Lubuszanin nr 04

Page 1

„Lubuszanin.org.pl”

nr 4(4) czerwiec 2008

1


„Lubuszanin.org.pl”

SPIS TREŒCI „Lubuszanin” nr 4(4) czerwiec 2008

Alicja Bogiel Krzykiem i piêœci¹ ......................... 3 Marcin Florkowski W³adza urzêdników ....................... 6

nr 4(4) czerwiec 2008

T Y T U £ E M

Trzy grosze Jakub Sakrajda

S³awomir Stañczak Mi³oœæ z rozs¹dku ......................... 10 Micha³ Iwanowski Co ³aska, panie w³adzo ............... 12 Renata Wcis³o Ja, obywatel, czyli kto...? ............. 15 S³awomir Grelewicz Lusterko i grzebyk ....................... 17 Artur Matyszczyk Dla swojej wsi to on wszystko... ......................... 18

Wydawca: Lubuskie Centrum Aktywizacji i Wsparcia „Verte” Adres wydawnictwa i redakcji: ul. Ciesielska 1, 65-059 Zielona Góra, tel.: 068 453 24 77, fax: 068 459 33 36, www.verte.org.pl, www.lubuszanin.org.pl, e-mail: biuro@verte.org.pl, lubuszanin@verte.org.pl Redaktor naczelny: Jakub Sakrajda Sekretarz redakcji: Anna Sydor Sk³ad: Mamert Janion Drukarnia: DEM-DRUK, ul. 3 Maja 3, 68-300 Lubsko

W S T Ê P U

„Trzy grosze” – Jakub Sakrajda

Przed miesi¹cem wzorem Edwarda Gierka (s³ynne wyst¹pienie podczas wiecu u stoczniowców w Gdañsku w styczniu 1971 r.) pyta³em we wstêpniaku: Pomo¿ecie?!? Chodzi³o o poparcie dla pomys³u utworzenia w woj. lubuskim funduszu po¿yczkowego dla organizacji pozarz¹dowych, które bêd¹ realizowaæ projekty finansowane ze œrodków unijnych i ka¿dych innych, a które mog¹ i pewnie bêd¹ borykaæ siê z problemami zwi¹zanymi z niewydolnym systemem finansowania tych¿e projektów. Zorganizowaliœmy debatê, przysz³o mnóstwo osób – tak, ¿e kilkakrotnie musieliœmy dostawiaæ krzes³a, gdy¿ nie byliœmy przygotowani na tak du¿e zainteresowanie. Okaza³o siê, ¿e istnieje i potrzeba powo³ania takiego funduszu, i co wa¿niejsze – istnieje równie¿ klimat dla tej inicjatywy. Przedstawiciele organizacji obecni na debacie zapalili funduszowi zielone œwiat³o, a urzêdnicy i politycy przekonali siê, ¿e fundusz to nie jest kolejny wymys³ Stowarzyszenia Verte, na który wpadli z nudów, ale odpowiedŸ na naprawdê realny problem i potrzebê. Pi³ka jest teraz po stronie samorz¹du województwa – czekamy na decyzjê naszych lubuskich radnych. Byæ mo¿e ju¿ w przysz³ym roku przy Agencji Rozwoju Regionalnego w Zielonej Górze powstanie fundusz z kapita³em rzêdu 2 mln z³. Oby. W ka¿dym razie sprawy bêdziemy pilnowaæ.

*** W tym numerze publikujemy odpowiedŸ S³awka Stañczaka, animatora w Regionalnym Oœrodku Europejskiego Funduszu Spo³ecznego w Zielonej Górze, na artyku³ autorstwa Rados³awa

2

Flügela, szefa Departamentu EFS w Urzêdzie Marsza³kowskim, w którym to dyrektor Flügel dowodzi³, ¿e premiowanie partnerstw podczas oceny merytorycznej projektów finansowanych z EFS „powodowa³oby jedynie tworzenie projektów, w których partnerstwo jest sztuczne, koniunkturalne i tworzone jedynie z chêci otrzymania bonusu punktowego”. Na stronach 10 i 11 S³awek Stañczak rozpisuje siê na ten temat d³u¿ej , ale pozwólcie, ¿e ja tak¿e wrzucê swoje trzy grosze do dyskusji. Zamiast przekonywaæ, ¿e dyrektor Flügel nie ma racji, przedstawiê historyjkê, która mi przysz³a na myœl, a któr¹ opowiedzia³ mi pewien audytor. Otó¿, by³ on niegdyœ na szkoleniu w pewnej du¿ej instytucji, posiadaj¹cej pod swoj¹ opiek¹ kilkudziesiêciu beneficjentów. Urz¹d ten mia³ w³aœnie skierowaæ kontrolê okresow¹ w celu sprawdzenia, czy podopieczni prawid³owo realizuj¹ swoje projekty. Audytorzy, oprócz pakietu wytycznych, przepisów itd. otrzymali równie¿ jasn¹ instrukcjê: „traktujcie ich jak potencjalnych z³odziei”. Kto podpowie: której zasadzie wyznawanej przez Uniê Europejsk¹ przyœwieca takie zachowanie? Zamiast puenty dedykujê podejrzliwym urzêdnikom cytat z klasyka, którego ju¿ wspomina³em na pocz¹tku. Ten sam wiec, ten sam ton, inne jedynie strony barykady: „Mo¿ecie byæ, towarzysze, przekonani, ¿e my tak samo jak wy jesteœmy ulepieni z tej samej gliny i nie mamy innego celu jak ten, który ¿eœmy zdeklarowali. I to jest podstawowy program naszego dzia³ania. Jeœli nam pomo¿ecie, to s¹dzê, ¿e ten cel uda nam siê wspólnie osi¹gn¹æ. Jak?! Pomo¿ecie?!? No!”.


„Lubuszanin.org.pl”

O

S P O £ E C Z E Ñ S T W I E

nr 4(4) czerwiec 2008

( N I E Z B Y T )

O B Y W A T E L S K I M

„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel

Krzykiem i piêœci¹ Alicja Bogiel

S

po³eczeñstwo obywatelskie to has³o wytrych, którym zachêca siê Polaków do udzia³u w wyborach, a sami wyborcy u¿ywaj¹ go wobec w³adzy w obronie swoich interesów. Jakoœ nam ta „obywatelskoœæ” jeszcze nie wychodzi. Ale próbowaæ warto. Dziêki akcji „Gazety Lubuskiej” w kilku miastach i gminach naszego regionu mieszkañcy mog¹ stanowiæ lokalne prawo. Wczeœniej podobn¹ akcjê prowadzono w innym regionie kraju, a potem w jeszcze kilku - pewnie wiêc jest ju¿ sporo samorz¹dów w Polsce, gdzie ludzie mog¹ faktycznie sami sob¹ rz¹dziæ. W Zielonej Górze potrzeba do tego 400 podpisów. Tyle wystarczy, by z³o¿yæ projekt uchwa³y rady. Radni bêd¹ musieli go rozpatrzyæ. Niekoniecznie na „tak”, ale pochyliæ siê nad wnioskiem musz¹.

Wolimy petycje od uchwa³ Magiczne 400 podpisów ju¿ w œwiadomoœci zielonogórzan istnieje. Nieraz s³ysza³am z ust mieszkañców: – Zbierzemy podpisy, bêd¹ musieli nas wys³uchaæ. I coraz czêœciej to dzia³a – o ile znam przypadki, ¿e wczeœniej setki podpisów l¹dowa³y w szufladzie, to teraz urzêdnicy chocia¿ odpisuj¹ mieszkañcom na wnioski i listy. Do tej pory do lubuskich samorz¹dów nie wp³yn¹³ jednak ¿aden bardzo znacz¹cy projekt

uchwa³y rady, chocia¿ podpisów ju¿ setki. Dlaczego? Wolimy pisaæ petycje ni¿ uchwa³y. Miêdzy innymi dlatego, ¿e prawo samorz¹dowe ogranicza inicjatywê uchwa³odawcz¹ radnych, a tym bardziej mieszkañców. Mog¹ oni na przyk³ad wnieœæ uchwa³ê dotycz¹c¹ nazwy ulicy, ale ju¿ pieniêdzy na boisko przy tej ulicy nie uda im siê w ten sposób wywalczyæ. A to w³aœnie bud¿etowe potrzeby – remont drogi, postawienie placu zabaw, budowa przedszkola – najbardziej emocjonuj¹ mieszkañców. Ustawodawca nie da³ mieszkañcom uprawnieñ w najwa¿niejszym dla nich sferach. W tych najwa¿niejszych sprawach piszemy wiêc petycje. W Zielonej Górze na przyk³ad zbierane s¹ podpisy w dwóch sprawach – m³odzie¿ i rodzice z gimnazjum nr 6 zabiegaj¹, by przy ich szkole powsta³ kompleks sportowy z prawdziwego zdarzenia. Co ciekawe, w tym przypadku pod listami poparcia podpisuj¹ siê równie¿ uczniowie, chocia¿ ich podpisy nie s¹ brane pod uwagê pr zy inicjatywie uchwa³odawczej. Chodzi jednak o to, by i oni poczuli siê wspó³gospodarzami szko³y. Oby nie potraktowali tego

Niby jest œwietnie. Dlaczego wiêc badania socjologów wykazuj¹, ¿e coraz mniej osób ma doœwiadczenia zwi¹zane z aktywnoœci¹ spo³eczn¹?

3

Alicja Bogiel

Autorka jest dziennikark¹ „Gazety Lubuskiej”.

jako kolejny uczniowski obowi¹zek, bo obywatelskoœæ skojarzy im siê wtedy z nud¹. Takiego zagro¿enia nie ma raczej przy drugiej petycji (w formie projektu uchwa³y), pod któr¹ ostatnio zbieraj¹ podpisy zielonogórzanie – wnioskiem, by miasto kupi³o rzeŸbê „Bitwa pod Grunwaldem”. Ju¿ blisko tysi¹c osób podpisa³o siê pod tym, by pieni¹dze ich i innych zielonogórzan przeznaczyæ na jak¹œ rzeŸbê. Dlaczego? Czy chodzi o umi³owanie sztuki? W¹tpiê. Sprawa ta jednak budzi³a i budzi du¿e emocje, a w takie inicjatywy naj³atwiej ludzi zaanga¿owaæ. No chyba ¿e coœ siê mieszkañcom siê zabiera... Wtedy emocje s¹ jeszcze wiêksze i budzi siê w nas nawet s¹siedzka i obywatelska wiêŸ.

Mój dom – twierdza do obrony Œwietnie mo¿na by³o zaobserwowaæ te emocje podczas uchwalania studium zagospodarowania i kierunków rozwoju Zielonej Góry. Piêæ lat trwa³o wpisywanie w mapy miasta nowych osiedli, dróg, sklepów. I przez te piêæ lat niewielu mieszkañców mówi³o o studium. G³oœno zaczê³o siê wtedy, gdy zielonogórzanie dowiedzieli siê, ¿e obok ich domów planowana jest wycinka drzewa, nowe fabryki czy te¿ blok zamiast sklepu, którego mieszkañcy siê


„Lubuszanin.org.pl”

O

S P O £ E C Z E Ñ S T W I E

nr 4(4) czerwiec 2008

( N I E Z B Y T )

O B Y W A T E L S K I M

„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel

domagaj¹. Gdy pojawi³o siê zagro¿enie, ¿e mo¿e byæ gorzej ni¿ jest, obudzi³a siê wspólnota.

miasto wycina drzewa, sprowadza inwestorów, ale nie obok mojego domu. Ja chcê mieæ las!

Prawie tysi¹c uwag wp³ynê³o do studium zagospodarowania Zielonej Góry. Na osiedlach mieszkañcy organizowali spotkania, przekonywali radnych. Znalaz³y siê osoby, by zbieraæ podpisy pod listami, nie by³o k³opotu z podaniem nazwiska, numeru dowodu... Gdy grozi nam, ¿e bêdziemy mieli gorzej, potrafimy walczyæ jak lwy.

Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski w swoim artykule pt. „Obywatele patrioci” pisze, ¿e w Polsce pojêcie spo³eczeñstwa obywatelskiego wymaga redefinicji. „Zbyt czêsto jest ono kojarzone jako dzia³alnoœæ obywateli przeciwko pañstwu. Czêsto, uzasadniaj¹c spo³eczeñstwo obywatelskie, wzywa siê obywateli do aktywnoœci z tego powodu, ¿e pañstwo jest dla nich zawsze zagro¿eniem. W³adza niekontrolowana rzeczywiœcie mo¿e siê wyrodziæ i staæ siê dla obywateli zagro¿eniem. Nie mo¿na jednak zapominaæ, ¿e pañstwo nie jest z³em koniecznym, lecz wspólnym dobrem.”

