Numer 195 (UW) (maj-czerwiec)

Page 1

Niezależny Miesięcznik Studentów Numer 195 Maj–czerwiec 2021 ISSN 1505-1714

www.magiel.org.pl

s.12 / Temat numeru

Spisani na straty Ludzka twarz kryzysu


najnowszy dodatek

dostępny już

19 maja www.magiel.org.pl www.issuu.com/magiel www.facebook.com/nms.magiel


spis treści / Ale prowadzenie szybko idzie, gdy odbierasz 5G za pomocą czipa

21

35

Czarne jest polskie a Uczelnia

0 6 Czego nie powiedzą ci na studiach? 08 Rzeczywistość kiedyś wróci 0 9 Filary biznesu 10 Co powiedziałby Kopernik?

8 Temat Numeru 12

Spisani na straty

2 Artykuł Sponsorowany 16

BNP Paribas Securities Services

c Polityka i Gospodarka

18 19 21 22 24

E-ekstremum Dość kompleksów! C zarne jest polskie Fotowoltaiczni f armer zy Rozmowa podsł uchana

55

W metafizycznym pępku Witkacego f Książka

2 6 Romansidła – czyli jak zmienić świat 27 Gdy rzeczywistość zderza się z mitem 2 8 Sarin w podziemiach 2 9 Recenzje

e Film 30 31 32 34

Kobiety reżyserii A meryka oczami Chloé Zhao Krótki tekst o samotności O ś m i u w s p a n i a ł yc h

g Sztuka 35 36

38

Gdzie jest cała WWA? p Czarno na Białym 46

To j e s t m o ja g a l e r i a

Olimpijski ogień nadziei W ł oska robota

q Reportaż 55

Gorszy dzień

W metaf izycznym pępku Witkacego Neri Oxman: Między sztuką a innowacją w nauce Trzy bloki do kwadratu

d Muzyka

39 S u p e r g r u p y i s u p e r p i e n i ą d z e 4 0 Królowie lata 42 The kids are alright, czyli jak modsi zmienili brytyjską popkulturę 4 4 Recenzje

Redaktor Naczelny:

Kajetan Korszeń

Zastępca i Zastępczynie Redaktora Naczelnego:

Wydawca:

Stowarzyszenie Akademickie Magpress

Prezes Zarządu:

Zuzanna Dwojak zuzanna.dwojak@magiel.waw.pl Adres Redakcji i Wydawcy:

al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com

Antek Trybus, Zuzanna Łubińska, Aleksandra Sojka Redaktor Prowadzący: Rafał Michalski Patronaty: Natalia Młodzianowska Uczelnia: Maria Jaworska Polityka i Gospodarka: Kacper Badura Człowiek z Pasją: Michalina Kobus Felieton: Aleksandra Orzeszek Film: Rafał Michalski Muzyka: Jacek Wnorowski Książka: Julia Jurkowska Sztuka: Natalia Jakoniuk Warszawa: Michał Rajs Sport: Michał Jóźwiak Technologia i Społeczeństwo: Michał Wrzosek Czarno na Białym: Wojciech Piotrowski Reportaż: Maciej Cierniak Gry: Michał Goszczyński 3po3: Julia Kieczka

Kto Jest Kim: Laura Makuch Dział Foto: Aleksander Jura Dział Grafika: Milena Mindykowska Dyrektor Artystyczna: Karolina Gos Wiceprezes ds. Finansów: Bartłomiej Pacho Wiceprezes ds. Partnerów: Natalia Machnacka Pełnomocnik ds. Projektów: Tymoteusz Nowak Pełnomocnik ds. Promocji: Aleksandra Marszałek Dział IT: Paweł Pawłucki Dział PR: Anna Halewska Korekta: Piotr Holeniewski oraz Jakub Białas, Dorota Dyra, Natalia Gębka, Maria Jakubiec, Justyna Jaworska, Julia Jurkowska, Weronika Kędzierska, Mateusz Klipo, Jan Kroszka, Gabriela Kurczab, Natalia Łopuszyńska, Kinga Marcinkieiwicz, Zuzanna Palińska, Monika Pasicka, Agnieszka Pietrzak, Aneta Sawicka, Aleksandra Sowa, Agnieszka Traczyk, Mateusz Wolny

Współpraca:

Maria Boguta, Sarah Bomba, Martyna Borodziuk, Jakub Boryk, Katarzyna Branowska, Filip Brzostowski, Arkadiusz Bujak, Maciej Buńkowski, Joanna Chołołowicz, Klaudia Cieślewicz, Marcelina Cywińska, Michalina Czerwińska, Ewa Czerżyńska, Albert Demidziuk, Natalia Derewicz, Aleksandra Dobieszewska, Paweł

j Warszawa 60

K a ż d y d o s t a n i e t o, w c o w i e r z y

62 P r z e ł a m uj ą c t a b u 6 4 Żyć jak hippis, nieść pomoc zwierzętom

k Technologia i społeczeństwo

G d z i e j e s t c a ł a W WA ?

i Felieton 58

Żyć jak hippis, nieść pomoc zwierzętom

t Człowiek z Pasją

o Sport 49 51

64

66 67 68

Jak to drzewiej bywał o... Nowość w menu – politereftalan etylenu Jak zacząć świadomie nosić ubrania?

k Gry

70 Mój awatar i ja 71 Recenzje

t 3po3 72

A n k i e t a 3 p o3

2 Kto jest Kim? 73

Katarzyna Szyszka / dr Anna Grzeszak

v Do Góry Nogami 74

Domitrz, Tomasz Dwojak, Julia Faleńczyk, Zuzanna Figura, Natalia Giczela, Małgorzata Giemza, Julianna Gigol, Anna Gondecka, Karolina Gos, Oliwia Górecka, Aleksandra Grodzka, Marta Grunwald, Antonina Gutowska, Dominika Hamulczuk, Kacper Maria Jakubiec, Aleksandra Jakubowicz, Grażyna Jakubowska, Natalia Jankiewicz, Zuzanna Jankowska, Klaudia Januszewska, Ewa Jędrszczyk, Ewa Juszczyńska, Rafał Jutrznia, Karol Kanigowski, Marta Kasprzyk, Arkadiusz Klej, Paulina Kocińska, Wiktoria Kolinko, Izabela Kołakowska, Kuba Kołodziej, Aleksandra Kos, Julia Kosiedowska, Lena Kossobudzka, Weronika Kościelewska, Katarzyna Kośmińska, Gabriela Kot, Julia Kotowska, Katarzyna Kowalewska, Mateusz Kozdrak, Łukasz Kozłowski, Marcin Kruk, Aleksandra Krupińska, Łukasz Kryska, Nina Kubikowska, Patryk Kukla, Nicola Kulesza, Anna Lewicka, Aleksandra Łukaszewicz, Faustyna Maciejczuk, Alex Makowski, Martyna Matusiewicz, Julia Medoń, Aleksandra Morańda, Sebastian Muraszewski, Rafał Murawski, Wiktoria Nastałek, Natalia Nieróbca, Mateusz Nita, Tymoteusz Nowak, Marta Olesińska, Iwona Oskiera, Magdalena Oskiera, Karolina Owczarek, Bartłomiej Pacho, Aleksandra Pałęga, Paulina Paszkiewicz, Wiktoria Pietruszyńska, Paweł Pinkosz, Miłosz Piotrowski, Natalia Piwko, Jakub Płecha, Jakub Pomykalski, Zuza Powaga, Alicja Prokopiuk, Anna Pyrek, Anna Raczyk, Michał Reczek, Jan Rochmiński, Piotr Rodak, Karolina Roman, Maria Rybarczyk, Weronika Rzońca, Iga Rzyśkiewicz, Natalia Saja, Natalia Sawala, Mateusz Skóra,

Do Góry Nogami Zofia Smoleń, Aleksandra Soćko, Hanna Sokolska, Mikołaj Stachera, Laura Starzomska, Adam Stelmaszczyk, Janina Stefaniak, Katarzyna Stępień, Joanna Stocka, Jan Stusio, Agata Sucharska, Alicja Surmiak, Marcjanna Szczepaniak, Piotr Szłapka, Urszula Szurko, Mateusz Tchórzewski, Zuzanna Tomiczek, Antek Trybus, Maja Turkowska, Klaudia Waruszewska, Alicja Wieteska, Agata Wiśniewska, Michał Włosowicz, Jacek Wnorowski, Adam Woźniak, Dominika Wójcik, Maria Wróbel, Marek Wrzos, Klaudia Wziątek, Paweł Zacharewicz, Agata Zapora, Krzysztof Zegar Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania i

skracania

niezamówionych

tekstów.

Tekst

niezamówiony może nie zostać opublikowany na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam i artykułów sponsorowanych. Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania październikowego prosimy przesyłać e-mailem lub dostarczyć do siedziby redakcji do 25 września Okładka: Karolina Gos Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka

maj–czerwiec 2021


SŁOWO OD NACZELNEGO / wstępniak Koniec i Magiel. A kto czytał ten bajgiel. K.K.

Piszę to na szczepieniu K A J E TA N KO R S Z E Ń R E DA K TO R N A C Z E L N Y dy tylko zaproszono mnie do gabinetu, bym otrzymał od dawna oczekiwane ukłucie, wypełniła mnie jakaś doza ekscytacji. Nie pamiętam teraz ostatnich półtora tygodnia, kiedy codziennie spoglądałem w kalendarz na datę nadchodzącej wizyty w centrum szczepień. Wymazałem z głowy również słowa, które kierowałem jeszcze w lutym do swoich przyjaciół – będzie dobrze, jeśli zaszczepimy się w przyszłym roku. Obecna dostępność preparatów, które mają nas uchronić od zakażenia, napawa jednak nadzieją. A jeśli uważacie, że nadzieja matką głupich, to nawet jako realiści możecie założyć brak kolejnej fali. Na co najbardziej liczę, to bezpieczny powrót do stacjonarnego studiowania – godzin spędzonych w BUW-ie, możliwości przypadkowego spotkania na korytarzu. Taki obrót sytuacji wskazuje na jeszcze jedno możliwe wydarzenie, które ucieszy was wszystkich. Myślę, że jesteśmy zdecydowanie bliżej niż dalej od powrotu papierowych wydań Magla. Przynajmniej dla mnie to, co wydrukowane, miało zawsze jakąś dodatkową siłę przekazu. Wychodzę z gabinetu i rozpoczynam zalecane przez producenta 15 minut oczekiwania na ewentualne działania niepożądane. W przypływie znużenia wpatrywaniem się w krzywo ułożone płytki na zmianę z próbą rozczytania literek na szyldach za oknem, jeszcze raz postanowiłem

G

Myślę, że jesteśmy zdecydowanie bliżej niż dalej od powrotu papierowych wydań Magla.

04–05

przyjrzeć się planowi nadchodzącego Magla. Na pierwszy ogień warto wziąć temat numeru (Spisani na straty, s. 12) – wg różnych raportów uważa się, że w Polsce nawet ponad 30 tys. osób jest obecnie w kryzysie bezdomności. Paradoksalny dla mnie jest fakt, że wśród nas funkcjonują ludzie bez dachu nad głową, a traktujemy ich jak całkowicie oddzielną społeczność. Wielu z nas mówi sami są sobie winni, lenił się to ma – budujemy wokół tych osób narrację nieudolności życiowej. Czy Polki i Polacy podejmą inną perspektywę? Prawdopodobnie czeka nas ciężka praca, którą notabene liczne fundacje i grupy pomocowe wykonują od dawna. To, jak traktujemy innych, nieraz stoi w kontraście do naszego wnętrza. A jak lepiej odkryć duszę niż poprzez sprawdzenie galerii w telefonie (To jest moja galeria, s. 46). W tym numerze możecie spróbować rozgryźć, kim tak naprawdę są członkowie Magla i co zazwyczaj dokumentują swoimi smartfonami. Wychodząc z przychodni, przypominam sobie, że o północy otwarte zostały ogródki lokali gastronomicznych. O nadziejach, jakie wiążą z tym „wydarzeniem”, młodzi warszawianki i warszawiacy opowiadają na naszych łamach w dziale Reportaż (Gdzie jest cała WWA?, s. 55). Już niedługo wrócić mają do nas też kina, teatry i inne instytucje kultury. Czy nie mogę się doczekać? Oczywiście. Zwłaszcza, że w kinach wysypie się nam worek filmów pooscarowych, m.in. Nomadland, o którego reżyserce również piszemy w tym numerze (Ameryka oczami Chloé Zhao, s. 31). Największe nadzieje pokładam jednak w nadchodzącym Ojcu, który zapewnił Anthony’emu Hopkinsowi drugiego Oscara w karierze. U jego boku wystąpiła natomiast niesamowita Olivia Colman, której poczynania śledzę od czasu, gdy zobaczyłem jej rolę w brytyjskim kryminale Broadchurch. Czy warto oddawać się nadziei? Nie wiem; i tak na horyzoncie widzę już coś więcej – realną szansę. Nie wrócimy do starej normalności, ale w końcu będziemy mogli zacząć kreować nową rzeczywistość. 0


Polecamy: 10 UCZELNIA Co powiedziałby Kopernik? O nowym pomyśle Ministra Edukacji i Nauki

12 TEMAT NUMERU Spisani na straty O kryzysie bezdomności w Polsce

24 POLITYKA I GOSPODARKA Fotowoltaiczni farmerzy

fot. Aleksander Jura

Krótki poradnik inwestowania w energię słoneczną

maj–czerwiec 2021


UCZELNIA

/ czy warto iść na studia?

juwenalia, juwenalia, kto nie pije ten kanalia, więc gdy składam dziś magielka, towarzyszy mi butelka

Czego nie powiedzą ci na studiach? Kiedyś posiadanie wyższego wykształcenia niemal gwarantowało zdobycie pracy w wyuczonej profesji, a ukończenie studiów było preludium do tego, co jedni nazywają karierą, a inni satysfakcjonującą działalnością zawodową. Co więc zmieniło się na przestrzeni lat i czy powinniśmy się tymi zmianami przejmować? TEKST I GRA FIKI:

2019 r. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości przeprowadziła badania ludności w wieku od 18 do 69 lat pod kątem sytuacji na rynku pracy. Dane wskazują, że co trzecia osoba (34 proc.) chciała wówczas wykonywać inny zawód. Rok 2019 potwierdził również tendencję opisywaną w 2017 r., według której największe problemy ze znalezieniem pracy zgodnej z posiadanym wykształceniem mają osoby młode, znajdujące się w przedziale wiekowym od 18 do 35 lat. Z kolei według raportu sporządzonego przez firmę Randstad tylko 22 proc. Polaków może pochwalić się bardzo wysokim zadowoleniem z pracy. Za tymi wszystkimi badaniami powinna iść chęć zrozumienia tego, co sprawia, że ludzie czują się nieszczęśliwi z powodu wykonywanego zawodu.

W

Znajdź pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w twoim życiu. Często w przestrzeni publicznej poruszany jest temat przymusu ukierunkowania swoich zainteresowań w szkole ponadpodstawowej. Wiele osób słusznie zauważa, że wybór specjalizacji dokonywany jest zbyt szybko. Ten problem systemu edukacji zaczyna się jednak znacznie wcześniej. Już najmłodsi uczniowie są zniechęcani do kursów i zajęć dodatkowych, które według ich rodziców, nauczycieli czy rówieśników nie przyniosą im wymiernych korzyści w przyszłości. Prawdziwe życie opowiada jednak inną historię i często istnieje jedynie niewielki związek pomiędzy tym, czego ludzie uczą się w szkole, a tym, co robią do końca życia. Niezbędnym krokiem w odnalezieniu swojego powołania jest odnalezienie dziedzin, w których jesteśmy utalentowani i które dają nam radość w życiu. I najczęściej właśnie w tym miejscu system szkolnictwa zawodzi, koncentrując się na

06–07

M A R TA S O B I EC H OW S K A

wąskim zagadnieniu zdolności akademickich. Powszechne jest kładzenie nacisku na przedmioty ścisłe i języki obce oraz jednoczesne ograniczanie liczby godzin zajęć artystycznych, sportowych czy humanistycznych. W konsekwencji osoby o zdolnościach innych niż analityczne myślenie i szybkie przyswajanie języków mogą poczuć, że ich talenty są marginalizowane lub niepotrzebne społeczeństwu. To może być przyczyną nagminnych wyborów kierunków nieznajdujących się w sferze ich zainteresowań, a w konsekwencji zawodu niezwiązanego ściśle z uzyskanym przez nich dyplomem magistra.

Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem? Każdy człowiek przychodzi na świat z jakąś pulą naturalnych zdolności, talentów i predyspozycji, a edukacja powinna wspierać ludzi na wszelkich możliwych płaszczyznach. I nie chodzi wcale o argumentowanie przeciwko liczbie godzin poświęcanych przedmiotom ścisłym, ale o to, by dążyć w systemie szkolnictwa do pewnego rodzaju równowagi. Zdaje się, że powoli ta potrzeba zmian staje się widoczna, ale nadal dużym problemem jest brak pieniędzy oraz błędne podejście do edukacji jak do procesu produkcji. Wydawać by się mogło, że wystarczą bardziej szczegółowe dane, na podstawie których politycy zreformują szkolnictwo w nadziei, że jeśli wszystko dobrze się poukłada, to system będzie dobrze działał i nie zatnie się w przyszłości. Szkoła nie jest jednak maszyną. Szkoła to ludzie, którzy uczą i chcą, bądź nie chcą, być nauczani. Wiele zależy od indywidualnego podejścia. W końcu za pomocą ustandaryzowanego szablonu nie osiągnie się poprawy edukacji dla każdego. Polityka powinna jednak dążyć do tego, by system szkolnictwa dostosował się do potrzeb uczniów i nauczycieli, a nie na odwrót.

U sąsiada trawa zawsze jest bardziej zielona. Częścią problemu jest to, że obecny system edukacji skupia się nie na nauczaniu, ale na egzaminowaniu. Testy są ważne, a przeprowadzanie ich ma sens, ale nie powinny być głównym celem. System szkolnictwa powinien dążyć do tego, by egzaminy wspomagały nauczanie, a nie ograniczały kreatywność i wprowadzały kulturę posłuszeństwa. I choć próba podjęcia zmian w tym sektorze wydaje się być trudna, to jednak jest możliwa do wykonania. Nie trzeba daleko szukać przykładów państw, które zreformowały standardowy program


czy warto iść na studia? /

nauczania i odniosły sukces. Finlandia może pochwalić się dokumentem przewidującym możliwość modyfikowania programu nauczania na poziomie lokalnym, dzięki czemu nauczyciele i uczniowie mają dużo więcej swobody we wprowadzaniu własnych metod przekazywania wiedzy. Zewnętrzny nadzór szkolnictwa jest niewielki, obejmuje tylko inspekcje budynków szkół oraz materiałów zawartych w podręcznikach. W myśl zasady: nauczaj mniej, ucz się więcej, liczba zadań domowych jest ograniczana do minimum przy jednoczesnym kładzeniu nacisku na bogatą ofertę zajęć pozalekcyjnych i kół zainteresowań. Ponadto Finowie wierzą w rolę, jaką odgrywa sport, dlatego aż dwie trzecie uczniów uprawia go, przynależąc do klubów sportowych. Trudno wyobrazić sobie, żeby przeciętny polski uczeń mógł sobie pozwolić na poświęcenie takiej ilości czasu rozwijaniu swoich zainteresowań. Jeśli nawet uda się go wygospodarować, odbywa się to często kosztem pozostałych przedmiotów. Podczas gdy w Polsce na każdym etapie edukacji przygotowywani jesteśmy do testów standaryzowanych, Finowie stawiają na ocenianie uczniów w sposób opisowy. I mimo że obraz szkół bez egzaminów i sprawdzianów wydaje się być surrealistyczny, to jednak fiński system szkolnictwa udowadnia, że jest to możliwe, co potwierdzają chociażby ich bardzo dobre wyniki w międzynarodowym egzaminie umiejętności uczniów PISA.

słowa: człowiek uczy się przez całe życie, powinny raczej dodawać otuchy niż dołować. Zawsze bowiem będzie szansa na przekwalifikowanie się, zainwestowanie w dodatkowe kursy i szkolenia czy wybór następnego kierunku kształcenia. Nie chodzi też o to, by przy najmniejszej porażce i uczuciu zniechęcenia rezygnować z nauki. W momentach braku motywacji należy pamiętać, że studia to tylko część naszego życia, która da nam znacznie więcej niż sam „papierek”. Niemal z każdego kierunku studiów wyniesiemy umiejętności typu: korzystanie ze źródeł, ich selekcja, organizacja pracy i czasu, a także współpraca z ludźmi. Również angażowanie się w działalność w organizacjach studenckich na pewno wzbogaca doświadczenie.

A więc, czego nie powiedzą ci na studiach? Bardzo możliwe, że nie będziesz pracować w zawodzie związanym z ukończonym kierunkiem studiów. Ale nadal najprawdopodobniej nigdy nie usłyszysz na sali wykładowej, że to czego się teraz uczysz, raczej nie przyda ci się

Steve Jobs nie skończył studiów – czyli o tym dlaczego ty jednak powinieneś to zrobić. Dzieci idące niedługo do klasy pierwszej przejdą na emeryturę w 2086 r. W dobie rewolucji technologicznej oraz problemów, z jakimi będzie trzeba się za jakiś czas zmierzyć, trudno nie dziwić się, że zarówno rodzice, jak i młodzi ludzie są pełni obaw dotyczących przyszłego rynku pracy. Mówi się, żeby podczas planowania ścieżki edukacyjnej brać pod uwagę nie tylko swoje zainteresowania, lecz także przyszły popyt na danych specjalistów. Czy jest jednak realne, by przewidzieć, jak będzie wyglądał świat za dwadzieścia lat? Warto byłoby zapewnić młodych ludzi, że wybór kierunku nie jest ani wiążący, ani tak ważny, jak próbuje nam to wmówić społeczeństwo. Chyba, że ktoś chce wykonywać zawód, do którego niezbędne jest posiadanie konkretnego dyplomu i kwalifikacji. Duża część osób nie będzie miała pewności, co chce w życiu robić i bardzo prawdopodobne, że nawet po obronie pracy licencjackiej czy magisterskiej nadal nie będzie tego wiedzieć. Nie ma w tym nic zaskakującego. W tym przypadku często powtarzane

w życiu. Nie jest winą uczniów i studentów, że zostali wepchnięci w pewne schematy i są zmuszani do uczenia się rzeczy, które ich nie interesują. I choć można zauważyć, że ludzie zapytani o powód niepracowania w wyuczonym zawodzie czują się czasami zawstydzeni, może powinien to być powód do dumy niż do wstydu. Osoby te mają często dużo zapału i chęci, są ambitne i pracowite, nie poprzestały na ukończeniu jednego kierunku studiów. Inną przyczyną jest to, że nie czekają na przysłowiową gwiazdkę z nieba i nie znajdując za-

UCZELNIA

trudnienia, wiedzą, że trzeba się przekwalifikować, więc rozpoczynają kolejne studia. Spora grupa absolwentów ma więcej niż jeden dyplom. Inna część młodych ludzi wykazuje się odwagą, inwestując swój czas i pieniądze w działalność, która nie wymaga od nich posiadania wyższego wykształcenia. W końcu trudno jest postawić na swoim, gdy od małego wpaja się ludziom, że nawet nie ukończenie studiów, ale wybór dobrego zawodu jest jedynym gwarantem sukcesu na rynku pracy. Sukcesem jest odpowiednie podejście do życia. Zaangażowany pracownik dobrze wykonujący swoją pracę jest na ogół doceniany przez pracodawcę. Z drugiej strony należy pamiętać o wciąż aktualnych słowach Konfucjusza: Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w twoim życiu.

Jak będę dorosły, to zostanę YouTuberem Kim chcesz być, jak dorośniesz? to z pozoru błahe pytanie, często zadawane małym dzieciom, które, podobnie jak ich rodzice, ekscytują się tym, co może przynieść im przyszłość. Amerykański psycholog, autor książek i profesor Wharton School na University of Pennsylvania, Adam Grant, apeluje, że to pytanie może negatywnie wpływać na nastawienie młodych ludzi do pracy. Rodzice i nauczyciele powinni być świadomi, że ta materia może wzbudzać w uczniach poczucie zdezorientowania i zagubienia. Dziecko odnosi wrażenie, że dobra odpowiedź jest tylko jedna oraz że ma tylko jedną szansę, by mądrze wybrać – pisze nauczyciel akademicki, sugerując, że należałoby pytać dzieci „jacy chcą być, gdy dorosną?”. Młodzież od najmłodszych lat powinna być kształtowana w poczuciu, że to, jacy będą, jest ważniejsze od ich przyszłej tożsamości zawodowej. Kiedy ludzie postrzegają pracę jako coś, co robią, a nie to kim się stają, bardziej otwierają się na odkrywanie różnych możliwości. Wybór ścieżki kariery nie jest wyborem ostatecznym. Niewykluczone jest, że twój wymarzony zawód jeszcze nawet nie istnieje. Stare gałęzie przemysłu znikają w zawrotnym tempie, a w ich miejsce pojawiają się całkowicie nowe perspektywy zawodowe. Jeszcze nie tak dawno nie istniały takie firmy jak Google, Uber czy Instagram, które dziś dają pracę setkom tysięcy osób na świecie. Na studiach nie powiedzą ci, że prawdopodobnie uczysz się rzeczy, które ci się nie przydadzą, bo jeszcze nie odkryłeś swojego powołania. Nie ma jednego przepisu na sukces, bo gdyby taki istniał, każdy z nas miałby satysfakcjonującą i dobrze płatną pracę. Warto jednak dać sobie przestrzeń na poszukiwania i ciągłe próbowanie nowych rzeczy. 0

maj–czerwiec 2021


UCZELNIA

/ akcje Zarządu Samorządu Studentów UW

Rzeczywistość kiedyś wróci To już kolejny raz, kiedy możemy powtórzyć: żyjemy w wyjątkowych czasach. Wyjątkowe czasy potrzebują zaś wyjątkowego traktowania. I specjalnego przygotowania. Samorząd Studentów Uniwersytetu Warszawskiego w lutowo–marcowych akcjach postarał się o zapewnienie takich warunków.

TEKST I GRA FIKI:

M AT E U S Z KO T

zolacja, osamotnienie, brak pozytywnych informacji. To składniki, które mogą złożyć się na problemy natury psychologicznej. I choć powinniśmy z nimi walczyć, to najlepiej im zapobiegać. W tym celu Marta Burzyńska, wiceprzewodnicząca Zarządu Samorządu Studentów UW, zainicjowała akcję WspierajMY. Kampanie społeczne to jedno z priorytetowych działań podejmowanych przez Zarząd Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego w 2021 r. ZSS UW szczególnie teraz, kiedy wciąż kształcimy się z dala od murów naszej uczelni, chce poruszać ważne dla naszej społeczności tematy. Już w styczniu ruszyła pierwsza z kampanii, wspierajMY. – powiedziała organizatorka. Cel kampanii był bardzo ambitny – spróbować zmienić podejście do niezwykle ważnego, lecz niedostatecznie często poruszanego tematu. Nie bez powodu rozpoczęła się akurat w styczniu. Początek roku kojarzy się przede wszystkim z postanowieniami noworocznymi, głównie jednak dotyczącymi naszego ciała, a nie psychiki. Inną przyczyną wybrania takiej daty była zbliżająca się sesja, która paradoksalnie w warunkach domowych wydaje się jeszcze bardziej stresująca. W jej ramach powstała seria wpisów w mediach społecznościowych Rzecznika Praw Studenta i ZSS na tematy związane z radzeniem sobie ze stresem, przeciwdziałające stygmatyzacji pojęć takich jak psychiatra, psycholog, depresja oraz promujące działalność Centrum Pomocy Psychologicznej i Biura ds. Osób z Niepełnosprawnościami. Ogromny wkład w akcję włożył Rzecznik Praw Studenta UW Jan Wieczorek, na którego stronie na Facebooku mogło gościć wiele wydarzeń odbywających się w jej ramach.

I

08-09

– Każda z osób, które tworzą społeczność akademicką, ma prawo, bez względu na stan zdrowia, do funkcjonowania na uczelni na równych zasadach. Jest to szczególnie istotne teraz, w czasie przedłużającej się pandemii, która negatywnie wpływa na nasze funkcjonowanie. Niestety, w dalszym ciągu kondycja psychiczna stanowi w naszym społeczeństwie temat tabu, co prowadzi do nawarstwiania się problemów oraz negatywnie wpływa na komfort życia, a w przypadku studentów, również na postępy w nauce – stwierdził.

8 marca wystartowała inna kampania: Siła jest kobietą . Celem tej akcji była popularyzacja pozytywnych postaw wśród studentek Uniwersytetu Warszawskiego oraz propagowanie profilaktyki zdrowia u kobiet. Oprócz powyższych, poruszone zostały także tematy trudne, takie jak przemoc i obawa przed nią. Ukazane zostały także możliwości uzyskania wsparcia na terenie uczelni i poza nią. Zwień-

czeniem akcji był spot, w którym wystąpiły zarówno studentki, jak i m. in. prof. dr hab. Ewa Krogulec, dr hab. Julia Kubisa oraz artystki Magdalena Lamparska i Bovska. Punktem kulminacyjnym był zaś koncert sanah w budynkach uniwersyteckich na Kampusie Ochota, który transmitował Uniwerek.TV dla całej społeczności studentów. W szczytowym momencie oglądało go ponad 10 tys. osób. Koncertowi towarzyszyła zbiórka pieniędzy na fundację Rak’n’roll, która wspiera osoby walczące z nowotworami. – Naszym celem było zainspirowanie studentek do rozwoju poprzez pokazanie im konstruktywnych historii innych kobiet. Jednym z haseł przewodnich akcji jest: „siła to dbanie o siebie”. Kobiety często zapominają o tym, jak ważne jest to, żeby pamiętały o dbaniu o siebie w takim samym stopniu, w jakim troszczymy się o swoich bliskich – zauważa Marta Burzyńska. – To projekt wyjątkowy, w który zaangażowało się wiele różnych osób, nie tylko kobiet, ponieważ uważamy, że takie rozmowy nie powinny być prowadzone w zamkniętym kręgu. Chcemy, żeby treści dotyczące profilaktyki dotarły do jak największej grupy osób i były sobie nawzajem przekazywane – dodała. Zapowiedziane zostały także następne akcje. Zarząd planuje kolejne kampanie, m.in. o ekologiii i body positivity. Jeżeli zostaną poprowadzone z podobną energią co akcje z przełomu lutego i marca, możemy się spodziewać bardzo ciekawego podejścia do spraw, które w obecnych czasach nurtują młodych ludzi. ZSS przypomina również, że kiedy pandemia się skończy, to skupimy się na innych, równie poważnych tematach, podejmowanych teraz wyłącznie zdalnie. A rzeczywistość przecież kiedyś wróci. 0


Konferencja Biznesu UW /

UCZELNIA

Filary biznesu Czy ekonomia, prawo i zarządzanie w biznesie są nierozerwalnie związane ze sobą? Odpowiedź może być bardziej złożona, niż myślicie. Aby się o tym przekonać, warto zajrzeć na Konferencję Biznesu UW. T E K S T:

M A R I A JAWO R S K A

akiego wydarzenia na Uniwersytecie Warszawskim jeszcze nie było. Trzy SKN-y – Koło Naukowe Strategii Gospodarczej, Studenckie Koło Naukowe Finansów oraz Koło Naukowe Prawa Nieruchomości postanowiły to zmienić. Podczas konferencji organizowanej wraz ze swoimi rodzimymi Wydziałami – Zarządzania, Nauk Ekonomicznych oraz Prawa i Administracji – postarają się znaleźć odpowiedzi na wszystkie naglące pytania związane z biznesem. Pomogą im w tym prelegenci – specjaliści z dziedzin ekonomii, prawa i zarządzania – dzieląc się z uczestnikami swoją wiedzą i doświadczeniem. A to wszystko 18 maja od godziny 10.00 do 16.00. Warto zarezerwować odrobinę czasu, aby wziąć udział przynajmniej w części paneli, które będą transmitowane online.

T

Wiedza i doświadczenie Pierwszy z nich zatytułowany Biznesy Przyszłości. Jak kryzysy kształtują strukturę gospodarczą? będzie poświęcony ekonomii. Uczestnicy poruszą temat gospodarki w dobie pandemii, porozmawiają również o sektorach, które wychodzą z niej obronną ręką oraz o innowacjach w działaniu firm, które wymusił lockdown. To spotkanie szczególnie dla tych, których interesuje postpandemiczna przyszłość gospodarki i zmiany, jakie w niej zachodzą. Na styku prawa i biznesu to nazwa drugiego spotkania, które poświęcone będzie wymianie doświadczeń związanych z pracą w sektorze usług doradztwa prawnego dla wielkich podmiotów. Prelegenci postarają się zainspirować uczestników do tego, aby już na studiach zacząć przekuwać swoją pracę w przyszły sukces zawodowy. Od czego zacząć budowanie swojej kariery? Jak wykorzystać wiedzę prawniczą w biznesie? Na te i wiele innych pytań będzie można uzyskać odpowiedź w części Q&A. Tematem ostatniego panelu będzie Efektywne zarządzanie w czasach niepewnej sytuacji gospodarczej. Jak sama nazwa wskazuje, będzie on nastawiony na przekazanie wiedzy z dziedziny zarządzania przedsiębiorstwem, ze szczególnym

uwzględnieniem sytuacji pandemicznej. Sprawne działanie i szybka adaptacja do trudnych warunków to jeden z kluczy do sukcesu w biznesie. Na koniec nastąpi podsumowanie wszystkich paneli. Podczas dyskusji przedstawiciele każdego z trzech obszarów spróbują odpowiedzieć na pytanie: Czy ekonomia, prawo i zarządzanie w biznesie są ze sobą nierozerwalnie związane?

Z pasji do rozwoju Jak podkreślają organizatorzy, konferencja to wydarzenie wyjątkowe, także ze względu na jeden z celów, jakim jest zaangażowanie studentów. Chciałem stworzyć unikalną inicjatywę, która wyróżni się na tle innych wydarzeń na Uniwersytecie Warszawskim oraz nie będzie kolejnym statycznym i mało interesującym webinarem. Przyświecała mi idea utworzenia studenckiej konferencji, która będzie symbolem proaktywności społeczności akademickiej Uniwersytetu Warszawskiego – mówi Krzysztof Ołdak, organizator i pomysłodawca wydarzenia, prezes Koła Naukowego Strategii Gospodarczej. Dodaje, że uczelnia nie powinna być miejscem, które służy wyłącznie do zdobywania wiedzy, ale również do realizacji potencjału i tworzenia inicjatyw na skalę całego kraju. Podobnego zdania jest Patryk Hilla, prezes Koła Naukowego Prawa Nieruchomości, współorganizator wydarzenia.

Wydarzenie to jest unikatowe na skalę warszawską, a także – w mojej ocenie na skalę Polski. Mało jest konferencji studenckich, podczas których współpracują ze sobą największe wydziały Uniwersytetu – w celu? No właśnie, w celu pokazania zagadnienia od zupełnie innej strony, gdzie każdy wydział i koło daje od siebie wiedzę z obszaru, w którym jest najlepsze - mówi Wydarzenie zostało objęte honorowym patronatem Uniwersytetu Warszawskiego, Samorządu Studentów UW oraz LSE SU Polish Business Society. Głównym patronem medialnym obok Magla został dziennik Rzeczpospolita. Inni patroni to m.in. Business Centre Club, Forum Młodych Dyplomatów, Inkubator Uniwersytetu Warszawskiego czy Uniwerek.TV. Aby wziąć udział w konferencji online, należy wypełnić formularz zgłoszeniowy, znajdujący się w wydarzeniu na Facebooku. Szczególne zaproszenie organizatorzy kierują do ambitnych studentów, przede wszystkim tych zainteresowanych zagadnieniami z obszarów, jakich dotyczyć będą poszczególne panele. Krzysztof Ołdak: Mamy nadzieję, że profesjonalna transmisja z wybitnymi prelegentami, przygotowana również dzięki wspaniałym partnerom konferencji, trafi w Wasze gusta i wyciągnięcie z niej maksimum wiedzy i inspiracji. Serdecznie zapraszamy! 0

maj–czerwiec 2021


UCZELNIA

/ Narodowy Program Kopernikański

Co powiedziaby Kopernik? Narodowy Program Kopernikański – jeden z ostatnich pomysłów Ministra Edukacji i Nauki – wzbudził wiele kontrowersji w środowiskach naukowych. Przyjrzyjmy się temu przedsięwzięciu oraz reperkusjom, jakie mogą nastąpić, gdy zostanie wcielony w życie. T E K S T:

M A R I A JAWO R S K A

auka w Polsce, pomimo wielu sukcesów utalentowanych badaczy i niewątpliwie szczerych chęci rządzących, pozostawia wiele do życzenia. Rodzime uczelnie wciąż mogą tylko pomarzyć o znaczących miejscach w światowych rankingach szkół wyższych. NPK można odczytywać jako próbę zmiany tej sytuacji. Pojawiają się jednak uzasadnione pytania: czy naprawdę chodzi tylko o nadanie prestiżu nauce? I czy tworzenie nowych instytucji jest tym, czego naprawdę potrzebujemy?

N

Niepokojąca ustawa Wiadomość o planowanym projekcie pojawiła się dość niespodziewanie i raczej przez przypadek. Minister Edukacji i Nauki, Przemysław Czarnek, wspomniał o nim podczas debaty Czekamy na Polonię. Szanse, bariery, dylematy organizowanej pod koniec marca przez Dziennik Gazetę Prawną i Narodową Agencję Wymiany Akademickiej. Jak zaznaczył, program ten jest elementem Nowego Ładu i bardzo mocno przyczyni się on do wzrostu atrakcyjności wyboru studiów w Polsce . Kilka dni później do sieci wyciekł projekt ustawy, która zdaje się być jeszcze nieskończona, ale to, co się w niej znajduje, jest dość zaskakujące. Już we wstępie czytamy bowiem, że program ma być swoistym pomnikiem dla Mikołaja Kopernika, mającym uczcić jego zasługi dla polskiej nauki. Lata 2023–2043 mają być przestrzenią czasową dla stworzenia wielkiego, narodowego projektu, którego celem jest dołączenie polskiej nauki do poziomu czołowych centrów naukowych na świecie. W tym celu miałaby zostać założona Międzynarodowa Akademia Kopernikańska.

Akademia Kopernikańska Realizowany w niej Narodowy Program Kopernikański miałby obejmować m.in. stypendia dla młodych naukowców, wsparcie ba-

10-11

GRAFIKA:

dań naukowych poprzez Centrum Badawcze Mikołaja Kopernika i Granty Mikołaja Kopernika, a także przyznawanie nagród kopernikańskich za wybitne osiągnięcia naukowe o przełomowym znaczeniu oraz zasięgu międzynarodowym o wartości 150 tys. dolarów. Trzeba jednak wspomnieć, że nagrody te byłyby przyznawane tylko w wybranych dziedzinach, takich jak choćby astronomia. W kolejnych punktach wymieniono współpracę z Polskim Instytutem Naukowo-Kulturalnym, który to jest kolejnym z dość jeszcze enigmatycznych projektów, o których powstaniu marzy ministerstwo. Inne jednostki, z którymi miałaby współpracować Akademia, to m.in. uczelnie, instytuty badawcze, Centrum Łukasiewicz i instytucje działające w sieci badawczej Łukasiewicz, która zrzesza jednostki badawcze w celu lepszej efektywności badań i komercja-

N ATAL I A ŁO P U S Z Y Ń S K A

dzania, Filozofii i Teologii, Nauk Prawnych, a także Laureatów Nagród Kopernikańskich. Jednak to nie koniec niespodzianek. W kolejnych rozdziałach czytamy o utworzeniu nowej uczelni – Szkoły Głównej Mikołaja Kopernika, z centralną siedzibą w Warszawie. W jej ramach mają funkcjonować kolegia, które odpowiadają Izbom Akademii: Kolegium Astronomii i Nauk Przyrodniczych w Toruniu, Kolegium Nauk Medycznych w Olsztynie, Kolegium Nauk Ekonomicznych i Zarządzania w Poznaniu, Kolegium Filozofii i Teologii w Krakowie, Kolegium Nauk Prawnych w Lublinie oraz Krakowa Szkoła Administracji publicznej im. Lecha Kaczyńskiego. Utworzenie Szkoły datuje się na 1 października tego roku, a rozpoczęcie jej działalności dydaktycznej – dokładnie rok później. To dość krótki okres, jednak zorganizowanie w jego trakcie placówek naukowych nie jest niemożliwe. Należy jednak pamiętać, że, aby jednostki te reprezentowały naprawdę wysoką jakość, potrzeba zarówno czasu i pieniędzy, jak i zasobów, takich jak odpowiednio przystosowana przestrzeń czy profesjonalny sprzęt.

Sprzeciw naukowców

lizacji wyników prac. Twórcy ustawy stawiają również na rozwój globalny – zawieranie umów międzykrajowych i uczestnictwo w międzynarodowych programach. Wszystko to brzmi niezwykle ambitnie, jednak założenia, takie jak współpraca z centrami badawczymi czy rozwój międzynarodowy, nie różnią się zbytnio od celów każdej szanującej się uczelni. W skład Akademii ma wejść sześć tzw. Izb: Astronomii i Nauk Matematyczno-Przyrodniczych, Nauk Medycznych, Nauk Ekonomicznych i Zarzą-

W tym ogólnym i zapewne jeszcze niedopracowanym projekcie można dopatrzyć się niepokojących zjawisk. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest uzależnienie instytucji od władzy. Członkowie Akademii mają być powoływani przez prezydenta RP na wniosek poszczególnych Izb. Jeśli chodzi o pierwszych członków, to maksymalnie połowę z nich powołuje prezes rady ministrów na wniosek ministra właściwego do spraw nauki. Działalnością Akademii ma kierować sekretarz generalny, o którego wyborze decyduje rząd. Kolejne powody do niepokoju opisał prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Jerzy Duszyński w swoim liście otwartym do członków instytucji. Zauważa, że projekt powstaje bez żadnych konsultacji ze środowiskiem na-


Narodowy Program Kopernikański /

ukowym i gremiami zajmującymi się jakością kształcenia. Podkreśla, że nie da się zorganizować uczelni o międzynarodowej renomie bez szerokiej współpracy z wybitnymi naukowcami oraz ich akceptacji. Jednak najwięcej kontrowersji wzbudza fakt, że utworzenie Narodowego Programu Kopernikańskiego – jak uważa prof. Duszyński – może być realnym zagrożeniem dla istnienia PAN. Wskazuje na to podobieństwo w strukturach organizacyjnych Międzynarodowej Akademii Kopernikańskiej i Polskiej Akademii Nauk, a także fakt, że tej ostatniej brakuje wśród wymienionych podmiotów mających współpracować z MAK. Rozwój i współpraca międzynarodowa wskazane w projekcie ustawy to cele, jakie aktualnie są już realizowane przez PAN. Prezes nie pominął też faktu uzależnienia planowanych instytucji od władz państwowych i wpływu takiego stanu rzeczy na poziom tej uczelni. Wątpię w to, że światowe autorytety naukowe zasilą działalność instytucji działającej na takich zasadach – stwierdził. Ostatnią kwestią poruszoną w liście jest finansowanie przedsięwzięcia. W ustawie czytamy, że jego źródłem ma być przede wszystkim budżet państwa, a mianowicie pieniądze przeznaczone na szkolnictwo wyższe i naukę. Uzasadnione są więc obawy, że przeznaczenie środków na rozwój NPK może się wiązać ze zmniejszeniem budżetu dla innych instytucji naukowych.

Stanowisko UW Do prof. Jerzego Duszyńskiego dołączyły głosy z różnych środowisk akademickich, m.in. szefa Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz przewodniczącego Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Rada wydała również uchwałę, w której podkreśla, że nigdy dotychczas nie spotkała się z tak radykalną propozycją ingerencji instytucjonalnej i finansowej w system nauki w Polsce bez uprzedniego przedstawienia rzetelnego uzasadnienia opartego na solidnych analizach. Podkreśla też, że nie widzi możliwości, aby rozwiązania zaproponowane w ustawie sprawiły, że instytucja osiągnie założony cel, tj. najwyższy światowy poziom nauki. W tekście ustawy zwrócono również uwagę, że założenie, jakim jest stworzenie sieci innowacyjnych i kreatywnych instytucji naukowych, które staną się ośrodkiem o znaczącym prestiżu naukowym, jest dyskryminujące dla już istniejących instytucji, które w miarę swoich możliwości, także finansowych, starają się spełniać te oczekiwania. Podpisana przez prof. Zbigniewa Marciniaka uchwała w podsumowaniu mówi wprost, że przyjęcie ustawy zaburzyłoby polski system nauki i szkolnictwa wyższego.

UCZELNIA

Uniwersytet Warszawski również dołączył do głosów sprzeciwu. W połowie kwietnia ukazał się napisany przez grupę profesorów list otwarty, skierowany do senatorek i senatorów UW. W ciągu kilku dni podpisało się pod nim kilkuset wykładowców, pracowników i studentów, a także kilku badaczy spoza Uczelni. Senat UW na posiedzeniu 21 kwietnia przegłosował uchwałę popierającą stanowisko Rady Głównej. Głosowanie poprzedzone zostało dyskusją, podczas której wyrażono liczne obawy dotyczące kontrowersyjnego projektu.

le pytań co do tego, jak rzeczywiście miałaby ona wyglądać. W swoim liście do członków PAN prof. Duszyński wspomniał o spotkaniu z prof. Waldemarem Paruchem i współpracującymi z nim doradcami Ministerstwa Edukacji i Nauki, które odbyło się jeszcze przed wypłynięciem ustawy o NPK. Podczas spotkania, którego celem było omówienie przyszłych zmian w zapisach prawnych PAN, miało dojść do prób dyskredytacji instytucji przez doradców ministra.

Słuszny niepokój czy rozsiewanie plotek?

O opinię w sprawie zaistniałej sytuacji zapytałam Michała Goszczyńskiego, którego doświadczenie jako członka Senatu UW oraz licznych gremiów, takich jak Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego, pozwala na szerszą ocenę sytuacji. Potwierdził, że instytucja, którą chce powołać ministerstwo, nie jest w Polsce na ten moment potrzebna, bowiem aktualnie założenia, jakie miałaby spełniać, realizuje PAN czy Sieć Badawcza Łukasiewicz. Przyznał również, że pewne zmiany w PAN, takie jak postawienie na młodych naukowców czy usprawnienie współpracy pomiędzy poszczególnymi jednostkami, mogą przynieść korzyści i ulepszyć jego funkcjonowanie. Jednak reforma powinna się odbywać w ścisłej współpracy ze środowiskami akademickimi i organizacjami przedstawicielskimi szkolnictwa wyższego. Natomiast w celu polepszenia poziomu szkół wyższych w Polsce, zamiast inwestować w nowe twory w takiej postaci, rząd powinien choćby popracować nad usprawnieniem współpracy pomiędzy jednostkami naukowymi. Jednak największym problemem wciąż pozostaje finansowanie. Przy ilości środków, jakie są obecnie przeznaczone na naukę w Polsce, ciężko nam konkurować nie tylko z Niemcami, których wydatki na naukę są rekordowe, ale też z innymi państwami regionu – mówi Michał Goszczyński. Podkreśla, że w Polsce istnieje tendencja, która nakazuje osiągnięcie szybkiego sukcesu, jednak nie tędy droga. Aby uzyskać efekty w nauce, potrzeba bowiem nakładów na badania, które nieraz trzeba wielokrotnie powtarzać, bo założenia się nie sprawdziły. Przykładem kraju, który prowadzi taką politykę, są chociażby Stany Zjednoczone. Ostatni pomysł Przemysława Czarnka niestety potwierdza tę tezę. Pozostaje mieć nadzieję, że po burzy, jaką wywołał w mediach, chęć uczczenia wielkiego polskiego astronoma nie zapoczątkuje procesu, którego finał byłby destrukcyjny dla polskiej nauki. 0

Tymczasem minister Czarnek już od momentu pierwszej konfrontacji zdecydowanie zaprzecza, żeby zamierzonym skutkiem utworzenia NPK była likwidacja PAN oraz zapewnia, że środki finansowe dla niej przeznaczone nie zmniejszą się. Oskarżył też pracowników PAN o gorączkowe reakcje, które – według niego – są niewspółmierne do sytuacji, bowiem ustawa nie jest jeszcze gotowa, więc nerwowość naukowców jest bezzasadna. Jednocześnie jednak w wywiadzie dla RMF FM przekonywał, że instytucja ta przyniosłaby wiele korzyści – podwyższyła poziom nauki, a poprzez konkurencję, stała się również motorem napędowym dla PAN. Oskarżył też prezesa PAN o rozsiewanie plotek.

Przy ilości środków, jakie są obecnie przeznaczone na naukę w Polsce, ciężko nam konkurować z innymi państwami regionu. Możliwości likwidacji PAN zaprzecza również Włodzimierz Bernacki, pełnomocnik rządu ds. monitorowania wdrażania reformy szkolnictwa wyższego i nauki, w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. Niedobrze się stało, że projekt ustawy o Narodowym Programie Kopernikańskim został ujawniony, zanim oficjalnie mogliśmy go przedstawić środowisku naukowemu – stwierdził. Dodał również, że projekt to jedynie jedna ze wstępnych wersji ustawy, którą ktoś powiązał z PAN-em i wykorzystał, aby uderzyć w słuszną ideę. Potwierdził też plany reformy PAN, jaką zapowiedział na jesień tego roku szef resortu edukacji i nauki. Reforma ta była planowana już wcześniej i miała się odbyć w drodze współpracy pomiędzy ministerstwem i pracownikami PAN. W obecnej sytuacji nasuwa się jednak wie-

Okiem eksperta

maj–czerwiec 2021


TEMAT NUMERU

/ ludzka twarz kryzysu

Każdemu się zdarza czasem foie gras

Spisani na straty Jest najcięższą formą wykluczenia społecznego, obiektem stereotypizacji. Stygmatyzowany przez społeczeństwo i media, ignorowany przez władze publiczne kryzys bezdomności nadal uniemożliwia normalne funkcjonowanie ponad 30 tys. osobom w polskim społeczeństwie. T E K S T:

A L E K S A N D R A S OJ K A

Z DJ Ę C I A :

ezdomność ma wiele twarzy, ale każda z nich to twarz człowieka. Tymi słowami stowarzyszenie Monar podsumowuje Dzień Ludzi Bezdomnych, obchodzony 14 kwietnia, mający zwrócić uwagę na problemy takich osób, a tych jest niemało. Człowiek, którego (względnie) dotyczy trwała sytuacja pozbawienia dachu nad głową, funkcjonuje w końcu bez miejsca, w którym może schronić się przed trudnościami. Przeciwdziałanie bezdomności jest w teorii umieszczone wysoko w hierarchii obowiązków władz publicznych. Świadczą o tym m.in. art. 75 Konstytucji, art. 25 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, art. 11 Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych oraz art. 30 i 31 Europejskiej Karty Społecznej. Dlaczego więc tak wiele osób wciąż pozostaje bez dachu nad głową?

