Nowe Zagłebie nr 17 / 2011

Page 1

WikiLeaks – wielka ściema? Victor Orwellsky O Bukowieckim Marian Sworzeń

Sprawa Grupy Dywersyjnej „Dynamit” Danuta Micur WYWIADY Jerzy Gorzelik, Zdzisław Szostak

FELIETONY Jadwiga Gierczycka, Jerzy Suchanek, Andrzej Wasik PLASTYKA Jacek Gąsior

Powyborczy szok ZAW WR : AM P OR DOÓ G

NOVEMBER 1920 NOVEMBER

ORGANIZING COMMITTEE:

F PO SILES MUNICIPAL CEN “ASOCIATION OF FENC

SPONSORZY:

FUNDATORZY NAGRÓD:

19-20 LISTOPADA 19-20 19-20 LIST LIST

ZAWODÓW:

FEDERATION INTERNATIONALE D’ESCRIME POLISH FENCING ASSOCIATION WARSZAWA SILESIAN FENCING ASSOCIATIONS KATOWICE MUNICIPAL CENTRE OF SPORT & RECREATION SOSNOWIEC “ASOCIATION OF FENCING AMATEURS ZAG¸¢BIE” IN SOSNOWIEC

20 LISTOPADA

PATRONAT MEDIALNY:

MI¢D WSPÓ¸PRACA: POLSKI ÂLÑSKI Z MIEJSKI OÂROD “TOWARZYSTWO MI¸OÂ

WALKI ELIMINACYJNEO RM¢˚CZYZN GANIZATORZY: WALKI FINA¸OWE CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD MI¢DZYNARODOWA FEDERACJA SZERMIERKI POLSKI ZWIÑZEK SZERMIERCZY W WARSZAWIE ÂLÑSKI ZWIÑZEK SZERMIERCZY W KATOWICACH MIEJSKI OÂRODEK SPORTU I REKREACJI W SOSNOWCU “TOWARZYSTWO MI¸OÂNIKÓW SZERMIERKI ZAG¸¢BIE” W SOSNOWCU

20 NOVEMBER

SCHEDULE OF COMPETITION:

10. 00 a.m. MEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. MEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. WOMEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. WOMEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 4. 00 FINAL p.m. FINAL STRUGGLES 4. 00 p.m. FINAL STRUGGLES 4. 00 p.m. FINAL STRUGGLES4. 00 p.m. STRUGGLES 5.30PRIZESPRESENTING p.m. TROPHIES AND PRIZESPRESENTING 5. 30 p.m. TROPHIES AND PRIZESPRESENTING 5. 30 p.m. TROPHIES 5. AND30PRIZESPRESENTING p.m. TROPHIES AND

OF COMPETITION: SCHEDULE OF COMPETITION: SCHEDULE SCHEDULE OF COMPETITION:

19 NOVEMBER

godz. 10. 00 WALKIKOBIET ELIMINACYJNE M¢˚CZYZN godz. 10. 00 godz. 10. 00 WALKI ELIMINACYJNE godz. 10.KOBIET 00 WALKI ELIMINACYJNE 16. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 16. 00 godz. 16. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 16. godz. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW godz.I NAGRÓD 17. 30 godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD

LISTOPADA 19 LISTOPADA 19 20 LISTOPADA

PROGRAM

JUNIOR WOMEN’S & MEN’S SABRE WORLDSABRE CUP W JUNIOR WOMEN’S & MEN’S

P RP E ZRYE DZ EN ON S NTO W ZIM Z GK ÓA R SZKII M Z AIPERR AZ SZA : SKI ZAPRASZA N YTDSE SC OASKNAO WI ECRA GN ÓAR

Zagłębiowskie pory roku –Jesień Włodzimierz Wójcik Mitologia zagłębiowska Dariusz Majchrzak

ZADANIE ZOSTA¸O WSPARTE ZE ÂRODKÓW BUD˚ETOWYCH SAMORZÑDU BUD˚ETOWYCH WOJEWÓDZTWA ÂLÑSKIEGO ZADANIE ZOSTA¸O WSPARTE ZE ÂRODKÓW SAMORZÑDU WOJEWÓDZTWA ÂLÑ

HALA SPORTOWA SOSNOWIEC UL. ˚EROMSKIEGO 9 - WST¢P HALA MOSiR SPORTOWA MOSiR SOSNOWIEC UL. WOLNY ˚EROMSKIEGO 9 - WST¢P WOLN

, , PUCHAR SWIATA JUNIORÓW W SZABLI KOBIET i MEZCZYZN 2011 i MEZCZ PUCHAR SWIATA JUNIORÓW W SZABLI KOBIET

201 00 201 2009 2009 2008 2008 2007 2007 2006 2006 2005 2005 2004 2004

(zawiera 5% VAT)

5 (5/17) wrzesień – październik 2011 cena 7 zł nr indeksu 252352 nr

Czasopismo społeczno-kulturalne


Przemysłowa jesień w Expo Silesia Nowoczesne centrum wystawiennicze w aglomeracji śląskiej

W programie targów m. in.: 13 – 14 października • HydroSilesia 3. Targi Urządzeń i Technologii Branży Wodociągowo-Kanalizacyjnej www.hydrosilesia.pl

• ExpoLAB 3. Targi Analityki, Technik i Wyposażenia Laboratorium www.expolab.pl

• EkoWaste Targi Gospodarki Odpadami, Recyklingu i Technik Komunalnych www.ekowaste.pl

• MELIORACJE Targi Melioracji i Urządzeń Wodnych, Infrastruktury i Urządzeń Przeciwpowodziowych www.melioracje.com.pl

18 – 20 października • SteelMET 4. Międzynarodowe Targi Stali, Metali Nieżelaznych, Technologii i Produktów www.steelmet.pl

• InterSCRAP Międzynarodowy Salon Recyklingu Metali www.interscrap.pl

• SURFPROTECT 5. Międzynarodowe Targi Zabezpieczeń Powierzchni www.surfprotect.pl

20 – 23 października Targi Książki w Katowicach www.targiksiazki.eu

5 – 6 listopada • HAIR FAIR / BEAUTY FAIR Festiwal Fryzjerski / Festiwal Kosmetyczny www. exposilesia.pl/festiwal/pl/

16 – 18 listopada • RubPlast EXPO 4. Targi Przemysłu Tworzyw Sztucznych i Gumy www.rubplast.pl

• HAPexpo 3. Targi Hydrauliki, Automatyki i Pneumatyki www.hapexpo.pl

• ROBOTshow Targi Robotyzacji i Automatyzacji w Przemyśle www.robotshow.pl

• ProWELDex Targi Automatyzacji i Robotyzacji w Spawalnictwie www.proweldex.pl

• OILexpo Targi Olejów, Smarów i Płynów Technologicznych dla Przemysłu www.oilexpo.pl

23 – 25 listopada • Expo KRUSZYWA Targi Kruszyw Naturalnych i Wtórnych www.expokruszywa.pl

• ExpoBeton Salon Technologii, Produkcji i Wykorzystania Betonu www.expobeton.pl

• INFRA-Meeting Salon Maszyn, Urządzeń i Technologii dla Infrastruktury www.inframeeting.pl

Sosnowiec Expo Silesia Sp. z o.o., ul. Braci Mieroszewskich 124, 41-219 Sosnowiec, tel. +48 32 78 87 500, fax +48 32 78 87 502, e-mail: exposilesia@exposilesia.pl

Pełny program targów www.exposilesia.pl


Szanowni Państwo! Najważniejszym wydarzeniem politycznym przełomu września i października były wybory parlamentarne. Ich wyniki jeszcze bardziej przesunęły system partyjny w kierunku liberalnym. Ponad połowa wyborców poparła Platformę Obywatelską oraz Ruch Palikota. Jeżeli dodamy do tego część liberalnego elektoratu SLD, PiS, PJN oraz Komitetu KorwinMikkego, to mamy do czynienia z niespotykanym poparciem społeczeństwa dla doktryny liberalnej, głównie dla hasła wolności, które w naszych warunkach staje się synonimem skrajnego egoizmu. Zwycięstwo ideałów liberalizmu w stosunku do wartości republikańskich oznacza kult prawa wolności i własności oraz prymat dobra jednostki nad dobrem wspólnym. Troska wyłącznie o siebie, nieliczenie się z dobrem tych, którzy przegrali w procesie zmian w zachodniej części kontynentu europejskiego, stygmatyzują polskie społeczeństwo. Konserwatywny liberalizm, upowszechniany przez system mediów, atomizuje społeczeństwo, obiecując szczęśliwe życie i sukces nielicznym jednostkom. W tę pułapkę obietnic szczęśliwego i radosnego życia wpadają coraz to lepiej (formalnie!!) wykształcone rzesze polskich obywateli. Jakby nie potrafili oceniać skutków czteroletnich rządów Platformy Obywatelskiej, która nie tylko nie rozwiązała żadnego z ważnych problemów społecznych, ale przerzuciła na barki społeczeństwa koszty kryzysu finansowego, zwiększając od kilkunastu do kilkudziesięciu procent koszty utrzymania polskiej rodziny, pogorszyła standardy w oświacie, wydłużyła kolejki do lekarza, nie wspominając o farsie inwestycyjnej wokół polskich autostrad i dróg szybkiego ruchu. Egoizm i indywidualizm plasują Polskę na końcu listy europejskich państw w zakresie zaufania społecznego. Tylko co piąty Polak ufa drugiemu, jeszcze gorzej wygląda kwestia zaufania do instytucji społecznych. Żyjemy w kraju, w którym rodzimy biznesmen nie ufa swojemu koledze, nie łączą oni kapitału, w wyniku czego prywatyzowane przedsiębiorstwa trafiają w ręce właściciela zagranicznego – a ten w swej działalności kieruje się jedynie kryterium zysku. Brak zaufania społecznego oznacza nieumiejętność współpracy – ogólnie niski kapitał społeczny, który przyczynia się do niskiej efektywności gospodarowania. Aby zwiększyć rozwój gospodarczy i społeczny, trzeba zmieniać mentalność Polaka i odbudowywać wartości republikańskie, które koncentrują się na tym, co ludzi łączy, a nie dzieli. Przypomnijmy, że cnotą obywatelską jest dobro ogółu. Marek Barański

• •

....................................

2

Zagłębiowskie rzemiosło i rękodzieło: wikliniarstwo

.....................................

4

..........................................

7

Mitologia zagłębiowska

Bolesław Zagórny – duma Grodźca

.....................

10

Maciej Ignacy Mielżyński w III powstaniu śląskim . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Aria dla atlety . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Jesień

..................................................................

PLASTYKA

........................................................

ZAGŁĘBIARKA

.................................................

FOTOREPORTAŻ

..............................................

18 24 26 30

POEZJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 ..................................

33

.........................................................

36

Dotykanie/(prze)Budzenie RECENZJE

Powyborczy szok

................................................

38

FELIETONY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 SPORT

................................................................

41

Tragiczny patrol . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42 WikiLeaks – wielka ściema?

................................

44

Przewodnik nie tylko dla studentów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 46 O Bukowieckim

..................................................

48

Przemoc w rodzinie – krzywda, od której można się uwolnić . . . . . . . . . . . . . . . . . 49 Sprawa Grupy Dywersyjnej „Dynamit”

..............

50

REGION . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53

Przypominanie przestrzeni

Kalendarium wydarzeń kulturalnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64

Nowe Zagłębie – czasopismo społeczno-kulturalne Redaguje kolegium w składzie: Marek Barański – redaktor naczelny, Paweł Sarna – sekretarz redakcji, Maja Barańska, Ewa M. Walewska, redakcja techniczna: Tomasz Kowalski Adres redakcji: 41-200 Sosnowiec, ul. Będzińska 65/31, tel./fax: + 48 32 733 42 27, + 48 512 175 814 e-mail: redakcja@nowezaglebie.pl, www.nowezaglebie.pl Wydawca: Związek Zagłębiowski Zagłębiarka: redaguje kolektyw w składzie: Maja Barańska, Aleksandra Sarna, Paweł Barański, Paweł Sarna Foto na okładce: Robert Garstka Współpracownicy: Zbigniew Adamczyk, Paweł Barański, Przemysław Dudzik, Robert Garstka, Henryk Kocot, Tomasz Kostro, Jarosław Krajniewski, Krzysztof M. Macha, Dobrawa Skonieczna-Gawlik, Piotr Smereka, Jerzy Suchanek Druk: Progress Sp. z o.o. Sosnowiec Nakład: 1500 egzemplarzy Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo ingerencji w teksty zamówione. Reklamę można zamawiać w redakcji; za treści publikowane w reklamach redakcja nie ponosi odpowiedzialności Zasady prenumeraty „Nowego Zagłębia”: Prenumeratę krajową lub zagraniczną można zamawiać bezpośrednio w redakcji lub e-mailem Cena prenumeraty półrocznej (przesyłanej pocztą zwykłą) – 3 wydania – 20 złotych, rocznej – 40 złotych Prenumerata zagraniczna przesyłana pocztą zwykłą – 3 wydania – 60 złotych, roczna – 120 złotych Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na konto: Związek Zagłębiowski, GETIN BANK SA, 70 1560 1010 0000 9010 0006 2987.

Spis treści

Druk i upowszechnianie czasopisma „Nowe Zagłębie” są współfinansowane przez Samorząd Województwa Śląskiego, gminę Sosnowiec i gminę Zawiercie

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

1


Wywiad

Przypominanie przestrzeni Z dr. Jerzym Gorzelikiem, członkiem zarządu województwa śląskiego, przewodniczącym Ruchu Autonomii Śląska, rozmawia Paweł Sarna W wywiadzie dla „Dziennika Zachodniego” tuż po swojej wizycie w Sosnowcu w lutym tego roku powiedział Pan, że regionalizm górnośląski i regionalizm zagłębiowski nie wykluczają się, nie konkurują ze sobą, a powinny się uzupełniać. Chciałbym, abyśmy porozmawiali o dwóch przestrzeniach rzeczywistych i symbolicznych, osobnych, ale zarazem wspólnych. Skupmy się na śląskiej przestrzeni publicznej, głównie na Katowicach, bo chyba na więcej nie starczy nam czasu. Czy przed wyborami zdziwił Pana taki mało polityczny temat rozmowy? Zaznaczę, że nasze czasopismo propaguje otwarty regionalizm. W wyborach nie startuję, więc zaskoczony nie jestem. Bardzo często jestem za to pytany o tematy z pogranicza polityki i kultury, ponieważ w Urzędzie Marszałkowskim zajmuję się kulturą, a w zasadzie dziedzictwem kulturowym. W dzisiejszych czasach wszystko jest polityką. Jeśli na kulturę łożymy publiczne środki, to siłą rzeczy staje się ona polityką. Jestem przyzwyczajony do tego, że mówię nie tylko o celach Ruchu Autonomii Śląska na najbliższe miesiące czy lata, ale także o kondycji instytucji kultury czy stanie dziedzictwa kulturowego. Wspominałem, że chciałbym, abyśmy porozmawiali najpierw o Katowicach. Zacznijmy od konkretnego przykładu. Otwieramy oficjalny przewodnik miejski na stronie 16, gdzie czytamy fragment poświęcony projektowi nowoczesnego kompleksu na placu Szewczyka. Ja widzę brak jakiejś ważnej informacji. Nie wspomniano choćby słowem o niedawna istniejącym w innym kształcie dworcu PKP, jest za to informacja o „charakterystycznych betonowych kielichach”. Gdybym nie pamiętał dworca, nie domyśliłbym się o jakie kielichy chodzi. Coś tu przemilczano? Oczywiście że przemilczano. Jak Pan zauważył, jest to oficjalne wydawnictwo, a w takich zazwyczaj znajdujemy propagandę sukcesu. Nie byłoby wskazane, by w takim miejscu ujawniać, że z taką determinacją dążono do wyburzenia tego brutalistycznego dworca, który w oczach fachowców stanowił jeden z najciekawszych zjawisk w architekturze PRL.

2

Miał też wielu fanów. To prawda. W tamtą dyskusję sam nie byłem zaangażowany. Również dlatego, że jako katowiczanin, użytkownik tego dworca, miałem do niego ambiwalentny stosunek. Kojarzył mi się z fetorem i fatalnym stanem, wynikającym z zaniedbań i złego użytkowania. Z drugiej strony rozumiałem racje fachowców broniących dworca, jako wybitnego dzieła architektury. Brakowało mi w tej dyskusji próby przerzucenia pomostu ponad przepaścią, dzielącą fachowców i tego katowickiego everymana. Brakowało próby przekonania do swoich racji. Jakość tej dyskusji była porażką, być może większą niż samo wyburzenie obiektu. Gdyby udało się zmobilizować szersze kręgi społeczne do obrony dworca, to być może wypadki potoczyłyby się inaczej. Na forach internetowych można przeczytać o rozgoryczeniu mieszkańców tym, że nie wzięto ich głosów pod uwagę, mimo że temat wywoływał wiele dyskusji i były sprzeciwy. Być może w kolejnych przypadkach mieszkańcy nie będą w ogóle próbowali interweniować? Każdy taki fakt niesie podobne niebezpieczeństwo, pozostawia grono ludzi rozgoryczonych, którzy nie będą się angażowali w spawy publiczne. W tym przypadku zwolennicy zachowania dworca mogą mieć uzasadnione poczucie, że odegrano przed nimi pewien spektakl. Intuicja podpowiada mi, że decyzja zapadła dużo wcześniej. Usiłowano to ukryć za pomocą różnych dymnych zasłon, w pewnym momencie była mowa o tym, że kielichy zostaną, tymczasem, wydaje mi się, że od początku zakładano zniszczenie pierwotnej konstrukcji. Ta nieszczerość niewątpliwie będzie miała konsekwencje dla jakości życia publicznego w Katowicach, bowiem utwierdzi ludzi w braku zaufania. A niski poziom zaufania społecznego, uchwytny w badaniach socjologów, jest wskazywany jako jeden z najważniejszych problemów, których pochodną jest na przykład jakość obecnej kampanii wyborczej.

Czy zgodzi się Pan z twierdzeniem, że czasem zmiana jednego elementu może wywołać wielkie konsekwencje? Czy dramatyzuję? Przypisanie do terytorium, a dokładniej miejsca i przestrzeni to ważny czynnik regionalnej tożsamości – jak wskazuje socjolog Marek S. Szczepański. Nawet teoria chaosu o tym mówi (śmiech). Niewątpliwie tak, takie redukcjonistyczne traktowanie choćby kwestii tożsamości może prowadzić do deformacji. Powiem tak: redukcja jest deformacją. Żyjemy w regionie, w którym w sposób obcesowy próbowano kastrować tożsamość, usuwano z niej elementy niepożądane, obiekty, znaki dawnych czasów, na przykład „niepoprawne” pomniki, których niegdyś w Katowicach było wiele. To się dokonuje na wielu płaszczyznach. To zresztą nie jest znak naszych czasów. Tak. Plac Wolności jest takim symbolicznym miejscem w Katowicach. Stał tam pomnik dwóch cesarzy, który został wysadzony przez powstańców w 1921 roku. Potem była płyta nieznanego powstańca, którą usunęli naziści, a dziś mamy pomnik armii czerwonej i też nie wiemy, co z nim zrobić, od jakiegoś czasu trwa na ten temat dyskusja. Willa Grundmana, którą usunięto jako pomnik nie dość że kapitalistycznego, to jeszcze niemieckiego porządku. To też jest przykład eliminowania z tej przestrzeni czegoś, co świadczy o naszej tożsamości. Manipulowanie pamięcią zbiorową? Konstruowanie nowej tożsamości? Oczywiście że tak, mówiąc metaforycznie, to taka inżynieria. To samo dotyczy mowy śląskiej. W części konkursów, które organizowano po roku 1989 panowała niepisana reguła, by eliminować germanizmy, które są integralną częścią tej mowy. Takie próby preparowania tożsamości poprzez ograniczanie jej do pewnych elementów miały i zawsze na jakąś skalę będą miały miejsce. Jeszcze niedawno nie było jednak wolności słowa, dziś możemy i – co więcej – powinniśmy dyskutować o tych problemach.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Wywiad Czy Katowice są dzisiaj rzeczywiście stolicą Śląska, sercem regionu? Czy miasto spełnia standardy jeśli chodzi o przestrzeń publiczną? Historyczną stolicą Górnego Śląska jest Opole, Katowice nie mogą pretendować do tego miana. Natomiast pozostają centrum administracyjnym. Są również największym miastem regionu. Na swoją pozycję i rolę Katowice sobie w pewnym czasie bardzo zapracowały. W XIX wieku i na początku XX miasto charakteryzowało się wysoką dynamiką rozwoju i doszlusowało do dwójki starych ośrodków miejskich w tej części Górnego Śląska, a więc do Bytomia i Gliwic. Te trzy miasta tworzyły triadę, która wyróżniała się wyposażeniem instytucjonalnym, te miasta spełniały funkcje wyższego rzędu. Później Katowice zyskały na podziale Górnego Śląska w 1922 roku. W sposób naturalny stały się stolicą polskiej części regionu, ośrodki konkurencyjne odcięła bowiem granica. Nadanie tych funkcji administracyjnych dodatkowo wzmocniło Katowice. Z czasem to, co przez dziesięciolecia było niewątpliwym atutem, może jednak stać się balastem. Mam wrażenie, że Katowice uznały, że ta wiodąca rola w tym dawnym przemysłowym okręgu jest im dana raz na zawsze. Nie wyczuwam tutaj, odwołując się do hasła promocyjnego województwa śląskiego, pozytywnej energii, w takim stopniu, w jakim należałoby tego oczekiwać od ośrodka z takimi tradycjami i miasta, które powinno być wiodące w całym regionie i województwie. Katowice tracą obecnie na braku kompleksowego myślenia, braku pomysłu na własną tożsamość. Na przeciwległym biegunie stawiam Zabrze, które jest dla mnie pozytywnym przykładem. Strategia oznacza wybór, a nie zbiór pobożnych życzeń – i Zabrze dokonało wyboru. W kształtowaniu wizerunku postawiono na dziedzictwo przemysłowe i na klub piłkarski, który jest wizytówką miasta. Argument dosyć ograny, ale często pojawiający się, czyli brak rynku. Brakuje tutaj przyjaznej przestrzeni publicznej, którą w ciągu ostatnich 20 lat należało już stworzyć. Organizowano kolejne konkursy architektoniczne, których efekty wylądowały w szufladzie – z tego Katowice zaczęły słynąć. Martwi brak troski o własne dziedzictwo i rezygnacja z próby zdefiniowania specyficznego etosu Katowic. Charakterystyczne jest

Fot. arch. UMWŚ

to, że w sali plenarnej Rady Miejskiej wiszą portrety polskich prezydentów miasta Katowice, a nie ma niemieckich Oberburgemeistrów, czyli tych, którzy zarządzali miastem w okresie jego najbardziej dynamicznego rozwoju. Jest natomiast sołtys Kazimierz Skiba. Nie ma więc odwołania do mieszczańskiego etosu z czasów heroicznych, kiedy Katowice zyskiwały swoją rangę, kiedy były postrzegane jako takie amerykańskie miasto w środku Europy. Jest odwołanie do etosu ludności wiejskiej, która była przeciwna przemianom i przekształceniu Katowic w miasto. To jest symptom szerszego zjawiska. Gdyby Pan miał wskazać trzy najważniejsze dla tożsamości lokalnej miejsca, to byłyby to…? Po pierwsze, Plac Wolności, który symbolizuje zmiany dziejowe, jakie dokonywały się w krótkiej, ale intensywnej historii Katowic. I które z reguły wiązały się ze szkodliwą postawą: „historia rozpoczyna się w momencie, w którym objęliśmy władzę”. Każdy nowy rozdział znaczony jest usuwaniem pomników. Zerwaniem ciągłości historycznej. Tak, rwaniem tej nici za każdym razem. Numer dwa… Walcownia w Szopienicach. Współczesne Katowice to nie tylko wiekowa zabudowa w centrum miasta, ale także wchłonięte na wschodzie dzielnice przemysłowe, gdzie istniał potężny kombinat hutnictwa cynku. Ten obiekt symbolizuje dawną potęgę przemysłu na terenie Katowic i całego Gór-

nego Śląska. Akurat branża cynkowa była tym pierwszym filarem przemysłu górnośląskiego. Górny Śląsk pokrywał 60% zapotrzebowania światowego na cynk. Jest to symboliczne miejsce także z uwagi na to, że wskazuje na dzisiejsze zaniedbania i pozostawienie dawnych dzielnic przemysłowych samym sobie. Trzecie miejsce… …to drapacz chmur przy Żwirki i Wigury. Wzniesiono go w czasach zrozumienia istoty Katowic, ducha miasta. Przywoływano amerykańskie skojarzenia, to miał być symbol nowoczesności, innowacyjności. Rzeczywiście Katowice były miastem przesyconym duchem nowoczesności, duchem poszukiwań i nieustannego rozwoju. Możemy dodać jeszcze coś ex aequo na podium. A zatem ostatnie miejsce, które przywołam, to teren dawnej kopalni Katowice. Znowu mamy tu pewną sekwencję przemian. Pierwsza jest związana ze zmianami nazw zakładu: Ferdinand, Katowice, Stalinogród i ponownie Katowice. Najważniejsze jest to, co dokonuje się obecnie na tym ternie, a więc budowa nowoczesnego Muzeum Śląskiego. To jest pozytywny przykład rewitalizacji i stosunku do dziedzictwa kulturowego. To tak na osłodę? Tak, aby pokazać, że Katowice nie są skazane na porażkę. To jest miasto z olbrzymim potencjałem. Dla wielu osób, które nie mają stałego kontaktu z regionem, Górny Śląsk, jak również Zagłębie wciąż kojarzy się krajobrazem przemysłowym, z kopalnianymi szybami oraz kominami fabrycznymi. W Zagłębiu dokonano spustoszeń w dziedzictwie kultury industrialnej chyba większych niż na Górnym Śląsku. Zniknęło wiele ważnych obiektów, co nie oznacza, że takich w ogóle tu nie ma. Są, na przykład Saturn w Czeladzi, cementownia w Grodźcu, Sztygarka w Będzinie. To są obiekty przyciągające zainteresowanych turystyką industrialną. Ten wizerunek może być atutem, bo turystyka poprzemysłowa należy do najbardziej przyszłościowych gałęzi turystyki. Nabieramy dystansu do tej przeszłości, do przemysłu, zaczynamy traktować go jako cel wypraw w te miejsca. Musimy jednak pokazywać, że szanując tradycję, gotowi jesteśmy na zmiany.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

3


Folklor Wikliniarstwo, kowalstwo, garncarstwo, tkactwo to tylko niektóre z dawnych zajęć mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego pozwalające na wykonanie rzeczy niezbędnych niegdyś w każdym domostwie, zajęć będących dziś tzw. „ginącymi zawodami”, „tradycyjnym ludowym rękodziełem”. Zatem rozpoczynamy cykl artykułów przybliżających zagłębiowską historię tworzenia przedmiotów nietuzinkowych lecz prostych, z dostępnych w pobliżu materiałów przy użyciu pracy rąk ludzkich.

Zagłębiowskie rzemiosło i rękodzieło: wikliniarstwo Dobrawa Skonieczna-Gawlik

Kosz. Fot. B. Gawlik

Plecionkarstwo należy do jednej z najstarszych umiejętności technicznych ludności. Już we wczesnym średniowieczu wyplatano elementy związane z budownictwem a także kosze, płoty, maty i sznurki. Jeszcze 60 lat temu kosz był jednym z nieodzownych przedmiotów w tradycyjnym gospodarstwie wiejskim. Kosz różnej wielkości i kształtu, zależnie od potrzeby: począwszy od dużego kosza zasobowego, w którym przechowywano ziarno, poprzez kosze na ziemniaki, paszę, sieczkę, służące jako miary, a skończywszy na małych owalnych koszykach do wypieku chleba. Dawniej, kiedy gospodarka chłopska była samowystarczalna

4

potrzebne w zagrodzie wyroby plecionkarskie wykonywano najczęściej własnoręcznie z dostępnych w okolicy surowców. Na obszarze Polski właściwie nie można wyróżnić jakichś specyficznych regionów charakteryzujących się im tylko jedynym i właściwym plecionkarstwem. Wszędzie występowały mniej lub bardziej podobne tradycyjne formy, surowce i techniki plecionkarskie. Do wyplatania stosowano różne materiały począwszy od włosia, poprzez słomę, sitowie, łuby (cienkie deseczki sosnowe), rogożynę (pałka wodna), korzenie aż po wiklinę. I właśnie plecionki z wikliny, czyli popularnej wierzby rosnącej na terenach podmokłych, nad zagłębiowski-

mi rzekami, a także na obrzeżach łąk i pól – wierzby stanowiącej nieodłączny atrybut polskiego krajobrazu, uwiecznianej na obrazach, będącej przedmiotem wierzeń, czy twórczości literacko-poetyckiej, przybliżę czytelnikom jako pierwsze. Do XIX wieku nie zanotowano na ziemiach polskich poważniejszych skupisk produkcji koszykarskiej, wyplatano na własne i sąsiedzkie potrzeby. Wykonywano wówczas przede wszystkim kosze gospodarcze służące do przechowywania ziemniaków, brukwi, cebuli, kapusty, jajek, kosze na grzyby lub jagody, ale również wyplatano półkoszki, czyli wozy o ściankach wyplecionych z wikliny.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Folklor Wyroby te z reguły nie miały wymyślnej formy, ot najprostszy koszyk na płody rolne czy grzyby, wykonany z świeżo zerwanych witek wiklinowych z pałąkiem z leszczyny czy jarzębiny, który miał spełniać swoją funkcję a nie „zdobić chałupę”. Chociaż koszykarstwo nigdy nie było traktowane jako rzemiosło to na przełomie XIX i XX wieku zaczęły powstawać większe warsztaty, w których obrotniejsi rzemieślnicy – koszykarze zatrudniali najemnych pracowników do wyplatania koszy a sami zajmowali się ich rozprowadzaniem i sprzedażą. System ten przetrwał do II wojny światowej w czasie, której z powodu braku dobrego surowca powrócono do wyplatania koszy gospodarskich z wikliny dziko rosnącej. Natomiast w latach 70. XX w. rozwinęła się produkcja wyrobów wikliniarskich dla odbiorcy miejskiego, pod patronatem Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego CEPELiA wyplatano między innymi przedmioty pamiątkarskie i niewielkie formy użytkowe służące do ozdoby wnętrz. Wówczas to wiklinowa plecionka zatraciła swój pierwotny charakter użytkowy na rzecz formy dekoracyjnej. Rozkwit wikliniarstwa związany jest z rozwojem uprawy wierzby przeznaczonej na wyroby plecionkarskie – odpornej na szkodniki roślin, giętkiej, długiej i smukłej, o ładnej barwie. Ponadto warsztat wikliniarza wymaga nielicznych, bardzo prostych, aby nie powiedzieć prymitywnych narzędzi: noża, szydła i sekatora. Wierzba jako tworzywo odznacza się dużą elastycznością, a po okorowaniu uzyskuje się białą lub czerwonawobrązową gładką witkę – w zależności od gatunku. Do wyrobów o delikatnym splocie stosuje się również Wyginanie kija wiklinowego. Fot. D. Skonieczna-Gawlik

Koszykarz przy pracy. Fot. B. Gawlik

Jednakże już w drugiej połowie XIX stulecia zaczęły powstawać warsztaty rzemieślnicze, szczególnie na ziemiach gdzie przeważały gleby słabe i koszykarstwo stanowiło dodatkowe źródło dochodu dla ludności. Początkowo wyplataniem koszy z wikliny zielonej, czyli dziko rosnącej, zajmowali się przede wszystkim mężczyźni. Natomiast wyplataniem koszy bieliźnianych, koszyczków na pieczywo, owoce i koszy z pałąkiem z wikliny korowanej trudniły się kobiety i ludzie starsi. Wiklinę ceniono sobie również w rybołówstwie – wyplatano z niej, stosowane niegdyś, przegrody stawiane w poprzek rzek, wiersze do połowu ryb a także wykonywano wzmocnienia brzegów rzek tzw. faszynę. Umiejętności plecionkarskie przekazywane były z pokolenia na pokolenie, a pracę wykonywano sezonowo, głównie zimą i wczesną wiosną, gdy nie było nasilenia prac polowych.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

5


Folklor taśmę wiklinową, która powstaje poprzez rozdzielenie na trzy lub cztery części pręta wikliny. W wyrobach wikliniarskich łączy się także witkę okorowaną z zieloną lub barwioną uzyskując w ten sposób ciekawy efekt plastyczny i kolorystyczny, co często stosowane jest współcześnie w formach artystycznych. Najbardziej rozpowszechniona i najczęściej stosowana przy wyrobach z wikliny jest technika żeberkowo-krzyżowa, polegająca na wykonaniu sztywnego szkieletu (osnowy) z prętów (zw. żeberkami), które następnie oplata się giętkimi witkami (wątkami) – zwykle prostopadle (niekiedy ukośnie) ułożonymi w stosunku do żeberek. Cała sztuka jak mówią plecionkarze „polega głównie na sprawności i doświadczeniu”, a w zakresie formy i zdobnictwa – na inwencji artystycznej twórcy. Zdobnictwo wyrobów plecionkarskich wyrażane jest w kształcie, proporcjach, fakturze i barwie, poprzez dobór witki o różnorodnej kolorystyce i grubości, Plecionkarz i powstające dzieło. Fot. B. Gawlik Sortowanie wikliny. Fot. B. Gawlik

w zróżnicowaniu splotu, zmianie jego kierunku i gęstości. Walory plastyczne można wzmacniać różnorodnie kształtowanymi pałąkami, uchwytami czy też ozdobnymi górnymi krawędziami. Jednakże pomimo dostępu do materiału plecionkarskiego, nieskomplikowanych technik wykonania plecionki i skromnych wymagań lokalowo-narzędziowych pod koniec XX w. w ogólnopolskiej bazie danych zarejestrowanych było jedynie 258 plecionkarzy, a największe skupiska koszykarzy wyplatających z wikliny znajdowały się w północnej i wschodniej Polsce – gdzie zajęcie to traktowano nadal jako formę zarobkowania. I chociaż dziś wraca moda na przedmioty z wikliny, materiału jak by nie było naturalnego i ekologicznego, takie jak meble, kosze służące do przechowywania różnych rzeczy już nie tylko spożywczych, parawany, płoty czy formy artystyczne zdobiące ogrody – to wikliniarzy nie przybywa. Starsze pokolenia posiadające wiedzę na temat wikliniarstwa nie znajdują osób chcących poznać tajniki plecionki z wikliny, zajęcie to nie interesuje młodych i tylko niewielka grupa pasjonatów „bawi się” w wikliniarstwo organizując pokazy, warsztaty, wystawy i plenery – grupa, do której od kilku lat należę, bo jak raz zacznie się tworzyć z wikliny to nie można już przestać „pleść”. W następnym numerze zapraszam do kolejnej historii o zagłębiowskim rękodziele – tym razem o plecionych sosnowych korzeniach z Pustyni Błędowskiej.

6

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Historia Zagłębie Dąbrowskie jest miejscem o niezwykłej historii. Niezależnie na jakiej epoce się skupimy, trafimy zawsze na coś, co zwróci naszą uwagę, zaintryguje, da do myślenia. Niestety dzieje tego regionu do dzisiaj nie są dokładnie zbadane i opisane. Dopiero od niedawna trwa nadrabianie zaległości w tej dziedzinie. Te wieloletnie zaniedbania doprowadziły do mitologizacji historii Zagłębia.

Mitologia zagłębiowska Dariusz Majchrzak

Pisząc o mitologii zagłębiowskiej, nie mam na celu objęcia całości wiedzy dotyczącej przeszłości terenów nad Brynicą i ludzi je zamieszkujących, ale na przykład tych ważnych zagadnień, o których można przeczytać zarówno w książkach poświęconych Zagłębiu, jak i na lokalnych portalach internetowych, gdzie toczą się niekiedy całkiem ożywione dyskusje. Pierwszą kwestią jest zasięg terytorialny Zagłębia Dąbrowskiego. Za twórcę pojęcia „Zagłębie” uważa się naczelnika kopalń Okręgu Zachodniego – Józefa Patrycjusza Cieszkowskiego (1798–1867). Termin ten był związany wówczas ściśle z geologią. Z czasem zaczęło funkcjonować pojęcie Zagłębie Dąbrowskie, które odnosi się do terenów znajdujących się nad dwiema rzekami: Brynicą i Przemszą. I tak określenie będące elementem terminologii górniczej ewoluowało i zyskało status pojęcia geograficznego, które weszło do powszechnego użytku. Problem powstaje, gdy chcemy w dokładny sposób określić granice Zagłębia. Od jakiegoś czasu funkcjonuje wersja, iż w obręb tegoż regionu wchodzą m.in. powiaty: będziński, olkuski, zawierciański i myszkowski. To niewątpliwie ciekawe, ale także wyjątkowo kontrowersyjne zakreślenie obszaru mającego funkcjonować pod wymienioną nazwą. Tak daleko przesunięte granice regionu nijak się mają do historii. Zresztą i tak dość trudno pogodzić w tym przypadku historię z młodym terminem geograficznym, który, co ciekawe, obronił się przed zaszufladkowaniem go jako czegoś sztucznego i niepraktycznego. Warto też pamiętać, że region ten położony jest w miejscu określanym przez historyków mianem pogranicza śląsko-małopolskiego, gdzie zwłaszcza w okresie średniowiecza granice zmieniały się dość często. Skutkiem tego część dzisiejszego Zagłębia przez pewien czas znajdowała się pod władztwem książąt śląskich. W ciekawy sposób pisze

o tej kwestii historyk – Jarosław Krajniewski w tekście Niezwykła granica, publikowanym zresztą na łamach „Nowego Zagłębia” (nr 1/2009). Uważam, że należy uznać, iż Zagłębie to takie miasta jak Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, a także powiat będziński. Wspomniane wcześniej pozostałe trzy powiaty to tylko i wyłącznie obszary w jakimś sensie powiązane z Zagłębiem. Nazywanie Zawiercia, Olkusza bądź Myszkowa częścią Zagłębia uważam za pozbawione logiki. Trzynasty wiek to apogeum tzw. rozbicia dzielnicowego. Walki książąt piastowskich o tron w dzielnicy senioralnej trwały wówczas w najlepsze. W tym też czasie doszło do najazdów Mongołów na ziemie polskie. W ich wyniku za czasów panowania Bolesława Wstydliwego, w drugiej połowie trzynastego stulecia miała zostać wybudowana w będzińskim grodzie okrągła, kamienna wieża. Pogląd ten przez długi czas nie wzbudzał raczej większych zastrzeżeń. Okazuje się jednak, że czasami warto wątpić. Otóż nadprzemszańska wieża nie miała nic wspólnego z nieproszo-

nymi „odwiedzinami” wojowników z Azji. W 1273 r. doszło do bitwy pod Bogucinem pomiędzy siłami Bolesława Wstydliwego, a wojskami Małopolan oraz księcia Władysława opolskiego. Bolesław pokonał buntowników, jednakże musiał zawrzeć w następnym roku niekorzystny dla siebie pokój. W zamian za rezygnację z tronu dzielnicy senioralnej książę opolski uzyskał „część ziemi krakowskiej z Zatorem nad Skawą, aż po Skawinę”. Tym samym przejął kontrolę nad jednym z dwóch ważnych szlaków prowadzących z Pragi do Krakowa. Tak poważna korekta granic zmusiła Bolesława do zabezpieczenia granicy dzielnicy senioralnej i ważnego szlaku wiodącego właśnie przez Będzin. Stąd budowa kamiennej wieży w będzińskim grodzie. Niewykluczone, iż zwiększono jednocześnie wielkość jego załogi. Pod koniec XVI wieku arcyksiążę Maksymilian Habsburg postanowił zasiąść na tronie w Krakowie. Jego ambitne plany pokrzyżował hetman Jan Zamoyski, który pokonał jego wojska pod Byczyną w 1588 r., a pretendenta do korony uwięził. Niedługo po tym wydarzeniu rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy stroną polską a habsburską, w których uczestniczy papieski legat, kardynał Hipolito Aldobrandini. W marcu 1589 r. obie strony podpisały traktat pokojowy zwany później będzińsko-bytomskim. Nazwa ta nawiązywała do miejsc, gdzie toczyły się w tym czasie wspomniane rokowania. W traktacie Habsburgowie zobowiązali się m.in. do niezawierania układów z Moskwą przeciwko Polsce i Szwecji, zwrotu

Zamek w Siewierzu. Fot. R. Garstka

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

7


Historia Rzeczypospolitej Lubowli i, co najważniejsze, Maksymilian Habsburg miał zrzec się praw do korony Polski. Miał tego dokonać w Czeladzi. Tak się jednak nie stało! Według autora biografii Zygmunta III Wazy – Henryka Wisnera, arcyksiążę po przybyciu na miejsce uznał Czeladź za nienadającą się do tak ważnego aktu, i przedstawiciele obu stron udali się w kierunku Bytomia do bardziej godnego miejsca. Tam okazało się, że był to wybieg Maksymiliana, który odmówił zrzeczenia się korony. Po pewnym czasie zmienił jednak zdanie. Królewskie plany wybiła mu skutecznie z głowy jego rodzina, która nie chciała konfliktu z Rzeczpospolitą i swoimi wrogami, którzy widzieli w konflikcie z Polską szansę na diametralne ograniczenie wpływów politycznych i terytorialnych dynastii Habsburgów. Przejdźmy teraz do tzw. „potopu szwedzkiego” mającego miejsce w drugiej połowie XVII wieku. Przez długi czas bardzo popularna stała się informacja, iż we wspomnianym czasie zamki w Będzinie i pobliskim Siewierzu zostały zdobyte przez wojska szwedzkie, a następnie zniszczone bądź spalone. Nic bardziej mylnego. Po zdobyciu przez najeźdźców Krakowa, w będzińskiej warowni pod szwedzką „opieką” znaleźli się m.in. hetman Stefan Czarniecki oraz Fromhold Wolff. Sam zamek w czasie „potopu” wbrew twierdzeniom Mariana Kantora-Mirskiego nie został spalony oraz częściowo zburzony, lecz – jak wykazała siedemnastowieczna lustracja – uszkodzenia były mniejsze. Co ważne, jak zauważa J. Krajniewski w publikacji poświęconej m.in. tej sprawie, przez Zagłębie nie przechodziła w tym czasie szwedzka armia. W Będzinie zjawił się jedynie kilkusetosobowy podjazd w postaci regimentu gwardii królewskiej, dowodzony przez pułkownika Gustawa Johanssona Bannera. Za to w 1657 r. przez Czeladź, Będzin i Sławków przechodziła 15-tysięczna armia austriacko-węgierska, której celem był Kraków. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku siewierskiej siedziby biskupów krakowskich. Szwedzi zajęli tamtejszy zamek i przebywali w nim przez dwa lata. Opuszczając go, mieli na sumieniu jedynie kilka wybitych tam szyb. Nic ponadto. Kolejnym zagadnieniem jest bitwa o Sosnowiec. Miała ona zostać stoczona w 1863 r. między oddziałem dowodzonym przez Apolinarego Kurowskiego a żołnie-

8

Kościół pw. św. Doroty w Grodźcu. Fot. R. Garstka

rzami carskimi. Do starcia rzeczywiście doszło. Nie była to jednak bitwa ani tym bardziej „wielka bitwa”, jak głosi napis na tablicy upamiętniającej to wydarzenie umieszczonej na sosnowieckim dworcu kolejowym. Była to jedna z wielu potyczek, które miały miejsce podczas powstania styczniowego. Określenie tego zdarzenia mianem bitwy jest w tym przypadku błędem. Dowodem na to jest chociażby sam raport A. Kurowskiego, który ukazuje m.in. ilość osób biorących udział w tym wydarzeniu, a także jego przebieg. Nierozsądnym jest także ewentualne stawianie znaku równości pomiędzy bitwami i potyczkami bądź twierdzenie, iż trudno danemu starciu przypisać jednoznaczny charakter. W 1637 r. na jednym ze wzgórz w Grodźcu ksienia klasztoru zwierzynieckiego – Dorota Kątska doprowadziła do budowy niewielkiego, zbudowanego z cegły i kamienia łamanego kościoła pod wezwaniem św. Doroty. Świątynia została konsekrowana rok później przez biskupa sufragana krakowskiego Tomasza Oborskiego. Począwszy od XIX wieku, świątynia ta miała stać się miejscem licznych pielgrzymek wiernych ze Śląska i Zagłębia. Dużo dłuższą, bo XVII-wieczną tradycję, jeśli chodzi o pielgrzymki mają Piekary Śląskie. W XIX wieku powstała tam Bazylika Najświętszej Marii Panny i św. Bartłomieja. W ostatnią niedzielę maja pielgrzymują do niej mężczyźni, a w sierpniu kobiety. Obecnie jest to jeden z najważniejszych ośrodków kultu religijnego w Polsce. Dopiero w XIX wieku niepozorna świątynia miała zmienić swój

status. Wydaje się jednak, że nieco na siłę próbowano z Grodźca uczynić przeciwwagę bądź analogię do pobliskich Piekar. Udało się to tylko na papierze. W pewnym momencie pokuszono się nawet na nazwanie zagłębiowskiego kościółka „matką świątyń Zagłębia i Śląska”. Być może była to odpowiedź na słowa biskupa Augusta Hlonda, iż Piekary są „sercem Górnego Śląska”. Chodziło tu oczywiście o podkreślenie rangi miejsca kultu. Próbowano, jak się wydaje, znaleźć także w Grodźcu odpowiednik cudownego obrazu Matki Boskiej z Piekar. Warto w tym miejscu przytoczyć lokalne podanie, według którego Matka Boska obiecała we śnie robotnikowi ze śląskiej wsi Kamień, że uzdrowi jego ciężko chorego syna, pod warunkiem, że ten w ramach wdzięczności kupi w Piekarach jej obraz z pierścieniem na palcu i w dniu Przemienienia Pańskiego zaniesie do kościoła św. Doroty w Grodźcu. Co ciekawe, z tych dwóch przykładów wyłania się sugestia, iż sfera sacrum miała być tutaj czynnikiem wspólnym łączącym Zagłębiaków i Ślązaków. Przyszłość pokazała, że grodziecki kościół nie stał się pielgrzymkowym odpowiednikiem piekarskiej bazyliki. Na marginesie należy podkreślić, iż obecny proboszcz parafii św. Katarzyny w Grodźcu – ks. Piotr Pilśniak w miarę swoich możliwości dba o świątynię na wzgórzu św. Doroty i stara się przyciągnąć w to miejsce ludzi. Udział w tym ma także Stowarzyszenie Forum Dla Zagłębia Dąbrowskiego, które zagłębiowski kościół umieściło na szlaku Drogi św. Jakuba.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Historia Ostatnia sprawa, którą chciałem poruszyć dotyczy m.in. Zagłębiaków, którzy w historii tego regionu zasłużyli się dla niego bądź używając nieco górnolotnego określenia – dla kraju. Odnoszę wrażenie, że w Zagłębiu jest z tym problem. Promuje się niewielką grupę tych samych ludzi urodzonych w Będzinie, Sosnowcu czy też Dąbrowie Górniczej. Dlatego na przykład Sosnowiec kojarzony jest tylko z Janem Kiepurą i Edwardem Gierkiem. Tak samo jak Wadowice tylko i wyłącznie z Karolem Wojtyłą. Niekiedy nawet Przecznica Modrzejowskiej. Fot. Jan Suchanek

przypisuje się zagłębiowskie pochodzenie osobom, które tak naprawdę pochodziły z innej części Polski. Dobrym przykładem jest tu Marian Kantor-Mirski, który poświęcił się spisywaniu dziejów Zagłębia, ale się tu jednak nie urodził. Jeśli już chcemy promować osoby, które nie były Zagłębiakami, a zasłużyły się dla tego regionu, to róbmy to rzetelnie i z głową. Samo Zagłębie Dąbrowskie może się pochwalić naprawdę wartościowymi ludźmi. Niestety często się o nich zapomina. Wymieniać można byłoby długo: Jan Ma-

ria Włodzimierz Ciechanowski, mjr Bolesław Zagórny, Stanisław Meus, Michał Adam Skarbiński, prof. Bartłomiej Szyndler, Konstanty Ćwierk, Adam Marceli Piwowar. Do tego grona należy również sosnowiczanin płk Stanisław Kalabiński (1890–1941), wybitny żołnierz i dowódca. W czasie pierwszej wojny światowej służył w Legionach Polskich. Pod koniec lat trzydziestych XX w. został mianowany dowódcą 55 Dywizji Piechoty Rezerwowej. Brał czynny udział w kampanii wrześniowej. Został zamordowany przez Niemców w Radomiu w 1941 r. Był odznaczony: Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari, Złotym Krzyżem VM (pośmiertnie), Krzyżem Niepodległości, Orderem Odrodzenia Polski IV Klasy, Krzyżem Walecznych (4-krotnie) oraz Złotym Krzyżem Zasługi. Po wojnie Jan Przemsza-Zieliński opublikował jego biografię. Cóż z tego, skoro człowiek ten nie jest patronem żadnej z sosnowieckich ulic, nie ma pamiątkowej tablicy, dla wielu Zagłębiaków jest kimś obcym, nieznanym. W naszym regionie nie ma sensu stawiać pomników anonimowym zbiorowościom bądź osobom nie związanym z Zagłębiem. W takim przypadku coś, co ma być w założeniu symbolem, staje się bezużytecznym kawałkiem kamienia lub metalu. Warto i należy upamiętniać ludzi zasłużonych dla tego miejsca. Trzeba to robić jednak w sposób przemyślany. Miejsce pamięci nie może być przysłowiową sztuką dla sztuki, ale miejscem, które będą szanować nie tylko władze samorządowe od święta, ale przede wszystkim na co dzień sami mieszkańcy. W artykule wykorzystano publikacje: Jarosław Krajniewski – Niezwykła Granica oraz Szwedzi w Będzinie, Arkadiusz Rybak – Józef Cieszkowski – twórca pojęcia „Zagłębie ”, Ryszard Szwed – Powstanie Styczniowe w Zagłębiu Dąbrowskim, Artur Rok – Dzieje zamku w Siewierzu, Henryk Wisner – Zygmunt III Waza, Dariusz Majchrzak – Będzin w świetle bulli Grzegorza IX z 1229 roku oraz Miejsca Pamięci w Będzinie; Będzin 1358 – 2008: t. I-III, Piotr Bielecki – Krótka historia o Zagłębiu Dąbrowskim, Jan Przemsza-Zieliński – Jeden z tysiąca Zagłębiaków. Rzecz o pułkowniku Stanisławie Kalabińskim ostatnim dowódcy śląsko-dąbrowskiej Obrony Narodowej, Herbert Gawlik, Joanna Grajewska-Wróbel, Leon Wostal, Zdzisław Bogacki – Piekarzanie. Leksykon mieszkańców Piekar Śląskich, www.gornyslask.net.pl, materiały własne autora.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

9


Biografie z Zagłębia Prezentujemy kolejny tekst dr inż. Doroty Starościak, autorki cyklu artykułów o spokrewnionych, spowinowaconych bądź zaprzyjaźnionych ze sobą rodzinach Skarbińskich, Stypułkowskich, Karszów, Pogorzelskich, Schönów i Ciechanowskich, których zasługi dla Zagłębia, a szczególnie Grodźca trudno przecenić. Ich losy, działalność zawodową i społeczną oraz życie rodzinne i kontakty towarzyskie odnajdziecie Państwo na kartach książki, którą autorka ma zamiar wydać jeszcze w tym roku. Kiedy podczas zbierania materiałów do książki w ręce D. Starościak trafiły odręcznie spisane wspomnienia grodźczanina Bolesława Zagórnego, postanowiła ona pokazać niezwykłe losy tego człowieka. Według informacji autorki, będziński historyk Dariusz Majchrzak zajmuje się opracowaniem pamiętnika majora Bolesława Zagórnego, który – po ukończeniu prac studialnych – zamierza wydać.

