2B STYLE nr 42 v 2

Page 1

CZECHOWICE-DZIEDZICE KATOWICE

OŚWIĘCIM

PSZCZYNA

ISSN 2084-4867 www.2bstyle.pl czasopismo bezpłatne

BIELSKO-BIAŁA CIESZYN

SZCZYRK

TYCHY

USTROŃ

WISŁA

ŻYWIEC

MAGAZYN CIEKAWYCH LUDZI

Justyna Żyła | Mateusz Sosna | Magda Jeż | Agnieszka Jochemczyk Jacek Kućka | Oświęcim Praga | Piotr Bednarczyk | MaBiBi Nr 3

(42)

grudzień 2020

2020


REKLAMA

Proper COFFEE sp. z o.o. ul. Przekop 10 43-300 Bielsko-Biała

2


REKLAMA

3


NA WSTĘPIE

Kochani Czytelnicy, Od kilku tygodni wielu z nas bądź to pracuje zdalnie, bądź przebywa na kwarantannie. Zamknięte szkoły, zamknięte kawiarnie i kina spowodowały, że ten świąteczny numer 2BSTYLE wyjątkowo nie ukaże się w wersji papierowej. Mamy Na okładce: foto cienpies / Chroma Stock

jednak nadzieję, że znajdziecie chwilę, aby wczytać się w niego, przewertować,

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl

aby te zbliżające się Święta mimo wszystko były bardzo rodzinne, ciepłe i pełne

czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48

życzliwości. A nadchodzący Nowy Rok, aby przyniósł nam wszystkim nadzieję.

bowiem włożyłyśmy w niego tak samo dużo pracy jak zwykle. Życzymy Wam

SPIS TREŚCI

Zespół redakcyjny 2B STYLE

Zakupy / Bezpieczne zakupy w CH Sarni Stok

8

Wydarzenia / Fermentowy Benefis. 20 lat na scenie Rozmowy przy kawie / Pytania do Mateusza Sosny

10 12 16

Ludzie / Justyna Żyła. Bycie kobietą traktuję jako przywilej

26 38

Ludzie / Magda w lesie Ludzie / 75 lat Minęło

20 22

Historia / Tajne plany wyburzeń Kultura / Oświęcim-Praga Galeria / Jacek Kućka

32

Moda / Agnieszka Jochemczyk Kulinaria / Świętowanie

40

46

Zdrowie i Uroda / Nowoczesna medycyna estetyczna odc. 3 Zdrowie i Uroda / Dzika róża – królowa polnych kwiatów Psyche / Jak trauma wpływa na ciało

54 55

58

Psyche / Jak być szczęśliwym w trudnych czasach

62

Architektura i Design / Mabibi – ubrania dla „dzikusów”

64

Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl, ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała, e-mail: anita@mediani.pl, tel. 504 98 93 97, Copyright © MEDIANI Anita Szymańska 2B STYLE: ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała, e-mail: redakcja@2bstyle.pl, www.2bstyle.pl, Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera-Pytel, Reklama: tel. 504 98 93 97 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera-Pytel (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst), Jacek Kućka (tekst), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Magdalena Jeż (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), ESCO (IT). Grafika i skład: Anita Szymańska, Mediani | www.mediani.pl, Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.

JESTEŚMY TU:

PORTAL: www.2bstyle.pl

WERSJA DRUKOWANA ON-LINE: www.issuu.com/mediani/

4

PARTNER MEDIALNY:


pielęgnacja twarzy pielęgnacja i modelowanie ciała

MedioStar Monolith to innowacyjna bezpieczna depilacja całoroczna. To wyjątkowa skuteczność bezbolesnego zabiegu epilacji laserowej

Najnowocześniejszy zabieg trwałej depilacji laserem diodowym

MeDioStar Monolith

Dzięki połączeniu dwóch długości fal umożliwia skuteczną depilację włosów nie tylko ciemnych, ale również tych jasnych i rudychprzy każdym fototypie skóry!

Zaproszenie na zabieg TRAFIONY PREZENT

rezerwacja online na portalu Moment.pl: www.moment.pl/tkalnia-urody-day-spa 5

REKLAMA

ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 533 463 443 www.tkalniaurody.pl


TYLKO W EURO SKLEPIE

100P! CHOINKA!

Zrób zakup za 20 zł w tym wybrany produkt Partnera Wejdź na www.choinkaeuro.pl i dokończ hasło NIE MA ŚWIĄT BEZ… oraz wpisz nr paragonu i zachowaj go

100 choinek

z ozdobami świątecznymi do wygraniA

REKLAMA

Wygraj choinkę z ozdobami świątecznymi

Promocja trwa od 12.11.2020 r. do 08.12.2020 r. Szczegóły i regulamin konkursu na stronie organizatora www.smolar.pl

6


Auto Salon Sp. z o.o. ul. Wiejska 5, 10-200 Warszawa tel. 22 542 44 56

WEKTOR– salon, jazdy próbne, finansowanie, ubezpieczenia

11033695_REN_Destockage_NOW_Prasa partnerska_199,2x240,4.indd 1

06/11/2020 11:07

Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 lub 33 829 56 00 www.wektor.pl kontakt e-mail: klient@wektor.pl

7

REKLAMA

www.wektor.renault.pl


ZAKUPY

Bądźmy razem w CH Sarni Stok! Zawsze trafione prezenty świąteczne, upominki za zakupy, niezwykłe bożonarodzeniowe Eko Targi, spotkania ze stylistką – Beatą Bojdą, konkursy w mediach społecznościowych… W Centrum Handlowym Sarni Stok grudniowe zakupy będą nie tylko wyjątkowo emocjonujące, ale także bardzo bezpieczne.

CH Sarni Stok, poza dbałością o bezpieczeństwo klientów, ma do zaoferowania szeroki wybór asortymentu. Są dostępne drogerie, sklepy odzieżowe, sklepy z artykułami dla dzieci, klienci mogą szukać towarów w takich sklepach jak Jula, Carrefour, Media Markt, Martes Sport czy ulubiony TK Maxx. Wybór jest naprawdę duży. Nasi klienci mogą kupić idealny prezent świąteczny, czy upominek z okazji urodzin i imienin. Karta Podarunkowa Sarni Stok to prezent doskonały na każdą okazję. Szczęśliwiec, który znajdzie ją pod choinką będzie mógł sam kupić sobie wy-

marzony prezent w blisko 80 sklepach i punktach usługowych honorujących karty MasterCard. Karta podarunkowa Sarni Stok to prezent doskonały przynajmniej z kilku powodów: nie dopłacamy za wydanie karty, sami decydujemy o kwocie doładowania, a płatności kartą można dokonać w kilku różnych punktach i sklepach aż do wyczerpania limitu. W wielu salonach CH Sarni Stok za zakupy z Kartą otrzymamy dodatkowe upominki lub rabaty. A jeśli Święta i nadchodzący okres sylwestrowy oznaczają dla Was rozterki związane z odwiecznym pytaniem „co na siebie włożyć?”, to koniecznie wpadnijcie do Sarniego Stoku w dowolny czwartek. Czeka tam na Was stylistka: Beata Bojda, która chętnie zabierze Was na zakupy, doradzi w doborze garderoby, opowie o najnowszych trendach, podpowie w kwestii dodatków, makijażu i fryzury. A wszystko to zupełnie za darmo! To nie wszystko! Zadbaliśmy także by na stołach nie zabrakło pachnących łakoci i smakołyków, które sprawiają, że Święta są tak wyjątkowe. Od 12 do 23 grudnia zapraszamy na Eko Targi – nie bez powodu potrwają one aż 12 dni! Ta wyjątkowa świąteczna edycja zgromadzi w jednym miejscu przysmaki, które tak lubią klienci CH Sarni Stok. Będą oliwki, orientalne słodycze, pieczywo, ciasta, wędliny, nie zabraknie także tych naszych, regionalnych oscypków. Taki grudzień zdarza się tylko raz w roku, spędźcie go w CH Sarni Stok!

Centrum Handlowe Sarni Stok, ul. Sarni Stok 2, Bielsko-Biała, www.sarnistok.pl

8

artykuł sponsorowany

CH Sarni Stok, jako jedyne centrum handlowe w Bielsku-Białej otrzymało certyfikat zgodności z wymaganiami prawnymi i wytycznymi władz sanitarnych – SafeGuard. Etykieta „SafeGuard” oznacza, że oznakowany nią obiekt spełnia najważniejsze wymogi sanitarne związane z walką z COVID-19. Wszystkie powierzchnie wspólne są na bieżąco dezynfekowane, co sprawia, że zakupy w CH Sarni Stok są bezpieczne. Ale nie zwalnia to klientów z zasad zachowania ostrożności i dbałości o zdrowie własne i innych. W sklepach obowiązują ograniczenia liczby klientów, w kolejkach i na korytarzach powinien być zachowany dystans społeczny. Obowiązkowe jest noszenie maseczek. Strefa restauracyjna jest otwarta, choć potrawy można zabrać do domu, co z pewnością ucieszy wszystkich zapracowanych i przygotowujących się do Świąt. Zachęcamy także do częstej dezynfekcji dłoni i wcześniejszego przygotowania się na zakupową wyprawę: dobrze przemyślane zakupy to szybkie zakupy i mnóstwo czasu dla bliskich!


REKLAMA

9


WYDARZENIA

Fermentowy benefis – – 20 lat na scenie …i nastał rok 2020 i przyniósł wiele zmian, ale jednego nie zmienił: w tym roku świętujemy XX edycję Festiwalu Kabaretowego Fermenty. Pierwsze – wówczas Starobielskie Spotkania Kabaretowe Fermenty – odbyły się w 1999 roku. Po przerwie Spotkania udało się reaktywować w 2003 roku, by potem już rokrocznie motywować się jako Grupa Twórcza Ferment do organizacji Festiwalu aż do jego obecnego kształtu. Tekst: Agata Ruśniak, foto: Darek Dudziak

Zanim jednak zaczęliśmy swoje organizatorskie doświadczenia, w latach 1995-96 powstały zalążki Grupy Twórczej Ferment – młodych osób zgromadzonych wokół Kościoła w Starym Bielsku. Zaczęliśmy przygotowywać kulturalne przedsięwzięcia w dzielnicy, przedstawienia, wystawy. Inspiracją były dla nas wyjazdy na międzynarodowe spotkania młodzieży w różne zakątki Europy, podpatrywane tam kulturalne inicjatywy. W kolejnych latach przy Szkole Podstawowej w Starym Bielsku działaliśmy w ramach Starobielskiego Ośrodka Edukacji Kulturalnej (SOEK), przekształconego obecnie w niezależny Dom Kultury w Starym Bielsku. Szukaliśmy czegoś innego, co by nas wyróżniało na tle innych ośrodków kultury naszego miasta. A skoro zawsze sialiśmy pozytywny ferment, gdziekolwiek się pojawialiśmy, zawsze było nas pełno, otaczał nas gromki śmiech, postawiliśmy właśnie na kabaret. Kabaret pasował do nieco piwnicznego klimatu naszego przeciwatomowego schronu, gdzie najczęściej spotykaliśmy się w ramach działań SOEK-u. Współpracowaliśmy wówczas również z Centrum Sztuki Kontrast, gdzie gościnnie występowaliśmy na jego klimatycznej scenie. Pierwsze Fermenty miały coś z artystycznej bohemy, spotkania z piosenką, występów bardziej teatralnych, satyry opartej na wątkach z „Pana Tadeusza”, facetów z rajtuzami na twarzach – tak z tego śmialiśmy się ponad 20 lat temu, siedząc w nabitej po brzegi stołówce Szkoły Podstawowej w Starym Bielsku. Podczas Spotkań Kabaretowych w 2003 roku gwiazdą wieczoru był kabaret Łowcy.B – wówczas jeszcze studencki kabaret z Cieszyna, mało rozpoznawany przez szerszą publicz-

10

ność, świeży zdobywcy głównej nagrody na Festiwalu PAKA. Dziś możemy poszczycić się, że podczas XX edycji festiwalu gościliśmy niemalże wszystkie topowe gwiazdy kabaretu w Polsce. Nie sposób wymienić wszystkich, ale przykładowo wystąpili u nas: Kabaret Moralnego Niepokoju, Hrabi, Paranienormalni, Młodzi Panowie, Limo, Cezary Pazura, Piotr Bałtroczyk, Pod Wyrwigroszem, Czesuaf, Tomasz Jachimek – i wielu, wielu innych. Jednakże ideą, która nam przyświeca od samego początku imprezy, jest konkurs kabaretów. Początkowo gościliśmy tych młodych, raczkujących kabareciarzy, którzy zaczynali swoje przygody sceniczne. W ostatnich latach nasz festiwal stał się na tyle rozpoznawalny, że w konkursie pojawiają się także kabarety występujące na wielkich festiwalach w Polsce lub znane nam z różnych telewizyjnych produkcji. Dbamy również o nietuzinkowe grono fermentowych jurorów. Gościliśmy takie sławy dawnego kabaretu, jak: Jacek Fedorowicz, Maria Czubaszek, Władysław Sikora, Stanisław Tym, Zenon Laskowik. Byli również: Katarzyna Piasecka, Beata Harasimowicz, bracia Jachimkowie czy Anna Guzik. Obecny z nami niemalże od samego początku jest nasz bielszczanin Piotr Skucha, możemy śmiało powiedzieć: nasz pierwszy kabaretowy mentor, przyjaciel festiwalu. Udało nam się także przeprowadzić we współpracy z ATH w Bielsku-Białej dwie konferencje naukowe poświęcone tematyce kabaretu, uświetnione wydawnictwami naukowymi. I tak siejemy pozytywny ferment od ponad 20 lat, tzw. mord założycielski imprezy stanowi kilka osób, ale grono organizujące


w obecnym kształcie Fermenty jest nieco inne. Przez lata wiele się zmieniało, wielu ludzi pomagało nam wolontariacko, jednak trzon ekipy pozostaje niezmienny od niemalże samego początku. Przez długie lata krążyło takie powiedzenie (nie tylko wśród fermenciaków), że Festiwal Kabaretowy Fermenty organizują elektrycy, zupełnie pomijając zaangażowanych w nią ludzi wielu różnorodnych profesji, a już zupełnie pomijając rolę kobiet w realizacji działań festiwalowych. Wydawać by się mogło, że kobiety wnoszą tylko emocjonalność, subtelny rozgardiasz, niezdecydowanie. Nieskromnie jednak powiem, że nad wieloma ważnymi kwestiami podczas Fermentów czuwają właśnie kobiety. Festiwal ten – jak twierdzi wielu naszych gości z grona kabaretowego, jurorskiego i zaprzyjaźnionych osób z całej Polski – odróżnia od innych jemu podobnych jego mocno rodzinno-przyjacielski charakter. Czuje się u nas niemalże ciepło domu rodzinnego, zainteresowanie, rzeczywiste zaopiekowanie. Corocznie nad imprezą czuwa i dba o jej finalny charakter około 30 osób, w tym również dorastające nowe pokolenie fermenciaków. Tych 20 lat naznaczonych jest wieloma chwilami pozytywnych wzruszeń, radości, wieloma przyjaźniami i nawet jednym małżeństwem. Podczas festiwalu jako jego organizatorzy czasami nagradzaliśmy również naszą publiczność nagrodą Wariata Publiczności. Tych pozytywnie zakręconych wariatów było kilku, osoby, które nie tylko kochają kabaret i zdrowy śmiech, ale także po latach mocno polubiły Fermenty. Mamy stałych fanów festiwalu, niektórzy przyjeżdżają do nas ze swoimi plakatami, afiszami, a ostatnio pojawiły się nawet własne wypieki na uczczenie imprezy. Dziś nasz festiwal odbywa się w profesjonalnie przygotowanych salach, ale nie zawsze tak było. W początkowych edycjach dosłownie budowaliśmy przestrzeń z klimatem w miejscu zupełnie bez klimatu. Rozciągaliśmy kilometry materiałów, przygotowywaliśmy odpowiednio wcześniej dekoracje, otaczała nas feeria barw zasłon i kotar, a scena chwiała się pod nogami występujących. Wówczas to odkryliśmy moc trytytek. Tych z nas, organizatorów, którzy wymyślili najciekawsze rozwiązania techniczne dla umocowania jakiegoś elementu dekoracji, wystroju lub najzwyklejszego elementu scenicznego w przestrzeni trudnej do takiej organizacji

