Literadar - magazyn o książkach nr 3

Page 1

Nr 3 Grudzień 2010 r. W środku powieść:

Szczątki (fragment)

Nr 3 Grudz

ień 2010

Jestem celebrytą

r.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

ipiukiem

Rys. Tomasz Tworek

zejem Pil Świąteczny wywiad z Andr

Tad Williams

Smoczy Tron

Richard Paul Evans

Stokrotki w śniegu

40

recenzji! stron magazy nu!

106

GRATIS!


dytorial Piotr Stankiewicz

redaktor naczelny

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.

Literadar jest wydawany przez: Porta Capena Sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315 50-066 Wrocław Wydawca: Adam Błażowski Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@literadar.pl tel. 792 291 281 Współpracownicy: Bogusława Brojacz, Grzegorz Grzybczyk, Mieczysław Jędrzejowski, Dorota Jurek, Katarzyna Kędzierska, Przemysław Klaman, Joanna Krasińska, Bartek Łopatka (polter. pl), Maciej Malinowski, Joanna Marczuk, Tomasz Miller, Grzegorz Nowak, Renata Piejko, Marek Piwoński, Dagmara Puszko, Maciej Reputakowski, Iwona Romańska, Maciej Sabat, Krzysztof Schechtel, Łukasz Skoczylas, Sylwia Skulimowska, Michał Stańkowski, Dawid Sznajder, Natalia Szpak, Aleksandra Tomicka, Dorota Tukaj, Michał Paweł Urbaniak, Paweł Wolniewicz, Tymoteusz Wronka, Roksana Ziora Korekta: Oddani użytkownicy BiblioNETki Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation)

2

nr 3 Grudzień 2010 r.

M

am nadzieję, że wzbudzimy naszą grudniową okładką „słuszne” kontrowersje i spotkamy się z zarzutami o seksizm. Będzie to pewna odmiana po tym, jak w reakcji na temat z okładki poprzedniego numeru, Literadar okazał się być dla niektórych pismem „lewackim i sprzyjającym pedałom”. Jest to, co najmniej intrygująca analiza. Ktoś życzliwy doradzał mi nawet, zamieszczenie materiału o książkach katolicko-narodowych, aby „pozbyć się tej łatki”. Dla mnie bomba. Jesteśmy otwarci na bardzo różne treści i takie będą się u nas pojawiać. Niech ktoś napisze – oficjalnie ogłaszam konkurs na taki tekst. Póki co, jesteśmy bardzo dumni z naszego Mikołaja. Wszystkim życzę jego wizyty z naręczem nowych książek. Chciałem napisać o Bożym Narodzeniu, radości płynącej z otrzymywania i dawania prezentów, o potrzebie otoczenia się, choć na te kilka dni, wyłącznie osobami, których jedynym uczuciem, jakie do nas żywią jest miłość. Chciałem pochwalić się Wam rosnącą z numeru na numer ilością recenzji oraz kilkoma małymi sukcesami. A tu masz, muszę zabierać głos w sprawie, której nie powinno być. Wszystkim Czytelnikom, w imieniu całej redakcji Literadaru pragnę złożyć najlepsze życzenia z okazji zbliżających się Świąt Narodzenia Pańskiego. Życzę Państwu dobrego czasu z Rodziną i bliskimi, odpoczynku, szczypty refleksji i pojemnego żołądka.


Spis treści

Czytaj

Szczątki (fragment)

4 10 13 22 24 28 37 40 42 42 44 46 47 48 50 52 53 55 57 58 59 61 63 64 66 67 68 70 71 73 74 75 76 78 80 81 83 84 86 87 89 90 92 94 95 96 98 102

Newsy Fotorelacja: 14 Targi Książki w Krakowie Wywiad: Jestem celebrytą Felieton: O zdradliwości zapożyczeń (2) Raport: Kłamstwa, wierutne kłamstwa i statystyki Powieść: Szczątki KONKURSY RECENZJE Smoczy Tron Saga Sigrun Ja jestem Halderd Co u pana słychać? Koniec tygodnia Hemoroidy Napoleona Sudan Czas Bezdechu Trans w Hawanie Smocze kości Zaginione królestwa Wojownik Rzymu. Król królów Przemytnik Twoje serce należy do mnie Incognegro Zielone drzwi Stokrotki w śniegu Samotny mężczyzna Wojna zuluska 1879 Tajne epizody II wojny światowej Emancypacja Mary Bennet Zagadka Dickensa Czarna i Mała Tybetańska mniszka – Chcę wyśpiewać wolność Avatar Jamesa Camerona Biel nocy Klimatyczna katastrofa Korsarz Ostatnie królestwo Lód i woda, woda i lód Sekrety włoskiej kuchni Terra Nullius Ja, Inkwizytor. Wieże do nieba Słomiana wdowa Instytut Białe noce Na południe od Broad Piratki z Karaibów Wyprawa łowcy Inne Pieśni Filary Ziemi Felieton: Kropla krwi Nelsona (3)

Ściągnij tapetę na swój pulpit! [1024x768] Nr 3 Grudz

ień 2010

r.

Literadar na Facebooku! Sprawdź! Nr 3 Gru

dzień

2010

r.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF! nr 3 Grudzień 2010 r.

3


Newsy Od 2010 roku organizatorem

1. Czarne, Andrzej Stasiuk Dzien-

WPDK jest Miejska Biblioteka

nik pisany później

Publiczna we Wrocławiu.

2. Carta Blanca, Elżbieta Dymna,

Stałym, ważnym elementem

Marcin Rutkiewicz Polski street art

programu Promocji jest ogólnopol-

3. Via Nova, Beata Maciejewska,

ski Konkurs na Najlepszą Książkę

Tomasz Broda Tajemnice świętej

Roku „Pióro Fredry”, który to-

dzielnicy

warzyszy wrocławskiej imprezie od

4. Bajka, Maria Ewa Letki, ilustra-

początku jej istnienia. Celem Kon-

cje Elżbieta Wasiuczyńska Zacza-

kursu jest wyłonienie i nagrodzenie

rowane historie

najlepszych, wydanych w Polsce

5. BOSZ, Prof. Mieczysław To-

W pierwszej dekadzie grud-

w danym roku książek. Ocenie

maszewski (tekst), Leszek Szur-

nia najlepsze polskie wydawnic-

podlegają wartości merytoryczne,

kowski (opracowanie graficzne)

twa spotykają się w stolicy Dol-

literackie, edukacyjno-poznawcze,

Chopin

nego Śląska na Wrocławskich

a także wysoki poziom edytorski

Promocjach Dobrych Książek.

oraz typograficzno-artystyczny. Ty-

Jest to jedna z trzech (obok Mię-

tuły zgłoszone do Konkursu ocenia

Towarzystwo Więź oraz In-

dzynarodowych Targów Książki

specjalna komisja, tworzona przez

stytut Dokumentacji i Studiów

w Warszawie i Targów Książki w

wybitnych przedstawicieli środo-

nad Literaturą Polską, Maria Dą-

Krakowie) liczących się i wysoko

wiska naukowego, literackiego i

browska, Jerzy Stempowski Listy

ocenianych imprez krajowych

artystycznego nie tylko Wrocławia,

w trzech tomach za wielkie walory

o

kiermaszowo-

ale i innych ośrodków. Nagrodami

dokumentacyjne i najwyższy stan-

promocyjnym, której głównym

są dyplomy oraz unikatowe dzieła

dard badawczy, za odsłonięcie frag-

zadaniem

propagowanie

sztuki tworzone przez wrocław-

mentu najnowszej historii polskiej

dobrej książki, czyli literatury

skich artystów, które swoją wymo-

kultury i ukazanie jej wybitnych

o wysokich walorach, zarówno

wą nawiązują do nazwy konkursu.

postaci w ich zwyczajności.

merytorycznych, literackich, jak

W tym roku jury przyznało pięć

również artystycznych i typogra-

równorzędnych nagród, które otrzy-

ficznych.

mały następujące wydawnictwa:

19. Wrocławskie Promocje Dobrych Książek

charakterze jest

Joanna Jodełka laureatką Nagrody Wielkiego Kalibru

Nagrodę główną i tytuł Książki Roku 2010 otrzymuje:

http://wpdk.pl/

Zwyciężczyni otrzymała nagrodę w wysokości 25 000 złotych, ufundowaną przez Prezy-

„Polichromia” to debiutancka książka Joan-

denta Miasta Wro-

ny Jodełki, która została doceniona przez jury

cławia Pana Rafała

Nagrody Wielkiego Kalibru. Wyniki zostały ogło-

Dutkiewicza.

szone na Gali wręczenia Nagrody, która jest głów-

Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru za całokształt

nym punktem Międzynarodowego Festiwalu

twórczości odebrał norweski autor kryminałów Jo Nesbø.

Kryminału.

4

nr 3 Grudzień 2010 r.

http://www.festiwal.portalkryminalny.pl/


Nr 3 Grudzień

2010

r.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

Festiwal Puls Literatury 2-12 grudnia 2010, Łódź i okolice Festiwal

Puls

przedsięwzięcie w naszym kraju.

racką ze współczesnym „pulsem”

Koncerty,

autorskie,

literatury. Do udziału w nim za-

konkursy jednego wiersza, slam, wy-

praszani są wybitni pisarze, kryty-

stawy, pokazy filmowe. Wszystko to

cy, tłumacze, literaturoznawcy, zaś

– i wiele więcej – odbywać się

na festiwalowe wydarzenia składają

będzie w Łodzi w Śródmiejskim

się spotkania autorskie, panele kry-

Forum Kultury - Dom Literatury,

tycznoliterackie, warsztaty, koncer-

Poleskim Ośrodku Sztuki, Teatrze

ty muzyczne, projekcje filmowe,

Nowym i Muzeum Kinematografii

działania multimedialne. Adresa-

oraz w Skierniewicach, Brzezinach

tami poszczególnych spotkań są:

i Tomaszowie Mazowieckim.

dzieci, młodzież i dorośli. Festiwal

spotkania

Festiwal Puls Literatury jest

Puls Literatury 2010 odbywać się

dorocznym wydarzeniem kultural-

będzie pod hasłem konkrety, które

nym, mającym na celu upowszech-

ma objąć zarówno literaturę zwró-

nianie literatury oraz rozwijanie

coną ku rzeczywistości i rzeczom,

czytelnictwa.

jak i tzw. poezję konkretną.

Litera-

W swoim założeniu festiwal

tury to największe tego typu

łączy dalszą i bliższą tradycję lite-

Konkurs literacki dla uczniów szkół średnich o nagrodę FanFila!

Kapituła Konkursu nie określa

10, 61-701 Poznań, z dopiskiem

idei, tematyki czy formy. Zaprasza-

na kopercie „Konkurs literacki

my do swobodnego wypowiada-

o nagrodę FanFila”.

Program imprez

nia swoich przeżyć i przemyśleń. Instytut

Filologii

Polskiej

UAM ogłasza piąty konkurs lite-

Na ograniczenia wolności jeszcze przyjdzie czas.

racki dla uczniów szkół średnich o nagrodę FanFila. Konkurs, adresowany wyłącznie do uczniów wielkopolskich ponadgim-

Nagrody (w każdej z dziedzin osobne i równorzędne): I. Nagroda pierwsza: 700 zł

Termin nadsyłania prac: 31 stycznia 2011 r.

II. Nagroda druga: 500 zł III. Nagroda trzecia: 300 zł

Prace w dwóch egzemplarzach

nazjalnych szkół średnich, rozgrywa się

(przyjmujemy

prace

Jury dopuszcza przyznawanie

w dwóch kategoriach – prozy i poezji.

w wersji papierowej) wraz z dodat-

wyłącznie

prywatnych nagród przez osoby

I. Konkurs prozatorski obejmuje

kowymi informacjami (imię i na-

i instytucje, jednocześnie zastrzega-

wyłącznie opowiadania. Jury zaprasza

zwisko – bez godła, adres domowy,

jąc sobie możliwość innego podzia-

do nadsyłania jednego opowiadania,

adres e-mail, numer telefonu, kla-

łu trofeów. Jury decyduje również

którego objętość nie powinna prze-

sa; imię i nazwisko polonisty lub

o umieszczeniu nagrodzonych prac

kraczać 20 stron maszynopisu.

opiekuna literackiego, jego adres e-

na stronie domowej IFP.

II. W dziedzinie poezji zapra-

mail, adres szkoły) prosimy nadsy-

szamy do nadsyłania pięciu wierszy

łać na adres: Instytut Filologii Pol-

o dowolnej objętości.

skiej, Collegium Maius, ul. Fredry

Regulamin do pobrania

nr 3 Grudzień 2010 r.

5


<<< Czytaj recenzję Smoczy Tron

Nowości książkowe Wojciech Tochman

Agnieszka

Dzisiaj narysujemy śmierć

Osiecka Czytadła.Gawędy

Reporterska opowieść o tym, jakie konsekwencje nie-

o lekturach

sie ludobójstwo nie tylko dla jego sprawców i ofiar, ale także dla nas – świadków. Tochman wikła czytelników

Te krótkie i przy-

w cierpienie swoich bohaterów, a każdy z nich jest ze

stępne

teksty

swoją historią konkretny, pojedynczy, wyjątkowy. Autor nie daje goto-

Agnieszka Osiecka pisała regularnie

wych odpowiedzi na pytania, które nam stawia: dlaczego mamy płakać

dla nieistniejącego już dziś literac-

za ludźmi zamordowanymi w dalekiej Rwandzie szesnaście lat temu? Dla-

kiego magazynu „Ex Libris”. W jej

czego na nowo mamy uczestniczyć w ich śmierci?

tonie nie ma żółci czy sadyzmu ty-

Uczestniczyć? W jakiej roli?

powego dla recenzentów o niezrealizowanych własnych pretensjach

Mario Vargas Llosa

literackich. Nie znaczy to jednak, że

Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki

teksty te są mdłe. Agnieszka Osiecka była fenomenalnie dowcipną felieto-

Życie Ricarda wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby

nistką i złośliwą obserwatorką epok,

jako nastolatek nie poznał niegrzecznej dziewczynki.

w których żyła.

Od pierwszego spotkania przez niemal pięćdziesiąt lat ukochana będzie bez uprzedzenia pojawiać się i równie niespodziewanie

Tony Judt

znikać z jego życia. Femme fatale jak tajemniczy demiurg decyduje o ży-

Powojnie.

ciu Ricarda, jest wszystkimi kobietami na raz, pozostając jednocześnie

Historia Europy

tylko niegrzeczną dziewczynką.

od roku 1945 Tony Judt, pro-

Michio Kaku Wszechświaty równoległe. Stworzenie Wszechświata, wyższe wymiary i przyszłość kosmosu

fesor europeistyki na New York University objaśnia współczesną historię i tożsamość

6

Czy czarne dziury są bramą do innych wszechświa-

Europy.

tów? Czy możliwe jest zbudowanie „machiny czasu”?

i skomplikowane dzieje, na które

Przedstawia

wspaniałe

Czy ludzie będą zdolni przenieść się do wszechświa-

wciąż pada cień wojny. Opowia-

ta równoległego? Michio Kaku snuje swe futurystyczne rozważania i

da o podnoszeniu się kontynentu

dokonuje jednocześnie wspaniałego przeglądu współczesnej fizyki kwan-

z gruzów, o upadku komunizmu,

towej. W sposób klarowny i przejrzysty przedstawia podstawowe fakty

powstaniu Wspólnot Europejskich

z teorii strun, Wielkiego Wybuchu oraz najnowsze odkrycia astronomii.

i o końcu imperiów kolonialnych.

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj wywiad – Andrzej Pilipiuk>>>

Martin Booth

Robin Dunbar

Amerykanin.

Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek?

Niezwykle skryty

Na tropie tajemnic ewolucji

dżentelmen Dunbar mówi o rzeczach czasem dla nas całkiem „Nie

obawiam

zaskakujących: wykazuje na przykład, że praktycz-

się śmierci ani umierania. Śmierć jest

nie każdy ma sławnych przodków, analizuje rolę re-

dla mnie niczym. Dopóki się żyje, jej

ligii w ewolucji człowieka i próbuje wytłumaczyć, dlaczego mężczyźni

nie ma. Niezbyt przejmuję się śmier-

i kobiety inaczej postrzegają barwy. Przekonuje także, że czasem lepiej na

cią, bo niezbyt przejmuję się tym, że

stanowisku wymagającym wysokiego IQ zatrudnić pracownika o... niezłej

tworzę ją dla innych. Jestem gońcem

muskulaturze.

śmierci. Jestem tym, co doręcza telegram śmierci, ten, którym ona przy-

Robert Makłowicz

syła swój pocałunek…”

Café Museum

Kroki w nieznane

„Tak więc jestem i Grekiem, i Chińczykiem, cóż to komu może przeszkadzać? Choć polski mym ojczy-

Szósty tom co-

stym językiem, najbardziej lubię słyszeć wokół siebie

rocznego alma-

także inne mowy. Cieszy mnie obecność w jednym miejscu świątyń róż-

nachu światowej

nych wyznań, a jeszcze bardziej raduje, gdy wszystkie są otwarte. Prze-

fantastyki.

kraczanie granic od dzieciństwa stanowiło mą ulubioną rozrywkę, a myśl o ich istnieniu jedno z najczęściej przywoływanych przekleństw.”

Zawartość zbioru: Peter Watts Rzeczy, Charles Stross

Magdalena Środa

Betonowa dżungla, Will McIntosh

Etyka dla myślących

Mrożona panna młoda, Rachel Swirsky Eros, Filia, Agape, John Scalzi

Nowoczesny podręcznik prof. Magdaleny Środy,

Boże napędy, Ted Kosmatka Boża

znanej filozofki i działaczki publicznej, stanowi do-

maszyneria, Ian McDonald Wisznu

skonałą podstawę dla wolnej i odpowiedzialnej dysku-

w Kocim Cyrku, Julia Zonis Me-gi-do,

sji na tematy fundamentalne dla naszego życia: miłości, wolności, szczę-

Felicity Shoulders Warunkowana

ścia, obowiązku. Dostarcza wiedzy z zakresu historii refleksji nad moral-

miłość, Ian R. MacLeod Feralna

nością, moralnych ideałów i przekonań etycznych, powiązanych z różnymi

sztuka, Ted Chiang Cykl życia opro-

systemami religijno-światopoglądowymi. Prezentuje pojęcia i argumenty

gramowania.

nieodzowne każdemu, kto chciałby problemy moralne rozważać na serio. Doskonała pomoc dydaktyczna do lekcji etyki w szkole. nr 3 Grudzień 2010 r.

7


<<< Czytaj recenzję Emancypacja Mary Bennet

Marta Kisiel

Henryk Sawka

Dożywocie

Po bandzie

Lichotka. Dom

Zbiór rysunków znanego satyryka, które z różnych

nad

rozlewi-

powodów zostały „zdjęte przez cenzurę”. Sawka jako

skiem to przy

świetny obserwator dostrzega głupotę, małość, podłości

niej

komórka

i śmieszność rodaków, które bezlitośnie demaskuje.

na graty. Gotycka rozpusta budowla-

Henryk Sawka tworzy w postaci graficznej i słownej obrazy poruszające

na, spełniony sen szalonego stolarza,

nasze sumienie. Znajduje formy, które sami chcielibyśmy znaleźć, i słowa,

a w środku: zasmarkany anioł stróż,

które sami chcielibyśmy powiedzieć, aby przez oczyszczającą ironię i saty-

tajemniczy Krakers z tiramisu na

rę dotrzeć do ukrytej prawdy naszego życia.

dokładkę, jakieś tragiczne widmo i utopce w łazience. Jeszcze nigdy

Arthur Conan Doyle

w życiu Konrad Romańczuk nie czuł

Pamiętniki Sherlocka Holmesa

się równie bezradny. Doktor Watson, przyjaciel najsłynniejszego detektywa Robert Foryś

wszech czasów, prowadzi czytelnika przez labirynt 11

Sztejer

opowiadań, w których zbrodnia przybiera różne oblicza, a Sherlock Holmes mierzy się z nią i wygrywa. ludzi

Poznajemy opracowaną przez Holmesa metodę dedukcji i obserwujemy,

już nie ma - są

jak po mistrzowsku używa jej do rozwiązania zagadki tajemniczego rytu-

tylko kanalie.

ału, niezwykłego zniknięcia Srebrnej Gwiazdy czy rzekomego morderstwa

Dobrych

Mówiono o nim,

pułkownika Barclaya. W książce jak w kalejdoskopie przewijają się pełne

że nadszedł do miasta od północy,

przygód losy genialnego detektywa – od czasów studenckich aż po szalony

prowadząc siwą klacz, uzbrojony

pojedynek z Napoleonem zbrodni, profesorem Moriartym. Jak się okazu-

w dwa miecze skrzyżowane na ple-

je, prywatne życie detektywa też skrywa niejedną tajemnicę…

cach. Sęk w tym, że w ludzkim gadaniu, rzadko jest prawda, częściej

Bożena Mann

zaś pół prawda i gówno prawda.

Pasja pokoleń. 100 lat kuchni rodziny Mannów

Z tą klaczą to akurat - to trzecie... Z mieczami zresztą też. Obrzyn po-

Oprócz przepisów na dania sprzed 100 lat, przekazy-

ręczniejszy.

wanych w rodzinie Mannów z pokolenia na pokolenie,

Nazywam się Vincent Sztejer i zabi-

8

znalazły się w niej te zbierane przez sama autorkę,

jam dla srebra. Roboty nie brakuje.

tworzone przez nią i modyfikowane.

Zagładę przetrwały właściwie tyl-

Autorka pokazała również dorobek kulturalny i naukowy kilku przed-

ko trzy gatunki: karaluchy, szczury

stawicieli Mannów: Józefa - światowej sławy śpiewaka operowego, Cecy-

i sukinsyny. Mutanci w chórkach

lii i Tadeusza - naukowców związanych z uniwersytetem w Cambridge,

u Najświętszej Panienki też raczej nie

Kazimierza - grafika i malarza, Romana - scenografa oraz twórcy wielu

śpiewają.

programów radiowych i telewizyjnych - Wojciecha Manna. nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Białe Noce >>>

Cyril Massarotto

Yves Sente,

Bóg jest moim kumplem

Grzegorz Rosiński

Trzydziestoletniemu narratorowi książki, sprzedawcy

Thorgal. Bitwa

w sex-shopie, regularnie objawia się Bóg, z którym

o Asgard

wdaje się w dyskusje utrzymane w przyjacielskim tonie. Pewnego dnia spotyka Alice, śliczną studentkę

Thorgal wyrusza na poszukiwanie

psychologii na Sorbonie i zakochuje się w niej bez pamięci. Pobierają się;

swego młodszego syna Aniela. Tym-

wkrótce przychodzi na świat ich syn Leo. Wydaje się, iż będą żyli długo

czasem przebywający w Międzyświe-

i szczęśliwie, ale szczęście trwa tylko kilka lat – do czasu, gdy Alice ginie

cie Jolan podejmuje kolejne wy-

w wypadku samochodowym. Mijają lata, a nasz bohater ciągle nie może

zwanie. Na prośbę Manthora musi

się pozbierać i ułożyć sobie na nowo życia.

zdobyć jabłko wiecznej młodości z sadu w Asgardzie. Wkrótce przyj-

William Styron

dzie mu zmierzyć się z armią olbrzy-

Samobójcza runda

mów pod wodzą Lokiego. Czy bitwa o jabłko będzie jedno-

Młodość sławnego pisarza przypadła na czasy aż

cześnie walką o sprawiedliwy, bo-

trzech wojen: II światowej, koreańskiej i „zimnej”,

ski Asgard? Jakie będą wyroki sądu

która nakazywała trzymać żołnierzy w bazach w peł-

Odyna?

nej gotowości. W autobiograficznych opowiadaniach Styron pisze o błogim dzieciństwie,

Yves Sente,

przyspieszonym dojrzewaniu, marzeniach i strachu przed śmiercią. Opi-

Giulio de Vita

suje też erotyczne przygody młodego „marine”, pędzącego samochodem

Kriss de Valnor.

przez całą noc do Nowego Jorku, by przeżyć kilka wyjątkowych chwil...

Nie Zapominam

Niewydana wcześniej w Polsce klasyka literatury amerykańskiej: mocna,

o Niczym!

wyrazista, dosadna w języku. Akcja komiksu zaczyna się wkrótce Wojciech Cejrowski

po wydarzeniach, opisanych w finale

Podróżnik WC

albumu Kriss de Valnor. Śmiertelnie ranna wojowniczka odzyskuje przy-

Drugie wydanie zbioru opowieści o przygodach Au-

tomność w pałacu Walkirii, gdzie

tora w Ameryce, który po raz pierwszy został opubli-

stanie przed sądem bogini Freji.

kowany w 1997 roku, a potem... zniknął. Zniknął dla

W wyniku procesu rozstrzygnie się,

tego, że Wojciech Cejrowski nie chciał go wznawiać. Wreszcie jednak

czy czeka ją zaszczytna wieczność,

dał się namówić. To wciąż tamte niezwykłe przygody, to wciąż egzo-

czy wieczne potępienie... Podczas

tyczny świat, dopiero odkrywany przez młodego podróżnika i opisy-

rozprawy Kriss będzie musiała opo-

wany z młodzieńczym entuzjazmem i humorem. Tamta książka zo-

wiedzieć o swych najwcześniejszych

stała jednak wzbogacona o kilka nowych opowieści i ciekawe zdjęcia,

doświadczeniach, które uczyniły ją

a Autor poprawił nieco styl. I dzięki temu czyta się ją jeszcze lepiej.

taką, jaką ją poznaliśmy. nr 3 Grudzień 2010 r.

9


KONKURSY

żki ą i s K i g r 14 Ta wie o k a r K w ja

Fotorelsaz Jcanusz)

(fot. Mate

u

Ghostwriter Piotr Stankiewicz pisze fragment książki Herty Müller

Była też szczypta wysokiej kultury

Dyskusja o przyszłości książki cyfrowej

10

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj

Szczątki (fragment)

Tej jesieni modne są róże...

Za niski na Bonda...

...co potwierdza Roma Ligocka

Jak widać Jacek Dukaj strzyże się u tego samego fryzjera co naczelny Literadaru

nr 3 Grudzień 2010 r.

11


<<< Czytaj recenzję Instytut

Andrzeja Pilipiuka nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ojciec Jakuba Wędrowycza, jeden z najpłodniejszych współczesnych polskich pisarzy, tytan pracy, honorowy członek sił kozaków astrachańskich. Muszę dodać, że mimo dość radykalnych poglądów prezentowanych również w wywiadzie, prywatnie Andrzej jest niesamowicie sympatycznym i skromnym facetem, a przy tym niezmiernie zajmującym rozmówcą. Spotkaliśmy się najpierw w nowym mieszkaniu Państwa Pilipiuków w centrum Krakowa, następnego dnia kontynuowaliśmy rozmowę na starym mieszkaniu wśród pudeł, w trakcie przeprowadzki. Zapraszam serdecznie. Piotr Stankiewicz: Ostatnio pytałem Elżbietę Cherezińską czy jest pisarką spełnioną. Czy ty jesteś spełnionym pisarzem? Andrzej Pilipiuk: Pisarz jest spełniony w momencie, kiedy stwierdzi, że naprawdę czegoś dokonał. 12

nr 3 Grudzień 2010 r.