Bolesław Zagórny – duma Grodźca cz. 3 Dorota Starościak

Po zajęciu Litwy przez wojska hitlerowskie, powrócił do Wilna i zamieszkał wraz z żoną w mieszkaniu wuja żony, prawdopodobnie tego samego, u którego ukrywał się po przyjeździe ze Lwowa . Rozpoczął się nowy rozdział w życiu Bolesława Zagórnego – konspiracja. Sukcesy niemieckie na różnych frontach, a szczególnie zajęcie Belgii, Holandii i Francji, przekreśliły nadzieje Polaków na bliski koniec Hitlera. Dla wielu stało się jasne, że wojna będzie trudna, wyczerpująca i długotrwała. I że nie można być jedynie biernym jej obserwatorem. W czerwcu 1941 r. Zagórny nawiązał kontakty z kilkoma kolegami, którzy przebywali na terenie Wilna. Komendant garnizonu Wilna – organizacji Związku Walki Zbrojnej, a późniejszej AK, mjr „Skarbek” wyznaczył go na dowódcę dzielnicy „A”. Dzielnica „A” znajdowała się na prawym brzegu rzeki Wilii. W dzielnicy tej były koszary: 1.Pułku Art. Lekkiej, 33.Dywizjonu Art. Lekkiej, 3.Pułku Art. Ciężkiej, 4.Pułku Ułanów, 1.Pułku Piechoty i 5.Pułku Piechoty. Sytuacja na Wileńszczyźnie była trudna, okupant hitlerowski powierzył władzę administracyjną na Wileńszczyźnie Litwinom, wielu Polaków aresztowano, pogorszyły się warunki bytowe, bo najczęściej Polacy nie mieli stałej pracy i nie posiadali litewskich pieniędzy. W samym Wilnie wyjątkowo trudno było o pracę, bo wiele fabryk uległo zniszczeniu, a handel przejęli Litwini. Zagórny znalazł zatrudnienie w założonej przez kilku rodaków, spółdzielni „Utilitas”, która prowadziła 10 warsztatów – sklepów naprawiających sprzęt domowy i gospodarczy oraz komis. Szczególnie komis dobrze prosperował, bo wielu Pola-

10

ków wyprzedawało cenne rzeczy, by utrzymać rodzinę. Duży ruch w lokalu, odwiedziny zarówno sprzedających jak i kupujących nie tylko nie budziły podejrzeń agentów gestapo, ani tajnej policji litewskiej, że mieści się tu komórka konspiracyjna AK, ale wręcz sprzyjały odwiedzinom podlegających Zagórnemu żołnierzy. Nie chcąc jednak narażać pozostałych pracowników Bolesław Zagórny postanowił zmienić pracę. Został kierownikiem warsztatu – sklepu przy ul. Wiłkomirskiej nr 29. Przyjmował do naprawy naczynia domowe: garnki, miski, wiadra i inne przedmioty. Naprawy przyjętych przedmiotów dokonywał fachowiec, który także należał do konspiracji. Lokal gwarantował większe bezpieczeństwo do prowadzenia pracy konspiracyjnej, miejsce to nie rzucało się w oczy agentom gestapo i policji litewskiej. Za pracę w warsztacie Zagórny nie pobierał żadnego wynagrodzenia, ponieważ warsztat miał małe obroty i z trudem wystarczało na zapłacenie podatku i opłatę czynszu za lokal. Bolesław wraz z żoną utrzymywali się z jej pensji farmaceutki, zatrudnionej w wileńskiej aptece. W organizacji AK pracował ideowo, tak jak wszyscy jego podkomendni żołnierze, a także żołnierze z innych oddziałów na całej Wileńszczyźnie. Używał pseudonimu „Jan”. Jego zadaniem była organizacja i szkolenie bojowych oddziałów AK w dzielnicy „A”. Szkolenia teoretyczne przeprowadzano w zakonspirowanych pomieszczeniach, natomiast naukę strzelania prowadzono w specjalnie przygotowanych i ubezpieczonych piwnicach na terenie Wilna.

Łączność ze sztabem AK zapewniały ofiarne i niezwykle sumienne łączniczki. Oddziały AK na Wileńszczyźnie liczyły około 30 tysięcy ludzi. Były dobrze uzbrojone, posiadały wysokie morale bojowe. Zadawały one Niemcom duże straty i wiązały znaczne siły niemieckie, zmuszone do pilnowania linii kolejowych, mostów i dróg. Bardzo dużo pociągów niemieckich, które wiozły broń, amunicję i żywność na front, zostało wysadzonych w powietrze. Oddziały AK likwidowały czasem całe kolumny samochodów, które wiozły żywność dla armii niemieckiej walczącej pod Leningradem. Nadeszła zima 1943, armia hitlerowska została rozbita pod Leningradem przez armię radziecką, a następnie zmuszona do odwrotu. Wojska radzieckie przeszły do zwycięskiej kontrofensywy pod Kurskiem, natomiast Niemcy przeszli do obrony strategicznej na całym froncie wschodnim. Wileńska AK stosowała akcje sabotażowe, w niektórych miejscach walkę czynną, a nawet otwartą walkę. Początkowe założenie akcji „Burza” przewidywało samodzielne wystąpienie oddziałów AK w walce z okupantem. Należało jednak uwzględnić, że posuwająca się na zachód Armia Czerwona, będzie siłą rzeczy, głównym uczestnikiem i motorem akcji wyzwoleńczej. Dlatego też zaistniał postulat konieczności współdziałania wileńskich oddziałów AK z nacierającą Armią Czerwoną, a tym samym zaszła konieczność porozumienia się, w celu przeprowadzenia wspólnej akcji przeciwko okupantowi. Dowództwo oddziałów AK w Wilnie szczegółowo uzgodniło swoje plany bojowe z dowództwem Armii Czerwonej, podzielono i uzgodniono teren wspólnych działań, ustalono wspólne wykorzystanie broni, środków walki oraz

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Biografie z Zagłębia uzupełnianie brakującej amunicji i sprzętu bojowego oddziałów AK przez dowództwo Armii Czerwonej, a także zapewniono wzajemne wspieranie się w czasie całej akcji wyzwoleńczej. Jednym z najpoważniejszych zadań AK był zbrojny udział w wyzwalaniu Wilna i Wileńszczyzny w lipcu 1944 roku. W tym czasie armia radziecka po przełamaniu frontu wschodniego, zadając ciężkie straty cofającym się oddziałom niemieckim, zbliżała się uparcie do Wilna. Zgodnie z rozkazem głównego dowództwa, wileńskie oddziały AK przystąpiły do czynnej akcji bojowej, uderzając na oddziały hitlerowskie, zadając im poważne straty militarne i odcinając im drogi odwrotu, wreszcie – wspólnie z oddziałami Armii Czerwonej zdobyły Wilno. Bolesław Zagórny był dowódcą 2. batalionu 85. Pułku Piechoty AK. Swoją walkę o wyzwolenie Wilna rozpoczął 6 lipca 1944 roku. Otrzymał wówczas rozkaz gotowości bojowej oddziału do rozpoczęcia działań akcji „Burza”, czyli zbrojnego wystąpienia o wyzwolenie Wilna. Dzielnica „A”, w której działał, była przeznaczona do przejęcia głównej części akcji wyzwoleńczej, posiadała bowiem dobrze wyszkolone oddziały oraz była najlepiej zaopatrzona w środki bojowe. Do dzielnicy tej – w miarę rozwijania się walki – miały wejść najlepsze bojowe jednostki z pozostałych dzielnic. Batalion Zagórnego stoczył kilka potyczek z Niemcami i zajął kilka ulic położonych na prawym brzegu Wilii. W czasie toczonych walk zdobyto dużo nowoczesnej broni oraz amunicji. Do batalionu zgłosiło się wielu ochotników Polaków, wyrażając chęć dalszej wspólnej walki. 8 lipca 1944 r. rano do dowódcy batalionu AK Bolesława Zagórnego przybyła delegacja oficerów radzieckich z zaproszeniem na odprawę do dowódcy radzieckiej 97. Dywizji Witebskiej. Na odprawie tej ustalono zasady współpracy oddziałów AK z oddziałami wojsk radzieckich. Na ponownej odprawie 9 lipca 1944 r. zostały uzgodnione i omówione wspólne działania batalionu pod dowództwem Zagórnego z radzieckim 136. Pułkiem Piechoty. Omówiono przyszłe forsowanie rzeki Wilii oraz plan opanowania Wilna. W tym celu Zagórny wydał szczegółowe rozkazy bojowe swoim kompaniom, a mianowicie: kompanii 1. pod dowództwem por. „Białego”, kompanii 2. pod dowództwem por.

„Andrzeja” i kompanii 3. pod dowództwem por. „Mocnego”. Radzieckie „katiusze” z prawego brzegu Wilii przez 2 noce ostrzeliwały niemieckie pozycje w mieście. 10 lipca 1944, po gwałtownym ogniu artyleryjskim padł rozkaz jednoczesnego sforsowania rzeki Wilii. Cały dzień trwały walki uliczne z cofającym się nieprzyjacielem. Kompania por. „Andrzeja” po ciężkiej walce zdobyła niemiecki bunkier przy ulicy Subocz. O tym, jak ważnym wydarzeniem było zdobycie tego bunkra, świadczyło szczególnie gorące podziękowanie radzieckiego dowódcy 97. Dywizji Witebskiej, który polecił podać do odznaczenia wszystkich wyróżniających się w walce o bunkier żołnierzy AK. W bunkrze znajdowało się dużo broni maszynowej i ręcznej, amunicja oraz znaczne zapasy żywności. Zażarte walki trwały także 11 i 12 lipca. Niemcy okrążeni nocą z 12 na 13 lipca, przeszli rzekę Wilię, pozostawiając ciężką broń, tabor i sprzęt bojowy naszym oddziałom. Cały dzień 13 lipca trwało oczyszczanie miasta z pozostałych małych grup oddziałów hitlerowskich. 14 lipca w godzinach rannych Zagórny otrzymał rozkaz ze sztabu okręgu, by jego batalion wrócił na pozycje wyjściowe na ulicę Kalwaryjską do zabudowań przycerkiewnych. Po zakończeniu działań 15 lipca 1944 r. dowódca radzieckiej 97. Dywizji Witebskiej i dowódca radzieckiego 136. Pułku Piechoty, mjr Hapulin, zaprosili Zagórnego oraz jego oficerów sztabu batalionu, by wyrazić gorące podziękowanie za duży wkład oddziałów wileńskiego AK w walkach z Niemcami o wyzwolenie Wilna. Jednocześnie dowódca dywizji radzieckiej polecił przedstawić wszystkich żołnierzy AK, wyróżniających się w walkach o Wilno do odznaczenia przez władze radzieckie. 15 lipca 1944 r. Zagórny otrzymał rozkaz od dowódcy Okręgu Wileńskiego, gen. „Wilka”, by przygotować swój batalion do wymarszu z Wilna w celu dołączenia do głównych sił AK, które maszerują już na koncentrację w rejonie Turgiel, miejscowości odległej około 50 km od Wilna. W tym samym dniu Zagórny został wezwany przez komendanta garnizonu radzieckiego, pułkownika gwardii Woroblowa, aby omówić trasę marszu batalionu z Wilna do Turgiel. Pułkownik Woroblow wyznaczył na mapie drogę marszu na kon-

centrację nie przez główne ulice Wilna, ale trasą okrężną, biegnącą poza miastem. Trudno było się z tym pogodzić. Bolesław Zagórny tak opisuje tę sytuację: „Mój batalion – żołnierze, którzy przelali tyle krwi i ponieśli dużo trudu w walkach o wyzwolenie Wilna, a teraz kiedy Wilno jest wolne, nie mogą przemaszerować głównymi ulicami miasta”. Na drugi dzień podczas wymarszu batalionu z miejsca zakwaterowania przy ul. Kalwaryjskiej Zagórny postanowił zmienić trasę i poprowadził kolumnę ulicą Antokolską w kierunku śródmieścia Wilna. W okolicach kościoła św. Piotra i Pawła, to jest około 1 km od centrum Wilna, drogę zagrodziły dwa auta pancerne z żołnierzami radzieckimi. Gdy kolumna zatrzymała się, podeszło 2 oficerów radzieckich i powiedziało, że Zagórny ma na miejscu pozostawić kolumnę, a samemu udać się do płk Woroblowa. Pułkownik odezwał się w te słowa: „Wy, dowódca partyzantów, nie wypełnili rozkazu, wiecie, co za to jest – kula”. Na co Zagórny odpowiedział: „Przepraszam, ja rozkaz wypełniłem, ale swojego generała „Wilka”, który zmienił mi trasę marszu batalionu na koncentrację.” Po krótkiej naradzie z towarzyszącymi mu dwoma generałami sowieckimi, pułkownik Woroblow zezwolił mu na powrót do swoich żołnierzy i podjęcie dalszej drogi do Turgiel. Zagórny odebrał przebieg rozmowy z Woroblowem jako potwierdzenie wcześniejszych przypuszczeń, że oddziały AK znajdujące się na Wileńszczyźnie będą rozbrojone i osadzone w obozach. Poprowadził swoją kolumnę drogą wyznaczoną przez płk. Woroblowa do Turgiel. Po dwóch dniach jego przewidywania sprawdziły się, dowódcy oddziałów AK zostali podstępnie rozbrojeni i aresztowani. Oddziały AK, które maszerowały na koncentrację otrzymały wezwanie na piśmie ze sztabu armii, by wszyscy dowódcy przybyli w dniu 17 lipca 1944 na godz. 17 do miejscowości Bogusze, w celu omówienia spraw organizacyjnych dywizji 1. i 19. AK. Punktualnie o 17.00 stawiło się na miejscu wyznaczonym 22 oficerów dowództwa AK. Tak te zdradzieckie działania opisuje Bolesław Zagórny: „Po upływie dziesięciu minut zauważyliśmy, że w kierunku naszym jadą dwie ciężarówki wypełnione żołnierzami NKWD gotowymi do strzału. Gdy ciężarówki podjechały

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

11


Biografie z Zagłębia

W obozie w Riazaniu, Zagórny siedzi pośrodku. Fot. arch. aut.

do naszego miejsca zbiórki, zatrzymały się, a żołnierze NKWD wyskoczyli z ciężarówek i otoczyli nas kołem. Do nas podeszło dwóch pułkowników NKWD i jeden z nich powiedział, że mamy oddać broń. Na to wezwanie wszyscy oficerowie AK zaprotestowali. Wówczas pułkownicy NKWD wydali rozkaz dla swoich żołnierzy, by zbliżali się do nas i siłą mają nas rozbroić. Ponieważ oddział NKWD wynosił około 60 ludzi z bronią automatyczną, a nas oficerów AK było tylko 22 – uzbrojeni byliśmy tylko w pistolety zwykłe, nie automatyczne. Wobec takiej sytuacji nie mogliśmy podjąć walki, bo wszystkich nas by rozstrzelano na miejscu. Złożyliśmy broń. Po złożeniu broni rozkazano nam wejść na ciężarówki i usiąść na dnie ciężarówki, a żołnierze NKWD stali po bokach. Samochody ruszyły w kierunku Wilna. Pułkownicy NKWD siedzieli w szoferkach. W ten sposób jechaliśmy przez Wilno, aby ludność cywilna nas nie widziała, bo siedzieliśmy ściśnięci na dnie samochodu”. W ten sposób dowieziono ich do więzienia na Łukiszkach w Wilnie. Po rozebraniu do naga, rewizji odzieży i zabraniu wszystkich wartościowych przedmiotów stłoczono po 10 mężczyzn w jednoosobowej celi bez łóżek i sienników, z kubłem w rogu, służącym do załatwiania potrzeb fizjologicznych. W celach było bardzo brudno, gryzły ich wszy, dokuczał świerzb. Dopiero po inspekcji więzienia przez prokuratora zaczął się interesować nimi lekarz więzien-

12

ny. Więźniów karmiono fatalnie, dopiero w siódmym dniu pobytu otrzymali po 300 g chleba. Nocami odbywały się przesłuchania. Po trzech tygodniach władze więzienia postanowiły dołączyć dowódców do żołnierzy AK, których aresztowano w liczbie 4000 i osadzono w starym zamku w Miednikach, oddalonym o 35 km od Wilna. Drogę do zamku w Miednikach oficerowie musieli odbyć piechotą. Ponieważ w czasie marszu z więzienia przez miasto, widziało ich dużo znajomych, rodziny po raz pierwszy dowiedziały się o losie najbliższych. W aparacie radzieckich władz administracyjnych panował niezgorszy bałagan. Grupa 4000 żołnierzy została wywieziona z Miednik na dwa dni przed doprowadzeniem oficerów. Wobec tego, grupa oficerska musiała wracać z Miednik z powrotem do więzienia w Wilnie. Podczas drogi powrotnej żonie Bolesława Zagórnego, mówiącej płynnie po rosyjsku, udało się dostarczyć mężowi trochę żywności i zmianę bielizny. Procedura przyjęcia, rewizja i warunki „zakwaterowania” więźniów były identyczne, jak poprzednio. Jedyne, co się zmieniło, to jedzenie, bo rodziny mogły dostarczać paczki żywnościowe. Oficerowie byli zmuszani do pracy fizycznej i to do brudnych robót. Dzięki twardej postawie Zagórnego, choć jego bunt mógł się zakończyć tragicznie, oficerowie wywal-

czyli sobie zwolnienie z ciężkich prac fizycznych. Jednak po dłuższym siedzeniu w celi bez świeżego powietrza i ruchu, sami postanowili podjąć pracę, ale lżejszą. Chodziło o to, by móc skorzystać z czystego powietrza i ruchu. Pobyt w więzieniu na Łukiszkach trwał do 30 sierpnia1944. Podróż z Wilna do łagru w Riazaniu trwała dwa tygodnie. Na 3 dni przed przybyciem do Riazania zabrakło chleba, więc wszyscy byli głodni. W obozie zakwaterowano ich w małym, drewnianym baraku z piętrowymi pryczami bez sienników. Nie było elektryczności ani lampy naftowej. Sami sobie zrobili oświetlenie: do puszki po konserwach nalali oleju i włożyli knot ze szmaty i mieli światło. W pierwszych miesiącach pobytu w Riazaniu jedzenie było znośne, dzienna porcja chleba wynosiła 500 g. Typowe menu obozowe to: na śniadanie – czarna kawa zbożowa bez cukru, na obiad jedno danie – zupa z kaszy jęczmiennej, a na kolację zupa lub kawa. Obóz był ogrodzony wysokim parkanem z desek. Na każdym rogu parkanu były wysokie strażnice, w których dzień i noc stali wartownicy z bronią gotową do strzału. Z nadejściem zimy jedzenie stawało się coraz gorsze. Jak była kapusta, to na śniadanie kapusta, na obiad kapusta i na kolację kapusta. Zupy były wodniste i moczopędne, tak że w nocy musieli kilka razy wstawać i biegać do ustępu przy bardzo dużym mrozie. Spadło bardzo dużo śniegu, więc musieli go wywozić saniami poza obóz. Nie było koni, więc do sań zaprzęgano po 6 oficerów. Warunki życia i pracy tak im dopiekły, że postanowili urządzić głodówkę. Trwała 6 dni. W szóstym dniu do obozu przyjechała komisja wojskowa: 2 generałów i lekarz. Komisja przeprowadziła badanie głodujących, pytając, dlaczego nie przyjmują pokarmów. Wszyscy odpowiadali, że jedzenie jest złe, a warunki w obozie są niezgodne z przepisami międzynarodowymi i że proszą o odesłanie ich do Polski. Po zbadaniu sprawy komisja przyrzekła poprawić warunki bytowe. Wobec tego głodówkę przerwano, głodujący dostali od razu po 2 kostki cukru, a po godzinie zupę kleik. Władze obozowe zostały aresztowane, oficerów nie zmuszano już do pracy fizycznej, warunki życia uległy poprawie. W kwietniu 1945 r. wszystkich przeniesiono do obozu w Diagilewie.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Historia Prezentujemy tekst będący kontynuacją artykułu z poprzedniego numeru autorstwa B. Korbana Podpułkownik Maciej Ignacy Mielżyński

Maciej Ignacy Mielżyński w III powstaniu śląskim Bogusław Korban

20 marca 1921 r. odbył się plebiscyt mający zadecydować o przynależności Górnego Śląska. Zarówno w Warszawie, jak i na Śląsku spodziewano się, że jego wynik nie będzie korzystny dla Polaków, ale też nie zamierzano go zaakceptować. Także Niemcy szykowały się, aby w przypadku niezadowalającego wyniku nie oddać tego terenu przeciwnikowi. W takich okolicznościach Wydział B II Oddziału Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych (zajmował się sprawami Górnego Śląska) przystąpił do reorganizacji i wzmacniania POW Górnego Śląska. Odpowiedzialnym za zorganizowanie pomocy był szef II Oddziału ppłk Bogusław Miedziński. Starał się jednocześnie przekonać swojego szefa, Ministra Spraw Wojskowych gen. Kazimierza Sosnkowskiego do podjęcia kroków, które stworzyłyby na arenie międzynarodowej wrażenie, że rząd polski nie wspiera idei siłowego rozwiązania kwestii przynależności Górnego Śląska. W krótkim czasie należało wzmocnić stany osobowe przygotowywanej armii, przeszkolić ją i uzbroić. Potajemnie przerzucano tam kadrę oficerską, broń i amunicję, demobilizowano Ślązaków, aby mogli zasilić oddziały powstańcze na terenie Rzeczypospolitej, organizowano ich szkolenia. Już na początku 1921 r. prawie cała kadra POW pochodziła z Wojska Polskiego. Główne intendentury prowadzone przez oficerów z Polski miały siedziby po polskiej stronie granicy: w Sosnowcu, Częstochowie, Praszce, Herbach i Dziedzicach. We wspomnianych Dziedzicach, Herbach, Sosnowcu oraz Będzinie, Strumieniu i Niezdarze Wojsko Polskie utrzymywało magazyny broni, którą zasilano powstańców. Już 8 listopada 1920 r. rada ministrów zaakceptowała plan Korfantego przewidujący wewnętrzną i międzynarodową aktywność rządu polskiego na rzecz przyznania Polsce terenów Górnego Śląska. Dodatkowo podjęto decyzję wysłania na pogranicze polskośląskie kilku dywizji wojska, wzmocniono istniejące tam garnizony polskie, które mia-

ły stanowić wsparcie dla POW na Górnym proponował „stworzenie faktu dokonaneŚląsku. W ramach dokonywanych reorgani- go przez lud górnośląski”. Gen. Szeptycki, zacji, II Oddział Sztabu Ministerstwa Spraw jeszcze przed plebiscytem, wysunął proWojskowych, w miejsce POW powołał Cen- pozycję wojskowej okupacji Górnego Ślątralę Wychowania Fizycznego. Akcją zaopa- ska przez Polskę. trywania w broń i szkoleniem wojskowym W takiej atmosferze Mielżyński obejmuzajął się Związek Przyjaciół Górnego Ślą- je stanowisko zastępcy dowódcy Komenska z siedzibą w Sosnowcu. Kierowanie ak- dy Obrony Plebiscytu, a 1 kwietnia, po odcją zbrojną gen. Sosnkowski powierzył gen. wołaniu Chroboka, rząd polski powierzył Kazimierzowi Raszewskiemu, z którego ini- mu dowództwo reaktywowanej Polskiej cjatywy powołano Dowództwo Obrony Ple- Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. biscytu (DOP) z płk Pawłem Chrobokiem Nowym szefem sztabu został mjr Stanina czele. Sztab DOP stacjonował w Grodź- sław Rostworowski. Pod jego kierunkiem cu, zakonspirowany jako firma Warszaw- sztab w składzie: por. S. Baczyński, kpt. J.A. skie Towarzystwo Przemysłowo-Budow- Gawrych, por. M. Grażyński, kpt. T. Puszczyński i mjr A. Kolszewski przystąpił do lane, Grodziec, pow. Będziński. Wszystko wzmożonej pracy nad planami powstania. to odbywało się potajemnie, bo oficjalnie rząd polski nie wspierał pomysłu powstania Mielżyński szczególnie cenił sobie współzbrojnego. Dzięki tym działaniom licząca pracę z por. Grażyńskim, o którym mówił: około 40 tys. ludzi armia powstańcza mo- „(…) był on twórcą i duszą całej organizacji gła potem przystąpić do walki dobrze do- zbrojnej wojsk powstańczych”. Po zwolniewodzona i wyszkolona. niu płk Chroboka i jego współpracowników W styczniu 1921 r. na Śląsk został od- nie wszyscy oficerowie POW zaakceptowadelegowany doświadczony oficer, który jak li od razu nowego dowódcę – część z nich mało kto znał tamtejsze realia – podpuł- złożyła na znak protestu rezygnacje. Pułkownik kawalerii Wojska Polskiego Maciej kownik Miedziński ich nie przyjął. Mielżyński. Jego zadaniem było początkoSceptycznie do idei powstania od samego wo nadzorowanie przygotowań do ewen- początku odnosił się Korfanty, który nie był tualnej akcji zbrojnej. On, jak większość przekonany co do powodzenia akcji zbrojdziałaczy, sceptycznie odnosił się do na- nej i uważał, że w kwestii przynależności Ślądziei związanych z plebiscytem i podzielał ska należy podporządkować się decyzjom zdanie, że o losach Górnego Śląska zade- Ententy. Na tym tle musiało dochodzić do cyduje wystąpienie zbrojne. Panującą po- konfliktów z wojskowymi. Mielżyński powszechnie opinię na temat polskich szans dzielający opinię wojskowych uważał, że w plebiscycie zawarł w zdaniu: „(…) uwa- „Ideą powstania była więc nie krótkotrwała demonstracja zbrojna, lecz powszechna żali go tylko jako wstęp do walki na śmierć wojna ludowa, prowadzona do ostatecznei życie z wrogiem”. Jeszcze przed plebiscytem w raporcie dla go zwycięstwa”. Korfanty zmienił zdanie doministra Spraw Wojskowych napisał o at- piero po otrzymaniu od konsula polskiego mosferze tam panującej: „(…) że w razie w Opolu, Daniela Kęszyckiego, informacji, niekorzystnego wyniku plebiscytu, żadna że sprawa przynależności Śląska rozwija się siła nie będzie w stanie wstrzymać Górno- niepomyślnie dla Polski. Ta wiadomość poślązaków od żywiołowego wybuchu i po- woduje radykalizację nastrojów wśród kawstanie nieodwołalnie nastąpi”. Wola roz- dry dowódczej – już kilka dni po plebiscystrzygnięcia zbrojnego narastała szczególnie cie Michał Grażyński i Wiktor Przedpełski wśród kadry oficerskiej. Podobne stanowi- sugerowali Ministerstwu Spraw Wojskosko zajmował ppłk Miedziński, który nawet wych rozpoczęcie zbrojnego powstania. 22

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

13


Historia kwietnia 1921 r. w czasie wspólnej narady działaczy politycznych i dowódców wojsk Mielżyński przedstawił, opracowany przez jego sztab, plan działań zbrojnych. Niemcy ocenili później przygotowania do powstania jako genialne. 25 kwietnia udał się do Warszawy, aby osobiście zapoznać ministra Spraw Wojskowych i szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego z planami powstania. Zdając relację ze stanu przygotowań, sugerował konieczność podjęcia rozmów z gen. Le Rondem na temat ewentualnej pomocy, lub co najmniej neutralności ze strony wojsk francuskich stacjonujących na Górnym Śląsku. Z planem zapoznał także gen. Niessela z francuskiej misji wojskowej w Warszawie. Drugim poruszanym tematem było uzupełnienie stanu uzbrojenia i aprowizacji – Mielżyński domagał się dosłania 20 tys. karabinów. Podczas pobytu w Warszawie dowiedział się o mianowaniu go przez gen. Sosnkowskiego, Naczelnym Wodzem Powstańców Górnośląskich. Wracając, udaje się do Opola, gdzie spotyka się z Korfantym, który wiedząc już o niepomyślnym wyniku plebiscytu, wita go słowami Alea iacta est. Mielżyński zdaje relację z misji warszawskiej; wspólnie, pokonując pojawiające się między nimi rozbieżności, opracowują plan działań na najbliższe dni. Korfanty chce sprowadzić aktywność polską do ogłoszenia strajku generalnego, na co Mielżyński odpowiedział „w takim razie zaraz po ogłoszeniu strajku na Niemców uderzę”. Jako żołnierz uważał, że sukces może przynieść tylko natychmiastowa ofensywa powstańców. Ostatecznie znaleziono kompromis – Korfanty ogłosi strajk generalny, a Mielżyński wyda rozkazy ostrego pogotowia dla wojsk powstańczych. Obaj panowie nie mogą się także porozumieć czy „przyłączenie Śląska do Polski” może być hasłem powstania. Korfanty starał się przeforsować swój punkt widzenia, że ze względu na aliantów, hasła tego nie należy używać. Mimo to Mielżyński 3 maja, w pierwszym rozkazie dziennym zaznaczył „na odłączenie od wolnej Polski, (…) pozwolić nie możemy”. Z Opola udaje się do Sosnowca, gdzie 28 kwietnia na naradzie Dowództwa Obrony Plebiscytu ustalono termin rozpoczęcia powstania na noc 2/3 maja 1921 r. Na tej samej naradzie sporządzono rozkaz o gotowości do rozpoczęcia działań. Informację o podjętych decyzjach natychmiast przekazano do Warszawy. 1 maja Mielżyński

14

Maciej Mielżyński, ok. 1929 r. Fot. arch.

osobiście przedłożył wspomniany rozkaz do podpisania Korfantemu. Po podpisaniu rozkazu Korfanty zlecił likwidację biur Komisariatu Plebiscytowego i wraz z Mielżyńskim, już naczelnym dowódcą wojsk powstańczych, udał się do jego kwatery w Bańgowie. Równocześnie obawiając się, że Niemcy mogą 5 maja, jako pierwsi rozpocząć działania zbrojne rozkazał rozdać oddziałom broń i amunicję. 3 Maja 1921r. Korfanty wydał Manifest (ogłoszony 5 maja), którym oficjalnie informował: „Celem ujęcia żywiołowego ruchu zbrojnego w ramy organizacyjne mianuję niniejszym dowódcą hufców powstańczych powstańca Doliwę, Macieja Mielżyńskiego, któremu wszyscy komendanci, dowódcy i powstańcy winni bezwzględne posłuszeństwo” oraz o tym, że sam stanął na czele powstania ażeby: „ruch ten szlachetny przez zbrodnicze jednostki nie został zamieniony w anarchię”. Tego samego 3 maja Mielżyński wydał swój pierwszy Rozkaz Dzienny. „(…) Rozkazuję rozbrajać z całą energią bandy sztostruplerów niemieckich. Wobec, spokojnie zachowującej się ludności niemieckiej okazać znaną, w całym świecie, polską tolerancję (…)”. Wraz z wybuchem III powstania śląskiego Korfanty stawał się dyktatorem, a Mielżyński jego podwładnym. Dowództwo Obrony Plebiscytu przekształcono w Naczelną Komendę Wojsk Powstańczych (NKWP). Plan operacyjny, opracowany zgodnie z sugestiami Mielżyńskiego, przewidywał zaskoczenie Niemców równoczesnym zajęciem wszystkich ważnych strategicznie punktów w terenie zakreślonym tzw. linią

Korfantego (po plebiscycie miała być linią podziału Górnego Śląska). Zdecydowanie przeciwstawiał się koncepcji wojny partyzanckiej, lansowanej przez niektórych dowódców – uważał, że małe oddziały nie miały szans w starciu z regularnymi jednostkami niemieckimi. Do wykonania zadania podzielił siły powstańcze na trzy grupy operacyjne. Dowódcą Grupy „Północ” został mianowany kpt. Alojzy Nowak, dowódcą Grupy „Wschód” – kpt. Karol Grzesik, dowódcą Grupy „Południe” – ppłk Bronisław Sikorski. Utworzono również oddziały dywersyjne pod dowództwem kpt. Tadeusza Puszczyńskiego (pseudonim: Konrad Wawelberg), których zadaniem było nie dopuścić do wkroczenia sił niemieckich na tereny opanowane przez powstańców. Korfanty informując Witosa o decyzji rozpoczęcia powstania mówił, nawiązując do wcześniejszych ustaleń: „Najważniejszą jest rzeczą, by na Polskę nie padł ani ślad cienia, że tę ruchawkę popiera” i zaproponował, aby rząd odwołał go z funkcji komisarza plebiscytowego: „rząd Polski może się mnie wyprzeć i mój krok publicznie potępić”. Zgodnie z powyższym Rada Ministrów na tajnym posiedzeniu podjęła uchwałę o treści: „Rząd kategorycznie oświadcza się przeciw wywołaniu ruchu zbrojnego na Górnym Śląsku i poleca Komisarzowi, Panu Korfantemu, dołożyć wszelkich starań i środków, by do niego nie dopuścić. Nadmieniam przy tym, że jest to także opinia Naczelnika Państwa” i dalej Witos wyjaśniał: (…) Pan sam rozumie, że w razie niezastosowania się do nich, musiałby Pan przyjąć w całości na siebie odpowiedzialność”. Tak też się stało – Korfanty został odwołany. Z tego samego powodu jeszcze 1. maja również Mielżyński otrzymał z Warszawy zakaz wszczynania powstania, ale uznał, że wobec woli narodu nie musi podporządkowywać się rządowi – w rozmowie z pułkownikiem Miedzińskim odpowiada krótko: „Powstania zbrojnego nie jestem w stanie powstrzymać”. Pod dowództwem Mielżyńskiego armia powstańcza już w nocy z 3 na 4 maja dotarła do wytyczonych granic – na niektórych odcinkach znacznie je przekroczyła. Po latach pułkownik tak wspominał pierwsze chwile po rozpoczęciu powstania: „Stojąc z Korfantym na balkonie kamienicy, w której mieściło się biuro Naczelnego Dowództwa, po wydaniu ostatnich rozkazów, śledziliśmy fazy wspólnej walki”.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Historia Nabyte w I wojnie doświadczenie bojowe i talent dowódczy powodowały, że nawet szczególnie umocnione przez Niemców punkty oporu dostawały się w ręce powstańców. Dla opanowania Kędzierzyna sztab opracował specjalny plan, dzięki któremu 12 maja, po krwawej bitwie zdobyto miasto. W toku dalszych działań powstańcy zajęli cały sporny obszar, opanowali powiaty: pszczyński, rybnicki, katowicki, zabrzański, częściowo raciborski i kozielski oraz Górę Św. Anny. W rękach powstańców znalazły się miasta, w których stacjonowały wojska Komisji Międzysojuszniczej. Aby uniknąć konfliktu zbrojnego z nimi, dowództwo poleciło wycofać się z Bytomia, Katowic, Tarnowskich Gór. Po dotarciu do Odry Mielżyński próbuje zreorganizować wojska powstańcze – chce z nich utworzyć cztery dywizje. Udało się sformować tylko jedną. Równocześnie organizuje służby zabezpieczające działania zbrojne. Przy pomocy związków zawodowych kolejarzy uruchamia transport kolejowy na potrzeby powstania. Działają służby medyczne i łączności. Na opanowanych terenach tworzy polską administrację – urzędników mianują dowódcy oddziałów powstańczych. Na tym tle również dochodziło do spięć między pionem cywilnym a wojskowym – Korfanty uważał, że należy to do jego kompetencji. W momencie, gdy inicjatywa należała do powstańców, Korfanty ulega międzynarodowej presji i rozpoczyna pertraktacje z Niemcami na temat zawieszenia broni. 10 maja podpisuje tajny układ wstępny przewidujący zaprzestanie walk. Działając w duchu tego układu podejmuje niezrozumiałą, budzącą do dziś skrajnie odmienne wśród Polaków emocje, decyzję – zażądał od Mielżyńskiego wstrzymania działań zbrojnych przez siły powstańcze i wycofania się z części zajętych terenów. Uczynił to mimo zastrzeżeń zgłaszanych przez Mielżyńskiego, który meldował o koncentracji sił niemieckich po drugiej stronie Odry. Dzień przed podpisaniem układu rozejmowego Korfanty przybył do Naczelnego Dowództwa Wojsk Powstańczych z wiadomością o pertraktacjach z Niemcami. Witając się z Mielżyńskim miał z radością zakrzyknąć: „Macieju! Wygraliśmy, rozejm zawarty! Linia Korfantego została nam przyznana!”. Mielżyński chłodno przyjął usłyszaną nowinę i pozwolił sobie na uwagę, że „Nieprawdopodobnym wydaje się aby Niemcy zgo-

dzili się na takie rozwiązanie i jeżeli alianci natychmiast nie zajmą opuszczonych przez powstańców pozycji, to może to mieć dla Śląska katastrofalne skutki”. Decyzja Korfantego była decydująca. Zgodnie z nią po naradzie z oficerami sztabu i dowódcami grup, Mielżyński wydaje rozkaz, aby oddziały powstańcze zaprzestały działań zaczepnych, pozostały na swych pozycjach i przygotowały się do obrony. Do rozkazu dodał jednak tajny komentarz, w którym zalecał, aby tam, gdzie walki trwają, nie przerywać ich i realizować wcześniejsze rozkazy operacyjne. Nie dowierzając informacjom Korfantego, wraz z porucznikiem Grocholskim pojechał do Gliwic na spotkanie z dowódcą wojsk francuskich, od którego dowiedział się, że Francuzi o żadnym zawieszeniu broni nie słyszeli i że Niemcy przygotowują ofensywę. Korfanty, ignoruje tą wiadomość oświadczając, że ma pewniejsze informacje. Z tego okresu pochodzi bardzo dziwna opinia o Mielżyńskim. 13 maja Rada Ministrów wydelegowała na Górny Śląsk premiera W. Witosa, ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego M. Rataja i ministra spraw wewnętrznych L. Skulskiego. Delegacja spotkała się między innymi z Korfantym, Mielżyńskim i przedstawicielem sztabu generalnego przy Naczelnej Komendzie Wojsk Powstańczych (NKWP) mjr. Romanem Abrahamem. Składając potem w sejmie sprawozdanie o sytuacji na Górnym Śląsku, komisja tak oceniła wodza powstania: „Absolutnie się nie nadaje, gorączka, szaławiła. Uderzenia nie wytrzyma. Goni za popularnością”. Zważywszy na dotychczasowe osiągnięcia militarne sił powstańczych oraz późniejsze zaszczyty, jakie Mielżyński otrzymał od rządu, opinia ta wydaje się, nie była podzielana przez wszystkich. Nie został też, wówczas, odwołany ze stanowiska. 17 maja Mielżyński, stosując się do zaleceń Korfantego, wydaje rozkaz opuszczenia Gogolina i Krapkowic, które miały być zajęte przez aliantów. Wydarzenia, które później miały miejsce, potwierdziły wyrażane wątpliwości Mielżyńskiego. Dwa dni potem Niemcy zajmują oba miasta, skąd 21 maja zaczynają ofensywę, do 27 maja 1921 r. zdobyli Górę Św. Anny i przełamali pozycje polskie. Mimo przewagi niemieckiej Mielżyńskiemu udało się utrzymać w polskich rękach przemysłową część Śląska. Przygotowana przez jego sztab kontrofensywa po raz kolejny została wstrzymana

przez Korfantego po interwencji Komisji Międzysojuszniczej. Tym razem stanowisko Korfantego spotkało się z dezaprobatą części dowództwa, które chciało walczyć aż do zwycięstwa. Mówiło się nawet o puczu. Rozgoryczeni dowódcy wojskowi, w tym Mielżyński, uważają, że nie można dłużej ustępować politykom uniemożliwiającym walkę zbrojną. Przepaść między Naczelną Komendą Wojsk Powstańczych a Korfantym była już nie do zlikwidowania. Korfanty nazwał ich wrogami Polski i szkodnikami ludu śląskiego. 30 maja 1921 r. dymisjonuje Mielżyńskiego ze stanowiska naczelnego wodza wojsk powstańczych. Bezpośrednio po jego wyjeździe 31 maja, przystąpiono do czystek – aresztowano dowódców grupy „Wschód”: Grażyńskiego Grzesika, Chmielewskiego i Chroboka. Wszyscy oni mieli stanąć przed sądem polowym. Nowym dowódcą powstania został podpułkownik Kazimierz Zentkeller. 4 czerwca Niemcy rozpoczęli ofensywę w rejonie Góry Św. Anny. Dopiero w końcu czerwca interwencja Ententy doprowadziła do zaprzestania walk, wycofania walczących, początkowo za linię demarkacyjną, aż wreszcie 5 lipca 1921 r. cały Śląsk został przejęty przez wojska Komisji Międzysojuszniczej do momentu podjęcia przez Ligę Narodów decyzji o jego podziale. Sam Mielżyński po wyjeździe z Górnego Śląska nie pozostaje długo bezczynny i już 3 X 1920 został mianowany dowódcą 59 Pułku Piechoty Wielkopolskiej, którym dowodził aż do przeniesienia do rezerwy pod koniec roku. Miłość do wojska nie pozwoliła mu zbyt długo być poza nim bo już w 1924 r. widzimy go jako oficera pospolitego ruszenia kawalerii 5 Pułku Ułanów Zasławskich w Ostrołęce, w stopniu podpułkownika. Nie zerwał też związków ze Śląskiem – brał udział w spotkaniach kombatantów i uroczystościach rocznicowych jako honorowy członek Związku Powstańców Śląskich oraz założyciel i prezes Zjednoczonych Związków Powstańczych i Wojackich. W 1927 roku objął majątek ziemski Gołębiewko pod Tczewem, na Pomorzu, gdzie, tak jak jego brat Ignacy, zajmował się rolnictwem i hodowlą koni. Od października 1939 r. prawie do końca 1941 r. wraz z rodziną mieszkał w Warszawie, skąd przewiezieni zostali do Wiednia. Przez cały okres wojny korzystali z opieki rodziny von Mackensenów.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

15


Kultura

Aria dla atlety Ze Zdzisławem Szostakiem, kompozytorem i dyrygentem, rozmawia Krzysztof M. Macha Gościmy Pana w Dąbrowie Górniczej już od kilku lat, ale jakoś bardzo powoli dotarło do nas, że pochodzi pan z Zagłębia, a dokładnie z Sosnowca. Czuje się Pan Zagłębiakiem? Jestem Zagłębiakiem! Urodziłem się i przez wiele pierwszych lat życia mieszkałem w Sosnowcu. Najpierw mieszkaliśmy razem z dziadkami przy Tabelnej 44 w domu, który już niestety nie istnieje, potem przy Tabelnej 46. Po wielu latach był oczywiście Poznań i Łódź, ale i wtedy sentyment oraz związki pozostały. Kiedy rok temu, przy okazji kolejnej edycji konkursu im. Michała Spisaka, poznałem sosnowiecką poetkę, panią Zdzisławę Gwiazdę, okazało się, że mieszkała w tym samym, co ja niegdyś domu! A rodzice nadali jej imię po „takim małym Zdzisiu, co tu kiedyś mieszkał i tak pięknie grał”… To ja byłem tym chłopcem! A w czasie okupacji rzeczywiście grą na akordeonie zarabiałem pieniądze, a czasem nawet, co jest dziś niewyobrażalne, ktoś obdarowywał mnie czymś jeszcze cenniejszym, kawałkiem chleba. Pamięta Pan jeszcze tamto przed– i wojenne Zagłębie? Zagłębiowska bieda była straszna, a ja pochodzę z biednej rodziny. Dziadek przyjechał do Sosnowca w poszukiwaniu pracy, ale przez błąd aptekarza utracił jedno oko i potem był już ciągle bezrobotny, więc dorabiał sobie, gdzie i jak mógł. I to właśnie za kartki na chleb trafił do okupacyjnego więzienia i zmarł tam z wycieńczenia. Na Tabelnej 44 mieszkaliśmy na tzw. kupie. Dopiero, kiedy ojciec dostał pierwszą pracę, przeprowadziliśmy się do sąsiedniego domu. Oczywiście my, jako dzieci, cieszyliśmy się każdą chwilą. Nie rozumieliśmy, co to polityka i co może znaczyć słowo „wojna”. Ale głód dawał nam się we znaki i kiedy dostawaliśmy kromkę chleba – tuż przed wojną była to kromka z masłem, potem już najwyżej z solą – byliśmy na nowo radośni. Ale nigdy nie leżało w charakterze mojej rodziny, żeby szabrować… Przypomnę Panu w tym miejscu cytat z Kazimierza Kutza: „Mój świat lepiony był na model nie-

