Nowe Zagłębie nr 1(31) styczeń – luty 2014

Page 1

Szanowni Państwo! Przed nami wybory do Parlamentu Europejskiego, w których wybierzemy 51 posłów. W hierarchii instytucji politycznych oraz frekwencji wyborczej należą one do najniżej notowanych i wahają się od 20,87% w 2004 roku do 24,53% w roku 2009 w stosunku do prawie dwa razy wyższej frekwencji do parlamentu, organów samorządu terytorialnego oraz wyborów prezydenckich. Niska frekwencja wyborcza do europarlamentu jest wypadkową wielu czynników, do których możemy zaliczyć zróżnicowany stosunek do Unii Europejskiej, który w wypadku sceptyków łączy się z absencją przy urnie wyborczej, przekonanie dużej liczby obywateli o żadnym albo niskim wpływie wyborcy na eurodeputowanego oraz na decyzje Parlamentu Europejskiego oraz uniwersalny powód – niski poziom „obywatelskości” polskiego społeczeństwa. Polska charakteryzuje się jednym z najsłabszych wskaźników obywatelskiej aktywności mierzonej frekwencją przy wyborach organów władzy w całej środkowo-wschodniej Europie, a na pewno zamyka listę 10 państw naszego regionu należących do Eurolandu. Zachęcam naszych Czytelników do wzięcia udziału w majowych wyborach i oddania głosów na tych kandydatów, którzy na problemach i instytucjach europejskich się znają i potrafią reprezentować interesy naszego kraju, ale również regionu (województwa śląskiego) w szerokim i wąskim tego słowa znaczeniu (Zagłębia Dąbrowskiego). Kilka dni temu wstrząsnęła mną tragiczna wiadomość o śmierci profesora Mirosława Ponczka. Był moim nauczycielem propedeutyki nauki o społeczeństwie w Technikum Energetycznym w Sosnowcu, a później kolegą z Uniwersytetu Śląskiego, w murach której to Alma Mater w 1984 roku obroniliśmy doktoraty. Mirek był zafascynowany historią sportu, poświęcił mu wszystkie ważniejsze książki, kolejno habilitacyjną i profesorską. Jego dorobek naukowy jest ogromny, a wkład w naukę w zakresie historii sportu niekwestionowany. Profesor Ponczek poza pracą zawodową był aktywnym członkiem wielu stowarzyszeń i organizacji pozarządowych lokalnych, regionalnych i ogólnopolskich. W swojej działalności odkrywał i popularyzował historię Zagłębia Dąbrowskiego, jego rolę i znaczenie w zróżnicowanym kulturowo województwie śląskim. Był stałym naszym współpracownikiem, którego artykuły wielokrotnie gościły na łamach „Nowego Zagłębia”. Mirku, będzie nam Ciebie ogromnie brakowało. Będzie Cię brakowało Czytelnikom naszego czasopisma. Cześć Twojej Pamięci. Marek Barański

• •

Śląsk to Polska. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 SONETY BRYNOWSKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Sztuka w służbie patriotyzmu. Tetmajerowskie polichromie w katedrze WNPM w Sosnowcu.. . . . . . . . . . 5 Mocny gracz na rynku koksu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 Bank BGŻ .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10 Agencji Rozwoju Lokalnego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 35 lat Zespołu Szkół Plastycznych im. T. Kantora w Dąbrowie Górniczej . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 POLSKA-CZECHY-SŁOWACJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Maestra śpiewu solowego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 W sąsiedztwie mistrza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 „KOPERNIK” OD KUCHNI .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Historie i legendy śląskich i zagłębiowskich pszczelarzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Naprawmy to! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 PLASTYKA .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 FILM . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 RECENZJA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 FELIETON .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36 PROZA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41 POEZJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Powrót Skarbińskich – Będzin przemysłowców . . . . 44 Zagłębiacy pod presją czasu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 46 In memoriam. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48 Antoni Pączek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48 REGION . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53

XX LAT ZWIĄZKU ZAGŁĘBIOWSKIEGO

Nowe Zagłębie – czasopismo społeczno-kulturalne Redaguje kolegium w składzie: Marek Barański – redaktor naczelny, Paweł Sarna – sekretarz redakcji, Maja Barańska, Ewa M. Walewska, Tomasz Kowalski – redakcja techniczna Adres redakcji: 41–200 Sosnowiec, ul. Będzińska 65, tel./ fax: + 48 32 788 33 62 do 63, + 48 512 175 814 e-mail: redakcja@nowezaglebie.pl, www.nowezaglebie.pl Wydawca: Związek Zagłębiowski Współpracownicy: Zbigniew Adamczyk, Edyta Antoniak-Kiedos, Monika Bednarczyk, Paulina Budna, Michał Kubara, Karol Kućmierz, Krzysztof M. Macha, Dariusz Majchrzak, Jacek Malikowski, Dobrawa Skonieczna-Gawlik, Jerzy Suchanek, Joanna Wójcik Felietoniści: Zbigniew Adamczyk, Jadwiga Gierczycka, Michał Kręcisz, Andrzej Wasik Druk: Progress Sp. z o.o. Sosnowiec Nakład: 1000 egzemplarzy Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo ingerencji w teksty zamówione. Reklamę można zamawiać w redakcji; za treści publikowane w reklamach redakcja nie ponosi odpowiedzialności Zasady prenumeraty „Nowego Zagłębia”: Prenumeratę krajową lub zagraniczną można zamawiać bezpośrednio w redakcji lub e-mailem Cena prenumeraty półrocznej (przesyłanej pocztą zwykłą) – 3 wydania – 20 złotych, rocznej – 40 złotych Prenumerata zagraniczna przesyłana pocztą zwykłą – 3 wydania – 60 złotych, roczna – 120 złotych Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na konto: Związek Zagłębiowski, Bank Gospodarki Żywnościowej S.A., 54 2030 0045 1110 0000 0256 2940 Informujemy, iż Redakcja czasopisma „Nowe Zagłębie” nie bierze odpowiedzialności za poglądy Autorów piszących na naszych łamach. Jesteśmy otwarci na wszystkie opinie i przekonania oraz staramy się, aby były one reprezentatywne dla szerokiej grupy odbiorców naszego periodyku.

Spis treści

• •

Druk i upowszechnianie czasopisma „Nowe Zagłębie” są współfinansowane przez Samorząd Województwa Śląskiego, gminę Sosnowiec, gminę Zawiercie Powiat Będziński

nr 1(31) styczeń – luty 2014

1


Wywiad

Śląsk to Polska

Z poetą, dziennikarzem, działaczem społeczno-kulturalnym Tadeuszem Kijonką, między innymi o relacjach śląsko-zagłębiowskich, rozmawia Edyta Antoniak-Kiedos Będąc założycielem miesięcznika„Śląsk”, a potem wieloletnim jego redaktorem naczelnym dbał Pan zawsze o sprawy Zagłębia. To fakt, żadne ważne wydarzenie ani postać z Zagłębia nie zostały pominięte. Krąg tamtejszych autorów jest bardzo szeroki, szczególnie to widać w grupie recenzentów. Wielu młodych z tzw. roczników wstępujących było obecnych w „Śląsku”, podobnie jak w czasach, kiedy byłem redaktorem w „Poglądach”. Nie było tu żadnych ograniczeń choćby z tego względu, że prozą w „Poglądach” zajmował się Jan Pierzchała, autor Legendy Zagłębia, który z niezwykłą skrupulatnością śledził to, co ważne. Podobnie „Śląsk” od początku miał integrować, a nie dzielić. Proszę chociażby zwrócić uwagę na stałe kroniki – częstochowska, bielska, Zaolzie, Opole, czyli bardzo duża kronika województwa śląskiego, wcześniej katowickiego. Trudno określić granice między Śląskiem a Zagłębiem, ponieważ one na siebie zachodzą, wynika to choćby z licznych zmian administracyjnych. Mówi Pan o sobie, że jest „rybniczaninem z Radlina, Ślązakiem z Rybnickiego i Polakiem ze Śląska”. To przekłada się na Pana poglądy chociażby w sprawie Powstań Śląskich.

2

Jestem bardzo związany z polskością. Miesięcznik „Śląsk” zawsze stawał w obronie Powstań Śląskich. Pojawiały się w nim artykuły, które negowały teorie, że była to wojna domowa. Powszechnie wiadomo, iż autorzy, piszący na temat powstań jak o wojnie domowej, działali na określone zamówienie polityczne, jednocześnie nie zastanawiając się nad teorią wojny domowej. Stąd podkreślano też w „Śląsku” współpracę między Zagłębiem a Górnym Śląskiem w czasie powstań. Skąd zatem narastające animozje na linii Śląsk-Zagłębie? Ważne były różnice cywilizacyjne w okresie międzywojnia, które zacierały się dopiero później. Fatalnie postawiony jest też problem przy wystawianiu rachunków – kto kogo krzywdził bardziej, bo pamięć każdego regionu jest wyczulona na własne rachunki krzywd i to one zawsze doprowadzają do urazów. Innymi słowy, kolejny raz przeszłość wykorzystywana jest do celów politycznych. Kiedyś Pani Profesor Wodzowa zaprosiła mnie na dyskusję do Dąbrowy Górniczej w tej sprawie i wypowiedziałem się na temat fatalnych decyzji z przeszłości. Do

nich należała decyzja o wyprowadzeniu polonistyki z Katowic do Sosnowca. Było to działanie zaskakujące; Grudzień chciał zrobić przyjemność Gierkowi, choć ten nawet tego nie oczekiwał. Spowodowało to szkodliwe zmiany i kiedy jako poseł miałem na coś wpływ, bardzo silnie zaangażowałem się w to, by gmach po komitecie wojewódzkim przeznaczyć na polonistykę. Uzyskałem wówczas prawo do drugiego budynku, tam miały być wszystkie neofilologie. Wystąpiłem z ideą złotej osi humanistycznej od Biblioteki Śląskiej po ASP. Kiedy po wydarzeniach sierpniowych pojawił się Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych, bardzo silnie zaangażowaliśmy się w uzyskanie pomieszczeń dla skoncentrowanego w Katowicach uniwersytetu. To nie było jednak wynikiem antagonizmów, chodziło o to, żeby ten młody uniwersytet nie był poszatkowany. Sprawa się inaczej potoczyła. Ale faktycznie uważam za swoją zasługę, że w Katowicach jest polonistyka. Polonistyka powinna być w Katowicach, ponieważ tutaj powstała i jest najważniejszym

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Wywiad

Zdjęcia dokumentują spotkanie jubileuszowe „Dwie kosy” z okazji 77. rocznicy urodzin Tadeusza Kijonki, które w Bibliotece Śląskiej w Katowicach 19 grudnia 2013 poprowadził Maciej Szczawiński. Na program spotkania złożyły się: promocja wyboru wierszy „Czas, miejsca i słowa” i utwory w prezentacji Autora, panel krytyczno-literacki z udziałem literaturoznawców: Anny Węgrzyniak, Krzysztofa Kłosińskiego, Aleksandra Nawareckiego, Edyty Antoniak-Kiedos, Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, Joanny Kisiel, Anny Szawerny-Dyrszki i Jerzego Szymika. Panel prowadził prof. Marian Kisiel. Fot. Arch. Biblioteki Śląskiej.

ogniskiem uniwersytetu, jeśli chodzi o życie intelektualne i humanistyczne. Sosnowiczanie mogą to widzieć inaczej, ale przecież to nie najważniejsza przyczyna animozji śląsko-zagłębiowskich… Innym ważnym aspektem jest degradacja sportu śląskiego, bo na przykład najlepszych hokeistów przenoszono niemal z dnia na dzień do Sosnowca. Podobnie było z piłką nożną. Decyzje te powodowały bardzo negatywny odbiór po stronie południowej. Jeszcze inna sprawa to fakt, iż w 1949 roku miał powstać w Katowicach Teatr Wielki, ale jak wiemy nie doszło do tego do dziś… Mieliśmy najlepszy zespół w Polsce – Paprocki, Szczepańska, tu osiadła Opera Lwowska. Didur skupił najlepsze nazwiska wokół siebie, wspomnijmy choćby Bittnerównę. W sześciolatce była obietnica Zawadzkiego, że w ramach tego planu teatr powstanie. W to miejsce wybudowano jednak Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. Ten fakt w środowiskach kulturalnych zapadł na długo w pamięć. Ja byłem wówczas zaprzyjaźniony z Paprockim i innymi, którzy twierdzili, że to zapoczątkowało pierwszą falę wyjazdów z Opery Śląskiej. To są urazy, które do dzisiaj pokutują, a całe województwo skorzystałoby, gdyby istniała wielka nowoczesna scena. Postać generała Zawadzkiego wciąż budzi kontrowersje. Budowa PKZ to była decyzja administracyjna jednego człowieka, ja jednak broniłem pomnika Zawadzkiego w Dąbrowie Górniczej. Miał on przecież niewątpliwe

zasługi dla Zagłębia Dąbrowskiego. Uważam, że prostackie argumenty polityczne nie mogą ważyć na pamięci historycznej. Jak postrzega Pan dzisiejszą modę na „antypolską” śląskość? Moja śląskość nigdy nie była śląskością antagonizującą. Znam gwarę. To język mojego dzieciństwa, ale nigdy nie starałem się przeciwstawiać gwary językowi ogólnopolskiemu i to też było w „Śląsku” widoczne. Pismo było zawsze negatywnie nastawione do koncepcji autonomicznych Jerzego Gorzelika. Od kiedy nie ma go w zarządzie województwa, troszkę ucichły sprawy autonomii. Zresztą ta próba z przechwyceniem Muzeum Śląskiego... Uczestniczyłem w posiedzeniach w sali Sejmu Śląskiego. Uważam, że to był najzwyczajniej podstęp. Co zatem z Zagłębiem? Tworzenie tożsamości zagłębiowskiej powinno się rozwijać nie w opozycji do górnośląskiej, ale tak jak na przykład funkcjonuje tożsamość cieszyńska. Zawsze będą istniały mniejsze przestrzenie, z którymi ludzie się utożsamiają. To są własne tradycje, losy ludzkie, takie czy inne aspiracje. Natomiast mrugam, kiedy się wypowiada na ten temat Gorzelik, który jest współinicjatorem tworzenia skupisk tożsamościowych. Ma w tym swój cel polityczny, nie jest to sprawa sympatii do Zagłębia. Co Pana boli po drugiej stronie Brynicy? Przy okazji sportu jest mi naprawdę przykro, że Zagłębie Sosnowiec tak bieduje na piłkarskich boiskach. Pamiętam tę drużynę z okresu Majewskiego, Wasika, kiedy to była wiel-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

ka drużyna i starała się o mistrzostwo polski. Jak można było dopuścić do takiej degradacji piłki nożnej w Zagłębiu? Podobnie hokej niewiele dziś znaczy. Sport jest ważny i on powinien być traktowany w polityce społecznej jako istotny instrument także do określania tożsamości. Teraz szczególnie widać to przy okazji afer z kibolami, gdzie poczucie tożsamości idzie w złą stronę. Czy od zawsze widzi Pan podziały w regionie? Kiedy byłem studentem, miałem praktykę w Będzinie i w jednej z ławek siedział Sławomir Pietras, potem miałem praktykę w Sosnowcu, w Liceum Staszica. Potem znalazłem się w Katowicach. Pochodzę z rybnickiego i muszę przyznać, że przez długi czas w ogóle nie uświadamiałem sobie, że istnieje taki konflikt. On funkcjonował zaraz po wojnie, potem przycichł w okresie stalinowskim i na nowo ożył w latach 60. Najwyższy pułap osiągnął w okresie Grudnia, kiedy z fotela wojewody został zrzucony Jerzy Ziętek. Wtedy zaczęły się konflikty, choćby te w sporcie. Długi czas nie odczuwałem ich, a przecież mogłem mieć jakiś nasłuch, bo przez wiele lat funkcjonowałem w towarzystwie Wilhelma Szewczyka i innych osób z tamtych stron, np. Marii Klimas Błachutowej, Jana Pierzchały. Ja jestem patriotą i po prostu chciałbym, aby Polska rozwijała się harmonijnie i równorzędnie, bo nic nie działa tak negatywnie jak poczucie krzywdy. A jeszcze gorzej, gdy to poczucie krzywdy jest wyolbrzymiane i stanowi punkt programu osób i środowisk, które mają w tym interes. Dziękuję za rozmowę.

3


Poezja SONETY BRYNOWSKIE Tadeusz Kijonka Prezentujemy 5 wierszy Tadeusza Kijonki z przygotowywanego do druku tomu pt. 44. Książka zawierać będzie znakomity cykl wierszy znany jako Sonety brynowskie. Kijonka odświeża dla współczesnego czytelnika gatunek sonetu, przypomina o uroku, jakim obdarzył go w literaturze polskiej Adam Mickiewicz i wplatając elementy rodzimego krajobrazu tworzy swoisty pomnik swojej małej ojczyzny. EAK DO KRESU Z gór schodzą śniegi zakosami stoków, Koczują w lasach nim sczezną w wądołach. I garstki śniegu też donieść nie zdołasz Tam gdzie przeważa się szala wyroku. Szczyt jeszcze w błyskach, lecz co krok po kroku Wysepki śniegu toną dookoła. Co ślad – bez śladu: kto woła, skąd woła? Znów w oczach drzazgi śnieżystych obłoków. Gdzie tamte śniegi w szczytach górskich grzbietów; Te dni zwietrzałe, listy bez adresów, Wymienne wiersze rówieśnych poetów? Z gór zeszły śniegi. Jak strzępy notesu Tonące skrawki... I tak już do kresu, Gdzie dreszcz – śnieg tamten pierwszego sonetu. FLOTYLLA Karawele, korwety, brygi i fregaty Pod żaglami obłoków w odmętach błękitu. Co dnia na oślep w oknie szpitalnym od świtu – Serce, co będzie z nami?.. Nikt nie zna tej daty? Dokąd flotyllo lotna nad światem w zaświaty, A ja – bo ile jeszcze dni pisanych mi tu? Serce, co będzie z nami?.. Choć ty się ulituj I trwaj wierne do końca dramatu zatraty. Błędne żaglowce w locie gdzie je wiatr poniesie – Bezpowrotne, dzień po dniu gdy w pościeli tonę. To pełnia lata jeszcze, czy ostatnia jesień? Już pora spisać życie adres po adresie. A co gdy końca wiersza nie dotrwa ten sonet – Serce, co będzie z nami?.. Nic, życie skończone. Z POGROMU Minęło, przeminęło, jak królewskie śluby W snach obojga narodów, berła i korony. Jak kresy zagrabione, tron nie do obrony, Bezpotomnej monarchii skazanej na zgubę. Gdzie szarże tryumfalne i sobole szuby Chorągwie w złotogłowiach, hołdy i pokłony? Komu na chwałę biją zniewolone dzwony, Gdy już boskie i ludzkie zawiodły rachuby.

4

Ten szczęk łamanych szabel, łoża splugawione, Stuk kosturów na drogę wypędzonych z domów, Kiedy jak klątwa pełznie: Pod twoją obronę… Minęło, przeminęło… Co uszli z pogromu Szczyptę ziemi w szkaplerzu tuląc po kryjomu, Bo ile zdoła unieść ocalony sonet? DO SZPIKU Czas zamknąć się w sonecie jak w wymarłym domu, Z pustą kartką naprzeciw by z sobą się zmierzyć Po rdzeń szpiku – gdy tylko od ciebie zależy Równanie ostateczne serca i rozumu. Z prostokąta tej kartki – celi swej – nikomu Ni słowa przed spisaniem tego co powierzyć Masz w zeznaniach sonetu, nim w serce uderzy Lęk przed sobą, mózg zamrze pod grozą pogromu. I stało się: znów widzisz przedmioty i twarze, Zaległe w niepamięci miejsca porzucone – Są ci co skarżyć będą, bądź wniosą obronę. A zanim słowo w słowo wszystko się okaże, Nim opadną wskazówki martwe na zegarze, Patrz jak w życiu po życiu szczęki zwiera sonet. W OGIEŃ A co z sercem, co z sercem – ono będzie biło W tym wierszu co zamiera w zgrzebnym rękopisie. Dotknij: w starganych słowach jeszcze życie tli się, Lecz jak długo – co tętno z coraz mniejszą siłą. Śmierć wiersza – cóż takiego w końcu się zdarzyło; Ileż wierszy przetrwało z tych co czas nie wysiekł? Wiersz jak wiersz: tren czy sonet co rymami skrzy się – Gruzowisko poezji jest bo zawsze było. Nie, nie kończ tego wiersza – czy wiesz co się stanie? Skąd słów zerwą się strzępy by dopaść swych racji, Skoro dotąd się zmagasz z tym samym pytaniem. Rękopis zmięty w ogień!... Czas na akt kremacji, Bo i cóż serce pocznie gdy rozpacz oślepi? Nie pisz tego sonetu, nie pisz, nie pisz, nie pisz.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Sztuka Wnętrze kościoła katedralnego pod wezwaniem NMP w Sosnowcu budzi zachwyt każdego wchodzącego do świątyni. Przyczyną tego jest nie tylko ciekawy układ wnętrz, w postaci bazyliki na planie krzyża greckiego, ale przede wszystkim bogato polichromowane ściany. Przepych malowideł i ornamentyki przytłacza, a monumentalność połączona z harmonią i wysmakowaniem proporcji – urzeka. Śmiało można by powiedzieć, że wywiera takie samo wrażenie na dzisiejszych odwiedzających jak i 100 lat temu na naszych przodkach.

Sztuka w służbie patriotyzmu. Tetmajerowskie polichromie w katedrze WNPM w Sosnowcu Stefania Hanusek Inicjatorem budowy neorenesansowej świątyni, zapoczątkowanej w 1893 roku, był ksiądz Dominik Roch Milbert, pierwszy proboszcz sosnowieckiej parafii. Za kształt architektoniczny budynku odpowiadał warszawski architekt Karol Kozłowski. Obszerną sylwetę kościoła wzniesiono z cegły, akcentując dekoracyjność elementów kamieniem, fasadę podkreślono masywną wieżą z rozetą i latarnią, a skrzyżowanie naw zwieńczono sygnaturką. Szczególny charakter nadano wnętrzu kościoła, w którym treści religijne połączono ze scenami z historii Polski, ukazując w sposób niezwykły, że zarówno religia, jak i histo-

ria są ze sobą nierozerwalnie związane. Pięć lat po ukończeniu kościoła, w 1904 roku, za sprawą ks. Rocha Milberta dekorację wnętrza świątyni powierzono dwóm krakowskim artystom – Włodzimierzowi Tetmajerowi oraz Henrykowi Uziembło. Włodzimierz Tetmajer był już wówczas uznanym artystą, tworzącym w nurcie Młodej Polski, związanym z środowiskiem krakowskim. Domeną Tetmajera zasadniczo było malarstwo sztalugowe, polichromie wykonywał głównie ze względów ekonomicznych. W pierwszym dziesięcioleciu XX wieku zrealizował w ten sposób przynajmniej sześć takich zleceń.

Tuż przed rozpoczęciem prac w Sosnowcu, Tetmajer wykonał malowidła w kaplicy św. Zofii na Wawelu, uznawane za jego najświetniejszą realizację w tej dziedzinie. Jego dziełem jest także polichromia w kaplicy św. Jana Nepomucena w Kościele Mariackim w Krakowie, malowidła w Modlnicy, Bieczu oraz w Kaliszu. Obok Tetmajera w dekoracji wnętrz brał udział Henryk Uziembło – wywodzący się także ze środowiska krakowskiego malarz, grafik, projektant i witrażysta. Co wpłynęło na wybór właśnie Włodzimierza Tetmajera? – tego nie wiemy. Związki Zagłębia z Krakowem, przynajmniej w dziedzinie sztuki, były wówczas niezwykle żywe, a idea

Fot. arch. aut.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

5


Sztuka Fot. arch. aut.

narodowego oporu wobec ucisku zaborców łączyła bezwzględnie wszystkie środowiska. Być może oczekiwano od Tetmajera, znanego już wówczas z jego emocjonalnego stosunku do kwestii niepodległości, polichromii, która tak jak i innego jego realizacje skomponowana zostanie ku pokrzepieniu serc mieszkańców zagłębiowskiej części zaboru rosyjskiego. W przeciwieństwie do wymienionych wcześniej realizacji w Sosnowcu Tetmajer miał do zagospodarowania nieporównywalnie większą przestrzeń niż w innych obiektach – 3 164 m2. Swoboda, jaką dawały rozległe powierzchnie ścienne w całym kościele, ograniczana była jedynie detalami architektury wnętrz. Malowidłami pokryte zostały całe ściany i sklepienia naw kościoła, transept, prezbiterium, kruchta oraz zakrystie. Łącz-

6

nie na dekorację złożyło się 14 kompletnych scen figuralnych, 22 pełnopostaciowe ujęcia świętych oraz 40 popiersi. Oprócz malatury ściennej Tetmajer był także autorem obrazu „Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny” w ołtarzu głównym. Sceny o charakterze historyczno-religijnym rozmieszczone zostały w sposób następujący: kruchta – scena położenia kamienia węgielnego pod budowę kościoła, przedsionek nawy głównej – Ucieczka Matki Boskiej do Egiptu, Ukrzyżowanie Chrystusa, przedsionek nawy bocznej – Dawid i św. Cecylia z harfą, nawa boczna północna – Chrzest Litwy, nawa boczna południowa – Ziemia Śląska (lub Zaślubiny błogosławionej Kingi), transept południowy – Zmartwychwstanie Chrystusa, Znalezienie Krzyża przez św. He-

lenę, transept północny – św. Rodzina, Hołd Trzech Króli, prezbiterium – Chrzest Polski, Śluby Jana Kazimierza, sklepienie na skrzyżowaniu naw – Koronacja Najświętszej Marii Panny. Sklepienia naw bocznych ozdobiono wizerunkami świętych. Ściany świątyni zakomponowano w sposób określany w sztuce jako horror vacui – wszystkie powierzchnie pokryto zupełnie malowidłami, nie pozostawiając żadnych pustych przestrzeni. W miejscach, gdzie nie zaplanowano kompozycji figuralnych, ściany pokryte zostały pieczołowitą dekoracją złożoną z wici roślinnych oraz motywów ludowych. Wykonanie tej części malatury przypisuje się Henrykowi Uziembło, którego domeną były drobne formy malarskie, niekoniecznie zaś monumentalne sceny. Zakres prac pasuje ponadto do jego zainteresowań – Uziembło był jednym z propagatorów tzw. stylu swojskiego w polskim zdobnictwie, charakteryzującego się wykorzystaniem rodzimych wzorów ludowych. Tworząc obszerne kompozycje figuralne, Tetmajer zrównoważył proporcje pomiędzy scenami religijnymi a historycznymi. W stosunku do innych monumentalnych dzieł artysty, gdzie mocno akcentował patriotyczne zabarwienie, w sosnowieckim kościele sceny są znacznie mniej nasycone ideologicznie. Na załagodzenie sposobu wyrażania treści narodowych miał wpływ lęk przed bardzo surową cenzurą carskiej nomenklatury, która z dużą uwagą kontrolowała wszelkie realizacje, dbając, by nie dopatrzono się w nich patriotycznych nawiązań i treści. Przedsięwzięcie artystyczne od początku odbywało się w sposób konspiracyjny. Włodzimierz Tetmajer i Henryk Uziembło, zamieszkali pod Krakowem (Tetmajer w osławionych Bronowicach) wielokrotnie przekraczali granicę zaboru w sposób nielegalny, a atmosfera tajemnicy na pewno wyzwalała w artystach ducha oporu, wyrażającego się w nadaniu malowidłom symbolicznego, patriotycznego wymiaru. Według przekazów, już po ukończeniu prac w kościele, dopatrzono się w malowidłach wątków patriotycznych, drażniących Rosjan. Doniesiono o tym piotrkowskiemu gubernatorowi, który wysłał do Sosnowca urzędników z zadaniem zbadania sprawy. Ksiądz Milbert, przezornie przewidując intencje przybyłych delegatów, zamiast do świątyni zaprosił ich najpierw na plebanię, gdzie suto ugościł w trakcie długiej biesiady. Obdarzeni sprezentowanymi przez księdza darami urzędnicy opuścili plebanię

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Sztuka bez wchodzenia do kościoła, a swojemu przełożonemu w Piotrkowie zameldowali, że donosy są nieprawdziwe. W obrazy artysta wkomponował ludowe, najczęściej małopolskie elementy ubiorów, manifestując tym samym swoją twórczość w duchu Młodej Polski. W scenie „Chrztu Polski” postaci chłopów zostały zestawione z postaciami św. Wojciecha, króla Mieszka I dumnie noszącego bogaty pas krakowski i jego żony Dobrawy, ubranej w czerwone, ludowe korale i chustę na głowie. Wyjątkowy wymiar symboliczny, w którym zupełnie spolonizowano wątek religijny, ma „Hołd Trzech Króli”, na którym tytułowe postacie uosabiają Kazimierz Wielki, Stefan Batory i Jan III Sobieski. Artysta pod kostiumem sceny biblijnej zaprezentował bardzo jasną i zrozumiałą treść – oto wielcy monarchowie, symbolizujący najlepsze czasy w historii narodu, składają do stóp Matki Boskiej prośbę o uwolnienie kraju spod jarzma zaborców. Nadzieję na odzyskanie niepodległości miało dawać malowidło „Śluby Jana Kazimierza”, który to władca wobec zagrożenia w czasie potopu szwedzkiego, kiedy wydawało się, że należy porzucić wszelką nadzieję, nie poddał się i pokonał wrogów, wyzwalając kraj spod zalewu Szwedów. Scenę tę zestawiono z drugą, równie wymowną. Oto bowiem szlachcic – Sarmata przyodziany w żupan, z karabelą u boku, pochyla się nad klęczącym obok chłopem ubranym w strój krakowski. Polichromia miała symbolizować nie tylko złączenie sił we wspólnym działaniu, ale także ideę zbratania stanów, czyli ich zgodnego i równego współżycia. Dowód na popieranie tej koncepcji dał sam Tetmajer, żeniąc się z przedstawicielką chłopstwa, Anną Mikołajczykówną, wpisując się tym samym w popularny wówczas nurt chłopomanii. W „Ucieczce Matki Boskiej do Egiptu” przed postacią Maryi klęczy mężczyzna w stroju krakowskim, symbolizujący umęczonego niewolą, błagającego o niepodległość Polaka. Czarny, żałobny welon na jego głowie oznaczał niewolę. W obrazie „Znalezienie Krzyża Świętego” młoda, zmarła kobieta to uosobienie Polonii, przyciśniętej ciężarem krzyża, ale i dzięki temu krzyżowi mającej się odrodzić. Zarówno w „Hołdzie Trzech Króli”, jak i w „Ucieczce Matki Boskiej” Maryja ubrana jest w ludowy, krakowski strój. Przedstawianie postaci historycznych oraz sylwetki Matki Boskiej w stroju ludowym związane było z przekonaniem, że kultura piastowska przetrwała właśnie w sztuce ludowej i folklorze, a stan chłopski jest nośnikiem dawnych cnót i wartości. Znane dobrze ubranie miało za cel przybliżenie scen biblijnych i wywoływało wrażenie tutejszości, swojskości w wiernych odwiedzających katedrę. Jednocześnie miało się kojarzyć z tym co polskie i narodowe, a tym samym zakazane i tłamszone przez zaborcę. W „Chrzcie Litwy” i w „Ziemi Śląskiej” postacie królowej Jadwigi i św. Kingi noszą białe szaty i czerwone płaszcze – kojarzące się z polskimi barwami narodowymi. W scenę Koronacji NMP, Tetmajer w sposób ostentacyjny wkomponował orła polskiego w miejsce gołębicy, a aniołom przydał orle skrzydła. W tło scen znajdują się często polskie litewskie sztandary i chorągwie. Kolorystyka, jaką zastosował Tetmajer, oparta była na głębokich, nasyconych barwach: karminie, złocie, błękicie i zieleni. Kolory te nadały wnętrzu kościoła ciepła i przytulności, ale także tchnęły w niego bizantyński przepych. Artysta nanosił malowidła z wielkim rozmachem, zaznaczając postacie grubym, czarnym konturem, typowym dla jego dzieł. W polichromiach kunsztownie połączył manierę charakterystyczną dla panującego wówczas stylu secesji z zamiłowaniem do kultury ludowej wsi podkrakowskiej. Tą syntezą

secesji i chłopomanii Włodzimierz Tetmajer zamanifestował swoją przynależność do kręgu Młodej Polski. W jego dziele wyraźne są także wpływy Jana Matejki, którego uczniem był w młodości Tetmajer. Ogromne piętno mistrza Jana widać nie tylko w rysach i sposobie przedstawiania postaci, ale przede wszystkim w podejmowanej tematyce historycznej. Wybitnie patriotyczny motyw, jaki przyświecał obu artystom przy dekorowaniu kościoła, wyrazili sami w inskrypcji, umieszczonej w widocznym dla każdego wchodzącego – w kruchcie kościoła: „Kościół ten staraniem przewielebnego księdza Dominika Rocha Milberta proboszcza naonczas w Sosnowcu z dobrowolnych ofiar przez artystów z Krakowa panów Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembło w roku 1904-1906 malowanie ozdobiony został ku czci Bożej i chwale Rzeczypospolitej nieszczęśliwej wspomożeniu dla dźwignięcia serc wszystkich Polaków ozdobiona świątynia niechaj będzie przybytkiem wiary w sprawiedliwość Bożą”. W artykule wykorzystano źródła: I. Kontny, Polichromie secesyjne w województwie śląskim. W: Secesja i jej górnośląskie formy, red. K. Jarmuł, Katowice 2009. Cz. Ryszka, Matka kościołów. Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu, Bytom-Sosnowiec 1999. D. Sawicka-Oleksy, Polichromia Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembył w Kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Sosnowcu. W: Z dziejów Sztuki Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego XV–XX wieku, red. E. Chojecka, Katowice 1982.

Fot. arch. aut.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

7


Przemysł

Mocny gracz na rynku koksu

Rozmowa z Edwardem Szlękiem, prezesem Zarządu JSW KOKS S.A. Panie Prezesie, 2 stycznia bieżącego roku postanowieniem Sądu Rejonowego w Katowicach nastąpiło połączenie Kombinatu Koksochemicznego „Zabrze” S.A. i Koksowni Przyjaźń S.A. Media informowały opinię publiczną, że powstała nowa firma JSW KOKS S.A. Chciałbym sprecyzować doniesienia mediów, które piszą o powstaniu nowej spółki. Pod względem formalnoprawnym nie powstała żadna nowa spółka, tylko Koksownia Przyjaźń połączyła się z KK „Zabrze” poprzez jego przejęcie i działa teraz pod nazwą JSW KOKS S.A. Siedziba spółki znajduje się w Zabrzu przy ulicy Pawliczka 1. W skład JSW KOKS wchodzą koksownie: Dębieńsko, Jadwiga, Radlin oraz Koksownia Przyjaźń. Należymy do segmentu koksowniczego Grupy Kapitałowej Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która jest naszym właścicielem. Jak długo trwały przygotowania do połączenia spółek? Postanowienie katowickiego Sądu Rejonowego było zwieńczeniem wielomiesięcznego procesu integracyjnego, który realizujemy w myśl planu rozwoju Grupy JSW na lata 2010-2013 dla segmentu koksowniczego. Plan ten obejmuje nie tylko koksownie, ale także związane z nimi obszary działalności pomocniczej. W poszczególnych koksowniach powołaliśmy zespoły robocze, które podczas przygotowania procesu łączenia naszych koksowni uporządkowały działalność w zakresie transportu, infrastruktury kolejowej, usług laboratoryjnych, informatycznych, ubezpieczeniowych świadczonych przez spółki z Grupy JSW dla wszystkich podmiotów wchodzących w skład tej Grupy. Głównym celem integracji była optymalizacja organizacyjna i ograniczenie kosztów działalności pomocniczej, jak również odciążenie zakładów produkcyjnych, które powinny się skupiać wyłącznie na produkcji. Koksownie w ten sposób mogą się skoncentrować wyłącznie na swoich podstawowych funkcjach, jakimi są wytwarzanie koksu oraz produktów węglopochodnych. Dzięki temu nasze zakłady będą mogły jeszcze skuteczniej pilnować jakości produkcji oraz kosztów przetwarzania. Nowy ład organizacyjny wpływa również na rozwój technologiczny, spełnienie wymogów środowiskowych oraz bezpieczeństwo pracy naszych pracowników. Wynika to z faktu, że duża spółka może znacznie więcej zdziałać niż mały podmiot gospodarczy. Struktura organizacyjna JSW KOKS S.A. jest dostosowana do nowoczesnego i skutecznego zarządzania z pełnym wykorzystaniem posiadanego potencjału produkcyjnego i ludzkiego. Pracownicy poszczególnych koksowni to fachowcy dysponujący wiedzą i wieloletnim doświadczeniem. A co z Wałbrzyskimi Zakładami Koksowniczymi „Victoria” S.A., które też należą do Grupy JSW? Plany naszego właściciela, czyli JSW S.A. przewidują, że przyłączenie wałbrzyskiej „Victorii” do struktur JSW KOKS ma nastąpić w perspektywie 2015 roku. Nie ma jeszcze ustalonej konkretnej daty. Najpierw skupiliśmy się na połączeniu koksowni z Zabrza i Dąbrowy Górniczej, które są usytuowane blisko siebie i mają podobne produkty. Wałbrzyska „Victoria” ma trochę inny profil. Produkuje koks odlewniczy i jest w znacznej odległości od Śląska i Zagłębia. Włączenie jej do jednolitego systemu zarządzania przewidziane jest dopiero w drugim etapie. Gdy to się stanie, proces integracyjny segmentu koksowniczego Grupy JSW zostanie zakończony.

8

Edward Szlęk – Prezes Zarządu JSW KOKS S.A. Z wykształcenia mgr inż. elektryk, absolwent krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Dodatkowo ukończył: podyplomowe studia informatyczne w Akademii Górniczo-Hutniczej, studium zarządzania w katowickim Towarzystwie Naukowym Organizacji i Kierownictwa, a także studium umiejętności menedżerskich w Harvard Business School. Od 1973 do 2000 r. pracował w Hucie „Zawiercie”, przechodząc wszystkie szczeble kariery zawodowej od stanowiska mistrza do funkcji Prezesa Zarządu. Od 2000 roku pracował w spółce Stalexport S.A. na stanowiskach wiceprezesa – Dyrektora Grupy Kapitałowej, a potem wiceprezesa Zarządu – Dyrektora Handlowego. Od 2003 do 2006 r. kierował jako Prezes Zarządu restrukturyzowanymi Zakładami Chemicznymi „Alwernia” S.A. Od 2006 r. był Prezesem Zarządu Koksowni Przyjaźń Sp. z o.o., (potem Koksownia Przyjaźń S.A.), a od stycznia 2012 r. jednocześnie pełnił funkcję Prezesa Zarządu Kombinatu Koksochemicznego „Zabrze” S.A. Prowadzi i koordynuje proces integracji segmentu koksowniczego Grupy Kapitałowej JSW. Prezes Edward Szlęk został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Złotym za Długoletnią Służbę i Krzyżem Kawalerskim oraz Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Posiada Srebrną Odznakę Racjonalizatora Produkcji, Odznakę honorową „Za Zasługi dla Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej” oraz tytuł „Menedżera roku 2010 na Śląsku”. Jest członkiem Akademicko-Gospodarczego Stowarzyszenia AGH, pełni funkcje w Związku Pracodawców Przemysłu Hutniczego oraz Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Przemysł Z pańskich wypowiedzi wynika zatem, że powstał ramach polityki energetycznej Grupy Kapi- jeszcze bardziej konkurencyjnym graczem na jeden z największych krajowych podmiotów dzia- tałowej JSW prowadzimy zaawansowane in- rynku. Jeśli zostaną zrealizowane wszystkie łających na rynku koksowniczym. westycje energetyczne w Przyjaźni. Przygoto- inwestycje, Grupa JSW będzie dysponować To prawda, takie są fakty. Potencjał produk- wane i zatwierdzone są plany dla Koksowni w skali Unii Europejskiej potężnym segmencyjny JSW KOKS to aktualnie prawie 4 milio- Radlin i „Victorii”. Po zrealizowaniu inwesty- tem przetwórczym o potencjale sięgającym ny ton koksu rocznie, co oznacza, że jesteśmy cji będziemy dysponować mocą elektryczną 5 mln ton koksu rocznie i zdolnym przetwow stanie przerobić ponad 5 mln ton węgla kok- prawie 160 MW. Nasz koks jest kierowany rzyć prawie 7 mln ton jastrzębskiego węgla. sowego wydobywanego przez JSW SA. Ale to na rynki krajowe i zagraniczne. Produkcja Warunkiem tego jest spójne i skuteczne zanie wszystko. Dla nas najważniejsza jest kon- energii elektrycznej poprzez wykorzystanie rządzanie segmentem. I to jest właśnie zadakurencyjność polskiego koksownictwa. Dla- gazu koksowniczego i nadmiarowego zmniej- nie JSW KOKS S.A. tego tak mocno stawiamy na energetykę. W szy znacząco nasze koszty. Będziemy zatem Dziękujemy za rozmowę.

Nr 1( 23)

styczeń 2014 r .

Koksownia Dębieńsko • Koksownia Jadwiga • Koksownia Przyjaźń • Koksownia Radlin • WZK Victoria S.A.

w numerze: Powstał silny gracz na rynku!

str. 3–5

Nadzwyczajne Walne Zgromadzenia

str. 5

Dobra sprzedaż węgla JSW w 2013 r.

str. 10

nr 1(31) styczeń – luty 2014

„Magazyn Koksowniczy” jest czasopismem wydawanym przez JSW KOKS S.A. Do 2012 roku wydawany był pod tytułem „Nowa Przyjaźń” jako miesięcznik Koksowni „Przyjaźń”. Zmiana tytułu pisma wiązała się z utworzeniem segmentu koksowniczego Grupy Jastrzębskiej Spółki Węglowej, w skład którego weszła Koksownia Przyjaźń Sp. z o.o., Kombinat Koksochemiczny „Zabrze” S.A. i Wałbrzyskie Zakłady Koksownicze „Victoria” S.A. Od marca 2012 roku „Magazyn Koksowniczy” zaczął ukazywać się we wszystkich wymienionych koksowniach Grupy JSW, a następnie JSW KOKS S.A. Tematyka „Magazynu” dotyczy przede wszystkim działalności zakładów wchodzących w skład JSW KOKS S.A., a jego misją jest informowanie o aktualnych wydarzeniach, problemach i sukcesach spółki oraz sprawach jej pracowników. Obok informacji związanych stricte z działalnością JSW KOKS S.A., „Magazyn Koksowniczy” informuje również o lokalnych wydarzeniach sportowych i kulturalnych, zarówno tych związanych z działalnością pozaprzemysłową JSW KOKS S.A., jak i rozgrywających się w okolicach zakładów należących do spółki. Redaktorem naczelnym pisma jest Jerzy Pikuła, w skład kolegium redakcyjnego wchodzi także Katarzyna Stachowicz, Wioletta Polak-Bodziony i Marek Filas. Nakład wynosi 2650 egzemplarzy. „Magazyn Koksowniczy” dostępny jest także w internecie na stronie www.jswkoks.pl/media/magazyn-koksowniczy. (red.)

9


Gospodarka

Pytania do Dariusza Winka, głównego ekonomisty Banku BGŻ Jak wiele finansowanych przez Bank BGŻ projektów inwestycyjnych kierowanych jest do przedsiębiorców z rejonu Zagłębia Dąbrowskiego i które gałęzie gospodarki są zasilane tymi środkami inwestycyjnymi (produkcja przemysłowa, innowacyjność, biotechnologie)? Zagłębie Dąbrowskie jest w ocenie Banku BGŻ rynkiem lokalnym o dużym i nadal niewykorzystanym potencjale. Blisko 70 tys. mikro i małych firm mających siedzibę w powiecie sosnowieckim, trudno pomijać. W relacji do populacji jest to blisko jedna firma na 10 mieszkańców, a co ważne skala inwestycji w przedsiębiorstwach przypadająca na jednego mieszkańca przewyższa średnią krajową. Oznacza to, że ten region charakteryzuje się przedsiębiorczością, choć nadal nie udaje się w pełni zagospodarować dostępnych lokalnie zasobów pracy (w III kwartale 2013 r. stopa bezrobocia w powiecie sosnowieckim wynosiła 14,5% wobec 13% przeciętnie w kraju). Cieszy nasz również to, że w badaniach koniunktury przedsiębiorcy tego regionu planują kolejne inwestycje i do tego – w mniejszym stopniu niż w innych regionach – finansowane ze środków własnych. Firmy myślą o innowacjach produktowych i procesowych, a także zwiększaniu eksportu. Dlatego od blisko już czterech lat staramy się aktywnie działać na tym lokalnym rynku, w oparciu o dwie placówki w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. Co do profilu, to tradycyjnie Bank BGŻ specjalizuje się w finansowaniu firm sektora rolno-spożywczego i w tym widzimy nasze największe przewagi konkurencyjne. W Zagłębiu jednak profil naszej działalności uwzględnia lokalną specyfikę i z małymi wyjątkami jesteśmy zasadniczo otwarci na wszystkich przedsiębiorców. Warto przy tej okazji się pochwalić, że Bank BGŻ od kilku lat regularnie poddaje weryfikacji ekspertów swoją ofertę produktów oraz usług dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw w konkursie Bank Przyjazny dla Przedsiębiorców. W ostatniej XV edycji rankingu otrzymaliśmy tytuł Laureata w kategorii Bank Uniwersalny. Oznacza to, że zostaliśmy najwyżej ocenieni spośród banków komercyjnych uczestniczących w konkursie. Tytuł Laureata Bank BGŻ otrzymał za zaangażowanie we wspieraniu rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, za zbudowanie zespołu posiadającego szeroką wiedzę ekspercką, a także za skonstruowanie oferty produktów, która sprzyja szybkiemu rozwojowi przedsiębiorstw.