(sala gimnastyczna), pozbawionej możliwości łatwych mocowań, rokrocznie okrzykiwaliśmy laureatami Złotej Tytyrytki (lata temu omyłkowo użyliśmy złej nazwy i przyjęła się). Festiwal Kabaretowy Fermenty nie jest pozbawiony również wielu nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale trudne momenty stały się de facto kamieniami milowymi historii festiwalu. Tak się dzieje, kiedy mamy do czynienia z „pierwszym razem, gdy…” jury nie przyznało statuetki Złotego Fermentu – najważniejszego wyróżnienia podczas konkursu kabaretowego w ramach festiwalu, synonimu Grand Prix. Początkowo obwinialiśmy siebie, że może nie zrobiliśmy wszystkiego jak należy, by później zrozumieć, że Fermenty zaczęły być tak dobrze ocenianą imprezą, iż wymagają większego zaangażowania scenicznego od kabaretów konkursowych. Pierwszy raz stanęliśmy w sytuacji nie tylko wypełniania swoich obowiązków, ale także oczekiwania idącej za tym jakości. Fermenty zaczęły się liczyć na ogólnopolskiej scenie kabaretowej. Ważnym również doświadczeniem było odwołanie imprezy z powodu żałoby narodowej, ten pierwszy raz wydarzył się po tragedii w kopalni Halemba. Dosłownie mieliśmy dzień na odwołanie imprezy, oddanie naszej publiczności pieniędzy za zakupione bilety, wstrzymanie całego koła napędowego festiwalu. Siła wyższa, która zatrzymała nas w tamtym okresie, umożliwiła przygotowanie Fermentów dosłownie dwa miesiące później, niemalże w identycznej oprawie jak pierwotnie zaplanowana. Zrozumieliśmy wówczas, że już cechuje nas profesjonalizm w reakcjach na wydarzenia nagłe, nieoczekiwane, nieplanowane. To, że jesteśmy dziś festiwalem nie tylko rozpoznawalnym na mapie Polski, ale ważnym przystankiem rokrocznych szranków konkursowych dla wielu formacji kabaretowych, wynika z faktu, że uczymy się, analizujemy, wyciągamy wnioski, szukamy wciąż nowych rozwiązań. Staramy się mieć kreatywny kontakt z kabareciarzami, nie tylko podczas każdej edycji Fermentów, ale także pomiędzy imprezami. Udaje nam się również podpatrywać, jak to robią inni, wymieniać się dobrymi praktykami. Staliśmy się rozpoznawalną marką. A co za tym idzie, możemy dziś powiedzieć, że wypracowaliśmy własną markę, którą jest Festiwal Kabaretowy Fermenty.

11


ROZMOWY PRZY KAWIE

O PODRÓŻACH i dobrym jedzeniu Mój kolejny Gość zaproszony do wywiadu w cyklu „Rozmowie przy kawie”, już od dawna nie jest Czytelnikom obcy. Co prawda jeszcze nigdy nam się nie pokazał, ani nic o sobie nie powiedział, ale zdjęcia jego autorstwa od wielu miesięcy ilustrują kolejne pisane przeze mnie artykuły. Nie chcę by dłużej pozostawał ukryty za obiektywem, bo poza robieniem świetnych zdjęć, ma też wiele do powiedzenia na przeróżne, ciekawe tematy. Nie tylko o fotografii. Sporo pogadaliśmy też o podróżach i dobrym jedzeniu.

Rozmowy przy kawie w Aquarium

Rozmowy przy kawie

Pytania d o. . . M a teusza S osny Magdalena Jeż. Założycielka Klubokawiarni Aquarium, mieszczącej się na I piętrze Galerii Bielskiej BWA (ul. 3 Maja 11) www.facebook.pl/klubokawiarnia.aquarium Foto: Mateusz Sosna, www.ogniskova.pl

12


W poszukiwaniu idealnego „kapuczajno”

Poznaliśmy się dawno temu w Aquarium, podczas jednego z organizowanych przez nas spotkań podróżniczych. Żadne z nas nie pamięta, o jakim kraju była wtedy mowa. Musiało być jednak bardzo inspirująco. Po spotkaniu bowiem Mateusz podszedł do mnie i ze sporą dozą nieśmiałości zaoferował, że w sumie to on też mógłby opowiedzieć nam co nieco. Najpierw poznałam go więc jako podróżnika, który rowerem, z sakwami i namiotem, odbył podróż nad Balaton. Sam o sobie mówi, że nie jest wielkim obieżyświatem – nigdy nie wyjechał poza Europę. Na swoim koncie ma jednak wiele krajów, które odwiedził i poznał na własną rękę. Planując swoje podróże, kieruje się przekonaniem, że wcale nie trzeba objechać połowy globu, by doznać czegoś interesującego i przeżyć niezapomnianą przygodę. Tak jak było to w przypadku wspomnianego wyjazdu na Węgry, gdy po całodniowej jeździe na rowerze zasypia się w namiocie rozbitym gdzie bądź, choćby za stogiem siana. To, co dodatkowo przywołuje w Mateuszu dobre wspomnienia tamtej wyprawy, to… zapach papryki. Brzmi to może nieco zagadkowo, ale rozwiązanie jest dość proste. Mój gość sam przyznaje, że naprawdę lubi jeść, a ze wszystkich podróżniczych przeżyć najbardziej ceni te kulinarne. Wyjeżdżając do innych krajów, stara się je poznawać właśnie „od kuchni”. Poszukuje nowych smaków i poznaje miejsca oraz ich historię przez ten „smaczny” pryzmat. W podróży zajada, a w domu gotuje. Od jakiegoś czasu próbuje zrobić idealny ramen i ma nadzieję, że jest coraz bliżej spełnienia tego marzenia.

Spokojne wody Balatonu

13


ROZMOWY PRZY KAWIE

Ponad własnym domem

scyfryzowane, gdyż aplikacja nakłada na nie automatycznie mnóstwo wyostrzeń i filtrów. Mateusz podkreśla, że wciąż jest to jednak dobry sposób, by rozpocząć swoją przygodę z fotografią. Idzie nawet o krok dalej i pomaga przejść od słów do czynów. Ma bowiem niezwykle cenną cechę, która wyróżnia go spośród wielu osób zajmujących się zawodowo fotografią: od dawna dzieli się swoją wiedzą z innymi, i to najczęściej zupełnie za darmo. W Aquarium odbyły się trzy takie spotkania, cieszące się ogromnym zainteresowaniem słuchaczy. Podczas nich Mateusz poruszał podstawowe zagadnienia związane z wykonywaniem zdjęć. Wyjaśniał, jakiego

Wschód słońca na Rysiance

O jedzeniu i podróżach rozmawialiśmy dość długo, ale najwięcej czasu poświęciliśmy jednak fotografii. To główne zamiłowanie Mateusza, a także jego sposób na życie. Zdjęcia robi mniej więcej od 10 lat. Ta pasja długo w nim dojrzewała i dopiero niedawno postanowił zająć się nią profesjonalnie. Od 2 lat prowadzi własną firmę pod nazwą Ogniskova, świadcząc usługi fotograficzno-filmowe. Nie tylko robi zdjęcia, ale i organizuje sesje zdjęciowe od A do Z. Szuka modeli i odpowiednich lokacji, aż wreszcie naciska spust migawki i przygotowuje pełną dokumentację. Te działania są zgrabnym połączeniem dwóch dziedzin, którymi zajmuje się zawodowo. Mówi bowiem o sobie, że jest i fotografem – z pasji, i marketingowcem – z wyboru. Żyjemy w czasach, gdy praktycznie każdy ma aparat, i to przeważnie przy sobie – wbudowany w swój telefon. Fotografia jest bardzo powszechna i każdy może robić zdjęcia. Często jest jednak tak, że nasze umiejętności kończą się na naciśnięciu przycisku w smartfonie, a same zdjęcia – z winy oprogramowania smartfona – są bardzo

14

W węgierskiej winnicy


Panorama z Krawców Wierchu

sprzętu najlepiej użyć, jakie są podstawowe ustawienia w aparacie. Krótko mówiąc: pomagał ruszyć z miejsca tym wszystkim, którzy chcieliby robić lepsze zdjęcia, ale nie bardzo wiedzą jak. Podczas swoich wystąpień zawsze podkreślał, że naprawdę niewiele trzeba, by móc zacząć. I wcale nie jest konieczne posiadanie sprzętu wartego kilka tysięcy złotych. Zresztą jego zdaniem najlepszy możliwy aparat to jest ten, który ma się akurat przy sobie. Tylko taki pozwoli na uchwycenie na zdjęciu czegoś, co w danej chwili nas zainteresuje, a nawet zachwyci. Mateusz stara się mieć przy sobie aparat tak często, jak tylko się da. A już na pewno ma go zawsze podczas swoich podróży. Mówi, że to spowalnia pęd wyjazdu, pozwala się zatrzymać, a nawet zrelaksować. Ceni bardzo fotografię krajobrazową, która jest przywołaniem przeżyć i miejsc. I gdy pytam go o jego ulubione lub najciekawsze wykonane zdjęcia, wskazuje właśnie takie. Wspomina swój ubiegłoroczny wyjazd w Bieszczady. Nastawiał się wtedy na piękną złotą jesień. Niestety mimo prognoz, że będzie ponad 20 stopni, na termometrach były zaledwie 2. Nie lubi zimna, więc sam się sobie dziwi, że wybrał się na szlak i jeszcze taszczył ze sobą sprzęt fotograficzny. Opłaciło się to jednak. Natrafił na niesamowite połączenie kolorów – czerwieni październikowych gór i bieli śniegu, który je okrywał. Te unikatowe warunki udało mu się uchwycić na zdjęciach, które potem – po publikacji w Internecie – spotkały się ze sporym uznaniem widzów. Mateusz od dawna jest naszym stałym gościem. Uczestniczy w organizowanych wydarzeniach, fotografuje koncerty, a nawet sprawdził się jako wymarzony wodzirej, prowadząc świąteczne karaoke. Podkreśla, że klubokawiarnia jest dla niego lubianym centrum nawiązywania znajomości. Nie pochodzi bowiem z Bielska-Białej, a w okolicy mieszka zaledwie od sześciu lat. Często siada przy akwariowym barze i sącząc ulubione „kapuczajno”, snuje opowieści, wplatając w nie swoje (naprawdę śmieszne) żarty. Przysiądźcie się któregoś dnia i zagadajcie. Mateusz to jest naprawdę fajny gość!

Śnieżna jesień w Bieszczadach

Zdjęcia: w Aquarium, dla Aquarium

Bieszczadzkie krajobrazy

15


LUDZIE

16


Bycie kobietą traktuję jako przywilej metamorfoza Justyny Żyły Fotograf: Krzysztof Dudek Stylizacje: Patrycja Jagieła Makeup: Joanna Tkacz

Dojrzałam do tego, aby zająć się sobą w wielu aspektach życia. Metamorfoza to jeden z etapów poważniejszej zmiany – wymagam od siebie więcej i mam świadomość, że rozwój to samodyscyplina i konsekwentne dążenie do celu. Jestem kobietą, która chce świadomie się spełniać we wszystkich swoich rolach życiowych. Bycie kobietą traktuję jako przywilej, który pozwala mi na odkrywanie siebie jako kobiety, matki i przyjaciółki, ale również jako nieustające wyzwanie. Chcę realizować swoje plany zawodowe, zachowując life-work balance, ponieważ wierzę, że tylko harmonia zapewnia życiu odpowiedni smak. Jestem matką i zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest myśleć o sobie, ponieważ w natłoku codziennych obowiązków cały swój wolny czas poświęcam dzieciom. Moje DNA to gotowanie i szukanie nowych smaków, dlatego chcę od siebie i od życia ciągle więcej i więcej. Wcześniej nie korzystałam z zabiegów upiększających. Oczywiście na początku towarzyszył mi strach przed nieznanym. Ale były również pozytywne emocje. Kolejnym czynnikiem, równie ważnym, jest presja, którą sama sobie narzucam. Uczestniczę w wielu eventach, gdzie spotykam się z kanonem kobiety pięknej i doskonałej. Musiało minąć sporo czasu, abym mogła zrozumieć, na czym to piękno w każdej z nas polega. To nie dotyczy rozmiaru. To nie dotyczy pieniędzy. To jest w głowie, w podejściu do samej siebie. W pokonywaniu wymówek i barier, jakie każdego dnia sobie stawiamy. Jeśli kochasz i szanujesz siebie, to możesz zdziałać wszystko.

Jestem osobą, która boi się igieł i próg bólu ma bardzo niski. I tu medycyna estetyczna przełamała pełne lęku stereotypy, jakim ulegałam. Przed każdym zabiegiem z użyciem igły proszę o znieczulenie. I dzięki temu dotychczasowe zabiegi, którym się poddałam, były bezbolesne. Jeśli chcemy wyglądać dobrze, czuć się piękne, to bazą jest systematyczność w pielęgnacji naszej skóry. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile zabiegów odbywa się bez użycia igły, polega na nawilżaniu, odżywianiu i dotlenianiu naszej skóry. Jest to baza i ważny czynnik, który odpowiada za świeży wygląd naszej skóry. Nam, kobietom, wydaje się to bardzo zrozumiałe, ale w rzeczywistości okazuje się, że nakładanie kremu na twarz rano i wieczorem to nie wszystko. O skórę musimy zadbać od środka. Zapewne każda z nas, która nie korzystała nigdy z medycyny estetycznej, myśli tak jak kiedyś ja: przerysowane zabiegi, wyidealizowane kobiety w telewizji czy też w social mediach. Dziś wiem, że medycyna estetyczna to przywrócenie młodego wyglądu skóry, podkreślenie rysów twarzy oraz odkrycie naszego piękna na nowo. Jest to wydobycie naszej wyjątkowości w naturalny sposób. Jest to umiar i najwyższy poziom estetyczny. A skoro już mówimy o umiarze, to zapewniam, że gdy zaczynamy korzystać z usług beauty i mamy dobrego specjalistę, to nigdy nie przekroczymy cienkiej granicy.

17


LUDZIE

Wybierając się na pierwszy zabieg, miałam tylko jeden pomysł w głowie: wypełnienie doliny łez. Brzmi to bardzo profesjonalnie, ale wchodząc do salonu i nie znając nazw zabiegów, chciałam po prostu, aby zniknęły mi tzw. dziury pod oczami. Był to mój największy kompleks. Następnie podkreśliłam usta, aby były symetryczne i nawilżone. W tym celu skorzystałam z botoksu. Aktualnie od roku wykonuję systematycznie rewitalizację, aby nawilżyć i ujędrnić skórę.

Jeśli zakup nowego ciucha bądź zmiana koloru włosów zwiększa naszą pewność siebie i towarzyszą im emocje, to tym bardziej całościowa zmiana wizerunku jest czymś naprawdę wspaniałym. Pamiętajmy tylko, aby zrobić to wyłącznie dla siebie – nie dla chłopaka, męża czy sąsiadki.