16

miecki, rządziła nim familijność i pracowitość. Po tamtej stronie królowało cwaniactwo, przekupstwo i donosicielstwo. I ten świat, w mundurach UB i garniturach partyjnych aparatczyków, wkroczył po wojnie na Śląsk i wdeptał go w ziemię”. Pan zna Kutza, dyrygował Pan muzykę Kilara do jego „Paciorków jednego różańca”. Zgodzi się Pan z jego słowami? Oczywiście byli tacy ludzie, którzy szabrowali, byli szmalcownicy. Natomiast nie jest prawdą, że gromadnie przyjeżdżali oni na Śląsk i zabierali Ślązakom mieszkania. Diabli mnie biorą, kiedy słyszę, jak pan Kutz opowiada, że Zagłębiacy tak robili. Ja z kolei dobrze pamiętam mojego okupacyjnego nauczyciela muzyki ze szkoły

podstawowej, Ślązaka o nazwisku Wlodarczyk, którego któregoś wieczoru zobaczyłem, w oknie sosnowieckiego budynku gestapo, katującego więźnia. Mam mu to wypominać? Taka retoryka do niczego nie prowadzi. Pracowałem na Śląsku przez wiele lat, mam tam tłum przyjaciół, na przykład z WOSPR-u, czy Akademii Muzycznej. I piękne wspomnienia, jak choćby to, kiedy jako tzw. „dyrygent okręgowy” podczas Święta Pieśni w wieku dwudziestu trzech lat dyrygowałem w Kochłowicach 30 chórami z Rudy Śląskiej i okolicy, a było w nich z pewnością ponad tysiąc śpiewaków. To wtedy w licznych kręgach śląskich śpiewaków – chórzystów zacząłem stawać się osobą znaną. Kiedy po wielu latach, w 2006 roku, zaproponowano mi udział w Komitecie Honorowym Konkursu im. Spisaka poczułem się zaszczycony i szczęśliwy widząc wspaniałą współpracę ważnych osobistości Dąbrowy Górniczej – Zagłębiaków z wybitnymi postaciami śląskiego życia muzycznego z katowickiej

Prof. Zdzisław Szostak. Fot. R. Garstka

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Kultura Akademii Muzycznej. Zrozumiałem, że ten projekt musi się udać. Konkurs imienia M. Spisaka ma już 6 lat i międzynarodowy charakter. Jest Pan w nim od początku. Pan miał okazję znać Michała Spisaka? Może na początek powiem, że ten konkurs to ważne osiągnięcie Dąbrowy Górniczej. Już dziś widać, że było warto, przyjeżdżają ludzie z całego świata. Pochodzący z Dąbrowy Górniczej Michał Spisak nie należał jak i ja, do ludzi bogatych, a do tego już w młodości miał problemy ze zdrowiem; pamiętam, że którejś warszawskiej jesieni, chyba w 1957 roku widziałem go chodzącego z laską. Ale ponieważ był niezwykle utalentowanym człowiekiem, w 1937 roku otrzymał stypendium naukowe i studiował kompozycję w Paryżu, u Nadii Boulanger. Tam zastała go II wojna światowa, po której już został we Francji, a przez to do dziś bardziej znany jest nad Sekwaną, niż w Polsce. Ja się bardzo cieszę, że w mieście jego urodzenia pomyślano o Michale Spisaku. On jest wart tego zainteresowania, mimo żelaznej kurtyny jeszcze za swojego życia był w Polsce grywany. Wydawało mi się, że jest Pan jednym z jurorów Konkursu. Dopiero potem doczytałem, że uczestniczy Pan w jego Komitecie Honorowym. To istotna różnica? Konkurs żyje swoim życiem i co roku zmieniają się instrumenty konkursowe – w tym

Zdzisław Szostak Urodził się 13 stycznia 1930 roku w Sosnowcu przy ulicy Tabelnej. Od dzieciństwa jego pasją była muzyka. W Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach (obecnie Akademia Muzyczna) ukończył dyrygenturę (pod kierunkiem Artura Malawskiego, dyplom w 1954) oraz kompozycję (w klasie Bolesława Szabelskiego, dyplom w 1955). Natychmiast po uzyskaniu dyplomu z dyrygentury zatrudniono go w Filharmonii Śląskiej, gdzie odbył obowiązkowy wówczas staż dyrygenta –asystenta. Od 1958 roku podjął pracę w Poznaniu, tam początkowo zajmował stanowisko II dyrygenta w miejscowej Filharmonii, a od w 1967 został jej kierownikiem artystycznym. W 1971 przeniósł się do Łodzi, gdzie objął stanowisko zastępcy dyrektora do spraw artystycznych oraz dyrygenta Filharmonii Łódzkiej. Od 1972 do roku 2000 wykładał w Państwowej

roku są to trąbka, róg i puzon – a więc i jurorzy. Moja stałą rolą jest napisanie 2-3 utworów, które wykonają jego uczestnicy. Wykonania te są oceniane przez jury, natomiast ja mam dodatkowy osobisty przywilej – wyboru najlepszego odtwórcy według mego uznania. Nieco inna jest rola Komitetu Honorowego, jest on ambasadorem tej imprezy. Wchodzą w jego skład przedstawiciele organizatora konkursu oraz znakomici polscy kompozytorzy i dyrygenci, tacy, jak na przykład Krzysztof Penderecki, Wojciech Kilar, Jan Krenz, Jerzy Maksymiuk i Eugeniusz Knapik… No tak, i mimochodem pojawiły się w pańskim sąsiedztwie te wielkie, z pierwszych stron gazet, nazwiska! To było nieuniknione, kiedy rozmawia się z dyrygentem muzyki do ponad dwustu filmów i laureatem tak wielu muzycznych nagród. Film jest Pana druga naturą? W zasadzie to muzykę do filmów pisałem już od czasu studiów w Katowicach. Początkowo były to tytuły dokumentalne – miałem na przykład okazję napisać muzykę dla młodego Hoffmana – i krótkometrażowe. Ale że moim marzeniem zawsze była fabuła, w końcu zacząłem pisać dla łódzkiej filmówki… …i rozpoczął Pan od Filipa Bajona „Arii dla atlety”. Lubię ten film i dobrze pamiętam rolę Krzysztofa Majchrzaka. Dlaczego akurat od tego filmu? Znał Pan wcześniej Bajona? Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi. Tam też w latach 1972–1995 prowadził ogólnouczelnianą studencką orkiestrę symfoniczną, z którą koncertował m.in. w Niemczech i we Włoszech. Największymi pasjami Zdzisława Szostaka zawsze były muzyka symfoniczna i oratoryjna oraz muzyka filmowa. Od 1957 roku jako dyrygent i kompozytor związany był z Wytwórnią Filmów Dokumentalnych w Warszawie i Wytwórnią Filmów Oświatowych w Łodzi. Z czasem podjął też współpracę z Wytwórnią Filmów Fabularnych. W ciągu ponad półwiecza pracy twórczej skomponował muzykę do 40 filmów (w tym 20 fabularnych). Pod jego batutą dokonano nagrań do ok. 200 filmów polskich i zagranicznych, m.in. z muzyką autorstwa Wojciecha Kilara, Zbigniewa Preisnera i Jerzego Maksymiuka. Jako dyrygent, Zdzisław Szostak współpracował m.in. z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i Telewizji (obecnie

I tak i nie. Okazało się, że to on mnie znał. Filip Bajon pochodzi z Poznania i – jak mi to wyjaśnił przy koniaku po kolaudacji „Arii… ” jego ojciec chciał go wychować na „porzundnego” poznaniaka i w związku z tym zabierał go, już jako nastolatka, na koncerty do Filharmonii Poznańskiej. To właśnie na estradzie Filharmonii Filip zobaczył mnie po raz pierwszy. W kwietniu tego roku dostał Pan nagrodę „Złotego Glana” łódzkiego kina „Charlie”. Nie za „Królową Bonę”, nie za „Wizję lokalną”, nie za „Limuzynę Daimler Benz” czy „Wahadełko”. Za całokształt. Czemu? To wydarzyło się na Targach Film Video Foto w Łodzi. Ale przede wszystkim w kinie, gdzie obchodzone były 122. urodziny Charliego Chaplina. Na gali pojawiły się sobowtóry genialnego komika, były spotkania z filmowcami różnych pokoleń, projekcja „Gorączki złota” i urodzinowy tort. Odbyła się też filmowa uroczystość, której zostałem laureatem. W ten sposób doceniono moją oryginalną drogę artystyczną. Nagroda przyznawana jest twórcom niezależnym, przeciwstawiającym się modom i trendom. Wśród posiadaczy „Złotych Glanów” są m.in. Lech Majewski, Daniel Olbrychski, Tomasz Bagiński, Petr Zelenka oraz Andrzej i Xawery Żuławscy. Tak właśnie myślałem, jest Pan atletą w tym co Pana robi. Serdecznie gratuluję i dziękuję za wywiad. NOSPR), Sinfonią Varsovią oraz niemal prawie wszystkimi orkiestrami filharmonicznymi w Polsce i wieloma zagranicznymi. Ma na swym koncie liczne nagrania archiwalne i kilkanaście płyt kompaktowych. Zdzisław Szostak otrzymał wiele nagród i odznaczeń, m.in. posiada medal za osiągnięcia artystyczne w Łódzkiej Wiośnie Artystycznej (1973) oraz nagrodę II stopnia Ministra Kultury i Sztuki za całokształt działalności artystycznej i pedagogicznej (1976), Złoty Krzyż Zasługi (1975), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1984) oraz Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”(2006). Jako twórca niezależny w kwietniu 2011 roku odebrał Złotego Glana – nagrodę łódzkiego kina „Charlie” przyznawaną od 2002 roku dla twórców przeciwstawiających się trendom i modom. Od 2006 r. jest członkiem Komitetu Honorowego Konkursu im. Michała Spisaka w Dąbrowie Górniczej.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

17


Zagłębiowskie pory roku

Jesień

Włodzimierz Wójcik Zwykle wstaję wcześnie. Tym razem spoglądam na zamglony horyzont oraz krople wody spływające po liściach klonu. Podczas tradycyjnego porannego spaceru pozdrawiam, jak zwykle, sąsiadkę, w której ogrodzie jeszcze nie tak dawno kwitły krzewy jaśminowe, czarujące narkotycznym zapachem. Sąsiadka zamiata z chodnika złotawo-brązowe liście. Tym razem już… brzozowe. Z uśmiechem dopowiada do naszego pozdrowienia: „Jest już wrzesień, a więc jesień”. Budzę się z zamyślenia i oto spostrzegam oczywistą prawdę w tych słowach. Nagle rzeczowniki i przymiotniki jesień, jesienny, jesiennie spadają na mnie, niczym owe liście zmiatane przez sąsiadkę. Układają się w znane przysłowia ludowe, którymi polska wieś żyje niemal od stuleci: „Jesień nie zrodzi, czego wiosna nie zasiała”; „Kto w jesieni bydląt nie tuczy, ten je w zimie dźwiga, a na wiosnę wywłóczy”; „Na jesieni świat się mieni”; „Najlepsza jesień tego nie zrodzi, czego wiosna nie zasiała”; „Otóż wrzesień, a więc jesień, gospodarze ręce w kieszeń”; „Skoro jesień, pięknych jabłek pełna kieszeń”; „W jesieni gdy tłuste ptaki, w zimie mróz nie byle jaki”; „W jesieni wczesny mróz, na wiosnę prędko szykuj wóz”; „Wiele ostu we wrzesień, wróży pogodną jesień”; „Woła wrzesień, że już jesień”. Łatwo zauważyć, że przytoczone przysłowia odnoszą się do życia wiejskiego. Jest to zrozumiałe. Następujące po sobie pory roku determinują przecież zasadniczo kształt egzystencji ludzi pracujących na roli. Widać to wyraźnie w twórczości literackiej gospodarza z Nagłowic, Mikołaja Reja (Rok na cztery części podzielon), w Chłopach Reymonta, w dużej mierze w powieści Orzeszkowej Nad Niemnem, czy w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej. Człowiek miasta, niezależnie od pór roku i rodzaju pogody, bez większego trudu udaje się do biura, na uczelnię, czy do stalowni. Rolnik zaś bardzo wczesnym ranem nasłuchuje, czy „o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny” (Leopold Staff), spogląda na niebo, na drzewa w sadzie, i kalkuluje – raz ze spokojem, niekiedy nerwowo – zadając sobie pytanie, jak zorganizować sobie i swoim bliskim, rytm prac w zagrodzie i na polu. Polski rolnik doskonale wie, że w jesienne pluchy nie kopcuje się ziemniaków czy buraków na zimę, bo zgniją. Przecież w stodole, na tak zwanym boisku można w czasie deszczu młócić żyto, pszenicę, jęczmień, czy owies. Czas jesieni od stuleci pociągał naszych malarzy, zwłaszcza tych, którzy byli wrażliwi na przyrodę, gdyż od dzieciństwa byli związani z naturą: polem, lasem, pastwiskami, rozlewiskami rzek. Józef Chełmoński malował jesienne odloty żurawi, zagrody chłopskie o jesiennej porze, czajki nad jesiennymi rozlewiskami, pastuszków przy ognisku, jesienną orkę, stogi na wschodnich kresach, jesienne mgły poranne nad Styrem. Stanisław Kamocki przedstawiał dworki w oprawie jesiennych liści, chochoły, jesienne krajobrazy. Józef Mehoffer jest twórcą pięknego obrazu, przedstawiającego jezioro jesienią. Ferdynand Ruszczyc namalował pejzaż ze stogami oraz Pejzaż jesienny o zachodzie słońca (1907). W Muzeum Narodowym w Krakowie zwraca uwagę zwiedzających fascynujący obraz Stanisława Witkiewicza pod znaczącym tytułem Jesieniowisko (1894), przedstawiający potężne zbocze tatrzańskie, majestat groźnych gór i – w centrum obrazu – maleńką postać górala, grzejącego się przy płonącej watrze.

18

Jesienna pora od wieków uwodziła także pisarzy i poetów. Wincenty Pol w wierszu Na jesieni przedstawiał tę porę roku tradycyjnym opisem: Coraz ciszej. Wrzesień! Wrzesień! Słońce rzuca blask z ukosa I dzień krótszy, chłodna rosa – Ha, i jesień – polska jesień! W podobny, nieco ilustracyjny sposób, jesień przedstawiało wielu poetów. W miarę upływu lat konwencje literackie zmieniały się. Na przykład, w wieku dwudziestym Stanisław Grochowiak, oczarowany – co przecież naturalne – tą porą roku, czyni nie ją przedmiotem uwagi, lecz zapewne jakąś bardzo sympatyczną, bliską mu kobietę. Część mowy, rzeczownik „jesień” po prostu przekształca w przysłówek „jesiennie”, który w układzie logicznym jest okolicznikiem sposobu. Odpowiada bowiem na pytanie „jak?”: Tęsknię za tobą jesiennie – Za tobą odległą O zimne deszcze – Szukam cię w nocy Ciemnej, W taki mrok, W taki chłód Widać, że podmiot liryczny kocha, ale kocha nie tak zwyczajnie: nie „nad życie”, nie „bardzo”, nie „czule”. Byłyby to przecież wyrażenia już oklepane, banalne, nieco wytarte. Kocha „jesiennie”, ale odbiorca tekstu poetyckiego ma prawo zapytać, co to znaczy. Pewne sygnały odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w zasobie leksykalnym wiersza. Przywołuje on tonację molową, nokturnową. W miejsce euforii, jaka towarzyszy zwykle wiosennym uniesieniom miłosnym, przychodzi uspokojenie i wyciszenie. Wychłodzenie uczuć. Ta „polska jesień” (Jan Józef Szczepański: Polska jesień – 1955) w dziejach naszego narodu znaczona była bolesnymi ranami, zadawanymi nam przez wrogich sąsiadów, ale także heroicznymi czynami narodu i zwycięstwami. Jesienią 1939 roku nasz kraj musiał prowadzić ciężkie wojenne działania obronne, ale i zaczepne, wywołane agresją Niemiec na Polskę w dniu 1 września i agresją Związku Sowieckiego 17 września. Pod naporem niemieckiej machiny militarnej 5 października 1939 po bohaterskiej bitwie stoczonej pod Kockiem nasza armia została zmuszona do kapitulacji. Dowództwo wychodziło z przekonania, że żołnierz polski jeszcze będzie ojczyźnie potrzebny. Nie może się wykrwawić. Jesienny dramat Polaków ukazał Władysław Broniewski w wierszu Żołnierz polski. W poetyckich skrótach ukazał los anonimowego żołnierza, którego pułk rozbito pod Rawą, a który, broniąc Warszawy, „dał ostatni wystrzał”, potem „pod brzozą u drogi”, on, zmęczony piechur, opatrywał sobie na nogach rany. Okrucieństwo

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Zagłębiowskie pory roku klęski wrześniowej szczególnie wyraziście widać w oksymoronicznym dwuwierszu: „Dudnią drogi, ciągną obce wojska, / a nad nimi złota jesień polska”. Za kilka lat przyszedł następny rozdział narodowego dramatu polskiego. Oto przez wrzesień trwało – rozpoczęte 1 sierpnia 1944 – i boleśnie dogasało, właśnie jesienią, do 3 października, powstanie warszawskie. Ten heroiczny narodowy czyn wiele nas kosztował. Obecnie historycy przyjmują, że straty ludności cywilnej podczas powstania wyniosły około 120-150 tysięcy ofiar. Wśród zabitych przeważała młodzież oraz ogromna większość warszawskiej inteligencji. Straty poniesione przez powstańców były też niezwykle bolesne: około 9700 zabitych, około 7200 zaginionych, około 25 tysięcy rannych i kontuzjowanych. Ponadto do niewoli niemieckiej wzięto 17 443 powstańców, w tym 2028 oficerów. Kilka tysięcy powstańców wyszło z Warszawy wraz z ludnością cywilną. Pośród bohaterskich powstańców byli pisarze i poeci z „Pokolenia Kolumbów”: Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Zdzisław Stroiński, Wacław Bojarski, Andrzej Trzebiński. W historii naszego narodu były i lepsze jesienie. W listopadzie 1830 roku warszawscy podchorążowie pod dowództwem Piotra Wysockiego wystąpili przeciwko caratowi, przeciw Moskalom. Ponieśli klęskę, ale dali początek Wielkiej Emigracji, która o dramacie Polski mówiła całemu światu. Na progu wieku dwudziestego, 11 listopada 1918 roku, po 123 latach niewoli, Polska odzyskała niepodległość. Została ona wywalczona przez naród za sprawą przywódców różnych orientacji politycznych, przede wszystkim jednak za sprawą legendarnego Komendanta, Józefa Piłsudskiego. Data ta świadczy, że i jesień może być dla nas szczęśliwą porą roku. Pora ta od niepamiętnych czasów kojarzyła mi się z młodopolskim wierszem Leopolda Staffa Deszcz jesienny. Zwykle czytałem go sobie na głos w moim ciepłym mieszkaniu wówczas, gdy za oknem panowała przejmująca szaruga: O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze Na próżno czekały na słońca oblicze... W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą, W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą... Odziane w łachmany szat czarnej żałoby Szukają ustronia na ciche swe groby, A smutek cień kładzie na licu ich młodem... Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem W dal idą na smutek i życie tułacze, A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny... Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny... Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię... Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie... Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło. Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło, Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno... Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną... Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą... Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie I zmienił go w straszną, okropną pustelnię... Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem I kwiaty kwitnące przysypał popiołem, Trawniki zarzucił bryłami kamienia I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia... Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu Położył się na tym kamiennym pustkowiu, By w piersi łkające przytłumić rozpacze, I smutków potwornych płomienne łzy płacze... To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Jak widać wiersz Staffa – posiadający walory muzyczne – utrzymany jest w tonacji molowej. Jego impresjonistyczna tkanka inkrustowana jest fragmentami idącymi z ducha ekspresjonizmu. Pojawiają się groźne, mrożące w żyłach krew, obrazy pożaru chłopskiej chaty, płaczących dzieci, szatana idącego przez świat i zamieniającego wszystko w martwy popiół. W podobnej tonacji utrzymany jest inny wiersz Staffa Jesień. Jak łatwo się przekonać, jego autor koncentruje uwagę nie tyle na świecie zewnętrznym, ile na duchowym wnętrzu podmiotu lirycznego, jego dylematach, dramatach, rozterkach: Rozełkała się jesień łzami dżdżu mętnemi, W mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępione łany... Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi. Drzwi, co w świat czucia wiodą, głucho się zawarły, Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej, Gdzieś dawno przed tysiącem wieków zapomnianej. Na rany duszy kładzie mgła wilgotne płótna, Co koją ból. Usnęła pamięć i sumienie. Jest mi, jak gdyby nigdy troska ni myśl smutna Nie była duszy biczem ni ogniem, co pali. Dobrze jej w znieczuleniu... Niech śpi! Ból hen – – w dali.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

19


Zagłębiowskie pory roku Niechaj nie wstaje słońce – – bo cichsze są cienie... A teraz tylko cienia pragnę, tylko ciszy, By się nie zbudził potwór ciemny i ponury, Co duszy mej widnokrąg zaległ. Gdy usłyszy Dźwięk, gdy go zbudzi blask, zwraca swe lice Ku mnie i z oczu krwawych ciska błyskawice, Śmieje się gniewnie, jakby grzmot przebiegał chmury. Woła szyderczo, świecąc ślepi szkliwem białem, Żem grzechy swe, miast zabić, stroił w tęcz odzienie, Że miałem iść przez ciernie, a ja – – tchórz – – zostałem, Żem wielkich pragnień ptaki zabił podłą dłonią, Co wyrzut mają w oczach, mrąc, lecz się nie bronią... Niechaj nie wstaje słońce – – bo cichsze są cienie Teraz śpi potwór. Jesień płacze łzy mętnemi, W mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępione łany... Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi. Drzwi, co w świat czucia wiodą, głucho się zawarły. Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej, Gdzieś dawno przed tysiącem wieków zapomnianej.

jest rajską porą dla myśliwych. Zakochany w polskim pejzażu i w naszym narodowym obyczaju Wincenty Pol (Na jesieni) określa tę porę roku mówiąc „Tyś jak darów Boża czasza”. Poeta zachwyca się faktem, że – Na jesieni świat się mieni I w dobrane gra kolory, Pajęczyny srebrem dziany, Jak kobierzec różno wzory, Na dzień wielki rozesłany. A co na ten temat mówili wielcy romantycy? Wielką maestrią odznacza się opis jesieni w jednym z sonetów Juliusza Słowackiego. Oto pierwsza strofa utworu: Zwarzyła jesień kwiaty nad brzegiem strumyka, Wiatr szumiąc zeschłych liści tumanami miota; Błyszczy dąb koralowy, błyszczy brzoza złota, A jaskółkę niepokój wewnętrzny przenika.

Jak to bywa w sonecie nad tą częścią opisową unosi się smuga głęOd młodopolskiego symbolizmu i pesymizmu zaczął wychodzić Staff w tomie poetyckim Ścieżki polne, wydanym w 1919 roku, a więc bokiej refleksji nad upływem czasu, nad dramatem oddalenia od ojjuż w Polsce Niepodległej. W wierszu Kartoflisko jawi się obraz póź- czyzny i koniecznością przymusowego pielgrzymowania, które było nej jesieni w kształtach już nie symbolistycznych, lecz realistycznych. komponentem losu naszych romantycznych wieszczów. Polscy pozytywiści nie słynęli z wybitnych osiągnięć na polu Warto ten utwór – w formie sonetu – przytoczyć w całości: poezji. Legitymują się przede wszystkim dokonaniami w dziePod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem, dzinie prozy powieściowej. W dziełach Prusa, Sienkiewicza czy Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole Elizy Orzeszkowej polskie jesienie mają wielorakie fascynujące I z krzykiem krążą nisko nad kobiet orszakiem, barwy. Znaczącymi poetami byli wówczas Asnyk i Maria KonopRozpinając swych skrzydeł czarne parasole. nicka, wielka znawczyni ludzkiego cierpienia. Z jej wierszy wynika ta okrutna prawda, że ludowi polskiemu zawsze wiał w oczy A robotnice w twardym, cierpliwym mozole, mokry, zimny, jesienny wiatr. Bardziej konwencjonalnie, choć Okryte – każda innym – barwistym wełniakiem, z pewnym wdziękiem jesień ukazuje Adam Asnyk (1838–1897) Dziobią pilnie motyką ziemniaczane pole, w wierszu Astry: W miękkiej ziemi stopami zaparte okrakiem. Znowu więdną wszystkie zioła, Pośród mgły i szarugi, przemokłe do nitki, Tylko srebrne astry kwitną, Grudy grzęd rozgarniają schylone najmitki Zapatrzone w chłodną niebios I spod zeschłych badyli i płytkich korzeni Toń błękitną... Jakże smutna teraz jesień! Zbierają krągłe bulwy, jak jaja spod kwoki, Ach, smutniejsza niż przed laty, I rzucają je w wiadro lub ceber głęboki, Choć tak samo żółkną liście Co głucho grzmią jak bębny na odmarsz jesieni Więdną kwiaty I tak samo noc miesięczna Spoglądam na jesień przez pryzmat poezji Staffa, gdyż właSieje jasność, smutek, ciszę I tak samo drzew wierzchołki śnie ta poezja oczarowała mnie we wczesnym dzieciństwie. Zdaję Wiatr kołysze sobie jednocześnie sprawę z tego, że nasi antenaci również mieAle teraz braknie sercu li swoje pory roku niosące im szczególne doznania oraz swoTych upojeń i uniesień ich artystów i ludzi pióra sugerujących pewne sposoby dostrzeCo swym czarem ożywiały gania tej pory roku. Na przykład dla Mikołaja Reja rok był na Smutną jesień „cztery części podzielon” a jesień wprawdzie wywoływała pewDawniej miała noc jesienna ne oczarowania i doznania estetyczne, ale przede wszystkim Dźwięk rozkoszy w swoim hymnie przynosiła „wszelkie pożytki” w obejściu, zagrodzie, ogrodzie Bo anielska, czysta postać i w lesie”. Adam Naruszewicz w wierszu Jesień dowodzi, że luStała przy mnie dziom gospodarnym i pracowitym „Łaskawa jesień dzieli swe Przypominam jeszcze teraz dary” i to właśnie dla nich „Sam dobrowolnie owoc się sypie”. Bladej twarzy alabastry, Dla Kajetana Koźmiana, autora Ziemiaństwa polskiego jesień

20

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Zagłębiowskie pory roku Krucze włosy – a we włosach Srebrne astry... Widzę jeszcze ciemne oczy... I pieszczotę w ich spojrzeniu Widzę wszystko w księżycowym Oświetleniu...

W przeciwieństwie do Micińskiego dla Bronisławy Ostrowskiej świat jest spokojny. Dla niej jesień to orzechy łuskane, miodowe plastry, białe astry, ciężkie słoneczniki, korale jarzębin, oraz świeże ziarno w spichlerzach. Także pewna faza dojrzałego wieku człowieka, w której dawne niepokoje i witalizm zostały stonowane. Widać ten kojący spokój, ten błogi nastrój w jej wierszu Jesień:

Jak na trzecią porę roku patrzyli rówieśnicy młodopolskiego StafPadają nasze słowa jak dojrzałe owoce. fa? Na przykład u Kazimierza Przerwy-Tetmajera (W jesieni; W noc Serce się już nie szamoce i piersi ci już nie druzgoce. jesienną) dominuje impresjonistyczny opis, nastrojowość, refleksja, emocjonalność, estetyzm i symbolizm. Przywołajmy dla przykładu O „polskich jesieniach” spędzanych na froncie wojennym, w okopoczątek wiersza W noc jesienną: pach wojennych wiele pisali poeci spod znaku irredenty, przeważnie – choć nie tylko – żołnierze legionów Piłsudskiego. Mam na myśli JóNa sine góry, na ciemne bory, zefa Mączkę, Józefa Relidzyńskiego, Józefa Andrzeja Teslara, Stanisłaskoszone, szare łany wa Długosza, Edwarda Słońskiego, Alfonsa Dzięciołowskiego, Henpada z księżyca światła mgławica ryka Zbierzchowskiego, Romana Musialika, Bolesława Zygmunta jak gdyby szron świetlany. Lubicza, Wacława Wolskiego, Franciszkę Arnsztajnową i wielu inI ziemia cała w blask się ubrała nych. Na progu Niepodległości, jesienią 1918 roku, zjawiła się grui drzemie lśniąc srebrzyście, pa poetów, przyszłych skamandrytów, którzy w swej twórczości zrya w ciszy sennej wicher jesienny wali z młodopolską nastrojowością, symbolizmem, dekadentyzmem szumi, kołysząc liście. […] a także z neoromantyczną tematyką martyrologiczną. Zafascynowani byli oni tematyką codzienności, spokojnym rytmem życia wyznaWedług innego poety z tej epoki, Wacława Rolicza-Liedera (Pieśń czanym porami roku. Temat podejmuje Julian Tuwim (Wspomnienie, jesienna) wiosna i lato nie przynoszą nic szczególnego. Dopiero je- Suma jesieni, Złota polska jesień), Kazimierz Wierzyński (Litwa jesień niesie ze sobą radosne szaleństwo, błyszczące w zenicie gwiazdy, sienna, Fuga, Etiuda na jesień) i Jarosław Iwaszkiewicz (Przechadzka ulatujący klucz żórawi, liście dębiny lecące na suche trawy, świszczą- sentymentalna, Chwila w jesieni, Jesień w Warszawie, Plejady). Szczecy wiatr, marszczące się powierzchnie stawów, jęczący bór. Jednym gólnym wdziękiem odznacza się Iwaszkiewicza wiersz Warkocz jesłowem poetę zachwyca dynamizm natury, co doskonale ujmuje sieni, którego wybrane zwrotki warto zacytować: w zakończeniu utworu: Coraz ciszej, jesień, wrzesień, pasma ścielą się po polach, Bo walkę widzę w naturze, milkną głosy i kolory, Walkę namiętną: polska jesień – jak u Pola. Jak w życiu człowieka – burze Ziarna mielą się we młynie, I duszę smętną; wiatr i wiatrak i wiatrówka, Krew kipi, wre, a serce grzmi, mleko życia jak w maszynie I straszno mi, i dziko mi! oddziela czasu wirówka. […] Dojrzałych śliwek zapach cieszy, Przeciwieństwem dynamizmu Rolicza-Liedera jest Lucjan Rydel, turkocząc jedzie wóz na rynek, pogodzony ze strukturą i odwiecznym porządkiem świata i prawanie myśl, że zima za tym spieszy, mi przemijania. Ten szlachetny ludoman, przyżeniony do bronoczas jeszcze będzie na spoczynek. […] wickiej rodziny Mikołajczyków mówi w wierszu Jesienią po prostu: „trudno!” Godzi się po prostu na konieczność przemijania. W stylistyce ekspresjonistycznej jesień ukazywał Tadeusz Miciński. W cyZ perspektywy emigranta, pielgrzyma, wygnańca na polską jeklu Akwarele poeta opisuje kipiący dynamizmem kosmos. Świat sień spoglądał Antoni Słonimski (Listopad), a Władysław Broniewjesienny, pełen ostrych, kontrastujących barw zdaje się płonąć, for- ski (Listopady, Scherzo, Wiersz przeciwjesienny) tę porę roku niemal utożsamiał z historią Polski. mować się, zmieniać: Ze skamandrytami związany był swą twórczością wcześnie zmarły na gruźlicę Jerzy Liebert (1904–1931). Uroki barwnej jesieni opieJesienne lasy poczerwienione wał w wierszach Początek jesieni oraz Przed domem jarzębina. W ligoreją w cudnym słońca zachodzie, ryku Ty i jesień... zjawia się delikatny, niezwykle subtelny i ujmujący Witam was brzozy, graby złocone ton miłosnego wyznania: i fantastyczne ruiny w wodzie. Czemu się śmieją te jarzębiny? Na ziemi jesień wietrzna konary drzew pochyla, czemu dumają jodły zielone? Perełki chmur po niebie jak na różańcu goni. czemu się krwawią klony – osiny? W ogrodach Twoich oczu kołyszą się motyle, płyną fiolety mgieł przez doliny W pasiekach ust Twych słodkich rój miodno-złoty dzwoni. i jak motyle w barwnym ogrodzie Już spłonął po zagrodach rumieniec jarzębiny latają liście złoto-czerwone.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

21


Zagłębiowskie pory roku I dzwonki kulek srebrnych nie toczą nad przełęczą, Ale gdy moje oczy ku Twoim oczom skłonię – Dzwonkami, jarzębiną jesienne dnie me dźwięczą. Panienko moja dobra, która na czoło ciche Pieszczotą dłonie zsyłasz jak ptaki najłaskawsze, Najsmutniejszemu z ptaków, co w moich piersiach bije, W ogrody oczu pozwól zabłąkać się na zawsze

Omija cienie października, Na tykach ciepłe pomidory Są jak korale u indyka, Na babim lecie, zawieszonym Między drzewami jak antena, Żałośnie drga wyblakłym tonem Niepowtarzalna kantylena, Rzednąca trawa, blade dzwońce, Rozklekotane późne świerszcze, I pomarszczone siwe słońce, I ja – piszący rzewne wiersze.

Taką maestrię w wyrażaniu uczuć w związku z nastawaniem jesieni, widzimy w dorobku twórczym Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, poetki bliskiej zarówno skamandrytom jak i przedstawicielom awangardy. Jej miniatury poetyckie (Jesienne niebo, Jesień, PaździerPrzedstawiciele poezji awangardowej byli w zasadzie piewcami nik) pociągają czytelnika oryginalną grą słów, jak to widać w liryku miasta, masy, maszyny. Ale w wielu przypadkach wyrażali zafascyLiście z tomu Pocałunki (1926): nowanie polskim krajobrazem zmieniającym się w rytmie pór roku. Julian Przyboś w tomie Póki my żyjemy (1944) pomieścił wiersz LiRumieńce lata pobladły, Liść złoty z wiatrem mknie. stopadowa pora (1943), który był w istocie poetyckim apelem do I klonom ręce opadły, Polaków okupowanego przez Niemców kraju, by odkopywali ukryI mnie… tą we wrześniu 1939 roku broń, ponieważ jest „gotowa do wybuchu mściwość”. Jesień widziana oczyma Kazimiery Iłłakowiczówny, poetki zbliJózef Czechowicz, przedstawiciel lubelskiej Drugiej Awangarżonej do „Skamandra”, cechuje się dynamiką i witalizmem, który dy uwrażliwiony jest na kolorystykę opisywanej pory roku. Tak pipociągał Wierzyńskiego, Lechonia, Tuwima, czy Iwaszkiewicza. sze w wierszu Jesienią: Ów witalizm manifestuje się w całej pełni w jej wierszu O jesiew oknie chmur plamy deszczowa sieć ni, jesieni: ogród to rdzawość czerwień i śniedź w kroplach co ciężkie na brzoskwiń listkach Niech się wszystko odnowi, odmieni.... niebo kuliste błyska i pryska O jesieni, jesieni, jesieni ..... Niech się nocą do głębi przeźrocza Mieczysław Jastrun (Jesień, Na rodzinnych polach) debiutująnowe gwiazdy urodzą czy stoczą, niech się spełni, co się nie odstanie, cy w latach międzywojennych, w swoich wierszach snuł reflekchoćby krzywda, choćby ból bez miary, sje o jesieniach przeżywanych w zaciszu domowym, a także tych, niesłychane dla serca ofiary, które towarzyszyły żołnierzom frontowym gotującym w zagajgniew czy miłość, życie czy skonanie, nikach wojskową strawę, szykującym granatniki, bądź kopiąniech się tylko coś prędko odmieni. cym „świeże groby”. O jesieni!... jesieni! ... jesieni! Konstanty Ildefons Gałczyński, ten legendarny piewca chwaJa chcę burzy, żeby we mnie z siłą ły żołnierzy z Westerplatte, który jako żołnierz września spęznowu serce gorzało i biło, dził lata wojny w niemieckim Stalagu, tak ukazywał uroki świażeby życie uniosło mnie całą ta w wierszu Jesień: i jak trzcinę w objęciu łamało! Nie trzymajcie, nie wchodźcie mi w drogę Jabłka świecą na drzewach jak węgle w popiele, już się tyle rozprysło wędzideł ... wiatrak pęka ze śmiechu i powietrze miele. Ja chcę szczęścia i bólu, i skrzydeł Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne i tak dłużej nie mogę, nie mogę! z różowymi żądzami mężną wiodą wojnę. Niech się wszystko odnowi, odmieni! ... Już kasztan się osypał i ochłodły ranki; O jesieni! ... jesieni! ... jesieni. o, młody przyjacielu, poszukaj kochanki z małym domkiem, ogródkiem, sennym fortepianem, która by włosy twoje czesała nad ranem, Pisząc o jesieni, nie mogę pominąć Jana Brzechwy, który dzięz którą byś po śniadaniu czytał Mickiewicza – ki utworom przeznaczonym dla dzieci i młodzieży, był mi bliski od niech będzie silna w ręku, a piękna z oblicza, najwcześniejszych lat mojego życia. Godzinami potrafiłem powtajak jesień zamyślona, jak Jesień śmiertelna rzać sobie jego bardzo rytmiczny wiersz J e s i e ń: i jako jabłka owe cierpka i weselna. O, jakie rzewne widowisko: Inna tonacja dominuje w poezji poety Polski Walczącej, KrzyszCzerwone liście za oknami I cienie brzóz, płynące nisko tofa Kamila Baczyńskiego, który zginął już w trzecim dniu powstania Za odbitymi obłokami. warszawskiego. Smutna tonacja jego wiersza Gorzko pachną... wydaPies nie ujada. Zły i chory je się być przeczuciem dziejów jego życia:

22

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Zagłębiowskie pory roku Gorzko pachną samotną jesienią te wieczory bez Ciebie umarłe, kiedy marzę zaplątany w jesień, kiedy serce mnie dławi pod gardłem. Kiedy liście żółtawym odblaskiem spełzną na dół na ściśnięte pięście, w mgłach daleko zagubiona radość, w mgłach daleko zagubione szczęście. Potem noce mnie ciszą umęczą, myśli spali błyskawicą drżenie, potem serce mi wydrze przymarłe jesień w wieczór spłakany wspomnieniem...

Na mody byle jakie Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie Uczuć starym drapakiem Rzeczywiście tak jak księżyc Ludzie znają mnie tylko z jednej Jesiennej strony

Mimo upływu lat urok tego pięknego wiersza nie maleje. Nie tylko czytam i piszę o jesieni, ale także żyję rytmem prac polowych. Ostatnio gromadzę drewniane kloce do kominka na czas zimy. Suszę kilkuletnią słomę do okrycia dorodnych róż. Tuż przed mrozami pojawią się w mych ogrodach „chochoły” niejako rodem z dramatu Wyspiańskiego. W pewnym momencie – gdy Podobny nastrój spostrzegamy w liryku Tadeusza Borowskie- grabię złote i brązowe liście spod starej czereśni – przypominam go, więźnia Pawiaka, Auschwitzu i Mauthausen, pod wymownym sobie Floriana Śmieję, który w maju 2011 roku – podobnie jak tytułem Niebo października. Zawarł w nim poeta kłębowisko myśli w latach ubiegłych – bawił u mnie w gościnie i pod tą czereśnią i uczuć człowieka w lagrowych pasiakach spoglądającego tęsknie na chronił się przed upałem. Wspomniałem mu, że ostatnio przyświat istniejący poza kolczastymi drutami. gotowuję artykuł o jesieni. Jestem jednocześnie ciekaw, jak on Do pokolenia Baczyńskiego i Borowskiego należy Tadeusz w swej letniej chatce nad Huronem przeżywa jesienne nastroje. Różewicz, poeta „ocalony” z okupacyjnej rzezi, ponieważ lata Okazuje się, że moje ni to pytanie, ni refleksja nie pozostały bez wojenne poświęcił czynnej walce z Niemcami w szeregach par- echa. Parę dni temu otrzymałem od Floriana mejlem wiersz, któtyzanckich. Po wojnie w tomie Niepokój (1947) pomieścił utwór ry mnie poruszył i wzruszył: Idzie podzim. Dla porządku warto wyjaśnić, że ów „podzim” to dla Ślązaków pora roku, która mieJesienny wiersz: ści się między jesienią a zimą. Oto podzim na kanadyjskiej posesji Ślązaka z Kończyc: Lato umiera gasną róże Syczą róże w deszczach rzęsistych. Szarozielone fale Huronu łaszą się Lato umiera wiersze są smutne do chylącego się na bezchmurnym niebie słońca. smutne są włosy poety Przeminęły już parne upały czarne włosy jak skrzydło kruka chyłkiem zagląda jesień zza płytkiej zatoki jak skrzydło czarnych blasków szykują się do odlotu gwarne gęsi opuszczone […] i zarumieniły się klonowe liście. W innym wierszu, Kąciki pojawia się Różewiczowy jesienny świat Śmieja opuszcza Huron, zabija deskami okna chatki, wraca do w kolorystyce już zdecydowanie jaśniejszej. Poetyckich zachwytów nad jesienią jest obfitość. Temat jesie- Mississaugi. Nie zaszywa się w zimowej gawrze. Jedzie na południe, ni podejmowali: Artur Międzyrzecki, Tadeusz Kubiak, Zbigniew by przez dwa tygodnie przeżywać spiekotę w Colorado, tam, gdzie Herbert, Bohdan Drozdowski, Andrzej Bursa, Stanisław Grocho- jesienne zimne pluchy nie dokuczają. Kończąc ten „jesienny” artykuł pragnę uniknąć jednak jesienwiak, Halina Poświatowska, Ernest Bryll. Wielu, wielu innych. O ich twórczości moi studenci napisali setki rozpraw magister- nych nastrojów, smutków, „osmętnic”. Przywołuję więc piękną poskich. Niektóre pojedyncze wiersze były przedmiotem szczegó- stać człowieka, który zaważył na rozwoju polskiej myśli i kultury, łowych analiz i interpretacji na prowadzonych przeze mnie ćwi- a także na mojej edukacji. Myślę o Tadeuszu Kotarbińskim (1886czeniach z polskiej literatury współczesnej. Pamiętam, ile żywej 1981), który w latach dojrzałych pisał udatne, pełne wiary w człodyskusji wywołał czytany przez nas wiersz Jerzego Harasymowi- wieka, wiersze. Drukiem ogłosił poetyckie tomiki: Rytmy i rymy (1973) oraz Wiązanki (1973) Zakończenie jego wiersza Pociecha cza Jesienna zaduma: mówi samo za siebie: Nic nie mam Patrz! Z gałęzi liść opadł… Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem Wnet nastanie listopad, Nawet nie wiem Listopad – czas radosny Jak tam sprawy z lasem, Oczekiwania wiosny. Rano wstaję, poemat chwalę Biorę się za słowa, jak za chleb Rzeczywiście, tak jak księżyc Nie da się ukryć, że te dwa ostatnie wersy utworu poetyckiego Ludzie znają mnie tylko z jednej wielkiego filozofa, prawdziwego mędrca, niosą otuchę. Zwłaszcza Jesiennej strony ludziom starszym. Nic nie mam Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet Październik 2011 Nie zważam

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

23


Plastyka

Malarz – offroadowiec Jacek Gąsior (ur. w Jaworznie w 1960 r.) za

swoich mistrzów uważa dwóch artystów, którzy przygotowywali go do studiów plastycznych – Macieja Magę i Andrzeja Patera – obaj robią karierę artystyczna (i finansową) w USA. Sam ukończył w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych dwa wydziały – Konserwacji Dzieł Sztuki i Malarstwa Architektonicznego, ukochał jednak szczególnie portret, któremu oddaje się z zapałem, szukając wciąż swojego indywidualnego stylu. Jego obrazy znajdują się na całym świecie, pracował bowiem przez dziesięć lat dla marszandów paryskich związanych z firmą Milieuduciel. Część prac powróciła do Polski, zakupiona przez turystów, którzy nie spodziewali się, że J.P. Jars – to przetłumaczone na francuski nazwisko J.P. Gąsiora. Jest również autorem prac, które Polski nigdy nie opuszczą – jako że specjalizuje się we freskach i polichromiach. Jego dziełem jest wpisana już przez UNESCO barokowa polichromia kościoła św. Barbary w Krakowie. Jaworznianie mogą podziwiać jego prace w kościele p.w. Podwyższenia Krzyża w Jeleniu, a Sosnowiczanie w kościele św. Alberta. Namalował tam postać papieża Jana Pawła II na tle kopca, mając nadzieję, że wcześniej czy później Polacy usypią go swemu rodakowi na wzór kopca Kościuszki czy Kraka. Z obrazem związana jest ciekawa historia, którą Gąsior opowiada ze śmiechem, gawędząc o swych zdolnościach wizjonerskich. Otóż – księdzu Bochenkowi, poszukującemu pieniędzy na wykonanie polichromii, podsunął pomysł aukcji obrazu Papieża, na którym Jan Paweł II przedstawiony jest w aureoli z chmur. Jakże zdziwili się obaj, gdy media poinformowały o cudownej aureoli, jaką wierni w Fatimie mieli okazję zobaczyć w dniu beatyfikacji. Co więcej na obrazie namalowanym w kościele widnieje napis: Otwórzcie drzwi Chrystusowi – wybrany na motto na dwa miesiące przed ogłoszeniem tych słów za hasło beatyfikacyjne przez Watykan. Jednak prorokiem na szczęście nie zamierza zostać. Marzy o wyprawach offroadowych po Bałkanach i Afryce Północnej – efektem wyprawy czterokołowcem poprzez góry Atlasu są namalowane na skórze postacie Afrykańczyków. Być może uda się zorganizować wystawę, bo powstało już ponad dwadzieścia malowideł wykonanych na skórach ofiarowanych artyście przez Garbarnię Szczakowa. Być może – bo rachunki powodują, że większość dzieł wisi na prywatnych ścianach zamożnych Polaków i obcokrajowców. Zbigniew Adamczyk

24

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Plastyka

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

25


5

m a g a z y n ]DJรกฤ ELRQ\ wk u lt u r z e

# (1 7 ) ZU]HVLHฤ SDฤจG]LHUQLN 5HGDNWRU Z\GDQLD (ZD :DOHZVND 5HGDJXMH ]HVSyรก

.VLฤ ฤชND A n n a B aron .VLฤ ฤชND ยฑ WXV] SDSLHU L V]QXUHN ยฑ SU]HGPLRW QLE\ ]Z\F]DMQ\ D MHGQDN GR MDNLFK NRQWURZHUVML QLH SU]\F]\QLDรก VLฤ Z F]DVLH FDรกHM KLVWRULL VZRMHJR LVWQLHQLD %DZLรก XF]\รก SR]ZDODรก RGNU\ZDรผ RGOHJรกH ]LHPLH ]DPLHU]FKรกH F]DV\ Z]QLHFDรก UHZROXFMH UHOLJLMQH L NXOWXURZH D QDZHW SRWUDยฟรก RGNU\ZDรผ SU]HG F]\WHOQLNDPL WDMHPQLFH LFK ZรกDVQ\FK ZQฤ WU] , WDN IXQNFMRQRZDรก Z QDV]\P ฤ ZLHFLH RG QLHSDPLฤ WQ\FK GOD QDV F]DVyZ Dฤช GR SU]HรกRPX ZLHNX ;; L ;;, JG]LH ]DF]ฤ รก\ SRMDZLDรผ VLฤ SRJรกRVNL R MHJR ]PLHU]FKX 1DJOH GOD ZLHOX MHG\Q\P RGSRZLHGQLP PLHMVFHP W\FK SDSLHURZ\FK HNVSRQDWyZ PLDรก\ VWDรผ VLฤ PX]HD JG\ฤช ]DF]ฤ WR XZDฤชDรผ ฤชH ฤ ZLDW SRV]HGรก GDOHM L QLH Vฤ RQH SRWU]HEQH QLNRPX GR V]F]ฤ ฤ FLD -HGQDN QD V]F]ฤ ฤ FLH RND]DรกR VLฤ ฤชH ฤ ZLDW SHรกHQ MHVW RGGDQ\FK PLรกRฤ QLNyZ t uszu, p ap i eru i szn urk a NWyU]\ SRVWDQRZLOL QLH W\ONR XWU]\PDรผ NVLฤ ฤชNL QD SRZLHU]FKQL DOH UyZQLHฤช VWZRU]\รผ GOD QLFK SURP NWyU\ SRPLHฤ FL LFK ZLHUQ\FK IDQyZ RUD] SU]\FLฤ JQLH QRZ\FK