B

Niemały problem Na portalu gov.pl można przeczytać o wynikach Ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych. Było ono koordynowane przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i miało na celu pokazanie nie tylko skali problemu, lecz także miejsc, w których najczęściej przebywają osoby bezdomne; okoliczności, w jakich dana osoba znalazła się w tym kryzysie oraz takich informacji jak wiek, wykształcenie, źródła dochodu i czas pozostawania w takiej sytuacji. W edycji z 2019 r. zdiagnozowano ponad 30 tys. osób bez stałego miejsca zamieszkania. Z jednej strony ogromna liczba wprawia w poczucie beznadziei, z drugiej można cieszyć się z tego, że spadła w porównaniu do 2018 r. o 9 proc. Większość (ponad 80 proc.) to mężczyźni. Mimo powagi problemu powszechnie uznaje się go za taki, którego nie sposób rozwiązać. Społeczeństwo pogodziło się z tym, że tak po prostu jest, a hasło jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz jest powszechnie akceptowanym wytłumaczeniem zjawiska.

Jesteś kowalem swojego losu i inne kłamstwa Społeczność Pragi-Północ pokazała swoją wrażliwość, gdy pojawiły się informacje o inwestycji Praskie Centrum RE-START. Pla-

12–13

KAROLINA GOS cówka ma znajdować się przy Szpitalu Praskim i działać na trzech polach. Po pierwsze, ma wspierać seniorów, oferując im rehabilitację, terapię, zajęcia śpiewu czy gimnastyki. Z drugiej strony ma być to również schronisko dla osób bezdomnych, do którego będą mogły się udać po pobycie w szpitalu, mając jednocześnie zapewnione usługi opiekuńcze. Trzeci obszar to poradnia dla osób uzależnionych. Gdy informacja o inwestycji została opublikowana, na praskich grupach facebookowych zawrzało. Pojawiły się głosy zmartwionych mieszkańców, którzy w trosce o bezpieczeństwo dzielnicy nie chcieli dopuścić do tego, by przyciągała osoby

W edycji z 2019 r. zdiagnozowano ponad 30 tys. osób bez stałego miejsca zamieszkania.

wykluczone społecznie. Jednak Urząd m.st. Warszawy na swojej stronie informuje: dotychczasowe doświadczenia wskazują, że w przypadku placówek dla osób w kryzysie bezdomności nie stwierdza się nasilenia interwencji policji. Niektórzy jednak martwią się o estetykę dzielnicy. Nie ma się co dziwić, w końcu bezdomni i bezdomność budzą obawy. Wynika to z głęboko zakorzenionych stereotypów ich dotyczących. Przecież takie osoby są leniwe, same zapracowały sobie na ten los, są pijakami i często śmierdzą . Bardzo łatwo jest oceniać czyjś zapał do pracy “na chłopski, zdrowy rozum”. Trudno natomiast uwierzyć w sploty niesprzyjających okoliczności, a przysłowiowe mierzenie wszystkich własną miarą jest dla nas tak naturalne i intuicyjne, że przestajemy się zastanawiać nad innymi opcjami. Sławomir Mentzen na swoim Twitterze, obserwowanym przez ponad 84 tys. użytkowników, podsumowuje osoby, które nie mogą sobie pozwolić na mieszkanie: Brutalna prawda jest taka, że trzeba było się uczyć, pracować i oszczędzać. Wpis

zalała fala krytyki, jednak ten toksyczny mit przenika obecną rzeczywistość. Ta mantra gości na ustach większości osób, które odniosły sukces. Ich historie pomijają kluczowy składnik powodzenia – szczęście. I nie ma w tym nic zaskakującego: kiedy ludzie patrzą wstecz na swoje życie, lepiej pamiętają ciężką pracę niż przypadkowe wydarzenia. Ma to związek z efektem pewności wstecznej, który jest jednym z podstawowych błędów poznawczych. Innymi wartymi uwagi aspektami w kontekście bezdomności są fenomen sprawiedliwego świata czy podstawowy błąd atrybucji. Ten pierwszy sprawia, że wierzymy, że ludzie zasługują na nieszczęścia, które ich spotykają. Drugi natomiast polega na ocenie efektów pracy danej osoby na podstawie zdolności i cech charakteru, ignorując przy tym czynniki zewnętrzne. Prawdopodobnie jest to efekt automatycznego przetwarzania informacji (np. przypisania cechy do zaobserwowanego zachowania) bez konieczności analizy. Dla przykładu, widząc osobę w kryzysie bezdomności, podświadomie przychodzi do głowy wyraz „leń”. Zastanowienie się nad przyczynami tej sytuacji jest już procesem kontrolowanym i wymaga uwagi, czyli kosztuje więcej wysiłku. Takie błędy poznawcze mają ogromny wpływ na stereotypizację, która ostatecznie jest krzywdząca, bo skutkuje mniejszą chęcią pomocy.

Niewidzialni A pomóc można na różne sposoby. Wiele fundacji zajmuje się tą kwestią, takich jak Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego. Jej celem jest wspieranie człowieka wykluczonego społecznie, a na swojej stronie działający podkreślają, że osoby bezdomne, mimo swoich trudnych doświadczeń życiowych, nadal noszą w sobie piękno i dobro. Fundacja to taka bardzo dobrze zorganizowana siatka pomocy z dużą liczbą wolontariuszy i ogromną rzeszą ludzi, którzy korzystają z tej pomocy. Przed wojną, kiedy tę działalność charytatywną rozwijał patron Domu bł. Anicet Kopliński, było to nawet kilka tysięcy osób dziennie. Dzisiaj nasz zasięg to około 500 osób. To jest wpisane w misję naszego za-


ludzka twarz kryzysu /

konu: pomoc potrzebującym kimkolwiek by oni nie byli. – mówi br. Szymon Janowski. Oprócz różnych projektów jak jadłodajnia, fundacja skupia się na duchowości swoich podopiecznych. Chcemy zatroszczyć się o człowieka, czyli nie tylko go ubrać czy nakarmić, ale dać mu też poczucie godności. Chodzi o to, żeby te osoby pamiętały, że są człowiekiem i jaka z tego płynie wartość, której ulica czy choroba nie mogą odebrać. Pamiętam takiego Sławka, który kiedyś brał udział w wywiadzie i pani dziennikarka próbowała wyciągnąć z niego za co siedział w więzieniu, jak mu się żyło na ulicy. Sławek natomiast opowiadał tylko, jak wspaniale się czuje w naszej fundacji. W pewnym momencie powiedział, że on wie, że pani chciałaby się dowiedzieć ciekawostek o jego życiu. I powiedział tyle: jestem Sławek, dziecko Boga i to jest moja tożsamość. Zapadło mi to w pamięć, ponieważ to są właśnie te momenty, kiedy zdajemy sobie sprawę, po co działamy. Zgodnie ze słowami Papieża Franciszka to nie jest istotne, jaką ktoś ma przeszłość czy historię, ważne jest, aby niezależnie od okoliczności przyjąć takiego człowieka i pomóc mu odzyskać poczucie własnej godności. To, co jest najgorsze to według br. Szymona fakt, że społeczeństwo uznaje ich za osoby niewidzialne, za kogoś kogo należałoby usunąć z widoku, bo przeszkadza.

Młodość nie radość Często takie poczucie godności traci się bardzo wcześnie. Według wspomnianego wcześniej badania liczby osób bezdomnych, ich wiek to najczęściej powyżej 40. roku życia. Jednak na-

dal około 2 tys. z nich nie obchodziło jeszcze 26. urodzin. Można powiedzieć, że nie miały nawet szansy na udowodnienie sobie czy innym, że są w stanie utrzymać pracę na wystarczająco długo, by opłacić comiesięczny czynsz. Takie osoby mogą liczyć na pomoc Fundacji Po Drugie. Młodzież, która do nas trafia, ma pewne wspólne cechy. Po pierwsze, są to osoby, które doświadczają kryzysu bezdomności. Po drugie, mało który z naszych podopiecznych ma troszczącą się o jego sytuację rodzinę. To osoby od 18. do 25. roku życia, które faktycznie doświadczają bezdomności, ale często za tym kryją się także różne inne problemy: te dotyczące zdrowia psychicznego, uzależnień, demoralizacji czy braku odpowiedniego wykształcenia. To często osoby bez doświadczenia w pracy zawodowej, które nie do końca wiedzą, jak się za taką pracę zabrać. – mówi Agnieszka Sikora, założycielka i prezeska organizacji. Bardzo często jest tak, że droga do poprawy tej sytuacji jest bardzo kręta i skomplikowana. Wśród naszych podopiecznych oczywiście zdarzają się młodzi ludzie, którzy mają wysoką motywację do tego, by przezwyciężyć kryzys. Ale niestety większość napotyka wiele barier i trudności, takich jak uzależnienia, problemy psychiczne, problemy prawne. Niektórzy z nich mają też na przykład ogromne długi, których spłacenie przekracza ich możliwości. Z jednej strony należy się cieszyć, że istnieją takie organizacje, z drugiej to pokazuje, że pomoc świadczona przez instytucje państwowe jest nieefektywna, a fundacje nie zawsze mogą wesprzeć każdego. Ta praca jest szalenie wyczerpująca i raczej bardziej dołująca niż budująca, ponieważ osób, któ-

TEMAT NUMERU

re rzeczywiście potrafią pokonać kryzys jest stosunkowo niewiele. Bardzo zależy nam na tym, żeby wsparcie, które młodzież może uzyskać, było adekwatne i dopasowane do potrzeb. A żeby tak było, potrzebne są środki finansowe, których nie zawsze mamy wystarczająco dużo. – podkreśla prezeska Fundacji Po Drugie.

Nieszczęścia chodzą grupami Badanie liczby osób bezdomnych wykazało, że najliczniejszą grupę stanowią nadal te, które pozostają w kryzysie powyżej 5 do 10 lat. Dlaczego nie potrafią sobie z nim poradzić? Czy państwowe lub lokalne inicjatywy nie są wystarczające? Chciałoby się wierzyć, że Polska osiągnęła już taki poziom rozwoju, który pozwala na wspieranie tych, którzy z różnych powodów nie mogą poradzić sobie sami. Przyczyny bezdomności według specjalistów w tym temacie uwarunkowane są wieloczynnikowo. Są zarówno wewnętrzne, zewnętrznie skierowane na daną osobę (np. koniunktura), jak i wynikające z polityki państwa czy lokalnego samorządu. Przykładem niezależnej od danej osoby i pochodzącej z zewnątrz może być gentryfikacja miast, czyli proces mający na celu zmianę społecznego charakteru przestrzeni. W praktyce skutkuje to wprowadzaniem się do danego obszaru osób o większym potencjale finansowym. Ma ona wprawdzie wiele zalet, ale na pewno w pewnym stopniu przyczynia się do kryzysu bezdomności. Te różne przyczyny najczęściej warunkują się wzajemnie i tworzą pewnego rodzaju grupy problemów powiązanych: klasyczny przykład to brak środków finansowych. Może to 1

maj–czerwiec 2021


TEMAT NUMERU

/ ludzka twarz kryzysu

prowadzić do konfliktów w rodzinie, które natomiast często łączą się z alkoholizmem. Wszystkie wymienione czynniki, zarówno pojedynczo, jak i w grupie uznawane są jako jedne z najczęstszych powodów kryzysu. Innymi są własny wybór, choroba psychiczna, bezrobocie. Duże znaczenie mają też cechy indywidualne jednostki, ponieważ każdy inaczej reaguje na sytuacje stresowe czy kryzysy w życiu prywatnym (np. rozwód). Przyjmuje się, że bezdomność jest wynikiem różnych, złożonych ze sobą okoliczności. Niektórzy dzielą determinanty również na cztery grupy: materialne (niedostatek finansowy, utrata pracy), rodzinne (konflikty małżeńskie, samotność, odrzucenie), osobiste (choroba psychiczna) oraz instytucjonalne (pobyt w więzieniach czy uchodźstwo). Według br. Szymona z Fundacji Kapucyńskiej dla wielu to jest taki sposób na życie, jakaś forma subkultury. Czasami to kwestia dysfunkcji człowieka lub problemu, z którym on nie jest w stanie sobie poradzić. Przyczyny często są o wiele bardziej skomplikowane, niż by się mogło wydawać. To są nagłe zdarzenia, jak utrata pracy, nieumiejętność poradzenia sobie z tym problemem, w konsekwencji bardzo często dochodzi alkohol albo choroba psychiczna. Wbrew pozorom to często ludzie z wykształceniem wyższym, artyści, osoby, które mają rodziny. Często problemy zaczynają się w bardzo młodym wieku. Agnieszka Sikora z Fundacji Po Drugie opowiada, że duża część podopiecznych to młodzież, która wychowywała się w placówkach: w domu dziecka, młodzieżowym ośrodku socjoterapii, młodzieżowym ośrodku wychowawczym czy w zakładzie poprawczym. Część z nich po opuszczeniu instytucji została skierowana z powrotem do swojego środowiska rodzinnego, do tego samego, które stało u podstaw problemów tych młodych ludzi. System tą młodzieżą nie zaopiekował się do końca. Są też osoby, które wychowały się w rodzinach, ale zwykle były one nimi tylko z nazwy. Kiedy nagle okazuje się, że nie mogą dalej być w swoim domu, bo nie ma tam dla nich miejsca, stają przed ogromnym wyzwaniem, z którym zwykle nie są w stanie sobie poradzić sami, potrzebują pomocy, dachu nad głową i miejsca, które będzie bezpieczne i które pozwoli im wystartować do normalnego życia. Kryzys bezdomności w przypadku młodych ludzi dotyczy więc przede wszystkich tych opuszczających placówki, ale też osób z rodzin defaworyzowanych. Według raportów NIK system usamodzielniania opuszczających placówki pieczy zastępczej jest niewydolny, skrajnie rozproszony i brakuje w nim koordynacji. Dla przykładu, Zakłady Poprawcze podlegają Ministerstwu Sprawiedliwości, Ośrodki Wychowawcze Ministerstwu Edukacji Narodowej, zasiłki Mi-

14–15

nisterstwu Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, a leczenie uzależnień Ministerstwu Zdrowia. Trudno tutaj doszukiwać się zgrywających się połączeń, które miałyby zmniejszyć skalę problemu. Co więcej, według raportów NIK pomoc państwa z zakresie finansów dla np. wychowanków, opuszczających dom dziecka jest niewielka. Sprowadza się do jednorazowego świadczenia w wysokości od ok. 3 tys. do ok. 8 tys. zł oraz 500 zł miesięcznie na kontynuowanie nauki. Oznacza to, że młody człowiek, chcący kontynuować naukę w pełnym wymiarze, ma jedynie pół tysiąca złotych do wygospodarowania na opłacenie mieszkania, jedzenia, odzieży oraz wszystkiego, co potrzebne do nauki. W praktyce dodatkowo często są to osoby po wielu przejściach, tym bardziej więc nie powinny być pozostawione same sobie.

Miało być dobrze, a wyszło... Problem nieadekwatnego wsparcia nie tyczy się tylko młodych. Według RPO dr hab. Adama Bodnara wnioski z analizy ustaleń NIK prowadzą do stwierdzenia, że działania podejmowane przez organy administracji rządowej nie doprowadziły do stworzenia spójnego i skutecznego systemu, zapewniającego wsparcie osobom w kryzysie bezdomności. Kontrola NIK wykazała zarówno przeszkody utrudniające zgodną z prawem realizację zadań, jak i łamanie przepisów przez podmioty, które miały zapewniać bezdomnym tymczasowe schronienie. Sam Rzecznik wielokrotnie postulował o ustanowienie pełnomocnika rządu ds. przeciwdziałania bezdomności. Zagadnienia związane z zapewnieniem takim osobom odpowied-

niej pomocy są pod nadzorem wielu różnych działów administracji rządowej, takich jak administracja publiczna, budownictwo, lokalne planowanie i zagospodarowanie przestrzenne, budżet i finanse publiczne, oświata i wychowanie, praca, sprawiedliwość, zabezpieczenia społeczne czy zdrowie. Zdaniem RPO, potrzebna jest osoba, która nadzorowałaby i koordynowała pracę tych wszystkich instytucji w kwestii bezdomności. Pozostaje mieć nadzieję, że następca Adama Bodnara będzie kontynuował dążenia w tej kwestii.

Kryzys bezdomności w przypadku młodych ludzi dotyczy więc przede wszystkich tych opuszczających placówki, ale też osób z rodzin defaworyzowanych.

To nie jest tak, że nie ma programów pomocowych dla osób dotkniętych kryzysem. W ramach takich, jak Program wspierający rozwiązywanie problemu bezdomności oraz Pokonać bezdomność. Program pomocy osobom bezdomnym MRPiPS wydało ponad 23 mln zł do 2018 r. Niełatwo jednak ocenić ich efektywność, ponieważ resort nie monitorował ich realizacji. Kontrolą w latach 2016–2017 objęto zaledwie 1,7 proc. umów. Dodatkowo 14 z 27 mających zapewniać schronienie placówek, które zostały


ludzka twarz kryzysu /

objęte badaniem NIK, nie spełniało standardów tego typu obiektów. A na tym nie kończą się absurdy. OPS niejednokrotnie wprawdzie zabezpieczały tymczasowe schronienie osobie potrzebującej, jednak często było one oddalone nawet o kilkaset kilometrów, ponieważ przepisy tego nie regulują. Rekord został ustanowiony przez OPS w Zarszynie, który oddelegował osobę bezdomną do placówki w odległości 643 km, na Pomorzu. Aż 95 z 585 gmin nie zabezpieczyło osobom bezdomnym żadnego rodzaju schronienia. Dodatkowo, 75 proc. z kierowników objętych badaniem nie spełniało wymagań dotyczących specjalizacji z zakresu organizacji pomocy społecznej lub stażu pracy w pomocy społecznej. Samowolka panowała również w kwestii finansów. Dla przykładu, 82 proc. organizacji pozarządowych, prowadzących schroniska pobierało opłaty bezpośrednio od skierowanych osób bezdomnych, co jest niezgodne z przepisami.

Zostań w domu Obecna sytuacja pandemiczna nie sprzyja takim problemom. Osoby pozostające bez schronienia są szczególnie narażone na zarażenie koronawirusem przez szereg czynników, takich jak wiek, obniżona przez choroby odporność i brak możliwości izolacji. Na swojej stronie RPO Adam Bodnar podkreśla, że w sytuacji pandemii i kryzysu gospodarczego przeciwdziałanie bezdomności jest bardzo istotne, a dotychczasowe rozwiązania mogą okazać się niewystarczające. Równie ważne są kwestie monitorowania sytuacji grup zagrożonych bezdomnością, czyli na przykład osób bezrobotnych. Podobnie w instytucjach pomocy takim

osobom sytuacja wygląda inaczej. Przed pandemią średnio w każdym tygodniu przychodziła do nas jedna osoba, teraz są to trzy do czterech. Młodzież straciła pracę, straciła mieszkanie, które sobie wynajmowała czy pokój, bo skończyły się środki.

System tą młodzieżą zaopiekował się do końca.

nie

Z drugiej strony mamy paradoksalnie dobry rezultat pandemii, ponieważ dworce (gdzie można było zdobyć pieniądze na tzw. bilet i życie) są praktycznie puste i wielu młodych ludzi, którzy wcześniej radzili sobie z kryzysem bez korzystania z pomocy instytucjonalnej niejako zostało zmuszonych, żeby zgłosić się do nas czy do innych instytucji po pomoc. To jest dla nich lepsze, ponieważ mają w takiej sytuacji lepsze warunki na przykład do radzenia sobie z uzależnieniem. – komentuje Agnieszka Sikora z Fundacji po Drugie. Brat Szymon mówi o podwojeniu liczby wydawanych obiadów. Przed pandemią było to około 200 do 250. Ta liczba podwoiła się, rekordowo dochodząc do ponad 600 wydanych posiłków.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej Problem, mimo swojej skali, da się rozwiązać i są na to różne sposoby. Przede wszystkim najpierw mieszkanie. W USA, Kanadzie czy Australii ta metoda okazała się skuteczna. Jedno-

TEMAT NUMERU

cześnie jest ona efektywna kosztowo, ponieważ dotychczasowe sposoby (zasiłki, schroniska) pochłaniały ogromną sumę nakładów, nie przynosząc przy tym oczekiwanych rezultatów. Sposób ten sprawdził się również w Finlandii, gdzie od wdrożenia programu w 2008 r. skala bezdomności spadła prawie do zera. W ubiegłym roku program zawitał także w Polsce: w Warszawie, Wrocławiu oraz Gdańsku. Podobne zdanie ma prezeska Fundacji po Drugie: Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś żyjąc na klatce schodowej czy w jakiejś altance był w stanie wstać codziennie rano do pracy i normalnie funkcjonować. W Fundacji wiemy, że najpierw musimy dać naszym podopiecznym dach nad głową. W Warszawie prowadzimy mieszkania treningowe. Projekt jest dofinansowany ze środków Warszawy oraz ze środków Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. Dopiero po tym, krok po kroku, zaczynamy zagłębiać się w sytuację każdej takiej osoby i rozwikływać problemy, które są tą barierą w jej funkcjonowaniu. W zależności od przypadku ma to formę terapii uzależnień, pomocy psychologicznej, możliwości odbycia różnego rodzaju kursów zawodowych czy zdobycia kwalifikacji zawodowych itd. Podczas III Kongresu Praw Obywatelskich jako inne działania prewencyjne zaproponowano między innymi nagłośnienie problemu (poprzez np. zwrócenie uwagi instytucji, decydentów odpowiedzialnych za politykę społeczną, szkolnictwo, wymiar sprawiedliwości, opiekę społeczną). Kolejnym ważnym krokiem jest uwrażliwienie społeczeństwa przez kampanie społeczne. W kontekście młodzieży ważny czynnik stanowi lepsze przygotowanie i zaplanowanie procesu usamodzielnienia osób opuszczających placówki i rodziny zastępcze.

Moja i twoja nadzieja Innym sposobem pomocy może być wolontariat. W Warszawie są duże możliwości w tym zakresie, a fundacje często ogłaszają się na swoich stronach internetowych czy Facebooku. Warto również w miarę możliwości wspomóc takie instytucje finansowo. Zawsze to finanse będą najbardziej potrzebne. My organizujemy również różne akcje, np. kiedy zbliża się zima potrzebujemy dużo ciepłej bielizny, spodni, długich kurtek. W tej chwili nasze magazyny odzieżowe są pełne, ale to się bardzo szybko zmienia. Można wesprzeć nas również choćby nawet przez 1 proc. – mówi br. Szymon Janowski z Fundacji Kapucyńskiej. A gdy do głowy przyjdzie myśl, że takie osoby powinny umieć poradzić sobie same, warto mieć w głowie słowa Jiddu Krishnamurti: nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa. 0

maj–czerwiec 2021


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

/ BNP Paribas Securities Services

BNP Paribas Securities Services rekrutuje! W szybko zmieniającym się świecie i pełnej wyzwań rzeczywistości, z jaką przyszło nam się zmierzyć, rynek pracy jest dla absolwentów trochę mniej gościnny niż dawniej. Jednak w BNP Paribas Securities Services nasi studenci i absolwenci nadal są mile widziani. Co znajdą tam dla siebie? Jak firma wspiera rozwój młodych ludzi? Jak wygląda rekrutacja w pandemii? Na te i inne tematy rozmawiamy dziś z Piotem Tatarem – Dyrektorem Operacji IOC, a jednocześnie absolwentem SGH, i Francine Nedelcoux – Dyrektorką działu HR w BNP Paribas Securities Services.

M a g i e l : Piotr, co było największym wyzwaniem w Twojej karierze?

Jak obecnie utrzymujesz kontakt z SGH?

P I O T R TATA R : Nie przypominam sobie największego, bo każde kolej-

Jestem w Klubie Absolwentów SGH i staram się śledzić wszelkie inicjatywy w nim realizowane. Dwa lata temu brałem również udział w Koncercie Bożonarodzeniowym SGH i wspierałem Fundację „Rak’n’roll” uczestnicząc w kolacji ze zwycięzcą jednej z aukcji charytatywnych.

ne wyzwanie ma zwykle zupełnie inny charakter od poprzedniego. Od prawie dwóch lat uczestniczę w globalnym projekcie wpływającym na sposób współpracy BNP Paribas Securities Services z rynkiem i z naszym nowym partnerem, znacząco rozwijając i zmieniając model operacyjny, do którego przywykliśmy przez ostatnie 10 lat. Ta inicjatywa bardzo mi się podoba, ponieważ wspiera mój dalszy rozwój osobisty w zakresie zarządzania zmianą, a także testuje zdolności adaptacyjne naszego warszawskiego IOC (Centrum Operacji Międzynarodowych) do stale rozwijającego się globalnego krajobrazu usług związanych z papierami wartościowymi.

Czym jest dla Ciebie sukces? Sukces jest dla mnie wtedy, gdy mogę skutecznie wspierać kolegów, z którymi pracuję, w osiąganiu ich celów zawodowych i czerpać z tego obopólną radość.

Jakie masz najlepsze wspomnienie ze studenckich czasów? To zdecydowanie wspólna nauka z kolegami w Hadesie i indyk maślano-czosnkowy u zaprzyjaźnionej wietnamskiej kuzynki na ulicy Batorego.

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia tuż po ukończeniu studiów i rozpoczęciu pierwszej pracy? Karierę zawodową rozpocząłem zaraz po ukończeniu studiów licencjackich. Rynek pracy był wtedy trudny i nie miał zbyt wielu opcji do wyboru. Postanowiłem rozpocząć swoją pierwszą pracę w obsłudze klienta. Bycie na pierwszej linii kontaktu z klientami było dla mnie bardzo dobrym doświadczeniem. Było dynamicznie i wymagająco, a to ukształtowało moją dalszą wizję tego, co chcę robić w mojej karierze zawodowej w finansach.

16–17

Jaką radę dałbyś świeżo upieczonym studentom? Bez względu na to, na jakim etapie swojej kariery zawodowej jesteś, traktuj każde wyzwanie jako okazję do nauki i rozwoju.

Jaka była najważniejsza rzecz, której nauczyłeś się podczas studiów? Słuchaj uważnie, zdobywaj wiedzę od różnych nauczycieli i pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na naukę i zdobywanie wiedzy.

M a g i e l : Francine, globalna pandemia przyniosła wiele wyzwań dla rekrutacji. Czy możesz podzielić się swoim doświadczeniem? F R A N C I N E N E D E L C O U X : Ujęłabym to inaczej. Globalna pandemia przyniosła

dla rekrutacji wiele możliwości. Jasne, na początku musieliśmy się trochę gimnastykować, aby dostosować nasze procesy rekrutacyjne do formy zdigitalizowanej (zastępując tradycyjne rozmowy twarzą w twarz wideokonferencjami Skype, dostosowując nasz proces onboardingu do obsługi zdalnej itp.), ale gdy szybko pokonaliśmy tę przeszkodę, zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie być bardziej elastyczni i wydajniejsi w naszych praktykach pozyskiwania talentów. Otworzyło to dla nas większą pulę kandydatów, z których możemy pozyskiwać naszych przyszłych pracowników, oraz zapewniło naszej firmie większą różnorodność i szersze perspektywy. Wpłynęło to również pozytywnie na opinie naszych kandydatów na temat doświadczeń rekrutacyjnych. Jesteśmy teraz bardziej elastyczni w procesie rekrutacji, dzięki czemu możemy „spotykać” naszych kandydatów w zaciszu ich własnego domu, nawet gdy przebywają w innych polskich lub zagranicznych miastach.


BNP Paribas Securities Services /

Jak wygląda teraz proces rekrutacji w BNP Paribas Securities Services? Powiedziałabym, że tak samo, jak w czasach przed pandemią, ale z lekkim „cyfrowym liftingiem”. Nasz proces rekrutacji zawsze miał na celu pozyskiwanie i przyciąganie najlepszych talentów na rynku, bez względu na płeć, narodowość czy kolor skóry. Jesteśmy dumni z tego, że naszym celem jest zapewnienie, aby proces rekrutacji był jak najbardziej przyjemny, bezstresowy i skuteczny dla wszystkich zaangażowanych osób. Po pierwsze, nasz zespół rekrutacyjny przeprowadza rozmowę wprowadzającą z kandydatem, aby ocenić jego motywację i upewnić się, że rozumie, na czym polega praca na danym stanowisku, aby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek na dalszych etapach procesu rekrutacji. Następnie nasi liderzy biznesowi odbywają pogłębioną rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem, aby ocenić jego doświadczenie, wiedzę, umiejętności techniczne i kompetencje. Jest to również dobry moment, aby kandydat zadał wszelkie pytania dotyczące stanowiska, zespołu, dostępnych możliwości szkolenia i rozwoju, możliwego do przewidzenia rozwoju kariery, rodzajów projektów i inicjatyw, w które mógłby być zaangażowany oraz wszelkie inne pytania, które może mieć na temat firmy, menedżera, zespołu itp. Wreszcie, jeśli obie strony zgadzają się, że do siebie pasują, dział HR przeprowadza ostatnią rozmowę, aby ocenić potencjał talentów kandydata, ich dopasowanie do kultury naszej organizacji, wszelkie luki rozwojowe, które można rozwiązać podczas onboardingu i ogólnie odpowiada na wszelkie pytania kandydata dotyczące naszych benefitów, środowiska pracy, możliwości rozwoju, ścieżek kariery, itp. Na każdym etapie procesu zespół rekrutacyjny jest gotowy pomóc i wesprzeć kandydata we wszelkich wątpliwościach, jakie mogą się pojawić.

Jakie są największe wyzwania w codziennej pracy zdalnej?

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

wiła, że więcej osób może zapisać się na sesje szkoleniowe i pracowników nie ograniczają już ani limity ilości uczestników, ani listy oczekujących. I tych aspektów jest jeszcze wiele, wiele więcej...

Jaką radę dałabyś studentom, którzy chcieliby rozpocząć pracę w BNP Paribas Securities Services? Powiedziałabym, że dla was, jako dla nowego pokolenia, które wyrosło w erze narzędzi cyfrowych, jest to najlepszy czas na dołączenie do firmy takiej jak BNP Paribas Securities Services. Potrzebujemy waszego talentu, waszej kreatywności, waszej elastyczności i łatwości w pracy z rozwiązaniami cyfrowymi, waszej sprawności w uczeniu się nowych systemów szybko i z zapałem. Moja rada brzmi: zaufaj sobie. W tym momencie swojego życia nie musisz znać wszystkich odpowiedzi, po prostu musisz mieć motywację do nauki i rozwoju. Reszta przyjdzie naturalnie. Zrób więc skok na głęboka wodę i ciesz się chwilą!

Jakie możliwości daje BNP Paribas Securities Services studentom i absolwentom SGH? Powiedziałabym, że przy odpowiednim nastawieniu, etyce pracy i duchu współpracy, nic nas nie ogranicza. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Piotra Tatara!

Jakich cech szukasz u przyszłych pracowników BNP Paribas Securities Services? O kilku już wspomniałam: motywacja, skupienie, chęć do nauki i rozwoju, dobra etyka pracy. Co najważniejsze, szukamy ludzi, którzy będą się rozwijać w szybko zmieniającym się środowisku z wieloma możliwościami nauki, rozwoju i postępu. 0

To trudne pytanie. Powiedziałabym, że zależy to od osobistych okoliczności każdej osoby. Dla niektórych był to brak żłobków, przedszkoli i zamykanie szkół, co wymagało od ludzi łączenia obowiązków rodzicielskich z obowiązkami pracowników na tej samej 8-godzinnej zmianie. Dla innych jest to izolacja i poczucie samotności, a może nawet rozpaczy, które mogą wynikać z fizycznej nieobecności współpracowników lub menedżera przez dłuższy czas. Prawdopodobnie dla nas wszystkich ogromna zmiana w naszym stylu życia i życiu społecznym oznaczała, że granice równowagi między życiem zawodowym a prywatnym zostały jeszcze bardziej zatarte. Wszyscy musieliśmy szybko nauczyć się nowego „porządku” i dostosować się do niego, wzmacniając takie umiejętności, jak motywacja własna, organizacja, koncentracja i równowaga między życiem zawodowym a prywatnym, co w dłuższej perspektywie może mieć wpływ na nasze zdrowie psychiczne. A jednocześnie praca zdalna otworzyła również większe możliwości kreatywności i innowacji, co do których nigdy nie spodziewałam się, że pojawią się tak szybko i będą tak silnie i naturalnie osadzone w naszym codziennym życiu Piotr Tatar zawodowym. Narzędzia umożliwiające współpracę sprawiły, że spotkania mogą być bardziej wydajne dzięki takim opcjom, jak udostępnianie Head of IOC Operations, BNP Paribas Securities Services ekranu, a nawet coś tak banalnego, jak brak koW BNP Paribas Securities Services od 2010 r. Ukończyłem: ekonomię w Szkole Głównej Handlowej nieczności rezerwacji sal konferencyjnych. Naw Warszawie cisk na elektroniczne podpisy i zatwierdzenia Z sektorem finansowym jestem związany od 2008 r. ograniczył biurokrację i czasochłonne zadania Specjalizuję się w: funduszach inwestycyjnych administracyjne, które były dla nas w przeszłoKarierę zaczynałem jako: Młodszy Specjalista ści utrudnieniem. Opcja zdalnych szkoleń spraw Citibank International PLC

Francine Nedelcoux Head of HR, Marketing and Communications, BNP Paribas Securities Services W BNP Paribas Securities Services od 2005 r. Ukończyłam: Universidad Madero w Meksyku Z sektorem finansowym jestem związana od 2002 r. Specjalizuję się w: HR, komunikacji i marketingu Karierę zaczynałam jako: Assistant to the Trade Commissioner w Mexican Bank of Foreign Trade w Paryżu

maj–czerwiec 2021


POLITYKA I GOSPODARKA / szpiegując radykałów Pinkosz wychyla kustosza tequilla

E-ekstremum Julia Ebner przez dwa lata podszywała się m.in. pod hakerów pracujących dla ISIS, neonazistów czy członkinie grupy zrzeszającej żony jihadystów. Zbierała informacje z pierwszej ręki, a następnie opisała to w książce

Coraz ciemniej. Ekstremiści w sieci. Austriacka badaczka wzięłą pod lupę działalność ekstremistycznych i terrorystycznych środowisk. Jak się okazało, najsprawniej działają w internecie.

T E K S T:

A D R I A N N A Z A JĄC

GRAFIKA:

N ATAL I A ŁO P U S Z Y Ń S K A

wystąpieniu dla Talks at Google, przedstawia schemat, według jakiego działają takie grupy. Jego pierwszym etapem jest rekrutacja nowych członków. Wszystko zaczyna się niepozornie. Większość radykalnych stowarzyszeń funkcjonuje niemalże jak zwykłe korporacje. Mają swoje hierarchie, przedstawicieli i normy. Taka struktura wydaje się naturalna, wzbudza respekt i, przede wszystkim, maskuje nieco okrucieństwo kryjące się za działalnością, które mogłoby odrzucić nowych członków.

W

Zabawa w wojnę Niektóre skrajnie prawicowe grupy wykorzystują wyjątkowo kreatywne metody rekrutacji. Aby dotrzeć do młodych wyznawców, stosują chociażby gamifikację (ang. gamification) – metodę marketingową opartą na angażowaniu użytkowników poprzez rozwiązania zaczerpnięte z gier. Za wykonane zadania, np. utworzenie wirusowych tweetów, młodzi ekstremiści mogą zbierać punkty i piąć się w rankingu. Wszystko ubrane w szatę graficzną charakterystyczną dla znanych tytułów z branży gamingowej. Discord – czyli aplikacja zaprojektowana do komunikacji między graczami – jest używana np. przez skrajnie prawicową, niemiecką grupę Reconquista Germanica.

18–19

Terroryści w social mediach

Wolność słowa

Badaczka brała udział w spotkaniu rekrutacyjnym dla międzynarodowego, neonazistowskiego ugrupowania. Poznała tam techniki komunikacyjne, z którymi zaznajamiani są nowi członkowie. To zasady szerzenia mowy nienawiści na skalę szerszą, wychodzącą poza ich krąg. Ekstremiści dobrze znają lokalne prawo i wiedzą, jak działają algorytmy platform internetowych. Stosują wyszukane sposoby obejścia zasad, przy jednoczesnej skuteczności w dotarciu do odbiorcy. Czasem wystarczy zastąpić literę w słowie znakiem specjalnym, aby komentarz nie został usunięty, a każdy i tak mógł go odczytać. Uczą się także, jak prowadzić dyskusje i odpowiadać na trudne pytania, które mogłyby zaszkodzić wizerunkowi społeczności.

Umawiają się na konkretną godzinę, aby blokować lub promować w sieci informacje. Armia trolli jest w stanie podbijać treści tak, aby algorytm przedstawiał je jako trendujące. Taka sytuacja miała miejsce podczas wyborów w Niemczech w 2019 r., kiedy skrajnie prawicowe ugrupowanie manipulowało internetowym dyskursem na rzecz swoich idei. Już na tym etapie internetowi ekstremiści są w stanie wiele zrobić, o czym Julia Ebner przekonała się na własnej skórze. Pracując dla brytyjskiego The Guardian opublikowała artykuł, w którym krytykowała Tommy’ego Robinsona, skrajnie prawicowego aktywistę. Podała jego wpisy na Twitterze jako przykład treści w nurcie białej supremacji. Zwolennicy Robinsona zareagowali na tekst taką wściekłością, że The Guardian postanowił się wycofać. Gdy Ebner nie zgodziła się przeprosić za swoją publikację, musiała pożegnać się z redakcją.

Braterstwo Drugim i najważniejszym według Julii Ebner etapem jest budowanie wspólnoty. Przed członkami otwiera się przestrzeń, w której ich poglądy nie są oceniane jako skrajne i niebezpieczne. Natrafiają tam na osoby o podobnych problemach i wizji świata, którą chcieliby razem realizować. Budują swój odrębny język, powstaje wewnętrzny humor oraz odwołania znane tylko członkom grupy. Tworzą własne i aplikacje platformy na których mogą się zrzeszać. Nawiązują relacje w grupie i stają się jej oddani. To szczególnie istotne dla ich dalszego działania. Mimo że członków grupy może nie być wcale wielu, są oni zwarci i gotowi do współpracy.

From online to offline Działalność internetowa to dopiero początek. Gdy tylko pojawi się taka możliwość, członkowie ugrupowań mobilizują się w świecie rzeczywistym. Zjeżdżają się na festiwale czy wiece, wspólnie świętując. Kreują odrębną kulturę, tworzą muzykę, sztukę czy produkują własne towary, fake-newsy i memy, znajdujące podatny grunt u rozczarowanych wyborców. Ostatecznym elementem ich działalności jest zorganizowany atak.


cudzego nie chwaląc, swoje doceniając /

16 marca 2021 r. Rada Unii Europejskiej przyjęła rozporządzenie mające zapobiegać rozpowszechnianiu w internecie treści terrorystycznych. Właściwe organy w państwach członkowskich będą mogły wydawać dostawcom usług hostingowych nakazy zobowiązujące ich do usunięcia treści terrorystycznych lub uniemożliwienia dostępu do nich we wszystkich państwach członkowskich. Platformy internetowe będą musiały następnie wykonać nakaz w ciągu godziny.

POLITYKA I GOSPODARKA

To bardzo ważna informacja, bo jak podkreśla Julia Ebner w rozmowie dla New Scientist – szkodliwą rolę grają tu same platformy internetowe. Udostępniają przestrzeń do promowania niebezpiecznych treści przez algorytmy mające na celu maksymalizację czasu spędzanego tam przez użytkowników. To model biznesowy, który zniekształca postrzeganie opinii publicznej, dając głos małym, ale silnym grupom. Firmy

te potrzebują dużo większej presji, by podjąć decyzję o zmianach – nie będą tego robić proaktywnie, gdyż zwyczajnie im się to nie opłaca. Ważne jest więc, aby szerzyć świadomość o działaniu grup ekstremistycznych i o tym, jak ogromną siłą dysponują. Może się bowiem okazać, że z tajnych kryjówek i zamkniętych forów, ekstremiści przeniosą się na TikToka, a stamtąd do umysłów młodych użytkowników sieci. 0

Dość kompleksów! W Polsce jak w lesie, Azja zaczyna się na Odrze, Polska jak zwykle najgorzej... Każdy z nas zapewne widział w internecie choć jeden komentarz tego typu, a większość z tych, którzy bacznie śledzą grupy tematyczne na Facebooku, widzi je codziennie. Ile w nich prawdy? Warto doczytać, zanim powieli się podobny frazes na forum publicznym.. PROWOKUJE:

M AC I E J C I E R N I AK

edług słownika PWN naród to zbiorowość ludzi wyróżniająca się wspólną świadomością narodową, czyli poczuciem przynależności do wspólnoty definiowanej aktualnie jako naród. Natomiast prof. Antonina Kłosowska twierdzi, że poczucie przynależności narodowej wynika po pierwsze ze wspólnoty przekonań, a po drugie z obejmowania tego samego terytorium. Z tym drugim stwierdzeniem z pewnością nie zgodzą się Żydzi (ci pisani wielką literą), a z tym pierwszym Polacy. Popularne powiedzenie głosi, zresztą nie bez racji, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Bez wątpienia zaś materia, w której mieszkańcy kraju nad Wisłą nie zgadzają się najbardziej, to pytanie o położenie ich ojczyzny na osi pomiędzy uciekaj, kto może a jesteśmy lepsi od wszystkich innych. Co może martwić, postawy zbliżone do pierwszego końca tego spektrum ostatnimi czasy stają się coraz szerzej przyjmowanym konsensusem.

W

Stereotypowa polska bieda Za komuny świat pędził, a my szliśmy. Kłamstwa w tej często przez starsze pokolenia cytowanej sentencji nie uświadczysz. Faktycznie, patrząc wyłącznie na kwantytatywne wskaźniki gospodarcze, kiedy reszta Europy, a także część Azji Wschodniej i Ameryki Łacińskiej, korzystały z dobrodziejstw otwartej gospodarki rynkowej, my cieszyliśmy sięz ochłapów w postaci wywalczonego krwawo braku podwyżki cen cukru czy dostępnych do kupienia za dwie wypłaty w Peweksie Coca-Coli i amerykańskich jeansów. Takie porównania nie mają jednak sensu z jednego bardzo prostego powodu – nie puszcza się w jednym wyścigu poczciwego pociągowego karego ra-

zem ze stepowym koniem achał-tekińskim, który większość życia spędził trenując do tej konkurencji na otwartych przestrzeniach południowego Kazachstanu. Naszego Karego powinniśmy raczej puszczać przez przeszkody z Siwkiem i Jabłkowitkiem z sąsiedztwa, które swoje życia przetyrały tak samo jak nasz podopieczny.

Płace ukraińskie... Rozważania należy zacząć przede wszystkim od produktu krajowego brutto na osobę w parytecie siły nabywczej. Jak widać na pierwszym wykresie, Polska, startując z poziomu niższego niż każdy oprócz Litwy kraj spośród porównywanych, w ciągu ostatnich trzydziestu lat wzbogaciła się na tyle, że dziś ustępuje jedynie Czechom i właśnie Litwie (której boom gospodarczy zasługuje na osobny artykuł). Jako jedyna z porównywanych gospodarek nie zaliczyliśmy także spadku PKB przez cały badany okres, aż do niefortunnego roku 2020. Także nasze zarobki, często wyśmiewane jako „ukraińskie”, nie są powodem do wstydu. W 2018 r.

Cierni(aki)em w oku dochód rozporządzalny przeciętnego Polaka wyniósł około 16,5 tys. dolarów, czyli mniej niż jedynie trzech obecnych w OECD krajów postsowieckich – Czech (siedziby znanych na całym świecie firm automotive i lidera gospodarczego w dawnym bloku sowieckim), Estonii (światowego hubu IT) i Słowenii (której potężny przemysł maszynowy i mała populacja dają jej niewątpliwą przewagę relatywnej konkurencyjności i prym wśród wszystkich krajów postsowieckich). 1

maj–czerwiec 2021


POLITYKA I GOSPODARKA ...ceny niemieckie

rodzimej gospodarki, jest poziom bezrobocia. Jak widać na drugim wykresie, Polska wystartowała w 1991 r. z najwyższym spośród ościennych krajów postsowieckich bezrobociem, a w trzecią dekadę X XI w. wkracza z drugim najniższym w całej Europie (a jak wynika z danych po pierwszym kwartale 2021 r., nawet z najniższym). Krótkie spojrzenie na wykres pokazuje jednak, że po drodze nie obyło się bez turbulencji, a „górkę” między 1999 r. a 2008 r. należałoby porównywać z liczbą ludzi szukających dorywczych prac w Zjednoczonym Królestwie, Holandii czy Niemczech w zbliżonym okresie. Nie zmienia to mimo wszystko faktu, że odsetek osób w wieku produkcyjnym, żyjących na koszt państwa (dlatego nie biorę pod uwagę wskaźnika aktywności zawodowej – osoby nieaktywne nic nie kosztują budżetu), jest w Polsce najniższy w słynącej z wysokiego bezrobocia Unii Europejskiej. Mało tego, jest również jednym z najniższych na świecie. Widać więc, że w tej kategorii wyprzedziliśmy nie tylko kraje ościenne o zbliżonej historii, ale prawie cały świat.

Jakość życia Inny wskaźnik, w którym wyprzedziliśmy cały świat, to liczba matek umierających w trakcie ciąży, porodu i połogu w przeliczeniu na 100 tys. ciąż. Jest ona NAJNIŻSZA NA

Wykres 1 - dane Bank Światowy, opracowanie własne

No dobrze. – powie malkontent. – Może i zarabiamy całkiem nieźle, ale ceny są u nas powalające. Dalsza część wcześniej przytoczonego powiedzonka o ukraińskich zarobkach głosi, że ceny są u nas „niemieckie”. Zweryfikujmy tę tezę. Według danych Eurostatu z 2018 r., pomimo krajowej inflacji coraz groźniej zbliżającej się do statusu kroczącej, polskie ceny żywności były trzecie najniższe w Unii Europejskiej (mimo wcale nie trzecich najniższych zarobków rozporządzalnych), alkohol był najtańszy ex aequo z Rumunią, a tytoń najtańszy w ogóle. Te ostatnie dane są dość istotne w kontekście Polski, gdyż w naszym kraju spożycie alkoholu, głównie piwa, należy do najwyższych w Europie i na świecie, a 30 proc. dorosłej populacji pali regularnie wyroby tytoniowe. Jest więc zasadne uwzględniać w rozważaniach poziomy cen tych produktów, gdyż, jak wynika z powyższych statystyk, stanowić one mogą sporą część wydatków polskich gospodarstw domowych. Przy ujęciu globalnym, także nasz poziom zadłużenia w stosunku zarówno do innych krajów dawnych demoludów, jak i bogatych gospodarek zachodnich, nie zasługuje na manto, które dostaje od rodzimych kanapowych ekonomistów. Dług stanowiący niecałe 50 proc. polskiego PKB w ostatnim roku przedepidemicznym jest niczym w porównaniu do tych we Francji, Niemczech, Włoszech czy Hiszpanii. Nie wspo-

/ prowokuje do myślenia

minając o naczelnym bankrucie Europy, jedynym w historii kraju, który wypadł z grona krajów rozwiniętych, by dołączyć do klubu gospodarek rozwijających się – Grecji.

Bezrobocie Niezwiązany tak ściśle ze statystyką zarobków i kondycji budżetu, ale jednak istotny z punktu widzenia rozmyślań nad stanem

20–21

CAŁYM ŚWIECIE i pod tym względem jesteśmy lepsi od dosłownie każdego uznawanego przez Bank Światowy kraju, nawet słynących z doskonałej opieki zdrowotnej Japonii, Hiszpanii, Francji czy krajów skandynawskich. Można by wymieniać dalej podobne statystyki, jak śmiertelność niemowląt, która, będąc trzydziestą piątą najniższą na świecie, wyprzedza takie kraje jak bogata w lekarzy Kuba

czy bogata w ogóle Francja; jeden z najwyższych w Unii procent 25-latków po ukończeniu studiów, systematycznie spadający procent ludności zagrożonej ubóstwem, szokująco niska przestępczość czy absolutnie nienaganna w stosunku do innych wysoko rozwiniętych krajów procentowa powierzchnia lasów, but I think I’ve made my point.

Negatyw (lub sepia) Oczywiście, sugar coatingiem byłoby nie wspomnieć o tym, co czyni nasz kraj obiektywnie gorszym od wielu innych. Bez wątpienia na uwagę zasługuje największe w Europie zanieczyszczenie powietrza, jeden z najwyższych udziałów węgla w produkcji energii elektrycznej, a także słabo zarządzana gospodarka wodna, powodująca z jednej strony coraz częstsze susze, a z drugiej – notoryczne podtopienia. Nie należy też zapominać o fatalnej jakości ochrony zdrowia – w Unii Europejskiej mniej lekarzy na tysiąc mieszkańców przypada tylko na Cyprze, a cały system zasilany jest czwartym w naszym bloku gospodarczym najniższym poziomem wydatków w relacji do PKB. Innym ważnym aspektem gospodarki społecznej jest na przykład dostępność transportu publicznego, która pomimo znaczącej poprawy w ostatnich latach, wciąż pozostaje w ogonie Europy, napędzając trzeci najwyższy we wspólnocie wskaźnik motoryzacji społeczeństwa, uznawany w coraz większym gronie rozwiniętych krajów za predyktor patologii społecznych (słynny przykład Oslo, gdzie władze miasta zaczęły się zastanawiać, jak wyplenić biedę ze wschodnich dzielnic po tym, jak zobaczyły w tabelach, jak duży procent ich mieszkańców korzysta na co dzień z aut prywatnych). Ważną kwestią jest też kulejąca, mimo wysokich wskaźników populacji mieszkającej we własnym lokum, ilość przestrzeni życiowej przypadającej na osobę – prawie 40 proc. Polek i Polaków mieszka w przeludnionych mieszkaniach (i to pomimo bardzo niskiej dzietności), liczba pokoi przypadających na osobę ledwo przekracza jeden i, co istotne, nie różni się prawie wcale w zależności od gęstości zaludnienia w badanej miejscowości (trzeci najniższy poziom w UE), a przeciętna powierzchnia przypadająca na mieszkańca jest czwarta najniższa w Unii – 28,3 m 2 w stosunku do średniej europejskiej 40 m 2 . Jednak i z tej perspektywy może cieszyć przyzwoicie niski w stosunku do reszty Europy procent populacji przytłoczonej kosztami związanymi z mieszkalnictwem – 6,7 proc. w stosunku do 14,5 proc. w bogatych Niemczech.


językowy obraz świata /

Terapia związkowa Wielu Polskę kocha, inni jej nienawidzą, kolejni się wstydzą. Powodów do miłości może być wiele – piękne krajobrazy, bogata historia, specyficzne poczucie humoru u ludzi czy zwykłe przywiązanie. Powodów do nienawiści tak samo – coraz gorsze warunki mieszkaniowe, coraz niższa jakość środowiska, wzrastający autorytaryzm i radykalny konserwatyzm. Nie ma wątpliwości, że jest wciąż nad czym pracować, ale powodów do wstydu w obliczu wszystkich wyżej wymienionych argumentów zrozumieć nie sposób.

POLITYKA I GOSPODARKA

Mimo dziesiątek lat podporządkowania, słabo zarządzanej centralnie planowanej gospodarki, eksploatacji gospodarczej a to przez Wschód, a to przez Zachód; mimo paskudnej pogody i fatalnego położenia geograficznego; mimo wielu wojen, zmian granic i śmierci milionów rodaków, zawsze zdołaliśmy się podnieść. A z ekonomicznej katastrofy realnego socjalizmu podnieśliśmy się najwyżej, pierwszy raz w naszej historii dołączając do grona dwudziestu pięciu największych gospodarek świata. Mało tego, odrzuciliśmy gospodarkę centralnie planowaną, nie zaprzepaszczając całkowicie jej

zdobyczy – spółdzielczości na światowym poziomie, umiejętności wykrzesania wielu wspaniałych rzeczy z niedofinansowanej ochrony zdrowia, więcej niż zadowalającej i darmowej edukacji, i wielu innych. Nie wstydźmy się więc naszej Polski i nie miejmy kompleksów wobec mitycznego Zachodu, który swój majątek zbił na wykorzystywaniu innych ras. Bo, pomimo kilkudziesięciu lat powojennego zastoju w porównaniu do niego, daliśmy radę z pariasa Europy stać się krajem obiektywnie bogatym, co niekoniecznie udało się wszystkim Siwkom i Jabłkowitkom z sąsiedztwa.

