Swit ebookow 03 rw2010

Page 1


REDAKCJA Redaktor naczelny: Maciej Ślużyński Sekretarz redakcji: Joanna Ślużyńska Skład i łamanie: Oficyna wydawnicza RW2010 Zespół redakcyjny: Oficyna wydawnicza RW2010 Współpraca: Awiola, Ciernik, Robert Drózd, Filip Kaczmarek, Joanna Łukowska, Kinga Olkusz, Anna Packalén Parkman, Pokrzywnica, Aleksander Sowa, Waniliowa, Agnieszka Żak, Marta Żołnierowicz. ISSN 2300-5645

WYDAWCA Oficyna wydawnicza RW2010 Os. Orła Białego 4 lok. 75 61-251 Poznań marketing@rw2010.pl www.rw2010.pl Serdecznie zapraszamy do współpracy wszystkich recenzentów, blogerów, dziennikarzy, autorów, księgarzy i wydawców. Propozycje tekstów lub linki do tekstów należy nadsyłać na podany adres poczty elektronicznej. W sprawach reklamy w magazynie – prosimy o kontakt na podany adres poczty elektronicznej.


Spis treści SŁOWO WSTĘPNE......................................................................................................5 Maciej Ślużyński: Debiuty po debiutach...................................................................6 FELIETONY.................................................................................................................8 Robert Drózd: VAT na ebooki trafia do Trybunału Konstytucyjnego.......................9 Robert Drózd: Program rozwoju czytelnictwa czy „branży kulturalnej”?..............11 Joanna Łukowska: o e-debiutantach, e-czytelnikach, e-pisarzach i e-drodze w ogóle........................................................................................................................15 E-WYDAWCY............................................................................................................23 Aleksander Sowa: Zobacz, jak nas traktują wydawcy............................................24 RW2010: Nasze propozycje dla młodych wiekiem lub duchem.............................30 UWAGA! KONKURS NA POWIEŚĆ KRYMINALNĄ!......................................35 WIEŚCI Z RYNKU.....................................................................................................38 Filip Kaczmarek: Niższy VAT na ebooki................................................................39 Agnieszka Żak: Infografika „E-booki w Polsce”....................................................40 NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI.......................................................................................41 Premierowe tytuły JESIENI 2013...........................................................................42 RECENZJE..................................................................................................................47 Ksenia Olkusz: Szkatułki pełne intelektualnych pereł............................................48 Dwugłos, czyli Hydra pamiątek Katarzyny Woźniak w dwóch odsłonach recenzenckich..........................................................................................................51 Awiola: Uniwersalna myśl i przesłanie, które mogą dotyczyć każdego z nas....51 Agnieszka Żak: Żal mi tej powieści....................................................................53 Ksenia Olkusz: Czuły barbarzyńca, czyli pod urokiem umięśnionego, zawadiackiego poligloty..........................................................................................55 Joanna Łukowska: Refleksja czytelnicza po Dialogach 2. Jim Morrison & Pablo Picasso, czyli jaka szkoda........................................................................................58 Anna Packalén Parkman: Kobiece szczęście na 365 sposobów!............................61 Ksenia Olkusz: Marzyć czy nie marzyć – oto jest pytanie......................................63 Ciernik i Pokrzywnica: Agnieszka Hałas i jej Teatr Węży......................................65


Waniliowa: Żadnych wampirów ani wilkołaków, czyli Wybory Joanny Łukowskiej...........................................................................69 Ksenia Olkusz: Cudowności wieku XIX.................................................................71 Marta Żołnierowicz: Jednak smoki istnieją. Recenzja Leksykonu smoków Agnieszki Korol......................................................73 WYWIADY.................................................................................................................75 Ksenia Olkusz: Perły w debiucie – wywiad z Niną A. Neumann, autorką powieści Ziemią wypełnisz jej usta........................................................................................76 Maciej Ślużyński: Marcin Orlik, czyli przemyślany buntownik.............................82 Awiola: Mam dość innowacyjny umysł, który lubi nie tylko pisać – wywiad z Wojciechem Pietrzakiem.........................................................................................85 Marta Żołnierowicz: Kobieta o wielu twarzach, czyli wywiad z Agnieszką Korol.............................................................................99 SELF-PUBLISHING.................................................................................................108 Ciernik i Pokrzywnica: Aleksander Sowa Koma – dialog recenzja......................109 Awiola: Wywiad z Piotrem Molendą, autorem książki fantasy Worn...................111 Agnieszka Żak: 31.10 Księga cieni – trzecia odsłona antologii Halloween po polsku.....................................................................................................................114 W mordę – nowe czasopismo literackie................................................................116 OPOWIADANIA......................................................................................................118 Martyna Goszczycka: Obłąkana............................................................................119 Dariusz Kankowski: Animaliada...........................................................................139 Marcin Orlik: Papierkowa robota..........................................................................150


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

SŁOWO WSTĘPNE

5


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Maciej Ślużyński: Debiuty po debiutach Głównym tematem tego numeru naszego kwartalnika jest debiut, a konkretniej – debiutanckie ebooki młodych pisarzy, którzy swoją podróż w krainę literatury zaczynają od tej właśnie strony. Ale nie możemy zapomnieć o nielicznej wprawdzie, ale bardzo ważnej dla nas grupie Autorów, którzy zechcieli nam zaufać i dodać wiarygodności naszemu przedsięwzięciu, czyli o pisarzach „debiutujących” w kategorii ebooków w trakcie swoich sukcesów na polu książki tradycyjnej, bądź w jakiś czas po ich osiągnięciu. I tym właśnie pisarzom chciałbym poświęcić niniejszy artykuł wstępny, bo choć „klasyczni” debiutanci stanowią zdecydowaną większość wśród naszych autorów, to warto napisać o zjawisku „debiutu po debiucie”. Jako pierwsza zaufała nam Joanna Łukowska; jej książka Nieznajomi z parku, którą debiutowała w roku 1994, ukazała się jako ebook w naszej oficynie siedemnaście lat później, czyli zimą 2011 roku, i był to pierwszy wydany przez nas e-wariant papierowego pierwowzoru. Wiosną roku 2012 pozytywnie odnieśli się do propozycji współpracy z nami Andrzej Rodan i Romek Pawlak, i w naszej ofercie znalazły się po dwa tytuły obu pisarzy. Przy czym e-publikację Ostatnich dni Sodomy Andrzeja Rodana dzieli od wersji papierowej prawie ćwierć wieku. Parę miesięcy później dołączyła do nas Agnieszka Hałas. W początkach roku 2013 do grona naszych doświadczonych pisarzy przyłączyli się Marek Hemerling i Emma Popik. Emma Popik – niekwestionowana Królowa Polskiej Fantastyki – zdecydowała się powierzyć nam wydanie w wersji elektronicznej aż czterech zbiorów swoich doskonałych opowiadań, które w tym wyborze i w tej wersji są na rynku rzeczywiście debiutem. Agnieszka Hałas wydaje równolegle warianty papierowe i elektroniczne swoich książek, a pod koniec ubiegłego roku u nas ukazała się trzecia część jej rewelacyjnej trylogii Teatr węży – wyprzedzając o dwa tygodnie publikację wersji papierowej. Grupę „dorosłych debiutantów” można – co wyraźnie widać powyżej – z grubsza podzielić na dwie podstawowe kategorie; pierwsza z nich to osoby chcące wejść na nowy dla siebie pod względem zastosowanych rozwiązań technicznych rynek, druga to osoby chcące ten rynek zdobyć nowymi utworami, nie rezygnując jednocześnie z formy tradycyjnej. W obu kategoriach, co warto zaznaczyć, pisarze ci w większości osiągają znaczne sukcesy, czego dowodzą chociażby wyniki sprzedaży ich ebooków. I jeszcze kilka słów o debiutach ogólnie, oczywiście debiutach ebookowych. Główną przyczyną zjawiska, że trafia do nas tak wiele doskonałych, choć debiutanckich tekstów, jest... dramatyczna sytuacja na rynku książki papierowej. Tu na debiut czeka się kilka lat, o ile oczywiście jakieś wydawnictwo znajdzie w sobie dość zapału, aby 6


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

w ogóle z debiutantem podpisać umowę. A i tak – co wiemy z doświadczeń naszych pisarzy – podpisanie takiej umowy nie jest jeszcze gwarancją, że książka w ogóle się ukaże, bo w ciągu kilku lat oczekiwania sytuacja zwykle się mocno zmienia. Na niekorzyść debiutantów... Dlatego do naszej Oficyny trafia dużo dobrych debiutanckich tekstów, bo ich autorzy szlifują swoje utwory między jedną a drugą odmową wydawniczą. Aż wreszcie zniechęceni sytuacją – lub zachęceni opiniami znajomych i nazwiskami edebiutujących „pisarzy papierowych” – decydują się uznać ebook za pełnowartościową publikację, która nie tylko nie przynosi im ujmy, ale przeciwnie stwarza wreszcie szansę na dotarcie do czytelników. Czego im oczywiście z całego serca życzymy.

7


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

FELIETONY

8


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Robert Drózd: VAT na ebooki trafia do Trybunału Konstytucyjnego Tekst pochodzi z portalu www.swiatczytnikow.pl.

Kwestią wyższego VAT na książki elektroniczne zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich i złożył wniosek o stwierdzenie jego niezgodności z Konstytucją RP. Przypomnijmy – VAT na książki elektroniczne wynosi 23% (w porównaniu do 5% dla książek papierowych), bo według prawa unijnego e-book to usługa. Francję i Luksemburg, które czasowo obniżyły stawkę, Komisja Europejska chce ukarać. Tekst wniosku RPO do Trybunału Konstytucyjnego znajdziemy na stronach Dziennika Internautów. W obszernym uzasadnieniu wniosku prof. Irena Lipowicz powołuje się na zasadę równości wobec prawa wynikającą z artykułu 32 Konstytucji. Dalej udowadnia, że dwie odmienne stawki w zależności od formy dostępu naruszają zasadę równości. Należy jednak zauważyć, że uzasadnieniem dla obniżenia stawki podatku za książki i czasopisma jest ich wartość niematerialna. Celem ustawodawcy było zatem zwiększenie dostępności publikacji dla osób o najniższych dochodach, a nie np. wsparcie gałęzi przemysłu zajmujących się przygotowaniem książek lub wytworzeniem taśm czy płyt (o czym świadczy między innymi fakt, że drukowane publikacje, taśmy czy płyty z treścią inną niż książki lub czasopisma są objęte zwykłą stawką podatku). Wydaje się zatem, że cechą relewantną łączącą podmioty objęte obniżoną stawką podatku VAT powinna być treść publikacji. Inne kryteria różnicowania sytuacji prawnej wydawców będą zatem stanowiły naruszenie konstytucyjnej zasady równości i powszechności opodatkowania oraz będą prowadziły do nierównego traktowania wydawców i sprzedawców książek i czasopism. [...] Tymczasem cyfrowe publikacje, podobnie jak książki i czasopisma wydane w tradycyjnej formie, sprzyjają rozwojowi czytelnictwa, a z racji większej dostępności (do ich pobrania konieczny jest wyłącznie podłączony do Internetu komputer lub inny sprzęt elektroniczny) i niższej ceny wytworzenia mogłyby zachęcić do korzystania z dóbr kultury także tych konsumentów, którzy wcześniej w ograniczonym zakresie korzystali z usług 9


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

rynku wydawniczego (np. ograniczali liczbę nabywanych książek ze względu na ich cenę). Należy także zauważyć, że ebooki, w których tekst można np. dowolnie powiększać, mogą także ułatwić dostęp do kultury i edukacji osobom starszym czy niedowidzącym. Z tego względu różnice w stawkach podatku VAT nie tylko prowadzą do arbitralnego uprzywilejowania jednej grupy producentów, ale także mogą mieć skutek w sferze praw kulturalnych lub edukacyjnych obywateli. Co z faktem, że takie regulacje są niezgodne z prawem unijnym? Tu Rzecznik wytacza ciężkie działa. Jak wskazał Trybunał Konstytucyjny (m.in. w przywołanym orzeczeniu K 18/04), w przypadku sprzeczności pomiędzy prawem unijnym a Konstytucją do polskiego ustawodawcy należy podjęcie decyzji albo o zmianie Konstytucji, albo o spowodowaniu zmian w regulacjach wspólnotowych, albo, ostatecznie, decyzji o wystąpieniu z Unii Europejskiej. Oczywiście najbardziej realne z tych trzech alternatyw jest podjęcie decyzji o zmianach w regulacjach wspólnotowych. To nasz rząd już jakiś czas temu zapowiadał. Ale wydaje mi się, że i tak czekają, aż więksi gracze w Unii się za to zabiorą. Czy Trybunał się tym wnioskiem zajmie i czy go uzna? Jakie będą tego konsekwencje? Nie jestem politologiem, a wiadomości ze studiów już mi dawno wyparowały. Ale wydaje mi się, że od wniosku do ewentualnej zmiany ustawy o VAT i wejścia tej zmiany w życie jeszcze długa droga.

10


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Robert Drózd: Program rozwoju czytelnictwa czy „branży kulturalnej”? Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014-20. Czy jest tam coś, co może nas zainteresować?

Punktem wyjścia jest tragiczny stan polskiego czytelnictwa – 60% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki, tylko 11% to aktywni czytelnicy – 7 książek i więcej. Celem – osiągnięcie tego, że 80% Polaków sięgnie jednak po książkę. Nie udało mi się znaleźć żadnego dokumentu, ale mamy cytat: Na rozwój czytelnictwa w ciągu sześciu lat przeznaczonych zostanie w sumie miliard złotych. 650 mln zł ze środków resortu kultury i 350 mln zł od beneficjentów programu, m.in. od samorządów i innych instytucji – powiedział minister Bogdan Zdrojewski. Jak zaznaczył, część z tych środków jest już zapisanych w wieloletnich programach rządowych. W jego ocenie program nie zakończy się sukcesem bez zaangażowania szkoły i rodziny. Ma szansę powodzenia i będzie inwestycją trwałą, jeżeli nawyki czytelnictwa będą budowane w rodzinie od wczesnego dzieciństwa i

11


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

kontynuowane w szkolnictwie przede wszystkim stopnia podstawowego – podkreślił minister. I jak to oceniam z pozycji „czytającego amatora”? W dużej części widzę tutaj próby robienia tego samego co dotychczas, tylko że intensywniej. W 2020 roku ebooki mogą stanowić np. 15-20% rynku książki (30% to jednak zbyt optymistyczna prognoza). Tymczasem niewiele w tym planie wskazuje, aby rząd myślał o promowaniu czytelnictwa w formie elektronicznej. Specom od „kultury” nie przychodzi na myśl, że Polacy nie czytają, bo na książki nie mają ani czasu, ani pieniędzy. A książki elektroniczne mają być zarówno tańsze, jak i ułatwiać czytanie w czasie, w którym nie sięgniemy po książkę papierową; podczas przerw, w drodze do pracy, w kolejce do lekarza. Ale popatrzmy na niektóre punkty programu: • Wydawanie czasopism kulturalnych – zaraz, jak czasopisma kulturalne, dotowane i wydawane w kilkuset egzemplarzach, mają przyczynić się do wzrostu czytelnictwa? Przecież to jest lektura dla elit. Można oczywiście myśleć o upowszechnieniu tych czasopism – tak że każde dotowane przez państwo pismo powinno być dostępne np. w wersji elektronicznej. • Modernizacja bibliotek i dofinansowanie zakupu nowości – tak, trzeba wciąż to robić, niestety o tym, czy biblioteka jest przydatna dla przeciętnego człowieka, świadczy fakt, czy znajdzie on tam nowości. • Szkolenie przewodników po świecie książki, budowa społeczności wokół bibliotek – to jest tworzenie kolejnych publicznych etatów. Jak to ma pomóc w czytelnictwie? • Regulacje prawne dotyczące rynku książki – tego się można obawiać i o tym napiszę osobny artykuł; w skrócie chodzi o przycięcie promocji na nowości. • Wsparcie udostępniania legalnej książki w internecie – o, to nas może zainteresować. Czego mógłbym oczekiwać: • Poważnego zajęcia się tematem tzw. dzieł osieroconych – książek, których nakłady wyczerpały się dziesiątki lat temu, które wciąż podlegają prawom autorskim, ale których nikt nie wznowi, bo np. nie można dotrzeć do autora. Ministerstwo mogłoby utworzyć fundusz na rzecz publikowania takich wznowień w wersji elektronicznej. Przykładem może być Polski Słownik Biograficzny – pozycja wciąż wydawana, a której pierwszych tomów nie można przy obecnym stanie prawnym wznowić. 12


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

• Wykorzystania ogromnej ilości treści, która jest dostępna dla instytucji kultury. Marzą mi się takie „Wolne Lektury Pro” – które zawierałyby elektroniczne wersje dzieł z serii Biblioteki Narodowej wydawanej od lat przez Ossolineum. • Wykupowania praw do ważnych dla polskiej kultury dzieł, szczególnie takich, które dopiero za jakiś czas przejdą do domeny publicznej i uwalnianie ich. • Pójścia o krok dalej – nie tylko digitalizacji, ale także opracowania i udostępniania w postaci, w której ludzie czytają ebooki. Gdy jednak patrzę na organizatorów programu – zaczynam mieć wątpliwości: W jego przygotowanie, a także koordynację zaangażowane są trzy narodowe instytucje kultury: Biblioteka Narodowa, Instytut Książki oraz Narodowe Centrum Kultury. Ten sam Instytut Książki, który od paru lat blokuje przejście dzieł Janusza Korczaka do domeny publicznej. Czy instytucja o takiej mentalności może działać skutecznie na rzecz uwolnienia i upowszechniania literatury? W przypadku Korczaka wymyślono coś takiego jak „otwarta licencja edukacyjna” i skany jego książek udostępniono w bibliotece Polona.

Oczywiście nie nadaje się toto do czytania na jakimkolwiek urządzeniu. Należałoby te książki opracować, wyodrębnić tekst, przekonwertować do normalnych formatów. 13


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Mogliby to zrobić nawet amatorzy, co roku dziesiątki książek digitalizowanych jest w Wikiźródłach. Na takie modyfikacje licencja jednak nie pozwala. Chcesz ebooka? To go kup. A tanio nie jest. Mamy więc iluzję udostępnienia – książka niby została opublikowana, przejrzysz jej skany, ale nie jesteś w stanie niczego z tym zrobić. Podsumowując – mam spore obawy, że pieniądze zostaną wydane, plan zostanie zrealizowany, ludzie nadal będą tyle czytać, ile czytają, zaś autorytety kulturalne będą nadal biadolić.

14


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Joanna Łukowska: o e-debiutantach, e-czytelnikach, episarzach i e-drodze w ogóle Od dawna układałem w głowie historię, którą chciałbym spisać, opowiedzieć, ale gdy tylko zasiadam do komputera z przekonaniem, że teraz jest ten dobry czas, teraz uda mi się ruszyć z miejsca, okazuje się, że nie potrafię sklecić kilku ciekawych zdań. Poszukuję osoby, która mi pomoże, podzieli się swoją wiedzą, podpowie. Tak napisał do mnie w jednym z maili Adept pisarstwa, a ja zamierzam fragmenty jego listów wykorzystać na potrzeby tego artykułu. Liczę, że ów młody człowiek się nie obrazi, a jak się obrazi – trudno. Pisarz to w pewnym sensie ekshibicjonista. A ja korzystam z listów do mnie kierowanych w zbożnym celu, którym jest mała analiza różnego rodzaju e-zjawisk i e-postaci, z szerszym omówieniem sylwetki e-debiutanta. Wraz z pojawieniem się ebooków, pojawili się e-czytelnicy, a wraz z zakwitnięciem na polskim rynku self-publishingu nastąpił wysyp autorów. W jednym z wpisów na Facebooku wprowadziłam podział na autorów i pisarzy. I choć nie wszystkim się ta klasyfikacja podoba, będę się jej trzymać. Autorzy przeżywają, opowiadają, gardłują, często kończą przygodę z pisaniem na jednym dziele (acz będą o nim gadać do końca życia), wielu ma poważne problemy z gramatyką, przyjmowaniem uwag krytycznych (których przyjmować nie umieją, bo się obrażają – na płaczliwie albo na agresywnie) oraz z fanklubami „przyklaskiwaczy” (wywodzącymi się spośród rodziny i znajomych, którzy ich psują pochwałami). Pisarze zaś piszą, biorą krytykę na klatę i zarabiają (mniej lub więcej) na swoim cyklicznym tudzież publicznym pisaniu. Nie zależy mi na wydawaniu tego, co napisałem, chciałem po prostu coś po sobie zostawić. A czy przeczytają to tylko najbliżsi, czy większa publiczność, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Tak mógł napisać tylko Adept, który jeszcze nie wie, co w nim drzemie. Albo... autor. I od razu wysuwam śmiałą tezę, że autor się na e-pisarza nie nadaje. Na pisarza – zwłaszcza z gatunku „twórca jednego dzieła” – może, ale też niekoniecznie. Teoretycznie amator może zostać zawodowcem, jeżeli będzie ćwiczył, ćwiczył i jeszcze raz ćwiczył. Ale w pisaniu to się raczej nie sprawdzi, znaczy ilość nie przejdzie w jakość: napisanie stu ramot nie złoży się na jedno arcydzieło. Trenować oczywiście trzeba – rok za rokiem, tekstem za tekstem – bo szkolenie warsztatu to obowiązek profesjonalisty. Z drugiej strony każdy ma prawo błądzić. Różnica między autorem a pisarzem polega jednak na tym, że ten drugi uczy się na swoich błędach i nieustająco się rozwija. Zatwardziały autor nie zostanie pisarzem cyklicznym i publicznym, bo dyskredytują go brak bazy rzemieślniczej oraz niechęć do pracy nad sobą. Czasem ta awersja do autokorekty wynika z pychy, częściej z nieudolności –

15


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

zwyczajnie nie umie swojego tekstu skorygować, nawet jak mu się palcem pokaże usterki. Debiutant zaś ma talent. Czasem niewyrobiony i przyciężki, czasem z postaciami kiepsko albo akcja szwankuje, czasem brak konceptu na zakończenie, bywa, że redakcja ma kupę roboty, a korekta przeklina. Ale to wszystko jest do wyprostowania. Byle zapał był i szczera ochota do szlifowania umiejętności. E-czytelnicy też są mniej wyrobieni niż PZFDiSK (Pasjonaci Zapachu Farby Drukarskiej i Szelestu Kartek). E-czytelnicy nie są zatem zbyt wymagający, co nie znaczy oczywiście, że łykną każdy chłam; ale raczej nie oczekują książek na miarę Nobla ani pozycji, w których połowy słów nie zrozumieją albo popadną po ich lekturze w depresyjny stupor. Wręcz przeciwnie – oni w przeważającej większości łakną rozrywki, relaksu. Nie mają też nic przeciwko emocjonalnej jeździe, a nawet bardzo chętnie wsiądą na uczuciową karuzelę fundowaną przez pisarza, byle bez przeżywania artystycznego i duchowego katharsis. I to warto podkreślić, bo potem e-pisarz z pretensjami dziwi się, że jego świetna pod względem literackim pozycja sprzedaje się gorzej niż jakiś tam romans fantasy. W takim przypadku rodzi się uzasadnione podejrzenie, że mamy do czynienia z pisarzem, który udaje e-pisarza, gdyż w głębi duszy marzy o papierze i uwielbieniu ze strony PZFDiSK. Czemu ja zdecydowałam się na współpracę z e-wydawnictwem? Bo odmówiło mi kilka wydawnictw papierowych? I tak, i nie. Tak – w przypadku Państwa Tamickiego (już niemal otarłam się o wydanie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło). Nie – w przypadku Pierwszej z rodu: Znajda. Nigdzie nie wysłałam swojej najnowszej wówczas powieści. Dlaczego? Bo chciałam ją pokazać czytelnikom już, bez czekania miesiącami na odpowiedź – taką lub siaką – a potem latami na wydanie lub nie, co też się zdarza i bywa osobisto-artystyczną tragedią dla twórcy, z którym rozwiązano umowę z powodu cięć w budżecie wydawnictwa. Pisarz i e-pisarz, poza porządną bazą warsztatową, mają moim zdaniem główną cechę wspólną: nie pisują do szuflady. Mój znajomy Adept też się rozwinął w kierunku publicznym. Dużo myślałem o pisaniu do szuflady, czy to ma sens, czy warto w ogóle tak pisać. Wcześniej mówiłem, że piszę, bo muszę, i liczy się dla mnie opinia tylko kilku najbliższych osób. Owszem, nadal zdanie bliskich będzie dla mnie ważne, ale ma Pani rację: nie warto pisać, by pokazać książkę tylko kilku osobom. Będę ją chciał pokazać całemu światu! Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale na pewno będę chciał się pochwalić moją historią. Czym się różni pisarz od e-pisarza? Podejściem oczywiście, do siebie i swoich dzieł. Przebić się z książką, nawet obiektywnie dobrą, ale bez różnych subiektywnych okoliczności wspomagających – jest trudno. I jedni próbują, a inni szukają 16


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

alternatyw. Zatem pisarze (czekający na wydanie), którym bardziej zależy na prestiżu niż na w miarę szybkim dotarciu ze swoją twórczością do czytelnika, którzy marzą o swym nazwisku wydrukowanym na papierowej okładce i śnią o sukcesie na miarę Sapkowskiego czy Kuczoka, niech dalej dzielnie oblegają twierdze wydawnictw papierowych. Życzę im z głębi serca powodzenia. Bo nie neguję prestiżu, dużo większych (zazwyczaj) pieniędzy oraz popularności. Oczywiście pod warunkiem, że książka okaże się hitem (choćby malutkim). Tym bardziej niecierpliwym, którym zależy na informacji oddolnej, czyli idącej od czytelnika, którym czekanie na odpowiedź podcina skrzydła – sugeruję e-drogę. Z góry uprzedzam, że też lekko nie będzie, może się okazać, że sprzedaż wyniesie dziesiątki, a nie miliony pobranych licencji. Niemniej wierzę, że e-droga będzie się robić coraz szersza, wygodniejsza i zacznie zyskiwać coraz więcej odgałęzień. Wierzę, że za kilka lat wydanie ebooka bynajmniej nie będzie przekreślać szans utworu na wydanie papierowe – czego przede wszystkim boją się pisarze – ale raczej stanie się czymś w rodzaju testu. „A jak się ebook sprzedawał i jakie miał recenzje wśród czytelników?” – zaczynać kiedyś będą rozmowę „duzi” wydawcy, rozważając druk. Zwłaszcza w przypadku pozycji popularnych. Wielka Literatura powinna mieć wsparcie ze strony państwa, publicznej telewizji, Świętego Mikołaja oraz wszelkich instytucji powołanych do propagowania Sztuki. Czy je ma, to już inna bajka. Literaturę popularną trudno jednak ubrać w szatę misyjną i by ją wypromować, trzeba sięgnąć do prywatnej kieszeni. O ile bez specjalnie dużych nakładów można wydać ebooka, o tyle przy papierowej książce należy sięgnąć do tej kieszeni znacznie głębiej. Dlatego wydawcy tradycyjni szukają pewniaków. Na rynku książki papierowej pieniądze zainwestowane w reklamę potrafią sięgać niebotycznych sum. Dla przykładu dwa tysiące sprzedanych ebooków w rok to hit. Zaś pozycja papierowa, której sprzedało się w miesiąc trzy tysiące, może być dla wydawcy porażką... zwłaszcza gdy mu się nawet nie zwrócą nakłady wyłożone na promowanie tytułu. Co gorsza, najpóźniej po roku taka książka z lepiej eksponowanych stanowisk, gdzie prezentuje się okładką do narodu, trafia na długi i wysoki regał z wieloma półkami, na których widać tylko grzbiety. I szukaj, potencjalny czytelniku, szukaj, na palcach albo na klęczkach. Ebook zaś w każdej chwili, przy sprzyjających wiatrach, intrygujących ruchach w sieci, promocjach, okazjach, premierze następnego ebooka danego twórcy – może wskoczyć na listę ebookowych bestsellerów i odżyć. Toteż doprawdy nie dziwię się, że wydawcy książek papierowych chuchają i dmuchają na każdą wydawaną złotówkę. Choć serce boli i gust się czasem zżyma, rozumiem, czemu wolą wydać książkę celebryty, aktora, polityka czy żony polityka (bo taki „autor” ma znane nazwisko i ludziska kupią z ciekawości) albo zainwestować w zagraniczny hit, zwłaszcza sfilmowany (bo lwią część promocji 17


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

będą mieli z głowy). Nie dziwię się, choć płacą za taką strategię polscy pisarze. A zwłaszcza debiutanci. Debiut nigdy nie był łatwy, ale teraz graniczy z cudem. Prawda jest przykro przyziemna. Kto zainwestuje swoje pieniądze w promocję polskiego debiutanta? Chyba tylko jakiś wróżbita znający przyszłość. Decydującą rolę gra cena. PZFDiSK wydadzą ewentualnie parędziesiąt złotych na książkę, gdy coś o niej wiedzą; znają autora lub tytuł obił im się o uszy. Widząc na okładce nieznane nazwisko, obok nic im niemówiącego tytułu – w przytłaczającej większości nie zaryzykują. Wybieramy przez... reminiscencje. Zatem jeżeli debiutantowi nie zależy na szybkim „wydaniu się” – a pisze, bo spełnia wewnętrzną potrzebę, i wierzy, że robi to dobrze – niech próbuje i puka do drzwi dużych wydawnictw. A nuż zdarzy się ów cud i zostanie odkryty, wydany, załapie się na stos nagród i peany krytyków. Albo niech sam się wyda, skoro aż tak wierzy w sukces swojej książki. Jeśli jednak nieco brak mu pewności siebie (o wolnych środkach finansowych nie wspominając), a chce się sprawdzić wcześniej (póki jest jeszcze młody), może spróbować e-drogi. Choćby dlatego, że owi mniej wyrobieni i mniej wymagający eczytelnicy są też mniej snobistyczni niż PZFDiSK, nie zadzierają nosa i chętnie dają szansę twórcom zupełnie sobie nieznanym. Wystarczy, że pozycja mieści się w ich sferze zainteresowań, ma chwytliwy opis oraz interesująco niską cenę. Tacy odbiorcy czekają na e-debiutantów, którzy nie muszą być cudownymi dziećmi literatury, nagradzanymi w kraju i za granicą, nie muszą mieć pleców w jakiejś poczytanej gazecie, która zrobi im darmową reklamę. A jakie cechy powinien posiadać e-debiutant? Jeśli chodzi o wydawanie książki, jestem świadom swoich zdolności pisarskich i nawet jeżeli mi się uda coś wydać, nie będzie to moim źródłem utrzymania, choć bardzo bym chciał. Pragnę po prostu napisać tę jedną historię, bo czuję taką potrzebę. Coś mnie od środka męczy i wiem, że będzie dalej męczyło, dopóki nie wyrzucę z siebie tej opowieści. Jeżeli znajdzie się chętny wydawca – super, ale nie za wszelką cenę. Nie poświęcę pracy, która daje mi pieniądze niezbędne do życia, dla napisania książki. Chcę to zrobić dodatkowo. Przymus pisania połączony z rozsądkiem – bardzo dobry e-początek. Jest historia, którą Adept musi opowiedzieć. Skoro musi, to można się spodziewać czegoś intrygującego, a przynajmniej szczerego, poruszającego autentyczne emocje. Czyli coś w sam raz dla e-czytelników, którzy wybaczą drobne niedoskonałości stylu, jeżeli poczują się porwani historią. Zarazem Adept twardo stąpa po ziemi i wie, że samą sztuką nie wyżyje. Jeść trzeba. A na razie e-droga nie gwarantuje stałej, zadowalającej pensji, zwłaszcza na początku. Więc jeśli ktoś spodziewa się kokosów, 18


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

i to natychmiast po wydaniu ebooka, może się mocno rozczarować. To pewna sprzeczność. E-droga jest dobra dla niecierpliwych, ale potem trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość. W międzyczasie trzeba pisać dalej. Powtarzalność na e-drodze stanowi warunek konieczny sukcesu. Można być twórcą jednego papierowego dzieła i odcinać od niego kupony przez całe życie. Ale kto chce zarabiać na ebookach, kto chce trafić do jak najszerszej rzeszy e-czytelników, ten powinien mieć tych pozycji ebookowych jak najwięcej. Bo nawzajem nakręcają swoją sprzedaż. Bo nazwisko częściej pojawia się w wyszukiwarkach. Bo lepiej/poważniej/wiarygodniej się wygląda, mając na ekoncie kilka pozycji, a przynajmniej dwie. Zaś posiadając ich w dorobku kilka, można sobie pozwolić na luksus popełnienia ambitniejszego tytułu (jak e-pisarza swędzi, żeby coś sobie udowodnić, albo ciągnie go nieodparcie w stronę Literatury). Jednak – co tu kryć – najlepiej zacząć e-przygodę od czegoś komercyjnego. E-debiut ciężkim tytułem, w stylu dramatu psychologicznego (którego nie można podpiąć pod kategorię: powieść dla kobiet) kiepsko rokuje. E-debiut kryminałem, romansem, horrorem – znacznie lepiej. A idealnym rozwiązaniem będzie pierwszy tom z serii. Oczywiście trzeba najpierw na taki nośny i pojemny pomysł cykliczny wpaść. Dobrze też zdecydować się na konkretną kategorię gatunkową, którą da się dość precyzyjnie określić. E-księgarnie bazują na wyszukiwarkach, czyli szufladkują. I nie jest dobra ani maleńka szufladka, wymagająca kilku dookreśleń (bo trudno do niej trafić), ani wielka szuflada typu „powieść”, bo tytuł w niej utonie pośród wielu innych pozycji. A jakie cechy powinien posiadać sam e-debiutant? Po pierwsze niezbędna jest pokora w przyjmowaniu uwag krytycznych pod adresem swojej twórczości – od redaktora, starszych kolegów po fachu, czytelników, którzy dali mu szansę. A po drugie debiutant musi mieć tupet. Czemu mój wybór padł akurat na Panią? Będę szczery i mam nadzieję, że mnie to nie przekreśli. Od dawna liczy się dla mnie tylko jeden pisarz, a mianowicie Paolo Coelho. Pani książek, niestety, nie miałem okazji czytać, trafiłem tylko gdzieś na kilka cytatów z książki Dreszcze, które mnie zainteresowały i przypomniały mi o chęci napisania własnej powieści. Od razu zabrałem się za wyszukiwanie kontaktu do Pani. Adept z takim tupetem ma przed sobą przyszłość. Doceniam wiarę w siebie, brak kompleksów, odwagę w szukaniu pomocy, rady, a nawet protekcji. No chyba że to desperacja; ale uznajmy, że raczej pasja twórcza. Ogarnięty nią młody człowiek nie zauważył, iż mógł mnie urazić, traktując jak zastępczą nauczycielkę, recenzentkę, a może jeszcze korektorkę. Bo na pomoc tego, którego podziwia, liczyć nie może. Skromni i nieśmiali mają na e-drodze pod górkę; pyskaci i zuchwali maszerują szybciej, bo w tej podróży autopromocja się przydaje. 19


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Niestety rozmowy nie możemy przenieść na Facebooka, gdyż – uwaga! – nie posiadam konta na Facebooku. Tak, są tacy ludzie. Choć znajomi się ze mnie śmieją i mówią, że po prostu nie istnieję. To akurat cofa Adepta o parę kroków na e-drodze. Bo kto chce się sprzedawać w sieci, powinien w tej sieci istnieć. Jak? Niech Adept założy i prowadzi bloga, niech zadba o konto na fejsie albo przynajmniej założy stronę autorską, niech zapisze się do kilku grup związanych z literaturą, gdzie będzie się aktywnie udzielał, niech nawiąże kontakt z blogerami recenzentami, z serwisami literackimi. Krótko mówiąc, trzeba dawać wirtualny głos i pojawiać się w świecie, który chce się podbijać. Na koniec posłużę się przykładami konkretnych e-debiutantów – młodych ludzi, którzy współpracują z Oficyną wydawniczą RW2010 już od jakiegoś czasu, więc można wysnuć pewne wnioski. Martyna Goszczycka, czyli śmiało kroczy młodość. Odrodzenie, debiutancka powieść Martyny Goszczyckiej, nie każdemu z mojego pokolenia przypadnie do gustu, ale ja, czytając ją, odnosiłam silne wrażenie, że gdyby moi wyrodni synowie czytali książki – ta by im się spodobała. Zwłaszcza młodszemu – fanowi mang i anime. Odrodzenie to powieść mroczna, krwawa, brutalna, pełna emocji. Bije z niej swego rodzaju butność młodziutkiej autorki, która opowiada nam swoją historię śmiało i głośno. Bo w nią wierzy, bo nią żyje. I to akurat mi się najbardziej podoba: młodzieńcza odwaga i pewność siebie. Czasem czytając coś, odnoszę wrażenie, jakby autor się wstydził, jakby szeptał mi swoją historię na ucho. A Goszczycka wali opowieść w świetle dnia, w kawiarni pełnej ludzi, nie zważając, że krew, pot, flaki. Taka jest dziś młodzież i taka jest ta powieść. Bezkompromisowa, ostra, mięsista. Jako e-debiutantka Goszczycka spełnia wszystkie warunki na sukces. Napisała horror fantasy – świetnie określona szuflada; o demonach, z wątkiem miłosnym – zatem modnie i na czasie. Wiemy, że będą następne części, zatem warunek powtarzalności też jest spełniony. Ma w sobie pokorę, bo słuchając krytycznych uwag czytelników, wycofała swoją powieść z self-publishingu i poszukała wydawcy, który zgodził się jej tekst zredagować i wydać. Zaś tupet przejawia w śmiało podjętej tematyce, niby oklepanej do bólu, czym się ani trochę nie przejmuje. Poza tym doskonale rozumie, że trzeba być w sieci – zatem mamy i wywiad, i trailer, i współdziałanie z blogerami. Darek Kankowski, czyli chłopak, którego bym adoptowała. Kocham moje dzieci, ale gdyby były tak zdolne literacko jak Darek Kankowski, puchłabym z dumy. Nie będę ukrywać, że ten młodzieniec jest wśród młodzieży RW2010 moim ulubieńcem. Może dlatego, że pojawił się w RW razem ze mną. Obserwuję zatem od początku pisarskie poczynania Kankowskiego i widzę, jak niemal w locie się rozwija. Ledwie wspomnę o wyobraźni, której mu nie brakuje, ale 20


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

wielu młodych pisarzy na brak bujnej imaginacji nie narzeka. Gorzej z ujęciem tej wyobraźni w karby języka. Kankowski zaś panuje nad słowem z każdym tekstem coraz lepiej. Więcej, jest świadom używanych przez siebie słów, ustawianych w takim, a nie w innym szyku. Jego ostatnia powieść, horror fantasy Płacz przodków, oczarowała mnie. A scena erotyczna – umieszczona z sensem i dobrze zrobiona – zrobiła na mnie wrażenie. Re-Horachte. Pierwsze spotkanie, debiut powieściowy Kankowskiego, który czytałam wiele, wiele miesięcy temu, wciąż siedzi mi w głowie. Czytając tę powieść – pierwszy tom serii, następnego nie mogę się doczekać – cofnęłam się do czasów, gdy pochłaniałam fantastyczne powieści dla młodzieży. Ale Kankowski to młodzież współczesna, więc jego powieść nie jest słodka, miła ani grzeczna. Z każdą stroną mrocznieje i dorośleje. Dzieje się tam mnóstwo, ale pomijając akcję galopującą jak spłoszony koń, Re-Horachte to powieść o czymś. A ja lubię książki o czymś. Nie muszą sięgać filozoficznych głębin ani wspinać się na wyżyny logiki tudzież intelektu. Re-Horachte mówi o dorastaniu, o wyborach, o przyjaźni. I mówi ciekawie, wzruszająco. Dla mnie wystarczy. Darek Kankowski talentem nadrabia pewien poważny feler w byciu e-pisarzem (bo trudno wciąż nazwać go e-debiutantem, skoro ma na koncie horror, zbiór opowiadań fantastycznych i powieść przygodową sf). Wadą Kankowskiego na e-drodze jest jego kompletna nieobecność w sieci. Nie ma konta na Facebooku, nie uczestniczy w żadnych grupach, nie udziela się, nie daje wirtualnego głosu. Uważa zapewne, że jego książki powinni mówić za niego. Tak byłoby w idealnym świecie, ale nie w tym. Tylu mniej zdolnych wymądrza się i tokuje, a Kankowski siedzi cicho i czeka, aż go znajdą. Marcin Orlik, czyli oryginalność, buta i humor. Jako trzeci dołączył do młodzieży RW2010 Marcin Orlik, który jest taki jak jego nazwisko: drapieżny. Lubi pokazać pazury i dziobnąć tego lub tą. Jego debiutancki Szary len to czyste sf. Dokładnie tak sobie pomyślałam, czytając tę kliniczną powieść: że dawno nie zetknęłam się z tak czystym gatunkiem, co w dzisiejszych czasach mieszania wszystkich możliwych gatunków stanowi oryginalny wybór. Z całej młodzieżowej trójki Marcin Orlik jest najbardziej intelektualny. To po części komplement, biorąc pod uwagę, że tworzy science-fiction; a po części ostrzeżenie, gdyż przewaga intelektu nad emocjami może zubożyć opowieść. Wiem, że czekają na publikację kolejne tomy, rozwijające świat z Szarego lnu; co mnie cieszy, bo pozostałam po lekturze z pewnym niedosytem. Z drugiej strony lepiej z niedosytem niż z przesytem. Nie znam Marcina Orlika; więcej zgaduję na podstawie różnych dochodzących do mnie słuchów. Niemniej stawiam dolary przeciwko orzechom, że Orlik będzie rozwijał się twórczo oraz warsztatowo, podtrzymując upadający nieco – moim 21


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

zdaniem – etos sf. Spełnia niemal wszystkie warunki dobrego e-debiutanta. Ciekawy pomysł, powtarzalność, seryjność, jasno określony gatunek, entuzjazm oraz tupet. Niemal wszystkie warunki, bo nie wiem, jak tam u niego z pokorą i z przyjmowaniem krytyki. Wierzę jednak, że też dobrze, bo ludzie z poczuciem humoru raczej potrafią być samokrytyczni. Orlik zaś niewątpliwie posiada poczucie humoru – szalone, kąśliwe, zaraźliwe. I kiedy tylko „nie sadzi się”, potrafi płynąć na skrzydłach ironii, absurdu i żartu lekko jak ptak. Dowód: Księga studencka. Ten ambitny młody człowiek bardzo poważnie podszedł do swojej autopromocji. Pisze recenzje, jest obecny w wirtualnym świecie, daje głos. Nawiązał też współpracę ze starszym kolegą, Piotrem Mrokiem, osobnikiem o podobnym dowcipie, bliźniaczym stosunku do „świętych krów” oraz zbliżonych inklinacjach twórczych – świetny ruch – i razem coś wykombinowali: W mordę. Sądząc po samym tytule, wyszło z tego zapewne coś obrazoburczego, złośliwego i mocnego. W każdy razie szum będzie, a o to chodzi. Podsumowując, z takimi e-debiutantami – jak Goszczycka, Kankowski i Orlik – ebooki mają przyszłość. Jednak choć e-droga wygląda obiecująco, wcale nie zachęcam wszystkich do wstępowania na nią. Nie macham rękami, wołając: „Chodźcie, chodźcie! Nie udało się wam gdzie indziej, chodźcie tutaj”. Nie, nie boję się konkurencji. Wręcz przeciwnie. Im więcej dobrych ebooków, tym lepiej. Sukces jednego e-pisarza przekłada się na zwiększoną popularność jego kolegów z rodzimego wydawnictwa, szczególnie tworzących w ramach podobnej kategorii. Czemu? Bo dystrybutorzy, robiąc promocje, chcą mieć w ofercie jak najwięcej tytułów. Przy cenach ebooków (przynajmniej tych z RW2010) można za sto złotych nabyć pokaźny wirtualny stosik. Więc czemu nie macham i nie zaganiam? Bo nie każdy pisarz nadaje się na e-pisarza. Najlepiej wstępować na e-drogę świadomie, dobrowolnie, po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, mając nadzieję na sukces, ale też będąc gotowym na ryzyko klapy. I trzeba umieć sobie z tą klapą poradzić, choćby pisząc coś innego... Ale co ja gadam! W każdym biznesie trzeba być gotowym na porażkę. Wszędzie, bez względu na dziedzinę, desperaci, malkontenci, zwolennicy spiskowej teorii dziejów, obrażalscy, egotyści i partacze – psują rynek i krew. Zatem życzę sobie na e-drodze samych realnych optymistów, uzdolnionych, pomysłowych, śmiałych i z dystansem do siebie.

22


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

E-WYDAWCY

23


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Aleksander Sowa: Zobacz, jak nas traktują wydawcy Tekst pochodzi z blogu: wydawca.blogspot

W Polsce ebooki są za drogie. VAT na nie jest za wysoki. Za drogie są też czytniki i w ogóle książki. I nikomu nie zależy, aby było inaczej. Nikomu, poza czytelnikami. Ale oni są tutaj najmniej ważni. Generalnie rzecz biorąc, większość dostępnych w naszych księgarniach internetowych ebooków to wersje pochodne od papierowych książek. Czyli najpierw powstaje elektroniczny plik, a potem zamienia się w książkę papierową, by wreszcie stać się ebookiem. Czasem jest to niemal równoczesne, ale bardzo rzadko jest odwrotnie. Wychodząc z takiego założenia, na koszt „wyprodukowania” wersji elektronicznej książki składa się... Nic! Nic się nie składa, lub ewentualnie koszt konwersji na ebookowe formaty. Napisałem „nic” dlatego, że księgarnie internetowe zwykle są skłonne przekształcić plik tekstowy do EPUB i MOBI za darmo, w zamian za wyłączność sprzedaży takiego pliku. I tak potem wydatek się im zawróci. Tym bardziej że nie jest on duży, bo w granicach 40-50 zł za średniej wielkości książkę. A przygotowanie prehistorycznego PDF też nie kosztuje. Wystarczy wybrać „zapisz jako PDF” – klik i nasz pedeef jest już gotowy. Napisałem nic, bo tekst przygotowany do druku książki papierowej dawno jest zredagowany, a skład do MOBI i EPUB jest niepotrzebny. Wspomniany PDF odchodzi już do lamusa, a jeśli nawet musiałby powstać, to można wykorzystać istniejący już plik. Przecież książka przygotowana do druku jest zapisana w PDF-ie właśnie. Nieważne czy offsetowo, czy tylko cyfrowo, książki drukuje się dziś z PDFu. Mało widziałem PDF-ów przygotowanych przyjaźnie do czytania na 6-calowych czytnikach. Zwykle czcionka nadaje się tylko do tego, by ją... wydrukować. „Nic” również dlatego, że okładka jest także gotowa. „Cover” dla ebooka to zazwyczaj wykadrowana i przeskalowana pierwsza strona z projektu rodem z papierowej edycji. Koszt żaden, bo można tę operację przeprowadzić niemal w każdym (nawet darmowym) programie graficznym. Przyjmijmy jednak, że wydawca nie zamierza drukować książki, więc większość z tych wcześniej skrupulatnie wyliczanych przeze mnie „niców” trzeba jednak zapłacić. To będzie kosztowało wydawcę nie więcej niż (przykład) 2,5 tysiąca złotych przy standardowej książce. Może kilkaset złotych więcej lub mniej. Niech będzie to wartość średnia, jak napisałem: przykładowa. Chyba że mamy przekład, w takim wypadku dochodzi honorarium tłumacza, które powiększy tę kwotę.

