Nowe Zagłębie 02

Page 1

Szanowni Czytelnicy! Drugi numer Nowego Zagłębia ukazuje się tuż przed świętami wielkanocnymi, stąd do życzeń dołączamy kilka tekstów, które powinny umilić rodzinne chwile ze szczyptą nostalgicznie obyczajowej refleksji. A jest to potrzebne, kiedy pędzący z oszalałą prędkością superekspres Globalny Świat z wagonem Polska ruszył ze stacji Kryzys Finansowy i zmierza do końcowego przystanku. Z trudnością pozwala pasażerom dostrzec mijane punkty na trasie. Mam nadzieję, że choć na chwilę zwolni na Stacji Wielkanoc i pozwoli pasażerom zagłębiowskiego przedziału na chwilę wytchnienia i świątecznej zadumy. Moment składania do druku 2. numeru „Nowego Zagłębia” przypada na 20. rocznicę zamknięcia obrad okrągłego stołu. To niesłychane w skali międzynarodowej wydarzenie – choć wywołujące skrajne oceny polityczne – zapoczątkowało ewolucyjne zmiany ustrojowe w Europie Środkowej i Wschodniej. Rozmowy rozpoczęto 6 lutego 1989 roku, a zakończono 5 kwietnia tego samego roku. Prowadzone były w kilku miejscach, choć symboliczne znaczenie przypisuje się siedzibie Urzędu Rady Ministrów PRL w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie, gdzie spotkania odbywały się przy specjalnie zbudowanym dla jego potrzeb – okrągłym stole, symbolizującym równy status wszystkich uczestników (rządu, opozycji i kościoła) zgodnie starających się rozwiązać nabrzmiałe spory. Trwające dwa miesiące rozmowy doprowadziły do bezprecedensowego porozumienia, w wyniku którego rozpoczęła się transformacja ustrojowa i budowa Trzeciej Rzeczypospolitej. Przeprowadzone dwa miesiące później częściowo demokratyczne wybory dwuizbowego parlamentu oraz powołanie pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego zapoczątkowały żmudny proces demokratyzacji życia politycznego i rynkowej transformacji polskiej gospodarki. Reaktywacja samorządu terytorialnego oraz pierwsze wybory władz lokalnych w pierwszej połowie 1990 roku stworzyły instytucjonalne podstawy państwa demoliberalnego. Między lutym a kwietniem w różnych środowiskach i miejscach było wiele spotkań i debat poświęconych aglomeracji katowickiej czy też górnośląskiemu związkowi metropolitarnemu. Miedzy innymi, w sosnowieckiej Wyższej Szkole Humanitas odbyła się debata poświęcona marginalizacji Zagłębia Dąbrowskiego w kontekście polityki regionalnej województwa śląskiego. Dyskusję zdominował jednak partyjny i polityczny punkt widzenia. Krótką relacją z tego spotkania sygnalizujemy problem, który szerzej podejmiemy w następnych numerach. Skojarzymy go z problematyką regionów, którym przyjrzymy się z perspektywy 10. letniego okresu funkcjonowania województwa samorządowego oraz jego roli jako podmiotu do którego adresowane są fundusze strukturalne Unii Europejskiej. Ważnym wydarzeniem, nie tylko dla katolików w Zagłębiu Dąbrowskim, stała się uroczystość objęcia zwierzchnictwa nad diecezją sosnowiecką przez jej nowego ordynariusza biskupa Grzegorza Kaszaka, co też skrupulatnie odnotowujemy. Serdecznie polecam lekturę drugiego numeru „Nowego Zagłębia” żywiąc nadzieję, że spełniamy oczekiwania naszych Czytelników. Zapraszając do lektury, jeszcze raz w imieniu zespołu redakcyjnego składam Wszystkim Naszym Czytelnikom oraz ich rodzinom serdeczne życzenia wielkanocne. Marek Barański

Spis treści Przed Świętami nie ma ucieczki…...................................................................2 Święconka po zagłębiowsku.................................................................................3 Biskup Rodzinny........................................................................................................6 Jaka tożsamość, jaki region?.................................................................................8 Zagłębiacy nie Ślązacy, nie naśladujmy ich!............................................. 10 Guzik po tytule, jak pusto w szkatule….....................................................11 Między kryzysami 1929–2009.......................................................................12 Pomoc dodaje sił......................................................................................................15 Brynica rzeką pokoju!...........................................................................................17 Kulisy władzy........................................................................................................... 18 Łucja w krainie czarów ? . .................................................................................. 18 Izraelskie szekle z Sosnowca............................................................................. 19 Horror w bibliotece...............................................................................................20 Larum dla kościoła................................................................................................ 21 Przystanek czy stacja końcowa?.....................................................................22 NASZ człowiek w powstaniu!.........................................................................24 Archiwum cementowni Szczakowa............................................................27 800 lat Zagórza – mieczem i węglem...........................................................28 Andrzej S. Kowalski ............................................................................................30 Spóźniona Wielkanoc…....................................................................................32 Więcej niż pomnik.................................................................................................34 Pocieszne wykwintnisie.....................................................................................36 ZAGŁĘBIARKA................................................................................................... 37 Nie daj się nabić w... torebkę!............................................................................45 Przypadki olbrzyma.............................................................................................46 Kryzys czy recesja?................................................................................................48 Jak na całym świecie.............................................................................................49 Poeci na torach.........................................................................................................52 O przymiotniku nowy i o tej nudziarce Orzeszkowej........................53 Szara kamienica – epilog....................................................................................54 Śladami Kantora-Mirskiego............................................................................56 Dukaty lokalne ....................................................................................................... 57 Wobec antropopresji ...........................................................................................58 Kibice – klątwa czy zbawienie?.......................................................................60 Ekspert mimo woli.................................................................................................61 REGION....................................................................................................................62 RECENZJE..............................................................................................................69 ZAPOWIEDZI...................................................................................................... 75 DLA AMBITNYCH .........................................................................................80

Nowe Zagłębie – czasopismo społeczno-kulturalne. n Redaguje kolegium w składzie: Marek Barański – redaktor naczelny, Andrzej Sawicki – sekretarz redakcji, Maja Barańska, Paweł Sarna. n Adres redakcji: 41 -200 Sosnowiec, ul. Żeromskiego 3/53, tel./fax 032 263 48 57 n Skład i oprac. graficzne: Tomasz Kowalski n W numerze wykorzystano obrazy Andrzeja S. Kowalskiego n Fotoedytor: Robert Pasek. n e-mail: redakcja @nowezaglebie.pl n www.nowezaglebie.pl nWydawca: Związek Zagłębiowski. Tekstów nie zamówionych redakcja nie zwraca. n Redakcja zastrzega sobie prawo ingerencji w teksty zamówione. n Za treści publikowane w reklamach redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Zasady prenumeraty „Nowego Zagłębia”: Prenumeratę krajową lub zagraniczną można zamawiać bezpośrednio w redakcji: Sosnowiec, ul. Żeromskiego 3/53, Tel. (032) 263 48 57. Cena prenumeraty półrocznej (przesyłanej pocztą zwykłą) – 3 wydania = 20 złotych, rocznej – 40 złotych. Prenumerata zagraniczna przesyłana pocztą zwykłą – 3 wydania = 60 złotych, roczna – 120 złotych. Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na konto: Związek Zagłębiowski, GETIN BANK SA, 70 1560 1010 0000 9010 0006 2987.

nr 2/ kwiecień


Społeczeństwo

Przed Świętami nie ma ucieczki… Aleksandra Sarna

omenty przejść są szczególnie nacechoM wane znaczeniami kulturowymi. Czas ulega w nich zawieszeniu, a na styku chaosu

wyłania się nowy porządek. Święta doroczne jak Nowy Rok, pierwszy dzień wiosny z topieniem Marzanny są przejawem obrzędów przejścia dotyczących cyklu rocznego. W wymiarze kosmologicznym oraz antropologicznym przejścia pozostają „otwarte” na sacrum; są ambiwalentne, mogą obdarzać nową jakością (stanem, statusem, kondycją), ale są też regresyjne i groźne. Sytuacja przejścia, kategoria granicy dotyczą nie tylko dostępujących rytuału jednostek, ale także całej wspólnoty. Święta Wielkiej Nocy są upamiętnieniem zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, jego przejścia z egzystencji ludzkiej do wymiaru boskości. Śmierć nie okazała się ostatecznością, ale początkiem nowego symbolu. życiu jednostek i zbiorowości zachowania rytualne odgrywają wiele ról. Przenikają całe życie człowieka kształtując fazy jego rozwoju i dojrzewania, oddziałują na kluczowe dziedziny ludzkiej egzystencji Zdj. archiwum D. Skoniecznej-Gawlik

W

(sens wspólnoty lub jej brak, społeczna więź lub społeczny konflikt, sacrum i profanum). Rytuały potwierdzają ludzką zdolność wytwarzania symboli. Obrzęd religijny jest bowiem czynnością symboliczną, która umożliwia wiernym, za pomocą przedmiotów doświadczenia zorientowanych na sacrum, wyartykułować i wyrazić znaczenie, a w konsekwencji dostarczyć całościowej perspektywy codziennemu życiu. A przy tym ceremoniał nie jest czynnością indywidualną, lecz społeczną, angażującą grupę ludzi, podzielających wspólne oczekiwania i wartości. Bez obrządków życie społeczne stałoby się utylitarne i zatomizowane. Akty rytualne mają niezwykle silny wpływ na tworzenie więzi między ludźmi. Opierają się zarówno na odwiecznej ludzkiej potrzebie porządku, jak i archetypach – zachowanym dziedzictwie kultury. Są jednym z najbardziej skutecznych mechanizmów socjalizacji, obejmującym przystosowanie do sposobów życia narzucanych przez tradycję i społeczeństwo. Związek pomiędzy sferą profaniczną („zwykłym” światem) i sa-

nr 2/ kwiecień

kralną staje się czysto symbo­liczny. Zwyczaje i rytuały są tym rodzajem praktyk, które pozwalają sposób owego symbolicznego powiązania unaocznić i każdorazowo przywoływać sacrum. ircea Eliade zauważa, że człowiek całkowicie areligijny to zjawisko rzadkie – bo niereligijni i tak zachowują się religijnie – bez względu na to, czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie. W kontekście zbliżających się świąt wielkanocnych spostrzeżenie to nabiera szczególnego znaczenia – większość z nas – bez względu na deklarowane w życiu codziennym poglądy, usiądzie przy stole, na którym znajdzie się wiele produktów i rekwizytów o charakterze symbolicznym: pisanki, baranek, rzeżucha, koszyk ze święconką. W takim dniu nawet osoby określające się mianem niewierzących wkraczają w strefę sacrum – powtarzając rytuały ustanowione w Polsce po przyjęciu chrztu przez Mieszka I. Obchodzenie świąt ma charakter religijny, ale również buduje poczucie tożsamości i przynależności.

M


ciąż mamy współcześnie do czynienia W z dwoma elementami: chrześcijańskim i pogańskim, które splecione w całość

troskliwie za obrazem świętym, nad drzwia- niektórzy mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiemi lub w postaci krzyżyków zrobionych go praktykują zanotowany pod koniec lat 20. z palemki – na ścianie domu. Roślin z palmy XX w. zwyczaj połykania bazi z poświęconej przez długowieczną koegzystencję trudno używano też do okadzania krów, wkładano palmy dla ochrony gardła przed bólem i chorozdzielić. Przemiany starych obrzędów na- do uli i gniazd gęsich, np. w zawierciańskim robą.

Zwyczaje doroczne, praktykowane do dzisiaj lub zachowane w pamięci najstarszych mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego datują się z czasów, gdy niegdysiejsi mieszkańcy tych ziem poprzez różne zabiegi starali się o przychylność nieznanych sił przyrody, dobre plony oraz pomyślność w życiu osobistym. Przed chrześcijaństwem rok dzielono na okresy z wyznacznikami bardziej lub mniej uroczyście obchodzonych świąt: zimy, nadchodzącej wiosny, początku lata oraz święta wegetacyjne i miłości oraz uroczystości poświęcone pamięci zmarłych. Mimo że we wczesnym średniowieczu religia chrześcijańska zmieniła obraz świąt pogańskich – część ze starych praktyk, których nie udało się wykorzenić, Kościół przejął i dostosował, wzbogacając wątkami chrześcijańskimi, elementami antycznej kultury Greków i Rzymian oraz folklorem francuskim, niemieckim i włoskim.

Święconka po zagłębiowsku Dobrawa Skonieczna – Gawlik

D

Z

W

poświęconą palmę zanoszono do obory Zagłębiu Dąbrowskim tradycyjne pali zatykano w strzechę wierząc, że ochroni my sięgały do jednego metra wysokokrowy przed czarownicami, zaś w pozosta- ści, lecz od roku 1976 zmieniła się ich forma łych zagłębiowskich wsiach uderzano palmą i obok palm o zwyczajowych wymiarach, bydło podczas pierwszego wyprowadzania głównie z inicjatywy kościelnych konkursów, na pastwisko. Aby uchronić pole przed gra- pojawiły się te sięgające nawet 5 metrów. dobiciem i zapewnić dobry plon, gospodarz łównym składnikiem palmy wielkawtykał w ziemię krzyżyki zrobione z wierznocnej były i pozostały gałązki wierzbowych gałązek. Twierdzono również, że bowe nazywane powszechnie baziami, kawałki palmy wrzucone do ognia podczas a czasem także kocankami. Wśród innych silnej nawałnicy rozpędzą chmury i przy- roślin wplatanych do palmy spotykamy: wrócą pogodę, a już samo przechowywanie trzcinę pospolitą, cis, sosnę zwyczajną, poświęconej wierzbiny w domu uchroni go jałowiec, brzozę, bukszpan oraz niektóod uderzenia piorunu. Gałązkom poświę- re zioła jak np. dziurawiec zwyczajny czy conym w niedzielę palmową przypisywano borówkę brusznicę, a dla ozdoby suche, moc uzdrawiającą i zabezpieczającą przed sztuczne bądź bibułkowe kwiaty, zasuszowieloma chorobami, zarówno ludzi, jak ne kłosy zbóż, trawy i wstążki. Obecnie i zwierząt: palma pod łóżkiem chorego po- niewielu mieszkańców Zagłębia wykonuzwoli szybciej wrócić do zdrowia, a podanie je palmy samodzielnie, najczęściej kupuje cisu i bosiek z palmy wraz z częścią monety na targowisku, w sklepie lub kwiaciarni zabezpieczy psa od wścieklizny. Do dzisiaj w formie bukietu.

G

Wielkanocne sniadanie, Sosnowiec

Zdj. archiwum Autorki

stępowały wolno, a duży wpływ na nie miało początkowo duchowieństwo, a później władza państwowa. Nie bez znaczenia było też pogłębiające się, w miarę rozwoju urbanizacji, zróżnicowanie klasowe społeczeństwa. ziś ogromny wpływ na kultywowanie, zmianę bądź też porzucanie starych zwyczajów praojców ma nasz styl życia, łatwość przemieszczania się, dostępność informacji i szybkość ich transmisji. Współczesne społeczeństwo dokonuje wyboru pomiędzy starą tradycją a nowymi zwyczajami przychodzącymi nie tylko z innych regionów Polski, ale również z nieraz odległych krajów. wyczaje i obrzędy związane z Wielkanocą rozpoczyna Wielki Post – czas przygotowania do śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. W Kalendarzu Zagłębia Dąbrowskiego na rok zwyczajny 1913 znajdujemy nazwy kolejno po sobie następujących niedziel poprzedzających Wielkanoc: Niedziela Starozapustna, Mięsopustna, Zapustna, Niedziela Wstępna (I niedziela postna), Sucha (II niedziela postna), Głucha (III niedziela postna), Śródpostna (IV niedziela postna), Niedziela Męki Pańskiej (V niedziela postna) i Niedziela Palmowa (VI niedziela postna). W ostatnią niedzielę postną, zwaną w Zagłębiu Dąbrowskim wierzbną, w kościele święci się specjalnie przygotowane palmy – na pamiątkę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. eszcze pod koniec XIX w. od samego poranka w niedzielę palmową dziewczęta i chłopcy chłostali się wierzbowymi gałązkami wykrzykując: Nie ja biję, wierzba bije!. I choć ten zwyczaj odszedł w niepamięć, to jeszcze w latach międzywojennych niedziela poprzedzająca Wielkanoc obfitowała w różne praktyki, często o charakterze magicznym, mające chronić ludzi, zwierzęta i całe domostwo od zła i nieszczęścia. oświęconą w niedzielę wierzbną palmę, przez następny rok przechowywano

J

P

nr 2/ kwiecień


Społeczeństwo Tradycyjna palma zaglebiowska

M

dem słońca, wierząc, iż ichał Federowski pod koniec XIX woda w tym czasie nabiera wieku pisał tak: W Wielki Piątek właściwości uzdrawiają- i Sobotę lud gromadnie schodził pod cych i chroni skórę przed kościoły lub do dworów, przynosząc chorobami. Jeszcze dziś, ze sobą pewną część potraw wielkasporadycznie, można spo- nocnych, które proboszcz, objeżdżatkać osoby praktykujące jący natenczas swoją parafię poświęca, ten zwyczaj. a skończywszy odpowiednią modlitwę, Wielki Piątek surowo pokrapia obecnych wodą święconą, doprzestrzegano postu. dając życzenia na nadchodzące święta. Tego dnia nie spożywano W skład święconego wchodziły: ciasta, potraw mięsnych, unika- tzw. placki, szynka, kiełbasa, cielęcina no tłuszczy, a często jada- wędzona, jaja, ser, chrzan, pieprz i sól. no tylko jeden, skromny akże dzisiaj zwyczaj święcenia pokarposiłek w ciągu dnia. Niemów jest praktykowanym obrządkiem gdyś utrzymywano, iż tego wielkanocnym. W Wielką Sobotę po spednia nie należy wykony- cjalnej modlitwie ksiądz święci przyniewać żadnych ciężkich prac sione pokarmy. W koszyku, najczęściej takich, jak rąbanie drew- wiklinowym, przyozdobionym bukszna czy nawet szycie, gdyż panem, borowiną lub barwinkiem, znajczynności te, jak twierdzo- dują się: jaja, szynka, kiełbasa, pieczone no, przysparzają cierpienia mięso, kromka chleba, masło, sól i pieprz, Chrystusowi. Jedynie do chrzan, kawałek ciasta lub wielkanocpołudnia omiatano dom, ny baranek, a także buteleczka z octem, a następnie przygotowy- zajączek lub baranek z cukru i owoce. wano świąteczne potrawy: W Sławkowie do święconki wkłada się wypiekano mazurki, baby, także tzw. murzyna, czyli mięso bądź kołacze, serniki, makow- kiełbasę zapiekaną w białym cieście. ce oraz baranki z ciasta, Wielką Sobotę w parafiach, diepieczono mięsa oraz macezjach odbywa się też ceremonia lowano i ozdabiano jaja święcenia ognia i wody. Jeszcze w pierw– najczęściej farbowane szych latach po II wojnie światowej wkław łupinach cebuli w odcie- dano do poświęconego ognia drewienka niach od żółci do brązu, czasami barwio- złożone w krzyż. Opalone krzyżyki zatyne na czerwono w odwarze z buraków, kano w drugi dzień świąt na krańcach pól, a sporadycznie stosowano pędy młodego Niedziela Palmowa w Siewierzu, 1957 żyta, aby nadać skorupce jajka kolor od żółtego po zielony. aja w Zagłębiu Dąbrowskim ozdabiano za pomocą wosku, wyklejano rdzeniem z sitowia, malowano farbami bądź oklejano tkaniną. Obecnie te techniki zdobnicze zanikły i jedynie dzieci przyozdabiają jajka pisakami, naklejkami bądź wydrapują wzór na jednolicie zafarbowanym tle. Wielki Piątek wierni udają się do świątyni na adorację Bożego Grobu, przy którym sprawowana jest symboliczna warta. Niektórzy przychodzą do kościoła na godzinę 15., ponieważ – jak twierdzą – właśnie wtedy umarł Jezus.

W

Zdj. archiwum Autorki

T

W

nych. Dlatego też po przyjściu z kościoła wstawiają ją do wazonu, umieszczają na stole lub innym widocznym miejscu, czasem wkładają za święty obraz nadal uważając, że palmy nie wolno wyrzucać, bo… jest poświęcona. Dopiero po roku można ją spalić lub wynieść na strych. iedziela Palmowa otwiera Wielki Tydzień przeznaczony na szczególne przygotowania do Wielkanocy. Dawniej dom i zabudowania gospodarcze starano się, wykonując najcięższe prace, posprzątać do czwartku. Natomiast od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty przyrządzano świąteczne potrawy. Po czwartkowej porannej mszy następowało tzw. zawiązanie dzwonów – od tego momentu, aż do rezurekcji dzwony milczały. Zamiast nich używano kołatek bądź klekotek, z którymi ministranci kilkakrotnie w ciągu dnia obchodzili kościół. Drewniane kołatki do dziś pozostały w niezmienionej formie: rączka z małą deseczką i przybitym do niej młoteczkiem. o zwyczajów wielkopiątkowych należało m.in. obmycie się w płynącej wodzie – w źródle, strumieniu lub rzece. Czynność tę wykonywano przed wscho-

N

D

J

W

nr 2/ kwiecień

Zdj. archiwum Autorki

Zagłębiacy, wzorem ojców, Dpalmęzisiejsi starają się przechować poświęconą do przyszłych świąt wielkanoc-


W

K

nie przestrzega, lecz nadal spędza dzień przeważnie w gronie rodzinnym. Niedzielę Wielkanocną starano się przepowiedzieć pogodę i wielkość plonów zgodnie z porzekadłami: Jaka w dzień Zmar t w ychws tania pogoda, tyle chłodu i deszczu czerwiec poda, Pogodny dzień wielkanocny, grochowi wielce pomocny, Jak na Wielkanoc pada, to trzeci kłos w polu przepada. Dobre plony miały zapewnić zakopane w ogródku lub na polu skorupki z poświęconych jaj. ak pisze Marian Kantor-Mirski, do zwyczajów wielkanocnych należało chodzenie po prośbie biednych dzieci zwanych żaczkami, wygłaszających krótkie wierszowane teksty. Wędrówki te nazywano włóczebnem, ale kiedy dokładnie miały

Niedziela Palmowa w Niegowonicach, 1984

W

J

Zdj. archiwum Autorki

aby uchronić zasiewy przed klęskami żywiołowymi i zapewnić urodzaj, natomiast poświęconą wodą kropiono bydło przed pierwszym wyprowadzeniem na łąkę, ziemniaki przed sadzeniem i zboże przed siewem. Niedzielę Wielkanocną wierni udają się na mszę rezurekcyjną lub na inną. Dopiero po powrocie z kościoła przygotowywało się wielkanocne śniadanie. Zanim wszyscy zasiądą do odświętnie nakrytego stołu, częstują się święconym jajkiem i składają sobie życzenia. W niektórych domach zachował się jeszcze zwyczaj spożywania łyżki chrzanu przed wielkanocnym śniadaniem. Dawniej na śniadanie w Wielką Niedzielę przygotowywano też polewkę z serwatki z kawałkami szynki i kiełbasy. Dziś na wielkanocnych stołach, oprócz poświęconych pokarmów, znajdują się wędliny, mięsa, jajka ugotowane na twardo lub przyrządzone na inne sposoby, ćwikła, różnorakie sałatki. Jako danie ciepłe podawany jest często żurek z jajkiem i kiełbasą. iedyś w dzień Zmartwychwstania Pańskiego nie wolno było wykonywać żadnych prac gospodarskich, nie ścielono łóżek, nie zamiatano, nie myto naczyń i nie rozpalano ognia. Tego dnia nie odwiedzano się, twierdząc, że od tego powstają bolączki, czyli wrzody. Obecnie zakazów tych nikt

miejsce – badacz nie wspomina. Po wsiach w okolicach Pilicy chodzono także z traczykiem, czyli pomalowanym na zielono wózkiem pełnym gałązek bukszpanu, wśród którego umieszczano baranka z chorągiewką. Zagłębiu Dąbrowskim drugi dzień Świąt Wielkanocnych nazywany jest lanym poniedziałkiem, mokrym poniedziałkiem, śmigusem lub rzadziej dyngusem. Dzień ten do chwili obecnej związany jest ze zwyczajem oblewania się wodą. Chłopcy do tego celu używali różnych naczyń począwszy od małych buteleczek, poprzez garnki i wiadra, a nierzadko zdarzało się, że dziewczynę wrzucano do pobliskiej rzeczki lub stawu. Wzajemne oblewanie rozpoczęte w mokry poniedziałek, nierzadko przeciągało się do Zielonych Świątek. W zwyczaju tym Jan Stanisław Bystroń dopatruje się echa dawnych świąt agrarnych – zabiegów mających zapewnić deszcz niezbędny dla upraw, jak również pozostałości święta ku czci zmarłych, gdzie woda posiada moc oczyszczającą. Jednakże dziś zwyczaj ten, podobnie jak inne tradycje wielkanocne, zatracił swój pierwotny i symboliczny sens.

W

Autorka jest etnografem w Muzeum Zagłębia w Będzinie

nr 2/ kwiecień


w Watykanie on stale mi towarzyszył, zarówno jako osoba, ojciec, ale także duchowy przewodnik. Dzięki niemu cała moja posługa obraca się wokół kwestii związanych z rodziną i jej problemami. hoć nowy biskup nie zna jeszcze wszystkich problemów diecezji, to nie zamierza zrywać z tradycjami wprowadzonymi przez śp. biskupa Adama Śmigielskiego; chce kontynuować jego dzieło i projekty. Wie, iż jego posługa przypadła na trudny okres ekonomiczny, zwłaszcza w Zagłębiu. Zadeklarował więc pomoc dla najbardziej potrzebujących. – Przeżyliśmy już niejeden kryzys i dzięki wierze wyszliśmy na prostą. Gdy chcemy nieść pomoc nie możemy patrzeć tylko na jej aspekt materialny, ale również duchowy. Chcę wśród Zagłębiaków nieść nadzieję! – podkreślał ks. Kaszak. ostara się także walczyć z narastającą marginalizacją regionu, także w sfe-

C

Tekst: Joanna Neumann Zdjęcia: Gosław Olicki w Choszcznie, w archidieceUwałzjirodzony szczecińsko- kamieńskiej, studiow Rzymie i Watykanie. W roku 1998 obronił rozprawę doktorską pt. Miłość

P

Biskup Rodzinny

ścią przyjmuję nominację – wspominał ks. dr Grzegorz Kaszak. Od tego momentu, aż do 4 lutego 2009 roku obowiązywał księdza Grzegorza sekret papieski. Niestety w Watykanie ściany również „mają uszy” i wieść rozeszła się wśród jego znajomych. – Dostawałem liczne SMS z gratulacjami i dobrym słowem na nową posługę – dodał. ajwiększym autorytetem jest dla niego Jan Paweł II: – Czuję się jego dzieckiem. Odkąd pojawiłem się

N

odpowiedzialna i antykoncepcja w katechezie Jana Pawła II. Nie boi się wyzwań stawianych przez Opatrzność. Teraz będzie ojcem duchowym Zagłębiaków… dałem się na spotkanie z kardynałem Giovannim Battistą Re. Kiedy wszedłem do gabinetu na stole leżała ta teczka. Teczka z niezwykle jaśniejącym napisem – SOSNOWIEC. Po chwili wszystko stało się jasne. Ojciec Święty nominował mnie nowym biskupem tej diecezji. Z lekkim wahaniem odpowiedziałem: Ze strachem i rado-

U

nr 2/ kwiecień

rze mentalnej Zagłębiaków: – By uniknąć marginalizacji, musimy poprzez przykład pokazać, jak walczyć z takim zjawiskiem. Zamiast mówić o waśniach ze Ślązakami, podajmy przykład zgodnego życia rodzin śląsko-zagłębiowskich. Mąż z Sosnowca, żona z Bytomia – są razem, nie kłócą się, współpracują, wychowują dzieci w duchu poczucia jedności terytorialnej. Jeśli oni potrafią, to i my potrafimy – wyjaśnił. apewnił, że jako duchowny nie zamierza wtrącać się do spraw politycznych regionu i wpływać na władzę oraz jej wybory: – Są elementy wspólne władzy świeckiej, jak i duchowej. Ale Kościół nie ma prawa ingerować w politykę. Jeśli zaś

Z


będziemy wprowadzać program walki z narkomanią wśród młodzieży, aktywizować osoby niepełnosprawne i ich rodziny do działań, wtedy muszę pomóc. Ważne dla mnie są sprawy rodzinne i będę apelował do władz, aby rodzina mogła bez zbędnych ograniczeń sprawować swoje funkcje i by zapewnić jej podstawowe minimum bytu. kreślenia Czerwone Zagłębie nie kojarzy z komunizmem, ale miłością Zagłębiaków do Boga, czy sercem życzliwie bijącym dla każdego. Jego największym marzeniem jest, aby nikt w naszej diecezji nie czuł się zepchnięty na margines, wyizolowany od reszty. Dlatego chce wyjść do ludzi, przebywać wśród nich jak Jan Paweł II. – W moim biurze zamierzam postawić klęcznik, przy którym będę modlił się za potrzebujących i ich rodziny. A mały stoliczek niedaleko obrazu Matki Boskiej ma być mi natchnieniem do nauk dla mojej owczarni – dodał ks. Kaszak. unktualnie o godzinie 12. dnia pańskiego 28 marca 2009 roku w bazylice katedralnej pod wezwaniem Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny rozpoczął się ingres oraz sakra biskupia księdza Kaszaka. Najpierw nominat pomodlił się przy grobie popr zed n i k a – biskupa Adama Śmigielskiego. roczystości przewodniczył Prymas Polski – kardynał Józef Glemp, z rąk którego święcenia biskupie przyjął ksiądz Kaszak. Współkonsekratorami uroczystości byli: kardynał Stanisław Dziwisz i arcybiskup Stanisław Nowak. Nawiasem mówiąc miejsce sakry i koncelebrantów Mszy Św. wskazał sam ksiądz Grzegorz jeszcze w Watykanie. Na uroczystości nie zabrakło również przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Rodziny – kardynała Ennio Antonellego, nuncjusza apostolskiego w Polsce – arcybiskupa Józefa Kowalczyka, kardynała Franciszka Macharskiego, arcybiskupa lwowskiego – Mieczysława Mokrzyckiego oraz wielu innych dostojników kościelnych, zakonnych, proboszczów diecezjalnych parafii oraz przedstawicieli władz świeckich: włodarzy województw śląskiego i mało-

O

P

polskiego, prezydentów miast diecezji sosnowieckiej, sołtysów, wójtów, senatorów i posłów. Jednymi z niosących dary do ołtarza byli: senator Zbigniew Szaleniec, Kazimierz Górski, Andrzej Lazar.

iecezja sosnowiecka Dmieszkańców to około 818 t ysięcy i 157 paraf ii.

ej patronami są św. JChmielowski Brat Alber t, Adam i św. Rafał

Kalinowski. Od 1 st ycznia 1999 r. po reformie administracyjnej ter ytorium diecezji sosno wieckiej weszło w skład województwa śląskiego i małopolskiego. Do śląskiego prz ynależ y 119 paraf ii, a do małopolskiego 38 paraf ii. Jest jedną z najmniejsz ych ter y torialnie diecezji w Polsce. Ma 2000 km k wadratow ych.

U

nr 2/ kwiecień


Społeczeństwo Na poboczu dyskusji o marginalizacji Zagłębia

Jaka tożsamość, jaki region? Kazimiera i Jacek Wodzowie

tej części rozważań przedstawimy W analizę socjologiczną porównującą wyniki dwóch badań empirycznych

prowadzonych z początkiem drugiej połowy lat 90. pod kierunkiem Kazimiery Wódz, zarówno na Śląsku, jak i Zagłębiu. W pierwszym z nich badanymi byli tylko czynni górnicy dołowi, nie są oni więc żadną reprezentacją ani całej ludności uważającej się za Ślązaków, ani też ludności uważającej się za Zagłębiaków. e wspomnianej analizie czytamy m.in.: Próba badawcza została tak dobrana, by znalazły się w niej trzy równoliczne grupy osób, o których na podstawie obiektywnego kryterium, jakim było pochodzenie rodziców i dziadków, można było z dużą pewnością powiedzieć, że są Ślązakami, Zagłębiakami lub pochodzą z innych regionów Polski („napływowi”). Z tak rozumianym pochodzeniem regionalnym nie zawsze idzie w parze indywidualne utożsamianie się z daną społecznością. Okazało się, że ponad połowa (56,9%) badanych przez nas osób czuje się Polakami, identyfikację regionalną ze Śląskiem w mniejszym lub większym stopniu odczuwa około jedna czwarta badanych

(27,4%), natomiast silniejszą lub słabszą identyfikację z grupą Zagłębiaków deklaruje znacznie mniej osób (14,8%). Charakterystyczne jest, że tylko wśród Ślązaków, jako najczęstsza, pojawia się autoidentyfikacja z regionem (ze Śląskiem – 47%), natomiast wśród Zagłębiaków jest ona rzadka (z Zagłębiem – 12,8%). Także w kontekście politycznym dla Ślązaków najważniejsza jest identyfikacja regionalna („my Ślązacy”), podczas gdy dla większości badanych ważniejsza od niej jest identyfikacja ogólnonarodowa („my Polacy”) lub klasowa („my robotnicy”). Poczucie tożsamości społecznej, definiowane regionalnie, jest zatem charakterystyczne w zasadzie tylko dla respondentów wywodzących się ze Śląska. olejną sprawą jest reakcja na poczucie zagrożenia, degradacji, niepewności ujawniających się silnie podczas tzw. restrukturyzacji przemysłu w ówczesnym województwie katowickim: Pośród badanych najwięcej osób (41,0%) uważa, że ich sytuacja materialna w ostatnim czasie uległa pogorszeniu, niż poprawiła (29,1%). Ponad połowa respondentów ma poczucie, że w dzisiejszych czasach człowiek tak naprawdę nie wie, na

K

Zdj. archiwum

W

(ciąg dalszy z numeru pierwszego) kogo ma liczyć (60,9%) i, że trudno im czuć się bezpiecznie na terenie Śląska (52,8%), chociaż sami Ślązacy mają nieco większe, niż inni, poczucie bezpieczeństwa. Jeśli w ostatnim czasie badanym nie starczyło pieniędzy na jakieś wydatki, to najczęściej były to wydatki związane z wypoczynkiem (52,8%) i kulturą (30,5%), przy czym Ślązacy rzadziej odczuli brak pieniędzy na cokolwiek, zaś Zagłębiacy – częściej. Dane te pokazują, że respondenci mają silne poczucie zagrożenia oraz degradacji, w tym również w wymiarze ekonomicznym. Znamienne jest, że w najmniejszym stopniu dotyczy to osób pochodzących ze Śląska. Cytat ten jest ważny o tyle, że wskazuje na silniejsze w Zagłębiu niźli na Śląsku poczucie zagrożenia, co pozwala zrozumieć (choćby w części) ową postawę wycofania, defensywy w momencie, gdy część działaczy rewindykujących śląską tożsamość postanowiła użyć do tego techniki czarnego ekranu, gdzie porównując się z Zagłębiakami Ślązacy mieli odczuć swą „lepszość”. stotnym elementem w naturalny sposób różnicującym grupy badane jest stosunek do gwary jako wyznacznika tożsamości regionalnej. Jak wynika z relacjonowanych badań – około 1/3 badanych posługuje się gwarą, przy czym, co oczywiste, tak odpowiadają przede wszystkim Ślązacy. Tylko minimalny procent Zagłębiaków używa jakiejkolwiek gwary, przy czym nie ma w ogóle skojarzenia swej przynależności regionalnej z gwarą. Jest to z jednej strony oczywiste, z drugiej jest ciekawym wskaźnikiem, że ta różnica jest mocno uświadamiana przez wszystkich badanych. rugie z badań, które chcemy tu zacytować, pochodzi z publikacji w czasopiśmie „Opcje” i dotyczy analizy dyskursu jako narzędzia autostereotypu Ślązaków i Zagłębiaków. Autorzy dokonują w tym artykule wtórnej analizy wcześniejszych badań z tym, że opierając się na dosłownych wypowiedziach zarówno pisanych przez samych badanych, jak i rejestrowanych przez badacza (nagrywanych), starają się zauważyć w tych wypowiedziach cechy Ślązaków i Zagłębiaków występujące w ich własnych stereotypach. Najciekawsze, z naszego punktu widzenia, jest wskazanie na – to jak w jednej z wypowiedzi uczestniczka konkursu „Górny Śląsk w oczach Górnoślązaków” w formie

I

D

nr 2/ kwiecień


fikcyjnego dialogu próbuje wyjaśnić, jak Ślązak widzi Zagłębiaków. Jednak, by dobrze zrozumieć tę analizę, trzeba najpierw wskazać, że wiele nieporozumień wynika także wśród Górnoślązaków z powodu istniejącej w tzw. reszcie kraju tendencji do utożsamiania obszaru ówczesnego województwa katowickiego (w granicach sprzed 1999 r.) z Górnym Śląskiem. Autorzy zwracają uwagę, że włączanie Zagłębia do Śląska (to najczęściej spotykany błąd) spotyka się z głębokim oburzeniem Ślązaków. Wróćmy jednak do wspominanej analizy dyskursu: W wypowiedzi konkursowej znajdują się również analizowane przez autorkę (autorkę wypowiedzi – przyp. J.W.) porównania Ślązaków i Zagłębiaków: – „Podobieństwa: podobna sytuacja katastrofy ekologicznej, a także mocne, po obu stronach poczucie odrębności, wyrażane przez autorkę (strona śląska) a przypisywane (projekcja?) mieszkańcom Zagłębia... Co charakterystyczne – jak łatwo zauważyć – podobieństwa odnoszą się bądź to do rzeczywistości obiektywnej (sytuacja katastrofy ekologicznej), bądź – paradoksalnie – do podobnego dla obu grup poczucia odrębności. Różnice: ważna jest tu sama ocena różnicy, cytując autorkę wypowiedzi zauważymy, że mówi ona , że jest „wbrew pozorom duża”, a nawet jeśli idzie o mentalność – fundamentalna: – „na Śląsku i w Zagłębiu osiedlili się zupełnie inni ludzie. a szczególną uwagę zasługuje (paradoksalna) generalizacja różnicy: utożsamianie Górnego Śląska z obszarem wpływów Niemiec (węższymi niż obszar wpływów Zachodu, stąd generalizacja różnicy zdaje się właśnie paradoksalna), a Zagłębia Dąbrowskiego z wpływami Rosji (podkreślanie inności gospodarki, porządków, kultury). oto objaśnienie przyczyn zróżnicowania: odmienne mechanizmy selekcyjne „historycznych przybyszów” na teren obecnego województwa katowickiego; na Śląsku osiedlili się przybysze z dobrze gospodarujących wsi poznańskich, opolskich czy raciborskich; do Zagłębia podobno car zsyłał za karę, stąd Zagłębiacy to domniemani przestępcy (także polityczni i ich potomkowie). olejny cytowany fragment dotyczy sfery eksponowanych wartości: Na Górnym Śląsku takimi wartościami będą przede wszystkim praca i rodzina (określmy je jako wartości stabilizacyjne). W Zagłębiu Dąbrowskim dominują wartości z perspektywy ładu społecznego destabilizacyjne – agitacja, strajki, pochody. ląskie znaki odrębności: w wypowiedzi Krystyny Loch (autorki analizowanej wypowiedzi konkursowej – przyp. J.W.) zawarte jest silne przekonanie o widocznych atrybutach odrębności własnej gru-

N A

K Ś

Stulatka z Będzina. Zdj. Marzena Karolczyk

py etnicznej (swój swego rozpozna). Nie do przecenienia jest tu rola gwary: z jednej strony – odpowiedzialna za stygmatyzację zewnętrzną społeczności (dla mnie Ślązak to górnik, no i ktoś, kto mówi po śląsku”; „ja najbardziej nie lubię tej waszej gwary (...) nie jest ona naprawdę taka polska (...) Uczyłam się niemieckiego i wiem – tak mówi Basia B., fikcyjna postać dialogu przytaczanego przez Krystynę Loch, mająca reprezentować Zagłębie – przyp. J.W.). Z drugiej strony stygmatyzującej funkcji gwary przeciwstawiana jest gwara jako wartość (lubię te „ausdruki”, czasami mi tego wprost brakuje; „w gwarze śląskiej jest też wiele słów staropolskich”; „niemieckie słowa są w niej spolszczone – czy tak robi ktoś, kto czuje się Niemcem?). eraz należałoby się zastanowić nad sposobem, w jaki działacze zagłębiowscy mogą stymulować odradzanie się, czy też budowanie nowej formy tożsamości zagłębiowskiej. Oczywiście należy nadal starać się o dowartościowanie całej przeszłości Zagłębia, trzeba jednak czynić to z pełną świadomością, że to nie wystarczy do tego, by w tym miejscu zaistniała nowoczesna tożsamość regionalna. Niezbędna się staje konieczność stworzenia wizji przyszłości Zagłębia, która posłużyłaby do mobilizacji społecznej i to może się stać podstawą do zbudowania tzw. tożsamości prospektywnej. Wskazując przyszłą wizję Zagłębia poprzez skoordynowaną akcję komunikacji społecznej można doprowadzić do mobilizacji elit, a te z kolei zmobilizują grupy, w których działają. Problem jest tylko jeden – ktoś musi je stworzyć! Wymaga to współdziałania elit zagłębiowskich świadomych wyzwań przyszłości. Paradoksalnie – restrukturyzacja przemysłu zagłębiowskiego stwarza szansę na oryginalną wizję,

T

nr 2/ kwiecień

rodzącą nadzieję na to, iż współdziałanie w jej imię może otworzyć nowy rozwój Zagłębia. Efektem będzie swoista duma, iż udało się wyjść z zapaści. To wystarczy, by wzmocnić poczucie przynależności regionalnej i, by kontynuując te działania, zrealizować ogólniejszy plan waloryzacji Zagłębia. Oczywiście potrzebne będą elity, potrzebna będzie sieć stowarzyszeń społecznych łączących te elity właśnie na poziomie całego Zagłębia, a nie tylko poszczególnych miast. Wreszcie może się to stać przedmiotem planu politycznego. Tutaj szanse Zagłębia są duże, choć od kilku już lat wyraźnie zaniedbywane. Otóż specyfiką tego regionu jest duże znaczenie partii lewicowych. Mogą odegrać znaczącą rolę w tworzeniu wizji przyszłości Zagłębia, jeśli zrozumieją, że to jest i dla nich wielka szansa na wzmocnienie elektoratu. Czy tak się stanie trudno powiedzieć bo, jak dotąd, mając wielkie wpływy np. w Sosnowcu lewica nie potrafiła stworzyć żadnego elementu nowoczesnego, lewicowego zarządzania miastem. Szansą może być stworzenie nowego stylu zarządzania miastami opartego na technice partnerstwa społecznego. Jest to technika dość powszechnie stosowana w miastach zachodnich, zwłaszcza tych, które rządzone są przez lewicę, a u nas jak gdyby ignorowana. rzeba jeszcze wspomnieć o jednym. Otóż dla odbudowania zagłębiowskiej tożsamości trzeba się pozbyć widocznego dziś kompleksu wobec aktywności działaczy śląskich i wyraźnego wycofywania się Zagłębia „na pozycje obronne”. Najłatwiej to osiągnąć poprzez falę nowoczesnych inicjatyw kulturalnych i społecznych wspólnych całemu Zagłębiu, a nie tylko partykularnych – dostępnych mieszkańcom wyłącznie jednej gminy, jak to ma obecnie miejsce…

T


Społeczeństwo

Zagłębiacy nie Ślązacy, nie naśladujmy ich! Andrzej Bęben

zym się różni Zagłębiak od Ślązaka? NiCmniemanie. czym. Jeden o drugim ma takie samo Zagłębiak ma się za lepszego od

Ślązaka. Ślązak uważa, że góruje nad Zagłębiakiem. Argumenty o wyższości i niższości są powszechnie znane, więc nie ma potrzeby, by je przytaczać; tym bardziej, że w większości mają one związek nie z rzeczywistością, lecz stereotypem. Przekonałem się o tym na… portalu nasza-klasa.pl. ędąc absolwentem Wydziału Nauk Społecznych, zapisałem się do jednego z uczelnianych forów pomieszczonych w tym społecznościowym portalu. Wypisuje się tam różne wspominki z czasów, gdy się było młodym i sto metrów biegało w 12 sekund. Zdziwiłem się nieco, gdy pojawił się nowy wątek: Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego założony przez Artura Żaka. Wnet odezwał się zaprzysiężony Ślązak, swoją drogą były naczelny „Nowych Wiadomości Zagłębia”, kolega redaktor Dariusz Dyrda: A ja osobiście jestem wielkim fanem tego Forum. Dopóki Zagłębiacy nie wykrzeszą z siebie zagłębiowskiej dumy, zagłębiowskiej aktywności, to zawsze różne nieuki będą myliły Śląsk z Zagłębiem. Protesty muszą iść z obu stron, Zagłębie powinno protestować przeciw przynależności do województwa śląskiego.

K

K

Miłośnicy XIX wieku? olega Dyrda język cięty ma i potrafi udowodnić, że Lenin był biskupem, więc odparował: Wstyd, żeby absolwentka WNS nie rozróżniała autonomii od separatyzmu. Autonomia to jedynie decentralizacja a nie rozpad państwa. To inne zarządzanie tym państwem, sprawniejsze i skuteczniejsze. W niemal całym cywilizowanym świecie, w niemal całej Europie państwa są zdecentralizowane, a takie regiony, jak Śląsk i Zagłębie mają u siebie ogromne prerogatywy

K

Zdj. Aleksander Gabryel

B

Dlatego postuluję: niech żyje Ruch Autonomii Zagłębia!. olega Artur podziękował grzecznie za wsparcie, wyjaśniając, że słowo autonomia” źle mu się kojarzy np. z Osetią Północną i agresją Rosji. oleżanka Ewa Elżbieta Karnas-Toczek z Żywca, dla jasności – odparowała bojownikowi śląskości: Wykazujesz tendencje separatystyczne i jeszcze innych do tego namawiasz. Czym innym jest kraina geograficzna, region gospodarczy, obszar administracyjny itd. Żywiec też należy do województwa śląskiego, a do Śląska ma się tak, jak Suwałki do Mazowsza. Czarny Śląsk i Czerwone Zagłębie – ludziom kojarzy się to łącznie, co wcale nie znaczy, że utożsamiają Śląsk z Zagłębiem...

– tzn. autonomię! Pracują i rozwijają się na własny rachunek, a nie na rachunek – w tym przypadku – Suwałk czy Warszawy. Kochacie XIX-wieczne struktury państwowe, dziś charakterystyczne dla Polski, Białorusi, Kazachstanu i Korei Północnej. Dlaczego niby ten wasz Sosnowiec ma być ciągle gdzieś na uboczu, między Krakowem, a Częstochową? Gdyby Wasz region zarządzał się sam, to dziś Pustynia Błędowska nie zarastałaby chwastami, tylko byłaby perełką turystyczną Europy Środkowej. I Zagłębiak mógłby z dumą mówić, że jest Zagłębiak. A tak w Warszawie, czy Gdańsku nawet o żadnych Zagłebiakach nie słyszeli, mając was za Ślązaków, którymi ani nie jesteście, ani się nie czujecie... To nie ja się radykalizuję. To wy nie chcecie wyrwać się z mentalnych okowów caratu! – Osobiście nie popieram żadnych autonomii w naszej ojczyźnie… Zagłębie Dąbrowskie to moja mała ojczyzna, ale matką jest Polska – grzecznie wyjaśnia kolega Artur koledze Dyrdzie. Arturze – dlaczego wam wszystkim autonomia kojarzy się z jakimś rozbiciem dzielnicowym, a nie z inną organizacją państwa? Czy Niemcy, Szwajcaria, Hiszpania, Wielka Brytania są rozbite dzielnicowo? Nie są, a tam każdy region ma o wiele szerszą autonomię niż ta, a jakiej ja myślę! – kontruje kolega Dariusz.

Zagłębie, dziecię sklonowane? tym miejscu przystopuję z cytowaniem dyskusji. Idzie o to, by znaleźć odpowiedź na pytanie: czy Zagłębie Dąbrowskie ma czerpać wzorce od śląskich autonomistów, czy też ma być tym, czym jest i w którym miejscu jest? dpowiem tak: jeśli jakaś forma – mniej lub bardziej zinstytucjonalizowana – heimatu ma istnieć dlatego, że bez jej istnienia nie ma mowy o dotacjach z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej, to niech istnieje. Niech się nazywa, jak tam się większości podoba. To i tak jest bez znaczenia, bo taka forma quasi-autonomii będzie, jak to mawia filozof prof. Józef Bańka, picem na wodę i fotomontażem. agłębie Dąbrowskie, proszę Państwa, przypomina mi poniekąd sklonowanego człowieka, któremu wydaje się, że ma takich samych rodziców, jak ten, z którego został sam wykrzesany. Zagłębie Dąbrowskie jest taką realnością z naturalną genealogią, jak naród śląski obecnie. Nie będę się tu wymądrzał i przypominał historii powstania Zagłębia Dąbrowskiego, które nie istniało w czasach, gdy Jan Sobieski zatrzymywał się w Tarnowskich Górach w drodze na Wiedeń, a z donżonu zamku w Będzinie na południu widać było puszczę sosnową, a na wschodzie – bory dębowe. tym czasie od wieków istniał Śląsk (sprzydomkowany później na „górny”, „opolski” itd.), a w kryptach spoczywali jego

W O

Z

W

10

nr 2/ kwiecień


władcy. I o tym nie zapominajmy. I pamiętajmy też, że ludność nie mająca się za Niemców, których język niemiecki nie był jedynym w domu używanym, miała przez wieki problem tożsamości: czy bardziej im do tych, co po niemiecku, czy po polsku, czy też ani do jednych, ani do drugich. Zagłębiu Dąbrowskim ludzie nie mieli i nie mają takich dylematów. Nie odkrywają w wieku dorosłym, że ich ojcem nie jest ten, którego uważali dotychczas za rodziciela. Na tych kilkuset kilometrach kwadratowych - jak to zwykł mawiać były, trzykrotny prezydent Dąbrowy Górniczej - co to się urwały z Zachodniej Małopolski, jest się Polakiem, Ślązakiem, Żydem, Niemcem albo Chińczykiem. agłębie nie potrzebuje Ruchu Autonomii Zagłębia, po to by jego mieszkańcy czuli się wartościowymi obywatelami Rzeczypospolitej. Czegoś takiego potrzebują ci, którzy – jak cześć rodowitych Ślązaków – odkryli całkiem niedawno (dziesięć lat temu, pięćdziesiąt, sto – nie więcej) własną tożsamość narodową i odrębność. Tak na marginesie, zastanawia mnie, dlaczego naród śląski zamieszkuje zasadniczo Górny Śląsk, a jakoś go mało na Dolnym i w Opolskiem. Zagłębiacy, to nie (górno)Ślązacy. Nasza inność w stosunku do nich nie jest czymś nadzwyczajnym. Ona jest wynikiem istnienia przez

W

Z

ponad wiek (w przypadku Zagłębia) lub nach granicy, ale i ta granica ich długo jeszcze nawet kilku, pod niepolską władzą. Narody, będzie dzielić. Śmieszyć więc mogą poczyw dzisiejszym słowa tego rozumieniu, kształ- nania co niektórych zagłębiowskich liderów towały się w XIX wieku. Gdy padła I Rzecz- (czy to politycznych, czy samorządowych, pospolita, to mieszkający wówczas w Dą- to już jest bez znaczenia) zmierzających do browie bardziej czuli się byłymi poddanymi jakiejś tam mniejszej lub większej konfronkróla polskiego niż Polakami. tacji z (górno) Ślązakami. Im prędzej uświadomią sobie, że jesteśmy w tym sąsiedztwie Kto jest szowinistą? Kanadą, a nie USA, tym lepiej będzie dla esteśmy tacy, jacy jesteśmy i nie usiłujmy obu stron. Taką hurra - konfrontacją (np. na siłę wykreować zagłębiowskiej społecz- boje o to, że jakieś ciało instytucjonalne nie ności na coś, co jest większe, lepsze i piękniej- może mieć przydomka „śląski”, bo Zagłębie sze niźli jest. Po pierwsze: ceńmy prawdę. Po to nie Śląsk) zwiększa tylko siłę stereotypu, drugie: kłamstwo krótkie nogi ma. Dbajmy tak u Ślązaków, jak i reszty – podkreślam o przeszłość, ale nie mówmy, że wesele zagłę- – Polaków. Ani Górny Śląsk, ani Zagłębie biowskie jest lepsze od śląskiego. Dąbrowskie, to nie Dziki Zachód, w którym hwalmy się odwagą w II wojnie świa- dobry czerwonoskóry jest martwy, a dobry towej, ale nie nazywajmy Ślązaków biały ma z głowy zerwany skalp. Jeśli ktoś tak „krzyżakami”... uważa, to jest zwyczajnym szowinistą, a być ie licytujmy się ze Ślązakami, że w tym, może i koniunkturalistą usiłującym w jakiś a tym jesteśmy lepsi, pierwsi, jedyni. Bo sposób zarobić na tym, że nie wsadzają już to nie zawsze będzie zgodne z prawdą. Kiedy do więzienia za mówienie o autonomii i odw 1859 roku we wsi Sosnowice powstał dwo- rębności takiej, czy siakiej! rzec kolei warszawsko – wiedeńskiej, to po drugiej stronie granicy w Katowicach zabiegali o prawa miejskie. Musiało upłynąć parę Andrzej Bęben (wpierw Polak, potem Zagłębiak) dekad, nim Sosnowiec stał się tym, czym Urodzony w Sosnowcu w1958 r., politolog były Katowice - miastem. i dziennikarz prasy ogólnopolskiej i regionalnej, agłębie Dąbrowskie i Górny Śląsk przy- rzecznik prasowy UM w Dąbrowie Górniczej równałbym do Kanady i USA. Mówią tam językami zrozumiałymi po obu stro- w latach 2004–2006.