Czy jest to objaw spo³eczeñstwa obywatelskiego? A mo¿e tylko dbanie o w³asne interesy? Albo walka z w³adz¹ – wtedy, jeœli dzia³a ona na nasz¹ niekorzyœæ? Moim zdaniem, wszystkiego po trosze. Oczywiœcie, w³adzê trzeba kontrolowaæ i skoro prezydent Zielonej Góry wykreœli³ ze swoich pierwotnych planów wycinkê kilkuset hektarów lasu, to widocznie wczeœniejszej koncepcji nie przemyœla³. Niestety jednak, rzadko przy obronie „w³asnych terytoriów” bierzemy pod uwagê dobro ogólne. Na spotkaniu dotycz¹cym wycinki lasów przy zielonogórskim osiedlu Chynów s³yszeliœmy od czêœci mieszkañców jasny komunikat: - Niech

Widzimy to doskonale przy budowie autostrad. W³aœciciele dzia³ek na trasie przysz³ych dróg chc¹ jak najwiêkszych odszkodowañ albo w ogóle nie chc¹ autostrady. A kierowcy wprost marz¹, by jak najszybciej i jak najtaniej powsta³y. I pañstwo musi dzia³aæ, by inwestycje przeprowadzano. Tego od niego oczekujemy.

4

Raczej nie lubimy pomagaæ Pañstwo, miasto – naszym wspólnym dobrem. S¹ oczywiœcie osoby, które kieruj¹ siê takim pobudkami. – Co miasto bêdzie mia³o z tego, ¿e my stracimy? – takie pytanie us³ysza³am podczas dyskusji dotycz¹cych lokalizacji nowych firm w Zielonej Górze. I osoba pytaj¹ca by³a rzeczywiœcie zainteresowana korzyœciami dla mieszkañców miasta. Na innym spotkaniu w ratuszu zdziwi³a wiele osób wypowiedŸ przedsiêbiorcy, który chce rozbudowaæ swoj¹ firmê, ale na jego dzia³ce miasto zaplanowa³o drogê. – Ja jestem za, niech miasto buduje tê drogê, skoro jest potrzebna – mówi³ zielonogórzanin. – Proszê jednak zrobiæ to szybko, bo ju¿ od kilku lat teren jest zarezerwowany pod ulicê, a budowa nie zosta³a rozpoczêta. Chocia¿ chodzi³o o jego w³asn¹ dzia³kê i mo¿liwoœæ rozwoju firmy, cz³owiek ten by³ sk³onny przenieœæ dzia³alnoœæ gospodarcz¹ w inne miejsce.


„Lubuszanin.org.pl”

O

S P O £ E C Z E Ñ S T W I E

nr 4(4) czerwiec 2008

( N I E Z B Y T )

O B Y W A T E L S K I M

„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel

Takie postawy to rzadkoœæ, ale du¿o czêœciej interesujemy siê dobrem wspólnym, jeœli nie godzi to w nasze interesy. Co pi¹ty z nas uwa¿a siê nawet za spo³ecznika. I nawet tych spo³eczników ostatnio czêœciej widaæ. Takie na przyk³ad Ko³a Gospodyñ Wiejskich. Kiedyœ wyœmiewano siê z tej idei, a teraz kolejne ko³a rosn¹ jak grzyby po deszczu. Panie nie tylko organizuj¹ wieczorki przy ciasteczkach, ale urz¹dzaj¹ œwietlice dla dzieci, szkolenia komputerowe i biznesowe dla mieszkanek wsi. Czy kiedyœ komuœ siê œni³o, ¿e tak bardzo rozwinie siê w Polsce idea uniwersytetów trzeciego wieku? Gdzie ludzie starsi bêd¹ mogli poczuæ, ¿e wci¹¿ siê rozwijaj¹... I wszystko to bêdzie siê dziaæ w ramach dzia³alnoœci spo³ecznej... W hospicjach, œwietlicach œrodowiskowych pracuj¹ rzesze wolontariuszy, wœród grona m³odych ludzie wybieramy nawet oœmiu najwspanialszych w Polsce. I nie jest trudno znaleŸæ takie ósemki w ka¿dym regionie. Niby jest œwietnie. Dlaczego wiêc badania socjologów wykazuj¹, ¿e coraz mniej osób ma doœwiadczenia zwi¹zane z aktywnoœci¹ spo³eczn¹. W Europie jedynie w Bu³garii jest mniej wolontariuszy ni¿ w Polsce. Niektórzy twierdz¹, ¿e wi¹¿e siê to z emigracj¹. ¯e te bardziej aktywne jednostki wyjecha³y z kraju. Ale nie mo¿e byæ to jedyne wyjaœnienie tego trendu.

politycznym 28 proc. Mo¿e to jest powód, dla którego nie chodzimy na wybory. Pociesza to, ¿e od 2004 r. coraz bardziej ufamy w³adzom lokalnym. Równie¿ dlatego, ¿e coraz czêœciej lokalne w³adze pytaj¹ mieszkañców o zdanie, nie lekcewa¿¹ ich uwag, a przynajmniej jawnie nie lekcewa¿¹ opinii mieszkañców. W ma³ych spo³ecznoœciach nikt nie powie o ludziach „wykszta³ciuchy” albo nie poleci „by wsadziæ ich w kamasze”.

Rz¹dz¹cy widz¹ du¿e liczby Polacy coraz czêœciej wiedz¹, czego chc¹ i jasno to w³adzom komunikuj¹. A co na nasi rz¹dz¹cy? Przed ka¿dymi wyborami g³os ludu jest dla nich najwa¿niejszy. Obiecuj¹, ¿e wszystko zrobi¹ dla dobra mieszkañców. Ale ju¿ po objêciu w³adzy w grê czêsto wchodz¹ partyjne interesy, a g³os mieszkañców traktowany jest jak natrêtne bzyczenia muchy, a nie jako powa¿ny g³os w dyskusji. Problem nie tylko jest w nastawieniu polityków. Wielu z nich œwietnie czuje siê w sytuacjach publicznych i na spotkaniach z mieszkañcami. S³uchaj¹ uwag i staraj¹

T e

l i c z b y

siê doprowadziæ do porozumienia. Potem jednak jest problem z prze³o¿eniem tego wszystkiego na „procedury, przepisy”, decyzje pojedynczych urzêdników. Wiêkszoœæ pism i petycji trafiaj¹cych do urzêdów nie l¹duje na biurkach ich szefów, ale u statystycznej Kowalskiej, która po 20 latach traktowania takich pism jako k³opot kolejne potraktuje podobnie. W firmach, które ¿yj¹ z us³ug dla mieszkañców, wprowadzono specjalne procedury przy rozmowach i za³atwianiu spraw klientów. Nie wszyscy, oczywiœcie, s¹ z us³ug danej firmy zadowoleni, ale u³atwienia typu – infolinia, za³atwianie spraw w domu klienta – s¹ czêsto standardem. W urzêdach tego nie mamy. Co dziwne, w³adze czêœciej lekcewa¿¹ pisma stowarzyszeñ i organizacji ni¿ petycje podpisane przez na przyk³ad 100 mieszkañców. Im wiêksza liczba podpisanych pod petycj¹ wyborców, tym wiêksza szansa na pozytywny efekt. Mo¿e to dlatego wolimy spotkania z rz¹dz¹cymi, na których mo¿emy wykrzyczeæ swoje racje, ni¿ zapisanie siê do stowarzyszenia czy organizacji. Na razie nasze „spo³eczeñstwo obywatelskie” bardziej krzyczy ni¿ dzia³a. I to przyda³oby siê zmieniæ.

œ w i a d c z ¹

o

n a s :

• 81 proc. osób Polaków wie- • 25 proc. Polaków uwa¿a, ¿e • 45 proc. osób nie ufa nie-

Awersja organizacyjna Prawdziwe spo³eczeñstwo obywatelskie dzia³a nie tylko za pomoc¹ zebrañ mieszkañców, ale równie¿ zrzeszeñ, stowarzyszeñ, organizacji, w koñcu partii politycznych. My nie lubimy siê zrzeszaæ – mo¿e zosta³o to Polakom z poprzedniego systemu. A jeœli ju¿ zapisujemy siê do jakiegoœ stowarzyszenia, zwykle jest to ko³o wêdkarskie lub zwi¹zek dzia³kowców – czyli w pewnym sensie instytucje. Nie mo¿na ³owiæ bez sk³adki wêdkarskiej, a ju¿ tym bardziej startowaæ w zawodach. Bez cz³onkostwa w zwi¹zku dzia³kowców nie dostaniemy ogrodu. Trudno uznaæ cz³onków takich zrzeszeñ za spo³eczników. Do partii politycznych nie mamy nawet za grosz zaufania. Nie s¹ one dla nas kana³em, w którym realizuje siê potrzeby spo³ecznoœci, ju¿ bardziej sposobem na karierê. O ile najbli¿szej rodzinie ufa 99 proc. z nas, s¹siadom - 76 proc., to Sejmowi jedynie 39 proc., a partiom

rzy, ¿e dzia³aj¹c wspólnie z innymi ludŸmi mo¿na osi¹gn¹æ wiêcej ni¿ samemu (7 procent wiêcej ni¿ w 2004 r.) • • 10 proc. Polaków uznaje wspó³pracê z innymi za marnowanie czasu

wspólne dzia³anie na rzecz znajomym swojej spo³ecznoœci nic nie • 26 proc. Polaków uwa¿a, daje ¿e wiêkszoœci rodaków mo¿na zaufaæ 30 proc. z nas wierzy, ¿e ma wp³yw na to, co siê dzieje w • Województwa, w których liczkraju, a a¿ 65 proc. ma zuba zarejestrowanych organipe³nie przeciwne zdanie zacji w stosunku do liczby

• 20 proc. Polaków podjê³o w • 31 proc. z nas uwa¿a siê za ubieg³ym roku dobrowoln¹ i nieodp³atn¹ pracê na rzecz swojej spo³ecznoœci lokalnej, wed³ug Millward Brown SMG/KRC jest to tylko 13,2 proc. z nas. Pod tym wzglêdem zajmujemy przedostatnie miejsce w Europie, za krajami naszego regionu takimi jak S³owacja (18 proc. wolontariuszy) i Estonia (24 proc. wolontariuszy), a wyprzedzamy tylko Bu³gariê. Procent wolontariuszy jest w naszym kraju trzy razy mniejszy ni¿ w Hiszpanii i piêæ razy mniejszy ni¿ w Norwegii przoduj¹cej pod tym wzglêdem w Europie.

• 20 proc. z nas dzia³a w organizacjach obywatelskich

5

mieszkañców jest najwiêksza, to: mazowieckie (19 organispo³eczników, to o 5 proc. zacji na 10 tys. mieszkañców), mniej ni¿ w 2005 r. Podajepomorskie (18), lubuskie my, ¿e poœwiêcamy swój (17), warmiñsko-mazurskie wolny czas szkolnictwu i (16) i dolnoœl¹skie (16), zaœ oœwiacie, zwi¹zkom zawonajmniej zarejestrowanych ordowym, ruchom religijnym, ganizacji (bior¹c pod uwagê stowarzyszeniom sportoliczbê mieszkañców) jest w wym oraz organizacjom charytatywnym, m³odzie¿owojewództwie œwiêtokrzywym, zwi¹zkom dzia³kowiskim (11), opolskim (12), œl¹czów, hodowców, wêdkarzy, skim (13), kujawsko-pomormyœliwych, a tak¿e ochotniskim (13) i lubelskim (13). czym organizacjom ratowni- • Prawie 19 proc. z nas w czym (w tych ostatnich jedubieg³ym roku by³o na janak w 2007 r. znacznie ubykimœ zebraniu publicznym. ³o spo³eczników). Nawet w Zdecydowanie czêœciej ni¿ tych najczêœciej wymieniamieszkañcy miast takie donych sferach objêtych dziaœwiadczenie mieli za sob¹ ³alnoœci¹ organizacji obywamieszkañcy wsi – 24,7 proc. telskich udzia³ respondentów nie przekroczy³ 5,5 Dane pochodz¹ z badañ proc. CBOS oraz SMG/KRC


„Lubuszanin.org.pl”

M I Ê D Z Y

nr 4(4) czerwiec 2008

U R Z Ê D E M

A

O B Y W A T E L E M

„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski

W³adza

urzêdników Marcin Florkowski

R

elacja miêdzy obywatelem a urzêdnikiem jest ukoœna. To urzêdnik ma w³adzê. Urz¹d daje mu jednak równie¿ przewagê psychologiczn¹. Tylko nieliczne osoby zachowuj¹ niezale¿noœæ wobec presji urzêdników.