Czy jest jakiś zabieg, któremu nigdy się nie poddam? Myślę, że są takie, ale kwalifikują się pod chirurgię plastyczną. Z medycyny estetycznej nic mi nie przychodzi do głowy. Zabieg, który pokochałam, to radiofrekwencja mikroigłowa oraz mezoterapia. Korzystam z nich systematycznie. Wizażystki, które wykonują mi make-up na eventach, często pytają, co robię, że moja skóra jest gładsza, promienna, nawilżona i bez rozszerzonych porów. Jest to właśnie efekt radiofrekwencji mikroigłowej w połączeniu z mezoterapią. Bez wątpienia zmiana wizerunku, dbanie o swój wygląd, dobra dieta czy też aktywność fizyczna dają radość, wpływają na nasze samopoczucie oraz pewność siebie. Akceptacja siebie jest bardzo istotna. Poza tym to, jak czujemy się ze sobą, wpływa również na nasze życie prywatne i zawodowe. Dla każdej z nas piękno będzie oznaczać coś innego, ale każda z nas pragnie czuć się pięknie i wyjątkowo. Jeśli zakup nowego ciucha bądź zmiana koloru włosów zwiększa naszą pewność siebie i towarzyszą im emocje, to tym bardziej całościowa zmiana wizerunku jest czymś naprawdę wspaniałym. Pamiętajmy tylko, aby zrobić to wyłącznie dla siebie – nie dla chłopaka, męża czy sąsiadki.

18


Każdy z nas jest w stanie wygospodarować czas dla siebie. To przede wszystkim kwestia dobrej organizacji czasu, tworzenia wymówek i stawiania sobie w głowie sztucznych barier. Jeśli chodzi o zabieg, który najbardziej wpłynął na zmianę mojego wyglądu, to na pewno jest to wspomniane wypełnienie doliny łez, ponieważ z dziurami pod oczami wyglądałam ciągle na zmęczoną i smutną. No i oczywiście bardzo cenię zabiegi pielęgnacyjno-regenerujące, dzięki którym moja skóra jest promienna, gładka i nawilżona. Dzięki nim makijaż wygląda świeżo, a skóra sauté jest napięta. Często dostaję pytanie, czy trudno znaleźć chwilę dla siebie, wychowując dwójkę dzieci. Każdy z nas jest w stanie wygospodarować czas dla siebie. To przede wszystkim kwestia dobrej organizacji czasu, tworzenia wymówek i stawiania sobie w głowie sztucznych barier. Jeśli chodzi o kwestie finansowe: czy każdego stać na korzystanie z usług beauty? Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że ceny zaczynają się od 100 zł. Wszystkie zabiegi oczyszczające, pielęgnacyjne czy regeneracyjne, które nie ingerują w kształt rysów twarzy i są przeprowadzane bez użycia igły, kosztują 100-400 zł. Zabiegi upiększające kosztują już więcej, ale skutki utrzymują się rok, nawet półtora, więc w efekcie nie okazują się wcale aż tak drogie. Tajemnicą mojego świeżego wyglądu jest, jak już wcześniej wspominałam, systematyczność. Do tego oczywiście polecam aktywność fizyczną (ja często wybieram się na spacery w góry), zdrowe jedzenie (kocham gotować i to jest moja ulubiona czynność) oraz odpoczynek. Jest to baza naszego dobrego samopoczucia. Natomiast medycyna estetyczna to kropka nad i, dzięki której czujemy się piękniejsze, wyjątkowe, szczęśliwe! Stajemy się pewne siebie i doceniamy swoją wartość. Ważne jest, aby być systematycznym i zadbać o kondycję swojej skóry. Polecam wybrać się do zaufanego gabinetu i zacząć od pielęgnacji twarzy. Reakcja dzieci na moją zmianę wizerunkową? Dla dzieci zawsze byłam i jestem piękna. Ale na pewno widzą, że teraz jestem szczęśliwsza, bardziej pewna siebie i one to w życiu codziennym na pewno odczuwają. Mam szczęście, ponieważ otaczają mnie osoby, które w trudniejszych momentach służą mi pomocą i inspiracją – świętują ze mną sukcesy, ale też pomagają się podnieść, kiedy przegrywam. Rozterki życiowe i zawodowe przekuwam w wyzwania, polegając na swoim coachu – Agnieszce Nowak. Dzięki swojemu doświadczeniu i intuicji sprawia ona, że ciągle odkrywam i rozwijam swój potencjał. Jeśli chodzi o moją zmianę wizerunkową w kwestii beauty, to oddałam się w ręce Medycynie Estetycznej GAWLIŃSKA. WRÓBEL, dzięki której wydobywam naturalny efekt piękna i czuję się wyjątkowo.

19


HISTORIA

Tajne plany wyburzeń. Decyzja o likwidacji Wysokiego Trotuaru w Bielsku-Białej do dzisiaj budzi emocje i nieskrywany żal. Wyburzenia pięknych kamienic i wprowadzenie do ścisłego centrum głównych dróg przelotowych to tylko część fatalnych decyzji, które w co trudno uwierzyć, w świetle dokumentów podjęły się... same! Wyburzenie podzamcza, podobnie jak likwidacja tramwajów, wywołała powszechne niezadowolenie. Jednak nikt nie odważył się zaprotestować. Tekst: Jacek Kachel, www.bielsko.biala.pl

Prezydent Antoni Kobiela to bardzo kontrowersyjna postać w Bielsku-Białej, która swoimi decyzjami na całe dekady zabetonowała układ komunikacyjny miasta. Nasz bohater w latach 60. sprawował funkcję przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej, w latach 1972-1977 pełnił urząd prezydenta miasta i to za jego kadencji nastąpiła radykalna przebudowa centrum. Całkowicie zmieniła ona nie tylko obraz miasta, ale określiła jego funkcjonowanie. Planowanie tajne przez poufne Modernizacja aglomeracji była, jak wiadomo, planowana od dawna. Jednak informacje o jej zakresie nigdy nie trafiły w całości do opinii publicznej. Znamiennym jest to, że nawet protokół z 3 stycznia 1974, w którym przyjmowano plan robót drogowo-mostowych w Bielsku-Białej nie przewiduje wyburzeń w centrum. Można odnieść wrażenie, że na naradzie wewnętrznej zwołanej przez prezydenta Antoniego Kobielę celowo pomijano zakres planowanych działań. Wszystko to kryło się pod enigmatycznym zapisem „modernizacja ul. Zamkowej”. Potwierdza to zapis z posiedzenia z 17 stycznia. Protokół szeroko opisuje poszczególne punkty narady i zapadłe decyzje. 8 z 9 tematów ma opis i uzasadnienie. Natomiast punkt nr 5 brzmiał: Przedłożony projekt decyzji w sprawie planu robót drogowo-mostowych na 1974 rok prezydent Miasta zaakceptował. Jednak do podjętej decyzji nie dołączono żadnego załącznika! Decyzja z 20 lutego 1974 przedstawia szczegóły i nie pozo-

20

stawia złudzeń. Prezydent Antoni Kobiela, który dzięki temu zyskał mało chlubny przydomek „burzyciel” postanowił: 1. Przyjąć do realizacji projekt techniczny przebudowy ulicy Zamkowej na odcinku od placu Bolesława Chrobrego do ul. Woroszyłowa opracowany przez Wojewódzkie Biuro Projektów w Zabrzu. 2. Wraz z robotami drogowymi dokonać przebudowy całości uzbrojenia podziemnego, zgodnie z potrzebami miasta i opracowanymi projektami. 3. Dokonać wyburzeń obiektów budowlanych w zakresie przebudowy ulicy Zamkowej. Dokonać również wyburzeń budynków zgodnie z zaleceniami ekspertyzy opracowanej przez Instytut Konstrukcji Budowlanych Politechniki Śląskiej, których bezpieczeństwo zostanie zagrożone w związku z prowadzonymi robotami drogowymi i uzbrojeniem. 4. Zatwierdzam harmonogram przebudowy ul. Zamkowej ustalający rozpoczęcie robót w dniu 18 lutego 1974r. i zakończenia w dniu 30 listopada 1974r. 5. Wyznaczyć na inwestora zastępczego przebudowy ulicy Zamkowej Okręgową Dyrekcje Inwestycji Miejskich, a na generalnego wykonawcę Miejski Zarząd Ulic i Mostów. Najtańsze doraźne rozwiązanie W uzasadnieniu tej decyzji czytamy: - Istniejący układ ulic miasta, jak również ich parametry techniczne nie zaspakajają elementarnych potrzeb ruchu drogowego. Dla poprawienia tego stanu Zespół Rzeczoznawców przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji opracował Studium Komunikacyjne Miasta Bielska-Białej. Studium to zo-


stało akceptowane przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Bielsku-Białej. W ramach realizacji programu określonego w studium komunikacyjnym opracowano koncepcje techniczną trasy przebiegającej ul. Zamkową - Partyzantów - Bystrzańską i zatwierdzono ją Uchwałą nr 193/821/73 Prezydium Miejskiej Rady Narodowej z dnia 26 lipca 1973r. Zrealizowany dotychczas odcinek ul. Partyzantów, jak i rozpoczynana obecnie przebudowa ul. Zamkowej stanowią część składową przelotowej trasy. Decyzja władz dotycząca wyburzenia podzamcza, podobnie jak likwidacji tramwajów, wywołała powszechne niezadowolenie. Jednak nikt nie odważył się zaprotestować. „Antek burzyciel” wybrał najprostsze i najtańsze doraźne rozwiązanie. Postanowił wyburzyć zabytkowy fragment miasta. Zamiast skorzystać z planów choćby Maxa Fabianiego dotyczących budowy dwóch obwodnic wyprowadzających samochody na obrzeża aglomeracji, postanowił cały ruch tranzytowy puścić przez środek miasta! Fatalne skutki tej decyzji odczuwało miasto tak na dobrą sprawę przez ponad 40 lat aż wybudowano obwodnice. Przy tej okazji pojawia się też dziwna sprawa, która może być pożywką dla zwolenników spiskowej teorii dziejów. Oto podjęta decyzja nie miała numeru porządkowego ani też nie została podpisana! Biorąc powyższe tak naprawdę nigdy nie została podjęta. Z punktu formalnego wychodzi na to, że decyzja podjęła się...sama, a przydomek „burzyciel” nadany prezydentowi Antoniemu Kobieli nie ma uzasadnienia. To oczywiście żart, gdyż decyzja z 1 marca 1974 i kolejne podpisane w całej rozciągłości potwierdzają wolę ówczesnego prezydenta, który zadecydował o wyburzeniach. „Nowe jest piękniejsze od starego” Akcją wyburzeniową, a właściwie minerską zajął się zespół pod kierownictwem bielszczanina Józefa Bendyka. W wywiadzie pt. „Między jednym a drugim wybuchem” tłumaczył, że spotyka się z niechęcią ludzi, którzy nie akceptują wyburzeń. – Rozumiem to doskonale. Spotykam się z tym i w innych miastach. Ale ci sami ludzie zobaczą po kilku latach, że było to konieczne i pożyteczne. Ci sami ludzie będą pokazywać palcami obiekty, które „zapomnieliśmy” wyburzyć. Bo nowe jest piękniejsze od starego – tłumaczył Józef Bendyk. Prasa zaś przekonywała, że dopiero po wyburzeniach zamek po raz pierwszy pokazał się w całej okazałości.

budowę muru oporowego w rejonie budynku ul. Zamkowej nr 8 i ul. Schodowej nr 5. Zwiększony zakres zabezpieczenia istniejącego ceglanego muru oporowego. Roboty z zakresu konserwacji zabytków (...). W trakcie budowy wprowadzono również zmiany do projektów, zastępując rozwiązania drogie i pracochłonne tańszymi i prostszymi w wykonaniu sposobami. Np. zamiast podcienia w głównym budynku poczty wykonano przejście od ul. 1 Maja, zamiast muru oporowego przy tunelu PKP ułożono prefabrykowane belki strunobetonowe - czytamy w sprawozdaniu z 15 listopada. Wprowadzono ruch tranzytowy do centrum 23 listopada pomimo tych zastrzeżeń nastąpiło otwarcie nowej przebudowanej ul. Zamkowej łączącej ul. Partyzantów z ul. Lenina. Wzgórze Zamkowe otrzymało nowy kształt. Na skarpę przy ul. Partyzantów nawieziono 12 tys. m3 ziemi ogrodniczej i zasadzano 6,7 tys. drzew i krzewów oraz 7,2 tys. bylin. Kończąc ten smutny temat, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. W wyniku inwestycji nie tylko na stałe wprowadzono ruch tranzytowy do centrum miasta, ale wyburzono kilkanaście kamienic, powiększając przy tym zawsze duży deficyt mieszkań. Skutki tych decyzji, gdy chodzi o ruch kołowy, udało się naprawić dopiero po wybudowaniu obwodnic zachodniej i północno-wschodniej. Natomiast nigdy już nie uda się odtworzyć tzw. wysokiego trotuaru i unikalnego piękna architektonicznego tego zakątka miasta. Zdjęcia ze zbiorów autora pozyskane od AKF oraz wykonane przez Leona Polaczka. Dziękuję Pani Joannie za ich udostępnienie.

Pozostając przy tzw. modernizacji ul. Zamkowej, trzeba wspomnieć o jakości przygotowań i przeprowadzonych prac. Mając litość nad nieżyjącymi już dzisiaj ludźmi, nie zacytuję opinii krytyków i przeciwników tej inwestycji, a przytoczę tylko oficjalne sprawozdanie (!) z jej wykonania. – Roboty rozpoczęte zostały w oparciu o niekompletną dokumentacje techniczną, zwarta zabudowa uniemożliwiła szczegółowe wykonanie pomiarów geodezyjnych i badań geologicznych, brak było pełnego rozeznania w zakresie uzbrojenia terenu wykonanego jeszcze w XIX w., brakowało danych do opracowania projektu zabezpieczenia zamku i innych usytuowanych na skarpie budynków (...). W tych warunkach budowę ulicy Zamkowej rozpoczęto z założeniem, że szereg problemów rozwiązywanych będzie na bieżąco w miarę ich ujawniania (...). Harmonogram nie obejmował więc szeregu robót, które w czasie jego opracowania nie były znane. Do najważniejszych należy zaliczyć:

21


KULTURA

OŚWIECIM PRAGA Czas miłości i nadziei

29 sierpnia 2020 roku miała miejsce premiera filmu „Oświęcim Praga” oraz premiera książki „Oświęcim Praga. Czas miłości i nadziei” i myliłby się ktoś, sądząc, że to science fiction. Tak film, jak i książka odwołują się do autentycznych wydarzeń, o których współcześnie rzadko się wspomina. A przecież przed drugą wojną światową Oświęcim był wprawdzie niewielkim, ale tętniącym życiem miastem, którego mieszkańcy, prezentujący różnorodność wyznaniową i kulturową, żyli w zgodzie i harmonii. To tutaj w latach trzydziestych ubiegłego wieku funkcjonowała montownia samochodów Oświęcim Praga, które wśród kierowców cieszyły się znakomitą opinią. Dość przypomnieć, że jeździli nimi: Jan Kiepura, Wojciech Kossak, Klementyna Śliwińska czy Loda Halama. Trio miłośników dawnego Oświęcimia, – Mirosław Ganobis, Tomasz Klimczak, Iwona Mejza – postanowiło odkurzyć zapomnianą historię. Nam udało się porozmawiać o kulisach powstania filmu i książki z jej twórcami, Iwoną Mejzą, pisarką, autorką kryminałów z humorem, miłośniczką i mieszkanką Oświęcimia, oraz Tomaszem Klimczakiem, dziennikarzem, filmowcem, reżyserem i aktorem, którego w filmie można zobaczyć w roli hrabiego Rogera Raczyńskiego. Tekst: Agnieszka Ściera-Pytel, foto: Tomasz Klimczak

22


Na początku był scenariusz do filmu

Film „Oświęcim Praga” jest trzecim wspólnym projektem filmowym realizowanym przez Mirosława Ganobisa i Tomasza Klimczaka. Pierwszym, któremu towarzyszy książka, napisana na podstawie scenariusza autorstwa Tomasza Klimczaka. Początkowo Mirosław Ganobis i Tomasz Klimczak rozważali realizację filmu poświęconego rodzinie Haberfeldów, ale odłożyli te zamiary na inny moment, poświęcając cały swój wolny czas projektowi „Oświęcim Praga”. Natomiast pomysł napisania książki do filmu zrodził się w czasie spotkania w Cafe Bergson, kultowej kawiarni zlokalizowanej w dawnym domu ostatniego Żyda mieszkającego w Oświęcimiu. To w tym miejscu spotykają się miłośnicy dawnego Oświęcimia, to tutaj historia miesza się z rzeczywistością i niemal jak w przedwojennym Oświęcimiu goście mówią różnymi językami. Dla Iwony Mejzy, pisarki specjalizującej się w tworzeniu kryminałów humorystycznych, napisanie powieści obyczajowej opartej na gotowym scenariuszu było ciekawym wyzwaniem. Zwłaszcza że osią fabuły filmu jest historia miłosna. – Chusteczki na film trzeba ze sobą przynieść – śmieje się Iwona, podkreślając, że wiele przyjemności sprawiło jej pisanie tej książki. Wątek romantyczny jest fikcyjny, ale postaci Haliny Toeplerowej i hrabiego Potockiego są autentyczne i możemy domniemywać, że kiedyś tych dwoje się spotkało. Wątkiem równorzędnym tak w filmie, jak i w książce jest pokazanie, jak wyglądało życie pracowitej, ale ubogiej rodziny Kozaczków, dla których otwarcie w Oświęcimiu Brzezince montowni samochodów okazało się wybawieniem od głodu i nędzy.