Jak to wygląda u ciebie? A.P. W tym tempie będę spełniony za 20 lat. A co trzeba zrobić, żeby stwierdzić, że się czegoś dokonało? Trzeba napisać coś, z czego się jest zadowolonym, przy czym praktyka dnia co-


Czytaj recenzję Wyprawa łowcy >>>

Wywiad z Andrzejem Pilipiukiem

dziennego wskazuje na to, że człowiek jest najbardziej zadowolony ze swojej ostatniej książki. No chyba, że dojdzie do patologicznej sytuacji i nie jest z niej zadowolony. Potem pisze kolejną, we własnym odczuciu jeszcze lepszą i robi się taka spirala bez końca. Przypuszczam, że kiedy napisze się już

Fot. Piotr Stankiewicz

Jestem celebrytą

naprawdę dużo, to w pewnym momencie można dojść do wniosku, że napisało się już najlepsze rzeczy i można zwolnić. Kilka lat temu rozmawialiśmy o twoim nowym wówczas cyklu Oko Jelenia. Powiedziałeś, że będzie to twoje opus magnum. nr 3 Grudzień 2010 r.

13


<<< Czytaj recenzję Hemoroidy Napoleona

Tak, pamiętam, ale obecnie planuję kolejne dwa cykle, które „jeszcze bardziej będą opus magnum.”

Miałbyś szansę zostać posłem?. Gdyby ich zgromadzić w jednym miejsce i gdyby na mnie zagłosowali.

Możesz zdradzić naszym czytelnikom jakieś szczegóły związane z fabułą? Mogę powiedzieć ogólnie o fabule jednego z nich. Jest to historia chłopaka, który dotykając starych przedmiotów ma przebłyski zdarzeń z życia ich właścicieli. Będzie też o ludziach, którzy postanawiają ten dar wykorzystać. Akcja będzie mieć miejsce w Europie, w przededniu drugiej wojny światowej.

Pytam o to, bo masz za sobą start w wyborach parlamentarnych. Wiesz, że jesteś kojarzony z dość radykalnymi poglądami politycznymi? Są to poglądy zdroworozsądkowe. To inni doczepiają do nich różne łatki.

Przywodzi na myśl stylistykę powieści dla młodzieży. Jak to włąsciwie jest? Piszesz dla młodzieży, dla dorosłych, czy też książki dla młodzieży z seksem i przemocą? Piszę książki dla ludzi takich jak ja sam. Jeśli przeczyta to młodzież to powinno jej się spodobać, dorosły odbiorca z kolei nie będzie rozczarowany zbyt młodzieżowym potraktowaniem tematu. Siedzisz na dwóch koniach? Nie, po prostu staram się zachować złoty środek. Piszę książki dla odbiorcy takiego jaka ja, może jestem niedojrzały. Znasz swoich czytelników? Znam ich mnóstwo, natomiast nie wiem na ile grupa, którą znam jest reprezentatywna dla całości. Ilu masz czytelników? Patrząc na wyniki sprzedaży to kilkadziesiąt tysięcy, może więcej jeśli te książki czyta kilka osób. 14

nr 3 Grudzień 2010 r.

Być może. Jednak jest prawdą, że nie kryjesz się zbytnio ze swoimi poglądami? Dlaczego miałbym kryć swoje poglądy. Żyjemy w epoce, kiedy chwilowo dopuszczalna jest wolność słowa. Prawdopodobnie za 10 lat już tak wesoło nie będzie, więc trzeba korzystać póki się może. Jesteś politycznym pesymistą? Liczę się z tym, że kiedyś mogą mnie wsadzić za to, co obecnie piszę lub mówię. Historia świata to wahadło od totalitaryzmów do okresów mniej zamordystycznych i z powrotem. Co twoje pisarstwo ma wspólnego z Reymontem? Nic. Wiesz o co pytam? Tak. Historia jest taka. Kiedy założyłem skrzynkę mailową, jakiś fan przysłał mi list, w którym pisał: „Mistrzu, jesteś największym piewcą wsi polskiej od czasów Reymonta”. Pomyślałem, że brzmi to jajcarsko i absolutnie nikt nie weźmie tego na poważnie. Potem czytam, że Pilipiuk, ten burak, porównuje się z Reymontem. Ludziom brakuje poczucia humoru, takiego elemen-


Czytaj recenzję Incognero >>>

tarnego. Nie potrafią rozróżnić, kiedy ktoś robi sobie jaja, a kiedy robi z siebie buca. Masz wzorce literackie? Mam kilku pisarzy, którzy zaimponowali mi swoją pracowitością. Ciekawe konstrukcje fabularne dostrzegam w prozie Juliusza Verne’a, poszedłem kilkoma jego ścieżkami. Lubię Bułyczowa – jako jeden z pierwszych w naszym regionie pokazał, że fantastyka może być jajcarska. Zbyt późno poznałem prozę Aleksandra Grina, czego żałuję, bo z pewnością wywarłaby dużo większy wpływ na moje własne pisarstwo.

Z wykształcenia jesteś archeologiem. Kim jesteś z zawodu? Z zawodu jestem literatem. Żyję z pisarstwa, czasem napiszę jakiś artykuł.

Kozak Pilipiuk na tle ruin kościoła św. Katarzyny w Visby

Fot. Archiwum A. Pilipuka

Grin dość często pojawia się w wywiadach z tobą. Powiedz o nim kilka słów. Był Polakiem z pochodzenia, pisał fantastykę w carskiej Rosji i w radzieckiej. Miał pecha żyć w tym kraju. Politbiuro uznało, że pisarze odegrają znaczącą rolę w piętnowaniu religii i wierzących. Zakładano, że z Grinem, jako ateistą nie będzie problemu. Zaczynał się terror, nikt przy zdrowych zmysłach nie wchodził partii w drogę. Grin, chociaż niewierzący, otwarcie przeciwstawił się szykanowaniu wierzących. Wyrzucono go z moskiewskiego mieszkania, obłożono zakazem druku. Jego żona miała po krewnych domek na Krymie, gdzie zamieszkał. Doszło do tego, że chodził z łukiem polować na mewy. Oficjalnie umarł na raka, a prawdopodobnie z głodu. Jest to przykład człowieka, który pomimo innych poglądów,postanowił nie szkodzić bliźnim, nawet jeśli miał ponieść tego konsekwencje.

Rafał Ziemkiewicz pisał fantastykę, ale poszedł w kierunku publicystyki. Czy planujesz kiedyś pójść tą drogą? Prowadziłem kiedyś politycznego bloga, ale była to raczej próba odreagowania. Krytycznego bloga? Zdecydowanie, jestem negatywnie nastawiony do władzy. Każdej? Do większości. Masz, jak na człowieka sztuki, specyficzne podejście do pracy. Większość pisarzy potrzebuje natchnienia… nr 3 Grudzień 2010 r.

15


<<< Czytaj recenzję Zagadka Dickensa

Jedno z literackich trofeów Andrzeja Pilipiuka

Zacznijmy od tego, że nie ma czegoś takiego jak natchnienie. Są przebłyski, kiedy człowiek siądzie i od kopa napisze 40 stron przez noc. Być może są literaci głównego nurtu pracują tylko kiedy mają takie przebłyski. Ja staram się pisać na zasadzie, że jest to praca do wykonania. Jeśli jest przebłysk to się nadgania, jeśli myśli kompletnie się nie kleją to redaguje się to co się już napisało. Zawsze jest coś do zrobienia. Jest istotna różnica pomiędzy pisarzami fantastyki, a pisarzami tzw. głównego nurtu, którzy żyją z dotacji, dobrze płatnych artykułów i innego rodzaju układów. Ich zarobki nie mają związku z jakością ich pisarstwa. Nie zależy im, żeby pisać dużo i dobrze. Czy ten spór, który toczył się 13 lat temu na łamach Feniksa, to nie są od16

nr 3 Grudzień 2010 r.

grzewane kotlety? My – oni, fantastyka kontra główny nurt. Główny nurt nadal uważa się za coś nieskończenie lepszego od fantastyki. Nie jest to przypadkiem syndrom oblężonej twierdzy? Jest, ale my (fantaści) jesteśmy oblężoną twierdzą. Tymczasem, gdyby tych literatów zderzyć z rynkiem, mogłoby się okazać, że 90% idzie pracować na kasie w Biedronce, a nie pisać. Choć mogłoby być trudno, bo tam trzeba pracować. Jeszcze lepiej – zostaliby urzędnikami. My jesteśmy grupą moralnie czystą, żadne pismo fantastyczne nie bierze dotacji z ministerstwa, w przeciwieństwie do większości głównonurtowych czasopism literackich. Musimy pisać tak, żeby się sprzedać i zarobić.


Czytaj recenzję Piratki z Karaibów >>>

Czyli wy w tej oblężonej twierdzy jecie szynkę? Tak, ale ją kupiliśmy podczas gdy oblegający jedzą dostarczony za darmo kawior. Fantastyka radzi sobie na polskim rynku doskonale? Do doskonałościdaleko, ale jest dobrze. Zwróćmy uwagę, że fantastyki nikt nie lansuje w mediach, ukazuje się niewiele recenzji w prasie ogólnopolskiej. Kilku pisarzy tzw. głównego nurtu miało romans z fantastyką, jak to oceniasz? Zwykły koniunkturalizm. Pozazdrościli nam konfitur i wiernych czytelników. Wydawało im się, ze napisać fantastykę to splunąć. Niestety ich wysiłki dały bardzo marne rezultaty. Podasz jakiś przykład? Wolałbym nie, bo to prywatnie sympatyczny facet. Wspomniałeś o Vernie, czy Bułyczowie. A kogo nie należy czytać? Ja nikomu nie odradzam czytania czegokolwiek. Prywatnie mogę nie lubić prozy Doroty Masłowskiej i uważać, że jest to łajno na kółkach. Natomiast, jeśli czytanie tego sprawia komuś przyjemność to niech czyta – to jego święte prawo. Przynajmniej na razie żyjemy w wolnym kraju i jesteśmy wolnym narodem i uważam, że każdy powinien mieć prawo czytania takiej literatury, która go kręci. Wkurza mnie szum wokół Zmierzchu i jego klonów, ale powiedzmy sobie szczerze, dobrze że smarkateria czyta cokolwiek. Niech sobie czyta o wampirach.

To ciekawe, bo twój najnowszy zbiór opowiadań Wampir z M3 nawiązuje do Zmierzchu i mody na wampiry. Puszczasz oko do osób, które miały styczność z literaturą o wampirach? Ja sobie robię tam jaja ze Zmierzchu i wampirów. Nie boisz się zarzutu, że tym razem ty pozazdrościłeś komuś konfitur? Takie zarzuty się pojawią, bo się pojawić muszą. To taki kraj, gdzie im wyżej chcesz skoczyć tym więcej rąk cię przytrzyma. Polskie piekiełko. Jeden z ulubionych związków frazeologicznych Adama Michnika. Jak się coś stworzyło to się to zazwyczaj lubi… Oczywiście zazdroszczę autorce Zmierzchu nakładów i kasy. Nie można jednak powiedzieć, że natchniony jej sukcesem stworzyłem klon. Jest to książka skierowana do zupełnie innego odbiorcy i traktuje o czymś zupełnie innym. Ona napisała podniosły romans dla nastolatek, ja napisałem, mam nadzieję, komedię. Akcja rozgrywa się w PRL-u? Tak, w okresie późnego Jaruzela. Nie podaję roku, ale można wydedukować po cenach. Ważne jest, żeby uwypuklić absurdy tamtej epoki. Prosty przykład. Nestor wampirzy nosi koszulę, sprane dżinsy, przedwojenny smokinh i buty relaksy. Inne wampiry z okazji urodzin postanawiają mu kupić czarny jedwabny płaszcz. Skąd wziąć jedwab w latach 80-tych. Okazuje się, że jest. Tyle, że w pewexie i za dolary, których wampiry aktualnie nie posiadają. nr 3 Grudzień 2010 r.

17


<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń

Dobrze pamiętasz PRL? No pamiętam. Jak się komuna zawaliła miałem 15 lat. Pamiętam ten syf.

Pisałeś kontynuację Pana Samochodzika. Ile ich łącznie napisałeś? Dziewiętnaście.

Stałeś w kolejkach? Jak coś rzucili, to stała cała rodzina.

Byłeś fanem Nienackiego? Byłem. Czytałem jego książki z przyjemnością.

Różni ludzie, róznie pamiętają ten PRL. Dla jednych to syf, dla drugich czas młodości, który wspominają z rozrzewnieniem. Jest gdzieś opinia środka? To był syf. Mniejszy, lub większy, zależnie od tego, co się wtedy robiło. Ktoś kto wspomina z rozrzewnieniem PRL zwykle był w ten czy inny sposób beneficjentem tamtej sytuacji. Wracając do pisarzy, których nie należy czytać. Sienkiewicz? Jeśli ktoś lubi takie książki. Mickiewicz? Można, ale po co? Bo wieszcz. Wieszcz, który sam się nim ogłosił. Mam mu jedno za złe – wiersz Do przyjaciół Moskali. Jakich przyjaciół? Dekabrystów, którzy planowali zrusyfikować Polskę wysiedlając Polaków w głąb Polski. A list polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku też Ci się nie podoba? Uważam, że sprawy z Niemcami należało załatwić inaczej. Należało powywieszać wszystkich oficerów, a żołnierzy nie wypuszczać dopóki nie odbudowaliby kraju. Wtedy moglibyśmy mówić o postawach do pojednania. 18

nr 3 Grudzień 2010 r.

Te pornograficzne też? Te pornograficzne szczególnie! (śmiech) Mówiąc jednak poważnie, te dorosłe książki Nienackiego przedstawiają raczej mizerną wartość. Miał z kolei duże wyczucie w kwestii tego, co chciała czytać młodzież Jak doszło do tego, że zacząłeś pisać te kontynuacje? Przede mną te kontynuacje pisał ktoś inny. Kiedy to przeczytałem, stwierdziłem, że nawet ja zrobiłbym to lepiej. Później przez znajomego dowiedziałem się, że wydawnictwo szuka kogoś kto będzie pisał dalej. Jak to wspominasz ten okres? Bardzo dobrze. To była ciekawa fucha. To były też pierwsze poważne pieniądze z pisania. Dużo się nauczyłem. Ponadto zyskałem pewną swobodę, dzięki której mogłem szlifować swoje inne pomysły, z których żyję teraz. Jak poważne pieniądze? Pisząc 3 do 4 książek rocznie zarabiałem 2/3 tego co mój ojciec na dobrym stanowisku. A artystycznie się spełniałeś? Jak z każdą kontynuacją. Było to dopisywanie ciągu dalszego do cudzych utwo-


Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>

Nelsona Kropla krwi

trzecia Odsłona

rów. Starałem się zrobić to najlepiej jak potrafiłem. Zdecydowanie wolę własne fabuły. W te wakacje byłeś z rodziną na Gotlandii w ramach badań do kolejnej książki. Czy tzw. reaserch zajmuje Ci dużo czasu. Wiem, że do cyklu Oko Jelenia przerobiłeś mnóstwo książek historycznych. To była straszna kobyła. Półka na książki potrzebne mi do pisania Oka miała 140 cm długości. Wiem, bo sam robiłem. Moją ambicją było napisanie książki z wiernie odwzorowaną ówczesną rzeczywistością. Na tyle, mam nadzieję, że jeśli ją Skórzana torba zrobiona własnoręcznie przeczyta zawodowy historyk, to przez Andrzeja Pilipiuka w prezencie dla żony stwierdzi, iż jest to dobrze odrobiona lekcja. Chciałem odwiedzić wszystkie miejsca, w których dzieje się akcja. Jeśli jakiegoś nie udało mi się A jak to jest ze zbiorami opowiadań? odwiedzić, modyfikowałem fabułę, aby To takie „the best of Pilipiuk”? uniknąć pułapek związanych z własną Są pomysły o różnym ciężarze fabuniewiedzą. larnym. Są pomysły, które nadają się na zrobienie z nich powieści. Są pomysły, Masz ulubionych bohaterów swoich które nadają się na jajcarskie opowiaksiążek? Tomek Paczenko? Jakub Wędro- danie o Wędrowyczu, są z kolei takie, wycz? Kuzynki Kruszewskie.? które są za dobre na Wędrowycza, jedNie mogę powiedzieć, że któregoś boha- nocześnie nie da się zrobić z nich potera nie lubię. W każdego tchnąłem życie, wieści. pracowałem nad nim, wymyślałem. Najpopularniejszy jest Wędrowycz i najlepiej się Czy gdybyś nie dostawał za to pienięsprzedaje, choć napisałem dużo lepszych dzy to wciąż byś pisał? książek.Mój przyjaciel, rosyjski pisarz AnMam jakieś tam potrzeby artystyczne, driej Bielanin, powiedział, że Jakub Wę- dlatego robię rzeczy ze skóry i coś tam sobie drowycz to polska odpowiedź na Conana dłubię. Pewnie dlatego też zacząłem pisać. Barbarzyńcę. Gdybym nie miał z tego pieniędzy, wracając nr 3 Grudzień 2010 r.

19


<<< Czytaj raport Kłamstwa, wierutne kłamstwa i statystyki

do pytania, pewnie bym pisał tylko, że dużo mniej. Albo lepił ludki z gliny. Mam kilka plotek na Twój temat. Będę prosił o dementi lub potwierdzenie. Wieść gminna miesie, że wyzwałeś na pojedynek pewnego polskiego pisarza. To nie jest pisarz. Po prostu facet bardzo mi dopiekł, kreując się na wielkiego literata. Zaproponowałem mu pojedynek pisarski, dajmy sobie rok i zobaczymy, kto napisze lepsza książkę. Czyli nie miał to być pojedynek na szable czy pistolety? Nie, jednak mimo to wyzwany do pojedynku się nie stawił, usłyszałem jedynie kolejną porcję bluzgów. Nie padło zatem: „bądź zdrów Andrzeju, a tak się żegnają nie wrogi…”? Pomyliłem się sądząc, że mam do czynienia z człowiekiem o elementarnym poczuciu honoru. Podobno robisz różne alkohole i nalewki. Trochę eksperymentowałem. Umiesz robić bimber? Jasne. Czy to prawda, że jesteś w stanie zrobić większość napraw w domu? Jesteś złotą rączką? Jest to dla mnie zupełnie naturalne. Biorę narzędzia i robię, każdy mężczyzna powinien te rzeczy umieć zrobić. Raz wyjdzie lepiej, raz gorzej. 20

nr 3 Grudzień 2010 r.

Część czytających nas mężczyzn poczuje się pewnie niezręcznie. To niech aspirują! Czy masz w szafie mundur pradziadka, carskiego policjanta? Napisałeś o tym, w którymś felietonie. Robiłem sobie jaja, felieton był dla jaj. Chociaż szkoda, byłoby co włożyć w święto. Dlaczego zamieszkałeś w Krakowie. Jesteś warszawiakiem, czujesz się też krakusem? Krakusami będą moje wnuki. Krakusem zostaje się w trzecim pokoleniu, warszawiakiem po trzech tygodniach. Żona jest z Krakowa, mieszkania były tu tańsze. Wykonujesz zawód, który mógłbyś uprawiać gdziekolwiek, np. w Białowieży. Lubię miasto, poza tym często potrzebuję konkretną książkę w trybie napadowym. Na wsi trochę ciężej o pewne wygody. Kto wie, może kiedyś zamieszkam na wsi. Gdzie? W Wojsławicach (wieś na lubelszczyźnie, miejsce akcji opowiadań o Jakubie Wędrowyczu). Tam mam przyjaciół, tam mam wrogów. Wszystko na miejscu i obcykane. Masz sentyment do tego miejsca? Zdecydowanie. Wojsławice to moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. Twoja córka ma 6 lat, czytasz jej własne książki? Moje książki sa zbyt ponure. Łucja powoli zaczyna czytać książeczki dla dzieci i komiksy.


Czytaj recenzję Saga Sigrun>>>

Myślisz, że Łucja będzie już czytać tylko książki elektroniczne? Prawdopodobnie tak. Ciężko powiedzieć, w którą stronę pójdzie ta rewolucja. Już dużo wynalazków miało zniszczyć książkę. Papierowa książka raczej nie zniknie. Pojawianie się nowych wynalazków jest nieuniknione.

Jakub Wędrowycz i jego najlepszy przyjaciel Semen Korczaszko, bohaterowie najsłynniejszego cyklu Andrzeja Pilipiuka

Twoje książki można przeczytać w wersji elektronicznej? Empik prowadzi sprzedaż ebooków. Oczywiście jest jeszcze ta hołota, która sciąga wszystko z sieci. Gdyby nie ci ludzie, miałbym mniejsze problemy ze spłacaniem kredytu. Nasze społeczeństwo zmierza do stanu powszechnego piractwa. Ja żyję z tego, że książki udaje mi się sprzedać. Jakie masz plany na najbliższy rok? Planuję wydać cztery książki, chcę uchylić się przed kosą podatku VAT, która uderzy w rynek. Zbliża się wspomniany tutaj zbiór opowiadań o wampirach, planuję dwa kolejne tomy Oka Jelenia. Na jesień planuję kolejny zbiór opowiadań. Spotkania z czytelnikami mają sens merkantylny? Nie mają absolutnie sensu z tego punktu widzenia. Jest to przekonywanie przekonanych. Natomiast uważam, że ludzie chcą spotkać się i pogadać z pisarzem na żywo i mają do tego prawo.

Jesteś jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych pisarzy, na pewno wśród pisarzy spod znaku szyldu Fabryka Słów. Nie przesadzałbym z tym. Wywiady ze mną nie pojawiają się raczej w kolorowych pismach. P.S. Literadar jest kolorowy. A.P. Zatem jestem celebrytą. nr 3 Grudzień 2010 r.

21


<<< Czytaj recenzję Co u pana słychać?

O zdradliwości zapożyczeń (2)

Czy menedżer to menażer? Alternatywa to ‘dwie możliwości’ Maciej Malinowski jest mistrzem ortografii polskiej (katowickie „Dyktando”), autorem książek „(...) boby było lepiej. Mistrz polskiej ortografii pokazuje, jak trudna jest polszczyzna, i namawia językoznawców do... zmian w pisowni (Kraków 2002 r.); „Obcy język polski” (Łódź 2003 r.) oraz „Co z tą polszczyzną?” (Kraków 2007 r.). Od 2002 r. prowadzi rubrykę językową w ogólnopolskim tygodniku „Angora”.

Coraz częściej używa się określenia „menedżer” na kogoś, kto jest „menażerem”, czyli ‘osobą zajmującą się organizowaniem występów estradowych albo imprez sportowych, kierującą sprawami administracyjnymi artystów lub sportowców, dbającą o ich interesy’. Nie wszyscy też wiedzą, że kiedy chodzi o ‘dwie możliwości, dwa wyjścia’, mówi się „alternatywa”, a nie... „dwie alternatywy”…

Angielski wyraz manager należy do tych zapożyczeń, które zaadaptowaliśmy do polszczyzny w postaci fonetycznej (tzn. tak jak się je wymawia), a nie graficznej (czyli tak jak się zapisuje). Dopuszczalne dwie wersje wymowy: [menedżer] albo [menadżer], sprawiły, że spotyka się zarówno pisownię menedżer, jak i menadżer (obydwie − obok manager − odnotowuje Wielki słownik ortograficzny PWN, a także Uniwersalny słownik języka pol22

nr 3 Grudzień 2010 r.

skiego PWN). Niepoprawne są natomiast formy maneger, menager, manadżer, manedżer. Ale mamy też w polszczyźnie słowo menażer wywodzące się z francuskiego ménager. Spróbujmy odpowiedzieć na tytułowe pytanie, czy menedżer (menadżer) to menażer (ménager). Otóż dziś coraz częściej używa się określenia menedżer (znaczącego przede wszystkim ‘dyrektor, organizator, zarządca wielkiego przedsiębiorstwa lub jego części’) na kogoś, kto jest menażerem, czyli ‘osobą


Czytaj recenzję Gra Filary Ziemi>>>

zajmującą się organizowaniem występów estradowych albo imprez sportowych, kierującą sprawami administracyjnymi artystów lub sportowców, dbającą o ich interesy’ (inaczej ‘impresario’), np. Pan X jest menedżerem naszej grupy, wszystko załatwi – mówi piosenkarka Kayah; W sprawie terminu występu w Kielcach proszę się skontaktować z moim menedżerem – radzi satyryk Marcin Daniec. Znalazło to odbicie w słownikach i wydawnictwach poradnikowych. Wyrazem menedżer/menadżer możemy się już posłużyć w znaczeniu przysługującym dotąd terminowi menażer (ciekawe, że o dyrektorze przedsiębiorstwa nie powie się raczej menażer). Według prof. Mirosława Bańki z Wydawnictwa Naukowego PWN nie było powodu sztucznie dzielić tych zapożyczeń, ponieważ także Anglicy coraz częściej posługują się rzeczownikiem manager, kiedy mają na myśli ‘kogoś, kto organizuje jakieś występy’. Zresztą tak samo (w dwóch znaczeniach) funkcjonuje to słowo we francuszczyźnie. *** Wydawać by się mogło, że wyraz alternatywa, tak zadomowiony w języku polskim, nikomu nie powinien sprawiać kłopotu, jeśli chodzi o poprawne jego użycie. Tymczasem nie raz i nie dwa łatwo się przekonać, że tak nie jest. Jakiś student nie miał alternatywy i musiał zdać egzamin, a ktoś inny miał dwie alternatywy: albo pojechać na dłużej nad polskie morze, albo na tydzień za grani-

cę. Tymczasem alternatywa, słowo przejęte przez nas z łaciny (alternare ‘rozważać kolejno’), oznacza ‘konieczność wyboru jednej z dwóch wykluczających się możliwości; albo... albo’. A zatem jeśli ktoś mówi, że ma przed sobą dwie alternatywy, to w istocie znaczy, iż może wybierać aż z czterech możliwości! W przytoczonych przykładach należało się rzecz jasna posłużyć wyrazami wyjście, możliwość: Student nie miał wyjścia i musiał zdać egzamin oraz Ktoś miał dwie możliwości: pojechać na dłużej nad polskie morze albo na tydzień za granicę. Zdaniem prof. Jana Miodka kłopotów z alternatywą nie ustrzegł się nawet Melchior Wańkowicz, który w jednym z wydań tygodnika „Kultura” (z 1969 r.) napisał: Mogły być tylko dwie alternatywy: albo plagiat jest nieudolny i sczeźnie, albo nosi w sobie znamiona twórczości i wówczas pratwórcę ogarnia nie uczucie urazy, tylko radosnego koleżeństwa. Ale w „biblii” pisarzy i dziennikarzy, czyli Wańkowiczowej Karafce La Fontaine’a (Wydawnictwo Literackie, 1984 r., rozdział „W obronie plagiatu”, t. II, s. 113), wszystko jest już w porządku − zamiast dwóch alternatyw mamy dwie możliwości: Ci pisarze z wielkopańskim lekceważeniem patrzyli na plagiat. Bo mogły być tylko dwie możliwości: albo plagiat jest nieudolny i sczeźnie. Albo nosi w sobie znamiona twórczości i wówczas pratwórcę ogarnia nie uczucie urazy, tylko radosnego koleżeństwa. Maciej Malinowski nr 3 Grudzień 2010 r.