J

C N

Z

Guzik po tytule, jak pusto w szkatule… sesji odbytej w ub. miesiącu w WyżTskieemat szej Szkole Humanitas: „Zagłębie Dąbrow– jednym głosem przeciw marginalizacji regionu”. Obecna poselsko - samorządowa nadreprezentacja: Michał Czarski (przewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego), Kazimierz Górski (prezydent miasta Sosnowca), Adam Lazar (starosta będziński), Zbigniew Szaleniec (senator RP), Beata Małecka-Libera, Ewa Malik, Jarosław Pięta, Waldemar Andzel, Witold Klepacz i Grzegorz Dolniak. arginalizacja to fakt – tak rozpoczął Michał Kaczmarczyk, dyrektor Instytutu Zagłębiowskiego WSH. Kiedy członek Federacji dla Zagłębia Dąbrowskiego Damian Góral omówił trudne warunki komunikacyjne naszego regionu głos zabrał senator Szaleniec: – To nieprawda. Mamy świetne i częste połączenia kolejowe z Warszawą, drogi zrobione za czasów Gierka nadal są przejezdne i funkcjonalne. ieszkańcy widzą to jednak inaczej: – U nas to rozpacz i bida z nędzą po drogach chodzą – mówił Jarosław Kureń mieszkaniec Będzina. – Ograniczają wszystko jak mogą, a człowiek nie ma czym dojechać do lekarza. Mało tego: robią drogę, a potem rozkopują

M

M

i tak w kółko z naszych podatków. Wstyd, hańba i szambo. Kto jest temu winien? Według posła Pięty: Społeczeństwo, bo… nie składa stosownych wniosków o dofinansowanie! afał Dyktyński (FdZD) przeprowadził prezentację dyskryminacji ekonomicznej regionu. Niestety i tu politycy nie dopatrzyli się żadnych własnych uchybień – w przeciwieństwie (oczywiście) do Zagłębiaków i nawet sąsiadów zza Brynicy: Zagłębie to swoista dziura ekonomiczna. Jedna hala wystawiennicza nie czyni super - regionu. I nie podniesie od razu statusu finansowego. A kłótnia o nazwę Silesia jest w tym momencie mało uzasadniona, ponieważ musimy myśleć o rozwoju Zagłębia w kontekście wojewódzkim – twierdzi Janusz Sambor, mieszkaniec Sosnowca, ekonomista. ednak to właśnie nazewnictwo stało się numerem jeden dyskusji w drugim panelu konferencji. Właśnie NAZWA, a nie pominięcie regionu w centralnych i wojewódzkich inwestycjach, ani też gorszy podział środków RPO 2007–2013. I to na dodatek nazwa komercyjnej hali wystawowej i zawiadującej nią „SILESIA EXPO” – Co to za nazwa – Silesia? To albo mówmy Śląsk, albo Zagłębie, albo łącz-

R

J

nr 2/ kwiecień

Joanna Neumann my te nazwy na znak jedności regionalnej. A co do tego, gdzie zbudujemy halę wystawienniczą czy muzeum – jest mi to obojętne. Przecież mamy się integrować, a nie izolować i ścigać o laury doskonałości – ma wątpliwości Justyna Kowalik z Katowic. odobnie mieszkańcy oceniają swary o nazwanie pyrzowickiego lotniska imieniem Jana Kiepury. Słowem: – Golono! – Strzyżono! a światowym poziomie na pewno brak nam też kultury. Werbalnie – dla prezydenta Kazimierza Górskiego nie ma żadnych przeciwwskazań, by wybudować operę czy filharmonię, bo wszak instytucje kultury radzą sobie świetnie i są stale finansowane przez samorząd. Dlaczego więc, niektóre przedsięwzięcia regionalne upadają i to pomimo wielu szumnych zapowiedzi i obietnic składanych przez samorządowców u ich zarania? Czyżby ze względu na przymiotnik: regionalny, a nie – lokalny (czytaj: gminny)? A tymczasem w Biuletynie Informacji o Województwie Śląskim ponownie nie wymieniono żadnego z centrów kulturalnych Zagłębia.

P

N

11


Społeczeństwo Krótka historia robotniczego rodu

Między kryzysami 1929–2009

Zdj. archiwum

Ewa Kościańska, współpraca: toko

L. poznaliśmy dzięki wnuczce. ZaApracylfreda absorbowana usilnym poszukiwaniem zgodnej z niemałym wykształceniem

i zainteresowaniami naprowadziła nas na dziadka. Osiemdziesięcioletni pan Alfred, od lat już emeryt o ograniczonej możliwości poruszania się, za to dysponujący doskonałą pamięcią i darem gawędziarskim, przeniósł nas w odległe czasy dzieciństwa i jeszcze odleglejsze, które zna z kolei z opowiadań dziadka. W ten sposób mogliśmy prześledzić losy sześciu pokoleń Zagłębiaków, od drugiej połowy dziewiętnastego wieku w Zagórzu, po dzień dzisiejszy w Sosnowcu. Losów dość typowych, bo dotyczących najliczniejszego tu niegdyś środowiska robotniczego. ie było w nim szczególnie pilnego kultywowania własnej, rodzinnej genealogii i tradycji. Większość zachowanych wiadomości o przodkach to przekaz ustny, przechowywany w pamięci z reguły nie dłużej jak trzy, czasem cztery pokolenia wstecz. Pan Alfred nie odbiega od normy. Też pamięta jedynie własnego dziadka i babcię, dalej w głąb dziejów już nie sięga. To natomiast co wie, chętnie nam przekazał.

nie opłacało się szyć nowych portek, nawet gdy rzecz dotyczyła wesela wnuczk i. Wydatekwobec perspektywy rychłego odejścia zdawał się nazbyt ekstrawagancki. Strajk w kopalni „Mortimer” Krótko mów iąc, dominującym stanem w czasach dynamicznie rozwijającego się przemysłu na przełomie wieku XIX i XX była bieda. W parze z biedą szła wysoka śmiertelność dzieci (i dorosłych, trzebionych skutecznie chorobami i nadmierną pracą), a zaraz potem niedostępność wykształcenia dla większości i wszystko, co za tym idzie. Niech więc ci, co wzdychają do „starych, dobrych czasów” czasem trochę pomyślą. azimierz S. pracował w hucie Paulina w Zagórzu. Co robił, tego pan Alfred dokładnie nie wie, urodził się wszak w czasie, gdy dziadek już był poza hutą. Paulina, która została zlikwidowana w roku urodzenia na-

K

szego informatora, była już tylko wspomnieniem. Nie zostawiła dziadka zupełnie z niczym. Odszedł z pracy po wypadku, jakiemu uległ tuż przed likwidacją huty. Zwolnionemu pracownikowi wypłacono imponującą odprawę wraz z odszkodowaniem, ponoć aż trzy tysiące złotych. Snadź był Stanisław w zakładzie kimś cenionym. Pieniądze mają wszelako to do siebie, że bardzo szybko się rozchodzą. Dziadek Alfreda miał czternaścioro dzieci (połowa tego drobiazgu, co było wówczas normą, nie doczekała dorosłości), a żonę Joannę miał zza Brynicy. Jak się poznali o tym nic nie wiadomo, ale ówczesne związki zagłębiowsko – śląskie, mimo istniejącej i pilnie strzeżonej granicy były silne, a o wzajemnych animozjach jeszcze nie myślano. Joanna, obok wszystkich innych niewątpliwych zalet wniosła do rodziny zwyczaj nadawania dzieciom imion i wtedy, i dziś brzmiących po śląsku. dy skończyła się odprawa rodzina ratowała się... drążeniem biedaszybów na obrzeżach zagórskiego lasu. Trwał wszak kryzys, niebywała recesja, szalało bezrobocie. Nie było to zajęcie bezpieczne. Z różnych przyczyn. Po pierwsze, o wypadek było bardzo łatwo, po drugie urobek z biedaszybów był konkurencją dla węgla z licencjonowanych kopalń, też przecież borykających się z brakiem zbytu, redukujących załogi, czasem

G

N

Zagórze – „Paulina” ziadek pana Alfreda, Kazimierz S. urodził się około 1876 roku w Zagórzu. Był człowiekiem fizycznie silnym, o czym dobitnie świadczy jego względna długowieczność. Zmarł naturalną śmiercią w roku 1942, co w owych czasach i w tym środowisku nie było regułą. Pięćdziesięcioletniemu mężczyźnie, wedle ówczesnych pojęć, niemal starcowi,

12

Obława w Sosnowcu 1 maja 1939 roku

nr 2/ kwiecień

Zdj. archiwum

D


Zdj. archiwum Autorki

Alfred Lis, czwarty od prawej

zamykanych. Zajadle wtedy tropiono i likwidowano te dziury w ziemi. W zagórskim lesie dochodziło niekiedy do prawdziwych potyczek.

Zagórze – Mortimer atka p. Alfreda Jadwiga – jedna z siedmiorga rodzeństwa – znalazła partnera w osobie pana Aleksandra L. To dopiero była barwna postać! Górnik, przez całe życie związany z kopalnią Mortimer (wielokroć zwalniany, znów przyjmowany i ponownie redukowany), też ratował się pokątnym wydobywaniem węgla w biedaszybach. Czyż można się dziwić, że dawał posłuch agitatorom i w latach kryzysu śmiało sobie poczynał , komunizując odważnie i bez zahamowań? Przyszło posiedzieć za działalność, było nie było wtedy nielegalną. Ale co tam! Perspektywy zdawały się być atrakcyjne. Cóż potem? otem przyszło wreszcie ożywienie gospodarcze, więc znów czas stabilnej pracy dramatycznie przerwany wybuchem wojny. Aleksander poszedł wojować. Nie walczył długo. Pułk stacjonujący na Śląsku stale się cofał. W jakiejś bliżej nie znanej potyczce w okolicach Krakowa Aleksander został ranny. Trafił do niewoli. Został wyleczony i osadzony w Eberswalde niedaleko Berlina, dokładnie między Berlinem a Szczecinem w malowni-

M

P

czo położonym mieście nad kanałem łączącym Odrę z Hawelą. Tam w Stallagu III B spędził pięć wojennych lat bez kontaktu z rodziną. Pan Alfred wspomina, że matka zdobyła adres przez szwedzki Czerwony Krzyż, adres – jak się okazało potem – właściwy, ale listy nie dochodziły. Nie było też żadnej wiadomości stamtąd. Na domiar złego skrupulatni Niemcy wywieszali w powiatowym urzędzie w Będzinie listy zaginionych i na jednej z owych list czarno na białym znalazło się nazwisko Aleksandra L. Sprawę uznano za przesądzoną, okupantowi akurat w tym wypadku wypadało wierzyć. Wszelako dla dwunastolatka brak ojca nie był sprawą, z którą mógłby się łatwo pogodzić. Wciąż wierzył, że żyje i szukał, szukał wbrew przeciwnościom losu i zdrowemu rozsądkowi. latach okupacji pierwszy raz w życiu odczuł głód. Nie był to jednak zdrowy, przejściowy głód, który zaspokaja się przy najbliższym posiłku, zwany zdrowym apetytem. Był to głód nieustający ani na chwilę, ssący nieznośnie w żołądku, nie pozwalający się skupić . ama naszego bohatera walcząc o egzystencję swoją i dzieci znalazła sposób na zdobycie podstawowych produktów. Ryzykując życiem zbierała tytoń i handlowała nim. Choć za to groziła wywózka do obozu, ryzyko przecież podejmowała.

W M

nr 2/ kwiecień

ównie pomysłowy był brat Jadwigi Rw gminie, – Paweł. Pracował w charakterze gońca miał zatem dostęp do różnych cennych rzeczy, dokumentów i urzędniczych akcesoriów. Korzystając z okazji, gdy znalazł się w pomieszczeniu z otwartym jak raz sejfem, wykradł pieczątkę, którą podbijano kartki żywnościowe. Dzięki temu rodzina bohatera fałszowała owe talony. Święte szalbierstwo. Nastały tygodnie nieco obfitszych posiłków, mimo że smak psuła myśl o wpadce. ie były to czasy, w których chłopcy mogli się beztrosko włóczyć po okolicy. W trzecim roku wojny realnie Alfredowi zagroziła wywózka do Rzeszy i gdyby nie zbieg okoliczności, pewnie tak by się stało. Pojawił się otóż w Zagórzu przesiedlony tu rumuński Niemiec, albo zniemczony Rumun, jak kto woli, niejaki Herbert Chrostof, krawiec z zawodu i przedsiębiorca, który organizując krawiecką firmę mającą świadczyć różnorakie usługi także na rzecz armii, natrafił na małego Alfreda. Odkrył w nim żyłkę krawiecką, zmysł do igły i nożyc, po czym zatrudnił u siebie. W ten sposób Alfred został krawcem. Wspomina chlebodawcę z pewnym sentymentem, jako jedynego z przedstawicieli okupanta dającego się lubić. powieści z lat okupacji słuchaliśmy długo. Cóż, najbardziej dramatyczne były trzy. Pierwsza to wizyta wraz z pryncypałem

N

O

13


Zdj. archiwum Autorki

Społeczeństwo w murach środulskiego getta. W bliżej wania systematycznych wizytacji mieszkań. nieznanym celu znaleźli się tam konnym W razie stwierdzenia choroby zakaźnej zainwozem dla odebrania jakiegoś materiału. fekowanemu przysługiwało... wiaderko wapMały Alfred ujęty wyglądem i błagania- na. Niestety medykament ten nie przynosił mi młodej matki z dzieckiem spróbował spodziewanego rezultatu, co gorsza, po zuży– mimo ostrzeżeń – podzielić się z nią ciu przysługującej dawki, objawy powracały skromnym śniadaniem. Gest został za- ze zdwojoną siłą. Kolejne zgłoszenie do lekauważony przez żandarma. Żywność się rza wiązało się z dodatkową kontrolą chorych zmarnowała, Alfred zainkasował dotkli- przez służby niemieckie. W konsekwencji we pobicie, a biedna matka z dzieckiem mogło to doprowadzić do wywózki, bo przenadal pozostała głodna. Interwencja cież chory, nie dość, że sam bezużyteczny to pryncypała zdała się na tyle, że skończyło jeszcze stwarza zagrożenie dla innych. Istniasię na pobiciu. Choć ówczesne warunki ło też ryzyko, że ludzie z otoczenia: sąsiedzi, w Zagórzu pozostawiały wiele do życzenia współpracownicy doniosą o chorobie służto, co widział Alfred w getcie, było wstrząsające. Drugą, traumatyczną Dziadkowie Alfreda Lisa przygodą było przymusowe uczestniczenie w publicznej egzekucji 10 robotników Huty Bankowa. 3 Maja 1942 roku gestapo aresztowało 10 robotników zarzucając im, prawdopodobnie nie bez podstaw, sabotaż. Kilka tygodni później, dokładnie 13 czerwca w miejscu, gdzie dziś stoi Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, odbyła się publiczna egzekucja. Widownię zorganizowano prosto i skutecznie. Zagoniono po prostu kogo się dało na plac wokół szubienicy i kazano patrzeć. Za odwrócenie wzroku Alfred zainkasował kilka dotkliwych razów. Dziesięciu młodych robotników zawisło naraz. I wreszcie trzecia przygoda. Konspiracyjna grupa postanowiła dokonać zamachu na pociąg. W okolicy elektrowni ktoś zaminował tory, ktoś miał dać znać, kiedy nadjedzie właściwy pociąg, ktoś miał dać sygnał odpalenia ładunku. Taki mały smyk, jak wówczas czternastoletni niespełna Alfred oczywiście wiedział niewiele, zwerbowany przez starszych miał tylko w odpowiedzi na uniesioną rękę wskazanego mu osobnika podnieść również swoją. Tak zrobił. Rozpętało się piekło. Uciekał do Zagórza, ile sił miał w chudych nogach i udało się. Nikt go nie bom niemieckim. Bezpieczniej było kryć zaczepiał, choć sporo wówczas ludzi straci- się z tym. Wspomina, że całe ciało swędziało ło wolność i życie. piekąc, a ropniaki na nogach i rękach bolały, itlerowski okupant w pierwszym rzędzie a w ich miejscu powstawały następne, przez dokonał zaboru przedsiębiorstw przemy- co człowiek nie mógł normalnie funkcjosłowych, handlowych, zakładów rzemieślni- nować. Jednocześnie ukrycie choroby było czych i usługowych. Liczba warsztatów i skle- jedyną możliwością uniknięcia deportacji. pów gwałtownie się zmniejszyła. Brakowało Szczęśliwie matka trafiła z wymyśloną przez więc pracy, a tym samym środków do życia. siebie ziołową mieszanką i choroba ustąpiła. Brak mieszkań, z czasem wycieńczenie głodowe, powodowały coraz częstsze zapadanie Przyszła wiosna 1945 roku… na różne choroby. Plagą stał się świerzb i wszaracy w zakładzie krawieckim Herberwica. Choroby te dopadły także rodzinę, najta Chrostofa oczywiście już nie było, pierw mamę Jadwigę, siostrę Alinę i w końcu Alfred kierowany sobie tylko znanym samego Alfreda. impulsem często przebywał w rejonie dąan Alfred wspomina, że na personel me- browskiego dworca. Snadź coś przeczudyczny nakładano obowiązek dokony- wał. Pewnego majowego dnia zatrzymał

H

P

14

P

nr 2/ kwiecień

się pociąg, z którego na peron wysypał się tłum wynędzniałych mężczyzn z większymi lub mniejszymi tobołkami. Rozglądali się niepewnie, rozchodzili z wolna. Naprzeciw chłopca szedł mocno kulawy mężczyzna obładowany potężnymi walizami. Chłopak rzucił się do pomocy. Wtedy, jak i dziś, wyjście z peronu do miasta odbywało się po wysoko zbudowanej kładce, więc pozostawało do pokonania w górę i w dół wiele stromych schodów. Szli powoli, odpoczywając i posapując. Kulawy mężczyzna spytał się o picie, pogadywali. I tak od słowa do słowa, dowiedział się Alfred, że pociąg przywiózł cały transport byłych Krigsgefangenen; mężczyzna natomiast, skąd chłopak jest i jak się nazywa. Wskazał więc na grupkę współtowarzyszy wciąż rozmawiających na peronie, mówiąc, że jeden z nich nazywa się L. i pochodzi z Zagórza. W ten sposób Alfred po pięciu latach odnalazł ojca. Oczywiście nie obyło się bez zgadywania i wzajemnych badań. Wszak pięć lat dla chłopaka to cała epoka, a zapamiętana postać ojca zmieniła się w obozie bardzo. lfred został przy krawieckim zawodzie. Z czasem przeniósł się do Sosnowca, gdzie lata całe aż do emerytury przepracował w Spółdzielni Zgoda. To już wszakże inna historia. Dla nas będzie interesujące jak potoczyły się losy rodziny w PRL i potem, aż po czas, gdy wnuczka Alfreda stanęła wobec mało pociągającej perspektywy braku pracy wobec nowego kryzysu. W roku 1952 Alfred ożenił się. Młodzi zamieszkali w Sosnowcu i po kilku latach doczekali się córki. Krawcowi nie było źle. Ogromne potrzeby wszystkich dawały pracę i godziwy zarobek. Jak wówczas niemal wszyscy, po godzinach pracy w spółdzielni efektywnie dorabiał w domu. Córka ukończyła studia w Warszawie. Ze stolicy wróciła nie tylko z dyplomem, ale także z mężem. I to właśnie są rodzice wnuczki Alfreda, której z kolei przyszło tak niefortunnie stanąć wobec braku pracy i wobec współczesnego kryzysu. Choć przez te osiemdziesiąt lat świat i Polska zmieniły się diametralnie, choć kryzys kryzysowi nierówny, to przecież poczucie zbędności zawsze powoduje gorzkie odczucia. A wnuczka jest jedynaczką, starannie wychowaną i równie starannie wykształconą. Ma poczucie swej wartości, wiedzy i kompetencji i chociaż ma także świadomość, że w innych częściach Europy dałaby sobie znakomicie radę, nie rozumie, dlaczego miałaby tak postąpić. Tu wciąż jest tyle do zrobienia.

A


„Opieka hospicyjna (paliatywna) polega na objęciu opieką medyczną, psychologiczną oraz duchową chorych, wobec których zakończone zostało leczenie przyczynowe. (…) Sukcesem jest uczynienie terminalnego etapu życia chorego wartościowym”. Tak naprawdę to nic nie wiedziałem po wizycie na stronie internetowej sosnowieckiego hospicjum i lekturze tych słów...

Pomoc dodaje sił

Piotr Smereka

ospicjum działa od grudnia 1996 roku, H kiedy to stałą opieką domową objęto pierwszego chorego. W 1997 roku na bazie wolontariatu przy parafii św. Tomasza utworzono stowarzyszenie, które zgłosiło akces do Ogólnopolskiego Forum Ruchu Hospicyjnego. Częścią hospicjum jest niepubliczny zakład opieki zdrowotnej, z podpisanym z NFZ kontraktem.

Wszystko dla chorego ałgorzata Baran od pięciu lat pracująca w hospicjum jako pielęgniarka koordynująca pracę zespołu medycznego wyjaśnia: Naszym zadaniem jest poprawa jakości życia pacjenta poprzez łagodzenie objawów, które mu towarzyszą. Walczymy z bólem, dusznościami, nudnościami, bezsennością. Chorych odwiedzamy w domu – mówi Małgorzata Baran. Podczas pierwszej wizyty rozpoznajemy potrzeby pacjenta i ustalamy plan pracy. Przynajmniej raz na dwa tygodnie jest wizyta lekarska, co najmniej dwa razy w tygodniu - pielęgniarska. Pracujemy również z rodziną lub opiekunem terminalnie chorego. Najbliżsi często tak bardzo chcą ulżyć choremu, że go wręcz ubezwłasnowolniają. Tymczasem to chory powinien o sobie decydować. Nasza praca jest ciężka, obciążająca psychicznie, ale satysfakcjonująca. Zanim nadejdą ostatnie

M

chwile naprawdę wiele możemy zrobić. Jedna z moich pacjentek chciała wziąć w domu ślub kościelny. Uzyskaliśmy zgodę biskupa i odbyła się piękna uroczystość. Następnego dnia chora zmarła – opowiada moja pierwsza rozmówczyni, osoba z wieloletnim doświadczeniem w zawodzie pielęgniarki. Dzięki temu zabiegi medyczne nie stanowiły dla niej problemu, a co do sfery psychicznej… Tu trzeba mieć pewną umiejętność. Jeżeli masz w sobie empatię, współczucie i chęć niesienia pomocy - i tylko to, nie idź do chorego. Szybko się wypalisz. Oprócz tych cech trzeba umieć czerpać od chorego. Umieć dawać, ale i brać – wtedy będziesz dobrym wolontariuszem. A w ogóle to najważniejsza jest miłość do drugiego człowieka – tłumaczy Małgorzata Leśniewska koordynująca program „Pola Nadziei”. Z wykształcenia jest pedagogiem społeczno-opiekuńczym. W 2005 roku zaczęła pomagać bezdomnym. Wreszcie została wolontariuszką w hospicjum.

Nadzieja ma kolor żółty kcja „Pola Nadziei”zaczęa się w Wielkiej Brytanii. Jej celem jest zbiórka funduszy na rzecz osób terminalnie chorych oraz propagowanie opieki paliatywnej. W 1997 roku organizacja Marie Curie Cancer Care z Edynburga uczciła

A

Prace dzieci wystawiane na licytacjach wspomagają finansowo hospicjum

swoje 50-lecie przekazując krakowskiemu Hospicjum św. Łazarza (Kraków to miasto partnerskie Edynburga) 350 tys. cebulek żonkili. Cebulki zasadzono, a kwiaty wręczano na wiosnę wszystkim tym, którzy wspierali hospicjum datkiem. W tym roku żonkile wyrosną również w Sosnowcu. wiaty zasadziliśmy 7 października w Parku Sieleckim. To tam zakwitną sosnowieckie Pola Nadziei. W dniach 18 – 24 maja br. zorganizujemy finał akcji, będzie marsz wolontariuszy i sympatyków hospicjum, będą festyny, chcemy zorganizować konferencję naukową poświęconą profilaktyce chorób nowotworowych. A jesienią zasadzimy jeszcze więcej sadzonek. Może ich sponsorem będzie Urząd Miasta? – zastanawia się Leśniewska. horym pomagamy bezpłatnie, a pieniędzy z NFZ starcza na bieżące potrzeby. Resztę musimy zebrać sami. Ale „Pola Nadziei” oraz akcje „Hospicjum to też życie” i „Lubię pomagać” służą nie tylko pozyskiwaniu funduszy. Pracując wśród przedszkolaków i uczniów nie mówimy tylko o śmierci, ale też nie unikamy tego tematu. Tłumaczymy, że osobie chorej można pomóc. Dzieci zanoszą te rozmowy do domu, dzięki czemu rodzice zaczynają inaczej myśleć o hospicjum. Przełamujemy pewne tabu – dodaje Małgorzata Leśniewska. pomocy hospicjum korzysta 69 osób z Sosnowca, Będzina i Dąbrowy Górniczej. Pacjentów ciągle przybywa. Pomagają im wolontariusze medyczni (w tym lekarze i pielęgniarki) i niemedyczni (inaczej - akcyjni, czyli tacy, którzy nie odwiedzają chorych, ale pomagają np. przy organizacji akcji) oraz kilku etatowych pracowników hospicjum. W razie potrzeby chorym pomocą służą psycholog, rehabilitant oraz kapelan. hospicjum działają grupy wsparcia dla osób osieroconych. Po raz pierwszy z pracownikami hospicjum zetknęłam się ponad pięć lat temu, gdy zmarła sąsiadka. Potem pomocy potrzebował mój mąż. Kiedy umarł, prawdziwym oparciem były dla mnie moje dwa koty. Jeden ma 17 lat, znalazłam go na wycieraczce – mówi pani Irena Trela. aglądam również na spotkanie dla kandydatów na wolontariuszy medycznych. Ponad 20 osób, w większości młodzież, przeważają dziewczyny, słucha pani Basi, doświadczonej wolontariuszki. Gdy pani Basia mówi, że jako osoba z natury impulsywna wycisza się przy chorych – co może być trudne, bo chętniej odwiedza mężczyzn, z którymi rozmawia o sporcie i uczy się od nich pokory, przypominam sobie, że dobry wolontariusz nie tylko daje, ale i umie brać. rzyszli wolontariusze uczą się mierzyć ciśnienie, poziom cukru we krwi i zakładać wenflon. Marzą o tym, by pomagać potrzebującym. To jest w hospicjum najważniejsze.

K

C

Z

W Z

Zdj. Robert Pasek

P nr 2/ kwiecień

15


Andrzej S. Kowalski, Archetypek rogaty, olej,

16

nr 2/ kwiecień


ZGRYZEM

ył dziadek, który BRozkoszne miał wnuczęta. urwisy.

Skore do psikusów. Ich ulubioną zabawą było wołanie pod chatką dziadka i to najczęściej w porze jego poobiedniej drzemki: – „Dziadku,Dziadku!Stlaśny wilk!!!”. Kiedy dziadek wypadał z flintą w rękach i gaciach opadających na chudziutkie nożyny, wnuki wyły ze szczęścia. Do czasu. Kiedyś zjawił się najprawdziwszy wilk, a dziadek – pomimo jęków wnucząt – obrócił się w łóżku na drugi bok, mamrocząc: - „Wstrętne bachory”… a bajka da się przyrównać do lamentu dobiegającego z różnych stron regionu, a najbardziej z Sosnowca: –Luuuudzie! Marginalizują nas!”. Polityczni gracze i spolegliwe im organizacje (dzieciska) podnoszą wrzask o rzekomej dyskryminacji Zagłębia Dąbrowskiego wobec pobliskiego Śląska (wilk), wołając do społeczeństwa (dziadka) o zwarcie szeregów w obronie „słusznej sprawy”. No to ja się pytam: – Gdzież te huncwoty były dotychczas? Co zrobiły w interesie „dziadka”? Przez minione od wyborów lata pochowały się w poselskich norkach i ani du–du. Nawet na sejmowych mównicach ich nie uświadczyłeś, chociaż to miejsce im przynależne naturalnie, jak psu gnat. Teraz, ponieważ nadchodzi trzylecie kolejnych elekcji, wypłynęły na powierzchnię i wszędzie ich pełno, oczywiście w otoczeniu wiernych zelotów. Drą się wniebogłosy: – „Ślązacy nas zżerają!”. Jak tak dalej pójdzie wnet nas wezwą – Zagłębiaków – na wojnę ze Śląskiem o… Katowice. Za chwilę i tego będzie im mało, no bo Śląsk jest duuuży. Zagłębie więc zajmie z pomocą kiboli Górny Śląsk (tak będzie, bo Ślązacy to niemrawy ludek), a później Opolszczyznę i wreszcie Dolny Śląsk. Nada się wtedy łaskawie nazwy: Górne Zagłębie, Zagłębie opolskie, czy Dolne Zagłębie. Niemożliwe? A przecież prezydent Majchrowski już działa, niczym Konrad Wallenrod, na rzecz wcielenia Krakowa do Zagłębia. Później już poleci: – „Co? Nie lubią nas?” – i ciach – nasza jest Wielkopolska jako Wielkozagłąbska. Kaszubi mają brzydką gwarę? To zrobimy im Szwajcarię Zagłębiowską itp. itd. W ten prosty sposób będziemy mieć jako region bezpośredni dostęp do morza… Do nas dzisiaj należy Zagłębie, a jutro cały świat! Póki co jednak, mamy na karku Śląsk z jego imperialnymi ciągotami, a na dodatek w całym kraju mylą nas ze sobą. Co za wstyd… ość wiców, jak mówią moi przyjaciele z drugiej strony Brynicy. Faktem jednak jest wyjątkowa słabość naszej parlamentarnej reprezentacji na przestrzeni 20. minionych lat. I to obojętne, skąd by się nie wywodziła; jeden Dolniak wiosny nie czyni. Konia z rzędem temu, kto wymieni naszych posłów i senatorów choćby poprzedniej kadencji. Przepadli z kretesem w naszej niepamięci, a często i niesławie.

T

Brynica rzeką pokoju! przecież zamiast dzisiejszych jęków i jeremiad Apierwsze o marginalizacji wystarczyło się dogadać, po – w reprezentacji zagłębiowskiej, ponad

partyjnymi podziałami; po drugie – z posłami śląskimi, nie bacząc na jakieś głupie pseudoregionalne zaszłości. Próby – i owszem – podejmowano, lecz zawsze kończyły się fiaskiem, a posłowie mniej lub bardziej udolnie kombinowali raczej we własnym interesie niż jakiejś konkretnej społeczności. Nikt ich też z radosnej działalności nie rozliczał do czasu wyborów, bo dopiero wtedy można im pokazać czerwoną kartkę. I teraz pretensje do całego świata? Nikt nas nie kocha, nikt nas nie lubi… Zresztą winni są nie tylko parlamentarzyści, ale i samorządowcy większości gmin, niedostrzegający niczego poza własnymi opłotkami. Skąd my to znamy: – „Byle moja wieś spokojna”? Bardzo chciałbym się mylić, ale nie przypominam sobie jakichkolwiek zdecydowanych i wspólnie skoordynowanych działań, służących sprawie całego Zagłębia, a nie wyłącznie interesom różnych lokalnych władyków, za nic mających integracyjne dążenia społeczeństwa regionu. Przykład? Ot, choćby wzajemne dąsy Sosnowca z Dąbrową Górniczą, Czeladzią czy Będzinem oraz wszystkich ze wszystkimi… Jeśli jest inaczej, to proszę mnie wyprowadzić z błędu. lązacy też żrą się bez litości pomiędzy sobą, jednak kultura polityczna jest u nich daleko bardziej zaawansowana i na zewnątrz, przynajmniej w ramach województwa, znacznie łatwiej się dogadują, a jak zachodzi potrzeba, to wspólnie potrafią podnieść nielichy raban na cały kraj. Może to dlatego, że Śląsk ma prawie tysiącletnią historię, Zagłębie zaś ledwie stuletnią? echem Śląska i Zagłębia jest żywy do dzisiaj syndrom najdłużej w Europie płonącej

Ś

P

granicy. Tyle że po jej śląskiej stronie, w licznie tu przemieszczających się dziejowych nawałnicach, ginęli ludzie, płonęły zasobne miasta i wsie, a po zagłębiowskiej co najwyżej spalił się hektar lasu i wyginęło trochę zwierza, bo ludność ówczesnych Czeladzi i Będzina oraz okolicznych przysiółków zwiewała, gdzie pieprz rośnie, a była podobno dobrze w tym zajęciu wyćwiczona. Ciekawe że w moim pokoleniu pięćdziesięciolatków syndrom granicy zanikł niemalże całkowicie bądź zyskał wymiar żartobliwy, by teraz wybuchnąć ze zdwojoną siłą. A już całkiem piramidalne są obecnie wzajemne wyzwiska „hanysów z białostocczyzny” z „gorolami z kieleckiego” (w innym miejscu tego czasopisma państwo profesorstwo Kazimiera i Jacek Wodzowie zmagają się z próbą wyjaśnienia tego fenomenu). óż więc robić? Przede wszystkim – pomyśleć dwa razy nim, w jakiejś wątpliwej sprawie niewartej funta kłaków, wytoczy się działa przeciwko Śląskowi (i Ślązakom!). Po co kłócić się o symbole i nazwy, kiedy są znacznie ważniejsze sprawy? Jedziemy na jednym wózku, czy tego chcemy, czy nie. Ponadto – natychmiast należy dogadać się w ramach wszystkich samorządów i podjąć frontalną batalię zapobiegającą samomarginalizacji (tak, tak!) regionu. To szczególnie ważne, kiedy omiata nas skrzydło światowego kryzysu, a unijne pieniądze z powodu swarów i braku zagłębiowskiej jedności przechodzą koło nosa. Wreszcie – zwyczajnie: szanować się nawzajem. Szanować podobieństwa, ale też odrębności. I stale poszukiwać punktów zbieżnych, a nie znaków podziału. Czy to tak wiele? AnSa

C

D

nr 2/ kwiecień

17


Kultura

Kulisy władzy Łucja w krainie czarów ?

Z dyrektorką Wydziału Kultury Urzędu Marszałkowskiego dr Łucją Ginko rozmawia Andrzej Sawicki

radzić na trudnym rynku, więc pozbywały się balastu. Udało się uratować z wyjątkami – tylko instytucje kulturalny przejęte przez lokalne samorządy. Wówczas to podjęliśmy wraz z osobami odpowiedzialnymi za kulturę w innych województwach walkę, aby dotychczasową tzw. historyczną metodę ustalania wysokości dotacji na kulturę (jeśli któreś województwo dostawało z Ministerstwa Kultury dużo pieniędzy to stale, a jeśli mniej to tak co roku) zastąpić przyznawaniem dotacji na podstawie oszacowania faktycznych potrzeb. Pod egidą ówczesnego wojewody wrocławskiego zebrała się robocza grupa w składzie 5. do 7. osób, które opracowały zasadę tzw. parametryzacji wydatków na kulturę. Podstawę wyjściową do obliczeń stanowiła liczba instytucji kultury, zabytków, szkół artystycznych w danym województwie.Ich utrzymanie stanowi bowiem o możliwościach rozwoju kultury i jest wyrazem troski o dziedzictwo przeszłości. W wyniku żmudnych prac okazało się, że najbiedniejsze w tej materii są właśnie województwa południowej Polski – wbrew utartym mitom o bogactwie Śląska. Nasze opracowanie zostało przyjęte w roku 1996 przez Radę Ministrów i niestety tylko przez dwa lata systematycznie wdrażane. Trudną sytuację ratowały niektóre lokalne samorządy. Stało się tak np. w przypadku Sosnowca za prezydentury Michała Czarskiego, kiedy to miasto częściowo wzięło „na garnuszek”

zdj. Robert Pasek

AS: Taki stołek i… Pani – miłośniczka poezji i literatury, osoba wręcz uduchowiona i jakby zagubiona w świecie (wolno mi tak mówić, bo znamy się przecież od studenckich czasów) w starciu ze skrzeczącą rzeczywistością urzędniczego bytu. Co to za metamorfoza? ŁG: Sama się czasem dziwię, że tyle lat tu wytrzymuję. Zawsze pociągało mnie bardziej tworzenie kultury niż zarządzanie . Jej kreowanie i poszukiwania są domeną twórców, a zarządzanie obowiązkiem urzędników. Jednak można to pogodzić pod warunkiem niezbędnej pokory wynikającej ze świadomości służebnej roli wobec tych, na rzecz których działamy, a więc także twórców oraz animatorów kultury. Mogę i chcę im doradzać, podsuwać pomysły, służyć wiedzą i wspierać w ramach posiadanych i dostępnych środków. Nie mogę niczego narzucać ani zastępować w czymkolwiek. Właśnie tak rozumiem pracę na tym stanowisku. Przyszła Pani do urzędu w trudnym okresie transformacji ustrojowej, ale też administracyjnej... W urzędzie ówczesnego województwa katowickiego zaczęłam odpowiadać za kulturę w 1992 roku, jeszcze za wojewody Wojciecha Czecha. A trzeba pamiętać, że dekada lat dziewięćdziesiątych to okres gwałtownego uruchomienia mechanizmów rynkowych, które zaczęły decydować nie tylko o gospodarce. To wtedy został przesądzony los wielu placówek kulturalnych. Chociażby zakładowe domy kultury, które wówczas upadały jeden pod drugim. Na palcach jednej ręki można teraz policzyć te, które się ostały. Zniknęło też wiele innych potrzebnych instytucji kulturalnych. Podstawową przesłanką ich likwidacji był bowiem pieniądz, a właściwie jego brak. Zakłady pracy występujące dotąd w roli mecenasa kultury, same musiały sobie po-

18

nr 2/ kwiecień

Teatr Zagłębia, tzn. pokrywało 40% wydatków, a Urząd Wojewódzki – 60%. Kiedy w 1999 roku powstał samorząd wojewódzki, ponownie pojawił się problem, bo tworząc nowy szczebel władzy nie wyposażono go w odpowiednie środki finansowe. Co prawda część kompetencji kulturalnych przekazano gminom, część – powiatom, ale i tak w gestii samorządu wojewódzkiego pozostały te największe, najbardziej prestiżowe, ale przez to najkosztowniejsze instytucje. Niedoszacowanie finansowe groziło unicestwieniem dotychczasowego dorobku kulturalnego, a trzeba zważyć, że w tym samym czasie przybył jeszcze jeden potężny obiekt - nowy gmach Biblioteki Śląskiej. Ta sytuacja dotknęła wszystkie województwa, ale u nas było najgorzej. Liczyliśmy na to, że zaproponowana przez nas parametryzacja zostanie wykorzystana w nowej rzeczywistości. Gdzieś jednak po drodze ją pominięto. Otrzymaliśmy zaledwie 80% tego, co w roku poprzedzającym reformę. Decydenci się zmienili i nie znali realiów. My – ludzie zawodowo związani z kulturą, musieliśmy o tym nieustannie przypominać. Aby pokryć najpilniejsze potrzeby, Ministerstwo Kultury utworzyło rezerwę finansową, która trwała aż do 2004 roku, kiedy wskutek nowej ustawy o dochodach poprawiła się finansowa kondycja samorządów. Dzisiaj pod swoją pieczą mamy 18 instytucji kultury, współfinansujemy też Zabytkową Kopalnię Guido. Mamy identyczne obowiązki i możliwości prawne wspierania kultury jak każdy szczebel samorządu terytorialnego - oprócz powoływania instytucji kultury fundowanie stypendiów twórczych, dotacje dla stowarzyszeń, nagrody dla twórców. Dla wszystkich samorządów kultura jest zadaniem obowiązkowym. Różni nas tylko zasięg działania. Dla nas jest to zasięg regionalny, ponieważ nasze wydatki na kulturę to podatki mieszkańców całego regionu, dlatego też oferta dofinansowana z tych środków musi mieć zasięg albo znaczenie ponadlokalne. Na finansowanie kultury w mieście „składają się” mieszkańcy tego miasta, gminy wiejskiej - mieszkańcy tej wsi. No dobrze… Weszliśmy jednak w międzyczasie do Unii Europejskiej. Czy to wpłynęło na sytuację kultury w województwie śląskim? Bez wątpienia. Środki europejskie i samorządowe wspomagają działalność istniejących już instytucji kultury, ale też sprzyjają tworzeniu nowych inicjatyw. Ich przyznanie


wiążę z koniecznością udowodnienia zapotrzebowania na istnienie konkretnych przedsięwzięć. Jeśli nie widzę w macierzystym środowisku oznak poparcia inicjatywy, o której dofinansowanie ktoś wnioskuje, wtedy rodzą się wątpliwości co do jej sensu, ponieważ, być może, poza jej twórcami, nie jest nikomu potrzebna. Trzeba zawsze pamiętać, że są to środki publiczne, a więc w zamian my płacący podatki powinniśmy otrzymać interesującą ofertę m.in. kulturalną. Dla Unii natomiast liczy się tzw. wartość dodana, czyli na ile inwestycja w kulturę przyniesie wymierne korzyści – zwiększy atrakcyjność turystyczną, stworzy dodatkowe miejsca pracy. Potrzeb jest sporo, bo oprócz wielu twórców i stowarzyszeń w województwie działa ponad 1200 instytucji kultury… Nic dziwnego więc, że Pani gabinet jest wciąż oblężony... Marzy mi się czasem zamontowanie kamery. Niektórzy publicyści mieliby dopiero o czym pisać przeglądając nagrania. Mogliby wreszcie zweryfikować swoje wyobrażenia o pracy urzędnika. Oczekiwania środowisk wielokrotnie przewyższają nasze możliwości. Staramy się jednak mimo wszystko pomagać, choćby poprzez organizowanie różnego rodzaju konkursów, fundowanie stypendiów, nagród np. Złotych Masek, nagród za wydarzenie muzealne. Jesteśmy też jedynym województwem, które przyjęło strategię rozwoju kultury w regionie i właśnie jej wdrażaniu, a także kondycji wojewódzkich instytucji kultury, ma być poświęcona w czerwcu sesja sejmiku samorządowego . W tej chwili przygotowujemy się do niej gromadząc i analizując dane, aby uzyskać obraz tego co się zmienia na lepsze, ale i tego co może być zagrożeniem. Bieżącym monitorowaniem wskaźników zawartych w strategii zajmuje się Regionalny Ośrodek Kultury w Katowicach, a jego odpowiednik w Bielsku-Białej prowadzi wortal internetowy www.silesiakultura.pl, gdzie zamieszczane są informacje i dane z obszaru całego województwa. A tak w ogóle, to marzy mi się przeprowadzenie ponownej debaty o kulturze, podobnej do tej, jaka odbyła się w 1998 roku. Dałaby bez wątpienia odpowiedź na oczekiwania twórców i działaczy kultury, pozwoliłaby zdiagnozować stan dzisiejszy, ale także określić obowiązki wszystkich szczebli samorządu terytorialnego w rozwoju kultury i najsensowniejsze obszary jej wspierania. (Wywiad autoryzowany) P.S. Red. Michał Smolorz sugeruje ostatnio, że teksty przychylne dr Łucji Ginko piszą beneficjenci funduszy rozdzielanych przez Urząd Marszałkowski. Z czystym zatem sumieniem mogę stwierdzić, że redakcja nasza jest w tej materii ledwie połowicznym szczęściarzem, w co i tak pewnie red. Smolorz nie uwierzy... (przyp. autora).

przedwojennym Sosnowcu urodzili się, W uczyli i mieszkali znakomici żydowscy artyści. Oprócz postaci takich jak Włady-

sław Szpilman Sosnowiec dał schronienie również wspaniałym malarzom. Wśród nich byli: znany ze swojej bardzo dobrej techniki impresjonista - Izaak Lisze czy absolwent Paryskiej Akademii Sztuki Zygmunt Baum. W historii sztuki żydowskiej swoje miejsce znalazł też inny sosnowiczanin – niezastąpiony Jakub Zim. akub Zim przyszedł na świat w 1920 roku. Mieszkał w Sosnowcu na ulicy Targowej, będąc sąsiadem wspomnianego Władysława Szpilmana. Warto pamiętać, że to również dzięki pomocy Jakuba Zima udało się dokładnie ustalić miejsce zamieszkania piani-

J

członka zespołu rockowego który reprezentował Izrael na konkursie Eurowizji), jednym z najbardziej przejmujących i spektakularnych powrotów po latach jakie miały miejsc w naszym regionie. alarstwo Jakuba Zima nie jest zbyt znane w Polsce (co być może zmieni się po emisji filmu z jego udziałem). W Izraelu natomiast malarz jest bardzo ceniony, a jedno z jego artystycznych przedsięwzięcie znane jest każdemu obywatelowi jego nowej ojczyzny. Niezależnie od etnicznej przynależności, wieku czy płci, bez względu na polityczne sympatie czy status społeczny, każdy mieszkaniec Izraela dotyka dzieła Jakuba Zima. W latach osiemdziesiątych Jakub Zim został

M

Izraelskie szekle z Sosnowca

Zofia Zielińska

sty. Jakub przeżył wojnę i razem ze swoim bratem wyjechali po wojnie do Palestyny. Tam dokończył przerwane przez wojnę studia i rozpoczął wielopłaszczyznową działalność. Malował obrazy, ilustrował książki i tworzył grafiki. Symptomatyczne jest to że malarz w Izraelu zmienił aszkenazyjskie nazwisko (które brzmiało Cymberknopf) na Zim. Podobnie robiło wielu emigrantów, jak choćby rodzice wybitnego izraelskiego pisarza Amosa Oza (wczesniej Klausner) czy poetka Miriam Akavia (Weinfeld). o niespełna pół wieku Jakub Zim wyruszył w sentymentalną podróż do swojego rodzinnego miasta odwiedzając w roku 1990 Sosnowiec. Jego wspomnienia zapisane na filmowej taśmie stały się kanwą filmu „Szema Izrael”, który można było oglądać między innymi w Centrum Sztuki Filmowej w Katowicach. Jego wizyta w Polsce jest, razem z niedawną wizytą Efraima Szamira (muzyka pochodzącego z Bytomia,

P

nr 2/ kwiecień

poproszony bowiem o stworzenie designu izraelskiego szekla – nowej waluty nowego państwa. anknot Jakuba Zima przedstawia Lewiego Eszkola, znanego izraelskiego polityka. Lewi Eszkol urodził się na terenach dzisiejszej Ukrainy. Podobnie jak Zim zaangażowany był w młodzieżowy ruch syjonistyczny. Udało mu się jednak wyjechać do Palestyny przed wojną. Zaangażował się wtedy bardzo mocno w budowę podwalin państwa żydowskiego. Po pewnym czasie został dyrektorem Kompanii Wodnej Mekorot, która stawiała sobie za główny cel dostarczanie wody do nowo powstałych żydowskich osiedli. To właśnie przedstawił Zim na rewersie banknotu, umieszczając tam rurę z wodą. a niezwykła historia pochodzącego z Ssosnowca Jakuba Zima oraz polityka Lewiego Eszkola, budującego melioracyjną infrastrukturę w Palestynie, zapisana jest w pięcioszeklowym banknocie Izraelskiego Banku.

B

T

19


Horror w bibliotece

ddanej do użytku półtora roku temu Ow Jaworznie siedziby Miejskiej Biblioteki Publicznej mogą pozazdrościć mieszkań-

cy setek miast w kraju. To także miejskie centrum multimedialne. lokowany w Rynku, znakomicie wkomponowany w zachowany drzewostan, nowy gmach biblioteki miejskiej (również filia Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej) – chociaż z zewnątrz stosunkowo niepozorny, zaskakuje przestronnością wnętrz i funkcjonalnością. Jego powierzchnia to ogółem 3200 m2. Wewnątrz cicho, spokojnie i dostojnie. udowa biblioteki nabrała rumieńców z chwilą wpisania do projektów rozwojowych Jaworzna, ujętych w Strategii Zrównoważonego Rozwoju Jaworzna A-21 na lata 2001–2015. Istotnym czynnikiem stała się integracja europejska i związana z nią dostępność środków unijnych. Od tego momentu realizacja wieloletniego marzenia stała się faktem, całość zaś nabrała tempa.

U B

Gdzie biblioteka? yło kilka wskazań. Rozgorzały dyskusje, a w ich następstwie przeprowadzono plebiscyt wśród mieszkańców. Uznali oni, że położenie przy Rynku jest najlepszym z możliwych. Z każdego punktu Jaworzna można dojechać do biblioteki w niespełna pół godziny. Nie bez znaczenia było i to, że teren należał do miasta. Gdy ustalono lokalizację, w październiku 2003 roku ogłoszono konkurs architektoniczny. Zgłoszono do niego 13 prac a rozstrzygnięcie zapadło

B

20

19 grudnia 2003 r. Komisja Konkursowa pod przewodnictwem mgr. inż. arch. Juranda Jareckiego pierwszą nagrodę przyznała projektowi mgr. inż. arch. Wojciecha Podleskiego i mgr inż. arch. Iwony Niesporek-Zwarycz. udowa trwała niecałe dwa lata i kosztowała ok. 18 mln 800 tys. złotych, z czego około 13 mln 200 tys. pochodziło z dofinansowania z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego Unii Europejskiej. Gmina z własnych funduszy wydała na ten cel 4 mln 400 tys. złotych.

B

Otwarcie pierwszym dniu nową siedzibę biblioteki odwiedziło ponad 10 tysięcy osób a zapisano do niej 164 nowych czytelników. W tym dniu, w ramach akcji „Podaruj książkę”, mieszkańcy ofiarowali swojej bibliotece z prywatnych zbiorów ponad 2000 tysiące książek. Każdą z nich opatrzono pieczęcią: Podarowana w Dniu Otwarcia oraz wpisem imienia i nazwiska darczyńcy. y zaspokajać potrzeby mieszkańców, nowa biblioteka pracuje na dwie zmiany. Bywają miesiące, w których z biblioteki korzysta ponad 20 tys. osób.

W B

Nowe możliwości owy budynek, poza zdecydowaną poprawą warunków, stworzył nowe możliwości. – W dawnej bibliotece – mówi Jacek Maro – dyrektor biblioteki – organizowanie spotkań literackich czy innych imprez artystycznych było niemożliwe. Miałem świadomość, że należy oferować coś więcej, bo

N

nr 2/ kwiecień

Tekst i zdjęcie: Piotr Sowisło

jak ktoś przyjdzie na takie spotkanie to jest większa szansa, że będzie do nas zaglądał częściej i zacznie korzystać ze zbiorów”. ic więc dziwnego, że w nowej siedzibie odbywają się obecnie przeróżne spotkania niekoniecznie związane z książką. Prelekcje dotyczą różnorodnej tematyki np. zdrowia, muzyki, geografii, fizyki. Przeżyciami dzielą się jaworznianie odwiedzający egzotyczne miejsca na świecie, czy uprawiający ekstremalne rodzaje turystyki, bądź też prezentujący mniej znane polskie miejsca i osobliwości. Ogromnym powodzeniem cieszą się „Noce w bibliotece”. Każde takie spotkanie gromadzi wielu chętnych i poświęcone jest odrębnemu zagadnieniu. Ostatnio odbyła się noc z horrorem. Oprócz tego w MBP odbywają się wernisaże malarstwa, fotografii, rzeźby, gobelinów. Również zajęcia z języków obcych. iblioteka w Jaworznie robi wrażenie. Do dyspozycji czytelników oprócz ponad 100 tysięcy zgromadzonych w tym miejscu książek jest blisko 100 komputerów i praktycznie wszystko, co niezbędne do odsłuchiwania, oglądania materiałów zapisanych cyfrowo na różnych nośnikach: książek, audycji, zdjęć, filmów. Nie dziwi więc ogromne zainteresowanie, tym bardziej, że biblioteka umożliwia wynajmowanie salek audiowizualnych. W tym nafaszerowanym elektroniką budynku nie zapomniano nawet o… stanowisku do przewijania niemowląt. Obecnie MBP sukcesywnie wdraża katalog elektroniczny. W jaworznickiej bibliotece ciągle coś się dzieje i oby tak było zawsze.