10

Dariusz Rafał Winek – Główny ekonomista Banku BGŻ (od 2006 r.), Dyrektor Departamentu Analiz Makroekonomicznych i Sektorowych. W latach 1996-2006 pracownik naukowy WSHiFM im. F.Skarbka w Warszawie, gdzie pełnił również funkcje sekretarza Senatu oraz redaktora naczelnego zeszytów naukowych. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie na kierunkach: Ekonomia oraz Finanse i Bankowość, a także studiów doktoranckich w Kolegium Analiz Ekonomicznych. Laureat nagrody głównej w konkursie NBP i Rzeczpospolitej na najlepszego analityka makroekonomicznego 2011 r. Stypendysta m.in. Fundacji Nauki Polskiej oraz Dekaban-Liddle na Uniwersytecie w Glasgow. Uczestnik wielu krajowych i międzynarodowych szkoleń w zakresie ekonomii i biznesu, m.in. IESE Business School w Barcelonie, Harvard Business Review Polska, czy programu rozwoju talentów grupy Rabobank. Autor publikacji naukowych oraz publicystycznych w prasie i czasopismach ekonomicznych, a także opracowań eksperckich dla instytucji publicznych.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Gospodarka Czy może Pan przybliżyć nam skalę pomocy BGŻ oferowanej podmiotom trzeciego sektora (organizacjom pozarządowym). Bank BGŻ zgodnie ze swą misją jest bankiem lokalnych społeczności, dlatego zwracamy uwagę na społeczną odpowiedzialność biznesu. Oznacza to realizowanie celów biznesowych w sposób, który bierze pod uwagę interes społeczny i środowisko naturalne. W tym obszarze mamy się czym pochwalić. Zewnętrzni eksperci z Forum Odpowiedzialnego Biznesu na potrzeby raportu „Odpowiedzialny biznes w Polsce. Dobre praktyki” oceniając działania firm wyróżnili kilka inicjatyw prowadzonych przez Bank w tym m.in. „Pakiet Społeczny Lider”, czyli bezpłatny rachunek dla organizacji non-profit, ogólnopolski program edukacyjny Fundacji BGŻ „Jeżdżę z głową”, promujący bezpieczeństwo na drogach, czy wreszcie program stypendialny „Klasa BGŻ”, skierowany do absolwentów gimnazjów z mniejszych miejscowościdający im możliwość kontynuowania nauki w wybranych prestiżowych liceach. Jesteśmy też dumni z faktu, iż Bank BGŻ został wyróżniony w prestiżowym Rankingu Odpowiedzialnych Firm 2013 Dziennika Gazety Prawnej. Zajął pierwsze miejsce wśród spółek z sek-

tora bankowości, finansów i ubezpieczeń. Więcej o projektach wspierających społeczności lokalne można poczytać w zakładce SOB na stronie internetowej banku www.bgz.ploraz na stronie www.fundacja.bgz.pl. Rocznie Bank BGŻ i działająca w imieniu Banku – Fundacja BGŻ realizuje ponad 300 aktywności społecznych, czyli takich które są odpowiedzią na lokalne problemy i potrzeby społeczne. Szczególnie aktywni są pracownicy oddziałów banku, bo to oni – należą do tych społeczności, najlepiej znają lokalne problemy i potrzeby społeczne. Właśnie dla wsparcia ich zaangażowania, w Banku od 4 lat działa Program Wsparcia Lokalnego – oddziały Banku mogą typować organizacje pozarządowe do pozyskania małych grantów finansowych na działalność społeczną. Rocznie ponad 100 lokalnych organizacji pozarządowych otrzymuje takie wsparcie. Tegoroczna edycja rusza w marcu. Dla III sektora niebagatelnym wsparciemjest specjalnie dla niego dedykowany rachunek Bankowy „Społeczny Lider”. Wiemy, że zwłaszcza dla małych organizacji społecznych naprawdę liczy się każda złotówka. Dlatego też bezpłatne konto w banku,a jest to w Polsce jedyne takie konto, to duże udogodnienie. (mz)

3-procentowe tempo wzrostu możliwe już w I kwartale Początek 2014 r. był dla polskiej gospodarki okresem dalszego przyspieszenia tempa wzrostu, dlatego już w I kwartale 2014 r. dynamika PKB może przekroczyć 3%, a w całym roku zbliżyć się do 3,5%. Oznacza to, że polska gospodarka rozwija się już w tempie wzrostu tzw. produktu potencjalnego, czyli przyrostu produkcji wynikającego ze wzrostu wydajności i zmian nakładów czynników wytwórczych. Z tego tytułu można oczekiwać coraz wyraźniejszych symptomów poprawy sytuacji na rynku pracy, które zresztą są już widoczne od kilku miesięcy. Przedsiębiorstwa zwiększały z miesiąca na miesiąc zatrudnienie od maja do listopada i pomimo sezonowego spadku w grudniu, badania koniunktury wskazują na dalszy oczekiwany wzrost zatrudnienia w kolejnych miesiącach. Ostatnie miesiące ubiegłego roku przyniosły też ożywienie w zakresie inwestycji, co stopniowo przekłada się na poprawę sytuacji w budownictwie i na rynku nieruchomości. Przyspieszeniu ulega też popyt konsumpcyjny, co jest wynikiem wzrostu zatrudnienia i rosnącej skłonności do konsumpcji, pobudzanej oczekiwaniami na poprawę sytuacji finansowej gospodarstw domowych. Warto zwrócić uwagę, że duży pozytywny wpływ na dane o sprzedaży detalicznej miała w ostatnich miesiącach sprzedaż samochodów. Korzystne zmiany w podatku VAT w nowym roku, mogą ten efekt jeszcze dodatkowo nasilić.Nabierające tempa ożywienie gospodarcze będzie stopniowo prowadziło do wzrostu inflacji. Przy czym nadal niskie ceny surowców energetycznych i rolnych sprawiają, że inflacja będzie narastać dość powoli. Początek roku przyniósł jednak sporo zawirowań na rynkach finansowych związanych z wyprzedażą aktywów na rynkach wschodzących, stymulowanych przez redukowanie programu skupu aktywów przez amerykański System Rezerwy Fe-

deralnej. Budzić to może pewien niepokój wśród przedsiębiorców, co do trwałości popytu generowanego przez kraje wschodzące. Wzrost niepewności może być też stymulowany poprzez wdrożenie pierwszego etapu reformy emerytalnej w Polsce (przeniesienie obligacji z OFE do ZUS). Odbija się to na zwiększonej obecnie presji na ewentualną deprecjację złotego. O ile można mieć nadzieję, że nie powinno to negatywnie odbijać się na tempie wzrostu gospodarczego, o tyle może przyspieszać proces wzrostu inflacji. Na szczęście wzrost cen nadal znajduje się wyraźnie poniżej celu inflacyjnego NBP. Dlatego nie należy oczekiwać zmiany stóp procentowych w najbliższych miesiącach. Wydaje się, że dopiero wzrost inflacji do poziomu zbliżonego do celu RPP, przy utrzymaniu nadal dobrej kondycji polskiej gospodarki wymusiłoby konieczność podwyżek stóp procentowych. W związku z tym można przypuszczać, że nie dojdzie do tego wcześniej niż w listopadzie bieżącego roku. Przy tym ponowne gwałtowne osłabienie złotego – podobne do tego obserwowanego w końcu stycznia – może pobudzić władze monetarne do interwencji na rynku walutowym. Ewentualne osłabienie złotego nie powinno być jednak długotrwałe, bo dobre wyniki gospodarki, przekładające się na niższy deficyt budżetowy państwa, powinny wspierać walutę krajową. Podobną rolę powinny odgrywać oczekiwania na podwyżki stóp procentowych, które nastąpią w Polsce szybciej niż w Stanach Zjednoczonych czy strefie euro. Dlatego w drugiej połowie roku należy się liczyć z aprecjacją złotego. Dariusz Winek, główny ekonomista Banku BGŻ

nr 1(31) styczeń – luty 2014

11


Gospodarka

Z Grzegorzem Dąbrowskim, Prezesem Agencji Rozwoju Lokalnego S.A. w Sosnowcu rozmawia Stanisław Drechnowicz Panie Prezesie, proszę przedstawić w kilku słowach historię Agencji Rozwoju Lokalnego w Sosnowcu. Trudno w kilku słowach przedstawić 16 lat działalności firmy, która powstała w 1997 roku. Agencję Rozwoju Lokalnego powołano w czasach, kiedy system gospodarczy, szczególnie w Zagłębiu Dąbrowskim uległ poważnemu załamaniu, zwłaszcza wskutek likwidacji praktycznie większości działających wtedy przedsiębiorstw państwowych. Stopniowa likwidacja przemysłu górniczego, hutniczego i włókienniczego zaowocowała tym, że w ciągu zaledwie kilku lat przestało istnieć kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy, a spośród wielu kopalń na terenie Sosnowca pozostała tylko KWK „Kazimierz-Juliusz”. I takie właśnie firmy otoczenia biznesu jak ARL, powstały po to, by wspierać środowisko bezrobotnych oraz drobnych przedsiębiorców, często wywodzących się z likwidowanego przemysłu. W powołanie do życia Agencji zaangażowały się okoliczne samorządy i władze województwa. To właśnie z wkładów, głównie Sosnowca, Dąbrowy Górniczej i powiatu będzińskiego, powstała w 1997 roku sosnowiecka Agencja Rozwoju Lokalnego. Nieruchomości w postaci biurowca i budynku handlowego „Supermarket” wniesione wówczas aportem, stanowią do dziś jej siedzibę, ale też dają możliwość zarobkowania z wynajmu, co pozwala realizować misję Agencji. Firma działa na zasadach non-profit. Wszystkie generowane zyski przeznaczane są na działalność statutową. Podstawowym obszarem działalności Agencji Rozwoju Lokalnego w Sosnowcu jest pomoc małym i średnim przedsiębiorstwom, jak i doradztwo kierowane do tych, którzy mają „żyłkę” do przedsiębiorczości, chcąc założyć i prowadzić działalność na własny rachunek. A potrzeby i nowe wyzwania są w tym zakresie ogromne.

12

Dzisiaj, po kilkunastu latach funkcjonowania firmy można śmiało powiedzieć, że jej stworzenie było bardzo dobrą decyzją. Pomoc finansowa, wsparcie w postaci szkoleń, współpraca z urzędami pracy w zakresie przebranżawiania bezrobotnych to główne cele Agencji. Pomogliśmy tysiącom osób ułożyć na nowo swoje życie zawodowe. Największym przedsięwzięciem realizowanym obecnie przez Spółkę jest prowadzenie Sosnowieckiego Parku Naukowo-Technologicznego. Zbudowany przez gminę Sosnowiec za kwotę blisko 40 mln złotych w miejscu byłej KWK „Niwka-Modrzejów” kompleks dwóch nowoczesnych obiektów w ramach projektu pn. „Gospodarcza Brama Śląska”, został w 85% sfinansowany ze środków unijnych. Zgodnie z założeniami, Park ma stymulować rozwój innowacyjnej gospodarki i przyciągnąć inwestorów, oferując preferencyjne warunki wynajmu powierzchni biurowych i laboratoryjnych. ARL na mocy koncesji objęła zarządzanie tą instytucją. Dekoniunktura gospodarcza, która dotknęła Polskę w związku ze światowym kryzysem finansowym nie sprzyjała startowi tej kluczowej dla miasta inwestycji. Obecnie, po kilkunastu miesiącach działalności SPNT można już powiedzieć, że sprawy idą we właściwym kierunku. Intensywne działania marketingowe jakie podjęliśmy po objęciu Parku, zatrudnienie grupy kompetentnych i zaangażowanych pracowników sprawiły, że w SPNT funkcjonuje już kilka firm działających w obszarze nowych technologii. Do zagospodarowania pozostało zaledwie około 40% powierzchni obiektów. Przedsiębiorcy mają tu do dyspozycji nowoczesne centrum szkoleniowe i konferencyjne. Pracownicy, realizując misję Parku, inicjują kontakt świata biznesu ze światem nauki. Świadczymy też usługi doradztwa w zakresie pozyskiwa-

nia środków unijnych. Wspieramy tzw. transfer wiedzy między komercyjnymi firmami a uczelniami wyższymi. Sosnowiecki Park Naukowo-Technologiczny współpracuje m.in. z Uniwersytetem Śląskim, Politechniką Śląską (w tym gliwickim Technoparkiem). Doskonale układa się współpraca ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym i Wyższą Szkołą Biznesu w Dąbrowie Górniczej. Dzięki bliskości sosnowieckiego Wydziału Farmaceutycznego SUM udało się ulokować w Parku firmę Nutrico, która niebawem rozpocznie tu produkcję bardzo potrzebnych szpitalom preparatów do żywienia pozajelitowego. Wszystkie te działania mają na celu tworzenie warunków do rozwoju przedsiębiorczości i ograniczanie emigracji zarobkowej młodego pokolenia. Otwierają też zupełnie nowy rozdział w historii ARL. Jak długo jest Pan związany z Agencją Rozwoju Lokalnego? Które działania mógłby Pan wskazać jako priorytetowe? Z Agencją jestem związany już od 2002 roku. Pierwszych dziewięć lat pracowałem w Radzie Nadzorczej, reprezentując gminę Sosnowiec. W połowie 2011 r. zostałem członkiem Zarządu, a od sierpnia 2012 r. mam przyjemność pełnić funkcję prezesa w dwuosobowym Zarządzie ARL S.A. Co do priorytetów – te podstawowe, czyli wsparcie dla sektora MŚP, pozostają niezmienne. Z tym związana jest ściśle praca nad kolejnymi projektami, które pozwolą nam pozyskiwać środki zewnętrzne, głównie unijne. Przed nami nowy budżet europejski. Choć pierwsze środki pojawią się pewnie dopiero w przyszłym roku, my już dziś intensywnie pracujemy nad projektami. Dzięki nim uda się, mam nadzieję, pozyskać środki, które przez następnych kilka lat posłużą realizacji naszych celów. Ważnym elementem w tym kontekście jest Sosnowiecki Park Naukowo-Technologiczny. Zbliżające się nowe programowanie unijne zakłada dużą kumulację środków na innowacje i rozwój technologiczny. Wierzę, że jako operator Parku będziemy mogli zrealizować wiele projektów, a inwencji, zaangażowania i doświadczenia nam nie brakuje. Dowodem na to jest choćby ubiegły rok, kiedy to udało nam się pozyskać 3 mln zł na realizację dwóch ciekawych projektów przeznaczonych dla osób bezrobotnych chcących założyć własną działalność gospodarczą. Oba realizowane właśnie w SPNT. Najbliższe kilka lat to również inwestycje w naszych nieruchomościach. Szczególnie w biurowcu przy ul. Teatralnej. Mamy gotową dokumentację techniczną na termomodernizację gmachu z wymianą całej instalacji grzewczej. Przygotowaliśmy też wniosek do Funduszu Ochrony Środo-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Gospodarka wiska, który wspiera takie przedsięwzięcia. To jednak inwestycja sięgająca kilku milionów złotych. Bez dodatkowego montażu finansowego się nie obędzie. Takich rozwiązań również będziemy poszukiwać w nowym budżetowaniu. Gdy to się powiedzie, trzydziestoletni biurowiec nie tylko odzyska blask, ale podniesie się jego standard i konkurencyjność na coraz trudniejszym rynku nieruchomości biurowych. Rozwijamy też nasze fundusze pożyczkowe. Nowe produkty wprowadzone w ubiegłym roku funkcjonują bardzo dobrze. Mamy ofertę, która uzupełnia ofertę kredytów bankowych. Światowy kryzys finansowy skłonił banki do usztywnienia kryteriów kredytowania przedsiębiorstw. ARL udziela m.in. pożyczek firmom działającym poniżej jednego roku, które bez historii finansowej, nie mają żadnych szans na kredyty bankowe. Nasze pożyczki są oprocentowane już od 3,9% w skali roku, dając szanse rozwoju głównie małym i mniej zamożnym firmom. Produkty finansowe ARL cieszą się dużym zainteresowaniem, więc będziemy je też rozwijać w przyszłości. Czy ARL przewiduje wprowadzenie oferty kierowanej do wszystkich podmiotów trzeciego sektora, a nie tylko tych prowadzących działalność gospodarczą? Tak, i jesteśmy merytorycznie do tego przygotowani. Wymaga to jednak dodatkowych funduszy. Środki uzyskiwane z dotacji w ramach otwartych konkursów ofert w gminach są zwykle dość skromne, co nie pozwala rozwijać działalności wielu cennym organizacjom. Na bieżąco jesteśmy w kontakcie z lokalnymi centrami organizacji pozarządowych i wierzymy, że nowe programowanie unijne pozwoli utworzyć specjalny fundusz wsparcia dla trzeciego sektora. Jakie widzi Pan szanse i zagrożenia dla aktywności gospodarczej w 2014 roku? Ten rok będzie bardzo trudny, zwłaszcza dla podmiotów działających z przewagą środków unijnych. Trwa przerwa w dystrybucji unijnych pieniędzy przed przyszłą perspektywą budżetową. Wiele firm może nie przetrwać. Na szczęście projekty unijne nie są filarem działalności ARL w Sosnowcu, a nasza oferta wsparcia dla przedsiębiorstw jest właśnie stworzona po to, by powiększać szanse na aktywizację lokalnej gospodarki. Myślę, że również ważne byłoby poinformowanie opinii publicznej o nadchodzącym trudnym okresie. Nasze działania skupiają się na szkoleniu i informowaniu środowisk gospodarczych, jak pozyskać środki z następnych programów unijnych. W tym obszarze podejmujemy różnego rodzaju działania informacyjne – organizujemy wiele spotkań. W samym tylko marcu planujemy trzy duże konferencje. Kierujemy je głównie do ma-

łych przedsiębiorstw. Informacją i pomocą służymy także na bieżąco w siedzibie ARL w Sosnowcu przy ul. Teatralnej 9. Następne pytanie jest związane z sytuacją pokolenia młodych ludzi. Czy Agencja Rozwoju Lokalnego dysponuje ofertą dla młodych adeptów biznesu w dobie narastającej emigracji zarobkowej młodych? Obecnie realizujemy trzy projekty skierowane do osób przedsiębiorczych. Dwa z nich, pn. „Startuj z SPNT” to programy opracowane przede wszystkim dla młodych ludzi, teraz bezrobotnych, lecz chcących usamodzielnić się gospodarczo poprzez założenie własnej firmy. „Startuj”, czyli wejdź na rynek gospodarczy ze wsparciem Parku Naukowo-Technologicznego, i zostań – nie wycofuj się. Myślę, że będziemy realizować więcej tego typu projektów. Jesteśmy na etapie ich przygotowywania. Będą kierowane głównie do młodych absolwentów, którym chcemy stworzyć warunki staGrzegorz Dąbrowski – absolwent Wybilnego rozwoju. działu Techniki Uniwersytetu ŚląskiePanie Prezesie, jakie przedsięwzięcia ARL w Sosnowgo w Katowicach. Przez osiem lat pełnił cu przyniosły Wam największą satysfakcję, a jakie są funkcję rzecznika prasowego i naczelninajwiększe przeszkody w realizowaniu misji ARL? ka Wydziału Informacji i Promocji MiaZ satysfakcją mogę powiedzieć, że dobrym posta Urzędu Miejskiego w Sosnowcu, twomysłem gminy było utworzenie Sosnowieckierząc pierwsze w historii sosnowieckiego go Parku Naukowo-Technologicznego, któresamorządu biuro prasowe, na którego go mamy zaszczyt być operatorem. To szansa strukturze wzorowało się później wiele na sukces dla całego Zagłębia. To jedyne miejinnych miast. Tutaj współtworzył jedną sce w Zagłębiu, które oferuje tak szerokie usługi z pierwszych w Polsce strategii promocji – nie tylko atrakcyjny cenowo wynajem przestrzemiasta. Przykłady jej konsekwentnej reni w nowoczesnych obiektach, ale też komplekalizacji znalazły odzwierciedlenie w wiesowe usługi doradztwa biznesowego, możliwość lu branżowych artykułach i wykładach współpracy ze środowiskiem naukowym, ale też jego autorstwa. Był jednym z najlepiej udostępnianie centrum konferencyjnego z bogarozpoznawalnych rzeczników w regioto wyposażoną aulą i skomputeryzowanymi sanie. Od 2011 roku w Zarządzie Agenlami szkoleniowymi. cji Rozwoju Lokalnego S.A. w SosnowNajwiększe przeszkody odnotowujemy ostatnio cu – operatora Sosnowieckiego Parku na rynku nieruchomości biurowych. W dobie Naukowo-Technologicznego, najpierw kryzysu upadło wiele firm. Pozostałe, by przejako członek Zarządu, a od połowy 2012 trwać szukają oszczędności, ograniczając wynajroku na stanowisku Prezesa Zarządu. mowane powierzchnie, albo szukając tańszych. Duża konkurencja na tym rynku, szczególnie W zasadzie mówiliśmy o tym cały czas. Realia są ze strony spółdzielni mieszkaniowych oferują- takie, że żyjemy w ciekawych czasach.. Polskie cych często lokale użytkowe „po kosztach” spra- członkostwo w Unii Europejskiej daje szanse na wia, że musimy pokonywać te bariery wzboga- rozwój. Po te szanse trzeba jednak umieć sięgnąć, cając naszą ofertę dla potencjalnych najemców. a Agencja Rozwoju Lokalnego w Sosnowcu wie Oferujemy zatem pakietowo atrakcyjne pożyczki, jak to robić. Nasza młoda i kompetentna kadra darmowe miejsca parkingowe, doradztwo finan- oraz bogata oferta usług okołobiznesowych kiesowe, czy wsparcie w pozyskiwaniu środków ze- rowanych bezpośrednio do przedsiębiorców pownętrznych. To jest nasz sposób na przyciąganie zwala stymulować rozwój gospodarczy nie tylko nowych najemców. Nie ma w Zagłębiu podob- w Sosnowcu, ale też w całym regionie. Nie jest dziś nej oferty wśród właścicieli nieruchomości biuro- łatwo prowadzić firmę. ARL została stworzona wych. Takie pakiety wprowadzamy zaledwie od po to, by pomagać i doradzać przedsiębiorcom kilku tygodni – efekt ocenimy za kilka miesięcy. w przebrnięciu przez gąszcz przepisów i innych Jak postrzega Pan działalność ARL w dzisiejszych problemów stojących na drodze do rozwoju. Dziękuję za rozmowę. realiach?

nr 1(31) styczeń – luty 2014

13


Szkolnictwo

35 lat Zespołu Szkół Plastycznych im. T. Kantora w Dąbrowie Górniczej Nasza szkoła powstała 20 czerwca 1978 roku jako pięcioletnie Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w budynku przy ul. Kosmonautów 8. Głównym inicjatorem i dobrym duchem całego przedsięwzięcia był Jerzy Krzyż, grafik, absolwent katowickiej ASP. Został on pierwszym dyrektorem placówki i pełnił tę funkcję z ogromnym zaangażowaniem. Współpracował z nim Stanisław Holecki, który pokierował Fot. ZSP w Dąbrowie Górniczej

szkołą po nagłej śmierci założyciela. Początkowo dzieliliśmy siedzibę ze Szkołą Podstawową nr 13 (zważywszy, że jeszcze wcześniej było tam przedszkole, można mieć nadzieję, że kiedyś będziemy Akademią Sztuk Pięknych). Naukę rozpoczęło 26 osób, a wychowawcą tej pionierskiej klasy została Anna Zugaj. Z każdym rokiem uczniów przybywało, (do dziś uczyło się w niej ponad 1100 adeptów), dlatego konieczne było przeprowadzanie remontów dostosowujących budynek do potrzeb i specyfiki szkoły. Zespół uczniów i nauczycieli pracował jednak sprawnie, i w 1983 roku odbyły się pierwsze obrony prac dyplomowych oraz egzaminy maturalne. Dwa lata później szkoła na pół roku zmieniła siedzibę z powodu problemów z centralnym ogrzewaniem. Młodych artystów i ich mentorów nie zniechęciły jednak warunki panujące w barakach przy Wybickiego (spadła tylko temperatura, nie zaangażowanie), czego dowodem poziom prac zaprezentowanych z okazji uroczystych obchodów X-lecia szkoły. Uczniowie naszej szkoły muszą nie tylko nauczyć się tworzyć, ale również organizować wystawy, dokonywać selekcji prac i odpowiednio je reklamować. Mieli więc ku temu okazję, bo w grudniu 1992 roku w dąbrowskim Pałacu Kultury odbyła się pierwsza aukcja ich prac. Uroczystość tak się spodobała, że od tej pory organizowana jest cyklicznie i wszyscy są zadowoleni; uczniowie – bo mogą zaprezentować swoją twórczość szerszemu gronu, nauczyciele – bo widzą efekty swojej pracy, na-

14

bywcy – bo mogą niewielkim kosztem nabyć dobry obraz czy rzeźbę, a przy okazji szkoła zbiera fundusze potrzebne do pracowni plastycznych. Aukcja stała się więc swoistym świętem szkoły, ponieważ daje też okazję do zabawy, jako że często wiąże się z określonym tematem przewodnim, zazwyczaj będącym odniesieniem do aktualnych zjawisk społecznych czy artystycznych i wymaga od organizatorów odpowiedniego stroju (przebrania), a nieraz i umiejętności teatralnych. Stopniowo nasza szkoła nie tylko wrastała w otoczenie, ale i oddziaływała na nie, stąd w 1993 r. była gospodarzem II Przeglądu Dyplomów Liceów Plastycznych. Aby jeszcze bardziej podnieść poziom Fot. ZSP w Dąbrowie Górniczej

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Szkolnictwo

Fot. ZSP w Dąbrowie Górniczej

prac i jednocześnie umożliwić uczniom poznanie specyfiki wszystNasz okrągły jubileusz to nie tylko okazja do wspomnień, lecz kich pracowni, od 1 września zdecydowano, że wszyscy uczniowie i źródło refleksji. Wierzymy, że tych pierwszych jest więcej. Ze szkoklas pierwszych będą uczęszczali rotacyjnie na zajęcia z wystawien- łą związała swoje losy i drogę zawodową duża grupa wybitnych arnictwa, grafiki warsztatowej, szkła artystycznego i witrażu, zanim tystów, którzy potrafią zarazić uczniów swoją pasją, wprowadzić ich ostatecznie dokonają wyboru. Efekty tej „reformy” można oglądać w niełatwy nieraz świat sztuki. Wiemy, że świat się zmienia, a wraz w szkolnej galerii „Corytage”. z nim szkoła. Wzorem patrona sięgamy do tradycji, by skonstruować W 1998 roku obchodziliśmy jubileusz XX-lecia szkoły, od tego coś nowego – zapraszamy więc wszystkich chętnych, o otwartych głosamego roku nosi ona imię Tadeusza Kantora. Ze względu na refor- wach, może razem wymyślimy coś absolutnie unikatowego? Jak mamę szkolnictwa szkoła otworzyła swe podwoje również dla młod- wiał Kantor: „Wyobraźnia do władzy!” W ramach obchodów 35-lecia szkoły, w Muzeum Miejskim Sztyszych adeptów sztuki i w 1999 r., obok liceum zaczęła funkcjonować Ogólnokształcąca Szkoła Sztuk Pięknych, a całą placówkę nazwa- garka w Dąbrowie Górniczej trwa jubileuszowa wystawa prac pedagono Zespołem Szkół Plastycznych. Nowe liceum czteroletnie zastąpi- gów. Prezentuje ona dorobek artystyczny nauczycieli-plastyków, któło dawne, w którym nauka trwała 5 lat. Szkoła pęczniała od uczniów, rzy na co dzień kreują potencjał młodych adeptów sztuki. Malarstwo, pędzli i idei, na szczęście udało się przebudować strych i zaadapto- grafika, rysunek, formy rzeźbiarskie… praktycznie każda dziedzina i technika znalazła swoje miejsce na tak szczególnej ekspozycji. Różnorodność form wyrazu, różnorodność przekazu, wrażliwości, wyczucia koloru i gestu tworzy z odrębnych ogniw jeden niepowtarzalny organizm… naszą szkołę. Ewelina Sobczyk-Podleszańska Fot. ZSP w Dąbrowie Górniczej

Fot. ZSP w Dąbrowie Górniczej

wać go na potrzeby pracowni reklamy wizualnej, fotograficznej, informatycznej i malarskiej. Jesteśmy rozpoznawalni jako szkoła, bo nie tylko bierzemy udział (z sukcesami) w różnych konkursach, ale organizujemy też własne – niegdyś Ogólnopolski Konkurs Historii Sztuki, obecnie Międzynarodowy Konkurs Plastyczny „Labirynt Wyobraźni”, Ogólnopolskie Biennale Grafiki Projektowej i inne.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

15


Historia Problemy narodowościowe i etniczne na europejskich pograniczach były i są istotne zarówno z uwagi na praktykę polityczną, jak i materiał do badań. Obok kwestii granic zachodnich i wschodnich ważny jest także, nie tak często poruszany, problem pogranicza południowego.

POLSKA-CZECHY-SŁOWACJA Dylematy sąsiedztwa i granic, cz. 1 Eugeniusz Januła

Podobnie jak inne granice Polski, również południowe, kształtowały się pod wpływem różnych wydarzeń, decyzji politycznych podejmowanych albo przy huku armat, albo też w zacisznych gabinetach dyplomatów. Śledząc historię kształtowania się granic południowych, nie można oprzeć się wrażeniu, że polscy politycy nie umieli ustrzec naszego stanu posiadania. A co gorsza, de facto zezwolili, aby wiele tysięcy Polaków pozostawało poza granicami swojego narodowego państwa. Takie wnioski można wysnuć analizując kształtowanie się polskiej granicy południowej. Nie można też dłużej ukrywać, że tacy politycy sąsiednich narodów jak BeneŠ czy też zwyczajny faszysta – ksiądz Tiso, byli polonofobami i Polska, a szczególnie Polacy wiele złego im zawdzięczają. Ale z drugiej strony, była i jest po obu stronach granicy olbrzymia większość zwyczajnych dobrych ludzi, którzy sąsiedztwo uważają za coś dobrego i pożytecznego. Niektórzy z nich przeżywają wewnętrzne dylematy. Bo trudno im jednoznacznie się określić narodowościowo. W niezbyt odległej perspekŚląsk Cieszyński-Obszar geograficzny. Źródło. Historia Śląska. T. II. cz I. Pod red. W. Długoborskiego. Ossolineum. Wrocław-Warszawa-Kraków 1966, s. 327-406. Zbiór map. Granice geograficzne i topograficzne Śląska Cieszyńskiego

Herb Piastów cieszyńskich; jednocześnie herb Księstwa Cieszyńskiego za ich panowania. Źródło: www.SlaskCieszynski.pl. Dostęp: 06.07.2012.

tywie nie będzie to już miało wielkiego znaczenia. Wszyscy stajemy się w pierwszej kolejności Europejczykami i w nieodległej perspektywie to będzie tożsamość podstawowa. Tym bardziej że jest coraz więcej mieszanych małżeństw, w których szczególnie dzieci wcale nie zadają sobie trudu z określaniem swojego etosu narodowościowego. Starając się prześledzić kształtowanie się granic na odcinku południowym, musimy wziąć pod uwagę trzy newralgiczne subregiony. Jest to Śląsk Cieszyński oraz zbliżone do siebie Orawa i Spisz. Autor nie będzie zajmował się kształtowaniem granic na Śląsku Opawsko-Karniowskim, przez co wcale nie należy rozumieć, że jest to jakiś mniej ważny subregion Śląska1. Nadmienić należy tylko, że ten subregion Śląska był do 1939 roku zamieszkały w większości przez Niemców Sudeckich, których po wojnie przesiedlono czy też, jak uważają niektórzy, wypędzono do Niemiec. Również nie podjęto w tym szkicu problemu przebiegu granicy w Kotlinie Kłodzkiej. Autor sądzi, że powinno być to przedmiotem odrębnego opracowania. Natomiast trzeba zaznaczyć że historiografia czeska umiejscawia właśnie na terenie tej kotliny nieistniejącą od praktycznie wczesnego średniowiecza miejscowość Libice. Tu jeżeli oczywiście lokalizacja

16

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Historia

Mapa Śląska Cieszyńskiego i podział administracyjny jego terytorium. Źródło: www.SlaskCieszynski.pl. Dostęp: 06.07.2012.

jest prawidłowa, a trzeba zauważyć, że hipotetycznych lokalizacji tej miejscowości jest kilka, był w zaraniach państwa czeskiego drugi obok Pragi ośrodek metropolitalny. Libice były bowiem rodową siedzibą młodszej gałęzi Przemyślidów, mianowicie Sławnikowców2. Warto przypomnieć, że z tego rodu wywodził się św. Wojciech i jego młodszy brat, a pierwszy arcybiskup gnieźnieński Radzym –Gaudenty. Z kolei ich starszy brat, a zarazem głowa rodu Sławnikowców, Sobiebór (który ocalał z rzezi jaką na rozkaz Bolesława Srogiego zgotowano właśnie Sławnikowcom jako poważnym rywalom do tronu czeskiego) przebywał później jako rezydent na dworze Bolesława Chrobrego i był prawdopodobnie autorem nie do końca pomyślnie zrealizowanego planu połączenia Polski i Czech w jedno królestwo pod panowaniem również syna Dobrawy, a więc posiadającego pełne prawa do praskiego tronu Bolesława Chrobrego3. Śląsk Cieszyński stanowi krainę historyczną położoną obecnie w Polsce i Czechach, obejmującą południowo-wschodnią część Śląska, skupioną wokół miasta Cieszyn i rzeki Olzy. Jego obszar to ok. 2280 km². Aktualnie (2010 rok) teren ten zamieszkuje ponad 800 tysięcy ludzi, z czego 463 tysiące po stronie czeskiej oraz ok. 350 tysięcy osób po polskiej. Granice regionu ukształtowały się zasadniczo już w średniowieczu wraz z powstaniem kasztelanii cieszyńskiej, po raz pierwszy wzmiankowanej w dokumentach w 1155 roku. Następnie region ten utrwalił się w postaci księstwa, które począwszy od piętnastego wieku poczęło tracić okresowo lub na stałe teryto-

rialną jedność. Pomimo tego przez dłuższy czas wśród mieszkańców subregionu utrzymywało się wspólne poczucie więzi społecznych i wspólnego poczucia tożsamości. Nie można ukrywać, że to lokalne poczucie tożsamości łączyło się z aspektem pewnej odrębności, ale również elitarności. Tu trzeba dodać, że pewna część literatury traktuje Śląsk Cieszyński i Górny Śląsk jako dwa osobne regiony, ale według zdecydowanej większości badaczy Śląsk Cieszyński znajduje się w historycznych i geograficznych granicach Górnego Śląska4. Co warto natomiast podkreślić, mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego cechują się bardzo silnym poczuciem tożsamości regionalnej. Dotyczy to zarówno polskiej części tego regionu, jak i tzw. Zaolzia5. Jedną z unikalnych cech charakterystycznych tego regionu był wielki rozwój polskiego ruchu narodowego na tym obszarze. Granica północna przebiega wzdłuż rzeki Olzy od jej ujścia do rzeki Odry w pobliżu Bogumina i dalej na wschód wzdłuż aktualnej granicy polsko-czeskiej w okolicach Karwiny następnie na terytorium Polski wzdłuż północnej granicy powiatów cieszyńskiego i pszczyńskiego, w tym w pewnej części wzdłuż Jeziora Goczałkowickiego, a dalej powiatów bielskiego i pszczyńskiego wzdłuż rzeki Wisły aż do ujścia rzeki Białej. Granica wschodnia przebiega wzdłuż rzeki Białej przez miasto Bielsko-Biała aż do ujścia dopływowej rzeki Białki; następnie na zachód wzdłuż rzeki Białki pomiędzy miejscowościami Bystra Śląska i Bystra Krakowska do szczytu góry Klimczok, gdzie znajdu-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

ją się źródła rzeki Białki, dalej na południe zgodnie z granicą powiatów cieszyńskiego i żywieckiego aż do aktualnej granicy polsko-słowackiej. Granica południowa przebiega z kolei wzdłuż granicy państwowej pomiędzy Polską i Słowacją w rejonie Koniakowa, a następnie na zachód wzdłuż granicy pomiędzy Czechami i Słowacją aż do źródeł rzeki Ostrawicy, która jest również naturalną granicą językową czeskiego i polskiego Cieszyna. Granica zachodnia przebiega wzdłuż rzeki Ostrawicy aż do jej ujścia do rzeki Odry na terenie miasta Ostrawy; dalej na północ wzdłuż rzeki Odry aż do ujścia rzeki Olzy w rejonie Bogumina6. Pod względem administracyjnym na obszar Śląska Cieszyńskiego składają się następujące części składowe: W części polskiej: powiat cieszyński, zachodnia część powiatu bielskiego oraz zachodnia część miasta Bielsko-Biała; cały obszar znajduje się w granicach woj. śląskiego. W części, która administrują aktualnie Czechy: powiat Karwina, wschodnia część powiatu Frydek – Mistek ,następnie wschodnia część powiatu Ostrawa oraz wschodnia część miasta Ostrawa nazywana zwyczajowo-Polska Ostrawa. Cały ten obszar znajduje się w granicach kraju morawsko-śląskiego. Geograficznie w skład Śląska Cieszyńskiego wchodzą: zachodnia część Pogórza Śląskiego (zwana też Pogórzem Cieszyńskim), zachodnia część Beskidu Śląskiego (granica biegnie tu wododziałem Wisły i Soły), wschodnia część Beskidu Śląsko-Morawskiego, następnie północna część Bramy Morawskiej oraz także południowo-zachodnia część Kotliny Oświęcimskiej. Sieć osadnicza na Śląsku Cieszyńskim jest bardzo nierównomierna. Zasadniczo można wyodrębnić silnie zurbanizowaną, uprzemysłowioną i gęsto zaludnioną część południowo-zachodnią oraz znacznie mniej zaludnioną część wschodnią, na którą składają się głównie rejony górskie. W 2010 r. czeską część Śląska Cieszyńskiego zamieszkiwało ponad 463 tysiące osób, zaś polską stronę w analogicznym okresie zamieszkiwało ok. od 347 do 350 tysięcy osób. Ogólna liczba mieszkańców Śląska Cieszyńskiego szacowana może być więc na ok. 810 do 815 tys., a gęstość zaludnienia na ok. 355 do 360 osób/km². Ponad 65% ludności na tym obszarze zamieszkuje miasta. Tu z kolei największymi są Bielsko-Biała położone na wschodnim skrawku omawianego terenu oraz Ostrawa7. Warto zauważyć,

17


Historia że zwyczajowo już od wielu dziesiątków lat w tym właśnie mieście przyjęło się nazewnictwo dla dwóch części miasta leżącego na brzegach Ostrawicy; dla zachodniej, większej części – Morawska Ostrawa, a dla wschodniej, nieco mniejszej Polska Ostrawa. Tu należy dodać, że te historyczne nazwy bardzo niechętnie akceptowane były i są przez administrację czeską. Z kolei historycznie, prawobrzeżna część Bielska-Białej, mianowicie Biała należała do Galicji. Jednak czysta pragmatyka spowodowała, że miasta Bielsko i Biała w naturalny sposób połączyły się i w ten sposób w strukturze Śląska Cieszyńskiego uwzględnia się całe dwuczłonowe miasto. Główne miasta: W części polskiej: Cieszyn, Bielsko-Biała, Czechowice-Dziedzice, Skoczów, Ustroń, Wisła, Strumień. W części administrowanej przez Czechy: Karwina, Frydek-Mistek, a szczególnie wschodnia część miasta z historycznym miastem Frydek, Hawierzów, czeska część Cieszyna, Jabłonków, Trzyniec, oraz Bogumin. Śląsk Cieszyński jako w pewnym sensie autonomiczna struktura kulturowo-społeczna i gospodarcza utrwalił się pod władzą dynastii Habsburgów po przejęciu przez nich w 1653 roku piastowskiego Księstwa Cieszyńskiego, którego historia sięga 1290 roku. Jednym z wyróżników tego regionu w stosunku do Górnego Śląska była znaczna rola – jaką wśród ludności pełniło wyznanie ewangelicko-augsburskie po okresie kontrreformacyjnym – oraz fakt pozostania Śląska Cieszyńskiego w Monarchii Habsburgów po zakończeniu wojen śląskich. Bo też pokój w Hubersburgu (1763) był swego rodzaju otwarciem nowej epoki w dziejach całego Śląska, a tym samym też w subregionie Śląska Cieszyńskiego8. W okresie rozbiorów Polski napłynęła tu z kolei w skali masowej ludność polska z Galicji, głównie do szybko rozwijającego się Ostrawsko-Karwińskiego Zagłębia Węglowego, które wkrótce urosło do roli największego tego typu obszaru przemysłowego w Cesarstwie Austriackim. Mimo zrozumiałych niedokładności jak też braku obiektywizmu w ówczesnych spisach powszechnych, a przecież chodzi o przełom XIX i XX wieku w kolejnych sumarycznych spisach, zarówno w 1890 jak i w 1900 roku polskojęzyczna ludność tego obszaru stanowiła 60,6% ogółu mieszkańców, natomiast w roku 1910 w wyniku nasilonej germanizacji i czechizacji odsetek ten zmniejszył się do 54,8%, wobec 27,1% czesko- i 18% niemieckojęzycznych mniejszości9. Spisy sporządzała administracja państwowa, więc należy pamiętać o tym, kiedy pytamy o wiarygodność danych, szczególnie tych, które miałyby pokazać tworzącą się tendencję na niekorzyść Polaków. Po zakończeniu I wojny światowej zarówno Polska, jak i Czechy oraz Słowacja natychmiast rozpoczęły proces kształtowania swoich państwowości. 5 listopada 1918 roku w wyniku uzgodnień lokalnych rad: polskiej Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego, w której skład weszli: Józef Londzin, Tadeusz Reger, Jan Michejda, oraz czeskiej Narodowej Rady Ziemi Śląskiej (Zemský národní výbor pro Slezsko) teren Śląska Cieszyńskiego został tymczasowo podzielony według dość logicznego kryterium etnograficznego z zastrzeżeniem, że ostateczne rozgraniczenie terytorialne pozostawia się do rozstrzygnięcia przez rządy Polski i Czech10. Umowa ta wydzielała dla polskiej administracji powiaty, które zamieszkałe były w większości przez ludność polskojęzyczną czyli: bielski, cieszyński oraz część powiatu frysztackiego, a czeskiej powiat frydecki i pozostałą częścią powiatu frysztackiego. Kryterium podziału etnograficznego nie zostało jednak zaakceptowane przez rząd w Pradze, który przedstawiał swoje wydumane

18

pretensje rzekomo historyczne wobec terenów zamieszkałych przez Polaków. Jedną z głównych przyczyn tego sporu była też strategiczna dla Czechosłowacji linia kolejowa z Bogumina do Koszyc – tzw. Kolej Koszycko-Bogumińska, wówczas jedno z najważniejszych połączeń czeskiej sieci kolejowej ze Słowacją11. Dalszym powodem były złoża węgla kamiennego w zagłębiu karwińskim i przemysł ciężki Śląska Cieszyńskiego, czyli przede wszystkim huta w Trzyńcu, zakłady przemysłowe w Boguminie oraz zakłady metalurgiczne Vitkowice akurat zlokalizowane w Polskiej Ostrawie. Nie bez znaczenia były także mocarstwowe ambicje Czechów. Przedwojennymi celami politycznymi postawionymi Czechosłowacji przez Karla Kramářa, pierwszego czeskiego premiera, było dążenie do utworzenia silnego i bardzo rozległego państwa czeskiego rzekomo w granicach historycznych, połączonego wspólną granicą z Rosją. Jego ambicje obejmowały zajęcie znacznych części południowej Polski, zachodniej Ukrainy, Śląska, Słowacji, a nawet Łużyc i północnej Austrii12. 28 listopada 1918 roku Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski wydał dekret o wyborach do Sejmu Ustawodawczego na dzień 26 stycznia 1919 roku (Dz.U. z 1918 nr 18 poz. 47). Ustanowiony dekretem okręg wyborczy nr 35 obejmował między innymi na Śląsku Cieszyńskim: miasto Bielsko, powiat bielski, powiaty Cieszyn i Frysztat bez gmin: Orłowa, Dziećmorowice, Pietwałd, Łazy, Sucha Średnia i Dola. Dekretu tego nie uznały władze czeskie w Pradze i zażądały wycofania się polskiej administracji oraz oddziałów polskich z tego terenu. Miało to na celu uniemożliwienie przeprowadzenia w polskiej strefie wyborów do Sejmu13. Czechosłowacja rozpoczęła także koncentrację swych wojsk w rejonie Cieszyna. Te oddziały składały się głównie z żołnierzy rekrutujących się z formacji legionów czechosłowackich walczących w czasie I wojny światowej na terenie Włoch i Francji, którzy powracali teraz do domu. W połowie grudnia Józef Piłsudski wysłał do prezydenta Czech Tomáša Masaryka oficjalny list z prośbą o rozwiązanie konfliktu drogą negocjacji, ale Czesi w odpowiedzi cynicznie zajęli zbrojnie Spisz i Orawę. Następnie wykorzystując chaos panujący w Polsce w związku z organizowaniem się struktur państwowo-wojskowych, wojną polsko-ukraińską i powstaniem wielkopolskim, 23 stycznia 1919 roku, na rozkaz premiera Karla Kramářa i prezydenta Tomáša Masaryka, wojska czeskie w liczbie 16 tys. żołnierzy, wsparte pociągiem pancernym i artylerią pod dowództwem ppłk. Josefa Šnejdarka, wkroczyły na Śląsk Cieszyński14. Atak był jednostronnym aktem agresji oraz dodatkowo złamaniem umowy z 5 listopada, a jego celem było zajęcie i wcielenie całego Śląska Cieszyńskiego do Czechosłowacji. W pierwszym dniu ofensywy mający olbrzymią przewagę liczebną i sprzętową Czesi zdobyli ważny węzeł kolejowy Bogumin oraz kopalnie Zagłębia Karwińskiego. Naprzeciw regularnej armii czechosłowackiej stanęły ze strony polskiej tylko naprędce improwizowane oddziały ochotnicze złożone z miejscowych górników i polskiej młodzieży szkolnej dowodzonej przez gen. Franciszka Latinika. Pomimo oporu, wobec ogromnej przewagi przeciwnika te bardzo nieliczne oddziały polskiej samoobrony liczące w tym etapie wojny ok. 1,5 tys. Czesi zaczęli spychać w kierunku Cieszyna15. Mimo dokonanych uzupełnień przez ochotników nadchodzących z terenów Polski oraz zwiększenia liczby obrońców do ok. 3 tys. oddziały polskie sukcesywnie spychane były za linię Wisły. Czesi 24 stycznia zajęli Karwinę, Suchą i Jabłonków, a o świcie 26 stycznia natarli na, znajdujący się między Zebrzydowicami i Kończycami Małymi, 60-osobowy oddział kpt. Cezarego Hallera, brata gen.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Historia skiego do Czechosłowacji i dopiero po bardzo silnych naciskach mocarstw zachodnich Czesi zgodzili się przystąpić do negocjacji17. W dniu 3 lutego podpisano polsko-czeski układ o tymczasowej granicy na Śląsku Cieszyńskim, w myśl którego ustalono nową linię demarkacyjną wzdłuż linii kolei koszycko-bogumińskiej. Tu strona czeska uzyskała południowo-zachodnią część powiatów Cieszyn i Frysztat kontrolowanych przed inwazją przez Polskę. Był to oczywiście obszar zamieszkały w olbrzymiej większości przez Polaków. Zmuszenie strony czeskiej do realizacji postanowień tej umowy okazało się bardzo trudne. Przeciągające się negocjacje w sprawie wycofania się wojsk czeskich były kilkakrotnie przerywane ponownymi atakami żołnierzy czeskich, którzy próbowali pokonać słabsze oddziały polskie, przy czym ostatnie ataki zostały podjęte przez wojsko czeskie pomiędzy 21–24 lutego. Po wielokrotnych interwencjach mocarstw zachodnich Czesi wycofali się w końcu na nową korzystniejszą dla nich od linii z 5 listopada linię demarkacyjną18. 25 lutego wojsko polskie wreszcie ponownie wkroczyło do – ale już tylko wschodniego – Cieszyna.

