Upiła kolejny łyk wina. Na myśl o Patricku jej ciało ogarniało przyjemne ciepło. Wcześniej starała się nad tym panować, ale teraz pozwalała już sobie upajać się strzępkami wspomnień z prób, spacerów, czekoladziarni. Przed oczami wciąż miała jego wnikliwe spojrzenie, słyszała łagodny głos i czuła, jak delikatnie obejmuje ją na pożegnanie. Muzyka powoli odpływała wraz z ostatnimi taktami koncertu Schumanna, a ona zmęczona zasnęła na bujanym fotelu i śniła o tym, czego nie mogła doświadczyć w rzeczywistości.
V WIEDEŃ, 24 lutego 1990 roku
Mógłby tak patrzeć na nią bez końca. Zza kulis słuchał, jak z półprzymkniętymi powiekami w pierwszej części występu grała swój solowy program. Nie wiedział, co się z nim działo, a może wolał udawać przed sobą, że to nic nie znaczy. Nie miał do tego prawa, a mimo to nie potrafił przestać o niej myśleć. Obserwował jej delikatne nadgarstki, ramiona, którymi z czułością obejmowała połyskujący instrument. Tworzyła z nim nierozerwalną jedność, tak że nie tylko on nie mógł oderwać od niej wzroku. Z zamyślenia wyrwały go gromkie oklaski. Blanka zeszła ze sceny poruszona i uśmiechnięta. – Teraz Franck. Zagrajmy tak, jakby nie miało być jutra – szepnęła do niego, po czym obydwoje weszli na estradę. To w muzyce był najbliżej niej. To wtedy nawzajem się uzupełniali, a on dotykał jej wnętrza, duszy, kreował z nią emocje, takt po takcie, do ostatniej nuty. Uwielbiał ten moment, kiedy zdejmował dłonie z klawiatury, a salę koncertową wypełniały oklaski. Teraz mógł z nią dzielić również te chwile. Owacjom nie było końca, a oni kilkakrotnie wchodzili na 135
Zaginiona wiolonczelistka.indd 135
07.03.2022 10:18:58