Czarne jest polskie W Polsce boimy się czarnych nazywać czarnymi. Bella, aktywistka ruchu antyrasistowskiego, działająca m.in. na

Instagramie

(@bondsdream),

tłumaczy, że nie jest osobą, której należy się bać. Chce, żeby ją nazywać czarną, a właściwie „w połowie czarną”. Rozmawiamy o wrażliwości Polaków, szczególnie tej językowej. R O Z M AW I A : M I C H A L I N A C Z E RW I Ń S K A Z DJ Ę C I A : B E T T Y W I Ś N I E W S K A

Magiel: Czy spotkałaś się kiedyś ze stwierdzeniem, że w Polsce nie ma rasizmu? B E L L A : To pytanie jest dla mnie trochę zabawne. Powiem szczerze, że moja

własna mama, mimo że doświadczyła rasizmu ze strony dziadków, uważa, że kiedy się o czymś nie mówi, to nie istnieje. Kiedy chciałam poruszyć z nią tę kwestię przy okazji protestów Black Lives Matter, to powiedziała, że szukam dziury w całym i gdybym nie szukała takich problemów, to by ich nie było. Odpowiadając na pytanie – myślę, że istnieje w naszym społeczeństwie głęboko zakorzenione przekonanie, że w Polsce rasizmu nie ma. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Ludzie bardzo się boją tego, że ktoś mógłby być “rasistą”, “homofobem” czy kimś po prostu złym, bo to są negatywne określenia. Nikt nie chce być złą osobą, mimo że wszyscy czasem powielamy zachowania rasistowskie czy homofobiczne, zupełnie nieświadomie. Ja sama przyznaję się, że robię takie rzeczy. To jeszcze nie świadczy o tym, że jesteśmy rasistami. Dopiero ktoś, kto został uświadomiony, że jego działania są krzywdzące, a je powiela, może zostać nazwany rasistą. Różne szkodliwe

przekonania są bardzo mocno zakorzenione w kulturze i to nie jest nasza wina, ale to, co możemy zrobić, to zadbać o naszą przyszłość. Myślę, że to dobrze, że zaczęliśmy na to i na siebie nawzajem zwracać uwagę.

Pod koniec października 2020 r. Rada Języka Polskiego ostatecznie orzekła, że “murzyn” jest określeniem pejoratywnym i archaicznym. Jakich słów zatem używać? Co do słowa “murzyn”, dziewczyny zrobiły bardzo fajną akcję “Don’t call me murzyn”. W ramach tej inicjatywy powstały m.in. filmy na YouTubie. Trwają około godziny i są merytoryczne. Jeśli ktoś chce pogłębić swoje rozumienie tych tematów, to zachęcam. A jeśli ktoś nie chce, to bezpośrednim przełożeniem z języka angielskiego jest słowo “czarny”. Jest bardzo neutralne i większość czarnej społeczności uważa je za takie. Polacy mają problem z tym słowem, bo stawiają je na równi z “czarnuchem”, a to nie jest to samo. Są też osoby, którym “czarny” nie odpowiada i to też jest okej. Jeśli jest ktoś, kto boi się, że mógłby zostać źle odebrany, to

maj–czerwiec 2021


POLITYKA I GOSPODARKA

/ jak nas piszą, tak nas widzą

może jeszcze użyć słowa “czarnoskóry” albo “Afrykańczyk”, jeśli ktoś jest z Afryki, albo ostatnio moje ulubione czyli “Afro-Polacy”. Chyba nikt tak nie mówi, ale podoba mi się to określenie.

Skąd się bierze opór przed używaniem słowa “czarny”? Dla mnie, ale podkreślam, że jest to tylko moja opinia, określenie “czarny” jest bardziej neutralnym słowem niż “czarnoskóry”, chociaż nie przeszkadza mi, gdy ktoś używa tego drugiego. Nie przeszkadza mi to, gdyż widzę, że ludzie boją się mnie urazić, a ja nie jestem osobą, której trzeba się bać. Nikogo nie nazwę przecież rasistą. Skoro jesteśmy równi i mówimy o kimś “biały”, to dlaczego stosujemy jakieś inne zasady dla mojej społeczności? Ja jestem czarna, a ktoś jest biały. Może lepiej “w połowie czarna”, bo ktoś się zaraz przyczepi.

Myślisz, że jako społeczeństwo potrzebujemy porad językoznawców? Może wystarczy po prostu ludzka empatia? To ciekawa kwestia, chyba trzeba zacząć od tego, czy jako społeczeństwo jesteśmy w ogóle empatyczni. To jest pytanie, które po prostu powinniśmy sobie zadać nie tylko przy problemie rasizmu, ale też w wielu innych obszarach. Wydaje mi się, że nie jesteśmy wychowywani na empatyczne osoby, tylko raczej przesadnych indywidualistów czy jednostki, które muszą sobie radzić za wszelką cenę, i które muszą być w grupie. Wszystko, co znajduje się poza tą grupą, jest zagrożeniem. To odwołanie do prymitywnych instynktów, ale takie mam właśnie odczucia. Chociaż z drugiej strony, dla

mnie jest to intuicyjne, żeby nie nazywać geja albo pracownicy seksualnej słowami powszechnie uznanymi za obraźliwe, bo tylko oni jako członkowie i członkinie tych grup mogą używać tych słów. Podświadomie wiem, że te określenia są pejoratywne, czemu miałabym ich używać? Byłoby świetnie, gdybyśmy wszyscy korzystali z tego właśnie wyczucia. Ze słowem “murzyn” jest taki problem, że społeczeństwo jeszcze nie identyfikuje go jako obraźliwego wyrazu. Potrzeba edukacji językowej, aby mogło się to zmienić.

MC: Czy empatię można wyćwiczyć? Wydaje mi się, że tak, chociaż to dzieciństwo najbardziej nas kształtuje. Myślę, że powinniśmy się skupić na tym, aby empatii uczyć nowe pokolenia. Mamy większy wpływ na dzieci niż na dorosłych, którzy często mają określoną wizję świata. Dorosłej osobie o wiele trudniej będzie zmienić sposób myślenia czy mówienia. Odbieram dzieci i młodzież jako bardziej empatyczne grupy niż osoby starsze. Może akurat obracam się w takim gronie osób. Na przykład moja mama nie jest w stanie dostrzec pewnych rzeczy. Nie uważam, że tego nie potrafi, bo jest jakimś potworem albo uznaje white supremacy. Myślę, że jej wyobraźnia i sposób postrzegania świata po prostu nie mogą rozwinąć się dalej. Nie potrafi myśleć w innych kategoriach. Nawet, jakby chciała, to ta empatia się u niej nie pojawi ot tak. Gdybym miała pięcioletnią siostrę, to mogłabym nauczyć ją wielu rzeczy poprzez zwykłą miłość do ludzi – coś, czego nie były uczone starsze pokolenia.

Mówi się też o fetyszyzacji ciemnego koloru skóry. Spotkałaś się z tym? Tak, mam takie doświadczenia. Chociaż uważam, że w inny sposób fetyszyzuje się czarnych mężczyzn i czarne kobiety. To są na tyle obleśne zachowania, że łatwo je od razu rozpoznać jako fetyszyzację właśnie. Używam aplikacji randkowych i właśnie tam spotykałam się z tekstami, że nigdy się nie spotykałem z czarnulką czy ciekawe, jaki jest seks z taką czekoladką. Było tego więcej. To oczywiście ma podłoże rasistowskie i nie wiem, czemu ludzie tego nie widzą. Mam wrażenie, że i tak zachowania zbyt bezpośrednie w sytuacjach randkowych są lepsze niż to, w jaki sposób kobiety fetyszyzują czarnych mężczyzn. To jest moje zdanie. Takie bezpośrednie zachowania można od razu wyłapać i wiedzieć, że coś jest nie tak. Nie trzeba tego analizować. Natomiast kobiety, często nieświadomie, działają w mniej oczywisty sposób. Trudno mi to nawet nazwać, ale traktują czarnych mężczyzn jak przedmioty i zdarza się, że są to osoby, które wspierają czarną społeczność. Taki partner to dla nich dodatek albo ciekawostka. Przy czym trzeba zauważyć, że sporo mężczyzn nie ma z tym problemu. Trudno podejmować walkę w czyimś imieniu, jeśli dana grupa nie widzi takiej potrzeby. 0

Fotowoltaiczni farmerzy Temat inwestycji w farmy fotowoltaiczne nie cichnie. Jeśli chodzi o odnawialne źródła energii, Polska znajduje się na historycznym zakręcie. Oznacza to, że na farmach PV można dobrze zarobić – jest na to kilka sposobów. Sam nad tym pracuję, dlatego chętnie podzielę się zdobytą wiedzą. a tle Unii Europejskiej Polska jest na szarym końcu, jeżeli chodzi o odnawialne źródła energii. Nad Wisłą działa ok. 1300 farm PV, każda o mocy średnio 1–2 MV. W momencie pisania artykułu w całej Polsce zablokowana jest moc przesyłowa na około 4 GV (4 tysiące MV). Kiedy te farmy powstaną i czy w ogóle? Ciężko powiedzieć. Sam proces zdobywania pozwoleń i wszystkich dokumentów na budowę takiej farmy trwa około dwa lata. Czechy, kraj od Polski

N

22–23

znacznie mniejszy, mają już wybudowane farmy PV o mocy 20 GV. To pokazuje jak wiele jest jeszcze do zrobienia na naszym rodzimym podwórku.

Dlaczego to się opłaca? Pomijając cały aspekt ekologiczny, farmy fotowoltaiczne mogą być niezwykle dochodową inwestycją. Instalacja o mocy 1 MV, umiejscowiona na działce o wielkości około 1,6 ha w ciągu roku jest w stanie, przy obecnej cenie energii 30

groszy za wat mocy, zarobić około 300 tysięcy złotych, pomniejszonych o 19 proc. podatek dochodowy. Bardzo dużo zależy przy tym od regionu i umiejscowienia farmy. Inwestycja zwraca się więc w najgorszym wypadku w około 10 lat. Jej opłacalność z czasem będzie rosnąć, ze względu na fakt ciągle drożejącej energii elektrycznej. Farma PV o mocy 1 MV to koszt rzędu 2,5 - 3 milionów złotych. Możemy sobie więc wyobrazić, że koszty transformacji energetycznej na skalę całe-


inwestuj z Maglem /

POLITYKAI GOSPODARKA

Jest na co czekać

Skąd wziąć pieniądze?

Przede wszystkim musimy uzbroić się w cierpliwość. Zdobywanie pozwoleń w segregatorze na budowę takiej farmy trwa około dwóch lat, a sama budowa około dwóch miesięcy. Biurokracji niestety nie przeskoczymy. Oto poniższe kroki, jakie trzeba wykonać, aby móc poważnie podejść do budowy takiej farmy: • Kupno gruntu bądź jego dzierżawa – grunt musi spełniać wcześniej opisane przeze mnie kryteria. • Złożenie wniosku o zgodę środowiskową do gminy – jest to koszt około 205 zł. Musimy wówczas wiedzieć na jakiej części działki staną panele, ile ich będzie i w jakich odległościach od siebie. Następnie należy wypełnić całą masę załączników do wniosku. To na tym etapie o całym przedsięwzięciu informowani są sąsiedzi. • Zdobycie warunków zabudowy dla naszego projektu – koszt około 590 zł. We wniosku do odpowiedniego organu gminy musimy załączyć prawidłowe mapki terenu. Jeżeli się pomylimy, wniosek zostanie odrzucony. Warto więc sprawdzić dwa razy ostateczną wersję dokumentu, żeby nie stracić 4 miesięcy, które czeka się na decyzje. • Zdobycie warunków przyłączeniowych dla naszego projektu – etap sprawdzam dla każdego projektu farmy. Ze względu na starą infrastrukturę przesyłową w Polsce oraz fakt, iż bardzo dużo mocy w sieci zostało już zarezerwowane dla innych tego typu inwestycji, zgodę na przyłączenie do sieci zdobywa obecnie zaledwie 30–50 proc. projektów. Przy składaniu wniosku uiszczamy zaliczkę w wysokości 30 tysięcy złotych za każdy MV mocy farmy. Jeżeli zdobędziemy zgodę, pieniądze te zostaną wykorzystane

Budowanie farm fotowoltaicznych wiąże się z ogromnymi kosztami. W większości sytuacji inwestor nie posiada prywatnych środków na sfinansowanie budowy, a nawet jeśli posiada, rozsądniejszym rozwiązaniem jest korzystać z cudzych pieniędzy, aby realizować swoje cele. Sposobów jest kilka: • Środki prywatne – wykładamy własną gotówkę, aby pokryć całościowy koszt budowy farmy. • Pożyczki w bankach komercyjnych – udajemy się do banku, aby sfinansować swój projekt. Jako, że farma niejako sama na siebie zarabia, warto zastanowić się nad tą formą finansowania. Trzeba jednak pamiętać, iż bank nie jest instytucją charytatywną, przez co całościowy zysk z inwestycji będzie mniejszy. Problemem może okazać się również zabezpieczenie takiej pożyczki, jeżeli grunt na którym budowana będzie farma nie należy do nas, a jest dzierżawiony, co jest popularna praktyką w tej branży. Banki coraz chętniej zgadzają się na zastawienie samej farmy, jednak nie jest to reguła. W takich wypadkach pomocną dłoń wystawia do nas Bank Gospodarstwa Krajowego. Banki, które z nim współpracują, mogą złożyć wniosek o udzielenie gwarancji na daną inwestycję ze środków, które przysługują każdej firmie raz na trzy lata, a mianowicie środków de minimis. Dzięki temu my uzyskujemy finansowanie, a bank dostaje zabezpieczenie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Jest jednak mały haczyk – sposób ten nie sprawdzi się przy dużych projektach. Pomoc de minimis jest limitowana do równowartości kwoty 200 tysięcy euro. Dla większych projektów bank i tak zażąda dodatkowego zabezpieczenia.

fot. Wikimedia Commons

Informacje o działkach oferują rządowe serwisy informatyczne. Można również skorzystać z serwisów, które wszystkie informacje z publicznie dostępnych baz danych zbiorą za nas w zamian za niewielką opłatę, jak np. ongeo.pl. Po upewnieniu się, że nasza ziemia jest bez zarzutów, czeka nas tona papierkowej roboty.

na m.in. modernizację sieci przesyłowejw naszej okolicy. Jeżeli zgody nie otrzymamy, pieniądze do nas wrócą. Zwrócone zostaną również wtedy, kiedy po pięciu latach nie zbudujemy w danym miejscu farmy. Właśnie na tyle ważne są warunki przyłączeniowe. Na tym etapie potrzebować będziemy już projektu farmy PV. • Zdobycie pozwolenia na budowę – odrolnienie ziemi, geodeta, złożenie stosownych dokumentów. • Podpisanie umowy z PGE – mając pozwolenie na budowę, możemy zgłosić się na aukcje organizowane przez PGE i podpisać z nimi umowę na odbiór wyprodukowanej przez nas energii. Umowa podpisywana jest na 15 lat, co zapewnia gwarancję zwrotu inwestycji. Tutaj również wpłacana jest zaliczka 60 tysięcy złotych za każdy MV mocy farmy. Pieniądze są po to, aby zmobilizować podmiot do zrealizowania zawartej z PGE umowy na dostarczenie prądu. Oddawane są zaraz po tym, jak zaczniemy dostarczać energię elektryczną. Taka zaliczka zapobiega anarchii w dostawach prądu w całym kraju. • Rozpoczęcie budowy.

go kraju idą w setki milionów złotych. Nie bez znaczenia pozostają przepisy UE dotyczące zezwoleń na emisję CO2 czy nierównomiernie rozwinięta infrastruktura przesyłu energii elektrycznej. Jej modernizacja pochłonie bardzo poważne kwoty. Rząd musi skądś te pieniądze pozyskać, stąd podwyżki cen prądu. Jak mówi Piotr Najmski – minister i pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej – w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM z dnia 3 marca 2021 r.: […] Prąd podrożeje – widzimy to. W tym roku w stosunku do roku poprzedniego prąd niestety dla naszych odbiorców musiał zdrożeć o około 10 proc. To jest około 8 zł miesięcznie. [...] Tak będzie drożało dlatego, że energia, którą mamy w tej chwili z elektrowni węglowych jest coraz droższa, gdyż musimy dopłacać do tej wyprodukowanej energii koszt emisji dwutlenku węgla […] […] Energię będziemy z węgla produkowali jeszcze długo, ale równocześnie musimy inwestować, budować nowe elektrownie, które nie będą obarczone tym dodatkowym podatkiem […] Mniej więcej do 2030 roku, czyli w tej dekadzie, powoli będziemy starali się, żeby to było jak najmniej uciążliwe. Będą ulgi dla tych najmniej zarabiających w Polsce, ale ceny energii będą rosły. Po 2030 r. mamy nadzieję, że będą spadały […] W obliczu takich prognoz warto rozważyć podjęcie inwestycji. Na co się przygotować?

Krok po kroku Aby móc wybudować farmę PV, działka musi spełniać szereg warunków. Zacznijmy od tego, że musi być położona przy utwardzonej drodze, a jednocześnie nie może być objęta miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego (wyjątek stanowią plany zezwalające na takie inwestycje), ani też znajdować się na obszarze rezerwatu przyrody czy Natura 2000. Na jej terenie, lub w odległości nie większej jak 500 m, znajdować się musi linia średniego napięcia. Działka musi być stosunkowo płaska, a klasa ziemi zaklasyfikowana jako co najmniej IV stopnia lub gorsza.

maj–czerwiec 2021


ARTYKUŁ SPONSOROWANY Nisko oprocentowane pożyczki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej to również bardzo ciekawa opcja finansowania. Dzięki niej możemy wnioskować do NFOŚiGW o nisko procentową pożyczkę (1 proc.), którą możemy opłacić do 85 proc. kosztów kwalifikowanych. Pożyczka ta jest również częściowo umarzalna (od 5 do nawet 20 proc). Co zatem decyduje? W Polsce mamy szesnaście oddziałów NFOŚiGW – po jednym na województwo. Każdy z nich jest od siebie niezależny i posiada własny budżet. Warunki udzielenia takiej pożyczki zależeć będą od lokalizacji inwestycji. Finansowanie ze środków unijnych – możemy starać się o dotacje projektu ze środków UE. Nie są one oprocentowane i mogą sfinansować do 85 proc.

/ Zarządzanie Big Data na WDIiB

kosztów kwalifikowanych inwestycji. Brzmi fajnie, prawda? Tu też jest haczyk. Na tego rodzaju środki jest duża konkurencja. Kryterium wyboru oczywiście są pieniądze. Większe szanse na zwycięstwo mają projekty będące w stanie wyprodukować jak najwięcej energii jak najmniejszym kosztem. Powszechną praktyką jest więc zaniżanie wartości inwestycji, aby stać się jak najbardziej atrakcyjnym w oczach komisji dystrybuującej środki. Trzeba jednak pamiętać, że koszty budowy mogą okazać się większe, niż przypuszczaliśmy, a my dodatkowych pieniędzy nie dostaniemy. Dodatkowo, my te pieniądze otrzymujemy w postaci zwrotów już poniesionych kosztów. Innymi słowy, najpierw musimy opłacić całą budowę z prywatnych środków, a dopiero potem przed-

stawić faktury i wnioskować o zwrot poniesionych nakładów. Prowadzi to do sytuacji, w której słabiej zorientowani inwestorzy i tak udają się do banku po pieniądze na realizację projektu, żeby finalnie wnioskować o zwrot części poniesionych kosztów i tymi pieniędzmi spłacają zaciągnięty wcześniej kredyt. W praktyce taki zabieg kryje się pod nazwą “gotowy projekt z wszystkimi pozwoleniami oraz zapewnionym finansowaniem”. Warto być tego świadomym zanim pokusimy się o pozornie najciekawszą ofertę. Gotowy biznes plan farmy PV o mocy 0,48 MV znaleźć można na copernic.io. Jeśli mamy plan, fundusze i trochę gruntów na zbyciu, nic nie stoi na przeszkodzie, by zostać farmerem… fotowoltaicznym. 0

Rozmowa podsłuchana X : Hej! Y: Dzień dobry X : Wiesz już? Y: Chodzi Ci o prośbę Agaty? Myślałem trochę. Może damy info z ubiegłego roku? X : Nie wiem… To już było. Na pewno ktoś trafi na to drugi raz. To trochę słabo. Trzeba coś nowego. Y: Nowego? Mam taki wykład o Big Data – sama propedeutyka. Jest w wersji wideo. To może z tego Agata wytnie ciekawsze fragmenty i zrobi materiał? X : Um... Ale to zawsze wykład. Trzeba więcej życia. Jakiś bonusik. Pokażmy z kilku badań co ciekawsze wyniki. Y: …To zacznijmy od prognoz wyborczych, może analiza sentymentów? I nowe prognozy kursów giełdowych. X : No to przy okazji. Jeśli nie sprzedałeś CD Projekt to teraz tylko trzymaj. Y: Sprzedałem. Analiza sentymentów nie dawała wyboru. Sprzedałem tuż przed górką. Potem już było gorzej. X: Super. To wróćmy do promocji Big Data. Zrobiłbym tak: najpierw o giełdzie, sprzedać –kupić i dlaczego. O tym dwa zdania od Konrada. Potem może ty o wyborach – kto wygra. Też tylko parę zdań, najlepiej jedno… Dołożyłbym jeszcze Darka i Pio-

tra z identyfikacją źródeł. To nie może być długie. Y: Ale trzeba coś dodać o programie. To może Aleksander o statystyce… X : Aleksandrowi zostawiłbym sztuczną inteligencję, podejmowanie decyzji, jak nauczyć komputer… A statystykę zostawiłbym Agnieszce. Niech powie, że wszystko jest statystyką, że to nie takie trudne… Y: No dobrze. To może na koniec ktoś powie co to Big Data, że to pierwszy taki kierunek, że studia interdyscyplinarne i pewna praca. To najlepiej Wiola i Agata. X : To może ja bym jeszcze dołożył monitorowanie trendów technologicznych, identyfikowanie innowacji – tu widać jak nasze Big Data przekłada się na wielkie korzyści. W ogóle trzeba powiedzieć że to zawód z topu. O... może jeszcze, że szukaliśmy agentów STASI… Y: Nie uwierzą… X : To może, że już wiemy kto podszywał się pod Szekspira? Y: …a co ty na to, żeby dołożyć info katedrze, o CRI, że to spin i co robimy, że identyfikujemy fake newsy, że wykorzystujemy sztuczną inteligencję… X : No dobrze, ale ma być krótko. Napiszemy i podrzucę.

Za zgodą rozmówców wyjaśniamy kilka terminów i podajemy ich personalia: Big Data – chodzi o Zarządzanie Big Data – interdyscyplinarny kierunek studiów II stopnia prowadzonych przez katedrę technologii informacyjnych mediów (WDIiB).

http://logistykamediow.pl/site/zarzadzanie-big-data/ Y – prof. dr hab. inż. Włodzimierz Gogołek X – dr hab. inż. prof. ucz. Wiesław Cetera Katedra – Katedra Technologii Informacyjnych Mediów (Wydział Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii) Agata – dr hab. Agata Opolska-Bielańska – kierownik studiów Zarządzanie Big Data, prowadzi wykłady ze społecznej odpowiedzialności biznesu Konrad – Konrad Żukowski – najmłodszy pracownik katedry TIM – zajmuje się programowaniem w języku Python Darek – dr Dariusz Jaruga – specjalista od przetwarzania dużych zasobów danych, laureat nagrody Premiera Piotr – mgr inż. Piotr Celiński – specjalista od identyfikacji i kwerendy danych Aleksander – mgr Aleksander Strzelczyk – jego domeną jest sztuczna inteligencja Wiola – dr Wioletta Matosek – uczy zarządzania bazami danych Agnieszka – dr Agnieszka Heba – prowadzi wykłady ze statystyki CRI – Centrum Rafinacji Informacji sp. z o.o. (spółka spin-off Uniwersytetu Warszawskiego), podmiot zajmujący się komercjalizacją badań naukowych. Wykonuje analizy związane z rafinacją informacji z dużych zasobów nieustrukturyzowanych danych.

Informacja

Identyfikacja procesów innowacyjnych, monitorowanie trendów technologicznych – tytuły projektów realizowanych przez katedrę TIM dla Narodowego Centrum Badań i Rozwoju

Tę intrygującą rozmowę zanotowaliśmy na Kampusie. Jak ustaliliśmy, rozmówcy starali się uzgodnić jakie informacje powinny stanowić wizytówkę zarządzania Big Data tak, aby była zrozumiała i atrakcyjna dla przyszłych studentów tego kierunku...

24–25

Identyfikacja fake newsów – nowy projekt (IKONA) wykonywany w konsorcjum CRI i UW dotyczący raf inacji informacji. 0


kultura /

Trochę kultury Polecamy: 30 FILM Kobiety reżyserii

Droga reżyserek do równości w zawodzie

33 SZTUKA W metafizycznym pępku Witkacego S. I. Witkiewicz odkryty na nowo

fot.Rafał Murawski

40 MUZYKA Królowie lata

Rozmowa z członkami zespołu Jelsa

Świadome chodzenie JAC E K W N O R OW S K I

ilka lat temu, podczas ustnej matury z polskiego, w przydziale dostał mi się temat językowy. Z takimi zagadnieniami zazwyczaj wiążą się dosyć specyficzne pytania komisji. Tak też było w moim przypadku: w jaki sposób można zadbać o jak najbogatszy zasób słownictwa? Propozycje czytania książek i oglądania filmów dawno już padły, z braku laku odparłem więc: trzeba chodzić i myśleć. Komisji ta odpowiedź wyjątkowo przypadła do gustu, a ja na każdym kroku (zamierzona gra słów) przekonuję się, jak wiele miałem wtedy racji (tylko może w trochę innym kontekście). A to dlatego, że chodzenie to czynność zbawienna, rozwojowa, odprężająca, stymulująca i zaskakująco ciekawa. Tyle epitetów do przebierania nogami w tę i we w tę? Otóż tak, bo w dalszym ciągu wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak pomocne mogą być spacery. I nie mówię tutaj bynajmniej o kwestii zdrowotnej. „Świadome chodzenie”, jak lubię nazywać tę aktywność, to chodzenie z otwartymi oczami i traktowanie otoczenia jako jednej wielkiej wystawy. Na wpół dopita butelka po piwie w pustej witrynie sklepu, nietypowy napis albo graffiti na murze czy krzywy gzyms kamienicy mogą zachęcać do rozmyślań (na pomysł tego felietonu wpadłem na spacerze – ironiczne), snucia w głowie mnóstwa scenariuszy

K

Kiedy ścięli to drzewo? Przecież ledwo co je widziałem!

i w końcu podziwiania faktu, że jest tak, a mogło być inaczej. W końcu znaleźliśmy się w jednym z nieskończenie wielu stanów wszechświata. Na ulicy toczy się życie, podobnie jak przy leśnej drodze, otoczenie jest w stanie ciągłej zmiany, którą właśnie obserwujemy, a coś ciekawego można zaobserwować nawet na pokonywanej kilka razy dziennie nużącej trasie na przystanek i z powrotem (Kiedy ścięli to drzewo? Przecież ledwo co je widziałem!) . Chodzenie zyskało dodatkowy wymiar podczas pandemii i lockdownu. Nie tylko z tego powodu, że jako sposób transportu jest bezpieczniejsze niż komunikacja miejska, ale również dlatego, że w pewnym momencie stało się jedyną możliwością legalnego spotkania się ze znajomymi. A takie wspólne spacery „bez celu” (choć tak naprawdę celem są one same) też potrafią zaprowadzić w najmniej spodziewane miejsca: czy to na nieznane wcześniej osiedle, czy niewybieraną dotychczas ścieżkę, czy pomiędzy zbyt przepełnione niegdyś ludźmi obszary. A to niekiedy nasuwa ciekawe tematy rozmów i spacer już nie służy tylko zaspokajaniu pierwotnych instynktów odkrywcy, ale i stymulująco działa na konwersację, która w pubie wcale nie zeszłaby na takie tory. Dlatego polecam wam po prostu: chodźcie i myślcie. 0

maj–czerwiec 2021


KSIĄŻKA

/ romansidła

nawet googlowałam, ale tam też nie było nic śmiesznego

Romansidła – czyli jak zmienić świat Bestsellerowe czytadła dla pań. Bajki o księciu na białym koniu i miłości aż po grób. Śmiejemy się z nich i wytykamy nierealistyczność, ale kiedyś niepokój wywoływała sama myśl o kobiecie czytającej romanse. T E K S T:

ANNA CYBULSKA

hyba nie trzeba nikomu udowadniać, że czytanie to dużo więcej niż przesuwanie wzrokiem po kartce. Jeśli dodać do tego dużo wolnego czasu i brak dostępu do Netfliksa, chwila z książką mogła diametralnie – bez żartów! – zmienić życie, zwłaszcza, gdy jedyną rozrywką były przyjęcia, niedzielna msza, haftowanie i, owszem, czytanie, ale modlitewnika. Sama myśl o kobiecie spędzającej samotnie czas na lekturze, gdy mogłaby w tym czasie gawędzić o pogodzie z rodziną lub kandydatem na męża, musiała wydawać się niepokojąca. Bardzo dobrze oddaje to scena z Hamleta, gdy ojciec wciska Ofelii do rąk książeczkę do nabożeństwa, która miała usprawiedliwiać fakt, że niezamężna młoda kobieta przechadza się bez towarzystwa po korytarzu… Zatem nie dziwi już tak bardzo XVIII-wieczna krytyka czytania romansów przez kobiety.

C

Czytam, więc myślę W Żonie modnej Krasicki stworzył obraz kobiety, która być może pierwszy raz w literaturze polskiej mówi: A ja sobie rozmyślam pomiędzy cyprysy nad nieszczęściem Pameli albo Heloisy. To, że białogłowa zajmuje się myśleniem i do tego nad losem nie postaci biblijnych, a fikcyjnych i jeszcze kobiecych, miało bardzo duże znaczenie. Przenieśmy się do XVIII-wiecznych salonów. Tysiące Polek pochyla się nad kartami romantycznych powieści i współczuje ich bohaterkom. Czytają o szaleńczej miłości, jakby była sensem życia. Niewątpliwie wszystko to jest bardzo sentymentalne, okraszone łkaniem i serią „achów i ochów”. Jednocześnie po raz pierwszy mowa nie o wojnach, honorze, obowiązkach państwowych, ale o uczuciach przeżywanych przez kobietę. W ten sposób Heloiza i Pamela stają się reprezentantkami – a może idolkami – prawdopodobnie ogromnej liczby czytelniczek, które zyskały w końcu czułe, chociaż fikcyjne, przyjaciółki.

Romanse przyjemne i pożyteczne Pod wpływem XVIII-wiecznych romansów kobieta zaczyna spędzać dużo czasu na czytaniu i rozmyślaniu. Zastanawia się nad losem

26–27

ulubionych bohaterek, ale i nad swoim życiem. Zaczyna nazywać swoje emocje i potrzeby. Tak budzi się kobieca psychika. A wypełniona romantycznymi lekturami głowa marzy przede wszystkim o prawdziwej miłości. Jednak wybrany przez rodziców kilkukrotnie starszy kandydat na męża w żaden sposób nie wywołuje w czytelniczce Nowej Heloizy porywów serca. Dlatego zaczyna sprzeciwiać się swoim opiekunom, żądając swobody wyboru narzeczonego. Na drodze ku emancypacji to już poważny krok.

Od czytelniczki do pisarki W życiu XVIII czy XIX-wiecznej szlachcianki nie działo się zbyt dużo. Dlatego też każda przeczytana książka zasługiwała na jej zrecenzowanie w liście do siostry, matki czy dzieci. Zaaferowana czytelniczka stawała się zatem krytyczką literacką. Chociażby Salomea Słowacka w swojej epistolografii poświęca dużo miejsca na pisanie o tym, co przeczytała. Opisuje fabułę, bohaterów oraz emocje, jakie wywoływało w niej dane dzieło. Chociaż akurat matka wieszcza nie narzeka na brak rozbudowanej kobiecej perspektywy w romansach, starsza od niej Maria Wirtemberska czuje silną potrzebę napisania własnej wersji historii miłosnej. Efekt jest więcej niż zadowalający – Malwina, czyli domyślność serca podbija polskie salony. Powieść wyróżnia obecność wątku biograficznego – zarówno autorka, jak i bohaterka zostały zmuszone przez rodziców do małżeństwa. Malwina pokornie wypełnia obowiązki żony, a jej jedyną pociechą w samotności są książki – zwłaszcza romanse. To one kształtują światopogląd i wrażliwość młodej dziewczyny, jednocześnie podnosząc ją na duchu. Zapewne w rzeczywistości funkcja wielu opowieści o miłości była bardzo podobna.

Uwaga na wilki! Pomimo wielu walorów romansów ich nadmierne czytanie miało też negatywne skutki. Przede wszystkim czytelniczki nie zawsze potrafiły odróżnić prawdę od fikcji. Na kartach powieści pełno było szlachetnych i goto-

wych zginąć za wybrankę serca młodzieńców. Rozbudzona wyobraźnia dziewcząt – z jednej strony naciskanych przez rodziców na jak najszybsze małżeństwo, z drugiej ogarniętych marzeniem o namiętnym uczuciu – nie zawsze szła w parze ze zdrowym rozsądkiem. Stąd bajka o Czerwonym Kapturku w oryginalnej wersji Charlesa Perraulta przestrzega przed wilkami czyhającymi na niewinne panienki. Kierowane podobnymi motywacjami XIX-wieczne pisarki zamiast o romantycznej miłości, znacznie częściej pisały o rozwianych nadziejach i złudzeniach. Chociażby Jane Austen gra z utartymi schematami fabularnymi romansów, a bohaterów rodem z kart książek siejących złudne wyobrażenia ośmiesza i rujnuje w oczach swoich inteligentnych i oczytanych kobiecych postaci. Dlatego w słynnym dziele Duma i uprzedzenie Elizabeth Bennet wybiera dumnego, acz stonowanego pana Darcy’ego, a nie czarującego, ale beztroskiego Wickhama. Nie da się też nie zauważyć, jak krytycznie pisarka konstruuje matrony. Zazwyczaj są to wścibskie i zainteresowane jedynie jak najwcześniejszym wydaniem córki za mąż panie. Popularność książek Austen pozwala domniemywać, że proponowane przez nie wzorce znajdowały posłuch u młodych czytelniczek.

Stereotypy i… ciało na wolności Chociaż romans odegrał znaczącą rolę w budowaniu świadomości emancypacyjnej, nie sposób nie zauważyć, ile krzywdzących stereotypów kryje się w niewinnych historiach o miłości. Bierność bohaterek i skupienie na ich wyglądzie to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jednak nawet współczesne bestsellery o niskich walorach literackich mogą kryć w sobie coś pozytywnego. Jeśli się zastanowić, to czy tak wyśmiewana, ale jednocześnie niesamowicie popularna w Polsce, książka Pięćdziesiąt twarzy Greya nie otworzyła czasem do tej pory zamkniętych drzwi polskich sypialni? Przecież to pod wpływem fenomenu tej powieści rozgorzała dyskusja nad odtabuizowaniem cielesności, o którą romans upomina się od dawna. 0


recenzja /

KSIĄŻKA

Gdy rzeczywistość zderza się z mitem O brytyjskiej rodzinie królewskiej powiedziano już wszystko. Biografia Marka Rybarczyka to symboliczne podsumowanie tego, co właśnie bezpowrotnie przemija.. M A LW I N A K R AW I EC

lżbieta, Filip, Diana, Meghan. Zmierzch świata Windsorów to jedna z wielu nieautoryzowanych biografii, które powstały w ostatnich latach na fali medialnego zainteresowania członkami brytyjskiej rodziny królewskiej. Publikacja Marka Rybarczyka wyróżnia się na tle wszystkich tytułów tym, że została przygotowana z myślą o polskim czytelniku. Choć historia i kultura Zjednoczonego Królestwa na ogół nie skrywają przed obcokrajowcami sekretów, a współczesne losy dynastii Windsorów rozpalają ciekawość za sprawą serialu The Crown, trzeba przyznać, że realia państwa o ustroju monarchii konstytucyjnej są mieszkańcom znad Wisły – z oczywistych powodów – obce. Nic dziwnego, że łatwo popadają w iluzoryczność rodem z bajek Disneya, ewentualnie wygłaszają samosądy sformułowane na podstawie zlepków informacji zaczerpniętych z tabloidów, serwisów plotkarskich, komentarzy publicystów, dzieł dokumentalistów i scenarzystów, i wreszcie z tego, co główni bohaterowie tego medialnego spektaklu sami opowiedzieli na swój temat. Stanowisko, jakie przyjmuje Rybarczyk, to balans pomiędzy wszystkim, co jawne, tajne, owiane tajemnicą poliszynela a zupełnie zmyślone. Jest to analiza przypadku z tezą, która wyłania się już w podtytule.

E

Dawno, ale nie aż tak dawno temu... Sformułowanie Zmierzch świata Windsorów brzmi trochę dramatycznie – kojarzy się z szukaniem sensacji na siłę. Takie epatujące dramaturgią frazy padają zazwyczaj w nagłówkach tylko po to, aby przyciągnąć uwagę potencjalnego odbiorcy – stara marketingowa sztuczka jest już na tyle znana, że odnosi skutek wręcz odwrotny od zamierzonego. Jednak w tym przypadku wystarczy przeczytać kilka stron, aby przekonać się, że tropienie królewskich skandali wcale nie leży w zamyśle autora. Polski dziennikarz próbuje przede wszystkim dociec, jak zmiany obyczajowe i technologiczne wpłynęły na kształt oraz znaczenie Korony w oczach porzucającej konserwatywne wzorce Europy. Dwanaście rozdziałów to podróż w czasie po wszystkich okresach epoki elżbietańskiej, począwszy od lat dzieciństwa Elżbiety II aż po teraźniejszość.

Dodatkowo wyobraźnię czytelnika stymulują archiwalne fotografie prasowe, będące bezpośrednią ilustracją omawianych wydarzeń.

Za górami, za lasami, nad Tamizą... Niewątpliwym plusem pozycji jest sposób, w jaki Rybarczyk buduje narrację. Nie ogranicza się do powierzchownej wiedzy na temat życiowych poczynań ostatnich pokoleń Windsorów, ale zwraca uwagę na kontekst polityczny i dziejowy, nastroje brytyjskiego społeczeństwa, a także relacje czysto rodzinne. Tym samym jego rozważania wychodzą poza kronikarski ton na rzecz głębszych rozważań, które mają na celu przyniesienie przynajmniej częściowych odpowiedzi na pytania: jak do tego doszło i czy właściwie mogło potoczyć się inaczej? Godny docenienia jest także obiektywizm autora. Padają zarówno stwierdzenia niejako usprawiedliwiające konkretne postawy członków monarchii, jak i ich jawna krytyka. W rezultacie czytelnik otrzymuje możliwie zbliżony prawdzie obraz przedstawiający nie tylko potężną instytucję z kilkunastowieczną tradycją, lecz przede wszystkim osoby, od których nie należy oczekiwać doskonałości.

szając wysiłkom redaktora co do zachowania maksymalnej rzetelności, trzeba pamiętać, że wspomniana publikacja, ze względu na nieautoryzowany charakter, jest jedynie popartą różnej jakości źródłami spekulacją, a nie niepodważalnym studium wiedzy.

I żyli długo, i... w niepewności Marcowa premiera nieopatrznie zbiegła się z dwoma niejako przełomowymi wydarzeniami w dziejach współczesnego dworu. Pierwsze z nich to łamiący dworską etykietę wywiad księcia i księżnej Sussexu z Oprah Winfrey, drugie – śmierć księcia małżonka. Taki obrót zdarzeń tym dobitniej podkreśla zasadność tez postawionych przez Marka Rybarczyka. Niemniej jest to książka, której odbiór w dużej mierze zależy od stopnia zainteresowania czytelnika losami brytyjskiej rodziny królewskiej. Osoby od lat bacznie śledzące ich prywatno-zawodowe działania mogą uznać tę propozycję za kolejny przedruk informacji od dawna wiadomych. Z kolei dla tych, którzy nigdy wcześniej nie byli zbyt dociekliwi, jest to okazja do zapoznania się z sylwetką być może już ostatniej w Europie tak przywiązanej do tradycji monarchii. 0

Wszyscy kochają bajki Zresztą sposób postrzegania brytyjskiego dworu przez poddanych oraz międzynarodową opinię publiczną jest jednym z kluczowych wątków książki. Polski publicysta próbuje rozprawić się z mitem, jaki na przestrzeni stuleci zawładnął świadomością ogółu. Ludzie pragnęli się przekonać, że członkowie rodziny panującej są tacy sami jak inni, zwykli ludzie, a, gdy okazało się, że to prawda, wpadli w przerażenie. Takie podejście do sprawy nadaje tej biografii – choć może trochę na wyrost – nieco socjologicznego sznytu. Dzięki temu łatwiej czytelnikowi zrozumieć, dlaczego właśnie wokół koronowanych głów toczą się obecnie zaciekłe dyskusje prowokowane głównie przez media. Co ciekawe, w swych osądach autor wyraźnie dystansuje się od bulwarowych pogłosek, mimo że kierunek jego rozważań prowadzi do przytoczenia tabloidowych doniesień na temat osobistych ekscesów najważniejszego rodu na Wyspach. Stąd, nie umniej-

źródło: materiały prasowe

T E K S T:

Elżbieta, Filip, Diana, Meghan. Zmierzch świata Windsorów Marek Rybarczyk Wydawnictwo Muza Warszawa 2021 ocena:

88887 maj–czerwiec 2021


KSIĄŻKA

/ recenzja

Sarin w podziemiach W książce Podziemie. Największy zamach w Tokio Haruki Murakami postanawia zmierzyć się z tematem ataku terrorystycznego o dotychczas niespotykanej skali. Przelane na kartki papieru wnioski z dziesiątek przeprowadzonych przez autora rozmów przerażają, dziwią i kreślą nowy obraz Japonii. K A J E TA N KO R S Z E Ń

amachy terrorystyczne są zjawiskiem znanym Europejczykom od dekad – wywołują przerażenie, wyzwalają pokłady empatii w stosunku do ofiar. Te emocje trwają jednak tylko chwilę, nikną w obliczu codziennych zajęć. Kiedy 20 marca 1995 r. opary śmiercionośnego sarinu wypełniły pięć wagonów tokijskiego metra, nikt nie mógł przewidzieć, jakie konsekwencje dla japońskiego społeczeństwa przyniesie ten atak. Niemal w tym samym czasie Haruki Murakami powraca do ojczyzny i, gdy zderza się w prasie z historią kobiety, której mąż stracił pracę wskutek zamachu gazowego, postanawia odkryć, dlaczego wydarzenia tego dnia potoczyły się właśnie w ten sposób.

Z

Oddanie głosu Haruki Murakami, w Polsce znany tylko dzięki swoim powieściom, na stronach Podziemia. Największego zamachu w Tokio jawi się jako wnikliwy reportażysta. Będąc Japończykiem, który spędził poza krajem ojczystym prawie dekadę, potrafi ze znacznie większym dystansem spojrzeć na swoich rodaków i zdefiniować trawiącą ich zbiorową traumę. Gdy po feralnym ataku gazowym media skupiły się na opisywaniu sylwetek członków sekty Ōmu Shinrikyo, Murakami w swojej książce na pierwszy plan wysunął osoby dotknięte zamachem – mające indywidualne historie, a będące w zbiorowej świadomości jedynie liczbą ofiar lub rannych. Pisze: Co wtedy robili ludzie jadący metrem? Co czuli? Co myśleli? Gdybym tylko mógł, szczegółowo opisałbym każdego pasażera z osobna […]. W znakomitej większości oddaje im głos, tylko co jakiś czas wtrącając się, by zadać dodatkowe pytanie. Postaci zamachowców używa w celach czysto technicznych – kreśląc wprowadzenie do historii kolejnej stacji metra, którą zaatakowała sekta. Mogłoby się wydawać, że kilkadziesiąt prywatnych opowieści postawionych obok siebie zdezorientuje czytelnika. Tymczasem Murakami wykonał rewelacyjną pracę, by wszystkie te opowiadania ofiar, ich rodzin czy też świadków zestawić w sposób pozwalający odkryć jedno, zbiorowe, traumatyczne przeżycie.

28–29

Losy rozmówców autora przeplatają się ze sobą i nawet pomimo niespójności w detalach, niosą ze sobą ciężki bagaż emocjonalny.

Japonia obnażona Jednym z głównych motywów, które przewijają się przez historie osób dotkniętych atakiem, jest ich stosunek do wydarzeń z 1995 r. Niektórzy wyrażają swój gniew i czekają na wyroki śmierci dla członków sekty, inni wzruszają ramionami, chcąc w końcu odciąć się od zamachu. Zdystansowanie się jednak nie jest takie łatwe – konsekwencje przyjęcia dawki silnie toksycznego gazu, jakim jest sarin, będą się ciągnąć za nimi jeszcze przez wiele lat, zarówno te fizyczne, jak i psychiczne. Poprzez zaprezentowanie sześćdziesięciu opowieści Murakami buduje obraz zbiorowej świadomości japońskiego społeczeństwa, a także mentalności typowego tokijskiego salarymana (pracownika biurowego, który w pełni oddaje się swojej pracy zarobkowej). Udowadnia, że znalezienie się przez każdą ofiarę dokładnie w miejscu i czasie zamachu było splotem losowych przyczyn. Pozwoliło im to jednak dostrzec prawdziwe oblicze kraju. Haruki Murakami nazywa trzęsienie ziemi w Kobe, które miało miejsce dwa miesiące przed opisywanymi wydarzeniami, a także sam zamach miażdżącą przemocą. W eseju Ślepy koszmar: Dokąd zmierzamy, Japończycy? zauważa jak dwie katastrofy – jedna naturalna i druga spowodowana przez człowieka – obnażyły najgłębiej skrywane przywary japońskiego społeczeństwa. Jedną z nich jest wspominana wielokrotnie przez rozmówców autora ignorancja, z jaką spotkali się tego dnia ze strony swoich rodaków. Jej obrazem były m.in. doświadczenia ofiar ze szpitali, gdzie wykorzystywano zamach do pierwszego szerokiego badania wpływu trującego gazu na zdrowie ludzi.

W krzywym zwierciadle W drugiej części, napisanej notabene dopiero na potrzeby wydania angielskiego, autor podejmuje rozmowę z członkami sekty Ōmu, starając się zrozumieć motywacje zarówno personalne, jak i całego ruchu religijnego. Odrzuca przyjętą przez kra-

jowy mainstream narrację my kontra oni, dobro kontra zło. Stara się zrozumieć, jakim cudem w kraju tak rozwiniętym mógł wyrosnąć apokaliptyczny twór pod wodzą szalonego guru – Shoko Asahary. Oddając głos zamachowcom, nie zgadza się na szybkie osądzenie i zapakowanie całego incydentu do skrzyni z naklejką SPRAWY SKOŃCZONE I ZAŁATWIONE. Murakami chce udowodnić, że sekciarze są tak naprawdę lustrzanym, choć zarazem trochę krzywym odbiciem każdego obywatela.

Kraj niekwitnącej wiśni Japonia jest prawdopodobnie jednym z najbardziej stereotypowo postrzeganych państw na świecie. Kolorowa jak kolejne animacje Studia Ghibli, różowa jak wiśnie kwitnące w centrum Tokio. Haruki Murakami w swoim reportażu rozlicza się z ojczyzną jako powracający emigrant – próbuje na nowo odkryć swój dom, zrozumieć rodaków. Bez wątpienia wychodzi mu to bardzo dobrze. Jednocześnie odkrywa karty, pokazuje prawdziwą Japonię – mroczną, obojętną na cierpienie współobywateli. Zabiera czytelnika w tytułowe podziemie japońskiej świadomości i przez całą lekturę go stamtąd nie wypuszcza. 0

źródło: materiały prasowe

T E K S T:

Podziemie. Największy zamach w Tokio Haruki Murakami Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021 ocena:

88889


retro-recenzje /

KSIĄŻKA

źródło: materiały prasowe

Gdzie diabeł chodzi na palcach? Mnogość pozytywnych opinii oraz niedawna pre-

mnieć o mocnych stronach kryminału. Zgrabnie budowana jest atmosfera grozy i niepoko-

miera ostatniej części trylogii Cienie przeszłości za-

ju, szczególnie w momentach, gdy główny bohater sięga pamięcią do przeszłości. Intrygują

chęcają do sięgnięcia po pierwszą część kryminalne-

również niepokojące sny komisarza Zakrzewskiego, które wnoszą do powieści elementy

go cyklu autorstwa Mieczysława Gorzki. Debiutancki

horroru. Klimat w dużej mierze jest zasługą tytułowego martwego sadu, znajdującego się

Martwy sad nie jest powieścią ani rozczarowującą,

przy kościelnym cmentarzu. Od początku wydarzeń opisywanych w książce jawi się on jako

ani zachwycającą. Początek książki, mimo dość sztyw-

miejsce grozy i zjawisk fantastycznych. Tak jak główny bohater, czytelnik nie ma całkowitej

nych dialogów, sprawia wrażenie co najmniej obiecują-

pewności, co wydarzyło się naprawdę, a co jest wynikiem wybujałej dziecięcej wyobraźni.

cego. Komisarz Marcin Zakrzewski zostaje wezwany na

Postać pierwszoplanowa odbiega nieco od standardowych bohaterów tego gatunku – nie

miejsce zbrodni i dziełem przypadku natyka się na jej

ma nałogów, skomplikowanej przeszłości czy trudnego charakteru. Jest za to człowiekiem

sprawcę. Rozpoczyna się pościg, podczas którego mor-

poukładanym, zdroworozsądkowym, który czasem miewa chwile słabości. To zwyczajna,

derca obezwładnia komisarza i szepcze mu do ucha to

w dobrym tego słowa znaczeniu, postać, z którą na pewno łatwo jest się utożsamić.

samo zdanie, które usłyszał trzydzieści lat wcześniej od swojego bliźniaka. Niedługo po

Czy warto sięgnąć po Martwy sad? Raczej tak. Ostatecznie powieść czyta się przy-

tym jego brat zaginął bez śladu. Okazuje się, że morderstwo może mieć związek z licznymi

jemnie, a kryminalna intryga, choć momentami przewidywalna, na pewno mocno oddziałuje

zaginięciami dzieci, odnotowywanymi na przestrzeni kilkudziesięciu lat.

na wyobraźnię czytelnika. Fani gatunku mogą poczuć się po lekturze nieco rozczarowani,

Fabuła niestety szybko spowalnia i pada ofiarą mało prawdopodobnego wątku ro-

szczególnie jeśli przy wyborze książki kierowali się jej pozytywnymi recenzjami. Z uwagi

mantycznego, niepotrzebnych dialogów oraz sprzecznych z psychiką bohaterów działań.

na to, że jest to powieść debiutancka, warto zastanowić się, czy sięgnąć po drugi tom cy-

W trakcie lektury nie sposób oprzeć się wrażeniu, że autor traktuje czytelnika jak osobę

klu. Warsztat pisarski początkujących autorów często dynamicznie się rozwija, wobec cze-

niepotrafiącą samodzielnie połączyć pewnych wydarzeń i wątków. W powieści nie ma więc

go można mieć nadzieję, że dalsze losy komisarza Zakrzewskiego okażą się być ciekawsze

przestrzeni pozostawionej na snucie domysłów, a wątek kryminalny szybko staje się prze-

i mniej oczywiste od tych opisywanych w pierwszej części trylogii Cienie Przeszłości.

