zdjęcia Janusza Kamińskiego (Szeregowiec Ryan), doceniam wkład

PS. Z niezależnych źródeł wiem, że wielu Polaków zabrało na Bitwę Warszawską 1920 swoich angielskich znajomych. Wysyłajcie do redakcji ich relacje.

nie. Niestety. Brodzenie w kałużach rozlanego piwa, okrzyki typu: „Dawaj k… Kazik, dawaj…” oraz celowe popychanie doskonale bawiącej się części widzów przez odczuwającą nieodpartą potrzebę zwrócenia na siebie uwagi mniejszość, rzuca cień na znakomity w istocie występ zespołu. Bo Kult zagrał doskonały koncert, co trzeba docenić tym bardziej, że Kazik do ostatnich chwil borykał się z zapaleniem oskrzeli. Zespół wykonał wszystkie swoje największe przeboje przeplatając je utworami już nieco zapomnianymi. Ze szczególnym sentymentem wysłuchałem dwóch moim zdaniem najlepszych kompozycji z repertuaru Kultu pochodzących z roku 1988. Fascynacje rockiem psychodelicznym słyszalne na albumie Spokojnie, pozwalają nie tylko mnie zaliczyć ten krążek do kanonu największych osiągnięć artystycznych polskiej muzyki rockowej. Przepiękne wyznanie miłości, które Kazik dedykował swojej przyszłej żonie w utworze Do Ani” słuchałem na londyńskim koncercie z tym samymi emocjami, które towarzyszyły mi pod koniec lat osiemdziesiątych. Pośród psychodelicznych dźwięków można się w niej doszukać także elementów swingu i jazzu. Przejmujący tekst o miłości i tęsknocie Kazik napisał w pociągu, którym jeździł do Ani. Po ponad dwudziestu latach od premiery, słowa tej piosenki nadal wzruszają, a skierowane do znajdującej się z dala od najbliższych publiczności emigracyjnej, nabierają wręcz nowego znaczenia. Arahja, pochodząca z tego samego albumu, nawiązywała do takich protest-songów jak Dziwny jest ten świat Czesława Niemena czy Świecie nasz Marka Grechuty. W 1988 roku cenzura coraz bardziej przymykała oczy na wszelkie próby negacji pojałtańskiego podziału Europy. W Arachji Kazik zawarł poetyckie aluzje do berlińskiego muru i podziału kontynentu na kolorową część zachodnią oraz wygaszony i skazany na lata ciemności blok wschodni.

Na londyńskim koncercie odkrywałem drugie dno tego politycznego tekstu z czasów mojej młodości. Wyobraziłem sobie tysiące podzielonych rodzin londyńskich emigrantów oraz duchowe rozdwojenie tych, którzy zostawili w Polsce ukochane osoby. Przypomniałem sobie niewytrzymujące próby czasu rodziny żyjące na odległość. To tylko niektóre skojarzenia, które przychodziły mi do głowy podczas słuchania Arachji 8 października w londyńskim HMV Forum. Pośród zbiorowego alkoholowego szaleństwa, rozgrywającego się w tylnej części sali oraz odbywającego się w okolicach baru nieoficjalnego konkursu na bezkolizyjne donoszenie niezliczonej liczby plastikowych pojemników z piwem do oczekujących na powrót „specjalnych wysłanników”, moja uwaga skupiła się na odróżnianiu tych, którzy przyszli słuchać muzyki, od tych, którzy potraktowali koncert jako pretekst do spędzenia w „tradycyjny sposób” kolejnej emigracyjnej soboty. Z godziny na godzinę procentowa przewaga tych drugich rosła proporcjonalnie do ilości spożywanych przez nich procentów, a zdegustowani rozwojem sytuacji fani muzyki z wolna opuszczali miejsce występu jeszcze przed jego zakończeniem. Za rok zespół Kult będzie obchodził 30-lecie istnienia. Na jubileuszowej trasie nie zabraknie zapewne także Londynu. Będzie więc okazja do składania życzeń i gratulacji. Tegoroczny koncert Kultu nie był jedynym rockowym wydarzeniem tej rangi, jaki miałem okazję prezentować na łamach „Nowego Czasu”. Obok znakomitych występów grup Riverside i Kury, koncert Kultu można także zaliczyć do bardzo udanych. Jednocześnie życzyłbym sobie i Państwu, aby kolejny przyjazd Kazika do Londynu był dla wszystkich widzów bardziej świętem znakomitej muzyki niż niskobudżetowym cieniem Oktoberfestu.


|17

nowy czas | 20 października 2011

kultura

laury dla mistrza felietonu Alina Siomkajło

Rok 2011 jest dla Andrzeja Dobosza wyjątkowo hojny. W sierpniu pisarz został laureatem Nagrody Literackiej za całokształt dotychczasowej twórczości dla polskiego pisarza stale mieszkającego poza granicami Kraju przyznawanej przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą (SPPzG) z siedzibą w Londynie. W tym samym czasie słuszność wyboru dokonanego przez Stowarzyszenie potwierdziła się przyznaniem Doboszowi nagrody Warszawskiej Premiery Literackiej za felietony publikowane od roku 1951 do 2010, obecnie zebrane pod wznowionym tytułem Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia, wydane przez oficynę „Iskry”. Wydarzenia te zbiegły się z 75. rocznicą urodzin naszego Laureata. Andrzej Dobosz, z wykształcenia polonista i filozof, wyróżniony został nagrodą literacką SPPzG za osiągnięcia krytyka literackiego i urodzonego (z wrodzonymi predyspozycjami), zatem i urodzajnego felietonisty.

Globe to Globe Pod takim tytułem odbędzie się niecodzienna prezentacja 37 sztuk Szekspira w 37 językach. Wszystko zacznie się 23 kwietnia 2012 roku w dniu urodzin Szekspira i będzie kulminacyjnym punktem Cultural Olympiad, festiwalu kultury odbywającego się na Wyspach w 2012 roku. Zrekonstruowany dzięki pasji kanadyjskiego aktora i reżysera Sama Wanamakera teatr Szekspira nad brzegiem Tamizy będzie gościł zespoły teatralne, które zaprezentują sztuki Szekspira w urdu, po chińsku, grecku, koreańsku, hebrajsku, białorusku… i we wszystkich innych, bardziej pospolitych językach aż dobijmy do liczby 37. Usłyszymy też Szekspira polsku. Na festiwal zaproszony został bowiem opolski Teatr im. Jana Kochanowskiego ze spektaklem „Makbet” (8 maja 2012). Karnet na wszystkie spektakle kosztuje 100 funtów. Niektórzy uważają, że to gratka – niewiele ponad 3 funty za spektakl (pojedyncze bilety 5). Czy znajdzie się jednak wystarczające grono wielbicieli Szekspira, by zapełnić amfiteatralną widownię teatru? Życzmy organizatorom, by okazało się, że ten bez wątpienia największy dramaturg świata jest własnością ogólnoludzką, a nie przynależy jedynie do anglosaskiego kręgu kulturowego. (tb) www.shakespeareglobe.com

Współpracował z czasopismami: „Po Prostu”, „Nowa Kultura”, „Współczesność” – gdzie podpisywał się odpowiednio do etapu życia aluzyjnym pseudonimem – Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia, „Życie Literackie”, „Literatura” – pseudonim Pustelnik z Sadów Żoliborskich, „Tydzień Polski” – pseudonim Samuel Lubliński, „Rzeczpospolita”, „Teksty”, londyński „Puls”, paryski „Kontakt” i „Kultura” – tu jako Pustelnik z ulicy Sekwańskiej. Najpowszechniej znany jest z felietonów zamieszczanych w „Tygodniku Powszechnym”. Od roku 1956 do 1963 pełnił funkcję sekretarza i kierownika literackiego Teatru Ateneum w Warszawie. Prezentował lektury w Programie III Polskiego Radia. Inwigilowany przez SB w latach 60. – w roku 2005 otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej status poszkodowanego. W 1974 roku wyjechał do Francji, gdzie mieszka do dziś . W 1990 podjął pracę w Radiu Wolna Europa. Był korespondentem politycznym dziennika „Obserwator Codzienny”. Zasłynął jako bibliofil, który prowadził (1994-2008) w Paryżu polską księgarnię Librairie Dobosz. Cieszy się wziętością nieprofesjonalnego aktora – zagrał w kilku filmach: filozof w Rejsie, role epizodyczne: w Trzeciej części nocy, Kwiecie paproci, Poślizgu, Trzeba zabić tę miłość, Stawiam na Tolka Banana i w filmie Ryś. Próbował londyńskiej egzystencji: Z ćwierć wieku temu, przebywając przez kilka miesięcy w Londynie, dla zaspokojenia pewnych zachcianek przyjąłem zajęcie w pubie „Pod Białym Koniem” w Putney. Przychodziłem tam o 9 rano. Zaczynałem od zebrania z podłogi porzuconych gazet, wśród których nigdy jednak nie było „Timesa” ani „Guardiana”. Potem miotłą zgarniałem na duży stos pudełka po papierosach i inne papierzyska. Następnie zbierałem wszystko, co pozostało na

stolikach, opróżniałem popielniczki. Gdy blaty stołów były już wytarte, uruchamiałem odkurzacz […] (Ogrody i śmietniki: Z doświadczeń). Zadziwia szerokością horyzontów, erudycją i pisarską aktywnością. Bogaty plon publicystyczny wiąże tytułami w autorskie książki: Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia (Puls 1993) – zebrał tu teksty, które ukazywały się w czasopismach w latach 1956-1990; Generał w Bibliotece (Wydawnictwo Literackie 2001, 2007), Ogrody i śmietniki (Biblioteka „Więzi” 2008) – wybór spośród tekstów, które drukował w „Tygodniku Powszechnym” w latach 2000-2005 (wychodzi w druku opowiadanie O kapeluszu – Wydawnictwo UMCS 1999). W felietonowych miniaturach kondensuje aktualne wydarzenia, przenosi do historii epizody biograficzne postaci, intelektualnych środowisk; wykłada rozmaitość i rozwój własnych poszukiwań, pasje podróżowania, refleksje o życiu, artystyczne ambicje… Publikacje Dobosza wskazują na jedno z większych dokonań w kanonie polskiej felietonistyki. Układają się w rozpoznawcze znaki czasu i w nieprzebraną osobliwą kronikę współczesnego życia. – Kronikę niepozbawioną przypadkowości i poczucia humoru, często satyrycznego, zawsze wykwintnie dystansującego prezentowaną rzeczywistość. Urodę poetyki felietonów Dobosza, ich epokową problematykę zechce zapewne dokładniej rozszyfrować prof. Andrzej Biernacki (również felietonista, historyk literatury, edytor i tłumacz) w laudacji, wygłoszonej podczas Wieczoru Nagrodzonego (21 października, godz. 18.30, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny, 238-246 King Street, London W6 0RF). Natomiast Laureat opowie o swoich nauczycielach i mistrzach, a zastęp ich – niemały: Jan Kott, Leszek Kołakowski, Jerzy Pelc, Klemens Szaniawski...