23


<<< Czytaj recenzję Słomiana wdowa

, a w t s Kłam e n t u r e wi a w t s m kła

Liczb

i k y t s y i stat tekst lniewicz Paweł Wo

BiblioNETtka jest największym w Polsce portalem społecznościowym poświęconym czytelnictwu. Ma 100 tysięcy zarejestrowanych użytkowników, którzy wystawili łącznie blisko 4 miliony ocen ponad 150 tysiącom książek! Postanowiliśmy przyjrzeć się temu, jak kształtują się te oceny pod kątem płci oceniających użytkowników. Powszechna opinia jest taka, że kobiety czytają więcej i chętniej. Tylko 36% zarejestrowanych użytkowników biblioNETki to mężczyźni, a wystawili oni 30% wszystkich ocen. Statystyczny Adam ocenił 14 książek mniej niż statystyczna Ewa. Schowek (użytkownicy umieszczają w nim książki, które 24

nr 3 Grudzień 2010 r.

zamierzają dopiero przeczytać lub nabyć) też ma mniejszy. Czyli nie dość, że faktycznie mężczyźni czytają mniej, to i plany na przyszłość mają skromniejsze. Jednak cztery pierwsze miejsca na liście najwięcej oceniających użytkowników zajmują mężczyźni. Właścicielem najbardziej spuchniętego schowka też jest mężczyzna. A co czytają nasi statystyczni użytkownicy? Panie najczęściej czytają literaturę dziecięcą i młodzieżową, współczesną zagraniczną i fantasy. Panowie zaś wybierają najczęściej fantasy, współczesną zagraniczną i science-fiction. Skąd ta literatura dziecięca? Może to mamy czytają książki dzieciom, a może większość biblioNETkowiczek to


Czytaj recenzję Ja inkwizytor >>>

osoby młode, które nie wyrosły jeszcze z literatury młodzieżowej. Czy są typowo kobiece lub męskie gatunki?

ba ocenionych książek i książek w schowku

Zdecydowanie tak. Wśród romansów jest prawie trzynastokrotna nadreprezentacja kobiet, a w przypadku techniki przewaga mężczyzn jest prawie trzydziestokrotna. Inne typowo męskie gatunki to astronomia, matematyka, historia, science-fiction, komiks i literatura przygodowa. Ale i tym razem są wyjątki, które wyłamują się regułom. To mężczyzna ocenił najwięcej romansów (ponad 1500), z kolei inny ocenił ponad 150 romansów, prawie wszystkie na 6. Jaką literaturę cenią sobie najwyżej panie? Tu niespodzianka, bo jest to matematyka! To jedyny gatunek ze średnią powyżej 5, ale po piętach depczą jej geografia i religia. Panowie najlepiej oceniają geografię i matematykę. Na drugim końcu skali jest zgodność -najmniej lubiany gatunek to klasyka polska. Najwyraź-

Wszystkie ksią żki zarejestrow ane w bazie biblioN ETki przyporz ądkowane są do konkretn ych gatunków. Poniżej lista biblioNET kowych gatunk ów, którą zamieszczamy w celu lepszej orientacji w tekście:

klasyka obca satyra thriller/sensacja /kryminał sztuka hobby nauki społeczne geografia historyczna religia publicystyka lit eracka i eseje horror popularnonauko wa fantasy literatura faktu filozofia i etyka nauki przyrodn icze przygodowa komiks matematyka historia science fiction astronomia, astr ofizyka technika romans literatura dzieci ęca/młodzieżow a literatura współ czesna polska literatura współ czesna zagranic zna poezja biografia/autob iografia/pamiętn ik utwór dramatyc zny językoznawstwo, nauka o literatur ze klasyka polska nr 3 Grudzień 2010 r.

25


<<< Czytaj recenzję Biel Nocy

niej zarówno chłopcy, jak i dziewczynki nie lubią lektur. Panowie równie mało cenią też romanse. Z literatury pięknej mężczyźni najlepiej oceniają literaturę faktu, fantasy i poezję, a kobiety fantasy, komiks i poezję. Gdy porównamy oceny stawiane poszczególnym gatunkom przez kobiety i mężczyzn to największa różnica jest w ocenie romansów, techniki i religii. Ciekawostką jest, że kobiety oceniają lepiej większość kategorii. Mężczyźni mają lekką przewagę wysokości ocen w literaturze klasycznej i współczesnej, zarówno polskiej jak i zagranicznej oraz w hobby, naukach społecznych i astronomii. Jednak średnia ocen dla kobiet i mężczyzn jest prawie identyczna i wynosi 4,56. Oprócz średniej oceny, ważny jest jeszcze rozrzut ocen kobiet i mężczyzn. Większy rozrzut ocen świadczy o tym, że książka, czy gatunek wzbudza większe kontrowersje pomiędzy męskimi, a damskimi użytkownikami. Są książki, w których różnica ocen pań i panów jest bardzo wyraźna. Z popu26

nr 3 Grudzień 2010 r.

larnych książek najbardziej taka różnica jest widoczna w Nad Niemnem. Najwyraźniej romans historyczny jako lektura obowiązkowa to nie jest to, co młodzieńcy lubią najbardziej. Zdecydowanie preferują dobre science-fiction, jak Opowieści o pilocie Pirxie, w przeciwieństwie do dziewcząt, które uwielbiają Lucy Maud Montgomery. Jak zwykle są też wyjątki. Kto by pomyślał, że Izaurę panowie oceniają lepiej niż panie? Od niektórych książek panowie trzymają się z daleka. Spośród tych, które oceniło co najmniej sto osób,prawie dwieście pozycji ma oceny wyłącznie od kobiet. W większości jest to literatura młodzieżowa i romanse. Wyłącznie kobieca rekordzistka ma prawie 600 ocen! Panie nie są tak wybredne i poczytują też literaturę uznawaną za bardziej męską. Najbardziej popularna książka oceniana przez samych mężczyzn ma tylko 26 ocen i jest thrillerem.


Czytaj recenzję Klimatyczna katastrofa >>>

Przyjrzyjmy się teraz preferencjom kobiet i mężczyzn dotyczącym konkretnych tytułów. Poniżej TOP 5 książek według płci.

godowa. W czołówce listy dla pań nie ma tak wyraźnej przewagi. Wszystkich Państwa zachęcamy do odwiedzenia portalu www.biblionetka.pl i dołą-

W czołówce listy książek najlepiej ocenianych przez mężczyzn są głównie pozycje tradycyjnie pojmowane jako typowo męskie: fantasy, science-fiction, literatura przy-

czenia do oceniających. Ciekawą opcją może też być poszukanie osób o podobnych do naszych własnych, gustach literackich. Być może czytali oni coś, co Wam umknęło. Nr 3 Grud

zień 2010

r.

Ściągnij interaktywną wersję Literadaru w PDF! nr 3 Grudzień 2010 r.

27


<<< Czytaj recenzję Avatar Jamesa Camerona

Szczątki Belinda Bauer

Tytuł oryginału: Blacklands Autor przekładu: Agnieszka Kwiatkowska Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Data wydania: 4 listopada 2010 r. Ilość stron: 280 ISBN: 978-83-7648-501-0 Oprawa: miękka Format: 140 x 205 mm Cena: 29,00 zł

28

nr 3 Grudzień 2010 r.


Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

Nr 3 Grudzień

2010

Rozdział 1 Park Narodowy Exmoor ociekał brudnymi paprociami, szorstką odbarwioną trawą, kłującymi janowcami i zeszłorocznymi wrzosami, tak czarnymi, że wyglądały jakby padły ofiarą ognia, który strawiwszy drzewa, zostawił wrzosowisko na pastwę chłodu i zimy. Mżawka sklejała bliski horyzont, rozmazane niebo i niewyraźną ziemię w szary kokon, otulający jedyny wyraźny kształt – dwunastoletniego chłopca z łopatą w rękach, w gładkich nieprzemakalnych spodniach, ale bez kapelusza. Chociaż padało już trzeci dzień, korzenie trawy, wrzosów i janowca nadal uparcie broniły dostępu do ziemi. Steven, niewzruszony, uderzył po raz drugi, z całej siły. Tym razem zostawił znak. Drobny ślad ingerencji człowieka w potęgę natury. Zanim powstał następny rowek, pierwszy wypełnił się wodą i zniknął. Shipcott tonęło w deszczu. Trzej chłopcy, z rękami głęboko wbitymi w kieszenie, ukrywszy twarze pod kapturami, przygarbieni pod chłostą ciężkich kropli, szli przed siebie, jakby zamierzali wyjść spod chmur deszczowych. Tyle że nie mieli się dokąd śpieszyć, więc od czasu do czasu przystanęli, to się zaśmiali, to któryś zaklął bez powodu, ot, po to, by świat nie zapomniał o ich obecności, o ich oczekiwaniach. Ulica, wąska i kręta, latem pełna była turystów, którzy z uśmiechem patrzyli na tarasy zdobione malunkami, przedstawiającymi morskie krajobrazy, na drzwi otwierające się prosto na chodnik, na oryginalne okiennice. Tymczasem teraz, w deszczu, z różowych, żółtych i błękitnych domów zostało tylko poszarzałe wspomnienie słońca, azyl dla tych, którzy nie mogli wyjechać, bo byli za starzy, za młodzi albo zbyt biedni. Babcia Stevena jak zwykle patrzyła przez okno. Urodziła się jako Gloria Manners. Została żoną Rona Petersa, później mamą Lettie, a w końcu mamą Lettie i Billy’ego. Potem długi czas była biedną panią Peters. A po jakimś czasie – babcią Daveya i Stevena. Mimo wszystko jednak wciąż była przede wszystkim biedną panią Peters i nic nie mogło tego zmienić, nawet fakt, że miała wnuki. Na szybie nad zazdrostką deszcz zostawił krople wody. W domu po drugiej stronie ulicy już zapalono światło. Dachy były tak samo różnorodne jak ściany: jedne kryte dachówką, inne płaskim szarym łupkiem, odbijającym wodniste niebo. Nad nimi rysował się szczyt pokrytego wrzosowiskiem wzgórza, ledwo widoczny przez mgłę, z tej odległości łagodnie zaokrąglony. Z pokoju z centralnym ogrzewaniem, skąd dobiegało gwizdanie czajnika, w którym gotowała się woda, wyglądał właściwie całkiem niewinnie. Najniższy z chłopców uderzył płasko rozłożoną dłonią w szybę, babcia Stevena skuliła się przestraszona. Wszyscy trzej roześmiali się głośno i pobiegli, choć nikt nie zamierzał ich gonić, a oni o tym doskonale wiedzieli. - Purchawa! – wrzasnął jeden z podrostków. Trudno powiedzieć, który z nich. Przez te kaptury. Lettie wpadła do pokoju zaalarmowana, oddech ugrzązł jej w krtani. - Co to było? nr 3 Grudzień 2010 r.

29

r.


<<< Czytaj recenzję Przemytnik

Babcia Stevena, znowu wpatrzona w okno, nawet się nie odwróciła do córki. - Herbatę zaparzyłaś? – spytała. Steven wracał z wrzosowiska. Kurtkę zarzucił na ramię, z mokrej koszulki unosiła się para. Był zmęczony. Ścieżka wydeptana między wrzosami przez liczne pokolenia zmieniła się w strugę błota. Chłopiec przystanął. Na drugim ramieniu niósł zardzewiałą łopatę, opartą jak strzelba. Spojrzał w dół, na miasteczko. Latarnie już zapalono. Poczuł się niczym anioł, obserwujący z nieba ciemniejące zabudowania, albo przybysz z kosmosu, górujący nad nieistotnymi sprawami nieważnych istot żyjących tam, w dole. Nagle zobaczył na mokrej drodze trzy kaptury. Odruchowo przykucnął. Ukrył łopatę za kamieniem, obok omszałego drewnianego płotu. Narzędzie było zardzewiałe, ale nigdy nie wiadomo, co się komu przyda, a do domu zabrać go nie mógł, bo wtedy zadawano by mu pytania, na które nie chciał, a także nie śmiał odpowiadać. Zbliżył się do domu wąskim przejściem, prowadzącym wzdłuż bocznej ściany. Zaczynało mu się robić zimno, dygotał, ściągając sportowe buty, które trzeba było koniecznie opłukać pod kranem ogrodowym. W zasadzie były białe, z niebieskimi błyskawicami. Mama by się wściekła, gdyby je zobaczyła w takim stanie jak teraz. Chłopiec pocierał buty kciukami i wyciskał z nich błoto, aż można było powiedzieć, że są po prostu brudne, nic więcej. Wtedy otrząsnął je mocno. Brązowa woda zbryzgała boczną ścianę, lecz deszcz szybko zmył ślady. Grube szare skarpetki Stevena również całkowicie przemiękły. Ściągnął je ze stóp, zdumiewająco białych i lodowato zimnych. - Jesteś całkiem mokry. Matka chłopca wyjrzała przez tylne drzwi. Twarz miała ściągniętą, ciemnoniebieskie oczy chmurne jak morze na północy, a włosy koloru słomy ściągnięte w praktyczny kucyk. Cofnęła się przed spadającymi z góry kroplami. - Deszcz mnie złapał. - Gdzie byłeś? - Z Lewisem. Pół kłamstwa, ale i pół prawdy. Był z Lewisem – zaraz po szkole. - Co robiliście? - Nic. No i w ogóle, wiesz. Z kuchni dobiegł głos babci: - Powinien wracać do domu od razu po szkole! Matka przyjrzała się Stevenowi, przemoczonemu do nitki. - Te buty na Gwiazdkę były całkiem nowe. - No tak... Postarał się wyglądać na zbitego z tropu. To często skutkowało. Matka westchnęła. - Podwieczorek na stole. Steven jadł najszybciej, jak śmiał, i jak najwięcej. Lettie stała przy zlewie, paliła papierosa i strącała popiół do sitka odpływu. W starym domu, zanim się przeprowadzili do babci, 30

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Twoje serce należy do mnie >>>

mama siadała przy stole razem z nim i Daveyem. Wtedy jadła. I rozmawiała. Teraz zawsze miała zaciśnięte usta, nawet kiedy trzymała w nich papierosa. Davey zlizał ketchup z cząstek pieczonych ziemniaków, po czym starannie ułożył je na krawędzi talerza. Babcia kroiła rybę w panierce na małe kawałki i każdy podejrzliwie oglądała, zanim włożyła go do ust. - Mamo, coś nie tak z tą rybą? – Lettie strąciła popiół wyjątkowo energicznie. Steven zerknął na nią nerwowo. - Szukam ości. - To filet. Tak było napisane na pudełku. Filet z flądry. - Zawsze coś przepuszczą. Ostrożności nigdy za wiele. Na długi czas zaległa cisza. Steven słuchał odgłosów rozdrabniania jedzenia, obijających mu się w głowie pustym echem. - Davey, zjedz ziemniaki. Davey się skrzywił. - Strasznie mokre! - Trzeba było o tym pomyśleć, zanim je oblizałeś ze wszystkich stron. Zgadza się? Zgadza się?! Steven przestał gryźć, widelec babci zazgrzytał na talerzu. Lettie w jednej chwili znalazła się przy Daveyu, podsunęła mu pod nos rozmoczony kawałek ziemniaka. - Jedz! Davey potrząsnął głową, bródka mu zadrżała. - Te dzisiejsze dzieci! – wycedziła babcia. – Grymasy przy stole! Jedzenie im nie smakuje! Lettie schyliła się gwałtownie i przyłożyła chłopcu otwartą dłonią w gołe udo, tuż przy brzegu krótkich spodenek. Steven patrzył, jak biały ślad natychmiast czerwienieje. Kochał brata, ale zawsze z dreszczykiem emocji obserwował, gdy ktoś wpadał w tarapaty, a teraz, patrząc, jak matka wyrzuca Daveya z kuchni i ciągnie po schodach, wrzeszcząc na niego cały czas, odniósł wrażenie, że został w pewien sposób uhonorowany – oszczędzono mu bezpośredniej konfrontacji z gniewem matki. Bóg świadkiem, i tak stanowczo zbyt często odreagowywała na nim zdenerwowanie na babcię. Tymczasem właśnie zyskał dowód na coś, na co już od jakiegoś czasu miał nadzieję: Davey, skończywszy pięć lat, wreszcie dojrzał do przejęcia części kar, a miał co przejmować, bo kary były częste i dotkliwe. Na dodatek matka nie grzeszyła nadmiarem cierpliwości, a w oczach Stevena kara spadająca na dwóch to kara o połowę mniejsza. Niekiedy nawet udawało się jej całkiemuniknąć. Babcia w dalszym ciągu jadła, choć najwyraźniej każdy kęs przypominał stąpanie po polu minowym. Nawet gdy szloch Daveya przycichł, Steven w dalszym ciągu starał się pochwycić spojrzenie babci, i w końcu mu się to udało. Przewrócił oczami, jakby dzielił z nią ciężar wychowywania podłego bachora i jakby to doświadczenie ich zbliżało. - Nie jesteś lepszy – oświadczyła babcia i znów skupiła się na rybie. Steven poczerwieniał. Nieprawda! Właśnie że był lepszy! Gdyby tylko zdołał to babci udowodnić... Wtedy wszystko by się zmieniło! nr 3 Grudzień 2010 r.

31


<<< Czytaj recenzję Lód i woda, woda i lód

Oczywiście, winien był Billy, jak zwykle. Steven wstrzymał oddech. Słyszał, jak matka zmywa naczynia, docierało do niego pobrzękiwanie talerzy pod wodą i to, jak babka je wyciera – szurnięcia szkła zdejmowanego z suszarki. Powoli otworzył drzwi do pokoju Billy’ego. Na spotkanie wyszedł mu słodki zapach stęchlizny, trochę przypominający ten, jaki roztacza zapomniana pod łóżkiem pomarańcza. Wszedł do środka, drzwi zamknęły się za nim z lekkim kliknięciem. Zasłony, jak zwykle zaciągnięte, miały ten sam deseń w niebiesko-granatową kratę, co narzuta na łóżku, i potwornie się gryzły z dywanem w brązowe wiry. Na podłodze stała niedokończona stacja kosmiczna z klocków lego. Od poprzedniej wizyty Stevena w tym pokoju przybyła pajęczyna, wyglądająca na prowizoryczne stanowisko dokowania. Pająk czyhał na kosmiczne muchy z wszechświata ciemnej sypialni. Nad łóżkiem wisiał na ścianie niebiesko-biały szalik – barwy drużyny Manchester City. W chłopcu zakiełkowała znajoma mieszanka politowania i złości na Billy’ego: wujek stale trzymał stronę przegranych, nawet po śmierci. Steven wślizgiwał się tu czasem, wiedziony nadzieją, całkiem jakby Billy mógł wrócić po latach i wyszeptać krewnemu do ucha ważne tajemnice czy podsunąć rozwiązanie zagadki. Siostrzeńcowi, który już świętował jedne urodziny więcej niż niegdyś on sam. Chłopiec już dawno stracił nadzieję, że znajdzie tu jakikolwiek trop. Z początku wyobrażał sobie z lubością, że wujek Billy przekazuje mu jakieś dowody na to, że przewidywał własną śmierć. Na przykład zagięty róg kluczowej kartki w „Pięciorgu wspaniałych” albo inicjały A.A., wydrapane w drewnianym blacie szafki nocnej lub może klocki lego ułożone jak wskazówki kompasu, a do tego znak X w odpowiednim miejscu. Cokolwiek, co by spostrzegawczemu chłopcu pozwoliło odkryć jakiś ślad i rozszyfrować tajemnicę. Nie było jednak nic. Tylko ten zapach starości i gorycz smutku. I szkolna fotografia szczupłego dziecka o jasnych włosach, różowych policzkach, krzywych zębach i niebieskich oczach, ściśniętych w szparki nad szerokim uśmiechem. Sporo czasu minęło, nim Steven uświadomił sobie, że zdjęcie musiało zostać postawione później. Przecież żaden normalny chłopak w tym wieku nie będzie trzymał na szafce nocnej własnej fotografii, jeśli nie przedstawia go ona z jakąś gigantyczną rybą albo innym trofeum. Przed dziewiętnastu laty ten zwykły jedenastolatek, pewnie bardzo podobny do Stevena, znudził się budową stacji kosmicznej i wyszedł na dwór w ciepły letni wieczór. Najwyraźniej, co było w najwyższym stopniu irytujące, nie miał pojęcia, że już nie wróci, nie posprząta zabawek i nigdy nie będzie machał swoim szalikiem Manchester City przed telewizorem w niedzielne popołudnie. A nawet nie pościele łóżka, które jego matka, babcia Stevena, pościeliła dużo później. Jakiś czas po dziewiętnastej piętnaście, kiedy to pan Jacoby z pobliskiego sklepiku sprzedał mu paczkę drażetek czekoladowych, wujek Billy opuścił świat dziecinnych mrzonek i wszedł w rzeczywistość dojrzałego koszmaru. Na przestrzeni dwustu metrów pomiędzy sklepem a własnym domem, dwustu metrów, które przemierzał codziennie rano, idąc do szkoły, i po południu, wracając do domu, na tych dwustu metrach wujek Billy po prostu zniknął. 32

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Zielone drzwi >>>

Gloria Peters czekała na syna do dwudziestej trzydzieści, następnie wysłała na poszukiwania Lettie, a o dwudziestej pierwszej trzydzieści, kiedy zaczęło się ściemniać, wyszła sama. Latem dzieci bawiły się na dworze dłużej niż zimą i później chodziły spać. A gdy mieszkający po sąsiedzku Ted Randall napomknął, że warto byłoby zawiadomić policję, matka Billy’ego stała się biedną panią Peters. Biedna pani Peters – wdowa po panu Petersie, który sześć lat wcześniej zginął w bezsensownym wypadku, bo jadąc na rowerze, zachwiał się i trafił pod koła autobusu kursującego do Barnstaple – czekała na powrót Billy’ego. Z początku czekała przy drzwiach. Stała w progu od rana do nocy, dzień w dzień przez cały miesiąc, ledwo zauważając czternastoletnią Lettie, która mijała ją, wychodząc do szkoły, a potem z niej wracając, punktualnie o piętnastej pięćdziesiąt, żeby nie martwić matki jeszcze bardziej, o ile coś takiego było w ogóle możliwe. Wraz z pogorszeniem pogody biedna pani Peters przeniosła się do okna, skąd widziała ulicę. Zaczęła przypominać psa w czasie burzy: miała oczy szeroko otwarte, była czujna i spięta. Każdy ruch na drodze powodował u niej przyśpieszone bicie serca, tak mocne, że aż się kurczyła. Potem, gdy już nawet największym wysiłkiem wyobraźni nie dało się pomylić pana Jacoby’ego, SallyBlunkett czy bliźniaków Tithecott z jedenastoletnim dzieciakiem o rumianych policzkach i krótko ściętych blond włosach, w sportowych butach Nike i z dobrze napoczętą paczką drażetek czekoladowych w dłoni, przyszło odrętwienie. Lettie nauczyła się gotować, sprzątać i siedzieć w swoim pokoju, żeby nie widzieć matki wpatrzonej w drogę. Zawsze podejrzewała, że Billy jest dla matki ważniejszy, a teraz, gdy zniknął, a matka nie znalazła w sobie siły, by nadal skrywać ten fakt, zyskała pewność. I tak Lettie otoczyła się skorupą gniewu i buntu, chroniąc wrażliwą duszę czternastolatki, przestraszonej i stęsknionej w jednakowym stopniu za bratem i za matką, całkiem jakby w tamten ciepły czerwcowy wieczór straciła oboje. Jak to możliwe, żeby wujek Billy niczego nie podejrzewał? Steven znów poczuł ukłucie złości. Rozejrzał się po martwym, niemym pokoju. Czy można nic nie wiedzieć, skoro człowiekowi ma się przytrafić coś takiego? Rozdział 2 Rok po zniknięciu Billy’ego aresztowano kuriera z Exeter. Całkiem gdzie indziej i z innego powodu. Najpierw policja przesłuchiwała Arnolda Avery’ego wyłącznie ze względu na zajście z pewnym chłopcem, niejakim Masonem Dingle’em, który oskarżył obcego o ekshibicjonizm. Nie był to pierwszy raz, gdy Arnold Avery obnażył się przed dzieckiem, choć stróże prawa, rzecz jasna, nie od razu się o tym dowiedzieli. Natomiast kurier nie wiedział, że wabiąc piętnastoletniego Masona pod pozorem pytania o drogę, bezwiednie wychodzi na spotkanie nieubłaganej sprawiedliwości. nr 3 Grudzień 2010 r.