24


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Trzeba pamiętać, że obojętnie, czy sprzeda się tysiąc, dziesięć tysięcy czy sto tysięcy egzemplarzy jakiegoś tytułu w postaci elektronicznej, koszt takiej „produkcji” się nie zmieni. Ale zmieni się za to zysk. I to znacząco. Bo o ile przy tysiącu sprzedanych licencji koszt „produkcji” jednego ebooka wyniesie 2,5 zł to dla dziesięciu tysięcy będzie to tylko 25 groszy, a przy stu tysiącach już tylko niecałe... 3 grosze! Magazynowanie ebooka też kosztuje „nic”. Zwroty kosztują „nic”, bo nie istnieją. Jeśli ebook zostanie raz wprowadzony do sprzedaży, będzie tam tak długo, jak długo księgarz będzie miał ochotę, w przeciwieństwie do półek w realnych księgarniach. Marża księgarzy i dystrybutorów w obu przypadkach (księgarni internetowej i tej za rogiem) jest podobna i wynosi około połowy ceny (bez VAT-u). Jedyną różnicę stanowi właśnie VAT 23% zamiast 5% (jak przy papierowych) oraz honorarium autora 15-20% zamiast 5-10% jak przy tradycyjnej książce. Bywa, że niektórzy, ci bardziej szczodrzy wydawcy dają autorowi nawet i 25% z ceny ebooka bez podatku. Czyli gdzieś w okolicach kilkunastu procent tego, ile płaci czytelnik. Ewentualnie jeszcze wynagrodzenie tłumacza. Więc wyjaśnijcie mi proszę, skąd biorą się ceny ebooków, które najczęściej są tylko niewiele niższe od ich papierowych odpowiedników? Nie wierzycie – proszę bardzo. Oto przedstawiam dziesięć niechlubnych przykładów. Ściana hańby [dostęp 17.10.2012] polskich wydawców i dowód, jak żywcem zdziera się skórę z bandy idiotów nazywanej czytelnikami. Żebym nie został posądzony o wybiórczość, wybrałem różne księgarnie, książki polskich i zagranicznych autorów, a nawet różne gatunki i oczywiście różnych wydawców. Ale łączy ich jedno... Zamek z piasku, który runął (S. Larsson) – 44,49 zł ebook, 45,99 zł książka. Dziewczyna, która igrała z ogniem (S. Larsson) – 39,49 zł ebook, 41,49 książka. Zanim znowu zabiję (M. Czubaj ) – 36,90 zł ebook, 29,52 zł książka. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet (S. Larsson) – 34,90 zł ebook, 36,99 zł książka. Zanim zasnę (S.J. Watson) – 30,90 zł ebook, 28,72 zł książka. Igrzyska śmierci (S. Collins) – 24,99 zł ebook, 27,99 zł książka. W pierścieniu ognia (S. Collins) – 24,99 zł ebook, 27,99 zł książka. Pięćdziesiąt twarzy Greya (E. L. James) – 27,05 zł ebook, 29,99 zł książka. Lilka (M. Kalicińska) – 24,18 zł ebook, 30,54 zł książka. Zbliżenia (Janusz L. Wiśniewski) – 19,90 zł ebook, 21,52 zł książka.

25


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Nie wiem, czy was przekonałem, mam nadzieję, że chociaż to przemyślicie, że te dziesięć przykładów powyżej, ta reprezentatywna próbka podziała Wam na wyobraźnię. Widać wyraźnie, że wydawcy nie tylko utrzymują ceny ebooków na niewiele niższym poziomie od papierowych odpowiedników, ale w niektórych wypadkach są one nawet sporo wyższe! Kontrargumentem oczywiście może być chwilowa oferta promocyjna na wersję papierową. Nadal jednak nie widzę powodu, by ebook (którego – jak wcześniej udowodniłem – „wyprodukowanie” kosztuje „nic” lub „prawie nic”) kosztował blisko 45 zł, to jest tylko o złotówkę mniej niż wydrukowana książka! A jeśli promocja obejmuje papierowy odpowiednik, dlaczego nie dotyczy wersji „pochodnej”, czyli ebooka? Co więcej, na wyjaśnienia wydawców, że muszą zapłacić tłumaczowi, zapytam wprost: z jakiego języka tłumaczono powieść Mariusza Czubaja (Zanim znowu zabiję), że w elektronicznym wydaniu jest o prawie 7 złotych droższa od drukowanej I co uzasadnia jej o 16 złotych wyższą cenę od kosztu zakupu książki elektronicznej innego polskiego autora? Koszty stałe wydawnictw? Widać Polska jest jednym z najbogatszych krajów świata, że są one takie duże. Dlaczego? Idźmy dalej.

26


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Celowo zamieściłem w tym zestawieniu dwa tytuły Suzanne Collins i już wyjaśniam dlaczego. Otóż w amerykańskim Amazon Kindle Store Igrzyska śmierci kosztują w wersji elektronicznej 5 USD, co przy przeliczeniu na naszą walutę (kurs dolara w NB 3,13 zł) stanowi 15,65 zł. W Stanach Zjednoczonych ten tytuł jest prawie o 10 złotych tańszy! Zresztą w przypadku książki w miękkiej okładce w USA też jest ona tańsza niż w Polsce, i to o całe 18 złotych! Dalej. W przypadku powieści Dziewczyna, która igrała z ogniem wersja elektroniczna sprzedawana przez Amazon też jest o niemal 10 zł tańsza niż ta w Polsce! A przypominam, że Larsson to Szwed, więc ktoś jego twórczość też musiał na angielski tłumaczyć, tak samo jak u nas na polski. Wydaje mi się, że to dość dobrze ilustruje, kim dla krajowych wydawnictw jesteśmy my, czytelnicy. Na koniec dodam jeszcze jeden argument. Polska to nie USA, nie ma co porównywać, fakt. Minimalne wynagrodzenie w USA (zależnie od stanu) wynosi około 1100-1350 USD, natomiast w Polsce to niewiele ponad równowartość 400 dolarów. Nic tylko kupować i czytać. Absurd czy wyzysk? Na tym tle trzeba powiedzieć wprost – ceny w ebooków w Polsce są skandalicznie wysokie! Nienormalny jest również brak istotnych dysproporcji pomiędzy sprzedażą tego samego tytułu w wersji papierowej i elektronicznej. Taka jest prawda. Ceny wersji elektronicznych są sztucznie zawyżane przez wydawców, dystrybutorów oraz przez zawyżoną stawkę podatku VAT. Książka elektroniczna pozostaje nadal książką, więc kilkakrotnie wyższy podatek z tytułu elektronicznej formy jest głębokim nieporozumieniem, choć zgodnym z 27


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

dyrektywą Unii Europejskiej. Zaskakujące jednak, że we Francji i Luksemburgu ebooki są odpowiednio obłożone 7-proc. i 3-proc. VAT-em. A to też unia. Zaskakuje również, że w Polsce właściwie nie podejmuje się skutecznych działań zmierzających do zlikwidowania tego dziwactwa. Środowiskom wydawniczym, Związkowi Literatów Polskich czy Polskiej Izbie Książki widać nie bardzo zależy na rozwoju elektronicznej literatury w naszym kraju, ale już o obniżoną stawkę VAT na książki papierowe walczono do ostatniej kropli krwi i udało się ją (wy)lobbować. Interesujące, że wiele energii poświęca się na działania antypirackie, jak ograniczenie swobód czytelniczych (DRM) albo regularną walkę z serwisami pirackimi, a na obniżeniu cen nie zależy nikomu. Aby była jasność – nigdy nie popierałem piractwa, ale najskuteczniejszą formą walki z nim jest obniżenie zbyt wysokiej ceny. Jeśli ebook będzie kosztował kilka złotych (a nie kilkadziesiąt!), tylko psu z kulawą nogą będzie się chciało łamać prawo. Ale dla środowiska wydawniczego w Polsce widać czytelnik jest najmniej ważny. Przyjrzyjmy się faktycznym działaniom lobby: Polska Izba Książki wyraziła w swoim czasie pogląd, że „przystąpienie Polski do ACTA jest niezbędnym krokiem na drodze do poprawienia skuteczności dochodzenia (...) roszczeń powstałych w wyniku naruszeń praw własności...”. To powinno dać do myślenia nam, czytelnikom, w czyim interesie występuje. I kim dla wydawców jesteśmy. Druga strona medalu widać wygląda inaczej. Wydawcy reagują natychmiast, jeśli godzi się bezpośrednio w ich interesy. Przykładem jest projekt polegający (z grubsza) na udostępnianiu darmowych, elektronicznych podręczników dla uczniów. Wywołał gwałtowną reakcję Polskiej Izby Książki. Mało tego – to, co zaraz napiszę, według mnie można nazywać tupetem. Na wieść o tym, że Uniwersytet Wrocławski weźmie udział w projekcie „Epodręczniki”, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Wydawnictwo Nowa Era, Wydawnictwa Szkolne PWN oraz Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe zagroziły pozwem i roszczeniem o odszkodowanie od uniwersytetu! Dlaczego? Bo dziś rynek podręczników wart jest około 1 miliarda złotych i wielu będzie pazurami walczyć o te pieniądze. Bo oznaczają być albo nie być. Mam nadzieję, że po tej lekturze wyzbyliście się już złudzeń co do tego, jak nas traktują wydawnictwa, jaka jest ich rola i dlaczego tak bardzo boją się autorów publikujących samodzielnie, ebooków i nie są zainteresowani obniżeniem cen. Jeśli wierzycie, że wydawnictwa kształtują kulturę, krzewią czytelnictwo i są sitem dla niskiej jakości dzieł, to zazdroszczę wam optymizmu. Naprawdę. Niejeden utalentowany autor doskonale wie, że bardziej od dobrego manuskryptu liczą się znajomości i protekcje, a przede wszystkim to, ile na książce można zarobić. Liczy się tylko kasa. Kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ktoś z pewnością zarzuci mi, że piszę tak, bo jestem rozgoryczony odrzucaniem. Że Wielkie i Wspaniałe Wydawnictwa nie wydały żadnej z moich książek. Może i tak. Niech 28


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

będzie. Ale w ciągu ponad 8 lat działania z mniejszymi wydawnictwami wiele się nauczyłem. Brzydzę się takim traktowaniem czytelników, jaki prezentują Wielcy Świata Polskiej Książki.

Badania wykazały, że spadek cen o 1% powoduje wzrost sprzedaży o 1,5% Najgorsze, że wielu autorów wciąż tego nie rozumie. Nie pojmują, że ebooki muszą być tanie. Jeden z nich powiedział nawet ostatnio: „honorarium za sprzedanego ebooka w wysokości 1 zł jest poniżające”. Nie zgadzam się! Poniżające jest żądanie od czytelnika kilkudziesięciu złotych za coś, co powinno kosztować nie więcej niż kilka złotych. To jest niemal kradzież. I to w biały dzień, z uśmiechem na ustach. Co można zrobić? Prawdę mówiąc niewiele i to jest najgorsze. Ale niewiele nie znaczy nic. Ze swojej strony postanowiłem obniżyć ceny moich ebooków. Już kiedyś sprzedawałem je nawet za 1 grosz i w tydzień zarobiłem tyle, ile normalnie w pół roku. Teraz ceny obniżyłem przynajmniej o wartość VAT. Nie oszalałem, chcę pokazać, że obniżając cenę, można nie tylko zarabiać, ale być fair wobec czytelnika. On dzięki temu nie musi łamać prawa gdzieś na chomiku... Zachęcam do tego wszystkich samodzielnie publikujących autorów. Sprawdźcie, zobaczcie i przekonajcie się. Czytelnik doceni wasze działania. A Wielcy Wydawcy będą kiedyś musieli obniżyć swoje zarobki z kosmosu. Czytelnicy – bojkotujcie złodziejskie oficyny, bojkotujcie autorów, którzy godzą się na tak chamskie traktowanie swoich odbiorców. To nie jest w porządku. To nie jest normalne. To musi się zmienić!

29


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

RW2010: Nasze propozycje dla młodych wiekiem lub duchem Joanna Łukowska: Z KRAINY KUCYKÓW wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2011 zbiór opowiadań dla dzieci

W stadzie ludzi i koni Zbiorek czterech opowiadań dla dzieci. W rolach głównych występują dzieci, kucyki i duże konie. Opowiadania o dziewczynce, która cicho mówiła, czy o chłopcu, który obraził się na cały świat – to piękne i mądre przypowieści z morałem. Bo w Krainie kucyków zawsze znajdzie się jakiś koń, mały lub duży, dzięki któremu wszystko dobrze się kończy albo wszystko się dobrze... zaczyna. Aneta Rzepka: RENISOWE OPOWIEŚCI wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: lato 2012 dla dzieci

Wilcze serce w psiej piersi Renis nigdy nie poznał swoich rodziców. Wychował się wśród wilków, pod troskliwą opieką przybranej matki. Miał szczęśliwe dzieciństwo, ale zawsze był inny, słabszy od braci, wrażliwszy, skłonny do przyjaźni z małymi zwierzętami. Odkrywszy prawdę o swoim pochodzeniu, szuka odpowiedzi na pytania: kim jest i kim chce być. Pomagają mu w tym ci, których kocha i szanuje, oraz ci, za których jest odpowiedzialny. Renisa spotyka niezwykłe wyróżnienie: jego nauczycielem zostaje Atus, legendarny wilk-samotnik. Czy jego mądre rady pomogą mu zaakceptować samego siebie? Czy pokonując codzienne trudności, odkryje, że w jego piersi bije wilcze serce, choć nie urodził się wilkiem? Czy odnajdzie w końcu szczęście?

30


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Agnieszka Korol: LEKSYKON SMOKÓW, czyli poradnik dla początkujących smokolubów wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: luty 2013 dla dzieci i nie tylko

O smokach podróżnych, pustynnych i dentystach To poradnik dla podróżników zbłąkanych w Krainie smoków (która nas zewsząd otacza). Znajdziecie w nim charakterystyki poszczególnych rodzajów smoków, a także wskazówki, z którymi osobnikami można się zaprzyjaźnić, a które należy omijać szerokim łukiem. Leksykon smoków jest pięknie ilustrowany. Polecamy go zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Agnieszka Korol: TRUSKAWKOWY SMOK wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 opowieści dla dzieci

Niesamowita podróż Mądrusi i Smokusia Agnieszka Korol jest smokiem piszącym, najchętniej zaś pisze o smokach, za znawczynię których uchodzi. Podejrzewamy, że ma wiele wspólnego z czarownicą Mądrusią i że w wyobraźni wiele razy podróżowała Truskawkowym smokiem. Stąd tak dobrze zna ich przygody.

31


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Edward Zyman: GDY KRZYWE JEST PROSTE wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2011 powieść dla młodzieży

Wszystko wydaje się trudne, zanim stanie się łatwe Siedemnastoletnia Caroline Prajs urodziła się w Kanadzie. W wieku dwunastu lat wyjechała wraz z rodzicami do Polski. Jest więc dość rzadkim przypadkiem emigrantki, której sytuacja stanowi odwrócenie losów znacznej części współczesnej polskiej młodzieży. Gdy krzywe jest proste to pełna uroku, świetnie napisana opowieść o relacjach rodzinnych młodej bohaterki i jej trudnej adaptacji do nowych warunków środowiskowych. Żywa narracja, pełne humoru i dowcipu dialogi wprowadzają czytelnika w świat życiowych problemów nastolatków oraz niełatwe dylematy ich pierwszych młodzieńczych miłości. Aneta Rzepka: SONATA O MARZENIACH wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2011 powieść dla młodzieży

Czasami marzenia się spełniają Izę i Dominikę dzieli bardzo wiele. Jedna jest osobą życzliwą, otwartą na świat, potrafiącą czerpać radość z małych rzeczy. Druga to egocentryczna egoistka, która lubi błyszczeć i nie zważa, kogo zrani w drodze do celu. A jednak obie szukają w życiu tego samego: miłości, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa; obie wierzą w spełnienie marzeń, nawet jeśli się z tym nie zdradzają. W historie miłosne wplatają się nie mniej ważne opowieści o relacjach z rodziną, nastoletnich emocjach, zgryzotach, niewyjaśnionych sprawach, tkwiących w sercu jak cierń. Wszystko to składa się na skomplikowaną definicję szczęścia.

32


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Aneta Rzepka: MAGIA KASZTANA wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2012 powieść dla młodzieży

Pozwól działać magii Po śmierci rodziców życie Kamili całkowicie się zmienia. Musi opuścić dom, przyjaciół, ukochaną wieś i przeprowadzić się do stolicy, by zamieszkać z ciotką, której nie zna. Ma nadzieję, że kiedyś wróci do domu, ale świat pędzi do przodu, pozbawiając ją złudzeń. W pokonywaniu codziennych trudności pomaga jej... kasztan i uczucie do chłopaka o kasztanowych oczach. Małgosia z kolei jest realistką twardo stąpającą po ziemi. Kocha, mocno i szczerze, niestety bez wzajemności. Próbując uciec przed uczuciem, pakuje się w spore kłopoty. Ofiarowany przez przyjaciółkę kasztan budzi uśmiech niedowierzania, lecz wbrew rozsądkowi przyjmuje talizman, bo kto wie... Joanna Łukowska: WYBORY wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2013 zbiór opowiadań dla młodzieży

Wybór zawsze należy do ciebie Zbiór siedmiu pełnych ciepła i humoru nowelek, opowiadających o dorastaniu, przyjaźni, miłości i podejmowaniu decyzji: tych błahych i tych na całe życie. Coś dla młodszych i starszych, dla dziewcząt i chłopaków, dla wszystkich, którzy nie wstydzą się swoich uczuć. Tytułowe Wybory to historia rozgrywki między prymuską Zosią a nonszalanckim Antkiem Romanem, dwojga imion, z których jedno jest nazwiskiem. Oboje, nieco wbrew sobie, zostają wmanewrowani w wybory na przewodniczącego samorządu szkolnego. Kto wygra?

33


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Katarzyna Woźniak: SKRZYDŁA AZRAELA wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2011 powieść dla młodzieży

Przejmuje, wzrusza, zaskakuje To opowieść o czterech przyjaciołach, mieszkających w internacie o zaostrzonym rygorze wychowawczym. Każdego dnia chłopcy podejmują walkę nie tylko ze szkolnymi problemami, ale również z własnymi kompleksami i złymi wspomnieniami. W odnalezieniu spokoju ducha wspiera ich nowo przybyły do szkoły nauczyciel. Stosując nietradycyjne metody nauczania, wprowadza w życie uczniów nieco światła i nadziei. Kiedy chłopcy zaczynają wierzyć we własne siły i lepsze jutro, dochodzi... Przeczytajcie! Dariusz Kankowski: RE-HORACHTE. PIERWSZE SPOTKANIE wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 2012 powieść sf, dla młodzieży

Groza, tajemnica, napięcie, akcja Powieść przygodowo-fantastyczna, w której akcja goni akcję i roi się od tajemnic. Czterech chłopców wyrusza w rejs, który na zawsze odmieni ich życie. Zaczyna się od katastrofy morskiej, następnie wybucha wulkan, a potem napięcie stale rośnie. Młody autor w swoim powieściowym debiucie funduje nam fantastyczną podróż, pełną przygód, zwrotów akcji, gwałtownych emocji i wzruszeń. Czytelnik, zasiadając do lektury, rusza w jazdę bez trzymanki razem z młodymi bohaterami. Czekają ich: walki, ucieczki, dziwne spotkania, wędrówki w czasie i przestrzeni, zmagania z przeznaczeniem, a przede wszystkim szukanie drogi do prawdy o sobie samym...

34


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

UWAGA! KONKURS NA POWIEŚĆ KRYMINALNĄ! Z dumą i przyjemnością mamy zaszczyt ogłosić pierwszy konkurs, organizowany przez Oficynę wydawniczą RW2010. To konkurs otwarty na powieść kryminalną, którego szczegóły znajdziecie w regulaminie. Ale być może przyda się kilka dodatkowych słów wyjaśnienia. Udało nam się do bardzo aktywnej współpracy zaprosić pisarzy, którzy mają już na swoim koncie publikacje książkowe i zgodzili się zasiąść w jury naszego konkursu. To także oni (w pewnym sensie) fundują nagrodę główną. Zgodzili się na to, abyśmy wydali antologię składającą się z trzynastu opowiadań kryminalnych, a cały zysk z jej sprzedaży przeznaczyli na kampanię promocyjną dla osoby, która zostanie zwycięzcą naszego konkursu. Antologia Kryminalna 13 ukaże się na początku roku 2014. Autorzy publikujący w niej swoje opowiadania będą oceniać nadesłane – i zakwalifikowane do finału przez kolegium redakcyjne – prace. To właśnie oni wybiorą spośród Was laureatów. I to oni przyznają nagrodę główną. Mamy także sponsora, firmę pwn.pl, która wszystkim autorom prac zakwalifikowanych do finału przekaże – za naszym pośrednictwem – skromny upominek, czyli Uniwersalny Słownik Języka Polskiego PWN na pen-drive. Medialny patronat nad konkursem objęła redakcja „Świtu ebooków”, serwis literacki „Książka zamiast kwiatka” http://kawiarenkakzk.blogspot.com/ oraz platforma „Maszyna do pisania” http://maszynadopisania.pl/. Wszystkich zainteresowanych konkursem zapraszam do wzięcia w nim udziału. Nie ukrywamy, że autorzy wyróżnionych przez jurorów utworów mogą liczyć na otrzymanie od nas poważnej propozycji wydawniczej. W projekcie Kryminalna 13 udział wzięli i swoich opowiadań użyczyli: 1. Anna Klejzerowicz: Podwójny trup 2. Marta Guzowska: Okno na sklep komputerowy 3. Adrianna Michalewska: Trup na cmentarzu 4. Romuald Pawlak: Stary lód 5. Jekatierina Aleksandrowna Bonda: Suknia ślubna 35


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

6. Jacek Skowroński: Przelotka 7. Konrad Staszewski: Bilet w jedną stronę 8. Alicja Minicka: Strach 9. Katarzyna Rogińska: Śpiący policjant i samobójca 10. Iwona Mejza: Alibi 11. Agnieszka Krawczyk: Śmierć poety 12. Marcin Rusnak: Niezwykłe śledztwo doktora Junga 13. Agnieszka Hałas: Tajemnicze zniknięcie Bernadety

Regulamin konkursu „Kryminalna 13” organizowanego przez Oficynę wydawniczą RW2010 Poznań 2014

1. Oficyna wydawnicza RW2010 ogłasza konkurs na powieść kryminalną. 2. Konkurs jest otwarty; mogą wziąć w nim udział wszyscy zainteresowani, po spełnieniu warunków z p. 3. 3. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest nadesłanie do 30 czerwca 2014 roku na adres admin@rw2010.pl utworu spełniającego następujące kryteria: a) powieść kryminalna, b) objętość minimum 150 stron (240 000 znaków ze spacjami), c) dostarczona w formacie DOC, RTF, ODT, d) wysłana mailem na wskazany adres poczty elektronicznej, e) z załączonymi w treści maila danymi kontaktowymi Autora, oraz f) oświadczeniem, że jest to utwór oryginalny, niepublikowany i Autor posiada do niego pełnię materialnych praw majątkowych, i

36


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

g) oświadczeniem, że przyjmuje do wiadomości oraz akceptuje regulamin konkursu. 4. Kolegium redakcyjne w dniach od 1 lipca do 31 sierpnia dokona wstępnej selekcji nadesłanych utworów, wyróżniając spośród nich te, które przy spełnieniu w/w kryteriów gwarantują jednocześnie odpowiedni dla potrzeb publikacji poziom literacki. 5. Wyróżnione utwory zostaną przekazane wszystkim jurorom, którzy wybiorą spośród nich zwycięzcę konkursu. 6. W jury konkursu zasiądą wszyscy autorzy opowiadań opublikowanych w towarzyszącej konkursowi antologii „Kryminalna 13”. 7. Nagrodą dla wyróżnionych w konkursie prac będzie możliwość ich publikacji w Oficynie wydawniczej RW2010, pod warunkiem zaakceptowania przez Autora standardowych warunków umowy wydawniczej. 8. Nagrodą główną dla zwycięzcy będzie publikacja utworu w Oficynie wydawniczej RW2010, połączona z kampanią promocyjną w mediach, o budżecie równym zyskom ze sprzedaży antologii „Kryminalna 13”. 9. Oficyna wydawnicza RW2010 zastrzega sobie prawo do innego podziału nagród, nieprzyznania nagrody głównej i odwołania konkursu w przypadku braku zainteresowania ze strony uczestników. 10. O wynikach konkursu poinformujemy 31 października 2014 roku na naszej stronie www.rw2010.pl i na stronie www.facebook.com/RW2010pl.

37


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

WIEŚCI Z RYNKU

38


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Filip Kaczmarek: Niższy VAT na ebooki Tekst pochodzi ze strony Filip Kaczmarek

Filip Kaczmarek. Polityk. Europarlamentarzysta. Magister historii i doktor politologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Decyzja o obniżeniu VAT na ebooki już za kilka dni może stać się faktem. To jeden z tematów, o których będą rozmawiać w Brukseli szefowie państw i rządów unijnych. Ta zmiana ma silnego sojusznika – Komisję Europejską. Obecnie, zgodnie z dyrektywą unijną, państwa mogą stosować obniżoną stawkę VAT wobec książek zapisanych na wszystkich nośnikach fizycznych, dzienników i periodyków. Przepisy te nie przewidują takiej możliwości wobec usług świadczonych drogą elektroniczną, czyli e-booków i e-gazet. Niespełna rok temu interweniowałem w tej sprawie w Komisji Europejskiej, pisząc, że „książki elektroniczne spełniają identyczne funkcje jak książki drukowane, różnią się jedynie nośnikiem. Jednak nie nośnik, a treść powinna definiować, co jest książką, a co nią nie jest”. Sugerowałem wtedy Komisji, by wprowadzić rozwiązania, które zobligują państwa członkowskie do traktowania książek elektronicznych i drukowanych identycznie pod kątem fiskalnym. Postulowana przeze mnie likwidacja podatkowego absurdu ma spore szanse na osiągnięcie sukcesu. Komisja Europejska, wykorzystując zbliżający się właśnie przegląd dyrektywy VAT, rozważa zaproponowanie odejścia od zróżnicowanych stawek VAT. Według Strategii Rozwoju Kapitału Społecznego 2020 obniżenie VAT-u na książki elektroniczne przyczyniłoby się znacznie do obniżenia piractwa komputerowego, na czym skorzystaliby przede wszystkim autorzy, a także ci, którzy cenią sobie dobrą literaturę. 11 września w Strasburgu, podczas orędzia o stanie UE, na temat urzeczywistnienia idei jednolitego rynku cyfrowego, wypowiadał się przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. Jak możemy wykorzystać wszystkie możliwości, które pojawią się w przyszłości dzięki gospodarce cyfrowej, jeżeli nie ukończymy tego rynku wewnętrznego? – pytał wtedy retorycznie. Mamy zatem sojusznika w Komisji Europejskiej. Ważnym sojusznikiem takich rozwiązań jest też Francja. Czekamy na wynik najbliższego szczytu. Gdyby Rada Europejska wezwała do odejścia od zróżnicowanych stawek VAT na ebooki i książki papierowe, byłby to symboliczny krok w podniesieniu poziomu konkurencyjności europejskich przedsiębiorstw na globalnym rynku.

39


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Agnieszka Żak: Infografika „E-booki w Polsce” Tekst pochodzi z blogu Votum Separatum

Serwis Cuponation przygotował infografikę, w której przedstawia dane o polskim rynku ebooków. Informacje zebrał od księgarni internetowych oraz blogów i serwisów poruszających tematykę e-książek. Na infografice widać, że najpopularniejszym czytnikiem jest Kindle – zdobył aż 84% głosów. Najciekawsza jest jednak informacja o tym, ile bestsellerów ukazało się nie tylko na papierze, ale też w wersji elektronicznej – to aż 87%! Niestety zabrakło informacji o tym, czy wydawane są równoległe, czy też na ebooka trzeba czekać. Cała infografika obok – można ją też obejrzeć, razem z komentarzem od twórców, tutaj. Sam serwis Cuponation to strona oferująca kody rabatowe oraz promocje na wszelkiego rodzaju produkty, w tym – oczywiście – na ebooki. Kody zniżkowe do księgarni z ebookami można znaleźć tutaj.

40


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI

41


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Premierowe tytuły JESIENI 2013 Maciej Żytowiecki: SZUJE, MĄTWY I STRACEŃCY wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 zbiór opowiadań fantastycznych

Dark fantasy po męsku Od kryminału po urban fantasy. Od science-fiction po dramat. Jedenaście tekstów i jeden autor. Latająca wyspa plemienia Wilg i Polska okresu PRL-u. Mroczne zaułki Chicago i obca planeta zamieszkana przez nadistoty. Nieodległa przyszłość i czasy barbarzyńców. Poznań i tajemnicza Asylea... Jedenaście opowiadań. Dziesięciu bohaterów... A wszyscy to szuje, mątwy albo straceńcy. Maciej Żytowiecki: MÓJ PRYWATNY DEMON wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 kryminał fantastyczny

Kryminał nie z tej ziemi Chicago, 1939 rok. Miastem wstrząsa seria mordów. Tajemniczy zabójca zbiera krwawe żniwo wśród pracujących dziewcząt, pozostawiając charakterystycznie okaleczone ciała. Przywrócony do służby detektyw Ezra ma mało czasu, żeby rozwiązać zagadkę. Najpierw jednak musi zmierzyć się ze swoimi demonami – być może sam jest bardziej niebezpieczny niż wszyscy zbrodniarze świata. Od brudnych zaułków Chicago, po kraniec wszechświata... Kryminał fantastyczny, jakiego jeszcze nie było.

42


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Nina A. Neumann: ZIEMIĄ WYPEŁNISZ JEJ USTA wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 powieść fantastyczna

Gdy Łowca staje się ofiarą Królewskie miasto nie zasypia nigdy. Łowca poluje na samotne kobiety, by podzielić się ich ciałami z rzeką. Ta noc będzie dla niego wyzwaniem – z prześladowcy stanie się ofiarą. Utarty schemat życia Łowcy rozsypie się w pył, gdy mężczyźnie przyjdzie zmagać się z podobną mu, choć o wiele potężniejszą istotą – estrią. Ina, polska szlachcianka, egzystuje od wieków pod postacią żydowskiego demona, czuje jednak, że jej czas dobiega końca. Wybrała Łowcę na powiernika swojej historii, a nawet kogoś znacznie więcej... Agnieszka Hałas: W MOCY WICHRU, III tom cyklu Teatr węży wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 powieść fantastyczna

Nie liczcie na szczęśliwe zakończenie W świecie po Skażeniu, gdzie czarny dar czyni cię wyklętym i ściganym, każda maska, każda nowa tożsamość mogą zagwarantować bezpieczeństwo tylko przez krótki czas. Marshia Lavalle, która przez lata służyła Otchłani, musi się zmierzyć z konsekwencjami – i płaci wysoką cenę. Krzyczący w Ciemności jeszcze nie wie, że przypomnieli sobie o nim wrogowie z poprzedniego życia. Anavri musi nauczyć się posługiwać darem, którego nienawidzi. A w jednym z miast nad Zatoką Snów grasuje morderca. Co łączy tragedię, jaka rozegrała się przed laty w mieście ogarniętym zarazą, z człowiekiem w stroju błazna, który zabija kobiety lekkich obyczajów? I czy można wygrać z nieubłaganą logiką mówiącą, że w życiu czarnego maga każda więź prędzej czy później musi zostać zerwana? 43


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Monika Gabor: UWAGA NA MARZENIA wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 powieść obyczajowa, dla kobiet

Uważaj, czego pragniesz Trzy różne kobiety, trzy różne historie. O mnie, o tobie, o nas. O tym, co najważniejsze. Podglądamy miłosne i życiowe perypetie trzech przyjaciółek. Każda z nich jest inna, każdej przytrafia się coś innego, każda inaczej reaguje. Świetna lektura, dotykająca problemów zwykłych, niewydumanych. Autorka czerpie bowiem pomysły z prawdziwego życia, w którym rozwód to nie statystyka, ale osobista ludzka tragedia, koniec dotychczasowego świata dla jednych, a początek czegoś zupełnie nowego dla drugich. Wybór zawsze należy do nas. Witek Łukaszewski: DIALOGI 2. JIM MORRISON & PABLO PICASSO wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 powieść, proza polska

Proza, która staje się poezją Zderzenie dwóch światów i osobowości o jakże odmiennych poglądach na życie, sztukę i kobiety. Morrison i Picasso – dwóch samotnych geniuszy otoczonych tłumem wiernych poddanych i Paryż – jako sceneria ich spotykania w ostatnich dniach czerwca szalonego 1971 roku. Młodość, która właśnie umiera, i tonąca powoli starość trzymająca się kurczowo brzytwy. Dziś wiemy, że czas – bezwzględny weryfikator – obszedł się z nimi łaskawie. Tym bardziej warto przeczytać! Dla fanów Morrisona lektura obowiązkowa.

44


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Antologia MACIERZYŃSTWO BEZ LUKRU część trzecia wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 zbiór felietonów

Co powie tata? Macierzyństwo bez lukru – co powie tata? to trzecia odsłona projektu charytatywnego na rzecz ciężko chorego Mikołajka Kamińskiego, podopiecznego Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. W kolejnym tomie antologii nie tylko matki, ale i ojcowie opowiadają o swoich doświadczeniach rodzicielskich. Cały dochód Autorek i Wydawcy, pochodzący ze sprzedaży niniejszego ebooka, trafi na konto Mikołajka w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa 41 1240 1037 1111 0010 1321 9362 Bank PeKaO SA Oddział 1w Warszawie tytuł wpłaty: 13401 Kamiński Mikołaj-darowizna na pomoc i ochronę zdrowia

Flysold: PRAWDA O WORLD OF TANKS. Sekrety, kulisy, skandale wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: jesień 2013 poradnik

Jak wygrać z grą To pierwsza na świecie niezależna publikacja o niezwykle popularnej czołgowej grze on-line World of Tanks. Zachowujący incognito Autor – gracz z dużym doświadczeniem – przedstawia nieznane kulisy, ukrywane fakty, tajniki mechanizmu „free-to-play” i skandale związane z grą.

45


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

E-MMA Popik: WIGILIA SZATANA wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: 24.12.2013 zbiór opowiadań hard sf

Kiedy szatan zbawia świat Kolejny rewelacyjny zbiór E-MMY Popik – Mistrzyni Małej Apokalipsy. Kolejny smakowity kąsek dla pasjonatów dobrej fantastycznej prozy i mocnej hard sf, wgryzającej się w mózg i przepalającej trzewia. Tym razem autorka wprowadza nas w świat, który zostanie zbawiony przez... Szatana. Chcesz takiej apokalipsy, takiego końca i nowego początku? Nie chcesz? A jeżeli żadna inna wyższa siła się nie kwapi? Jeżeli Opatrzność odwróciła się od świata i ludzkości?

Antologia: SZABLĄ I WĄSEM wydawca: Oficyna wydawnicza RW2010 e-premiera: zima 2013 antologia sarmacko-fantastyczna Szablą i wąsem, ogniem i mieczem, kontuszem i dworkiem

Prawdziwych Sarmatów już nie ma. Co się nam ostało? Ognie i miecze, potopy, Wołodyjowskie pany... Wilcze gniazda, diabły łańcuckie, samozwańce.... Charakterniki, szubieniczniki i licho wie, co jeszcze... No i fajnie, ale czy fikcyjni Sarmaci muszą być wszyscy na jedno kopyto? Szablą i wąsem to zbiór opowiadań polskich autorek i autorów, którzy Sarmacji nadmierną rewerencją nie darzą i opowiedzieć chcą o niej inne, świeższe historie. Od latających machin królowej Ludwiki, przez patriotyzm diabła Boruty, po alternatywne oblężenie Jasnej Góry – ten zbiorek bez czołobitności wyciąga z legendy i historii Sarmacji to, o czym wciąż warto snuć opowieści.

46


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

RECENZJE

47


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ksenia Olkusz: Szkatułki pełne intelektualnych pereł Tekst pochodzi z serwisu Creatio.art.pl

Zdarza się nieraz, że debiutanckie utwory wywierają dużo większe wrażenie na odbiorcy niż kolejne utwory literackich weteranów. Tak jest w wypadku hipnotyzującej powieści Ziemią wypełnisz jej usta, napisanej przez naszą redakcyjną koleżankę Ninę A. Neumann. Nie piszę peanów pochwalnych z tego powodu, że przyszło mi recenzować rzecz napisaną przez osobę przeze mnie lubianą, o nie. Ze starannością badacza literatury, którym wszakże jestem, a może i nawet bardziej krytycznie czy uważnie podeszłam do lektury tej powieści. W najogólniejszym zarysie fabuła Ziemią wypełnisz jej usta dotyczy motywów nieśmiertelności oraz umierania i relacjonuje historię egzystencji estrii – żeńskiego demona, perturbacje unieśmiertelnionych ludzi, a także pewnej bogini i kłopoty człowieka, który jest człowiekiem chyba jedynie z powodu tego, że inaczej sklasyfikować go nie można. Ta ostatnia postać to Łowca, seryjny morderca, który od lat poluje na młode kobiety, patroszy je i zabiera – w charakterze trofeum – ich oczy, które potem, podobnie jak Dexter z serialu1, starannie i z lubością ogląda zatopione w szkle. Rzecz w tym, że ów okrutny mężczyzna to w gruncie rzeczy postać dosyć nieodgadniona... Oczywiście posiada on niemal podręcznikowy zestaw cech typowych dla literackich seryjnych zabójców2, lecz kryje się w nim nie tylko mordercza żądza, ale pewne determinanty wskazujące na wilkołaczą proweniencję bohatera i to nie w uładzonej wersji soft. Któż inny bowiem zajadałby się surowym mięsem, cierpiał na mutyzm, w sytuacji zagrożenia warczał, unikał ludzi i z niezrozumiałych powodów nimi gardził... Problem w tym, że te „wilcze” cechy przemieszane są z ludzkimi w taki sposób, że trudno odgadnąć, jak bardzo „nie z tego świata” jest Łowca. Tymczasem to właśnie on, słuchając podszeptów rzeki (te „rozmowy” z rzeką stają się immanentnym czynnikiem i determinantą jego zbrodni; co więcej – choć morderca uśmiercił dotychczas dość znaczną liczbę kobiet, to miejsca ich 1 Pudełko ze szkiełkami, na których były krople krwi ofiar. 2 Tzn. spora inteligencja, zdolność do samokontroli, rytualizacja zbrodni, fetyszyzacja oczu, itd. – są to elementy na tyle intrygujące, że dla czytelnika atrakcyjne. Stąd w literaturze kryminalnej tak wiele postaci seryjnych morderców dysponuje bardzo podobnym zestawem cech czy zachowań, co kreuje ich na figury nieomal diaboliczne. Mają one przy tym swoje wzorce w rzeczywistości, chociaż kumulacja tak ściśle określonych cech jest raczej konstruktem, spreparowanym przez twórców na potrzeby artystyczne. 48


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

ostatecznego spoczynku – rzeki właśnie – nikt nigdy nie odnalazł), podczas jednego z polowań spotyka piękną i tajemniczą kobietę. Ta pokonuje go w walce, wydziera mu oko i zostawia... Łowca nie zamierza się poddać, planuje odnaleźć nieznajomą, aby dokonać zemsty. Wszystkie te wypadki sprawiają, że drogi tych dwojga oczywiście muszą się przeciąć, ale sytuacja nie potoczy się dokładnie według planów mężczyzny... Warto zacząć od tego, że powieść Neumann ma budowę szkatułkową, w której jedna historia jest preludium kolejnej, a w tej następnej pojawia się jeszcze jedna. W istocie spotkanie Łowcy z estrią jest tylko początkiem przeplecenia przeszłości z teraźniejszością, zagłębiania się w coraz to nowe opowieści z dawnych i najbardziej zamierzchłych czasów. Hipnotyzująca odbiorcę narracja urywa się i powraca na moment do teraźniejszości, w której Łowca jest główną postacią; następnie ponownie narracja zmienia się na pierwszoosobową, w której relacjonującym jest estria. W finalnych częściach powieści interwały pomiędzy zmianami narracji stają się coraz krótsze, historie przeplatają się, by wreszcie znaleźć swoje zwieńczenie w teraźniejszości. Ten zabieg wymaga niesłychanej precyzji, a jego rodowód sięga zbioru Księga tysiąca i jednej nocy. Nieprzypadkowo przywołuję tutaj ten „anonimowy zbiór opowieści wywodzących się z arabskiej literatury ludowej [...]”3, za pierwowzór której „uznaje się perskie Tysiąc opowieści [...], gdzie występuje podobna opowieść ramowa” 4. Trzeba też dodać, zwłaszcza w kontekście przywoływanych przez Neumann elementów rozmaitych kultur i wierzeń, że w samej Księdze znalazły się „utwory i motywy pochodzące z różnych epok, od starożytności po późne średniowiecze, i różnych kręgów kulturowych – arabskie, perskie, indyjskie, żydowskie, greckie” 5. Ten multikulturowy obraz, choć w wersji zminimalizowanej do potrzeb fabuły i zasobów wiedzy czytelnika, zostaje w znakomity sposób wyzyskany jako jeden z elementów konstytuujących powieść. Neumann nie odnosi się więc wyłącznie do kultur nam bliskich, lecz przywołuje bóstwa sumeryjskie, mezopotamskie, a także legendy wczesnożydowskie, dowodząc jednocześnie wiedzy i pasji badawczej nie tylko w zakresie psychologii człowieka (w pełni i satysfakcjonująco użytej przy konstruowaniu postaci). Na owych odwołaniach nie kończy się wszakże intertekstualna gra z czytelnikiem. Oto w powieści pojawiają się odniesienia nie tyle do literatury, co do samych

3 K. Indrzejczak, Księga tysiąca i jednej nocy. [W:] Słownik literatury popularnej. Pod red. T. Żabskiego, Wrocław 2006, s. 284. 4 Ibid. 5 Ibid. 49


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

twórców, których napotykają bohaterowie, a także wydarzeń autentycznych, z dużym kunsztem i subtelnie wplecionych w fabułę. Zresztą estria pełni w pewnym sensie rolę Szeherezady, albowiem jej słowa stanowią klucz do jej planów, ich sens zdecyduje wszak o jej losie. Pobrzmiewają w tej opowieści także echa twórczości Anne Rice, dość dalekie, choć wyraźne. Język i styl, którymi operuje Neumann, zasługują na pochwałę, mimo że z początku owa kunsztowność, nieomal barokowa, sprawia, że niełatwo wniknąć w świat opowieści. Jednak kiedy tak się już stanie, czytelnik nie może pozbyć się wrażenia, że powieść napisana została z ogromnym rozmachem, splatając fikcję i historię w fascynującą jedność. Przyjemnym akcentem są rozsiane tu i ówdzie akcenty humorystyczne, nie wiem – zamierzone czy nie, lecz wciąż dodające fabule uroku. Mój jedyny zarzut dotyczy w zasadzie wyłącznie zakończenia, które w sposób wyraźny stanowi zgrzyt dla uprzedniej płynności i logiki zdarzeń. Zracjonalizowane (aż do granic możliwości i cierpliwości czytelniczej) zakończenie rozczarowuje, bowiem opowiedziana uprzednio historia Iny po prostu nie zasługuje na tak banalne i niszcząco pragmatyczne sfinalizowanie. Jeśli nawet świat zewnętrzny potrzebował wyjaśnień, to przecież przez cały tok narracji stanowił jedynie tło poczynań bohaterów, nie był pełnoprawnym składnikiem, a jedynie odległą scenerią. Zakończenie mogło potoczyć się w zupełnie innym kierunku, stając się ukoronowaniem misternych historii budowanych w fabule, a które splatały się wzajemnie, tworząc nierozerwalną całość. Jest tu więc swoisty niedosyt, wynikający może i z tego, że nie do końca ujawniona zostaje tożsamość i wcześniejsze losy Łowcy, który sam w sobie jest intrygującą zagadką. Seryjny morderca, słuchający podszeptów rzeki (w pewnym momencie sam zaczyna podejrzewać, że to starożytna bogini Ereszkigal doń przemawia), wreszcie nieomal wilkołak, pożerający surowiznę i polujący pod osłoną nocy. Zdecydowanie – czytelnik chce więcej. Krytyk również. Tak doskonała powieść powinna mieć równie perfekcyjne zakończenie. P.S. Zainteresowanych Ereszkigal, Inanną, estriami itp. – odsyłam do poszukiwań...

50


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Dwugłos, czyli Hydra pamiątek Katarzyny Woźniak w dwóch odsłonach recenzenckich Awiola: Uniwersalna myśl i przesłanie, które mogą dotyczyć każdego z nas Tekst pochodzi z blogu Subiektywnie o książkach.