Fot. Cezary Barszcz

ANDrzej Dobosz, mieszkAjĄcy NA stAŁe w pAryŻu felietoNistA, krytyk literAcki i bibliofil oDbierze w loNDyNie NAgroDĘ zwiĄzku pisArzy polskich zA grANicĄ


18|

20 października 2011 | nowy czas

kultura

ONLY CONNECT John Jukes Johnson

V

ariously called Page 6, Format 6 or, in its current iteration at POSK Gallery, Hammersmith, until 21 October, Format VI Collective, this is a group of six artists presenting twenty four square metres of canvas equally shared in a continuum of two panels each. The result is a long screen which weaves its way fluidly through the gallery. The idea is to subvert the usual rigidity of pictures hung in a group show disparately on rigid walls. The artists have no common philosophical or political agenda. What links them is friendship and a Polish kinship. Nor was there any stipulation as to the style or content of the paintings. The result inevitably is an eclectic series which allows for any permutation in the order of presentation. Work was produced individually, no-one aware of what others were painting until very late in the day when they sent each other images. The only constraint was size. For some artists this may have been a liberation, allowing them not only to work on an unaccustomed scale, but also to venture into realms of expression remote from their usual sphere. Others seem to have had no difficulty continuing along a well-trodden path. It should be noted however that Joseph Beuys for one claimed there is no virtue in size. Pawel Wasek suggests that if there is a coherent

thread in the work, it is humanity. His own offering, Banished from Paradise, a title which echoes Raqib Shaw’s current Paradise Lost at the White Cube in Mason’s Yard, is atypical of his other work. It represents two huge dark brown figures with hot red around the groin painted fast, furiously and unintellectually. More customary are his lively active abstracts reminiscent of Bram van Velde’s late wondrous lithographs. Wojciech Antoni Sobczyński also presents two figures, these too unlike much else in his oeuvre. Casting Spells stems from his background as a sculptor, which explains their three dimensionality. On the left is a woman in shocking pink, on the right a heavier shiny grey man. This is very far removed from the tall slim spare, sometimes religious sculptures, and the curvaceous abstract paintings with smooth plastic accretions. He too says he works spontaneously at speed. Carolina Khouri’s Abstract in Blue has also given her scope to paint in a novel form. Born in Lebanon but raised in Poland, her background is in interior design and her decorative paintings more usually of women or watery abstracts. This larger scale clearly suits her for she has produced a meditative work one would like to see on its own, solitary and well lit, surrounded by darkness a la Rothko. It has the depth one gets when gazing into deep waters, with the same intensity obtained from Derek Jarman’s Blue at the end of his life. Khouri introduces small runs of pure red or white under layers of reflexive varnish. Pawel Kordaczka is totally at home working on a large scale and continues with the colour palette and compositional devices previously explored. In a flash face kick bash is a jokey title not likely to illuminate. He is wisely loath to verbalise his art, following C. G. Jung’s

advice not to ask an artist to talk about his work. After all, everything has already been said in the painting. Joseph Beuys expressed this idea more visually in his photograph Explaining art to a dead hare. Kordaczka stems from eastern Poland, a region near the border with Ukraine, source of his fascination with the Orthodox icons in its churches. His deep rich earth colours echo those of the twenty-five year-old Alec Cumming, back from India, currently at Alan Wheatley Art in Mason’s Yard. In Kordaczka’s work are suggestions of crosses, of Christ and, looking into the panels at POSK, the idea of the vault and a crack of luminosity between shadows. Agnieszka Handzel-Kordaczka has moved far afield from her customary painterly thin female figures. Beetle Story with the huge eponymous scarab on yellow background climbing the canvas between two thin seated figures, a female one with goggles and suspenders and a male, might bring Kafka to mind, but she insists there is nothing maleficent in the creature. Joanna Ciechanowska proves with her canvases that scale in painting is clearly no problem for her. Her visual imagery deals in the big contemporary themes of our age. On the one hand there is that of Climate Change as exemplified in a series developed from her travels to the Arctic Circle and concerns for the wildlife of the north, on the other, in a number of paintings called Broken Rainbow our current universal alarm at global economic collapse. In this she is hardly alone artistically. Indeed Haze’ the recent production by the Beijing Dance Theatre at Sadlers Wells addressed both these themes simultaneously as ‘a creative response to economic and environmental crises’ on a score of Gorecki’s Sorrowful Songs in his Symphony No. 3 which poignantly links us once again to Poland. The version of Broken Rainbow exhibited in Format VI Collective stems from the idea of Falling Man, a figure to be seen elsewhere in Ciechanowsla’s paintings. From a distance he is outlined as a large but incomplete red silhouette, head first downwards on a transparent loose illegible weaving of large grey letters beyond which is deep luminous space. This is art which has the virtue of good structural composition from afar rewarded by close inspection of details within. In this respect she is in good company, be it with Raqib Shaw, mentioned above, though mercifully without his kitsch viscerally self-indulgent obsessions or, more appositely, Grayson Perry, the potter in a frock who calls himself Alice, within whose seductive vases one finds the dark secrets of society. In Ciechanowska’s case the kernel of her picture lies in a small newspaper cutting concerning an unfortunate banker who leaps to his death from a high window. He is indeed the Falling Man who has broken his own rainbow and maybe ours too. We can see him reiterated repeatedly in tiny black figures falling through space within the canvas. Another recurring bugbear of contemporary Western society can be found in little images of Muslims at prayer and standing Imams, the kind of provocative sources Ciechanowska’s art attempts to encourage us to engage in. On the whole art has to be about something if it is to be in any way meaningful beyond the purely decorative. In this exhibition we move through the spiritual, the religious, maybe the sexual, probably the political and certainly the social. It is up to us to look at these apparently heterogeneous concepts and bear in mind E.M. Forster’s recommendation to Only connect.

Page 6, POSK Galeria, 15-21 October 2011


|19

nowy czas | 20 października 2011

pytania obieżyświata

Skąd się wzięły świątynie sztuki? Włodzimierz Fenrych

ak szkielet, jak białe żebra, przez które przeziera niebo – tak dziś wygląda świątynia bogini dziewicy wznosząca się nad miastem. Stoi wśród ruin, wśród chwiejących się traw, a ciekawscy przychodzą i zaglądają między te żebra, choć figura bogini dawno już została wywieziona. Mieszkańcy miasta pobierają od ciekawskich opłaty za wejście na wzgórze i możliwość zaglądania między żebra. Wzgórze świątynne jest dla mieszkańców cenne, bowiem ciekawscy przyjeżdżają z drugiego końca świata i zostawiają kasę. Jest cenne, bo przynosi dochód. A przecież nie zawsze tak było! Kiedyś było to miejsce święte, na którym ludność miasta składała cześć bogini dziewicy, patronce miasta. Podczas uroczystych świąt ludność zbierała się wokół ołtarza i obserwowała, jak ofiarnemu wołu podrzynane jest gardło, a potem jak dym z ołtarza niesie ofiarę ku niebu. Co roku figura bogini ukryta w świątyni dostawała nową szatę utkaną przez mieszkanki miasta. Mieszkańcy miasta uciekali się pod jej obronę. Ona, bogini wojownica, otaczała miasto opieką i chroniła je przez wrogami, nawet przed ogromną armią wielkiego króla Orientu. To ona – bogini mądrość narodzona z głowy Zeusa – powodowała, że do miasta przybywali najwięksi mędrcy ówczesnego świata. To ona dała miastu swe imię. Mieszkańcy postawili jej świątynię, która w ówczesnym świecie nie miała równej. Dziś ruiny tej świątyni wznoszą się nad miastem jak biały szkielet. Co się stało? Czy nikt już nie pamięta, że to jest święte miejsce? Zmieniły się – jak to mówią – czasy. 1700 lat temu przed decydującą bitwą cesarz Konstantym pomodlił się o zwycięstwo do Boga, którego czciła nowa wówczas sekta chrześcijan. Chrześcijanie twierdzili, że tylko ich Bóg jest prawdziwym Bogiem, a wszyscy inni bogowie czczeni dotąd przez Greków i Rzymian to albo iluzje, albo demony. Konstantyn bitwę wygrał, co przekonało go do tego, że chrześcijanie mają rację. Przed panowaniem Konstantyna bycie chrześcijaninem było przestępstwem karanym śmiercią. Konstantyn zdekryminalizował chrześcijaństwo i od tego czasu liczba chrześcijan w imperium rosła, a wyznawców dawnych bogów malała. W Atenach wprawdzie przez długi czas funkcjonowały pogańskie szkoły filozoficzne założone niegdyś przez Platona i Arystotelesa, ale wkrótce zostały zamknięte przez cesarza Justyniana i filozofowie wyjechali. W końcu nie było komu czcić bogini mądrości w jej ogromnej świątyni na Akropolu. To jednak nie znaczy, że miejsce przestało być święte. Świątynia bogini mądrości zamieniona została na kościół pod wezwaniem Mądrości Bożej, Hagia Sofia. A później znów zmieniły się czasy, kościół Mądrości Bożej zamieniono na meczet, a obok postawiono minaret. Niestety,

J

Ruiny w Atenach

Akropol stanowił znakomitą naturalną twierdzę i nie raz był oblegany. W czasie jednego z oblężeń tureccy obrońcy postanowili w meczecie składować proch, a pocisk z działa oblegających miasto Wenecjan w ten meczet trafił. Od tego czasu świątynia dziewicy jest już tylko ruiną. Jest to niezwykle wpływowa ruina, kopiowana na całym świecie przez tysiąclecia. Może przesadą byłoby twierdzenie, że to właśnie Partenon był kopiowany. Wzorcem dla późniejszych stylów była generalnie klasyczna architektura grecka, ale to właśnie Partenon uważany jest za jej szczytowe dzieło. Kilkakrotnie w dziejach sztuki wracano do klasycznego greckiego wzorca. Pierwszym takim nawrotem był okres Cesarstwa Rzymskiego – Rzymianie stosowali porządek joński i dorycki daleko od miejsc, gdzie mieszkali Dorowie i Jonowie. Takim nawrotem był zachodnioeuropejski renesans, a także o paręset lat późniejszy klasycyzm. Piszę «zachodnioeuropejski», bowiem Grecy, wówczas pod turecką okupacją, tak naprawdę tego nurtu nie przeżyli. Z klasycyzmem w zachodniej Europie wiąże się nowy trend – zwyczaj odbywania podróży nie w celach religijnych, nie dla zarobku ani nawet nie w celu pogłębienia studiów, ale wyłącznie dla przyjemności. Podróżowali ludzie zamożni – młodzi arystokraci, którzy naczytali się klasycznej literatury i chcieli zobaczyć, jak te greckie świątynie naprawdę wyglądały. Podróże te przyczyniły się do powstania nowego stylu w sztuce, bowiem owi arystokraci po powrocie chcieli stawiać podobne budynki u siebie. Budowali więc pałace z portykami przypominającymi świątynie olimpijskich bogów, a w pałacowych ogrodach tworzyli romantyczne zakątki, w których stawiali malutkie świątynie dla nimf. Najlepiej było, jeśli w tej świątynce można było postawić autentyczną starożytną rzeźbę, o co nie było tak trudno; wówczas w Grecji takie rzeźby można było znaleźć w trawie wśród antycznych ruin. Można je było stosunkowo tanio kupić – dla tubylców nie przedstawiały one większej wartości i bywało, że marmur z ruin przerabiany był na wapno. Najsłynniejszego bodaj zakupu rzeźb z Grecji dokonał Lord Elgin, który na przełomie XVIII i XIX wieku był brytyjskim ambasadorem w Konstantynopolu. Uzyskał on od władz tureckich pozwolenie na wywiezienie rzeźb z ruin na Akropolu. Postawił on rusztowanie wokół zrujnowanego Partenonu, ale nie po to, by go odbudować, ale by odłupać od niego rzeźby i wywieźć je do Anglii. Wszystkiego nie odłupał, widać nie starczyło mu czasu, ale zdołał wywieźć część fryzu dłuta Fidiasza oraz jedną kariatydę z Erechtejonu. W zachodniej Europie te importowane dzieła antycznej rzeźby wzbudzały ogromne zainteresowanie. Nie wszyscy w końcu mogli sobie pozwolić na podróż do dalekich krajów. Aby pokazać te dzieła ogółowi ludności umieszczano je w „świątyniach sztuki”, które (skoro boginiami sztuki były Muzy) zwano muzeami. Te „świątynie” różniły się jednak od antycznych świątyń tym, że nie odbywano w nich żadnych obrzędów, stworzono je tylko po to, by ciekawskim pokazywać ciekawostki przywiezione z dalekich krajów. Grecy patrzyli na te zachowania ze zdumieniem. Grecja – od XV wieku będąca pod władzą Turcji – nie przeżyła ani renesansu, ani oświecenia, jej elity intelektualne nie były zafascynowane antycznymi rzeźbami. W każdym razie nie na tyle, by wydawać większe pieniądze na kolekcje antycznych figur i budować muzea. Sytuacja