Obszar planowanego plebiscytu w 1919 roku na Śląsku Cieszyńskim oraz na Orawie i Spiszu, do którego nie doszło. Źródło: www.SlaskCieszyński. Dostęp: 06.07.2012.

Józefa Hallera. Około godz. 8 rano czeskie natarcie powstrzymała dopiero polska kompania piechoty z Wadowic dowodzona przez porucznika Kowalskiego. Około południa tego samego dnia wojska czeskie natarły na Stonawę, z której Polacy musieli się wycofać na skutek braku amunicji. Po jej uzupełnieniu podjęli wysoce nieskuteczną próbę odbicia miasta. W natarciu na czeskie pozycje zginęło ok. 75% polskiej kompanii. Pozostałych kilkunastu żołnierzy wziętych do niewoli Czesi wymordowali, zakłuwając ich bagnetami. Była to niczym nieusprawiedliwiona zbrodnia wojenna i akt ludobójstwa, który obciąża czeskich polityków z BeneŠem na czele. Z odsieczą w rejon walk przybyły polskie posiłki pchor. Królikowskiego, które kontratakiem spieszonych szwoleżerów odzyskały utracony teren i zatrzymały czeskie natarcie na tym odcinku frontu. W związku z ponawianymi atakami czeskimi od strony lewej flanki w rejonie Suchej Górnej i Olbrach-

cic, bronionej tylko przez 30 miejscowych milicjantów ppor. Pawlasa, gen. Latinik ok. godz. 17.00 wydał rozkaz wycofania wojsk na linię Wisły i opuszczenia oskrzydlonego już przez czeskich agresorów Cieszyna. Następnego dnia wojska czeskie zajęły Cieszyn, Goleszów Hermanice, Ustroń i Nierodzim. „Natychmiast po wejściu do Cieszyna wywiesili Czesi na wieży ratuszowej chorągiew o czeskich kolorach narodowych. Zaraz też pozdzierano wszystkie orły polskie, przy czym żołnierze czescy orły te deptali, pluli na nie i rzucali do Olzy” – pisał redaktor „Dziennika Cieszyńskiego”, Władysław Zabawski16. W dniach 28–31 stycznia stoczono na linii Wisły nierozstrzygniętą krwawą bitwę pod Skoczowem. Ta operacja zatrzymała dalszy postęp wojska czeskiego. W tym samym czasie z powodu silnego nacisku Ententy nastąpiło też zawieszenie broni. Strona czeska jednak nie bardzo chciała zrezygnować ze swego celu włączenia całego Śląska Cieszyń-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

1 Szerzej zob. Historia Śląska. T. II. cz I. Pod red. W. Długoborskiego. Ossolineum. Wrocław-Warszawa-Kraków 1966, s. 327-406. 2 H. Łowmiański: Początki Polski. T. III, cz. I. PWN, Warszawa 1971, s. 159 i nast. 3 Kronika Thietmara. PWN, Warszawa 1974, s. 65-71. 4 J . Chlebowczyk: Nad Olzą. Wyd. Śląsk, Katowice1971, s.16 i nast. K. Popiołek. Historia Śląska. Wyd. Śląsk, Katowice 1975, s. 23 i nast. 5 http/www.SlaskCieszyński.pl. Dostęp: 06.07.2012. 6 Ibid. Dostęp: 06.07.2012. 7 Rocznik statystyczny RP. 2010. GUS, Warszawa 2011, s. 267-282 oraz Rocznik statystyczny Rep. Czeskiej. 2010. Praga 2011. Rozdział: Kraj Morawsko-Śląski, s. 367-379. 8 Historia Śląska…, op. cit., s. 359 i nast. 9 Ibid., s. 384. 10 H. Zieliński: Historia Polski. PWN, Warszawa 1970, s. 75-79. 11 Z. Gluza: Zaolzie 1918–1920. Karta 55. Fundacja Ośrodka Karta, Warszawa 2008, s. 34-27. 12 J . Friedl: Na jednym froncie. Wyd. Scholar, Gdańsk-Warszawa 2011, s. 29-34. 13 A.L Szczęśniak: Historia 1918-1939. Innowacja. Warszawa 1993, s. 56. 14 T. Janowicz. Czesi. Studium historyczno-politologiczne. Wojna o Śląsk Cieszyński. Wyd. Antyk 2010, s. 32-38. 15 J. Drużycki: Zapomniana wojna. Czesi w Cieszynie 1919. www.Polskie kresy. Dostęp: 06.07.2012. 16 „Dziennik Cieszyński” 28.01.1919. 17 Szerzej zob. W. Janik: Bitwa pod Skoczowem. 28– 30 stycznia 1919 r. Książnica cieszyńska. Cieszyn 1999, s. 5 i nast. 18 M.K. Kamiński: Konflikt Polsko-Czeski 1918–1921. Nestor, Warszawa 2001, s. 67 i nast.

19


Biografie Pozostaje legendą filharmoników i nauczycielką gwiazd śpiewających w teatrach muzycznych świata. Nazywa się Irena Lewińska.

Maestra śpiewu solowego cz. I Henryk Szczepański

Pierwsza dama pieśni symfonicznej Przyjaciół i adeptów pieśniarstwa przyjmowała w swoim mieszkaniu na trzecim piętrze narożnej kamienicy u zbiegu Podgórnej z Dąbrowskiego. Przed wojną mieszkał tam dyrektor Śląskiego Konserwatorium Muzycznego prof. kpt. Faustyn Kulczycki i jego żona Waleria, a po sąsiedzku pod nr 8. prof. Jan Bielecki, muzyk tej uczelni. Sąsiadem Ireny z II piętra był malarz Walter Brzoza. Dla artystów było to miejsce magiczne. Poczesną jego ozdobę stanowił czarno lakierowany „Bechstein”, w którego dźwięki, a nierzadko i liryczny sopran pani Ireny z upodobaniem wsłuchiwali się sąsiedzi z pobliskich domów. Pełniło też funkcję gabinetu, w którym odbywała się nauka śpiewu. Profesor Lewińska ceniła sobie punktualność. Lekcje rozpoczynały się równo o umówionej godzinie. – Zawsze elegancko ubrana zasiadała przy pianinie. Grała, a ja śpiewałam – wspomina Leokadia Duży, dawniej uczennica prof. Lewińskiej, a potem primadonna Opery Śląskiej – W przerwach rozmawiałyśmy o technice wykonawczej. Gdy towarzyszyła nam akompaniatorka, pani Profesor siadała przy stoliku obok – słuchała, śpiewała frazy i robiła uwagi. Doskonale pamiętam ten dom, trafiłabym tam z zamkniętymi oczyma. Również wtedy, gdy już pracowałam, chętnie pomagała, doradzała i korygowała mój śpiew. Dzięki jej radom pokonywałam moje słabości. To było bardzo cenne na piątym roku, gdy zbliżałam się do dyplomu. Umiała dodać otuchy bo była osobą wielkiej mądrości o nietuzinkowym poczuciu humoru. Zyskiwała przy bliższym poznaniu. To był szalenie dobry człowiek, nieprawdopodobnie inteligentny i nieprawdopodobnie dobrze słyszący! Słyszała nadzwyczajnie, co być może wiązało się ze znacznie osłabionym wzrokiem. Zawdzięczam jej miłość do muzyki francuskiej. Ona mi ją zaszczepiła. Przechowuję wydane w Paryżu nuty: Faure, Gounoda, Ravela i Debussy’ego, z których kiedyś ona grała. Po śmierci swojej siostry pani Zofia Lewińska, zgodnie z wolą zmarłej podzieliła jej nuty pomiędzy uczennice. Mnie dostała się kolekcja francuska. Czuję się spadkobierczynią tej szkoły i tradycji. W salonie przy Dąbrowskiego Irena organizowała domowe koncerty noworoczne, podczas których wspólnie z jej bratem Maciejem, księdzem katolickim i Zofią, siostrą, architektem z Krakowa, goście śpiewali kolędy, a potem podziwiali pieśni w wykonaniu pani domu. Gdy zasiadała przy fortepianie, na jej twarzy malowało się ożywienie i radość. Miała czarujący uśmiech i pełne życzliwości spojrzenie. W jej szarych oczach wyglądających zza okularów zawsze tliła się iskierka wesołości. Taka była na co dzień i taka pozostała na fotografiach w rodzinnych albumach. Miłym i zawsze oczekiwanym gościem pieśniarki była Stefania Szewczykowa, żona pisarza; Irena przepadała za wypiekanymi przez nią tortami. Znały się od dzieciństwa. W przedwojennym Sosnowcu, dziadek Stefanii miał dom z ogrodem, w sąsiedztwie którego mieszkali rodzice Ireny. Irena i siostra Stefanii uczęszczały na lekcje gry na pianinie do tej samej nauczycielki, dobrej znajomej Jana Kiepury, zamieszkującej w pobliżu ich domów, w okolicy ulicy Pańskiej, dziś nazywanej Rozwojową.

20

Wśród szkolnych koleżanek, czerwiec 1928. Irenka Lewińska stoi pierwsza z prawej. Fot. arch. dom. Z. Lewińskiej

W powojennych Katowicach Lewińska zachodziła do Szewczyków mieszkających nieopodal przy Plebiscytowej. Tam spotkała Wojciecha Żukrowskiego, znajomego z czasów okupacji; wtedy animatora zakonspirowanego życia kulturalnego Polaków w Krakowie. Dawniej spotykali się przy okazji koncertów w kościele Mariackim. W 1948 roku, gdy był już popularnym pisarzem i poetą podarował jej jeden z pierwszych egzemplarzy swojej nowej książki Piórkiem flaminga. Na stronie tytułowej wykaligrafował krótką dedykację: „Irusi – Wojtuś”. Zaczęło się nad Przemszą... Urodziła się 14 stycznia 1917 r. w Sosnowcu, w parafii Wniebowzięcia NMP, słynącej z wspaniałych talentów śpiewaczych. W domu Janiny i Aleksandra Lewińskich przy Pańskiej zawsze znajdował się jakiś instrument, a ojciec Ireny śpiewał imponującym basem. Robił to z wielkim upodobaniem. Choć był amatorem brzmiał jak profesjonalista. Wtedy za oknami ich domu leżącego w pobliżu bulwarów nad Przemszą jeszcze piękniej kląskały słowiki a wiosną i latem cudownie pachniały bzy, czeremchy i jaśminy. Najpierw, jako mała dziewuszka z warkoczykami, podśpiewywała na podwórku, przed sosnowieckim domem rodziców. Po latach okazało się, że nie była to przedszkolna zabawa, ale pasja na całe życie. Gdy została gimnazjalistką pani Heleny Rzadkiewiczowej, występowała na szkolnych uroczystościach. Garnęła się do sceny i publiczności. Rówieśnicy zapamiętali ją jako drobną dziewczynkę w szarym mundurku i plisowanej spódniczce, prawie każdej niedzieli, tuż przed rozpoczęciem poranku filmowego dla dzieci, śpiewała piosenki w sosnowieckim kinie „Zagłębie”. Wtedy nikomu nie przyszło do głowy, że kilkanaście lat później, już jako profesjonalistka, na podobnych porankach artystycznych dla dzieci będzie śpiewała w teatrze im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, a w eterze jej recital będzie transmitowało Polskie Radio. Przed wojną była jedną z pierwszych wokalistek rozgłośni radiowej w Sosnowcu. W tamtejszym Żeńskim Gimnazjum przy ulicy Dęblińskiej otrzymała świadectwo dojrzałości. Pod okiem mistrzów Studiowała w Śląskim Konserwatorium Muzycznym w Katowicach i tu w roku 1939 zdobyła dyplom. Brała lekcje u prof. Marii Gajekowej. Wybuch wojny uniemożliwił jej wyjazd na stypendium artystyczne do Włoch. W Krakowie, mimo okupacji kontynuowała studia. Od 1940 r. była uczennicą, a przez jakiś czas także asystentką sławnego tenora prof. Bronisława Romaniszyna, wychowanka Jana Reszke – wielkiej sławy światowej wokalistyki.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Biografie Swojej uczennicy maestro podarował piękne gabinetowe zdjęcie z dedykacją. – Zawsze należało do najcenniejszych pamiątek mojej siostry – zapewnia Zofia Lewińska – prof. Romaniszyn jeszcze przed wojną był wykładowcą katowickiego konserwatorium muzycznego. Zapamiętałam go jako człowieka niezwykle pogodnego, życzliwego i chętnie opowiadającego anegdoty, szczególnie góralskie. W 1936 roku Lewińscy przeprowadzili się z Sosnowca do Krakowa. Okupacja W czasie wojny młoda pieśniarka podjęła pracę na poczcie, gdzie sprzedawała znaczki i przyjmowała listy. Tym sposobem uniknęła deportacji w głąb Niemiec albo ciężkiej pracy fizycznej, na jaką naziści skazywali osoby polskiego pochodzenia. – Gdy Niemcy zajęli Kraków – wspomina pani Zofia – moja siostra pilnie zaczęła się uczyć języka niemieckiego. Wcześniej dobrze posługiwała się włoskim i francuskim. Miała jakieś specjalne uzdolnienia, bo dość szybko opanowała mowę naszych wrogów. Dzięki temu, że płynnie mówiła po nie-

Irena Lewińska i akompaniatorzy po dyplomie ŚKM. Fot. arch. dom. Z. Lewińskiej

miecku i dzięki wrodzonemu sprytowi uniknęła przymusowej pracy w fabryce, a niedługo potem wymknęła się z łapanki przy moście Dębnickim. Wraz z rodzicami i siostrą mieszkała wtedy przy ulicy Kazimierza Wielkiego 142. Na konspiracyjnych kompletach doskonaliła warsztat wokalny. Brała udział w tajnych recitalach i koncertach organizowanych w domach polskich inteligentów. Pani Zofia przypomina sobie znakomity kawał, jaki krakowianie zrobili okupantom. W proniemieckiej gadzinówce „Goniec krakowski” ktoś zamieścił ogłoszenie drobne o treści: „Władysław Sikorski – garbuje skóry dzikich zwierząt; specjalność – iberalesy”. Zanim Niemcy się połapali, krakowianie zdążyli się dobrze uśmiać! Irena śpiewała w kościołach i kawiarni dopiero co otwartego Domu Plastyków przy Łobzowskiej 3, a regularnie, każdej niedzieli w mariackiej bazylice. Była solistką chóru Stefana Profica, wieloletniego organisty i dyrygenta chórzystów od Najświętszej Marii Panny – organizatora życia muzycznego w katolickich świątyniach okupowanego Krakowa. Przy parafii w Rzemieślniczym Towarzystwie Śpiewackim „Hasło” jako wokalista występował także jej ojciec. Przed wspaniałym ołtarzem Wita Stwosza wielokrotnie wykonywała Modlitwę Leonory” z IV aktu Mocy przeznaczenia Giuseppe Verdiego zaczynającą się od słów: „Pace, pace, mio Dio”. Udział w na wpół legalnych „koncertach mariackich”, w których śpiewała najważniejsze partie solowe, był dla krakowskich patriotów okazją do zamanifestowania polskości. Chyba tęskniła za Katowicami.

Z Krakowa do Katowic wyprawiła się natychmiast gdy tylko dowiedziała się, że są już wyzwolone. – To było w lutym albo w marcu. Nie kursowały jeszcze pociągi. Zabrała się jakąś ciężarówką z rosyjskimi żołnierzami. Potem mama natarła jej uszu i bardzo ją strofowała za niepotrzebną brawurę. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Gdy już przyjechała do Katowic, to najpierw pobiegła do Konserwatorium i tam odszukała znajomych. Znalazła sobie jakąś sublokatorkę, ale po dwu czy trzech tygodniach wróciła do rodziców na Kazimierza Wielkiego. „Wycieczka” do Katowic zadecydowała o dalszych losach Ireny. Dnia 15 marca 1945 r. rektor organizującego się konserwatorium – prof. Faustyn Kulczycki – przysłał do niej list, a w nim, znamienne dla tamtych czasów – urzędowo-wojskowe wezwanie zaczynające się od: „Wzywam Obywatelkę…” Za wstawiennictwem rektoratu wicewojewoda Zięntek przyznał jej dwa pokoje z kuchnią i łazienką przy ulicy Dąbrowskiego 16. Tam mieszkała do końca życia. – W tamtych latach często podróżowała pomiędzy Krakowem i Katowicami. Chętnie wpadała do rodziców i śpiewała w obydwu filharmoniach: krakowskiej i katowickiej – wspomina pani Zofia Lewińska. Uczniowie wielkiej maestry Otrzymała angaż nauczycielki Liceum Muzycznego w Katowicach, a od 1954 roku aż do ostatnich dni była wykładowcą klasy śpiewu solowego w katowickiej Akademii Muzycznej. W latach 1967–1969 pełniła obowiązki dziekana wydziału wokalnego tej uczelni. Cieszyła się autorytetem wytrawnego znawcy pieśni francuskiej i prowadziła seminaria z tego zakresu. Studenci zapamiętali ją jako człowieka szczególnej dobroci o wyjątkowej kulturze osobistej. W ich opinii „pani docent Lewińska, to doskonały pedagog, rozumiejąca niepokoje śpiewaka, cennymi radami potrafiąca wesprzeć debiutanta”. – Ta praca cieszy i przynosi satysfakcję – zwierzała się doc. Lewińska opowiadając o swoich zajęciach ze studentami wokalistyki. Trudno byłoby wymienić wszystkich adeptów, którzy kształcili się pod jej kierunkiem. Primadonnami scen muzycznych i operowych świata pozostają jej uczennice: słynąca z niezwykłego głosu i talentu aktorskiego, Urszula Koszut-Okruta, uczestniczka konkursu w Genewie w y1965 r., potem solistka Teatru Wielkiego w Warszawie, a później wykonawczyni pierwszoplanowych partii na wielu scenach operowych Europy i Ameryki; sławna na wielu kontynentach Krystyna Zaręba, zdobywczyni medalu na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Marii Callas w Atenach (1978 r.); Leokadia Duży, ostatnia dyplomantka prof. Lewińskiej, solistka Opery Śląskiej, laureatka konkursów krajowych i międzynarodowych; Maria Zientek, solistka tejże Opery i laureatka licznych nagród, a także tenor liryczny Piotr Beczała, który od 2000 r. z roku na rok oczarowuje melomanów kolejnych teatrów muzycznych: Covent Garden w Londynie, Opera Bastille w Paryżu, La Scala w Mediolanie, Staatsoper w Monachium czy Metropolitan Opera na Broadwayu, gdzie zaśpiewał księcia Mantui w Rigoletto Giuseppe Verdiego. – Irena była wspaniała. Prawdę powiedziała każdemu. Należała do osób odważnych. Była doskonałym fachowcem. Znała się na muzyce – francuską miała w jednym palcu. Tego co na ten temat mówiła, słuchaliśmy z ogromnymi uszami! Była laureatką wielkiego konkursu i cudowną koleżanką. Choć miła i towarzyska do końca pozostała kobietą samotną. To był jej wybór. Miała więcej czasu dla muzyki. Uczniowie ją kochali i uwielbiali, uznawali ją za prawdziwą Maestrę! Należała do pokolenia śpiewaczek o sławie niepodważalnej. Upływ czasu przyćmił nieco pamięć tamtych dni, ale ja chętnie wracam do dawnych autorytetów – powiedziała Halina Skubis, primadonna operetek w Krakowie i Gliwicach, potem starszy wykładowca w klasie śpiewu solowego katowickiej Akademii Muzycznej”.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

21


Historia Razem z Filharmonią Śląską stronnością repertuaru (obok przepięknych pieśni Debussy’ego i Pieśni KurJako śpiewaczka koncertowa debiutowała 26 maja 1945 r. Działo się to w Ka- piowskich Szymanowskiego – aria z „Wesela Figara” Mozarta). Młodą śpietowicach, na scenie Państwowej Filharmonii Śląskiej przy ulicy Sokolskiej 2, waczkę oczekuje niewątpliwie wielka kariera estradowa”. która tego samego dnia i tym samym koncertem – również jako debiutantZimą 1946 r. na „talent, walory głosowe i wykonawcze” początkującej arka – wpisywała się w kroniki muzyki narodowej. tystki uwagę zwrócił także katowicki krytyk muzyczny M. J. Michałowski. Po Na estradzie towarzyszyli jej najznakomitsi polscy muzycy, a na sali elita wysłuchaniu jej recitalu w Filharmonii Śląskiej, prorokował, że takie atuty kulturalna ówczesnych Katowic oraz dziesiątki zaproszonych gości z Krako- „predestynują do zajęcia jednego z pierwszych, jeśli nie pierwszego miejsca, wa, Poznania, Lublina, Łodzi i zrujnowanej jeszcze Warszawy. Katowicki kon- wśród młodych polskich śpiewaczek estradowych”. cert miał rangę uroczystości ogólnopolskiej, w niespełna trzy tygodnie po zaW jego recenzji odnajdujemy jeden z najbardziej wnikliwych i obszerkończeniu okupacji, zapoczątkowującej pierwszy powojenny sezon muzyczny. nych opisów artystycznej sylwetki Ireny Lewińskiej: „Głos ma z natury piękny, Owego wiosennego popołudnia wraz z orkiestrą symfoniczną pod batutą o miłej barwie, i uczuciowej niezbyt gęstej wibracji. Znakomita, jak się okaprof. Faustyna Kulczyckiego zaśpiewała 3 przez niego skomponowane pieśni: zało, szkoła p. Romaniszyna i własna praca artystki uczyniła z niego instru„O, gwiazdeczko”, „Len” oraz „O czym ci się śni, dziewczyno?”. ment o bardzo wysokiej sprawności technicznej. Prawidłowa impostacja, przy Była gwiazdą starannie wyreżyserowanego koncertu, po jej występie nadzwyczajnie wyrównanych rejestrach i opanowaniu, ekonomicznie używai burzy braw orkiestra, nad którą dyrekcję przejął Jan Niwiński, grała utwo- nym oddechu pozwala artystce na swobodną i interesującą muzycznie interry, przy których „nogi same niosą do tańca”: skocznego „Krakowiaka”, autor- pretację z wielkim smakiem i kulturą wybranych utworów. stwa obecnego w audytorium prof. Ludomira Różyckiego, potem „Tańce góW koncercie Lewińskiej zagadnienie architektoniki muzycznej, tj. przy ralskie” Stanisława Moniuszki, a na finał jego dziarskiego „Mazura” z „Halki”. jednoczesnym zachowaniu ładu stylowego rozwiązane zostało należycie. Chcąc nie chcąc Irena Lewińska jako pieśniarka symfoniczna została ró- W bezpośredniej, szczerej, pełnej umiaru i wyczucia stylu interpretacji artystwieśniczką Filharmonii Śląskiej. ki znalazły właściwy wyraz dzieła Bacha, Haendla, Mozarta, Brahmsa, PadeTego samego roku, z programem inauguracyjnym katowiccy filharmonicy rewskiego, Debussy’ego, Szymanowskiego i na bis Chopina, Niewiadomskiego i solistka wystąpili w Zabrzu, a następnie w Dąbrowie Górniczej. i Moniuszki. Bezwzględna czystość intonacji, wyrazista dykcja i przemyślaPierwsza dama pieśni symfonicznej miała szczęście do inauguracji. Pod- na praca sprawiły, że słuchacze, jakkolwiek z żalem stwierdzamy — nie dość czas uroczystego otwarcia Filharmonii Śląskiej w Katowicach zapoczątko- liczni, wynieśli z koncertu jak najlepsze wrażenie” – pisał Michałowski w cywała pierwszy sezon muzyczny w wyzwolonej Polsce. Parę dni po tym hi- klu „Z sal koncertowych” ukazującym się na łamach „Dziennika Zachodniego”. storycznym wydarzeniu wystąpiła w „Koncercie Solistów” Państwowego Ten sam krytyk równie wysoką notę wystawił jej w kilka miesięcy późKonserwatorium Muzycznego w Katowicach. Koncert otworzył cykl popu- niej, po wysłuchaniu koncertu ku czci Karola Szymanowskiego: „Irena Lewińlaryzujący osiągnięcia pedagogów i studentów. Od pierwszego koncertu (25 ska i tym razem nie zawiodła pokładanych w niej nadziei. Ślicznie, miękko marca 1945) jako wokalistka śpiewała z towarzyszeniem Orkiestry Symfo- brzmiący jej głos, wyrazista i czysta wymowa, absolutna pewność intonanicznej Polskiego Radia w Katowicach, występującej wtedy pod batutą Wi- cyjna w połączeniu z bardzo muzykalną, można by powiedzieć, idealną intolda Rowickiego. W jej skład wchodzili muzycy Narodowej Orkiestry Sym- terpretacją Pieśni Kurpiowskich Szymanowskiego dały chwile najpełniejszefonicznej założonej w Warszawie w 1935 roku. To był ich powojenny debiut go zadowolenia” – napisał w „Dzienniku Zachodnim” z dnia 6 maja 1946 r. na antenie rozgłośni Katowice. Właśnie w tych dniach mieszkająca już w Katowicach Irena decydowała się na udział w ogólnopolskich przesłuchaniach młodych muzyków i śpieOpinie waków, które organizowało ministerstwo kultury. W sobotę, 2 czerwca 1945 r. Irena Lewińska znów śpiewała w Filharmonii przy ulicy Sokolskiej, prezentując już nieco inny repertuar. Recenzent muzyczny Trybuny Robotniczej napisał: „Osiągnęła poziom kultury śpiewaczej, który bez przesady nazwać można europejskim, a na naszym śląskim terenie najwyższym. Idealnie czysty sopran, wspaniała technika, najdokładniejsze opracowanie każdej nuty, każdego spadku głosu — połączyła z repertuarem interesującym: Szymanowski, Debussy, Franck. Jesteśmy winni Lewińskiej nie tylko wdzięczność za wspaniały koncert (najefektowniejszy był chyba „Syn marnotrawny” Debussy’ego), ale i uznanie dla wielkości jej talentu”. Po kilku miesiącach, na łamach „Tygodnika Powszechnego” Ireną Lewińską zachwycał się Stefan Kisielewski, który słuchał jej w Filharmonii Krakowskiej: „To rzadki u nas przykład głosu idealnie postawionego i wyrównanego. Jest to duży sopran o pięknym, ciemnym dole i jasnej, donośnej górze, emisja głosu i dykcja nienaganne, muzykalność i kultura również na wysokim poziomie — w sumie śpiewaczka naprawdę nieprzeciętna, ujmująca przy tym wszech-

22

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Historia

W sąsiedztwie mistrza Monika Bednarczyk

wracał ze swoich podróży. Trwałość i jej potrzeba nie wyklucza jednak wolności, ona jest stanem umysłu. Dlatego obywatel lwowskiej ojczyzny stał się obywatelem świata, który to świat do niego zwracał się z prośbą o tworzenie muzyki: „To zabrzmi może absurdalnie, ale właśnie siedząc w swoim domu dostałem się do Hollywood – powiedział przekornie. – Po prostu, mam telefon”.

„Pan profesor Adam Rieger zorganizował spotkanie, na którym miano ocenić, czy mam talent i rokuję nadzieję na jego rozwinięcie. Przybyli Stanisław Wiechowicz, Maria Dziewulska i chyba także Malawski. Mała ojczyzna, czyli fenomen Śląska Zadecydowano, że warto się mną zająć, że być może coś ze mnie bę- „Poniżej placu, na skrzyżowaniu z ulicą Batorego – wspomina Alekdzie, ale wymaga to sporo pracy (…).” sander Nawarecki w swojej książce zatytułowanej Lajerman – mieści W. Kilar się piekarnia, przed którą w czasach szkolnych co sobota wystawałem w ogromnej kolejce po chleb, ramię w ramię z Wojciechem Kilarem. Program 3 Polskiego Radia 29 grudnia 2013 r. nadał wiadomość Mieszkał wtedy w pobliżu, chyba na Curie-Skłodowskiej, blisko skrzyo śmierci Wojciecha Kilara – pianisty, kompozytora. Kazimierz żowania z Rymera (…). Pięćdziesiąt metrów stąd, na skrzyżowaniu Kutz, którego poproszono o wypowiedź przywołał postać człowie- z ulicą PCK, mieszkał Jerzy Piotrowski (perkusista „SBB”), a na przeka, który żył i tworzył w Katowicach. Swoje utwory grał z orkiestrą dłużeniu tej ulicy (w stronę katedry) sto metrów dalej, bluesman Irenesymfoniczną Polskiego Radia – można je było zapewne wielokrot- usz Dudek (Shakin’Dudi). Kręcił się tu także Ryszard Riedel (..)”. Śląsk, nie posłyszeć przechodząc ul. Ligonia, bądź Placem Sejmu Śląskie- jak pisze Nawarecki, to kraina muzyki. Kraina wielbiąca równocześnie go. „On był Ślązakiem z wyboru” – powiedział Kutz. trwałość, czyli tradycję jak również, niePogrzeb kompozytora miał charakter państwowy i odbył się w Kabojąca się zmian, czyli innotedrze Chrystusa Króla. Wojciech Kilar należał jednak do brynowwacji. skiej parafii pod wezwaniem Najświętszych Imion Jezusa i Maryi. Tam też wspominano jego odejście, tak jak wspomina się o każdym członku wspólnoty. A jednak tym razem pożegnano mistrza, który żył i tworzył w sąsiedztwie. Obywatel świata Wojciech Kilar był rodowitym lwowianinem. We Lwowie spędził dzieciństwo, które zakończyła II wojna światowa, kończąc równocześnie erę polskości tego miasta. Jego utrata wytworzyła bardzo szybko mit Kresów – pogranicza obfitego w ludzi o nieprzeciętnej inteligencji, talencie i sposobie bycia innym a zarazem imponującym. Wielkość polskiego Lwowa rozproszyła się za sprawą rozproszonych jego mieszkańców po całej Polsce i świecie. Wojciech Kilar trafił do Rzeszowa. Do Lwowa nigdy już nie powrócił. „Natomiast to – mówił – w czym ja, a także wszyscy lwowiacy wyrośliśmy i co nas w pewien sposób ukształtowało, to bardzo wczesna edukacja patriotyczna i polityczna, wynikająca z faktu, że zostaliśmy pozbawieni naszego – na to wciąż nie ma polskiego słowa – Heimatu, naszej małej ojczyzny.” Rzeszów okazał się jedynie etapem podróży do miejsca i ludzi, którzy zdołaliby opanować młodego człowieka i jego talent. Niejako przez Kraków (roczny epizod) Kilar trafił do Katowic, do liceum muzycznego i później do Akademii Muzycznej, do świata zdecydowanie bardziej ascetycznego, lecz gwarantującego przyszłość. „W Katowicach – wspominał – zaczęło się już dla mnie normalne życie muzyczne. Miałem wspaniałych kolegów i koleżanki, panowała dobra atmosfera muzyczna”. Owa atmosfera miała stać się ostoją kompozytora, a miasto przestrzenią, do której

nr 1(31) styczeń – luty 2014

23


Taki obraz Śląska współgra z ideą postmodernizmu, która w sztuce oznacza otwarcie na nowość bez odcinania się od przeszłości. Tak właśnie powstało dzieło Wojciecha Kilara Krzesany, w którym nawiązuje on do góralskiego folkloru. Oddał poniekąd w ten sposób hołd patronowi katowickiej Akademii – Karolowi Szymanowskiemu, to on, również zakochany w Zakopanem, wprowadził motywy górskiej muzyki do swoich utworów. Wkroczenie na szlaki fascynacji folklorem spotkało się jednak z dezaprobatą największego miłośnika talentu Szymanowskiego, jego kuzyna, Jarosława Iwaszkiewicza. Kilar wspominał: „(…) Iwaszkiewicz nie lubił Krzesanego, jest oczywiste. On żył przeszłością, dla niego liczyła się tylko muzyka Karola Szymanowskiego. Kto ośmielił się wtargnąć do świątyni Karola, i to tak radykalnie, zrobił rzecz niedopuszczalną”. Z fascynacji folklorem powstała również Orawa, utwór który, jak stwierdził kompozytor, w pełni go satysfakcjonował. Został również dobrze odebrany przez publiczność:„Od pierwszego wykonania w Zakopanem w roku 1986 – czytamy na oficjalnej stronie internetowej artysty – stała się przebojem sal koncertowych, zachwycając żywiołowością, energią, temperamentem”. Zdecydowanie innowacyjny charakter miał natomiast utwór Riff 62. W jego opisie czytamy: „Jest to wczesna kompozycja Wojciecha Kilara, która stała się symbolem sprzeciwu wobec tradycji, manifestem przyszłości, niemal sztandarowym przykładem sonoryzmu w muzyce polskiej”. Sam kompozytor nie czuł jednak przywiązania do owego sonoryzmu. Ta fascynacja szybko została porzucona, wiązała się bowiem z powtarzalnością i co za tym idzie z frustracją. „Bezpośrednio po Riffie – czytamy w wywiadzie z kompozytorem – zainspirowany zjawiskiem komunikacyjnego korka na ulicach Paryża, w którym wszyscy bez przerwy trąbią, napisałem Générique, który rozpoczyna się właśnie takim trąbieniem i syreną. Utrzymany w duchu sonorystycznym, nie jest najgorszym z moich utworów z lat 60. Ale nie jest już tak świeży jak Riff”. Potrzeba zmiany prowadziła Wojciecha Kilara drogą artystycznego rozwoju, nie pozwalając przy tym na zbyt długie okresy trwania w tym samym nurcie. To zaś owocowało różnorodnością.

24

W pobliżu ogrodu, w pobliżu człowieka Film stał się gałęzią sztuki, która angażuje wszystkie pozostałe jej dziedziny, nadając reżyserskiej wizji cechy spójnej narracji. Opowieść utkana z obrazu i dźwięku jako tło wykorzystuje muzykę. Niełatwo jednak godzić się kompozytorowi na rolę twórcy tła dla cudzej wypowiedzi artystycznej. Wojciech Kilar nie przywiązywał też wielkiej wagi do swej filmowej działalności. Pracował z największymi (także twórcami amerykańskiego kina), proszony o swój udział. Udział ten owocował muzycznymi perłami, które towarzyszyły nie tylko opowieściom, ale również najważniejszym polskim symbolom. Polonez wieńczący Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy jest tego najlepszym przykładem. Innym, równie przejmującym utworem staje się ten skomponowany dla Romana Polańskiego do filmu Pianista – utrzymany w stylistyce muzyki żydowskiej, wiodący głos klarnetu przeobraża się wrodzaj polemiki z obrazem zagłady. Wreszcie współpraca z Kazimierzem Kutzem i tworzenie muzyki dla śląskim obrazów. Przygoda z kinem oznaczała zatem umiejętność zejścia na drugi plan i jednocześnie zdolność wypełnienia go w sposób niepowtarzalny. Współpraca z ludźmi kina oznaczała również umiejętność otwarcia się na drugiego człowieka, jego wizję świata i sztuki, jego potrzeby. Tym jest właśnie kultura – składa się z ludzkiej działalności uporządkowanej tak, byśmy mogli postrzegać ją jako całość. Wojciecha Kilara można by nazwać człowiekiem porządku, precyzji, więc człowiekiem ogrodu. Ogród bowiem jako zjawisko kultury symbolizuje ludzkie pragnienie panowania nad materią, nad światem. Pracę kompozytora Kilar nazywał więc rzemiosłem, siebie zaś rzemieślnikiem, dążącym do harmonii i doskonałości swego dzieła: „prawdziwy kompozytor ma wyłącznie rzemiosło. Pisanie muzyki jest walką z interwałami, instrumentami, z materią muzyczną. Dlatego dopiero po ukończeniu utworu zastanawiam się nad jego sensem, znaczeniem”. Wojciech Kilar za najmocniejszą stronę swoich utworów uważał formę, do niej też przywiązywał ogromną wagę. W każdym utworze dążył do całości, choć te dążenia nie były dostrzegalne, nie stanowiły bowiem dla odbiorcy ciężaru.

Postrzeganie siebie jako rzemieślnika nie zaś artystę – członka bohemy, wiązało się zapewne z religijnością kompozytora. Uważał siebie za tradycjonalistę, przywiązanego do wiary i Kościoła i w tym sensie niechętny zmianom. Jednocześnie jednak zachowywał pokorę względem „innych”. „Istnieje forma tzw. katolicyzmu otwartego – mówił. – Otóż ja muszę się zadeklarować jako katolik zamknięty, powiązany różańcem, zamknięty na stronach brewiarza, przytłoczony szkaplerzem, związany obowiązkami mszy świętej, postu. (…) Ja jestem trochę fundamentalistą, ale nie triumfalistą katolickim. W stosunku do innych religii – buddyzmu, islamu, judaizmu, protestantyzmu – uważam się za katolika całkowicie otwartego”. Angelus – utwór skomponowany do słów Pozdrowienia Anielskiego – jest przykładem próby wyrażenia przez artystę religijnego doświadczenia. Podobnie Exodus, który jednak zyskuje znamiona owego otwarcia na inność: „Chciałem, żeby Exodus został odebrany tak, jak napisał Andrzej Chłopiecki – jako przejście przez Morze Czerwone. Kto czytał Pismo Święte i zna trochę muzykę żydowską, znajdzie w tym utworze pewne motywy z Księgi Wyjścia i cechy tej muzyki (tamburyn, w który uderza Miriam prorokini, święto Purim, klarnet)”. Exodus stał się ulubionym utworem Wojciecha Kilara. Przemijanie Kompozytor w rozmowach z Klaudią Podobińską i Leszkiem Polonym zapytany o znikomość życia przywołał Paryż jako miejsce, w którym przemijanie staje się przyjemne. Do tego miasta wielokrotnie też powracał. Zacytował utwór Arthura Rimbauda (w przekładzie J. Iwaszkiewicza), który ukazuje ową niezwykłą atmosferę paryskiego wieczoru: W taki wieczór w kawiarni szumiącej radośnie / Każesz dać bombę piwa albo lemoniady / Ach, nie jest się poważnym siedemnastej wiośnie / Kiedy cień lip zielonych kryje promenady. Po czym dodał: „W sześćdziesiątej piątej także, i aby tak zostało do końca”.

W artykule wykorzystano źródła: http://wojciechkilar. pl; Cieszę się darem życia. Rozmowy z Wojciechem Kilarem, Kraków 1997.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Historia „Kopernik” od kuchni to cykl artykułów poświęconych historii I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Będzinie, które w 2012 r. obchodziło 110-lecie istnienia. Ta najlepsza w powiecie będzińskim i jedna z najlepszych w województwie śląskim placówka szkolna, dbając o wysoki poziom nauczania, nie zapomina również o swojej historii, a będzińskie liceum może się pochwalić w tej dziedzinie wieloma ciekawymi anegdotami ze swojej ponad stuletniej przeszłości.