33


<<< Czytaj recenzję Samotny mężczyzna Mason Dingle zetknął się z policją już wcześniej. Jego wygląd – drobna budowa i śliczna twarzyczka o anielskich, błękitnych oczach skrywały rogatą duszę postrachu gospodarstwa Lapwing w Plymouth. Chłopak miał we krwi brudzenie ścian graffiti, wymuszanie pieniędzy groźbami oraz włamania i wtargnięcia, więc miejscowi policjanci wiedzieli z całą pewnością, że to tylko kwestia czasu, zanim młody Dingle pójdzie w ślady swoich braci i zgodnie z tradycją rodzinną trafi do aresztu. Zanim jednak do tego doszło – a istotnie doszło – Mason Dingle przyczynił się do schwytania człowieka, którego tabloidy nazwały później dusicielem z vana. Naturalnie w miejscowym komisariacie nikt nie miał pojęcia, że taki morderca znajduje się na wolności. Dzieci znikały stale, od czasu do czasu któreś znajdowano martwe, ale działo się to na obszarze całego kraju, a stróże prawa w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku mogli porównywać raporty o zbrodniach jedynie w przypadkach najgłośniejszych morderstw. Mimo wszechobecnego rządowego bełkotu w orwellowskim stylu na temat unowocześnień, zwiększania naboru do policji i rozszerzania baz danych, liczba rozwiązanych przypadków pozostawała mniej więcej na takim samym poziomie, na jakim by była, gdyby się ograniczyć do okresowego przypinania znacznika na liście osób podejrzanych. Zresztą dopóki Mason Dingle nie zmienił biegu wypadków, nie odkryto żadnej z ofiar Arnolda Avery’ego, a sam Avery nigdy nie był aresztowany ani nawet ukarany mandatem za przekroczenie szybkości, więc i tak żadna baza danych na tym świecie nie wyplułaby jego nazwiska na biurko śledczego. Toteż gdy Arnold Avery zobaczył Masona Dingle’a smarującego jakimś obrzydlistwem plastikowe czerwone siedzisko huśtawki na zniszczonym placu zabaw w Lapwing, zatrzymał swojego białego vana, przygotował się i zagwizdał, żeby zwrócić na siebie uwagę chłopca, całkowicie pewien, że może się nie obawiać połączonych sił policyjnych z Kornwalii oraz hrabstwa Devon ani żadnych innych. Mason podniósł wzrok, a w Averym na widok ślicznej twarzyczki zadrżało serce. Kurier przywołał chłopaka gestem, ten podszedł nieśpiesznie. - Pomożesz mi znaleźć drogę? Mason Dingle kiwnął głową. Avery przyglądał mu się z rosnącym podnieceniem. Chłopiec wyglądał jak miniatura dorosłego. Z pewnością miał starszych braci. Niedbała postawa, spokojna reakcja na prośbę o pomoc, papieros zatknięty za ucho o delikatnym płatku, tuż przy wygolonej skroni... I te oczy... anielskie! Mason schylił się do okienka vana. Wzrok zawiesił w nieskończoności, jakby ledwo znajdował czas na tę scenę w napiętym planie dnia. - Co jest? - Pokaż mi na mapie, jak trafić do centrum biznesowego. - Prosto, człowieku, potem w lewo. - Możesz mi to pokazać na mapie? Mason westchnął, po czym wetknął głowę w okienko, żeby spojrzeć na mapę rozłożoną na kolanach Avery’ego. - Pokaż mi palcem. 34

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Tybetańska mniszka... >>> Na sekundę chłopak zmartwiał, nie do końca wierząc własnym oczom, potem wzdrygnął się i przy tym wyrżnął głową w ramę drzwiczek. Avery znał tę reakcję, już się z nią spotkał. Wiedział, że teraz wypadki mogą się potoczyć dwojako: albo chłopak się zaczerwieni, coś wyjąka i ucieknie, albo się zaczerwieni, coś wyjąka i zostanie, bo będzie się czuł zobowiązany odpowiedzieć na pytanie, które mu zadał Avery, w końcu osoba dorosła. Skoro dorosły polecił dziecku wskazać punkt na mapie, dłoń dziecka znajdowała się zaledwie centymetry od właściwego miejsca. W tej sytuacji mogło się zdarzyć wszystko, i rzeczywiście bywało różnie. Avery wolał drugą reakcję, bo przedłużała grę, ale pierwsza też nie była zła – strach i zmieszanie na twarzy dzieciaka... i poczucie winy. Przecież w końcu wszyscy chcieli tego samego. On po prostu nie owijał w bawełnę. Tymczasem Mason Dingle wybrał trzecie wyjście. Odskakując, wyrwał ze stacyjki kluczyki. - Zboczeniec! – rzucił z szerokim uśmiechem i uniósł je wysoko. Avery wpadł we wściekłość. - Oddawaj kluczyki, gnojku! Wysiadł z auta, z niejakim trudem zapiął rozporek. Mason zrobił kilka tanecznych kroków do tyłu. - Pierdol się! – wrzasnął. I zwiał. Arnold Avery dokonał ponownej oceny Masona Dingle’a. Pozory rzeczywiście niekiedy mylą. Chłopak miał twarz niewiniątka, ale najwyraźniej był twardym dzieciakiem. Wobec czego Avery spodziewał się go zobaczyć ponownie lada chwila, nadal z kluczykami w ręku. Smarkacz albo będzie chciał pieniędzy, albo przyprowadzi ze sobą jakiegoś dorosłego krewnego, może więcej niż jednego, ewentualnie nawet policjanta. Wcale go ta myśl nie przestraszyła. Jak dotąd podwórkowe cwaniactwo działało na korzyść chłopaka, lecz zapewne można było je wykorzystać także przeciwko niemu. Mało kto wierzył grzecznym chłopcom, zwłaszcza gdy chodziło o takie sprawy, a co dopiero łobuziakom. Szczególnie gdy mężczyzna oskarżany o sprośność oraz perwersję spokojnie czeka na policję i wcale nie wygląda, jakby miał cokolwiek o ukrycia. Dlatego też Avery zapalił papierosa i na placu zabaw czekał na powrót Masona Dingle’a. Najpierw policja nie potraktowała Masona poważnie. Chłopak jednak znał swoje prawa i naciskał, więc w końcu dwóch stróżów prawa wsadziło go do wozu patrolowego i przestrzegając przed wygłupami powodującymi stratę czasu, zawiozło na plac zabaw, obok którego istotnie stał biały van. Właśnie stwierdzili, że kluczyki, które dał im Mason, rzeczywiście pasują do stacyjki, gdy podszedł do nich rozeźlony Arnold Avery i oznajmił, że chłopak mu je ukradł, a następnie zażądał wykupienia. - Zagroził, że jak mu nie zapłacę, zawiadomi policję i powie, że chciałem się z nim zabawić! Policjanci skupili uwagę na Masonie, ale chociaż chłopak opowiedział, jak było naprawdę, z detalami, woleli uwierzyć w wersję Avery’ego. I tak wszystko układało się dla Arnolda jak najlepiej, do momentu gdy z niepokojem dojrzał małego chłopca, w towarzystwie mężczyzny, który wyglądał niczym rasowy ojciec na wojennej ścieżce. nr 3 Grudzień 2010 r.

35


<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń Wobec stróżów prawa Avery zachował niezłomną postawę, ale w duchu skręcał się ze złości i przeklinał własną głupotę. Wystarczyło zaczekać! Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby tylko trochę odczekał! Niestety, znalazł się przy placu zabaw, a na plac zabaw zwykle przychodzą dzieci. I chociaż krępy ośmiolatek, podążający teraz ku niemu z dzikim wrzaskiem, nawet niespecjalnie był w jego typie, to ten pierwszy zniknął na tak długo! Co było robić w tym czasie? Jakkolwiek by na to wszystko patrzeć, zawinił Mason Dingle. Chociaż gdy Arnold Avery przedstawił ten pogląd jakiemuś gliniarzowi z wydziału zabójstw, kiedy już znaleziono jakieś pół tuzina ciałek w płytkich grobach na terenie chłostanego deszczem parku Exmoor, policjant złamał mu nos jednym celnym ciosem, a obrońca nawet nie kiwnął palcem. No i się posypało. Wolno, lecz nieubłaganie wychodziły na jaw powiązania, wyłaniał się spójny wzór i w końcu Arnold Avery został oskarżony o sześć morderstw oraz trzy uprowadzenia dzieci. Liczba morderstw w oskarżeniu została ograniczona do liczby ciał znalezionych na wrzosowisku, a liczbę porwań określono na podstawie znalezionych w domu i samochodzie Avery’ego przedmiotów, które udało się bezpośrednio powiązać z zaginionymi dziećmi, chociaż trzeba podkreślić, że Avery nigdy się do żadnego uprowadzenia nie przyznał. Jednoręka Barbie należała do dziesięcioletniej MarielOxenburg z Winchesteru, ciemnorudy sweter z grzywą jednorożca na kieszeni swego czasu ogrzewał Paula Barretta z Westward Ho!, a para prawie nowych adidasów, znaleziona pod przednim siedzeniem pasażera w białym vanie, nosiła dumny podpis naniesiony flamastrem pod każdym z języków: Billy Peters.

Nr 3 Gru

dzień

2010

r.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

36

nr 3 Grudzień 2010 r.


KONKURSY KONKURS 3

KONKURS 1

3x Rock Mann czyli jak nie zostałem saksofonistą

x3

Przy jakiej okazji mieli okazję współpracować: Wojciech Mann i Zbigniew Zamachowski?

Rozwiąż krzyżówkę! 1 1 2 3

2

3

4

5

6

6

x3

Odpowiedzi (wraz z numerem konkursu) prosimy nadsyłać do 20 grudnia na adres: konkursy@literadar.pl KONKURS 2

3x Czaropis, Następcy, Wilczy miot

4 5

3x Metro 2034 O kim Maciej Maleńczuk śpiewa, że jest z metra cięty?

x3

KONKURS 4

3x Paskudna dziwczyna Postacią z jakiego filmu jest Ari?

x3 Laureaci konkursu z numeru listopadowego: Joanna Tomkiewicz Tarnowiec Agata Gołda Kraków Kaja Głogowska Jaworzno


KONKURSY

Zaginione królestwa Davies N.

Pochwała macochy Vargas Llosa M.

Kogo kocham, kogo lubię Ostaszewski R., Mizuro M.

71,74 zł

27,04 zł

31,34 zł

Walkirie Coelho P.,

Nasza klasa Słobodzianek T.

Wąż w kaplicy Piątek T.

26,34 zł

19,95 zł

26,85 zł

Zwyczajny facet Kalicińska M.

Nakarmić Wilki Nurowska M.

Wielki poradnik lesera Siwiec M.

27,90 zł 38

E-booki

Książki

Najlepsze prezenty na gwiazdkę

31,34 zł

nr 3 Grudzień 2010 r.

8,98 zł


Nr 3 Grudzień

2010

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

Najlepsze prezenty na gwiazdkę

Opowieści z Narnii 7 w 1 C.S.Lewis

Miliarderzy z przypadku Ben Mezrich

Między frontami Rosero Evelio

53,49 zł

35,99 zł

26,99 zł

Cafe Museum Robert Makłowicz

Zrób sobie raj Mariusz Szczygieł

Tajemnice Watykanu Bernard Lecomte

35,99 zł

33,49 zł

36,99 zł

Jaśki – Jean-Philippe Arrou-Vignod

Dni trawy Philip Huff

Dziewczyna w złotych majtkach – Juan Marsé

31,99 zł

31,49 zł

29,99 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

39

r.


<<< Czytaj recenzję Korsarz

Smoczy Tron Tada Williamsa liczy osiemset stron. Warto rozważyć „wagę” tej informacji. Zwłaszcza że to dopiero pierwszy z trzech tomów cyklu Pamięć, Smutek Smoczy Tron i Cierń. Ostatnia część została przez wydawcę sztucznie podzielona, ciężko jest bowiem Tad Williams wydać i sprzedać księgę o tysiącu stron... Takie monumentalne rozmiary powieści mogą grozić męczarnią drobiazgowych opisów lub przeciwnie, zapowiadać wspaniałą czytelniczą ucztę. Smoczy Tron jest kombinacją obu możliwości z silną przewagą tej W prastarym zamku Hayholt, w zim- ostatniej. nej komnacie stoi ogromny Smoczy Tron. Autor wykorzystał w fabule powieści Jego pożółkłe kości lśnią w dziennym motyw wędrówki „prostaczka” po cudowny świetle. Czarne oczodoły w czaszce smoka przedmiot. Simon niczym Perceval z legend Shurakai wzbudzają lęk. Szkielet ognistego arturiańskich lub Frodo z Władcy Pierścieni potwora zmieniono przemierza krainy w symbol triumfu w poszukiwaniu majego pogromcy Johna gicznego artefaktu. NeverNever Land Prezbitera, Władcy Znany i wielokrotnie stworzony przez Erkynlandu i Wielw fantasy nadużywakiego Króla całego ny pomysł na fabułę Tada Williamsa Osten Ardu. Jednak imponuje rozmachem u Tada Williamsa teraz tron ze smoczej zyskał nową jakość. i dbałością o szczegóły Zaskakująca, doskokości jest pusty – stary król John umienała w szczegółach ra. Nadszedł czas kreacja świata, galezmian. ria barwnych postaci Świadkiem tych historycznych wy- oraz nawiązania do historii średniowiecznej darzeń jest Simon, zamkowy pomocnik Europy to główne zalety książki. kuchenny, który marzy o rycerskich Podróżując z Simonem, poznamy potężprzygodach, podróżach i magii. Pewne- ny Erkynland z jego mroczną przeszłością, go dnia jego młodzieńcze fantazje stają Yiqanuc – kraj Qanuców przypominająsię niebezpieczną rzeczywistością. Simon cych Inuitów, wkroczymy do tajemniczewplątany zostaje bowiem w konflikt go lasu Aldheorte, należącego niegdyś do pomiędzy synami umierającego króla, niebezpiecznych Sithów o ostrych rysach w konflikt, który z czasem ogarnie całą elfów, poznamy śmiałych Rimmersmenów krainę Osten Ard. wzorowanych na Wikingach, Hernystyń40

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Ostatnie królestwo >>>

czyków przypominających Celtów, budzących przerażenie mieszkańców Burzowej Góry, ludy zamieszkujące stepy i bagna, a także pobożnych mieszkanców Nabbanu, w którym siedzibę ma Lektor, głowa Kościoła Aedonickiego, Mówca wyznawców wiary w Usiresa Aedona. Skojarzenia z Rzymem i wiarą chrześcijańską są jak najbardziej słuszne. Tego typu historyczno-religijnych tropów jest w Smoczym Tronie znacznie więcej. Nawet sama postać króla Johna Prezbitera ma swoje korzenie w legendach z czasów średniowiecznych krucjat. Never Never Land stworzony przez Tada Williamsa imponuje rozmachem i dbałością o szczegóły. Często przyrównywany jest do Śródziemia Tolkiena. Jednak Osten Ard bardziej tętni życiem.

Jego mieszkańcy ze swoimi wadami i słabościami, lękami i marzeniami zyskują na wiarygodności, nie można ich łatwo zamknąć w schemat zły-dobry. Mimo pozornie baśniowej stylizacji, świat poznawany przez Simona jest chwilami straszny i ponury. Pobrzmiewają w nim też echa naszych współczenych problemów. Gdy za oknem zacznie już prószyć śnieg, warto wyruszyć we wspólną wędrówkę z Simonem po Osten Ard. Tytuł: Smoczy Tron Autor: Tad Williams Tłumacz: Paweł Kruk Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis Liczba stron: 820 Cena: 49,99 zł

nr 3 Grudzień 2010 r.

41


<<< Czytaj recenzję Koniec tygodnia

Saga Sigrun Elżbieta Cherezińska

Ja jestem Halderd Elżbieta Cherezińska

Saga Sigrun oraz Ja jestem Halderd Elżbiety Cherezińskiej to dwa pierwsze (z planowanych sześciu) tomy cyklu opowieści o wikingach, zatytułowanego Północa droga. Są to rozgrywające się równolegle, a zarazem często łączące się ze sobą historie kobiet, żon norweskich jarlów, żyjących w czasach średniowiecza. Podążając za pierwszym skojarzeniem, czytelnik spodziewa się powieści pełnych opisów krwawych wypraw łupieskich, bitew czy zmagań z morskimi sztormami i... zostaje zaskoczony. Autorka ujmuje bowiem tę, podejmowaną przecież niejednokrotnie, tematykę od zupełnie innej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni, strony. Jest to opowieść o tych, którzy zostają w domu, podczas gdy wojownicy toczą swoje bitwy. Obie 42

nr 3 Grudzień 2010 r.

części Północnej drogi opisują codzienne życie mieszkańców grodu, toczące się wokół przygotowań do oraz powrotów z wypraw, w rytmie wyznaczanym przez mijające pory roku. Rodzą się dzieci, czasem kobiety umierają przy porodach, ludzie pracują, kochają się, zdradzają, chorują, umierają, składają ofiary za pomyślność swojej drużyny. Czy to zwykłe, proste życie może być materiałem na wciągającą powieść? Dzięki wspaniałemu kunsztowi pisarskiemu autorki okazuje się, że tak. Bohaterki obu części Północnej drogi, Sigrun, żona jarla Namsen, oraz Halderd z Ynge, to kobiety niezwykle piękne, chociaż zupełnie różne, bogate i – jak na możliwości kobiety w tamtych czasach – wpływowe. Mają prawie wszystko, o czym może marzyć kobieta, jednak pierwsza z nich otrzymuje to jakby w prezencie od losu, podczas gdy bohaterka części drugiej, na spełnienie swoich marzeń musi ciężko zapracować. Sigrun, jako mała dziewczynka uwielbiana przez ojca, wychodzi za mąż za szalejącego za nią przez resztę życia bogatego jarla, a do tego jest skrycie kochana przez kilku innych mężczyzn. Jej emanujące z wewnątrz ciepło sprawia, że wszędzie, gdzie się znajdzie, zjednuje sobie ludzi. Jest inteligentna, a do tego tak piękna, że w całej Norwegii opowiadają legendy o jej urodzie, porównując do bogini miłości, Freyi. Halderd, dzięki ogromnej wewnętrznej sile i determinacji, również udaje się osiągnąć to, czego pragnie, jednak jej droga wypełniona jest bólem i upokorzeniem, a sama, jako postać, jest bardziej mroczna i skomplikowana od Sigrun. Mimo dzielących je różnic, większa część ich życia wypełniona jest


Czytaj recenzję Sudan. Czas bezdechu >>>

podobnymi emocjami, które towarzyszą ko- trzymania się i zastanowienia nad wieloma bietom w każdym miejscu i czasie w historii egzystencjalnymi problemami, dotyczącymi ludzkości: tęsknotą, miłością, namiętnością, na przykład relacji z ludźmi, wiary, miłości, bólem po stracie, strachem przed byciem zdrady czy śmierci. Warstwę pierwszą wypełzdradzoną przez najbliższą osobę, obawą nia natomiast szeroko pojmowana zmysłoprzed brakiem akceptacji. wość, począwszy od niezwykle plastycznych, Czy w takim razie Północna droga może szczegółowo i poetycko opisanych scen erobyć interesująca dla mężczyzn? Na pew- tycznych, po silne albo całkiem ulotne wrano tak, jeżeli oprócz powieści o piratach, żenia odbierane przez bohaterki wszystkimi książek sensacyjnych czy innych, stereo- zmysłami, przy okazji wydarzeń, w których typowo „męskich” pozycji, są otwarci na biorą udział. mniej wartką, ale Mankamentem niezwykle głęboką pierwszej części cyAutorka Północnej drogi opowieść o życiu koklu może być lekkie jawi się jako biet w czasach, kiedy znużenie, które pojaosoba mająca mężczyźni walczyli, wia się mniej więcej przenikliwy i wręcz pływali po morzach, w połowie lektury, pierwotnie zmysłowy zdobywali bogactwa, spowodowane zasposóbpostrzegania a ich największym pewne tym, że akcja świata pragnieniem była toczy się wokół zwygodna śmieć w bikłych, codziennych twie. Jak zapowiada czynności, mijają autorka, główną postacią i zarazem narrato- kolejne pory roku wypełnione podobnymi rem kolejnego tomu będzie Einar, mężczy- wydarzeniami, a ich leniwy rytm zaczyna zna, którego życie związane jest w różnym działać usypiająco. Zainteresowanie jedstopniu z bohaterkami pierwszych części. nak szybko wraca i towarzyszy nam już do Panowie ocenią, na ile wiarygodnie uda się końca, a nie jest to proste, kiedy akcja poCherezińskiej opowiedzieć o znanych już zbawiona jest scen walki czy to z wrogiem, nam wydarzeniach z męskiej perspektywy. czy z żywiołem na morzu i nie ma w niej Autorka Północnej drogi jawi się jako wielu dramatycznych zwrotów. Jednak dzięosoba mająca przenikliwy i wręcz pierwot- ki temu, że wiele scen skonstruowanych jest nie zmysłowy sposób postrzeganiu świata. w oparciu o silne emocje, powieść trzyma Na podstawie pojedynczych, jakby przy w napięciu. Po przeczytaniu Sagi Sigrun okazji wtrąconych, stwierdzeń, można by zdecydowanie chcemy sięgnąć po drugą pisać osobne rozprawy filozoficzne. Dla część, w której znajdziemy więcej smaczchętnych na coś więcej niż tylko śledzenie ków, niespodzianek i nieoczekiwanych odprzebiegu akcji, powieści mają jakby drugą, słon opowiedzianych wcześniej historii oraz głębszą warstwę, która ujawnia ogromne ciemniejszą, od słodkiej jak miód Sigrun, bogactwo przemyśleń i daje możliwość za- stronę ludzkiej natury. nr 3 Grudzień 2010 r.

43


<<< Czytaj recenzję Stokrotki w śniegu

Tym, co charakteryzuje obie powieści Elżbiety Cherezińskiej, są przepiękne i poruszające opisy zarówno natury, jak i przeżyć wewnętrznych czy namiętnych nocy w alkowie, z jednej strony prosty, bez zbędnych ozdobników, a z drugiej niesamowicie wysublimowany i nieco stylizowany język oraz ogromna dbałość o szczegóły historyczne. Wszystkie te cechy, w połączeniu z wciągającą fabułą i niezwykłą głębią postaci, sprawiają, że obie części Północnej drogi są pozycjami z najwyższej półki.

Co u pana słychać? Krzysztof Kąkolewski

O książce Co u pana słychać? napisano bardzo wiele – to jedna z najbardziej znaczących pozycji w historii polskiego reportażu – wielokrotnie nagradzana, omawiana, adaptowana. Pierwszy raz wydana w 1975 roku, doczekała się wreszcie kolejnego wznowienia. Streszczając rzecz najkrócej – jest to zapis rozmów Kąkolewskiego z byłymi wojskowymi, urzędnikami, naukowcami, którzy w jakiś sposób przyczynili się do dokonywanych na ziemiach polskich w czasie II Wojny Światowej zbrodni. Skwitowanie tej książki 44

nr 3 Grudzień 2010 r.

Tytuł: Saga Sigrun Autor: Elżbieta Cherezińska Wydawnictwo: Zysk i S-ka Liczba stron: 405 Cena: 29,90 zł Tytuł: Ja jestem Halderd Autor: Elżbieta Cherezińska Wydawnictwo: Zysk i S-ka Liczba stron: 484 Cena: 29.90 zł

jednym zdaniem byłoby jednak znacznym niedomówieniem. Krzysztof Kąkolewski należy do czołowych polskich reporterów, jest również autorem powieści, opowiadań, esejów – jego wszechstronność znakomicie widać w Co u pana słychać?, gdzie nie tylko zdaje sprawę z przebiegu wywiadów i swoich przygotowań, ale nakreśla charaktery rozmówców i opisuje otoczenie ze sprawnością powieściopisarza, dając czytelnikowi złudzenie uczestnictwa w opisywanych wydarzeniach. Autor znany jest z tego, że nie boi się trudnych, kontrowersyjnych tematów, a za swoje dokonania został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mamy więc do czynienia z nietuzinkową postacią. Książka, o której tu mowa, także nie należy do przeciętnych. Kąkolewski starannie przygotowywał się do rozmów, wybierając osoby, które były sądzone, jednak zostały uniewinnione lub odbyły tylko cześć kary. Część wywiadów nie doszła do skutku, jedni rozmówcy odsyłali autora do innych – w rezultacie


Czytaj recenzję Sekrety włoskiej kuchni >>>

w książce znalazły się rozmowy przeproKąkolewski nie stara się stylizować swowadzone z dziesięcioma osobami. Wszy- ich interlokutorów na złowieszcze postaci, scy rozmówcy Kąkolewskiego cieszyli się wręcz przeciwnie – nie tylko opisuje ich w chwili przeprowadzania wywiadów wyso- w całej ich zwyczajności, ale stara się zgłębić ką pozycją społeczną i byli praworządnymi, ich psychikę, dotrzeć do motywów ich czyszanowanymi obywatelami. Autor w deta- nów i rozpoznać sposób, w jaki radzą sobie lach opisuje te przygotowania, próby dotar- z przeszłością. Z tego powodu autora oskarcia do poszczególnych osób, śledztwa, jakie żano o zdradę – opisani przez niego naziści musiał prowadzić, żeby uzyskać pożądane są ludzcy, niekiedy wydają się wręcz syminformacje. Nie skrapatyczni czy godni ca, nie upraszcza, ani współczucia. KąkoTo jedna z najbardziej nie koloryzuje – zdalewski nie ukrywa znaczących pozycji je sprawę z przebiegu ani przed nimi, ani w historii polskiego wydarzeń, wie boprzed czytelnikami wiem, że wymówki swoich emocji, rozreportażu i uniki, jakie stosują mowy traktuje jedrozmówcy, są równie nak rzetelnie, obiekinteresujące i znaczące, jak same rozmowy. tywnie, nie koloryzując ani nie formułując Tym, co uderza w wywiadach naj- ocen. Czytelnik staje się świadkiem pracy bardziej, jest ich zwyczajność. Gdyby nie reportera – autor uczciwie przyznaje się do tematyka, można by odnieść wrażenie, swoich wahań, do momentów, w których że przysłuchujemy się konwencjonalnej tracił zimną krew. To nie jest wystylizowany rozmowie obcych ludzi. Kąkolewski, mimo dokument, doskonały retorycznie i estetyczże biegle mówi po niemiecku, korzysta nie, ale świadectwo żywej, intensywnej emoz pośrednictwa tłumacza, dzięki czemu jego cjonalnie interakcji między dwojgiem ludzi. rozmówcy czują się mniej zagrożeni i swoKąkolewskiego słusznie zalicza się do tzw. bodniejsi. Na początek zadaje im grzeczne, złotej trójki polskiego reportażu – Co u pana proste pytanie: Co u pana słychać? – a oni słychać? to dowód na to, że reportaż nie musi odpowiadają, równie grzecznie i zdawkowo. być wystylizowany, żeby był poruszający – ten Z rozmów wyłania się obraz normalnych pozornie suchy dokument więcej mówi na teludzi, próbujących w jakiś sposób uciec mat zła, odpowiedzialności i ludzkiej słabości przed swoją przeszłością, usprawiedliwić niż jakakolwiek fikcja. Dla każdego miłośnika się. Książka Kąkolewskiego znakomicie ilu- literatury faktu – lektura obowiązkowa. struje sformułowaną przez Hannah Arendt tezę o banalności zła – rozmówcy autora nie Tytuł: Co u pana słychać? są sadystycznymi potworami, psychopatami Autor: Krzysztof Kąkolewski ani fanatycznymi wyznawcami zbrodniczej Wydawnictwo: Zysk i S-ka ideologii. To zwyczajni ludzie – i właśnie to Liczba stron: 276 jest w nich najbardziej przerażające. Cena: 29,90 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

45


<<< Czytaj recenzję Inne pieśni

Koniec tygodnia Bernhard Schlink

Bernhard Schlink znany jest przede wszystkim jako autor Lektora. Tymczasem w samym tylko 2010 roku na polskim rynku wydawniczym pojawiły się przekłady dwóch innych jego książek. Jednym z nich jest Koniec tygodnia, poruszający trudny temat rozliczeń niemieckiego terroryzmu lat 70. i 80. XX wieku. Schlink snuje swoją opowieść, inspirując się spektaklami teatralnymi – dzieli ją na trzy części, a bohaterów zbiera w jednym miejscu, stawiając przed nimi niewykonalne zadanie: zrozumieć terroryzm. Punktem wyjścia historii jest zwolnienie z więzienia Jörga, terrorysty odpowiedzialnego za śmierć czterech osób. Na zaproszenie jego siostry pierwszy weekend na wolności spędzają z nim dawni oraz obecni przyjaciele. Każdy z nich reprezentuje drogę, jaką w powojennych Niemczech mogła obrać osoba sprzeciwiająca się niesprawiedliwości społecznej. Mamy tu więc bogatego biznesmena, który nie waha się pomóc dawnemu przyjacielowi, choć domaga się najpierw odpowiedzi na bardzo niewygodne pytania; mamy panią biskup, nauczycielkę i dziennikarza. Niektórzy przyjeżdżają 46

nr 3 Grudzień 2010 r.

z rodziną, a oprócz nich w odosobnionym wiejskim domku pojawiają się również: całkiem współczesny rewolucjonista, siostra głównego bohatera, jej przyjaciółka i niespodziewany gość. Schlink miesza ich wszystkich ze sobą, łączy w nieoczekiwane pary, każe się spierać, ale i wspólnie modlić. Co z tego wynika? Zaskakująco niewiele. Potencjał tej sytuacji nie zostaje przez autora należycie wykorzystany, przez co kolejne perypetie bohaterów stają się dla czytelnika coraz bardziej przewidywalne. Stworzone przez Schlinka postaci, mimo ciekawych życiorysów, są jednowymiarowe. Zapewne można by uznać je za pewnego rodzaju typy idealne, z konieczności uproszczone. Całkiem prawdopodobne również, iż taka interpretacja mogłaby wydać się atrakcyjna dla czytelnika niemieckiego. Dla nas jednak, oddalonych od realiów niemieckich i patrzących na historię niemieckiego terroryzmu z boku, zabieg ten po prostu pozbawia fabułę napięcia. Książkę, poruszającą przecież kontrowersyjne tematy, czyta się więc bez większych emocji, choć z zaciekawieniem. Niewątpliwie na korzyść Końca tygodnia zaliczyć należy fakt, iż Schlink nie podaje łatwych odpowiedzi, nie opowiada się po żadnej ze stron, nie pozwala na tryumf łatwego moralizatorstwa. Plusem jest również sprawnie prowadzona akcja, która, mimo przewidywalności, nie pozwala czytelnikowi na nudę. Autor przeplata rozważania dotyczące terroryzmu informacjami o życiu osobistym bohaterów, wprowadza nawet motyw „powieści w powieści”, umieszczając w tekście fragmenty książki pisanej przez jedną ze swoich postaci…


Czytaj recenzję Trans w Hawanie >>>

Rozdziały są krótkie, a wydawnictwo zadbało o stosunkowo dużą czcionkę. Wszystko to sprawia, iż Koniec tygodnia czyta się szybko i przyjemnie. Powieść Schlinka może więc być świetnym sposobem na umilenie podróży pociągiem lub urozmaicenie czasu spędzonego w kolejce do lekarza. Tylko czy na pewno tego spodziewaliśmy się po twórcy Lektora?