N

B


Kultura tan zabytku jest bardzo zły. Wśród szkód Sdzenia najczęściej są wymieniane m.in. uszkoi wady konstrukcyjne. Kościół

zawilgocony, brak wentylacji, widoczne pęknięcia ścian i rysy. W fatalnym stanie jest dach. Natychmiast należy wzmocnić fundamenty, ustabilizować górotwór, osuszyć ściany, naprawić zarysowania i pęknięcia ścian oraz sklepień, wyremontować fragment stropu nad nawą główną i więźby dachowej wraz z fragmentami pokrycia, odbudować i naprawić mury otaczające kościół. Dopiero potem można rozpocząć

w Będzinie z ważną misją kard. Hipolita Aldobrandiniego, późniejszego papieża Klemensa VIII – informuje Felicja Góra, autorka pierwszej obszernej pracy poświęconej parafii i kościołowi pt. „Kościół i parafia św. Trójcy w Będzinie”. ościół św. Trójcy w Będzinie został wybrany „Zabytkiem roku 2009” przede wszystkim, dlatego że spośród zgłoszonych obiektów był najbardziej zagrożony katastrofą budowlaną. Obecnie przygotowujemy opracowania, których celem jest ocena zagrożenia konstrukcji

K

siała zapłacić, ale cena będzie niezwykle konkurencyjna wobec stawek obowiązujących na rynku. Wydamy też publikację książkową. okumentacja jest potrzebna, by proboszcz mógł wystąpić o dofinansowanie z funduszy europejskich, czy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W parafii rozpoczęto też publiczną zbiórkę pieniędzy na ratowanie kościoła. odczas spotkania, które odbyło się na Wydziale Budownictwa Politechniki Śląskiej otrzymałem dyplom, a wraz z nim

D P

Górujący nad miastem kościół św. Trójcy w Będzinie ogłoszono „Zabytkiem roku 2009”. Ta piękna budowla sakralna wymaga natychmiastowych prac, przede wszystkim wzmacniających jej opokę. Ratować zagrożony obiekt chce Fundacja„Ratujmy kościół na Górce” wraz z proboszczem ks. kan. Andrzejem Stępniem i parafianie. Pomoc zadeklarowali także naukowcy z Politechniki Śląskiej w Gliwicach. prace konserwatorskie wymagające poważnych nakładów finansowych. Z tymi problemami musi się zmierzyć proboszcz ks. kan. Andrzej Stępień oraz jego parafianie. ubiegłym roku odbyła się III Międzynarodowa Konferencja NaukowoTechniczna „Spotkanie z zabytkiem” pod patronatem honorowym Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, organizowana przez Wydział Budownictwa Politechniki Śląskiej, Polski Związek Inżynierów i Techników Budownictwa – Oddział Gliwice, Stowarzyszenie Wychowanków Politechniki Śląskiej – Oddział Budownictwa, Towarzystwo Opieki nad Zabytkami – Koło w Gliwicach. Każdego roku naukowcy z Wydziału Budownictwa wybierają spośród zgłoszonych obiektów ten jeden – cenny, ale poważnie zagrożony ruiną, bo to – ich zdaniem ma uratować nagrodzony obiekt. Tym razem tytuł „Zabytku roku 2009” otrzymał kościół św. Trójcy. Ta będzińska parafia obchodziła w ub. roku 700-lecie pierwszej pisemnej wzmianki o swoim istnieniu. oczątki parafii sięgają najprawdopodobniej I połowy XII w., ale nie ma na to pisemnych świadectw. Dopiero w 1308 r. jest wymieniona w spisie parafii należących do dekanatu sławkowskiego diecezji krakowskiej. W dokumencie tym wspomniany jest proboszcz będziński Goćwin, więc to pierwszy znany z imienia proboszcz będziński. W 1325 r. przy pobieraniu świętopietrza wymieniono kościół parafialny Św. Trójcy i jego plebana Macieja. Był to wówczas zapewne mały drewniany kościółek pełniący rolę świątyni parafialnej i zarazem kaplicy zamkowej. Kiedy za króla Kazimierza Wielkiego rozbudowano i wznoszono murowany zamek w Będzinie, rozebrano drewniany kościółek i w 1365 r. postawiono na jego miejscu niewielki kościół murowany, w stylu gotyckim. Do ważniejszych wydarzeń w dziejach parafii należała wizyta goszczącego w 1589 roku

W

kościoła. Wynika ono z obserwowanej aktywności terenu, na którym obiekt stoi. Z naszych doświadczeń wynika, że warto rozpocząć prace rewaloryzacyjne od zabezpieczenia konstrukcji. W tym czasie planujemy przygotować program konserwatorski dla obiektu. Udało nam się zaprosić do współpracy specjalistów z różnych dziedzin techniki. – mówi dr inż. Antonina Żaba z Politechniki Śląskiej koordynująca projekt. – Efektem tych badań będzie dokładna dokumentacja, włącznie z gotowym projektem remontu i prac konserwacyjnych. Za część dokumentacji parafia będzie mu-

zobowiązanie naukowców z Politechniki Śląskiej do pomocy w zakresie profesjonalnych badań i sporządzaniu fachowej dokumentacji na rzecz ratowania tego XIVwiecznego obiektu. – mówi proboszcz ks. kan. Andrzej Stępień. – Parafia św. Trójcy otrzymała już w kwietniu 2008 roku dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego na opracowanie dokumentacji projektowej na potrzeby ratowania zabytkowego budynku kościoła w ramach „Otwartego konkursu ofert na zadania publiczne województwa śląskiego w dziedzinie ochrony dziedzictwa kulturowego w 2008 r.”

Larum dla kościoła Tekst i zdjęcie: Katarzyna Maciejewska

P

nr 2/ kwiecień

21


Historia „Koleje Elektryczne Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego” pod przymusowym zarządem państwowym Ministerstwa Komunikacji. W 1948 r. utworzono międzykomunalny związek o nazwie „Śląsko-Dąbrowskie Linie Komunikacyjne” skupiający komunikację autobusową i tramwajową. Po okresie odbudowy ze zniszczeń powstałych w końcu wojny, przystąpiono wreszcie do rozbudowy sieci tramwajowej. W styczniu 1951 r. uruchomiono 1,5 kilometrowy odcinek z Huty „Milowice” do kopalni o tej samej nazwie, a także połączenie z Będzina do browaru w Grodźcu. Ten drugi odcinek (długości 3,88 km) był pierwszym etapem linii zaprojektowanej aż do Żychcic. Zmieniła się też organizacja przedsiębiorstwa. Uchwałą Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach z 27 lutego 1951 r. „ŚląskoDąbrowskie Linie Komunikacyjne” przekształcono w „Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne”, zawiadujące także autobusami. ok później uruchomiono nową linię z Sosnowca (Ludwik) do Dańdówki. Odgałęziała się ona w Sosnowcu od powstałej przed wojną linii miejskiej do Konstantynowa. W Dańdówce – kolejne rozwidlenie – w kierunku Kazimierza i Mysłowic. Do Klimontowa (kopalni) pierwszy tramwaj dojechał 1 maja 1952 roku. Prawie w siedem lat później pociągi kursowały już do Porąbki, a niebawem i do Kazimierza, gdzie na Barbórkę 1960 r. zakończono budowę pętli torowej.

R

„Grodziec”. Dalej tor poprowadzono przez Wojkowice Komorne i zakończono (1957 r.) mijanką przed rzeką Jaworznik. ata 50. XX stulecia były jeszcze nader łaskawe dla transportu szynowego. W końcu dekady (1958 r.) przystąpiono do przebudowy będzińskiego węzła tramwajowego pozostającego w pierwotnym układzie od trzydziestu lat. Wymusiło ją otwarcie nowej linii do Grodźca, która nadmiernie zagęściła pociągi na nieprzystosowanym do tego węźle. Zbudowano wtedy dwutorowy odcinek na ul. Zawale, co zlikwidowało „będziński zakręt śmierci”, jak nazywano ostry łuk z ul. Moniuszki w Modrzejowską, zlokalizowany na szczycie znacznego wzniesienia terenu. Kolejna i zarazem totalna przebudowa będzińskiego węzła miała miejsce w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Wiązała się ona z powstaniem Huty „Katowice” i generalną zmianą ciągów komunikacyjnych

L

zdj. archiwum

końcu lipca 1945 r. całą sieć tramW wajową podporządkowano zmilitaryzowanemu przedsiębiorstwu o nazwie

Z powodu oddalenia tramwaju od centrum stał się on dla jego mieszkańców mniej dostępny, a przez to mniej atrakcyjny. ramach inwestycji towarzyszących budowie Huty „Katowice” wydłużono

W

Przystanek czy stacja końcowa? Ciąg dalszy z numeru pierwszego

ymczasem, 30 kwietnia 1954 r. uruchoT– Dańdówka. miono trasę Mysłowice – Modrzejów W ramach tej inwestycji wy-

budowano między innymi pętlę torową w Mysłowicach. Obydwie linie, klimontowska i mysłowicka do dziś biegną wspólnym odcinkiem, który w tamtych latach kończył się w Sosnowcu na mijance przy ul. 1 Maja, znajdującej się na peryferiach miasta. Było to dosyć niewygodne dla pasażerów. Dopiero ułożenie toru na przebudowanej ul. Sienkiewicza w lipcu 1964 r. pozwoliło na wprowadzenie tych linii do centrum miasta. Pociągi do przystanku końcowego na ul. Kościelnej dojeżdżały wówczas ulicą Małachowskiego, a wracały ul. Sienkiewicza. 1955 r. podjęto, przerwaną na cztery lata, budowę linii w kierunku Żychcic. 22 stycznia 1956 r. przekazano do eksploatacji odcinek Grodziec browar – Kopalnia

W 22

w Będzinie. Sprowadzała się do likwidacji torów w starym śródmieściu. Rozebrano też torowisko na ulicach Słowiańskiej i Kościuszki, a więc cały historyczny układ torów ze wschodniej strony rzeki Czarnej Przemszy. Wskutek poszerzenia alei Kołłątaja wyburzono całą północną pierzeję starego miasta. Jej los podzieliła też stara zajezdnia tramwajowa, a nową zlokalizowano w Gzichowie. Znacznie większa od poprzedniczki może pomieścić 150 wagonów. Na zachodnim brzegu Czarnej Przemszy powstało rondo tramwajowe, z którego do dzisiaj odchodzą dwutorowe linie w kierunku Sosnowca, Dąbrowy Górniczej i nowej zajezdni. W kierunku Czeladzi nadal prowadzi pojedynczy tor z mijankami. Nowy układ torów w Będzinie oddano do ruchu 21. lipca 1978 roku. Trzeba przyznać, że usprawnił on przejazd przez miasto, ale tylko przejazd.

nr 2/ kwiecień

Krzysztof Soida

linię tramwajową z dotychczasowej mijanki końcowej w Dąbrowie Górniczej przy dawnej Kopalni „Reden”, przez Gołonóg do pętli torowej zlokalizowanej przed bramą główną nowego kombinatu metalurgicznego. naczne zmiany w układzie komunikacyjnym Sosnowca przyniosła przebudowa ulic rozpoczęta w 1973 r. od wylotu w kierunku Będzina. W ciągu czterech lat, po licznych wyburzeniach kolidujących posesji powstała dwujezdniowa droga z dwutorową linią na wydzielonym pasie środkowym. W lutym 1975 r. dokonano korekty przekładając tory z ul. Orlej na Mariacką i Nowopogońską. Podobna przebudowa miała miejsce dwa lata później na ul. Piłsudskiego i 1 Maja. latach 1974–1975 wybudowano drugi tor oraz końcową pętlę w Milowicach.

Z

W


Coraz częstsza wymiana dotychczasowych mijanek końcowych na pętle była spowodowana wprowadzeniem do eksploatacji nowego taboru. Stare wagony silnikowe angielskie, typu „Bremen”, „Chorzów” lub „N” były wyposażone w dwa stanowiska motorniczego i drzwi z obydwu burt pojazdu. Były więc wozami dwukierunkowymi i dwustronnymi zarazem. Pociąg zestawiony z wagonu silnikowego i doczepnych, na przystanku końcowym wymagał tylko mijanki, która wystarczyła, by zmienić kierunek jazdy na powrotny. Nowe wagony są wieloosiowymi i wielkopojemnymi pojazdami, często przegubowymi, wyposażonymi w jedno stanowisko motorniczego i drzwi usytuowane tylko z prawej burty. Tabor ten, poza licznymi zaletami posiada jedną istotną wadę. Dla zmiany kierunku jazdy na powrotny wymaga pętli lub trójkąta, a te zajmują znacznie większy teren niż mijanka. Jedyny trójkąt końcowy zagłębiowskiej sieci powstał na ul. Okrzei w Sosnowcu. Zanim go wybudowano, w miejscu dawnej mijanki, przez cztery lata (1978–1982) pociągi nie dojeżdżały do ul. Okrzei. W tym czasie trwała rozbiórka, powstałego w 1935 r. wiaduktu nad torami bocznicy Kopalni „Sosnowiec” i budowa nowego. Na środku przedłużonej wówczas ulicy 3 Maja ułożono dwutorową linię tramwajową, która odgałęziając się z torów w centrum prowadziła przez Środulę do Zagórza. Do Środuli linia nr 15 dojeżdża od 21 lipca 1980 r., natomiast do Zagórza dotarła dwa lata później, 28 października. o nielicznych w latach osiemdziesiątych inwestycji zaliczyć trzeba przedłużenie

D

końcówki linii w Czeladzi i ułożenie na nowym torowisku wzdłuż ul. Kombatantów wraz z dużą pętlą końcową. Jednocześnie zdemontowano dawne, pochodzące jeszcze z 1929 r. torowisko przy rynku. W tej dekadzie pętle torową wybudowano też w Żychcicach. rzełom lat 80. i 90. ub. wieku to likwidacja Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Po 43 latach wspólnego gospodarowania z autobusami, tramwaje znalazły się w wyspecjalizowanym Przedsiębiorstwie Komunikacji Tramwajowej. Posiadało ono pięć zakładów eksploatacyjnych. Zakład Komunikacji Tramwajowej nr 1 w Będzinie (dawniej zajezdnia) w 1992 r. eksploatował łącznie 109,676 km torów (tj. 29,4% całej sieci aglomeracji katowickiej). olejne lata przyniosły wyraźną stagnację komunikacji tramwajowej w całej aglomeracji. Minimalne dotacje budżetowe nie pozwoliły na rozwój państwowego przedsiębiorstwa. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych kryzys był już zauważalny nawet przez pasażerów, bo coraz więcej pojawiało się pojedynczych wagonów. Z rozkładu jazdy wykreślano kursy, początkowo nocne i w dni świąteczne. Zmniejszyła się też liczba prowadzonych przeglądów i napraw wagonów, co miało wpływ na stan techniczny taboru. Pogarszała się infrastruktura torowa. Wydawało się, że sytuację poprawi zmiana systemu finansowania działalności przedsiębiorstwa. 1 marca 2000 r. Komunikacyjny Związek Komunalny Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, organizujący do tej pory pu-

P

K

bliczną komunikację autobusową, rozszerzył działalność o tramwaje. Sprowadzało się to do zlecania Przedsiębiorstwu Komunikacji Tramwajowej obsług linii według ustalonego rozkładu jazdy. Przedsiębiorstwo tramwajowe pozbawiono najpierw środków budżetowych, a później uzależniono od zleceniodawcy, co sprowadzało się w praktyce do pozbawienia firmy samodzielności. Był to okres rzeczywistej stagnacji, a nawet regresu. W krótkim czasie jeszcze bardziej pogorszyła się jakość świadczonych usług. W 2003 r. przedsiębiorstwo tramwajowe przekształcono w jednoosobową spółkę skarbu państwa pod nazwą „Tramwaje Śląskie Spółka Akcyjna”. Po czterech latach, 30 maja 2007 r. akcje spółki przekazano KZK GOP. W praktyce oznaczało to przejście tramwajów pod kuratelę samorządu (tj. Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach). ajlepszą ilustracją braku kompetencji, a zarazem nieumiejętności organizowania komunikacji zbiorowej przez instytucje do tego powołane jest przykład likwidacji linii Będzin – Żychcice. Podjętą w połowie 2005 r. decyzję o zawieszeniu ruchu uzasadniano m.in. niewielkim potokiem pasażerów. Pogląd ten opierano na pomiarach zaludnienia pociągów wykonanych w czasie zimowych ferii szkolnych, podczas których z definicji jest mniej pasażerów. Innym argumentem był zły stan techniczny nawierzchni torowej. W rzeczywistości tory na tej linii wymieniono w 1989 r., a więc przy ruchu w cyklu 30-minutowym nie mogły być gorsze niż np. do Czeladzi, pochodzące z 1983 r., a pociągi kursowały co 10 minut. Nieprawdziwy jest też argument o nierentowności linii w świetle deklaracji gminy Będzin o dofinansowaniu jej eksploatacji. W praktyce nie powiodła się też autobusowa „komunikacja zastępcza”. Co gorsza nikt za te fatalne decyzje nie poniósł odpowiedzialności… odać trzeba, że opisane zdarzenia działy się w tym samym czasie, w którym w innych miastach polskich (np. Gdańsk, Warszawa) komunikacja tramwajowa rozwijała się i rozwija nadal pod względem ilościowym (wzrasta długość linii) i jakościowym (nowy tabor, nowoczesna infrastruktura torowa i organizacja ruchu). Pozostaje więc retoryczne pytanie: czy komukolwiek poza pasażerami zależy na tym, aby naprawić szeroko pojętą (zbiorową i indywidualną) komunikację pasażerską w Zagłębiu Dąbrowskim i całej aglomeracji katowickiej?

N

D

Sprostowanie: Przepraszamy pana Grzegorza Grzegorka, którego przypadkowo pominęliśmy jako autora zdjęć będących ilustracją pierwszej części powyższego tekstu zamieszczonego w nr. 1 „Nowego Zagłębia”.

nr 2/ kwiecień

zdj. Robert Pasek

23


Historia Uczestnicząc w powstaniach śląskich, zwracał na siebie uwagę przełożonych osobistą odwagą i przykładem. Poza męstwem, jako żołnierz wyróżniał się talentem dowódczym, operacyjnym i organizacyjnym. O świetnej przeszłości bojowej świadczyły m.in. odznaczenia: Krzyż Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Krzyż Niepodległości z Mieczami, Krzyż na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi oraz Gwiazda Górnośląska.

Kornke Rudolf (1884–1958), ps. Rudko, Insurgent, Kat

NASZ człowiek w powstaniu! Zdzisław Janeczek rodził się 26. września 1884 r. w Zagórzu, dowego Polskiego. Urodzinie w powiecie będzińskim, w robotniczej niedługim czasie Kornke ponownie Antoniego i Ludwiki z Piegackich. Wzostał wcielony do szeregów pruskich Rodzina często zmieniała miejsce zamiesz- i wysłany na front pierwszej wojny światokania, gdyż ojciec Rudolfa stale poszukiwał pracy. Wskutek tego szkołę ludową ukończył aż w Rennersdorf pod Wiedniem, a następnie chodził do szkoły przyfabrycznej w sosnowieckich zakładach Hulczyńskiego. Od 1904 r. mieszkał w Buchaczu (powiat bytomski). Pracował w fabryce kwasu siarkowego w Radzionkowie, a następnie jako górnik w kopalni węgla kamiennego w Łagiewnikach. W latach 1908–1910 pełnił służbę wojskową w armii pruskiej przydzielony do jednostki w Głogowie. W ciągu dwóch lat służby otrzymał wstępne przygotowanie wojskowe, które pogłębił w okresie wojny. Do tego jednak czasu pracował w kopalni „Neue Helene” w Szarleju. Ponadto udzielał się w polskich organizacjach i stowarzyszeniach. W Piekarach Śląskich wstąpił do miejscowego gniazda TG „Sokół”. W 1913 r. za udział w strajku górników został zwolniony z pracy i umieszczony na „czarnej liście”. Nowe zatrudnienie znalazł w Wesfalii, jako górnik w kopalni „Rosenblumendelle” w okolicy Essen. Mimo kłopotów osobistych nie porzucił działalności narodowej. W Essen-Delbig założył gniazdo TG „Sokół”, a w Bochum wstąpił do Zjednoczenia Zawo-

24

wej, gdzie znajdowały się już liczne grupy Polaków ze Śląska, Wielkopolski i Pomorza. Większość z nich nosząca z przymusu obcy

mundur znienawidziła go ostatecznie i przekonała się, iż wyzwolenie Ojczyzny osiągnie się tylko w walce przeciw państwom centralnym. Kornke w latach 1914–1918 walczył na różnych odcinkach i w różnych pułkach. Służba w wojsku cesarskim rozwinęła jego umiejętności organizacyjne, spożytkowane po raz pierwszy w listopadzie 1918 r. przy formowaniu Rady Robotniczo-Żołnierskiej w Metzu, której został przewodniczącym. Wystarczyło samo hasło i nadzieja walki, aby zerwać z całą przeszłością i nie bacząc na następstwa wystąpić przeciw władzy Berlina. eszcze w 1918 r. wrócił na Górny Śląsk, by podjąć pracę w łagiewnickiej kopalni. Jako utalentowany konspirator, wspólnie z Janem Przybyłkiem, samorzutnie przystąpił do zrzeszania w tajnej organizacji członków TG „Sokół” z rejonu Piekar i Szarleja, którzy w 1919 r. podjęli trud budowy struktur Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Już wówczas wykazał się nie tylko zmysłem dobrego organizatora. W postępowaniu i decyzjach był niezwykle odważny, konsekwentny, energiczny, ale i bezwzględny oraz ostry. Przełożeni doceniając jego zaangażowanie w pracę konspiracyjną oddelegowali Kornkego razem z Robertem Kulą z Goduli do prac na terenie powiatu lublinieckiego. Kornke ponadto organizował komórki POW w pow. kluczborskim.

J

nr 2/ kwiecień


ajbardziej związany był jednak z PiekaraN mi, gdzie mieszkał i które podczas pierwszego powstania śląskiego opanował nocą

z 17/18 sierpnia 1919 r. W marszu na Bytom zlikwidował placówkę huzarów Grenzschutzu, rozlokowaną w dobrach hrabiego Krafta Henckla von Donnersmarcka. Podkomendni Kornkego walczyli zawzięcie, wytrwale i krok za krokiem posuwali się w kierunku punktu koncentracji. Mimo to nie dotarli na czas aby połączyć się z kompanią szarlejską i bytomsko-rozbarską celem zajęcia Bytomia. Po upadku powstania R. Kornke musiał szukać schronienia na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie ukrywał się do czasu amnestii z października 1919 r. iemal natychmiast po powrocie na Górny Śląsk podjął się dalszej rozbudowy struktur POW G.Śl. Wykazał w tamtym okresie maksymalnie dużo inicjatywy w celu mobilizacji, właściwej organizacji i zwartych działań wszystkich sił polskich. Wziął także udział w obronie hotelu „Lomnitz” (27/28 maja 1920 r.), siedziby Wojciecha Korfantego i Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu. Jemu też powierzono zadanie zorganizowania przerzutu przez granicę do Ekspozytury POW G.Śl. w Sosnowcu ważnych dokumentów. Niestety operacja ta zakończyła się dekonspiracją i przejęciem ważnych akt przez stronę niemiecką. Kornke próbując odzyskać dokumenty wpadł w zasadzkę funkcjonariuszy Sicherheitspolizei. Zabiwszy jednego z nich musiał ukrywać się w Radzionkowie. Jako dowódca VIII Okręgu POW, obejmującego powiaty bytomski i tarnogórski, pokierował działaniami na tym obszarze, który jego ludzie opanowali do 23 sierpnia1920 r. z wyjątkiem miast: Bytom i Tarnowskie Góry oraz osad przemysłowych: Wielkich Hajduk (Bismarckhuty) i Huty Pokój (Frydenshuty). O sytuacji bojowej w okolicach Bytomia raportował: Zapał pośród powstańców jest bardzo duży. Oddziały są mi zupełnie poddane i ludzi trzymam dobrze w ręku. Donosił o stratach własnych – 19 zabitych (po stronie nieprzyjacielskiej 27 zabitych) i dopominał się 3 ciężkich karabinów maszynowych „potrzebnych dla podtrzymania toczących się walk”. W raporcie z 24 VIII informował, iż o godz. 4.30 rano jego oddziały uderzyły na Frydenshutę. Miasto zdobyto, za wyjątkiem huty, obsadzonej silnie przez Niemców. Kolejne trzy ataki powstańców załamały się w ogniu ciężkich karabinów maszynowych. Na placu boju pozostało 4 zabitych i kilkunastu rannych. W tej sytuacji Kornke monitował o wsparcie swoich ludzi ciężką bronią. Niepokoił się też postawą francuskiego kontrolera z Bytomia, który na Suchej Górze wspólnie z żołnierzami Międzysojuszniczej Komisji rozbroił grupę powstańców. Kornke w czasie walk cały czas przebywał razem z walczącymi. Był dowódcą surowym i wymagającym, ale jednocześnie sprawiedliwym, co zjednywało mu sympatię

Historyczny wygląd pomnika Powstań Śląskich na cmentarzu przy al. Mireckiego w Sosnowcu

N

powstańców, tak szeregowych jak podoficerów i oficerów. Zachowywał się bohatersko, niezłomnie wykonując rozkazy, mimo wielokrotnej przewagi nieprzyjaciela. Był optymistą, zawsze wierzył w zwycięstwo i to pomagało mu odnosić sukcesy i podnosić na duchu powstańców. Wpajał w podkomendnych męstwo i dyscyplinę, a nade wszystko troszczył się, by powstańcy nie tylko w czasie służby, lecz także po zwolnieniu z niej odczuwali opiekę oficerów i przynależność do grupy kombatanckiej. W społeczności powstań-

nr 2/ kwiecień

czego baonu lub kompanii przyjęte były inne systemy wartości, a ciężkie przeżycia w polu rodziły przyjaźnie i poczucie przynależności, a także dumy z oddziału. Kornke rozumiał, iż ta więź była bezcenna, ponieważ konsolidowała oddział, pozwalając mu działać w sytuacjach kryzysowych. Dzięki niej nie zmieniał się on w bandę przerażonych osobników nie słuchających jego rozkazów. Jako bardzo dobry żołnierz i dowódca robił co mógł, by odpowiedzialność za dobro podkomendnych stała się nieodzownym obowiązkiem każde-

25


Historia go oficera. Rezultatem tego były doskonałe stosunki między żołnierzami i dowódcami, które ułatwiał brak społecznej przepaści. Jego żołnierze wiedzieli, że należą do rządzącej się określonymi zasadami i zhierarchizowanej społeczności, która akceptuje ich i szanuje na tyle, na ile zasłużyli swoim postępowaniem. Kornke to przełożony z charakterem, inteligentny, energiczny i życiowy, usposobienia optymistycznego, lubiany przez podwładnych. Jako konspirator POW G.Śl. wykazał się odwagą osobistą oraz szybkością i śmiałością w podejmowaniu istotnych decyzji. Losy podkomendnych dzielił aż do wygaśnięcia drugiego powstania. Cenili go nawet antagoniści, jak chociażby Mikołaj Witczak, który „nie zawsze żył z nim w zgodzie”. ymczasem na mocy uzgodnień między Wojciechem Korfantym i gen. Kazimierzem Raszewskim z 11 grudnia 1920 r. powstała nowa tajna organizacja wojskowa DOP, która w styczniu 1921 r. przejęła funkcje dotychczasowej Centrali Wychowania Fizycznego i podporządkowała sobie Związek Hallerczyków (kpt. A. Bańczyka) i Związek Przyjaciół Górnego Śląska stając się jednolitym organem dowodzenia całym ruchem zbrojnym na Górnym Śląsku. Objęcie dowództwa przez płk. Pawła Chroboka oznaczało przejęcie politycznej kontroli przez ośrodek poznański. R. Kornke wraz z W. Fojkisem, P. Golasiem, J. Grayem, P. Latuskiem, S. Jędrysikiem.i kilku innymi oficerami zareagował na te zmiany pismem z 17 stycznia 1921 r. wyrażającym niezadowolenie z powodu rozwiązania CFW. Ich protest poparł Alfons Zgrzebniok w meldunku do ministra spraw wojskowych. Dla Kornkego była ta reorganizacja na tyle istotną, iż prawdopodobnie złożył wówczas na znak protestu funkcję dowódcy okręgu bytomskiego. ybuch trzeciego powstania oznaczał dla Kornkego ponowne zaangażowanie się. Zdawał sobie sprawę z całej odpowiedzialności i niewdzięczności stanowiska, dowództwo przyjął i walczył na froncie. Ostatecznie znalazł jednak swoje miejsce w sztabie Grupy „Wschód”, gdzie powierzono mu obowiązki inspektora szefa sztabu. Ponadto został członkiem zespołu redakcyjnego „Powstańca”, organu najpierw Wydziału Polityczno-Prasowego Dowództwa Grupy „Wschód”, a od 13 maja 1921 r. Wydziału Prasowego Oddziału II NKWP. Pismo redagował wspólnie z Ludwikiem Ręgorowiczem. Udziałowi w powstaniach Kornke zawdzięczał stopień podporucznika. W okresie od 1922 r. do 1925 r. odsunięty od wpływu na bieg życia politycznego prowadził restaurację w Piekarach Śląskich, w której (podobnie jak u jego podkomendnego Domina Brandysa z Siemianowic Śl.) spotykali się weterani walk z lat 1919–1921. Dnia 26 czerwca 1921 wybrano go prezesem organizującego się ZBP, a w latach 1926–1929 i w 1936–1939

prezesem ZG ZPŚl. Pełnił ponadto w latach 1930–1936 funkcję komendanta głównego ZPŚl. Sympatyzował z orientacją polityczną, jaką reprezentował Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. W maju 1926 r. poparł zamach majowy i przeciwstawił się tym wszystkim na Śląsku, którzy chcieli wesprzeć przeciwników Piłsudskiego skupionych w Wielkopolsce. Odtąd należał do grona czołowych

R

T

W

26

cego około 1000 ludzi. W obliczu agresji sowieckiej 17 września wielu z nich ruszyło w kierunku granicy rumuńskiej, a wraz z nimi Rudolf Kornke. Ostatecznie zatrzymał się on w Afryce Południowej, gdzie podjął pracę na plantacji tytoniu. Do kraju wrócił w 1947 r. Politycznie nie odegrał już żadnej roli. Pracował do 1949 r. w „Centrostalu”, a później w Zabrzańskich Zakładach Piwowarskich i Związku Inwalidów Głuchoniemych „Odrodzenie” w Chorzowie. Podupadły na zdrowiu stracił dawną energię i wigor. Chorował na raka wątroby. Dodatkowo borykał się z trudnościami materialnymi: żadnej renty ani pomocy nie miał. udolf Kornke zmarł 24 kwietnia 1958 r. w Chorzowie. Wydarzenie to skomentował jeden z powstańców: to smutna historia, po prostu oburzająca; Rudolf [...] zdechł z nędzy, [...] na oczach ZBoWiD-u i tych innych organizacji. Na trumnę musieli się złożyć towarzysze broni. Jego zgon Mikołaj Witczak rozpatrywał jako przykład dyskryminacji działaczy niepodległościowych i domagał się oddania czci, na którą zasługiwał zmarły: Rudolf Kornke bezwarunkowo nie zasługiwał na taką jesień życiową; był moim zdaniem jednym z najmarkotniejszych bojowników ruchu wolnościowego w bytomskim; był górnikiem i powstańcem pierwszoliniowym, społecznym radykałem. W czasie międzywojennym był wielokrotnym prezesem Związku Powstańców Śląskich oraz jak się wówczas mówiło „wjechał w sejmy i senaty na kilofie górniczym i karabinie powstańczym”. Cóż mogło więc być przyczyną tak drażniącego i niesprawiedliwego potraktowania ciężko chorego starca, człowieka, który w latach 1918–1922 wywalczył sobie tak zaszczytną pamięć. Nigdy nie był szowinistą, czy rasistą i nic nie wiadomo, by popełnił jakieś grzechy socjalne. Jeśliby zaś same stanowiska piastowane w czasie międzywojennym miały być miarą oceny roli i zasług zdobytych w okresie walki rewolucyjnej, walki o wyzwolenie narodowe, to lepiej by historia w ogóle nie była pisana.

przedstawicieli sanacji w województwie śląskim i przeciwników W. Korfantego. Był współtwórcą NChZP i z jego ramienia posłem do Sejmu Śląskiego II i III kadencji. Od 1935 r. zasiadał w senacie RP. Należał także do grupy organizatorów Okręgu Śląskiego Związku Peowiaków (1932 r.) i współtwórców Klubu Powstańczego (1933 r.). Wyszedł z inicjatywą budowy Domu Powstańca Śląskiego w Katowicach i Domu Śląskiego w Gdyni. Sprawował ponadto pieczę nad Działem Powstańczo – Plebiscytowym Muzeum Śląskiego w Katowicach. Kornke używając pseudonimu Insurgent”i anagramu Rudko ujawnił zacięcie publicysty piszącego na tematy historyczne. Znaczące teksty zamieszczał na łamach „Powstańca”, „Polski Zachodniej” i wydawnictw okolicznościowych poświęconych tematyce powstańczej. iemcy jego nazwisko zamieścili na specjalnej liście proskrypcynej tzw. Sonderfahndungsbuch Polen, tj. w księdze gończej grupującej nazwiska ludzi szczególnie niebezpiecznych dla III Rzeszy. We wrześniu 1939 r. podzielił los tych, którzy nie poddali się totalitaryzmowi niemieckiemu ani komunistycznemu i ruszyli na tułaczkę przez Kresy Rzeczypospolitej, Rumunię i Bliski Wschód. Po drodze we Lwowie nawiązał kontakt m.in. z Karolem Grzesikiem, Józefem Witczakiem i Michałem Grażyńskim, mianowanym ministrem propagandy w ostatnim rządzie sanacyjnym II RP. Powstańcy śląscy spotykali się w Hotelu „Georges”, tutaj obradował niemal w całości zarząd ZPŚl. 12 września 1939 r. za zgodą dowódcy obrony miasta gen. Władysława Langnera zakończono formowanie batalionu powstańczego liczą-

N

nr 2/ kwiecień

(Zamieszczony tekst jest fragmentem książki Poczet dowódców powstań śląskich 1919– 1920–1921. Wybrane sylwetki. Ukaże się w tym roku w Wydawnictwie Akademii Ekonomicznej im. K. Adamieckiego w Katowicach). Zdzisław Janeczek urodził się 3 VII 1954 r. w Siemianowicach Śl. Historyk i publicysta. Zajmuje się historią polityczną Polski i Śląska XVIII, XIX i XX wieku. Jest autorem ponad 200 artykułów i kilku książek, m.in. pierwszej monografii o marszałku wielkim litewskim Ignacym Potockim (1750–1809), biografii dowódcy powstań śląskich i komendanta Śląskiego Legionu AK, płk. Jana Emila Stanka (1895– 1961) i obszernego dzieła Śląsk wobec polskich walk narodowowyzwoleńczych 1768–1918).


Archiwum cementowni Szczakowa Tekst i zdjęcia: Przemysław Dudzik

esienią 1883 r. około 1,5 km od dworca Jbudowę kolejowego w Szczakowej rozpoczęto drugiej na ziemiach polskich ce-

mentowni. Nowopowstałą firmę nazwano „Przedsiębiorstwo Wapna i Cegieł Pierwszej Galicyjskiej Fabryki Portland Cementu w Szczakowej”. Produkcję rozpoczęto z wykorzystaniem pieców kupolowych. Napęd łamaczy i młynów surowcowych stanowiła sprowadzona z Węgier maszyna parowa. Prawdopodobnie zaraz po 1890 roku wspólnicy podjęli decyzję o znaczącej rozbudowie fabryki i własnej bocznicy kolejowej. Opracowanie dokumentacji zlecono duńskiej firmy FL Smidth. Zapoczątkowana wówczas współpraca trwała nieprzerwanie do 1939. Wraz z rozpoczęciem inwestycji w Szczakowej pojawił się nowy dyrektor – Szwajcar Hermann Senn. Kolejne lata przyniosły dynamiczny rozwój szczakowskiej fabryki w której panował nie tylko szwajcarski porządek. Zakład intensywnie rozbudowywano z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań technologicznych. W 1904 roku w cementowni, jako jednej z pierwszych na świecie, zamontowano piec obrotowy oparty na technologii tzw. mokrej. Następcą przedsiębiorczego Szwajcara w lutym 1920 został Zdzisław Krudzielski, który kontynuował z rozmachem działania poprzednika. W zakładowym archiwum starannie przechowywano liczne egzemplarze planów i projektów, również tych, które nie doczekały się realizacji. Ich uzupełnieniem były fotografie Hermanna Senna. Z okazji hucznie obchodzonego pięćdziesięciolecia w 1933 r. przygotowano okazałą kronikę. Podobny dokument powstał z okazji dziewięćdziesięciolecia firmy. okresie międzywojennym Fabryka Portland Cementu SA w Szczakowej była jedną z największych i najnowocześniejszych w świecie. Po II wojnie swiatowej, pomimo prowadzanych inwestycji, szybko traciła na znaczeniu. W 1980 roku zaprze-

stano produkcji cementu, a w 1995 r. zakład znalazł się w likwidacji. Wówczas to rozpoczęła się degrengolada nie tylko urządzeń, ale i wyjątkowej architektury. W zakładzie zasiadali kolejni likwidatorzy. Patrząc zza płotu – o ich działalności trudno coś dobrego powiedzieć. Zrujnowany i do cna wyszabrowany teren cementowni w lutym 2008. w drodze licytacji zakupiła prywatna firma. Na tym w zasadzie tę nader lakoniczną historię można byłoby zakończyć, gdyby nie kilka wątków. Jednym z nich jest, a raczej było archiwum techniczne cementowni. Do końca zachował się zajmujący kilka pomieszczeń prawie kompletny zbiór rysunków technicznych i spora cześć doku-

mentacji budowlanej. W obliczu destrukcji obiektu i braku zgody likwidatorów na przeprowadzenie inwentaryzacji, archiwum to stanowiłoby wspaniały zbiór informacji, pozwalający zachować dla potomnych, to co faktycznie przestało istnieć. Ponadto powstałe nawet przed 100 laty projekty, oprócz wartości dokumentalnych i historycznych, odznaczają się wysoką jakością estetyczną, świadczą o kulturze i postępie myśli technicznej. Zachowane odbitki ozalidowe to dowód zapomnianego dziś kunsztu kreślarzy wykonujących poszczególne rysunki. en wyjątkowy zbiór bez wapienia przedstawiał również wielką wartość materialną. Przedstawiał, bo w wyniku bliżej nieokreślonego zbiegu okoliczności, pomimo pytań o niego, likwidatorzy konsekwentnie zaprzeczali jego istnieniu, pozwalając jednocześnie by tkwił on w warunkach, które ostatecznie zadecydowały o jego zupełnym zniszczeniu. W ostatniej chwili informacja o zagrzybionych, mokrych, bądź silnie zawilgoconych i murszejących arkuszach trafiła do jaworznickiego muzeum, którego pracownicy zabezpieczyli liczący ok. 400 sztuk zbiór planów i zdjęć. Po zakończeniu konserwacji zostaną one udostępnione zwiedzającym w jaworznickim muzeum.

T

W

Plan z 1893

nr 2/ kwiecień

27


Historia wej, sięgającym do 240 m wysokości i biegnącym łukowato od Góry Zamkowej w Będzinie w stronę Klimontowa, by opaść nagle w dolinie Płuczki, dopływu Białej Przemszy. Jeszcze w latach 1840 – 1850 otoczona była olbrzymimi borami, które widniały w stronie północno – wschodniej i południowej, jako resztki puszczy zwanej Pakosznicą, ciągnącej się od Pszenia przez Bór Biskupi i kończącej na Wilczej Górze pod Zagórzem. istoryk wysnuł przypuszczenie, iż opisywana wioska istniała już w XIII wieku, lecz nie opierał się na materiałach źródłowych. Jeden z nich, z sierpnia 1228 r., sporządzono w Raciborzu. To akt darowizny. Czytamy w nim m.in.: Kazimierz z łaski Bożej książę Opola [...] odstąpił Klemensowi z Ryszcz, swemu doradcy i wojewodzie opolskiemu Zagórze, gdzie przebywał Vikiel, wierny sługa księcia,

H

Henryk Kocot

m. W trakcie dalszych badań tego stanowiska, na szczycie gródka odkryto pozostałość drewnianego słupa, co każe mniemać, że to pozostałość drewnianej wieży pełniącej funkcje mieszkalną i obronną. Na początku XVIII w. nieopodal rycerskiej warowni wybudowano kaplicę zwaną „ciemną”. Obecnie znajduje się tutaj Lapidarium Żołnierzy Armii Krajowej. XIV wieku Zagórzem rządził ród Rudzkich, którzy prawdopodobnie przybyli z Krzepic, gdzie w 1395 r. burgrabią zamku był Stanisław Rudzki herbu Leliwa tytułujący się z Zagórza i Głębokiego Dołu. Ród Rudzkich toczył nieustanne spory z burgrabią zamku będzińskiego – Mikołajem Korniczem – Siestrzeńcem. Spory te przerodziły się w 1431 r w najprawdziwszą wojnę. Nie czekając na

W

Zagórzu znajdowały się mnogie pokłady W węgla, okoliczne bory dostarczały drewna, a potoki wodę. Już w drugiej połowie XIX w. wybudowano tu hutę cynku „Paulina”, którą zlikwidowano po zakończeniu I wojny

800 lat Zagórza – mieczem i węglem a teraz zmuszony stamtąd odejść. Cały zwrot o tej miejscowości w oryginale brzmiał : et Zagore, ubi prius sedit homo meus nomine Vikiel. a początku było tak: – Nad Potokiem Zagórskim znajdował się kopiec ziemny na planie koła o średnicy 25 m i wysokości 7 m. W latach 80. przeprowadzono tu badania archeologiczne, które potwierdziły, iż była to średniowieczna rezydencja rycerska. Od wschodniej strony kopca widoczne są pozostałości wału ziemnego i fosy szerokiej na 4

N

wyrok sądów obaj rycerze – Mikołaj Rudzki, syn Stanisława oraz burgrabia będziński Siestrzeńczyk zaczęli wojnę podjazdową. an Długosz w drugiej połowie XV w. wspomina, iż wioska była własnością J. Zagórskiego i niejakiego Jarockiego z Sielca. Kolejnymi właścicielami wsi byli: Prokop Zwierzchowski, Stanisław Dębiecki z Mydlnik, Mieroszewscy – najbardziej zasłużony dla Zagórza ród. W 1864 r. wioskę kupił królewsko-pruski radca handlowy Gustaw von Kramst, by w końcu stała się własnością francuskich kapitalistów z Sosnowieckiego Towarzystwa Kopalń i Zakładów Hutniczych. ajbardziej znaną postacią w VIII-wiekowej historii Zagórza była Jadwiga Mieroszewska, druga żona hrabiego Józefa. Jako osoba niezwykle religijna w 1848 r. zbudowała kościół, który w niezmienionej postaci (oczywiście na przestrzeni lat odnawiany), stoi do dnia dzisiejszego i stanowi kruchtę wejściową do obecnego kościoła pw. św. Joachima, zbudowanego w 1910 r. Z jego powstaniem wiąże się ciekawa historia: – Po pół wieku istnienia, mały kościółek był już za mały dla rozwijającej się osady. Z tego też powodu w 1898 r. ówczesny proboszcz, ks. Józef Dotkiewicz złożył prośbę do carskich władz o pozwolenie na budowę nowej świątyni. Wniosek ów został odrzucony, ale zgodzono się na rozbudowę starego. Sprytny proboszcz umiejętnie to wykorzystał i do istniejącego już kościoła dobudował nowy, trójnawowy. O parafii pw. św. Joachima mówi się, że jest Matką Kościołów w Zagórzu.

J

N

28

nr 2/ kwiecień

światowej. Sztandarowym zakładem pracy była kopalnia „Mortimer-Porąbka ”, która funkcjonowała, z małą przerwą, gdy była zatopiona, do 31 grudnia 1995r. Wtedy wyjechał na powierzchnię ostatni wózek z fedrunkiem. 1911 r. Zagórze stało się centrum gminy, w której skład wchodziły takie wsie i osady jak: Bobrek, Bór, Dańdówka, Józefów, Modrzejów, Niwka, Konstantynów, Klimontów i Środula. Na terenie gminy mieszkało wówczas ok. 24 tys. ludzi. Później od gminy odłączono Niwkę, Modrzejów, Bobrek i Bór. Stało się to w 1915 r. o zakończeniu II wojny światowej samo Zagórze liczyło ( według danych z 1948 r) 5749 osób, a cała gmina – ponad 12 tys. mieszkańców. Największy rozwój społeczny i gospodarczy wiąże się właśnie z okresem powojennym. Już w 1954 r. zostaje podniesione do rangi osiedla górniczego, a w 1967 r. uzyskuje prawa miejskie. Status ten utraciło w 1975 r., kiedy to zostało przyłączone do Sosnowca jako dzielnica. statnie lata oraz te wcześniejsze to także nobilitacja Zagórza jeżeli chodzi o sławnych i znanych ludzi, którzy tu bywali. Wśród nich są: Jan Paweł II, Józef Piłsudski, Edward Gierek, Władysław Gomułka, Nikita Chruszczow, Stefan Żeromski, Jacek Malczewski i Wanda Malczewska. Za sprawą dwóch spośród nich – Gomułki i Chruszczowa Zagórze stało się słynne. W roku 1959 i 1961 próbowano tu dokonać na nich zamachów bombowych.

W P

O

zdj. archiwum

arian Kantor-Mirski stworzył najbarM dziej malowniczy opis gminy Zagórze: Usadowiła się na wale wzgórz formacji triaso-


ą wokół nas takie zabytki, które nie zaSkapliczki, przątają uwagi na dłużej. Przydrożne stare wieże transformatorowe, ciekawe nagrobki, które znikną wówczas, gdy zniknie pamięć o spoczywających pod nimi zmarłych. Są jeszcze kościelne dzwony, zwiastuny dobrych i złych nowin. iedyś ich dźwięk regulował codzienne życie i oznajmiał ważne i groźne nowiny. Ileż historii moglibyśmy usłyszeć wsłuchując się w doniosły ton wawelskiego Dzwonu Zygmunta obwieszczającego śmierć naszego Papieża – Jana Pawła II.

K

kanonika katedralnego i będzińskiego proboszcza. zwon ten zrabowali i przetopili Austriacy. Znacznie mniej atrakcyjny, a może po prostu za lekki (ważył tylko 150 kilogramów) był cmentarny dzwon zwany Duszką z inskrypcją: Wawrzyniec 1834 Leopold 1898. Duszom ich i wszystkim tu spoczywającym wieczne odpoczywanie Amen. Po I wojnie światowej będzinianie zamówili jednak trzy nowe dzwony. Najpierw w 1924 r. ważącego ponad tonę Zygmunta (napis:

D

lesław Pieńkowski. Wszystkie odlano w roku 1924 a zwały się: Antoni Bolesław, Stanisław Bolesław i Józef Bolesław. Siewierz, choć może się poszczycić najstarszym w całym regionie kościołem, też starych dzwonów już nie posiada. Jakiś dzwon alarmowy odlano w roku 1729 – Dzwon ten odlany dla wygody pospólstwa siewierskiego. W latach dwudziestych XX wieku odlano dwa nowe dzwony – Jana i Piusa. Napis na tym drugim głosił: – Chwalę Boga, na modlitwę lud zwołuję, burze rozpę-

Opowiesci starych dzwonów Jarosław Krajniewski

O iluż oblężeniach powiedziałby nam drugi co do wielkości dzwon w Polsce – toruński Tuba Dei (Trąba Boża) z Katedry Świętych Janów. Zapowiadając nadchodzące wojny i bitwy, stawały się łupem mściwych najeźdźców. Wszak materiał, z którego je odlewano, był ten sam, jakiego używało się do produkcji armat, a te były zawsze najeźdżcom potrzebne. Tylko niektóre ocalały, może przez wzgląd na artystyczną wartość, większość jednak służyła na wojnie... aka jest właśnie historia zagłębiowskich dzwonów. Większość tych, które dzisiaj zwołują na Anioł Pański, ma nie więcej jak kilkadziesiąt lat. Ich poprzedników zabrali hitlerowcy. Ale i tamte dzwony nie wisiały nazbyt długo na wieżach, jako że zastępowały najczęściej te, które wcześniej, w latach pierwszej Wielkiej Wojny, zrabowali Austriacy. A właśnie tamte, o dawno zapomnianych imionach, mogłyby nam opowiedzieć najwięcej o naszej przeszłości. Tak, imiona, bo dzwony – jak ludzie – nie są anonimowe. ajstarszy w będzińskim kościele św. Trójcy był dzwon z płaskorzeźbioną datą – 1788. Jego imienia akurat nie znamy, ale opisujący go w roku 1878 ksiądz Siarkowski pisał: – Pod względem sztuki istne cacko, liczne ornamentacje i napisy pokrywają jego powierzchnię. Na misternie wyrobionym uchu znajdował się napis: – Chwalcie o dziatki Niebieskiego Pana, w górnym otoku po polsku i łacinie: – Jeżeli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych. Poniżej znajdowały się liczne napisy, łacińskie sentencje i płaskorzeźby, wśród nich postać świętego Jana Nepomucena. Na samym dole herb i inicjały księdza Stefana Rokossowskiego,

T

N

Za ks. Proboszcza Antoniego Zimniaka ufundowało Towarzystwo Przemysłowo – Handlowe „Piast” S.Akc. w Warszawie, oddział w Będzinie). Dziesięć lat później, w Stoczni Gdańskiej odlano dwa mniejsze dzwony. Nie tylko Austriacy rabowali zagłębiowskie dzwony, robili to także Niemcy, którzy zdjęli stare dzwony w kościele w Czeladzi. Krótko wisiały w nowym kościele, ale już po wojnie mieszkańcy Czeladzi ufundowali trzy nowe. Pierwszy bezimiennny w roku 1920, drugi – Stanisław w 1927 r. i wreszcie w roku 1929 – Marya: – Powołał mnie do służby Bożej ks. proboszcz Franciszek Siermanowski, któremu kościół zawdzięcza nie tylko wspomniany dzwon, ale również... elektryczność. Wszystkie trzy – podobnie jak większość dzwonów w Zagłębiu – zostały zrabowane przez Niemców w czasie II wojny światowej. Jedną z najstarszych parafii na terenie dzisiejszego powiatu będzińskiego jest parafia w Sączowie. Chociaż obecny kościół wzniesiono dopiero w 2. połowie XIX stulecia, to jednak już przynajmniej od XV wieku stała tutaj murowana świątynia. Może o niej świadczyć jeden z najstarszych dzwonów, o jakim wiemy. Jego prastarą metrykę potwierdza inskrypcja: Christus Rex Fortis venis in pace Deus homo factus 1550. Nie wiadomo dlaczego Austriacy oszczędzili drugi dzwon pochodzący jeszcze ze starego kościoła, odlany w roku 1866. Już w okresie międzywojennym, w roku 1923 odlano dwa nowe dzwony: Urbana i Jakuba. sobliwością dzwonów w pobliskiej Siemonii były nie inskrypcje, ale same imiona. Uwiecznił w nich pamięć ich fundator, ks. proboszcz Bo-

O

nr 2/ kwiecień

dzam, umarłych opłakuję. Imię Pius. Uczynił mnie L. Dorożyński w Siewierzu za pasterzowania ks. Franciszka Staszkiewicza i za rządu miasta St. Mańki. 1923. ieco więcej wiadomości mamy o starych dzwonach z Wojkowic Kościelnych, chociaż i te zrabowane zostały przez Niemców w czasie I wojny światowej. Inwentarz z 1721 roku wymienia 4 dzwony, jeden z nich określając jako dawny, być może średniowieczny. Dwa z nich nosiły dokładne daty wykonania: 1678 i 1698 – ufundowany przez ks. proboszcza Kazimierza Dobrakowskiego. Czwarty to niewielkich rozmiarów sygnaturka, ale był też dzwonek do zwoływania braci, zakupiony także w roku 1698. Pięć „staroświeckich” dzwonków okalało także ołtarz Zwiastowania. Czasami dzwony nosiły nie tylko religijne treści, ale i patriotyczne. Nieistniejący już dziś dzwon z cmentarza w Bobrownikach miał następującą inskrypcję: – Ku wiecznej pamięci 25-lecia parafii w Bobrownikach i 10-lecia Zmartwychwstania wolnej Ojczyzny. Listopad 1918 r. Listopad 1928 r. Bobrowiczanie ten dzwon ufundowali. osy tych dzwonów niemal jak losy ludzi. Służyły w czasie pokoju, ginęły w latach wojen i zawieruch. O tych dawnych już wszelka niemal pamięć zamarła. Kto wie, jakie dzwony zrabowali Szwedzi? Wspomnieliśmy już na początku o toruńskim Tuba Dei – jego nie wzięli, bo zbyt ciężki. Zabrali jednak jego dwóch mniejszych braci, ale nie przetopili na armaty. Dziś jeden z nich jest w Szwecji najstarszym dzwonem, drugi zaś największym. Jakąż historię mogłyby nam dzisiaj opowiedzieć ...