zaczęła się zmieniać, kiedy liczba porzuconych w trawie figur malała, a liczba poszukiwaczy z zachodniej Europy rosła. Ceny antycznych dzieł sztuki osiągać zaczęły zawrotne wysokości, a dotyczyło to przede wszystkim tych dzieł, które już wywieziono i które dzięki temu stały się sławne. Grecy – ale już nowe pokolenie – poczuli się oszukani. Dlaczego ktoś kupił tanio antyczne rzeźby, wywiózł je gdzieś do Francji lub Anglii i tam sprzedaje i kupuje je za drogie pieniądze? Dlaczego tłumy turystów jadą oglądać dzieła greckiej sztuki do Luwru lub British Museum? Przecież rzeźby z Partenonu powinny być w Atenach! Ciekawe, że Grecy wcale nie twierdzą, że dzieła sztuki wywiezione z Akropolu powinny wrócić na Akropol. Przeciwnie – Grecy w zupełnie oczywisty sposób uważają, że antyczne rzeźby nie powinny się tam znajdować. W latach 70. XX wieku odłupana została reszta fryzu z Partenonu i przewieziona do muzeum w innym miejscu Aten. Podobnie przeniesiono pozostałe kariatydy z Erechtejonu, a w ruinach umieszczono zamiast tego gipsowe kopie. Czy dla zwiedzających ma to jakiekolwiek znaczenie? Oczywiście że nie ma. Podobnie jak nie ma znaczenia fakt, że nikt na Akropolu nie podrzyna gardeł wołom, dym ofiar całopalnych nie wznosi się ku niebu, nikt nie przynosi ubrania dla bogini dziewicy. Bowiem dziś zarówno Akropol, jak i muzeum z autentycznymi rzeźbami w innym miejscu Aten spełniają tę samą funkcję, co „świątynia Muz” w Londynie – jest to miejsce, gdzie tłum ciekawskich ogląda ciekawostki. Tymczasem u stóp Akropolu, na ateńskim starym (to znaczy średniowiecznym) mieście stoją tysiącletnie świątynie do dziś używane. Tysiącletnie świątynie w Atenach? Kogo to interesuje? Do Aten przyjeżdża się zwiedzić świątynie, które mają dwa i pół tysiąca lat, tysiącletnie świątynie zbytnio turystów nie interesują. Ale przychodzą do nich wierni. Kłaniają się nisko, zapalają świece i całują święte wizerunki. W niedziele przy chóralnym śpiewie i w dymie kadzideł odprawiają nabożeństwa, celebrują obecność Boga wśród nich. Śpiewają pieśni na cześć dziewicy – Parthenos – tyle że tą dziewicą nie jest już Atena. Od ponad tysiąca lat dziewicą czczoną w świątyniach miasta jest Maria Parthenos, zwana też Theotokos, czyli Matką Boga. W każdej z tych tysiącletnich świątyń obecny jest jej wizerunek – piękna twarz ze zrozumieniem patrząca na każdego, kto stanie przed jej obliczem.

Maryja Dziewica nad wejściem do kościoła w Atenach


20|

20 października 2011 | nowy czas

spacer po londynie

dla molów książkowych Jakiś czas temu , przekonując do wyższości Londynu nad Nowym Jorkiem, burmistrz Boris Johnson twierdził, że nad Tamizą znajduje się więcej księgarni niż w Nowym Jorku, który uważany jest przecież za raj dla bukinistów. Adam Dąbrowski

idealny (upieramy się jednak, że z fotelami był znacznie bliżej ideału!).

Trudno powiedzieć, czy to prawda. Ale faktem jest, że stolicę Zjednoczonego Królestwa miłośnicy czytania przemierzać będą z wypiekami na twarzy. Gigantyczne, rozłożone na kilku piętrach księgarskie molochy sąsiadują tu z maleńkimi, wysoce wyspecjalizowanymi niszowymi księgarenkami. Oto wyprawa ich śladem.

znaczki, mapy i rewolucja

charing cross road Zacząć można od spaceru wzdłuż Charing Cross Road. Od dziesięcioleci fani czytania mogli tu spędzić nawet cały dzień. Niestety, ostatni kryzys odcisnął swoje piętno i tu. Potężna filia amerykańskiej sieci Borders zastąpiona została przez sklep z tanimi ciuchami, a w miejscu jednego z popularniejszych tutejszych antykwariatów sprzedaje się dziś burritos. Mimo to, książkowe posterunki na Charing Cross Road wciąż się bronią. Jednym z najważniejszych jest największa księgarnia w Europie – Foyles. To coś dla osób lubiących łączyć wodę z ogniem. Zajmująca dużą część potężnego budynku przy Charing Cross Road księgarnia deklasuje pod względem księgozbioru większość „sieciówek”. Kolekcja, licząca niemal ćwierć miliona książek, zajmuje tu pięć pięter. Zatrudnionych jest tam 80 pracowników, ale księgarnia nie jest wcale anonimowym molochem. Początki Foyles sięgają 1904 roku. Przez długi czas sklep słynął z chaotycznego rozmieszczenia księgozbioru, a książki były podobno uporządkowane według tajemnego klucza znanego tylko właścicielom. Dziś panuje tu jednak wzorowy porządek. Choć we Foyles zaszło wiele wymuszonych konkurencją zmian, księgarnia wciąż zachowała część swojej dawnej atmosfery. Klimatu niezależności dodają jej imponująca kolekcja antykwaryczna oraz kawiarnia jazzowa, w której odbywają się koncerty i spotkania z pisarzami i intelektualistami. Dziennikarska rzetelność nakazuje nam jednak stwierdzić, że niedawne usunięcie z kawiarni niesamowicie wygodnych foteli i zastąpienie ich drewnianymi krzesłami było karygodną pomyłką. Cóż, podobno świat nie jest

Zostajemy jeszcze na Charing Cross Road. Przystankiem obowiązkowym jest Cecil Court, gdzie oprócz księgarni i antykwariatów nie ma właściwie nic innego. Tutejsze sklepy są wysoce wyspecjalizowane. Znajdziemy tu na przykład miejsca oferujące tylko i wyłącznie znaczki. W uliczce kupimy też stare ryciny (miłośnicy brytyjskiej sztuki karykatury będą wniebowzięci – regularnie pojawiają się tu oryginalne dzieła rysowników sprzed I wojny światowej czy czasów wiktoriańskich). Sklep Tima Bryarsa (Cecil Court 8) proponuje nam przepiękne stare mapy, z których większość pochodzi sprzed 1800 roku. Księgarnia Travis & Emery sprzedaje nuty, programy operowe i wszystko, co tylko wiąże się z muzyką klasyczną. Po pierwsze wydania i białe kruki najlepiej udać się do Petera Ellisa albo Stephena Poole’a. Pod numerem 5 znajdziemy uroczą księgarnię włoską. Inne kultowe miejsce to Koening Books. To raj dla miłośników sztuki, a szczególnie fotografii. Są tu albumy, biografie i szczególnie mocna półka poświęcona filozofii sztuki, estetyce i teorii wizualnej: od Adorno, przez Baudillarda, po Stuarta Halla. Niestety, jak wiadomo sztuka to dość drogie hobby. Za wydrukowane na wysokiej jakości kredowym papierze uginające się od zdjęć i ilustracji publikacje będziemy musieli słono zapłacić. Skoro jesteśmy już przy księgarniach niszowych, nie sposób pominąć znajdującej się

jeśli odwiedzicie wszystkie opisane tu księgarnie, wciąż będzie to dopiero początek drogi. niepodal Socialist Bookshop – młodzi gniewni o orientacji lewicowej znajdą tu klasyczne dzieła Marksa i Engelsa oraz wydane niedawno książki krytycznie reinterpretujące kanon (Slavoj Zizek w każdej postaci). Szkoła Frankfurcka, ekologia, feminizm, neomarksizm, ale także poczciwa, zupełnie nierewolucyjna socjaldemokracja. Jeśli interesują was takie tematy – Socialist Bookshop jest przystankiem obowiązkowym. Posiadając już wymaganą nadbudowę ideologiczną, z pewnością spojrzymy z pogardą na duże, sieciowe sklepy. Wiadomo – książki powinny być za darmo. W dodatku pewnie i tak wielkie księgarnie sponsorowane są przez amerykańskich imperialistów chcących wyprać nam mózgi swoimi burżuazyjnymi pismami. Rozwiązanie? Oczywiście antykwariaty!

buszując w książkach Od nich w Londynie aż się roi. Dużą liczbą antykwariatów pochwalić się może okolica Notting Hill (szczególnie na odcinku przylegającym do Kensington Gardens ). Jeden z najciekawszych znajduje się nieopodal, na Pembrdige Road. Często omijany przez turystów śpieszących z klapkami na oczach, by obejrzeć Portobello Road, antykwariat Book & Comic Exchange stoi tuż przy wejściu do stacji Notting Hill. Nie da się ukryć, że sprawia wrażenie nieprzystępnego. Pomieszczenie jest ciasne, półki sięgają sufitu, a wokół panuje ciemność. Ale nie dajmy się zwieść! Fenomenalny wybór starych „pingwinowych” powieści oraz duży dział poświęcony sztuce i humanistyce powinny wynagrodzić nam wszelkie niegodności na tyle, że co odważniejsi czytelnicy zdecydują się nawet zejść do potwornie zakurzonej piwniczki, gdzie – wśród rzeczy przedziwnych, takich jak Księga Rekordów Guinnessa sprzed dziesięciu lat – wyłowić można prawdiwe okazje. Podobnie zresztą, jak w największym w Londynie antykwariacie na powietrzu. Sprzedawcy używanych książek regularnie rozstawiają stragany w specjalnie wydzielonym miejscu pod Waterloo Bridge. Doskonała jest też Judd Books na Marchmont Street. Tego miejsca nie mogą ominąć studenci, którzy zmagają się z przedmiotami z zakresu humanistyki i nauk społecznych. Antykwariat może się pochwalić imponującą kolekcją dzieł filozoficznych, socjologicznych czy politologicznych. Nacisk kładzie się tu na używane podręczniki akademickie. Miejsce jest oblegane przez bakałarzy z niezliczonych londyńskich uczelni. Pewnie dlatego sprzedawcy są nieubłagalni i nie pozwalają penetrować sklepu z torbą lub plecakiem na ramieniu. Trzeba je zostawić przy wejściu. Obowiązuje system numerków (dzięki Bogu bardziej dopracowany niż w pamiętnej restauracji z „Misia”).

odrobina magii Podszkoliliśmy się już w socjologii czy ekonomii, przyszedł więc czas, aby zostawić na moment trzeszczącą rzeczywistość. Kolejnym punktem na książkowej mapie Londynu jest bowiem księgarnia magiczna – dosłownie i w przenośni. Mowa o Treadwell’s na Store Street, łączącej Goodge Street i Tottenham Court Road. Życie Wiedźmina byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby zamiast Po Rivii czy Flotsam błąkał się po

Londynie. W każdej chwili mógłby wpaść do niewielkiego sklepiku na Bloomsbury oferującego dzieła związane z magią, alchemią i zielarstwem. Geralt mógłby tu z pewnością znaleźć wszystko, czego potrzebował. Zainteresowałaby go księgi magiczne (magia biała, magia czarna… do wyboru, do koloru!) oraz dzieła naukowe poświęcone wróżkom, wampirom i smokom. Przewertowałby też książki poświęcone hoodu (nie mylić z dość pospolitym i trywialnym voodo!) oraz systemowi religijnemu Aleistera Crowley’a. Odświeżyłby wiedzę na temat numerologii i nauczyłby się interpretować sny. A tak? Musiał biedak dochodzić do wszystkiego sam! A może wasze zainteresowanie magią jest nieco mniej praktyczne? Jeśli tak, odwiedźcie Forbidden Planet – księgarnię fantasy na Shaftesbury Avenue. 55 tom sagi Roberta Jordana? Metrowa figurka ogra? Replika miecza świetlnego Luke’a Skywalkera? Znajdziemy tu wszystko, czego nam potrzeba (albo, patrząc z perspektywy szarego zjadacza chleba: wszystko, czego absolutnie nam NIE potrzeba). O fanach fantasy i science-fiction krąży wiele złośliwych żartów. Jeden z nich brzmi tak: „Miłośnicy Star Wars zebrali się ostatnio na konwencie. Urządzili plebiscyt na najbardziej egzotyczną istotę, o jakiej słyszeli. Wygrała kobieta.” Sugestie, jakoby fantasy interesowali się jedynie socjopatyczni faceci w okularach, z szarawą cerą będącą efektem niewychodzenia na dwór, należy jednak włożyć między bajki. Śledztwo dziennikarskie „Nowego Czasu” wykazało, że wśród bywalców Forbidden Planet jest wiele kobiet. I wcale nie wyglądają one na wampirzyce. No, może niektóre. Ale w przypadku miłośniczek fantastyki jest to raczej komplement.