Biurokracja kojarzy siê jak najgorzej: niepotrzebna mitrêga, rozbudowany ponad miarê aparat, w którym czêœæ urzêdników w ogóle nic nie robi lub marnuje czas za pieni¹dze podatników. W relacji z urzêdnikami wiele osób odczuwa coœ w rodzaju cichej rezygnacji „muszê, wiêc robiê, choæ nie chcê”. Zwykle podpor z¹dkowujemy siê decyzjom urzêdów, czêsto z¿ymaj¹c siê jednoczeœnie na ich opiesza³oœæ, krótkowzrocznoœæ itp.

prawo zatrzymaæ kierowcê i wylegitymowaæ go, ale ju¿ nie ma prawa wypytywaæ o osobiste ¿ycie. Mo¿e ewentualnie wlepiæ mandat, musi jednak korzystaæ z tabeli mandatów, a nie swojego widzimisiê. W tym sensie posiada w³adzê tylko w zakresie œciœle okreœlonym przez swój urz¹d. Decyzje, które policjant podejmuje, musz¹ byæ uzasadnione przez odpowiednie przepisy, a nie jego humory. Cechy osobowoœci policjanta (i kierowcy) maj¹ oczywiœcie wp³yw na przebieg ca³ego zdarzenia, dlatego pojawi³y siê g³osy, mówi¹ce ¿e najlepszymi urzêdnikami (np. ministrami, policjantami itp.) bêd¹ w przysz³oœci komputery i roboty, bowiem podejmuj¹ decyzje racjonalne, s¹ uczciwe i nieprzekupne, a bêd¹ stosowaæ obowi¹zuj¹ce prawo.

W³adza urzêdnika nad obywatelem ma swój dodatkowy psychologiczny wymiar, który rozci¹ga siê daleko poza ramy, w jakich podejmowane s¹ szczegó³owe decyzje biurokratyczne.

A jednak niektórzy socjologowie (na czele z Maxem Weberem) s¹ zdania, ¿e biurokratyczna organizacja jest bardziej sprawna ni¿ jakikolwiek inny sposób funkcjonowania instytucji. Biurokracja charakteryzuje siê bowiem tym, ¿e w³adza przynale¿y do stanowiska, a nie do osoby, która je zajmuje. Teoretycznie zabezpiecza to petentów przed kaprysami urzêdnika, który nie mo¿e robiæ tego, co mu siê podoba. Obowi¹zki urzêdnika oraz zakres w³adzy przynale¿nej jego stanowisku s¹ okreœlone z góry przez – w za³o¿eniu przynajmniej – racjonalne i bezosobowe zasady. Na przyk³ad policjant ma

W strukturze biurokratycznej w³adzê urzêdnika ogranicza tak¿e to, ¿e nie jest on posiadaczem dóbr, których u¿ywa. Nie mo¿e ich zaw³aszczaæ, przekazywaæ znajomym, rodzinie czy komukolwiek innemu. To nie jest w³aœciciel firmy, dysponuj¹cy ni¹ wg w³asnego uznania. Urzêd-

6

nik powierzone mu dobra tylko u¿ytkuje i to w okreœlonym czasie. Teoretycznie taki uk³ad powinien zabezpieczaæ przed ró¿nymi malwersacjami. Na koniec – biurokratyczne zasady funkcjonowania ustalone s¹ rozumowo i maj¹ byæ niezale¿ne od nastroju, choroby, czy stanów psychicznych urzêdnika. Obywatelom obs³ugiwanym przez biurokracjê powinno to tak¿e (teoretycznie) dawaæ poczucie bezpieczeñstwa. Biurokracja wydaje siê wiêc racjonalnym sposobem funkcjonowania instytucji i przedsiêbiorstwa. W³adza jest przypisana stanowiskom, tworzy hierarchiê kompetencji, zakres decyzji urzêdnika jest okreœlony przez racjonalne zasady itp. Taki biurokratycznie zorganizowany urz¹d powinien byæ wolny od patologii i nadu¿yæ. W praktyce jednak œwiat jest bardziej skomplikowany. Urzêdnik zajmuje co prawda jedynie pewne stanowisko w strukturze zwierzchnictwa, ale okreœlon¹, osobist¹ w³adzê faktycznie w ten sposób zdobywa i mo¿e jej u¿ywaæ wg w³asnego uznania. Na przyk³ad mo¿e po swojemu interpretowaæ niejasne przepisy, decydo-

Marcin Florkowski Ukoñczy³ studia psychologiczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz piêcioletni¹ szko³ê psychoterapii psychodynamicznej w Krakowie. Od 2003 r. doktor psychologii. Pracuje jako wyk³adowca na Uniwersytecie Zielonogórskim oraz diagnosta –

terapeuta w Poradni PsychologicznoPedagogicznej. Pisze artyku³y popularnonaukowe z zakresu psychologii.


„Lubuszanin.org.pl”

M I Ê D Z Y

nr 4(4) czerwiec 2008

U R Z Ê D E M

A

O B Y W A T E L E M

„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski

waæ o kolejnoœci za³atwiania spraw lub konstruowaæ prawo, które bêdzie tylko dla niego korzystne (przyk³adem niech bêdzie s³ynna afera Rywina). Oczywiœcie w ostatecznym rachunku mo¿na poci¹gn¹æ do odpowiedzialnoœci niekompetentnego czy nieuczciwego urzêdnika lub wymieniæ go na innego. W ten sposób, przynajmniej teoretycznie, interesy petentów s¹ chronione. Jednak w praktyce znowu dzieje siê to rzadko. Jak wielu rodziców na przyk³ad d¹¿y do tego aby, niekompetentnego nauczyciela zwolniono ze szko³y? Rodzic dba raczej o to, aby przenieœæ dziecko do innej klasy lub nie nara¿aæ siê takiemu nauczycielowi. Zwyk³y obywatel rzadko decyduje siê na darcie kotów z urzêdem i pracownicy instytucji dobrze to wiedz¹.

Udawanie szczura W jednym ze starych skeczy Kabaretu Tey (jeszcze z lat 70.) Laskowik instruuje Smolenia, jak nale¿y wczuæ siê w rolê klienta: „Wiesz, kto ty jesteœ? Ty zwyk³y

klient jesteœ, rozumiesz? Taki malutki jesteœ, o taki. Szwendasz siê tu po moim sklepie zagubiony, zgarbiony, g³owa pochylona, strach ci spojrzeæ na mnie, na kierownika. Taki szczur jesteœ, rozumiesz? Nic nie znaczysz! Tak masz graæ klienta! No graj!” W³adza urzêdnika nad obywatelem ma swój dodatkowy psychologiczny wymiar, który rozci¹ga siê daleko poza ramy, w jakich podejmowane s¹ szczegó³owe decyzje biurokratyczne. To jest w³adza zwi¹zana z ludzk¹ sk³onnoœci¹ do ulegania i podporz¹dkowywania siê tym, których uznamy za uprawnionych do rz¹dzenia. Psycholodzy zrobili bardzo wiele badañ na ten temat. Jednym ze s³ynniejszych jest eksperyment Stanleya Milgrama, w którym Bogu ducha winni ludzie proszeni byli przez „naukowca”, aby torturowali innych ludzi lub zwierzêta. Milgram zastanawia³ siê, jak wiele osób wykona te okrutne, g³upie polecenia, jeœli bêd¹ one wypowiedziane przez osobê piastuj¹c¹ szanowan¹ funkcjê i obdarzon¹ autorytetem – „naukowca”.

7

Wyniki okaza³y siê dramatyczne! Prawie dwie trzecie badanych (62%) wykona³o polecenie „naukowca” i godzi³o siê, aby naraziæ na œmieræ przez tortury innego Bogu ducha winnego cz³owieka, którego nawet nie znali. Badani wcale nie robili tego z radoœci¹. Przeciwnie, prosili „naukowca”, aby zwolni³ ich „z obowi¹zku” mêczenia drugiego cz³owieka, prosili, aby mogli zaprzestaæ tortur. Jeœli jednak „naukowiec” siê na to nie zgadza³ i twardo obstawa³ przy swoim, pos³usznie wykonywali jego polecenia, wbrew w³asnej woli i rozumowi. Oczywiœcie by³ to eksperyment – ludzie, którzy brali w nim udzia³ tylko myœleli, ¿e torturuj¹ innego cz³owieka (faktycznie ofiar¹ by³ podstawiony aktor, który sugestywnie udawa³, ¿e cierpi). Nikt z badanych osób nie zorientowa³ siê w tym podstêpie. Po zakoñczeniu eksperymentu, gdy odkryto jego prawdziwy cel, ludzie mówili, ¿e gdyby nie to badanie, nigdy nie uwierzyliby, ¿e s¹ w stanie dokonaæ tak okrutnych czynów.


„Lubuszanin.org.pl”

M I Ê D Z Y

nr 4(4) czerwiec 2008

U R Z Ê D E M

A

O B Y W A T E L E M

„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski

Warto jeszcze dodaæ, ¿e badani zg³aszali siê do eksperymentu na ochotnika i w ka¿dej chwili mogli zrezygnowaæ z wykonywania poleceñ „naukowca” bez ¿adnych konsekwencji. Mimo to z³apani w pu³apkê pos³uszeñstwa, nie potrafili sprzeciwiæ siê osobie, któr¹ traktowali jako uprawnion¹ do wydawania im poleceñ i podejmowania za nich decyzji. Eksperyment Milgrama by³ powtarzany setki razy w ró¿nych zak¹tkach œwiata, na ludziach o ró¿nym wieku, wykszta³ceniu, p³ci i rasie. Jego wyniki wydaj¹ siê bowiem niewiarygodne. Wszak nikt z nas nie podejrzewa, ¿e jest zdolny do takich g³upich i z³ych czynów. A jednak wszêdzie wyniki eksperymentu pozostaj¹ niezmienne – znakomita wiêkszoœæ ludzi robi to, o co prosi ich nobliwy przedstawiciel instytucji – „naukowiec”.

Urzêdnik jako pan Gdy zwyk³y obywatel staje przed urzêdnikiem – sytuacja jest w du¿ej mierze podobna. Urzêdnik posiada bowiem pewien nimb w³adzy, którym obdarza go stanowisko, jakie piastuje. Na ten temat zrobiono równie¿ mnóstwo badañ naukowych. Psychologowie sprawdzali, jakie cechy musi posiadaæ druga osoba, aby zosta³a uznana za posiadaj¹c¹ prawo do wydawania rozkazów. Wykryto czynniki wywo³uj¹ce uleg³oœæ i okaza³y siê one w wiêkszoœci banalne! Na przyk³ad uleg³oœæ roœnie wobec osób ubranych w mundur, kitel lekarski, sutannê, drogi garnitur itp. Z tego powodu wiele tak zwanych „instytucji totalnych” (wiêzieñ, koszar, szpitali itp.) ubiera swoich pracowników w odpowiednie, paramundurowe stroje – one sprawiaj¹ ¿e wiêŸniowie, pacjenci, rekruci staj¹ siê bardziej pos³uszni. Uleg³oœæ ludzi wzmaga siê równie¿ wobec osób obdarzonych jakimœ tytu³em (biskup, dyrektor, prezes itp.). Na przyk³ad osoba przedstawiona jako „profesor Kowalski” wywo³a u ludzi wiêksze pos³uszeñstwo ni¿ ta sama osoba przedstawiona jako „pan Kowalski”. Z tego powodu w niektórych urzêdach ludzie pisz¹ na swoich wizytówkach jak najwiêcej ró¿nych tytu³ów (najlepiej w jêzyku angielskim), które maj¹ dodaæ powagi ich nazwisku. Uleg³oœæ nasila tak¿e zamo¿noœæ, s³awa, pewnoœæ siebie i wzrost – jesteœmy bardziej pos³uszni ludziom wysokim, s³awnym i bogatym ni¿ niepewnym siebie, niskim czy biednym.