M A R TA S O B I E C H O W S K A

widywalny. Sięgając po tego typu książkę, każdy liczy na historię, która do samego końca będzie trzymała w napięciu, a zakończenie okaże się dużym zaskoczeniem. W przypadku

Martwy sad

Martwego sadu jest jednak zbyt mało podejrzanych, a narracja prowadzona jest w sposób

Mieczysław Gorzka

pozwalający regularnemu czytelnikowi kryminałów niemal natychmiast domyśleć się, któ-

Wydawnictwo Bukowy Las

rego bohatera mogą wykreślić z listy potencjalnych morderców.

Warszawa 2019

Mimo licznych wad i niedociągnięć, nie można powiedzieć, że książka jest kiepska – jest po prostu nierówna. Słabsze rozdziały przeplatają się z tymi, w których widoczny jest po-

ocena:

88897

tencjał, sprawiając wrażenie powieści pisanej przez dwóch różnych autorów. Warto wspo-

źródło: materiały prasowe

Zabawa w przyjaciół Pisze nieprzerwanie od 2014 r., przy czym nie uwa-

się w życiu z licznymi problemami. Rooney pokazuje świat takim, jakim naprawdę jest, nie

ża się za osobę zajętą, ponieważ w swoim home office

romantyzuje problemów, zwraca uwagę na to, że nie zawsze wszystko jest czarno-białe.

nie musi nawet przebierać się z piżamy. Swoją pierwszą

Fakt, że autorka konsekwentnie opisuje sytuacje, które faktycznie mogą się wydarzyć,

powieść napisała w wieku 15 lat, jednak określa ją jako

jeszcze bardziej zbliża czytelnika do przedstawionej historii. Atrakcyjności Rozmowom

absolutny śmieć. Introwertyczka i perfekcjonistka, na-

z przyjaciółmi dodają nie tylko realistyczne postacie czy intrygujące dialogi, lecz także lekki

zywana Salingerem pokolenia Snapchata – przed pań-

język, celne i wnikliwe porównania oraz klimat, na który składają się wszystkie te elementy.

stwem Sally Rooney. Czytelnicy zdążyli dobrze poznać

Jest to książka, którą można przeczytać w jeden dzień, jednak nie dlatego, że ma nie-

tę autorkę, a to za sprawą głośnej i popularnej powieści

wiele ponad 300 stron, a dlatego, że historia w niej opisana jest wyjątkowo frapująca i nie

Normalni ludzie, która po uzyskaniu wielu pochlebnych

pozwala się skupić na niczym innym. Można odnaleźć w niej wiele podobieństw do Normal-

recenzji doczekała się swojej ekranizacji w postaci mini-

nych ludzi, szczególnie jeśli chodzi o skomplikowane relacje pary. Rozmowy z przyjaciółmi to

serialu. W marcu tego roku polscy czytelnicy otrzymali do

pozycja, która potwierdza, że Rooney ma swój nieprzeciętny styl i od kilku lat konsekwent-

rąk debiut młodej pisarki o intrygującym tytule Rozmo-

nie tworzy dzieła, które, z pozoru nie mając ze sobą nic wspólnego, stanowią nierozerwalną

wy z przyjaciółmi. Książka ta, jak mówi sama autorka, powstała w zaledwie trzy miesiące.

całość. Już niedługo, bo w 2022 r., Rozmowy z przyjaciółmi również będzie można zobaczyć

Jest to historia dwóch intrygujących tandemów: Frances i Bobbi – przyjaciółek, dawnych

jako adaptację serialową, której reżyserem, tak jak w przypadku Normalnych ludzi, zostanie

kochanek, studentek – oraz na pozór przeciętnego małżeństwa aktora i fotografki – Nicka

Lenny Abrahamson. W rolach głównych fani Sally Rooney będą mogli zobaczyć debiutującą

i Melissy. Pewnego dnia losy tych par łączą się ze sobą, dostarczając czytelnikowi zarówno

Alison Oliver, Sashę Lane, Jemimę Kirke oraz Joego Alwyna.

ALEKSANDRA KALICIŃSKA

ogromu frajdy, jak i szeregu przemyśleń. Tytułowi przyjaciele to nie tylko grupa osób, która widuje się w piątkowe wieczory w barze. Już podczas pierwszego spotkania można zauważyć, że Bobbi wyraźnie fascynuje się Melissą, a Frances jest oczarowana Nickiem. Atmosfe-

Rozmowy z przyjaciółmi

ra romansu, przygody, a jednocześnie niepokoju i tajemniczości towarzyszy czytelnikowi

Sally Rooney

przez całą lekturę. Rooney zręcznie przeplata przemyślenia głównej bohaterki – Frances –

Wydawnictwo W.A.B

z dialogami zachodzącymi między postaciami oraz ich korespondencją mailową.

Warszawa 2021

Autorka Rozmów z przyjaciółmi nie boi się poruszać tematów feminizmu, gender, polityki, problemów rodzinnych czy zdrowia psychicznego. W charakterystycznym dla siebie sty-

ocena:

88888

lu głęboko wnika w psychikę młodej Frances, która mimo swojego wieku zdążyła zmierzyć

maj–czerwiec 2021


FILM

/ o ostatnim sezonie nagród

pssst: pamiętajcie by wspomagać lokalne kina!

Kobiety reżyserii T E K S T:

JAG O DA KO P E R S K A

a 92. gali rozdania Nagród Akademii Filmowej Natalie Portman postanowiła w subtelny sposób okazać wyrazy uznania dla artystycznych osiągnięć kobiet. Dokładniej dla tych, które nie zostały docenione za swoją pracę nominacjami w kategorii Najlepszy Reżyser, mimo że według zgodnej opinii krytyki na nie zasługiwały. Aktorka umieściła na swojej kreacji osiem nazwisk reżyserek m.in. Grety Gerwig, której Małe Kobietki (2020) otrzymały łącznie sześć nominacji, w tym w kategorii Najlepszy Film (ale, jak się okazało, nawet te wyróżnienia nie wystarczyły). Stereotypowe przeświadczenie, że twórczość kobiet jest mniej kreatywna niż mężczyzn, prawdopodobnie najmocniej wybrzmiewa w kontekście tej konkretnej nagrody. Na przestrzeni 92 lat jedynie pięć kobiet otrzymało nominację, przy czym tylko jedna wygrała Oscara. W 2021 r. doszło do przełomu – nominowano (AŻ!) dwie reżyserki. Kim są nominowane i czy ich sukcesy mogą być punktem zwrotnym dla kobiet reżyserii?

N

Obiecujący. Autorski. Debiut. Filmy o kobietach i ich doświadczeniach powinny być tworzone przez kobiety. Wydaje się to oczywiste, prawda? Szkoda tylko, że w historii kina te produkcje tak rzadko były obdarzane najwyższymi laurami. W odpowiedzi na wieloletnie błagania o pomoc w zrozumieniu postaci kobiecych przybywa prawdziwa kobieta kina. Producentka, scenarzystka i aktorka – Emerald Fennell w tym roku została pierwszą Brytyjką nominowaną do Oscara za reżyserię. Obiecująca. Młoda. Kobieta . (2021) jest w pełni jej autorskim debiutem reżyserskim, który dodatkowo wyprodukowała i do którego napisała scenariusz. 35-latka znana m.in. z roli Camilli Parker Bowles w The Crown (2016–)

Obiecująca. Młoda. Kobieta (Reż: Emerald Fennell)

30–31

stworzyła film, który stał się kolejnym fundamentem zmian we współczesnym kinie. Produkcja została nominowana do Oscara łącznie w pięciu kategoriach: Najlepszy Film, Najlepszy Reżyser, Najlepszy Montaż, Najlepsza Aktorka Pierwszoplanowa oraz Najlepszy Scenariusz Oryginalny. Ostatnia kategoria przyniosła zwycięstwo dla Emerald. Poza nagrodami Akademii jej dzieło otrzymało sześć nominacji do nagrody BAFTA (w tym dwie wygrane: Najlepszy Film Brytyjski i Najlepszy Scenariusz Oryginalny) oraz cztery nominacje do Złotych Globów. Film opowiada historię 30-letniej Cassandry, która pragnie sprawiedliwości i nauczki dla wszystkich, którzy wyrządzili krzywdę jej przyjaciółce, a przez to także jej samej, krzywdę karmiącą się nie tylko czynami, ale również zwyczajną bezczynnością. Widząc istotę problemu, będącego powodem odbierającej radość z życia traumy, bohaterka decyduje się wziąć sprawę w swoje ręce. Postanawia sumiennie niszczyć system zbudowany przez mężczyzn (którzy przecież „nie robią nic złego”), działając na własny rachunek w samym jego wnętrzu. Podobnie jak Cassandra, Emerald przyczynia się do zmian w krzywdzącym, stereotypowym układzie, będącym zdecydowanie zbyt długo tolerowanym w społeczeństwie. Swoją pracą przypomina, jak ważne jest dopuszczenie do głosu kobiet w przemyśle filmowym, które tak naprawdę jako jedyne potrafią w pełni odzwierciedlić kobiece doświadczenia. Jej już się to udało i miejmy nadzieję, że dzięki temu innym w przyszłości też się powiedzie.

W drodze W dniu 93. ceremonii wręczenia Oscarów, Chloé Zhao została uhonorowana tytułem Najlepszego Reżysera, stając się drugą kobietą w historii tejże nagrody oraz pierwszą kobietą azjatyckiego pochodzenia, która tego dokonała. Jej dzieło, Nomadland (2021), to niewątpliwie lider sezonu nagród filmowych. Produkcja ta została wyróżniona Oscarem również w kategoriach: Najlepszy Film (!) i Najlepsza Aktorka Pierwszoplanowa, poza tym Złotymi Glo-

bami (Najlepszy Dramat, Najlepszy Reżyser) oraz nagrodą BAFTA (Najlepszy Film, Najlepszy Reżyser, Najlepsza Aktorka Pierwszoplanowa, Najlepsze Zdjęcia). Zhao była odpowiedzialna nie tylko za reżyserię, ale również za scenariusz, montaż i produkcję filmu opartego na znanym reportażu Nomadland . W drodze za pracą autorstwa Jessiki Bruder. Historia Fern, zmuszonej do zmiany dotychczasowego życia wskutek utraty dobytku, przedstawia przeciwieństwo amerykańskiego snu i daje wgląd w codzienne życie będących nieustannie w drodze nomadów. Jak się okazało, urodzona w Chinach Chloé doskonale rozumie problemy i psychologię przedstawionych postaci. 39-letnia reżyserka od najmłodszych lat interesowała się zachodnią popkulturą. Uczęszczała do liceum w Anglii, po czym przeniosła się do USA, gdzie studiowała nauki polityczne i produkcję filmową. Jej doświadczenia i perspektywa miały niemały wkład w powstawanie filmu drogi, który został nominowany do sześciu Oscarów. Chociaż większość dzieł Chloé przynależy do kina niezależnego ( Pieśni braci moich (2015), Jeździec (2017)), to jednak w ostatnim czasie poszerza ona swój warsztat w ramach reżyserii najnowszego marvelowskiego blockbustera – Eternals (2021), którego premiera odbędzie się (miejmy nadzieję) jeszcze w 2021 r. Obserwując sukces Nomadland, producenci MCU mogą być pewni słuszności swego wyboru. Chloé Zhao dzięki swoim dokonaniom otworzyła drzwi do Hollywood kobietom z całego świata. Jako pierwsza niebiała reżyserka uhonorowana Oscarem ma szansę stać się prekursorką zmian, które będziemy obserwować w najbliższym czasie. Kobieca reżyseria nareszcie spotka się z równouprawnieniem, na jakie zasługiwała od samego początku istnienia kina. 0 W ciągu 92 lat Oscarów (przed 2020 r.) tylko pięć kobiet nominowano do nagrody za najlepszą reżyserię (w tym jedynie Bieglow została laureatką)! 1976

Lina Wertmuller

Siedem

piękności

Pasqualino

1993

Jane Campion

Fortepian

2003

Sofia Coppola

Między Słowami

2009

Kathryn Bigelow

The Hurt Locker

2017

Grega Gerwig

Lady Bird


o ostatnim sezonie nagród /

FILM

Ameryka oczami Chloé Zhao T E K S T:

A N N A A DA M I A K

egoroczne nominacje do Oscara za najlepszy film, najlepszą reżyserię, montaż i scenariusz adaptowany powędrowały między innymi do Chloé Zhao za film Nomadland. To zaskakujące wydarzenie w historii Oscarów ze względu na to, że artystka pochodzi z Chin i do tej pory tylko siedem kobiet dostało nominację za najlepszą reżyserię. Co więcej, Nomadland nie wpisuje się w standardy „oscarowych filmów”, mimo to Amerykańska Akademia Filmowa nagrodziła go w kategorii najlepszy film i najlepsza reżyseria. Statuetkę dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej zdobyła również Frances McDormand za rolę Fern w tej produkcji. Chloé Zhao pochodzi z Pekinu, liceum kończyła zaś w Londynie, lecz w przeciwieństwie do większości młodych Chińczyków kształcących się za granicą, nie powróciła do Chin. Przeniosła się do USA, gdzie ukończyła szkołę filmową. O jej twórczości można powiedzieć, że jest bardzo zamerykanizowana. Zhao w wywiadach odcina się od chińskich korzeni, przyznając, że to Ameryka jest jej ojczyzną. Niestety, chińskie władze bardzo szybko na to zareagowały i odsuwając premierę Nomadland, wygłuszyły promocję tej produkcji. Próbowano także ocenzurować wywiady przeprowadzone z reżyserką. W obliczu tych wydarzeń znaczące będzie też to, jak chiński rząd zareaguje na oscarowy sukces artystki. Zhao za swoje filmy bierze się jak za dokumenty, robi dogłębną analizę i dopiero na bazie swoich obserwacji tworzy fabułę. Skupia się na społecznym wymiarze snutych opowieści. W swoich filmach pozwala wypowiedzieć się bohaterom, którzy na co dzień nie są wysłuchiwani. W 2010 r. nakręciła krótki metraż Córki, w którym opowiedziała historię 14-letniej Maple mieszkającej w chińskiej wsi, która ucieka z domu, gdy rodzina zmusza ją do zaaranżowanego małżeństwa. Tą etiudą zwróciła uwagę jury festiwali i otrzymała nagrodę specjalną na Festiwalu Cinequest oraz tytuł najlepszej etiudy studenckiej na Międzynarodowym Festiwalu ShortFest w Palm Springs. W 2015 r. reżyserka zadebiutowała pełnym metrażem Pieśń braci moich, w którym sportretowała tradycyjną społeczność rezerwatu Indian w Dakocie Południowej. Jej główny bohater, Johnny, planuje opuścić rezerwat, ale zarazem nie chce zostawić siostry, z którą jest silnie związany. Już za ten film

T

otrzymała nominacje do Film Independent, dem nomadów. Towarzyszyli jej Lindy May Camerimage i Sundance. Dwa lata później i Swankie, którzy wystąpili później w filmie. Zhao stworzyła western oparty na życiorysie Cała ekipa filmowa podczas kręcenia podrómłodego kowboja, którego karierę przerwał żowała razem z nomadami przez cztery miepoważny wypadek. Reżyserka nie zatrudnisiące i odwiedziła aż siedem stanów. W tej ła profesjonalnego aktora, ale dała szansę boprodukcji oprócz McDormand wystąpił tylhaterowi tej historii samodzielnie ją opowieko jeden profesjonalny aktor, co jest bardzo dzieć. Skupiła uwagę kamery także na jego nietypowe dla kina fabularnego. Film wyróżotoczeniu, co stworzyło przestrzeń do konnia się dojmującą autentycznością zaprezenfrontacji jednostki ze społeczeństwem. Jeźtowaną w pięknych zdjęciach, którym towadziec wniósł świeżą perspektywę na konrzyszą bardzo naturalne dźwięki. Operatorem strukcję męskości we współczesnej Ameryce. kamery został stały współpracownik Zhoe – Zhao dokonała bardzo wnikliwej analizy teJoshua James Richards. Artyści pracują razem matu, który na pierwszy rzut oka wydaje się od filmu Pieśń braci moich i za każdym razem dla niej zbyt obcy, by mógł być przekonująich wspólny wysiłek był nagradzany. Teraz takcy dla widza. Jednak skradła tym dziełem serże Richards otrzymał nominację do Oscara za ca krytyków i otrzymała nagrodę Director najlepsze zdjęcia. Za Nomadland Chloé Zhao Fortnight na Festiwalu w Cannes, nagrodę jako druga kobieta w historii otrzymała statuAmerykańskiego Stowarzyszenia Krytyków etkę Amerykańskiej Gildii Reżyserów za najlepFilmów, nagrodę Gotham i Srebrny Kłos na szą reżyserię. Wcześniej przyznano jej nagrodę MFF w Valladolid. BAFTA za najlepszy film, Złotego Lwa w WeneW 2018 r. rozpoczęła pracę nad swocji, nagrodę publiczności w Toronto, Złoty Glob im trzecim filmem – Nomadland , wtedy też dla najlepszego dramatu oraz nagrodę Gildii otrzymała propozycję nakręcenia blockbusteProducentów. Nic dziwnego, że została nara Marvela Eternals. Do tego zyskała wspargrodzona również przez Amerykańską Akacie Frances McDormand, która została kodemię Filmową. -producentką Nomadland i zagrała w nim Chloé Zhao nie pochodzi z USA, nie jest główną rolę. Inwestycja okazała się owocna, związana z amerykańską historią i tradycją, bo Frances McDormand również otrzymaale potrafi pięknie oraz przejmująco opowiała Oscara za najlepszą pierwszoplanową kodać historie Amerykanów. Reżyserka stanobiecą rolę. Film przedstawia historię prawdziwi pomost między Hollywood a chińskim wych nomadów, Lindy May, Swankie i Boba rynkiem. Jej kino jest niezależne, stawia na Wellsa. Zostają oni mentorami i towarzyszahistorie amerykańskiej klasy robotniczej. mi Fern (Frances McDormand), która w wyZarazem widzowie będą mieli możliwość niku recesji po krachu finansowym w 2008 r. obejrzenia produkcji Disneya stworzonej straciła swój dobytek i wyruszyła w podróż po jej ręką, której premiera już wkrótce. Czym amerykańskim Zachodzie. Fern nie szuka ani jeszcze Zhao zadziwi świat kina? 0 zemsty, ani miłości, za to szuka nowego sposobu na swoje życie, który ostatecznie odnajduje. Scenariusz został oparty na reportażu Jessiki Bruder Nomadland. W drodze za pracą. Historia pisania tej książki przypomina losy filmowej Fern – Bruder także wyruszyła starym vanem w podróż śla- Reżyserka Chloe Zhao; operator kamery J.J. Richards; i Frances McDormand - na planie Nomadland

maj–czerwiec 2021


FILM

/ motyw samotności w kinie

Poszukiwacze (Reż. John Ford)

Krótki tekst o samotności Minął ponad rok od początku pandemii, która odcięła nas od innych. Można się spodziewać, że w najbliższych latach wiele dzieł sztuki, a w tym filmy, zajmie się przedstawianiem tego fenomenu. A jak im to szło do tej pory? T E K S T:

ino jest medium audiowizualnym, więc trzeba na początek zadać ważne pytanie: „jak wygląda samotność?”. Niektórzy z pewnością scharakteryzowaliby ją jako przestrzeń. Nieskończona pustynia, pełna piasku bądź śniegu. Krajobraz postapokaliptyczny (słynny Mad Max) całej ludzkości lub ten towarzyszący zagładzie rdzennych Amerykanów (którzy bohaterami filmów swojego rodzimego kontynentu bywają stosunkowo bardzo rzadko). Inni mogliby opisać jednostkę uciekającą przed seryjnym mordercą (Ósmy pasażer Nostromo raczej nie jest potencjalnym ratunkiem od samotności) bądź zmagającą się z dużo cichszym zabójcą jakim potrafi być przygniatająca fala wyrzutów sumienia (Siódmy Kontynent Michaela Haneke). A co powiedzieliby na to ludzie zajmujący się samotnością mniej lub bardziej profesjonalnie?

K

32–33

K R Z Y S Z TO F Z E G A R

Kilka słów o psychologii Psychologia najczęściej kojarzy się z psychoterapią. Jest to połączenie, którego nie da się ominąć. Opowiadanie o wszystkim i o niczym na kanapie w gabinecie wiedeńskiego doktora. Siedzimy na krześle w kółku z resztą grupy i każdy po kolei wita się z pozostałymi. Tak zdecydowana większość ludzi wyobraża sobie psychoterapię. Są jednak inne metody diagnozy oraz interwencji i to jeden z nich pomoże nam ze zrozumieniem tego, jak przedstawić samotność. Egzystencjalna psychoterapia swoje korzenie ma w tragedii obozów koncentracyjnych II wojny światowej. Jedną z osób, która ten terror przeżyła był Viktor Frankl, zresztą dużo wcześniej korespondujący z uczniem Freuda – Alfredem Adlerem. O nieludzkich warunkach

Auschwitz pisał w książce Człowiek w poszukiwaniu sensu . Postawił w niej tezę, że najważniejsze dla przetrwania jednostki było posiadanie meaning (sensu/znaczenia każdego dnia). Myśl tego psychoterapeutycznego nurtu dalej rozwinął Irvin D. Yalom. Wymienił cztery podstawowe ludzkie problemy: śmierć – lęk przed jej nieuniknionym charakterem; wolność – odpowiedzialność za nasze życie; brak znaczenia – z góry narzuconego, strach przed prowadzeniem życia bez celu; oraz, rozważaniom o kinowej samotności najbliższa, izolacja egzystencjalna – fakt, że ze wszystkimi naszymi problemami egzystencjalnymi koniec końców musimy się zmierzyć sami. Izolacja jest podstawą samotności, która w czasach pandemii często zdaje się być nam o wiele bliższa niż wcześniej.


motyw samotności w kinie /

O dwóch typach Obiektyw jest w równej mierze narzędziem prawdy, jak i mitu. Jego różna ogniskowa celująca w ten sam obiekt jest w stanie w odpowiedni sposób zniekształcić „faktyczny” kształt świata przed naszymi oczami. Mówiąc prościej – tak, aparat może dodać kilogramów, gdyż różnice najlepiej widoczne są na portretach pojedynczych osób. Tak samo jak z ogniskową (zjawiskiem w skali mikro), tak samo i ze wszystkim, co kamera nagrała (zjawiskiem zdecydowanie w skali mikro). Nie oznacza to jednak, że samotność znajdziemy tylko w nagraniach codziennej rutyny japońskich hikikomori. Bez wątpienia byliby przykładem par excellence, jednak to jeszcze nie o nich będzie mowa. Kinematografii udało się przedstawić dwa typy samotności do tej pory: samotność mityczną i samotność egzystencjalną. Ważne by nadmienić, że te dwa pojęcia są ze sobą w dużym stopniu współzmienne i żadne z nich nie jest obiektywnie (w obydwu znaczeniach tego słowa) „prawdziwsze”. Koniec końców będzie to różnica czysto estetyczna. Ale na czym ona polega?

Samotność mityczna Mało jest współcześnie bardziej kontrfaktualnych scenerii niż ta amerykańskiego dzikiego zachodu. The Wild West , gdzie każdy (oprócz kobiet) posiada wetknięty za pas rewolwer Colt Single Action Army, z którego strzela w zaskakująco szybkim tempie, pociągając natychmiastowo po każdym wystrzale za kurek (słynny fanning, którego nikt z praktyczną regularnością nie stosował aż do złotej epoki westernów w 1950 r.). Każdy na każdego łypie oczami, gdy wejdzie się do saloonu (które tak naprawdę przez większość końcówki XIX w. były małymi chatkami, gdzie oprócz napitki zakupić można było przystrzyżenie włosów). I wreszcie gdzie nasz, w mniejszym lub większym stopniu, samotny bohater (czy to Lone Ranger, czy The Man with No Name) walczy z bandytami reprezentującymi niekonkretne koncepty zła i nieporządku, a od czasu do czasu może mu się zdarzyć zastrzelić kilku Indian. Właśnie. Mit samotnego podróżnika nie jest niczym nowym, jednak nie może ani zniknąć, ani ograniczyć się tylko do szerokiego grona westernów. Samotny podróżnik przemierza postapokaliptyczny świat; samotny podróżnik w kącie tawerny obserwuje nowoprzybyłych; samotny podróżnik opuszcza kolejną wioskę piętnastowiecznej Japonii. Można się nim stać w toku akcji filmu (bądź serialu). Najczęściej jest mężczyzną w średnim wieku z mniej lub bardziej tragiczną przeszłością. Trudno analizować go w kategoriach cech ludzkich, jest bardziej sylwetką niż osobą. Jeśli według filozofa Jean

Paula Sartre’a u istot ludzkich egzystencja poprzedza esencję (najpierw ktoś jest, a dopiero potem może się kimś stać) to uznanie postaci pokroju Harmonijki czy Człowieka bez imienia za ludzką byłoby iście olimpijskim sposobem znieważenia grożącego karą grzywny lub pozbawienia wolności. Są mitami i tak samo ich samotność jest mityczna. Nie odnosi się ona do prawdziwych realiów tylko przedstawia nam obraz, którym mamy konsumować bez większego zastanowienia. W pewnej mierze jest to oczywiście bardziej ułatwienie dla scenarzysty (postać bez rozbudowanego tła jest prostsza do napisania) niźli zamiar sprzedania fałszywej wizji. Efekt jest jednak w dużym stopniu taki sam – nieważne czy zbrodnia została popełniona z premedytacją, czy bez niej. Skrajny indywidualizm, jaki reprezentuje sobą samotność mityczna na srebrnym ekranie, może być skrajnie toksyczny. Rugged individualism. Sam sobie sędzią, ławą przysięgłych i katem. W realiach prawdziwego świata samotny podróżnik, który nie musi polegać na innych i podróżuje z jednego miejsca do drugiego, może wydawać się kuszący. Wręcz nadczłowiekiem. Lecz bardzo trudno jest stawać się nadczłowiekiem jeśli nigdy nie było się ludzkim.

Samotność egzystencjalna

FILM

potencjalny czytelnik wynieść z tego tekstu to bez wątpienia moją usilną prośbę, by poświęcić swój czas na obejrzenie Trois Couleurs: Bleu przynajmniej raz w życiu. Bardzo nie chcę zdradzać jego fabuły, idealnie oddającej samotność egzystencjalną. Film opowiada historię kobiety, która w wypadku straciła swoją rodzinę i robi wszystko, by osunąć się w samotność, jednak nie jest w stanie. Została jej uświadomiona realność jej egzystencjalnej indywidualności. Nie jest podróżnikiem, bardziej pasażerem. Wrodzona empatia sprawia, że nie jest w stanie nie pomóc osobie w potrzebie, nawet gdy wszyscy dookoła są gotowi ją potępić. Nigdy nie wygrywa z samotnością, uczy się z nią żyć. Bliżej jej do postaci Ethana zagranego przez Johna Wayne’a z westernu The Searchers , u którego stanie się samotnym podróżnikiem było usprawiedliwieniem życia po tragedii. I który zmierza ku horyzontowi nie do końca triumfalnie i samotnie.

Żeby nie było za prosto i za smutno Z powyższych zdań wyłania się przygnębiający obraz. Wszyscy jesteśmy skazani na samotność z racji naszej egzystencji, a bezproblemowe życie z nią jest co najwyżej mitem. Jednak ten obraz nie może być postrzegany jako obiektywny. Kwestia osobistej ogniskowej. To spojrzenie skupiło się na jednostkach, a ludzi na świecie jest miliardy. W dzisiejszych czasach, gdy przeżywamy wiele rzeczy zdalnie, samotność daje o sobie znać. Prędzej można powiedzieć, że siedzimy sami na zajęciach otoczeni kwadracikami z obrazem innych osób, jeśli nie z samymi czarnymi prostokącikami. Jedna z najgorszych rzeczy, jaka mogłaby się teraz wydarzyć, to ulegnięcie samotności mitycznej, stworzonej dla prostej ucieczki przed trudną rzeczywistością. Jesteśmy ludźmi. Ważne, zwłaszcza teraz, aby pamiętać o innych. Egzystencji nie doświadczymy z kimś, ale zawsze możemy obok kogoś. Na odpowiedni półtorametrowy dystans, jeśli nie jesteśmy pewni jego stanu zdrowotnego. 0

Niemożliwe jest przedstawienie czystej samotności mitycznej. Najczęściej przeplata się ona z samotnością stojącą zdecydowanie po stronie egzystencji przed esencją, czyli samotnością egzystencjalną. Każdy z nas boryką się z nieunikalnym faktem, że koniec końców ja jestem odpowiedzialny za siebie, ale także, że tylko ja doświadczam swojego bycia. Może to brzmi jak skrajny truizm albo wręcz naukowa, niepotrzebna komplikacja czegoś oczywistego. Jednak w czasach trwającej od ponad roku pandemii coraz trudniej jest ignorować podstawowe pytania egzystencjalne, z którymi tylko my jako jednostki się spotkamy. W mojej skromnej opinii, w żaden sposób niemotywowanej jakimikolwiek nastrojami patriotycznymi, najlepszym przedstawieniem samotności egzystencjalnej na srebrnym ekranie jest dzieło Krzysztofa Kieślowskiego z 1993 r. czyli Trzy Kolory: Niebieski. I naprawdę trudno mi odpowiednio się wytłumaczyć z mojej autorytarnej opinii. Jeśli cokolwiek powinien Trzy Kolory: Niebieski (Reż: Krzysztof Kieślowski)

maj–czerwiec 2021


FILM

/ dokument w Sudanie

Podwójna bańka W ujęciu geograficznym Sudan wydaje się krajem odległym i ukrytym. W wymiarze społecznym okazuje się znacznie nam bliższy i skłania do postawienia pytania o podstawowe wartości. Na szczęście powstają filmy, które podważają tezę o moralnej przepaści cywilizacyjnej krajów Afryki i Europy. T E K S T:

I WO N A O S K I E R A

dy czytałam pierwszy raz reportaże Ryszarda Kapuścińskiego będąc nastolatką, głęboko dotykała mnie potężna przepaść między kontynentem europejskim i afrykańskim czy Ameryką Północną i Południową. Przed zgłębieniem treści Cesarza, opisującego totalitarną władzę w Etiopii, nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że ktoś w drugiej połowie XX w. zatrudniał osobę do czyszczenia butów władcy czy podkładania mu poduszki pod stopy, aby wydawał się wyższy. Rzeczy absurdalne i nie mogące dziać się w Europie, w Afryce okazywały się, choć pozornie, to jednak akceptowane przez jej mieszkańców. Kraje afrykańskie od czasów dekolonizacji musiały mierzyć się z cieniem militarnych lat niewoli i europejskiego ucisku oraz z widmem demokratycznych aspiracji i kapitalistycznej perspektywy gospodarczej. Wśród tych państw znalazł się także Sudan.

G

Droga bez końca Kolonizacja, pierwsza demokracja, pierwsza dyktatura, druga demokracja, druga dyktatura, trzecia demokracja i wciąż trwająca dyktatura – takie słowa wypowiada jeden z bohaterów filmu dokumentalnego Pogawędki o drzewach to zbrodnia z 2019 r., przedstawiając tym samym w dużym, lecz trafnym skrócie, historię swojego kraju, Sudanu. Zobrazowane w dokumencie wydarzenia miały miejsce w 2015 r., kiedy po raz kolejny na władcę kraju został wybrany Umar al-Baszir. W 1989 r. w wyniku puczu przejął władzę w Sudanie, wprowadził prawo szariatu oraz pozbawił mieszkańców kraju pełni praw obywatelskich i podstawowych wolności. Warto podkreślić, że w 2019 r., po 30 latach dyktatorskiego panowania, Umar al-Baszir został pozbawiony władzy w niemal identyczny sposób, w jaki ją zdobywał. Pod wpływem silnych demonstracji społeczeństwa, armia dokonała bowiem zamachu stanu. Obecnie państwo czeka na wybory mające odbyć się pod koniec 2022 r., a sam al-Baszir jest oskarżony przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze o zbrodnie przeciwko ludzkości. W filmie sudańskiego reżysera, Suhaiba Gasmelbariego, poznajemy czworo filmowców, niegdyś uciekinierów

34–35

i wydalonych z kraju studentów, od kilku lat będących znowu w ojczyźnie. Teraz tworzą Sudańską Grupę Filmową starającą się odrestaurować kino. Przed wprowadzeniem dyktatury al-Baszira w państwie istniał Narodowy Instytut Kultury, dystrybujący filmy do kin. Po jego zlikwidowaniu właściciele musieli kupować pirackie filmy od ulicznych handlarzy. Zwykle indyjskie – mówi jeden z bohaterów. Te stale się powtarzały, państwo odcięło finansowanie i dlatego decyzją administracyjno-polityczną zamknięto kina. Przywrócenie dawnej świetności tej instytucji to czyn heroiczny, bo w głęboko zbiurokratyzowanym i chcącym mieć kontrolę nad życiem wszystkich obywateli kraju, ta misja okazuję się trudniejsza, niż bohaterowie mogli przypuszczać. Zdobycie pozwolenia na wyświetlanie jednego filmu, na który wstęp byłby bezpłatny, jest drogą bez końca. Niczym w kafkowskim Procesie, filmowcy stale są odsyłani do kolejnych urzędów. Ówczesne władze Sudanu bały się bowiem dużych zgromadzeń, uważały, że każdy zawsze ukrywa coś pod pozorem czegoś innego. Z filmu wyłania się obraz państwa totalitarnego. Kraju chaotycznego, w którym powstają korki, dochodzi do stłuczek i wypadków z udziałem samochodów, mimo że nie ma w nim zbyt wielu dróg. Samochodów przybywa pod pozorami rozwoju gospodarczego, szkoda tylko, że nikt nie dba o bezpieczeństwo społeczeństwa – brakuje znaków i sygnalizacji świetlnej. Zresztą dlaczego takowa sygnalizacja miałaby w ogóle działać, skoro na naprawę prądu trzeba bez uzasadnienia odczekać swoje. Władza nie tworzy również chociaż namiastki pluralizmu. Filmowcy śmieją się, że teraz wokół kina znajduje się sześć meczetów, a zanim władze pozwolą je otworzyć, powstaną jeszcze dwa.

Męski świat Podobne tło polityczne Sudanu ukazane jest w filmie Macieja Drygasa Abu Haraz z 2013 r. By zarysować ówczesne nastroje panujące w kraju, wystarczy powiedzieć, że reżyser musiał nagrywać materiały przez siedem lat niemal w ukryciu, tak, aby władze nie dowiedziały się o postępującym procederze. Abu Haraz to wioska w Sudanie, której mieszkańcy żyją zgodnie z rytmem

wyznaczanym przez naturę. Funkcjonują dzięki uprawie roli i hodowli zwierząt, korzystając przy tym z darów Nilu. Z czasem władze nakazują wysiedlenie społeczności. Z powodu budowy tamy na rzece, tereny te wkrótce ulegną zatopieniu. Film to proces przechodzenia ludności przez kolejne stadia rozwoju sytuacji przesiedleń i zburzenia miejsc zamieszkania tak, aby nigdy nie mogli do wioski powrócić. W rozważaniach nad produkcją Drygasa wielokrotnie pod dyskusję zostaje poddany brutalny wymiar decyzji administracyjnych podjętych przez rządzących, którzy za wszelką cenę chcieli zniszczyć wszystkie więzy kulturowe i ulokować mieszkańców w miejscu, w którym, jak sami podkreślają, czują się obco i nie wiedzą nawet, w którym kierunku mają się modlić. Mnie zainteresował kulturowy wymiar funkcjonowania małej sudańskiej społeczności. Szczególną uwagę zwracam na męskie ciała. Sudańczycy nie są osobami o silnie rozbudowanej tkance mięśniowej. To wysocy, szczupli mężczyźni z mocnymi, zahartowanym przez wiosłowanie łódek rękami oraz z lekka zgarbioną postawą. To również wspólnota silnie zhierarchizowana. Film ukazuje przede wszystkim męski świat, w którym na zebrania przeciw budowie zapory zapraszani są co prawda wszyscy, ale w domyśle słowo „wszyscy” oznacza tylko mężczyzn. To właśnie oni decydują o tym, czy wyprowadzając się wezmą ze sobą ogół zwierząt czy tylko ich część. Targują się, sprzedają, wiążą i zarządzają, podczas gdy kobiety, zepchnięte w filmie w dużej mierze do roli płaczących sąsiadek, rodzą i wychowują dzieci. Nie ma się czemu dziwić. Każda kultura przechodzi przez swoje stadia rozwoju, a biorąc pod uwagę, że zbiory w tej konkretnej dokonywane są za pomocą sierpa, a woda pitna jest brudna i mętna, gwałtowny skok w nowoczesność, co w samym dokumencie zostaje silnie wyartykułowane, jest naruszeniem naturalnego przebiegu ewolucji. Opresyjność władz Sudanu i ich nagła potrzeba przeskoku ku wyższej cywilizacji skłania do zadania pytania, czy sposobem na sprawne funkcjonowanie państwa nie byłoby mocniejsze wsłuchiwanie się w wewnętrzny głos jego obywateli. To również dobry moment, aby zastanowić się, kto komu daje tu lekcje moralności i uczciwości. 0


Witkacy /

SZTUKA całuję Cię w metafizyczny pępek

W metafizycznym pępku Witkacego Klient musi być zadowolony. Nieporozumienia wykluczone. Jednoosobowa Firma Portretowa S.I. Witkiewicz nie przyjmuje ani żadnych zwrotów, ani wyrazów malkontenctwa. W pracowni, zza pokrytego pastelami płótna, na potencjalnych klientów nieustannie spoglądają stalowoniebieskie, przejmujące oczy. Wyższością jednego człowieka

nad drugim nie jest zdolność tworzenia rzeczywistości, tylko zdolność odpowiedniego teoretyzowania rzeczywistości już stworzonej. A Stanisław Ignacy Witkiewicz rzeczywistość teoretyzował nie tylko na obrazach... T E K S T:

K L AU D I A JA N U S Z E W S K A

eziory, wieś na Polesiu, dzisiejszych terenach Ukrainy. To w tej niewielkiej mieścinie we wrześniu 1939 r. Stanisław Ignacy Witkiewicz szukał schronienia przed niemieckim okupantem. Złudzeń pozbawiła go jednak agresja wojsk sowieckich. Zażył luminal oraz cybalginę, a następnie podciął sobie tętnicę szyjną, wpisując się po części w katastroficzną wizję swojej twórczości. Świat Witkacego, osnuty atmosferą tajemnicy, absurdu i skandalu, materializował się w wielu formach. Począwszy od niekończących się romansów i słynnej fotograficznej serii min, przez fascynację formistami, katastroficzne traktaty filozoficzne, cyniczne dramaty i metafizyczne powieści, aż po eksperymenty z narkotykami i niezwykłe podróże po zakopiańskich wzgórzach. Charakter Witkacego bez wątpienia przekraczał granice jakichkolwiek opowieści i żadne, nawet najbardziej intymne, bebechy jego życiorysu nie oddadzą nienasycenia tej nieprzeciętnej postaci.

J

Sztuka jest ucieczką (...) Malarstwo zaczęło kiełkować już w nastoletnim umyśle Witkacego, a przez resztę życia rozkwitało wieloma tropikalnymi owocami. ,,Romans’’ z grupą krakowskich formistów poskutkował wprowa-

Witkiewiczów dwóch Zakopane często kojarzy się z Witkacym, jednak bez Witkiewicza seniora (wziętego artysty, malarza, pisarza, architekta i przede wszystkim prekursora stylu zakopiańskiego) nogi jego syna nigdy nie zawędrowałyby w Tatry. Choć Witkacy urodził się 24 lutego 1885 r. w Warszawie, dość szybko wyprowadził się z rodzicami do Zakopanego, który stał się istotnym miejscem w jego życiorysie. Ojciec młodego Stasia był stanowczym przeciwnikiem standardowego systemu szkolnictwa, więc, ku chwale wybitnej indywidualności chłopca, sam zajął się jego edukacją. Mimo silnej więzi Witkacego z ojcem ich światopoglądowe punkty wspólne z czasem prawie zupełnie się rozmyły, a ekscentryczny, pełen niezmierzonych myśli Witkacy zaczął się dusić wśród opiekuńczych rad ojca.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Kobiecy dzeniem artysty na salony życia kulturalnego i rozrywkowego. Przełomowy dla Witkacego okazał się jednak moment, w którym porzucił malarstwo olejne, tak popularne wśród Formistów. Właśnie wtedy założył Firmę Portretową S.I. Witkiewicz, która zaczęła stanowić jego główne źródło utrzymania. Regulamin Firmy różnicował pięć typów wizerunków, i tym samym formy, w zależności od usytuowania na skali: naturalizm – Czysta Forma. W tym okresie Witkacy eksperymentował zarówno z mimetyzmem, jak i abstrakcjonizmem, nie odżegnując się jednak od pozostałych poformistycznych wpływów grubych, wyraźnych kresek na płótnie. Pełen sprzeczności Witkacy kombinował – jedne portrety odzwierciedlały ikonograficzne inspiracje, inne wręcz przeciwnie – szokowały zdeformowanym przedstawieniem postaci. Jedno jednak

pozostawało niezmienne – bogate w skrupulatne szczegóły obrazy prawie bez wyjątku oddawały symboliczne aspekty, nierzadko odwołujące się do duchowości i emocjonalności portretowanych osób.

Ja lubię literaturę, bo dla mnie tam jest więcej życia niż w moim własnym Proza, dramat i filozofia walczyły o należne sobie miejsce w sercu i umyśle Witkacego równie zawzięcie co malarstwo. Sztuki Witkiewicza były prześmiewczą parodią realiów scenicznych dwudziestolecia międzywojennego. Perfidnie wyszukane i zakamuflowane uszczypliwości często wycelowane były w wyrachowane społeczeństwo i władzę. Z kolei jako pisarz powieści Witkacy przede wszystkim skupiał się na utracie indywidualności człowieka i popadaniu w rzemieślniczy, bezmózgi żywot. W międzyczasie artysta zagłębił się też w odmęty swojej filozoficznej natury i wprowadził niepowtarzalną teorię Czystej Formy. Według Teorii główną rolą sztuki jest wzbudzenie w czytelniku uczucia metafizycznego, które materializuje się w pewnej jedności z tajemnicą i tym samym w poczuciu alienacji od reszty świata. Witkacy uważał, że to właśnie owo metafizyczne uczucie nadaje sens wszystkiemu. Katastrofizm wynikający z późniejszych prac filozoficznych Witkacego związany był z przeświadczeniem o nadejściu kryzysu kultury europejskiej (a przecież to sztuka miała być ratunkiem przed utratą sensu). Co więcej, Witkiewicz-filozof zawsze usilnie głosił niezrównaną siłę indywidualizmu, który jedyny mógł przeciwstawić się postępującemu zautomatyzowaniu ludzi.

Wizjoner o wielu twarzach Skandal za Witkacym ciągnął się od młodości, budując wokół niego wartościującą osnowę alkoholika, narkomana i erotomana. Jego bujny, nierzadko koloryzowany życiorys nawet teraz często przyćmiewa niesamowicie bogaty dorobek artysty. Dorobek artysty, który wyprzedził swoją epokę, artysty negującego rzeczywistość i nieprzyswajalnego dla otaczającego go świata. Być może właśnie ta nieprzyswajalność doprowadziła Witkacego do gestu ostatecznego. 0

maj–czerwiec 2021


SZTUKA

/ Neri Oxman

Neri Oxman: Między sztuką a innowacją w nauce Neri Oxman to osoba wyprzedzająca swój czas - powiedziała kuratorka MoMA Paola Antonelli. Ten niebanalny komplement można jednak w tym przypadku uznać za ogromne niedopowiedzenie. Neri Oxman jest profesorką MIT, architektką z doświadczeniem w medycynie, naukowczynią i wynalazczynią. Ale przede wszystkim jest pionierką. T E K S T:

M A R I A RY B A R C Z Y K

rofesor Oxman jest dyrektorką powstałego na MIT Media Lab zespołu Mediated Matter, gdzie zajmuje się wynalezioną przez samą siebie dziedziną ekologii materiałowej. Media Lab powstało jako odłam Szkoły Designu, co oznaczało, że twórcy pracujący tam mieli licencję na bardziej artystyczne, oderwane od rzeczywistości podejście. Ideą było projektowanie dla świata, który mógłby być naszą rzeczywistością za 50 lat. Założyciel Media Lab mówi, że Instytut szukał osób, których pomysły na badania nie mogłyby być zrealizowanie nigdzie indziej, nie pasowały do żadnego innego departamentu. Ten opis pasuje do Neri Oxman jak ulał. Pochodząca z rodziny architektów Izraelka, studiująca najpierw medycynę, a później architekturę w The AA w Londynie, odkryła swoją pasję w łączeniu biologii z designem. Lub, jak sama mówi, w design-inspired nature (naturze inspirowanej designem). Dzieła Oxman są wystawiane w muzeach i galeriach na całym świecie, na dniach designu, na pokazach mody oraz koncertach. Niedawno odbyła się wystawa jej pawilonu w The Smithsonian w Nowym Jorku. Zastanawiające może się wydawać, że osiągnięcia naukowe są pokazywane w najbardziej prestiżowych przestrzeniach sztuki na świecie, jednak głównym założeniem Oxman jest działanie pomiędzy sztuką a nauką, ponieważ daje to najwięcej kreatywnej wolności.

źródło: Wikimedia Commons

P

Co ciekawe, zespół celowo używa popularności w świecie artystycznym, by promować swoje najbardziej ryzykowne pomysły, które przez środowisko naukowe zostały okrzyknięte Sztuką. Zespół Mediated Matter tworzą specjaliści z różnych dziedzin – od biologów i medyków, poprzez informatyków i researcherów, po architektów, grafików i artystów. Oxman i jej grupa tworzą swoje genialne projekty z pogranicza sztuki i nauki gdzieś pomiędzy dziedzinami biologii syntetycznej, inżynierii materiałowej, projektowania komputacyjnego i produkcji addytywnej. Jak dotąd ich najgłośniejsze sukcesy zostały odniesione na polu technologii druku 3D.

W 2014 r. stworzyli technologię, która wcześniej nie istniała – pierwszą drukarkę 3D drukującą przezroczyste szkło. Maski pośmiertne i manipulacja właściwościami Profesorka MIT wraz ze swoim zespołem rozpoczęła karierę na uczelni od rozwoju właśnie tej, fascynującej ją dziedziny. W 2014 r. stworzyli technologię, która wcześniej nie istniała –

pierwszą drukarkę 3D drukującą przezroczyste szkło. Robot działa podobnie do pistoletu na klej – nitka rozgrzanego szkła jest powoli rozlewana, tworząc zaprojektowane kształty, które następnie chłodzą się w specjalnej komorze. Powstałe w ten sposób dzieła sztuki są wystawiane na galach designu na całym świecie. Kontynuując swoje badania, Oxman podjęła współpracę z projektantką Iris van Herpen, która zaowocowała serią bezszwowych ubrań. Jednak jej najsłynniejszą kolekcją mody jest ta zatytułowana Wanderers, którą tworzą stroje przeznaczone do podtrzymywania życia podróżników międzyplanetarnych. Ubrania, lub raczej dzieła sztuki, były wydrukowanym, przezroczystym odwzorowaniem ludzkiego układu pokarmowego. Oxman umieściła w nim żywe, syntetyczne cyjanobakterie i bakterie E. coli, które, współpracując ze sobą, nadały dziełom różne kolory, równocześnie wytwarzając energię, która mogłaby być potencjalnie wykorzystana do podtrzymania funkcji życiowych osoby ubranej w ten futurystyczny wynalazek. Na wystawie w MoMie w 2020 r. Oxman pojawiła się z nowymi projektami. Vespers I, II i III są kompletnym połączeniem sztuki i zabawy technologią. Kolekcja szklanych, półprzezroczystych form będących wariacją na temat masek pośmiertnych robi furorę w środowisku projektantów od dawna zainteresowanych tech-

Cartesian Wax

36–37


Neri Oxman /

tworzywa, z którego składa się dzieło, a wszystko to dzieje się w nanoskali. Dlatego właśnie maski Vespers robią ogromne wrażenie: każda najdrobniejsza nitka, zmiana koloru czy inny detal były celowo zaprojektowane i wydrukowane.

W poszukiwaniu materiału idealnego

Vespers niką druku 3D. Obłościami i wypukłościami przypominają one kształty występujące w przyrodzie, czaszki czy pancerze. Każda z faz projektu – I, II i III – skupia się na czymś innym: od znaczenia masek w kulturze, po żywą maskę powstałą dzięki eksperymentom technologicznym. Neri Oxman opisuje je w ten sposób: [Vespers II] jest pomiędzy, jest znakiem metamorfozy antycznego reliktu w jego współczesną manifestację. I tak, zaczynając od konceptualnego dzieła, docieramy do namacalnego zestawu narzędzi, technik i technologii łączących komputacyjną materię i komputacyjne życie. Proces tworzenia Vespers jest unikatowy. Podobną maskę Oxman wykonała w 2016 r. dla Björk. Artystka wystąpiła w niej na pionierskim wydarzeniu – pierwszym koncercie VR. Różnicą pomiędzy tradycyjnym projektowaniem a podejściem Oxman jest sposób manipulacji zmiennymi przy procesie tworzenia. Tak jak artyści, architekci i projektanci zmieniają wymiary oraz dodają kolejne elementy do swoich dzieł, tak Oxman osiąga efekty poprzez odpowiednie dostrajanie właściwości samego materiału podczas procesu drukowania 3D. Korzystając z wynalezionych przez nią technologii, projektant ma wpływ na miękkość, przezroczystość, kolor i wiele innych cech pojedynczego

Rewolucyjnym wynalazkiem na granicy sztuki i architektury jest praca zespołu Oxman dotycząca chityny. W architekturze już od dawna istnieją nurty inspirowane naturą, których przedstawiciele poszukują coraz doskonalszych rozwiązań konstrukcyjnych. Jednak pomimo ciągłych poszukiwań na tym polu nadal nie jesteśmy w stanie stworzyć struktur równie lekkich i wytrzymałych jak muszle, pancerze czy drzewa. Zespół postanowił znaleźć rozwiązanie tego problemu i zaproponować użycie w konstrukcjach jednego z najwytrzymalszych materiałów znanych nam ze świata natury – chityny, substancji występującej właśnie w pancerzach skorupiaków. Zespół Mediated Matter zamówił odrzucone w procesach gastronomicznych pancerze krewetek i przetworzył je na pasty, które zależnie od koncentracji chityny były ciemne i sztywne lub jasne, przezroczyste i giętkie. W połączeniu z technologią druku 3D naukowcy byli w stanie tworzyć struktury o dużej skali, wytrzymalsze i lżejsze niż plastik, a co więcej całkowicie biodegradowalne. Projektem wieńczącym to badanie jest Aguahoja, pawilon z chityny i celulozy, mający na celu pokazanie możliwych rozwiązań dla struktur przyszłości.