książkowy zawrót głowy Z mieczem świetlnym pod pachą możemy ruszyć dalej. Z Shafestbury Avenue do Soho odległość jest niewielka. Podobnie mały dystans dzieli od siebie fantastykę i komiksy. A jak komiksy to oczywiście Gosh!. Liczący 22 lata sklep cieszy się zasłużoną reputacją mekki fanów komiksu. W środku znajdziemy klasyczne magazyny o Supermanie czy Batmanie. Jest Kaczor Donald i Myszka Miki. Ale najważniejsze są „poważne” dzieła: takie, które sprawiły, że komiks uważa się dziś nie tylko za rozrywkę, ale za pełnoprawną gałąź popkultury czy nawet sztuki. Tutaj prawdopodobnie zaczną już nas boleć nogi. A zobaczyliśmy zaledwie kilka księgarni i antykwariatów. Nie sposób nawet wymienić wszystkich. Zaledwie wspomnimy więc o czarownym Daunt Books na Marylebone, wyposażoną w uroczą kawiarnię London Review Bookshop na Bloomsbury, gigantycznym sklepie Blackwell’s na Charing Cross, podróżniczej Stanford’s z wszelkeij maści mapami, przewodnikami i atlasami oraz jednej z najlepszych księgarni akademickich w mieście: oddziale Waterstone’s na Gower Street, nieopodal UCL, SOAS i Birkbeck. A przecież zostają jeszcze małe, niezależne sklepy poza centrum: Kennington Bookstore czy My Back Pages na Balham. Bo, jak słusznie zauważył Boris Johnson, liczba księgarni nad Tamizą przyprawia o zawrót głowy. Nawet jeśli odwiedzicie wszystkie opisane powyżej, wciąż będzie to dopiero początek drogi. Na mapie nadal roi się od białych plam.


|21

nowy czas | 20 października 2011

czasoprzestrzeń

londyn w subiektywie Każdy orze jak może, a żadna praca nie hańbi.Powiedzonka, które – wydawać by się mogło – odeszły do lamusa, w Londynie nabierają nowego blasku; odkurzone powracają i mieszają się z sziftami, rotami, superwajzerami i codziennym byciem bizi. Londyn to miasto możliwości, ale przede wszystkim liczy się pomysł na biznes, na siebie. Jedni spędzają dni na zmywaku i parzeniu kawy, inni obgryzają w biurach ołówki i wystukują monotonne rytmy na klawiaturach. Potem wszyscy wbiegają do metra i już nie ważne jest, co kto zauważył, a kto coś ktoś obgryzł. Są też i tacy, którzy po prostu SĄ! A bycie to nie jest już formą kontestacji, ale po prostu biznesem... Tekst i zdjęcie: Monika S. Jakubowska

MONIKA

Jacek Ozaist

W

yszedł do ogrodu z tyłu domu. Spojrzał na dwa puste krzesła i stolik, na którym stała firmowa popielniczka Guinnessa, i pokręcił bezradnie głową. Zapalił. Wciągając dym, próbował zdusić w zarodku bardzo niemęskie emocje. Postawił na stole butelkę wina oraz dwa kieliszki i nieśpiesznie wyciągnął korek. Nalał do obu i ciężko usiadł. Wszechobecna ciemność pochłaniała dym, chmury leniwie płynęły po nocnym niebie, a on zastanawiał się, jak do cholery, zdoła dzisiaj zasnąć. Popadł w odrętwienie. Papieros dogasał mu w palcach, prawie przypalając skórę. Chcąc nie chcąc, cofnął się myślami wstecz. Zaczęły powracać wspomnienia. Jak się okazało, przyjechali do Zjednoczonego Królestwa tego samego dnia, a nawet tą samą flotyllą autokarów. On wsiadł w Krakowie, Monika dużo później, w Zielonej Górze. Dziwna rzecz, z kimkolwiek by nie rozmawiał o tej długiej, męczącej podróży, każdy miał podobne obserwacje i odczucia. Każdy opowiadał o bolących kolanach, których w żaden sposób nie dało się rozprostować, radości podczas nielicznych postojów, iluzji rozciągniętego do granic możliwości czasu oraz paraliżującej nudy. Szczęście miał ten, kto mógł spać, a takich było niewielu.

Tak samo było z podróżą tunelem pod kanałem La Manche i powitaniem światła dziennego w angielskim Folkestone. Pełna bojaźni, ale i ciekawych wrażeń jazda pociągiem pod dnem morza to przeżycie niemal mistyczne. Miliony ton wody nad głową, mordercza masa naciskająca z kosmiczną wręcz mocą na maleńki w istocie tunel, a oni, jak w U-bocie – cisi, skupieni, zafascynowani wyczuwalnym zmysłami, przeogromnym ciśnieniem. I potem radosne Folkestone, pełne baraszkujących po trawnikach królików. Takie ciepłe, sympatyczne, jak gdyby nigdy nikt nie odprawił tu żadnego emigranta z kwitkiem, nie zostawił go z plecakiem w poczekalni, nie kazał wracać skąd przybył. A dalej śmieszne, niemal surrealistyczne wrażenie jazdy autostradą pod prąd. Pasem, który na kontynencie służy do jazdy wolnej, w Anglii pomykają najszybsi i cały czas ma się wrażenie, że zaraz dojdzie do czołowego zderzenia. Wreszcie Victoria. Ogromny dworzec, a właściwie sieć dworców, gdzie przenikają się linie wszelkiej maści transportu pasażerskiego. Tam, choć człowiek nie zawsze wie dokąd pójść, choć nikt na niego nie czeka, towarzyszy mu radość i nadzieja. Monika chciała mieszkać sama. Wprowadziła się do maleńkiej klitki, gdzie jakimś cudem zdołano zmieścić szafę i łóżko. Powtarzała, że ma tam spać po pracy, a nie urządzać sobie życia, on jednak był przekonany, że nieraz dopada ją nastrój klaustrofobii. Pewnie dlatego tak często wychodziła do ogrodu. Poznali się w kuchni. Powiedziała, jak ma na imię, posłała mu krótki, nic nie znaczący uśmiech i znikła w drzwiach. Byli na siebie skazani. Wybiegali do pracy o tej samej porze, zakupy robili w tym samym sklepie za rogiem, oboje mieli kłopoty ze snem, więc wychodzili do ogrodu: pooddychać, pomyśleć, zapalić. Któregoś wieczoru, nie chcąc jej przeszkadzać w rozmyślaniu, zerwał się z krzesła i ruszył do drzwi. Poprosiła, by został. Nie, nic z tych rzeczy. Nie podrywał jej ani ona nie była zainteresowana nim. Po prostu dwie zbłąkane, samotne dusze znalazły cichą przystań, gdzie mogły zacumować i odetchnąć od zgiełku emigracyjnego życia. Rozmawiali o tak wielu rzeczach, że nie sposób wy-

mienić wszystkich. Najbardziej zapadły mu w pamięć jej wywody na temat różnicy między tym, czego nas uczyli na lekcjach angielskiego, a tym, co zastajemy na angielskiej ulicy – żywym językiem w codziennym użyciu. Monika uczyła się języka Szekspira i Marlowe’a od dziecka, lecz gdy przyjechała na Wyspy, odniosła wrażenie, że wokół chodzą sami kosmici, których nie rozumie i którzy nie rozumieją jej. Oczywiście, przyznał jej rację. Pogaduszka z Walijczykiem czy Szkotem z ulicy polegała, z grubsza rzecz biorąc, na wsłuchiwaniu się w bełkotliwy słowotok i wyławianiu pojedynczych fraz, by potem spróbować domyślić się reszty. Czasem jedynie na kiwaniu głową z głupim uśmiechem. Różniło ich właściwie wszystko. Zapewne dlatego tak ciekawie spędzało mu się z nią czas. Była chodzącym kontrapunktem jego poglądów, przekonań, uczuć. Często siedzieli na ogrodowych stołkach i do późnej nocy staczali zacięte boje – filozoficzne, egzystencjalne, moralne. Jeśli on był za, ona z reguły była przeciw. Jeśli coś było mniej więcej, to ona była za mniej, on za więcej. Pogodny pesymizm, sceptycyzm i pragmatyczne podejście do życia przeciwstawiała jego naiwnemu optymizmowi oraz wierze w świat i ludzi. Nieraz było gorąco, lecz nigdy nie przekroczyli granicy dobrego smaku, różniąc się naprawdę pięknie. Ostatnio gorzej wiodło jej się w pracy. Chodziła markotna i przygnębiona. Wychyliła z nim wprawdzie butelkę wina, ale nawet to nie zdołało jej rozweselić. Powtarzała, że nigdy nic nie spadło jej z nieba, nigdy nie dostała żadnego uśmiechu losu, niczego nie wygrała. Wszystko zawdzięczała sobie. Spadki, wygrane, prezenty, miłe przypadki – to wszystko przytrafiało się innym. Jak na ironię, potem stało się to. Policjant powiedział w telewizji, że to jeden przypadek na milion. A jednak spotkało to właśnie ją. Wyszła wieczorem po chleb. Dwa zwaśnione gangi rozpoczęły strzelaninę zza aut. Przypadkowa kula trafiła ją w głowę. Akurat rozmawiała z mamą przez komórkę. Umarła w pół słowa… Ogród nagle zdał mu się pusty i nieatrakcyjny. Tak, jak krzesło Moniki. I wino w jej kieliszku, do którego przed chwilą wpadła mucha. Przełknął ukradkową łzę i poszedł do łóżka, choć wiedział, że i tak prędko nie zaśnie.


22|

20 października 2011 | nowy czas

czas na relaks

Jesiennie

Frederick Rossakovsky-Lloyd

Jesień zaskoczyła nas piękną pogodą i ciepłymi popo łudniami, które skłaniają do spacerów. Kilka dni temu wracając z centrum, spóźniłem się na kolację i zamiast przepraszać, wyrecytowałem słowa Juliana Tuwima z ostatniego wersu Spóźnionego słowika, mówiąc: – Wybacz moje złoto, ale wieczór był tak piękny, że szedłem piechotą. Epping Forest

Londyn słynie z ogromnej liczby parków, skwerów i ogrodów. W każdej dzielnicy znajdziemy kawałek zieleni, gdzie możemy odpocząć od zgiełku miasta i nawału ludzi. Z całą pewnością każdy z nas ma swoje ulubione refugia, do których udaje się, by zaznać ciszy. Oto moje, w wielkim skrócie, do których lubię powracać. Zacznę od największego otwartego terenu w okolicy Londynu, mianowicie od starożytnych obszarów leśnych – Epping Forest. Wybierając się do Epping, dobrze jest poświęcić na wyprawę cały dzień i zaopatrzyć się w prowiant; liczne łąki i polany z uroczymi stawami świetnie nadają się jako miejsce na piknik. „Las” nie jest właściwą nazwą dla tego miejsca, ponieważ jest tu więcej otwartej przestrzeni niż drzew, niemniej nie ma tu turystów i można spędzić całe godziny nie spotykając żywego ducha. Nazwa Epping Forest pojawiła się w XVII wieku, wcześniej był znany jako Waltham Forest i z łaski Henryka I otrzymał status królewskiego, co pozwoliło okolicznym chłopom zbierać opał i dary lasu oraz wypasać swój inwentarz. W epoce Tudorów Henryk VIII i Elżbieta I lubili polować na tych terenach, z tego też względu wybudowano Queen Elizabeth’s Hunting Lodge, skąd obserwować można było nagonkę. Teraz budowla ta jest otwarta dla wszystkich jako muzeum. Las przestał być królewskim na podstawie Epping Forest Act, wydanym w 1878 roku na skutek sporów pomiędzy ziemianami a chłopstwem i koronne prawa do polowania na jelenie i dziczyznę przestały obowiązywać. Jednocześnie akt nakazał konserwatorom na zawsze pozostawić teren otwarty i niezabudowany, pro publico bono. Obecnie las jest największym na świecie otwartym terenem w pobliżu stolicy. Najwygodniej udać się tam własnym transportem lub metrem – Central Line dowiezie nas do centrum miasteczka. Autobusy miejskie do Epping nie dojeżdżają i najdalej w Debden trzeba przesiadać się na prywatne. Jeśli nie mamy całego dnia na piknik, możemy udać się na spacer do St. James’s Park, najstarszego z królewskich w Londynie. Położony jest na przeciwko Buckingham Palace. Od piątku do niedzieli park jest pełen turystów, jednak w tygodniu można znaleźć tu upragnioną ciszę. Dobrze jest zaopatrzyć się w orzeszki, aby dokarmić szare wiewiórki. Zwierzątka przyzwyczajone do szczodrości ludzkiej dają się pogłaskać, a nadmiar pożywienia zakopują na zimę. W parku możemy też podziwiać olbrzymią różnorodność gatunków ptactwa wodnego, z których największą sensację wzbudzają dumnie kroczące po chodnikach pelikany. Równie pięknym i znacznie większym obszarem zielo-