Jednak jednym z najsilniejszych czynników, wywo³uj¹cych bezmyœln¹ uleg³oœæ s¹ stanowiska i role spo³eczne. Jeœli wiemy, ¿e druga osoba zajmuje pozycjê w strukturze instytucji, to wyzwala siê w nas silna sk³onnoœæ do podporz¹dkowywania siê decyzjom tej osoby. To przestaje byæ zwyk³y cz³owiek, to jest ju¿ przedstawiciel instytucji, za którym stoi ca³a machina ur zêdu. Przyk³adami takich stanowisk mo¿e byæ sêdzia, prokurator, wyk³adowca, ale tak¿e konduktor, dzielnicowy itp.

Z tego, co wy¿ej przedstawiono, wynika, ¿e wiêkszoœæ zwyk³ych obywateli zachowuje siê wobec urzêdów jak – nie przymierzaj¹c – bezradne nieco, pos³uszne barany. Nie jest to prawd¹. Przeciwnie! W wiêkszoœci przypadków postawa pos³uszeñstwa wcale nie jest g³upia, bowiem m¹drze jest s³uchaæ ludzi, którzy s¹ zorientowani w swojej dziedzinie. G³upio jest nie s³uchaæ ludzi m¹drzejszych i znaj¹cych siê na rzeczy. A przyjmujemy, ¿e urzêdnik – z definicji – wie, czym siê zajmuje i jego polecenia po prostu musimy wype³niaæ, czy siê nam to podoba, czy nie.

Pos³uszeñstwo wobec norm spo³ecznych i umiejêtnoœæ podporz¹dkowania siê prawu jest wa¿nym elementem socjalizacji cz³owieka i dojrza³oœci. U³atwia tak¿e sprawny przebieg relacji spo³ecznych, dziêki temu nie ¿yjemy w „agresywnej anarchii”.

Ur zêdnicy posiadaj¹ wiele atrybutów, wywo³uj¹cych uleg³oœæ. Urzêdnik zwykle posiada okreœlony tytu³, ma swój pokój czy miejsce, œwiadcz¹ce o jego wa¿noœci i pozycji w hierarchii urzêdniczej. Mo¿e byæ ubrany w jakiœ uniform lub przynajmniej posiada odpowiedni identyfikator, który informuje wszystkich, ¿e piastuje wa¿ne stanowisko. Zwyk³y obywatel wie te¿, ¿e za urzêdnikiem stoi instytucja. Wszystko to podnosi sk³onnoœæ do bezmyœlnego ulegania i sprawia, ¿e przed urzêdnikiem zwyk³y obywatel zachowuje siê czêsto tak, jak poucza³ Laskowik.

Nie wszyscy s¹ jednak pos³uszni. Czêœæ osób w urzêdzie przyjmuje automatycznie postawê bojow¹. W psychologii jest to rozumiane jako obrona poczuciem zale¿noœci. Zwykle postawê buntu przyjmuj¹ ludzie, maj¹cy z³e doœwiadczenie z sytuacjami zale¿noœci od innych, przede wszystkim od rodziców lub nauczycieli. Korzenie buntu tworz¹ siê w dzieciñstwie i okresie dojrzewania. Np. gdy rodzice nadu¿ywaj¹ swojej rodzicielskiej przewagi wobec dzieci, te nabieraj¹ nadmiernej podejrzliwoœci i wojowniczoœci. Odbija siê to potem jak czkawka w relacjach z policj¹, urzêdem, szpitalem itp.

8

Wszak gdy idziemy do lekarza, to spe³niamy jego polecenia, zgadzamy siê na jedzenie medykamentów, czêsto w ogóle nie sprawdzaj¹c, czy s¹ nam s³usznie zaaplikowane. Poddajemy siê okreœlonym zabiegom nawet, jeœli w ogóle nie rozumiemy, czemu maj¹ one s³u¿yæ. W wiêkszoœci przypadków jest to rozs¹dne zachowanie, bowiem lekarz wie, co robi.

Pos³uszeñstwo wobec norm spo³ecznych i umiejêtnoœæ podporz¹dkowania siê prawu (nawet jeœli siê nam to nie podoba) jest wa¿nym elementem socjalizacji cz³owieka i dojrza³oœci. U³atwia tak¿e sprawny przebieg relacji spo³ecznych, dziêki temu nie ¿yjemy w „agresywnej anarchii”. Bez tego nasze ¿ycie by³oby „pod³e, krótkie i z³e” – jak twierdzi³, zdaje siê, Tomasz Hobbes. Z drugiej jednak strony bezmyœlne wykonywanie rozkazów prowadzi do nieszczêœæ, co pokazuj¹ niemal wszystkie wojny, jakie ludzie prowadzili i prowadz¹. Pod rozkazami okrutnych i z³ych ludzi podw³adni tak¿e zaczynaj¹ siê zachowywaæ okrutnie i Ÿle. Obywatelskie niepos³uszeñstwo jest tu wskazane i ma moc ochronienia wy¿szych wartoœci.


„Lubuszanin.org.pl”

M I Ê D Z Y

nr 4(4) czerwiec 2008

U R Z Ê D E M

A

O B Y W A T E L E M

„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski

Moralnoœæ i niepos³uszeñstwo Jednak nie ka¿dy cz³owiek jest w stanie odró¿niæ bezstronnie prawdê od fa³szu i to, co jest s³uszne od tego, co z³e. Nie ka¿dy z nas wie, kiedy nale¿y podporz¹dkowaæ siê, a kiedy buntowaæ (zwykle po prostu któraœ z tych postaw staje siê automatycznym odruchem). Niektórzy ludzie potrafi¹ jednak widzieæ niesprawiedliwoœæ i g³upotê oraz sprzeciwiæ siê jej, gdy jest to potrzebne oraz podporz¹dkowaæ siê s³usznym zasadom i m¹drzejszym ludziom. Wydaje siê, ¿e kluczow¹ rolê odgrywa tu etap rozwoju moralnego, który osi¹ga nasza osobowoœæ. Moralnoœæ cz³owieka rozwija siê stadiami – od bardzo prymitywnej etyki Kalego („Jak Kali ukraœæ, to dobrze, jak Kalemu ukraœæ, to Ÿle”) do bardzo wysublimowanych, abstrakcyjnych zasad okreœlaj¹cych wartoœci. Wielu psychologów (w œlad za Lawrencem Kohlbergiem – autorytetem w tej dziedzinie) zgadza siê, ¿e owych „szczebli rozwoju moralnego” jest szeœæ (niektórzy twierdz¹, ¿e siedem). Badania pokazuj¹, ¿e znakomita wiêkszoœæ doros³ych obywateli dojrzewa do czwartego stadia w rozwoju moralnym (jest to tak zwany etap moralnoœci konwencjonalnej). Dominuj¹ca jest tu postawa pos³uszeñstwa wobec autorytetów. Obywatele d¹¿¹ (œwiadomie b¹dŸ nieœwiadomie) do utrzymania zastanego porz¹dku spo³ecznego, który traktuj¹ (raczej bezrefleksyjne) jako najlepszy z mo¿li-

wych. S¹ nastawieni na spe³nianie obowi¹zków, które spo³eczeñstwo na nich narzuci³o (dotyczy to przede wszystkim roli partnera, pracownika i rodzica) oraz d¹¿¹ do spe³niania oczekiwañ innych ludzi. Dla ¿ycia spo³ecznego s¹ to bardzo wartoœciowe osoby. Na tym etapie cz³owiek uznaje zastany porz¹dek spo³eczny za najlepszy i godny wysi³ków utrzymania go. W zwi¹zku z tym szanuje tak¿e najbardziej prominentnych przedstawicieli tego porz¹dku (przywódców duchownych, politycznych, intelektualnych itp.) i stara siê dobrze wype³niaæ ich domnieman¹ wolê. Nie jest to postawa poddawana jakiejœ g³êbokiej refleksji. Uleg³oœæ wobec urzêdników, prawa, norm spo³ecznych itp. jest traktowana jako dobro samo w sobie. Takie osoby raczej nie podejmuj¹ walki z zastanym stanem rzeczy. Obywatelskie niepos³uszeñstwo nie jest ich wyborem. Gdy w³adzê przejmuj¹ ludzie okrutni lub g³upi, tacy obywatele czêsto nadal wype³niaj¹ rozkazy i uwa¿aj¹ to za postawê wartoœciow¹. Tak by³o np. w czasach hitleryzmu i stalinizmu. Rozwój moralny doros³ego cz³owieka mo¿e jednak nie zatrzymaæ siê na owym „czwartym stadium” i osi¹gn¹æ tak zwan¹ „moralnoœæ zasad”. Jeœli poddajemy w³asne zachowania refleksji, gdy zastanawiamy siê, jakimi wartoœciami siê kierujemy w ¿yciu i czy s¹ one s³uszne; jeœli jesteœmy w stanie spojrzeæ na samych siebie nieco krytycznie, to mamy szansê zacz¹æ rozumieæ, co w ¿yciu jest prawdziw¹ ponadczasow¹ wartoœci¹, a co jest tylko iluzj¹

9

wartoœci. Zachowaniem zaczynaj¹ kierowaæ wtedy abstrakcyjne wartoœci, które przyjmowane s¹ jako w³asne. Tak¹ abstrakcyjn¹ zasad¹ jest np. przekonanie, ¿e ¿ycie ludzkie jest najwy¿sz¹ wartoœci¹. Jeœli ktoœ faktycznie przyjmuje tê zasadê jako swoj¹, to raczej nie bêdzie godziæ siê na karê œmierci, nawet jeœli warunki s¹ wyj¹tkowe (np. trwa wojna). Na poziomie moralnoœci konwencjonalnej wojna w przekonaniu cz³owieka usprawiedliwia zabijanie (autorytety podjê³y decyzjê o wojnie, wiêc nale¿y zabijaæ). Jakkolwiek teorie psychologiczne s¹ kontrowersyjne, poddawane s¹ ci¹g³ej krytyce i rozwijaj¹ siê nieustannie, to jednak wydaje siê, ¿e faktycznie tak zwane obywatelskie niepos³uszeñstwo, niepos³uszeñstwo wobec norm spo³ecznych w celu osi¹gniêcia lub utrzymania wy¿szej wartoœci (np. sprawiedliwoœci lub niekrzywdzenia innych ludzi) – mo¿liwe jest dopiero, gdy w³asne zasady moralne s¹ wynikiem namys³u, a nie automatycznego uznania zastanego porz¹dku œwiata za „najdoskonalszy z mo¿liwych” (zdanie Leibniza). Osoby, które przemyœliwuj¹ nad w³asnymi wartoœciami moralnymi posiadaj¹ wiêkszy zakres wewnêtrznej niezale¿noœci. Niezale¿noœæ owa nie objawia siê ani buntem ani uleg³oœci¹. W zachowaniach cz³owieka kierunkowskazem staje siê raczej „s³uszne postêpowanie” ni¿ pos³uszeñstwo lub bunt. Takie osoby tworz¹ przemiany spo³eczne i one s¹ motorem zmian zastanych norm na bardziej konstruktywne.


„Lubuszanin.org.pl”

P A N I E

R A D K U,

nr 4(4) czerwiec 2008

P A N

S I Ê

N I E

B O I…

„Mi³oœæ z rozs¹dku” – S³awomir Stañczak

Mi³oœæ

z rozs¹dku S³awomir Stañczak

L

udzie, którzy mnie znaj¹, wiedz¹, ¿e jestem ostatnim cz³owiekiem na Ziemi, który powinien wypowiadaæ siê o mi³oœci i rozs¹dku. Koledzy z redakcji Lubuszanina poprosili mnie jednak, abym odniós³ siê do artyku³u Rados³awa Flügela (Lubuszanin nr 3), w którym porówna³ partnerstwa i koniunkturalizm ich zawierania do typowego ma³¿eñstwa z rozs¹dku. Jestem przekonany, ¿e mój kolega z Departamentu EFS ma zarówno inne doœwiadczenia dotycz¹ce ma³¿eñstwa, jak i samego partnerstwa. Na wstêpie chcia³bym przedstawiæ zdiagnozowany przeze mnie podzia³ na dwa typy partnerstw: partnerstwa projektowe i partnerstwa lokalne.

Partnerstwa projektowe Pierwsza grupa partnerstw zawierana jest wy³¹cznie z dwóch pobudek: •

zdobycie dodatkowych punktów w ocenie projektu (czêsto te¿ jest to kryterium dopuszczaj¹ce projekt do konkursu), wsparcie doœwiadczeniem partnera, w przypadku gdy rodzima organizacja takiego nie posiada.