„KOPERNIK” OD KUCHNI Odsłona druga: Zgubne skutki nałogu

Będzińska Szkoła Handlowa (ob. I L.O. im. M. Kopernika). Rok szkolny 1911/1912. Główny bohater: uczeń klasy VII – Stanisław Kocot. Uczeń Wacław Zembal poprosił dyrektora szkoły – p. Sujkowskiego o zwolnienie go z ostatnich, dwóch lekcji, z powodu „spraw osobistych”. Dyrektor wyznając starą zasadę, że dla ucznia nie ma niczego ważniejszego niż edukacja, odmówił przychylenia się do jego prośby. Sam zainteresowany nie chciał też zdradzić Sujkowskiemu, czym są owe sprawy, które zmuszają go do wcześniejszego opuszczenia placówki szkolnej. Zembal postanowił jednak nie rezygnować z realizacji swojego zamierzenia. Udał się czym prędzej do szkolnego lekarza, gdzie uzyskał kartkę ze zwolnieniem ze względu na zły stan zdrowia. Sujkowski znał dobrze tego ucznia. Wiedział o jego nerwowości i jego chorobliwej megalomanii. Był jednak świadom, iż paradoksalnie jego zachowanie było dotąd nienaganne, dlatego sam postanowił wyjaśnić tę sprawę, bez poruszania jej podczas posiedzenia rady pedagogicznej szkoły. Kilka dni później dyrektor będąc w swym gabinecie, zauważył podczas tzw. dużej przerwy, iż uczeń klasy VII – Stanisław Kocot znajduje się w drzwiach, w pobliżu schodów, gdzie często uczniowie zwykli palić papierosy. Sujkowski udał się we wspomniane miejsce i tam nie będąc szczególnie zaskoczonym, zobaczył palącego Kocota. W tej samej chwili kategorycznym tonem kazał uczniowi zabrać swoje książki i bez ojca nie pokazywać się na terenie szkoły. Kocot postanowił jednak stawić czoła władzy Szkoły Handlowej i odpowiedział dyrektorowi: „ale ja mogę siedzieć do końca lekcji”. Sujkowskiego nie przekonał ten wątpliwej jakości argument i podtrzymał swój nakaz wobec ucznia o natychmiastowym opuszczeniu przez niego szkoły. Kocot był jednak pewny siebie. Nie pod-

porządkował się dyrektorowi, co tenże zauważył, bacznie obserwując zachowanie ucznia, który postanowił zostać na kolejnych zajęciach. Sujkowski poprosił nauczyciela, z którym delikwent miał kolejne zajęcia, aby ten przysłał do niego niepokornego młodzieńca. Tak też się stało. Kocot zjawił się w gabinecie dyrektora, gdzie zostało mu postawione pytanie: „co ma znaczyć ten objaw wyraźnego nieposłuszeństwa?” Uczeń tonem „podniesionym i rubasznym” odrzekł, iż uważa swoje zachowanie za powód zbyt błahy, aby stosować wobec niego tak surową karę. Sujkowskiemu w tym momencie skończyła się cierpliwość i zawołał woźnego. Kocot widząc, że jego sytuacja staje się beznadziejna, rzucił w stronę dyrektora, że „wyrzucać może swoich synów”, po czym wyszedł trzasnąwszy drzwiami. Kilka godzin później do drzwi mieszkania Sujkowskiego zapukał ojciec Kocota.

Z rozmowy z nim wynikło, iż młodzieniec „wybielił” się w oczach rodzica, przedstawiając mu swoją wersję wydarzeń. Dyrektor opisał ojcu przebieg całego zajścia. Kiedy ten zrozumiał, że jego syn może zostać usunięty karnie ze szkoły, charakter jego wypowiedzi wobec Sujkowskiego stał się „ostry i groźny”. Dyrektor nie dał się jednak zastraszyć. Tonem kategorycznym przerwał rozmowę i zakończył spotkanie. Sujkowski po przedstawieniu sprawy na posiedzeniu rady pedagogicznej zażądał usunięcia ucznia ze szkoły. Przymknięcie oka na brak szacunku dla władz szkoły byłoby sygnałem dla innych uczniów, iż mogą oni przekraczać dotąd wyraźnie ustalone granice i łamać bezkarnie zasady obowiązujące w szkole. Wychowawcy klas zaproponowali nieco inne sankcje wobec Kocota. Wrzosek wnioskował karę dłuższej kozy. Kwiatkowski był za usunięciem ucznia z prawem składania

Budynek I L.O. im. M. Kopernika w Będzinie. Lata 30-te XX w. Fot. Arch.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

25


Historia egzaminów wspólnie z uczniami klasy VII, po uprzednim przeproszeniu Sujkowskiego. Kaczyński zasugerował usunięcie Kocota, z prawem składania przez niego egzaminów z siedmiu klas, ze wszystkich przedmiotów, po uprzednim przeproszeniu dyrektora. Zaś Łazowski przychylając się do propozycji Kwiatkow6skiego, zaznaczył, iż należy dać do zrozumienia uczniowi, że nie jest pewnym, czy uzyska on prawo do składania egzaminów. Dyrektor był za usunięciem Kocota bez prawa składania przez niego egzaminów w będzińskiej szkole. Ostatecznie uczeń Stanisław Kocot decyzją rady pedagogicznej został relegowany ze szkoły z możliwością składania w niej egzaminów z siedmiu klas, ze wszystkich przedmiotów, a więc w tym także tych, które składał w klasach poprzednich, po uprzednim przeproszeniu dyrektora.

Uczniowie będzińskiego liceum. Fot. Arch.

Dariusz Majchrzak Artykuł powstał na podstawie dokumentów archiwalnych ze zbiorów I L.O. im. M. Kopernika w Będzinie, we współpracy z Grażyną Szewczyk.

Herb Bończa

Zwany również Głoworożcem, Jednorożcem i Buńczą. Podstawowa wersja herbu przedstawiała w polu błękitnym jednorożca barwy srebrnej (białej), przednimi nogami w górę wspiętego, jakby w biegu zapędzonego, zwróconego w prawą stronę tarczy, mającego na czole róg kończaty. Nad hełmem w koronie pół jednorożca identycznego z występującym na tarczy. Wspomnieć należy o drugiej wersji (młodszej) zaliczanej przez niektórych heraldyków (niesłusznie) do kolejnej wersji podstawowej. Przedstawia ona jednorożca jak w wersji poprzedniej, przeciętego w połowie półksiężycem koloru złotego, zwroconego złotym rogiem w prawą stronę, przy górnym rogu półksiężyca trzy sześciopromienne gwiazdy koloru złotego, ułożone w wzorze 2 i 1. Nad Hełmem w koronie pół jednorożca koloru srebrnego. Wizerunek herbu znany wśród szlachty zachodnioeuropejskiej, przedstawiał legendarnego zwierzaka, podobnego do konia, z którym łączyło się wiele legend i przypowieści. Trafił on na nasze ziemie w początkach rodzącego sie chrześcijaństwa, na przełomie X i XI w. wraz z przybywającymi do naszego kraju Włochami. Przejęty przez polską rodzinę piszącą się z Mirzyńca a notowaną jako Myrza (Mierzba), której najwybitniejszym przedstawicielem był w owych czasach Klemens Mierzba, biskup smogorzewski (wrocławski). Nazwa herbu pochodzi od Imienia Boniek (Bonifacy) i odnosi się do wsi Bończa leżącej na Mazowszu niedaleko Czerska. Najstarsze pieczęcie z wizerunkiem herbu to znaki Arnolfa z Mirzyńca oraz ruska, obie z 1464 r. Tym herbem pieczętował się Adam Boniecki, jeden z czołowych genealogów i heraldyków narodowych.

Bończa

Mirosław Rakowski

26

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Rzemiosło

Historie i legendy śląskich i zagłębiowskich pszczelarzy W roku 2012 minęła 140. rocznica urodzin Emanuela Biskupka, założyciela Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich. Owocem tych obchodów jest epitafium wmurowane przy kościele św. Marcina w Tarnowicach Starych, książka oraz galeria wystawowaw Centrum Sztuki i Rzemiosła Dawnego w Zamku w Tarnowicach Starych, dlatego ten artykuł odnosi się do tych trzech wydarzeń. W roku 2015 obchodzić będziemy 95. rocznicę istnienia Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich powołanego w 1920 roku na zjeździe pszczelarzy śląskich w Bytomiu, zorganizowanym przez Emanuela Biskupka i Księdza Leopolda Jędrzejczyka. Mamy nadzieję, że do tego czasu pszczelarze śląscy i zagłębiowscy uzupełnią wystawę dalszymi eksponatami np. służącymi do produkcji węzy i innymi. Wystawa powstaje pod patronatem Śląskiego Związku Pszczelarzy w Katowicach i Fundacji Kompleks Zamkowy Tarnowice Stare Pana Rajnera Smolorza. Książka i wystawa pszczelarska w Zamku, uzupełniają się i przybliżają czytelnikom i zwiedzającym pszczelarstwo. Gdzie mieszkają pszczoły

Kłoda Emanuela Biskupka w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Fot. T. Szemalikowski

Dziuple i barcie dłubane przez bartników – bartodziejów, były pierwszymi siedliskami pszczół. Dlatego stała wystawa pszczelarstwa śląskiego w Zamku w Tarnowicach Starych powinna rozpoczynać się od barci wyłowionej z Odry lub barci wyrzeźbionej przez Emanuela Biskupka.

Barcie te są w Muzeum ks. Jana Dzierżona w Kluczborku i w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Mamy nadzieję na uzyskanie takiej barci od pszczelarzy. Brakuje także ula Dzierżona, ale nie od razu Kraków zbudowano.

z ramkami i nadstawką (miodnią), który podarował pszczelarz z Koła w Będzinie.

Pieczęć Związku Pszczelarzy na Łabędy i okolice. Fot. W. Hombek

My prezentujemy zwiedzającym na początku wystawy, a także w książce, kószki, czyli ul słomiany i z wikliny, w których hodowali pszczoły bartnicy. Tego typu ule używali bartnicy śląscy, a ich postacie zachowały Strój bartnika z sitem na głowie. Artur Grottger „Encyklopedia” Dalej stoi ul Kuntzscha używany przed się w herbach Miedar, miejscowości leżącej blisko Tarnowic Starych, Rożdzienia II wojną światową na Śląsku i w Niemczech, dzielnicy Katowic czy też miejscowości Rój, podarowany przez pszczelarza z Jaworzdzielnicy Żor, a także na pieczęci polskiego na. Obok niego stoi ul warszawski zwykły Związku Pszczelarzy na Łabędy i okolice. z ramkami, podarowany i przywieziony przez pszczelarza z Koła w Czeladzi. Taki typ ula używał także Emanuel Biskupek założyciel Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich. W ulach na ramkach z węzą pszczoły woszczarki budują plastry woskowe z komórek, w których pszczoły składają nektar, a następnie przerabiają go na miód. Matka pszczela – królowa składa w komórkach tych plastrów jajeczka z których powstają Oficjalna wersja herbu Miedar. Henryk Niestrój „Miedary” pszczoły – robotnice lub trutnie w więkPszczoły bronią swoich gniazd przed in- szych komórkach. truzami żądłami, dlatego bartnicy chronili twarz przy pomocy sit, a obecnie pszczela- Kopernik ula rze używają kapeluszy pszczelarskich, któ- Do powstania w ulach ramek z listewek re widać na wystawie i na rycinie. górnych (snoz) przyczynił się ks. Jan DzierKolejne duże eksponaty to ule, w któ- żon żyjący w latach 1811–1906 w Łowrych mają siedliska pszczoły, my prezentu- kowicach koło Opola na Górnym Śląsku. jemy je od najmniejszych. Mamy tu rojnicę Z listewek snozowych, które Dzierżon za– transportówkę do przenoszenia i prze- stosował w ulach powstały ramki i ule rawożenia rojów pszczół, z otworami wen- mowe, gniazdo pszczele stało się ruchome. tylacyjnymi, obok ulik weselny, w którym Dzięki temu wynalazkowi ks. Jana Dzierżowywozi się matkę pszczelą na trutowisko na powstała dalsza innowacja w budowie w celu zapłodnienia rasowymi trutniami. uli w Polsce i w całej Europie, powstał ul Naprawdę duży ul to słomiany Dadanta Dzierżon, a następnie ule wielokorpusowe.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

27


Rzemiosło Staramy się o taki ul, na przykład wielkopolski i ul Dzierżona. Jednak najważniejszym odkryciem ks. Jana Dzierżona było udowodnienie, że matka pszczela składa w komórkach plastra jajeczka zapłodnione, z których powstają pszczoły, i niezapłodnione (dzieworództwo), z których powstają trutnie. Za to odkrycie ks. Jan Dzierżon otrzymał w 1872 roku tytuł Doktora Honoris Causa. Sprzęt pasieczny Przy pracy w pasiece bartnicy i pszczelarze używają podkurzaczy, w których spalają próchno z drzew liściastych. Na wystawie widzimy najstarszy podkurzacz wykonany z gliny, podarowany przez pszczelarza z Koła w Czeladzi, a następnie dwa podkurzacze fajkowe, które przekazała Pani wiceprezes ŚZP w Katowicach, pszczelarz trzyma podkurzacz w ustach, dzięki temu ma wolne ręce do pracy w pasiece. Na zdjęciu podkurzacz obecnie używany.

starali się usprawnić tę czynność. Wymyślono miodarkę jednoramkową, w której przy pomocy siły odśrodkowej wypływał miód z plastra (po odsklepieniu komórek). Dzięki temu uzyskiwano miód bez niszczenia plastrów, które mogły być użyte ponownie. Mamy dwie takie miodarki. Pszczelarze zawsze udoskonalali sprzęt pasieczny, tak też było w tym przypadku. Czeski pszczelarz Franciszek Hruska w 1868 roku wynalazł miodarkę bębnową, którą pokazał na wystawie pszczelarskiej w Paryżu. Tego rodzaju miodarki z Koła w Jaworznie i w Czeladzi można oglądać na naszej wystawie. Jest bardzo wiele typów tych miodarek. Obecnie produkuje się miodarki na kilka lub kilkanaście ramek z blachy nierdzewnej z napędem ręcznym lub elektrycznym sterowanym komputerem. Te miodarki nie niszczą plastrów i takie ramki już bez miodu, można ponownie włożyć do ula, aby pszczoły nie musiały budować nowych plastrów.

nym i chemicznym. Zanim Łukasiewicz odkrył właściwości ropy i zbudował lampę naftową, kościoły, pałace, dwory, zamki, w tym także komnaty na zamku w Tarnowicach Starych, były oświetlane świecami woskowymi i kagankami łojowymi. Na wystawie mamy topiarkę elektryczną Tomera, ale także topiarkę słoneczną używaną i zrobioną przez Emanuela Biskupka po II wojnie światowej. Emanuel Biskupek na Zamku Centralne miejsce na naszej wystawie zajmują pamiątki po Emanuelu Biskupku (25.07.1872–10.01.1960) założycielu Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich w 1920 roku. Emanuel Biskupek mieszkał naprzeciwko

Lepiej mieć świece przed sobą niż za sobą Z plastrów pszczelich uzyskuje się wosk w topiarkach wodnych, parowych, elektrycznych lub słonecznych. Wosk był za

Klateczka na matkę pszczelą i obok podkurzacz wykonany przez Emanuela Biskupka. Fot. ze zbioru Katarzyny Piontek

Pszczelarze używają także w pasiece noży, odsklepiaczy plastrów różnych typów, wykorzystywane są też widelce pasieczne. Taki właśnie widelec pasieczny jest w herbie Miedar, a oryginał znaleziony w wykopaliskach koło Opola znajduje się w muzeum ks. Jana Dzierżona w Kluczborku. Na wystawie mamy jego wierną kopię, dzięki współpracy z dyrektor muzeum panią Janiną Baj. Po wyjęciu z ula ramek z plastrami z miodem i po odsklepieniu ich, pszczelarz wydobywa z plastrów miód. Dawniej wkładano plastry do beczki lub do garnka i wygniatano miód, który z garnka wypływał otworami (taki garnek gliniany mamy na wystawie od pszczelarz z Koła w Czeladzi). Była to czynność bardzo pracochłonna i mało wydajna, a polegała na niszczeniu plastrów woskowych. Dlatego pszczelarze

28

Emanuel Biskupek. Fot. ze zbiorów Katarzyny Piontek

kościoła św. Marcina i zmarł w Tarnowicach Starych i tam miał pasiekę w ogrodzie. Jest on wzorem patriotyzmu, gdyż po wytyczeniu granicy, po odzyskaniu niepodległości jego dom znalazł się po stronie niemieckiej i wtedy przeprowadził się do Tarnowic StaŚwieca ozdobna wykonana przez Andrzeja Kołando z Bobrownik rych w Polsce, aby działać na rzecz polskiej wsze cennym materiałem i służył początko- organizacji pszczelarzy. Mamy jego podkuwo do produkcji świec, a później używany rzacz pasieczny, klateczkę na matkę, topiarbył w przemyśle odlewniczym. W tamtych kę słoneczną, notatnik pasieczny, binokle, czasach powstało powiedzenie „lepiej mieć kalendarze z 1918 i 1920 roku z jego notatświece przed sobą niż za sobą”, gdyż uczest- kami, książkę z poezją Juliusza Słowackienicy pogrzebów nieśli świece przed sobą, go, którą otrzymał od wydawnictwa „Pracy” idąc za trumną. Obecnie wosk pszczeli ma z Poznania w 1900 roku, oraz zdjęcia rozastosowanie w przemyśle farmaceutycz- dzinne. Za zasługi dla pszczelarstwa śląskie-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Rzemiosło go przy kościele św. Marcina w Tarnowicach Starych, w 140 rocznicę jego urodzin Śląski Związek Pszczelarzy w Katowicach wmurował epitafium 28 lipca 2012 roku. Emanuel Biskupek był pierwszym i honorowym prezesem Stowarzyszenia Pszczelarzy Śląskich. Do roku 2014 było wybranych 11 prezesów, których zdjęcia są w książce. Udało się także ustalić, pomimo burzliwej naszej historii poszczególne kadencje zarządów Wojewódzkiego i Śląskiego Związku Pszczelarzy. Obecny zarząd jest 19. (wybrany 12.11.2011 roku). Obok stoi na wystawie drewniana figura św. Ambrożego, patrona pszczelarzy podarowana przez prezesa ŚZP w Katowicach. Będzie jeszcze jedna rzeźba św. Ambrożego na wystawie, znacznie większa wykonana z wyciętego drzewa lipowego, posadzonego przed laty przez pszczelarza Henryka Siwego w Strzybnicy, a wyrzeźbiona przez pszczelarza Jerzego Pasamonika z koła pszczelarzy w Czeladzi na zamówienie Zarządu ŚZP w Katowicach. Integralną częścią książki jest wystawa w Zamku, dlatego przy okazji staram się przekazać jak najwięcej informacji i komentarzy na temat pszczelarstwa.

Epitafium Emanuela Biskupka na wewnętrznej stronie muru otaczającego kościół św. Marcina. Fot. Adam A. Wilczyński

Dzieła sztuki z wosku Bartnicy i pszczelarze to nie tylko rzemieślnicy wykonujący barcie, kószki i sprzęt pasieczny, ale także artyści rzeźbiarze, którzy z drewna i z wosku tworzą dzieła sztuki. Ule figuralne, paschały – duże świece ozdobne do kościołów wykonane ręcznie. Na wystawie zgromadzono ich wyroby w postaci świec ozdobnych, figuralnych, płaskorzeźb, plakietek, które wykonali pszczelarze; Andrzej Kołando z Bobrownik, Krzysztof Kluba z Siemianowic, Werner Pollok z Toszka, Robert Putowski z Zalesia i wielu innych. Z okazji Bożego Narodzenia i spotkania opłatkowego Za-

rządu ŚZP w kompleksie zamkowym po- czenia, a miód był w normie. Obecnie po wstała szopka z figur woskowych. restrukturyzacji przemysłu tych zanieczyszczeń jest mniej niż w innych rejonach Polski. Powstały nieużytki i szczątkowe rolnictwo, a działkowicze stosują jedynie do zasilania roślin kompost. W tym miejscu wypada jedynie wyjaśnić, co to jest pyłek. Pyłek to męskie komórki rozrodcze produkowane przez rośliny w kwiatach na pręcikach, pszczoły go zbierają i na nóżkach przynoszą do ula, gdzie jest mieszany z miodem i śliną pszczoły, a po złożeniu do komórek w plastrach woskowych nazywa się pierzgą i stanowi cenny pokarm do produkcji mleczka pszczelego, którym karmione są przez pszczoły karmicielki matki i larw pszczół. Propolis (z łaciny przedmurze) to kit pszczeli, pszczoły Plakietka woskowa przygotowana przez dra Wiesława Londzina na 85-lecie ŚZP w Katowicach używają go do uszczelniania uli. Powstaje on z żywic różnych drzew po zmieszaZeszyty szkolne z tabliczek woskowych Rola bartników i produkowanego przez niu z woskiem i śliną pszczoły, służy taknich wosku pszczelego, jest niedocenia- że do dezynfekcji ula. Pszczoły budują na przez historyków w rozwoju piśmien- z propolisu tak zwany próg przy wylotku nictwa w Polsce, gdyż brakuje informacji z ula przez który muszą przejść wszystkie w monografiach miejscowości o bartnikach pszczoły wlatujące i wylatujące. Do proi o tym jak i na czym uczyły się dzieci pisać duktów pszczelich musimy zaliczyć także i czytać w szkółkach parafialnych, zanim miód pitny, dlatego prezentujemy plansze papier w Polsce był powszechnie dostęp- na ten temat i ozdobne butelki po miodzie ny. W Polsce pierwszy młyn papierniczy pitnym , którym „suto raczył posłów papowstał pod Krakowem w 1491 roku, a na pieskich już Mieszko I”, a który jako nisko Śląsku w Dusznikach Zdroju w 1562 roku, procentowy alkohol jest produkowany na w którym obecnie jest muzeum papieru. własne potrzeby przez pszczelarzy oraz liW tamtych czasach papier był bardzo dro- cencjonowane wytwórnie. Takie korzyści gi i długo trzeba było czekać, aż znalazł z hodowli pszczół mają pszczelarze, ale za się w powszechnym użytku. Na szczęście to rolnicy, sadownicy, ogrodnicy, działw muzeum etnograficznym w Krakowie kowcy, znacznie większe. oraz w Toruniu, zachowało się kilka tabliczek woskowych, którymi posługiwano się Nie będzie pszczół nie będzie nas w tamtych czasach. Na wystawie mamy ta- Efekty pracy pszczół to głównie zapylakie tabliczki wykonane przez pszczelarzy nie drzew, krzewów, i upraw owadopylAdama Wilczyńskiego i Andrzeja Kołan- nych, dzięki czemu plony rolników, sado, na wzór tych średniowiecznych, któ- downików, ogrodników, działkowców są re służyły dzieciom jako zeszyty szkolne znacznie większe. Naukowcy oceniają, że 80% efektów pracy pszczół to wzrost plow dawnych wiekach. nów z upraw rolniczych, a 20% to wartość Produkty pszczele i miód pitny Mieszka I miodu, wosku, pyłku, propolisu, które uzyPrezentujemy także na wystawie produk- skują pszczelarze. Na tym polega znaczety pszczele, miód, pyłek pszczeli, propolis, nie pszczół w produkcji żywności, i tak poczyli kit pszczeli. O miodzie nie będę pisał, wstało powiedzenie „Nie będzie pszczół, gdyż uważam, że jego walory są powszech- nie będzie nas”. nie znane, dodam tylko że w dobie (chemizacji żywności) jest to jedyny natural- Tradycje bartnicze na Śląsku i w Zagłębiu ny produkt naprawdę bez konserwantów. Proszę zwrócić uwagę na miejsca produkMiód z pasiek śląskich nigdy jakością nie cji miodu zapisane na słoikach z różneodbiegał od innych miodów, gdyż pszczo- go rodzaju miodem, aby wyjść z wystawy ły na Śląsku w zanieczyszczonym środowi- z przekonaniem, że na Śląsku i w Zagłębiu sku żyły krócej bo wchłaniały zanieczysz- produkowano nie tylko srebro, cynk, wę-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

29


Rzemiosło giel i stal, ale znacznie wcześniej niż zbuHerby nad głównym wejściem do zamku. Fot. Adam A. Wilczyński dowano Zamek w Tarnowicach Starych czy w Będzinie. Bartnicy śląscy i zagłębiowscy mieli w lasach, a potem przy domach w ogrodach pasieki i produkowali miód, wosk, miód pitny i robią to dalej do dzisiaj, zorganizowani w kołach pszczelarskich. Działają takie Koła Pszczelarzy blisko Zamku w Tarnowskich Górach, Nakle Śląskim, Strzybnicy, Pyskowicach, Toszku, Łabędach, ale także w Katowicach, Jaworznie, Zawierciu, Kaczycach i wielu innych w sumie 65 miejscowościach Śląska i Zagłębia. Najlepszym dowodem na to, że tradycje bartnicze na Śląsku i w Zagłębiu przekształciły się w pszczelarskie to foldery Kół Pszczelarskich z całego Województwa Śląskiego. Tylko Śląski Związek Pszczelarski w Katowicach skupia ponad 2000 pszczelarzy w 65 organizacjach pszczelarskich oraz legendy, które zamieściłem w książce pod takimi tytułami jak: Sybirak z kószką na ramieniu. Ul cesarza. Początki okupa- krąży miliony pszczół” tu trzeba dodać, któcji niemieckiej. Oficer niemiecki pomaga re zapylają miliony drzew, krzewów i roślin pszczelarzowi. Na robotach przymusowych w województwie śląskim. w Niemczech. Dożynki w Gieble w czasach Adam Wilczyński PRL-u. Burmistrz Czeladzi bartnikiem. Przewodniczący Sekcji Historycznej Niegdyś prezes ŚZP w Katowicach ZbiŚZP w Katowicach gniew Binko powiedział tak „Nad Śląskiem

Więcej można dowiedzieć się o śląskim pszczelarstwie z mojej książki Historie legendy śląskich i zagłębiowskich pszczelarzy wydanej przez Śląski Związek Pszczelarzy w Katowicach. Książka w cenie 12 zł. jest w sprzedaży w Zamku i Biurze Zarządu ŚZP w Katowicach

Miód dla dzieci specjalnej troski

larzy w Czeladzi zrzesza 103 pszczelarzy z ponad 20 miejscowości Zagłębia i stara się dostarczyć miód do jak największej Od wielu lat pszczelarze Zagłębiowskie- Tak też było w 2013 roku, pomimo że zbio- liczby ośrodków i szkół dla dzieci niepełgo Koła Pszczelarzy w Czeladzi zbierają ry miodu w pasiekach były mniejsze. Trze- nosprawnych. W sumie Ryszard Filipczyk co roku miód dla dzieci specjalnej troski. ba dodać, że Zagłębiowskie Koło Pszcze- i Zenon Będkowski z Zarządu Koła zebrali od pszczelarzy w 2013 roku 74 słoje Od lewej Zenon Będkowski i Ryszard Filipczyk z aniołkiem. Fot. arch. Aut. miodu o łącznej wadze około 92 kg. Najwięcej miodu, od 6 do 3 słojów przekazali Zbigniew Binko z Rogożnika, Henryk Domagała z Czeladzi, Konrad Duda z Będzina, Zenon Będkowski z Malinowic. Miód w ostatnich dwóch miesiącach ubiegłego roku rozwieziono do następujących ośrodków opiekuńczych i wychowawczych dla dzieci wymagających specjalnej troski: Zespół Szkół Specjalnych w Czeladzi; Dom Dziecka im. Dominika Sawio w Sarnowie; Specjalistyczny Ośrodek Wychowawczy w Będzinie; Środowiskowy Dom Opieki Ostoja w Czeladzi; Stowarzyszenie dla Niesprawnych Ruchowo w Czeladzi; Zespół Szkół Specjalnych nr 4 w Sosnowcu; Centrum Opiekuńczo-wychowawcze, Pomocy Dzieciom i Rodzinie nr 2 w Sosnowcu. Przekazano tak-

30

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Rzemiosło że, jak co roku, 10 słojów miodu na licytację dla Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka. Pomimo że zbiory miodu w 2013 roku były mniejsze, rozszerzono ilość instytucji opiekuńczych, do których przekazano miód o Katolickie Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych im. Jadwigi Śląskiej w Sosnowcu powołane przez Biskupa Sosnowieckiego dra Grzegorza Kaszaka, który w herbie ma pszczołę, o czym nie wszyscy wiedzą. Uważamy, że należy wspierać rodziny wielodzietne, szczególnie teraz gdy przyrost naturalny w Polsce maleje. Podziękowaniom towarzyszył aniołek podarowany przez dzieci ze Szkoły Specjalnej nr 4 w Sosnowcu, który krążył wśród pszczelarzy. Adam Wilczyński

W krajach europejskich pojęcie „społeczeństwa obywatelskiego” jest już powszechnie znane i używane na milion sposobów. W Polsce dopiero uczymy się, że nie wszystko zależy od władzy, a my, jako obywatele państwa, również mamy głos. W ostatnich kilku latach pojawiają się pomysły na to, jak zaktywizować społeczeństwo, zaangażować w życie lokalnej społeczności i sprawić, by mieszkańcy spojrzeli na otoczenie, jako na miejsce, które choć trochę należy do nich. Do tej pory odpowiedzialność i decyzyjność w istotnych dla społeczności sprawach należała przede wszystkim do organów władzy. Jednak powoli zaczyna się to zmieniać. Również na obszarze Zagłębia Dąbrowskiego. Zaczęło się od dziennikarstwa obywatelskiego, które zaczęło być lansowane kilka lat temu. Potem przyszedł czas na większe zaangażowanie mieszkańców i współudział w tworzeniu budżetu miasta, co sprawdziło się w Chorzowie i Dąbrowie Górniczej. W końcu nieuniknionym stało się, że Zagłębiacy zaczęli brać odpowiedzialność za swoją „małą ojczyznę”, czyli najbliższe im otoczenie. W październiku 2013 roku w Dąbrowie powstał portal internetowy NaprawmyTo.pl, który szybko okazał się strzałem w dziesiątkę. W cią-

gu zaledwie 4 miesięcy mieszkańcy miasta zgłosili na nim ponad tysiąc spraw. Platforma NaprawmyTo.pl jest częścią projektu realizowanego przez Fundację Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, a Dąbrowa Górnicza jest czternastym miastem i jedynym w województwie śląskim, które do niego dołączyło. Co więcej, prowadzeniem portalu zajmuje się samo miasto, a nie organizacje pozarządowe, jak to jest w przypadku innych uczestników projektu. Czym wyróżnia się opisywana platforma? Najprościej mówiąc, jest to miejsce, w którym można zgłaszać wszelkie zauważone problemy w przestrzeni publicznej. Spectrum jest bardzo szerokie: od dziury w drodze, po akty wandalizmu. Daniel Ujdak, z dąbrowskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego, koordynator i pełnomocnik serwisu NaprawmyTo.pl twierdzi, że działania w Dąbrowie przebiegają niezwykle sprawnie, a zgłaszane sprawy są rozpatrywane w ciągu kilku dni. Procedura w każdym przypad-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

ku jest taka sama: informacja wpływająca do portalu jest najpierw sprawdzana i przyporządkowana do konkretnego wydziału, co zajmuje średnio 2 dni. W czasie kolejnych 5 dni wyjaśnia się, co dalej będzie ze zgłoszonym problemem i jak będzie rozwiązany. Żadne ze zgłoszeń nie pozostaje bez odpowiedzi. Czasem zdarza się, że przesłane zagadnienie nie leży w gestii władz miasta, lecz policji, straży miejskiej itp. Na stronie głównej portalu można śledzić przebieg zgłoszonej sprawy – na jakim jest etapie i kiedy można spodziewać się jej finału. Pracownicy NaprawmyTo.pl przyjmują dwa rodzaje zgłoszeń: te anonimowe, których jest zdecydowanie więcej oraz od konkretnych osób zarejestrowanych na platformie. Informacje grupowane są w 33 kategoriach, a te z kolei w pięciu działach: infrastruktura, bezpieczeństwo, przyroda, budynki, inne. By zgłosić problem należy go opisać, zaznaczyć miejsce na mapie, można też dodać zdjęcie. Do tej pory rozwiązano 350 z przesłanych spraw, a 500 czeka na swój finał. Pracownicy NaprawmyTo. pl nie zamierzają spoczywać na laurach i już zapowiadają, że planują współpracę z innymi instytucjami na Śląsku, m.in. KZKGOP czy Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji. Paulina Budna

31


Plastyka

Bartosz Zaskórski

lubi rysować. Oprócz tego lubi pleśń, grzyby, dziwne metalowe przedmioty znalezione na ulicy, resztki instalacji elektrycznych oraz muzykę. Współpracował z takimi zespołami/ projektami, jak Fuka Lata, Thaw, Deafault, labelem Nasiono Records. Zaprojektował również serię plakatów dla koncertów z muzyką eksperymentalną. Oprócz rysowania Bartosz sam zajmuje się muzyką: tworzy radosny 8bit, melancholijny synthpop oraz sztubacki noise. Lubi również biegać.

32

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Plastyka

nr 1(31) styczeń – luty 2014

33


Film

W ręce self made mana – telefon zamiast karabinu. Czyli rzecz o Wilku z Wall Street Oskarowe nominacje jak zawsze wzbudzają wielkie emocje i dyskusje. W tym roku do konkursu Akademii w kategorii najlepszy film przystąpią: Grawitacja, American Hustle, Zniewolony. 12 Years a Slave, Witaj w klubie, Nebraska, Kapitan Phillips, Ona oraz święcący triumfy w kinach Wilk z Wall Street. Ostatni tytuł jak magnes przyciąga większość widzów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: reżyserem jest Martin Scorsese – twórca takich dzieł jak: Taksówkarz, Chłopcy z Ferajny, Gangi Nowego Jorku, Aviator, Wyspa Tajemnic czy Hugo i jego wynalazek. Co więcej, oprócz doskonałej reżyserii, film może poszczycić się doskonale znanym aktorem Leonardem DiCaprio, który gra tytułowego „wilka”. Fabuła jest prosta i nie wymaga zbyt dużej uwagi od widza. Każdy

– kto wytrzyma prawie trzy godziny na sali – spokojnie za nią nadąży. Widzowie są świadkami historii życia opowiadanej przez głównego bohatera. Życia, którego mogłoby się wydawać, pragnąłby każdy mieszkający w krainie snów (i nie tylko) – pełnego pieniędzy, a co za tym idzie również pełnego dóbr materialnych. One jednak nie pojawiają się znikąd. Są wytworem inteligencji i sprytu głównej postaci – Jordana Belforta, który tworząc wokół siebie podziw zdobywa „kolejne stopnie wtajemniczenia” na nowojorskiej giełdzie, które odpowiadają coraz większej ilości aut, prostytutek i narkotyków. Cała fabuła filmu jest oparta na micie często wykorzystywanym w filmie tzw. self made mana, czyli inaczej mówiąc opowiada o karierze „od pucybuta do milionera” – Belfort zaczyna swoją karierę maklera z przypadkowymi osobami, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym „robieniem” pieniędzy. Nie potrafią sprzedać nawet wartego parę groszy długopisu. Jednak krok po kroku, młody biznesmen uczy ich, jakie zasady panują na giełdzie (kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo) tworząc grupę, z którą (albo z której) zbija miliony. Nie jest zaskoczeniem, że za swoje przekręty ląduje na kilkanaście miesięcy w więzieniu – po wyjściu z niego jest znów uwielbiany i szanowany – i to nie przez ludzi z branży (których wydał w zamian za częściowe odjęcie kary), ale przez zwykłe osoby, być może pamiętające jego wzburzająca krew w żyłach karierę (a niedostrzegające tego, że prawdopodobnie były jego ofiarami). Teraz on jest dostępny dla nich, upowszechniając tajniki technik sprzedażowych handlowca. Gdyby film był miał być w pełni zgodny z przywołanym mitem, Bel-

34

fort powinien zostać długo żyjącym milionerem albo mógłby wraz ze swoim najbliższym współpracownikiem planować kolejne machlojki. Prawidłową końcówką filmu według konwencji filmu gangsterskiego, byłaby z kolei śmierć lub przynajmniej kara dożywocia dla Belforta. Innym ważnym źródłem, z którego czerpie Scorsese, jest film gangsterski – i to nie ten klasyczny z lat trzydziestych, ale film gangsterski według Scorsesego. W swoich wcześniejszych dziełach reżyser łamie typowy mit gangstera – eleganckiego mężczyzny, sprzeciwiającego się władzy, za którym stoi wspierająca i potrzebująca go społeczność. Był on często osobą, która omija obowiązujące zakazy, zmienia dotychczasowy porządek i odnosi sukcesy w świecie, w którym zwykły zjadacz chleba musi borykać się z doczesnymi problemami. U reżysera ten mit ulatuje, zostają mafiozi, którzy otwarcie gardzą zdradą, a potem sami zdradzają (np. Henry Hill z „Chłopców z ferajny”) oraz pragną tylko się wzbogacić i odnieść sukces w mafijnych kręgach. Nie bacząc na wszystkich innych – mafioso staje się sam dla siebie najważniejszy. Henry Hill pozostaje anonimowym mieszkańcem osiedla domków jednorodzinnych – dla niego jest to największa hańba – utracił swoją godność i chwałę. Jest nikim. Nie inaczej jest z „wilkiem”. Belfort nie tylko walczy z systemem, oszukując go i kpiąc z niego, ale również czerpie zyski dla siebie, oszukując klientów, oraz wykorzystując swoich pracowników ( jest dla nich niczym pastor albo gwiazda filmowa). Nie interesuje go nic innego poza coraz większą ilością pieniędzy, narkotyków i imprez. Jest bezwzględny w swoich poczynaniach i zachowuje zimną krew, nawet kiedy wydaje swoich najbliższych pracowników. Sprzeciwia się władzom, ale tylko z własnych pobudek, a kobiety traktuje przedmiotowo. Kończy jako podrzędny handlowiec, który nie może liczyć na podziw i aplauz, z którym miał do czynienia wcześniej – teoretycznie jest bohaterem zdegradowanym. Ale czy na pewno? Czy na jego twarzy widzimy żal rozgoryczenie za dawnym światem? Czy na pewno jest to bohater ponoszący klęskę? To pytanie pozostawiam otwarte... Miła Skomra

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Recenzja Prasa samorządowa czy prasa władz samorządowych?

Prasa samorządowa stanowi niezwykle istotny element lokalnych systemów komunikacyjnych, będąc w wielu przypadkach jedynym medium występującym na danym terenie. Jednocześnie jest to prasa poddawana częstej krytyce, szczególnie z powodu swojego upolitycznienia. W wielu przypadkach nazywa się ją wprost „tubą propagandową” władz lokalnych, którym zarzuca się wykorzystywanie publicznych środków dla promowania swojej działalności. Nierzadkie są też przypadki poddawania w wątpliwość sensu czy nawet legalności wydawania tego rodzaju periodyków. Książka jest próbą odpowiedzi, na ile rzeczywiście upolitycznione są treści zawarte w prasie samorządowej i jak do tego upolitycznienia odnoszą się jej czytelnicy oraz jakie w związku z tym prasa samorządowa może spełniać funkcje dla lokalnych społeczności. P. Szostok: Prasa samorządowa czy prasa władz samorządowych? Wydawnictwo Gnome, Katowice 2013.

Sosnowiec w czasie I wojny światowej Przed prawie stu laty wybuchła I wojna światowa, która wywarła ogromny wpływ na dzieje i rozwój Sosnowca oraz losy jego mieszkańców. Z tej okazji warto przypomnieć wydarzenia polityczne, gospodarcze, społeczne oraz związane z kulturą i oświatą z tego okresu. Wiele z nich zatarło się w ludzkiej pamięci – nie należy o nich zapominać. Niedawno staraniem sosnowieckiego muzeum ukazała się publikacja Z dziejów Sosnowca w latach 1914-1918 Zbigniewa Studenckiego, która porusza właśnie tę tematykę. Składa się z kilku części. W pierwszej przedstawiono dzieje Zagłębia Dąbrowskiego i jego stolicy pod okupacją niemiecką i austriacką oraz położenie i warunki socjalno-bytowe ludności. Część druga zawiera wspomnienia Fanny, żony Pawła Lamprechta i siostry braci Schönów, którzy należeli do grona przemysłowców pochodzenia niemieckiego kładących podwaliny pod rozwój Sosnowca na przełomie XIX/XX w. Losy swoje i członków najbliższej rodziny w czasie wojennej zawieruchy ukazane zostały w sposób ciekawy nie tylko poprzez pryzmat codziennego życia, ale również na szerszym europejskim tle. Oczywiście nie są one pozbawione pewnej dozy subiektywizmu, ale ich autorka miała do tego całkowite prawo. Część trzecia to krótki kronikarski zapis ponad stu wydarzeń z lat 1914–1918. Natomiast czwarta część to alfabetyczny wykaz 94 sosnowiczan – legionistów Józefa Piłsudskiego urodzonych w granicach obecnego miasta wraz Z krótkimi notkami biograficznymi. W chwili wybuchu wojny ich przeciętny wiek wynosił ponad 18 lat, a blisko 40 procent stanowiły osoby liczące 18 i mniej lat. Wśród tej grupy znajdowali się najmłodsi, chłopcy 15-16 letni, których było 14. Kończąc warto dodać że grupa 18 legionistów z prezentowanego wykazu, co stanowi blisko 20 procent całości, zginęła lub zmarła z odniesionych ran walcząc o wskrzeszenie niepodległej Polski. Wy d aw n i c two ukazało się w ramach realizowanego w tym roku przez sosnowieckie Muzeum wielozadaniowego projektu „Legiony Piłsudskiego w Zagłębiu Dąbrowskim”.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

35


Felieton Kiedy przyjdą dobre czasy? Zgodnie z prognozą premiera naszego rządu przyjdą za osiem lat. Jeżeli spojrzymy na zestawienie najbogatszych państw świata, gdzie bogactwo jest mierzone globalnym PKB, to jesteśmy na 21. miejscu z kwotą 801 mld dolarów. Na czele listy są oczywiście Stany Zjednoczone i Chiny. Czyli ośmiu lat potrzebujemy na awans o jedną pozycję. Zawsze uczę moich studentów, że dane statystyczne trzeba umieć interpretować. Jeżeli interesuje nas poziom życia, czyli zamożność obywateli, to pod względem PKB per capita (na głowę) jesteśmy niestety na 47. miejscu. Daleko za naszymi sąsiadami: Czechami, Słowacją. Pozornie wszystko się zgadza. Premier nie powiedział, że Polska wejdzie do najbogatszych krajów świata, tylko że dokonamy skoku cywilizacyjnego. Jeżeli jedno miejsce z 21. na 20., to ten skok – to się zgadzam. Jeżeli jednak z 47. mamy się znaleźć na 20., to będzie trudno. Tym bardziej, iż inne kraje nie chcą czekać, tylko też rosną w siłę. Liczymy na efektywne wykorzystanie środków unijnych w perspektywie 2014–2020. Problem leży w tej efektywności. W poprzedniej perspektywie finansowej znaczne fundusze były przeznaczone na rozwój regionalny. Jednak jak dotąd, dystans między Polską A i B pozostał niezmienny, a o inwestycjach prorozwojowych pisano tylko w planach i założeniach. Owszem, wiele inwestycji było trafionych, ale na utrzymanie wielu z nich gminy, powiaty i województwa nie mają środków. Na szczęście z gospodarki płyną optymistyczne sygnały. Ten rok ma być łatwiejszy. W gospodarce pojawiają się oznaki ożywienia. Recesja po sześciu latach opuszcza Europę. Obserwując opublikowane wskaźniki koniunktury PMI dla Polski i Europy można spodziewać się poprawy sytuacji gospodarczej. Przedsiębiorcy mają zamiar zwiększyć produkcję i zatrudnienie. Komisja Europejska prognozuje, że polska gospodarka będzie się rozwijała w tym roku w tempie 2,5%, zaś nowy minister finansów uważa, że wzrost PKB może wynieść 3,0%. Czy wzrost ten przełoży się na spadek bezrobocia. Na pewno tak, ale nie w takich rozmiarach,

36

jak oczekujemy. Ryszard Petru – przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, twierdzi, iż ten rok będzie nadal rokiem rynku pracodawców. Dopiero w 2015 roku możemy oczekiwać równowagi na rynku pracy. Jednak bezrobocie nadal nie spadnie poniżej 10%. Według Petru powodem jest to, że mamy bezrobocie strukturalne, tzn. niedopasowanie kwalifikacji bezrobotnych do potrzeb rynku pracy. Trzeba też wyraźnie powiedzieć, iż dopiero wzrost gospodarczy w tempie 5,0%, 6,0% powoduje zdecydowany wzrost zatrudnienia i spadek bezrobocia. A na taki musimy jeszcze trochę poczekać. Tylko czy będą czekać młodzi wykształceni Polacy? Prawie co drugi Polak w wieku od 19 do 34 lat nie ma pracy. W ciągu ostatnich dwudziestu lat odsetek młodych służyła naszym przedsiębiorstwom, które Polaków kończących studia zwiększył się muszą być innowacyjne, aby konkurować z 7,0% do 39%. No i co z tego, jak nie ma na międzynarodowym rynku. dla nich pracy. Wciąż przybywa wyjeżdżaJadwiga Gierczycka jących. W 2012 roku z Polski wyjechało 120 tys. obywateli – to tyle, ile mieszka w średniej wielkości mieście. Być może rząd zrozumiał, że musi szybko podjąć działania w celu zatrzymania młodych Polaków w kraju i ograniczania bezrobocia. Na 2014 rok zapowiedziano ograniczenie tzw. umów śmieciowych i oskładkowanie umów-zleceń. Dla pracowników może to i dobre, ale przedsiębiorcy, szczególnie mali i średni, jak nie będą zatrudniać na „śmieciówki”, to będą zatrudniać na czarno, czyli bez umów. Często nie po to, aby oszukać ZUS, tylko dlatego, że ich Szanowni Państwo, chciałbym na wstępie wyjaśnić, że moje felietony nie dotyczą popo prostu nie stać na płacenie wysokich jedynczych osób czy stanowisk, które piaskładek i podatków. Rząd zaplanował również wprowadzenie „bonu migracyjnego” stują, zarabiając w ten sposób na utrzymanie własne i swojej rodziny. Jeżeli opisane w wysokości 7,5 tys. dla osób szukających pracy w innej miejscowości. Nie wiem tylw felietonach przypadki, różnego rodzaju idiotyzmy czy buble prawne ktoś bierze ko, czy rząd zdaje sobie sprawę na co temu poszukującemu pracy te 7,5 tys. wystarczy. do siebie, to jest to jego osobistą sprawą, a może i refleksją, lecz nie było to moim Czy za taką kwotę wynajmie mieszkanie zamiarem. Jeżeli krytykuję, to po to, aby dla siebie i rodziny i będzie mógł przewytknięte błędy naprawiono lub aby sponieść się z dotychczasowego miejsca załeczeństwo zrozumiało w jakim państwie mieszkania. Wiem, lepiej tyle niż nic, ale kwota ta jest zdecydowanie za skromna. żyje i kto to robi, że jest tak jak jest. ChoKolejna propozycja to 10 tys. dla ewentuciaż może być lepiej, ale nikomu na tym nie zależy. Usta polityków i władz admialnego pracodawcy, który zatrudni młodą nistracyjnych są pełne sloganów, frazesów osobę. Widzimy, iż rząd podejmuje niei bzdur, którymi nas częstują, bo są bezkarśmiałe kroki w celu zatrzymania młodych, wykształconych Polaków w kraju. Myślę, ni. Wszyscy chcą dobrze, a wychodzi jak że sprawa jest na tyle poważna, iż trzeba zwykle i nie należy pokazywać im błędów, działać śmiało i z dużą determinacją, aby bo się obrażą i nic nie będą chcieli robić, młodzi i wykształceni ludzie mieli pracę tylko brać pieniądze, które im się będą naw Polsce, a ich wiedza i przedsiębiorczość leżały w wyniku zawartych umów o pracę.