– Chusteczki na film trzeba ze sobą przynieść – śmieje się Iwona, podkreślając, że wiele przyjemności sprawiło jej pisanie tej książki.

23


KULTURA

Pisanie książki na podstawie już gotowego scenariusza jest wyzwaniem, trzeba uzgodnić mnóstwo szczegółów, tak żeby film i książka opowiadały tę samą historię. Aby historia powstania i funkcjonowania montowni/fabryki brzmiała wiarygodnie, Iwona Mejza musiała się do pisania odpowiednio przygotować, przeczytać posiadane przez Mirosława Ganobisa dokumenty, zapiski. Zapoznać się z reklamami tych pięknych i wytrzymałych samochodów zamieszczanymi w przedwojennej prasie, przeczytać relacje z rajdów, w których brali udział znani rajdowcy i rajdowczynie. W trakcie pisania zdarzały się sytuacje, gdy detale wprowadzane do powieści były włączane do fabuły filmu. Choćby tak jak miało to miejsce w przypadku cygar palonych przez hrabiego Raczyńskiego. W trakcie sprawdzania, jakiej marki cygara należały do najbardziej ekskluzywnych, Iwona natrafiła na trynidady. I tak hrabia Raczyński delektuje się trynidadami, które Kubańczycy dostarczali każdego roku królowi Hiszpanii w podziękowaniu za wydaną w 1821 roku zgodę na samodzielną produkcję cygar na Kubie. To jedna z ciekawostek. Film został zrealizowany w sposób bardzo widowiskowy: piękne plenery, szybkie samochody, pełne staroświeckiego uroku wnętrza. Natomiast z książki możemy się sporo dowiedzieć o przedwojennej motoryzacji, rajdach samochodowych, w których kobiety brały licznie udział, o projektach związanych z powstaniem pierwszego samochodu, który miał być w całości produkowany w Polsce.

Dwa światy przedwojennego Oświęcimia

Ważnym założeniem scenariusza było pokazanie dwóch światów: właścicieli, hrabiów, przedwojennych celebrytów i robotników, zwykłych mieszkańców. Te dwa światy, tak rozbieżne, czasami się splatały. Jak sama autorka wskazuje: – To

24

bardzo pozytywna książka, z pozytywnym przekazem. – Tak więc powstała powieść obyczajowa na tle historycznym, z akcją osadzoną w latach 1929-1935. To czas prosperity fabryki, a książka opowiada o powstaniu, rozwoju, funkcjonowaniu i powodach zaprzestania jej działalności. Tak w filmie, jak i w książce prawda miesza się z fikcją, ale autorzy dołożyli wszelkich starań, by rzetelnie przedstawić sposób działania fabryki, czyli jak rekrutowano pracowników, jaki wpływ na poprawę bytu miała możliwość pracy w takim miejscu jak Zjednoczone Fabryki Maszyn i Samochodów „Oświęcim” SA, zwłaszcza że był to znaczący i bardzo propracowniczy pracodawca, co było rzadkością w okresie międzywojennym. Ze wspomnień córki jednego z dyrektorów handlowych fabryki wiadomo, że właściciele dbali o pracowników, na terenie fabryki funkcjonowała stołówka, odbywały się wspólne majówki. Praca w fabryce była honorem i powodem do zazdrości.

Mission impossible

Niełatwo jest nakręcić film, nie dysponując odpowiednim budżetem. Szczególnych trudności przysporzyły filmowcom sceny kręcenia rajdu na Słowacji, w Oszczadnicy. Od strony Słowacji znajdują się nieoznakowane, kręte drogi. Na szczęście dla realizatorów filmu okazało się, że w tym czasie odbywał się rajd starych samochodów Beskid Rallye. Szczęście tym większe, że na 160 biorących w nim udział samochodów 60 było z epoki. Specjalnie na potrzeby filmu ustawiono się tak, że sceny wyglądają bardzo realistycznie. Mirosław Ganobis bardzo sceptycznie podchodził do pomysłu kręcenia scen w czeskiej Pradze. Miał świadomość, że jest to bardzo trudne przedsięwzięcie, na które mogą pozwolić sobie producenci „Mission Impossible”, a nie nisko-


budżetowego filmu, jakim jest „Oświęcim Praga”. Ale udało się, chociaż faktycznie największe trudności logistyczne były właśnie z Pragą. W scenach wzięły udział trzy samochody. Wszystkie sceny kręcone były na wąskich, klimatycznych uliczkach Pragi, także obok ambasady amerykańskiej, gdzie ekipa była sprawdzana przez amerykańskich żołnierzy, którzy szukali materiałów wybuchowych. Wszystko to działo się przed początkiem pandemii, w czasie sezonu turystycznego, gdy o godzinie jedenastej w Pradze szpilki wcisnąć nie można w tłum turystów. Nikt nie wierzył, że w cztery osoby można zrealizować zdjęcia w tym samym miejscu, gdzie kręcono film z udziałem Toma Cruise’a, czyli na Moście Karola.

Ciekawostki przedwojennego Oświęcimia

Historia fabryki i czasów, w których funkcjonowała, jest warta tego, aby mieszkańcy Oświęcimia ją poznali i byli z niej dumni. Mało kto wie, że Oświęcim Pragę reklamowali znamienici Polacy znani w całej Europie: Jan Kiepura i Wojciech Kossak, a samochody tej marki jeździły w przedwojennym Krakowie jako taksówki. Film i książka są też okazją do przypomnienia, że w Oświęcimiu znakomicie prosperowały Fabryka Wódek i Likierów Jakuba Haberfelda czy fabryki konserw rybnych Ostryga i Atlantyk.

O fabryce

Umowa pomiędzy właścicielami Českomoravská-Kolben-Daněk Towarzystwo Akcyjne w Pradze a reprezentującymi stronę polską Rogerem hr. Raczyńskim i Arturem hr. Potockim została podpisana w kwietniu 1929 roku i była początkiem oświęcimskiej fabryki, w której składano samochody z przysyłanych z czechosłowackiej fabryki elementów. Z czasem zaczęto coraz częściej korzystać z części produkowanych w Polsce, tak że w pewnym momencie 51% samochodu było wyprodukowane z części rodzimej produkcji. Dobrym przykładem jest montaż opon marki Stomil. Samochody schodzące z taśmy w Oświęcimiu Brzezince charakteryzowały się dużą wytrzymałością, małym zużyciem paliwa i dostępną dla wielu kieszeni ceną. Świetnym sprawdzianem dla Oświęcimia Pragi był start w rajdzie gwiaździstym do Monte Carlo z Jass w styczniu 1931 roku. Załoga w składzie: Adam hr. Potocki, Stanisław Barylski, Ignacy Kołupajło i Józef Janeczek zajęła w ogólnej klasyfikacji 15 miejsce. Sukcesy w startach Oświęcim Pragą odnosił też znakomity przedwojenny kierowca rajdowy Jan Ripper. Samochód był intensywnie reklamowany nie tylko w czasopismach motoryzacyjnych, ale także w prasie codziennej, a jego przystępna wersja kosztowała 6 800 złotych. Dla porównania samochody marki Ford kosztowały ok. 10 000 złotych. Autami z Oświęcimia chętnie jeździły panie, chwaląc sobie łatwość obsługi. Jeden z takich samochodów, Praga Baby, można obejrzeć w Muzeum Ratusz w Oświęcimiu. Zainteresowani tematem mogą zajrzeć na YouTube’a i obejrzeć oryginalne filmy sprzed II Wojny Światowej pokazujące rajdy Monte Carlo. Może wśród wielu startujących samochodów dostrzegą Oświęcim Pragę. Książkę można kupić tutaj: https://www.empik.com/oswiecim-praga-czas-nadziei-imilosci-mejza-iwona,p1249839389,ksiazka-p https://www.taniaksiazka.pl/oswiecim-praga-czas-nadzieii-milosci-iwona-mejza-p-1415438.html https://aros.pl/ksiazka/oswiecim-praga-czas-nadziei-i-milosci

25


LUDZIE

Magda w lesie tekst: Magdalena Jeż, zdjęcia: Bartłomiej Pysz / Menciu Men oraz archiwum prywatne


fot: Bartłomiej Pysz / Menciu Men


LUDZIE

Przerwa w trasie – kawa na Hali Pawlusiej

Hamakowe biuro w lesie

Zapowiadał się ładny weekend – ostatni kalendarzowego lata. Upiekłam więc ulubione ciasto, zerwałam na prowiant pomidory w ogrodzie i spakowałam do plecaka kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Znajomym na Fejsbuku pochwaliłam się, że jadę w Gorce – podreptać trochę i kimnąć się w drewnianej chacie bez prądu i ludzi. Chwilę później wydawczyni kliknęła lajka, a potem wysłała mi wiadomość: „Napiszesz artykuł o Twoich wędrówkach po górach? Tak z serca.” Zaśmiałam się głośno – mam pisać o tych swoich spacerkach?! O łażeniu po najbliższej okolicy, o piciu kawy w lesie? A cóż to za wyczyn, czym się tu chwalić? Nie mam na koncie żadnych spektakularnych osiągnięć, ambitnych szczytów i wyczynowych przejść. Nigdy nie widziałam niedźwiedzia ani wilka i nawet zdjęć porządnych nie posiadam, bo pstrykam telefonem. A potem zastanowiłam się nad tym głęboko. Czy to wszystko oznacza, że te moje wędrówki to strata czasu? Że się podczas nich nudzę jak mops i umartwiam, wchodząc „jedynie” na Klimczok zamiast na jakieś K2? Wcale nie! Uważam, że to naprawdę super: dostrzegać piękno wokół siebie, potrafić się nim cieszyć i nie szukać zbyt daleko tego, co jest tuż za rogiem. I gdy tylko mogę, namawiam innych, by robili to samo, czyli wyszli z domu i powłóczyli się po okolicy. Zgodziłam się więc. Postanowiłam, że napiszę ten tekst. Może ktoś to przeczyta i pomyśli: „Ale fajnie, też tak chcę!”.

Beskidzkie mgły

28


29

fot: Bartłomiej Pysz / Menciu Men


LUDZIE Od ponad sześciu lat prowadzę Klubokawiarnię Aquarium na pierwszym piętrze Galerii Bielskiej BWA. Moja praca wymaga naprawdę wiele energii. To ciągły kontakt z ludźmi: wydarzenia kulturalne, spotkania, liczne rozmowy przy barze. Uwielbiam to i czuję się wtedy jak ryba w wodzie. Muszę jednak dbać, by zachować równowagę i nie przesycić się nadmiarem bodźców. By ładować wewnętrzne akumulatory, uciekam w las. Zaszywam się w ciszy sama ze sobą i chłonę wszystko wokół. Chodzę w różne miejsca, często bardzo blisko. Podjeżdżam samochodem do granicy lasu, na przykład w Wapienicy, Olszówce czy na Przegibku. A potem wybieram najmniej uczęszczaną ścieżkę i idę tam, gdzie najprawdopodobniej nikogo nie będzie. Albo też wychodzę na jakiś szczyt, by obejrzeć świat z góry. Magurka jest moją ulubioną i tam zdecydowanie bywam najczęściej. Gdy mam więcej czasu, jadę poza miasto – najchętniej w Beskid Żywiecki. Parzę do termosu napar imbirowy, dodaję liczne przyprawy i zioła. Czasem coś upiekę. A już na pewno zabieram ze sobą pełen prowiant na porządne śniadanko, by po osiągnięciu wyznaczonego celu urządzić sobie fajny piknik. Matka chrzestna nauczyła mnie zabierać ze sobą ugotowane jajko i praktykuję to od lat. Niby zwykłe jajko, a smakuje przygodą – zupełnie inaczej niż w domu. Po pikniku zbieram dokładnie wszystkie śmieci i znoszę je na dół. Sprawa oczywista, ale ze zgrozą zauważam, że chyba nie dla wszystkich. Od paru miesięcy obowiązkowo zabieram też zestaw do parzenia kawy: turystyczną kuchenkę z butlą gazową, kawiarkę, kawę i porcelanową filiżankę. I nawet jeśli mi ta kawa nie wyjdzie tak dobra jak w Aquarium, i tak piję ją z wielką przyjemnością. Wiem, że brzmi to, jakbym pakowała do plecaka pół kuchni. Trochę tak rzeczywiście jest. Na szczęście miejsca mam tyle, że i sypialnię mogę zabrać, bo mój hamak mieści się w niewielkiej saszetce. A hamak to rzecz obowiązkowa! Zwłaszcza gdy idę do lasu popracować, bo zdarza mi się to dość często. Szczególnie w piękne dni, gdy nie mogę się skupić nad dokumentami, których w kawiarni nie brakuje. W dzisiejszych czasach – przenośnych komputerów, telefonów i mobilnego Internetu – biuro można zrobić sobie praktycznie wszędzie. Dlatego ja urządzam je sobie czasem w lesie. Gdy muszę się na czymś mocno skoncentrować, w hamaku wychodzi mi to wyjątkowo dobrze. Gdy jest chłodno, zmieszczę do plecaka i kocyk. Po prostu lubię, gdy jest przytulnie. Te drobne rytuały sprawiają, że każde wyjście w góry jest jak małe święto. Warto znaleźć sobie jakieś własne zwyczaje, by nadać takim wędrówkom magiczne znaczenie. Można zbierać pieczątki ze schronisk i punkty na odznakę GOT lub robić sobie zdjęcia przy tabliczkach z nazwą szczytu. Można znaleźć sobie ulubiony widok lub drzewo i obserwować je w każdą porę roku. Można zabierać ze sobą książkę, pisać dziennik lub listy albo zbierać skarby lasu i rośliny do własnego zielnika. Albo można sobie iść do lasu spać – w namiocie, hamaku lub drewnianej bacówce, których wiele rozsianych jest po całych Beskidach. Warto odwiedzać też schroniska i chatki studenckie, bo wiele z nich ma wyjątkowy klimat. I często robiony jest w nich najlepszy żurek świata. Polecam! Jeśli jeszcze tego nie robisz – zacznij chodzić po górach. Na własnych zasadach i w najbardziej wygodny dla Ciebie sposób. Mamy tak wielkie szczęście, mieszkając u podnóża Beskidów, że szkoda z tego nie korzystać. Poczuj wiatr we włosach, zapach ściółki i satysfakcję ze zmęczenia. Wyciągnij nogi na trawie i pogap się w niebo. Dotknij liści, przytul drzewo, zamocz stopy w leśnym strumyku. A potem wpadnij do Aquarium i opowiedz przy kawie, jak było. To co, do zobaczenia?