Podsumowuj¹c, niewa¿ne, czy chodzi o projekty finansowane z EFS, LRPO, FIO, FOP, czy innych Ÿróde³, jeœli ktoœ nie ma doœwiadczenia w realizacji projektów lub po prostu reprezentuje ma³¹ i niezamo¿n¹ organizacjê, jego wartoœæ na etapie oceny i realizacji projektu wspiera wiêkszy i bardziej doœwiadczony partner, który czêsto zapewnia wk³ad w³asny projektu.

Partnerstwa lokalne Jeœli zaœ chodzi o partnerstwa lokalne, ich problematyka jest zgo³a inna. Idea partnerstwa lokalnego pojawi³a siê

po raz pierwszy w koñcu lat 80. XX w., pocz¹tkowo w krajach anglosaskich, póŸniej w pozosta³ych czêœciach Europy. Na samym pocz¹tku partnerstwo lokalne rozumiane by³o (podobnie jak obecnie w dokumentacji konkursowej PO KL) jako partnerstwo przy pozyskiwaniu œrodków pomocowych z UE, przeznaczonych na realizacjê konkretnych projektów. Ta definicja obejmowa³a równie¿ wspó³dzia³anie przy ich realizacji. Stopniowo partnerstwo lokalne zaczê³o byæ postrzegane jako narzêdzie wspieraj¹ce d³ugofalowy rozwój spo³eczno-gospodarczy danego regonu. Nie spotka³em dotychczas jednej i w pe³ni wyczerpuj¹cej definicji partnerstwa lokalnego. Najogólniej ujmuj¹c, jest to platforma wspó³pracy pomiêdzy ró¿norodnymi partnerami, któr zy wspólnie w sposób systematyczny, trwa³y i z wykorzystaniem innowacyjnych metod oraz œrodków planuj¹, projektuj¹, wdra¿aj¹ i realizuj¹ okreœlone dzia³ania i inicjatywy, których celem jest rozwój lokalnego œrodowiska spo³eczno-gospodarczego oraz budowa to¿samoœci lokalnej wœród cz³onków danej spo³ecznoœci. Partnerstwa lokalne mog¹ posiadaæ charakter formalno-prawny lub funkcjonowaæ w wolnych i nieformalnych strukturach wspó³pracy. Istniej¹ równie¿ procedury i modele funkcjonowania partnerstw lokalnych, takie jak Model Partnerstwa Lokalnego czy te¿ zawarte w Programie Leader+ Lokalne

10

S³awomir Stañczak Wspó³za³o¿yciel Stowarzyszenia Verte, jest animatorem w Regionalnym Oœrodku Europejskiego Funduszu Spo³ecznego.

Grupy Dzia³ania. Oprócz tego funkcjonuj¹ równie¿ inne formy partnerstw wyodrêbnione na podstawie ich cech charakterystycznych, takie jak m.in.: partnerstwo koordynuj¹ce, partnerstwo wykonawcze czy klastry.

To rzecz naczelna Kto tworzy i w jakim celu partnerstwa lokalne? Inspiracja do tworzenia partnerstw lokalnych mo¿e wyjœæ od ró¿nych œrodowisk. Ma to wp³yw na proces póŸniejszego funkcjonowania partnerstwa. Pod tym wzglêdem mo¿emy wyró¿niæ partnerstwa powsta³e w wyniku inspiracji lokalnych liderów, inspiracji lokalnego biznesu oraz inspiracji samorz¹du lokalnego. Nie bez znaczenia s¹ tu równie¿ organizacje pozarz¹dowe, które odgrywaj¹ coraz wiêksze znaczenie w kontekœcie rozwoju lokalnego i wykorzystywanie funduszy UE. Oprócz partnerstw lokalnych mog¹ równie¿ funkcjonowaæ lokalne pakty na rzecz rozwoju. Sk³adaæ mog¹ siê one z kilku sektorowych partnerstw lokalnych. Zakres dzia³alnoœci paktu jest na ogó³ szerszy od zakresu dzia³alnoœci partnerstwa i opiera siê przewa¿nie na koordynowaniu dzia³añ.


„Lubuszanin.org.pl”

P A N I E

R A D K U,

nr 4(4) czerwiec 2008

P A N

S I Ê

N I E

B O I…

„Mi³oœæ z rozs¹dku” – S³awomir Stañczak

Prawne podstawy dla dzia³ania partnerstw lokalnych zawieraj¹ zarówno przepisy krajowe, jak i unijne. Przepisy unijne stanowi¹, i¿ zasada partnerstwa jest naczeln¹ regu³¹ we wdra¿aniu i realizacji dzia³añ finansowanych ze œrodków funduszy strukturalnych. W przepisach krajowych partnerstwo lokalne w najwiêkszym stopniu obecne jest w obszarze rynku pracy. Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy przewiduje wsparcie ze strony samorz¹du lokalnego dla instytucji partnerstwa lokalnego, realizuj¹cych dzia³ania w obszarze aktywizacji zawodowej, zapobiegania i ³agodzenia skutków bezrobocia.

czenia podmiotu, który reprezentuj¹, albo konkretnych korzyœci dla siebie samych. Pamiêtam spotkanie, gdy jeden z lokalnych polityków zainteresowany by³ wy³¹cznie wejœciem do zarz¹du partnerstwa. Gdy wspólnie okreœliliœmy, czym jest i ma byæ partnerstwo, i gdy rozpoczê³a siê konkretna robota przy tworzeniu projektów, ów pan ju¿ nigdy siê nie pojawi³.

Obszar dzia³ania partnerstwa lokalnego powinien byæ w miarê precyzyjnie okreœlony i zdefiniowany.

Obszar dzia³ania partnerstwa lokalnego powinien byæ w miarê precyzyjnie okreœlony i zdefiniowany. Istniej¹ co prawda zarówno partnerstwa sektorowe, jak i wielosektorowe, tym niemniej w pierwszej fazie swojego funkcjonowania partnerstwo lokalne powinno skoncentrowaæ swoje dzia³ania na jednej dziedzinie. Wybór tej dziedziny powinien zostaæ poprzedzony analiz¹ zasobów i mo¿liwoœci partnerów uczestnicz¹cych w partnerstwie. Niezwykle istotne jest zapewnienie udzia³u w pracach partnerstwa zarówno przedstawicielom spo³ecznoœci lokalnych, organizacji spo³ecznych, jak i lokalnego samorz¹du. Jest to zgodne z zasad¹ spo³ecznej partycypacji w podejmowaniu decyzji dotycz¹cych danej spo³ecznoœci, która ma œwiadomoœæ wp³ywu na wa¿ne dla siebie sprawy. Trzeba jednak pamiêtaæ, i¿ ka¿dy z partnerów jest równy i ¿aden nie mo¿e zostaæ zredukowany jedynie do roli wykonawcy decyzji innego.

Jakie korzyœci przynosi partnerstwo? Ludzie zaanga¿owani w partnerstwo stanowi¹ jego istotê. To oni i ich zaanga¿owanie decyduj¹ o skutecznoœci przedsiêwziêcia. Ju¿ na pocz¹tku tworzenia partnerstwa napotykamy na podstawowe pytanie: „Co bêdziemy z tego mieli? Co chcemy osi¹gn¹æ dla siebie w partnerstwie?”. Czêœæ z osób, które przychodz¹ na takie spotkania, oczekuj¹ albo wzrostu zna-

Dlatego, je¿eli nie odpowiemy sobie zgodnie z zasad¹ zaufania i jawnoœci na wskazane pytania, nie mamy szans na zbudowanie dobrego partnerstwa. Musimy pamiêtaæ, ¿e wszyscy partnerzy musz¹ mieæ korzyœci z uczestnictwa w danym przedsiêwziêciu. Je¿eli nie zachowany tej zasady nie bêdziemy w stanie stworzyæ nic sensownego. Tylko na bazie wspólnych oczekiwañ mo¿emy budowaæ wspó³pracê pomiêdzy ró¿nymi podmiotami. Nale¿y tutaj pamiêtaæ, i¿ wszelkie ró¿nice zdañ nie wyjd¹ na bazie tworzenia partnerstwa, ale dopiero przy realizacji konkretnych dzia³añ. W tym miejscu jest istotna wspólnota celu i oczekiwañ, która pozwoli na odpowiednie zaanga¿owanie partnerów w dzia³anie.

prezentuj¹ i dla których zakopali topór wojenny, czy te¿ upajaæ siê bêd¹ obrzydzeniem do siebie i swoich œwiatopogl¹dów. Ale tym ludziom trzeba daæ szansê zrobienia w koñcu czegoœ razem. I do tego w³aœnie s¹ tworzone partnerstwa. Nie chodzi wiêc tu o 20 punktów przy ocenie projektu. Ale o 20 tysiêcy mieszkañców gminy, dla których dwa œwiatopogl¹dy mog¹ stworzyæ now¹ jakoœæ.

Jeœli nie EFS, to co? ¯adne ze znanych mi blisko 15 lubuskich partnerstw nie powsta³o z myœl¹ o 20 punktach w karcie oceny projektu. Ludzie ci nie chc¹ po prostu ze sob¹ konkurowaæ przy budowaniu i realizacji tych samych projektów adresowanych do tej samej grupy beneficjentów. Pos³u¿ê siê tu analogi¹ do æwiczenia warsztatowego, gdy dwie grupy proszone s¹ o zbudowanie wie¿y z krzese³. Buduj¹ je, rzecz jasna, oddzielnie w tym samym pomieszczeniu, nawzajem podkradaj¹c sobie krzes³a. Nikt jednak nie kaza³ im budowaæ dwóch wie¿. Mog¹ to zrobiæ razem. Zbudowaæ wy¿sz¹ wie¿ê i zrobiæ to szybciej. W naszych partnerstwach mamy tê sam¹ zasadê. Po co robiæ dwie identyczne rzeczy w tej samej ma³ej spo³ecznoœci, jeœli mo¿na zrobiæ to razem.

Na poziomie budowania partnerstwa, w pocz¹tkowej jego fazie, nale¿y zidentyfikowaæ tzw. „ukryte cele”, które bêdzie mia³a przynajmniej czêœæ uczestników partnerstwa. „Ukryte cele” wystêpuj¹ zawsze i nale¿y je zidentyfikowaæ. Trzeba to zrobiæ umiejêtnie, gdy¿ partnerzy nie s¹ zainteresowani ich oficjalnym ujawnieniem. W tym miejscu œwietnie sprawdza siê ktoœ z zewn¹trz, który mo¿e takie cele ³atwiej zidentyfikowaæ ze wzglêdu na brak stronniczoœci i pe³nego zaanga¿owania w partnerstwo. To w³aœnie rola animatora, który mo¿e za poœrednictwem indywidualnych rozmów lub anonimowej ankiety ujawniæ ukryte cele i motywacje uczestników.

I tu jest ca³y spór o postrzeganie partnerstwa pomiêdzy naszym serdecznym koleg¹ z Departamentu EFS a dzia³aniami animatorów. Nam nie chodzi o dodatkowe punkty, ale o promowanie wspólnych przedsiêwziêæ, które w sposób planowy i ci¹g³y s³u¿¹ zmianie wspólnie zdefiniowanego lokalnego problemu. I nie musi to byæ premia punktowa w ramach PO KL. Warto jednak siê zastanowiæ, jak i na jakich zasadach wspieraæ te oddolne inicjatywy przy wykorzystaniu potê¿nego narzêdzia, jakim jest Europejski Fundusz Spo³eczny. A do tej pory nikt nie podj¹³ siê w tym województwie choæby próby pochylenia siê nad tym problemem, wrzucaj¹c to do jednego worka ze sloganami o koniunkturalizmie, lokalnych przepychankach politycznych, sztucznoœci, zach³annoœci na dodatkowe punkty przy ocenie projektów.