1D F]HUZRQHM NDQDSLH $PHU\NDQLH MDNR MHGQL ] SLHUZV]\FK SRVWDQRZLOL Z\NRU]\VWDรผ QDMZLฤ NV]HJR ZURJD NVLฤ ฤชNL ยฑ SHFHWD ยฑ GR MHM SRQRZQHJR UHQHVDQVX : URNX SRZVWDรกR Shelfari ยฑ VWURQD VSRรกHF]QRฤ FLRZD GOD PLรกRฤ QLNyZ NVLฤ ฤชHN D Z URN SyฤจQLHM SROVNL LQWHUQHW ]RVWDรก X]XSHรกQLRQ\ R MHM RGSRZLHGQLN ยฑ nakanapie.pl Kanapa WR REHFQLH MHGHQ ] QDMZLฤ NV]\FK Z 3ROVFH SRUWDOL OLWHUDFNLFK QD NWyU\ VWDWXV ]DSUDFRZDรกD QLH EH] SRZRGX &R ]DWHP SURSRQXMH WHQ Z\JRGQ\ PHEHO" 5R]JRV]F]HQLH VLฤ QD k an ap i e QDMOHSLHM MHVW ]DF]ฤ รผ RG VWZRU]HQLD VZRLFK ZLUWXDOQ\FK SyรกHN =DNรกDGDMฤ F NRQWR RWU]\PXMHP\ PRฤชOLZRฤ รผ Z\NUHRZDQLD SURยฟOX GRW\F]ฤ FHJR QDV]HJR JXVWX ]DLQWHUHVRZDฤ L XSRGREDฤ DOH UyZQLHฤช ZLUWXDOQHM ELEOLRWHNL NWyUฤ PRฤชHP\ SRU]ฤ GNRZDรผ ZHGรกXJ ZรกDVQHJR X]QDQLD RG NVLฤ ฤชHN NXU]ฤ F\FK VLฤ QD QDV]\FK UHDOQ\FK UHJDรกDFK SU]H] W\WXรก\ SRZLฤ ]DQH ]H VREฤ WHPDW\F]QLH SR SR]\FMH FKRรผE\ Z\ZRรกXMฤ FH Z QDV SR]\W\ZQH HPRFMH ยฑ LQQ\PL VรกRZ\ MDNL F]\WHOQLN WDNLH NODV\ยฟNDFMH 2WR SU]\NรกDG G]LHFND HSRNL ,QWHUQHWX ยฑ VDPL WZRU]\P\ UHJXรก\ ZHGรกXJ NWyU\FK WDJXMHP\ VZRMH zai n t eresow an i a WZRU]ฤ F QLHVNRฤ F]RQH PRฤชOLZRฤ FL RSLVX L GHยฟQLRZDQLD ยฑ NWR n a k an ap i e VLHG]L WHQ XNรกDGD SRGXV]NL MDN PX Z\JRGQLH K an ap ow i cze PDMฤ PRฤชOLZRฤ รผ GRGDZDQLD GR ED]\ QRZ\FK NVLฤ ฤชHN RFHQLDQLD LFK UHFHQ]RZDQLD SROHFDQLD D QDZHW ]DNXSX 3RUWDO MHVW VNRQยฟJXURZDQ\ ] QDMZLฤ NV]\PL LQWHUQHWRZ\PL VNOHSDPL RUD] VWURQDPL DXNF\MQ\PL G]Lฤ NL F]HPX Xฤช\WNRZQLF\ SRVLDGDMฤ QLHPDO QDW\FKPLDVWRZ\ GRVWฤ S GR Z\EUDQ\FK SR]\FML $OH WR QLH NRQLHF DWUDNFML NWyUH RIHUXMH VLHG]HQLH QD k an ap i e 3R XGRVWฤ SQLHQLX VWZRU]RQHM SU]H] QDV HELEOLRWHNL ]RVWDQฤ QDP DXWRPDW\F]QLH ]DVXJHURZDQH QLH W\ONR QRZH W\WXรก\ NWyUH PRJรก\E\ QDV ]DLQWHUHVRZDรผ DOH UyZQLHฤช Xฤช\WNRZQLF\ ] NWyU\PL PRฤชHP\ G]LHOLรผ VZRMH SDVMH , WDN RWR PDP\ PRฤชOLZRฤ รผ ]DSUDV]DQLD QD QDV]ฤ NDQDSฤ RVyE GR SURZDG]HQLD UR]PyZ R NVLฤ ฤชNDFK DXWRUDFK F]\ LQQ\FK

26

WHPDWDFK ]ZLฤ ]DQ\FK ] OLWHUDWXUฤ :\VWDUF]\ ]DSDU]\รผ GREUฤ KHUEDWฤ Zรกฤ F]\รผ NRPSXWHU L Z\JRGQLH VLฤ UR]VLฤ ฤ รผ 2SUyF] NVLฤ ฤชHN k an ap ow i cze OXELฤ G]LHOLรผ VLฤ UyZQLHฤช VZRLPL LQQ\PL SDVMDPL L ]DLQWHUHVRZDQLDPL )RUXP SRUWDOX REยฟWXMH QLH W\ONR Z WHPDW\ OLWHUDFNLH DOH UyZQLHฤช Z G\VNXVMH GRW\F]ฤ FH KREE\ Xฤช\WNRZQLNyZ DNWXDOQ\FK Z\GDU]Hฤ F]\ ]Z\NรกH SRJDZฤ GNL R ZV]\VWNLP L R QLF]\P 3R]D VLHFLฤ k an ap a SDWURQXMH ZLHOX DNFMRP OLWHUDFNLP Z\GDZQLFWZRP SLVDU]RP L LQQ\P SRUWDORP ]ZLฤ ]DQ\P z t uszem , p ap i erem i szn urk i em 2 k an ap ow i czach QD SHZQR QLH PRฤชQD SRZLHG]LHรผ Lฤช Vฤ NVLฤ ฤชNRZ\PL PRODPL ]DPNQLฤ W\PL Z F]WHUHFK ฤ FLDQDFK L ฤ ZLDWD QLHZLG]ฤ F\PL SR]D VZRMฤ ELEOLRWHNฤ 2UJDQL]RZDQH Vฤ ]MD]G\ JG]LH QD NDZLDUQLDQ\FK NDQDSDFK SU]\ SDUXMฤ F\FK NXENDFK VSRW\NDMฤ VLฤ JUXS\ ฤช\ZR GHEDWXMฤ FH R ZV]\VWNLP R F]\P QDMG]LH LFK RFKRWD L WZRU]ฤ FH SDF]NL ]QDMRP\FK ] MHGQHM NDQDS\

1D VNU]\ฤชRZDQLX UHJDรกyZ F]\OL R UXFKX Z\]ZROHQLD NVLฤ ฤชHN N a k an ap i e LQWHUQHW VLฤ RF]\ZLฤ FLH QLH NRฤ F]\ JG\ฤช FR ] WHJR ฤชH VWZRU]\P\ ZLUWXDOQH ELEOLRWHNL VNRUR ZLฤ NV]Rฤ รผ OXG]L ] UyฤชQ\FK SRZRGyZ QLH PD GRVWฤ SX GR ]DFKZDODQ\FK SU]H] QDV SR]\FML" , QD WHQ SUREOHP SRZVWDรกD Z LQWHUQHFLH RGSRZLHGฤจ ยฑ bookcrossing.pl .VLฤ ฤชND Z SRGUyฤช\ MDN PyZL VLฤ R WHM DNFML SU]\Sรก\Qฤ รกD GR QDV ]]D RFHDQX D FDรกD MHM LGHD NUฤ FL VLฤ ZRNyรก SR]RVWDZLDQLD SU]HF]\WDQ\FK MXฤช W\WXรกyZ F]\ WR Z PLHMVFDFK SXEOLF]Q\FK MDN รกDZND Z SDUNX GZRU]HF NROHMRZ\ F]\ NDZLDUQLDQ\ VWROLN F]\ QD VSHFMDOQLH GR WHJR SU]\JRWRZDQ\FK UHJDรกDFK XVWDZLRQ\FK Z SRSXODUQ\FK PLHMVFDFK /LVWฤ NUฤ ฤชฤ F\FK NVLฤ ฤชHN ]DPLHV]F]D VLฤ QD SRUWDOX ZUD] ] PLHMVFHP LFK RVWDWQLHJR SRVWRMX 1DVWฤ SQLH SR SU]\JDUQLฤ FLX Zฤ GURZFD GR VLHELH LQIRUPXMH VLฤ R W\P Xฤช\WNRZQLNyZ SU]H] ZSLVDQLH MHJR QXPHUX %,3 QD VWURQLH 3R SU]HF]\WDQHM OHNWXU]H NVLฤ ฤชND UXV]D Z NROHMQฤ SRGUyฤช GR QDVWฤ SQHJR FKฤ WQHJR F]\WHOQLND &R MDNLฤ F]DV RUJDQL]RZDQH Vฤ UyZQLHฤช ZLฤ NV]H DNFMH XZDOQLDQLD NVLฤ ฤชHN MDN PLDรกR WR PLHMVFH Z XELHJรก\P URNX Z *G\QL JG]LH SU]H] GZDQDฤ FLH F]HUZFRZ\FK GQL PLรกRฤ QLF\ KRUURUyZ VFLHQFH ยฟFWLRQ L IDQWDV\ PRJOL Z\ELHUDรผ GRZROL Zฤ UyG NUฤ ฤชฤ F\FK SR PLHฤ FLH W\WXรกyZ

&]\WDQLH MHVW FRRO 7R FR EUDQR ]D NUHV LVWQLHQLD t uszu, p ap i eru i szn urk a ]DF]ฤ รกR G]LDรกDรผ QD LFK NRU]\รผ &]\WDQLH QLH PXVL NRMDU]\รผ VLฤ ] SU]HVWDU]Dรก\P ]DMฤ FLHP JG\ฤช G]Lฤ NL LQWHUQHWRZL SRFKรกDQLDQH SU]H] QDV OHNWXU\ PRJฤ E\รผ ZVSDQLDรก\P LPSXOVHP GR SU]Hฤช\ZDQLD QRZ\FK SU]\JyG SR]QDZDQLD QRZ\FK RVyE L UR]ZLMDQLD ZรกDVQ\FK ]DLQWHUHVRZDฤ .VLฤ ฤชNL ]QyZ VWDMฤ VLฤ QDV]\PL SU]\MDFLyรกPL NWyU]\ QLH W\ONR ]DSHZQLDMฤ PLรก\ VSRVyE VSฤ G]HQLD ZROQHJR F]DVX DOH UyZQLHฤช ]D VZRMฤ VSUDZฤ F]\QLฤ ] QDV F]รกRQNyZ ZVSDQLDรกHM VSRรกHF]QRฤ FL NWyUD MHGQRF]\ VLฤ SRG LGHฤ UR]ZRMX XP\VรกX GXFKD L FLDรกD

nr 5(17) wrzesieล โ paลบdziernik 2011


M u z y k a

7DQ7UX0 ± SRZUyW GR NRU]HQL EOXHVD L URFN¶Q¶UROOD àXNDV] &KRMQDFNL

7DQ7UX0 MHVW ĞZLHĪDNLHP QD SROVNLHM VFHQLH EOXHVRZHM =HVSyá SRZVWDá Z URNX Z .UDNRZLH ] LQLFMDW\Z\ *DPELW$ L .U]\V]WRID .DSXĞFLĔVNLHJR D SR SDUX PLHVLąFDFK GRáąF]\OL GR QLFK *U]HJRU] )LRáND L 3DZHá .RWDV :DUWR MXĪ Z W\P PLHMVFX GRGDü ĪH ]DSHZQH QD VW\O NDSHOL ZSá\Z PD UR]U]XW ZLHNRZ\ ± QDMVWDUV]\ F]áRQHN PD ODW 3DZHá .RWDV W\PF]DVHP JG\ QDMPáRGV]\ MHVW EDVLVWD PDMąF ODWD $UW\ĞFL Z\UDĨQLH LQVSLUXMą VLĊ NODV\NDPL URG]LPHM VFHQ\ PX]\F]QHM 0DP\ WX ZRNDO W\SRZ\ GOD 0DOHĔF]XND VSRNRMQH SDUWLH JLWDURZH 'ĪHPX F]\ ,5< 3HUNXVMD QLHVWHW\ SR]RVWDMH WURFKĊ Z W\OH FR MHGQDN F]ĊVWR VLĊ ]GDU]D QRZ\P NDSHORP GODWHJR XZDĪDP ĪH .RWDV MHV]F]H UR]ZLQLH VNU]\GáD 3RWHQFMDá ]HVSRáX SRWZLHUG]D LFK DXWRUVNL XWZyU A m f et am i n a Z NWyU\P WR *DPEL7 SURIHVMRQDOQLH RSHUXMH JáRVHP D ULII JLWDURZ\ ZSURZDG]D VáXFKDF]D Z WUDQV 1D RVREQą SRFKZDáĊ ]DVáXJXMH WHNVW $PIHWDPLQ\ GRVáRZQ\ DOH ] QXWą SRH]ML FR Z\QLND ] ]DLQWHUHVRZDQLD SRH]Mą SU]H] *DPELW$ 'UXJL DXWRUVNL NDZDáHN S i k ork a MHVW ]QDF]QLH EDUG]LHM G\QDPLF]Q\ RG SLHUZV]\FK VHNXQG QDNUĊFD URFN¶Q¶UROORZR L XWU]\PXMH WR WHPSR GR VDPHJR NRĔFD 1D NRQLHF ]RVWDZLáHP FRYHU &RPH 7RJHWKHU 7DN 7HJR NDZDáND %HDWOHVyZ 1LH EĊGąF IDQHP WZyUF]RĞFL ]HVSRáX ] /LYHUSRROX RJUDQLF]Ċ VLĊ GR NUyWNLHJR SRGVXPRZDQLD = FDáHM WUyMNL REHFQLH GRVWĊSQ\FK SLRVHQHN WD Z PRMHM RFHQLH Z\SDGD QDMJRU]HM /LQLD PX]\F]QD WU]\PD SR]LRP MHGQDN NXOHMH DNFHQW ZRNDOLVW\ 7DQ7UX0 MHVW NDSHOą NWyUD PD SU]HG VREą SU]\V]áRĞü =DF]\QDMą RG ZáDVQ\FK NRPSR]\FML LQVSLUXMą VLĊ QDMOHSV]\PL JUXSDPL RUD] PDMą 7R F]\OL ]DPLáRZDQLH GR WHJR FR URELą 3UR¿O ]HVSRáX Z VHUZLVLH 0\6SDFH D QD QLP XWZRU\ GRVWĊSQH GR Z\VáXFKDQLD ZZZ P\VSDFH FRP WDQWUXPSO 6NáDG *DPEL7 ZRNDO WHNVW\ .U]\V]WRI .DSXĞFLĔVNL JLWDUD VRORZD L U\WPLF]QD *U]HJRU] )LRáND JLWDUD EDVRZD 3DZHá .RWDV SHUNXVMD

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

27


3R]QDMFLH -DFND

)LOP

$GDP $QGU\VHN

F]HUZFD URNX ฤ ZLDWRZH PHGLD RELHJD LQIRUPDFMD R ฤ PLHUFL -DFND .HYRUNLDQD Vรก\QQHJR DPHU\NDฤ VNLHJR SDWRORJD ]QDQHJR V]HU]HM SRG QLHFKOXEQ\P SU]\GRPNLHP D ok t or ฤ PLHUรผ .HYRUNLDQ ZVรกDZLรก VLฤ ERZLHP VZRMฤ EH]NRPSURPLVRZฤ ZDONฤ R SUDZR GR HXWDQD]ML Z FDรก\FK 6WDQDFK =MHGQRF]RQ\FK :DONฤ NWyUD ]DSURZDG]LรกD JR ZSURVW GR ZLฤ ]LHQLD ] Z\URNLHP GR ODW SR]EDZLHQLD ZROQRฤ FL ]D PRUGHUVWZR GUXJLHJR VWRSQLD -Xฤช RG PRPHQWX DV\VWRZDQLD SU]\ SLHUZV]\P VDPREyMVWZLH ZVSRPDJDQ\P Z URNX Dฤช GR F]HUZFD EU 'RNWRU ฤ PLHUรผ UHJXODUQLH SURZRNRZDรก RJyOQRQDURGRZH RUD] RJyOQRฤ ZLDWRZH G\VNXVMH QD WHPDW SUDZD RVyE QLHXOHF]DOQLH FKRU\FK GR HXWDQD]ML -HGQ\P ] LPSXOVyZ Z]\ZDMฤ F\FK GR UR]ZDฤชHQLD WHM NZHVWLL MHVW WDNฤชH ยฟOP %DUU\ยถHJR /HYLQVRQD -DFN MDNLHJR QLH ]QDFLH : UROฤ FKDU\]PDW\F]QHJR L QLHXVWฤ SOLZHJR OHNDU]D ZFLHOLรก VLฤ $O 3DFLQR F]รกRZLHN NWyU\ SRSU]H] QLH]DSRPQLDQH ยฟOPRZH NUHDFMH ZLHORNURWQLH SRWZLHUG]Dรก VZyM QLHVDPRZLW\ WDOHQW RUD] Z\VRNฤ SR]\FMฤ QD OLฤ FLH HNUDQRZ\FK JZLD]G 3RGREQLH MHVW Z SU]\SDGNX -DFND MDNLHJR QLH ]QDFLH REUD] WHQ WR WHDWU MHGQHJR DNWRUD VNXSLDMฤ FHJR QD VRELH FDรกฤ XZDJฤ ZLG]D )LOPRZ\ .HYRUNLDQ MDZL VLฤ MDNR SRVWDรผ ]QDF]QLH EDUG]LHM VNRPSOLNRZDQD L ZLHORZ\PLDURZD QLฤช PRฤชQD E\รกR ZQLRVNRZDรผ QD SRGVWDZLH PHGLDOQ\FK GRQLHVLHฤ R MHJR SRF]\QDQLDFK 7R SRUWUHW QLHXVWฤ SOLZHJR XSDUWHJR LQWHOLJHQWQHJR DOH MHGQRF]Hฤ QLH VDPRWQHJR F]รกRZLHND 2U\JLQDOQ\ W\WXรก ยฟOPX <RX 'RQยถW .QRZ -DFN Z\Mฤ WNRZR GREU]H RSLVXMH FKDUDNWHU .HYRUNLDQD NWyU\ GOD ZLฤ NV]Rฤ FL RVyE VWDQRZL ]DJDGNฤ 1LHZLHOX SRWUDยฟรกR SRG PDVNฤ 'RNWRUD ฤ PLHUรผ GRVWU]HF WHJR NLP E\รก RQ QDSUDZGฤ =D QDMZLฤ NV]ฤ ]DOHWฤ G]LHรกD /HYLQVRQD QDOHฤช\ X]QDรผ WR ฤชH QLH RELHUD RQR Z Z\UDฤจQ\ VSRVyE ฤชDGQHM ]H VWURQ Z NRQร LNFLH $O 3DFLQR NUHXMH ERZLHP SRVWDรผ QLHMHGQR]QDF]Qฤ HPSDWLD PLHV]D VLฤ WXWDM ] GHWHUPLQDFMฤ NWyUD F]DVHP SURZDG]L ERKDWHUD ]D GDOHNR QS Z MHGQHM ]H VFHQ ZVSRPDJDQHJR VDPREyMVWZD 7R WDNฤชH VSHF\ยฟF]Q\ SRUWUHW FHOHEU\W\ PLPR ZROL ]PXV]RQHJR GR SRGHMPRZDQLD Z PHGLDFK WHPDWyZ QD NWyUH VSRรกHF]Hฤ VWZR Z ODWDFK ]GDZDรกR VLฤ E\รผ QLHSU]\JRWRZDQH Vรก\QQD SUH]HQWDFMD QDJUDQLD ] HXWDQD]ML Z SRSXODUQ\P SURJUDPLH WHOHZL]\MQ\P (W\F]Qฤ GZX]QDF]QRฤ รผ G]LDรกDฤ .HYRUNLDQD V]F]HJyOQLH PRFQR SRGNUHฤ ODMฤ F]DUQR ELDรกH XMฤ FLD PDUWZ\FK OXG]L ]QDMGRZDQ\FK SU]H] SROLFMฤ SR ZVSRPDJDQ\P VDPREyMVWZLH ZUD] ] QDSLVDPL LQIRUPXMฤ F\PL R LPLHQLX QD]ZLVNX RUD] QXPHU]H SDFMHQWD QD OLฤ FLH NRQWURZHUV\MQHJR OHNDU]D =HVWDZLHQLH Z\UD]X SDFMHQW ] REUD]HP PDUWZHJR F]รกRZLHND SURZDG]L GR VLOQHJR HPRFMRQDOQHJR G\VRQDQVX NWyU\ Z\PXV]D QD NDฤชG\P ] ZLG]yZ SRQRZQH SU]HP\ฤ OHQLH NZHVWLL HXWDQD]ML &]\ SRPRF Z RGHEUDQLX NRPXฤ ฤช\FLD QLH MHVW HW\F]QLH QDJDQQD" &R ] SU]\VLฤ Jฤ +LSRNUDWHVD" 7R W\ONR QLHNWyUH S\WDQLD SRMDZLDMฤ FH VLฤ Z WUDNFLH VHDQVX -DFND MDNLHJR QLH zn aci e 2EUD] XFLHND RG QLHEH]SLHF]QHJR Z W\P SU]\SDGNX PRUDOL]DWRUVWZD QD U]HF] PRฤชOLZLH RELHNW\ZQHJR SU]HGVWDZLHQLD G]LDรกDOQRฤ FL .HYRUNLDQD MHM RFHQฤ SR]RVWDZLDMฤ F Z JHVWLL ZLG]yZ )LOP /HYLQVRQD GR QLHGDZQD QLHRVLDJDOQ\ Z QDV]\P NUDMX RG SRรกRZ\ SDฤจG]LHUQLND GRVWฤ SQ\ MHVW Z 3ROVFH QD '9' :DUWR ZLฤ F VLฤ JQฤ รผ SR ยฟOP L SR]QDรผ JR EOLฤชHM 1D SHZQR Eฤ G]LH WR FHQQD L SURZRNXMฤ FD GR UHร HNVML OHNFMD

28

, JG]LH WHQ VHNV" 3DZHรก ฤ ZLHUF]HN

7HPDW\ND W]Z SU]\MDFLyรก ] ERQXVHP MHVW RVWDWQLR QD WRSLH =D V]HUHJLHP DUW\NXรกyZ Z ,QWHUQHFLH F]\ SUDVLH LGฤ KROO\ZRRG]NLH SURGXNFMH ZDOF]ฤ FH R Z]JOฤ G\ SXEOLF]QRฤ FL 3DUฤ PLHVLฤ F\ WHPX PRJOLฤ P\ RJOฤ GDรผ 6H[ VWRU\ ] 1DWDOLH 3RUWPDQ L $VKWRQHP .XWFKHUHP WHUD] QD QDV]\FK HNUDQDFK VWDUDMฤ VLฤ ]DEรก\VQฤ รผ 0LOD .XQLV L -XVWLQ 7LPEHUODNH 3XQNW Z\Mฤ FLD ยฟOPX R UyZQLH FKZ\WOLZ\P W\WXOH ยฑ 7R W\ONR VHNV ยฑ MHVW GRฤ รผ RF]\ZLVW\ RQD L RQ SR]QDMฤ VLฤ SU]\SDGNLHP V]\ENR ]QDMGXMฤ F ]H VREฤ ZVSyOQ\ Mฤ ]\N &Rฤ PLฤ G]\ QLPL NOLND RERMH MHGQDN QLHGDZQR ]DNRฤ F]\OL SRZDฤชQH ]ZLฤ ]NL QLH PDMฤ ZLฤ F RFKRW\ SDNRZDรผ VLฤ Z NROHMQ\ 6SRWNDQLH GR VSRWNDQLD VรกRZR GR VรกRZD L QRZL ]QDMRPL GHF\GXMฤ VLฤ QD VHNV EH] ]RERZLฤ ]Dฤ &R Eฤ G]LH GDOHM" 1LHWUXGQR VLฤ GRP\ฤ OLรผ :LOO *OXFN GRNรกDGD ZV]HONLFK VWDUDฤ ฤชHE\ P\OLรผ WURS\ NRPHGLL URPDQW\F]QHM QLHXFKURQQLH ]PLHU]D MHGQDN GR VWDQGDUGRZHJR ยฟQDรกX -HVW ZLฤ F Z 7R W\ONR VHNV VSRUR FLHNDZ\FK UR]ZLฤ ]Dฤ QDUUDF\MQ\FK SURORJ Z NWyU\P MHVWHฤ P\ SU]HNRQDQL ฤชH JรกyZQL ERKDWHURZLH Sฤ G]ฤ QD VSRWNDQLH ] VREฤ ]DVNDNXMฤ F\FK ZROW Zฤ WHN RMFD JรกyZQHJR ERKDWHUD L DXWRLURQLF]QHJR G\VWDQVX 1LHVWHW\ EUDNXMH WHPX ZV]\VWNLHPX ฤ PLDรกRฤ FL GUDSLHฤชQRฤ FL L QDGH ZV]\VWNR NRQVHNZHQFML 5Hฤช\VHU QDMSLHUZ Z\U]HND VLฤ ]DVDG JDWXQNX E\ SRWHP ] SHรกQฤ ฤ ZLDGRPRฤ FLฤ L SRNRUฤ GR QLFK SRZUyFLรผ 7R W\ONR VHNV VWDMH VLฤ ZLฤ F QLHVSHรกQLRQฤ RELHWQLFฤ SU]HZDUWRฤ FLRZDQLD SRMฤ FLD NRPHGLL URPDQW\F]QHM NWyUH WZyUF]R XGDรกR VLฤ Z\NRU]\VWDรผ FKRรผE\ 0DUFRZL :HEERZL Z ]QDNRPLW\P GQL PLรกRฤ FL VSU]HG SDUX ODW 2ELHWQLF QLH VSHรกQLDMฤ WDNฤชH RGWZyUF\ JรกyZQ\FK UyO 0RJรกRE\ VLฤ Z\GDZDรผ ฤชH WUXGQR R JRUฤ WV]ฤ SDUฤ QLฤช 0LOD .XQLV L -XVWLQ 7LPEHUODNH ยฑ GZD ZVSyรกF]HVQH V\PEROH VHNVX D MHGQRF]Hฤ QLH FDรกNLHP RELHFXMฤ F\ DNWRU]\ NWyU]\ MXฤช QLH UD] SRND]DOL ฤชH PDMฤ GR ]DRIHURZDQLD ]GHF\GRZDQLH ZLฤ FHM QLฤช รกDGQH EX]LH L SRQฤ WQH FLDรกD 1LHVWHW\ W\P UD]HP Z\SDURZDรก\ ] QLFK ]DUyZQR ]GROQRฤ FL MDN L R ]JUR]R VHNVDSLO )LOPHP ] VHNVHP Z W\WXOH U]ฤ G]L ZLฤ F ]DG]LZLDMฤ F\ SDUDGRNV WUXGQR Z QLP V]XNDรผ VHNVX 2ZV]HP Z V]HUHJX VFHQ RJOฤ GDP\ NRSXOXMฤ FH ]H VREฤ FLDรกD MHGQDN QLH Z]EXG]D WR ยฑ SRGREQLH MDN FDรก\ ยฟOP ยฑ ฤชDGQ\FK HPRFML *OXFN VWZRU]\รก G]LHรกR QLH]QRฤ QLH VWHU\OQH GRSUDFRZDQH Z QDMGUREQLHMV]\FK V]F]HJyรกDFK SR]EDZLRQH SU]HVWU]HQL QD LPSURZL]DFMฤ F]\ GR]ฤ V]DOHฤ VWZD &KZLODPL PD VLฤ ZUฤ F] ZUDฤชHQLH ฤชH NDฤชGD IDรกGND QD SRฤ FLHOL NWyUฤ RNU\ZDMฤ VLฤ JรกyZQL ERKDWHURZLH ]RVWDรกD GRNรกDGQLH ]DSURMHNWRZDQD 6SUDZQH U]HPLRVรกR UHฤช\VHUD SR]ZDOD RJOฤ GDรผ 7R W\ONR VHNV EH] FLHQLD ]DฤชHQRZDQLD MHGQDN SR VHDQVLH SR]RVWDMH VSRUH XF]XFLH QLHGRV\WX 1LNW RF]\ZLฤ FLH QLH RF]HNXMH RG NRPHGLL URPDQW\F]QHM Jรกฤ ERNLFK GR]QDฤ LQWHOHNWXDOQ\FK MHGQDN QDZHW ]Z\NรกD QLHNรกDPDQD SU]\MHPQRฤ รผ ] RJOฤ GDQLD XP\ND JG]LHฤ SRPLฤ G]\ NROHMQ\PL Z\PXVNDQ\PL NDGUDPL L Z\VWXGLRZDQ\PL OLQLMNDPL W\OHฤช Eรก\VNRWOLZ\FK FR Z\PXV]RQ\FK GLDORJyZ 3DUDGRNVDOQLH W\ONR SRMDZLDMฤ F\ VLฤ QD GUXJLP SODQLH 5LFKDUG -HQNLQV Z UROL FLHUSLฤ FHJR QD $O]KHLPHUD RMFD JรกyZQHJR ERKDWHUD ]DSDGD Jรกฤ ERNR Z SDPLฤ รผ , FK\ED JรกyZQLH GOD QLHJR ZDUWR REHMU]Hรผ 7R W\ONR VHNV

nr 5(17) wrzesieล โ paลบdziernik 2011


.RPLNV

3RUD QD Thora $GDP $QGU\VHN

1D SRF]ฤ WHN PXV]ฤ Z\]QDรผ Lฤช QLH QDOHฤชฤ GR JURQD ]ZROHQQLNyZ NRPLNVyZ MDN UyZQLHฤช LFK ยฟOPRZ\FK DGDSWDFML GODWHJR WHฤช SU]HG SUHPLHUฤ ยฟOPX 7KRU QLH ]DSR]QDรกHP VLฤ ] DQL MHGQ\P NRPLNVHP SRฤ ZLฤ FRQ\P RZHM SRVWDFL : SHรกQL ฤ ZLDGRP\ HZHQWXDOQ\FK EUDNyZ Z\QLNDMฤ F\FK ] QLHGRVWDWHF]QHJR ]Jรกฤ ELHQLD NRQWHNVWX Z NWyU\P ]DQXU]RQH MHVW QDMQRZV]H G]LHรกR .HQQHWKD %UDQDJKD ]DVLDGรกHP SU]HG HNUDQHP ,0$; E\ GDรผ VLฤ XZLHฤ รผ MHJR ZL]ML 1D SU]HNyU PRLP RF]HNLZDQLRP MHV]F]H SU]HG SLHUZV]\P XMฤ FLHP PyM ]QDMRP\ ]DZ\URNRZDรก ฤชH ยฟOP R IDFHFLH ] PรกRWHP QLH PRฤชH E\รผ GREU\ 1LHVWHW\ PLDรก UDFMฤ

Vฤ Z VWDQLH SU]\SUDZLรผ LFK R F]\VWR ยฟ]\F]Q\ EyO JรกRZ\ 7UXGQR SRZLHG]LHรผ QDZHW F]\ G\QDPLF]QH XMฤ FLD ]UHDOL]RZDQR DWUDNF\MQLH JG\ฤช ZVNXWHN FLฤ JรกHM QLHGRVNRQDรกRฤ FL ]ZLฤ ]DQHM ] ' V]\ENL UXFK Z NDGU]H RUD] F]ฤ VWH ]PLDQ\ SXQNWyZ ZLG]HQLD ]DPD]XMฤ RVWURฤ รผ REUD]X 3UREOHP\ ]ZLฤ ]DQH ] SURMHNFMDPL VWHUHRVNRSRZ\PL QLH Vฤ RF]\ZLฤ FLH FKDUDNWHU\VW\F]QH MHG\QLH GOD Thora MHGQDN PRฤชQD MH E\รกR XPLHMฤ WQLH ]DWXV]RZDรผ UH]\JQXMฤ F ] QLHXVWDMฤ F\FK ZL]XDOQ\FK IDMHUZHUNyZ 6ฤ G]LรกHP ฤชH RNUHV ]DFKรก\ฤ QLฤ FLD VLฤ PRฤชOLZRฤ FLDPL WUyMZ\PLDUX NLQR PD MXฤช ]D VREฤ 1RZ\ ยฟOP %UDQDJKD XGRZDGQLD MHGQDN ฤชH QLH PLDรกHP UDFML

= 7KRUHP ]DUyZQR ZLG]RZLH MDN L NU\W\F\ ZLฤ ]DOL VSRUH QDG]LHMH 2SRZLHฤ รผ R KHURVLH ZรกDGDMฤ F\P PรกRWHP ]GROQ\P GR QLV]F]HQLD JyU RUD] VSURZDG]DQLD SLRUXQyZ SRVLDGDรกD ERZLHP QLH]DSU]HF]DOQ\ SRWHQFMDรก ZL]XDOQ\ $WUDNF\MQD IDEXรกD Z\NRU]\VWXMฤ FD HOHPHQW\ ]QDQH ] PLWRORJLL QRUG\FNLHM ]QDQ\ UHฤช\VHU RUD] JZLD]G\ VUHEUQHJR HNUDQX Z URODFK JรกyZQ\FK ยฑ ZV]\VWNR WR VSUDZLDรกR ฤชH SURMHNW Z\GDZDรก VLฤ EH]SLHF]Q\ 6XPPD VXPPDUXP FRฤ MHGQDN Z WHM GRERURZHM RUNLHVWU]H QLH ]DJUDรกR WDN MDN SRZLQQR D ] GRFHORZHM KDUPRQLL Z\รกRQLรก VLฤ Z\UDฤจQLH Vรก\V]DOQ\ QLHSRฤชฤ GDQ\ G\VRQDQV QLZHF]ฤ F\ RJyOQฤ NRQFHSFMฤ

1LH SRSLVDOL VLฤ WDNฤชH DNWRU]\ 6]F]HJyOQLH IDVF\QXMฤ F\ MHVW WX SU]\SDGHN 1DWDOLH 3RUWPDQ QD SU]HVWU]HQL FDรกHM VZRMHM GRW\FKF]DVRZHM NDULHU\ QLHXVWDQQLH ODZLUXMH RQD SRPLฤ G]\ VNRPSOLNRZDQ\PL ]DSDGDMฤ F\PL Z SDPLฤ รผ URODPL Z SURGXNFMDFK QLH]DOHฤชQ\FK D QLH]E\W Z\V]XNDQ\PL NUHDFMDPL Z PDLQVWUHDPRZ\FK KLWDFK SURVWR ] )DEU\NL 6QyZ = MHGQHM VWURQ\ VWULSWL]HUND $OLFH Z GUDPDFLH %OLฤชHM UROD QDJURG]RQD =รกRW\P *OREHP ] GUXJLHM 3DGPp $PLGDOD w *ZLH]GQ\FK ZRMQDFK 3R ]DFKZ\FDMฤ F\P SRSLVLH DNWRUVNLP Z &]DUQ\P รกDEฤ G]LX 3RUWPDQ SRMDZLD VLฤ QDWRPLDVW Z QLHXGDQ\P 6H[ 6WRU\ RUD] Thorze IXQNFMRQXMฤ F QLHVWHW\ MHG\QLH MDNR SU]\Qฤ WD PDMฤ FD ]ZDELรผ GR NLQ PRฤชOLZLH GXฤชฤ U]HV]ฤ IDQyZ ฤ OLF]QHM DNWRUNL 3RVWDรผ PรกRGHM RUD] DPELWQHM SDQL QDXNRZLHF U\VXMH RQD SRSUDZQLH ยฑ L QLHVWHW\ QLF ZLฤ FHM QD WHPDW WHM NUHDFML QDSLVDรผ QLH PRฤชQD 3RGREQ\ ]DU]XW GRW\F]\ $QWKRQ\ยถHJR +RSNLQVD MHJR 2G\Q MHVW QLF]\P Z SRUyZQDQLX GR +DQQLEDOD /HFWHUD F]\ NVLฤ G]D ] Procesu 'DYLGD +XJK -RQHVD 1DMZLฤ NV]ฤ FKDU\]Pฤ VSRฤ UyG FDรกHM REVDG\ FKDUDNWHU\]XMH VLฤ ยฑ R G]LZR ยฑ &KULV +HPVZRUWK ZFLHODMฤ F\ VLฤ Z W\WXรกRZฤ SRVWDรผ L WR ZรกDฤ QLH RQ IXQNFMRQXMH MDNR VSRLZR FDรกHJR G]LHรกD

: W\P PLHMVFX F]\WHOQLN PyJรกE\ ]DU]XFLรผ PL ฤชH QLH]QDMRPRฤ รผ SLHUZRZ]RUX RUD] SRELHฤชQH ]DLQWHUHVRZDQLH ฤ ZLDWHP NRPLNVX VSUDZLD Lฤช QLH MHVWHP Z VWDQLH GRFHQLรผ REUD]X %UDQDJKD 7HJR URG]DMX DUJXPHQW QLH EURQL MHGQDN Thora SU]HG NU\W\Nฤ JG\ฤช ]QDP ZLHOH GREU\FK VSUDZQLH L DWUDNF\MQLH ]UHDOL]RZDQ\FK DGDSWDFML NRPLNVyZ NWyUH ] SRZRG]HQLHP IXQNFMRQXMฤ MDNR DXWRQRPLF]QH G]LHรกD ยฟOPRZH QLH SRWU]HEXMฤ F NRQNUHW\]DFML Z SRVWDFL SLHUZRZ]RUX MDN FKRFLDฤชE\ 6LQ &LW\ 5REHUWD 5RGULJXH]D F]\ 'URJD GR ]DWUDFHQLD 6DPD 0HQGHVD &R ZLฤ F VSUDZLรกR ฤชH Thor QLH VSHรกQLรก SRNรกDGDQ\FK Z QLP QDG]LHL" 3Lฤ Wฤ DFKLOOHVRZฤ G]LHรกD %UDQDJKD RND]XMH VLฤ WHFKQRORJLD ' 3R UHฤช\VHU]H ]QDQ\P ] QLH]Z\NOH LQWHUHVXMฤ F\FK L ZLHORNURWQLH QDJUDG]DQ\FK NLQRZ\FK DGDSWDFML G]LHรก 6]HNVSLUD PLฤ G]\ LQQ\PL QRPLQDFMD GR 2VFDUD ]D UHฤช\VHULฤ +HQU\ND V VSRG]LHZDQR VLฤ ยฑ QDMSURฤ FLHM U]HF] XMPXMฤ F ยฑ WZyUF]HJR DUW\VW\F]QHJR Z\NRU]\VWDQLD PRฤชOLZRฤ FL NLQRZHJR WUyMZ\PLDUX ']Lฤ NL PHWRG]LH VWHUHRVNRSRZHM KLVWRULD 7KRUD PRJรกDE\ QDEUDรผ RGSRZLHGQLHJR UR]PDFKX ZL]XDOQHJR ROฤ QLHZDMฤ F PLW\F]Qฤ ZL]Mฤ VWDUFLD WU]HFK ฤ ZLDWyZ $VJDUGX -RWXQKHLPX RUD] =LHPL =DPLDVW WHJR UHฤช\VHU ]DVHUZRZDรก MHGQDN RGELRUFRP ROEU]\PLฤ GDZNฤ VFHQ DNFML NWyUH

3RZ\ฤชV]H UR]ZDฤชDQLD SURZDG]ฤ PQLH GR SRZWyU]HQLD VPXWQHM NRQVWDWDFML ] SRF]ฤ WNX WHNVWX VWZLHUG]DMฤ FHM ฤชH Thor QLH MHVW GREU\P ยฟOPHP 3URMHNW SRQLyVรก DUW\VW\F]Qฤ NOฤ VNฤ SRPLPR REHFQRฤ FL QLHSU]HFLฤ WQ\FK DNWRUVNLFK LQG\ZLGXDOQRฤ FL NRVPLF]QHJR ZUฤ F] EXGฤชHWX RNRรกR PLOLRQyZ GRODUyZ ]DVWRVRZDQLD QRZRF]HVQ\FK WHFKQRORJLL RUD] ]DWUXGQLHQLD RELHFXMฤ FHJR UHฤช\VHUD 'DOHNR PL MHGQDN GR Xฤช\FLD ZREHF QLHJR SU]\PLRWQLND ]รก\ MHVW WR ERZLHP G]LHรกR EDUG]R SU]HFLฤ WQH , FKRFLDฤช ZLฤ NV]Rฤ รผ MHJR VNรกDGQLNyZ ZVSyรกJUD ]H VREฤ WR Z RVWDWHF]Q\P UR]UDFKXQNX REUD] Z\รกDQLDMฤ F\ VLฤ ] LFK SRรกฤ F]HQLD RND]XMH VLฤ SR SURVWX QLHFLHNDZ\

nr 5(17) wrzesieล โ paลบdziernik 2011

29


Fotoreportaż

Jesienna Góra Zamkowa Piękna, słoneczna pogoda, kolorowe liście, dojrzewające owoce i zapachy jesieni…. To wszystko skłania nas i zachęca do wyjścia z domu i wybrania się na długi, urokliwy spacer. Może na Górę Zamkową w Będzinie, która tak właśnie prezentuje się w jesiennej szacie.


Fotoreportaż

Rozsód owiec Rozsód lub łossod, czyli zakończenie sezonu pasterskiego, tradycyjnie przypada w dniu świętego Michała czyli 29 września. W tym terminie kończy się sezon na wypas, owce schodzą z pastwisk w doliny, a bacowie muszą rozsadzić, czyli rozdzielić i oddać owce gospodarzom, którzy powierzyli im je na kilka miesięcy. W Koniakowie na Ochodzitej stado Piotra Kohuta, który przystąpił do Programu Owca Plus, zostało zagonione do koszora i w ten sposób również zakończono pasterski sezon.

Tekst i zdjęcia Robert Garstka


Poezja

pójść gdy już wszystko przeżyte przez żyły przeszłe przez żyto

Adrian Gleń (ur. 12.12.1977), krytyk literacki, teoretyk literatury, adiunkt w Zakładzie Literatury Polskiej XX wieku przy Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Opolskiego (w latach 2003–2006 także adiunkt w Zakładzie Teorii Literatury przy instytucie Filologii Polskiej Akademii Podlaskiej). W latach 1998–2001 redaktor naczelny pisma „Przez czerń”, obecnie redaktor działu literackiego w piśmie „Strony”. Artykuły naukowe publikował m.in. w „Ruchu Literackim”, „Ruchu Filozoficznym”, „Er(r) go”, „Przestrzeniach Teorii”, „Sztuce i Filozofii”, „Przeglądzie Filozoficzno-Literackim”, „Tekstach Drugich”, „Pamiętniku Literackim”. Teksty krytyczne zaś ogłaszał na łamach m.in.: „Kresów”, „Frazy”, „Odry”, „Śląska”. Jest redaktorem kilku tomów zbiorowych i autorem 4 monografii: „W tej latarni…”. Późna twórczość Mirona Białoszewskiego w perspektywie hermeneutycznej (Opole 2004); Przez tekst do istnienia. Wędrówka po Krymie i Mickiewiczu, (Warszawa –Siedlce 2005); Bycie – słowo – człowiek. Inspiracje Heideggerowskie w literaturoznawstwie (Opole 2007); Literatura i istnienie. Notatnik hermeneuty (Sopot 2010). Stały współpracownik „Toposu” i „Przeglądu Filozoficzno-Literackiego”. Mieszka pod Opolem z żoną i dwójką synów.