N

L

29


11 kwietnia 2009 r. mija piąta rocznica śmierci Andrzeja S. Kowalskiego, jednego z najwybitniejszych twórców wywodzących się z Zagłębia. Oddajmy głos artyście: Poprzez tysiąclecia pokolenia artystów łomowy. Wszystko, co było wiadome przed Poprzez zastąpienie klasycznych wynawarstwiały plastyczną świadomość i wie- tym momentem, miało niejako klasyczny znaczników istnienia, tj. czasu i przestrzeni lość artystycznych środków. sens i porządek – schlebiało tzw. zdrowemu – pojęciem „czasoprzestrzeni”, poprzez wyeliWielcy wznosili pałace, kulty wznosiły rozsądkowi. Do tego momentu poszczegól- minowanie w fizyce pojęcia siły w dawnym ogólnym znaczeniu tego słowa i zastąpienie go raczej „zasadą najmniejszego działania” (Russel wyraża to paradoksalnie mówiąc o „zasadzie powszechnego lenistwa”), poprzez geometrię nieeuklidesową, poprzez pierwiastek kwadratowy z liczby ujemnej, poprzez niewymierność toru elektronu i teorię względności, poprzez psychoanalizę, [...] – stanęliśmy, my ludzie współcześni, wobec świata jako olbrzymiej niewymierności i złożoności. I o ile niegdyś filozofowie, a wraz z nimi laicy – jak my – mogli snuć rozważania na temat swojskiego prawa przyczynowości i naprawdę mogli mieć sporo zaufania do swoich pięciu zmysłów – to dzisiaj, stanęliśmy wobec paradoksu, że wiedza przynosi nam coraz więcej intelektualnego niepokoju, że daje coraz mniej pewności naszemu poczuciu siły i panowania, że zdobywając coraz to nowe przyczółki nieznanego, otwiera nowe horyzonty ciemności. Jest rzeczą jasną, że malarz, który malował martwą naturę przed obecnym stanem wiedzy o „budowie materii” (używając tu tradycyjnego określenia), malował ją bez dodatkowego niepokoju, płynącego ze świadoCz łow iek sk aza ny jest na pr zem ier za n ie noc y, która jest na m ia rę jego mości, że wizualna wiedza o przedmiocie to epok i. Być moż e ta noc za nu r zona jest w pr zest r zen i ś w iat ła – następnej zaledwie peryferie wiedzy o jego strukturze. pr zest r zen i ś w iat ła, której nadzieję ma dawać łask a w ia r y pr zen i k ająca szt u kę sa k ra l ną . A le ta d roga n ie moż e być por zucona, nawet gdyby śmy w iedziel i, ż e wejdziemy w obsza r ciem ności jeszcze ba rdziej n iepr zen i kn ionej. A r t ysta pow i n ien towa r z ysz yć cz łow iekow i na tej d rodze. świątynie. Ściany pokrywano płaskorzeźbami, malarstwem i mozaiką. [...] Z czasem ludzie zaczęli odczuwać potrzebę analizy zjawiska, jakim jest sztuka. Renesans pozostawia nam już bogatą spuściznę opracowań i monografii. Epoka współczesna dysponująca doskonałymi naukowymi metodami badania i środkami komunikacji stworzyła idealne warunki analizy i badań w dziedzinie sztuki. Sztuki wszystkich lądów i – praktycznie rzecz biorąc – wszechczasów są przesłankami wnioskowań w zakresie wiedzy o sztuce. Technologia i psychologia tworzenia, filozofia i metodologia sztuki, zagadnienie sztuki dziecięcej i sztuki ludowej – składają się na olbrzymi arsenał wiedzy, którą może dysponować współczesny artysta i współczesny odbiorca. W każdej dziedzinie, która może być przedmiotem badania, istnieje moment prze-

30

ne wysiłki ludzkie poprostu poszerzyły ilość wiadomości i wniosków. Wreszcie suma tych wiadomości dojrzewa ilościowo o tyle, że rodzą się przesłanki burzące ten klasyczny ład; – mało – budujące nowy ład, rewolucyjnie odwrotny, i co jest paradoksalne, logicznie wynikający z poprzedniego ładu. [...] Nowe wnioski w jednej dziedzinie są często warunkowane przez odkrycia w drugiej. Oczywiście nauka ma tu przodującą rolę i to ona w największej mierze dostarcza intelektualnego dynamitu do rozsadzania tzw. klasycznych prawd i tzw. klasycznego, zdrowego rozsądku. [...] Klasyczna fizyka czy matematyka, będące całkowicie racjonalistyczne i wynikające ze zdrowego rozsądku – zostały uzupełnione przez irracjonalną, empiryczną, płatającą niestrawne figle rozsądkowi ludzkiemu matematyko-fizykę współczesną.

nr 2/ kwiecień


Sztuka Od holenderskich martwych natur bije wielki spokój zewnętrznego i wewnętrznego dostatku. Musiała być wielka cisza w tym świecie omroczonych wnętrz, pater pełnych owoców, rżniętych szkieł, z których nie dopito wina i śniętych ryb, które czekają na ręce mieszczek. Rubens malujący akt śpiącej kobiety nie wiedział nic o psychoanalizie i przedstawiał jej ciało w bezwładności i powolnej radości snu. [...] Rembrandt namalował niegdyś swą słynną lekcję anatomii. I na ówczesne czasy była ona słusznym odbiciem klimatu wiedzy medycznej. Od tego czasu myśl naukowca wdarła się w tkankę, w istotę struktury samego życia. Nie chciałbym przesadzić, ale biblioteka dotycząca dziś zagadnienia komórki jest zapewne większa, niż bilioteka całej wiedzy medycznej w czasach Rembrandta. [...] Walka tkanki zdrowej z tkanką zrakowaciałą może w równym stopniu zapłodnić myśl malarza co wojny husyckie. Obrazy stają się formułami i wzorami tworzyw. Są to impresje ze współczesnego szturmu wiedzy w samo tworzywo zjawisk, są to wariacje na temat dochodzenia do jądra rzeczy in statu nascendi. Dzięki wiedzy zobaczyliśmy wszechświat jako potężny, energetyczny tygiel. Świadomość twórcy przejmuje drgania tego tygla, rejestruje je. Wówczas malarz wdziera się zwycięsko lub nie w metafizykę współczesności, jeśli wolno mi się tak wyrazić. – Ale jeśli ktoś chce namalować swój zachwyt nad bukietem kwiatów – niech maluje. Kwiaty wciąż pachną. Reprodukcje obrazów: Kompozycja Rp-3a, 1959 (s. lewa) oraz Kompozycja, 1957. Fragmenty Impresji I, „Zebra”, Kraków 1957. Wszystkie fotografie pochodzą z archiwum rodzinnego artysty.

Nota biograficzna n W 1955 kończy Wydział Malarstwa krakowskiej ASP uzyskując dyplomy: artysty malarza w pracowni Adama Marczyńskiego i artysty grafika w pracowni Ludwika Gardowskiego. W katowickiej uczelni pracuje od 1959. Oprócz pracy w Akademii w latach 1975–78 wykłada w filii UŚI. w Cieszynie, a w latach 1989–90 na Wydziale RTV tegoż uniwersytetu. n W październiku 1980 Wydział Grafiki krakowskiej ASP w Katowicach wybrał go kandydatem na stanowisko dziekana, którym został w styczniu 1981. 13 grudnia tegoż roku internowany. Po zwolnieniu, w styczniu 1982, składa rezygnację ze stanowiska dziekana. W marcu 1982 zostaje członkiem katowickiego Biskupiego Komitetu Pomocy Więzionym i Internowanym przemianowanego później na Biskupi Komitet Pomocy „Miłość i Sprawiedliwość Społeczna”. n W ZPAP jest od 1955 r. W okręgu katowickim pełnił kolejno funkcje członka Zarządu Okręgu, sekretarza Zarządu Okręgu, przewodniczącego Sekcji Malarstwa i rzecznika dyscyplinarnego oraz członka Zarządu Głównego Sekcji Malarstwa, wiceprezesa, a także Członka Komisji Statutowo-Regulaminowej ZPAP. n Od momentu bezprawnego rozwiązania ZPAP bierze udział w warszawskich utajnionych pracach grupy kolegów, które stanowią próbę przeciwstawienia się dezintegracji i kolaboracji środowiska plastycznego oraz utrzymania ciągłości organizacyjnej ZPAP. Uczestniczy ponadto w pracach tzw. „Okna”. Bierze udział w pozaoficjalnych zjazdach i sympozjach w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie i Poznaniu. W 1989 jest jednym z kilkunastu reprezentantów środowiska plastycznego na „niezależnym forum kultury’89”. n Od 1958 jest członkiem Grupy Krakowskiej, będąc jako Zagłębianin członkiem Grupy Zagłębie, a także od 1965 członkiem Grupy Arkat. n Wystawy zbiorowe w kraju: związkowe, ogólnopolskie i okręgowe, Grupy Krakowskiej, Grupy Zagłębie i Grupy Arkat. Między innymi: I Ogólnopolska Wystawa Grafiki i Rysunku, Warszawa 1956; III Wystawa Sztuki Nowoczesnej, Warszawa 1956; Wystawa Sztuki Młodych Okręgu Krakowskiego, Kraków 1957;III Ogólnopolska Wystawa Malarstwa i Grafiki „Jesień Bielska”, Bielsko-Biała 1965 (srebrny medal); Konfrontacje, Koszalin 1969; III, IV i V Festiwal Malarstwa Współczesnego, Szczecin 1966/68/70; Wystawa 30-lecia, Katowice 1974; Wystawa „Brzozowski – Przyjaciele i Uczniowie”, Poznań 1981; Wystawa 14 Pedagogów Katowickiego Wydziału Krakowskiej ASP, Katowice, Krypta Katedry 1987; Wspólnota, Katowice, Muzeum Diecezjalne1987; Misterium Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, Warszawa 1987; Obecność’88, Warszawa 1988; Wspólnota, Katowice, Muzeum Diecezjalne 1989; Wystawy zbiorowe za granicą: Frejus 1959; Paryż 1959, 1961, 1963, 1974; Chicago 1961; Kopenhaga 1962; Detroit 1962; Michigan 1962; Awinion 1963; Ottawa 1963; Morawska Ostrawa 1964/5; St. Laurent du Pont 1965; Wiedeń 1976, Hasselt’94, Ronneby 1995. n Wystawy indywidualne w kraju i za granicą: Kraków 1959, 1962, Genewa 1960; Paryż 1961; Katowice 1964; Poznań, Szczecin 1966; Sosnowiec 1972; Bytom 1991; Sosnowiec 1997 n Od 1958 do 1960 współpracuje z eksperymentalnym „Teatrem 38”. n W latach 19581959 jest członkiem zespołu redakcyjnego „Zebry”. Między innymi drukuje na jej łamach cykl krótkich impresji Z notatnika malarza oraz artykuł O kilku nielogicznościach i kompleksie strachu, w którym przeciwstawia się próbie oportunistycznej amnestii dla tzw. socrealistów. Pośród innych jego publikacji ukazały się również: Mecenat państwowy i społeczny „Biul. ZPAP” nr 3-4/73; Uwagi o plakacie „Projekt” nr 109/75; Sierpniowe „dosyć” „Poglądy”, Katowice 1981; Ponure dzieje pewnej selekcji „Zeszyt Tematów Polskich” nr 1/83, Katowice. (Czasopismo podziemne – pseud. Andrzej Surowiec); Ponadto jest autorem małej powieści-opowiadania Powrót, wydanej przez Instytut Wyd. PAX, pseud: Andrzej Seweryn. (Biblioteka Ziem Zachodnich). n Ważniejsze realizacje (daty ukończenia): Polichromia oraz Stacje Drogi Krzyżowej, Kościół św. Trójcy, Będzin, 1974; Stacje Drogi Krzyżowej oraz obraz ołtarzowy, Kamionka koło Mikołowa, 1976; Stacje Drogi Krzyżowej, Boguszowice, 1978; Stacje Drogi Krzyżowej oraz projekt wystroju i wyposażenia prezbiterium Kościoła Św. Antoniego w Jaśle, 1980 – realizacja krzyża ołt. oraz spawanej ze złomu figury Chrystusa i metaloplastyki mebli wykonana przez inż. Bronisława Włodarskiego. Obraz ołtarzowy oraz Stacje Drogi Krzyżowej, Brudzowice koło Siewierza, 1985; 7 mozaik dla Śląskiej Akademii Medycznej, Katowice-Ligota, 1989. Przy realizacji współpracowali: Tadeusz Czober, Jerzy Handermander, Roman Starak; Projekt polichromii, kompozycja w kopule transeptu oraz Stacje Drogi Krzyżowej w kościele Matki Boskiej Różańcowej, Chropaczów, 1991.

nr 2/ kwiecień

31


Korzeniastość Zawierciana

Spóźniona Wielkanoc… Bogdan Dworak

[…] W bieli kościoła świętych Piotra i Pawła panował fioletowy gotyk. Ołtarze i święte figury przesłaniały płachty symbolizujące smutek. Syn Boży musiał umrzeć ukrzyżowany, by odkupić spodloną ludzkość. W czasie uroczystej procesji ksiądz proboszcz niósł wielką palmę z egzotycznych roślin, mówiono, że była przywieziona z Jerozolimy. Od Wielkiego Poniedziałku zaczynał się ferwor świątecznych zakupów. Przed wielką kąpielą wielkanocną – wizyta w drogerii pana Klossa. Kto choć raz w życiu na kilka minut przekroczył próg tego eleganckiego składu materiałów aptecznych – salonu prawie, ten na zawsze uniósł jedyny i niepowtarzalny zapach, jakim przesączone było powietrze drogerii, zapach, jakim przesączony był nawet wytwornie uprzejmy głos u ukłon właściciela. Witam szanowną panią, moje uszanowanie pani. Niezwykłość świątecznych mydełek jak w baśni. Konkurowały ze świąteczno – cukierniczymi wyrobami „Wedla”. Cytrynki, pomarańczki, mandarynki. Mydełka – jajka czekoladowe, różnobarwne zajączki i kurczaczki – wszystko tylko dla przedświątecznych klientów. Pan Kloss przy przywitaniu matki jak najpoważniej dostrzegał mnie: Kawaler rośnie, rośnie... Natychmiast unosiłem się na palcach. Pan Kloss wdzięcznym uśmiechem do matki: Więc dla pani jak zwykle mydło doktora Pulsa. Żona pana Klossa natychmiast kładła dwa pudełka z grubej tektury nasyconej pachnącym olejkiem z wytłoczonym napisem „Mydło doktora Pulsa”. Nasączone tłuszczem pudełka po mydle można było wyprawiać w rejs zamiast łódek z kory w rynsztokach pełnych rwącej wody z topniejącego śniegu. – Oczywiście krem „Laktolin” – i pani Klossowa kładła na ladzie dwa pudełeczka z napisem „Krem Laktolin dr Falkiewicz – Częstochowa”. Jeszcze perfumy. Wodę kolońską, dla ojca czarną kredkę w złocistym etui z cienkiej blaszki (ojciec z okazji świąt podczerniał wąsa), a dla mnie wysmukłą butelkę z aluminiową nakrętką,

32

tak zwaną śmigusówkę. Śmigusówki były różnokolorowe. Odkąd pamiętam, wybierałem zawsze fiołkową. Gąbki były w dwóch rodzajach: z gumy, prostokątne koloru cegły, te w czasie kąpieli łaskotały, drapały prawie, naturalne z dalekich mórz koloru piasku, po zanurzeniu w wodzie pęczniejąc ożywały prawie. Pakowanie stanowiło oddzielny rytuał. Kunszt zawiązywania wielobarwnego sznureczka przez pana Klossa i jego małżonkę, to była sztuka, jakiej później nie widziałem w najwytworniejszych magazynach Paryża czy Rzymu. Pan Kloss robił dla nas dwie paczki, nie mogłem wracać do domu z pustymi rękami. Zapach sklepu z butami jest nie do utrwalenia słowem ani w filmie, ani na najbardziej nowoczesnej taśmie magnetycznej. Zapach wyprawionej skóry? W sklepie obuwniczym „Baty” na Marszałkowskiej po otwarciu pudełka przez ekspedientkę nachylałem się nad nim gwałtownie, drętwiałem, udając, że przyglądam się pantofelkom zachłannie wciągałem nosem tajemniczą woń. Cierpiałem prawie, że kupowano mi tam buty tylko dwa razy do roku. Dekoracja wystaw sklepów rzeźniczych była bajkowa. W ryju uwędzonego na czerwono świńskiego łba, między zębami leżała kolorowa pisanka. Z nozdrzy wystawały borowiny. Po bokach brązowe dwie szynki z kością wabiły napisami białego i zabarwionego na zielono smalcu „Wesołego Alleluja”, „Wesołych Świąt”. Z tyłu piętrzyły się w piramidach kiełbasy przetykane borowinami. Od Wielkiego Czwartku piekło się świąteczne placki i babki. Wypiekało się tego ogromne ilości. Nawet w najbiedniejszych rodzinach musiały być cztery blachy ciasta. Drożdżowe z kruszonką, posypką, na kruchym cieście sernik. Babki dwie, jedna w maleńkiej foremce do święcenia, druga wielka, której skórka najzłocistszego koloru nabierała w kamiennej foremce. Wybór piekarni do przedświątecznych wypieków był dyskutowany. Jedne gospodynie twierdziły, babka Magdalena ten wybór akceptowała, że tylko piec pana Jagiellaka jest pewny – ciasto nie będzie ani przypalone ani surowe. Renomy pieców

nr 2/ kwiecień

w piekarni pana Starszaka na Blankowskiej, tuż za studnią Jagiellaka, też nikt nie podważał. Należało tylko przypilnować, aby piekarz wsadził ciasto do pieca o godzinie, na którą był umówiony. Zdarzało się bowiem, że w piecu nie zmieściły się wszystkie blachy i ciasto mogło się „przeruszać”, a co gorsza nawet „upaść”. Przy wysadzaniu ciast z pieca oczekujące gospodynie były tak podniecone, jakby oczekiwały cudu. Wśród wyciąganych na olbrzymich łopatach ciastach, swoje poznawały natychmiast, tylko niektóre odczytywały maleńkie karteczki z nazwiskiem przylepione w rogu blachy. W ręce owinięte ręcznikiem chwytały z łopaty gorące blachy i ustawiały na wielkich stołach do wyrabiania chleba. Z tytek drżącą z wrażenia dłonią posypywały lśniące, jak lakierowane, placki natłuczoną wanilią, wymieszaną z cukrem pudrem. Aromat wypełniał okoliczne ulice. Z gorącym ciastem nie można było wyjść z piekarni. Należało odczekać, aż ciasto przestygnie. Zjawiali się wszyscy członkowie rodziny i cukiernicze procesje ruszały do domów. Matki musiały pilnować dzieci, by nie wyjadały z gorących placków posypki. I tak, nim placek zjawiał się w domu, część posypki była wyskubana. Prasowaczka koszul na sztywno mieszkała w kamienicy przy ulicy Ptasiej, vis a vis kamienicy Domagałów. Prasowała tylko do Wielkiego Piątku. Koszule ze lśniącym sztywno kołnierzykiem i torsem czekały na odbiór przez klientów zapakowane w biały papier pozapinany szpileczkami. W czasie Rezurekcji mężczyzn obowiązywały sztywne kołnierzyki. W Wielki Piątek lśniły już wszystkie okna i pyszniły się firanki. Wieczorna Droga Krzyżowa w kościele świętych Piotra i Pawła w swym poważnym smutku była tak uroczysta, jak pogrzeb najbliższego. Przed grobem Chrystusa wartę w srebrzysto – złocistych hełmach, z rzymskimi halabardami z forniru trzymali strażacy Ochotniczej Straży Pożarnej. Jedyną radością smutku świątyni były dziesiątki doniczek z kolorowymi hiacyntami, ustawione na posadzce przed Grobem Chrystusa. Ach, jak te hiacynty pachniały...


Po powrocie z Drogi Krzyżowej gotowało się jaja na twardo w łupinach cebuli. Potem kąpiel. Dno olbrzymiej balii mościła wysuszonym tatarakiem, który specjalnie był przechowywany po dekoracji mieszkania w czasie Zielonych Świąt. Tatarak zalewało się wrzątkiem. Po kilku minutach mieszkanie pachniało majem, potem stopniowo z kotłów dolewało się wody do balii. Nagusieńki wkraczałem do środka. Namydlono mi głowę mydłem doktorem Pulsa, dłonią tworzyłem sztormy i wśród olbrzymich fal, które występowały z brzegów i zachlapywały całą kuchnię, pływały gąbki z dalekich mórz. Gumowe rozkosznie łaskotały plecy i pośladki. Ojciec miłosną dłonią obmywał mi ciało. Zawijał mnie w ogromny ręcznik kąpielowy. Matka obcinała mi paznokcie u rąk u nóg. Potem ubierano mnie w różową, nocną koszulę z niebieskimi wyłogami i do łóżka. Zasypiając kołysany byłem wybuchami śmiechu ojca i matki. Pluskali się chyba w balii bardzo długo. Wiklinowy koszyczek do święcenia moszczono białą serwetką, musiała wystawać poza jego brzeg. Najważniejsze

w koszyczku były: chleb, sól, pieprz i ocet Pośrodku mała babeczka, w niej powtykane borowiny, obok kawałek szynki, kiełbasy, jedno jajko do połowy wyłuskane ze skorupki, na nie musiała paść kropla święconej wody. Tym dzieliliśmy się przy śniadaniu świątecznym. Koszyczek przykryty był ażurową serwetką. Od Wielkiego Piątku trzęsły się okna, niektóre nawet pękały lub wypadały. Strzelanie z karbidu zapowiadało Zmartwychwstanie Pańskie. W czasie procesji rezurekcyjnej księdza pod baldachimem prowadzili pod ręce najzacniejsi obywatele miasta. Podskakiwałem z radości widząc, że jednym z prowadzących jest stryj Wincenty. Obciążone monstracją ręce proboszcza podtrzymywały dłonie w białych rękawiczkach. W czasie procesji zdarzały się tak potężne detonacje, że gdyby nie ofiarne, pełne godności dłonie w białych rękawiczkach z pewnością monstracja wypadłaby księdzu. Po procesji, kiedy cały kościół z chórem „Lira” zaśpiewał „Alleluja, alleluja...”, radość zapierała dech – Chrystus zmar-

twychwstał... Przekleństwo grzechu pierworodnego zostało zmazane. Po śniadaniu wielkanocnym babka Magdalena opowiadała taką oto historię. W jakieś wsi pod Zawierciem, w lesie za Borowym Polem, mieszkała w chatce para samotnych staruszków. Nie mieli ani kalendarza, ani zegara. Pory roku odmierzało im słońce. W jednym roku wiosna przyszła trochę później, więc o cały tydzień po Wielkiej Sobocie zjawili się ze święconym w kościele. Ksiądz trochę się dziwił, że tak późno obchodzą Wielkanoc. Para staruszków samotnie odbywała procesję wokół kościoła śpiewając: Chrystus zmartwychwstali Już przeszłej niedzieli. Myśmy w lesie siedzieli O niczym nie wiedzieli. Alleluja, alleluja!... Wzruszony ksiądz poświęcił dary Boże. […] (Fragment z powieści Bogdana Dworaka: Korzenie czy ksenofobia)

Wytworna, wielkopostna polska zupa cebulowa Weź kilka cebul (w zależności od przewidywanych porcji), drobno pokrojoną zeszklij na maśle, mieszaj uważnie, aby się nie zrumieniła. Przed końcem zeszklenia dobrze posól. Potem zeszkloną cebulę rzuć na wrzątek, aby się dobrze rozgotowała, a wrzątek nabrał smaku cebuli. Niektórzy odcedzają wrzątek od cebuli. Następnie zapraw wrzątek kwaśną śmietaną z niewielką ilością mąki, najlepiej tortową. Kiedy zupa wrze, wbij do zupy jajka. Należy bardzo uważać, aby ścięło się białko, a żółtko było płynne. Ugotowane ziemniaki należy utłuc na głębokim talerzu, ukształtować z nich piramidę. Na wierzchu piramidy łyżką zrobić niewielkie wgłębienie. W tym wgłębieniu należy umieścić wyjęte jajko z zupy. Jeśli ktoś lubi ostre przyprawy można jajko posypać doskonale zmielonym pieprzem lub papryką. Nato-

miast wokół piramidy ziemniaków wlewa się zupę. Danie podobne jest do zamku otoczonego fosą. Zupę do smaku można również posypać pieprzem lub papryką. Polska zupa cebulowa była podawana w bogatych domach szlacheckich, pałacach biskupich i w niektórych plebaniach. Zupa ta była również bardzo popularna w robotniczych domach zagłębiowskich. Polecam ją gorąco. Jej przygotowanie wymaga delikatnych umiejętności, ale smakuje przewybornie. Byłem bardzo dumny, że zupę z pałaców i dworów szlacheckich, pałaców biskupich i plebanii potrafiły przyrządzać gospodarne Zagłębianki. Przypominam ten przepis poświęcając pamięci zawsze zaradnych zagłębiowskich pań domu, którym nigdy się nie przelewało.

nr 2/ kwiecień

33


Więcej niż pomnik nana maksyma Henry’ego Forda I wyZaktualności: daje się obecnie nabierać szczególnej Zabierzcie mi moje fabryki

i maszyny, a odbuduję firmę w ciągu trzech lat. Jeśli zabierzecie mi moich współpracowników – nie zdołam jej odbudować nigdy. Obecnie dostrzegamy, że pośród doniesień o skutkach światowego kryzysu gospodarczego, informacji o redukcji zatrudnienia często cytuje się i przybliża światowych klasyków praktyki i teorii zarządzania. Wśród tych wielkich nazwisk nie wymienia się jednak „ojca polskiej szkoły organizacji”. To tylko jeden z dowodów na to, że twórczość i dokonania Karola Adamieckiego są dzisiaj nieznane. kazanie się książki Alojzego Czecha Karol Adamiecki – polski współtwórca nauki organizacji i zarządzania (biografia i dokonania) cieszy i zadziwia jednocześnie. Przede wszystkim dlatego, że stanowi ona pierwszą, obszerną monografię życia oraz dzieła postaci bez wątpienia wybitnej i ważnej dla polskiej nauki, a przy tym niewątpliwie zaniedbanej w akademickich opracowaniach. Nie doczekał się dotąd Adamiecki, nie tylko pełniejszego ujęcia dokonań, lecz wobec jego spuścizny coraz wyraźniejszy stawał się grzech badawczego zaniechania. Od jego śmierci minęło przecież już ponad siedemdziesiąt (!) lat. Cieszyć więc musi, że książka jest, dziwić natomiast, że dopiero teraz. ublikacja obejmuje całość biografii twórcy prawa harmonii. Warto wskazać, że niewątpliwą wartość stanowi takie ukazanie poglądów Karola Adamieckiego, które rzuca nowe światło także na dorobek koryfeuszy nauk organizacji i zarządzania. Wielu z nich wyprzedził w czasie, co teraz widać dokładniej. To ujęcie jest efektem wielu lat studiów badawczych. Trzeba dodać, że autor pisze ciekawie, ze stylistyczną swadą. Dobrze, że w opracowaniu znalazły się szczegóły, które niewątpliwie zainteresują dzisiejszego czytelnika; dopełniają portretu, a także przynoszą klimat epoki. Obok historii Instytutu Naukowej Organizacji, zarysu poglądów politycznych jego założyciela, relacji na temat perypetii wojennych, działalności społecznej w licznych komitetach czy organizacjach społecznych znajdziemy także opisy budowy i funkcjonowania różnych urządzeń technicznych, sposoby wykreślania harmonogramów czy diagramów. Uwagę zwracają też bogato prezentowane ilustracje. zęść dotycząca dokonań Adamieckiego jest rekonstrukcją i interpretacją oryginalnych artykułów, drukowanych po raz

U

pierwszy głównie w „Przeglądzie Technicznym”. Dobrze, że Alojzy Czech przybliża źródła i komentuje w taki sposób, by nie zagubić ducha pism oryginalnych. Można się pokusić o konstatację, że książka ma oblicze historiograficzne w części biograficznej oraz analityczne, włącznie z aparaturą prezentacyjną właściwą naukom ścisłym, w części interpretującej dokonania naukowe. Bliższe przybliżenie tej części publikacji wymagałoby specjalistycznej wiedzy, zatem ograniczę się do hasłowego wskazania głównych problemów. Po pierwsze – propozycja teorii harmonizacji jako usprawnienie praktyki; esencja pism wybitnego inżyniera. Po drugie – wprowadzenie myślenia ekonomicznego (koszty, ale i cena rynkowa) do pracy kierowniczej oraz technicznej. Po trzecie – studia semantyczne, metodologiczne i historyczno – rozwojowe nad nauką orga-

P

nizacji i zarządzania. Po czwarte – wreszcie – rekonstrukcja poglądów społeczno – ekonomicznych Adamieckiego i nieznane losy recepcji jego dzieła. odkreślić trzeba, że – zachowując wysoki poziom merytoryczny – książka, przede wszystkim jej część biograficzna, adresowana jest do szerszego grona czytelników, niż tylko krąg specjalistów zajmujących się nauką organizacji i zarządzania. Wypada też powiedzieć, że to bardzo dobrze, iż monografia ukazuje się właśnie nakładem Akademii Ekonomicznej w Katowicach, stając się hołdem dla jej wielkiego patrona, ale przede wszystkim kompetentnym opracowaniem ogromnego wkładu Karola Adamieckiego w rozwój nauk o zarządzaniu. Ta książka to o wiele więcej niż pomnik.

P

Alojzy Czech: Karol Adamiecki – polski współtwórca nauki organizacji i zarządzania (biografia i dokonania). Akademia Ekonomiczna, Katowice 2009. arol Adamiecki (ur. 1866 r. w DąbroKw 1933 wie Górniczej, w osadzie Reden, zm. r. w Warszawie) był ekonomistą,

C

34

Tekst, zdj. Paweł Sarna

teoretykiem zarządzania i niewątpliwie jedną z najbardziej interesujących postaci polskiego życia gospodarczego XX wie-

nr 2/ kwiecień


J W

ako pierwszy zastosował metodę chronoku. Obok Fryderyka Winslowa Taylora metrażu. i Henry’ego Fayola był współtwórcą nauki 1906 r. objął stanowisko dyrektora Zao organizacji i kierowaniu. Sformułował kładów Hutniczych w Ostrowcu Święprawa: harmonii doboru, harmonii działania organów pracy zbiorowej, optymalnej tokrzyskim, gdzie podczas wielodniowego produkcji, które obok praw podziału pracy strajku okazał solidarność z robotnikami. i koncentracji stały się teoretycznymi pod- Rok później powierzono mu stanowisko stawami nauki organizacji i kierownictwa. dyrektora w Towarzystwie Akcyjnym Cezięki pomocy Julii Adamieckiej, siostry ramicznym „Korwinów” koło Częstochoojca, ukończył Wyższą Szkołę Rze- wy, gdzie usprawnił proces suszenia mieślniczą w Łodzi (wbrew nazwie była wyrobów ceramicznych, to szkoła średnia), kontynuował naukę przekonw Instytucie Technologicznym w Petersstr uburgu. W 1891 r. otrzymał dyplom inżyniera technologa. W latach 1891-1898 pracował w Hucie Bankowej w Dąbrowie Górniczej. Adamiecki nie zgadzając się z wnioskiem angielskich doradców, że przyczyną wysokich kosztów produkcji było lenistwo robotników, w tajemnicy przed dyrekcją poddał obserwacji 16-osobową brygadę. Na podstawie obserwacji stwierdził, że koszty spowodowane są nieracjonalnym następowaniem procesów po sobie. W 1898 r. został szefem oddziału walcowni Zakładów Hutniczych Hartmana w Ługańsku. Tam usprawnił proces walcowania grubych blach, obniżając przy tym koszt ich wytwarzania. 1901 r. został dyrektorem technicznym w Towarzystwie Akcyjnym Walcowni Rur i Żelaza w Jekatierinosławiu. ajwcześniejszą wersję opracowanych przez siebie zasad organizacji pracy zbiorowej Adamiecki przedstawił w lutym 1903 r. w Towarzystwie Technicznym w Jekatierinosławiu w formie odczytu pt. Wykreślna metoda orga n i z o wa nia pracy zbiorowej w walcowniach. Wystąpienie w y wołało spory wśród inżynierów rosy jskich.

D

W N

nr 2/ kwiecień

ował prasy, podnosząc ich wydajność, zbilansował wykorzystanie ciepła w urządzeniach cegielni. 1911 r. założył własne biuro techniczno – konsultacyjne i jako doradca przy organizacji produkcji współpracował z zakładami przemysłowymi m.in. z fabryką wagonów i maszyn „Lilpop, Rau i Löwenstein” w Warszawie i zakładami stalowymi K. Rudzki i Spółka w Mińsku Mazowieckim. o wojnie, jako profesor Politechniki Warszawskiej Adamiecki objął w 1919 r. katedrę technologii metali i walcownictwa. Od 1922 r. kierował katedrą zasad organizacji pracy i przedsiębiorstw przemysłowych. Opiekował się studenckimi kołami naukowymi. Współpracował ze Stowarzyszeniem Techników Polskich, z jego inicjatywy od 1923 r. zaczęły powstawać koła inżynierów organizacji pracy. 1924 r. przewodniczył polskiej delegacji na I Międzynarodowy Kongres Naukowej Organizacji w Pradze. Rok później Adamiecki doprowadził do utworzenia przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie autonomicznego Instytutu Naukowej Organizacji i Kierownictwa pomyślanego jako ośrodek rozwijania badań w tej dziedzinie i wdrażania zastosowań praktycznych. Został także jego pierwszym dyrektorem. zięki zabiegom Adamieckiego w 1925 r. nie doszło do rozbicia międzynarodowego ruchu naukowej organizacji pracy. Na IV Kongresie w 1929 r. w Paryżu Karola Adamieckiego wybrano wiceprzewodniczącym Międzynarodowego Komitetu Naukowej Organizacji z siedzibą w Genewie. W 1932 r. przyznano mu honorowe członkostwo Międzynarodowego Komitetu Naukowej Organizacji na kongresie w Amsterdamie.

W P

W

D

35


Właściwie nie ma o czym mówić. Sprawa zamknięta. Ale żal pozostał. I poczucie spychania w zaściankowość, zapyziałość, na którą mieszkańcy Jaworzna zdecydowanie nie zasługują. Rzecz w zakazie przeniesienia Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna Szczakowej”z Teatru Śląskiego na deski Domu Kultury w Szczakowej. Dla każdego średnio myślącego, nawet z trzeciej klasy szkoły podstawowej (posiłkując się metaforycznym językiem prezydenta), to ewidentna nobilitacja. W Jaworznie – przeciwnie. Coś, wystarczająco dobre dla teatru wojewódzkiego, nie przystoi świetlicy nazwanej im. Zdzisława Krudzielskiego. Ciekawe, jakie zdanie miałby na ten temat patron DK Szczakowa, znany z odwagi i ambicji kulturalnych.

Pocieszne wykwintnisie Zbigniew Adamczyk

Wyobraźmy sobie rozważania animatorów jaworznickiej kultury, które do takiej decyzji doprowadziły. Widz – Rzecz dzieje się w Jaworznie Szczakowej. Animator – To dobrze. Wspaniale. Wreszcie ktoś o nas pisze! W – Wśród żuli, na marginesie społecznym. A –To źle! Fatalnie. My nie tacy. W – Pokazuje przemiany, jakie dokonywały się i jeszcze dokonują w Polsce. A – Hura! Wreszcie coś prawdziwego – z życia. W – Bohaterowie nie przebierają w słowach. Szczerze mówiąc, szczyt chamstwa. A – Eee. To niedopuszczalne. Tak nie można. Dość wulgaryzacji naszego pięknego języka. W – Bohater udaje się na pielgrzymkę do sanktuarium Matki Boskiej w Licheniu. A – Wreszcie coś na poziomie. Coś z ducha polskiego, wzniosłego, katolickiego. W – Chce, żeby Królowa Polski pomogła mu w jego żydowsko-mafijnym biznesie, bo on trochę, za przeproszeniem Żyd, po babce. A – A fuj. Jakże to... Żyd i do Matki Boskiej Licheńskiej ma czelność? Precz! Apage! A kysz! W – Lecz druga babcia z Puciatyckich. Arystokratka. A – A, to całkiem co innego. Chociaż mieszaniec, skundlony jakiś. I do tego facet, który mieszka z dwoma młodziakami, z przezwiskiem kobiecym, niechybnie pedał jakiś – więc gdzież w naszym bogobojnym grodzie, któremu już sto lat z okładem stuknęło, miałby prawo się pokazywać. U nas wszyscy uczciwi i hetero, jak najbardziej. Co najwyżej żyją na kartę rowerową, bez ślubu, ale to tylko do pierwszej kolędy. Ksiądz proboszcz już z głupiego łba bezbożność wybije. Więc, nie. Stanowczo nie nadaje się do przecudnego naszego miasta, gdzie w połowie krzoki, czyli ci, co to z dziada pradziada górnika, hutnika, elektryka – ojczyznę ludową z gruzów podnosili, i ptoki, więc ci, co to z całej Polski na zarobek przylecieli – do kopalń, elektrowni, huty szkła, cementowni, garbarni albo azotki, bo wybór był niegdyś znacznie większy niż dziś.

36

Tak więc przepadła, najwyraźniej na zawsze, szansa, aby Jaworznianie mieli okazję zmierzyć się z Barbarą Radziwiłłówną z Jaworzna Szczakowej. Sztuką doskonale przygotowaną reżysersko, jeszcze lepiej zagraną przez Andrzeja Warcabę, który daje prawdziwy popis kunsztu aktorskiego na deskach sceny kameralnej Teatru Śląskiego. Pewien dyrektor nawet chciał wystawić. Powiedzmy, zastanawiał się. Nawet Annę Kadulską wezwał na tajną konferencję, która miała zadecydować o dopuszczeniu paskudztwa na szczakowską scenę. Artystka, która błyszczy pełnią talentu, znakomicie wcielając się aż w kilka różnych postaci sztuki Witkowskiego – namawiała, przekonywała, nęciła. Sama pani dyrektor Teatru Śląskiego zapaliła się do pomysłu. Promocja miasta będzie znakomita. Toż niejedno miasto ciężkie pieniądze by zaoferowało, żeby tak na afisz trafić. Nawet same Katowice. To nie jakieś durne hasła: Śląskie grube rybnik czy Śląsk cieszyn się – ale pełnym tytułem. Z dywizem pośrodku. Ale nie. A dlaczego nie? Bo jakże to? Jaworzno – Szczakowa, witamy w piekle. Tak można wyczytać w książce. Że na jaworznickich murach też? No to co? Zamaluje się. O, a tu!? Sam kwiat patrycjatu jaworzniańskiego wkoło w klocu siedzi, w stłuczce. Kpiny, pani Aniu, czyste kpiny z jaworznickich, właśnie jaworznickich, a nie jaworzniańskich, władz. Nawet żarty z Sokoła, naszej dumy. Odmawiam. No i jeszcze jedna taka, nie Radziwiłłówna, co prawda, ale też stanu wolnego, nawet ma tak samo na imię, n a pi sa ł a , ż e chciałaby.

nr 2/ kwiecień

A jak ona chce, to nikt nie chce. Dlatego stanu wolnego. Ha, ha! I ten język. O, choćby: Tuśmy ją wszyscy z szefem ówczesnym wyruchali, aż wypłakała oczy i zmieniła się w jezioro. Świństwa. Zabobony, wulgarnym językiem podlane. I znów: Chodź do mnie, do mojej komórki, jesce języckiem rozgrzejes. Mania jakaś erotyczna. Nie dla nas. Stanowczo. W Jaworznie mafii żadnej nie ma i nie było. Wszystko uczciwie. Koleżeńsko. W zgodzie z najwyższym naszym wzorcem moralnym, który na urzędzie już drugą kadencję. A to co ma być? Nawet w gazecie napisali z oburzeniem: Cała ta lujnia szczakowska pod wiaduktem, pod nasypem piwo piła. U nas naród honorowy, a nie lujnia. Pod nasypem? Podkopali się czy co? A zresztą, jak piją, to za swoje, zarobione. Na złomie, na hałdzie, albo gdzie indziej. Że się ludziom sztuka podoba, że walą tłumy? Że bilety wyprzedane kilka miesięcy naprzód? De gustibus… Może nie mają gustu? Ot, pęd owczy za nowinką. Hołota się w chamstwie lubuje. Z kulturą nie ma to nic wspólnego. I promocja miasta wątpliwa! Gdybyż to była prawdziwa promocja miasta, bez ochyby zainteresowałby się Urząd. Mamy tam specjalną komórkę od promocji miasta. Nawet całe biuro pod kierownictwem młodego i światłego, a oni też nie chcą. Może nie widział. I cóż z tego? Każdy musi do teatru chodzić? Po co oglądać, jeśli z góry wiadomo, że byle co. Kupiłem sobie książkę, więc wiem, co mówię. Czy przeczytałem? Próbowałem, ale zbyt wulgarne. Nie na poziomie. W złym guście. Więc – nie. Nie u nas. Niech tam gdzieś, gdzie mają gorszy smak, grubsze uszy. U nas nie. Mieszkańcy naszego wykwintnego grodu będą mieli wykwintną ucztę teatralną – przy okazji Dni Teatru. Najpierw dowiedzą się, że: Dobrze było Panie Reżyserze. Później poznają Kolegę Mela Gibsona, a na koniec nauczą się Sztuki kochania. I co? Mało? Źle? Wystarczy. I na poziomie właściwym, dla każdego zrozumiałym. A Barbara Radziwiłłówna była puszczalska i przez nią upadła dynastia Jagiellonów. Ot, co! I w Jaworznie nie była. Co innego Kazimierz Wielki. Był. Na Pańskiej Górze. I nadał imię miastu, od jaworów. Ha!


magazyn zagłębiony w kulturze

#2 (2) kwiecień 2009

Kino

W poszukiwaniu zaginionego dziecka Od niedawna mamy okazję oglądać nowy film Clinta Eastwooda „Oszukana” z Angeliną Jolie w roli głównej. Eastwood zostawia nas z filmem trudnym, w którym główny wątek, poszukiwanie przez matkę zaginionego syna, jest tylko jednym z kilku, zdaje się nie mniej ważnych. Mamy tutaj korupcję, niekompetencję policji, brutalną rzeczywistość szpitala psychiatrycznego, słowem wszystko to, z czym musi walczyć matka zaginionego dziecka, aby je znaleźć lub chociaż dowiedzieć się, co właściwie się stało. Mamy wreszcie kogoś, kto tej matce pomoże i zdawać by się mogło, że jest to typowy amerykański film, który zmierza do szczęśliwego końca, cały czas jednak wyczuwa się coś niepokojącego, co ostatecznie sprawi, że nie wszystko ułoży się szczęśliwie, dla dobra filmu zresztą. Christine Collins (czyli główna bohaterka) przeżywa dające nadzieję wzloty i upadki w bardzo bolesnym poszukiwaniu prawdy o własnym dziecku i co

Szczypta klasyki Gutek Film uraczył nas filmem nietuzinkowym. Nie jest to kolejna nowość, ba, film „Harakiri”, bo o nim mowa, miał światową premierę blisko pięćdziesiąt lat temu, trwa dwie godziny i kwadrans, jest czarno-biały, a akcja, poza wspomnieniami, na pierwszy rzut oka zresztą nudna, trwa może dwadzieścia minut. Bardziej zniechęcić już chyba nie można, spieszę więc sam sobie na odsiecz. Czym jest tytułowe harakiri nikomu chyba mówić nie trzeba (a jeśli ktoś nie pamięta, niechaj spojrzy na okładkę), ale czym jest w istocie, skąd się wywodzi i po cóż nam o tym film fabularny? Może chociażby po to, byśmy mogli zostać świadkami wspaniałej epickiej opowieści, która weszła już do kanonu japońskiego kina. Zresztą nie jest to kino japońskie na wskroś, jest to kino, które bierze to, co tak bardzo identyfikujemy z Japonią – honor oraz to, co jest podstawą świata zachodniego – rodzinę i próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, czy warto poświęcić honor dla rodziny? Ile warta jest zemsta? Nie da się

Kobiety pragną – kolejny raz... Od kilku lat zasypywani jesteśmy filmami ukazującymi młodych i zazwyczaj pięknych przedstawicieli płci obojga, których jedynym zajęciem jest szukanie samic, tudzież samców, w celu prokreacji lub bezpiecznego seksu. Co gorsza, większość tych filmów udaje komedie, zupełnie nieudolnie, należy dodać. Tym razem za młodych i pięknych robią bardziej i mniej znani – Scarlett Johansson, Jennifer Aniston, Ginnifer Goodwin, Justin Long, Ben Affleck, Drew Barrymore, Jennifer Connely oraz Kris Kristofferson. Co ciekawe, gra aktorska nie była zła, a była, zdaje się, właśnie taka, jaka miała być, czyli swobodna, niekiedy przejawiająca uczucia i trzeba przyznać, że na tle innych filmów tego typu „Kobiety pragną bardziej” (tytuł polski nie ma oczywiście nic wspólnego z oryginalnym) wypada całkiem nie-

37

chwilę znajduje się w innym otoczeniu i położeniu, zdaje się, że chwilami sama zaczyna wątpić, czy nie jest prawdą to, co sugeruje jej policja, że oto postradała zmysły, ale matka przecież umiałaby chyba rozpoznać własne dziecko. Świetnie oddane realia Los Angeles przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, świetna gra aktorska odtwórców głównych ról – wspomnianej już Jolie oraz Johna Malkovicha i Jeffreya Donovana oraz zdjęcia Toma Sterna sprawiają, że mimo iż film, zwłaszcza od połowy, zaczyna być nieco nużący i wydaje się, że mógłby być krótszy (trwa grubo ponad dwie godziny), z pewnością nikt nie wyjdzie z seansu przedwcześnie.

Oszukana (Changeling)

rok produkcji: 2008 reż. Clint Eastwood produkcja: USA gatunek: Dramat obyczajowy dystrybutor: United International Pictures Karol Graczyk oczywiście jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ale reżyser Kobayashi, przy niemałym współudziale gry aktorskiej, muzyki i zdjęć, pozwala nam obcować z tematem i podpowiada, daje możliwości, a jednocześnie pozwala zrozumieć nie tylko jeden z filarów japońskiej tradycji, ale daje też znacznie więcej, bo mimo że akcja filmu rozgrywa się blisko czterysta lat temu, nieraz już udowodniono, że dobre wykorzystanie podstawowych motywów musi być ponadczasowe i z tym właśnie mamy tu do czynienia.

Harakiri (Seppuku)

rok produkcji: 1962 produkcja: Japonia gatunek: Dramat historyczny reżyseria: Masaki Kobayashi dystrybutor: BLINK Karol Graczyk

źle, ba, kilka razy próbuje nawet zaskoczyć, a uważny i ambitny widz może znaleźć w filmie nawet coś mądrego. Nie zmienia to faktu, że film, sprzecznie z założeniem, absolutnie nie bawi, ale z pewnością odpręża i dla tych, którzy zmęczeni ciężkim dniem w pracy nie mają siły na nic ambitnego, będzie to świetny sposób na spędzenie wieczoru.

Kobiety pragną bardziej (He’s Just Not That Into You)

rok produkcji: 2009 produkcja: Holandia, Niemcy, USA gatunek: Komedia romantyczna reżyseria: Ken Kwapis dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska Karol Graczyk


Literatura

Po co komu kursy pisarstwa? Napisanie powieści jest proste: wystarczy spełnić trzy podstawowe warunki: wziąć postać, umieścić ją w jakiejś sytuacji i sprawić, by coś jej się przydarzyło. I gotowe. Wydawcy szaleją, wydzierając sobie rękopis z rąk, producenci filmowi dzwonią z propozycjami przekształcenia dzieła w scenariusz, a literackie nagrody czekają w kolejce. Sukces murowany. Gdyby tak rzeczywiście było, każdy pisarz byłby milionerem. Jednak pisanie powieści wymaga wielkiego wysiłku i ciężkiej pracy. Nie wystarczy usiąść i pod wpływem natchnienia napisać czterysta stron. W ciągu jednej nocy może powstać co najwyżej opowiadanie lub wiersz. A i tak będą wymagać pewnie licznych poprawek, korekt, zmian. O tym, jak trudna jest droga do debiutu, a potem do sukcesu wiedzą doskonale wszyscy, którzy próbują pisać. W większości przypadków ich teksty trafiają po prostu do szuflad albo do Internetu, gdzie giną w potopie innych słów. Trudno jest młodemu adeptowi sztuki pisarskiej przekroczyć granicę między „chcę pisać” a „napisałem”. Dochodzi do tego problem ze znalezieniem wydawcy i uzyskaniem korzystnej umowy. Bardzo rzadko można liczyć na wymierne zyski z wydania własnej książki. Tymczasem na Zachodzie pisarze są gwiazdami popkultury, zarabiają miliony, o prawa do ekranizacji ich powieści walczą producenci filmowi. Jak to się dzieje, że często przeciętne książki stają się w Stanach bestsellerami, które bardzo szybko zdobywają półki księgarni na całym świecie?

nr2/kwiecień 2009 Czego brakuje naszym piszącym? Siły przebicia? Talentu? Na pewno nie. Brakuje im warsztatu. Tego, co w zachodnich szkołach pisarstwa jest wykładane jako zwykły przedmiot. Wcale nie chodzi o to, że są to fabryki pisarzy. Do pisania potrzeba talentu, ale niezbędne są także pewne umiejętności warsztatowe. Jak tu napisać powieść, jeśli tak naprawdę nie wie się, czym się różni fabuła od opowieści, narrator wszechwiedzący od personalnego? Gdy nie ma się najmniejszego pojęcia o climaksie, deus ex machina, in medias res, praesens historicum (by wymienić tylko kilka najpopularniejszych łacińskich określeń). Gdy nikt nie zastanawia się nad strukturą kompozycyjną? Nie dokonuje wyboru między warkoczem, drabiną, kompozycją otwartą, zamkniętą czy ramową. Nie wie, czym jest czas fabularny i czas narracji. Nie zastanawia się, czym jest scena, jak tworzyć powiązania śródsceniczne czy budować napięcie fabularne. A nie jest to pełna lista. Zachodni twórcy doskonale wiedzą, jakie są niezawodne sposoby, by stworzyć bestseller. Wystarczy wątek religijny zmieszać z erotycznym, dorzucić jakąś tajemnicę i konieczność prowadzenia śledztwa, nie zapominając o walce o wysoką stawkę, a wszystko to w świecie wyższych sfer, lśniących limuzyn i ekskluzywnych hoteli, do których dostęp mają tylko nieliczni. Trzeba wreszcie pogodzić się z myślą, że pisarz to nie nawiedzony mistyk, który pisze wyłącznie pod wpływem boskiego natchnienia. Pisarstwo to zawód, któremu należy poświęcać codziennie czas, narzucając sobie odpowiednią dyscyplinę, szkolić się, ćwiczyć, uczyć od mistrzów, a przede wszystkim opanować warsztat. Tak jak to robią muzycy czy plastycy. Czy można skomponować symfonię,

nie znając nut? Czy muzyk nie uczy się grać na instrumencie, ćwicząc godzinami gamy? Czy malarz namaluje cokolwiek, nie wiedząc, jak się używa pędzla i miesza barwy? Nikt nie dziwi się istnieniu akademii sztuk pięknych, szkół muzycznych, liceów plastycznych. Tylko pisarzom odbiera się możliwość kształcenia w zawodzie, jakby to był jakiś nietakt, złamanie romantycznego kodeksu. Bo chyba w tym właśnie tkwi cały problem – w bagażu romantycznych doświadczeń, kiedy to poeta zasiadał nad pustą kartką papieru w poczuciu narodowej misji. Tylko skąd potem te skreślenia, poprawki, próby znalezienia odpowiedniego rymu? Zawiodło natchnienie Muz? Pisanie to sztuka, ale także technika. Trzeba znać jej reguły. Choćby po to, by móc je świadomie łamać. Kursy pisarstwa nie są potrzebne tym, którzy uważają, że zjedli wszystkie rozumy, a do napisania powieści wystarczą im osobiste doświadczenia. Nie są też potrzebne wydawcom, którzy wolą odkupić prawa autorskie zachodnich powieści i opłacić tłumacza, by wydać książkę, której sprzedaż na pewno zwróci wszystkie koszty, niż zainwestować w lokalnego twórcę, który tak naprawdę nie wie, co robi, licząc jedynie na swój talent. Kurs pisarstwa nie jest przyznaniem się do porażki: chyba nie umiem nic napisać, może ktoś mnie nauczy? Tak się nie da. Pragnienie pisania musi wyrastać z głębi duszy. Warsztat może jedynie pomóc nadać chaotycznym myślom odpowiednią formę.