W namiocie z przyjaciółką

Rysianka po burzy

Wschód słońca na Klimczoku

30


Kawa w Beskidach

Śniadanko w Gorcach

Jajko na Szyndzielni

NAJCZĘSTSZE WYKRĘTY OD CHODZENIA W GÓRY 1. Nie mam kondycji, nie dam rady! Oczywiście, że dasz radę! Zasada numer jeden: pozwól sobie na to, by iść swoim tempem. Nawet gdyby Twoje wyjście miało trwać dwa razy dłużej, niż jest to zapisane na „szlakoznaczkach”, pamiętaj, że to droga jest celem. Jeśli szybko łapiesz zadyszkę, to nawet lepiej. Im bardziej się wleczesz, tym więcej widzisz. Latem podjesz jagód z krzaczka, zimą zauważysz, jak śnieg błyszczy w słońcu.

3. Nie mam z kim iść! Znam ten ból. Dawniej to był mój główny wykręt. Zbieranie ekipy na wspólne góry to nie lada zadanie. Ten „problem” znika jednak zaraz po pierwszym samotnym wyjściu do lasu. Tak, ja też na początku trochę się bałam. Każdy kos grzebiący w ściółce brzmiał jak ogromny dzik, a każdy człowiek mijany na szlaku wyglądał z daleka jak morderca. Szybko się przekonałam, że to tylko wymysły.

2. Nie mam wypasionego sprzętu ani górskich gadżetów! Ja też nie. O niektórych rzeczach marzę, ale większość z nich nie jest mi w ogóle potrzebna. Jedyne, co naprawdę trzeba mieć, to jakieś sensowne buty na dobrej podeszwie. Swoje kupiłam jeszcze w liceum i mają się nie najgorzej. Nawet jeśli więc czeka Cię taki zakup, na pewno będzie na lata. Oglądając w sklepach odzież z cudownych tkanin, pamiętaj, że dawniej ludzie chodzili w góry w wełnianych swetrach albo koszulach flanelowych. Zapewne to, co jest Ci niezbędne, wisi w Twojej szafie. Jeśli zaś potrzebujesz kijków, a ich nie masz, to zrób tak, jak robili nasi dziadkowie: znajdź sobie jakiś fajny duży patyk w lesie.

4. Nie ma pogody! To jest zdecydowanie mój ulubiony mit: że w góry chodzi się tylko wtedy, gdy jest niebieskie bezchmurne niebo. Nic bardziej mylnego. Jak cudnie pachnie las podczas deszczu! Jak magicznie wygląda mgła! A jak drzewa tańczą przy dużym wietrze! Gdy planujesz jakąś wędrówkę, ale budzisz się rano, jest szaro i pada, nie zmieniaj tych planów. W lesie będzie na pewno piękniej niż w mieście. 5. „Robaki, błoto, zwierzęta”. Na takie argumenty odpowiedź jest tylko jedna: im mniej wygód, tym więcej przygód. Sprawdź to!

31


GALERIA

Qućka

papierowa sztuka kolażowa

Jacek Kućka, pseud. Qućka, to młody, koziański artysta samouk, tworzący plakaty, obrazy i murale.

znane i te, które wydadzą się zaskakujące, w zestawieniu z barwą składają się na spójny, wyrazisty przekaz artystyczny.

Teraz swoją twórczość skupia na tworzeniu papierowych kolaży. Zmienia sterty starych kolorowych gazet, czasopism, ulotek, w prawdziwe dzieła sztuki. Jak to możliwe? Wystarczy zobaczyć wykonane przez niego prace, czy to na portalach społecznościowych czy to na organizowanych co jakiś czas indywidualnych wystawach.

Jak sam o sobie (i swojej twórczości) mówi: – W swoich pracach posługuję się niedopowiedzeniem, trochę prowokacją. Wycinając, sklejając, łącząc w ciekawy sposób różne elementy. Prace plastyczne staram się wykonywać w jak największy stopniu ręcznie, nie lubię posiłkować się programami graficznymi. Jestem zdania, że im więcej elementów składa się na daną pracę, tym jest ona ciekawsza. Staram się tworzyć sztukę miłą dla oka, ale również skłaniającą ku refleksji. – wyjaśnia.

Wspomniane wcześniej kolaże, stworzone z niezliczonej ilości szczegółów, w pierwszej chwili emanują starannie dobranymi kolorami, lecz po chwili, gdy wzrok zaczyna dostrzegać szczegóły, rozpoczyna się opowieść. Usta, oczy, potrawy, elementy

Instagram

32

Kolażowe prace Qućki można już było podziwiać na wystawach w takich miastach jak Katowice, Kraków czy Cieszyn.

Facebook


33


34


35


36


37


LUDZIE

75 lat minęło jak… Z Mirosławem Mikuszewskim, prezesem Związku Polskich Artystów Plastyków Okręg Bielsko-Biała, oraz Krystyną Stec, kierownikiem biura ZPAP Okręg Bielsko-Biała rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec

75 lat to kawał historii. Znaczną jej część ty również tworzyłaś. Od jak dawna działasz w okręgu bielskim ZPAP? Krystyna Stec: W 1977 roku ówczesny prezes oddziału Jurek Leski zaproponował mi pracę kierownika biura związku plastyków. Po wyborach w czerwcu 1977 roku powstał okręg bielski. Wtedy siedzibą związku był pawilon wystawowy BWA. I tak się zaczęło. W następnym roku, 1978, przenieśliśmy się na Rynek. Początkowo to było jedno pomieszczenie wynajęte od miasta. Z czasem miasto udostępniło nam cały budynek. Na parterze powstała Galeria Sztuki ART, na pierwszym piętrze biuro i klub, a w piwnicy knajpka. Oczywiście trzeba było najpierw wyremontować tę kamienicę. Prawie cały projekt i wykonanie zrobili nasi koledzy artyści z Waldkiem Lesiakiem na czele.

jąłem ją w połowie kadencji od Renaty Szułczyńskiej. Związek i ta kamienica przy Rynek 27 w Bielsku-Białej były w opłakanym stanie. Groziło nam przejęcie naszego bielskiego okręgu przez okręg katowicki.

Jak wyglądały początki twojej pracy w związku? Krystyna Stec: Od początku prowadziłam biuro. Wiązało się to z organizowaniem wystaw, spotkań, życia związkowego. Do mnie należały też bieżące sprawy finansowe. Przeważnie pracowaliśmy w dwie osoby plus główny księgowy. Godziny pracy były dość nieregularne. Często trzeba było poświęcić soboty i niedziele. Muszę powiedzieć, że życie towarzyskie i wystawiennicze kwitło.

Jak dużą swobodą dysponuje okręg bielski, który jest częścią Związku Polskich Artystów Plastyków? Mirosław Mikuszewski: Nasz okręg to jeden z 21 okręgów w Polsce. Skupia obecnie 53 artystki i 54 artystów. Zachowujemy wzorowy parytet. Okręg ma obecnie osobowość prawną i w zasadzie jest zupełnie samodzielną organizacją. Żyjemy głównie z wynajmu swoich lokali, a także regularnie udaje nam się pozyskiwać granty z Urzędu Miejskiego.

Przy galerii działa również sklep, gdzie dzieła bielskich artystów można kupić w bardzo korzystnych cenach. Zamiast kupować koszmarki z sieciówek, warto nabyć u was oryginalne dzieła. Czy sklep cieszy się powodzeniem? Krystyna Stec: Przy związku działa galeria, w której plastycy, członkowie związku, mogą sprzedawać swoje prace. Ceny są bardzo korzystne, bo bez narzutu galerii. Można je również negocjować z artystą. Pomysł i założenie galerii wiązały się z regularnymi wernisażami, ponieważ przy okazji miejsce to odwiedza mnóstwo osób. Od jak dawna jesteś prezesem? Mirosław Mikuszewski: Funkcję prezesa pełnię od 2012 roku. Prze-

38

To sporo udało się zdziałać do obecnej chwili. Krystyna jest twoją prawą ręką? Mirosław Mikuszewski: Nieskromnie przyznam, że rzeczywiście udało się sporo zdziałać. Odremontowaliśmy kamienicę, zorganizowaliśmy galerię, gdzie odbywają się regularne wystawy. Do dzisiaj 56 wystaw. Krystyna jest nie tylko moją prawą ręką, często zastępuje obie ręce. A najczęściej jest szyją. Inspiruje nas do pracy, mobilizuje i jest obecna na co dzień w biurze i w galerii. Jest dobrym duchem tej galerii.

Poświęcasz sporo czasu na działania na rzecz dobra wspólnego, na rzecz koleżanek i kolegów ze związku. Czy wystarcza ci czasu na twoją twórczość? Mirosław Mikuszewski: Związek stał się moim głównym zajęciem. Mam szczęście, bo od lutego tego roku jestem emerytem. Z działalnością twórczą bywało różnie. Przeważnie prowadziłem firmę projektowo-reklamową i na moją własną twórczość rzeczywiście brakowało czasu. Co artyści mogą zyskać, należąc do związku? Mirosław Mikuszewski: To bardzo szerokie i trudne pytanie.Na


poziomie zarządu głównego związek powinien dbać o status artysty plastyka, obecnie bardzo zaniedbany i niedostosowany do naszych realiów… Na poziomie naszego okręgu przynależność pozwala na znalezienie własnego miejsca w mieście, na spotkania, wymianę myśli i zleceń, wystawy z tłumnymi wernisażami, promocje naszych twórców i wiele innych wspólnych działań. Artyści z zasady są indywidualistami i wspólne działania nie są łatwe, ale nam się to udaje. Czy młodzi artyści również zapisują się do związku? Mirosław Mikuszewski: Od momentu wyremontowania budynku i uruchomienia galerii zaczęło nam przybywać młodych twórców. Wprawdzie większość naszych kolegów jest w wieku emerytalnym, jednak stopniowo średnia wieku trochę się obniża. W ostatnich pięciu latach pożegnaliśmy 16 koleżanek i kolegów, ale przywitaliśmy w swoim gronie również 16 osób. Cała historia ostatniego 5-lecia naszego bielskiego związku jest zawarta w znakomitym moim zdaniem katalogu uzupełniającym poprzednie opracowanie, które obejmowało pierwsze 70 lat naszego okręgu. Czy – jak z reguły w każdej grupie – dochodzi do nieporozumień i konfliktów, czy raczej tworzycie zgrany zespół, macie poczucie wspólnoty? Mirosław Mikuszewski: W swojej dotychczasowej, jak na razie ośmioletniej działalności nie zauważyłem większych konfliktów. Może dlatego, że związek był w ruinie i wszyscy czuliśmy, że to nie czas na spory i kłótnie. To był czas odbudowy. Prezes zarządu głównego Janusz Janowski podkreślał podczas uroczystości 75-lecia, że stanowimy wyjątkowo zgrany kolektyw – jak rodzina. Jak mówiłeś, w siedzibie związku przy Rynek 27 są organizowane wystawy członków związku. Ten rok jest jednak bardzo trudny ze względu na panującą sytuację, a mimo to wystawy były organizowane. Jak to się udało? Mirosław Mikuszewski: To był rzeczywiście bardzo trudny czas

i chyba wszyscy odczuwaliśmy brak spotkań, a zwłaszcza wernisaży wystaw. Musieliśmy wypełnić tę pustkę i tak się złożyło, że wiceprezesem jest obecnie Mateusz Taranowski, specjalista od multimediów. W dużej mierze dzięki niemu mogliśmy prowadzić działalność w internecie. W tej chwili jest już trochę łatwiej, otwarcie wydarzenia, jakim były obchody 75-lecia, odbyły się na placu obok BWA. Pozwoliły na obecność wielu naszych przyjaciół i gości. Zwiedzanie wystaw odbywało się w małych grupach, również niewielki poczęstunek udało się zorganizować na tarasie Piwnicy Zamkowej. Jakie cele stawiasz sobie jako prezes bielskiego związku? Jakie są plany na przyszłość? Mirosław Mikuszewski: Moim zdaniem wystarczyłoby przywrócić pozycję, jaką związek miał przed stanem wojennym. Powinien być organizacją dbającą o status artysty plastyka, o jego życie codzienne, o jego miejsce społeczeństwie. Chciałbym, aby nasz okręg miał większy wpływ na wygląd miasta, jego estetykę i funkcjonalność, żeby Bielsko-Biała było bardzo przyjaznym miejscem dla artystów. Mam nadzieję, że pozycja okręgu bielskiego będzie się wzmacniać oraz że będzie się utrwalać i stale wzmacniać pozycja Galerii PPP na mapie kulturalnej Bielska-Białej. I że będziemy też przypominać o dokonaniach naszych kolegów. Planujemy rozwinąć na większa skalę współpracę z wieloma ośrodkami w kraju i za granicą, zwiększać aktywność, organizować plenery i wystawy w innych ośrodkach… To są moje marzenia i pobożne życzenia. Bardzo chciałbym, żeby nasi następcy nie tylko kontynuowali nasze działania, ale by stale próbowali mierzyć się z wyzwaniem Teresy Dudek-Bujarek, naszej historyczki, opisanym w „Fenomenie nie do powtórzenia”. Dziękuję za spotkanie.

39


MODA

agnieszka JOCHEMCZYK Stylizacje pomagają w kreowaniu wizerunku oraz podkreślają kobiecy wdzięk i siłę. Projekty Agnieszki Jochemczyk, która swoją pracownię ma w Bielsku-Białej, pokazują kobitę nowoczesną, pełną klasy, świadomą własnej wartości. Jest pewna siebie i zmysłowa. Odważnie zestawia ze sobą różne faktury tkanin i dodatków. Bawi się modą, zachowując przy tym wyczucie stylu i własnej figury. To propozycje dla kobiety, która wie, czego chce i nie zawaha się po to sięgnąć...

Projektant: Agnieszka Jochemczyk Fotografie: Magdalena Ostrowicka – Cobra Ostra Makijaż: Ewa Heczko Modelka: Magdalena Kasiborska Miss Polski 2019

40


41


42


43


44


45


KULINARIA

Świętowanie -

Boże Narodzenie będzie w tym roku inne, wszyscy już to wiemy. może nie uda się nam spotkaĆ z rodziną czy przyjaciółmi. nie ZOBACZYMY się w większym gronie. ale tylko od nas zależy, czy stworzymy klimat świąt w naszym domu. czy napełnimy go zapachem ciast i ciepłą atmosferą. na przekór wszystkiemu,

twórzmy Święta wokół nas!

dlatego przygotowaliśmy dla was kilka propozycji dań, których zapach sprawi, że wszyscy domownicy przybiegną do kuchni, a potem zasiądą przy świątecznym stole. Przepisy pochodzą z książki kucharskiej „Smak regionów” wydanej przez euro sklep.

Makowa rolada SKŁADNIKI

PRZYGOTOWANIE

CIASTO 3,5 szklanki przesianej mąki pszennej + mąka do podsypywania około 3/4 szklanki ciepłego mleka 150 g rozpuszczonego masła 6 żółtek 50 g świeżych drożdży 6 łyżek cukru 2 łyżki alkoholu (np. wódka, spirytus) lub ekstraktu z cytryny

Ciepłe mleko wlej do miseczki. Dodaj drożdże, 1 łyżkę mąki i 1 łyżkę cukru. Wymieszaj drewnianą łyżką. Odstaw na 10 minut w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Przesianą mąkę wsyp na stolnicę lub do miski. Dodaj żółtka, pozostały cukier, sól, alkohol, rozczyn i zagnieć ciasto. Pod koniec wyrabiania dodaj ostudzone, rozpuszczone masło. Jeżeli ciasto jest za gęste dodaj kilka łyżek mleka, jeżeli się zbyt klei dodaj odrobinę mąki. Wyrobione ciasto przełóż do większej miski. Przykryj ją ściereczką i odstaw na co najmniej godzinę w ciepłe miejsce aż ciasto podwoi swoją objętość. Ubij białka na sztywną masę. Gotową masę makową wymieszaj z ubitymi białkami i kaszą manną. Wyrośnięte ciasto drożdżowe podziel na 3–4 równe części. Kawałki ciasta rozwałkuj na kształt prostokąta o grubości około 3 mm. Na wierzch wyłóż masę makową zostawiając około 2 cm od dwóch przeciwległych brzegów. Zwiń ciasto w rulon, a końce pod spód. Każdą z rolad przenieś na papier posmarowany olejem i zawiń ją w niego dwukrotnie zostawiając około 1 cm luzu między ciastem, a papierem. Makowce ułóż na dużej blaszce, zostawiając spore odstępy między nimi. Piecz w temperaturze 190 ºC około 30–40 minut w zależności od piekarnika. Po upieczeniu rolad przygotuj lukier. Cukier puder wymieszaj z wodą i sokiem z cytryny. Jeśli masa jest zbyt rzadka, dodaj cukier puder, jeśli zbyt gęsta dolej kilka kropli wody. Upieczone makowce posmaruj masą lukrową.