SZTUKA

owadów, jako że te instynktownie kierują się w ciemniejsze i chłodniejsze miejsca. Następnie Oxman zamówiła ponad sześć tysięcy jedwabników i wraz z zespołem ręcznie ustawiła je na stelażu, by pozwolić im przez następne parę tygodni spokojnie prząść jedwabne nici. Rezultatem jest półprzezroczysta biała kopuła oświetlona naturalnym światłem, która pokazuje etyczną alternatywę dla produkcji jedwabiu, osiągniętą dzięki nadaniu naturze odpowiedniego kierunku. Problemy, nad którymi pracuje Neri Oxman, mogą wydawać się problemami przyszłości. Ich rozwiązania nie dotyczą i nie ułatwiają naszego współczesnego życia w żaden sposób, są od niego oderwane i zapewne głównie dlatego są klasyfikowane jako sztuka. Jednak to właśnie dzięki temu, dzięki marzeniom i wyobraźni, możliwe jest przetarcie szlaków dla prawdziwej innowacji. Jak mówi Oxman: Wierzę w balans pomiędzy marzeniem a budowaniem. 0

Alternatywna produkcja jedwabiu Oxman twierdzi, że żyjemy w czasach, w których nasze możliwości kreacji są większe niż kiedykolwiek wcześniej. Jesteśmy w stanie budować tak jak natura, a wręcz ulepszać występujące w niej rozwiązania. Nazywa to evolution by design, czyli procesem wpływania na naturę tak, by przystosowała się i dzięki temu była bardziej efektywna. Jednym z najbardziej zjawiskowych dzieł Oxman jest Jedwabny Pawilon z 2013 r. Naukowcy zajęli się jedwabnikami, owadami wykorzystywanymi w światowej produkcji jedwabiu. Podczas tradycyjnego procesu jedwabniki giną, a z włókien z ich kokonów wytwarzany jest luksusowy materiał. Zespół Oxman stwierdził, że poprzez skonstruowanie dla zwierzątek specjalnie zaprojektowanego, drewnianego stelażu będzie w stanie wpłynąć na kształt ich kokonu, sprowadzając go do dwóch wymiarów. Oprócz konstrukcji z drewna, oplecionej jedwabną nicią, naukowcy zdecydowali się umieścić w podkładzie otwory dostosowane do padania promieni słonecznych. Dzięki temu byli w stanie sterować ruchem

Neri Oxman Co warto zobaczyć ted.com (Neri Oxman: Design at the intersection of technology and biology) mediatedmattergroup.com oxman.com Serial Abstrakt: Sztuka designu, odcinek Neri Oxman: Bio-Architecture

maj–czerwiec 2021


SZTUKA

/ bloki przy Dudziarskiej

Trzy bloki do kwadratu Czy sztuka jest wszędzie? Bez wątpienia! Nawet w przestrzeni miejskiej? Oczywiście! Niekiedy nie jesteśmy nawet świadomi, ile razy stykamy się z nią, przemierzając dobrze nam znane betonowe dżungle. Sztuka potrafi wejść w głęboki dialog z przestrzenią miejską, a co za tym idzie – ze społeczeństwem. T E K S T:

ybudowane w połowie lat 90. trzy bloki przy ul. Dudziarskiej na warszawskiej Pradze-Południe stały się żywym tematem dyskusji zarówno ówczesnych, jak i dzisiejszych urbanistów. Osiedle to swoiste getto – poza wspomnianymi budynkami nie ma niczego w zasięgu wzroku, jest odizolowane od świata zewnętrznego, bynajmniej nie barierą fizyczną, a komunikacyjną. Samochody muszą pokonać kilkanaście minut trasy przez kocie łby od głównej drogi, a miasto łaskawie pozwoliło jednej linii autobusowej „wydostawać” mieszkańców Dudziarskiej z ich zatopionej w niesprzyjającej do życia infrastrukturze Atlantydy. Bloki niczym kostki domina rzucone są między zestaw kilkunastu torów bocznicy kolejowej Olszynki Grochowskiej, opuszczone ogródki działkowe i spalarnię śmieci. Miasto przemieściło na Dudziarską kłopotliwych, nieprzystosowanych społecznie lokatorów mieszkań komunalnych ze Śródmieścia. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja mieszkańców ulegnie poprawie.

W

Czynnik uzdrawiający W momentach takich jak te, do akcji wkraczają artyści, którzy są przekonani, że swoją sztuką potrafią naprawiać świat. Grupa artystyczna Zmiana Organizacji Ruchu, chcąc poprawić wizerunek osiedla-getta i przy okazji zaprosić mieszkańców do dyskusji, zaproponowała upiększenie trzech samotnych bloków dziełami sztuki. Z jednej strony powstały znane wszystkim fragmenty obrazu Pieta Mondriana, zaś z drugiej, tej bardziej reprezentacyjnej – on – czarny kwadrat.

M AT E U S Z TO B I A S Z WO L N Y

Czarny kwadrat na białym tle Kazimierza Malewicza to obraz-przełom. W 1916 r. pokazany na wystawie w Petersburgu wbił kij w mrowisko i sprowokował do dyskusji o stanie sztuki. O czym faktycznie mówi to dzieło? Malewicz na swojej wystawie jako jedyną pracę umieścił obraz w rogu pomiędzy dwoma ścianami. W ten sposób nawiązywał do idei Świętego Kąta. Czy zatem sugerował, że w czarnym kwadracie, mimo że na pierwszy rzut oka nie zawiera się nic, tak naprawdę zawiera się wszystko – całe uniwersum sztuki, któremu winniśmy oddawać hołd? Czy od niego – tego czarnego kwadratu – wszystko się zaczyna? Bez wątpienia Malewicz ukazuje swego rodzaju punkt „0” w sztuce – zaprzeczenie temu, co było, brak obrazu. Ale jakie znaczenie ma jego trzykrotne powtórzenie na bokach bloków przy Dudziarskiej? Mówi się o złośliwości pomysłodawców z grupy artystycznej. Chcąc przybliżyć nieco sztuki marginesowi społecznemu mieszkającemu do 2019 r. (mieszkańcy zostali wysiedleni) przy Dudziarskiej, tak naprawdę oszpecili trzy samotne bloki. Do tego utarli nosa świadomym tego, że żyją w odcięciu od świata mieszkańcom, którzy kolejny raz spotkali się z napiętnowaniem. Przeciw tej opinii zdają się świadczyć pogłoski o dobrych intencjach artystów oraz chęć wzbudzenia dialogu o z góry źle założonej

koncepcji urbanistycznej, jaką okazało się osiedle za torami Olszynki Grochowskiej. Jaka jest prawda? To pewnie wiedzą jedynie twórcze umysły artystów ze Zmiany Organizacji Ruchu.

Czarny punkt Bez wątpienia akcja artystyczna przy Dudziarskiej zmusza nas do szukania odpowiedzi na pytanie o rolę artysty i o relację sztuka–społeczeństwo. Jak przejawia się zapoczątkowany przez Malewicza suprematyzm w tym kontekście? Gdzie jest ta supremacja czy, mówiąc inaczej, przewaga? Może w tym, że za niesprzyjającą infrastrukturą ludzie wiodą wygodniejsze życie, a czarne kwadraty mają przypominać o smutnym losie mieszkańców Dudziarskiej. Albo w fakcie, że zmagający się ze sprzeciwem artyści pracujący nad muralami w miesiąc „naznaczyli” niechlubnie wykluczone osiedle, spakowali się i wyjechali, zostawiając mieszkańców z niechcianą pamiątką. Tak jak ponad 100 lat temu i dziś słynny kwadrat pozostaje prowokacją artystyczną, a w Warszawie przy Dudziarskiej – czarnym punktem. Czym jest osiedle przy Dudziarskiej dzisiaj? Offową galerią sztuki? Pozostałością po nieudanym eksperymencie urbanistycznym? Niechlubnym pomnikiem wstydu ówczesnych zarządców miasta? Czy może jedynie urbeksowym sanktuarium? Odpowiedź wydaje się taka sama, jak na pytanie: czym jest czarny kwadrat? Wszystkim i niczym. 0


supergrupy w polskim rapie / kwestia pochodzenia jest istotna / młody maglowicz metro widzi z okna

Supergrupy i superpieniądze

Taconafide, chillwagon – supergrupy są obecne w polskim rapie od kilku lat. Rok 2021 przyniósł powstanie kolejnej. T E K S T:

TO M A S Z DWOJA K

upergrupy, czyli zespoły tworzone z artystów będących u szczytu popularności, to w polskiej rapgrze temat dość kontrowersyjny. Takie składy zwykle oskarżane są o komercjalizację i brak spontaniczności, w przeciwieństwie do powstających „na zajawce” ekip takich jak Molesta czy WWO – prekursorów rapu w Polsce. Zebranie najgorętszych nazwisk potrafi jednak przynieść mieszankę wybuchową i sukces. I to nie tylko komercyjny, lecz także artystyczny.

S

Tylko pić jeść spać… i zarabiać Przełomem jeśli chodzi o raperskie supergrupy, a nawet rap całościowo, okazała się współpraca między Taco Hemingwayem a Quebonafide. Projekt ten nie mógł się nie udać. Quebonafide był wówczas najgorętszym nazwiskiem w polskiej rapgrze. Rok wcześniej wydał bardzo ciepło przyjętą płytę Egzotyka, która okazała się najchętniej kupowanym krążkiem w Polsce w 2017 r. Albumowi Que towarzyszyła także ciekawa akcja promocyjna. W ramach prac nad płytą raper odwiedził 13 zagranicznych krajów, w każdym z nich przygotował utwór oraz teledysk nawiązujący do danego miejsca. O ile do fanów Quebonafide zaliczali się wówczas słuchacze raczej zaznajomieni z rapem, tak Taco Hemingway potrafił przyciągnąć tych, którzy z tym gatunkiem nie mieli w ogóle do czynienia. Był on jednym z pierwszych raperów w tak znacznym stopniu odwołującym się do gustów wielkomiejskiego prekariatu czy młodej klasy średniej. Artysta pojawił się nawet na pierwszym miejscu Ś.P. Listy Przebojów Programu Trzeciego, raczej niesłynącego z otwartości na nowe trendy w muzyce. Wspólny projekt artystów – Taconafide – przyniósł ogromny sukces komercyjny. Wydana przez raperów płyta uplasowała się na drugim miejscu, zaraz za Małomiasteczkowym, pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy w 2018 r., niemniej jednak zyskała status diamentowej. Raperzy wydali kilka ciekawych utworów, jednak w tle cały czas unosiła się atmosfera biznesowej kalkulacji. Szerokim echem odbił się post znanego pisarza Jakuba Ż., który tak skomentował działalność zespołu: nie wierzę w ani jedno ich słowo, nie wierzę im nawet, gdy się przedstawiają. Po wydaniu płyty Quebonafide zapadł się pod ziemię na

prawie dwa lata (choć trzeba przyznać, że jak wrócił, to z przytupem). Taco Hemingway osiadł natomiast na dobre w rapowym mainstreamie i porzucił mocno refleksyjny ton, dopóki nie postanowił przeszkodzić Andrzejowi Dudzie w reelekcji (co prawie mu się udało).

Chillwagonem z Albanii Taconafide nie było jednak pierwszą okołorapową supergrupą, która odniosła znaczny komercyjny sukces. To wyróżnienie należy się Gangowi Albanii. Choć zespół podchodził do rapowej stylistyki dość luźno, to trzeba podkreślić, że w jego skład wchodziły osoby związane z tym środowiskiem: jeden z ojców założycieli polskiego hip hopu – Borixon, producent Robert M, znany także jako Rozbójnik Alibaba, oraz Król Albanii we własnej osobie, czyli Popek, członek zespołu Firma. Żartobliwa i przerysowana estetyka grupy trafiła na podatny grunt. Kiedy fani rozszyfrowywali refren Albańskiego raju, panowie przeliczali wyświetlenia i zarobione pieniądze. Utwory zespołu słychać było na tyłach każdego autokaru na wycieczkach szkolnych ku dezaprobacie nauczycieli. W promocji znacznie pomógł wizerunek samego Popka – raper poddał się zabiegowi skaryfikacji twarzy (nacinaniu skóry) oraz wytatuował gałki oczne. Muzyk do 2016 r. był także poszukiwany listem gończym, zatem nie mógł pojawiać się na koncertach granych w Polsce, biorąc w nich udział przez Skype’a. Tak szybko jak zespół zaliczył silny wzrost popularności, tak szybki okazał się też jego zjazd. Gang Albanii przywrócił jednak do rapowego mainstreamu Popka oraz Borixona, który, nauczony doświadczeniem, postanowił powołać do życia kolejną supergrupę. Kielecki raper do projektu chillwagon zaangażował m.in. Żabsona czy ReTo. Dzięki kilku bardzo energicznym i wpadającym w ucho utworom grupa bardzo szybko zyskała rozgłos. Zespół prowadził także ciekawą akcję promocyjną, której zwieńczeniem była premiera debiutanckiego krążka. Chillwagon wypuścił pierwszy album w limitowanym nakładzie 15 tys. egzemplarzy, a dostęp do pre-ordera, kosztującego równe 100 zł, mieli tylko ci, którym udało się przejść specjalnie przygotowaną grę komputero-

wą. W zamian słuchacze otrzymali pudło opatrzone futurystyczno-kwasowymi grafikami, a w środku oprócz płyty m.in. okulary VR czy karty.

Łączy ich coś więcej niż alkohol Za supergrupy można uznać także projekty wytwórni rapowych zrzeszające artystów wydających płyty pod ich szyldem. Najświeższym i najbardziej udanym przykładem jest album Hotel Maffija autorstwa twórców współpracujących z SBM Label. Muzycy związani z wytwórnią Solara i Białasa, m.in. Bedoes, Mata czy Jan-Rapowanie, zebrali się na przełomie maja i czerwca zeszłego roku na kilka dni w wynajętym domu pracy twórczej w Kamieniu na Kaszubach. Efektem nagrań był album pełen kumpelsko-imprezowych kawałków. Innym przykładem projektu zbudowanego w obrębie jednej wytwórni jest działalność Borcrew – twórców zrzeszonych wokół poznańskiego rapera Palucha wśród których są m.in. Sarius czy, współpracujący również z chillwagonem, Szpaku.

Wchodzą jak Moonwalk Najnowszym rapowym projektem, który można określić mianem supergrupy, jest OIO, w skład którego wchodzą Otsochodzi, Young Igi i OKI. Pierwszy z muzyków będzie chciał się odbudować po przytłoczonym innymi premierami oraz pandemią albumie 2011. Młody Jan potrafi idealnie wstrzelić się w gusta słuchaczy, co pokazał na Nowym Kolorze, kiedy to całkowicie porzucił true school na rzecz energetycznych bangerów. Ruch ten na pewno opłacił mu się finansowo, a tytułowy singiel z płyty, nagrany wspólnie z Taco Hemingwayem, można by postawić w Sèvres jako wzór letniaczka. Young Igi także ma coś do udowodnienia. Raper zdążył już nabić po 60 mln wyświetleń na YouTube na dwóch kawałkach – Mówiłaś oraz Bestia – jednak od półtora roku nie wydał żadnego albumu. Z kolei OKI zamierza ugruntować swoją pozycję po udanym mixtape’ie 77747. OIO wystartowało na początku marca z promocją płyty. Wśród merchu oprócz koszulek i breloków możemy znaleźć też gumy do żucia czy… dywany. Premiera krążka odbyła się 7 maja. Potencjał na imprezowe bangery i letniaczki na pewno jest. 0

Przygotowana przez autora playlista prezentująca wybrane utwory polskich supergrup rapowych znajduje się pod adresem: tiny.cc/ magiel-supergrupy

maj–czerwiec 2021


/ wywiad z zespołem Jelsa

Królowie lata

fot. Filip Glodowski

Czujesz, że twoja rzeczywistość nabrała czarno-białych barw i nie możesz odnaleźć słońca za oknem? Czas najwyższy to zmienić! Zespół Jelsa zabierze cię na najlepsze wakacje bez wychodzenia z domu!

R OZ M AW I A Ł A :

N ATA L I A JA R M U L

Magiel: Wasze brzmienie przypomina mi grę przyjaciół, którzy znają się od lat i razem świetnie się bawią. Czy tak właśnie jest? Jak powstała Jelsa?

Maciek: Mam wrażenie, że zespół formował się naturalnie, do tego wszyscy

w nim czujemy się przyjaciółmi. Przed pandemią spędziliśmy dużo czasu razem nie tylko na tworzeniu muzyki. Ja, Piotrek i Daniel graliśmy już razem wcześniej. Później dołączyliśmy z Piotrkiem do grupy musicalowej, w której poznaliśmy Oliwiera. W sumie początek Jelsy wyglądał tak, że wysłaliśmy Oliwierowi piosenkę instrumentalną, a on odesłał nam tekst i wokal. Zrobiło to na nas ogromne wrażenie i właśnie od tamtego momentu wiedzieliśmy, że chcemy działać razem.

Co do tajemniczej nazwy waszego zespołu, YouTube zasugerował mi, że inspiracją dla niej mogła być Kraina lodu lub miasteczko w Chorwacji. Chcielibyście zdradzić, co się za nią kryje? Oliwier : Odpowiedzią zdecydowanie jest ta pierwsza opcja. Wszyscy je-

steśmy fanami Disneya. Piotrek: Każdy z nas ma na tapecie postacie z Disneya. Jedynie Daniel nie ma. On woli Toy Story. Ale mówiąc już bardziej serio, pomysłodawcą nazwy jest Oliwier. O: Tak, to prawda – pomysł był mój, ale wydaje mi się, że każdemu z nas od razu spodobało się jego brzmienie. Faktycznie nazwa pochodzi od chorwackiego miasteczka, w którym spędzałem wakacje z dziewczyną trzy lata temu. Cała otoczka towarzysząca wyjazdowi na tyle zapadła mi w pamięć i wpłynęła na mnie, że stąd pomysł na taką właśnie nazwę dla zespołu. Mam wrażenie, że nikt po jej usłyszeniu nie wie za bardzo o co chodzi i jest to w sumie fajne, bo jeśli nazwa z niczym się nie kojarzy, nie są to słowa, których używa się na co dzień, to nie brzmi to tak standardowo.

Skoro to właśnie miłość była inspiracją dla nazwy zespołu, czy też ona zdeterminowała powstawanie pierwszych utworów? M: Jak najbardziej! Głównym twórcą tekstów jest Oliwier, który podczas po-

wstawania pierwszych utworów zaczynał się spotykać ze swoją obecną dziewczyną. Na naszej pierwszej wspólnej próbie powstała piosenka Pinkman i to właśnie ona później w pewien sposób definiowała nasze brzmienie. To był okres wakacyjny i podczas pracy towarzyszył nam jego klimat i do tego wspomniana miłość. Osobiście uważam, że na pewno w znaczący sposób miała ona wpływ na chociażby liryczną stronę piosenek.

40–41

Mimo krótkiego stażu macie za sobą liczne koncerty, także przeglądy muzyczne. Wychodzicie na scenę, powoli zaczynacie odliczać do rozpoczęcia piosenki – o czym myśli muzyk na chwilę przed występem? Daniel: Zazwyczaj ja rozpoczynam piosenkę. Mimo że osobiście trochę dener-

wuję się przed koncertem, to raczej zawsze towarzyszą mi pozytywne emocje, wewnętrzny spokój i chęć ekspresji siebie. Jeśli wszystko jest wcześniej odpowiednio przygotowane i sprawdzone, to ten negatywny stres się po prostu nie pojawia. Oczywiście były momenty, gdzie coś szło nie tak i faktycznie sytuacja się wtedy odwracała. P: Zawsze jednak udawało nam się wychodzić z tych nietypowych sytuacji. Ten stres faktycznie jest u nas wszystkich, ale jak wchodzi się na scenę, to automatycznie przemija i cieszymy się chwilą. O: Myślę, że właśnie takie sytuacje kształtują naszą osobowość, by pod presją działać w pewien sposób sprawniej i wychodzić z różnych niepowodzeń z podniesioną głową.

Jakie to uczucie widzieć podczas koncertów, że ludziom naprawdę podoba się to, co robicie?

O: Mnie osobiście to wszystko wydaje się surrealistyczne, że ktoś podczas kon-

certu patrzy właśnie na mnie i skupiony jest na tym, co robię. To takie momenty, których się po prostu nie zapomina. Jednak jak kiedyś odpowiadało się samemu przed całą klasą w szkole, to nie był ten sam rodzaj skupienia. Tutaj ludzie przychodzą na nasz koncert, aby posłuchać muzyki, którą robimy i jeszcze w pewien sposób może im to sprawiać przyjemność.

Gdybyście mieli w kilku słowach opisać waszą muzykę komuś, kto nigdy nie miał szansy pobawić się na waszym koncercie lub w ogóle nigdy jej nie słyszał, jak byście ją zdefiniowali?

M: Myślę, że można pokusić się o stwierdzenie, że gramy muzykę rockową, ale

staramy się to robić trochę odwrotnie, odchodzić od wszystkich stereotypowych haseł związanych z tym gatunkiem, grać go też trochę delikatniej. Uważam na pewno, że jest to muzyka przede wszystkim pełna melodii, różnych brzmień – do czego przykładamy ogromną wagę. O: Tak jak Maciek powiedział, przedstawiamy tę muzykę trochę odwrotnie, jakby w negatywie, aby szukać nowych rozwiązań. Niekoniecznie jest to coś bardzo innowacyjnego, ale nie chcemy też w naszej twórczości opierać się o utarte schematy. M: Warto tutaj wspomnieć, że inspirujemy się też chicagowską sceną indie-


Jelsa. Od lewej: Daniel Pieńkowski, Piotr Gawroński, Maciej Niewiadomski, Oliwier Zając -folkową. Wydaje mi się, że w pewien sposób określa to naszą muzykę i może sporo o niej powiedzieć. P: Staramy się też inspirować pewnego rodzaju rozwiązaniami uniwersalnymi. Zawsze podczas podróży samolotem muszę mieć ze sobą słuchawki. Ostatnio jednak podczas lotu jedyną piosenką, jaką miałem na telefonie, była ta naszego autorstwa, ponadto niedokończona, dlatego też byłem zdany właśnie na nią. Obok mnie siedzieli starszy mężczyzna i młody Hiszpan. Podczas rozmowy z nimi pokazałem obydwojgu nasz kawałek, a oni zgodnie przyznali, że naprawdę im się podoba. Właśnie to między innymi w naszej muzyce wydaje mi się fajne, że bez względu na wiek słuchacza może przypaść mu do gustu. Nie klasyfikujemy, co dokładnie gramy, cały czas w pewien sposób staramy się eksperymentować.

piamy się na tym, co dzieje się tu i teraz. Na ten moment uważam, że mamy fajny materiał i pomysł na płytę, więc chcielibyśmy go spiąć i wypuścić. O: Tak jak powiedział Maciek, trzeba realistycznie podchodzić do sprawy i patrzeć, co możemy zrobić, aby naszą pozycję w społeczeństwie muzycznym stopniowo poprawiać. Fajnie by było zamknąć się gdzieś na dwa tygodnie i skupić się jedynie na muzyce. Wtedy wiadomo, że człowiek jest na tyle skoncentrowany i działa w tym konkretnym obszarze, że faktycznie może spełnić swoje plany.

A co gdybyś nie mógł założyć słuchawek w samolocie? Jak według was świat wyglądałby, gdyby nagle zabrakło muzyki?

O : Przez pandemię my sami możemy dokonywać ciekawych spostrze-

D: Kiedy nie mam przy sobie słuchawek, w moich myślach i tak pojawiają się

pewnego rodzaju melodie. Wydaje mi się, że gdyby zabrakło nagle muzyki, to, co już kiedyś usłyszałem, byłoby po prostu we mnie, w mojej głowie i w pewien sposób by sobie tam trwało. M: To, co teraz powiem, może zabrzmi banalnie, ale gdyby nagle zabrakło muzyki, do końca nie wiem, co byłoby sensem życia. W ciągu dnia śpiewam pod prysznicem, słucham różnych kawałków, rozmawiam o muzyce z ludźmi, moje najbliższe przyjaźnie nawiązały się właśnie dzięki niej. Mogę więc powiedzieć, że w moim życiu praktycznie wszystko jest powiązane z muzyką. O: Może gdyby zabrakło muzyki, w następnym życiu spotkalibyśmy się jako reżyserzy albo malarze... P: Albo jako spawacze i spawalibyśmy w rytm silników! Dla mnie osobiście muzyka jest niezbędnym elementem życia. Niektórzy nawet nie zdają sobie z tego sprawy, ale to właśnie dzięki niej od razu lepiej spędza się czas, rozmawia. Myślę więc, że zajmuje ona bardzo ważne miejsce w piramidzie potrzeb człowieka. Gdyby zabrakło muzyki, byłoby po prostu smutno… i nie byłoby Jelsy!

Na szczęście nikt z nas nie musi się z tym mierzyć! Więc myśląc o przyszłości obfitej w muzykę, jakie jest wasze największe muzyczne marzenie i gdzie widzicie siebie za dziesięć lat? M: Myślę, że bardzo płynnie się to zmienia. Na samym początku patrzyliśmy

daleko w przód, a teraz mam wrażenie, że im dalej jesteśmy, tym bardziej sku-

Jelsa… Jednym zdaniem - idealne miejsce na wakacje, na które teraz przez pandemię niestety nie możemy sobie pozwolić. A czy sami odczuwacie, że obecna sytuacja wpłynęła na waszą twórczość? żeń nawet odnośnie naszych piosenek. Mamy szansę teraz na nowo interpretować powstałe wcześniej rzeczy, dopisywać im znaczenia, które swoje źródło mają w kompletnie innych zdarzeniach. M : Porównałbym tu sytuację naszego zespołu do polskiej gospodarki. Tak jak pojawił się w tym obszarze pewnego rodzaju zastój, tak i w naszym zespole to wszystko jakby zwolniło. W wakacje, kiedy sytuacja pandemiczna się poprawiła i pojawiła się możliwość koncertowania, był to dla nas nagły skok aktywności i mieliśmy wtedy próby codziennie przez dwa tygodnie, żeby potem zagrać koncert w warszawskiej Stodole. Warto też dodać, że piosenki robimy we czwórkę, ale na scenie gramy w piątkę – jest z nami basista Mateusz Kurek.

Zostając jeszcze w temacie pandemii, jaka będzie pierwsza rzecz, którą jako zespół zrobicie po jej zakończeniu? M: Uważam, że powrót do koncertowania jest naprawdę ważny. Chcemy też skończyć piosenki, nagrać teledysk. Potrzebujemy jakiegoś nowego kopa energii. O: To prawda. Po każdym większym wydarzeniu jesteśmy bardziej pracowici, mamy dużo energii i po prostu nam się chce. Mocno przejmujemy się rzeczami typowo produkcyjnymi, brzmieniem, czy nawet samą konstrukcją piosenek. Jesteśmy po prostu takimi producentami, którzy są wobec siebie bardzo wymagający. Jednak obiecujemy, że nikt nie zawiedzie się na naszej pracy! 0

maj–czerwiec 2021

fot. Piotr Matej

wywiad z zespołem Jelsa /


/ subkultura modsów

The kids are alright, czyli jak modsi zmienili brytyjską popkulturę Swego czasu zadałem pytanie na pewnej grupce o tematyce muzycznej m.in. o to, których artystów jej członkowie uznaliby za pewnego rodzaju synonim angielskości. Padały różne odpowiedzi: Queen, David Bowie, The Clash, Sex Pistols, Beatlesi. Często wymieniano też zespoły pokroju The Who, The Kinks, Small Faces. W tym gronie znalazły się także grupy britpopowe pokroju Oasis czy Blur. Co, oprócz domniemanej angielskości, je łączy? Czy coś w ogóle? T E K S T:

M I C H A Ł W R ZO S E K

nstytucje, jakimi są kultura czy obyczaje, zmieniają się powoli. Katalizatorami czy też punktami zwrotnymi są duże, istotne wydarzenia historyczne – wojny, rewolucje, kryzysy. Druga wojna światowa bez wątpienia takim była. Choć straty osobowe i szkody dokonane w Wielkiej Brytanii ciężko porównywać do tych z Polski czy Związku Radzieckiego albo jakiegokolwiek kraju, w którym odbywały się walki piechoty i okupacje, także dla tego państwa było to wydarzenie traumatyczne. Do wielu rodzin nie wrócili ojcowie, synowie, bracia. Wielotygodniowe naloty i bombardowania pozostawiły ślady w psychice milionów Brytyjczyków – młodszych i starszych. Straszliwe doświadczenie wojny dało pole do popisu różnorakim zmianom i ich propagatorom. Zmienił się układ sił na świecie. Imperium Brytyjskie rozsypywało się w coraz szybszym tempie, mocniejszą pozycję dzięki globalnemu konfliktowi uzyskały Stany Zjednoczone. Polityczną, gospodarczą, militarną, w końcu także kulturową. Postępująca globalizacja, wzrost znaczenia handlu międzynarodowego, a także rozwijający się w zawrotnym tempie konsumpcjonizm zawładnęły masami. W wielu umysłach pojawiła się egzystencjalna pustka, zawiedzenie starym porządkiem społecznym, który doprowadził do, jakby nie patrzeć, niefortunnego obrotu spraw, a także odchodził – szybciej czy wolniej – do lamusa. Czy to osłabienie więzi rodzinnych, czy spadające na angielskie miasta bomby, wciąż świdrujące gdzieś z tyłu głowy doświadczenie wojny, czy też niedający perspektyw system edukacji – nieistotne. Istotnym jest to, że dorastająca po wojnie młodzież (szczególnie pochodząca z klasy pracującej i uboższej średniej) sensu upatrywała w buncie.

I

Ojcowie założyciele i misiowe chłopaki Muzyka popularna jako taka w Wielkiej Brytanii pojawiła się w zasadzie po wojnie. Początkowo był to głównie jazz, który zakorzenił się tam w pewnych środowiskach – w tym tych bar-

42–43

dziej intelektualnych – już w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Pop (w szerokim i wąskim znaczeniu) jest z definicji popularny, a więc słuchany przez masy, a do tych dźwięki muzyki hałaśliwej dotarły dopiero w drugiej połowie lat 40. Z początku było to głównie odrodzenie bardziej tradycyjnych nurtów, jednak z czasem sceny klubów i sal koncertowych podbili moderniści. Interesowali się oni pchaniem gatunku do granic – harmonicznych, rytmicznych, tonalnych. Różnili się też podejściem do używek – podczas gdy tradycjonaliści z reguły konsumowali piwo i inne napoje alkoholowe, moderniści woleli lekkie narkotyki. Temu całemu towarzystwu, z reguły elegancko ubranemu, często w przypadku wykonawców posiadającemu muzyczne wykształcenie, towarzyszył rdzennie brytyjski gatunek zwany skiffle. Muzyka bardzo demokratyczna, wywodząca się w dużym stopniu z folku, inkorporująca wiele niekonwencjonalnych instrumentów. Nie o tym jest jednak ten artykuł. Ogromną rewolucją w kulturze okazało się – a jakże – powstanie rock and rolla. Elvis, Little Richard, Fats Domino czy Bill Halley podbili serca brytyjskiej młodzieży niewiele później niż amerykańskiej. Buntowniczość tej muzyki stała się jednym z fundamentów subkultury zwanej Teddy Boys. Z początku była to niewielka grupka wywodzących się z nizin społecznych młodych chłopaków z Londynu, szybko jednak rozprzestrzeniła się na cały kraj. Natura tej subkultury była dość podobna do natury gangu – choć, pomimo obracania się wokół przemocy i złości wobec świata, nie była przestępcza. Teddy Boys tworzyli sprawiającą groźne wrażenie wspólnotę słuchających rock and rolla i rockabilly dandysów, ubierających się w szerokie spodnie, marynarki i czeszący swe włosy na Elvisa, umacniając je żelem. Duży nacisk kładli na schludny wygląd. Paradoksalnie, stali się oni prekursorami innej subkultury wczesnych lat 60., zwanej rockersami. Dlaczego paradoksalnie?

(Te) dzieciaki są w porządku Historia obrała taki kurs, że wraz z jej postępem rozwijał się również dostęp do informacji. Im większy do niej dostęp, tym większa grupa ludzi może po nią sięgnąć. Prosta prawidłowość. Międzynarodowy przepływ informacji o modzie nie był w latach 50. i 60. XX w. niczym nowym, jednak akurat wtedy napływ nowych trendów z Włoch i Francji pod brytyjskie strzechy (i do ceglanych domków w londyńskich dzielnicach robotniczych) zrodził nowy ruch masowy. Modsi, czyli kolejna subkultura, powstała w okolicach 1958 r., najpewniej wywodzi się ze snobistycznych, beatnickich środowisk studentów szkół artystycznych, lubujących się w eleganckich ubraniach i kinie z wysokiej półki. Ich nazwa pochodzi od modernizmu – zarówno tego jazzowego, jak i tego sartre’owskiego. Początkowo jednak ruch ten nie miał w zasadzie nic wspólnego z muzyką. Ani niczym innym, co nie było ubraniami. Pierwsi modsi skupiali się głównie na powierzchowności, pedantycznie dobierając elementy garderoby – najlepiej uszyte na miarę – w imię zasady, że najlepsze jest to, co najnowsze i najbardziej nowoczesne. Podchodzili do nich we wręcz artystyczny, purystyczny i narcystyczny sposób. Z czasem wydarzyło się rozszerzenie – zarówno zakresu zainteresowań modsów, jak i samej subkultury o nowych członków. Z początku słuchająca głównie nowoczesnego jazzu grupa młodych londyńczyków gustować zaczęła również w importowanej drogą morską muzyce rhythmandbluesowej, skuterach Vespa i Lambretta, całonocnych imprezach oraz amfetaminie, która pomagała te imprezy przetrwać, a inne miasta Anglii również zyskały swe oddziały modsów. Świetnym zapisem modsowskiego zeitgeistu, kultury, zwyczajów i wydarzeń ważnych dla tej subkultury jest Quadrophenia – album grupy The Who (autorstwa głównie Pete’a Townshenda) z 1973 r., który sześć lat później doczekał się ekranizacji w formie filmu (swoją drogą, niezłego). Gangi około 20-letnich chłopaczków (i dziewczyn) pracujących na niższych stanowiskach w biurach


Przedstawiciele subkultury modsów lub fizycznie, nocami terroryzujące londyńskie ulice na swych skuterach czy też przetańcujące nocki w klubach i na prywatkach pod wpływem różnego rodzaju tabletek. Główny bohater Quadropheni, Jimmy, nie cierpi swojej pracy, nie może dogadać się z nierozumiejącymi jego świata rodzicami, ma problemy ze sobą, ucieka więc w trybalizm, chroniąc się wśród ludzi podobnych do niego. Nie jest przy tym nieskazitelny, popełnia wiele przestępstw, m.in. biorąc udział w walkach z rywalizującym z modsami gangiem wcześniej już wspomnianych rockersów. Rockersi byli inni od modsów – zdecydowanie mniej dbający o wygląd, choć również się nim odznaczający. Skórzane kurtki i jeansy zamiast swetrów z golfem i garniturów, wypastowane włosy, motocykle w miejsce skuterów. Słuchali – jak nazwa wskazuje – rock and rolla i rockabilly. Byli zdecydowanie bliżsi tradycyjnemu modelowi męskości obowiązującemu w ówczesnej brytyjskiej klasie pracującej. Modsi naginali dość mocno role płciowe – widać to było również w przypadku modsowskich dziewczyn, które nosiły krótkie spódnice oraz krótkie włosy. Nie mogły również narzekać na brak względnie dużej autonomii. U rockersów facet to miał być facet: nie chodził na zakupy, nie przykładał zbytniej wagi do ubrań i wyglądu. Czy różnice w podejściu do męskości były zarzewiem tak ognistego konfliktu pomiędzy modsami i rockersami? Być może, obie grupy miały jednak wiele okazji, by dać upust swemu buzującemu testosteronowi w licznych walkach pomiędzy gangami. Do historii najdobitniej przeszły nadmorskie starcia z 1964 r. Pierwszym pamiętnym zdarzeniem tego rodzaju było wielkanocne starcie w Clacton, w którym wzięło udział około tysiąca Londyńczyków. Najsłynniejszym starciem (bo unieśmiertelnionym w Quadrophenii) były jednak zamieszki na plaży w Brighton z 16–18 maja 1964. Podobnych zdarzeń w tamtym okresie było jeszcze kilka, m.in. w Margate czy Bournemouth. Przeszły one do historii jako element modsowskiego folkloru, a u ówczesnych wywo-

łały moralną panikę wobec chuligańskich wyczynów i demoralizacji brytyjskiej młodzieży. Czy walki modsów i rockersów miały inne, głębsze podłoże niż to, że tamci są inni i ich nie lubimy? Jeden z uczestników jatki w Margate powiedział: to była świetna zabawa, dawno się tak nie ubawiłem. To było wspaniałe, plaża była jak pole walki. (...) Chcesz oddać tym starym nudziarzom, którzy mówią ci, co masz robić. Pokazać, że nie chcemy się im poddawać. Wyciągnięcie wniosków pozostawiam czytelnikom. Wraz z rozszerzaniem się fenomenu modsów następowała też jego komercjalizacja. Coraz więcej firm produkowało ubrania pod gusta nowoczesnej młodzieży, a różne brytyjskie zespoły legitymujące się R AF-owską tarczą (jednym z symboli modsów) tworzyły pod nie muzykę. Marketingowany jako maximum R’n’B styl dał światu kilka legendarnych grup, spod których pióra wyszło wiele hitów – choćby You Really Got Me The Kinks czy The Kids Are Alright, My Generation i Anyway, Anyhow, Anywhere (tu należy pozdrowić Nenę) The Who. Dzięki obecnemu wówczas zjawisku brytyjskiej inwazji, piosenki te śpiewała cała Ameryka, w której wielu również zaczęło naśladować modsowskie i rockersowskie style ubioru oraz łączyć się w gangi. Ciekawy był przypadek Beatlesów – choć ci określali się wielokrotnie jako mockers, gdy pytani byli o to, do której subkultury należą, niejako inkorporowali elementy obu stylów: w czasach hamburskich przypominali rockersów, później, za sprawą Astrid Kirchherr i menedżera Briana Epsteina, przybrali bardziej modsowski wygląd. Jego korzenie zapewne były te same, choć ze środowiskiem londyńskim nie mieli nic wspólnego. Tak czy siak, ich muzyka nie przemówiła do modsowskiej klienteli. Z początkiem drugiej połowy lat 60. subkultura modsów zaczęła przemieniać się w swinging London, ustępować miejsca psychodelii, za sprawą wpływów reggae i ska częściowo przeobraziła w środowisko skinheadów, aż w końcu w zasadzie zanikła.

What a catalyst it turned out to be Co działo się w 1985 r. w Warszawie? Depeche Mode zagrali koncert na Torwarze, Teatr Wielki ucierpiał w pożarze, na Wiśle wybudowano tymczasowy Most Syreny, odsłonięty został pomnik Kościuszkowców. Wtedy też, w celu nagrania teledysku do singla Walls Come Tumbling Down!, w klubie Akwarium pojawił się zespół The Style Council. Jego liderem był nie kto inny jak Paul Weller, znany głównie z przewodniczenia kilka lat wcześniej punk rockowej grupie The Jam. Jedna z ikon brytyjskiej muzyki popularnej – choć poza Królestwem niezbyt rozpoznawalny, w kraju dorobił się przezwiska Modfather (gra słów: godfather, czyli ojciec chrzestny, oraz mod), stając się niejako ikoną modsowskiej muzyki. Trochę paradoksalnie, ponieważ wokalista i autor tekstów nijak nie miał szans załapać się na pierwszą falę popularności tej subkultury – urodził się w 1958 r., a gdy The Who wydało hołdujący jej album Quadrophenia, miał ledwie 15 lat. The Jam było zdecydowanym liderem nurtu w muzyce (i wizerunku scenicznym) z drugiej połowy lat 70. zwanym mod revival. Uczestniczyli w nim w retromaniackiej manierze głównie stosunkowo młodzi muzycy, wychowani wśród modsowskiej kultury na twórczości choćby ulubionego piosenkopisarza Wellera, czyli Raya Daviesa z The Kinks. Ubrani w eleganckie garnitury, z charakterystycznymi fryzurami, wyglądali jak wyciągnięci żywcem z 1964 r., grając na nową, fuzjującą maximum R’n’B z punkiem modłę oryginalne utwory, ale też modsowskie klasyki jak Love Is Like a Heatwave, często coverowane przez grupy z pierwszej fali. Nic dziwnego, że w połączeniu z filmową wersją Quadrophenii wywołali ponowną modę na modsów i skuterowe wypady do nadmorskich kurortów. Wychowana na The Kinks, The Who, The Yardbirds młodzież ubrała się znów w pedancko dopasowane stroje, przycięła pedancko włosy i wsiadła na swe pedanckie skutery, aby podmuchem swej młodzieńczości wzniecić na nowo dogasającą tradycję. 0 Pełną wersję artykułu można przeczytać na naszej stronie pod adresem: tiny.cc/ magiel-modsi

maj–czerwiec 2020

fot. Peter Francis

subkultura modsów /


x x x yz

ocena:

/ recenzje

Ecco2K PXE

YEAR0001

Minęły prawie dwa lata, odkąd Ecco2k wydał swój debiu-

czyli najbardziej tradycyjny w swojej konstrukcji utwór.

tancki album – eksperymentalny, a zarazem stylistycznie

Zawiera on refren i trzy różne zwrotki, czego na próżno

spójny zbiór dwunastu utworów eksplorujących najgłębsze

szukać w prawie wszystkich innych piosenkach tego wyko-

zakamarki duszy artysty, nazwany po prostu E. Zimne, futu-

nawcy. Jalouse natomiast rozpoczyna akustyczna gitara, której

rystyczne melodie oraz płynący na nich androginiczny wokal

akompaniuje pojawiający się stopniowo biały szum i coraz wy-

sprawiły, że szwedzki muzyk niespodziewanie skradł serca

raźniejsze zniekształcenia. Brzmi wystarczająco zwariowanie?

nie tylko fanów ambient popu, ale również cloud rapu. Nie

Jeśli nie, to wspomnę tylko, że No***’s Song brzmi jakby 100

można w końcu zapomnieć, że Ecco2k jest członkiem iko-

gecs dostali za zadanie stworzenie nieco wolniejszej piosenki

nicznej grupy zwanej Drain Gangiem, zakorzenionej w dru-

do gry Terraria. Pod wieloma warstwami komputerowo wyge-

gim spośród wymienionych powyżej gatunków. Fanom nie

nerowanych melodii kryje się wokal, któremu należy poświęcić

pozostało zatem nic innego, jak czekać na kontynuację

trochę uwagi. Ecco porusza ważne dla niego tematy, takie jak

tego nadzwyczaj oryginalnego projektu.

depersonalizacja, szukanie prawdziwego „ja” i zazdrość

Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy omawiana w tym tek-

spowodowana sukcesem innych ludzi. Szkoda tylko, że

ście EP-ka jest jedynie efektem ubocznym pandemicznej izola-

niejednokrotnie musiałem sprawdzać tekst w internecie,

cji, czy może jednak czymś planowanym od dłuższego czasu.

gdyż jest on zwyczajnie zagłuszany dźwiękiem.

Na całokształt PXE składa się kilka niezwykle zróżnicowanych

Tak czy inaczej, jestem pod wrażeniem mnogości po-

piosenek, niemających aż tak wiele wspólnego z poprzednim

mysłów, które udało się skondensować artyście w zale-

albumem artysty, jak można było na początku przypuszczać.

dwie dziesięciu minutach. Warto podkreślić słowo-klucz,

Warstwa dźwiękowa przywodzi na myśl raczej starsze nagra-

czyli „pomysły”. W większości przypadków utwory kończą

nia Yvesa Tumora ze sporą domieszką pozornie losowych glit-

się zdecydowanie za szybko bądź sprawiają wrażenie, że cze-

chów i synthów, aniżeli stonowane brzmienie utworów z E.

goś w nich brakuje. Mimo to, z niecierpliwością czekam na dru-

Po minutowym intro, w którym Ecco zaskakuje słuchacza

gi, pełnoprawny album Ecco2k, który (mam nadzieję) będzie

kolażem elektronicznych dźwięków i odległym, przery-

równie dobry jak jego poprzednik.

JAKUB KOŁODZIEJ

odtwarzać w kółko (na przykład GeForce, gdzie sam beat jest niezwykle hipnotyzujący), ale ogólnie bardzo trudno słuchało

społu. Poprzeczka zawieszona była niesamowicie wy-

mi się całej płyty. Najmocniejsze momenty albumu to te, na

soko, a każda wiadomość o kolejnej płycie budziła wie-

których możemy usłyszeć Pro8l3m bez żadnych gości. Warto

le emocji. Pytanie brzmi: czy cierpliwość się opłaciła?

tutaj wspomnieć chociażby o ujmującym V, które w ciekawy

30 marca 2021 r. ukazał się najdziwniejszy dotychczas al-

sposób porusza temat obojętności na potrzeby drugiego czło-

bum Pro8l3mu. Jedyny, który do wyrobienia sobie o nim zdania

wieka. Jednym z przyjemniejszych kawałków jest także Freon,

wymagał ode mnie kilkunastu przesłuchań. Oskar i Steez zde-

ale w ogóle nie słyszę tu charakterystycznego stylu Oskara

cydowali się wprowadzić do swoich utworów potężny powiew

i Steeza. Właśnie ten brak klimatu stanowi to, na co zwróciłam

świeżości, angażując do nagrań wielu gości. Fight Club brzmi

największą uwagę podczas analizy albumu – wyprodukowano

trochę jak próba odejścia od nieeleganckiego, ulicznego stylu,

kilka niezłych utworów które nie zawierają w sobie nic z tego,

który słyszymy na poprzednich krążkach i który bardzo się

co jest najbardziej wyjątkowe w twórczości Pro8l3mu.

sprawdzał. To, co finalnie ukazało się na płycie, stanowi albo

Jako ortodoksyjna fanka zespołu nie mogę powiedzieć, że

podkręcenie klimatu poprzednich utworów, albo odejście od

album przypadł mi do gustu, jestem wręcz mocno zawiedzio-

takiej koncepcji w ogóle. Na przykład Animal Planet, które

na. Liczyłam na kolejne zanurzenie w intensywnym klimacie

moim zdaniem jest najgorszym utworem na całej płycie – tu

Pro8l3mu, podczas gdy zderzenie z finalnym produktem było

undergroundowy styl jest przerysowany, brzmi wprost grote-

niezbyt przyjemnym zaskoczeniem. Między utworami na Fi-

skowo i karykaturalnie. Z drugiej strony na krążku znalazł się

ght Clubie gdzieś zaginęło to, za co kocham zespół: unikalny,

chociażby Żar, gdzie zamiast wulgarnego klimatu pobrzmiewa

jednocześnie teatralny i autentyczny charakter samej kreacji.

melancholijny głos Moniki Brodki.

Nie chodzi o to, że nie chciałam przyjąć innej koncepcji, po

Zaryzykuję stwierdzenie, że głównym problemem Fight

Clubu jest liczba gości na krążku. Słyszymy kilka naprawdę dobrych kawałków z udziałem innych artystów, które można

Polecane wydarzenie

44–45

xxzzz

Po bardzo dobrym Art Brut 2 fani Pro8l3mu z niecierpliwością wyczekiwali nowych projektów ze-

ocena:

wanym co chwilę głosem, nadchodzi pora na In The Flesh,

PRO8L3M Fight Club 2020

prostu uważam że Oskar i Steez potrafią zrobić dużo lepszą muzykę niż to, co usłyszałam na najnowszym albumie.

ALEKSANDRA HYRYCZ

Polecany album

Polecana playlista


lifestyle /

Styl życia Polecamy: 46 CZARNO NA BIAŁYM To jest moja galeria Co kryją galerie naszych smartfonów?

49 SPORT Olimpijski ogień nadziei Nadchodzą igrzyska w Tokio

fot. Rafał Murawski

58 FELIETON Gorszy dzień

Pokłosie podróży autobusem

Zestaw do robienia kariery Ka ta r z y n a Kow a le w sk a dy szukałam prezentu na Wielkanoc dla mojego dwuipółletniego chrześniaka, byłam oczarowana ofertą zabawek dla maluchów – od inspirujących rysowanych biografii sławnych osób przez pianinko odtwarzające etiudy Bacha po zabawkową kasę do kupowania i sprzedawania produktów. Wszystko to bawi, kształci i jest nieocenione w rozwoju dziecka, a Opiekuńczy Głos Konsumpcjonizmu szantażuje: jeśli nie kupisz maluchowi tego pianinka, być może zaprzepaścisz jego szansę na zostanie wybitnym muzykiem. Grozi także: naucz dziecko już teraz wartości pieniądza i zapalczywie radzi kup maluchowi zabawkową komórkę i tablet, to nie będzie ci zabierał twojej elektroniki, a może akurat zostanie w przyszłości informatykiem? Rynek z produktami dla dzieci i niemowląt obecnie kwitnie. Z jednej strony to piękne, jakie wspaniałe możliwości mają współczesne dzieciaki, z drugiej – mój niepokój wzbudza to, jak często współczesny wyścig szczurów rozpoczyna się jeszcze przed narodzeniem. Spójrzmy na przykład na płyty z muzyką Mozarta do słuchania przez kobiety w ciąży, mające stymulować umysł nienarodzonych maluchów. Ktoś mógłby powiedzieć ale przecież zawsze tak było, że pewne dzieci rodziły się uprzywilejowane. Owszem, ale mam wrażenie, że nigdy tak bardzo jak teraz rynek tego uprzywilejowa-

G

I któż odważy się powiedzieć: nie.

nia nie nakręcał. Kiedyś łatwiej niż dziś było zasłonić się usprawiedliwieniem: nie mamy takiej możliwości. I nie słyszeć Opiekuńczego Głosu Konsumpcjonizmu, przed zarzutami o interesowność broniącego się frazą: chyba każdy kochający rodzic chciałby, żeby ich dziecko miało wspaniałe dzieciństwo pełne kształcących rozrywek. I któż odważy się powiedzieć: nie. Czy przemawia przeze mnie zawiść, starość i malkontenctwo? Czy jestem zbyt podatna na marketingowy przekaz? Nie wiem. Oczywiście nie twierdzę, że to źle, że dzieci mają tak wiele możliwości. Czekam tylko z niepokojem, czy za kilka lat popularną zabawą stanie się ta w Panią Prezes czy Pana Prezesa, a oferta dla maleństw dopiero planowanych złoży się na osobną gałąź przemysłu. I chociaż cieszyłoby mnie ograniczenie wpajania dzieciom stereotypowych ról płciowych, widok na półkach sklepowych zestawu do robienia kariery oraz kursu z podstaw biznesu w przedszkolu wzbudziłby we mnie dreszcz zgrozy. A patrząc na te wszystkie kształcące zabawki, oferty prywatnych przedszkoli i dodatkowych zajęć dla kilkulatków, obawiam się, że to właśnie w takim kierunku zmierza. I może nie martwiłoby mnie to tak bardzo, gdyby rozwój oferty dla dzieci napędzała autentyczna troska. Odnoszę jednak wrażenie, że tę troskę na zasadzie szantażu emocjonalnego napędza współczesny biznes kierujący się nadrzędną wartością: Zyskiem. 0

maj–czerwiec 2021


CZARNO NA BIAŁYM

/ wszyscy jesteśmy fotografami

Czy po tym jak uporaliśmy się ze słowem “sztos” możemy na stosie spalić również słowo “kozak”?

