Nowe Zagłębie 14

Page 1

Szanowni Państwo! Niniejszy tekst z oczywistych powodów powstał kilkanaście dni temu, kiedy po raz kolejny głównym bohaterem mediów i opinii publicznej stał się Prezes PiS Jarosław Kaczyński i jego wypowiedzi w mediach w związku komentarzami, jakie wywołał „Raport o stanie Rzeczypospolitej” autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. W rozdziale zatytułowanym „Wstydliwy Naród Polski” napisano, że w Platformie Obywatelskiej nie budzą protestu postawy jawnie antypolskie, obrażające Polaków, a premier Tusk ostentacyjne akcentuje swoją kaszubskość i akceptuje tezę, że „śląskość” jest pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przyjęciem zakamuflowanej opcji niemieckiej. Zdaniem Kaczyńskiego chodzi o śląskość w wydaniu RAŚ-u, czyli tę, która jest budowana w kontrze do polskości. W dokumencie znajdujemy również krytykę antypolskiej publicystyki Kazimierza Kutza – byłego członka PO oraz przypomnienie o tym, że członkowie Ruchu Autonomii Śląska kandydowali do Sejmu z list PO. Przedwyborcze gry PiS i PO sprzyjają Ruchowi Autonomii Śląska. Gra autonomią śląską między PO i PiS łagodzi ostrza wystąpień polityków obu formacji, co uskrzydla liderów i zwolenników RAŚ oraz tworzy przychylny klimat wokół sprawy narodowości śląskiej, a także koncepcji autonomii Śląska. Trzeba przyznać, że sprawy śląskie z punktu widzenia sukcesów politycznej reprezentacji zwolenników autonomii po ostatnich wyborach samorządowych wyglądają najlepiej od początku procesu transformacji. Przedstawiciele Ruchu Autonomii Śląska posiadają trzyosobową reprezentację w Sejmiku Województwa Śląskiego, a lider – Jerzy Gorzelik pełni funkcję wicemarszałka. Łącznie RAŚ ma 40 mandatów radnych różnych szczebli oraz dwóch wójtów. W skali województwa śląskiego kandydaci RAŚ uzyskali 122781 głosów, czyli 8,49%, to jest prawie dwukrotnie więcej (4,35%) niż 4 lata temu. W województwie śląskim autonomiści są czwartą siłą polityczną po PO, PiS i SLD, a w okręgach chorzowskim (17,50%), katowickim(15,96%) i rybnickim – (14,57%), wyprzedzili lewicę. Sprawa narodowości śląskiej i autonomii Śląska budzi wiele emocji wśród innych zbiorowości regionalnych, tworzących tkankę wielokulturowego województwa śląskiego. Dziś trudno sobie wyobrazić wyłączenie śląskiej części z administracyjnego województwa śląskiego, zerwanie różnorakich więzi społecznych, zorganizowanie masowego ruchu ludności itd. Inicjatywa autonomii Śląska wydaje się sprzeczna z procesami integracji Metropolii „Silesia”, którą tworzą miasta śląskie i zagłębiowskie. Propozycja RAŚ ma zdecydowanie polityczny charakter i niewątpliwie w dzisiejszym kształcie jest niedopracowana. Podejmuje problem niezwykle ważny, trudny i delikatny, który w miejsce dzisiejszego śląskiego monologu wymaga dyskusji z udziałem wszystkich zbiorowości regionalnych województwa śląskiego. Ze swej strony deklarujemy udział w debacie na temat regionalizmu i autonomii naszego województwa, która będzie miała nie tylko wymiar krajowy, ale również europejski i będzie wpisywała się w dyskusję o przyszłości Unii Europejskiej jako formy współistnienia regionów bądź państw narodowych. Życząc sukcesów Ślązakom, zazdrościmy im możliwości wykorzystania problemu autonomii jako czynnika wzmacniającego ich kulturową i regionalną tożsamość. Korzystając z okazji, iż drugi tegoroczny numer czasopisma trafia do Czytelnika bezpośrednio przez Świętami Wielkanocnymi, składam Wszystkim Państwu bardzo serdeczne życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności. Zapraszam do lektury świątecznego numeru. Marek Barański

Nowe Zagłębie – czasopismo społeczno-kulturalne Redaguje kolegium w składzie: Marek Barański – redaktor naczelny, Paweł Sarna – sekretarz redakcji, Maja Barańska, Ewa M. Walewska Adres redakcji: 41-200 Sosnowiec, ul. Będzińska 65/31, tel./fax: + 48 32 733 42 27, + 48 512 175 814 e-mail: redakcja@nowezaglebie.pl, www.nowezaglebie.pl Wydawca: Związek Zagłębiowski DTP: Tomasz Kowalski Zagłębiarka: redaguje kolektyw w składzie: Maja Barańska, Aleksandra Sarna, Paweł Barański, Paweł Sarna Foto na okładce: www. sxc. hu Współpracownicy: Zbigniew Adamczyk, Paweł Barański , Przemysław Dudzik, Robert Garstka, Henryk Kocot, Tomasz Kostro, Jarosław Krajniewski, Dobrawa Skonieczna-Gawlik, Piotr Smereka, Jerzy Suchanek Druk: Progress Sp. z o.o. Sosnowiec Nakład: 1500 egzemplarzy Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo ingerencji w teksty zamówione. Reklamę można zamawiać w redakcji; za treści publikowane w reklamach redakcja nie ponosi odpowiedzialności Zasady prenumeraty „Nowego Zagłębia”: Prenumeratę krajową lub zagraniczną można zamawiać bezpośrednio w redakcji lub e-mailem Cena prenumeraty półrocznej (przesyłanej pocztą zwykłą) – 3 wydania – 20 złotych, rocznej – 40 złotych Prenumerata zagraniczna przesyłana pocztą zwykłą – 3 wydania – 60 złotych, roczna – 120 złotych Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na konto: Związek Zagłębiowski, GETIN BANK SA, 70 1560 1010 0000 9010 0006 2987.

Spis treści Codziennie jestem Zagłębianką ...............................2 Wielkanocne tradycje w Zagłębiu Dąbrowskim ...........................................4 Wyprawa do wód: pociągiem do Spa ......................8 Zagłębiowskie pory roku: Wiosna ........................ 10 Lotnik z Borów . ...................................................... 14 Chłopcy z hałdy ...................................................... 17 Ciechanowscy .......................................................... 19 „Gąska”....................................................................... 23 Widokówki z Zagłębia............................................ 25 Zagłębiowskie perły techniki................................. 27 ZAGŁĘBIARKA . .................................................... 29 PLASTYKA.............................................................. 37 FILM ......................................................................... 40 PROZA ..................................................................... 41 POEZJA . .................................................................. 42 RECENZJE .............................................................. 43 FELIETONY ............................................................ 48 Zagłębiowskie godki............................................... 51 REGION . ................................................................. 52 Kalendarium wydarzeń kulturalnych . ................. 64

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

1


Wywiad

Codziennie jestem Zagłębianką Z Beatą Małecką-Liberą, Zagłębianką, posłanką na Sejm RP z Platformy Obywatelskiej, rozmawia Krzysztof M. Macha Od sześciu lat Warszawa! Lubi Pani to miasto? Z jednej strony tam dzieje się wszystko, więc trzeba tam być. Z drugiej Pani życie jest przecież związane z Dąbrową Górniczą, a teraz już właściwie z całym Zagłębiem Dąbrowskim oraz województwem. Pod koniec sejmowej kadencji jest Pani bardziej tam czy bardziej tu? Tutaj jestem cały czas, nie tylko dlatego, że tu mieszkam, ale także mam swoje poselskie biura w Dąbrowie Górniczej, Będzinie i Łazach. To tu spotykam się z mieszkańcami regionu, pomagam rozwiązywać różne problemy ludzi, organizuję konferencje. Warszawa to miejsce mojej pracy w Sejmie. Zajmuję się problematyką zdrowia, która od lat czeka na zmiany. Mam głębokie przekonanie, że teraz właśnie nadszedł ten czas głębokich reform. … jeśli mogę – w Wikipedii, zaraz po dacie urodzenia jest napisane „polska polityk, lekarz, poseł na Sejm V i VI kadencji”. Potem jest o obronionym z wyróżnieniem doktoracie i szpitalu w Dąbrowie, gdzie była Pani dyrektorem… Medycyna nauczyła mnie pokory i odpowiedzialności. Lubię wszystkie sprawy doprowadzać do końca, rozwiązywać problemy, nie boję się podejmować odważnych, choć czasem kontrowersyjnych decyzji. Przedtem zawsze jednak dużo pytam i zbieram informacje. Nie znaczy to jednak, że pozwalam na odwlekanie i przeciąganie problemu w czasie. To chyba cecha charakterystyczna chirurga. Z drugiej strony, medycyna nauczyła mnie wrażliwości i ukierunkowania na drugiego człowieka. Zawsze lubiłam pomagać i pracować na rzecz innych. A że praca mnie lubi – to fakt! Miałam też wielu wspaniałych nauczycieli zarówno w medycynie, jak i polityce. Wspomnę o jednym z nich, honorowym dąbrowianinie, trzykrotnie nominowanym do Nagrody Nobla wielkim lekarzu – prof. Kazimierzu Imielińskim, z którym obcowanie nauczyło mnie nie tylko rozumienia etosu człowieka, ale dało również wiarę w sens podejmowania, nierzadko z pozoru beznadziejnych, wyzwań. Jako przewodnicząca podkomisji pracującej nad pakietem ustaw zdrowotnych jest Pani osobą od-

2

Beata Małecka-Libera, Zagłębianka, posłanka na Sejm RP z Platformy Obywatelskiej. Fot. arch.

powiedzialną za ważny segment bieżących działań Platformy Obywatelskiej. To o tym Pani mówi stwierdzając, że „trzeba ciąć”? Polski system ochrony zdrowia od lat czeka na zreformowanie. I to właśnie się dzieje. Mimo że nakłady wzrastają – z 36 miliardów zł w 2006 roku do 58 mld w 2011 – nadal odczuwalny jest brak satysfakcji pacjenta. Rządowy pakiet ustaw zdrowotnych przeciwstawia się największym bolączkom systemu. Nie mówi się tu wyłącznie o mechanizmach przyjaznych dla pacjenta czy bezpiecznym szpitalu, ale również o zwiększeniu praw pacjentów, właściwym przygotowaniu zawodowym lekarzy oraz zmianach w zasadach funkcjonowania rynku farmaceutycznego. Możemy powiedzieć, że są trzy najważniejsze obszary tych działań: zmiany systemowe realizowane za pomocą ustawy o działalności leczniczej i ustawy o informatyzacji, pakiet trzech ustaw dotyczących rynku farmaceutycznego oraz ustawy regulujące pośrednio dostęp do świadczeń medycznych, czyli ustawy o zawodzie lekarza,

zawodzie pielęgniarki i o samorządach lekarskim oraz pielęgniarskim. Do tego dochodzą jeszcze oczywiście ubezpieczenia zdrowotne, które realizowane będą w osobnym pakiecie. Jest Pani znana ze swoich liberalnych poglądów w tej sprawie. Co to oznacza w praktyce? Jestem liberałem, czyli bliska mi jest swoboda działania jednostki, bez nadmiernego wpływu i ograniczania przez państwo. Dlatego uważam, że także w ochronie zdrowia powinien zostać stworzony i zadziałać rynek konkurencyjny. Czyli taki, który zawsze będzie podnosił jakość usług, bo właśnie to dla pacjenta są sprawy najważniejsze. Zapewni to wolny wybór szpitala – niezależny od tego, kto jest jego właścicielem oraz wysoka jakość usług medycznych. Uważam też, że prawa i obowiązki wszystkich, którzy świadczą usługi medyczne oraz korzystają z publicznych pieniędzy – myślę tu o kontraktach z NFZ – muszą być jednakowe. Uporządkowanie systemu ochrony zdrowia przez proponowane ustawy jest do-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Wywiad brym kierunkiem i z czasem pozwoli na dokonanie zmian po stronie płatnika, którym obecnie jest monopolista, Narodowy Fundusz Zdrowia. Wierzę, że dzięki tym działaniom zwiększy się dbałość o jakość usług medycznych i ich dostępność dla pacjenta. Absolutnie nie zgadzam się z poglądem, że szpitale, zamiast świadczyć usługi medyczne, będą przekształcać się w Spa lub hotele! Nikt z samorządowców nie zgodzi się na takie zmiany, a to przecież samorządy są właścicielami szpitali. Z kolei personel medyczny – pielęgniarki i lekarze – zawsze będą spełniać swoją misję leczenia pacjenta. Widać też Pani aktywność przy propagowaniu profilaktyki. „Amazonki”, zakaz palenia, mięsne wypełniacze w jedzeniu dla niemowląt to tylko niektóre z przykładów. Także starania o większe pieniądze na zdrowie w województwie. Te działania trafiają do regionu, z którego jest Pani posłanką, do Zagłębia. Jakie według Pani jest miejsce naszego regionu w województwie śląskim? Niedoceniane, co wynika z pewnych zaszłości historycznych. Tożsamość regionalna to przecież trwała identyfikacja ze wspólnymi w danym regionie wartościami, zwyczajami, normami, a do nas trafiły dziesiątki tysięcy ludzi z innych części Polski. Trudno byłoby o jednoznaczną identyfikację tożsamości części mieszkańców Zagłębia. Trzeba na to czasu, musi się ona ukształtować pod wpływem lokalnej kultury. Ale co by nie chcieć powiedzieć, to w województwie śląskim mieszka blisko 4,5 miliona Polaków, z czego Zagłębie liczy około miliona mieszkańców. Mamy

odmienne zwyczaje, inną symbolikę... Dla mnie bycie Zagłębianką definiuje się poprzez przywiązanie do tej ziemi, dlatego tak bardzo brakuje mi wspólnych dla regionu programów pokazujących naszą tożsamość. Różnych – choćby wspólnej koncepcji regionalnej, szacunku do zachowanej architektury, konkursu na Zagłębiaka Roku, lokalnej Loży Biznes Center Club… A także tego najważniejszego – takiego, który stanie się wizytówką, swoistym logo Zagłębia. Musimy postrzegać nasz region jako całość, a nie skupiać się na odrębnościach miast. Integracja taka będzie podstawą do wyraźnego zaznaczenia obecności i wagi regionu w całym kraju – mam na to zresztą pewien pomysł, ale o tym w swoim czasie. A może zbyt rzadko definiujemy się w opozycji do Ślązaków? Dajemy się zaanektować i wrastamy w Górny Śląsk? Nie, mamy odmienną kulturę, tradycje, inne zwyczaje. Niewątpliwie jesteśmy Zagłębiakami. Ma Pani kontakt z codziennymi sprawami dąbrowian? Wciąż i codziennie jestem osobą stąd, i wcale nie uważam, żeby coś się zmieniło w relacjach z ludźmi, których znam. Nadal bardzo ich lubię, wciąż cenię ich zdanie. Jeśli chodzi o moją pracę, to z racji pełnionych funkcji uczestniczę w wielu uroczystych wydarzeniach miasta. Z drugiej strony biorę też udział w niekończących się bataliach o dworce – ale teraz przede wszystkim o połączenia kolejowe – także o nowe drogi, o rozwój

lotniska w Pyrzowicach. Staram się wspierać inicjatywy kulturalne np. Konkurs im. M. Spisaka, działam w ramach Forum Kobiet Aktywnych itd., itp. Wszystko po to, by rozwój i promocja miasta mogła być lepsza. Chociaż brakuje mi jednoznacznego wizerunku miasta. Przy biurze poselskim funkcjonuje biuro porad prawnych. Czemu? Jestem lekarzem i politykiem, do którego można przyjść także po to, by podzielić się swoimi problemami. W miarę możliwości zawsze próbuję takiej osobie pomóc, choć oczywiście muszę podpierać się fachowym doradztwem. Dzięki dobrej współpracy z prawnikiem pomagamy ludziom w wielu ich kłopotach. Czasem są to z pozoru drobne sprawy, na przykład pomoc w zredagowaniu pisma. A czasem o wiele poważniejsze, trafiające na rządowe biurka Warszawy. Przygotowując się do tej rozmowy znalazłem też określenia „dumna mama”, „piękna kobieta”, „liderka ruchu kobiet aktywnych”. A także, że uwielbia Pani tańczyć. Dla mnie taniec to rodzaj medytacji, ucieczki od rzeczywistości. A dla Pani? Ukończyłam kiedyś profesjonalny kurs flamenco. I zawsze mam w sobie ten rytm. Bo taniec to ekspresja, możliwość wytchnienia, ale i rozładowania stresu. To wspaniała uczta dla ciała i ducha. Lubię również podróże, uprawiam Nordic Walking – a więc zaliczam się raczej do energicznych i aktywnych osób. Choć dobra książka lub film też sprawiają mi przyjemność. Dziękuję za rozmowę.

Platforma Obywatelska

politycznym jest konserwatywny liberalizm. PO od początku swojego powstania zyskiwała we wszystkich wyborach do Sejmu, Senatu i Parlamentu Europejskiego, a w 2010 r. udowodniła swoją pozycję, wygrywając wybory prezydenckie. Koalicja z PSL daje jej możliwość zdecydowanej większości w parlamencie, co w jednoznaczny sposób wpływa na osłabienie, i tak nieskonsolidowanej, opozycji. Ubiegłoroczne wyniki wyborów do władz samorządu terytorialnego pokazały, iż PO w Zagłębiu dobrze przygotowała się do wyborów. Jeszcze w toku kampanii marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna powiedział, że kampania mocno będzie nastawiona na działania regionalne. Z kolei Tomasz Tomczykiewicz, szef śląskiego regionu PO, a zarazem Klubu Parlamentarnego poinformował, że hasło

PO w wyborach samorządowych będzie dwuczłonowe – „Stałą częścią hasła będzie człon + z dala od polityki”, np. „zbudujemy drogi” jako pierwsza część hasła. Lokalni politycy chcieli tym samym wyrazić, iż samorządy kierują się inną specyfiką, a polityka ogólnokrajowa nie ma wpływu na to, co robi samorząd. W pięciu największych miastach Zagłębia rozkład mandatów do Rad Miasta był następujący: Będzin na 23 mandaty – 7 zdobyła PO, Czeladź – 21 – 11, Dąbrowa Górnicza – 25 – 8 (remis z SLD, która również zdobyła 8), Jaworzno – 23 – 6, Sosnowiec 28 – 10 (również remis z SLD), Zawiercie – 23 – 8. O sile i pozycji PO w Zagłębiu dowiemy się po wynikach wyborów do Sejmu i Senatu RP.

Platforma Obywatelska (PO) została założona jako stowarzyszenie 24 stycznia 2001 r. O powołaniu do życia tej formacji politycznej zdecydowały trzy czynniki: konflikty w szeregach rządzącej wówczas (2000 r.) AWS, niezadowolenie w samej Unii Wolności oraz przegrana w wyborach prezydenckich w 2000 roku. Inicjatorami jej byli Donald Tusk z UW, Maciej Płażyński z AWS oraz niezależny wówczas Andrzej Olechowski. Partię Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polskiej zarejestrowano 5 marca 2002 r. Jej ideologicznym wyróżnikiem jest konserwatywny liberalizm, neoliberalizm oraz chrześcijańska demokracja. Nadrzędnym, deklarowanym poglądem

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Henryk Kocot

3


Folklor

Wielkanocne tradycje w Zagłębiu Dąbrowskim Dobrawa Skonieczna-Gawlik Co mówi nam tradycja? Dziś dla wielu mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego święta wielkanocne to przede wszystkim dwa, trzy dni poprzedzające Niedzielę Wielkanocną i Lany Poniedziałek. Ale czas wielkanocny rozpoczyna się już Środą Popielcową, zaczynającą czterdzieści dni postu trwającego aż do dnia Zmartwychwstania Chrystusa. To właśnie okres postu oraz uroczystości Wielkiego Tygodnia mają przygotować wiernych na to najważniejsze dla Kościoła święto. Podobnie jak w wielu świętach polskiego roku obrzędowego, tak i w tym przypadku splatają się ze sobą elementy chrześcijańskie z pogańskimi, obrzędy dawne z bardziej współczesnymi, czynności religijne z magicznymi – bo jak nazwać połykanie baziowych kotków z poświęconej palmy lub zakopywanie skorupek z poświęconych jaj w ogrodzie? Jednakże pewne tradycje, jak to zwykle się dzieje, są nadal kultywowane inne zmieniają się, a jeszcze inne odchodzą w niepamięć. Zatem jak to bywało dawniej z Wielkanocą w Zagłębiu Dąbrowskim? Postne dni Post, jest niezmiernie ważny z punktu widzenia religijnego przygotowania do Wielkanocy, był to niegdyś czas, w którym nie spożywano potraw mięsnych, żadnych tłuszczy, słodyczy a nawet mleka. Codziennym posiłkiem w Zagłębiu, o czym wspominają dziewiętnastowieczni etnografowie, był żur (polewka na zakwasie żytnim), śledzie oraz tzw. bigos, czyli rozgotowane śliwki lub jabłka z ziemniakami. Zgodnie z naukami Kościoła w czasie poprzedzającym Wielkanoc unikano również picia alkoholu oraz nie urządzano wesel i zabaw. Z jednej strony Wielki Post był okresem religijnego przygotowywania duszy na śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, a z drugiej strony miał uzasadnienie zupełnie prozaiczne: był to czas przednówku, czyli moment, w którym kończyły się za-

4

Stół wielkanocny, Sosnowiec 2010 r. Fot. B. Gawlik

pasy żywności zgromadzone jesienią. Być może religijne uzasadnienie przymusowego ograniczenia jedzenia, czynił post łatwiejszym do zniesienia. Obecnie post przestrzegany jest w mniejszym stopniu, część mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego czyni na ten szczególny czas postanowienia, np. rezygnuje ze słodyczy, ogranicza palenie papierosów, nie pije alkoholu, stara się również nie spożywać potraw mięsnych przynajmniej w piątki. Mało popularne jest również urządzanie w czasie postu wesel i chrzcin oraz huczne wyprawianie innych uroczystości. Mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego raczej dziś już nie pamiętają, że poprzedzające Wielkanoc niedziele miały swe nazwy. Określenia te odnajdujemy w Kalendarzu Zagłębia Dąbrowskiego na rok zwyczajny 1913, a są to Niedziela Starozapustna, Mięsopustna, Zapustna, Niedziela Wstępna (I niedziela postna), Sucha (II niedziela postna), Głucha (III niedziela postna), Śródpostna (IV niedziela postna), Niedziela Męki Pańskiej (V niedziela postna) i Niedziela Palmowa (VI niedziela postna).

W szóstą niedzielę postu następuje w Kościele – na pamiątkę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy – poświęcenie specjalnie przygotowanych palm, dlatego też niedziela ta nazywana jest w Zagłębiu Dąbrowskim wierzbną lub podobnie jak niemal w całej Polsce Niedzielą Palmową. Pod koniec XIX w., jak wspomina autor dzieła Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy..., Michał Federowski „młodzież płci obojga od samego poranka ugania się za sobą z gałązkami wierzbowymi, którymi chłostając się wykrzykują: nie ja biję, wierzba bije!”. Zwyczaj smagania się wierzbowymi gałązkami wprawdzie zanikł, ale jeszcze do czasów międzywojennych Palmowa Niedziela obfitowała w różne praktyki, często o charakterze magicznym, mające na celu zabezpieczyć ludzi, zwierzęta i całe domostwo od wszelkiego zła i nieszczęścia. Ważne było, aby poświęconą palmę przechowywać w domu przez cały następny rok. Umieszczano ją za obrazami świętych, nad drzwiami lub w postaci zrobionych z palemki krzyżyków na ścianach domostw. Wierzono, że palma wielkanocna uchroni dom od piorunów, kro-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Folklor wy od czarownic, a poświęcone rośliny podane w postaci naparu pomogą choremu człowiekowi lub zwierzęciu. Palmy używano także do okadzania krów, wkładano do uli i gniazd gęsich, podawano do zjedzenia psu, aby zabezpieczyć go przed wścieklizną. Ponadto krzyżyki zrobione z gałązek wierzbiny wtykano w ziemię na polu, co miało uchronić pole przed gradobiciem i zapewnić dobry plon. Kawałki palmy wrzucone do ognia podczas silnej nawałnicy miały rozpędzać chmury i przywrócić pogodę, a palma położona pod łóżkiem chorego miała pozwolić mu szybciej powrócić do zdrowia. W Kalendarzu informatorze Zagłębia Dąbrowskiego i okolic na rok 1928 anonimowy autor zamieścił tekst dotyczący Niedzieli Palmowej u ludu, w którym pisze tak: „Gdy po nabożeństwie powrócą z niemi [palmami – D.S-G] (...) obchodzą nasamprzód dom trzy razy, uderzając palmą trzy razy o każdy węgieł, aby w domu nie było much ani robactwa. Potem idą do stajni, gdzie mieszają palmą w żłobach, aby choroba bydłu szkodliwa się w nich nie ukrywała, krowy nią omiatają, aby się ich nie chwytała zaraza i koniom ocierają nozdrza, aby żadnej choroby nie powąchały. Krzyżyki robione z palmy umieszczone na kalenicy strzechy, chronią chatę od piorunów, a zatknięte na roli, odwracają od niej chmury gradowe (...) w niektórych wsiach każdy domownik połyka po jednej bazi od febry, po trzy zaś od bólu gardła”. Zwyczaj połykania kotka z poświęconej palmy do czasów współczesnych praktykowany jest przez niektóProcesja z palmami, Zagórze 2009 r. Fot. B. Gawlik

Niedziela Palmowa w Niegowonicach, 1984 r. Fot. R. Mrugalski

Współcześnie tradycyjne palmy w zarych mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego, którzy wierzą że uchroni to ich przed głębiowskich domach wite są sporadycznie, często pod impulsem przystąpienia do bólem i chorobami gardła. konkursu na wielkanocne palmy organizowanego przez parafię, szkołę, ośrodek Palmy, palemki Jak wyglądały dawniej palmy? Zagłębiow- kultury czy muzeum. Zdecydowana więkskie tradycyjne palmy do lat 70. XX wie- szość kupuje palmy na targowiskach, na ku miały około jednego metra wysokości straganie pod cmentarzem, w sklepie lub i wykonane były z wierzbowych gałązek kwiaciarni. Taka kupna palma przybiera zwanych również baziami, a czasami ko- kształt bukietu z bazi, bukszpanu, gałązek cankami, trzciny pospolitej, cisu, sosny sosnowych i kłosów zbóż lub jest to, obca zwyczajnej, jałowca, brzozy, bukszpanu dla naszego terenu palemka wileńska mioraz ziół (dziurawca zwyczajnego, borów- sternie uwita z różnokolorowych suszoki brusznicy). W takie zestawienie wkom- nych kwiatów, traw, mchu i zbóż. Wielu mieszkańców Zagłębia Dąbrowponowane były suche, sztuczne bądź bibułkowe kwiaty, zasuszone kłosy zbóż, skiego zgodnie z tradycją przechowuje trawy i wstążki. poświęconą palmę do przyszłych Świąt Wielkanocnych, dlatego też po przyjściu z kościoła, wstawiają ją do wazonu, umieszczają na stole lub w innym widocznym miejscu, czasem wkładają za święty obraz, rzadziej zawieszają nad drzwiami. Jednakże powszechnie uważa się, że palmy poświęconej w kościele nie wolno wyrzucać, można ją jednak spalić lub wynieść na strych, do pomieszczenia gospodarczego, gdzie samoistnie ulegnie zniszczeniu. Niewielkie palmy z suszek chowane są do szafy i ponownie wyciągane na Niedzielę Palmową w roku następnym, by znów pójść z nimi do kościoła. Wielki Tydzień Po niedzieli wierzbnej następuje Wielki Tydzień – czas przeznaczony na intensywne przygotowania do Wielkanocy, z czego dawniej początek tygodnia poświecony

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

5


Folklor

Niedziela Palmowa w Siewierzu, 1957 r. Fot. S. Deptuszewski

był sprzątaniu domu, obejścia i zabudowań gospodarczych, natomiast od Wielkiego Czwartku przystępowano do przyprawiania, pieczenia i gotowania potraw na świąteczny stół. Gospodynie wypiekały chleb, baby, mazurki i kołacze, robiły masło, przygotowywały mięsa i szynki oraz barwiły i zdobiły jajka. Poza pracami domowymi Wielki Tydzień przeznaczony był na wiele praktyk religijnych. Po czwartkowej porannej mszy (obecnie w niektórych parafiach po mszy wieczornej, tzw. Wieczerzy Pańskiej) następuje tzw. „zawiązanie dzwonów” i od tego momentu kościelne dzwony aż do rezurekcji zastępowano kołatkami bądź klekotkami, z którymi ministranci kilkakrotnie w ciągu dnia obchodzili kościół. W Wielki Piątek wierni udają się do świątyni, gdzie ma miejsce adoracja Bożego Gróbu. Tradycyjnie przygotowaniem Grobu Pańskiego, w zależności od parafii, zajmują się strażacy, ministranci, harcerze, członkinie Koła Gospodyń Wiejskich oraz młodzież i inni parafianie. Przy grobie sprawowana jest przez mężczyzn, ale również coraz częściej przez kobiety, symboliczna warta. Niektórzy wierni przychodzą do kościoła pomodlić się o godzinie 15, ponieważ jak twierdzą jest to godzina śmierci Jezusa. Ludowym zwyczajem wielkopiątkowym praktykowanym dawniej w Zagłębiu Dąbrowskim, a dziś spotykanym je-

6

dynie sporadycznie, było obmycie się przed wschodem słońca w rzece, źródle lub strumieniu. Wierzono w uzdrawiające i zapobiegające chorobom skóry właściwości wielkopiątkowej wody. Ponadto w Wielki Piątek surowo przestrzegano postu, nie tylko wyrzekając się mięsa i tłuszczu, ale również spożywając tylko jeden skromny posiłek w ciągu dnia. Tego dnia nie należało wykonywać żadnych ciężkich prac – istniał zakaz rąbania drewna i szycia – czynności te bowiem przysporzyłyby cierpienia Chrystusowi. Dzień ten, jak wspomniano, przeznaczony był na przygotowywanie świątecznych potraw, a pracy było sporo. W Wielki Piątek wypiekano słodkie mazurki, wysokie drożdżowe baby, kołacze, serniki, makowce oraz baranki z ciasta. Malowano, drapano, oklejano jajka – symbol życia i niezbędny atrybut Wielkiej Nocy. Jaja najczęściej farbowano w łupinach cebuli, uzyskując w ten sposób skorupkę w kolorach od żółtego do brązowego. Jako barwnik stosowano również kwiaty malwy, odwar z buraków, pędy młodego żyta, a na gładkiej kolorowej skorupce wydrapywano wzory. Jajka oklejano także rdzeniem z sitowia, kolorową włóczką i skrawkami tkanin. Dziś wielkanocne jajka barwi się głównie w cebulowych łupinkach lub barwnikach chemicznych kupowanych w sklepach. Dzieci natomiast przyozdabiają jajka przy pomocy pisaków, naklejek bądź farb.

Zgodnie z tradycją w Wielką Sobotę (niegdyś już w Wielki Piątek wieczorem) wierni udają się do kościoła, aby ksiądz po odmówieniu modlitwy poświęcił przyniesione pokarmy. Nasi pradziadowie, podobnie jak i my współcześni, do koszyka wkładali chleb, szynkę, kiełbasę, wędzoną cielęcinę, jaja, ciasto, chrzan, pieprz i sól oraz kawałek sera. My nasze koszyki nieco modyfikujemy, wzbogacając je różnymi gatunkami wędlin i mięs, cukrowymi bądź czekoladowymi zajączkami i barankami, owocami czy buteleczką octu. Koszyczek z pokarmami przykryty jest białą serwetką i przyozdobiony zielonymi gałązkami bukszpanu lub barwinku, dodatkowo ustrojony małym ozdobnym kurczakiem lub kolorowymi wstążkami. Pokarmy do poświęcenia niosą najczęściej dzieci. Nierzadko każde dziecko w rodzinie ma „swój” koszyczek ze święconką. W Wielką Sobotę w kościele ma miejsce również ceremonia święcenia ognia i wody. Od palącego się przed kościołem ogniska ksiądz zapala paschał, który następnie wnosi do kościoła. Wierni zgromadzeni w świątyni zapalają od paschału, a następnie jeden od drugiego przyniesione ze sobą gromnice bądź inne świeczki, które potem zanoszą do domu. Jeszcze w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej istniał zwyczaj wkładania do poświęconego ognia drewienek złożonych w krzyż. OpaloZdobienie jaj sitowiem, 2010 r. Fot. B. Gawlik

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Folklor ne krzyżyki zatykano później na krańcach pól w drugi dzień świąt. Wierzono, iż uchroni to pola przed klęskami żywiołowymi i zapewni urodzaj. Również kilkadziesiąt lat temu do naczynia ze święconą wodą wrzucano „węgielki” powstałe ze spalonego na stosie drewna. Dlaczego to czyniono – nikt już dzisiaj nie potrafi wyjaśnić. Sobotnie święcenie wody ma miejsce w kościele, przed ołtarzem. W czasie mszy następuje także odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych i kapłan święconą wodą kropi zgromadzonych w kościele ludzi. Święconą wodę wierni natomiast zabierają w buteleczkach do domu. Niegdyś taką wodą kropiono bydło przed pierwszym wypasem, zboże przed siewem i ziemniaki przed sadzeniem. Święta Wielkanocne Dzień Zmartwychwstania Pańskiego rozpoczyna msza rezurekcyjna odprawiana wcześnie rano – najczęściej o godzinie 6. Na mszę tę uczęszcza wielu wiernych, inni wybierają inne msze najczęściej poranne, po których dopiero zasiadają do wielkanocnego śniadania. Tradycyjnie śniadanie wielkanocne, spożywane w gronie rodzinnym, rozpoczyna podzielenie się poświęconym jajkiem i innymi pokarmami ze święconki. Następnie spożywa się inne specjalnie przygotowane potrawy: pasztety, pieczone mięsa, kiełbasy, szynki, ćwikłę, sałatki oraz jajka w dużej ilości. Dziś w niektórych domach w wielkanocną niedzielę podaje się żurek z kiełbasą i jajkiem, co może mieć związek z inną wielkanocną zupą gotowaną z serwatki z grudkami sera, kawałeczków szynki i kiełbasy w latach 80. XIX wieku w okolicach Sławkowa. Dawniej w Niedzielę Wielkanocną nie należało ścielić łóżek, zamiatać podłogi, myć naczyń, rozpalać ognia pod kuchnią, gotować obiadu oraz wykonywać czynności w gospodarstwie, które nie były konieczne. Niegdyś także nie odwiedzano się nawzajem twierdząc, że od tego mogą powstać wrzody zwane bolączkami. Dziś także jest to dzień spędzany w gronie najbliższej rodziny, z tym, że nie przestrzega się pozostałych zakazów związanych z pracą w domu, wprawdzie nikt tego dnia nie myje podłogi, ale w wielu domach gotuje się świąteczny obiad i jak co dzień ścieli łóżka.

Baranki z masła. Fot. B. Gawlik

Do minionych zwyczajów wielkanocnych wspomnianych przez M. Kantora-Mirskiego należało chodzenie po domach przez biedne dzieci (zwane żaczkami), które otrzymywały drobne datki za deklamacje wierszyków o podobnej do tego treści: Ja mały żaczek, Jako robaczek, Rączkę podnoszę Włóczebnego proszę. Słońce w koronie, Niezmierne wesele, Zmartwychwstał Jezus W przenajświętszym ciele(...) Nie proszę o kozę, Bo jej w torbę nie włożę, Nie proszę o ciele, Bo to dla mnie za wiele, Tylko o kiełbasę, Co się nią opaszę, O jajko malowane I kołacze smarowane. W Żarkach, Mrzygłodzie, Kromołowie, Olkuszu, Sławkowie, a także w Koziegłowach w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy obchodzono domy z gaikiem – zieloną gałązką ustrojoną w paseczki z kolorowego papieru. Istniał także zwyczaj chodzenia z traczykiem, czyli pomalowanym na zielono wózkiem pełnym gałązek bukszpanu z umieszczonym w środku barankiem.

Drugi dzień Świąt Wielkanocnych dawniej nazywany był w Zagłębiu Dąbrowskim mokrym poniedziałkiem, śmigusem lub rzadziej dyngusem, a dziś dzień ten określany jest jako lany poniedziałek lub śmigus-dyngus. Po dzień dzisiejszy świąteczny poniedziałek związany jest ze zwyczajem oblewania wodą. Chłopcy używając kiedyś wiader, konewek, garnków i drewnianych sikawek, a dziś butelek, misek i plastikowych śmigustówek oblewają wodą napotkane dziewczęta. Nierzadko zdarzało się, że dziewczyna wrzucana była do pobliskiej wody: rzeczki lub stawu. Jednak żadna z „pokrzywdzonych” nie obrażała się, gdyż zmoczone ubranie świadczyło o powodzeniu dziewczyny, było wyrazem przyjaźni chłopców i powodem zazdrości innych dziewczyn. Obecnie wzajemne oblewanie się wodą praktykują dzieci i młodzież, natomiast mężczyźni skrapiają kobiety perfumami lub jedynie symbolicznie odrobiną wody. Czas Wielkanocy to także „prognoza” pogody, której pomyślność dla zbiorów przepowiadały przysłowia: Jak na Wielkanoc pada, to trzeci kłos w polu przepada; Jaka w dzień Zmartwychwstania pogoda, tyle chłodu i deszczu czerwiec poda; Pogodny dzień wielkanocny, grochowi wielce pomocny oraz czas zabiegów magicznych przy użyciu poświęconych skorup jaj i innych czynności niezwykłych, w których tak, jak w oblewaniu wodą, brzmią jeszcze echa dawnych świąt agrarnych.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

7


Reportaż

Wyprawa do wód: pociągiem do Spa Katarzyna Wywiał

Co robić w Spa? Fot. aut.

Przyjaciółka z Polski chciała poznać Belgię od środka. Po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam, że powinna zobaczyć Spa, miasto, które użyczyło swej nazwy tysiącom albo i milionom gabinetów piękności, salonów odnowy biologicznej czy uzdrowisk na całym świecie – ze szczególnym uwzględnieniem Polski. – Czy wiesz, że widziałam ogłoszenie „spa dla twoich paznokci”? – spytałam Zofię. – To nic – odrzekła z udawaną powagą – w Sosnowcu widziałam reklamę o treści „spa dla twojego samochodu”. Nie ma chyba zakątka na świecie, gdzie słowo „Spa” byłoby niezrozumiałe. Rzecz w tym, że mało kto wie, że jest pochodzenia belgijskiego, choć przecież znacznie starsze od samej Belgii. Oczywiście wodolecznictwo nie narodziło się w XVII-wiecznej Walonii (a wtedy właśnie Spa przeżywało rozkwit), tym niemniej zwięzła, jednosylabowa nazwa miasta w Ardenach okazała się idealnie określać wszelkie atrakcje, jakich może oczekiwać ten, kto przyjeżdża do wód. Z Brukseli do Spa można dojechać z przesiadką w Verviers; weekendowy bilet jest znacznie tańszy niż w dzień powszedni. Pociąg Intercity wiezie nas bez wstrząsów przez senną, zgniłozieloną o tej porze roku Belgię. Za Liège zaczynają się pagórki – zbliżamy się do Ardenów. Szare zimą Verviers było kiedyś ważnym

8

ośrodkiem włókienniczym. Z braku czasu poprzestajemy na obejrzeniu pięknej hali dworca z tablicą upamiętniającą ofiary I wojny światowej. Wkrótce pociąg osobowy zabiera nas do Spa. Po niespełna półgodzinnej podróży wysiadamy na podrzędnej stacyjce, która wcale nie robi wrażenia wrót do słynnego kurortu. Do centrum jest około kilometra; ze

względu na to, że towarzyszy nam niespełna 5-latek, decydujemy się na autobus. W centrum ślady dawnej świetności widoczne są na pierwszy rzut oka: potężne, choć poszarzałe gmachy najstarszego w świecie kasyna oraz łaźni. Po lewej od nich, za centrum informacji turystycznej, wznosi się stok, na który wjeżdża przeszklona kolejka przypominająca windę. Właśnie ona zabierze nas do Thermes de Spa. Przedtem kupujemy bilet powrotny po 2 euro za osobę i kasując go, przechodzimy przez bramki niczym w metrze. Jazda kolejką, choć trwa krótką chwilę, robi mocne wrażenie, ponieważ kąt nachylenia stoku to jakieś 80 stopni (gdy jedzie się w dół, nasuwają się skojarzenia ze skocznią narciarską). Na górze termy okazują się być dużo bardziej kameralne niż sobie wyobrażałam; jest jednak niedzielne popołudnie i wszelkie zabiegi lecznicze i kosmetyczne zostały już zarezerwowane. Oczywiście można liczyć na czyjąś rezygnację. Można też skorzystać z basenu bądź posilić się w kafeterii, nad której wejściem wiszą portrety pary królewskiej. J. jest za mały, by móc wejść do basenu; zjeżdżamy zatem do miasta. Mimo typowo belgijskiego deszczu ze śniegiem decydujemy

Kolejka do term. Fot. aut.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Reportaż

Kasyno Spa. Fot. aut.

się na wyprawę wzdłuż głównej szosy; prowadzi nas ona do Musée de la Lessive, gdzie w skromnych wnętrzach, w kilku pokoikach po dwóch stronach korytarzyka, wystawiono eksponaty związane z praniem: roztwór mydlnicy, orzechy piorące, tarki, wyżymaczki, prototypy współczesnych pralek oraz rozmaite fatałaszki z wielu epok. Mój pięciolatek jest zachwycony, ponieważ na oko 90-letni przewodnik pozwala mu dotykać i poruszać wszelkimi maszynami piorącymi. Ostatecznie J. decyduje się zaszyć w pokoiku z zabawkami, gdzie w pralce automatycznej „pierze” ciuszki lalek i misiów, które następnie „prasuje”, a ja mam okazję spokojnie wysłuchać opowieści o żelazku przeznaczonym do prasowania koronek przy czepcu. Zwiedzające muzeum belgijskie małżeństwo w średnim wieku i para młodych Holendrów są wyraźnie zafascynowani miejscem. Mój wzrok przyciągają opakowania popularnych proszków z lat 60. i 70., a także ich reklamy; wskazywałyby na 20–30 letnie zacofanie Polski w dziedzinie prania. Ledwo wyschły nam w cieple płaszcze, więc wyjście z wnętrza muzeum na przykry deszczyk nie jest przyjemne; tym niemniej nadszedł czas, by wzmocnić nadwątlone siły. Spa nie jest typowym belgijskim miasteczkiem, które zamiera w niedzielę – turyści mogą pożywić się w restauracjach hotelowych, naleśnikarniach czy innych knajpkach. Wybieramy mały i niepozorny lokal, którego właściciel pośpiesznie rozpala piec do pieczenia pizzy. Jesteśmy jedynymi gośćmi; szybko rozgrzewamy się dobrym winem, znakomitą pizzą i spaghetti.