W pogoni za Harrym

świetnie bawię, to najnowsze dzieło autorki rewelacyjnego debiutu służy jako podstawka pod kubek. „W pogoni...” jest lekkie, łatwe, przyjemnie ale beznadziejnie przewidywalne i wtórne. Nawet nie ma sensu tego streszczać, lepiej od razu sięgnąć po oryginalny „Seks w wielkim mieście”. Podsumowując: wielkie rozczarowanie.

To kolejna książka autorki „Diabeł ubiera się u Prady”. Z niecierpliwością czekałam na chwilę, w której ta publikacja pojawi się w księgarniach. I kiedy w końcu się pojawiła pognałam ją kupić – nastawiając się na miły wieczór z kubkiem herbaty i odprężającą lekturą. Przeczytałam w ciągu kilku godzin, odprężyłam się i nie polecam. O ile po „Diabeł...” sięgam w chwilach frustracji w kontaktach z szefową i za każdym razem się

Wojna o światło Bez miłości ciężko się żyje, każdy dzień wydaje się przypadkowy, a starość, czyhająca tuż za rogiem, dopada – mentalnie – nawet kogoś młodego. Te oto banalne prawdy przekazuje nam poezja już od swych początków. Ale poezja nie jest banałem. Jej język po prostu nie daje się w pełni przełożyć. Nie da jej się streścić, w pełni opisać za pomocą innego języka. Poezja stawia czytelnikowi opór, dając mu przy tym, poniekąd perwersyjną, przyjemność. Takie są właśnie wiersze z najnowszego tomiku

38

Adam Pisarek

A.S. L. Weisberger: W pogoni za Harrym Winstonem. Albatros, Warszawa 2009.

Tomasza Hrynacza. Lapidarne, pełne kontrastów i półcieni, zmierzające w stronę milczenia i tajemnicy. W ich centrum jest to, co czasem zwyczajne, co okazuje się przeżyciem mistycznym, nagłym olśnieniem: „Powiększony do granic/ niemożliwości. Dzień: ranny pień,/ za którym nie nadąża/ stopa światła”. Jest to poezja głęboko prywatna, to prywatna walka poety – o miłość, o światło. P.S. T. Hrynacz: Praski raj. Mamiko, Nowa Ruda 2009.


PA R A D A C Z A S O P I S M

nr2/kwiecień 2009

Parada czasopism: Neurokultura W ostatniej Paradzie czasopism prezentowaliśmy periodyk działający w sieci. Wiadomo, poszukiwanie naprawdę wartościowych stron przypomina czasem bardziej dryfowanie niż surfowanie. Jeszcze trudniej coś znaleźć, gdy wypatrujemy czegoś nowego, a jeśli ma to być na dodatek medium zaangażowane, poruszające drażliwe tematy społeczne, nasze szanse, by trafić na suchy ląd, są raczej niewielkie. W tym numerze również

zdecydowaliśmy się polecić czasopismo internetowe - Neurokultura (www.neurokultura.pl). Projekt ten powstał niedawno, a mimo to jest już dosyć mocno rozbudowany, a przy tym – zresztą taką informację podaje winieta – jest to medium zaangażowane. Oto niektóre działy portalu: gender, aktywizm, globalizacja, wielokulturowość, terroryzm USA, rasizm. Poza tym uwagę zwracają prezentacje poetyckie (D. Olej-

niczak, K. Graczyk, P. Barański, W. Brzoska, D. Dymińska) oraz proza (J.P. Krasnodębski). Portal skierowany jest do wszystkich twórców i odbiorców, dla których tekst to coś więcej niż zlepek liter.

Ramka

Z tego, co nam wiadomo, żadna grupa literacka w Katowicach od dawna nie powstała (ostatnia ze znanych – „Estakada” – rozpadła się) i chyba żadna nie funkcjonuje. Czasy grupowych wystąpień mamy zdaje się za sobą. Ale w regionie odbywają się ciekawe spotkania z poetami i nie tylko, m.in. w Górnośląskim Towarzystwie Literackim w Katowicach oraz w mikołowskim Instytucie im. Rafała Wojaczka. Warto też przejrzeć ofertę domów kultury. Od niedawna w Zagłębiu – kto ciekawy – może wziąć udział w kursie pisarstwa w ramach projektu KANApa literacka. Jest prowadzony przez literaturoznawcę dr Katarzynę Krzan w Centrum Edukacji i Wychowania Młodzieży KANA w Sosnowcu przy ul. Legionów 10 w każdy poniedzia-

łek o godz. 19.00. Przy okazji, zanim zapiszemy się na kurs, można w tym numerze Zagłębiarki przeczytać refleksje Adama Pisarka nad sensem podobnych przedsięwzięć.

Pani Wiesława z Częstochowy napisała do nas: „Należę do klubu literackiego przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku, wydałam tomik poetycki, mój późny debiut. Chciałabym ze swoją poezją ruszyć gdzieś dalej. To, co robię i środowisko, w jakim się obracam, przestaje mi wystarczać. Proszę o radę – czy istnieją np. w Katowicach grupy poetyckie, w których mogłabym rozwijać swój warsztat, zaistnieć bardziej. Kilka dobrych lat mieszkałam w Katowicach, los rzucił mnie do innego miasta, tutaj możliwości są nijakie”.

W Neurokulturze dzieje się zadziwiająco dużo. Zapraszamy.

Pan Krzysztof z Wojkowic przesłał nam zestaw kilkunastu utworów, co do których autor nie ma pewności, czy są to wiersze, krótkie prozy, czy też może teksty piosenek. Niestety, w tym wypadku my również nie jesteśmy pewni. Nie zdecydujemy się na publikację, ale dziękujemy. Z wierszy nadesłanych drukiem postanowiliśmy wyróżnić wiersz Kamila Wojciechowskiego ze Zgierza:

Kamil Wojciechowski

Don Felipe nie płaci alimentów

To jest miłość, najdroższy. To jest miłość wprost z brazylijskich seriali. Don Felipe jest gangsterem, a ja zawsze chciałam być dziewczyną gangstera, misiu. (Nie pisz schematycznych wierszy, dziewczynko. Nie używaj ogranych zwrotów, chłopczyku.) Na kolację filet z wiersza kupiony w dyskoncie spożywczym. Cała Polska czyta dzieciom, cała wiara zapierdala po markecie. Lubisz wiersze, malutka? Wiersze bez kości, łagodne i świeże wiersze na patyku w polewie kakaowej, wiersze podgrzane na mikrofali. Wiersze kapitana Iglo w złotej panierce, wiersze na konkurs o lecie i naszym ulubionym miejscu, kwiatuszku. (To nie jest dobry wiersz bo autor korzysta ze znanych motywów reklamowych.) Na łące rosną wiersze. Na łące leżeliśmy. Wśród traw, pszczół i ogarniającego nas ciepła byliśmy małą cząstką świata, kotku. Jednak tego dnia mieliśmy zacząć nowe życie. Napiszę o tym następny wiersz. To jest liryka osobista. To jest liryka odgrzewana. To jest miłość, więc muszę odejść. I nie zatrzymuj mnie, nie zatrzymuj. Zatrzymam się w pięćset dwudziestym czwartym odcinku mojego serialu. Don Felipe nie płaci alimentów. (ciągle biegasz w moich myślach kochanie, kochanie!)

39


Muzyka

nr2/kwiecień 2009

ys fot. Przem

Mysłowice w Sosnowcu Zespół Myslovitz po ponad rocznej przerwie powrócił na polską scenę muzyczną ze zdwojoną energią. Zauważyć to mogła sosnowiecka publiczność, która salę byłego kina Muza wypełniła po brzegi. Zespół z Mysłowic zaprezentował dość rozległy wachlarz utworów

George Dorn Screams – melancholia pod kontrolą Polska muzyka alternatywna ma się całkiem dobrze i mówię to z pełnym przekonaniem. Przykładem może być twórczość zespołu George Dorn Screams. Przypomnę, że bydgoski GDR jest autorem jednego z najciekawszych polskich debiutów ostatnich lat - płyty „Snow lovers are dancing” z 2006 r., która składa się z melancholijnych pejzaży sytuujących zespół wśród kontynuatorów post-rocka i slowcore’u. Drugi longplay ukazał się zaledwie 9 lutego tego roku. Warto było długo czekać - to bardzo udany ciąg dalszy rozpoczętej kilka lat temu drogi. Płyta „O’Malley’s Bar”, bo o niej mowa, jest wprawdzie ostrzejsza od debiutu, ale wciąż niebanalnie oniryczna i po mistrzowsku melancholijna. Być może

ław Kokot

ze swojej 17-letniej działalności. Było miejsce na tak znane hity jak: „Peggy Brown” , „Z twarzą Marilyn Monroe” czy „Scenariusz dla moich sąsiadów”, jak i utwory z ostatnich płyt: „Korova Milky Bar” czy „Skalary Mieczyki Neonki”. Zespół na scenie bawił się doskonale – nie trzeba się zbyt mocno przyglądać, by zobaczyć, że muzyków łączą dobre relacje i wzajemne zaufanie. Jedyne czego brakowało, to cieplejszy kontakt

z publicznością. Muzycy Myslovitz, po sporym - jak na polską scenę – sukcesie, zapomnieli trochę o podtrzymaniu więzi z publiką. Szkoda, bo to na pewno uzupełniłoby pewien niedosyt, jaki pozostał po koncercie.

nieco ostrzejsze brzmienie jest wynikiem współpracy z Johnem Cangleton’em, znanym amerykańskim producentem muzycznym doradzającym takim tuzom jak Bono, Marylin Manson czy The Roots. Obie strony poznały się na wspólnym koncercie w bydgoskim Mózgu, gdzie Cangleton wystąpił ze swoją kapelą The Paper Chase. Nic nie zapowiadało ścisłej współpracy. Tymczasem bydgoszczanie wyruszyli do Dallas, zaszyli się w studio - i oto wynik. Osiem kompozycji gitarowego pejzażu subtelnie wzbogaconego wokalem Magdy Powalisz i podobne wrażenie jak przy debiucie... „Ich numery rozwijają się jak serpentyny” – idealnie ktoś to określił. Podróż z tymi dźwiękami wiedzie nas na zmianę od spokoju i wyciszenia, w których to momentach dominuje poruszający głos wokalistki, do energetycznej ściany dźwięku. Emocje ani na moment nie opadają, są jednak bardzo skrajne, ale przejścia pomiędzy nimi skutecznie wprawiają

słuchacza w trans. W warstwie czysto muzycznej przejawia się to znakomitym balansem między zgiełkiem i spokojem, jazgotem i melodyjnością. Nie ma mowy o monotonii, jest za to pełny, bogaty obraz bardzo pięknego stanu, jakim jest melancholia. Sami artyści mianowali się na swojej stronie „grupą na wieczór”, co doskonale oddaje nastrój tej płyty. Wieczory niepozbawione refleksji w towarzystwie takich dźwięków są bezkonkurencyjne. Dwa miesiące po premierze „O’Malley’s Bar” możemy się spodziewać bogatej trasy koncertowej. Z pewnością warto doświadczyć na żywo takich wrażeń. Co z tego, że melancholia jest passe... W kontekście tej i innych płyt rodzimych wykonawców: miło jest stwierdzić, wbrew narodowej tendencji do narzekań i bez żadnej wątpliwości, że „dobre, bo polskie”.

40

Myslovitz

Art Cafe Muza, 7 marca 2009 tekst i zdjęcia: Przemysław Kokot

grok


nr2/kwiecień 2009

Ja mam dynamit!

Pierwszego dnia kalendarzowej wiosny topienie Marzanny wydawało się mocno kontrowersyjnym pomysłem – aura zdecydowanie nie sprzyjała. Zdecydowanie lepszą propozycją na sobotni wieczór był koncert Fisza w sosnowieckiej Muzie. Każdy, kto chciał poczuć ciepło i pofalować w tłumie, znalazł się we właściwym miejscu. Młody Waglewski wraz z zespołem robił wszystko, by rozgrzać publiczność. Zespół wybrał naprawdę

t

Kto ma najwięcej stref erogennych?

Mimo śniegu sypiącego za oknem, mieszkańcy Zagłębia i okolic mogli przeżyć muzyczną wiosnę. W marcu mogliśmy wybierać między kilkoma naprawdę dobrymi koncertami – o trzech z nich postanowiliśmy napisać.

Muszę przyznać, że koncert awangardzistów z Krakowa – grupy Świetliki przeszedł moje wszelkie oczekiwania rozrywkowo-artystyczne. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Marcin Świetlicki w stroju człowieka z ulicy, przeciwsłonecznych okularach i z pudełkiem papierosów w kieszeni, które ciągle wyciągał; sypiący filozoficznymi tekstami basista, Grzegorz Dyduch; długowłosy i chyba najspokojniejszy z paczki gitarzysta i klawiszowiec - Artur Gasik; niewyczerpalna kopalnia żartów, żarcików i przerywników - Tomasz Radziszewski; oraz najmłodszy, mający według zespołu - „najwięcej stref erogennych”, perkusista - Marek Piotrowicz. To był zupełnie niestandardowy koncert, ciężko chyba w tym przypadku nawet mówić o koncercie; raczej swoisty alternatywny kabareton muzyczny. Gdyby przytoczyć wszystkie żarty i docinki, które zespół zaserwował nam podczas występu - potrzebny by był osobny artykuł. W pamięć najbardziej zapadł monolog Tomasza o strefach erogennych: „Proszę nas nie dotykać, tylko perkusistę można; jest on jedynym perkusistą w Polsce, który jest pokryty w całości sferami erogennymi, jak Achilles. Jest tylko jedno miejsce, gdzie jak się go dotknie, to się nie ekscytuje. My znamy to miejsce…”. Zespół zaprezentował właściwie próbkę swoich dokonań z całych 14 lat, m.in. „Nieprzysiadalność” i „Listopad” z „Ogrodu Koncentracyjnego”; „Pies i Chmurka” z „Cacy Cacy Fleischmaschine”; „Małżowina” z „Perły Przed Wieprze”; „Delikatnienie”,

41

doskonały repertuar pochodzący ze starych i nowych płyt. Dźwięki dochodzące z głośników zadowoliły zarówno fanów hip-hopu, jak i klasycznego jazzu – momentami, gdy muzycy pozwalali sobie na solowe improwizacje a pozwalali sobie na to zarówno klawiszowiec, jak i gitarzysta, basista, i siedzący za bębnami Emade – ubrani w garnitury artyści w takiej oprawie przypominali jazzband z prawdziwego zdarzenia. Koncert zaliczyć można do bardzo udanych – to były dwie godziny naprawdę rozgrzewającej muzycznej energii.

Fisz i Emade

Art Cafe Muza, 21 marca 2009 tekst i zdjęcie: maba

„Złe Misie” pochodzące z płyty „Złe Misie” oraz najbardziej rozpoznawalny przebój, „Filandia” z „Las Putas Melancolicas”. Generalnie mieliśmy do czynienia z wieloma stylami i brzmieniami - od jazzowego ambientu, przez reggae, po awangardowy rock, poezję śpiewaną, czasem zawadzającą o elektronikę. Technicznie i akustycznie nie można się do niczego przyczepić, koncert nie był zbyt głośny, instrumenty oraz głosy słuchać było wyraźnie. Szczególną przyjemność zespołowi sprawiała improwizacja: zmienili wiele tekstów, także „Filandii”, śpiewając: „Już nigdy nie będzie takiego Prezydenta i premiera i brata Prezydenta i brata premiera i dziadka premiera…”; improwizację słuchać było także w muzyce, bo Świetliki grały czasem wręcz zupełnie przypadkowe dźwięki, jednak zabawa ta szła im całkiem sprawnie. Koncert zakończył się krótkim bisem - zupełnie zwariowanym popisem gitarzysty Tomasza Radziszewskiego, który powiedział wcześniej, że za bis trzeba „pięć złotych do kapelusza wrzucić”. Świetliki, w osobie Marcina, tak pożegnały się z widownią: „…Po raz pierwszy w Mysłowicach i po raz ostatni mieliście okazję zobaczyć zespół Świetliki. Nie dlatego, że nie pokochaliśmy tego miasta - bośmy pokochali całymi naszymi małymi serduszkami, ale dlatego, że jestem stary, zmęczony…”. Dziwne, bo ja tego nie zauważyłem.

Świetliki

MCK Mysłowice, 6 marca 2009 Marcin Bareła www.egida.us.edu.pl


KUCHNIA

nr2/kwiecień 2009

PRZEPIS Z DEDYKACJĄ Suszone POMIDORY Od razu ostrzegam, że nie jest to najlepszy moment na domowe suszone pomidory. O tej porze roku świadczy to o bezsensownej rozrzutności. Można je kupić w sklepie, podobno suszone na włoskim słońcu (!), w podobnej cenie. Czegóż się jednak nie robi dla poprawienia nastroju, a tym bardziej, jeśli wiosna nie chce przyjść! Poza tym jest satysfakcja, i autorskie danie! Uwielbiam suszone pomidorki, o każdej porze roku. Dlatego proponuje już teraz zapoznać się z przepisem, wytrzymać do sierpnia i wtedy zrobić zapasy na cały rok! Ja tymczasem, płacąc 9 zł za kilogram pomidorów, szaleję i produkuję dla Państwa te obłędne 2 słoiczki.

Rozmowy piwne W ostatnich Rozmowach przedstawiliśmy piwo STOUT – ciemne i aromatyczne jak palona kawa. Tym razem, kontynuując przewodnik po tzw. piwnych stylach, opiszemy typ kolejny. Jest nim ALE, czyli ciemnobrązowe lub jasnobrązowe piwo uzyskiwane z mieszanki słodu jasnego i karmelowego, o smaku od bardzo gorzkiego do słodkawego. To jeden z dwóch głównych typów piwa. Tym drugim jest LAGER, przeważnie mniej goryczkowy i lżejszy. ALE jest piwem starszym, jego początki sięgają wiele wieków wstecz, czasów wręcz zamierzchłych. Dzisiaj piwa tego typu pochodzą najczęściej z Anglii. Warzone są za pomocą drożdży górnej fermentacji i zalicza się je do piw jasnych, mocnych (ok. 6 % alkoholu). W angielskich barach ALE bywa podawane jako Half and half, średnio gorzki napój tworzony poprzez połączenie równych porcji odmian Bitter oraz Mild. Produkowane jest ono w kilku odmianach: Bitter – gorzkiej, o charakterystycznym bursztynowym kolorze; Mild – łagodnej, z małą zawartością chmielu; Indian Pale Ale – średnio gorzkiej, nazwa pochodzi od tradycyjnego miejsca eksportu tego piwa, którym były Indie; Old – mocnej; Stock – mocnej i bardziej trwałej niż pozostałe odmiany. Dodać trzeba, że przyjemność skosztowania tego rarytasu nie należy do najtańszych; za półlitrową butelkę (lub puszkę) zapłacić trzeba od około sześciu do kilkunastu złotych. Wy-

Potrzebujemy: • ok. 2 kg pomidorów (inaczej w ogóle nie ma sensu brać się do pracy). Na zdjęciu, w 2 słoikach, jest dokładnie 1,80 kg pomidorów. Jak widać po wysuszeniu efekt jest…szokujący! Rodzaj? Najlepiej LIMO: podłużne, chociaż robiłam z okrągłych i też były super! • trochę soli (morskiej, brylącej się) • ok. 0,75 l oleju (słonecznikowy) • troszkę cukru • zioła suszone: bazylia, mieszanka prowansalska, oregano • ok. 2 ząbków czosnku na 1 słoik • Słoiki wyparzone, na ok. 2 kg pomidorów 3 słoiki 0,3 l (tak naprawdę proporcje trzeba ustalać bardzo indywidualnie) Przygotowanie: Umyć pomidory. Każdy przekroić na pół. Wybrać łyżeczką miąższ (nie za bardzo się starać, jak zostanie trochę miąższu, to nawet lepiej, będą później bardziej chrupiące). Z miąższu robimy pyszną zupę, albo sos do makaronu! Pomidorki układamy na suszarce do warzyw (można w piekarniku, jeśli jest termoobieg. Ja korzystam z 5-piętrowej suszarki do grzybów, która przydaje się również do wykwintnych chipsów owocowych, np. jabłek z cynamonem), lekko solimy i leciuteńko słodzimy. Jak się nie da domknąć, nic nie szkodzi, w miarę suszenia pomidory zaczną opadać i się kurczyć. Następnie zaczyna się długie czekanie. Suszenie na najprostszej suszarce trwa ok. 12-15 godz. braliśmy trzy z dostępnych marek na naszym rynku. Przetestowaliśmy i wystawiliśmy oceny. Wexford Irish Style Cream Historia tego piwa sięga 1810 roku i jest ono warzone do dzisiaj według oryginalnej irlandzkiej receptury pochodzącej z Hrabstwa Wexford (stąd nazwa). Mamy do czynienia z piwem wspomaganym azotem, zapewniającym wspaniałą, drobną pianę. Jest trochę kwaskowe z wyraźną nutką goryczy. Wyczuwa się posmak chmielu, ale też karmelu. Kolor bursztynowy. Piana rewelacyjna – kremowa, utrzymuje się bardzo długo. Najtańsze z testowanych (około 6 zł – w zależności od miejsca zakupu). Mocna czwórka. Young’s, Special London Można powiedzieć, że jest to typowe brytyjskie Ale. Ciemnobursztynowe, ma przyjemny drożdżowy zapach z wyraźną goryczką przypominająca whisky. Piwo jest mocno wytrawne i cierpkie, pozostawia bardzo miły posmak na języku. Piana – jasnokremowa, dosyć gruba, trochę zbyt szybko znika. Pije się przyjemnie. Bardzo oryginalna, elegancka butelka dopełnia wrażenia, że jest to produkt dobrej jakości. Chociaż cena jest dosyć wysoka, nie pożałujemy tej inwestycji. Zwycięzca w naszym minirankingu. Piątka. Morland Hen’s Tooth Klarowne piwo o bardzo ciekawym smaku, biorącym się między innymi stąd, że jest dofermentowane w butelce. Wybija się głównie nuta chmielowa, wyraźna jest goryczka typowa dla wyspiarskich piw, a także lekka słodowość. Spora jak na piwo

W piekarniku podobno ok. 8 godz. (nie sprawdzałam osobiście). Tak czy inaczej proces suszenia jest długi. Trzeba pilnować pomidory, żeby za bardzo się nie wysuszyły. Gotowe powinny mieć poskręcaną skórkę i lekko wilgotny miąższ. Następna doba: teraz to już kwesta 20 min. Pewnie będziecie zdziwieni ilością pomidorów po wysuszeniu...na tym etapie świetnie widać kwietniową rozrzutność! W garnku podgrzewamy oliwę (tak, żeby wystarczyło do przygotowanych słoików). Podgrzewamy ją do momentu, aż nie zacznie „bulgotać”. W wyparzonych słoikach układamy kolejno: pomidorki, sól, troszkę pieprzu i cukru oraz zioła – DUŻO! Wypełniamy słoik. Pomiędzy pomidorki wkładamy czosnek. Zalewamy oliwą. Szybciutko zakręcamy słoiki i hop! Odwracamy do góry dnem, póki oliwa gorąca, w celu zawekowania. I gotowe! Odstawiamy gdziekolwiek, czekamy 2-3 dni, o ile wytrzymamy, i wcinamy: na kanapkach, w sałatkach, z makaronem, ryżem, śledziem… czyli jak komu fantazja podpowie! MNIAM! JAKA

angielskie zawartość alkoholu (6,5% ABV). Kolor herbaciany. Jest to bardzo smaczne i orzeźwiające piwko w oryginalnej ozdobnej butelce. Ogólnie tak na mocną czwórkę. CIEKAWOSTKI Jedna z czeskich piwiarni postanowiła ułatwić życie swoim klientom w niezwykły sposób. Właściciele zainwestowali w specjalną rynienkę z bieżącą wodą, którą umieścili tuż pod kontuarem baru. A to wszystko po to, aby goście nie odrywali się od swojego ulubionego napoju i nie tracili czasu na wędrówki na stronę. HUMOR PIWNY Do baru przychodzi facet. Siada na stołku i zamawia piwo. Wypija je, zagląda do kieszeni, krzywi się i zamawia następny kufel. Łyka Piwo, znowu zagląda do kieszeni, krzywi się i zamawia jeszcze raz. Powtarza tę operację kilkakrotnie. Zaintrygowany barman pyta: - Dlaczego za każdym razem po wypiciu Piwa zagląda pan do kieszeni? - Mam tam zdjęcie żony. Jeśli patrzę na nią i zaczyna mi sie podobać, to jest to niechybny znak, że czas już iść do domu... Zachęcamy do dzielenia się refleksjami, historiami i nowinkami związanymi z kulturą piwną. Z chęcią zamieścimy je na naszych łamach. Listy prosimy kierować na adres: kuchnia@nowezaglebie.pl p.s.


FELIETON CYKLICZNY

nr2/kwiecień 2009

Nigdy więcej... nie będę za wszelką cenę miła i grzeczna dla moich współpracowników. Od kiedy pamiętam, matuś tłukła mi do głowy, że jestem chamem i powinnam to zmienić: grzecznie się uśmiechać, polecenia wykonywać w trybie natychmiastowym, ustępować starszym w tramwaju, przestrzegać hierarchii społecznej bla, bla, bla. I tak też robiłam. Świadoma, że takt, urok i wdzięk nie są moimi cechami wrodzonymi dokładałam wszelkich starań, żeby nie zostać rozpoznana jako prostak. Łatwo nie było – tony podręczników z zakresu savoir-vivre, wstrzymywane reakcje, miły uśmiech zamiast steku przekleństw i ciągle liczenie do dziesięciu – konieczne, żeby dać ciśnieniu szansę na powrót do normy klinicznej... Nie powiem,

Porcelanowy penis Potiomkina Caryca Katarzyna nie miała nigdy dobrej prasy ani wśród arystokracji, ani wśród historyków. Wszechwładna władczyni dziewiętnastowiecznego imperium została pokazana przez nieżyczliwych kronikarzy jako owładnięta seksualną manią szalona kobieta. Fakty były jednak nieco bardziej prozaiczne. Pierwsze lata jej małżeństwa upłynęły spokojnie i nudnawo w nieskonsumowanym małżeństwie. Mąż Katarzyny, car Piotr zajmował się przez te lata przede wszystkim piciem. Miał on być zresztą wynalazcą piersiówki (potrzebował małej, podręcznej flaszki, którą mógł wsuwać do cholewy buta czy nosić przy piersi. Krój piersiówki umożliwiał i jedno i drugie. Miał wgłębienie idealne na kostkę i wypiętą pierś). Dopiero przeprowadzony siłą na Piotrze zabieg uwolnił go od dręczącej przypadłości. Dzięki temu para małżonków doczekała się syna, późniejszego Pawła I. Katarzyna z czasem zaczęła prowadzić bardzo ożywione życie towarzysko-seksualne. Miała licznych kochanków, których specjalnie dla niej wcześniej testowały wyznaczone do tego damy dworu. Kochankowie Katarzyny byli żądni władzy i pieniędzy. Każdy romans kończył się dla carycy dużymi wydatkami, do jakich była zobligowana, odprawiając kolejnego zachłannego epuzera. Jednak wśród całych pułków przetaczających się przez jej komnatę był również człowiek

że nie dało to żadnych efektów – przeciwnie, na pewnym etapie życia wszystkie te zawiłości dotyczące kulturalnego zachowania stały się odruchem, repertuarem nawyków. I co? I niedobrze. Po latach cieszenia się opinią uroczej jednostki, z którą bez wstydu można pokazać się w każdym towarzystwie, wylądowałam w obecnym miejscu pracy – w mieścinie, gdzie gwałciciele grasują do 15:00. I tak: to, że nie wchodzę nigdzie bez wyraźnego zaproszenia jest kwitowane pytaniem „boi się Pani?”, to, że stoję, dopóki nie zostanę poproszona, żeby usiąść jest traktowane jako poddańczy stosunek do rzeczywistości, a jedzenie tortu widelczykiem – jako burżuazyjny wymysł. To, że nastawiając wodę, pytam czy inni nie mają ochoty na coś do picia – to podlizywanie się, a konsultowanie wyników badań z szefową dowodzi niewiedzy. A to, że nie prenumeruję pism o sprzątaniu domu jest jednoznacznym dowodem na zadzieranie nosa. Ponad dwa lata obserwowałam, dziwiłam się, dochodziłam do wniosku, że

wiocha jest stanem mentalnym i że nie mogę się poddać, tylko twardo przestrzegać zasad, co któregoś pięknego dnia zostanie zauważone i docenione. Przez ponad dwa lata płakałam w poduszkę, przeżywając każde niezrozumienie i nieporozumienie z zapałem godnym lepszej sprawy. I po tych ponad dwóch latach mam dość.

wyjątkowy. Związek Katarzyny z księciem Grigorijem Potiomkinem miał zupełnie inny charakter niż jej wcześniejsze i późniejsze romanse. Ten znakomity rosyjski mąż stanu był niezwykle inteligentny i doskonale wychowany. Uchodził za mężczyznę bardzo przystojnego. Jego aparycji nie była w stanie popsuć nawet utrata oka. Prawdopodobnie Potiomkin stracił oko podczas pijackiej burdy zaatakowany przez jednego z braci Orłowowów, ówczesnych protegowanych carycy. Warto więc przyglądając się portretom Potiomkina, zwrócić uwagę, że zawsze pozował z półprofilu, aby ukryć zranione oko. Potiomkin był kochankiem Katarzyny, ale z czasem został po prostu jej przyjacielem i doradcą. Był jednym z animatorów polityki rosyjskiego imperium. Potiomkinowskie wsie weszły na stałe do mowy potocznej. Faktycznie Potiomkin był autorem fasadowego powitania Katarzyny na Krymie i zbudował na jej przyjęcie nie tylko całe wsie, ale też zapewnił entuzjastyczne powitanie na całej trasie przejazdu. Co dzisiaj zostało po Potiomkinie oprócz anegdotycznej opowieści o wspomnianej mistyfikacji? Oczywiście historia jego imiennika Pancernika Potiomkina. Pomimo iż w zaledwie osiemnaście lat po sławetnej rewolucji został zezłomowany, Eisenstein zapewnił mu nieśmiertelność. Jednak nawet marsz żołnierzy po odeskich schodach jest niczym wobec tajemniczego potiomkinowskiego artefaktu ukrytego w przepastnych magazynach Ermitażu. Grigorij Potiomkin był wybitnym politykiem, brał udział w kampaniach wojennych, był mecenasem kultury, ale też był właścicielem wspaniałego przyrodzenia, którego linię i wielkość podziwiały rzesze kobiet i mężczyzn. W czasach kiedy Potiomkin dzielił z Katarzyną troski związane z rządzeniem kraju oraz te dotyczące łóżkowych eksperymentów, stała się rzecz przykra. Miłosne igraszki kochanków zakłóciła wojna turecka, na którą to Potiomkin musiał się udać z racji sprawowanej posady. Wtedy to miał powstać wyjątkowy odlew „wspaniałej broni Potiomkina”. Informacje o tym doniosłym historycznym fakcie są pewne. W XIX wieku rosyjski malarz Konstanty Somow podczas przyjęcia, które urządził dla swoich przyjaciół, pokazał im rzeczony odlew. Był w jego posiadaniu, ponieważ jego ojciec, kustosz Ermitażu wypożyczył sobie na pewien czas to cudo. Zgodnie z relacją jednego z uczestników spotkania porcelanowy penis Potiomkina został

następnie zwrócony do muzeum. W ostatnich latach Simon Montefiore, autor wyśmienitej książki o Potiomkinie, udał się na poszukiwania tej frapującej pamiątki. Przepastne magazyny Ermitażu nie dały jednoznacznej odpowiedzi. Nie wiemy, czy porcelanowy penis Potiomkina leży gdzieś w zapomnieniu, czy może stłukł się w dziejowej zamieci, czy może na zawsze został w rękach malarza Somowa i jego przyjaciół. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w ogólnie panującym rosyjskim bałaganie jest cały i bezpieczny. I że kiedyś ujawni się w całym swoim pięknie i prostocie.

43

” I wy, o których zapomniałem, lub pominąłem was przez litość, albo dlatego, że się bałem, albo, że taka was obfitość, i ty cenzorze, co za wiersz ten zapewne skażesz mnie na ciupę, I żem się stał świntuchów hersztem, Całujcie wy mnie wszyscy w dupę !…” Julian Tuwim „Absztyfikanci Grubej Berty” OSA

mai


nr2/kwiecień 2009

Multimedia

WTOMIGRAJ Dobre i tanie – jednocześnie? Hm, jak wiemy z życia, jedno raczej wyklucza drugie, choć wyjątki się zdarzają. W przypadku gier komputerowych tanie granie jest jak najbardziej możliwe, a do tego mamy kilka możliwości do wyboru. Jedną z nich są tzw. gry przez przeglądarkę, spośród których warto wymienić święcącego ostatnio tryumfy popularności „Gladiatusa” (www.gladiatus.pl) oraz polecaną w tym numerze strategię „Time Edge: Czas Wojny”. Są też gry-dodatki dołączane do kilku branżowych czasopism (wydatek kilkunastu złotych). Zazwyczaj na płycie DVD znajdziemy dwie lub trzy pełne wersje w polskiej wersji językowej, a także kilka wersji demonstracyjnych. Często są to produkcje sprzed kilku lat, choć zdarzają się również premiery. Kolejnym

źródłem tanich gier są specjalne serie. I tu należy najbardziej uważać, bo zamiast dobrej zabawy można sobie zafundować koszmarną nudę, a ta – niezależnie od tego, ile płacimy – nigdy nie jest warta swej ceny. Znajdziemy tu więc niskobudżetowe nowości oraz odświeżone hity. Tymi pierwszymi nie warto sobie zawracać głowy, bo mimo atrakcyjnej ceny (około 20 zł) są to najczęściej produkcje „garażowe”, po prostu amatorskie, przynajmniej jeśli chodzi o wykonanie. Rozwijając tę metaforę – gdyby gry mogły jeździć, te tuż po wyjechaniu z garażu, rozbiłyby się na pierwszym drzewie… jeśliby tylko zdołały w nie trafić. Ryzyko wiążące się z zakupem produktów z tanich serii polega jeszcze na tym, że możemy się natknąć na starocie, które nigdy nie miały swych dni świetności. Zdarzają się wprawdzie perełki, ale jeśli ktoś nie ma szczęścia poławiacza, niech lepiej nie próbuje nurkować w tych wodach.

Gatunek: akcja Wersja językowa: kinowa (polskie napisy) Wydanie / seria: eXtra Gra wydawca polski: CD Projekt

Blitzkrieg 2

Jest grą strategiczną czasu rzeczywistego (RTS) rozgrywającą się w czasie II wojny światowej. Tytuł wyjaśnia chyba wszystko, a do tego trzeba przypomnieć, że seria jest bardzo znana w świecie – pierwsza jej odsłona sięga czasów zamierzchłych – jak na branżę komputerową – 2003 roku. W pudełku opatrzonym napisem „Blitzkrieg 2: Złota Edycja” otrzymujemy zestaw dwóch gier – „Blitzkrieg 2” oraz „Blitzkrieg: Upadek Rzeszy”. Gracze mogą uczestniczyć w wielu historycznych starciach, dowodząc zarówno siłami alianckimi, jak i niemieckimi. Trzeba powiedzieć, że za niską cenę otrzymujemy produkt naprawdę solidny – jak niemiecki czołg. Gatunek: strategia Wersja językowa: kinowa (polskie napisy) Wydanie / seria: Kolekcja Klasyki wydawca polski: Cenega

Darmowe granie Z darmowych gier on-line warto przedstawić Time Edge: Czas Wojny. Jest to gra strategiczna, w której poznamy 6 epok, a w każdej z nich różne jednostki, budynki i technologie. Wybieramy bohatera spośród 4 ras, a ten zdobywa doświadczenie, atakując innych graczy bądź pokonując potwory za-

pees

STR

The Suffering: Ties That Bind Trzeba przyznać, że „The Suffering: Ties That Bind” jest jedną z gier, które naprawdę przyspieszają bicie serca. Nie tylko dla tego, że na gracza czekają w mrokach hordy krwiożerczych bestii, ale także równie mroczna przeszłość postaci, w którą ma okazję się wcielić. Głównym bohaterem jest Torque, więzień oczekujący na wykonanie kary śmierci. W niewyjaśnionych okolicznościach więzienie zostaje opanowane przez tajemnicze siły. Dla naszego bohatera staje się to szansą, by walczyć o przetrwanie i odkupienie win. Znakomita ścieżka dźwiękowa towarzysząca zmaganiom, sugestywna grafika oraz niezwykle szybka akcja są niewątpliwymi atutami tej gry.

Dobrym wyborem dla ostrożnych jest trzymanie się przede wszystkim tego, co sprawdzone. Na przykład serii firmy CD Projekt: Ekstra Klasyka Next i Top Seller, a także Kolekcji Klasyki wydawanej przez Cenegę (ceny – od około 20 do niecałych 40 zł). Znajdziemy tu „odświeżone” hity, a raczej hity troszeczkę zubożone, bowiem produkty te powstały z myślą o tych użytkownikach, dla których liczy się sama płyta z grą, a nie dodatki. Nie znajdziemy dołączonych koszulek obszernych i kolorowych poradników, ale za to gry można zarejestrować na stronie producenta, by dostać dodatkowe obniżki cenowe. Miało być tanio, jest tanio, zgodnie z obietnicą – w dziale recenzji dwie gry za dwie dychy i jedna za friko.

mieszkujące tajemnicze miejsca, w których można znaleźć wiele skarbów. Im wyższy poziom bohatera, tym większy wpływ wywiera na dowodzoną przez siebie armię. Aby zagrać, wystarczy odwiedzić stronę: www.czaswojny.pl

44

O NA

MIE

S IĄC

http://ffffound.com W odniesieniu do tej strony określenie „strona miesiąca” wydaje się niewystarczające. Od kilku lat ffffound.com jest wyznaczającym trendy wyborem najbardziej inspirujących obrazów znalezionych w Internecie. Oczywiście bardzo subiektywnym. Na FFFFOUND! znajdziemy: fotografię, projektowanie graficzne, design, sporo typografii, ilustrację, piękne wnętrza i wiele innych ciekawych rzeczy. Wszystko bardzo „na czasie” i niezwykle wysmakowane. ffffound.com pozwala użytkownikom zamieszczać i dzielić się swoimi ulubionymi obrazkami znalezionymi w sieci. Jest też funkcja pozwalająca na śledzenie nawzajem swoich fascynacji. Nic odkrywczego? Podobnych stron mamy w sieci setki. Stron, które są tak naprawdę wielkimi śmietnikami pełnymi wizualnej grafomani. FFFFOUND jest jednak inny. Sekret tkwi w tym, że serwis działa na zasadzie zaproszenia, czyli aby uzyskać możliwość zamieszczania obrazków, musimy być zaproszeni przez użytkownika FFFFOUND. Dzięki temu serwis niezmiennie utrzymuje wysoki poziom zamieszczanych grafik. I spełnia swoją rolę – inspiruje. ffffound.com na pewno przypadnie do gustu wszystkim miłośników pięknych obrazów. Uwaga: adres ffffound.com jest pisany przez 4 litery f na początku. Proszę nie dać się zwieść, fffound.com (pisane przez 3 f) to sklep sprzedający fotografię reklamową.

A


Mniej więcej od lat 80. XX wieku w marketingu zaczął się rozwijać tzw. marketing relacji. Przedsiębiorstwa działające w myśl tej koncepcji zacieśniają kontakty z indywidualnymi nabywcami i przez to zwiększają ich lojalność. W Polsce zainteresowanie lojalnością konsumenta pojawiło się stosunkowo niedawno, w znacznej mierze wskutek publikacji w prasie specjalistycznej. Nie bez znaczenia było wprowadzenie w życie aktów prawnych chroniących interesy konsumenta. Lista już funkcjonujących przepisów jest dosyć obszerna i nakłada istotne ograniczenia na działalność przedsiębiorstw w zakresie stosowania tzw. nieuczciwych praktyk rynkowych. Do takich ustawodawca zaliczył m.in. rozpowszechnianie przez sprzedawców nieprawdziwych informacji i rozpowszechnianie prawdziwych informacji w sposób wprowadzający w błąd. Definicja nagannych, a więc i karalnych praktyk rynkowych, jest na tyle szeroka, że część specjalistów przewiduje istotne zmiany w sposobie działania przedsiębiorstw w Polsce. Powołać się tutaj można na skutki podobnych legislacji w krajach zachodnich, w któ-

Nie d aj

w kontekście niedawno wprowadzonej kampanii proekologicznej. Oczywiście od tej reguły występują pozytywne wyjątki. Jedna z polskich sieci oferuje klientom specjalne torby papierowe, które zresztą stosowane są na całym świecie (ang. brown bags). Torby te są faktycznie ekologiczne i w tej sieci oferowane za darmo. W ten sposób firma faktycznie walczy z zanieczyszczeniem środowiska a nie przenosi kosztów na klienta.

się n abić w ...

rych zdarzały się już przypadki skutecznego dochodzenia roszczeń przed sądem na wniosek osób poszkodowanych w wyniku zastosowania zaleceń reklamy. Chodzi nawet o komunikaty reklamowe w humorystycznej oprawie, jak powszechnie znanej marki napoju, który rzekomo „dodaje skrzydeł”. Teoretycznie zatem w Polsce stworzono solidne podstawy dla upowszechnienia marketingu relacji. Czy tak będzie w rzeczywistości? Trudno nie zgodzić się z tezą, że relacje pomiędzy sprzedawcami i konsumentami uległy zmianie w ciągu ostatnich dwóch dekad gospodarki rynkowej. Zwłaszcza w prywatnym sektorze przedsiębiorcy szkolą personel, aby był uprzejmy i dyspozycyjny. Wprowadzono efektywne systemy motywowania i kontroli pracowników, które opierają się m.in. na ukrytym obserwowaniuichzachowań w ramach cyklicznie prowadzonych akcji pod hasłem Tajemniczy Klient. Wielu pracowników, chcąc nie chcąc, zaczyna dostrzegać klienta. Wdrożeni są już do tego, że

Maciej Mitręga

ma prawo po ludzku się wygadać, a nawet pokrzyczeć... W ten sposób firma przerzuca odpowiedzialność za stosunki z klientami na tzw. pracowników pierwszej linii. Niestety,

personel nie zbuduje tego, w czym skutecznie przeszkadzają odgórnie wprowadzane rozwiązania, ponieważ wiele korporacji pod pozorem prowadzenia różnych programów lojalnościowych, czy akcji społecznych, stara się po staremu manipulować klientem. Przykładem niech będzie rozwiązanie wprowadzone już przez wiele supermarketów pod szczytnym hasłem działań proekologicznych. Okazuje się, że klienci nie otrzymują już jednorazowych toreb plastikowych jako dodatku do zakupów. Zdziwieni w odpowiedzi słyszeli, że wcześniejsze jednorazówki nie poddają się utylizacji, a więc supermarket proponuje torby wielorazowego użytku - oczywiście - odpłatnie. Konsumenci dość łatwo przyzwyczaili się do nowej sytuacji. Programy proekologicznych toreb zaczęły się upowszechniać, przy czym niektóre punkty sprzedaży w ogóle zrezygnowały ze starych toreb, aby sprzedawać jednorazówki takie same jak wcześniej, ale już po 20–30 groszy. Nietrudno sobie wyobrazić, jak zyskowna jest cała operacja dla sieci sprzedaży detalicznej. Klienci płacą więcej, a dostają właściwie to samo, przy czym wszystko odbywa się

nr 2/ kwiecień

toreb kę!

Czy klienci mogą się bronić? Najskuteczniejszą metodą walki jest głosowanie nogami, czyli wybór supermarketu stosującego bardziej przyjazną klientowi politykę. W obszarach kultur azjatyckich nastawionych na zbiorowe działania ludzie potrafią masowo oprotestować określoną sieć i zmusić jdo ustępstw. A w Polsce? Obserwowana bierność konsumentów nie może być wytłumaczona niedostateczną ochroną prawną ich interesów. Jak już wspomniałem na początku, w tym względzie nasz kraj nie odstaje zasadniczo od krajów najbardziej rozwiniętych. Przyczyn trzeba upatrywać gdzie indziej, być może w specyfice kultury narodowej i niewystarczającym poziomie edukacji konsumenckiej. (Autor jest pracownikiem naukowym Akademii Ekonomicznej w Katowicach).

45


1980 roku zaawansowanie robót buW dowlano-montażowych wynosiło już około 30 procent. Rok później ekonomicz-

na zapaść dotknęła gospodarkę i wraz z nią budowę koksowni. Nie była to ostatnia przeciwność, jaką przyszło pokonać. Inwestycję wstrzymano na dwa lata. Dopiero 27 stycznia 1987 roku wypchnięto pierwszy koks z baterii nr 1. Przybywało załogi. Chętni przyjeżdżali z całej Polski., ale wielu nie wytrzymywało trudnych warunków roboty przy koksie, wysokiej temperaturze i cuchnących wyziewach. Przez kilka lat rozpalano pozostałe trzy baterie. Jedynka pracowała bez przerwy do ubiegłego roku, kiedy ją wygaszono. Rozpoczęła się generalna modyfikacja przestarzałego dzisiaj obiektu. 1989 roku, po trwającym dziesięć dni strajku załogi, koksownia została wyłączona z Kombinatu Metalurgicznego Huta Katowice. Utworzono przedsiębiorstwo państwowe – Zakłady Koksownicze „Przyjaźń”. Rozwód sąsiadujących ze sobą, koksowni i huty przyniósł do dziś trwające skutki: do wielkich pieców huty, sąsiadującej przecież z koksownią, koks dowozi się ze... śląskich Zdzieszowic. Ten z Przyjaźni wyjeżdża prawie w całości za granicę, głównie do Niemiec, Austrii i Finlandii. o 2005 roku koksownia wyprodukowała 40 mln ton koksu.

W

D

Koksowanie ieszankę węglową, sporządzoną według specjalnej receptury transportuje się do baterii koksowniczej i wsypuje do jednej z kilkudziesięciu komór o objętości około 30 metrów sześciennych każda. Tam w wysokiej temperaturze około 1 3000 C, bez dostępu powietrza, następuje odgazowanie węgla. Proces trwa kilkanaście godzin. Temperatura koksu opuszczającego baterię wynosi 1 0500 C. Wytwarzany gaz koksowniczy użyty zostaje do ogrzewania baterii. Jest także spalany w zakładowej elektrociepłowni. orący koks musi być schłodzony, czyli gaszony. W starych bateriach robi się to Zaczęło się... tężnej Hucie Henrykowskiej, po której zo- na sucho, w nowej oznaczonej numerem 5 onad trzydzieści lat temu, w listopadzie stało dziś niewiele śladów w sosnowieckiej gasi się go na mokro. To, oczywiście, główny 1977 roku Rada Ministrów podjęła dzielnicy Niwka. Próbowano, gdyż lokalny produkt Przyjaźni. Obok niego uzyskiwane uchwałę w sprawie budowy zakładu koksow- węgiel absolutnie nie nadawał się o tego celu. są cenne surowce chemiczne, czyli smoła, niczego wchodzącego w skład Kombinatu Pokłady węgla koksującego najbliżej znajdu- benzol, siarka i gaz koksowniczy. Tym zajMetalurgicznego. To był początek Koksow- ją się w kopalniach jastrzębskich. muje się Wydział Węglopochodnych. ni Przyjaźń, ale nie początek koksownictwa

M

G

P

Koksownia Przyjaźń Przypadki olbrzyma Tekst Ireneusz Łęczek zdj. Jerzy Pikuła

w Zagłębiu Dąbrowskim. Mało kto dzisiaj wie, że węgiel koksowano już w XIX wieku w Hucie Bankowej w Dąbrowie Górniczej. Wcześniej próbowano go uzyskiwać w po-

46

nr 2/ kwiecień

zdj. Jerzy Pi


ikuła

Gospodarka Rządy komisarza 1996 roku hutnictwo zmniejszyło zapotrzebowanie na koks, spadły ceny, zakład znalazł się na skraju bankructwa. W pewnym momencie przychody koksowni obciążało 2 200 zajęć komorniczych, przy zadłużeniu wynoszącym 900 mln złotych. W 1997 roku Ministerstwo Skarbu Państwa wszczęło wobec zakładu postępowanie naprawcze i ustanowiło Zarząd Komisaryczny. Owa forma kryzysowego zarządzania wydawała się tymczasowa, ale kilkakrotnie przedłużana trwała sześć lat. 2003 roku najwięksi wierzyciele zgodzili się na udziały w przedsiębiorstwie, które poddano prywatyzacji. Inne należności rozłożono na raty. Od stycznia 2004 roku Koksownia „Przyjaźń” jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. ie tylko w finansach bywało dramatycznie. W 2000 roku nastąpił wybuch gazu koksowniczego uchodzącego z instalacji. Na miejscu śmierć poniosło trzech pracowników. Dwaj kolejni zmarli w szpitalu. Pożar gasiło 20 jednostek straży pożarnej.

W

W N

nieczyszczeń w regionie Morza Bałtyckiego, oszczędności w wydatkach. Opóźniony zouznanych za takie przez Komisję Helsińską. stał remont baterii nr 1. Nie wiadomo kiedy ielki popyt na koks spowodował, że zostanie podjęta przebudowa kolejnej. inwestycje kosztujące około 900 mln rezes Zarządu Koksowni „Przyjaźń” – złotych sfinansowano prawie w całości Edward Szlęk, podkreśla, że jak pokazują z własnych środków spółki. Przedsięwzięcia chociażby doświadczenia kierowanej przez modernizacyjne dofinansowała Unia Eu- niego firmy, kryzysy nadchodzą i odchodzą, ropejska. W 2007 roku produkcja osiągnęła a po nich trzeba być przygotowanym do corekordową wielkość 2,7 mln ton. raz trudniejszych zadań. lanuje się, że pokryzysowa Koksownia Znów dekoniunktura Przyjaźń powinna wytwarzać do 3,5 eszcze w połowie ubiegłego roku kondy- mln ton koksu rocznie. Ze względu na wycja finansowa „Przyjaźni” była znakomita. mogi ekologii i technologii potrzebny jest Jednak światowy kryzys ekonomiczny bły- generalny remont trzech najstarszych baterii. skawicznie i na niej odbił piętno. Automa- Natomiast ze względów finansowych naletycznie i drastycznie obniżyła się sprzedaż żałoby zainwestować w budowę pierwszej koksu. W listopadzie i grudniu 2008 spadek w Polsce instalacji odzyskiwania metanolu wyniósł 50 procent. W styczniu tego roku z gazu koksowniczego. Metanol, używany sprzedano tylko 35 proc. wielkości z dobrych jako rozpuszczalnik, paliwo i surowiec chelat. Wzrosły zapasy koksu na zwałach. Wo- miczny, nie jest jeszcze w naszym kraju takbec obniżenia się przychodów poczyniono produkowany.