32

Adrian Gleń

nic już teraz ––––– jeszcze dalej

Modlitwa Biesłańska ojcze czyjś szalony którego tutaj nie ma w imię twoje krzyczą do nas że przyjdziesz karać i konać z nami niech będzie wola twoja a nie ich wierzę jeszcze że to nie to samo niczego nam nie dawaj pozwól nam nie być i zbudzić się

[*** teraz już nie…] teraz już nie wychodź ojcze zakreśliliśmy na ciepłym piasku ślad kręgu zostańmy w nim nie układaj już moich słów rzeczy i obrazów niech toczą się wewnątrz

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Literatura

Dotykanie/(prze)Budzenie Grzegorz Kociuba Nie można spokojnie spać dalej, kiedy już raz otworzyło się oczy. Pierre Reverdy Dotknęło mnie to do żywego. Każdemu z nas zdarza się to powiedzieć. I używamy tego zwrotu nie ot tak, ale w konkretnej sytuacji emocjonalno-egzystencjalnej. Co się na tę sytuację składa? Bez wątpienia poczucie, że nie potrafimy obok tego czegoś przejść obojętnie, że to coś jakoś w nas trafiło, że nas porusza i coś w nas narusza, a więc wytrąca z utrwalonego stylu bycia, na który składają się rozmaite mniemania o sobie, o innych, o świecie. Ale mówiąc, dotknęło mnie do żywego sygnalizuję coś jeszcze, wyrażam mianowicie moją moralną niezgodę na zaistniałą sytuację czy też stan rzeczy. Chodzi tu nie tylko o to, że owo coś odsłoniło mi to we mnie, co chciałbym, aby było zakryte, ale także o to, iż owo coś obnażyło bycie jako takie, pokazując jego naturę i mechanizm. Wygląda więc na to, że w sformułowaniu Dotknęło mnie do żywego nie sposób oddzielić aspektu epistemologicznego od etycznego, bowiem poznanie jest tu nieodłączne od moralnej reakcji. Dotknęło mnie… gdyż rozpoznałem i zarazem nie godzę się na to, co rozpoznałem. Rozpoznanie budzi mój moralny sprzeciw. Ale frazeologizm Dotknęło mnie to do żywego wskazuje na coś jeszcze. Otóż wyróżnia zmysł dotyku wśród innych zmysłów. Co więc decyduje o specyfice dotyku? Co sprawia, że to właśnie przez dotyk, a nie przez wzrok, słuch czy węch zostajemy poruszeni do żywego? Wzrok, słuch i węch są zmysłami odległości, dystansu, natomiast dotyk jest zmysłem bezpośredniego kontaktu. Dotyk wskazuje na naszą cielesność; on tę cielesność poświadcza, a zarazem uświadamia nam z całą dobitnością, jak ta cielesność jest wrażliwa i podatna na zranienie. To właśnie dotyk uczy nas cielesności, to dotyk każe nam naszą cielesność ochraniać, ale też wzywa do tego, byśmy nie ranili istnień odczuwających ból i cierpienie. Dotyk więc nie tylko informuje nas o istnieniu namacalnego, realnego świata, ale także wskazuje na naszą nietrwałość i skończoność, o czym nie raz przekonujemy się, doświadczając rozmaitych skaleczeń czy zranień. Nie ukrywam, że do refleksji nad dotykiem, dotykaniem, dotykalnością pobudził mnie wiersz Jerzego Suchanka Osa, znajdujący się w tomie Ku. O stylistycznej spójności tej książki decyduje niewątpliwie forma podawcza. Jest nią monolog wewnętrzny konstruowany najczęściej przy użyciu: powtórzeń, wyliczeń, instrumentacji głoskowej. Monolog, dodajmy, który chętnie, żeby nie powiedzieć namiętnie a zarazem metodycznie, korzysta z języka mówionego. Kłopot w tym, że powyższe określenia, zapewne na swój sposób trafne, nie oddają semantycznego wigoru tego języka. Bo też Suchanek z dużym wyczuciem, swobodą i funkcjonalnością uruchamia rozmaite rejestry polszczyzny. Znajdziemy w Ku sarmackie

rozbuchanie rodem z Kitowicza, Paska czy Baki, a obok tego Białoszewskie zanurzenie się w idiomie kolokwialnym czy Gombrowiczowskie tropienie automatyzmów sytuacyjnych i językowych. Natrafiać będziemy raz po raz na swoistą „zaumność” języka, czerpiącą zresztą bardziej z polskich awangardystów niż bezpośrednio z Chlebnikowa. Swoją drogą podczas lektury Ku nie mogłem oprzeć się przeświadczeniu, że Jerzemu Suchankowi bliskie jest takie rozumienie poezji, w którym to język używa poety a nie poeta języka; poeta pozwala wystartować językowi, by w trakcie pisania stawać się coraz wyraźniej medium języka, by być zagarnianym przez język; przez jego wielomowność, wieloznaczność, wielostylowość. Nie idzie tu jednak o zanikanie podmiotowości, nie chodzi o żadną „śmierć autora”, lecz o bycie poetą polegające na tym, że staje się on kłębowiskiem języków, uruchamiając pisaniem rozmaite stylistyki i konwencje. Suchanka nie interesuje wiersz jako przedmiot piękny, jako coś, co jest domknięte myślowo i językowo. Jemu bliski jest wiersz jako work in progress, jako językowy poligon. Tu idzie o to, by chwytać doświadczenie, przeżycie, myśl, słowo w ich dzianiu się, niegotowości, niefinalności, by dopuścić do głosu to, co w języku gargantuiczne, niskie, niedojrzałe a zarazem witalne, płodne, inspirujące. To jest, jak mi się zdaje, pomysł Jerzego Suchanka na poezję, która próbuje zmierzyć się z rzeczywistością rozumianą jako totalność-dziania-się. Tak to wygląda w tomie Ku, ale podobnie ma się rzecz w wierszu Osa, do którego właśnie powracam. Oto tekst utworu: Dotknęło mnie, dotknęło, ja kręci się, jak strzepnięta osa w piasku, osa kręci się, jak ja dotknięte. Co mnie, co mnie dotknęło, dotknęło, pyta się, się. I w się trzeszczy piasek, rozrzucony przez wirującą osę, jakby się miało zęby. Się miało, nie ma? Miało, ma. Się tak to obraca, tak. Się, ja. Dotknęło ja, mnie, się, dotknęło, dotknęło, co, co? Co, co? Dotknęło, mocno dotknęło, nie co. Co nie. Ja się. Mnie dotknęło, ja dotknięte, się. I piasek w zębach. Na Języku. I dziąsła w ziarenkach. Jakby miało. Się zęby, wie, wiem, ma, też język, dziąsła, osę, ma. Ziarenka. Dotknięcie. Tak, ma. Dotknięte. Ma dotknięcie. Z tego kręcenia się. Osowe. Osiowe. Nie osiowe, Osowe, chaotyczne. Się chce Szybko nadepnąć osę, już. Już! Czym nadepnąć? Stopą. Ma stopę? Dwie ma. Którą? Właśnie. Własna. Właściwą. Się. Ja też. U mnie i owszem. Obie stopy. obydwie. Oby jedną nadepnąć. Język liże się. Dziąsła. Zęby. Żeby nie trzeszczało. Mlask. Ciamk. Dotknęło się. Dotknęło ja. Mnie. Ja dotknę się w ja dotknięte, w się dotknięte, mnie dotknę w mnie dotkniętego. I dotkniętego tym dotknięciem. Wiercąc stopą, pod którą osa w piasKu. Kręciła się. Ja kręciło się. Dokręciło. Dokręciło się. Mnie, mnie dotknęło. Dotykam dotkniętego. Dotykam. Dotykam. No? No? Co? I co? Dotknięte. Zmięte? Zgniecione? Dotknięte.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

33


Literatura Zaznaczone? Dotknięte. Znak, ślad? Dotknięcie. Dotknięte dotknięcie. Dotykam dotkniętego dotknięcia. Ja się. Ja mnie. Ostrożnie. Ostygło. Ostygło dotknięcie. Dotknęło mnie i ostygło. Osa w piasKu, piasek w osie, osty w ustach od tego wiercenia stopą, pod którą była osa. Osa ostatnia. Osa ostatecznie poza osią, wokół której była osą. Wirującą w piasKu po strąceniu. Język się liże. Wysuwa w oścież się, oblizuje, mnie. Wsuwa się, się ssie język, ja ssę, ssę język, mnie, osty, dotknęło mnie, ośliniam dotknięcie dotknięte, ja się kręci, ja jest się w osi mnie, w osiej osiowości, strzepniętej, rozstrzępionej w piasKu, w ziarenkach, zlizanych, w ślinie, w oście, w occie dotknięcia, dotknęło mnie, dotknęło mnie, skąd ja wziąłem wacik, skąd się ocet, skąd, skąd, skąd. Dotykam dotkniętego dotknięcia, dotykam, podnoszę stopę, osa nie cofa się do osy, nie ma osinej osi, włókienko z nóżki, żyłka ze skrzydełka, drucik z żądełka, ziarenko piasKu czy rzęsa kroi lód oka, pod pokrywką powieki, powieki się, powieki ja, dotyka, dotyka dotkniętego mnie. O tak. Dotknęło mnie, dotknęło, aż i oko uwięzło w się, w oście. Wyjściowa sytuacja w wierszu Suchanka wygląda tak: Dotknęło mnie, dotknęło, ja kręci się, jak strzepnięta osa w piasKu, osa kręci się, jak ja dotknięte. Co mnie, co mnie dotknęło, dotknęło, pyta się, się. Sygnalizowane są tu od razu dwie sprawy. Po pierwsze, dotknięcie wytrąca podmiot z pewnego egzystencjalnego status quo, po wtóre, przymusza do podjęcia refleksji nad relacją pomiędzy: Ja, Mnie, Się. Porównanie z osą egzemplifikuje sytuację, w jakiej znalazł się podmiot. Podobnie jak strzepnięta w piach osa została wyrwana z właściwego sobie stanu bytowania, tak też w podmiocie, w wyniku dotknięcia, zaburzona została równowaga. Owo zaburzenie skutkuje tym, że słabnie koherencja podmiotu, który zaczyna siebie postrzegać jako odrębności: Mnie, Ja, Się. Co wywołało ten stan? Podmiot nie znajduje satysfakcjonującej odpowiedzi, mimo iż po wielokroć ponawia pytanie o to, co go dotknęło. Odpowiedzi nie widać, ale też od pytań nie sposób się uwolnić, co może świadczyć o dotkliwości dotknięcia. O przyczyny dyskomfortu pyta w pierwszym rzędzie Się. I nic dziwnego, w końcu to ono zostało wyrwane z błogostanu istnienia opartego na przeciętnych doświadczeniach, przemyśleniach, ocenach. Suchankowe Się to, z grubsza rzecz biorąc, egzystencja, którą żyjemy na co dzień, która toczy się na powierzchni bycia. Ponieważ bycie Się oparte jest na tym, co przeciętne, powierzchowne, stereotypowe, ponieważ stroni ono od zadawania pytań na własny rachunek, ponieważ odrzuca to, co inne, osobne, niepodobne, obawia się wszystkiego co ponadprzeciętne. Środowiskiem, w którym istnieje Się, rządzi przeciętność, a ono samo najlepiej czuje się wśród podobnych do siebie Się. W wierszu Jerzego Suchanka dotknięcie jest na tyle dotkliwe, że szybko przebija się od Się poprzez Mnie aż do Ja. Co dotknięcie robi z Ja? Wytrąca Ja z poczucia pewności, infekuje niepokojem i chaosem, podaje w wątpliwość pozycję Ja jako świadomo-

34

ściowego stabilizatora osoby. Ja, do pewnego stopnia, ulega sile dotknięcia, ale też, mówiąc Norwidem, „(…)patrzy – co? Skorzysta/ na swym nieprzyjacielu:”. Innymi słowy, tylko Ja zdolne jest podjąć skuteczny wysiłek rozpoznania tego czegoś, co zaburzyło osobę, wytrąciło ją z egzystencjalnej pewności i stabilności, wydało ją na pastwę tego, co otwarte na „oścież”. Dlaczego Ja jest do tego zdolne? Bo w przeciwieństwie do Się i Mnie jest nie tylko reaktywne, ale też kreatywne, bo dysponuje narzędziami pozwalającymi analizować i porządkować rzeczywistość, bo jest nie tylko defensywne, ale też ofensywne. Oczywiście nie ma pewności, że Ja do końca zlokalizuje i opisze owo Coś, co „Dotknęło mnie”, ale na pewno nie ustanie w wysiłkach tropienia owego czegoś. W kontekście tego co powiedziano powyżej widać coraz wyraźniej, na jakie segmenty osoby wskazują w Osie zaimki: Się, Mnie, Ja. Się odpowiada temu, co w nas powierzchowne, stereotypowe, bezrefleksyjne, przeciętne, zuniformizowane, zanurzone w codzienności. Mnie wskazuje na to, co w nas zmysłowe, emocjonalne, empatyczne, przeżyciowe. Ja odsyła do tego, co indywidualne, refleksyjne, kreatywne, zdystansowane. Inna sprawa, że w wierszu Suchanka nie widać klarownej zasady wiążącej te segmenty, jakiejś jasnej reguły wynikania czy fundowania. Tu zresztą poeta podziela wątpliwości najtęższych umysłów współczesnej filozofii z Husserlem, Heideggerem, Derridą, Foucaultem na czele. Wróćmy jednak do sytuacji Ja z wiersza Osa. (…) Dotknęło ja. Mnie. Ja dotknę się w ja dotknięte, w się dotknięte, mnie Dotknę w mnie dotkniętego. I dotkniętego tym dotknięciem (…)Ja kręciło się. Dokręciło. Dokręciło się. Ja, którego sytuacją wyjściową było „kręcenie się”, a więc ruch bez kierunku stanu. To przezwyciężenie polega na uzyskaniu świadomości bycia dotkniętym, a ta świadomość stwarza możliwość nie tylko analizowania siebie dotkniętego, ale też wglądu w fenomen dotknięcia jako takiego („Dotykam dotkniętego dotknięcia”). Przechodzimy więc, wraz z podmiotem wiersza, drogę od emocjonalnego stanu bycia dotkniętym, poprzez uświadomienie sobie, co znaczy egzystowanie jako bycie dotkniętym, aż po namysł nad samym fenomenem dotknięcia. Inna sprawa, że wciąż wymyka się nam przyczyna, źródło owego dotknięcia. Z dotychczasowych rozważań mogłoby wynikać, że sformułowanie „Dotknęło mnie” wskazuje na jakiś rodzaj dyskomfortu, otwiera na obszar doświadczeń negatywnych. Po części pewnie tak, ale tylko po części na co wskazuje zdanie: „ Dotknęło mnie/ i ostygło”. A więc podmiot odbiera wygasanie bycia dotkniętym jako pewnego rodzaju stratę. Stratę czego? Może stanu, który umożliwił mu zobaczenie siebie i świata inaczej. Stanu, dodajmy, w którym osłabł dyktat Się a wzmocnione zostały segmenty Mnie i Ja, co pozwoliło podmiotowi głębiej doświadczyć siebie; swej sytuacji w świecie i kosmosie. No dobrze, ale wciąż nie ustaliliśmy, jakie atrybuty tego statusu wytrąciły podmiot z w miarę stabilnej, za-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Literatura domowionej, zakorzenionej egzystencji. Wydaje się, że kluczem do zlokalizowania owego czegoś, co „dotknęło mnie” jest tytułowa osa, a dokładniej analogia pomiędzy sytuacją osy a statusem Ja. W wierszu Jerzego Suchanka warstwa zdarzeniowa jest oczywista, żeby nie powiedzieć banalna. Oto podmiot, którym jest/ może być sam autor, siedzi, dajmy na to, w ogrodzie. W pewnym momencie zauważa, że po ramieniu albo po ręce chodzi mu osa, więc odruchowo strzepuje ją na ziemię, w której składzie przeważa akurat piasek. Otumaniona osa kręci się na tym piasku, a człowiek wykorzystując jej dezorientację i własną przewagę, bierze ją pod stopę, raczej nieobutą. Skutek dokręcania osy stopą w piasku jest łatwy do przewidzenia. Gdy stopa podnosi się, z osy zostają: „włókienko z nóżki,/ żyłka ze skrzydełka, drucik z żądełka,” Osa nie przeżyła, ale zrobiła swoje, czyli najpewniej użądliła autora, skoro potrzebny był „wacik” i „ocet”. I na dobrą sprawę w warstwie anegdoty to już wszystko. Najistotniejsze jednak rozgrywa się nie tyle w Realu co raczej w mentalu, bowiem przygoda z osą uruchamia w autorze pracę wyobraźni, myśli, języka. Dotknięcie żądłem przez osę inicjuje w podmiocie swoistą galopadę myśli i słów, w trakcie której wyłaniać zaczynają się przeczucia, myśli, lęki, o jakich człowiek ani myślał. Znajdujemy się tu w sytuacji, w której innobyt, to, co nieludzkie, uświadamia człowiekowi jego własny status; uświadamia z taką siłą i bezwzględnością, że człowiek nie ma gdzie schronić się przed tą wiedzą. O jaką wiedzę chodzi? Że jesteśmy egzystencjami: przygodnymi, chwilowymi, skończonymi. Godzimy się na to? Ależ skąd! Gdybyśmy się godzili, nie wymyślalibyśmy: religii, filozofii, sztuki. Mają one osłabić nasz pierwotny, zwierzęcy lęk przed bólem, cierpieniem, nieuchronnym popadaniem w nicość. Na co dzień te protezy na ogół się sprawdzają. Znakomitej większości z nas one wystarczają, by jakoś zamazać w sobie jasne widzenie tego, jak z nami jest. Ale w plemieniu ludzkim są też takie egzemplarze, które z uporem godnym, być może, lepszej sprawy starają się dowiercić do sedna. W jakimś momencie życia coś ich dotyka, wytrąca z koleiny codzienności, otwiera oczy w taki sposób, że już niepodobna ich zamknąć. I właśnie ci ludzie, skazani na bycie dotkniętymi, na jasne widzenie swojej i nie tylko swojej kondycji, mówią, najczęściej do siebie, żeby innym nie burzyć ich wyobrażeń, przekonań, iluzji, o tym, że jesteśmy tyle warci, co ta osa, która właśnie umiera w piasku, że na dobrą sprawę jesteśmy tylko nicością w ruchu, skończonością z pretensjami do wieczności, chwilowością wmawiającą sobie, że przetrwa w swoich dzieciach, książkach, osiągnięciach, pożądliwością, która im mocniej pożąda, tym szybciej nudzi się tym, co zdobywa. A to wszystko jakoś się kręci do chwili, gdy… pęka w nas taka albo inna żyłka. Bo jak rzeczona żyłka pęknie to… po nas. Definitywnie! Czy Coś takiego dotknęło Jerzego Suchanka (autora Osy) podmiot mówiący w tym wierszu? Zdaje mi się, że i owszem. Kompozycja klamrowa utworu nie pozostawia wątpliwości; od „bycia dotkniętym” nie ma już ucieczki. Inicjalne „Dotknęło mnie, dotknęło” znajduje swe zwieńczenie w finalnym „Dotknęło mnie, dotknęło, aż i oko uwięzło w się, w oście.”

Bycie dotkniętym można zapewne artykułować na różne sposoby. Jerzy Suchanek języczy to po swojemu. Po swojemu czyli jak? Ano tak, by nade wszystko pozostawać wiernym aurze tego, co mu się przytrafia, nie zaś językowej precyzji czy komunikatywności. Dlatego też język Osy to na dobrą sprawę nieustanne próbowanie języka, przymierzanie słów, zdań, zwrotów do tego, co ciągle się wymyka, bo nie tyle jest zobaczone, wyobrażone, przemyślane, co raczej przeczute, chwytane intuicyjnie, niejasno rozpoznawane. Stąd to kluczenie, meandrowanie języka Osy, stąd męczące przebijanie się do słów najlepiej trafiających w stan rzeczy, stąd „niegramatyczności”, których celem uchylanie się językowemu Się; formułom zgrabnym i jasnym, ale egzystencjalnie, poznawczo, artykulacyjnie… MARTWYM! Gdy po wielokroć czytałem Osę, wciąż powracały do mnie dwa niezwykle zindywidualizowane języki; filozofa Heideggera oraz pisarza Gombrowicza. Myślę, że Jerzy Suchanek nie tylko przyznaje się do tych patronów, ale wciąż prowadzi z nimi swój trudny dialog. Przyznaję, Osa Jerzego Suchanka dotknęła mnie, dotknęła, a w tym dotknięciu zawarte jest i to, że dzięki temu wierszowi miałem znów sposobność powrócić do dwóch ważnych dla mnie świato – i człowiekoobrazów: Gombrowiczowskiego i Heideggerowskiego.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

35


Recenzja Obrót o sto osiemdziesiąt stopni Marta Fox to jedna z nielicznych autorek tzw. powieści dla dziewcząt, czy ujmując szerzej – literatury młodzieżowej, która nie tabuizuje ani nie demonizuje tematyki ciała. Nie wszystkie jej bohaterki pozostają dziewicami aż do ślubu, czy nawet do magicznej daty zdania matury lub osiągnięcia pełnoletności. Oczywiście, w książkach przeznaczonych dla nastolatków pisarka umieszcza znacznie oszczędniejsze opisy erotyczne, aniżeli w tej części swojej beletrystyki, którą tworzy z myślą o dorosłych czytelnikach. Bardzo pedagogicznie propaguje również ideę seksu z miłości i koniecznie z użyciem środków antykoncepcyjnych. Jednakże pomimo nutki dydaktyzmu, młodzieżowa proza Marty Fox nie zadręcza odbiorców natrętnym moralizatorstwem ani też nie kreuje wizji obyczajowości odbiegającej od współczesnych standardów. Jest lustrem, które przechadza się po gimnazjach, liceach i blokowiskach, odbijając aktualne poglądy, pragnienia i obawy dorastających dziewcząt, a nie raz też chłopców. Lustro to, zgodnie z wymogami gatunku, zatrzymuje się zwykle przy szczególnie interesujących postaciach oraz szczęśliwych rozwiązaniach ich przygód, jednak nigdy nie traci kontaktu z rzeczywistością na tyle, aby pozwolić się zamalować wizerunkami kwiatków, motylków oraz trusiowatych pensjonarek. Na szczęście, podejmowanie problematyki fizyczności młodzieży nie ogranicza się u tej pisarki do kwestii łóżkowych. Poświęca ona wiele uwagi kompleksom nastolatek na punkcie wyglądu oraz zaburzeniom odżywiania, które pojawiają się we współczesnym świecie coraz częściej. Bohaterka Kaśki Podrywaczki uczy czytelniczki swoistej kalokagatii. Skłonność Kasi do refleksji nad sobą i światem nie wykluczają czerpania radości z posiadania zgrabnej, wysportowanej sylwetki, z uprawiania gimnastyki oraz tańca. Natomiast Karolina i Iza, tytułowe postacie kolejnych powieści dla dziewcząt Marty Fox, pokazują niezdrowe podejście do własnego ciała. Pierwsza z nich poprzez zajadanie stresów doprowadza się do otyłości. Natomiast druga, aby osiągnąć sukces jako modelka, odchudza się tak bar-

36

dzo, aż nabawia się niedowagi i anemii. Przy tym niezbędne w zawodzie Izy zabiegi kosmetyczne znacznie uszczuplają jej czas na naukę, rozwijanie zainteresowań oraz relacji z rówieśnikami. Powieść Iza Anoreczka ukazuje protagonistkę na etapie, gdy dopiero zaczyna dostrzegać negatywne skutki, medyczne i społeczne, dążenia za wszelką cenę do kariery na wybiegu. Absolutnie nie ma jednak zamiaru z niej rezygnować. Natomiast na kartach Izy Buntowniczki bohaterka dokonuje obrotu o sto osiemdziesiąt stopni – całkowicie porzuca pracę modelki. Oczywiście, autorka potrafi umotywować tę trudną decyzję oraz pokazać, w jaki sposób Iza dojrzewa do niej, dokonując coraz to większych aktów buntu – od zjedzenia odrobiny czekolady czy rosołu, poprzez mówienie na konkursie piękności tego, co myśli, aż po rezygnację z wybiegu na rzecz studiów weterynaryjnych. Na uwagę zasługuje specyficzny, chociaż może aktualnie coraz powszechniejszy model rodziny Izy. Rodzice dziewczyny są rozwiedzeni, toteż co tydzień zmienia ona miejsce zamieszkania z domu matki na dom ojca i macochy oraz odwrotnie. Zgodnie z zakorzenioną w europejskiej kulturze wizją kobiecości i męskości, matka Izy oczekuje od niej głównie dbałości o urodę, a ojciec – o intelekt. Jednakże jednocześnie wbrew temu stereotypowi, matka kocha za coś, a konkretnie za sukcesy na wybiegu, natomiast miłość ojca okazuje się bezwarunkowa. Mężczyzna też znacznie bardziej, niż jego była partnerka, rozumie potrzeby emocjonalne córki. Łamiąc kolejny schemat, pisarka tworzy ciekawą postać drugiej żony, która jest mniej atrakcyjna, ale za to znacznie bogatsza intelektualnie oraz duchowo od pierwszej. Dzięki temu porozumiewa się ona z pasierbicą efektywniej, niż biologiczni rodzice. Na kartach Izy Anoreczki matka protagonistki zostaje ukazana jako osoba w prawdzie uciążliwa, lecz jednak bardziej niemądra, niż podła. Natomiast powieść Iza Buntowniczka przedstawia ją w znacznie czarniejszych barwach. Postać ta przypomina toksyczną matkę z Magdy.doc, jednej z pierwszych powieści młodzieżowych Marty Fox, szczególnie w scenie, gdy podejrzewając córkę o zajście w ciążę, wymierza jej policzek. Demonizm matki Izy nie wydaje się jednak przesadzony. Ro-

dzice, którzy traktują dzieci, jak własność, a wszelkie ich prawdziwe czy domniemane potknięcia uznają za obrazę własnego majestatu, nie należą do rzadkości. Nic zatem dziwnego, że lustro pisarki uchwyciło ten typ osobowości. Znacznie mniej wyrazistymi postaciami, aniżeli rodzice i macocha bohaterki, są jej koleżanki oraz chłopak. Ubogie w szczegóły charakterystyki rówieśników Izy można uznać za niedopatrzenie Marty Fox, lecz jednocześnie mogą one stanowić celową strategię, która unaocznia, jak licha jest wiedza protagonistki o innych nastolatkach. Strategia ta wydaje się tym bardziej prawdopodobna, że w Izie Buntowniczce, tak jak w większości swoich utworów, autorka posługuje się narracją pierwszoosobową. Jest to znakomity sposób subiektywizacji świata przedstawionego oraz szansa dla młodych, nie w pełni jeszcze wyrobionych czytelników, na utożsamienie z główną bohaterką. Najnowsza książka młodzieżowa Marty Fox z pewnością warta jest polecenia i dziewczętom, i chłopcom, i wszystkim tym, którzy pragną zrozumieć świat dorastających dzieci. Powieść Iza Buntowniczka łączy realizm oraz odwagę poruszania trudnych, nieraz kontrowersyjnych tematów, z typowym dla gatunku optymizmem i dyskretną dydaktyką. Weronika Górska Marta Fox, Iza Buntowniczka, Akapit Press, Łódź 2011.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Recenzja W słupku znaczeń Jerzy Połomski w rytm walczyka śpiewał kiedyś słowa ułożone przez Agnieszkę Osiecką: Warszawskie dziewczyny od rana na szpilkach, bo młodość jak lilka, to każda z nich wie. Warszawskie dziewczyny wydają pieniądze, tu fryzjer, tam kino, nie zawsze najmądrzej… Jakie dziś są warszawskie kobiety, dziewczyny? Do tej starej piosenki wróciłam nie przypadkiem, gdyż zaledwie kilka miesięcy temu ukazał się debiutancki tomik wierszy Julii Nadstawnej pt. Warszawskie kobiety i dziewczyny. Słupki do kawy i czekolady. Książka zawiera 45 słupków – skądinąd ciekawa nazwa nowego (?) gatunku literackiego. W sytuacji „zagłady gatunków” – już jakiś czas temu ogłoszonej przez Stanisława Balbusa – jest to zjawisko dość rzadkie, choć nieodosobnione. Znamy przecież przykłady literatów, którzy tworzyli gatunki tylko na swój (prywatny) użytek. Niemniej Julia Nadstawna (w życiu zawodowym posługuje się imieniem Agnieszka) tworzy słupki – pisze w słupkach. Słupki jak podaje autorka „to graficzna forma zapisu myśli lub obrazu w pionie”, niczym matematyczny słupek z dyskusyjnym wynikiem, słup ogłoszeniowy czy słupek podtrzymujący ważną konstrukcję. Czytając Warszawskie kobiety… można się zastanawiać, czy słupki to aby nie pomniejszona forma wiersza, czasem nieco asekurancka. Bo przecież poezja kobieca jest niejednokrotnie krytykowana za swój przesadny liryzm, erotyzm, ekshibicjonizm. Niektórzy traktują ją nawet jako coś gorszego niż „męską” Poezję. Nadstawna na przekór poetyckim modom „bawi się”, gra na nosie krytyce – jakby chciała powiedzieć: „przecież to tylko słupki”. Dzięki temu zyskuje pole, by bez skrępowania bawić się rymem (aż do bawialnia-leżalnia, cień-dzień), rytmem, przerzutniami i wyliczeniami (dostałam irysa/ cyklamenowo-czerwony/ niemal różowy/ i pomarańczowy/ żywy/ prawdziwy/ i święty). Ta zabawa formą momentami przypomina twórczość księdza Baki, o której do dziś panują skrajnie różne opinie. Nie deprecjonuje to jednak wartości utworów Nadstawnej, która poezję traktuje bardziej jak terapię, gojenie zranień (zawodowo zajmuje się arteterapią)

ności musi przyjść moment na myśl o tym co najważniejsze – o sensie tego pędu. Z jednej strony Julia Nadstawna odrzuca stagnację już w słupku otwierającym debiutancki zbiór (kocham parapety/ i na nich cycaste kobiety/ z (…)/ życiem całkiem do bani), ale z drugiej strony marzy o ciszy we dwoje (i choć nie leżę dziś przy tobie/ – kochany dobrych snów). Czy poezja nie pozwala zatem się zatrzymać? Nie leczy skołatanych nerwów? Nie jest antidotum na cywilizacyjny zgiełk? Kiedy folklor i wysoko artystyczna literatura zatarły się w popkulturze można znaleźć i miejsce dla wierszy takich jak słupki Julii Nadstawnej. Edyta Antoniak-Kiedos niż kunsztowną, niedostępną zwykłym śmiertelnikom mowę wiązaną. Julia Nadstawna nie aspiruje do bycia wielką polską poetką, słowa mają dla niej przede wszystkim wartość użytkową. Korzysta z języka potocznego (bujda, cycki), języka wielkomiejskiej codzienności, kultury masowej i biznesu (doba hotelowa, lajfstajl, bankiet). Jej utwory to ekspresja podmiotu indywidualnego – kocham, wyrzucam, mam, chce mi się… W pędzie kolejnych dni, w walce o pozycję społeczną, zawodową, warszawska kobieta i dziewczyna marzy i chce – tego, co takie zwyczajne – kwiatów, miłości, adoracji. Nie ma jednak u Nadstawnej taniej tkliwości, na to nie pozwalają realia – i patrzy dziś – / na miasto z przed lat/ czy kochanek to był/ jakiś czy kat. Nie pozwala na to również mężczyzna, który jest oczekiwany – na ciebie ze mną mam pomysł/ tylko przyjdź tylko przyjdź, niedostępny – jakby tu na tobie położyć spojrzenie/ żebyś tego nie poczuł?, okrutny w swej obojętności – jestem lepsza/ niż ty/ nie w gębie/ nie na setkę/ i nie w gry/ jestem lepsza/ od ciebie/ bo kocham/ w potrzebie kochania. Obecność rymów dręczy samą autorkę, która ostatecznie woła: mam dosyć swego stylu/ chcę mówić/ biało/ o. Nieraz się to udaje, katarynkowość wersów zostaje zatrzymana, pęd życia zwalnia w retorycznym pytaniu czy wykrzyknieniu puenty. Bo i w szaleństwie codzien-

Julia Nadstawna: Warszawskie kobiety i dziewczyny. Słupki do kawy i czekolady. RTC Agencja Wydawnicza. Warszawa 2011.

Publikacja W kręgu literatury i języka. Analizy i interpretacje pod redakcją Mirosławy Michalskiej-Suchanek jest drugą w serii opracowań wydawanych przez Katedrę Filologii GWSP. Wydaje się, że znakiem firmowym serii – co pokazują oba tomy – jest łączenie teorii z praktyką, perspektywy akademickiej z twórczością literacką.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

37


Listy do redakcji Niedługo po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych otrzymaliśmy list od Czytelniczki. Zdecydowaliśmy się go opublikować, licząc na dyskusję.

Powyborczy szok Jestem zszokowana wynikiem wyborów. Mimo że na listach można było znaleźć kandydatów, którzy mają pomysł i siłę na zmiany – osiągnęli oni wyniki wręcz żenujące. Wygrał rząd, który sprawił, że nasze życie staje się coraz większym koszmarem. Mam na myśli nasze pokolenie – pokolenie, które przez mgłę pamięta, co było „przed 89”, dostało szansę na życie „w Europie”, dorastało wraz z kluczowymi technologiami i dzięki temu świetnie potrafi poruszać się w nowoczesnym świecie. Tyle że te wynalazki, wolność i bezpieczeństwo stały się dla nas pułapką. Ktoś pokazał nam cukierka, by potem go zabrać. Nie mamy pracy. Płacimy duże podatki od małych dochodów. Nie mając wyboru, zakładamy działalności i co miesiąc odprowadzamy na ZUS prawie 900 zł, nie otrzymując w zamian nic. Dotacje unijne zgarniają profesjonalni „wypełniacze wniosków”, nam zostaje czasem jakieś podwykonawstwo. Chorujemy – bo nie śpimy, nie chodzimy do lekarzy, lekceważymy objawy silnego przemęczenia i stresu. Nie możemy zajść w ciążę. Nie żyjemy pełną piersią, nie wyjeżdżamy na wakacje, nie odpoczywamy, nie poświęcamy czasu na rozrywkę. Aby zapłacić rachunki, bierzemy dumpingowe zlecenia, często poniżej swoich kwalifikacji i godności. Łamiemy prawo, by zaoszczędzić na podatkach. Mamy problemy z wzięciem kredytu. Jesteśmy totalnie zmęczeni. A rząd nie robi nic, by tę sytuację zmienić. Trwa debata na temat krzyża na Wiejskiej, a rozwarstwienie społeczne staje się coraz wyraźniejsze. Celebryci zarabiają setki tysięcy miesięcznie, żyjąc na „preferencyjnych warunkach”, podczas gdy płaca minimalna nie jest w stanie pokryć samych opłat przeciętnego. Średnia krajowa jest zawyżona, zwłaszcza na Śląsku, gdzie zarządy spółek węglowych zgarniają astronomiczne pensje, zafałszowując tym samym statystyki. Telewizja publiczna trwoni miliony na ab-

38

surdalną rozrywkę, która niczemu nie służy. Rząd nie dba o dramatyczną sytuację gospodarczą, podczas gdy rynek pracy psuje się od środka. Szara strefa dawno przestała być marginesem – na walkę z nią wydaje się corocznie krocie. Gdyby nie fatalna sytuacja w Polsce, nie byłoby potrzeby schodzić do podziemia. O naszym życiu decydują jednostki, które mają tak odmienne priorytety, że nie jesteśmy w stanie nawiązać żadnego porozumienia. Cały poniedziałek przepłakałam, choć nigdy nie sądziłam, że polityka może mieć na mnie jakikolwiek wpływ. Jednak tym razem uświadomiłam sobie, że wszystkie nasze problemy, zmartwienia, kłótnie związane są właśnie z sytuacją kraju, z jego prawem podatkowym, przepisami i resztą. Polska nas niszczy przede wszystkim psychicznie. Kliniczna depresja to nasz coraz częstszy problem, dotyczy naprawdę coraz większej grupy osób. Jeśli w ciągu kilku lat nie dokona się przewrót – a kilka grup pokolenia 70–80 myśli o tym coraz poważniej – grozi nam rozpad i poważne jego konsekwencje. Nie chcemy i nie możemy się tym zajmować, bo z trudem starcza nam czasu, by zarobić na bieżące potrzeby. Nie widzimy ratunku dla tego kraju, nie czujemy się z nim związani. W zasadzie nie wiemy, co nas tu trzyma, chyba tylko bariery językowe i kulturowe. Już kilka dni po wyborach mówi się o „drugiej fali emigracji”, która od tej sprzed kliku lat różni się tym, że teraz każdy emigrant ma już załatwioną pracę i godziwe zarobki. Praca za „polską pensję” w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii jest zakazana, a stawki często przekraczają kilkakrotnie polskie płace. Wyceniając prace dla zachodnich firm, zmieniam w kwotach PLN na EU – i mimo to wciąż jestem najtań-

sza. Moje oferty nie są brane jednak pod uwagę – bo zachodni, mobilny freelancer wsiada w samolot i za kilka godzin jest w Londynie – dla nas luksusem jest podróż pociągiem do Warszawy. Co robić, jeśli u nas wyjście do kina 4-osobowej rodziny kosztuje 1/10 miesięcznego wynagrodzenia? Po prostu mamy dość. Nie widzimy w rządzie grupy, która może te problemy rozwiązać. Nie wiemy, jakie są nasze możliwości, co jeszcze może nas uratować. Dlatego tak strasznie zależało mi na wyniku wyborów. Jak widać ich wynik wykreowany był wyłącznie przez media. PO przez te 4 lata nie zrobiła dla nas NIC, a wręcz przeciwnie – i w tym kierunku zmierza dalej rząd. A zwykły, szary człowiek nie widzi tego wszystkiego, bo ogląda tylko wyrywkowo wiadomości i spoty wyborcze, debaty, które są zmanipulowane i ustawione. Staliśmy się marionetkami – ale kto za tym stoi? Coraz częściej zastanawiamy się, czy nie rządzi nami jakaś współczesna masoneria, dzięki pieniądzom trzymająca władzę. Bo przecież to niemożliwe, by racjonalizm doprowadził Polskę do takiego momentu. Dane do wiadomości Redakcji

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Felieton

Krowy Kalego Jedną z miar tolerancji wobec odmienności bliźnich jest łacińskie przysłowie: de gustibus non est disputandum. Każdemu może się podobać co innego i jeśli – na przykład – nie tylko, że nie zachwyca się obrazem Leonarda da Vinci Dama z gronostajem, ale też nie rozumie, co w nim komuś innemu się podoba, nie powinien być z tego powodu ganiony, czy wyśmiewany. Przyznam tutaj zawczasu, że wspomniany obraz – niczego więcej mi nie dał i nie daje poza cenną lekcją historii malarstwa i pokory wobec mistrzostwa, po którą nie musiałem jeździć gdzieś za granicę, bo tylko do Krakowa. Dlatego nie odwracam się do tego dzieła plecami tak, jak mi się to zdarza, gdy spojrzę nieopatrznie na „maziaje” niektórych współczesnych malarzy, budzące jedynie niechęć. Oczywiście na wernisażu jeden, czy drugi podpowie, że właśnie o wywołanie niechęci mu chodziło... Również, bo przecież ten i tamten – w przeciwieństwie do mnie – poczuli odwrotnie, czyli – chęć! Sztuka zawsze czymś epatowała, więc zapewne w czasach renesansu byli i tacy, co się do malunków Leonarda odwracali tyłem... Być może za pięćset lat dla kogoś jakiś dzisiejszy „maziaj” będzie miał takie znaczenie, jak dla mnie Dama z gronostajem.

Gusta nie tylko są różne, ale i zmieniają się w czasie i przestrzeni. Jednak tylko estetyki będące emanacjami etyki mogą przetrwać – choćby dla wielu już tylko w postaci lekcji. Słynny sosnowiecki pomnik z rur ku czci jakiegoś tam komunistycznego czynu rewolucyjnego właśnie dlatego nie przetrwał, bo skondensowano w nim kłamstwo o historii i o intencjach ówczesnego reżymu. Mieszkańcy Sosnowca szybko przezwali go pomnikiem hydraulika i to raczej komunistycznego hydraulika, bo jakość wykonania i materiałów nie odbiegała od peerelowskiej normy. Szczęśliwie w rurach owego monumentu nie gwizdał wiatr, jak to planowali projektanci, bo dźwięki byłyby najpewniej upiorne i uciążliwe. Szczęśliwie, choć trochę szkoda, bo mielibyśmy fajną miejską legendę, że pomnik hydraulika wygwizdywał władzę ówczesną... A może właśnie tamta władza połapała się, co do tego gwizdania i nie z powodu obawy, że rury może rozsadzić zamarzająca w nich zimą woda, kazała je zasklepić? Nie zawsze jednak to, czym naprawdę dzieło epatuje, jest widoczne od razu, nie zawsze też intencja – jak w przypadku sosnowieckiej piszczały (bo i taka przezwa funkcjonowała) – natychmiast przeradza się w swoje przeciwieństwo. Tu miała być chwała, wyszło pośmiewisko z powodu kłamstwa. Estetycznie pomysł wydawał się ciekawy w swej prostocie, choć równowaga między materią i duchem została zdecydowanie zachwiana na korzyść tej pierwszej. Ducha w tym brakło, bo idea, która monument ufundowała, była nieludzka, a zatem nieetyczna. Wybór między dobrem i złem nie przynależy do sfery gustu. Owszem, brzydota choćby satanizmu może fascynować, jednak z pięknem klasycznie czy modernistycznie pojmowanym nic wspólnego nie ma. Fontanna Marcela Duchampa miała w sobie walor nobilitujący sztukę użytkową. Epatowała skandalem na Pierwszej Wystawie Niezależnych w 1917 roku. Wówczas w Nowym Jorku Fontannę odrzucono... Nie zważano więc na łacińskie przysłowie i o gustach dyskutowano? Dzieła Duchampa wymagały przesunięcia granicy między sztuką

i nie-sztuką: według Duchampa każdy obiekt wybrany i wskazany przez artystę miał stawać się dziełem sztuki. Postmodernizm zdaje się posunął wszystko dalej: już cokolwiek wyróżnione przez kogokolwiek, czy to losowo, czy z premedytacją, jest obiektem artystycznym, a każdy artystą (ostatnio szczególnie bałwochwalcy i sataniści). I o ile moderniści wszelacy z upodobaniem posługiwali się skandalem w obrębie odbiorców ich sztuki, to postmoderniści kierują swoje prowokacje na zewnątrz, główną metodą ekspresji czyniąc profanację wartości wyznawanych przez chrześcijan (jakoś tak nie kwapią się, by drażnić mahometan, bo ci zapewne sprawiliby im krwawą łaźnię). I tak, mimowolnie, zacząłem dyskusję o gustach, bo przecież nie ukryję, że o wspomnianych – okupujących (dosłownie i w przenośni) szczególnie polskie media elektroniczne – postmodernistach piszę pejoratywnie... Tak, łacińskie przysłowie postuluje stan idealny, praktycznie nie do osiągnięcia. Nie tylko dlatego, że we mnie i u mnie podobnych jest „zwierzęcy” sprzeciw wobec wszelkich postmodernistów, zajmujących się profanowaniem wszystkiego, co tylko da się sprofanować. Przede wszystkim dlatego, że owi postmoderniści żyją według zasady: Kali ukraść krowę – dobrze (a nawet świetnie!), Kalemu ukraść krowę – bardzo źle, terror, faszyzm, koniec świata! Gdy jakiś postmodernista (chciałem napisać: palant, ale ugryzłem się w klawiaturę, bo mam do niej rym: kulturę) wsadza naszą narodową, państwową flagę w psie gówna, to to jest ekspresja artystyczna – tzn. Kali kraść krowę. Gdy ktoś maluje napisy na pomniku sowieckich, rosyjskich oprawców w Katowicach, to według postmodernistów jest to profanacja, czyli Kalemu kraść krowę, choć według postmodernistycznej doktryny takie działanie ma przecież charakter artystyczny sensu stricto. À propos – jak ośmielił się zauważyć innymi słowy któryś z warszawskich publicystów – nie można było „zbeszcześcić” upominającymi się o prawdę napisami farbą pomnika bolszewickich żołdaków zabitych

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

39


Felieton pod Ossowem w wojnie polsko-sowieckiej, bo miejsce to – wcześniej szanowane przez ossowian – zbeszczeszczono generalnie, umieszczając na grobach bezbożników i największych wrogów chrześcijaństwa krzyż prawosławny. Cóż, wychodzi na to, że postmodernistom wszystko wolno, epatować jak im się zachce i zechce. Bo oni robią sztukę przez duże „S”. Natomiast taki monument Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie, wzorowany na pomniku Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro, jest według postmodernistów kiczem, w dodatku jakoby naruszającym ich ateistyczną godność i swobodę intelektualną (tak im trudno odwrócić się plecami?). Co zdradza, jak wygląda postmodernistyczna, poprawno-polityczna tolerancja. Z ich strony: zero symetrii. O tempora, o mores! – muszę sobie westchnąć, bo liczenie kwiatków (z uprzejmości kwiatkami nazwałem chwasty) w ogródku postmodernistów jeszcze chwilę potrwa. Zazwyczaj ich głównym argumentem za uznaniem czegoś za wartościowe jest tzw. oglądalność. Im większa, tym ich „odchód” (to tak w nawiązaniu do ordynarnie wykorzystanych psich kup) bardziej artystyczny (a też i dochód...). Otóż zapewniam wszystkich, że oglądalność świebodzińskiego monumentu szybuje z dnia na dzień wyżej. I będzie najwyżej. Taki fakt. Poza gustami. A skoro (i jak sugerował „klasyk”: tym gorzej dla faktów) w naszym Sosnowcu można było nazwać rondo imieniem przywódcy partii, której władzę zainstalowały w Polsce sowieckie czołgi, to może udałoby się zorganizować Komitet Odbudowy Pomnika Hydraulika? Nalegam jednak na piszczały modyfikację: mniej więcej w trzech piątych wysokości niech dospawają poprzeczkę. Rekonstrukcja schlebi miłośnikom nazwy wspomnianego ronda, czyli postmodernistom, a poprzeczka zapewni im tak pożądaną przez nich oglądalność: aczkolwiek przez zupełnie inną – od tej grzebiącej flagami w psich kupach – publiczność.

Sen o potędze

W ostatnich dniach września Dziennik Zachodni doniósł, powołując się na wyniki badań Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych, że Polska jest na 22 miejscu wśród potęg świata. Tytuł artykułu redaktora Sławomira Cichego „Jesteśmy potęgą świata” mógł wielu zaskoczyć. Wyniki badań jako największe potęgi wskazały Stany Zjednoczone. Na drugim miejscu znalazły się Chiny, potem Japonia, Indie, Brazylia, Rosja, Niemcy, Francja, Kanada, Wielka Brytania, Polska na 22 miejscu, przed nami RPA, a tuż za nami Holandia. Z rankingami różnie bywa i nie zawsze należy w nie wierzyć, ale Centrum dokonujące badań wykorzystało metodę prof. Mirosława Sułka z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Analizie poddano kraje należące do ONZ i wzięto pod uwagę 30 czynników budujących zdaniem ekspertów „potęgę” państwa, m.in.: poziom zaawansowania technologicznego, zdolność do obrony, PKB per capita, wielkość armii, liczbę ludności, walutę, bogactwa naturalne, inwestycje. Ekonomista profesor Andrzej Barczak zaproszony do rozmowy przez redaktora S. Cichego potwierdza powyższe wyniki i miejsce Polski wśród krajów świata. Twierdzi, iż Polska jest w okolicy 20 miejsca na mapie gospodarczej świata. Aż dziw bierze, że nasi politycy walczący w kampanii wyborczej nie cytują tego artykułu i nie chwalą się osiągnięciami w tym zakresie. Czy to znaczy, że jest dobrze i nic złego nam już nie grozi. Recesja, frank, problemy z euro nie dotkną „potężnej” gospodarki. No, niestety potęga, potęgą, a to co się dzieje na świecie i w Europie wpływa i to silnie na naszą gospodarkę dzisiaj i w przyszłości. Przypomnę, że kryzys finansowy „wypłynął” z najpotężniejszej gospodarki świata – Stanów Zjednoczonych AP. Czy nadal możemy być optymistami i wierzyć, że recesja nas nie dotknie. W latach 2008 i 2009 polscy konsumenci, według firmy Nielsen, byli największymi optymistami w Europie. W 2010 i 2011 indeks zaufania polskich konsumentów ma trend spadkowy. Pisze o tym Piotr Mazurkiewicz w „Rzeczpospolitej” (1–2 październik 2011) w artykule „Polacy już mniej wydają”. Aż 23% Polaków przyznaje, że dochodów wystarcza im tylko na podstawowe artykuły niezbędne do życia. Ponad 60% Polaków twierdzi, iż stara się zużywać mniej prądu, gazu, wydaje mniej na ubrania i kupuje tańsze zaJerzy Suchanek mienniki produktów spożywczych. Oszczęd-

40

ny konsument jest tylko wtedy pożądany, jeżeli zaoszczędzone środki finansowe, lokuje na koncie bankowym. Bank udziela niskooprocentowanych kredytów inwestorom, którzy inwestują w krajową gospodarkę i tworzą nowe miejsca pracy. Na to się chyba nie zanosi. Oszczędzanie w tej chwili, nie wynika z chęci zakładania lokat bankowych, tylko z powodu braku środków i obawy o przyszłość. Ta przyszłość nie zależy tylko od nas. Wprawdzie Barack Obama twierdzi, iż kryzys w strefie euro „przeraża świat” i główny problem gospodarczy świata tkwi dziś w Europie. To bardziej przemawia do mnie Witold Orłowski i to nie tylko dlatego, że mówi w moim ojczystym języku. Problemem jest właśnie ta największa potęga – Stany Zjednoczone – największa gospodarka i największy rynek finansowy i jednocześnie dyktator globalnych warunków gry. Potęga ta od czterech lat chce wrócić do trwałego wzrostu gospodarczego i w tym celu „pompuje” na rynek pusty pieniądz, finansując największy na świecie deficyt budżetowy. Bez uporządkowania amerykańskich finansów trudno będzie przywrócić porządek w finansach świata. Mimo iż kryzys w strefie euro został chwilowo zażegnany, bowiem niemiecki parlament zatwierdził wzmocnienie europejskiego funduszu stabilizacyjnego, to nie wystarczy do stabilizacji, w długim okresie. Wielcy tego świata powinni przestać „drukować i pompować” do gospodarki pusty pieniądz i powiększać deficyty budżetowe, ponieważ już Milton Friedman i inni monetaryści twierdzili, iż pieniądza w gospodarce musi być odpowiednia ilość – za dużo – to też źle. Ale to już temat na następny felieton. Jadwiga Gierczycka

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Felieton Nie ma się czym pochwalić Powiem szczerze, byłem – i ciągle jestem – pod wielkim wrażeniem potężnego bilboardu, z którego jeden z posłów minionej kadencji (tekst ukaże się co prawda po wyborach, ale wolę uniknąć podejrzeń o prowadzenie ukrytej kampanii, dlatego nie podaję jego nazwiska) informuje, iż „załatwił” 20,5 miliona złotych na budowę sali koncertowej w Sosnowcu. Takie skojarzenie przynajmniej ma stworzyć. Skoro tak, to już wiadomo, że będzie ona miała za patrona właśnie tegoż posła-dobroczyńcę. Przecież Jan Kiepura czy Władysław Szpilman, nie mówiąc o Jacku Cyganie – nie pominąłem chyba żadnego sławnego sosnowiczanina związanego z muzyką? – nie mają szans... Przecież te 20,5 mln zł pokryją niemal cały koszt tej inwestycji. Co prawda z oficjalnego komunikatu po podpisaniu przez prezydenta Sosnowca umowy na „Budowę Sali Koncertowej” przy Zespole Szkół Muzycznych z wykonawcą, którym jest Mostostal, nie ma wzmianki o tym skąd pochodzą pieniądze, tym bardziej o roli owego posła, ale to być może tylko niedopatrzenie. Podajmy więc parę szczegółów, Mostostal ma zbudować obiekt, wkomponowany w Park Sielecki w ciągu 20 miesięcy, do wiosny 2013 roku. Będzie on miał kubaturę 23 tysięcy metrów sześciennych, z widownią na ponad 500 miejsc, będą również mała sala kameralna, profesjonalne studio nagrań i kilka sal ćwiczeń. Dokładnie wyliczono koszt tej inwestycji, który wyniesie 27 490 054,73 zł. Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2007–2013. Bardzo ważne jest to ostatnie zdanie, bo oznacza, że pieniądze zostały „wychodzone” w rządzie, a tak się składa, że ów wspomniany przeze mnie poseł, chwalący się z bilboardu, jest właśnie z partii rządzącej. Co ja się tak tej sali koncertowej przyczepiłem, przecież o kulturze – choć ją bardzo lubię – dotąd na łamach „Nowego Zagłębia” nie pisałem? Tylko proszę nie myśleć, że w ten sposób chcę sobie załatwić zaproszenie na imprezę na otwarcie sali koncertowej. Nie ulega bowiem wątpliwości, że będzie to wydarzenie artystyczne wielkiej rangi. Może 20. urodziny Ewy Farnej, skoro osiemnastkę w Sosnowcu już świętowała?