W tle śpiewa Charles Aznavour, a mnie przypomina się znienacka jego występ w Sopocie sprzed lat, i robi się naprawdę ciepło na sercu. J. nie może zjeść całej porcji makaronu i uprzejmy właściciel pizzerii pakuje mu go do pudełka. Czas wracać do Brukseli. Pociągi do Verviers jeżdżą jednak tylko co godzinę, i spędzamy na stacji więcej czasu, niż planowaliśmy. Poczekalnia okazuje się jednak bardzo przyzwoita, choć już sam pociąg wjeżdża o innej niż podano godzinie i zabiera nas w podróż niespodziewanie okrężną trasą. Zofia wróciła do Spa we środę na masaż podwodny, który ją zachwycił, ja – w innym już towarzystwie – po dwóch tygodniach. Tym razem (masaże i inne zabiegi ponownie były już niedostępne – weekendy należy rezerwować dużo wcześniej) zdecydowałam się wykupić trzy godziny pobytu w basenie.

W niedzielę w basenie pływa, moczy się czy wyleguje mnóstwo ludzi. Słup wody sięga 150 cm, umiejętności pływackie nie są więc niezbędne. Woda jest mocno ciepła, a wrażenia, jakich doznaje się będąc w niej zanurzoną, ale pływając w odkrytej części basenu – niezrównane. Jacuzzi, wiry i bicze wodne znakomicie rozluźniają mięśnie. W cenie jest także sauna, aromaterapia i naświetlanie grzejącymi lampami – jeśli ktoś sobie życzy. Po trzech godzinach wychodzę z wody zrelaksowana, ze skórą noszącą ślady uderzeń wody, ale za to miękką i nieprzesuszoną, co ma znaczenie dla kogoś, kto cierpi na atopowe zapalenie skóry. Podczas mojego drugiego pobytu w Spa pizza we włoskiej knajpce była równie dobra, zaś Aznavour nie przestawał dla nas śpiewać. Tym razem do Verviers wracali z nami podchmieleni panowie sprawiający wrażenie zastępu ochotniczej straży pożarnej, którzy w pewnym momencie zaczęli wykonywać na głosy frywolne piosenki. Tego jednak – podobnie jak konduktor – nie miałyśmy im za złe, ponieważ wykonanie nie kaleczyło naszych uszu. Pociąg z Eupen do Ostendy pełen był wracających do stolicy i okolic studentów. Szmer ich wielojęzycznych rozmów sprawiał, że prędko zaczęły nam się kleić oczy, choć dopiero późnym wieczorem, w Brukseli, spadło na mnie miłe zmęczenie pobytem w termach. Wielcy i znani goście Spa sprzed wieków, car Piotr I i królowa Marysieńka, mieli rację. Zaczynam i ja doceniać zalety wodolecznictwa, bo obiecałam sobie, że z pewnością jeszcze tam wrócę. Czekają na mnie Ardeny i samo senne, sławne Spa – oryginał w morzu podróbek. Bruksela, 12 lutego 2011 r.

Centrum Spa. Fot. aut.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

9


Zagłębiowskie pory roku

Wiosna Włodzimierz Wójcik Nie odkrywam Ameryki, ale muszę to powiedzieć z formą zachwytu, szczerze: mamy cztery pory roku! Gdyby ktoś tego nie wiedział, niech sobie sięgnie po płytkę z muzyką Vivaldiego. Serce człowiekowi rośnie (Kochanowski powiedziałby: „roście”), kiedy słucha cudownych melodii Antonia Vivaldiego z cyklu Cztery pory roku. Najpiękniej brzmią tony Wiosny. Przynajmniej ja tak sądzę. Ktoś inny ma prawo zachwycać się inną częścią cyklu. Nie do wiary. Ten cudowny włoski kompozytor i skrzypek z Wenecji w 2008 roku – gdyby żył – miałby przeszło 300 lat. Nie jest to możliwe, ale to już jest całkowicie pewne, że jego dzieła służą ludziom ponad trzy stulecia. Będą chyba żyły wiecznie. Zapewne tak długo, jak długo człowiek będzie miał serce, słuch, oczy, mowę. Cztery pory roku – to rzecz pewna. Tak orzekają astronomowie. Specjaliści od kalendarza. Ja jako literaturoznawca czuję pewien niedosyt. Dołożyłbym – za sprawą wielkiego dzieła Stefana Żeromskiego – taką miniporę pod nazwą „przedwiośnie”, a za sprawą moich przyjaciół Ślązaków (profesor Florian Śmieja) – „podzim”. Jest to taka – trochę kapryśna, niesforna końcówka jesieni. Tak na co dzień w Polsce żyjemy w rytmie reymontowskim. Nasz Noblista Reymont w Chłopach sugestywnie słowem pisanym zachęca nas do wtopienia się w polski czarowny pejzaż wiejski niezależnie od pogody, czy pór roku. Przecież wszystkie one mają swoje uroki, smaki, barwy, a także zapachy. Więcej owego piękna – jak to bywa – pojawia się w poezji. Pisali o tym pięknie między innymi: Maria Konopnicka, Kazimierz Wierzyński, Władysław Broniewski, Julian Tuwim, Jan Brzechwa, Konstanty Ildefons Gałczyński, Wanda Chotomska, Hanna Ożogowska. Wzruszająco o wiośnie grają i śpiewają „Skaldowie”: „Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr / Wiosna! Znów nam ubyło lat…”. Ostatnio mnie uwiódł wiersz mojego przyjaciela, Adasia Ziemianina pod tytułem Twój portret Wiosenny:

By zbiegły się wszystkie fiołki Nad zbudzoną z zimy rzeką Chciałbym by twe włosy Były jak warkocze leszczynowe A usta twe szalone W kolorze pierwszych poziomek Chciałbym by twe oczy W majową mgłę były oprawione Żebyś cała się śmiała Jak wiosenny dzwonek Chciałbym – lecz słów brakuje I wszyscy się plączą Chciałbym – lecz nie zdążyłem Dzień znów schodzi się z nocą Słowa tego pięknego liryku skierowane są do kobiety czy też dziewczyny określonej zaimkami osobowymi „Twój”, „Cię”, „twe”. Zwykle adresatką ich może się czuć każda czytelniczka wiersza. W tym jednak przypadku adresatka – tak twierdzę – jest ukonkretniona. To po prostu Marysia, polonistka, dziennikarka, pisarka, Krakowianka Roku 2002; moja koleżanka z Gorzenia Górnego, wnuczka Emila Zegadłowicza, córka Halszki. W 1975 w Gorzeniu zjawił się poeta Adam Ziemianin, człowiek mający w swoim dorobku utwory niezwykłej wartości i oryginalności. Urodzony w malowniczej Muszynie, był flisakiem na

Popradzie. Po ukończeniu Studium Nauczycielskiego pracował w szkole. Przeniósł się do Krakowa. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracował z prasą krakowską. Jako poeta związał się z „Wolną Grupą Bukowina”. Jego wizyta w Gorzeniu miała cudowne skutki. W roku następnym Marysia i Adam pobrali się. Doczekali się dzieci: Halszki i Kacpra. Dodać trzeba, że mama Marysi miała na imię Halszka. Niektórzy nazywali ją Halżką. Mieszkając w Krakowie wiele czasu spędzali w letnim domku postawionym na zegadłowiczowskiej posesji. Co pewien czas razem oddawaliśmy do użytku kolejne sale w pałacu-muzeum Emila Zegadłowicza. Zaprzyjaźniony od dziesięcioleci z rodziną Zegadłowiczów – zwłaszcza z Adamem i Atessą – byłem przewodniczącym Rady Naukowej Fundacji „Czartak” do momentu śmierci Adasia. Pamiętam owe dawne wiosny i jesienie. Spędzałem w Gorzeniu całe dni i tygodnie wędrując z Adamem po Grodzisku i parku. Podczas wielogodzinnych rozmów prowadzonych nad brzegami Skawy, przekonałem się o wielkiej miłości, jaką darzył te rodzinne ziemie i dzieło swego dziadka. Pilnowanie ognia „watry”, pieczenie w kociołku ziemniaków, pielęgnowanie złocistych rudbekii, dbanie o właściwy stan kopczyków z mrowiskami znajdującymi się w parku pod czerwonymi bukami, nieustające dyskusje literackie, śpiew

Rok 2006. Autor artykułu na wiosennym spacerze z bratem Cezarym. Fot. arch. aut.

Chciałbym Cię narysować Wiosny delikatną kreską

10

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Zagłębiowskie pory roku harcerskich piosenek. To wszystko było naszym zajęciem, żywiołem, radością. Organizowaliśmy spotkania literackie dla młodzieży szkół średnich oraz „Wieczory Gorzeńskie” dla miejscowych miłośników twórczości wybitnego poety, dramaturga i powieściopisarza. Raz odbyła się sesja naukowo-popularna zorganizowana przez pracowników mojego Zakładu Literatury Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego. Sesja poświęcona była twórczości Emila Zegadłowicza, „Czartakowi” i jego pisarzom. Owocem tej pracy były liczne rozprawy magisterskie, które przekazałem do biblioteki Muzeum Zegadłowicza. Jednak po dniach euforii przyszły dni bolesne. 6 lipca 1998 roku zmarł ostatni artysta z przedwojennej grupy „Czartak”, zasłużony dla Gorzenia malarz, Franciszek Suknarowski. Kilka miesięcy potem odszedł Adam Zegadłowicz, syn Atessy, brat Ewy Wegenke, brat cioteczny Marysi Ziemianin. Nieoczekiwanie zmarła w 2005 roku – jakże przedwcześnie – Marysia. Powstała dojmująca pustka. Myślę o tym i szukam ukojenia w przytoczonym wierszu Adama Ziemianina. Może przyjdzie z tej poezji pocieszenie? Może takie pocieszenie znajdzie się w mądrościach ludowych? Ludowi mędrcy i mądrale, sędziwe babcie na poczekaniu wydobywają z pamięci stare, pouczające porzekadła, idące z dawnej tradycji. Widać tam los człowieka, który wie, że po cierpieniach, klęskach, niepogodach, przyjdzie jakaś ulga. Dodają sobie otuchy: „I wiosna by tak nie smakowała, gdyby przedtem zimy nie było”; „Jaskółka i pszczółka lata, znakiem to wiosny dla świata”; „A jak wiosna liście splata, puszczaj zimę, czekaj lata”; „Gdy przyjdzie wiosna hoża, pójdzie zima do morza”; „Wiosna piękna kwiatkami, a jesień snopkami”; „Skowronka pieśń, to o wiośnie wieść”. A ja wymyśliłem przysłowie, które jest taką praktyczną poradą: „Gdy się ma ku wiośnie, nie siedź babo przy krośnie”. Zresztą jak w 2009 roku wiosną siedzieć przy krośnie, kiedy panują upały, ziemia wysycha, zboże traci kłosy. Sam wieczorami z bólem serca wydzielam moim kwiatkom trochę wody z kranu i znów myślami wracam do Gorzenia, do pełnego pamiątek mieszkania Atessy RudelZegadłowicz. Tam przed laty nagrywałem na taśmy magnetofonowe wspomnienia licznie zebranych domowników i przyjaciół. Panował klimat refleksji i zadumy. Nagle metalowy parapet zaczął dźwięczeć. To powoli, powoli, wreszcie coraz szybciej, silniej i głośniej. W ten czas nie tylko utrwaliłem na taśmie cie-

kawy materiał dokumentacyjny, ale muzykę majowego deszczu. Te cenne rzeczy nie są zamknięte w moim archiwum. Udostępniam je słuchaczom w czasie prowadzonych przeze mnie wykładów o Zegadłowiczu, Gorzeniu, „Czartaku”. W dawno minionym dzieciństwie też lubiłem „słuchać natury”. Nie było wówczas magnetofonów, aby utrwalić szum wiatru, odgłosy burzy wiosennej, śpiewu porannych ptaków. Szczególnie fascynowała mnie wilga – czyniąca wiosnę. Nic dziwnego, że nagminnie czytywałem skromny druczek, który leżał na domowej etażerce od niepamiętnych czasów. Myślę o Wildze (1924) Stefana Żeromskiego, który w mojej rodzinie uważany był „pisarzem domowym”. Swojakiem. Autor rodem spod Łysicy w Górach Świętokrzyskich tak pisał cudowną prozą poetycką. Warto ją smakować, czytając wielekroć na głos w całości, bądź we fragmentach. „Wstałem, po rannym posilnym dospaniu wcześniej, niż wszyscy domowi. Jeszcze drzewa sosnowe i brzozowe, akacje i dęby przesycone były obfitą nocną rosą, a słońce dopiero powstawało kędyś daleko w lasach niemych i polnych pustkowiach. Odziewałem się cicho, żeby nikogo nie przebudzić. Chodziłem na palcach, aby snać pode mną nie skrzypnęła źle dopasowana deska podłogi. Miałem w sobie radość cielesną po sennym spoczynku, która nie często człowieka nawiedza. Patrzyłem z upojeniem przez okno rozwarte w zgmatwaną pustkę ogrodu i widziałem na jawie nieistniejący jego uśmiech, którym się dla mnie miłosiernie na tę jedną chwilę przyodział. Przez szczelinę uchylonych drzwi do sąsiedniego pokoju przypatrywałem się twardemu snowi jedenastoletniej osoby, której uśpienia nie chciałem za żadną cenę przerywać. Cieszyłem się, że było jeszcze tak cicho, tak niemo, że nikt nie zakłóca i nic nie przerywa porannego milczenia. Wiedziałem przecie aż nadto dobrze, że za płotem ogrodu i za furtką zamkniętą stoją w ciszy i czekają cierpliwie towarzysze i przyjaciele jedenastoletniej osoby, – psy tutejsze, domowe i sąsiedzkie, osiadli strażnicy dobra ludzkiego i bezdomne włóczęgi uliczne, wielkie Asy i do cieląt podobne Medory, – wysmukłe, podpalane i zblazowane stare kawalery, na wzór Puka, – i wiecznie zgłodniałe suczki bez imienia, kopane raz wraz ciężkimi butami dwunogich stróżów, naszczekujące płaczliwie, żałośliwie i bez powodu po nocach, po prostu na wspomnienie stałej swej poniewierki, – pudle o jedwabistych grzywkach i lokach, a wyczesanych kudełkach, w zbyt-

ku i sutej łasce wielkopańskiej zatracające zdolność biegania i umiejętność szczekania, – oraz tchórzliwe, przebiegłe ,obrosłe gnojem i błotem zeschniętym polne brodiagi, czatujące na brudne kości śmietnika. Mknęły tam kędyś po śliskich od rosy gałęziach siostrzyczki-wiewiórki, sunęły po trawach króliki. Czaiły się czarne i łaciate koty, – Myzie i Kizie, – prześlizgiwały się niepostrzeżenie jaszczurki i podskakiwały w wilgotnej koniczynie żaby zielone. Wiedziałem, że ów niejasny, oddalony szmer, rozkosz sprawiający zmysłowi słyszenia, to odgłos pracujących dzięciołów i dłutew, to rozmowy poranne przelotnych dzikich gołębi, to gędźba chóralna trznadlów, sikorek, makolągw, wróbli i jaskółek. Ożył bowiem już dawno i pracował solidnie na utrzymanie swoje i bezsilnych potomków cały umiłowany świat jedenastoletniej wygodnisi. Każdy pies, dojrzany za dnia na drodze, czy na cudzym podwórzu, był to już z samej natury rzeczy jej wierny przyjaciel i stokroć pożądany towarzysz. Nic to nie znaczyło, iż taki syn wył przy budzie, albo bez powodu i sensu szczekał zrozpaczonym głosem, zatruwając temu lub owemu z «dużych» noc całą i w mękę ją przemieniając. Każdy najdzikszy i najbardziej złowrogi brytan, kundys, czy wyżeł merdał ogonem na widok beztrwożnej panny, która obces biegła na jego spotkanie, – wnet, według rozkazu, warował i chodził posłusznie, dokąd mu rozkazano, niczym za panią swą przyrodzoną, słuchał zleceń i skinień, z pokorą otrzymywał ostre łajania, – ba! – drżał całym włochatym, bestialskim cielskiem wobec machnięcia nad jego nosem cienkim brzozowym patyczkiem. Niemało z tej psiej zbieraniny i nocami chadzającej bandy wałęsało się zawsze dookoła domu, a nie śmiejąc wejść na podwórze w obawie stróżowskiej pały, czekało cierpliwie za ogrodzeniem, czy nie zabrzmi głos przyjazny i czy nie ukaże, się radosna postać protektorki i szafarki łask wszelakich. Lecz spała oto twardym snem przyjaciółka i specjalna protektorka powsinogów, włóczykijów, ptaków, gadziny i płazów. Któż zgadnie, co w snach swoich widziała? Czyli świat ten tutejszy, znany jej, własny i właściwy w swym pięknie i w swej brzydocie, w cnotach chwalebnych i w grzechach obmierzłych, które dorośli karzą srogim kopaniem, biciem i przeklinaniem na odległość, – czy jaki świat inny, który już nie ukazuje się dorosłym, zepsutym przez nadmierną moc zakazów, zgryzionym przez ostre siekacze i twarde kielce żywota? Dorośli wszystko po-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

11


Zagłębiowskie pory roku trafią wyśledzić przebiegłym wzrokiem rozumu, podnieconym od kropelek okrutnych wypitej cykuty, – wszędzie dotrzeć zdołają myślami, posuwając się krok za krokiem za ogieniaszkiem logicznego wywodu, – mogą nawet wymędrkować, widną, jak na dłoni, duszę swą własną, istniejącą poza ciałem, bytującą na zewnątrz mózgu cielesnego, – lecz nie znają już i nie miewają nielogicznych snów jedenastoletniego panieństwa, wobec którego ptaki o niedolach i radościach swych zrozumiale śpiewają, bezdomne i wygłodniałe psy zanoszą skomleniem skargi istotne, jako przed jedynym swym sprawiedliwym urzędem, – róże otwierają łona pełne woni i dają uczuć najpierwszy ranny zapach nozdrzom przyjacielskim, ażeby im jednym wyjawić w pełni, na miarę nieskażoną, szczęście bytu, zamknięte w zapachu i w barwie; – a bratki ku ich łzom pochylają za wiatrem głowy żałobą pisane, wiecznie wspominając przedwcześnie umarłych. Patrzyłem w półciemny, pół-różany mokry ogród. Ileż to tam nowości tej nocy nastało! W półmroku klombu lśni olbrzymia łodyga naparstnicy, która, – niewinna tak i nadobna, – umie nadto uśmierzyć straszliwe serca męczarnie. Piękny kwiecie, władco i rozkazodawco w najtajniejszych mrokach istnienia, we wnętrznościach komór serca rozhukanych, z nocy ciemnej przychodzący – witaj, zawitaj, zawitaj w ciszy tego poranka! O tej chwili nieporównanej jesteś tylko pięknością. Ktoś cię tu powołany ujrzy za małą chwilę, zachwyci się i uweseli barwą twoich kielichów w sposób godny i należny twojej rzetelnej piękności. Moje oczy już nie są godne twej krasy. Ja się ciebie głucho lękam, o piękna, wielobarwna łodygo! Ja się uniżam z najgłębszą pokorą przed tobą, gdyż widzę, jako się w proch obrócisz i szarym staniesz popiołem, niezmierną rozporządzającym potęgą. Ktoś tu wkrótce cichymi stopami do klombu przybiegnie i na trawach zmoczonych, na ziemi czarnej od rosy spostrzeże ślad stopy zbrodniczej, co się pod osłoną mroku nocy skradała do nierozwiniętego pąka róży, który się jeszcze lęka świtu, tuli bezsilnie sam w sobie i ochrony szuka wśród kolców. Ktoś tu wnet groźne poweźmie podejrzenie, strasznego nabierze przeświadczenia i złowrogie rzuci oskarżenie: – to Marta! Oto tam dalej dwa włoskie orzechy, jeden wspaniale rozrosły, bujnymi liśćmi okryty, – drugi schorzały, niewesoły, więdnący, auzoński cudzoziemiec wśród mazowieckich

12

dębczaków i sosen. Ktoś go tu wnet będzie na tym wygnaniu pocieszał, piosenkę mu śpiewał, piosenkę mu śpiewał mniej skądinąd znaną: – Piękna Helena z liściem szerokim Nad modrym gajem rosła potokiem, pień jego obejmował ramionami i tulił różowe policzki do jego kory oziębłej. Ktoś tu wnet cały obszar przebiegnie chyżemi stopami, aby wszechobejmującym spojrzeniem zrachować, ile się w nocy narodziło nowych koniczyn, aby zbadać, czy wszystkie zawiązki owoców wiszą na miejscach swoich, czy nie złamana gdzie kwietna łodyga i czy kto zbrodniczymi stopami nowych traw nie podeptał. Cisza powszechna czeka na nadejście dozorczyni. Lecz oto przerywa to pospólne milczenie bezczelny śpiew wilgi. Posypały się ciężkie krople rosy na okrągłe głowy koniczyn, na smółki wysmukłe i przyziemny barwinek, gdy z łopotem skrzydeł w koronę sosny zapadła. Tuż przy oknie, rozwartym w ciągu nocy na oścież, przewija się żółtym połyskiem złotnia złotolita, melodyjna boguwola, sepleniąca i figlująca swym poświstnym gędzioleniem zofia, przelewająca we fletnię niewidzialną trele faliste filuterna kraska, wołająca raz wraz kogoś z tamtego świata snu twardego do tego świata porannych cudów życia. W śliskich, polotnych, tam i na wspak przeplatających się śpiewu przegubach, zakończonych śmiesznym pół-zgrzytem, zawarte było swoiste wołanie, przebudzanie, przyzywanie. Zamknięte są wciąż jeszcze oczy śpiochy, lecz uszy jej chłoną śpiew zofijny, wiwilgną kantylenę i dziwaczne pieśni zamknięcie. Coś tam mają do siebie, coś do siebie wiedzą te dwie z dwu życia okolic i z dwu otchłani istnienia. Tamta śpiewa, a ta nawet we śnie mocnym do miłego śmieje się śpiewu. Lecz, widać, świat snu głębokiego piękniejszy jest, niźli ten, który wiwilga zachwala. Któryż, śpiocho, wybierzesz? Któryż cię bardziej czaruje? Ja, co już znam nie najgorzej ten zewnętrzny, – co w kielichach kwiatów poszukuję prochu szarego, a świata snów wyzbyłem się prawie, – wolę, żebyś jak najdłużej w świecie snów przebywała. Cóż zaś mogę uczynić dla przedłużenia, rozszerzenia sennego królestwa twego, – o najdroższa! – ja, natrętny świadek, widz strudzony, przychodzień z dalekich antypodów, gdzie panuje ponury i głuchy smutek, do czarującego dwuświecia czarów? Mogę oto tylko chwycić kamień i cisnąć go w koronę sosny, rosą nasiąkniętą, ażeby spłoszyć

śpiewną wiwilgę i przetrącić nić cienką między zachwycającym śpiewem życia i twardym, głębokim, pięknem snu mocarstwem...” Powiadam, że takie teksty należy systematycznie czytać. Dlaczego? Oto odpowiedź. Na początku dwudziestego pierwszego stulecia zwykle żyjemy w gąszczu, irytującym natłoku wyrazów, a więc rzeczowników, czasowników, przymiotników, takich, jak: procedura, priorytet, przetarg, afera, korupcja w prokuraturze, policji i sądownictwie, eksmisja rodzin z dziećmi na bruk, rewaloryzacja, lista dłużników, oprocentowanie, stopy procentowe, pedofilia, nepotyzm, gry hazardowe, narkomania, prywatyzacja, podatek Belki, koszty przesyłów energii elektrycznej, molestowanie, „wyprowadzanie” milionów złotych z banków. Tego rodzaju rejestr leksykalny – wielekroć budzący grozę – idzie w nieskończoność. Męczy on nas przez cały rok, niczym ostry gwóźdź w przemoczonym bucie zimową porą. Nic dziwnego, że na przełomie lutego, marca i kwietnia lubię – wbrew wszystkiemu, na siłę – przywoływać w myślach słownictwo z całkiem innego pola semantycznego. Jest to moja „domowa” psychoterapia. W tym czasie szczególnie mnie pociągają trzy zespoły obrazów. Są to: pąki kaczeńców i główki krokusów; symboliczne pisanki, zwane niekiedy kraszankami; wspomniane wilgi, czyli „wiwilgi”, wreszcie bociany, zlatujące się na Józefa, zwykle identyfikowanego przeze mnie z Brygadierem, Komendantem, Marszałkiem, wreszcie – Dziadkiem. To przecież ten przybysz z Zułowa, i z krakowskich Oleandrów, w prostej szarej maciejówce, w 1919 roku po raz pierwszy w wolnej Polsce obchodził swe wiosenne imieniny. Nic dziwnego, że 19 marca mojemu pokoleniu już na zawsze kojarzy się z Niepodległością, zielenią krzewów oleandrowych i barwą wielorakich ziół. Na przywołanych symbolicznie kwiatach rzecz się nie kończy. Prócz nich wiosnę z sobą niosą: przebiśniegi, sasanki, przylaszczki, białe gajowe zawilce. Nad nimi Chopinowskie wierzby zaczynają kusić biało-żółtymi kotkami. Wszystko to nosi się do kościoła w Niedzielę Palmową, na siedem dni przed Wielkanocą, przed powstaniem Chrystusa z grobu. Starożytni wierzyli, że wszystko budzi się do życia za sprawą bogini kiełkującego ziarna, Persefony (Kory), wracającej z Hadesu. Radość zwiastują w różnych fazach wiosny ptaki: szpak, szczygieł, kraska, żółto-czarna wilga, kos, jaskółka dymówka, jaskółka brzegów-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Zagłębiowskie pory roku ka, gil, jemioł, jerzyk, sójka, kukułka, słowik szary, puszczyk, sowa uszata; przede wszystkim bocian biały. Szczególnym elementem świata flory jest barwinek i źdźbła żyta. Nadają one cudownej barwy jajkom wypełniającym, wespół z barankiem, koszyk „święconego” w wielką sobotę. Ów baranek z ciasta, przysmak naszego dzieciństwa, był i pozostaje symbolem ofiary, Męki Pańskiej, a przyozdobiony czerwoną chorągiewką na wysokim drzewcu, oznacza Zmartwychwstanie. Zmartwychpowstawanie przyrody, Zmartwychwstanie Chrystusa doskonale zespala się w naszej narodowej wyobraźni i pamięci z Irredentą. Na imieniny Józefa - jak już wyżej zaznaczyłem – zwykle na ojczystym niebie pojawiają się bociany. Sprawę tę szczególnie traktuję, iż widzę podobieństwo ich losów do losów naszych rodaków na przestrzeni historii. Pielgrzymują tysiące kilometrów z północnej Afryki, by osiąść i zbudować gniazda „na polskim ugorze”, jak to określił Juliusz Słowacki. Takim pielgrzymem był Jozef Piłsudski, dawny zesłaniec na Sybir, pogromca bolszewików, pełen charyzmy, legendarny bohater narodowy. Jego portret, jeszcze z czasów przedwojennych, wisi w mojej łagiskiej „hacjendzie”, którą obecnie moi przyjaciele coraz częściej nazywają „zagłębiowską zagrodą”. Niech i tak będzie… Rzeczywiście jest to zagroda formowana przez ponad sto dwadzieścia lat. Pamiętam, że właśnie na Józefa wystawiana była z okna jednopiętrowego domu z czerwonej cegły narodowa flaga ku czci Dziadka. W zabudowaniach weselało. Słychać było konie, ryczące krowy, pianie koguta. Dzisiaj gospodarstwa się już nie prowadzi, ale wiosenne ptactwo ma tu swoje siedziska. Z okienek chlewika i obszernej stodoły raz po raz wybiegają wiewiórki, czasem pojawia się kuna. Wiewiórki – czarne i brązowe – mają na zimę swoje, nasze, domowe orzechy: włoskie i laskowe. Kilka razy w miesiącu przesiaduję tutaj, zwłaszcza w tradycyjnej zagłębiowskiej kuchni, w której pali się „pod blachą” i przywołuję w myślach gromady moich bliskich, już nie żyjących, którzy w szczególnym ciepłym nastroju święcili palmy, a w Wielką Sobotę nieśli gromadnie do kościoła wiklinowe koszyczki. Wiele przyjemniej jest opowiadać wnuczce o minionym, niż wsadzać nos w telewizyjny ekran, na którym pojawiają się zacietrzewione, nienawistne twarze. Albo też

Kwiecień 2007 roku. Wiosenna akcja sadzenia drzewek w pobliżu Miejskiej Biblioteki Publicznej w Będzinie. Fot. arch. aut.

można iść w lekturę poezji. Oto na przykład odpowiedni wiersz Wielkanoc Jana Lechonia, wybitnego znawcy polskiego pejzażu kulturowego, i pejzażu polskiej duszy:

daleki od awangardowych aspiracji, pozostajemy pod wrażeniem urody ojczystego słowa, komunikatywności zdania. Bije z niego paschalne dostojeństwo, przeświadczenie, że autentyczne odczuwanie istoty cierpieDroga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki, nia i ofiary znajduje się w sercach pod łoNa której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze. wicką, a więc ludową „zapaską”. „Chłopka”, Pośród wierzb po kamieniach wąska struga „nie widziała, a uwierzyła”. Inaczej, niż To ciecze, masz-Apostoł, który musiał dotknąć przeA pod niebem wysoko śpiewają skowronki. bitego boku Zbawiciela, aby go rozpoznać. Przychodzi w tym miejscu na pamięć RoWśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy, mantyczność Mickiewicza i jego uwaga na Droga, którą co święto szli ludzie ze śpiewką, temat „martwych prawd, nieznanych dla Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy ludu”. Lechoń zdaje się sugerować, że prawZ wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką. dy żywe, wiara w zmartwychpowstawanie ciągle jeszcze ma miejsce pośród wierzb saNaprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste, dzonych „wśród zielonej łąki:… Pośród luŁowicka jej spódniczka i piękna zapaska. dzi autentycznych, nie wtłoczonych w gorPoznała Zbawiciela z świętego obrazka, set konwenansu. Upadła na kolana i krzyknęła: „Chryste!”. Pisząc o naszej wiośnie 2011 roku chciałem moim rodakom w Polsce i na kuli ziemBije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą, skiej, na obczyźnie pokazywać wierzbowe baA Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem zie, kielichy krokusów, które kwitną przed I rzeknie: „Powiedz ludziom, niech więcej nie mym domem w Sosnowcu, wdzięczne sza płaczą, firki, kwitnące grusze. Boleję nad tym, że Dwa dni leżałem w grobie. I dziś spod tych czarownych kolorów raz po raz zmartwychwstałem.” wychodzi ostra czerń tragedii przeżywanej przez naród japoński, przez ludy Północnej Czytając w przedświątecznych tygodniach Afryki chcące zmierzać ku demokracji. Nie i dniach ten wiersz, utrzymany w skaman- tyle ważne jest tu współczucie, ile współoddryckiej poetyce i stylistyce, wiersz-obrazek, czuwanie: EMPATIA.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

13


Fot. arch. aut.

Historia

Lotnik z Borów Zbigniew Adamczyk Słońce prażyło niemiłosiernie, choć to już wrzesień i dzieci powinny pójść do szkoły. Nie poszły. Uciekały wraz z rodzicami, a częściej z matkami i rodzeństwem, bo ojca powołano do wojska. Nadchodzili Niemcy, pustoszyli kraj, zabijali kogo popadło. Nadjeżdżali na motorach, samochodami wojskowymi, czołgami. Wojsko polskie walczyło zaciekle, choć sił nie starczało na równorzędną walkę, z nadzieją, że za dzień, dwa ruszą sprzymierzeńcy na pomoc. Przecież już i Anglia, i Francja wypowiedziały wojnę. Bazujący na lotnisku w Kucinach koło Aleksandrowa Łódzkiego, III Pluton 212. Eskadry Bombowej, pod dowództwem porucznika obserwatora Kazimierza Żukowskiego, 4 września 1939 otrzymał zadanie bombardowania niemieckich kolumn zmotoryzowanych w rejonie Wielunia. Wystartowały trzy Łosie. Znakomite bombowce, jedne z najnowocześniejszych samolotów wojskowych, skonstruowane przez inż. Jerzego Dąbrowskiego. Jedyne, które potrafiły w 1939 roku udźwignąć ładunek większy niż ciężar własny. Każdy pilotowała czteroosobowa załoga: pilot, dowódca-obserwator, strzelec dolny – radiotelegrafista i tylny strzelec. Stanowisko obserwatora znajdowało się w przeszklonym nosie samolotu, wyposażonym w karabin maszynowy strzelający do przodu. Radiotelegrafista siedział wewnątrz kadłuba, za komorą bombową, a do jego obowiązków należała także obsługa tylno-dolnego karabinu maszynowego.

14

Doskonale zdawali sobie sprawę, że lekkie Łosie, budowane były z myślą o zapewnieniu jak największej ładowności, niestety kosztem bezpieczeństwa lotników. Jednak żaden nie myślał o sobie. Trzeba było zapewnić bezpieczeństwo cywilów. Taki był przecież podstawowy obowiązek żołnierski. Ruszyli więc nad pancerne siły nieprzyjacielskie. Bombardowania były celne i skuteczne. Jednak to dzielnym pilotom nie wystarczyło. Agresorów było wciąż wielu, ciągle więc zagrażali bezradnej ludności. Samoloty po bombardowaniu, lecąc na niskim pułapie, atakowały niemieckie kolumny pancerne z broni pokładowej. Było to działanie brawurowe, nierozważne i nieopłacalne – samoloty tak atakując, doznawały dużych uszkodzeń od intensywnego ognia obrony i wymagały później dużych napraw. Takich wyczynów zabraniał również regulamin. Jednak niezwykła sytuacja wymagała niezwykłych działań. Po wykonaniu zadania pierwszy klucz powrócił na lotnisko bez strat. Załoga kpt. obs. Jana Balińskiego po uzupełnieniu paliwa i ładunku bomb wystartowała, by zniszczyć odbudowany przez Niemców most na Warcie pod Rychłocicami. Zadanie wykonano, zniszczono most wraz z przejeżdżającą przez niego kolumną samochodową. W drodze powrotnej drugi klucz 12. Eskadry, który bombardował niemieckie kolumny pancerne na trasie Radomsko – Kamieńsk, został zaatakowany przez osiem „Messerschmittów

Bf109D” z 1/ZG2 nad wsią Ślądkowice koło Pabianic. Najpierw słychać było niskie buczenie, jakby gdzieś w mocną pajęczynę zaplątał się wielki trzmiel i próbował desperacko wyrwać się z pułapki. Po chwili na niebie można było dostrzec sylwetki samolotów. To nasze – ucieszyli się przypadkowi obserwatorzy, widząc na skrzydłach bombowców charakterystyczne biało czerwone szachownice. Radość szybko zamieniła się w obawę o losy dzielnych pilotów, za których plecami pojawiła się grupa zwinnych i bezlitosnych drapieżców z czarnymi krzyżami na statecznikach. Ścigane bombowce nie miały szans w starciu z myśliwcami, bez porównania lepiej przysposobionymi do walki. Szybszymi i lepiej uzbrojonymi. Już jeden czarną krechą dymu płonącego silnika przedzielił niebo nad Dłutowem. Messerschmitt pilnował, żeby pilot w desperackiej próbie ucieczki nie uniknął swego losu. Ale kiedy zobaczył, że dwóch członków załogi katapultowało się i opadają na spadochronach, nonszalancko posłał w ich stronę serię z karabinu i nie troszcząc się o los pikującego samolotu, pospieszył na pomoc innym. Pilot utknął w kabinie, a może zobaczył zabudowania wsi i postanowił odlecieć jak najdalej, aby nie runąć na głowy niczego się nie spodziewających mieszkańców. Płomienie buchają na twarz, szyję i ręce lotnika, gorączkowo poszukującego miejsca przymusowego lądowania. Ziemia ogromnieje z każdą sekundą. Nie da

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Historia szybszy z całej wioski. Z kieszeni wyciągnął zakrzywiony kozik i zabrał się za przecinanie pasów. Pospiesz się – usłyszał Edka – za chwilę wybuchnie. Nie było na co czekać. Dobrze, żeś wreszcie dobiegł – musiał się jednak pochwalić, że wygrał bieg – trzymaj go, bo zleci na łeb i się zabije. Edek chwycił głowę bezwładnego pilota, Piotrek ciął ostrym nożem po pasach i już go mieli. Wywlekli z samolotu i dopiero wtedy się przestraszyli nie na żarty – maszyna jakby tylko na to czekała, zaczęła płonąć coraz mocniej. Tu, kryj się! – krzyknął Pietrek ciągnąc pilota do wyżłobienia, jakie wykonał spadający bombowiec. Nad głową przelatywały odłamki rozbitego, a teraz wybuchem paliwa rozniesionego wręcz samolotu. Fruwały konary sosny, która stanęła na przeszkodzie pojazdu. Pryskała ziemia i błoto. Ale byli już bezpieczni. Nadbiegali inni ludzie. Sprowadzili bryczkę i położyli na niej uratowanego pilota i dwóch innych lotników, którzy wylądowali na spadochronach w pobliżu. Skóra łuszczyła się na nich jak na brzozie – wspominał Józef Szymański, uczestnik tamtych wydarzeń. Poparzonych, połamanych, rannych odwieziono do szpitala wojskowego w Pabianicach. Stamtąd pilot Feliks Ma-

zak pod zmienionym nazwiskiem – jako Jan Żarnowski, został zabrany przez rodziców kolegi. Dzięki pomocy różnych osób, zmieniając adresy i nazwiska, zdołał uniknąć aresztowania i wywiezienia do obozu. A było to bardzo prawdopodobne, bowiem dowódca załogi zginął w Katyniu. Schronił się w Wilnie, gdzie poznał swą przyszłą żonę. W 1944 znów trzeba było się pakować i uciekać – NKWD zaczęła przetrząsać miasto w poszukiwaniu AK-owców. Ale tego feralnego dnia nad Dłutowem przelatywały jeszcze dwie inne maszyny. „Łoś 72.16” również spłonął, lecz skacząc ze spadochronem uratowali się kpr. Danielak i kpr. strz. Konstanty Gołębiowski. Załoga zestrzeliła jednego „Messerschmitta Bf109”. Ppor. pil. Feliks Mazak i ppor. obs. Kazimierz Dzik pozostali w płonącej maszynie, lądując bez podwozia na las. Poparzonych lotników z samolotu wyciągnęła straż leśna. Następnie odwieziono ich do szpitala w Pabianicach. Trzeci lecący w tyle „Łoś 72.91” podzielił los poprzedników. Z załogi uratował się tylko kpr. pil. Kazimierz Kaczmarek, który skoczył ze spadochronem, niestety, dostał się do niewoli niemieckiej. Polegli por. obs. Mieczysław Bykowski, kpr. Marian Gargol, kpr. Lucjan Zimmerman. Trzeci – ,,Łoś’ 72.43” został zaatakoFot. arch. aut.

rady, wbije się w czyjąś chałupę, a może stodołę. Zamiast chronić i bronić, stanie się stalowym klinem śmierci. Ostatkiem sił podniósł w górę dziób płonącej maszyny. I nagle jest! Niewielkie jeziorko, woda, las. Jeśli tam spadnie, nikogo nie skrzywdzi. Samolot nie słuchał już sterów, mknął ku ziemi niczym płonąca pakuła wystrzelona z procy przez niesfornego wyrostka. Sosnowe chojary oderwały skrzydła, brzuchem samolot zaczął orać krzewy, które hamowały pęd. Jakiś większy krzak sprawił, że dziób uniósł się w górę, jakby znów chciał wzlecieć w powietrze i maszyna przewróciła się na plecy. Na drodze orki pojawił się wielki pień. Wstrząs! Do bólu poparzonych rąk i twarzy dołączył się znacznie silniejszy – ból ręki i wyrywanych ze stawów kości udowych. Chrzęst łamanych kości zahuczał w mózgu głośniej niż huk rozbijanego samolotu. Zemdlał na sekundę, ale ból przywrócił go do przytomności, nie wiadomo po co. Pilot zawisł w pozycji głową w dół na pasach łączących go z fotelem. W żaden sposób nie mógł wyswobodzić się z uprzęży. Próbował ruszyć ręką, ale nie czuł palców, kość promieniowa niemal przebiła materiał munduru. Czekała go więc śmierć najgorsza z możliwych – w płomieniach. Może już za chwilę, bo pożar – choć jakby przygasł nieco, przytłumiony warstwą ziemi, mokrych liści, kawałków drewna – to przecież w każdej chwili mógł wybuchnąć razem ze zbiornikiem paliwa. Próbował się modlić, ale nie potrafił przypomnieć sobie słów modlitwy. Szkoda, szkoda – kołatało mu się w głowie jedno słowo. Przecież mógł jeszcze tak wiele uczynić, wojna się dopiero zaczęła, przydałby się. Szkoda. Panie – usłyszał nagle. Panie Boże, odpuść – przypomniał sobie wreszcie. Panie, żyje pan? – zobaczył pod sobą płową czuprynę wiejskiego chłopaka, który szarpał go za bolące ramię. Uciekaj stąd! – próbował krzykiem przepędzić wyrostka, który nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, ale z ust wydobył się zaledwie szept. Eee tam – Pietrek Olkusz zbagatelizował ostrzeżenie. Nie po to przecież biegł za spadającym samolotem, żeby teraz uciekać. Wyprzedził nawet Edka Szymaka, który chwalił się, że jest naj-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

15


Fot. arch. aut.