Mój cytowany ju¿ kolega zarzuci³ mi, i¿ jedna z lubuskich gmin zawar³a partnerstwo z organizacj¹ pozarz¹dow¹ tylko w celu uzyskania dodatkowych punktów przy ocenie projektu i zrobi³a to byæ mo¿e z obrzydzeniem. W przypadku tej konkretnej gminy wszyscy uczestnicy znaj¹ swoje cele te nadrzêdne i te „ukryte”. Dopiero w chwili realizacji projektów oka¿e siê, czy wspó³pracuj¹ ze sob¹ dla mieszkañców, których re-

Projekty, nawet te finansowane z PO KL, to tylko narzêdzia s³u¿¹ce do rozwoju partnerstw lokalnych. Dlatego zapraszamy zarówno czytelników Lubuszanina, lokalnych liderów, samorz¹dowców i polityków, do dyskusji na temat promowania przez województwo dzia³añ podejmowanych przez lokalne partnerstwa. Bo te ju¿ powsta³y, powstaj¹ i bêd¹ powstawa³y. Panie Radku, Pan siê nie boi…

11


„Lubuszanin.org.pl”

P I Ê Æ

P R O B L E M Ó W

W

nr 4(4) czerwiec 2008

R E L A C J I

U R Z ¥ D

-

O B Y W A T E L

„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski

Co ³aska,

panie w³adzo… Micha³ Iwanowski

O

d instytucji publicznych oczekujemy, by by³y demokratyczne. Ale najwiêkszym zaufaniem Polaków ciesz¹ siê Koœció³, policja i wojsko, czyli instytucje najmniej demokratyczne. Chcemy, by decyzje urzêdów by³y efektem ws³uchiwania siê w potrzeby obywatela, a najbardziej ufamy tym, które oferuj¹ nam dogmat i rozkaz. Wokó³ relacji urz¹d - obywatel naros³o wiele mitów. Pierwszy to taki, ¿e obywatel w konfrontacji z urzêdem stoi na przegranej pozycji. Tymczasem ów

mit powinien paœæ. Nie dlatego, ¿e to nieprawda. Tylko dlatego, ¿e obywatel w konfrontacji z urzêdem nie zawsze musi wygraæ. Jeœli przegra, nie musi to

12

œwiadczyæ, ¿e urz¹d jest wrogiem obywatela. Nie ka¿dy obywatel ma zawsze racjê i nie zawsze racja jednego obywatela jest jednoczeœnie racj¹ innych. Urz¹d jest od tego, by kierowa³ siê racj¹ ogó³u. Nawet, jeœli jest to wbrew woli i racji jednostki. Drugi mit to taki, ¿e urz¹d powinien zawsze staæ po stronie obywatela. Akurat ten mit nie powinien paœæ (o ile przy-


„Lubuszanin.org.pl”

P I Ê Æ

P R O B L E M Ó W

W

nr 4(4) czerwiec 2008

R E L A C J I

U R Z ¥ D

-

O B Y W A T E L

„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski

Micha³ Iwanowski Autor jest dziennikarzem „Gazety Lubuskiej”.

j¹æ, ¿e urzêdnik to stra¿nik przepisów, a przepisy s¹ po to, by u³atwiaæ obywatelom ¿ycie). Powinna byæ tylko uœciœlona definicja „obywatela”. Tutaj nie nale¿y go rozumieæ jako obywatela Kowalskiego, ale jako spo³eczeñstwo obywatelskie. Czyli takie, które wprawdzie dobro jednostki stawia ponad dobrem ogó³u, ale jednoczeœnie przyjmuje, ¿e spo³eczeñstwo to ogó³ jednostek i ¿adna z nich nie mo¿e mieæ bezzasadnych przywilejów. Bo w idealnym spo³eczeñstwie obywatelskim nikt nie jest wprawdzie zostawiony samemu sobie w potrzebie, ale jednoczeœnie nikt nie mo¿e byæ sam sobie sterem, ¿eglarzem i okrêtem. Potrzebny jest jeszcze kapitan. Na przyk³ad urzêdnik. By siê z tym wszystkim pogodziæ, trzeba zacz¹æ myœleæ w kategoriach ogó³u. Z tym zaœ mamy problem. I to z kilku powodów.

Problem pier wszy: pierwszy:

nepotyzm

Pewnie na co dzieñ tego nie zauwa¿amy, choæ socjologowie mówi¹ o tym od dawna: w Polsce wiêzi spo³eczne maj¹ charakter wybitnie rodzinno-centryczny. Wed³ug badañ CBOS z lutego br. „Zaufanie spo³eczne w latach 20022008”, a¿ 99 proc. badanych ufa przede wszystkim najbli¿szej rodzinie. I to ma kolosalny wp³yw na relacje urz¹d - obywatel. Po pierwsze, to oznacza, ¿e id¹c do urzêdu poszukamy najpierw tego okienka, przy którym pracuje ciocia, szwagierka czy kuzynka. Ale to nieszkodliwa drobnostka, pod warunkiem, ¿e jedynym profitem z obecnoœci cioci w okienku bêdzie nieco milsza obs³uga krewniaka. Po drugie, to oznacza, ¿e jeœli urz¹d wyda decyzjê niekorzystn¹ dla s¹siada, mo¿emy to uznaæ za przejaw sprawiedliwoœci systemu, lecz gdy taka decyzja dotknie ciociê, wujka czy szwagra, odbierzemy to jak przejaw opresyjnej biurokracji. To ju¿ rodzi powa¿niej-

sze konsekwencje, choæby podczas kolejnych elekcji w³adz. Po trzecie, to oznacza, ¿e wujek, który zostanie wa¿nym urzêdnikiem, zrobi wszystko, by upchaæ siostrzeñca czy bratanicê w podleg³ych sobie instytucjach. Bo przecie¿ nie ma lepszego kandydata ni¿ ten, któremu mo¿e zaufaæ. Mierny, bierny, ale wierny. A to ju¿ problem, który katastrofalnie ci¹¿y na sprawnoœci publicznych instytucji. Siostrzeniec za nic bêdzie mia³ swoj¹ robotê, bo przecie¿ nic go nie ruszy. Wujek go obroni. To wszystko razem znaczy, ¿e mamy problem z kumoterstwem i nepotyzmem zaka³¹ skutecznej administracji.

Problem drugi:

irracjonalnoœæ W podejœciu do instytucji wykazujemy postawy irracjonalne. Irracjonalne - bo rozbie¿ne miêdzy sfer¹ naszych oczekiwañ a sfer¹ naszego zaufania. Najbardziej ¿yczymy sobie spolegliwych urzêdników, maj¹cych na wzglêdzie dobro jednostki i jej najbli¿szego otoczenia. Przy niekorzystnej dla nas decyzji, chcemy siê odwo³ywaæ, skar¿yæ do wy¿szych instancji, walczyæ o swoje. A tymczasem - po rodzinie najbardziej ufamy instytucjom najmniej demokratycznym: Koœcio³owi (79 proc.), policji (75 proc.) i wojsku (84 proc.). Czyli tym instytucjom, od których orzeczeñ nie ma odwo³ania.

tecznoœci¹. Jeœli coœ jest podejmowane w ferworze dyskusji, odwo³añ, apelacji, zaczyna uchodziæ za s³abe i niesprawne. Konsultacje spo³eczne bywaj¹ wyœmiewane, albo jako Hyde Park, z którego nic nie wynika, albo jako fikcja, któr¹ narzucili nam unijni biurokraci. Tymczasem to w³aœnie konsultacje, odwo³ania i apelacje pozwalaj¹ unikn¹æ b³êdnych decyzji. A ponadto daj¹ szansê na wiêkszy obiektywizm w ich podejmowaniu.

Problem trzeci:

bezdusznoϾ

Przyjê³o siê, ¿e urzêdnik jest bezduszny. ¯e nie robi¹ na nim wra¿enia ³zy, a robi¹ wra¿enie przepisy. Tymczasem jego zadaniem jest nie zawracaæ sobie g³owy incydentami, bo licz¹ siê procesy. Krótko mówi¹c: procesy wytyczaj¹ ci, którzy tworz¹ przepisy. A ³zy to incydent. Efekt uboczny. I oto dochodzimy do sedna: by urzêdnik nie by³ bezduszny, przepisy musz¹ iœæ z duchem czasu. By urzêdnik nie by³ bezduszny, musi mieæ przepis, który pozwoli postêpowaæ tak¿e zgodnie z duchem, a nie tylko z liter¹ prawa. A to zadanie tych, którzy je tworz¹. Czyli parlamentu. Lecz jak wynika z przytoczonych wy¿ej badañ, parlament cieszy siê najwiêksz¹ nieufnoœci¹, najpewniej nie bez powodów. Powodem s¹ w³aœnie wadliwe, sprzeczne, czêsto g³upie przepisy. Takie, które nie lecz¹ problemów, a jedynie je zakrywaj¹. Przyk³ady mo¿na mno¿yæ: obowi¹zkowe œwiat³a mijania przez ca³y rok zamiast przyspieszenia budowy autostrad, zmiana szyldów Kas Chorych na oddzia³y NFZ zamiast dokoñczenia reformy s³u¿by zdrowia, zwolnienie emerytów z abonamentu telewizyjnego i pchniêcie mediów publicznych w stronê komercji zamiast wytyczenia i egzekwowania misji publicznej mediów, czy wreszcie 24-godzinne s¹dy dla chuliganów, zamiast etyki w szko³ach.

Urz¹d jest od tego, by kierowa³ siê racj¹ ogó³u. Nawet, jeœli jest to wbrew woli i racji jednostki.

Gdyby nasze postawy by³y racjonalne, to najwiêkszym zaufaniem cieszy³yby siê stowarzyszenia, organizacje pozarz¹dowe, rzecznik praw obywatelskich, w³adze lokalne, zwi¹zki zawodowe czy nawet parlament, który mo¿emy wybieraæ bezpoœrednio. Tymczasem parlament darzymy najwiêksz¹ nieufnoœci¹ (tylko 44 proc. zaufania), a ufamy policji, Koœcio³owi i wojsku, na których kadry nie mamy ¿adnego wp³ywu i które opieraj¹ siê na dogmacie i rozkazie. Bez dyskusji. Najpewniej dzieje siê tak dlatego, ¿e dogmat i rozkaz s¹ kojarzone z krótkim procesem decyzyjnym, a ten zaœ ze sku-

13

W konsekwencji zamiast zamierzonych efektów procesu legislacyjnego, mamy efekty... uboczne. Czyli ³zy w urzêdach, szpitalach, s¹dach itp. £zy, które na nikim nie robi¹ wra¿enia.


„Lubuszanin.org.pl”

P I Ê Æ

P R O B L E M Ó W

W

nr 4(4) czerwiec 2008

R E L A C J I

U R Z ¥ D

-

O B Y W A T E L

„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski

Problem czwarty:

Problem pi¹ty:

indywidualizm

korupcja

Podejœcie obywatela do urzêdu balansuje miêdzy postaw¹ s³u¿alcz¹ a roszczeniow¹. Nawet w odniesieniu do tych instytucji, którym najbardziej ufamy. Ksiê¿y szanujemy, ale pod warunkiem, ¿e nie bêd¹ wtr¹caæ siê w nasze prywatne ¿ycie. Do policjanta zwracamy siê per „panie w³adzo”, ale kiedy wlepi mandat, wieszamy na nim psy. Wojskowy mundur gotowi jesteœmy czciæ, ale decydujemy siê go w³o¿yæ g³ównie z uwagi na wczesne i niema³e emerytury mundurowe.

Do tych wszystkich urzêdniczych problemów powinno siê dorzuciæ ostatni: korupcjê. Ale to problem z gatunku science-fiction. Wcale nie dlatego, ¿e nierzeczywisty. Wrêcz przeciwnie. Ilustracj¹ mo¿e byæ tu np. naprêdce wymyœlony scenariusz filmu fantastycznego, w którym ca³y urzêdniczy proces decyzyjny zostaje zast¹piony przez maszyny. Przepisy s¹ ju¿ tak perfekcyjnie dopracowane, ¿e nie pozostawiaj¹ ¿adnego pola do interpretacji. Takiej interpretacji, która wymaga³aby zaanga¿owania ludzkiego mózgu. Wystarczy czysta, automatyczna logika, przepisowe wytyczne wprowadzone do systemu oraz b³yskawiczna analiza wszystkich mo¿liwych alternatyw.

To wszystko wynika z indywidualizmu Polaków. Ten indywidualizm ma oczywiœcie swoje dobre strony, bo najchêtniej wybieramy w³asn¹ dzia³alnoœæ gospodarcz¹, jesteœmy liderem pod wzglêdem liczby ma³ych i œrednich firm. Bardziej wolimy pracowaæ na swoim, ni¿ w zespo³ach, na etatach. Nawet kosztem ryzyka. Ale indywidualizm ma te¿ swoje z³e strony, które objawiaj¹ siê brakiem poszanowania przestrzeni publicznej, wspólnej. Pocz¹wszy od klatki schodowej czy parku miejskiego, których nie traktujemy jak swoich, a skoñczywszy na wspomnianej ju¿ telewizji publicznej, która z za³o¿enia powinna byæ obywatelska, a któr¹ porzucamy na rzecz stacji komercyjnych.