A PRAWO, PRAWO MIAŁO ZNACZYĆ?

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Felieton Coraz więcej Polaków żyje na kredyt lub dzięki kredytom, czyli mamy społeczeństwo zadłużone na olbrzymie kwoty, sięgające kilku miliardów PLN. I co? I NIC!!! Czy ktoś wyciąga z tego faktu wniosek dlaczego? Kto na tym fakcie traci, a kto zarabia? Czy Państwo Polskie? Czy osoby prywatne? Czy polskie banki, czy inne podmioty finansowe? A może tak ma być i wszystko jest w najlepszym porządku, a ja się czepiam nie wiadomo po co? Co innego jest zadłużenie inwestycyjne, ale tym tematem nie chce się zajmować, wielu Polaków zadłuża się aby przeżyć, aby się wyleczyć, aby pomóc dzieciom zatrudnionym albo i nie na umowę śmieciową, na którą żaden bank nie udzieli im kredytu. Zarabiają wszyscy poza państwem polskim. Czy wiecie Państwo, że już nie ma banku, którego właścicielem jest nasze państwo? Że firmy finansowe, tzw. parabankowe powstają dla tych, którym bank nie udzieli kredytu czy pożyczki? A takich jest coraz więcej. Premier zapowiada, że w 2014 roku kolejki do lekarzy specjalistów zostaną skrócone do minimum. Nie wiem, jak to zrobi, ale ubodzy będą mieli szansę przeżycia. Bo to ich nie stać na płatną służbę zdrowia, która się rozwija (przez kilkumiesięczne kolejki) i do której również są zapisy i terminy. Co ma zrobić biedny, który się chce leczyć, a nie ma na ten cel pieniędzy? Zadłuża się i leczy się prywatnie. Później traci mieszkanie, samochód itd., bo nie ma środków finansowych, aby dług spłacić. Ale przecież mamy sądy, prawo egzekucyjne, komornicze i Bóg jedyny wie jeszcze, jakie inne przepisy windykacyjne, które mają służyć społeczeństwu. Spróbujcie złożyć skargę na czynności komornicze – egzekucyjne do sądu, przy którym komornik działa. Życzę sukcesów, aby Wasza skarga została rozpatrzona pozytywnie. Ale przecież prawo Wam pozwala wnosić skargi, zażalenia, odwołania, protesty. Tylko jaki jest ich rezultat? Najczęściej ten sam. Negatywny dla skarżącego. Długami się handluje, gdyż są to wierzytelności, którymi obrót gospodarczo-finansowy przewiduje prawo. A więc firma zajmująca się windykacją wierzytelności po 5-10 latach powstania zobowiązania finansowego kupuje od wierzyciela taki dług, wnosi pozew o wydanie nakazu zapłaty do tzw. e-sądu w Lublinie (elektronicznie), który wydaje „nakazy zapłaty”, jak

leci, wszystkim, którzy wnieśli w systemie elektronicznym powództwo. Nie bada on, czy wierzytelność nie jest przeterminowana. Nie sprawdza adresu, czy jest aktualny itd., itp. Wydaje „nakaz zapłaty” na osobę nic nie wiedzącą o tej czynności sądu, bo zmieniła w czasie 10 lat adres. Nie ma możliwości odwoławczych, bo nic o wydanym „nakazie zapłaty” nie wie. Firma, która posiada taki „nakaz zapłaty”, czeka na uprawomocnienie się tego dokumentu, wnosi o nadanie klauzuli natychmiastowej wykonalności i przekazuje po otrzymaniu powyższych danych do egzekucji komorniczej, zatrudniając radcę prawnego lub adwokata celem sporządzenia wniosku egzekucyjnego, któremu komornik przyznaje wynagrodzenie za tę czynność i potrąca Wam w ramach prowadzonej egzekucji. Oczywiście, takie działania są niezgodne z obowiązującym prawem, ale są i cieszą się wielką popularnością pośród „cwaniaków”, którzy stworzyli sobie z nieszczęścia ludzkiego całkiem dochodowy interes. Te firmy to najczęściej jakieś Niestandaryzowane Fundusze Powiernicze Otwarte lub Zamknięte z siedzibą na Arubie, Seszelach, Luxemburgu, Holandii itp. Nawet jak wygracie Państwo po 3-latach procesowania się z komornikiem, to dowiecie się, że Wasze należności zostały przekazane wierzycielowi. I co teraz? I NIC!!! Należy wynająć kancelarię prawną na Arubie, Seszelach, Luxemburgu czy innym państwie, zapłacić im i dochodzić swoich praw, aby odzyskać niezgodnie z prawem polskim zabrane pieniądze. A za co? To już nikogo nie interesuje. Przecież możecie wziąć następną pożyczkę z firmy parabankowej, zapłacić i sądzić się przez ileś lat. Zauważcie Państwo, ilu ludziom daliście zatrudnienie i możliwość zarobienia z Waszych pieniędzy. Tylko co Wy z tego macie? Nieszczęście, zgryzotę, zawał serca, eksmisję z mieszkania i następny dług do spłacenia, który znów po 10-latach nabędzie firma windykacyjna z Aruby czy Seszeli. I CO? I NIC? Kto pozwala na takie praktyki? Kto za tym stoi? Gdzie polscy prawnicy, posłowie czy Ministerstwo Finansów? A tak się dzieje. Polska z dochodów uzyskiwanych przez te firmy w wyniku swej haniebnej działalności nie ma nic, bo oni podatki płacą w miejscu, gdzie jest ich siedziba, a nie w Polsce. Komu zależy na tym, aby prawo było świadomie łamane? Czyżby to

nr 1(31) styczeń – luty 2014

były działania lobbystów? Kiedyś mówiono – łapówkarz, dzisiaj jest to lobbysta. Jaka ładna nazwa, zresztą taka jak wiele innych. Kiedyś było wydarzenie, a dzisiaj robi się „iwent”. Kiedyś były wnioski i zadania do realizacji, dzisiaj są projekty, które się pisze i składa, ale nie wiadomo czy się zrealizuje i otrzyma się (bez lobbysty) na ten cel pieniądze. Przestrzegam wszystkich czytelników przed łatwymi i szybkimi pożyczkami, nieuczciwymi pracodawcami oraz polskim e-sądem i komornikiem, współdziałającym z firmami windykacyjnymi z siedzibą poza Polską. Nie wierzcie im i czasami nie zaufajcie lobbyście – czego sobie i Państwu życzę. Michał Kręcisz

I po co ta Legia? Spotkałem się z opiniami, że Zagłębie Sosnowiec na współpracy z Legią Warszawa wyjdzie jak Zabłocki na mydle. I zacząłem się zastanawiać, rzeczywiście, po co nam tu ta Legia? Przypomnijmy jednak trochę faktów jeszcze z wiosny ubiegłego roku. Niespodziewanie doszło do zmiany prezesa Zagłębia – Leszka Baczyńskiego zastąpił Marcin Jaroszewski. A wkrótce gruchnęła informacja, że klub ze stolicy kupił ten z Sosnowca. Co niektórzy snuli świetlane wizje, że to świetnie, bo pieniądze plus niektórzy piłkarze z Warszawy zapewnią szybki awans do pierwszej ligi. Inni ponuro wieszczyli, że wręcz przeciwnie – Zagłębie, jak to się dzieje często w zachodniej Europie, będzie takim farmerskim klubem, czyli mówiąc wprost rezerwami Legii. I w żadnym przypadku nie będzie mowy o jakichkolwiek awansach. Wręcz przeciwnie, nasz klub będzie traktowany przez warszawski jak kiedyś zamorska kolonia, z której trzeba wycisnąć co się tylko da, czyli zabrać najlepszych zawodników. Wtedy za stosowne uznał zabrać głos nowy prezes. – Zachowujemy pełną samodzielność organizacyjną i prawną jako klub, nie ma żadnej ingerencji Legii w Zagłębie Sosnowiec, podejmujemy tylko aktywną współpracę – mówił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Jaroszewski. I dodał: – Chcę rozwiać wątpliwości wszystkich kibiców – pierwsza drużyna pozostaje całkowicie autonomiczna. Nie ma mowy o jakiejkolwiek ingerencji ze strony Legii czy przejęciu klubu. Chodzi głównie o działania związane ze szkoleniem młodzieży i marketingiem. Zielone światło na realizację tego przedsięwzięcia dał działający z rozmachem prezes Legii, Bogusław Leśnodorski. Li-

37


Felieton czymy na skorzystanie nieco z blasku Legii wał przecież przy Kresowej. Portugalskiej ligi i przyciągnięcie sponsorów. Będziemy mogli Grunt jeszcze nie podbił, bowiem gra w rezerwypożyczyć kogoś z szerokiej kadry warszaw- wach Sportingu w II lidze, ale w grudniu zdoskiej drużyny, ale nie będziemy opierać nasze- był pierwszego gola. Wszystko więc jeszcze go zespołu na zawodnikach Legii. Będą to poje- przed nim. Tak jak wszystko było przed wiedyncze przypadki, piłkarze, których poleci nam loma chłopakami z Sosnowca, którzy w ostattrener Jan Urban. Zagłębie w ostatnim czasie nich latach próbowali podbić boiska krajowe poczyniło znaczący postęp, chyba największy i zagraniczne. spośród drużyn pierwszych trzech lig. Mamy I tu wyleję kubeł zimnej wody na głowy tych, potencjał i chcemy go wykorzystać awansując uważających, że w Zagłębiu – jak to barwnie do I ligi, potem do Ekstraklasy. mawiał zawsze Leszek Baczyński – na pełnych Obecna na tej konferencji pani wiceprezy- obrotach pracuje fabryka produkująca młodych dent Sosnowca, Agnieszka Czechowska-Kopeć, piłkarzy. Tak, być może rzeczywiście produkuprzedstawiła stanowisko w imieniu miasta, wła- je, ale poza wspomnianym Gruntem żadnego ściciela klubu przecież. – Ten projekt przepro- wybitnego nie wyprodukowała. Nie ma sosnowadzany jest z myślą o korzyściach dla Zagłę- wiczan w żadnych reprezentacjach juniorskich bia, liczymy na rozwój klubu i stworzenie dla i młodzieżowych. Ostatnimi byli Rafał Pietrzak niego nowych możliwości. Chcemy wyraźnie i Adrian Marek. Szybko trafili do ekstraklasozaznaczyć, że nasza współpraca oparta jest na wych klubów, ale w nich nie zaistnieli. W czopartnerstwie. My dajemy tereny, czyli boiska, łowych polskich klubach praktycznie nie ma a od Legii otrzymujemy „know-how”, a więc zawodników, którzy mieliby w swoich CV notzałożenia dotyczące szkolenia. kę, że zaczynali w Zagłębiu Sosnowiec. Gdzie To nie do końca wszystkich uspokoiło, więc podziewa się cała masa tych, którzy końzwłaszcza tych związanych z klubem od wie- czą wiek juniora? Grają, jak najbardziej – w liczlu lat. Ich podstawowy argument jest taki: po nych klubach zagłębiowskich w A klasach i lico nam jakieś wzorce z Warszawy, jak w So- gach okręgowych. Czy to nie daje do myślenia, snowcu od lat jest wspaniała praca z młodzie- dlaczego tak się dzieje? żą. I jakby na potwierdzenie tej opinii w lipcu Tym bardziej musi dawać do myślenia jeżeli ubiegłego roku 20-letni wychowanek Zagłę- widzi się na boiskach przy Kresowej setki trenubia, Michał Grunt, podpisał 4-letni kontrakt ze jących chłopaków od lat… trzech do kilkunastu. Sportingiem Braga, czwartą drużyną ligi por- A ich trenerami nie są przypadkowi ludzie, lecz tugalskiej. Co prawda sosnowiczanin zwrócił najczęściej byli piłkarze z odpowiednimi papieuwagę Portugalczyków dopiero grając w Po- rami. Gdzieś musi więc być błąd, powodujący, lonii Warszawa, gdzie został królem strzel- że fabryka o nazwie Zagłębie nie „wyprodukoców Młodej Ekstraklasy, ale „szlify” zdoby- wała” towaru na eksport. Czy zmieni się to po

Pan i pani, czyli o dodatkach Pan spoglądał ze skupieniem w telewizor i przeżywał traumatycznie wraz z całym oburzonym społeczeństwem informacje o kolejnych tragediach na polskich drogach spowodowanych przez nietrzeźwych kierowców. – Kochanie, koniecznie muszę kupić alkomat – ogłosił pan mocnym głosem. – Przecież jesteś abstynentem – pani zdziwiła się szczerze. Pan postanowił bowiem stanowczo z nowym, 2014 rokiem zrezygnować z delektowania się jednym kieliszkiem wina po obiedzie. I rzeczywiście, przyrzeczenia bohatersko dochowywał. – A czyż nie jest możliwym bierne picie? – pan uniósł wysoko lewą brew, podkreślając tym samym swoje wątpliwości. Jeśli jest bierne palenie, zatem musi być także bierne picie. Nasuwa

38

otrzymaniu od Legii wspomnianego przez panią wiceprezydent „know-how”? Przekonany jest o tym prezes Jaroszewski, który przekonywał niedawno radnych Sosnowca, starając się o kolejny zastrzyk finansowy z miasta dla klubu. Obiecywał, że te pieniądze nie pójdą na pozyskiwanie weteranów boisk, mających pomóc wywalczyć awans. W skrócie jego wystąpienie można przedstawić tak: „Chcemy, żeby Zagłębie wychowywało piłkarzy, którzy są w stanie dać swoją grą radość sosnowieckim kibicom, a w przyszłości – poprzez transfery – przynosić dochód klubowi”. Tak jak Legia Warszawa właśnie, która na przestrzeni kilku lat sprzedała do zagranicznych klubów – za duże pieniądze – kilku swoich młodych piłkarzy. Jak chociażby w ostatnich dniach Dominika Furmana za blisko trzy miliony euro do Francji. Nie zrzędźmy więc, nie szukajmy dziury w całym, tylko poczekajmy na efekty współpracy. Bo od kogo się uczyć jak nie od mistrza? A Legia Warszawa mistrzem Polski przecież jest! Andrzej Wasik

– Szkoda, że o tobie nie można tego powiesię oczywisty wniosek – w polskim powietrzu musi być ładnych kilka promili, więc wolę nie dzieć – dodała pod noskiem delikatnie upudrowaryzykować. Postanowiłaś przecież zabrać mnie nym, jednak nie na tyle cicho, by pan nie usłyszał. – Słyszałem – potwierdził zdruzgotany, bo na zakupy do Tesco. – Może faktycznie masz rację, mój miły – za- poczuł, że cały jego świat, zbudowany na zasastanowiła się pani. Zdecydowanie preferuję trzeź- dach miłości do pani i przekonaniu o szczerej wego kierowcę. Jednak zastanawiam się, czy ten wzajemności, legł w gruzach. alkomat będzie właściwie skalibrowany? Jeśli to, Pani wzruszyła lekceważąco krągłymi raco mówisz o zawartości polskiego powietrza, jest mionkami, dając dowód, że zupełnie nie przejfaktem, to żaden alkomat nie pomoże. Zrobisz muje się niezadowoleniem pana – prawda w oczy kilka głębszych wdechów i już się zanietrzeź- kole – prychnęła dobijająco. wisz – pani wyraziła swoją racjonalną obawę. – To ja nie jadę – pan zgłosił votum sepe– Jednak pan premier musi mieć rację. A to ratum głosem zbitego psa. Zresztą – postanoon właśnie zaproponował obowiązkowe posia- wił bohatersko zawalczyć o swoje racje – żaden danie alkomatu w każdym samochodzie – pan szczery patriota nie będzie popierał tych wredz wypiekami przejęcia bronił niczym Spartanin nych Angoli, którzy tyle razy już zawiedli nasz Termopili swojego stanowczego postanowienia. ukochany kraj. A myśmy im niebo nad Anglią – Jeśli tak, to zupełnie inna sprawa – zasta- bohatersko bronili – wykrzyknął z patriotycznowiła się pani. On taki mądry i przystojny. Sta- nym przekonaniem. nowczy i efektywny. I wie, co mówi – zachwyci– Kiedy to było? – pani wykrzywiła przeła się rozmarzona. śliczny wykrój ust podkreślony ekskluzywną po-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Felieton madką beju star. Nie była to, niestety, KissKiss – No nie! – pan postanowił zaprotestować Gold and Diamonds, z dodatkiem złota i dia- stanowczo. Mam tego zdecydowanie dość. Jak mentów, po której podwójny pocałunek musi możesz tak deprecjonować swoich rodaków, któbyć zabójczy. W tej chwili pan spojrzał na nią rym angielskie niewdzięczne pasożyty próbują z takim apetytem, że obawiała się, iż może się odebrać absolutnie przynależne, przez Unię Euodważyć zbrukać jej perfekcyjnie umalowane ropejska zatwierdzone, przywileje. Co ja mówię… usta. Spojrzała przenikliwie i… się nie odważył. Bynajmniej nie przywileje, lecz należne, wypra– Ale było – syknął odważnie pan. I nawet cowane w pocie czoła na angielskich zmywakach, nie pozwolili naszym lotnikom, którzy ocalili zbieraniu anglosaskich warzyw, przy opróżnianiu im d... – no, dumę – zmienił zdanie pod karcą- brytyjskich szamb, dodatki na dzieci. A dzieci cym wzrokiem pani – uczestniczyć w paradzie my nad życie kochamy, bo dzieci to przyszłość zwycięstwa. A teraz chcą biednym, pracowi- nasza. To nadzieja, to nasz ród. – Sam jakoś dzieci nie chcesz mieć – syknętym Polakom, którzy znów obronili Brytyjczyków przed kryzysem ekonomicznym i demo- ła pani jadowicie. graficznym, wyręczając angielskich nierobów – Kochanie. Jak to nie chcę? Bardzo chcę, ale swoją energią, zaradnością, pracowitością, po- sama wiesz – pan zaczął desperacko mataczyć mysłowością, sumiennością, gorliwością, pożą- – nie w tej chwili. Może gdy będziemy w dwudliwością, efektywnością, obowiązkowością… dziestce najbogatszych krajów świata. Pan pre– Coś się tak z-ościł – przerwała ironicznie mier to obiecał. – Jeśli pan premier – zmieniła ton pani… – elokwentne nagromadzenie epitetów w najprawdziwszej epifanii polskiej pracowitości. Faktycz- to i ja poczekam. – Wątpię, żebyś się doczekała. Zegar biolonie nasz naród słynie z zapobiegliwości – znów giczny tyka bezlitośnie – szepnął pan tak cicho, jej toczone ramionka drgnęły lekceważąco.

Porady prawne Kwestie opłat, zasad i trybu pobierania kosztów sądowych w sprawach cywilnych Witam Państwa, w dzisiejszym artykule przedstawię zagadnienie opłat, zasad i trybu pobierania kosztów sądowych w sprawach cywilnych, o które Państwo często się pytacie. Przedmiotową kwestię reguluje Ustawa z dnia 28.07.2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (Dz.U. nr 167,poz. 1398 z późn. zm.). Zasadą jest, że do uiszczenia kosztów sądowych obowiązana jest strona, która wnosi do sądu pismo podlegające opłacie lub powodujące wydatki. Opłatę należy uiścić przy wniesieniu do sądu pisma podlegającego opłacie. Zgodnie z art. 3 ust. 2 Ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych – opłacie podlegają w szczególności następujące pisma: 1) pozew i pozew wzajemny, 2) apelacja i zażalenia, 3) skarga kasacyjna i skarga o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia, 4) sprzeciw od wyroku zaocznego, 5) zarzuty od nakazu zapłaty,

6) interwencja główna i uboczna, 7) wniosek: a) o wszczęcie postępowania nieprocesowego, b) o ogłoszenie upadłości, c) o wpis w Krajowym Rejestrze Sądowym i w rejestrze zastawów oraz o zmianę i wykreślenie tych wpisów, 8) Skarga, a) o wznowienie postępowania, b) o uchylenie wyroku sądu polubownego, c) na orzeczenie referendarza sądowego, d) na czynności komornika. Zgodnie z art. 3 ust. 3 Ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych – opłacie podlega wniosek o wydanie na podstawie akt: odpisu, wypisu, zaświadczenia, wyciągu, innego dokumentu oraz kopii, a nadto wniosek o wydanie odpisu księgi wieczystej. W zależności od rodzaju sprawy opłata może być stała, stosunkowa lub podstawowa (art.11 Ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych). W dalszej części artykułu przedstawię dokładnie opłaty co do wysokości wszystkich rodzajów spraw (reguluje dział 2 ustawy). Art. 22 brzmi: opłatę stałą w wysokości 40 zł pobiera się od zażalenia na postanowienie w przedmiocie: 1) oddalenia wniosku o wyłączenie sędziego lub ławnika,

nr 1(31) styczeń – luty 2014

że mgły unoszące się letnim porankiem nad połoninami w blasku wstającego równie bezszelestnie słońca były bardziej głośne. Więc pani nie usłyszała. Zbigniew Adamczyk

2) skazania na grzywnę strony, świadka, biegłego, tłumacza lub innej osoby oraz odmowy zwolnienia od grzywny, 3) przymusowego sprowadzenia lub aresztowania świadka oraz odmowy zwolnienia od przymusowego sprowadzenia, 4) wynagrodzenia i zwrotu kosztów poniesionych przez biegłego, tłumacza i kuratora 5) należności świadka. Art. 23: opłatę stałą w kwocie 40 zł pobiera się od: 1) wniosku o wszczęcie postępowania nieprocesowego lub samodzielnej jego części, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej, 2) apelacji, zażalenia, skargi kasacyjnej, skargi o wznowienie postępowania i skargi

39


Poezja

Agnieszka Suchy

o stwierdzenie niezgodności z prawem praOpłatę od skargi na orzeczenie referenda5) zaprzeczenie uznania ojcostwa lub mawomocnego orzeczenia w sprawie, w której rza pobiera się w wysokości opłaty od wnio- cierzyństwa. postępowanie nieprocesowe zostało wszczę- sku o wydanie tego orzeczenia, nie więcej jedPonadto w sprawie podlegającej rozpote z urzędu, nak niż 100 zł. znaniu w postępowaniu uproszczonym poDział 3 3) wniosku o przeprowadzenie postępobiera się opłatę stałą od pozwu, przy wartości Wysokość opłat w procesie wania pojednawczego, przedmiotu sporu lub wartości przedmiotu Rozdział 1 4) wniosku o zabezpieczenie dowodu. umowy, a od apelacji, przy wartości przedArt. 24: opłatę w wysokości 300 zł pobieSprawy z zakresu prawa cywilnego i ro- miotu zaskarżenia: ra się od wniosku o: dzinnego 1) do 2000 zł – 30 zł, Art. 26: opłatę stałą w kwocie 600 złotych 2) ponad 2000 zł do 5000 zł – 100 zł, 1) ustalenie, że orzeczenie sądu państwa ob3) ponad 5000 zł do 7500 zł – 250 zł, cego lub rozstrzygniecie innego organu pań- pobiera się od pozwu o : 1) rozwód, 4) ponad 7500 zł – 300 zł. stwa obcego podlega lub nie podlega uznaniu, 2) separację, W kolejnym artykule spróbuje Państwa 2) stwierdzenie wykonalności orzeczenia 3) ochronę dóbr osobistych, sądu państwa obcego lub rozstrzygnięcia inzapoznać z wysokościami opłat w sprawach nego organu państwa obcego albo ugody za4) ochronę niemajątkowych praw autorskich, z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społeczwartej przed tym sądem lub organem lub za5) ochronę niemajątkowych praw wyni- nych, w sprawach z zakresu prawa rzeczotwierdzonej przez ten sąd lub organ, kających z uzyskania patentu na wynalazek, wego, stwierdzenia spadku, wysokości opłat 3) uznanie lub stwierdzenie wykonalności prawa ochronnego na wzór użytkowy, prawa w postępowaniu zabezpieczającym, upadłoorzeczenia sądu polubownego lub ugody za- rejestracji wzoru przemysłowego lub zdobni- ściowym, układowym i naprawczym oraz wartej przed tym sądem, czego, prawa ochronnego na znak towarowy, możliwości zwrotu opłaty sądowej, zwolnieOpłatę stałą w kwocie 200 zł pobiera się prawa z rejestracji na oznaczenia geograficz- nia z kosztów ze względu na sytuację mateod wniosku o dokonanie przez sąd czynno- ne, prawa z rejestracji topografii. rialną strony sporu. Tradycyjnie zapraszam Ponadto art.27 ustawy brzmi: opłatę stałą na darmowe porady prawne w środy w biuści w trakcie postępowania przed sądem polubownym niewymienionych w ust.1. w kwocie 200 zł pobiera się w sprawach m.in. o: rze SLD przy ulicy Mościckiego 14 w godziArt. 25: opłatę stałą w wysokości 100 zł 1) ustalenie istnienia lub nie istnienia mał- nach od 15 do 17. pobiera się od: żeństwa, Radca prawny 1) skargi na czynności komornika, 2) unieważnienie małżeństwa, Jacek Chomicz 2) zażalenia na odmowę dokonania czyn3) rozwiązanie przysposobienia, ności notarialnej. 4) unieważnienie uznania dziecka, Dobranoc Spłynęła łza Na pożółkłą kartę Wspominającą świat Szlochanie po nocach Tęsknotę cierpienia Sprzed siedemdziesięciu lat Cisza muzyką jest najpiękniejszą...? Być może wszędzie Ale nie tam Gdzie po głuchej serii Tysięcy strzałów Zamilknął katyński las. Spłynęła łza Zgasiła płomień Tlący się żywo nad wspólną mogiłą Lecz przetrwa wspomnienie O żołnierzu którego ciało pod Czarną ziemią się kryło. Śmierć wyciągnęła zakrwawione ręce Czaszkę na wskroś przeszywając

40

Spłynęła łza Na wieczną wartę żołnierzu idź Dobranoc ... Tu, u Boga – tylko cisza. Nie ma huków armat, krwi... Tam, na dole, czaszki, zgliszcza i Rudego głośny krzyk. I ta torba pełna listów... ,,Tato, żyję, wszystko dobrze. Pozdrów matkę, bywaj zdrów” Daj im swe królestwo, Boże! Tu, u góry, widać lepiej... ziemia to niejasne lustro. Moja matka! Grób, płomienie, jak mi tu bez Ciebie pusto... Słyszę kroki. To Bóg Ojciec zmierza ku mnie, już tu jest: ,,Dam Ci cały niebios skarbiec, powiedz tylko, czego chcesz”

nr 1(31) styczeń – luty 2014

Ja podnoszę smutne oczy: ,,Ojcze, czy to rzecz możliwa, żeby tu, za dnia i w nocy moja matka ze mną była?” Bóg zamyślił się, zasępił, po czym rzecze do mnie tak: ,,Doskonale wiem, jak tęsknisz, jednak jeszcze nie jej czas” W dół spoglądam jak przez mgłę... oczy przesłaniają łzy. Matki dłoń trzyma lilijkę, w grobie mój harcerski krzyż Tu, u Boga – tylko cisza... nie ma huków, matki łez... tam, na dole – płomień znicza. Mamo, czuwaj... to nie kres...


Proza Zbigniew Adamczyk, Piotr Mamcarz

BUFFALO – BIAŁY MIŚ

Bez sprawdzenia alkomatem poziomu wczorajszego dnia w krwi, wyruszyliśmy land roverem na podbój Bieszczadów. Akurat zima zdecydowała, że zabarwi szarość najpóźniejszej od lat jesieni i pobieli świat cudownie czystą bielą, niczym proszek OMO – mistrz prania nie do… Pizgało śniegiem aż strach, ziąb, że ptaszek się schował do środka brzucha i trzeba było lać na siedząco, a szybko, żeby mocz zamarzając, nie rozwalił cewy. Trafiliśmy do baru w Cisnej. Drewniany cud architektury bieszczadzkiej, czyli coś przede wszystkim funkcjonalnego, ale niekoniecznie pięknego. Pośrodku budowli drzwi. Na nich napis – wejście z boku. Aha. Drzwi frontowe to drzwi zapasowe. Niech i tak będzie. Ruszamy po odśnieżonym kawałku parkingu do stromych schodów prowadzących do wrót z czerwoną siekierą. Schody odśnieżone nie zostały, bo po co odśnieżać schody? Jakby były odśnieżone, to nie byłyby to bieszczadzkie schody. przez mniej czy bardziej zdolnych producentów napojów. Z otchłani wyłonił się zakapturzony jegomość w dresach. Grzecznie – Mógłbym z panem porozmawiać? – indaguje tajemniczo i już nazagajam – dzień dobry – bo dobrze wychowany jestem. brałem pewności, że to miejscowy lumpek, który chce naciągnąć przy– Dla kogo dobry? – odpowiada markotnie odśnieżacz schodów. jezdnych na darmowe piwo. I tu zaskoczenie – widząc, że jem z apetyIgnorując go wchodzę do Siekiery, której wystrój skomponował pod- tem, przeprasza i znika bez wyartykułowania prośby. czas upiornego snu chory, pijany lub nawiedzony drwal – artysta. Sądząc Ale wraca. Półgłosem, aby nie usłyszał kolega kończący właśnie żupo kompozycji najprawdopodobniej trzy w jednym. rek, prosi o papierosa. I kolejne zaskoczenie – a nie chciałby pan pójść O dziwo, w środku także zawiewa. Zimno. Zamawiamy wysokoka- i zapalić ze mną? Bo faktycznie – palenie w pojedynkę mniej smakuje. – A pan – zwraca się do mojego kolegi, który zanurzył nos w absoloryczne zupki i grzane winka. Zanim pani barmanka poda, korzystam z okazji i wychodzę na szluga. lutnie unikatowym menu, zawierającym oprócz karty potraw, najprzeZ trudem odpalam, kurczę się z zimna, mrużąc oczy od jaskrawego blasku różniejsze wpisy oraz fragmenty Bieszczadzkiej Siekierezady – niech nie śniegu. Z płatków wynurza się znana wcześniej postać. Odśnieża schody, czyta o Baflu. Wychodzimy. trzymając w wykrzywionych ustach papierosa, dym przesłania mu twarz. Próbujemy odpalić faje na zewnątrz, ponieważ w środku nie można, – Palenie szkodzi! – informuje z przejęciem. – Tak? – odpowiadam zaciekawiony. bo jakby można było, to palilibyśmy w środku. Wyciągam rękę z ogniem Koleś mnie przestawia na bok i odśnieża wycieraczkę przed drzwia- do kolesia, nie zważając na smutny los Prometeusza, który także bawił mi wejściowymi. się ogniem. Tamten wyszczerza zęby i podnosi swoją zapalniczkę, mówiąc – u nas – Mówię, że szkodzi, ale nikt mi, kurwa, nie wierzy – mruczy pod nosem. Gaszę fajkę i wracam do baru. Na ławie z wbitymi dwiema olbrzymi- w Cisnej szanujący się sęp ma zawsze swoją zapalniczkę. Uśmiecham się mi siekierami, na wszelki wypadek okręconymi długim łańcuchem, bo i odpalam papierosa. mogłyby się komuś przydać, już paruje pyszna zupka. Taki żurek widziaStoję w śniegu, nie mogę petem trafić do ust, tak piździ. Gostek trakłem i pochłaniałem pierwszy raz w życiu. Gęsty, że łyżka stała jak napalo- tuje mnie pierdoleniem o biedzie, budowlance i pracy w lesie i że sezonemu drwalowi przed zabawą taneczną pod chmurką. nu nie ma, jakby mnie to obchodziło. Wzruszam obojętnie ramionami. – Czy pan bije – usłyszałem zachrypnięty głos. Przechodzi zatem do ataku. Ze sprawności przesłuchiwacza radia pol– Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. skiego wyciąga informacje o mnie. Zdawkowo odpowiadam, bo jako – Naprawdę – w głosie czuć nie tyle ulgę, co ogromne zdziwienie. się rzekło, grzeczny jestem z natury i wychowania pobranego w dobrym Czerwona gęba z zajęczą wargą pewnie nie raz puchła nie tylko od spo- domu. Jednak się sypłem. – Tak, jestem lekarzem. Tak, od kości. żywania najprzeróżniejszych, o różnych stopniach mocy, przyrządzanej

nr 1(31) styczeń – luty 2014

41


Proza Nieznajomy opowiada zadziwiającą, urzekającą historię o swoich trzynastu złamaniach. – Panie, ja nie jestem z tych co się łamią – zapewnia. Ale połamałem nadgarstki i nawet nie zauważyłem. Upadłem, wracając znad rzeki, nawet nie zabolało. Dopiero później. Kończymy fajki i odrywając zamarznięte podeszwy, wracam do środka pod pretekstem dotrzymania kumplowi towarzystwa. Po wejściu spostrzegam pustkę. – Ktoś tu był i znikł – słyszę zza pleców głos nieznajomego. A… wezwała go natura rzuca, widząc, że kolega wychodzi właśnie z klopa. Przez diabelskie drzwi otwierające się po kowbojsku na boki, ozdobione wizerunkami biesów, idzie w kierunku baru. Znika. Ale to bynajmniej nie koniec znajomości. Znów wraca, tym razem już jako znana postać, niemal bohater literacki, bo kolega przez czas, kiedy marzłem paląc fajkę z menelem, wyczytał co to za jeden. – Wiesz z kim kurzyłeś?. Wzruszam ramionami, bo skąd niby mam wiedzieć? – To sam Buffalo dziki człowiek. Zwany również Tatanką – pokazuWychodzimy, pojedzeni i rozgrzani, ale Bulaffo ani myśli mnie je kartkę z menu. zwolnić. Czytam: Chodzi po wsi bardzo szybko. Oblicza się, że na jedno piwo – Panie doktorze, przydałaby mi się jakaś renta. Dało by się? Bo ja statystycznie przypada Buffalowi 76 km przebiegu. Po konwersacjach mam padaczkę i biorę te takie tabletki z kwiatuszkiem. Oczywiście, jak z Buffalem Tatanką sądziłem, że jest bardziej niż szalony. Ale ostatnio nie łykam, bo jak łykam, to przecież nie ma sensu. Odpowiadam, że może się zgłosić po grupę, bo pewnie mu coś tam zweryfikowałem swój pogląd na stanowisko bardziej radykalne – Tatansię należy. Ale nie do mnie, bo to inni lekarze orzekają. ka jest mocno pierdolnięty. – Jak byłem na odwyku w Jarosławiu – uzupełnia Buffalo – to tam Tatanka wychyla się słysząc, że o nim rozmawiamy. – To nieprawda – prostuje. Całkiem nieprawdziwa prawda. I wyciąga rękę po da- panie pielęgniarki powiedziały, że mogę, tylko ja nie wiem, jak to zrorowiznę. Tym razem to całkiem co innego – już nie przypadkowy me- bić. Mam wziąć adwokata czy jak? Poradziłem mu, żeby udał się do lekarza rodzinnego, a potem do ponelik, ale konkretny człowiek, poważny bohater literacki. Kasuje więc dychę i w zamian pozyskuje panią barmankę do zrobienia pamiątko- wiatu – i czmychnąłem czym prędzej, pozostawiając Tatance decyzję, co wego zdjęcia. Ostatecznie biały miś w Zakopanem też kasuje, więc na- dalej postanowi zrobić. leży mu się, jak psu buda. Jeszcze usłyszałem za sobą – ale mi, kurwa, pomógł. – I już mnie nie było.

XIII Konkurs Literacki im. Haliny Snopkiewicz rozstrzygnięty Już po raz trzynasty odbył się w Zawierciu Konkurs Literacki im. Haliny Snopkiewicz, organizowany co roku przez Wydział Rozwoju i Promocji Powiatu Zawierciańskiego. 12 grudnia 2013 roku, w zawierciańskim klubie Novum odbyło się uroczyste rozstrzygnięcie Konkursu. W skład jury weszli: Bogdan Dworak, Olgerd Dziechciarz i Marek Baczewski – wybitni literaci i działacze kultury Zagłębia. W kategorii „Poezja” pierwsze miejsce zdobył Janusz Pyziński z Dębicy, drugie miejsce zajęła Ewa Włodarska z Krakowa, zaś miejsce trzecie przypadło Piotrowi Zemankowi z Bielska-Białej. Nagrodę specjalną w tej kategorii otrzymał Kamil Pietrzyk z Zawiercia. W kategorii „Proza” pierwsze miejsce zdobyła Anna Kokot z Przeźmierowa, drugie miejsce zajął Leonard Jaworski ze Szczecinka, a trzecie Iwona Kuśmierz z Kraśnika. Wyróżnienia w tej kategorii otrzymali: Magdalena Dworak z Poręby i Krzysztof Martwicki z Warszawy.

42

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Poezja Z Kamilem Pietrzykiem, laureatem Nagrody Specjalnej XIII Konkursu Literackiego im. Haliny Snopkiewicz, rozmawia Michał Kubara. Może na początek kilka słów o sobie... Nazywam się Kamil Pietrzyk, na drugie mam Krzysztof, a więc mam imiona odziedziczone po Baczyńskim, tylko na odwrót. Jestem od urodzenia związany z Ziemią Zawierciańską. Moi rodzice też stąd pochodzą, ale ja sam przypadkiem urodziłem się w Katowicach. W roku 2013 ukończyłem filologię polską na Uniwersytecie Śląskim. Obroniłem pracę magisterską poświęconą prozie Jana Himilsbacha. Jest to postać kojarzona głównie z kinem, ale ja zająłem się jego twórczością literacką, jako że jest dziś nieco przykryta kurzem. Postanowiłem bowiem zająć się tematem, którym nikt się obecnie nie zajmuje, choć okazało się potem, że o Himilsbachu pisze także pewien mój serdeczny kolega... Obecnie studiuję podyplomowo logopedię Czy wcześniej startowałeś w jakichś konkursach literackich? Co jest Twoją inspiracją i jacy są Twoi ulubieni poeci? Piszę od bardzo dawna, ale nigdy nie miałem szczególnie wielkiego mniemania o swoim pisaniu... Na uczestnictwo w konkursach literackich zdecydowałem się dopiero niedawno. Jako gimnazjalista, miałem opublikowane dwa wiersze w zbiorze „Słowem malowane”, wydanym przez panią Ewę Madej. Dopiero w 2012 roku wziąłem udział w Konkursie im. Haliny Snopkiewicz, w którym zdobyłem Nagrodę Specjalną w dziedzinie poezji. Następnie, w roku 2013, brałem udział w innych konkursach, ale nie otrzymałem w nich żadnej nagrody, jedynie trzy moje wiersze zakwalifikowały się do publikacji w antologii pokonkursowej Konkursu im. Jana Himilsbacha w Mińsku Mazowieckim. Co do moich inspiracji: kiedy zacząłem pisać i szerzej interesować się literaturą, moim ulubionym poetą był Krzysztof Kamil Baczyński. Niejako trafiłem na niego za sprawą imion... Będąc w liceum zainteresowałem się Marcinem Świetlickim – był to idealny poeta dla zbuntowanych młodych ludzi. Natomiast na studiach odkryłem Zbigniewa Herberta. Do moich inspiracji należy także stare kino, głównie amerykańskie kino noir oraz muzyka rockowa lat 70. Dzięki studiom polonistycznym byłem stale stymulowany literacko, a wraz z koleżankami i kolegami z roku założyliśmy własną grupę poetycką o nazwie Grota. Działaliśmy jednak kameralnie i nie wdzieraliśmy się z impetem na salony. Jedynie kilkakrotnie prezentowaliśmy publicznie nasze teksty na zorganizowanych wydarzeniach i spotkaniach poetyckich.

Czy obok poezji zajmowałeś się też innymi gatunkami czy dziedzinami sztuki? Nie odkryłem w sobie powołania do pisania dłuższych form. Moim zdaniem, średnio mi wychodzą, a wymagają za to większych nakładów pracy. Jeśli zaś chodzi o inne dziedziny sztuki to miałem kiedyś z kolegami zespół thrashmetalowy o nazwie Anhedony. Realizowałem się w tym zespole literacko i wokalnie – charcząc i wrzeszcząc... Nagraliśmy w domowych warunkach płytę, można znaleźć na YouTube dziesięć naszych utworów. Obecnie zespół już nie istnieje, każdy z nas gdzieś wyjechał: jeden kolega – perkusista we Wrocławiu, drugi w Krakowie, a trzeci kolega najpierw studiował w Czechach, potem wybrał się do Ameryki i tam się realizował... Mieliśmy się reaktywować, ale nie wiem, co z tego będzie... Obecnie zajmuję się muzyką jedynie jako recenzent serwisu internetowego o muzyce rockowej rockmagazyn.pl, w którym publikuję swoje teksty. Swoją drogą, migracja to typowy problem dla Zawiercia i pewnie też w ogóle Zagłębia: młodzież masowo wyjeżdża, nie widząc tutaj dla siebie przyszłości... Tak, zresztą Bogdan Dworak często wspomina, że to poważny problem naszego miasta... W większych miastach ambitna młodzież wyjeżdża za granicę, zaś ci z mniejszych miasteczek wyjeżdżają do większych. A kto przyjedzie do nas...? Jakie są Twoje plany na przyszłość? Oczywiście, jak każdy, kto próbuje pisać, marzę o wydaniu kiedyś swojego tomiku i wiem, że teoretycznie można byłoby po prostu zapłacić i wydać swoją twórczość. Jednak robią tak często także ci, którzy pisać nie potrafią, a bardzo się swoim pisarstwem chwalą. Ale jeśli ktoś doceniłby moją poezję i chciałby ją wydać to byłbym naprawdę szczęśliwy. Tymczasem publikuję w internecie i tam ludzie oceniają moją twórczość – czasami dobrze, czasami źle... Jest to dla mnie bardzo cenne, bo sam nie jestem obiektywny w ocenie tego, co piszę. W takim razie życzę ci powodzenia w poszukiwaniu wydawcy i mam nadzieję, że jeszcze o tobie usłyszymy... Myślę, że pisanie to bardziej hobby. Każdy, kto ukończył studia marzy przede wszystkim o tym, aby znaleźć pracę, najlepiej związaną z wyuczonym zawodem. Potem dopiero można się spokojnie zajmować literaturą. Z samej literatury się nie wyżyje. Dziękuję za rozmowę.