Historia

wany przez trzy „Messerschmitty”. Nie miał szans. Próbował robić uniki, szusował to w górę, to w dół, licząc, na szczęście, że być może szczęśliwy traf odwróci nieuchronne. Lecz tym razem cudu nie było. Samolot stanął w płomieniach i rozbił się. Zginęła cała załoga por. obs. Kazimierza Żukowskiego: sierż. pil. Józef Siwik, kpr. Aleksander Stempowski i kpr. Władysław Kramarczyk. Władysław Dominik Kramarczyk miał 22 lata. Urodził się 23 listopada 1917 roku w Jaworznie, w dzielnicy Bory. Tam właśnie, na wzgórzu obok kopalni Sobieski aeroklub krakowski urządził w latach 1920–1935 letnią wyrzutnię startową dla

szybowców. A był to czas największej fascynacji lotnictwem. Piloci udowodnili, że oto jednak marzenie Ikara stało się faktem. Że człowiek może niczym ptak fruwać w powietrzu. Samoloty latały stosunkowo nisko, robiły wiele hałasu, więc nikt nie pozostawał obojętny na niezwykłych bohaterów. Szczególnie ludzie młodzi, łaknący przygód. Bezszelestne szybowce krążyły od czerwca do sierpnia po jaworznickim niebie. Dopiero zmrok lub zmiana pogody zmuszały je do lądowania na pastwisku, znajdującym się w pobliżu domu Kaczmarczyków. Jakże Władek miał nie ulec urokowi latających maszyn? Zaraz

po lekcjach biegł do Koła Modelarskiego i wspólnie z innymi dziećmi budował latające konstrukcje napędzane... aptekarską gumką. Nie latały, niestety, równie długo jak prawdziwe szybowce czy samoloty, nie potrafiły unieść swojego konstruktora, ale były równie piękne i lądowały niemal w tym samym miejscu pola, gdzie siadały krakowskie szybowce. A gdy wreszcie skończył podstawówkę, ubłagał rodziców, żeby pozwolili zapisać się do bydgoskiej Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich. Uzyskał tytuł kaprala o specjalności strzelec-radiotelegrafista. Został pogrzebany w bezimiennym grobie. Dopiero czterdzieści lat później, pod koniec lat siedemdziesiątych, Feliks Mazak, cudownie uratowany przez Piotra Olkusza (wyemigrował do Kanady) i Edwarda Szymaka (nie przeżył wojny) – przywrócił pamięć o kolegach, którzy zginęli pod Dłutowem. Na uroczyste spotkanie pod pomnikiem bohaterskich lotników zostały zaproszone rodziny tych, którzy Złożyli w darze młode swe życie / to poświęcenie bez miary, / by krwią poległych wypełnić hasło / – Miłość żąda ofiary. Kolejne lata pamięci zmieniły kamienny pomnik w prawdziwy teatr wojenny – z makietą Łosia, ze zdjęciami poległych, by ich ofiara nie poszła na marne. Na podstawie wspomnień pana Stanisława Kramarczyka oraz publikacji II wojna światowa we wspomnieniach mieszkańców Gminy Dalików.

Fot. arch.

16

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Reportaż

Chłopcy z hałdy Henryk Kocot: tekst i zdjęcia

Transformacja ustrojowa w 1989 r. oraz wcielenie w życie tzw. Planu Balcerowicza były wielkim szokiem dla polskiego społeczeństwa i rodzimej gospodarki, która w socjalizmie rządziła się prawami ekonomii nakazowo-rozdzielczej. Przedsiębiorstwa, zakłady pracy oraz prywatne firmy nieumiejące się przestawić na tory gospodarki wolnorynkowej plajtowały. Nastąpiło zubożenie społeczeństwa, a wręcz pauperyzacja niektórych grup społecznych. Rosło bezrobocie, przybywało bezdomnych, powiększała się rzesza ludzi biednych. Sytuacja ta wygenerowała zupełnie nową grupę „zawodową” określaną mianem zbieraczy, a częściej nazywaną „śmietnikowcami”. Ich warsztatem pracy i sposobem na pozyskanie gotówki na utrzymanie swoje, a także rodziny, było pozyskiwanie surowców wtórnych – butelek, puszek po piwie, makulatury, złomu oraz innych rzeczy nadających się do powtórnego przerobu. Jak wygląda życie jednej z takich grup zawodowych? Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy na osiedlu Juliusz w Sosnowcu. W jego pobliżu znajduje się hałda i główne składowisko odpadów z czynnych jeszcze śląskich kopalń – z tzw. zamółki i sortowni. Jest 5 rano. W kierunku składowiska kieruje się grupa mężczyzn. Jest ich kilkunastu.

Każdy prowadzi rower z przewiązanymi między kierownicą a siodełkiem workami. Niektórzy mają tzw. „górale”, ale najwięcej jest rowerów pospolitej maści: zwykłych, rosyjskich damek i polskich składaków „Wigry”. Ktoś, kto z boku przyglądałby się temu peletonowi, pomyślałby sobie, że to grupa face-

tów jadących na grzyby. Nic mylnego. Fakt, że ścieżka wije się poprzez świerkowy las, ale jest połowa lutego i doskwiera siarczysty mróz. Ubrani (od dresów po robocze kombinezony, kufajki, gumofilce) kierują się ze swoimi dwukołowymi rumakami w stronę składowiska leżącego między Juliuszem a Maczkami Bór. Tam znajduje się ich miejscowe Eldorado. Tam znajduje się ich sposób na przeżycie, gdyż prawie wszyscy to bezrobotni, bez prawa do zasiłku, bezradni wobec przepisów administracyjnych, bezradni wobec bezduszności urzędników, ale mający sposób na przetrwanie w XXI wieku cywilizacji i 32 lata po transformacji. Po przyjeździe na miejsce zostawiają rowery, rozpalają ognisko, na którym robią sobie grilla z wcześniej kupionych kiełbasek. Przeważnie popijają piwem z puszek lub popularnym „jabolem” za 3,30 zł, bacznie przy tym obserwując leżące ponad 30 metrów niżej składowisko. Wypatrują pociągów towarowych zwożących tutaj pokopalniane odpady, w których znajduje się węgiel, złom i drewno. Każdy z nich ma swoja specjalizację. Jedni zbierają tylko złom i zaliczają się do elity chłopców z hałdy, inni zaś węgiel i drewno. Odbiorcami pierwszych są dwie zbiornice złomu, jedna na Juliuszu, a druga w Porąbce. Węgiel w cenie 20 zł za worek (ok. 50 kg) lub drewna 10 zł, to odbiorcy indywidualni, mieszkańcy osiedla Juliusz, którego domy nie maja centralnego ogrzewania i są opalane piecami węglowymi. Odbiorców nie brakuje, gdyż przeważającą popu-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

17


Reportaż lację mieszkańców stanowią ludzie starsi – emeryci i renciści. Wreszcie jest. Z szybkością kilku kilometrów na godzinę wtacza się pierwszy skład. Ktoś krzyczy: to Jastrzębie! Jeden ze zbieraczy uświadamia mnie, iż chodzi o pociąg, który wiezie odpady jednej z kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej. O składach z tych kopalń mówią, iż są wypasione, a wypasione oznacza, iż można dobrze się obłowić w złom. Trafiają się przy tym prawdziwe rodzynki, czyli rolki przenośników taśmowych i inne cięższe kawałki. Kopalnie, chociaż poszły już po rozum do głowy i same przez system elektromagnesów na płuczce i sortowni wychwytują metalowe części, nie wszystkie one zostają w macierzystym zakładzie. Część uchodzi tej pierwszej łapance i ląduje w końcu na Juliuszu. Tu bystre oko miejscowych zbieraczy wychwyci je bez reszty. Każdy ze zbieraczy ma swój odcinek i tylko w jego obrębie może szukać zdobyczy. Znaleziony złom, węgiel czy drewno układają w jednym miejscu. Gdy nazbiera się odpowiednia ilość, trzeba zdobycz przetransportować na szczyt, czyli miejsce zaparkowania rowerów. Słowem do bazy. To największy wysiłek. Wspinaczka po stromym zboczu na wysokość 30 metrów z workiem ważącym kilkadziesiąt kilogramów to prawdziwy wyczyn. Cięższe worki, w duecie, wyciągają za pomocą liny. Jeden ciągnie, a drugi popycha worek. Na samym szczycie, już w bazie, która – jak już wspomniałem – służy, czy to w zimę, czy też latem, w czasie deszczu i słonecznym skwarze, za pomieszczenie socjalne w plenerze. Po załadowaniu złomu na rowery dwukołowa karawana rusza w kierunku osiedla, do zbiornic złomu. Na miejscu ważą go. Rekordziści w jednym kursie potrafią przywieźć nawet ponad 100 kg. Później idą do kasy i biorą zapłatę. Za 1 kilogram, w zależności od ustalonej przez właściciela skupu stawki, można dostać od 40 do 60 groszy. Niektórzy zaprzestają po pierwszym kursie i na składowisko wybiorą się bladym świtem następnego dnia. Są i tacy, którzy robią jeszcze jedno „kółko”. Ci muszą się jednak liczyć z faktem, iż tego dnia pociąg może już nie przyjechać, albo skład pojawi się późną porą i trzeba szukać z latarką albo też przyjechać ponownie. To już ryzyko zawodowe zbieraczy. Z pieniędzmi bywa różnie. Jedni przeznaczają je na utrzymanie gospodarstwa do-

18

mowego, inni na przelew, papierosy i małe co nieco do garnka. Słowem każdy jest panem tej jednodniowej fortuny. Wszak jutro pociąg też przyjedzie. Co mówią o sobie? „Maślak” l. 46.: – Przepracowałem w kopalni „Kazimierz – Juliusz” 14 lat. 2 lata byłem na zagranicznym kontrakcie. Po transformacji ustrojowej straciłem pracę. Jestem bezrobotny bez prawa do zasiłku, o który bym się zresztą nie starał, bo nie pozwala mi na to ambicja. Przy dobrym transporcie, szczególnie z kopalni „Ziemowit” lub „Wesołej” można wyciągnąć sporo kilogramów. Nieraz „dniówka” wychodzi nawet za „bańkę”. Ale trzeba to francowate żelastwo wyciągnąć na górę, a później rowerem zawieźć do zbiornicy. Tyrając tak przez parę dni w tygodniu można zarobić. Bywają jednak takie dni, że jest mało złomu i trzeba zbierać węgiel, a jednym kursem na rower można zabrać tylko dwa worki. „Cebula” l. 60, bezrobotny, 6 lat pracy jako górnik.: – Hałda to nawet dobry interes. Można z niej wyżyć, ale pod warunkiem codziennej obecności. Tyrać trzeba, i gdy żar leje się z nieba, gdy pada deszcz lub jest mróz. Na rozgrzewkę zawsze się coś znajdzie. Jestem już po 50 i trudno w takim wieku znaleźć pracę. Dlatego składowisko daje mi poczucie jakiegoś bezpieczeństwa. Takiego minimum socjalnego, o którym taki prezydent Komorowski czy premier Tusk nawet nie śnił. Składowisko to również wielkie wyzwanie. Ono toleruje ludzi silnych. Wywlec kilkadziesiąt

kilogramów złomu pod górę, a później pchać rower do zbiornicy to duży wysiłek, ale gra warta świeczki. Za zarobiony grosz można się najeść, napić, a nawet zrobić oszczędności. Najgorzej się wnerwiam na emerytów – górników. Nie dość, że co miesiąc dostaje pieniądze na konto, to jeszcze ciułają na hałdzie, odbierając nam złom czy węgiel. Przychodzą nawet emerytowani sztygarzy, którzy mają „3” przed miesięcznym przelewem. Hałda nie lubi ludzi pazernych. Kiedyś, „Małolat” l. 33 miał już uciułane pond 500 kg złomu. Czekał jeszcze na nocny transport. Przyszedł o 23.00 w nocy. Wskoczył na przedostatni wagon chcąc wyrzucić rolki z przenośników kopalnianych. Stracił równowagę i spadł pod koła ostatniego wagonu. Obcięło mu nogi. „Małolat”, chyba w szoku, z telefonu komórkowego powiadomił brata, a ten z kolei pogotowie ratunkowe. Dzięki temu żyje, ale jeździ na wózku. „Malina” l. 62.: – Jestem brudny, może brzydko pachnę, ale jestem sobie panem. Wie pan, że od wiosny do jesieni mieszkam w szałasie, który zbudowałem w lesie, tuż przy hałdzie. Dzięki temu zawsze jestem pierwszy na wagonach. Wyprzedzam swoich kumpli. Moi rozmówcy nie chcieli używać swoich nazwisk. Wszyscy znają się po ksywach. Tak samo zresztą znają ich właściciele dwóch zbiornic złomu. Prawie każdego dnia, po skończonej robocie można wielu spotkać na juliuszowskim ryneczku. Tutaj świętują swoje sukcesy lub porażki. Tutaj piwem lub jabolami opijają dar hałdy.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Biografie z Zagłębia

Ciechanowscy cz. 2 Dorota Starościak

Ciekawy wizerunek Marii Ciechanowskiej, nie tylko żony i matki, ale także lokalnej patriotki, w swojej książce Miejsca pamięci w Będzinie przedstawił będziński historyk, członek Stowarzyszenia „Parcina” – Dariusz Majchrzak, zainteresowany przeszłością rodziny Ciechanow-

ry ukazał się 16 stycznia 1927 w Kurierze Zachodnim „Iskra” , napisano o nim (pisownia oryginalna): Obywatel ziemski, właściciel Dóbr, Fabryki Cementu i Kopalni „Grodziec”, były Sędzia Gminny z wyboru, Prezes Rady Zarządzającej Grodzieckiego Towarzystwa

Pałac Ciechanowskich w Grodźcu. Fot. J. Wieczorek

skich, a także historią Grodźca. Podczas pierwszej wojny światowej stanęła ona na czele komitetu pomagającego ubogiej ludności, natomiast w czasie pierwszego powstania śląskiego należała do Głównego Komitetu Niesienia Pomocy Ślązakom Zagłębia Dąbrowskiego. Maria Ciechanowska czuła się silnie związana ze swoją małą ojczyzną. W 1921 r. obdarowała ówczesne Muzeum PTK w Kielcach niezmiernie rzadkim i cennym eksponatem w postaci mózgoczaszki prażubra. Współpraca Stanisława Skarbińskiego ze Stanisławem Ciechanowskim rozpoczęła się w lipcu 1880 r., gdy po tragicznej śmierci pierwszego dyrektora inż. Emila Konaszewskiego powierzono mu obowiązki dyrektora cementowni „Grodziec”. Trwała ona nieprzerwanie 35 lat, to jest do śmierci pradziadka. Dokument, określający warunki pracy i płacy zredagowany i podpisany został w Warszawie 24 maja 1880 r. Stanisław Ciechanowski zmarł w Grodźcu 15 stycznia 1927 r. W nekrologu, któ-

Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych, wychowaniec byłej Szkoły Głównej. Maria Ciechanowska przeżyła męża o 26 lat. Czas wdowieństwa spędzała aktywnie, udzielając się społecznie, m.in. prowadząc wiele akcji filantropijnych. Pasjonowało ją ogrodnictwo, a szczególnie uprawa roślin egzotycznych we własnej oranżerii. Od cytowanej wcze-

śniej Janiny Kozłowskiej dowiedziałam się, że damą do towarzystwa Marii Ciechanowskiej była pani Kochnowska, której rodzona siostra Maria była damą do towarzystwa mojej prababci Izabelli. Dziadkowie pani Kozłowskiej, zamieszkujący na wsi na Kielecczyźnie, zagrożeni konfliktem z policją carską za okazywanie polskości, dzięki pomocy Marii Ciechanowskiej, która ściągnęła ich do Grodźca, uniknęli poważnych kłopotów, być może nawet zsyłki. Z zachowanych doniesień prasowych, zamieszczonych na łamach „Expresu Zagłębia” w latach 1934 i 1935 wynika, że Maria Ciechanowska interesowała się także rodzinnym majątkiem, w tym losami kopalni „Grodziec”. Na łamach „Expresu Zagłębia” szeroko dyskutowana była próba zbycia kopalni „Grodziec” przez większościowych akcjonariuszy. Głównym celem transakcji miało być przejęcie przez Towarzystwo „Saturn” kontyngentu kopalni „Grodziec”, a następnie jej zamknięcie. Skuteczne, jak się później okazało, kroki podjęli akcjonariusze mniejszościowi Towarzystwa Grodzieckiego, pod przewodnictwem Marii Ciechanowskiej i reprezentującego ją sosnowieckiego adwokata Łaszczyńskiego. Do Sądu Okręgowego w Sosnowcu wniesiony został protest przeciwko projektowanej transakcji, jako szkodliwej dla towarzystwa akcyjnego, rujnującej przedsiębiorstwo i sprzecznej z dobrymi obyczajami kupieckimi. Wykazano, że jej konsekwencją będzie utrata pracy przez 1400 pracowników, zmniejszenie budżetu gminy Grodziec o 50–60%, doprowadzenie około 6000

Uzgodnienie warunków współpracy pomiędzy Stanisławem Ciechanowskim a Stanisławem Skarbińskim. Dokument w posiadaniu autorki

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

19


Biografie z Zagłębia osób do skrajnej nędzy. Udowodniono, że kwota 700 tys. zł, proponowana za dzierżawę kopalni „Grodziec” przez akcjonariuszy większościowych, tj. grupę Rotszylda, oraz grupę księcia Donnersmarcka jest za niska, wobec dochodów, jakie rokrocznie przynosi kopalnia. Niebagatelny udział w pozytywnym dla załogi kopalni i całego Grodźca zakończeniu sporu mieli zagłębiowscy posłowie: dyr. Madeyski, inż. Sowiński i Konieczka. W efekcie tych działań Towarzystwo „Saturn” odstąpiło od zamiaru wydzierżawienia Towarzystwa Grodzieckiego. Maria Ciechanowska czuła się głęboko związana z Zagłębiem. Wyrazem tego było ufundowanie przez nią pod koniec lat trzydziestych działa dla 23. Pułku Artylerii Lekkiej, stacjonującego w Będzinie Po wojnie Maria Ciechanowska, aż do śmierci, mieszkała u obcych ludzi. Zmarła w roku 1953 w wieku 90 lat. Pochowana została na grodzieckim cmentarzu. Jej

Świadectwo maturalne gimnazjalisty Jana Ciechanowskiego. Dokument w posiadaniu Lucjana Zagórnego

siostra Róża Maria Paulina Ciechanowska (1886–1941), która 8 VII 1908 w Warszawie wyszła za mąż za hrabiego Aleksandra Pawła Dzieduszyckiego Pomnik na grobie Marii Ciechanowskiej. Fot. J. Wieczorek (1874–1946). Jan Ciechanowski podmogiła po latach była mocno zaniedba- jął naukę w sosnowieckiej szkole realna. Kilka lat temu – z inicjatywy Koła nej, po drugiej klasie w roku 1900 zoGospodyń Wiejskich oraz Towarzystwa stał przeniesiony do warszawskiej szkoły Przyjaciół Grodźca – postawiono na niej realnej, po zamknięciu której - jako abpiękny pomnik, wyrażający wdzięczność solwent klasy szóstej – przez rok pobiei pamięć mieszkańców. rał nauki prywatnie. W maju 1905 roku Syn Marii i Stanisława – Jan Maria Włodzi- zdał maturę w szkole realnej Aleksanmierz Ciechanowski, późniejszy ekonomista dra w Smoleńsku. Nie można wykluczyć, i dyplomata polski, przyszedł na świat że prawdziwą przyczyną opuszczenia w Grodźcu 3/15 maja 1887 roku, nato- warszawskiej szkoły był incydent polemiast rok wcześniej urodziła się jego gający na rzuceniu skórką pomarańczy

20

w kolegę, w wyniku czego ucierpiał nauczyciel języka polskiego K. Dombrowski, a winowajca ukarany został 4 godzinami kozy. Zachował się dzienniczek ucznia dokumentujący całą zbrodnię. Zapewne zgodnie z życzeniem ojca Jan postanowił podjąć studia politechniczne na wydziale mechanicznym. Trudno dziś dociec, dlaczego w wybór uczelni i procedurę rekrutacyjną zaangażowany był zarówno mój pradziadek jak i sam książę Donnersmarck. Czyżby mierne świadectwo maturalne młodzieńca? Poza religią i geografią figurują bowiem na nim same tróje. Zachowały się strzępy korespondencji, z której wynika, że

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Biografie z Zagłębia i amerykańskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie. Rok później został szefem sekretariatu premiera Ignacego Paderewskiego na konferencji pokojowej w Paryżu. W latach 1919–1925 był radcą legacyjnym ambasady w Londynie, a od 12 X 1925 do 20 II 1929 posłem w Waszyngtonie (J. Łaptos: Dyplomaci II RP w świetle raportów Quai d’Orsay). Ożenił się w Londynie w roku 1921 z Gladys de Gooreynd, z którą miał trzech synów: Jana, Władysława i Stanisława. Po śmierci ojca uzyskał dwuletni urlop ze służby dyplomatycznej,

by uporządkować i ogarnąć rodzinne sprawy majątkowe. W roku 1929 kupił od rodziny Halpertów majątek Szczekociny wraz z pałacem. Spędził tu 10 lat (1929–1939). Tadeusz Halpert zmuszony był sprzedać rodzinny majątek z powodu jego zadłużenia. Zgodę na sprzedaż wyraził Okręgowy Urząd Ziemski w Kielcach. Majątek obejmował nie tylko dobra Szczekociny o obszarze 560 ha, ale także dobra Przyłęk o obszarze 820 ha i dział gruntu z dóbr Goleniowy o obszarze 90 ha. Jan Ciechanowski zapłacił za całość 1,2 mln złotych. Rodzina Ciechanowskich

Świadectwo odbycia 3 semestrów studiów na Politechnice w Karlsruhe. Dokument w posiadaniu Lucjana Zagórnego

Student Jan Ciechanowski. Dokument w posiadaniu Lucjana Zagórnego

w grę wchodziły politechniki w Rydze, Stuttgarcie, Gdańsku i Karlsruhe. Ostatecznie Jan Ciechanowski podjął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki w Karlsruhe, które przerwał po 3 semestrach. Swój udział w uzyskaniu miejsca dla młodego Janka Ciechanowskiego miał Stanisław Skarbiński junior, który w tym czasie kończył studia mechaniczne w Karlsruhe i który – jak wynika z zachowanej korespondencji – pośredniczył w dostarczeniu na uczelnię wymaganych dokumentów. To na jego adres w Karlsruhe przy Karl Wilhelmstrasse 34 przesłano dokumenty przyszłego studenta. Później Ciechanowski studiował w Anglii na Wydziale Handlowo-Ekonomicznym. Najwyraźniej tu właśnie odnalazł swoje powołanie, skoro swoją drogą zawodową dowiódł niepospolitych zdolności, przysparzając chwały polskiej dyplomacji. W latach 1911–1917 Jan Ciechanowski kierował administracją należących do ojca kopalń i fabryk w Grodźcu. W roku 1917 odbył kursy dla urzędników państwowych w Warszawie oraz w Paryżu, a po roku, objął stanowisko referenta ds. brytyjskich

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

21


Biografie z Zagłębia matki, sprowadził do miasteczka siostry zakonne, aby poprowadziły ochronkę dla biednych dzieci. Były to siostry zmartwychwstanki. Podczas II wojny światowej był sekretarzem generalnym MSZ w rządach generała Władysława Sikorskiego, a w latach 1941–1945 ambasadorem RP w Waszyngtonie. Jego syn Jan służył podczas wojny w wojsku polskim w I Dywizji, drugi syn Władysław był lotnikiem w RAF i zginął nad Anglią, natomiast najmłodszy Stanisław odbył służbę wojskową już po wojnie, w armii amerykańskiej. Po wojnie Jan Ciechanowski senior osiadł wraz z rodziną w USA. Napisał książkę wspomnieniową pt. Defeat in Victory. Dwukrotnie został Jan Ciechanowski. Fot. w posiadaniu Lucjana Zagórnego wyróżniony doktoratem honoris causa. Zmarł w roku 1973. Pisząc książkę o zasłużonych zagłębiowzamieszkała w zespole parkowo-pałacowym skich rodzinach postanowiłam jeden rozdział w Szczekocinach. Jan Ciechanowski z uwagi poświęcić Ciechanowskim. Byłam święcie na swą polityczną aktywność przebywał przekonana, że profesor Jan Ciechanowski w Szczekocinach stosunkowo rzadko. z Londynu jest synem ambasadora Jana Spędzał tu krótkie urlopy, podczas któ- Ciechanowskiego i wnukiem Stanisława rych najczęściej polował. Idąc śladem Ciechanowskiego z Grodźca. Okazało się,

że profesor wywodzi się z zupełnie innych Ciechanowskich. Profesor wspomniał jedynie, że kilkakrotnie mylono go z mieszkającym także w Londynie, obecnie już nie żyjącym, Johnym Ciechanowskim, synem ambasadora. Był on dyrektorem amerykańskiego banku i właścicielem stadniny koni wyścigowych. W poszukiwaniach materiałów źródłowych wspiera mnie wspomniany już młody zagłębiowski historyk, Dariusz Majchrzak, bo siłą rzeczy niełatwo to robić, mieszkając na Wybrzeżu. Niestety on także nie natrafił na potomków grodzieckich Ciechanowskich. Ustalił jedynie, że nestorzy rodu, czyli Jan (budowniczy cementowni) i Stanisław (budowniczy kopalni) pochowani zostali na Powązkach. Pozostaje zatem odnalezienie tej mogiły, o ile przetrwała do naszych czasów. Nie tracę także nadziei, że w końcu uda mi się dotrzeć do potomków Jana i Stanisława Ciechanowskich i że z ich pomocą powstanie pełna biografia tej niezmiernie zasłużonej rodziny.

Własnoręcznie podpisana deklaracja o stanie posiadania Jana Ciechanowskiego. D. Majchrzak: Miejsca pamięci w Będzinie

22

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Historia Ona zaś wzięła przed się lutnię, podniosła do góry głowę jak ptak, który chce śpiewać, i przymknąwszy oczęta, poczęła srebrnym głosikiem: Gdybym ci ja miała Skrzydłeczka jak gąska, Poleciałaby ja Za Jaśkiem do Śląska! Usiadłaby ci ja Na śląskowskim płocie: „Przypatrz się, Jasiulku, Ubogiej sierocie.

i Maykowskiego, wydanych we Lwowie w zbiorze: „Będziem Polakami” Kolejna epoka wielkiej popularności piosenki wiele mówiącej o więzach jakie łączyły dawnych Polaków znad Odry, Wisły, Niemna i Prypeci przypadła na „biedny ale piękny” okres powojenny. Upowszechniali ją rodacy, których wtedy masowo przesiedlano z dawnych kresów wschodnich na Ziemie Odzyskane. W sierpniu 1945 r. „Krzyżacy” Sienkiewicza byli pierwszą książką wydaną w Polsce wyzwolonej.

„Gąska” Henryk Szczepański Po raz pierwszy i to w ponad 10 tysiącach egzemplarzy słowa tej piosenki zostały wydrukowane już w roku 1897. Debiutowała jako fragment kolejnego odcinka powieści prasowej Krzyżacy. Ukazała się na łamach wychodzącego w Warszawie „Tygodnika Ilustrowanego” czytanego przez polskich abonentów we wszystkich trzech zaborach i w kilku krajach Europy. Wyjątkowo aluzyjnie brzmiała w Zagłębiu, od Śląska oddzielonym rozbiorowym kordonem. Czy jej autorem był Henryk Sienkiewicz? – Śpiewałam tę piosenkę jako mała dziewczynka. Wówczas nie umiałam jeszcze ani czytać, ani pisać. Jej słów i melodii nauczyła mnie babcia urodzona w 1876 roku – zwierza się prof. dr hab. Halina Bursztyńska, literaturoznawca, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Wczesne dzieciństwo pani profesor spędziła w skromnym, szlacheckim dworku na Wileńszczyźnie. W tamtych stronach była to piosnka popularna i śpiewana od pokoleń. W jej rodzinie znana była od początku wieku XIX. – Nie można wykluczyć, że anonimowy, a może zapomniany, autor pierwowzoru ułożył ją jeszcze w średniowieczu. Być może tekst pieśni należy do tak zwanych wątków wędrownych popularyzowanych w środowiskach drobnoszlacheckich. Zapewne znana była na Mazowszu, skoro Sienkiewicz, skrupulatny w badaniu źródeł, związał ją z dworem księżnej Anny mazowieckiej – zauważa prof. Bursztyńska. W Polsce Odrodzonej zainspirowała młodego Jarosława Iwaszkiewicza. Parafrazując starą wersję napisał wielozwrotkowy wiersz zatytułowany Piosenka śląska. Była znana każdemu licealiście. W 1931 r. znalazła się wśród czytanek Balickiego

W połowie ubiegłego wieku, piosenkę Danusi Jurandówny, teraz z kilkoma nowymi strofami wylansował Stanisław Hadyna i jego artyści z Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Tekst zaadaptowano do realiów regionu. Mówił o Jaśku górniku i jego pracy. Nową wersję opracował Zdzisław Pyzik, znawca miejscowego folkloru. Za sprawą chórzystów z Koszęcina stała się szlagierem obecnym w tradycji towarzyskich biesiad Polaków. Jej tęskne dźwięki niosły się od Tatr do Bałtyku. Prawdziwą furorę robiła od 1960 r. Wraz z ekranizacją Aleksandra Forda prezentowano ją we wszystkich polskich kinach. Tutaj córka Juranda ze Spychowa śpiewa tylko sienkiewiczowskie strofki. Jej występ w karczmie „Pod lutym turem”, tak został wyeksponowany, że każdy, kto był na tym filmie, na zawsze zapamiętał jasnowłosą dzieweczkę śpiewającą przy wtórze lutni i rybałtowskich gęśliczek. Po kilku latach zainteresowanie jej piosenką znacznie zmalało, podobnie zresztą jak wieloma innymi standardami muzycznymi zbyt natrętnie rozpowszechnianymi przez radio, kino i estradę Polski Ludowej. W latach 70. miłośników piosenki całkowicie pochłonął angielskojęzyczny big beat i amerykański jazz. Rodzimy folklor trafiał do lamusa.

– Wykładałam wówczas na Uniwersytecie Śląskim. Miałam kontakty z młodzieżą Górnego i Cieszyńskiego Śląska, z Zagłębiem, z górnikami i hutnikami. Ale nie słyszałam, aby tę piosenkę śpiewały miejscowe chóry, ludzie na weselach bądź wycieczkach albo biesiadujący pracownicy hut czy kopalń. Można jej było posłuchać przez radio, odtworzyć z płyty lub obejrzeć w telewizji wraz z tańczącym „Śląskiem” – wspomina prof. Bursztyńska, która wtedy była mieszkanką tego regionu. Tymczasem, z okazji 600 rocznicy bitwy pod Grunwaldem, piosenka Danuśki wzdychającej do Jaśka na Śląsku, znów trafiła na łamy gazet, do programów radiowych i telewizyjnych no i na strony Internetu. A wszystko za sprawą Waldemara Domańskiego, dyrektora Biblioteki Polskiej Piosenki, od ośmiu lat funkcjonującej u stóp wawelskiego wzgórza. – Występując na estradzie zauważyłem, że publiczność lubi aby czasem puścić do niej perskie oko. Pomyślałem, że i do programu tego niezwykle dostojnego jubileuszu obchodzonego wśród zacnych narodowych relikwii, dobrze będzie wprowadzić jakiś akcent bardziej ludyczny. Przekonałem organizatorów, że po odśpiewaniu Roty pod pomnikiem Jagiełły i historycznym przemarszu przez Floriańską na Rynek, można zaśpiewać Piosenkę Danuśki z Krzyżaków” Nie ma w niej patosu, ale pełna jest podtekstów związanych z narodowym losem Polaków w dawnych wiekach – tłumaczy dyrektor. Jego Biblioteka zdobywa sobie uznanie jako popularyzator starych albo zapomnianych polskich pieśni, które w ciągu minionych stuleci były przebojami powszechnie śpiewanymi przez rodaków; towarzyszyły im w czasie wojennych wypraw, w dniach klęski i zwycięstwa, w chwilach radości i żałoby narodowej, Podczas oficjalnych spotkań i rodzinnych uroczystości. – Mamy za sobą ponad 40 plenerowych koncertów. Tysiące ludzi nauczyliśmy tekstów i melodii polskiej pieśni patriotycznej. Nazywamy je lekcjami śpiewania. W programie obchodów 90 rocznicy święta Niepodległości, na krakowskim Rynku stanęło jak przypuszcza blisko 20 tysięcy obywateli. Czytając tekst ze śpiewników i telebimu śpiewali ”Pierwszą Brygadę”,… „Marsz Polonia” i kilkadziesiąt innych utworów – wspomina dyr. Domański. W tym roku znalazł sprzymierzeńców i wspólnie z nimi ustanowił światowy

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

23


Historia się kojarzył nie tylko z Wawelem ale również z córką Juranda ze Spychowa, Grunwaldem i ze Śląskiem! Wśród tysiąca śpiewaków rozlosowano 10 nagród w postaci „Automapy”. To aluzja do ostatniej najnowszej zwrotki „Piosenki śląskiej”: Jasiek jest w Krakowie I na Rynku śpiwa, że jego dziewczyna GiePeeSa Ni Ma! Jedna z nagród przypadła w udziale Tadeuszowi Szmagerowi z Katowic. Jako bas śpiewa w chórze „Ogniwo”. Na jubileuszowy zjazd, miłośnicy pieśni przyjechali z różnych zakątków kraju. Najliczniej, z Małopolski i ze Śląska. Śpiewał chór „Barbara” z Piekar Śląskich, Chór Bytomskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, śpiewacy z Rudy Śląskiej, Zabrza itd. Pierwsi, zaproszenie na jubileusz Grunwaldu przyjęli melomani z najstarszego katowickiego chóru „Ogniwo”. – Mnóstwo wrażeń i rozmów z miłośnikami pieśni. Grunwaldzkie uroczystości to emocjonujące wydarzenie – mówi Bartosz Szczudłowski, wiceprezes katowickiego „Ogniwa” – jesteśmy dumni, że na krakowskim Rynku mogliśmy zaśpiewać tak bliską nam piosenkę. Poznałem ją gdy byłem jeszcze licealistą; to było gdzieś na początku lat 90. tamtego wieku. Razem z moją klasą oglądałem Krzyżaków w kinie. Potem słuchałem piosenki w interpretacji zespołu „Śląsk”. To wielka frajda śpiewać w towarzystwie ponad 60 innych chórów i ponad tysiąca wykonawców. Zgłosiliśmy się jako pierwsi ze Śląska i nagraliśmy jubileuszo-

wą wersję „gąski”. Można jej posłuchać na internetowych stronach Biblioteki Polskiej Piosenki. Tym razem nazwa naszego chóru została odczytana w jeszcze jednym znaczeniu – jako symbol tradycyjnych więzi łączących Ślązaków z Krakowiakami. Pan Bartosz urodził się na Śląsku. Ma 34 lata. Maturę otrzymał w bytomskim liceum im. Smolenia. Uwieńczone dyplomem studia na Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego ukończył jako magister pielęgniarstwa. Od dzieciństwa jest melomanem. Przez 10 lat był zatrudniony na bloku operacyjnym kardiochirurgii w Ochojcu, aktualnie pracuje w Okręgowej Izbie Pielęgniarskiej Pielęgniarek i Położnych w Katowicach. - Jedną z komór mego serca napełniam tym co krakowskie a drugą tym co śląskie, przedsionki pozostawiam dla pieśni – dodaje z uśmiechem. Wśród organizatorów i uczestników krakowskiej lekcji śpiewania „Piosenka śląska” bywa nazywana skrótowym i bardziej poufałym tytułem. Mówią o niej po prostu: „Gąska”. Do swego repertuaru i nagrań włączyło ją kilka chórów. Pojawiły się nowe aranżacje m.in. w rytmie rock and rolla i reggae. Tekstem i legendą jeszcze mocniej związała się ze Śląskiem. W 127 lat po debiucie na łamach „Tygodnika ilustrowanego” przeżywa swoją kolejną młodość! Ta gąska przysiadająca „na śląskowskim płocie” może być sympatycznym akcentem akustycznego pejzażu Katowic, które jako Miasto Ogrodów kandydują do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. Katowice, 11 listopada 2010

Fot. T. Kowalski

rekord w masowym wykonaniu historycznej ale wciąż młodej pieśni. Dnia 11 września popołudniu, zjednoczone pod jedną batutą chóry i śpiewający ochotnicy, stanęli u stóp sędziwej Wieży Ratuszowej. Wyróżnienie spotkało katowicki chór „Ogniwo” kierowany przez Krzysztofa Martyniaka. Jego zespół był przodownikiem potężnego chóru, w którym zaśpiewało ponad półtora tysiąca melomanów. Słychać ich było aż nad Wisłą. Swego wyczynu nie zgłosili do „Księgi Guinnesa” ale być może zostanie wpisany do kolejnego rocznika Polskiego Towarzystwa Kontroli Rekordów Niecodziennych. – Rekord w masowym odśpiewaniu „Piosenki Danuśki” został ustanowiony – mówi dyr. Domański – teraz czekamy aż ktoś zechce go pobić! Może pokuszą się o to Ślązacy?! Unisono zaśpiewali cztery zwrotki. Dwie pierwsze w wersji sienkiewiczowskiej, trzecią tak jak śpiewał to Śląsk czyli w wersji katowiczanina Zdzisława Pyzika, cieszącego się sławą „poety koszęcińskiego dworu” a czwartą, uwspółcześnioną w nowym ujęciu Waldemara Domańskiego. Ta ostatnia ma wdzięk rymów Sztaudyngera a po trosze Skrzyneckiego i przez to jest bardzo krakowska. Zamiast dyplomów wszyscy otrzymali po czekoladowym batoniku „Danusia” wyprodukowanym w jubileuszowej i ponumerowanej serii. Specjalnie na tę okazję wypuścił ją krakowski „Wawel”. . – A ja wygrałem zakład – śmieje się Domański – producenci czekoladek twierdzili, że ich firma nie ma nic wspólnego ani z Sienkiewiczem, ani z Krzyżakami. No, to ja pokazałem ten batonik! Teraz będzie

24

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Technika

Widokówki z Zagłębia Prezentowane widokówki pochodzą ze zbiorów Pana Andrzeja Musiała. Właściciela tej ciekawej kolekcji poprosiliśmy o kilka słów o sobie i swojej pasji. Mam 57 lat, urodziłem się i wychowywałem na Pogoni w Sosnowcu, mam wykształcenie średnie techniczne. W maju 2010 zostałem członkiem STKZD w Będzinie, a od stycznia tego roku pełnię funkcję sekretarza stowarzyszenia. Widokówkami interesowałem się od młodych lat, były w moim domu. Ponieważ interesuję się fotografią, utrwalaniem znikających miejsc Zagłębia, a zwłaszcza starą zabudową, zacząłem szukać w archiwach fotografii starego Sosnowca i wówczas zainteresowały mnie widokówki, jedynie one utrwaliły nieistniejące miejsca – tak się zaczęło i trwa nadal. Ciekawe widokówki można teraz kupić na aukcjach internetowych, rzadko można coś dostać na bazarach, są to jednak drogie rzeczy, w miarę możliwości finansowych powoli powiększam moją kolekcję. Interesuję się głównie Sosnowcem, chociaż mam też widokówki z Zagłębia jako całego regionu (tylko współczesne). Moje zbiory widokówek o Sosnowcu można podzielić tematycznie: pałace przemysłowców, parki, przemysł, architektura miejska (teatr, hotele), dworce oraz społeczeństwo. Oprac. P. Sarna

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

25


Technika

26

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Zagłębiowskie perły techniki zdj. Robert Garstka Kontynuujemy rozpoczętą jeszcze w ubiegłym roku prezentację zagłębiowskich zabytków techniki. W numerze 6/2010 przedstawiliśmy trzy zagłębiowskie obiekty, które dołączyły do powstałego w 2006 roku Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego, przypomnieliśmy także o planach założycielskich Zagłębiowskiego Szlaku Zabytków Techniki. Projekt opracował Dariusz Walerjański, Dyrektor Międzynarodowego Centrum Dokumentacji i Badań nad Dziedzictwem Przemysłowym dla Turystyki w Zabrzu na podstawie materiałów przekazanych przez Starostwo Powiatowe w Będzinie. W poprzednim numerze na zdjęciach Roberta Garstki przedstawiliśmy kolejne obiekty, przytoczyliśmy także wypowiedzi przedstawicieli instytucji zaangażowanych w projekt – Dariusza Jurka z Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego oraz Krzysztofa Kozieła, rzecznika prasowego Starostwa Powiatowego w Będzinie. Na zdjęciach wykonanych przez Roberta Garstkę prezentujemy kolejne perły techniki. PS

Na górze: osiedle robotniecze w Grodźcu tzw Pekin Cementownia Grodziec Na dole: Cementownia Grodziec Odlewnia stali Woźniak Małgorzta i synowie w Sosnowcu Na następnej stronie: Browar w Grodźcu Jeden z ocalałym budynków Kopalni Grodziec

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

27


28

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


magazyn ]DJรกฤ ELRQ\ w kulturze

magazyn ]DJรกฤ ELRQ\ w kulturze

2 #7 (13)

# (14) PDU]HF NZLHFLHฤ

VW\F]Hฤ OXW\

om w duszy gro?

