All Comics Are Beautiful 003 Zin

Page 1

all1714110602comics are beautiful wrzesień 2022 . numer 003 KOMIKSOWE ŚWIĘTA 2021 NAGŁA DWADWAQUOBEZNICKRÓTKIEJŚMIERĆFORMYONASNASVADIS,FILU?ZEROJEDEN teksty, skład, okładka, zdjęcia, grafika: Łukasz Mazur korekta: Jarosław Ejsymont wersja digital, nakład nielimitowany /acabnews24

Niemniej samo to hasło pobudziło moich sześć szarych komórek do działania i po tym krótkim procesie myślowym wyszło mi, że wcale a wcale tego polskiego komiksu nie musi nikt ruszać. Ba! Ten jest rozpędzony jak nigdy wcześniej! Zaprawdę powiadam, że żyjemy w wyśmienitych dla rodzimej twórczości komiksowych czasach w najlepszym jego momencie w już ponad stuletniej historii. Każdego miesiąca pojawiają się coraz to nowe pozycje, zeszyty czy albumy, tworzone przez kolesi, kolesiary i nawet przez dzieciaki i wszystko to znajduje odbiorców. Powstają historie każdego rodzaju dla osób w każdym wieku i każdych upodobań. Na twardo, na miękko albo tak i tak. Co chwila objawiają się nowe talenty, co chwila ktoś pokazuje, że da się powiedzieć coś nowego i ciekawego w tym ponad stuletnim polskim komiksie. And I think it’s beautiful.

Ale nie jestem tu od tego, żeby zanadto chwalić, wiadomo. Więc jeśli chcieć poszukać w Komiksowie kogoś, kogo dobrze byłoby rozruszać… Rozruszałbym organizatorów festiwali, żeby pokazywali przy każdej edycji, że im się jeszcze chce i że widzą w tym dobrą zabawę, a nie tylko obowiązek do odbębnienia. Rozruszałbym spore grono czytelników, którzy polski komiks owszem lubią, ale niekoniecznie ten obecny, bo to same głupoty (nie to, co przygody małpy-harcerza). Rozruszałbym przyznających komiksowe nagrody, tak żeby nie tylko ogłaszali kto jest najlepszy w danym roku, ale też faktycznie przekazywali zwycięzcom statuetki (bez wielomiesięcznego zasłaniania się wymówkami z du… otworu!). Rozruszałbym też wydawców, którzy polskie komiksy owszem wydają, ale na tym wydawaniu często finansowo najgorzej wychodzą twórcy. Rozruszałbym niektórych recenzentów, którzy piszą bo tego wymaga transakcja z wydawcą, a nie dlatego, że mają coś interesującego do przekazania. Rozruszałbym kupujących polskie komiksy, aby częściej dawali twórcom znać jak im się podobały (lub nie) ich dzieła. Rozruszałbym – jednak – samych twórców, żeby zawsze byli dumni z tego co tworzą, bo są to rzeczy nieprzeciętne. I rozruszałbym wszystkich, którym zależy na polskim komiksie, aby częściej mówili „sprawdzam” i konstruktywnie wytykali wszelkie niedociągnięcia, których jest niemało.

Pracy jeszcze sporo, ale to dobra wiadomość – w końcu kadry i dymki to nie biznes dla leniwych (jak mawiał Antoni Piechniczek).

Kilka miesięcy temu, w jednym z materiałów promocyjnych, scenarzysta nowej serii „Ćma” ogłaszał buńczucznie, że „czas rozruszać polski komiks!”. Przy odrobinie złej woli odbiorców slogan ten mógłby się zapisać jak „za dobre na Polskę”, które lata temu pojawiło się przy zapowiedziach jakiegoś dawno zapomnianego i chyba ostatecznie niewydanego komiksowego projektu (ani za granicą, ani nawet w Polsce). Ale się nie zapisał i w sumie nikt na tym nie stracił.

Więc proszę nie szukać dziury w całym

I wychodzi na to, że w polskim komiksie odwrotnie niż w polskiej piłce – główni bohaterowie top, a nad resztą można popracować. Za to w kopanej stadiony top, transmisje i otoczka top, a później trzeba oglądać jak piłkarze kopią się po głowach.

i dać twórcom robić to, co robią najlepiej – tworzyć.

rozrusznik

wy warsztat i centralę dowodzenia. I trzeba przyznać, że jest to festiwal idealnie skrojony, jeśli chodzi o możliwości, przestrzeń i moce przerobowe organizatora/-ów. Łukasz zapewnia sporo atrakcji komiksowych, ale pamięta też o innych popkulturowych gałęziach, które w postaci retro gier czy pokazów filmowych dają nieco oddechu od głównej tematyki festiwalu. Klasycznym elementem jest giełda, która w przypadku Rumi przywołuje dawne wspomnienia salek potu sprzed kilkunastu lat, a panele dyskusyjne odbywają się na głównej sali i prowadzone są przez nieprzypadkowe

święta 2021

W roku 2021, gdzieś mniej więcej pod koniec trzeciej, a na początku czwartej fali koronawirusa, na dobre powróciły festiwale – sól naszej komiksowej ziemi. Z relacjonowaniem tego typu wydarzeń jest podobnie jak z recenzowaniem kolejnych tomów przygód Batmana – w gruncie rzeczy wszystko jest do siebie podobne, opiera się na takich samych schematach i ma mniej więcej takich samych głównych bohaterów.

Niemniej pomimo tego, że niektóre z festiwali mają wieloletnią tradycję i zajmują się nimi ludzie, którzy wiedzą/powinni wiedzieć z czym to się je, to zdarzają się błędy, które nie przystoją nawet raczkującym imprezom.

I o tym w dużej mierze będzie tych kilka akapitów.

sowekomik

Początek podróży to wyprawa na północ na dość młodą imprezę, która w drugiej połowie zeszłego roku na dobre przywróciła komiksowe konwenty do życia. Rumia Comic Con to odbywające się od 2018 roku jednodniowe wydarzenie wymyślone i powołane do życia przez Łukasza Kowalczuka – jednoosobową armię, która tworzy, wydaje, organizuje i działa ku chwale polskiego komiksu. Czwarta edycja RCC odbyła się 11 września (przełożona z marcowego terminu ze względów panującej zarazy) jak zawsze w Stacji Kultura w Rumi, w której Kowalczuk ma również komikso-

Zrezygnowano (albo zapomniano) np. z ciekawego zwyczaju, jak zaproszenie na scenę autorów wszystkich komiksów

wersji online (2020). I jak dla mnie to taka sobie zmiana. Nie jest źle, miejsca dla wszystkich starczy, ale Expo wyglądało na bardziej ekskluzywną wersję i przeniesienie tam festiwalu dało chwilową nadzieję, że jednak impreza będzie bliżej samego miasta – jego tkanki, serca i mieszkańców. Co jak co, ale Atlas Arena to już pobocze, miejsce do którego trzeba chcieć trafić, z przypadku zapewne mało kto tam zagląda (oprócz kibiców ŁKSu). Ale okej, przez lata Festiwal miał tam miejsce i nie było źle, więc nie ma co robić z tego wielkiej tragedii.

03

Jak co roku, komiksową Mekką była Łódź i jej Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier (2-3 października). Odpuszczę sobie frazesy w stylu „najważniejsza impreza”, „trzeba być”, „Boże Narodzenie dla komik siarzy”, bo o tym pewnie każdy wie i każdy podobne teksty parę razy w swoim życiu słyszał i czytał. I nie ma w tym przesady. Klasycznie można też napisać, że festiwal był świetny, że super było zobaczyć te wszystkie znajome twarze i tak dalej i tak dalej – towarzyski aspekt to zdecy dowanie najmocniejsza strona emefki (jak i w sumie większości festiwali). Skupię się jednak na tym, co nie było już takie świetne. MFKiG wróciła do Atlas Areny po dwóch latach – jednorazowym póki co, pobycie w Hali Expo (2019) i covidowej

osoby (nie zawsze jest to standard na innych imprezach). To, co mogłoby być dodatkową atrakcją, to zwiedzanie w małych grupach wspomnianej centrali dowodzenia, w której znajdują się (a przynajmniej tak było w 2021 roku) setki figurek czy komiksów, notatki Łukasza i kąt w którym powstają jego komiksy i ilustracje. Rzadko kiedy jest okazja, aby móc zobaczyć jak wygląda pracownia twórcy komiksowego, a w przypadku RCC ta jest na miejscu – może to dobry trop na jeden z punktów programu w 2023 roku? Chcąc porównać tę imprezę do innych komiksowych, zaproponowałbym Bydgoską Sobotę z Komiksem, która ładnych parę lat temu zazwyczaj zaczynała festiwalowy rok – kto bywał i kojarzy, ten będzie wiedział czego się spodziewać przy wyprawie na północ. A innych zapraszam w ciemno. RCC zapewnia kilka godzin dobrej zabawy w komiksowym sosie. Niestety Łukasz jeszcze nie wprowadził do programu oficjalnego afterparty, więc podróżując np. z Warszawy można spokojnie ogarnąć ten wyjazd jednego dnia (zarówno plus, jak i minus).