Ancug

Od jakiegoś czasu noszę na swoim ciele źle skrojony ancug szyty niby na miarę przez krawca ze strajkującą parą oczu im również należy się kilka dni urlopu rzekły rozszalałe związki spojrzeniowe. Garnitur zgrany jak talia trefnych kart przetarty niczym płyta disc jockeya. W twarz wsmarowałem cuchnącą papkę gotowych min i grymasów. Wystarczy zalać wrzątkiem, mieszać, podmuchać, przełknąć. Wszystko po to by jak najmniej zdradzić. Jak najmniej kul wystrzelić z magazynku. Nie czaić się na czyjąś klęskę aby z rozpaćkanych flaków urządzić syte party przy zapalonych świecach. Nożem i widelcem według prawideł savoir vivru pokroisz mnie i wetkniesz do ust, by przełknąć jak kotleta. Ancug ostatnio zżarły mole. Pękną jak balon. Dla nich to niezła wyżerka, choć powoduje dużą niestrawność. Więc warto twarz przywdziewać z kamienia. Aby inni nie wyrzygiwali resztek radości, tych których nie zjadły jeszcze sępy i nie zwąchały hieny by opisać w gazetach. Himilsbach

Baśniowy nastrój w końcu stał się twoją kaźnią, gdy ducha wyzionąłeś w obskurnej melinie. W niebieskich ptaków gnieździe, co jest mętów łaźnią, w schronisku jaj kukułczych spijał się margines. Mówiła ci Basica - "Nie chlej tyle, Janku! wywinąć pragniesz orła, zdechnąć jak to zwierzę?" Złożono cię do trumny w eleganckim wdzianku, a Maklak jęknął z nieba - "kurwa, ja nie wierzę." Rozległy się przepite, zachrypnięte krzyki, nierobów i kloszardów z twych plebejskich gawęd. Jest Sroka, Heńka Bulbes oraz inne dziwki, złodzieje i cwaniaki, starzy kamieniarze. Gdy pleban celebrował ostatni sakrament, finalny rejs stateczkiem - pijanym okrętem. W niebiosach pili wódkę z Jankiem Himilsbachem. Aniołek Stróż zapomniał, że był abstynentem.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

43


Historia

Powrót Skarbińskich – Będzin przemysłowców Uroczyste odsłonięcie tablicy pamięci Stanisława Skarbińskiego, jak również seminarium naukowe na temat zasłużonych dla Zagłębia rodów Skarbińskich i Ciechanowskich odbędzie się 31 marca w Będzinie w I LO. Pomysłodawcą tablicy jest Dariusz Majchrzak, będziński historyk, doktorant na Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, nauczyciel historii w I L.O. im. M. Kopernika w Będzinie, a jego prelekcja będzie dotyczyć Ciechanowskich – urzędników i przemysłowców. Z kolei dr inż. Dorota Starościak przedstawi Skarbińskich. Warto przypomnieć, że na łamach „Nowego Zagłębia”, Dorota Starościak prawnuczka przemysłowca i działacza gospodarczego Stanisława Skarbińskiego, opublikowała cykl tekstów na temat zagłębiowskich przemysłowców. Z radością i uznaniem przyjeliśmy decyzję Rady Miasta Będzina o nadaniu skwerowi przed Ośrodkiem Kultury w Grodźcu od 18 grudnia 2013 nazwy Placu im. Skarbińskich. O wypowiedź poprosiliśmy wspomnianych już, Dorotę Starościak i Dariusza Majchrzaka, a także przewodniczącego Rady Miejskiej Będzina Sławomira Brodzińskiego. Sławomir Brodziński Rada Miejska Będzina nadała nazwę PLAC IM. SKARBIŃSKICH skwerowi przed filią Ośrodka Kultury w Będzinie-Grodźcu. W ten sposób radni po raz kolejny dali wyraz dążeniu do honorowania osób szczególnie zasłużonych dla miasta. Ma ono swoje stałe odzwierciedlenie w nadawaniu honorowych obywatelstw miasta, w nadawaniu patronów instytucjom miejskim, w nazewnictwie ulic i placów czy chociaż w upamiętnianiu na sesjach Rady Miejskiej rocznic ważnych wydarzeń lokalnych. To szczególny wymiar realizowania polityki historycznej (pamięci) rozumianej jako refleksja nad historią lokalną i jako kształtowanie świadomości historycznej społeczności lokalnej. Stąd nazwanie placu w Grodźcu imieniem rodziny Skarbińskich, wielce zasłużonej w wielu płaszczyznach dla mieszkańców Grodźca, ale i całej wspólnoty samorządowej Będzina.

Portret olejny Stanisława Skarbińskiego. Fot arch. D. Starościak

dzieckich rodów (m.in. Ciechanowskich i Skarbińskich) oraz Towarzystwo Przyjaciół Grodźca, które również lobbowało za upamiętnieniem wspomnianych rodzin. Szczególnie dziękuję Panu Jerzemu Wieczorkowi (członkowi Towarzystwa), człowiekowi, który nauczył mnie szacunku do historii Grodźca i pokazał, że tak naprawdę jeszcze wiele jest do odkrycia i zbadania, jeśli chodzi o przeszłość tego miejsca. W 2013 r. w Częstochowie (Akademia im. Jana Długosza), Będzinie-Grodźcu (Filia Ośrodka Kultury) i Dąbrowie Górniczej (Wyższa Szkoła Biznesu) miały miejsce wystawy poświęcone rodowi Skarbińskich. Materiały na jej stworzenie użyczyli mojej osobie dr inż. Dorota Starościak oraz Filip Wach. Autorem oprawy graficznej była Anna Badowska. W 2014 roku przekazałem wystawę na dożywotnie użytkowanie I Liceum Ogólnokształcącemu im. Mikołaja Kopernika w Będzinie, z którym związany był Stanisław Skarbiński senior (1856–1925), pełniący tam (wówczas 7-klasowej Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców) funkcję Prezesa Rady Opiekuńczej. Dzięki przychylności i konsekwencji dyrekcji liceum, tj. Pani Wandy Zalejskiej, udało się doprowadzić do stworzenia tablicy pamiątkowej, poświęconej wspomnianemu Stanisławowi Skarbińskiemu, która w tym roku odsłonięta zostanie w budynku szkoły.

Dariusz Majchrzak Od kilku lat staram się o godne upamiętnienie dwóch rodzin przemysłowców i społeczników, związanych z obecną dzielnicą Będzina – Grodźcem. Mowa tu o Skarbińskich oraz Ciechanowskich. Przedstawiciele wspomnianych rodów inwestując w okresie tzw. zaborów i II Rzeczypospolitej w industrializację tych terenów, stworzyli z Grodźca przemysłową stolicę Zagłębia Dąbrowskiego. Pod koniec 2013 r. Prezydent Miasta Będzina – Pan Łukasz Komoniewski, Rada Miejska Będzina oraz jej Przewodniczący – Pan Sławomir Brodziński pozytywnie odnieśli się do mojej inicjatywy, dotyczącej nadania placowi przy filii Ośrodka Kultury w Będzinie-Grodźcu, przy ul. Słowackiego patrona w postaci rodziny Skarbińskich. Dlatego też pragnę w tym miejscu podziękować wyżej wymienionym za poświęcony mi czas, cenne uwagi oraz przychylność wobec tego rodzaju projektu. Mój pomysł poparła również potomkini rodu Skarbińskich Dorota Starościak – Pani dr inż. Dorota Starościak, z którą miałem przyjemność Moje pierwsze wspomnienia z odległego dzieciństwa to wielka współpracować przez kilka ostatnich lat nad monografią gro- brązowa teka z pożółkłymi dokumentami i album pełen fotogra-

44

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Historia fii rodzinnych, oprawiony w ciemnozieloną skórę. Gdy mama była zajęta i chciała przez jakiś czas mieć spokój, sadzała mnie na podłodze w naszym sopockim mieszkaniu i pozwalała wertować owe archiwalia, związane głównie z Zagłębiem Dąbrowskim, a szczególnie z Grodźcem, miejscem jakże ważnym w życiu mojej rodziny. Do dziś pamiętam moją mamę, która nazwę Grodziec wymawiała z wyraźną nostalgią w głosie i „mgiełką” w oczach. Po wielokroć prosiłam ją o opowieści o pradziadku Stanisławie Skarbińskim, dyrektorze grodzieckiej cementowni, a następnie przez ponad ćwierć wieku, Grodzieckiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych. Z wypiekami na twarzy słuchałam wspomnień o jego żonie Izabelli, czyli mojej prababci, oraz ich dzieciach – Jadwidze (mojej babci) i Stanisławie, zwanym w rodzinie wujem Stasieczkiem, który idąc w ślady ojca, całe swoje zawodowe życie związał z grodzieckim przemysłem. Do dziś pamiętam coroczne wizyty u wujostwa Skarbińskich przy Konopnickiej 19, gdy podczas Świąt Wielkanocnych zjeżdżała się bliższa i dalsza rodzina oraz przyjaciele domu. Przy świątecznym stole zasiadali przedstawiciele Schönów, Zarębskich, Pogorzelskich, Karszów, Kolbe i Kwapiszewskich. Ciekawe opowieści, interesujący ludzie, dużo serdeczności i śmiechu, wielkanocne specjały, wspólne święcenie jajek i wyprawy na górującą nad Grodźcem Dorotkę, której zawdzięczam swe imię. Naturalną koleją rzeczy, po śmierci wuja Stasieczka i wyjeździe wujenki do Warszawy, Grodziec zaczął funkcjonować je-

dynie jako wspomnienie beztroskiego dzieciństwa. Studia, założenie rodziny, kariera zawodowa i dłuższy pobyt za granicą, wystarczająco zajmowały czas i uwagę, by jedynie w okolicach Wielkiej Nocy choć na chwilkę pojawiały się grodzieckie impresje. I dopiero przejście na emeryturę dało impuls do sięgnięcia po odziedziczone dokumenty oraz fotografie i skłoniło mnie do podjęcia próby zachowania od zapomnienia zarówno rodziny Skarbińskich, jak i spokrewnionych z nią, spowinowaconych lub zaprzyjaźnionych, zasłużonych zagłębiowskich rodów. Nieodparta myśl, że warto rejestrować dzieje przodków, szczególnie, gdy ich losy, życiowe wybory i zawodowe kariery miały wymiar ponadrodzinny, zaowocowała szeregiem artykułów na łamach dwumiesięcznika „Nowe Zagłębie” oraz publikacją w „Kwartalniku Historii Nauki i Techniki PAN”, zatytułowaną „Inżynierowie z rodziny Skarbińskich”. Czułam, że wypełniam rodzaj swoistej misji, szczególnie wobec pradziadków – Izabelli i Stanisława Skarbińskich. Jestem głęboko przekonana, że mojej pracy towarzyszyło ciche wsparcie opisywanych Nieobecnych i że to oni postawili na mojej drodze tylu wspaniałych grodźczan, jak m.in. Jerzy Sz. Wieczorek, Marek Walancik, Lucjan Zagórny, Ryszard Proszowski, Janina Kozłowska i Filip Wach, a także Dariusz Majchrzak, pomysłodawca i dobry duch uczczenia pamięci rodziny Skarbińskich. Z nieukrywanym wzruszeniem i radością przyjęłam informację, że pod koniec grudnia ubiegłego roku Rada Miasta Będzina nadała skwerowi przed Ośrodkiem Kultury w Będzinie-Grodź-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

45


Historia cu nazwę: Plac im. Skarbińskich. Z kolei 31 marca 2014 roku – w wyniku wspólnej inicjatywy I LO im. M. Kopernika w Będzinie i Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej – odbędzie się uroczystość wmurowania tablicy poświęconej pamięci pradziadka Stanisława Skarbińskiego, połączona z Seminarium Naukowym zatytułowanym „Przedsiębiorcy i społecznicy Zagłębia Dąbrowskiego”. W ten oto sposób, po 90 latach, pradziadek powróci w mury szkoły, w której w latach 1906–1924 pełnił funkcję prezesa Rady Opiekuńczej 7-klasowej Szkoły Handlowej Męskiej Zgromadzenia Kupców w Będzinie. Wiązanie w całość znalezionych w dokumentach rodzinnych, ale także zarejestrowanych na łamach ówczesnej prasy wydarzeń, kwerenda w archiwach i poszukiwania w bibliotekach oraz muzeach, docieranie do unikatowych materiałów fotograficznych, zachowanych dzięki pasji zakochanych w Zagłębiu prywatnych kolekcjonerów, zajęły mi ponad pięć lat. Efektem jest książka zatytułowana „W dziełach swoich… Przemysłowcy i społecznicy Zagłębia Dąbrowskiego”, która niebawem ukaże się nakładem Wydawnictwa Naukowego Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej. Po śmierci pradziadka w Przeglądzie Górniczo-Hutniczym z maja 1925 roku napisano: „Odszedł od nas człowiek, którego cechowały rozważny umysł, nieugięta wola i niezmordowana praca, w którym tkwiło, pomimo zimnej na pozór powierzchowności, serce gorące, wrażliwe na niedolę ludzką i dobra tej ludzkości pragnące…”. Warto życie i działalność takich ludzi zachować od zapomnienia. Oprac. P. Sarna

Grobowiec rodziny Skarbińskich na Starych Powązkach. Fot arch. D. Starościak

Zagłębiacy pod presją czasu Na kanwie lektury Tyrania chwili T.H. Eriksena Większość Zagłębiaków prowadzi naraz ileś egzy- kając porady i wskazówki przy podejmowaniu stencjalnych wątków, doświadczając nieustanne- nawet najdrobniejszych decyzji. I tu trzeba zadać go rozmijania się chęci i obowiązku, życia i pracy, pytanie: jak w tym cyfrowym świecie XXI wiebliskich i obcych. To wywołuje pytanie: czy istnie- ku odnajduje się generacja ludzi starych – wcaje jakieś antidotum na to intensywniejące „tu i te- le liczna i rosnąca – którą określić można jako raz”, ich dotykające ? Czy to tylko współczesna za- przedwirtualną? Informacja stając się nowym towarem, uczydyszka dopadająca przejściowo tu mieszkających? Kto ulega rosnącej presji „tu i teraz”; czy tylko niła społeczeństwo informacyjne dominującym umacniające się segmenty zbiorowości regionalnej, obecnie paradygmatem zmiany. Fenomenem owi beneficjenci zmian społeczno-ekonomicz- umożliwiającym zaistnienie społeczeństwa innych? O ile zagrożenia czasu i przestrzeni doty- formacyjnego i zarazem konsumpcyjnego w skaczą, uwydatniając istniejące ekstrema, z jednej li globalnej stało się medium powszechnego dostrony osób o statusie „singla” funkcjonujących stępu – internet. Wprowadzenie zaś przeglądarki w nienormowanym czasie pracy, z drugiej – wy- Internet Explorer – później Mozilla Firefox, Opekluczonych społecznie? Sięgając z brzegu do mło- ra itd. – uczyniło go łatwym w obsłudze i przydych Zagłębiaków – dla których podłączony do stępnym dla każdego użytkownika. Tym sainternetu komputer jest naturalnym środowi- mym informacja z dekady na dekadę zamienia skiem życia – zaprzestających kontaktów w re- się stopniowo w substytut surowców, siły roboalnej rzeczywistości, koncentrujących się na ko- czej i innych zasobów. munikacji w sieci. Czy mają oni świadomość, że Decydującym źródłem – kapitałowo pojętej spędzają średnio 72 godziny w tygodniu na kon- – zasobności ludzkiej staje się teraz dostęp do intaktach przez telefon komórkowy i internet, szu- formacji, nowoczesnych technologii teleinfor-

46

matycznych, który ułatwia wykorzystanie własnej wiedzy i kreatywności. Co więcej, tworzy to nową oś stratyfikacji społecznej. Wprowadza też ewidentnie zupełnie nową jakość, bowiem wiedza i kreatywność ludzka są zasobami niewyczerpywalnymi i odnawialnymi. Zmianę zaś – ze swej istoty – uznaje się odtąd źródłem rzeczywistości społecznej. Dziś informować, to inaczej komunikować wiedzę. Wiedza to rezultat poinformowania. Jednak nadmiar informacji – jak choćby dokuczliwy spam – przeciwdziała komunikacji. Rodzi się kolejne pytanie, kto jest objęty tym procesem informatyzacji i mediatyzacji; czy tylko stale korzystający z internetu niczym z sieci, zarówno technicznej, jak i społecznej ? Czymś co rzuca się w oczy w internecie, szczególnie w jego aktualnej fazie rozwoju zwanej Web 2.0, jest kult amatorszczyzny i „cyfrowy narcyzm” przejawiający się zainteresowaniem tylko rozmową z samym sobą, i podobnymi do siebie. Do takich rosnących masowo cybermiesz-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Społeczeństwo kańców dołączyli użytko7wnicy telefonów komórkowych najnowszych generacji i smartfonów, zasypujący się nawzajem sms-ami, mms-ami, e-mailami; tym bardziej że, już 88% Polaków – jak wynika z niedawnych badań CBOS-u ( październik 2011) – posiada przynajmniej 1 komórkę. Dzięki jednemu kliknięciu mają oni uczucie, że prawie cały świat staje przed nimi otworem i chociaż na ułamek sekundy mogą mieć poczucie swojego „5 minut”, właściwego każdemu. Parafrazując znane powiedzenie, można by rzec, iż „ jeszcze nigdy tak wielu nie przekazywało tak wiele, tak licznym i tak tanio oraz szybko”. Niestety, bycie online stwarza uboczne negatywne skutki. Mianowicie, nieograniczone możliwości preparowania wysyłanych informacji, nafaszerowanych ukrytą reklamą i propagandą marketingową, zgodnie z niepisaną regułą: każdy może tu wpisać swoją wersję prawdy. Nie dość nadmiaru napływających informacji w cyberprzestrzeni; kolejne zwielokrotnienie jej przesyłu staje się możliwe poprzez coraz częstsze używanie komunikatorów internetowych Gadu-Gadu, Skype’a. Tak oto niepostrzeżenie narasta coś bliskiego aury amoku informacyjnego, który bierze się z nadania informacji statusu zarówno środka, jak i celu ludzkiej twórczości. Podobnie jak inni, Zagłębiacy poddając się duchowi czasu, tj. niepohamowanemu indywidualizmowi i kompulsywnemu zaspokajaniu potrzeb konsumpcji, rywalizacji i sukcesu, starają się wycisnąć jak najwięcej doznań i doświadczeń z każdej pojawiającej się chwili. Preferowany kult młodości łączony z nieustanną ekspansją i dynamiką podejmowanych, działań, intensywnością i atrakcyjnością przeżyć, sprawia, że powolność przeciętnemu pracownikowi czy konsumentowi kojarzy się ze starym, niemodnym. Hasłem teraźniejszości staje się hasło „nie trać ani chwili”. Podejmowana działalność społeczno-ekonomiczna jest mechanizmem samonapędzającym przez coraz szybsze tempo zmian technologicznych. Wymuszane przez rynek częste innowacje i szybki obrót towarami dyktują warunki gospodarce lokalnej. Odstęp czasu między pojawieniem się potrzeby a jej zaspokojeniem szybko maleje, gdyż coraz szersza oferta rynkowa pojawia się w ulegającym skróceniu cyklu życia generacji lub wersji. Tłok spowodowany przez otaczające produkty i zalewające nas informacje, a właściwie głównie newsy czy spoty, przekłada się wprost na prędkość. Ciągle aktualizowana oferta informacyjna mediów elektronicznych, w formule zawieszanych odsłon wytwarzając błędne koło, żywi się coraz bardziej sama sobą, w istocie „zjadając własny ogon”. W obliczu stale rosnącej konkurencji

twórcy i nadawcy medialni zmuszeni są do zamieszczania informacji wymagających błyskawicznego reagowania. Oczekuje się od nich bowiem czujności, wobec fali opinii mogących ich szybko ponieść albo „zatopić”. Przeciętny Zagłębiak będąc robotnikiem (45% w strukturze społecznej) lub urzędnikiem (30 %), który spędza co najmniej 10 godzin z dojazdami w pracy, potem mając chwilę na domowo-rodzicielskie obowiązki i obejrzenie w telewizji obojętnie jakiego filmu, jest zniewolony szybko mijającym czasem. Będąc na dorobku, jest przepracowany i czując jak ubywa mu czasu wolnego, tak samo szybko i intensywnie spędza czas wolny, jak pracuje. Nie powinno dziwić, że tym bardziej staje się ofiarą poczucia szybkości mijającego czasu. 80% uważa, że czas płynie szybko, w tym prawie 40%, że bardzo szybko: upływa on zdecydowanie szybciej m.in. kobietom i osobom z wyższym wykształceniem. Widoczny wzrost zamożności i wykształcenia przynosi ze sobą – jako skutek uboczny – nieodłączny i narastający stres związany z czasem. Przeznacza się go bowiem przede wszystkim na wyczerpującą i często nienormowaną pracę, wpędzającą w pracoholizm, a po niej w zachłanną i nienasyconą konsumpcję dóbr i usług. Często przekraczający możliwości człowieka wybór pogłębia tylko frustrację i „psychiczną niestrawność”, wywołując neurotyczne zachowania. Stąd już blisko do groźby zatracenia indywidualności na rzecz osobowości rynkowej, podatnej na mody i trendy powiększającej się oferty towarowej, traktującej innych i siebie jako wartość wymienną. Spełniając te oczekiwania, nawet niezajęte jeszcze szczeliny czasu wolnego show-biznes próbuje zaanektować, atakując swoją ofertą potencjalnych klientów. Mimo, iż nie do końca to akceptujemy, to jednak niepostrzeżenie oraz niecierpliwie nasza wyobraźnia ulega symbolom i gadżetom cywilizacji pośpiechu. Czas Zagłębiakom (nie licząc ludzi znajdujących się na marginesie życia politycznego, ekonomicznego, kulturalnego czy wręcz obywatelskiego – ok. 20%) – stale się kurczy i ciągle go im brakuje. Natychmiastowość dominuje w relacjach międzyludzkich i życiu emocjonalnym, a „byle do jutra” staje się dewizą wielu ofiar czasu, żyjących przeciekającą między palcami chwilą. Pod presją permanentnego posiadania oraz aktualizowania wiedzy i ze strachu, iż nie będzie ona wystarczać, homo informaticusa ogarnia niepokój informacyjny. Dokąd to zmierza? Jeśli więc informacje w swym nadmiarze mają być dla niego źródłem wiedzy, muszą zostać przefiltrowane, zorganizowane i zinterpretowane w oparciu o jakiś życiowy modus operandi.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

T.H. Eriksen. Fot arch.

Nie zapominając o tym, że „nowoczesność jest szybkością”, jednocześnie warto pamiętać o pielęgnowaniu oraz chronieniu powolności i wewnętrznej spójności, składanych jakże często w ofierze społeczeństwu informacyjnemu, z kompulsywną konsumpcją, rywalizacją ekonomiczno-polityczną i dążeniem do indywidualnego sukcesu. Celem do tego prowadzącym może okazać się choćby rezygnacja z religijnego niemal uwielbienia dla wydajności i efektywności, stanowiących wartości przecież nie inne, jak utylitarne. Tym sposobem może być afirmacja życia jako fenomenu społecznego, kulturowego i biologicznego czy też homeostaza psychiczna, czyli równowaga między wieloma wartościami. Najnaturalniej i najhigieniczniej – po ludzku, byłoby dobrze powstrzymać się od niekontrolowanego uczestnictwa w ściganiu własnego ogona i ustawicznego porównywania się z innymi. Pogłębiający i przedłużający się kryzys, także wartości zachęca do rewizji postaw życiowych. Przerost ambicji i egoistycznej konsumpcji, w tym także przepływającej informacji, postrzeganej jako kluczowy zasób, działa wyniszczająco na samoocenę homo informaticusa – nie zawsze z potencjałem przemiany w homo hubris (osoby o rozbudowanej potrzebie osiągania) – jego higienę życia psychicznego i refleksyjny dystans umysłu wobec płynnej i ciągle przyspieszającej rzeczywistości. I to tym bardziej, że nieustanny wzrost i konsumpcja są nie do utrzymania na dłuższą metę, co w konsekwencji prowadzić może do spadku poziomu życia. Tymczasem, równowagę między życiem a pracą można osiągnąć poprzez odzyskanie czasu dla siebie i koncentracji na najistotniejszych sprawach własnej egzystencji. Jacek Malikowski

47


Profesor Mirosław Ponczek (1947–2014) In memoriam Odszedł przedwcześnie. Choroba nastąpiła nagle. Był synem Edwarda, długoletniego grodzieckiego organisty, i Marianny. Miał dwóch braci (obaj już emeryci). Mirosława Ponczka poznałem w 1992 r., kiedy wraz z grodzieckim proboszczem prał. Leopoldem Szweblikiem napisaliśmy książkę o historii parafii św. Katarzyny w Grodźcu. On, historyk, napisał do tej pracy recenzję wydawniczą. M. Ponczek urodził się 23 lutego 1947 roku w Siemoni w rodzinie o tradycjach patriotycznych i muzycznych. Ukończył LO w Wojkowicach-Żychcicach (1965) i Studium Nauczycielskie w Cieszynie (1967). W 1972 r. ukończył studia stacjonarne w zakresie historii na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego w Łodzi. W latach 1972–1985 pracował jako nauczyciel historii w Technikum Energetycznym w Sosnowcu. Jednocześnie był wykładowcą na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego (w bloku dyscyplin politologicznych, 1981). Następnie w latach 1984–1986 był kierownikiem Sekcji Historii Sportu w Muzeum Śląskim w Katowicach. Od 1986 r. pracował w Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach (był kierownikiem Katedry Humanistycznych Podstaw Kultury Fizycznej). Doktoryzował się z historii kultury fizycznej w AWF Kraków (1984). Habilitował się w AWF w Poznaniu

(1999). W 2007 r. uzyskał tytuł profesora nauk kultury fizycznej, a w 2008 z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego odebrał tytuł profesora zwyczajnego. Ponczek posiada niezwykle bogaty dorobek naukowy i społeczny. Na terenie Zagłębia Dąbrowskiego był działaczem Klubu Kronikarzy Z.D. im. J. Przemszy-Zielińskiego, członkiem Będzińskiego Oddziału

Antoni Pączek (1891-1952)

Przyczynek do biografii parlamentarzysty z Sielca Wszystko co było dzisiaj dla nas pamiątką, jutro może być zasypane pyłem zapomnienia i przepaść w wieczności, bez pozostawienia śladu dla przyszłych pokoleń. Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać… (Marian Kantor-Mirski – 1930) Na łamach sosnowieckiego „Kuriera Miejskiego” z 31 stycznia 2002 roku (Nr 2, s. 5), znany na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, pochodzący z Będzina-Łagiszy, miłośnik historii tego regionu Bolesław Ciepiela, wśród wielu chwalebnych kandydatów do miana „Sosnowiczanina stulecia” wymienił m.in. Antoniego Pączka. Czytelnik mógłby w tym miejscu jednak za-

48

pytać, kim był ten sosnowiczanin. Znani są na przykład Marian Kantor-Mirski (1884–1942), wybitny badacz dziejów Zagłębia Dąbrowskiego; Janina Kierocińska (1885–1946), obdarzona wspaniałą kobiecą wrażliwością zakonnica, zwana „Matką Zagłębia”; Jan Kiepura (19021966), światowej sławy śpiewak operowy (tenor); Władysław Szpilman (1911-2000); znany z filmu Romana Polańskiego „Pianista”, tj. żydowskiego pochodzenia kompozytor i wirtuoz fortepianu; Edward Gierek (1913-2001), różnie oceniany przez współczesnych polityk, dla którego jednak Sosnowiec był niewątpliwie „oczkiem w głowie”, jak też Jan Ciszewski (1930–1982), niezapomniany sprawozdawca sportowy. Można by odpowiedzieć, że wymienieni rzeczywiście bardzo rozsławili to miasto.

Stowarzyszenia Autorów Polskich, przewodniczącym Instytutu Autorskiego SAP w Będzinie, członkiem Stowarzyszenia Dam i Kawalerów Orderu św. Stanisława Komandoria Zagłębiowska. Wiele razy uczestniczył w zagłębiowskich sympozjach naukowych. Jedną z ostatnich jego publikacji było opracowanie o kulturze fizycznej w Zagłębiu Dąbrowskim oraz regionach ościennych. Był autorem ponad 220 publikacji naukowych, 15 książek, około 320 publikacji popularnonaukowych. Wypromował 8 doktorów nauk o kulturze fizycznej oraz 223 magistrów wychowania fizycznego. Wyróżniony wieloma nagrodami i odznaczeniami, przede wszystkim Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi. Z pierwszego małżeństwa (z Danutą Ponczek) ma dwóch synów (Przemysława i Marcina). Po przedwczesnej śmierci żony – w 2000 r. ożenił się po raz drugi (z Anną Sitko-Ponczek). Hobby Mirosława związane było z muzyką (grał na pianinie, organach, akordeonie), sportem, teatrem, filmem, kulturą i sztuką. Zmarł 12 lutego 2014 r., a jego pogrzeb odbędzie się o godzinie 12:00 dnia 15 lutego ze mszą świętą w katedrze sosnowieckiej. Żegnamy go i przyrzekamy o nim pamiętać. Bolesław Ciepiela

Niemniej nietuzinkową postacią, wartą zapisania w pamięci potomnych, był moim zdaniem także Antoni Pączek. Pamięć o nim, kilkanaście lat temu (tj. 1995 roku), uczcił m.in. znakomity regionalista, dziennikarz, twórca i wydawca czasopisma „Ekspres Magazyn Zagłębiowski” (dalej: EMZ), wieloletni redaktor naczelny „Wiadomości Zagłębia” i autor wielu poczytnych książek o ziemi zagłębiowskiej Jan Przemsza-Zieliński (1935– 1999). Ten wybitny kontynuator dzieł Mariana Kantora-Mirskiego uczynił to na łamach EMZ (Red. W sprawie zagłębiowskich posłów na Sejm Ustawodawczy 1919 roku. Antoni Pączek 1890–1952 – EMZ, nr 9 (70), R. VI, 4 listopada 1995, s. 46). Nieco wcześniej, jako uczeń Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa w Sosnowcu, dzięki cennej pomocy mojego Ojca (tj. Mirosława Ponczka, historyka kultury fizycznej) i Dziadka (tj. Edwarda Ponczka 1912– 2004, wieloletniego organisty Diecezji Sosnowieckiej) także i ja napisałem artykuł [Ludzie,

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Biografie o których pamięć nie może zaginąć. Antoni Pączek (EMZ, nr 17 (44), R. IV, 3 kwietnia 1993, s. 13], którym uczciłem pamięć tego, który był moim stryjecznym pradziadkiem, a zarazem bratem stryjecznym mojego pradziadka – Jana Pączka (1885–1971). Doktor nauk historycznych i polonista Jan Przemsza-Zieliński, którego miałem szczęście poznać osobiście, poświęcił Antoniemu Pączkowi nadto osobny i dość obszerny biogram w Sosnowieckiej Encyklopedii Historycznej (sygnały biograficzno-tematyczne, zeszyt 4 – marzec 1998, hasła: PRS, Sosnowiec 1998, s. 348–349). Na temat tego pochodzącego z Zagłębia Dąbrowskiego parlamentarzysty wspominano nie tylko w piśmiennictwie regionalnym, ale i w tym Skan ww. aktu urodzenia z 1891 roku uzyskany z Archiwum Państwowego w Katowicach. Fot. arch. aut. o zasięgu ogólnopolskim. Świadczą o tym liczne polski fragmenty tego nigdzie dotąd niepubli- nego zapisu jej nazwiska, tj. jako Zawadło, zapoświęcone mu biogramy opracowane zarów- kowanego aktu brzmią następująco: „Działo się miast prawidłowego – Żwadło. no w okresie międzywojennym, w latach PRL-u, we wsi Zagórze drugiego (czternastego) czerwca Wśród biografów (Andrzej Krzysztof Kujak i w czasach Trzeciej Rzeczypospolitej. Wiele 1891 roku o godzinie dziesiątej rano. Stawił się nert a za nim: Józef Marczuk, Marek Gałęzowski informacji dotyczących Antoniego Pączka zna- osobiście Antoni Pączek (w oryginale: Пончекь) i Piotr Majewski) istnieje zgodność co do tego, leźć można także w zasobach internetowych. robotnik (w oryginale: рабóтникъ) lat trzydzie- że ojciec Antoniego Pączka – też noszący imię Przyjęło się powszechnie w literaturze przed- ści cztery (34), mieszkający we wsi Sielce (w ory- Antoni – był felczerem w Fabryce Kotłów Pamiotu uznawać, że Antoni Pączek urodził się ginale: Сельце) […] i okazał Nam dziecię płci rowych W. Fitzner & K. Gamper (aktualna naw 1890 roku, przy czym w pochodzącym z 1928 męskiej, oświadczając że urodził się on we wsi zwa to: Foster Wheeler Energy Fakop Sp. z o.o.). roku opracowaniu pt.: Parlament Rzeczypospo- Sielce (Сельце) pierwszego (trzynastego) czerw- W akcie ślubu jego syna Antoniego (1920) zalitej Polskiej 1919–1927 podaje się za dzień uro- ca tego roku o godzinie piątej rano z prawowitej pisano, że był „lekarzem”, natomiast z aktu zgodzenia – 13 marca, podczas gdy wszystkie inne jego żony Aleksandry urodzonej Żwadło (w ory- nu (1918) wynikało, iż wykonywał zawód sapublikacje wskazują na czerwiec (tj. 13.06). Wy- ginale: Жвадло) lat dwadzieścia pięć. Młodzień- nitariusza w jednym z sieleckich szpitali. Być mieniana data nie jest jednak właściwa, o czym cu temu przy Chrzcie Świętym, dokładnie w dniu może był to założony w 1899 roku Szpital Akcyjnego Towarzystwa „Huta Katarzyna” w Sielświadczy przede wszystkim odnaleziony prze- dzisiejszym (…) dano Imię Antoni […]”. ze mnie – z pomocą Archiwum Państwowego Drugie imię Antoniego, jakie otrzymał pod- cu albo istniejący od 1865 roku Szpital Towaw Katowicach (ul. Józefowska 104, 40-145 Ka- czas chrztu świętego w obrządku katolickim, to rzystwa Przemysłowo-Górniczego hr. Renarda towice) – akt urodzenia o numerze: 561/1891, Władysław. Był jednym z dziesięciorga dzieci w Sielcu (zwany sieleckim szpitalem górniczym). którego oryginał znajduje się w zespole akt sta- Antoniego Pączka i Aleksandry ze Żwadłów. Nazwisko „Pączek” powstało prawdoponu cywilnego nr: 12/1054 Parafii Rzymskokato- Rodzeństwem Antoniego byli natomiast m.in. dobnie ze zdrobnienia (łac. deminutivum) słolickiej w Zagórzu 1877–1909, sygn. 3/4. Wynika Stanisław Pączek (1886–1944) z zawodu to- wa „pęk” (tj. ‚zawiązek łodygi, liścia lub kwiaz niego jednoznacznie, że Antoni Pączek uro- karz, członek Polskiej Partii Socjalistycznej, za tu’), co oznaczało „mały pąk”. W XVI-wiecznej dził się w dniu 13 czerwca 1891 roku. działalność polityczną zesłany ok. 1908 roku do polszczyźnie słowo „pączek” oznaczało też „ciaRok 1891 figuruje także w tzw. Arbeitskarte guberni wołogrodzkiej, zamordowany w czasie sto o kulistym kształcie” (H. Kowalczyk, Pą(tj. datowanej na dzień 09 września 1944r. kar- powstania warszawskiego i Szymon Pączek czek [w:] Słownik polszczyzny XVI wieku, tom cie pracy nr: 383/11811, wydanej Antoniemu (1897-1915), żołnierz Legionów Polskich, któ- XXXIII P-Phy, Warszawa 1995, s. 356-357; W. Pączkowi przez władze hitlerowskie General- ry poległ w bitwie pod Jastkowem, jak też mniej Boryś, Słownik etymologiczny języka polskienego Gubernatorstwa), którą udostępniła, za- znany Ignacy Pączek, który zginął śmiercią tra- go, Kraków 2005, s. 420; M. S. B. Linde, Słownik Języka Polskiego, Tom II. Część II. P., Hasło mieszkała w Warszawie Pani Elżbieta Blewońska giczną (w wypadku). Na temat matki Aleksandry z domu Żwa- „Pęcz”, Warszawa 1811, s. 658). – wnuczka Antoniego. Także i będący w zbioW pamięci rodziny Pączków, jak i pozostarach archiwalnych Biblioteki Sejmowej odpis dło nie wiadomo nic poza tym, że urodziła się zupełny aktu zgonu (nr: 1/416/1952) z USC ok. 1866 r., a po śmierci męża (1918), w ak- łych mieszkańców Podlesia, z pewnością dobrze Warszawa, wydany w dniu 28 czerwca 2006 r., cie ślubu swego syna Antoniego (1920), zo- zapisało się to, że w dniu 4 maja 1863 roku pod wskazuje na 1891 rok, jako datę urodzenia An- stała wspomniana jako wdowa, emerytka za- wsią Podlesie oddział płk. Józefa Miniewskietoniego Pączka. mieszkała w Sosnowcu. Zapewne w jakiś czas go, liczący razem z ochotnikami dowodzonymi Wspomniany akt urodzenia mojego stryjecz- po 1920 roku – być może w l. 30. – przeniosła przez płk. Francesco Nullo około 500 ludzi, po nego pradziadka został sporządzony w języku się do Warszawy, gdzie zmarła w czasie okupa- wkroczeniu na teren Królestwa Polskiego, odrosyjskim, za pomocą tzw. cyrylicy. W jego gór- cji hitlerowskiej. Pochowana została na Cmen- niósł zwycięstwo nad wojskami carskimi, jak nym lewym rogu widnieje numer aktu urodze- tarzu Bródnowskim w Warszawie. Niejako na też i to, że następnego dnia został on pokonania, tj. 561 a tuż pod nim nazwa miejscowości: marginesie podkreślić należy, że w akcie zgonu ny pod Krzykawką k/Olkusza [J. K. Janowski, „Сельце”, czyli Sielce. W tłumaczeniu na język jej męża (zmarłego w Sosnowcu) użyto błęd- Pamiętniki o powstaniu styczniowem. T. 1, (sty-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

49


Biografie czeń-maj 1863 r.), Lwów 1923, s. 383]. Po latach, pracownika (felczera) sosnowieckich zakładów pod koniec 1904 roku) kolportaż tzw. „bibuły”, Antoni Pączek (1891-1952) przywołując czasy „W. Fitzner i K. Gamper” ukończył 6-oddziało- rozprowadzając książki i broszury polityczne. powstania styczniowego pisał: „(…) Po ostat- wą, jedno albo dwuklasową elementarną szko- Treść tej fabrycznej publicystyki z pewnością niem, nieudanem powstaniu styczniowem, za- łę fabryczną. Była to szkoła zapewne w dużym była znana młodemu Antoniemu Pączkowi łamanie duchowe zaciążyło nad całym prawie stopniu zrusyfikowana, gdyż w latach 1879– i zapewne stała się niejednokrotnie przedmionarodem polskim. Niewolnicza filozofja, usiłują- 1897 w szkołach zagłębiowskich, jak i w całym tem rozmów, jakie prowadził z miejscowymi ca przekonać naród, iż niewola ma swoje dobre Królestwie Polskim wprowadzono obowiązko- pracownikami, w tym też z początkującymi strony, bo dzięki niej Polska »nie kala bieli swej we nauczanie języka rosyjskiego, za wyjątkiem działaczami partyjnymi. duszy wojną i dyplomacją« – święciła triumfy. Z lekcji religii i języka polskiego. Dalszą naukę W 1904 roku działały komitety dzielnicotych założeń wychodząc, zalecano społeczeństwu w sosnowieckich szkołach uniemożliwiły mu we PPS także w Sielcu, rodzinnej dzielnicy A. polskiemu możliwie najwygodniejsze urządzanie jednak trudne warunki materialne, w jakich Pączka. Być może więc, że już wtedy (tj. z końsię w klatkach, w których nas zamknęli zaborcy znaleźli się jego rodzice, był wszakże Antoni cem 1904 roku) stał się członkiem PPS-u, kol(…)” [A. Pączek, Na drogach Józefa Piłsudskie- nie jedynym, ale jednym z dziesięciorga dzie- portując wśród robotników fabryki Fitzner & go {w:} Legjon. Miesięcznik. Rok II, wrzesień- ci Antoniego Pączka i Aleksandry ze Żwadłów. Gamper nielegalne wydawnictwa, za co na pe-październik 1930, Nr 9-10, s. 4]. Nie było ich stać na to, aby opłacić synowi edu- wien czas został nawet zwolniony z pracy. Piotr W identycznym „duchu” przemawiał, jako kację w szkole realnej (opłata za naukę w takiej Majewski, w monumentalnym dziele pt.: Posłowiceprezydent miasta Łodzi w dniu 11 listo- szkole była bardzo wysoka i wynosiła w niższych wie i senatorowie Rzeczypospolitej Polskiej 1919pada 1938 roku, podczas inauguracji otwar- klasach 80 rubli, a w klasach wyższych 100 ru- 1939. Słownik biograficzny, informując o tym, cia Muzeum Pamiątek po Marszałku Józefie bli rocznie). Poza tym duże sumy pieniężne po- że Pączek należał do PPS-u, nie podał daty poPiłsudskim: „(…) Gdy po ostatnim nieudanym chłaniały podręczniki i inne pomoce naukowe, czątkowej członkostwa. Autor o pseudonimie powstaniu 1863 roku spadły na pokonaną Polskę opłata wpisowa do szkoły, mundurki szkolne itp. „WALD” uważał z kolei, że jej członkiem (tj. PPS – tysięczne represje i kary, gdy powstały i zaskrzy- Nic więc dziwnego, że ubogi pracownik sosno- dop. PP) został w lutym 1905. Natomiast twórcy piały nowe szubienice i zapełniły się więzienia wieckiej fabryki nie był w stanie posyłać swoich biogramu (tj. H. Mościcki i W. Dzwonkowski) i kazamaty, a zroszone krwią naszych praojców dzieci do miejscowej szkoły średniej. Zapewne z 1928 roku, napisali, że: Po raz pierwszy zaczął i zasłane kośćmi najlepszych synów Ojczyzny też praca w fabryce Fitzner i Gamper nie była Pączek działać z ramienia Polskiej Partii Socjasybirskie szlaki pokryły się nowymi mogiłami, najlepiej wynagradzana, skoro robotnicy syste- listycznej w pierwszych dniach lutego 1905 r. po naród polski, pod ciężarem jarzma i na skutek matycznie domagali się podwyżek, organizując wielkiej rzezi urządzonej pod bramą huty „Kastraszliwego krwi upustu w powstaniu stycznio- wystąpienia robotnicze i strajki (np. świadczy tarzyna” w Sosnowcu. Komitet P.P.S. zaraz nawym, odrzuciwszy od siebie gorącą jeszcze broń o tym strajk, jaki miał miejsce 23 kwietnia 1894 zajutrz po wypadku wydał odezwę, zaczynającą i poszarpane w bojach sztandary, skłonny był roku, który został jednak stłumiony). się od słów: 40 zabitych i około 150 rannych…”, urządzić sobie w klatkach, w których nas zaWraz z ukończeniem sześciooddziałowej szko- w której piętnował ten masowy mord, dokonany mknęli zaborcy, możliwie najwygodniejsze ży- ły fabrycznej, wykazując niewątpliwe zdolności przez piechotę carską na manifestujących robotcie. I rozpostarła się nad Polską czarna i bezna- intelektualne, w wieku zaledwie 11 lat (1902 rok) nikach. Pączek wraz z innymi zajął się energiczdziejna noc straszliwej niewoli. A słabi duchem podjął A. Pączek swoją pierwszą w życiu pracę, nie kolportażem tej odezwy (Parlament Rzeczyzaczęli już poszukiwać argumentów, mających tj. w biurze fabryki Fitznera i Gampera, a zatem pospolitej Polskiej 1919–1927…dz. cyt., s. 276). dowieść narodowi, że i niewola ma swoje do- dokładnie w czasie, kiedy Sosnowiec zaczął się Antoni Pączek wspominał o tym po latach bre strony(…)” [Szlakiem wielkości. Odtworzo- kształtować, jako nowe miasto. w słowach: 9 lutego 1905 otrzymałem pierwszy ny warsztat pracy konspiracyjnej J. Piłsudskiego Między 1902 a 1905 rokiem swoją eduka- chrzest ogniowy. Piechota carska strzelała ogniem w Łodzi, Łódź 1939, s. 108]. cję uwieńczył zdaniem – prawdopodobnie krzyżowym, salwami do tłumu manifestantów. Przybywszy do Sosnowca (Sosnowic) Antoni eksternistycznie – egzaminu gimnazjalnego Padło na miejscu 38 zabitych, a ponad 150 było Pączek – ojciec, wraz ze swoją małżonką Alek- albo progimnazjalnego w Kijowie. Niedługo rannych. Ja miałem dwukrotnie postrzelone palsandrą, zamieszkał prawdopodobnie przy któ- po tym, jako 13 letni młodzieniec (1904 r.), po to. Stało się to pod „Hutą Katarzyna”. Nazajutrz rejś z sieleckich ulic, zlokalizowanej być może raz pierwszy zetknął się z nielegalnie działają- ukazały się ulotki o tej rzezi masowej – kolportona tzw. pracowniczym Osiedlu Renardowskim, cymi w Sosnowcu organizacjami polityczny- wałem je w ciągu dnia i rozklejałem na murach tj. w rejonie obecnych ulic: Zamkowej, Szkol- mi, tj.: lewicowo-internacjonalistyczną SDK- i płotach (mimo ogłoszonego stanu wojennego, nej lub Legionów. Tam też zapewne urodził się PiL (Socjaldemokracją Królestwa Polskiego zabraniającego chodzenia po ulicach od zmroich syn, Antoni. i Litwy), socjalistyczno-niepodległościową PPS ku) w ciągu całej nocy. Represje odniosły skutek W latach osiemdziesiątych XIX wieku przy (Polską Partią Socjalistyczną) oraz narodowo- odwrotny od zamierzonego i nastroje rewolucyjne podniosły się, wzmocniły i okrzepły. Znowu niektórych większych fabrykach Królestwa Pol- -demokratyczną Ligą Narodową. Wybór dokonany przez młodego Antonie- miałem pełne ręce roboty (cytat za: M. Gałęzowskiego (zabór rosyjski) zaczęły powstawać prywatne szkoły przyfabryczne. Były one przezna- go Pączka pozostawał w zgodzie z panującymi ski, Wierni Polsce…dz. cyt., s. 498). czone dla dzieci pracowników zatrudnionych w Zagłębiu Dąbrowskim przekonaniami, poByć może pod słowami otrzymałem pierww fabryce na różnych stanowiskach, ale uczyli nieważ to właśnie Polska Partia Socjalistyczna szy chrzest ogniowy kryje się to, że choć wczesię w nich także młodociani robotnicy (pracow- miała tu więcej zwolenników niż SDKPiL, zwy- śniej w jakiś sposób angażował się w dzianicy). Od takiej też szkoły rozpoczął swoją ele- ciężała więc w tym regionie wyraźnie opcja so- łalność PPS-u (np. stając się członkiem tejże mentarną edukację Antoni Pączek, który będąc cjalistyczna nad komunistyczną. W fabryce Fit- partii lub kolportując ulotki), to jednak nigdy synem przedstawiciela inteligencji fabrycznej, tj. zner i Gamper prowadzono w tym czasie (tj. wcześniej nie przeżył „na własnej skórze” tego,