Wszyscy nosimy swój bagaż doświadczeń, nauk, wspomnień, emocji... To nasza prywatna hydra pamiątek, która usilnie zwalczana lub ignorowana, może tylko wyrządzić nam krzywdę. Trzeba więc ją rozpoznać i oswoić. Powiem ci, że najniebezpieczniejsze hydry to te, których w ogóle nie zauważasz. To sprytne bestie... Bezpieczeństwo i przewidywalność to pewne stałe wartości, pożądane w ówczesnym życiowym pędzie. Aż pewnego dnia człowiek uświadamia sobie, że obecna egzystencja nie daje mu szczęścia, że należy coś zmienić, zanim będzie za późno. Scenariusz dobrze znany we współczesnej literaturze i jak się okazuje nadal kuszący. Sięgają po niego bowiem kolejni pisarze, przemycając trochę filozofii i prawd życiowych. Katarzyna Woźniak to self-publisherka w pełnym tego słowa znaczeniu. Autorka czterech książek, dla której pisanie jest tak naturalną czynnością, jak spanie czy oddychanie. Oprócz słowa pisanego Katarzyna Woźniak realizuje się również na polu innych dziedzin, takich jak fotografia, animacja czy obraz. Od 2011 r. pisarka mieszka w Amsterdamie. W sieci możecie znaleźć jej bloga o nazwie „Look or see”. Anna, trzydziestojednoletnia singielka prowadzi ustabilizowane życie. Wysokie stanowisko w sektorze bankowym, pewność jutra i zabezpieczenie finansowe to jej codzienność. Pewnego dnia jednak, będąc świadkiem wypadku samochodowego, w którym ginie jej rówieśniczka, bohaterka zatrzymuje codzienny pęd swojego życia. Zaczyna zadawać sobie pytania dotyczące szczęścia i celu swojego istnienia. Wynikową jej przemyśleń jest nieoczekiwana podróż do Amsterdamu, w którym Anna zaczyna nowe życie. Pojawia się miłość, pasja, ale również wątpliwości i upiory z przeszłości niepozwalające cieszyć się ze zdobytego z trudem szczęścia. Fabuła historii stworzonej przez Katarzynę Woźniak jest dość przewidywalna i z pewnością w samym jej zarysie nie znajdziecie nowych elementów, które mogłyby was zaskoczyć. Fabuła bowiem przedstawia nam singielkę z dobrą pracą, która nagle rzuca wszystko i wyjeżdża z kraju, by odnaleźć własną tożsamość. Spotyka tam 51


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

miłość oraz realizuje swoją pasję grania i śpiewania. Summa summarum nic nowego. Jednakże Hydra pamiątek to nie tylko historia o odnajdywaniu swojej drogi życiowej, to przede wszystkim sto pięćdziesiąt siedem stron refleksji, filozofii i wskazówek dotyczących wielu płaszczyzn naszej egzystencji. Autorka ustami swoich bohaterów przekazuje mnóstwo głębokich i mądrych przemyśleń. Przemyśleń odnoszących się do wiary, śmierci, nieba, reinkarnacji, pojęcia wolności, wychowania i rodzicielstwa. Obszary, o które zahacza, tworzą szerokie spektrum, w którym znajdziecie wiele emocjonalnej treści. Gdybym chciała wypisać wszystkie cytaty, które zaznaczyłam w książce podczas czytania, zabrakłoby mi z pewnością miejsca na własne przemyślenia. Z powieści możecie bowiem wyłowić istne perełki. Jesteś bohaterką książki. Każdy jest bohaterką lub bohaterem. Nasze życie to książka. Żyjąc, piszemy rozdziały. Autorka posługuje się poetyckim i obrazowym językiem, dzięki czemu wraz z Anną poruszacie się po uliczkach Amsterdamu, w którym królują rowery i kanały. Wraz z bohaterką zwiedzacie Paryż, miasto sztuki i wolności artystycznej. Wraz z bohaterami odkrywacie proste prawdy, dzięki którym tak łatwo znaleźć szczęście. Hydra pamiątek jest z pewnością powieścią obyczajową, nacechowaną jednak głęboką treścią, która wyziera z każdej strony książki. Intrygującą postacią, która nie do końca została odsłonięta przez autorkę, dzięki czemu otacza ją nimb tajemnicy, jest John. Czytelnik nie wie do ostatniej strony kim jest ten bohater, czy to Anioł Stróż czy może jednak zwykły człowiek? Zauważyć można również, iż Katarzyna Woźniak nie skupiła się dostatecznie na postaci Daniela, partnera Anny. To bowiem bohater najmniej zapadający w pamięć. Przyznam, że inspiracją do sięgnięcia po utwór Hydra pamiątek był dość intrygujący tytuł, który jak się okazuje po przeczytaniu książki, zostaje rozszyfrowany. Hydra pamiątek to mechanizm powrotu bolesnych i niezbyt miłych wspomnień, które wracają w najmniej spodziewanym momentach, najczęściej w chwilach, gdy jesteśmy szczęśliwi. Bohaterka książki zostaje naznaczona hydrą pamiątek i tylko od niej zależy, czy będzie się w stanie jej przeciwstawić. To uniwersalna myśl i przesłanie, które mogą dotyczyć każdego z nas. Biorąc pod uwagę jedynie warstwę fabularną powieści Katarzyny Woźniak, książka nie wyróżnia się niczym nowym. Daleko jej do oryginalności i nowatorskich motywów. Jednak pod warstwą fabularną istnieje niezwykle bogata płaszczyzna refleksyjno-emocjonalna, którą warto zgłębić, tym bardziej że cena ebooka została dopasowana naprawdę na każdą kieszeń. Człowiek jest jak rzeka, która płynąc, nigdy nie pozostaje tą samą. Wiecznie w ruchu, wiecznie zmienna. Uchwytna tylko w teraz – zawieszonym w nigdy i nigdzie.

52


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Agnieszka Żak: Żal mi tej powieści Nie wystarczy wyrobić dwieście procent normy. Teraz pracuje się trzysta tysięcy procent dziennie. Szesnaście tysięcy godzin pracy upchnięte w ośmiogodzinny dzień pracy. Tak wyglądają normy, które wyrabia Anna – asystentka prezesa Banku Narodowego. Annę, profesjonalistkę w każdym calu, zaczynają jednak dręczyć wątpliwości. Jej życie jest poukładane, ale nudne. Nie ma w nim czasu na rozrywki ani na poważny związek. Zaczyna pragnąć zmiany... A los ma dla mniej niespodziankę. Anna przypadkowo wsiądzie do złego pociągu i zamiast wylądować na konferencji Mediolanie, jedzie do Amsterdamu. Nie zna ani ludzi, ani języka, ale właśnie tego potrzebuje – nowego startu. Zaczyna się więc interesująco, niestety książka tonie w „filozofowaniu”. Postaci odczuwają nieustanną potrzebę wymądrzania się na tematy takie jak miłość, śmierć, odpowiedzialność i życie w ogóle. Przez to nie rozmawiają ze sobą normalnie, tylko rzucają frazesami, ludowymi mądrościami i ogólnikowymi radami. Ani nie jest to specjalnie głębokie, ani do niczego nie prowadzi, ani nic z tego nie wynika i poczułam się szczerze rozczarowana. Powieść zaczęła się ciekawym, mocnym obrazem współczesnego karierowicza, a już w pociągu zamieniła się w poradnik automotywacji, pełny stwierdzeń w rodzaju „tak naprawdę jedyną przeszkodą w realizacji marzeń i dotarciu do prawdy jesteś ty sama […]. Umysł i ludzkie serce mają w sobie niewyczerpany potencjał rozwoju i kreacji”. Gdybym chciała czytać takie rzeczy, sięgnęłabym po podręcznik pozytywnego myślenia albo inne „Jak pokochać siebie i osiągnąć sukces w dwa tygodnie”. Zwłaszcza John, który miał być chyba dobrym duszkiem, pomagającym Annie w podjęciu wyzwania, jest co najwyżej dobrym wujkiem sypiącym życiowymi mądrościami. A wszystko przez to, że bohaterka zwyczajnie za dużo myśli. Bo i po co sobie życie komplikować, kiedy wszystko układa się nieprzyzwoicie wręcz gładko? Anna ledwo ląduje w Amsterdamie, a już odżywa w niej stara pasja (i fakt, że od lat nie miała gitary w ręku absolutnie nie przeszkadza jej zagrać magicznie już za pierwszym razem); znajduje szybko mieszkanie; dostaje pracę w zasadzie bez szukania; zdobywa nowych przyjaciół i miłość. Nie wpada też w pułapkę Aleksa i bez problemu pozbywa się niechcianego zalotnika. Dziewczyna ma w zasadzie idealne życie, a snuje swoje smętne rozważania i sama sobie tworzy niepotrzebnie problemy. Jest przez to zwyczajnie irytująca – któż by nie chciał mieć tak udanego startu w nowe życie? A bohaterka zamiast korzystać, rzuca sobie kłody pod nogi. Być może chodziło o to, że Anna – przyzwyczajona do odpowiedzialności i stabilności, trybik w maszynie – nie potrafi przyzwyczaić się do życia wolnego i artystycznego? Może lepiej rozumiałabym jej działania, gdyby jej wątpliwości były mniej wydumane.

53


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Żal mi tej powieści, bo sam wątek gwałtownego oderwania się od dotychczasowego życia i rzucenia się na głęboką wodę przygody daje duże możliwości do stworzenia wciągającej historii, w której główna bohaterka uczy się czegoś nowego tak o sobie, jak i świecie. Zamiast tego Hydra pamiątek fabularnie jest nudna i wypełniona po brzegi odkrywczymi myślami w rodzaju „Powracamy tam, gdzie czujemy się przynależni. Wyjeżdżamy skądś, gdy czujemy się obcy”.

54


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ksenia Olkusz: Czuły barbarzyńca, czyli pod urokiem umięśnionego, zawadiackiego poligloty Dawid Juraszek, autor recenzowanej tutaj powieści Cairen. Drapieżca, to człowiek nadzwyczaj pomysłowy i niepozbawiony pewnej fascynacji zarówno pastiszem, parodią, jak i talentem do wprawnego poruszania się w konwencjach tzw. heroic fantasy, czyli po polsku „fantasy bohaterskiej”. W istocie w powieści o Cairenie, barbarzyńskim wojowniku, Juraszek wykazuje się nie tylko znakomitą orientacją w prawidłach gatunku, lecz również zdolnością do deformowania go, odwracania zgodnie z regułami pastiszu, w którym kreuje się utwór „powstały w wyniku świadomego podrabiania maniery stylistycznej konkretnego dzieła, autora czy szkoły literackiej; polega na celowym wyostrzeniu cech znamiennych naśladowanego sposobu wypowiadania się, który dzięki temu ukazuje się w postaci ostentacyjnie wyrazistej” 6. Owa „ostentacyjna wyrazistość” staje się znakiem rozpoznawczym bohatera, który bardziej jest parodią i pastiszem określonego typu protagonisty niźli pełnoprawną postacią. Juraszek nie narzuca sobie w zasadzie żadnych ograniczeń, łącząc swobodnie gatunki, konwencje i intertekstualne inkrustacje. Czyni to w sposób swobodny, posługując się soczystą, niekiedy niebywale kunsztowną (do granic parodii) narracją. Język, którym mówią postaci, kompiluje w sobie elementy archaiczne i na wskroś współczesne. Postaci czasem wypowiadają kwestie w niezwykle wyszukanym, imitującym dawniejszą mowę stylu, by za moment pomyśleć, a niekiedy rzec coś ewidentnie przynależącego do pojęciowości stricte współczesnej. Jak choćby fakt, że Cairen, opiekując się omdlałą towarzyszką, układa ją w „pozycji bocznej ustalonej” (s. 366), choć język jego wypowiedzi brzmi zgoła inaczej: „wystarczy, że mnisi na nasz widok się zabarykadują, i sczeźniemy tu bez ochyby”7. Inną egzemplifikację stanowi takie oto połączenie: „– Nie jest rzeczą nadzwyczajną, że zabici powstają z martwych i trapią żywych. Dlaczego jednak ożyli tylko Gorjończycy? Czemu duchy moich wojowników odeszły godziwie do przodków? Lama podniósł wzrok, a następnie wymownym gestem końską wątrobę. 6 Pastisz [hasło] w: Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 345. 7 D. Juraszek, Na ostrzu miecza w: Idem, Cairen. Drapieżca, Poznań 2013, e-book pdf, s. 368. 55


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– To właśnie próbuję ustalić. Wróżbici wróżyli najlepiej, kiedy pracowali we własnym tempie; Burudaj nie okazał więc zniecierpliwienia i odwrócił się ku miastu”8. Takich akcentów komicznych, wynikających ze zderzenia stylizacji z językiem współczesnym, jest w powieści umiarkowanie dużo, tak aby efekt humorystyczny inkrustował poszczególne sytuacje, choć w stosownych proporcjach. Znaczącym elementem jest w powieści nie tylko pastiszowość i zamiar parodystyczny, lecz również związana z nimi intertekstualność, która zmusza czytelnika do zmierzenia się z własną pamięcią i literacką wyobraźnią. Podstawą fabularną jest oczywiście wspomniana uprzednio heroic fantasy, realizowana zarówno w konstrukcji bohatera, jak i odbywanych przezeń przygodach. Jak stwierdza Piotr Dębek, „utwory [takie – K.O.] przesycone są cudownością i niezwykłością. Rozgrywają się na ogół w zamierzchłej, przeważnie przedhistorycznej przeszłości [...]. Temat stanowią zazwyczaj czyny obdarzonego nadzwyczajną sprawnością fizyczną wojownika, który wędruje po baśniowym świecie i walczy z różnego rodzaju przeciwnikami”9. W istocie zarówno rzeczywistość przedstawiona, jak i główny bohater podporządkowani są dystynktywnym tej odmiany fantasy, wywodzącej się notabene z powieści przygodowej i awanturniczej. Natomiast akcja dzieje się w odległej przeszłości, w dziwnych, orientalnych krainach, których nazwy przypominają te znane obecnie, w związku z czym możemy – jako czytelnicy – domyślać się, w jakie terytoria zapuścił się protagonista. Ten ostatni z kolei reprezentuje właśnie takie walory, jakimi dysponują postaci heroic fantasy, odznacza się więc ogromną sprawnością fizyczną, zdolnościami w rozmaitych rodzajach walki (które zresztą skwapliwie szkoli, korzystając z lokalnych możliwości i kunsztu miejscowych mistrzów), a także nieograniczoną wprost predestynacją do spotykania istot niebezpiecznych, magicznych i demonicznych. Jest jednak kilka odstępstw od modelu takiego protagonisty, co wiązać się może z dążeniem Juraszka do inkrustacji pastiszowo-pardostycznych. Jak pisze wzmiankowany Dębek, „cechą wprowadzoną przez Howarda [Roberta E., czyli autora cyklu o barbarzyńskim wojowniku – K.O.] i często realizowaną, choć nieobligatoryjną – jest alienacja herosa, który jest nieokrzesanym, prymitywnym barbarzyńcą także w swoim świecie”. O ile alienacja faktycznie w pewnym stopniu dotyczy Cairena, który po prostu nie odczuwa potrzeby bliskości i towarzystwa, o tyle prymitywizm czy brak ogłady zostają przez autora powieści zastąpione niezwykłymi zdolnościami adaptacyjnymi i lingwistycznymi bohatera, który w 8 D. Juraszek, Trupi jad w: Ibid., s. 438. 9 P. Dębek, Heroic fantasy („fantasy heroiczna”) [hasło] w: Słownik literatury popularne,. pod red. T. Żabskiego, Wrocław 2006, s. 214. 56


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

nieomal nadnaturalny sposób potrafi w ciągu jednego dnia opanować podstawy języka kraju, w którym się znalazł, i rozwijać je w tempie obcym zwykłemu człowiekowi. To sprawia, że choć jego obecność bywa przyczyną perturbacji, to wbrew założeniom odmiany gatunkowej, nie cechuje także Cairena tendencja do niszczenia czy pogardy wobec dorobku cywilizacyjnego. Przeciwnie, potrafi on uszanować przeszłość i kulturę z nią związaną, choć przypadkowo bywa przyczyną zagłady kilku. Wskazywany przez Dębka „silny związek z przyrodą i światem zwierząt”10 jest natomiast w powieści mocno zaakcentowany, podobnie zresztą jak nietzscheanizm, albowiem „dzięki sile i determinacji [bohater – K.O.] jest w stanie poradzić sobie zarówno z zagrożeniami świata zwierzęcego – smoki, dzikie zwierzęta, jak i z tymi, które niesie rozwój cywilizacji – okrutni władcy i źli czarnoksiężnicy”11. Cairen wychodzi cało ze wszystkich swoich przygód, nawet tych, które pozornie zagrażają życiu herosa, a przy tym czyni to z niesłychanym wprost wdziękiem, wdając się a to w szermierkę słowną, a to znów zbrojną. Tropów intertekstualnych jest przy tym multum – od popkultury (wymienić tu można choćby mangę, anime, serial Szogun czy pojawienie się zombi), poprzez klasykę literatury polskiej (sparafrazowane cytaty z Sonetów krymskich Adama Mickiewicza), aż do skojarzeń mitologicznych i religijnych związanych z Orientem. Gra z czytelnikiem polega także na skojarzeniach słownych, najczęściej związanych z imionami postaci, stylizowanymi na orientalne, jednak fonetycznie brzmiące dość dwuznacznie i raczej swojsko niźli obco: chan Onegdaj czy nipponka Naoko; niekiedy miana te są nieco wulgarne, co prawdopodobnie ma na celu oddanie charakteru takiej postaci, a więc pojawia się tu chan Narobishitu czy piękna nipponka Yasuka. Wszystkie te zabiegi mają oczywiście na celu zaakcentowanie humorystycznego aspektu powieści, mimo że momentami fabuła jest dość krwawa, a towarzysze Cairena giną dziesiątkami, o ile nie setkami. Podsumowując, powiem, że pomimo niezbyt starannej korekty, powieść Juraszka dostarczyć może czytelnikowi ogromnej uciechy. Zarówno odbiorca rozmiłowany w fantasy, jak i w popkulturze wszelkiej maści i z rozmaitych kontynentów, znajdzie tu coś dla siebie. Uważny czytelnik dostrzeże z kolei nawiązania do Mickiewicza, subtelne aluzje do Lovecrafta, i tak dalej, i tak dalej... Dawid Juraszek to wirtuoz łączenia, przeplatania, grania z czytelniczą imaginacją i wiedzą. Warto przeczytać – choćby żeby odpędzić smutki.

10 Ibid. 11 Ibid. 57


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Joanna Łukowska: Refleksja czytelnicza po Dialogach 2. Jim Morrison & Pablo Picasso, czyli jaka szkoda Uczynię coming out i wyznam, że obecnie nie czytuję poezji. Kiedyś owszem – jako nastolatka – czytałam. Ale wtedy w ogóle byłam bardziej chłonna, otwarta, ambitna i głodna literacko. Teraz wolę komercję, tak jak lubię kino rozrywkowe, a na filmach moralnego niepokoju zasypiam. No tak mam. Jednak kiedyś czytałam poezję nawet w tramwaju i uczyłam się ulubionych wierszy na pamięć. Zaczęło się od Kochanowskiego, którego przerabialiśmy w podstawówce, i Trenu VIII (umiem go do dziś). Poruszył mną, mimo starań polonistów, by obrzydzić uczniom wiersze na całe życie dogłębnie nudnymi analizami, zawstydzającym rozbiorem do metaforycznych gaci tudzież żenującymi rozważaniami, co autor miał na myśli. A jednak, mimo takich utrudnień, Kochanowski mną wstrząsnął. Podobnie jak niektóre wiersze Broniewskiego, Tuwima oraz Szymborskiej. Potem jechałam dwutorowo: Baczyński i Pawlikowska-Jasnorzewska. Dziś wierzyć się nie chce, ale czytałam ich wtedy do poduszki i po obudzeniu, brałam tomiki ze sobą do szkoły i uczyłam się ich wierszy na pamięć. Ale potem fascynacja poezją mi przeszła. Jakoś mi się nie wkomponowała w obrazek życia codziennego, gdy biegam z dziecięciem uczepionym piersi lub biodra, potykam się o drugiego potomka walącego kupę na nocnik ustawiony w kuchni (bo towarzyskie miałam dzieci i w łazience czuły się samotne), tańcuję z odkurzaczem i żongluję garami. No przyznaję się, że z biegiem lat smak na poezję mi przeszedł, przyziemna się zrobiłam jak ślimak. Aż tu nagle – w okolicach moich kolejnych czterdziestych urodzin – rzuca mi się w oczy nazwisko Morrisona na okładce ebooka i czuję się zaintrygowana. Acz wtedy jeszcze nie wiedziałam, że z poezją wyższych lotów będę miała do czynienia. Chociaż powinno mnie coś tknąć. Bo Morrison to Morrison i choć był „dzikim szamanem rocka” w latach młodości mojej mamy (ale ona wolała Bitlesów), to jednak i ja swego czasu odkryłam Doorsów. Usłyszałam ich dzięki kolegom, którzy na klasowym wyjeździe do Sierakowa non stop puszczali ich debiutancką płytę. Non stop. Non stop... Na początku, słuchając tych dźwięków, tego głosu, tych tekstów, myślałam: „Matko Boska, co to jest?!”. Wyjaśniam: swego czasu byłam bardzo grzeczną dziewczynką. Ale dobre rzeczy mają to do siebie, że w końcu otwierają 58


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

serca i umysły. Więc się otworzyłam na tę muzykę, na ten głos, na te teksty. I nawet dziś mam na swojej mp3 utwór Doorsów: People are Strange. Coś niecoś też kiedyś poczytałam, obejrzałam film fabularny, film dokumentalny – więc baza pod nietypową powieść „autobiograficzną” o Morrisonie była. Mnie on się nie kojarzy wyłącznie z członkiem elitarnego kluby „27” (by do niego wstąpić trzeba być bardzo zdolnym i umrzeć w wieku 27 lat). Nie widzę w nim wyłącznie charyzmatycznego i piekielnie przystojnego (a był piękny jak sam diabeł) wokalisty, który świetnie wyglądał z gołym torsem i w skórzanych spodniach. A mało który facet wygląda dobrze w skórzanych portkach, bo zwykle wygląda tak, jakby się przebrał za... Morrisona właśnie. To podobna sytuacja jak z białym kożuchem Hłaski. On był w nim sobą. Reszta, ubrana tak samo, tylko kogoś udaje. W każdym razie siadając do lektury Dialogów 2, miałam stosowną podbudowę. Morrison nie był dla mnie postacią obcą. Za to tragiczną. Nie widziałam w nim skandalisty, a bardziej nieszczęśliwego, pogubionego człowieka. I od pierwszego zdania, od pierwszej frazy – wsiąkłam. Tekst czyta się błyskawicznie; zasługa niewymuszonego stylu, przeplatania monologów dialogami, specyficznego humoru, fascynującej mieszanki przekleństw, dosadnych porównań z subtelnością poetyckich metafor i tchnącą z każdej e-strony wrażliwością. To nie jest łatwa książka. I to nie jest książka dla każdego. I nie na każdą porę. Może Dialogi 2 trafiły w moim przypadku na odpowiedni czas, bliski urodzin, gdy w naturalny sposób dokonuje się podsumowań i popada się w refleksyjny nastrój. Tak czy siak, powieść Łukaszewskiego oczarowała mnie i pewnie na długo pozostanie w moich myślach. Zaś moje wyobrażenie o młodym mężczyźnie, który tak wiele osiągnął w tak krótkim czasie, że uznał rozrzutnie, iż nic go już w życiu nie czeka – potwierdziło się. Obraz Morrisona, barda, poety, cierpiącego w swojej głowie na niemoc twórczą, nabrał barw. Nie ukrywam, że warstwa monologowa podoba mi się bardziej niż dialogi z Picassem. W osobistych rozważaniach Morrison jest dla mnie bardziej szczery niż w dysputach z malarzem, któremu jakby próbował coś udowodnić swoją nonszalancką postawą pijaka abnegata. A w białym wierszu intymnych wynurzeń, wspomnień, obserwacji rezygnuje z pozy i jest niepewny, wątpiący, wkurzony, chory. Porwała mnie ta wizja, przemieliła, wzruszyła i zasmuciła. Bo jak przebrzmiały w mojej głowie ostatnie słowa, pomyślałam: „Jaka szkoda, Boże drogi, jaka wielka szkoda, jakie marnotrawstwo...”. Taki ktoś umarł, mając zaledwie 27 lat. To zbrodnia! I moim zdaniem zabił go nałóg, nie zmęczenie, nie brak weny. Nałóg. Oczywiście tłumaczył to znużeniem, wypaleniem – i może jako szaman-wokalista wraz z ostatnim wyśpiewanym dźwiękiem-szeptem Riders on the Storm faktycznie dał głos jako muzyk po raz ostatni w ogóle. Wszystko inne byłoby już tylko lepszą lub gorszą imitacją samego siebie (przynajmniej w jego mniemaniu). Ale przecież ile słów mógł 59


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

jeszcze wyczarować! Ile pięknych fraz połączonych w fantastyczne, poruszające konfiguracje przepadło wraz z jego śmiercią... Jaka szkoda. I chylę czoła przed Witkiem Łukaszewskim, bo to dar niezwykły tak przedstawić bohatera powieści, że urasta on do roli jej autora. W pewnym momencie zapomniałam, że nie czytam autentycznej poetyckiej autobiografii. Czułam, jakby Łukaszewski po prostu spisał to, co mu Morrison wyszeptał, zanucił do ucha; jakby duch jednego poety i muzyka wcielił się w drugiego, by pokierować jego ręką i myślą. Czytając, wierzyłam, że to Morrison monologizuje, spiera się z Picassem, klnie i wyziera zza każdej literki. Przy tak udanie oddanej postaci bohatera, tym większy mój smutek, tym większy żal... Ile wierszy mógł jeszcze napisać! Otrząsnąłby się. Właśnie dlatego, że był taki młody, wydawało mu się, że już nic go tu nie czeka. Właśnie dlatego lekceważył życie, podczas gdy starcy trzymają się go zębami i pazurami. I dlatego, że był alkoholikiem w fazie chronicznej z psychiką i duszą wywróconymi na nice. Depresja i myśli samobójcze to wtedy standard. Nie on jeden stał w takim progu, w rozkroku między tym a tamtym światem. Wielu artystów dobrnęło do tych Drzwi, ale cofnęło się w porę. Morrison nie zdążył. A gdy zrozumiał, było już za późno... Jaka potworna szkoda. I w chwili gdy pojął, pojmować przestał. Jack London: Martin Eden.

60


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Anna Packalén Parkman: Kobiece szczęście na 365 sposobów! W ostatnim czasie rynek czytelniczy wzbogacił się o różnego rodzaju poradniki, dotyczące wszelkich dziedzin naszego codziennego życia. Radzi się nam, jak zaprojektować swoje szczęście, jak osiągnąć sukcesy w pracy, jak wzbogacić swoje życie wewnętrzne, jak wzmocnić wiarę w siebie, jak i w co najlepiej zainwestować itd. Po przeczytaniu kilku takich pozycji łatwo o uczucie przesytu tego typu lekturą. Niedawno jednak dane mi było zapoznać się z poradnikiem Katarzyny Szulc-Kłembukowskiej pt. 365 sposobów jak uszczęśliwić kobietę. Sięgnęłam po tę pozycję powodowana ciekawością, jak autorka poradziła sobie z takim na pozór żartobliwym i stereotypowym, a jednak – jeśli się nad tym głębiej zastanowić – niełatwym zadaniem. Każdy z nas ma na pewno wiele pomysłów, jak sprawić przyjemność bliskiej osobie, ale każdy też posiada granice inwencji twórczej w tym zakresie. O ile zakup jakiegoś wymyślnego prezentu – z takiej czy innej okazji, w celu sprawienia radości bliskiej osobie – wydaje się nie stanowić dla większości ludzi problemu, o tyle próby umilenia partnerce czy partnerowi dnia powszedniego nastręczają sporych trudności. Nie każdego stać bowiem na nowe pomysły czy – idąc dalej – przewartościowanie swoich procesów myślowych i zmianę nawyków. Zwłaszcza gdy te nawyki wynieśliśmy z domu rodzinnego i teraz świadomie lub nieświadomie je powielamy. Tradycyjny podział ról w rodzinie jest głęboko zakorzeniony w naszej kulturze, nawet jeśli wiele rzeczy zmieniło się w tej kwestii. Jednakże nadal godzenie życia zawodowego z prywatnym stanowi dla wielu rodzin, szczególnie dla kobiet, niemałe wyzwanie. Trudy dnia powszedniego, zwłaszcza w połączeniu z opieką nad dziećmi, potrafią wystawić na próbę niejeden, nawet bardzo szczęśliwy związek. Według prowadzonych w Polsce i na świecie badań jedną z głównych przyczyn wpływających na harmonię rodzinną (czy raczej jej brak...) jest niska aktywność męskich partnerów w pełnieniu obowiązków rodzinno-domowych. Nierzadko nie wynika ona wcale z niechęci mężczyzn do dzielenia się z partnerką domowymi – monotonnymi i raczej mało ekscytującymi, opartymi na rutynie – czynnościami. To 61


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

raczej siła przyzwyczajeń sprawia, że nie zdają sobie sprawy z tego, jak różnymi drobnymi gestami mogliby umilić szarą codzienność swojej partnerce. A także przyczynić się do zniwelowania wielu nieoczekiwanych kolizji życia rodzinnego, jakie nierzadko przytrafiają się każdemu z nas. I tu polecam wszystkim zainteresowanym poradnik Katarzyny SzulcKłembukowskiej, pełen przydatnych rad, zarówno starych i wypróbowanych (choć z takich czy innych względów zapomnianych czy nie branych pod uwagę), jak i wielu nowych, nierzadko wręcz oryginalnych porad i wskazówek, często zaskakujących swoją prostotą. „Drobiazg, a cieszy” – to znane powiedzenie nabiera w tym kontekście dodatkowej wymowy. I nie ma znaczenia, czy będą to ofiarowane partnerce bez specjalnej okazji kwiaty, zaproponowanie jej poobiedniej drzemki, zaparzenie świeżej herbaty, kiedy wraca zmęczona do domu, cierpliwe wysłuchanie historii z życia jej przyjaciółki, bardziej zaawansowane prace domowe lub przydomowe czy wreszcie zaplanowane w tajemnicy niespodzianki wyjazdowe, imprezowe bądź inne. 365 sposobów jak uszczęśliwić kobietę to nie tylko praktyczny, ale przede wszystkim niezwykle inspirujący przewodnik dla tych, którym zależy na udanym i szczęśliwym dla obojga partnerów związku. W trakcie lektury uderza zwłaszcza pozytywne nastawienie i pełen afirmacji ton, jaki przenika te pomysły i rady, podane w lekki, daleki od mentorskiego sposób. Autorka szczodrze dzieli się własnymi oraz (co podkreśla) doświadczeniami innych kobiet, przyprawiając swe refleksje sporą dozą dystansu i autoironii. Ów pełen polotu, błyskotliwy i dowcipny styl stanowi dodatkową zaletę tej pozycji. Przewodnik-poradnik Katarzyny Szulc-Kłembukowskiej może być nieocenioną wręcz pomocą dla wszystkich (nie tylko męskich partnerów), którzy zechcą zadziwić i uszczęśliwić bliską sercu osobę. Poza tym, jak pisze autorka w przedmowie z właściwym sobie poczuciem humoru: „Bierzemy również pod uwagę, że nasz przewodnik trafi w ręce kobiet. W takim przypadku sugerujemy paniom, by wybrane pomysły podsunęły swoim mężczyznom. Satysfakcja gwarantowana”. Na pewno! Potwierdzam, przetestowałam na sobie!

62


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ksenia Olkusz: Marzyć czy nie marzyć – oto jest pytanie... Próbuje ów dylemat pokazać i w miarę możliwości rozwiązać Monika Gabor, autorka powieści pod znamiennym tytułem Uwaga na marzenia. Od razu zaznaczyć należy, iż jest to proza adresowana do kobiet, opisująca relacje międzyludzkie z punktu widzenia niewieściej bardziej niźli męskiej logiki czy perspektywy. Zresztą czy książka o związkach przyciągnęłaby uwagę panów? Śmiem wątpić. Tak czy inaczej, orzec należy, iż rzecz napisana jest sprawnie, choć uprzedzam, że Autorka konstruuje dialogi znacznie zgrabniej niż partie opisowe. Wadą, choć nie tak znów wielkim grzechem, jest także swoista niezręczność bądź nieumiejętność płynnego przechodzenia od jednego problemu do drugiego. Niektóre wątki urywają się, by w „magiczny” sposób powrócić, już rozwiązane. Zdecydowanie ujmuje to dramatyzmu dobrze zarysowanej problematyce i relacjom, jakie wytworzone zostają między poszczególnymi postaciami. Oś fabularną stanowią losy kilkorga bohaterów, przy czym to postaci kobiece determinują przebieg akcji i to przede wszystkim z ich perspektywy obserwowana i oceniana jest rzeczywistość. W roli prowadzącej bohaterki obsadzona została spokojna, prowadząca dostatnie i szczęśliwe życie Julia, z zawodu terapeutka. To ona staje się spoiwem fabuły, bowiem wokół tej bohaterki skupione zostały losy innych. Jest więc Iza, która uznaje się za nieszczęśliwą w związku z rzekomym egoistą Pawłem i postanawia zacząć wieść idealne życie z perfekcyjnym Maciejem. Nie zważa przy tym na fakt posiadania dziecka, którego psychika ucierpieć może nie tylko na konflikcie rodziców, lecz także w wyniku przymusowej przeprowadzki do innego miasta, a więc i obcego otoczenia. Oderwanie od ojca, jak w rozmowie z Izą zauważa Julia, mogłoby przynieść fatalne konsekwencje. Tymczasem, dokładnie w tej samej linii czasowej, rozgrywa się inna historia miłosno-rozwodowa. Siłą napędową zdarzeń o podobnym charakterze staje się właśnie Julia, spotykająca Marcina, wspólnika jej męża, z kobietą, która nie jest żoną owego mężczyzny. Ten drobny z pozoru incydent, który bohaterka początkowo stara się zachować dla siebie, staje się kamykiem poruszającym lawinę. Para się rozchodzi, gdzieś w niedalekiej przyszłości majaczy rozwód, ponownie jest mowa o dobru potomstwa i nieetycznym zachowaniu zdradzającego małżonka.

63


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Gabor pisze o sprawach i dylematach jednocześnie, które są ludzką codziennością. Autorka sprawnie analizuje i wskazuje możliwości oraz kierunki, w których potoczyć się mogą losy bohaterów, dba o wiarygodność i uzasadnienie dla prezentacji ich reakcji, bądź odczuć, nie waha się przed ukazywaniem skrajnych niekiedy emocji. Opowiada o miłości, lojalności, zdradzie małżeńskiej, odpowiedzialności za los własny oraz bliskich nam ludzi. Czyni to w sposób zdradzający umiejętne podejście do tematu, ponieważ opowiada w powieści o kwestiach prawdziwych, o uwikłaniu w związki, o emocjach dzieci, wplątywanych w sytuacje, w których rodzice dostrzegają jedynie własne dobro (temu służy choćby przykład Izy i jej córki). Niejako głosem rozsądku czyni Gabor Julię, która zabiega o to, by zmagające się z kłopotami przyjaciółki miały w niej oparcie i pomoc. Bardzo pięknie pokazana zostaje choćby sytuacja, kiedy zdradzona Marta agresywnie, choć w stu procentach wiarygodnie, odrzuca wsparcie Julii. Jest w tych gestach wielka szczerość i nieraz czytelnik ma okazję zobaczyć w działaniach i dylematach bohaterów samego siebie. Mam zresztą wrażenie, iż postaci pełnią tu rolę exemplum – są wzorcami określonych zachowań i służą jako przykładowe wersje rozmaitych sytuacji życiowych, związanych z małżeństwem, rodzicielstwem czy partnerstwem. Minusy dostrzegam tutaj dwa. Zasadniczą kwestią jest brak pogłębionej analizy psychologicznej bohaterów, gdyż nawet ci pierwszoplanowi są jakby niedopracowani pod względem osobowościowym. Postaci drugo- i trzecioplanowe wydają się po prostu pełnić funkcję robotów, włączanych jedynie wówczas, gdy powinni coś uczynić lub powiedzieć; są tłem, ale takim odrobinę pozbawionym życia. Jak jednak wspomniałam uprzednio, postrzegam tę powieść raczej jako opis sytuacji, egzemplifikację życia, zatem owa jednowymiarowość bohaterów nie powinna dziwić czy razić. Drugim felerem, choć to już kwestia doprawdy bardzo subiektywnego odbioru, jest fakt, że bohaterowie osadzeni zostali w świecie klasy wyższej, jakby wycięci z romansu wyższych sfer12 czy (nieobecnego na gruncie polskim) romansu salonowego13, nie mają kłopotów finansowych, swobodnie poruszają się po rzeczywistości luksusu, a ich problemy – ukazane z tej właśnie perspektywy – są irytujące i płytkie. Szkoda, że Autorka nie pokusiła się o osadzenie fabuły w świecie mniej kosztownym, a za to prawdziwszym; wówczas łatwiej byłoby się zidentyfikować z autentycznymi przecież, i w taki właśnie sposób opisywanymi, sercowymi rozterkami postaci. Podsumowując, polecam na długie zimowe wieczory oraz letnie noce jako formę relaksu oraz niezły poradnik małżeński. 12 Zob. M. Bujnicka, Romans [hasło]. [W:] Słownik literatury popularnej, red. T. Żabski, Wrocław 2006, s. 540. 13 tamże., s. 540-541. 64


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ciernik i Pokrzywnica: Agnieszka Hałas i jej Teatr Węży Tekst pochodzi z blogu Leniwiec literacki. Ciernik i Pokrzywnica na tropie.

Upolowane: Agnieszka Hałas, Teatr Węży (Dwie karty, Pośród cieni, W mocy wichru), e-book, papier. Pokrzywnica: Trylogia Agnieszki Hałas to nie selfpublishing, tylko nisza. A może nie nisza? Ciernik: Jaka tam nisza! Klasyczne, wręcz rpg-owe, dark fantasy. Pokrzywnica: Skoro nie nisza, to dlaczego jeszcze nie zawojowała połowy świata? Ciernik: Do zawojowania świata brakuje chyba dwóch cech (albo chociaż jednej z nich): rewelacyjnego, a najlepiej jeszcze charakterystycznego stylu oraz niesamowitej, wciągającej akcji. Tego w „Teatrze Węży” nie ma. Język jest przyzwoity, akcja niezła, całość zupełnie fajna, ale ogona nie urywa. Pokrzywnica: Oj, języka nie doceniasz. Jest więcej niż przyzwoity – jest naprawdę dobry. Tyle nazw własnych wymyślić, i to ładnie brzmiących – to jest sztuka! Akcja... hm, rzeczywiście ma w sobie coś z gry, zwłaszcza w pierwszym tomie. A jak Ci się podoba świat wymyślony przez Agnieszkę Hałas? Jej magia? Andrzej Pilipiuk stwierdził, że ona jest heretyczką i w innych czasach za takie pisanie spłonęłaby na stosie! (Tutaj Autorka pożeranego dzieła pisnęła, że to Ciećwierz, Paweł Ciećwierz tak mówił, nie Pilipiuk! Coś mi się w ptasim łebku poświergoliło.). Ciernik: Bardzo ładnie zaczerpnęła z zachodniej tradycji okultystycznej i podała te motywy na swój własny sposób. Podoba mi się. Wykreowana rzeczywistość jest spójna, przemyślana, dopracowana i nawet nie razi mnie lucyferia w świecie, w którym nie było Lucyfera. Pokrzywnica: Nie musiało być. Mogła przecież powstać nazwa napoju „niosącego światło” bez pośrednictwa imienia „niosącego światło” demona. Gorzej, hi hi, że w tym świecie nie było także łaciny... Ale o tym też przecież możemy zapomnieć, wystarczy, że nazwa pięknie brzmi. Jak wiele innych nazw w tym świecie. Ciernik: Lucyfera nie było, ale za to jest mnóstwo innych demonów! A prócz nich mamy też żywiołaki, larwy, ifryty, istoty astralne, dusiołki, sigile, chowańce, inkarnacje magów, transy... Pokrzywnica: I homunkulusy! Wampiryczne, zębate homunkulusy! 65


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ciernik: Jest i Tarot w postaci Wielkich i Małych Arkanów (ciekawskim polecam zapoznanie się z interpretacjami tych drugich i porównanie ich z akcją powieści). Pokrzywnica: Agnieszka Hałas złapała i wplotła też w to wszystko mity nowoczesne. Zwłaszcza jeden, bardzo ważny mit. Bohater nie pamięta swojej przeszłości. Ma jedynie strzępki wspomnień, coś zna, o czymś majaczy, coś mu się kojarzy... Mnie się też coś kojarzyło. Czułam, że coś znam, coś pamiętam. Że ciepło, ciepło, coraz bliżej... aż w połowie drugiego tomu pacnęłam się w czoło! Światem rządzą dwie siły: Czerń i Srebro, tak? Symbolem Srebrnych jest gwiazda. Kto (w naszym świecie, nie w tym wykreowanym) legitymuje się znakiem srebrnej gwiazdy? Są rywalizujące ze sobą Doliny, a Srebrni są przeciwko nim wszystkim. Co Ci to przypomina? Prawo magów: nie ma bezinteresownych przysług, za każdą trzeba zapłacić. Skąd my to znamy? I wreszcie: główny bohater – postrzegamy go jako dobrego, jesteśmy po jego stronie, współczujemy mu, chociaż on posługuje się mocą Czerni! To facet z blizną. Uwikłany w sploty losu, bezlitosne pułapki przeznaczenia. Bohater tragiczny. Przecież go dobrze znamy! Nie z tamtego, pełnego czarów świata fantasy, ale z naszego. Już go widzieliśmy, tylko miał wtedy na sobie inny strój. Znamy ten klimat, chociaż w wersji niemagicznej! Ciernik: Wiem, kogo masz na myśli! Ja przy lekturze pierwszej części trylogii nie mogłem się opędzić od skojarzeń z Planescape: Torment! Ha! Dwie karty nawet mają formę klasycznego rpg-a: wolno rozwijająca się główna linia fabularna i masa pobocznych questów. Ale Tobie chodzi o pewien rewelacyjny film Coppoli, prawda? Pokrzywnica: Najpierw powieść Mario Puzo. A potem tak, film Coppoli. Twarz Krzyczącego w Ciemności to jest niewątpliwie twarz Michaela Corleone, a właściwie Ala Pacino, bo taka się utrwaliła w naszym nowoczesnym micie. Każdy bohater z ciemnej strony mocy, po Michaelu, musi mieć w sobie coś z młodego Corleone. A Brune Keare ma całkiem sporo. I ten świat ma całkiem sporo ze świata rozgrywek mafijnych. Ciernik: Nie tylko mafijnych. Zwróć uwagę na zasady podpisywania cyrografów: agentem danej frakcji nie może zostać byle kto. Kontrakt jest wyróżnieniem i oferuje się go tylko osobom już posiadającym moc i władzę! Czy to nie przypomina masonerii i stereotypów z nią związanych? Z kolei kiedy patrzymy na Srebrnych, to nie sposób uciec od skojarzeń z Inkwizycją. Jednak u Hałas Srebro przymyka trochę oko na działanie Czerni. Srebrni do pewnego stopnia akceptują istnienie i działanie Czarnych, nie pragną unicestwić ich całkowicie i zetrzeć w proch. 66


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Pokrzywnica: Bo to nie jest Inkwizycja tylko policja! Kto w naszym świecie nosi srebrną gwiazdę? Ciernik: Strażnik Teksasu! Pokrzywnica: Właśnie! Srebrni są strażnikami Ekwilibrium – czyli porządku świata. A Czarni – to mafia, która ten porządek zakłóca. I to nie jest przypadek, że antagonistą Czerni jest Srebro, a nie Biel. Hałas rozmontowała opozycję dobro-zło przedstawianą symbolicznie jako walka Czerni i Bieli. W jej świecie dobro i zło nie dzielą się w ten sposób. A żeby było śmieszniej: w trzecim tomie pojawia się rzeczywiście policja. Ale to tylko figurki, żywcem wyjęte z książkowych kryminałów i sensacyjnych seriali. Prawdziwą policją tego świata są Srebrni. Ciernik: Łamiąc tę opozycję, autorka odeszła od tradycyjnego podziału, jakim jest zabarwione myślenie judeochrześcijańskie i zrobiła zgrabny ukłon w stronę herezji oraz filozofii Wschodu. Widać tutaj pewną zbieżność z myśleniem taoistów oraz animistów. Pokrzywnica: Są Czarni i Srebrni, ale nie ma dobrych i złych. No właśnie: jak Ci się podobają postacie? Ciernik: Niezłe, ale zabrakło mi tam kogoś, do kogo mógłbym się mocniej przywiązać. Kogo żałowałbym, gdyby zginął. Najbardziej polubiłem Marshię Lavalle, zwłaszcza w drugim tomie, gdy stała się bardziej ludzka. Pokrzywnica: Uuuu, to masz pecha! To całe „bycie ludzką” Twojej ulubionej bohaterce nie wyszło na zdrowie... Ciernik: To prawda, ale właśnie dzięki temu stała mi się bliska. Podoba mi się, że postacie w Teatrze Węży, nawet te epizodyczne, są z krwi i kości. Mają zalety, ale i wady (świetny pomysł z nałogiem Krzyczącego!), dzięki temu łatwo się z nimi utożsamić. A wiesz, co pomyślałem, kiedy skończyłem czytać? Ilu znamy ka-ira? Ilu ich chodzi pomiędzy nami? Czyż Polacy nie są narodem lubującym się w cierpieniu, czerpiącym z niego siłę? Przecież nic tak nie podkręca naszych krajanów jak rozmowy o byłych, aktualnych lub nieuchronnie się zbliżających nieszczęściach. Karmimy się bólem! Pokrzywnica: Ilu znam ka-ira? Zaskoczyłeś mnie... Raczej nie widzę wokół siebie pasjonatów cierpienia. Chociaż ja w ogóle mało widzę, bo jestem zbyt zapatrzona w siebie. Ale fakt, że lubimy, jako naród, marudzić, narzekać, krytykować i zazdrościć. Może rzeczywiście nasz kraj nadawałby się na ojczyznę Czarnych Magów. Tylko że ka-ira muszą być 67


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

rozsądni. Muszą panować nad darem, żeby nie popaść w szaleństwo. A ci wszyscy taplający się z upodobaniem w cudzym cierpieniu nieszczęśnicy to raczej szaleńcy niż praktykujący magowie. Za głupi jesteśmy na magię. Ciernik: Za głupi, ale przyznasz, że wampiryzm jednak w nas drzemie! Pokrzywnica: Może naszymi przodkami były jakieś zębate homunkulusy? Kto wie...