Ta za to nastąpiła pod koniec pierwszego dnia Punktemfestiwalu.kulminacyjnym

MFKiG jest zawsze sobotnia Gala, która na przestrzeni ostatnich lat przybrała formę raczej minimalistyczną (jeśli chodzi o wysiłek). Lata temu były próby zrobienia z tego cze goś ekstra – np. pamiętna edycja, do której scenariusz napisał Bartosz Sztybor (i która ze względu na problemy techniczne została przerwana w połowie i poprowadzona na spontanie przez Adama Radonia), obecność beatboxerów, czy konferansjera zapowiadającego wszystko w manierze bokserskich walk. Ale widocznie było wokół tego tyle dodatkowej pracy, że poprzestano na klasycznym przedstawieniu sponsorów, gości, odczytaniu wyników konkursów, wręczeniu nagród, podziękowaniu za przybycie i zaproszeniu na afterek. W ubiegłym roku publika zgromadzona została w jednej z bocznych sal Atlas Areny i całość wyglądała jak szkolny apel. Nie dało się wyczuć radości z tego, że jest to komiksowe święto – zamiast tego było nudno, sztywno i ewidentnie na szybko. Byle mieć to za sobą.

Oczywiście fajnie jest prawić dobrze brzmiące frazesy, że to rodzimy twórca jest najważniejszy na naszym rynku, że to od niego się zaczyna cała ta zabawa, a bez niego to dupa z majonezem. I wtedy przychodzi taki moment jak festiwal bez zagranicznych gości i można powiedzieć „sprawdzam”. I okazuje się, że nie jest nawet tak jak z zagranicznymi, tylko gorzej, bo organizatorzy nie mają się dla kogo starać i malować trawy na zielono. W tym roku obejdzie się bez kowidowych obostrzeń, więc można się póki co łudzić, że wraz z zagranicznymi oficjelami będzie to trochę lepszy poziom niż na 32. edycji.

nominowanych do tytułu Komiksu Roku – niby nic, a to zawsze łatwy sposób, aby dorzucić +5 do splendoru (swojego i autorów) i spoko okazja, żeby zobaczyć kwiat polskich twórców razem na jednej scenie. Nie dopisali (to już nie wina organizatorów) odbierający nagrody, którzy albo nie mieli nic do powiedzenia i scho dzili ze sceny po zdawkowym „dziękuję”, albo mówili pół zdania i też z tej sceny po cichu schodzili. Jak najbardziej rozu miem, że każdy ma inne potrzeby prezen towania się (lub nie), ale kiedy, jak nie w takiej chwili, powiedzieć coś co zostanie w pamięci? Czy przez kolejne lata czeka nas wspominanie, jak to jakieś sto lat temu Sztybor odbierając nagrody czytał na scenie „Zmierzch” albo grał na fletni?

Tyle o Łodzi. Zapraszam do Warszawy, gdzie odbyły się dwa festiwale, w tym jeden nawet dwukrotnie. Komiksowa Warszawa miała swój Start (18-20 czerwca, Park Saski) i Metę (9-12 września, Plac Defilad), które odbyły się na otwartym powietrzu, a wydawcy mieli do dyspozycji stoiska-namioty. W listopadzie natomiast miała miejsce szósta edycja Niech Żyje Komiks (20 listopada, Elektrownia Powiśle). Imprezy komiksowe odbywające się w miejscu zamieszkania, to zupełnie inna para kaloszy niż te wyjazdowe.

No cóż, najwidoczniej znowu muszę coś wygrać, żeby pojawił się na MFKowej gali godny zapamiętania element humoru i Nazabawy.koniec

Po wersji onlajnowej (udanej), ubiegłoroczna edycja ponownie ucierpiała ze względu na panującą zarazę – zrezygnowano z przyjazdu zagranicznych gości, ograniczając się jedynie do przeprowadzenia i nagrania z nimi wywiadów, prezentowanych podczas festiwalu (m.in. Guy Delisle, Gipi, Jon J. Muth czy Lewis Trondheim). Nie ma tego złego – brak zagranicy to szansa, żeby w końcu odpowiednio skupić się i dopieścić rodzime gwiazdy komiksu, które zazwyczaj są tłem dla Wielkich Komiksiarzy spoza Polski. Mniemam, że w ten sposób pomyślał niejeden z naszych zaproszonych polskich twórców i zapewne srogo się rozczarował.

Na after nie zawitał nawet Mistrz Rosiński, więc w takim wypadku nie było się dla kogo starać. Koniec imprezy był dość brutalny i nastąpił w okolicach północy – skończyło się piwo w beczce, więc jedna z pozostałych na polu bitwy organizatorek wyprosiła całe towarzystwo poza teren i tyle. Odfajkowane, można czekać na niedzielę i później spokój na rok. Wisienką na torcie tego biedaafterka była

wystawa prac Ernesto Gonzalesa prezentowana byle jak z rzutnika na jednej ze ścian – szok i niedowierzanie w jak ama torski sposób ten twórca został potraktowany przez Międzynarodowy Festiwal.

nastąpiło tradycyjne zaprosze nie na oficjalny afterek, do którego dwa razy nie trzeba było zapraszać. Tłumy ruszyły w stronę Poleskiego Ośrodka Sztuki (MFKowe bifory czy aftery już kilkukrotnie miały tam miejsce) i na wejściu okazało się, że… ktoś kompletnie olał organizację tego bankietu. Przed godz. 21 nie było żadnego baru, muzyki, a imprezowy dziedziniec w momencie przybycia spowijał mrok. Nie było nic, co by wskazywało, że ma tam być jakakol wiek impreza. Jedynym ratunkiem była dłuższa wyprawa do pobliskiego sklepu. Gdyby nie to, że rodzimi komiksiarze przyzwyczajeni są do byle jakiego trak towania, to pewnie byłby to jakiś skanda lik, ale tak rozeszło się po kościach.

(Bisley po raz pierwszy w Polsce, Guy Delisle, David Lloyd – żeby wymienić tylko kilku), atrakcje, program, termin imprezy i poziom zaopiekowania ze strony organizatorów był TOP. Teraz niestety wydarze niem mało kto się interesuje, a odnoszę też wrażenie, że i samym organizatorom nie bardzo już zależy. Edycja z 2021 to katastrofalna komunikacja przed festiwalem oraz brak jakiejkolwiek w trakcie i po imprezie. Najlepszym przykładem niech będą rokrocznie przyznawane Nagrody GDAKa – nominacje do nich zostały wrzucone na stronę imprezy dzień przed festiwalem, natomiast po ich rozdaniu jedy nym miejscem gdzie można było dowiedzieć się o wynikach (stan na sierpień 2022 – 9 miesięcy po imprezie) było Forum KomikSpeca. Organizatorzy nie mieli w sobie tyle chęci i sił, aby podzielić się nimi w swoich pofestiwalowych komunikatach, tak samo zwycięzcy danych kategorii nie uznali, że jest się czym chwalić. Po co więc nagrody, którymi nie interesują się ani przyznający, ani obdarowani, ani fani komiksów? Albo brutalniej – po co i na co festiwal w takim kształcie?

Rok 2022 to już pełen powrót do festiwalowych podróży po całej Polsce… i nie tylko. Zaczęło się dość wcześnie, bo w Angoulême, gdzie polskich komiksowych akcentów było sporo (wystawa, stoisko, nominacja do festiwalowych nagród dla Marii Rostockiej). W kraju imprezowanie rozpoczął Krakowski Festiwal Komiksu (11. edycja, 25 marca), któremu przypadł ten zaszczyt pod nieobecność lutowych Złotych Kurczaków. A dalej już zgodnie z planem – Poznań, Warszawa, zaraz Kielce i Rumia, obowiązkowa Łódź, ponoć jakaś nowa impreza w Gliwicach i na zakończenie ponownie Warszawa – listopadowe Niech Żyje Komiks.

#awaydays 0305

Przynajmniej w moim przypadku ciężko wyrwać się z „normalnego” życia i codziennych obowiązków na cały dzień / całe dnie i dać się pochłonąć festiwalowym emocjom. Startowy FKW skończył się u mnie jedynie na pysznym afterze w Resorcie i zaskakującym 1:1 Polski z Hisz panią na Euro, a przy okazji wrześniowej edycji pojawiłem się na chwilę w piątek (sobotę spędziłem na wspomnianym wcześniej Rumia Comic Conie IV).