nym w centrum Londynu jest Regent’s Park. Zajmuje 166 hektarów i jest pełen niezwykłych zakamarków. W centralnej jego części znajduje się Queen Mary’s Gardens, założony w latach trzydziestych minionego stulecia. Dodatkową atrakcją jest londyńskie zoo, znajdujące się w północnej części parku. Kolejnym wartym polecenia, królewskim parkiem w Londynie jest Greenwich Park, na terenie którego znajduje się słynne Królewskie Obserwatorium Astronomiczne. Najlepszym dniem na zwiedzanie muzeum są poniedziałki, natomiast park jest na tyle duży, że zawsze znajdziemy cichy zakątek dla siebie. Jeśli udajemy się do Greenwich, przy okazji spaceru warto polecić trzy godne uwagi obiekty. Po pierwsze u stóp wzgórza Greenwich, znajduje się arcyciekawe Muzeum Marynarki. Bilet wstępu kosztuje £6. Po drugie trudno nie polecić wiktoriańskiego krytego targu w pobliżu kościoła St. Alfege. Można tam skosztować kuchni z całego świata oraz kupić oryginalne przedmioty niedostępne w innych miejscach. Po trzecie wracając do spacerów, jeśli naprawdę chcemy uciec od turystów i zaznać ciszy na odludziu, wystarczy przejść na drugą stronę rzeki tunelem pod Tamizą. Rozciągają się tak ogromne pastwiska i zielone tereny, na których okoliczni mieszkańcy wypasają owce i krowy. Można się tam zatopić w ciszy, a nawet pomedytować. A jeśli o ciszy znów mowa, to najwięcej jej w Richmond Park, gdzie niczym niezwykłym jest spotkać się oko w oko z jeleniem, sarną czy zającem. Jest to największy ogrodzony parki w Europie. Zajmuje 995 hektarów i zachwyca bogactwem fauny i flory. Żyje tam na wolności ponad sto czterdzieści gatunków ptaków. To właśnie Karol I, chroniąc się przed zarazą przeniósł się do Pałacu Richmond i stworzył park dla jeleni i danieli, po czym zadecydował o jego ogrodzeniu. Kolejnym pięknym królewskim parkiem mieszczącym się w dzielnicy Richmond upon Thames jest Bushy Park. Większa część parku jest otwarta dla zwiedzających. Tu także możemy spotkać rozliczne, żyjące na wolności zwierzęta. Król Henryk VIII odebrał Pałac Hampton Court i trzy wielkie parki Tomaszowi Wolseyowi i jako zapalony myśliwy przeznaczył zielone tereny na polowania na jelenie, dopiero jego następcy upiększyli park budując stawy, kanały czy piękne kasztanowe aleje. Niewątpliwie największą atrakcją w dzielnicy Richmond upon Thames jest rozległy kompleks ogrodów i szklarni znany powszechnie jako Kew Gardens. Oprócz najpiękniejszych w Londynie magnoliowych sadów czy unikatowych orchideowych ogrodów, znajdują się tu liczne pracownie naukowe, biblioteka, jedno z największych na świecie herbariów oraz galerie, restauracje i kawiarnie na świeżym powietrzu. Za wstęp trzeba zapłacić, nie jest to jednak duża suma w porównaniu do tego, co oferują Kew Gardens. Wielbicielom przyrody proponuję wypełnić kartę członkowską i korzystać z uroków Kew bez ograniczeń. Wracając do centrum miasta i do tych, którzy nie mają całego dnia na obcowanie z przyrodą proponuję odwiedzić Hyde Park. T

en wielki centralny park jest znany każdemu, kto mieszka w Londynie, warto jednak przypomnieć, że Serpentine, jezioro dzielące park na dwie części dostarcza wielu atrakcji. Latem pod czujnym okiem ratowników można w nim popływać, od wiosny do jesieni za symboliczną opłatą można wypożyczyć łódkę lub rowerek wodny, odpłynąć w ustronne miejsce i pogrążyć się w marzeniach, można też zjeść lunch na tarasie restauracji lub wypić dobrą kawę na leżakach pośród drzew (polecam flat white). Od niedawna istnieje możliwość wypożyczenia „rowerów Borysa” i aktywnie wypocząć na świeżym powietrzu. Wypożyczenie roweru na 24 godziny kosztuje tylko jednego funta, gdy odstawia się rower co 30 minut do miejsca parkingowego. Niemal automatycznie można wziąć drugi i używać go przez kolejne 30 minut w ramach dobowej opłaty. Parki, które wymieniłem, są niewielką częścią bogactwa natury, którym dysponuje stolica Wielkiej Brytanii. Poszczególne dzielnice często posiadają parki z ukrytymi w nich skarbami, które czekają na odkrycie.

Pawie w Kew Gardens


|23

nowy czas | 20 października 2011

czas na relaks

Na ławeczce GRAŻYNA MAxwELL

KIEdY NIE wIdZIAŁEŚ, A UwIERZYŁEŚ Zacznę od przyjaźni. Dla mnie leży ona na najwyższej półce wszystkich emocjonalnych potrzeb. Jest moim antidotum na strach i samotność. Jest najwyższą wartością w moich rozliczeniach z ludźmi, i dlatego piszę ten list w sprawie swojej przyjaciółki, którą chcę ratować przed nią samą. Nasza przyjaźń jest stonowana, jak niedzielna herbata u babci, opiera się na słuchaniu, lojalności i szczerości, na pewności, że nigdy mnie nie zawiedzie. Moja przyjaciółka zatraciła gdzieś wszelkie walory życia duchowego, tak jakby zamroziła w sobie wszystkie inne sfery poznawania oprócz intelektu. Od dłuższego czasu realizuje odmiany tego samego bolesnego scenariusza: traci pracę, ma nieustanne problemy finansowe, czuje się nie-

kochana. Albo rozczula się nad sobą i mocno histeryzuje, albo popada w smutek i frustrację. Snuje się jakby z napisem: Niech mnie ktoś zaadoptuje do innego życia niż moje. Bardzo silnie angażuje mnie i resztę koleżanek w swoje sprawy, godzinami pyta o rady, ale nigdy nie korzysta z naszych podpowiedzi. Męczy się, ale i męczy nas. – Czy mam jechać na wakacje do Grecji czy do Ustki, czy mam zmienić pracę czy mam skończyć romans i co mam w ogóle robić – to jej typowa lista tematów do rozmowy. Żongluje prawdopodobieństwem zdarzeń i jakichś półprawd, i nie umie zawierzyć nikomu i niczemu. Tłumaczę jej o cudowności „trzeciego oka” czy o szóstym zmyśle, które pomagają nam w intuicyjnym odczuwaniu świata, w podejmowaniu decyzji i dokonywaniu wyborów. Wydaje się, że mojej przyjaciółce zablokował się ośrodek w mózgu, który jest odpowiedzialny za obecność wiary w naszym życiu. Tej wiary, która jest niezbędnym dodatkiem do wyobraźni, do tego, co mieści się pomiędzy światem rzeczy a światem myśli. Boję się, że moja koleżanka po prostu obali się bez podpory duchowości i błogosławieństwa o jakąś wyższą inteligencję, która panuje nad porządkiem tego świata. Rozmawiamy często na te tematy, ona nas słucha, ale nic nie słyszy. Ostatnio bardzo intensywnie wypatruje jakiegoś księcia z bajki, a nie widzi, że przystojny ogrodnik jest interesującym mężczyzną,w którego warto zainwestować choćby trochę uwagi. A może ten zblazowany świat współczesnej komercji omamił ją swoim blichtrem i rzucił na nią zły urok? Może osoby takie jak ona, które są z natury mało uduchowione, są urodzajnym posiewem dla filozofii nihilistów i sceptyków, pesymistów, powątpiewaczy i niedowiarków? Jak mam przekonać swoją przyjaciółkę, że można powierzyć się życiu i czuć się bezpiecznym? Jak mogę ją przekonać, że życie to nie jest jakiś ezoteryczny zagajnik dla wtajemniczonych? Odpowiedziała ostatnio, że nie będzie umierać za wątpliwe prawdy i że wiara wcale nie nada sensu bezsensowności jej życia. Martwię się, że jeśli każdy tworzy swoje własne niebo na tej ziemi, to moja biedna przyjaciółka mebluje go z podszeptem diabła.

Jest taka ławka. Usiądź tam ze mną. Posłuchaj opowieści i zanieś ją swojej przyjaciółce.

Jest to historia wspinacza górskiego, który przez wiele lat przygotowywał się do zdobycia szczytu góry hipnotyzującej go swoim srebrnym kapeluszem śniegu, spowitej tajemniczymi opowieściami tubylców. Była obiektem ich kultu i wierzyli w mistyczny jej wpływ na życie każdego, kto ośmieli się wspiąć na jej szczyt. Nie chciał się dzielić chwałą z nikim, więc wyruszył sam. Robiło się późno, ale postanowił nie rozkładać się na nocleg tylko iść dalej. Ciemność zapadła nagle, jak często zdarza się na takiej wysokości. Ciemniejsza od czerni. Księżyc i gwiazdy były przykryte ciężkim płaszczem chmur. Kiedy wspiął się dalej po krawędzi przepaści, potknął się i zaczął spadać. Czuł, że grawitacja ziemi wsysa go w okrutną otchłań ciemności. Spadał tak zatracony w czasie i przestrzeni. Życie przesuwało mu się przed oczami, dobre i złe jego momenty. Czuł, że są to ostanie jego chwile i zaczął się żegnać w myślach ze światem. Nagle poczuł ostre szarpnięcie, które wydało się go rozrywać no pół. Zapomniał, że jak każdy mądry alpinista, miał grubą linę zawinięta wokół pasa. Zawisł tak na niej w bezwzględnej ciszy i bezwzględnej ciemności. W końcu krzyknął rozpaczliwie: – Boże, nie opuszczaj mnie, pomóż mi. W odpowiedzi usłyszał głęboki głos z nieba: – Co chcesz, żebym zrobił? – Uratuj mnie Panie Boże, tylko ty możesz to uczynić. – Czy naprawdę wierzysz, że mogę cię ocalić? – Tak, wierzę w ciebie. – Odetnij wiec linę, która cię podtrzymuje – odpowiedział Bóg. Wspinacz zamarł w jeszcze większym bezruchu i ciszy. – Jak mogę mu uwierzyć na słowo? – bił się z myślami wspinacz i mocniej jeszcze przylgnął do liny. Następnego dnia ratownicy górscy znaleźli zamarzniętego alpinistę, który kurczowo trzymał się liny... Wisiał pół metra od gruntu. Popatrzyłam na autorkę listu. Nie da się kontrolować płomienia na wietrze, ale mimo to warto rozpalić go iskrą zachwytu nad życiem.Wiara nie przypomina ani słońca ani płomienia, a jest światłem.

CLASSIC Międzynarodowe Rozmowy ze stacjonarnego

Polska

SCENA POETYCKA w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie przedstawia program na podstawie poezji Stanisława Balińskiego

ZAPATRZENI W NIEZNANE Usłyszymy w nim m. in. znany utwór Pieśń kochanków oraz Adagio na skrzypce i fortepian z muzyką Marii Drue. NIEDZIELA, 6 LISTOPADA GODZ. 16.00 JAZZ Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF

Bez kontraktu

Stałe stawki połączeń 24/7

Wybierz numer dostĊpowy, a nastĊpnie numer docelowy i zakoĔcz #.

Polska tel. stacjonarny

1p/min - 084 4862 4029

komórkowy T-Mobile Polska tel. 5p/min - 084 4545 4029 Orange, Plus GSM

WiĊcej informacji i peány cennik na www.auracall.com/polska

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. The charge is incurred even if the destination number is engaged or the call is not answered, please replace the handset after a short period if your calls are engaged or unanswered. BT call setup fee applies. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Prices to other Poland’s mobile networks will be charged at 20p/min. Prices correct at time of publishing: 31/05/2011. This service is provided by Auracall Ltd.