Hemoroidy Napoleona Phil Mason

Jak pisze we wstępie sam autor, świat książki Hemoroidy Napoleona to świat, w którym „każde pytanie zaczyna się od co by było, gdyby?” Powie ktoś: po co zajmować się „gdybaniem”? Było tak, nie inaczej, po co więc bawić się poprawianie historii? Być może lektura tej książki sprawi, że warto. Ale czy na pewno? Sprawdźmy, co by było, gdyby książkę Phila Masona czytał polski czytelnik? Książka obejmuje dziesięć rozdziałów dotyczących różnych sfer życia ludzkiego, od polityki począwszy, przez naukę, sztukę i sport, na biznesie kończąc. Na każdy rozdział przypada z kolei kilkadziesiąt stron krótkich opisów zdarzeń, co do których mieliśmy, jak się często okazuje, zupełnie

Tytuł: Koniec tygodnia Autor: Bernhard Schlink Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Liczba stron: 183 Cena: 24,99 zł

odmienną opinię. Co przydatne, na samym końcu znajduje się również indeks, w którym znaleźć można odsyłacze do nazw pojęć, miejsc, firm, wydarzeń, wreszcie osób pojawiających się w tekście. Nie można odmówić autorowi tzw. „lekkiego pióra”, które sprawia, że wspomniane fragmenty czyta się z przyjemnością. Napisana barwnym, bardzo przystępnym językiem, książka zachęca sposobem przekazu, ale także doborem informacji z różnych dziedzin. Niemniej jednak dla polskiego czytelnika nieco zniechęcające może okazać się to, że gros wydarzeń ujętych w książce jest związanych z Wielką Brytanią i USA (mniejszość stanowią te związane z historią innych krajów, głównie ZSRR oraz Francji). Ponieważ na lekcjach historii w przeciętnej polskiej szkole nie poświęca się dziejom innych państw uwagi większej, niż jest to wymagane programem nauczania, przeciętny Polak nie może się pochwalić szczególnie szerokim zakresem wiedzy na temat historii, dajmy na to, prezydentury amerykańskiej. Oczywiście możemy domniemywać, że historia Polski również nie jest sztandarowym tematem lekcji historii w szkole amerykańskiej czy francuskiej, jednak nie w tym rzecz. W tym kontekście istotą jest nr 3 Grudzień 2010 r.

47


<<< Czytaj recenzję Zaginione królestwa

to, że nie mamy odpowiedniego przygotowania do odbioru treści dotyczących wielu zagadnień historycznych przedstawionych w Hemoroidach…, a to może skutkować niezrozumieniem, bądź też znudzeniem w trakcie czytania. Widząc szklankę do połowy pełną, równie dobrze można jednak założyć, że reakcja czytelnika będzie zupełnie inna. A nuż, niewiedza wzbudzi w nim iskrę ciekawości, która w sprzyjających okolicznościach wybuchnie pożogą fascynacji historią Francji, Rosji, czy nawet państw afrykańskich?

Sudan Czas Bezdechu Konrad Piskała

Sudan to jeden z mniej znanych w Polsce krajów Afryki. Rozdzierany do niedawna wojną domową, nawiedzany klęskami głodu i suszy, nieposiadający ani spektakularnych zabytków, ani znanych w świecie efektownych fenomenów przyrodniczych. Z pewnością leży daleko od ulubionych tras urlopowych mieszkańców strefy umiarkowanej. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Sudan oczami podróżującego przezeń autora to miejsce przeraźliwie puste, niego48

nr 3 Grudzień 2010 r.

Choć wydaje się, że Hemoroidy Napoleona można ocenić bardzo pozytywnie, nasuwa się ta wymieniona wyżej wątpliwość dotycząca recepcji książki przez polskiego czytelnika. A ponieważ jak i książka, tak i recenzja obfitują w pytania, warto zadać jeszcze to jedno: Co by było, gdyby było trochę więcej o Polsce? Tytuł: Hemoroidy Napoleona Autor: Phil Mason Tłumacz: Dagny Kurdwanowska Wydawnictwo: Replika Liczba stron: 335 Cena: 34,90 zł

ścinne. Kraj surowy i niebezpieczny, gdzie i przyroda, i miejscowa władza mogą człowieka w każdej chwili pozbawić wszystkiego, co posiada. Ale też nie po wygody pojechał tam człowiek, którego do odwiedzenia tego kraju zainspirowało legendarne już zdjęcie Kevina Cartera, przedstawiające konające z głodu, pełznące dziecko i sępa, czekającego obok cierpliwie na swój czas. Zdjęcie zrobione właśnie w Sudanie. Sudan jest osobistą relacją Konrada Piskały z podróży wzdłuż Nilu, z północy na południe Sudanu, od granicy z Egiptem do granicy z Ugandą. Poprzez kraj leżący pomiędzy dwoma ogromnymi kompletnie różnymi od siebie światami – Afryką arabską i czarną. Ta dwoistość, czy też raczej podział, Sudanu jest jednym z głównych wątków przewijających się poprzez książkę, którą nawet podzielono na dwie części – północ i południe. Kraj, o którym pisze Piskała, jest z punktu widzenia współczesnego Europej-


Czytaj recenzję Smocze kości >>>

czyka niemal nie do zamieszkania. Niezno- telnik wrzucony zostanie w inne miejsce, śny upał, brak jakichkolwiek standardów między inne, napotkane po drodze osoby, sanitarnych i higienicznych, brak w zasadzie w inną oderwaną od poprzedniego rozdziajakichkolwiek standardów, do których przy- łu narrację. wykliśmy. Ludzie w rytmie Afryki żyją bez Jest to także bardziej dziennik przeżyć pośpiechu, bez inicjatywy, najczęściej bier- i przemyśleń podróżnika, niż opis podróży nie przez czas i dni, w sposób, który trudno i kraju, przez który się odbywa. To wada w jakikolwiek sposób zrozumieć człowieko- druga. Fragmenty, w których autor porzuca wi z zachodniej cywilizacji. Z książki wyłania swoje osobiste refleksje i skupia się na opisie się obraz kraju gdzie Sudanu są najlepwładza z jej nadużysze w całej książce, wania robi codzienale jest ich niewiele. Jest to bardziej dziennik ny zwyczaj, a wojny To zaś, co Piskała domowe każdego ma do powiedzenia przeżyć i przemyśleń z każdym, wynikają w rwanych, mocno podróżnika, z zaszłości plemienchaotycznych przeniż opis podróży i kraju, nych i historycznych myśleniach o życiu, przez który się odbywa tak głębokich, i tak wszechświecie i cazagmatwanych, że łej reszcie, jest nienikt nie potrafi ich stety niespecjalnie już prześledzić. porywające, czasem Sudan stanowi nie tyle jedną spójną zwyczajnie nudzi. To najpoważniejsza wada opowieść, co zbiór zapisków dotyczących Sudanu. pojedynczych etapów podróży, czasem Tematy poruszane w książce, kraj który pojedynczych zdarzeń szczególnie mocno próbuje ona pokazać, podróż, która stała na autora wpływających. Często zdarzenia się jej źródłem, są niewątpliwie fascynute są od siebie oderwane o dzień lub dwa jące. Wiedza przekazana przez autora jest i o miejscowość lub dwie, o kolejny etap niewątpliwie cenna i rzadka. Refleksje podróży. Tu pojawia się pierwszy problem niewątpliwie dla autora ważne. Niemniej, z lekturą Sudanu. Każdy z bardzo krótkich, podczas przekuwania tego wszystkiego czasem nawet jednostronicowych, rozdzia- w opowieść coś po drodze nie wyszło. łów rozgrywa się w pewnym oderwaniu od Nikomu przeczytania Sudanu nie odraswojego poprzednika, nierzadko w innym dzam, ale doradzam zastanowić się czy tego, miejscu, kilka dni później, a czasem nawet co opisane powyżej, właśnie chcą. wcześniej, kiedy skojarzenia autora przesuną się na w danym dniu interesujący go temat. Tytuł: Sudan. Czas Bezdechu. Czyni to książkę nieprzejrzystą, niepotrzeb- Autor: Konrad Piskała nie skomplikowaną i wywołującą frustrację, Wydawnictwo: W.A.B., 2010 kiedy z początkiem nowego rozdziału czy- Liczba stron: 332 nr 3 Grudzień 2010 r.

49


<<< Czytaj recenzję Terra nullius

Trans w Hawanie Leonardo Padura

Jest Hawana, a w niej zbrodnia – ktoś zabił młodego człowieka. Ów młodzian okazuje się być homoseksualistą, który postanowił na jedną noc zostać również transwestytą i komuś się to nie spodobało. Ustaleniem tożsamości zabójcy zajmuje się Mario Conde – policjant na manowcach. W tle mamy miasto reglamentowanych dóbr i politycznego zakłamania. Miasto, w którym jako tako da się żyć, ale życie to dosyć beznadziejne. Conde natomiast to człowiek nieszczęśliwy, zagubiony, mężczyzna wracający myślami do dzieciństwa, pytający o sprawiedliwość w związku z rozwojem niektórych wydarzeń. To facet bez partnerki i bez pasji. A zatem taki bohater, w takim mieście rusza, aby przeprowadzić śledztwo. Prawo opowieści nakazuje mu poznać człowieka, który stanie się dla niego kontrapunktem, postacią równie niepokojącą, co ważną. Alberto Marques to zakazany na Kubie dramaturg, poligamiczny homoseksualista, facet z przeszłością, o przyszłość niespecjalnie dbający. Dynamika relacji tej dwójki to paliwo dla tej książki, jej oś obrotowa oraz punkt centralny. Otóż Padura nakazuje Condemu – zatwardziałemu hetero50

nr 3 Grudzień 2010 r.

seksualiście, nie mówiącemu o mężczyznach z drugiej strony, inaczej niż pedały, poznać Marquesa i swoje podejście z nim skonfrontować. Policjant najpierw czuje do artysty niechęć, później dołącza do niej lęk, obawa przed homoseksualnym mężczyzną, chęć bycia jak najdalej od niego. Szybko jednak Marques zaczyna go fascynować i zastanawiać. Przeglądając się w nim, odnajduje w sobie dawną pasję i, no właśnie…, czy coś więcej? Tego niestety nie wiemy, ponieważ pisarz zatrzymuje się w tym miejscu, w połowie drogi – Conde zaczyna interesować się światem dramaturga, stopniowo w jakimś szczątkowym wymiarze również i nim samym. Zaczyna dostrzegać w sobie niepokojącą fascynację homoseksualizmem Marquesa. Jednak ten wymiar pozostaje niedopowiedziany, nie eksplorowany, widać chęć przedstawienia swoistego tańca ćmy przy świetle, gdy policjant podchodzi, w celu poznania, lecz wzdryga się przed tego poznania ewentualnościami. Na chęci wszystko poprzestaje, Padura wstrzymuje ten lot, a szkoda, bo mógłby być on fascynujący i nieobliczalny – czy Conde mógłby zbliżyć się na tyle? Czy raczej jest to wykluczone? Co wzięłoby podczas takiego kulminacyjnego punktu górę – wzgarda, czy zapomnienie? Tego nie wiemy, gdyż ten punkt nigdy nie następuje. To sprawia, że główny temat powieści – poszukiwania przez Condego swojej własnej drogi, pozostaje niedopowiedziany, niedookreślony. Podobnie jest z opisaniem rodzącej się pomiędzy tymi dwoma facetami nici porozumienia. Widzimy, co dzieje się z policjantem, lecz nie mamy pojęcia, jak patrzy na to dramaturg. Marques pozostaje w miejscu, wmurowany w cokół, nieposzukujący, w Condem się nie przegląda, swoich przekonań nie re-


Czytaj recenzję Czarna i mała >>>

widuje, co jest kolejną stratą dla tej książki. Co gorsza asymetryczność potęguje również fakt, iż artysta opowiada Condemu historie ze swej przeszłości, które policjant chłonie i przetrawia, lecz nie odwdzięcza się za nie dosłownie niczym. Ani jedną własną historią, rozterką, czy przemyśleniem. Ich relacja ma charakter przewodnik – uciekający adept, zamiast przekształcić się w coś na kształt relacji nauczyciel – nauczyciel. Wymiar poznawczy, wymiar osobisty, pozostaje przez to niedopowiedziany, trochę kadłubowy, nie porywa i co ważne donikąd czytelnika nie prowadzi. Analogicznie rzecz się ma z innymi tej książki wymiarami. Tło społeczno-obyczajowe – pytania o potrzebę transwestytyzmu, o potrzebę akceptacji, o groźbę wykorzenienia, wyobcowania – pozostaje niedomalowane. Poznajemy je niczym przysłowiowy cukierek w papierku – pozbawione intensywności i smaku, gdzieś z boku, gdzieś na końcu. Zamglone, opowiedziane z drugiej czy trzeciej ręki. I tak, jak wątek osobistych poszukiwań jest kadłubkowy, tak wątek społeczno-obyczajowy pozostaje jedynie zalążkiem, niedokończonym zamysłem. Identycznie rzecz się ma z tłem polityczno-społecznym. Mamy Kubę, kraj komunistyczny, pełen niedostatków i reglamentacji, lecz nie możemy tego poczuć. Nie możemy dowiedzieć się o nim jakiejś codziennej prawdy, takiego dukajowskiego „pan_tu_nie_stał” czy himilsbachowskiej szarzyzny. Ponownie autor coś nam obiecuje, coś ujawnia, żeby po chwili poprzestać. Wiemy tylko, że na Kubie ciężko o piwo i otwarty oficjalnie bar. I że artystę można przekreślić jednym dekretem. I nic więcej. Na te niedopowiedziane tła, Padura nakłada swój kryminał. Lecz nie jest tak, że roz-

pycha się ten wątek stając się bezpośrednim powodem, wyrzucanych przeze mnie autorowi niedopowiedzeń, czy braków. Przeciwnie – sam jest jednym wielkim niedopowiedzeniem i brakiem, bo w zasadzie go nie ma. Owszem jest dochodzenie, owszem są stopniowo pojawiające się tropy, tyle tylko, że są w tej książce kompletnie nieważne. Od 50 strony mniej więcej wiadomo, kto zabił młodego Alexisa. Conde też do tego dojdzie. Nie poprzedzi tego jednak brawurowe dochodzenie, pełne zwrotów akcji i holmesowskiej dedukcji. W pewnym momencie policjant przypomni sobie pewien szczegół i to wystarczy, aby śledztwo zakończyć. Zresztą to też dzieje się poza sceną, a więc poza czytelnikiem, nie ma go fascynować i w istocie nie fascynuje. Co więc pozostaje? Czym jest ta książka? Łatwiej napisać czym z pewnością nie jest: kryminałem, dramatem społecznym, nowelą polityczną, nie jest też prawdą o poszukiwaniu własnego ja. A czym jest? Paradoksalnie tym wszystkim po trosze i to na zaledwie 213 stronach. Nie byłoby jeszcze w tym wiele złego, gdyby nie to, że każda płaszczyzna wydaje się być przez to niepełna, niedookreślona, niezbyt sycąca. Kubański pisarz przeskakuje płynnie od jednej do drugiej, lecz w żadnej nie chce zagrzać na dłużej miejsca. To stanowczo za mało. Równocześnie to wystarcza`jąco dużo, żeby zobaczyć, że Padura to bardzo przyzwoity pisarz, z którego książką zmierzyć się warto, chociażby po to, żeby pozżymać się na jej braki. Tytuł: Trans w Hawanie Autor: Leonardo Padura Wydawnictwo: Znak Liczba stron: 244 Cena: 29,90 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

51


<<< Czytaj recenzję Wojownik Rzymu

Smocze kości Margaret Weis Tracy Hickman

„Smocze kości” to najświeższy produkt duetu Weis – Hickman, dobrze znanego miłośnikom fantasy i RPG. Ilyrion, świat, w którym osadzona jest akcja nowej serii „Dragonships” (notabene zdaje mi się, że choć prawie każdy wie, co to znaczy, opatrzenie serii polską nazwą „Smocze okręty” byłoby co najmniej tak samo logiczne, jak pozostawienie tylko oryginalnej), sporo różni się od Krynnu, choć i tutaj bogowie potrafią zstępować z niebios, spierać się między sobą, walczyć u boku ziemian, a nawet ginąć w bitwie. Prócz ludzi – przypominających mieszkańców przedchrześcijańskiej Europy (Vindrasi mają wiele wspólnego z wikingami, a południowcy z Rzymianami) – zamieszkują go także istoty fantastyczne: ogry, smoki, dość nietypowe olbrzymy noszące okropnie irytującą nazwę Ciało-Kręty (ciekawe, jak brzmi w oryginale?) i kilka, czy może kilkanaście innych ras, wspólnie tworzących leśny lud. Magia oczywiście jest obecna, ale na pierwszy plan wysuwają się sprawy typowo ludzkie: miłość, honor, lojalność, zazdrość, nienawiść, kłamstwo – i sytuacje, w których liczy się przytomność umysłu i sprawność władania orężem. 52

nr 3 Grudzień 2010 r.

Na podzielonym fiordami wybrzeżu chłodnego morza zamieszkują Vindrasi, waleczni żeglarze (a mówiąc bardziej precyzyjnie, również morscy rabusie), podopieczni smoczej bogini Vindrash. Do osady jednego z klanów, Torgunów, przybywają ogry z wieścią, że ich bogowie pokonali bogów Vindrasów, po czym składają im propozycję absolutnie nie do przyjęcia. Gdy gospodarze orientują się, że jeden z przywódców ogrów wszedł w posiadanie bezcennego klejnotu-relikwii, bitwa jest nieunikniona. Ważną rolę odegra w niej Skylan Ivorson, syn obecnego wodza Torgunów. A później rozpocznie się gra już nie tylko o losy osady Luda i zaszczyty w hierarchii Vindrasów, lecz o najważniejsze elementy status quo całego ich świata… Do samej koncepcji świata przedstawionego w zasadzie nie mam większych zastrzeżeń, chociaż motyw bogów schodzących na ziemię, aby za pomocą ludzi załatwiać własne porachunki, nieszczególnie odpowiadał mi nawet u Homera. Ale opracowanie i oprawa tej koncepcji mają parę minusów. Jeden to uczynienie głównym bohaterem postaci, której jedyne zalety to uroda i odwaga (przybierająca rozmiary niekontrolowanej brawury); może w kolejnych tomach cyklu Skylan doświadczy jakiejś wewnętrznej przemiany, ale póki co jest antypatyczny – bezczelny, samolubny, pyszny, kłamliwy. Garn jest zbyt uległy, Wulfe zbyt chimeryczny, Aylaen nijaka, Treia zimna i kanciasta, Draya z lekka przerażająca, wskutek czego w zasadzie nie ma nikogo, do kogo można by się przywiązać i go polubić. Drugi – sporo dłużyzn, w tym opis ostatniego rejsu smoczego okrętu. I trzeci – trochę


Czytaj recenzję Na południe od Broad >>>

nieporadności stylistycznych, widocznych zwłaszcza w scenach walki („Dzik zamachnął się kłami, warknął, zabulgotał posoką i padł na bok”; „Ręce i ramiona miał całe pocięte, a krew i ból rozlewały się dosłownie wszędzie”; „Większość ogrów uznała, że ten widok im wystarczy. Już i tak miały dość całej tej walki, a teraz jeszcze atakował ich ten potwór rodem z najgorszych koszmarów”; „Olbrzymy wyły z bólu i skakały na swych

Zaginione królestwa Norman Davies

Norman Davies, jako historyk z Zachodu piszący dużo o Polsce, doskonale zaspakaja, złaknione uwagi zagranicy, ego polskiego czytelnika. Znany jest także z nietuzinkowej optyki swoich książek. I tym razem proponuje rzadkie spojrzenie na dzieje Europy, a i wątek polski też się znajdzie. Warto podkreślić, że wydanie polskie zostało przygotowane osobno w stosunku do dystrybucji światowej i stanowi, pod tym względem, dzieło wyjątkowe. W Zaginionych królestwach znajdziemy zbiór esejów/rozprawek opisujących zjawisko powstawania i zanikania państw i mocarstw (lokalnych lub światowych),

pajęczych nogach, żeby rozdeptać wojowników”). To, niestety, nie daje powieści szans wyniesienia się ponad przeciętność… Tytuł: Smocze kości Autor: Margaret Weis, Tracy Hickman Tłumacz: Maria Smulewska Wydawnictwo: Rebis Liczba stron: 702 Cena: 39,90 zł

niegdyś stanowiących lokalne centra kulturowe, a dziś często zapomnianych. Teza o nieuniknionym upadku każdego bytu politycznego jest ilustrowana konkretnymi przykładami z historii Europy, poczynając od Aragonii, na ZSRR kończąc. Zwrócić należy uwagę na to, że Davies proponuje nam także opowieści o bytach politycznych, które nie były uznawane za osobne państwa (np. Gdańsk). Każdy z esejów podzielony jest na trzy podrozdziały. W pierwszym autor kontrastuje współczesną rzeczywistość terenu niegdyś zajmowanego przez opisywane państwo. W drugim zaś przedstawia historię właściwą, na koniec zaś próbuje wskazać ślady dziedzictwa kulturowego, które mogło pozostać szczątkowo w pamięci historycznej. Davies prowadzi narrację nieśpiesznie, zwracając uwagę na wiele pomijanych zazwyczaj szczegółów. Pojawia się kalejdoskop nazwisk, dat i związków przyczynowych. Jakkolwiek jest to podane w bardzo przystępnej formie, zmusza jednak Czytelnika do nieustającej uwagi. Dekoncentracja może skutkować utratą wątku lub przegapieniem nr 3 Grudzień 2010 r.

53


<<< Czytaj recenzję Smoczy Tron

jakiegoś pasjonującego detalu. Dodajmy, ze względu na wyjątkowość tematu, ciężko że spostrzegawczość autora jest fantastycz- weryfikować aparat naukowy Daviesa, o tyle na. Dzięki temu dostajemy do ręki nie tylko w tym rozdziale osoby orientujące się w histokompendium wiedzy o różnych częściach rii Rzeczpospolitej Obojga Narodów mogą naszego kontynentu, czy mechanizmach wskazać kilka drobnych potknięć. Przede polityczno-społecznych rządzących społe- wszystkim Autor często odwołuje się do czeństwami, ale także poczucie obcowania swego sławnego Bożego Igrzyska, powielając z żywą historią. jego tezy. Ta, pisana w latach 70-tych, pozyChoć sam Norman Davies odżegnuje się cja już się nieco zdezaktualizowała w świetle od podziału na książki „naukowe” i „popu- najnowszych badań naukowych, szczególnie larne”, jednak wyraźnie zaznacza, że kieruje co do oceny zjawisk społecznych oraz ustroswoje dzieło do jak jowych państwa szlanajszerszego kręgu checkiego. Niemniej, publiczności. Dladobrze Polakom zroDobór państw, tego też nie epatuje bi przypomnienie, zaginionych, przesadnie źródłami że Litwa nie była czy raczej czy opracowaniami ubogim krewnym bibliograficznymi. w momencie zawiezapomnianych, Zdecydowanie mocrania Unii, a optyjest intrygujący ną stroną tej książka wspólnej historii i celowy ki jest otworzenie z jej perspektywy oczu czytelnika na jest dla nas nieco zazdarzenia, których skakująca. Z innych nie miałby szans poznać na lekcjach histo- esejów dowiemy się m. in. o prapoczątkach rii, czy nawet uczelnianych wykładach. Ze Galicji i dlaczego stanowi odwołanie do zdumieniem będziemy podziwiać złożoność współczesnej białorusko-ukraińskiej histodziejów. Wyjaśni się też wiele, zdawałoby się riozofii, czy poznamy bogactwo i różnorodtajemniczych zjawisk na mapie geopolitycz- ność dziedzictwa historycznego Gdańska. nej świata. Skąd nazwa Królestwo OBOJGA Nieco razi w dziele historycznym odSycylii, skoro Sycylia na pozór jest jedna? woływanie się do bieżącej polskiej polityki, Albo, dlaczego Hiszpania jest przypadko- które znajdziemy przy wstępie do histowym tworem, który wchłonął mocarstwo rii Gdańska. Nie padają nazwiska, ale bez o dużo większej powierzchni i znaczeniu? trudu można zgadnąć, do jakich sympatii Przykłady można mnożyć. Ta książka ma szan- przyznaje się Davies. Bez względu na przesę zmienić Nas w historycznych erudytów! konania polityczne, poważny historyk nie Wspominanym wcześniej wkładem powinien kierować się tego typu pobudka„polskim” w książkę jest m.in. Wielkie Księ- mi, ani tym bardziej, używając zdań pełnych stwo Litewskie, w rozdziale zaskakująco za- pogardy, partycypować w brzydkiej wojnie tytułowanym MDL. O ile w innych esejach, „polsko-polskiej”. 54

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj wywiad – Andrzej Pilipiuk>>>

Pewną niekonsekwencją jest opisywanie „zaginionych królestw” raz przez kryterium miejsc, w którym trwały, a raz przez osobę lub dynastię panującą (np. Aragonia). W przypadku Wielkiego Księstwa Litewskiego można było, ku większej uciesze Czytelnika, zastosować obie formuły, ponieważ dynastia wywodząca się z Litwy, zasiadała także na tronach Węgier i Czech. Dobór państw, zaginionych czy raczej zapomnianych, jest intrygujący i celowy. Zastanawia tylko, dlaczego Autor nie wyszedł poza Europę? Może dlatego, że opis

Wojownik Rzymu. Król królów Harry Sidebottom

Harry Sidebottom, doktor historii na Uniwersytecie Oksfordzkim, specjalista od kultury i militariów antycznych, zapragnął spróbować swoich sił w pisaniu powieści historycznych. Planując swój debiut, nie poprzestał na jednej książce. I tak pierwsze jego dzieło, Wojownik Rzymu, jest trylogią przenoszącą czytelnika do III wieku po Chrystusie, kiedy Cesarstwo Rzymskie zmagało się z kryzysem obejmującym praktycznie wszystkie dziedziny życia.

np. tysiącletniego trwania Chin czy Japonii zakłóciłby odbiór książki i osłabił jej wymowę? Jednego możemy być pewni: rzeczywistość geopolityczna, którą obecnie obserwujemy nie będzie trwała wiecznie, a zmiany czekają już za progiem. Tytuł: Zaginione królestwa Autor: Norman Davies Wydawnictwo: Znak Liczba stron: 784 Cena: 89,90 zł Dodatkowe informacje: Oprawa twarda

Król królów opowiada dalsze losy Marka Klodiusza Balisty, rzymskiego dowódcy pochodzącego z barbarzyńskiego plemienia Anglów. Po oblężeniu miasta Arete, dalekiego przyczółku rzymskiej armii nad Eufratem, które to jest osią fabuły pierwszej części trylogii – Ogień na Wschodzie, główny bohater powraca na dwór cesarski zdać raport ze swojej misji. Nie będzie to jednak łatwy powrót, zwłaszcza jeśli zakładano, że Balista ze swojej wyprawy żywy nie powróci. Ten „rzymski barbarzyńca” od pierwszych stron książki zostaje wrzucony w sieć dworskich intryg oplatającą osobę cesarza Waleriana i jego świtę. Mimo pomocy swojej wiernej żony, Balista nie jest w stanie odnaleźć się w świecie polityki, walki o wpływy oraz zakulisowych działań. Szybko staje się pionkiem w dworskiej grze. Dzielnemu, choć tym razem nieco zagubionemu Anglowi, przyjdzie się zmagać z czyhającym na niego tajemniczym zamachowcem, spiskiem przeciwko władzy cesarza i... chrześcijanami. nr 3 Grudzień 2010 r.