68


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Waniliowa: Żadnych wampirów ani wilkołaków, czyli Wybory Joanny Łukowskiej Recenzja pochodzi z magazynu: debiutext

Wybory Joanny Łukowskiej to zbiór siedmiu krótkich opowiadań – o nastolatkach dla nastolatków. Mimo że do tej grupy wiekowej od kilku lat się nie zaliczam, kiedy potrzebuję chwili wytchnienia i lekkiej książki, lubię czytać młodzieżówki. Dawno nie sięgałam po formę literacką, jaką jest opowiadanie, dlatego z chęcią zdecydowałam się przeczytać Wybory – dodatkową zachętą byli realistyczni bohaterowie, żadne wampiry czy wilkołaki, których mam ostatnio przesyt. Tytuł książki to zarówno tytuł pierwszego opowiadania, jak i motyw przewodni całej pozycji. Poznajemy różnych bohaterów – nastolatków, borykających się z wszelakimi trudami dorastania. Mierzą się z problemami w szkole, wymaganiami rodziców, pierwszą miłością, istotą przyjaźni, a także obrazem samych siebie we własnych oczach i oczach rówieśników. Walczą z kompleksami, swoimi słabościami – wszystko to dzieje się poprzez dokonywanie, często trudnych, życiowych wyborów. Spośród opowiadań najbardziej spodobały mi się dwa: Pyza oraz Smok i dziewica. Pierwsze traktuje o zjawisku bliskim wielu kobietom, nastolatkom (coraz młodszym) niestety również – odchudzaniu. Autorka w sugestywny sposób pokazuje, jak dieta może wpłynąć nie tylko na nasze ciało, lecz także na naszą psychikę, osobowość i relacje z bliskimi. Smok i dziewica natomiast to zabawna powiastka o niezłomnym dziadku, który za wszelką cenę stara się chronić swoją wnuczkę przed zalotnikami i amantami. Przerysowana i komiczna postać dziadka, zrezygnowana Justyna i nieugięty Gabryś, który postanawia nie bać się starszego pana – co z tego wyniknie? Książka Joanny Łukowskiej niesie ze sobą wiele pozytywnych wartości. Pokazuje nastolatkom, że nie są osamotnieni w swoich problemach, a z każdej sytuacji znajdzie się wyjście, jeżeli pójdziemy właściwą, przemyślaną drogą. Wybory są opowiadaniami lekkimi w odbiorze, ciepłymi i niosącymi morał. Jedynym, co mogę autorce zarzucić jest – miejscami – silenie się na „młodzieżowy slang”, co czasem wypada sztucznie.

69


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

W dobie młodzieżowych książek fantasy warto sięgnąć po pozycję traktującą o czymś realnym, co spotyka nastoletnich czytelników każdego dnia. Opowiadania Joanny Łukowskiej będą bardzo dobrym wyborem.

70


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ksenia Olkusz: Cudowności wieku XIX Pomysłowość Andrzeja W. Sawickiego, w omawianym tutaj zbiorze Kolce w kwiatach, doprawdy nie zna granic. Każde z opowiadań rozgrywa się mniej więcej w tym samym czasie, a więc podczas zaborów, a wiąże to wszystko w całość – i to, przyznam, zgrabną – tajemniczy czynnik zwany mutatio, pojawiający się jako element pierwszo- lub drugoplanowy w każdym z tekstów. Owe anomalie pochodzą, jak się zdaje, z innego świata, według teorii bohaterów z rzeczywistości przyszłej, a każdy fragment tej materii sprawia, że dokonuje się jakaś zmiana, przeobrażenie. Także ludzie, dotknięci ową innością, transformują się, zyskując moce, nad którymi niekiedy trudno im zapanować. Świat przedstawiony przez Sawickiego przepełniony jest tęsknotą, melancholią, toczą się w nim brutalne wojny, a ludzie wydają się nie pojmować, jak bardzo owe mutatia mogą na nich wpływać. Zbiór opowiadań zawiera takie tytuły jak: Kolce w kwiatach, Niezwykły przypadek Martyny Gewalt, Jak wiatr na stepie, Widok spod kurhanu oraz Czekając, aż skończy się wszystko. W mojej opinii za najbardziej udane uznać można tytułowe opowiadanie, które choć dość schematyczne pod względem budowy, wydaje się dość intrygujące i – co ważne – wprowadza czytelnika w specyfikę przestrzeni przedstawionej. Przy okazji porusza również tematykę konspiracyjną, kreśląc scenerię quasi-historyczną, nadając tym samym opowieści specyficznego klimatu. Także Niezwykły przypadek Martyny Gewalt można uznać za tekst udany pod względem kompozycyjnym, zwłaszcza że nawiązuje czytelnie do legendy o warszawskiej syrence, czyniąc to w sposób doprawdy sympatyczny i zgodny z logiką przedstawionego świata. Tymczasem tekst Jak wiatr na stepie, choć mocno dopracowany, nie w pełni wykorzystuje potencjał, który ma w sobie zarówno bohater, jak i sama fabuła utworu. Motyw przewodni wydaje się prosty, lecz dość mocno i nazbyt natrętnie przywołany tu zostaje akcent patriotyczno-wyzwoleńczy. Wydaje się, że od poprzednich tekst ten różni się także zakończeniem, sprawiającym wrażenie niedokończonego, niedopracowanego jeszcze. Zdecydowanie najsłabszym opowiadaniem jest Widok spod kurhanu, które po prostu nie pasuje do pozostałych. Wprawdzie autor stara się zyskać dla owych anomalii skonkretyzowaną wykładnię, jednak nie jest ona, niestety, ani przekonywująca, ani 71


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

tym bardziej oryginalna. Zbyt wiele w tym niepotrzebnych inspiracji Matrixem, niepotrzebnych komplikacji i w zasadzie niezbyt udanych zwrotów akcji. Rzecz jest miałka i pozbawiona tego uroku, który niosły ze sobą poprzedzające tekst opowiadania. Ostatnie w zbiorze Czekając, aż skończy się wszystko, jest historią daleko bardziej interesującą. Utwór stanowi tu zresztą zręczną manipulację znanymi z literatury motywami, lecz jednocześnie stanowi zupełnie nową i świetnie zrealizowaną opowieść podejmującą tropy artystyczne i rozwijającą je według intrygującego pomysłu autora. Dobrze, że taki właśnie tekst wieńczy całość, bowiem to właśnie on na dłużej pozostaje w pamięci. Pod względem stylistycznym opowiadania są dopracowane, postaci mówią charakterystycznym dla każdej z nich językiem. Sawicki sprawnie posługuje się historią, aby tło było wiarygodną podporą dla snutych przezeń opowieści. Jako całość tom oceniam pozytywnie, zwłaszcza że jako czytelnik pragnęłabym kontynuacji i rozwinięcia pomysłów, które – a widać to gołym okiem – mają ogromny potencjał. I gdyby jeszcze zmienić tę niezbyt piękną okładkę, wrażenia byłyby naprawdę pozytywne.

72


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Marta Żołnierowicz: Jednak smoki istnieją. Recenzja Leksykonu smoków Agnieszki Korol Wbrew temu, co powszechnie się uważa, okazuje się, że smoki jednak istnieją. I możecie udawać, że zagadnienie to absolutnie Was nie dotyczy, ale jeśli rozejrzycie się dookoła, to ilość łusek, rogów i ziejących ogniem istot jest niewyobrażalnie wielka. Żeby więc nie zagubić się w tym smoczym świecie i nie oceniać smoka po okładce, warto sięgnąć po Leksykon Smoków autorstwa Agnieszki Korol, wydany w postaci ebooka przez wydawnictwo RW2010 (bardzo przekonuje mnie adnotacja, że „aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa”). Agnieszka Korol spędziła wiele godzin, narażając się na niewiarygodne niebezpieczeństwo, tylko po to, aby uświadomić Wam, z którymi smokami warto się zaprzyjaźnić, a które zdecydowanie lepiej omijać z daleka. Z tego heroicznego wyczynu powstał dokładny opis trzydziestu czterech smoków, które mogą występować w waszym sąsiedztwie. Jednocześnie autorka zatroszczyła się o to, aby leksykon był jak najbardziej skondensowany i dał się szybciutko przeczytać – żeby wiedza od niej spłynęła na czytelnika w jak najkrótszym czasie. Użyła zwięzłego i przystępnego języka, żeby nie pozostawić żadnych wątpliwości interpretacyjnych, jednocześnie zostawiając kilka wskazówek i okazji do wyobraźniowego dryfu dla śmiałków, którzy wiedzę o smokach wolą sobie dawkować. Zastawiła także pułapkę dla złych smoków, które dorwawszy tę książeczkę w swoje ręce (łapy), mogą uznać, że nadaje się ona tylko dla dzieci, a dorośli niczego się z niej nie dowiedzą. Nic bardziej mylnego, ponieważ każda grupa odbiorców odczyta skierowane do nich wskazówki. Osobiście mam kilka podejrzeń, co do otaczających mnie istot, i wydaje mi się, że już zdążyłam wyśledzić smoka romantyka z dwiema głowami, który może zakochać się przede wszystkim w sobie. Na pewno widziałam też smoka skarbolubnego i słyszałam jego fałszywe wywody. Na własnej skórze przekonałam się, jak działa smok kamuflaż i jak bardzo może mnie zdenerwować. A już na pewno złośliwy przesmok i jego przyjaciel na całe życie krasnoludek, który postanowił we śnie ucałować swojego wybranka, są mi świetnie znani.

73


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Jest tylko jedna rzecz, w którą autorce absolutnie nie wierzę, bo przecież „nie bój się smoków dentystów” stanowczo nie może być prawdą! Zresztą pewnie dlatego ten smok nie został zilustrowany przez Jolantę Jaworską. Bo przecież pozostałe jej smoki wyglądają dokładnie tak, jak powinny wyglądać, dzięki czemu wyposażeni jesteśmy w dodatkowe wizualne ostrzeżenie. Kogo by więc przekonał smok z ogromnymi łapami i maszyną do borowania? Na pewno nie mnie! Przekonuje mnie natomiast smok pustynny i to jego kolejnego mam zamiar wypatrzeć. Obym tylko nie spotkała smoka złotoustego, bo jeszcze uwierzę w to, co mówi, i spocznę na laurach...

74


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

WYWIADY

75


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ksenia Olkusz: Perły w debiucie – wywiad z Niną A. Neumann, autorką powieści Ziemią wypełnisz jej usta. Ksenia Olkusz: Na początku chciałam pogratulować Ci publikacji powieści. Wiem, że dla pisarki, którą – chcesz lub nie – teraz już jesteś, to ogromna radość. Czy to spełnienie Twoich marzeń, jeśli mogę zadać tak osobiste pytanie? Nina A. Neumann: Dziękuję. W pewnym sensie jest to spełnienie jednego z moich marzeń. Pisanie pociągało mnie od dawna, choć do tej pory nie mogłem się mu poświęcić. Moje życia przebiega zróżnicowanymi etapami i mam wielkie szczęście realizować w nich kolejne marzenia. Oby tak dalej i oby nie zabrakło mi marzeń. K.O.: Jesteś debiutantką, ale napisałaś książkę bardzo dopracowaną. Jak dużo czasu jej poświęciłaś? To Twój pierwszy utwór. Czy są inne, opublikowane lub nie? N.A.N.: To mój pierwszy opublikowany utwór. Próbowałam pisać krótsze formy, ale bez powodzenia. Widać dopiero powieść dała mi możliwość wyrażenia się z odpowiednim rozmachem. Zwykle pisarze zaczynają od krótszych form, w moim wypadku się to zupełnie nie sprawdziło. Jako zagorzały czytelnik nie lubię czytać opowiadań, szortów, nowelek. By napisać krótką formę, trzeba mieć naprawdę świetny pomysł, taki, który przenicuje czytelnika. Takich pomysłów nie ma za wiele. Jest kilku autorów opowiadań, których czytuję i cenię, ale zdecydowanie wolę powieści. A jednak książka rozpoczęła swój żywot od próby napisania szorta na jedno z forów fantastycznych. Temat brzmiał Pełnia, więc wyobraziłam sobie polowanie, które kończy się odwróceniem ról, ofiara staje się katem, a prześladowca zostaje upokorzony. Szorta nie wysłałam na konkurs, czułam, że to pomysł na coś więcej, nie chciałam go zmarnować. Przeleżał tak kilka lat aż do stycznia tego (2013 – przyp.red.) roku, kiedy, wiem, brzmi to arogancko, ale tak było, po prostu siadłam i zaczęłam pisać dalej. Pisaniu mogłam poświęcić jakieś dziesięć godzin tygodniowo, czasem nieco więcej. W maju tekst był gotowy. Tak naprawdę miałam wrażenie, że on napisał się sam, znowu strasznie zarozumiałe stwierdzenie, a ja tylko użyczyłam palców stukających w klawisze. Czułam się, jakbym wydobywała z mroku gotową formę, która tam była od lat. Poza tym miałam wiele radości z pisania, to było jak stan lekkiego zamroczenia, bardzo przyjemne uczucie. Pewnie zaraz pojawią się zarzuty o grafomanię. Cóż, może tak jest, ale ja lubię grafomanów: Lovecrafta z jego barokowym językiem, Dicka produkującego powieści seryjnie, a nawet markiza de Sade’a, który z pewnością czerpał wiele przyjemności z pisania. Nie uważam, by pisanie musiało być męką dla autora, wystarczy, że potem męczy się z publikacją i sprzedażą.

76


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

K.O.: Kim byli pierwsi jej czytelnicy i krytycy? Czy omawiałaś z kimś napisane już rozdziały? N.A.N.: Pierwszym czytelnikiem była moja przyjaciółka, której gust literacki bardzo szanuję, a drugim zaprzyjaźniony nowohucki pisarz J.T. Olejniczak. Nie omawiałam z nikim poszczególnych części powieści. Moi pierwsi czytelnicy otrzymali całość. K.O.: Piszesz bardzo eleganckim, barkowym niekiedy stylem, który w pewien sposób hipnotyzuje czytelnika. Czy jak na przykład Gustaw Flaubert, doszlifowywałaś poszczególne fragmenty? Czytałaś je na głos, żeby sprawdzić, czy ich melodia jest właściwa? Bo brzmią niezwykle harmonijnie. Jak pracowałaś nad tekstem? N.A.N.: Dziękuję za uznanie, starałam się, by język był melodyjny i ilustrował treść, był jakby podkładem muzycznym do obrazów. Szczerze mówiąc, szlifowanie polegało głównie na czytaniu wszystkiego kolejny raz, ale nie na głos. Bardzo dużo zgrzytów i potknięć językowych poprawiłam, pracując z moją redaktorką Joanną Ślużyńską. Myślę, że tekst bardzo na tej wspólnej pracy zyskał, a ja dużo się nauczyłam. K.O.: Powieść ma budowę szkatułkową, a język poszczególnych postaci koresponduje z ich osobowością, pochodzeniem... To świadome zabiegi literackie? N.A.N.: Zgadza się, są to zabiegi w pełni zamierzone i nierozerwalnie związane z samą fabułą powieści, w której, można rzec, wszystko ma znaczenie, imiona, miejsca, sposób mówienia bohaterów, nawet mój pseudonim literacki został skrojony specjalnie na potrzeby świata powieści – to taka mała podpowiedź dla czytelnika. K.O.: Skąd wziął się pomysł, żeby napisać książkę o wampirzycy (ach, ta moda na krwiopijców!), która nie jest wampirzycą, tylko... No właśnie – kim? Estrią? A któż to taki? N.A.N.: Śledzę narastającą fascynację wampirami od wielu lat. Ich popularny odbiór ewoluuje w popkulturze. Nie do końca podoba mi się kierunek tej ewolucji. Kiedyś wampir był materializacją zła, dziś jest błyszczącym chłopcem z żelem we włosach, który ma fajne umiejętności dodatkowe; można z nim na przykład sobie polatać jak z aniołem, a na dodatek zawsze pozostanie młody, cud miód. Ja zadałam sobie kolejny raz pytanie, które padało już w książkach takich autorów jak Anne Rice, czy bycie nieśmiertelnym jest naprawdę dobre dla kogokolwiek? Czy psychika śmiertelnika jest gotowa na niekończącą się egzystencję, jakkolwiek byłaby ona urocza? Powieść jest moją odpowiedzią na to pytanie i pokazuje różne aspekty nieśmiertelności, jej ciemne strony. Zaznaczam, że nie chodzi mi o popularne wyobrażenia piekła, choć ta kwestia także pojawia się w powieści, ale o nieśmiertelność realizowaną na Ziemi, o której pewnie większość z nas czasem marzy. Czy jednak naprawdę zdajemy sobie sprawę z tego, o czym marzymy? To tak jak w horrorze Władca życzeń: uważajcie, o co 77


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

prosicie, bo a nuż wasze życzenia się spełnią. Zresztą ten motyw w kulturze obecny jest od zawsze, ja z dzieciństwa pamiętam bajkę, rosyjską zdaje się, o tym, jak para staruszków oszukała śmierć, ale bynajmniej nie dało im to wielkiego szczęścia. Kim jest estria? – to demon-sukkub występujący w kulturze wczesnożydowskiej, o którym wzmiankowano już w średniowieczu. Cytując zasoby sieci: „Czasem uznawano, iż jest wiedźmą. Potrafił latać. Z wyglądu przypominał bardzo bladą i ponętną kobietę – wampirzycę. Żył w mroku. Czerpał energię życiową z krwi ludzkiej i stosunków seksualnych z mężczyznami. Chętnie też pożerał noworodki. Estria, kiedy była głodna, nie wybrzydzała, a jej ofiarą paść mógł każdy, kogo spotkała na swojej drodze. Jej ciało powstawało ze zwłok osoby, której prawidłowy pochówek nie został zapewniony”14. Nie chciałam nazywać jej wampirem, choć faktycznie nieco wampiry przypomina. Powieść dzieje się na krakowskim Kazimierzu, jak widać, mamy tu własne lokalne demony. K.O.: Sporo w powieści intertekstualnych powiązań, wiele też w niej przywołań postaci historycznych. Bawisz się z czytelnikiem w intelektualną grę, prawda? Czego oczekujesz od odbiorcy, kiedy pojawiają się w powieści przecudowne aluzje do literatury, mitologii sumeryjskiej, mezopotamskiej i wiele innych, ukrytych w tekście tropów? N.A.N.: Od czytelnika oczekuję głównie, że będzie się dobrze bawił, a jeśli poczuje potrzebę głębszego przyjrzenia się utworom, topikom i postaciom, o których piszę, zrobi to; mam nadzieję, że zostawiłam dość wskazówek, by było to możliwe. Osobiście bardzo szanuję amerykańskiego pisarza Dana Simmonsa, nie tylko za to, że napisał kilka naprawdę świetnych powieści, ale przede wszystkim za to, że gdy odwołuje się do innych utworów literackich, mówi o tym wprost. Ja starałam się robić podobnie. Oczywiście niektóre aluzje są bardziej zawoalowane, a niektóre wyszły mi niechcący albo raczej nieświadomie. Nie uważam, by utwór literacki zyskiwał jakąś szczególną wartość tylko dlatego, że czytelnik, by cokolwiek zrozumieć, musi przewertować dziewięć tomów encyklopedii i znać sanskryt. Wolę jasną sytuację, kiedy twórca, tam gdzie może to uczynić, podaje źródło i nie wstydzi się czerpania inspiracji z prac innych; oczywiście nie mam na myśli plagiatu, a jedynie twórcze wykorzystanie historii, dzieł sztuki, utworów literackich, religijnych i filozoficznych. K.O.: Kiedy czytałam Ziemią wypełnisz jej usta, miałam wrażenie, że wprowadzasz czytelnika w świat pełen cudowności i okropieństw jednocześnie. Zdajesz sobie sprawę, że niektóre motywy mogą być dla odbiorców szokujące? Zwłaszcza te odnoszące się do seksualności, żądzy zabijania, zadawania bólu.

14 Zob.: Bloodluna. Biblioteka wampira. [Z:] http://blood-luna.org/vpage/2281/estria-%28azja%29 [dostęp?]. 78


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

N.A.N.: Tak, zdaję sobie sprawę, że wiele jest szokujących obrazów i tez w tej powieści. Nie było jednak moim nadrzędnym celem przyprawienie czytelnika o obrzydzenie czy oburzenie. Ja tak właśnie postrzegam życie, jako mieszankę bólu i cudowności w różnych proporcjach. To banalne, ale obecnie często zapominamy lub staramy się za wszelką cenę wyrzucić ze świadomości śmierć, cierpienie, rozkład, złe żądze, niskie uczucia, obrzydliwe rzeczy. To takie niemodne, trzeba być młodym, pięknym, uśmiechniętym, zaradnym, odnosić sukcesy. Z drugiej strony, każde uczucie domaga się realizacji w psychice i jeśli je wyprzemy, będzie starało się zaistnieć w inny sposób. W owym masowym, kulturowym wyparciu naszych czasów upatruję szalonej popularności wampirów, zombi, wilkołaków, seryjnych morderców, będących tematem wielu książek, seriali i filmów, w tym często literatury młodzieżowej. Popkultura oswaja śmierć i podaje ją w formie papki strawnej dla przeciętnego wystraszonego przemijaniem Kowalskiego, który normalnie nie jest w stanie zmierzyć się z tymi dylematami. Tańczymy taniec śmierci zupełnie jak w średniowieczu, tyle że w blasku neonów, błyskach świateł modnych klubów i przy nowoczesnej muzyce. Dlatego demony ewoluują od lovecraftowskiego zła przyprawiającego o szaleństwo do przypudrowanych nastolatków, z którymi można się przytulać i wysyłać sobie esemeski. Ja staram się powrócić do koncepcji zła, które jest złem, a nie złotym jabłkiem zgniłym nieco w środku. Chciałam pokazać, że ból to po prostu ból i nie ma na niego prostego leku – tabletki szczęścia, a uczucie miłości nie zawsze jest czyste i piękne, ma mroczną stronę, bo pragnienia ludzkie często dotyczą rzeczy zakazanym, moralnie niesłusznych, zgubnych. K.O.: Pytałam już o estrię, teraz czas na Łowcę. Stworzyłaś archetypicznego literackiego (wprost podręcznikowego, jeśli chodzi o dzieło artystyczne) seryjnego mordercę. Skąd czerpiesz wzorce? I dlaczego czytelnicy nie dowiedzieli się ostatecznie, kim był? Człowiekiem czy bestią-wilkołakiem omalże (to surowe mięso, ta konina, ten mutyzm i warczenie)... N.A.N.: Wzorce czerpię z literatury fachowej. Starałam się skonstruować psychologicznie wiarygodną postać, a nie jakiegoś miłego przystojnego faceta w stylowych ciuchach, który morduje tylko tych złych, wstrętnych kolegów psychopatów, którzy i tak na to zasłużyli. Na resztę pytania nie odpowiem – wszystko jest w oczach czytelnika. K.O.: Sięgasz też do kultury żydowskiej, doskonale splatając ją z innymi kulturami i wierzeniami religijnymi. Skąd ta fascynacja i wiedza o tej akurat dziedzinie? N.A.N.: Religioznawstwo, filozofia, etnologia interesują mnie od czasów studiów. Wtedy bardzo dużo na ten temat czytałam, potem z braku czasu nieco mniej, ale tamte lektury pozostały we mnie i wpłynęły na moje pisanie. Nie czuję się jednak żadnym ekspertem w powyższych dziedzinach, zwłaszcza w kulturze żydowskiej. Prawdopodobnie żyjąc od piętnastu lat w byłej dzielnicy żydowskiej, nasiąkłam 79


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

wieloma rzeczami z nią związanymi. Codziennie mijam synagogi i przechodzę koło cmentarzy, idąc po zakupy. Mijam tradycyjnie przyodzianych Żydów, znam z widzenia rabbiego gminy żydowskiej. Jadam w knajpkach ich tradycyjne potrawy. A czasem irytuję się, gdy wyjątkowo liczna wycieczka z Izraela zatarasuje cały chodnik. Ta kultura nadal tu żyje i kwitnie, jest obecna na każdym kroku. Któregoś wieczoru słyszałam śpiew płynący z otwartych okien synagogi, była w nim ogromna siła, zauroczyło mnie to o wiele bardziej niż festiwal kultury żydowskiej czy klezmerskie zespoły grające w tutejszych knajpkach. K.O.: Dość istotnym motywem wydaje się kwestia nieśmiertelności i konsekwencji z tym związanych. Pokazujesz, że życie to nie tylko istnienie, to odczuwanie, pragnienie, pełnia. Tak postrzegasz ludzką egzystencję czy to po prostu licentia poetica? N.A.N.: Tak jak już wcześniej wspomniałam, jest to faktycznie istotna topika w mojej powieści. Owszem, postrzegam ludzką egzystencję jako coś nieskończenie skomplikowanego i trudnego do opisania, jako wieczną wędrówkę w poszukiwaniu szczęścia, spełnienia, a czasem już tylko ukojenia i końca. Nie wystarczy być żywym, by żyć. Tak naprawdę nie chodzi o to, by być żywym, ale właśnie, by żyć. Dla mnie życie nie stanowi wartości samej w sobie, to jego treść nadaje mu lub odbiera sens. Sama wiele razy doświadczałam fizycznego i psychicznego bólu, wiem, jak to jest stanąć na krawędzi życia i zastanawiać się, czy warto dalej się tak męczyć. Nie wydaje mi się, żeby cierpienie kogokolwiek uszlachetniało, to mit. Ból niszczy, ale jest też nieodłącznym składnikiem życia, a nie śmierci. Umiera się tylko raz, żyje się codziennie – to cytat, nie mogę przypomnieć sobie skąd, za co serdecznie przepraszam autora. Nieśmiertelność to także niekończący się czas, który trzeba czymś wypełnić. Życie ludzkie jest serią zmian, wzrostu, a potem obumierania, rozwoju, wreszcie postępującej stagnacji. Natychmiast przychodzi mi na myśl wiersz Szymborskiej Nic dwa razy – to mój ulubiony utwór noblistki. Ale gdyby egzystencję ludzką rozciągnąć na setki lat i na dodatek zatrzymać proces starzenia i fizycznych zmian, to czy w końcu nie doszłoby do totalnego obrzydzenia życiem? No bo ileż razy można robić to samo, nawet jeśli to coś przyjemnego? My, ludzie, często nie umiemy docenić zmian, boimy się zmarszczek, siwych włosów, kolejnych kilogramów, starczej słabości; próbujemy za wszelką cenę zatrzymać czas i tak od wieków. Poszukiwanie eliksiru młodości i wiecznego życia jest wpisane w kulturę od samego jej początku. Człowiek, odkąd zyskał świadomość swojej egzystencji, nie umie pogodzić się z przemijaniem, tworzy skomplikowane systemy religijne dające nadzieję na życie wieczne, szuka cudownych leków na raka, a nawet sprzedaje duszę diabłu, byle tylko żyć dalej. W powieści próbuję odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę warto? K.O.: Jakie masz dalsze plany? Czy planujesz kontynuować działalność pisarską? 80


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

N.A.N.: Mam taki plan, piszę drugą powieść, zupełnie inną pod względem klimatu, a nawet gatunku, ale niezbyt lubię mówić o nieukończonych projektach, więc sza... K.O.: Dziękuję za wywiad i życzę Ci, żeby spełniły się Twoje plany i marzenia. N.A.N.: To ja dziękuję i oby spełniły się tylko niektóre z nich...

81


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Maciej Ślużyński: Marcin Orlik, czyli przemyślany buntownik. M.Ś.: Zacznijmy nietypowo. Jak określiłbyś gatunek prozy, który uprawiasz? Szary len to fantastyka naukowa (w zasadzie), ale Księga studencka to już bardziej fantastyka z elementami groteski. A może nie masz potrzeby takiego dookreślania swoich powieści? M.O.: Szczerze mówiąc, nie chciałbym ograniczać się jedynie do fantastyki naukowej; w swoich powieściach staram się łączyć elementy różnych gatunków. Chciałbym po prostu napisać coś nowego – coś, czego jeszcze nie było. Dlatego powstał Szary Len, a także (później) Piaskospanie i Szpaler Słoneczny (w przygotowaniu), a teraz pracuję nad Jestem skimmerem. Natomiast jeśli chodzi o Księgę studencką, każde opowiadanie jest dla mnie jak zbiór zagadek, których rozwiązaniem jest zawsze alkohol; w końcu to przy jego pomocy studenci rozwiązują większość swoich problemów i czasem trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby udało się właśnie w taki, a nie inny sposób. Na szczęście Radek i Polon zawsze znajdą jakieś studenckie rozwiązanie (śmiech). M.Ś.: A skąd zamiłowanie do – uznajmy dla prostoty przekazu, że piszesz szeroko rozumianą fantastykę – tego właśnie gatunku? M.O.: Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że zezwala na powiedzenie wszystkiego, co tylko się chce, niezależnie od warunków w świecie rzeczywistym; niegdyś fantastyka była sposobem na uniknięcie cenzury, dziś jest głównie literaturą rozrywkową, choć jeśli człowiek wczyta się dobrze, jest w stanie dostrzec głębsze treści. Jeśli chodzi o mnie, spodobała mi się wolność i możliwości, jakie daje ten gatunek. M.Ś.: Pytanie o ulubionych pisarzy jest nieuniknioną konsekwencją, ale porzućmy konwencje; chciałbym zapytać, których pisarzy nie lubisz. Jaki rodzaj prozy bądź obrazowania, jakie gatunki do Ciebie nie przemawiają? M.O.: Wyznaję zasadę „nie podoba się, nie czytaj”. Jeśli zrażę się do jakiegoś autora, po prostu nie sięgam po resztę jego/jej książek. Krytykę staram się ograniczyć do minimum – w końcu moje gusta literackie nie są uniwersalne. Nie lubię jednak literatury wtórnej, bitej ze sztancy, masowej; kiedy łapię za czytnik, chcę znaleźć się w świecie, który będzie nowy i czymś mnie zaskoczy. Jeśli chodzi o prozę, są pewne rzeczy, których nie uważam za dobrą praktykę pisarską: nadmiernie rozbudowane opisy i opisywanie wyglądu postaci. Osobiście wyznaję zasadę nieopisywania 82


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

wyglądu bohaterów; uważam, że dzięki temu czytelnik może łatwiej się z nimi identyfikować, a opis wyglądu jest zbędnym balastem; w końcu i tak każdy z nas inaczej wyobraża sobie bohaterów. O wiele łatwiej jest uruchomić drzemiący w czytelniku archetyp (taki jak „pijany student”) i na jego podstawie zbudować interesującą postać. Co do opisów, choć są niezbędne dla spowolnienia tempa akcji, nie zawsze musimy wiedzieć, że na taką a taką okazję bohater ubiera taki a taki strój i jedzie takim a takim wozem (dokładny opis obowiązkowy). No chyba że to fantasy historyczna... M.Ś.: Dobrze, to teraz wypada spytać o ulubionych. Czyli o Twoich Mistrzów... M.O.: Jeśli chodzi o polską fantastykę, lubię czytać Dukaja, Sapkowskiego, Zajdla, Snerga-Wiśniewskiego, Lema... Długo by wymieniać. Jeśli chodzi o fantastykę zagraniczną, to czytuję głównie Dicka, Bułyczowa, Łukjanienkę i Pratchetta. Niekwestionowanym mistrzem prozy pozostanie dla mnie jednak Dostojewski. M.Ś.: I schodzimy na ziemię... Debiut – czy to w obecnych czasach jest trudne, niemożliwe, czy wręcz przeciwnie – wydawcy ante portas? M.O.: Moim zdaniem na rynku fantastyki, czy to naukowej, czy „zwykłej”, jest obecnie dość trudno opublikować książkę. Nie oznacza to jednak, że swojej powieści nigdzie nie można wydać! Trzeba się starać, poprawiać tekst (nad dość krótkim Szarym Lnem pracowałem, było nie było, dwa lata, zanim mi się udało), wysyłać gdzie się da i mieć nadzieję. Wytrwałość i wiara w tekst są na wagę złota. M.Ś.: Ty jesteś już po debiucie, więc może poradzisz innym – jak to zrobić? Jak się dobrze wydać? M.O.: Sam tekst, choćby nie wiadomo jak świetny, jest długi. Z tego powodu uważam, że klucz do sukcesu powieści stanowi dobre streszczenie; warto najpierw spróbować streścić całą książkę w jednym zdaniu, a dopiero potem opisywać wydarzenia, które mają miejsce w naszej powieści. Pierwsze zdanie streszczenia, podobnie jak pierwsze wrażenie, kiedy kogoś spotykamy, jest decydujące; to ono zadecyduje o tym, czy ktoś zainteresuje się utworem. Posłużę się przykładem Szarego Lnu; wolelibyście przeczytać „kolejną opowieść science fiction” czy „postentropijną szklaną antyutopię”? Inna sprawa, że nowe pomysły nie są znane czytelnikom – a wiadomym jest, że ludzie lubią to, co znają, czy to jest bohater, czy to jest pisarz. M.Ś.: Nie będę pytał, od jak dawna piszesz, ale kiedy napisałeś pierwszą rzecz, z której byłeś naprawdę dumny? M.O.: Mogę śmiało powiedzieć, że jestem dumny z opowiadania Papierkowa Robota (można je znaleźć w pierwszym tomie Księgi studenckiej). Do teraz zdarza mi się wrócić do niego, żeby przeczytać je jeszcze raz. Moim zdaniem jest dokładnie 83


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

tym, czym powinno być każde opowiadanie z cyklu studenckiego: wartka akcja, Klątwa Pani Tereni, masa alkoholu i studenckie rozwiązania najtrudniejszych (również studenckich) problemów. Dumny jestem też z Szarego Lnu, włożyłem w tę książkę naprawdę wiele pracy (przepisywałem ją trzy razy na nowo!) i zawarłem w niej masę świeżych pomysłów, a największą nagrodą była dla mnie opinia, że książka wywołuje uczucie niedosytu. M.Ś.: I pytanie techniczne – o metody pisania. Jak piszesz? Męczysz się nad każdym zdaniem czy jak natchniony walisz w klawiaturę? Poprawiasz w nieskończoność czy oddajesz w dobre ręce pierwsze wersje? Czy nad formą ostateczną pracujesz sam? M.O.: Z reguły powieść zaczyna się od pomysłu, nieraz jest to tylko jedno słowo lub fraza. Najtrudniej zawsze jest zacząć, ale kiedy już się uda, spędzam kilka godzin dziennie non-stop pisząc, generując nowe pomysły, a potem to wszystko poprawiam. Kiedy mam wolny cały dzień, zdarza się, że napiszę nawet czterdzieści tysięcy znaków (około 20 stron). Pisanie z reguły nie jest dla mnie trudne, idzie łatwo, niemal samo płynie – to poprawianie jest największym pożeraczem czasu. Zdarza się, że się zatrzymam i nie mogę przejść przez jedno zdanie; z reguły radzę sobie z tym, usuwając cały akapit i zaczynając go od nowa. W przypadku Szarego Lnu aż trzy osoby (oprócz mnie) przeglądały tekst – chciałem być pewien, że wszystko tam będzie w porządku. Natomiast w całej Księdze studenckiej było tylko kilka poprawek po pierwszej, surowej wersji. Także w tym wypadku czas spędzony nad książką zależy od charakterystyki tekstu. M.Ś.: A kiedy następne Twoje „księgi” ujrzą światło dzienne? M.O.: Są już gotowe! Drugi tom czeka, a trzeci jest w tej chwili w końcowej fazie zbierania pomysłów. Zabiorę się za niego na poważnie, kiedy skończę pierwszy tom cyklu Jestem skimmerem. Do końca lutego z pewnością go skończę. M.Ś.: Na zakończenie – rady Wielkich Pisarzy są szczególnie inspirujące, ale rady świeżo upieczonych debiutantów mogą być cenniejsze niż złoto. Co radzisz tym, którzy już napisali, a jeszcze im nie odpisali? M.O.: Przede wszystkim nie zniechęcać się i pisać, pisać, pisać, nie tylko książki, ale także do wydawców. Eksperymentować literacko, poszukiwać nowych pomysłów i nie bać się, że w książce mogą być błędy – w końcu robi je każdy. Zapoznać się z najlepszymi tekstami „klasyków” i zastanowić się, czego może brakować w naszym tekście. I nieustannie przeglądać tekst i po każdych (choć może nie typu „dodałem przecinek”) poprawkach słać do potencjalnych wydawców, załączając atrakcyjne streszczenie. Po debiucie jest już nieco prościej :).

84


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Awiola: Mam dość innowacyjny umysł, który lubi nie tylko pisać – wywiad z Wojciechem Pietrzakiem Wywiad pochodzi z blogu Subiektywnie o książkach

Wojciech Pietrzak swoje dzieciństwo spędził w Mielcu. Z wykształcenia programista, z zamiłowania szachista i pisarz książek, felietonów, opowiadań, wierszy i fraszek. O napisaniu powieści kryminalnej marzył już jako dziewięcioletni chłopiec. Autor mieszka obecnie w Warszawie wraz żoną, córką i kotem. awiola: Programista komputerowy zajmujący się tworzeniem literatury to dość barwne połączenie. Skąd pomysł na pisanie w Pana życiu? Wojciech Pietrzak: Właściwe pytanie powinno brzmieć: „Skąd pomysł na programowanie?”. Z pierwszym komputerem klasy PC, jaki w ogóle pozwolono mi samodzielnie obsługiwać, zetknąłem się, mając bodajże 11 lat. To co najmniej dwa lata później od momentu, w którym postanowiłem, że napiszę kryminał, i co najmniej sześć lat po moich pierwszych próbach tworzenia infantylnych wierszyków. Chciałbym tu zaznaczyć, że moim zdaniem jedyną dziwną rzeczą w połączeniu ścisłego umysłu programisty z tworzeniem kryminałów jest to, że nikt przede mną tego nie zrobił, a przynajmniej o nikim takim nie wiem (co samo w sobie dowodzi, że mam umysł twórczy, skoro przecieram nowe szlaki). Poza tym niech coś mnie odróżnia od innych pisarzy, nadaje indywidualny rys. Dobrze, gdyby ta indywidualność nie była wymuszona, bo inaczej efekt będzie sztuczny i odbiorca tę sztuczność wyczuje. Specyfika myślenia programisty powinna nadać ten rys spontanicznie, bez żadnych świadomych zabiegów z mojej strony. awiola: W wieku dziewięciu lat pomyślał Pan o napisaniu kryminału, to dość niespotykane. Rozumiem, że jest Pan miłośnikiem tego gatunku literackiego? W.P.: Może nie jestem typowym czytelnikiem kryminałów, ale przeczytałem ich ponad sto: całą twórczość Agathy Christie, wszystkie przetłumaczone na język polski pozycje Erle Stanley’a Gardnera i Colina Dextera, a także wystarczająco dużo Chandlera, Simenona i Conan Doyle’a, żeby stwierdzić, że trzej ostatni w ogóle mi się nie podobają. Ostatnio próbuję się przekonać do Rossa MacDonalda. Czytałem 85


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

peerelowskie powieści milicyjne i współczesne skandynawskie powieści policyjne noir. Co najmniej kilkanaście spośród tych pozycji określiłbym jako naprawdę dobre kryminały, zwłaszcza Zabójstwo Rogera Ackroyda Christie oraz trzy książki Dextera: Ta dziewczyna jest martwa, Tajemnica pokoju nr 3 oraz Śmierć w Jerycho, których główną wadą jest to, że miały nieprawdopodobnego pecha do tłumaczy na polski. We wszystkich tych kryminałach jest to, co najbardziej cenię: zagadka i wskazówki, w gąszczu których poruszają się detektyw oraz Czytelnik, próbując znaleźć rozwiązanie. Detektyw nie wie więcej od Czytelnika, a sposób korzystania z wskazówek jest jak najbardziej ścisły. Mało jest tutaj psychoanalitycznej zabawy, są raczej zagwozdki typu: jak to możliwe, że człowiek wysłał list, podając jako adres nadawcy adres, który nie istnieje, po czym wysłano mu odpowiedź pod ten nieistniejący adres, a dalsze poczynania dowodzą, że odpowiedź dotarła do zamierzonego adresata? To z Tajemnicy pokoju nr 3. Przyzna Pani chyba, że jest to łamigłówka raczej dla ścisłego umysłu. awiola: Hexa to Pana debiut literacki. Czytelników z pewnością intryguje tytuł książki. Czy ma on związek z pojęciem „hexe” wywodzącym się od słowa „hagzissa”, czyli symbolu demonicznej istoty, zwanej inaczej strzygą? W.P.: I tak, i nie. Nie docierałem aż do „hagzissy”, natomiast istotnie istnieje związek z „Hexe”, czyli z niemiecką czarownicą, co nawet wyjaśniłem w którymś miejscu książki. Natomiast nie jest tak, że tytuł wziął się bezpośrednio z „Hexe”. Tytuł wziął się od Heksy, która z kolei obrała sobie taką ksywkę od niemieckiego słowa. Może to wyda się zaskakujące (zwłaszcza dla kogoś, kto już czytał książkę), ale tytułowa Hexa jest inspirowana realną postacią. Oczywiście mnóstwo detali zostało zmienionych, ale rys inspiracyjny pozostał. Jeśli czytasz ten wywiad, Hekso, serdecznie pozdrawiam – wiem, że wiesz, że to o Ciebie chodziło. awiola: Dlaczego powieść została wydana wyłącznie w formie ebooka? W.P.: Dlatego że nie znalazłem wydawcy, który zaryzykowałby wydanie debiutanta drukiem na własny koszt, a z drugiej strony jako debiutant nie zdążyłem jeszcze na swojej twórczości zarobić wystarczająco dużo, żeby pozwolić sobie na wydanie drukiem i dystrybucję własnym sumptem. Wpadłem w błędne koło, którego trudno uniknąć. Gdyby znalazł się wydawca skłonny do wydrukowania tej książki i sfinansowania wydruku, na pewno zainteresowałbym się propozycją. Na wypadek gdyby któryś trafił na tę stronę, zaznaczę tylko, że moja obecna umowa wydawnicza zatrzymała całość praw autorskich do książki przy mnie i mam prawną zdolność do udzielenia wyłącznej licencji na dystrybucję utworu. 86


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

awiola: Nie mogę nie zapytać o bardzo drażliwą kwestię. Okładka Hexy wzbudza w czytelnikach mnóstwo skrajnych emocji. Na facebookowej grupie „Czytamy polskich autorów” ostatnimi czasy rozgorzała nawet ostra dyskusja na temat tej okładki i roli okładek w ogóle. Jak więc przedstawia się historia jej powstania? Miał Pan wpływ na jej obecną postać? W. P.: Nie jest to drażliwa kwestia, w każdym razie nie drażni mnie osobiście, choć z pokorą przyznaję, że miałem decydujący wpływ na obecną postać okładki. Chyba zgodziłem się zbyt szybko. Rozumowałem przy tym następująco: nie da się przejść obok takiej okładki obojętnie. Ona od razu rzuci się w oczy. Na sto osób, które ją zobaczą, dziewięćdziesiąt osiem od razu odrzuci, jedna kupi właśnie ze względu na okładkę, a jedna zainteresuje się treścią, poczyta zajawkę, może darmowy fragment, może recenzję, i na tej podstawie zdecyduje, czy kupić, czy nie. Gdyby okładka była bardziej standardowa, z tych stu osób może jedna w ogóle dowiedziałaby się o książce. Czyli w skrócie: jeśli ktoś mi mówi, że nie kupi tej książki ze względu na okładkę, to ja zakładam, że bez niej na 99% ten ktoś też nie kupiłby mojej książki z zupełnie innego powodu. Najbardziej prozaiczny: brak wiedzy o istnieniu książki, brak podstawowego argumentu, żeby kupić. Z perspektywy czasu nawet trudno powiedzieć, czy to rozumowanie okazało się błędne. Już tego nie sprawdzę, bo nigdy już nie będę debiutantem. Za dużo czynników się zmienia. Jednakże dzisiaj pewnie wolałbym inną okładkę. Mam nawet pomysł i może za parę miesięcy Hexa ukaże się już w nowej szacie graficznej, ale to tylko „może”. awiola: W swojej powieści przemyca Pan wiele dość kontrowersyjnych twierdzeń dotyczących wielu aspektów naszego codziennego życia. Twierdzi Pan również, że bohaterowie nie są Pana wiernym odbiciem, jednak Pana twórczość zawiera odniesienia do osobistych poglądów. Nie obawia się Pan użycia takiego zabiegu? W.P.: Przede wszystkim nie widzę powodu do obaw. Jeśli Czytelnik będzie chciał mnie z kimś utożsamić, to z Dardiuszem Wichrem. Wiadomo: detektyw, główna postać, nietytułowa wprawdzie, ale Czytelnik próbujący utożsamić mnie z Heksą musiałby być jeszcze bardziej szurnięty ode mnie; zapewne niewielu jest takich. Wicher nie jest moim odbiciem (pierwszy przykład z brzegu: nie jestem ateistą, a on tak), ale właściwie dlaczego ma mi przeszkadzać, jeśli ktoś się uprze uważać mnie za ateistę? To jego problem, nie mój. Jedna z wyznawanych przeze mnie zasad brzmi: „odpowiadam za to, co mówię, a nie za to, jak jestem rozumiany”. A gdyby ktoś chciał z tego powodu odmawiać mi jakichś praw, to zaprotestuję, ale nie dlatego, że nie uważam się za ateistę, tylko dlatego, że protestuję przeciwko różnicowaniu praw ze względu na to, czy ktoś wierzy w Boga, w nieistnienie Boga, może w równość płci, a może w latającego potwora spaghetti. Ma mi nie narzucać swojej wiary ani niczego, co z niej wynika, i tyle. 87