To jest moja galeria T E K S T: WOJ T E K P I OT ROW S KI Z DJ ĘC I A : W I E LU AU TO RÓW

Gdy poprosiłem osoby z redakcji i swoich znajomych o podesłanie ostatnich zdjęć z galerii ich telefonów poczułem podekscytowanie osoby podglądającej przez okno życie w bloku na przeciwko. W końcu! Dostęp tykę i algorytmy wersji rzeczywistości.

do nieocenzurowanej przez samokrymediów społecznościowych prawdziwej

Motywy zrobienia zdjęcia są różne. Czasami powód jest oczywisty – gdy w kadrze znajdują się notatki albo rozkład jazdy. Czemu jednak robimy zdjęcie zieleniących się drzew? Czy wstawimy je potem do internetu? Wyślemy komuś, kto nie może być obok nas? Będziemy do niego wzdychać gdy znowu przyjdzie jesień? A może nigdy na nie nawet nie spojrzymy? Czynność robienia zdjęcia jest znacząca sama w sobie. Podkreśla wagę momentu, sprawia, że przez chwilę (nawet półświadomie) patrzymy na kompozycję, światło, kolory. Poświęcamy naszą cenną uwagę, żeby w krytyczny sposób spojrzeć na daną rzecz choć chwilę dłużej. Chyba, że to akurat telefon sam się odblokuje w kieszeni. Z galerii nadesłanych plików wyłania się portret nieistniejącej osoby, która wygląda bardzo znajomo. Czy wczoraj nie widziałem takiego samego zachodu słońca? Ja też łudzę się, że moje tofu jest ładne, a gdybym posiadał kota, to miałbym jego 5 nowych portretów dziennie. Drobne zachwyty codzienności jak magnesy przyciągają obiektywy naszych telefonów. 0

46–47


wszyscy jesteśmy fotografami /

Australijska wymiana Wojtka cz.2/

CZARNO NA BIAŁYM


CZARNO NA BIAŁYM

48–49

/ wszyscy jesteśmy fotografami


Igrzyska za rogiem /

SPORT Jacek Kurski, ty już dobrze wiesz co

Olimpijski ogień nadziei Świat przez ostatni rok bardzo cierpiał. Kryzysy zdrowotne, gospodarcze i społeczne dotknęły niemal wszystkie państwa globu. Wirus nie zna żadnej świętości; przeszkodził nawet w rozegraniu igrzysk olimpijskich. Czy w tym roku się uda? T E K S T:

eszłoroczna decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o nierozegraniu Igrzysk Olimpijskich w Tokio w terminie była pierwszą taką w czasie pokoju, ale nie oznacza to, że w przeszłości olimpiady przebiegały bez zakłóceń. Ze względu na pierwszą wojnę światową, odwołano zaplanowane na 1916 r. igrzyska w Berlinie – stolica Niemiec mogła gościć najlepszych sportowców świata dopiero 20 lat później. Inne konflikty zbrojne uniemożliwiły rozegranie igrzysk w 1940 r., które z Tokio zostały przeniesione do Helsinek, ale II wojna światowa nie pozwoliła na przeprowadzenie rozgrywek zarówno wtedy, jak i w 1944 r. Sportowcy ZSRR wystartowali pierwszy raz w igrzyskach w 1952 r. Niestety kwestie polityczne nie przestały omijać wydarzenia. Na początku letnich IO w Montrealu (w 1976 r.) imprezę opuściło dwadzieścia dziewięć reprezentacji z Afryki. Władze tych państw były oburzone faktem dopuszczenia do rywalizacji Nowej Zelandii, której rugbyści zagrali z potępianą za rasistowską politykę apartheidu RPA. W 1980 r. na igrzyskach w Moskwie nie zjawili się sportowcy ze Stanów Zjednoczonych i państw sojuszniczych, tłumacząc swoją decyzję radziecką inwazją w Afganistanie. Sowieci zrewanżowali się cztery lata później, bojkotując imprezę w Los Angeles i pośrednio zmuszając do tego wszystkie kraje Układu Warszawskiego, w tym Polskę. Jedynie Rumunia zdołała się

Z

SEBASTIAN MURASZEWSKI

wyłamać i dobrze na tym wyszła, zdobywając drugie miejsce w klasyfikacji medalowej. Najlepszym sportowcom świata pozostała rywalizacja w takich zawodach jak Liberty Bell Classic, Przyjaźń-84 czy Igrzyska Dobrej Woli. Na szczęście od 1988 r. żadna z wielkich światowych potęg nie zdecydowała się na bojkot. Jedno państwo zapowiedziało już, że nie wyśle swoich sportowców ze względu na zagrożenie pandemiczne – Korea Północna. Można by na tę wieść wzruszyć ramionami, jednak sportowcy z tego państwa zdobyli w Rio siedem medali, z czego tych z najcenniejszego kruszcu tyle samo co polska reprezentacja. Organizatorzy igrzysk starają się zmniejszyć zagrożenie jak tylko jest to możliwe, ale przy tak dużej imprezie zawsze istnieje zwiększone ryzyko rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. W 2016 r. w Rio de Janeiro istniało niebezpieczeństwo złapania wirusa Zika, z kolei w Pjongczangu (w 2018 r.) kilkuset sportowców zachorowało na infekcję pochodną od norowirusa. Zawodnicy będą testowani nie rzadziej niż raz na cztery dni. Wszystkim wchodzącym na sportowe areny będzie mierzona temperatura – jeśli przekroczy 37,5 st. Celsjusza w wyniku ponownego pomiaru, badany będzie zawrócony. Na trybunach zasiądą jedynie kibice z Japonii, ale nawet ich będą czekały liczne obostrzenia, takie jak zakaz głośnych śpiewów czy okrzyków oraz obowiązkowe noszenie maseczek. To ostatnie dotyczyć będzie

wszystkich uczestników igrzysk, oczywiście oprócz momentu startu w zawodach, w których biorą udział. Polski rząd zapowiedział już, że wszyscy członkowie polskiej kadry zostaną zaszczepieni przed igrzyskami, z kolei w innych krajach ta kwestia wciąż jest żywo dyskutowana. Wszyscy chętni sportowcy mają również otrzymać szczepienie w Japonii, nie wiadomo jednak, jakiej firmy będzie to preparat. Mimo powziętych środków obywatele Japonii wciąż w większości pozostają przeciwni organizacji igrzysk latem, opowiadając się za ich odwołaniem lub kolejnym przesunięciem. Państwo boryka się z pogarszającą sytuacją pandemiczną, a program powszechnych szczepień przebiega znacznie wolniej niż w krajach europejskich i USA.

Metalowe nadzieje Należy mieć nadzieję, że igrzyska odbędą się bez zakłóceń. Nowy termin to 23 lipca–8 sierpnia. Tradycyjna struktura kalendarza zostanie zachowana – konkurencje pływackie odbędą się w pierwszym tygodniu, lekkoatletyczne w drugim. Oprócz klasycznych dyscyplin na igrzyskach pojawią się również nowe, bądź powracające po latach. W tym gronie są karate, skateboarding, wspinaczka sportowa, koszykówka uliczna 3x3 oraz softball i baseball. Ten ostatni wraca po trzynastu latach. Baseball to narodowy sport Japonii. W latach siedemdziesiątych XIX w. amerykańscy nauczyciele w Kraju Kwitnącej Wiśni przedstawili tę dyscyplinę swoim uczniom. 1

maj–czerwiec 2021


SPORT

/ polskie nadzieje medalowe

Nie minęło wiele czasu, a baseball opanował cały kraj. Pierwsze profesjonalne drużyny założono w latach dwudziestych ubiegłego stulecia. Liga powstała w 1936, a jej rozgrywki tętniły życiem również podczas drugiej wojny światowej; jedynie anglojęzyczne słownictwo zamieniono na japońskie. Obecnie w Nippon Professional Baseball gra dwanaście klubów związanych z korporacjami; każdy z nich w sezonie zasadniczym rozgrywa po 144 spotkania. W olimpijskim turnieju baseballowym weźmie udział sześć zespołów – z Japonii, Izraela, Meksyku, Korei Południowej oraz zwycięzca amerykańskich kwalifikacji i drużyna, która okaże się najlepsza w kwalifikacjach światowych. Gospodarze liczą również na medale w innych konkurencjach. Pięć lat temu w Rio zdobyli ich najwięcej w historii, bo aż 41. Z Londynu z kolei przywieźli do kraju o trzy krążki mniej. Na rodzimej ziemi w Tokio w 1964 r. oraz w Meksyku w 1968, zajęli trzecie miejsce w ogólnej klasyfikacji medalowej. Do tych lat chcieliby nawiązać również polscy reprezentanci. Będzie to niesłychanie trudne, bo Polacy należeli wówczas do światowej czołówki, zdobywając 23 medale na japońskich igrzyskach i 18 na meksykańskich. Z ostatnich imprez tej rangi sportowcy startujący pod biało-czerwoną flagą przywozili około dziesięciu krążków. Dla kogo będziemy zarywać noce przed telewizorami? Duże nadzieje wiążemy z naszymi lekkoatletami. Do treningów i zawodów po długiej kontuzji wraca Anita Włodarczyk, dwukrotna mistrzyni olimpijska. W rzucie młotem, olimpijską klątwę będzie chciał zerwać Paweł Fajdek, który mimo czterech tytułów mistrza świata nie wszedł ani razu do finału igrzysk. Nie są to nasi jedyni reprezentanci w tej konkurencji – kolejny medal do swojej kolekcji będzie chciał dołożyć Wojciech Nowicki, a na dobre miejsce możemy liczyć

50–51

w przypadku Joanny Fiodorow. Oprócz tego mamy spore pole do popisu na bieżni. Sztafeta kobiet 4x400 metrów zwana „aniołkami Matusińskiego”, powoli wraca do dobrej dyspozycji po zakażeniach koronawirusem oraz kontuzjach; swój pierwszy olimpijski krążek chce również wywalczyć Marcin Lewandowski. Nie można zapominać o typowo polskiej specjalności, czyli skoku o tyczce – tu najbardziej możemy liczyć na Piotra Liska. Oczywiście nasi sportowcy będą startować nie tylko na Nowym Stadionie Narodowym w Tokio. Z napięciem czekamy na turniej tenisowy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Iga Świątek, zwyciężczyni zeszłorocznej edycji French Open, uważana jest za jedną z faworytek; wśród panów niespodziankę może sprawić Hubert Hurkacz, który wygrał niedawno turniej w Miami. Do światowej czołówki należy również drużyna naszych szpadzistek. Pięć lat temu pierwszy medal olimpijski dla Polski na igrzyskach w Rio de Janeiro zdobył kolarz Rafał Majka, a największą szansę na powtórzenie tego sukcesu mają Michał Kwiatkowski i Katarzyna Niewiadoma. W pływaniu, pełnym ostatnio posuchy medalowej dla Polski, błyszczy Katarzyna Wasick, osiągająca dobre wyniki na zawodach w Stanach Zjednoczonych. W innych sportach wodnych polskie szanse są większe – wioślarze i kajakarze zawsze przywozili krążki z igrzysk. Last but not least, czyli siatkarze – dwukrotni mistrzowie świata, drużyna budząca postrach i szacunek na całym świecie. W gronie licznych pucharów i medali zdobytych w XXI w. brakuje tego najbardziej prestiżowego, czyli olimpijskiego. Czy to w Atenach, czy w Pekinie, czy w Londynie, czy w Rio – zawsze kończyło się na ćwierćfinale. Tym razem ma być inaczej. Podopieczni Vitala Heynena zmierzą się w grupie z Iranem, Włochami, Wenezuelą, Japonią i Kanadą. Nikt nie ma wątpliwości, że przy czterech

zespołach wychodzących z grupy Polacy zagrają w ćwierćfinale i to będzie ich najważniejsze spotkanie. Grupowe mecze naszych siatkarzy będą odbywać się rankiem, oprócz spotkania z Kanadą, którego start zaplanowano na drugą w nocy. Półfinały turnieju o godz. 6 i 14, a finał o godz. 14.15 (czasu polskiego, rzecz jasna).

Noce emocji Właśnie pory rozgrywania konkurencji przyprawią wielu o ból głowy, a wszystkich o chroniczne niewyspanie. Czas w Tokio jest przesunięty o siedem godzin w stosunku do środkowoeuropejskiego, zatem transmisje będą zaczynać się około pierwszej rano w Polsce, a kończyć najpóźniej o godzinie szesnastej. Igrzyska będą transmitowane przez Eurosport i TVP. Ta pierwsza stacja ma prawo do pokazywania wszystkich wydarzeń z Tokio i poświęci im całą swoją ramówkę, uruchamiając dodatkowe kanały telewizyjne w sieciach kablowych oraz satelitarnych, a tym, którzy usług takowych nie posiadają, zostanie Eurosport Player w cenie 15 złotych miesięcznie. Oprócz tego najważniejszą sportową imprezę roku będzie pokazywał w pełni za darmo nasz rodzimy nadawca, czyli Telewizja Polska. TVP napotka jednak pewne limity, gdyż w przeciwieństwie do igrzysk z Londynu i Rio, nie będzie mogła pokazać wszystkich konkurencji – umowa z Eurosportem pozwala wyłącznie na transmisje na dwóch kanałach: TVP1 i TVP Sport. Oczywiście zawody pokazane na tych stacjach będą dostępne również online na stronach TVP. Takie to będą igrzyska – pełne niespodzianek, specyficzne, tracące nieco ze swojej atmosfery światowego święta. Niestety możemy je śledzić wyłącznie przed ekranami. Oby, mimo okoliczności, przyniosły nam wiele szczęścia i emocji. Bo nic lepiej nie pokaże tego, że człowiek jest zdolny przekroczyć wszelkie bariery i trudności. 0


Amici Sportivi /

SPORT

Włoska robota Italia. Pizza, makarony, wypełnione słońcem ciasne uliczki oraz… piłka nożna. Nieodłączny element włoskiej popkultury. Razem z redakcją Amici Sportivi wdaliśmy się w dyskusję, w celu wybrania najlepszej jedenastki ostatniego 30-lecia Serie A. Ciepło zapraszam do lektury! T E K S T:

wyniku niezwykle żarliwej dyskusji, w której nie obyło się bez kontrowersji, redakcja Amici Sportivi dokonała wyboru jedenastki, która swoją grą na włoskich boiskach w ostatnim 30–leciu imponowała najbardziej. Dość powiedzieć, że przytoczonych zostało prawie sto nazwisk, a spotkanie trwało niemal dwie i pół godziny! Już teraz zapraszam Was ciepło zarówno na kanał Amici Sportivi w serwisie YouTube, który pozwoli Wam zakochać się we włoskiej piłce, jak i na amicisportivi.com, gdzie znajdziecie wiele wysokiej jakości artykułów o Calcio.

W

M I C H A Ł J ÓŹ W I A K

karską Milanu (wystąpił również 16–krotnie w reprezentacji Włoch). Swoją przygodę z piłką nożną Gigi rozpoczął od gry w środku pola. Do przywdziania bramkarskich rękawic zainspirowały go dopiero występy kameruńczyka, Thomasa N’Kono, strzegącego w latach 80. bramki Espanyolu Barcelona. Jego sympatię względem afrykańskiego bramkarza podkreśla imię nadane pierwszemu z synów Gianluigiego – Louis Thomas. To nie ostatni raz, kiedy Buffon inspirował się swoimi idolami, imię drugiego syna – Davida Lee, to laurka złożona wokaliście zespołu Van Halen.

Każdy z jedenastu graczy to odrębna historia, są to jednak zawodnicy powszechnie rozpoznawalni przez każdego, kto kiedykolwiek miał styczność z Calcio. Przygotowałem więc dla Was dwanaście krótkich notek (wybrany został również najlepszy trener 30–lecia), które ukażą ich sylwetki z nieco innej perspektywy.

Włoski bramkarz czuje niemałe przywiązanie do rodzinnych stron – w latach 2012–2015 pełnił funkcję prezesa Carrarese, lokalnego klubu, rozgrywającego aktualnie swoje spotkania w Serie C. Akronim C.U.I.T na jego bramkarzach odnosi się do grupy fanatyków klubu – Commando Ultrà Indian Trips. Swój pseudonim zawdzięcza zaś obronionemu w 1997 r. rzutowi karnemu wykonywanemu przez Ronaldo – brazylijskiego Il Fenomeno. Po udanej interwencji Gianluigi zdjął klubowy trykot, ukazując kibicom koszulkę popularnego Supermana. Cztery lata później stał się najdroższym bramkarzem świata, przebijając barierę 50 milionów funtów. W wieku 38 lat pobił kolejny rekord – nie tracąc bramki w Serie A przez 974 minuty z rzędu.

Gianluigi Buffon

Paolo Maldini

Legendarny golkiper Juventusu, występujący w przeszłości również w barwach Parmy, ma sport we krwi. Jego matka – Maria Stella, dzierżyła przez 17 lat rekord Italii w rzucie dyskiem, siostry – Guendalina oraz Veronica, były siatkarkami (pierwsza może się nawet pochwalić triumfem w rozgrywkach siatkarskiej Ligi Mistrzyń), kuzyn jego dziadka – Lorenzo Buffon, przywdziewał zaś w latach 50. bluzę bram-

We współczesnym piłkarskim świecie coraz ciężej znaleźć graczy, którzy pozostają wierni barwom jednego klubu przez całą swoją karierę. Paolo Maldini jest unikatem – nie dość powiedzieć, że spędził 24 lata w ekipie Rossonerich; jego ojciec również przywdziewał czerwono– czarny trykot. Klub, w uznaniu zasług Włocha, zastrzegł numer 3. Z jednym wyjątkiem – owianą legendą trójkę może odziedziczyć je-

Amici Sportivi Niepowtarzalna redakcja sportowa, złożona z piłkarskich romantyków, ludzi poszukujących we włoskiej piłce niezapomnianych emocji. Pragną widzieć, słyszeć i czuć wyjątkowy klimat calcio. I zabrać tam ze sobą również i Was. Bo są tacy jak Wy – Amici Sportivi.

den z jego synów. Najbliżej tego wyczynu jest Daniel, 19–letni ofensywny pomocnik, który wystąpił do tej pory 4–krotnie w młodzieżowej reprezentacji Włoch. Paolo rozpoczął swoją reprezentacyjną przygodę dzięki powołaniu otrzymanemu od… swojego ojca – w 1986 r. Cesare umieścił swojego syna bowiem w reprezentacji Włoch u–21. Dwa lata później zadebiutował w seniorskiej kadrze, by już w 1990 r. stanowić o sile defensywy, która ustanowiła na włoskim mundialu rekord 518 minut bez utraconej bramki. Początki swojej przygody z piłką spędził na prawej stronie obrony, kluczowa w karierze Maldiniego była jednak umiejętność adaptacji. W Milanie zadebiutował na lewej flance, największe sukcesy wiąże zaś z występami na pozycji środkowego obrońcy. Słynął z niezwykłej elegancji oraz doskonałej percepcji gry. Jeśli musiałem zrobić wślizg, to oznaczało, że już popełniłem błąd – mówił. Średnia wślizgów na mecz w całej karierze Maldiniego to absolutny fenomen. 0,56. Dla porównania, topowi obrońcy Premier League notują w tym sezonie między 4 a 5 tego typu interwencji.

Fabio Cannavaro Jest jednym z pięciu Włochów, którzy wygrali trofeum Złotej Piłki – otrzymał to wyróżnienie prowadząc włoską kadrę do triumfu w Mistrzostwach Świata w roku 2006. Karierę rozpoczął w Neapolu, gdzie w 1987 r. doświadczył z bliska euforii panującej na Stadio San Paolo po zdobyciu pierwszego w historii klubu Scudetto. Jako 14–letni zawodnik drużyny młodzieżowej podawał na stadionie piłki, przypatrując się wielkiemu Diego Maradonie. Kiedy Ciro Ferrara zaprosił go na jedną z sesji treningowych, dał mu do rąk futbolówkę, mówiąc: weź piłkę ode mnie – nigdy bowiem nie odbierzesz jej Maradonie. Nastoletni wówczas defensor 1

maj–czerwiec 2021


SPORT

/ Amici Sportivi

zadziwił wszystkich, wykonując perfekcyjnie czysty wślizg, odbierając tym samym piłkę geniuszowi. Po zakończonym treningu Diego wręczył młodemu Cannavaro swoje buty. Jak mówi sam Fabio: tego dnia zrozumiałem, że żeby być światowej klasy obrońcą nie potrzebny jest mi wzrost, szybkość czy nawet technika użytkowa. Najważniejsza jest pewność siebie.

Kilka lat później nie było już jednak wątpliwości, że zakup Nesty to strzał w dziesiątkę. Dwa trofea Ligi Mistrzów oraz trzy Scudetto – liczby nie kłamią! Końcówkę piłkarskiej kariery spędził w Stanach Zjednoczonych oraz, co ciekawe, w Indiach. Do niedawna pełnił również funkcję trenera w drugoligowym, włoskim Frosinone.

Jedynym graczem, który potrafił wzbudzić w Cannavaro poczucie strachu był Luís Nazário de Lima – Ronaldo. Pierwszy kontakt Fabio ze snajperem to rok 1998, mecz towarzyski przed francuskim mundialem (przez wielu uznawanym za jeden z najlepszych meczów w historii). Spotkanie zakończyło się remisem 3:3. Po ostatnim gwizdku na rozmowę z defensorem udał się ówczesny trener Azzurrich, nomen omen, opisywany wyżej Cesare Maldini. Fabio, wiesz, wiele ludzi mówi jak dobry jest Ronaldo. Mówią, że jest bardzo, ale to bardzo dobrym graczem – powiedział selekcjoner, na co Cannavaro jedynie przytaknął. I patrząc na jego grę przeciwko Tobie, mogę potwierdzić. Jest bardzo, ale to bardzo dobrym graczem. Mimo, że obrońca nigdy w pełni nie przezwyciężył strachu przed brazylijczykiem, to, jak sam mówi, zawdzięcza mu odnoszone później sukcesy. Był motywacją do ciągłej pracy i doskonalenia się.

Cafu

Alessandro Nesta W przeciwieństwie do Maldiniego, Alessandro nie stronił od efektownych wślizgów. Był liderem zarówno na, jak i poza boiskiem. Ze względu na ponadprzeciętną liczbę kontuzji, które potrafiły wykluczyć go z gry na niemal cały sezon, wskazówki zza linii wydawał kolegom zdecydowanie zbyt często. Niegdyś ominął kilka dni treningów ze względu na uraz spowodowany zbyt długą grą na konsoli, a kontuzja uda uniemożliwiła mu w 2006 r. występ w wygranym przez Włochy finale Mistrzostwach Świata. Wszyscy widzieliśmy jego rozpacz. Nieobecność Alessandro podłamała całą drużynę. Wiedzieliśmy jak ciężko na to pracował – pisał w swojej autobiografii Andrea Pirlo. Był graczem wybitnym. Wzrastał u boku Paolo Maldiniego (wielu uznaje ten duet środkowych obrońców za najlepszy w historii dyscypliny), by kilkanaście lat później wychować jednego z najwybitniejszych obrońców XXI w. – Thiago Silvę. Do Milanu sprowadził go w 2002 r. Silvio Berlusconi, oferując drużynie stołecznego Lazio kwotę niemal 30 milionów euro. Tylko on mógł sobie pozwolić we Włoszech na taki wydatek, suma wydawała się wówczas kosmiczna.

52–53

Itaquaquecetuba – jakkolwiek skomplikowanie brzmi, jest nazwą miasta w którym narodził się Cafu. W języku Tubi nazwę tę możemy tłumaczyć jako miejsce obfitego bambusa, ostrego jak noże. Nazwa równie specyficzna co pozycja bocznego obrońcy – do niedawna najbardziej niedoceniana spośród wszystkich na boisku. Wybitny myśliciel piłkarski, Jack Charlton, był pierwszym, który w pełni ją docenił. Zauważył, że za sukcesy drużyn na przełomie XX i XXI w. odpowiedzialni są w dużym stopniu ofensywni boczni obrońcy. Najcenniejsze w piłkarskim świecie trofeum wznosiły reprezentacje posiadające najlepszy ich duet: w 1998 r. Lilian Thuram oraz Bixente Lizarazu, w 2002 przedstawieni wyżej Brazylijczycy, w 2006 zaś Gianluca Zambrotta oraz Fabio Grosso. To, co wyróżniało Cafu spośród innych zawodników, to nietuzinkowa wytrzymałość. Jaap Stam, słynny holenderski defensor, przedstawiał brazylijczyka jako zawodnika, który w ofensywie dorównywał topowym skrzydłowym (swoją karierę rozpoczynał właśnie na tej pozycji), nie zaniedbując przy tym defensywy, gdzie oferował równie dużo, co najlepsi na świecie stoperzy. Początki jego kariery były jednak wyboiste – pół sezonu spędzone w Realu Zaragoza były absolutnym niewypałem. Warunki transferu z São Paulo do Hiszpanii zakładały jednak, że nie mógł bezpośrednio z Półwyspu Iberyjskiego powrócić do gry w topowym brazylijskim klubie. Parmalat, ówczesny główny sponsor Palmeiras wspomógł bocznego obrońcę, gwarantując podpisanie umowy z małym, lokalnym klubem – Juventude. Dzięki temu rozwiązaniu, zaledwie kilka tygodni później zawodnik powrócił na szczyt brazylijskiej piłki. We Włoszech rozgrywał swoje spotkania pod wodzą m.in. Zdenka Zemana, którego podejście do piłki określił w jednym z wywiadów jako taktyczne samobójstwo. Okres gry w Rzymie zapewnił mu również przydomek Il Pendolino, który należy uznać za bardzo trafiony – wydolność gracza do dziś pozostaje dalece niedościgniona. W wieku 32 lat zmierzał powoli na piłkarską emeryturę, podpisał nawet wstępną umowę z japońską Yokohamą FC, któ-

ra zdążyła przelać na konto piłkarza zaliczkę. 15 dni przed oficjalną prezentacją ofertę Brazylijczykowi złożył Milan – nie byłbym w stanie żyć w spokoju, gdybym odmówił – powiedział w wywiadzie przeprowadzonym przez redakcję FourFourTwo zawodnik. Odesłał zaliczkę do Japonii i przywdział trykot Rossonerich, zdobywając w 2007 roku po trofeum Ligi Mistrzów.

Andrea Pirlo Po kole to najlepszy wynalazek w dziejach – tak włoski wirtuoz wypowiada się o… grach wideo. Na zgrupowaniach wstawaliśmy z Alessandro (Nestą – przyp. red.) wcześnie, jedliśmy śniadanie i zasiadaliśmy do PlayStation. Potem był trening, obiad i ponownie gra do godz. 16. To była czysta adrenalina . Mimo, iż na wirtualnej murawie rozegrał, jak sam mówi, co najmniej cztery razy więcej meczów, niż w rzeczywistości, to zdecydowanie lepiej szło mu na prawdziwych boiskach. W 2006 r., zaraz po wygranym mundialu, otrzymał od Realu Madryt propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia. Byłem już w Madrycie głową, sercem i duszą – wspomina w swojej autobiografii. Adriano Galliani, ówczesny wiceprezes drużyny z Mediolanu nie mógł na to pozwolić – Andrea, przyjacielu, nigdzie się nie wybierasz. Nie wyjeżdżasz, ponieważ podpiszesz to (kontrakt – przyp. red.). Obowiązuje 5 lat, szczegóły dotyczące wynagrodzenia zostawiliśmy puste, abyś wpisał to, co chcesz . Został. Cztery lata później o transfer Włocha zabiegał również Pep Guardiola oraz prowadzona przez niego Barcelona. W Serie A strzelił łącznie prawie 30 bramek z rzutów wolnych, wzorując się na Juninho Pernambucano. Zbierałem nagrania z jego meczów, studiowałem każdy aspekt jego ruchu – mówi Pirlo. Cofnięcie na pozycję Registy Andrea zawdzięcza Carlo Ancelottiemu, którego traktuje jak ojca. Wcześniej ustawiany był znacznie wyżej, często nawet na pozycji drugiego napastnika. Pobyt w Mediolanie stał jednak nie tylko pod kątem taktycznej transformacji zawodnika. Andrea z dużym rozrzewnieniem wspomina spożywanie posiłków razem z kolegami z drużyny. Zawsze prowokowaliśmy Gennaro (Gattuso – przyp. red.). Po pewnym czasie zaczął ganiać nas po stołówce z widelcem w dłoni. Oberwało mi się co najmniej raz – opisuje zawodnik. To nie jedyny kontakt Andrei z gastronomią – jeszcze jako dziecko pomagał w rodzinnej winnicy we Flero. Od 2007 r. jest właścicielem “Pratum Coller”, położonego niedaleko Brescii, gdzie rozpoczynał swoją seniorską karierę piłkarską.


Amici Sportivi /

Edgar Davids Długie dredy oraz kolorowe sportowe okulary – to zwiastowało problemy. Jaskra – wzrost ciśnienia w oku, który wpływa na nerw wzrokowy, to poważny problem dla zawodnika, który musi wykazywać się niebywałą wizją, nieustannie szukając najlepszego sposobu na przetransportowanie piłki do wyżej ustawionych zawodników. Davids jednak, zaprojektowane specjalnie dla niego okulary przekształcił w stylowy dodatek, stając się ikoną mody. Czarne oprawki, pomarańczowe szkła, niebieskie detale – możliwości były nieograniczone – Edgar wykorzystywał jej w pełni. Niech to nie pozwoli jednak przyćmić jego umiejętności, bo stały one na najwyższym światowym poziomie. Urodzony w Surinamie pomocnik, dzięki swojej buńczucznej naturze zyskał przydomek Pitbull, prowokując nieustannie swoich rywali, nie był jednak “nosicielem wody” w stylu Makélélé czy Deschampsa. Dzieciństwo spędził na ulicach Amsterdamu, szlifując swoją freestyle’ową technikę, co widoczne było na włoskich murawach. Wzór zawodnika box–to–box. Były reprezentant Holandii potrafił zaciekle walczyć nie tylko na boisku. W roku 2017 wygrał spór z firmą Riot Games, która wprowadziła do gry League of Legends skina do postaci do złudzenia przypominającą Davidsa. Wygląd Edgara został uznany przez holenderski sąd za unikalny, co przyniosło zawodnikowi spory zastrzyk gotówki. Z pewnością nietypowy był również sezon 2012–13, spędzony przez Edgara w czwartej lidze angielskiej w roli grającego trenera. Swoją ekscentryczność zaprezentował również zakładając trykot z numerem 1, co, jak sam podkreśla, miało stać się nowym trendem w piłkarskim świecie. Pomysł nie znalazł wielu zwolenników, sam zawodnik pozostał jednak w pamięci kibiców na lata.

Zinedine Zidane Ostatni turniej Francuza uwypuklił całą jego charakterystykę. W 110. minucie finału, kiedy to Zinedine uderzył głową obrońcę rywali – Marco Materazziego – wprowadziła cały świat w osłupienie. Włoch wiele lat później opisał sytuacje ze szczegółami: Trzymałem Zidane’a za koszulkę – spytał czy aż tak mi na niej zależy. Odpowiedziałem, że wolę jego siostrę. Dalszy ciąg historii jest Wam wszystkim dobrze znany, kompletnie się jednak takiego obrotu spraw nie spodziewałem. Inaczej sam również skończyłbym wcześniej to spotkanie. Zizou przez całą swoją karierę musiał mierzyć się z obelgami, często na tle rasistowskim. Francuz łatwo ulegał boiskowym

prowokacjom, czego świadomi byli jego oponenci – nic dziwnego, że jest aktualnym rekordzistą pod względem liczby otrzymanych na mundialu kartek. Wychował się w najbiedniejszej dzielnicy Marsylii – La Castellane, jako syn algierskich imigrantów. Jestem dumny zarówno z bycia Francuzem, jak i z moich arabskich korzeni. Bardzo doceniam tę różnorodność – mówi. Mimo, że jest niepraktykującym muzułmaninem, wyjawił niegdyś w wywiadzie, że przed każdym meczem w barwach Juventusu czytał Ayat al–Kursi – krótki werset z Koranu. Jego rodzice również wierzyli w magiczne właściwości słów – imię Zinedine jest w rzeczywistości połączeniem Zayna i Adeen, przy czym to pierwsze oznacza w języku arabskim piękno, drugie zaś ścieżkę lub drogę. Zaynadeen (Zinedine) oznacza więc piękno przebytej drogi. Drogi zwieńczonej w 1998 r. Złotą Piłką – w wygranym 3:0 finale Mistrzostw Świata strzelił reprezentacji Brazylii dwie bramki, zostając po raz pierwszy (ale nie ostatni) mianowany najlepszym graczem turnieju. Co ciekawe, były to jedyne dwie bramki w całej karierze Francuza zdobyte przeciwko drużynie z Ameryki Południowej. Jest również jednym z zaledwie czterech piłkarzy, którzy wpisali się na listę strzelców w co najmniej dwóch finałach mundiali – listę uzupełniają Vavá, Pelé i Paul Breitner.

Francesco Totti Bramki w Serie A strzelał 38 zespołom, pod tym względem dorównać mu mogą jedynie Roberto Baggio oraz Alberto Gilardino. 25 października 2014 r. stał się również najstarszym strzelcem w historii Ligi Mistrzów. Niewiele zabrakło a trafiłby do… Lazio! Już w wieku juniorskim wyróżniał się bowiem na tle rówieśników. Pozyskać chciał go również Milan, ale matka zawodnika nalegała, aby Francesco został w rodzinnym mieście. Dopiero Gildo Giannini, ówczesny trener młodzieżowej drużyny Romy wyrwał przyszłą legendę zespołu z rąk Biancocelestich. W wieku zaledwie 22 lat założył po raz pierwszy opaskę kapitańską. Nie oddał jej przez następne 19 lat, stając się drugim najlepszym strzelcem w historii ligi. Pozostał wierny barwom do samego końca barwnej kariery. Oczywiście zdarzały mi się błędy. Był nawet moment, kiedy myślałem o wyjeździe z Romy do Madrytu. Kiedy bardzo utytułowana drużyna, być może najsilniejsza na świecie, prosi cię o dołączenie, zaczynasz myśleć o tym, jak mogłoby wyglądać życie gdzie indziej. Rozmawiałem na ten temat z prezesem Romy. Rodzina przypomniała mi jednak o co naprawdę chodzi w życiu. – tak Totti komentuje odrzuce-

SPORT

nie w roku 2007 opiewającej na 200 mln euro oferty Realu Madryt. Jeden z jego wielu pseudonimów Er Pupone, co w wolnym tłumaczeniu na język polski oznacza „duże dziecko” znajduje więcej niż jedno uzasadnienie. W szkółkach juniorskich Francesco był najniższym spośród wszystkich piłkarzy, długo zwlekał również z opuszczeniem rodzinnego domu. Moja mama była szefem. W zasadzie nadal nim jest. Jak każda włoska matka była nieco nadopiekuńcza – nie chciała żebym się wyprowadzał, zawsze obawiała się, że może mi się stać coś złego – komentuje Totti. Jak na „duże dziecko” przystało, Francesco uwielbia wszelkiego rodzaju słodycze oraz… labradory. Aktualnie posiada sześć psów – jeden z nich, Ariel, uratował niegdyś nawet życie dwójki ludzi. Ze względu na swoje zasługi dla Romy, Włoch został przez kibiców mianowany nieoficjalnym ósmym królem Rzymu.

Roberto Baggio Występował w trzech najbardziej utytułowanych włoskich klubach, ale to w reprezentacji pokazywał pełnię swoich umiejętności, zdobywając bramki w trzech kolejnych mundialach (1990, 1994 oraz 1998 r.). Swoją siłę i energię czerpał, jak sam twierdzi, z Buddyzmu. Religię przyjął w wieku 18 lat, w trakcie rehabilitacji kolana, poszukując wszelkich metod powrotu do swojej topowej dyspozycji. Nigdy nie powrócił do Chrześcijaństwa, pielęgnując charakterystyczny dla Buddyzmu kucyk, stając się również jednym z najpopularniejszych piłkarzy w Japonii. Co ciekawe, jedną z jego pasji jest polowanie na dzikie zwierzęta oraz rybołówstwo, sam podkreśla jednak, że nie stoi to w sprzeczności do zasad gałęzi buddyzmu, który wyznaje. Ze strzelbą w ręku najczęściej można zobaczyć go w Argentynie – w słonecznym kraju Ameryki Południowej mecze rozgrywa również jego ukochany klub – Boca Juniors. Kiedy w deszczowy dzień spędzałem z przyjacielem popołudnie, oglądając telewizję, znaleźliśmy mecz. Boca (Juniors – przyp. red.) grało na Bombonera, było 4:0. Kibice tańczyli, śpiewali, ich radość była niesamowita. Mój przyjaciel podkreślił fakt, że przegrywają. Wtedy stali się moim ulubionym zespołem. Ich stadion i kibice są niesamowici. – mówi piłkarz. Po zakończeniu kariery zawodniczej chciał zrewolucjonizować system szkolenia młodzieży w Italii, zrezygnował jednak w 2013 r. ze stanowiska w FIGC (włoski odpowiednik PZPN) ze względu na różnice poglądów z władzami. Jeszcze jako gracz, delikatnie mówiąc, nie dogadywał się z ówczesnym trenerem Bianconerich 1

maj–czerwiec 2021


SPORT

/ Amici Sportivi

Marcelo Lippim. Ich drogi przecięły się dwukrotnie – w Juventusie oraz Interze Mediolan, nigdzie Roberto nie wytrzymał ze szkoleniowcem więcej niż jednego sezonu. Kariera Baggio pełna była wzlotów i upadków – w 1993 r. zdobył Złotą Piłkę, rok później, mimo rozegrania fenomenalnego turnieju, zwieńczonego dwoma bramkami strzelonymi w półfinale, przestrzelił karnego w spotkaniu decydującym o Mistrzostwie Świata. Co ciekawe, Roberto był pierwszym idolem… Roberta Lewandowskiego.

Ronaldo Podobno piłkarskich kibiców dzieli się na dwie grupy. Tych, którzy słysząc „Ronaldo” myślą o Portugalczyku oraz tych, którzy uważają, że istniał tylko jeden, prawdziwy Ronaldo. Il Fenomeno pojawił się już w powyższym tekście – jako koszmar Fabio Cannavaro. Kontrowersyjnym nie będzie stwierdzenie, że nie był to jedyny obrońca, który nie mógł spać spokojnie myśląc o pojedynku z napastnikiem. Brazylijczyk jest, po dziś dzień, najmłodszym zdobywcą Złotej Piłki – pierwsze trofeum dla najlepszego piłkarza na świecie podniósł w 1997 r., w wieku zaledwie 21 lat. Rok wcześniej musiał uznać wyższość Matthiasa Sammera. Do otrzymania nagrody zabrakło mu jednak zaledwie jednego głosu (w całej historii plebiscytu taka sytuacja miała miejsce jedynie dwa razy – w roku 1966 Eusébio utracił w podobny sposób szansę na wygraną na rzecz Bobby’ego Charltona). Wielką tajemnicą od zawsze owiany był finał mundialu w 1998 r. Świetnie dysponowana w całym turnieju reprezentacja Brazylii została rozniesiona przez gospodarzy turnieju – Francuzów, którzy pokonali Cláudio Taffarela – bramkarza Canarinhos, trzykrotnie. Ronaldo

54–55

był na boisku nieobecny, podobnie jak cały zespół. Teorii na temat powodu niedyspozycji było wiele – od manipulacji ze strony sponsora kadry, przez zaniedbanie ze strony medyków, po załamanie nerwowe Luísa Nazário. Najciekawszą, z perspektywy czasu, wydaje się teoria korupcyjna – Brazylia miała sprzedać finał Mistrzostw Świata FIFA za kwotę 23 mln dolarów. Cały plan miał uszczęśliwić nowego przewodniczącego FIFA – Seppa Blattera i pomóc Francuzom uspokoić panujący w kraju niepokój społeczny. FIFA miała obiecać Seleção łatwiejszą ścieżkę do finału cztery lata później oraz miano gospodarza jednego z mundiali w następnej dekadzie. Jak było naprawdę? Po obiedzie, w godzinach popołudniowych doznałem ataku (padaczki – przyp. red.). Straciłem przytomność na trzy czy cztery minuty. Dlaczego? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Ciśnienie? Nerwy? Presja? Być może, ale mimo wszystko błagałem Zagallo, żeby pozwolił mi zagrać – mówi sam piłkarz w rozmowie z Garym Linekerem. Cztery lata później zawodnik zdobył jednak upragnione Mistrzostwo Świata (po raz drugi, w 1994 r. nie rozegrał jednak ani jednego spotkania) oraz drugą w swojej karierze Złotą Piłkę. Wielu sądzi, że gdyby nie kontuzje, byłby najlepszym piłkarzem w historii, przerastając nie tylko Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo, ale i rodaka – Pelé.

Marcello Lippi Swoimi srebrno–białymi włosami, skłonnością do cygar i wyczuciem stylu Lippi wyróżniał się spośród innych szkoleniowców. Miał mentalność zwycięzcy, potrafił również dotrzeć do piłkarzy. Zasłynął z bliskich relacji z zawodnikami swoich drużyn. Często rozmawiam z moimi piłkarzami i muszę powiedzieć, że naprawdę

wzbogaca mnie to na wiele sposobów: kulturowo, taktycznie, technicznie, społecznie… to są rzeczy, które doskonalą menedżera – mówił sam Marcello. Większość graczy nie miała z tym żadnego problemu. W niektórych przypadkach bliskość Lippiego była jednak problematyczna. Kiedy relacja z piłkarzem stawała się napięta, mogła się już nigdy nie poprawić (warto tu przytoczyć opisany wyżej przykład Roberto Baggio, któremu z włoskim szkoleniowcem nigdy nie było po drodze). Lippi dopasowywał formację do graczy, którymi dysponował. Kiedy rozpoczął pracę na Stadio Delle Alpi (dawnym stadionie Juventusu) i spotkał czterech światowej klasy napastników: Del Piero, Baggio, Ravanelliego i Vialliego, zaczął wdrażać system, który miał w pełni wykorzystać umiejętności całej czwórki. Było to rozwiązanie stojące w kontraście do tradycyjnego włoskiego Catenaccio, okazało się jednak dużym sukcesem. W debiutanckim sezonie w Juve Lippi sięgnął po Scudetto, sezon później zdobył zaś trofeum Ligi Mistrzów. Drużynę Bianconerich poprowadził łącznie w ośmiu sezonach, ustępując pod względem liczby meczów przy ławce trenerskiej drużyny z Turynu jedynie legendarnemu Giovanniemu Trapattoniemu. Co ciekawe, jest jedynym szkoleniowcem w historii, który zdobył zarówno europejską, jak i azjatycką Ligę Mistrzów. Do kolekcji dorzucił również zdobyte z reprezentacją Włoch w 2006 r. Mistrzostwo Świata oraz pięć mistrzostw Italii. Magazyn FourFourTwo umiejscowił go niedawno na 13 miejscu w rankingu najlepszych trenerów piłkarskich w historii. Spośród Włochów wyżej uplasowali się jedynie legendarny szkoleniowiec Interu Mediolan – Helenio Herrera oraz ikona AC Milanu – Arrigo Sacchi. Kto z wspomnianej trójki rzeczywiście był najlepszy?


imprezy w pandemii /

REPORTAŻ Elo, jaka szczepiona, warjacie?

Gdzie jest cała WWA? Weekendowe życie pełne wrażeń to coś, z czego niełatwo jest zrezygnować, a gdy lockdown nieustannie się przedłuża, coraz trudniej znieść samotne wieczory. Choć jeszcze rok temu mało kto by w to uwierzył, Netflix zaczyna się nudzić, a tęsknota za imprezową stolicą staje się coraz bardziej dotkliwa. T E K S T:

PAU L I N A B O RC Z A K

eekend zbliża się wielkimi krokami, nastroje są coraz lepsze, a wieczorna Warszawa kusi swoimi urokami. Ludzie, rozmowy, muzyka, morze alkoholu i dym papierosów, a rano kac i wyschnięte gardło: ten scenariusz powtarza się co tydzień. Dla wielu weekendowe imprezowanie w centrum stolicy to pewnego rodzaju rytuał, choć niekoniecznie związany ze sferą sacrum. Ma on służyć wzmacnianiu więzi społecznych oraz zaspokojeniu pragnienia rozrywki i dobrej zabawy. To odreagowanie całego tygodnia pracy, nauki i obowiązków. Wybuch pandemii wpłynął na wiele aspektów życia, w tym zdecydowanie na te związane z nocnym funkcjonowaniem miasta. Zamknięte kluby, bary i restauracje oraz spędzanie większości czasu w domowym zaciszu to zupełnie nowa, nieznana dotąd rzeczywistość. Jak się w niej odnaleźć? Sposobów jest kilka.

W

Info na priv Pusto na Smolnej, na Jasnej i w Niebie. Mimo, że weekend trwa w najlepsze, wcześniej pełne życia ulice są teraz ciche i opuszczone. Gdzie są wszy-

scy warszawiacy i co robią? I czy na pewno nic się nie dzieje? To, że kluby oficjalnie są zamknięte, nie oznacza, że wszyscy się z tym pogodzili. Aby znaleźć się w tłumie imprezujących w rytmie techno, wystarczy wiedzieć, gdzie iść lub kogo zapytać. Zaproszenia na takie wydarzenia wysyłane są bardzo ostrożnie, by je otrzymać, trzeba należeć do pewnego „kręgu”. Na Facebooku tworzone są prywatne wydarzenia: Warszawa Centrum, lekkie, przyjemne techno, więcej info na priv – głoszą posty na zamkniętych grupach; kontakt nawiązywany jest głównie poprzez wiadomości na Messengerze, Whatsappie czy Telegramie. Wtajemniczone są tylko zaufane osoby, głównie znajomi i znajomi znajomych. Lokalizacja zazwyczaj podawana jest niedługo przed samym wydarzeniem. Są to zarówno kamienice w ścisłym Centrum, jak i wynajęte wille na obrzeżach miasta. Choć miejsca są odpowiednio wyciszone, a sprzęt profesjonalny, muzyka nie może być zbyt głośna, przynajmniej do 23, aby nikt z sąsiadów nie doniósł policji. Uczestników obowiązują również pewne zasady – organizatorzy proszą, aby wchodzić w niewielkich grupach,

w miarę możliwości bez postronnych świadków i aby przed wejściem nie ustawiała się kolejka. Robienie zdjęć jest zakazane, a za dodanie relacji do mediów społecznościowych grozi zakaz wstępu na kolejne wydarzenia. Nieważne czy jedzie się komunikacją miejską, czy taksówką, należy wysiąść wcześniej i dojść do miejsca docelowego. To też dobra okazja, aby skorzystać z szerokiego asortymentu dilera. Choć na imprezach pojawia się czasem nawet kilkaset osób, reżim sanitarny nie obowiązuje, większość uczestników nie nosi maseczek, o dystansie też nikt nie myśli. Wydaje mi się, że wiele osób już przechorowało wirusa lub jakoś bardzo się go nie boi, bo to są przecież głównie ludzie młodzi – mówi Kamil, stały bywalec tajnych imprez techno. Ja na początku miałem pewne obawy, ale tęsknota za imprezami, stałym elementem mojej rzeczywistości, okazała się silniejsza. Nie mogłem wytrzymać dłużej w domu. Kamil podkreśla również, że warszawscy miłośnicy techno są bardzo zgraną społecznością, więc na każdej imprezie widzi znajome twarze i to chyba właśnie tego tak mu brakowało. 1

maj–czerwiec 2021


REPORTAŻ / imprezy w pandemii Akademia piwna Tym, którzy chcą spędzić wieczór na mieście, ale nie mają dostępu do żadnej grupy z informacjami o tajnych wydarzeniach, pozostaje zadowolić się miejscówkami, które nie ukrywają się z obchodzeniem panujących obostrzeń. Zapewne wszyscy zainteresowani tematem słyszeli już o PiwPaw na Parkingowej. Mimo licznych interwencji policji i sanepidu, a nawet mandatów i spraw w sądzie, lokal pozostawał otwarty. Najpierw pojawił się pomysł na szkolenia w Akademii Piwnej. W styczniowym wydarzeniu Wielkie szkolenie Akademii Piwnej na Facebooku 127 osób wyraziło chęć udziału, zaś zainteresowanych było aż 480 osób. W programie szkolenia pojawiły się trzy punkty: zajęcia teoretyczne i praktyczne, degustacja i „szczepienie” Coroną. Od strony prawnej za wydarzenie odpowiadała kancelaria prawna Baranowski Szymczak i Wspólnicy, dzięki czemu klienci mieli czuć się bezpiecznie. Kolejnym krokiem było przebranżowienie się na Warszawskie Muzeum Kapsli, a wydarzenie, jakim była Noc w Muzeum, cieszyło się jeszcze większym zainteresowaniem. Później lokal funkcjonował jako Basen Piwny, Pierwsza Warszawska Manufaktura Maseczek, wreszcie jako Świątynia Latającego Potwora Spaghetti. Kreatywność i upór właściciela są zaskakujące. Choć policyjne akcje były coraz ostrzejsze, lokal i tak przyciągał tłumy, lecz ostatecznie został zamknięty permanentnie. Nagranie z jednej z imprez opublikowane na Twitterze wywołało duże poruszenie. Set-

ki osób bawiących się w lokalu dla jednych były oznaką normalności, dla drugich – przeciwieństwem zdrowego rozsądku i troski o bezpieczeństwo. Jedno jest pewne, to wyraz tęsknoty warszawiaków za nocnym życiem stolicy. Inne miejsca działają bardziej konspiracyjnie i choć uzyskanie informacji o ich otwarciu nie jest szczególnie trudne, okna pozostają zasłonięte i wciąż utrzymywane są pozory zamknięcia. W tych lokalach nie odbywają się imprezy przy głośnej muzyce, ale można na spokojnie wypić piwko lub drinka i zjeść coś dobrego w towarzystwie znajomych. Nie bawiłam się na żadnej nielegalnej imprezie, bo dla mnie to jednak przesada i zbyt duże ryzyko, ale byłam kilka razy w otwartej restauracji – mówi Wiktoria. Między stolikami były odstępy, a kelnerzy byli w maseczkach, więc czułam się bezpiecznie. Wypicie piwa z grupą znajomych na mieście przynosi mi taką psychiczną ulgę i jest namiastką dawnego życia.

Więcej niż bifor Choć na początku pierwszego lockdownu wiele spotkań towarzyskich przeniosło się do sieci, a popularność zyskały imprezy na Zoomach, nie trwało to długo. Bezpośredni kontakt z innymi ludźmi okazał się niezastąpiony. W trakcie pandemii swoiste odrodzenie przeżywają więc domówki. Choć oczywiście zdarzają się takie w wynajętych apartamentach, na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób, dominują raczej te kameralne. Spotkania odbywają się głównie w niewielkim

gronie najbliższych znajomych. Wcześniej powszechne było organizowanie w mieszkaniu biforów, aby wprawić się w odpowiedni nastrój do wyjścia na miasto, obecnie cały wieczór spędza się w jednym miejscu. Samo picie alkoholu i obgadywanie nieobecnych szybko się nudzi, ale pomysłów, co na takich imprezach robić, jest wiele. Jednym z nich są wszelkiego rodzaju gry towarzyskie, planszowe czy karciane. UNO, Karty Przeciwko Ludzkości, Munchkin, Dixit i wiele innych biją podczas pandemii rekordy popularności. W czasie lockdownu pokochaliśmy planszówki, nasza kolekcja jest coraz większa – przyznaje Emilia. Wcześniej też miałam sporo gier, ale raczej leżały nieużywane na półce, bo spotykaliśmy się głównie na mieście. Teraz, gdy widujemy się w domu, trzeba szukać nowych sposobów wspólnego spędzania czasu i to jest w sumie całkiem fajne. Cieszy nawet wspólne oglądanie filmu czy serialu, najważniejsze to być z przyjaciółmi. Jasne, że spotykam się ze znajomymi, bez tego bym chyba umarła – mówi Ania. Zazwyczaj po prostu pijemy winko albo drinki, jaramy, zamawiamy jakieś jedzenie i dużo gadamy. Zdarzają się też domówki bardziej imprezowe, jest muzyka, są narkotyki, ale to raczej rzadko, bo ciężko jest odtworzyć ten klubowy klimat.