55


KONKURSY Sidebottom po raz kolejny daje popis swojej wiedzy historycznej – powieść napisana jest z dbałością o detale i mocno osadzona w atmosferze epoki. Podobnie jak w części pierwszej, obraz Cesarstwa Rzymskiego jest niezwykle barwny i żywy, a swoista rekonstrukcja historyczna znacznie bardziej przemawia do wyobraźni czytelnika niż niejedno naukowe opracowanie dotyczące historii Rzymu. Dla lepszego zrozumienia kontekstu powieści, autor zamieścił na końcu książki obszerny dodatek zawierający komentarz historyczny z bibliografią, słownik zwrotów łacińskich i spis postaci. Zamiłowanie autora do militariów starożytnych szczęśliwie nie jest aż tak widoczne jak w pierwszym tomie trylogii, a żywiołowa akcja rzucająca głównym bohaterem po całym Bliskim Wschodzie pozbawiona jest niepotrzebnych dłużyzn. Choć co prawda Balista nie zmienia się w żaden sposób i nadal jest sztampowym przykładem bohatera pozytywnego, to czytelnik mimo wszystko pragnie poznać jego dalsze losy i kibicuje mu w jego zmaganiach. Kolorytu dodaje głównemu bohaterowi nieodłączna świta, z pragmatycznym ochroniarzem Maksymusem i zrzędliwym sługą Kalgakusem na czele.

Niestety druga część trylogii zyskałaby zdecydowanie lepszą ocenę w porównaniu do pierwszego tomu, gdyby nie rozczarowująca końcówka. Przez ostatnie 50 stron działania niektórych bohaterów wydają się zupełnie irracjonalne i tylko Balista oraz czytelnik od początku wiedzą jak to wszytko się skończy(!). Widać autorowi brakło pomysłu na odpowiednie doprowadzenie bohaterów do finału, który miał pozostawić otwarte wątki dla kolejnej, ostatniej już, części trylogii. W ten sposób Król królów staje się kolejną średnią lekturą, mogącą zadowolić jedynie miłośników starożytności i mniej wymagających czytelników. Jednak wszystkim tym, którym poprzednia część przypadła do gustu, z pewnością łatwiej będzie przeboleć niedociągnięcia fabularne. Choćby tylko po to, żeby znów przenieść się do niezwykle barwnego świata antycznego Rzymu.

Podobnie jak w części pierwszej, obraz Cesarstwa Rzymskiego jest niezwykle barwny i żywy

56

nr 3 Grudzień 2010 r.

Tytuł: Król królów Autor: Harry Sidebottom Tłumacz: Marta Dziurosz Wydawnictwo: Rebis Liczba stron: 456 Cena: 39,90 zł Seria: Wojownik Rzymu, tom 2 Oprawa: twarda


Nr 3 Grudzień

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

Przemytnik Miroslav Žamboch Jiři W. Procházka

Czy w fantastyce można jeszcze błysnąć świeżością? Zaserwować czytelnikowi powieść o treści tak nowatorskiej, że westchnie ze zdumieniem: „Oooo! Tego jeszcze nie było!”. Według mnie nie da się. Cała literatura (a także kino, gry komputerowe, etc.) to łaciata krasula, cierpliwie przeżuwająca wciąż te same motywy i pomysły, co zresztą potwierdzają kompetentni specjaliści, znawcy tematu. Im więcej oklepanych motywów i tropów literackich, tym bardziej postmodernistyczne i intertekstualne jest dzieło. Co więc może być w takim razie wyróżnikiem dobrej prozy, skoro nowatorski pomysł jest nim bardzo rzadko? Sprawność warsztatowa. Umiejętność ciekawego zaprezentowania bohaterów, dobra kompozycja, ciekawa akcja, umiejętne sklejanie podpatrzonych gdzieś motywów w konsekwentną historię. I dobre opanowanie tworzywa literackiego – języka. Wiarygodne dialogi, ciekawe manieryzmy językowe bohaterów, gry słów, poprawność językowa tekstu, barwne opisy miejsc i sytuacji to dowód biegłości w tym zakresie.

Tak właśnie jest w przypadku Przemytnika. Duet Žamboch i Procházka stworzyli opowieść o Johnie Francisie Kovarze, która nie ma w sobie zbyt wiele oryginalności. Jest silny, męski i zaradny bohater, są światy równoległe, między którymi można podróżować, jest magia. Dużo się dzieje: są pościgi, także po dachach wagonów pędzącego pociągu, przemyt, zdrada, źli naziści, potwory z innych wymiarów, sporo strzelania i obijania facjat pięściami. Tak, to wszystko już było wiele razy. Wewnętrzna strona okładki bierze się z tym nawet za bary informując, że to postmodernistyczna zabawa kliszami. Czyli walor. Trzeba jednak przyznać, że autorzy układają te znane puzzle w umiejętny sposób. Kompozycja powieści nie jest wybitna, ale to może wynikać z faktu, że to dopiero pierwszy tom długiego cyklu i że pewne wątki, wydające się nie całkiem logicznymi, w świetle kolejnych przygód Kovara takimi być przestaną. Całość w każdym razie „nie zgrzyta”, co jest niezłym rezultatem, skoro książkę pisało dwóch autorów o różnych stylach (aż jestem ciekawy, które sceny wyszły spod klawiatury Žambocha a które Procházki). Akcja ma wyjątkowe tempo. Choć ilość przeciwności, którym musi sprostać Kovar, rośnie lawinowo, on świetnie radzi sobie z kolejnymi przeciwnikami i tarapatami. Jest jak maszyna do wpadania w kłopoty i przezwyciężania ich. Jako stuprocentowy mężczyzna, samiec alfa, pozostałych mężczyzn albo ustawia (ciosem, właściwym słowem, spojrzeniem) w podrzędnej sytuacji, albo, w wypadku zagrożenia życia, eliminuje. Inaczej z kobietami – te stawia na piedenr 3 Grudzień 2010 r.

57

2010

r.


<<< Czytaj recenzję Tajne epizody II wojny światowej

stale, potrafiąc wybaczyć nawet zdradę, choć wciąż będąc czujnym względem ich intencji. Ma wady? Jasne, ale takie, które są równocześnie zaletami. Jest słowny, honorowy i po męsku naiwny. To stawia go w trudnych sytuacjach, ale sprawia, że go po prostu lubimy. Czy Przemytnik to ważna książka? Nie. Czy może się podobać? Tak i to bardzo! Co zatem niepokoi? Na wewnętrznej stronie tylnej okładki jest spis kolejnych

Twoje serce należy do mnie Dean Koontz

Twoje serce należy do mnie jest niezwykłą historią zwykłego człowieka. Dean Koontz w swoich utworach, obok elementów życia codziennego, serwuje często ogromną dawkę grozy oraz fantastyki. Elementów tych nie brakuje również w tej książce. Opis z okładki dokładnie oddaje jej charakter. Po przeczytaniu zaledwie tych kilku zdań można poczuć atmosferę strachu i niepewności w jakiej specjalizuje się autor. Główny bohater, Ryan Perry, jest bogatym biznesmenem branży komputerowej, który w młodym wieku odniósł niezwykły sukces. Na jego życie składa się szereg uda58

nr 3 Grudzień 2010 r.

pozycji cyklu o agencie JFK. Na razie wymienia 22 pozycje. Aż 22 książki! Szykujcie wolne miejsce na półce. Tytuł: Przemytnik Autor: Miroslav Žamboch, Jiři W. Procházka Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron: 206 Cena: 26,90 zł

nych przedsięwzięć: ma piękny dom, pieniądze oraz kochającą i piękną dziewczynę – Samantę. Wszystko wydaje się dobrze układać do momentu, kiedy Ryan odkrywa, że jest śmiertelnie chory. Lekarze dają mu maksymalnie rok życia. Mężczyzna czuje, że traci kontrolę nad swoim losem. Nie potrafi jednak pogodzić się ze śmiercią oraz z biernym i długim oczekiwaniem na dawcę serca, którego potrzebuje, aby móc nadal żyć. Wszędzie zaczyna doszukiwać się spisku mającego na celu pozbawienie go życia. Nie może uwierzyć, że zachorował bez czyjejkolwiek interwencji. Podejrzewa nawet swoją ukochaną Samantę. Bezczynne czekanie jest dla niego torturą, dlatego bierze sprawy w swoje ręce i zwraca się o pomoc do światowej sławy lekarza. Ten w ciągu zaledwie czterech miesięcy znajduje dla Ryana dawcę i mężczyzna otrzymuje nowe serce, a tym samym nowe życie. Jednak dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe problemy… Spotkanie z niewinnie wyglądająca dziewczyną okazujące się, tym razem prawdziwym, zamachem na jego życie, tajemnicze listy i znikające z domu przedmioty to tylko


Czytaj recenzję Wojna zuluska 1879 >>>

niektóre elementy niezwykłej zagadki, jaką musi rozwiązać, aby przeżyć. Autor w niezwykły sposób pokazał jak bardzo zdeterminowany jest człowiek toczący walkę o własne życie. Każdy z nas ma swoją ciemną stronę, jednak nie każdy przeżywa chwile, w których może się ona ujawnić. Bogatego i szczęśliwego biznesmena los, w jednej chwili, zmienia w tropiącego spiski, obawiającego się o własne życie, bezbronnego człowieka. Jego tarczą w walce o życie okazują się pieniądze. Kupuje za nie serce, ale czy szczęście? Cel jakim jest przeżycie przesłania mu wszystko co ważne: jasność myślenia, właściwą ocenę sytuacji, a także własnej osoby, przekonań i zasad – złamał je wszystkie.

Twoje serce należy do mnie to wciągająca historia, prowadząca do jednego banalnego wniosku: „pieniądze szczęścia nie dają”. Jeśli ktoś w to nie wierzy, to idealna pozycja, aby się o tym fakcie przekonać (bezboleśnie, bo nie na własnej skórze). Lektura może wywrzeć szczególne wrażenie na osobach szukających swojego miejsca w życiu, zmagających się z problemami, czy stojących na rozstaju życiowych dróg. Tytuł: Twoje serce należy do mnie Autor: Dean Koontz Tłumacz: Magdalena Słysz Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz 2010 Cena: 38 zł

Incognegro rysunki: Warren Pleece scenariusz: Mat Johnson

W serii XX Wiek XXI wydawnictwo Egmont proponuje czytelnikowi pozycje podejmujące ważne tematy społeczne i historyczne. Deogratias pokazywał okrucieństwa afrykańskich wojen. Berlin przypominał o grozie i konsekwencjach II wojny światowej. Niebo nad Brukselą zaś było pacyfistycznym manifestem, nr 3 Grudzień 2010 r.

59


KONKURSY w świecie pogrążonym w lęku przed terroryzmem. Album Incognegro, duetu Mat Johnson i Warren Pleece, wydaje się na tym tle propozycją nieco bardziej egzotyczną, poświęconą problemom rasowym w Stanach Zjednoczonych początku XX wieku. Nie oznacza to jednak, że podjęty temat jest mniej istotny i ponadczasowy. Tytułowy Incognegro (z połączenia incognito i negro) jest sławnym dziennikarzem, który ujawnia bestialskie praktyki białych obywateli, dokonujących publicznych linczów na czarnoskórych Amerykanach. Naprawdę nazywa się Zane Pinchback i ma to szczęście w nieszczęściu, iż jego skóra – choć Zane pochodzi z mieszanej rasowo rodziny – jest biała. Pozwala mu to prowadzić niebezpieczne śledztwa pod przykrywką. Mieszkańcy Harlemu go podziwiają, zaś członkowie Ku Klux Klanu mają na czarnej liście. Gazetowa okładka komiksu może sugerować reportażową formułę opowieści, lecz ta konwencją bardziej przypomina... western. Incognegro, niczym mściciel znikąd, przybywa do miasteczka Tupelo, w którego areszcie przetrzymywany jest oskarżony o morderstwo Afroamerykanin. Pikanterii i dramatyzmu sytuacji dodaje fakt, iż jest on bratem głównego bohatera. Położona na południu USA mieścina nie jest zbyt gościnnym miejscem, a jedynym człowiekiem stojącym między motłochem, a niewinnym więźniem jest uzbrojony w dwururkę szeryf. Jednak nawet on nie będzie w stanie powstrzymać żądnych krwi ludzi, gdy w Tupelo zagości przedstawiciel Ku Klux Klanu. 60

nr 3 Grudzień 2010 r.

Rozpoczyna się wyścig z czasem. Zane, wspierany przez swojego przyjaciela Carla, próbuje rozwikłać zagadkę śmierci białej kobiety. Czytelnik poznaje przy tej okazji relacje obowiązujące na amerykańskiej prowincji i unoszącą się nad wszystkim grozę rasizmu. Chirurgicznie precyzyjne, czarno-białe ilustracje Pleece’a oddają realia tamtych czasów. Dzięki niemu Incognegro to realistyczna powieść graficzna na najwyższym poziomie. Szkoda, że pokusie wyłożenia wszystkiego „czarno na białym” uległ również scenarzysta, Mat Johnson. O ile wprowadzenie i ekspozycja postaci wypadają intrygująco (zwłaszcza kwestia rasy Zane’a), o tyle spotkanie z „postawą obywatelską” ludzi z Południa ociera się o „łopatologię”. Portrety mieszkańców Tupelo są proste jak oni sami, przez co sugestywne i nie wyma-


Czytaj

Szczątki (fragment)

gające dopowiedzenia. Dopowiedzenie niestety następuje i bierze je na siebie demoniczny, jednooki Huey, gruba ryba z KKK, która wykłada swoją prymitywną ideologię. Takie zbanalizowanie i pokazanie przeciwnika jako głupca, może i pokrywa się z prawdą, ale osłabia napięcie. Huey zamiast strachu budzi litość i odrazę. Finał historii jest przewidywalny, tragiczny i odrobinę groteskowy. Przewidywalność jest wynikiem dość prostej intrygi, która była pretekstem do zmierzenia się z trudnym i bolesnym zagadnieniem. Element tragizmu podkreśla rangę tematu i sprawia, że wieńcząca album, ocierająca się o groteskę, scena nie jest banalnym happy

Zielone drzwi Katarzyna Grochola

W życiu prawie każdego człowieka przychodzi taki moment, że zachciewa mu się sięgnąć pamięcią wstecz, zebrać najciekawsze, najbardziej wyraziste, zabawne czy wzruszające wspominki i utrwalić je dla potomnych. Dawniej zdecydowana większość takich memuarów pozostawała w rodzinnych archiwach, chyba że ich autorzy należeli do ludzi zawodowo parających się

endem. Meandrując, klucząc i potykając się na wybojach sztuki komiksowej, Johnson również dociera do szczęśliwego końca. Incognegro warto przeczytać. Choćby po to, by zobaczyć, jak amerykańska kultura mierzy się z demonami swojej historii. Należy przy tym nastawić się na to, że w parze z grozą tematu nie będzie szła pasjonująca narracja. Tytuł: Incognegro Autorzy: Warren Pleece (rysunki), Mat Johnson (scenariusz) Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski Wydawca: Egmont Polska Liczba stron: 136 Cena: 39,90 zł

piórem, ale i w takim wypadku zwykle decydowali się na ich upublicznienie dopiero doszedłszy lat sędziwych; dziś mniej więcej połowa osób znanych – artystów, polityków, sportowców – wydaje swoje wspomnienia, ledwie wkroczywszy w wiek średni. Czy to strategia dobra, czy nie, trudno powiedzieć; być może lepiej zawczasu zarejestrować to, co się chce ocalić od zapomnienia, bo pamięć ludzka bywa zawodna i może się okazać, że z czasem to i owo bezpowrotnie uleci… Człowiek urodzony w latach 50-60 XX w. ma do dyspozycji liczne wspomnienia swoich plus minus rówieśników; po Pogrzebie wróbla Gucewicz, Późnym Gomułce, wczesnym Gierku Dziurawca, Grze w kapsle, czyli autolustracji dziecka PRL-u Weiss, czy Fikołkach na trzepaku Kalicińskiej przyszedł czas na Zielone drzwi. Przeszłość autorów jest po trosze i przeszłością czytelnika nr 3 Grudzień 2010 r.

61


<<< Czytaj recenzję Emancypacja Mary Bennet

– nosiliśmy takie same mundurki i torni- prywatnym dokumentem, niż ambitniejstry, oglądaliśmy te same programy w te- szym dziełem literackim, są one równoczelewizji, wyjadaliśmy śnie dowodem czena sucho oranżadę goś bardzo ważnego: Może lepiej zawczasu w proszku... i tak że nie należy tracić zarejestrować dalej można by wyliwiary w człowieka, to, co się chce ocalić czać w nieskończobo nawet w sytuacji, ność – trudno więc zdawałoby się, bezod zapomnienia, się dziwić, że do opinadziejnej, zawsze bopamięć ludzka bywa sanej w tych książmoże się zjawić ktoś, zawodna i może się kach rzeczywistości, kto całkiem bezinteokazać, że z czasem a przez to i do nich resownie (i niekiedy to i owo bezpowrotnie samych, czytelnik ten wbrew zdrowemu uleci… może mieć stosunek rozsądkowi) poda mocno subiektywny. nam rękę. Wspomnienia Grocholi różnią się od pozostałych przeze mnie Jedyne, co trochę przeszkadza, to – nie wymienionych o tyle, że wykraczają poza wiem, czemu ostatnio tak popularna wśród beztroskie dzieciństwo i młodość. Kto miał polskich autorów – skłonność do nadokazję śledzić wywiady, udzielane przez pi- używania wielkich liter; rozumiem, że tak sarkę różnym periodykom w ciągu ostatnie- możemy wyrażać swój szacunek dla osób go dziesięciolecia, dla tego nie jest nowością wyjątkowo dla nas ważnych i nie mam nic ani jej dość oryginalna droga zawodowa przeciw „Ojcu”, „Mamie” czy „Profesoroi nieco powikłane życie osobiste, ani kulisy wi”, ale nie bardzo widzę uzasadnienie dla powstawania wcześniejszych utworów – tu uhonorowania w ten sposób postaci epizojednak ten okres jej życia przedstawiony dycznych – „Oddziałowej”, „Nieletniej Siojest o wiele obszerniej i w sposób znacznie strzenicy” czy „Pani z Małym Dzieckiem”, bardziej emocjonalny. Sam epizod pracy a tym bardziej dla rozpoczynania takąż liw szpitalu starczyłby na osobną małą ksią- terą zaimka „mój/moja” („Moja Mama”). żeczkę w rodzaju Zapisków z nocnych dyżu- Gdyby pominąć to zastrzeżenie, to strona rów Baczaka, co prawda nie tak kunsztowną techniczna tekstu nie pozostawia nic do żystylistycznie, ale równie realistyczną i przej- czenia, a po lekturze zostaje ciepły uśmiech mującą. Z kolei podsumowanie później- i szczypta nostalgii. szych wydarzeń to pełen ciepła i bezpretensjonalności pean na cześć życzliwych ludzi, Tytuł: Zielone drzwi towarzyszących autorce praktycznie w każ- Autor: Katarzyna Grochola dym trudnym momencie jej życia. I choć Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie imienne podziękowania, ciągnące się przez Liczba stron: 408 kilkanaście stronic, czynią książkę bardziej Cena: 36 zł 62

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Białe Noce >>>

Tak więc akcja powieści rozwija się w czasie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia i jest poniekąd o umieraniu. Głównym bohaterem jest James Kier, Stokrotki zamożny biznesmen działający w sektorze obrotu nieruchomościami. Ma żonę i syna, w śniegu jednak jego rodzina praktycznie się rozpada. Richard Paul Evans Do sukcesu finansowego dąży bez względu na krzywdę wyrządzaną innym. Staje się człowiekiem bez serca i sumienia. Chwilą, która całkowicie odmienia życie Jamesa, jest makabryczny zbieg okoliczKariera pisarska Richarda Paula Evansa ności: pewnego zimowego wieczoru ginie rozpoczęła się w gronie przyjaciół, którzy w wypadku samochodowym człowiek o tym zachwyceni talentem autora polecali jego samym imieniu i nazwisku. Media przez teksty innym. Wkrótce jego kolejne po- pomyłkę zamieszczają informacje o śmierci wieści zaczęły trafiać naszego bohatera. na pierwsze miejsca On sam żyje i cieszy amerykańskich list się zdrowiem, mając Różnorodność, a także bestsellerów. Evans wyjątkową okazję bogactwo osobowości poza pisarstwem zajprzeczytania w Ini postaw bohaterów jest muje się działalnością ternecie „pośmiertniewątpliwie wielkim charytatywną, między nych” komentarzy na walorem powieści innymi założył funswój temat, dodajmy dację na rzecz dzieci mało sympatycznych z a n i e d b y w a n yc h . i pochlebnych. Prywatnie jest ojcem pięciorga dzieci. Bohater postanawia naprawić wszelkie Stokrotki w śniegu – to jego kolejna, krzywdy wyrządzone innym. Realizując ten „-nasta” już powieść. Na początku autor plan napotyka na bardzo różne postawy. zwraca się do czytelnika, przywołując oso- W kilku przypadkach okazuje się, że jest za biste wspomnienia z lat szkolnych, kiedy późno i niczego już nie można zmienić. to w siódmej klasie otrzymał niezwykłe zaOsobie, którą skrzywdził najboleśniej, danie napisania własnego nekrologu. Poza może ofiarować tylko... tysiące jej ulubiotym, jednym z corocznych świątecznych nych stokrotek. zwyczajów jego rodziny było oglądanie Opowieść jest napisana w sposób, któprzedstawienia teatralnego na podstawie ry nie pozwala się od niej oderwać aż do Opowieści Wigilijnej Dickensa. Te dwa fakty momentu przeczytania ostatniej strony. zainspirowały autora do stworzenia Stokro- Dominują dialogi, czyta się ją więc szybko tek w śniegu. i z przyjemnością. nr 3 Grudzień 2010 r.