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

awiola: A co z karą śmierci? Ten motyw przewija się bowiem przez całą powieść? W.P.: Ciekawostką w tym kontekście może być fakt, że przed napisaniem Heksy wcale nie miałem wyrobionego zdania na temat kary śmierci dla morderców. Takie było zresztą założenie; gdybym zbyt mocno utożsamił się z detektywem, mógłbym przekroczyć granice wiarygodności, konstruując dialogi na jego korzyść. Mój problem polegał na tym, że nie znałem żadnego argumentu za karą śmierci (poza argumentami emocjonalnymi, które w rozważaniach o polityce staram się ignorować). Dardiusz Wicher też mnie do kary śmierci nie przekonał. Zrobił to dopiero pan Grzegorz Świderski, polski libertariański bloger polityczny, pokazując karę śmierci jako przedłużenie obrony koniecznej. To jest merytoryczny argument za, którego wcześniej mi brakowało. awiola: Czy w takim razie użyciu takiego zabiegu przyświeca jakiś konkretny cel? W.P.: Istotnie przyświeca mi cel, i to bardzo konkretny. Nazwała Pani te twierdzenia „kontrowersyjnymi”. To Pani pomysł czy po prostu „wie” Pani, że konserwatywnoliberalne tezy „są” kontrowersyjne? Nie chcę odpowiadać za Panią, ale dla wielu ludzi prawdziwa jest druga opcja (choć niechętnie się do tego przyznają nawet sami przed sobą). Media kreują konkretny obraz. Człowiek oglądający telewizję, a nawet czytający gazety, raczej reaguje, niż myśli. Łatwiej jest więc go przekonać do tez lewicowych, ponieważ one często przynoszą doraźne korzyści, a koszty, choć ogromne, rozkładają się w czasie. Prawicowe podejście na odwrót: na dłuższą metę jest korzystniejsze – wystarczy porównać dziś obie Koree, między którymi nie było żadnych różnic kulturowych, a w 1953 startowały mniej więcej z tego samego punktu – ale na krótką metę boli. Artykuł gazetowy odwoła się do sytuacji sprzed kilku lat (bo tyle jeszcze Czytelnik pamięta) i porówna z dzisiejszą. Telewizja ma jeszcze łatwiej: ona po prostu pokaże różnice i będzie widać, kiedy upływ czasu był nieduży, a kiedy spory. Dlatego nawet na wiecu prawicowy polityk może zostać zakrzyczany argumentem, którego wartość jest czysto erystyczna, ale to wystarcza w takich warunkach. Gdyby Dardiusz Wicher pojawił się na wiecu, zostałby zakrzyczany, że on może proponować wolny rynek i brak socjalu, bo jest obrzydliwie bogaty; takich ludzi jest garstka, a inni sobie na pełną wolnorynkowość nie mogą pozwolić. I nie dałby rady odpowiedzieć na ten argument: ani dlaczego bogactwo nie ma nic do rzeczy, ani dlaczego istnienie socjalu w praktyce bardziej sprzyja najbogatszym niż jego nieistnienie. W książce jest inaczej, ponieważ Czytelnik poświęca jej całą swoją uwagę. Może więc nie tylko przyswoić postulat, ale również przyswoić i przemyśleć uzasadnienie. I taki jest mój cel: przekonać ludzi. Niektórym wystarczy stworzyć warunki, żeby przemyśleli argument tuż po tym, jak się z nim zapoznają, ale jako pisarz mam i inną broń w arsenale: kontroluję obie strony konfliktu, więc spokojnie mogę przerysowywać i sprowadzać do absurdu tezy strony przeciwnej. Udaję, że tego nie 88


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

robię, na przykład w momencie, gdy Dardiusz sam przed sobą znajduje kontrargument na jakąś własną tezę, którego nie znalazł Karpiński. Ale w rzeczywistości to robię. Na marginesie tych wszystkich uwag proszę spojrzeć do słownika na znaczenie słowa „kontrowersyjny”. Zwracam uwagę, że jeśli uznanie kary śmierci za morderstwo jest kontrowersyjne, to z definicji sprzeciw wobec kary śmierci też jest kontrowersyjny. W ogólności kontrowersyjność poglądu implikuje kontrowersyjność negacji tego poglądu. Co poddaję pod rozwagę tym, którzy używają słowa „kontrowersyjny” jako pejoratywnego, a nie opisowego. awiola: Zadebiutował Pan również drukiem w powieści Moniki Sawickiej pt. Przed oczami. Może Pan zdradzić czytelnikom coś więcej na ten temat? W.P.: „Zdradzić” sugeruje jakąś tajemnicę, a żadnej tutaj nie ma. Facebook pozwolił mi poznać Panią Sawicką, którą później zresztą spotkałem osobiście – przemiła osoba. Dowiedziałem się, że podoba jej się moja twórczość, a właśnie miała wydać kolejną swoją książkę pod patronatem fundacji, w ramach której udostępnia łamy swoich książek debiutantom. Nie jest to chyba nawet nowy pomysł, ale dostałem taką propozycję i skorzystałem z niej. Z perspektywy czasu żałuję tylko wyboru utworu. Zdecydowałem się na wiersz Anonimowa autobiografia, który powstał w założeniu jako tekst piosenki. Zaśpiewany do melodii, którą skomponowałem i mam w głowie, brzmi dobrze, jednak czytany jako wiersz sprawia wrażenie, jakby autor nie znał takich pojęć jak akcent i rytm, względnie nie przykładał do nich wagi. Liczę, że to po prostu kolejny błąd, na którym nauczę się wystarczająco dużo. Przynajmniej tyle, żeby już go nie powtórzyć. awiola: Jest Pan również autorem licznych fraszek. Jak wygląda proces twórczy w przypadku tworzenia takich krótkich form? W.P. Nie wiem. Naprawdę, większość fraszek powstaje spontanicznie. Nie ma niczego, za moment jest gotowa fraszka, niekiedy pozostaje tylko mało twórczy proces obróbki technicznej (dobór lepszych słów lub kolejności tak, żeby złapać rym, uniknąć rymów częstochowskich, jak się uda, to złapać rytm). Od zawsze miałem tendencję do wygłupiania się z użyciem gier słów, zresztą kiedyś grywałem w SCRABBLE, raz nawet zająłem jakieś wysokie miejsce w Pucharze Polski. Wiele moich fraszek to dwuetapowy twór: najpierw gra słów, która przychodzi mi do głowy spontanicznie, a potem przerobienie jej w dowcip, fraszkę lub jedno i drugie, co jest pracą czysto techniczną. Zdarza mi 89


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

się też przerabiać na fraszki cudze dowcipy, a nawet przysłowia. Jeden z ostatnich tworów z powstającego właśnie tomiku: Siedem lat nieszczęścia, Gdy lusterko w częściach. Najtrudniej w tym wszystkim jest zaobserwować jakiś godny opisania absurd. Gdy już jest obserwacja, to może sobie tkwić w głowie nawet kilka lat, zanim doczeka się rymowanej realizacji. Gdybym miał „nastukać” fraszek na ilość i na termin, bez zmiany stylu, to – pomijając spodziewany spadek jakości – zabrałbym się za to następująco: poszedłbym na jakieś forum z dowcipami, selekcjonowałbym wzrokowo krótkie dowcipy, próbowałbym na różne sposoby możliwie zwięźle opisać ich puentę, wyszukiwałbym wśród tych opisów słów, które tworzą rymy, a następnie próbował całość jakoś poskładać. Tylko nie jestem przekonany, czy byłby to naprawdę twórczy proces. Osobną, ale z natury rzeczy mało liczną grupę utworów – nie tylko fraszek – stanowią moje próby sił z wymogami formy. To kolejne miejsce, w którym wychodzi efekt styku ścisłego umysłu z pracą twórczą: zastanawiam się nad teoretycznym ekstremum narzuconym przez formę, a następnie próbuję maksymalnie zbliżyć się do tego ekstremum w praktyce. W trzech pierwszych tomikach fraszek znajduje się jedna dwulinijkowa, która ma dwie litery, co wygląda na rekord niemożliwy do pobicia. Mam też w dorobku ośmiosylabowy limeryk spełniający wszystkie formalne wymagania gatunku, co też wydaje się rekordowo krótką realizacją, nawet w teorii. awiola: Dlaczego publikuje Pan swoje fraszki pod pseudonimem literackim Aleksander Truizm? W.P.: To taka swoista forma CAPTCHA. Czytelnik, który przejdzie obojętnie wobec takiej tożsamości, prawdopodobnie nie będzie kimś, komu przypadnie do gustu moje poczucie humoru wyrażone fraszkami. W ogóle Czytelnicy fraszek to dość specyficzna grupa ludzi – i nie mówię tu o uczniach, którzy czytają, bo muszą, a muszą czytać Kochanowskich, może Sztaudyngerów, a nie jakieś Truizmy. Ktoś, kto czyta fraszki z wyboru, musi być wyczulony na subtelny humor, bo krótka forma utrudnia łopatologiczne tłumaczenie. Mój humor jest specyficzny, to najczęściej gra słów. I tym też jest pseudonim Aleksander Truizm. W tym tonie utrzymane są również okładki. To po prostu rodzaj informacji dla Czytelnika, czego można się spodziewać wewnątrz. Być może w dalszej perspektywie zarezerwuję sobie po prostu pseudonim na poezję, zostawiając prawdziwe nazwisko na prozę. 90


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

awiola: Czy może pan dokładnie wyjaśnić, co oznacza stwierdzenie: „z przekonań jestem chrześcijaninem oraz libertarianinem z niewielką domieszką konserwatywnego liberała”? W.P.: Niechętnie. I nie chodzi o to, że pytanie to pod recenzją Heksy zadał anonim, a ja uważam, że anonimy należy ignorować (zwłaszcza anonimowe głosy w urnach wyborczych). Rzecz w tym, że dokładne wyjaśnienie zajmie co najmniej trzy czwarte tego wywiadu, a jedno pytanie o światopogląd już padło. Po prostu chciałbym, żeby była to rozmowa przede wszystkim literacka. Mogę natomiast wyjaśnić rzecz niedokładnie, skrótowo. Po pierwsze: poprawiłem już sformułowanie na swojej stronie na „wierzącym w Boga libertarianinem...”. Nie można być chrześcijaninem z przekonania, to semantyczny nonsens, za co przepraszam. Wierzę w Boga. Wierzę, że Pismo Święte zawiera wszystko, czego człowiek potrzebuje do zbawienia. Jestem libertarianinem, przy czym najbliżsi mi ideowo wybitni przedstawiciele tego nurtu to Rothbard i Ayn Rand. Podstawowym aspektem libertarianizmu jest dla mnie ograniczenie roli i przywilejów państwa. Odrzucam zarówno prawo tej instytucji do stosowania przemocy lub groźby w stosunku do ludzi, którzy nie popełnili żadnych złych czynów, jak i monopol tej instytucji na stosowanie przemocy w stosunku do tych, którzy popełnili. Jednakże ilekroć zrobię sobie jakiś test preferencji politycznych, zawsze wychodzi mi, że bliżej mi do Pinocheta niż do wspomnianych libertarian. Mam wrażenie, że konserwatywny liberalizm to najbliższy libertarianizmowi (przynajmniej jeśli chodzi o najważniejsze dla mnie aspekty) spośród tych wszystkich nurtów, które mogą być podstawami realnie istniejących i stabilnych ustrojów. Państwo konserwatywnoliberalne może trwać i tysiące lat, natomiast państwo libertariańskie prawdopodobnie w ciągu pięćdziesięciu lat zrobiłoby jakąś woltę ustrojową. I twierdzę, że Jezus był libertarianinem. Dlaczego? Dlatego, że wpajanym przez siebie zasadom moralnym nie chciał nadawać rangi prawa stanowionego. awiola: Jakie są Pana dalsze plany pisarskie? Na swojej stronie wspomina Pan o nieideologicznym horrorze fantasy. Takiej powieści możemy się spodziewać w najbliższym czasie? W.P.: Nie. Choć oczywiście zależy to od indywidualnej interpretacji sformułowania „najbliższy czas”. Przede wszystkim muszę zwalczyć często dopadającą mnie prokrastynację. Heksę pisałem dwa lata, a nie pisałem wówczas równolegle niczego innego. Teraz powstaje drugi kryminał przeplatany opowiadaniami, wierszami i fraszkami. Pisanie jednej książki bardzo długo to ryzyko. Może się drastycznie 91


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

zmienić styl, koncepcja, może ulecieć zapał. Zasadniczo chcę się skupić w jednym kierunku, choć oczywiście w danej chwili piszę to, na co najdzie mnie wena. Przede wszystkim planuję więc skończyć drugą powieść kryminalną. Horror, o którym pomyślałem, po namyśle okazuje się nie tyle horrorem fantasy, co zwykłym psychologicznym horrorem lub thrillerem z jednym elementem nadprzyrodzonym, jakim jest ograniczona możliwość widzenia przyszłości. Element ten trzeba zresztą potraktować wyjątkowo subtelnie, ponieważ motyw jest ograny bardziej niż „fale Dunaju” w warszawskich tramwajach. To wymaga warsztatu, którego jeszcze nie mam. Muszę go wyrobić innymi formami. Przy okazji zdałem sobie sprawę, że ów wizjonerski pierwiastek to znakomite miejsce do przemycenia części ideologii, i to takiej, której nie ma jak wpleść przy innych okazjach, a w każdym razie byłoby to znacznie trudniejsze i nie wyszłoby tak zgrabnie. Mówię tu o sytuacjach typu: nie ratujmy tego faceta przed samobójstwem, bo skoro tak lekce sobie waży własne życie, to znaczy, że nie jest odpowiedzialny. Jeśli dziś go uratujesz, za miesiąc jako operator koparki zabije dwadzieścia osób. Raczej nie oprę się pokusie. Jeśli wena dopisze, skończę tomik opowiadań i wydam go jako ebooka własnym sumptem. Zdradzę na razie tylko tyle, że planuję tytuł Nietuzinkowo, w związku z czym chcę uzbierać dokładnie dwanaście opowiadań, zasadniczo bardzo różnych, o pewnej niezbyt typowej cesze wspólnej. Po drodze pewnie pojawią się kolejne tomiki fraszek. Mam również pomysły na opowiadania political fiction, ale zdaję sobie sprawę, że one również wymagają znakomitego warsztatu. Niestety, tym na razie nie mogę się pochwalić. Innych planów nie mam. Wena bywa kapryśna, a życie lubi zaskakiwać. Jest takie powiedzenie: jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz Mu o swoich planach. Trochę śmiechu Bogu się należy, ale nie przesadzajmy w drugą stronę. Często do wirtualnej szuflady wpada opowiadanie albo wiersz napisane pod wpływem weny bez jakiegoś szczególnego planu. Niekiedy publikuję coś takiego od razu na swojej stronie albo na Facebooku – najczęściej wtedy, gdy utwór nie ma sensu jako część większej całości, bo jego wymowa jest ściśle powiązana z kontekstem, albo gdy jest satyrą polityczną i boję się, że szybko ulegnie dezaktualizacji. Część sobie czeka na lepsze czasy. Albo uzbiera się tego wystarczająco dużo, żebym stwierdził: w porządku, robimy z tego jakiś tomik, albo natknę się na jakiś konkurs literacki, do którego będzie mi pasował dany utwór, albo po prostu pozostaną w tej szufladzie na zawsze. Może niektóre zdecyduję się upublicznić za kilka lat. awiola: Czym jest pisanie dla Wojciecha Pietrzaka?

92


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

W.P.: Odskocznią. Od codziennego życia, w którym nie podoba mi się bardzo dużo rzeczy, na które nie mam większego wpływu – bo te, na które mam, staram się w miarę swoich możliwości zmieniać. Ujściem. Czasem po prostu czuję, że wewnątrz mnie buzuje wulkan, który musi eksplodować. Gdy nagromadzą się we mnie negatywne emocje, mogę, jak cywilizowany człowiek, nie robić nikomu krzywdy i pójść poboksować się z workiem treningowym. Ale bardziej bawi mnie wykreowanie postaci uosabiającej to, co w danym momencie mnie zdenerwowało, i nawrzucanie jej od najgorszych, a niekiedy skazanie na kaźń na kartach opowiadania. Samorealizacją. Gry słów i dowcipy pojawiają się w mojej głowie niemal jak na zawołanie. Mało ludzi twierdzi, że coś złego im się dzieje z tego powodu, odbiór większości jest neutralny albo pozytywny. Dlaczego miałbym więc pozbawiać świat dawki humoru? Śmiech to zdrowie, a ja jestem na tyle nietypowy, że niektóre z moich pomysłów mogą już nigdy nie przyjść do głowy nikomu innemu. Może to zbyt megalomańskie, ale po co ryzykować, skoro za tym ryzykiem nie idzie żadna szansa adekwatnego zysku? Pułapką. Trochę to paradoksalne, ale nie jest przyjemnie założyć sobie, że kolejny tomik będzie miał sto fraszek, po czym utknąć przy dziewięćdziesięciu trzech i nie móc wymyślić żadnej kolejnej przez dwa miesiące. Równie nieprzyjemny bywa moment, kiedy długo nie przychodzi wena, by kontynuować kryminał, gdy w końcu przyjdzie, trzeba wszystko czytać od początku, bo sporo szczegółów wyleciało z głowy, zanim się doczyta do końca, wena sobie pójdzie... A człowiek nie machnie ręką na kilkaset godzin pracy na zasadzie: a, kij z tym, nie dokańczam. Tworzeniem. Mam dość innowacyjny umysł, który lubi nie tylko pisać. Lubi tworzyć i zmieniać. Sam wymyśliłem chyba kilkadziesiąt modyfikacji znanych gier, jak szachy, tysiąc, a nawet prozaiczne kółko-krzyżyk. Żadna z nich nie przyjęła się na szeroką skalę, a o niektórych dowiedziałem się z czasem, że wcale nie byłem prekursorem, ale sam ten typ myślenia sprawia mi przyjemność. Wyzwaniem. Naprawdę przyjemnie jest sprawdzić w praktyce, jak daleko można nagiąć wymagania formy bez łamania reguł. Albo napisać trzynastozgłoskowiec i zająć pełne dwa wersy jednym słowem. Albo w drugą stronę: złamać reguły, ale zrobić to tak ostentacyjnie, żeby Czytelnik od razu wiedział, że to zabieg celowy, i na dodatek to docenił. Albo: jak napisać autentycznie brzmiący dialog, którego puentą jest użycie Przykazania Miłości jako uzasadnienia zabijania w imię wiary. Odkryciem. Bardzo się zdziwiłem, gdy spontanicznie odkryłem kiedyś zdanie, które można normalnie po polsku powiedzieć i każdy zrozumie jego sens, ale znane mi słowniki nie podają jednoznacznej reguły pozwalającej wydedukować, jak to zdanie napisać. I nie mówię tu o zdaniu typu „duch ukaże/ukarze się jutro”, gdzie potrzebny 93


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

jest kontekst, żeby wiedzieć, czy to od ukazania czy od ukarania – mówię o zdaniu jednoznacznym, jeśli chodzi o sens. Odprężeniem. Po kilku godzinach pracy programistycznej bardzo miłą odmianę stanowi napisanie czegoś, co nie przestanie nagle jako całość działać tylko dlatego, że gdzieś w jednym miejscu popełniłem błąd składniowy. awiola: Jak postrzega Pan rynek wydawniczy w Polsce? W.P.: Nie czuję się na siłach kompleksowo odpowiedzieć na to pytanie. Ze swojej perspektywy mam tylko dwie obserwacje, które stanowią bardzo punktowe potraktowanie tematu. Pierwsza rzecz: Polacy nie chcą czytać. Nie ma powodu ich do tego zmuszać, należy po prostu pogodzić się z faktem, że wydawca to podmiot oferujący swoje usługi swoistej intelektualnej śmietance, bo mnóstwo ludzi po prostu nie chce do niej dołączyć. Książka to dzisiaj produkt elitarny, przynajmniej na polskim rynku. Dostępny masom, rzecz jasna, przynajmniej cenowo. Intelektualnie zapewne również. Ale z oferty korzystają nieliczni. Bardzo to specyficzne, trudno znaleźć analogię w innych branżach, a chyba także w innych krajach, dlatego nie wiadomo, skąd czerpać wzorce i doświadczenia. A druga sprawa: charakterystyczną cechą tego rynku, zwłaszcza rynku ebooków, ale na logikę nie tylko rynku polskiego, jest fakt, że tutaj każdy musi ufać nieznanym sobie ludziom bardziej niż w innych branżach. Jako pisarz nie jestem w stanie w żaden sposób skontrolować, czy wydawca uczciwie rozlicza ze mną liczbę elektronicznych egzemplarzy mojego dzieła, jakie sprzedał, a tym bardziej czy dystrybutorzy są fair wobec niego, a księgarnie wobec dystrybutorów. Akurat ja to zaufanie w swoim wydawcy pokładam, ale widywałem już wpisy na Facebooku, sugerujące, że nie wszyscy pisarze, zwłaszcza o niedużym dorobku, są do tej uczciwości przekonani. Teraz wsadzę kij w mrowisko: uważam, że ogromna część winy za ten stan rzeczy leży po stronie komentatorów blogów recenzenckich. Ci ludzie po prostu nie mają często poczucia odpowiedzialności za słowo. Chlapnie taki jeden z drugim: „przekonałaś mnie, chętnie kupię i przeczytam”, nazbiera się tego ze dwadzieścia. Potem okaże się, że pięć osób ma taki styl dawania „lajków” recenzującym, cztery zapomną, co napisały, sześć powie: „łeee, tylko ebook, to ja się tak nie bawię!”, trzy zmienią zdanie... Ale sprostować, wycofać się z komentarza to nie łaska. Potem autor wchodzi na taki blog, zlicza komcie, wychodzi mu dwadzieścioro potencjalnych klientów, a w raporcie sprzedaży za dany miesiąc widzi trzy sztuki, a za następny jedną. Jeśli nie pomyśli, że ludzie po prostu chlapią, co im palce na klawiaturę przyniosą, to zaczyna się zastanawiać, kto kogo robi w co. I ma nieprzyjemne wrażenie, że to on jest tym robionym. A sprawdzić nie ma jak. 94


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, że dla początkującego pisarza, takiego jak ja, każdy sprzedany egzemplarz robi kolosalną różnicę. Jeśli książka się nie sprzedaje, a z rynku płynie sygnał, że jest kiepska, to można zacisnąć zęby, wziąć się w garść, poczytać konstruktywną krytykę i postarać się, żeby następna była lepsza. Ale jeśli płynie sygnał, że książka jest dobra, tylko autor jest zwyczajnie robiony przez kogoś w bambuko, to taki sygnał mocno podcina skrzydła. Prócz tego na rynku wydawniczym występuje parę zjawisk, które niewątpliwie mu szkodzą, choć trudno mi wyczuć w jakim stopniu. Jednym z nich jest niejednolity VAT na książki i ebooki. Zapewne ważniejszy czynnik to prawo autorskie, które z jednej strony jest nadmiernie skomplikowane i nielogiczne, a z drugiej strony ludzie nawet nie próbują go zrozumieć czy uszanować. Nie jest to zresztą łatwy problem z powodu... praw fizyki! awiola: Jakich rad udzieliłby Pan początkującym pisarzom, chcącym wydać pierwszą książkę? W.P.: Odpowiedzialne pytanie, zwłaszcza że dotyczy kwestii, z której mają być jakieś pieniądze (bo twórca, któremu nie zależy na pieniądzach, w ogóle nie musi książki wydawać – można ją samemu wyeksportować do formatu pdf i po prostu „wrzucić w sieć”, choćby na jakiegoś chomika). Powiem coś, potem ludzie się do tego zastosują, a przecież sam jestem początkującym pisarzem. Wydałem już wprawdzie jedną książkę, zebrałem i nadal zbieram tęgie baty za popełnione błędy (głównie za dobór okładki), ale jeszcze nie pokazałem czynem, że czegoś się na tych błędach nauczyłem. Moje skromne doświadczenie pozwala na razie na udzielenie następujących rad, może dla kogoś poniższy zestaw okaże się szczęśliwą trzynastką. Po pierwsze: jeśli Wasza książka odniesie sukces, prawdopodobnie przeczyta ją ktoś, kto jest specjalistą w jakiejś dziedzinie robiącej u Was za poboczny wątek. Nie zawiedźcie go. Nie przeszkadza mi jako czytelnikowi książka, w której nie ma żadnej wzmianki o szachach. Jeśli jednak jest wzmianka o szachach i wyjdzie na to, że zawodnik siedzi przed szachownicą w taki sposób, że pole w prawym narożniku najbliżej niego jest czarne, to ja to wyłapię, zauważę i zapamiętam autorowi jako solidny minus, bo grywam w szachowych turniejach. Róbcie chociaż podstawowy research. Pytajcie znajomych, którzy siedzą w temacie. Po drugie: czytajcie uważnie wszystko, co napisaliście. Również w trakcie pisania. Amnezja polegająca na tym, że bohater wszedł do lasu, a w następnej scenie oparł się o ścianę, bo zapomnieliście, że wyszedł z domu, jest niedopuszczalna. Po trzecie: nie stawiajcie ostatniej kropki w książce z poczuciem, że to koniec, bo to nie koniec. Napisanie książki to mniej więcej jedna trzecia drogi. Nie skracajcie tej drogi na siłę. Każda decyzja podjęta pod presją chęci, by jak najszybciej zobaczyć swoje nazwisko na półce w Empiku, to decyzja obarczona dużym ryzykiem błędu. Ile 95


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

macie lat? Piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści? No to jeśli poczekaliście tyle, zanim usłyszał o Was świat, to tydzień w tę czy w tę Was nie zbawi. Po czwarte: bądźcie odważnymi pesymistami. Debiutant, wysyłając książkę do wydawnictwa, powinien z góry założyć, że zostanie ona odrzucona, bo to pomaga uniknąć późniejszych rozczarowań – mówię tutaj o próbie wydania bez finansowania wszystkiego w całości przez autora. Nie powinno to jednak nikogo powstrzymywać. Najgorszym wrogiem jest strach przed porażką. Prześledźcie losy wielkich i sławnych ludzi, nie tylko pisarzy. Okaże się, że wejście na szczyt udaje się nie tym, którzy mają korzystny bilans zwycięstw i porażek, a tym, którym uda się w życiu jedno wielkie i spektakularne zwycięstwo. To, iloma wielkimi porażkami zostało poprzedzone, nie ma znaczenia, jeśli wreszcie się je osiągnęło. Andrew Carnegie bankrutował siedem razy, zanim ósma próba przyniosła mu miliony (na dzisiejsze: miliardy). Harry Potter został odrzucony przez kilku wydawców, zanim ktoś go przyjął, a okazał się jedną z najbardziej kasowych książek w historii. Pierwsza książka Sidneya Sheldona, Naga twarz, też była wielokrotnie odrzucana, a po wydaniu zbierała kiepskie recenzje, jednak sam autor pisał dalej i umarł jako rekordzista Guinnessa w kategorii „najczęściej tłumaczony pisarz świata”. Po piąte: wydawnictwa to nie instytucje charytatywne. Wydawcy nie obchodzi literacka wartość metafor, ponadczasowość tez czy wzniosłość przesłania utworu. Wydawcę obchodzi, ile na tym zarobi, a przede wszystkim: czy do tego nie dołoży. Debiutant to pisarz największego ryzyka, dlatego liczcie się z tym, że część wydawców Was odrzuci za sam fakt debiutu, a inni przedstawią wyłącznie ofertę ze współfinansowaniem z Waszej strony. Po szóste: z książką jest trochę jak z CV. Wydawcy nie chcą poświęcać czasu i środków na dokładne czytanie wszystkich propozycji, więc czytają tylko to, co zrobi dobre pierwsze wrażenie. Jeśli nie jesteście w stanie napisać dobrze całej książki, to postarajcie się chociaż doprowadzić pierwsze 10% objętości do perfekcji w każdym calu. Po siódme: dajcie książkę do przeczytania przyjacielowi, zanim ją komukolwiek wyślecie. Wybierzcie przyjaciela, który będzie wiedział, że może Wam wytknąć wszystkie błędy i Wasza przyjaźń od tego nie ucierpi. Po ósme: poświęćcie czas na lekturę forów z opowiadaniami i poczytajcie krytyczne komentarze. Komentatorzy niekiedy zwracają uwagę na niedostatki, które autorowi nie rzucą się w oczy. Przykładowa pułapka, w którą łatwo wpaść: autor, opisując jakieś pomieszczenie, widzi je w głowie. Wie, jak wygląda, więc może zapomnieć, że czytelnik tego jeszcze nie wie. Co gorsza, niekiedy przypomni sobie poniewczasie. Jeśli bohater wchodzi do kościoła na nabożeństwo, po nabożeństwie wychodzi, w tym momencie opiszecie kościół, a potem bohater uda się dokądś i nie wróci, to czytelnik już przed Waszym opisem musiał sobie jakoś ten kościół wyobrazić. Potem 96


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

kazaliście mu zburzyć jego wyobrażenie, bo jest mała szansa, żeby widział dokładnie tak jak Wy, po to tylko, żeby zbudował sobie nowe, z którego już później nie korzysta. To zadanie powinniście odrobić przed przystąpieniem do pisania książki na serio, względnie przed pierwszą autokorektą. Może nawet napisać własne opowiadanie na takie forum po to tylko, żeby poczytać trochę krytyki na własny temat. Trochę uwiera, że nie napisałem tego wcześniej, nawet jako pierwszego punktu, prawda? Otóż zmieniający się bez potrzeby w głowie czytelnika obraz kościoła uwiera w podobny sposób, tylko bardziej. Po dziewiąte: na każdym etapie, również po wydaniu książki, warto przyjąć każdą konstruktywną krytykę, podobnie jak warto zignorować krytykę niekonstruktywną. Nie każdą konstruktywną krytykę musicie od razu wprowadzać w życie, bo to w końcu Wasze dzieło, podpisane Waszym nazwiskiem, ale każdej warto poświęcić chwilę refleksji. Po dziesiąte: nie wiążcie zbyt wielkiej nadziei z wydawnictwami, które chwalą się ofertą skierowaną do debiutantów. Najczęściej główna różnica między takim wydawnictwem a takim, które tego nie robi, polega na tym, że to drugie niekoniecznie wyda książkę, nawet jeśli mu za to zapłacicie, a w przypadku tego pierwszego samodzielne sfinansowanie na ogół jest warunkiem wystarczającym. Zwykle jest też warunkiem koniecznym. Przybiera różne formy: propozycji bezpośredniego współfinansowania albo na przykład zobowiązania do odkupienia nakładu, jeśli nie sprzeda się w określonym czasie, oraz wpłacenia wadium akonto tego odkupienia. Wspólnym mianownikiem jest konieczność wyłożenia pieniędzy na starcie (zwykle 500-1500 złotych) i albo propozycja bez wersji drukowanej, albo propozycja druku za dziesięć razy większe pieniądze, albo propozycja druku przy jednoczesnym udzieleniu wydawnictwu wyłączności na utwór – co bywa problematyczne, ponieważ tego typu wydawnictwa często mają dość ubogą sieć dystrybucji. Po jedenaste: nie ufajcie ludziom, którzy obiecują, że jeśli już wydacie, to kupią. Mówić jest bardzo łatwo. Po dwunaste: pamiętajcie, że więcej pieniędzy z egzemplarza dla Was to mniej pieniędzy z egzemplarza dla wydawcy, co może rzutować na jego decyzję, gdy będzie wybierał, który tytuł ze swojej oferty promować. Po trzynaste: musi być Was wszędzie pełno w sieci. Atakujcie ludzi informacjami o Waszej książce na portalach społecznościowych, forach tematycznych i w grupach. Na dziesięć osób, którym Wasza książka mogłaby się bardzo spodobać, dziewięć pewnie nigdy nie dowie się o jej istnieniu. Nie straćcie tej dziesiątej. awiola: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom mojej strony?

97


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

W.P.: Nikomu bardziej od autora nie zależy na tym, żeby Czytelnik był zadowolony z książki. Dlatego bądźcie wobec autora wymagający, ale niech on o tym wie. Początkujący pisarz stanie na uszach, żeby dowiedzieć się, co Czytelnicy sądzą o jego dziele. Znalezienie w Internecie możliwości kontaktu z nim zwykle jest bardzo łatwe, bo on sam bardzo się stara, żeby tak było. Korzystajcie z tego. Jeśli coś Wam się nie podoba, wytknijcie błędy bezpośrednio autorowi: może dzięki temu jego następna książka spodoba się Wam bardziej, na czym obie strony skorzystają. Jeśli nie podoba Wam się moje podejście, że wyrzucam anonimy do kosza bez czytania – OK, nie musicie pisać do mnie. Ale takich jak ja jest sporo i skądinąd wiem, że rzadko jakiś Czytelnik kontaktuje się z nimi. Bądźcie uczciwi w zapowiedziach. Nie piszcie „kupię, przeczytam”, jeśli nie macie takiego zamiaru. Dużo lepiej od dziesięciu takich komentarzy wygląda jeden komentarz „kupiłam/przeczytałem”. Bądźcie też uczciwi w ocenie. Jeśli autor popełnia trzy błędy w skądinąd dobrej książce, nie piszcie o tych błędach tak, jakby poza nimi w książce nic nie było – bo inaczej autor, próbując Was zadowolić, będzie poprawiał to, co było dobre, a lepsze jest wrogiem dobrego. Krytykujcie i chwalcie według własnych odczuć. Nie odstępujcie od publicznego oceniania książki tylko dlatego, że końcowe odczucie nie zgadza się z oceną, jaką macie ochotę wystawić ze względu na sam początek, okładkę czy też pozaliteracką ocenę osoby autora. I na zakończenie: czytajcie takie blogi jak niniejszy, gdzie nie ma gwiazdek, nie ma ocen liczbowych, gdzie poznanie opinii o książce wymaga włożenia wysiłku w przeczytanie kilku akapitów. One są najwartościowszą kopalnią opinii o książkach, w tym o tych niskobudżetowych, których nikt nikomu w telewizji nie pokazuje. Jeśli oceniacie książkę, to też opisowo. Cyferki są dla leniwych, którym nie chce się czytać, a przecież nie oczekujecie, że akurat takich ludzi interesuje ocena beletrystyki, nieprawdaż? Zgadzacie się z ostatnią konkluzją Wojciecha Pietrzaka? Ja ze swojej strony dziękuję autorowi za poświęcony czas i czekam na kolejną jego książkę. A was zachęcam do lektury Hexy i fraszek.

98


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Marta Żołnierowicz: Kobieta o wielu twarzach, czyli wywiad z Agnieszką Korol. Wywiad pochodzi z blogu Kawa, kanapa i książki:

Agnieszka Korol – kobieta o wielu twarzach, nauczycielka, pisarka, autorka bajek dla dzieci, scenariuszy filmowych, powieści i sztuk teatralnych. Człowiek pełen entuzjazmu i pozytywnego, lekko romantycznego podejścia do życia. Jaka jeszcze jest autorka Listów z jeziora? Spotkałyśmy się on-line. Na początku ustaliłyśmy formę wywiadu. Obie byłyśmy zgodne co do tego, że lepiej aby rozmowa nasza rozwijała się stopniowo. Jak się okazało, był to pomysł trafiony, ponieważ pozwolił na odkrycie wielu ciekawych wątków. Zapraszam do czytania... Marta Żołnierowicz: Początki niestety bywają banalne, więc i ja zacznę banalnie: Wpisałam w Google Pani imię i nazwisko. Poza kilkoma dziewczynami z Facebooka pojawiła się cała masa odwołań do książki Listy z jeziora. Kliknęłam kilka z nich i pokazało mi okładkę, wszelkie dane, nawet czasami jej fragmenty. Nie pokazało mi natomiast, kim jest Agnieszka Korol, gdzie się urodziła, ile ma lat, co robi poza pisaniem. Słowem żadnej biografii, o zdjęciu nawet nie wspominając. Więc? Jak wygląda curriculum vitae Agnieszki Korol, Człowieka? A.K.: To pytanie to właściwie zestaw pytań. Postaram się odpowiedzieć na razie krótko. Kiedy zaglądam w Google, również mam wtedy zamęt w głowie. Kim jestem? Czyżby autorką jednej książki? Poza tym w ogóle nie istnieję? Co do zdjęć można ich w internecie trochę odnaleźć. Spotkania autorskie – głównie z dziećmi, dotyczące książki Bajki o smokach podróżnych. Na wszystkich zdjęciach wyglądam inaczej. Kiedy się urodziłam? Uff! To zamierzchłe czasy. Mentalnie mam 7-10 lat. Dlatego zostałam nauczycielką klas I-III. O mojej pracy zawodowej opowiem później. Mała notka ze zdjęciem znajduje się na skrzydełku Listów z jeziora. Urodziłam się w Warszawie, a mieszkałam po kolei w: Warszawie, Ząbkowicach Śląskich, Warszawie, Legnicy, Warszawie. Teraz dla odmiany mieszkam nad jeziorem, nieopodal miasteczka Prabuty. Nadal bardzo związana jestem z Warszawą i Ząbkowicami. Obecnie nie pracuję jako nauczycielka, zajmuję się pisaniem powieści, bajek, sztuk teatralnych i scenariuszy filmowych.

99


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

M.Ż.: Zdarzyło mi się kilka razy pracować z dziećmi, wiem, jakie to wymagające i jak wiele potrafi dać satysfakcji, jak wiele człowiek jest w stanie poznać i zrozumieć. Zresztą dzieci to przedziwne istoty. Rozumieją więcej, niż nam się wydaje, potrafią więcej zobaczyć. No właśnie, 47 lat temu urodziła się Agnieszka. Jakim była dzieckiem, czego pragnęła, czego się bała. A może już wtedy zapisywała małe, kolorowe notatniki? A.K.: O co to, to nie, nie zaczęłam pisać w przedszkolu. Byłam normalnym dzieckiem. Właściwie siebie pamiętam dobrze dopiero, gdy skończyłam 7 lat. Skleciłam kilka dziecinnych wierszyków w wieku 8 lat i zapisałam je w zeszycie. Później, aż do liceum, nic z tych rzeczy. Czytałam masę książek, szczególnie interesowały mnie książki o dzikim zachodzie, przygodach Tomka (Alfreda Szklarskiego), Edmunda Niziurskiego, Arkadego Fiedlera. Później prawie całkowicie przerzuciłam się na literaturę fantastyczną: Stanisław Lem, bracia Strugaccy, Ursula Le Guin i wielu innych. Byłam zbieraczką (do dzisiaj mi to zostało). Zbierałam opakowania po czekoladach, pudełka od zapałek, znaczki, nakrętki, muszelki, kamyki itp. Robiłam albumy z wycinków, np: stare i nowe samochody, anegdoty, zwierzęta, zielnik – oczywiście z roślin. Nie bawiłam się lalkami, nie cierpiałam ich. Uwielbiałam klocki, małe zwierzątka i ludziki, wymyślałam im różne przygody. W szkole koleżankom i kolegom opowiadałam wymyślone na poczekaniu bajki. Zawsze marzyłam, by zostać nauczycielką. Nie bałam się niczego, gdyż byłam „Indianką”. No i cóż, „za moich czasów” nie było kolorowych notatników. M.Ż.: Klocki, zwierzęta, przygody i te szkolne opowieści brzmią jak idealny start dla pisarza. Nie myślała Pani o pisarstwie, ale o nauczycielstwie owszem. Jak więc ta pasja przerodziła się w pisanie? Jak to się dzieje, że pewnego dnia człowiek zaczyna pisać? A.K.: Tak naprawdę to zaczęło się, gdy chodziłam do liceum. Klasa humanistyczna. Zaczęłam pisać całkiem zgrabne wiersze. Bardzo mnie to podnosiło na duchu. Nie myślałam wtedy o pisaniu czegokolwiek innego, gdyż nigdy nie umiałam się zanadto rozpisywać, a wypracowania były dla mnie męką. Kiedy już zostałam nauczycielką, trafiłam do Literackiego Klubu Nauczycieli, w którym mogłam szlifować swoje umiejętności. To były prawdziwe warsztaty literackie. Pewnego dnia usłyszałam: „masz wyczucie słowa, możesz spróbować pisać prozę”. Pomyślałam, że do tego trzeba być człowiekiem dojrzalszym i mieć jakieś doświadczenie życiowe. Odłożyłam to, tym bardziej że praca z małymi dziećmi całkowicie mnie absorbowała. Jednak marzenie, by pisać książki, było równie silne, jak chęć bycia nauczycielką. Zaczęłam od smoków, a właściwie od Leksykonu smoków, którego fragmenty pisałam w czasie wakacji. Jeszcze ich nie wydałam. Oczywiście żaden wydawca nie chciał zajrzeć do tekstu nieznanej osoby. Kiedy skończyłam czterdzieści lat, moja sytuacja zawodowa zmieniła się. Z wielu 100


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

względów nie mogłam w nowym miejscu zamieszkania kontynuować pracy nauczycielki. Wykorzystałam sytuację i na poważnie zajęłam się pisaniem. Napisałam scenariusz filmowy Dom czarownic, komedię Zaćmienie, sztukę teatralną Kimkolwiek jesteś o bł. Dorocie z Mątowów. Czerpiąc z Leksykonu smoków, napisałam książkę dla dzieci Bajki o smokach podróżnych, wydaną w 2005 roku przez wydawnictwo WIST. Składa się ona z dziesięciu odrębnych bajek. Każda z nich znajdzie swoją kontynuację jako oddzielna książka. W ten sposób powstała już Niegrzeczna księżniczka, prawie na ukończeniu jest Truskawkowy smok. Odrębną rzeczą jest także książka Przygody smoka Smakosława w Ząbkowicach Śląskich, która czeka cierpliwie na swoje wydanie już chyba szósty rok. Ma ona zachęcać do odwiedzania tego pięknego miasta na Dolnym Śląsku. Dwa lata zajęło mi pisanie powieści sensacyjno-obyczajowej Listy z jeziora, a cztery lata trwało szukanie wydawcy. W końcu zainteresowało się nią wydawnictwo PROMIC. Książka ukazała się w 2011 roku. Obecnie piszę bajko-powieść dla dzieci i ich rodziców Zamczysko. Dobrze, że i u nas nadchodzi czas ebooków. Autor nie będzie już tak uzależniony od wydawców. Mamy w Polsce wielu bardzo utalentowanych twórców, którzy nie mogą się przebić do wydawnictw. Drukuje się u nas głównie zagranicznych autorów. Ebooki otworzą nowe możliwości. Czytelnicy sami będą wybierać, co im się podoba, a co nie. M.Ż.: Starczyło stwierdzenie „masz wyczucie słowa”, żeby powstał początek, środek, koniec, a także akcja scenariusza i bohaterowie? A.K.: Ciekawe pytanie. Wiadomo, jak rzecze Janusz Głowacki, że „pomysły przychodzą z niczego, czyli z głowy”. Wyobraźnia – niezmącona przez czynniki zewnętrzne, czyli środowisko. Całe życie buntuję się przeciwko schematom, przez co nie zawsze jest mi łatwo w życiu, ale to lubię. Jak zaznaczyłam wcześniej, czekałam na pisanie dłuższych tekstów, aż nabiorę doświadczenia życiowego. Może niepotrzebnie tak długo. Życie przyniosło mi tyle wrażeń, że materiału na powieści i scenariusze mam nawet w nadmiarze. Mam zapisane całe zeszyty pomysłów, których pewnie nie zdążę za życia zrealizować, a wciąż zapisuję nowe. Co do warsztatu – można najpierw skonstruować cały szkielet powieści, z podziałem na rozdziały, z listą postaci i ich charakterystyką. I tak było w przypadku Listów z jeziora, jest to bowiem bardzo precyzyjne opowiedziana historia, trzymająca w napięciu nieomal do ostatniej strony. Można także pisać całkowicie bez planu. Bohaterowie są wówczas nieobliczalni i autor pogubi się lub nie, w zależności od jego talentu i wyobraźni. Uważam, że jest to sposób równie dobry, ale wbrew pozorom o wiele trudniejszy. Stosuję go na razie przy krótszych formach. M.Ż.: Czy więc na początku tworzy Pani po kolei każdego bohatera? Konstruuje jego osobowość, przypisuje cechy fizyczne? A potem wrzuca gotowe dzieło we wcześniej wymyśloną i przepracowaną akcję? 101


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

A.K.: Bohaterowie są dla mnie najważniejsi. Od nich zaczynam. W razie potrzeby dochodzą następni. Czasami trudno jest także trzymać się wymyślonej wcześniej fabuły. Nagle przychodzi mi do głowy nowy pomysł i następują zmiany. Literatura, jak każda dziedzina sztuki, jest rzeczą niepodlegającą nakazom i zakazom. Powieści nie wymyśla się w jeden dzień. Koncepcja może zmieniać się codziennie, aż do wydania książki, przy czym w następnym wydaniu znów mogą pojawić się zmiany. Tak jak z obrazem. Malarz może go wielokrotnie przemalowywać, a i tak nie będzie do końca pewny, że wybrał najlepszy wariant. M.Ż.: No tak, pewny staje się dopiero wtedy, gdy książka trafia do druku i zaczyna się jej czytanie. Jak to było w Pani przypadku, jak czytelnicy przyjęli pierwszą książkę? (wiadomo, dzieci nie kłamią) A.K.: Znakomicie (głupio mówić w czyimś imieniu). Bajki o smokach podróżnych są przeznaczone dla dzieci w wieku 4-12 lat. Znam jednego czterolatka, który śpi z tą książką. Miałam kilkadziesiąt spotkań z dziećmi z klas I-IV i z przedszkoli. Czytałam im fragmenty tej książki, a także innych bajek, jeszcze niewydanych. Każde dziecko, które było na spotkaniu pragnęło te książki dostać. Są one także świetnym materiałem dla nauczycieli przedszkola i klas młodszych, do wykorzystania na lekcjach. Sama przez wiele lat zajmowałam się dziećmi w tym wieku i miałam okazję bardzo dobrze poznać ich sposób odbierania rzeczywistości, co ich bawi, śmieszy, co ciekawi. Bajki o smokach podróżnych w głównej mierze podejmują temat przyjaźni. Jak i gdzie szukać przyjaciół, czym jest przyjaźń. Kiedyś po spotkaniu z dziećmi ze szkoły, wyszłam na dwór i usiadłam na ławce. Podeszło do mnie dwóch chłopców, lat około dziesięciu, w strojach sportowych i z piłką. Powiedzieli mi, że jeszcze nigdy nie słyszeli tak ciekawych bajek. To było naprawdę bardzo miłe. Bajki o smokach podróżnych brały również udział w maratonie czytelniczym, organizowanym przez Towarzystwo Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich. M.Ż.: O przyjaźni się na pewno przyjemnie czyta, bo generalnie każdy człowiek lubi być otoczony ludźmi przychylnymi. Czy zdarzało się Pani, że ktoś rozpoznał Panią na ulicy? A.K.: Rozumiem, że jako autorkę książek? Owszem zdarzyło się kilkakrotnie, że rozpoznały mnie dzieci, które były ze mną na spotkaniu autorskim. Myślę, że autorom książek (w tym i mnie) raczej nie zależy na tym, by być osobą rozpoznawalną, jak aktorzy czy politycy. Zależy im raczej na tym, by byli chętnie czytani. M.Ż.: No właśnie, czy bycie pisarzem nie skazuje człowieka na medialną anonimowość? Czy nie rodzi to pewnego rodzaju rozdrażnienia? „Halo! Wydałam kilka swoich książek! Zauważcie mnie!”.