]

0LDรก\ JZDรกWRZQ\ WHPSHUDPHQW L E\รก\ QLH]Z\NOH RGSRUQH 0RฤชH WR V]F]ฤ ฤ FLH ฤชH QLH GRURVรก\ GR FP ZLHONRฤ FL KDQGORZHM" 1LH EXG]Lรก\ ZWHG\ X PQLH ฤชDGQ\FK VSRฤช\ZF]\FK LQVW\QNWyZ

.DWDU]\QD :\ZLDรก

=H]ZLHU]ฤ FHQLH

5]DGNR P\ฤ OLP\ R W\P ฤชH QD]ZDQLH NRJRฤ Z FKZLOL HPRFML E\GOฤ FLHP F]\ ฤ ZLQLฤ MHVW ZรกDฤ FLZLH Eรกฤ GHP ORJLF]Q\P SRQLHZDฤช ]DPLDVW GDQฤ RVREฤ REUDฤชDรผ Z\]ZLVNR WDNLH GRW\ND ]ZLHU]ฤ FLD NWyUHJR FHFK\ QLHUR]Vฤ GQLH SU]\SLVDOLฤ P\ RVRELH : HIHNFLH SRZVWDMH NRPSOHPHQW ฤฉDGQH ERZLHP ]ZLHU]ฤ QLH GRUyZQXMH QDP SRG Z]JOฤ GHP PDรกRฤ FL SU]HZURWQRฤ FL L Pฤ FLZRฤ FL

=ZLHU]ฤ F]ฤ VWR ]MDGD ]ZLHU]ฤ 1LH PRฤชQD ]DSRPQLHรผ ฤชH PLฤ FLXWNL PUXF]ฤ F\ NRWHN MHVW EH]Z]JOฤ GQ\P GUDSLHฤชQLNLHP ]DELMDMฤ F\P F]ฤ VWR GOD SU]\MHPQRฤ FL OXE ZSUDZ\ QLH EDZ VLฤ MHG]HQLHP ยฑ MDN QLHPฤ GU]H EU]PL WR VWRรกRZH SU]\ND]DQLH ล ZLDGRPRล FL VSR- JG\ FKRG]L R NRWD GUฤ F]ฤ FHJR P\V] 1LH PD WX ]QDF]HQLD F]\ SDQL MHVW ZHJHWDULDQNฤ F]\ QLH 7UDD Zฤ JOX L ] QLHJR JHGLD QLH SROHJD QD W\P ฤชH NRW ]DELMD DOH QD W\P ฤชH QLH PRฤชH QLH ]DELMDรผ -HGQDN MHฤ OL VLฤ WHPX ] EOLVND SU]\MU]Hรผ RMDU]ฤ VLฤ ] SLZHP PRW\Z\ ]ZLHU]ฤ FLD Vฤ HW\F]QLH F]\VWH &KRG]L R ]DVSRVDPL R VRELH" -HVW NDMDQLH LQVW\QNWX NWyU\ RNDฤชH VLฤ QLH]Eฤ GQ\ JG\ PLVND Eฤ G]LH SXVWD 6Wฤ G NRQLHF]QRฤ รผ รผZLF]Hฤ WDN XGHU]DMฤ FD RZDQ\ SU]H] &HQX NRWyZ GRVNRQDOH RGฤช\ZLRQ\FK L WU]\PDQ\FK Z GREU\FK ZDUXQNDFK 1LH MHVW WR ZLฤ F RNUXFLHฤ VWZR SRQDG PLDUฤ XNDFML UHJLRQDOQHM -DNฤชH PD VLฤ GR WHJR Gฤ ฤชHQLH F]รกRZLHND GR Z\ZRรก\ZDQLD Zฤ G]LDUVNL Z JZDZRMHQ ]DZรกDV]F]DQLD ]LHP L GyEU HNVWHUPLQDFML W\FK NWyU\FK DNWXDOQLH XZDฤชD ]D SU]HFLZQLNyZ" .UHZ QLH MHVW QDZLH L NXOWXU]H WHJR ZR]HP GR Xฤช\ฤจQLDQLD ]LHPL &]HPX VรกXฤช\ ]DELHUDQLH L SRฤ ZLฤ FDQLH ฤช\FLD MDNL FHO PD E\รผ RVLฤ JQLฤ W\" &]\ FKRG]L W\ONR FLH R XMฤ FLH GOD QDGPLDUX DGUHQDOLQ\ D ]DWHP VรกXฤชHQLH MDNLHPXฤ SRNUฤ WQHPX LQVW\QNWRZL"

VX PLHMVNLHJR ]D: QDV]HM NXOWXU]H QLH MHP\ ]ZLHU]ฤ W GRPRZQLNyZ PDW UROL L FKRFLDฤช MHVW G\VNXV\MQH F]\ NURZD L NXUD VWRMฤ Z U]HF]\ZLล ZLDGRVWHM KLHUDUFKLL GXฤชR QLฤชHM RG NRWD F]\ SVD =GDU]\รกR PL VLฤ L VFHQ\ SRSURVLรผ Z ]DSU]\MDฤจQLRQ\FK GHOLNDWHVDFK R ร ฤ GUฤ DOER VROฤ WHDWUDOQHM FWZD :ฤ JORZHJR 3DQL * ]DF]ฤ รกD SU]HJU]HE\ZDรผ GOD PQLH ]DPUDฤชDUNฤ ยฑ 1LH PD ยฑ ]GHF\GRZDรกD Z\MPXMฤ F NROHMQฤ ]DIROLRZDQฤ WXV]Nฤ JDZฤ G]LDU]\ ยฑ 1LHVWHW\ DQL VROL DQL ร ฤ GU\ QLH PD $OH PRฤชH VSUyEXMH SDQL WLODSLL" 3RNUฤ FLรกDP JรกRZฤ UH]\JQXMฤ F ยฑ /XG]LH WR FK SURMHNWX SURZDNXSXMฤ ยฑ ]DFKฤ FDรกD SDQL * RU GU ' .U]\ลง\N F]NR 1D]ZD U\E\ EU]PLDรกD MHGQDN QLHEH]SLHF]QLH ]QDMRPR 0RMH

SRGHMU]HQLD SRWZLHUG]Lรก\ VLฤ SR SRZURFLH GR GRPX ,QWHUQHW L NVLฤ ฤชNL DNZDU\VW\F]QH LQIRUPRZDรก\ ]JRGQLH ฤชH U\ED ]QDQD SRG QD]Zฤ WLODSLD MHVW KRGRZDQฤ Z DNZDULDFK SLHOฤ JQLFฤ RULL NRQNXUVX EH] 3U]\SRPQLDรกDP VRELH VWDGNR PRLFK JUDQDWRZR F]DUQ\FK U\EHN KRGRZDQ\FK Z URG]LQQ\P DNZDULXP SRG NRQLHF ODW NVWyZ DXWRUVNLFK

DOL VLฤ XWZRUDPL F]\ * 0RUFLQDN

'DOV]H EXV]RZDQLH SR LQWHUQHFLH SU]\QLRVรกR NROHMQH QLHPLรกH RGNU\FLD 2WR RND]XMH VLฤ ฤชH MHGQD ] PRLFK QDMXOXELHฤ V]\FK U\EHN JXUDPL GZXSODPLVW\ QLHELHVNL 7ULFKRJDVWHU WULFKRSWHUXV XFKRG]L Z $]ML ]D SU]\VPDN 8URF]\ Zฤ VDW\ VSRNRMQ\ JXUDPL NWyU\ EH] WUXGX UR]SR]QDMH VZRMHJR SDQD Z SRU]H NDUPLHQLD L SRGSรก\ZD GR SU]HGQLHM V]\E\ DNZDULXP 3UDZR GR ]MDGDQLD EUDFL PQLHMV]\FK Z\ZRG]RQH MHVW ] %LEOLL F]\ฤ FLH VRELH ]LHPLฤ SRGGDQฤ %\รผ PRฤชH MHGQDN OLF]\ VLฤ MDN SDQ VWZRU]HQLD SRGSRU]ฤ GNRZXMH VRELH UHV]Wฤ VWZRU]HQLD" 3U]\SRPLQDMฤ PL VLฤ VRERWQLH GLDORJL PLฤ G]\ PRMฤ EDENฤ 6WHIDQLฤ D G]LDGNLHP :รกDG\VรกDZHP ยฑ :รกDGHN ]DELรกE\ฤ NXUฤ QD RELDG $ FR PL RQD ZLQQD" : HIHNFLH EDEND VLDGDรกD QD SLHฤ NX GR Uฤ EDQLD GUHZQD QD NRODQDFK WU]\PDMฤ F ZLHU]JDMฤ Fฤ NXUฤ NWyUHM XU]\QDรกD V]\Mฤ UDF]HM Wฤ S\P QRฤชHP NXFKHQQ\P 5RVyรก QD QLHG]LHOฤ ] GRPRZ\P PDNDURQHP VWDZDรก VLฤ FLDรกHP : QDV]\FK UHODFMDFK ]H ]ZLHU]ฤ WDPL WDN MDN L G]LHรผPL EUDN F]ฤ VWR ORMDOQRฤ FL .RQLD NWyU\ RGGDรก QDP FDรกฤ SUDFRZLWฤ PรกRGRฤ รผ L ZLHN GRMU]Dรก\ SRV\รกDP\ QD VWDURฤ รผ QD VSฤ G ZLHG]ฤ F ฤชH SRMHG]LH GR :รกRFK MDNR ZSyรกฤช\Z\ NDEDQRV .XSXMHP\ MDMND ] IHUP R]QDF]RQH WUyMNฤ FKRรผ SU]HFLHฤช SLV]ฤ WX L WDP ฤชH NXU\ NWyUH MH ]QLRVรก\ ]JLQฤ SR URNX RG QDGPLHUQHM HNVSORDWDFML RUD] RGZDSQLHQLD 3HZQLH V]F]ฤ ฤ OLZD NXUD ]QRVL OHSV]H MDMND SUREOHP Z W\P ฤชH Vฤ RQH QDZHW SLฤ รผ UD]\ GURฤชV]H .XU\ Z RJyOQRฤ FL QLH Eรก\V]F]ฤ LQWHOHNWHP DOH ]GDU]\รกR PL VLฤ NLOND MDNR WDNR RVZRLรผ MDGรก\ ]LDUQR ] Uฤ NL L GDZDรก\ VLฤ JรกDVNDรผ :\VWDUF]\ SRSDWU]Hรผ MDN VLฤ ]DFKRZXMฤ czy QDU]HNDMฤ F]\ JรกDG]ฤ SLyUND E\ EH]Eรกฤ GQLH SU]HZLG]LHรผ SRJRGฤ QD QDMEOLฤชV]\ G]LHฤ /XELฤ WHฤช Z\JU]HZDรผ VLฤ Z SLDVNX PDMฤ VZRMฤ KLHUDUFKLฤ G]LREDQLD D NDฤชGฤ UR]SLHUD DPELFMD E\ XVLฤ ฤ รผ MDN QDMZ\ฤชHM 'DM NXU]H JU]ฤ Gฤ ยฑ D MD Z\ฤชHM VLฤ Gฤ .LHG\ SU]HJOฤ GDP WHQ SRELHฤชQ\ VSLV FHFK NXU]\FK XGHU]D PQLH LFK SRGRELHฤ VWZR GR LQQHJR JDWXQNX JDWXQNX NWyU\ REHFQLH MHVW VDPR]ZDฤ F]\P NUyOHP VWZRU]HQLD 1LH]PLHQQLH P\ฤ Oฤ ฤชH QDMWUXGQLHMV]H GOD F]รกRZLHND MHVW SU]\]QDQLH VLฤ GR ZรกDVQHM ]ZLHU]ฤ FHM QDWXU\ RUD] WHJR ฤชH ]H]ZLHU]ฤ FHQLH MHVW Z VZHM LVWRFLH RNUHฤ OHQLHP SR]\W\ZQ\P *G\E\ฤ P\ VLฤ SU]\]QDOL PXVLHOLE\ฤ P\ WHฤช UR]SR]QDรผ VLHELH Z W\P FR OHฤช\ SU]\ EXUDF]NDFK ]H ZV]\VWNLPL WHJR NRQVHNZHQFMDPL -D WHฤช

marzec โ kwiecieล 2011 nr 2(14)

29


3RH]MD

8UZDQH ] GURJL QLHRSRGDO -HU]HPX /XFMDQRZL :RฤจQLDNRZL 3R W\P VWRVLH ]DSLVDQ\FK NDUWHN ZLHP\ MXฤช SDWU]ฤ F SU]H] WHOHVNRS JG]LH MHVW QDV]H PLHMVFH" , F]\ WR ZDฤชQH"

.DURO *UDF]\N ZLHUV]H

3yNL ฤช\MHP\ MHVW Z QDV VSRUR ZLDU\ ฤชH QLH SU]HPLQLHP\ D SyฤจQLHM MDNLH SyฤจQLHM" .LHG\ F]Xรผ XGHU]HQLH SU]\SDGNRZHM ฤช\OHWNL Z RSXV]HN SDOFD EXG]L VLฤ FLHSรกR L EyO NLHG\ NRFKDP\ OXG]L MDN ]Pฤ F]RQ\ รกyฤชNR QLH OLF]\ VLฤ QLF SR]D WH SRGUฤ F]QH VSUDZ\ 0RฤชH QDV NLHG\ฤ ZVSRPQฤ DOH QLH RFDOฤ ]UHV]Wฤ F]DV MHJR Sฤ G Z QLH ZLHP GRVNRQDOH ]DP\ND ZV]\VWNLH VSUDZ\ 1LH REXG]ฤ QDV NLHG\ฤ FKRรผE\ UZDOL SODVWHU ] JRMฤ FHM VLฤ UDQ\ L FR MHVW Z W\P ]รกHJR" :V]\VF\ E\OLฤ P\ PรกRG]L MHฤ OL Eฤ G]LH GREU]H Eฤ G]LHP\ L VWDU]\ 'DM %yJ ฤชHE\ QD NRฤ FX NWRฤ ]PLHQLDรก URฤ OLQQRฤ รผ SU]\ QDV]\P NDPLHQLX

6]F]\W HOHJDQFML .XSQR GRPX EH]FHQQH QDZHW ] SHรกQฤ ฤ ZLDGRPRฤ FLฤ ฤชH WR MXฤช RVWDWQLD SU]HSURZDG]ND ฤชH SU]\MG]LH WX XPU]Hรผ FKRFLDฤช G]LVLDM WR MHVW MHV]F]H QDV] F]DV ]DQLP V]WXND VSDGDQLD Z V]F]\FLH HOHJDQFML SRFLฤ JQLH GR ]LHPL %DODVW EUDQLD ZV]\VWNLHJR FR G]LZQH ]D ZรกDVQH L NLOND U]HF]\ NWyUH QDP QLH Z\V]รก\ Z\FKRG]ฤ QD ฤ ZLDWรกR Z Eรก\VNX ฤช\OHWHN D LFK RVWU\ Mฤ ]\N ZRรกD MDN ]DSDFK QDGFKRG]ฤ FHM OHNNLHM ZLRVQ\ 0RฤชH ZLฤ F QDMOHSLHM REVWDZLรผ Z\ฤ FLJ Z NRQWU]H ฤชHE\ Z\JUDรผ ZLฤ FHM" 0RฤชH ZWHG\ GR QDV QLH GRWU]H P\ฤ O R W\P GRPX MDN R VDUNRIDJX R QDV]\P PLHMVFX Z F]DVLH L SU]HVWU]HQL MDNLH PDMฤ PXFK\ PLMDMฤ FH VLฤ Z ORFLH ]H VNUDZNDPL NXU]X" 3R SLHUZV]H WR FR ]D QDPL 3R GUXJLH ฤชH WR SU]HFLHฤช QLH PRฤชH E\รผ NRQLHF 3yฤจQLHM ZPyZ VRELH ฤชH ฤ ZLDW QD FLHELH QLH ]DVรกXJXMH 6SUyEXM XZLHU]\รผ 7ZyM QRZ\ GRP WR V]F]\W HOHJDQFML 2GHWFKQLM

30

nr 2(14) marzec โ kwiecieล 2011


3RH]MD

'RSá\Z 3RSá\Ĕ QLHFK NDĪGH ] QDV SRSá\QLH FKRFLDĪ WDN QDP GREU]H ĪH QLNW QLH XZLHU]\ , VáXV]QLH ]E\W ZLHONL UXFK ZH ZV]\VWNLP FR Ī\MH ĪHE\ QDGDZDü WHPX LPLĊ Z WDN SURVW\P MĊ]\NX NWyU\ QLH Sá\QLH L QLH SU]\]Z\F]DMD VLĊ GR ]PLDQ WDN V]\ENR SR]RVWDMH VREą 0\ L WDN EĊG]LHP\ 2G VNUyFHQLD GR XMĞFLD MHVW QDV Z QDV QDMZLĊFHM :HMG]LHP\ Z RELHJ PQLHM OXE EDUG]LHM Sá\QQLH ĪHE\ SyĨQLHM V]XNDü VLĊ U]DG]LHM QLĪ F]ĊVWR Z QXPHUDFK WHOHIRQyZ L WZRLFK ]QDMRP\FK ZPLHV]DQ\FK Z WáXP W\FK NWyU\FK ]QDP\ W\ONR GOD VWDW\VW\N 1XUW QLHFK QDP ZHMG]LH Z NUHZ VSRNRMQ\ DOH ELRUąF\ ]H VREą NROHMQH PHWU\ ZRG\ QD REUDQHM ĞFLHĪFH 3UąG L SXOV =PLDQ\ WHPSHUDWXU .UHZ ZH PQLH U]HND SRG NUą W\ JG]LHNROZLHN LQG]LHM

Karol Graczyk XU Z SRHWD SUR]DLN G]LHQQLNDU] 5HFHQ]HQW Z G]LHG]LQLH OLWHUDWXU\ ¿OPX RUD] PX]\NL =DáRĪ\FLHO L UHGDNWRU QDF]HOQ\ LQWHUQHWRZHJR PLHVLĊF]QLND V]WXNL 3ROVNLH .XOWXUDOQH 3RG]LHPLH 6ZRMH WHNVW\ SXEOLNRZDá P LQ ZH )UD]LH 2EU]HĪDFK 7ZyUF]RĞFL .R]LPU\QNX 7\JOX .XOWXU\ ĝODG]LH =HV]\WDFK 3RHW\FNLFK L 3LQH]FH 2G NZLHWQLD U SURZDG]L VWDáą UXEU\NĊ Z .R]LPU\QNX 2SXEOLNRZDá NVLąĪNL 2NR L RNR 2VLHPG]LHVLąW F]WHU\ RUD] àRZ\ :UD] ] 0DUNLHP :RMFLHFKRZVNLP SURZDG]L 3UDFRZQLĊ /LWHUDFNą Z *RU]RZLH :ONS 'ZXNURWQ\ VW\SHQG\VWD 3UH]\GHQWD *RU]RZD :ONS :VSyáRUJDQL]DWRU *RU]RZVNLHJR )HVWLZDOX 3RHW\FNLHJR :DUWDO

31 marzec – kwiecień 2011 nr 2(14)

31


1TM _Iฤทa WL_IOI' 7DN ZV]\VWNR ]DF]ฤ รกR VLฤ RG NUyORZHM (OฤชELHW\ .UyORZHM $QJOLL" $OH QLH (OฤชELHW\ ,, W\ONR (OฤชELHW\ , 6รก\V]HOLฤ FLH NLHG\ฤ R VLU :DOWHU]H 5DOHLJK" 7R WHQ FR U]XFLรก GOD QLHM SรกDV]F] SU]H] NDรกXฤชฤ .LHG\ฤ SDOLรกHP SDSLHURV\ 5DOHLJK : NDฤชGHM SDF]FH E\รก NXSRQ QD SUH]HQW 1R ZรกDฤ QLH 5DOHLJK SU]\ZLy]รก GR $QJOLL W\WRฤ $ SRQLHZDฤช E\รก XOXELHฤ FHP NUyORZHM ยฑ PyZLรก QD QLฤ ร NUyORZD %HVV\ยด ยฑ SDOHQLH SU]\Mฤ รกR VLฤ QD GZRU]H %HVV\ WHฤช VRELH QLHUD] VSDOLรกD F\JDUNR ] VLU :DOWHUHP .LHG\ฤ VLฤ ] QLฤ ]DรกRฤช\รก ฤชH SRWUDยฟ ]ZDU]\รผ G\P =ZDฤช\รผ G\P" 'RNรกDGQLH =ZDฤช\รผ G\P 1LH GD VLฤ 7R MDN ZDฤช\รผ SRZLHWU]H 2ZV]HP G]LZQH -DNE\ ZDฤช\รผ OXG]Nฤ GXV]ฤ 6LU :DOWHU E\รก รกHEVNL IDFHW 1DMSLHUZ Z]Lฤ รก FDรกH F\JDUR SRรกRฤช\รก QD ZDG]H L ]ZDฤช\รก $ SRWHP SU]\SDOLรก MH L SDOฤ F RVWURฤชQLH VWU]HS\ZDรก FDรก\ SRSLyรก QD V]DONฤ .LHG\ VNRฤ F]\รก GRรกRฤช\รก GR SRSLRรกX QLHGRSDรกHN L ]ZDฤช\รก WR ZV]\VWNR 3RWHP RGMฤ รก Z\QLN RG ZDJL QLHZ\SDORQHJR F\JDUD $ UyฤชQLFD WR ZDJD G\PX 3$8/ $867(5 ] ยฟOPX 6PRNH

&R ZLHFLH R 6RNUDWHVLH" ยฑ S\WD /XGZLJ $SHOEDXP L QLH F]HNDMฤ F QD RGSRZLHGฤจ PyZL ยฑ W\OH W\ONR ฤชH E\รก JUHFNLP V]HZFHP ยฟOR]RIHP V\QHP DNXV]HUNL MDGรก QLH]GURZR SLรก GXฤชR PLDรก ฤชRQฤ .VDQW\Sฤ UDF]HM JRVSRGDUQฤ QLฤช รกDGQฤ ฤชH OXELรก UR]PDZLDรผ ] OXGฤจPL L ]PDUรก Z\SLMDMฤ F F\NXWฤ ] SREXGHN EDUG]LHM LGHRORJLF]Q\FK QLฤช UDFMRQDOQ\FK 3R]D W\P QLHZLHOH 7\FK NLOND IDNWyZ ] NLHV]RQNRZHM HQF\NORSHGLL Z NWyUHM 6RNUDWHV PLHฤ FL VLฤ JG]LHฤ SRPLฤ G]\ VROHF\]PHP D VRVQฤ $ F]\ E\รก RGZDฤชQ\" ยฑ WHUD] Z]URN /XGZLJD $SHOEDXPD VNXSLD VLฤ QD QDV]\P QHUZRZ\P SRV]XNLZDQLX Z\Mฤ FLD FKRรผE\ PDรกHM WDEOLF]NL QDG GU]ZLDPL ] QDSLVHP (;,7 $OHฤช WDN ยฑ SDGD JรกRV ] NRฤ FD VDOL ยฑ MXฤช 3ODWRQ ZVSRPLQD R W\P Z VZRLP ร /DFKHVLHยด 7R FLHNDZHยซ ยฑ FLฤ JQLH /XGZLJ ยฑ SURV]ฤ NRQW\QXRZDรผ 7HUD] PรกRG\ FKรกRSLHF ] UXGฤ UR]F]RFKUDQฤ F]XSU\Qฤ L VSRFRQ\PL GรกRฤ PL V]XND RGSRZLHGQLHJR IUDJPHQWX Z FKXGHM QLHELHVNLHM NVLฤ ฤชHF]FH 2 MHVW ยฑ NU]\F]\ ยฑ MHฤ OL SDQ SR]ZROL Eฤ Gฤ F]\WDรก %DUG]R SURV]ฤ ยฑ /XGZLJ VNLQฤ รก OHNNR JรกRZฤ L XVLDGรก QD VNUDMX GXฤชHJR ELXUND /DFKHV -DNฤชH WR P\ฤ OLV] 6RNUDWHVLH" 6RNUDWHV -D SRZLHP MHฤชHOL W\ONR SRWUDยฟฤ 0ฤ ฤชQ\ MHVW L WHQ R NWyU\P W\ PyZLV] FR WR Z V]HUHJX WUZD L ZDOF]\ ] QLHSU]\MDFLyรกPL /DFKHV -D WR SU]HFLHฤช PyZLฤ 6RNUDWHV , MD WHฤช $OH MDNฤชH ]QRZX WHQ NWyU\ ZDOF]\ ] QLHSU]\MDFLyรกPL XFLHNDMฤ F D QLH WUZDMฤ F QD SODFX" /DFKHV -DN WR XFLHNDMฤ F" 6RNUDWHV 7DN MDN WR L R 6F\WDFK MDNRฤ PyZLฤ ฤชH ZDOF]ฤ QLH PQLHM ZWHG\ JG\ XFLHNDMฤ MDN L ZWHG\ JG\ JRQLฤ GUXJLFK , +RPHU JG]LHฤ WDP FKZDOL NRQLH (QHDV]D FR WR V]\ENR WR Wฤ G\ WR Wฤ G\ SRZLDGD L JRQLรผ XPLHMฤ L ]P\NDรผ , VDPHJR (QHDV]D Z W\P VSRVRELH SRFKZDOLรก ]D MHJR ZLHG]ฤ GRW\F]ฤ Fฤ VWUDFKX L SRZLHG]LDรก ฤชH RQ E\รก PLVWU]HP SRSรกRFKX

6รกRZD NWyUH QDP WX 3DQ UDF]\รก SU]\WRF]\ ฤ ZLDGF]ฤ R RGZDG]H 6RNUDWHVD SRฤ UHGQLR Vฤ WR MXฤช ERZLHP MHJR

32

SU]HP\ฤ OHQLD D SURSRV RGZDJL MDNR WDNLHM $OH WDN SU]\]QDMฤ ฤชH WU]HED E\รผ RGZDฤชQ\P QLHZฤ WSOLZLH DE\ SRZLHG]LHรผ FRฤ WDNLHJRยซ ยฑ /XGZLJ ]DP\ฤ OLรก VLฤ DE\ SR FKZLOL XGHU]\รผ Z QDV]HJR UXGHJR ]LRPND UD] MHV]F]H ยฑ VZRMฤ GURJฤ F]\ VรกRZD ZLHONLHJR 6RNUDWHVD QLH EU]PLฤ 3DQX F]DVDPL MDN XVSUDZLHGOLZLHQLH" ยฑ /XGZLJ RGZUDFD VLฤ WHUD] GR QDV SOHFDPL VWRL WDN FKZLOฤ SR F]\P SRGFKRG]L GR RNQD :\JOฤ GD ]XSHรกQLH MDNE\ SDWU]\รก F]\ VWRรกyZND NWyUD ]QDMGXMH VLฤ Z SU]HFLZOHJรก\P EXG\QNX QLH ]DF]ฤ รกD MXฤช PRฤชH Z\GDZDรผ RELDGX ยฑ $ SRZLQQ\" ยฑ UXG]LHOHF WURFKฤ ]XFKZDOH U]XFLรก WR S\WDQLH MDNE\ E\รก FLHNDZ FR WHUD] ]UREL /XGZLJ $OH WHQ W\ONR Xฤ PLHFKQฤ รก VLฤ SRG QRVHP L U]XFLรก WR VZRMH E\รผ PRฤชH NWR ZLH QLF QLH MHVW SRZLHG]LDQH ยฑ 1R ZLฤ F MDN MHVW ] Wฤ RGZDJฤ " ยฑ GRFLHNDรก ยฑ : SHSHSHZQ\FK V\V\WXDDDFMDFK RGZDDJD PRฤชH E\รผ RGELHELHELHUDQD MDMDMDยซ L WX ]DWU]\PDรก VLฤ QD FKZLOฤ Z VZHM PR]ROQHM Z\SRZLHG]L VWXGHQW SLHUZV]HJR VHPHVWUX ยฟOR]RยฟL ยฑ MDMDNR JรกXXXSRRRWD ยฑ &R MHV]F]H" ยฑ /XGZLJ EรกDJDOQ\P Z]URNLHP ฤ FLฤ JDรก GR VLHELH WHUD] SU\PXVD QDV]HM JURPDGNL :LGDรผ ฤชDO PX VLฤ ]URELรกR VZRMHJR SU]HGPyZF\ NWyU\ GRWฤ G QHUZRZR ]DFLฤ JDรก VLฤ SRZLHWU]HP ยฑ 7DN ]ZDQD RGZDJD WR ]QRZX QLF WDNLHJR 2G GDZQD SU]HFLHฤช ZLDGRPR ฤชH WDN ]ZDQ\ KRPRVDSLHQV Z FKZLODFK WDN ]ZDQHJR ]DJURฤชHQLD JRWyZ MHVW ZEUHZ WDN ]ZDQHM ORJLFH U]XFLรผ VLฤ ] LPSHWHP QD RVREQLND ZLฤ NV]HJR RG VLHELH Z REURQLH WDN ]ZDQHJR ฤช\FLD ยฑ 7R SUDZGD 1D NLONDQDฤ FLH VHNXQG ]DSDGรกD ]XSHรกQD FLV]D /XGZLJ W\ONR VLHG]LDรก QD ELXUNX MDN QD WU]HSDNX L PDFKDรก QRJDPL RG QLHFKFHQLD :LGDรผ L MHPX ]GDU]DMฤ VLฤ FKZLOH UR]WDUJQLHQLD ยฑ SRP\ฤ ODรกHP 1DJOH MHGQDN RFNQฤ รก VLฤ L ]DF]ฤ รก Z WH VรกRZD ยฑ 6NRUR PRZD PD E\รผ R RGZDG]H R RGZDG]H 6RNUDWHVD GRGDMP\ ZUyรผP\ QD FKZLOฤ GR GQLD Z NWyU\P WR ยฟOR]RI ZLฤ ]Dรก Z VZ\P OLFK\P SU]HGSRNRMX U]HP\NL X VDQGDรกyZ SRGF]DV JG\ MHJR ฤชRQD V]\NRZDรกD

marzec โ kwiecieล 2011 nr 2(14)


PX GUXJLH ĞQLDGDQLH 6RNUDWHV Z\ELHUDá VLĊ ERZLHP QD ]QyZ VNLHURZDQ\ E\á QD UXGHJR NWyU\ WHUD] Z\UDĨQLH E\á ZRMQĊ ] NWyUHM ± QLH PyJá SU]HFLHĪ ZLHG]LHü ± F]\ ZUyFL ] VLHELH GXPQ\ 5R]SR]QDü WR PRĪQD E\áR SR W\P Z\D MDN ZLDGRPR QLH Z\SDGD MHVW XPLHUDü QD SXVW\ ĪRáąGHN UD]LH WZDU]\ NWyU\ ]Z\NOH RGELHUDQ\ MHVW MDNR XĞPLHFK ± -DN WR E\á áDVNDZ QDP 3DQ SU]HF]\WDü« WDN MDN WR L R 1R ZLĊF 6RNUDWHV MDNR ĪH MHJR URF]QH GRFKRG\ QLH 6F\WDFK MDNRĞ PyZLą ĪH ZDOF]ą QLH PQLHM ZWHG\ JG\ SU]HZ\ĪV]Dá\ GáXJyZ ZFLHORQ\ ]RVWDá GR OHNNR]EURMQHM XFLHNDMą MDN L ZWHG\ JG\ JRQLą GUXJLFK 6RNUDWHV ZLHSLHFKRW\ = F]HJR QDZHW VLĊ XFLHV]\á JG\Ī ± SRP\ĞODá ± G]Ċ QD WHPDW VWUDFKX PLDá ] SHZQRĞFLą GXĪą Ī\á ZV]DN Z WUDNFLH ZLHORJRG]LQQHJR PDUV]X GR 'HOLRQ PRĪQD SRG MHGQ\P GDFKHP ] .VDQW\Są R NWyUHM UyĪQLH PyXFLąü VRELH FLHNDZą SRJDZĊGNĊ R GDMP\ QD WR VHQVLH ZLRQR QD PLHĞFLH 0QLHMV]D MHGQDN R WDMHPQLFH DONRZ\ OXG]NLHJR LVWQLHQLD R FR Z RGG]LDOH MD]G\ NRQQHM MHVW :UyüP\ QD SROH ELWZ\ QD NWyU\P 6RNUDWHV ZSDGD WHUD] QLHSRUyZQ\ZDOQLH WUXGQLHM 3ODQ QD ELWZĊ E\á SURVW\ QD V]F]ZDQ\ SODQ -HĞOL PQLH WX ]QDMGą ± P\ĞOL ± D ]QDMSLHFKRWD VWRL VRELH QD ĞURGNX SROD FLFKR L MDNE\ QLJG\ Gą SUĊG]HM F]\ SyĨQLHM WR PRMH V]DQVH QD SU]HWUZDQLD QLF FR PD RĞPLHOLü ZURJyZ L VNáRQLü GR SLHUZV]HJR XGH- ]PDOHMą GR ]HUD &R ZLĊF URELü ± ]DGDMH S\WDQLH ± VDP U]HQLD QR D W\PF]DVHP NRQQLFD UyZQLH FLFKR SRUXV]D MHGHQ SU]HFLZ W\OX" , ZWHG\ GR JáRZ\ 6RNUDWHVRZL SU]\VLĊ VNU]\GáDPL L ]DVNDNXMH ZURJD RG W\áX 7DNL E\á SODQ FKRG]L ]DVDGD UyZQRZDJL Z SU]\URG]LH 0RJĊ SU]HFLHĪ Z NWyUHJR SURVWRFLH 6RNUDWHV ZĊV]\á MHGQDN ]DJURĪHQLH VWZRU]\ü LOX]MĊ WHJR ĞZLDWD L ]DJUDü MDN DNWRU 3RF]Xü : GQLX VWDUFLD RG UDQD 6RNUDWHV MDGá FHEXOĊ NWyUD ZH- VLĊ MDN MHGHQ ] W\FK DWHĔVNLFK ORZHODVyZ RG +RPHUD« GáXJ VWDURĪ\WQ\FK Z]PDJDü PLDáD RGZDJĊ -DN QDP MHG- ± PyZLá UR]PDU]RQ\ SRG QRVHP *G\ W\ONR 3HUVRZLH QDN ZLDGRPR ] RFDODá\FK V]F]ĊĞOLZLH ZVSRPQLHĔ JUHF- ]DF]ĊOL VLĊ ]EOLĪDü 6RNUDWHV ]DF]ąá Z\GDZDü NRPHQNLFK NXUW\]DQ SU]HFKRZ\ZDQ\FK GR G]LVLDM Z %ULWLVK G\ NU]\F]Hü QDZRá\ZDü GR DWDNX VZRLFK GUXKyZ WDN 0X]HXP MHG\Q\PL ]H ]QDQ\FK VNXWNyZ XERF]Q\FK DE\ SU]HFLZQLN SU]HNRQDQ\ E\á ĪH ZSDGá Z ]DVDG]NĊ MHG]HQLD FHEXOL Z LORĞFLDFK KXUWRZ\FK E\á\ REVWUXN- L ĪH RWR F]HND QD QLHJR Z W\FK PJOLVW\FK ]DURĞODFK QLH FMH L QDGPLHUQD SRWOLZRĞü 1R ZLĊF Z GQLX ELWZ\ MHGHQ WFKyU]OLZ\ ¿OR]RI D FDáD JUHFND DUPLD )RUWHO VLĊ 6RNUDWHV L MHJR WRZDU]\V]H EURQL VWDOL SRĞUyG JáĊERNLHM XGDá %LWZĊ $OF\ELDGHV RGKDF]\á Z QRWHVLH MDNR Z\JUDQą PJá\ Z ĞURGNX SROD ]LHMąF FHEXOą L F]HNDMąF QD ZURJD D 6RNUDWHVD ± QD MHJR V]F]ĊĞFLH ± ]DQLHĞOL GR GRPX QD 6WDOL WDN JRG]LQĊ GZLH NWR ZLH« PRĪH QDZHW WU]\ UDPLRQDFK MDNR ERKDWHUD : W\P PLHMVFX UR]SRF]\QD VLĊ ]DQLP GRELHJá LFK ]JU]\W VWDOL FKU]ąNQLĊFLH NRĞFL L NU]\N WUDJHGLD NWyUHM QD LPLĊ .VDQW\SD ± 2 NWyUHM WR VLĊ ZUD]QDMRPHJR SLHNDU]D ] $WHQ NWyU\ PLDá PDáą EXGNĊ FD ± NU]\F]\ ĪRQD ± -DN ]Z\NOH FDá\ ERĪ\ G]LHĔ WDNLHJR ] URJDODPL SRG $NURSROHP 3RZLHG]FLH PRMHM ĪRQLH Z GRPX QLH PD XPDZLD VLĊ QD MDNąĞ ZRMQĊ D SRWHP NRĪHE\ QLH ]DSRPQLDáD RGOLF]\ü PRMHM ]EURL RG SRGDWNX« OHG]\ PXV]ą JR SU]\QRVLü ER VDP MXĪ GR GRPX ZUyFLü , WDN RWR SLHUZV]D R¿DUD VSRG 'HOLRQ VWDáD VLĊ IDNWHP QLH PD VLá\ 7DN MHĞOL NWyU\Ğ ] SDQyZ PD ĪRQĊ ZLH GREU]H 6RNUDWHV ]GHF\GRZDQLH QLH FKFLDá E\ü GUXJL QD OLĞFLH D ĪH R F]\P PyZLĊ $OH 6RNUDWHVRZL QLH E\áR GR ĞPLHFKX E\á ] QLHJR áHEVNL IDFHW SRVWDQRZLá GDü QRJĊ D Z RER]LH %R RWR GRWDUáR GR QLHJR ]DSURV]HQLH QD DUHRSDJ JG]LH ]HáJDü ĪH MDNR ¿OR]RI SDF\¿VWD PDMąF\ SUREOHP ] RULHQ- RGHEUDü PLDá RG]QDF]HQLH ]D RGZDJĊ L ZDOHF]QRĞü $OH WDFMą SRP\OLá SyáQRF ] SRáXGQLHP L ]DPLDVW WUD¿ü QD MDN VLĊ WX SU]\]QDü ĪH FDáD WD DIHUD MHVW Z\QLNLHP XFLHF]3HUVyZ GRELHJá DĪ WXWDM SRG RER]RZą NDQW\QĊ $OH 6R- NL ] SROD ZDONL" -HVWHĞFLH SHZQL SDĔVWZR FLHNDZL NRĔNUDWHV MDN SDPLĊWDP\ WĊJL PLDá QLH W\ONR XP\Vá :LHO- FD FDáHM WHM KLVWRULL" &R E\ QLH PyZLü R 6RNUDWHVLH L MHJR NRĞFL MHJR V]DU\FK NRPyUHN EH] SUREOHPX GRUyZQ\ZDá PĊVWZLH ]GRE\á VLĊ RQ Z NRĔFX QD RGZDJĊ L SU]\]QDá GR EU]XFK QLH ZVSRPLQDMąF R NUyWNLFK DOH GREU]H ]EXGR- ZV]\VWNLHJR $OF\ELDGHVRZL , W\ONR .VDQW\SD ĞPLDáD VLĊ ZDQ\FK NRĔF]\QDFK Z OLF]ELH F]WHUHFK UD]HP E\áR WHJR MHV]F]H MDNLĞ F]DV SRWHP PRĪH L ]H VWR GZDG]LHĞFLD NLOR 6ZRMą GURJą QLF G]LZQHJR ĪH VWDURĪ\WQL U]HĨELDU]H WDF\ MDN QD SU]\NáDG )LGLDV] 7DN WR ZáDĞQLH MHVW ] Wą RGZDJą 7\P MHVW RQD ZLĊNV]D SRUWUHWRZDOL VáDZQH SHUVRQ\ RJUDQLF]DMąF VLĊ ]DOHGZLH LP V]F]HU]HM SU]\]QDP\ VLĊ GR ZáDVQ\FK VáDERĞFL $E\ GR JáRZLH ]D SRSLHUVLH QLH Z\FKRG]ąF 1R ZLĊF ZDJD SU]HNRQDü VLĊ LOH PDP\ MHM Z VRELH Z\VWDUF]\ RG QDV]HM 6RNUDWHVD ] SHZQRĞFLą QLH GRGDZDáD PX RGZDJL 0RĪQD UHSXWDFML RGMąü SUDZGĊ NWyUD ]QDP\ D UyĪQLFD NWyUD SRQDZHW SRNXVLü VLĊ R VWZLHUG]HQLH ĪH RG ZDJL VLĊ ZV]\VWNR ]RVWDQLH EĊG]LH ZDJą QDV]HM RGZDJL ]DF]ĊáR :V]\VWNR WR ]QDF]\ FDáD WD ZRMHQQD NDEDáD NWyUD SRSURZDG]LáD 6RNUDWHVD RG SyO SRG 'HOLRQ DĪ QD DUHRSDJ 7áXVW\ ¿OR]RI XFLHNDMąF QLH ]DXZDĪ\á Z JĊVWHM Dariusz Szymanowski ± XU 2OV]W\Q 3RHWD PJOH ]GUDG]LHFNLFK NU]HZyZ L MHGHQ ] NROFyZ SU]HELSUR]DLN NU\W\N OLWHUDFNL L ¿OPRZ\ 6WDá\ ZVSyáSUDFRZQLN MDMąF VDQGDá ZELá PX VLĊ Z VWRSĊ WDN RWR SU]HU\ZDMąF 1HXURNXOWXU\ :LHUV]H RSRZLDGDQLH L WHNVW\ NU\W\F]QH SXEOLNRZDá P LQ Z 2SFMDFK 3RJUDQLF]DFK .ZDUWDOQLNX XFLHF]NĊ L SUyEĊ UDWRZDQLD VNyU\ àDWZR QDP VRELH $UW\VW\F]Q\P .UHVDFK 3RUWUHFLH 7HFH DUW3DSLHU]H Z\REUD]Lü SU]HUDĪHQLH 6RNUDWHVD NWyU\ QLH GRĞü ĪH GR 3UR$UWH : URNX ROV]W\ĔVNL 9DUL$UW SXEOLNXMH ZDOHF]Q\FK QLH QDOHĪDá WR MHV]F]H PLDá Z\QLHĞü ] WHM MHJR IHOLHWRQ\ SW 6]NLFH ] REUD]NLHP 2EHFQLH PLHV]ND ELWZ\ UDQ\ VDPREyMF]H , Z W\P PLHMVFX PRĪHP\ ZUyZ ĝZLĊWRFKáRZLFDFK FLü WR IUDJPHQWX NWyU\ QDP MDNLĞ F]DV WHPX UDF]\á SU]\WRF]\ü NROHJD ] RVWDWQLHJR U]ĊGX ± Z]URN ZV]\VWNLFK 33 marzec – kwiecień 2011 nr 2(14)

33


$17< 52$' 029,(

&OHR (OOH )DQQLQJ L FDรกNLHP Z\UR]XPLDรกฤ H[ ฤชRQฤ *UD Z NDVRZ\FK KLWDFK DOH UHDOL]XMH VLฤ WHฤช MDNR DNWRU ]GRE\ZDMฤ F SUHVWLฤชRZH Z\UyฤชQLHQLD &yฤช ] WHJR NLHG\ ZV]\VWNR WR FR SUDZGRSRGREQLH NLHG\ฤ E\รกR PDU]HQLHP WHUD] VWDรกR VLฤ QLH]QRฤ Qฤ UXW\Qฤ " &]DV QD UHร HNVMฤ QDG ฤช\FLHP SU]\MG]LH NLHG\ E\รกD ฤชRQD EH] ]DSRZLHG]L ]RVWDZL SRG RSLHNฤ -RKQQ\ยถHJR &OHR Z\MHฤชGฤชDMฤ F ]H VZRLP QRZ\P SDUWQHUHP QD GUXJL NRQLHF ฤ ZLDWD

1DMQRZV]\ ยฟOP 6RSKLL &RSSROL ]DSLVDรก VLฤ Z DQQDรกDFK MDNR ]GRE\ZFD =รกRWHJR /ZD QD ]HV]รกRURF]Q\P IHVWLZDOX Z :HQHFML 1DJURGD Z]EXG]LรกD QLHFR NRQWURZHUVML JG\ฤช SU]\]QDรกR Mฤ MXU\ SRG SU]HZRGQLFWZHP MHM E\รกHJR SDUWQHUD 4XHQWLQD 7DUDQWLQR :ฤ WSOLZRฤ FL EXG]L WDNฤชH IDNW ฤชH ]D ]DFQ\P ZHQHFNLP WURIHXP QLH SRV]รก\ LQQH ]QDF]ฤ FH Z\UyฤชQLHQLD 7UXGQR ]UHV]Wฤ VWZRU]\รผ G]LHรกR OHSV]H RG ]QDNRPLWHJR 0Lฤ G]\ VรกRZDPL : SDPLฤ FL SROVNLFK NLQRPDQyZ ] SHZQRฤ FLฤ XWNZL W\WXรก ยฟOPX ]DSURSRQRZDQ\ SU]H] G\VWU\EXWRUD 6RPHZKHUH 0Lฤ G]\ PLHMVFDPL EH] Zฤ WSLHQLD ]DVรกXJXMH QD Z\VRNฤ SR]\FMฤ Zฤ UyG QDMEDUG]LHM QLHVรกDZQ\FK WรกXPDF]Hฤ -HV]F]H SU]HG VHDQVHP PRฤชQD ZLฤ F QDEUDรผ OHNNLFK XSU]HG]Hฤ ZDUWR MHGQDN VLฤ SU]HรกDPDรผ L ]GHF\GRZDรผ QD VHDQV