W

P P

J

Tłuste lata oprawa koniunktury na koksowniczym rynku nastąpiła w 1999 roku. W pierwszych latach nowego tysiąclecia, po okresie dekoniunktury, lawinowego wzrostu zadłużenia i zaciągania kredytów na wypłacanie wynagrodzeń dla załogi, „Przyjaźń” zaczęła lepiej prosperować. Wielki boom inwestycyjny w Chinach przełożył się bezpośrednio na wzrost światowego zapotrzebowania na koks. d 2005. roku dąbrowska koksownia przeszła radykalną modernizację. Kosztem 410 mln złotych wybudowana została nowoczesna bateria koksownicza nr 5. Obiekt zyskał tytuł Lider Polskiej Ekologii 2007, przyznany przez Ministra Ochrony Środowiska. ównież w 2007 roku uruchomiono nową elektrociepłownię o mocy 21 Mwe. Inwestycja zapewniła „Przyjaźni” samowystarczalność energetyczną, a jej bliższym i dalszym sąsiadom bardziej czyste powietrze. Do atmosfery trafia rocznie o 160 ton pyłu mniej, gdyż tzw. gaz resztkowy powstający przy suchym gaszeniu koksu nie jest już emitowany do otoczenia, lecz zmieszany z gazem koksowniczym i spalany, napędza turbiny. następnym roku ruszyły nowe technologie na Wydziale Węglopochodnych, co kosztowało około 250 mln złotych. Dorzucił się Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. odernizacja zakładowej oczyszczalni ścieków, neutralizującej groźne substancje, przebiegała nie bez kłopotów. W każdym bądź razie, w połowie 2006 roku Koksownia Przyjaźń została skreślona z Listy Hot-Spotów, czyli najgroźniejszych źródeł za-

P

O

R

W M

nr 2/ kwiecień

47


Kryzys czy recesja? i energetycy na Śląsku za Gżekórnicy nic mają kryzys i żądają podw yw ynagrodzeń. Związki zawodo-

we wzy wają rząd do negocjacji pakietu antykryzysowego zapewniającego subsydiowanie zatrudnienia, jeżeli firma zmniejsza lub zatrzymuje produkcję. wolennicy niewidzialnej ręki rynku tracą wiarę, że rynek wszystko naprawi i wołają o pomoc do rządu, Unii Europejskiej lub Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Można powiedzieć - historia kołem się toczy, albo bardziej ekonomicznie – immanentną cechą gospodarki rynkowej jest jej cykliczny rozwój. Od powstania kapitalizmu do czasu wielkiego kryzysu gospodarczego lat 1929 – 1933 wahania koniunktury gospodarczej cechował y się czterema fazami: kryzys, depresja, oży wienie, rozkwit. W latach 30. X X wieku zw yciężyła doktryna J.M.Keynesa, która mówiła o konieczności interwencji państwa w przypadku załamania koniunktury. Zatrudnieni przy robotach publicznych np. przy budowie dróg bezrobotni otrzymują w ynagrodzenie i w ykupują „nadprodukcję” znajdującą się w sklepach. Zapasy zostają upł ynnione, producenci mogą zwiększać zatrudnienie i produkować od nowa. awsze gdy gospodarka się rozwija, bezrobocie spada, inf lacja nie zjada oszczędności, zw yciężają doktryny liberalne, twierdzące, że rynek jest doskonał ym regulatorem gospodarki, a państwo może co najw yżej troszczyć się o społeczeństwo. Jednak gdy w gospodarce dzieje się źle, to wszyscy przypominają sobie, że jest państwo i wówczas próbuje się w ykorzystać doktryny monetarystów, postkeynesistów do usprawiedliwienia wspomagania rynku, bo nikt nie wątpi, że bez niego nie będzie gospodarki rynkowej. ierwsze symptomy kryzysu pojawił y się w Stanach Zjednoczonych w 2006 roku, kiedy to spadał y ceny nieruchomości. W połowie 2007 roku obligacje subprime stał y się papierami bez pokrycia. Ceny domów poczęł y spadać, fundusze inwestycyjne bankrutować, dofinansowano główne banki, by zapobiec kolejnym bankructwom. Poprawa sytuacji była krótkotrwała. Banki nie pożyczał y

Z

sobie pieniędzy bojąc się niew ypłacalności kontrahentów. Giełdy przeży wał y poważne spadki kursów akcji. Narastający kryzys finansow y sk łonił do stworzenia planu ratunkowego przekazującego miliardowe dotacje na ratowanie zagrożonych instytucji finansow ych. oprzez powiązania między bankami, instytucjami finansow ymi i giełdami kryzys przeniósł się w ostatnim kwartale 2008 roku do

P

Z

P

48

nr 2/ kwiecień

Jadwiga Gierczycka Europy. Upadł y banki w Islandii; w Rosji i na Ukrainie ograniczono w ypłaty z rachunków bankow ych, Węgry zwrócił y się o pomoc do MF W i Unii Europejskiej. K łopoty zaczęł y dotykać Polskę i Czechy. anki przestał y kredytować sprzedaż samochodów. Motoryzacyjny kataklizm uderzył we wszystkich od Volkswagena przez Renaulta po Fiata. Dotknął firmy

B


japońskie. Chrysler stracił ponad połowę klientów. Po zwolnieniach w bankach rozpoczęł y się poważne redukcje zatrudnienia w przemyśle motoryzacyjnym. W listopadzie i grudniu 2008 roku spadł y ceny ropy, miedzi i innych surowców. oczątkowo kryzys omijał polską gospodarkę. Jednak banki powiązane z międzynarodow ym systemem finansow ym ograniczył y udzielanie kredytów co spowodowało zaburzenia na rynku nieruchomości. Polski złoty poważnie obniżył wartość a przedsiębiorstwa dotknęł y problemy finansowe związane z opcjami walutow ymi. Spadał y g wałtownie kursy akcji na giełdzie. ecesja w Europie spowodowała spadek zapotrzebowania na nasz eksport – zmniejszył się o 19%, inwestycje zmniejszają się o 11% - rośnie bezrobocie – prawie 11%, pojawiają się bankructwa firm, zamrażanie pensji a nawet ich obniżka. padek w ydajności pracy w ostatnim okresie w przedsiębiorstwach może oznaczać, iż firmy nie chcą zwalniać pracowników. Czekają co będzie dalej. Spadający popyt za granicą na polskie produkty uda się może chociaż częściowo zrekompensować wzrostem konsumpcji w kraju. rognozy NBP przewidują 1,1% wzrost gospodarczy w Polsce w 2009 roku. Może to nie jest optymistyczna wielkość w porównaniu z niedawnym 5,5% tempem wzrostu PK B, ale lepiej wzrost minimalny niż 5% spadek przewidy wany w Japonii i z tego względu patrząc na obecną sytuację w kraju wolę uży wać terminu recesja niż kryzys, ponieważ chyba lepiej przystaje do naszej rzeczywistości. hcę wierzyć, że rynek wsparty w razie konieczności mądrą polityką gospodarczą rządu poradzi sobie z tym koniunkturalnym załamaniem. A przecież w razie deszczu możemy jeszcze schronić się pod parasolem Unii Europejskiej przygotowującej program ratunkowy, czy MFW, który niedawno pomógł Węgrom i Rumunii. Nie żyjemy na bezludnej wyspie, jesteśmy członkiem dużego ugrupowania integracyjnego, którego celem jest zrównoważony rozwój wszystkich państw członkowskich. ryzys nie jest mitem, jest rzeczywistością, ale należy go traktować jako naturalne zjawisko w gospodarce rynkowej i pamiętać, że po recesji następuje ekspansja, tylko jak długo przyjdzie nam na nią czekać?

Jak na całym świecie....

P

R S

P

C

K

Bogdan Sadecki

a regionalnym rynku pracy jest gorzej, N niż kilka miesięcy temu. Na koniec stycznia tego roku w powiatowych urzę-

dach pracy w regionie zarejestrowanych było 137,8 tys. bezrobotnych, czyli o 15 tys. (12,3%.) więcej niż w grudniu 2008 roku. Najgorsza sytuacja w Zawierciu, Sosnowcu , Dąbrowie Górniczej (najwięcej zwolnień) oraz Częstochowie. Nie wszystko jednak da się wytłumaczyć kryzysem. Wzrost liczby osób pozostających bez pracy jest też następstwem obowiązywania od 1 stycznia br. nowelizacji ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych. ylko w styczniu 2008 roku 24 zakłady naszego regionu poinformowały o planowanych zwolnieniach grupowych, ale wypowiedzenia wręczono 645 pracownikom z 18 zakładów, chociaż wcześniej zakładano, że pracę może stracić aż 1575 osób. wolnienia po części zostały wstrzymane, ponieważ kondycja firm okazała się lepsza, a część z nich odłożyła redukcje na później. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja makro- i mikroekonomiczna wpływa na to, iż przedsiębiorstwa będą dalej ciąć etaty. Na początku marca br. przedstawiciele związków zawodowych firmy „Okfens” dowiedzieli się o likwidacji firmy zatrudniającej 230 osób. Wkrótce cała załoga ma otrzymać wypowiedzenia w związku z likwidacją spółki. Związkowcy mieli spotkać się z pracodawcą i przedstawić postulaty (pomoc w szukaniu miejsc pracy, wysokość odpraw). styczniu zakończyły się negocjacje zarządu Huty CMC Zawiercie i przedstawicieli związków zawodowych. Doszło do porozumienia w sprawie zwolnień. Podjęto wtedy decyzję, że wypowiedzenia otrzyma 210 pracowników, czyli pracę w hucie stracić miało o 90 osób mniej niż zakładała wcześniej dyrekcja. Pracodawca zobowiązał się w trakcie podejmowania decyzji, że jeżeli w czasie trwania wypowiedzeń zamówienia

T

Z

W

nr 2/ kwiecień

na produkcję huty wzrosną, to zostaną one wycofane. Poprawa kondycji przedsiębiorstwa po tym czasie oznaczać będzie, że zwolnieni w kryzysie będą mieli pierwszeństwo ponownego zatrudnienia. eszcze jesienią 2008 r. ArcelorMittal Poland wygasił w Hucie Katowice wielki piec – jeden z dwóch (trzeci od dawna nie pracuje). Pracownicy odczuli więc na własnej skórze, czym jest globalizacja. Już wówczas dyrekcja ogłosiła, że zamiast pracy na trzy zmiany, będzie teraz jedna, a to ze względu na konieczne ograniczenie produkcji stali spowodowane spadkiem ilości zamówień od stałych odbiorców huty – głównie przemysłu samochodowego, budowlanego, producentów sprzętu AGD. Wstrzymanie produkcji oznaczało m.in., że piec w zostanie wyremontowany z wizją, że gdy przyjdą lepsze czasy ruszy ponownie. Przerwa w produkcji miała trwać przynajmniej do drugiego kwartału 2009 roku. Przedstawiciele koncernu zapewniali, że nikt z pracowników koncernu nie straci pracy (huta w Dąbrowie Górniczej zatrudnia 3,6 tys. osób). Miało także nie dochodzić do obcinania pensji ani premii. Władze spółki miały namawiać pracowników do wykorzystywania zaległych urlopów zdrowotnych. znacznie gorszej sytuacji pozostawieni byli pracownicy firm zewnętrznych wykonujących usługi dla ArcelorMittal. Dziś firma często korzysta z pracowników tymczasowych, a część prac zleca spółkom zewnętrznym. apowiadane są także zwolnienia grupowe w służbie zdrowia. Wojewoda namawia jednak pracodawców, by w czasie kryzysu wciąż utrzymywać zatrudnienie. Przedsiębiorcy zamiast zwalniać mogą kierować pracowników na szkolenia współfinansowane z unijnych pieniędzy – wtedy pracownik nie traci pracy, a może przetrwać trudny okres. przygotowaniu do recesji zapewniają też jak jeden mąż szefowie zagłębiowskich MOPS-ów i PUP-ów.

J

W Z

O

49


Andrzej S. Kowalski, Kompozycja M-2, 1958

50

Andrzej S. Kowalski, Transatlantyk, 1965 nr 2/ kwiecień


Literatura Wojciech Brzoska (1978) – poeta, autor książek poetyckich: Blisko coraz dalej (Bydgoszcz 2000), Niebo nad Sosnowcem (Warszawa 2001), Wiersze podejrzane (Nowa Ruda 2003), Sacro casco (Nowa Ruda 2006), przez judasza (Olsztyn 2008). Jego wiersze tłumaczone były na angielski, niemiecki, czeski, słowacki, słoweński i serbski. Pochodzi z Sosnowca, obecnie mieszka w Katowicach. wersje drugiego dnia po ślubie synowa objawiła się na górze. i stamtąd nas teraz obserwuje, czy cię to nie interesuje? przez małe okienko w niebie tworzy się nowa historia sąsiadów z naprzeciwka. która cię interesuje? pomimo że dalej nie słuchasz syn płodzi syna pod czujnym okiem matki. przez małe okienko w głowie tworzy się nowa historia sąsiadów z domu obok:

Tendo Achillis Już po, choć szwy utrzymano. Plastyka Vulpius i Lysholma pachnie jak nazwy mitycznych wysp. Parki: Clexane i Venoruton Forte wróżą ze ściegu snu, kiedy martwe przychodzi. A martwe wdzięczy się. Układa i śpi. Sączy się, przeciąga skąpymi sylabami niczym mętna woda. Martwe mruga do nas oczkiem cyklonu.

Camera obscura Równie dobrze jamka, co ma za nic każde światło. Tropiciel, a może topielec? Czy są słowa, które nas nie dotyczą?

Góry Pułaskiego Złożyło się samo. Złożyło się bez udziału innych. Jedyna sekunda, kiedy sprzedaje się dół i kupuje górę. Piekło-niebo albo nożyce-kamień. Jedyna i ostateczna decyzja. Linia frontu jest teraz tu: pośród szumu gołębi. W centrum. Z widokiem na łuskę kościelnej wieży.

drugiego dnia po ślubie synowa objawiła się na górze i stamtąd nas teraz obserwuje.

Wgrzebujemy się na nowo. Nowe śmieci i rupiecie. Poblask świateł biegnących donikąd.

jak strona przygląda się stronie. jak kartka przewraca kartkę.

Centrum nam obiecało lepsze jutro i czas bez westchnień i żądań. Centrum nasypało nam. Zakopało. Mgłą i sypkim śniegiem zaciekło.

wybaw mnie dla Rogera Ballena

wybaw mnie od stóp do głowy, zachowaj od kłębów drutu, na których się kołyszę w tej pozornej ciszy. wybaw od zwierząt samotnych jak zabawki. wybaw od pamięci rozkładu nocy i szkieletu dni. wybaw mnie na zawsze od czerni i bieli chłodnej jak skaj. wybaw mnie, wywołaj.

Przesypujemy tamten popiół. Jesteśmy bliżej Pana Boga. Złożyła się

Tomasz Hrynacz (1971) – poeta, autor zbiorów wierszy: Zwrot o bliskość (Kraków 1997), Partycje oraz 20 innych wierszy miłosnych (Sopot 1999), Rebelia (Wrocław 2001), Enzym (Nowa Ruda 2004), Dni widzenia ( Jugowice 2005), Praski raj (Nowa Ruda 2009). Jego wiersze tłumaczono na angielski, chorwacki, czeski, francuski, niemiecki, serbski i ukraiński. Mieszka w Świdnicy Śląskiej.

nr 2/ kwiecień

51


zdj. Tomasz Kowalski

Literatura

Poeci na torach

Drogi Radku, odkąd rozstaliśmy się na dworcu w Opolu, skąd Ty zrobiłeś swoje totaktoto, totaktoto w kierunku Brzegu, ja zaś tą samą drogą usiłowałem dostać się do Gliwic, nie minęło wiele czasu. A jak dużo się wydarzyło. Przysiągłbym, że cale wieki minęły, odkąd widziałem Twoją szlachetną osobę czy w ogóle jakąkolwiek cywilizację. Siedzę teraz na dworcu w jakimś zapomnianym przez Boga mieście, którego być może nawet nie ma. Za kasami rozciąga się ciemność. Bezdomny śpi na sąsiedniej ławce. Co kwadrans przechodzi patrol policji. Jeden z funkcjonariuszy trąca kloszarda pałą: - Tu nie wolno spać! mówi spokojnie, stanowczo, ale z jakąś nutą wdzięczności. Gdyby nie bezdomny, ich obecność w tym miejscu o tej porze byłaby zupełnie pozbawiona sensu. On wstaje na chwilę. Patrzy, jak odchodzą, kładzie się i śpi dalej. Ja siedzę, otworzyłem gazetę, ale nie czytam. Staram się zrozumieć, jak tu trafiłem. Odtworzyć tę drogę. Było to chyba tak. Niepomny czyhających na mnie w podróży niebezpieczeństw wsiadłem do pociągu pospiesznego relacji Poznań - Kraków. Oprócz ostatniego numeru „Tygodnika Powszechnego” i biletu, ściskałem jeszcze beztrosko knyszę wegetariańską, bardzo niezdrową, zakupioną w budce na rzeczonym, opolskim dworcu. Zająłem miejsce w przedziale. Naprzeciw wytwornej damy, nieustannie przyciskającej coś na swoim telefonie celem nawiązania kontaktu z bliską sobie osobą. A może po prostu w coś grała. Posiliwszy sie, przy czym ubrudziłem sobie jedynie spodnie i koszulę, buty zaś wsunąłem dyskretnie pod siedzenie (do tak kulturalnych zachowań skłoniła

Ryszard Chłopek

mnie obecność wspomnianej damy w wieku lat około dwudziestu jeden i pół z Jaworzna) o co ja zresztą niedyskretnie, ale precyzyjnie zapytałem... No więc mając pełny żołądek, a nawet przełyk i gardło oraz kieszenie, oddałem się lekturze. Z artykułów wynikało, że arcybiskup diecezji lwowskiej niejaki Stanisław Lem wyświęcił na patrona mediów, liryków, lirników i deliryków błogosławionego Jacka Po. Co miało być pokojową czy raczej kuchenną odpowiedzią na zagrożenie wojną nuklearną oraz niebezpieczeństwo zajeżdżenia nieba, przez zatrważającą liczbę latawców puszczanych beztrosko dzieciom przez nieodpowiedzialnych rodziców z powodu przedłużającej się i wietrznej jesieni. Z tej właśnie okazji prezydent Krakowa złożył kondolencje gniazdom karabinów maszynowych z pierwszej wojny światowej i zarzekł się, że jego dziadek nie był najemnikiem w armii Zakonu Krzyżackiego, a jeżeli nawet tak, to on za to serdecznie przeprasza, wszystkich, którzy poczuli się dotknięci klęskami Zakonu odniesionymi pod Grunwaldem, Płowcami, Koronowem oraz w innych historycznych miejscach. Doszedłszy do wniosku, że chłonność mojego umysłu nie jest w stanie sprostać tak ogromnej liczbie informacji, podniosłem się z podłogi, złożyłem gazetę i nastawiłem budzik w telefonie na za pięć Gliwice. Zapytasz Radku - dlaczego za pięć? Otóż musisz pamiętać, że w rozkładzie jazdy pociągów wid-

nieją godziny odjazdów, dlatego wielce prawdopodobnym jest, że za pięć już będziemy na dworcu. Pociąg wjechał w ogromny tunel, którego (przysiągłbym) jeszcze rano tutaj nie było i oczom moim ukazała się wyspa. Tak, wielka wyspa pośrodku oceanu w pełnym świetle słońca. Co znajdowało się na wyspie? Otóż na wyspie siedzieli poeci. Siedzieli sobie i pisali wiersze. Jak to poeci. Wziąłem karabin, bo w tym śnie miałem go ze sobą i wystrzelałem poetów. Wszystkich z wyjątkiem siebie. I zostałem sam. Wkrótce otrzymałem Kościelskich, Nike, Gdynię i Nobla. Sam więc widzisz, drogi Radku, ze był to dobry sen. Właśnie odtrąbiono fanfary na moją cześć... To nie fanfary, tylko mój budzik, specjalnie nastawiony na za pięć Gliwice i zostawiony w kieszeni kurtki, wewnętrznej, zawieszonej na haczyku razem z resztą, specjalnie po to, aby mnie obudzić, żebym nie pojechał do Katowic, czy jeszcze dalej. Wyłączam budzik i rozglądam się. Z lewej ciemno, z prawej cztery perony. O kurwa! Bo sam Radku powiedz, co między Opolem a Gliwicami ma cztery perony? Jak stacja? zapytasz, a odpowiem Ci - żadna! Bo tak właśnie drogi Radku, żadna! Porywam plecak, kurtkę z telefonem, szalik, czapkę, bo jest zima. Ale na wszelki wypadek jeszcze, stojąc u drzwi przedziału pytam, jej, tej damy dystyngowanej z telefonem jednym, czy to aby Gliwice, na co ona mówi, że nie wie, bo czyta. To po co ona czyta, jak nie wie - myślę, ale nic nie mówię, bo biegnę do drzwi zanim mi pociąg odjedzie i poniesie mnie hen, aż do Zabrza. No do Zabrza, to może nie hen. I jestem na peronie! I pociąg rusza! I wiesz co drogi Radku? Kędzierzyn-Koźle! Kędzierzyn-Koźle jest stacją kolejową między Opolem i Gliwicami, która ma cztery perony, co piszę na wypadek, jakbyś kiedyś w jakimś teleturnieju brał udział i dajmy na to Teokryt Urbański zapytałby cię: Jak się nazywa stacja między Opolem a Gliwicami, która ma cztery perony?, to będziesz wiedział co odpowiedzieć. I zgarniesz wówczas niewąskie perony, to jest miliony i mam nadzieję, że się podzielisz. Ze mną, który jeszcze przed chwilą dobierałem kolejno Kościelskich, Nike, Gdynię i Nobla, a teraz siedzę obok kloszarda, którego co kwadrans trącają policjanci. - Panie, tu się nie śni! Ryszard Chłopek - ur. 1979, poeta, prozaik, krytyk literacki. Opublikował trzy książki poetyckie: Wieczna ospa (Kraków 2002, Zielona Sowa - Biblioteka Studium), Legendy schodzą z pomników (Nowa Ruda 2003, Mamiko) oraz Węgiel (Kraków 2007, Zielona Sowa - Biblioteka Studium). Mieszka w Tarnowskich Górach.

52

nr 2/ kwiecień


Albo – Albo

O przymiotniku nowy i o tej nudziarce Orzeszkowej Muszę być szczery. Bardzo ostrożnie podchodzę do zjawiska czy przedmiotu, który pachnie nowością. Zawsze obawiałem się nowych butów, bo zanim je rozchodziłem, mogły mnie tu i ówdzie uwierać, a nawet czasami zedrzeć skórę na pięcie. Mężczyzna w nowym garniturze zawsze wygląda trochę jak manekin z wystawy ze sklepu odzieżowego. Jak już się trochę w garniturze pochodzi, na mężczyźnie się odpowiednio ułoży i taki elegant w nowym garniturze czuje się tak doskonale, jakby się w nim urodził. Przymiotnik nowa rodzaju żeńskiego odegrał w moim życiu rolę historyczną. Tygodnik pt. ,,Nowa Kultura” był po likwidacji tygodników ,,Kuźnicy” i ,,Odrodzenia”

najbardziej reprezentatywnym tygodnikiem literackim. 21. dnia sierpnia 1955 r. wracając z wędrówki po Beskidzie Śląskim kupiłem w Szczyrku, w kiosku Ruchu - najnowszy numer ,,Nowej Kultury”, a w nim poetycko – polityczna bomba – “Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka. W trzydziestym numerze ,,Nowej Kultury” niejaka Joanna Sierpińska odpowiedziała Ważykowi ,,Poematem dla młodych”. Idealnie słuszny poemat nieznanej mi poetki i tak nie uratował Pawła Hoffmana, który stracił posadę z powodu wydrukowania poematu Ważyka. Aby już nigdy przymiotnik nowa nie zasiał niepokoju, na miejsce ,,Nowej Kultury” powołano nowy tygodnik pt. ,,Kultura”. Nigdy nie uległem wpływom nowomowy. Jednak przymiotnik rodzaju nijakiego nowe źle mi się kojarzy. Pamiętam, szedłem z Warszawy z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę. Około dziesięć tysięcy pielgrzymów za placem Narutowicza w Warszawie ostrzegały megafony z milicyjnych suk, że pielgrzymi powinni natychmiast rozejść się do domów – we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy. Dziesięciotysięczny

tłum również może paść ofiarą tej zarazy. Pielgrzymi szli zwartym tłumem i dotarli do Nowego Miasta nad Pilicą. Władze dbając o zdrowie społeczeństwa, wysłały do miasta nad Pilicą kilkadziesiąt karetek pogotowia ze szczepionką przeciw ospie. Każdy pielgrzym musiał się poddać szczepieniu. Dopiero zaszczepiony mógł dalej wędrować na Jasną Górę. Chyba się żaden czytelnik nie zdziwi, że przymiotniki nowy, nowa, nowe źle mi się na starość kojarzą. A tu jeszcze ostatnia nowość – grupa ludzi walczących o tożsamość kulturową Zagłębia „urodziła” dwumiesięcznik pt. ,,Nowe Zagłębie”. Mnie by wystarczyło samo ,,Zagłębie”. Jestem jednak bardzo ciekaw, jakie treści zmieszczą się, by były odpowiednie dla tytułu czasopisma. Gdyby żyła moja matka urodzona w Dąbrowie Górniczej, miałaby w tej chwili 108 lat. Prawie żadne miasto zagłębiowskie nie liczy stu lat (Będzin ma wielowiekową historię, ale zanim nie przeprowadzono kolei warszawsko–wiedeńskiej, miasto Będzin miało zrujnowany zamek i kilkadziesiąt zabudowań na podzamczu), a więc każde z nich jest ode mnie starsze o niecałą trzydziestkę. Więc czekam z ciekawością, aby „Nowe Zagłębie” zajaśniało blaskiem nawiązując do przecież niezbyt odległych tradycji, ale jakże ważnych. Oto przysłano mi książkę wydaną na początku dwudziestego wieku pt. ,,Po szczęście” z przedmową Elizy Orzeszkowej. Wstyd mi się przyznać przed samym sobą – nigdy nie lubiłem powieści Elizy Orzeszkowej. Może dlatego, że kiedy dojrzałem w szkole do lektur obowiązkowych, to po zjeździe polonistów w 1950 roku prof. Stefan Żółkiewski ogłosił obowiązkową marksistowską analizę dzieł literackich. W szkole średniej z dorobku twórczości Elizy Orzeszkowej za najwybitniejsze dzieło uznano powieść pt. „Marta”. Jej największa powieść pt. „Nad Niemnem” w sowietyzowanej kulturze polskiej była przemilczana – Niemen płynął w granicach Związku Radzieckiego. Nie sięgałem po książki Elizy Orzeszkowej, kiedy już wiedziałem, że w 1909 roku nasza pisarka była kontrkandydatką do Literackiej Nagrody Nobla, którą przyznano Selmie Lagerlöf – autorce do dziś czytanej książki dla dzieci pt. „Cudowna Podróż”. Autorka powieści „Nad Niemnem”

nr 2/ kwiecień

mieszkała w prowincjonalnym miasteczku – Grodnie. Główne ulice miasta były wyłożone kostkami z drewna. Przy jednej z tych ulic rezydowała pani Eliza. Kiedy miasto obiegła wiadomość, że pisarka jest ciężko chora, społeczność żydowska Grodna wyłożyła ulicę słomą, aby turkot furmanek i tupot końskich kopyt nie zakłócał ciszy tak bardzo potrzebnej do wyzdrowienia niedoszłej laureatki nagrody Nobla. Żydzi wyłożyli ulicę słomą wdzięczni pani Elizie za powieść pt. „Meir Ezofowicz”. Sto pięć lat temu można było wypożyczyć w Bibliotece Resursy w Zawierciu książkę Nr Inwentaryzacyjny 537, pt. „Po Szczęście” z przedmową Elizy Orzeszkowej. Oto fragmenty tej przedmowy: „Choćbyś umiał gwiazdy z nieba zdejmować (...) kędy wśród wyższych warunków dobrobytu i poważania pracują zdolności wyższe, stopa twoja nie stanie nigdy. (...) Czy prawnikiem jesteś lub lekarzem, inżynierem lub leśnikiem, wszystko jedno; gdziekolwiek jakakolwiek instytucja rządowa istnieje nie ma dla ciebie, na rodzinnej twej ziemi, ani pracy, ani chleba, ani teraźniejszości, ani przyszłości. Przebyłeś szkoły niższe i wyższe, pała z rządzą z użytkowania w obranym zawodzie zdolności swych i uzdolnień, chcesz założyć rodzinę i żyć tak, jak wszyscy ludzie w tej epoce czasu żyją – oj nie kochanku! Nic z tego nie będzie! Polakiem jesteś, a trzeba, abyś nim być przestał; więc opuść Polskę i po pracę uczciwą, po chleb, po możność rozniecenia ogniska rodzinnego jedź daleko, daleko do innego kraju i klimatu, pomiędzy inną ludność i mowę [ ...]. Mój Boże! Te zdania wielkiej pisarki polskiej czytali zawiercianie sto pięć lat temu. W 2009 roku być może przeczytają ten tekst prawnukowie niegdysiejszych czytelników. I co? Czy w moim mieście i w innych miastach zagłębiowskich, które dorastają do lat stu żył, żyje społeczny darczyńca, który zasłużył na to, aby przed jego domem jakaś grupa społeczna wymościła ulicę, by żaden hałas nie zakłócał ciszy, w czasie której pragnąłby przemyśleć sposoby uzdrowienia objawów społecznej choroby o jakiej pisała Eliza Orzeszkowa ponad sto lat temu?

Bogdan Dworak

53


SZARA KAMIENICA – EPILOG yła również reBodbywały sursa, w której się zabawy,

były łaźnia, apteka, dom kultury. Domy fabryczne znajdowały się głównie przy obecnych ulicach Bohaterów Westerplatte, Niedziałkowskiego i 11 Listopada. „Szara kamienica” powstała około roku 1900. Była wyjątkiem, ponieważ na owe czasy można ją było uznać za coś w rodzaju mrówkowca – łączyła bowiem trzy budynki w jednej. Widać to po obecnych budynkach – również w kolorze szarym – każdy ma jedną sień i stanowi swoisty sześcian. Szara kamienica to były trzy takie sienie i trzy sześciany.

Tekst i zdj. Zbigniew A. Wieczorek a przełomie wieków XIX i XX ZaN wiercie nazywano małą Łodzią, bowiem podstawą jego gospodarki był

przemysł bawełniany. W początkach poprzedniego stulecia Towarzystwo Akcyjne „Zawiercie” zatrudniało aż 9 tysięcy ludzi. Pracownicy musieli przecież gdzieś mieszkać. Powstały więc fabryczne domy, z których w grodzie nad Wartą większość przetrwała do dzisiaj. W jednym z nich, w „Szarej kamienicy” się urodziłem (rok 1955). Znajdowała się przy ul. Porębskiej i wchodziła w skład „Czerwonych domków”. Nie pozostał z niej jednak żaden ślad – buldożery i pracowici ludzi wynoszący na sprzedaż cegły i belki zrobili z tego grunt zero. roku 2003, kiedy budowla jeszcze stała – zresztą w opłakanym stanie – napisałem i wydałem wraz z matką Natalią książkę „Szara kamienica”.

się siedziba Miejskiej Biblioteki Publicznej. Szymańscy byli w pierwszej połowie XX wieku właścicielami starej Bawełny (czyli ówczesnego TAZ). Fabrykanci dbali o pracowników, a niektóre ich osiąPIOSENKA BABCI JÓZEFY Co godzinę zegar bije Nocą i wśród dnia, Dziwne serca w sobie kryje, Dziwne serca ma. Liczy za mnie najdokładniej Chwile, które mkną, Żaden błąd się nie zakradnie W buchalterię mą.

W

ZAWIERCIE, KTÓREGO NIE MA

T

o były nie tylko dzieje jednego budynku, lecz również Zawiercia, którego nie ma, Zawiercia czerwonego, strajkującego i biednego zarazem. Bo dom to nie tylko cegły, ale też życie ludzi, których krew, pot i łzy w nie wsiąkły. aradoksem dziejów jest to, że moje i matki spotkanie autorskie z okazji promocji książki odbyło się w Pałacyku Szymańskiego, gdzie mieści

P

54

Są takie chwile urocze, cudne, Co pragnie się zatrzymać je, Lecz przewijają się jak echo głuche I tak mi żal, i tak mi źle.

gnięcia można porównać z działalnością koncernu Gieschego, który na sąsiednim Śląsku wzniósł osiedla Nikiszowiec i Giszowiec. o przecież właśnie w Zawierciu powstała w roku 1907 największa i najnowocześniejsza szkoła w Zagłębiu Dąbrowskim. Po II wojnie była tam zlokalizowana Szkoła Podstawowa nr 2 (zdarzyło mi się do niej chodzić w latach 60.), a obecnie jest tam Gimnazjum nr 2.

B

nr 2/ kwiecień

DZIECI CHRZCZONO W KROMOŁOWIE abcia Józefa, z domu Piedzińska, Bdziewczynka. wprowadziła się tu jako kilkuletnia Wtedy jeszcze nie było

w Zawierciu kościoła – obecnie pw. Św. Piotra i Pawła – a np. dzieci chrzczono w kaplicy należącej do parafii kromołowskiej. Znajdowała się w rejonie resursy oraz obecnego ZUS. Do dzisiaj w rodzinnych archiwach jest zdjęcie z 1910 roku – na pierwszym planie w trumnie z wąsem i marsową miną leży pradziadek Jan; w tle reszta rodziny. Dzieci było aż jedenaścioro z tym, że do dorosłych lat dożyło tylko troje, w tym babcia Józia i wujek Piotr, co to potem do Warszawy wyjechał. szyscy mieszkali w jednym pomieszczeniu będącym sypialnią, kuchnią, bawialnią, umywalnią i ubikacją. Starsi jedli przy stole, dzieci z jednej miski na podłodze. Kto się dopchał, ten konsumował. W 1924 roku Józefa Piedzińska wychodzi za mąż za Jana Wawszczyka. Dziadek pochodził spod Miechowa; oboje byli już w poważnym wieku jak na tamte czasy – Józefa miała 30 lat; Jan był o 6 lat starszy. Babcia I wojnę spędziła na robotach koło miejscowości Cosel (skąd była słynna hrabina), dziadek służył w carskim wojsku, a następnie w drugim pułku piechoty legionowej walczył z bolszewikami.

W


Literatura odzina Wawszczyków Rmieszkała nie była jedyną, która w „Szarej ka-

mienicy” – przecież familii było tam kilkadziesiąt. Różne to były życiorysy – szukając w archiwum byłego Towarzystwa Akcyjnego „Zawiercie”, trafiłem w Wojewódzkim Archiwum Państwowym (Katowice – Józefowiec) na ślad notatek komornika, który ciągle ścigał za niepłacenie czynszu jednego z mieszkańców „Szarej kamienicy”. To był adres ulica Porębska 31 (albo 33, numer się zmieniał).

Rok 1981. W Szarej kamienicy (w tle) jeszcze się normalnie mieszkało. Na zdjęciu moja mama Natalia oraz pierworodny syn Autora Maciej.

O

boje pracowali w TAZ, z tym że wię- MIESZKALI TAM RÓŻNI LUDZIE cej udzielała się zawodowo babcia; ieszkali tam różni ludzie – był kapo dziadek w latach 30. przeważnie był bezw obozie koncentracyjnym, był garbus, robotny, więc wspominał głównie na schodkach „Szarej kamienicy” swe wojen- który wpadł do kadzi w hucie i nic z niego ne przygody. Składki jednak na Związek nie zostało, była wesoła rodzinka, w której Piłsudczyków w terminie opłacał. Mieli tatuś swatał za różne dobra córki kolejno dwie córki – starszą Lodzię i młodszą Na- z Niemcami, Włochami (jeńcami pracutalię. Młodsza imię dostała po ciotce, co jącymi w TAZ, które to przedsiębiorstwo to w 1905 roku z czerwonym sztandarem w czasie II wojny działało na rzecz Luftbiegała. Lodzia była piękną, młodą blon- waffe), a potem z Rosjanami, był kominiarz, dynką, która wykazywała spory talent li- a syn państwa Woźniaków zginął podczas teracki, a także kulinarny (raczej jednak wydarzeń krwawego piątteoretyczny, ponieważ w tamtych głod- ku (rok 1928). Byli jednak nych i kartkowych czasach inaczej być nie przede wszystkim rówmogło). Ciotka Lodzia zmarła w wieku nież szarzy i porządni lat 19 na tyfus w szpitalu przy ul. Pastew- ludzie, którzy po prostu nej. Tyfus przeżyła jej siostra, czyli moja uczciwie żyli i pracowali. od tym adresem, skąd mama Natalia. mój ród, mieszkałem jedynie 6 lat. Pamiętam DZIADKA WZIĘLI NA ROBOTY zielony trójkołowy roczasie II wojny światowej dziadka werek, którym jeździłem Jana wzięli na roboty do Hanoweru, po drewnianej podłodze gdzie pracował w cegielni. Po 1945 pra- korytarza, sąsiada pana cował jeszcze w Hucie „Zawiercie”, ale Snakowskiego, który spatam miał wypadek i nigdy już do pełni cerował z rękami do tyłu, zdrowia nie powrócił. Mama ukończy- staw, który zasypano (jest ła w Katowicach kurs maszynopisania tam parking koło Tesco), i stenografii, po czym pracowała przez kolegów, z którymi bawi37 lat w Zawierciańskich Zakładach łem się na łące… Przemysłu Bawełnianego (spadkobieratka mieszka obecnie cy TAZ). Firma istniała do lat 90. przy ul. Porębskiej 27 racając do okupacji. Jedzenia na kart- (w jednym z przebudowaki było tyle, co kot napłakał – babcia nych czerwonych domz mamą chodziły więc na Kierszulę (obec- ków). Wróciła tu na średnie dzielnica Poręby) do pani Goliny i za nie lata, bo Bawełna dała odrobek albo różne drobne artykuły prze- większe mieszkanie niż mysłowe wchodziły w posiadanie kartofli to na Żabkach. Widziała i innych rzeczy potrzebnych do przeżycia. upadek „Szarej kamieniNieodłączną częścią życia wojennego było cy”. Ostatnia zameldosąsiadujące z „czerwonymi domkami” get- wana lokatorka zmarła na to (rejon ulicy Aptecznej, Hożej i Nowego początku tego wieku – to była Alina Miętka. Poza Rynku).

M

tym urzędowali tu ludzie z marginesu. Ruiny traktowali jako okazję do wyciągnięcia najpierw złomu, potem belek i desek, a na końcu cegieł. Coraz częstsze były przypadki podpaleń tego, co zostało – wesoła okoliczna młodzież podobno nagrywała na komórki interwencji straży pożarnej oraz policji i puszczała to sobie w Internecie. WRESZCIE WJECHAŁY BULDOŻERY reszcie wjechały buldożery. PodobW no ma powstać tu hotel… A ja zacytuję raz jeszcze to, co napisaliśmy z matką w naszej książce: Nie chcę, żeby z Szarej kamienicy nie pozostał żaden ślad. Niech te słowa będą jak kamienie rzucane przez mnie na szaniec pamięci.

Jest jeszcze jeden akcent optyPS. mistyczny w tej historii – to, co było interesuje nie tylko średnie i starsze

pokolenie. Przeszłością zajęła się młodzież skupiona wokół Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej – to dzięki kontaktowi nawiązanemu z Pawłem Abuckim fragmenty „Szarej kamienicy” zostały umieszczone na portalu www.dawne-zawiercie.pl(w dziale opowiadania). Może z tego urodzi się też wystawa dokumentacyjno – wspomnieniowa „Szara kamienica – epilog”.

P

W

W

M

nr 2/ kwiecień

55


Z zagłębiowskiej półki

Śladami Kantora-Mirskiego Prof. dr hab. Wojciech Świątkiewiczz pracowanie Jana Przemszy-Zielińskiego OZagłębia jest bardzo ciekawym zapisem dziejów Dąbrowskiego od czasów najdaw-

niejszych aż po czasy II Rzeczypospolitej - tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Napisane jest komunikatywnym językiem, udokumentowane źródłami historycznymi i ilustracjami. Stanowi ciekawe i na pewno bardzo potrzebne źródło wiedzy o Ziemi Zagłębiowskiej. Z pewnością może być wykorzystane jako pomoc dydaktyczna w nauczaniu szkolnym, ale także jako książka adresowana do szerokiego kręgu czytelników z różnych grup społecznych. an Przemsza-Zieliński jest autorem wielu cennych opracowań naukowych dobrze przyjętych przez recenzentów i czytelników. Jestem przekonany, że również wydanie książki Historia Zagłębia Dąbrowskiego wraz z komentarzem spotka się z żywym zainteresowaniem w szerokich kręgach czytelników. eedycja dzieła Jana Przemszy-Zielińskiego Historia Zagłębia Dąbrowskiego to

J

R

Jarosław Krajniewski

dobry pomysł. Wystarczy rzut oka na półkę, gdzie stoi kilkanaście różnych opracowań historii Śląska, by docenić pionierskie dzieło sosnowieckiego historyka. Co jeszcze bardziej może zadziwić, to właśnie owa pionierskość opracowania, którą można porównać jedynie ze spuścizną Mariana KantoraMirskiego, przedwojennego pasjonata tego skrawka ziemi. orównanie sosnowieckiego historyka, znanego poza Zagłębiem historyka wojskowości (zwłaszcza kampania wrześniowa 1939 roku na Śląsku) z przedwojennym pisarzem nie jest bynajmniej od rzeczy. Już sama forma wydania dzieła stworzonego z połączenia kilkunastu wydawanych sukcesywnie zeszytów jest niewątpliwą i nieskrywaną aluzją do Szkiców monograficznych Kantora-Mirskiego. W tekście są także liczne, nierzadko polemiczne, aluzje do opracowań Kantora. Jednak czytając dzisiaj obu autorów trzeba mieć na uwadze upływający czas i postęp nawet w takiej dziedzinie wiedzy, jaką jest historia. Jeden przykład – cały wywód archeologiczny, zawarty w 1. zeszycie Historii, oparty w znacznej mierze na wielkiej monografii Włodzimierza Błaszczyka oraz wcześniejszych artykułach Lucjana Balcerowskiego, jest już w zasadzie nieaktualny.

P

56

Najnowsze badania archeologiczne prowadzone na terenie Zagłębia Dąbrowskiego (przede wszystkim Góra Zamkowa w Będzinie oraz Łosień i Strzemieszyce) pokazują nam zupełnie nowy, niezwykły wręcz obraz wczesnośredniowiecznego pogranicza małopolsko-śląskiego. iele ustępów Historii Zagłębia Dąbrowskiego opartych jest na wcześniejszych, często mało znanych i trudno dostępnych opracowaniach. Jan PrzemszaZieliński nie zawsze owe teksty poddawał dogłębnej krytyce historycznej, wierząc ich autorom. Szacunek idący w parze z życzliwą acz surową momentami krytyką, jakim autor kierował się w podejściu do pracy Kantora, nie zawsze znalazł odzwierciedlenie w podejściu do innych cytowanych opracowań i historyków. pośród wielu szkół tworzenia historii jedna zakłada, że historyk opisujący znaną sobie rzeczywistość nie może być obiektywny, choćby dlatego, żeby nie być nudnym. Twórczość pozbawiona pasji przejdzie być może przez sito surowych i rzetelnych recenzentów, ale nie ostoi w pamięci odbiorców. Pisarstwo Jana Przemszy-Zielińskiego nie jest tej pasji pozbawione, wszak pisał o zawiłych dziejach rodzinnej ziemi. ieco eseistyczna forma wykładu, nie obciążonego nadmiernym aparatem naukowym, jeszcze i dziś może być – choć z wyżej sygnalizowanymi zastrzeżeniami – czytelniczo atrakcyjna. Historii Zagłębia Dąbrowskiego Jana Przemszy-Zielińskiego nie da się rozpatrywać w oderwaniu od pozostałej zagłębiowskiej spuścizny autora. Mam tu na myśli przede wszystkim reedycję dzieła Kantora-Mirskiego oraz rzecz zdumiewającą w skali ogólnopolskiej – wydawany własnymi siłami miesięcznik poświęcony historii regionu, „Expres Zagłębiowski – Magazyn”. Na przestrzeni dziesięciu lat ukazało się z górą sto numerów przepełnionych relacjami, dokumentami i arty-

W

S

N

nr 2/ kwiecień

kułami szeroko omawiającymi dzieje regionu zwanego dziś Zagłębiem Dąbrowskim. Szczególną wartość tego wydawnictwa tworzą liczne źródła, przedrukowywane z niemal zupełnie dziś nieosiągalnych opracowań, rękopisów itd., które Jan Przemsza-Zieliński – tym razem jako redaktor – zebrał w prywatnym archiwum. Jak bardzo ten miesięcznik był autorskim dziełem Zielińskiego pośrednio może świadczyć fakt, że mimo licznych pomysłów i nawet prób, nie udało się po śmierci twórcy tego dzieła kontynuować. ana Przemszę-Zielińskiego czytać dziś trzeba. Jak bardzo ta potrzeba tkwi głęboko w nas, Zagłębiakach, może świadczyć szybkość znikania jego książek z księgarskich półek. Niskonakładowe, bibliofilskie wręcz opracowania, są dziś swoistym Panem Tadeuszem zagłębiowskiej historiografii. A Historia Zagłębia Dąbrowskiego była i pozostaje niewątpliwie lekturą obowiązkową lokalnego patrioty.

J

an Przemsza-Zieliński, HISTORIA JWydawnictwo: ZAGŁĘBIA DĄBROWSKIEGO. Związek Zagłębiowski, Sosnowiec 2006.


Hobby Inwestycje na giełdzie w ciągu ostatniego roku to teraz straty. Inwestycje w jednostki funduszy – podobnie. Nie-

ruchomości coraz tańsze. Nie wszystkich stać, aby przeczekać kryzys trzymając kapitał w banku. W takim razie gdzie lokować pieniądze? Numizmatyka, zakup monet w różnej postaci był przebojem ostatnich lat, bardzo ciekawym rozwiązaniem dywersyfiW Polsce dukat lokalny odrodził się po kilkudziesięciu latach nieobecności w 2006 roku, jako nowy środek promocji miast i gmin oraz duża atrakcja turystyczna. Od samego początku stał się bardzo interesującym zjawiskiem w numizmatyce i kolekcjonerstwie.

portretu aktualnie panującego cesarza, rewers pozostawiając do dyspozycji miast). W średniowieczu przywilej bicia monet posiadały miasta, klasztory oraz, co może wydawać się dziwne, osoby prywatne. W XV wieku takie prawa od Kazimierza Jagiellończyka otrzymały Gdańsk, Toruń i Elbląg. W czasach nam bliższych pojawiły się inne, bite już bez przywilejów emisyjnych, monety lokalne – ich byt wynikał z potrzeby ekonomicznej (prywatne monety np. folwarków z metali nieszlachetnych w celu uzupełnienia brakującego w obiegu pieniądza ogólnopaństwowego o niskich nominałach). które zobowiązywały się do jego wykuStosowano także pieniądz podczas ob- pu. W Cesarstwie Niemieckim pieniądz

Dukaty lokalne

Promocja dla miasta, inwestycja dla numizmatyków, pamiątka dla turystów

kującym inwestycje dla jednych, połącze- lężenia miasta - bity w twierdzach umożliwiał bowiem wypłatę żołdu broniącej się niem piękna z pożytecznym dla drugich. Ze względu na ogromny popyt pojawił załodze. Zastępcze pieniądze wydawano m.in. się nawet problem z dostępem do monet kolekcjonerskich, np. sławne już, poka- na Śląsku w okresie wojen napoleońskich zywane w mediach całonocne kolejki do i Wiosny Ludów. Na początku XX wieku NBP po srebrne 20 złotych z sokołem z wiele miast rozpoczęło emisję pieniądza Mennicy Polskiej, które na rynku wtór- miejskiego, chociaż wcześniej nie posianym kosztowały od razu kilkakrotnie dały prawa monetarnego. Podczas I wojny światowej miejski więcej. pieniądz loOdrębną kategorię Pieniądz zastępczy – definicja zaproponowana kalny wyraźnie rozkwitł stanowią dukaty lokalne, przez A. Schmidta: pieniądz zastępczy to różne- i stał się które odro- go rodzaju znaki pieniężne wydane przez nie- p r z e d m i o dziły się w uprawnionych do emitowania pieniądza legal- tem kolek2006 roku za nego wystawców i zastępujące w ograniczonym cjonerst wa. W tym czasprawą dukasie z obieta 3 MERKI, zakresie pieniądz legalny gu zaczął promującego Jastarnię i Juratę na Półwyspie Helskim, znikać bilon. Władze zwiększały zapasy od razu stając się rarytasem kolekcjoner- szlachetnych kruszców i metali gromaskim. Obecnie kosztuje niemało ponad dząc monety. Podobnie działała ludność 100 zł. za sztukę, wówczas do kupienia/ wymiany był za 3 złote. Merk to symboliczny i dziedziczny znak Kaszubów – rybaków pochodzący jeszcze z czasów, gdy sztuka pisania i czytania nie była powszechna. Oznaczali nimi będące ich własnością przedmioty, zastępował także podpis. Historia lokalnego dukata sięga starożytności. Rzym podbijając antyczną i w końcu zabrakło drobnych. Aby temu Grecję dawał miastom greckim prawo zaradzić wprowadzono tzw. pieniądz zabicia własnej lokalnej monety (z brązu, stępczy. Prawa emisji miały z jednej stroz nakazem umieszczania na jej awersie ny gminy, z drugiej przedsiębiorstwa,

nr 2/ kwiecień

Bogdan Sadecki

zastępczy nazywano notgeld. Na początku był to arkusz papieru z wydrukowanym nominałem i urzędową pieczęcią. Po I. wojnie niemiecki pieniądz zastępczy miał wartość setek milionów, wkrótce nawet - miliardów marek. Dochodziło także do tego, że notgeld traktowano jak widokówki z opublikowanymi np. rysunkami ratusza, kościoła czy panoramą okolicy. Dla przykładu w Katowicach własny pieniądz zastępczy wyemitował właściciel delikatesów – kupiec Boriński (delikatesy stały na miejscu obecnego Skarbka). Podobnie postąpili wspólnicy Fiedler i Glaser, właściciele katowickiego młyna. Notgeld posłużył jako oręż propagandowy w okresie plebiscytu na Górnym Śląsku: zarówno Polacy oraz Niemcy umieszczali na pieniądzu agitacyjne slogany. Wartą uwagi ciekawostką, może być to, że notgeldy emitowali nawet powstańcy śląscy. Szacunkowo w Niemczech opublikowano ok. 100 tys. rodzajów pieniądza zastępczego. Wraz z ich pojawieniem narodziła się trwająca do dzisiaj moda kolekcjonerska. U naszych zachodnich sąsiadów notgeld wyszedł ostatecznie z użycia w 1924 roku. Pomimo, że obecnie brak ekonomicznej potrzeby uzupełnienia obiegu pieniężnego, to dukat lokalny odrodził się w Polsce niedawno – po kilkudziesięciu latach niebytu. Tym razem jako środek promocji miast i gmin oraz atrakcja turystyczna.