102


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

A.K.: Mnie to nie przeszkadza. Gdybym chciała być celebrytką, przebrałabym się za syrenę i przechadzała po środku jakiegoś uczęszczanego miejsca. Wcześniej zadzwoniłabym do różnych mediów, by je uprzedzić o tym wydarzeniu. M.Ż.: No tak, ale musi Pani przyznać, że media są obecnie niezbędne, żeby sprzedać swoje dzieło i poniekąd trzeba zabiegać o to, by być w nich jak najczęściej. A.K.: Zgadza się. Natomiast na to, by być rozpoznawalnym na ulicy w Polsce jako autor książek, trzeba by było dostać przynajmniej Nagrodę Nobla. M.Ż.: Czy oznacza to, że Polacy mało interesują się literaturą i znają tylko to, co aż nazbyt oczywiste? A.K.: Niestety, zalewa nas kultura masowa. Literatura, sztuka, przez duże S coraz bardziej schodzą do podziemi. Coraz mniej osób czyta książki, słucha dobrej muzyki, zna się na malarstwie, rzeźbie. Wszyscy podlegamy nieustającej indoktrynacji. Większość stacji radowych i telewizyjnych stawia na komercję, gdyż ta przynosi największe zyski. Według wszystkich badań, czytelnictwo w Polsce spada z roku na rok. W wielu miejscach oddalonych od większych ośrodków, sytuacja staje się wręcz dramatyczna. Znikają mniejsze biblioteki, kina. Jedyny kontakt z kulturą możliwy jest wtedy tylko poprzez radio, telewizję i internet. Powolutku schodzimy do jaskiń intelektualnych. Jestem optymistką, dlatego wierzę, że jednak w końcu nastąpi jakiś pozytywny przełom. Może zmiana pokoleniowa wniesie ożywczy powiew albo jakaś nowa technologia umożliwiająca lepszy kontakt ze sztuką. M.Ż.: A mimo wszystko można zaobserwować zwiększenie liczby książek w księgarniach. Do tego prawie każdy celebryta wydaje swoją książkę, tak samo jak może to zrobić zwykły śmiertelnik. Czy więc pisanie książek jest aż tak proste? A.K.: Rzadko który celebryta jest jednocześnie pisarzem. Współtwórcami są zwykle osoby piszące zawodowo, których nazwisko często jest pomijane w nagłówku. Samo znane nazwisko powoduje, że taka pozycja ma zbyt. Dlatego wydawnictwa chętnie wydają takie książki. Kiedy chodziłam po wydawnictwach z różnymi ofertami swoich tekstów, odsyłano mnie z kwitkiem, mówiąc, że nie odważą się wydać książki nieznanej osoby. Nie brano moich tekstów nawet do ręki. M.Ż.: Jak więc doszło do wydania pierwszej książki. Kto zmienił zdanie i dlaczego? A.K.: Do wydania zarówno pierwszej, jak i drugiej książki doszło dlatego, że nie dałam się zbić z tropu. Wiele osób na moim miejscu dawno by zrezygnowało. Dzięki nieustannym próbom dotarcia do wydawców, teksty zostały w końcu przeczytane i zdecydowano się zaryzykować. Szczególnie dziękuję wydawnictwu PROMIC, które sporo zainwestowało w książkę zupełnie nieznanej autorki. 103


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

M.Ż.: Pojawia się zatem książka Listy z jeziora. Chodzę po księgarni i widzę ją na półce. Czemu mam po nią sięgnąć? A.K.: Można po nią sięgnąć po to, by czytając ją, odprężyć się po ciężkim dniu. Można, bo lubi się rozwiązywać zagadki. Kto inny będzie ją czytał, gdyż pragnie skonfrontować swoje życie z problemami bohaterów tej książki. A może pragnie lektury, która nie będzie go epatować wulgaryzmami i eksperymentami składniowymi, które ostatnio tak bardzo są w modzie. M.Ż.: Czy jest Pani z niej zadowolona? Czy odpowiada Pani? Mam na myśli nie tylko samą treść, ale i okładkę, fakturę kartek itd? A.K.: Czy jestem zadowolona? Żaden twórca nie może być do końca zadowolony, mogę natomiast powiedzieć, że odpowiada mi, ponieważ napisałam ją tak, jak chciałam. Napisałam taką książkę, jaką sama chciałabym przeczytać. Opisałam to, co mi gra w duszy. A czy będzie się ona podobała wszystkim? To oczywiście niemożliwe. Co do okładki, jest – jak uważam – znakomita i świetnie oddaje treść oraz przesłanie powieści. Stworzył ją znany grafik Mariusz Banachowicz i uważam, że bardzo uważnie przeczytał Listy z jeziora. Książka jest również bardzo miła w dotyku, litery na okładce są wypukłe, faktura kartek idealna dla oczu, natomiast dopisek „Miłość pod mazurskim niebem...” może trochę zmylić potencjalnego czytelnika. Może zniechęcić tych wszystkich, którzy nie lubią romansów, a ten podtytuł to właśnie sugeruje. Ja również nie czytuję tego typu literatury i jako czytelniczka mogłabym po tę książkę nie sięgnąć. Dlatego powtarzam: nie jest to romans, tylko książka sensacyjno-obyczajowa. Wątki romansowe są również, ale nie są istotą tej opowieści. M.Ż.: Rzeczywiście okładka sugeruje opowieść romantyczną. Czy nie bała się Pani, że to może zmniejszyć liczbę czytelników? A.K.: Sama okładka nie, wcześniej pokazywano mi inny dopisek. Nie miałam po prostu na to żadnego wpływu. M.Ż.: Gdy czytamy książki, przenosimy się do innego świata. Czy podobnie jest z ich pisaniem? Czy trudno jest Pani wrócić do rzeczywistości po czasie spędzonym nad tworzeniem? A.K.: Moje życie jest wielką przygodą, nie mniej ciekawą od moich opowieści. Obie te rzeczywistości konkurują ze sobą w zaskakiwaniu mnie. Czasami potrzebowałabym trochę spokoju, ale tylko czasami. M.Ż.: To poproszę o jakąś ciekawą opowieść o Pani przygodzie. A.K.: Trudno opowiedzieć jedną. Moją największą przygodą życiową była praca z dziećmi. Oprócz tego interesowało mnie wiele innych ciekawych rzeczy. Zapisałam się do Klubu Literackiego Nauczycieli, Bractwa Miecza i Kuszy – jednego z 104


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

pierwszych takich bractw – ćwiczyłam walki na miecze i kije, strzelanie z kuszy, śpiewałam w chórze muzyki dawnej i tańczyłam w zespole tańców dawnych. Ze wszystkimi tymi zespołami podróżowałam po całej Polsce. Często nocowaliśmy w zamkach i uczestniczyliśmy w imprezach rycerskich. Był też czas, gdy prowadziłam klub fantastyki. Teraz, kiedy mieszkam z dala od cywilizacji, miewam inne przygody. Spotykam leśne zwierzęta, zbieram grzyby, spotykam ciekawych ludzi. Przygodą jest dla mnie każdy dzień. M.Ż.: Fantastyczne historie! A zwłaszcza te wątki rycerskie. Czy miały one wpływ na Pani opowieści, czy takie wątki pojawiały się w opowiadaniach dla dzieci? A.K.: Wątki rycerskie przeplatają się w wielu moich bajkowych opowieściach. Na przykład w Bajkach o smokach podróżnych występuje przyjaciel jednego ze smoków – Rycerz Bez Skazy. W bajko-powieści Zamczysko występuje również wielu rycerzy, jak chociażby Jarzębinka herbu Żołądź, Urwigrosz herbu Dukacik czy też Dyrdymał herbu Kukułka. W sztuce o bł. Dorocie występuje polski rycerz, a także Konrad Wallenrod, który za czasów Doroty był wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego – jako rycerski antybohater. M.Ż.: No to teraz pytanie z innej beczki. Gdyby nie była Pani ani pisarką, ani nauczycielką, to kim by Pani była? Pytam oczywiście o aspekty zawodowe. A.K.: Gdybym mogła, poszłabym do szkoły baletowej i została tancerką. Taniec to moje drugie imię. Bardzo interesuje mnie również zawód reżysera. Pracując z dziećmi, robiłam z nimi różne przedstawienia. Kiedyś może założę teatr amatorski. Interesuje mnie również architektura, archeologia i historia sztuki. Świetnie czułabym się także jako trenerka piłki nożnej, ręcznej lub koszykowej. I tutaj nadszedł bardzo przyjemny dla mnie moment, w którym doszło do tego, że przekroczyłyśmy barierę bycia dla siebie Paniami i stałyśmy się Agnieszką i Martą. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie wpłynęło to na dalszy wywiad i oczywiście na mnie. M.Ż.: Bardzo imponująca lista zajęć dodatkowych, prawie jak człowiek renesansu. Wydaje się, że brak czasu na pisanie książek. Dlatego też moje kolejne pytanie będzie zahaczać o sam proces tworzenia. Jak to wygląda? Kawa, fotel i maszyna do pisania, jak wszyscy to chcą widzieć, czy może inaczej? A.K.: Najlepiej zeszyt sporej wielkości i mnóstwo zatemperowanych ołówków, gumka. Po napisaniu kilku stron, przystępuję do komputera (maszynę do pisania mam, ale już od dawna z niej nie korzystam) i przepisuję je, często całkowicie zmieniając tekst. Drukuję, nanoszę poprawki. Dlatego wybrałam ołówek, gdyż pozwala mi najszybciej zapisać to, co mam na myśli. Najczęściej pracuję rano, wtedy mam najwięcej pomysłów. W trakcie pisania piję zieloną herbatę lub sok marchwiowy. Pomaga mi również czekolada (komu nie pomaga?). Zdarza się, że 105


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

przed snem biorę zeszyt do łóżka i piszę w nim, dopóki nie zasnę. Proces tworzenia, o który pytasz, dzieje się również wtedy, gdy zajmuję się czymś innym. Dzieje się on w głowie. Drobne notatki zapisuję często na przypadkowych karteluszkach, by potem nie zapomnieć tego, co akurat wymyśliłam. M.Ż.: Czyli jednak bardziej tradycyjne metody. Nie tylko komputer. A co się dzieje z zapisanymi kartkami, które są już w komputerze, lub po prostu przemieniły się w wydaną książkę? A.K.: Plików nie usuwam, Zeszytów również nie. Zostawiam sobie na pamiątkę. M.Ż.: To w końcu trzeba coraz więcej półek, coraz większych twardych dysków. Znam ten ból, bo ja mam to samo z książkami. Jak tak patrzę wkoło, to widzę, że dużo ludzi czyta książki. To bardzo przyjemne zjawisko, nawet gdy czytają jakieś totalne bzdury. I tu pojawia się pytanie, jakiej książki na pewno nigdy nie chcesz wziąć do ręki i dlaczego? A.K.: Na pewno nie wzięłabym do ręki książki, która obraża innych ludzi ze względu na płeć, kolor skóry, narodowość czy wyznawaną religię. Nie czytuję również romansów. Czasami odkładam także książkę, która epatuje okrucieństwem, dojmującym smutkiem lub pełna jest wulgaryzmów, nawet jeżeli czemuś ma to służyć. To akurat lektura nie dla mnie. M.Ż.: A jakiś konkretny tytuł? Czy jakaś konkretna książka wydaje Ci się bezwartościowa, a jej czytanie to strata czasu? A.K.: Nie będę przytaczać przykładów, gdyż zrobię im tym dodatkową reklamę. Prawdą jest natomiast, że wielu autorów poprzez obsceniczne, niczym nieuzasadnione sceny, stek wulgaryzmów i opisy bezsensownego okrucieństwa stara się napędzić sprzedaż swoich książek. Jakby tego było mało, niektórzy krytycy pochwalają takie „dzieła” i często przyznają im nagrody. Może jestem staroświecka, ale uważam, że te książki obniżają poziom naszej literatury i tych, którzy ją czytają. M.Ż.: Gdyby nie było skandalu i obsceniczności, myślę, że wielu ludzi nie przekonałoby się do czytania książek. A tak jest szansa, że gdy ktoś tego spróbuje, uzna za zabawne, to sięgnie i po inne książki. A.K.: Chciałabym w to wierzyć, ale nie wierzę. Uczyłam przez wiele lat czytania i pisania, a także miłości do książek, do piękna i wartości, które niosą ze sobą. To była moja wielka pasja i jako autorka książek chciałabym robić to samo. Może jestem po prostu niedzisiejszą romantyczką i wartości w które wierzyłam i wierzę nie mają już racji bytu na tym świecie? M.Ż.: Zmieńmy temat na zdecydowanie bardziej przyjemniejszy. Jakie są Twoje plany na kolejne książki? Czy masz już jakieś pomysły? 106


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

A.K.: Tak jak mówiłam wcześniej, mam ich mnóstwo. W tej chwili chcę ukończyć bajko-powieść Zamczysko. Ale wymaga to trochę czasu. Następnie myślę zabrać się za powieść kryminalną, połączoną wątkami z bohaterami Listów z jeziora. Potem mam w planie napisać w staroświecko-komicznym stylu kryminalną sztukę teatralną. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Od kilku lat piszę także książkę o filmie pt. Moja teoria filmu, jestem bowiem wielbicielką tej sztuki. Mam nadzieję kiedyś skupić się na pisaniu prawie wyłącznie scenariuszy filmowych. Zresztą Listy z jeziora są już praktycznie gotowym scenariuszem. Większą część stanowią tu dialogi. Zastanawiałam się także, jacy aktorzy mogliby zagrać poszczególne postacie. Edyta Olszówka czytała w Radiu VOX fm fragmenty tej książki, byłaby świetną Ireną (to główna bohaterka), tylko jest na to stanowczo za młoda. Mam oczywiście także w planie pisać dalsze opowieści o smokach podróżnych. M.Ż.: To życzę powodzenia we wszystkich tych przedsięwzięciach. Zbliżając się ku końcowi naszego wywiadu, mam pytanie o pytania. Założę się, że odpowiadasz na setki różnych pytań. Jakich pytań najbardziej nie lubisz? Może jest jakieś konkretne. I dlaczego? A.K.: Lubię wszystkie pytania. Najwyżej mogę przecież na jakieś nie odpowiedzieć. M.Ż.: Dziękuję za odpowiedzi na wszystkie pytania. A.K.: Ja również dziękuję za rozmowę.

107


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

SELF-PUBLISHING

108


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ciernik i Pokrzywnica: Aleksander Sowa Koma – dialog recenzja Tekst pochodzi z Leniwiec literacki. Ciernik i Pokrzywnica na tropie.

Upolowane: Aleksander Sowa Koma, ebook Ciernik: W Enterze poznaliśmy miłosno-cierpiętnicze oblicze Aleksandra Sowy, a teraz przyszedł czas na odsłonę filozoficzno-kryminalno-mroczną, czyli Komę. Pokrzywnica: Ha! W dyskusji o Enterze domagaliśmy się prawdy i popatrz: Aleksander Sowa wyruszył na poszukiwanie prawdy! Ciernik: Widocznie jest wyczulony na potrzeby czytelników i pilnie nadstawia ucha, żeby dowiedzieć się, czego chcą. To dobrze. Pokrzywnica: Pewnie, że dobrze! Ciernik: Podchodziłem do tej Komy jak do złego jeża, który przychodzi się poić w moim bajorku. Ale nie było tak tragicznie. Pokrzywnica: Tym razem autor spróbował oszczędniejszego języka i wybrał formę, która temu sprzyja. Wyszło znośnie. W swój charakterystyczny kicz popadał tylko przy moralnych rozterkach bohatera. Spróbował też gry słów: Bala-Laba, amokkoma. To akurat wyszło średnio, bo jest zbyt oczywiste. Ale dobrze, że próbuje. Ciernik: Tak, w Komie Sowa najwyraźniej szuka nowych terytoriów. Eksperymentuje. W Enterze testował możliwości hipertekstu, tutaj zabrał się za kreatywną obróbkę rzeczywistych wydarzeń. Pokrzywnica: Rzeczywistych wydarzeń, ale i cudzej, nie za dobrej zresztą, powieści. Moim zdaniem Amoku Bali jest w Komie za dużo. Dopiero pod koniec wykluwa się coś naprawdę ciekawego: ktoś wrzuca karmę do akwarium, w którym nie ma żadnej ryby. W tym samym czasie okazuje się, że pewien pisarz zostawił gdzieś fragmenty powieści o ślimakach, a ktoś inny odkrywa, że te ślimaki to tylko symbol czegoś innego. To jest naprawdę ładnie poprowadzony wątek – mam wrażenie, że powieść Sowy powinna się tak naprawdę zaczynać właśnie od niego. Wcześniej jest tylko przetwarzanie inspiracji. A przy ślimakach jest już kawałeczek fajnej literatury. Ciernik: Nie czytałem Amoku Bali, ale znam z doniesień medialnych historię tamtego morderstwa i procesu. Świadomość, że Koma jest w dużej mierze oparta na 109


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

faktach, budziła we mnie dreszczyk emocji. Niestety końcówka – chaotyczna, nieczytelna i rozpolitykowana – bardzo mnie rozczarowała. Pokrzywnica: W końcówce stało się coś dziwnego. Jakby Sowa wystraszył się sam siebie i nagle zawrócił w bezpieczne, dobrze już znane rejony. A tu można było pożeglować hen, hen, na nieodkryte morza... Cóż, widocznie jeszcze za wcześnie. Nie podobało mi się też, że bohater w ogóle się nie rozwinął. Na początku jest niezbyt mądry i naiwny – i to dobrze – ale problem w tym, że na końcu jest taki sam! Przeżył tę historię, ale spłynęła po nim jak po kaczce, nic w nim nie zmieniła – tak nie powinno być! Ciernik: Mnie doskwierały przede wszystkim niezróżnicowane dialogi. Wszyscy mówili tak samo, a w książce, która w większości składa się z dialogów, to jest spory błąd. Całe szczęście, że wypowiedzi brzmiały w miarę naturalnie... Pokrzywnica: To wszystko można by jednak wybaczyć. Najgorsze są błędy – wpadki stylistyczne, powtórzenia, interpunkcja, mylenie personaliów postaci (a przecież one są w Komie istotne!) – to bardzo nieeleganckie, nie wolno częstować czytelnika takim niedogotowanym daniem! Ciernik: Aleksander Sowa idzie, co prawda, często na łatwiznę, ale jednak rozwija się literacko. Może powinien wreszcie zdecydować się na współpracę z redaktorem? Pokrzywnica: Zdecydowanie tak! Ciernik: A gdyby nie błędy, gdyby ta powieść była dopracowana pod tym względem, to spędziłabyś przy niej miło czas? Pokrzywnica: Ja akurat nie, bo nie przepadam za kryminałami, a całej tej historii z Balą i jego książką po prostu nie cierpię. Ale są różne gusta i myślę, że taka powieść może znaleźć amatorów. Chyba masz rację, że bardzo powoli, ale jednak Aleksander Sowa idzie do przodu. Koma jest lepsza niż Enter, coś tam w niej błysnęło, byle tylko autor to wyłowił i poszedł za tym. I oby polubił słowniki!

110


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Awiola: Wywiad z Piotrem Molendą, autorem książki fantasy Worn Tekst pochodzi z blogu subiektywnie o książkach

Dzisiejszym gościem mojego cyklu wywiadów z pisarzami jest Piotr Molenda, autor debiutanckiej książki pt. Worn, której recenzje możecie przeczytać TUTAJ. Piotr Molenda to urodzony Wrocławianin, absolwent Politechniki Wrocławskiej. Powieść Worn jest jego debiutem literackim. Pomysł, by napisać książkę zaświtał autorowi już dwadzieścia lat temu, jednak realizacja tego projektu trochę się opóźniła z różnych przyczyn. Piotr Molenda określa siebie jako przeciętnego człowieka: średniego wzrostu, średniej urody i średniego wieku. Strona autora – KLIK. awiola: Powieść Worn jest Pana debiutem literackim. Skąd pomysł na napisanie książki w kanonie gatunku fantasy? Piotr Molenda: Bardzo zależało mi na możliwości stworzenia własnego wyimaginowanego świata z krajobrazami powstałymi w mojej głowie lub podejrzanymi na rozmaitych fantastycznych ilustracjach. Gdybym umieścił akcję książki w naszym świecie, nie mógłbym pozwolić sobie na opisywanie gigantycznych drzew, których korzenie niczym mosty łączyły przeciwległe brzegi niemałej rzeki i nie wysłałbym bohatera do podziemnego miasta ani do krainy latających wysp. Moja fascynacja takimi niezwykłymi sceneriami przyczyniła się do powstania być może zbyt licznych i przez to nieco zwalniających tempo akcji opisów. awiola: Jak przebiegał proces twórczy pisania książki? Ile zajęło Panu napisanie całej powieści? P.M.: Z jednej strony nie jestem człowiekiem szczególnie pracowitym, z drugiej zdaję sobie sprawę, że bardzo naiwnym byłoby liczyć na błyskotliwą karierę pisarską. Co za tym idzie zajmowałem się przede wszystkim pracą zarobkową, a czas wolny dzieliłem między kilka różnych zainteresowań. Zdarzało się, że odkładałem pisanie na miesiąc lub dłużej, a w związku z tym całość zajęła mi około pięciu lat.

111


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

awiola: Ustami Worna, głównego bohatera, przemyca Pan wiele poglądów dotyczących nieodpowiedzialnego panowania człowieka nad przyrodą na naszej planecie. Czy to główne przesłanie Pana dzieła? P.M.: Tak, przyznaję, że możliwość przekazania moich poglądów była jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałem się napisać powieść. Póki co nie przypuszczam, by znalazły one akceptację u wielu ludzi, ale pocieszam się tym, że idee równości rasowej także przez lata nie cieszyły się popularnością i nadal mają przeciwników. Obawiam się tylko, że jeśli popierane przeze mnie przekonania znajdą kiedyś powszechne uznanie, nie będzie już czego ratować. awiola: W swoim debiucie nawiązuje Pan również do kwestii wiary i kondycji osób duchownych. Jakie są Pana rzeczywiste poglądy w tym temacie? P.M.: Dokładnie takie same jak w powieści. Nie uważam, aby należało traktować jako poważne źródło wiedzy książkę, według której wszechmocny stwórca naszego świata wydaje się nieświadomy rozmiarów kuli ziemskiej i liczebności ludzkiej populacji. Całą swoją uwagę skupił na jednym małym narodzie i zamieszkanych przezeń terenach, kompletnie ignorując olbrzymią większość własnego dzieła. Nie wspomnę o wielu innych niedorzecznościach takich jak choćby obrzucenie poddanych niepokornego władcy żabami. Co się tyczy duchownych, wierzę, że nie różnią się od całego społeczeństwa – są wśród nich dobrzy, porządni ludzie oraz tacy, z którymi nie chcielibyśmy mieć do czynienia. Nie darzę sympatią kościoła jako organizacji, natomiast o tworzących go ludziach mogę jedynie powiedzieć, że moim zdaniem nie mają racji, a jak jest naprawdę, przekonamy się po śmierci. awiola: Nie mogę nie zapytać o szczególnie nurtujący mnie wątek dotyczący paleoastronautyki. Dopuszcza Pan prawdopodobieństwo teorii, jakoby ludzka rasa została stworzona przez istoty z kosmosu? P.M.: To pociągająca teoria, ale oczywiście nie jestem w stanie ocenić, na ile prawdopodobna. awiola: Kim są według Pana czytelnicy Worna? P.M.: Obawiam się, że chwilowo w ogóle ich nie ma. Oczywiście widziałbym wśród nich przede wszystkim miłośników fantastyki, ale również wszystkich, którym nie podoba się sposób, w jaki ludzie traktują zwierzęta i całą przyrodę. awiola: Debiut wydany. Co dalej? Jakie są Pana dalsze plany pisarskie? P.M.: Nie ukrywam, że zależy to od powodzenia – choćby niewielkiego – pierwszej książki. Zastanawiałem się nad kontynuacją przygód Worna, ale również nad powieścią fantastyczno-naukową.

112


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

awiola: Swoją pierwszą książkę opublikował Pan sam, bez pomocy jakiegokolwiek wydawnictwa. Nie mogę więc nie zapytać o to, jak postrzega Pan rynek wydawniczy w Polsce? P.M.: Prawdę mówiąc, zanim spróbowałem wydać ukończoną książkę, nie przypuszczałem, że pisanie jest tak popularnym zajęciem. Co za tym idzie sądziłem, że opublikowanie jej okaże się dużo prostsze. Postanowiłem spróbować wydać Worna samodzielnie po zapoznaniu się z fatalnymi w moim odczuciu warunkami proponowanymi przez kilka wydawnictw. awiola: Czym jest pisanie dla Piotra Molendy? P.M.: Na razie to jedynie hobby i raczej nie pierwszorzędne. Naturalnie, jak chyba każdy, kto próbuje tworzyć książki, bardzo chętnie widziałbym to zajęcie jako swoje źródło utrzymania, ale wiem już, że to mało realne marzenie. awiola: Jaka literatura stanowi centrum Pana zainteresowań? P.M.: Właściwie już to mówiłem: fantasy i science fiction. awiola: Co poradziłby Pan osobie chcącej wydać swoją pierwszą książkę? P.M.: Póki co mogę jedynie słuchać rad innych, sam nie jestem w stanie doradzać, nie mam własnych doświadczeń. Wydaje mi się tylko, że mimo wszystko skuteczniejszą drogą jest pogodzenie się z warunkami wydawców. awiola: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom mojego bloga? P.M.: Chciałbym ich prosić, żeby tak często jak to możliwe przypominali sobie, że my, ludzie, wcale nie posiadamy odgórnie przyznanego nam prawa do decydowania o życiu innych istot. Jak widać Pan Piotr Molenda jest bardzo skromnym człowiekiem. Życzę mu samych sukcesów w promowaniu swojej debiutanckiej powieści, gdyż bez pomocy wydawców ma mocno utrudnione zadanie. A wam oczywiście polecam Worna, świetna powieść fantasy, która zabierze was w zupełnie inny świat.

113


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Agnieszka Żak: 31.10 Księga cieni – trzecia odsłona antologii Halloween po polsku Już po raz trzeci ukazuje się całkowicie darmowa, krwista i soczysta ;) antologia opowiadań grozy polskich autorów i self-publisherów. To aż 27 opowiadań od autorów takich jak Anna Klejzerowicz, Antonina Kostrzewa, Szymon Adamus czy Andrzej Paczkowski. To już po raz trzeci spotykamy się z Wami w cyklu 31.10 Halloween po polsku. Tym razem chcemy Was zapytać, czy wierzycie w magię, zaklęcia, czarownice i tajemne księgi? Zastanówcie się dobrze nad odpowiedzią, zanim przystąpicie do lektury. Czeka Was bowiem nie lada wyzwanie. Zanim jednak zaczaiło się ono na Was, najpierw dopadło dwudziestu sześciu autorów, którzy przyczynili się do powstania najnowszej edycji 31.10. W największym sekrecie, pod osłoną mroku i w blasku księżyca szukali bowiem w najodleglejszych krańcach ziemi tajemniczych ksiąg, by potem opowiedzieć Wam swoje historie. Tym razem naprawdę bardzo czarodziejskie. Jak zwykle, żaden z autorów nie wiedział, o czym pisze reszta. To ćwiczenie związane nie tylko z umiejętnością pracy w grupie, ale również z innym niż czysto literacki rodzajem wyobraźni. Niezwykle trudno jest bowiem stworzyć spójną całość z indywidualnych kontrybucji, pełnych indywidualnego ognia, różniących się postrzeganiem świata, podejściem a nawet zrozumieniem tematu. Ale przecież nie miało być łatwo, tylko kreatywnie, pasjonująco i co najważniejsze – oczywiście magicznie. Czy nasi autorzy sprostali zadaniu? O tym przekonacie się już za chwilę. E-booka można pobrać w formacie PDF, ePub lub mobi za darmo z księgarni Virtualo, która jednocześnie patronuje przedsięwzięciu. Z kolei na Facebookowym fan page’u można wygrać papierową edycję zeszłorocznej antologii. Zachęcam do czytania! Spis treści: 1. Wstęp 114


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

2. Kinga Ochendowska Księga Cieni 3. Paweł Mateja Wielkie potwory mistrza Gottentota 4. Paweł „DarkAraghel” Rejdak Łowcy 5. Grzegorz Gajek Ode złego 6. Marek Rosowski Mgła 7. Marcin Podlewski Serce i wahadło 8. Anna Klejzerowicz Książka ze szkła 9. Marek Ścieszek Będzina 10. T. J. Krzywik Groza zza muru 11. Anna Rybkowska Mistrz lalek 12. Maciej Kaźmierczak Jedność 13. Magdalena Witkiewicz Czarownice 14. Ewa Bauer Narodziny Bogini 15. Kornelia Romanowska Broń mnie od pokuty 16. Robert Rusik Po drugiej stronie księgi 17. Maciej Lewandowski Siedlisko 18. Tomasz Czarny Potrzeby 19. Szymon Adamus Spójrz w moje oczy 20. Krzysztof Dąbrowski I co ja robię tu 21. Chepcher Jones Ta księga 22. Marek Grzywacz Pierwsza strona 23. Karolina Wilczyńska Tam chciałbym się zestarzeć 24. Andrzej F. Paczkowski Oko czarownicy 25. Michał Stonawski Cienie 26. Kamil Czepiel O tym jak ciemność straciła kobietę 27. Antonina Kostrzewa Powroty 28. Krzysztof Maciejewski Ścieżka bez nazwy 115


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

W mordę – nowe czasopismo literackie Tekst pochodzi z Votum Separatum

Literacki „policzek”. W mordę z lewa i z prawa... tak po literacku! Pierwszy numer dwumiesięcznika literackiego W mordę zadebiutował na polskim rynku wydawniczym 11 listopada 2013 r. Data jest nieprzypadkowa, gdyż twórcy magazynu uważają, że czas znów rozpocząć walkę o... wolność. Człowiek dziś niepostrzeżenie stał się Pracownikiem – czytamy w manifeście programowym redakcji – a jego funkcją jest być wydajną maszyną, która się „po amerykańsku” uśmiecha, nawet jeśli jest to śmiech niczym niepoparty, przez nic niewywołany. Nikogo już nie obchodzi to, że ludzie czegoś chcą i gdzieś zmierzają; najważniejsze, by byli posłuszni i przeciętni. Przeciw takiej rzeczywistości buntują się redaktorzy i autorzy dwumiesięcznika W Mordę, wznosząc wysoko literacką dłoń, gotową, by dać winnym, a może nawet całemu światu „po mordzie”, z lewa i z prawa, jak jeden człowiek drugiemu człowiekowi, dopóki coś to jeszcze znaczy. W pierwszym numerze dwumiesięcznika W mordę znajdziemy cztery mocne i bezkompromisowo szczere opowiadania literatów, którzy obeznani są już z pisarstwem i potrafią wciągnąć czytelnika w świat swojego gniewu na rzeczywistość i bezmyślnych ludzi w niej funkcjonujących. Pierwszy w kolejności tekst wyszedł spod pióra Andrzeja Te. Człowieka kipiącego literacką wściekłością. Czytając jego powieści, np. ostatnią pt. sPokolenie, czyli Gniew, można odnieść wrażenie, że autor prowadzi wojnę ze światem niczym terrorysta literacki, bez cienia litości bombardując go zarzutami. I to właśnie czytelnik otrzyma poprzez opowiadanie nazwane Jak w filmach. Drugi tekst należy do Jacka Skowrońskiego, doświadczonego pisarza kryminalnego, który znany jest z inteligentnego, lekkiego, pełnego ironii pióra. Niech jednak nikogo nie zmyli jego miękki krok, gdyż on także zdaje sobie sprawę z wrednej natury świata oraz tego, że swoje trzeba wywalczyć w nierównym przeważnie boju. Takie są też jego powieści, m.in. Był sobie złodziej, Mucha czy Zabić, zniknąć, zapomnieć. Jego bronią jest inteligentna brawura, dystans oraz kpina. Opowiadanie pt. Adin,

116


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Dwa, Tri stworzone wespół z Kasią Szewczyk, zostało opublikowane w pierwszym numerze W mordę. Kasia Szewczyk to z kolei pisarka młodego pokolenia, w której zwariowanym umyśle rodzą się obrazy degeneracji świata, podszyte erotycznym napięciem. Kasia i Jacek to sprawdzony duet pisarski, spod rąk którego wyszło już niejedno świetne opowiadanie. Trzecia historia należy do Marcina Orlika, pisarza, który rozbawi nawet największego ponuraka, który opublikował w 2013 r. rewelacyjny zbiór opowiadań pt. Księga Studencka. Opowiadanie znajdujące się w dwumiesięczniku nosi znamienny tytuł Pojebowisko. Autorem ostatniego tekstu jest Piotr Mrok, redaktor naczelny dwumiesięcznika. Własne pisarstwo nazywa on swoistym onanizmem intelektualnym. Dotychczas opublikował quazi biograficzną powieść pt. Lubelska Masakra Kotem Podwórkowym oraz zbiór opowiadań Olimpiada szaleńców. W dwumiesięczniku W mordę czytelnik znajdzie jego najbrutalniejszy tekst pt. Bądź wola moja i twoja. W mordę to jednak nie tylko ostre, wyraziste teksy, lecz również mroczna szata graficzna w tonacji czerni i czerwieni, stylizowana na klimat noir, znany choćby z komiksów i kinematografii. Jest ona zasługą Kornela „Marva” Kwiecińskiego, który zdecydowanie wie, jak operować światłem i cieniem w celu zobrazowania niejednoznacznych myśli literatów. Czy warto sięgnąć po magazyn W mordę? Na pewno tak, choćby po to, by ponownie przekonać się o tym, że w niekomercyjnej niszy znajdują się autorzy, których teksty udowadniają, iż mamy w Polsce zdolnych ludzi pragnących czegoś więcej niż tylko zaspokajanie – mówiąc eufemistycznie – potrzeb codzienności. Pierwszy numer dwumiesięcznika do pobrania z: http://w.morde.pl. Kontakt z redakcją: waszeteksty@w.morde.pl

117


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

OPOWIADANIA

118


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Martyna Goszczycka: Obłąkana Beatrice, wściekła na cały Zaświat, zamaszystym krokiem przemierzała lśniące bielą korytarze pałacu. Jaskrawe promienie, wpadające przez wielkie, zaokrąglone u góry okna, raziły ją i zmuszały do mrużenia powiek. Czyste do połysku marmurowe płyty podłogi odbijały światło, migocząc nieznośnie. Jednak natrętne słońce było teraz najmniejszym problemem Nimfy Wody. Niemal się pośliznęła, kiedy skręciła w odnogę korytarza, co zaraz skwitowała niezadowolonym pomrukiem i odruchowo poprawiła niebieską, sięgającą zgrabnych kolan tunikę. Spojrzała w głąb pomieszczenia, na drzwi widniejące na końcu korytarza: szerokie, wysokie, ze złotymi znakami i runami, które zdobiły białe drewno, skupiając się wokół kołatki w kształcie głowy węża. Długie, wyszczerzone kły gada trzymały ruchomą, złotą obręcz. Beatrice poczuła, jak jej tętno przyspiesza, a policzki podbiegają krwią. Gniew znów wypełnił pierś, stanął w gardle w postaci niemożliwej do przełknięcia guli. Musiała się wyładować, musiała wykrzyczeć ogarniającą ją furię. To był słuszny gniew, miała do niego pełne prawo. Przez chwilę przypatrywała się posążkom i dzbanom poustawianym wzdłuż ścian. Były tak idealne i piękne, że tylko wzmagały jej złość. Może gdyby je zniszczyła, rzucając o ściany i kopiąc z całej siły, pozbyłaby się nadmiaru emocji, które ściskały jej skronie rozgrzaną obręczą. Jednak zacisnęła tylko powieki i przygryzła wargę, ruszając ku drzwiom pospiesznym krokiem, przechodzącym w bieg. Mało brakowało, a zapomniałaby się i wtargnęła do sypialni z krzykiem. Z trudem wyhamowała, okiełznała uczucia i drżącymi palcami złapała za obręcz kołatki, stukając nią kilkukrotnie. Nie otrzymywała odpowiedzi; chociaż minęło ledwie kilka mgnień oka, miała wrażenie, że stoi pod drzwiami całą wieczność. Nie wytrzymała i popchnęła je, wchodząc do pokoju sztywnym krokiem. – Nie pozwoliłem ci wejść, Beatrice. Czego chcesz? – Słodki głos Mistrza skaził nieuprzejmy ton. Nimfa Wody zesztywniała, chociaż gniew nadal buzował w jej krwi. Mężczyzna o blond włosach sięgających policzków siedział na skraju zasłanego szerokiego łoża o przezroczystych, kryształowych nogach. Odwrócony do Beatrice plecami, właśnie narzucał na siebie białe kimono. Przez całą drogę wyobrażała sobie, co mu powie, jaką scenę urządzi i jakie wywrze to na nim wrażenie. Teraz jednak zabrakło jej słów i nie wiedziała, jak się zachować. Zacisnęła pięści i głośno przełknęła ślinę. Mistrz podniósł się, szeleszcząc połami kimona, i podszedł do wykonanego z białego drewna biurka wykończonego na krawędziach złotymi ornamentami. Przekartkował jedną z ksiąg, zamknął ją i odłożył na stosik innych. Potem złapał za wysadzany diamentami kielich i odwrócił się, trzymając naczynie przy ustach. Przebiegłe spojrzenie turkusowych oczu sprawiło, że Beatrice zmiękły kolana. 119


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– Mów, moja mała, bo powoli tracę cierpliwość. Poczuła, jak pieką ją policzki oraz uszy. – Tak, Mistrzu Dereku – wyszeptała, szukając w sobie zdecydowania, które przyprowadziło ją aż tutaj, ale zniknęło, gdy tylko usłyszała głos swojego Stwórcy. Kilka wspomnień z poprzedniej nocy przemknęło przed jej oczami w najmniej stosownym momencie. Zdeprymowała się. Serce zabiło mocniej, wargi zadrżały. – Przyszłaś tu patrzeć na mnie i fantazjować? Teraz piekła ją cała twarz i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Spuściła wzrok, wzięła głęboki oddech i wreszcie wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło: – Przyszłam tutaj, panie, żeby wyrazić swoje niezadowolenie – oznajmiła, z trudem znosząc rozbawiony uśmiech kwitnący na ustach Dereka. – Nie rozumiem, czemu to Sosha dostała misję w Krainie Wiecznego Lodu. Mówiłeś, że to dla ciebie niesłychanie ważne. A jeśli coś jest dla ciebie niesłychanie ważne, to dla mnie też. Dlatego sądzę, że powinieneś przydzielić tę misję mnie. Sosha... Ona cię nie rozumie, Mistrzu! Nie możesz mi tego zrobić! Czemu ona?! W czym jest lepsza ode mnie?! Wykonam to zadanie stokroć lepiej i powinieneś o tym wiedzieć, panie! – Gorycz zaczęła powracać i Beatrice powoli przestawała panować nad słowami. – Chcę, żebyś zmienił decyzję! To ja wykonam dla ciebie to zdanie, nie ona! I nigdy więcej nie zdradzaj mnie w ten sposób, Stwórco! Kiedy zamilkła, oddychała szybko, czując, jak wreszcie uwalnia się od ciężaru, który miażdżył ją przez ostatnich kilka dni, kiedy nie mogła się zdecydować, czy powiedzieć Derekowi, co o tym wszystkim myśli, czy też udawać, że wszystko jest w porządku, by nie narazić się na jego gniew. Jednak, gdy tylko zniknął jeden balast, zaraz pojawił się następny. Przerażenie zmroziło ją od stóp do głów, bo właśnie dotarło do niej, że zachowała się w sposób, w jaki przy Mistrzu nigdy nie należało się zachowywać. Spojrzała na niego niepewnie; przykry dreszcz przebiegł jej po karku. Wciąż lekko rozbawiony, przyglądał się jej spokojnie, popijając wino z kielicha. Nimfa Wody z trudem wytrzymywała jego milczenie, ale teraz nie odważyłaby się przerwać zalegającej w pokoju ciszy. Już i tak pozwoliła sobie na zbyt wiele. – Brawo – skomentował wreszcie Mistrz. – Rzadko pokazujesz mi swoją prawdziwą twarzyczkę. Zwykle jesteś taka tylko przy swoich siostrach. Ja jestem zmuszony oglądać cię potulną, pokorną i... nudną. Zabolało, jednak przełknęła przytyk i spróbowała się wytłumaczyć: – To dlatego, że chcę być ci posłuszna, Mistrzu. Przecież nie lubisz, kiedy... – Milcz – przerwał. – Chyba źle mnie zrozumiałaś. To, że przelecę cię od czasu do czasu, nie znaczy, że umieszczam cię na jakimś piedestale. Każda z was ma swoje wady i zalety. Sosha jest rozsądna i inteligentna, ty jesteś dobra w łóżku. Dlatego to ona wybierze się do Krainy Wiecznego Lodu, nie ty. Czy to jasne? Krew odpłynęła z twarzy Beatrice, w piersi dotkliwie zakłuło, a upokorzenie na dłuższą chwilę pozbawiło ją mowy. Otwierała i zamykała usta, nie potrafiąc wydusić

120


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

z siebie niczego sensownego. A kiedy wreszcie zdobyła się na słowa, ledwo przechodziły jej przez gardło. – Ale Mistrzu... Myślałam, że jestem dla ciebie... – Kimś wyjątkowym? – wtrącił lekceważącym tonem, pociągając kolejny łyk wina. – Wszystkie cztery jesteście dla mnie wyjątkowe. Stworzyłem was, jesteście moimi dziełami. Moimi dziećmi. Czy dobry ojciec traktuje jedno dziecko lepiej od pozostałych? Nie. I zapamiętaj to sobie. – Panie... Przecież wiesz, że one nie kochają cię tak jak ja – mamrotała, nie bez problemu powstrzymując łzy cisnące się do oczu. – Darzę cię wyjątkowym uczuciem i... – I to ja będę wybierał sposoby, jakimi mi to uczucie okażesz. Zacisnęła wargi w wąską linię, zdusiła narastający żal. Nie chciała się korzyć, ale już i tak została zdegradowana do roli dziwki, więc czy mogło jej zaszkodzić błaganie na kolanach. Bo to właśnie zrobiła – zbliżyła się gwałtownie, upadła przed nim i uczepiła się kurczowo jego szat, zanurzając głowę w fałdach kimona. – Błagam cię, Mistrzu... Chcę dostać tę misję, chcę ją wykonać dla ciebie... Chcę ci udowodnić moje uczucie inaczej niż zwykle... – Łkała, nie powstrzymując dłużej łez. – Błagam cię... Derek nie poruszał się, nic nie mówił, a kiedy kątem oka zerknęła na jego twarz, zobaczyła, że nadal spokojnie popija wino, nie racząc zaszczycić jej choćby spojrzeniem. Poczuła się gorzej, niż gdyby ją kopnął jak skomlącego psa. Ale znała już ten ból, znała go bardzo dobrze i właściwie... nawet ten ból lubiła. – Mam dwa warunki – powiedział nagle Mistrz, odstawiając pusty kielich na biurko. Beatrice poderwała głowę i uśmiechnęła się z nadzieją, ocierając dłonią mokre policzki. – Zrobię wszystko, co zechcesz, Stwórco... – Musisz przekonać Soshę, żeby odstąpiła ci to zdanie. Musisz też przekonać mnie, moja mała. – Pogłaskał ją po głowie i wplótł palce we włosy, na co zamruczała jak kotka, nie potrafiąc się opanować. – Jak... Jak mam cię przekonać, Mistrzu? Zaśmiał się cicho, po czym westchnął z politowaniem. – Rób to, co potrafisz najlepiej. Serce zatłukło w klatce żeber, po ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Pokiwała głową z żarliwym uśmiechem i drżącymi z przejęcia dłońmi, nie podnosząc się z klęczek, zaczęła odwiązywać pasek przytrzymujący hakama*. *** Wyszła z sypialni Mistrza na drżących nogach, ocierając usta chusteczką, którą jej ofiarował. Kiedy skończyła „proces przekonywania”, nie powiedział słowa na temat * Spodnie tradycyjnego stroju japońskiego. 121


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

tego, czy się jej udało. Stwierdził tylko, że jest zadowolony i że jej umiejętności rosną z każdym następnym razem. Nadal miała przed oczami jego lubieżny uśmiech i podniecone spojrzenie. Ale to akurat było normalne – zawsze długo pamiętała wyraz jego twarzy po tym, jak mu dogodziła. Zresztą sama też nie narzekała na brak doznań i cieszyła się, że właśnie z nią Mistrz dzieli te wyjątkowe przeżycia. Żadna inna Nimfa nie była traktowana przez niego w ten sposób. Wyjątkowy. Tylko ona. Uśmiech mimowolnie wpłynął na jej usta, a serce zakołatało szybciej, gdy powróciło bardziej intymne wspomnienie. Beatrice była zadowolona nie mniej od Mistrza. Nie spodziewała się takiego zakończenia rozmowy. Ale niepotrzebnie się obawiała; dobrze zrobiła, decydując się na konfrontację z Derekiem. Przekonanie Mistrza mam już raczej za sobą. Teraz pozostało namówić Soshę do zmiany zdania. Zmarszczyła czoło, nerwowo wygładzając długie jasne włosy. Chwyciła jeden kosmyk i zaczęła gryźć go nerwowo. Zdawała sobie sprawę, że wbrew pozorom Sosha jest bardziej uparta niż Derek. No i wobec niej nie mogła zastosować tych samych metod, co wobec Mistrza. Za pozytywną okoliczność należało uznać fakt, że aktualnie wszystkie cztery Nimfy znajdowały się w pałacu Stwórcy – szykowało się coś ważnego, o czym nie chciał im zbyt wiele mówić. Jednak zażądał, by przeniosły się ze swoich Krain i na dłuższy czas zamieszkały razem z nim. W razie potrzeby mogły wrócić do siebie bardzo szybko, dzięki wewnątrz-światowym teleportom – posiadał ich w pałacu cztery, każdy łączył się z portalem znajdującym się w siedzibie jednej z sióstr. Nimfy wyczuwały się nawzajem, dlatego Beatrice doskonale wiedziała, gdzie szukać Soshy. Przemierzała korytarz za korytarzem, mijając krzątającą się i zginającą w ukłonach służbę, aż dotarła pod drzwi jednego z wielu pokoi. Stała pod nimi chwilę, nasłuchując dobiegających zza ściany śmiechów, po czym prychnęła rozzłoszczona i wtargnęła do pomieszczenia bez pukania. Chichoty ucichły, zamarły urwane w pół słowa, a dwie zmienione zdziwieniem twarze zwróciły się w kierunku Beatrice. Pokoik, w którym się znajdowały Nimfy Wiatru i Ziemi, wypełniały zakurzone regały zastawione książkami. Było to jedno z tych pomieszczeń, do których Derek wpuszczał służbę bardzo rzadko, w obawie, że uszkodzą tomiszcza lub chociażby zmienią ich położenie. Tymczasem Sosha właśnie odkładała jedną ze starych ksiąg na półkę. – Co wy tu robicie? – wycedziła Beatrice. – Nie wiecie, że Mistrz nie życzy sobie niczyjej obecności w tym miejscu? Neiliel, najmłodsza z sióstr, od razu pokornie opuściła głowę. Była niewysoka, miała nastoletnie ciało oraz długie czarne włosy. Schowała dłonie za plecami i zaczęła kołysać się na piętach w przód i w tył. Zerknęła na Nimfę Wody niepewnie, jak skarcone dziecko. – Nie musisz się od razu tak wściekać, Bea.