&RSSROD XND]XMฤ F KROO\ZRRG]NLH ฤ URGRZLVNR Xฤช\ZD EDUG]R RV]F]ฤ GQ\FK ฤ URGNyZ : 6RPHZKHUH QLHZLHOH VLฤ G]LHMH LPSUH]\ Vฤ ]Z\F]DMQH L F]DVHP QXGQH OXNVXVRZ\ KRWHO QLH Z\UyฤชQLD VLฤ VSRฤ UyG LQQ\FK JรกyZQHJR ERKDWHUD QLH JRQLฤ SDSDUD]]Lยซ =GMฤ FLD +DUULVD 6DYLGHVD Vฤ VWDW\F]QH UXFK Z NDGU]H PLQLPDOQ\ QDZHW GLDORJL QLH PDMฤ ZLฤ NV]HJR ]QDF]HQLD 7R FR QDMZDฤชQLHMV]H UR]JU\ZD VLฤ SR]D HNUDQHP XNUDGNLHP SU]HG]LHUDMฤ F VLฤ Z REUฤ E NDGUX 6XEWHOQH V\JQDรก\ WHM ZรกDฤ FLZHM WUHฤ FL ยฟOPX GRFLHUDMฤ GR ZLG]D SU]HGH ZV]\VWNLP G]Lฤ NL ]QXG]RQHM WZDU]\ 6WHSKHQD 'RUIID NWyU\ VWZRU]\รก E\รผ PRฤชH QDMOHSV]ฤ NUHDFMฤ Z VZRMHM GRW\FKF]DVRZHM NDULHU]H *รกyZQ\ ERKDWHU Z MHJR Z\NRQDQLX EXG]L HPSDWLฤ GDMH VLฤ SROXELรผ L ]UR]XPLHรผ SRPLPR Lฤช QLHZLHOH ZLHP\ R MHJR PRW\ZDFMDFK F]\ SU]HV]รกRฤ FL

)LOP

3DZHรก ฤ ZLHUF]HN

)LOP RWZLHUD GรกXJLH VWDW\F]QH XMฤ FLH VDPRFKRGX MHฤชGฤชฤ FHJR Z NyรกNR SR SXVW\QQHM GURG]H 3R SDUX PLQXWDFK VDPRFKyG ]DWU]\PXMH VLฤ L Z\VLDGD ] QLHJR JรกyZQ\ ERKDWHU 7R PHWDIRU\F]Q\ REUD] NOXF] SU]\ZRรกXMฤ F\ QD P\ฤ O V\PEROLNฤ ยฟOPyZ GURJL &RSSROD VWZRU]\รกD VZHJR URG]DMX DQW\ URDG PRYLH MHM ERKDWHU PLDVW Gฤ ฤช\รผ GR SU]RGX NUฤ FL VLฤ Z NyรกNR ZFLฤ ฤช WNZLฤ F QD SXVW\QL SR]EDZLRQHM OXG]L HPRFML L ฤช\FLD 1LH]GROQ\ MHVW SRMHFKDรผ GDOHM F]\ QDZHW ]DZUyFLรผ PRฤชH MHG\QLH VLฤ ]DWU]\PDรผ L Z\VLฤ ฤ รผ -RKQQ\ 0DUFR 6WHSKHQ 'RUII WR ]EOD]RZDQ\ DNWRU Eฤ Gฤ F\ X V]F]\WX VZHM NDULHU\ :รกDฤ QLH ]รกDPDรก Uฤ Nฤ MHVW ZLฤ F QD SU]\PXVRZ\P XUORSLH 0D ZV]\VWNR F]HJR PRฤชH ]DSUDJQฤ รผ SLHQLฤ G]H NRELHW\ NRFKDMฤ Fฤ FyUNฤ

-RKQQ\ 0DUFR ERU\ND VLฤ ] SUREOHPHP WRฤชVDPRฤ FL :LHORSR]LRPRZ\ NU\]\V SU]H] NWyU\ SU]HFKRG]L PD GZD ฤจUyGรกD 3R SLHUZV]H QDV] ERKDWHU PD ฤ ZLDGRPRฤ รผ ฤชH WNZL Z PLHMVFX FR SRGNUHฤ ODQH MHVW SU]H] OLF]QH PRW\Z\ SRZWyU]Hฤ L NUฤ FHQLD VLฤ Z NyรกNR RG ZVSRPLQDQHJR SLHUZV]HJR XMฤ FLD SRF]\QDMฤ F 3R GUXJLH ]DFKZLDQH ]RVWDMฤ SRGVWDZ\ QD NWyU\FK VZRMฤ WRฤชVDPRฤ รผ NRQVWUXRZDรก =รกDPDรก Uฤ Nฤ QLH PRฤชH JUDรผ ยฑ QLH MHVW ZLฤ F DNWRUHP 2GWUฤ FLรกD JR NRELHWD GR NWyUHM SUDZGRSRGREQLH FRฤ F]XMH Z GRGDWNX Z WUDNFLH JU\ ZVWฤ SQHM ]DV\SLD PLฤ G]\ QRJDPL SHZQHM DWUDNF\MQHM SDQL ยฑ SRGZDฤชRQD ]RVWDMH MHJR Pฤ VNRฤ รผ -HG\Qฤ RVWRMฤ MHVW GOD QLHJR FyUND 1DMSLHUZ RSLHNXMH VLฤ QLฤ QLHFKฤ WQLH L QLHMDNR SRG SU]\PXVHP ZNUyWFH ]DF]\QD VLฤ GHยฟQLRZDรผ SU]H] E\FLH RMFHP 0RJรกRE\ VLฤ Z\GDZDรผ ฤชH ยฟOP &RSSROL WR SHDQ QD F]Hฤ รผ ฤช\FLD URG]LQQHJR E\QDMPQLHM MHGQDN WDN QLH MHVW 5Hฤช\VHUND ]DGDMH UDF]HM SURZRNDF\MQH S\WDQLH R NUHRZDQLH WRฤชVDPRฤ FL QD ED]LH ZรกDVQHM NDULHU\ 5RG]LQD MHVW WXWDM SURSRQRZDQฤ DOWHUQDW\Zฤ DOH QLH LGHDOQ\P UR]ZLฤ ]DQLHP ยฑ NLHG\ MHM EUDNXMH -RKQQ\ SR UD] NROHMQ\ MHVW QLNLP 1LH MHVW QDZHW F]รกRZLHNLHP MDN VDP PyZL 7UXGQR MHGQDN ]JRG]Lรผ VLฤ ] Wฤ VXURZฤ DXWRNU\W\Nฤ *รกyZQ\ ERKDWHU 6RPHZKHUH MHVW QD ZVNURฤ OXG]NL L WR RQ MHVW ฤ URGNLHP FLฤ ฤชNRฤ FL ยฟOPX 2JUDQLF]DMฤ F GR PLQLPXP SV\FKRORJL]P &RSSROD ]DU\VRZDรกD XQLZHUVDOQ\ SRUWUHW F]รกRZLHND GDMฤ F\ VLฤ Z\SHรกQLรผ ZLHORPD VXELHNW\ZQ\PL WUHฤ FLDPL 6LรกD 6RPHZKHUH WNZL Z QDSLฤ FLX SRPLฤ G]\ PRฤชOLZRฤ FLฤ ]DMU]HQLD ]D NXOLV\ ZLHONLHJR ยฟOPRZHJR ฤ ZLDWD D W\P XQLZHUVDOL]PHP ZรกDฤ QLH

34

34 marzec โ kwiecieล 2011 nr 2(14)


)LOP

0DULXV] 3DรกND

&]DUQ\ รกDEฤ Gฤจ -Hฤ OL PLDรกE\P E\รผ Z VZRLP ฤช\FLX UHฤช\VHUHP FKFฤ E\รผ MDN 'DUUHQ $URQRIVN\ *G\E\P VWDZLDรก VRELH ]D Z]yU JHQLXV]D PX]\NL NRPSR]\WRUD QLH W\OH FNOLZHJR FR RU\JLQDOQHJR L XMPXMฤ FHJR Z\EUDรกE\P &OLQWD 0DQVHOOD *G\E\P PLDรก ]PLHQLรผ SรกHรผ L SUyERZDรผ VLฤ UR]WRSLรผ Z QDWXUDOQRฤ FL ]QDQ\FK DNWRUHN PDMฤ F QD GUXJLP NRฤ FX VZRMHJR Z\ERUX V]WXF]QH U]ฤ V\ ZรกRV\ L SD]QRNFLH /DG\ *DJL L SUDZLH QDWXUDOQ\ ELXVW 'RURW\ 5DEF]HZVNLHM YHO 'RG\ SUyERZDรกE\P XSRGREQLรผ VLฤ GR 1DWDOLH 3RUWPDQ :V]HONLH GRZRG\ QD LVWQLHQLH %RJD MXฤช QLH PDMฤ ZLHONLHJR ]QDF]HQLD L EOHGQฤ SU]\ ZLDGRPRฤ FL Lฤช WH WU]\ ZLHONLH SRVWDFL NLQD ZLฤ ฤชฤ VLฤ ] QDMQRZV]\P ยฟOPHP &]DUQ\ รกDEฤ Gฤจ 'DUUHQ UHฤช\VHUXMH &OLQW WZRU]\ PX]\Nฤ D 1DWDOLH JUD JรกyZQฤ UROฤ %yJ QDMZLGRF]QLHM LVWQLHMH L SHZQLH Z QLHELH WHฤช WHUD] RJOฤ GD DPHU\NDฤ VNฤ SURGXNFMฤ 1LH Eฤ Gฤ XNU\ZDรก ฤชH $URQRIVN\ยถHJR RG NLONX MXฤช ODW XZDฤชDP ]D JHQLXV]D 5HTXLHP GOD VQX ยฑ ยฟOP ZVSDQLDรก\ XND]XMฤ F\ SRZROQH SV\FKLF]QH XPLHUDQLH JรกyZQ\FK ERKDWHUyZ G]Lฤ NL QDUNRW\NRP 1LH E\รกD WR MHGQDN SRXF]DMฤ FD RSRZLDVWND D UHDOLVW\F]QH VSRMU]HQLH QD SUREOHP GUDJyZ .RPSOHWQLH LQQH EUXWDOQH DOH SUDZG]LZH 7DNLH MDNLH MHVW D QLH WDNLH MDNLH FKFHP\ E\ E\รกR 3, RSRZLDGDMฤ FH R VFKL]RIUHQLF]Q\P QDXNRZFX Zฤช\QD VLฤ Z Py]J F\IHUND SR F\IHUFH =DSDฤ QLN ] QLH]DZRGQ\P 0LFNH\ยถP 5RXUNH XND]XMH SUDZG]LZ\ SRQRZQLH

SLHNLHOQLH UHDOLVW\F]Q\ ฤ ZLDW ZUHVWOLQJX : W\P F]รกRZLHND NWyU\ QLV]F]\ VZH ]GURZLH L ฤช\FLH E\ RGHMฤ รผ Z FKZDOH QD ULQJX ฤงUyGรกR WR SV\FKR GHOD GOD LQWHOLJHQWyZ ']LHรกR QLHVDPRZLFLH Z\NRฤ F]RQH GR RVWDWQLHJR V]F]HJyรกX 0LรกRฤ รผ ]Z\FLฤ ฤชD ZV]\VWNR ยฑ EDQDรก" 1LH X WHJR UHฤช\VHUD 0DQVHOO ZVSyรกSUDFRZDรก ] QLP SUDNW\F]QLH SU]\ NDฤชG\P ยฟOPLH UHฤช\VHUD :VSyรกSUDFD ]DRZRFRZDรกD KLWDPL 0LDฤชGฤชฤ F\PL REUD]DPL OXG]NLHM QLHPRF\ EyOX RNUXWQHJR ฤช\FLD GDMฤ FHJR Z NRฤ รผ ]D NDฤชG\P UD]HP

OHNNRฤ รผ NUXFKRฤ รผ SLฤ NQRฤ รผ ZDUWR GRGDรผ ฤชH SRQDG URN 3RUWPDQ XF]\รกD VLฤ GR VZHM UROL NURNyZ EDOHWRZ\FK &]DUQ\ รกDEฤ Gฤจ WR MHGQDN SRVWDรผ URPDQW\F]QD XZRG]LFLHOVND PRPHQWDPL QDZHW SHรกQD HURW\]PX 7DN MDN 0DUFLQ 0URF]HN PD QLHZLHONLH SUHG\VSR]\FMH GR ]DJUDQLD X 3RODฤ VNLHJR WDN 1DWDOLH QLH F]XMH VLฤ QDMOHSLHM Z UROL SHรกQHM SRฤชฤ GDQLD L VHNVX F]DUQHJR รกDEฤ G]LD 1DVWDZLHQLH ]GROQHM EDOHWQLF\ ]PLHQLD MHM QDXF]\FLHO Z WHM UROL 9LQFHQW &DVHOO :\]ZDOD Z QLHM QLHFR ZLฤ FHM DJUHVML XF]XFLD ]PLHQLDMฤ F ZUDฤชOLZRฤ รผ Z Z\]ZROHQLH QLHฤ PLDรกRฤ รผ ]DVWฤ SXMฤ F RJURPQฤ SHZQRฤ FLฤ VLHELH &Dรก\ ยฟOP WR U\ZDOL]DFMD 3RUWPDQ QLH W\ONR ] MHM JรกyZQฤ U\ZDONฤ VHNVRZQD 0LOD .XQLV Pฤ VND F]ฤ ฤ รผ SXEOLF]QRฤ FL ]DSHZQH MXฤช ]DFLHUD Uฤ FH DOH L ] VDPฤ VREฤ *รกyZQD ERKDWHUND 1LQD SRZROL ]DWUDFD VLฤ Z W\P FR UHDOQH D FR ยฟNF\MQH 7DN EDUG]R VWDUD VLฤ ]RVWDรผ SHUIHNF\MQฤ EDOHWQLFฤ ฤชH QLH GRVWU]HJD QDZHW MDN MHM VWRVXQNL ] NRFKDMฤ FD DF] QDGRSLHNXฤ F]ฤ PDWNฤ SVXMฤ VLฤ ] JRG]LQ\ QD JRG]LQ\ D RQD VDPD SU]HPฤ F]RQD ]DF]\QD PLHZDรผ RPDP\ 7R SRJRฤ ]D VรกDZฤ ]D E\FLHP LGHDรกHP ]D Z]RUHP Z ยฟOPLH WDNLP Z]RUHP MHVW SRGVWDU]DรกD MXฤช QLHFR :LQRQD 5\GHU ยฑ ERJLQL EDOHWX RGFKRG]ฤ FD MXฤช QD HPHU\WXUฤ HZLGHQWQLH ZLGDรผ WX PHWDIRUฤ XVXQLฤ WHM RG ZLHOX ODW Z FLHฤ ฤ ZLHWQHM DNWRUNL 1LQD SRVXZD VLฤ QDZHW GR NUDG]LHฤช\ VSHFMDOQ\FK NRVPHW\NyZ E\ VWDรผ VLฤ Wฤ MHG\Qฤ Wฤ ZVSDQLDรกฤ SHUIHNF\MQฤ 7HQ WKULOOHU SV\FKRORJLF]Q\ ER GR WHJR JDWXQNX QLHZฤ WSOLZLH ]DNZDOLยฟNRZDรผ PRฤชQD &]DUQHJR รกDEฤ G]LD SU]H] FDรก\ F]DV LJUD ] ZLG]HP 0\ WHฤช WUDFLP\ SHZQRฤ รผ JG]LH ]DF]\QD VLฤ ยฟNFMD JG]LH QDVWฤ SLรก NUHV SUDZG]LZHM UHDOLVW\F]QHM EDWDOLL EDOHWQLF\ R JรกyZQฤ UROฤ )LOP WU]\PD Z QDSLฤ FLX GR RVWDWQLHM FKZLOL 3U]Hฤช\ZDP\ NDฤชGฤ SRW\F]Nฤ 1LQ\ Z MDNLฤ V]F]HJyOQ\ RVRELVW\ LQW\PQ\ VSRVyE -HVWHฤ P\ ZHZQฤ WU] QLHM D PRฤชH L MHVWHฤ P\ VDPฤ 1LQฤ 7R P\ WDฤ F]\P\ QD VFHQLH WR QDP Z\UDVWDMฤ รกDEฤ G]LH SLyUD Z\NRQXMHP\ REURW\ ]GRE\ZDP\ SXEOLNฤ VรกXFKDP\ EUDZ Zฤ FKDP\ NZLDW\ MDNLH U]XFDMฤ QDP SRG QRJL QDVL IDQL RGFKRG]LP\ ]D NXUW\Qฤ &]XMHP\ VLฤ ]Z\FLฤ ]FDPL MHVWHฤ P\ SHUIHNF\MQL $ PRฤชH QDP VLฤ WR ZV]\VWNR ]GDZDรกR"

&]DUQ\ รกDEฤ Gฤจ WR ยฟOP MHGQDN WURFKฤ LQQ\ %OLฤชV]\ =DSDฤ QLNRZL 1DWDOLH QLF]\P RGZDฤชQ\ ZUHVWOHU ZDOF]\ R ]DJUDQLH JรกyZQHM SRVWDFL Z EDOHFLH -H]LRUR รกDEฤ G]LH -DNR ฤชH Z\FKRZXMH VLฤ ] PDPฤ D FDรก\ MH ฤ ZLDW WR EDOHWRZH SUyE\ L SOXV]RZH PLVLDNL Z SRNRMX PDMฤ F Z VRELH QDWXUฤ QLHฤ PLDรกHM L NU\VWDOLF]QLH F]\VWHM G]LHZF]\QNL Z ELDรกHM VXNLHQFH Z\JOฤ GD QLF]\P SLฤ NQ\ รกDEฤ Gฤจ 7\OH ฤชH -H]LRUR Z\PDJD ]DJUDรผ GZLH SRVWDFL D ZรกDฤ FLZLH GZD รกDEฤ G]LH ELDรกHJR L W\WXรกRZHJR F]DUQHJR : ELDรก\P 1DWDOLH F]XMH VLฤ GRVNRQDOH ยฑ GHOLNDWQLH SUH]HQWXMH รกDEฤ G]Lฤ 35 marzec โ kwiecieล 2011 nr 2(14)

35


KWIECIEŃ KULTURY ŻYDOWSKIEJ 2 6 KW I ETNI A

11 KW I ETNI A

Wernisaż wystaw: „PRZYBYLI, ODESZLI, SĄ… ŻYDZI POLSCY”

„OSKARŻONA: WIERA GRAN”. Spotkanie z autorką Agatą Tuszyńską

„KATOWICKIE SYNAGOGI. W 110. ROCZNICĘ UROCZYSTEGO OTWARCIA NOWEJ SYNAGOGI”

2 8 KW I ETNI A

„60 LAT TOWARZYSTWA SPOŁECZNO-KULTURALNEGO ŻYDÓW W POLSCE − ODDZIAŁ KATOWICE”

godz. 17.00

Zbiórka pod marketem Lidl (Będzin, ul. 11 Listopada), Prowadzenie: Fundacja Brama Cukermana

RAPHAEL ROGIŃSKI − „ŻYDOWSKA MUZYKA MIEJSKA”

Wydarzenia towarzyszące:

13 KW I ETNI A

1 7 KW I ETNI A

Spotkanie z

godz. 15.00

BELLĄ SZWARCMAN-CZARNOTĄ, polską publicystką, tłumaczką i filozofką żydowskiego pochodzenia, redaktorem i felietonistką pisma „Midrasz”

Panel dyskusyjny

godz. 16.00−18.00

z udziałem organizacji zajmujących się dziedzictwem żydowskim w województwie śląskim: Fundacja Brama Cukermana (Będzin), Stowarzyszenie Zikaron (Gliwice), Stowarzyszenie Jerusza (Wodzisław Śląski), Fundacja Or Chaim (Katowice), Tarnogórska Fundacja Kultury i Sztuki (Tarnowskie Góry), Muzeum Miejskie „Sztygarka” (Dąbrowa Górnicza) oraz Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce o/Katowice, Żydowska Ogólnopolska Organizacja Młodzieżowa ZOOM (Warszawa)

Projekcja filmu:

godz. 18.00

DZIEŃ OTWARTY GLIWICKICH CMENTARZY ŻYDOWSKICH − zwiedzanie z przewodnikiem

cmentarzy żydowskich w Gliwicach przy ulicy Na Piasku oraz przy ulicy Poniatowskiego.

6 KW I ETNI A godz. 18.00

Wernisaż wystawy:

„CHASYDZI W LELOWIE”− fotografie Arkadiusza Ławrywiańca. Galeria Katowice, ul. św. Jana 10

Wystawa:

reż. Ivo Krankowski (org. ZOOM)

„ŻYDOWSKIE ŚLADY W GLIWICACH”

Galeria „Sklepik z Marzeniami” − Gliwice, ul. Górnych Wałów 13

18 KW I ETNI A

Warsztaty dla dzieci:

KW I ECI EŃ

„POZNAJEMY KULTURĘ ŻYDOWSKĄ” .

Wystawa w holu głównym Biblioteki Śląskiej:

Prowadzenie TIKA Studio godz. 12.00

godz. 14.00−16.00

D O 3 0 KW I ETNI A

„8 HISTORII, KTÓRE NIE ZMIENIŁY ŚWIATA”

godz. 12.00

Wycieczka po Będzinie:

„ŚLADAMI 30 000 BĘDZIŃSKICH ŻYDÓW”.

Koncert:

godz. 18.00

Promocja książki:

godz. 17.00

godz. 17.00

Wycieczka:

„SZLAKIEM KATOWICKICH JUDAIKÓW”. Zbiórka pod

„MARIAN HEMAR (1901−1972) − W ROCZNICĘ URODZIN”

pomnikiem spalonej synagogi przy ul. Mickiewicza. Prowadzenie TSKŻ o/Katowice

godz. 16.30

Wykład:

SŁODKA MANUFAKTURA LEONA

„ŻYDOWSKIE DZIEDZICTWO POWIATU GLIWICKIEGO”− cmentarze w Wielowsi, Toszku,

Retro stoisko „Słodkiej Manufaktury Leona”, produkującej ręcznie trufle i inne czekoladowe frykasy według przedwojennych rodzinnych receptur, będzie ustawione podczas wydarzeń „Kwiecień Kultury Żydowskiej” 11 i 13 kwietnia.

Pyskowicach i Sośnicowicach. Prowadzenie: Grzegorz Kamiński

godz. 17.00

Wykład:

„ŻYDOWSKIE ŚLADY” − najciekawsze zabytki żydowskie w województwie

śląskim. Czy jest nam potrzebny szlak zabytków żydowskich? Prowadzenie: Dariusz Walerjański

godz. 18.00

Na wszystkie imprezy wstęp wolny − Wydarzenia oznaczone tym logo odbywają się w gmachu głównym Biblioteki Śląskiej w Katowicach przy placu Rady Europy 1

Występ:

grupy tańca żydowskiego „Klezmer” z Cieszyna

Dodatkowe informacje:

ORG A NI Z ATOR Z Y: 6

Biblioteka Śląska info@bs.katowice.pl

Kwiecień Kultury Żydowskiej odbędzie się pod honorowym patronatem Włodzimierza Kaca − Przewodniczącego Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach

PA RTNER Z Y:

36

36 marzec – kwiecień 2011 nr 2(14)


Plastyka

Wypas mitów Paweł Graja w swojej twórczości kieruje się własną systematyką gatunków i mitologii. A tętni w niej witalność nasycana płodnością podzwrotnikowej flory. Swoim zainteresowaniem artysta obejmuje głównie faunę, także tą mitologiczną, bardzo bogato reprezentowaną. Postać ludzka zajmuje go mniej, o ile nie nobilituje jej forma hybrydy. Osobliwie, jeżeli Graję zainteresuje anatomia, to najczęściej poszczególne jej elementy, tak jakby kompletny człowiek był dla niego przesadnie uposażony. Są więc ludzkie fragmenty: ręka, noga, mózg, oko, czaszka, głowa, penis, wagina. Usamodzielnione, wydają się bytami samowystarczalnymi, póki nie wejdą w relacje, mnożąc nowe, nieoczekiwane formy istnienia. SŁOŃCE ZAPUSZCZA PROMIENNĄ, ULISTNIONĄ DŁOŃ W ZAGON ŻYZNEJ BAŚNI (rysunek o tytule Suncoret). Przestrzeń tych prac jest nieomal zawsze symboliczna, stylizowana i sakralna. Ulubionym sposobem artysty aby taką przestrzeń powołać i ukazać jest horor vacui (lęk przed pustką). Używa także z upodobaniem i finezją ornamentu, a robi to, równie sprawnie jak rezydenci innych mitologii i tradycji plastycznych. Sakralizacja przestrzeni dokonuje się w tej twórczości równolegle, na poziomie idei i formy. Częstym zabiegiem jest użycie ramy otaczającej motyw ikoniczny. Bordiura ta pełni funkcję nie tylko zdobniczą, mimo że zbudowana jest z tkanki geometrycznej, arabesek lub form biologicznych. Wplecione w nią bezpośrednio lub usadowione w jej pobliżu, elementy o kapitalnym i niepodważalnym dla autora istnieniu, jak: słońca, księżyce, gwiazdy, liście, punkty, krzyże. Wypełniając przestrzeń i czas prywatnej baśni, wydają się pozbawione tymczasowości i przypadku. Graja, jak Aborygen, porusza się w osobistym czasie snu (Dreamtime) budując malarską materię wokół ,,Wielkiej krewetki”, ,,Ryby z ludzką twarzą” czy ,,Robaka wykluwającego się z jaja”. Mityczny czas snu manifestuje się więc i wtedy, gdy ,,Trzy żaby płyną w świetle księżyca, wznosząc się drogą węża”. ,,Kokapelli o zielonym ciele gra na

flecie na dywanie ” lub ,, Ławica glonojadów płynie w bytomskim szyku” (grafika komputerowa, którą artysta wykonuje od niedawna). Ciekawą pracą od strony przetworzenia tradycyjnych ujęć jest rysunek nawiązujący do motywu piety. Chrystus w tym autorskim przedstawieniu występuje w symbolicznej postaci Jednorożca, ale i tu w autorze budzi się trickster. Wkłada w rękę Marii lustro, w którym Jednorożec ogląda się już jako… Narcyz? Interesujące jest w tej pracy także tło ,,piety”, które

wypełniają rytmicznie formy przypominające słupy zwieńczone okiem lub urny przodków patrzących z zaświatów. Ta wielość interpretacji i pozorna nonszalancja, z którą buszuje w ikonologiach, a czuje się w nich jak ryba w oceanie znaczeń, to zapewne również, ale nie przede wszystkim, efekt studiów religioznawczych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wyróżniam też nowy cykl malarski na deskach, jednorodny formalnie (kompozycja) i malarsko- podobna gama chromatyczna. Przedstawia w nim, jak w oceanie czasu, zwierzęta realne i mityczne: konika morskiego, żółwia morskiego, kajmana, żaby, ryby, króla węży. Ulubionym jego motywem jest żaba, któ-

rą ukazywał wielokrotnie, między innymi w pięknej kolorystycznie ,,Córce króla Dahomeju”, z dostojeństwem bliskim portretowi reprezentacyjnemu. Żaba jest na tyle ważną postacią w tej twórczości, że ostatnią swoją wystawę w ,,Teatrze Ateneum” w Katowicach w 2010 roku artysta zatytułował Homo Ranaceus. Swoboda z jaką artysta podważa schematy ikoniczne i regionalne konwencje (jednocześnie nie wyrzeka się ich kategorycznie) bliska jest plebejskim tradycjom obrazowania jak choćby meksykańskie malarstwo wotywne czy Wesoły Cmentarz w Sopancie, w Rumunii, Graja wplata w swoje obrazy, cytaty, sentencje, ideogramy, krótkie teksty poetyckie, w różnych językach, czasem pojedyncze wyrazy i sygnatury pisane ulubioną głagolicą. Sam również pisze sporadycznie krótkie utwory przypominające baśnie. Czasami jednak opuszcza bezpieczną przestrzeń sacrum, wdziewa szaty trickstera i ,,uzbrojony” w irracjonalną i destrukcyjną złośliwość, wkracza w profanum, motywami bliskimi sztuce ulicy, aby ,,Zejść na psy” ostrzegać przed ,,Tramwajem ludojadem” lub ,,Latającymi krowami”. Na dłoni ma wtedy wypisane (oczywiście wersalikami) jak na tarczy zaczepno-obronnej: ,,JEŚLI TAKA WOLA WASZA, TO UCZYŃCIE MI LEWATYWĘ I TAK GÓWNO NA WAS ZOSTANIE”. W znakomitym cyklu znaków zodiaku, wysmakowanym formalnie, odnajdujemy stałe już ,,ożywienia” schematów – Lew ma kobiece piersi i rozdzielony ogon na końcu. Baran odpoczywa w swobodnej pozie i leniwie coś peroruje plączącym się językiem. Bliźnięta przybrały postaci maoryskich wojowników połączonych wspólnym tatuażem a Byk jest jurnym monstrum stojącym na dwóch nogach (taurus erectus). Tak groteskowe ujęcia, odzierające dostojny Zodiak z klasycznej formy są w moim odczuciu dużą wartością cyklu, którego wspólnym elementem kompozycyjnym jest tu bardzo rozbudowana graficznie bordiura przypominająca dywan. Paweł Graja snuje swoje opowieści na barwnej łące, wplatając w nie wątki pradawnej, ,,złotej ery” pasterstwa. A swoją bajkę opowiedział

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Marek Przybyła

37


Plastyka

38

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Plastyka

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

39


PRZEZ MROK Do szpiku kości, reżyseria: Debra Granik

Większość mieszkańców jest ze sobą spokrewniona, jednak rzadko zdobywają się na akt wzajemnej dobroci. Kobiety choBrzydota, ohyda, rozkład i zgnilizna – wają się za mężczyznami, w końcu to jedto słowa, które same cisną się na usta pod- nak one biorą sprawy w swoje ręce. Gdy czas seansu Do szpiku kości (2010) Debry Ree zwraca się o pomoc do wujka (John Granik. Film amerykańskiej reżyserki jest Hawkes), ten najpierw stanowczo odmajednak nie tylko brutalnym w swej do- wia, by wkrótce jednak zaangażować się słowności opisem wypaczonego świata gór Ozark, ale i zakończoną przewrotnym happy endem kroniką zmagań z przeciwnościami losu. Ree Dolly (Jennifer Lawrence) ma siedemnaście lat. Zamiast oddawać się uciechom wieku dorastania, bohaterka zmuszona jest opiekować się psychicznie chorą matką oraz zastępować rodziców swojemu młodszemu rodzeństwu. Dziewczyna musi nie tylko nauczyć brata i siostrę gotować gulasz, ale i pokazać, jak poluje się na jelenie i obdziera ze skóry wiewiórki. Ojciec w domu pojawia się rzadko, czas poświęcając albo na produkowanie metaamfetaminy, albo odsiadywanie kolejnych wyroków. Gdy pewnego razu wychodzi za kaucją, poręcza za swą wolność rodzinnym majątkiem, po czym znika bez śladu. Jeśli Ree nie przyprowadzi ojca na rozprawę w poszukiwania. Swoim bohaterom Gra(lub nie dostarczy dowodów jego śmier- nik nie odmawia bowiem ludzkich odci), wraz z całą rodziną skończy na bruku, ruchów, ale pokazuje, że kategorie dobra i zła w Ozark funkcjonują na osobliwych pozbawiona środków do życia. Granik akcję swojego filmu umieszcza zasadach, rzadko przystających do reguł w małej mieścinie gdzieś pośród gór Ozark stosowanych w świecie zewnętrznym. To – to Ameryka, której przeciętny turysta ni- mikrokosmos swoiście pojmowanego hogdy nie chciałby zwiedzić, przywodząca noru (wyrażającego się przede wszystkim na myśl co drastyczniejsze sceny Wyba- poprzez krwawą zemstę) i zwięzłych powienia (1972) Johna Boormana. Sąsiedzi wiedzonek, które zastępują etyczne rozwaRee jeśli nie piją, to ćpają, jeśli nie ćpa- żania. Warto zaznaczyć, że jedyną postają – mordują się nawzajem. W Do szpiku cią, która w filmie Granik może wzbudzać kości najbardziej fascynują dwuznaczno- niewątpliwą sympatię, jest żołnierz prości składające się na świat przedstawiony. wadzący nabór do armii – wojskowy albo pochodzi z zupełnie innego świata, albo z Ozark już dawno udało mu się wyrwać. Poszukująca ojca bohaterka, mimo delikatnej urody Jennifer Lawrence, wydaje się perfekcyjnie przystosowana do otaczających ją warunków. Jest jak maszyna nastawiona na przetrwanie: mimo kolejnych niepowodzeń zapłacze tylko raz, potem jednak na nowo podejmie poszukiwania.

40

W Do szpiku kości czuć silną rękę reżyserki, która mimo małego doświadczenia (to dopiero jej drugi pełny metraż), prowadzi film nadzwyczaj pewnie. Zgaszone, zimne kolory, niepokojąca ścieżka dźwiękowa i rozchwiana kamera wciągająca widza prosto do Ozark sprawiają, że losy przemierzającej piekło Ree nie przestają

fascynować. Co ważne, Granik udaje się uniknąć pokusy prostego epatowania przemocą i brzydotą ukazanego świata. Nawet makabryczną kulminację filmu trudno nazwać przesadną, bo doskonale wpisuje się w przedstawioną z dokumentalnym wyczuciem rzeczywistość – krwawy akt, wieńczący poszukiwania ojca, jest dla mieszkańców Ozark czymś naturalnym. Tylko ostatnie sceny Do szpiku kości mogą wzbudzić w czujnym widzu niepokój – nad filmem unosić się bowiem zaczyna widmo banalnego i nieprzystającego do całości zakończenia. Historia Ree to jednak nie walka o lepszy świat, ale rozpaczliwe próby przywrócenia status quo. Dlatego, kiedy w ostatnim kadrze widzimy szczęśliwe rodzeństwo, trudno sobie wyobrazić, by teraz już wszystko miało być dobrze. Jest to raczej zapowiedź dalszego życia w dzikim świecie, gdzie powiedzenie „człowiek człowiekowi wilkiem” niebezpiecznie zbliża się do dosłowności.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Bolesław Racięski


Proza Krzysztof Macha Hardkorek

I oto w końcu znów poszedłem do sauny. A że akurat był piątek, odmeldowali się wszyscy: Triatlon, Dachówa, Alex, Zbychu oraz tzw. Cała Reszta. Z początku było normalnie, tylko Alex przyleciał jakiś nerwowy i się pokrętnie tłumaczył, że musiał pomagać Patrycji, bo się jej dekolt osunął w głąb baru. Na pierwszy rzut poszliśmy więc do alpejskiej. Ale że w domku był straszny tłok, z trudem w ogóle usiedliśmy, a Alex wręcz załapał się na ostatnie wolne miejsce i to przy oknie. Seans prowadził Ujemna Waga, a on, jak wiadomo, zawsze gada. Od początku pełno było więc głupich żartów, ale zabrakło skupienia i tempa. Na koniec wyszło na to, że po prostu zmarzłem. Na szczęście, Alex czuł się jeszcze gorzej, bo gdy tylko zakończyły się Ujemne oklaski od razu spytał teatralnym szeptem: – Idziemy do małej na hardkorek? W ten sposób pięć minut później znalazłem oto w „dziewięćdziesiątcepiątce”, na mojej ulubionej górnej półce pomiędzy Zbychem i właśnie Alexem. W oczekiwaniu na lekkie dogrzanie – było oczywiście tylko dziewięćdziesiąt pięć stopni – dyskutowaliśmy o doczesnych problemach polskiego życia popularnego, w związku z czym Alex, który tego dnia był jedynym obecnym członkiem Gangu Architektów, z werwą opowiadał o tradycjach lokalnych wbijania łopaty w grunty Polski Południowej. Czyli niby było bardzo spokojajnie. I dopiero gdy Alex skończył, wydarzyła się ta niespodziewana jazda. Seans miał poprowadzić Dachówa, doświadczony helikopterowiec i do tego z para_europejskim stażem. „Będzie mięta z miętą i miętą” zapowiedział przed polaniem, a ja niewiele zrozumiałem i ze zdziwieniem utopiłem wzrok w Triatlonie, który niespodziewanie jęknął, wyszarpnął spod siebie mniejszy ręcznik i owinął nim dokładnie czubek głowy. Pierwsze naparzanie było standardowe. 1/3 butelki, wydmuchanie piecyka, flagowanie i na koniec helikopterek. Drugie polanie też było raczej zwykłe, choć, jak to bywa przy mięcie, poczułem po nim dziwną miękkość łydek. Trzecie przeszliśmy już z godnością – umilkły rozmowy czy nawet szepty, a obydwie obecne osoby z tzw. Całej Reszty przeprosiły i rozmazały się za szklanymi drzwiami. I wtedy niespodziewanie – niestety, nie zdążyliśmy zaprotestować! – w ręku Dachówy pojawiła się ta druga butelka z ekstraktem. Najpierw poczuliśmy ciemność i ogromne osłabienie. Chwilę później Zbychu zaczął falować i ręcznik Dachówy niebezpiecznie musnął mu czubek nosa. „Wyprostuj oczy” pamiętam jeszcze uwagę Triatlona, ale nie zwróciłem na nią uwagi, bo sam właśnie zostałem trafiony w czoło. Przy kolejnym „plask” na ścianę poleciały kawałki skalpu Zbycha, mniej więcej o powierzchni pięciu centymetrów kwadratowych każdy. „Spo-

ko, Patrycja ci przyszyje!” zadudnił mi w głowie głos Dachówy. W chwilę później klaśnięcie oderwało kawałek ucha Alexa i za tym samym zamachem także skórę z mojego lewego ramienia. Dwa kawałki mięsa – niestrawny cieńszy i smakowity grubszy – upadły na ażurową podłogę, a gdy krew ściekała pomiędzy listwami, bezwzględny Dachówa raz po raz trafiał któregoś z obecnych i a to wyłupił oko, a to urwał kawałek nosa, a to tylko z lekka zahaczył powodując rozcięcie skóry, przecięcie tętnicy i gejzer krwi. Ci, którzy mieli jeszcze ręce, nerwowo zaciskali je na przyrodzeniach. „Uff, uff, ufff!! Ufffff!!!” sapał przy tym jak kat przed ścięciem Anny Boleyn. Kiedy kawałki naszych ciał walały się już wokół do wysokości kostek nadeszła pora na powtórny helikopterek. Ucieszyliśmy się i rozluźniliśmy, Zbychu schylił się i podał mi wyłupione oko, lecz ono, niestety, okazało się własnością Triatlona. I wówczas ten skurczybyk Dachówa naciągnął na twarz gazmaskę z miniaturową butlą z tlenem!! Nie zdążyliśmy krzyknąć „Nie!”, zresztą nikt nie miał już do tego głowy, a większość nawet i rąk! Tymczasem Dachówa kręcił już, kręcił i kręcił! Po chwili robił to z tak zawrotną siłą, że ręcznik, niczym miecz katowski, ciął w strzępy wszystko, co popadło. Na drzwiach rozlewały się czerwone bryzgi krwi, a otłuszczone bokola* sypało się kolejnymi warstwami pod jego nogi. Alex najpierw stracił górny ciąg głowy do kości policzkowych włącznie, potem dolną szczękę do spółki z szyją. Triatlon został poszatkowany jeszcze drobniej, bo w jednej warstwie leżało pół czoła, w drugiej kolejne pół, potem oczy, nos, usta z implantami za trzydzieści tysięcy zeta i szyja z łańcuszkiem z Matką Boską. Moja klatka piersiowa została rozporcjowana w osiem pasów przemieszanych z piersiami Patrycji – skąd one tu się wzięły? czyżby próbowała powstrzymać Dachówę? – podczas gdy odcięta głowa od dobrej chwili obserwowała tę rzeź smażąc się na piecyku przy swądzie zetlałych resztek włosów. W końcu, gdy już umarłem, Wielki Naparzacz się zlitował, odsunął od drzwi i do akcji przystąpiły służby porządkowe. Ujemna Waga wygarnął nas z sauny za pomocą mopa i zarządził wrzucenie pulpy do basenu, gdzie w cudowny sposób poskładaliśmy się do kupy w przeciągu kwadransa. Pół godziny później pogodnie leżeliśmy w tepidarium dyskutując o nieznanych wdziękach wysp Fidżi. *bokola z warzywami to ulubione danie ludożerców z Fidżi. Najsmaczniejsze przyrządzano wykorzystując liście Streblus anthropopagorum lub Trophis anthropopagorum (małe drzewa z rodziny morwowatych), albo Omalanthus pedicellatus (z wilczomleczowatych). Najważniejszy jednak był sos z Solanum anthropophagorum, którą to roślinę specjalnie uprawiano dokoła miejsc, gdzie urządzano kanibalistyczne uczty. Najsmaczniejsze bokola przyrządzano z ramion i ud kobiecych.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

41


Poezja mężczyźni

kiedy oni robili pieniądze ja pisałem wiersze lata całe tak to szło

no tak mężczyźni myślą tylko o jednym tylko jednego chcą od kobiet mężczyźni nie myją się zbyt często i ich śmierdzące skarpetki rzucają gdzie popadanie

Gabriel Koch

teraz są bogaci mają wielkie limuzyny mieszkają we własnych domach i mogą sobie pozwolić na wiele kobiet

42

ja mam moje wiersze szuflady pełne są tego po brzegi niekiedy miętoszę kilka z nich w dłoniach aż zrobią się miękkie i wycieram sobie nimi tyłek albo robię z nich samolociki i rzucam na ulicę by uczyły się fruwać lecz większość z nich od razu spada na pysk

dla ryśka to już tak dawno kiedy wyruszyliśmy wtedy z tym mnóstwem pomysłów pełni krwi i spermy zdobywać świat kobiety i sławę teraz powoli starzeją się nasze twarze w tylnym lusterku budzimy się codziennie w bocznych ulicach bezimiennego samotni a jednak jakoś z nadzieją na jeszcze jeden dzień i że nie zwariujemy jak już niektórzy przed nimi

mężczyźni bez przerwy wynajdują jakieś rzeczy których nikt nie potrzebuje albo piszą jakieś wiersze których też nikt nie potrzebuje i nie pomagają w gospodarstwie domowym mężczyźni często mają przedwczesne ejakulacje i zaraz po tym odwracają się do ścian i zasypiają budzą się następnego dnia albo nie albo dostają amoku i strzelają do obcych ludzi na ulicy itd. itd. no cóż tacy już są mężczyźni i nic na to nie można poradzić po prostu mężczyźni to świnie

nadzieja jeszcze przyjdzie ta chwila kiedy jedną z duesseldorfskich ulic nazwą mym imieniem na razie jednak wciąż jeszcze muszę wystawać w różnych urzędach czekać cierpliwie aż przyjdzie moja kolej znosić impertynencje różnych urzędasów jeść ryż i makaron krótko przed końcem miesiąca 7 lat tę samą kurtkę nosić albo jeszcze dłużej jak i niezbędne do życia produkty kupować w tanich sklepach (od czasu do czasu potrzebowałbym kobiety ale i na to nie starcza skąpy budżet) oraz cierpliwie znosić rozliczne idiotycznie uprzejme odmowy różnych wydawnictw i wierzyć że moja droga nie jest jedynie powolnym umieraniem

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Recenzje Mówiąc ogólnie

piec marzący o biuście cioci uschi, miłośnik piwa, nałogowy palacz, życiowy partner słonia o imieniu Anna to tylko niektóre wcielenia bohaterów Kocha. Mężczyźni trapieni poczuciem życiowej klęski, niespełnieni i samotni stają się na moment interesujący. Autor nie chce dla nich litości, oczekuje zrozumienia, akceptacji. W wierszu dla ryśka czytamy: to już tak dawno / kiedy wyruszyliśmy / wtedy / z tym mnóstwem pomysłów / pełni krwi i spermy / zdobywać świat / kobiety / i sławę/ teraz powoli starzeją się nasze twarze. Upływ czasu, dola emigranta i niedocenionego za życia poety oddaje parę od niechcenia rzuconych fraz. Nostalgia i nadzieja mieszają się – jeszcze przyjdzie ta chwila / kiedy jedną z duisseldorfskich ulic / nazwą mym imieniem / na razie jednak wciąż jeszcze muszę / (...) / znosić rozliczne / idiotycznie uprzejme odmowy różnych wydawnictw / i wierzyć że moja droga / nie jest jedynie powolnym umieraniem. Los Norwida kusi pośmiertną sławą, ale póki co Koch ma jeszcze mnóstwo do powiedzenia o tych codziennych, zwykłych sprawach, z których potrafi pożartować. Wiele w tomiku błyskotliwych tekstów jak wiersz po czterdziestce czy ulotka, gdzie na poetyckie obrazy składają się elementy popkultury i romantyczne idee. Nie wypowiadam się na temat niemieckiej wersji tekstów, nie czuję się na tyle kompetentna, ale w Polsce niejeden slam czy poważniejszy konkurs poetycki Gabriel Koch mógłby z pewnością wygrać.