Koniec jednak z żartami. Po prostu trochę żal mi się zrobiło, że żaden z posłów, a trochę ich z naszego regionu było, nie pochwalił się swoim wkładem w oddanie w ciągu ostatnich lat nowoczesnego obiektu sportowego w Sosnowcu. A przecież tak chętnie ponad cztery lata temu, przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi, podpierali się swoim zaangażowaniem w życie klubów i kibicowaniem piłkarzom, hokeistom czy siatkarzom. Jakoś szybko jednak stracili zapał, bo Sosnowiec zaczyna przypominać sportową pustynię. Pod każdym względem – wynikowym i infrastrukturalnym. Piłkarze zamiast awansu do I ligi bliżej są spadku do trzeciej. Hokeiści co sezon zapowiadający walkę o medal, teraz z trudem sklecili skład, by zgłosić się do rozgrywek. O podium już nikt nie mówi, raczej o bezpiecznym miejscu. Siatkarze... Ich praktycznie nie ma, choć były plany, że odrodzi się wielki Płomień. Była szansa, że na szczebel centralny wrócą siatkarki klubu WSH Cabo Steel Płomień, jednak przegrały szansę awansu w play offie. Teraz zostały wycofane z rozgrywek II ligi. Powód – zaprzestanie finansowania zespołu przez głównego sponsora – Wyższą Szkołę Humanitas. Skoro nie ma wyczynu na wysokim poziomie, to trudno się dziwić, że nie ma też w Sosnowcu nowoczesnych obiektów – stadionu, sal, basenów. No nie, bądźmy sprawiedliwi, przy Kresowej powstał imponujący kompleks treningowy, który został nawet zgłoszony jako baza dla jednej z reprezentacji, która zagra w Euro 2012. Pod warunkiem jednak, że uczestnik turnieju wybierze na bazę hotelową „Piramidę” w Tychach. Szanse na to są znikome, wstępne zainteresowanie zgłosili tylko Francuzi, dodając jednak, że trochę za daleko z Sosnowca i Tychów na stadiony, na których rozgrywane będą mecze w Polsce. Mamy więc piękny i funkcjonalny kompleks treningowy, ale już Stadion Ludowy prawie niezmieniony dalej stoi i służy, choć była deklaracja, że rozpocznie się budowa nowego obiektu. To było jednak przed ubiegłoroczną kampanią samorządową. Poza tym jest jeszcze wygodna wymówka – otóż główny projektant nowego stadionu zginął niedawno w wypadku samolotowym w Hiszpanii. Zresztą po co nowy stadion, skoro piłkarze nie awansowali, a Ludowy ciągle drugoligowe wymagania spełnia. Ci co mieli nadzieję, że mimo wszystko jednak coś się ruszy, bo przecież we wrześniu na nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej sosnowieccy radni przyjęli uchwałę o emisji

obligacji komunalnych na kwotę 42 mln zł. Jednak na sportowe inwestycje nie zostaną przeznaczone. Pieniądze mają pójść na: „Gospodarczą Bramę Śląską”, modernizację Szpitala Miejskiego, termomodernizację „Prusa”, „Radosną Szkołę” oraz przebudowę dróg Mikołajczyka, Lenartowicza i połączenie Jedności z11 Listopada. To informacja za portalem www.sosnowiec.info.pl. Tak, to są bardzo potrzebne inwestycje, ale czy nie można byłoby coś kapnąć na sport? Trudno się potem dziwić, że w konkursie na Najlepszą Przestrzeń Publiczną Województwa Śląskiego 2011 w gronie głównych kandydatów do laureatów nie ma tych z Sosnowca. Bo nie ma na to szans plac Papieski w Sosnowcu czy kompleksowa modernizacja kąpieliska „Niwka”, a to one zostały zgłoszone. Nie ma więc szans na to, że powstanie w naszym mieście obiekt, który niejako wymusi sportowy awans dla jakiegoś sosnowieckiego klubu, tak jak dzieje się to w innych miastach. Bo skoro stoi nowoczesny stadion czy hala z kilkutysięczną widownią, to szkoda, żeby były niewykorzystane. Być może szybciej znalazłby się jakiś bogaty sponsor? A tak, wszystko jest na „garnuszku” miasta, co oznacza, że piłkarzy i hokeistów utrzymujemy z naszych podatków. I na koniec jeszcze jedna smutna refleksja – nie dość, że nic się nie buduje, to jeszcze może się okazać, że stracony zostanie kolejny stadion. Spółka Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu ogłosiła przetarg w trybie publicznej licytacji na sprzedaż nieruchomości przy ul. Braci Mieroszewskich o powierzchni prawie 53 tys. m kw., zabudowanej m.in. byłym stadionem Górnika Zagórze. Chciało ją kupić miasto, planując stworzyć tam dzielnicowe centrum sportowo-rekreacyjne, ale cena była zbyt wysoka. Na razie nie ma chętnego na zakup tej nieruchomości, ale jeżeli się znajdzie, to czy czasem nie powstanie tam nowe centrum handlowe? Andrzej Wasik

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

41


Pitaval

Tragiczny patrol W Sądzie Okręgowym w Katowicach w 2004 r. trwał proces o zabójstwo policjanta, starszego posterunkowego Grzegorza Z. z Komendy Powiatowej Policji w Będzinie. Zginął podczas pełnienia obowiązków służbowych ścigając sprawców napadu na mieszkanie, którego dokonano w nocy z 9 na 10 sierpnia 2003 r. w Będzinie. Grzegorz Z. udając się na wezwanie nie wiedział, iż będzie to jego ostatni patrol, ale nie uprzedzajmy faktów. Przed południem, 9 sierpnia 2003 r., Grzegorz S. odwiedził swoją konkubinę mieszkającą w kamienicy przy ul. Krakowskiej w Będzinie. Razem z nim przyszli jego ojciec – J. S. oraz mąż siostry, czyli szwagier – M. S. Wizyta u Bożeny W. Była zwykłym pretekstem do wypicia gorzały, gdyż panowie nie chcieli raczyć się alkoholem pod chmurką. Biesiada rozpoczęła się na dobre. W jej trakcie M. S. zauważył u swojego szwagra rewolwer, ale nie wiedział czy jest to broń gazowa czy też na amunicję ostrą. Znając porywczy charakter swojego szwagra nie zadawał pytań odnośnie posiadanej przez niego „spluwy”. Całe towarzystwo biesiadowało do 21.30. O tej godzinie ojciec poszedł do domu, a Bożena W. nie chciała już dalej pić. Szwagrowie czując się jeszcze na siłach postanowili kontynuować balangę. Około godz. 22 wyszli z domu konkubiny Grzegorza S. kierując swoje kroki w stronę baru „Avista” znajdującego się przy ul. 1 Maja. Chociaż szwagrowie mieli już mocno w czubie zamówili kilka piw i poprosili do swojego stolika znajomego barmana, by ten wspólnie z nimi posiedział przy kufelku. Ryszard B. skorzystał z zaproszenia. Po kilku piwach wypitych po dużej dawce wódki u Grzegorza S. wystąpiły objawy, które zwykliśmy określać „małpim rozumem”. Stracił samokontrolę i wyciągnął broń. Barman wiedział, że jako pracownik dorywczy może przez wygłupy kolegi stracić pracę. Wykorzystując chwilę nieuwagi Grzegorza S. odebrał mu rewolwer i rozładował. Amunicję dał M. S., a broń zwrócił jego właścicielowi. – K...., co robisz – krzyknął Grzegorz S. – Ratuję twój i mój tyłek. Ludzie patrzą. Jeszcze ktoś zakabluje gliniarzom i będą kłopoty.

42

Nie masz przecież pozwolenia – odpowiedział barman. – W dupie mam pozwolenie – wybełkotał rozgniewany kolega. Po kilku minutach milczenia zwrócił się do M. S. – Szwagier! Oddaj pestki i będzie git. Zaraz wychodzimy na świeże powietrze. Rysiek ma rację, że mogą być kłopoty. Lepiej nie kusić losu. M. S. widząc, że szwagier zaczął logicznie myśleć oddał mu amunicję, którą ponownie załadował do bębenka. Około 1 w nocy wyszli z lokalu. Na chwiejnych nogach udali się w stronę domu. Idąc ul. Krakowską Grzegorz S. przypomniał sobie incydent jaki spotkał na tej ulicy jego ojca. – Wiesz szwagier, że kundel z tego domu pogryzł twojego teścia. Chyba nie puścimy tego płazem. Trzeba właścicielowi psa dać nauczkę. Niech gnojek wie, że mojego ojca nie wolno tknąć. Nie czekając na odpowiedź przeskoczył przez ogrodzenie i podbiegł do drzwi wejściowych. Psy uwiązane na łańcuchu widząc intruza na podwórku zaczęły głośno ujadać. Szczekanie obudziło gospodarzy. Wojciech U., właściciel posesji otworzył drzwi i ...W tym momencie otrzymał silny cios w głowę metalowym przedmiotem, prawdopodobnie rękojeścią rewolweru. Upadając zauważył jednak uciekającego napastnika, który zdążył już wdrapać się na ogrodzenie, a wkrótce zniknął w ciemnościach nocy. Mimo odniesionej rany napadnięty czym prędzej pobiegł do mieszkania i telefonicznie powiadomił policję. Natychmiast na ulicę krakowską skierowano radiowóz w składzie trzech policjantów, w tym przewodnika psa tropiącego. Jednym z funkcjonariuszy był Grzegorz Z. Szwagrowie widząc nadjeżdżający radiowóz rzucili się do ucieczki. Pobiegli w dół ulicą Krakowską, gdzie przy jej końcu ukryli się na porośniętej krzakami posesji. Tu M. S. położył się nieruchomo w trawie, a Grzegorz S. uciekał dalej, kierując się wśród zarośli w stronę ul. 1 Maja. Załoga radiowozu w światłach reflektorów widziała uciekających mężczyzn. W pościg za nimi ruszył Grzegorz Z. oraz przewodnik z psem. W pewnej chwili prze-

wodnik mocno szarpnięty przez psa przewrócił się. Kiedy się podniósł stracił z pola widzenia swojego kolegę z patrolu. Ponownie jednak ruszył w pogoń za sprawcami w kierunku ich prawdopodobnej drogi ucieczki. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów usłyszał okrzyk swojego kolegi z patrolu: „Stój. Policja!”. W sekundę później usłyszał strzały. Przewodnik idąc w stronę skąd dochodziły odgłosy wystrzałów nawoływał swojego partnera z patrolu. Niestety, nikt mu nie odpowiadał. Gdy doszedł do stojącego muru zauważył poruszające się zarośla, które rosły o kilkanaście metrów od niego. I właśnie w tym momencie ponownie dobiegły jego uszu, kolejno po sobie następujące, trzy strzały. Nie wiedząc kto strzela i do kogo upadł na ziemię i spuścił ze smyczy psa, który natychmiast wyrwał się do przodu. Po chwili słychać było jego warczenie. Wówczas przewodnik dostrzegł wspinającego się na mur mężczyznę, będącego bez koszulki i trzymającego go za nogę psa. Uciekającemu osobnikowi udało się uwolnić z uchwytu zwierzęcia. Następnie zeskoczył z muru i zbiegł. W ucieczce pomogły mu panujące ciemności jak również porośnięty krzakami teren. Mimo pościgu zbiegowi udało się przechytrzyć policjanta i psa. Widząc bezskuteczność dalszej pogoni funkcjonariusz postanowił wrócić na miejsce całego zdarzenia i odszukać kolegę. Znalazł go martwego w odległości 1 metra od betonowego muru rozdzielającego dwie posesje. Przewodnik natychmiast powiadomił oficera dyżurnego KPP w Będzinie, a ten z kolei oficera dyżurnego Śląskiej Komendy Wojewódzkiej w Katowicach. Na miejsce zdarzenia natychmiast wyruszyły dwie ekipy policyjne, które w krótkim czasie przystąpiły do szczegółowej penetracji terenu. W trakcie oględzin miejsca znalezienia zwłok, po przeciwnej stronie muru, odnaleziono dwa telefony komórkowe. Dzięki temu ustalono do kogo należały. Jeden był własnością Grzegorza S., a drugi należał do jego konkubiny – Sylwii S. Jeszcze tej samej nocy bez cienia żadnej wątpliwości ustalono, iż zabójcą policjanta jest właśnie Grzegorz S. Potwierdzały to także wstępne badania balistyczne pocisku zabezpieczonego w ciele zabitego policjanta. Strzały oddane do niego pochodziły z rewolweru o kalibrze 0,38 lub 0,357 Magnum. Odpowiadało to rodza-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Pitaval jowi broni jaką posiadał Grzegorz S. Wobec poczynionych ustaleń za sprawcą wydano list gończy. Już 11 sierpnia tegoż roku prokurator Prokuratury Okręgowej Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej zarządził powierzenie śledztwa Wydziałowi I Zarządu II CBŚ KGP w Katowicach. Policjanci z grupy tropiącej zabójcę zdawali sobie sprawę, że posiada nad nimi przewagę jednego dnia. Przewaga ta umożliwiła mu znalezienie bezpiecznej kryjówki bądź ucieczkę z samego Będzina. Niemniej przystąpiono do penetracji środowiska przestępczego miasta oraz na szerszą skalę – woj. śląskiego. Obserwacji poddani zostali także członkowie jego rodziny, znajomi oraz koledzy. Pod uwagę wzięto również jego poprzednią karalność, a raczej związane z nią kontakty z osobami, z którymi współdziałał. Cofnijmy się jednak do momentu, w którym udało mu się ujść pogoni tuż po zastrzeleniu policjanta. Poruszając się bocznymi drogami zdołał pokonać kilka kilometrów jakie dzieliły go od wynajmowanego mieszkania przy ul. Kościuszki w Dąbrowie Górniczej. Przebywał w nim do wczesnych godzin porannych. W tym czasie telefonicznie skontaktował się z Marcinem C., Konradem S. oraz Dariuszem B., którzy przebywali akurat w Bielsku-Białej. Umówili się na spotkanie tuż przed południem w Będzinie. W umówionym miejscu i czasie, 10 sierpnia 2003 r., doszło do spotkania Grzegorza S. z Konradem S., Marcinem C. oraz Dariuszem B. Ci ostatni przyjechali na spotkanie do Będzina volkswagenem. Co się stało, że tak nagle nas potrzebujesz? Grunt mi się pali pod nogami – odpowiedział kolegom. Tak w ogóle muszę zmienić klimat. Nie dociekając o przyczyny tej nagłej ucieczki z Zagłębia cała czwórka wsiadła do samochodu i udała się w stronę Bielska – Białej. Podczas jazdy słuchali radia. Właśnie z niego usłyszeli komunikat o zabójstwie będzińskiego policjanta. To twoja robota – zapytał Konrad S. Moja. Proszę was o wywiezienie mnie w góry. Tam mogę jakiś czas przeczekać, a później pomyślę co robić dalej. Teraz jestem za bardzo skołowany. Koledzy postanowili spełnić jego prośbę. Nie zatrzymując się w Bielsku pojechali wprost do Szczyrku, gdzie w hotelu „Orle

Gniazdo” Konrad S. wynajął na swoje nazwisko pokój, w którym zamieszkał zabójca. Przy okazji poinformował swoich kumpli, że w swoim mieszkaniu zostawił ładunek wybuchowy oraz karabinek Kałasznikowa wraz z amunicją. Po taki towar musimy wrócić – zdecydował Marcin C. Do Dąbrowy Górniczej pojedzie ze mną Konrad. Jak uradzili tak też zrobili. Wiedzieli, że wkrótce „uzbrojenie” to będzie im potrzebne w bandyckim procederze. Trasa w obie strony zajęła im ponad trzy godziny. W hotelu w Szczyrku pozostał jedynie Marcin C., który był szefem pozostałej trójki. W „Orlim Gnieździe” spędzili tylko jedną noc. Na kilka następnych dni przenieśli się do pensjonatu „Marcus”. Codziennie kupowali gazety i na bieżąco śledzili notatki prasowe o akcji poszukiwawczej sprawcy zabójstwa. Codziennie też kontaktowali się z pozostałymi dwoma członkami gangu. W trakcie tych rozmów Grzegorz S. powiedział, że potrzebne są środki finansowe na dalsze życie i ukrywanie się. Wszyscy pozostali zgodzili się z takim stanowiskiem. W tym celu zakupili od Andrzeja Ł. samochód audi, który notabene został skradziony w nocy z 12 na 13 sierpnia 2003 r. Do realizacji planu zdobycia gotówki postanowili przystąpić już 14 sierpnia w okolicach Łodzi. Celem zaś miała być hurtownia farb i lakierów. Do napadu jednak nie doszło. Trudno w tej chwili jednoznacznie stwierdzić dlaczego odstąpili od swego zamiaru. Prawdopodobnie zorientowali się, że hurtownia jest stosunkowo dobrze strzeżona i napad ma małe szanse powodzenia. Postanowili wrócić do Szczyrku via Kraków. O godz. 19.30 znaleźli się w Bielsku-Białej, a konkretnie na ul. Czerwonej. Tu zauważyli, że w połowie ulicy czeka... Specgrupa z Centralnego Biura Śledczego KGP w Katowicach oraz wszyscy policjanci ze śląskiego garnizonu dosłownie się dwoili i troili, by jak najszybciej zatrzymać zabójcę swojego kolegi. Wiedzieli już kogo szukają. Wiedzieli też, że sprawca ukrywa się na Podbeskidziu. W tym celu na dzień 14 sierpnia 2003 r., w ramach akcji poszukiwawczej, na terenie Bielska-Białej zarządzono blokadę i próbę zatrzymania Grzegorza S. Jedna z takich blokad stanęła na ul. Czerwonej. Dochodziła właśnie godz. 19.30, gdy policjanci ujrzeli zbliżające się audi, w którym siedział m.in. poszukiwany. Wezwany do zatrzymania kie-

rowca samochodu nie zastosował się do sygnałów policjantów i na pełnym „gazie” ominął blokadę. Za uciekającym pojazdem policjanci oddali kilka strzałów i ruszyli w pościg. Po przejechaniu kilkuset metrów uciekający pojazd zatrzymał się i wyskoczył z niego mężczyzna, trzymając w rękach podłużny pakunek i torbę. Przedostał się na teren ogrodzonej posesji na rogu ulic Wyzwolenia i Orchidei, po czym wbiegł między stojące tam budynki. Goniący go policjanci przez cały czas mieli uciekiniera „na oku”. Ani przez moment nie stracili z nim kontaktu. Po krótkim pościgu udało się zatrzymać mężczyznę. Okazał się nim być Marcin C. Nie odnaleziono jednak pakunków, które miał przy sobie wyskakując z samochodu. Dopiero penetracja trasy jego ucieczki pozwoliła je zlokalizować. Sprawdzając ich zawartość okazało się, iż w podłużnym pakunku spoczywał karabinek Kałasznikowa, magazynek z 18 sztukami amunicji kalibru 7,62 mm. Natomiast w torbie znaleziono sprawny ładunek wybuchowy, który w każdej chwili można było zdetonować. W następstwie pościgu funkcjonariusze zabezpieczyli także samochód, a w nim, ciężko rannego, Grzegorza S. Podczas przeszukania pojazdu odnaleziono rewolwer kalibru 0,38 marki „Rossi”. Postanowieniem z dnia 15 sierpnia 2003 r. Sądu Rejonowego w Katowicach Marcin C. został tymczasowo aresztowany. Zabójca policjanta Grzegorz S. trafił najpierw na oddział intensywnej terapii bielskiego Szpitala Wojewódzkiego, gdzie leczono go do 16 września i dopiero w dniu jego wypisu został tymczasowo aresztowany. Przesłuchany w charakterze podejrzanego zo abójstwa Grzegorza Z., Grzegorz S. wyjaśnił, że nie pamięta wydarzeń z dnia 9 i 10 sierpnia 2003 r., gdyż w tych dniach był kompletnie pijany. Przyznał się tylko do nielegalnie posiadanej broni, którą kupił od S.S. Z kolei sprzedawca rewolweru i Kałasznikowa występuje w sprawie w charakterze świadka koronnego. Linia obrony „na pijaka” upadła wobec zebranych dowodów – ran postrzałowych u denata jak również badań balistycznych. Dowodzą one niezbicie, że Grzegorz S. strzelał do policjanta kilka razy i to celując w głowę. Wielce obciążające Grzegorza S. były

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

43


Pitaval zeznania jego szwagra – Marcina S. Złożył je już 11 sierpnia 2003 r., a więc w dwa dni po zabójstwie. Czytamy w nich m.in.: „Widziałem broń u Grześka. Mówił, że dał za nią 2 lub 2,5 tys. zł i można z niej strzelać[...] Gdzieś cztery lub 5 miesięcy później słyszałem jak rozmawiały między sobą moja żona i kobieta Grześka – Sylwia S. Powiedziała, że wkrótce będzie miała większe pieniądze. Wydaje mi się, iż wspominała wtedy o jakimś napadzie. Na drugi dzień po tej rozmowie słyszałem w radiu „ESKA” jak podawano komunikat, że dokonano napadu z bronią w ręku na hurtownię spożywczą w Sosnowcu. Ja wtedy skojarzyłem ten napad z ich rozmową. Zresztą zaraz po tym Sylwia kupiła sobie nowe meble do kuchni, nową lodówkę, kuchnię gazową, kino domowe, komputer i kamerę video”. Dość istotnym momentem w toczącym się śledztwie był dzień 16 października 2003 r. Wtedy to Zarząd II Centralnego Biura Śledczego KGP w Katowicach przekazał informacje, że Grzegorz S., Marcin C., Konrad S. oraz Bartłomiej M. byli sprawcami napadów rabunkowych na hurtownię alkoholu „Markpol” w Będzinie i na filię Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo -Kredytowej w Dąbrowie Górniczej. W dniu 30 marca 2004 r. Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Katowicach sporządził akt oskarżenia przeciwko Grzegorzowi S. i Marcinowi C. Pierwszemu postawiono zarzut z artykułu 148 paragraf 2 oraz innych. Grzegorz S. odpowiadał w nim za zabójstwo, a także nielegalne posiadania broni i amunicji oraz bezprawne wtargnięcie na prywatną posesję. Sprawa zabójcy policjanta jest również dużą porażką samego wymiaru sprawiedliwości. Otóż minister sprawiedliwości musiał zapłacić bielskiemu Szpitalowi Wojewódzkiemu 83 tys. zł za leczenie Grzegorza S. Tak bowiem orzekł katowicki Sąd Apelacyjny. Decyzja sądu jest prawomocna i ma charakter precedensowy. W obowiązujących przepisach istnieje bowiem luka prawna, dotycząca pokrycia kosztów leczenia osób zatrzymanych przez organa ścigania, a jeszcze nie będących aresztowanymi. Grzegorz S. do końca swoich dni zamieszkał w więziennej celi Henryk Kocot

44

WikiLeaks – wielka ściema? Działalność serwisu nie wniosła prawie nic, czego by bardziej dociekliwi badacze już nie wiedzieli. W zasadzie są to jedynie szczegóły, dodatki do informacji o których pisano już wcześniej. Sam Assange stał się z kolei prawdziwym celebrytą, którego stać na regularne spędzanie nocy w hotelach. Portal WikiLeaks, podobnie jak jego założyciel Julian Assange w ciągu ostatniego roku wywołali wiele zamieszania, stając się swoistą ikoną walki o wolność słowa. Czy tak jest jednak naprawdę? Przyglądam się temu serwisowi od jakiegoś czasu i wszystko wskazuje na to, że między deklaracjami a faktami jest wyraźny rozdźwięk. W efekcie bowiem, wbrew deklaracjom, WikiLeaks inspiruje ograniczanie wolności. Julian Assange Postać równie kontrowersyjna, co tajemnicza. On sam nie chce podobno ujawniać informacji o sobie ze względów bezpieczeństwa. Można to zrozumieć, jednak to, co przedostaje się na zewnątrz daje do myślenia. Przede wszystkim informacja o jego związkach z kościołem scjentologicznym, z którym rzekomo zerwał. WikiLeaks to nie tylko Assange, ale także kilku hakerów, którymi dziwnym trafem nikt się nie interesuje, którzy nie brylują w mediach. Gdyby zadać pytanie o rzeczy naprawdę niewygodne dla establishmentu, to okazałoby się, że jego poglądy nie odbiegają od popularnych opinii prezentowanych w tzw. mainstreamie, bagatelizujących choćby zupełnie spotkania grupy Bilderberg. Wiele niejasności rodzi pytanie: kto finansuje Assange'a? Jego działalność, chociażby codzienne przenosiny z hotelu do hotelu i zmiany numeru telefonu kosztują. Co prawda deklaratywnie portal jest utrzymywany z dobrowolnych środków, ale czy ktoś widział rozliczenie owej dobrowolności? Prawnikiem reprezentującym problemy firmy przed brytyjskim sądem jest Mark Stephens, znany londyński adwokat, który zasłynął w wielu spektakularnych sprawach (m.in. broniąc Greenpeace, występując przeciwko McDonalds i Royal Dutch Shell, ale też broniąc Wall Street Journala, ostatnio zaś reprezentując Charlesa Dawkinsa w procesie przeciwko Benedyktowi XVI). Kojarzony jest też ze znanym finansistą George'm Sorosem. Stephens niejednokrotnie reprezentował swoich klientów za darmo, zapewne więc podobnie ma się sprawa z jego pomocą dla Assange'a, niemniej jednak czy wszyscy „bojownicy o wolność słowa” są tak samo wspierani? Czy samo WikiLeaks rzuca się w obronie ciemiężonych obrońców wolności?

„Wikiprzecieki” Datę powstania WikiLeaks można znaleźć na Wikipedii i na dziesiątkach innych stron internetowych. Gdyby się jednak zastanowić, od kiedy słyszy się o portalu, to pojawia się poważny zgrzyt. Wygląda na to, że od niedawna. Tak naprawdę o portalu większość osób usłyszała dopiero w zeszłym roku, po tym, jak media rozpowszechniły rzekomy skandal, jaki wybuchł po publikacji przez WikiLeaks filmu z Iraku, gdzie podczas ataku śmigłowca Apache ginie dwóch irackich pracowników agencji Reuters. Inna ciekawostka – były współpracownik Assange'a, Daniel Domsheit-Berg, uruchomił w kwietniu 2011 roku nowy serwis – Openleaks, który ma być platformą do wolnego zamieszczania na nim różnego rodzaju przecieków pochodzących z najróżniejszych źródeł. Czym ma się różnić od WikiLeaks? Przede wszystkim tym, że to prawdziwa forma portalu, który w grudniu 2009 roku przez pewien czas przestał funkcjonować, po czym powrócił w nowej formie, gdzie dane są „weryfikowane” przez zespół WikiLeaks, a dopiero później umieszczane na serwerach. Wcześniej informacje były weryfikowane przez samych czytelników. Czy to buduje deklarowaną wolność wypowiedzi? Niezwykły dostęp do największych mediów na świecie W tej kwestii krytyka wszystkich tak zwanych tropicieli teorii spiskowych i przedstawicieli mediów alternatywnych z pewnością jest uzasadniona, nawet gdy jest wywołana zazdrością. W końcu dla wielu lata wytężonej pracy, poszukiwań i żmudnego zbierania dokumentacji dają co najwyżej etykietę Syzyfa – wariata, albo Don Kichota walczącego z wiatrakami. Czyż nie z cudem graniczy, gdy zupełnie nieznany haker reprezentujący

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Społeczeństwo Pozornie rzetelna informacja działa przeciw deklarowanej wolności.

Julian Assange. Fot. Espen Moe

niszowy portal bez najmniejszego problemu przebija się do największych koncernów medialnych? Znana austriacka dziennikarka Jane Bugermeister, trafnie zauważyła, że w czasie „gdy niemieccy dziennikarze, tacy jak Harald Schumann podają, że magazyny takie jak Der Spiegel cenzurują jego artykuły dotyczące przestępstw finansowych i cenzura jest powszechną praktyką, twarz Assange'a widoczna jest na głównej stronie internetowej Spiegla jako bojownika w walce o wolność słowa”. Sam Assange nigdy nie traci okazji, by udzielić wywiadu, porozmawiać z mediami. Brak już tylko koszulek z wizerunkiem szczupłego siwowłosego bojownika o wolność słowa. Liczba wywiadów i uwaga, jaką poświęcają twórcy WikiLeaks media stawia go już na półkach wśród najpopularniejszych celebrytów. Mając takie poparcie można zdobywać świat. Bliskowschodnia rewolucja Zapalnikiem bliskowschodnich rewolucji, szczególnie tych w północnej Afryce (Tunezja, Egipt) były informacje opublikowane przez WikiLeaks na temat korupcji lokalnych przywódców. Doprowadziły one do protestów, a w efekcie do opuszczenia przez Ben Alego Tunezji i ucieczki Hosniego Mubaraka z Egiptu. Kraje te nie należały zapewne do najzacieklejszych przeciwników USA czy Izraela, jednak już w trakcie rewolucji do kraju przybywały osoby, które nie miały z sa-

mym Egiptem wiele wspólnego, lecz szczególnie aktywne na arenie międzynarodowej, takie jak Mohammed ElBaradei. W efekcie demokratyzacji na horyzoncie nie widać, a jedynym rezultatem jest to, że kraje te stały się zależne od państw Zachodu. Czip dla każdego Europejczyka Zadziwiająca koincydencja miała miejsce również w przypadku publikacji zeznań świadków przetrzymywanych w bazie w Guantanamo. Zostały ujawnione mniej więcej na tydzień przed rzekomym zabiciem Osamy bin Ladena i zawierały one między innymi zapowiedź zamachów w Europie w przypadku śmierci przywódcy Al-Kaidy. Informacje te stanowią przede wszystkim pretekst do zaostrzenia kontroli na terenie pogrążonej w kryzysie Unii Europejskiej. W efekcie to krok do masowej, ale jak bardzo „uzasadnionej” inwigilacji Europejczyków. Nuklearne domino Wall Street Journal powołując się na WikiLeaks napisał: „Tuż po tym, jak Amerykanie wycofali się z projektu tarczy antyrakietowej i po finale rozmów Waszyngton – Moskwa o układzie rozbrojeniowym Rosja umieściła w obwodzie kaliningradzkim głowice nuklearne”. W efekcie, WikiLeaks za pośrednictwem jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet świata inspiruje upowszechnienie informacji, która wzmacnia dotychczasowe zależności w jakich tkwi Polska.

Istotność informacji Ostatnim punktem, który również wskazuje na to, że WikiLeaks i Julian Assange nie są tymi, na których się ich kreuje jest fakt, że ich działalnośćnie wniosła prawie nic, czego by bardziej dociekliwi badacze już nie wiedzieli. W zasadzie są to jedynie szczegóły, dodatki do informacji o których pisano już wcześniej. Argumentów jest wiele, ja pozwolę sobie przytoczyć te, które podał George Friedman (STRATFOR): „Każdego, kto był blisko toczących się walk lub kto czytał historie z czasów II wojny światowej uderzy nie fakt obecności zbrodni wojennych, lecz to, że wśród dokumentów na ten temat udostępnianych na serwerach WikiLeaks jest ich tak mało. Wojna to kontrolowana przemoc i gdy kontrola zawiedzie – jak to bez wątpienia się zdarza – pojawiają się niekontrolowane i potencjalnie zbrodnicze działania. Tymczasem, przypadki opublikowane przez WikiLeaks z takimi fanfarami wokół całej sprawy wcale jasno nie pokazują przestępczych działań amerykańskich żołnierzy tak bardzo, jak to ma miejsce w przypadku konsekwencji ze strony powstańców, którzy łamią Konwencję Genewską”. (...)„Podobnie jest z przeciekami dyplomatycznymi. Niewiele z ujawnionych informacji było nieznanych poinformowanemu obserwatorowi. Na przykład, każdy kto czyta poważne analizy wie, że nie tylko Izraelczycy, ale także Saudowie byli szczególnie zaniepokojeni siłą Iranu i naciskali na Stany Zjednoczone, by te zrobiły coś w tej sprawie. Podczas gdy media traktowały to jako znaczącą wiadomość, w istocie wymagało to głębokiej nieznajomości geopolityki Zatoki Perskiej, by traktować amerykańskie noty dyplomatyczne na ten temat za zaskakujące”. Organizacja, która postuluje wprowadzenie pełnej transparentności w stosunkach międzynarodowych co, nie oszukujmy się, jest zupełnie niewykonalne, sama pozostaje niezwykle tajemniczą. Do tego zamiast zajmować się informacjami, prowadzi przede wszystkim propagandę, pytanie tylko: na rzecz kogo? Otwieram dziś inwentaryzację przykładów działania WikiLeaks i Juliana Assange'a, które niewiele mają wspólnego z jego deklarowaną, jakże szlachetną misją – obroną wolności. Victor Orwellsky

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

45


Edukacja Wraz z rozpoczętym niedawno nowym rokiem szkolnym i akademickim rozpoczęła się uczniowska, a szczególnie studencka batalia o uzyskanie pomocy materialnej w formie różnego typu stypendiów i nagród. Warto wiedzieć jakie możliwości stypendialne występują w naszym regionie, a jakie dotyczą całego kraju. Tym bardziej że rok akademicki 2011/2012 przyniósł istotne zmiany...

Przewodnik nie tylko dla studentów O systemie pomocy stypendialnej w regionie Śląsko-Dąbrowskim

Miejskie stypendia naukowe i artystyczne Warto przede wszystkim zainteresować się środkami pomocy stypendialnej, jakimi rozporządza nasze miasto. Informacji należy szukać w Urzędach Miejskich oraz na ich stronach internetowych. Gmina Sosnowiec realizuje pomoc materialną o charakterze socjalnym lub motywacyjnym. Świadczeniami pomocy materialnej o charakterze socjalnym są: stypendium szkolne oraz zasiłek szkolny. Świadczeniami pomocy materialnej o charakterze motywacyjnym są: stypendium za wyniki w nauce lub osiągnięcia sportowe, stypendium Prezesa Rady Ministrów, stypendium ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania; stypendium ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego. Gmina Sosnowiec realizuje stypendia szkolne i zasiłki szkolne; stypendia motywacyjne realizowane są w szkołach. Sosnowiec przyznaje także Miejskie Stypendia Artystyczne, które mają na celu wspomaganie rozwoju wybitnie utalentowanej młodzieży i studentów. Prawo do ubiegania się o stypendium przysługuje uczniom i studentom, którzy nie ukończyli 25. roku życia, są wybitnie uzdolnieni i realizują swoje zainteresowania w dziedzinach, takich jak: muzyka, plastyka, teatr, film, literatura, fotografia, architektura, wzornictwo przemysłowe, projektowanie i stylizacja ubioru lub taniec. Stypendium Miasta Będzina występuje w oddzielnych kategoriach dla uczniów i dla studentów, za wyniki w nauce, sporcie i osiągnięcia artystyczne. I tak np. stypendium za szczególne osiągnięcia w nauce może otrzymać uczeń, który spełnia łącznie warunki: uzyskał tytuł laureata lub finalisty ogólnopolskiego, wojewódzkiego konkursu wiedzy organizowanego zgodnie z obowiązującym prawem oświatowym albo uzyskał w danym roku szkolnym certyfikat potwierdzający bardzo dobrą znajomość języka obcego albo zdobył znaczącą nagrodę w prestiżowym ogólnopolskim

46

konkursie wiedzy; wysokie umiejętności i wiedzę potwierdził innymi znaczącymi osiągnięciami w konkursach międzynarodowych, ogólnopolskich, wojewódzkich lub rejonowych albo wysokimi wynikami w zewnętrznych egzaminach i sprawdzianach; uzyskał celujące i bardzo dobre wyniki w nauce; posiada co najmniej bardzo dobrą ocenę z zachowania. Stypendium za osiągnięcia artystyczne może otrzymać uczeń, który spełnia łącznie warunki: jak wyżej oraz uzyskał tytuł laureata lub zdobył co najmniej 3 miejsce w międzynarodowym, ogólnopolskim konkursie, przeglądzie i festiwalu albo odniósł sukces artystyczny rangi ogólnopolskiej. Stypendium za osiągnięcia sportowe może otrzymać nieposiadający licencji zawodnika, biorący udział we współzawodnictwie sportowym w danej dziedzinie sportu uczeń, który spełnia wymienione w regulaminie warunki. Podobne stypendia przyznają inne miasta naszego regionu – można tu wymienić choćby: Stypendium Miasta Dąbrowy Górniczej, Stypendium Miasta Czeladź czy stypendium w ramach „Mysłowickiego programu wspierania edukacji uzdolnionych dzieci i młodzieży”. Aby znaleźć informacje o stypendium w swoim mieście należy zgłosić się do odpowiedniego Urzędu Miasta. Informacje dot. stypendiów i zasiłków, a także szczegółowe wytyczne i regulaminy znajdują się najczęściej także na stronie internetowej. „Nauka drogą do sukcesu na Śląsku” Projekt skierowany jest do uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych szczególnie uzdolnionych w zakresie przedmiotów matematyczno-przyrodniczych i technicznych, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej (średni miesięczny dochód netto w rodzinie w przeliczeniu na osobę nie może przekraczać dwukrotności kwoty uprawniającej do uzyskania świadczeń rodzinnych określonej w art. 5 ust. 1 i 2 ustawy z dnia 28 listopada 2003 r.

o świadczeniach rodzinnych). Projekt realizuje Wydział Europejskiego Funduszu Społecznego w imieniu Samorządu Województwa Śląskiego. Stypendia są finansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, budżetu państwa oraz budżetu Województwa Śląskiego. Kryteria obowiązkowe (plus jedno dodatkowe z listy) to średnia ocen co najmniej 5,00 za poprzedni rok szkolny z przedmiotów kierunkowych oraz średnia ocen co najmniej 4,40 za poprzedni rok szkolny ze wszystkich przedmiotów. Śląski Fundusz Stypendialny im. Adama Graczyńskiego O pomoc ze środków Funduszu mogą ubiegać się studenci poniżej 24 roku życia, którzy są mieszkańcami województwa śląskiego, a którzy osiągnęli w poprzednim semestrze średnią ocen minimum 4,5 i udokumentują szczególnie trudną sytuację ekonomiczną (dochód brutto na jednego członka rodziny nie może przekraczać 870 zł). Stypendium Rektora W związku ze zmianą Ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym od tego roku akademickiego zmieniają się przepisy stypendialne na Uniwersytecie Śląskim. Zniknęło stypendium za wyniki w nauce, a zamiast niego wprowadzono Stypendium Rektora. Otrzyma je mniej osób – zamiast 15–20% tylko 10% – za to stawki stypendialne mają być znacząco wyższe. Do kryteriów przyznawania nowego stypendium dołączy – obok średniej ocen – także wykaz osiągnięć naukowych: publikacje, udział w konferencjach, udział w pracach naukowo-badawczych. Ważne jest tu dokumentowanie swoich osiągnięć. Stypendium Rektora zbliżyło się zatem do Stypendium Ministra, choć wymagania są odpowiednio mniejsze. Stypendium Ministra Jedno z najbardziej prestiżowych (i atrakcyjnych finansowo) wyróżnień stypendialnych, przyznawane przez Ministra Nauki

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Edukacja i Szkolnictwa Wyższego. O przyznanie stypendium może ubiegać się student, który zaliczył dany rok studiów, uzyskał średnią ocen równą 4,50 (jeżeli najwyższą oceną w skali jest 5,00) lub wyższą, nie powtarzał roku w okresie zaliczonych lat studiów (chyba że z powodu choroby lub urodzenia dziecka) i ma udokumentowaną bogatą działalność naukową i społeczną. Można wymienić tu m.in.: udział w konferencjach czy pracach naukowo-badawczych, pracę w kołach naukowych, certyfikaty językowe, publikacje, indywidualny tok studiów, współpracę naukową z innymi ośrodkami akademickimi lub naukowymi. By móc ubiegać się o stypendium, należy posiadać komplet zaświadczeń o osiągnięciach i wspomnianej działalności. Potencjalną przeszkodę może stanowić konkurencja ze strony studentów z całej Polski. Na rok akademicki 2010/2011 zgłoszono 3 171 wniosków o Stypendia Ministra z całej Polski, w tym 2 644 za osiągnięcia w nauce i 527 za osiągnięcia sportowe. Z tej liczby aplikantów na początku grudnia 2010 roku wyłoniono 1.138 stypendystów (1.012 – za osiągnięcia w nauce, 126 – za wybitne osiągnięcia sportowe). Należy jednak od razu zaznaczyć, że Uniwersytet Śląski pod względem liczby przyznawanych Stypendiów Ministra od lat plasuje się w pierwszej piątce.

udział), członkostwo w organizacjach studenckich, działalność w fundacjach i stowarzyszeniach, akcje charytatywne oraz wszelkie formy działań artystycznych. Nagroda przyznawana jest w następujących kategoriach: lekarz, prawnik, ekolog, artysta, sportowiec, ekonomista, informatyk,

pedagog, historyk, lingwista, dziennikarz, inżynier, public relations. Stosunkowo największe utrudnienie stanowi sposób dokumentacji osiągnięć – bardzo szczegółowy i wymagający poświadczeń od wielu osób. W konkursie nie mogą brać udziału osoby, które ukończyły 26. rok żyNagroda Primus Inter Pares cia, a także koordynatorzy konkursu etapu Konkurs Primus Inter Pares organizowa- uczelnianego i regionalnego. ny jest dla studentów mających najlepsze wyniki w nauce i mogących się pochwa- Studencki Nobel lić działalnością społeczną. W konkursie Konkurs na najlepszego studenta w Polsce mogą uczestniczyć studenci wszystkich jest organizowany przez Niezależne Zrzetypów szkół wyższych na terenie Polski. szenie Studentów. Laureat wybierany jest Organizatorem konkursu jest Zrzeszenie pod kątem wszechstronności, m.in. naukoStudentów Polskich, lecz inne organizacje wej, społecznej a także biznesowej (dopaspołeczne, samorządy studenckie, jak rów- sowanie do rynku pracy). Konkurs polega nież każdy polski student, mogą współpra- na wyborze i promowaniu utalentowanych cować przy organizacji konkursu i zgłaszać studentów, zarówno z uczelni państwowych, uczestników. Warunkiem uczestnictwa jest jak i prywatnych. Ponadto, w konkursie nazgłoszenie studenta do konkursu ze śred- gradzani są najlepsi studenci w 10 kategonią ocen minimum 4,53 za ostatnie dwa riach: nauki rolniczo-przyrodnicze, nauki semestry (z jednego kierunku studiów). inżynieryjne i techniczne, nauki medyczne Konkurs ma 3 etapy: uczelniany, regional- i nauki o zdrowiu, nauki prawnicze, nauki ny i ogólnopolski. ekonomiczne, nauki humanistyczne, nauki Punktowane są m.in.: znajomość języ- ścisłe, sztuka, sport, języki obce (Krajowi ków obcych, drugi kierunek, indywidualny Laureaci Branżowi). tok nauczania, udział w krajowych i zagraPod uwagę brane są m.in.: wyniki ze stunicznych wymianach, uczestnictwo w stu- diów, aktywność naukowa i społeczna, udział denckim ruchu naukowym, prace badawcze w konferencjach, sympozjach, publikacje (nie tylko samodzielne, lecz także współ- naukowe, referaty, znajomość języków ob-

cych, odbyte praktyki, staże, praca. Pierwszym warunkiem zgłoszenia jest minimalna średnia 4,0 i nieukończone 28 lat. Znacznie więcej... W tym roku na stronie www.mojestypendium.pl pojawiła się nowa, interesująca

oferta stypendialna – Stypendium z Wyboru, przyznawane demokratycznie w internetowym głosowaniu na dowolny cel w ramach realizacji własnych zainteresowań i rozwoju osobistego. Fundacje, stowarzyszenia i instytucje kościelne także wspierają zdolną młodzież, szczególnie osoby pochodzące z ubogich rodzin; warto też poszukać informacji o stypendiach przyznawanych przez organizacje pozarządowe, firmy i osoby prywatne. Zawarta w tym artykule lista to oczywiście tylko wybrane propozycje. Należy ją traktować wyłącznie jako poradnik zawierający podstawowe informacje na omawiany temat. Chcemy w ten sposób zachęcić do poszukiwania podobnych możliwości na własną rękę i starania się o to, by zostać zauważonym i nagrodzonym za ciężką pracę. Jednocześnie odsyłamy do najświeższych informacji znajdujących się w dziekanatach, urzędach miast, urzędach wojewódzkich i biurach wszelkich instytucji przyznających stypendia i nagrody. Polecamy także systematyczne przeszukiwanie Internetu w poszukiwaniu nagród i wyróżnień mniej znanych i słabiej promowanych.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

Ewa M. Walewska Anna Duda

47


Historia

O Bukowieckim Marian Sworzeń

Pani Zofia Bukowiecka mówiła kiedyś mojej matce, że syna swojego wychowała tak, aby w czasach niewoli zasłużył nie na order, ale na szubienicę Janusz Pajewski Przeszłość z bliska

Stanisław Bukowiecki urodził się w Opatowie w r. 1867; jego rodzicami byli Ludwik, lekarz, powstaniec styczniowy i Zofia z domu Konarska. Stracił ojca w wieku pięciu lat, szkołę średnią ukończył w Radomiu, studiował prawo w Warszawie, Krakowie i Heidelbergu. Współtworzył ZET, tajną organizację młodzieży. Mimo kłopotów ze wzrokiem, rozpoczął aplikację adwokacką. W 1891 r. wziął udział w 3-majowej demonstracji w Warszawie, pierwszej od klęski z 1863 r. (niezbędną lekturą o tym pokoleniu są Rodowody niepokornych Bogdana Cywińskiego). Rok 1896 spędził we Francji, ratując chore oczy: bez skutku – wrócił całkowicie ociemniały, tracąc wcześniej młodo zmarłą narzeczoną. W zwykłych warunkach ludzkich byłby to koniec pracy, kariery politycznej, życia społecznego i towarzyskiego, koniec wszystkiego, wegetacja tragiczna. Ale miłujące serce matki i jej nieugięta wola pokusiły się o stworzenie cudu. Wpierw ona sama musiała (...) wyjść poza rozpacz, aby chęć życia i wolę do pracy przelać w to młode serce skruszone nieszczęściem, rozbudzić w umyśle zmartwiałym dawne ambicje, wielkie żądze użyteczności i wiedzy, wskrzesić wiarę, że te wszystkie dziedziny stoją jeszcze otworem przed wysiłkiem i męstwa, i pracy – pisała Julia Kisielewska. Przedsiębiorca Piotr Wertheim, zapoznawszy się z tekstami Bukowieckiego o przemyśle, powierzył mu prowadzenie firmy w Starachowicach. Stamtąd w 1901 r. Bukowiecki z matką przeniósł się do Dąbrowy Górniczej, spędziwszy tu pięć lat. Dla kogo pracował w Zagłębiu? Jak wyglądała jego codzienność? – toż to doskonały temat pracy magisterskiej, nawet doktorskiej (ten, kto to porządnie opisze, zasłuży na wielką wdzięczność, nie tylko moją...). W 1906 jest już w Warszawie: wykłada prawo, odchodzi od związków z Ligą Narodową z uwagi na jej radykalizujący się program. Żeni się z Heleną Słonką, żona jednak umiera po trzech latach małżeństwa, osierocając ich córeczkę Zofię.

48

W 1911 r. pisze statut Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, znalazło ono potem miejsce w Laskach pod Warszawą (Laski mają nadal moc łączenia ludzi najróżniejszych zapatrywań; Tadeusz Mazowiecki zredagował Ludzi Lasek z tekstów ks. Korniłowicza, Lechonia, Andrzejewskiego, Słonimskiego, Zawieyskiego, Jastruna, ks. Twardowskiego). Pisze prace poświęcone ekonomii, prawu, zagadnieniom społecznym, także prawom kobiet. Gdy opracowywał „Prawo górnicze na ziemiach polskich w przeszłości i teraźniejszości”, wybuchła wojna. W 1916 r. Rosjanie wyszli z Warszawy, Niemcy i Austro-Węgry zapowiedziały wtedy utworzenie państwa polskiego na terenach zaboru rosyjskiego. Powstała Tymczasowa Rada Stanu, szefem departamentu sprawiedliwości został Bukowiecki, inicjując szkolenie urzędników na specjalnych kursach. Nie zaniedbywał pracy społecznej w Towarzystwie, a jego heidelberski doktorat pomagał w kontaktach z urzędnikami gubernatora von Beselera. Później, w 1918 r., gdy inicjatorka Towarzystwa hr. Róża Czacka przywdziała habit, Bukowiecki, jako niewierzący, nie chcąc zaakceptować zmian w statucie, zrezygnował z aktywności w zarządzie, ale jeszcze przez kilka lat odpowiadał za poradnictwo prawne, mimo piastowania wysokich funkcji w państwie. Sytuacja polityczna nieustannie ewoluowała: oparcie o państwa centralne traciło społeczne poparcie, Piłsudski siedział w twierdzy, część legionistów internowano. W 1917 r. w miejsce Rady Stanu powstała Rada Regencyjna, powołano rząd, ministrem sprawiedliwości został Bukowiecki. Przebieg następnego roku dobrze znamy: wraca Piłsudski, regenci oddają mu władzę, odradza się Polska. Bukowiecki wrócił na uniwersytet, ale na krótko: gdy w lutym 1919 r. utworzono Prokuratorię Generalną, został jej prezesem, pełniąc tę funkcję nieprzerwanie do wojny (Prokuratoria była pełnomocnikiem Skarbu Państwa i państwowych instytucji w sprawach sądowych i administracyjnych. Gdy przed laty szykowałem artykuł o ówczesnym systemie prawnym [ukazał się w paryskiej „Kulturze”], usłyszałem od adwokata-nestora: Gdy w sprawie pojawiał się prawnik z Prokuratorii, to nie mieliśmy tam już czego szukać). Równolegle

Stanisław Bukowiecki. Fot. arch.

z prezesurą Prokuratorii był wiceprzewodniczącym Komisji Kodyfikacyjnej, mozolnie tworzącej spójne prawo w miejsce praw zaborczych. Obok funkcji publicznych, biegło życie pełne smutku nad miarę: w 1920 r. stracił matkę, dziesięć lat potem zmarła córka; jego drugie małżeństwo trwało niedługo, owdowiał krótko przed wojną. We wrześniu 1939 r. bomba zniszczyła doszczętnie jego kamienicę, z której niezmiennie co dzień docierał piechotą do pracy. Po klęsce Francji w 1940 r. podjął nieudaną próbę samobójczą. Ostatnie lata dożył w gronie najwierniejszych współpracowników. Zmarł w lutym 1944 r. Na koniec przywołam słowa, którymi w 1930 r. przywitano Bukowieckiego w Poznaniu: Pan jesteś dla nas wszystkich, którzy byliśmy Pańskimi uczniami i podwładnymi, sumieniem Polski. Sumienie Polski – mocne słowa, i zasłużone… Gdy zaczęła wychodzić najnowsza polska encyklopedia i zabrakło w niej hasła „Stanisław Bukowiecki” (znalazło się przynajmniej miejsce dla matki, autorki dzieł dla młodzieży), napisałem wówczas list do redakcji PWN o tym skandalicznym zapomnieniu, tym gorszym, że obszerne hasła mieli tam Bierut, Berman, Beria – naprawiono to dopiero w aneksie (tom 31). Powstał więc ten artykuł nie tylko z przyczyny Dąbrowy, ale również z poczucia wstydu. Korzystałem m.in. z pracy Jana Zakrzewskiego Stanisław Bukowiecki (Internetowy Miesięcznik Tyflospołeczny „Wiedza i Myśl” nr 11/2009) i Agnieszki Sosny O życiu i pracy dla Polski prawnika Stanisława Bukowieckiego. Sam pisałem też wcześniej o St. Bukowieckim i Prokuratorii Generalnej w Prywatnym dzienniku ustaw (2004).