Bilety 8 funtów (z lampką wina) do nabycia na dwie godziny przed spektaklem; rezerwacja przez email: scenapoetycka@gmail.com; facebook: Scena Poetycka

JĘZYK ANGIELSKI KOREPETYCJE PROFESJONALNE TŁUMACZENIA ABSOLWENTKA ANGLISTYKI ORAZ TRANSLACJI (WESTMINSTER UNIVERSITY) TE. 0785 396 4594 ewelinaboczkowska@yahoo.co.uk


24|

20 października 2011 | nowy czas

co się dzieje Kiss i Stonesów” – wspomina Lenny Kravitz w piosence California. Te inspiracje słychać doskonale w każdym jego albumie, choć Lenny dodaje do nich ostatnio nieco R&B. Gitarzysta, wokalista, kompozytor wydał właśnie nową płytę Black and White America. Przyjeżdża właśnie do Londynu, by ją promować.

kino Lion King Uważany do dziś za jeden z najlepszych Disneyowskich filmów wszechczasów Król Lew powraca – tym razem w nowej, dostosowanej do wymogów nowych czasów wersji. Szekspirowska niemal opowieść o podróży w głąb siebie, władzy i dorastaniu zyskała właśnie trzeci wymiar. Ale Hakuna Matata wciąż tu jest! Don’t Be Afraid of the Dark Staromodny horror o duchach i zjawach. Jest to przeróbka popularnego w latach siedemdziesiątych filmu telewizyjnego. Reżyserem jest Troy Nixey, ale pieczę nad projektem sprawował Guillermo del Toro, człowiek odpowiedzialny między innymi za Labirynt Fauna i Hellboya. W efekcie nad Don’t Be Afraid of the Dark unosi się duch meksykańskiego twórcy. O niebo subtelniejsze i bardziej satysfakcjonujące od pięćdziesiątej części Piły. The Night of The Hunter W ramach przeglądu klasyki filmowej niewielkie, ale niezmiernie popularne kino schowane między Leicester Square a Chinatown pokaże The Night of The Hunte, stylowy thriller o Harrym Powellu, religijnym fanatyku, który zabił swoją żoną wierząc, że wypełnia nakaz Boga sprzeciwiającego się jej. Zbrodnia pozostaje niewykryta, ale Powell trafia do aresztu w związku z innym przestępstwem. Tu spotyka się z zabójcą, Benem Harperem, który mówi mu, że ukradł dziesięć tysięcy dolarów. Ale gdzie je schował? Niedziela, 30 października, godz. 20.45 Prince Charles Cinema Leicester Place, WC2

Midnight in Paris Bardzo ważne: przed obejrzeniem nowego filmu Woody Allena nie wolno czytać omówień, streszczeń, ani re-

cenzji. Każde, nawet najbardziej ogólne podsumowanie fabuły zepsuje wam bowiem niespodziankę. Nowy film Woody Allena, z Owenem Wilsonem, Adrianem Brodym, Marion Cotillard i… Carlą Bruni zaskakuje świeżością. Pod koniec swojej reżyserskiej kariery Woody Allen zrobił jeden z najlepszych swoich filmów. O czym? No właśnie, to niespodzianka… London Film Festival London Film Festival pozostaje wprawdzie w cieniu Cannes czy Wenecji, ale pozostaje ważnym punktem na filmowej mapie świata. Jak zwykle organizatorzy stawiają przede wszystkim na filmy spoza USA. W ofercie festiwalu znajdują się obrazy z całego globu: od Albanii po Zambię. Nieprzypadkowo imprezę otwiera film 360 z Judem Law i Anthonym Hopkinsem. Opowiada on o tym , jak wielki wpływ ma na nas globalizacja. – To, że pochodzimy z różnych krajów, traci znaczenie, jesteśmy jedną społecznością. Świat stał się płaski – dziś doskonale to odczuwamy – tłumaczył Morgan. Na festiwalu nie zabraknie też akcentu polskiego. Swoją brytyjską premierę będzie tu miał najnowszy obraz Romana Polańskiego Rzeź. wiecej: http://www.bfi.org.uk/lff/

muzyka Lenny Kravitz „Dałem się przeciągnąć na drugą stronę zaraz po moim przybyciu. Byłem młody, nie miałem zmartwień, spotkałem dziewczynę, która pokazała mi muzykę, jakiej nigdy wcześniej nie słyszałem: Who, Zeppelin, Beatlesów,

Góreckiego oraz Koncert wiolonczelowy Witolda Lutosławskiego. Wtorek, 25 października godz. 19.30Cadogan Hall 5 Sloane Terrace, SW1X 9DQ

Octavia

Czwartek, 27 października godz. 19.00 HMV Hammersmith Apollo 45 Queen Caroline Street, W6 9QH

Tori Amos Rudowłosa singer-songwriterka przybywa wraz ze swoim nieodłącznym fortepianem i charakterystycznym głosem do Royal Albert Hall. Możemy się spodziewać wybuchowej mieszanki: kompozycji z jej klasycznych albumów , takich jak i Under the Pink i Little Earthquakes oraz utworów z ostatniego, zbierającego świetne recenzje albumu Night of Hunters. A do tego specjalność Tori: przeróbki kompozycji innych artystów. W oszczędnej, opartej na fortepianie aranżacji nabierają one bardzo ciekawych barw, nierzadko plasując się o lata świetlne od oryginałów. Tori ma na koncie covery takich artystów jak Leonard Cohen, Roxy Music i Neil Young. Piątek, 2 listopada, godz. 19.00 Royal Albert Hall Kensington Gore, SW7 2 AP

Polski wieczór w Cadogan Hall Brytyjski dyrygent Christopher Austin poprowadzi Royal Philarmonic Orchestra w polskim programie, który zabrzmi na całym świecie. Składające się na niego koncerty odbędą się w czterech stolicach europejskich – Londynie, Brukseli, Moskwie i Mińsku, a w programie każdego z nich centralne miejsce zajmować będą kompozycje Karola Szymanowskiego. Usłyszymy jego Świętego Franciszka z Asyżu, ale także Trzy utwory w dawnym stylu Mikołaja

Octavia to urodzona w Radomiu wokalistka, flecistka, kompozytorka i producentka. Na koncertach wykonuje autorskie kompozycje wymieszane z klasykami – zawsze w świeżych, oryginalnych aranżacjach. Ma na swoim koncie szereg nagród, między innymi na festiwalu Ladies Gdynia Jazz Festival. Sobota, 5 listopada, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK King Street, W6 0RF

Bakshish Niepowtarzalny koncert jednego z pierwszych i najważniejszych polskich zespołów reggae. W przyszłym roku zespół będzie świętować swoje 30-lecie twórczości artystycznej. Podczas londyńskiego koncertu obok swoich najbardziej znanych i lubianych piosenek zaprezentuje przedpremierowe utwory z nadchodzącej płyty z okazji okrągłego jubileuszu. Ponad-

to, jako support zagra międzynarodowy skład world/reggae Gidon Shikler ,a za sterami imprezy DJ KulaHerbsManSound. Wydarzenie będzie prawdziwym świętem pozytywnej muzyki. 6 listopada, Cargo Club 83 Rivington St, EC2A 3AY

Crosby & Nash Legendarne harmonie dwóch folkrockowych artystów usłyszymy 8 listopada. w Royal Albert Hall. Te dwie mocne osobowości – liderzy The Byrds i The Hollies – często się ze sobą w przeszłości ścierały. Dochodziło wtedy do iskrzenia. Wspólna muzyczna historia obu panów – z którymi grali też w swoim czasie Neil Young i Stephen Stills – była dość burzliwa. Dziś jednak emocje opadły, a Crosby i Nash nagrali nową płytę. Podczas koncertu usłyszymy z niej parę kawałków. Wtorek, 8 listopada, godz. 20.00 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP


|25

nowy czas | 20 października 2011

co się dzieje Rihanna Obdarzona mocnym, charakterystycznym głosem Rihanna pochodzi z Barbados. Niedawno magazyn „Esquire” nazwał ją najseksowniejszą kobietą świata, ale jej śpiew też zbiera niezłe recenzje. Podczas londyńskich koncertów usłyszymy mieszankę popu i soulu i zobaczymy to, z czego koncerty Rihanny słyną – imponującą oprawę wizualną. Wokalistka uwielbia też zmieniać stroje sceniczne. Pomysł ten cieszy się dużą sympatią szczególnie męskiej części publiczności.

Pisma Świętego – King James Bible. Od stworzenia świata, przez ucieczkę z Egiptu, Pieśń nad Pieśniami, zwątpienie Koheleta, historię Jezusa z Nazaretu aż po Apokalipsę – wszystkie te sceny zostaną przetłumaczone na język teatru. National Theatre zaprasza na kilkanaście spektakli poświęconych jednemu z fundamentalnych tekstów zachodniej cywilizacji. National Theatre South Bank SE1 9PX

Yes, Prime Minister

Niedziela - wtorek 13-15 listopada, godz.18.30 O2 Arena Penisula Square, SE10 0DX

Bob Dylan i Mark Knopfler Co jak co, ale o Dylanie nie można powiedzieć, by odcinał kupony od dawnej popularności. Wciąż poszukuje. I wciąż idzie pod prąd. Listopadowy koncert będzie szczególny, bo Bobowi towarzyszyć będzie były lider Dire Straits, Mark Knopfler. Panowie spotkali się już kilkukrotnie na płytach Dylana z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Efektem były tak fantastyczne kawałki jak Jokerman, Changing of The Guards czy Precious Angel. Knopfler i Dylan zapewne je odkurzą Pytanie tylko: w jakiej aranżacji?

Yes Minister, klasyczny angielski serial komediowy, wziął szturmem serca Brytyjczyków na początku lat osiemdziesiątych. Potem doczekał się kontynuacji: Yes, Prime Minister. Pokazywał sekretną, śmiertelnie na co dzień poważną politykę w krzywym zwierciadle. Sprawiał, że mieszkańcy Wysp zaczęli się zastanawiać: „a co, jeśli tak jest naprawdę?”. Dziś też możemy nabrać podobnych wątpliwości. Za kulisy wielkiej polityki przy Downing Street zajrzymy dzięki przedstawieniu w Gielgud Theatre.

Sobota, 19 listopada, godz. 18.00 HMV Hammersmith Apollo 45 Queen Caroline Street, W6 9QH

Gielgud Theatre Shaftesbury AvenueW1D 6AR

Kabaret Paranienormalni

teatry Backbeat John, Paul, George i… Pete. Tak wyglądał pierwotny skład The Beatles. To razem z Petem Bestem Wielka Czwórka zdobywała pierwsze szlify. To z nim pojechała do Hamburga, by w zabójczym tempie dać serię koncertów, o których Harrison, Lennon i McCartney zgodnie mówili potem, że pozwoliła im rozwinąć się muzycznie. „To były nasze najlepsze koncerty” – wspominał potem John. Jak wyglądały początki Wielkiej Czwórki? Dlaczego z zespołu odszedł – u progu sławy – Best? Na te pytania, w akompaniamencie niezliczonych rock’n rollowych standardów, odpowie nowy musical w Duke of York’s Theatre. Duke of York’s Theatre St Martin's Lane WC2N 4BG

Grief Nowa sztuka legendarnego brytyjskiego reżysera Mike’a Leigh. Zaglądamy do domu wdowy wojennej Dorothy, żyjącej wraz z nastoletnią córką pod Londynem. Obserwujemy, jak zmaga się z codziennością i próbuje zapanować nad relacjami z córką, która coraz częściej okazuje jej otwarcie wrogość. „Leigh sprawia, że człowiek nie może się przestać śmiać” – napisał recenzent „Time Out”. Ale, jak u tego twórcy bywa, śmiech miesza się ze łzami. National Theatre South Bank SE1 9PX

King James Bible Mija czterysta lat od czasu ukazania się słynnego, angielskiego przekładu

Znani zawodowi rozśmieszacze znad Wisły przyjeżdżają, by zaprezentować swój program zatytułowany enigmatycznie „Mariolka prawdę ci powie”. Sobota 22 października i niedziela 23 października, godz. 20.30 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF

wystawy Wilhelm Sasnal Tak wielkiej retrospektywy polscy artyści na Wyspach nie mają zbyt często. Zaszczyt ten spotkał Wilhelma Sasnala – jednego z najbardziej rozchwytywanych obecnie twórców znad Wisły. Są obrazy, zdjęcia i filmy. I dwa główne tematy, które przewijają się u Sasnala nieustanie: stosunek sztuki do wielkich wydarzeń historycznych oraz sposób, w jaki ta ostatnia zapośrednicza rzeczywistość. W Whitechapel Gallery intymne portrety sąsiadują z dziełami poświęconym historycznym losom Polski i pop-artową wariacją na temat komiksu Arta Spiegelmana o Holocauście.