Gabriel Koch debiutował w 1983 r. w Piwnicy Literackiej „Remedium” tomikiem Kto to powiedział, że ludzie są źli. Zbiorek zawierał trzynaście przepojonych gorzką ironią i autoironią wierszy, odnoszących się do siermiężnych realiów lat 80., w tym do stanu wojennego i zniewolenia jednostki w systemie totalitarnym. Oczywiście był to głos zduszony, ściśnięty, ze względu na wszechobecną cenzurę, zakrzyczany przez oficjalną propagandę. Wiersze Kocha z tamtego okresu wyrażały niezgodę na otaczającą rzeczywistość, zagubienie podmiotu w świecie bez sacrum, relatywizm wartości moralnych. Nie brakowało jednak i humoru w wierszach Kocha. Jerzy Suchanek w słowie od redaktora zauważał, iż „Koch ma niewątpliwie talent prześmiewcy”. Talent kpiarza – ów „złośliwy nerw” – skonkretyzował się teraz w nowej formie. W latach 1999–2005 Koch wielokrotnie prezentował swoje wiersze na tzw. slamach poetyckich (poetry slams), m.in. w Hamburgu, Kolonii, Frankfurcie i Duesseldoorfie, do którego wyemigrował kilkanaście lat temu. Czytanie wierszy podczas tego typu imprez wymaga, by teksty były zabawne, lekkie, nieraz szokujące lub zadziorne. Gabriel Koch do konwencji slamu dostosowuje kształt poetyckiego wyznania, utwory praktycznie zawsze rozpoczyna od zwrotów w pierwszej osobie – poszukałem, poznałem, siedzę. To brzmi autentyczniej i bardziej „po ludzku”, poeta/ Edyta Antoniak poezja schodzi do tłumu w knajpiane opary i gwar, co autor zdaje się już podkreślać w nocie inicjującej tomik. Wiersz staje się Gabriel Koch: kleingesprochen. poetry slam texhistoryjką, anegdotą, zdarzeniem, o którym te 1999–2005. deutsch polnisch. Wydawnictwo Re warto posłuchać, choćby ze względu na za- Di Roma-Verlag. Duesseldoorf 2008. bawną pointę. Jest to jednak tylko pierwsze wrażenie, przy uważnej lekturze odnajdziemy w utworach Kocha pytania filozoficzne, dylematy moralne i ciekawe spostrzeżenia natury socjologicznej, dotyczące chociażby wpływu telewizji na psychikę widzów. W nowej książce Kocha, wydanej po 25 latach, otrzymujemy 29 wierszy w dwóch wersjach językowych – polskiej i niemieckiej. Kleingesprochen, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Mówiąc ogólnie, to zbiorek zabawny i nietuzinkowy, podobnie jak pierwsza książka z prostotą relacjonuje zasady panujące w świecie. Rozpoczyna się wierszem mężczyźni, z niechlubną frazą mężczyźni to świnie, by w kolejnych tekstach raz dowodzić, raz przeczyć tej tezie. „Nierób” za wersalką, złodziej z twarzą Robin Hooda, chło-

Nowy numer „PKS-u” Półrocznik „Problemy Komunikacji Społecznej” wydawany przez Wyższą Szkołę Humanitas w Sosnowcu jest periodykiem zamieszczającym m.in. artykuły, rozprawy dotyczące teorii komunikowania, public relations, reklamy oraz marketingu politycznego. Jego redaktorem naczelnym jest Michał Kaczmarczyk – medioznawca związany z WSH w Sosnowcu i Uniwersytetem Śląskim w Katowicach. W drugim numerze „PKS” zamieszczono wiele interesujących artykułów poświęconych szeroko pojętemu komunikowaniu, a zatem: relacjom między dziennikarstwem a public relations (Dagmara Gębczyk), public relations w mediach lokalnych (Michał Kaczmarczyk), zjawisku autonomizowania się języka współczesnej reklamy (Bogusława Bodzioch-Bryła), problematyce wpływu komunikatów społeczno-kulturowych na kształtowanie się aktywności politycznej kobiet (Joanna Podgórska), funkcjom prasy lokalnej w kontekście potrzeb komunikacyjnych społeczności lokalnych (Patrycja Szostok), komunikacyjnym funkcjom cmentarza w Owczarach (Małgorzata Kłosowicz), wizerunkowi policji i jego uwarunkowaniom (Piotr Celej), kompetencjom komunikacyjnym nauczyciela akademickiego (Ewa Kraus), współczesnej kondycji rynku public relations w Irlandii (Michał Kaczmarczyk). Czasopismo niewątpliwie wypełnia niszę na rynku PR. Mimo że w ostatnich latach pojawiło się wiele publikacji o tej tematyce, były to głównie podręczniki oraz monografie – brakowało ukazującego się regularnie periodyku, który gromadziłby zarówno teksty przyczynkarskie, jak i bardziej obszerne opracowania. PS

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

43


Recenzje Rodzynek, czyli Boczkowska o estakadowcach Od co najmniej kilku lat mam wrażenie, że poeci związani miejscem zamieszkania z województwem katowickim najmniej widoczni są tutaj – na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Zresztą nie tylko poeci – na niedosyt wiedzy o prozaikach z naszego regionu potencjalny czytelnik może narzekać równie mocno. W prasie śląsko-dąbrowskiej, nawet tej kulturalnie ambitnej, od dawna nie ukazują się przekrojowe omówienia naszej literatury. Ostatnie takie artykuły pisywał bodaj Marian Kisiel i to chyba w latach 90. ubiegłego wieku. Z kolei książek krytyczno-literackich na ten temat, które ukazały się już w bieżącym stuleciu, jest tak niewiele, że aż wstyd byłoby je tu wyliczać: ręce pracownika tartaku po wypadku mają więcej palców. Mizeria ostatniej dekady XX wieku trwa w najlepsze. Do tego dochodzi bezkrytyczne poddanie się dyktatowi gustów warszawkowo-krakówkowych większości tutejszych krytyków i badaczy literatury najnowszej. Cóż, bezpieczniejsze jest pisanie o przereklamowanych miernotach, mających poparcie różnych pozaśląskich ośrodków, niż podjęcie samodzielnego ryzyka. Tego „ryzyka” nie zlękła się Magdalena Boczkowska, autorka książki Codzienność, wyobraźnia, metafizyka. Poezja na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim po roku 1989 (Katowice 2010). Tytuł jest nieco mylący, gdyż poetami z kręgu grupy „Na Dziko”, którzy zawładnęli śląską sceną poetycką po 1989 roku, autorka zajmuje się pokrótce w szkicu otwierającym książkę, poświęconą przecież twórcom, debiutującym mniej więcej dekadę później. Powinno być więc raczej „po Na Dziko”, zamiast „po roku 1989”. Nie wiem, czy możemy oczekiwać drugiego tomu (a właściwie pierwszego) – o „nadzikowcach”. Publikację sfinansował Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Sosnowcu, za co należą mu się – również pomimo mikroskopoijnego nakładu 250 egzemplarzy – duże brawa. Tak się bowiem złożyło, że „następcy” grupy Na Dziko, której członkowie mieszkali na Górnym Śląsku, związani

44

byli lub wciąż są przede wszystkim z Zagłębiem. Rzecz jasna, pojawienie się nowych poetów nie wyhamowało ekspansji „nadzikowców”. Wręcz przeciwnie: w jakiejś mierze było zastrzykiem wzmacniającym funkcjonowanie tej formacji na arenie ogólnopolskiej. Głosów ze Śląska nie można już było zagłuszyć, choć taka konkurencja nie bardzo była w smak poetom mazowieckim, małopolskim, wielkopolskim, pomorskim, czy dolnośląskim. Zakłócała też dobre samopoczucie tzw. krytyków towarzyszących z innych ośrodków. Boczkowska nie pisze o tym wprost, ale w jej opisie wdarcia się grupy „Na Dziko” na ogólnopolskie salony poetyckie można to łacno wyczytać. Tym bardziej więc szkoda, że zabrakło w książce takiego opisu twórczości Grzegorza Olszańskiego, Bartłomieja Majzla, Macieja Meleckiego, Krzysztofa Siwczyka, czy Marty Podgórnik (tych dwoje ostatnich po spektakularnych debiutach znalazło się w orbicie „Na Dziko”). Podobnie jak „nadzikowcy” ich zagłębiowscy (z wyjątkiem Ryszarda Chłopka, gliwiczanina) „następcy” rozpoczęli swoje funkcjonowanie w życiu literackim od powołania grupy poetyckiej Estakada, której założycielem był Paweł Barański. Jeśli „nadzikowców” łączyły także wspólne wystąpienia o quasiprogramowym charakterze, to „estakadowcy”: Paweł Barański, Ryszard Chłopek, Paweł Lekszycki, Paweł Sarna i Urszula Zajkowska nie zdołali sformułować nawet takiej namiastki programu. „Estakada jako grupa sytuacyjna, by nie powiedzieć – przyjacielska, rozpadła się. Bezpośrednią przyczyną było odejście założyciela” – stwierdza Boczkowska, przypominając, że mimo krótkiego, bo rocznego istnienia grupy, zrealizowano o niej paradokumentalny film telewizyjny, wyemitowany przez ogólnopolski drugi program TVP, a także przez Telewizję Katowice. Na marginesie warto wspomnieć, że poeci debiutujący po 1989 roku (ale też niektórzy starsi) przywiązywali i przywiązują dużą wagę do zaistnienia i funkcjonowania w kręgu popkultury, a szczególnie w mediach elektronicznych. Według mnie jest to wysiłek w dużej mierze daremny: przynajmniej jeśli chodzi o telewizję. Poezja jest przygodą nie tylko emocjonalną, ale równie mocno intelektualną. Poeta w roli celebryty to postać nieznana. Jeśli któryś tam, na war-

szawskich szambrach, się scelebryci, to raczej nie jako poeta, tylko w innej roli; najczęściej głupka. Osobowość Pawła Barańskiego zaważyła nie tylko na efemeryczności Estakady, ale też na usytuowaniu jej członków w kręgu poezji „życiopisania”. Boczkowska tę formułę uprawiania literatury odnosi tylko do autora Smętnych biesiadników (Bydgoszcz 1999): „[...] Dla niego ważniejsze jest po prostu pisanie, a nie zastanawianie się czy to, co się napisało, odpowiada wymogom stawianym przez innych. Jest to poezja kontemplacyjna, emocjonalna, integralna. Po prostu – by rzec banalnie – życiem pisana”. Ale przecież czy można sobie wyobrazić inną poezję, wyzutą z własnego życia poety? Późniejsza aktywność Pawła Barańskiego, poEstakadowa, skierowana ku innym pasjom i światom, wydaje się być wyborem na rzecz życia, może nawet przeciwko literaturze... Obszerniej wiersz Kicz cytuje Boczkowska – ja tutaj przywołam Rilkowe w swym metafizycznym rozmachu dwa pierwsze wersy: „kiedy Bóg tworzył świat / próbowałem go powstrzymać [...]”. Do estakadowców, czy raczej eks-estakadowców, z racji koleżeńskich koneksji, dołączył Wojciech Brzoska, którego zresztą miałem zaszczyt uhonorować pierwszą Nagrodą Otoczaka za rok 2006. Sam zwracałem uwagę przede wszystkim na językowe (lingwistyczne jak najbardziej!) zmagania autora sacro casco, ale też na jego odwagę w polemice światopoglądowej z poetą katolickim, a Boczkowska po trosze eksponuje, tytułując rozdział poświęcony Brzosce – jak wszystkie omówienia poezji estakadowców – cytatem z jego wiersza: „Uważaj, co mówisz, bo zaraz znajdziesz się w jego wierszu”, właśnie „życiopisaniowy” aspekt tej twórczości, choć – jak wszyscy, ze mną w środku kolejki – przede wszystkim daje się uwieść językowym grom autora Drugiego końca wszystkiego (Mikołów 2010). Brzoska uwodzi też – nie tylko Boczkowską – swym popkulturowym zapałem. Wydał nawet płytę NIE-takty (jako insert do lewacko-faszyzującego pisma „Lampa”), nagraną z własnym zespołem Mosquito Project, a wcześniej współtworzył (jako główny autor) nakręcony w więzieniu film Scrafiitto, dołączony do jednego z numerów „organu” estakadowców, efemerycznego czasopisma „Kursywa”. Ale także autor Nieba nad Sosnowcem jednak nie jest kandydatem na celebrytę: nawet

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Recenzje podświetlane diodami led monitory mogłyby przedwcześnie się sfajczyć, gdyby na nich się nagle pojawił. Kolejnym fenomenem Estakady jest Ryszard Chłopek. Boczkowska opisuje jego poezję rzetelnie, aż do bólu, w czym wina samego poety, który swymi wypowiedziami podsunął krytykom, by określali go, jako (przytaczam Boczkowską) „[...] pilnego ucznia poetów okresu dwudziestolecia międzywojennego, głównie Juliana Przybosia, Brunona Jasieńskiego czy Tytusa Czyżewskiego [...]”. Ale! Tu również Boczkowska wpisuje tę twórczość w jedną z odmian (a tyle ich, ilu poetów) „życiopisania”. Chcąc nie chcąc. „Trasa Jarocin – Gliwice” to trasa wczesnych fascynacji Chłopka, gdy czytamy tę poezję biograficznie. Z kolei antychrześcijański stosunek poety do Boga – pisze Boczkowska, cytując Pawła Lekszyckiego: „[...] dla poety z Gliwic Boskie Trio nie należy do ścisłego grona idoli [...]” – znów prowadzi na manowce biografizmu: czy aby nie mamy do czynienia z typowym buntem młodości wobec establishmentu – przecież ojciec poety jest politykiem prawicowym... Lecz nie poniżajmy poezji polityką, choć wiersz deprecjonujący fundamentalne wartości Europy (chrześcijaństwo) można widzieć (a przynajmniej mnie się tak widzi...), jako coś w rodzaju Słowa o Stalinie Władysława Broniewskiego à rebours. I tutaj: dość! Czerpiąc (jednak) siłę z tradycji międzywojennych awangard poezja Chłopka ma wizyjny walor. Nicując – zdawałoby się – nieredukowalne wątki naszej europejskiej kultury, równocześnie przeciwstawia się postmodernistycznemu nihilizmowi. To dlatego Boczkowska w finale swego szkicu o poezji Chłopka polega na konstatacji Pawła Lekszyckiego: „[...] będę wszelako bronił poezji Ryszarda Chłopka, będę się dopominał o jej istnienie w podręcznikowych wypisach nie tylko dlatego, że boję się o niego i martwię, bo martwić i bać się o Chłopka nie muszę, ale dlatego, że kiedy wreszcie to puste niebo spadnie na głowy naszych wnuków, to [...]”. Dodam tutaj skromnie: ja też. Lekszycki... Lekszycki w optyce Boczkowskiej... Tak, to znowu „życiopisanie”, skoro na tytuł rozdziału wybiera taki cytat z tego poety: „Patrzę, więc widzę. Piszę wiersze, więc jestem?”. Ten znak zapytania jest symptomatyczny – w parafrazowanej sentencji Kartezjusza („myślę, więc jestem”) pytajnika nie było. Śmiem twierdzić, że temu chyba jednak niedoceniane-

mu estakadowcowi Boczkowska przywra- uniwersalizowane poezją. Konkretny człoca właściwą rangę: „[...] za najważniejsze wiek – czyli: każdy z nas. Taki jest zamiar cechy poetyki Pawła Lekszyckiego należy i osiągnięty wymiar tej poezji. Jej metafizyuznać ironię i autoironię (oraz wiążącą się ce Boczkowska przypisuje patronat Pascaz tym autonomię poety), grę w pomnaża- la, bądź Jaspersa. Zapewne ma wiele racji: nie dystansu oraz tak zwaną rzeczywistość ja odnajduję tu Św. Jana od Krzyża i Thomasa konstruowaną, którą buduje się za pomo- Mertona. Kto wie, czy skala twórczości Sarny cą długich narracyjnych i polifonicznych – jeśli poeta nie rozdrobni się w sensualnym tekstów. [...]”. Właśnie tak: redukcja języ- opiewaniu macierzyństwa i ojcostwa (czym ka, skrót kolokwialny – charakterystyczne zajmuje się w niektórych najnowszych wierdla Brzoski – nie są normatywem. Piszmy szach) – nie zbuduje dłuższej estakady niż zdaniami, zdaniami złożonymi, zdaje się to się grupie Estakada śniło. polemizować Lekszycki np. z Brzoską. I – Mogę wybaczyć Boczkowskiej ostatni rozchoć to nieco szalona konstatacja – łączy dział jej książki, zatytułowany „Poetyckie koepicki oddech Chłopka ze ściśniętym ara- respondencje”. Zapaliła przysłowiową świecę fatką gardłem Brzoski (który raczej anty- Bogu, więc musiała też diabłu poprawności klerykalnie się akcentuje, niż antychrze- politycznej zaświecić ogarek, zapewne pilnie ścijańsko). strofowana przez recenzentkę jej pracy. Ten Sądzę, że kluczową dla percepcji poezji rozdział, quasipodsumowanie, to zupełnie Pawła Sarny, jest następująca jego wypo- zbędne odwoływanie się do pseudoautorywiedź, którą Boczkowska przytacza z wy- tetów ogólnopolskiej krytyki literackiej. Opiwiadu udzielonego przez poetę Ryszardowi sując poezję estakadowców, jak to podkreślił Chłopkowi (Znikają hałdy i dym się roznosi. Marian Kisiel „[...] jest książka Boczkowskiej Rozmowa Ryszarda Chłopka z Pawłem Sar- [...] repetytorium z aktualnie rodzącej się „noną. „art.-PAPIER 2007, nr 2, www.artpapier. wej poetyki [...]”. Od siebie dodam, że Boczcom): „[...] mówienie o rzeczach traumatycz- kowska artykułuje to, co uważny czytelnik donych ze swojego życia czy po prostu intym- strzegał już przy lekturze kolejnych tomików nych odczuwam jako sytuację dyskomfor- śląsko-zagłębiowskich poetów: to jest lepsze tową, niezależnie od tego, czy zwierzam się od tego, co się w Polsce lansuje. O wiele lepsze. komuś, z kim mam bezpośredni kontakt, A przy tym Boczkowska robi to tak, że mamy czy jest on jakoś tam wyobrażanym sobie swobodę wyboru: niczego nie narzuca, pisze przeze mnie czytelnikiem [...]”. „Życiopisa- nawet z pewną rezerwą, tym bardziej zachęnie” jest dla poety niechcianym przymusem, cając: nie tylko czytaj, ale też myśl sam, czyswoistą obsesją (szczególnie w tomie Biały telniku. I dopominaj się o kolejne takie kryOjczeNasz, Kraków 2002). Boczkowska wy- tyczno-literackie rodzynki. Jerzy Suchanek supłuje z tego coś więcej jeszcze, mianowicie (dostrzeganą również przez recenzentów) metafizyczność tej poezji. Metafizyka przecież, w każdej jej postaci, jest specyficznym przymusem, czymś obok, a jednocześnie zawłaszczającym centrum egzystencji. Nieopisywalne, to jest to, co najważniejsze. Nic dziwnego więc, że szkic o poezji Sarny tytułuje Boczkowska takim oto cytatem z jego wiersza: „To, co najważniejsze, znajdę zawsze w ostatnich słowach”. Abstrahujmy tutaj od wiersza-źródła cytatu. „Ostatnie słowa” to przecież te, które wypowiada się na łożu śmierci, w sytuacjach ostatecznych. Przywołam za Boczkowską jeszcze taki oto cytat: „To co znajduję / między najwyższym / i najniższym / tonem moich myśli / nazywam rzeczywistością”. Sarna, jak chłopiec rozkładający ramiona w zabawie polegającej na udawaniu samolotu, wskazuje, że w centrum opozycji między niebem a piekłem jest konkretny człowiek, liryczne ja,

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

45


Recenzje Sto lat w mundurze… Historia ruchu harcerskiego na Ziemi Zawierciańskiej liczy sobie już przeszło 90 lat. Trudno byłoby nam jednak odszukać pełne, kompetentne jej opracowanie. Autorzy Sto lat w mundurze… postawili sobie za cel wypełnienie tej luki wydawniczej. W ich zamyśle, jak czytamy we wstępie, książka jest hołdem złożonym opiekunom i instruktorom drużyn harcerskich, którzy poświęcali swój czas i ciężką pracę wychowaniu młodzieży. Jest pokłonem w stronę Związku Harcerstwa Polskiego jako organizacji kultywującej uniwersalne wartości (o których często zdarza nam się zapominać) i uczącej samodzielnego zmagania się z rzeczywistością. Jest obrazem minionych lat i dokumentem przemian, ale również próbą dostrzeżenia i zrozumienia ich. W ponad pięciusetstronicowym wydaniu znajdziemy zatem dokumenty działalności organizacji harcerskich na przestrzeni lat 1917-2010: raporty, kalendaria, wykazy nazwisk, opracowania historyczne, ale także wspomnienia, kronikarskie zapiski i archiwalne fotografie. Wydawnictwo to niewątpliwie polecić należy wszystkim zainteresowanym historia harcerstwa i regionu, jednak i tym, którzy czują pociąg do kronik i atmosfery niegdysiejszych opowieści w ogóle. O.K.

Napisz sobie e-booka. Z notatnika wydawcy

O wydawnictwie Wydawnictwo e-bookowo rozpoczęło działalność w październiku 2008 roku. W ciągu nieco ponad dwóch lat ukazało się ponad sto trzydzieści publikacji elektronicznych, które obecnie dostępne są w niemal wszystkich księgarniach internetowych, takich jak: zixo, nexto, eclicto, bezkartek, eLib, virtualo, empik, amazonka, versita, iFormat, zaczytani i inne. Stawiamy przede wszystkim na debiutantów, którym niezwykle trudno jest zaistnieć na rynku wydawnictw papierowych, pomimo mnogiej ilości wydawców. Przez cały czas kierowaliśmy się zasadą, że Autor jest u nas najważniejszy. Dlatego staraliśmy się wspierać naszych twórców, pomagać im w publikowaniu kolejnych książek. Wielu z nich zaistniało na rynku „papierowym”. Doskonale wiemy, że droga autora do debiutu bywa wyboista. Dlatego postanowiliśmy ją skrócić, zakładając wydawnictwo internetowe, umożliwiając tym samym wielu z nich szybkie zaistnienie na rynku. Początkowo e-booki miały być tylko wstępem do wydawania książek papierowych, jednak wraz z rozwojem technicznych możliwości dystrybucji plików oraz pojawiania się coraz tańszych e-czytników, wydawnictwo postanowiło skoncentrować się wyłącznie na cyfrowych wersjach książek. Wydaje prace naukowe, teksty publicystyczSto lat w mundurze… Historia harcer- ne, prozatorskie, a także poezję, poradniki stwa na Ziemi Zawierciańskiej 1917–2010, i… utwory muzyczne. Autorzy to absolred. J. Dudek, H. Górny, M. Jurga, Cz. No- wenci uczelni, debiutujący pisarze, twórwak, Zawiercie 2010. cy mający za sobą już pewien dorobek literacki, a także pisarze mieszkający na stałe za granicą, m.in. we Francji, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Wielkiej Brytanii. Wśród „naszych” ludzi są także graficy, autorzy okładek i ilustracji, a także tłumacze i redaktorzy, wszyscy rozsypani po świecie. Łącznie jest to około dwieście osób, z którymi utrzymujemy stały kontakt. Obecnie pracujemy nad udoskonaleniem naszego systemu sprzedaży i kontaktu z Czytelnikami, wkrótce pojawi się nowa odsłona strony internetowej, udostępnimy (wreszcie) płatności dotpay, możliwość logowania, kontaktu czytelników z autorami, dodawanie recenzji i ocen publikacji. W ramach planowanych zmian powstanie nowy moduł sklepowy, umożliwiający wy-

46

bór formatu pliku (PDF, Epub, mp3, książka papierowa). Co to właściwie jest e-książka? Elektroniczna książka z pozoru tylko naśladuje książkę tradycyjną. Tak naprawdę jest to zupełnie nowa jakość. Brak materialnego nośnika sprawia, że zmienia się sposób kontaktu z tekstem, inny jest także czytelnik. Ponieważ e-książka funkcjonuje wyłącznie w Internecie, trafia do czytelników dobrze

zaprzyjaźnionych z tym właśnie medium. Wszystko odbywa się za pośrednictwem kliknięć, zatem im więcej linków, odnośników do danej publikacji, tym lepiej. Dużą rolę odgrywają także recenzje, wzmianki na blogach, portalach literackich, forach. Eksiążka funkcjonuje w elektronicznym środowisku, tam też jest czytana, komentowana i promowana. Jeśli wychodzi poza Internet, staje się już czymś innym. Tu powinno paść pytanie: czy łatwo jest wydać e-booka? Odpowiedź powinna brzmieć: tak, łatwo. Nie ma przecież kosztów druku, dystrybucji, a autor dostaje wysokie prowizje. Ale nie znaczy to, że można wydać wszystko. Do wydawnictwa wpływa tygodniowo średnio pięć nowych propozycji wydawniczych. Połowa nie nadaje się do publikacji. Niektóre trzeba przeredagować. Ale zdarzają się też perełki. Jeden z naszych pierwszych autorów zaczął od publikacji tomiku wierszy. Pierwsze sprzedane egzemplarze ośmieliły autora na tyle, że po kilku miesiącach przysłał pierwszą powieść, potem dwie kolejne… Teraz już wydaje papierowe książki, będąc przy tym jednym

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Recenzje z pierwszych autorów niezależnych, którzy publikują się sami.

tów druku, a niesprzedane książki zalegają w magazynach. W e-bookowie nie ma magazynów. Nie znaczy to również, że wydajemy wszystko, cokolwiek zostanie przysłane. Nie o to przecież chodzi. Dajemy szansę debiutantom, ale tylko tym, w których wyczuć można pasję pisania, coś, co jest nieuchwytne, ale pozwala określić kogoś mianem pisarza, a nie tylko grafomana. Zdarzają się także teksty, którym brakuje szlifu, staram się wówczas coś doradzić, naprowadzić autora na właściwy trop, podsunąć jakiś pomysł, czy choćby skontaktować go z redaktorem, który pomoże wygładzić niedoskonałości. E-book umożliwia debiutantom start,

Marketing i promocja Książkę papierową wystawia się na półce w księgarni, eksponuje w witrynie sklepowej, organizuje się spotkanie autorskie. W Internecie wygląda to inaczej. Popularność publikacji zależy od pozycjonowania, ilości linków, komentarzy na forach. Wszystko odbywać się musi w świecie wirtualnym. Recenzja w papierowej prasie na niewiele się zda – nie można w nią kliknąć, by przejść do strony zakupowej. Większą siłę ma link na Facebooku, czy portalu literackim, gdzie można przeczytać fragment, poznać opinie innych czytelników. Posiadamy profile na portalach społecznościowych, blog wspierający promocję publikacji, kiosk elektroniczny, sklep na allegro, a wkrótce planujemy uruchomienie własnego portalu literackiego. Podpisaliśmy także umowę z Google na dystrybucję naszych publikacji na całą sieć. Współpracujemy z kilkoma portalami literackimi, takimi jak m.in: Granice, Nakanapie, Bookznami, z którymi wciąż wymyślamy nowe projekty, mające przybliżyć czytelnikom książkę elektroniczną. Niedawno na przykład pokusiliśmy się o realizację nowatorskiego projektu o nazwie Shitownik paryski, gdzie na stronach portalu czytelniczego Nakanapie piszący współtworzą powieść otwartą wraz z Pawłem Bitką Zapendowski, naszym autorem mieszkającym w Paryżu. W maju planujemy wydanie e- podnosi ich wartość, gdyż obecność na rynbooka zawierającego najciekawsze, nagro- ku w tej właśnie formie, przeciera autorom dzone w kolejnych etapach, teksty. szlaki. Uczą się negocjowania warunków, wiedzą, czego mogą się spodziewać od wyJak to działa dawcy. E-książka pomaga im w zaistnieniu Autor przysyła tekst, który budzi zachwyt, na rynku wydawniczym. Tym bardziej że podpisujemy umowę wydawniczą, zabie- dzięki współpracy z portalami literackimi, ramy się za redakcję i skład tekstu. Dobrze, mają zapewnione recenzje i darmową projeśli Autor ma pomysł na okładkę, ilustracje, mocję, także poprzez portale społecznobo to przyspiesza czas realizacji. Proces wy- ściowe. W ciągu jednego dnia od publikacji, dawniczy trwa od kilku dni do kilku tygodni. e-book znajduje się we wszystkich księgarUtwór otrzymuje numer ISBN, kopia zostaje niach internetowych, z którymi współpraprzesłana do Biblioteki Narodowej. cujemy. Zapewnia to pewną popularność Autorzy otrzymują prowizję od każdego w Internecie, co pozwala potem łatwiej wysprzedanego egzemplarza, wynoszącą na- dać „normalną” książkę. wet 40% ceny netto. Mają stały dostęp do statystyk sprzedaży, dzięki którym wiedzą, ile ich książek znalazło nabywców. U nas sprawa jest jasna: jeśli e-book się sprzeda, autor zarabia. Od pierwszego egzemplarza. Nie tłumaczymy mu się, że nie dostanie pieniędzy, bo sprzedaż nie pokryła kosz-

Środowisko lokalne Choć E-bookowo jest wydawnictwem o charakterze globalnym, w ostatnim czasie do grona e-bookowych autorów dołączyli także twórcy z Zagłębia. Wymienić tu należy: Leona Brofelta i jego „Anioła w majonezie, czyli opowiadania z końca wieku oraz miłe złego początki” (jedna z pierwszych publikacji, ze znakomitymi ilustracjami Ewy Toczkowskiej). Wojciech Brzoska wydał w formie ebooka wybór swoich wierszy pt. „tesco jest wszędzie”, Krzysztof Macha pokazał całemu światu tomik „Dzieci umierają rosnąc”, a Jerzy Lucjan Woźniak przypomniał się swoimi esejami pt.„Sercu najbliżej do poezji”. Podjęliśmy także współpracę ze Stowarzyszeniem Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego w zakresie promocji twórczości zagłębiowskich artystów w formie elektronicznych publikacji. Wkrótce ukaże się antologia zawierająca próbki ich twórczości. Przyszłość Rynek publikacji elektronicznych stale się rozwija. Powstają wciąż nowe projekty mające na celu upowszechnić dostęp do e-booków. Już teraz e-książki można czytać nie tylko na wyspecjalizowanych e-czytnikach, ale także na smartfonach. Wiadomo, że e-book nie zastąpi nigdy książki tradycyjnej, zawsze będzie funkcjonował w jej cieniu. Z czasem jednak będzie zyskiwał coraz więcej zwolenników, choćby ze względu na łatwą dostępność, niższą cenę, czy nawet brak ceny, jak w przypadku lektur szkolnych. Na jednym kieszonkowym urządzeniu można przechowywać już teraz całą szkolną listę lektur, bez konieczności szukania w bibliotekach. E-booki już teraz można ściągać z Internetu bezpośrednio na telefon komórkowy. Jak to wpłynie na poziom czytelnictwa? Oby pozytywnie. Katarzyna Krzan Katarzyna Krzan - doktor nauk humanistycznych, właścicielka wydawnictwa ebookowo oraz Agencji Internetowej A3M, autorka poradnika Praktyczny Kurs Pisarstwa, prowadzi kursy kreatywnego pisania. Mama trzech córek.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

47


Felieton

Ciasny kalendarz Śląska Mam wrażenie, że – z punktu widzenia Zagłębiaka – najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem Górnośląskiego Związku Metropolitalnego było wydanie kalendarza na bieżący rok. Dlaczego? Kalendarz nosi dumny tytuł „Metropolia Silesia. Pełnia Kultury” i nie znalazło się w nim miejsce dla promocji ani jednej imprezy zagłębiowskiej. To oczywiście wzbudziło żale w naszych lokalnych mediach, a podobno naczelnicy wydziałów kultury urzędów miejskich Dąbrowy Górniczej i Sosnowca zrobili okrągłe oczy, bo o kalendarzu dowiedzieli się dopiero od dziennikarzy... Jeśli w sferze kultury Zagłębie jest tak traktowane, to zaczynam podejrzewać, że nasze korzyści z członkostwa w GZM wyglądają podobnie w obszarze innych – statutowych – zadań tej organizacji. Chciałbym, by moje podejrzenia okazały się niestosowne... Czy jednak GZM zacznie lepiej dbać o swój wizerunek w mediach i prasie zagłębiowskiej? Bo po „wpadce” z kalendarzem powinien chyba przedstawić nam zagłębiakom rachunek korzyści, jakie na nas spływają w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu, a także w Jaworznie. Czy i ile trzy miasta zagłębiowskie mogą „utargować”, skoro są wśród jedenastu śląskich miast? Czy pozycja Zagłębia byłaby mocniejsza, gdyby w GZM znalazło się więcej naszych? Ale dość, nie mnie stawiać takie pytania. Wracam do przekładania kart kalendarza „Pełnia kultury”, który z pełnią ma tyle wspólnego co pierwsza kwadra... Większość imprez, które promuje, akurat żadnej promocji nie wymaga: są po prostu dobrze znane, a część

48

z nich to popkulturowa komercja. Ale może ma być odwrotnie, mianowicie to te imprezy mają promować Metropolię Silesia? Jeśli tak, to dlaczego wybrano do tej promocji Festiwal Ryśka Riedla, a nie Międzynarodowy Konkurs im. Michała Spisaka? Czy władze GZM wyżej cenią powiatowego barda nad kompozytora o międzynarodowej sławie i randze? Pijarowcy (jak obecnie nazywa się propagandystów), aranżujący kalendarz, mogliby trochę doczytać i zrozumieć, że dla metropolitalnej kultury ważniejsze są odbywające się w maju Sosnowieckie Dni Literatury (nie ma w województwie śląskim znaczniejszej imprezy literackiej) niż Festiwal Filmów Kultowych. Do śląskiego „przegięcia” dodano w kalendarzu przegięcie popkulturowe (Festiwale: Tańca, Riedla, Off i Rawa Blues). Zabrakło miejsca dla literatury, zabrakło też dla malarstwa – na przykład dla 11 Biennale Wobec wartości Post-Gaugin... Dlaczego? Zaglądam na stronę Związku Metropolitalnego http://www.gzm.org.pl. Klikam w zakładkę „Metropolia Silesia”, a następnie w zakładkę „Kultura”. Wyświetla się spis: „Teatry”, „Muzea i galerie”, „Muzyka”, „Wydarzenia”. Pierwsze trzy pozycje to spis instytucji. Dobrze, sprawdzam „Wydarzenia” (jest 21 marca 2011 roku): ani jednej wystawy malarskiej, ani jednej książki, ani jednego czasopisma kulturalno-artystycznego. Tylko imprezy masowe i zarazem cykliczne. Przepraszam, jest coś ważnego: Pielgrzymki do Cudownego Obrazu Matki Boskiej Piekarskiej w Piekarach Śląskich. Pięknie, jeden obraz, choć z przyczyn religijnych, dostrzega GZM. Maluśko, nawet jeśli dołączymy do tego wystawy sztuk plastycznych w ramach Ars Cameralis Silesiae Superioris. Owszem, do części galerii i ich wystaw możemy trafić poprzez zakładkę „Muzea i galerie”. Jednak to przecież dalsza droga, wskazująca, że GZM przez sztukę nie chce się promować, ani też sztuki rodzimej promować nie zamierza. Co dziwi szczególnie wobec ambicji Katowic, by być Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku. Być może przy niektórych wystawach pojawia się logo GZM i przesadne hasło „Pełnia kultury”. To jednak mało. O wiele za mało. Szczególnie dlatego, że nie ma i nie może być zgody na zawłaszczanie przez propagandystów GZM terminu „kultura” dla „popkultury”, czyli współczesnego folkloru medialno-jarmarcznego. Niedostrzeganie takich wydarzeń, jak np. wydana w ubr. książka Seweryna A. Wisłockiego „Mistrz Teofil Ociepka. Między władzą a prawdą”, album fotografii Arkadiusza Goli „Ludzie z węgla” (z komentarzami Marka Twaroga), czy pionierskiej, pierw-

szej monografii o poezji Zbigniewa Bieńkowskiego autorstwa Pawła Sarny „Przypisy do nicości”, albo – by nie ograniczać się tylko do książek – wystawy Piotra Szmitke „Metaweryzm. Kategorie nieistnienia w sztuce” w Galerii Extravagance w Sosnowcu, prowadzi do niemiłej konkluzji, że GZM – miejmy nadzieję, iż nieświadomie – kontynuuje politykę peerelowskiego ogłupiania społeczności województwa katowickiego. Skoro tak się rzeczy mają, najwyższy czas żeby zagłębiowskie miasta i gminy przestały się zupełnie oglądać na Śląsk i GZM przynajmniej w sferze kultury. Idea zwołania kolejnego Kongresu Kultury Zagłębia Dąbrowskiego (pierwszy miał miejsce w 2003 r.) pojawia się już od jakiegoś czasu w zagłębiowskich mediach. Oby tylko wzorem nie stał się ubiegłoroczny Kongres Kultury Województwa Śląskiego, którym właściwie wcale nie zainteresowali się samorządowcy – na obradach trudno było spotkać radnych; nawet tych, którzy tak chętnie zapisują się do komisji kultury rad miejskich. I z którego niewiele konkretnego dla kultury w województwie wyniknęło (poza „ciasnym kalendarzem”?). Oczywiście nie neguję wartości opracowań i dyskusji jako takich. Byleśmy w Zagłębiu uniknęli zdominowania obrad przez socjologów i propagandystów. Kongres będzie miał sens wtedy, gdy nie będzie dwu czy trzydniową imprezą dla vipów od kultury i rekreacji oraz ich ochroniarzy, ale spotkaniem przedstawicieli samorządów zagłębiowskich, na którym powołają oni Kongres Kultury Zagłębia Dąbrowskiego, jako instytucję stałą. Nawet bez dokładnego bilansu tak dokonań, jak i utraconych możliwości wiadomo, że więcej będzie można zrobić wspólnie niż dotychczas udawało się osobno. Kongres (a może inna, już istniejąca organizacja) nie miałby zastępować miast tam, gdzie sobie radzą lepiej lub gorzej samodzielnie, ale na ich zlecenie wspierać nowe, potrzebne i ciekawe inicjatywy, promować rodzimą kulturę, rodzimych twórców i animatorów. Wszędzie tam, gdzie nie wystarczają kompetencje miejskich wydziałów kultury, a radnym z komisji kultury zasłaniają widok granice miast i okręgów wyborczych. Może moje uwagi są zbyt idealistyczne – ale niech praktyka je zweryfikuje. Byleśmy nie powielali cudzych (a szczególnie śląskich) błędów. Brońmy zagłębiowskich wartości przed rozpuszczeniem ich w medialnopopkulturowej papce. Publikujmy swój własny kalendarz.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Jerzy Suchanek