122


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– Mam pozwolenie od Mistrza na korzystanie z jego ksiąg – dodała Sosha, wysoka kobieta o poważnej twarzy i jasnych włosach związanych w koński ogon; surowość jej rysów podkreślała przepaska zasłaniająca jedno oko. Beatrice prychnęła, wpatrując się w starszą siostrę nienawistnym wzrokiem. A więc Sosha dostała pozwolenie Mistrza... Zbytek łaski. Przestało się to Beatrice podobać. Za dużo powierzał tej zarozumiałej wietrznej idiotce. Za bardzo jej ufał, zbyt wielkie względy okazywał. – Ty masz pozwolenie – odparła. – Ale co tu robi Nel? – Wzięłam ją ze sobą, przecież niczego nie zniszczy. – Ale Mistrz wpuścił tu tylko ciebie. Nie słuchasz jego poleceń. Mam mu donieść o twojej niesubordynacji? Sosha westchnęła ponuro i pokręciła głową, krzywiąc się z dezaprobatą. – Przestań robić sceny, Beatrice, i to o nic. Nimfa Wody zmrużyła oczy i uśmiechnęła się ironicznie. – Ciekawe, jaką ty scenę odegrasz przed Mistrzem, kiedy mu powiem, że... – Mów. – Sosha wzruszyła ramionami. – Wątpię, żeby jakkolwiek mnie ukarał. Ufa mi. A Neiliel jest tu pod moim okiem. Beatrice straciła cierpliwość, długimi krokami zbliżyła się do Wietrznej i szarpnęła ją boleśnie za ramię. – Za kogo ty się masz, co?! Nie wyobrażaj sobie, że Mistrz traktuje cię w wyjątkowy sposób! Sosha cofnęła się, stanowczo odpychając siostrę od siebie. Zmierzyła ją od stóp do głów zimnym spojrzeniem srebrnego oka. – Uspokój się. O co ci znowu chodzi? Żadna z nas nie pcha się między ciebie a Mistrza. Nimfa Wody zadarła podbródek, ale nie skomentowała tej uwagi. Wzięła głęboki oddech i postanowiła przejść do rzeczy, chociaż podejrzewała, że po takim wstępie przekonanie Soshy do zmiany zdania będzie jeszcze trudniejsze. – Muszę z tobą porozmawiać o misji w Krainie Wiecznego Lodu. Nimfa Wiatru ściągnęła brwi. Neiliel, obserwująca siostry z niepokojem, nadstawiła uszu. – Mistrz zabronił mi rozmawiać o tym z kimkolwiek. Sama wiem tylko tyle, ile muszę wiedzieć, by wypełnić zadanie. – Mistrz zmienił zdanie – oznajmiła twardo Beatrice. – Neiliel, wynoś się stąd. Zostaw nas same. Najmłodsza z sióstr już otwierała usta, by coś powiedzieć, może nawet zbuntować się, ale wystarczyło, że Sosha zerknęła na nią porozumiewawczo. Nel westchnęła zrezygnowana, wyminęła obie kobiety i wymknęła się z pokoju niespiesznym, miękkim krokiem. Beatrice dokładnie zamknęła za nią drzwi biblioteki i wsparła się plecami o regał, krzyżując ramiona na piersi.

123


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– Co masz na myśli, mówiąc, że Mistrz zmienił zdanie? – Sosha stanęła naprzeciwko siostry. – Mam na myśli dokładnie to, co powiedziałam. Poprosiłam go, by to mnie przydzielił twoją misję. Na początku wahał się, jednak przekonałam go i teraz jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. – Ach, rozumiem... Przekonałaś go. To dlatego masz takie rozbiegane i błyszczące oczy? Beatrice tylko zmrużyła powieki. Była przyzwyczajona do takich zagrywek i dawno już przestały robić na niej wrażenie. Zresztą, czemu miałaby się przejmować? Nie robiła niczego złego. – Nic ci do tego. Mistrz się zgodził i to jest najważniejsze. A skoro Mistrz się zgodził, ty też powinnaś. – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Jesteś młodsza ode mnie, mniej doświadczona, a Kraina Wiecznego Lodu to bardzo surowe miejsce. Możesz sobie nie poradzić. Dziwię się, że Mistrz się zgodził. Naraża cię w ten sposób. – Nie naraża! – wybuchnęła Bea. – Nigdy by mnie nie naraził! Wie, że sobie poradzę, dlatego przystał na moją prośbę. Wierzy we mnie! A ty... masz zamiar sprzeciwiać się jego woli? – Wolą Mistrza było, abym to ja wypełniła zadanie w Krainie Lodu. Ty nie jesteś odpowiednią osobą do tej misji. W Beatrice aż się zagotowało z wściekłości; czuła, jak zalewa ją i rozpiera lodowata furia, ale tym razem powstrzymała wybuch. Wiedziała, że z Soshą należało postępować ostrożnie. Erupcja gniewu w niczym by nie pomogła. Musiała znaleźć rozsądne argumenty. – Mówisz, że mam mało doświadczenia. Być może, ale jestem Nimfą tak samo jak ty, władam Krainą Wody, tak jak ty władasz Krainą Wiatru. Nie jestem w niczym gorsza od ciebie. – Oczywiście, pod tym względem masz rację. Jednak Zaświat to nie tylko cztery Krainy, którymi władamy. Istnieją również inne odległe terytoria, na których nigdy nie miałaś okazji postawić stopy. – Ty też kiedyś zaczynałaś. Kraje, o których mówisz, również były ci kiedyś obce. Póki ich nie odwiedziłaś. Znajduję się teraz w takiej samej sytuacji, w jakiej ty byłaś wieki temu. Każda z nas musi w końcu spróbować. – To nie jest twój czas, uwierz mi. – To ja o tym zdecyduję – wycedziła Beatrice, zmagając się z narastającą irytacją. – Neiliel również upiera się, że to już jej czas, że powinna już wyjść poza nasze Krainy. I co, ją też byś puściła? – Nel jest ode mnie o wiele młodsza, to oczywiste, że musi jeszcze długo poczekać. Ale nie porównuj jej ze mną. Żyję o wiele dłużej niż ona.

124


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– To żaden argument – upierała się niewzruszona Nimfa Wiatru. Jedno Beatrice musiała jej przyznać: Sosha umiała irytować tym swoim niezłomnym opanowaniem. Bea wzięła głęboki oddech i zbliżyła się do siostry w dwóch szybkich krokach. Tamta nawet nie drgnęła, wciąż mierząc jasnowłosą nimfę surowym spojrzeniem srebrnego oka. – Wiem, że może nie układa się między nami zbyt dobrze. Wiem, że dużo lepiej dogadujesz się z Nel, ale mimo wszystko jesteś także moją siostrą. Powinnyśmy się wspierać. Ta misja jest dla mnie ważna. Chcę pokazać Mistrzowi, że do czegoś się nadaję. Do czegoś więcej niż... – Przygryzła wargę i spuściła wzrok, nagle zawstydzona, co zdziwiło ją samą. – To może po prostu przestań mu dawać? – zaproponowała brutalnie Sosha. Beatrice zacisnęła dłonie w pięści, aż zbielały jej kostki. Z trudem, ale powstrzymała się przed uderzeniem siostry w twarz. Nimfa Wiatru była silniejsza. Bójka z nią nie miała sensu, ale nie mogła pozwolić, by sprowadzała jej związek z Mistrzem do brania i dawania. – Nie daję mu... – syknęła oburzona, obrzucając Soshę nienawistnym spojrzeniem. – Nie określaj tego w ten sposób. Nie rozumiesz zażyłości między nami. – Nie zrozumiem i nie chcę rozumieć – stwierdziła Nimfa Wiatru. – Oczywiście, bo to dla ciebie za trudne, tak samo jak dla Neiliel i Charlotte. Nie pojmiecie tego nigdy. Ale i nie zabierzecie mi tego. Odczuwam przyjemność z obcowania z Mistrzem, dlatego nie mam zamiaru z tego zrezygnować. Wreszcie na poważnej twarzy Soshy pojawiła się jakaś żywsza emocja. Wykrzywiła twarz w grymasie odrazy i przez chwilę nie mogła znaleźć słów. Beatrice wykorzystała to, by kontynuować swoją przemowę: – Ale nie w tym rzecz. Pozwól mi wypełnić tę misję, pozwól mi pokazać, że jestem użyteczna. Proszę cię, siostro. Jeśli nie chcesz oddać mi swojego zadania, to przynajmniej pozwól, żebym ci towarzyszyła. Będziesz miała mnie na oku. – Staniesz się tylko dodatkowym kłopotem, Bea, i nie mówię tego złośliwie. Kraina Wiecznego Lodu to naprawdę wymagające miejsce. Będę musiała dbać o siebie, będę musiała uważać na każdy swój krok. Jeśli miałabym pilnować jeszcze ciebie... Naraziłabyś tylko misję na niepowodzenie. – Sama będę siebie pilnować. Proszę cię, Sosh... – Muszę się zastanowić i pomówić z Mistrzem. *** Beatrice była zazwyczaj dość cierpliwa, ale nie w sprawach, które tyczyły Mistrza. Dlatego, nie potrafiąc usiedzieć na miejscu, postanowiła odwiedzić Charlotte. Z Nimfą Ognia – swoją drugą starszą siostrą – lepiej się dogadywała. Nie było jednak między nimi takiej więzi jak między Soshą a Neiliel. Nie chichotały razem, nie rozprawiały o wszystkim i o niczym; często też się kłóciły, bo obie posiadały gwałtowny charakter (przy czym Charlotte była dużo bardziej porywcza i 125


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

agresywna). Władały przeciwstawnymi żywiołami – pewnie dlatego jednocześnie ciągnęło je do siebie i odpychało. Beatrice znalazła Nimfę Ognia w jednym z pokoi gościnnych, którego całe umeblowanie stanowiły eleganckie łoże z kryształowymi nogami i lśniąca szafka z białego drewna, zastawiona buteleczkami perfum i pudełeczkami kremów. Do pomieszczenia wpadało dużo słońca, gdyż okna sięgały od podłogi niemal po sufit. Charlotte wylegiwała się na łóżku w samej bieliźnie, skąpana w promieniach słońca migoczących wśród rozsypanych na poduszce ognistych loków. Kiedy Nimfa Wody zatrzymała się w progu, Charlotte zerknęła na nią pobieżnie i skinęła przyzwalająco dłonią. Przeciągnęła się, strzykając stawami. – Masz do mnie jakąś sprawę, Beatrice? Ostrzegam, że nie jestem w zbyt dobrym nastroju. Wczoraj musiałam wracać teleportem do Krainy Ognia, by rozstrzygnąć spór arystokratów rządzących dwoma przyległymi dzielnicami. Kusiło mnie, żeby zabić jednego z nich, tego, który najwięcej się pluł, i oddać jego lenno temu drugiemu. Ale wieeesz... – teatralnie rozłożyła ramiona i przewróciła oczami – musiałam rozwiązać problem dyplomatycznie, bo Mistrz nie pochwala moich metod. – Ty nigdy nie masz dobrego humoru – skwitowała Beatrice, siadając na przeciwnym skraju łóżka, plecami do siostry i nachalnego słońca. Charlotte prychnęła głośno i poruszyła się gwałtownie. Materac zaskrzypiał z cichym protestem. – Po co tu przylazłaś? – Byłaś już w krajach poza naszymi Krainami, prawda? Jak przekonałaś Mistrza i Soshę, żeby zgodzili się na twoją podróż? – Nie zgodzili się. Po prostu zrobiłam, co chciałam, zwiałam im i wybrałam się tam na własną rękę. Nie szukali mnie nawet, pewnie uznając, że szybko zginę. Ale kiedy wróciłam cała i zdrowa, nigdy więcej już nie zabraniali mi opuszczać Krain. – Więc wystarczy, jeśli zrobię to samo... Charlotte poderwała się z łóżka. – Chyba śnisz! – wrzasnęła. Beatrice wzruszyła ramieniem i zaplotła ręce na piersi, ignorując porywczą reakcję siostry. Uśmiechnęła się ironicznie pod nosem. – Ty mogłaś, to ja też. I nikt mi nie stanie na drodze. Wystarczy, że dowiem się, czego dokładnie Mistrz oczekuje i wykonam tę misję przed Soshą. – Mistrz, Mistrz, w kółko Mistrz! Czy ty umiesz myśleć o czymś innym?! Może tak raz pomyślisz o własnym tyłku?! Wrzaski Charlotte nie robiły na Beatrice wrażenia. Przywykła do jej wybuchowego temperamentu. Nimfa Ognia zawsze była taka narwana. – Chcę, żeby zaczął mnie bardziej zauważać, Char. Chociaż ty to zrozum. Ognistowłosa zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, a gdy mówiła, mocno gestykulowała.

126


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– No, oczywiście! Rozumiem aż za dobrze! Ale ty jesteś ślepa! On doskonale cię zauważa! Widzi w tobie ciało, po które może sięgnąć w każdej chwili, wykorzystać, a potem odstawić w kąt, kiedy zabawa mu się znudzi! – Przestań go oczerniać... – wycedziła Beatrice. – Będę go oczerniać, ile wlezie, skoro ty jesteś za głupia, żeby dostrzec brutalną prawdę! Nimfa Wody zerwała się na równe nogi i stanęła naprzeciw siostry, wpatrując się w nią wyzywająco. – Nieważne! Zrobię, co zechcę. Nie przekonasz mnie, bo nie jesteś w stanie pojąć moich pobudek! Charlotte nie umiała się hamować tak jak Beatrice. Nie tyle nie panowała nad swoimi emocjami, co wręcz dawała im sobą rządzić. Dlatego bez namysłu zamachnęła się i z całej siły uderzyła młodszą siostrę w twarz. Beatrice przez chwilę trwała w bezruchu, z odchyloną głową, zastygła, zszokowana i rozgoryczona, choć przecież nie pierwszy raz dostała od Charlotte. Łzy stanęły jej w oczach – również nie pierwszy raz. – Ty kretynko! – krzyczała tymczasem Charlotte. – Martwimy się o ciebie! Nie wiem, jak Sosha i Nel, ale ja się martwię! Nie dość, że pozwalasz Mistrzowi traktować się jak ostatnią szmatę, to jeszcze teraz chcesz wystawiać się na takie niebezpieczeństwo? Tylko po to, by zdobyć u niego parę punktów? Jesteś nienormalna! – Myślałam, że mnie zrozumiesz... – wysyczała rozgniewana i upokorzona Beatrice. – Ale nie rozumiem! Nikt cię nie rozumie! Pewnie nawet sam Mistrz ma z tym problem, mimo że bezwzględnie wykorzystuje twoją durnotę! – Zrobię, co zechcę – powtórzyła Beatrice. Odwróciła się na pięcie i zdecydowanym krokiem ruszyła do wyjścia. – O nie, nic nie zrobisz! – zawołała za nią Charlotte i nim Nimfa Wody zdążyła zareagować, została powalona przez siostrę. I zaczęła się szarpanina. Kotłowały się po podłodze, drapały, biły po twarzach, syczały jak kotki i żadna nie chciała ustąpić. Kilka buteleczek zleciało z szafki i stłukło się z trzaskiem, kiedy walczące kobiety uderzyły o mebel. Jednak potyczka nie trwała długo. Chociaż Beatrice była zawzięta i nieustępliwa, Charlotte przerastała ją siłą i szala zwycięstwa szybko przechyliła się na stronę Nimfy Ognia. Usiadła młodszej siostrze na plecach i dłonią przytrzymała ją za kark. Podrapana i poobijana Beatrice nawet nie próbowała zrzucić z siebie przeciwniczki. *** Ćwierć świecy później obie stały przed Mistrzem. Charlotte zaciągnęła Beatrice do jego gabinetu siłą. Pomieszczenie, w którym się znalazły, niewiele różniło się od biblioteki, poza tym że pośrodku wypełnionego regałami pokoju znajdowało się stare 127


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

mahoniowe biurko. Siedział za nim Mistrz. Na ramiona narzucił ciemny płaszcz, który zapewne miał chronić przed kurzem jego białe ubranie. Derek wpatrywał się w obie Nimfy z politowaniem. Charlotte wysoko zadzierała podbródek, dumna – mimo rozciętej wargi i podbitego oka. Beatrice niepewnie zerkała na Stwórcę, wciąż czując zapach krwi oraz pieczenie podrapanej dotkliwie szyi. Odniosły powierzchowne rany, które szybko się wygoją, zwłaszcza na odpornych ciałach Nimf, ale na razie obrażenia były widoczne i jawnie obrazowały, co się stało. – Dorosłe kobiety, władczynie Krain, przychodzą do mnie, by rozstrzygnąć swoją dziecinną bójkę? – Mistrz zdawał się balansować na granicy między rozbawieniem a gniewem. – Przychodzimy do ciebie jak córki do ojca, Mistrzu – skorygowała Charlotte. – Zdawało mi się, że moje córki to dojrzałe kobiety, a nie rozpuszczone bachory. – Musiałam ją jakoś powstrzymać, Stwórco! – uniosła się od razu Nimfa Ognia. – Nie wyobrażasz sobie nawet, co przyszło jej do tej pustej głowy?! Chce uciec z Krain, żeby wykonać misję Soshy! I zamierzała to zrobić bez twojej wiedzy! – Nie sądziłem, że posuniesz się aż tak daleko. – Derek prześliznął spojrzeniem po zdenerwowanej Beatrice, uśmiechając się przy tym lekko. – Sosha już ze mną rozmawiała... Spotkałaś się z nią, hm, prawdę mówiąc, wątpiłem, byś odważyła się choćby na to. Tymczasem, proszę, ty na dodatek planujesz ucieczkę. Coraz bardziej mi się podobasz, moja mała. Nimfa Wody drgnęła, rumieniąc się, natomiast Charlotte wzniosła oczy ku górze, powstrzymując się od komentarza. – To wszystko nie zmienia jednak faktu – kontynuował Derek – że nadużywasz mojej cierpliwości. Nie dostaniesz tej misji. Możesz o niej zapomnieć. – Ale, panie! Przecież mówiłeś, że... – Nie pamiętam, żebym wyraził wtedy ostateczną zgodę na twoją eskapadę. A Sosha przekonała mnie, że to zły pomysł. Co gorsza wykazałaś się taką determinacją, że nie mam innego wyboru, jak potraktować cię Zaklinaczem, dopóki Sosha nie wróci z misji. Nimfę Wody oblał zimny pot, jej oczy rozszerzyło przerażenie. – Nie, Mistrzu, błagam, tylko nie Zaklinacz... Będę już posłuszna... Nie chcę już tej misji – mamrotała, cofając się chwiejnie do wyjścia. Jednak Derek skinął na Charlotte, która złapała wystraszoną, dygoczącą siostrę za ramiona, nie pozwalając jej odejść. Mistrz wysunął jedną z szufladek biurka i wyciągnął z niej srebrną obrożę, rozwartą. Podniósł się i wolno podszedł do Nimf; ignorując jękliwe prośby Beatrice oraz jej próby wyrwania się z uścisku, zatrzasnął Zaklinacz na smukłej szyi.

128


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

*** Zaklinacz nie tylko blokował moc Nimfy, przez co nie mogła używać żywiołu; odbierał jej też siły, sprawiając, że im dłużej nosiła przeklętą obrożę, tym robiła się słabsza. Dlatego Beatrice nie miała szans na ucieczkę ze swojej celi. Nie została pozbawiona wygód. Duże łóżko, czysta, przestronna komnata, z okien której rozpościerał się widok na świat. Więzienie Nimfy można by nazwać zwykłym pokojem, gdyby w drzwiach i oknach nie połyskiwała magiczna bariera – stworzona zaklęciem Magii Rytualnej, którą Derek uwielbiał stosować. Z trudem podeszła do okna, powłócząc nogami i opierając się o ścianę. Na zewnątrz panował mrok, lecz nie potrafiła zasnąć. Nie po tym wszystkim, co się zdarzyło. W ciągu jednego dnia została tyle razy upokorzona, że wolałaby nigdy się nie narodzić. A raczej – nigdy nie powstać. A przecież chciała tylko zadowolić Mistrza. Spędziła w swojej komfortowej celi ponad tydzień, nudząc się niemiłosiernie. Służba codziennie przynosiła jedzenie, choć jako Nimfa mogła bardzo długo wytrzymać bez pokarmu. Zresztą w ogóle nie miała apetytu. Taca z nieruszonym posiłkiem była zabierana i zastępowana nową. I tak dzień za dniem. Nimfa Wody spędzała czas na bezczynnym leżeniu – to na łóżku, to na podłodze – lub na wpatrywaniu się w krajobraz za oknem, w ciągnące się daleko ogrody, okolone żywopłotami i stopniowo opadające w dół po zielonym zboczu. Frustrujący widok, bo... mogła jedynie patrzeć. Pewnego dnia odwiedziła ją Charlotte, by poinformować że Sosha właśnie wyruszyła na misję. Beatrice przemilczała to, nie mając sił ani ochoty na komentarz. Bardzo pragnęła spotkać się z Mistrzem, ale ten pojawił się dopiero wtedy, kiedy postanowił zakończyć jej areszt. Bariery z pokoju zostały zdjęte krótko przed powrotem Soshy. Derek zdecydował się uwolnić Beatrice, gdyż noszenie Zaklinacza osłabiło Nimfę do tego stopnia, iż nie byłaby w stanie samodzielnie opuścić pałacu. Ona sama wiedziała, że nie zdołałaby o własnych siłach opuścić nawet pokoju. Leżała w pościeli, pozbawiona wszelakich chęci do życia. Kiedy Mistrz ją odwiedził, nie potrafiła wykrzesać z siebie iskry entuzjazmu, nie umiała okazać radości. Nawet uśmiechanie się stanowiło problem. Pierwszy raz podczas swojego naprawdę długiego życia nosiła Zaklinacz przez ponad tydzień. Dotąd nie miała pojęcia, co dzieje się z ciałem i umysłem Nimfy po tak długim okresie blokowania jej mocy przez to przeklęte urządzenie. Derek przysiadł na skraju łóżka i delikatnie dotknął palcami srebrnej obroży. Coś pstryknęło i Zaklinacz otworzył się, pozwalając się zdjąć – mógł tego dokonać tylko ten, kto go założył. Jasnowłosa Nimfa spojrzała na Mistrza mętnym wzrokiem. Jego przystojna, choć skażona przebiegłością twarz rozmazywała się przed jej oczami. Derek pogłaskał ją po włosach.

129


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– No i proszę... Do jakiego stanu się doprowadziłaś. Mam tylko nadzieję, że wyciągnąłeś z tego wnioski. Nie odpowiedziała, brakowało jej sił choćby na skinięcie głową. Mrugnęła tylko powiekami, po czym odetchnęła ciut głębiej, na próbę. Niestety na razie nie odczuła żadnej różnicy. Nadal miała wrażenie, jakby Zaklinacz znajdował się na jej szyi. Potrzebowała czasu – dużo więcej czasu – aby wrócić do normy. Derek nadal głaskał ją po głowie. – Będę dla ciebie łaskawy i w zamian za twoje cierpienie, tobie jednej zdradzę, co takiego planuję. Serce Beatrice od razu zabiło mocniej. Wreszcie! Wreszcie docenił ją i chciał powierzyć tajemnicę, której inne Nimfy nie znały. Wyróżniona, spróbowała podziękować: jej spierzchnięte wargi drgnęły, układając się w niemrawy uśmiech. – Sosha wyruszyła po Lodowy Kwiat. Wie tylko tyle, że go potrzebuję. Nie wie jednak, w jakim celu. – W... jakim...? – wychrypiała, zaintrygowana pomimo zmęczenia. W oczach Dereka błysnęło szaleństwo. – Stworzę piątą Nimfę. Beatrice zaparło dech w piersiach. Otworzyła usta, ale zabrakło jej słów. Przypatrywała się Stwórcy zdumiona, strwożona, mając nadzieję, że to jakiś okrutny żart. Mimowolnie zacisnęła palce na pościeli i rozkasłała się, kiedy próbowała wziąć głębszy oddech. Do oczu napłynęły łzy. – Mistrzu... Przecież to... – zaczęła, gdy już opanowała duszności. – To wbrew naszym prawom, wbrew prawom Nimf! Nie możesz! Pochylił się błyskawicznie i złapał ją za szyję, długie palce zacisnęły się w żelaznym uchwycie, pozbawiając ją tchu. Jęknęła chrapliwie, szeroko rozwierając wargi. Mistrz patrzył na nią z góry, nieruchomymi oczami węża. – Mogę wszystko i nigdy więcej nie waż się tego podważać, mała dziwko – wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym puścił Nimfę, wyprostował się i uśmiechnął słodko. – Będziecie miały nową siostrę. Łzy pociekły po policzkach Beatrice. Nie otarła ich. Sił starczało jej tylko na płytkie, krótkie oddechy. Była wykończona fizycznie i psychicznie, zdruzgotana powierzoną jej tajemnicą, którą przecież tak bardzo pragnęła poznać... – Prawa Nimf, panie... – To ja je ustaliłem i mogę z nimi zrobić, co zechcę – oznajmił spokojnie, z lisim uśmiechem. – Nie wierzysz we mnie, Beatrice? W moje możliwości? – Wierzę w ciebie, Mistrzu... I chcę tego, czego ty chcesz, zawsze... – wymamrotała, w duchu próbując przekonać samą siebie do tego obłąkanego pomysłu.

130


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

*** Nimfa Wody była w stanie wyjść z pokoju o własnych siłach dopiero kilka dni po powrocie Soshy. Bardzo ją to irytowało, bo nie mogła uczestniczyć w rozmowach, jakie Derek prowadził z pozostałymi siostrami. Nie miała też okazji zobaczyć Lodowego Kwiatu – wiedziała tylko, że Nimfie Wiatru udało się go zdobyć i że przekazała go Stwórcy. Kiedy wreszcie mogła przemierzać korytarze, acz chwiejnym jeszcze i powolnym krokiem, niemal od razu natrafiła na drzwi otoczone magiczną, migotliwą barierą. Jakby ją tu coś przyciągnęło. Dodatkowo drzwi kryła zasłona z białej, pomarszczonej tkaniny. To tutaj Mistrz tworzy tę nową Nimfę... – pomyślała, wzdrygając się. Każda z nich „rodziła się” w zaciszu pokoju, do którego wstęp miał tylko Derek. Zamyślona, wpatrzona w drzwi Beatrice ocknęła się, gdy usłyszała odgłos kroków, dobiegający z odnogi korytarza. Wyczuła, że zbliża się któraś z sióstr. Zmarszczyła czoło, czekając. Z zakrętu wyłoniła się Neiliel o ciele nastolatki, odziana w sukienkę w grochy. Na widok Beatrcie zatrzymała się i zaskoczona zamrugała powiekami. – Beatrice...? Stanęłaś na nogi... – Jak widać – skwitowała szorstko. – Nie powinnaś wychodzić sama, jesteś jeszcze bardzo słaba – zmartwiła się Nel. – Trzeba było kogoś powiadomić, żeby ci towarzyszył. – Przestań chrzanić – burknęła Beatrice, choć czuła drżenie nóg. Wskazała ruchem głowy na zasłonięte drzwi. – To tutaj, prawda? Neiliel spochmurniała i przytaknęła, zbliżając się ostrożnie. – Mistrz w ogóle nas nie słuchał. Sosha nie miała pojęcia, że Lodowy Kwiat będzie potrzebny Stwórcy do przebudzenia kolejnej Nimfy. Do głowy by jej to nie przyszło i w dobrej wierze zdobyła to, czego chciał. A on... po prostu wykorzystał jej ufność. – Nie krytykuj go – mruknęła Beatrice. – Przecież tobie też się to nie podoba. – Ale to nie znaczy, że wolno ci obrażać Stwórcę. Przekonam go jeszcze, żeby zmienił zdanie. Wy najwidoczniej nie postarałyście się zbyt dobrze. – Omiotła młodszą siostrę wyniosłym spojrzeniem i ruszyła przed siebie słabym krokiem. Kiedy mijała Neiliel, Nimfa Ziemi zadarła buntowniczo podbródek. – Najpierw zajmij się sprawami swojej Krainy. Odwalałyśmy całą robotę za ciebie, kiedy odbywałaś karę. Beatrice zignorowała ten przytyk. Sprawy Krainy mogły poczekać. Miała teraz coś o wiele ważniejszego na głowie. Skierowała się do gabinetu Mistrza, z każdym krokiem oddychając głośniej. Gdy dotarła na miejsce, musiała przytrzymać się ściany. Zapukała i ku swojej uldze otrzymała pozwolenie na wejście.

131


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Uchyliła drzwi i wtoczyła się do pokoju. Derek nie raczył podnieść na nią wzroku, siedział za biurkiem i pochłaniał wzrokiem tekst z jakiejś opasłej księgi. – Nie powinnaś jeszcze włóczyć się samopas po pałacu. Jesteś słaba – oznajmił beznamiętnym tonem. – Mistrzu... Muszę z tobą pomówić... – Daruj sobie. Wiem, że będziesz próbowała odwieść mnie od zamiaru stworzenia kolejnej Nimfy. Stracisz tylko czas. Już postanowiłem. – Nie może być piątej Nimfy, Mistrzu... To się źle skończy. Nie chodzi nawet o Zaświat ani o jego mieszkańców, mniejsza nawet o mnie i moje siostry. Chodzi mi o ciebie, panie... Uśmiechnął się pod nosem. – Wzrusza mnie twoja troska, ale lepiej będzie, jeśli stąd wyjdziesz, zanim stracę cierpliwość. – Ona nie ma prawa istnieć... Teraz Stwórca spojrzał na nią i od tego spojrzenia przeszły ją dreszcze. – Ona będzie istotą idealną, przewyższającą każdą z was. Będziecie przed nią klękać, przed tą, która stanie u mego boku. Tętno Nimfy Wody przyspieszyło, w piersiach boleśnie zakłuło rozczarowanie. Zakręciło się jej w głowie i nie upadła tylko dlatego, że w porę przytrzymała się półki regału. – U twego boku, panie..? Ja... To ja mogę stanąć u twego boku... Ja mogę być od niej lepsza. – Ty jesteś tylko marnym cieniem tej, która powstanie. A teraz wynoś się. Chcę być w dobrym nastroju, kiedy będę pielęgnował Lodowy Kwiat. Gdyby mogła, wybiegłaby z pokoju z krzykiem i płaczem, na odchodnym trzaskając drzwiami, ale stać ją było tylko na powłóczenie nogami i ciche łkanie. Wracając do swojego pokoju, zastanawiała się, jak to możliwe, że jakaś durna roślinka, jeszcze nawet nieprzemieniona w Nimfę, już zdobyła zainteresowanie Mistrza, o które Beatrice zabiegała przez wieki. Jak to możliwe, że przez ten głupi chwast wydarzyło się tak wiele – i wszystko to uderzyło w nią, w Nimfę Wody, raniąc ją i upokarzając. *** Mijały tygodnie, a Dereka coraz bardziej pochłaniały prace nad stworzeniem nowej Nimfy. Zamykał się w tajemniczym pokoju na całe dnie i rzadko kiedy miał czas dla Beatrice. Na początku przychodził do niej w nocy, tak jak zawsze. Cieszyła się z tych wspólnie spędzanych chwil, chociaż nie obfitowały w rozmowy. Rano znikał, a potem wyczuwała jego obecność za ścianami tamtego przeklętego pokoju. Kiedy raz odważyła się poczekać na niego pod drzwiami, zignorował ją. Jednak doskonale zapamiętała wyraz jego twarzy. Gdy wieczorem wreszcie wyszedł, siedząca jak na szpilkach Beatrice poderwała się z podłogi i uśmiechnęła z nadzieją. 132


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Nawet jej nie zauważył, zapatrzony w odległy punkt; jego oczy lśniły jakimś chorym zafascynowaniem. Przeraziło ją to i zabolało. Kiedy go zawołała, spojrzał na nią nieprzytomnie, ocknął się po chwili i skrzywił wargi w jawnym niezadowoleniu. To zabolało jeszcze bardziej. A co gorsze – nie przyszedł do niej tej nocy. Nie pojawiał się przez następne dwa tygodnie, chociaż Beatrice czekała na niego każdej nocy. Z początku znosiła to cierpliwie. Potem jednak znów zdecydowała się pójść pod drzwi tamtej komnaty. Kiedy załatwiła wszystkie sprawy dotyczące Krainy Wody – co zrobiła niezbyt sumiennie – udała się pod drzwi zamkniętego pokoju i tak jak poprzednio koczowała, siedząc pod ścianą. Tym razem Derek nie pojawił się wieczorem. Musiała czekać do późnej nocy. Czujna. Była zbyt zdenerwowana, by zasnąć, chociaż oczy piekły ją coraz mocniej. Drgnęła i wstała w popłochu, gdy drzwi otworzyły się. Mistrz wychynął z pokoju jak duch, z tym samym, przykro znajomym wyrazem zafascynowania i podniecenia na twarzy. Beatrice zacisnęła pięści, rozżalona i ukłuta zazdrością. – Mistrzu... – szepnęła, starając się mimo wszystko panować na złością. Otrząsnął się z transu i zerknął na nią niechętnie. Nic nie powiedział. Odwrócił się i ruszył w kierunku swojej sypialni. – Panie, poczekaj! – zawołała, biegnąc za nim. – Czemu mnie ignorujesz? Czemu nie odwiedzasz mnie już w nocy? Nie zadowoliłam cię ostatnim razem? Milcząc, Mistrz nadal kroczył przed siebie, w tym samym tempie. Nimfa dogoniła go i uczepiła się jego ramienia. – Zrobię wszystko, ale nie ignoruj mnie, Mistrzu! Odepchnął ją gwałtownie, a potem uderzył w twarz wierzchem dłoni, z siłą, która rzuciła ją na posadzkę. Zadzwoniło jej w głowie, zęby zaszczękały. Nie miała sił, by się podnieść, a przynajmniej nie na tyle szybko, by dogonić Dereka. Powstrzymała łzy i przełknęła narastającą w gardle gorycz. Następnej nocy przyszedł do niej, czego zupełnie się nie spodziewała. Na początku miała nawet nadzieję, że przekonała go swoją nieustępliwością, prośbami, ale... kiedy przyszło co do czego, wiedziała już, że po prostu wymierzał jej karę. Zawsze był gwałtowny, nawet brutalny, co zresztą lubiła. Jednak tym razem przekroczył granicę, której nigdy wcześniej nie przekraczał. Pierwszy raz nie czerpała z seksu przyjemności, czując jedynie okropny ból i jeszcze gorsze upokorzenie. Długo potem płakała. Jednak mimo swojego cierpienia, postanowiła wykorzystać nadarzającą się okazję. Mistrz spał spocony w jej pościeli, a ona, kiedy ochłonęła trochę, wymknęła się z pokoju. Naga, na drżących nogach przemierzała korytarz, tłumiąc wstrząsający nią jeszcze od czasu do czasu szloch. Nie mogła zaprzepaścić takiej szansy. Gdy znalazła się pod przeklętym pokojem, przywołała swoją energię i ciemnogranatowe świetliste pasma otoczyły ją gęstym, syczącym cicho kokonem. 133


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Musiała przebić się przez osłaniającą drzwi blokadę. Podejrzewała, że bariera jest także ukryta wewnątrz ścian, otaczając całe pomieszczenie. Nie była tego pewna, ale wolała nie marnować mocy na przebijanie się przez wzmocnione magią mury. Drzwi stanowiły łatwiejszy cel. Najpierw uderzała samą energią. Ciemnogranatowe smugi chłostały migotliwą tarczę jak baty, wyrzucając w górę snopy trzeszczących iskierek. Potem do energii dołączyła także wodne macki, które wystrzeliwała z wyciągniętych przed siebie dłoni. Zaciskała zęby i drżała z wysiłku, ale nie przestawała. Granatowa energia syczała coraz głośniej, z całej siły napierając na niewzruszoną barierę, a woda pod ogromnym ciśnieniem rozbryzgiwała się na niej i chwilami Nimfa musiała się cofać, by nie została odrzucona własną, odbijaną od drzwi mocą. Była tak zdesperowana, że nawet nie pomyślała o tym, iż powstały hałas może obudzić Mistrza. Chciała po prostu za wszelką cenę dostać się do środka pokoju i zniszczyć to, co tam rosło i tak bardzo odmieniało Dereka. A siostry jej podziękują, bo im też się nie podobał pomysł powołania do życia piątej Nimfy. Bariera jednak nie ustąpiła pod natłokiem energii Nimfy Wody, iskry biły, maleńkie błyskawice tańczyły na powierzchni drzwi, ale tarcza ani drgnęła. Wodna furia nie naznaczyła jej choćby draśnięciem. Beatrice walczyła ze zmęczeniem przez ćwierć świecy, wodne macki uderzały coraz słabiej, aż wreszcie Nimfa poddała się. Ogarnęła ją rezygnacja i padła na kolana, cofając energię. Granatowe światło zniknęło, a poziome wodne słupy runęły w dół z głośnym pluskiem. Do pokoju wróciła po upływie kolejnej ćwierć świecy. Zmordowana, nie od razu zorientowała się, że Derek nie śpi; dopiero kiedy się odezwał. – Naprawdę sądziłaś, że zniszczysz barierę, którą ja nałożyłem? – spytał swoim złudnie słodkim głosem. Drgnęła zaskoczona i spojrzała na niego z przerażeniem. Uśmiechał się szeroko, na wpół nagi, a na wpół przykryty kołdrą. Milczała, nie wiedząc, jak zareagować. – Jesteś naprawdę zawzięta, Beatrice. Postanowiła uznać to za komplement i podbiegła do niego, padając obok na łóżko. Nie rozpłakała się, ale jeszcze przez chwilę dygotała, niepewna swego losu. Potem rozluźniła się i zaczęła czerpać przyjemność z jego dotyku. Derek głaskał ją po głowie. – Już dobrze – szeptał do niej przymilnie. – Już dobrze, moja mała. *** Następnego dnia wstała dziwnie odprężona i lekka, jakby pozbyła się ciężkiego balastu, który dźwigała przez ostatnie tygodnie. Oczywiście Dereka już nie było obok niej, ale i tak rozpiera ją radość. Czuła, że coś się zmieniło, że pokazała mu, z jakiej gliny ją ulepił i jak bardzo potrafi być uparta. Czuła, że od teraz Mistrz zacznie traktować ją poważniej.

134


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Swoje obowiązki względem Krainy wykonała z należytą starannością i miała wrażenie, że coś w niej rośnie. Jakaś... świadomość samej siebie. Była inna, lepsza. Była dumna z siebie. Późnym południem spotkała się z Neiliel, przypadkowo, kiedy akurat obie szły tym samym korytarzem. Czarnowłosa Nimfa Ziemi od razu obrzuciła Beatrice zaniepokojonym spojrzeniem. – Masz siniaki, siostrzyczko. Co ci się stało? Beatrice uśmiechnęła się na wspomnienie ostatniej nocy. Wtedy brutalność Mistrza zdawała się jej przesadzona, ale teraz, kiedy patrzyła na to z dystansu, budziło się w niej nietypowe podniecenie. – Coś bardzo fascynującego – odparła, chichocząc. – Jesteś ostatnio bardzo... – Nel z ostrożnością dobierała słowa – dziwna. – Dużo się zdarzyło. – Nimfa Wody obdarzyła siostrę chłodnym spojrzeniem. – Nie zrozumiesz tego. – Ciągle to wszystkim mówisz, a nawet nie próbujesz się otworzyć. Gdybyś spróbowała, może któraś z nas jednak zdołałaby cię zrozumieć. Beatrice skrzywiła się ironicznie, widząc troskliwy uśmiech Neiliel. Ta Nimfa, uwięziona w młodocianym ciele, potrafiła irytować swoją łagodną naturą. Blondynka nie odpowiedziała, przewróciła tylko teatralnie oczami. – Mam nadzieję – odezwała się znowu Nel – że Sosha i Charlotte wrócą ze swoich Krain na czas. Mistrz mówił, że dzisiaj nasza nowa siostra w końcu się obudzi. Beatrice przystanęła jak spiorunowana. – Nic mi nie mówił... – Naprawdę? Przykro mi. – Czemu powiedział tobie, a mnie nie? – warknęła, ale nie poczekała na odpowiedź. Od razu odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku. Tak jak kilka tygodni wcześniej, gdy chciała przekonać mistrza do powierzenia jej misji w Krainie Lodu, przemierzała korytarze zamaszystym krokiem, wściekła na cały Zaświat. Wpadające przez okna i balkoniki słońce raziło ją w oczy i jeszcze bardziej drażniło napięte do granic nerwy. Niemal biegła, potykając się na zakrętach. Miała zamiar dobijać się do tego durnego pokoju tak długo, aż wywabi Dereka na zewnątrz. Jednak kiedy dotarła na miejsce, zatrzymała się zdumiona, kilkanaście kroków od wejścia. Nie blokowała go już magiczna bariera, zasłona z białej tkaniny wisiała w strzępach, drzwi połamano. Korytarz lśnił od pokrywającej go warstwy szronu. Coś się działo. Coś niedobrego. – Skąd tu tyle lodu?! – Nimfa Wody rzuciła się w stronę pokoju i kopniakiem wyważyła resztki zniszczonych drzwi. Kiedy wtargnęła do komnaty, pospiesznie omiotła ją spojrzeniem, krzywiąc się z poirytowaniem. Ściany, podłoga i sufit obrastały szkliste tafle lodu, wszędzie walały 135


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

się strzępy aksamitnego białego materiału, fragmenty połamanych czerwonych świec i płatki kwiatów, mnóstwo płatków tworzących miękki dywan. Potem spojrzenie Nimfy Wody padło na mieszkankę tego pokoju – szczupłą, niewysoką dziesięcioletnią dziewczynkę o skórze i włosach koloru mleka. Tylko oczy tej nowej Nimfy były innej barwy – czerwone niczym krew, duże, o przenikliwym, przeszywającym na wskroś spojrzeniu. Beatrice szybko się opamiętała, nie chcąc, by tamta widziała, jakie wywarła na niej wrażenie. Uśmiechnęła się kpiąco, zadzierając podbródek. – Ty? – rzuciła lekceważąco. – Ty niby jesteś tą potężną Nimfą, którą stworzył Derek?! Czuję się rozczarowana... Bo i jak miała się czuć? Przez ten cały czas była zazdrosna o smarkulę zamkniętą w ciele jeszcze młodszym niż to, które otrzymała Neiliel. Nie sądziła, by ta mała kiedykolwiek stała się dojrzałą kobietą. Podobnie jak Nel. Derek stworzył Nimfę Ziemi w ciele dziecka, inaczej niż jej starsze siostry, chcąc, aby przeszła normalny rozwój, tak jak każdy żywy organizm. Jednak coś poszło źle i została uwięziona w ciele nastolatki. Albinoska uśmiechała się delikatnie, wspierając dłoń na biodrze. Jej twarz wyrażała chłodną obojętność, której przeczyły kpiące słowa. – Ty jesteś rozczarowana? Pomyśl, jak ja się czuję, przyglądając się bezbrzeżnej głupocie mojej siostry. W Beatrice wezbrał gniew. Jakim prawem ten bachor ją obrażał? Dlaczego głos tej małej był tak lodowaty i tak... dorosły?! – Nie jestem twoją siostrą, smarkulo! – prychnęła i przyzwała pierwsze smugi granatowej energii, jeszcze słabo widoczne. – Moje ciało to tylko nic nieznacząca powłoka. – Bezczelny uśmiech nie znikał z ust albinoski, co irytowało Nimfę Wody coraz bardziej. – Za to do poziomu twojej inteligencji pasowałoby raczej ciało pięciolatki. Ten cały Derek chyba minął się z celem, kiedy cię tworzył. – Po tych słowach wskazała głową w prawą stronę. Beatrice prychnęła, ale odruchowo, obróciła głowę, wiodąc wzrokiem za gestem małej i... znieruchomiała z rozwartymi ustami. Miała wrażenie, że jej serce przestało bić, a świat zawirował przed oczami. Straciła poczucie rzeczywistości. W głębi pokoju podłogę i sufit łączył gruby sopel lodu. Jego ostry koniec przybijał do stropu bezwładne ciało, brudne od krwi i obrośnięte szronem. Ciało Mistrza. Był martwy, jego ręce i nogi opadały bez czucia i wyglądało tak, jakby chciał przytulić się do przeszywającego go słupa. Beatrice czuła się jak we śnie, nad którym nie miała kontroli. Wiedziała, że jakoś reaguje, że mówi coś do małej, że rzuca się na nią, ale jej umysł był tak otępiały, że nie zdawała sobie do końca sprawy z własnych poczynań. Zupełnie tak, jakby coś nią sterowało, jakby coś mówiło za nią i poruszało nią jak kukiełką. Potem nadszedł potężny huk i druzgoczący ból. Nie była w pełni świadoma tego, gdzie się znajduje. Została ogłuszona i oślepiona. Sparaliżowana. Albinoska coś 136


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

do niej mówiła, chyba wykręcała jej ramię, a potem potężnym kopniakiem rzuciła na oblodzoną ścianę. Kiedy Beatrice upadła, ostre drobinki posypały się na nią. Widziała nad sobą niewyraźny cień tej smarkuli, ale było jej już wszystko jedno. Bez Mistrza chciała umrzeć. Kiedy mała Nimfa stopą docisnęła jej głowę do ziemi, Beatrice zaczęła odpływać. Ostatnie, co zapamiętała, to szydercze słowa albinoski: „wierne kundle zwykle zdychają, gdy tracą właściciela”. ***

Niewiele pamiętała z pierwszych tygodni po śmierci Mistrza. Błąkała się po pałacu jak zjawa, odwiedzając wszystkie miejsca, w których spędzała czas z nim. Siostry próbowały z nią rozmawiać, ale ignorowała je. Białowłosa morderczyni uciekła i na razie żadna z Nimf nie wiedziała, gdzie przebywa ich nowa, nieokiełznana siostra. Beatrice, jeśli już decydowała się odezwać, zawsze mówiła tylko o tym, że muszą zabić tę smarkulę, która ważyła się naruszyć odwieczne prawa. Nimfom pod żadnym pozorem nie wolno było krzywdzić Mistrza – a ona go zabiła. Charlotte była tego samego zdania co Beatrice, jednak pozostawał jeden problem. Nimfy nie miały także prawa zabijać się nawzajem. Na obradach Nimfa Wody również mało się udzielała, przyglądała się tylko siostrom i słuchała ich słów. – Nie możemy jej zabić – mówiła Sosha. – Trzeba ją złapać, to oczywiste. Ale nie mamy prawa jej zabijać. – Już i tak dwa prawa zostały złamane – prychała lekceważąco Charlotte. – Skończmy to tak, jak należy. – Mistrz zapoczątkował pewien łańcuch. Złamał jedno z praw, zabraniające tworzyć więcej niż cztery Nimfy. Zaraz potem zostało złamane kolejne prawo, które zabrania Nimfom krzywdzić swojego Stwórcę. Nie możemy kontynuować tego pasma. Musimy to zatrzymać. Ciężko było znaleźć porozumienie, ale do Soshy, jako najstarszej, należała ostateczna decyzja. Neiliel oczywiście popierała każde postanowienie Nimfy Wiatru. Charlotte godziła się na pomysły Soshy niechętnie, a Beatrice robiła to z przymusu. Pewnego dnia weszła do gabinetu Mistrza i odważyła się przejrzeć notatki, które sporządzał. Biurko było ich pełne, kilka grubych notesów znajdowało się także na półkach regałów, między książkami. Beatrice znalazła wtedy notatki dotyczące swojego powstania. Myślała, że wzruszy się podczas czytania, jednak nie miała już w sobie łez. Wypłakała je wszystkie pierwszego tygodnia po śmierci Mistrza. Czytała obojętnie o tym, jak Derek tworzył ją na swoje podobieństwo, nazywał wspaniałą istotą – i przesuwała dłonią po rysach twarzy tak podobnych do rysów Mistrza, tyle że kobiecych, po włosach tak samo jasnych jak jego włosy, po powiekach, pod którymi kryły się tak 137


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

samo turkusowe oczy. Stworzył ją na swój obraz i podobieństwo... Czemu więc tak bardzo jej nienawidził? Nigdy nie potrafiła tego zrozumieć, tak jak siostry nie potrafiły zrozumieć jej niekończącej się miłości do Stwórcy. Może o to chodziło? Może oboje mieli pozostać wiecznie niezrozumiani? Znalazła też notatki dotyczące białowłosej Nimfy. Derek nazywał ją Shirane No Chou, co oznaczało Lodowe Potępienie. Drugie imię, jakie jej nadał, brzmiało Plage. Beatrice powtarzała w myślach te przydomki, chcąc je dobrze zapamiętać. Kiedy natknęła się w notatkach na tekst opiewający zalety nowej Nimfy, natychmiast porwała wszystkie kartki, chociaż nie czuła w sobie furii, nawet odrobinki złości. Odnalazła wszystkie notatki na swój temat i je również podarła. Nie wierzyła w ani jedno słowo, mimo że przeczytała tylko kilka zdań. Potem jednak jakby ocknęła się z transu. Padła na kolana i pospiesznie zbierała strzępki papieru, nie pomijając ani jednego kawałka. Może, skoro tak bardzo przypominała Dereka, jej przeznaczeniem było stać się tak samo chorą i niezrozumianą jak on. Nie wiedziała. Wiedziała tylko jedno. Jeśli pierwsze z zasad zostały złamane, z kolejnymi można zrobić to samo. Opowiadanie Obłąkana stanowi prequel powieści Odrodzenie.