Niemal trzystu architekrów, projektantów i badaczy pracuje w czterech biurach: w Rotterdamie, Nowym Jorku, Pekkinie i Honk Kongu. Monumentalna wystawa pokazuje jak nierzadko bardzo radykalne pomysły grupy przekształcają nie do poznania przestrzeń miejską, wbijając się w jej tkankę bez skrupułów czy kompleksów. Barbican Centre Silk Street EC2Y 8DS

Perspectives Jesienna wystawa Związku Polskich Artystów w Wielkiej Brytanii (APA). Galeria POSK Od 23 października do 5 listopada 238-246 King Street, W6 0RF

Jeden pomysł odbija się od drugiego. Chodzi tu o pluralizm, a nie o stałość – tłumaczy Adamson. Victoria & Albert Museum Cromwell Road, SW7 2RL

Naomi Press Stal, cegły i blacha – to materiały, z jakich korzysta Naomi Press, tworząc swoje abstrakcyjne, często stojące na wolnym powietrzu rzeźby. Oprócz tego zobaczymy też po raz pierwszy nową instalację artystki o nazwie Citadel. 83-letnia artystka nie składa broni. Jak mówi, wciąż szuka nowych pomysłów i – przede wszystkim – nowych materiałów, z których zbudować można kolejne rzeźby. Bermondsey Project Space 46 Willow Walk, SE1 5SF

Whitechapel Gallery Whitechapel Road, E2 7JB

wykłady/odczyty

Gerhard Richter

The Stones of London

– Richter to artysta kontrastów – opowiadał podczas otwarcia wystawy jej kurator Achim BorchardHume. Sam artysta nie był zbyt rozmowny. Siedząc na wernisażu wydawał się zakłopotany uwagą, jaką przyciąga. Odpowiadał półsłówkami lub monosylabami. Nie miał ochoty rozmawiać o interpreatacji swojej sztuki. – Tylu jest ekspertów w tej dziedzinie. Mają w sobie pasję i talent. Obawiam się, że mnien tego brakuje – oświadczył artysta wzbudzając wśród dziennikarzy salwę śmiechu.

Leo Hollis, autor książek poświęconych Londynowi, opowie o historii stolicy Wielkiej Brytanii przez pryzmat dwunastu budynków – symboli miasta. Usłyszymy między innymi o Regent Street, Parlamencie i Gherkinie, czyli Ogórku w City.

Tate Modern, Bankside SE1 9TG

OMA/ Progress Święto architetkury w londyńskim Barbicanie. Wystawa poświęcona jest wpływowej grupie OMA i związanemu z nią think tankowi AMO.

Postmodernism – Postmodernizm przypomina rozbite lustro. Odbija cię w tysiącu małych fragmentów – mówi Glenn Adamson, kurator otwartej niedawno w wystawy Postmodernism. W Muzeum Wiktorii i Alberta zapanował właśnie jeszcze większy chaos niż zwykle. O naszą uwagę biją się zdjęcia z Las Vegas, teledyski Klausa Nomi plakat Andy Warhola, dziwaczne meble włoskiej grupy Memphis i… strój sceniczny Annie Lennox. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę temat wystawy. – Panuje tu wielka różnorodność. Pełno tu kolorów i wzorów.

Wtorek, 25 października, godz. 19.30 Bishopsgate Institute 230 Bishopsgate EC2M 4QH

Jana Lechonia życie po życiu Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie zaprasza na wykład (z przeźroczami) dr Beaty Dorosz z Warszawy Wtorek, 15 listopada, godz. 18.00 POSK, sala wykładowa PUNO, 3 p. 236-242 King Street, W6 0RF Wstęp wolny Po wykładzie lampka wina

POLAND ON SCREEN Polskie kino wkracza na londyńskie ekrany. I to z hukiem. Przegląd Poland on Screen potrwa ponad miesiąc i przybliży Brytyjczykom niemal pięćdziesiąt naszych filmów. Program festiwalu jest naprawdę imponujący. Coś dla siebie znajdą miłośnicy klasycznej, polskiej szkoły filmowej spod znaku Konwickiego czy Wajdy, ale także wszyscy ci, którzy zainteresowani się „buntem” współczesnych twórców przeciwko starym mistrzom. – Zrezygnowaliśmy z klasycznego układu chronologicznego – tłumaczy jedna z organizatorek, Barbara Orlicz-Szczypuła. – Nowe filmy mieszają się ze starszymi, ale postanowiliśmy je uporządkować w inny sposób. Zorganizowane są w siedmiu cyklach, które grupują różne tematy, jakimi nasi twórcy się zajmowali. W ten sposób pokazujemy polskie kino w bardzo zróżnicowany sposób – opowiada Orlicz-Sczczypuła. Cyklów jest siedem. W ramach pierwszego, kiNo osobiste, prezentującego filmy intymne, często takie, w których twórcy mierzą się z własnymi koszmarami i wspomnieniami zobaczymy między innymi Plac Zbawiciela Krzysztofa Krauzego i Sztuczki Andrzeja Jakimowskiego. Będzie też Tatarak Wajdy. polacy pRzeciw polakom to z kolei cykl o konfliktach w łonie naszego społeczeństwa – tych współczesnych, jak i bardziej odległych. I to w bardzo różnym tonie. Jest ciężkie i ponure Przesłuchanie Bugajskiego – o kobiecie uwiezionej w kazamatach stalinowskiej bezpieki i Pułkownik

Kwiatkowski Kutza, zwariowana komedia o lekarzu polowym, który podaje się za pułkownika tuż po zakończeniu II wojny światowej. Specjalne miejsce ma też tematyka żydowska. Londyńczycy obejrzą między innymi Austerię, Pianistę i Ziemię Obiecaną. Powraca fascynujący Polin – dokument stworzony na podstawie cudem odnalezionych kronik filmowych pokazujący życie polskich Żydów w II Rzeczpospolitej. Film można już było oglądać podczas przeglądu Kinoteka. zabawa foRmą to z kolei cykl pokazujący, że nasi reżyserzy nie boją się eksperymentować. Stąd obecność Rewersu Borysza Lankosza – próba opowiedzenia o czasach stalinizmu w konwencji czarnej komedii, oraz Ręce do góry Jerzego Skolimowskiego z muzyką Komedy i Kobielą w roli głównej. Dochodzi do tego jeden z nielicznych polskich filmów science-fiction: Wojna Światów: następne stulecie” w reżyserii Piotra Szulkina. Cykl miłość po polsku obejmuje między innymi filmy Kieślowskiego (Krótki film o miłości), Wojtyszki (Ogród Luizy) i Borcucha (Wszystko, co

kocham). Wrażenie na bardziej awangardowo nastawionej publiczności zrobi zapewne Szamanka Andrzeja Żuławskiego. Polskie kino, jak być może żadne inne, zanurzone jest w literaturze. Stąd obecność kolejnego cyklu zatytułowanego Na początku było słowo pokazującego, jak te dwa światy splatały się na naszym rodzimym ekranie. W programie między innymi Baza ludzi umarłych według Hłaski, Dolina Issy, odważne odczytanie Miłosza dokonane przez Tadeusza Konwickiego, oraz Gombrowiczowska Pornografia w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego. Ostatni cykl to Reality bites, pokazujący Brytyjczykom nasze kino społeczne. Zobaczyć będzie można chociażby Cześć, Tereska Roberta Glińskiego, Dom zły Wojciecha Smarzowskiego i Dzień świra Marka Koterskiego. Impreza organizowana jest przez Krakowską Fundację Filmową. Filmy obejrzymy w sześciu kinach sieci Picturehouse. Szczegółowe informacje znaleźć można na stronie http://polandonscreen.pl.

Adam Dąbrowski


24 26|

listopada 2010 206-19 października 2011 | nowy czas

czas na relaks aby język giętki powiedział wszystko, co… przyjdzie palcom do głowyi

Mowa zależna,

Eufemistycznie rzecz czyli nie taki diabeł straszny jak ujmując go malują Z zagadnieniem mowy zależnej (reported speech) spotkał się każdy, kto osiągnął przynajmniej średniozaawansowany poziom znajomości języka angielskiego. Jednym wydaje się skomplikowana, innym nie sprawia większych trudności. Każdego jednak pozostawia z pytaniem: do czego potrzebne są tego rodzaju konstrukcje? Mowa zależna to relacjonowanie wypowiedzi innych osób bez Lidia Krawiec-Aleksandrowicz cytowania ich. Używa jej się zwyczajnie dla wygody, kiedy to mówiący (lub piszący) nie ma potrzeby lub nie jest w stanie zacytować Z wielu powodów w języku pojawiają się różne, czasami zadziwiajądokładnie pierwotnej wypowiedzi. Musimy wówczas sparafrazoce, upiększają mowę, inne natomiast są wręcz waćkonstrukcje. oryginalne Niektóre zdanie i zmienić użyty w nim czas. na przykład: obraźliwe, należą do użytkowników języka, którzy móHe said:ale ”Iwszystkie am excited”. wiącHe czysaid pisząc, rozmaitymi względami. Jednym z nich jest (that)kierują he wassięexcited. na przykład tabu w kulturowe, religijne, nawet zabobon. Już w bardzo Jak widzimy, przypadku mowyazależnej nie jest potrzebny dawnych czasach słowom przypisywano więc niektócudzysłów, co więcej, wyrażenie he said moc („on sprawczą, powiedział”) i tym re skrupulatnie omijano, aby sięzdanie nie ziściły, żeby nie przywoływały do podobne oraz relacjonowane można wstawić zaimek rzeczywistości that („że”). czegoś niepożądanego. Rzec by się chciało – aby słowo Jeśli nie stało się ociałem, lub – po prostu – żebynow nie (teraz) wywoływać chodzi pozostałe zmiany, to wyraz zmie-wilka znia lasu czegoś nie zapeszyć. w życiurelacjonowacodziennym nie dasięalbo w then (wtedy), ponieważJednak w momencie je omijać pewnych nawet niewygodnych czy smutnych tematów, niasięwypowiedzi pojawia się pewna perspektywa czasowa. Na więc już wówczas takie słowa omawiać, zastępować tej samej zasadzie zaczęto today (dzisiaj) zmienia się w that day (tam-innymi sformułowaniami, nie wypowiadać używać eufemizmów. tego dnia), a yesterday (wczoraj) wwprost, the dayczyli before lub the preZasada ta (poprzedniego jest żywa do dziś i kierujemy nią w wielu sytuacjach vious day dnia). Pozostałesięzmiany tego typu to: – chociażby względów towarzyskich, z uprzejmości, delikatności. Nie tomorrowze(jutro) → the following day, the next day nazywamy przykład podeszłego wieku starością tylko jesienią ży(następnegonadnia)

cia, a trzydziestoletnia kobieta nie jest w średnim, lecz w balzakowskim wieku lub(wjesttym kobietą doświadczoną. Jeśli(wprzytyła nabrała rubenthis week tygodniu) → that week tamtym– tygodniu) sowskich się zaokrągliła, mężczyzna z kolei stał się człolast week kształtów (zeszłegoalbo tygodnia) → the week before, the previous wiekiem słusznej budowy czy też mocnej postury. O ludziach week (tydzień wcześniej) łysiejących usłyszeć, że mają→ ministerskie bądź wysokie czoło next week (wmożna następnym tygodniu) the following week, the wealbo że (tydzień mądrej głowy włos się nie trzyma. Sytuacja finansowa to też ek after później) zazwyczaj here (tu) →temat theredrażliwy, (tam) więc jeśli już trzeba powiedzieć, że ktoś ma mało to najczęściej mówimy,z że mu się nie przelewa, cienPo pieniędzy, opanowaniu zasad związanych następstwem czasów oraz ko przędzie, ma chudy portfel czyokoliczników też trudno mu związać koniec wymianą wspomnianych powyżej czasu można za- z końcem. O skąpym z kolei – że jest oszczędny lub ma wężasą w barkieszecząć myśleć o pytaniach i przeczeniach. Tu jednak zasady ni. Sąskomplikowane, też tematy, które wymagają niezwykłej delikatności, dziej ponieważ w przypadku pytań należyzwiązane na przykład chorobą jako czy też śmiercią nazyzmienić szyk zzdania na określaną twierdzący, a wsłabość przeczeniach często stosuwaną odejściem, przegraną z chorobą bardziejzreligijnie je się określonąwalką konstrukcję ściślelub związaną wyodejściem do Pana albostępującym na łono Abrahama. w niej czasownikiem. Ale to Język polityki również obfituje w eufemizmy, – ogólnie rzecz już temat na osobny czyli artykuł. ujmując – łagodne wypowiedzi ukrywające prawdę. Ograniczę się tu do przykładów, powstrzymując się od komentowania tego zjawiska, gdyż temat jest zbyt obszerny. Tak więc kiedy rząd chce przygotować Au to rem tek stu jest obywateli do podwyżek jakichś produktów, mówi się o regulacji cen. Ju sty nA Ku łA Kow sKA, Gdy zaś polityk swojemu koledze fzi linnej frakcji o log an giel skpolitycznej i. Ja ko lek t– orzwłasz an cza w grach przedwyborczych – chce giel szarzucić kie go prkłamstwo, a cu je od 20mówi 05 ro koumi, doo.pl od nieścisłościach, 2010 ro ku wśródktóre janiu się z prawdą, zawodzącej w go Epamięci, o ich pa sjoi w y mie nia ję zyJeśli ki ob wkradły się do jego wypowiedzi, a,swwreszcie, konfabulacji. z -koce oraz li te ra tu rę – szcze gól nie lei jakaś partia ma na swoim politycznym defraudacje współ cze snąsumieniu pol ską, am e ry kań ską lub i inne tego typu grzeszki, wówczas skansłyszymy, dy naw skże ą. wzięła rozbrat z uczci-