Trochę więcej czasu poświęciłem na NŻK, którego hajlajtem było wyśmienite spot kanie z Markiem Kasperskim z Galerii Art Komiks (przepytywanym przez Szymona Holcmana). Dużo ciekawych kolekcjonerskich historii, spostrzeżeń dotyczących komiksów i rynku komiksowego oraz prezentacja najistotniejszych zdobyczy. Takich rozmówców jak Marek określam jako „za mądrych na Komiksowo” – co oznacza pełen profesjonalizm, elokwencję i bardzo szerokie spojrzenie na omawiane tematy (wychodzące daleko poza komik sowy horyzont). Goszcząca po raz kolejny komiksiarzy Elektrownia była spoko, ale najlepiej impreza wyglądała w Muzeum Etnograficznym i liczę, że kolejne edycje właśnie tam będą mieć miejsce.

Za czasów Bałtyckiego Festiwalu Komiksu (który później przepoczwarzył się w GDAKa) wręcz trzeba było się do Gdańska wybrać, bo to impreza, która będąc u szczytu uznawana była za najlepszą w komiksowym roku. Goście zagraniczni

Festiwalem, który zakończył sezon były Gdańskie Spotkania Komiksowe GDAK (26-27 listopada) i dobrze byłoby pozos tać przy fakcie, że impreza się po prostu odbyła. Tyle tylko, że i co do tego też można mieć wątpliwości, sądząc po relacjach znajomych i braku sensownych relacji w sieci. Festiwal ten to niestety fatalny przykład na to, jak w kilka lat można zepsuć to, co było co najmniej dobre.

Jednak kolejne dni i tygodnie sprawiły, że postanowiłem wrócić do tego tekstu, nieco go przeredagować i dodać kilka akapitów.

Sam pomysł dotyczący konkursu na pełnometrażowy komiks w gruncie rzeczy jest całkiem spoko należy zgłosić dzieło o objętości 8-12 stron będące spójną historią (ale z możliwością jej kontynuacji) oraz streszczenie pomysłu na całość. Nagrody wiążą się z przelewami na kwoty od 2 do 7 tysięcy (brutto) oraz ewentualną możliwością kontynuacji zajawionego pomysłu w formie pełnometrażowego albumu przy współpracy z organizatorem konkursu, Stowarzyszeniem Twórców „Contur”. Brzmi pięknie coś jak pięć edycji Konkursu na Stypendium Gildii, które miało miejsce dobrych kilka lat temu

„CZAS NA REWOLUCJĘ!” poinformowali na początku kwietnia 2022 r. organizatorzy MFKiG „Po raz pierwszy w historii festiwalu ogłaszamy konkurs na projekt publikacji komiksowej”.

Słowem wstępu: większość tego tekstu powstała na potrzeby internetowej odsłony ACABa i została opublikowana 5 kwietnia 2022 roku, dzień po wypuszczeniu przez MFKiG informacji o nowej formie konkursu.

śmierćnagła

W pierwszym odruchu brzmi to ciekawie, niektórzy powiedzą „W końcu!”. Tyle tylko, że jeśli wczytać się dokładniej, wiąże się to z rezygnacją z kilkudziesięcioletniej tradycji konkursu na krótką formę komik sową, gdyż „Festiwal zmienia się wraz z uczestnikami”. A to już nie jest taka sympatyczna informacja, jak wydawało się jeszcze chwilę temu.

formykrótkiej

Szkoda tylko, że tak lekkomyślnie odpuszcza się wspomnianą krótką formę, która przez lata była jednym z głównych punktów programu każdej edycji MFKiG. Z pozoru oba konkursy wyglądają podob nie, a nowa wersja może wydawać się atrakcyjniejsza, bo idzie za tym możliwa dodatkowa nagroda w postaci wydanego albumu. Problem w tym, że taka forma ma np. znacznie wyższy próg wejścia, który sprzyja komiksowym wygom wiedzącym co jest pięć i mającym jako takie pojęcie z czym wiąże się branie na barki z tematem dłuższej historii. Prace na krótką formę mogły liczyć maksymalnie 8 stron, natomiast w przypadku nowej wersji taka liczba to objętość minimalna.

to 111 zgłoszeń, podczas gdy na ostatnie Stypendium Gildii (2018 rok) przesłano 40 prac. Dłuższa forma nawet jako odległa perspektywa może być bardzo onieśmielająca. Łatwiej wyjść i przebiec na spontanie 5 kilometrów niż od razu brać się za maraton. Inna sprawa to łatwość w znalezieniu partnera do krót kich fikołków – co innego brać się za współpracę w ramach one night stand, a co innego ślubować wierność na kilkadziesiąt stron. Kolejna kwestia czy wydanie albumu komiksowego w Polsce jest czymś niezwykłym i niedostępnym dla przeciętnego twórcy komiksowego? W dobie Kickstarterów, Wspieram.to czy po prostu wydawanych własnym sumptem komiksów raczej niekoniecznie. Nie wiem jaki jest pomysł organizatorów na wydany w przyszłości album, ale jeśli ma to być po prostu kolejny komiks na rynku wyprodukowany w technologii „wydrukować i zapomnieć”, to jaki jest w tym Pamiętaćsens?też

Ale pytań oczywiście jest więcej – np. dlaczego Międzynarodowy Festiwal zamieszcza regulamin tylko w języku polskim, kiedy krótka forma miała

(laureaci: Agata Wawryniuk, Sebastian Skrobol, Anna Krztoń, Tomasz Grządziela, Natalia Legutko).

należy, że organizator nie zapewnia wydania komiksu, a jedynie może rozważać taką możliwość, co spider sense is tingling! – ze sporym prawdo podobieństwem może nie dojść do skutku (patrząc na niektóre ruchy MFKowych organizatorów z przeszłości). A nawet jeśli uda się doprowadzić wygranego przed ołtarz i pożenić go z albumem – co dalej? Jakaś specjalna promocja albumu i twórcy? Jakieś tournée po Polsce bądź też na odwiedzanych przez łódzką delegację festiwalach zagranicznych? W regulaminie nic takiego nie stoi – może album zostanie wydany, a może nie. Cytując klasyka piłkarskich wywiadów: „We will say what time will tell”.

Tak więc koniec z jednorazowymi strzałami, teraz trzeba mieć pomysł na coś więcej. Wcześniej można było spontanicznie machnąć kilka stron nawet kwaśnego żartu czy wyładować się artystycznie przy prowizorycznym scenariuszu, teraz trzeba podchodzić do tematu poważniej, z szerszą perspektywą i mając z tyłu głowy, że te kilka plansz to może być dopiero początek. Dla sporej części potencjalnych uczestników, którzy w miarę regularnie brali udział w konkursie na krótką formę, może to być zniechęcające. Ale weterani to jedno – co mają powiedzieć ci, którzy chcieli postawić swe pierwsze kroki w temacie tworzenia komiksów i od razu rzucani są na głębokie i nieznane wody?

Co prawda co jakiś czas pojawiały się gło sy, że wcześniejsza forma jest już przestarzała i do niczego nie prowadzi (w dalszej części rozwinę ten wątek), ale mimo tego każdego roku spływała do organizatorów ponad setka prac. W poprzedniej edycji konkursu na krótką formę (2021 rok) było

0307

Inna kwestia to ilość czasu jaką uczestnicy dostają na ogarnięcie zgłoszeń informacja o zmianie charakteru konkursu została ogłoszona 4 kwietnia 2022, natomiast ostateczny termin nadsyłania zgłoszeń mija z ostatnim dniem lipca. Daje to niecałe cztery miesiące na stworzenie po mysłu owych 8-12 stron, który w przypad ku wygranej może ich mieć minimum 32, a max 100 (czemu nie 120 albo 150?).

Do tego jeśli nie jesteś jednocześnie scenarzystą i rysownikiem trzeba znaleźć czas na poszukiwania współtwórcy oraz, co najważniejsze, na samo stworzenie komiksu. Jest to też o tyle niekorzystne, że niektórzy komiksiarze, od lat przyzwy czajeni do tradycji konkursu na krótką formę, mieli już gotowe scenariusze, szukali rysowników, niektórzy bankowo wzięli się też za realizację swoich pomysłów na etapie rysowania. I teraz co? Wyrzucać do kosza czy na siłę dorabiać do tego większą historię, aby wpasować się w nowe zasady?