50

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Biografie czego był bezpośrednim świadkiem w dniu 9 ne linijką), jak też niedopuszczania matek do dług wiarygodnych i ulegalizowanych dokumenlutego 1905 roku. W tym dniu, tak wstrząsają- „aresztowanych” przynoszących swoim dzie- tów (Zasady Organizacyi wewnętrznej sieleckiej cym dla tego młodego człowieka, Antoni Pą- ciom posiłki. Fabryki Tow. Akc. Zakładów Kotlarskich i MeNatomiast podczas następnej kadencji Sej- chanicznych „W. Fitzner i K. Gamper” w Sosnowczek miał bowiem dwukrotnie postrzelone palto. Mógł zatem mówić o wielkim szczęściu, ponie- mu II RP (1922–1927) w trakcie posiedzenia cu, Sosnowiec 1915, s. 49, 52). Warto przy tym waż w masakrze pod „Hutą Katarzyna” zabi- nr 129 w dniu 13 czerwca 1924 roku zwrócił podkreślić, że Antoni Pączek niemal całe swoje tych zostało kilkadziesiąt osób i około 150 od- się z interpelacją do Ministra Spraw Wewnętrz- życie pozostawał miłośnikiem ekonomii i staniosło rany (wśród ofiar śmiertelnych był m.in. nych (tj. Cyryla Ratajskiego) w sprawie pobicia tystyki. Natomiast zawód buchaltera zapewne Aleksander Malewicz, zbliżony wiekiem do An- przez policję robotników zakładów starachowic- ułatwił mu późniejsze zatrudnienie w „budżetoniego, młodziutki działacz robotniczy, uczeń kich. W kwietniu 1926 roku interweniował z ko- tówce” parlamentarnej w latach 20. i 30. II Rzesosnowieckiego gimnazjum). Nie zrażając się lei u premiera Kazimierza Bartla w sprawie ak- czypospolitej, jak też wykonywanie innych ważjednak grożącymi konsekwencjami, Antoni pe- cji policji przeciwko strajkującym robotnikom nych funkcji, takich jak np. członkostwo Komisji łen zapału i odwagi, całą resztę dnia i całą noc w Ostrowcu, a jego artykuł pt.: Tragedia robot- Skarbowo-Budżetowej Sejmu Ustawodawcze(tj. 9/10 lutego 1905 roku), mimo ogłoszonego ników ostrowieckich („Robotnik” nr 161) zo- go (1919–1922), stanowisko skarbnika Związstanu wojennego, zabraniającego chodzenia po stał skonfiskowany. Umiejętność niejako empa- ku Parlamentarnego Polskich Socjalistów i seulicach od zmroku kolportował ulotki o tej rze- tycznego zrozumienia problemów robotników kretarza sejmowej Komisji Budżetowej Sejmu zi masowej i rozklejał je na murach i płotach. i ich rodzin zawdzięczał Antoni Pączek niewąt- I kadencji (l. 1922–1927) oraz Komisji KontroWydarzenia spod huty Katarzyna, w jakich pliwie swoim związkom z Zagłębiem Dąbrow- li Długów Państwowych w Sejmie II kadencji młodziutki Antoni Pączek uczestniczył, moc- skim. Z czasem przynosiło to swoje owoce nie (od 8 czerwca 1922 r.), członkostwo w Komisji no zapisały się w jego pamięci, wzmacniając tylko w wykonywanej przez niego pracy (np. Opiniodawczej przy Prezesie Komitetu Ekonobez wątpienia wrażliwość społeczną przyszłe- technika elektryka podczas pobytu w Krako- micznego Rady Ministrów (tzw. Komisji Pracy, go parlamentarzysty. wie w 1913 r.), ale też działalności m.in. jako od grudnia 1926), zastępstwo (II wiceprzewodAntoni Pączek nie zatrzymywał się jednak sekretarza klasowego związku zawodowego niczący) przewodniczącego sejmowej Komisji na samych tylko słowach, ale przechodził do metalowców, sekretarza Rady Związków Zawo- Budżetowej Sejmu III kadencji (1930–1935), czynów, także na forum polskiego parlamen- dowych, członkostwa w zarządzie Spółdzielni członkostwo w Państwowej Radzie Statystycztu. Dla przykładu, w interpelacji poselskiej nr Spożywców w Ostrowcu Świętokrzyskim (mię- nej i Komisji Rewizyjnej Kas Chorych (l. 30845/19 przedstawionej w dniu 30 październi- dzy lipcem 1917 a październikiem 1918 roku), te), czy też pełnienie – we wrześniu 1939 roku ka 1919 roku na 93 posiedzeniu Sejmu Ustawo- pełnienia funkcji przewodniczącego Komitetu – funkcji zastępcy szefa Wydziału Finansowedawczego II RP (1919–1922) i skierowanej do Robotniczego PPS w Ostrowcu (1918–1928), go ochotniczej Straży Obywatelskiej w okupoówczesnego Ministra Sprawiedliwości (tj. Bro- członka redakcji „Frontu Robotniczego” (od wanej Warszawie. nisława Sobolewskiego), wstawiał się za pracow- połowy 1931 r.), prezesa Związku ZawodoweParlamentarzysta z Sielca, oprócz tego, że nikami rolnymi i ich rodzinami, eksmitowanymi go Robotników Przemysłu Chemicznego i Po- w parlamencie słynął jako świetny mówca, był w trybie natychmiastowym – wbrew obowią- krewnych w RP (l. 1931–1934), prezesa Związ- przy tym płodnym publicystą, także w tematyzującemu prawu, tj. z pominięciem procedury ku Pracowników Ubezpieczeń Społecznych (l. ce finansowo-skarbowej (tj. broszury pt.: Jakie pojednawczej przed Komisjami Rozjemczymi 1934–1937), wiceprezesa Robotniczego Insty- są w Polsce podatki i kto je płaci? – 1923 r., Na– z zajmowanych mieszkań na mocy wyroków tutu Oświaty i Kultury im. Stefana Żeromskie- prawa skarbu Rzeczypospolitej –1924 r., Położetzw. sądów pokoju, z powodu czego wielu robot- go (1939), autora licznych artykułów w „Ro- nie gospodarcze Polski – 1925 r., Czy rządy obecników zostało wyrzuconych z pracy i z miesz- botniku”, „Froncie Robotniczym”, Kolejarzu ne unikają kontroli? – 1928/29 r.). Antoni Pączek kontynuując pracę w fabrykań na bruk, co pozbawiło znaczną ilość rodzin Związkowcu”, jak też „Wieściach Ostrowiecdachu nad głową (http://bs.sejm.gov.pl). Pod- kich”, „Młocie i Pługu” (M. Gałęzowski, Wier- ce „Fitzner i Gamper” nadal działał w Polskiej czas tej samej kadencji Sejmu, na posiedzeniu ni Polsce… dz. cyt., s. 500–501). Partii Socjalistycznej. W listopadzie 1906 roku nr 306 z dnia 10 maja 1922 roku adresatem inW marcu 1905 roku dobiegł końca strajk ro- doszło jednak do rozłamu w tejże partii, rezulterpelacji był tym razem Minister Wyznań Re- botniczy w sosnowieckich hutach, niektórych tatem czego był podział PPS-u na PPS-Lewicę ligijnych i Oświecenia Publicznego (tj. Antoni fabrykach i okolicznych kopalniach. W związku (skupiającą w swych szeregach m.in. niemal całą Ponikowski) w sprawie „gwałtów”, dokona- z tym, po krótkiej przerwie wywołanej tymi re- inteligencję i elitę robotniczą) i PPS-Frakcję Renych na dzieciach w szkole ludowej w Bodze- wolucyjnymi wydarzeniami A. Pączek w latach wolucyjną. Po rozłamie PPS-u Pączek stanął po chowie (powiat Opatowski), które nie zostały 1905–1912 ponownie podjął pracę w biurze fa- stronie odłamu frakcji rewolucyjnej. Należał przez swoich rodziców (robotników) posła- bryki „Fitzner i Gamper”. Natomiast w między- także do Organizacji Bojowej PPS w l. 1907– ne do szkoły na uroczystości pierwszomajowe. czasie ukończył korespondencyjnie roczny kurs 1909 (dalej też: OB PPS), jako powstałej w 1904 Antoni Pączek przeciwstawiał się surowym re- buchalterii, zajmując się odtąd stroną ekono- roku specyficznej formy organizacyjno-zbrojnej presjom, jakim kierownictwo szkoły i tamtej- miczną (księgowość, rachunkowość) przedsię- PPS-u. Stanowiła ona odłam tzw. „Starych”, czyli si nauczyciele zastosowali wobec siedemdzie- biorstwa. Pracował wówczas w ramach X Biura prawicy PPS-u, mając na celu oderwanie ziem sięciorga dzieci (uczniów i uczennic) w postaci Buchalterii Głównej (skrót: B.B.G.), czyli jed- polskich od Rosji na drodze zbrojnego powstawydalenia ze szkoły (dwoje dzieci), kary aresz- nego z trzynastu wydziałów tej fabryki. Zada- nia narodowego. Zgodnie z poglądami Józefa tu w wymiarze dwóch godzin dziennie w ciągu niem, które miał do wykonania było natomiast Piłsudskiego, kładziono nacisk na systematycz3 dni (68 dzieci) i kar cielesnych (dwoje dzieci księgowanie, jak też konstatowanie, utrwalanie ne szkolenia, gromadzenie broni i materiałów pobito po twarzy, inne zaś zostało pokaleczo- w księgach i grupowanie faktów dokonanych po- wybuchowych. W zamierzeniu tego wybitne-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

51


Biografie go wodza OB PPS miała bowiem nabrać czy- twem Piłsudskiego i Związek Strzelecki we Lwo- Zagłębiowskiego „Sokoła” pod zaborem rosyjsto wojskowego charakteru, stanowiąc podstawę wie, któremu przewodził Władysław Sikorski skim {w:} EMZ z dn. 20 lipca 1991r., Nr 4(17), dla stworzenia w przyszłości polskiej armii na- (zmarły tragicznie w lotniczej katastrofie pod s. 7). Ich działalność bowiem – po krótkim tzw. rodowej. Organizacja ta składała się z luźnych, Gibraltarem, późniejszy generał i Naczelny okresie wolnościowym – została zdławiona, tj. całkowicie niezależnych od siebie oddziałów, Wódz Polskich Sił Zbrojnych), będące w isto- oficjalnie zawieszona przez rząd carski w dniu liczących pięć, a później sześcioro ludzi (tzw. cie pierwszymi jawnymi agendami ZWC. An- 3 września 1907 roku. Antoni Pączek wstąpił „szóstki”), przy czym w dzielnicy sieleckiej były toni Pączek z pewnością od samego początku w szeregi „Piechura”, zapewne przyciągany nie dwie takie „szóstki”. I właśnie sielecka bojówka interesował się rozwojem tych dwu organiza- tylko sportową, ale nade wszystko patriotyczbyła jedną z aktywniejszych, staczając potyczki cji, dlatego już w 1910 roku wstąpił w szeregi ną, niepodległościową i półwojskową działalz carskimi żandarmami, policją lub wojskiem. działającego pod zaborem austriackim (Gali- nością tej organizacji, powiązaną ze Związkiem Należąc krótko do tej organizacji Pączek pod- cja) Związku Strzeleckiego, wieńcząc człon- Walki Czynnej (S. Łaniec, Kolejarze Królestwa legał oddziałowi pod dowództwem „Zagłoby”, kostwo ukończeniem kursu instruktorskiego. Polskiego. Walki klasowe i życie polityczne 1878– tj. Antoniego Góralczyka (ok. 1884–1928), ro- Początkowo jednak nie mógł aktywnie udzie- 1914, Warszawa 1979, s. 97, 98, 108). Była to botnika, członka PPS i OB PPS, uczestniczącego lać się na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, tu- nadto aktywność konspiracyjna, co znajduje w l. 1906–1909 w wielu akcjach bojowych w Za- taj bowiem Związek Strzelecki powstał dopie- swoje potwierdzenie w tym, że członków sogłębiu Dąbrowskim, w Częstochowie i okręgu; ro w 1912 roku, jako założony przez działaczy snowieckiego „Piechura” dodatkowo i w tajeminstruktora szóstek bojowych w tym sieleckiej Polskiej Partii Socjalistycznej z Sosnowca, skąd nicy szkolono na terenie zaboru austriackiego. i starososnowieckiej. Z czasem carat zaostrzył następnie rozprzestrzenił się po całym Zagłę- Informowali o tym autorzy biografii Antoniego represje a schwytanym z bronią w ręku bojow- biu [Al. Bień, Gdzie jesteś i co robisz prawdziwa Pączka, wedle których –– po tym, jak przekradł com groził sąd polowy i wyrok śmierci lub wy- I Brygado Zagłębiowska? (Uwagi na czasie) {w:} się (…) przez granicę (…) z 400 towarzyszami wózka na syberyjską katorgę. Wskutek wzmożo- Głos Zagłębia. Organ Polskiej Partii Socjalistycz- z Zagłębia przy pomocy fałszywych paszportów nej działalności rosyjskiej „Ochrany”, tj. policji nej Zagłębia Dąbrowskiego, Nr 21, Niedziela 26 (Parlament Rzeczypospolitej Polskiej 1919–1927 politycznej, inwigilującej środowiska robotnicze, maja 1929, Rok 6, s. 1]. W świetle powyższego … dz. cyt., s. 276) uczestniczył on w ćwiczeniach schwytano wielu członków OB PPS na terenie zaskakującym jest wzmianka biograficzna o tym, taktycznych organizowanych przez towarzyZagłębia. Carskiej „bezpiece” udało się wtedy że Antoni Pączek już od 1911 roku prowadził stwo „Piechur” w okolicach Chrzanowa, czyli pochwycić i zamknąć w więzieniach prawie co tajną pracę w Związku Strzeleckim w Zagłębiu właśnie za granicą, czyli w zaborze austriackim. czwartego, aktywnego działacza PPS-u. Wśród Dąbrowskim (M. Gałęzowski, Wierni Polsce… Z czasem jednak doszło do ujawnienia konspischwytanych znalazł się także 20-letni Antoni dz. cyt., s. 498). Nie mógł bowiem prowadzić racyjnej i paramilitarnej działalności tej orgaPączek, aresztowany na krótko w 1909 roku. tam jakiejkolwiek tajnej działalności na rzecz nizacji. Towarzystwo Gimnastyczne „Piechur” W dalszym okresie swego życia przywiązy- Związku Strzeleckiego, ten bowiem w Zagłę- zostało wskutek tego przez władze carskie rozwał Pączek wielką wagę do pracy Związku Wal- biu Dąbrowskim jeszcze nie powstał. Można wiązane w 1912 roku (W. Jaworski, Legalne stoki Czynnej, a następnie Związku Strzeleckiego, zatem co najwyżej domniemywać, że w 1911 warzyszenia sportowe na obszarze Sosnowca do działającego w Galicji, z zamiłowaniem więc od- roku współpracował z niektórymi działacza- 1914 roku {w:} Z dziejów kultury fizycznej w Sodawał się studjom teoretycznym i praktycznym mi PPS-u, mającymi zamiar zorganizować na snowcu, Sosnowiec – Katowice 2012, s. 21, 22). z dziedziny sztuki wojskowej w nielegalnych kół- tym terenie Związek Strzelecki. W latach następnych, tj. w 1912 i 1913 roku kach wojskowych oraz w towarzystwie gimnaW międzyczasie Antoni Pączek oddając się Antoni Pączek prowadził energiczną propaganstycznem „Piechurze”. Gdy „Piechur” urządził studjom teoretycznym i praktycznym z dziedzi- dę antyrosyjską wśród żołnierzy Polaków z garćwiczenia taktyczne w okolicach Chrzanowa, ny sztuki wojskowej w nielegalnych kołkach woj- nizonu kijowskiego. Zmuszony do wyjazdu za przekradł się na nie przez granicę Pączek z 400 skowych (Parlament Rzeczypospolitej Polskiej granicę, w marcu 1913 r. znalazł się w Krakowie, towarzyszami z Zagłębia przy pomocy fałszy- 1919-1927… dz. cyt., s. 276) zapewne podob- gdzie wziął udział w pracach Związku Strzelecwych paszportów (Parlament Rzeczypospolitej nie jak to było przyjęte w szkoleniach organi- kiego. 8 sierpnia 1914 r. wyruszył na wojnę z bazowanych przez ZWC, przyswajał sobie m.in. taljonem strzeleckim ś. p. Wyrwy-Furgalskiego. Polskiej 1919–1927 … dz. cyt., s. 276). W powojennych biografiach Antoniego naukę o broni, balistykę, terenoznawstwo, pi- Od tego czasu aż do lipca 1917 r. był w pierwPączka nie zauważono jak dotąd, że żywo in- rotechnikę, musztrę, a wszystko to doskonalił szym pułku pierwszej brygady Józefa Piłsudskieteresował się pracą Związku Walki Czynnej podczas odbywanych poza miastem zajęciach go. W okresie 1912-1913 Pączek – jak wyni(dalej: ZWC), która to tajna organizacja woj- strzeleckich. Uczestniczył nadto w zajęciach ka z jego własnych wspomnień, na polecenie skowa powstała we Lwowie, w czerwcu 1908 organizowanych przez Towarzystwo Gim- Związku Strzeleckiego – odbywał służbę wojroku. Ta działająca do 1910 roku w konspiracji nastyczne „Piechur”, związane z narodową skową w 129 Besarabskim pułku piechoty nowa struktura wojskowa korzystała z pomo- demokracją, propagujące patriotyzm i roz- w Kijowie, prowadząc w tej jednostce agitacy kadr OB PPS – Frakcji. W prace ZWC an- wój kultury fizycznej (zawiązane w Sosnowcu cję niepodległościową. Natomiast po opuszgażował się m.in. Józef Piłsudski, który uczest- w dniu 6 listopada 1908 roku) [Ruch, dwuty- czeniu pułku, na znak dany przez Związek niczył w jej naradach partyjnych, będąc aż do godnik poświęcony sprawom wychowania fi- Strzelecki (tj. znakiem tym była nadesłana mu wybuchu I Wojny Światowej czynnym człon- zycznego i w ogóle normalnego rozwoju ciała, widokówka przedstawiająca pomnik Adama kiem zarządu tej organizacji. Związek Walki Warszawa, 26 sierpnia 1910 r., Rok V, Nb. 16 Mickiewicza w Krakowie), Pączek przyjechał Czynnej zainicjował powstanie w 1910 roku (106), s. 180]. Nazwa „Piechur” była zawoalo- do Krakowa. Złożył wówczas raport Józefowi organizacji strzeleckich, takich jak w Krako- waną formą, pod którą nawiązywano do tra- Piłsudskiemu ze swojej służby w armii rosyjwie Towarzystwo „Strzelec” pod kierownic- dycji gniazd sokolich (M. Ponczek, Początki skiej i przez kilka dni mieszkał u niego przy

52

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region ul. Szlak 31, w jednym z czterech wynajmowanych pokoi. Będąc w Krakowie, czyli na terenie zaboru austriackiego, wciąż działał w Związku Strzeleckim. Na temat działalności Pączka w „Strzelcu” (tj. Związku Strzeleckim) wspominał także Aleksy Bień, w l. 1925-1928 Prezydent Miasta Sosnowca i poseł na Sejm II RP 2 i 3 kadencji (tj. w l. 1928–1935). W imiennym spisie tych, którzy brali czynny udział w pracach „Strzelca” w latach 1912–1914 w Zagłębiu Dąbrowskim wymienił Antoniego Pączka, wzmiankując że wcześniej zetknął się z Pączkiem w sosnowieckim kole „Fitzner i Gamper”. Nadmienił też, że Pączek był uczestnikiem organizowanego przez Związek Strzelecki kursu w Stróży w 1913 roku i że posługiwał się wtenczas pseudonimem „Władysław” (A. Bień, W podziemiach Zagłębia, Płocka i Włocławka 1912–1914–1918, Dąbrowa Górnicza 1930, s. 8). Jednomiesięczny podoficerski kurs instruktorski (tzw. Szkoła Letnia Strzelców) w Stróży (wieś podkarpacka, obok Tymbarku w powiecie Limanowskim, woj. Małopol-

skie – zabór austriacki) odbył się w pierwszych dniach sierpnia 1913 roku. Z regionu Zagłębia Dąbrowskiego na kurs przybyło prawdopodobnie 18 osób pod komendą Zygmunta Kuczyńskiego ps. Kazik (późniejszy pułkownik). W obozie uczestniczyło łącznie kilkudziesięciu (ok. 100) Strzelców – w tym m.in. przybyły z Krakowa Władysław Sikorski – powołanych przez Głównego Komendanta Józefa Piłsudskiego. Wykłady dla zgromadzonych prowadził m.in. Józef Piłsudski (ps. Mieczysław), w organizowaniu szkolenia pomagał Kazimierz Sosnkowski a obóz odwiedzali w tym czasie Bolesław Limanowski (późniejszy senator), Włodzimierz Tetmajer, Michał Sokolnicki (ps. Leszek), Gustaw Daniłowski (ps. Tankret), Herwin-Piątek, Frank-Wiśniowski (ps. Słoń), Leopold Lis-Kula i Żmigrodzki. W ten sposób wśród wykładów, ćwiczeń i przygód hartował się duch strzelecki i legjonowy, a cenne wskazówski i zarządzenia Komendanta nadawały już wtedy tej młodzieży specjalny charakter, który uwydatnił się tak w walkach o wol-

ność Polski, jak i potem w czasach ugruntowania naszej państwowości (Z. Zygmuntowicz, Szkoła instruktorów Strzelca w Stróży 1913, nr 49, s. 7). Na praktyczne sprawdzenie zdobytych umiejętności Antoni Pączek nie czekał długo. Wraz z wybuchem I wojny światowej w dniu 6 sierpnia 1914 roku wstąpił bowiem do Legionów Polskich. Służył w pierwszym pułku piechoty I Brygady Legionów. Z akt I Brygady znajdujących się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie wynikało, że ten pochodzący z Zagłębia Dąbrowskiego legionista posługiwał się pseud. „Wojnarowski” był synem Antoniego i Aleksandry, ur. 13 czerwca 1890 roku (znowu błędna data – dop. PP); buchalterem – korespondentem, który wstąpił do LP 6 VIII 1914; starszym sierżantem, służącym w 1 pp leg., zamieszkałym w Sosnowcu przy ul. Chemiczna 33, tj. w pobliżu ówczesnej fabryki chemicznej Gzichów, przędzalni Schoena i fabryki Fitzner i Gamper. cdn Przemysław Ponczek

Maria Skłodowska-Curie – szkoła da się lubić

W centrum Dąbrowy Górniczej działają Liceum Ogólnokształcące, Gimnazjum i Szkoła Podstawowa im. Marii Skłodowskiej-Curie. Budynek „z zewnątrz nie wygląda jak szkoła, bardziej przypomina wielki dom, w którym spotykają się bliscy znajomi z najlepszą kadrą nauczycielską” – mówi jedna z uczennic. Ktoś inny dodaje, że od września wydarzyło się tutaj tyle ciekawych rzeczy, że trudno je wszystkie wymienić. Na pytanie, z jakiego powodu uczniowie wybierają tę szkołę, Jola Fornalska z klasy 1a liceum odpowiada: „Tutaj inaczej komunikujemy się ze sobą. W Skłodowskiej uczą młodzi, wykształceni na wielu kierunkach nauczyciele”. Wypowiedź Joli uzupełnia Julia Uszko z klasy 1a gimnazjum: „W szkole zachwyca mnie podejście nauczycieli do uczniów. Tutaj nauczyciele uczą nas na lekcjach, bo znają naturę ucznia. Nie zadają do domu 40 zadań, 30 czytanek i 100 słówek na następny dzień. Wiedzą, że i tak prawie nikt nie odrobi pracy domowej”. Dyrektor szkoły – dr Aleksandra Malec – z satysfakcją odnosi się do wypowiedzi Julii i dodaje: „Tutejszych nauczycieli charakteryzują wiedza i kompetencje społeczne. Poziom szkoły jest wtedy wysoki, gdy nauczyciel potrafi pracować i porozumiewać się z każdym uczniem, podnosząc go w ten sposób na wyższy poziom”. Mówi: „Lekcja jest aktem społecznym i panują na niej prawa społeczne, które uczeń musi znać. Szkoła zaś jest miejscem uspołecznienia”. Kluczem do zrozumienia osobności tej szkoły są właśnie jej podejście społeczne oraz czynnik ludzki. One zostały zaszczepione w systemach oświatowych w rozwiniętych demokracjach europejskich, zwłaszcza skandynawskich. U ich podstaw leżą elementy filozofii, socjologii i psychologii. One – jak to formułuje dyrektor – „pozwalają uczniowi na ocenę własnych działań poprzez kontrolowanie procesów społecznych zachodzących wo-

kół nich”. Przydatna jest do tego etyka Immanuela Kanta, która w największym skrócie mówi: „w swoim życiu postępuj tak, jak byś chciał, aby postępowano w stosunku do ciebie”. „Uczymy naszych uczniów tej zasady. Dzięki jej znajomości stają się oni otwarci na innych i uczą się komunikacji oraz zrozumienia drugiego człowieka. Są również gotowi do zmian”, mówi Magdalena Nykiel, nauczycielka języków polskiego i niemieckiego. „Cieszymy się, że nasze idee i wzory”, przyznaje dyrektor, „zostały pozytywnie zaopiniowane podczas kontroli Najwyższej Izby Kontroli i Kuratorium Oświaty”. Dla niej bardzo ważne jest także rozwijanie w uczniu świadomości obywatelskiej. „Nauczyciele uczą swoich uczniów być ze sobą. Starsi uczniowie opiekują się młodszymi, tworząc społeczeństwo świata dorosłych. Dlatego zauważamy istotną różCampus Szkolny. Fot. arch szkoły

nr 1(31) styczeń – luty 2014

53


Region nicę w zachowaniu ucznia przychodzącego do szkoły i wychodzącego z niej” – mówi. Malec wyraźnie podkreśla, że chodzi o umiejętność współistnienia, współdziałania i współpracy każdego z każdym: w szkole, w domu, na ulicy, w życiu codziennym. „W procesie uczenia i wychowania uczestniczą wszyscy pracownicy szkoły”, dodaje. Toteż nie może dziwić taka oto deklaracja cytowanej już Joli: „Najbardziej lubię panią Zosię. Pani Zosia zajmuje się sklepikiem szkolnym i sprzedaje nam smaczne bułki. Pani Zosia ma duże poczucie humoru, więc można się z nią pośmiać. A kiedy zachowujemy się niewłaściwie, to i da nam pstryczka w nos”. Ważnym uzupełnieniem systemu jest specjalnie opracowany model lekcji, który stosują wszyscy nauczyciele. Istotę modelu wyjaśnia Karol Kasza, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie: „Przede wszystkim ma on za zadanie uczyć ucznia na lekcji. Maksymalnie aktywizuje – wskutek nieustannych rozmów, dyskusji i powtarzania – młodzież do pracy, zwłaszcza, że nauczyciel ma zajmować tylko 7–9 % czasu, natomiast resztę przeznaczyć uczniowi. Zakłada on rozpoczynanie każdej jednostki lekcyjnej od powtórzenia kluczowych zagadnień, jakie pojawiają się podczas omawiania danej partii materiału. Co więcej, model porządkuje i spaja lekcję”. Stosowanie modelu lekcji jest efektywne, zwłaszcza, że klasy są małe (w szkołach uczy się prawie 300 uczniów; dodajmy jeszcze w tym miejscu, że mają one uprawnienia szkoły publicznej). Następstwo tego wyraża Klaudia Gardyńska, uczennica 1b liceum: „Szkoła jest mała, klasy są niewielkie, uczniów jest raczej mało, a wszystko to działa korzystnie na nas, ponieważ w ten sposób możliwa jest prawdziwa integracja uczniów”. Charakter szkoły podkreśla również Ola Trzcina z tej samej klasy: „Budynek z zewnątrz nie wygląda jak szkoła, bardziej przypomina wielki dom, w którym spotykają się bliscy znajomi z najlepszą kadrą nauczycielską. Jednak ten dom zachowuje styl instytucji”. Wspomniani bliscy znajomi z pewnością nie nudzą się – ani na lekcjach, ani na przerwach. „Nasi nauczy-

Ostatnio malujemy szkołę. Fot. M. Adamczyk

ciele angażują nas w każdy projekt; ostatnio na przykład malujemy szkołę”, mówi Martyna Sack z kl. 1a gimnazjum. „Jest dużo wycieczek w różne miejsca. Wychodzimy też z własnymi inicjatywami. Od września wydarzyło się tutaj tyle ciekawych rzeczy, że trudno jest je wszystkie wymienić”, kończy. Podajmy kilka: udział w muzycznym HydeParku w ramach Festiwalu Zagłębie Wood (uczniowie szkoły zajęli 1. miejsce), prezentacja świątecznego flash moba w Centrum Handlowym Pogoria, nagranie coveru „Jutro jest dziś” K. Nosowskiej i O.S.T.R., spotkanie z podróżniczką z Tajwanu, noce filmowe, wycieczki organizowane przez „Klub Traperów”, udział w projektach międzynarodowych, konkursach i zawodach sportowych. „Udział w zawodach w koncepcji naszej szkoły służy budowaniu pozytywnych relacji z uczniami i utożsamianiu się z innymi szkołami w mieście, a nie rywalizacji”, zaznacza dyrektor. „Idea naszej koncepcji szkoły polega więc na zharmonizowaniu emocji, wiedzy i umiejętności, ponieważ bez tego ładu nie nastąpi prawidłowy rozwój intelektualny ucznia”. Alan Misiewicz

40-lecie Klubu Sportowego Budowlani Sosnowiec Z Marianem Jasińskim, prezesem i głównym trenerem oraz Martyną Bierońską, trenerką i zawodniczką Klubu Sportowego Budowlani Sosnowiec rozmawia Michał Kubara Marian Jasiński – prezes i główny trener Klubu Sportowego Budowlani Sosnowiec. Swoją przygodę z judo i ju-jitsu rozpoczął w 1970 roku w Pałacu Młodzieży w Katowicach. W 1974 został zawodnikiem klubu sportowego przy przedsiębiorstwie KBO Zagłębie, który dał początek Klubowi Sportowemu Budowlani Sosnowiec. Wszedł następnie w skład zarządu tego klu-

54

bu oraz został instruktorem. Jako zawodnik przeszedł przez wszystkie kategorie wiekowe w judo i ju-jitsu. Jest srebrnym medalistą Mistrzostw Polski. Jako trener judo i ju-titsu odbył wszystkie szczeble szkolenia trenerskiego. Absolwent studiów podyplomowych, m.in. na UŚ, AE w Katowicach i AWF w Krakowie i Warszawie. Jest trenerem Kadry Narodowej Polskiego Związku Ju-Jitsu i Wiceprzewodniczącym Kolegium Dan Polskiego Związku Judo oraz Przewodniczącym Kolegium Dan Polskiego Związku Ju-jitsu. Pełnił także funkcje wiceprezesa Polskiego Związku Ju-jitsu, był członkiem

Komisji Rewizyjnej Polskiego Związku Judo. Posiada jedne z najwyższych stopni mistrzowskich DAN w Polsce mianowicie 7-DAN w Polskim Związku Judo oraz 8-DAN w Polskim Związku Ju-Jitsu. Martyna Bierońska – zawodniczka i trenerka Klubu Sportowego Budowlani Sosnowiec. Zajmuje się judo i ju-jitsu od 2003 roku. Zdobywczyni sześciu medali Mistrzostw Świata, siedmiu medali Mistrzostw Europy, srebrnego medalu na World Games 2013 w Cali i dwóch złotych medali na igrzyskach sportów walki Combat Games w latach 2010 i 2013.

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region Proszę pokrótce przedstawić historię klubu. Marian Jasiński: W 1974 roku, wraz z sześcioma innymi zawodnikami, z którymi trenowałem judo i ju-jitsu w katowickim Pałacu Młodzieży, zostałem ściągnięty przez trenera Adama Górnika do klubu sportowego przy Kombinacie Budownictwa Ogólnego „Zagłębie". Oprócz nas, do klubu przeszli zawodnicy z klubu Polonia Sosnowiec, który od 1967 roku działał przy Hucie Cedler. Dało to początek Klubowi Sportowemu Budowlani Sosnowiec. Początkowo nosił nazwę Klub Sportowy Budowlani KBO Zagłębie Sosnowiec. W roku 1980 KBO zrzekło się patronatu nad klubem i tym samym staliśmy się pierwszym w Polsce samofinansującym się klubem sportowym. Zajmowaliśmy się działalnością gospodarczą: budowaliśmy domki jednorodzinne przy Kopalni Mysłowice, wykonywaliśmy prace wysokościowe dla spółdzielni mieszkaniowych, hut i kopalń. Po roku 1990 nasza działalnośc gospodarcza przycichła i zajęliśmy się stricte działalnością sportową, choć nadal zyski z działalności gospodarczej przekazywane były na naszą działalność sportową. To nam pozwoliło przetrwać, podczas gdy inne kluby sportowe związane z zakładami pracy musiały upaść. Widać to także między innymi w Sosnowcu. Upadającymi klubami zaopiekowały się władze miejskie i odtąd zmuszone są wydawać na ich utrzymanie ogromne fundusze. Korzystamy z niego również my. Jak oceniają Państwo wsparcie dla klubu ze strony władz miasta? Martyna Bierońska: Otrzymujemy wsparcie, jednakże w porównaniu z innymi klubami jest ono niewspółmierne w stosunku do uzyskiwanych przez nas wyników sportowych. Zważywszy że zdobywamy medale we wszystkich grupach wiekowych obojga płci. M.J.: W chwili obecnej miasto Sosnowiec ma tak naprawdę dwa kluby, które założyło i o które najbardziej dba: klub piłkarski i klub hokejowy. Tymczasem, na terenie miasta działają też inne kluby sportowe, które nie są tak dobrze finansowane, jak te dwa wymienione, a mają od nich większe osiągnięcia. W ubiegłym roku 2013 uzyskaliśmy naj-

Medaliści. Fot. KS Budowlani Sosnowiec

lepsze wyniki w naszej historii: mianowicie siedem medali z Mistrzostw Świata Juniorów i Młodzieżowców (Bukareszt Rumunia) , w zeszłym roku zdobyliśmy także dwa medale w zawodach Combat Games (Rosja) oraz jeden na WORLD GAMES-Kolumbia (po letnich igrzyskach olimpijskich największej imprezy na świecie) oraz cztery medale z Mistrzostw Europy Seniorów (Niemcy). Zdobyliśmy również medale z Mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych – w judo i ju-jitsu. Na sesji Rady Miejskiej 30 stycznia otrzymamy podziękowania od Prezydenta Miasta. Ilu zawodników liczy sobie obecnie K.S. Budowlani Sosnowiec? M.J.: Jesteśmy dużym klubem w sensie liczebności, jako że posiadamy kilka filii. Tutaj, w centrum Sosnowca znajduje się nasza główna siedziba. Mamy tutaj salki do judo i siłownię. Nasza filia na Ostrowach Górniczych zaopatrzona jest w siłownię, salkę do judo, fitness i świetlicę. Jest też filia na Niwce, która działa w budynku sosnowieckiego MOSiR-u. Co miesiąc organizujemy tam turnieje dla dzieci, młodzików i juniorów młodszych, w których startuje od 150 do 350 dzieci z Polski, Czech i Słowacji. Oprócz tego, klub posiada filie na Zagórzu, Starym Sosnowcu, Pogoni oraz w Mysłowicach na Wesołej. Nad każdą z filii sprawuje opiekę minimum dwóch trenerów.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

Możliwość działania tych filii zawdzięczamy niejednokrotnie życzliwości dyrektorów placówek szkolnych, które udostępniają nam swoje sale. W chwili obecnej, wszystkich zawodników K.S. Budowlani Sosnowiec, we wszystkich grupach wiekowych, jest około 350. Jaka jest struktura i system treningowy klubu Budowlani Sosnowiec? M.B.: Nasz prezes i główny trener klubu Marian Jasiński stworzył system szkoleniowy, który przynosi efekty w postaci medali na Mistrzostwach Polski, Mistrzostwach Europy i Mistrzostwach Świata we wszystkich grupach wiekowych. Nasz klub posiada siedem filii, w których prowadzimy wstępne szkolenie i wstępny etap selekcji zawodników. Tam zawodnicy poznają dyscyplinę: czym jest judo i ju-jitsu. Poznają pierwsze techniki i zdobywają pierwsze szlify. Zaczynają startować w zawodach, na początku towarzyskich, międzywojewódzkich, gdzie nabywają doświadczenia i jeżeli my, trenerzy tych młodych zawodników decydujemy się na ich przejście do wyższego etapu, wtedy przechodzą oni pod opiekę głównego trenera. Wdraża się wtedy także trening siłowy, prowadzony w naszych siłowniach. Na tym etapie zawodnicy się doskonalą i zaczynają zdobywać pierwsze medale. Zaletą tego systemu jest umożliwienie wspólnego treningu najlepszym zawodnikom, spośród których wyłoniony zostanie

55


Region „najlepszy z najlepszych". Z doświadczenia bowiem wiemy, że bardzo trudno byłoby jednemu trenerowi uzyskać wysokie wyniki swoich zawodników. Zawodnicy muszą przede wszystkim uczyć się między sobą. Dlatego dzieci uczą się od młodzików z którymi trenują, młodzicy przechodzą do juniorów młodszych i z kolei trenują z nimi. Tym samym, zawsze dąży się do wyższego celu. A więc ci, którzy dobrze rokują u Pani, trafiają do trenera głównego... M.B.: Tak, tym bardziej, że trener główny jest i moim trenerem. My, młodsi trenerzy, podrzucamy mu jakby kolejne „jajko do wysiedzenia". M.J.: Jeden trener nie jest w stanie niczego zawojować, przynajmniej w sportach walki. Tutaj musi być pewna grupa. Zaś na treningach nie ćwiczy się jedynie w obrębie danej grupy wiekowej – wybrani, najlepsi zawodnicy z różnych grup wiekowych trenują razem, a wtedy łączy ich jedynie kategoria wagowa. W jakim wieku można przystąpić do profesjonalnego treningu tej dyscypliny? M.B.: Trzeba powiedzieć, że obecnie wiek treningowy się obniżył. Kiedyś dzieci zaczynały swoją przygodę ze sportem w wieku 12–13 lat, dziś na treningi przychodzą do nas już dzieMarian Jasiński. Fot. KS Budowlani Sosnowiec

56

ci 4- i 5-letnie. W tym wieku trudno jeszcze mówić o treningu sportowym – jest to rodzaj treningu ogólnorozwojowego, opartego na zabawach i grach ruchowych z elementami judo. Prawdziwy trening zaczyna się dopiero później. Moi zawodnicy, z którymi zaczynałam zajęcia w 2006 roku teraz już mają po osiemnaście lat.

