Inwestycja
w przyszłość
Rozmawiamy z Karolem Sobikiem, właścicielem Drogerii Damiani w Rybniku. Sobik dołączył do sieci Drogerie Polskie, mimo że samodzielnie radził sobie znakomicie. Dlaczego?
Jaki był powód tego, że dołączył Pan do sieci Drogerie Polskie? Karol Sobik: Drogerię mam od 20 lat, ciągle rozwijam się, powiększam salę sprzedażową. Zaczynałem od 130 mkw., obecnie to już ponad 400. Zmusiła mnie do tego konkurencja. Gdy się pojawia, trzeba przynajmniej do niej równać albo zabrać zabawki i zwinąć interes. W promieniu 400 m od mojej drogerii działają Sephora, Douglas, Schlecker, Rossmann. Ale okazało się, że to równanie do konkurencji też nie załatwi wszystkiego. Rok temu razem z hurtownikami i innymi właścicielami drogerii doszliśmy do wniosku, że bez wspólnej koncepcji sprzedaży, jeszcze lepszych cen ta historia źle się skończy. Oparliśmy się na dystrybutorze, w tym wypadku na hurtowni Błysk. Ma to tę zaletę, że jest miejsce, gdzie towar jest fizycznie i jest w każdej chwili dostępny. Łatwiej nam działać, nie mamy problemów z dostarczeniem towarów.
się, tworzą swoje sieci. Sklep może być świetny, ale odbije się od ściany niemożności zamówienia towaru w dobrej cenie.
Dlaczego teraz mamy taki boom na łączenie się drogerii w sieci? – Na tym rynku było zbyt dobrze. Zapał, wiedza, pomysł wystarczał na niezły biznes. Można otwierać kolejne sklepy, ale coraz bardziej było widoczne, że to nie wystarcza. Zagrożenie nadeszło jednak z innej strony.
Jak wyglądają promocje w sieci Drogerie Polskie (gazetki, specjalne produkty, marki własne)? – Wszystkie chwyty, które można zastosować w nowoczesnej drogerii, już stosowałem. Zostałem postawiony pod ścianą, bo jeden z pierwszych Rossmannów, jakie otwarto w Polsce, ruszył 50 m od mojego sklepu. Ameryki po raz kolejny nie da się odkryć, więc ja przygotowywałem to samo co konkurencja. Były gazetki, promocje, przeceny, karty klienta. Mam muzykę w sklepie, odpowiednie oświetlenie, kolorystykę ścian – u mnie to wszystko już było. Te wszystkie elementy po dołączeniu do struktur Drogerii Polskich płyną szerszym strumieniem, mamy także naprawdę dobre ceny. Gazetkę Damiani wydaję od 10 lat, teraz mam też klubową. Gazetka Damiani dołączana jest do regionalnej gazety dwa razy w miesiącu w nakładzie od 30 do 40 tys. egzemplarzy. Gazetka Drogerii Polskich to 8 tys., kolportowana przez agencję bezpośrednio do mieszkań w Rybniku. Kolejne 2 tys. nakładu rozdajemy w sklepie. Opracowujemy kartę stałego klienta Drogerii Polskich, ale Damiani od 8 lat ma taką kartę. Wszyscy dostają na jej podstawie 5% rabatu od każdej, nawet najmniejszej kwoty. Kartę, dopracowaną graficznie, w ekskluzywnym złotym kolorze, może w sklepie okazać każdy, nie jest przypisana do danej osoby. Zależy nam, aby korzystało z niej jak najwięcej osób. Dajemy karty także młodzieży, robimy specjalne akcje w kinach, w kampusach studenckich, w klubach z muzyką rockową. W przyszłości z tej młodzieży wyrośnie lojalny klient mojej drogerii.
Czyli to oznacza, że niezależny sklep traci rację bytu? - Być może jednak pojedyncze sklepy przetrwają, dziś nie wiadomo, jak rynek rozwinie się w przyszłości. Może trend się odwróci? Obecnie dołączenie do sieci to jedyne rozwiązanie. Sklepy, które nie dołączą, stracą miejsce zaopatrzenia. Hurtownie znikają, łączą
Jak zmiana logo wpłynęło na zmiany w sklepie - wizualizacja, nazwa sklepu? – Szyld Drogerie Polskie występuje jako drugi, obok jest nazwa Damiani. Dwie nazwy to nie do końca dobry pomysł, ale na razie klient przychodzi do Damiani. W przyszłości jednak będzie to jednak chyba tylko
Pana drogeria jest jednak samowystarczalna, hurtownia ciągle ten towar Panu by dostarczała. – Tak, jestem samowystarczalny. To jest kwestia spojrzenia w przyszłość. Mam świadomość, że być może przez rok, może nawet przez cztery lata, niewiele by się dla mnie zmieniło. W dłuższej perspektywie trzeba być w silnej grupie. Powstało kilka inicjatyw o podobnych zasadach. Z tych pięciu-sześciu sieci szanse utrzymania mają dwie-trzy.
jedna nazwa. Wewnątrz na razie nic się nie zmieniło. Chcemy dostosować wnętrze, wprowadzić jednakowe ubrania dla personelu. Na razie musimy jednak podnieść sprzedaż we wszystkich drogeriach sieci. Unifikacja to przyszłość. Ważniejsza jest przestrzeń, Damiani to 400 m i to jest dużo, ale Rossmann szuka obecnie lokali 600-metrowych. Ta sieć wprowadza czekoladki, batoniki, jest też karma dla zwierząt, pojawiają się rozbudowane działy z winami. Musimy się do nich dostosować. Jaki jest średni koszyk? Ile osób Pan zatrudnia? Jak wyglądały początki Państwa działalności? – Średni koszyk to 25 zł, a było już 37. Kłania się recesja. W Damiani zawsze mamy ofertę dla klienta od 200 do 10 zł. I to widać od razu po wejściu do sklepu. Zatrudniam 18 osób, niektórzy są ze mną od początku. Czym różni się Pana drogeria od innych? – Mam 90% dostępnej w Polsce oferty drogeryjnej, ale wyróżniamy się bardzo dobrą półką z polskimi kosmetykami. Zawsze dawaliśmy najlepsze miejsca na przykład produktom marki Ziaja. Z dobrym skutkiem sprzedajemy także Dax Cosmetics, Eris, Sorayę, Eveline. Mam całą ścianę polskich kosmetyków pielęgnacyjnych i to się świetnie sprawdza. Z Rybnika dużo ludzi wyjechało na Zachód. Teraz przyjeżdżają do nas na zakupy, kupują na zapas, także dla znajomych, rdzennych Niemców. I twierdzą, że nasze polskie produkty są bardzo dobre. Warto dodać, że polscy producenci też nam kibicują i wspierają naszą sieć. Prawdę mówiąc, nie mają innego wyjścia. Sporo firm przy standardach działania zachodnich sieci drogerii upadnie. Wszyscy wiedzą, jak wygląda współpraca z Rossmannem czy Scheckerem. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Mariusz Polit
kosmetyki | czerwiec/lipiec 2011