Jeśli dobrze kojarzę, to wcześniej nie pojawiały się żadne przesłanki co do tej nagłej zmiany formuły konkursu. Nie wygląda też na to, aby zdarzyło się coś, co by zmusiło organizatorów do takiego niespodziewanego fikołka. Czy jest to więc zmiana dla samej zmiany, tak żeby pokazać iż „festiwal zmienia się wraz z uczestnikami”? Zresztą co ta zmiana ma oznaczać dojrzewanie? Jeśli tak, to co z młodymi adeptami sztuki komiksowej, dla których samo myślenie o długiej formie może wywołać nieśmiały rumieniec na

pulę nagród tegorocznego i zeszłorocznego konkursu w tym roku będzie to 16 000 zł (miejsca 1-3 i Grand Prix), rok temu było to 20 000 zł (trzy wyróżnienia, miejsca 1-3 i Grand Prix). Tak więc teraz i kasy i nagrodzonych będzie mniej, a żeby spełnić warunki, to trzeba dać od siebie „ciut” więcej. W regulaminie na krótką formę jasno było powiedziane, że prace będą prezentowane na festiwa lowej wystawie, a wybrane z nich znajdą się w katalogu. W tegorocznej edycji nie ma powiedzianego tego wprost – wystawa i katalog może będą, a może nie (podobnie jak z samą publikacją). Furtka jest, ale czy organizatorzy ją otworzą, to inna – nie uwzględniona jasno w regulaminie – kwestia. To ma być ta rewolucja?

Decyzja łódzkiego festiwalu zrobiła trochę hałasu w środowisku, ale szczerze – liczyłem, że będzie głośniej. Swoje trzy grosze do dyskusji dodał Szymon Holcman na profilu Magazynu Kreski, scenarzysta Wiktor Talaga oraz Kuba Oleksak prowadzący Kolorowe Zeszyty

Zerknąłemdłuższego.na

twarzy? Niestety wygląda na to, że jest to właśnie widzimisię nie poparte żad ną sensowną decyzją. O ile sam pomysł na projekt publikacji wydaje się czymś ciekawym, co przy lepszym rozpisaniu regulaminu i większej przejrzystości mogłoby być interesujące dla większego grona twórców, o tyle bezpardonowa rezygnacja z konkursu na krótką formę jest w moim odczuciu pochopną oraz szkodliwą decyzją (uderzającą głównie w młodych twórców, chcących po prostu coś podziałać i stworzyć). Nie za bardzo rozumiem, dlaczego oba konkursy nie mogłyby istnieć jednocześnie i tym samym zapewnić pole do działania zarówno tym, którzy dobrze czują się w krótkich formach, jak i tym, którzy mają chęć, siły i możliwości spróbować stworzyć coś

również wersję anglojęzyczną i której to laureatami często byli twórcy z zagrani cy? Dlaczego następuje taka odcinka od niepolskich twórców zwykłe niedopatrzenie czy lenistwo orgów w temacie ogarnięcia regulaminu? Co bardziej radykalni mogliby posądzić organizatorów o zachowania rasistowskie i wykluczające!

nie nad tym tematem jest połowa sier pnia, a na stronie MFKiG nie pojawił się żaden post informujący o nadesłanych pracach (jak to czasem bywało w poprzednich latach), natomiast po opubli kowaniu informacji o nowym konkursie bodajże tylko raz przypomniano, że coś takiego ma miejsce. Nie ma to jak dobra PRowa robota, co?

(możliwe, że coś mnie ominęło, ale starałem się uważnie śledzić ten wątek w komiksowej sieci). Kilkadziesiąt komentarzy, jakieś tam dyskusje, częste zdziwienie, że nowe zastępuje stare, a nie że będzie z nim współistniało. To ostatnie było bodaj najczęstszą reakcją i wynikało z beznadziejnej komunikacji tej zmiany przez organi zatorów, którzy poinformowali o tym w będącym łatwym do przeoczenia zdaniu na stronie imprezy. Kilka dni jakiegoś szumu wokół tematu i dalej cisza.

Wracając do samej krótkiej formy – w jednym z początkowych akapitów pisałem o tym, że wcześniej pojawiały się głosy, iż konkurs ten do niczego więcej niż ewentualna wygrana czy prezentacja komiksu w katalogu nie prowadzi. I tutaj pozwolę sobie się z tym nie zgodzić, bo mówiąc bardzo górnolotnie i idealistycznie (ale wierzę, że dla większości członków tak było), sam udział był już jakąś nagrodą. Konkurs ten był stałym punktem w rozkładzie jazdy na każdy rok, a 31 lipca (deadline na wysłanie zgłoszeń) zaznaczony w wielu kalendarzach na czerwono. Cytując Wiktora Talagę, scenarzystę, wielokrotnego uczestnika konkursu i zdobywcę wyróżnienia w roku 2021: „(…) była to zawsze pewna okazja do wykazania się. Żeby nie zardzewieć. Żeby zaryzykować. Żeby współpracować z ludźmi, którzy pewnie nigdy nie wejdą w komiks na tyle, aby zrobić pełny album (chociaż są świetnymi artystami/artyst kami)”. Nagroda tak naprawdę mogła być poczwórna – skończony komiks, prezentacja na konkursowej wystawie, publikacja w katalogu, a dodatkowo pieniądze za wygraną. Jeśli dobrze ułożyły się gwiazdy, to dochodziło do publikacji w ogólnopolskim „Piśmie”, w którym w ostatnich latach konkursowe prace lądowały kilkukrotnie (i nie było to zasługą i staraniami organizatorów konkursu). Czy to mało? Nie sądzę. Czy udział w nowej wersji konkursu będzie wiązał się z potencjalnie większymi gratyfikacjami? Wątpię tym bardziej.

W momencie kiedy pochylam się ponow-

zresztą problem, który w przypadku MFKi istnieje nie od dziś żeby przypomnieć chociażby kwestię festiwalu w pierwszym pandemicznym roku (2020), kiedy to długimi tygodniami nie dało się dowiedzieć, czy impreza się odbędzie i na jakich zasadach (mimo tego, że inne festiwale – nie tylko komiksowe – były w stałym kontakcie z zainteresowanymi i informowały co i jak, nawet jeśli nic konkretnego nie było wiadome).

Nie wiem czy było to celowe zagranie orgów „na przeczekanie”, ale po ogłosze niu decyzji w zasadzie kompletnie olali temat nie brali udziału w dyskusjach, nie odpowiedzieli na najbardziej nurtujące pytania, które pojawiały się pod ich wpisami czy pod wpisami poruszającymi ten temat w innych. Zmiana została ogłoszo na i tyle. Poza nic nie znaczącym „Festi wal zmienia się wraz z uczestnikami” nie przedstawiono żadnych powodów, które doprowadziły do takiej sytuacji, żadnych motywacji czy planów na przyszłość. Nikt z orgów nie wysilił się, aby napisać coś w stylu „Widzimy i rozumiemy wasze wątpliwości, niebawem na nie odpowiemy, zaufajcie nam”. Nabrano wody w usta i już, chociaż jestem pewien, że wszystkie opinie dotyczące tej kwestii były bacznie śledzone przynajmniej przez część

09

Komunikacjaorganizatorów.to

Organizatorzy albo zapomnieli albo ce lowo nie dostrzegają, że konkurs na krótką formę był elementem pracy u podstaw i każdy mógł w nim wziąć udział. Bez zaplecza w postaci wcześniejszych działań z komiksami, bez pomysłu na wiekopomne dzieło jeśli ktoś chciał zrobić na spon tanie jednoplanszową historię o jedzeniu glutów, to miał taką możliwość. Obecnie musi ją najpierw rozpisać na minimum 8 stron, a później wykminić jak rozciągnąć na minimum 32. Zabawa w twórcę komiksowego nagle staje się bardzo poważnym

Mam świadomość, że dla wielu temat ten jest ledwo ciepły, bo ani w konkursie nie brali udziału, ani też specjalnie nie interesowali się nadesłanymi pracami, nie odwiedzali wystawy i nie kupowali katalogu. Ale to jednak kawał historii polskiego komiksu, który z zadziwiającą łatwością został wyrzucony do kosza (tak to przynajmniej wygląda na ten moment).