57


Nauka granicach Będzina stwierdzono doW tąd występowanie wielu gatunków roślin naczyniowych (tj. łącznie paprotników – skrzypowych, widłakowych i paprociowych oraz roślin kwiatowych). Góra Zamkowa (wys. 264,2 m n.p.m.

trum tego miasta oraz licznych turystów od- no siedliskowo zdegradowanego parku lewiedzających Zamek i jego podwoje. śnego. znacznej części Góra Zamkową ma a północno-zachodnim lesistym stocharakter leśno-parkowy. Jest to po ku tego wapiennego wzgórza znajduje prostu ogólnie dostępny atrakcyjny obiekt się opuszczony i całkowicie zdewastowawypoczynkowy. ny cmentarz żydowski (kirkut) z połama-

W

N

Szata roślinna wzgórza zamkowego w Będzinie

Wobec antropopresji – poł. geogr.: N 50° 19’ 39”; E 19° 07’ 50”), na której wapiennych (muszlowy wapień triasowy) stokach – południowym i zachodnim znajduje się urokliwy krajobrazowo i niezwykle cenny pod względem historycznym zamek piastowski będący symbolem i dumą miasta oraz jego mieszkańców. a tym niewielkim powierzchniowo terenie, jakim jest wzgórze zamkowe w Będzinie, stwierdzono dotąd łącznie ok. 200 gatunków roślin naczyniowych (m.in. wg badań florystycznych autora

ymczasem występuje na jego terenie Tgatunków wiele niezwykle cennych roślin. Wśród drzewiastych wyróżniają się

szczególnie m. in.: lipa drobnolistna Tilia cordata, klon zwyczajny Acer pseudoplatanus, klon jawor Acer platanoides, buk zwyczajny Fagus sylvatica, grab zwyczajny Carpinus betulus, jesion wyniosły Fraxinus excelsior, robinia akacjowa zwana też grochodrzewem Robinia pseudacacia oraz pojedyncze okazy kasztanowca zwyczajnego Aesculus hippocastanum. Skład drzewostanu nawiązuje wyraźnie do lasu grądowego tj. pierwotnie tu występującego średniożyznego (mezofilnego) lasu liściastego – lipowo-grabowego z liczniejszym udziałem dębu szypułkowego. Współcześnie jednak przedstawia jedynie zbiorowisko o charakterze kadłubowym, bowiem nie zachowały się niestety gatunki charakterystyczne runa zespołu tego typu lasu Tilio-Carpinetum. omawianej części leśnej wzniesienia, wzdłuż asfaltowych alejek spacerowych z ławeczkami, runo jest okresowo obsiewane trawami i regularnie koszone. tego artykułu wykonanych latem 2007 Liczne typowo synantropijne gatunki i 2008 roku). wnikają do wnętrza niegdyś naturalnego, amek i podzamcze jest miejscem re- a dziś florystycznie odkształconego i mocalizacji wielu atrakcyjnych projektów kulturalnych (wystawy sztuki, spotkania i wykłady kulturalno-oświatowe itp.) oraz plenerowych instalacji artystycznych oraz imprez muzycznych (m.in. Festiwal Muzyki Celtyckiej, koncerty jazzowe oraz folkowe – w tym niezwykle atrakcyjne występy zespołów szantowych cieszące się szczególnym zainteresowaniem mieszkańców Będzina i okolicznych miast. Regularne występy Bractwa Rycerskiego w atrakcyjnych, historycznych strojach, należą do szczególnie ulubionych widowisk. spółcześnie pod względem przyrodniczym Góra Zamkowa jest przede wszystkim obszarem murawowo-leśnym, zaadoptowanym na potrzeby rekreacyjnowypoczynkowe, a przede wszystkim do krótkiego – kilkugodzinnego wypoczynku, głównie jako obiekt spacerowy dla mieszkańców okolicznych osiedli leżących w cen-

N

W

Z

W 58

nr 2/ kwiecień

Prof. zw. dr hab. n. biol. Krzysztof Jędrzejko

nymi, kamiennymi stelami nagrobnymi (macewy zwane także macebami), które są bezładnie porozrzucane po dość stromym stoku. Obecnie obiekt stanowi cenną zabytkową nekropolię, wymagającą pilnych prac renowacyjno-konserwatorskich, jako obiekt kulturowo-historyczny – pozostałość po Żydach, którzy wraz z ludnością polską przez wieki współtworzyli społeczność oraz historię i kulturę tego miasta. wielu miejscach, niestety, widoczne jest znaczne zaśmiecenie terenu co, zwłaszcza w obszarze leśno-parkowym wzniesienia, z całą brutalnością obnaża przedwiośnie i wczesna wiosna – po stopnieniu śniegu i przed rozlistnieniem drzew, krzewów oraz ukształtowaniem bujnej, trawiastej zieleni runa leśnego, która wstydliwie skrywa kompromitujące efekty braku wrażliwości i edukacji ekologiczno – kulturowej naszego społeczeństwa. Zauważamy na całym terenie wzgórza efekty silnego wzbogacenia substancjami azotowymi (zjawisko eutrofizacji siedlisk) na skutek fekalizacji, czyli zabrudzenia trawników odchodami zwierząt domowych – przede wszystkim psów. Przy wejściu do zamku powinien znajdować się punkt sprzedaży narzędzi do zbierania odchodów. Brak higieny stanowi bardzo poważne zagrożenie epidemiologiczne, parazytologiczne (zakażenia jajami lub larwami pasożytów układu pokarmowego) dla bawiących się na trawnikach dzieci i leżakujących osób. Wielokrotnie obserwowałem taki typowy obraz zachowań, zwłaszcza w czasie letnich upałów, spacerując po tym terenie. eutrofizacji świadczy bujny rozwój licznej grupy gatunków synantropijnych, głównie wysokich nitrofilnych bylin, a zwłaszcza: pokrzywy zwyczajnej Urtica dioica, świerząbka korzennego Chaero-

W

O


P

phyllum aromaticum, glistnika jaskółcze od względem statusu gatunków roślin czynił się do bardzo istotnych odkształceń ziele Chelidonium majus oraz obfite wynaczyniowych we florze Polski – zgod- naturalnych właściwości siedlisk i składu stępowanie w wielu miejscach rozległych nie z monograficznym opracowaniem Z. gatunkowego roślin będących częścią ugrupowań typowo azotolubnego synan- Mirka i in. (2002 r.) – w zbiorze 194 ga- występującej tu niegdyś naturalnej szaty tropijnego zbiorowiska z bzem czarnym tunków flory naczyniowej stwierdzonych roślinnej – murawowej (termofilne muSambucus nigra. na terenie Góry Zamkowej w Będzinie rawy nawapienne) i leśnej (lasy mezofilne – grądowe i łęgowe). W składzie omawianej flory stwierdzoCo mówią liczby? no również gatunki bardzo rzadkie, edług podziału na typy form życiow tym chronione prawem. Z gatunków wych (wg W. Szafera, S. Kulczyńskierzadkich o charakterze górskim, wystęgo, B. Pawłowskiego 1976) występuje tutaj puje tu na skalnym rumoszu wapiennym zróżnicowanie liczbowe gatunków w gruoraz na ruinach murów obronnych zamku, pach form życiowych: 97 bylin, 59 gatunspontanicznie rozprzestrzeniony oleśnik ków jednorocznych, 26 gatunków dwuletgórski Libanotis pyrenaica. Najbliższe nich, 19 gatunków drzew, 14 krzewów. jego stanowiska występują na Wyżynie śród wyróżnionych we florze naczyKrakowsko-Wieluńskiej i w Tatrach Zaniowej dziewięciu głównych typów chodnich. Natomiast grupę gatunków biocenologicznych stwierdzonych na terechronionych reprezentują tylko dwa ganie Góry Zamkowej w Będzinie występuje: 90 gatunków synantropijnych, w tym wyróżniono 6 grup gatunkowych. Są to: 21 tunki tj. Hedera helix –w runie leśnym gatunki charakterystyczne dla siedlisk gatunków ozdobnych lub innych upraw- – ochrona in situ oraz Iris sibirica – nasaruderalnych i dla segetalnych; 49 zaroślo- nych obcego pochodzenia, 14 ozdobnych dzenie ozdobne – ochrona ex situ. Na terenie otwartym Wzgórza zamkowych; 40 gatunków leśnych, 37 łąkowych, lub uprawnych pochodzenia rodzimego, 5 wego dominują powierzchniowo obsie12 uciekinierów z upraw, 10 nasadzonych, 8 gatunków co do których istnieją przypuszmurawowych, w tym 3 charakterystyczne czenia, że mogą być an tropofitami, 61 an- wane mieszankami traw, regularnie koszodla muraw psammofilnych (piaszczysko- tropofitów całkowicie zadomowionych we ne trawniki. Wśród nich można wyróżnić wych) oraz 1 błotny, 1 naskalny i 1 nad- florze Polski oraz 1 gatunek efemero fita. liczne miejsca intensywnie wydeptywane wodny. Pozostałe 106 gatunków (wraz z 14 auto- z roślinnością dywanową Lolio-PolygoWedług danych literaturowych (mono- chtonicznymi wprowadzanymi do upraw) netum arenastri (Lolio-Plantaginetum) grafie i wykazy farmakopealne, artykuły są roślinami rodzimymi, z których więk- oraz fragmetarycznie płaty rośliności badawcze itp. gatunki flory naczyniowej szość to częste gatunki synantropijne spon- łąkowej Arrehenateretum elatioris oraz stwierdzone na Górze Zamkowej ) znaj- tanicznie rozprzestrzeniające się na siedli- muraw nawapiennych z klasy Festucodują wykorzystanie w różnych kategoriach skach ruderalnych i segetalnych ( apofity). Brometea i piaszczyskowych (psammofilnych) z kl. Sedo-Scleranthetea. Silnie lecznictwa alopatycznego i homeopatii odkształcone zbiorowisko leśno-parkowe oraz weterynarii. Ze względu na różne Warto wiedzieć że: Flora gatunków naczyniowych stwier- nawiązuje składem do mezofilnych lasów dzona na obszarze Góry Zamkowej liściastych z kl. Querco-Fagetea, rzędu w Będzinie wyróżnia się znacznym zróż- Fagetalia sylvaticae i związku Carpinion nicowaniem pod względem ich praktycz- betuli (potencjalne zbiorowisko – las grąnego zastosowania w różnych kategoriach dowy Carpino-Tilietum cordatae) oraz lecznictwa alopatycznego w medycynie u stóp wzniesienia w dolinie Przemszy występują zachowane jedynie fragmenczłowieka i weterynarii oraz homeopatii. Flora gatunków leczniczych Góry tarycznie płaty lasów łęgowych należąZamkowej obejmuje znaczną liczbę cych do zbiorowisk formacji drzewiastej roślin, które od dawna są znane i cenione (dawniej: Salici-Populetum) – z zespojako źródło cennych surowców służących łami: nadrzecznym łęgiem wierzbowym do produkcji wielu leków alopatycznych Salicetum albae-fragilis oraz nadrzeczoraz środków homeopatycznych. indywidualne cechy użytkowe poszczeRośliny naczyniowe i wśród nich leczgólnych gatunków roślin naczyniowych, nicze, stwierdzone na omawianym teflora Góry Zamkowej wykazuje następu- renie, stanowią ważny i bogaty gatunkowo jące zróżnicowanie jakościowe i liczbowe naturalny rezerwuar genowy (bank genów) tj.: 83 gatunki roślin toksycznych, 57 ga- roślin dziko rosnących i uprawianych. tunków roślin znajdujących zastosowaIstnieje praktyczna możliwość beznie w pszczelarstwie, 52 gatunki roślin piecznego pozyskiwania z wielu gakosmetycznych, 40 gatunków roślin aro- tunków diaspor (nasiona, rozmnóżki matycznych, 36 gatunków jadalnych, 35 wegetatywne) i wprowadzania ich do mogatunków roślin barwierskich, 23 gatunki nitorowanych upraw polowych, położodostarczające surowców specjalnych, wy- nych na bezpiecznych dla życia i zdrowia korzystywanych w lecznictwie, przemyśle obszarach występujących poza zasięgiem i gospodarstwie domowym, 20 gatunków ponadnormatywnych skażeń typu wiel- nym łęgiem topolowym Populetum albae z klasy Salicetea purpureae, rz. Salicetalia roślin przyprawowych, 15 gatunków ro- koprzemysłowego. ślin paszowych, 10 gatunków roślin afroWieloletni wpływ permanentnie od- purpureae i zw. Salicion albae oraz jesiodyzjakalnych, 3 gatunki stosowane w ledziałujących czynników antropopre- nowo-olszowych Fraxino-Alnetum ze zw. czeniu dolegliwości płciowych. syjnych na szatę roślinną tego terenu przy- Alno-Ulmion.

6

W W

7

1

2

3

4

5

nr 2/ kwiecień

59


Sport

Kibice – klątwa czy zbawienie? Andrzej Wasik

O kibicach piłkarskich najlepiej pisać źle lub... wcale. A jednak to tak ciekawy temat dla badań socjologicznych, że powstało już całkiem sporo pozycji. I co z nich wynika? Z analizy pochodzenia społecznego, że najczęściej wywodzą się ze środowisk spauperyzowanych, nierzadko wręcz patologicznych. Dla wielu nastolatków zorganizowane grupy kibicowskie są często ważniejsze niż rodzina. Z wywiadów policyjnych wynika, że wiele grup przestępczych infiltruje fan cluby, rekrutując z nich żołnierzy. To oni często stoją za tzw. ustawkami, podczas których dochodzi do regularnych bitew. Ba, ostatnio media donosiły ze zgrozą, że ustawki robią już dziewczyny, oczywiście kibicki nielubiących się klubów sportowych. Alkohol, narkotyki, rozbójnicze wymuszenia – to według danych policyjnych również element zorganizowanych grup kibiców. I wreszcie media. Raz triumfalnie donoszą, jaka wspaniała była atmosfera na trybunach; że kibice byli dwunastym zawodnikiem swojej drużyny. Szczególnie dotyczy to spotkań reprezentacji narodowej, zwłaszcza na Stadionie Śląskim. Innym razem pogardliwym określeniem, że: - „To zrobili kibole”, komentuje się rozróby, często na tych samych wcześniej chwalonych trybunach. Z oburzeniem podkreśla się, że „biedne” kluby muszą płacić surowe kary za ekscesy swoich – pożal się Boże – fanów. To jedna strona medalu. Druga to taka, że dzięki kibicom wiele klubów ciągle istnieje. Bo pieniądze sponsorów czy inwestorów, owszem, pozwalają na sportowe sukcesy i biznesowy rozwój, ale często właśnie zorganizowana społeczność kibiców swoimi działaniami ratowała zasłużone kluby przed unicestwieniem. A tam gdzie ich nie było, po prostu zniknęły, jak Amica Wronki czy Groclin Grodzisk Wielkopolski. Zagłębie Sosnowiec to przykład współdziałania kibiców i garstki – podkreślmy mocno, garstki – działaczy, które zaowocowało tym, że klub potrafił się odrodzić. Czerwiec 1992 rok – po porażce 2-5 z Motorem Lublin Zagłębie pożegnało ekstraklasę. 20 czerwca 1993 roku piłkarze Zagłębia Sosnowiec wygrali 7-2 z KP Wałbrzych i zajęli 16. miejsce w tabeli drugiej ligi, co oznaczało spadek do III ligi. Kibice dumni z walecznych chłopaków, krzyczeli: Tylko rok! Wierzyli, że po roku gry w III lidze wrócą do II. Zadłużony jednak klub czekała likwidacja. Na nic zdały się różne próby ratowania. Powstało Towa-

60

rzystwo Sportowe Stal (historyczna nazwa, pod którą piłkarze z Sosnowca sięgnęli po pierwsze wicemistrzostwo Polski, grając jeszcze na boisku przy Mireckiego – przyp. AW), z prezesem Krzysztofem Kubowiczem, które przejęło piłkarzy pierwszej drużyny od zbankrutowanego KS Zagłębie. Nic z tego nie wyszło, a piłkarze poszli nawet do sądu domagając się obiecanych przez Kubowicza pieniędzy. W lipcu 1993 roku Sąd Rejonowy w Dąbrowie Górniczej ogłosił

upadłość Klubu Sportowego Zagłębie Sosnowiec. Powołano syndyka, a ten rozpoczęł likwidację. 19 lipca wystosowano pismo do Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Katowicach, w którym informowano: Sekcja piłki nożnej KS Zagłębie nie będzie brała udziału w rozgrywkach III ligi. Jednocześnie zaznaczam, że TS Stal nie jest następcą prawnym KS Zagłębie. To był koniec. Zawodnicy odeszli do innych klubów a Stadion Ludowy zamarł. Wtedy skrzyknęli się kibice i wspomniana garstka działaczy, słynny potem BAT, czyli: Leszek Baczyński, Andrzej Adamczyk i Krzysztof Tochel. Na szybko zgłoszono drużynę do ligi okręgowej pod nazwą MOSiR Sosnowiec (bo tylko on chciał pomóc), która grała na boisku przy Mireckiego. Przypomnijmy wyniki pierwszych spotkań: 0-3 z Przemszą Klucze, 0-0 z Przemszą Siewierz, 3-3 z Hutnikiem Trzebinia, 1-3 z Zagłębiem Dąbrowa Górnicza, 0-0 z Górnikiem Wesoła... Pierwsze zwycięstwo było dopiero w XI kolejce: 3-0 z Pilicą

nr 2/ kwiecień

Wierbka. Czy ktoś wierzył wtedy w odrodzenie? Tak – kibice, którzy tłumnie przychodzili na mecze i dopingowali piłkarzy okrzykami: Zagłębie, Zagłębie... Od następnego sezonu rozpoczął się zwycięski marsz MOSiR z okręgówki do czwartej ligi, potem trzeciej i drugiej. Przywrócono nazwę Zagłębie, w klub zainwestował włoski koncern i coraz więcej było kibiców. Ci mieli jednak ponurą sławę. Dochodziło do takich sytuacji, że niektóre kluby wolały oddać mecz na własnym stadionie walkowerem, byle tylko nie gościć fanów z Sosnowca. Dochodziło i do rozrób na Ludowym (bo Zagłębie wróciło na stadion przy Kresowej), które kończyły się regularnymi bitwami z policją. Areszty pękały w szwach, ale i trybuny podczas najważniejszych meczów też. Sprzedaż biletów przynosiła pokaźne wpływy, które ratowały budżet. Dwa lata temu był wreszcie tak długo oczekiwany powrót do ekstraklasy. Niestety, w cieniu afery korupcyjnej. Z wyrokiem w postaci degradacji i ujemnych punktów. Kibice jednak dalej trwali przy klubie, jeździli za swoją drużyną po całym kraju. I ich zachowanie – z nielicznymi wyjątkami – było prawie wzorowe. Nawet wtedy, kiedy spadek był już przesądzony. Zagłębie gra obecnie w grupie zachodniej II ligi (faktycznie jest to trzecia liga – przyp. autor), z wynikami dalekimi od oczekiwań sympatyków. To bardzo ważny sezon, bo jeżeli nie będzie awansu, to nie wiadomo jaka będzie decyzja właściciela klubu. Czy nie wróci koszmar z 1993 roku? A może jednak władze miasta zdecydują się wzorem Wrocławia (przykład Śląska) uczynić z Zagłębia klub miejski? Bo kibice są też łakomym kąskiem dla polityków. Kampanię wyborczą na Ludowym prowadził nieżyjący już Ireneusz Sekuła, a także urzędujący obecnie prezydent Sosnowca, Kazimierz Górski. W ślad za tym szła konkretna pomoc dla klubu. Bo kilka tysięcy kibiców, to może być kilka tysięcy głosów wyborczych. A kibic jest pamiętliwy. Nie brakowało demonstracji przed Urzędem Miejskim, kiedy nie spełnione zostały elekcyjne obietnice. Jest również sprawiedliwy, bo potrafi podziękować, jak chociażby kilka dni temu za pozwolenie na organizację meczu z Rakowem z udziałem publiczności. Jaki jest więc ten nasz kibic? Złem koniecznym, wręcz klątwą, a może zbawieniem?


Na tropie absurdów arbara Dziubińska po 21 latach pracy o tej pory Dziubińska odebrała już Bsnowcu w Obwodowym Urzędzie Miar w So- D ponad 100 wezwań. Od trzech lat bez1 stycznia 2007 roku przeszła na skutecznie próbuje wywalczyć zwolnienie emeryturę. Myślała, że wreszcie znalazła czas na drobne przyjemności i opiekę nad wnuczkiem. Niestety, spółka ENION SA uznała panią Barbarę za najlepszego konsultanta do spraw o nielegalny pobór energii i stale nęka ją wezwaniami do sądu. zarządzie firmy takie nękanie nie budzi emocji i nikogo nie dziwi. W przesłanym do redakcji oświadczeniu czytamy: (…) Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa nie ma możliwości zaniechania powoływania pani Barbary Dziubińskiej na świadka. Naszym obowiązkiem jest wskazanie w każdej takiej sprawie o nielegalny pobór energii elektrycznej wszystkich osób i okoliczności mających wpływ na ustalenie stanu faktycznego. Jako wieloletnia pracownica OUM i osoba mocno zaangażowana w sprawy koncernu może zeznawać przed sądem. Jednocześnie przypominamy, że przysługuje jej zwrot kosztów podróży za dojazdy na rozprawy. d stycznia 2005 roku sumiennie brała udział w przesłuchaniach sądowych, ale każdą ze spraw dawno zakończyła. Teraz opiniuje zupełnie jej obce przypadki. Jako pracownik OUM opiniowałam w sprawie nielegalnego poboru energii, a od listopada 2004 roku zajmowałam się też ekspertyzą dowodów w tych sprawach dla firmy ENION i teraz do dzisiaj zwiedzam wszystkie sądy: od Myszkowa po Mysłowice, przez Częstochowę, Katowice i Gliwice. Jako świadek w nowych sprawach jestem bezużyteczna, ponieważ nie sporządzam nowych ekspertyz. A przez ten „cyrk” każdego miesiąca tracę 30% emerytury i do 10 godzin dziennie na dojazdy do sądu, zeznania i powrót do domu, gdzie czekają kolejne wezwania – żali się pani Barbara. Rzecznik prasowy ENION – Piotr Żydek – poza oficjalnym pismem nie chce wytłumaczyć, od kogo ma ona dochodzić zwrotu kosztów i dlaczego firma stale korzysta z jej usług… bezpłatnie. onadto wezwania sądowe od dnia 20 grudnia 2006 roku trafiają regularnie do jej domu, a nie na adres Obwodowego Urzędu Miar w Sosnowcu. Kiedy przyszła ostatnia korespondencja automatycznie przekazaliśmy ją na adres prywatny naszej byłej pracownicy – mówi Krzysztof Wieczorkowski, naczelnik Obwodowego Urzędu Miar w Sosnowcu. Dotyczyło to wezwania do Sądu Rejonowego w Sosnowcu. Naczelnik nie wie też, jakim sposobem wszystkie sądy mogły wejść w posiadanie prywatnego adresu poszkodowanej. Pytani o to odpowiedzialni przecież pracownicy zarządu ENION SA oddział w Będzinie: Piotr Żydek i prawnik spółki – mecenas Grażyna Grzybowska-Kozik – nie umieli tego wyjaśnić.

W

ze świadkowania, pukając do drzwi urzędów, czy instytucji pozornie stojących po stronie obywatela. Zaczęła od podania do kierownictwa Obwodowego Urzędu Miar w Sosnowcu oraz do dyrekcji w Katowicach. – Po interwencji naszej emerytowanej pracownicy wystosowaliśmy pismo do dyrekcji urzędu w Katowicach, ponieważ samodzielnie nie możemy wyznaczyć następcy tej pani – mówi Krzysztof Wieczorkowski. – Czekamy na decyzję z ich strony. Ponadto wydaje mi się, że to przede wszystkim sąd powinien wystąpić do nas o zmianę eksperta. odobnego zdania jest dyrektor OUM w Katowicach - Czesław Kostur: - Pisaliśmy do sądów o tym, że pani Barbara nie jest naszym pracownikiem i nie reprezentuje już instytucji, ale mimo to nie występują one z prośbą o wskazanie nowego eksperta, a my nawet nie możemy

P

B

Ekspert mimo woli

O

P

- W sprawach cywilnych nie sąd wyznacza świadków czy ekspertów, ale strona postępowania w tym przypadku ENION, który zgłasza dany materiał dowodowy. Jedynym rozwiązaniem dla pani Dziubińskiej jest rozmowa z Zarządem ENION, by zwolnił ją z tego kuriozalnego obowiązku, ewentualnie – jeśli to nie pomoże – wystosowanie pisma do właściwego sądu o zwolnienie z zeznań. Jednak nie zawsze taki wniosek musi być przez sąd uwzględniony. arbara Dziubińska poprosiła więc o wsparcie urzędników w Trybunale Konstytucyjnym. –Ta sprawa nie leży w naszej kompetencji, dlatego skierowaliśmy ją do Rzecznika Praw Obywatelskich – informuje Beata Szepietowska, wicedyrektor Zespołu Wstępnej Kontroli Skarg Konstytucyjnych i Wniosków. Rzecznik jednak orzekł, że nie doszło do rażącego naruszenia jej obywatelskiej wolności i sprawą winna zająć się Okręgowa Izba Pracy w Katowicach.

Grażyna Kowalik

Tam zaproponowano pewne rozwiązanie: – Nie możemy pomóc pani Dziubińskiej jako instytucja, ponieważ jest ona już emerytowanym pracownikiem. To jest zwyczajne nękanie i ta pani może dochodzić swoich praw w postępowaniu prokuratorskim. Ponadto powinna domagać się zwrotu poniesionych kosztów od firmy energetycznej, ponieważ to ona stale i bezpłatnie korzysta z jej usług – mówi Renata Pięta, zastępca dyrektora Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach. ani Basia wystosowała pismo nawet do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, jednak i tu nie uzyskała pomocy: - Ta sprawa jest poza obszarem naszych kompetencji – wyjaśnia Dorota Pudzianowska, rzecznik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Nie doszło tu do złamania praw człowieka czy dyskryminacji pracownika. Jednak wnioskodawca może ubiegać się na drodze postępowania karnego odszkodowania za straty finansowe i moralne bezpośrednio od firmy ENION. ała historia sprawiła, że bohaterka popadła w depresję, więc musiała udać się do psychologa. Jednak nadal musi stawać na rozprawach, bo nie chce płacić grzywny za nieobecność. – Pomimo zapewnień dyrekcji Urzędu Miar ilość wezwań nie zmniejszyła się, a ja mam już kolejne na kwiecień i maj. Ale się nie poddam i będę walczyć o zwolnienie mnie z tego koszmarnego obowiązku – mówi Dziubińska.

P jej zatrudnić ponownie ze względu na ekonomiczne problemy. ani Basia skierowała więc sprawę do prezesa Głównego Urzędu Miar w Warszawie. –Były pracownik nie może zostać powołany na eksperta, jeśli nie zna sprawy – twierdzi Tomasz Kałduś, dyrektor gabinetu prezesa GUM w Warszawie. –Ponadto urzędy w Katowicach i Sosnowcu powiadomiły już Będziński Zakład Elektroenergetyczny ENION S.A., że pani Dziubińska jako osoba prywatna nie reprezentuje interesów instytucji państwowej. Ma jednak prawo domagać się zatrudnienia jako biegła sądowa i zwrotów kosztów od firmy energetycznej, która korzysta z jej usług. nnego zdania co do powoływania świadków jest prezes Sądu Rejonowego w Sosnowcu – Aneta Podsiadły – Bugaj:

P

I

nr 2/ kwiecień

C

61


Region W Borzechowie, czyli w... Czeladzi

Katalog prasy lokalnej ��������� �����

str.

4

ISSN 1731-3732

������� ������ �����

str.

6

http://www.dabrowa-gornicza.pl

str.

������ ������

8

GAZETA BEZPŁATNA, nr 2 (127), luty/marzec 2009 r.

Rozgrywki o mistrzostwo ekstraklasy wchodzą w decydującą fazę

����������������

marcu, z okazji przygotowanej przez W Miejską Bibliotekę Publiczną w Czeladzi wystawy poświęconej Januszowi Domagalikowi – pisarzowi i dziennikarzowi radiowemu, autorowi wielu znanych książek dla młodzieży, miasto rodzinne ojca odwiedził jego syn Krzysztof – znany reżyser Teatru Telewizji Polskiej. Przekazał on kilkadziesiąt egzemplarzy książek autorstwa Janusza Domagalika, wydanych na całym świecie, a także udostępnił na czas wystawy dokumenty i inne pamiąt-

Dąbrowski Festiwal Nauki

Trybuny wypełnione do ostatniego miejsca, kibice nie szczędzący gardeł i oklasków, uniesione w górę klubowe szaliki. Flagi powiewające nad głowami, deszcz konfetti i meksykańska fala. Mediolański San Siro, Camp Nou w Barcelonie a może londyński Stanford Bridge? Nie. To hala „Centrum” podczas meczy dąbrowskich siatkarek. Ten widok towarzyszył drużynie MKS-u przez rundę zasadniczą. Teraz nadchodzi play off, walka o miejsce na podium. Zapraszamy kibiców, którzy już nie raz pokazali z jakim oddaniem potrafią wspierać swoją drużynę, aby wspomogli ja gorącym dopingiem w nadchodzących spotkaniach play off. Zostańcie dodatkowym graczem! Pierwsza próba 21 marca. Czytaj str. 11

Z wiedzą na TY

Trwają rozmowy nt. utworzenia Zespołu Szkół nr 7, w skład którego mają wejść Gimnazjum nr 3 i Szkoła Podstawowa nr 30. Uchwałę intencyjną w tej sprawie, pod koniec stycznia, podjęła Rada Miejska

���������������� Zamysł połączenia obu placówek wynika z racjonalnego podejścia do zarządzania oświatą w mieście. Gmina chce stworzyć szkołę, której już za półtora roku, pozostałe dzielnice będą mogły Mydlicom pozazdrościć.

- Granice obwodów Szkoły Podstawowej nr 30 i Gimnazjum nr 3 pokrywają się, w związku z powyższym, absolwenci podstawówki będą mogli kontynuować naukę w szkole znajdującej się w tym samym budynku. Uczniowie przez dziewięć lat będą uczęszczać do jednej szkoły. Pozwoli to nauczycielom rozeznać ich możliwości, rozwijać zainteresowania i zdol-

ności oraz otoczyć szczególną opieką uczniów mających trudności w nauce. W aspekcie wychowawczym przyczyni się do stworzenia więzi pomiędzy wszystkimi uczniami zespołu, co wpłynie na zwiększenie poziomu ich bezpieczeństwa – wyjaśnia Iwona Krupa, wiceprezydent miasta. Temat połączenia szkół zaistniał w radiu, prasie i telewizji. Specjalną au-

dycję na ten temat przygotowało Radio Katowice. W programie pt. „Wszystko na temat” emitowanym „na żywo” 16 lutego w gimnazjum na Mydlicach, wystąpili rodzice, nauczyciele, przedstawiciele władz miasta, Rady Miejskiej i kuratorium. Wszelkie wątpliwości rodziców rozwiewała uczestnicząca w nagraniu wiceprezydent Iwona Krupa. Dokończenie na str. 3

Miesięcznik. Wydawca – Urząd Miejski w Dąbrowie Górniczej. Adres Redakcji: 41–300 Dąbrowa Górnicza, ul. Graniczna 21, pok. 302, tel./fax (032) 262 30 33, www.dabrowagornicza.pl, e-mail: pd@dabrowa-gornicza.pl Redaguje zespół: Grzegorz Cius (redaktor naczelny), Monika Łysek, Przemysław Kędzior, Lucyna Stępniewska, Anna Zubko, Bartosz Matylewicz. Nakład 30 000 egzemplarzy Realizacja wydawnicza: COMSOFT UK Krzysztof Ewicz

Miesięcznik, ukazuje się od stycznia 2009 roku. Nakład 20 tysięcy egzemplarzy. Gazeta bezpłatna. Wydawca – MFIRMA Dąbrowa Górnicza. Redaktor naczelny Marta Janicka, sekretarz redakcji Zbigniew A. Wieczorek. Cele medialne: informowanie lokalnej społeczności o najważniejszcyh wydarzeniach w sferze polityki, kultury i sportu; dyskusja na temat tożsamości regionalnej Zagłębia Dąbrowskiego. Strona w internecie: www.zyciedabrowy.pl

62

jego powieści. Czeladź literacka (czyli Borzechów) stała się miejscem magicznym, w którym wszystko może się zdarzyć. Tak więc film powstały na podstawie Końca wakacji stał się najbardziej czeladzkim filmem w polskiej kinematografii, chociaż zdjęcia do filmu nie zostały tu nakręcone. Kadry z tego filmu można było również zobaczyć (podobnie jak i sam film) podczas wystawy w galerii Exlibris Miejskiej Biblioteki Publicznej w Czeladzi. Wydano również broszurę poświęconą motywom czeladzkim w twórczości Janusza Domagalika, a zatytułowaną W Borzechowie, czyli w Czeladzi. Wiesława Konopelska, zdj. Autorki

iepostrzeżenie impreza ta, organizoN wana już po raz piąty przez Wyższą Szkołę Biznesu wraz z Urzędem Miejskim

Dąbrowy Górniczej, przeradza się w wartościową tradycję. Obfitowała w wiele panelowych dys-

ki po ojcu. Jest wśród nich Order Uśmiechu, nagrody zagraniczne i pamiątkowy medal, który otrzymał wraz z nadanym mu honorowym obywatelstwem miasta Czeladź. Krzysztof Domagalik spotkał się z młodzieżą, której opowiadał o autorze Końca wakacji, a także z dawnymi – z lat szkolnych – znajomymi ojca, członkami Stowarzyszenia Miłośników Czeladzi. Była to niezwykła podróż sentymentalna. A co łączy Czeladź i Janusza Domagalika z ... Borzechowem? – to oczywiście Koniec wakacji – książka dla młodzieży, na podstawie której w 1974 roku Stanisław Jędryka, reżyser rodem z Sosnowca, nakręcił film. Dodać trzeba, że w roli głównej wystąpił czeladzianin – Marek Sikora, później znany aktor filmowy i teatralny. Borzechów to literacka nazwa Czeladzi (od znajdującego się tu pradawnego wzgórza Borzecha) – miejsca, do którego Janusz Domagalik wracał nie tylko odwiedzając rodzinne strony, ale także pod postacią literackiej fikcji, świata, w których toczyła się akcja Końca wakacji i innych

nr 2/ kwiecień

kusji, pokazów oraz imprez towarzyszących. Zgromadziła koryfeuszy regionalnego środowiska naukowego i praktyków oraz wielu gości. Jednym z nich był wybitny polski ekonomista, były wicepremier prof. Grzegorz Kołodko. Podczas festiwalu dał się poznać nie tylko jako wytrawny

spec w swojej branży, lecz także jako utalentowany fotograf – amator. Okazało się, że jest autentycznym globtroterem. Odwiedził dotychczas 137 krajów współczesnego nam świata, a wystawa przez niego


otwarta w Pałacu Kultury Zagłębia jest rezultatem jego perygrynacji. Przy okazji odbyła się też promocja jego książki pt. Wędrujący Świat. (as), zdj. Gosław Olicki

Dziewczyny z Dąbrowy

w gminie to okazja do aktywizacji lokal- ogólnorozwojowej, samoobrony, strzelecnej społeczności. Na przykładzie wioski twa oraz turystyki. To także wodny aerointernetowej w Grabowej (pierwsze w Pol- bik na basenie i fitness. Sekcja kultury to sce Centrum Kształcenia przez Internet Modelki 50 +, Kabaret 50 +, literacka, plana terenach wiejskich) widać duże zainte- styczna, kulinarna i szachowa. resowanie korzystających z komputerów W 2008 roku prezes stowarzyszenia przy odrabianiu lekcji. To także okazja Krystyna Męcik włączyła się w prace nad do korzystania z programów e-learningo- prawem parlamentarnym i rządową realiwych. Z dziećmi do pracowni przychodzą zacją programów unijnych, których celem także dziadkowie, którzy chcą nauczyć się jest podwyższanie jakości życia osób starkorzystania z internetu oraz poczty elektronicznej. (inf. wł.), zdj. archiwum UG

Uniwersytet Trzeciego Wieku ecze w Hali Sportowej Centrum o projekt Krystyny Męcik – inicjatorki M w Dąbrowie Górniczej zawsze mają T projektu i głównej współzałożycielspecyficzny klimat. I nie chodzi tu tylko ki. W pomyśle wykładów prowadzonych

o grę zawodniczek. Fenomenalna atmos- z myślą o najstarszych mieszkańcach fera na trybunach. Strefa kibica pokazuje, naszego miasta wsparli ją wydatnie burjak bardzo kocha swój klub (MKS Dąbro- mistrz Maciej Kaczyński oraz Konrad wę Górniczą oczywiście). Na ostatnim Knop – były dyrektor Miejskiego Ośrodmeczu można było zauważyć malutkie ka Kultury. Ta wspaniała inicjatywa zrodziewczynki, które z wielką ochotą pod- dziła się podczas prelekcji prowadzonych śpiewywały i dopingowały. Ludzie łączą przez Krystynę Męcik w Akademii Dłusię w jedną wielką piłkarską rodzinę, do- gosza w Częstochowie, kiedy to postadając zawodniczkom wielkiej mocy. Nic nowiła zainicjować podobne zajęcia dla dziwnego, bo fani MKS-u są najcudow- mieszkańców Gminy Łazy. niejszymi kibicami w Polsce! Pierwsze, historyczne spotkanie od(ks), zdj. Przemysław Kokot było się w Miejskim Ośrodku Kultury w Łazach i uczestniczyło w nim trzydziestu przedstawicieli łazowskich seniorów. Po jego wielkim sukcesie, niebawem, w ośrodku sportowo – rehabilitacyjnym, azy – jako jedyna gmina wykładem byłego premiera Jerzego Buzka w Polsce otwarła dzisiaj drugą wio- zainaugurowano działalność pierwszego skę internetową, bowiem kolejna no- w powiecie zawierciańskim Uniwersytetu woczesna pracownia komputerowa

szych. Najważniejsza dla studentów jest oczywiście sekcja edukacyjna pozwalająca poszerzyć horyzonty, zgłębić nowe dziedziny wiedzy i zdobyć kolejne doświadczenie. Członkowie stowarzyszenia uczestniczą w licznych wykładach z różnych dziedzin nauki, prowadzonych często przez znane osobistości ze świata nauki np. profesorów Jerzego Buzka, Artura Stojko czy Marka Barańskiego. Poza nauką słuchacze Uniwersytetu włączają się w różnego typu akcje nagłaśniane przez media i cieszące się ogromnym zainteresowaniem, którego doskonałym przykładem jest występ Modelek 50 + w popularnym programie Dzień Dobry TVN, dzięki któremu cała Polska mogła dowiedzieć się o istnieniu tego niezwykłego stowarzyszenia, uczestnictwo w uroczystym otwarciu krytej pływalni w Łazach 30 maja 2008roku, kiedy to Modelki 50 + prezentowały się w strojach kąpielowych z lat 20 i 30. Podczas inauguracji roku akademickiego 2008/2009 – wykład pt.: Filozofia natury i partenogenoza wygłosił prof. dr hab. Artura Stojka. Na powstała w sołectwie Niegowonice. uwagę zasługuje również Ta wioska internetowa to 10 stanowisk cykl spotkań zatytułowakomputerowych, rzutnik multimedialny, nych: Udzielanie pierwszej serwer, szybkie łącze internetowe oraz pomocy dla babci, dziadka biblioteka multimediów i bogate opro- Trzeciego Wieku. Zaraz potem ustalono i wnuka, które stanowią idealną okazję do gramowanie użytkowe. Choć to mniejsza program zajęć i tak do sekcji edukacyjnej integracji pokoleń. pracownia od działającej w Grabowej, jest włączono lektorat z języka angielskiego Równie ważnym wydarzeniem z życia jednak wyposażona w nowocześniejszy i niemieckiego oraz naukę obsługi kom- Uniwersytetu było włączenie się w aksprzęt. putera i korzystania z internetu. Sekcja re- cję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Otwarcie kolejnej wioski internetowej kreacyjna prowadzi zajęcia z gimnastyki Chore dzieci wsparli: sekcja Kabaret 50 +

Ł

Internet na wsi

nr 2/ kwiecień

63


Region występem dla mieszkańców Gminy Łazy, uniwersyteccy plastycy wystawili 18 prac na aukcji W.O.Ś.P. Dzięki współpracy sekcji literackiej, Kabaret 50+ oraz Modelki 50 + powstała bajka Zaczarowany Las, którą obejrzeli najmłodsi mieszkańcy Łaz i Zawiercia. Uniwersytet nie zwalnia tempa i już zapowiada następne działania, takie jak np. Ogólnopolska Olimpiada Sportowa UTW, czy planowana na 23 kwietnia akcja sadzenia drzewek na placu zabaw i w jego okolicach. Dominika Janus, Malwina Szulińska, zdj. Autorki

nalnej prasie czy telewizji był zorganizowany wypoczynek pracowników śląskich i zagłębiowskich zakładów nad Zalewem Przeczycko-Siewierskim. Zamknięcie przegrodą przełomu Czarnej Przemszy w Boguchwałowicach w latach 60. i wybudowanie zapory, nadało tym terenom wyraziste walory rekreacyjne. Odtąd rolnicza gmina zaczęła przyciągać spragnionych rekreacji i turystyki weekendowej mieszkańców pobliskich miast. Mierzęcice leżą na uboczu. Stąd brak o nich bardziej poszerzonych wiadomości, chociaż zdarzały się nieliczne opracowania naukowe czy popularnonaukowe, jak choćby Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, pod red. B. Chlebowskiego, W. Walewskiego i F. Sulimierskiego, T. VII (1886); W. Binkowskiego, Stosunki rolnicze powiatów będzińskiego i zawierckiego (1929), M. Kantora-Mirskiego, Z przeszłości Zagłębia Dąbrowskiego i okolicy: szkice monograficzne, T. 3. Z. 9 (1932); z. 15, T. VI, Katalogu zabytków sztuki w Polsce, pod red. I. Rejduch-Samkowej i J. Samek, 1962; J. Kocyana, Zbiornik w Przeczycach (1969); Przewodnik historyczny po miejscowościach gmin powiatu będzińskiego (2004) pod red. B. Ciepieli czy Parafia św. Mikołaja w Targoszycach, R. Bocian i ks. J. Rakoczego ( 2004). Wydana została także wspomnieniowa książka J. Polewki, Urodzeni w Przeczycach, (1972), dokumentująca dość barwnie życie miejscowe na przełomie XIX/XX wieku. Wielce rozproszone i fragmentaryczne informacje zawierają przewodniki krajoznawcze np. Poznaj dziwienie każdego przybysza wywo- swoją „małą ojczyznę” Zagłębie Dąbrowskie łuje tak nikłe zainteresowanie ziemią i okolice, w oprac. A. Zielińskiego (1991), mierzęcicką wśród wszelakich twórców, nie tylko ludzi pióra. W minionej przeszłości nazwa tej gminy pojawiała się najczęściej na łamach prasy lotniczej, jak „Skrzydlata Polska” czy „Wiraże”. Wytłumaczyć to łatwo wieloletnim stacjonowaniem właśnie w Mierzęcicach 39 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego WOPK oraz późniejszą lokalizacją bazy statków powietrznych. Istniejące tu przez kilka dekad jednostki wojskowe, najpierw niemieckiej Luftwaffe (1940–1945), następnie radzieckich Wojenno-Wozdusznych Sił (1945–1951) i wreszcie polskich Wojsk Obrony Powietrznej Kraju (1951–2000) nadały okolicy wyraźny ryt społeczno-kulturowy. Używane w celach militarnych lotnisko i zabezpieczający je logistycznie oraz tech- artykuły naukowe w pracach zbiorowych nicznie garnizon ze skoszarowanymi od- oraz nieopublikowane prace dyplomowe działami żołnierzy oraz kadrą zawodową, wielu absolwentów studiów wyższych, osiedloną tu z rodzinami, odcisnęły ślad w tym również rozprawa doktorska pisząna życiu kilku pokoleń autochtonów. cego te słowa, czy informatory wydawaJednak to nie wszystko. Dyżurnym ne na biznesowo-gospodarcze potrzeby. tematem – szczególnie w tzw. sezonie Warto wspomnieć także w tym miejscu ogórkowym – pojawiającym się w regio- o prowadzonej, lecz nieopublikowanej

Kaj som te Mierzencice?

Z

64

nr 2/ kwiecień

dotąd kronice pierwszego powojennego wójta gminy Walentego Kuczery. Wynika to zapewne z dominacji tematyki typowo miejskiej w zagłębiowskiej prasie, literaturze i twórczości scenicznej. Obszary wiejskie zawsze schodziły na plan dalszy, stanowiąc tło dla dokumentowanych wydarzeń oraz będąc przez wiele lat rezerwuarem siły roboczej dla zagłębiowskich fabryk, hut i kopalń. Działo się tak, chociaż to właśnie lud wiejski w mowie codziennej przechowywał właściwości miejscowej gwary. Dużo używanych w niej wyrażeń i słów zostało przejętych od sąsiadów – Ślązaków, jak choćby kaj zastępujące gdzie, używane przez ogół Polaków. Z niej to zaczerpnięto po części brzmienie tytułu niniejszego tekstu (Słownik prowincyjonalizmów powiatu będzińskiego, [gub. piotrkowska], zebrał i ułożył J. S. Ziemba, W: Prace filologiczne, t. III, red. J. Baudouin de Courtenay [i in.], [1891]). Dla obszaru Zagłębia Dąbrowskiego niezwykle charakterystyczne jest także wymawianie końcowego ą jako om som, robiom, jadom czy ę jako em, en. Względnie pierwotnej gwary używa jedynie najstarsze pokolenie. Byłaby zatem już pora – chcąc ocalić od zapomnienia wiele minionych i jakże istotnych lokalnych wydarzeń czy odrębności kulturowych – opracować monografię gminy Mierzęcice. Pomysł taki właśnie niedawno zrodził się pod roboczą nazwą Zarys dziejów gminy Mierzęcice. Podjęto też wstępne czynności organizacyjno-redakcyjne. Najbliższe zaś 2–3 lata pozwolą ocenić efekty tego, w zasadzie pionierskiego, zamierzenia autorskiego i edytorskiego. Jacek Malikowski

Wspólnie łatwiej Dwugłos wójtów w jednej sprawie

Wój Gminy Psary Marian Kozieł Projekt jaki złożyliśmy w ub. roku do Urzędu Wojewódzkiego starając się o środki w ramach Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych dotyczył przede wszystkim dróg dojazdowych do działek położonych w Górze Siewierskiej na tzw. Czerwonym Kamieniu. Pomimo pozytywnej oceny jaką otrzymaliśmy, nasz wniosek nie znalazł się na liście podpisanej przez ministra. Zadecydowała punktacja, zakwalifikowano 30 projektów – nasz był 32. Punkty przyznawano wg podstawowych trzech kryteriów – poprawa bezpieczeństwa, spójność z siecią dróg na terenie województwa oraz współpraca z innymi jednostkami samorządu terytorialnego. W ostatnim kryterium uzyskaliśmy


Dzieciom w Psarach będzie ciepło…

niewielką ilość punktów, ponieważ inwestycja realizowana jest tylko przez naszą gminę. Wyciągamy jednak wnioski na przyszłość – będziemy składać kolejny wniosek – tym ranwestycje w zakresie termomoderzem z Wojkowicami. Uchwała w tej sprawie nizacji budynków użyteczności puznajdzie się w porządku obrad najbliższej blicznej należą do priorytetowych zasesji Rady Gminy. Nasze gminy zjednoczyła ulica Granicz- dań gminy Psary. W perspektywie lat 2001–2008 na w Psarach. Jej stan pogarsza się z roku na rok. Liczymy, że dzięki środkom minister- gmina wykonała termomodernizację stwa uda się ją wyremontować. Jest to tym budynków szkół podstawowych bardziej uzasadnione, że w chwili obecnej w Strzyżowicach, Dąbiu, Sarnokończą się prace związane z wymianą wodo- wie (także przedszkola) i Gródciągu. Ponieważ ta ulica łączy dwie drogi po- kowie; gimnazjum i Urzędu wiatowe, projekt realizowany będzie wspól- Gminy w Psarach, również nie. Mam nadzieję, że komisja oceniająca przedszkola w Strzyżowicach. weźmie to pod uwagę i otrzymamy pomoc Przeprowadzono też termorenowację budynku Gminnego finansową. Ośrodka Kultury w Gródkowie. Burmistrz Wojkowic Andrzej Cembrzyński Zakres robót obejmował Ulica Graniczna położona na terenie Gminy przede wszystkim ocieplenie Psary w Wojkowicach przechodzi w ul. Brze- ścian zewnętrznych obiekziny i stanowi naturalny ciąg komunikacyj- tów, wymianę okien i drzwi ny do drogi powiatowej – ul. Sobieskiego. Ten zewnętrznych oraz wykonanie fakt zdecydował o podjęciu prac inwestycyj- wymiany źródła ciepła i usprawnych na tym obszarze. Ze względu na duże nień wewnętrznej instalacji grzewczej nakłady finansowe związane z remontami zasilanej z kotłowni gazowych znajdudróg, zgodnie z WPI obejmującym działania jących się w budynkach. Kompleksowa do roku 2012, dopiero w latach 2010–2012 planowana jest modernizacja i rozbudowa innych dróg gminnych. Budowa ul. Brzeziny znacznie zmniejszy natężenie ruchu drogowego na ul. Długosza, która jest dzisiaj jedynym połączeniem ul. Sobieskiego poprzez ul. Harcerską z ul. Graniczną. W bezpośrednim sąsiedztwie skrzyżowania ulic: Sobieskiego i Długosza znajduje się kościół p.w. św. Antoniego Padewskiego, co w pewnych porach dnia oraz w niedziele i święta powoduje znaczny wzrost natężenia ruchu drogowego w tym rejonie. Przekiero-

I

Środki krajowe pozyskano w następujących formach: – dotacja PFOŚiGW – w kwocie 212 859,86 zł, – dotacja WFOŚiGW – w kwocie 293 580,00 zł, – pożyczka WFOŚiGW – w kwocie 1 874 581,00 zł, w tym: – umorzenie części pożyczki 734 595,00 zł.

W ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego w okresie programowania 2007–2013 gmina chce pozyskać środki na realizację kolejnych inwestycji: termomodernizacja budynku Przedszkola Publicznego w Strzyżowicach, termomodernizacja budynku Gminnego Centrum Medycznego w Psarach, remont i termomodernizacja budynku Gminnego Ośrodka Kultury w Sarnowie. Wymienione zadania otrzymały zgodę Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach na dofinantermomodernizacja obiektów spowodo- sowanie w formie pożyczki w kwocie wała obniżenie energochłonności, a w 124 160 zł (Przedszkole Strzyżowice), efekcie zmniejszenie ilości paliwa do 221 946,00 zł (GOK Sarnów) oraz 274 produkcji energii cieplnej, co w znacz- 254,00 zł (GCM Psary). nym stopniu przyczynia się do ograniczenia emisji zanieczyszczeń do środowiska. Do realizacji wymienionych projektów pozyskano dofinansowanie zarówno ze środków krajowych, jak również ze źródeł zagranicznych. W ramach wsparcia unijnego gmina Psary pozyskała środki finansowe w kwocie wanie ruchu drogowego nowo wybudowaną 742 347,16 zł. z Europejdrogą winno znacznie zmniejszyć jego natę- skiego Funduszu Rozwoju żenie w obrębie skrzyżowania ulic Sobieskie- Regionalnego, z którego go i Długosza. finansowany był Zintegrowany Program Operacyjny Darek Margiel, zdj. Autor Notował Darek Margiel Rozwoju Regionalnego.

nr 2/ kwiecień

65


Region

Turniej wiedzy technicznej

bacznym okiem Ducha Czasu Pauli,odi Anioła Pokoju z plafonu zabytkowej już po raz 13. uczniowie 52. ślą-

działu i 111. rocznicę wybudowania naszego budynku oraz ufundowania auli przez Henryka Dietla – zauważył prof. dr hab. Jan Ilczuk, dziekan Wydziału Informat yk i i Nauki o Materiałach Uniwersytetu Śląskiego. Dziekan wie, iż niebawem będzie musiał asygnować większe środki na organizację konkursu i nagro-

skich liceów i jednego małopolskiego rozpoczęli zmagania w Konkursie Wiedzy Technicznej organizowanym przez Wydział Informatyki i Nauki o Materiałach Uniwersytetu Śląskiego. W tegorocznej edycji w eliminacjach szkolnych wzięło udział około 1200 uczniów, a do finału zakwalifikowało się aż 202 kandydatów, w tej liczbie szesnaście kobiet. Wszyscy reprezentowali 31 szkół technicznych i 21 – ogólnokształcących. W tym roku patronat honorowy objęli między innymi: rektor U.Śl. – profesor Wiesław Banyś oraz prezydenci Sosnowca i Dąbrowy Górniczej. To piękne, że pojawiają się nowi przyjaciele i przyjaciółki techniki. Wprost cudowna niespodzianka na 45-lecie istnienia wy-

Uczestnicy są zadowoleni: Jest naprawdę miło a pytania były łatwe – twierdziła Angelika Tarka z Powiatowego Zespołu Szkół w Lędzinach. Na pewno wygram i będę najlepszy! Matematyka była prosta. Rozwiązałem wszyst-

dy: Nagrody rzeczowe, czyli drukarka, nagrywarka DVD, kurs językowy. Odchodzimy od nagradzania książkami o technice, ponieważ tę najlepiej poznajemy praktycznie. Poza tym sponsorzy ufundowali pamiątkowe gadżety dla finalistów, a zwłaszcza dla kobiet, które coraz liczniej biorą udział w naszych zmaganiach.