138


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Dariusz Kankowski: Animaliada Każdy zwolennik teorii ewolucji musi przyznać, że umysłowe władze wyższych zwierząt, lubo tak różne od naszych pod względem stopnia rozwoju, są jednak tej samej natury, co i nasze i mają równą własność doskonalenia się. Karol Darwin

Dzień pierwszy. Podobno wszystko zaczęło się od gwiazdy. Ta historia, jak i wiele innych, wciąż żyje w wilczym rodzie. Opowiada ją każdy Przewodnik. Opowiadał ją mój ojciec, a potem zastąpiła go matka. Kiedyś i ja będę przewodził, więc matka uczy mnie opowieści. Wiele pokoleń temu świat tętnił życiem, ale nastał czas Nocy. Pojawił się gęsty dym, który na wiele dni zakrył słońce. Zwierzęta zaczęły ginąć jedno po drugim, aż ciemność nieba rozjaśniło światło. Gwiazda spadła z nieboskłonu i zmieniła wszystko. Mama mówi, że gwiazdy wydają się małe, bo są tak daleko; że tak naprawdę każda z nich jest innym światem, podobnym do naszego. Codziennie rodzą się nowe światy i umierają stare. Nasz także umarł, w czasie Nocy, ale narodził się na nowo wraz z przybyciem gwiazdy. Jej światło było tak jasne, że przebiło się przez ciemne opary na długo przed upadkiem. Zwierzęta, wciąż jeszcze liczne, obserwowały je i wierzyły, że jest ono dobre. Gwiazda zbliżała się, a jej żar narastał, spalając mnóstwo stworzeń jeszcze przed zderzeniem. Gdy spadła, zabiła niemal wszystko, co żyło. Świat zatrząsł się, a tumany pyłu opadły dopiero po wielu dniach. Nikt nie wie, co spowodowało Noc, ani dlaczego gwiazda spadła. Jeśli ktoś kiedyś znał odpowiedź, wiedza ta umarła razem z gwiazdą i jej ofiarami. Teraz zwierząt jest niewiele, a więc nie ma też pokarmu. Rośliny rosną rzadko. Świat jest jedną wielką pustynią. Dlatego matka prowadzi nas na wschód. Dzień drugi. Tu jest trawa, dużo trawy. Wędrujemy, odkąd tylko sięgam pamięcią, i nigdy tyle jej nie widziałem. Jest tak wysoka i rozległa, że cała wataha może się w niej skryć. Drzew nie ma wiele, ale są bardzo duże i zielone. Siedzą na nich ptaki; nie widać ich, ale słychać. Czasami coś przemknie między gałęziami. Skoro jest trawa i ptaki, muszą być inne zwierzęta. Musi być jedzenie. Pełno małych stworzonek lata nam nad głowami. Wydają irytujące dźwięki. Trudno uwierzyć, że tak małe zwierzęta mogą być tak głośne. Lupus nazywa je miodotwórcami, ale według niego ani one, ani ich miód nie nadają się do jedzenia. Lupus jest stary i poważany. Dużo widział i dużo wie. 139


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Miodotwórcy wiją gniazdo w gałęziach drzewa przypominającego brzozę. Wydają się szczęśliwi – latają we wszystkie strony z niespożytą energią, a ich brzęczenie przypomina swoistą muzykę, wyśpiewywaną z radości życia. Cieszy ich żar słońca i wykonywana praca. Cieszy ich wspólny dom oraz fakt, że mogą w nim mieszkać w pokoju. Nic nie zakłóca ich spokojnego żywota. To jest ich miejsce. Może my także znaleźliśmy swoje miejsce? Gdyby nie miodotwórcy i ptaki, na sawannie panowałaby cisza. Ale jeżeli są tu inne zwierzęta, jeżeli będziemy mieli co jeść, może nasza wędrówka wreszcie się skończy? Może to właśnie tego miejsca szukaliśmy? Wzrok matki sięga jednak dalej niż mój, a może nawet dalej niż kogokolwiek ze stada. Jej nos nie wychwytuje zapachu zwierzyny. Musimy iść dalej. Sawanna ciągnie się, ale nadal towarzyszą nam jedynie ptaki. Wszyscy jesteśmy głodni, jemy trawę i kwiaty, pijemy sok z roślin. Ale nie tego potrzebujemy. Canis mówi, że niedługo wszyscy po kolei pozdychamy. Do moich nozdrzy dociera zapach krwi i w tej samej chwili matka nas zatrzymuje. Ja i kilku innych idziemy razem z nią, by wypatrzeć źródło zapachu. Ukryty w trawie lew oblizuje martwe gnu. Jest stary i wychudzony. Pożyje tylko trochę dłużej od swojej ofiary. Możemy go zabić i zabrać jego gnu, upiera się Canis. Cała wataha się naje. Lecz matka się sprzeciwia. Może i jest stary, ale nadal silniejszy od kogokolwiek z nas. Zagryźlibyśmy go w końcu, ale ponosząc przy tym zbyt duże straty. Pozwólmy mu żyć. Lew dostrzega nas i ryczy ostrzegawczo. Napotyka wzrok matki, a znajdując w nim przyjaźń, a nie wrogość, zadziera głowę ku północy. To znaczy: „Tam poszło stado. Spróbujcie tam”. Canis zacharczał, jakby pragnął w pojedynkę zaatakować lwa. Jedno szczeknięcie Lupusa przywraca go do porządku. Wracamy do pozostałych. Matka nakazuje marsz na północ. Najlepiej wędruje się w nocy, w świetle gwiazd. Dni są gorące i suche. Niebo od miesięcy nie chce się otworzyć i wypuścić wody. Powietrze jest nieruchome, jakby w napięciu oczekiwało na jakieś wzniosłe wydarzenie. Nie ma chmury, za którą mogłoby się schować słońce. Czasami myślę, że Canis może mieć rację. To trwa zbyt długo. Nieustanna wędrówka bez pożywienia jest ponad siły niektórych. Płaski teren porośnięty trawą ciągnie się aż po horyzont, ale nigdzie nie widać gnu. Musiały jednak tędy przechodzić, bo trawa miejscami pachnie kwaśno. A jeśli nie gnu, to stado innych zwierząt. Obyśmy wszyscy dotarli do celu. Słońce zdaje się większe niż kiedyś, zwłaszcza o zachodzie. Nad morzem jest chłodniej. Trawa urywa się, zastępuje ją rozległa piaszczysta plaża, a za nią bezmiar wody. Słonej, trującej wody. Canis i inni plują nią. Trzeba znaleźć inną. 140


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Stado, które ścigamy, podążyło na wschód. Potrzebny jest postój, bo jesteśmy za słabi. Trawa nie doda nam sił, ale pozwoli pożyć jeszcze trochę. Nocą musimy się w niej chować. Z wody wychodzą potwory. Mają po osiem długich, cienkich nóg, które unoszą ich ogromne, mokre ciała, oraz mnóstwo oczu. Nieustannie rozmawiają ze sobą w upiornym języku. Ich szczęki otwierają się w dziwny sposób i klekoczą przy poruszaniu. Lupus nazywa je pająkami. Mówi, że ich przodkowie byli tak mali, że niemal niewidoczni. Ale gdy nastała Noc, pająki zamieszkały w trujących wodach i urosły. Rea nie zdążyła się schować. Pająk dorwał ją, omal nie docierając do kryjówki pozostałych. Rea wyła i wyrywała się, aż ją ukąsił i połknął w całości. Obserwowaliśmy go, pókim nie odszedł. Słyszeliśmy trzask łamanych kości w jego pysku. Rea była młoda i silna, i to boli najbardziej. Ale pająki nie wychodzą na ląd, by polować. Żaden więcej nic nie zjadł. Muszą mieć pod dostatkiem pożywienia w wodzie. Gdybyśmy też nauczyli się pływać… może skończyłby się problem głodu. To, co żyje w morzu, jest równie trujące jak woda, przestrzega Lupus. Długo jeszcze będzie opłakiwał swoją córkę. Pająki odchodzą przed świtem, pozostawiając po sobie kwaśny, drażniący nozdrza zapach. Plażę pokrywa śluz. Canis wchodzi do wody, ale żadne ryby nie pływają blisko brzegu. W powietrzu niesie się dźwięk wielorybich pieśni. Czasem, jeśli się dobrze przyjrzeć, można w oddali dostrzec ich ogony. Są zbyt duże, by mogły na nie polować pająki. Więc w jakiś sposób koegzystują. W wodzie musi być wystarczająco pożywienia, ale dla nas nie jest ono dostępne. Idziemy za matką na wschód. Dzień trzeci. Canis zawsze wygrywa. Jest silny i szybki, jest najlepszy z nas. Nie można go przechytrzyć. Nigdy nie udaje ci się chwycić go za gardło, zawsze to ty musisz je odsłonić. Stoczyliśmy mały pojedynek, żeby nie zapomnieć, jak należy walczyć. To był dobry odpoczynek od nieustannej wędrówki, ale wynik był z góry znany. Ja zawsze walczę z Canisem najdłużej, lecz zwycięstwo należy do niego. To tylko zabawa, ale kiedyś będę musiał go pokonać, bo inaczej nie zasłużę na prowadzenie watahy. Canis o tym wie. I nie odpuści. Dąży do zostania Przewodnikiem. I będzie nim, jeżeli pozostanie najsilniejszy. Lupus obserwował walkę, ale milczał. Lupus jest słaby. Świat zmienia się na naszych oczach. Wciąż rośnie dużo trawy, ale nieco innej. Mnóstwo drzew rodzi owoce. Teren nie jest już płaski, tylko postrzępiony, pojawiły 141


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

się wzniesienia i doliny. Jest cień, gdzie można skryć się przed słońcem. Nie ma tylko gnu. To najdziwniejsza para zwierząt, jaką spotkaliśmy: lis i ogar. Niby podobni do nas i nawet mówią w tym samym języku, lecz zarazem nam obcy, jak inne zwierzęta. Lis ma rude futro, a ogar bardzo krótkie włosy. Trudno to ująć: są nam równie bliscy jak dalecy. Proszą o przyjęcie do stada. Lis mówi, że on i ogar mogą być ostatnimi ze swoich gatunków; że odkąd zostali sami, razem wędrują i zdobywają pożywienie; że wiedzą, gdzie znaleźć pokarm. Nie trawę i nie owoce, ale mięso. Ogar mówi, że widzieli stado dużych, rogatych zwierząt zmierzających na południe i wschód. Sami byli zbyt słabi, by próbować na nie zapolować. Matka mówi, że nie może żywić nie-wilka. Lis mówi, że nie-wilki mogą żywić nas. Mają ten sam węch co my, mówi Lupus. I tak już nam pomogli, wskazując drogę gnu. Matka zawsze zgadza się z Lupusem. Niegdyś węże polowały na szczury, ale teraz znalazły wspólnego wroga: nas. Ogar i lis pokazują nam ich kryjówki; uczą, jak je znajdować. Pod kamieniami, w korzeniach drzew, czasem w ziemi. Dużo ich. Są małe i nie zaspokajają w pełni głodu, ale lepsze to od trawy. Co kto upoluje, należy do niego. Lis jest sprytny, a ogar silny. I potrafią walczyć, jak my. Czasami niemal udaje im się pokonać niektórych z nas. Znaleźliśmy dobre miejsce, ale nie możemy tu zostać, bo gnu jest ważniejsze. Lupus tylko udawał, że poluje. Widziałem, jak odstąpił szczura jednemu ze szczeniaków. Zmierzchało, kiedy znaleźliśmy go leżącego bez ruchu na trawiastym stoku. Wyglądał na pogrążonego we śnie. Jego zęby lśniły czerwienią. Oddychał, lecz były to jego ostatnie oddechy. To spotka nas wszystkich, grozi Canis. Jeśli nie znajdziemy obfitego miejsca, legniemy w trawie. Modliliśmy się przez całą noc do Srebrnego Oka, aby zachował w nas ducha Lupusa, i opuściliśmy to miejsce przed świtem. Dzień czwarty. To było moje pierwsze polowanie. Zresztą nikt inny również nie polował dotąd na gnu. Nie mogliśmy wiedzieć, czego należy się spodziewać. Nasze nosy wyłapały ich zapach na długo przed tym, zanim je dostrzegliśmy. Pasły się w pobliżu lasu, co dawało nam przewagę. Ja, Remus, ogar i kilku innych weszliśmy w zaciszne skupisko drzew. Naszym zadaniem było zatrzymanie uciekającej zwierzyny i zadanie jej pierwszych ran. Do tego celu wybiera się 142


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

najsilniejszych i Canis był wściekły, że nie mógł iść z nami. Wraz z pozostałymi miał spłoszyć stado. Chętnie bym się z nim zamienił, gdyż przerażała mnie wizja sadzącego na mnie rogatego potwora. Ale woli Przewodnika trzeba się podporządkować. To był pierwszy las, jaki widzieliśmy od wielu, wielu dni. Z przyjemnością znów poczułem wszechobecną woń liści i żywicy, dotyk miękkiej ściółki pod łapami, usłyszałem delikatne trzaski gałęzi świadczące o obecności życia, podobnie jak śpiew ptaków w koronach drzew. W tę scenerię nie wkomponowało się jedynie stado gnu na pobliskiej łące. Ale za to pasowały tu pełne brzuchy i uczucie sytości. Pozostałe wilki, na czele z Przewodnikiem, podeszły antylopy, czając się w wysokiej trawie. Panowała słodka cisza, jeśli nie liczyć ptasich treli i bzyczenia much. Potem w jednej chwili rozpętało się piekło. Któreś gnu ryknęło przeciągle, jak jeleń na rykowisku, i całe stado rzuciło się do ucieczki. Czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem – ziemia zadrżała pod uderzeniami setek kopyt. Wilki wyskoczyły z ukrycia i rzuciły się w pogoń za zwierzyną. Przerażone gnu uciekały w różnych kierunkach. Matka wybrała słabego osobnika wlokącego się z tyłu i skierowała na niego uwagę pozostałych. Wspólnymi siłami odizolowali go od stada i zagnali w kierunku lasu. Obserwowałem zbliżającego się rogacza, podczas gdy tętent kopyt jego braci cichł w oddali. Krew buzowała mi w żyłach, a ciało stało się dziwnie lekkie. Nieświadoma zasadzki antylopa gnała prosto na nas. Czekaliśmy na sygnał Remusa. Teraz! Zwierzę skręciło przed linią lasu, ale i tak nie miało już szans na przeżycie. Wyskoczyliśmy z pomiędzy drzew niemal równocześnie i w tym momencie straciłem panowanie nad własnym ciałem. Jakby obcy duch opanował moje łapy i nadając im nieznanej dotąd siły, skierował je na naszą ofiarę. Nie myślałem o niczym – umysł miałem czysty jak bezchmurne niebo. Wszystko działo się samo. Pamiętam, że pierwszy dopadłem gnu. Moje szczęki gwałtownie otworzyły się i równie gwałtownie zatopiły w jego mięsistym udzie. Ciepła, słodka krew spłynęła mi po pysku. To było jak orzeźwienie, a zarazem jak wstrząs. Zatracając się w smaku, przestałem czuć cokolwiek innego. Gnu kopnęło mnie w biegu. Upadłem z płatem jego skóry w zębach, ale w tej samej chwili rzucili się na niego Remus i paru innych. Antylopa upadła w gęstą trawę. Wilki przytrzymały wierzgającą zdobycz łapami. Ten widok przeraził mnie bardziej niż widok śmierci Rei. Patrzyłem, jak moi współplemieńcy rozszarpują ofiarę, bezskutecznie próbującą ratować życie. Jej rozpaczliwy ryk roznosił się po całej okolicy; z zakrwawionych oczu wyzierał paniczny lęk. Wilki kąsały ją w bezmyślnym szale, a krew ściekała po ich pyskach. Dopiero kiedy dotarła matka, uciszyła gnu na zawsze, przegryzając mu kark. Przerażający widok przypominał mi scenę sprzed kilku nocy. Przechodziliśmy wówczas obok Wielkich Jezior zamieszkałych przez potwory. Piliśmy wodę, gdy 143


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

nagle na brzeg wyskoczyło niewielkie stworzenie o trójpłatowym pancerzu. Za nim wyłonił się stwór o wyłupiastych oczach i setkach odnóży, z dwoma mackami zaopatrzonymi w kolce. Pochwycił swoją ofiarę i przeżuł ją na naszych oczach, wypluwając mnóstwo gęstej, brązowej krwi – po czym zniknął w wodzie. Teraz tryskało równie wiele krwi. Ale wspomnienie szybko się ulotniło, ponieważ gdy najcudowniejszy z zapachów eksplodował w moich nozdrzach, znów utraciłem nad sobą kontrolę i jak otępiały podszedłem do martwego zwierzęcia. Matka, z racji Przewodnictwa, posiliła się pierwsza. Niedługo potem i ja mogłem skosztować owocu naszego sukcesu. Pamiętam ze szczenięctwa smak jelenia, ale trudno mi ocenić, czy gnu było równie dobre. Z pewnością lepsze od wszystkiego, co jedliśmy przez ostatnie miesiące. To niesamowite uczucie – mięśnie rozluźniające się po morderczym biegu, wiatr chłodzący ciało, duże kawałki pokarmu wędrujące do żołądka po tak długim okresie postu. I emanująca ze wszystkich radość zwycięstwa. Chciałem więcej polowań, więcej krwi. Idyllę zabiło pojawienie się Canisa. Nie zwróciłem wcześniej uwagi na jego nieobecność, pochłonięty ucztowaniem. Podszedł do nas, kulejąc, z uniesioną przednią łapą. Za nim kroczył nieśmiało lis. Aureus wyjawił mi, że gdy część watahy zapędzała wybrane przez matkę gnu w stronę lasu, Canis odłączył się od grupy i spróbował o własnych siłach złapać jakieś zwierzę. Matka nakazała lisowi pobiec za nim, po czym wszyscy znów skupili się na polowaniu. Nikt nic więcej nie powiedział, ale i tak każdy domyślał się, co spotkało butnego wilka. Nie da się zabić tak dużego stworzenia w pojedynkę. Wyobraziłem sobie róg gnu przebijający łapę Canisa. Milczeliśmy. Każdy wiedział, co oznaczała taka niesubordynacja. Wygnanie. Kiedy, zgodnie z hierarchią, nadeszła kolej Canisa na odebranie swojej racji, matka pozwoliła mu ostatni raz się z nami najeść. Potem Canis odstąpił od nas i bez słowa odszedł w stronę gór.

Srebrne Oko, szeroko otwarte w noc śmierci Lupusa, powoli się zamyka. Większość watahy odpoczywa pod drzewami po męczącym dniu. Ja nie mogę, nogi same prowadzą mnie po lesie. Zbyt wiele się wydarzyło. Za duże zmiany. Żałuję, że Lupus nie doczekał polowania. Gdyby się najadł, nabrał sił, mógłby żyć jeszcze wiele dni. Staram się stłamsić myśl, że nic by dla niego nie zostało. Lis i ogar, jako nowo przyjęci do stada, zjedli resztki. Za dużo myśli krąży po głowie, za dużo obrazów. Wszystko się zmienia. Nic nie jest wieczne, nawet wataha. Nie potrafię nas sobie wyobrazić bez Canisa. Zawsze był porywczy i dumny, zawsze starał się działać samodzielnie – ale stanowił też nieodłączną część stada. Nie mogłem się sprzeciwić woli Przewodnika, lecz mimo naszej nieustannej konkurencji, a może właśnie przez nią, brakowało mi Canisa.

144


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Dzięki współzawodnictwu obaj się rozwijaliśmy. Nie było nikogo, kto mógłby go zastąpić. Kto wie, czy ze zranioną łapą uda mu się samotnie przeżyć. Zwierząt jest tak mało, a sami doprowadzamy do tego, że wciąż nas ubywa. Być może nie ma na świecie więcej wilków. Być może nie ma więcej gnu. Może to wszystko zmierza do tego, byśmy stopniowo wyginęli. Pozostaną tylko potwory z jezior i zatrutych mórz; jak trójpłatowiec i stwór, który go pożarł. Jesteś ofiarą albo łowcą. Przetrwają tylko ci, którzy potrafią najlepiej dostosować się do zmian. Ja nie potrafię. Matka próżno stara się podtrzymać we mnie ducha. Mówi, że zmiany są nieuniknione i trzeba je zaakceptować. Powinniśmy się starać przetrwać, nawet jeżeli jesteśmy z góry skazani na zagładę. Snuje kolejną opowieść. Żyły niegdyś na świecie stworzenia tak potężne, że rządziły wszystkimi innymi zwierzętami. Było ich mnóstwo: panowali w wodzie, powietrzu i na lądzie. I wciąż ich przybywało. Wreszcie było ich tak wiele, że sami ze sobą nie mogli wytrzymać. Zaczęli walczyć i zabijać się nawzajem, aż ich działania doprowadziły do nastania Nocy. Ich dym powoli zabijał wszystko, co żywe, łącznie z nimi. Srebrne Oko nie mogło dłużej spoglądać na te okropności. Wówczas to spadła gwiazda, która raz na zawsze wytępiła dominujący gatunek. Na świecie pozostały jedynie wybrane przez Oko istoty. Jesteśmy wybrańcami, mój synu, powołanymi do przetrwania. Nie mogę sobie wyobrazić tak potężnych zwierząt. Nic nie jest wieczne, synu. Może i nas czeka koniec. Ale Oko pozwoliło nam żyć i nie możemy odrzucić tego daru. Lupus ofiarował się, bo był już stary. Wkrótce nadszedłby kres jego dni. Wolał nie zabierać jedzenia młodszym i silniejszym, bardziej potrzebnym stadu. Uszanuj jego decyzję. A Canis? Są prawa, których trzeba przestrzegać, jeżeli wataha ma przetrwać. Canis świadomie je złamał. Nie można tego tolerować. A teraz odpocznij, synu. Jutro idziemy dalej. Dzień piąty. Na wschodzie zbierają się chmury – pierwsze od wielu dni. Ocean jest spokojny, chłodny wiatr prowadzi spienione fale. Woda łagodnie obmywa piaszczysty brzeg najeżony czaszkami; puste oczodoły czujnie obserwują plażę. Odnaleźliśmy wreszcie dom, po tylu dniach. To nowe terytorium nie jest rozległe, ale znajduje się w nim wszystko, czego potrzebujemy: górskie stoki porośnięte lasami i pełne zwierzyny; jeziora pozbawione potworów, a wypełnione rybami; niebo, które przemierzają ptaki różnych gatunków. To oaza na pustyni świata – być może ostatnie takie miejsce.

145


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Od wschodu i północy ogranicza je morze, na południu ciągną się góry, a na zachodzie sawanna. Wewnątrz tętni życie. Kiedy po raz pierwszy dotarłem na plażę, przeraziła mnie ilość czaszek. Ciągnęły się równo wzdłuż brzegu, jak okiem sięgnąć. Wielki cmentarz. Wszystkie były bardzo do siebie podobne, ale nie wiedziałem, jakich zwierząt są to szczątki. Matka zakazała nam odwiedzać plażę, ale nie mogło to zapobiec przyszłym wydarzeniom. Plaża była naszym prawdziwym celem od samego początku wędrówki – tak teraz sądzę. Srebrne Oko zaplanowało to dawno temu. Przeklęte przez matkę miejsce zamieszkiwały żółwie, pozbawione sierści stworzenia o długich szyjach i pancerzach, których nie przegryzłyby najostrzejsze kły. Pewnego dnia opuściły wybrzeże, by rozgłaszać wśród mieszkańców lądu wieść o dokonanym przez siebie odkryciu. Żółwie od początku wydawały mi się niezwykłe. Kroczą powoli, majestatycznie, jakby z szacunku dla ziemi pod swymi nogami. Nie brak w nich pewnej wyniosłości – głowy unoszą wysoko, niczym Przewodnicy zwierząt całego świata. Lecz choć przewyższają rozmiarem wszystkie chodzące po lądzie stworzenia, przepełnia je łagodność. Nie korzystają z ogromu siły. Są obserwatorami, a nie działaczami. Jest coś ujmującego w sposobie, w jaki się poruszają, w jaki patrzą na świat. Ich wielkość sprawia, że można się ich bać – a jednak promieniujący z nich spokój nie pozwala widzieć w nich wrogów. Są wysłannikami. Srebrne Oko obdarzyło je magicznym darem – zdolnością rozumienia i posługiwania się wszelkimi językami. Chodźcie z nami. Pokażemy. Przedstawiciele każdego rodu muszą dokonać wyboru. Matka nie chciała się zgodzić. Myślę, że plaża budziła w niej lęk. Nic wam się nie stanie. Pójdziecie z nami. Wybierzcie najmędrszych i chodźcie. Potrzebujemy was. Nasza Matka potrzebuje nas wszystkich, jak jeszcze nigdy dotąd. Rozmawialiśmy z morskimi potworami i zgodziły się przybyć. Rozmawialiśmy z ptakami i zgodziły się przybyć. Ale decyzja należy do każdego dziecka Ziemi. Od waszego wyboru zależeć może wszystko. Co takiego znajduje się na plaży? Czemu sami się tym nie zajmiecie? Ród Darwina zmartwychwstał. Dzień szósty. Czuję Ją. Jej spokojny oddech. Powolne, rytmiczne bicie serca. Słyszę Jej głos, szept dobiegający z głębi. Słyszę Jej Myśl skierowaną do mnie. Czuję miłość, którą żywi do każdego ze swoich dzieci. Od kiedy żółwie nauczyły mnie z Nią rozmawiać, nic nie jest takie samo.

146


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Muchy latają nad rozciągniętym na plaży ścierwem. Wnętrzności pokrywa cienka warstewka morskiej piany. Język tkwi wywieszony z szeroko otwartego pyska, jakby jego właściciel do samego końca chłeptał trującą morską wodę. Poza jednym rozkładającym się ciałem i pojawiającymi się nieregularnie czaszkami nie ma na brzegu nic przerażającego. Słychać jedynie szum fal, odbijający się od stromego wybrzeża. Nasza droga prowadzi wąskim pasem plaży tuż obok niekończącego się klifu. Jest coś kojącego w słonym, morskim zapachu. Na wezwanie żółwi odpowiedziały wszystkie zwierzęta. Na ten jeden dzień zaprzestano polowania. Stworzyliśmy dziwne stado, złożone z podobnych nam łowców, dużych zwierząt żywiących się trawą, w tym i gnu, oraz masą stworzeń pełzających po ziemi. Z jakiegoś powodu nie czuję głodu, nie mam ochoty zagryźć żadnego z tych zwierząt. Tak jak matka i troje starszych watahy. Docieramy do celu, gdzie czekają już mieszkańcy wody i powietrza. Blisko brzegu pływają ryby i potwory, z których kilka wyszło na ląd, w tym dwa pająki. Na skałach siedzi niezliczona ilość ptaków. Widać lęk w oczach zwierząt – boją się o własne życie. A jeśli ktoś nagle złamie zakaz i je pożre? Największy strach budzą pająki i ich morscy bracia, tajemniczy, milczący, wielcy. Ale żółwie nie pozwolą na złamanie zakazu. Wychodzą na środek, przed obszerną jaskinię, gdzie dobrze je zewsząd widać. To tu leżą ludzie, mówią, i czekają na powtórne narodziny. To właśnie ludzie wiele pokoleń temu sprowadzili Noc. Zabili niemal każdy przejaw życia. To oni władali w wodzie, powietrzu i na lądzie. Od czasu gdy nawiedziły nas żółwie, niczego nie pragnę bardziej, jak ujrzeć te wszechwładne istoty, o których opowiadała matka. Jeden z żółwi wchodzi ostrożnie do jaskini. Wraca, ciągnąc coś w pysku. Jestem dość blisko, by widzieć dokładnie i nie wierzyć własnym oczom. W podłużnym, zbudowanym z dziwnego materiału gnieździe spoczywa dwoje ludzi. Gniazdo jest szczelnie zamknięte, ale całkowicie przezroczyste, dzięki czemu wyraźnie widać, co znajduje się wewnątrz. Cisza najlepiej wyraża nasze zdumienie, niewywołane jednak widokiem tajemniczego gniazda. Ludzie są mali. Więksi wprawdzie od nas, wilków, lecz z pewnością nie sięgają nawet do brzuchów żółwi. Mają osobliwy kształt i niemal nie posiadają włosów, poza tym jednak nic nie wyróżnia ich spośród innych stworzeń. Nic nie świadczy o ich potędze, nie mają skrzydeł ani płetw. Wydają się słabi i bezbronni. Niemożliwe, żeby potrafili wytępić zwierzęta na całym świecie – brak im kłów, pazurów…

147


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Ogłoście swój wyrok. Kiedyś te istoty niemal zabiły naszą Matkę. Teraz do was należy decyzja, czy pozwolić im się przebudzić i dać szansę odkupienia win sprzed lat. Promienie słoneczne odbijają się od płaskiej powierzchni gniazda. Chmury powoli zakrywają całe niebo grubą warstwą. Robi się ciemniej. Zniszczyć ich gniazdo. Rozerwać ich. Zjeść. Zatopić. Nie mogę czuć niczego oprócz nienawiści do tak okrutnych stworzeń. Ale nie mogę też pozwolić na ich zabicie. Jest ich tylko dwoje i nie stanowią zagrożenia. Może nauczą się z nami żyć. Słyszę szept Matki-Ziemi dobiegający z głębi: to moje dzieci i nie wam decydować o ich losie. Zatopić. Rozciągniętego na plaży ścierwa nie dałoby się rozpoznać, ale wiem, że był to Canis. To wewnętrzna pewność niepoparta żadnymi dowodami. Jak pewność, że nienawidzę matki za jej chłodną, obojętną decyzję, a Canisa za jego głupotę. Nie nam decydować o losie innych. Zatopić. Mój samotny głos nie jest w stanie przedrzeć się przez ten zbiorowy ryk. Jeden z pająków, podjudzany zgodnym chórem pozostałych zwierząt, spycha gniazdo do wody. Zrzućmy ich w najgłębszą morską głębinę! Stamtąd się nie wydostaną. Nigdy nie wrócą do życia, nie rozmnożą się i nie dokończą dzieła zniszczenia. Nigdy wcześniej zwierzęta różnych gatunków nie były ze sobą tak zgodne. Nawet przez myśl im nie przyjdzie, że potęga ludzi, w pełni przez nas kontrolowana, mogłaby doprowadzić do rozkwitu Ziemi. Chociaż może nie należy niepotrzebnie ryzykować. Lepiej zniszczyć ewentualne zagrożenie u samego źródła. Ryk zamienia się w powszechny wybuch euforii. W całym tym poruszeniu jedynie żółwie pozostają trwale i niezmiennie obojętne, jak skały budujące klif.

Zwierzęta, dokonawszy wyboru, wracają do domów. Cisza, jaka panuje teraz na wybrzeżu, gdy fale się uspokoiły, wdziera się boleśnie do uszu. Matka chce, żebym wrócił do stada, ale ja nie mogę opuścić plaży, jeszcze nie teraz. Chmury są ciemne, ciężkie i wszystko wskazuje na to, że lada moment spadnie rzęsisty deszcz – zmiana tak długo wyczekiwana. Nim odejdę, muszę jeszcze zadać żółwiom ważne pytania. Sądzicie, że tego pragnęła Ziemia? Ziemia przemawia również przez swoje dzieci.

148


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Nie rozumiem. Dlaczego pozwoliliście zatopić ludzkie gniazdo w morzu, skoro chcieliście zachować ich przy życiu? Żółwie wskazują na rząd czaszek, znacznie straszniejszy w narastającej ciemności. Z pewnością na świecie skrywa się więcej ludzkich gniazd, które tylko czekają na swój dzień. Dzień siódmy. Świat się zmienił.

149


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Marcin Orlik: Papierkowa robota Polon zazgrzytał zębami. Taka sytuacja była niedopuszczalna. – Radek, ty cholero! – wrzasnął na całe gardło. – Czego? – Rozczochrana głowa Radka wysunęła się z pokoju. – To ja wczoraj, jak jakieś juczne zwierzę, tragam papier toaletowy z uniwersytetu do domu, a ty go całego zużywasz do wytarcia podłogi? Szmat nie mamy, żebyś papierem podłogę wycierał? – denerwował się Polon. – E, twoja stara suszy żwir – elokwentnie zripostował Radek i trzasnął drzwiami do pokoju. Polon westchnął ciężko. Znaczy, że jutro znów musi podebrać z uniwersytetu papier. „Ale moment – zastanowił się – może teraz udałoby mi się złapać taką dużą rolkę? W zasadzie chyba lepiej iść od razu”. Jak pomyślał, tak zrobił. Uniwersytet w godzinach popołudniowych zawsze był pusty, a przynajmniej tak zdawało się Polonowi, zręcznie przemykającemu korytarzami, by uniknąć wykrycia – w końcu powinien być teraz na zajęciach, a jakoś nie wyobrażał sobie następującego dialogu (nieuniknionego, jeśli napotkałby któregoś ze swoich wykładowców): – Panie Poloński, a co pan tutaj robi? Na zajęciach pana nie było, a teraz widzę pana na uniwersytecie? – No wie pani, pani magister, z godzinę temu byłem jeszcze chory, ale potem skończył mi się papier toaletowy, więc przyszedłem po trochę. – Polon nie lubił kłamać. Oczywiście, w myślach ten dialog brzmiał o wiele lepiej; głównie dlatego, że wyobrażał sobie, iż zdążył już zwędzić, tfu, zdobyć rolkę. Przemykał korytarzami bloku B, szukając jakiejś ubikacji. Nie bywał tu za często, i o ile dobrze pamiętał, rzadko kto miał tutaj zajęcia, więc istniała duża szansa, że jakaś rolka jeszcze będzie na miejscu. „W sumie – pomyślał – wykładowcy zarabialiby o wiele więcej, gdyby uniwersytet nie musiał wydawać tyle na papier”. Kalkulował w pamięci i wyszło mu, że gdyby policzyć wszystkie wydatki uniwersytetu na szare złoto, jak nazywali papier toaletowy studenci, to mogłoby one przebić PKB niejednego państwa. Przerwał obliczenia, kiedy dotarł na miejsce. Drzwi były lekko uchylone, co dobrze wróżyło – zdobędzie papier bez potencjalnych świadków. Wszedł do środka, szybko złapał za najbliższą rolkę i wyszedł, pogwizdując niewinnie. Nie zauważył ciemnego kształtu, który zwinął się chwilę potem i wyfrunął przez okno. – To on – powiedział charczący głos. 150


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– Tak, to on, bez wątpienia – odpowiedział inny. Tuzin innych głosów zaczęło powtarzać te słowa jak mantrę, coraz głośniej i głośniej. – Cisza! – zabrzmiał donośny głos przewodniczącej. – Drogie panie, najpierw może formalności. Więc, yhm, niniejszym uroczyście otwieram obrady comiesięcznego sabatu sprzątaczek. Dziś omówimy sprawę znikającego papieru toaletowego. Tak, pani Madziu, wiemy, że dzisiaj miałyśmy prezentować własnoręcznie dziergane swetry, dojdziemy do tego, proszę się nie obawiać. I nie musi pani tym swetrem tak wymachiwać, proszę. A więc – podjęła przewodnicząca po chwili przerwy. – Co z nim zrobimy? – Musimy go ukarać – padła odpowiedź, a zaraz po niej rozległy się liczne głosy poparcia. – Ale co mamy zrobić? Konkretnie. Jest za sprytny. I nie da się złapać, wierzcie mi, próbowałam. – Nie mamy wyboru – powiedział zdecydowany głos. – Musimy rzucić Klątwę Pani Tereni. Nastała chwila milczenia. – Ja wiem, że trzeba go ukarać, ale żeby aż tak... – No nie wiem, to w końcu ma być kara, a nie tortura... – Cisza! – krzyknęła przewodnicząca sabatu, podnosząc ręce w teatralnym geście. – Ten haniebny proceder trwa już za długo! Musimy to rozwiązać raz na zawsze! Tak, pani Madziu, to naprawdę piękny sweter, dobra robota, może go pani schować? Nie? Ale zaraz będziemy rzucać klątwę – powiedziała proszącym tonem. – Czy jesteście gotowe? – Wszystko gotowe – powiedziała jedna z uczestniczek, kładąc wielki kocioł na stole. – To zaczynamy! Brudna szmata, kurzu kapkę, Niech nie będzie już niejadkiem. Kroplę wody, jakąś trutkę, Nie ma ochoty na wódkę. Miotły włos i kropla łoju, Musi sprzątać w swym pokoju! Kocioł rozświetlił się na zielono, kiedy zaklęcie wchodziło w fazę krytyczną. Piękny sweter pani Madzi Niech na siebie szybko wsadzi – zaintonował jakiś głos. Sprzątaczki skrzywiły się. Ta część była wyjątkowo okrutna. 151


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– Znowu jestem głodny – stęknął Polon, otwierając lodówkę. – Ależ masz gastro – zauważył Radek, patrząc na pustą miskę Polona. – W życiu nie widziałem, żeby ktoś zjadł cztery litry rzadkiej owsianki na jedno posiedzenie. – Chyba przyszykuję więcej. Czekaj, niech się robi, a ja w tym czasie pomyję naczynia... Radek od razu się zorientował, że coś jest nie tak. Polon od zawsze był zwolennikiem gruntownego wymaczania naczyń w zlewie przez co najmniej tydzień; więc wszystko wskazywało na to, że zasnął w kuchni i ma naprawdę dziwny sen. Uszczypnął się mocno, ale nie pomogło. – Hej, Polon, a może wybierzemy się dzisiaj gdzieś na wódkę? – zaproponował ostrożnie. – Hm, wiesz co, chyba nie, muszę dzisiaj posprzątać pokój – odpowiedział lekko Polon, pochylając się nad szczególnie upartym naczyniem, które tkwiło przyklejone do podłogi. Nastała chwila takiej ciszy, jakby cały wszechświat wstrzymał oddech, czekając na to, co się stanie. Polon złapał się za głowę. – Rany, co się ze mną dzieje? – zawołał. Wszechświat odetchnął z ulgą, a Radek złapał za kopię Vademecum studenta, wydanie poprawione i uzupełnione, i zaczął gorączkowo je kartkować. – Jakoś szczególnie komuś podpadłeś ostatnio? – zapytał. – A czemu pytasz? – Masz do wyboru woźnego, sprzątaczki, wykładowcę i – kartkował przez chwilę nerwowo – sąsiadkę z dołu. Sweter wskazuje na to, że albo sąsiadka, albo sprzątaczki. – Cholera, nie wiem, wszystkim podpadam równo. A co mówi Vademecum? – No, mamy sekcję „Uniwersalne odczynianie klątwy”, ale wymaga sporo wysiłku. Przestań sprzątać! – Radek walnął Polona po głowie świeżo umytym talerzem. – Nie mogę – jęknął Polon. – Jakby mnie coś do zlewu przykuło. Co mam zrobić? – Vademecum stawia sprawę jasno – musimy upolować zepsutą parówkę, ale musi być tak zepsuta, że sama wyczołguje się z lodówki o północy. – I to wszystko? – No właśnie nie. Mamy tylko minutę, żeby ją złapać i ugotować w czajniku elektrycznym, a potem musisz ją zjeść. Polon wzdrygnął się. Był przeciwnikiem zabijania już raz zabitego mięsa. „Z drugiej strony, parówka nie mięso” – pocieszył się. – Radek, ja nie wiem, czy ja wytrzymam do tej północy. Idę sprzątać do pokoju! – zawołał z nieszczęśliwą miną, człapiąc do siebie.

152


ŚWIT EBOOKÓW R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

– W porządku – powiedział Radek, sprawdzając, czy odpowiedniej jakości parówki znajdują się w lodówce. – Łopata jest w szafie jakby co.

W kuchni było cicho. Za cicho. Dwie figury klęczały przy stole, czekając, aż otworzy się lodówka. – Trzy... Dwa... Jeden... – odliczał Radek. Drzwi lodówki uchyliły się, jedna z parówek zaczęła wyczołgiwać się na wolność. – Teraz! – krzyknął głośno. Parówka zdążyła się już zorientować, że to pułapka, ale było już za późno – drzwi lodówki, niczym wrota do innego wymiaru, zamknęły się za nią bezpowrotnie. – Łap! – Cholera, śliska. – Skoczyła na parapet! Siatką ją! – Wyrywa się, skubana. Nic z tego, do czajnika! Woda gotowała się wyjątkowo długo. – Masz piętnaście sekund! Polon szybko przełknął ostatni kęs i zrobił się zielony na twarzy. – No, po czymś takim na pewno długo nie będziesz głodny – zauważył Radek. – Masz, popij wódką, to zabije ten smak. Polon popił, zerwał się ze swojego miejsca i zaczął biec do łazienki. – U, widzę, że porządek też szlag trafi – podsumował Radek, słysząc charakterystyczny odgłos dobiegający z łazienki. – Tylko nie ścieraj tego papierem! Sweter masz... Opowiadanie Papierkowa robota pochodzi ze zbioru Księga studencka.

153


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.