Wbiznesem.tychkilku

Nie wróżę sukcesu pierwszej edycji nowego konkursu i mocno liczę, że orga nizatorzy po wszystkim zdobędą się na rachunek sumienia i uzmysłowią sobie czym w zasadzie była krótka forma dla tych, którzy chcieli pokazać światu, często po raz pierwszy, swoje twory. Nie potrzeba nekromanty, żeby przywrócić dawną formę konkursu do życia. Wystarczy szczypta dobrej woli i pomyślunku.

komiksu o Lobo tankującym swój pojazd na jednej z ziemskich stacji benzynowych. Te kilka wieczorów z cienkopisami i żółtymi kartkami A3 zajumanymi z pracy rodzicielki pamiętam bardzo dobrze. Podobnie jak podróż do Łodzi, najpier wszy w życiu festiwal, zakupy zagranicznych komiksów (na kredowym papierze szok!) i widok swojego ówczesnego opus magnum na wystawie z pracami innych zajaranych kadrami i dymkami. A wszystko to dlatego, że w którymś z TM-Semików zobaczyłem reklamę festiwalu i konkursu na krótką formę na coś, na co małoletni ja znalazł siły i samozaparcie i co pewnie sprawiło, że przez te kilkadziesiąt kolejnych lat komiksy cały czas są w serduszku.

akapitach pada sporo pytań, które nie doczekały się (póki co) odpowiedzi od pomysłodawców nowej formy konkursu. Na początku dobrze byłoby się dowiedzieć z czego w ogóle wynika ta decyzja i czy została sensownie przemyśla na. Niestety sposób jej ogłoszenia i cho ciażby forma regulaminu wskazuje, że było to raczej działanie pod wpływem chwili i „genialnego” pomysłu na zrobienie czegoś nowego. Głębsze przemyślenie zapewne w pierwszej kolejności doprowadziłoby do wniosku, że chcąc otrzymać prace na poziomie, trzeba dać potencjal nym uczestnikom trochę więcej czasu na przygotowanie i stworzenie minimum 8 stron plus streszczonego pomysłu na cały album niż miało to miejsce w przypadku konkursu na krótką formę. O tym, że w tym roku są to niecałe 4 miesiące już pisałem (4 kwietnia – 31 lipca), a kiedy w poprzednich latach ogłaszano regulamin konkursu? Już piszę: 2021 – 23 marca, 2020 – 6 marca, 2019 – 4 marca, 2018 –19 lutego, 2017 – 6 lutego. Nawet dwa miesiące więcej niż przy nadchodzącej Naedycji.koniec opowiem jeszcze historię z moim pierwszym udziałem w konkursie na krótką formę miało to miejsce w 1996 roku, miałem 12 lat i popełniłem 6 stron

Gdybym w wieku 12 lat miał myśleć o stworzeniu albumu (ale najpierw miał nabazgrać coś, co miało by być jego zajawką), to pewnie bez namysłu przerzuciłbym stronę z reklamą dalej, a Łódź do dzisiaj oglądał jedynie w memach.

Przemilczę warszawskie „Jeju” (2005-09,

Podobnie jak osoba Łukasza Kowalczuka, który od ponad dekady jest jednoosobową

#1-8), w którym swoje szlify zdobywali świetni twórcy (Sztybor, Nowacki, Szymborska, bracia Surma i wielu innych), radomskie „B5” (#1-3, 2006-07), czy inne niezależne magazyny, w których swe siły łączyło wielu młodych, zdolnych, Tematniepokornych.publikującej przez lata supergrupy Maszin przemilczę ze zwykłego lenistwa to zbyt obszerne zagadnienie, żeby próbować je okiełznać w kilku akapitach.

11

nic o beznasnas

Nie będę się też rozpisywał o jego rednaczu Dominiku Szcześniaku (wydawcy, publicyście, scenarzyście, rysowniku), który działaniami w niezalu (cały czas trwającymi) wystawił sobie jak najlepszy pomnik.

Nie pochylę się też nad enfant terrible Dariuszem „Pałą” Palinowskim i jego punkowymi światami, które przy okazji reedycji dały początek jednemu z najważniejszych polskich wydawnictw ostatnich kilkudziesięciu lat – Kulturze Gniewu.

O „Mięsie” Tomka Leśniaka, „Azbeście” Śledzia, „Koksie” KRLa czy „Vormkwasie” Skutnika też nic nie będzie. Chociaż jestem bardzo ciekaw, jak np. wspominają swoje zinowe początki i czego ich to nauczyło w dalszej drodze na szczyt.

W tym tekście nie napiszę nic o „Ziniolu” (najważniejszym obok „Prosiacka” zinie), który swoją dwudziestoletnią historią najlepiej pokazał o co w całym tym zinowaniu chodzi i który mógłby być „wzorcem z Serves”, jeśli chodzi o to, czym jest „zin” i z czym go się je.

nie będzie o trwającej od kilku lat nowej fali młodych zdolnych niezależnych czy kobiecym zakątku zinowego świata, który od jakiegoś czasu jest niezwykle prężną i interesującą częścią rodzimej sceny niezależnej.

Nie jestem jedyny, bo poświęcone tematyce zinów „Zeszyty Komiksowe” też nie poruszają tych tematów.

Jest za to świetny tekst opisujący twórczość i osobę Rafała „Otoczaka” Tomczaka – undergroundowego twórcy będącego najczęściej poza radarami

(zazwyczaj) armią, tworzącą, wydającą, organizującą festiwale, wystawy i warsz taty, która etos DIY ma wyryty gotykiem w Nicsercu.anic

ALE SPOKOJNIE!

Swoją historię z niezalem na dobre zacząłem w 2010 roku, kiedy Mateusz TeO Trąbiński zadał sakramentalne „A co powiesz na zrobienie zina?”, dokooptowaliśmy do składu Jacka Ystada Jastrzębskiego i kilka miesięcy później pierwszym numerem „Bicepsa” zadebiu towaliśmy jako Wydawnictwo ATY na emefce. Przez tę ponad dekadę wgryzałem się w temat i jako bezpośredni uczestnik tej niszy w niszy oraz jako zwykły czytelnik i entuzjasta. W ostatnich latach publikacje niezależne zyskały/zyskują spore uznanie w środowisku, pisze i mówi się o nich coraz więcej, niektóre z nich przebijają się do mejnstrimu (np. „Słodkie chłopaki” Piotra Marca wydane przez Kulturę Gniewu). Tak więc wiadomość o tym, że ZK będą poświęcone właśnie zinom przyjąłem ze sporą radością – w końcu to szanowana publikacja z wieloletnią

Wydany w październiku 2021 roku, 32. numer w większości skupia się na kwestii rodzimych publikacji niezależnych, jednak z mojego punktu widzenia, robi to bez głębszego pochylenia się nad ich historią, różnorodnością, a do tego leniwie i po łebkach.

historią, mająca ministerialne dofinansowanie, która wzięła się za barki z tą niszą w niszy, jaką są ziny.

Niestety nawet pobieżne zapoznanie się ze spisem treści zapowiadało spory niedo syt, który pogłębił się przy lekturze całości. Na początku tego tekstu wymieniłem kilka tematów, których w środku szukać na próżno, a wydaje mi się, że przy najmniej część z nich jest konieczna, żeby po zamknięciu „Zeszytów komiksowych” móc powiedzieć „To o to chodzi w zinach! To tak to wygląda!”. Uwiera głównie brak pochylenia się nad postacią Dominika Szcześniaka, zinowej szarej eminencji, która przez 20. lat była głową i sercem zina „Ziniol”. Ten doczekał się 54. odsłon papierowej wersji oraz prawie 2 tysięcy wpisów podczas dziesięcioletniej działalności internetowej odsłony periodyku. Obecnie usunął się nieco w cień, ale nadal – w ramach Zakładu Komiksu –tworzy wraz z m.in. Marcinem Rusteckim niezależne produkcje. Zadziwia brak jakiejkolwiek próby uchwycenia postaci Łukasza Kowalczuka, który na scenie działa więcej niż prężnie od przeszło dekady. Twórca zina „Nienawidzę ludzi”, serii „Vreckless Vrestlers”, organizator konwentu Rumia Comic Con, wielokrotny zdobywca Złotych Kurczaków (nagród dla twórców i publikacji niezależnych); osoba, która inspiruje innych do działania i ma swoich wyznawców, zapisała się złotymi zgłoskami w polskim niezalu dawno temu. A w ZK #32 cichutko. Brak tej dwójki pokazuje, że osoby decyzyjne nie odrobiły lekcji bo to tak, jakby chcieć napisać o Mundialu we Francji w 1998 roku i nie poświęcić należytego miejsca Zidane'owi i Ronaldo.

13 DO IT YOURSELF

Najlepszymmagazynu.przykładem

„Zeszyty komiksowe” czytam od dawna, zazwyczaj pochylają się nad zagadnieniami, w których nie jestem dobrze oblatany i do tej pory traktowałem je jako solidną pigułę najważniejszych informacji tematu danej odsłony ZK. Numer poświęcony zinom zapala jednak żółte światło i każe się zastanowić, czy „Zeszytów…” nie traktować jednak jako periodyku, który trochę na chybił trafił może krążyć wokół tematu danego numeru.