MASA MAKOWA 1 opakowanie gotowej masy makowej 4 łyżki kaszy manny 6 białek Lukier szklanka cukru pudru 2 łyżki wody 1 łyżeczka soku z cytryny

46


47


KULINARIA

Marchewkowy piernik SKŁADNIKI

PRZYGOTOWANIE

1 i 1/2 szklanki mąki 4 jajka 2 łyżeczki sody oczyszczonej 1 łyżeczka proszku do pieczenia 2/3 szklanki oleju 2/3 szklanki miodu 100 g zmielonych orzechów włoskich 3 szklanki utartej i odsączonej marchewki 2 opakowania cukru cynamonowego łyżeczka imbiru łyżeczka mielonych goździków 70 g rodzynek 100 g płatków migdałowych wiórki kokosowe

Przesiej mąkę razem z proszkiem do pieczenia, sodą i mielonymi orzechami oraz wszystkimi przyprawami. Jajka ubij z miodem i dodaj połowę pozostałych suchych składników. Dodaj marchewkę startą na tarce o małych oczkach. Ponownie dodaj pozostałe suche składniki, a następnie olej, cukier, rodzynki i migdały. Wszystko razem połącz. Piecz w okrągłej formie (tortownicy) w piekarniku nagrzanym do 200 °C przez 10 minut. Po tym czasie zmniejsz temperaturę do 180 °C i piecz przez kolejne 30–40 minut. Na gotowe ciasto wysyp wiórki kokosowe.

48


49


KULINARIA

Kurczak po krakowsku SKŁADNIKI

PRZYGOTOWANIE

1 kurczak 100 g kaszy gryczanej 1 białko 1 jajko szklanka wody 50 g masła przyprawa do drobiu czubryca zielona sól pieprz szczypiorek pietruszka 3 łyżki oleju

Kurczaka natrzyj solą, pieprzem oraz przyprawą do drobiu i włóż na całą noc do lodówki. Suchą kaszę wymieszaj z białkiem, podsmaż na maśle, dodaj wodę i ugotuj na sypko. Do ostudzonej kaszy wrzuć posiekaną pietruszkę i szczypiorek, jajko i masło oraz dopraw solą, pieprzem i odrobiną czubrycy. Farszem nadziej kurczaka i zaszyj otwór w tuszce. Do naczynia z pokrywą (najlepiej żeliwnego) wlej olej, włóż kurczaka i piecz około 1 godziny, w temperaturze 180 °C. Po godzinie odkryj kurczaka, zwiększ temperaturę do 200 °C i piecz jeszcze około 15–20 minut, aż skórka się zrumieni. Na koniec wyjmij kurczaka z piecyka, przykryj folią i zostaw na około 15 minut, aby wszystkie soki ładnie przeniknęły całą pieczeń. Podawaj z sałatką z pomidorów i koperku.

50


51


KULINARIA

Pstrąg po góralsku SKŁADNIKI

PRZYGOTOWANIE

1 kg pstrągów (2-3 ryby) 2-3 ziemniaki 2 marchewki kawałek selera cebula 40 g suszonych śliwek 2 łyżki śmietany 18% łyżka masła 1/2 szklanki soku pomidorowego 1/2 cytryny ząbek czosnek łyżka posiekanej natki pietruszki pieprz sól olej do smażenia

Dokładnie oczyść ryby z ości i skrop cytryną, dopraw solą i pieprzem, a następnie obsmaż delikatnie na oleju. Pokrój marchewkę w talarki, seler w kostkę, ziemniaki wraz z cebulą w plastry i podsmaż również na oleju. Pod sam koniec dodaj masło oraz wcześniej namoczone śliwki. Rybę wyłóż z naczyniu żaroodpornym na zrumienionych warzywach, a następnie zalej sokiem pomidorowym zmieszanym z 2 łyżkami śmietany. Dopraw solą, pieprzem oraz czosnkiem i zapiecz w piekarniku na około 30–40 minut – aż ziemniaki będą miękkie.

52


53


ZDROWIE I URODA

nowoczesna medycyna estetyczna, odc. 3

INMODE

innowacyjna platforma przeznaczona do szerokiego wachlarza usług medycyny estetycznej w dbałości o bezpieczeństwo, komfort i skuteczność zabiegów! Tekst: Klaudia Kluka / Instytut ANTIAGING

Piękno jest w tobie, odkryj je dzięki w 100% naturalnym zabiegom Klaudia Kluka, kosmetolog w Instytucie Anti-Aging

Inmode to hybrydowa platforma łącząca w sobie najnowocześniejsze technologie: Diolaze XL™ – działanie lasera diodowego wykorzystującego jednocześnie dwie długości fali 755 i 810 nm. Vasculaze™ – działanie lasera Nd:YAG. LUMECCA™ – właściwości lasera KTP, lasera barwnikowego i IPL. Fractora™ – bipolarnego prądu RF. Inmode umożliwia likwidację niepożądanych zmian i pełną odnowę skóry całego ciała!

Instytut ANTIAGING

54


Platforma przeznaczona jest do zabiegów medycyny i kosmetologii estetycznej takich jak: usuwanie zmian naczyniowych – naczynka oraz teleangiektazje, również te położone głębiej i o większej średnicy, niwelowanie rumienia oraz trądziku różowatego, usuwanie zmian pigmentacyjnych – przebarwień posłonecznych oraz pozapalnych, piegów, plam starczych, melasmy, fotoodmładzanie – poprawa struktury i kolorytu skóry, zwężenie rozszerzonych ujść gruczołów łojowych, niwelowanie drobnych zmarszczek, depilacja laserowa - zarówno jasnych jak i ciemnych włosów, skutecznie niweluje problem wrastających włosów i zapalenia mieszków włosowych, frakcyjne mikronakłuwanie z użyciem prądu RF – silna stymulacja, przebudowa i regeneracja skóry z oznakami starzenia oraz leczenie blizn, rozstępów Niezwykle istotnym elementem skutecznej i bezpiecznej terapii jest dobre zakwalifikowanie pacjenta: przedstawienie wskazań i przeciwwskazań do zabiegu, ustalenie planu zabiegowego oraz zaleceń pozabiegowych. Przed pierwszym zabiegiem konieczna jest konsultacja, podczas której kosmetolog omawia powyższe kwestie i szczegółowo odpowiada na pytania pacjenta. Zabiegi z użyciem Inmode są komfortowe i trwają krócej, niż dotychczas. Urządzenie ma wbudowany unikalny potrójny układ chłodzenia powierzchni skóry, dzięki czemu szafirowa końcówka chłodzi obszar zabiegowy przed, w trakcie i po emisji impulsu, a zabieg jest mniej bolesny niż w przypadku innych laserów. Zabiegi nie wyłączają pacjenta z codziennych aktywności. Istotne, aby w dniu wykonywania zabiegu i przez około 14 dni po nim nie narażać skóry na intensywne działanie czynników zewnętrznych – mrozu czy silnego promieniowania słonecznego. W dniu zabiegu i na 4-7 dni po nim należy zaprzestać treningów na siłowni, wizyt w saunie i na basenie.

Bielsko-Biała, ul. Polarna 15 /boczna ul. Filarowej/ Medycyna estetyczna tel.: 663 434 003 Medycyna przeciwstarzeniowa i rehabilitacja tel.: 600 909 616 e-mail: medycyna@instytut-antiaging.pl www.zabiegi-estetyczne.pl

55

artykuł sponsorowany

Skorzystaj ze skutecznych, nieinwazyjnych zabiegów, które błyskawicznie poprawiają Twój wygląd i samopoczucie na długi czas!


ZDROWIE I URODA

Dzika róża – królowa polnych kwiatów Róża to nie tylko kwiat symbol. Spośród wielu odmian mamy dostępną na polach i w ogrodach dziką różę, ubogą krewną tej szlachetnej. Natura obdarzyła ją jednak szczególnymi walorami. Naukowcy wyodrębnili ponad 130 zawartych w tej roślinie związków, które dobroczynnie działają na organizm. W ziołolecznictwie wykorzystuje się niemalże cały surowiec. Pozyskuje się kwiaty, liście i owoce tej rośliny, a stężenie wielu substancji aktywnych jest bardzo wysokie. Nie dziwmy się zatem, że roślina ta ma wszechstronne zastosowanie.

Kwiaty zawierają wyjątkowo cenne olejki eteryczne, flawonoidy, antocyjany. Owoce to bogactwo witamin, przede wszystkim C, A, B1, B2, E, K, ale również flawonoidów, garbników, steroli, kwasów organicznych, kwasu foliowego, pektyn, karotenoidów. Liście zawierają spore ilości witaminy C. Naturalny kwas askorbinowy zawarty w roślinie jest pięciokrotnie bardziej aktywny niż jego syntetyczna odmiana. O walorach pielęgnacyjnych i leczniczych tej rośliny wiedziano już w starożytności. Stosowano ją jako lekarstwo w wielu schorzeniach i dolegliwościach, także skórnych. Współcześnie różany składnik znajduje zastosowanie w kosmetykach do cery z różnymi wymaganiami. Owoc dzikiej róży zawiera więcej witami-

ny C niż czarna porzeczka czy owoce cytrusowe. Witamina C jako doskonały przeciwutleniacz łagodzi podrażnienia i lekkie okaleczenia skóry, a w połączeniu z karotenem wykazuje silne działanie rozjaśniające skórę. Kosmetyki zawierające ekstrakt tej rośliny sprawdzają się w rozjaśnianiu plam pigmentacyjnych. Dodajmy również, że witamina C wpływa na produkcję kolagenu, zwiększając elastyczność i mechaniczną odporność ścianek naczyń krwionośnych. Przy współudziale flawonoidów róża poprawia koloryt skóry i zmniejsza zaczerwienienia. Działanie ściągające wykorzystuje się w kremach, maskach i serum do skóry dojrzałej. Działanie nawilżające, wygładzające czy też zmiękczające skórę zawdzięczamy związkom witaminowym, aminokwasom i organicznym kwasom owocowym, które

56

ALDONA CIWIS-LEPIARCZYK mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem Prowadzi firmę EstetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com, www.estetiklaser.com

rozluźniają komórki naskórka w warstwie rogowej głębszej – to zapobiega jej pogrubieniu się. Złuszczające właściwości hydroksykwasów zmniejszają również zmiany trądzikowe i powstawanie zaskórników. Kwasy owocowe zmniejszają suchość skóry wskutek stymulacji biosyntezy ceramidów i wzrostu ich poziomu w naskórku. Działanie przeciwłojotokowe gwarantuje kompleks witamin z grupy B. Właściwości te wykorzystuje się do tonizacji skóry i przywracania jej właściwego pH. Stosuje się zarówno wody różane, jak i hydrolaty. Z nasion owoców dzikiej róży tłoczy się olej bogaty w witaminę A, tretynoinę oraz kwasy omega-3 i omega-6. Ekstrakty i olejki z róży zmiękczają i wygładzają włosy. Stosuje się je do szamponów, odżywek i płukanek. Olej ten poprawia również stopień nawilżenia skóry i zwiększa jej blask oraz doskonale wzmacnia jej elastyczność. Często stosowany jest jako naturalna alternatywa dla preparatów z retinolem. Olejek pozyskiwany z kwiatów jest bardzo drogim surowcem, ponieważ do produkcji 1 kg olejku potrzeba aż 4 ton płatków. Olejek z dzikiej róży wykorzystywany jest jako podstawowy składnik wielu perfum. Jego aromat ma właściwości przeciwdepresyjne i uspokajające. Ciepły, słodki zapach skutecznie pomoże usunąć zmęczenie. Woda różana jest naturalnym produktem otrzymywanym w czasie destylacji olejków eterycznych parą wodną i jest ona produktem sezonowym, bez dodatku konserwantów swoją stabilność zachowuje przez okres około dwóch lat. Oprócz owoców dzikiej róży na uwagę zasługują również liście i kwiaty – stanowią źródło proantycyjanidów z grupy flawonoidów o silnych właściwościach antyoksydacyjnych. Razem z kwercetyną wykazują hamujące działanie na rozwój komórek czerniaka przez spowolnioną syntezę melaniny. Dzika róża (łac. Rosa canina) – krzew pospolity, ale i niezwykły, nie sposób przecenić jej walory, smak i urodę.


57

PROMOCJA

NOWOŚĆ Laser aleksandrytowy MOTUS AX umożliwia usunięcie nawet jasnego, delikatnego owłosienia. 100% BEZ BÓLU!


PSYCHE

Piotr Bednarczyk – wieloletni doświadczony psychoterapeuta specjalizujący się w pracy z traumą poprzez ciało. Sposób jego pracy opiera się na czterech filarach: Czuciu, Ruchu, Relacji, Obecności. Założyciel Instytutu Rozwoju Potencjału Życia w Bielsku-Białej. z Piotrem Bednarczykiem rozmawia Sandra Janocha Zdjecia: Kuba Fabirkiewicz / Agencja Antolos

58


Jak trauma wpływa na ciało? WYJŚCIE Z LABIRYNTU

Czym jest trauma i jakie rodzaje traumy rozróżniamy? Trauma to zranienie – zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Jest doświadczeniem subiektywnym, ponieważ dla jednych trauma może być przeciążeniem, a dla innych niekoniecznie. Zapisuje się w naszym ciele, umyśle i emocjach. Jeśli pytasz o rodzaje traumy, możemy pozwolić sobie na wędrówkę poprzez traumę transgeneracyjną, szokową, rozwojową, symbiotyczną i relacyjną. Trauma transgeneracyjna występuje, jeśli doświadczenia międzypokoleniowe, zarówno przemoc, jak i depresja czy różnego rodzaju zaciśnięcia energetyczne, przenoszą się na przyszłe pokolenia. Trauma tego typu zapisuje się najczęściej w podświadomości czy też nieświadomości i często bywa wyparta przez daną jednostkę. Następnie trauma szokowa – to nagłe wydarzenie, które powoduje, że system nerwowy, system organizmu się załamuje (mówimy też, że psychika danej osoby się załamuje). Jest to nagłe, nieprzewidziane wydarzenie, którego dana osoba nie jest w stanie pomieścić czy też przyjąć. Mówimy również o traumie rozwojowej. Jeśli przyjrzymy się pierwszemu etapowi rozwoju dziecka, niezwykle ważnym aspektem jest faza dostrojenia. Dziecko uczy się czuć siebie w obecności swojej mamy. Ma określone potrzeby, które w wyniku niezaspokajania powodują traumę skutkującą w przyszłości brakiem umiejętności wyrażania własnych potrzeb. Taka sytuacja powoduje również problemy z nawiązywaniem kontaktów czy wykształceniem autonomii. Wyróżniamy również traumę symbiotyczną. Twórcą tego pojęcia jest Franz Ruppert. Powstaje wtedy, kiedy dziecko w pierwszej fazie rozwojowej nie nawiązuje kontaktu z mamą, tylko z jej traumą. Trauma symbiotyczna jest również ściśle powiązana z traumą relacyjną – jeśli rodzice zaczynają unikać dziecka, ono samo zaczyna traktować to jako coś normalnego. Trauma zaczyna mieć swoje skutki. W konsekwencji przyjmuje się ją jako rodzaj pewnej strategii funkcjonowania. Wszystkie rodzaje traumy, które wymieniłem, wymagają różnych form pracy.