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Społeczeństwo

Przemoc w rodzinie – krzywda, od której można się uwolnić Wstyd. Niewiara w możliwość zmiany sytuacji na lepsze. Lęk przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie… Z tymi problemami borykają się osoby doświadczające przemocy w rodzinie. Według danych TNS OBOP w raporcie z badań ogólnopolskich pt. Diagnoza zjawiska przemocy w rodzinie w Polsce wobec kobiet i wobec mężczyzn 60% badanych zna w swoim otoczeniu przynajmniej jedną rodzinę, w której dochodzi do przemocy wobec kobiet, a 32% – wobec mężczyzn. Zgodnie z danymi Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu, opracowanymi na podstawie „Niebieskiej Karty”, liczba osób pokrzywdzonych przemocą domową w Sosnowcu zwiększa się co roku: w 2009 roku – 509, a w 2010 r. już – 653. Zaledwie część przypadków rozpoznanych przez policję jako przemoc domowa znajduje swój finał w sądzie i jest uznane za przestępstwo. Przemoc w rodzinie jest szczególnie delikatnym tematem, ponieważ dotyczy bólu i cierpienia (nawet utraty życia), zadanych przez osobę najbliższą, kogoś, kto powinien się nami opiekować. Jeśli ktoś przez lata tkwi w związku, w którym doznaje przemocy, nie pozostaje to bez wpływu na jego psychikę. Zmiany te mogą się objawiać m.in. poczuciem braku wpływu na bieg wydarzeń, rezygnacją z walki i niepodejmowaniem żadnych działań zmieniających sytuację, a także utratą wiary we własne siły i własną wartość, silnym poczuciem winy i wstydu. W wielu przypadkach osoby doświadczające przemocy w rodzinie są manipulowane, aby wierzyć, że zasługują na to, co je spotyka. Sprawcy przemocy domowej działają zazwyczaj w bardzo podobny sposób. Często są to osoby postrzegane przez otoczenie jako funkcjonujące normalnie – mające pozytywny wizerunek w oczach innych. Sprawcy przemocy często wykorzystują i nadużywają tradycyjnych wyobrażeń o przywilejach przysługujących mężczyźnie. Dokładnie wiedzą, co powiedzieć i zrobić, aby utrzymać swoją „ofiarę” w niewoli emocjonalnej. „Jedną z konsekwencji ciągłego zagrożenia przemocą jest skłonność osób doświadczają-

cych przemocy do identyfikacji z oprawcą i gotowość do działania w jego interesie” – mówi Adrian Drdzeń z Wydziału Polityki Społecznej UM w Sosnowcu. Tendencję tę uważa się za podświadomie przyjętą strategię przetrwania. Podporządkowanie woli oprawcy nie jest wolną decyzją osoby pokrzywdzonej, ale bezpośrednim skutkiem przemocy. Dlatego tak ważne jest, abyśmy odrzucili powszechnie panujące mity i stereotypy utrudniające prawidłowe reagowanie na akty okrucieństwa. Wszystkie mity przekonują nas, że lepiej nie reagować, bo przemoc jest sprawą prywatną rodziny. Taka bierna postawa świadków przemocy powoduje, że osoby doświadczające przemocy pozostają w milczeniu, a sprawcy utwierdzani są w przekonaniu o bezkarności ich czynów.

Ważne jest, abyśmy nie zamykali oczu i uszu. Nie możemy wszystkiego zrobić za osobę doświadczającą przemocy w rodzinie, ale pokazanie, że nie ignorujemy sprawy może dać jej nadzieję na zmianę sytuacji. To mogą być bardzo proste rzeczy: przekazanie informacji o ośrodku udzielającym pomocy, zachęcenie do rozmowy, wezwanie policji, gdy słyszymy, że za ścianą dzieje się coś złego. Dostrzeganie i rozpoznawanie objawów przemocy stanowi pierwszy krok do jej zakończenia. „Nikt nie powinien żyć w strachu przed osobą, którą kocha” – dodaje przedstawiciel Urzędu Miasta. Magda Musiał

Miasto Sosnowiec przystępuje do realizacji lokalnej kampanii profilaktyczno-edukacyjnej „Wolność od strachu”, która potrwa do połowy grudnia 2011 r. w gminie Sosnowiec. Przedsięwzięciu patronuje m. in. Rzecznik Praw Dziecka, Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Niebieska Linia. Do kampanii przyłączyła się także większość mediów z Sosnowca. Realizując kampanię – tłumaczy Adrian Drdzeń – chcemy polepszyć sytuację rodzin zagrożonych zjawiskiem przemocy w rodzinie poprzez działania zwiększające świadomość i wiedzę mieszkańców. Chcemy zachęcić każdego mieszkańca naszej gminy do refleksji, czy zna rodziny doświadczające przemocy oraz odpowiedzi na pytanie – Czy wiem co zrobić, żeby pomóc? Chcemy także zachęcić osoby doświadczające przemocy w domu do poszukania pomocy w miejskich ośrodkach wsparcia i niezgody na jakiekolwiek formy domowego okrucieństwa. Działania kampanijne obejmują wydanie ulotek skierowanych do ofiar oraz świad-

ków, akcję plakatową w przestrzeni miejskiej oraz w autobusach i ekspozycję bilbordów. W rozgłośni radiowej usłyszymy cykl spotów, w lokalnych telewizjach obejrzymy zaś krótki film reklamowy. Media, które objęły patronat nad akcją będą informować mieszkańców Sosnowca o tym, w jaki sposób aktywnie walczyć z przemocą w rodzinie. W listopadzie organizatorzy zaproszą sosnowiczan na całodniową imprezę w centrum miasta, a pod koniec kampanii będzie można wziąć udział w ciekawej konferencji. Więcej informacji na temat kampanii znajduje się na stronie: www.wolnoscodstrachu.pl. Patroni medialni kampanii: Życie Sosnowca, Wiadomości Zagłębia, Nowe Zagłębie, Twoje Zagłębie, Kurier Miejski, TV Sosnowiec, Sosnowiecki.pl, Zagłębie.info, e-sosnowiec, Kanał 99. Partnerami kampanii są: Instytut Pedagogiki Wyższej Szkoły Humanitas, Instytut Systemowej Profilaktyki i Promocji Społecznej, Stowarzyszenie Auxilium, Stowarzyszenie Aktywne Kobiety.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

49


Historia Po zakończeniu II wojny światowej na terenie Zagłębia Dąbrowskiego działało około trzydziestu różnych nielegalnych związków i organizacji, które skupiały osoby pragnące walczyć z komunistycznym totalitaryzmem. Jedną z nich była Polska Organizacja Niepodległościowa „Dynamit”.

Sprawa Grupy Dywersyjnej „Dynamit”

Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na sesji wyjazdowej w Będzinie 25 listopada 1950 r. orzekł, iż Jerzy Bednarczyk, Andrzej Śliwoń i Włodzimierz Gruszczyński działali od jesieni 1948 r. do wiosny 1950 r. w nielegalnej organizacji pod nazwą Grupa Dywersyjna „Dynamit”, której zadaniem było sporządzanie i rozpowszechnianie ulotek o treści antypaństwowej, dokonywanie gwałtownych zamachów na funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej oraz dokonanie zmiany ustroju Polski Ludowej. Ich koledze postawiono zarzut, że „mając wiarygodną wiadomość o istnieniu na terenie Dąbrowy powyższej grupy, nie zawiadomił natychmiast o tym fakcie władzy powołanej do ścigania przestępstw”. Zostały wydane wyroki. Sąd skazał: Jerzego Bednarczyka na karę łączną 12 lat więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres lat 5 wraz z przepadkiem całego mienia. Andrzeja Śliwonia na karę łączną 7 lat więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres 3 lat. Włodzimierza Gruszczyńskiego na 5 lat więzienia. Mężczyznę, który nie brał czynnego udziału w działaniach, na 1 rok więzienia. Zaliczono skazanym okres tymczasowego aresztowania: J. Bednarczykowi od 27 kwietnia 1950 r., A. Śliwoniowi od 10 maja 1950 r., a W. Gruszczyńskiemu od 3 sierpnia 1950 r. Członków Grupy uniewinniono od zarzutu wspólnego omawiania pomiędzy sobą gwałtownych zamachów na funkcjonariuszy MO. W roku 1948 Jerzy był absolwentem szkoły podstawowej, Andrzej uczył się w gimnazjum o profilu mechanicznym. Obaj mieli po 18 lat. Włodzimierz – trzy lata od nich starszy, kształcił się w liceum energetycznym. Ta trójka serdecznych przyjaciół chciała się przeciwstawić szerzącej się obłudzie i zakłamaniu ówczesnych władz. Założyła organizację, która miała za zadanie pisanie ulotek, mówiących o różnych faktach politycznych i społecznych, aby

50

prawda dotarła do szerszego ogółu. Ulotki te chłopcy rozlepiali przez okres 6 miesięcy, na przełomie lat 1948–1949, na terenie Dąbrowy Górniczej i Sosnowca, zaopatrując je własnoręcznie zrobionym stemplem (z liter pochodzących z dziecinnej drukarni – zabawki) z napisem Polska Organizacja Niepodległościowa „Dynamit”. Łącznie rozpowszechnili ich około 400 sztuk i zerwali kilka transparentów mówiących o przyjaźni polsko-radzieckiej. Na tym po-

Andrzej Śliwoń. Fot. arch. aut.

legała ich „dywersyjna” działalność, która miała obalić istniejący ustrój. Treści zawierane w ulotkach były właściwie większości mieszkańców znane, bo zostały odczytane wcześniej z niemieckich gazet, np. te na temat mordu oficerów polskich w Katyniu, lub odsłuchane z Radia Wolna Europa, a każdy Polak będący „niekomunistą” poczytywał za swój patriotyczny obowiązek przekazywać je dalej. Chłopcy pisali też o tym, że ludzie powinni być sprawiedliwie traktowani, nie oskarżani za przynależność do AK, nie karani na podstawie poszlak. Wyrażali swój sprzeciw wo-

bec bestialskich metod stosowanych podczas przesłuchań na milicji i w Urzędzie Bezpieczeństwa. Inicjatorem grupy był wychowywany bez rodziców Jurek (matka jego zmarła jeszcze w roku 1933, a ojciec odszedł na skutek wyczerpania i okupacyjnych przeżyć w roku 1945). Pozostając pod wpływem brata matki – Bolesława Kisiela, byłego żołnierza Armii Krajowej, który opowiadał mu o wielu sprawach, nie mógł pogodzić się z propagowanym fałszem. Swoimi myślami dzielił się z przyjaciółmi. Stąd zrodziła się inicjatywa założenia wspomnianej wcześniej organizacji. O swoich działaniach informowali zaufanego kolegę – Henryka. W domu Włodzimierza, też wychowującego się bez ojca, odbywali narady. Korzystając natomiast z faktu, że matka Andrzeja pracowała w Urzędzie Górniczym (mieścił się on przy głównej ulicy w Dąbrowie Górniczej) i miała do dyspozycji maszynę do pisania, drukowali na niej teksty ulotek. Robił to właściwie sam Andrzej, który często przychodził po godzinie 15.00, gdy kończyła pracę i pod pretekstem nauki pisał, kalkując treść trzykrotnie. Matka w tym czasie wykonywała swoje zawodowe prace i oficjalnie o działalności chłopców nic nie wiedziała. Obecność Andrzeja na terenie biura nie wzbudzała podejrzeń, ponieważ jedyną osobą, która go widywała, był portier. Gotowe egzemplarze chłopcy najczęściej naklejali w pobliżu kopalni „Gen. Zawadzki” i Huty im. Feliksa Dzierżyńskiego, ponieważ tamtędy przechodziła największa ilość osób. Zeznanie przed sądem świadka, który potwierdził ten fakt, było dowodem w sprawie. Tę samą rolę odegrała maszyna do pisania, której czcionki zidentyfikowano jako tożsame z literami znajdującymi się na ulotkach. Grupa przerwała swoją działalność z obawy o konsekwencje i więcej już jej nie wznawiała. Urząd Bezpieczeństwa i milicja zaczęła jednak już szukać członków. W 1950 roku zostali wszyscy aresztowani. Andrzej był właśnie w pracy na II zmianie w Centralnych Warsztatach Elektrycznych (dzisiejszy „Damel”), gdy dostał tele-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Historia fonicznie polecenie, aby zgłosił się do Kadr. Przypuszczał, jaki jest tego cel, ale ucieczka była niemożliwa. Pod eskortą dwóch osób został zawieziony do domu, w którym przeprowadzono rewizję. Pomimo że nic nie znaleziono, zatrzymano go. Jerzy asekuracyjnie opuścił wcześniej Dąbrowę, planując nawet nielegalne przekroczenie granicy Polski. Wyjechał w jeleniogórskie, gdzie ożenił się. Gdy wrócił do rodzinnych stron, został aresztowany. Członków grupy osadzono w areszcie w Urzędzie Bezpieczeństwa najpierw w Katowicach, a następnie w więzieniu w Będzinie i traktowano jak bardzo groźnych przestępców. Byli wiele razy bici, zrywani ze snu i doprowadzani na śledztwo, podczas którego pijani oficerowie znęcali się nad nimi fizycznie i psychicznie. O rozprawie sądowej, na której byli oskarżani, Jerzy Bednarczyk wyraził się, że przypominała filmy o czasach rewolucji: sędzia i inni prawie spali, wyjaśnień nie słuchano, a obrońcy byli właściwie niepotrzebni. Wyroki były już wypisane wcześniej. Jurka wywieziono do ciężkiego więzienia we Wronkach. Jedyne, co go dobrego tam spotkało to kontakt z bardzo wartościowymi, mądrymi ludźmi, też więźniami, osadzonymi za przekonania polityczne i głoszenie historycznej prawdy. Złe traktowanie i warunki, w jakich musiał egzystować, sprawiły, że zachorował na gruźlicę. Pijani lekarze leczyli go słuchawkami i aspiryną. W więziennym szpitalu było jednak o tyle lepiej, że zaprzestano szykan polegających na laniu wody do celi, staniu nago na korytarzu, karaniu ciemnicą, odbieraniu połowy i tak głodowej racji żywnościowej. Dzięki silnemu organizmowi przeżył, chociaż jego lewe płuco było jak sito. Ze względu na chorobę po ponad czterech latach został zwolniony na rok przerwy w odbywaniu kary w celu podleczenia się na wolności. W miesiącu powrotu do więzienia został zoperowany, ale do organizmu wdał się stan ropny. Kiedy leżał ciężko chory, często nachodzili go funkcjonariusze UB z żądaniami wydania pozostałych nazwisk. Nie wierzyli bowiem, że członków grupy „Dynamit” było tylko trzech i nie mieli żadnej łączności z inną grupą czy wywiadem. Po wyjściu ze szpitala, po wielu pismach do Rady Państwa, darowano mu dalsze odbycie kary. Andrzej Śliwoń został aresztowany 10 maja 1950 r. i osadzony w areszcie śled-

czym Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Katowicach. W czerwcu tego roku przetransportowano go do Powiatowego U.B. w Będzinie. Areszt śledczy w P.U.B. mieścił się w piwnicach budynku. Pomieszczenia nie były przystosowane do przebywania w nich ludzi, a tylko do składowania wszelkich rzeczy. Warunki, w jakich więźniowie musieli przebywać powodowały, że ich stan zdrowia szybko się pogarszał. W sumie, proces niszczenia ich zdrowia miał miejsce we wszystkich zakładach karnych i trwał aż do wyjścia na wolność. W lipcu 1950 r. A. Śliwonia przewieziono do pobliskiego więzienia, również w Będzinie, w którym dalej, aż do października 1950 r., był poddawany śledztwu.

Jerzy Bednarczyk. Fot. arch. aut.

W kwietniu 1951 r. przetransportowano go do więzienia w Gliwicach, na tak zwaną „koncentrację” więźniów karnych, w celu skierowania do więzienia docelowego. Po kilku tygodniach pobytu w ciasnych, zimnych i przepełnionych celach A. Śliwoń wraz z innymi więźniami został przewieziony koleją w nieznanym kierunku. Jechali w krytych wagonach towarowych ze szczelnie pozamykanymi oknami, pilnowani przez kompanię K.B.W. z bronią w każdej chwili gotową do strzału. Podczas przypadkowego postoju na stacji więźniowie usłyszeli, co pasażerowie czekający na pociąg mówią na temat

napisu znajdującego się na ich wagonach: „BANDYCI Z UPA”, zamieszczonego po to, by nikt nie zechciał im pomóc. Żaden z więźniów nie ośmielił się wykrzyczeć, że to, co zostało napisane, nie jest zgodne z prawdą. Nie protestowali, bo byli świadomi konsekwencji takiego postępowania – terror w tamtych latach był w pełnym rozkwicie. Andrzej Śliwoń znalazł się w centralnym więzieniu w Raciborzu. Transport więźniów karnych został osobiście powitany przez naczelnika, który wygłosił krótką, dosadną w treści, niemiłą dla ucha mowę, uświadamiającą, że przybyli nie do sanatorium. Powiało na nich grozą. Przyszły najcięższe chwile – okres ograniczeń żywności sprzedawanej w więziennej kantynie. W tym czasie kuchnia więzienna miała dla więźniów jedynie ziemniaki i kiszoną kapustę, serwowaną dwa razy dziennie, na obiad i kolację, bez względu na dzień tygodnia. Andrzej miał ciągłą nadkwasotę, inni więźniowie również. Paląca zgaga dokuczała nieustannie. Ewenementem kulinarnym, dostępnym do nabycia w kantynie, była „wędlina” w kształcie kiełbasy, zrobiona z żółtego sera. Pierwszą zapowiedzią powrotu dań mięsnych była kaszanka, nieopatrznie sprzedawana wygłodniałym więźniom w ilości 2–3 kilogramów na osobę. Konsumowana w powyższej ilości po wielomiesięcznym poście powodowała niesamowite reakcje żołądkowo-jelitowe. A w celach nie było ubikacji! Dopustem Bożym były też pluskwy, które na okrągło „molestowały” więźniów. Broniąc się przed nimi, zaklejali oni przydziałowym mydłem dziury w ścianach. Zasądzony wyrok, w raciborskim starym pruskim więzieniu odbył A. Śliwoń do połowy, pracując w tamtejszej szwalni mundurów po 8 godzin dziennie. Resztę doby przebywał w 5-osobowej celi. Regulaminowy spacer dla pracujących więźniów, będący dla nich jedną z najprzyjemniejszych chwil dnia, mógł trwać 30 minut, ale zasada ta nie zawsze była przestrzegana. Praca w szwalni dawała szansę na skrócenie kary tym więźniom, którzy wykonywali 133% miesięcznej normy. Wtedy czas odbycia kary liczono w ten sposób, że za jeden miesiąc pracy zaliczano dwa miesiące więzienia. Praca w szwalni była też dobrodziejstwem z innego względu – można było zamienić małą kubaturę celi na dużą halę produkcyjną.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

51


Historia odbywało się przy amplitudzie temperatur o wysokości kilkudziesięciu stopni. W piecu, do którego trzeba było wchodzić, temperatura wynosiła +50 do +60 stopni, a na dworze, np. w styczniu, mróz sięgał –20 stopni. Po pracy więźniowie wracali do pobliskiego obozu na śniadanie i odpoczynek. Mieli prawo spać do obiadu. Z uwagi jednak na przebywanie w jednej sali wielu osób, w tym nie pracujących na nocnej zmianie, a co za tym idzie niepotrzebujących spać w dzień, całkowity odpoczynek był niemożliwy – dwie do czterech godzin snu musiały wystarczyć. Z więziennego koszmaru wybawiło Śliwonia nieoczekiwane zwolnienie. Dzisiaj dziękuje za to losowi, bo był to ostatni moment na ratowanie życia. Gdy wyszedł na wolność, wezwanie na komisję poborową, której z urzędu potrzebne były prześwietlenia płuc przyszłych żołnierzy, spowodowało, iż dowiedział się, że nacieki na jego płucach świadczą o początkach gruźlicy. Z tego też powodu powołania do wojska nie dostał. Chorobę udało mu się w późniejszym okresie pokonać, pomimo ogólnie bardzo słabego zdrowia, dzięki leczeniu i oszczędnemu trybowi życia. Andrzej Śliwoń i Jerzy Bednarczyk. Fot. arch. aut.

Na wiosnę 1953 r. nieoczekiwana zmiana (amnestia z 1952 r. zmniejszająca wyroki) spowodowała, że spora grupa więźniów, a w niej również A. Śliwoń, została wywieziona do pracy w kamieniołomach wapnia w Strzelcach Opolskich. W tamtym miejscu więźniowie mogli zaznać odrobiny wolności, ponieważ mieli możliwość częstego przebywania pod gołym niebem. Andrzej Śliwoń pracował od 14.00 do 22.00, a co drugi tydzień na trzeciej zmianie, od godziny 22.00 do 6.00. Pomimo że był maj, często padał śnieg, a nocami temperatura spadała do kilku stopni poniżej zera. Więźniowie marzli bezlitośnie w letnich drelichach – w samych bluzach i spodniach, podczas gdy ich cywilne swetry leżały w depozycie, bo nie miał im kto ich wydać. Nie mieli się też gdzie schować przed zimnem, bo odkrywka była kamienną pustynią. W następnych miesiącach również przeważała pogoda jesienna. Konsekwencją ciągłego wychładzania organizmu było zapalenie płuc. A. Śliwoń, chorując na nie, przeleżał we wrześniu w obozowej izbie chorych dwa tygodnie. Po tym czasie z jego

52

zdrowiem wcale nie było dobrze, ale nikt się tym nie przejmował. Chory, pomimo jego próśb, nie został skierowany na żadne badania. Listopad 1953 r. przyniósł Andrzejowi Śliwoniowi wiadomość o skróceniu kary w nagrodę za wykonywanie pracy w raciborskiej szwalni w ponadnormatywnym wymiarze. Do końca „odsiadki” pozostało mu około roku. W związku z tak „niskim” wyrokiem zmieniono mu też aktualne miejsce pracy. Dzisiaj wspomina: „dostałem się wtedy, jak mówi przysłowie, z deszczu pod rynnę. Zatrudniono mnie do wypalania wapnia, oczywiście na III zmianie, aż do wyjścia na wolność. Zaczęła się praca w piekle!”. Obowiązkiem Andrzeja było wkładanie do komory pieca i układanie w stos, sięgających około 2,5 metra, kawałów wapienia o wadze do 40 kilogramów sztuka. W przypadku tych najcięższych brył pomagali mu dwaj mocniejsi koledzy, należący do ich trzyosobowej brygady. Wpychanie pełnych wózków szynowych do pieca i wypychanie pustych na zewnątrz

P.S. Postanowieniem Sądu Wojewódzkiego Wydziału V Karnego w Katowicach z 2 października 1953 r. o amnestii karę orzeczoną Andrzejowi Śliwoniowi złagodzono do 4 lat i 8 miesięcy więzienia. Postanowieniem ww. Sądu z 12 lutego 1954 r. został on warunkowo zwolniony 19 lutego 1954 r. Jednocześnie Sąd ten stwierdził, że skazanie, wyrok i pozbawienie wolności nastąpiło z przyczyn politycznych. W 1991 r. Andrzej Śliwoń otrzymał z Urzędu Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych zaświadczenie, że był ofiarą represji okresu powojennego. Jerzy Bednarczyk po roku 1980 był działaczem „Solidarności”. Zmarł nagle w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Jego żona twierdziła, że było to upozorowane samobójstwo. Ktoś potajemnie zorganizował pogrzeb. Kolega działaczy grupy „Dynamit” zamknięty był w areszcie przez 9 miesięcy, a zaraz po rozprawie zwolniony.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

Danuta Micur


Region

Mierzęcice, czyli na wiejskich obrzeżach Zagłębia Wieś aż do 1357 r. identyfikowano ze źrebem (średniowieczna jednostka gospodarcza) Targoszyce, położonym na wzniesieniu 1294 m n.p.m., odnotowanym już w 1266 r. i znajdującym się w 1-milowym oddaleniu od jej późniejszego centralnego obszaru. W wydanym wówczas przywileju księcia cieszyńskiego Kazimierza I Mirzęnczice wymienione zostały wśród wsi ziemi siewierskiej (terra severiensi). Spośród innych wsi po nabyciu „księstwa siewierskiego” (ducatus Sewerensis) przez biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego w 1443 r., wyróżniała się większą ilością kmieci i rozproszeniem łanów, i oczywiście istnieniem po roku 1400 kościoła parafialnego w peryferyjnej kolonii Targoszyce. Zyskały Mierzęcice na znaczeniu gospodarczym w latach 1810– 1815, po lokalizacji kopalń i rozpoczęciu eksploatacji w pobliskich Boguchwałowicach i Mierzęcicach glinki ogniotrwałej i rudy żelaznej. Uwieńczeniem ich rosnącej pozycji lokalnej było umieszczenie urzędu nowo powstałej gminy zbiorowej Sulików właśnie w Mierzęcicach. Stało się to w 1867 r. Kilkadziesiąt lat później, tj. w 1915 r., usankcjonowano istniejący stan faktyczny, nadając Mierzęcicom status gminy, który zachowały po dziś. Zmienne koleje przynależności terytorialnej okolic Mierzęcic Opisywane terytorium administracyjnie w swej dotychczasowej historii – znajdując się na pograniczu ziem – przynależało do różnych państw, księstw, województw, guberni, zaborów i powiatów. W średniowieczu wchodziło w skład raz Królestwa Czeskiego, dwa – Królestwa Polskiego, będąc kilkadziesiąt lat przedmiotem handlu Piastów śląskich. Po nabyciu przez biskupa krakowskiego, aż do upadku Rzeczypospolitej terytorium znajdowało się jako księstwo siewierskie – z dużą dozą autonomii – w orbicie wpływów Małopolski. Podczas III rozbioru Polski, po podpisaniu konwencji 24 października 1795 r. obszar księstwa jako zachodni skrawek województwa Krakowskiego został zagarnięty przez Prusy, tworząc nowy okręg administracyjny Nowy Śląsk (Neuschlesien). Po zakończeniu wojen napoleońskich 1798–1815 i upadku systemu napoleońskiego, ziemia mierzęcicka została włączona do Imperium Rosyjskiego. W wyniku reformy administracyjnej przeprowadzonej przez władze carskie w 1866 r., a powiększającej liczbę powiatów dochodzi

do utworzenia powiatu będzińskiego wchodzącego w skład guberni piotrkowskiej. Mierzęcice i okoliczne miejscowości znajdują się w granicach nowo powstałego powiatu. Ukazem carskim z 1 czerwca 1869 r. 326 miasteczek, w tym Siewierz zostało zamienione w osady, z likwidacją ich odrębności i włączeniem do gmin wiejskich. Po utracie praw miejskich przez Siewierz, wskutek represji carskich za udział w powstaniu styczniowym oraz uznaniu go za miejscowość bez znaczenia gospodarczego, co wiązało się z likwidacją statusu miejskiego, uprawnienia administracyjne gminy uzyskał Sulików – co istotne – z siedzibą (kancelarią) w Mierzęcicach. Urząd gminy Sulików po 1863 r. został bowiem przeniesiony do Mierzęcic. Zarząd Gminy Sulików w czerwcu 1864 r. nabył dom od Józefa Podolskiego znajdujący się na gruntach skarbowych górniczych na kancelarię i archiwum za 600 rubli. Ulokowany tu Sąd Gminny zaczął odbywać swe posiedzenia od lutego 1867 r. W tym samym roku na wiosnę przeniesiono kancelarię gminną z Sulikowa do Mierzęcic. Do formalnego przekazania akt urzędowych zgromadzonych w siewierskim Magistracie Miejskim doszło 19 maja 1870 r. W skład gminy Sulików z siedzibą w Mierzęcicach weszły takie oto osady i wsie: Boguchwałowice, Brudzowice, Gołuchowice, Góra Siewierska, Kuźnica Świętojańska, Kuźnica Sulikowska, Mierzęcice, Nowa Wieś, Piwoń, Przeczyce, Siewierz, Strąków, Sadowie, Sulików, Toporowice, Targoszyce, Zawada, Zendek. Niepogodzeni z decyzjami zaborcy mieszczanie siewierscy skierowali w 1872 r. prośbę do Komisarza do Spraw Włościańskich Powiatu Będzińskiego o ulokowanie kancelarii wójta gminy Sulików w Siewierzu, zamiast w Mierzęcicach. Dotyczyło to również kasy gminnej. Nie doczekawszy się odpowiedzi, w kwietniu 1872 r. ogół zebranych gospodarzy osady Siewierz uchwalił pożyczkę z tejże kasy, procentowo uwzględniającej jej dochody w budżecie gminy, na jej własne wydatki w kwocie 1944 rb. 37 kop. Dokumentację sporządzili wyznaczeni pełnomocnicy – Józef Korusiewicz i Józef Chątkowski. W zamian wójt Cichoń zaczął nakładać kary defraudacyjne na mieszczan siewierskich za użytkowanie lasów Szeligowca, wcześniej miejskich. Mieszkańcy Siewierza swoją wieloletnią działalnością obywatelską tj. podejmowanymi uchwałami i organizo-

wanymi delegacjami do Komisji Włościańskiej Guberni Piotrkowskiej wymusili jednak na władzach carskich nadanie osadzie od 1891 r. statusu gminy, wydzielonej spośród innych wsi. Jej wójtem został Ludwik Bacia. Dopiero w 1915 r. – pod okupacją niemiecką – Niemiecki Cywilny Urząd Powiatu Będzińskiego (Deutsche Zivilverwaltung des Kreises Bendzin in Sosnowitz) zmienił nazwę jednostki administracyjnej Gmina Sulików na Gminę Mierzęcice, w tych samych granicach. Po odzyskaniu w 1918 r. przez Polskę niepodległości władze polskie zachowały na terenie dawnego zaboru rosyjskiego istniejący podział administracyjny. Gmina Mierzęcice wchodziła nadal w skład powiatu będzińskiego, ale odtąd województwa kieleckiego. Przed ukonstytuowaniem władz powiatowych sprawy ponadgminne załatwiał Komisariat Rządowy Dąbrowsko-Będziński. Dekret Naczelnika Państwa z 5 grudnia 1918 r. o tymczasowej ordynacji wyborczej do sejmików powiatowych na terenie b. zaboru rosyjskiego powołał do życia Powiatowy Związek Komunalny. Wydany dwa miesiące później (4 lutego 1919 r.) Dekret o tymczasowej ordynacji powiatowej dla obszarów Polski byłego zaboru rosyjskiego zamykał ten wstępny etap organizacji samorządu powiatowego. W myśl dekretu każdy powiat stanowił odrębny powiatowy związek komunalny posiadający osobowość prawną (art. 1). Na opisywanym obszarze rozpoczął on swoją działalność od 16 kwietnia 1919 r. Organami były: sejmik powiatowy (początkowo używano określenia rada powiatowa), wydział powiatowy i komisarz powiatowy (później nazywany starostą), ze swym zastępcą. Do sejmików wybierano po dwóch reprezentantów gmin. W gminach wiejskich wyboru dokonywały rady gminne. Kadencja sejmiku trwała 3 lata. Pomimo udania się z delegacją gminną do Wojewody Kieleckiego w marcu 1925 r. w sprawie pozostawienia Mierzęcic w dotychczasowym powiecie będzińskim, przeniesiono ją administracyjnie począwszy od stycznia 1927 r. do powiatu zawierciańskiego. Delegację – jak odnotowano w dokumentach – stanowili sekretarz gminny Antoni Kajdas i członek rady gminnej Marcin Możdżeń z Toporowic, radny powiatowy, rzeczoznawca zbożowy w powiecie będzińskim. Gmina Mierzęcice wraz z gminami Siewierz, Rokitno Szlacheckie, Poręba, Kromołów, Włodowice, Mrzygłód, Pińczyce, Koziegłowy, Ko-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

53


Region ziegłówki, Rudniki Wielkie, Choroń, Niegowa i miastem Zawiercie, została wyłączona z powiatu będzińskiego i wcielona do nowo utworzonego powiatu zawierciańskiego. Siedzibą władz powiatowych zostało Zawiercie. Awans administracyjno-polityczny Mierzęcic kosztem Siewierza Jak już wspominano, począwszy od 1864 r. Siewierz utracił formalnie status miejski zyskując władzę gminną z wójtem na czele. W rzeczywistości ostatni siewierski zarząd municypalny – Józef Tyszler, Antoni Ibkowski, Szymon Podkaj, Karol Nowak, January Ząbczyński – prowadził sprawy administracyjno-kancelaryjne miasta i gminy jeszcze do 19 maja 1870 r., kiedy to przekazano sprawy wójtowi gminy Sulików. Był w tym czasie zarząd Siewierza opłacany przez władze gubernialne, podobnie jak pozostali dotychczasowi urzędnicy (Gałuszka, Lejman, Dziąbek i Rajecki). Po tym zlikwidowano gminę Siewierz i przyłączono formalnie osadę Siewierz do tak powiększonej gminy Sulików. Choć pisma urzędowe z Sądu Pokoju w Żarkach czy Okręgowego w Częstochowie, były aż do stycznia 1871 r. kierowane na adres Wójta Gminy Siewierz, nie Sulików. Od lutego protokoły z zebrań gminnych i wszelkie dokumenty o znaczeniu urzędowym zaczęto sporządzać w języku rosyjskim. W roku 1872 wprowadzono do stosowania pisma urzędowe z firmowym nagłówkiem o treści Sulikovskoje Gminnoje Upravlenje, děrevnia Mieržencice. Siewierz odzyskał wraz z okalającymi go wioskami ponownie status gminy, jednak wiejskiej w 1891 r., pozostając sam nadal osadą. Na mocy ukazu cara i samodzierżawcy Wszechrusi, w tym króla Polski Aleksandra II z 19 lutego 1864 r. „O urządzeniu Gmin Wiejskich” władzę gminną powierzono samorządowi gminnemu reprezentowanemu przez zebranie gminne, wójta i sołtysów. Władzę nad wsiami odebrano dziedzicom, którzy często byli wcześniej wójtami. Zebranie gminne wybierało wójta i pisarza gminnego stanowiących zarząd gminy, z tym że nadzór nad wyborem pisarza miał naczelnik powiatu. Sprawy sporne miały być rozpatrywane przez sąd gminny, który odbywał posiedzenia w Mierzęcicach, będąc kierowany przez wójta i ławników. Sąd ten był złożony z sędziów wybieralnych co rok przez zebranie gminne. Liczba sędziów wynosiła 4–12, w posiedzeniach brać udział miało co najmniej 3. Sądził on tylko włościan, bez osób z innego stanu. Łączono małe gminy w jeden okręg sądowy, najniższej instancji.

54

Tym sposobem sąd gminny w Mierzęcicach sprawował jurysdykcję także nad włościanami z gminy Poręba Mrzygłodzka i Ożarowice. Sąd składał się z sędziego, tj. wójta lub jego zastępcy i dwóch ławników. Ławnikiem mógł zostać każdy mieszkający we wsi przynajmniej 6 lat, mający więcej niż 30 lat i potrafiący pisać. Ponadto powinien był być chrześcijaninem. Jego skład w latach 1865–1866 był następujący: wójt Tomasz Kurzeja, ławnicy – Maciej Hyla, Łukasz Woźniak, zastępcy ławników – Franciszek Krzykawski, Jan Cesarz, tzw. wybrańcy – Wojciech Sroka i Jan Łysek. Począwszy od stycznia 1867 r. na wójta gminy został wybrany Maciej Cichoń, zaliczany – z racji bycia młynarzem – do grona najbogatszych włościan. Wspomagali go ławnicy Franciszek Sączowski i Wit Duda. Tworzyli oni sąd gminny uzupełniony kandydatami Jakubem Nowakiem i Janem Cesarzem oraz wybrańcami Majchrem Kyrczem i Jacentym Cembrzyńskim. Sołtysami w latach 1864–1868 (1872–1876) r. byli: Zendek – Jan Lubas (Józef Kocot), Brudzowice – Grzegorz Bański, Siewierz – Urban Kolasiński (Kajetan Misiorowski, Józef Kolasiński), Gołuchowice – Jan Nowak (Michał Warmus), Twardowice – Jan Sowa, Toporowice – Ignacy Kocot, Andrzej Nowak, Mierzęcice – Grzegorz Karwaciński (Maciej Kuczera), Kużnica Świętojańska – Majcher Kyrcz (Wojciech Kolasiński), Kuźnica Sulikowska – Jakub Fornalczyk, Zawada – Maciej Nowak (Jędrzej Nowak), Sadowie – Jacenty Cembrzyński, Nowa Wieś – Jan Kubik (Antoni Sarn), Przeczyce – Jakub Nowak (Balcer Jędrusik), Boguchwałowice – Sebestyan Kubik (Antoni Kurzeja), Góra Siewierska – Antoni Nowak. Do uczestniczenia w organie uchwałodawczym tj. zgromadzeniu gminnym (sělskom schodě) uprawnieni byli włościanie (krěstjanie), posiadający co najmniej 6 mórg ziemi. Tak więc tytułem przykładu, ze wsi średniej wielkości jak Sadowie, było takich 8: Psikuta, Wojdas, Białas, Pasamonik, Cebula, Jakóbczyk, Ferdyn i Cembrzyński). Byli oni w większości niepiśmienni na czele z wójtem. Na ich tle wyróżniali się cywilizacyjnie, uczestniczący w zebraniach z ramienia Siewierza piśmienni Bronikowski, Korusiewicz, Gawiński, Płazak, Pyrzyk, Kubisa, Dziąbek, Misiorowski czy Kolasiński. Pisarz gminny ( Przybyłko, Didyński, później I pisarz Michał Misiorowski i II pisarz Jan Nieciak) prowadzący kancelarię za to musiał posiadać dobrze opanowaną umiejętność czytania i pisania oraz znajomość przepisów administracyjnych. Kasjerem został Stanisław Güttinger. Wybory odbywające się pod nadzorem stra-

ży ziemskiej często nie odpowiadały oczekiwaniom chłopskim. Naczelnik powiatu wprowadzał bowiem na stanowisko wójta osobę, która nie budziła ich zaufania. Od wyborców żądano poparcia dla lojalnego wobec władz kandydata, a później wójta. Poczynając od 1870 r. zaborcy wprowadzili kary za nieobecność samodzielnych gospodarzy na zebraniu gminnym. Posiadały one charakter formalny, będąc zwoływane najczęściej tylko dla potwierdzenia wyborów ławników i list podatkowych. Upodabniały się one do masowych wieców, na których informowano zebranych o decyzjach i zarządzeniach odgórnych władz. Wójtowie, szczególnie ci pierwsi wypełniali jednak gorliwie polecenia władz zaborczych, o czym świadczą często wymierzane grzywny i kary aresztu dla nieprzestrzegających przepisów meldunkowych czy handlowych mieszkańców. Władze gminne regularnie informowały Naczelnika Powiatu Będzińskiego o urodzaju i wielkości zbiorów głównych ziemiopłodów, tj. żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa, grochu, prosa, gryki, ziemniaków i łubinu. Od 1888 r. do 1905 r. wójtem gminy Sulików był Mateusz Dyszy, którego zastępcą był Franciszek Gwóźdź z Mierzęcic. Po nim obowiązki przejął właśnie F. Gwóźdź, sprawując je do 1914 r. Pisarzem gminnym był Lech Majewski, jego pomocnikiem Władysław Hernik. Poza nimi biuro gminne tworzyli ławnicy Paweł Warmuz i Franciszek Kocot oraz kasjer Mateusz Ferdyn. Wśród uprawnionych do głosowania podczas zgromadzenia gminnego tylko 12 siewierzan było „niegramotnych”, natomiast jeszcze w 1891 r. 98% włościan poszczególnych wsi nie potrafiła podpisać się pod postanowieniami zebrania. Wymieniając ich w układzie wioskowym piśmienny uczestnik zebrania podpisywał się za nich; w Mierzęcicach zwykle nauczyciel Franciszek Domański, w Sadowiu sołtys Antoni Stuczeń, także ławnicy sądu gminnego Wojciech i Jan Duda z Zendka. Podejmowane uchwały dotyczyły głównie wydatkowania zebranych podatków i opłat na sąd gminny, utrzymanie szkół czy straży ziemskiej. Przykładowo podając, przychód gminy w 1895 r. wynosił 4643 rb 96 kop., rozchód – 3598 rb 95 kop. Obowiązki sołtysów w 1895 r. pełniły wymienione po kolei osoby: Idzi Cesarz – Nowa Wieś, Franciszek Wojdas – Mierzęcice, Antoni Kyrcz – Przeczyce, Jan Szydło – Zendek, Michał Koronowicz – Brudzowice, Tomasz Woźniak – Gołuchowice, Antoni Nowak – Zawada, Ignacy Latos – Boguchwałowice, Kajetan

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Region Bednarski – Góra Siewierska, Antoni Flaczkowski – Kuźnica Świętojańska, Jan Kolasiński – Piwoń, Antoni Kaim – Toporowice, Piotr Dyszy – Kużnica Sulikowska. Ustanowienie gminy Mierzęcice w 1915 r. Po wybuchu I wojny światowej teren Zagłębia został zajęty w 1914 r. przez wojska mocarstw centralnych i podzielony na dwie strefy okupacyjne: niemiecką i austriacką. Okupant niemiecki w swej strefie utworzył najpierw powiat będziński (okrojony, gdyż jego część weszła w skład austriackiego powiatu dąbrowskiego) z Sosnowcem jako miastem powiatowym. Będzin mianowano wówczas siedzibą gminy miejskiej, do której dołączono tereny innych gmin, administrowanych w tym czasie przez Niemców. W marcu podjęto decyzję o budowie nowego budynku dla Urzędu Gminnego w Mierzęcicach. Dopiero we wrześniu 1915 roku wydzielono ponownie gminę wiejską już w nazwie posiadającą Mierzęcice, jednak bez osady Siewierz. Tak więc niemieckie władze okupacyjne poczyniwszy zmiany w nazewnictwie i położeniu gmin, utworzyły w konsekwencji gminę Mierzęcice. Zatem w czasie uzyskiwania statusu gminy, czyli w listopadzie 1915 r., okolica była pod okupacją niemiecką. Powiat będziński był uważany przez Górnośląski Związek GórniczoHutniczy i niemieckiego ministra spraw zagranicznych von Kuehlmanna za część Górnego Śląska pod względem ekonomicznym, geograficznym i geologicznym. Wówczas to decyzją Urzędu Okręgowego w Sosnowcu zatwierdzono istniejący od 1864 r. faktyczny stan administracyjny, zmieniając nazwę gminy „Sulików” na „Mierzęcice”, z pozostawieniem Urzędu Gminy w Mierzęcicach. W lutym utworzono Komitet Gminny – spośród delegatów wybranych w każdej wsi, uzupełnionych o urzędujących sołtysów i wójta – który był organem założycielskim. Pierwszym wójtem gminy mającej już w nazwie Mierzęcice, któremu powierzono we wrześniu 1915 r. urząd, był Władysław Sokoła (współwłaściciel folwarku Boguchwałowice), jego zastępcą Szczepan Kurzeja, natomiast pisarzem gminnym Władysław Hernik, pełniący swe obowiązki od 13 stycznia 1896 r. W pobliskim Siewierzu Naczelnik Powiatu Będzińskiego powołał Sąd Obywatelski, zastępując nim dotychczasowy Sąd Gminny, zreorganizowanej gminy Sulików. Nadzorował go już teraz wójt, odtwarzanej gminy Siewierz Stanisław Korusiewicz. Na zwołanym 18 czerwca 1916 r. Zgromadzeniu Gminnym ogół uprawnionych „gmin-

niaków” wybrał na wójta Teofila Pawełczyka – dotychczasowego sołtysa Mierzęcic. Nie został on jednak zaakceptowany przez Cesarsko-Niemieckiego Naczelnika Powiatu Będzińskiego (Der Kaiserlich Deutsche Kreischef des Kreises Bendzin) z racji podeszłego wieku (61 lat). Kolejne Zgromadzenie liczące 150 włościan na 400 uprawnionych do wybierania, odbyte 10 sierpnia, ponownie wybrało na kandydatów do urzędu wójta i jego zastępcy T. Pawełczyka i Franciszka Czechowskiego – zastępcę sołtysa Toporowic. Obaj pełnili czasowo swe obowiązki do października. Ich osoby nie zostały jednak także zatwierdzone przez władze powiatowe. Zaistniał impas między wyrażonym przez włościan aktem wyborczym, a oczekiwaniami politycznymi okupantów. Kandydujący na stanowisko wójta obaj sołtysi oraz pracownicy Biura Gminnego (Gemeindekanzelei) Antoni Czapla, Jan Dyszy, Jan Kanty Czapla oraz dodatkowo Władysław Sokoła zostali wezwani na przesłuchanie przed oblicze niemieckiego Naczelnika Karla Buchtinga do Siewierza. W wyniku przeprowadzonych 16 września 1916 r. przesłuchań, aprobatę polityczną przedstawiciela okupacyjnych władz niemieckich zyskał Władysław Sokoła, nota bene znający język niemiecki. Kolejnym zatem urzędującym wójtem, któremu powierzono stanowisko, został W. Sokoła ( XI 1916 – IX 1925) – zarządca folwarku Biała w Boguchwałowicach i syn byłego sędziego pokoju w Siewierzu Wincentego Sokoły. Struktura organizacyjna gromad (zebranie gromadzkie, sołtys) pozostała niezmieniona od czasu istnienia b. Królestwa Polskiego. Od października 1914 r. do marca 1926 r. obowiązki sołtysów pełnili, kolejno wymieniając sołectwa: Boguchwałowice – Maciej Buczek (Wojciech Moś, Franciszek Swoboda), Toporowice – Ignacy Giełda (Franciszek Czechowski, Piotr Jakóbczyk), Brudzowice – Jan Wyszyński (Antoni Michalczyk, Antoni Wyszyński), Mierzęcice – Teofil Pawełczyk (Piotr Wojdas, Antoni Pawełczyk), Przeczyce – Jan Staniec (Józef Góra, Władysław Knapik), Gołuchowice – Wincenty Nowak (Ludwik Gubała), Zendek – Jan Czapla (Franciszek Duda, Jan Duda, Stanisław Kłys), Góra Siewierska – Józef Nowak, Zawada – Walenty Kaim (Bartłomiej Łata, Teodor Wach), Strąkowe – Jan Czapla (Teofil Duda, Maciej Kocot), Sadowie – Maciej Psikuta (Teofil Cembrzyński, Jan Gwóźdź, Franciszek Pasamonik), Twardowice – Wojciech Czuber (Jan Zabiegała), Nowa Wieś – Marcin Czapla (Stanisław Kubik), Kuźnica Sulikowska –