Uber drugs Mogłoby się wydawać, że przez pandemię biznes narkotykowy ucierpi równie mocno, jak gastronomia czy branża rozrywkowa. Nic bar-

Wszystkie zdjęcia: pexels.com

56-57


imprezy w pandemii /

dziej mylnego. Mimo zamkniętych klubów, biznes narkotykowy kwitnie. Raport Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii oraz Europejskiego Urzędu Policji potwierdza, że w światowym przemycie narkotyków nie widać oznak spowolnienia, rynek narkotykowy wciąż generuje potężne zyski. Branża szybko zaadaptowała się do panującej rzeczywistości, czego przykładem są zmiany w sposobie dystrybucji towaru. Dilerzy opowiadają, że ich warunki pracy zmieniły się diametralnie – kiedyś sprzedawali używki w klubach albo spotykając się z klientami na mieście. Dziś ich metody sprzedaży można by nazwać Uber Drugs, gdyż główną jej drogą są dostawy – rzecz jasna za dodatkową opłatą. Autorzy raportu spodziewają się, że nowe formy sprzedaży, powstałe pod wpływem obostrzeń, pozostaną także po pandemii. Zaobserwowano również wzrost cen substancji odurzających, co może być wynikiem zmniejszenia ich dostępności przez ograniczenia w podróżowaniu. Popyt na środki odurzające nie uległ jednak znaczącej zmianie, jedynie substancje typowo imprezowe, zwłaszcza MDMA, zanotowały niewielki spadek. Z raportu Global Drug Survey wynika natomiast, że w trakcie lockdownu zwiększyła się częstotliwość sięgania po alkohol oraz wzrosło zażywanie marihuany. Wśród najczęściej wskazywanych przyczyn pojawiły się chęć zabicia czasu, nuda i stres. Zauważyłam, że dużo więcej jaram –

mówi Ania – To dlatego, że więcej czasu spędzam w domu, częściej się nudzę. Wcześniej musiałam jechać na uczelnię i spędzałam tam większość dnia, a teraz siedzę cały dzień w pokoju, nie wiem, co mam ze sobą zrobić i zdarza mi się zajarać już między zajęciami.

Wielkie plany Popandemiczne plany to temat, który nieustannie pojawia się w rozmowach i rozmyślaniach warszawiaków stęsknionych za nocami pełnymi przygód i wielkomiejskim zgiełkiem. Choć wciąż nie wiadomo, kiedy restrykcje w Polsce zostaną poluzowane, nadzieje są wielkie i szczegółowe. Niektórzy mają już ustalone, dokąd pójdą najpierw, a nawet w co się ubiorą. Kupiłam już nawet sukienkę na otwarcie klubów, jestem gotowa – śmieje się Wiktoria, która już nie może doczekać się pierwszej imprezy na mieście. Ania opowiada o swoim wymarzonym powrocie do imprezowej rzeczywistości: zacznę od drinka w jakimś fancy barze, może newonce.bar, potem kilka szotów na Pawilonach, pewnie spotkam tam mnóstwo niewidzianych od dawna znajomych. Później jakiś klub w Centrum, Miłość albo Niebo, i jak dobrze pójdzie, to wschód słońca nad Wisłą. To będzie intensywna noc, nie mogę się już doczekać. Większość zamierza pójść na całość i odreagować miesiące w zamknięciu. Zapowiada się więc, że gdy tylko lockdown dobiegnie końca, miasto znów ożyje. Obostrzenia związane z koronawirusem zła-

REPORTAŻ

godziła Anglia, 12 kwietnia otworzyły się m.in. ogródki pubów i restauracji. Anglicy zareagowali bardzo entuzjastycznie i hucznie świętowali zniesienie lockdownu. Choć angielska pogoda nie zachęcała do siedzenia na zewnątrz, w ogródkach, już pierwszego dnia pojawiły się tłumy, a ulice tętniły życiem. Największy ogródek piwny w Londynie, The Terrace Bar w Alexandra Palace, jest już w zarezerwowany aż do 23 maja. Bez wcześniejszej rezerwacji trudno się gdziekolwiek dostać. Rezerwować trzeba nie tylko miejsce w pubie czy restauracji, ale też dilera, gdyż złagodzenie restrykcji znacznie wpłynęło na popyt na używki. Niektórzy dilerzy postanowili wprowadzić więc rezerwacje terminów oraz minimalną wysokość zamówienia. Czy podobny scenariusz powtórzy się w Warszawie? Wiele wskazuje na to, że tak. Jak zostało powiedziane na wstępie, sposobów na odnalezienie się w panującej rzeczywistości jest kilka. Jedni starają się ograniczyć kontakty towarzyskie, w trosce o zdrowie swoje i innych, wybierając tym samym spotkania w niewielkich grupach bliskich znajomych; inni nie potrafią zrezygnować z imprez, które stanowią nieodłączny element ich życia, więc starają się być na bieżąco z tym, co dzieje się na mieście. Nie ulega jednak wątpliwości, że wszyscy są już zmęczeni obecną sytuacją i z utęsknieniem wyczekują powrotu nocnego, miejskiego funkcjonowania. Gdy obostrzenia zostaną poluzowane, na ulicach Warszawy znów będą tłumy i zgiełk, i być może zostanie to docenione bardziej niż zwykle. 0

maj–czerwiec 2021


/ refleksja w autobusie

Gorszy dzień ewnego zimowego dnia wsiadłem do autobusu, aby wrócić do domu i wyprowadzić psa na spacer. Nie pamiętam dokładnie samego momentu wejścia do środka, co tylko podkreśla fakt, że nie było to nic odstającego od normy. Najprawdopodobniej więc podszedłem pod jedne z drzwi, przepuściłem ludzi, którzy wysiadali, i jako trzeci, maksymalnie czwarty, postawiłem stopę na podłodze. Rozejrzałem się szybko za wolnym miejscem, najlepiej takim, którego nie będę musiał ustępować. No bo, po co mam siadać, żeby zaraz wstawać? Wybrałem miejsce z przodu, obok kierowcy, z widokiem przez przednią szybę. Nie pamiętam pierwszych paru minut jazdy, więc pominę je w swoim wywodzie. Na jednym z przystanków, na miejscu oddalonym ode mnie o szerokość korytarza usiadł lekko stronniczy osobnik. Stronniczy był on w stronę podłogi, która raz za razem go przyciągała. Zjawisko to było również zaakcentowane mocnym aromatem napoju alkoholowego. Co rusz powieki mężczyzny przymykały się, a ja na znak protestu mówiłem wtedy: proszę pana… i nie kończyłem swojej prośby. Miałem wrażenie, że wiedział, o co mi chodzi, mimo tego, że on sam na tamten moment nie wyglądał na kogoś, kto wie coś o chodzeniu. Pomiędzy momentami, gdy przymykał powieki, otwierał dla kontrastu buzię, dzięki czemu przez pewien czas prowadziliśmy rozmowę, przerywaną gwałtowniejszym hamowaniem autobusu lub Morfeuszem. Mimo tego, że w piątej klasie podstawówki wygrałem konkurs mitologiczny, nie znałem słabych stron boga snu. Z początku starałem się go odganiać, lecz gdy zagroził, że zaatakuje również mnie, odpuściłem, pamiętając, że jak najszybciej muszę dostać się do domu i wyjść z psem na spacer. Jedyne, co mi pozostało, to oglądać, jak pan z siedzenia obok powoli osuwa się na podłogę. Po chwili podszedł do mnie jeden z pasażerów autobusu i postanowił mi pomóc. Spostrzegłem, że nowy kolega nadaje się charakterologicznie na dowódcę tej operacji, więc tylko pokornie przytakiwałem na to, co mówił. Po paru minutach byliśmy przy przystanku, na którym zdecydowaliśmy, znaczy ten kolega zdecydował, że wysadzimy podłogowicza i razem poczekamy na straż miejską. Tak też zrobiliśmy, choć było to dość ciężkie. Gdy staliśmy już na chodniku dotarło do mnie, że zostawiłem w autobusie plecak. Natychmiast zapukałem przez szybę, aby kierowca otworzył mi drzwi. Po chwili plecak wisiał już na moich ramionach. Kolejne kilka chwil spędziłem stojąc, po czym przypomniałem sobie, że muszę

P

58–59

szybko wrócić do domu i wyjść z psem. Przekazałem to mojemu nowemu koledze, który powiedział: Ok, spoko. No to jak ok, spoko, to ok, spoko. Pojechałem kolejnym autobusem i po wejściu do przedpokoju od razu wyszedłem z psem na spacer. Dobrze, że zdążyłem, bo inaczej miałbym drugą podłogę, o której musiałbym wam opowiedzieć. W ciągu następnych paru dni zastanawiałem się, co mogłem zrobić lepiej, czy aby na pewno to było dobre rozwiązanie, co by było, gdyby ktoś mi nie pomógł, co, gdyby podłogowicz miał przy sobie nóż, czy był uzależniony i potrzebuje pomocy, oraz dlaczego na tamtej imprezie nie powiedziałem jednej dziewczynie, co naprawdę czuję, jak niechcący kopnęła mnie w nogę (bardzo mnie to zabolało), a ja nie powiedziałem jej, że mi się podoba, tylko nic nie szkodzi. Minęło kilka miesięcy. W międzyczasie rozpocząłem swój autorski projekt stworzenia Syrenki i zrobiło się cieplej. Był poranek, powoli zbliżał się koniec liceum, a ja wyruszyłem autobusem, aby spędzić jeden z ostatnich dni w domu Rozerwanej Koszuli. Tym razem jednak nie usiadłem. To mój ranny zwyczaj unikania Morfeusza. Tym bardziej, że tyle ludzi wsiada o tej porze. Postanowiłem więc, że od razu zwolnię im swoje miejsce. Sytuacja z podłogowiczem już dawno poszła spać w mojej głowie. Czasem myślałem nawet, że ją opuściła, ale po chwili orientowałem się, że gdyby opuściła, to bym o niej nie myślał. W końcu kierowca zatrzymał się przy przystanku podłogowicza, a tam ,jak gdyby nigdy nic, do środka wsiadł nasz bohater, ubrany w strój hydraulika. Był wyprostowany, ogolony, a na głowie miał ciemną czapkę z daszkiem. Tak jak zimą, miał kontakt z podłogą, lecz tym razem tylko poprzez stopy, a jego kolana uginały się tylko, jak autobus hamował. Stał kilka metrów ode mnie, ale jedyny zapach, jaki czułem to ten od świeżutkiej kajzerki, którą spożywała pani naprzeciwko mnie. Ale bym ją schrupał… – pomyślałem. Oczywiście kajzerkę, choć teraz myślę, że powinienem sobie zrobić od nich przerwę. Nigdy więcej nie widziałem pana hydraulika, ale mam nadzieję, że nadal nosi tę czapkę. Mam też nadzieję, że miał wtedy po prostu gorszy dzień. W końcu każdy takie miewa. 0

Szymon Podemski Kiedyś zadzwonił na swój stary numer, ale głos w słuchawce powiedział tylko: Nie przepraszamy, przeszłość jest na szczęście niedostępna. Prosimy nie dzwonić później.


varia /

Varia Polecamy: 60 WARSZAWA Każdy dostanie to, w co wierzy Śladami kapliczek

62 CZŁOWIEK Z PASJĄ Przełamując tabu

fot. Rafał Murawski

Misja Akcji Menstruacja

66 TECHNOLOGIA I SPOŁECZEŃSTWO Jak to drzewiej bywało... Celebracja Nocy Kupały

Rozmowy Edmunda z dżinem M I C H A Ł W R ZO S E K

dmund siedział w środku nocy nad laptopem, w przerwie między czytaniem Księgi Rodzaju a najbardziej plugawymi i spaczonymi rozważaniami. Jak sam by to ujął, nie miał weny. Międląc w głowie hasło zasłyszanej gdzieś mądrości ludowej, popijał raz po raz ze szklanej butelki trunek. Siedział tak Edmund i siedział bezowocnie, zupełnie bezwiednie, bezsensownie i bez żadnego planu ruszając ręką, myśląc w tym czasie tak intensywnie, jak tylko pozwalał mu na to jego mocno już zmęczony mózg. Wnet jego ręka powędrowała w kierunku butelki, jednak zamiast jej uchwycenia i zbliżenia do ust, uczyniła ona gest niby masturbacyjny, pocierając powierzchnię naczynia. Siedzącego w letargu Edmunda przywrócił do świadomości donośny szum wydobywający się z okolic butelki. Przed nim sta-

E

nął Dżin, który przemówił: Wypowiedz twoje trzy życzenia, a spełnię je. Zmieszany lekko Edmund początkowo gapił się tylko na Dżina, jednak zmęczenie i rezygnacja spowodowana zanikiem inwencji twórczej oraz nadmiarem alkoholu we krwi zobojętniły go na tak nadprzyrodzone zjawiska, przyjął więc szybko obecność gościa do wiadomości. Nie chcąc tracić okazji, powiedział szybko: Proszę zakończ w końcu tę pandemię. Na co Dżin odparł: Oj nie, nie, byczku, nie piszemy o koronawirusie w maglowych działówkach. Edmund zmieszał się, jednak zrozumiawszy odpowiedział: A, dobra, przepraszam, nie wiedziałem. Po chwili namysłu dodał: w takim razie powiedz mi, Dżinie, jak przestać mieć mieszane uczucia na temat najnowszego albumu Weezera? Dżin z godnością przyjął życzenie, mówiąc Edmundowi, że ten pozna odpowiedź po wypowiedzeniu pozostałych życzeń. Mężczyzna zastanowił się chwilę, po czym zapytał Dżina: Powiedz mi, co zrobić, bym z powrotem znalazł wenę? Na to pytanie Edmund otrzymał tę samą odpowiedź. W końcu wyartykułował ostatnią prośbę: Dżinie, bardzo chciałbym spotkać Żyda. Ale nie takiego z Izraela, rówieśnika, czy nawet dziadka z Brooklynu, a takiego przedwojennego, wiesz, handlarza z Nalewek. Najlepiej w średnim wieku. Chciałbym mu zadać kilka pytań, chciałbym się z nim zbratać po gombrowiczowsku. Dżin nabrał powietrza w swoje dżińskie płuca, po czym ryknął swym dżińskim basem: Jeśli chodzi o twoje wątpliwości: „OK Human” gnębi cię, ponieważ oceniasz go w kontekście starszych albumów Weezera. Odetnij się od tej przeszłości, umieść w innym kontekście, a poznasz jego

prawdziwą wartość. Jesteś, zresztą, ogromnym retromaniakem, tak jak pan Reynolds powiedział. Naprawdę? Żyd z Nalewek? Co za przerost formy nad treścią. Tęsknisz za wszystkim, czego nie przeżyłeś. Na przykład za dobrymi płytami Weezera. Czyż prawdziwą weną nie są przyjaciele, których spotkaliśmy na naszej drodze? Pomyśl o nich, a wena sama przyjdzie. Pamiętasz ich głos, ich radosne chichoty? Czy byłeś w wojsku? Edmund przytaknął. No właśnie. Grałeś kiedyś w fuck, marry, kill? Edmund również potwierdził. Zacznij od tego i znajdziesz wenę. Edmund z Dżinem siedzieli przez chwilę w ciszy, w końcu mężczyzna zapytał swego gościa z butelki: Dżinie, a co z Żydem? Dżin uśmiechnął się, zdjął swoją dżinowską czapkę, pogładził swoją siwą brodę i rzekł: Drogi przyjacielu, tak naprawdę nie jestem dżinem. Nazwano mnie tak, ponieważ przybyłem do tej krainy w butelce i umiałem udzielać odpowiedzi na nietypowe pytania. Wyciągnął przed siebie dłoń. Abraham. – powiedział. Edmund – odparł Edmund. Mogę zadać ci kilka pytań? Dżin-nie-dżin kiwnął twierdząco głową. Mężczyzna zaczął więc: czy grałeś kiedyś w fuck, marry, kill? Tak minęło im kilka radosnych godzin na pytaniach zadawanych przez Edmunda. W końcu, gdy ten odnalazł już swoją wenę, Abraham wyciągnął skrzypce, po czym obaj panowie wyszli na dach i razem zaśpiewali If I Were a Rich Man, tańcząc w promieniach wschodzącego Słońca. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie – oprócz tych paru osób nieopatrznie zamordowanych w fuck, marry, kill. 0

maj–czerwiec 2021


WARSZAWA

/ Kapliczki nie tylko u Rydzyka

Palec pod budkę, bo za minutkę budka staje przed Trybunałem Stanu...

60–61


kapliczki nie tylko u Rydzyka/

WARSZAWA

Każdy dostanie to, w co wierzy Warto zadać sobie pytanie, czy jedynie monumentalne budowle lub pomniki zasłużonych świadczą o naszej historii? Znana piosenkarka przypomina, by cieszyć się z małych rzeczy. Dlatego warto czasem przyjrzeć się temu, co mamy pod nosem – za rogiem ulicy lub na własnym podwórku. Bo to w małych rzeczach może tkwić wielka historia. M AT E U S Z TO B I A S Z WO L N Y

ie tylko gmachy państwowych instytucji, kunsztownie zdobione pałace czy średniowieczne zamki lub kościoły są świadkami historii. Często zdarza się, że to, co wydaje się niepozorne, może nam opowiedzieć dużo więcej. Elementami małej architektury, która spaja lokalną społeczność, są kapliczki – małe ołtarzyki stawiane na podwórkach kamienic. Takie kapliczki mówią nam nie o tym, co działo się w komnatach królów czy na wojennych fron-

z głównej ulicy. Podobne można znaleźć przy Brackiej 18 lub wzdłuż Chmielnej. Tego typu forma jest miejskim ewenementem. Co sprawia, że “Gablotka” jest tak podobna do wspomnianych kapliczek? Niesie ze sobą walor estetyczny, który wpływa na przechodnia, zdarzającego się – nawet na moment i mimowolnie – ze sztuką. Jest niemal niezauważalna, ale wciąż wpływa na obraz warszawskiej ulicy. Jednoczy lokalną społeczność, która wyczekuje nowej odsłony “Gablotki”. Tak jak kapliczki – które były stawiane jeśli nie przez zwykłych mieszkańców zaopatrzonych w figurkę z dewocjonaliów, to przez lokalnych rzemieślników – tak samo każda

N

tach, ale o zwykłej codzienności. Niektóre niosą ze sobą barwne historie. Najwięcej kapliczek powstawało oczywiście w czasie II wojny światowej. Przemieszczanie się było ograniczone, wprowadzono godzinę policyjną, stąd – zamiast odbywać ryzykowne wędrówki do kościoła – stawiano na podwórkach kapliczki. Można sobie jedynie wyobrazić grozę bombardowań i chaos, który dział się za bramą kamienicy, a jednak na jej dziedzińcu dało się zauważyć grupę kobiet pogrążonych w modlitwie o powrót ukochanego syna czy męża z frontu. Znana jest również historia, jak w podziękowaniu za przeżycie wojny mężczyzna wybrał się pieszo na Jasną Górę, by stamtąd przynieść do Warszawy figurę Matki Boskiej i umieścić ją w podwórkowej kapliczce przy Brzeskiej 21. Dzisiaj możemy oglądać całą ich gamę, zwłaszcza tych na Pradze. Mówi się, że nie-

kiedy budynki były równane z ziemią, ale kapliczki stały dalej. Nowych kapliczek już raczej nikt nie stawia, a maryjny wizerunek trwa we współczesnej przestrzeni miejskiej jedynie na muralach, takich jak ten przy zbiegu ulic Osowskiej i Domeyki. Jednak równie ważną dziedziną życia co religia okazała się dla warszawiaków sztuka – i to taka, która swoją ideą i formą nawiązuje do kilkudziesięcioletnich wystawek figur z dewocjonaliami na podwórkach kamienic. Mowa o “Gablotce” – projekcie artystki Mirelli von Chrupek, która tchnęła świeży powiew w krajobraz szarej, stołecznej codzienności. Wspomniana gablotka to należąca do zakładu szewskiego mała witrynka przy ulicy Marszałkowskiej 41. Artystka przez trzy lata (2014-2017) zdążyła umieścić w niej trzynaście minikonceptów scenograficznych i prac plastycznych. W ten sposób mieszkańcy zyskali uliczną galerię sztuki, podawaną w formie małych wycinków fantastycznej rzeczywistości odległej od trosk współczesnego człowieka. Von Chrupek zwróciła uwagę, że dzisiaj mikroelementy składające się na całokształt estetyki stolicy są często pomijane. Gablotki, takie jak ta przy ul.Marszałkowskiej, nie są spotykane na ulicach wielu miast. Rzemieślnicy, których zakłady ukryte były w podwórkach kamienic, chcąc pokazać swoją działaność, wynajmowali małe wystawki widoczne

z trzynastu gablotek została opracowana przez lokalnego twórcę, w tym przypadku – twórczynię. W obecnych czasach potrzeba nam oddechu, momentu refleksji w codziennej gonitwie. Gdy dochodzi do tego kwestia zamkniętych muzeów i galerii, sztuka wydaje się tak potrzebna jak nigdy. Czy nie jest właściwym wprowadzenie jej do przestrzeni miejskiej, tak jak zrobiło to jedno z przedszkoli na Powiślu, wywieszając prace maluchów na ogrodzeniu? Kapliczki i gablotki to elementy, wydawałoby się, wyjęte z katalogu pierwszych potrzeb zwykłego użytkownika miejskiej przestrzeni. Jednak są na tyle niezwykłym zjawiskiem na skalę europejską, że powstają o nich prace naukowe, a nawet książki. Takie inicjatywy łączą ze sobą mieszkańców – artystkę z przechodniami, czy mieszkańców kamienicy, którzy, w poczuciu obowiązku dbania o wspólne dziedzictwo, zajmują się prawie stuletnią figurką Matki Boskiej na podwórku. Zaczynanie artykułu słowami Sylwii Grzeszczak i kończenie go cytatem z Bułhakowa wydaje się tak niecodzienne, jak porównanie kapliczki do sklepowej witryny czy sztuki ulicznej. Ale czy jednak nie jest tak, że w Warszawie każdy dostanie to, w co wierzy? 0

maj–czerwiec 2021

fot. Valik Chernetskyi/unsplash.com

T E K S T:


CZŁOWIEK Z PASJĄ

/ tematy tabu z innej perspektywy

Do zoba w październiku

Przełamując tabu Dlaczego boimy się mówić o menstruacji otwarcie? Jak można pomóc osobom, których nie stać na środki higieniczne podczas okresu? Co gwarantuje sukces w działalności społecznej? O tym wszystkim opowiada Julia Kaffka, jedna z Matek Założycielek i członkini zarządu fundacji Akcja Menstruacja, a także liderka projektu YOUng Heroes. T EK S T: M AG DALEN A OSKI E R A

JULIA KAFFKA: Od zawsze czułam potrzebę angażowania się w różne inicjatywy w moim mieście, czyli Tczewie. Bardzo często, gdy zgłaszałam się do jakichś akcji społecznych, nie przyjmowano mojej pomocy, ponieważ nie miałam ukończonych wymaganych 16 lub 18 lat. Dlatego właśnie pragnęłam stworzyć własną przestrzeń, gdzie mógłby działać każdy, kto tylko chce. Do pomagania nie są potrzebne żadne kwalifikacje, ale chęci. Tak właśnie powstał mój pierwszy projekt, YOUng heroes, który zorganizowałam w ramach Zwolnionych z Teorii. Naszym głównym hasłem było Bez peleryny i supermocy. I Ty możesz być bohaterem. W ramach tej inicjatywy organizowaliśmy na przykład wydarzenia charytatywne, warsztaty dla dzieci z domu dziecka, prelekcje i zbiórki. Ostatnio otworzyliśmy jadłodzielnię, zorganizowaliśmy ekologiczny slam poetycki i przeprowadziliśmy warsztaty kulinarne zero waste. Działamy już tak od 3 lat.

struacyjne to problem dotyczący osób z całego świata. W 2019 r. po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową hasła ubóstwo menstruacyjne nie pokazywały się żadne wyniki w języku polskim. Zaniepokoiło nas to, chciałyśmy zbadać temat i tak powstał projekt Akcja Menstruacja, który następnie przerodził się w fundację.

Co było impulsem do przekształcenia tego projektu społecznego w fundację? Jako że byłyśmy przed klasą maturalną, to na początku zakładałyśmy, że po realizacji projektu nie będziemy go kontynuować, skupimy się na nauce i zdaniu matury. Jednak po jakimś czasie uświadomiłyśmy sobie, że gdybyśmy przestały działać, to znowu jako społeczeństwo wrócilibyśmy do punktu wyjścia i w Polsce nikt by się tym tematem nie zajmował. Ponadto, podczas ostatniej zbiórki pieniędzy zebraliśmy nieco większą niż zakładałyśmy wcześniej kwotę i przekazałyśmy tę nadwyżkę na koszta związane z zakładaniem fundacji. Pomimo że wiele osób nam to odradzało, to żadna z nas teraz nie żałuje tej decyzji. fot. Aneta Wieczorek

M a g i e l : Na profilu na LinkedInie w swoim opisie napisałaś: Gdy miałam 16 lat dotkliwie odczułam bagatelizowanie mojego głosu, kiedy zabierałam go w ważnych dla mnie społecznie sprawach. Na czym polegało to bagatelizowanie głosu?

A jak powstał projekt Akcja Menstruacja?

Jakie działania aktualnie podejmujecie w fundacji?

Dzięki mojemu pierwszemu projektowi zrozumiałam, jak wiele błędów organizacyjnych i komunikacyjnych popełniłam, więc moim kolejnym marzeniem było nauczyć się pracować w zespole i być liderką. Właśnie wtedy Zwolnieni z Teorii uruchomili program mentoringowy Rebelki. Polegał on na tym, że przed 20 dziewczynami z całej Polski zostało postawione zadanie zorganizowania projektu społecznego. Zostałyśmy podzielone na grupy i tym sposobem poznałam Emilię z Katowic, Magdę z Lubina, Wiktorię z Rzeszowa i wspólnie stworzyłyśmy Akcję Menstruację. Pomysł projektu narodził się, gdy Emilia natrafiła na film o tym, jak osoby w kryzysie bezdomności w Nowym Jorku radzą sobie podczas okresu. Byłyśmy w szoku, bo uświadomiłyśmy sobie, że ubóstwo men-

W najbliższym czasie będziemy pracować nad drugą edycją programu Hej, dziewczyny!, którego celem jest regularne zaopatrywanie jak największej liczby szkół w podpaski i tampony, by żadna osoba menstruująca nie musiała już zostawać w domu z powodu swojej fizjologii. Jest to jednak trochę utrudnione przez pandemię. Stworzyłyśmy też publikację w formie poradnika zawierającego praktyczne informacje, jak walczyć z ubóstwem menstruacyjnym i rozmawiać o menstruacji, w wersji dla nauczycieli i dla uczniów. We wrześniu planujemy uruchomić platformę edukacyjną, dzięki której nauczyciele mogliby skorzystać z gotowych scenariuszy zajęć na temat samej menstruacji jako procesu biologicznego, tabu menstruacyjnego w Polsce i na świecie, jak również ubóstwa

62–63


tematy tabu z innej perspektywy /

CZŁOWIEK Z PASJĄ

menstruacyjnego. W najbliższym czasie rozpoczniemy też współpracę z Polską Akcją Humanitarną i będziemy zbierać pieniądze nie tylko na środki menstruacyjne, ale też na budowę toalet w krajach Trzeciego Świata. Skupiamy się też na Punktach Pomocy Okresowej, czyli szafeczkach z ogólnodostępnymi środkami higienicznymi dla potrzebujących osób menstruujących. Chcemy, aby były one w każdym powiecie. Szukamy też wolontariuszy, którzy zajmą się znalezieniem miejsc na takie punkty.

Jak reagujecie na taki hejt?

Co, twoim zdaniem, przyczynia się do tabuizacji tematu menstruacji i ubóstwa z nią związanego? Osobiście uważam, że brak komunikacji i odpowiedniej edukacji. Badania Kulczyk Foundation w 2020 r. wykazały, że u 42 proc. kobiet w domach rodzinnych nie mówiło się o menstruacji, kiedy dorastały. Z kolei 25 proc. stwierdziło, że jest to temat krępujący, a tylko 68 proc. kobiet zadeklarowało, że akceptuje miesiączkę. Te liczby pokazują, jak kolosalny to jest problem. Tabu powstaje od najmłodszych lat, kiedy to na lekcjach dotyczących okresu wyprasza się chłopców, mówiąc, że to ich nie dotyczy, a dziewczynkom wpaja się jego zły obraz.

Nie lubię być nazywana kobietą sukcesu, ponieważ dla każdego ten sukces będzie oznaczał coś innego. Dla mnie narodził on się w momencie, kiedy zaczęłam doceniać swoje życie i cieszyć się z każdego momentu. Wydaje mi się, że na naszą codzienność składają się małe sukcesy. Ja nauczyłam się je zbierać, motywować się do działania, widzieć sens w tym, co robię i dzięki temu działać dalej.

Czym zajmujesz się w zespole fundacji? Jaki macie podział zadań pomiędzy członkami zespołu? W zespole stawiamy na równość. W czwórkę zasiadamy w Zarządzie. W statucie zapisałyśmy, że każda z nas ma równy głos i jest osobą decyzyjną we wszystkich sprawach dotyczących fundacji. Ja poza byciem członkinią zarządu koordynuję także program Hej, dziewczyny! i razem z Emilią odpowiadam za współpracę oraz kontakty z mediami. Kiedy przyjmujemy do fundacyjnego zespołu nową osobę, to zawsze staramy się znaleźć dla niej przestrzeń, w której czuje się najbardziej komfortowo, a przy tym może się w niej dalej rozwijać. Każdy przydzielony jest do konkretnego zespołu lub działania, jednak przy tym wzajemnie się wspieramy i czasem włączamy tryb wielozadaniowy. Dodatkowo zależy nam na tym, żeby każdy mógł brać czynny udział w życiu fundacji i angażować się w inicjatywy, które go zainteresują, nawet jeśli wykracza to poza jego „oficjalny” zakres obowiązków.

Jakie trudności napotykasz w prowadzeniu fundacji? Najtrudniejszą rzeczą jest hejt, który często bierze się z nieświadomości. Naszą misją i celem jest uświadamianie, ponieważ same byłyśmy w szoku, kiedy po raz pierwszy usłyszałyśmy o ubóstwie menstruacyjnym. Potrafimy postawić się po drugiej stronie i wczuć w myślenie osoby, która nie do końca wierzy w ten problem. Przedstawiamy wtedy różne statystyki, opowiadamy, jak to wygląda za granicą, a jak w Polsce. Jest jednak różnica pomiędzy początkowym brakiem wiary, który potem przeradza się w zrozumienie po zapoznaniu się ze statystykami, a czystym hejtem, który nie ma nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Do tej pory te ataki były celowane w fundację. Ostatnio doświadczyłam go też personalnie z Emilią, kiedy zostałyśmy nagrodzone w rankingu 25 under 25 w magazynie Forbes. Dużo osób zaczęło do nas pisać wiadomości na Facebooku, że na tę nagrodę nie zasłużyłyśmy, bo pomagać za cudze, to każdy potrafi. Moim zdaniem, to tak naprawdę pokazuje, że jest jeszcze dużo do zdziałania w tym temacie.

Akcja Menstruacja

Oczywiście nie odpowiadamy na wszystkie komentarze, ponieważ byłoby to fizycznie niemożliwe. Natomiast kiedy widzimy, że ktoś w tym komentarzu poszukuje odpowiedzi, to wtedy staramy się napisać. Przesyłamy wtedy dane statystyczne lub wysyłamy linki do konkretnych stron internetowych. Nawet jeśli na 100 wysłanych komentarzy przekonamy jedną osobę, to już jest sukces.

Co uważasz za swój największy sukces do tej pory?

Czym jest dla ciebie działalność społeczna? Teraz uważam jednak, że to stawianie społeczników na piedestałach sprawia, że inni ludzie czują się zainspirowani.Początkowo miałam duże wyrzuty sumienia, że jestem nagradzana za działalność społeczną. Według mnie, pomaganie powinno być całkowicie naturalną reakcją, gdy widzimy, że ktoś tej pomocy potrzebuje. Wokół pomagania często robi się wielki szum i ludzie lubią się tym chwalić, na przykład w mediach społecznościowych. Chciałabym, aby nastały czasy, kiedy jest ono naturalne i normalne, a nie dziwne. Działalność społeczna jest nieodłączną częścią mojego życia. Swoim przykładem chciałabym pokazać, że każdy bez peleryny i supermocy może być bohaterem.

Jakie są twoje cele na przyszłość? Miałam kiedyś plany, by założyć podcast, kupiłam nawet mikrofon, ale nigdy nie odebrałam go ze sklepu, więc finalnie nic nie powstało. Chciałabym, żeby Julka z przyszłości ten mikrofon odebrała. I tego życzę każdej osobie – odebrania swojego mikrofonu i nie poddawania się zbyt łatwo. Jako dziecko marzyłam, żeby napisać książkę i wysyłałam swoje prace na wiele konkursów. Nie wygrywałam ich, więc wmawiałam sobie, że po prostu nie umiem pisać. Jednak jakiś czas temu znalazłam moje stare teksty i uświadomiłam sobie, że nie powinnam była rezygnować tylko dlatego, że nie były nagradzane. Teraz wracam do tego marzenia i piszę książkę o ubóstwie i tabu menstruacyjnym, którą jako fundacja mamy zamiar wydać w tym roku.

Czy masz może jakieś rady dla początkujących lub przyszłych działaczek społecznych, bazując na swoich doświadczeniach? Przede wszystkim wytrwałość! Wyobraźmy sobie sto drzwi i część z nich jest pozamykana, a część pootwierana. Osoba A próbowała otworzyć pięcioro drzwi, żadne się nie otworzyły, więc się poddała. W tym czasie osoba B nadal je otwierała, 55. się nie otworzyły, ale 56. już tak. Rozpoczynając swoje działania z wieloma osobami, obserwowałam jak na pewnych etapach się poddawały. Ja natomiast zawsze twierdziłam, że nawet kiedy jestem zmęczona i mam czasami dość, to chcę iść dalej. Nikt nie obiecuje, że będzie łatwo, ponieważ działalność społeczna, jak każda praca, wymaga wkładu i wysiłku. 0

Julia Kaffka

Projekt społeczny założony w 2019, który w 2020 r. przerodził się w fundację.

Współzałożycielka i członkini zarządu fundacji Akcja Menstruacja oraz współ-

Głównym celem fundacji jest walka z ubóstwem menstruacyjnym i systematycz-

założycielka i liderka inicjatywy YOUng heroes, studentka kognitywistyki na

ne zwiększanie dostępu do rzetelnej wiedzy na temat miesiączki, która pozo-

Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, aktywistka społeczna.

staje tematem tabu.

maj–czerwiec 2021


CZŁOWIEK Z PASJĄ

/ żyjąc poza schematem

Żyć jak hippis, nieść pomoc zwierzętom Ada spontanicznie kupiła bilet na Teneryfę, by uciec od szarej, lockdownej rzeczywistości i zasmakować życia niczym z opowieści o dzieciach kwiatach. Szybko jednak zrozumiała, że w życiu musi kierować się misją, dlatego podjeąła wolontariat w Sanktuarium dla zwierząt na południu wyspy. T E K S T:

PAT RYC JA Ś W I Ę TO N OW S K A

M a g i e l : Co zainspirowało cię do wyboru Sanktuarium? ADRIANA CZERWIŃSKA: Lecąc na Teneryfę, nie miałam żadnego konkretnego planu. Kupiłam bilet, ponieważ chciałam uciec z Polski przed tym, co się dzieje, przed restrykcjami związanymi z pandemią. W domu zaczęłam robić research, gdzie polecieć, a Tenerife Horse Rescue jest bardzo medialne. W dodatku jest jedynym miejscem, które odpisuje na zgłoszenia na stronie workaway.com. Dostać się na wolontariat do sanktuarium jest ciężko, ale akurat było zapotrzebowanie na ogrodnika, którym jest mój chłopak. Ja potrafię kręcić i montować filmy, a z wykształcenia jestem technikiem weterynaryjnym. Tak więc można powiedzieć, że to Sanktuarium – a właściwie jego właścicielka, Emma, która dostaje po 50 próśb dziennie o wolontariat wybrała mnie. Czuję się spełniona, będąc tutaj, gdyż zawsze kochałam konie i zawsze szukałam takich workawayów z końmi. Rok temu byłam na wolontariacie w Boliwii i pracowałam z kapucynkami, ale tamto doświadczenie wspominam negatywnie – w przeciwieństwie do pracy tutaj, która dla mnie jest najlepszą rzeczą na świecie. Nie wiem, ile jeszcze planuję tu zostać, czuję się człowiekiem wolnym i nie mam żadnych planów. Co do tego miejsca mam jeszcze zobowiązania, zwłaszcza w obszarze promocji. W czerwcu ma przyjechać telewizja kręcić o mnie dokument. Wystartowałam w castingu do programu o Polakach na Wyspach Kanaryjskich i producent stwierdził, że idealnie nadaję się do tego materiału. Także zostanę tutaj na pewno do momentu powstania tej produkcji. Jakie są twoje codzienne obowiązki poza dbaniem o rozpromowanie farmy? Moim podstawowym obowiązkiem jest opieka nad małymi zwierzętami, czyli wszystkimi poza końmi. Mamy tutaj kaczki, kury, owce, świnie, kozy, papugi, świnki morskie, żółwie, mieliśmy jeże – opiekuję się nimi wszystkimi. Jestem w tym momencie kimś na miarę managera i nadzoruję pracę dwóch dziewczyn. W biurze szukam producentów pasz w Polsce, a następnie organizuję całą logistykę ich transportu na Teneryfę. Wyobraź sobie, że mam kobietę z Węgier, która za darmo, z Brna, przywozi mi paszę samochodem na Teneryfę. Poza tym szukam influencerów, youtuberów, gdyż chcemy rozkręcić nasze social media. Dwa razy w tygodniu wychodzą odcinki o życiu w fince – czyli z hiszpańskiego posiadłości, terenu, na którym mieszkamy. Celebrytom, którzy do nas przybywają, oferujemy tygodniowe zakwaterowanie w specjalnie postawionej mongolskiej jurcie. W zamian za darmowy nocleg w azjatyckim namiocie muszą oni wspomnieć o nas na swoich social mediach. Co cenisz sobie w takim życiu – czyli jako wolontariuszka, bez stałego dochodu – najbardziej? Czasami czuję się tutaj, jakbym wróciła do przeszłości i mieszkała dalej z mamą. Mieszkamy w bazach, jaskiniach, ręcznie zrobionych domkach z materiałów znalezionych lokalnie (gliny czy kamieni) – prawie jak dzieci. Nie jest najczyściej, często chodzimy brudni . Ale chyba najbardziej cenię sobie tutaj święty spokój i bezpieczeństwo. Po raz pierwszy w dorosłym życiu ktoś zajmuje się za mnie rachunkami, płaci czynsz, mam zapewnione rzeczy, takie jak odzież i jedzenie. Oduczyłam się wręcz robić zakupy.

64–65

Nie boisz się o swoją przyszłość, emeryturę? Nie, wolę żyć na własnych warunkach, nie licząc na to, co mogę otrzymać od państwa. Lubię mieć poczucie, że wszystko, co mam, jest wypracowane dzięki mojemu zaangażowaniu i staraniom. Skąd się biorą zwierzęta na farmie? Na farmie zwierzęta trafiają głównie dlatego, że ludzie je nam podrzucają w momencie, gdy są one chore, ich utrzymanie kosztuje za dużo lub właściciel wyjeżdża. Czasami ktoś dzwoni do nas, by zabrać skądś niepotrzebne już zwierzę. Psy bierzemy głównie ze schroniska, aby mogły u nas dożyć jeszcze starości. Kocham u nas na farmie to, że możemy mieć własne jajka, których potem szukamy, gdy kury zniosą je w różnych kryjówkach. Jak na moralach zespołu odbija się sytuacja, kiedy zwierzę, które trafi na farmę, jest nie do uratowania? Nie wszyscy z zespołu pracują ze zwierzętami, niektórzy tylko gotują albo są ogrodnikami. Dlatego, jeśli nie zajmujesz się bezpośrednio zwierzętami, nie odczuwasz mocno ich straty. Mogę opowiedzieć, jak przedstawia się to z mojego punktu widzenia – czyli osoby, która ma codzienny kontakt z podopiecznymi farmy. Jakiś czas temu musieliśmy uśpić dwa konie – był to straszny widok. Całą noc leżały pod prześcieradłem. Wydarzenie to uzmysłowiło nam, jak zżyte ze sobą są poszczególne zwierzęta – świnia Pepa na zmianę leżała obok jednego i drugiego konia, odczuwając smutek z powodu ich śmierci. Chyba nie było osoby, której nie zrobiło się przykro, widząc proces wywożenia tych końskich ciał. Niedawno mieliśmy także inną przykrą sytuację, którą przeżywałam – ktoś wsadził dzikiego jeża do pary dwóch innych udomowionych jeży. Samce walczyły ze sobą, w konsekwencji jeden jeż zniknął, a drugi został ranny pod pachą. W tej ranie zalęgły się larwy. Próbowałyśmy uratować tego jeża, ale mimo wyciągania tych larw pęsetą – nie przeżył. Ostatnio umierały króliki jeden po drugim, rzekomo z powodu jakiegoś wirusa. Było mi naprawdę przykro, wiedząc, że to tylko kwestia czasu, zanim wszystkie zdechną. Tak więc poszczególne osoby, które są na co dzień odpowiedzialne za dobrobyt zwierząt mocno dotyka taka śmierć stworzenia, które się karmiło czy czyściło. Ale niekoniecznie oddziałuje to na nastroje całej farmy. Na koniec opowiem jeszcze jedną historię, trochę zbaczając już z tematu. Otóż czasami znajduję sztywne, zimne kaczki, które wyglądają jak nieżywe. Zdarzyła mi się sytuacja, że w drodze do miejsca pochówku takiej kaczki wsadziłam ją za pasek, a ona zagrzała się i …znowu zaczęła się ruszać! Teraz już wiemy, że takie kaczki trzeba włożyć sobie do stanika, nosić dopóki się nie ogrzeją i dopiero wtedy oddać je rodzicom. Takie uratowanie zwierzęcia z pewnością odbija się pozytywnie na nastrojach każdego na farmie, nawet jeśli historię o danym zdarzeniu usłyszeli jedynie z ust osoby trzeciej. Co najbardziej cię urzekło na Teneryfie? Różnorodność wyspy i fakt, że jest tu tyle mikroklimatów. Ze wschodu na zachód wyspy możesz przejechać w godzinę, po drodze


żyjąc poza schematem /

mijasz mnóstwo plaż – piaszczystych, kamienistych. Na północy są zielone góry Anaga, na środku wulkan – każdy tutaj odnajdzie coś dla siebie. Na samej farmie kocham tę przestrzeń – to, że mogę codziennie obserwować zachody i wschody słońca niczym tapetę na ścianie.

fot. Lea Klier

Co robiłaś przed dołączeniem do społeczności na farmie? Słyszałam już wcześniej o jaskiniach na La Calecie i życiu w wąwozach (barrancach). Zawsze chciałam spróbować takiego niezależnego hippisowskiego życia, ale średnio miałam okazję z uwagi na pracę. Dlatego, gdy kupiłam bilet na Teneryfę pomyślałam sobie, że to jest ten moment, by w końcu spróbować. Szczerze mówiąc – znudziło mi się po tygodniu. Może się wydawać się, że styl życia, w którym nie martwisz się o nic, jest wspaniały. Jednak męczył mnie brak celu przez większość dnia poza zrobieniem prania czy naładowaniem telefonu. Poznałam wiele osób z tej społeczności hipisowskiej i jednak wielu z nich jest zbyt oderwanych od rzeczywistości – uciekają od problemów i popadają na przykład w problemy narkotykowe. Po prostu taki styl życia mi nie odpowiada. Czy ciężko było przywyknąć do jaskiniowego, trochę dzikiego stylu życia? Mieszkałam wcześniej w Jordanii w jaskini dzierżawionej od Beduinów, gdzie prowadziłam własny biznes. Wprawdzie wynajmowałam mieszkanie, w którym miałam swoje Airbnb i couchsurfing, ale używałam go bardziej w celach marketingowych. Kiedy turyści już mnie odwiedzili, to próbowałam im sprzedawać atrakcje, jak nocleg w beduińskiej jaskini z obiadem gotowanym pod ziemią. W tym wszystkim najgorsze dla mnie było mieszkanie bez dostępu do łazienki. Ostatnio dotarło do mnie, że już pięć miesięcy nie mam dostępu do bieżącej wody. Oczywiście w fince (na głównym terenie) mamy łazienkę, ale mieszkam dziesięć minut dalej. Tak więc całe moje życie wygląda jak półroczny biwak, gdzie wiele rzeczy trzeba nauczyć się robić w warunkach polowych. Przyznam, że jestem trochę leniwa w kwestii dbania o siebie – o cerę, o włosy.

CZŁOWIEK Z PASJĄ

gdyż pozyskujemy z nich wiele rzeczy potrzebnych do codziennego funkcjonowania. Mamy nawet wolontariusza, do którego obowiązków należy przeszukiwanie ich, a następnie przywożenie na farmę kartonów pełnych owoców czy warzyw. W ten sposób funkcjonujemy z możliwie jak najmniejszym negatywnym wpływem na środowisko, a także ograniczamy koszty – możemy wydawać mniej na zakupy.

Jak zatem zwiększyć świadomość freeganizmu i odczarować źle kojarzący się trend „grzebania w śmietnikach”? Odpowiem może anegdotycznie – mój znajomy ostatnio znalazł na śmietniku trekkingowe buty Salomona, mój rozmiar. Powiedział, że normalnie kosztują około 200 euro i samemu nie byłby w stanie sobie na nie pozwolić. Ja w nich normalnie chodzę, czuję, że były mało używane, może ktoś raz pojechał w nich kolejką na wulkan Teide. Do tego Teneryfa jest idealnym miejfot. Adriana Czerwińska scem do nauki szukania rzeczy w dobrym stanie w śmietnikach – przyjeżdża tutaj dużo ludzi, którym nie chce się zabierać ze sobą rzeczy w drogę powrotną. Czasami, po prostu idąc ulicą, można zauważyć przy śmietniku użyteczne rzeczy. Dlaczego miałoby być coś wstydliwego we wzięciu takich rzeczy, jeśli naprawdę ich potrzebujemy, a nikomu innemu się nie przydadzą?

fot. Neon Shot Studio

Wróćmy teraz do biznesów. Jak farma pozyskuje środki na utrzymanie? Jesteśmy organizacją non-profit, która jest finansowana głównie z dotacji. Można nas wesprzeć za pomocą przelewu przez Facebooka bądź za pomocą patronite.pl. Można zrobić jednorazowy przelew w wysokości zaledwie 2 euro, co wbrew pozorom bardzo nam pomaga. Dodatkowo, jest u nas możliwość adopcji zwierząt – form pomocy, jak widać, jest sporo. Mamy również paru sponsorów. Co więcej cały czas planujemy wiele rzeczy, marzymy na przykład o rozszerzeniu naszego terenu trzykrotnie. Chcemy zbudować gliniane domki dla turystów jako alternatywę dla dużych hoteli z basenami, gdzie będą mogli zamieszkać goście i spędzić czas wśród zwierząt, a jednocześnie być blisko oceanu. Będzie to stanowiło dodatkowe źródło utrzymania. Można także powiedzieć, że naszymi sponsorami są śmietniki,

Czego dodatkowo uczy taki wolontariat? Chyba cierpliwości, zrozumienia dla innych ludzi. Sam fakt, że mieszkamy razem bez większych relacji hierarchicznych sprawia, że człowiek uczy się respektować innych i ich czasami odmienne zdanie. Konieczna jest umiejętność bycia elastycznym, co przydaje się w takim chaotycznym środowisku jak finca. Kluczowa jest umiejętność dzielenia się – mamy przecież wspólne kosmetyki, wspólne jedzenie. Bardzo mało rzeczy posiadamy na własność i nawet jeśli ktoś czegoś używa, nie znaczy, że to jest jego. Na pewno bycie wolontariuszem na farmie nie jest dla osób, które nie są otwarte na przygodę czy wyzwania. Na pewno wiele osób po przeczytaniu wywiadu zastanawia się, jak zostać wolontariuszem? Jakieś wskazówki, rady? Trzeba zdobyć uwagę Emmy i dysponować umiejętnościami, które akurat są potrzebne. Tak właśnie mój chłopak został zaakceptowany, gdyż posiadał akurat w tamtym momencie potrzebne zdolności ogrodnicze. Pierwszeństwo mają osoby, które już przebywają na wyspie, gdyż nie trzeba na nich czekać, ale niektórzy też przyjeżdżają na Teneryfę specjalnie do nas. 0

Adriana Czerwińska Pasjonatka koni i przygód. Spędziła ponad rok w Jordanii, następnie prosto z pustyni traf iła do tropikalnej puszczy na Dominikanie. Na Islandii prowadziła wycieczki psimi zaprzęgami, a w Boliwii opiekowala sie kapucynkami. Obecnie ratuje zwierzęta na Teneryf ie.

maj–czerwiec 2021


TECHNOLOGIA I SPOŁECZEŃSTWO

/ noc kupały

Na górze róże, na dole psia kupa, plebiscyt wygra belka ze słowem dupa

Jak to drzewiej bywało... Kojarzymy ją przez legendę o kwiecie paproci, ceremonialne ogniska i wróżenie z wianków. Celebracja najkrótszej nocy w roku wodą i ogniem przetrwała do dziś i nic nie wskazuje, by miała zaniknąć. T E K S T:

PAU L I N A M AŃ KO

GRAFIKA:

M A R I A S T E FA N I A K

ajkrótsza noc ze wszystkich w roku. Noc, której mrok rozświetlał blask ognisk, taniec i śpiew. Korzenie rytuałów odprawianych podczas święta przesilenia letniego sięgają daleko w przeszłość. Obrządek polegający na celebrowaniu słońca i ognia był powszechny także wśród innych ludów pogańskich: na początku maja Celtowie obchodzili Beltane – które co niektórzy mogą kojarzyć z sagi o Wiedźminie – a Szwedzi do dziś świętują Midsommar – oczywiście nie tak dosłownie jak pokazał nam to Ari Aster.

to tylko pretekst na schadzkę w lesie, z dala od innych. Skoro nadarzyła się okazja, to ludzie z niej korzystali. Co się wydarzyło w lesie podczas szukania kwiatu paproci, tam również pozostawało.