63


<<< Czytaj recenzję Korsarz

Autor wnikliwie i z wyczuciem opisuje postaci utworu, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe. Nie ma tu uproszczeń czy banałów. Różnorodność, a także bogactwo osobowości i postaw bohaterów jest niewątpliwie wielkim walorem powieści. Czytelnik nie pozostanie obojętny na przesłanie zawarte w książce. Zostanie zachęcony do zadumy i refleksji. W prologu autor pisze o tym, że chciałby, aby Boże Narodzenie upłynęło czytelnikom w pełnej ciepła atmosferze. Wyraża nadzieję, że historia ta ogrzeje domy, a przede wszystkim serca. Tematyka powieści, jej treść i sposób ujęcia zagadnienia, a także ciepło, życzli-

Samotny mężczyzna Christopher Isherwood

Christopher Isherwood był słynnym angielskim prozaikiem, od 1939 zamieszkałym w Stanach Zjednoczonych. Związał się też z Berlinem, gdzie przebywał kilka lat przed dojściem Hitlera do władzy. To właśnie na kanwie jego berlińskich doświadczeń powstały książki Pożegnanie z Berlinem oraz Pan Norris się przesiada, będące później inspiracją dla słynnego filmu Kabaret Boba Fosse’a. Inna powieść Isherwooda Samot64

nr 3 Grudzień 2010 r.

wość i nadzieja, przekazywane w niej przez pisarza, kwalifikują ją do uznania za wyjątkowo trafiony prezent pod choinkę. Dla matki, ojca, babci, córki, wnuczki, wnuka i wszystkich innych, którym chcemy sprawić przyjemność w tym szczególnym czasie. Wesołych Świąt! Tytuł: Stokrotki w śniegu Autor: Richard Paul Evans Tłumacz: Ewa Bolińska-Gostkowska Wydawnictwo: ZNAK Kraków 2010 Liczba stron: 297 Cena: 32,90 zł Informacje dodatkowe: Oprawa twarda

ność również została przeniesiona na duży ekran przez debiutującego reżysera Toma Forda z Colinem Firthem, Julianne Moore i Mathew Goodem w rolach głównych. Film – wzbogacony wspaniałą muzyką Abla Korzeniowskiego – wszedł do polskich kin jako Samotny mężczyzna – pod takim też tytułem, w tym samym czasie, ukazało się wznowienie książki Isherwooda. George – bo tak ma na imię bohater – nie może pogodzić się ze stratą swojego wieloletniego partnera. Jim zginął tragicznie i pozostawił po sobie pustkę nie do wypełnienia. Jest zatem Samotny mężczyzna nie tyle zmysłową opowieścią o miłości (jak sugeruje na okładce wydawca), ale piękną historią o (nie)radzeniu sobie z odejściem najbliższej osoby. Powieść Isherwooda jest także drobiazgowym zapisem jednego pozornie zwyczajnego i niewiele znaczącego dnia z życia podstarzałego wykładowcy literatury. Przebudzenie i zaśnięcie głównego


Czytaj recenzję Ostatnie królestwo >>>

bohatera stanowią wyrazistą klamrę kom- niezbędnego towarzysza i choć George otopozycyjną. czony jest ludźmi, to w gruncie rzeczy nikt Życie George’a wydaje się tak harmonij- nie może zastąpić Jima. ne, że aż banalne i nieciekawe. Isherwood Dzień opisany przez Isherwooda jest precyzyjnie odtwarza cały rozkład dnia swo- jednak dniem szczególnym. To właśnie dziś jego bohatera – nie George ostatecznie pomijając nawet tak pozwoli odejść swowstydliwych spraw jemu partnerowi, jak defekacja, czy Ciągle snute wspomnienia otworzy się na świat, samogwałt. George zacznie naprawdę i retrospekcje, z których niejako automatyczżyć, a nie tylko istpowoli układa się cała nie wykonuje ciąg nieć. historia, pozwalają utartych czynności, Ciekawe, że choć czytelnikowi zrozumieć jest zniewolony przez mija blisko pół wieku głębię łączącego obu codzienne rytuały, od napisania Samotdostosowywanie się nego mężczyzny, mężczyzn uczucia do potrzeb i wyobrapowieść ta zupełnie żeń otaczających go się nie zestarzała. ludzi – czy to sąsiaByć może jest to zadów, czy przyjaciół, czy współpracowni- sługa traktowania o sprawach, które nigdy ków, czy wreszcie uczniów. Jednak przy tym się nie dezaktualizują, być może niezwykłej wszystkim pozostaje świetnym obserwato- pisarskiej sprawności, być może wreszcie rem – dostrzega rzeczy, zdarzenia i szczegóły, prawdziwej empatii. Samotny mężczyktóre umykają zwykłej uwadze. Zwyczajna zna porusza kwestie uniwersalne – miłość, rzeczywistość urasta tym samym do rangi śmierć, radość, smutek, starość, niespełczegoś magicznego, a wszystko zostaje opisa- nienie, rozczarowanie. Jednak pomimo ne z niezwykłym wyczuciem i niesamowitą takiego ładunku bólu, obraz tego najplastycznością. zwyczajniejszego w swej cudowności dnia Jednak, w tym poukładanym świecie życia jest przejmująco piękny, niezwykle George’a, dotkliwie zaznacza się brak jed- wielobarwny, nasycony skrajnie różnymi nego elementu – Jima, który mógłby dzielić emocjami, z których każda znajdzie swoje z nim radości i smutki codziennego życia. imię. Bohater Isherwooda nie pogodził się ze stratą swojego partnera. Ciągle snute wspo- Tytuł: Samotny mężczyzna mnienia i retrospekcje, z których powoli Autor: Christopher Isherwood układa się cała historia, pozwalają czytelni- Tłumacz: Jan Zieliński kowi zrozumieć głębię łączącego obu męż- Wydawnictwo: Świat Książki czyzn uczucia, a także pojąć ból, którym Liczba stron: 190 ogarnięty jest główny bohater. Zabrakło Cena: 29,90 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

65


<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń

Wojna zuluska 1879 Krzysztof Kubiak

Pograjmy w skojarzenia dotyczące literatury o XIX-to wiecznej Afryce. Książka awanturniczo-przygodowa to akcja, pościgi, walka, bohaterscy podróżnicy, egzotyczne plemiona, Staś, Kali i przyroda – naprawdę dzika. To wciągająca czytelnika przygoda. Książka historyczna to statyczne omówienie wydarzeń, z podziałem na przyczyny, przebieg i skutki. Plus kilka map, wykresów i mądrych opinii. Dwa bieguny, dwa różne podejścia, często dwa różne typy czytelników. Do kogo jest więc adresowana książka Krzysztofa Kubiaka Wojna zuluska 1879? Otóż książka łączy to, co najlepsze w obu gatunkach. Nawet nie ze względu na szczególny kunszt warsztatowy autora, choć jest napisana jasnym i przystępnym językiem, ale ze względu na samą epokę i jej bohaterów. Południowa Afryka drugiej połowy XIX wieku to kraina naprawdę dzika, ogromna i pełna zwierząt, często niebezpiecznych. Ziemia ta należała do plemion zuluskich, które od czasu rządów Czaki potrafiły tworzyć duże oddziały i toczyć wojny. Ziemia obiecana osadników europejskich, przede 66

nr 3 Grudzień 2010 r.

wszystkim niderlandzkich i niemieckich, których konserwatyzm religijny tutaj nikomu nie przeszkadzał. Ziemia budząca pożądanie w Brytyjczykach, najpierw ze względu na możliwość kontroli biegnących wokół południowej Afryki morskich szlaków handlowych, później ze względu na odkrywane ogromne bogactwa naturalne. Nie dziwi więc, że skumulowanie sprzecznych interesów, ogromnych potencjalnych zysków, odmiennych religii, kultur i postaw życiowych ludzi tak barwnych, że sami zasłużyli na oddzielne opracowania historyczne, zaowocowało wieloma konfliktami, z których część, jak wydarzenia roku 1878, przerodziła się w regularną wojnę (w roku 1879). Edytorsko książka nie oszałamia. Miękka oprawa, szary papier, czarno-białe zdjęcia. Szkoda, bo temat bez kolorowych reprodukcji strojów i mundurów, wielkoformatowych plansz i obrazów pokazujących toczone bitwy, traci wiele ze swojego egzotycznego smaku. Przy kredowym papierze i kolorowych, szczegółowych ilustracjach, mapach i zdjęciach dowolnej serii Ospreya, książka wydawnictwa Replika wygląda jak ubogi krewny. Nie odstaje natomiast treścią. Temat został potraktowany szczegółowo, a dotychczasowe opracowania poddane analizie. Tu widać jedną z dwóch najmocniejszych stron książki: autor nie tylko odniósł się do opinii autorów liczącej 23 pozycje bibliografii, ale osobiście odwiedził opisywane miejsca i porównał zastane materiały muzealne, pola dawnych bitew i miejscowe opowieści z literaturą tematu. W efekcie książkę ilustrują unikalne, zrobione specjalnie do niej zdjęcia, a autor w kilku miejscach zwraca uwagę


Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>

Nelsona Kropla krwi

trzecia Odsłona

na okoliczności w literaturze wcześniej przeceniane lub przeciwnie, nieuwzględniane, a mogące mieć istotny wpływ na starcia. Jako drugą mocną stronę wskazałbym ramki z ciekawostkami dotyczącymi omawianego konfliktu i całej epoki, przede wszystkim biografiami uczestników wydarzeń. Z ramek można się m.in. dowiedzieć o historii Krzyża Wiktorii, najwyższego odznaczenia bojowego Imperium Brytyjskiego. Można przeczytać o tragicznym końcu Louisa Napoleona, zamykającym linię słynnego rodu. Można także poznać dzieje wielkiego awanturnika Johna Roberta Dunna, przyznającego się do 117 dzieci obojga płci, których potomkowie utworzyli dzia-

Tajne epizody II wojny światowej Willam Breuer

II wojna światowa była bez wątpienia największym i najbardziej złożonym konfliktem zbrojnym w dziejach ludzkości. Teatrem wojennym były lądy, morza i przestworza praktycznie wszystkich kontynentów, ale niektóre starcia, niekiedy równie ważne, rozgrywały się poza oczami zwykłych żołnierzy czy cywilów. Szpiedzy, tajni agenci czy naukowcy pracujący w najnowocześniejszych

łający do dzisiaj Związek Potomków Johna Dunna. Takie smaczki wpasowane w wyodrębnione z tekstu ramki nie są nowością w książkach historycznych, ale znakomicie uprzyjemniają lekturę. Wojna zuluska 1879 to książka mądra, ciekawa i dobrze się ją czyta. Książka, która wprawdzie zasługuje na lepszą oprawę graficzną i edytorską, ale i bez niej stanowi ciekawą pozycję dla miłośników historii. Tytuł: Wojna zuluska 1879 Autor: Krzysztof Kubiak Wydawnictwo: Replika Liczba stron: 97 Cena: 21,90 zł

laboratoriach również mieli swój udział w wojnie i wpływ na jej przebieg. Ich działania pozostawały objęte ścisłą tajemnicą i z uwagi na to, o wielu z nich dowiadujemy się dopiero po latach badań nad dziejami II wojny światowej. William Breuer w swojej książce szczególną uwagę poświęca właśnie takim, często sensacyjnym, historiom. Publikacja amerykańskiego historyka jest zbiorem opowieści o niezwykłych, zakulisowych działaniach wywiadów, żołnierzy i agentów największych państw biorących udział w wojnie. Dywersje, sabotaż, porwania, zamachy, kradzieże tajnych dokumentów i dezinformacja – to tylko niektóre z metod, jakimi posługują się bohaterowie opisywanych w książce zdarzeń. Autor na podstawie relacji byłych wojskowych i tajnych agentów, odtajnionych archiwów i wycinków prasowych ukazuje świat zanr 3 Grudzień 2010 r.

67


KONKURSY kulisowych działań, które niejednokrotnie miały decydujący wpływ na losy wojny. Od informacji uzyskanych przez wywiady zależało powodzenie niejednej operacji wojskowej – to brytyjska dezinformacja doprowadziła do przechytrzenia feldmarszałka Erwina Rommla, osławionego Lisa Pustyni, i wciągnięcia go w pułapkę, kończącą pasmo wielkich zwycięstw w Afryce. Zaś dzięki siatce szpiegów możliwe było zrobienie dokładnych map wybrzeży Normandii, przydatnych w czasie inwazji w 1944 roku. Każda z siedemdziesięciu historii skupia się na innym, niezwykle ciekawym i mało znanym epizodzie z czasów wojny. Najkrótsze z artykułów mają zaledwie jedną stronę, najdłuższe najwyżej kilka, ale każdy z nich zawiera zajmującą, niejednokrotnie, wydawałoby się, niewiarygodną opowieść. Autor, choć jedynie odtwarza historię, umiejętnie manipuluje słowem sprawiając, że puenta opowieści raz za razem zaskakuje i śmieszy czytelnika. Wszystkie rozdziały ułożone są chronologicznie, a pierwsze z nich dotyczą okresu jeszcze sprzed rozpoczęcia działań

Emancypacja Mary Bennet Colleen McCullough

68

nr 3 Grudzień 2010 r.

wojennych i pokazują, jak przebiegały przygotowania do wojny i jaki miały wpływ na jej wynik. Przy tego typu publikacjach nie sposób uniknąć ocierania się o sensację, szczególnie, że bibliografia, którą podaje autor, nie zawsze jest w pełni naukowa. Publikacja ma zdecydowanie charakter popularnonaukowy i bliżej jej do programów z cyklu Sensacje XX wieku niż podręczników historii. Każdy z artykułów zawartych w zbiorze jest interesujący, a krótka forma sprzyja szybkiej, przyjemnej lekturze. Autor zadbał też o to, żeby nawet osoba z niewielką wiedzą historyczną z łatwością zorientowała się w złożonym przebiegu wojny. Tytuł: Tajne epizody II Wojny Światowej Autor: Willam Breuer Tłumacz: Maciej Antosiewicz, Katarzyna Bażyńska-Chojnacka Wydawnictwo: Amber Liczba stron: 224 Cena: 29,80 zł Oprawa: miękka

Duma i uprzedzenie to książka, której nie trzeba przedstawiać – wielokrotnie omawiana, adaptowana, recenzowana, analizowana. Nic dziwnego, że pozycja tak popularna rozbudza wyobraźnię czytelników na tyle, iż zastanawiają się nad dalszymi losami bohaterów – czy wszyscy żyli długo i szczęśliwie? To pytanie postawiła sobie też Colleen McCullough, rezultatem czego jest książka Emancypacja Mary Bennet. Colleen McCullough znana jest w Polsce głównie jako autorka bestsellerowych Pta-


Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

ków ciernistych krzewów – można się zatem spodziewać, że jej kontynuacja powieści Jane Austen będzie napisana z podobnym rozmachem. Istotnie, autorka porwała się na obszerną (460 stron!), wielowątkową opowieść, w której opisała dalsze losy sióstr Bennet, ich krewnych, przyjaciół i nieprzyjaciół. Akcja powieści zaczyna się dwadzieścia lat po zakończeniu Dumy i uprzedzenia – bohaterowie zdążyli więc posunąć się w latach, dojrzeć, a zatem i zmienić – tak zapewne autorka usprawiedliwiałaby fakt, że postaci w Emancypacji Mary Bennet mają ze swymi pierwowzorami niewiele wspólnego. Elisabeth z silnej, dowcipnej kobiety zmieniła się w smętną cierpiętnicę, dumny Darcy – w niesympatycznego cynika, nieśmiały Bingley zaś – w mężczyznę utrzymującego kochankę i nieślubne dzieci (!). Największą i niewytłumaczalną przemianę przechodzi zaś świętoszkowata Mary. W wersji McCullough średnia z sióstr przez siedemnaście lat samotnie opiekuje się schorowaną matką – w tym czasie pochłania całą bibliotekę i spędza czas na rozważaniach. Tą drogą dokonuje się jej absolutna metamorfoza – Mary staje się, jak wskazuje tytuł, wyemancypowaną kobietą, głoszącą niepopularne poglądy, przejętą nierównościami społecznymi i bez ogródek rozprawiającą o seksie (!!!). Ta wyzwolona kobieta, po śmierci matki, postanawia, wbrew sprzeciwom rodziny, wyruszyć w samotną podróż po Anglii. Oczywiście zmiany w charakterach bohaterów nie są same w sobie niczym złym – wszak Duma i uprzedzenie to żadne sacrum. Jednak tworząc powieść na podstawie powieści napisanej przez Jane Austen, autorka zagubiła cały

Nr 3 Grudzień

2010

dowcip, lekkość i wdzięk oryginału. W Emancypacji Mary Bennet bohaterowie nie tylko nie mówią do siebie eleganckim językiem – bywają wręcz zwyczajnie wulgarni. Nawet, jeśli celem autorki było obnażenie sztywnych konwenansów i zakłamania, jakie rządziły kreowanym światem u Austen, to zastępuje ona owe konwenanse obyczajową swobodą, która wydaje się zupełnie nieprawdopodobna w opisywanych czasach. Ponadto wydaje się, że McCullough zwyczajnie nie radzi sobie z bogactwem charakterologicznym postaci – monologi wewnętrzne bohaterów są momentami żenująco sztywne i – co najgorsze – rozwlekłe. Niestety, ten sam grzech popełnia autorka pisząc dialogi, które czasami zmieniają się w wymianę długich, nudnych przemówień. Sama fabuła też pozostawia wiele do życzenia, będąc dość przewidywalną historią, złożoną z klisz i mało prawdopodobnych wydarzeń. Z Dumy i uprzedzenia pozostały w książce Colleen McCullough jedynie imiona i nazwiska. Umberto Eco w swoim eseju O paru funkcjach literatury pisze, że postaci literackie zyskują realny byt i nie można przypisać im dowolnego życiorysu. Dla bohaterów Dumy i uprzedzenia byłoby lepiej, gdyby McCullough przeczytała ów esej, zanim wzięła się do tworzenia Emancypacji…. Kto wie, może gdyby zmienić imiona, nazwiska i nazwy miejscowości, książka byłaby nieco strawniejsza? Tytuł: Emancypacja Mary Bennet Autor: Colleen McCullough Tłumaczenie: Maciej Piątek Liczba stron: 460 Rok wydania: 2010 nr 3 Grudzień 2010 r.

69

r.


<<< Czytaj recenzję Inne pieśni

szajka czarnych charakterów, którym zależy na tym, żeby rozwiązanie tytułowej zagadki nigdy nie ujrzało światła dziennego. Lektura powieści, szczególnie w konZagadka tekście zachwytu wyrażanego w licznych recenzjach, wywołuje mieszane uczucia. Dickensa Z jednej strony mamy bardzo dobry poMatthew Pearl mysł, nie tylko na zawiązanie akcji, ale i na cały jej przebieg. Można powiedzieć, że zagadka, kolejne kroki odkrywające fragmenty tajemnicy i samo rozwiązanie są naprawdę ciekawe. Tworzą one interesujący szkielet Matthew Pearl jest autorem historycz- i gdyby autorowi udało się go wypełnić no-kryminalnych powieści Klub Dantego, barwnymi postaciami, pełnymi napięcia Cień Poego oraz wydanej w mijającym roku scenami czy pobudzającymi wyobraźnię w Polsce Zagadki Dickensa. Wszystkie opisami, powieść byłaby świetna. Niestety, spotkały się z bardzo bohaterowie Pearla dobrym przyjęciem, są mało wyraziści, zyskały status bestpoza kilkoma wyTo, co Pearlowi sellerów, a na temat jątkami wręcz nijawyszło chyba talentu pisarskiego cy, przez co można autora ukazały się najlepiej, to oddanie odnieść wrażenie, że niezwykle pochlebne kwestia głębi psyspecyfiki epoki komentarze przedchologicznej postaci stawicieli środowiska ma dla autora nieliterackiego. wielkie znaczenie. Zagadka Dickensa jako powieść, ma Wątek romantyczny jest wręcz boleśnie ogromny potencjał, wynikający z nowator- nieprzekonujący i brakuje w nim napięskiego i bardzo ciekawego pomysłu autora. cia, podobnie jak w scenach, które, jak na Akcja toczy się wokół ostatniej, nieukoń- thriller czy kryminał (do obu tych kategorii czonej powieści wielkiego brytyjskiego pi- zaliczane są dzieła Pearla) przystało, powinsarza. Bohaterowie, przedstawiciel amery- ny wywoływać skurcze żołądka. I niestety, kańskiego wydawcy książek Dickensa wraz poza kilkoma naprawdę dobrymi i trzymaz piękną asystentką, biorą udział w wyścigu, jącymi w napięciu fragmentami, oderwanie którego stawką jest przyszłość wydawnic- się od lektury w dowolnym momencie nie twa, a celem odnalezienie ostatnich roz- sprawia trudności. działów Tajemnicy Edwina Drooda – powieŻeby jednak oddać autorowi sprawieści, nad którą pracował Dickens tuż przed dliwość, należy przyznać, że nie jest to śmiercią. Po przeciwnej stronie znajduje się kiepski kryminał pisany na kolanie. To, co 70

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Trans w Hawanie >>>

Pearlowi wyszło chyba najlepiej, to oddanie specyfiki epoki, poprzez szczegółowe opisy angielskich, amerykańskich i indyjskich miejscowości, zwyczajów, strojów i osobliwości XIX wieku, od wszechobecnego handlu opium, przez wiktoriańską pruderię i społecznie akceptowaną dyskryminację, po dzisiaj raczej niezrozumiałą, zbiorową obsesję na punkcie uwielbianego pisarza. Autor Zagadki Dickensa, który wykładał literaturę i uczył studentów Harvardu kreatywnego pisania, posiadł obszerną wiedzę, którą w szczegółowy i zajmujący sposób dzieli się z czytelnikiem. Powieść Pearla trudno jednoznacznie ocenić jako świetną czy wręcz, jak twierdzą niektórzy, porywającą, albo też całkiem kiepską. Ma bowiem niewątpliwą wartość

Czarna i Mała Marek Nowakowski

Marek Nowakowski (ur. 1935 r. w Warszawie) to prozaik, który debiutował w 1957 r. na łamach Nowej Kultury opowiadaniem pt. Kwadratowy. Jest autorem zbiorów opowiadań (Ten stary złodziej, Silna gorączka, Gonitwa), a także wspomnień o powojennej Warszawie (Powidoki, Nekro-

jeżeli chodzi o stronę historyczną i opiera się na niebanalnej koncepcji, czego często brakuje w trącących wtórnością, masowo wydawanych kryminałach czy thrillerach. Nie można odmówić autorowi talentu pisarskiego, jednak poczucie, że szczególnie z postaci i warstwy emocjonalnej mógł wydobyć znacznie więcej, utrudnia dołączenie do grona zachwyconych odbiorców. Wielkie oczekiwania pozostają nie do końca spełnione, a powieść można określić po prostu jako przyzwoitą. Tytuł: Zagadka Dickensa Autor: Matthew Pearl Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Liczba stron: 488 Cena: 34,90

polis, Nekropolis II). Jego najnowsza książka Czarna i Mała to zbiór 12 opowiadań. Dystynktywną cechą tego zbiorku, słowem, które chyba najpełniej oddaje jego nastrój jest smutek. Napisana raczej zwykłym językiem, wypośrodkowanym pomiędzy trącącym poezją, a epatującym wulgaryzmami, książka ta przepojona jest smutkiem. Narrator w trzeciej, niekiedy zaś w pierwszej osobie opisuje wydarzenia z reguły sucho i beznamiętnie. Wyjątki zdarzają się wówczas, gdy uwaga mówiącego skupiona jest na przeżyciach, emocjach i – co ważne – opiniach bohaterów. Ważne, bo to właśnie te ostatnie dają czytelnikowi przebłyski informacji o stosunku autora wobec opisywanych wydarzeń, pobudzają też do gorzkiej refleksji na temat tego, czym właściwie jest życie. Tematyka poszczególnych nr 3 Grudzień 2010 r.

71


<<< Czytaj recenzję Smoczy Tron

opowiadań jest różjest nawet siłą, któna, najogólniej rzecz ra skłaniałaby luDystynktywną ujmując dotyka tych dzi do określonych sfer życia ludzkiego, zachowań – zło cechą tego zbiorku, które przeciętnetutaj to po prostu słowem, które chyba mu człowiekowi są norma, ono paraobce, bo wcale nie najpełniej oddaje jego doksalnie nie jest nastrój jest smutek. ma ochoty ich pojuż nawet złe. Bo znawać. Na kartach i ci źli bohaterowie Powieść dotyka tych książki spotykamy mają swój kodeks, sfer życia ludzkiego, ludzi we współczew ramach którego które przeciętnemu snym świecie albo występują pojęcia pogardzanych, albo takie jak miłosierczłowiekowi wzbudzających niedzie, dobroć czy są obce, bo wcale pokój: pijaczków, sprawiedliwość. nie ma ochoty tirówki i ich alfonTylko, że tutaj zasów, gangsterów, bicie człowieka nie ich poznawać bogatych dorobkiejest złem, jest najwiczów, ich piękczęściej koniecznone, ale puste żony, ścią, warunkiem, a także ludzi starszych (często z przeszłością). który stanowi o tym, czy ten sam człoWszyscy oni są prości, żeby nie powiedzieć wiek nie zabije nas. I ta właśnie zwyczajprymitywni, cześć ma jednak życiowy spryt, ność, codzienność zła wzbudza w czytelktóry pozwala im przeżyć w tej „okrutnej niku taki niepokój. dżungli zwanej życiem”. Bo też NowakowProza Nowakowskiego, choć prosta ski tak właśnie pisze o życiu. Rzadko znaj- w konstrukcji, może być trudna w oddziemy u niego przeżycia naprawdę piękne, biorze, szczególnie dla tych, zwłaszcza a jeśli już, to przesycone tak dojmującym młodych, czytelników, którzy jeszcze nie smutkiem, jak w przypadku opowiadania dotknęli (lub nie zostali dotknięci) ciemTych dwoje. Osobną kategorię bohaterów niejszej strony życia. Ale i dla innych bęstanowią tu natomiast dzieci. Największy dzie ona „dołująca”, przypomina bowiem ból sprawia patrzenie na to, jak bezwolne sta- o istnieniu tych ludzi, o których reszta najją się w rękach dorosłych, jak naśladują star- chętniej by zapomniała. szych, próbując stać się przedwcześnie tacy sami jak oni, jak na wstępie marnują swoje Tytuł: Czarna i Mała życie, chociaż jeszcze o tym nie wiedzą. Autor: Marek Nowakowski W tych historiach na każdym kroku Wydawnictwo: Świat Książki pojawia się zło. Nie przyjmuje ono, co Liczba stron: 213 prawda, konkretnej postaci, często nie Cena: 32,90 zł 72

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj wywiad – Andrzej Pilipiuk>>>

pełną życia i energii dziewczyną, której ciężko przystosować się do nowych zwyczajów. Wywołuje to ogólne niezadowolenie wśród Tybetańska poszukujących spokojnego życia mieszkańców klasztoru. Ani musi też poradzić sobie mniszka ze swoją przeszłością. Mistrz uczy ją jak – Chcę zmieniać gniew we współczucie, a nienawyśpiewać wiść w miłość. Dzięki przeżytemu cierpieniu dziewczyna odkrywa czym jest wolność wolność i wewnętrzny spokój. Ani jako jedna z uluAni Choying Drolma bienic mistrza może więcej czasu poświęcać na medytację i nauki śpiewu. Dostrzega to, Nie jest to książka o życiu tybetańskich że dzięki muzyce potrafi przekazać to, co mnichów, nie jest to książka o karierze pio- w buddyzmie najpiękniejsze. To jej metoda senkarki, ale jest to przepiękna opowieść na podzielenie się z wszystkimi swoją histoo miłości, wolności rią i tym, że wszeli umiejętności wybakie krzywdy można czania. wybaczyć, a dzięki Autorka nie boi się Biografia Ani cierpieniu możemy też pisaćo swoich Choying Drolmy jest odnaleźć oświecenie traumatycznych zapisem życia młodej i wolność. przeżyciach, a wręcz dziewczyny, która Ani koncertowachętnie się nimi dzieli dzięki własnej sile ła po całym świecie, i upartości trafia do a wszystkie zarobiotybetańskiego klaszne w ten sposób pietoru. I to właśnie tam spotyka ją największa niądze przeznaczyła na spełnienie najwiękprzygoda jej życia. szego swojego marzenia: budowę szkoły, Ani urodziła się w jednej z tybetańskich w której mniszki mogą znaleźć schronienie wiosek. Od najmłodszych lat życie jej nie oraz zdobyć wykształcenie. To tylko jedno rozpieszczało. Przyzwyczajana była do cięż- z osiągnięć Ani. Dochody ze sprzedaży tej kiej pracy fizycznej oraz opieki nad domem książki zostaną z kolei przekazane na pierwi młodszym rodzeństwem. Poza tym jej oj- szy ośrodek dializ w Katmandu. ciec był bardzo brutalnym i surowym człoBiografia napisana jest przejrzystym, wiekiem, nie znosił sprzeciwu, a każde swo- prostym językiem. Dzięki temu czyta się ją je niezadowolenie okazywał przemocą i siłą. łatwo i szybko. Autorka umiejętnie wproPoczątkowo Ani się go bała, później zaczę- wadza czytelnika w świat buddyzmu i nała nienawidzić. Na szczęście na jej drodze wet największy laik nie będzie miał problepojawia się tybetański mistrz. Początki dla mu z odnalezieniem się w nim. Odsłania młodej mniszki nie należą do łatwych. Jest nam kawałek swojej kultury, dzięki czemu nr 3 Grudzień 2010 r.