A jeśli chcecie się zagłębić bardziej w dane zagadnienie, to cóż… pozostaje główna zasada ziniarstwa:

I oczywiście wiedząc o naborze prac i tekstów można było samemu coś podesłać, zastanowić się o czym warto

wspomnieć i nawet byłoby to zgodne w 100% z ideą Do It Yourself. Tyle tylko, że tworząc, publikując, wydając i działając w niezalu od lat, była to też dobra okazja aby sprawdzić i zobaczyć, czy ma to sens, czy jest dostrzegane i czy ktoś uznał za warte opisania w przeznaczonym temu komiksowym magazynie.

DIYDIY

Zinowa zawartość numeru wygląda tak, jakby redakcja ogłosiła nabór tekstów, a następnie opublikowała nadesłane prace i tyle. Bez rozkminki nad czym warto się pochylić, o kim napisać, jak historycznie przedstawić biało-czerwone zinowanie, jakie zjawiska zaprezentować czytelnikom i których tematów absolutnie nie pomijać, bo są istotne w tej odnodze rodzimego komiksu. A tutaj, jeśli ktoś chciał napisać o Tomczaku, to spoko. Ktoś chciał prze prowadzić wywiad z Ojcem Rene – jasne. Inny chciał napisać o magazynie, który wydaje czy imprezie którą organizuje i też spoko, miejsce się znalazło. Wolna amerykanka. Tak to chyba nie powinno wyglądać i całości przydałby się ogarnięty w temacie redaktor prowadzący, który miałby wizję całości, wiedzę u kogo zamówić teksty i komiksy, kogo przepytać i jak najuczciwiej i najdokładniej przedstawić temat zinów na ponad stu stronach

Komiksowa. Spisał go… Dominik Szcześniak, który zdaje się być największym entuzjastą twórczości Otoczaka i jeśli tylko jest ku temu okazja, to przypomina o nim szerszej publice.

na to, że numer powstał w sposób niezaplanowany i nieprzemyślany jest wywiad z właścicielem sklepu Róbmy Dobrze. Przepytywany, na początku swej działalności (marzec 2021) rozkochany był w ofercie zinowej, a obecnie (sierpień 2022) zapatrzony jest już w mejnstrimowe pozycje, które po prostu dają zarobek. Ziny zostały daleko w tyle. Cztery strony wywiadu szybciutko się przeterminowały, a zamiast tego moż na było zapełnić je materiałem ze zdecy dowanie dłuższą datą ważności. Szkoda.

Kilka miesięcy temu Filu ogłosił zakończenie działalności Wydawnictwa Bazgrolle, które po prawdzie już od dłuższego czasu prowadził sam, ale które też przez wiele lat było twórczym kolektywem czy w środkowym (i najlepszym) rozdziale swojej historii - duetem.

Najważniejsza era filowej historii zaczyna się w 2011., kiedy z młodym narybkiem w postaci XNDRa i Wielebnego Pałki wydają pierwszy i ostatni „Handmade” robiąc tym samym podwaliny pod Wy dawnictwo Bazgrolle, które rok później debiutuje albumem „Spoceni”. I tu zaczy na się szaleństwo dziesiątki publikacji,

Filu?vadis,quo

To jeden z ciekawszych rodzimych twórców działających od ponad dwóch dekad, jednak jego kariera jeszcze nie w pełni się rozwinęła i odnoszę wrażenie, że w sporej części na własne życzenie.

łamach m.in. „Ciach Bajery”, która trafiła do oficjalnego obiegu za sprawą wydawnictwa Mandragora. Krótka dygresja: jeśli kiedyś zastanawialiście się jak wyglądały by gwiazdy rocka w komiksowym wyda niu, to niewątpliwie byłby to ten duet.

Maciej Wiśniowski, którego zapewne większość zna jako Fila, w tzw. obiegu niezależnym osiągnął wszystko (jak nie więcej) i pytanie, które od dłuższego czasu pojawia się w mojej głowie to: co dalej?

Pora na dwa akapity z historią i zasługami tego jegomościa: swoją odyseję komiksową rozpoczął w 2001 roku w dziewiątym „Produkcie” oraz solówce „Gwiezdna Nabojka”. Chwilę później połączył siły z Bartoszem „Termosem” Słomką i wspólnie dawali upust swej fantazji na

schodzące na pniu nakłady (niewielkie), uwielbienie fanów i podejście do twórczości, które zjednywało sobie kolejnych akolitów wydawnictwa działającego mocno w duchu DIY. A na jego czele niepodzielnie dzielił, rządził i zabawiał Fil Wiśniowski wiecznie głodny komiksowych emocji i szukający nowych dróg na ujście swojej kreatywności. Kolejnym kamieniem milowym są Złote Kurczaki komiksowa impreza Bazgrolli i prawdziwe święto niezależnych produkcji, którego pierwsza edycja miała miejsce w 2014 roku we Wrocławiu. Co ciekawe, niektórzy odebrali informację o bazgrollowej imprezie jako jeden z wielu żartów wydawnictwa i finalnie byli srogo zdziwieni, gdy słowo ciałem się stało. Złote Kurczaki do tej pory doczekały się ośmiu edycji siedmiu stacjonarnych i jednej onlajnowo-covidowej (która ograniczyła się do przyznania nagród). Najważniejszym punktem każdej stacjonarnej edycji była Festiwalowa Gala, gdzie przyznawanie Złotych Kurczaków poprzedzane było przezabawnymi filmami, będącymi dziełem Fila i spółki. Śmiechom nie było końca.

Póki co jest to piękna laurka, prawda? Jednak w tym paśmie sukcesów, brakuje mi czegoś więcej jeśli chodzi o samą twórczość, tj. konkretnego albumu, który zostałby dostrzeżony i doceniony w szerszym gronie. Filu dysponuje wybitną cartoonową kreską, którą można porównać do dokonań chociażby Dave’a Coopera. Niesamowita dynamika, swo boda, kadrowanie i wyborne kolory, to to, co cechuje twórczość ojca założyciela Bazgrolli. I o ile dotychczasowe komiksowe twory Fila zachwycały graficznie (a po przeprowadzce na tablet, to już w ogóle są wyżyny!), o tyle scenariuszowo rzadko kiedy publikacje te wybijały się ponad sympatyczny i zabawny, ale też mocno hermetyczny (dla osób nie znających Fila i ferajny) klimat. Za pierwszym, piątym czy nawet dziesiątym razem może to bawić, ale cały czas jest to kręcenie się w podobnej stylistyce, bez wychodzenia z mitycznej „strefy komfortu”. Na dłuższą metę może to być nużące dla przeciętnego zjadacza komiksów szukającego nie tylko świetnych rysunków, ale i dobrej fabuły. Stawiam więc tezę, że chcąc zrobić kolejny duży krok w swej karierze komiksowej, Filu musi się przemóc i zaufać wizji do brego scenarzysty. Takiego, który raz, że będzie potrafił stworzyć historię, w której

15

Humoris Causa. Cytując uzasadnienie organizatorów MFKiG: „Za niepowtarzal ną atmosferę organizowanego przez niego festiwalu komiksu niezależnego Złotych Kurczaków, umiejętność gromadzenia wokół siebie kreatywnego środowiska, wielkie poczucie humoru i niezrównany zapał w promowaniu twórczości undergoundowej, komiksów i zinów stojących w poprzek obowiązujących trendów, mód czy komiksowych szablonów”. Ten cytat spokojnie mógłby zastąpić moją wyliczankę osiągnięć i wyszłoby na to samo.

Natomiast jak to w życiu nic nie trwa wiecznie. Z upływem lat i wejściem w dorosły świat, niektórzy sprzedali ideały sierpnia (oraz kolegów) i Bazgrolle przepoczwarzyły się w jednoosobową armię, która przy pomocy życzliwych ogarniała kolejne edycje ZK i wypuszczała kolejne publikacje. Ostatnia z nich (ta, jasne) „Bazgrolle. Totalnie" pojawiła się w styczniu 2022 i była doskonałym podsumowaniem dekady działalności wydawnictwa. Doskonałym również pod względem edytorskim, bo to, co jest oczkiem w głowie Fila, to papier i wszelkie dobro jakie można na nim i z jego pomocą wyczyniać. Ukoronowaniem twórczych i nie tylko działań Macieja Wiśniowskiego było przyznanie mu w 2020 roku Nagrody im. Papcia Chmiela, czyli tytułu doktora

nowych fanów, którzy zazwyczaj omijają zinową niszę, czy nawet do niektórych recenzentów, którzy nie wyściubiają nosa poza egzemplarze wysyłane przez wydawnictwa. Co prawda w 2015 roku za sprawą Timofa ukazała się „Spektakularna strata czasu”, ale gdyby Fil wydał to tradycyjnie sam, to nic oprócz posiadania ISBNu by się nie zmieniło.

ojciec Kurczaka Radka będzie mógł się wykazać, a dwa, który będzie mógł okiełznać zapędy Fila do bycia samcem alfa w twórczych działaniach.