Franciszek Nowak (Jan Widera), Kuźnica Świętojańska – Feliks Wyderka (Jan Krzykawski), Piwoń – Józef Łabuś (Jan Szatan). W nawiasie na pierwszym miejscu wymieniono tych, którzy zastąpili dotychczasowych sołtysów po wyborach przeprowadzonych w kwietniu 1917 r., na drugim ich następców po 1921 r., na trzecim i czwartym natomiast tych pełniących obowiązki do 1926 r. (jeżeli nie kontynuowała pełnienia funkcji osoba z drugiej pozycji). Jeszcze wtedy sołtysi dysponowali tabelami likwidacyjnymi wsi i ich panami. Trzeba jeszcze uzupełnić, iż sołectwa Twardowice i Góra Siewierska, odłączyły się od gminy Mierzęcice w roku 1924. Nową organizację władz gminnych wprowadziły przepisy Dekretu Naczelnika Państwa z 27 listopada 1918 roku o utworzeniu Rad Gminnych na obszarze byłego Królestwa Kongresowego. Odtąd nie zwoływane Zgromadzenie Gminne, ale wybierana na ustalony kadencyjnie okres Rada Gminna – składająca się z wójta jako jej przewodniczącego i 12 członków – uzyskała kompetencje organu uchwałodawczego i kontrolnego. Wykonanie uchwał cedował dekret na wójta. Rada zastąpiła dotychczasowych pełnomocników gminnych (ławników). Pozostawiono jednak w mocy wybór Rady przez Zgromadzenie Gminne, zmieniając jedynie tryb wyborów na tajny. Zobowiązano Radę do składania rocznych sprawozdań Zgromadzeniu Gminnemu. Władzę nadzorczą powierzono Powiatowemu Komisarzowi Ludowemu, później zastąpionemu przez starostę powiatowego. W następnych wyborach, przeprowadzonych już w niepodległej Polsce (luty 1919) ponownie został wybrany dotychczasowy wójt W. Sokoła, popierany osobiście przez Sędziego Pokoju z Siewierza – Kazimierza Bontaniego, a sekretarzem u jego boku Antoni Kajdas, gdyż wybrany Antoni Psikuta nie przyjął propozycji objęcia posady, pozostając w kancelarii parafialnej. Nie obyło się jednak bez sporu między jego przeciwnikami a zwolennikami. W pierwszym terminie (styczeń) na zgromadzeniu gminnym prowadzonym przez Piotra Warmuza, wybór W. Sokoły został zablokowany przez grupę gminniaków z Toporowic – Franciszka Czechowskiego, Jana Błacha, Piotra Kocota, Macieja Błacha i Macieja Kyrcza. Na zebraniu w drugim terminie, prowadzonym przez K. Bontaniego – przywiezionego specjalnie saniami z Siewierza – przy jego osobistym poparciu wybór i akceptację dla osoby W. Sokoły udało się uzyskać. Opisany przebieg wyborów na urząd wójta wyraźnie potwier-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

55


Region dził przetrwanie w świadomości wielu miejscowych chłopów schematów społecznych, przeciwstawiających panujących poddanym i pana chłopom. Poczucie małowartościowości tkwiło szczególnie wśród starszej ludności, która była właśnie uprawniona do dokonywania wyboru na zgromadzeniu gminnym. Po odzyskaniu niepodległości wciąż funkcjonowały zgromadzenia gminne mające skupiać społeczność, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, mających ukończone 21 lat. Pozostawiono jednak w mocy ograniczenie uczestniczenia w nim do właścicieli ponad 1,5-morgowych gospodarstw. Rada gminna składała się z 12 członków, wybieranych przez zgromadzenie gminne, spośród osób uprawnionych do udziału w zebraniu. Do jej kompetencji należało wykonywanie uchwał zebrania oraz zarządzanie dobrami i funduszami gminnymi, także mianowanie i kontrola urzędników gminnych. Kadencje były 3-letnie. Wójta powoływał starosta będziński spośród dwóch kandydatów proponowanych przez zebranie. Przewodniczył on także zgromadzeniom gminnym zwoływanym 4 razy w roku. Skład Rady Gminnej od zarania niepodległości, tj. maja 1918 r. przedstawiał się następująco: Władysław Lubas – Zendek, Szymon

Pierwszy numer czasopisma, jeszcze pod tytułem „Mierzęcice Nasza Gmina” ukazał się 1 lipca 2004 roku. Potem od 2008 roku pismo nosiło tytuł „Nasza Gmina Mierzęcice”, by w styczniu 2011 roku stać się „Panoramą Gminy Mierzęcice”. Uznaliśmy, że ten tytuł lepiej określa to czym pismo się zajmuje, co – i w jaki sposób jest na łamach prezentowane. Taki pomysł poparli zresztą mieszkańcy. Obecny nakład to 1200 egzemplarzy i gazeta rozchodzi się bardzo szybko wśród mieszkańców. Jest to dla nas wielkim dowodem uznania. Miesięcznik jest kolportowany bezpłatnie. Na jego łamach w poruszana jest tematyka społeczna, gospodarcza, kulturalna, oświatowa i samorządowa. Uczciwie i rzetelnie infor-

56

Kubik – Sadowie, Franciszek Nowak – Zawada, Jan Filipczyk – Boguchwałowice, Marcin Duda – Brudzowice, Antoni Kajdas – Przeczyce, Antoni Kozieł –Toporowice, Jan Kańtoch – Nowa Wieś, Jan Dyszy – Mierzęcice, Franciszek Wojdas – Mierzęcice, Franciszek Bijak – Twardowice, Antoni Kyrcz – Przeczyce i Tomasz Urbańczyk – Brudzowice. Na mocy wspomnianego już Dekretu o utworzeniu rad gminnych, była ona urzędem honorowym z głosem doradczym, bez kompetencji uchwałodawczych, tylko delegowaną do przedstawiania spraw zebraniu gminnemu. Kadencja trwała 3 lata. Gminne zmiany świeżej daty W okresie 1939–1945 znalazłszy się ponownie pod okupacją niemiecką, przynależała gmina jako część gminy zbiorowej Siewierz (Gemeindeverwaltung und Stadt Siewierz), wchodzącej w skład Kreis Warthenau Bezirk Oppeln w granicach III Rzeszy. Na rzece Brynicy została jednak odtworzona tzw. granica celna, sprzed 1918 r. Niedługo po wyzwoleniu, tj. 24 lutego 1945 r. dochodzi do zmiany przynależności wojewódzkiej. Na mocy uchwały Rady Ministrów RP powiat zawierciański, a wraz z nim gmina

muje się o tym, co jest ważne dla mieszkańców, nie pomijając również trudnych i kontrowersyjnych tematów. Tylko w ostatnim czasie pojawiły się tu m.in. relacje z wyścigu „Tour de Pologne” w naszej gminie, Dożynek Powiatowo-Diecezjalnych w Targoszycach. Szeroko opisywano inwestycje, i te najbardziej istotne jak „Infrastruktura okołolotniskowa Międzynarodowego Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach – gospo-

Mierzęcice, został wyłączony z województwa kieleckiego i włączony do nowego województwa śląskiego (nazywanego nieoficjalnie śląskodąbrowskim). W granicach gminy znajdowały się wówczas miejscowości: Mierzęcice, Nowa Wieś, Sadowie, Zawada, Przeczyce, Boguchwałowice, Toporowice, Brudzowice, Zendek. W latach 1950–1998 gmina Mierzęcice należała do województwa katowickiego, przemianowanego w okresie lat 1953–1956 na stalinogrodzkie. Po reaktywacji samorządu terytorialnego w 1990 r. gmina odzyskała swój charakter samorządowy, zniesiony w marcu 1950 r. na rzecz terenowego ogniwa jednolitej władzy państwowej. Historia zatoczyła koło 1 stycznia 1999 r. Po wejściu w życie II etapu reformy administracyjnej, wprowadzającej trójstopniową strukturę podziału terytorialnego państwa gmina Mierzęcice ponownie weszła w skład reaktywowanego powiatu ziemskiego będzińskiego i województwa – nazwanego jak w przeszłości śląskim – teraz o statusie samorządowym. Samorządowa praktyka w skali gminy minionego czasu zweryfikowała mocno niektóre założenia demokracji lokalnej. Jacek Malikowski

darka wodno – ściekowa”, i te mniejsze, jak np. przedsięwzięcia związane z ładem i czystością gminy. Wraz z gazetą mieszkańcy mogli też cieszyć się z sukcesu drużyny „Strażaka” Mierzęcice, który awansował do ligi okręgowej, przeżywać emocje najmłodszych uczestniczących w licznych konkursach szkolnych. Aby poznać specyfikę naszej gminy, warto systematycznie przeglądać nasze czasopismo. Do zobaczenia w Mierzęcicach.

Pana Karola Bajorowicza przepraszamy za błędy w druku jego wierszy, które ukazały się w poprzednim numerze. Jednocześnie przy tej okazji pragniemy przypomnieć naszym Autorom, że obdarzamy ich szacunkiem i zaufaniem oraz tego samego oczekiwalibyśmy od nich, nawet jeśli – w jak każdej gazecie – przydarzą nam się niecelowe (sic!) pomyłki w tekstach. Licho nie śpi.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Region Na marginesie VIII Międzynarodowych Spotkań „Zderzenia poetyckie”. Czy w Krajnie: m. in. Poetyckich „POBOCZA 2011” w Więcborku, Sępólnie, Złotowie (skąd pochodzi mieszkający od niedawna w Katowicach znany poeta Aleksander Rozenfeld, przyjaźniący się w Sosnowcu z profesorem Włodzimierzem Wójcikiem i malarzem oraz prozaikiem Jackiem Durskim), czy Nakle nad Notecią zwycięży rozsądek i samorządowcy Krajny sięgną głębiej pod budżetowe krótkie kołdry, a ich śladem pójdzie lokalny biznes? Trzeba mieć taką nadzieję, również z nieco egoistycznych przesłaOrganizatorzy VIII Międzynarodowych nek: „Pobocza” promowały wśród tłumaSpotkań Poetyckich „POBOCZA 2011” czy z południa i południowego wschodu w drugi weekend września br. jeszcze po- Europy także twórczość poetów z Zagłędołali karkołomnemu wyzwaniu, jakim jest bia i Śląska. Kryzys „Poboczy” pokazuje też – przy niedoborach w kasie – przygotowa- dobitnie, że nawet z takim rozmachem pomyślane imprezy (przez „Pobocza” w ciągu ośmiu lat „przewinęło się” kilkudziesięciu poetów polskich i tyluż z bliższej i dalszej zagranicy) nie mogą polegać na pieniądzach rozdzielanych w Warszawie. Tylko własne, lokalne siły i środki mogą zagwarantować przedsięwzięciom kulturalnym stabilność i kontynuację. Szkoda będzie krajeńskiej imprezy, szkoda będzie pracy warsztatowej, która dzięki spotkaniom i wymianie Małgorzata Lebda czyta swoje wiersze, które zostały opublikowane w czasopidoświadczeń owocowała przekładami oraz smie „Pobocza” wraz z przekładami na czeski i serbski. Fot. J. Suchanek kolejnymi numerami czasopisma „Pobocza”. nie dużej poetyckiej imprezy. Już w ubie- A co najważniejsze: pokazywała alternatywę głym roku „Pobocza” odbyły się w wersji skromnej – bez udziału poetów z południa i południowego wschodu Europy, czyli bez tego, co było specjalnością wymyślonej przez Pawła Szydła i Adama Ostrowskiego imprezy. W tym roku również „międzynarodowy” charakter krajeńskiej imprezy był symboliczny: w domyśle zapewniali go polscy poeci, których wiersze były przekładane na obce języki. W programie – obok Maciej Melecki. Fot. J. Suchanek rozstrzygnięcia konkursu na debiut poetycki (nagrodę, którą było wydanie przez oficynę „Meander” tomiku poetyckiego zdo- – szczególnie młodzieży – dla głupawych sebył Andrzej Ossowski), slamu poetyckiego riali i pseudoartystycznych konkursów telei spotkań autorskich w krajeńskich szko- wizyjnych. Może w Sosnowcu damy dobry łach – znalazła się też dyskusja na temat przykład przyjaciołom z Krajny i wznowidalszych losów festiwalu. Jej uczestnicy my – pod inną nazwą, w zmodyfikowanej, oczywiście protestowali przeciwko zapo- dopracowanej formule – „Zderzenia Powiedziom końca „Poboczy” i deklarowali etyckie”? Co rusz na łamach naszej praduchowe wsparcie. Najłatwiej coś zakoń- sy regionalnej, a także ogólnopolskiej poczyć, ale potem zazwyczaj już nie udaje się jawiają się nowe, zagłębiowskie nazwiska tego przywrócić, gdy przychodzą łaskawsze literackie. Warto je promować najpierw czasy i okoliczności. W Sosnowcu przera- z perspektywy zagłębiowskiego podwórbialiśmy to nie tak dawno, gdy z powodów ka, nie czekając aż zrobią to inni – bo czy co prawda nie finansowych, ale na sku- ci inni jeszcze będą?... tek nieodpowiedzialnych zachowań (deliJerzy Suchanek katnie mówiąc) jednego pieniacza upadły

Czy „Pobocza” muszą upaść? Czy „Zderzenia Poetyckie” nie mogą powstać?

Absurdalia 2011

to sześciodniowy festiwal, który odbędzie się w Katowicach w terminie 18-26 listopada 2011 r. Poprzedzony zostanie happeningami na ulicach Katowic, Sosnowca i Dąbrowy Górniczej. Składać się będzie z przeglądów: tanecznego, teatralnego, filmowego, kabaretowego oraz muzycznego. Finałem festiwalu będzie uroczysta gala rozdania nagród dla uczestników połączona z obchodami 20. urodzin AEGEE Katowice.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

Zgłoszenia do 31 października 2011 r.

57


Region Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje Mowa o festynie integracyjnym, który odbył się pierwszego października na terenie Zespołu Szkół Specjalnych nr 1 w Sosnowcu. Przewodnim hasłem było Łamiemy stereotypy. Po raz pierwszy na imprezie organizowanej dla dzieci i młodzieży upośledzonej umysłowo w stopniu lekkim i umiarkowanym, wystąpiły młode zespoły hip – hopowe: Lunatix, Popro100flow, Buczy La Familia i PTConsenz. Świetne przedstawienie dali ucznio-

pieniądze zebrane ze sprzedaży szkolnych produktów zostaną przeznaczone na remont boiska. Z problemem zniszczonej nawierzchni szkoła boryka się od paru lat. Brak dobrego boiska to wielka bolączka Zespołu Szkół Specjalnych nr 1, tym bardziej, że właśnie w sporcie, uczniowie tej szkoły uzyskują znakomite wyniki nie tylko na szczeblach lokalnych czy państwowych. W czasie kiedy Fot. arch. trwał Festyn, wychowankowie ZSS nr ceum im. M. Skłodowskiej w Dąbrowie 1 zdobyli 4 medale w tenisie stołowym, Górniczej. Kino Helios Sosnowiec ob- na Międzynarodowych zawodach Glodarowało szkołę trzema podwójnymi bal Games we Włoszech. zaproszeniami do kina. Furorę zrobiło Klaudia Chlad stoisko z pracami uczniów. W Festynie

Wystawa malarstwa Profesora Bronisława Chromego w galerii „Elektrownia” brali udział zaprzyjaźnieni ze szkołą mowie szkoły. Widać było ogromne za- tocykliści z grup Dziki Junak i Śląskie angażowanie i nakład pracy, zarówno Forum Motocyklistów. Podczas impreuczniów, jak i nauczycieli. Wystąpiły zy sprzedawane były ciasta wypiekane zespoły taneczne i wokaliści – od wielu lat duma szkoły. Wśród zaproszoFot. arch.

Stowarzyszenie Inicjatyw Kulturalnych w Czeladzi zorganizowało w Galerii Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Czeladzi wystawę malarstwa wybitnego rzeźbiarza prof. Bronisława Chromego. Więcej o tym wydarzeniu w kolejnym numerze. Fot. Z. Sawicz

Fot. arch.

przez uczniów szkoły zawodowej – cukierników. Uczniowie kształceni w zawodzie kucharz przygotowali tradycyjny żurek i pieczoną kiełbasę. Wszystkie Fot. arch.

Fot. arch.

nych gości pojawiły się: zespół „I to się ceni”, śpiewali uczniowie z Prywatnej Szkoły Podstawowej, Gimnazjum i Li-

58

N A G R O D Y Oto lista osób, które wylosowały nagrody za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki ze specjalnego wydania „Nowego Zagłębia: 1. LAPTOP Bożena Słomska, Zawiercie; 2. PEGAZ demon_witek@interia.pl; 3. RYCERZ iwona72@poczta.onet. pl; 4. SOWA Jacek Kwiatkowski, Sosnowiec. Osoby „ukrywające się” pod adresami mailowymi prosimy o szybki kontakt!

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Region 100-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej Siewierz

Gen. bryg. Zbigniew Meres dekoruje sztandar Złotym Znakiem Związku. Fot. arch.

go munduru. „Bogu na chwałę, ludziom na ratunek” – brzmi napis na siewierskim sztandarze i ukazuje, że działalność OSP nie jest zwyczajnym działaniem, ale szlachetną służbą Bogu, ludziom i Ojczyźnie. 18 września bieżącego roku odbyły się oficjalne obchody jubileuszu 100-lecia OSP Siewierz. Na tę szczególną uroczystość przybyli Ci, którym działalność OSP jest szczególnie bli-

4 maja 1911 roku, po fali wielkich pożarów, grupa obywateli zainicjowała powstanie Siewierskiego Towarzystwa Ochotniczej Straży Pożarnej. Datę tę przyjmuje się za początek istnienia Ochotniczej Straży Pożarnej w Siewierzu. Na liście członków ochotników oraz członków rzeczywistych figurowały nazwiska 88 siewierzan, w tym założycieli OSP: Pawła Bronikowskiego, Ludwika Baci, Teodora Barcza, Edmunda Korusiewicza, Józefa Petrykowskiego i innych. Dzisiaj Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Siewierzu obchodzi wielki jubileusz – 100-lecie istnienia. W ciągu tych minionych 100 lat zmieniali się członkowie OSP Siewierz, jednak idea z 1911 roku, towarzysząca założycielom jednostki, przyświeca strażakomochotnikom do dziś – jest to wytrwałe służenie siewierskiemu społeczeństwu, a także hołdowanie wartościom godnym strażackie-

Podniesienie flagi państwowej . Fot. arch.

to akcja charytatywna, której organizatorem były Karolina Kindler-Skowronek i Olga GajekSikora, mama niepełnosprawnego Igora. Akcja odbyła się 3 października 2011 r. w Miejskim Klubie im. Jana Kiepury w Sosnowcu. W ramach imprezy odbył się recital Anity Maszczyk – sopran i Leopolda Stawarza – baryton Solo i Duety – największe arie z oper i operetek oraz wernisaż wystawy połączony z aukcją prac wielu twórców, profesjonalistów oraz amatorów, uprawiających różne rodzaje sztuk plastycznych. Cały dochód z akcji został przekazany na operację ortopedyczną, rehabilitację i leczenie 7-letniego chłopca, Igora Sikory. Igor urodził się z przepuklina oponowo -rdzeniową. Chłopiec przeszedł już 10 za-

biegów operacyjnych w tym jeden ratujący życie, ma sparaliżowane nóżki. Szansą na chodzenie jest operacja ortopedyczna, której koszt to ok. 10 tys. zł. Dodatkowo chłopiec wymaga codziennej, systematycznej i bardzo drogiej rehabilitacji.

ska oraz Ci, którzy chcieli oddać cześć Straży i jej założycielom: wiceprezes Zarządu Głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP, Prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku OSP RP w Katowicach i jednocześnie senator generał-brygadier Zbigniew Meres, posłowie na sejm: Beata Małecka Libera, Witold Klepacz i Waldemar Andzel, Radny Sejmiku Województwa Śląskiego Marian Gajda, Radni Powiatu Jan Mucha i Monika Pawłowska, wiceprezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego, prezes Zarządu Oddziału Powiatowego ZOSP RP w Będzinie i prezes Zarządu Oddziału Miejsko-Gminnego w Siewierzu Burmistrz Zdzisław Banaś, zastępca burmistrza Dariusz Waluszczyk, przewodnicząca Rady Miejskiej w Siewierzu, Barbara Bochenek, zastępca Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Będzinie, mł. bryg. Marek Woźniak, z-ca dyrektora Biura Zarządu Wojewódzkiego ZOSP RP Jerzy Wójcik, naczelnik Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Będzinie, Eugeniusz Kubień, prof. Marek Barański – prezes Związku Zagłębiowskiego i redaktor naczelny „Nowego Zagłębia”, zastępca Nadleśniczego Nadleśnictwa Siewierz Mariusz Kowalski. Podczas uroczystości kilkudziesięciu członków OSP Siewierz odznaczono medalami i dyplomami.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

59


Region

Zamek Ogrodzieniec

Zamek Ogrodzieniec. Fot. arch.

Zamek Ogrodzieniec góruje nad Jurą i wabi nawet z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Pomimo że zamek jest trwałą ruiną, wciąż widoczny jest rozmach inwestorski jego dawnych właścicieli oraz kunszt budowniczych i architektów. Ogrodzieniec przeszedł ciekawą ewolucję budowlaną. W XIV wieku był typową rycerską wieżą obronną wzniesioną przez pierwszych właścicieli – rycerski ród Włodków. Za czasów ostatnich Jagiellonów ród Bonerów, uczynił zeń imponującą renesansową siedzibę obronną, o której mówiono, że jest drugim Wawelem. Ciekawostką jest to, że Bonerowie, na życzenie króla Zygmunta Starego, nadzorowali rozbudowę Wawelu. W naturalny sposób pojawiło się więc przypuszczenie, że Ogrodzieniec zbudowany został przez tych samych sławnych architektów i budowniczych i być może nawet za królewskie pieniądze! W następnym wieku kolejni właściciele – Firlejowie – nadali wnętrzom wspaniały barokowy styl, wyposażając go w liczne dzieła sztuki, wyszukane przedmioty codziennego użytku i imponującą sztukaterię. Ostatni etap rozbudowy zamku dokonany został w XVII w. przez Stanisława Warszyckiego, który wybudował potężny mur obronny oraz zagospodarował przedzamcze wznosząc tam m.in. stajnie, wozownię, browar i gorzelnię. Jednak liczne wojny lokalne i dwa najazdy Szwedów spowodowały, że budowla popadła w ruinę. Ostatni mieszkańcy opuścili zamek w 1810 r.

60

Zamek Ogrodzieniec to obecnie największa atrakcja regionu przyciągająca rzesze zwiedzających. Bogata oferta turystyczna związana z zamkiem i okolicą skierowana jest dla każdego – turysty indywidualnego, grup zorganizowanych, firm i wycieczek szkolnych. Na terenie malowniczego przedzamcza odbywają się różnorodne inscenizacje historyczne i imprezy plenerowe. Na zamkowych ekspozycjach i wystawach można zobaczyć makiety warowni z okresu jej największej świetności, a także obejrzeć wirtualną rekonstrukcję zamku i jego wnętrz, podczas prezentowanej w Muzeum projekcji filmowej. Zgromadzone eksponaty

związane z wielowiekową historią zamku, są zapisem dziejów znamienitych rodów władających ogrodzieniecką rezydencją na przestrzeni kilkuset lat. Poza tradycyjnym zwiedzaniem ruin i ekspozycji oferujemy m.in. nocne zwiedzanie zamku w towarzystwie zamkowych duchów tzw. „Wieczór z duchami”. W ofercie edukacyjnej znajdują się liczne wycieczki profilowane o szerokiej tematyce dotyczącej regionu w kontekście przyrodniczym archeologicznym i historycznym. Oferta zamku bardzo często łączona jest z ofertą pobliskiego Grodu na Górze Birów (1,5 km na północ od zamku). Jest to rekonstrukcja drewnianej osady okresu wczesnego średniowiecza, jaka istniała tutaj do połowy XIII wieku. Odkryte początki bytności ludzi na Górze Birów sięgają 30 tysięcy lat wstecz. Zwiedzanie obiektu wraz z istniejącymi wystawami możliwe jest w sezonie wiosna-jesień. Dla szkół i grup zorganizowanych oferowane są – obok wspomnianych wycieczek profilowanych – tygodnie edukacyjne, które odbywają się dwa razy do roku (edycja wiosenna i jesienna). W sezonie wakacyjnym zapraszamy na spotkania z dawnym rzemiosłem w ramach cyklu „Sekrety zapomnianych profesji”. Kompletna oferta Zamku i Grodu na Górze Birów na stronach www.zamek-ogrodzieniec.pl i www.gorabirow.pl. „ZAMEK” Sp. z o.o., ul. Kościuszki 6642-440 Ogrodzieniec tel./fax. 32 67 32 220, 32 67 32 991 biuro@zamek-ogrodzieniec.pl

Gród na Górze Birów. Fot. arch.

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Region Zwycięstwo radnej, kultury i dobrych obyczajów?! Na ostatniej sesji sosnowiecka rada miejska przyjęła Kodeks Etyczny Radnego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo takie Kodeksy przyjęło wiele rad, ale sosnowiecki Kodeks różni się od innych przynajmniej jednym zapisem: nakazuje zwracanie się w sferze publicznej, podczas posiedzeń komisji, sesji i w kontaktach służbowych w sposób oficjalny, tj. poprzez podanie funkcji osoby (naczelnik, naczelniczka, inspektor, inspektorka), a nie per Wandziu. Jest to wynik poprawki zaproponowanej przeze mnie i przyjętej przez radę miejską podczas sesji. Cała „afera” swój początek miała na jednej z komisji rady miejskiej, podczas której jej przewodniczący zwrócił się do uczestniczącej w posiedzeniu naczelniczki nie tylko imiennie, ale ze zdrobnieniem imienia „Wandziu, przedstaw co przygotowałaś”. Kiedy zwróciłam mu uwagę na formę, tłumaczył się, że nie miał złych zamiarów, a zdrobniona forma imienia wynika z wieloletniej znajomości z naczelniczką. Jednak ta interpretacja nie przekonała mnie. O ile wierzę w argument o braku złych zamiarów, to jednak problem wydał mi się zdecydowanie głębszy. Dostrzegłam w nim nie tylko kulturowy dowód seksizmu, ale i zastosowanie (świadome bądź nie) jednej z pięciu technik dominacji wymienionych przez norweską psycholożkę Berit As, według której mówienie po imieniu, tak samo jak kokietowanie i sprośne seksualne dowcipy, ma obezwładnić kobietę, zbić ją z tropu, zmieszać, uczynić niewidzialną w przestrzeni publicznej. Efekt? Znikają z przestrzeni publicznej naczelniczki, inspektorki, kierowniczki, dyrektorki, są tylko Wandzie, Zosie, Marysie, a przecież kompetencje, stanowiska nie są zarezerwowane wyłącznie dla jednej płci. Ponadto mówienie po imieniu na oficjalnych spotkaniach ani nie wpływa na profesjonalizację relacji ani na wzrost kompetencji. Wręcz przeciwnie, nosi znamiona akwizytorskiego nachalnego „zaprzyjaźniania się”. Jest to żenujący przykład braku obycia i taktu, o profesjonalizmie nie wspomnę. Czy o to chodzi? Uznałam więc, że doskonałym miejscem na wprowadzenie zapisów regulujących poprawne zwroty jest właśnie Kodeks, gdyż wprawdzie nie karze, ale wyznacza standardy. Dlatego zaproponowałam umieszczenie w nim zapisu nakazującego stosowanie oficjalnych form zwrotów podczas posiedzeń komisji czy sesji rady, a także w kontaktach służbowych.

Okazało się jednak, że to dopiero początek problemu. Od razu pojawiły się głosy, że nie są to pierwszoplanowe problemy społeczne i polityczne, że się czepiam, że wszystko przez ten feminizm. Były też i komentarze świadczące o braku umiejętności czytania ze zrozumieniem przez niektóre osoby wypowiadające się. Były i te pozytywne, popierające inicjatywę, a wśród nich opinia prof. Marka Barańskiego. Zdaniem profesora Barańskiego, człowieka o wysokiej kulturze osobistej – owszem, rację mają ci, którzy nie uważają wspomnianego problemu za priorytetowy i z tego powodu zawsze przegra on z dziurą w drodze, wadliwym funkcjonowaniem służby zdrowia, brakiem miejsc w żłobkach, ale życie codzienne składa się właśnie z takich trudno uchwytnych niuansów, które kształtują naszą rzeczywistość. Niestety te niuanse językowe mają doniosłe znaczenie dla równego traktowania i szans obu płci. Niewyczuwanie tych dyskryminujących zachowań powoduje np., że kobiety na stanowiskach dyrektorskich, kierowniczych, w zawodach medycznych i prawniczych nazywamy dyrektorami, kierownikami, lekarzami, adwokatami; mimo że z racji płci są przecież dyrektorkami, lekarkami, adwokatkami i kierowniczkami. Te żeńskie formy uważamy za dziwolągi, podczas gdy jednocześnie nikogo nie dziwi np.: pisarka, artystka, autorka. Język przecież jest żywy, ewoluuje i powinien odzwierciedlać rzeczywistość. A ta jest właśnie taka.

Inauguracja sezonu kulturalnego STKZD w ramach „Interdyscyplinarnych Warsztatów Artystycznych 2011” 14 września 2011 o godz. 17:00 w Centrum Edukacji i Wychowania Młodzieży KANA w Sosnowcu został otwarty nowy rok kulturalny Stowarzyszenia Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego . Uroczyste otwarcie zaingurował wernisaż malarstwa Wiesławy Michalskiej pt. „Zatrzymać chwile miłości” . W trakcie wieczoru swoje wiersze recytowała Wiesława Michalska. W programie wystąpili: – recytacja i śpiew Konrad Bilski; – duet wokalny: Maria Bablok i Bożena Związek; – duet gitarowy: Miro Witek & Grzegorz Koza. W trakcie spotkania zostały wręczone odznaki „Zasłużony Dla Kultury Polskiej” przez panią poseł na sejm RP Beatę Małecką-Liberę , które otrzyma-

Radna Halina Sobańska inicjatorka poprawki

li członkowie stowarzyszenia: Helena Musiał i Protazy Cebo. Licznie przybyli na inaugurację mogli podziwiać wspaniałe obrazy i zapoznać się nowymi wierszami pani Wiesławy Michalskiej. Trudnego zadania poprowadzenia całego przedsięwzięcia podjął się Krzysztof Macha. Andrzej Musiał

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

61



Region Z wizytą w Porębie

wej. Ambicje mamy większe, ale budżet gminy nam na to w tej chwili nie pozwaRok szkolny w Porębie rozpoczął się miło la. Będziemy starali się też wykorzystywać i uroczyście. 9 września odbyło się otwarcie wszelkie możliwości, by realizować zamie„Orlika”, który jest 113 takim obiektem w wo- rzenia, dzięki wsparciu środków zewnętrzjewództwie śląskim. Powstał on w centrum nych. Planem, który będziemy realizować, miasta, na obrzeżach osiedla Spółdzielni jest termoizolacja Miejskiego Zespołu Szkół. Ta szkoła skupia największą liczbę uczniów w naszej gminie. Jako gmina miejska Poręba nie może starać się o wiele subwencji, o jakie ubiegają się gminy o innej strukturze. – W gminach miejskowiejskich ten wskaźnik jest bardziej korzystny, a najkorzystniejszy w gminach wiejskich. Gminy o innej strukturze mogą zrealizować więcej

IX Światowy Festiwal Prażonek – Poręba 2011 Marek Śliwa, burmistrz Poręby. Fot. arch.

Mieszkaniowej, tuż za targowiskiem wzdłuż rzeki Czarna Przemsza. Inwestycja powstała w ramach rządowego programu „Moje Boisko – Orlik 2012”. Projekt został zrealizowany ze źródeł rządowych, Urzędu Marszałkowskiego oraz środków własnych gminy. Uroczystego przecięcia wstęgi dokonali bur-

24 września na terenie Amfiteatru odbył się w Porębie IX Światowy Festiwal Prażonek. Burmistrz Miasta Marek Śliwa uroczyście otworzył imprezę i wraz z zaproszonymi gośćmi zapalił ognisko pod dwoma największymi na świecie kociołkami. Wśród zaproszonych gości byli m.in. Posłowie na Sejm RP: Beata Małecka-Libera, Witold Klepacz, Grzegorz Pisalski, Senator RP Zbigniew Meres, Radni Sejmiku Wojewódzkiego: Zbyszek Zaborowski i Marian Gajda oraz prof. Genowefa Grabowska, Anna Nemś, prof. Marek Barański oraz delegacje organizacji społecznych i instytucji z miasta Poręby, powiatu zawierciańskiego i województwa śląskiego a także goście z węgierskiego miasta Kistelec, którzy poczęstowali mieszkańców Poręby węgierskim gulaszem.

projektów, finansowane są miedzy innymi drogi transportu rolnego, place zabaw, infrastruktura sportowa itd. Nasza gmina nie może się niestety w te wszystkie projekty włączyć. Ale złożyliśmy 18 wniosków. Wspomnę jeszcze, że uczestniczymy we wspólnym projekcie, którego liderem jest Starostwo Powiatowe w Zawierciu, szerokopasmowego Internetu. Udział w tym projekcie na terenie gminy Poręba wynosi 1 milon 100 tys. zł. Mamy już pozytywną ocenę, jeśli chodzi o ocenę formalną wniosków na instalacje solarne, jest to projekt dla mieszkańców gmin. Czekamy na kolejny etap oceny – mówi burmistrz Marek Śliwa. P.S. Jak co roku, wiele kociołków przygotowali mieszkańcy miasta, które wzięły udział w konkursie na najlepiej upieczone prażonki. Najlepsze okazały się te przygotowane przez MPGKiM, firmę „Porębskie kociołki” i drużynę „49,5”. W bloku imprez artystycznych wystąpił: zespół MOK „Fantazja”’ i „Złota jesień”, grupa wokalna „Tęcza” z Zawiercia, KGW z Niwek, grupa „Hajna Band” i „Joowisz Band”. W IX Światowym Festiwalu Prażonek uczestniczyła liczna grupa mieszkańców Poręby i okolicznych miejscowości dla których wydano ponad 1000 gratisowych porcji z dwóch największych na świecie kociołków. Impreza potwierdziła, że prażonki są odzwierciedleniem odwiecznego zamiłowania do biesiad i bodaj najbardziej żywotną tradycją na ziemi zawierciańskiej. Są one kontynuacją tradycji posiłków przyrządzanych przez naszych przodków, na otwartym ogniu. Włodzimierz Pucek

Fot. W. Pucek

Fot. FOTOS

mistrz miasta Marek Śliwa, Poseł RP Witold Klepacz, Senator RP Zbigniew Meres, Starosta zawierciański Rafał Krupa, przedstawiciel Urzędu Marszałkowskiego Janusz Abramowicz i przewodniczący Rady Miasta Gabriel Zieliński. W tym roku udało się zbudować także ścieżki rowerowe. Trasa mierzy około 17 kilometrów. Przed Porębą stoją kolejne wyzwania, o które pytamy burmistrza Marka Śliwę. – Poprzez spółkę Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji zamierzamy się skupić na modernizacji sieci wodociągo-

nr 5(17) wrzesień – październik 2011

63


Region Biesiada z folklorem 17 września już po raz szósty odbyła się „Biesiada z folklorem”, której organizatorami byli Miejski Ośrodek Kultury w Wojkowicach oraz Regionalny Zespół Folklorystyczny „Jaworznik”. Fot. arch.

bie”, Zespół Śpiewaczy „Brzękowianie”, Zespół „Grodźczanie”, Regionalny Zespół Pieśni i Tańca „Jasieniczanka” oraz Regionalny Zespół Folklorystyczny „Jaworznik”, który był gospodarzem imprezy. W drugiej części biesiady odbyła się wspólna zabawa taneczna którą poproFot. arch. wadził Zespół muzyczny „Jandy”, preNa imprezę przybyli zaproszeni go- zentując bardzo ciekawy i zróżnicowaście m.in.: Starosta Powiatu Będzińskie- ny repertuar. go Pan Krzysztof Malczewski, Burmistrz Miasta Wojkowice Pan Witold Kwiecień, który objął Patronat nad Biesiadą, prof. dr hab. Marek Barański z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, przedstawiciele Rady Miasta Wojkowice, członkowie Regionalny Zespół Folklorystyczny „JaZwiązku Emerytów, Rencistów i Inwa- worznik” z Wojkowic-Żychcic jest niewątlidów, członkowie Związku Kombatan- pliwym fenomenem pośród zespołów ludotów RP i Byłych Więźniów Politycznych, wych w regionie i kraju. Zespół istnieje już Kół Gospodyń Wiejskich, przedstawi- 39 lat. Inicjatorką jego powstania była w roku ciele edukacji, a także mieszkańcy Woj- 1972 Felicja Walaszczyk. Budowała go na funkowic. damentach tradycji folkloru wsi zagłębiowPodczas pierwszej części imprezy za- skiej, a mianowicie życheckiego chóru Koła prezentowali się: Zespół Śpiewaczy „Dą- Gospodyń Wiejskich.

Regionalny Zespół Folklorystyczny „Jaworznik”

Kalendarium wydarzeń kulturalnych żego Narodzenia". Wystawie towarzyszą: 30.10. – Wystawa fotograficzna "Szlak kró- 8.12. – wykład pt. „Tradycje Świąt Bożego lewskich miast na Słowacji". Narodzenia”, prowadzenie: historyk, Ra31.12. – Wystawa "Polskie lata sześćdzie- fał Bryła; 18.12. – warsztaty plastyczne siąte". dla dzieci w wieku przedszkolnym i wcze27.11. – Wystawa historyczna "Z dzie- snoszkolnym od 5 do 10 lat. jów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Zagłębiu". Teatr Dzieci Zagłębia w Będzinie: 25.10.–27.11. – Wystawa "Czeskie naj...". 06.11. – Nowy spektakl teatru – "Emigranci", inscenizacja utworu Sławomira Sosnowieckie Centrum Sztuki Zamek Sielecki / Ga- Mrożka, która zainaugurowała działalleria Extravagance: ność Sceny Inicjatyw Twórczych na de17.09.–20.11. – Wystawa "W salonie i w skach TDZ. ogrodzie – rekonstrukcja ubiorów z 2 połowy XVIII w. ". Muzeum Zagłębia w Będzinie: 7.10.–13.11. – Wystawa "Anna Baranek 30.11. – Wystawa prac Józefa Przebindu Château. Pejzaż semantyczny, pejzaż dowskiego pt. "W zaczarowanym świeCamargue". cie witraży". 25.11–23.12. – Wystawa "Tradycje BoMuzeum Pałac Schoena, Sosnowiec:

64

Sądząc z zapisów w kronice oficjalny pierwszy występ zespołu miał miejsce w czasie III Dni Zagłębia Dąbrowskiego 23 i 25 maja 1973 roku. Podczas IV Dni Zagłębia Dąbrowskiego „Jaworznik” zdobył bezapelacyjnie pierwsze miejsca w zorganizowanym z tej okazji przeglądzie kapel i chórów ludowych, co dało zespołowi miejsce wśród najlepszych zespołów regionalnych w województwie. Po tym sukcesie zespół zaczął koncertować poza Zagłębiem – w Wiśle, Szczyrku, Żywcu, Makowie Podhalańskim. W Zabrzu zdobył "Złoty Kilof Górniczy", brylował w czasie tarnogórskich "Dni Gwarków". Na XI Festiwalu Folkloru i Sztuki Ludowej "Płock 77", stając w szranki z zespołami folklorystycznymi Podhala, Mazowsza, Kaszub, Ziemi Rzeszowskiej i Kieleckiej, Jaworznik odniósł wielki sukces zajmując pierwsze miejsce. Zespół koncertował we Francji, Czechosłowacji, NRD i na Ukrainie; wystąpił przed mikrofonami Polskiego Radia w Katowicach, Szczecinie, Łodzi, Lublinie i Warszawie; wystąpił przed kamerami TVP w Katowicach, a także nagrał filmy dla telewizji japońskiej, węgierskiej i czechosłowackiej. Zespół, od 1997 roku z Janiną Jagodzik w roli kierownika artystycznego, nadal uczestniczy w konkursach, festiwalach i przeglądach ciesząc się niesłabnącą popularnością wśród wielbicieli folkloru, kontynuuje wieloletnią tradycję propagowania kultury regionu. Miejski dom Kultury "Kazimierz w Sosnowcu":

30.10. – Wystawa rękodzieła.

Muzeum Miejskie „Sztygarka”, Dąbrowa Górnicza:

> 31.12. – Wystawa "Pejzaże Zagłębiowskie" zorganizowana z okazji Piętnastolecia Pracowni Malarstwa Sztalugowego przy Ośrodku Kultury w Będzinie. Miejski Ośrodek Kultury w Mysłowicach:

> 5.11. – wystawa grafiki Jakuba Staronia „Dialektyka znaku”. Ponadto... Halloween:

28.10. – SAMHAIN, czyli celtyckie Halloween z zespołem Tańca Irlandzkiego GALWAY, Będzin. 28.10. – Klub PARAPET BUM BUM – Galeria Muzyczna w Będzinie. 31.10 – Zabawa Halloween 2011 w Teatrze Dzieci Zagłębia. oprac. Ewa Walewska

nr 5(17) wrzesień – październik 2011


Przemysłowa jesień w Expo Silesia Nowoczesne centrum wystawiennicze w aglomeracji śląskiej

W programie targów m. in.: 13 – 14 października • HydroSilesia 3. Targi Urządzeń i Technologii Branży Wodociągowo-Kanalizacyjnej www.hydrosilesia.pl

• ExpoLAB 3. Targi Analityki, Technik i Wyposażenia Laboratorium www.expolab.pl

• EkoWaste Targi Gospodarki Odpadami, Recyklingu i Technik Komunalnych www.ekowaste.pl

• MELIORACJE Targi Melioracji i Urządzeń Wodnych, Infrastruktury i Urządzeń Przeciwpowodziowych www.melioracje.com.pl

18 – 20 października • SteelMET 4. Międzynarodowe Targi Stali, Metali Nieżelaznych, Technologii i Produktów www.steelmet.pl

• InterSCRAP Międzynarodowy Salon Recyklingu Metali www.interscrap.pl

• SURFPROTECT 5. Międzynarodowe Targi Zabezpieczeń Powierzchni www.surfprotect.pl

20 – 23 października Targi Książki w Katowicach www.targiksiazki.eu

5 – 6 listopada • HAIR FAIR / BEAUTY FAIR Festiwal Fryzjerski / Festiwal Kosmetyczny www. exposilesia.pl/festiwal/pl/

16 – 18 listopada • RubPlast EXPO 4. Targi Przemysłu Tworzyw Sztucznych i Gumy www.rubplast.pl

• HAPexpo 3. Targi Hydrauliki, Automatyki i Pneumatyki www.hapexpo.pl

• ROBOTshow Targi Robotyzacji i Automatyzacji w Przemyśle www.robotshow.pl

• ProWELDex Targi Automatyzacji i Robotyzacji w Spawalnictwie www.proweldex.pl

• OILexpo Targi Olejów, Smarów i Płynów Technologicznych dla Przemysłu www.oilexpo.pl

23 – 25 listopada • Expo KRUSZYWA Targi Kruszyw Naturalnych i Wtórnych www.expokruszywa.pl

• ExpoBeton Salon Technologii, Produkcji i Wykorzystania Betonu www.expobeton.pl

• INFRA-Meeting Salon Maszyn, Urządzeń i Technologii dla Infrastruktury www.inframeeting.pl

Sosnowiec Expo Silesia Sp. z o.o., ul. Braci Mieroszewskich 124, 41-219 Sosnowiec, tel. +48 32 78 87 500, fax +48 32 78 87 502, e-mail: exposilesia@exposilesia.pl

Pełny program targów www.exposilesia.pl


WikiLeaks – wielka ściema? Victor Orwellsky O Bukowieckim Marian Sworzeń

Sprawa Grupy Dywersyjnej „Dynamit” Danuta Micur WYWIADY Jerzy Gorzelik, Zdzisław Szostak

FELIETONY Jadwiga Gierczycka, Jerzy Suchanek, Andrzej Wasik PLASTYKA Jacek Gąsior

Powyborczy szok ZAW WR : AM P OR DOÓ G

NOVEMBER 1920 NOVEMBER

ORGANIZING COMMITTEE:

F PO SILES MUNICIPAL CEN “ASOCIATION OF FENC

SPONSORZY:

FUNDATORZY NAGRÓD:

19-20 LISTOPADA 19-20 19-20 LIST LIST

ZAWODÓW:

FEDERATION INTERNATIONALE D’ESCRIME POLISH FENCING ASSOCIATION WARSZAWA SILESIAN FENCING ASSOCIATIONS KATOWICE MUNICIPAL CENTRE OF SPORT & RECREATION SOSNOWIEC “ASOCIATION OF FENCING AMATEURS ZAG¸¢BIE” IN SOSNOWIEC

20 LISTOPADA

PATRONAT MEDIALNY:

MI¢D WSPÓ¸PRACA: POLSKI ÂLÑSKI Z MIEJSKI OÂROD “TOWARZYSTWO MI¸OÂ

WALKI ELIMINACYJNEO RM¢˚CZYZN GANIZATORZY: WALKI FINA¸OWE CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD MI¢DZYNARODOWA FEDERACJA SZERMIERKI POLSKI ZWIÑZEK SZERMIERCZY W WARSZAWIE ÂLÑSKI ZWIÑZEK SZERMIERCZY W KATOWICACH MIEJSKI OÂRODEK SPORTU I REKREACJI W SOSNOWCU “TOWARZYSTWO MI¸OÂNIKÓW SZERMIERKI ZAG¸¢BIE” W SOSNOWCU

20 NOVEMBER

SCHEDULE OF COMPETITION:

10. 00 a.m. MEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. MEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. WOMEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 10. 00 a.m. WOMEN SABRE STRUGGLES QUALIFICATION 4. 00 FINAL p.m. FINAL STRUGGLES 4. 00 p.m. FINAL STRUGGLES 4. 00 p.m. FINAL STRUGGLES4. 00 p.m. STRUGGLES 5.30PRIZESPRESENTING p.m. TROPHIES AND PRIZESPRESENTING 5. 30 p.m. TROPHIES AND PRIZESPRESENTING 5. 30 p.m. TROPHIES 5. AND30PRIZESPRESENTING p.m. TROPHIES AND

OF COMPETITION: SCHEDULE OF COMPETITION: SCHEDULE SCHEDULE OF COMPETITION:

19 NOVEMBER

godz. 10. 00 WALKIKOBIET ELIMINACYJNE M¢˚CZYZN godz. 10. 00 godz. 10. 00 WALKI ELIMINACYJNE godz. 10.KOBIET 00 WALKI ELIMINACYJNE 16. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 16. 00 godz. 16. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 16. godz. 00 WALKI FINA¸OWE godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW godz.I NAGRÓD 17. 30 godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD godz. 17. 30 CEREMONIA WR¢CZENIA PUCHARÓW I NAGRÓD

LISTOPADA 19 LISTOPADA 19 20 LISTOPADA

PROGRAM

JUNIOR WOMEN’S & MEN’S SABRE WORLDSABRE CUP W JUNIOR WOMEN’S & MEN’S

P RP E ZRYE DZ EN ON S NTO W ZIM Z GK ÓA R SZKII M Z AIPERR AZ SZA : SKI ZAPRASZA N YTDSE SC OASKNAO WI ECRA GN ÓAR

Zagłębiowskie pory roku –Jesień Włodzimierz Wójcik Mitologia zagłębiowska Dariusz Majchrzak

ZADANIE ZOSTA¸O WSPARTE ZE ÂRODKÓW BUD˚ETOWYCH SAMORZÑDU BUD˚ETOWYCH WOJEWÓDZTWA ÂLÑSKIEGO ZADANIE ZOSTA¸O WSPARTE ZE ÂRODKÓW SAMORZÑDU WOJEWÓDZTWA ÂLÑ

HALA SPORTOWA SOSNOWIEC UL. ˚EROMSKIEGO 9 - WST¢P HALA MOSiR SPORTOWA MOSiR SOSNOWIEC UL. WOLNY ˚EROMSKIEGO 9 - WST¢P WOLN

, , PUCHAR SWIATA JUNIORÓW W SZABLI KOBIET i MEZCZYZN 2011 i MEZCZ PUCHAR SWIATA JUNIORÓW W SZABLI KOBIET

201 00 201 2009 2009 2008 2008 2007 2007 2006 2006 2005 2005 2004 2004

(zawiera 5% VAT)

5 (5/17) wrzesień – październik 2011 cena 7 zł nr indeksu 252352 nr

Czasopismo społeczno-kulturalne


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.