Felieton

„Koniec pracy” Książkę pod tym tytułem napisał Jeremy Rifkin w 1995 r., w Polsce ukazała się u progu XXI wieku, dopiero w 2001 r. (jej pełny tytuł to: Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postronkowej). Czy dziesięć lat później tezy Rifkina są nadal aktualne? Czy bezrobocie w Europie zniknie wraz z recesją, a w Polsce po otwarciu rynku pracy w Niemczech i Austrii? Czy przepowiednie Rifkina się sprawdzą i rzeczywiście „miliony młodych ludzi wchodzących na rynek pracy powiększą szeregi bezrobotnych? Nowe technologie informatyczne i telekomunikacyjne wywierają dawno zapowiadany wpływ na rynek pracy i gospodarkę… Wyeliminowano już na stałe z gospodarki miliony robotników, całe grupy zawodowe skurczyły się, zmieniły swoją strukturę lub całkiem zanikły.” Rifkin twierdził, iż w połowie XXI wieku będziemy mieć gospodarkę prawie całkowicie zautomatyzowaną, a więc w rolnictwie, produkcji i usługach maszyny zastąpią ludzi. Pewnie coś w tym jest i w swojej książce autor całkiem logicznie uzasadnia swoje racje, ale przecież „nie wyłączono ludzkiego umysłu”. Trzeba znaleźć inną pracę i inne role społeczne dla tych, którzy przez postęp techniczny zostali pracy pozbawieni. Rifkin widzi wyjście z tej skomplikowanej sytuacji w rozwoju „trzeciego sektora”, czyli organizacjach pozarządowych działających na zasadzie „non-profit”. Należy odpowiedzieć na pytanie, czy bezrobocie dzisiaj to spełnienie przepowiedni wspomnianego autora, czy tylko efekt recesji, z której gospodarka światowa powoli wychodzi. Bezrobocie jest jednym z najpoważniejszych problemów krajów Unii Europejskiej. Stopa bezrobocia w strefie euro wynosi prawie 10%. Brak pracy ogranicza wydatki konsumpcyjne, a bez konsumpcji nie ma możliwości wzrostu gospodarczego. Ten poziom bezrobocia utrzymuje się w krajach strefy euro już ponad rok. W poszczególnych krajach stopa bezrobocia jest bardzo zróżnicowana. W Holandii, Luksemburgu, Austrii wynosi tylko 4,0–5,0% (czyli jest to pozom tzw. „bezrobocia naturalnego” występującego w każ-

dym kraju gospodarki rynkowej i niegroźnego dla gospodarki). Ale w Hiszpanii stopa bezrobocia przekroczyła 20%, w Irlandii i Grecji wynosi ponad 14,0% i w tych przypadkach jest się czym martwić. Polsce bliżej do tych krajów, ponieważ stopa bezrobocia w marcu bieżącego roku przekroczyła 12,0%. Grecja i Irlandia ratują swoje finanse publiczne, przeprowadzają poważne cięcia budżetowe i redukcje etatów w administracji publicznej. Otrzymały międzynarodowa pomoc finansową. Zupełnie inaczej wychodzą z kryzysu Stany Zjednoczone, w których nie wprowadzono restrykcji budżetowych. Deficyt budżetowy w USA sięga w tym roku 11,0% PKB, a polski Minister Finansów tłumaczył się z 7,0% deficytu (wiem, wiem, Polska to nie Ameryka, która nie musi spełniać kryteriów konwergencji, by wejść do strefy euro.) Wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych przekroczył 3,0% i bezrobocie dzięki temu spadło do 8,0%. 1 maja 2011 r. dla Polaków otworzą się nowe rynki pracy w Europie. Według badań blisko dwie trzecie Niemców obawia się otwarcia rynku pracy dla wschodnioeuropejskich państw UE. Mimo to Niemcy, Austria i Szwajcaria (która nie jest krajem Unii Europejskiej, ale również zdecydowała się na otwarcie swojego rynku pracy) ze względu na starzenie się społeczeństwa i brak zainteresowania poszczególnymi ofertami pracy będą musiały przyjąć pracowników z zewnątrz. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej prognozuje, że po otwarciu rynku w Niemczech z Polski wyjedzie ok. 300–400 tys. osób. W prasie w ostatnim okresie pojawiło się wiele artykułów na temat bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych. „Młodzi, wykształceni, bezrobotni”. Politycy i publicyści winią za to rząd, uczelnie, które nie przygotowują studentów do wyzwań na rynku pracy. Obwiniają też samych młodych ludzi, którzy zamiast studiów inżynieryjnych w dobie kryzysu demograficznego wybierają kierunki humanistyczne. Nie są to diagnozy pozbawione częściowych racji, trzeba jednak pamiętać, że stałą cechą rynku pracy jest zdecydowanie wyższy wskaźnik bezrobocia młodych na tle ogółu bezrobotnych. Dodatkowo należy zwrócić uwagę na fakt, iż liczba ludzi z wyższym wykształceniem w Polsce bardzo szybko rośnie. Na początku lat

90. studiowało niecałe 500 tys. osób, dziesięć lat później ponad 1,5 mln, a w ciągu ostatnich pięciu lat prawie 2 mln rocznie. Wyższe wykształcenie na początku lat 90. miało zaledwie 1,8 mln osób, obecnie – ponad 6,0 mln. Dlatego osób z wyższym wykształceniem przybywa także wśród bezrobotnych. Nie oznacza to, że uczelnie źle kształcą, lecz że kształcą znacznie więcej i stąd większa liczba osób bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Zresztą często wygórowane wymagania tych absolwentów odnośnie do przyszłej pracy powodują, iż trudniej ją znaleźć. Jak pisze J. Rifkin w swojej książce, siłą napędową „nowej gospodarki” nie są ludzie, którzy pracują 40 godzin tygodniowo i co miesiąc dostają pensję na konto. O gospodarce w XXI wieku decydują ludzie, którzy pracują na własny rachunek. Doradcy, eksperci, mali i średni przedsiębiorcy. Efekty ich pracy nie są zależne od liczby przepracowanych godzin, lecz jakości wypracowanego produktu. Godziny są ważne, kiedy się „wali młotem”, a kiedy się pracuje głową, liczy się jakość. Głównym zadaniem człowieka jest więc twórcze myślenie. Resztę zrobią „inteligentne maszyny”, które człowiek musi stworzyć i zaprogramować, i do tego potrzebne są m.in. studia, laboratoria, instytuty badawcze, uczelnie i parki technologiczne. Myślę, że J. Rifkin w swojej książce miał wiele racji, chociaż pytanie „czy rację miał w 100 procentach” jest już problemem zasługującym na osobne omówienie.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Jadwiga Gierczycka

49


Felieton

Dokąd zmierza sport? Zacznę od cytatu z wywiadu udzielonego przez prezydenta Sosnowca, Kazimierza Górskiego dziennikowi „Sport”. „ – Wielka drużyna piłkarska, wielka drużyna koszykarska, wielka drużyna hokejowa, wielkie drużyny siatkarskie… Wszystko to kiedyś było w Sosnowcu. Zagłębie, Płomień… I co z tego zostało? – No, niewiele. Ale mówimy o innych czasach i o innych realiach. Sport w Sosnowcu funkcjonował przez lata w oparciu o wielkie zakłady przemysłowe, w tym kopalnie i huty. Proszę mi powiedzieć, ile z tych zakładów pozostało? Gospodarka naszego miasta dzisiaj i gospodarka sprzed 30–40 lat to dwa różne, nieprzystające do siebie obrazy”. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, ale też trudno pogodzić z tym, że ćwierćmilionowego miasta nie stać na posiadanie pięknej sportowej wizytówki. Niedawno w Teatrze Zagłębia odbyła się uroczysta gala wręczenia „Nagród Miasta Sosnowca”. Wśród uhonorowanych byli też sportowcy, którym tych nagród gratuluję. Laureatami zostali uprawiająca ju–jitsu Martyna Bierońska, pływak Artur Pióro i trener lekkiej atletyki Andrzej Kurdziel. Ta pierwsza to czołowa postać w polskim i światowym ju–jitsu, dyscyplinie sportów walki – to wyjaśnienie dla niewtajemniczonych – będącej mieszaniną judo, boksu i zapasów. Trudno ją zobaczyć w telewizji czy przeczytać o niej w prasie, ale to już nie wina sportowców, lecz mediów, które nie chcą ich zauważyć. Fakt jest jednak faktem, że jest to sport niszowy i raczej nigdy – obym się mylił – nie stanie się bardzo popularny. 20–letni Artur Pióro od lat zdobywa medale, ostatnio mistrzostw Europy niesłyszących (1 złoty i 2 srebrne). To wspaniały chłopak, który jeszcze przez wiele lat będzie odnosił sukcesy. Ale podobnie jak w przypadku ju– jitsu nie przebije się do telewizyjnych serwisów ani na czołówki gazet. Trener Andrzej Kurdziel jest znakomitym specjalistą w konkurencjach rzutowych. Jego wychowankami są mistrz świata i rekordzista (bodajże już były) młodzieżowców w pchnięciu kulą, Krzysztof Brzozowski, a także pukające do krajowej czołówki: Dagmara Stala, Paulina Dusza, Agata Jelonkiewicz i Natalia Woszczyk. Bo w Sosnowcu prowadzo-

50

na jest praca z lekkoatletyczną młodzieżą, która ma świetne warunki treningowe na stadionie przy Al. Mireckiego. Jestem jednak gotów się założyć, że jak któreś z nich będzie gotowe do odnoszenia spektakularnych sukcesów wśród seniorów, nawet zdobywania medali olimpijskich – czego im gorąco życzę – będą to czynili dla innych klubów, bogatszych, które stać na stypendia i odpowiednią finansową motywację, czyli już nie dla Sosnowca. Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jeden cytat ze wspomnianego wywiadu z prezydentem Górskim. „ – Spaceruje więc pan na przykład w weekend po Sosnowcu i co pan widzi? – Ano to, co najbardziej raduje, że obiekty (sportowe – A.W.) są oblegane przez dzieci, młodych i starszych – tych wszystkich, którzy bawią się i cieszą sportem. A widzę przede wszystkim to, że te sportowe priorytety, jakie sobie założyliśmy, mają sens, że to nie pomniki, tylko tętniące życiem obiekty. Nie wspominając już o tym, że w przypadku bardzo młodych ludzi to taka wstępna, acz niezbędna, faza w drodze do sportowego wyczynu. Problemem jest to, że miasto może pomagać w szkoleniu, ale tylko do pewnego etapu. Potem najbardziej utalentowanych powinni przejmować inni, predestynowani do tworzenia wielkiego sportu i sportowców. Kluby, różnego typu organizacje… Koło się zamyka, bo nie jest rolą miasta hodowla mistrzów sportu. Szkoda, że z perspektywy Warszawy tak mało rzeczy widać. No ale funkcjonują tam w innej, stołecznej, rzeczywistości. Nie ma tam partnerów dostrzegających problemy w mniejszych ośrodkach”. I znów zgoda, nie jest rolą miasta „hodowanie” sportowych gwiazd. Czy jednak miasto nie jest w stanie zrobić nic, żeby był choć jeden świetnie zorganizowany i profesjonalnie zarządzany klub, który te gwiazdy jednak zatrzyma? Póki co hokejowe i piłkarskie Zagłębie często są podawane, nawet przez radnych, jako przykłady marnowania publicznych pieniędzy, chociaż moim zdaniem nie jest to sprawiedliwy osąd. Bo trzeba jeszcze trochę czasu, żeby ocenić, czy wchodzenie miasta jako udziałowca do sportowej spółki jest dobrym czy złym ruchem. Rodzi się więc pytanie, w jakim kierunku

zmierza sport? Przynajmniej w Sosnowcu i w całym Zagłębiu Dąbrowskim. Na pewno odeszliśmy daleko od hasła twórcy nowożytnych igrzysk olimpijskich, barona Pierre’a de Coubertina: „Szybciej, wyżej i dalej”. Chyba że traktować je jako: szybciej po dotacje od miasta; wyżej w różnego rodzaju klasyfikacjach, bo od tego zależy wysokość tej dotacji; co pozwoli dalej... tak trwać. Dlatego nie dziwmy się, że sportowców z zagłębiowskich klubów nie ma na największych imprezach i turniejach. Boję się, że długo ich jeszcze w nich nie będzie. Ale może się mylę, może jednak krok za krokiem idziemy w dobrym kierunku? Bo inicjatyw, żeby sport w Zagłębiu Dąbrowskim miał się dobrze jest coraz więcej. Dlatego na koniec komunikat z Polskiej Agencji Prasowej. „Wspieranie uzdolnionych sportowo dzieci i młodzieży stawia sobie za cel Fundacja im. Grzegorza Dolniaka „Sportowa Szansa”, tworzona m.in. przez żonę i córkę posła, który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Oficjalnie fundacja ma zainaugurować działalność 19 kwietnia w rodzinnym mieście zagłębiowskiego polityka – Będzinie. – Mąż bardzo lubił sport – w młodości grał w siatkówkę jako zawodnik, tę pasję kontynuował do końca życia – grał w każdy poniedziałek. Świetnie też pływał i jeździł na nartach. Wspierał inicjatywy sportowe, lubił współpracować z młodymi ludźmi. Uznaliśmy, że właśnie taka fundacja będzie najlepszą drogą wypełnienia jego duchowego testamentu” – powiedziała PAP Barbara Dolniak. Celem działania fundacji jest wspieranie młodych, utalentowanych sportowców, a także klubów i organizacji sportowych. Będzie ona inicjować i organizować obozy sportowe, kolonie i turnieje, fundować stypendia i nagrody. Będzie też pomagać w leczeniu i rehabilitacji młodych ludzi,

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Felieton którzy podczas uprawiania sportu odnieśli kontuzję i wspierać ich w powrocie do czynnego uprawiania sportu. Fundacja ma już zagwarantowane wsparcie kilku darczyńców, co umożliwi realizację planowanych działań. – Jesteśmy przekonani, że sport jest znakomitą lekcją życia dla wszystkich młodych ludzi. Uczy rywalizacji i wytrwałości, wywołuje radość z sukcesu i łzy porażki. Pozwala nabyć umiejętności niezwykle cenne i przydatne nie tylko w sferze sportu. Wspólnie stworzymy sportową szansę dla utalentowanych młodych sportowców, przyszłych mistrzów i olimpijczyków” – napisali w liście intencyjnym twórcy fundacji”. I oby takich inicjatyw było jak najwięcej. Andrzej Wasik

Jak się chmury dzwonkiem loretańskim odpędzało Trza było umić loretańsko litanijo i ni móg się pomylić, bo piorun z ty chmury by w takiego walnął. Jeden był we wsi od tego to jak zobocył burzę, ze sła do wsi, to un te loretańsko litanijo odmowioł. No i mioł dzwunek. Ten dzwunek możno było popsuć, jak się niem zadzwuniło umarłemu. We wsi pilnuwali tego dzwunka, bo z innych wsi boly się, żeby na nich chmury nie sły, to uni chciely zadzwonić tem dzwunkiem umarłemu. U nos był ten dzwunek w kaplicce, ale kaplickę rozburzyli i dzwunek jest, ale na szynie. Ale już ni mo mocy, bo w drugi wsi umarła jednym ludziom córka i tym dzwunkiem ij zadzwunili.

Katalog prasy lokalnej Gazeta „Wspólne Sprawy” powstała w grudniu 2001 r., jej wydawcą jest Miejski Ośrodek Kultury w Porębie. Nakład gazety (12 stron formatu A4) to 500 egzemplarzy. Do 2009 r. była miesięcznikiem, a od 2010 r. ukazuje się co dwa miesiące. Stałe kolumny to: sprawozdania z sesji Rady Miasta, relacje z odbytych imprez i uroczystości na terenie miasta, ciekawostki historyczne, aktualne ogłoszenia. Redaguje kolegium redakcyjne w składzie: Włodzimierz Pucek – redaktor naczelny, Michał Neszczyński, Zbigniew Sałaciński, Karol Hadrych, Tomasz Kołton. Gazeta jest bezpłatna.

— No, i co nierobisiu, próźnioku, bedzies stoł? Mos cepy! Bedzies młócił! I te cepy mu dali. Za dwa dni przysła chmura tako, ze wymłóciło zboże do zera. Zimioki to się jesce łopuściły, a zboże to tak grod zbił, że — no — nie było nic. Dowiedzieli się, że w Podzamczu jest taki, co chmury zażegnuje. No, i na niego zganiajo ten grod. Zabić go i zabić! My akurat grabili w lesie, a ci z Niegowy zaś siekli łąkę. A moja mówi: — To nie carownik wom zrobił. Daliście Florianowi cepy, żeby wom wymłócił, no to wom wymłócił. To cego narzekocie. Nie trza było mu cepów dawać. No, i nie mieli co do godanio.

Patrzył, żeby chmura nie przeszła granicy wsi, dzwonił i mówił. I ta chmura odchodziła. Jak wiatr powstał, to my już wiedzieli, że Józek zażegnał chmurę.

Jak chłop chmurę zażegnał Ja miał szwagra, co umiał zażegnać chmurę. Raz my wieźli kamiń z cementowni. Idzie chmura, czarna taka. Ja mówię: —Pospieszmy się, bo zmokniemy! To on czapkę zdjon i przeżegnał się raz. Idzie chmura. Przeżegnał drugi. Idzie. Przeżegnał trzeci raz i chmura na trzy części się rozmyła. I deszczu nie było, ino tak — kap, kap, kap. On znał sto głębokich słów. To było w książce. Jeszcze z wojny mieli tę książkę. Niemcy czy Austriacy ją zostawili. Córka po nim zabrała tę książkę. Ale czy ją jeszcze ma? Ona mieszka w Olkuszu. Jak chłop chmury odpędzał A w Gieble to był ksiądz, co też umiał Jak święty Florian zboże niegowianom „wy- U nos był taki człowiek, co mioł odpę- zażegnać chmurę. Nieraz to tak było: młócił” dzać chmury. On dzwonił i mówił: U nas zażegnali, tam poszła. Tam odJesce opowim o Niegowie. Tam jest św. — Nie tędy, tamtędy. Tamtędy, nie pędzili, to się nazod do nas wróciła. Florian. Takie zgrywusy, łobuzy roz- tędy. Na bory, na lasy, żeby grady nie A jak się wróciła, to taki grad zbił, że zbiły, żeby nawałnice nie zalały! maite godajom: się nie mówi.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

51


Biblioteka zawsze po drodze Miejska Biblioteka Publiczna w Sosnowcu jest największą, a zarazem jedną z najstarszych instytucji upowszechniania kultury w mieście. Jej korzenie sięgają historii Sosnowca z przełomu wieków, już bowiem w 1899 r. funkcjonowała na jego terenie Wypożyczalnia Książek „Wiedza” - pierwsza sosnowiecka książnica o charakterze powszechnym. Rozwijające się miasto nie dysponowało jednak po odzyskaniu przez kraj niepodległości biblioteką, która pod względem zasobności i poziomu merytorycznego księgozbioru mogłaby zaspokoić zapotrzebowanie czytelników. Dostrzegając zaistniałą sytuację ówczesna Rada Miejska, na wniosek prezydenta Aleksego Bienia, podjęła na posiedzeniu 25 listopada 1927 r. uchwałę o powołaniu Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Gustawa Daniłowskiego, która z chwilą wybuchu II wojny światowej posiadała księgozbiór liczący około 10 000 woluminów. Obecnie, jako samorządowa instytucja kultury, dysponuje siecią 24 placówek udostępniania na terenie miasta i jest dostępna dla ogółu sosnowiczan. Poprzez różnorodne formy upowszechniania czytelnictwa oraz kultury regionalnej w znaczący sposób rozszerza ofertę programową oraz zakres oddziaływania polityki kulturalnej miasta. Sosnowiecka książnica wielokrotnie sięgała po tytuł najlepszej biblioteki w województwie śląskim w kategorii bibliotek wielkomiejskich. Za osiągnięcia w dziedzinie upowszechniania kultury Rada Miejska uhonorowała ją odznaką „Zasłużonego dla Miasta Sosnowca”, Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich odznaczyło ją Medalem „Bibliotheca Magna-Perennisque”, otrzymała też Zagłębiowską Nagrodę „Humanitas” za 2008 r., jak również wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie zorganizowanym przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich na plakat promujący Tydzień Bibliotek 2010. Biblioteka gromadzi, opracowuje i udostępnia liczący blisko 900 tys. woluminów księgozbiór, który obejmuje wszystkie dziedziny wiedzy oraz literaturę piękną dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Czytelnicy mają również dostęp do czasopism (170

52

tytułów prasy krajowej i zagranicznej), zbiorów muzycznych, materiałów kartograficznych oraz regionalnych w postaci wszelkiego rodzaju dokumentów życia społecznego Zagłębia. Ponadto biblioteka dysponuje zorganizowanym na bardzo dobrym poziomie warsztatem informacyjno-bibliograficznym. Służy temu zaawansowana i stale rozwijana automatyzacja procesów bibliotecznych w systemie Prolib-Progres. Obecnie komputerowo udostępnia swoje zbiory Biblioteka Główna przy ul. Zegadłowicza, Oddział dla Dzieci i Młodzieży przy ul. Parkowej, Filia nr 6 przy ul. Wojska Polskiego oraz Filia nr 17 przy ul Będzińskiej. Od kwietnia br. „rusza” kolejna placówka (Filia nr 2) przy ul. Gospodarczej, a w pozostałych bibliotekach trwają intensywne prace wdrożeniowe. Katalog online (OPAC www) umożliwia sprawdzenie i zamówienie książki internetowo, jak również rezerwowanie i prolongowanie już wypożyczonych wydawnictw bez wychodzenia z domu. Biblioteka – z powodzeniem – realizuje projekt „Informatyczne Vademecum Seniora” czyli indywidualne, bezpłatne zajęcia komputerowe dostosowane do potrzeb i możliwości osób starszych. Od czerwca 2010 r. Biblioteka została członkiem Śląskiej Biblioteki Cyfrowej, której celem jest promowanie kultury i nauki oraz prezentacja w Internecie kulturowego dziedzictwa Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Dzięki ŚBC czytelnicy mają swobodny dostęp do dziedzictwa kulturowego zgromadzonego w instytucjach kulturalnych i edukacyjnych regionu. Zasób publikowany w ŚBC jest dostępny nieodpłatnie. W pierwszej kolejności MBP cyfruje publikacje własne, aktualnie, online dostępnych jest 6 książek. Głównym celem będą jednak bogate zbiory regionalne dostępne w Bibliotece Głównej w Dziale Zbiorów Regionalnych. Biblioteka pełni również ważną funkcję kulturotwórczą, będąc organizatorem różnorodnych przedsięwzięć o charakterze stricte kulturalnym i edukacyjnym. Należą do nich wystawy tematyczne, wernisaże

Fot. arch.

Region

plastyczne, koncerty, spotkania autorskie, kolejne edycje Spotkań z Pisarzami Zagłębiowskimi oraz Sosnowieckich Dni Literatury, sesje naukowe, festyny dla dzieci, inscenizacje teatralne i kabaretowe, liczne konkursy. W ramach edukacji europejskiej Biblioteka prowadzi, cieszący się dużym zainteresowaniem, cykl prezentacji państw-członków Unii Europejskiej, który to projekt uzyskał nominację do nagrody Ministra Kultury w konkursie organizowanym przez Instytut na Rzecz Demokracji w Europie Wschodniej. Ewa M. Walewska

NASZ PATRONAT „Nowe Zagłębie” objęło patronatem medialnym VII Sosnowieckie Dni Literatury (6 maja – 3 czerwca 2011). Jest to impreza organizowana przez Miejską Bibliotekę Publiczną im. Gustawa Daniłowskiego w Sosnowcu, jedno z najważniejszych wydarzeń literackich w regionie śląsko-zagłębiowskim promujące czytelnictwo polskiej literatury i aktywne uczestnictwo w kulturze literackiej. W programie przewidziano różnorodne propozycje adresowane do szerokiego grona odbiorców m. in.: wystawa monograficzna, wykłady historycznoliterackie, spotkania autorskie i warsztaty twórczego pisania. Tegoroczna edycja imprezy powstaje przy współudziale Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, Pracowni Życia Literackiego na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim przy Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Region

Kultura na europejskim poziomie Gminny Ośrodek Kultury Gminy Psary od kilku lat z powodzeniem realizuje wiele projektów grantowych o charakterze społeczno-kulturalno-edukacyjnym. Wyjątkowe dla instytucji okazały się ostatnie lata działalności, za sprawą pozyskania olbrzymich środków finansowych z budżetu Unii Europejskiej. W 2009 r. decyzją Komisji Konkursowej Projekt pn. „Sukces z Unią Europejską – szansa dla osób pracujących z terenu Gminy Psary oraz gmin sąsiadujących” otrzymał dofinansowanie w wysokości 363 761,23. W ramach Projektu, współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego – w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, nadzorowanego przez Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach (Działanie 8.1 Rozwój pracowników i przedsiębiorstw w Regionie), GOK rozpoczął realizację bezpłatnych szkoleń w zakresie teoretycznych i praktycznych aspektów pozyskiwania środków finansowych z funduszy unijnych. Szkolenia te przeznaczone są dla osób dorosłych: pracujących (wykonujących pracę na podstawie umowy o pracę, powołania, wyboru, mianowania, spółdzielczej umowy o pracę, umowy zlecenia lub umowy o dzieło), zameldowanych na terenie Gminy Psary lub gmin sąsiadujących z preferencją gminy Bobrowniki, Wojkowice, Mierzęcice oraz Miasta Będzin, Dąbrowa Górnicza i Siewierz. Dotychczas przeszkolono 204 osoby, które wzięły udział w 17 (z 20) edycji. Edycje, w ramach których udział wzięło średnio 12 osób obejmowały takie zagadnienia jak: infrastruktura drogowa (drogi, kanalizacje), projekty inwestycyjne dla jednostek budżetowych, ochrona

środowiska, małe i średnie przedsiębiorstwa, kultura, pomoc społeczna, promocja, sport, turystyka, organizacje pozarządowe oraz edukacja. Kolejnym dofinansowanym ze środków Unii Europejskiej w 2009 r. Projektem jest „Klub Wiejskiego Informatyka” realizowany w ramach Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW na lata 2007– 2013 – Odnowa i Rozwój Wsi). W ramach Projektu zakupiono 15 komputerów, 15 biurek i krzeseł, które przez kolejne lata będą służyć mieszkańcom. Wartość projektu to 68 424, 32 zł. Dzięki realizacji tego przedsięwzięcia zainteresowani mieszkańcy Gminy Psary mogą korzystać ze znajdujących się w Ośrodku Kultury w Gródkowie komputerów z dostępem do Internetu oraz uczestniczyć w warsztatach z technologii informacyjnych, zapoznających z podstawami obsługi komputera i jego programów oraz bardziej zaawansowanymi czynnościami. Dzięki bardzo dobrej współpracy Gminnego Ośrodka Kultury i Stowarzyszenia „RAZEM” NA RZECZ GMINY PSARY na terenie naszych miejscowości realizowane jest wiele przedsięwzięć finansowanych ze środków pozabudżetowych, których efektem są duże regionalne imprezy. Od wielu lat GOK współorganizuje realizowane przez Stowarzyszenie: Regionalny Festiwal Strachów, Regionalny Festiwal Pieśni Zalotnych i Miłosnych, Regionalny Festiwal Pieśni Maryjnych oraz Regionalne Prezentacje Teatralne Żywotów Świętych i Patronów – w hołdzie Janowi Pawłowi II. Są to wydarzenia, w których co roku bierze udział kilkuset uczestników oraz kilkutysięczna publiczność. W zależności od rodzaju imprezy oraz kategorii, w jakich można brać udział – uczestnicy prezentują siebie i swoje talenty zarówno w sferze plastycznej, muzycznej, wokalnej, jak i teatralnej, kabaretowej oraz wielu innych związanych z szeroko pojętą kulturą i sztuką. Istotnymi dla GOK i Stowarzyszenia są również ochrona i zachowanie naszego dziedzictwa kulturowego. Dowodem na troskę o tradycje i „duchowy skarb” naszych przodków jest współrealizacja kolejnego projektu grantowego, trwającego w I półroczu 2010 r., pn. „Kręć się, kręć wrzeciono...” współfinansowanego przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolno-

ści w ramach Programu Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży „Równać Szanse”. Był to projekt, który zakładał wydanie folderu prezentującego 10 najstarszych, być może ginących już, zawodów z terenu Gminy Psary. W ramach działań zorganizowano spotkania z osobami wykonującymi jeszcze zawody, takie jak: kowal, krawiec, zdun, furman czy szewc. Realizacja Projektu niewątpliwie przyczyniła się do zwiększania wiedzy najmłodszych mieszkańców naszych miejscowości na temat, zawodów i losów ludzi, którzy je kiedyś wykonywali. Wpłynęła również na pogłębienie więzi oraz integracji międzypokoleniowej bohaterów Projektu z jego Beneficjentami. Wspólnie z Urzędem Gminy w Psarach pozyskano w 2010 r. środki z Programu Odnowy Wsi Województwa Śląskiego w ramach konkursu Przedsięwzięć Odnowy Wsi na realizację projektu „Zakup akordeonów dla kwartetu akordeonistów z Gródkowa” na łączną kwotę 20.840 zł. Specyficzny charakter pracy animatorów kultury Gminnego Ośrodka Kultury wynikający z zastosowania autorskiego, innowacyjnego rozwiązania zarządczego opracowanego przez Panią Urszulę Nocoń spotkały się z ogromnym podziwem ze strony władz Związku Miast Polskich, który był bezpośrednim organizatorem Projektu „Budowanie potencjału instytucjonalnego samorządów dla lepszego dostarczania usług publicznych”. W ramach Projektu ZMP ogłosił Konkurs „Samorządowy Lider Zarządzania 2009 – Usługi Społeczne”. Wniosek z uzasadnieniem na Konkurs po weryfikacji formalnej, merytorycznej, a w końcu po wizytacjach kontrolnych przedstawicieli ZMP, zajął w Polsce I miejsce w dziedzinie KULTURA, w kategorii: gminy wiejskie oraz zdobywając przy tym zaszczytny tytuł Samorządowego Lidera Zarządzania 2009. Tytuł tym bardziej chwalebny, że zdobyty w Europejskim roku innowacji i kreatywności w Europie. W 2010 r. Gminny Ośrodek Kultury Gminy Psary złożył wniosek o dofinansowanie projektu pt. „Wsparcie przedsiębiorczości i samozatrudnienia w powiecie będzińskim”. Wniosek, którego autorem i pomysłodawcą jest Pani Urszula Nocoń, złożony w ramach Działania 6.2 Programu Ope-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

53


Fot. Tarch.

Region

racyjnego Kapitał Ludzki, uzyskał pozytywną ocenę Komisji Oceny Projektów i mocą Uchwały Zarządu Województwa Śląskiego nr 412/24/IV/2010 z dnia 24 lutego 2011 został przyjęty do realizacji. Wniosek otrzymał podczas oceny merytorycznej łącznie 95,5 pkt, co klasyfikuje go na 7 miejscu listy rankingowej projektów rekomendowanych do dofinansowania. Na wsparcie przedsiębiorczości udało się pozyskać kwotę 1.377.150,00 złotych. Celem projektu jest kompleksowe wsparcie uczestników w działaniach zmierzających do rozpoczęcia działalności gospodarczej, co w efekcie przyczyni się do rozwoju przedsiębiorczości i tworzenia nowych miejsc pracy. Obejmuje on osoby fizyczne zamieszkałe na terenie powiatu będzińskiego, zamierzające rozpocząć prowadzenie działalności gospodarczej (z wyłączeniem osób, które posiadały wpis do rejestru Ewidencji Działalności Gospodarczej, były zarejestrowane w KRS lub prowadziły działalność na postawie odrębnych przepisów w okresie 12 miesięcy poprzedzających dzień przystąpienia do projektu). Wsparcie będzie skierowane zarówno do osób pracujących, jak i bezrobotnych, a także studentów oraz osób nieaktywnych zawodowo. O szczegółach projektu będziemy informować Państwa na stronie internetowej GOK Gminy Psary: www.gok-psary.

54

pl w późniejszym terminie, tuż po podpisaniu umowy o dofinansowanie. Systematyczne pozyskiwanie olbrzymich dotacji unijnych nie byłoby możliwe bez lidera i eksperta ds. pozyskiwania środków pozabudżetowych w osobie Pani Urszuli Nocoń oraz zaangażowania zgranego zespołu współpracowników, animatorów kultury z krwi i kości, którzy pracę na rzecz społeczności lokalnej potrafią przedłożyć nad swoje własne potrzeby. Dzięki temu udało nam się osiągnąć dwa kolejne sukcesy, jakimi było zakwalifikowanie się do pilotażowego Programu „Dom Kultury+” oraz zdobycie Certyfikatu Centrum Aktywności Lokalnej w Warszawie. Celem pierwszego z nich jest zainicjowanie szeroko rozumianej zmiany w funkcjonowaniu lokalnych, małych instytucji kultury. Dążeniem Organizatora jest natomiast współdziałanie z domami kultury, jednostkami samorządu terytorialnego i organizacjami pozarządowymi w celu wykreowania nowoczesnego, mocno osadzonego w kontekście lokalnym i społecznym, centrum kultury. Do Programu Dom Kultury+ w edycji pierwszej (2010–2013) wpłynęły 124 wnioski, z czego 9 odrzucono ze względów formalnych. Ostatecznie do oceny merytorycznej przedstawiono 115 wniosków, spośród których 50 zostało zakwalifikowanych do Programu, a 65 rozpatrzono negatywnie. Wśród pozytywnie ocenionych znalazł się także wniosek

Gminnego Ośrodka Kultury Gminy Psary, który dokonując syntetycznego opisu działań i przedsięwzięć oraz argumentując zgodną współpracę z organizacjami pozarządowymi, społecznymi i samorządem terytorialnym uzyskał, odpowiednią ilość punktów i aprobatę Komisji Oceniającej. Udział w Programie obejmuje 3 Priorytety: Priorytet I – Szkolenia (podstawowe i uzupełniające), Priorytet II – Rozwój (dofinansowanie konkretnych działań edukacyjnych i animacyjnych), Priorytet III – Infrastruktura (stanowi materialne uzupełnienie dwóch poprzednich priorytetów. Dotacje uzyskane w ramach tego działania są przeznaczane na modernizację oraz wyposażenie istniejącego budynku domu kultury i jego filii, podnosząc tym samym standard funkcjonowania obiektu). Istotną częścią tego przedsięwzięcia jest także sieć wsparcia skierowana do wszystkich domów kultury w Polsce, która obejmuje: serię publikacji dotyczących metod prowadzenia edukacji kulturalnej oraz zarządzania lokalnymi centrami kultury, pismo internetowe, interaktywną stronę internetową, forum internetowe, bazę projektów z dziedziny edukacji kulturalnej, które będą mogły być realizowane w domach kultury, bazę animatorów i edukatorów, konkursy oraz możliwość współpracy domów kultury z państwowymi instytucjami kultury. Sieć wsparcia będzie budowana i rozwijana przez cały czas trwania programu. Do udziału w Programie zakwalifikowało się tylko 5 instytucji kultury z terenu województwa śląskiego, co czyni Gminę Psary pionierem w procesie przemian domów kultury w nowoczesne centra kultury lokalnej, umożliwiając jednocześnie współpracę z instytucjami na poziomie ogólnokrajowym. Wierni ideologii prawdziwej animacji kultury oraz edukacji kulturalnej, jesteśmy głęboko przekonani o słuszności podejmowanych przez nas działań, dlatego tym bardziej cieszymy się każdym kolejnym sukcesem utwierdzającym nas w przekonaniu potrzeby realizacji różnego rodzaju przedsięwzięć, inicjatyw i działań.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Katarzyna Kozieł


Region Religie i wyznania w Zagłębiu Kościół Adwentystów Dnia Siódmego Podwaliny pod KADS dał kapitan armii amerykańskiej William Miller, który jako kaznodzieja był inicjatorem ruchu drugiego adwentu. Ruch ten w latach 1831– 1844 ogarnął większą część Ameryki. Kapitan interpretując niektóre proroctwa z Księgi Daniela zapowiedział powtórne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, a miało to nastąpić na jesień 1844 r. Brak namacalnych oznak tego przyjścia zrodził tzw. wielkie rozczarowanie wśród propagatorów ruchu i dał asumpt do szczegółowych badań teologicznych, które rozpoczęto 22 października 1844 r. Konsekwencją tych badań było stworzenie przez kilkuset uczestników ruchu nowego Kościoła. Do czołowych badaczy i twórców Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego zaliczali się pastorzy: Hiram Edson, Joseph Bates, Jakub White oraz jego żona Ellen White. Swoją nazwę KADS społeczność wyznaniowa przyjęła na pierwszym spotkaniu przedstawicieli zborów w 1860 r. Rok później nastąpiło zjednoczenie zborów w diecezje. Kolejnym krokiem było połączenie diecezji w jednolity organizm i powołanie naczelnych władz Kościoła, co nastąpiło w dniach 20–23 maja 1863 r. na zjeździe wyznawców w Battle Creek w USA. Na zjeździe uchwalona została także pierwsza konstytucja Kościoła i przyjęcie oficjalnej nazwy – Generalna Konferencja KADS, z Radą Naczelną Kościoła i jej przewodniczącym, który jest również prezydentem, czyli najwyższym zwierzchnikiem Kościoła. Zasady doktrynalne i misja Adwentyści wyznają trzy protestanckie zasady oparte na Biblii: Sola Scriptura, Sola Gratia i Solus Chrystus – zbawienie wyłącznie na podstawie łaski i jedynie za pośrednictwem Chrystusa. Świat postrzegany przez wyznawców tej religii to miejsce wielkiego boju między Bo-

giem i Szatanem. W walce tej uczestniczy cała ludzkość. W pełni akceptowana jest doktryna trynitaryzmu. Świętowany jest biblijny sabat – sobota, a nie jak w chrześcijaństwie niedziela. W religii tej nie praktykuje się kultu świętych, obrazów i figur. Sprawowane są także trzy ustanowienia: chrzest dorosłych przez zanurzenie, Wieczerzę Pańską i umywanie nóg jako obrządek pokory i służby. Ostatnie ustanowienie jest także nawiązaniem do powszechnego kapłaństwa wierzących. W adwentyzmie nie wyznaje się nieśmiertelności duszy. Poprzez kondycjonalizm nieśmiertelnością zostaną obdarzeni tylko zbawieni. Nastąpi to wraz z nastaniem paruzji – drugiego adwentu, czyli powtórnego przyjścia Chrystusa. Bardzo ważnym elementem w doktrynie jest samo ciało. Jako świątynia ducha należy o nie dbać szczególnie. Wiąże się z tym powstrzymywanie od używania narkotyków, alkoholu, tytoniu, a także picie mocnej kawy i herbaty. Można wypić napój, ale o małej zawartości esencji, tzw. lurę. Stąd do dnia dzisiejszego określenie to jest potocznie używane. Podstawowym i wręcz unikatowym składnikiem doktryny jest wiara w naukę świątyni niebiańskiej. Arcykapłańską służbę pełni tam sam Jezus Chrystus. Misją KADS jest głoszenie – bez wyjątku – wszystkim ludziom wiecznej Ewangelii, aby prowadzić ich do przyjęcia Jezusa jako osobistego zbawiciela, połączenia ich z Jego Kościołem oraz przygotowanie na bliski powrót Chrystusa. To tzw. trójanielskie poselstwo skonkludował prezydent światowego Kościóła ADS, pastor Jan Paulsen: „Naszym zadaniem jest wyjść i dotrzeć do ludzi. To ludzie liczą się ponad wszystko”. W realizacji swojej misji adwentyści wykorzystują trzy metody. Są to kazania, nauczanie oraz uzdrawianie. W kazaniach szczególny nacisk kładą na trwałym znaczeniu prawa 10 przykazań, w tym pamiątki sabatu, siódmego dnia tygodnia. W nauczaniu uważają, iż rozwój umysłu i charakteru jest istotny w Bożym planie odkupienia za grzechy. W przypadku uzdrawiania uważają ochronę zdrowia i leczenie chorych za zadanie priorytetowe i dzięki służbie dla ubogich i uciśnionych widzą swoją współpracę ze Stwórcą.

Na bazie zasad doktrynalnych i misji adwentyści widzą swoją misję odnowienia całego stworzenia, aby było w zupełnej harmonii z doskonałą wolą Boga. Adwentyści w Polsce Prekursorem adwentyzmu w Europie był Polak, pastor Michał Belina-Czechowski, dawny ksiądz katolicki. Na ziemiach polskich pierwszy ośrodek powstał na terenie zaboru rosyjskiego, w Żarnówku na Wołyniu w 1888 r. Dopiero jednak po 33 latach, a więc w 1921 r. powstał w Polsce KADS, który łączył wyznawców tej religii. Jego legalizacja nastąpiła dopiero w 1946 r., a osobowość prawną oraz stosunki między Kościołem i państwem uregulowała ustawa z 30 czerwca 1995 r. Podpisał ją prezydent Lech Wałęsa. W Polsce KADS, w ramach podziału terytorialnego, działają trzy Diecezje określane w strukturach organizacyjnych mianem zjednoczeń. Są to: Diecezja Wschodnia z siedzibą w Warszawie, Diecezja Zachodnia z siedzibą w Poznaniu oraz Diecezja Południowa z siedzibą w Krakowie. W skład tej ostatniej wchodzą wszystkie zbory – parafie działające na terenie woj. śląskiego, w tym w Zagłębiu. Zbory są podstawową komórką organizacyjną Kościoła zrzeszającą wiernych z danego terenu. Przewodniczącym Diecezji Południowej jest pastor Tadeusz Niewolik. Opiekę zagłębiowskich zborów z ramienia DP sprawują pastorzy starsi (ordynowani) Artur Adżman (Jaworzno, Olkusz, Balin, Lgota) oraz Wiesław Szkopiński (Sosnowiec, Myszków, Zawiercie i Dąbrowa Górnicza). W każdej diecezji obowiązuje kadencyjność. W ciągu kadencji poszczególne diecezje kierowane są przez Radę Diecezji i jej Zarząd. Organy te wybierane są na walnych Zjazdach (synodach) Diecezji, które odbywają się co 4 lata. Zwierzchnikiem – przewodniczącym KADS w Polsce, 6 z kolei, jest od 5 czerwca 2003 r., 58-letni Paweł Lazar. Kościół ma swoje wydawnictwo – „Znaki Czasu”, Ośrodek Radiowo-Telewizyjny „Głos Nadziei”. Prowadzi korespondencyjne szkoły biblijne. Ośrodki opieki oraz placówki zdrowego życia. Ze 106 uczelni i uniwersytetów KADS na świecie, w Polsce znajduje się jedna wyższa uczelnia – Wyższa Szkoła Teo-

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

55


Region logiczno-Humanistyczna w Podkowie je się w wieku dorosłym przez świadomy chrzest – zanurzenie w wodzie i wyLeśnej. Według danych z 21 grudnia 2007 znanie wiary. r. w Polsce jest ponad 10 tys. wiernych, Parafie KADS w Zagłębiu działają w tym przeszło 5,7 tys. ochrzczonych. w Jaworznie przy ul. Elektryków 7, w SoNa świecie odpowiednio jest to 22 mln snowcu przy ul. 1 Maja 22 i Myszkowie i 15 mln osób. w Alejach Kościuszki (Dom Rzemiosła). Nabożeństwa odbywają się w soKościół w Zagłębiu boty w godz. Od 9.30 do 12.00. W tym Zagłębie było przez wiele dziesięciole- miejscu trzeba wspomnieć, iż jaworzci regionem granicznym trzech zaborów. nicki zbór obchodził w 2006 r. 80-lecie Było też regionem wielowyznaniowym. swojego istnienia. Jako pierwszy z ewanOprócz ludności rdzennie polskiej, wy- gelią dotarł tu w 1926 r. kominiarz Anznającej zasady wiary chrześcijańskiej, toni Kinczel. dużą grupę stanowiła ludność żydowJak każda religia i wyznanie okreska wyznania mojżeszowego. Ponadto ślonej wiary ma swoje problemy, a nietereny Zagłębia zamieszkiwały grupy które dogmaty trzeba przystosować do wyznania prawosławnego i ewangelicy. trendów społecznych XXI wieku, także Ta mozaika kultur, religii oraz wyznań KADS musi podjąć to wyzwanie. Przejawem tego była uchwała programowa funkcjonuje do dziś. Przed II wojną światową w Zagłębiu XLII Zjazdu Diecezji, w Wiśle, 1 czerwca istniały dwa zbory. Jeden na terenie Cze- 2007 r. Czytamy w niej m.in.: „W związladzi-Piaski, a drugi w Sosnowcu. Przed ku z obserwowanym obniżeniem stanu wojną, jak i po jej zakończeniu, sosno- duchownego w zborach zaleca się Rawiecka parafia miała swój kościół w bu- dzie Diecezji podjęcie wszelkich możdynku za Sądem Rejonowym. W związku liwych działań w celu podniesienia poz przebudową architektoniczną miasta ziomu wiary/…/ Ponadto zaleca się i koniecznością wyburzenia budynku szczególną troskę o utrzymanie i prozboru, parafia przeniosła się do nowej pagowanie właściwych standardów żyplacówki na ul. 1 Maja 22, gdzie istnie- cia kościelnego i ochronę przed próbaje do dnia dzisiejszego. Wspólnota liczy mi liberyzacji doktryny i praktyki życia pond 100 osób – wiernych i sympaty- chrześcijańskiego”. ków, z czego większość to wierni (osoby Tekst i zdjęcie: Henryk Kocot ochrzczone). Członkiem kościoła zosta-

56

Dobre lata dla Siewierza Lata 2007–2011 to udany, pod względem inwestycyjnym, okres dla gminy Siewierz. Samorządowcy pozyskali 22 379 621,14 zł środków zewnętrznych, z czego znaczną część stanowiły dotacje unijne. Dzięki przemyślanym projektom, Gminie udało się wykonać prace budowlanokonserwatorskie na zamku siewierskim, które objęły m.in.: zabezpieczenie ruin i odrestaurowanie najbardziej zniszczonych murów, budowę platformy widokowej wraz ze schodami w wieży bramnej, wybrukowanie dziedzińca oraz montaż stylizowanych wrót dębowych (2007–2010). Zrekonstruowano także bramny most zwodzony, dzięki czemu zamek siewierski stał się drugim w Polsce, zaraz po malborskim, zamkiem posiadającym tego typu most ruchomy. Całkowity koszt inwestycji to 3 562 267,88 zł, z czego wartość dofinansowania wyniosła 2 779 040,06 zł. Kolejnym przedsięwzięciem godnym uwagi było zorganizowanie nowatorskiej i prawdopodobnie największej w historii Siewierza imprezy plenerowej „Teatr multimedialny Zamku Siewierskiego pn.: Komnata Natchnień”, wzbogaconej o nowoczesne technologie projekcji wizualnej oraz techniki akustyczne (2010 r.). To niecodzienne widowisko z cyklu son et lumiére (światło i dźwięk) zaszczycili grą aktorską między innymi: Artur Barciś w roli Władysława Jagiełły i Anna Dereszowska, która wcieliła się w postać Czarnej Damy. Projekt Teatr Multimedialny Zamku Siewierskiego pn. „Komnata Natchnień” został dofinansowany w Ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007–2013 oraz z budżetu Miasta i Gminy Siewierz. Wartość dofinansowania wyniosła 85% wartości projektu oszacowanego na kwotę: 476 458 zł. Kolejne tego typu przedsięwzięcie odbędzie się niebawem, bo już 14 maja b.r. i będzie nosiło tytuł: „Multimedialna podróż w czasie na zamku w Siewierzu”. Ten niezwykły happening historyczny rozpoczną wirtualne spacery w „kapsułach czasu” a zakończy projekcja filmu fabularnego o dzielnych rycerzach, miłości i szlachetności wtopionych w losy komputerowo zrekonstruowanego siewierskiego Zamku. Szczegółowe informacje można uzyskać pod adresem: www. siewierz.pl.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Fot. arch.