Kiedy piszę ten tekst, to główny bohater tych akapitów zapowiedział drugie wydanie „Bazgrolle Totalnie” oraz nową historię, która ma być inna niż wcześniejsze publikacje. Oczywiście obydwie rzeczy będą wydane i promowane przez samego Fila dobrze znanymi drogami. I fajnie, jaram się, szczególnie, że BT ma posiadać 8 wersji okładkowych, co pewnie ciężkie byłoby do ogarnięcia przy współpracy z zewnętrznym wydawnictwem komiksowym. Ale swoboda zinowych działań ma swoje ograniczenia, tak samo jak wyjście do oficjalnego obiegu posiada cytując klasyka „zady i walety”. Niemniej jak już zapodałem na początku w niezalu Fil osiągnął już wszystko i teraz może albo odcinać kupony, albo zmierzyć się z kolejnym niesamowitym wyzwaniem niczym bohaterowie jego historii.

Do tej pory, bodajże jedynym sensownym przykładem spełniającym powyższe wymagania jest zaledwie dwustronicowy szorciak (!) „The Sky is the limit” popełniony do scenariusza Mateusza Wiśniewskiego (do wglądu w katalogu festiwalowym 31. MFKiG). Krótka, obyczajowa historia, narzucająca ograniczenia swą formą, wydobywa z Fila nieco innego artystę. Może jeszcze niezbyt pewnie czującego się w takim środowisku, ale zdecydowa nie jest to kierunek, w który warto pójść albo przynajmniej spróbować i później nie żałować. Oczywiście każdy działa tak, jak samemu najlepiej się czuje i idzie drogą, którą chce podążać i niby nic nikomu do tego, ale… pajęczy zmysł podpowiada mi, że wielką stratą dla polskiego komik su byłoby, gdyby przeogromny talent rysowniczy Fila nie został odpowiednio (czyli lepiej niż teraz) zagospodarowany.

* Na szybko z pamięci podaję swoje trzy typy: Grzegorz Janusz, Bartosz Sztybor lub Mateusz Wiśniewski - każdy z nich wyciągnąłby z talentu Fila to co najlepsze i jeszcze więcej.

Oby Fil do nich nie dołączył. Ale to zależy w największym stopniu od niego samego.

Tym bardziej, że jak można czasem usłyszeć na mieście próby wyciągnięcia za ucho wrocławskiego twórcy były. Czy to jako kolorysty do zagranicznego tytułu, czy rysownika pełnometrażowego albumu do scenariusza topowego polskiego scenarzysty. Niestety nic z tego nie wyszło, ale rozumiem, że był to moment mniej więcej bazgrollowego prosperity i ciężko było znaleźć czas i energię na działanie z kimś innym niż ziomki. Ale kiedy owe ziomki poszły w swoją stronę i kiedy bazgrollowa saga dobiegła końca, to czemu nie spróbować czegoś zupełnie innego z zupełnie innymi ludźmi?

Współpraca z uznanym scenarzystą* oznaczałaby najpewniej również wypuszczenie albumu u jednego z rodzimych wy dawców. A to też duża szansa dotarcia do

Z taką parą w łapie i pędzlu czas podbić cały nasz komiksowy rynek i zapisać się złotymi zgłoskami na kartach jego histo rii. Zdolnych i niespełnionych (na własne życzenie) talentów trochę już było.

PAPCIO CHMIEL «1923-2021»

Początek roku zaczął się tragicznie dla polskiego komiksu. 22 stycznia w wieku 98 lat zmarł Henryk Jerzy Chmielewski (7.06.1923 - 22.01.2021) twórca, który uczłowieczył Tytusa de Zoo i ukomiksowił legiony dzieciaków (w każdym wieku). Napisać, że to legenda polskiego komiksu, to nic nie napisać. Ogromna i niepowetowana strata. Żegnaj, Papciu!

KOMIKSOWY KRAKÓW

We wrześniu 2021 w Krakowie otworzyła się siedziba nowo powstałej Fundacji Muzeum Komiksu, której główne zadania to dokumentacja historii rodzimych kadrów i dymków, badania dotyczące tej dziedziny sztuki oraz oczywiście popularyzowanie komiksów na lewo i prawo. I spoko im więcej takich ośrodków, tym lepiej. Natomiast Krakowskie Stowarzyszenie Komiksowe wraz z miastem Angoulême, odpaliło program polsko-francuskich rezydencji komiksowych. Podczas pierwszej edycji do Francji

jedenzerodwadwa 17

Niemniej z kronikarskiego obowiązku wracam do subiektywnego wyboru najważniejszych i najciekawszych komiksowych wydarzeń dwunastu miesięcy roku 2021.

Periodyk, który właśnie trzymasz w rękach, planowany był początkowo na styczeń i w sporej części miał stanowić podsumowanie roku poprzedniego. Życiówka sprawiła jednak, że pojawia się dopiero teraz (wrzesień 2022), więc poprzednich dwanaście miesięcy może się już wydawać zamierzchłymi czasami (szczególnie, że w tym roku trochę się już działo).

na miesiąc udał się Tomasz „Spell” Grządziela, a w odwrotnym kierunku przywędrowała Tamia Baudouin. Podoba mi się to, że Kraków, nie patrząc na inne miasta czy działania w innych regionach kraju, ma na siebie pomysł, nie patrzy na innych i robi swoje. Gdyby jeszcze tylko udało się uniknąć w przyszłości takich kontrowersji, które co jakiś czas pojawiają się przy okazji krakowskich działań, to już w ogóle byłoby pięknie.

Na początku roku pojawił się netflixowy trailer animowanego serialu „Kajko i Kokosz”, który jak to zawsze bywa przy tematach adaptacji klasycznych komiksów, wzbudził sporo kontrowersji u ortodoksyjnych obrońców dawnego polskiego komiksu. Następnie na platformie pojawiło się łącznie 14. odcinków (w dwóch

KAJKOSZ INVADES POLAND

BATMAN W POLSCE

„Batman. Świat” to typowy przedstawiciel antologii wydanych tylko po to, aby wyciągnąć hajs. Pomysł genialny w swej prostocie zaciągnąć do stworzenia krót kich historii lokalnych twórców, którzy sprowadzą panicza Bruce’a do własnego kraju. Marketingowo jest to świetne zagranie, bo zobaczyć Człowieka Nietoperza na własnych włościach to ciekawa pers pektywa dla fanów tego herosa. Tak więc Batman ruszył w podróż dookoła świata i w historii „Obrońca miasta” odwiedził Warszawę. I tutaj pojawia się pierwszy poważny zgrzyt za scenariusz odpowia da bowiem Tomasz Kołodziejczak (który od lat szefuje m.in. komiksowej części Egmontu, wydającego u nas komiksy z logo DC), a za rysunki Piotr Kowalski (od dawien dawna działający na rynku amerykańskim). Rozumiem że możliwość napisania nawet szorta z Batmanem była nader kusząca (niczym jabłko dla biblijnej Ewy), ale czy naprawdę musiał się za to brać właśnie szef wydawnictwa? Nie było nikogo bardziej odpowiedniego do tego zadania? Oczywiście mam świadomość, że jest to również uznany pisarz, który w przeszłości zajmował się też komiksowymi scenariuszami, ale mimo wszystko pierwsze co przychodzi mi na myśl, to dwa słowa na literę „n”: niesmak i nepotyzm. Ciut mniejszy zgrzyt to wybór rysownika, który jest ni mniej ni

więcej solidnym wyrobnikiem. No i właśnie czy nie warto było w takim przypadku dać szansę komuś, kto mógłby dzięki temu zabłysnąć na tych kilkunastu rynkach? Albo przynajmniej zaprezentować graficznie coś ciekawego i zapadającego w pamięć (w przeciwieństwie do Kowalskiego)? Wybór twórców jest dość dyskusyjny i powiedziałbym, że dość bezpieczny. A jak wypada sam komiks? No cóż, jest to tak miałki i nijaki szorciak pełen gadających głów (!), że szkoda tracić na niego czas. Serio. Gdyby tych kilka stron zostało zgłoszonych do konkursu na łódzką krótką formę komiksową, to bankowo nic by nie ugrało i jedyne co, to może - MOŻE - mogłoby się znaleźć w konkursowym katalogu… O rysunkach nic dobrego nie da się powiedzieć wyglądają jakby były robione na szybko między jednym, a drugim projektem dla innych wydawców z USA. Kumam, że Kowalski od lat działa na tamtym rynku i jest to spoko, ale podejrzewam, że gdyby zaangażować do tego twórcę, który czułby zajawkę i fun związany z możliwością zrobienia komiksu o Batmanie, pokazania się, to ten entuzjazm by się wylewał z tych kilku stron. Tutaj zupełnie tego nie czuć. Dla Kowal skiego to po prostu kolejne zlecenie, więc wyszło tutaj takie byle co. Wielka szkoda. W ramach ciekawostki polecam przyjrzeć się ilustracji Piotra K. z Batmanem siedzą cym na Zamku Królewskim na Jokera, co tam się odbatmaniło z perspektywą i proporcjami?