59


PSYCHE

Znany psychiatra i psychoterapeuta Aleksander Lowen mówił o tym, że przez traumę oddzielamy się od swojej istoty fizycznej i od swojej rzeczywistości. Jakie są skutki doświadczeń traumatycznych i na jakich płaszczyznach je odczuwamy? Z mojej praktyki oraz doświadczeń wynika, że trauma oddziela człowieka od ciała. Przestajemy je zwyczajnie czuć. Stan zamarcia czy też zamrożenia to podobna sytuacja do tej, kiedy ktoś dostaje zastrzyk znieczulający – nie czuje danej części ciała. W przypadku zastrzyku po pewnym czasie odzyskujemy czucie. W przypadku traumy jest inaczej. Często zdarza się, że odmrożenie nie następuje. Wtedy zaczynają się poważne skutki – osoba przestaje czuć środowisko. Tym samym się od niego oddziela, ponieważ poprzez ciało może kontaktować się ze środowiskiem. Interakcje wzroku, słuchu, dotyku są „wyłączone”. Ktoś nas „dotyka”, próbuje wejść w interakcję, a my jesteśmy zamrożeni przez traumę, która oddziela nas od otoczenia (chociaż tak naprawdę to my oddzielamy się poprzez doświadczenie traumy). W trakcie pracy, jeśli komuś uda się wrócić do swojego ciała, zauważa, że ciało jest nośnikiem wielu różnych ścieżek rozwojowych, jak i strategii przetrwania. Skoro nawiązujemy do Aleksandra Lowena: jeśli weźmiemy już jakąś strukturę charakterologiczną, to w tej strukturze, są pewne określone zachowania. Weźmy strukturę masochistyczną, gdzie – potocznie rzecz ujmując – można obarczać siebie dosłownie wszystkim. Określona sylwetka wskazuje na to, że ta część rozwojowa, jak mówiliśmy wcześniej o traumie rozwojowej, jest zablokowana. Wpada się w określone wzorce: „Zawsze muszę na siebie brać jak najwięcej”. Autonomia jest w tym momencie zachwiana. Nie mogę powiedzieć NIE – nie mam dostępu do swojej złości, która mi służy. Ciało opanowane jest przez zacisk, który towarzyszy traumie. Skutki są głęboko wpisane w ciało. No właśnie, jakie sygnały, które wywołuje ta trauma, widzisz w ciałach swoich pacjentów? Rozpoczynając od tych najprostszych: przyspieszony oddech. Oczywiście jest mobilizacja do walki lub ucieczki. Mówimy wtedy głównie

60

o współczulnym układzie systemu nerwowego. Tam gdzie mamy pobudzenie, występują: przyspieszone tętno, rozszerzone źrenice, przebieranie nogami, istnieje mobilizacja do walki, może dojść do pocenia się. Ten opis pokazuje, że przeciążenie jest obecne w ciele. Jest coś takiego jak NEURORECEPCJA. Jesteśmy w stanie rozpoznawać, czy dane środowisko jest bezpiecznie, czy niebezpieczne. Jeśli jest bezpieczne, możemy nawiązywać kontakt z otoczeniem, możemy dać się dotknąć czy dotykać kogoś. Obserwuję to podczas pracy terapeutycznej. Widać wtedy dokładnie, czy jeśli się zbliżam, jest większe pobudzenie, czy jest lęk i strach. Emocje płynące z ciała przekierowują moją uwagę do konkretnego miejsca. Sygnały z ciała są jak barometr – wszystko można dokładnie rozpoznać. Gdzie nas to prowadzi? Do pracy nad przywróceniem swojej równowagi i rozpoznawania siebie. Sygnały z ciała bardzo mocno pomagają i wspierają ten proces. Mamy drugi układ systemu nerwowego – przywspółczulny. Jeśli w systemie przywspółczulnym występuje uspokojenie i stan relaksu, to w całkiem inny sposób wchodzimy w relacje. Stan relaksu powoduje, że jest więcej miękkości. Jest spokojniejszy ton głosu. Ośmieliłbym się powiedzieć, że wtedy wchodzimy również w poziom serca, możemy mówić o innych uczuciach niż wtedy, kiedy jesteśmy w stanie pobudzenia i walki. Sygnały w ciele pomagają nam rozpoznać, w jakim miejscu jesteśmy. Specjalizujesz się w pracy z traumą poprzez ciało. Jak ta praca wygląda? Jak wygląda proces przypomnienia sobie o relacji z własnym JA? Bardzo ładnie to nazwałaś. Przypomnienie, zwrócenie uwagi, czyli kierowanie uwagi do własnego JA. Niektórzy mogą to łączyć z EGO, natomiast jest to coś innego. Ego w moim rozumieniu połączone jest ze strategią przetrwania. W momencie, kiedy pracujemy z traumą, jest to powrót do odczucia swojego JA, do czucia swojej indywidualności, niepowtarzalności i własnej ścieżki. Jak to wygląda w praktyce? Przede wszystkim jako terapeuta potrzebuję wiedzieć, że ktoś chce odzyskać siebie – to, kim jest. Trauma jest piekłem dla większości ludzi. Spotykam wiele osób, które przeżywają osobisty koszmar. Nie mogły nawiązać kontaktu ze sobą ani


z nikim innym, nie wiedzą, co myślą, jak myślą, o kim myślą. Wtedy, jeżeli terapeuta ma to „z tyłu głowy”, pierwszą podstawową postawą terapeuty jest głęboka obecność. W jego podejściu istnieje taka myśl, że „życie jest takie, jakie jest” – czyli uwalnia się całkowicie od oceny. Jeśli dojdzie do jakiejkolwiek oceny, powstaje kłopot, bo osoba ta jest bardzo wrażliwa na zagrożenie. Ocena powoduje uruchomienie systemu współczulnego – czyli walki i ucieczki. W pierwszej kolejności należy odbudować poczucie bezpieczeństwa. Proponujemy danej osobie miejsce, przestrzeń, w której poczuje się dobrze. Pytam i obserwuję, jak rozpoznaje to w ciele. Prowokuję do tego, aby pacjent ustabilizował się i ugruntował, czyli poczuł ziemię pod stopami i zauważył przestrzeń. Zauważył, że w tym miejscu czuje się bezpiecznie. Od tego momentu zaczyna się dopiero praca. Następny etap nazywam tańcem. Koncentruję się na tym, że powrót do siebie to przywrócenie połączenia z ciałem. Ale nie tylko. W momencie połączenia się ze swoim ciałem pacjent zauważa w nim obecność własnych jakości psychicznych, nad którymi pracuje. Człowiek może na przykład odzyskać poczucie własnej wartości czy też poczuć się pewny siebie. Jako psychoterapeuta podczas pracy z daną osobą poprzez ciało zazwyczaj od razu mogę rozpoznać, co dzieje się z nią na poziomie wewnętrznym czy też energetycznym. Bardzo ważne jest rozładowanie tej energii, która jest w ciele po traumie. Jeśli dochodzi do rozładowania, system współczulny jest aktywny. Następuje wyciszenie i osoba może nawiązywać kontakt. Jeśli nawiązuje kontakt, to wraca do tej części mózgu, która jest układem limbicznym, i wtedy może dotrzeć do niej świadomość: „Jestem tutaj. Żyję”. Klient rozpoznaje siebie i wtedy rozpoznaje drugą osobę. Zaczyna się powrót do TU I TERAZ. Kluczowa jest tutaj postawa terapeuty: pełna szacunku, miłości i uszanowanie przestrzeni życia. Ja nazywam to RUCHEM MIŁOŚCI ŻYCIA. W tym właśnie ruchu człowiek rozpoznaje siebie. To, co się wydarza między pacjentem a terapeutą, jest kluczem do spotkania ze sobą, ze swoim ciałem, swoją własną przestrzenią i swoją indywidualnością. Gdy osoba rozpoznaje to w ciele, czuje się jak u siebie w domu – wraca do własnego JA.

www.potencjalzycia.pl

61


PSYCHE

Jak być szczęśliwym w trudnych czasach

Być może znasz osoby, o których myślisz, że mają cudownie radosne życie – ludzi pełnych pogody ducha. Są też inni – wieczni malkontenci. U nich zawsze jest źle, droga prowadzi pod górkę, a okoliczności im nie sprzyjają. Pytanie brzmi: gdzie plasujesz się Ty? Zewsząd słychać, że nadchodzą tzw. trudne czasy – kryzys, druga fala pandemii. Czy to prawda? Być może. Wspaniałe jest jednak to, że możesz tak przeprogramować swój umysł, by być szczęśliwa... mimo tego wszystkiego. Nawet jeśli sprawdzi się kiepski scenariusz. Nasza poprzeczka z reguły ustawiona jest wysoko. Mówimy sobie: – będę szczęśliwa, jeszcze tylko zmienię mieszkanie na większe, – będę szczęśliwa, jak tylko zakocham się z wzajemnością, – będę szczęśliwa, gdy schudnę, – będę szczęśliwa, gdy wyzdrowieję, – będę szczęśliwa, gdy zacznę zarabiać dość pieniędzy. Od czasu do czasu nasze życzenie się spełnia. Warunek szczęścia zostaje spełniony. Tyle że starcza go tylko na trochę! Potem pojawia się nowy palący niedobór i cała

62

Tekst: Mariola Kędzierska foto: Radu Florina / Unsplash Coach odporności psychicznej, trener, inwestor, przedsiębiorca. Autorka kursu Utulenie ™ Pomaga zestresowanym poprawiać komfort swojego życia i budować odporność psychiczną. Prywatnie żona i matka dwóch córek. Znajdziesz ją tutaj: www.silnaodsrodka.pl

walka o lepsze jutro zaczyna się od początku. Tymczasem wystarczy… przeprogramować swój umysł! Jak pisze Rafael Santandreu w swojej książce „Być szczęśliwym na Alasce”: to, co trudne, może stać się łatwe. Możesz nauczyć się żyć bez strachu i koncentrując na teraźniejszości. Możesz być spokojna i dzięki temu przyciągać ludzi. Możesz wiele – ale nie ma nic za darmo. Ty też musisz coś oddać. Wyobraź sobie, że zaciągnęłaś kredyt na swoje wymarzone mieszkanie. Spłaciłaś już większość, wszystko wygląda obiecująco, po czym… tracisz dobrze płatną pracę i nagle nie stać Cię już na wysokie raty! Masz do wyboru: bać się komornika i pogrąża w długach lub zorganizować sprzedaż i przenieść do (spłaconej) kawalerki. Załóżmy, że zdroworozsądkowo decydujesz, by sprzedać mieszkanie. Co dzieje się dalej z Twoim poziomem szczęścia, zależy od sposobu, w jaki zaprogramowałaś swój umysł. Masz do wyboru: – cierpieć w swojej nowej kawalerce, z rozrzewnieniem wspominając większe mieszkanie i dobre czasy, – cieszyć się faktem, że nie masz żadnych rat, wylądowałaś na czterech łapach, a za jakiś czas znów spróbujesz zawalczyć o większe lokum, bo i czemu nie.


W czym tkwi sekret? W nastawieniu do wyrzeczeń. Fakty są takie, że do przetrwania potrzeba nam bardzo niewiele. Oczywiście kochamy luksus, piękne mieszkania, nowe samochody – i być może nawet nic w tym złego (choć ekolodzy mogliby mieć inne zdanie na ten temat). Prawdziwy problem powstaje, gdy zaczynasz obawiać się straty. Strach przed ewentualnym pogorszeniem Twojej sytuacji w przyszłości sprawia, że nie umiesz się cieszyć dniem dzisiejszym. Rzecz jasna boimy się, na dodatek nie tylko utraty dóbr materialnych. Do tego chcemy miłości. Poważania. Szacunku. Paradoks polega jednak na tym, że im mocniej ich chcemy, tym trudniej je złapać i utrzymać. Prawdziwy szacunek, miłość, a bywa, że i dobrobyt, otrzymujemy bowiem za pokorę i autentyczność, a nie pozory. Łatwo o tym wszystkim pisać i czytać, praktykowanie jest trudniejsze. Jak zacząć? Za każdym razem, gdy poczujesz się wyprowadzona z równowagi, zapytaj sama siebie: co zrobiłam, że czuję się źle? Nie: co świat zrobił (np. koleżanka powiedziała coś złośliwego), ale co Ty sama zrobiłaś. Już tłumaczę: koleżanka (sama z siebie) nie ma tak wielkiej mocy sprawczej, by oddziaływać na samopoczucie każdej osoby, której powiedziałaby coś niemiłego. Może wpłynąć jedynie na tych ludzi, którzy podążą za jej tokiem myślenia i w swojej głowie będą kontynuować tę przykrą myśl w postaci dialogu wewnętrznego. Jak mówił filozof Epiktet: „Nie to nas dotyka, co się nam zdarza, ale to, co mówimy sobie o tym, co się nam zdarza”. Za pewnymi myślami po prostu nie warto podążać. Zauważ je, zanim się rozpanoszą! Kolejnym krokiem na Twojej drodze do szczęścia niech będzie zidentyfikowanie „wymyślonych potrzeb”. Jak przeczytałaś na początku tego artykułu, łatwo nam takie stworzyć. „Nie będę szczęśliwa, dopóki…” to plaga, której warto się pozbyć. Żebyśmy mieli jasność: nie namawiam Cię do ubóstwa czy jakiegokolwiek umiaru! Możesz być bogata i żyć bogato, kluczowe jest po prostu to, byś wiedziała, że tak naprawdę potrzebujesz bardzo niewiele. A zamartwienie się NIE przybliża do pożądanych dóbr, posiadania przyjaciół, dobrego życia. Im bowiem mocniej fiksujesz się na czymś, tym gorsze decyzje podejmujesz. I tym większy strach rządzi w Twoim życiu. Zasadę, że im bardziej się boisz, tym gorsze są Twoje decyzje, udowodnię Ci na przykładzie. Większość ludzi, którzy grają na giełdzie, zaczyna swoją przygodę od wersji demo. Czyli: logują się na demonstracyjnej platformie, gdzie wszystkie ruchy akcji są jak najbardziej prawdziwe, ale nie używa się prawdziwych pieniędzy. Wszystko odbywa się na zasadzie zabawy – przybywa Ci satysfakcji, ale nic nie tracisz. Jakie są efekty? Bardzo dobre! Ludzie bez lęku podejmują racjonalne decyzje i sporo z nich w tej zabawie po czasie jest bogatszych – choć tylko wirtualnie. Zachęceni swym talentem do pomnażania środków wchodzą na prawdziwą giełdę – i nagle wszystko się zmienia! Tak bardzo obawiają się stracić swoje pieniądze, że nie umieją już racjonalnie analizować… W efekcie naprawdę tracą.