polskiego sportu. W systemie organizacji sportu polskiego ze 100 procent osób rozpoczynajacych treningi, do kategorii seniorów dochodzi jedynie 4-5 procent. Do tego, polski ustawodawca i ministerstwo zmienili definicję sportu. Do 2010 roku Ustawy zakładały podział na rekreację, rehabilitację, sport i wychowanie fizyczne, a każda z tych kategorii miała osobną definiA czy można rozpocząć przygodę z judo w wie- cję. Nowa ustawa z 2010 roku zniosła to rozróżnienie i uznała za sport każku starszym? M.B.: Oczywiście. W naszym klubie dą formę aktywności ruchowej. Oznatrening w wieku dziecięcym jest opar- cza to, że teoretycznie każdy w Polsce, ty na zasadzie „Wielka radość, mały kto się rusza uprawia sport, co oczysport". Prawdziwy sport ma się dopie- wiście jest absurdem... ro zacząć na etapie juniora, młodzieżowca czy seniora, bo właśnie wtedy Jakie jest zainteresowanie Judo i Ju-Jitsu chcemy osiągać wysokie wyniki. Czę- wśród młodzieży? Czy klub prowadzi jakieś sto się zdarza, że kiedy trener kładzie nabory w szkołach? zbyt duży nacisk na wynik sportowy M.B.: Zainteresowanie jest bardzo duże na etapie młodzika to tego dziecka nie – może mniej pod kątem sportowym, ma już w późniejszym sporcie: ono ale bardzo dużo pod kątem ogólnoroprzeszło wszystko, także etap moc- zwojowym. Etap sportowy przychodzi niejszego treningu. Często bywa tak, z czasem, kiedy dziecko oraz jego roże zawodnik w wieku młodzika jest już dzice złapią sportowego bakcyla. ukształtowany sportowo, a jego rozwój fizyczny dopiero się zaczyna. Zaczy- Jak treningi w klubie mają się do szkolnych nają mu rosnąć kończyny i zmieniają zajęć wychowania fizycznego? Czy istnieje się jego proporcje ciała, co powodu- na przykład możliwość zwolnienia z zajęć je, że na przykład wyuczone i dotych- WF dzięki trenowaniu w klubie? czas sprawnie wykonywane rzuty już M.B.: Jest to wykluczone, WF nie może mu nie wychodzą. Skutkuje to frustra- być zastąpiony. Kultura Fizyczna pocją i zniechęceniem do sportu. Dlate- winna się opierać na chęci do ruchu go w naszym klubie stawiamy na se- w szkole i po lekcjach, również po zaniorów, natomiast nie kładziemy już kończeniu edukacji. Jeśli chodzi o stotak silnego nacisku na wyniki mło- sunek naszych treningów do zajęć WF dzików, młodszych juniorów czy na- to staramy się współpracować z nawet juniorów. uczycielami wychowania fizycznego M.J. W latach 80. przeprowadzono ba- w ten sposób, aby nie zmuszali nadania, z których wynikało, że zawodnicy szych młodych zawodników do dużeosiągają najlepsze wyniki w judo w wie- go wysiłku, jeśli zbliża się termin ważku 24-26 lat dla wagi lekkiej, w wieku nych zawodów w których dzieci biorą 27-28 w wagach średnich, a w wieku udział. Natomiast w innych przypad29-31 w wagach ciężkich. Dzisiaj to już kach zajęcia WF nie kolidują z naszynie ma znaczenia: medale olimpijskie mi treningami. osiągają zarówno 19-latkowie, jak i 34-, 35-latkowie. Stąd, trudno jest powie- Z tego, co mówili Państwo wcześniej wynika, dzieć, jaki jest dobry wiek do osiągania że nie ma znaczącej różnicy między prograwysokich wyników sportowych. Jeśli mem treningu dla tych, którzy planują zostać ktoś w dzieciństwie rozpoczyna tre- profesjonalistami a tymi, którzy uprawiają ning w sportach walki, aby ukształto- ten sport bardziej rekreacyjnie... wać odpowiednie nawyki ruchowe, to M.B.: Przyszli profesjonaliści wyłaniają może dojść do sytuacji, że na przykład się sami. Podczas treningów łatwo zaw wieku lat 16 jest już wyeksploatowa- uważyć ową perełkę, która wszystko łany. Wypalenie sportowe u młodzieży pie w mig i potrafi od razu zastosować to, moim zdaniem, główna bolączka zdobyte umiejętności w walce. A kie-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region dy taka perełka wyrasta to kładzie się na jego trening większy nacisk. Taki zawodnik trenuje jednak nadal z innymi, którzy dzięki temu zwiększają swój poziom umiejętności. A którymi jeszcze zawodnikami chcieliby się Państwo pochwalić? Kto się znacząco wyróżnia i jest Państwa sportową chlubą? M.J.: Jeśli chodzi o dyscyplinę JUDO i osoby już zasłużone to w pierwszej kolejności należy wymienić Bożenę Strzałkowską, która była naszą wizytówką. Zdobyła srebrny medal Mistrzostw Świata, złoty, srebrny i brązowy medal Mistrzostw Europy oraz była piąta na Mistrzostwach Świata i piąta na Mistrzostwach Europy. Drugą zasłużoną w naszym klubie osobą była Romana Kasperkiewicz, dwukrotna medalistka Mistrzostw Europy. Kolejnym zawodnikiem, o którym trzeba wspomnieć jest Grzegorz Zimoląg, brązowy medalista Mistrzostw Europy, który był także siódmy na Mistrzostwach Świata. Są to nasi zawodnicy flagowi w dyscyplinie judo. Natomiast, jeśli chodzi o JU-JITSU, to osobą, która ma także najlepsze wyniki w klubie jest Martyna Bierońska. Ma sześć medali z Mistrzostw Świata, siedem medali z Mistrzostw Europy, do tego trzy medale z Combat Games: złoty medal z Pekinu w 2010 roku oraz złoty i brązowy medal z Sankt Petersburga w 2013 roku. Zdobyła także srebrny medal na Światowych Igrzyskach w Kolumbii, który w dyscyplinach nieolimpijskich ma taką wartość, jak medal z igrzysk olimpijskich. Martyna ma ponadto wiele tytułów z turniejów międzynarodowych, z turniejów kategorii A oraz wiele tytułów z Mistrzostw Polski. Martyna Bierońska jest więc niewątpliwie wizytówką naszego klubu, jak i sportu sosnowieckiego w ogóle. Drugą osobą po Martynie Bierońskiej jest Agnieszka Bergier – trzykrotna złota medalistka Mistrzostw Świata. Na trzecim miejscu wymieniłbym Dariusza Zimoląga, który w roku 1998 zdobył tytuł Mistrza Świata w ju-jitsu i był wielokrotnym medalistą Mistrzostw Europy oraz jego wspomnianego już brata Grzegorza, znanego z sukcesów w judo. Ponadto, mieliśmy wielu medalistów Mistrzostw Świata w kategorii junio-

rów i młodzieżowców, wśród nich mistrzowie świata: Wojtek Barański i Patryk Karkosz, Agnieszka Jakubiec. W sumie klub zdobył 84 medale ME i MŚ w JUDO i JU-JITSU co na stałe zapisało nasz klub na stronach KRONIKI SPORTU POLSKIEGO. Czy są jakieś przeciwwskazania medyczne, jeśli chodzi o trenowanie Judo Ju-Jitsu? M.B.: Przed przystąpieniem danego zawodnika do treningu, musimy mieć zaświadczenie od lekarza, zezwalające na uprawianie takiej dyscypliny jak judo i ju-jitsu. Natomiast, kiedy zaczyna się etap startów w zawodach to przeprowadza się specjalistyczne badania lekarskie pod tym kątem. Przeciwwskazaniem są jedynie choroby neurologiczne i układu krążenia, natomiast wszelkie wady postawy są wskazaniem do uprawiania judo i ju-jitsu, gdyż ta dyscyplina sportu owe wady koryguje. Oczywiście, mówię tutaj o przeciwwskazaniach dla sportu wyczynowego, bo rekreacyjnie ruszać się może każdy. A więc judo może także służyć jako rodzaj terapii? M.B.: Tak, jako gimnastyka korekcyjna. Dzisiaj u wielu dzieci diagnozuje się wady postawy. Również w mojej grupie są dzieci ze skoliozą. W takich przypadkach modyfikujemy ćwiczenia tak, aby owej wady nie pogłębiać lecz ją skorygować. Chciałbym teraz poruszyć kwestię skuteczności judo i ju-jitsu jako środka samoobrony... M.B.: Większość technik samoobrony opiera się na elementach judo i ju-jitsu. Techniki Judo i Ju-jitsu są zawarte również w programie szkolenia policji, a to najlepiej świadczy o skuteczności tych dyscyplin. Wiele osób, uprawiających judo i ju-jitsu pracuje jako policjanci. Na przykład Agnieszka Bergier, która pracuje jako policjantka w Sosnowcu, Rafał Riss, medalista Mistrzostw Świata i Europy, Mateusz Sporys, medalista Mistrzostw Świata i inni. Ponadto techniki Judo i Ju-jitsu są wykorzystywane w innych zawodach m.in. Straży miejskiej, ratownictwie medycznym, agencjach ochrony osób i mienia, w wojsku itp.

nr 1(31) styczeń – luty 2014

Martyna Bierońska. Fot. KS Budowlani Sosnowiec

Na koniec, chciałbym spytać o współczesną strukturę światowych organizacji sportowych. Podczas naszej rozmowy, którą odbyliśmy przed tym wywiadem, mówił Pan, że olimpiadom wyrósł poważny konkurent... M.J.: Przez wiele lat na światowym rynku sportowym nadrzędną organizacją był Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który skupia poszczególne dyscypliny sportowe i organizuje na ich bazie igrzyska olimpijskie. Jednakże niektóre dyscypliny nie są przyjmowane w poczet dyscyplin olimpijskich lub też się z nich rezygnuje. Powstała więc światowa organizacja, która w przeciwieństwie do MKOL-u nie różnicuje dyscyplin sportowych. Jest to SportAccord, które istnieje już od lat i zrzesza zarówno dyscypliny należące do MKOL-u jak i te, które do niego nie należą. Głównym celem działania SportAccord jest organizacja tzw. Światowych Igrzysk WORLD GAMES. Organizacja ta znalazła wspólny mianownik dla sportów walki skupionych w MKOL i poza nim. Od 2010 roku zaczęła organizować Igrzyska Sportów Walki Combat Games. Światowe Igrzyska WORLD GAMES odbywajace się co cztery lata mają rangę podobną do Igrzysk Olimpijskich, natomiast Igrzyska Sportów Walki znajdują się o szczebel niżej. M.K. Dziękuję za rozmowę i życzę Państwu dalszych sukcesów.

57


Region TRZECI SEKTOR Decyzją Zarządu Polskiego Związku Alpinizmu z dnia 05.11.2010 r. Uczniowski Klub Sportowy K-2 został przyjęty w poczet stowarzyszeń i Klubów PZA z dniem 1 stycznia 2011 r. Jest to dla Klubu pewnego rodzaju zwieńczenie 10-letniej działalności na niwie popularyzacji wspinaczki sportowej. 22.02.2001 r. został zarejestrowany pod numerem 6 w ewidencji stowarzyszeń UM. Jaworzno, jako Uczniowski Klub Sportowy K-2 . Patrząc z perspektywy wybór nazwy Klubu – K-2, okazał się proroczy. A zdobywanie środków na budowę pierwszej ściany wspinaczkowej w Gimnazjum nr 3, a następnie działania zmierzające do powstania drugiej, większej ściany w Młodzieżowym Domu Kultury w Jaworznie porównywalne do zdobycia tego nie najwyższego, ale bardzo wymagającego szczytu. W roku ubiegłym ściana została rozbudowana i obecnie ma około 400 metrów kwadratowych. Mamy nadzieję na kontynuację współpracy ze sponsorami i ewentualną rozbudowę „boulderowni” w przyszłym roku. Można wiele pisać o organizowanych przez nasz Klub zawodach, dniach otwar-

Maraton wspinaczkowy W dniu 16.11.2013 r. w Jaworznie, odbyła się 3. edycja Pucharu Polski Młodzików i Dzieci we wspinaczce sportowej, w konkurencji na trudność. Zawody mają już swoją markę i odbyły się po raz 8, a licząc ze wcześniej organizowanymi Mistrzostwami Śląska – po raz 10. Frekwencja dopisała – wystartowało blisko stu zawodników i zawodniczek. Praktycznie z całej Polski – bo były ekipy z Lublina, Warszawy, Konina, Bytomia, Krakowa, Brzeszcza, Wrocławia, Łodzi, Nowego Sącza, Gliwic, Katowic itd, itd. Warto podkreślić uczestnictwo zawodników z Czech, którzy przyjechali na zawody w Jaworznie i pokazali się z bardzo dobrej strony, zajmując 1 miejsce wśród najmłodszych dziewczynek – a zdobyła je Marketa Janosowa z HK ORLOWA. Zawody na tym poziomie chyba po raz pierwszy były relacjonowane na żywo w internecie – www.mdk.jaw. pl. Organizatorzy zadbali o atrakcje. Oprócz relacji na żywo, była krótka przerwa na „pizza party", ciekawe nagrody które za sponsorowali m.in. U.M. Jaworzno, GKRPA Jaworzno, Firmy Lhotse i Adidas, oraz przy wsparciu

58

tych i innych imprezach, dla nas szczególnym powodem do zadowolenia była wizyta Edyty Ropek – zdobywczyni Pucharu Świata w 2008 r. – na naszych zawodach w październiku 2008 r. Od roku 2003 organizujemy zawody zarówno na szczeblu miasta – Mistrzostwa Jaworzna we wspinaczce sportowej które znajdują się w kalendarzu Szkolnego Związku Sportowego w Jaworznie, jak również organizowaliśmy Mistrzostwa Śląska, a od 2006 r. zawody ewoluowały w kierunku imprezy ogólnopolskiej. Na ostatnich (Puchar Polski Młodzików i Dzieci), sprzed trzech miesięcy – 16.11.2013 r., gościło blisko 100 zawodników z całej Polski, a impreza współfinansowana przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, sponsorów – firmy Adidas i Lhotse, Urząd Miasta Jaworzna i pod Patronatem Prezydenta Miasta Jaworzna, Pana Pawła Silberta, zdobyła duże uznanie wśród młodych wspinaczy. Klub regularnie pozyskuje sponsorów na organizowane przez niego imprezy startując w konkursach ofert na szczeblu lokalnym, wojewódzkim, a także w konkursach ministerialnych. Z powodzeniem pozyskiwaliśmy również środki ze Śląskiego Kuratorium Oświaty.

Klub wielokrotnie był nagradzany, m.in. otrzymaliśmy w latach 2007–2008 wyróżnienie Komisji Edukacji, Kultury i Sportu Urzędu Miasta Jaworzna za aktywność na niwie sportowej naszego miasta. W chwili obecnej Klub, wspólnie z zaprzyjaźnionymi Klubami ze Śląska, włączył się w powstanie Śląskiego Okręgowego Związku Wspinaczki Sportowej. Mamy nadzieję na pozyskanie lokalnych sponsorów i promocję wspinaczki sportowej w regionie. Z taternickim pozdrowieniem Grzegorz Tucki

Ministerstwa Sportu i Turystyki i Polskiego wspinacza. Taki mały maraton wspinaczkoZwiązku Alpinizmu. Dość powiedzieć, że za- wy. Ale jak można zaobserwować na matewody w niestandardowej formule – 6 dróg riale – tylko rodzice byli zmęczeni wyczekidla każdego, trwały 10 godzin!!! 6 dróg, czy- waniem. Na pewno, nie dzieci. li sześć specjalnie przygotowanych kombinaGrzegorz Tucki cji chwytów i stopni, dopasowanych do wieku

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region

W krainie baśni, w krainie „Archetti”, w krainie dobrego smaku

Muzyka do filmów dziecięcych i familijnych nie jest sferą sztuki, po której biegną ścieżki mojej wyobraźni, ciągle jednak noszę w pamięci wtórnej przejmujący, dramatyczny wokal Michaiła Bojarskiego (w klasycznej już dziś produkcji radzieckiej „D'Artagnan i trzej muszkieterowie”), który wyznawał miłość ukochanej Konstancji, tkwią głęboko w niej ukryte, lecz niezmazywalne „piosenki z tekstem” z arcyzagadkowej „Tajemnicy szyfru Marabuta”, zwłaszcza enigmatycznej Bromby (to ta, co mierzy, waży i sprawdza wciąż temperaturę); do dziś riff tytułowej piosenki do serialu „Siedem życzeń” wywołuje wydzielanie endorfin w moim organizmie, nie mniej skutecznie niż najbardziej niegrzeczne dokonania przedstawicieli sceny Seattle, a „Marchewkowe pole” („O dwóch takich, co ukradli księżyc”)... „Marchewkowe pole” nie ustępuje areałem psychodelii „Truskawkowym polom”. Być może piękne, na pewno napisane z rozmachem, ale ociekające melasą i syropem klonowym amerykańskie produkty muzyczne do filmów Disneya nie poruszają moich receptorów do tworzenia długotrwałych połączeń synaptycznych, a ich linie melodyczne, które umożliwiają artystom prezentację niebotycznej skali głosu i niebagatelnych umiejętności warsztatowych, nie są bodźcem zmuszającym mnie do amatorskich recitali w niepublicznych miejscach chwilowego odosobnienia. Fakt, że na piosenki i utwory instrumentalne z filmów „Pinocchio”, „Aladdin”, „Hercules”, „The Beauty and the Beast”, „Lion King” czy „101 Dalmatians” spadła Niagara Oscarów i nagród Grammy, a liczba sprzedanych płyt, zawierających ścieżki dźwiękowe ze wspomnianych arcydzieł popkultury, sięgnęła dziesiątek milionów, nie wpływa bynajmniej na zmianę moich preferencji muzycznych. Poświęciłem jednak niedzielny wieczór 26 stycznia na wysłuchanie baśniowego koncertu składającego się z utworów pochodzących z najlepszych dzieł wytwórni Walta Disneya. Dlaczego? Przyszedłem do budynku „Teatru Sztuk” w Jaworznie, podobnie jak ostatnio, 7 grud-

Fot. A. Tura, Portal MojeJaworzno.pl

nia na występ Marcina Wyrostka i jego grupy „Coloriage” oraz trochę wcześniej, 17 listopada na występ zespołu Raz Dwa Trzy (do budynku Miejskiego Centrum Kultury i Sportu w Jaworznie) właściwie z jednego powodu – aby usłyszeć „Archetti”. Orkiestra Kameralna Miasta Jaworzna, powołana przez Radę Miasta w 2010 jako samorządowa instytucja kulturalna, jest zjawiskiem reprezentującym nie tylko kulturę w szerokim tego słowa znaczeniu, ale jej elitarny obszar – kulturę wysoką; znakiem firmującym najwyższą jakość, a także gwarantem, że artyści z nią współpracujący zapewnią odbiorcom widowisko na poziomie wirtuozerii godnym najlepszych sal koncertowych. „Archetti” uwodzi na różne sposoby, ale nigdy nie zawodzi. Koncert „W krainie baśni” nie był pod tym względem wyjątkiem. Utwory w aranżacji Bartosza Pernala, kompozytora, aranżera i cenionego instrumentalisty jazzowego, w wykonaniu dwojga młodych, obiecujących wokalistów – pięknej Magdaleny Zawartko i sympatycznego Filipa Małka, otworzyły młodym widzom przejście do czarownego świata, w którym zwyciężają dobro, piękno i prawda, ukonstytuowane przez miłość, a także (jestem tego pewien) – bramę do świata muzyki wy-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

magającej wysublimowanej wrażliwości. Nie tylko kreacje ślicznej solistki przedzierzgającej się błyskawicznie w księżniczkę Jasminę czy Śnieżkę lub zdumiewające metamorfozy jej partnera scenicznego, który wcielał się w męskich bohaterów bajek, nie tylko ich talent wokalny, ale przede wszystkim magia muzyki wykonywanej z pełnym profesjonalizmem na instrumentach klasycznych pod kierunkiem Mateusza Walacha, płynącej miękko nie wiadomo skąd, z dziewiątego kręgu Nieba, musiała otworzyć serca młodych odbiorców, którzy (jak mniemam) będą w przyszłości pragnąć doznań estetycznych innych niż te, pozostające (d)efektem pracy popularnych stacji radiowych i telewizyjnych, dalekich od pojęć „alternatywa” czy „wyrafinowanie”. Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Archetti” w repertuarze klasycznym, zostałem zauroczony specyficznym stylem orkiestry, który wyczułem raczej niż fachowo rozpoznałem, ponieważ (przyznaję) brak mi solidnej wiedzy specjalistycznej, nie jestem też melomanem z prawdziwego zdarzenia, który odróżni od razu partitę od suity romantycznej. Niemniej jednak z niecierpliwością oczekuję poważnego koncertu muzyki poważnej, który wedle

59


Region Fot. A. Tura, Portal MojeJaworzno.pl

zapowiedzi pani dyrektor Kameralnej Orkiestry Miasta Jaworzna odbędzie się 16 marca 2014 roku. Nauczony doświadczeniem postaram się o bilet na długo przed wydarzeniem, nie licząc na fantastyczne zbiegi okoliczności, które umożliwiłyby wtargnięcie do zapełnionej po brzegi sali w ostatniej chwili. Tak – schemat kompozycyjny baśni nie sprawdza się w brutalnej rzeczywistości, dlatego czuję się zobligowany do napisania o pozaestetycznym aspekcie koncertu, który może nie był odczuwalny przez naj-

młodszych widzów, ale na pewno przez pozostałych odbiorców i artystów. Eteryczna księżniczka nie mogła wejść na scenę tanecznym krokiem, Piękna i Bestia roztańczyć się w miłosnym uniesieniu, a Chudy udowodnić, że naprawdę jest atrakcyjną zabawką Andy'ego – przestrzeń wyobrażona rozdymała się radośnie z każdą piosenką niczym kolorowy balon, niestety przestrzeń fizyczna nie zmieniła swoich właściwości i pozostała niewielka. Przypomniałem też sobie dwukrotnie czy trzykrotnie powtórzone przez Marcina Wyrost-

ka słowa: „Czuję się jak na ringu”, które nie miały nikogo obrazić, były prostą konstatacją. Przypomniałem też sobie inne koncerty w innej sali, podczas których dźwięki były doskonale słyszane... za sceną. Jestem wdzięczny wszelkim instytucjom za dostęp do kultury i nie oczekuję inwestycji, które mogłyby niepotrzebnie nadwerężyć budżet miasta, sądzę jednak, że niewykorzystanie szans na poprawienie sytuacji jest co najmniej dziwne. Pani Marzenna Synowiec niczym wróżka z bajkowego koncertu wyczarowuje spektakularne sukcesy muzyczne, ale chyba śledzą ją i innych ludzi kultury w Jaworznie jakieś Schwarzcharaktery, które nie dostrzegają, że obywatelom dużego miasta należy się komfortowa sala teatralna z szacunku do ich potrzeb, szacunku do instytucji takich jak „Archetti” i „emBand” oraz szacunku dla artystów polskich i zagranicznych, którzy zaszczycają Jaworzno swoimi występami. Nie mam obaw, że miłośnicy muzyki, filmu i teatru będą chcieli siedzieć zesztywniali ze strachu, że artysta potknie się o zdrętwiałe, niechcący wystawione przez nich nogi, a nie będą chcieli przyjść do klimatyzowanej sali z obrotową sceną. Nie mam obaw, że sala ta nie zapełni się podczas występu „Archetti” – mam obawy, że duch okrutnej Cruelli unosi się nad miastem i nie pozwoli na szczęśliwe zakończenie. Krzysztof Rożek

Hołoble z wasągu, czyli… jak dawniej bito konia „Zbrodnia i kara”… Co zostaje w pamięci po analizie powieści z lat szkolnych? Oto młody człowiek, inteligent, student – a więc rówieśnik, nasz człowiek, koleś, popełnia morderstwo. Na pamięć przychodzą różnorakie czarne marsze protestu przeciw przemocy, przeciw bezsensownym śmieciom. Fundacja Brzozowskiej. Może jeszcze coś. Gdzieś kołace się obraz zatłukiwanej na śmierć staruchy, odrobina współczucia dla jej niczemu niewinnej siostry Jelizawiety. Pewna młoda poetka tak opisała „Lekcję polskiego”: Ta krótka godzina to czas najokrutniejszych zbrodni w historii ludzkości. W ciągu czterdziestu pięciu minut: trzydziestu dwóch domorosłych Raskolnikowów morduje staruszkę,

60

czereda Makbetów ukatrupia Banqua, wysadza w powietrze Wokulskiego, zakłada Kubie pętlę na szyję… (Dorota Struzik „Lekcja polskiego”) Zbrodnię Raskolnikowa stawia co prawda na pierwszym miejscu listy omawianych w szkole zbrodni, ale lista jest długa, a kolejność być może przypadkowa. O zamordowaniu konia, biednej, emerytowanej chabety pociągowej, nawet nie wspomniała. Ot, umknęło jej, tak samo, jak umknęło mnie. Ludzkie empatie mają to do siebie, że wywołują współczucie głównie wobec znanych tragedii, oczekiwanych trosk i nieszczęść. Śmierć nagła i niespodziewana, cudza przy tym, staje się sensacją dnia, całkowicie odległą od wspólnoty przeżywania ciekawostką, której egzotyka powoduje co najwyżej zdziwienie.

Tak też stało się z powieściowym snem Raskolnikowa. Oczekiwanie na zbrodnię, o której przecież nie sposób nie wiedzieć, która w tytule została zapowiedziana, wykreśla skutecznie z pamięci drastyczność opisu mordowanego na oczach pospólstwa zwierzęcia i w jakiś tam sposób tę zbrodnię na zwierzęciu dokonaną niweluje. Dopiero przeczytany in extenso, osobno, poza tekstem, fragment powieści poraża swoją brutalnością i nieprawdopodobnym wręcz dla współczesnego człowieka brakiem współczucia dla cierpiącego zwierzęcia. Sen Raskolnikowa uzasadnia jego zamiar, jego czyn i jego filozofię. Tak przecież ćwiczono do zbrodni młodych hitlerowców, którzy mordując na rozkaz ukochane zwierzątko, którym opiekowali się przez kilka miesięcy, przywiązywali i kochali miło-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region ścią najszczerszą, bo pierwszą – nie mieli później najmniejszych skrupułów wobec innych stworzeń. Mordowali bez drgnienia powiek starców i dzieci, kobiety i niemowlęta. To przecież nie były istoty drogie ich sercom. Inni, wcale nie tak systemowo bezwzględnie przekonstruowywani moralnie – jak motłoch u Dostojewskiego – przyłączali się do zabawy, każąc rozbierać się publicznie Żydówkom czy asystując radośnie przy ulicznych egzekucjach. Pytanie, jakie musi nasuwać się każdemu wrażliwemu człowiekowi po lekturze snu Raskolnikowa brzmi: czy dzisiaj możliwe byłoby to samo? Uczciwa odpowiedź każe boleśnie stwierdzić: Tak. Bez wątpienia. Oczywiście.

Może nawet z jeszcze większą uciechą, bo rzadsze to dzisiaj widoki, tłum asystowałby przy tłuczeniu hołoblą, czyli bocznym dyszlem, zagłodzonego konika, dodając głośnymi okrzykami wigoru barbarzyńcom. Przecież mało kto, nawet słownie, co dopiero czynem, potrafi się przeciwstawić brutalizacji życia. Dzieci klną w żywy kamień przy dorosłych, palą, piją, biją – starsi co najwyżej mrukną pod nosem wulgarną uwagę na temat zdziczenia obyczajów. Po głowie może dostać każdy: stary, młody, kobieta, mężczyzna – w środku tłumu. Bardziej wrażliwi odwrócą wzrok i przyspieszą kroku. Nie pomoże nikt. A Raskolnikow? We śnie występuje jako nadwrażliwy siedmiolatek. Walczy, próbuje

się przeciwstawić, ale przegrywa. W jego dziecięcą świadomość pewnie zapada głęboko i podświadomie myśl, że tak może być, że dorośli taki werdykt okrucieństwa akceptują. Uznał snadź, że tak może być, że tak powinno być. Że stara, słaba, nikomu niepotrzebna szkapa zasługuje na śmierć. Więc zabił. Miał przecież prawo uzasadnione przez wiwatujący przy biciu konia tłum. Filozofia w te pędy uprawomocniła jego czyn nietzscheańskim kultem siły. Tako rzecze Zaratustra. Słaby niech ginie – silny ma prawo panować i eliminować słabszych. To przecież prawo natury. I budzimy się w czasach współczesnych. Takich samych jak minione… Jakub Abarski

Alternatywny sposób ratowania świata – IV Konkurs Talentów „Szału nié ma” Wydobywanie Ziemi i jej mieszkańców z czeluści zagłady fizycznej czy grzęzawisk marazmu i nihilizmu może przybierać różne formy – często ma postać spektakularnych akcji superbohaterów, którzy doprowadzają do podpisania traktatów rozejmowych, zwiększenia stężenia ozonu w stratosferze, ocalenia tysięcy cierpiących z głodu czy setek porwanych przez osobników paranoidalnych, według których wielkość fałszywej idei jest adekwatna do wielkości uprowadzonego samolotu. Ratować świat można też inaczej – codziennie, za pomocą przemyślanych, drobnych gestów i konsekwentnej aktywności, zgodnej z uniwersalnym systemem wartości – można zbierać rozbite szkło i odpady poddające i niepoddające się przetworzeniu podczas spaceru z psem po terenach zielonych (na przekór niewczesnym żartom neandertalczyków, rozkładającym swe zepsute cielska na zdeptanej trawie); czekać aż wychodzący opuszczą sklep czy autobus zamiast wbrew zdrowemu rozsądkowi taranować i tratować ich przy akompaniamencie niezbyt wyrafinowanych inwektyw; nie karmić dzieci parówkami, hamburgerami i sztucznie witaminizowanymi sokami; wykorzystywać podstawowe umiejętności – liczyć, pisać, czytać, odróżniać fakty od opinii, dokonywać selekcji informacji – samodzielnie dokonywać ocen, a tym samym unikać kłamliwych, przewrotnych wypowiedzi pseudodziennikarzy i pseudoproroków, doprowadzających do zguby małe społeczności i całą ludzkość. Można też tworzyć i zachęcać do twórczej aktywności, jak to czyni pan Zbigniew Adamczyk, niestrudzony organizator konkursów dla dzieci, młodzieży i dorosłych, w tym przedsięwzięcia mogącego być scharakteryzowanym jako działanie szeroko zakrojone, jedna z inicjatyw burzących martwotę jaworznickiego uroczyska kulturalno-rozrywkowego – Konkurs Talentów „Szału nié ma”. (Tak, to nie złośliwy trantiputl – w pisowni partykuły „nié” filuternie został zastosowany znak diakrytyczny, oznaczający niewymawianą współcześnie samogłoskę „e” pochylone). Intrygujące, czy choćby nad nazwą pochylili się krytycy projektu, których nie brakuje. Szarlatani spod znaku złamanej różdżki, parający się nieczystą magią, myśliciele uprawiający logikę rozmytą już w zeszłym roku wróżyli upadek i ostateczny kres konkursu, który przecież w fazie fermentującego zaczynu nie może opaść jako nieudane ciasto. Mimo złowieszczych wizji (nie czarnych jak Xięstwo Tadeusza Micińskiego, raczej ciemnych jak tabaka w rogu) konkurs odbył się po raz czwarty, gromadząc sporo współzawodniczących, spośród których w drodze eliminacji wybrano dziewięć podmiotów wykonawczych. Finaliści zaprezentowali swoje zdolności

po raz wtóry 1 lutego 2014 roku w Młodzieżowym Domu Kultury w Jaworznie. Być może dla publiczności najważniejsze były występy, (które z powodu nieobecności pana Pawła Nowaka, uprawiającego footbag, przekształciły konkurs w koncert muzyczny), a mniej istotne – uwagi jurorów, które dla samych występujących i przyszłości „Szału nié ma” mają niebagatelne znaczenie. Jury, zadziwiająco łaskawe (pozornie), składające się z profesjonalistów czujących odpowiedzialność za każde słowo i decyzję (w osobach: kierownika artystycznego MDK, radnej miasta Jaworzna – pani Renaty Gacek, dyrektor Kameralnej Orkiestry Miasta Jaworzna „Archetti” – pani Marzenny Synowiec oraz pana Aleksandra Tury – redaktora naczelnego jaworznickiego portalu kulturalno-społecznego) w sposób niezwykle taktowny komentowało niedoskonałości pretendujących do miana artystów, czasem przeraźliwie oczywiste dla laików, przede wszystkim koncentrując się na zaletach występów oraz fachowych, konkretnych radach, nietłamszących energii młodych ludzi, lecz utwierdzających ich w przekonaniu, że warto rozwijać zdolności pod opieką specjalistów. Oceniający stworzyli wysoki poziom finału – naszkicowali siatkę wymagań, przez której oka nie prześliźnie się niepostrzeżenie ladaco – ważny jest nie tylko talent, ale warsztat oparty na stosownym wykształceniu, żmudne ćwiczenia, umiejętność interpretacji, charyzma i... dobór repertuaru. Dzięki przedsiębiorczości organizatora, który znalazł hojnych darczyń-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

61


Region

ców (Biuro Promocjii Informacji Urzędu Miejskiego, Wydział Edukacji, Kultury i Sportu w Jaworznie, firma Sukces S.A., Biuroland) każdy z finalistów otrzymał nagrodę (wśród których znajdowały się między innymi: tablet, e-book, pamięć zewnętrzna, myszki bezprzewodowe, plecaki, zdalnie sterowany model helikoptera, długopisy, notatniki), co również jest czynnikiem motywującym uczestników do dalszej pracy podczas kolejnych edycji konkursu. Wynik tegorocznych zmagań nie był zaskakujący – wygrała uczestniczka bezkonkurencyjna. Zwyciężyła alternatywa (jeśli nie w wąskim znaczeniu tego pojęcia, to na pewno pojmowana jako alternatywa dla tandety, jarmarcznej miernoty reprezentowanej przez liczne rzekome gwiazdy, świecące czymś innym niż talentem). Lars Mikael Åkerfeldt (lider, gitarzysta i wokalista szwedzkiego zespołu Opeth), łączący w swojej technice śpiewu death growl z anielskim, delikatnym wokalem byłby dumny z laureatki – Karoliny Buczek. Rewelacyjna zdobywczyni I miejsca zaprezentowała wraz z metalowym zespołem o sielskiej nazwie „Pratum” (łac. łąka, siano) własną piosenkę, wprowadzając na samym końcu konkursowych zmagań atmosferę budzącą dreszcz podniecenia, wynikającego przede wszystkim z wrażenia, że cały zaprezentowany utwór jest wynikiem prawdziwej pracy twórczej i ciężkiej pracy warsztatowej. To doskonały, alternatywny sposób ratowania naszej planety. Trochę smucić może fakt, że zwycięzcy nie mieli z kim rywalizować, ale cie-

szy, że zaprezentowali wysoki poziom. Kulturą muzyczną (mimo pewnych błędów czy braków) wykazali się również: instrumentalista Rafał Gąsior, grający na gitarze elektrycznej (II miejsce), grająca na pianinie elektronicznym Wiktoria Korczyk (III miejsce oraz Nagroda Publiczności), śpiewająca bez zarzutów pod względem technicznym Karolina Paszcza (III miejsce)oraz wyróżniony duet saksofonowy Jędrzej Kuśnierczyk i Tobiasz Rusinek, którzy wykonali standard „When the Saints Go Marching in”. Programowi malkontenci i defetyści zapewne będą układać filipiki, zawierające zarzuty np. dotyczące braku różnorodności reprezentowanych sfer sztuki czy dyscyplin, ale nie warto im wierzyć, czego dowodem jest niesprawdzenie się pogłoski o poprzestaniu na III edycji konkursu. Uczestnicy, widzowie i jurorzy, wszyscy zaangażowani, przeczuwają lub są w pełni świadomi, że mają możliwość być świadkami początku procesu kształtowania się nowej, cyklicznej imprezy, która za kilka lat może stać się prestiżową kuźnią talentów, dlatego warto wziąć udzia łw „Szału nié ma”, warto pomóc organizatorowi, choćby dobrym słowem, co też uczyniłem. A czarnowidzący niech zostaną zdmuchnięci przez huragan muzyki klasycznej, progresywnej i alternatywnej oraz huragan oklasków po jej wybrzmieniu na scenie podczas przyszłorocznego konkursu. Jacek Fidyk

Najważniejsze kolędowanie w świecie Ogólnopolski Festiwal Kolęd i Pastorałek w Będzinie zmienia nazwę na Międzynarodowy Festiwal Kolęd i Pastorałek im. ks. Kazimierza Szwarlika. Konkurs w tym roku będzie obchodził jubileusz dwudziestolecia działalności. Jest to efekt rozprzestrzenienia się zainteresowania kolędowaniem poza Polskę. Funkcjonuje bowiem 39 ośrodków eliminacyjnych, za naszą wschodnią granicą istnieją cztery – 3 na Ukrainie (w Równem, Żytomierzu i Lwowie) oraz w białoruskich Baranowiczach. Corocznie zgłasza się około 2 tysiące podmiotów wykonawczych (co daje łącznie przeszło 20 tysięcy osób). Jest to zatem największa tego typu impreza w Polsce, nie tylko wśród

62

przeglądów kolędowych. Najlepsze zespoły wyłonione w lokalnych eliminacjach przybywają co roku do Będzina (woj. śląskie, diecezja sosnowiecka), nazywanego Stolicą Polskiej Kolędy i tutaj, podczas trzydniowych przesłuchań finałowych, walczą o zaszczytne tytuły i atrakcyjne nagrody. Jednym z najbliższych miejsc eliminacyjnych jest Jaworzno, gdzie po raz jedenasty przesłuchiwano kolędników z naszego regionu. Trudu organizacji etapu festiwalowego podjęła się Renata Gacek – nauczycielka muzyki, potem wicedyrektor MDK, aktualnie radna. Tym razem w festiwalowe szranki stanęło sto dwadzieścia pięć „podmio-

tów wykonawczych” czyli przekładając na język polski – wystąpiło 125 zespołów/solistów w liczbie ok. dziewięciuset osób, bowiem niektóre zespoły liczyły po kilkanastu, a nawet więcej pieśniarzy. Przez całe cztery dni w MDK rozbrzmiewały kolędy i pastorałki, W jury konkursu zasiedli: Zbigniew Rutkowski muzyk i kompozytor z MCKiS, Aga-

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Region

ta Abram z Wydziału Katechetycznego w Sosnowcu oraz Maciej Talaga znakomity gitarzysta z Teatru Sztuk. Oni właśnie ustalili, kto wygrał w kategorii dorosłych, szkół ponadgimnazjalnych, podstawowych, gimnazjów i przedszkoli. Spektrum wiekowe było zatem najpełniejsze z pełnych. Z braku miejsca ogłoszone zostaną tylko pierwsze miejsca. Dorośli: I Zespół wokalny AKCENT z Ogniska Pracy Pozaszkolnej nr 1 w Sosnowcu I Zespół wokalny AD HOC z Chrzanowa Szkoły ponadgimnazjalne: I Zespół wokalny ORATIO z Parafii Św. Barbary w Olkuszu I Daria Porębska z OPP nr 1 w Sosnowcu Gimnazja – I nie przyznano W kategorii KLASY IV – VI SP I Zespół wokalny SERDUSZKA z ZSP w Dobieszowicach I Zespół wokalny BEL CANTO z Miejskiego Zespołu Szkół nr 2 w Czeladzi W kategorii wiekowej KLASY I-III SP I Koło muzyczne ze Szkoły Podstawowej nr 8 w Trzebini W kategorii PRZEDSZKOLA I Zespół wokalno-instrumentalny JEDYNECZKI z Przedszkola Miejskiego nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi w Mysłowicach Osiem zwycięskich zespołów uda się na finały do Będzina. Zanim jednak wyruszą do najważniejszego kolędniczego boju, pokazali, co potrafią, w czasie finałowego występu w Sanktuarium pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przybieżeli do Betlejem pasterze – zabrzmiała radosna kolęda w czasie finału XI Diecezjalnego Festiwalu Kolęd i Pastorałek „Złota Kantyczka”. Ale do którego Betlejem? Okazuje się bowiem, że są dwa. W pierwszych dziesięciole-

ciach trzeciego wieku Orygenes, jeden z pierwszych Ojców Kościoła, stwierdził, że miejsce, w którym narodził się Jezus było doskonale znane społeczności lokalnej, nawet osobom, które nie były chrześcijanami. „W Betlejem istnieje grota, w której się urodził Jezus, i żłób, w którym Go położono owiniętego w pieluszki, a wszystko to się zgadza z opisem Jego narodzin zawartym w Ewangeliach. Miejsce to słynie w całej okolicy, nawet wśród niewierzących, z tego, że urodził się tam Jezus, którego czczą i któremu się kłaniają chrześcijanie” – napisał w traktacie „Przeciw Celsusowi”. Lecz o którym Betlejem pisał? O tym leżącym na palestyńskich terytoriach, zaledwie kilka kilometrów od Jerozolimy czy o Betlejem galilejskim, które jest położone na północy Izraela, na obrzeżach Nazaretu – miasta, w którym Jezus spędził dzieciństwo i od którego nazywany jest Nazarejczykiem? Wędrówka ciężarnej Maryi ponad sto

czterdzieści kilometrów na spis ludności byłaby nie lada wyzwaniem, nawet dla bardzo młodej i sprawnej dziewczyny. Lecz bez względu, gdzie, ważne, że przybieżeli i zaśpiewali, dając tym samym początek kolędowania Małemu. Tradycyjnie już muzyczne mocne wejście sprezentował licznie zebranej widowni (chociaż w Osiedlowym Sanktuarium zmieściłoby się znacznie więcej słuchaczy) eMBand dyrygowany przez Marka Malisza. Nogi same zaczęły podrygiwać, choć w polskim kościele tańczyć jeszcze nie przystoi. Uspokoiła więc nastroje organizatorka Złotej Kantyczki, radna Renata Gacek i powitała znakomitych gości, wśród których również tradycyjnie przytupywał ochoczo ks. biskup Piotr Skucha, miłośnik kolędowania i sponsor nagrody Grand Prix dla najlepszych kolędników. Przed spragnionymi dobrej, a przy tym najbardziej tradycyjnej, ciepłej i klima-

nr 1(31) styczeń – luty 2014

tycznej muzyki otworzyła się skarbnica kolęd wspaniale wykonanych przez laureatów pierwszych miejsc. Śpiewały maluszki z przedszkola, pierwszacy i starsi, i jeszcze starsi – ale wszyscy młodzi talentem i miłością do muzyki. Słuchaczom trudno było wyróżnić kogoś szczególnie, bo przecież wszyscy już wyróżnieni zostali przez jurorów, którzy przysłuchiwali się wybrańcom. Przysłuchiwać mogli się także wykonawcy i porównywać swoje umiejętności z biegłością zwycięzców, by uznać jednak, iż jury nikogo z najlepszych nie pominęło. Wreszcie przyszedł czas na wręczenienagród, które były atrakcyjne i smakowite. Wręczali – ksiądz biskup i wiceprezydent Tadeusz Kaczmarczyk, który jest stałym gościem festiwalowej gali. W rozmowie wyraził swoje szczególne uznanie dla organizatorów Festiwalu oraz wszystkich wykonawców oraz osobistą radość, że tak ważny konkurs rozgrywany jest w naszym mieście. Dzięki niemu do Jaworzna przyjeżdżają goście z różnych miejscowości Śląska, a nawet spoza diecezji. Stanowi zatem znakomity sposób promowania naszego gościnnego i coraz piękniejszego miasta. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany moment ogłoszenia, kto został tegorocznym laureatem. Zwyciężyli dorośli – zespół wokalny Akcent z Ogniska Pracy Pozaszkolnej nr 1 w Sosnowcu. Niestety zdobywcy Grand Prix XI Diecezjalnego Festiwalu Kolęd i Pastorałek „Złota Kantyczka” nie mogli przybyć i udowodnić swojego kunsztu. Szkoda. Niejako w ich zastępstwie zaśpiewał inny Akcent – znacznie młodszy, bo złożony z czwartoklasistek ze szkoły podstawowej nr 22 w Jaworznie – właśnie one odśpiewały „Przybieżeli do Betlejem”, ku ogromnej frajdzie wszystkich słuchaczy, bo najbardziej podobają się te kolędy, które najlepiej znamy. Festiwal zorganizował MDK w Jaworznie, przy współpracy SP nr 6 w Jaworznie, Teatru Sztuk, eM Bandu, Kuratorium Oświaty w Katowicach oraz Wydziału Katechetycznego Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu. Honorowy patronat nad Festiwalem objęli Poseł RP Wojciech Saługa, ks. bp. Piotr Sucha i prezydent Jaworzna Paweł Silbert. Z.A.

63


Region Przeczytaj i opowiedz Konkurs z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego Ojczyzna to jest dziedzictwo, a równo- ne, sprawność językową oraz dobór temacześnie jest to wynikający z tego stan po- tyki oracji. siadania – w tym również ziemi, terytorium, ale jeszcze bardziej wartości i treści Termin duchowych, jakie składają się na kulturę Konkurs zostanie rozegrany – 21 marca danego narodu 2014 o godz. 11.00 w Zespole Szkół PoJan Paweł II nadgimnazjalnych nr 3 im. Jana Pawła II ul. Północna 9a Organizatorzy Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 im. Zgłoszenia – do 15 marca 2014 na adres: mdk.jaworzno@o2.pl Jana Pawła II Młodzieżowy Dom Kultury im. Jaworzniaków lub: sekretariat@zsp3.jaworzno.edu.pl Współorganizator Wydział Edukacji Kultury i Sportu Stowarzyszenie ARETE

UWAGA: W przypadku dużej liczby zgłoszeń w tym terminie odbędą się eliminacje! W informacji zgłoszeniowej należy zamieścić: imię i nazwisko ORATORA, telefon, adres e-mailowy – tytuł i autora utworu (dorosły), młodzież szkolna – dodatkowo: nazwa, adres szkoły, imię i nazwisko Opiekuna Kontakt z organizatorami:: Anita Marcisz zsp1.anita.marcisz@o2.pl Zbigniew Adamczyk zbig.adamczyk@ gmail.com Patronat medialny: Moje Jaworzno MłoDeK – www.mdk.jaw.pl

Cele Pobudzanie do dbałości o czystość mowy polskiej Rozwijanie czytelnictwa Rozbudzanie umiejętności oratorskich. Adresaci Wszyscy – bez względu na wiek i miejsce zamieszkania, ale szczególnie młodzież szkolna. Regulamin Uczestnik przedstawia przeczytany utwór literacki napisany w języku polskim w formie oracji. Może przedstawić: streszczenie omawianego utworu jego recenzję własne przemyślenia na temat dowolnego utworu z literatury polskiej przygotowaną samodzielnie i na temat literatury polskiej prezentację maturalną zaproponować inną formułę swojej prezentacji Uwaga – Jeśli wybierze wiersz – powinien go zadeklamować. Zadaniem ORATORA jest 5xZ: zafascynować, zauroczyć, zaciekawić, zabawić, zaczarować – ma na to zadanie do 10 min. ORATOR ma prawo obudować swą wypowiedź dowolnymi środkami ekspresji np. gestem, rekwizytem, podkładem muzycznym, multimediami itp. Jury ocenia: elokwencję, dykcję, bogactwo stylistycz-

64

nr 1(31) styczeń – luty 2014


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.