Od takich decyzji oczywiœcie nie ma odwo³ania. S¹ ostateczne, a wiêc i szybkie, bez zbêdnej zw³oki. Legislacja staje siê niepotrzebna. Problem w tym, ¿e ¿ycie siê zmienia, œwiat idzie do przodu, a przepisy (a wiêc i wytyczne systemu) zostaj¹ w miejscu. Maszyny siê buntuj¹, bo musz¹ rozpatrywaæ coraz wiêcej alternatyw, a petenci coraz czêœciej s¹ niezadowoleni z czasu i jakoœci obs³ugi. Decyzje maszyn nie przystaj¹ do rzeczywistoœci. Fina³ jest taki, ¿e petent id¹cy z plastikow¹ kart¹ do maszyny po pozwolenie na budowê, dostaje komunikat „Co ³aska, panie w³adzo”. Musi wpisaæ kwotê ³apówki, a maszyna œci¹ga j¹ z konta. Od jej sumy zale¿y szybkoœæ podjêcia decyzji, która wymaga przecie¿ coraz d³u¿szego czasu. A ¿e czas to pieni¹dz - wiedz¹ nawet maszyny. Ludzie te¿. I to siê raczej nie zmieni. Nawet w dalekiej przysz³oœci.

Podejœcie obywatela do urzêdu balansuje miêdzy postaw¹ s³u¿alcz¹ a roszczeniow¹. Nawet w odniesieniu do tych instytucji, którym najbardziej ufamy.

14


„Lubuszanin.org.pl”

S O N D A

nr 4(4) czerwiec 2008

„ L U B U S Z A N I N A ” „Ja, obywatel, czyli kto…?” – Renata Wcis³o

Ja, obywatel, czyli kto…? Renata Wcis³o

N

o w³aœnie: kto? Postanowiliœmy zapytaæ Lubuszan, jak oni rozumiej¹ s³owo obywatel. Bez zagl¹dania do ksi¹¿ek, encyklopedii... Krótkie pytania, szybkie odpowiedzi. Ja obywatel, czyli kto? Czy czujesz siê obywatelem? Niektóre wypowiedzi mog¹ zaskoczyæ:

Katarzyna Koz³owska, Nowe Miasteczko: – Czujê siê obywatelk¹ Polski. Dlatego nie zamierzam wyje¿d¿aæ za granicê, na sta³e, za prac¹. Tu jest moje miejsce. Bo¿ena Ha³as, Drzonków k/Zielonej Góry: – Czujê siê obywatelk¹ Zielonej Góry, tu przez wiele lat mieszka³am. Jeszcze do niedawna… Z Zielon¹ ³¹czy mnie wiêŸ emocjonalna, uto¿samiam siê z tym miastem. Cieszê siê, ¿e rozros³a siê Palmiarnia, ¿e by³a Polska We³na jest piêkniejsza. ¯yczê swojemu miastu jak najlepiej. Artur, ¿o³nierz 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w ¯aganiu: – Obywatel to czêœæ tego kraju - mo¿e niewielka, ale wa¿na. Ka¿dy z nas nosi w sobie cz¹stkê Polski w sercu, a najlepiej oddaje to têsknota, która niew¹tpliwie narasta, gdy jesteœmy poza ni¹. Jan Urszulak, ¯ary: – Nie, nie czujê siê obywatelem. To s³owo kojarzy mi siê z by³ym uk³adem: Ja, Obywatel Polski Ludowej. To ka¿dego do³uje, kto wychowa³ siê w poprzednim systemie. Kojarzy siê z polityk¹… Choæ sam mam poczucie wiêzi z miejscem, w którym mieszkam. Jestem zaanga¿owany w ¿ycie lokalne… Interesujê siê tym, co siê wokó³ dzieje, w wyborach startowa³em na radnego. Józef P³awski, Smolno Wielkie: – Jestem obywatelem. Coraz wiêcej ode mnie zale¿y, nie jestem ju¿ tylko mas¹ wyborcz¹. Mogê wp³ywaæ na to, co dzieje siê wokó³ mnie, nie czujê siê anonimowy wœród innym wspó³obywateli, mogê byæ dumny ze swej ma³ej ojczyzny, mam mo¿liwoœci zmian w moim otoczeniu, czujê siê potrzebny w swoim œrodowisku, tak samo, jak ono potrzebuje mnie. Agata Sendecka, Zielona Góra: – Tak, czuje siê obywatelk¹. Mieszkam w tym pañstwie, obowi¹zuje mnie prawo, którego muszê przestrzegaæ. Pojêcie „obywatel” postrzegam w³aœnie bardziej

15


„Lubuszanin.org.pl”

S O N D A

nr 4(4) czerwiec 2008

„ L U B U S Z A N I N A ” „Ja, obywatel, czyli kto…?” – Renata Wcis³o

jêtne to, co dzieje siê wokó³ niego, choæ za drzwiami jego domu. Potrafi dostrzec, co pozytywne, reaguje na to, co bezsensowne, bezduszne, z³e. Nie przyjmuj¹c przy tym postawy malkontenckiej, lecz aktywn¹, a nawet kreatywn¹. Obywatel kojarzy mi siê w sposób naturalny ze s³owem obywatelski, a dalej z dziennikarstwem obywatelskim, w którym ju¿ od dwóch lat aktywnie uczestniczê, pisz¹c w Wiadomoœciach24.pl.

Renata Wcis³o Studiowa³a politologiê na Uniwersytecie Jagielloñskim i Zielonogórskim. Dziennikarka Gazety Krakowskiej, potem Gazety Lubuskiej. By³a rzeczniczka ¿agañskiego urzêdu miejskiego. Wspó³pracuje z czasopismami, pisze, redaguje. Interesuje j¹

problematyka spo³eczna, pasj¹ s¹ góry i jaskinie. Za³o¿ycielka parku linowego pod ¯aganiem.

przez prawne aspekty. Czy czujê, ¿e mam wp³yw, na to, co siê dzieje? Œrednio… Marcin Furtak, Bo¿nów k/¯agania: – Ja, obywatel czyli… Polak. Marek Sawicki, Konin ¯agañski k/I³owej: – Mam coœ do powiedzenia. Liczy siê moje zdanie. Mam wp³yw na to, co siê wokó³ dzieje, bywa, ¿e poœredni… Biorê udzia³ w wyborach. Jestem radnym gminy. Artur Nowak, Gorzów Wlkp.: – Czujê siê obywatelem i mam w zwi¹zku z tym swoje oczekiwania wobec pañstwa. Ale jestem te¿, jako obywatel, do czegoœ zobowi¹zany, np. do pos³uszeñstwa i odpowiedzialnoœci. Jola Paczkowska, Nowa Sól: – To ktoœ, kto ma poczucie odpowiedzialnoœci, za wszystko, co go otacza. Nie jest mu obo-

Irena Gabriel, mieszka w woj. dolnoœl¹skim, z woj. lubuskim zwi¹zana przez dzia³alnoœæ w Stowarzyszeniu Bobry ¯agañ: – Cz³owiek odpowiedzialny za swoje miasto, okolicê, w której mieszka. Za to, co siê tu dzieje… Pewne rzeczy mo¿na usprawniæ, ulepszyæ… Lokalnie dzia³aæ. Maja Kimnes, Zielona Góra: – Czujê siê obywatelk¹ Polski, poniewa¿ urodzi³am siê w tym kraju i mieszkam w nim. To chyba najwa¿niejszy powód. Krystyna Karolewska, ¯agañ: – Obywatel, czyli mieszkaniec danego pañstwa, od urodzenia albo z wyboru. Posiada prawa i obowi¹zki, jest chroniony przez pañstwo, w którym mieszka. Jestem obywatelk¹ Polski, bo tu jest mój dom. Tu pracujê i p³acê podatki (podatki to taki symbol wspó³finansowania przez nas tego wszystkiego, co dzieje siê w pañstwie, gar pieniêdzy, do którego wszyscy obywatele wk³adaj¹). Mam swojego prezydenta i rz¹d (niezale¿nie od tego, jakie ma siê zdanie na ten temat).Obywatel mo¿e, a w³aœciwie powinien, wspó³tworzyæ teraŸniejszoœæ w swoim otoczeniu... (tzw. ini-

16

cjatywy obywatelskie). Coraz czêœciej zaczynamy o sobie myœleæ jako obywatele Europy... Zdzis³aw Mirski, ¯agañ: – Kiedy by³em na szlakach w Alpach, w schroniskach, na wspinaczce czy we W³oszech: w Wenecji, Padwie, a jeszcze wczeœniej na £otwie czy w Belgii... Czu³em siê jak prawdziwy Europejczyk... Nie tak, jak parê lat wczeœniej. MY, POLACY ... w niczym nie jesteœmy gorsi od innych nacji. Wiêcej, my czêsto jesteœmy lepsi! Bardziej ¿yczliwi, kulturalniejsi, grzeczniejsi, m¹drzejsi. Nie miejmy kompleksów... W wielu dziedzinach inni mog¹ uczyæ siê od nas. Justyna Lichwiarz, £az k/¯ar: – To zaanga¿owany i œwiadomy uczestnik ¿ycia spo³eczno-politycznego. Zna swoje prawa i OBOWI¥ZKI. Cz³owiek m¹dry, licz¹cy siê z innymi, jednak posiadaj¹cy swoje zdanie. Czujê siê obywatelk¹, jednak niedoskona³¹. Kluczem do idea³u jest wiedza i doœwiadczenie, które staram siê zdobyæ. Pojêcie OBYWATEL zosta³o zdegradowane w poprzednim systemie. Nasza rola w tym, aby je „odczarowaæ” i przywróciæ mu pierwotn¹ wartoœæ. Wys³ucha³a obywatelka: Renata Wcis³o

PS: A dla mnie co to znaczy? Jestem tu. Dzia³am. Dokonujê œwiadomych wyborów. Mam prawo do…, obowi¹zek wobec… Mam wolnoœæ od i do… Do wolnego s³owa. Choæby.


„Lubuszanin.org.pl”

K I L K A

Z D A Ñ

O

nr 4(4) czerwiec 2008

N I E K T Ó R Y C H

Z

N A S

„Lusterko i grzebyk” – S³awomir Grelewicz

Lusterko i grzebyk S³awomir Grelewicz Ja, Obywatel… Obywatel to brzmi dumnie, lecz nie ka¿dy to rozumie, ¿e wolnoœci oraz prawa to powa¿na doœæ jest sprawa, gdy¿ na drugiej szali wadze obowi¹zki s¹ w przewadze choæ ich mniej w wygl¹dzie skromnym to ciê¿arem swym ogromnym d³awi¹, dusz¹, przygniataj¹ niczym pêtla zaciskaj¹. Wiêc b¹dŸ gotów dla swobody straciæ wolnoœæ i wygody bo im szersze prawa mas tym trudniejszy ¿ycia czas. Podstawowe wolnoœci, prawa i obowi¹zki obywateli polskich zapisane zosta³y w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 r. Interesuj¹ca to lektura. Polecam. Ja, obywatel. Kilka lat temu kupi³em lusterko i grzebyk. Mia³y mi s³u¿yæ do poprawiania coraz bardziej nieuczesanych myœli. Jednak grzebyk straci³ wkrótce wiêkszoœæ zêbów i w zasadzie sta³ siê bezu¿yteczny, a lusterko pêk³o boleœnie w konfrontacji z tward¹ rzeczywistoœci¹. Na œrodku pojawi³a siê rysa, a wkrótce ca³oœæ zasz³a ¿ó³ci¹. Czasami przegl¹dam siê w nim jeszcze… Ja, obywatel. Stajê przed Wami z rozwichrzonymi w³osami. Pos³uchajcie. To zaledwie kilka zdañ. To o niektórych z nas. Lubiê swoje prawa. Bardziej ni¿ prawa innych.

S³awomir Grelewicz Jest pracownikiem Lubuskiego Oddzia³u Pañstwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepe³nosprawnych.