Na sam koniec 2021 wielbiciele polskiego komiksu dostali jeden z najlepszych prezentów jaki mogli sobie wyobrazić

transzach lutowej i listopadowej), które spotkały się z całkiem niezłymi ocenami. Obecnie trwają prace nad kolejnym sezonem i jak w przypadku pierwszych kilkunastu epizodów, odpowiada za nie EGoFilm z takimi tuzami na pokładzie jak Tomasz Leśniak, Rafał Skarżycki i Michał Śledziński. Ogólnie cały 2021 rok wypełniony był po brzegi większymi lub mniejszymi działaniami mającymi wypro mować rodzimą wersję Asterixa i Obelixa (na chwilę przed jubileuszem 50-lecia serii, który wypada w tym roku), ale netflixowy serial był tą największą i najważniejszą. Swoje dostali też fani samych komiksów Janusza Christy, bowiem po długich latach czekania wydano w końcu dwa pierwsze tomy (z sześciu) ekskluzy wnej Złotej Kolekcji zawierającej wszystkie komiksy z przygodami Kajkosza. I jest to wydanie godne tego klasyka!

2021 rok to wyśmienity czas dla Bartosza Sztybora obecnie jednej z największych gwiazd i jednego z największych talentów polskiego komiksu. Scenarzysta, który pod koniec 2020 roku przywitał się z fana mi uniwersum Wiedźmina czteroczęściową historią „Fading Memories” (wyd. Dark Horse Comics), dołożył do tego drugą miniserię „Witch’s lament” oraz dwa zeszyty (z czterech) „Cyberpunk 2077: You have my word”. Wszystkie one spot kały się z dobrym, bądź bardzo dobrym odbiorem i te zachwyty pozostały też przy kolejnych seriach napisanych przez Polaka-rodaka z tego roku (mnóstwo dobra wylało się na Sztybora przy okazji

W listopadzie Kultura Gniewu wydała „Słodkich chłopaków” Piotra Marca, którzy w obiegu niezależnym znani byli jako „Sweet-ass dudes like us”. I w tym niezalu doczekali się niesamowitego uznania popartego dodatkowo nagrodami. Co więcej jak najbardziej zasłużo nego. Debiutujący tym albumem Marzec (aka Zealot), zabiera czytelnika na wycieczkę do małego miasteczka i przedstawia bazujące na prawdziwych wydarzeniach sytuacje z życia młodych-gniewnych, lubiących zabawę i szu kających czegoś więcej w życiu ziomków.

Warto mieć oko na Zealota.

Dawno nie było tak dobrego i mocnego debiu tu, dawno nie było tak rozkminionego twórcy wnoszącego nową wrażliwość do tego biznesu. I coś mi podpowiada, że to dopiero początek drogi na szczyt Piotra Marca nawet nie tyle komiksowej, co artystycznej. Ja się zakochałem i dawno tak nie jarałem nowym nazwiskiem w komiksowym poloversum.

„Naukowa to jest kwestia, znowu się zjawiła bestia”, czyli pierwszy od lat nowy komiks Mistrza Tadeusza Baranowskiego (wydany przez Ongrysa). Wydawałoby się, że takie wydarzenie będzie bardzo mocnym akcentem końcówki roku, o którym będzie się mówić długo i z wypiekami… no ale nie. Fakt pojawienia się nowego albumu tego przeklasyka został totalnie zlany przez wydawcę, który nie zrobił za wiele, aby wypromować go wśród czytelników. I między innymi dlatego o komiksie było (i jest) cicho. W grudnio wym szale zakupów i przy zalewie wielu nowych tytułów nie trudno było przegapić nawet taki tytuł, więc wypadałoby przy najmniej lekko się postarać i coś zrobić, żeby nowy Baranowski przebił się przez ten zalew informacji. Tym bardziej, że to ponoć ostatni komiks Mistrza...

SŁODKI MARZEC

CICHY POWRÓT KRÓLA

AMERICAN DREAM SZTYBORA

MARIA ROSTOCKA NOMINOWANA

Na deser zostawiłem niezwykłą sytuację-kuriozum jaka wydarzyła się pod koniec 2021 i która trwa do dzisiaj. Po wydaniu wspólnie trzech numerów reaktywowa nego trupa w postaci Magazynu „Relax” (#33-35), Wydawnictwo Labrum i Polish ComicArt postanowili rozejść się w dwie różne strony, ale żadne z nich nie zrezygnowało z wydawania periodyku. Dzięki temu, każdy z kolejnych numerów wychodzi w dwóch wersjach - jednej labrumowej, a drugiej od PCA. I każda ze stron obstaje przy tym, że tylko ona ma prawa do tego tytułu, więc emocji w tym konflikcie było i cały czas jest sporo. Konkurenci przerzucali się oświadczeniami i oskarże-

niami, zapewniali, że to ich „R” jest tym najrelaksowszym, kłócili się o logotypy i… jezusmaria, czego tam nie było! Swoje pięć szekli dołożyli obserwujący tę inbę fejsbukowicze, którzy masowo zaczęli dostarczać przeróbki relaksowych okładek (co po piątej było już wtórne). Rozdwojenie „Relaxu” trwa nadal, ale wydające je podmioty zaprzestały personalnych wycieczek na swoich kanałach social mediowych i skierowały kroki do sądu. Na tę chwilę wydaje się, że większość atutów ma po swojej stronie Wydawnictwo Labrum, natomiast druga strona zachowuje się tak rozsądnie, jak urażony gołowąs nie potrafiący pogodzić się, że zerwała z nim niewiasta. Czy w podsumowa niu 2022 będzie kontynuacja relaxowej inby? Bardzo możliwe!

We Francji skończyło się na nominacji, ale to i tak piękny sukces dla tego, na pierwszy rzut oka, niepozornego albumu!

AWANTURA O RELAX

Końcówka roku przyniosła również dobre wieści z Francji po raz pierwszy w historii nagród festiwalu w Angoulême nomi nowano polski komiks, który doczekał się francuskojęzycznego wydania.

„CP2077: Blackout”). No i duma wielka, bo do tej pory mieliśmy kilku rysowników, którzy próbowali swoich sił za wielką wodą i tylko Kudrański i Kowalski potrafili się na dłużej przebić. A tutaj mamy przypadek scenarzysty, który od początku działa przy dużych markach z takim powodzeniem, że powierzane mu są kolejne serie. Szapoba + Duma + Poland Strong!

ANDRZEJ JANICKI «1966-2021»

Zaszczyt ten spotkał „La Fin De Juillet” Marii Rostockiej, który u nas wydała Kultura Gniewu pod tytułem „Koniec lipca” (wrzesień 2020). Polskie wydanie doczekało się nagród na łódzkiej MFKiG (Najlepszy Polski Album) oraz Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego (Najlepszy polski komiks, Najlepszy scenariusz).

W wieku 55 lat ze światem pożegnał się Andrzej Janicki (8.10.1966 - 15.11.2021), jeden z wielu świetnych komiksowych bydgoskich talentów, który kojarzony jest głównie z magazynami „Awantura”, „AQQ”, „Produkt” czy przygodami Aurory. Niestety jego talent nigdy na dobre nie rozkwitł i brakuje w bibliografii Janickiego chociaż jednego konkretnego tytułu, który można by określić jako opus magnum. Możliwe, że trochę na własne życzenie, bo ten był nader skromny i nigdy nie pchał się do pierwszego szeregu. W 2017 dzięki staraniom Macieja Jasińskiego ukazał się album „Andrzej Janicki - Napalony na komiks” zawierający głównie krótkie historie i ilustracje autorstwa wybitnego bydgoskiego twórcy, więc cieszy fakt, że jeszcze za jego życia pojawiła się solidna publikacja przedstawiająca jego nietuzin kowy talent. Żegnaj, Andrzeju!

/ ACAB news24 All Comics Are Beautiful 001 luty 2021 / digital All Comics Are Beautiful 002 sierpień 2021 / digital

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.