66

nr 2/ kwiecień

kie zagadnienia podstawowe i fakultatywne, więc wiem bardzo dobrze, że to ja zdobędę pierwszą nagrodę – mówił Mariusz Kubiałka z Zespołu Szkół Elektronicznych z Bytomia. Wyniki konkursu poznamy dopiero w samo południe 17 kwietnia 2009 roku. – Ogłosimy je na uroczystej gali wręczenia nagród i upominków. Dla wszystkich będzie to niespodzianka – zapewnia dziekan Wydziału. Joanna Neumann, zdj. archiwum Wydziału i Robert Pasek


W 170. rocznicę urodzin Henryka Dietla

Pałac prawie jak nowy… Obecny właściciel – pan Stanisław Kuliś (posiada również słynną Jamę Michalikową w Krakowie) nabył ten obiekt w 1998 roku i od tego czasu zmaga się z karkołomnym zadaniem jego restauracji. Jak wspomina Ryszard Szymonowicz nadzorujący prace konserwatorskie, Pałac przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy: podstemplowane stropy wykwintnych niegdyś sal (na 62 pałacowe sale i komnaty aż w 30. trzeba było dokonać rekompozycji, czyli całkowitej przebudowy). Freski naścienne, plafony, stiuki i liczne tu putta porozbijane, poniszczone z liszajami kilkudzie-

Sala jadalna

Sosnowiec wspaniale uczcił urodziny człowieka o którym bez wątpienia można powiedzieć, że jego dokonania legły u podłoża późniejszego miejskiego bytu tego kawałka ziemi. Odbyło się wiele okolicznościowych imprez, wmurowano pamiątkową tablicę, z honorami przyjęto jego prawnuczkę itd. itp. Sesja poświęcona pamięci tego przemysłowca i społecznika odbyła się jednak… w Pałacu Schoena – innego sosnowieckiego fabrykanta, współczesnego mu, ale niemiłosiernie z nim konkurującego. Rzecz w tym, że rodowa siedziba Dietlów przeżywa

od 11. już lat burzliwy i gruntowny remont.

nr 2/ kwiecień Sala balowa

67


Łazienka

ponują odpowiednimi dokumentami i fotografiami, a może nawet posiadają jakieś zabytkowe elementy wystroju, zgłaszali się do pałacu, gdzie będą gościnnie przyjęci jako jego przyjaciele. Przez 11 lat rekonstrukcji wiele udało się zrobić. Pomocne w tym zakresie było i miasto, fundusze europejskie i wojewódzkie. Efekty tych zabiegów są już widoczne gołym okiem (przedstawiamy je do oceny naszych czytelników). Bez wątpienia będzie to prawdziwe muzeum Salonik z werandą, fresk domniemanego autorstwa Władysława Tetmajera

sięciu jadalnych i niejadalnych grzybów. stę ówczesnych usterek Posadzki i parkiety zniszczone lub pozry- można by mnożyć bez wane. Dach przeciekający. Zrujnowana końca. Trzeba do tego całkowicie wspaniała łazienka Dietlów dodać całkowity brak – jedyny taki zabytek w naszym kraju. Li- wyposażenia – wyszabrowanego lub tkwiąceRyszard Szymonowicz prezentugo do dzisiaj je fragment okleiny z pokoju w magazyfajkowego z autografami twórców wystroju z 1898 r. nach TVP w Katowicach Pokój fajkowy i innych instytucji, które z jego oddaniem by- fabrykanckich wnętrz, podobne jakością najmniej się nie kwapią. Stąd też pszczyńskiemu pałacowi, ale na otwarcie apel Ryszarda Szymonowicza obiektu trzeba będzie jeszcze nieco pooraz właściciela, aby wszyscy, czekać... którym cokolwiek wiadomo o powojennych losach pałacoTekst: Józef Kamiński wego wyposażenia bądź dysZdjęcia: Gosław Olicki

68

nr 2/ kwiecień


Recenzje

szranki stanęło sześć spektakli nariusza i w reżyseW z całej Polski, o zwycięstwo wal- rii Pawła Passiniego czyło grono najwybitniejszych młodych - Teatr Łaźnia Nowa

teatralnych strategów kraju. Był to już jedenasty pojedynek... Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje, bo o nim mowa, odbył się w Katowicach w dniach 7-14 marca. Od lat jego celem jest nie tylko udostępnienie śląskiej publiczności najlepszych ogólnopolskich spektakli, ale i promocja najzdolniejszych młodych reżyserów teatralnych kraju. asady konkursu są następujące: jury nie ustala wspólnego werdyktu, każdy z sędziów ma do dyspozycji mieszek z 10 tys. zł. wręczany reżyserowi, którego dzieło ocenia najwyżej. Główna nagroda to Laur Konrada (ku pamięci słynnego reżysera Konrada Swinarskiego), przypadający temu, kto zbierze najwięcej mieszków. Także widzowie mają głos w kwestii honorowania najlepszych dzieł – przyznają oni nagrodę publiczności w wysokości 10 tys. zł, fundowaną przez Marszałka Województwa Śląskiego. Od tego roku jest także tzw. Zaproszenie od Stanisława – dodatkowa nagroda pieniężna w formie zaliczki na wystawienie danego spektaklu na jednej ze scen Teatru Śląskiego w przyszłym sezonie. skład tegorocznego jury wchodzili: dyrektor Teatru Ósmego Dnia i aktorka - Ewa Wójciak, kompozytor teatralny Stanisław Radwan, reżyser i dyrektor Teatru Wierszalin - Piotr Tomaszuk, scenograf Andrzej Witkowski oraz reżyser i dramaturg Maciej Wojtyszko. tym roku zaprezentowano aż sześć spektakli konkursowych: Zdobycie bieguna południowego Manfreda Karge w reżyserii Grzegorza Kempinsky’ego - Teatr Śląski w Katowicach; Kupiec wenecki Williama Szekspira w reżyserii Gabriela Gietzky’ego - Wrocławski Teatr Współczesny; Odpoczywanie według sce-

XI

Z

W W

Sprawa Dantona, Marcin Czarnik, zdj. Bartosz Maz

Ciężki mieszek i Laur Konrada

z Krakowa; Sprawa Dantona Stanisławy Przybyszewskiej w reżyserii Jana Klaty - Teatr Polski z Wrocławia; Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki menty to węgiel, który wziął się do roboty - Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego oraz Odpoczywanie) było… Studio TVP z Wałbrzycha; Drugie zabicie psa Marka Katowice. Nowoczesna przestrzeń moHłaski w reżyserii Wiktora Rubina - Te- gła dekoncentrować widzów obytych z klasycznymi teatralnymi wnętrzami, atr Polski im. H. Konieczki z Bydgoszczy. dobycie bieguna południowego wystar- z dobrym skutkiem jednak przemieniotowało w festiwalu dzięki, Sprawa Dantona, Bartosz Porczyk, Wiesław Cichy, wprowadzonej Andrzej Wilk, Tadeusz Szymków, Edwin Petrykat, w tym roku, zdj. Bartosz Maz tzw. dzikiej karcie, czyli w y wa lczonej przez regionalnych publicystów kulturalnych promocji do finałowego starcia jednej z produkcji śląskiej sceny teatralnej. ak co roku, spektak le konkursowe spięto klamrą przedstawień mistrzow- no Odpoczywania w pionierski, multiskich. Teraz program uświetniły inaugu- medialny spektakl, toczący swój krótki rujące imprezę Rozmowy poufne Ingmara żywot przed oczami widzów, jak i w inBergmana w reżyserii Iwony Kempy z Te- ternecie (podczas spektaklu obecni na atru im. J. Słowackiego z Krakowa (ubie- sali internauci tworzyli na bieżąco chat głorocznej zwyciężczyni Interpretacji) o tym, co widzą). egorocznym Interpretacjom towarzya festiwalowy cykl zamknął Król umiera, szyły tematyczne spotkania w Galerii czyli ceremonie Eugene Ionesco w reżyserii Piotra Cieplaka, zrealizowany w Narodo- Rondo Sztuki, poświęcone współczesnej wym Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej kulturze, które poprowadził Jerzy Sow Krakowie. snowski. O teatrze europejskim rozmawórcy Fe- wiał z dyrektorką Międzynarodowego s t i w a l u Festiwalu Teatralnego Dialog we Wropostarali się, cławiu - Krystyną Meissner, natomiast aby tego- z aktorem i reżyserem Mikołajem Graroczna edy- bowskim – o twórczości Witolda Gomcja uwolniła browicza w kontekście 20-lecia niepodteatr z teatru ległości Polski. wyniku indywidualnych werdyktów – zarówno każdego z jurorów w XI Ogólnopolw kwestii zajmowanej skim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Laur przestrzeni, Konrada otrzymał Jan Klata za Sprawę jak i klasycz- Dantona. Artysta okazał się bezapelanego opako- cyjnym zwycięzcą – nie dość, że przywania. Sceną padły mu cztery z pięciu drogocennych dla dwóch mieszków, to przyznano mu również f e s t i w a l o - Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę wych spek- Dziennikarzy. Zaproszenie od Stanisława takli (Dia- w tym roku otrzymał Gabriel Gietzky.

Ewa M. Walewska

Z

J

T

T

W

nr 2/ kwiecień

69


Recenzje

Malarskie Ogrody Tekst Ewa M. Walewska, zdj. Robert Pasek

naszej świadomości ogród funkW cjonuje, jako miejsce spokoju, ładu, twórczego współdziałania człowieka i na-

tury. Natury ujarzmionej i uporządkowanej. A może ujarzmionej i uporządkowanej twórczości? Jak rozumieć tytuł Ogrody w odniesieniu do wystawy malarstwa? Czy

powinniśmy uznać go za oddzieloną wysokim murem od szarości spraw codziennych, symboliczną strefę twórczą danego artysty? Miejsce, gdzie wzrastają dzieła, podlewane wyobraźnią i ogrzewane wrażliwością twórcy? Czy może tytuł ten powinniśmy uznać za uniwersalną, wspólną wszystkim metaforę pielęgnowania piękna? Wystawa „Ogrody”, prezentowana w Muzeum Miejskim w Sosnowcu, jest mozaiką zmontowaną z całkowicie odmiennych stylów, postaw twórczych i pomysłów, dla których wspólnym mia-

70

sowanych elementów zupełnie różnych układanek. Ogródek Zbigniewa Gorlaka pełen jest bombardujących jaskrawymi kolorami pozornych kolaży. Wydaje się, że na płótno autor nakleił wycięte czy wręcz wytargane z gazet zdjęcia, fragmenty tekstu, pojedyncze litery. Pełno tu rysunków i fotografii zwierząt i dziecinnych zabawek – szczególnie klocków, z których Gorlak buduje wybrane elementy świata, umieszczając je kontrastowo obok klasycznych, antycznych rzeźb. Dalej znajduje się sala Bogdana Wojtasika i jego cykl Studia codziennej gry – tu prezentowany jest całkiem odmienny styl, w którym dominują jedynie dwa lub trzy kontrastowe kolory – jeden stanowiący tło, drugi ujęty w barwną plamę, zastygłą w trakcie spływania z płótna. W ogródku Jacka Rykały podziwiać

nownikiem jest malarstwo – nazywane ogrodem sztuki. Wystawa pochodzi ze zbiorów Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Dzieła prezentują malarze, którzy są uznanymi autorytetami środowisk plastycznych: Teresa Miszkin, Zbigniew Gorlak, Jacek Rykała, Tomasz Psuja, Bogdan Wojtasiak, Krzysztof Markowski, Jarosław Eysymont. Koncept wystawienniczy metaforycznie komponuje się z tytułem wystawy, każda sala zajmowana jest bowiem przez innego malarza, tak jakby każdy z nich miał własną grządkę w stworzonym wspólnie ogrodzie malarstwa. W pierwszej sali zachwyca fotorealistyczne malarstwo w formie dyptyków, z cyklu Uwikłania i Pejzaże intymne Teresy Miszkin. Dalej obrazy Krzysztofa Markowskiego z cyklu Mosty, prezentujące technikę własną autora – połączenie płótna przedstawiającego utrzymane w odcieniach szarości i błękitu falujące wody oraz wyciętych w łuk desek, pozorujących tytułowe mosty, ale kształtem przypominających raczej akwedukty. Jarosław Eysymont natomiast skupił się na barwnych, marzycielsko rozmytych wariacjach na temat drzwi, okien i szuflad. Wizje tych można osobliwe kolaże – olejne wizje swoistych progów przejść są wieloplano- ocienionych bram i świetlistych podwówe, luźno nakładające się na siebie i frag- rek (lekko rozmyte, ale realistyczne, jak mentaryczne, złożone jakby z niedopa- fotografie), wmontowane w drewniane, okienkowe ramy. Poszczególne okienka są z kolei ramkami dla poszarzałych ze starości zdjęć, zardzewiałych tabliczek, kolorowych desek i szufladek. Na końcu sala Tomasza Psuji, gdzie ciepłe promienie słońca z obrazów Rykały już nie docierają, gdzie dominuje czerń i biel i pojawiające się wraz z nimi uczucie pustki i przygnębienia. W każdym ogródku możemy odnaleźć inną paletę barw-uczuć, inny świat, dlatego całość jest absolutnie godna polecenia. Malarze zapraszają do ogrodu... Wystawa zorganizowana jest pod honorowym patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Prezydenta Miasta Sosnowca czynna do 13 kwietnia 2009 r.

nr 2/ kwiecień


Janusz Krzysztof Ochocki (ur. 1962 w Zawierciu) jest człowiekiem o wielu zainteresowaniach. Absolwent krakowskiej Akademii Rolniczej, instruktor jogi, rzeźbiarz – amator, a także muzykujący autor tekstów piosenek. Sprawdza się także jako poeta, czego najlepszym dowodem jest tomik Zamiast milczenia.

Westchnienia z labiryntu iersze Ochockiego, mieszkającego na W co dzień w Żarkach koło Myszkowa, to przykład poezji zaangażowanej w pro-

ces duchowego rozwoju czytelnika. Już tytułowy liryk przypomina, że w milczeniu myśli znajdują sens. Doświadczenie tego, co niewyrażalne, staje się możliwe dzięki kontemplacji. Jednak niezwykle trudno znaleźć uważnego słuchacza, który wytrzyma udrękę milczenia. W wierszu Promyczek autor podkreśla rolę imaginacji, niezwykle pomocnej przy kolejnych próbach przeskakiwania muru powszechnej hipokryzji. Mądrość zaklęta w starochińskiej Księdze Przemian (I-Ching) patronuje natomiast lirykowi pod tytułem Przeznaczenie. Kres życia nie jest tożsamy z końcem wędrówki; to następny etap nieprzerwanych przemian prowadzących od cierpienia do nadziei. Przekroczenie granicy między niewiedzą a poznaniem tajemnicy wszechrzeczy jest kolejnym rytuałem przejścia – także w skali jednostkowej. Ochocki wielokrotnie snuje refleksje nad przemijaniem, zachęcając do wzmożonej obserwacji ulotnego piękna otaczającego nas świata.

Przemysław Pieniążek

Eureka to przestroga przed wszechobecną głupotą. Rzeczywistość, w której żyjemy, jest poligonem dla hipokrytów, tchórzy i głupców. Ale my także nie jesteśmy bez winy. Wszyscy trwamy bowiem w lunatycznym śnie, tracąc z oczu prawdziwy sens życia. Refleksja pojawia się jak zwykle wtedy, gdy już jest za późno. Kiedy zamykamy się w więzieniu naszych wygórowanych oczekiwań lekceważąc oczywiste fakty, jesteśmy skazani na duchową porażkę. W ostatniej zwrotce Westchnienia Ochocki powie: Czasem przetrawić trzeba samemu / Gorycz co zżera od środka / Jeśli uporasz się z tym ciężarem / Szczęście niebawem napotkasz. Brzmi jak tania wróżba? Być może, ale nie zaszkodzi spróbować. Utrzymany w modlitewnym tonie Labirynt jest apostrofą do Stwórcy z prośbą o wybaczenie zwątpienia co do powodzenia boskiej kreacji, jaką było stworzenie świata i ludzi. Podmiot nie boi się głośno artykułować przemyśleń, podkreślając jednocześnie własną znikomość i bezbronność w życiu, które jest nieustanną wędrówką przez labirynt. Natura ludzka jest skażona przez zło. Wiedział o tym Mahatma Gandhi mówiąc, iż ziemia jest w stanie zaspokoić potrzeby wszystkich ludzi, jednak nigdy nie zaspokoi ich chciwości. Dla Ochockiego szczęście i cierpienie (zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i ogólnoludzkim) jest nierozerwalną parą, konsekwentnie jednak dążącą do zrównoważenia przeciwstawnych natur. Poezja Ochockiego to zaproszenie do wspólnego uczestnictwa w duchowym wyciszeniu oraz odkrycia nieuświadomionych dotąd możliwości drzemiących w każdym z nas. Autor zadbał także o aspekt ilustracyjny poezji, zamieszczając w tomiku reprodukcje swoich rzeźb oraz prac Konstantego Gryczanego (rocznik 81), urodzonego w Bogusławie absolwenta Szkoły Artystycznej, będącego częstym gościem pracowni Ochockiego.

nr 2/ kwiecień

Nawiasem mówiąc… opowieść będzie inna. Może nawet w Tnieapierwszym odruchu wyda się przykra, pozbawiona pikantnych szczegółów, ale

o nieciekawych ludziach. Jeżeli odniesiecie wrażenie, że akcja jest zbyt przesycona nudną rzeczywistością, a fabuła opiera się na nieszczególnych przykładach z życia, będzie to całkowicie zrozumiałe. Przynajmniej na początku. Przystępując do lektury debiutu prozatorskiego Marcina Pilisa (ur.1974) – dziennikarza, absolwenta Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego oraz redaktora naczelnego „Kuriera Jurajskiego” – trudno się z powyższym cytatem nie zgodzić. Powieść myszkowskiego autora stawia bowiem opór, wymagając od czytelnika wzmożonej uwagi oraz niemałego zaangażowania. Bohaterem Opowieści nawiasowej jest absolwent podyplomowej szkoły artystycznej, który aktualnie dorabia jako gazetowy rysownik. Jak każdy młody człowiek miał mnóstwo planów oraz nierozdziewiczonych złudzeń. Jednak nieustające poczucie niemożliwości co rusz wyklucza go z aktywnego uczestnictwa w tzw. życiu. Jest niespełnionym wędrowcem, który utknął na początku podróży. Przerażony konsekwencjami płynącymi z uczuciowego przywiązania do kogokolwiek, zostaje żywcem pogrzebany przez upływający czas, manife-

71


Recenzje stujący się poprzez powtarzaną sekwencję podobnych do siebie dni, od których prawdopodobnie nie ma ucieczki. Otoczony przez pustą formę rzeczywistości (z upiornym widmem PUP za oknem), postrzega siebie oraz innych jako nieprzetrawioną resztą zdrowego organizmu – tej ogromnej, rozlazłej monady, zbiorczej kategorii, bezosobowego, ponadindywidualnego tworu […]. Pozostająca z nim w erotycznej relacji Sublokatorka jest jedną z nielicznych osób, które mają dostęp do twierdzy jego umiarkowanej alienacji. Dla niej jest on malarzem, który choruje na zdrowy rozsądek. W punkcie kulminacyjnym nasz bohater zakradnie się do mieszkania dziewczyny, gdzie będzie chciał namalować portret Kobiety Idealnej. Przyzna bowiem, iż Jeśli kobiety kochają się we własnych ciałach, to my – malarze – jesteśmy najwspanialszymi katalizatorami ich autozachwytu, jesteśmy największymi, profesjonalnymi gwarantami piękna i indywidualności każdej z nich. Jednak próba przelania na płótno esencji piękna zwieńczona zostanie zbrodnią. Opowieść Nawiasowa Pilisa jest historią, która opowiada się de facto sama, gdyż rola narratora ograniczona jest jedynie do samouświadamiającego się przekaźnika; jest on jedynie instrumentem, modulującym częstotliwość przepływu wspomnień. Jednak szkatułkowa narracja – zgodnie z założeniami autora – może wywołać u odbiorcy zniecierpliwienie oraz rosnącą irytację. Niewątpliwa ślamazarność stylu (przy jego nadmiernej dygresyjności) jest celowym zabiegiem, rzucającym wyzwanie tradycyjnym oczekiwaniom czytelniczym. Wszystko, co Pilis przedstawia jest wyciągane z jakiegoś potwornego nawiasu, z czegoś, na co nikt poważny nie spogląda, nie widzi bowiem powodu, aby zaszczycać spojrzeniem – marginalność. Hołdowanie szarzyźnie, przeciętności oraz wykorzystywanie poetyki nic-niedziania-się zostawione zostaje z ciekawym warsztatem językowym: Pilis czerpie wyjątkową radość z humorystycznych zabaw słowotwórczych. W posłowiu Artur Żywiołek podkreślił, iż bohaterowie powieści spotykają się, mijają, pragną bliskości i spełnienia jakiejś międzyludzkiej komunii, ale wszystkie te pragnienia pochłania prowincjonalna czasoprzestrzeń. Ich życie upływa na czczej gadaninie, pustych i zużytych gestach. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Wiodą oni bowiem egzystencję wyeksploatowanych klisz, które są jedynie nawiasowym dodatkiem do spraw ważnych. Strzeżmy się codziennej niemocy, narastającej stagnacji oraz osaczającej zewsząd szarzyzny – możemy nie zauważyć, kiedy sami zostaniemy zepchnięci na margines powieści naszego własnego życia.

72

To się czyta. To się czyta. I to się będzie czytać. Moim skromnym zdaniem również w Niemczech. Nim zostanie ta powieść przetłumaczona na język niemiecki, będzie jedną z najpopularniejszych książek od Olsztyna pod Częstochową, po granice Zagłębia na Brynicy.

O debiucie literackim Zawiercianki

Przystanek Rauska Bogdan Dworak

owieść nosi bezpretensjonalny tytuł POwczarkowa Rauska a jej autorką jest Teresa Oleś(z domu Makielanka) i to jej debiut książkowy. Urodziła się w 1948 roku w Olsztynie koło Częstochowy. Od 1950 roku zamieszkała w Zawierciu - najpierw w Blanowicach (kiedy jeszcze były odrębną wsią), a potem, po dwóch latach, wraz z rodzicami przeniosła się do Zawiercia. Ukończyła Szkołę Podstawową nr 6, a maturę zdała w Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Żeromskiego. W młodości pisywała wiersze, których nie miała odwagi publikować. Nota dostateczna z języka polskiego, być może, ją hamowała w tym zakresie. Dyskutowała z nauczycielem, kwestionowała nadmierną ideologizację interpretacji literatury, co wiele, wiele lat temu było obowiązującym kanonem nauczania. Ukończyła dzienne studia psychologiczne na Uniwersytecie Śląskim, które rozpoczęła jako matka pięcioletniego syna - jedynaka - Michała. Teresa Oleś-Owczarkowa obecnie mieszka w Krakowie. Byłem świadkiem spóźnionych debiutów Herberta, Swen a- Cz ac horow sk ie go, Białoszewskiego. Były spóźnione, ale bardzo dojrzałe i dziś należą do klasyki. Rauska jest powieścią również bardzo dojrzałą, o której w rubryce „Zapowiedzi wydawnicze” w miesięczniku „Nowe książki” tak napisano: [...] Powieść oparta na autentycznych losach matki autorki, ukazuje oblicze wojny inne, niż dotychczas w polskiej prozie. Dla przykładu jedno z pierwszych zdań powieści: Patrzę szeroko otwartymi oczami na całkiem inny,

nr 2/ kwiecień

nieznany mi świat, migający przez okno pociągu i myślę sobie po kryjomu: może to dobrze, że Hitler wywołał wojnę! Gdyby nie on, to czy mogłabym teraz jechać pociągiem jak jakaś pani z miast? Na pewno nie... Powieść napisana w pierwszej osobie. Narratorka w chwili wysiedlenia na roboty przymusowe do Rzeszy, do tytułowej Rauski (miejscowości w Sudetach) miała jedenaście lat. Wojnę opisuje z perspektywy dziecka. Potoczysta akcja, świetnie zarysowane sylwetki bohaterów, pulsująca polszczyzna dojrzewającej dziewczynki, to niektóre tylko walory tej książki. To się czyta. To trzeba, koniecznie trzeba przeczytać.


O człowieku i przyrodzie

Wśród zaproszonych gości nie zabrakło redaktorów krajoznawczego foto-albumu: prodziekana do spraw nauki Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego prof. dr. hab. Andrzeja Tyca, prof. dr. hab. Andrzeja Czyloka, mgr. Marcelego Ślusarczyka oraz nieożywionej. Kolejną cegiełką wpisującą dr. Jana Macieja Wagi. Wydawniczy projekt się w próby zachowania malowniczego zrealizowany został przez Towarzystwo krajobrazu dla następnych pokoleń stała się Miłośników Ziemi Zawierciańskiej przy publikacja fotograficznego albumu zatytu- współpracy z Wydziałem Nauk o Ziemi łowanego „Góra Zborów i okolice. Człowiek Uniwersytetu Śląskiego, Uniwersytetem i przyroda”, którego promocja odbyła się 26 Szczecińskim, Uniwersytetem w norweskim lutego podczas uroczystego Czwartku Lite- Bergen, a także Zespołem Parków Krajobrarackiego w zawierciańskim klubie NOVUM. zowych Województwa Śląskiego i Sołectwem Podlesice. Publikacja, jak przyznają autorzy - wśród których znaleźli się także Janusz Baryła, Anna Ślusarczyk, Mikołaj Urbanowski, Zdzisław Kluźniak oraz gospodarz Czwartku Literackiego Bogdan Dworak - powstała z potrzeby serca, jaką było pragnienie czynnej obrony odchodzącego w przeszłość kulturowego pejzażu Wyżyny KrakowskoCzęstochowskiej. Wydany dzięki wsparciu udzielonemu przez Islandię, Liechtenstein oraz Norwegię poprzez dofinansowanie ze środków Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego, a także ze środków Rzeczypospolitej Polskiej w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarządowych album ma za zadanie pokazać tereny Góry Zborów w sposób kompleksowy. Na przeszło stu kredowych stronach zamieszczono barwne ilustracje oraz szkice przedstawiające ten zakątek Jury, zarówno w skali makro-, jak i mikro. Nie brakuje zdjęć z lotu ptaka (a ściślej – kosza balonu) oraz cierpliwie kolekcjonowanych fotografii dokumentujących najdrobniejsze nawet przejawy flory i fauny. Niemało refleksji poświęcono specyficznej rzeźbie terenu, wykorzystywanej przez człowieka w systemie graniczno-obronnym. Obok walorów estetycznych Góra Zborów i okolice. Człowiek i przyroda dostarcza informacji o zbiorowiskach roślinnych, elementach lokalnej fauny, początkach turystyki, wspinaczek oraz dobywania kalcytu (tzw. szpaciarstwo). Sygnalizuje też skuteczne rozwiązania mające na celu aktywną ochronę przyrody poprzez m.in. wypas kóz, skrupulatnie usuwających odrośla drzew i krzewów. Dla wielu turystów, wspinaczy, a nawet mieszkańców regionu kraina białych skał ma wartość sentymentalną. Ostańce skalne obszaru Góry Zborów oraz okolic (Skały Kroczyckie, Rzędkowickie oraz Podlesickie) wytyczają przestrzeń, gdzie od lat zachodzą szczególne relacje między człowiekiem a przyrodą. Autorzy zbioru włożyli niemały wkład w utrwalenie istniejącego już fermentu (jak przyznał dziekan Tyc), mającego na celu zapewnienie temu obszarowi należnego miejsca w pamięci nas wszystkich.

Przemysław Pieniażek

óra Zborów (Berkowa) to najwyższe GZborowsko-Ogrodzienieckim, wzgórze Skał Kroczyckich w Paśmie będące je-

dnocześnie największą kulminacją w północnej części Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Dla ochrony wapiennego wzgórza i kompleksu ostańców Góry Zborów utworzono tu w 1957 roku rezerwat przyrody

nr 2/ kwiecień

73


Recenzje

Zagłębiowski debiut roku Zespół KRUK pochodzi z Dąbrowy Górniczej, a niedawno wydał pierwszą płytę pt. Before He’ll Kill You. Z Tomaszem Wiśniewskim, wokalistą zespołu, rozmawia Przemysław Kokot.

Na wstępie przedstaw zespół i opowiedz jego historię. Założycielami zespołu są Piotr Brzychcy oraz Krzysztof Walczyk, którzy jadąc na koncert Glenna Hughes’a, wpadli na ten pomysł. Zrodził się dzięki wspólnej fascynacji muzyką lat 70. i do dzisiaj zespół pozostaje pod wpływem takich grup jak: Deep Purple, Led Zeppelin, Rainbow czy Black Sabbath. Skład dość długo się stabilizował. Pamiętam, gdy pewnego słonecznego dnia przyjechał do mnie Piotr Brzychcy, by zaprosić do śpiewania w KRUKU, już po niedługim czasie nie wyobrażałem sobie, bym mógł śpiewać w innym zespole. Dzisiaj zespół gra w składzie: Viśnia – wokal, Piotr Brzychcy – gitara, Krzysztof Walczyk – hammond, instrumenty klawiszowe, Piotr Wierzba – bass oraz Dariusz Nawara – perkusja. To stricte dąbrowski zespół? Nie za bardzo, bo w Dąbrowie Górniczej od początku odbywały się tylko próby - jedynie Piotr w niej mieszka. Krzysz-

74

tof jest z Będzina, drugi Piotr z Sosnowca, Darek z Siemianowic, a ja ze Sławkowa a pochodzę z Białogardu - niewielkiej nadmorskiej miejscowości w której mieszkał Czesław Niemen. Spotkaliśmy się z okazji wydania Waszej autorskiej, debiutanckiej płyty, tymczasem zespół gra już ponad 9 lat... Nic nie dzieje się bez przyczyny, a tutaj było sporo dobrego i złego. To wszystko opóźniało nasz płytowy debiut; zmiany składu wiązały się z ciągłym ogrywaniem tych samych numerów aż cały zespół będzie odpowiednio ze sobą współbrzmiał – na to trzeba czasu. „Memories z Kupczykiem, pomimo że to była wielka przygoda – zabrała zespołowi ponad 2 lata. Ale to dobrze, ponieważ była to lekcja, nie bez przyjemności... Oprócz tego sporo koncertowaliśmy w różnych miejscach kraju. Zespół musiał dojrzeć. Jakie macie najbliższe plany? Trasa koncertowa związana z nową płytą? Najbliższe plany to Spring Blizzard Tour 2009 – trasa koncertowa, która obejmie kilkanaście polskich miast. Zapraszamy na naszą stronę: www.kruk.art.pl. Tam są wszystkie szczegóły dotyczące naszych koncertów i nie tylko. Wasz album został wydany nie tylko w Polsce, ale również w USA, Kanadzie i krajach europejskich. Jak to się stało? Nie często się zdarza, żeby debiutancka płyta trafiała na tak szeroki rynek... Dostaliśmy taką propozycję od wytwórni, która umożliwiła nam wydanie płyty również poza granicami kraju. Skontaktował się z nami Rafał Adamkiewicz, który w nas uwierzył i dostrzegł potencjał. Warunki, jakie zaproponował, nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że to idealny układ dla KRUKA. Jesteśmy zespołem przede wszystkim koncertowym. Stąd i płyta i odbiorcy… Poprzedzaliście jako support takie kapele, jak

nr 2/ kwiecień

Thin Lizzy czy UFO w warszawskiej Stodole. Co daje obcowanie z prawdziwymi legendami muzyki? Granie na jednej scenie z takimi kapelami to niezwykłe przeżycie, spełnienie marzeń, coś, czego się nie zapomina. Jest również czymś, co utwierdza mocno w tym, co robisz. Image i śpiew to bardzo indywidualna sprawa, jest czymś, z czym artysta powinien czuć się swobodnie, być sobą i do tego właśnie powinien dążyć. Podpatrywanie ikon muzyki daje rozwój, buduje wyobrażenia, poszczególne elementy najlepsze w mojej ocenie dają mi obraz bliski ideału, do którego rozwijając się, możesz zbliżać się powoli albo szybko w zależności od możliwości, które posiadasz. Talent plus twoje inspiracje dają ci właśnie twoją indywidualność artystyczną. Myślę, że tak może być również w wielu innych dziedzinach. Kończąc, życzę Wam wielu koncertów, nie tylko na krajowym podwórku! Dzięki za rozmowę. Dzięki.

Hardrockowy Debiut KRUK - Before He’ll kill you

Pierwszy raz usłyszałem zespół Kruk pół roku temu, gdy w Dąbrowie Górniczej, podczas Dnia Miasta, poprzedzali Dżem. Oprócz własnych kompozycji wykonywali piosenki Deep Purrple i Black Sabbath. W pamięć zapadło mi przede wszystkim połączenie ostrego brzmienia i akompaniamentu organów Hammonda. Płyta Before He’ll kill you nie różni się stylistyką i brzmieniem od występu. Zawiera dziewięć utworów; a mocne, rockowe brzmienia zadowolą fanów takich zespołów jak Dio czy Black Sabbath. Płyta w całości jest obcojęzyczna, a poza Polską można ją kupić również w USA, Kanadzie i wielu krajach Europejskich. Before He’ll kill you to pierwszy krążek studyjny Kruka. KRUK Before He’ll Kill You Insanity Records - 09.02.09


Andrzej S. Kowalski, Doker, 1967 nr 2/ kwiecień

75


Zapowiedzi Portrety w PUBIE (Sosnowiec) Tym razem, we wnętrzach Pubu Galerii Patelnia 36 zagoszczą PORTRETY – obrazy wykonane przez Karolinę Szopę – studentkę IV roku Wydziału Artystycznego UŚ w Cieszynie na kierunku grafika klasyczna i komputerowa. Prezentacja jej prac potrwa do końca kwietnia. Nad wystawą patronat objęła redakcja „Nowego Zagłębia„. Wstęp wolny.

reportażu. Uznanie i szacunek zarówno czytelników, jak i krytyków zyskała głośną książką Czarny ogród (2007), opowiadającą barwną, dwustuletnią historię dwóch katowickich dzielnic – Giszowca i Nikiszowca. Książka ta przyniosła autorce liczne nagrody, oprócz wspomnianych, także Górnośląskiego Tacyta – nagrodę im. księdza Augustina Weltzla przyznawaną badaczom i popularyzatorom Górnego Śląska. Równie interesująco zapowiada się kolejna propozycja Małgorzaty Szejnert – Wyspa klucz, która wkrótce ukaże się nakładem Wydawnictwa Znak (premiera literacka już 9 kwietnia br). Nowa książka przenosi nas na Ellis Island,zwaną bramą Ameryki– daleką wyspę u wybrzeży Nowego Jorku, gdzie od końca XIX wieku do lat 50. minionego stulecia ściło się centrum przyjmowania imigrantów zmierzających do Stanów Zjednoczonych. Czy powtórzy sukces Czarnego ogrodu? Decyzja – jak zwykle – należy do czytelników. Gorąco zapraszamy do udziału w spotkaniu i dyskusji z autorką. Wstęp wolny.

Festiwal Ave Maria STUDENCI 2009 (Czeladź) Wystawa Pracowni Malarstwa prof. Jacka Rykały ASP w Katowicach Wernisaż: Czwartek, 16 kwietnia 2009 roku, godz. 18.00 (Ul. Dehnelów – teren kopalni Saturn)

Spotkanie z Małgorzatą Szejnert (Sosnowiec) We wtorek 21 kwietnia o godz. 18.00 w Czytelni Biblioteki Głównej Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Gustawa Daniłowskiego odbędzie się spotkanie autorskie z Małgorzatą Szejnert – dziennikarką i pisarką, laureatką Nagrody Mediów Publicznych COGITO w dziedzinie literatury pięknej, finalistką Literackiej Nagrody Nike 2008, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Rozmowę poprowadzi literaturoznawca, krytyk literacki i publicysta – Dariusz Nowacki. Małgorzata Szejnert jest warszawianką, absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, współzałożycielką „Gazety Wyborczej”, na której łamach przez 15 lat prowadziła dział

76

(Czeladź, Będzin, Sosnowiec) Tegoroczny Festiwal Ave Maria będzie wydarzeniem niezwykłym, bo jubileuszowym! Już po raz X rozpocznie się 6 maja w pałacu Pod Filarami w Czeladzi, koncertem kameralnym Głosy rodem z Zagłębia z udziałem solistów Małgorzaty Olejniczak i Piotra Micińskiego. Występ poprzedzi promocja książki Ave Maria. 10 lat festiwalu (pod redakcją Wiesławy Konopelskiej) i projekcja krótkometrażowego filmu o festiwalu. Obydwa projekty – podobnie jak wszystkie koncerty w Czeladzi – objęte są mecenatem Miasta Czeladź. W nastrój festiwalu wprowadzi wszystkich Artur Thomas – wirtuoz gry na fletni pana. Kolejne dni przyniosą wykonania wielkich dzieł takich jak np. Stabat Mater Karola Szymanowskiego (kościół św. Stanisława BM w Czeladzi) o którym także będzie mówić gość specjalny – dominikanin o. Jan Góra, koncertowe wykonanie kostiumowej opery Moc przeznaczenia Giuseppe Verdiego poświęcone pamięci ks. bpa dra Adama Śmigielskiego, pierwszego ordynariusza diecezji

nr 2/ kwiecień


sosnowieckiej i jeszcze Messa di Gloria Giacomo Pucciniego. Jeden wieczór tradycyjnie zarezerwowany jest dla Turnieju Tenorów. Na wszystkie koncerty odbywające się w Czeladzi zapraszają Marek Mrozowski – burmistrz Miasta Czeladź, proboszcz parafii św. Stanisława BM ks. kan. Jarosław Wolski, dyrektor artystyczny festiwalu Sławomir Pietras oraz Iwona Szaleniec – dyrektor Muzeum Saturn (organizator koncertu w pałacu Pod Filarami). W festiwal włączyły się także okoliczne miasta. W kościele św. Jadwigi Śląskiej (Będzin) gwiazdą wieczoru będzie Bogusław Kaczyński, a w auli Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego w Sosnowcu odbędzie się otwarty dla wszystkich melomanów koncert z okazji 20-lecia reaktywacji izb lekarskich. To jednak tylko wybrane pozycje z programu X Festiwalu Ave Maria. Pełny program – poniżej, a na wszystkie koncerty wstęp wolny.(inf. własna)

Literacki przekładaniec V Sosnowieckie Dni Literatury (Sosnowiec) W dniach od 7 maja do 10 czerwca odbędzie się kolejna edycja Sosnowieckich Dni Literatury organizowanych corocznie przez Miejską Bibliotekę Publiczną. To jedna z najważniejszych imprez literackich w regionie. Z roku na rok skupia coraz liczniejsze grono miłośników sztuki słowa. Kolejne edycje wzbogacane są o nowe propozycje, daleko wykraczające poza ramy tradycyjnych spotkań autorskich. To impreza prawdziwie interdyscyplinarna.

Tegoroczna powstaje przy współudziale Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, Pracowni Życia Literackiego na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim przy Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego oraz Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Projekt już po raz 3. uzyskał dofinansowanie w ramach

Programu Operacyjnego Literatura i Czytelnictwo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W programie przygotowanym przez sosnowiecką książnicę, znalazły się różnorodne propozycje: wystawa monograficzna Ja, Gombrowicz, Wojewódzki Konkurs na Pro-

Ew a L ipsk a

jekt Plakatu Teatralnego do Sztuk Witolda Gombrowicza, panel dyskusyjny z udziałem badaczy twórczości Gombrowicza, 15 spotkań autorskich z twórcami polskiej literatury, cykl wykładów historycznoliterackich i warsztaty z zakresu krytyki literackiej. Głównemu nurtowi imprezy towarzyszą liczne spotkania czytelnicze organizowane w ramach ogólnopolskiej kampanii Cała Polska czyta dzieciom i kiermasze książek. Biblioteka zapowiada również promocję nowej publikacji – wydanej własnym nakładem antologii wierszy uczestników 4. edycji Zderzeń Poetyckich (pokłosie cyklicznej imprezy współorganizowanej przez sosnowiecką książnicę), w wyborze i opracowaniu Edyty Antoniak. W gronie tegorocznych gości nie zabraknie poetów, powieściopisarzy, dziennikarzy, zarówno tych wytrawnych i znanych, jak i młodych, obiecujących twórców literatury. Zaproszenie do udziału w tegorocznej edycji imprezy przyjęli m. in. Wiesław Myśliwski, Bronisław Wildstein, Antoni Libera, Kazimierz Orłoś, Edward Lutczyn, natomiast środowisko zagłębiowskie reprezentować będą m. in. Marian Kisiel, Paweł Barański, Paweł Sarna i Jerzy Suchanek. Integralną część Sosnowieckich Dni Literatury stanowi Akademia Literatury, czyli cykl wykładów historycznoliterackich prowadzonych przez pracowników naukowych Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz Instytutu Mikołowskiego im. Rafała Wojaczka. W tej edycji imprezy – na prośbę uczestników – dwa spotkania odbędą się również w godzinach popołudniowych. Wśród wykładowców m.in. prof. zw. dr hab. Włodzimierz Wójcik, prof. UŚ dr hab. Adam Dziadek,

nr 2/ kwiecień

77


Zapowiedzi dr Zdzisław Marcinow, dr Dariusz Nowacki, dr Joanna Kisiel, dr Grażyna Maroszczuk, dr hab. Danuta Opacka-Walasek i Maciej Melecki. Młodych miłośników literatury, teatru i sztuki, o twórczej wyobraźni i wrażliwości, którzy nie boją się trudnych wyzwań i lubią rozwijać artystyczne pasje zapraszamy do udziału w konkursie plastycznym. Wojewódzki Konkurs na Projekt Plakatu Teatralnego do Sztuk Witolda Gombrowicza adresowany jest do uczniów szkół ponadgimnazjalnych województwa śląskiego. Patronat honorowy nad konkursem objęła Pracownia Projektowania Plakatu Akademii Sztuk Pięknych

młodych twórców. Warsztaty powstały we współpracy ze środowiskiem literaturoznawców, krytyków literatury i redaktorów czasopism literackich ukazujących się w regionie. Na wszystkie proponowane imprezy – wolny wstęp. Organizatorzy proponują możliwość rezerwacji miejsc dla większych grup zorganizowanych. Projekt koordynuje Elwira Kabat-Georgijewa – zastępca dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sosnowcu, a szczegółowych informacji udzielają pracownicy Działu Instrukcyjno-Metodycznego pod nr telefonu: 032 266–46–59. Serdecznie zapraszamy!!!

PROGRAM IMPREZ i KONCERTÓW w MIEJSKIM KLUBIE im. JANA KIEPURY (Sosnowiec)

Elżbieta Dzikowska

w Katowicach. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest wykonanie nie więcej niż trzech prac plastycznych, dowolną techniką, inspirowanych wybranym utworem dramatycznym Witolda Gombrowicza. Organizator powołał jury pod przewodnictwem prof. Romana Kalarusa – Kierownika Pracowni Projektowania Plakatu w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Na zwycięzców czekają wysokie nagrody pieniężne oraz możliwość ekspozycji prac konkursowych w ramach wystawy poświęconej pisarzowi. Uroczyste wręczenie nagród nastąpi podczas wernisażu inaugurującego V Sosnowieckie Dni Literatury w dniu 7 maja br. Na zgłoszenia czekamy do 20 kwietnia br. Regulamin oraz karta zgłoszeniowa dostępne są na stronie internetowej Biblioteki. Dni Literatury zakończą warsztaty krytycznoliterackie adresowane do

78

17.04. godz.19.00 VII Festiwal Sosnowieckie Dni Muzyki Znanej i Nieznanej – recital fortepianowy w wykonaniu Henryka Jana Botora . Słowo o muzyce; Michał Góral. Zaproszenia do odbioru w klubie. 20.04.godz.19.00 „Aj waj! czyli historie z cynamonem” – przedstawienie Grupy Rafała Kmity . Bilety; 25zł (normalne), 20zł (ulgowe) 24.04.godz.18.00 Wernisaż wystawy fotograficznej Karoliny Łoś, młodej fotografki związanej z Sosnowcem. Wystawa pt. La deuxième nature prezentuje portrety osób z Zagłębia i Śląska. Wernisaż połączony z minirecitalem jazzowym oraz krótką prelekcją na temat współczesnej literatury. Wstęp wolny.

nr 2/ kwiecień


Sobota 25.04. godz.10.00 INTERMUZA Sosnowiec‘2009 VI Europejski Integracyjny Festiwal Piosenki Dziecięcej pod dyr. Jacka Cygana – eliminacje 27.04. godz.19.00 Recital fortepianowy Tadeusza Domanowskieg0. Prowadzenie – Kamila Kiełbińska. Zapraszamy

REGULAMIN IX Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Haliny Snopkiewicz Wydział Rozwoju i Promocji Powiatu Starostwa Powiatowego w Zawierciu oraz Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Mieszkańców Gmin Powiatu Zawierciańskiego ogłaszają IX Edycję Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Haliny Snopkiewicz. 1. Konkurs ma charakter ogólnopolski. 2. Celem konkursu jest inspiracja i popularyzacja twórczości literackiej, ujawnienie talentów i stworzenie możliwości kontaktów dla ludzi piszących (amatorów). 3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest przesłanie na adres organizatorów zestawu 3 nigdzie nie publikowanych wierszy o dowolnej tematyce lub opowiadania, eseju. Każdy utwór powinien być w 3 egzemplarzach. 4. Zestaw wierszy powinien być napisany na maszynie lub komputerze, a objętość maszynopisu przesłanych utworów prozatorskich nie może przekraczać sześciu stron. 5. Zestaw należy zaopatrzyć godłem autora (słowo-hasło). 6. Do zestawu trzeba dołączyć zaklejoną kopertę opatrzoną tym samym godłem, co wiersze i zawierającą wewnątrz: imię, nazwisko, adres i numer telefonu autora. 7. Utwory konkursowe należy przesłać na adres: Wydział Rozwoju i Promocji Powiatu Starostwo Powiatowe w Zawierciu 42 – 400 Zawiercie, ul. Sienkiewicza 34 tel. (0 32) 67 27 500 lub (032) 67 107 10 wewn. 453. 8. Termin nadsyłania prac upływa 8 maja 2009r.9. Rozwiązanie konkursu nastąpi 22 maja 2009r. O dokładnej godzinie oraz miejscu spotkania powiadomimy uczestników pisemnie lub telefonicznie.10. Jury powołane przez organizatorów oceni nadesłane prace przyznając w dziedzinie poezji i prozy nagrody pieniężne oraz dyplomy uznania.11. Organizator konkursu zastrzega so-

bie prawo do publikacji nagrodzonych i wyróżnionych prac. Nadesłane prace nie podlegają zwrotowi.12. Informacje o konkursie można uzyskać także w Wydziale Rozwoju i Promocji Powiatu Starostwa Powiatowego w Zawierciu, tel. (0 32) 672 75 00, (032) 67 107 10 wewn. 453.

Konkurs dla młodych dziennikarzy Poszerz swoje horyzonty Dyrekcja Generalna ds. Rozszerzenia Komisji Europejskiej we współpracy ze stowarzyszeniem młodych dziennikarzy European Youth Press oraz z Café Babel2 ogłosiły drugą edycję konkursu o Europejską Nagrodę dla Młodych Dziennikarzy 2009 – Poszerz swoje horyzonty. W tym roku Europa obchodzi 20. rocznicę upadku żelaznej kurtyny i 5. rocznicę przystąpienia do Unii Europejskiej ośmiu środkowo- i wschodnioeuropejskich państw oraz Malty i Cypru. Te rocznice są szczególną okazją dla osób z całej Europy, będących lub chcących zostać dziennikarzami, do podzielenia się przemyśleniami i poglądami na temat rozszerzenia Unii Europejskiej. Konkurs trwa od 1 lutego do 31 maja 2009 roku. Temat wszystkich nadesłanych prac – artykułów czy audycji radiowych, musi dotyczyć rozszerzenia UE oraz wizji przyszłej Europy. Konkurs przeznaczony jest dla osób w wieku 17 35 lat, będących obywatelami jednego z państw członkowskich, kandydujących do członkostwa lub będących potencjalnymi kandydatami do członkostwa w UE – krajów Bałkanów Zachodnich oraz Turcji. Z okazji ogłoszenia konkursu Olli Rehn, unijny Komisarz ds. Rozszerzenia powiedział: Z radością oczekuję na drugą edycję konkursu ze względu na niepowtarzalną możliwość czytania i słuchania opinii młodych dziennikarzy z całej Europy. Ci pełni pasji ludzie są ważnymi opiniodawcami dla swojego pokolenia, a konkurs pozwoli im podzielić się swoimi doświadczeniami i wizjami dotyczącymi przyszłości Europy. Zwycięskie artykuły i nagrania radiowe zostaną opublikowane na stronie internetowej konkursu, a artykuły również w formie broszury. 35 zwycięzców konkursu o Europejską Nagrodę dla Młodych Dziennikarzy 2009 zostanie zaproszonych na wycieczkę kulturalno-historyczną do Berlina na przełomie sierpnia i września 2009 r. W tym roku stolica Niemiec będzie bowiem obchodzić 20. rocznicę upadku Muru Berlińskiego. Pod koniec wycieczki zwycięzcy będą mieli okazję spotkać się z posłami UE, politykami i ambasadorami. Więcej szczegółów na temat zgłoszenia do konkursu na stronie www.EUjournalist-award.eu www.EUjournalistaward.eu

nr 2/ kwiecień

79


Dla ambitnych

2.Klocki

Piotruś dostał na urodziny komplet sześciennych klocków. Ułożył z nich trzy piramidy o różnym kształcie (na rysunkach pokazane są wierzchołki tych piramid, określające jednoznacznie kształt każdej z nich). Do ułożenia każdej z piramid wykorzystał wszystkie posiadane klocki. Ile klocków dostał w prezencie Piotruś?

3. Losowanie

1. Malowane krzyżówki

Malowane krzyżówki są łamigłówkami, których rozwiązanie polega na zaczernieniu niektórych kratek diagramu tak, aby odtworzyć zakodowany rysunek. Liczby umieszczone z lewej strony każdego rzędu i u góry każdej kolumny określają ile kolejnych kratek ma zostać zamalowanych w danym rzędzie lub kolumnie. Pomiędzy zamalowanymi kratkami musi być co najmniej jedna pusta (biała) kratka. Kolejność liczb określa kolejność zamalowywania kratek, odpowiednią dla rzędów lub kolumn diagramu. Każda łamigłówka ma dokładnie jedno rozwiązanie.

Dziadek Jan wyciągnął blankiet pewnej gry liczbowej (jak na załączonym rysunku) i poprosił dwoje wnucząt Marcina i Anię, aby pomogli mu skreślić 6 z 49 liczb. Dziadek skreślił 3 liczby, starszy Marcin 2 liczby, a Ania podała 1 liczbę. Po skreśleniu 6 liczb okazało się.że: – w żadnym wierszu i kolumnie blankietu nie ma dwóch skreślonych liczb, – najmniejszą liczbę, dzielącą się przez 7, podała Ania, – największą liczbę skreślił dziadek i liczba ta podzielona przez 7 daje wynik, który jest większy od 6, – najmniejsza z liczb, które skreślił dziadek, podzielona przez 7 daje resztę 3 i jest ona mniejsza od każdej z liczb, które skreślił Marcin, – żadna ze skreślonych liczb podzielona przez 7 nie daje w wyniku 4 i reszty 2, – jedna z liczb podana przez Marcina podzielona przez 7 daje wynik większy od 5, druga podzielona przez 7 daje resztę 1, – trzecia liczba, którą skreślił dziadek znajduje się pomiędzy liczbami, które podał Marcin, i podzielona przez 7 daje resztę 5, – większa z liczb, które skreślił Marcin podzielona przez 7 daje resztę mniejszą od podzielonej również przez 7 największej liczby skreślonej przez dziadka. Skoro wszyscy skreślili takie liczby, które uważają za ważne w swoim życiu, to kiedy dziadek obchodzi urodziny i ile skończy lat w 2009 roku?

4. Sudoku

W puste kratki należy wpisać cyfry od 1 do 9 tak, aby w każdym wierszu, każdej kolumnie oraz w każdym wyróżnionym kwadracie występowało 9 różnych cyfr.

2. 16 klocków 3. 26,10, 69 lat Na rysunku pomnik Jana Kiepury w Sosnowcu

Rozwiązania

80

(jakop)

nr 2/ kwiecień


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.