Nie przepadam za obowi¹zkami. Zawsze gotowy jestem obdarzyæ nimi innych obywateli. Jestem krytyczny, a czêsto z zapa³em uprawiam krytykanctwo. Zwyk³em u¿ywaæ formy „powinien, powinna, powinno”, lubiê obarczaæ ni¹ innych, a siebie z rzadka. Tkwiê w przeœwiadczeniu, ¿e „Pañstwo to nie My”. To groŸny przeciwnik wyposa¿ony w narzêdzie fiskalizmu i œrodki przymusu. Prawo jest skomplikowane, a jego egzekwowanie niejednokrotnie niemo¿liwe. Pos³u¿ê siê doœæ banalnym przyk³adem. Mam prawo zagraæ w totolotka i co z tego? A wiêc… mam prawo do ochrony zdrowia. Jednak¿e id¹c na leczenie do szpitala pamiêtam, aby zabraæ: rêcznik, myd³o, papier toaletowy, o pi¿amie, kapciach i dodatkowym wy¿ywieniu nie wspomnê. Niekiedy liczê siê z tym, ¿e i lekarstwa bêdê musia³ zakupiæ. Przeczyta³em, ¿e wszyscy s¹ równi wobec prawa. To prawda. Po to w³aœnie zatrudniam najlepszych prawników, aby równiejszym byæ od innych. W³adze publiczne nie mog¹ pozyskiwaæ, gromadziæ i udostêpniaæ innych informacji o obywatelach ni¿ niezbêdne w demokratycznym pañstwie prawnym. Czy nie macie wra¿enia, ze ostatnie lata daj¹ nam powody, i¿ dla naszego dobra, w imiê obrony przed mniej lub bardziej wyimaginowanym z³em tracimy prywatnoœæ? Bêd¹c obywatelem polskim zosta³em zobowi¹zany do ponoszenia ciê¿arów i œwiadczeñ publicznych, w tym podatków. Rozumiem i p³acê. Na edukacjê, zdrowie, drogi, obronnoœæ, kulturê, renty i emerytury itp. itd. A im wiêcej p³acê, tym mniej mam, tym mniej otrzymujê, a przysz³oœæ staje siê coraz bardziej mglista. ZUS i fundusze emerytalne. Za 30 lat powiedz¹ mi, ¿e by³o ciê¿ko, ¿e reformy Ÿle przygotowane, ¿e kolejne rz¹dy, ¿e system wadliwy, ¿e chmury ciemne i plamy na s³oñcu. Po³ama³y siê pierwsze z¹bki w grzebyku.

17

Niekiedy jednak¿e unikam p³acenia podatków. Na swoim polu zatrudniam 20 mieszkañców okolicznych wiosek. Jedynie za kilkoro z nich p³acê ZUS i urz¹d skarbowy. Nie mam pieniêdzy, a przecie¿ to koszt rzêdu kilku tysiêcy miesiêcznie. Mo¿e za rok coœ siê zmieni, ale teraz jeszcze nie, teraz muszê zmieniæ samochód, poprzedni ma ju¿ przecie¿ 2 lata. Widzia³em taki terenowy, ten to daje szyk i presti¿. Muszê trochê dop³aciæ 100-130 tysiêcy, konieczny wydatek. Reszta musi poczekaæ. Czasami mówi¹ o mnie, ¿e jestem skorumpowany. Nie lubiê tego s³owa. Muszê dbaæ o swoj¹ rodzinê. Ona jest dla mnie najwa¿niejsza. Z pewnoœci¹ gdybym zarabia³ wiêcej…, mia³bym wiêcej... Bra³bym mniej? W¹tpiê, bo dom poza miastem mi siê marzy i najlepsze wykszta³cenie dla córki. Doprawdy ciê¿ko jest ograniczyæ swoje wydatki i poziom ¿ycia, a ka¿dy dodatkowy dochód b³yskawicznie potrafiê zagospodarowaæ na nowe cele. Lubiê akcje charytatywne. Wzruszam siê wówczas. Z zami³owaniem patrzê, jak inni wp³acaj¹ pieni¹dze, jak milion po milionie roœnie kolejny fundusz. Czytaj¹c ustawê bud¿etow¹ ze zdziwieniem przyjmujê fakt, i¿ ca³y czas zapomina siê o tych¿e akcjach, a przecie¿ one œwietnie uzupe³niaj¹ bud¿et. Zastêpuj¹ Pañstwo. Powy¿szy tekst jest bardzo nierówny, chropowaty, tendencyjny, niesprawiedliwy, powierzchowny, subiektywny i dotykaj¹cy tylko czêœci prawdy o nas, o obywatelach. Pamiêtajcie jednak, ¿e mój wyszczerbiony grzebyk ju¿ nie czesze. Z pomoc¹ idzie mi natura i ka¿dego dnia mam coraz mniej na g³owie. Jedynie wzrok siê wyostrza. Lusterko do wymiany. Ten, kto sfinansuje mi jego zakup, mo¿e liczyæ na dozgonn¹ moj¹ wdziêcznoœæ i brak s³ów przygany. Rzeknie ktoœ, zdegustowany moj¹ pisanin¹, ¿e przecie¿ mogê zrzec siê obywatelstwa. Owszem mogê, mam takie prawo. Lecz dopóki ten kraj i ludzie go zamieszkuj¹cy nie bêd¹ mi obojêtni, dopóty s³ów gorzkich ¿a³owaæ nie bêdê i dopóty z trosk¹ bêdê myœleæ o naszej wspólnej przysz³oœci.


„Lubuszanin.org.pl”

S Y L W E T K A

nr 4(4) czerwiec 2008

„ L U B U S Z A N I N A ”

„Dla swojej wsi to on wszystko…” – Artur Matyszczyk

Dla swojej wsi

to on wszystko... Artur Matyszczyk - Ech, nie przesadzajmy, ja robiê tylko to, co do mnie nale¿y – jak zwykle skromny so³tys P³otów niechêtnie przyznaje siê do tego, ¿e wywalczy³ chodnik, kanalizacjê i przyczyni³ siê do rozwoju wsi. Nie lubi byæ na œwieczniku. Nie pcha siê na si³ê na pierwsze strony gazet. Unika fotoreporterskich fleszy. A jednak, o Aleksandrze Motykiewiczu, g³oœno jest co jakiœ czas w ca³ym regionie. Z prostej przyczyny. Tyle, ile so³tys P³ot wywalczy³ dla swojej wsi, nie wywalczy³by nikt inny na jego miejscu. – Ech, to przesada. Ja tylko robiê to, co do mnie nale¿y. Nie lubiê rozg³osu. Po prostu dzia³am – ze specyficznym akcentem, nieco ochrypniêtym g³osem opowiada jak zwykle skromny Motykiewicz.

Wiêkszoœæ zacisnê³a zêby Ale fakty mówi¹ same za siebie. To w³aœnie on zaciekle walczy³ o po³o¿enie kanalizacji we wsi. I dopi¹³ swego. Dwa lata temu ciê¿ki sprzêt pojawi³ siê w wiosce. Kopary rozora³y ziemiê. Czêœæ ludzi narzeka³o. Denerwowa³o siê, ¿e trudno przez miejscowoœæ przejechaæ. Ale wiêkszoœæ zacisnê³a zêby. I teraz tylko siê cieszy. Fachowcy w koñcu po³o¿yli rury w ziemi. W efekcie dziœ P³oty rosn¹ w si³ê. Jeszcze do niedawna mieszka³o tu nieco ponad 800 osób. Teraz przybêdzie ich du¿o wiêcej. Z prostej przyczyny. Kiedy ziemiê uzbrojono, dzia³ki posz³y b³yskawicznie pod m³otek. I w mgnieniu oka znalaz³y nabywców. Jak grzyby po deszczu rosn¹ domki jednorodzinne, tu¿ przy wjeŸdzie do wsi. A to jeszcze nie koniec. Wielkie osiedle powstaje przy drodze na Sudo³. Podobnie po drugiej stronie, pod lasem. Ju¿ niebawem wieœ mo¿e liczyæ nawet 3,5 tys. mieszkañców. W tej rozbudowie niema³¹ zas³ugê ma w³aœnie Motykiewicz. – Nasz¹ si³¹ s¹ ludzie. Ja przecie¿ sam

tego nie dokona³em – znów z du¿¹ doz¹ skromnoœci opowiada so³tys. – Potrafimy razem wspó³pracowaæ. Dogadujemy siê. A ja tylko pilnujê, ¿eby wszystko by³o w porz¹dku. Bo wychodzê z za³o¿enia, ¿e je¿eli ju¿ mamy praæ brudy, to tylko we w³asnym gronie. Ale najlepiej, ¿eby ich nie by³o.

Chodnik ju¿ nie jest donik¹d Ale so³tys przyczyni³ siê nie tylko do rozbudowy wsi. To w³aœnie za jego spraw¹, i jego ci¹g³ym nêkaniu urzêdników, zarz¹dca wreszcie wybudowa³ chodnik prowadz¹cy do starego osiedla domków jednorodzinnych. – No bo kto to widzia³? Zrobili chodnik i przerwali w po³owie. Taka robota, to nie robota. Wysz³o na to, ¿e ci¹g pieszych prowadzi³ donik¹d. Na dodatek o kawa³ku, który zrobili, zapomnieli. Pozarasta³ chwastami i innym zielskiem. Nie odpuœci³em. I dopi¹³em swego. W czym pomog³a mi te¿ „Gazeta Lubuska” – z dum¹ w g³osie dodaje Motykiewicz.

Tak¿e on, zupe³nie bezinteresownie, rozpocz¹³, dla dobra mieszkañców wsi, walkê z potê¿n¹ firm¹ telekomunikacyjn¹. Tak d³ugo nêka³ jej przedstawicieli, ¿e ci wreszcie zdecydowali siê podnieœæ za nisko wisz¹ce kable telefoniczne. – Przecie¿ one zagra¿a³y mieszkañcom. Nie mog³em tego tak zostawiæ. Chyba ka¿dy post¹pi³by podobnie – dziœ Motykiewicz o walce z telekomunikacyjnym gigantem opowiada, jak gdyby nigdy nic. Ale kto inny na jego miejscu ju¿ dawno by odpuœci³. Ale nie on.

Da³by siê pokroiæ Motykiewicz dla swojej wsi da³by siê pokroiæ. Mieszkañcy to widz¹ i doceniaj¹ jego starania. Dlatego ju¿ dziesi¹ty rok biegnie, jak mê¿czyzna piastuje funkcjê so³tysa. Ludzie zaufali mu na tyle, ¿e wybrali tak¿e do rady gminy w Czerwieñsku. – Bo to w³aœciwy cz³owiek na w³aœciwym miejscu. Inni mog¹ nam tylko pozazdroœciæ. Gdyby nie on, to wielu rzeczy we wsi by nie by³o – nie ukr ywa mieszkanka P³ot Danuta Paruch.

Nie lubi byæ na œwieczniku. Nie pcha siê na si³ê na pierwsze strony gazet. Unika fotoreporterskich fleszy. A jednak, o Aleksandrze Motykiewiczu g³oœno jest co jakiœ czas w ca³ym regionie.

18

Inni so³tysa te¿ nie mog¹ siê nachwaliæ. – Ja wprost nie mogê siê nadziwiæ, czegoœmy wspólnie z so³tysem dokonali


„Lubuszanin.org.pl”

S Y L W E T K A

nr 4(4) czerwiec 2008

„ L U B U S Z A N I N A ”

„Dla swojej wsi to on wszystko…” – Artur Matyszczyk

NIE TYLKO DZIA£A DLA WSI Aleksander Motykiewicz spo³ecznie udziela siê nie tylko w ¿yciu wsi. Przez lata tak¿e by³ dzia³aczem sportowym. Pe³ni³ funkcjê prezesa miejscowego Startu. Dzia³a³ tak¿e w Lubuskim Zwi¹zku Pi³ki No¿nej.

FOT. ARTUR MATYSZCZYK

– z niedowierzaniem krêci g³ow¹ Leszek Nojszewski.

Te wszystkie dzia³ania na rzecz wsi przynios³y nie tylko wymierny efekt w postaci jej rozwoju, nowego chodnika, kanalizacji czy wy¿ej powieszonych kabli. Motykiewicz mo¿e byæ pewny, ¿e mieszkañcy mu ufaj¹. Wyrazem tego jest choæby liczba g³osów, które przys³ali w plebiscycie „Gazety Lubuskiej” na So³tysa Roku 2007. Motykiewicz wygra³ bezapelacyjnie. A w sumie przysz³o na niego ponad siedem tysiêcy kuponów!

19

– Szczerze mówi¹c, nie spodziewa³em siê wygranej. To by³o dla mnie zupe³ne zaskoczenie. Pracê dla wsi traktujê jako przyjemnoœæ, ale tak¿e i mój obowi¹zek. Kiedyœ p³ocianie mi zaufali, to ja przecie¿ nie mogê ich zawieœæ – koñczy z dr¿¹cym g³osem wzruszony mê¿czyzna. Autor jest dziennikarzem „Gazety Lubuskiej”.


„Lubuszanin.org.pl”

20

nr 4(4) czerwiec 2008


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.