wością. Określenia te, oczywiście, można też odnieść do zwykłych śmiertelników w innych sytuacjach. Głupota ludzka w wypowiedziach także bywa traktowana eufemistycznie, choć trzeba przyznać, że z jej określaniem bywa różnie. Czasem przyjmuje ono łagodne formy, gdy ktoś o swym bliźnim mówi, że jest inteligentny inaczej, zdarza się jednak też, iż nie są to wyrażenia – jak pisała o nich Anna Dąbrowska – „w rzeczy mocno, w sposobie łagodnie”. Wystarczy przywołać wypowiedź bohatera czeskiego serialu często potem powielaną w codziennej komunikacji: Rubgłupota r yka jestmiała częściskrzydła, ą kampanciągle ii eduklatałabyś acyjnej Epod njoy sufitem. English, Z kolei Gdyby Enjoypewnej Livingkandydatki , która odbyw się pod hasktóra łem Jna ęzyegzaminie k to podstawstępwa. kłopoty naa studentkę, acznij od podstaw. Patronem mer ytor ycznym kampanii jest nymZszna wyższą uczelnię nie potrafiła przekazać swoich wiadomości koła języków obcych online Edoo.pl. Główny patronat (bo tak nie mednaprawdę ialny objęliich : „Ponie lishmiała), Expreszniecierpliwiony s”, „Panorama”, Poegzaminujący, lacy.co.uk, chcąc Annazwać g.pl, patrzeczy ronat wpo spiimieniu, erający: „określił Praca i Żwycrozbudowanej ie za Granicą”,formie ja„Nowypiękne Czas”, błyszczące Link Polskaoczy Exprniezmącone ess, Goniec.cabsolutnie om, Polnewżadną s.co.ukmyko: Takie raz Mypzaś lymodane uth.eubyło . ślą. oMnie usłyszeć koleżeński dialog, którego Więcej na temat kampanii w ser wisie www.edoo.pl/enjoy uwieńczeniem było przyjacielskie podsumowanie zwierzeń kolegi. oraz na fan page projektu na facebooku!! Słuchający tych opowieści najpierw stwierdził: Ty to jednak masz nierówno pod sufitem, a po chwili zapytał: Czy ta twoja jedyna szara komórka nie czuje się przeraźliwie samotna? Trzeba było widzieć minę tego, do kogo pytanie to było skierowane... Konkluzją zaś tej przyjaznej rozmowy była rada: Puknij się w czoło! Albo nie! Lepiej tego nie rób, bo ci echo czaszkę rozwali! No cóż, eufemizm nie zawsze bywa formą łagodniejszą... Może warto się czasem nad tym zastanowić, eufemistycznie rzecz ujmując.

krzyżówka krzyżówka z z czasem czasem nr nr 15 33

Poziomo: Poziomo: reżyserw filmów Ogniem i Bitwa Warszawska 1920; 1) jedyna Europie stolicai mieczem leżąca w bezpośrednim sąsiedztwie 5) potocznie: narkotyk; 8) bajkopisarz 9) łącznik w parku narodowego, 7) obraz w cerkwi,grecki, 8) przyrząd do mierzenia przewodach rurowych; 10) 9) wydobywa się tytułowej z wulkanu; ciśnienia atmosferycznego, odtwórczyni roli12) w filmie nieporządek; 13) śpiewała świat i Tyle tle, „Panienka z okienka”, 12) piosenki barwna Staruszek plamka na jednolitym słońca w całym mieście; ozdoba mężczyzny; 20) 17) starożytne 13) broń osy, 14) miasto16)nad jeziorem Jeziorak, gruczoł państwo na Półwyspie Peloponeskim; metal do lutowania; krokowy u mężczyzn, 18) gąbczasta,23) silnie ukrwiona tkanka 24) dostarczenie środkiem komunikacji; myśl przewodnia; wypełniająca kości, 19) wyspa grecka; 25) w jej pobliżu w 480 r. 26) 1000 kilogramów; 27) rzeka, która ma ujście Gdańsku. p.n.e. miała miejsce bitwa między flotami greckąwi perską.

Pionowo: Pionowo: 1) autor sport na lodzie lub na trawie; 2) kochał 2) Laurę; 3) farbaświeca 1) słów do Mazurka Dąbrowskiego, dodatkowa antykorozyjna; 4) reklama świetlna; 5) więcej niż znajomy; zapalana podczas rorat, ozdobiona białą lub niebieską wstążką 6) węgiel albo koks; 7) owoc na trawie; 11) naczynie do symbolizującą Maryję, 3) urządzenie do przechowywania podawania zupy; 14) najwyższe góry w Europie; 15) długa, zamrożonych produktów spożywczych, 4) twórca kompozycji z nudna mowa; 17) przepuszcza popiół; 18) budowla bez ścian; barwnego szkła w oknach, np. kościelnych, 5) stolica Ghany, 19) rośnie na łące; 20) zamieszkiwał od VIII wieku p.n.e. do 6) dryf, 10) przywódca Libii, 11) w notacji muzycznej: pionowa pierwszych wieków n.e. stepy na północ od Morza Czarnego; klamra łącząca początki dwu lub kilku otwór w 21) dzielnica willowa w Warszawie; 22) pięciolinii, imię aktora15) Ferencego. stole bilardowym, 16) dokonywany w księdze wieczystej. Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr14: Piotr Adamczyk z poprzedniego numeru: Maryla Rodowicz

sudoku

łatwe

8 2 4 1 5 6 3 8 2 6 8 4 5 4 2 3 1 9 3 8 7 5 9 5 2 6 4 3 9 4 7 2 6 1 4 9

średnie

8

trudne

9

6

1

6

7 5

5 1

9 5

8 5

4

9 8

6

6 8 3 5 7 4

8 3 7 2 6 9 5

8 4 2

2

5 3

1

9

9

1 4

3

6 4

1

7

3 9

2 1 8 5 7 6

7 4 3 2 6 1


|27

nowy czas | 20 października 2011

LONDYN

Szlagier dla mistrza W szlagierowym spotkaniu siódmej kolejki londyńskiej ligi piątek piłkarskich Niepokonani (dawniej Inko Team) wygrali ze Scyzorykami 5:3. Mecz był wyrównany do stanu 2:2, później minimalną przewagę osiągnęli aktualni mistrzowie ligi, którzy wygrali ostatecznie różnicą dwóch bramek. Po raz kolejny w tej rundzie punkty traci Piątka Bronka, a była w minioną niedzielę szansa, aby wskoczyć na pozycję wicelidera. Zespół Piotra Zacharskiego zremisował z niżej notowaną Olimpią 2:2. Trzecie zwycięstwo z rzędu zanotował KS04, który dołączył do drużyn walczących o górne pozycje w tabeli. W drugiej lidze po raz kolejny nastąpiła zmiana na pozycji lidera. Dotychczasowy lider – Prestigekm –

zremisował z Made in Poland 4:4, co skrzętnie wykorzystał FC Falcon, który po zwycięstwie z Warriors of God 6:2 awansował na pierwsze miejsce. Sytuacja na górze tabeli jest niezwykle ciekawa. W tej chwili pięć pierwszych ekip liczy się w rywalizacji o awans, ale sytuacja z tygodnia na tydzień się zmienia, co pozytywnie wpływa na sportową rywalizację.

White Wings Seniors – Biała Wdowa, 14:10 Niepokonani Porażka – Giants, 14:10 FC Cosmos – PCW Olimpia. Wyniki 7. kolejki II ligi:

FC Polska – MK Team 1:4, FC Przyszlim Pograć – Finansiści 6:4, Czarny Kot FC – Milioner Club 5:0, Made in Poland – Prestigekm.co.uk 4;4, KS Pyrlandia – The Plough 3:2, FC Falcon – Warriors of God 6:2.

Wyniki 7. kolejki I ligi:

Piątka Bronka – PCW Olimpia 2:2, Kelmscott Rangers – KS04 Ark 1:5, Giants – Biała Wdowa 4:7, Niepokonani Porażka – Scyzoryki 5:3, Inter Team – TBS Janosiki 5:6, FC Cosmos – White Wings Seniors 1:9. Zestaw par 8. kolejki I ligi:

12:30 Kelmscott Rangers – TBS Janosiki, 12:30 Inter Team – Scyzoryki, 13:20 Piątka Bronka – KS04 Ark, 13:20

Zestaw par 8. kolejki II ligi:

10:00 Made in Poland – MK Team, 10:00 FC Polska – Prestigekm.co.uk, 10:50 FC Przyszlim Pograć – Milioner Club, 10:50 KS Pyrlandia – FC Falcon, 11:40 CZarny Kot FC – The Plough, 11:40 Finansiści – Warriors of God.

Kamil Biegniewski, Londyn

BIRMINGHAM

LUTON

Olimpia bezkonkurencyjna Kolejka remisów Wygląda na to że runda jesienna będzie należeć do Olimpii. Za to walka o pozostałe dwa miejsca na podium rozkręca się na dobre. W ósmej kolejce FC Revolution rozgromił FC Gold Paw 13:3, choć początek meczu wcale na to nie wskazywał. Do ósmej minuty wynik był bowiem remisowy 1:1. Lider – Olimpia – wypunktował No Name, gromiąc rywala 8:0. To było już siódme zwycięstwo z rzędu w Olimpii w tym sezonie. Sporo namęczyć musiały się z kolei Szerszenie w meczu z FC Sandwell. Do przerwy było remisowo (1:1), później strzelecki popis dał Adam Nowaliński, który ustrzelił klasycznego

Za nami już trzy rundy spotkań polonijnej ligi w Luton. Dwa z trzech spotkań zakończyły się remisem, co świadczy o wyrównanym poziomie rozgrywek w tym sezonie. hat-tricka. Szerszenie wygrały ostatecznie 5:4, dzięki czemu zachowali trzecie miejsce w tabeli. W dwóch ostatnich niedzielnych meczach PL Squad wygrał z ekipą The Patriots PL 7:2, a FC Polonia wygrała z FC Mazowsze 5:0.

Wyniki 7. kolejki: Revolution MOPS – FC Gold Paw 13:3, FC Polonia – FC Mazowsze 5:0, Olimpia – No Name 8:0,

PL Squad – The Patriots PL 7:2, Sandwell FC – Szweszenie 4:5.

Zestaw par 8. kolejki: 14:00 The Patriots – Olimpia, 14:00 Revolution MOPS – FC Polonia, 15:00 No Name – Szerszenie, 15:00 Sandwell FC – FC Mazowsze, 16:00 PL Squad – FC Gold Paw. Krzysztof Kokociński, Birmingham

W pierwszym meczu ekipa Bad Boys spotkała się z Victorią. Oba zespoły przed tym meczem zanotowały po dwa zwycięstwa, a bezpośrednie spotkanie miało wyłonić samodzielnego lidera. Mecz zakończył się jednak remisem 5:5, tak więc obie ekipy mają na swym koncie po siedem oczek. Podobna sytuacja miała miejsce w meczu trzeciej i czwartej drużyny w tabeli (White Red Patriots – Promil Luton). Tu również

padł wynik nierozstrzygnięty, a obie jedenastki mają nadal po cztery oczka, różni ich jedynie bilans bramkowy. Swoje pierwsze punkty zdobyła natomiast Jedenastka, która ograła Inter Bałagan 3:0.

Wyniki 3. kolejki: Bad Boys – KS Victoria 5:5, Jedenastka – Inter Bałagan 3:0, Promil Luton – White Red Patriots 2:2. Zestaw par 4. kolejki: 13:00 Bad Boys – White Red Patriots, 15:00 Promil Luton – Jedenastka, 15:00 Inter Bałagan – KS Victoria. Rafał Babiarz, Luton



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.