Kupała, czyli co?

grobowej deski. Drugim istotnym elementem tradycji był obrzęd wody. Polegał on na pleceniu przez młode dziewczyny wianków, a następnie puszczaniu ich z nurtem rzeki. Dawniej, gdy nie było Tindera, kojarzeniem par zajmowali się zawodowi swaci albo rodzice. Ci, którzy woleli tego uniknąć lub nie byli jeszcze nikomu przyrzeczeni, mogli podczas kupalnocki znaleźć drugą połówkę. Panny posyłały wianki przystrojone płonącą świecą lub łuczywem z nurtem rzeki bądź strumienia. Kawalerowie natomiast zapewne czekali już w dole rzeki i starali się zdobyć odpowiedni wianek, a gdy już to zrobili, wracali do

Noc Kupały, kupalnocka, palinocka, sobótka, noc świętojańska. Każdy z nas spotkał się chociaż z jednym z tych określeń. Wszystkie odnoszą się do święta przesilenia letniego, które obchodzono w najkrótszą noc roku, wypadającą między 21 a 22 czerwca. Geneza nazwy tego święta do końca nie jest znana. Przypuszcza się, że słowo kupała może wywodzić się z indoeuropejskiego pierwiastka kump, oznaczającego zbiorowość. Z nazwą sobótka jest trochę prościej: przeważa opinia, że pochodzi ona od rozpalanych w tym czasie obrzędowych ognisk (sobótek). Różne nazwy tego samego święta wynikają z prostego faktu, iż różne regiony zaadoptowały różne nazwy. Sobótka jest obchodzona na południu Polski, palinocka ma miejsce na Warmii i Mazurach, a Noc Kupały, kupalnocka, odbywa się na Podlasiu i Mazowszu. Noc świętojańska pochodzi zaś od dnia św. Jana Chrzciciela. Nie jest ona świętem pogańskim, lecz próbą zasymilowania starych wierzeń z Kościołem.

reszty towarzystwa w poszukiwaniu właścicielki. Wedle tradycji para utworzona w ten sposób mogła zacząć okazywać sobą zainteresowanie, a na dodatek udać się na wspólne poszukiwania kwiatu paproci.

Scheda Słowiańszczyzny

Noc ognia i wody

Gorączka Sobótkowej Nocy

Noc kupały była świętem wody i ognia, słońca i księżyca, urodzaju i płodności. Zgodnie z wierzeniami żywioły wody i ognia oczyszczały i zapewniały pomyślność. Ogień był reprezentowany przez ogniska. Taniec wokół nich oraz skoki nad płomieniami miały oczyszczać oraz chronić przed złymi mocami i chorobą. Przypisywano im również właściwości wzmacniające relacje. Poprzez wspólny skok zakochana para mogła zapewnić sobie długą miłość, a skok z przyjacielem gwarantował przyjaźń niemal do

Najkrótsza noc roku była świętem miłości, również tej cielesnej. Inicjacja seksualna była utożsamiana z symbolicznym wkroczeniem w dorosłość. Ta noc tworzyła okazje do bycia z drugim człowiekiem w bardziej intymnym wymiarze. Sposobności ku temu miało dostarczać poszukiwanie kwiatu paproci. Według legendy perunowy kwiat kwitł tylko tej jednej nocy, a jego znalazcy miał przynieść dostatek i bogactwo. Jedni szczerze poszukiwali mitycznej rośliny, dla innych był

N

66–67

A co na to Kościół? Przekonanie Kościoła o niemoralnym charakterze kupalnocki było silne. Duchowni oburzali się, że ludzie zamiast modlić się, woleli rozpalać ogniska i organizować biesiady. Na ich nieszczęście, celebracja przesilenia letniego była tak silnie zakorzeniona w ludziach, że nawet metoda ognia i miecza w tym wypadku się nie sprawdziła. Kościół nie mogąc wyplenić corocznych pogańskich obchodów, zastosował taktykę, która z PR-owego punktu widzenia miała większe szanse powodzenia. Na istniejące już święto nałożył własne. Zasymilowanie sobótki z chrześcijaństwem polegało na nadaniu świętu nowego patrona i znaczenia. Osiągnięto to poprzez ustanowienia święta Jana i obchodzenie jego wigilii w noc świętojańską, z 23 na 24 czerwca. Co ciekawe, od samego początku zwracała się ona ku pierwotnym zwyczajom, z którymi ludzie byli już zaznajomieni. W jej trakcie święcono wodę, zioła i kwiaty, rozpalano ogniska oraz puszczano wianki na wodzie.

By poznać wierzenia naszych przodków, analizie często poddaje się folklor i epikę ludową. Tradycje ludowe można porównać do odbicia w zwierciadle wody. Są mocno zniekształcone naleciałościami historycznymi, ale wciąż pokazują zwyczaje sprzed setek lat. Zdarza się, że ludzie nawet nie wiedzą, dlaczego celebrują święto w określony sposób, wiedzą tylko, że zawsze tak było i kontynuują tradycję. Parafrazując, powiem, że Polacy nie gęsi, swoją mitologię mają. Zainteresowanie zwyczajami innych kultur jest według mnie świetne, ale warto pamiętać, że może rozrzedzona, ale w dalszym ciągu płynie w nas słowiańska krew. Dobrze jest zatem wiedzieć co nieco o dawnych tradycjach i nie ograniczać się do wiedzy, czym jest słowiański przykuc. 0


bakterie plastikożerne /

TECHNOLOGIA I SPOŁECZEŃSTWO

Próbka zawierająca folię PET i utworzone na nim konsorcjum bakterii.

Nowość w menu politereftalan etylenu Czy ciebie też irytuje bezradność człowieka wobec wszędobylskiego plastiku? Na ratunek przychodzi nam nasza matka natura. I nie pozwala na marnotrawstwo. T E K S T:

M AT E U S Z B E M B N I S TA-W I L K

ażdy z nas jest świadomy, z jakim ogromnym problemem boryka się współczesny świat w związku z tak prozaiczną sprawą jak gospodarka odpadami. Szczególnym wyzwaniem w dzisiejszych czasach jest wszechobecny plastik, który towarzyszy nam od 1855 r., kiedy to Alexander Parkes otrzymał pierwsze tworzywo sztuczne, nazywane celuloidem. Natomiast prawdziwa plastikowa rewolucja nastąpiła w 1907 r., gdy Leo Baekeland stworzył bakelit. Rozpoczęto masową produkcję i użycie tworzyw sztucznych. Oczywiście nie należy podkreślać tylko negatywnych konotacji związanych z plastikiem, ponieważ materiałowi temu zawdzięczamy intensywny rozwój różnych gałęzi przemysłu. Jednakże ze względu na szerokie używanie tworzyw sztucznych przy jednoczesnym braku skutecznych i bezpiecznych dla środowiska metod ich utylizacji, żyjemy w swoistym plastikonie. Parafrazując znany mit o Midasie, możemy zaryzykować stwierdzenie, że współczesny człowiek czegokolwiek się nie dotknie, zamienia to w plastik. Zresztą zdumiewające są statystki – w 1950 r., wyprodukowano 1,9 mln ton tworzyw sztucznych, natomiast w 2015 r. aż 322 mln ton.

K

Światełko w tunelu W świetle ostatnich odkryć w dziedzinie mikrobiologii wydaje się, że na pomoc mogą przyjść nam, równie wszędobylskie jak plastik, bakterie. Okazuje się bowiem, że natura jak zawsze nie próżnuje i powoli zaczyna sprzątać bałagan, który po sobie zostawiamy. Pozwólcie, że zaprezentuję wam ciekawego osobnika, który dokonał niemożliwego i potrafi

skonsumować, a tym samym zutylizować, PET (politereftalan etylenu). Zanim jednak przejdziemy do głównego tematu, przypomnę, że tworzywa sztuczne to materiały, które złożone są z polimerów syntetycznych wytworzonych przez człowieka lub zmodyfikowanych polimerów naturalnych i dodatków modyfikujących. Do tworzyw sztucznych należy PET – politereftalan etylenu, który uznawany był do tej pory za niemożliwy do rozkładu ze względu na fakt, że jego łańcuchy polimeryczne są praktycznie niezniszczalne. Co więcej, czas rozkładu przykładowej butelki PET na drobiny mikroplastiku wynosi od 100 do nawet 1000 lat. Okazuje się jednak, że to, jak i wiele innych twierdzeń, musimy zmienić z powodu działalności pewnej odkrytej niedawno bakterii.

Gość programu: Ideonella! Ideonella sakaiensis 201-F6 została opisana przez japońskich naukowców z Department of Biosciences and Informatics z Keio University w 2016 r. i według przedstawionych badań jest zdolna do degradacji i asymilacji PET. Dość specyficzne imię ma ta bakteria, prawie jak dziecko Elona Muska. W publikacji naukowej pt. A bacterium that degrades and assimilates poly(ethylene terephthalate) grupa badawcza przedstawiła, w jaki sposób odkryła bakterię, opisała proces rozkładu politereftalanu etylenu przez Ideonella sakaiensis 201-F6 oraz podała, jakimi metodami zostało wykonane to badanie. W trakcie eksperymentu badacze zebrali 250 próbek środowiskowych skażonych odpadami PET, w tym gleby, ścieki i osad czynny z zakładu recyklingu plastikowych butelek. W toku przeprowadzonych badań poszukiwano mikroorganizmów, które mogłyby używać niskokrystalicznych powłok politereftalanu etylenu (1,9 proc.) jako głównego źródła węgla dla swojego wzrostu. W jednej z próbek w obrazie mikroskopowym zaobserwowano na powierzchni PET wyodrębnione konsorcjum mikrobiologiczne złożone z mieszaniny bakterii, komórek drożdżopodobnych i pierwotniaków, które degrado-

wały powierzchnię folii PET z szybkością 0,13 mg/cm2 na dzień w temperaturze 30°C. Poprzez zastosowanie ograniczających rozcieńczeń konsorcjum, udało się wyizolować bakterię zdolną do degradacji i asymilacji PET. Szczep ten reprezentuje nowy gatunek bakterii z rodzaju Ideonella, dla którego, jak już wspomniano, naukowcy zaproponowali nazwę Ideonella sakaiensis 201-F6. Odkryta bakteria wytwarza dwa specjalne enzymy hydrolityczne, które badacze zidentyfikowali jako hydrolazę PET (PETaza) i hydrolazę mono(2-hydroksyetylo)tereftalanu (MHETaza), które synergistycznie przekształcają PET w monomeryczne elementy budulcowe. Pierwszy z nich tnie polimer poliestrowy, z którego zbudowany jest PET, na mniejsze kawałki – jego elementy budulcowe.

Wygląda na to, że możemy liczyć na naturę, wystarczy tylko dać jej czas.

Drugi enzym, MHETaza jest hydrolazą, która rozszczepia kwas mono(2-hydroksyetylo)tereftalowy, produkt degradacji PET przez PETazę, do glikolu etylenowego i kwasu tereftalowego. Co jest istotne, dwie powstałe substancje, glikol etylenowy i TPA, mogą łatwo zostać rozłożone do dwutlenku węgla i wody poprzez inne mikroorganizmy. Podsumowując, należy stwierdzić, że para enzymów, PETaza i MHETaza, umożliwia bakterii Ideonella sakaiensis 201-F6 życie na plastikowym PET jako jedynym źródle węgla. Co powyższe odkrycia oznaczają dla ludzkości i jak możemy je wykorzystać?

Możliwości Należałoby tutaj wykrzyknąć: Eureka! Badaczom udało się również wyodrębnić gen o nazwie ISF6_4831, który koduje powstawanie PETazy, a co więcej, został on zreprodukowany, a następnie użyty do eksperymentu, który

Obraz SEM zdegradowanej folii PET po 70 dniach.

maj–czerwiec 2021


Obraz SEM ukazujący komórki Ideonella sakaiensis, strzałki wskazują na miejsca styku komórki ze strukturą filmu PET-u..

TECHNOLOGIA I SPOŁECZEŃSTWO

udowodnił, że sam enzym bez bakterii wystarczył, aby skutecznie zdegradować PET. Obecnie, aby w pełni wykorzystać powyższe odkrycia, przed naukowcami stoją nowe wyzwania zmierzające do udoskonalenia i wzmocnienia enzymu genetycznie w taki sposób, aby mógł rozkładać znacznie szybciej i wydajniej. Dobrą wiadomością jest to, że w The Centre for Enzyme Innovation na Uniwersytecie Portsmotouh, grupie badaczy pod nadzorem prof. Johna McGeehana udało się udoskonalić enzym, dzięki czemu przyspie-

/ etyczna moda

szyli rozkład PET-u aż sześciokrotnie. Poza tym naukowcy w tym ośrodku rozpoczęli poszukiwanie bakterii podobnego typu co Ideonella sakaiensis 201-F6 w celu odkrycia innych enzymów, następnie ich skopiowania i dystrybucji do przedsiębiorstw zajmujących się m.in. recyklingiem. Jest więc nadzieja, że wyizolowany enzym mógłby być stosowany na skalę przemysłową, a co za tym idzie, proces rozkładu tworzyw sztucznych byłby szybszy, a recykling znacznie usprawniony i bardziej precyzyjny. Poza tym pojawił się pomysł na wykorzystanie powstałych po rozłożeniu politereftalanu etylenu produktów: glikolu etylenowego i DMT, które można byłoby użyć do wytworzenia innych produktów. Prof. Anna Meyer z Technical University of Denmark zasugerowała, że glikol etylenowy może być stosowany bezpośrednio w płynie niezamarzającym, na który jest duże zapotrzebowanie min. w produkcji płynów do chłodnic samochodowych czy też w urządzeniach wykorzystujących ten związek (lodówka, instalacja grzewczo-chłodnicza). Do-

datkowo płyn ten w obecnej technologii wytwarzany jest z materiałów nieodnawialnych. Osobiście uznaję, że to odkrycie daje nadzieję na lepszą przyszłość, o którą w tej chwili walczymy. Oczywiście nie rozwiązuje ono w pełni naszej katastrofalnej sytuacji zanieczyszczenia środowiska naturalnego odpadami z tworzyw sztucznych, lecz na pewno jest to pierwszy krok ku lepszemu. To co najbardziej napawa optymizmem to fakt, że natura sama w sobie może stać się naszym sprzymierzeńcem w walce o jej dobrostan. Zdumiewa mnie jednak, że pojedyncza bakteria znalazła sposób na utylizację śmieci, z którymi człowiek nie potrafi sobie skutecznie poradzić od wielu już lat. Wygląda na to, że możemy liczyć na naturę, wystarczy tylko dać jej czas. Jednakże uważam również, że to my sami powinniśmy działać w kierunku ograniczania stosów zalegającego wszędzie plastiku, cichego zabójcy zwierząt morskich i lądowych, a także nas samych. Determinantem tych działań musi być świadomość, że wszyscy odpowiadamy za naszą planetę. 0

Jak zacząć świadomie nosić ubrania Etyczna moda jest pojęciem bardzo szerokim, o którym można by było napisać naprawdę obszerne książki. Skupia się ona na całym procesie produkcji ubrań. Zaczynając od materiałów i ich pochodzenia, po ochronę środowiska i powtórne wykorzystanie tkanin. Każdy z aspektów tego tematu jest niesamowicie istotny, jednak dzisiaj skupimy się na tym, gdzie jest produkowana odzież i jak możemy zacząć wspierać środowisko. T E K S T:

A L E K S A N D R A G R O DZ K A

omimo że w ostatnich latach coraz bardziej zaczynają być popularne polskie marki, które szyją swoje ubrania lokalnie, to jednak światowym nieetycznym firmom dalej się powodzi. Od niedawna na portalu TikTok można zauważyć masowo wstawiane nagrania z zakupów w jednym z internetowych sklepów – Shein, który jest chińską marką odzieżową. Osoby z całego świata składają tam zamówienia na kilogramowe paczki ubrań.

P

Szybka moda Shein jest jedną z firm, które zostały określone jako środowisko fast fashion. Termin ten jest używany do opisania wysoce dochodowego modelu biznesowego opartego na powielaniu trendów z wybiegów i modnych projektów oraz

68–69

GRAFIKA:

M A R TA S O B I EC H OW S K A

masowej ich produkcji po niskich kosztach. Pojawia się zatem tutaj ogromny problem tworzenia ubrań za niewielkie pieniądze, przy wykorzystywaniu słabej jakości tekstyliów oraz taniej siły roboczej. Duże firmy odzieżowe jak Zara, H&M czy nawet polski Reserved oraz takie jak w opisywanym wyżej przypadku Shein wykorzystują obecne trendy, by młode osoby, które według badań przeprowadzonych przez KPMG szczególnie są podatne na konsumpcjonizm, z chęcią składały liczne zamówienia. Na TikToku, jak widzimy, jest to stale nakręcana karuzela. Rzeczywiście ubrania są stosunkowo tanie, lecz czy naprawdę warto kupować je od firm, które nie szanują praw pracownika, wykorzystują swoich klientów oraz zanieczyszczają środowisko?

Pierwszy czynnik – szkodliwość dla środowiska Zacznijmy od tego, że każda sztuka odzieży zakupiona w sklepie Shein, która dociera do kupującego, jest zapakowana w oddzielny plasti-


etyczna moda /

kowy worek. Nie jest on biodegradowalny ani wykonany z recyklingu. Przyczynia się to do niepotrzebnej i nadmiernej produkcji tworzywa sztucznego. Producenci mogliby ograniczyć ją poprzez pakowanie ubrań chociażby do jednego worka bądź całkowite zaniechanie używania plastiku do pakowania zamówień, które tego nie potrzebują. Kolejną kwestią jest to, jak ogromna jest produkcja w takiej firmie. Spójrzmy na to, ile osób na świecie kupuje kilkukilogramowe torby odzieży. Firma dostrzega, jak ogromny jest popyt na ich towar, zatem rozpoczyna masową produkcję. Zauważmy, że tworzywa, jakie są wykorzystywane przez Shein, nie należą w większości do naturalnych tkanin, a głównie są nimi takie materiały jak poliester. Zatem przyczynia się to do kolejnych ton tworzyw sztucznych, które będą się przez lata rozkładały. Myślę, że ciekawym rozwiązaniem byłoby na przykład oddawanie zużytych ubrań lub tych, które już nam się znudziły do producenta, by zostały one poddane recyklingowi. Poliester jest tworzywem, które w łatwy sposób można poddać temu procesowi nawet siedmiokrotnie. Obecnie coraz więcej firm, które są świadome tego, jak bardzo zanieczyszczają środowisko, rozpoczyna z tym walkę. Przykładem może być grupa Coca-Cola, która ostatnio poinformowała swoich konsumentów, że do 2030 r. ma zebrać wszystkie wyprodukowane przez siebie puszki i plastikowe butelki i poddać je recyklingowi. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że nie jest to typowy przykład greenwashingu.

Drugi czynnik – niehumanitarne warunki pracy No dobrze, ale czy są jeszcze inne powody, dla których nie warto wspierać takich marek? Zapewne większość z nas jest świadoma tego, jak bardzo takiego typu firmy wykorzystują swoich pracowników. Idealnym przykładem może być sytuacja z 2013 r., kiedy to w Szabharze zawalił się ośmiopiętrowy budynek, który legalnie posiadał pięć pięter. Architekt obiektu poinformował władze, że trzy kolejne kondygnacje powstały bez jego wiedzy, a były nimi hale produkcyjne, w których szyły takie firmy jak H&M, Zara, Primark czy polska spółka LLP, która jest właścicielem sklepów Reserved, Cropp, Sinsay lub House. Przed zawaleniem się budynku pracownicy szwalni skarżyli się na pęknięcia w ścianach spowodowane drganiami ciężkich maszyn do szycia. Wszystkie piętra poniżej hal produkcyjnych zostały ewakuowane, natomiast właściciel fabryki poinformował media, że jego pracownicy mają wrócić następnego dnia do pracy. Osoby, które przeżyły katastrofę zadeklarowały zastraszanie przez właściciela obiektu takimi groźbami, jak nieotrzymanie miesięcznej wypłaty w przypadku niepojawie-

TECHNOLOGIA I SPOŁECZEŃSTWO

nia się następnego dnia w pracy. Znane marki takie jak Primark wypłaciły odszkodowania rodzinom ofiar, natomiast większość zamiotła sprawę pod dywan. Niestety pomimo tak głośnej katastrofy na świecie tania siła robocza nadal jest wykorzystywana, a marka jaką jest Shein pielęgnuje tę niechlubną tradycję.

Nadmierny popyt – dlaczego produkcja nadal trwa Ostatni aspekt leży po naszej stronie i wiąże się z byciem zazwyczaj nieświadomym konsumentem. Spójrzmy na to, jak wiele naszych oszczędności jest wydawanych na odzież, która jest obecnie w trendzie. W badaniu z 2017 r., przeprowadzonym przez grupę KPMG wykazano, że około połowa ankietowanych osób należących do generacji Z – czyli do pokolenia urodzonego po 1990 r. – stara się raz w miesiącu kupić nową rzecz. Pomimo tak dużej świadomości co do ochrony środowiska i praw pracowników nadal większość z nas chce być na topie bez wydawania fortuny. Każda z badanych generacji: X – urodzeni do 1979 r., Y – urodzeni w latach 1980–1990 r. oraz Z zadeklarowała, że głównie dokonują zakupów w sklepach sieciowych. Jednak czy podczas shoppingu zastanawiamy się, co stoi za tak niską, a czasami nawet niewyobrażalnie wysoką ceną, jak za poliestrowy sweter ze słynnej szwedzkiej sieciówki? Zazwyczaj nie. Tak jak wspomniałam na początku, skupowanie kilogramowych worków ubrań, na przykład z Shein, nie tylko przyczynia się do nadmiernej produkcji. Również my jako konsumenci dokładamy cegiełkę do zanieczyszczenia

Jak z tym walczyć? Duże sklepy odzieżowe będą dalej masowo produkowały swoje towary, dopóki będzie na nie stały popyt. Dodatkowo producenci zwracają uwagę na potrzeby swoich konsumentów. Zatem w momencie, kiedy zaobserwują wśród nich rosnące zainteresowanie produktami wytworzonymi z naturalnych tkanin bądź dzięki recyklingowi, zapewne podejmą kroki, by takie towary wprowadzić. W jaki sposób możemy dodatkowo polepszyć sytuację na rynku tekstylnym? Przed każdym zakupem zadajmy sobie pytania: jak bardzo potrzebuję danej sztuki odzieży, jak długo zamierzam ją nosić oraz czy mój zakup nie jest spowodowany wyłącznie najnowszymi nowinkami w modzie. Zwróćmy również uwagę na to, że nierzadko możemy znaleźć perełki w naszych szafach, które czekały latami, byśmy je dostrzegli. Wiadomo, zdarzają się też takie momenty, kiedy zdecydowanie brakuje nam pewnego typu odzieży w garderobie. Wówczas zdecydujmy się na wyprawę do lokalnych second handów, vintage store’ów czy bazarów miejskich, które działają w podobny sposób jak aplikacja Vinted. Dzięki takim opcjom możemy zyskać ubranie, które otrzyma nowe życie lub sprzedać produkt, który dla nas może wyglądać już niekorzystnie, natomiast komuś mógłby wpaść w oko. Pamiętajmy jednak, że nadmierne korzystanie z drugiego obiegu również jest oznaką konsumpcjonizmu. Chociaż nie ma co ukrywać, że jest na pewno lepszą opcją niż wspieranie nadprodukcji.

Gdzie mogę poszerzać swoją wiedzę na temat etycznej mody?

środowiska poprzez wykazywanie nadmiernego popytu. Najczęściej ubrania, które są obecnie w trendzie za moment stają się niemodne, przez co trafiają na wysypiska śmieci. A my jako osoby podatne na konsumpcjonizm ponownie kupujemy odzież, która jest obecnie modna i tak dalej, i tak dalej.

W 2014 r. zaraz po tragicznej sytuacji w fabryce, którą opisywałam wcześniej, powstała w Wielkiej Brytanii organizacja Fashion Revolution, która posiada również swój oddział w Polsce. Na ich fanpage’u na Facebooku możecie zdobyć bardzo wartościową wiedzę dzięki regularnym postom czy też debacie Okrągły Stół, która miała niedawno miejsce i na której zebrali się przedstawiciele różnych środowisk, by omówić sprawy mody cyrkularnej. Dodatkową wiedzę możecie również posiąść z podcastów Karoliny Sobańskiej czy też Katarzyny Zajączkowskiej-Fajto. Mam nadzieję, że dzięki byciu świadomymi konsumentami kwestia etycznej mody stanie się częściej poruszanym tematem, przez co razem zmienimy chociaż odrobinę rynek tekstyliów. 0

maj–czerwiec 2021


GRY

/ felieton

CD Projekt Red mimo „sukcesu” Cyberpunk 2077 i tak z 1100+ mln zysku netto...

Mój awatar i ja Przeglądając fora gamerskie, często możemy się natknąć na tego rodzaju stwierdzenia: Właśnie ukatrupiłem bossa!, Uradłem strażnikom amunicję do Shotguna, O nie! Zabili mnie!. T E K S T:

Z U Z A N N A PA L I Ń S K A

GRAFIKA:

M AT E R I AŁY P R AS OW E

rzechodzimy nad nimi bez refleksji, skupiając się na treści, współczując, kibicując czy gratulując niesamowitych osiągnięć. Jednak kto tak naprawdę jest sprawcą tych haniebnych w świetle prawa czynów? Stawiam wszystkie moje rare candy, Berło Varantui i dorzucę nawet Kotomiecz, że nie są to autorzy powyższych wpisów. Chyba że akurat czatują z zaświatów, uciekając jednocześnie przed wymiarem sprawiedliwości ścigającym ich za liczne grabieże i rozboje. Jeśli jednak odrzucimy tę możliwość, to pojawia się pytanie: dlaczego, opisując działania postaci w grze, często używa się formy pierwszoosobowej? No przecież to dla uproszczenia przekazu! Ale czy tylko?

P

(Z) czym to się gra? Postać, którą kieruje się w grach fabularnych, wydaje się odgrywać bardzo ważną rolę

innych znaków szczególnych. Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia twórców gry. Badania wykazały, że posiadanie zdolności kontrolowania cech swojego awatara zwiększa zdolność gracza do odczuwania związku ze swoją postacią i identyfikowania się z nią (Shaw, 2010).

Anty- czy ideał? Kreowaniu postaci często poświęca się długie godziny, wielokrotnie ją zmieniając, ulepszając, próbując różnych kombinacji wyglądu, tak by w efekcie powstała postać, z której będziemy zadowoleni. Większość graczy tworzy wyidealizowane wersje samych siebie, minimalizując swoje wady, a jednocześnie zachowując iluzję siebie jako bohatera gry (Van Looy i in., 2012). Są też osoby, które traktują customizację jako pole do eksperymen-

Second Life (2021)

Second Life (2021) Outriders (2021)

dla zaangażowania gracza w rozgrywkę. Przy tym gry różnią się stopniem, w jakim gracz może wpływać na proces kształtowania tożsamości postaci. W zależności od tytułu albo korzysta z narzuconych przez twórców gotowych bohaterów, albo ma możliwość stworzenia postaci od zera. W pierwszym przypadku gracz w mniejszym stopniu związuje się z postacią, dlatego dla zaangażowania go w rozgrywkę kluczowa jest fabuła (Stasieńko, 2011). W drugim przypadku gracz tworzy postać od podstaw, wybierając płeć, karnację, kolor włosów, fryzurę, ubiór oraz wiele

towania ze swoją tożsamością, wybierając inną płeć czy rasę lub przyjmując cechy, które trudno byłoby zmienić w realnym życiu. W ten sposób powstają cybernetyczne wersje „ja”, będące wizualną reprezentacją osoby w przestrzeni gry – tożsamością internetową, która stanowi wirtualny odpowiednik autodefinicji, zbiór wyobrażeń na własny temat. I chociaż awatary zapewniają anonimowość w grze i stanowią maskę, za którą możemy się schować, to jednocześnie są formą ekspresji, dzięki której – świadomie czy nie – przenosimy cząstkę nas samych do gry. Możemy ukrywać się za awatarami, ale tak naprawdę odsłaniamy jakąś prawdę o sobie.

Pełne zanurzenie

70–71

Second Life (2021)

zmienia naszą rolę jako gracza. Już nie jesteśmy biernymi odbiorcami treści a aktywnymi uczestnikami kreowanej rzeczywistości – rzeczywistości, która zwrotnie oddziałuje też na nas. Na przykład gracze, którzy identyfikowali się ze swoją postacią w grze promującej zdrowie, byli bardziej skłonni przestrzegać dietę (McDonald i Kim, 2001), a mieszkańcy Second Life czujący związek z awatarem częściej zgłaszali, że zaczęli ćwiczyć dzięki swoim doświadczeniom online (Van Looy i in.,

Niezależnie od tego, czy tworzymy postacie, by się od nas jak najbardziej różniły, by były ideałami, czy też kreujemy je dokładnie na nasz wzór i podobieństwo, nadal mamy udział w tworzeniu postaci w określony sposób (Livingstone, 2014). Wpływamy zatem na rzeczywistość gry. A ingerencja w świat gry

2012). Granica między światem realnym a wirtualnym ulega zatem zatarciu. Zostajemy pochłonięci przez rzeczywistość elektroniczną. To może tłumaczyć, dlaczego tak łatwo przychodzi nam opowiadanie o poczynaniach bohaterów, jakbyśmy przeżywali to sami – tworząc postać, tworzymy samych siebie. Wirtualnych czy nie, podobnych do nas czy też zupełnie innych. Awatar staje się częścią nas, a my stajemy się częścią awatarów. Dlatego też wydarzenia dziejące się w przestrzeni wirtualnej mogą być postrzegane nie jako symulacja, ale tak, jakby miały miejsce naprawdę.

Zagubiona tożsamość Nie ulega wątpliwości, że jako gracze jesteśmy związani z naszymi awatarami. Twórcy, chcąc w jak największym stopniu wciągnąć graczy w swoje tytuły, coraz częściej proponują opcje umożliwiające personalizację rozgrywki. Z kolei w im większym stopniu mamy możliwość wpływania na wygląd i cechy postaci, tym bardziej zanurzamy się w wirtualny świat. I tym trudniej może nam przyjść oddzielenie go od rzeczywistości. Czy w takim razie istnieje realne zagrożenie zatracenia własnej tożsamości na rzecz wirtualnych awatarów? Cóż... Możliwe. A może wcale nie? Tego nie wiem. Idę craftować eliksiry. 0 T E K S T W R A Z Z L I T E R AT U R Ą N A W W W


recenzje /

GRY

Antyczna Zelda OCENA:

88887 Immortals Fenyx Rising fot. materiały prasowe

PRODUCENT: Ubisoft Quebec WYDAWCA PL: Ubisoft PLATFORMA: PC, PlayStation 4, PlayStation 5, Amazon Luna, Google Stadia, Geforce Now, Nintendo Switch, Xbox One, Xbox Series X (platforma testowa)

P R E M I E R A : 3 G R U D N I A 2 02 0 P R E M I E R A D L C : 2 8 S T YC Z N I A 2 02 1 , 2 5 M A R C A 2 02 1 , 2 2 K W I E T N I A 2 02 1

Immortals Fenyx Rising to zupełnie nowe IP (Intellectual Property) od Ubisoft. Tytuł zapowiedziany początkowo jako Gods and Monsters jest dość ciekawym sposobem na powrót do antycznej Grecji po wyjątkowym sukcesie innej gry Ubisoft – Assassin’s Creed Odyssey. Utrzymana w trochę bardziej humorystycznym niż w AC:O ujęciu historia opowiadana przez tytana Prometeusza oraz Pana Olimpu – Zeusa, skupia się na losach Fenyx – bohatera lub bohaterki – zgodnie z decyzją gracza. Po dostaniu się na brzeg nieznanej wyspy już od samego początku możemy dobyć miecza należącego do brata Fenyx i zająć się eksploracją. Konwencja, w jakiej utrzymana jest gra, to mieszanka Zelda: Breath of the Wild z niewielkim dodatkiem świata filmów anime Studia Ghibli. Świat jest piękny, kolorowy, czym zachęca do poznawania różnych zakamarków, gdzie mierzyć będziemy się z historią, w której spotkamy wielu bohaterów greckiej mitologii. System walki jest dużo mniej skomplikowany niż w AC:O – nie mamy do dyspozycji dziesiątek statystyk i wariantów pancerza, ale repertuar różnych zagrań pomagających nam w eliminacji

przeciwników nadal jest pokaźny. A na Xbox Series X możemy wyjątkowo płynnie między nimi przechodzić, dzięki stabilnej liczbie klatek animacji. Gra została wydana na praktycznie każdą liczącą się platformę odchodzącej oraz aktualnej generacji. Dostępna jest również przez streaming – Google Stadia, Amazon Luna oraz Geforce Now. Dzięki Ubisoft Connect możliwe jest korzystanie z jednego pliku zapisu na wszystkich urządzeniach i kontynuowanie na tym, które akurat mamy pod ręką. Twórcy zapewnili też przedłużenie zabawy w postaci pakietów DLC. Dotychczas ukazały się trzy – pozwalające wcielić się w zupełnie nowe postaci i poznać nową historię – gdzie poza Grecją odwiedzimy również Państwo Środka i poznamy bogów z chińskiej mitologii. Jest to na pewno jeden z ciekawszych tytułów, jaki wyszedł na przełomie generacji konsol. Możliwości, jakie daje współdzielenie zapisu gry na wszystkich tych platformach, to prawdziwy przełom w technologii i zamkniętych dotychczas środowiskach. Fani dobrego humoru i mitologii Grecji (lub Chin za pośrednictwem season passa) znajdą tutaj na pewno sporo dla siebie. MICHAŁ GOSZCZYŃSKI

Chwała Odynowi! OCENA:

88897

fot. materiały prasowe

Valheim

Przełomowym momentem dla gier survival z otwartym światem był rok 2011, kiedy światło dzienne ujrzał Minecraft . Następstwem sukcesu tej niezależnej produkcji małego, szwedzkiego studia Mojang Studios, był wysyp zarówno podróbek, jak i produkcji, które wniosły coś nowego do gatunku. W kolejnych latach doczekaliśmy się m.in. survivalu w wydaniu prehistorycznym (Ark), kosmicznym (No Man’s Sky) czy z wyraźnie obecnymi elementami horroru ( The Forest). Każda z wymienionych pozycji na swój sposób rozwinęła koncept cyfrowego przetrwania, który został nakreślony lata temu przez Minecrafta. Co ma zatem do zaoferowania Valheim na rynku, który wydaje się przesycony ilością dostępnych produkcji? Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że debiutancka produkcja studia Irongate wygląda jak prymitywna wersja Rust, z brzydszymi teksturami i bardziej topornymi animacjami – i po części jest to prawda. Nie ocenia się jednak książki po okładce ani gry po zrzutach ekranu. Mimo rażącej w oczy pikselowej oprawy graficznej, Valheim idealnie oddaje codzienność skandynawskiej walki o przetrwanie w dzikim, niebezpiecznym świecie. Po tradycyjnym dla gier typu survival rąbaniu drewna, przychodzi czas na zbudowanie chatki i rozpalenie ogniska. Niby proste czynności, a sprawiają wiele satysfakcji. W końcu można poczuć się jak prawdziwy wiking, szczególnie gdy wypłyniemy już

PRODUCENT: Iron Gate AB WYDAWCA: Iron Gate AB PLATFORMA: PC

P R E M I E R A : 2 L U T E G O 2 02 1

łodzią na otwarte morze. Od tej chwili naszym wyprawom będą towarzyszyć zmienne warunki pogodowe, którym unikalny klimat nadają różne efekty wizualne (takie jak widoczny wiatr, gra świateł czy deszcz). Na pochwałę zasługuje także porzucenie irytujących czynności typowych dla gatunku, takich jak regularne jedzenie czy spanie. Nie doświadczymy również żmudnego grindu czy rozpadania się zużytych narzędzi. Nic nie stoi na przeszkodzie, by upolować sarnę lub skonstruować łóżko. Czynności te zapewniają naszej postaci buffy, które przydadzą się w walce… A zapewniam, że starć z tutejszymi mieszkańcami nie brakuje. W zależności od biomu, w szranki staniemy też z różnymi potworami. Na startowej polanie spotkamy co najwyżej krasnoluda, ale w miarę zagłębiania się w teren na naszej drodze staną trolle, szkielety, a nawet smoki. System walki, choć prymitywny (dwa typy ataku, blok i unik), zapewnia sporo emocji – aż czuć moc zadawanych ciosów. Przed wyruszeniem na wyprawę warto zebrać drużynę, gdyż w Valheima gra się o niebo lepiej z przyjaciółmi. Po przymknięciu oka na wszechobecne bugi (to wciąż early access), oraz tragiczny interfejs, grą można cieszyć się godzinami. Bez wątpienia jest to idealny pochłaniacz czasu w tej jakże przygnębiającej, pandemicznej rzeczywistości. J A K U B K O Ł O DZ I E J

maj– czerwiec 2021


3PO3

/ z przymrużeniem oka

Marek

Ankieta 3po3 W czasach wszechobecnych ankiet studentów do prac dyplomowych Maglowicze zostali poddani sondażowi na temat ich życia, gustu oraz zwyczajów. Pełne wyniki ankiety dostepne są na stronie internetowej Magla w dziale 3po3. AUTORKA: AKROTUA

ZDJĘCIE: KL A M EC Z K A 97

Gąbką jakiego koloru najlepiej zmywa się naczynia? Żółta gąbka wygrała starcie z miażdżącą przewagą głosów. Ponad 60 proc. pytanych Maglowiczów sądzi, że najlepiej zmywa brud i prawdopodobnie uśmierza ból związany z robieniem nieprzyjemnej czynności. Kolor żółty kojarzy się ze słońcem, więc też energią, światłem i ciepłem. I ze SpongeBobem. Faktycznie poprzez takie skojarzenia aż chce się na gąbkę patrzeć, jednak okazało się, że nie wszyscy podzielają taką opinię – ponad 15 proc. ankietowanych woli róż. Być może jest to jakaś alternatywa, gdy nie ma się akurat przy sobie różowych okularów. Zdarza się, że zmywacze dobierają kolor gąbki do koloru płynu do mycia naczyń. To może jednak być początek szaleństwa, które skończy się kupowaniem czerwonego papieru toaletowego, który będzie pasował do zestawu szkarłatnych ręczników w łazience.

jący tajemnic zadecydowali o tym, że kapcie noszą i jest to normalne (49 proc.). Jedną z wielu zalet obuwia domowego jest jego zróżnicowane nazewnictwo w różnych częściach Polski. Można zaprezentować gościom swoją kolekcję bamboszy, laczków, ciapów i zostać docenionym za znakomity dobór outfitu na stopy w połączeniu ze skarpetkami. Pytanie do anty-kapciarzy: jak dopieracie swoje skarpety?!

Jeśli możesz wyobrazić sobie, że jesteś czymś, co trzyma się w kuchni, to gdzie jest twoje miejsce?

Ostatnie słowo lub zagadnienie, które wzbogaciło twój osobisty słownik. Liść której z roślin najbardziej odpowiada Twojej estetyce? Pojawiły się słowa obcojęzyczne, jak np. poco a poco (z hiszp. powoli), buang (z filip. szalony), astreinte (z franc. przymus), to bloviate (z ang. lać wodę). Żadne ze słów nie było z języka niemieckiego, zapewne dlatego, że SGH zrobiła już z Maglowiczów specjalistów w tej dziedzinie. Przebiły się wyrażenia z Formuły – parc ferme (miejsce odstawiania samochodu po wyścigu, w którym jest on pod nadzorem sędziów bez dostępu osób trzecich), ornitologii – klangor (głos lecącego ptactwa), czy marketingu – blurb (krótkie streszczenie utworu z tyłu okładki/ obwoluty/ płyty, które ma przedstawić go w pozytywny sposób). Nasi studenci mają szeroką gamą zainteresowań. Wydaje się, że na takie pytanie nie ma kilku identycznych odpowiedzi. A jednak przytrafiły się dwie pary: absztyfikant (konkurent, wielbiciel) i idiosynkratyczny (idiosynkrazja to wstręt lub niechęć do kogoś). Czy te osoby znają siebie nawzajem? Czy powinny się poznać? Czy jeśli się poznają, to będą się wielbić, czy zapałają do siebie niechęcią?

Czy nosisz kapcie w miejscu swojego zamieszkania? Temat stóp jest bardzo kontrowersyjny. Jedni je kochają, inni nie mogą znieść ich widoku. Dlatego w ankiecie pojawiła się opcja może. Nie wszyscy chcą się dzielić tak intymną sferą życia i jest to zrozumiałe. Niemniej jednak odważni ludzie niekry-

72–73

re zajmuje dobranoc. Mimo częstego kaca, nastawieni są do ludzi przyjaźnie. Ciekawe jest, że każda osoba, która stwierdziła, że jego ulubionym powiedzeniem jest miłego dnia, choć nie było go w podanych w ankiecie opcjach do wyboru, dopisała do swojej odpowiedzi wraz z wykrzyknikiem. Faworyt działu 3po3: Tak, mam aplikację Żabki (1,75 proc.).

W tej kategorii było trzech mocnych zawodników, którzy z różnicami pojedynczych głosów odebrali medale na roślinnym podium. Gdyby bazylia (21 proc.) była wielkim drzewem z ogromnymi liśćmi, to nie ma wątpliwości, że ludzie nosiliby z nich chusty i produkowali pościel aksamitną i luksusową, jak ta z jedwabiu czy satyny. Mięta (19 proc.) jest trochę mniej delikatna, ale nadal bardzo wdzięczna. Nie można ozapomnieć o jej zapachu, który nadaje świeżość, jakiej nie można się oprzeć. Klon (17,5 proc.) ma za to kształt zbliżony do formy ludzkiej ręki. Być może to jest powód, dla którego tak wiele osób wybrało jego widok za najprzyjemniejszy.

Ulubione „grzeczne” powiedzenie Magle są duszami towarzystwa – uwielbiają interakcje z innymi ludźmi, czego dowodem jest ich ulubione miłe słowo dziękuję. Nie mówi się go każdej napotkanej osobie i nie każdy ma powód, by być wdzięcznym. A jednak u nas prawie 23 proc. ankietowanych ma takie doświadczenia. Lubią też wszelakie powitania, wśród których króluje dzień dobry często pewnie wielokrotnie rzucane zanim zdążą coś przekąsić, bo zawsze mają ręce pełne roboty. Po ciężkiej pracy imprezują i gdy w końcu się żegnają, jest zazwyczaj bardzo późno, stąd trzecie miejsce, któ-

Prawie 23 proc. Maglowiczów utożsamia się z obiektami z górnych szafek w kuchni. Te miejsca zazwyczaj są zamknięte i wydają się panować w nich spokój i cisza. Przeciwieństwem tego miejsca wydaje się szuflada ze sztućcami, gdzie zawsze coś brzęczy, często się ją otwiera i gdy się to robi, widać wszystko, co jest w środku. Ta opcja była drugą najbardziej popularną wśród osób ankietowanych (prawie 16 proc.), ale zaraz za nią na trzecim miejscu (nieco ponad 14 proc.) uplasowało się miejsce obok czajnika. Nie wszystkich to jednak zadowoliło i woleli podkreślić, że chodzi im po prostu o bycie luzakiem i leżenie na blacie. Na szczególny podziw zasługuje osoba, która widocznie wiele czasu poświęca temu, by wiedzieć kim jest, dokąd zmierza i czego właściwie w życiu pragnie, ponieważ pozostawiła po sobie odpowiedź, że byłaby na północno-zachodnim palniku kuchenki. Brakuje jedynie uściślenia, czy kuchenka ta jest gazowa, elektryczna czy może indukcyjna. Don’t overthink it.

Opisz swoją drogę do paczkomatu jednym zdaniem. Może być ono o emocjach lub ciekawych obiektach, które mijasz. Dla bardzo ciekawych dróg spoko są dwa zdania. Szczęściarze paczkomat mają pod domem. Przeciętnie obdarzeni przez fortunę ludzie trochę dalej, więc na wyprawę zabierają słuchawki i dobierają odpowiedni soundtrack. Jest to wygodne, ponieważ mogą mierzyć w piosenkach czas, który zabiera im droga. Czas napędza świat. Jedni zwlekają z odebraniem paczki do ostatniej chwili, by z adrenaliną przekonać się, czy zdążą zanim będzie ona już w drodze powrotnej do nadawcy. Nie zawsze się udaje. Inni biją rekordy, by jak najszybciej dotrzeć do skrzynek, i zwolnić je dla kolejnych przesyłek. To ten typ ludzi z memów, który wygląda przez rolety tuż po zrobieniu przelewu. Kto ma paczkomat pod oknem może się tym człowiekiem stać dosłownie i tworzyć nowy gatunek osiedlowego monitoringu – kurierojadów. 0


w

Katarzyna Szyszka /

dr Anna Grzeszak /

Kto jest Kim? Katarzyna Szyszka

redaktor naczelna pisma studenckiego „Second Thoughts”

dr Anna Grzeszak

wykładowczyni na wydziale Hungarystyki UW

MIEJSCE URODZENIA: Zabrze KIERUNEK STUDIÓW: anglistyka ULUBIONA KSIĄŻKA: :Hiszpańscy Żebracy, Nancy Kress ULUBIONY FILM: Spirited Away, Hayao Miyazaki ULUBIONA PIOSENKA: Private Investigations, Dire Straits NAJWIĘKSZA WADA: Brak spontaniczności NAJWIĘKSZA ZALETA: Wszechstronność ULUBIONA ARTYSTKA: Martha Argerich (pianistka)

Jak powstało czasopismo „Second Thoughts”? „Second Thoughts” powstało w 2020 roku. Razem z Jankiem Ziętarą czuliśmy frustrację z powodu braku anglojęzycznych czasopism społeczno-kulturalnych w Polsce, więc zdecydowaliśmy się założyć własne. Chcieliśmy stworzyć pismo, które będzie poruszało właśnie taką tematykę, zachowując przy tym wysoki poziom językowy.

Co najbardziej lubisz w procesie tworzenia nowego numeru? Bardzo lubię, kiedy nadchodzą nowe teksty – zawsze jestem ciekawa, czym mnie zaskoczą. Przy pierwszych wydaniach „Second Thoughts” staraliśmy się z nadesłanych nam tekstów wyszukać wspólny temat, natomiast w najnowszym numerze narzuciliśmy go odgórnie.

Czyli każdy może do was pisać? Tak! Tekst może napisać każdy, byleby po angielsku.

Skąd wzięła się nazwa „Second Thoughts”? Chcieliśmy wymyślić nazwę z głębszym znaczeniem, która nie będzie jedynie tytułem pisma. „Second Thoughts” znaczy po angielsku wątpliwości, ale można to także interpretować jako głębsze zastanowienie się – do czego też chcemy nakłonić naszych czytelników.

MIEJSCE URODZENIA: Bydgoszcz PROWADZONE PRZEDMIOTY : gramatyka węgierska w każdej postaci: praktyczna, historyczna i opisowa

ULUBIONA KSIĄŻKA: Historia mojej żony Milána Füsta, jedna z moich lektur z czasów studiów na warszawskiej hungarystyce

ULUBIONY FILM: Paterson Jima Jarmuscha ULUBIONY CYTAT: Nulla dies sine linea – ani dnia bez kreski. Zapamiętałam ten cytat z licealnych lekcji łaciny i do dziś często go sobie powtarzam. Wolę poruszać się małymi krokami, ale za to stale do przodu.

ULUBIONA PIOSENKA: Na całych jeziorach ty. Uwielbiam tę piosenkę zarówno w wykonaniu Teresy Tutinas, Kaliny Jędrusik, jak i Kasi Nosowskiej.

ULUBIONY ARTYSTA: Kaspar Jancis NAJWIĘKSZA WADA: zbytnia ugodowość. NAJWIĘKSZA ZALETA: cierpliwość NAJWIĘKSZY SUKCES ŻYCIOWY: Mam nadzieję, że największy sukces życiowy jeszcze przede mną. A za swój największy sukces ostatniego roku uważam to, że studenci ocenili, że po przymusowym przejściu na zdalne nauczanie prowadzone przeze mnie zajęcia nie straciły na wartości.

Jeżeli nie byłaby pani wykładowczynią na UW, to kim? Montażystką filmową lub trenerką psów

Czy zawsze chciała pani uczyć młodzież?

Nie planowałam tego, ale bardzo się cieszę, że tak wyszło.

Czego się pani nauczyła pracując ze studentami? Tego, że warto ich traktować jak dorosłe osoby. Odwdzięczają się.

Co lubi pani robić w wolnym czasie? Ostatnio największą przyjemność sprawiają mi długie spacery z psem.

Co najbardziej lubisz czytać?

Jak wyglądałaby pani podróż marzeń?

Teksty polityczne. Zaczęłam niedawno staż w ambasadzie irlandzkiej, gdzie jestem współodpowiedzialna za codzienny przegląd prasy. To mnie bardzo otworzyło na zaciekawienie się newsami politycznymi. Poza tym też recenzje, zwłaszcza rzeczy, które już znam, żeby porównać opinię recenzenta do mojej.

To byłaby podróż po nieznanych mi jeszcze zakątkach moich dwóch najukochańszych krajów, Węgier i Estonii.

Jakie masz zainteresowania/jak lubisz spędzać wolny czas? Od szóstego roku życia gram na fortepianie, więc bardzo bliska jest mi muzyka klasyczna, której lubię słuchać w wolnym czasie. Skończyłam nawet licencjat na Uniwersytecie Muzycznym na klawesynie,

Jakie jest pani ulubione węgierskie słowo? To słowo zsebemben (czyt. żebemben), czyli ‘w mojej kieszeni’. Lubię je za to, jak brzmi.

Jaki węgierski zwyczaj może być zaskakujący dla Polaków? Jedzenie parówek w noc sylwestrową. Ma to swoje uzasadnienie. Jedzenie wieprzowiny zapewnia szczęście w nowym roku, ponieważ świnie ryją do przodu, są zatem zorientowane na przyszłość. W żadnym wypadku nie wolno podczas sylwestra jeść ryb (odpychają płetwami wodę do tyłu) ani drobiu (ptaki kopią do tyłu).

maj–czerwiec 2021


Do Góry Nogami

przyznał, e o tym, że Minister Dworczyk isz nap nie lny zia ied ow odp Nie W tym numerze Redaktor a. ienia jest stabilniejszy od USOS że system rejestracji na szczep (n ie) PR ZY GO TO WA Ł:

666

LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA


KREUJ SWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ NA NOWYM KIERUNKU STUDIÓW

big

data zarządzanie

STUDIA II STOPNIA DZIENNE

ZAPISZ SIĘ JUŻ DZIŚ! h�ps://irk.uw.edu.pl/pl/offer/PELNE2021/programme/S2-ZBD/ Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom biznesu i Twoim, Wydział Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii UW zaprasza na studia magisterskie

Zarządzanie Big Data o profilu praktycznym są one odpowiedzią na potrzeby obecnego rynku, obfitującego w duże zasoby informacji gromadzone w postaci cyfrowej. Kierunek ten jest spełnieniem oczekiwań stawianych przez naukę, administrację publiczną i biznes oraz instytucje działające na rynku komercyjnym w zakresie identyfikacji i przetwarzania dużych zbiorów danych cyfrowych. Uczymy jak korzystać z narzędzi sztucznej inteligencji, w tym machine learningu w analizach Big Data. Poznasz istotę zrozumienia i wyjaśnienia problemów odnoszących się do Big Data. Walorem studiów jest przekazywanie wiedzy i umiejętności w sposób praktyczny – współpraca z instytucjami, firmami, przedsiębiorstwami na co dzień zajmującymi się gromadzeniem, organizacją, przetwarzaniem i analizą dużych zasobów danych. Samodzielnie wykonasz badania korzystając z najnowocześniejszych narzędzi rafinacji zasobów Big Data.

Więcej informacji pod adresem: h�p://logistykamediow.pl/site/zarzadzanie-big-data/



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.