Region

stwo Sportu i Turystyki w kwocie 333 tys. zł i Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego – 333 000,00 zł, Budowa ścieżki rowerowej łączącej Zamek w Siewierzu ze zbiornikiem wodnym Kuźnica Warężyńska (465 828,88 zł) – 2010 r. Pozyskano dotację z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007–2013 w kwocie 910 377,12 zł, Wsparcie istniejących przedszkoli na terenach wiejskich Gminy Siewierz (2009– 2010) – inwestycja dofinansowana w 98,5% z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki w kwocie 310 777,28 zł, Klucz do upowszechniania edukacji przedszkolnej w Siewierzu – projekt w trakcie realizacji, na który pozyskano fundusze

Fot. arch.

Prace budowlano-konserwatorskie nie ominęły także „serca Siewierza”, czyli rynku siewierskiego (2009 r.). Przebudowano nawierzchnię dróg i zamontowano nową płytę, zainstalowano fontannę, a także zagospodarowano tereny zielone, by stworzyć całościowy i spójny układ architektoniczny. Całkowity koszt przedsięwzięcia wyniósł 5 754 696,84 zł, a Gmina złożyła wniosek o dofinansowanie w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego i czeka na jego rozpatrzenie. Innymi kluczowymi dla Gminy inwestycjami były: Budowa kanalizacji sanitarnej na Osiedlu Zachód – lata 2008–2009. Całkowity koszt inwestycji wyniósł 8 208 292,15 zł, przy czym pozyskano fundusze z Powiatowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Będzinie – 115 tys zł, Termomodernizacja budynków Zespołu Szkół w Siewierzu – 2010 r., której całkowity koszt wyniósł 1 482 861,50 zł a dofinansowanie pozyskano z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach w kwocie 63 998,00 zł, Przebudowa stadionu LKS Przemsza –projekt jest w trakcie realizacji i uzyskał dofinansowanie z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013 w kwocie 1 995 837,27 zł, co stanowi 48,18% wszystkich kosztów, Budowa kompleksu boisk w ramach programu „Moje Boisko ORLIK 2012” w 2010 r. Całkowity koszt inwestycji to 1 338 881,20 zł. Przedsięwzięcie dofinansowało Minister-

z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki w kwocie 1 658 050,50 zł co stanowi 98,5% wartości projektu, Budowa ulicy Wodnej – zgłoszona do dofinansowania z Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych na lata 2008– 2011 w kwocie 1 965 400,00 zł oraz Regionalnego Programu Operacyjnego, Rozwój selektywnej zbiórki odpadów na terenie gmin Dąbrowa Górnicza, Siewierz i Sławków – projekt w takcie realizacji, dofinansowany z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007–2013 w kwocie 1 700 000,00 zł, co stanowi 85% wartości całego projektu Wszystkie do tej pory zrealizowane projekty z pozytywnym skutkiem zmieniły oblicze gminy. Z małego miasteczka Siewierz zamienił się w prężnie funkcjonującą wspólnotę samorządową przyjazną inwestorom, gotową na wyzwania współczesności i otwartą na turystów. Wysiłki Burmistrza Zdzisława Banasia, Radnych oraz Mieszkańców zostały docenione w ubiegłym roku, kiedy to uplasowano Siewierz na 10 pozycji wśród gmin miejskich i miejsko-wiejskich w Rankingu Gmin i Powiatów oraz odznaczono w prestiżowym Rankingu Samorządów 2010 organizowanym przez „Rzeczpospolitą” – jeden z najpoczytniejszych tygodników opiniotwórczych w kraju. Pod uwagę brano m.in.: wartość pozyskanych środków unijnych, dynamikę wzrostu dochodów własnych oraz wydatków oraz relację nakładów inwestycyjnych do przyrostu zadłużenia. Marta Szczerba

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

57


Region Nagrody Miasta Sosnowca za rok 2010 Marka Grechuty, które polecamy czytelnikom, o ile nie są lojalnie oddani oryginałowi. Poniżej krótkie noty biograficzne nagrodzonych. Zbigniew Leraczyk – jest aktorem, urodził się w Nowej Rudzie, ale zawodowo i artystycznie związany jest z Sosnowcem i Teatrem Zagłębia od 1979 roku, kiedy to zadebiutował rolą clowna w „Operze za trzy grosze” B. Brechta. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. W latach 80. prowadził amatorski „Teatr Ekspresji” w klubie „13 Muz” przy Sosnowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Do 2010 roku w ciągu 30-letniej pracy zagrał na deskach Teatru Zagłębia ponad 120 ról, tworząc wiele znakomitych kreacji. Beata Janasik – malarka i fotografik. Pracuje jako instruktor terapii zajęciowej z osobami z upośledzeniem intelektualnym. Jej zaangażowanie w pomoc innym wybiega poza jej obowiązki. Chętnie jako wolontariusz poświęca swój prywatny czas realizując działania przybliżające osobom niepełnosprawnym świat kultury i sztuki. Martyna Bierońska – urodzona 8 listopada 1984 r. w Kielcach. Mieszkanka Sosnowca. Zawodniczka zgłoszona przez KS „Budowlani”. Posiada mistrzowską klasę międzynarodową, startuje w kategorii seniorów. Jest postacią numer 1. w polskim i światowym rankingu ju-jitsu. Otrzymała czterokrotnie wyróżnienie Ministra Sportu za wybitne osiągnięcia sportowe (2007, 2008, 2009 i 2010 rok). Jest instruktorem judo i ju-jitsu. Prowadzi zajęcia w fili Klubu w Niwce.

Andrzej Kurdziel – urodzony 6 lutego 1970 roku w Będzinie. Mieszkaniec Będzina. Kandydat zgłoszony przez zarząd MKSMOS „Płomień” Sosnowiec. Od 1993 roku związany z Sosnowcem, pracuje w Zespole Szkół nr 1 jako nauczyciel wychowania fizycznego oraz trener w MKS - MOS „Płomień”. Trener drużyn młodzików i juniorów w lekkiej atletyce. Wychował wielu sportowców, którzy zdobywali medale na mistrzostwach Polski, Mistrzostwach Świata Juniorów, Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich oraz Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Artur Pióro – urodzony 15 maja 1991 roku w Sosnowcu. Zawodnik zgłoszony przez Śląski Okręgowy Związek Pływacki w Katowicach. Wybitnie uzdolniony, niesłyszący pływak. W swojej dotychczasowej karierze ustanowił 310 rekordów Polski, 35 razy poprawił rekordy Europy w kat. juniorów i 11 razy w kat. seniorów na 100, 200, 400, 800 i 1500 m stylem dowolnym oraz na 100 m stylem grzbietowym. W 2009 roku odniósł wielki sukces ustanawiając swój pierwszy rekord świata niesłyszących na dystansie 1500 m stylem dowolnym (czas 15: 50,91 sek). Olga Kujawińska

NASZ PATRONAT

Fot. M. Binkiewicz

Po raz kolejny przyznane zostały Nagrody Miasta Sosnowca w dziedzinie kultury i sportu. Uroczysta gala rozdania nagród odbyła się 24 marca w Teatrze Zagłębia. Jeszcze przed czterema laty nagrody rozdawano laureatom podczas sesji Rady Miejskiej. Od początku historii gali zarówno nagrodzeni, jak i zaproszeni goście mogą cieszyć się podniosłą atmosferą imprezy, której towarzyszą występy artystyczne. Laureatami Nagrody Miasta Sosnowca za rok 2010 zostali: Beata Janasik (Nagroda za Upowszechnianie Kultury), Zbigniew Leraczyk (Nagroda Artystyczna), Martyna Bierońska (Sportowiec Roku), Andrzej Kurdziel (Trener Roku). Arturowi Pióro przyznano specjalne wyróżnienie za osiągnięcia sportowe. Nagrody wręczali prezydenci Sosnowca oraz przewodniczący Rady Miejskiej i przewodniczący Komisji Kultury, Sportu i Rekreacji. Władze miasta złożyły także gratulacje laureatom Złotych Masek - aktorce Teatru Zagłębia Beacie Deutschman i reżyserowi Grzegorzowi Kempinsky’emu. Prowadzenie tegorocznej gali powierzono Dariuszowi Niebudkowi, który dbał o zapewnienie miłej, może nawet nieco konfidencjonalnej atmosfery. Co, jak zauważyłam szperając w Internecie, nie wszystkim przypadło do gustu. Po części oficjalnej odbył się koncert zespołu Dzień Dobry, promującego jednocześnie swój najnowszy album „Dzień Dobry Panie Marku”. Publiczność entuzjastycznie przyjęła nowe wersje znanych utworów

Serdecznie zapraszamy na

X Jubileuszowy Festiwal Sosnowieckie Dni Muzyki Znanej i Nieznanej! w dniach 8-11 maja 2011 r. Program Festiwalu na stronie http://sosnowieckiednimuzyki.pl

58

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Region Popełnienie przestępstwa prawie zawsze wiąże się z wymierzeniem kary. Jedną z najstarszych form pozbawienia wolności było uwięzienie w wieży. Było ono karą – jak twierdzi Stanisław Borowski w pracy Ściganie przestępstw z urzędu w średniowiecznym prawie polskim – wykształconą w drodze praktyki sięgającej czasów wczesnego średniowiecza, gdy regułę stanowiło osadzenie uwięzionych w specjalnie na ten cel przeznaczonych wieżach grodowych i fortyfikacyjnych. Osobne wieże mieli złodzieje, osobne skazańcy pochodzenia szlacheckiego. Literatura i przekazy historyczne szeroko opisują historię polskiego więziennictwa, od średniowiecza do czasów nam współczesnych. A jak wygląda to w Zagłębiu? Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy w trzech zakładach odosobnienia, które bezpośrednio podlegają Okręgowemu Inspektoratowi Służby Więziennej w Katowicach. W pierwszym odcinku cyklu przedstawiamy Areszt śledczy w Sosnowcu.

Świat zza krat. Areszt Śledczy w Sosnowcu

Położony jest na obrzeżach miasta, przy ulicy Radocha 25. Tworzą go trzy budynki penitencjarne. W dwóch pozostałych mieści się administracja i dział gospodarczy. Cały zakład zajmuje powierzchnię 1700 m2. Budynki powstały w 1905 r. i były magazynami kolejowymi przy odnodze dwóch linii kolejowych: Warszawa – Wiedeń oraz Iwano – Frankowsk – Dęblin. W części budynków mieszkali robotnicy kolejowi. W czasie okupacji Niemcy przeznaczyli je na Stalag. Dopiero po II wojnie światowej zaadaptowano je na potrzeby penitencjarne. Z chwilą ogłoszenia stanu wojennego stworzono tu pawilon dla kobiet – internowanych działaczek Solidarności. Aby poznać i zrozumieć problem odosobnienia, najlepiej zobaczyć to z bliska. Tak też robię. Zamyka się za mną żelazna brama, odgradzająca od miejskiego gwaru pobliskiego osiedla. Strażnik wypisujący przepustkę uśmiecha się nieznacznie: „nie był pan tu jeszcze?” Z okien głównego budynku dobiegają głośne krzyki porozumiewających się „pensjonariuszy”. Nie przeszkadzają im w tym „blindy” w oknach (blaszane kotary). W oczekiwaniu na kapitana Tomasza Gawlika obserwuje grupę młodych

mężczyzn w charakterystycznych więziennych uniformach. Głośno z czegoś żartują. Wreszcie przychodzi kapitan Gawlik, który jest doskonale zorientowany w więziennym życiu osadzonych. Prowadzi mnie do swojego pokoju. W drodze co rusz musimy pokonywać otwieranie i zamykanie żelaznych krat. Normalka – kwituje to sentencjonalnie mój gospodarz. Gdy już wygodnie siedzimy w jego biurze zaczynam notować wypowiedź dla naszego miesięcznika. Oto jej zapis: – W areszcie śledczym w Sosnowcu przebywają osadzeni, którzy dokonali bardzo różnych czynów przestępczych. Dominują osoby osadzone za przestępstwa przeciwko mieniu, tj. kradzieże, włamania, rozbój. W porównaniu z poprzednimi latami zwiększyła się ilość osadzonych, którzy dopuścili się przestępstw popełnianych w zorganizowanych grupach, prowadzili pojazdy w stanie nietrzeźwym. Dysponujemy 351 miejscami. Zgodnie z rejonizacją przeznaczony jest dla tymczasowo aresztowanych mężczyzn pozostających do dyspozycji Sądów Rejonowych i Prokuratur Rejonowych w Sosnowcu, Dąbrowie Gór-

niczej i Jaworznie. Ponadto przebywają tu skazani zatrudnieni przy pracach porządkowych i pomocniczych, skazani oczekujący na skierowanie do odpowiednich typów i rodzajów zakładów karnych (tzw. transport) oraz skazani, skierowani do jednostki w związku z udziałem w czynnościach procesowych. U nas nie udziela się przepustek tzw. Nagrodowych. Związane jest to z kategorią osadzonych, czyli tymczasowo aresztowanych lub wobec których toczą się czynności procesowe. W przypadkach losowych przepustki udziela Sąd Okręgowy w Katowicach Wydział Penitencjarny. Areszt śledczy realizując swoje statutowe zadania współpracuje ze społeczeństwem lokalnym w readaptacji osób wchodzących w kolizję z prawem. W jednostce nie prowadzi się nauczania oraz oddziaływania terapeutycznego. Tym samym szczególny nacisk kładzie się na pozostałe środki oddziaływania wychowawczego, tj. pracę, zajęcia kulturalno-oświatowe i sportowe oraz podtrzymywanie kontaktów z rodziną i światem zewnętrznym. W ramach realizacji tych celów w areszcie funkcjonują biblioteka i świetlica, a zajęcia sportowe realizowane są na boisku. Stałą formą działalności jest działanie radiowęzła. Jest on wykorzystywany do przekazywania informacji, odczytywania pogadanek i audycji edukacyjno – wychowawczych. Wzbogacenie oferty kulturalno – oświatowej stanowi, organizowane co pewien czas imprezy artystyczne. Są to koncerty zespołów muzycznych, przedstawienia teatralne, konkursy. Osadzonym umożliwia się także korzystanie z posług religijnych, poprzez systematycznie organizowane spotkania obrządku rzymskokatolickiego oraz kontakty z przedstawicielami innych wyznań. Czy skazany może liczyć na jakąkolwiek formę edukacji? Z tym pytaniem zwracamy się do oficera prasowego jednostki, mł. chor. Grzegorza Kantora: Skazanym umożliwia się także zdobywanie lub podnoszenie kwalifikacji poprzez przeprowadzanie szkoleń zawodowych, współfinansowanych przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego – Program Kapitał Ludzki, a także podejmowanie nauki we własnym zakresie. Dzięki współpracy z grupą AA w zakresie oddziaływań antyalkoholowych organizowane są mitingi, z których korzysta wiele osób potrzebujących wsparcia w utrzymaniu abstynencji. W zakresie profilaktyki uzależnień są również prowadzone zajęcia przez psychologów tutejszej jednostki. Bardzo dobrą pracę wykonują poszczególni wychowawcy. Tekst i zdjęcia: Henryk Kocot

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

59


Region Kobiety w nauce We wtorek 15 marca o godz. 12.00 Miejska Biblioteka Publiczna w Sosnowcu zaprasza do siedziby Biblioteki Głównej przy ul. Zegadłowicza 2/1 na uroczyste otwarcie kolejnej wystawy. Tym razem proponujemy ekspozycję okolicznościową przygotowaną w 100. rocznicę przyznania Nagrody Nobla Marii SkłodowskiejCurie pt. Kobiety w nauce. W programie wernisażu projekcja filmu dokumentalnego „Maria”. Ekspozycja potrwa do 23 kwietnia 2011 r. Wstęp wolny. Gorąco polecamy. Kobiety w nauce. W 100. rocznicę przyznania Nagrody Nobla Marii Skłodowskiej-Curie skupia się nie tylko na postaci naszej noblistki, ale i eksponuje wkład

innych kobiet w rozwój nauki, technologii i medycyny, od starożytności do współczesności. Wystawę przygotował zespół pracowników Działu Informacyjno-Bibliograficznego Biblioteki Głównej w Sosnowcu. Autorzy korzystali ze zbiorów własnych, Biblioteki Śląskiej w Katowicach oraz Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej (filia w Sosnowcu). Aranżacja plastyczna: Alicja Konieczna i Zofia Fryc. Zapraszamy grupy zorganizowane (po uprzednim zgłoszeniu) na ciekawą lekcję historii, możliwość oprowadzenia przez kustosza ekspozycji. Wystawę można zwiedzać w czasie otwarcia biblioteki, tj. poniedziałek – piątek od 10.00 do 19.00, czwartek i sobota od 10.00 do 15.00 Serdecznie zapraszamy!

NASZ PATRONAT Zapraszamy na Jura Rock Festiwal 2011 W dniach 28–29 kwietnia 2010 roku w Miejskim Ośrodku Kultury w Łazach odbędzie się trzecia już edycja „Jura Rock Festiwal”. W ramach festiwalu zaplanowano zarówno przegląd amatorskich zespołów muzycznych, jak i koncerty festiwalowe zaproszonych zespołów. Tegoroczną gwiazdą imprezy będzie zespół Oddział Zamknięty.

– Jeśli chodzi o przegląd, to ma on charakter konkursu, a skierowany jest on do amatorskich zespołów, chcących zaprezentować swoje zdolności muzyczne w różnych odmianach muzyki rockowej, jak na przykład hard rock, pop rock, blues, punk rock itp. Przegląd jest również okazją do zaprezentowania dorobku zespołów, wymiany doświadczeń wykonawców oraz zaprezentowania swojej pracy przed profesjonalnym jury – informuje Grzegorz Piłka, dyrektor MOK Łazy. Przegląd składać się będzie z dwóch etapów: wstępnych eliminacji na podstawie nadesłanych materiałów demo oraz finałowych przesłuchań konkursowych zakwalifikowanych zespołów, które odbędą się 29 kwietnia 2011 roku od godziny 12.00. Ogłoszenie wyników będzie miało miejsce tego samego dnia podczas koncertu finałowego o godz. 20.00. Festiwal zakończy się koncertem legendy polskiego rocka, zespołu Oddział Zamknięty. – Termin nadsyłania zgłoszeń upływa 15 kwietnia 2011 roku. Zainteresowani mogą uzyskać szczegółowe informacje na stronach internetowych Miejskiego Ośrodka Kultury w Łazach (www.moklazy.pl) oraz samego festiwalu (http://www.jurarockfestiwal.pl) – dodaje Grzegorz Piłka.

60

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Region TRZECI SEKTOR Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział Będziński Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział Będziński jest jednym z 14 oddziałów w kraju, a jedynym w województwie śląskim. Podlega Radzie Głównej SAP w Warszawie. SAP jest organizacją pisarską skupiającą autorów książek naukowych, popularnonaukowych, publicystycznych, pamiętnikarskich, literatury faktu i innych form objętych prawem autorskim. Początki działalności SAP Oddział Będziński sięgają 2002 r. 26 kwietnia 2003 r. Rada Główna SAP powołała na prezesa Oddziału (w organizacji) B. Ciepielę. 26 kwietnia 2004 r. odbył się zjazd sprawozdawczo-wyborczy, na którym wybrano Zarząd Oddziału w składzie: prezes – Bolesław Ciepiela, wiceprezes – Zdzisław Rabsztyn, sekretarz – Waldemar Maciążek, skarbnik – Krystyna Pryślak, komisja rewizyjna z przewodniczącym Henrykiem Bebakiem, członkowie zarządu – Donata Łukasik, Artur Rejdak, delegat na zjazd krajowy – Władysław Śliwoń. W tym czasie w Stowarzyszeniu skupionych już było 16 osób (Krystyna Borkowska, Henryk Bebek, Czesław Banaś, Bolesław Ciepiela, January Duda, Teresa Kędzior, Donata Łukasik, Waldemar Maciążek, Zdzisława Gwiazda, Jacek Malikowski, Krystyna Pryślak, Artur Rejdak, Zdzisław Rabsztyn, Anna Rywacka-Szafran, Władysław Śliwoń, Urszula Włosek-Żmijewska). Pismem z dn. 4 maja 2004 r. Rada Główna Stowarzyszenia Autorów Polskich w Warszawie powołała Oddział Regionalny pod nazwą Oddział Będziński Stowarzyszenia Autorów Polskich pod adresem: 42-500 Będzin ul. Małachowskiego 43 (Ośrodek Kultury). W miarę upływu czasu nastąpiły zmiany w składzie Rady Oddziału, funkcję skarbnika powierzono 20 września 2004 r. Donacie Łukasik (z powodu zgonu Krystyny Pryślak), funkcję sekretarza 19 września 2006 r. powierzono Jackowi Malikowskiemu (z powodu zgonu Waldemara Maciążka). Ważnym przedsięwzięciem Zarządu Oddziału było po-

stanowienie (ogółu członków oraz sympatyków Oddziału) o powołaniu na prezesa honorowego Oddziału prof. zw. dr. hab. Włodzimierza Wójcika. Od 20 maja 2008 r. (po 4-letniej działalności Oddziału) w wyniku wyborów Zarząd Oddziału stanowią: prezes – mgr inż. Bolesław Ciepiela, wiceprezes – dr inż. Bogdan Ćwięk, sekretarz – dr Jacek Malikowski, skarbnik – inż. Józef Liszka, przewodniczący Komisji Rewizyjnej – mgr Barbara Janina Sokołowska, członkowie zarządu – lek. med. Andrzej Lazar, mgr inż. Zdzisław Rabsztyn. Obecnie SAP Oddział Będziński skupia 29 osób zamieszkałych w różnych miejscowościach Zagłębia Dąbrowskiego (Będzin, Bukowno, Czeladź, Dąbrowa Górnicza, Sosnowiec, Bytom, gminy: Mierzęcice, Psary, Siewierz). W Stowarzyszeniu są: 3 osoby z tytułem profesora, 4 osoby z tytułem dra, pozostałe osoby mają wykształcenie: mgr, mgr inż. Aktualnie członkami są: Czesław Banaś, Henryk Bebek, Aleksandra Bekus-Rogala, Krystyna Borkowska, Bolesław Ciepiela, Bogdan Ćwięk, January Duda, Maria Golanka, Stanisław Góra, Zdzisława Gwiazda, Teresa Kędzior, Jan Kmiotek, Leszek Krawczyk, Zdzisława Kubala, Wanda Kusztyb, Andrzej Lazar, Ryszard Liszczyk, Józef Liszka, Donata Łukasik, Jacek Malikowski, Stefan Paluch, Mirosław Ponczek, Zdzisław Rabsztyn, Grzegorz Sobisz, Janina B. Sokołowska, Robert Sroka, Małgorzata Sromek, Romuald Wójcik, Włodzimierz Wójcik.

Należy wspomnieć, że ze Stowarzyszeniem Autorów Polskich Oddział Będziński sympatyzuje 12 osób, które uczestniczą w spotkaniach Oddziału i przekazują swoje informacje o działalności pisarskiej i swych zainteresowaniach. Stowarzyszenie prowadzi bardzo ożywioną działalność pisarską i wydawniczą. Ponadto członkowie uczestniczą w różnych spotkaniach z młodzieżą, na których zapoznają z historią Zagłębia Dąbrowskiego, biorą udział w naradach i sympozjach organizowanych na terenie Zagłębia. Przez wiele lat niektórzy z członków zamieszczali swoje teksty na łamach tygodnika „Wiadomości Zagłębia” w kolumnie „Klubu Kronikarzy Z. D. im. Jana Przemszy-Zielińskiego”. Niektórzy z członków są organizatorami sesji naukowych w Zagłębiu poświęconych różnej zagłębiowskiej tematyce. Należy wspomnieć o zorganizowanej w Wyższej Szkole Humanitas w Sosnowcu 20 maja 2010 r. przez Mirosława Ponczka sesji naukowej na temat „Z dziejów kultury fizycznej w Zagłębiu Dąbrowskim i regionach ościennych” (wydano książkę pod red. M. Ponczka i in.). Bolesław Ciepiela był uczestnikiem Międzynarodowego Sympozjum Geotechnika –Geotechnics 2020 w Ustroniu w dniach 19–22 paźdz. 2010 r., gdzie wygłosił referat nt. Zarys wiadomości o kopalniach węgla w Zagłębiu Dąbrowskim (Organizatorem sympozjum była Politechnika w Gliwicach; wydano materiały naukowe sympozjum).

Wyróżnieni odznakami (stoją). Fot. A. Grzybek

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

61


Region Zasadniczą działalnością Stowarzyszenia jest opracowywanie i wydawanie zespołowo bądź własnym sposobem książek o różnej tematyce, związanej przede wszystkim z Zagłębiem Dąbrowskim. Do pisarzy zrzeszonych w SAP Oddział Będziński o największym dorobku twórczym należą: Bolesław Ciepiela, Krystyna Borkowska, Bogdan Ćwięk, Maria Golanka, Stanisław Góra, Jan Kmiotek, Wanda Kusztyb, Józef Liszka, Mirosław Ponczek, Małgorzata Sromek, Włodzimierz Wójcik. Do ciekawszych pozycji wydawniczych należą m.in. książki: „Przewodnik historyczny po miejscowościach gmin powiatu będzińskiego”, „Sylwetki Zagłębiaków. Ludzie węgla, nauki, kultury, samorządowcy, przedsiębiorcy” (jest tu zestaw biogramów 182 osób, wśród nich biogram prof. dr. hab. Marka Barańskiego), „Najstarsze i ostatnie kopalnie węgla w Zagłębiu Dąbrowskim”, „Różne oblicza Zagłębia Dąbrowskiego”, „Klub Kronikarzy Z.D. Historia, dokonania, kronikarze”, „Zagłębiowskie impresje”, „Tryptyk przemijania”, „Pociąg miłosny”, „Gwiezdne alejki” i wiele innych. SAP odbywa comiesięczne spotkania, często biorą w nich udział przedstawiciele samorządów, posłowie, muzycy. Corocznie w spotkaniu przedświątecznym uczestniczy śpiewaczka (Bożena Związek, członkini Stowarzyszenia Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego). Działalność SAP O-Będzin jest wysoko oceniana przez Radę Główną SAP w Warszawie. W związku z jubileuszem 6-lecia Stowarzyszenia Oddziału Będzińskiego 29 października 2010 r. w Muzeum Zagłębia w Będzinie odbyła się uroczystość jubileuszowa, na którą przybył prezes Rady Głównej SAP w Warszawie – Eugeniusz Orłow. Podczas spotkania podsumowano działalność Stowarzyszenia za miniony okres oraz uhonorowano odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej” 7 członków. Odznaki otrzymali: Czesław Banaś, Henryk Bebak, Bogdan Ćwięk, Jan Kmiotek, Józef Liszka, Zdzisław Rabsztyn, Małgorzata Sromek.

Dziesięciolecie będzińskiego Bractwa Rycerskiego

Następnie członkowie Bractwa wraz z zaproszonymi gośćmi udali się do Domu Parafialnego, gdzie miała miejsce część oficjalna, a po niej zaproszono na długo oczekiwaną biesiadę rycerską na zamku. Wśród zaproszonych gości nie zabrakło przedstawicieli lokalnej władzy, stowarzyszeń, dyrektorów jednostek kultury oraz bractw rycerskich z różnych zakątków Polski. Bractwo Rycerskie Zamku Będzin zostało założone 2 lutego 2001 r. Obec-

5 lutego 2011 r. Bractwo Rycerskie Zamku Będzin obchodziło 10. rocznicę swego powstania. Uroczystość rozpoczęła się mszą świętą w kościele pw. Świętej Trójcy. nie liczy kilkudziesięciu członków, którzy regularnie spotykają się w swej siedzibie – będzińskim zamku. Trenują walkę replikami średniowiecznego oręża, strzelanie z łuku oraz dawne tańce dworskie, dzięki czemu przywracają obiektowi jego średniowieczny charakter i ducha. Tym samym promują zamek oraz miasto Będzin zaCiekawe i pouczające kazanie o histo- równo w regionie, jak i na terenie carii zabytkowego kościoła Świętej Trójcy łego kraju. oraz przywiązaniu do tradycji wygłoTekst i foto: Robert Garstka sił proboszcz parafii Andrzej Stępień.

Bolesław Ciepiela

62

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Region Bank bez tajemnic dla każdego

w ramach akcji Społeczna Odpowiedzialność Biznesu

zaprasza na spotkania

Bank bez tajemnic w Sosnowieckim Klubie Kiepury przy ul. Będzińskiej 6 w czwartki: 17 marca godz 17.00 31 marca godz 17.00 12 maja godz. 17.00 w scenkach Kabaret DŁUGI komentarz eksperci z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach

Bank BGŻ – Oddział w Sosnowcu oraz Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach prowadzi cykl spotkań pt. „Bank bez tajemnic dla każdego”, które są skierowane do mieszkańców miasta oraz Zagłębia. Spotkania (dotychczas odbyły się dwa) adresowane są do wszystkich pokoleń klientów bankowych jako edukacja mieszkańców z zakresu bankowości w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu. Działanie w oparciu o koncepcję SOB oznacza przede wszystkim badanie i uwzględnienie potrzeb interesaiuszy w planowaniu i realizacji strategii działania firmy czyli banku. Uwzględniając potrzeby głównych interesaiuszy (klientów) wyodrębniono sześć obszarów społecznej odpowiedzialności działalności

banku: relacje z klientami, relacje z partnerami, relacje z inwestorami i partnerami biznesowymi, działanie na rzecz społeczeństwa, przejrzystość działania i bezpieczeństwo i wpływ na środowisko naturalne. Bank prowadzi długofalowy program SOB i sponsoringu. Zgodnie z przyjętą strategią, sponsoring ma za zadanie umocnienie lokalnej pozycji BGŻ poprzez badanie i umacnianie wizerunku firmy. Dotychczasowe dokonania dowodzą, iż jest to silny, stabilny, godny zaufania i zaangażowania partner. W BGŻ sponsoring ma charakter zrównoważony i traktowany jest jako wieloletnia inwestycja, budująca trwałą przewagę konkurencyjną oraz zakłada aktywne uczestnictwo klientów, pracowników i partnerów w różnych akcjach, m.in. sportowych.

Społeczną Odpowiedzialność Biznesu określa się jako koncepcję rozwoju, dzięki której przedsiębiorstwa, w tym banki, na etapie budowania strategii dobrowolnie uznają interesy społeczne i ochronę środowiska, a także relacje z różnymi grupami interesariuszy. Bank w ramach SOB angażuje się w inicjatywy dobroczynne i społeczne, zwłaszcza na rzecz zdolnych, młodych ludzi, wykazujących ponadprzeciętny talent i pasję intelektualną. Wspierane są także inicjatywy w zakresie edukacji, kultury, pomocy społecznej, ochrony zdrowia i ochrony środowiska naturalnego. BGŻ od lat współpracuje z renomowanymi instytucjami i placówkami kulturalnymi takim jak: filharmonie, muzea i teatry. Wspierane są także dokonania polskich artystów. Jednym z obszarów SOB są relacje z klientami. Właśnie one stały się podstawą cyklicznych spotkań sosnowieckiego Oddziału Operacyjnego BGŻ SA. Obejmują one tematykę usług bankowych wspierających zarządzanie budżetem domowym, zwrócą uwagę czym kierować się przy wyborze instrumentów finansowych (kredyty, pożyczki, fundusze inwestycyjne) oraz wyjaśnią problemy i niejasności, wynikające z zawartych z bankami umów. Jaka jest formuła tych spotkań? Pytanie to kierujemy do Beaty Wnuk, menadżera ds. bankowości detalicznej z sosnowieckiego Oddziału. - Spotkania „Bank bez tajemnic dla każdego” przygotowano w atrakcyjnej formie. Oprócz bankowców, wykładowców uniwersyteckich, przedstawicieli instytucji ochrony praw konsumentów na scenie pojawiają się także artyści z kabaretu „Długi” (nomen omen jego nazwa jest jak najbardziej na miejscu), którzy wcielą się w role i odegrają typowe sytuacje przy tzw. „okienku bankowym”. Skomentują i podpowiedzą mieszkańcom Zagłębia, jak nie dać się „zrobić na szaro bankom”. Uczestniczyliśmy w jednym ze spotkań, które unaoczniło nam, iż przy podpisywaniu wszelakich umów z bankiem szczególną uwagę trzeba zwracać na ich tekst pisany „drobnym druczkiem”. Wykładowcy uniwersyteccy zaś podpowiadali jak generalnie nie wpaść w niewypłacalność i uchronić się przed komornikiem. Nowa inicjatywa BGŻ zasługuje na uwagę i dowodzi, iż bank może być przyjazny ludziom i ratować nas z wielu życiowych opresji. Kolejne spotkanie 12 maja br.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011

Henryk Kocot

63


Kalendarium wydarzeń kulturalnych Sosnowieckie Centrum Sztuki Zamek Sielecki: 14.05 – warsztaty towarzyszące wystawie pt. „Moje spojrzenie”. Poszukiwanie indywidualnej recepcji dzieł sztuki współczesnej. Czytanie wierszy, stworzenie wspólnej gigantycznej grafiki na dziedzińcu Zamku Sieleckiego. 29.04 – VI Międzynarodowy Festiwal im. G.G. Gorczyckiego. Muzeum Pałac Schoena, Sosnowiec: do 3.05 – wystawa archeologiczna „Mieszkańcy gwiaździstego nieba” oparta na zbiorach Muzeum im. Deriego w Debreczynie. Wystawa zaprezentuje historie i zwyczaje pogrzebowe od epoki kamienia łącząc archeologię z etnografią i historią. 04.05 – wykład „Tradycje niepodległościowe” w ramach cyklu: „Akademia Wiedzy o Sosnowcu”. 18.05 – wykład „Lata wojny i okupacji – ruch oporu” w ramach cyklu: „Akademia Wiedzy o Sosnowcu”. do 29 maja – wystawa „Alfons Mucha – mistrz plakatu”. Wystawa prac Alfonsa Muchy, składająca się z 39 barwnych litografii autorstwa jednego z najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli secesji. 28.04–29.05 – wystawa fotografii „JAN PAWEŁ II”.

NASZ PATRONAT „Wielkanoc w mojej rodzinie” Zorganizowany przez Muzeum Zagłębia w Będzinie, Gimnazjum nr 6 w Sosnowcu oraz Zagórskie Stowarzyszenie Regionalne „Pakosznica” konkurs „Rok obrzędowy w Zagłębiu Dąbrowskim – Wielkanoc w mojej rodzinie”, nad którym patronat objęli: Marszałek Województwa Śląskiego, Śląski Kurator Oświaty, Starosta Będziński, Prezydenci Będzina, Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Zawiercia oraz Burmistrzowie Czeladzi, Sławkowa i Siewierza w czwartek 31 marca 2011 r. miał swój uroczysty finał w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie. Patronat medialny nad konkursem sprawował portal internetowy sosnowiec.info.pl, internetowy informator lokalny Krystoforus oraz czasopismo społeczno-kulturalne „Nowe Zagłębie”. Do tegorocznej edycji zgłoszono 31 prac: 12 prac w kategorii młodzieży do lat 16 oraz 19 prac w kategorii osób powyżej 16 roku ży-

64

Klub im. Jana Kiepury i Energetyczne Centrum Kultury „Energetyk” im. Jana Kiepury w Sosnowcu: do 30.04 – wystawa fotograficzna prac Joanny Bratko Lityńskiej i Teresy Solarz pt. „Inspiracje na wiosnę”. 9–15.05 – festiwal Sosnowieckie Dni Muzyki Znanej i Nieznanej. Sekcje artystyczne Klubu Kiepury: Studio Sportowego Tańca Towarzyskiego KIEPURA; warsztaty plastyczne, młodzieżowa Akademia Teatralna i jej grupy: Kwadryga, Bambino, Krotochwila; Grupa Pastyczna Relacje, Dziecięca Akademia Wokalna KIEPURKI; warsztaty florystyczne i rękodzieła artystycznego; Kursy tańca towarzyskiego dla dzieci, młodzież, dorośli; szkółka szachowa; zespół tańca SKANDAL, taniec cheerleaders; joga; Stowarzyszenie Miłośników Fotografii; Zespół Disco; Rytmika; Zespół tańca FLORESKI, taniec z elementami baletu lub hip hopu; zespół tańca irlandzkiego Lia Fail; sekcja Aikido. W nowym roku Klub Kiepury zaprasza do nowych grup, m.in.: zajęcia z florystyki i rękodzieła artystycznego dla dzieci, kurs Latino solo dla Pań, kurs Street dance dla młodzieży, kurs tańca dla narzeczonych.

cia. „Po raz kolejny uczestnicy naszego konkursu udowadniają, że w Zagłębiu Dąbrowskim wiele jest zwyczajów przekazywanych z pokolenia na pokolenie i praktykowanych również w czasach nam współczesnych – trzeba tylko na chwilę przystanąć i zastanowić się nad naszą kulturą” – mówi etnograf będzińskiego Muzeum Dobrawa Skonieczna-Gawlik. Zadaniem osób biorących udział w VII edycji konkursu „Rok obrzędowy w Zagłębiu Dąbrowskim” było opisanie obrzędów związanych zarówno z przygotowaniami jak i z samym kultywowaniem świąt Wielkiej Nocy. Wieloosobowe jury pod przewodnictwem Pani prof. Mari Z. Pulinowej przyznało nagrody i wyróżnienia oraz nagrody specjalne za najciekawsze prace. „W tym roku podobnie jak w latach ubiegłych, dzięki hojności naszych współorganizatorów i sponsorów mogliśmy wręczyć nie tylko nagrody laureatom, ale także przekazaliśmy drobne upominki wszystkim osobom biorącym udział w konkursie” – podkreśla Artur Ptasiński, prezes Stowarzyszenia „Pakosznica”, które w tym roku po raz pierwszy włączyło się we

Pałac Kultury Zagłębia, Dąbrowa Górnicza: 06.05 – premierowy program kabaretowy duetu Laskowik/Fedorowicz: „Tego jeszcze nie było”. 14.05 – „Księżniczka Czardasza” – operetka Opery Śląskiej. 22.05 – spektakl „Klimakterium... i już!”. 26.05 – Kabaret Hrabi w programie „Savoir vivre”. Muzeum Zagłębia w Będzinie: PA Ł A C M I E R O S Z E W S K I C H : 13.04–20.05 – wystawa „Oczami śląskich fotografów” ze zbiorów Związku Polskich Fotografów Przyrody. Teatr Zagłębia, Sosnowiec: 28.05 – premiera sztuki „Kariera Artura Ui” (Bertolt Brecht). 31.05 – gościnny spektakl „Koziołek Matołek” (Kornel Makuszyński) Teatru im. Mickiewicza z Częstochowy. Ponadto... 8–10.06 – III Ogólnopolska Konferencja Jednostek Samorządu Terytorialnego Public Relations w samorządzie, Sosnowiec. Kalendarium opracowała: Ewa M. Walewska

współorganizowanie konkursu. Na przyszły rok planowana jest kolejna, ósma już edycja konkursu, której tematem będą wszelkie uroczystości rodzinne takie jak chrzciny, komunie, śluby i wesele, imieniny oraz rocznice. Już teraz zachęcamy do gromadzenia materiałów potrzebnych do powstania pracy, tym bardziej że organizatorzy zapowiadają zmiany w formie zgłaszanej do konkursu pracy, którą będzie można przedstawić zarówno w wersji papierowej, jak i w postaci prezentacji multimedialnej.

nr 2(14) marzec – kwiecień 2011


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.