Dlatego właśnie im większa w Tobie gotowość do szeroko pojętej straty życiowej, im mniejszą wagę przykładasz do tego, co Ci się przytrafia – tym szczęśliwsza będziesz na co dzień. A także skuteczniejsza – co jest pewnym bonusem, bo artykuł przecież nie o tym. Generalnie im bardziej rozpaczliwie się staramy, tym gorzej nam idzie. Wiedzą też o tym dzieci odrzucone przez grupę rówieśniczą – im bardziej im zależy, tym efekt jest gorszy. O ile dzieci powinny otrzymać pomoc w tym zakresie – Ty możesz jej nie dostać. Pomyśl jednak, co by było, gdybyś zrozumiała, że w gruncie rzeczy wcale nie zależy Ci na poważaniu u tych wszystkich ludzi, których tak naprawdę uważasz za dupków? Z miłością jest tak samo. Pewnie nieraz słyszałaś, że im bardziej ją ścigać, tym szybciej ucieka. Za to ludzie, którym „nigdy nie zależało” na związku, nagle go – o dziwo! – mają. Tutaj znów dochodzimy do wyrzeczenia. Zaakceptuj ten brak. Ciesz się życiem, które Ci się przytrafia. Śmiej się z ludźmi, których spotykasz. I zapomnij o miłości. Możesz być szczęśliwa bez niej. Paradoksalnie to nastawienie nie przeszkadza, by umawiać się na randki, choćby i z internetu. Tak samo możemy podejść do wielu kwestii: wygody, spokoju. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i zwizualizować sytuację, w której dany brak nie byłby dokuczliwy. Złości Cię klimat, bo wciąż pada deszcz? Wyobraź sobie, że żyjąc w suchym klimacie i płacąc astronomiczne rachunki za podlewanie ogrodu, byłabyś zachwycona. Boisz się suszy? Przekuj swój strach w rozpoznanie tematu i edukowanie innych, ale wiedz, że Twój paraliż z powodu lęku nie pomoże planecie i nie przysporzy Ci sprawczych sojuszników. Odwaga i inspiracja – oto, co przyciąga. Trzecim krokiem, byś żyła szczęśliwie bez względu na „trudne czasy”, jest docenianie tego, co już masz. Banał? To zależy. Prawdziwe docenianie zaczyna się, gdy zmieniasz punkt widzenia. Nie chodzi o to, by powiedzieć sobie wieczorem: „Doceniam, że szef przychylnie spojrzał na mój projekt, córka dostała piątkę z matmy, a mąż ugotował obiad”. Bo gdy spoglądasz tak wybiórczo, to jakbyś patrzyła na małe okruchy dobra na oceanie niedostatku. Rzecz w tym, by swoje życie postrzegać w kategoriach obfitości. Masz wszystko, czego potrzebujesz. Łóżko do spania. Jedzenie. Piękno wokół. Ludzi, których spotykasz (zapewne). I wystarczy patrzeć na świat jako miejsce obfitości, by żyć szczęśliwiej! Ludziom, którzy autentycznie wierzą, że jest coraz gorzej, szczerze polecam książkę „Factfulness” autorstwa Hansa Roslinga. Z niej poznasz dotyczące świata fakty, które prawdopodobnie Cię zdziwią. I ucieszą! Nasz umysł kocha porównania i to również przysparza nam nieszczęścia. Jesteś na wakacjach – świetnie. Wracasz z wakacji – okropność! A tymczasem wystarczy zmienić podejście. Bo przecież to my, ludzie, wartościujemy. I to nie jest obiektywna prawda, że leżenie na plaży jest cudowne, a siedzenie w klimatyzowanym biurze czy budowa mebli w fabryce są złe. Może być dokładnie odwrotnie. I właśnie tej sztuczki naucz swój umysł: spoglądania z różnych perspektyw przy jednoczesnym odpuszczaniu, postanawianiu, że będziesz szczęśliwa bez tego. Zadziała.

63


ARCHITEKTURA & DESIGN

MaBiBi – ubrania dla „dzikusów”

Tekst: Justyna Weronika Łabądź, zdjęcia: MaBiBi Justyna Weronika Łabądź – pracownik Galerii Bielskiej BWA, miłośniczka dobrego wzornictwa, doktorantka Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

64


Czy ubrania mogą manifestować swoimi krojami, wzorami i funkcją wyznawane idee, reprezentować podejście do życia? Być nie tylko zwykłymi użytkowymi szmatkami czy też zwykłymi estetycznymi okryciami służącymi do zaimponowania innym i podkreślenia swojego sposobu bycia? Z pewnością możemy znaleźć sporo takich tekstylnych przedstawicieli, ale niewiele z nich skierowanych jest do wyjątkowego odbiorcy, jakim są matka i jej dziecko uwielbiający ruch na świeżym powietrzu, w naturze.

65


ARCHITEKTURA & DESIGN W bielskiej firmie odzieżowej MaBiBi nie znajdziemy modnego pudrowego różu, frywolnych falbanek i błyszczących lakierków. Jej mózgiem i sercem, ale przede wszystkim matką założycielką jest Magda Dydo-Pyrchla, która znużona wszechobecnością słodkich, naiwnych elementów w dziecięcej garderobie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zaproponować inną wizję dzieciństwa. Wszystko zaczęło się siedem lat temu, gdy na świat przyszła córka Magdy. Nie chciała, żeby jej dziecko ubierało się w te same słodkie i sztampowe ubrania. Dlatego zaczęła szyć dla niej – najpierw czapkę, potem bardziej skomplikowane spodenki, a w końcu nawet kombinezon. Znajomi, z którymi dzieliła się swoimi małymi osiągnięciami, zaczęli ją zachęcać do założenia fanpage’a na Facebooku, znajome mamy zaś bardzo zainteresowały się stworzonymi przez nią produktami. W końcu jej wizje (poparte decyzją o rezygnacji z etatowej pracy w roli dziennikarki) przerodziły się w założoną przez Magdę firmę odzieżową MaBiBi. Co takiego odkryjemy w MaBiBi? Co sprawia, że ich oferta proponuje alternatywną wizję rodzicielstwa? W katalogu ubrań znajdziemy przede wszystkim odzież outdoorową dla dzieci oraz ich mam, a także gadżety, które pomagają i towarzyszą podczas aktywnego spędzania czasu na łonie natury. Jak mówi właścicielka firmy: „MaBiBi jest marką odzieżową lekko poza nurtem… To znaczy nie ma falbanek, modnych fasonów czy wymyślnych dodatków dla maluchów. Są rzeczy PRAKTYCZNE, trwałe i wygodne. Oczywiście piękne przy okazji. Sama jestem osobą bardzo aktywną, uwielbiającą spędzać czas na łonie natury, bez względu na pogodę i porę roku. Mam dwójkę «dzikich dzieci» i zawsze zależało mi na tym, aby bez przeszkód mogły eksplorować otaczający je świat, aby wspinały się na drzewa – mimo że są dziewczynkami – grzebały patykiem w błocie, skakały po kałużach, słuchały szumu drzew i zachwycały się otaczającym je światem. Tego nie da się robić w lakierkach i różowych spódniczkach…”. Ubrania oferowane przez MaBiBi naturalnie zachęcają do pełnego pasji, ale też odrobiny szaleństwa życia. Manifestują sobą uważne rodzicielstwo, wsłuchujące się w potrzeby dziecka. W tym podejściu dzieci mogą zachwycać się naturą w każdym szczególe, kałużą, kamieniem, patykiem, nie boją się ubrudzić błotem i przedzierać przez krzaki. Projekty MaBiBi wspierają rodzicielstwo bliskości reagujące na naturalne dziecięce potrzeby takie jak bycie w nieustannym ruchu i uczenie się siebie oraz świata poprzez kontakt z naturą: „Nasze rodzicielstwo ma być jak najbardziej naturalne, skierowane na relacje rodziców z dziećmi i otaczającym nas światem. Ma być radosne i piękne! A dzieciństwo ma być beztroskie, pełne przygód i kolorowe jak nasze wzory”. W katalogu produktów MaBiBi znajdziemy wiele produktów, ubrań i gadżetów, które stały się wręcz kultowe, a z pewnością są reprezentatywne dla głównej idei przyświecającej marce. Wśród dziecięcych ubrań bardzo popularne są nieprzemakalne kombinezony Niekapki, a także Ciepluszki – zimowe ocieplacze na stópki. Wśród aktywnych mam z kolei dużym zainteresowaniem cieszą się nerki Giga Pakerki, które pomieszczą np. bidon, kanapki, ubranko na zmianę, oraz Spacerki, czyli softshellowe płaszczyki. Oprócz funkcjonalności i trwałości twórczyni MaBiBi zwraca oczywiście uwagę na estetykę – zarówno mamy, jak i ich dzieci znajdą wiele niebanalnych wzorów, np. geometrycznych, ze zwierzętami czy roślinnych. „Nasze produkty mają być praktyczne i trwałe. Zawsze kombinujemy, co można jeszcze wprowadzić do danego modelu, aby był bardziej funkcjonalny. Dlatego właśnie powstał pionierski na skalę Polski i świata model ocieplacza dla dziecka noszonego w chuście lub nosidle, który jest wodoodporny, ma odpinane ocieplenie i masę dodatkowych

66


udogodnień, a co ważne – można go używać cały rok. Dlatego też powstały Niekapki – kombinezony, które wystarczają na trzy rozmiary! Każdy rodzic zna ten ból, kiedy ubranie zakupione na wiosnę jesienią jest już za małe… Z nami nie ma tego problemu! Co więcej, Niekapki są tak trwałe, że po 2-3 latach użytkowania przez jedno dziecko przejmuje je często młodsze rodzeństwo. Oczywiście kładziemy też duży nacisk na wzornictwo. W tym roku (lada dzień…) pierwszy raz wypuścimy serię naszych autorskich wzorów! Stworzonych specjalnie dla nas przez dwie niezwykle zdolne graficzki” – tak o wyjątkowym podejściu do projektowania ubrań mówi Magda Dydo-Pyrchla. MaBiBi jest bardzo popularne w bielskim środowisku aktywnych mam, zwłaszcza tych, które noszą dzieci w chustach i nosidłach oraz korzystają przy tym z praktycznych Tulisi pozwalających na całoroczne noszenie. Popularność marki wychodzi jednak już daleko poza nasze najbliższe podwórko, odwiedzając duże polskie metropolie, ale również zagranicę: „Większość wędruje do Trójmiasta, Warszawy, Wrocławia, Krakowa i oczywiście setek małych i mniejszych miasteczek oraz wiosek. Niekapki, Tulisie czy nerki Pakerki regularnie są wysyłane do krajów skandynawskich, na Wyspy Brytyjskie, do sąsiadów, np. Niemców oraz Czechów, i większości europejskich państw, a co jakiś czas lecą też do Ameryki” – tłumaczy właścicielka marki.

MaBiBi cały czas się rozwija, usprawnia i wprowadza dodatkowe funkcje do dotychczasowych produktów, np. nerki dla właścicieli psów czy rowerzystów – z wbudowanym dotykowym panelem na nawigację. Marka jest w stanie reagować na potrzeby zamawiających, np. dostosowując ubrania i produkty do niepełnosprawnych osób lub tych o obniżonej motoryce: „Wiemy też, że każdy człowiek, mały i duży, jest inny, uczymy tej inności swoje dzieci i przekładamy to na swoje kontakty z klientem. Dlatego często zgłaszają się do nas rodzice dzieci upośledzonych z prośbą o dostosowanie produktów specjalnie dla ich pociech – np. wszycie zamka do bucików Ciepluszków, żeby dało się je nakładać na zdeformowane stópki, czy zrobienie innego zapinania w kurtce dla dziewczynki mającej trudności z chwytem szczypcowym (potrzebna większa maszynka przy suwaku). Ostatnio szyliśmy nerkę, która ma specjalne montowanie do wózka inwalidzkiego”. Marka odzieżowa z Bielska-Białej cały czas się rozwija. W planach na najbliższy czas ma prezentację nowych produktów z wzorami zaprojektowanymi specjalnie dla MaBiBi, zmienia swoją stronę internetową, a w przyszłym roku planuje jeszcze większą ekspansję na rynki zagraniczne i udział w międzynarodowych targach. Tak że „dzikusy” z całego świata, bądźcie czujne i wypatrujcie, co ciekawego zaproponuje Wam wkrótce bielskie MaBiBi!

67


POLECAMY

TAJEMNICE DOJRZAŁEJ KOBIETY autorki: Bożena Chodurska i Sylwia Boroniec

Prawdziwa dojrzała kobieta, to kobieta z zasadami, pełna szacunku do samej siebie, traktująca siebie z miłością i wyrozumiałością, dbająca o swoje ciało i swoje potrzeby. Książka TAJEMNICE DOJRZAŁEJ KOBIETY zawiera wszystko, co kobieta powinna wiedzieć o sobie: Jak zadbać o siebie, o swoje potrzeby? Jak postawić siebie na pierwszym miejscu? Jak trafić do świata perfekcji, piękna, bez względu na wiek? Jak być kobietą z klasą bez względu na okoliczności?

POLECA

PONAD 140 STRON PRAKTYCZNEJ WIEDZY: Jak zadbać o dobry sen? Jak skutecznie cofnąć zegar biologiczny? Jak w prosty sposób „dopasować” się do swojego wieku? Proste ćwiczenia i zabiegi, dzięki którym staniesz się najlepszą wersją samej siebie. Jak walkę o młodość zamienić w przyjemność? Kilka ćwiczeń oddechowych i relaksacyjnych, eliksirem młodości. Czy można cofnąć nieodwracalnie oznaki czasu? Co jeść, aby zachować młodość? To jest świat bez wstydu i kompleksów. Oddaję dzisiaj Tobie tę wiedzę, a Ty podaruj ją sobie... Bożena Chodurska

Tu kupisz e-book: www.tajemnicekobiety.pl

Dzieci, których nie ma autorka R. Piątkowska

Książka R. Piątkowskiej jest jak szczelina w parkanie. Możemy podglądać co dzieje po drugiej stronie ale nie możemy zmienić tego co widzimy. „Dzieci, których nie ma” książka trudna a jednocześnie prosta. Poprzez dosadną narrację Piątkowska zdziera z czytelnika gruba warstwę nieczułości i niewiedzy. Autorka rozprasza mroki niebytu, które pochłonęły historię obozu Polen-Jugendverwahralger der Sicherheitspolizei in Litzmannstad – prewencyjnego obozu policji bezpieczeństwa dla młodzieży polskiej w Łodzi, miejsca zwanego „Małym Oświęcimiem”, w którym przebywały dzieci polskie od 3 do 16 roku życia. Po wojnie miejsce to zyskało nazwę Obozu przy ulicy Przemysłowej. Do dzisiaj nie wiadomo, ile dzieci przeszło przez obóz (brak kompletnej dokumentacji) – szacuje się, że od 3 do 12 tysięcy, przeżyło 900. Podglądamy nowo przybyłych więźniów, bramę główną, rejestrację, baraki, warsztaty, blok nr 8, szpital, śmierć, głód, brud i łzy. R. Piątkowska nie pozwala nam zamknąć oczu, rozstać się z poczuciem grozy i bezsiły, nie pozwala na zapomnienie. Czy miejsce to było piekłem na ziemi? Nie wiem, wszak piekło zamieszkują dorośli nie ma w nim miejsca dla dzieci. Z piekła rodem byli niewątpliwie „wychowawcy”. Poprzez prosty język, krótkie zdania, równoważniki zdań Piątkowska osiągnęła zamierzony efekt, efekt przywrócenia pamięci o tych, których nie ma. Zachęcam do przeczytania i pamiętania o dzieciach z obozu przy ul Przemysłowej. Tylko tyle możemy zrobić – my obserwatorzy, widzowie bezsilni - po drugiej stronie obozowego parkanu. Malwina Kożurno

POLECA

68


CATERING okolicznościowy ZESTAWY PREZENTOWE DANIA I NAPOJE NA WYNOS

ZAMÓWIENIA tel. 33 8150270 tel. 661 651 979 e-mail: browar@browarmiejski.pl oraz w naszej Restauracji Browar Miejski ul. Piwowarska 2, 43-300 Bielsko-Biała

69

REKLAMA

CATERING świąteczny

Menu: www.browarmiejski.pl


Nie bądź łoś. Oddaj krew i osocze. POLECA

Stacje krwiodawstwa apelują o oddawanie osocza przez ozdrowieńców, osoby, które przechorowały COVID-19 i pokonały wirusa SARS-CoV2. W bankach krwi od wielu miesięcy odnotowuje się braki w zapasach krwi. Warto w tym okresie przedświątecznym zrobić coś dla innych i podzielić się cząstką siebie.

W Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach oraz Oddziałach Terenowych działających na terenie województw czekają na Was – donatorów tak ozdrowieńców, jak i honorowych dawców krwi: Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach tel. 726 227 229, 607 619 718, 607 678 519, 32 208 74 19 Oddział Terenowy w Bielsku-Białej, ul. Wyspiańskiego 21 (na terenie Beskidzkiego Centrum Onkologii im. Jana Pawła II ) tel. (33) 812 21 90 , (33) 822 18 39. Oddział Terenowy w Cieszynie, ul. Bielska 4, tel. 33 851 43 63 Oddział Terenowy w Pszczynie, ul. Bednorza 12, tel. 032 212 80 44 Oddział Terenowy w Oświęcimiu, ul. Wysokie Brzegi 4, tel. 33 842 71 30

70


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.