REKLAMA
omijając wiele etapów, które ich rodzice pieczołowicie rozwiązywali (tak, rodzice, bo wiele lat temu uczestnikami tych szkoleń byli 40-latkowie, a dzisiaj 20-latkowie). Młodzi koncentrują się na pomysłach, ich wykorzystaniu, optymalizacji wysiłku i – jak w grze komputerowej – błyskawicznie znajdują rozwiązanie. A potem koniec. I zaczynają się nudzić, jeśli nie ma następnego zadania. Wyglądają jak te szpaki w akcji. Tworząc coś wspólnie, nie tracą przy tym swojej indywidualności, a do tego ciągle są w permanentnej zmianie. Mam wrażenie, że ona ich nakręca. Ludzie boją się zmiany, ale pewnie tylko wtedy, gdy przyzwyczaili się do tego, co już mają. A jeśli ten świat zmienia się ciągle – na naszych oczach – i wczorajszy jest już jak gazeta, przeczytany i nieaktualny. To tylko będąc w ciągłym ruchu i obserwując innych (aby nie wypaść z tego chaosu), można w tym świecie odnaleźć miejsce dla siebie. A jeśli on jeszcze przyspieszy, to jeszcze szybciej trzeba będzie zmieniać swoje miejsce w szyku. Ale jednej umiejętności ci młodzi ludzie już nie mają, w takim stopniu jak ich rodzice. Może przestała być potrzebna. Tej refleksyjności. Kiedyś – po zbudowaniu zamku z klocków – przez pół godziny zespół odpowiadał na pytanie, czego się nauczyliśmy z tego doświadczenia. To samo pytanie zadane dzisiaj generuje odpowiedź typu: że można zbudować zamek z klocków. Jeszcze kilka podobnych przemyśleń zajmuje łącznie około pięciu minut. A dalej? Dalej żyje się szybciej, dynamiczniej, prościej, mniej uważnie, ale skutecznie. Rozwiązuje się kolejne zadania. Ponieważ człowiek jest tylko częścią świata, mam nadzieję, że znajdzie w przyrodzie inspirację do zatrzymania się, refleksji i radości z przeżywanej chwili.