73


Nr 3 Grudzień

2010

r.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

możemy mieć wgląd w różnorodne aspekty życia w Tybecie. Autorka nie boi się też pisać o swoich traumatycznych przeżyciach, a wręcz chętnie się nimi dzieli. Wielokrotnie wraca do bólu i cierpienia, jakiego doświadczyła. Dzięki temu zabiegowi łatwiej nam uwierzyć w jej przemianę i pracę nad własnym charakterem. Jej losy napawają optymizmem i dają nadzieję na przyszłość, zaś z kolejnych stron bije wręcz ciepło i miłość. Świadectwo Ani, jak i jej całe życie, jest wyjątkowe,

Avatar Jamesa Camerona Dirk Mathison Maria Wilhelm

James Cameron jest twórcą filmu nazywanego „kamieniem milowym w historii kina”. Część widzów zachwyciła się nową technologią, która „w końcu dorównała wyobraźni”, niesamowitymi obrazami i pobudzanymi przez nie emocjami. Inni krytykowali banalną fabułę, nieskomplikowane postaci i przewidywalne rozwiązania. Jedno nie ulega wątpliwości – Avatar, bo o nim mowa, to bez wątpienia najpopularniejszy film 2009 roku. Na tym ogromnym sukcesie zarobić chcieli nie tylko jego producenci. Powstało wiele gadżetów z wizerunkami 74

nr 3 Grudzień 2010 r.

a buddyjskie mantry w jej wykonaniu rozbrzmiewają po całym świecie, ucząc jak kochać i być kochanym. Tytuł: Tybetańska mniszka – Chcę wyśpiewać wolność Autor: Ani Choying Drolma Tłumacz: Andrzej Sobol-Jurczykowski Wydawnictwo: Świat Książki Liczba stron: 176 Cena: 27,90 zł

bohaterów, długopisów, zeszytów, bluzek. Pojawiła się też książka – Avatar Jamesa Camerona. Nie jest to powieść, nie jest to też książka o filmie. Tajny raport o świecie Pandory to przewodnik po wyimaginowanej planecie (a raczej księżycu) zamieszkanej przez niezliczone rzesze niesamowitych stworzeń, niespotykanych nigdzie indziej. Znajdziemy tu ich, momentami może zbyt dokładne czy zwyczajnie nudne, opisy oraz zdjęcia, które przedstawiają to, co w filmie było najpiękniejsze – urokliwy, bajeczny, kolorowy, niesamowity świat. Cała oprawa graficzna godna jest pochwały. Strony są stylizowane na pogniecione, widać plamy, odręcznie pisane notatki. Najważniejsze informacje zakreślone są markerem, a fotografie przypięte spinaczami lub taśmą klejącą do kolejnych stron tajnego dokumentu. Niezadowolenie w tej kwestii może budzić tylko okładka, która pozostała czystym chwytem reklamowym... Czytelnik zakochany w Pandorze znajdzie tu dla siebie wiele ciekawych, dodatko-


Nr 3 Grudzień

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!

wych informacji: o kulturze Na’vi – człekokształtnych istot przypominających Indian, o zagrożeniach czyhających na przybysza, a także wykaz terminów oraz słownik na’vi – polski. I prawdopodobnie będzie zachwycony możliwością kolejnego spotkania z jej mieszkańcami. Wszyscy pozostali, w tym przypadkowi nabywcy, nie znajdą tu nic ciekawego, oprócz kilku obrazków, na które miło popatrzeć. Wedługa nich ta książka będzie ko-

Biel nocy Ann Cleeves

Ann Cleeves jest jedną z najwyżej cenionych autorek kryminałów wydawanych na całym świecie. Czernią Kruka, uhonorowaną nagrodą Gold Dagger 2006, rozpoczęła serię powieści, których atmosfera przywodzi na myśl thrillery Simona Becketta, czy Stephena Kinga, gdzie mieszkańcy małych społeczności mają swoje mroczne sekrety. Biel nocy jest kolejną powieścią kryminalną w tej serii. Akcja toczy się, podobnie jak w Czerni kruka, na Szetlandach. Mieszkańcy maleńkiej osady Biddista i jej okolic znają się bardzo dobrze, praktycznie nie mają przed sobą tajemnic.

lejnym sposobem na zarobienie pieniędzy na czymś, co już raz zostało sprzedane. Tytuł: Avatar Jamesa Camerona Autor: Dirk Mathison, Maria Wilhelm Tłumacz: Agnieszka Kabala, Agata Kowalczyk, Cezary Murawski Wydawnictwo: Amber Liczba stron: 224 Cena: 34,80 zł

Są jeszcze inni: turyści. Oni przybijają statkami na wyspę, aby obejrzeć piękno krajobrazów, z dala od zgiełku wielkich miast, poczuć niezwykłość klimatu, gdzie latem z powodu białych nocy trudno o sen. W tej scenerii dwie artystki malarki wystawiają swoje prace. Oczekują wielu potencjalnych nabywców, jednak ku ich zaskoczeniu zjawia się niewiele osób. W trakcie wystawy przychodzi pewien mężczyzna i odgrywa atak histerycznego płaczu przed jednym z obrazów. To zniechęca resztę zwiedzających do nabywania dzieł. Ten sam mężczyzna zostaje zamordowany – znajduje go jeden z mieszkańców, powieszonego w szopie, z maską na twarzy. W tym czasie poznajemy kluczową postać, detektywa Jimmy’ego Pereza. Można go nazwać policjantem z powołania. Jest nie tylko świetny w swoim zawodzie, ma również doskonałe relacje z wszystkimi mieszkańcami. Prowadzi dochodzenie pod okiem zwierzchnika z zewnątrz, Anglika Roya Taylora, który pragnie odkryć prawdę jako pierwszy. Rywalizacja Taylora z Perezem dodaje dochodzeniu trochę pikanterii, ponr 3 Grudzień 2010 r.

75

2010

r.


<<< Czytaj recenzję Zaginione królestwa

budzając ciekawość czytelnika co do jej rezultatu. Powieść ma wszelkie cechy dobrego kryminału, jak zagadki, które zostają rozwiązane dopiero na ostatnich stronach, tajemnice sięgające daleko w przeszłość, warunkujące skutki w przyszłości. Poza tym jednak, gdyby nie morderstwo, książkę można by uznać za ciekawą powieść obyczajową. Mamy tu bogactwo postaci rdzennych mieszkańców wyspy, obserwujemy ich życie codzienne, pracę, relacje z rodziną i sąsiadami. Odnosimy wrażenie, że to niemożliwe, żeby ktoś z nich był mordercą. Autorka w ciekawy sposób buduje napięcie, wprowadzając kolejną ofiarę, kolejne tajemnicze okoliczności śmierci. I choć odpowiedź na pytanie: kto zabił? jest jak wisienka na torcie, nie to wydaje się najważniejsze.

Klimatyczna katastrofa Anthony Giddens

Ostatnio każdy ma coś do powiedzenia na temat globalnego ocieplenia. Piszą matematycy (choćby Nicholas Stern i jego idealistyczny Globalny ład), dziennikarze (Tho76

nr 3 Grudzień 2010 r.

Niemałe znaczenie dla czytelnika mają sugestywne opisy krajobrazu, atmosfery jaką tworzy przyroda Szetlandów, zachęcające wręcz do bliższego zapoznania się z tym krajem i zobaczenia go na własne oczy. Istotną wartością jest również język, jakim napisana jest książka. Nie znajdziemy tu żadnych wulgaryzmów, czyta się z przyjemnością. Brak całkowicie scen erotycznych, co w żaden sposób nie powoduje zubożenia treści. Dzieło zostało nazwane przez wydawcę „kryminałem z klasą”, czyli „elegancką prozą ubraną w wyrafinowaną kryminalną intrygę”. Nic dodać, nic ująć. Tytuł: Biel nocy Autorka: Ann Cleeves Przekład: Maria Rei Wydawnictwo AMBER Liczba stron: 302 Cena: 32,80 zł

mas Friedman z energetyzującym Gorącym, płaskim i zatłoczonym), przyrodnicy (Tim Flannery i Twórcy pogody) i wielu innych. Nawet sąsiad – mechanik samochodowy ma na ten temat własne zdanie, którego z sobie tylko znanych przyczyn nie przelał jeszcze na papier. Dlaczego więc mielibyśmy zaufać socjologowi, nawet tak wybitnemu jak Anthony Giddens? Przecież socjologia to nauka humanistyczna, co więc może mieć wspólnego z globalnym ociepleniem, jego przyczynami i skutkami? Czy socjolog może doradzać w temacie tak zdominowanym przez sprawy techniczne – ograniczenia emisji, technologie wykorzystania odnawialnej energii,


Czytaj recenzję Smocze kości >>>

poziomy CO2 i inne naukowe farmazony? jącą społeczeństwo oraz jego zdolność do Sprawę można jednak postawić zgoła ina- współpracy i poświęceń. Znajduje słabość czej. Kto za to całe globalne ocieplenie od- wszędzie tam, gdzie inni ogłaszają sukcesy powiada? Ludzie, społeczeństwo, cywiliza- na polu walki ze zmianą klimatyczną. Sprocja. Kim lub czym zajmuje się socjologia? wadza nas na ziemię i pokazuje jak nieudolLudźmi, społeczeństwem, cywilizacją. Czy ne są nasze działania w tej kwestii. Jednak socjolog ma coś ciekawego do powiedzenia nie zakończymy lektury z poczuciem, że na ten temat? Chyba ma i mieć musi. czas powoli pisać zakończenie do księgi naMyślą przewodnią książki jest paradoks szej cywilizacji. Realizm Giddensa ma sobie dostrzeżony przez nutę nadziei i optyGiddensa, polegający mizmu, daje siłę na tym, że: „dopóki i poczucie, że moSzerokie spojrzenie zagrożenia powodożemy uniknąć katai biegłość w odnajdowaniu wane przez globalne strofy. związków przyczynowo ocieplenie nie są naGlobalne ocieskutkowych powoduje, macalne, bezpośredplenie to jedynie że szybko nabieramy nie lub widoczne pretekst do poruzaufania do Giddensa w codziennym życiu, szenia wielu innych to bez względu na to, tematów. Szczyt jak poważne mogą się wydobycia ropy wydawać, ludzie będą siedzieć z założonymi naftoweji konflikty z nim związane, bieda rękami i nie zrobią z nimi nic konkretnego. w krajach trzeciego świata i przekleństwo Tymczasem czekanie, aż staną się widoczne posiadanych przez nie zasobów naturalnych, i dotkliwe, by dopiero wtedy podjąć poważ- polityka i bezpieczeństwo energetyczne, są ne działania, spowoduje, że z definicji bę- w tej książce nie mniej ważne. Właśnie to dzie już za późno”. Zupełnie jak z żabą, któ- szerokie spojrzenie i biegłość w odnajdora prędzej da się ugotować, nim dostrzeże, waniu związków przyczynowo skutkowych że czas najwyższy uciekać z garnka. Trudno między z pozoru odległymi tematami, potej myśli zaprzeczyć, a jeszcze trudniej nie woduje, że szybko nabieramy zaufania do zauważyć, jak wszechobecna jest we wszyst- Giddensa i łatwo przejmujemy jego sposób kim co robimy (a raczej czego nie robimy), rozumowania. aby powstrzymać zmiany klimatu. Anthony Giddens jest wybitnym soGiddens zdaje się sporo wiedzieć o lu- cjologiem, nie jest jednak wybitnym pisadziach. Daleko mu do optymizmu Fried- rzem. Klimatyczna katastrofa wymaga mana i porywających idei Sterna. Jak sam sporej uwagi. Łatwo zgubić się w gąszczu pisze, „potrzebna jest tu mieszanka ideali- argumentów, faktów, teorii. Mnogość nazmu i twardego realizmu”. Nie zostawia na zwisk, duże fragmenty rozdziałów pisane nas suchej nitki, podważa każdą ideę nie- w punktach, powodują, że miejscami książuwzględniającą naszych słabości i idealizu- ce tej bliżej jest do studium naukowego, nr 3 Grudzień 2010 r.

77


<<< Czytaj recenzję Tajne epizody II wojny światowej

niż popularnej publicystyki. Nie jest to lektura dla każdego. Aby dotrwać do końca przyda się pozytywne nastawienie i chęć zgłębienia zagadnienia. Nagrodą jest szersze spojrzenie na tematykę zmiany klimatycznej i politykę jej przeciwdziałania, które pozwala lepiej zrozumieć, co się naprawdę dzieje wokół nas. Czy padniemy ofiarą wspomnianego wcześniej „paradoksu Giddensa”? Czy mamy szansę skutecznie przeciwstawić się majaczącej na horyzoncie klimatycznej katastrofie? Czy globalne ocieplenie to tyl-

Korsarz Clive Cussler

Korsarz to reprezentant od lat okupującego półki księgarskie gatunku – prostackiej sensacji. Takie książki niczego nie mają uczyć ani niczego opisywać, lecz dostarczać prostą i szybką rozrywkę. Czyta się je na plażach, w autobusach, a przede wszystkim w toalecie. Nie trzeba myśleć, nie trzeba analizować. I w porządku, takie książki też są potrzebne. Co więcej, takie książki mogą być nawet bardzo dobre, wystarczy, że opisują ciekawą historię, która wciąga i nie pozwala oderwać się od lektury. Do tego pisane są sprawnym językiem, bohaterowie 78

nr 3 Grudzień 2010 r.

ko zagrożenie, czy także szansa dla naszej cywilizacji? Na te i więcej pytań natkniemy się podczas lektury książki. Odpowiedzi, w bliższej, niż może się wydawać, przyszłości, dopisze życie. Tytuł: Klimatyczna katastrofa Autor: Anthony Giddens Tłumacz: Małgorzata Głowacka-Grajper Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Liczba stron: 272 Cena: 42 zł

w nich występujący nie są papierowi, wreszcie zakończenie potrafi nas zaskoczyć. Niewiele więcej się od niej oczekuje. Tak samo potraktowałem Korsarza – prosta sensacja, więc nie będę szukać podwójnego dna, ani rozsmakowywać się w mistrzowskich opisach, lecz otworzę się na prosty, sprawny przekaz mistrza powieści przygodowej, jak określa się Cusslera (wspieranego tu przez quasi ghost-writera). I jak na tle tych niewygórowanych kryteriów wypada Korsarz? Fabuła to banalna do szpiku kości historyjka o super grupie agentów, którzy mają kuter rybacki mieszczący wewnątrz, atomową niemalże fregatę, helikopter, iście bondowskiego jeepa i....prawda, że naiwne? Grupa rusza, aby pokonać złych arabskich łotrów i uratować panią Sekretarz Stanu USA, porwaną w drodze na konferencję pokojową. W jej wyniku na Bliskim Wschodzie miał zapanować pokój. I właśnie dlatego złe arabskie łotry ją porwały. I to już wszystko drodzy czytelnicy – cała fabuła opisana. W jej ramach pojawia-


Czytaj recenzję Wojna zuluska 1879 >>>

ją się jakieś tam trudności, jakieś chwilowe który otworzył usta, by wszcząć alarm. Juan zawirowania, ale ani na moment, nawet na uszczypnął go w ramię w nadziei, że malec jedną drobną mini chwilkę nie mamy wąt- się rozpłacze jak wiele innych dzieci wokół pliwości, że Juan (szef super grupy) i jego usiłujących opuścić statek ze swoimi matkami. kawaleria pobije łotrów, nie odnotowując Zamiast tego chłopiec padł na pokład i złapał strat własnych. Juana obiema rękaTaka jest właśnie mi za nogę. Cabrillo tej książki fabuła starał się uwolnić, Fabuła to banalna – miałka, liniowa, ale malec trzymał go do szpiku kości nie zaskakująca niz nieustępliwością czym. Pardon – wątmureny. Potem popełhistoryjka o super kiem z Jezusem na nił błąd gryząc Juana grupie agentów ostatniej stronie. Ale w łydkę. Nigdy nie to zaskoczenie tak był u dentysty ani nażenujące, że lepiej je wet nie słyszał o kimś przemilczeć. takim, więc zacisnął Za tło robi w tej książce wątek starcia zęby z całej siły i stracił cztery mleczne zęby. dwóch kultur i dwóch religii, czyli barbeFabuła miałka, język słaby, tło skandarowski Jihad kontra McŚwiat, z tą jednak licznie opisane. Ale czy książka nie nadaróżnicą, że jedni są po prostu źli, a drudzy je się do czytania? Cóż, podejrzewam że po prostu dobrzy. jest pewna grupa Źli czynią zło, poczytelników, któnieważ mają czarne rej przypadnie ona Źli czynią zło, ponieważ do gustu, lecz będą serca. Oczywiście Amerykanie mają to zapewne ludzie, mają czarne serca. serca jasne niczym Oczywiście Amerykanie którzy lubią tzw. anielskie wejrzenie, opowieści toaletomają serca jasne są piękni, bohaterscy we – czyli książki i miłosierni. Reasutak banalne, że nie mując: tłem jest Blitylko nadają się do ski Wschód widziany oczami zidiociałego czytania przy pewnej codziennej czynnoAmerykanina. ści, ale i można je podczas jednego takiego Warto jeszcze napisać kilka słów o języ- posiedzenia napisać... ku tej znakomitej powieści, lecz uznałem, że nie ma sensu nadmiernie się pastwić – niech Tytuł: Korsarz mistrz przemówi osobiście: Autor: Clive Cussler Nikt zdawał się nie zauważać jego jasnej Wydawnictwo: Amber skóry, dopóki nie zobaczył go około sześcioletni Liczba stron: 328 chłopiec z naręczem prześcieradeł i ręczników, Cena: 34,80 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

79


<<< Czytaj recenzję Przemytnik

Ostatnie królestwo Bernard Cornwell

Instytut Wydawniczy Erica postanowił uraczyć polskiego czytelnika kolejną sagą historyczną Bernarda Cornwella – tym razem jest to (jak na razie) pięciotomowy cykl Wojny Wikingów. Pierwsza część sagi trafiła właśnie do księgarń, a stamtąd w niecierpliwe dłonie konsumentów historycznej fikcji. I na pewno żaden z nich nie będzie ani trochę zawiedziony. Cornwell po raz kolejny udowadnia, że jest pierwszorzędnym autorem dobrych czytadeł – trzyma wysoki, rzemieślniczy poziom, do jakiego przyzwyczaił czytelników cyklami o Richardzie Sharpie oraz Królu Arturze. W nowym cyklu oglądamy historyczną panoramę namalowaną przez całą długość Anglii, od rzeki Tweed aż po Tamizę. Cornwell rzuca na płótno tej panoramy wydarzenia z przestrzeni niemal trzydziestu lat – akcja rozpoczyna się w 866 roku, kiedy na kamienistej plaży poznajemy narratora i głównego bohatera – Uhtreda, earlaNorthurmbrii. Koniec? Nie wiadomo.Cornwell pisze kolejne tomy, w piątym (wydanym w Wielkiej Brytanii pod koniec 2009 roku) doszedł do 892 roku. 80

nr 3 Grudzień 2010 r.

Czytelnicy, którzy mieli do czynienia z innymi historycznymi powieściami autora znają doskonale jego styl i podejście do pisania. Na każdej stronie powieści widać, że ma on za sobą solidne studia nad naukowymi opracowaniami. Fakty, miejsca, osoby i nazwy – wszystko odwzorowane jest wiarygodnie i z pietyzmem. Z drugiej strony – nie ma w powieści ani grama nudy i belferskiego wykładu, największych niebezpieczeństw pisarstwa historycznego. Akcja jest wartka, wydarzenia przesuwają się przed oczyma czytelnika z prędkością galopującej armii. Sceny bitewne, którymi książka naszpikowana jest jak świąteczna babka rodzynkami, są jednymi z najlepszych, jakie można odnaleźć w popularnej literaturze. Prowadzone w niezwykłym tempie, poetyckie i plastyczne naraz, momentami na granicy raportu sądowego patologa, jednocześnie nastrojowe i klimatyczne. Niech schowa się pan od kapitana Alatriste, niech ukryje się pan od wiedźmina Geralta. Cornwell królem jest rzezi – i basta. A kiedy akcja uspokaja się, styl staje się przezroczysty i nie przeszkadza czytelnikowi w poznawaniu fabuły. To wielka zaleta dla książki, której zasadniczym celem jest dostarczyć rozrywkę czytelnikowi. Autora cechuje porządny, rzemieślniczy styl. Jest profesjonalnie, sprawnie i na temat, bez silenia się na niezrozumiały artyzm słowny. Pozwala to skupić się na dekoracjach, wydarzeniach i zmianach, jakie zachodzą w głównym bohaterze. Jak to zwykle bywa w powieściach historycznych, na tło utkane z faktów rzucony jest fikcyjny bohater. Klasyczny schemat, który zaczyna się od Waltera Scotta


Czytaj recenzję Twoje serce należy do mnie >>>

i jego Edwarda Waverleya, znakomicie wykorzystuje również i Bernard Cornwell. Oczyma Uhtreda z Bebbanburga obserwujemy Anglię w apogeum „normańskiej burzy”, Anglię słabych chrześcijan, gnących się pod naporem twardych Duńczyków. Anglię szarpaną wewnętrznymi konfliktami, które mężczyźni na smoczych łodziach wykorzystują bez cienia wahania. W większej skali obserwujemy starcie dwóch cywilizacji – z jednej strony twardych wojowników, którzy idą do walki wzywając Odyna na świadka swych bohaterskich czynów – a z drugiej miękkich chrześcijan pokroju króla Alfreda, rozrywanych między chucią, żalem za grzechy, żądzą bohaterskich czynów i tchórzostwem. Pewnie padną zarzuty, że Cornwell jest antychrześcijański w swoim przedstawieniu Anglików jako słabeuszy pozbawionych moralności. Być może jest, ale... Należy pamiętać, że powieść jest „opowieścią”

Lód i woda, woda i lód Majgull Axelsson

Majgull Axelsson należy do najpopularniejszych szwedzkich pisarek. Można wymienić prestiżowe nagrody, jakimi zostały uhonorowane jej powieści (Nagroda Moi

starego Uhtreda – wydarzenia obserwujemy z jego punktu widzenia, przez niego przefiltrowane jest wszystko, w tym i systemy wartości, prawa i moralność. To zmienia możliwości interpretowania powieści i rozszerza nieco jej potencjalne odczytania – jednak, w myśl starego przysłowia, kto chce znaleźć, ten znajdzie. Bez wątpienia należy zaliczyć tę pozycję na konto udanych produkcji Bernarda Cornwella. Czyta się ją doskonale, jest soczysta i smakowita, będzie doskonałą propozycją na długie, zimowie wieczory. Szkoda tylko, że korekcie umknęło kilka literówek – psuje to nieco odbiór książki jako całości. Tytuł: Ostatnie królestwo Autor: Bernard Cornwell Tłumacz: Amanda Bełdowska Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica Liczba stron: 544 Cena: 39,90 zł

Mortinson za Daleko od Niflheimu, Augustpriset za Kwietniową czarownicę), można dodać, że każda z nich odniosła międzynarodowy sukces, stając się bestsellerem. Jednak można też – nie podpierając się już żadnymi odznaczeniami czy statystykami – powiedzieć, że Majgull Axelsson tworzy prozę, wobec której nie sposób pozostać obojętnym. Tak samo jest w przypadku jej najnowszej powieści Lód i woda, woda i lód. Lodołamacz „Odyn” skupia na swoim pokładzie głównie naukowców. Jednak wśród pasażerów znajduje się również Suzanne wysłana w podróż w ramach programu wspomagania artystów. Ta pisarka nr 3 Grudzień 2010 r.

81


<<< Czytaj recenzję Lód i woda, woda i lód

poczytnych kryminałów ma nadzieję na u Axelsson, opowiedzianą niemal wyłącznie przypływ weny twórczej wśród monochro- z perspektywy kobiet. To historia przechomatycznych barw systematycznie rozkru- dzącego z pokolenia na pokolenie zagubieszany lodowca. Jednak Suzanne nie zazna nia, pielęgnacji prywatnych niespełnień, spokoju – ktoś systematycznie zakrada się wzajemnych niechęci, opowieść o samo-nado jej kabiny, zaznaczając swą niepożądaną kręcającej się spirali lęku i cierpienia. Kobieobecność w obrzydliwy sposób. W tej klau- ty z rodziny Hallgrenów to jednostki zdrustrofobicznej przestrzeni, wśród rozlicznych zgotane psychicznie, zazwyczaj osierocone podejrzanych, przy przez własne, żyjące, stale wzrastającym (!) matki, ofiary swonapięciu, Suzanne ich pobrużdżonych Można powiedzieć, zaczyna odczuwać dzieciństw. Wszystże Majgull Axelsson coraz większy strach. kie one połączone tworzy prozę, Kto spośród tych zostają nie tylko wobec której nie sposób statecznych naukowkrwią i nazwiskiem, pozostać obojętnym ców, odpowiedzialale i swoistym stygnych doktorów, czy matem „niekochajurnych marynarzy nych”, który nie pojest nieproszonym gościem? Kto dybie na zwoli prawdziwie pokochać własnych dzieci. życie głównej bohaterki? Czy jednak mury pomiędzy bohaterami nie Podążając tym tropem trzeba przyznać, dadzą się skruszyć? Czy da się przerwać choże najnowsza powieść szwedzkiej pisarki ma rą sytuację, w której osamotnienie, smutek, w sobie coś z dobrego kryminału, a przynaj- strach i cierpienie są skrzętnie ukrywane mniej takim kryminałem na początku się pod dywanem zwyczajnej codzienności? wydaje. Jednak nie o zwyczajowe rozwikła- Czy kolejne tragedie spadające na rodzinę nie zagadki tu chodzi – Axelsson jest na to są w stanie scalić Hallgrenów? zbyt wyrafinowana. Pod jej piórem ta warAxelsson pisze o konkretnych (choć fikstwa rodem z dobrego dreszczowca jest tylko cyjnych) osobach, jednak dotyka spraw unipunktem wyjścia dla innej historii – prze- wersalnych, które dotyczą nas wszystkich. syconej makabrycznymi niespodziankami, I nagle przestaje mieć znaczenie Szwecja, miażdżącym napięciem i emocjami, które nie liczą się lodołamacze, frustracje wschotrudno ogarnąć. Nieoczekiwany strach, jaki dzącej gwiazdy muzyki pop, czy tożsamość odczuwa główna bohaterka, wyzwala wspo- tajemniczego włamywacza na „Odynie”. mnienia, przed którymi nie ma ucieczki. Pozostają tylko emocje – a te są przecież poSuzanne musi ruszyć w bolesną podróż nadczasowe, ponadnarodowościowe, ogólw przeszłość, aby rozliczyć się z dawnymi noludzkie. Być może to właśnie podejmolękami i fobiami. wanie kwestii ciągle aktualnych, połączone Bo właściwie Lód i woda, woda i lód z dojrzałym, przemyślanym podejściem do jest pasjonującą sagą rodzinną – jak to tematyki, a także doskonałym stylem spra82

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Zielone drzwi >>>

wia, że od tej książki nie sposób się oderwać, nie sposób również pozostać niezaangażowanym. Poprzez swoją najnowszą powieść Majgull Axelsson nie tylko ugruntowuje swoją pozycję w panteonie prawdziwie wybitnych twórców literatury współczesnej, ale też udowadnia, że należy do tych pisarek, których powieści nie można tak zwyczajnie czytać – je się po prostu przeżywa.

Sekrety włoskiej kuchni Elena Kostiukovitch

Pierwsze spojrzenie na okładkę. Apetyczne literki tytułu i ponad sześćset stron zdają się obiecywać wielką księgę kucharską pełną tradycyjnych włoskich receptur i cennych porad kulinarnych. Spaghetti, pizza i lazania, oliwa z oliwek, bazylia i wszędobylski, wesoły pomidor... nic z tego! W książce nie znajdziemy ani jednego przepisu. Autorka Sekretów włoskiej kuchni, Rosjanka od dwudziestu lat mieszkająca we Włoszech, zajmuje się tłumaczeniem prozy włoskiej (m.in. dzieł Umberto Eco) na swój ojczysty język. Rywalizacja z Nigellą Lawson o miano „kulinarnej bogini“ zupełnie jej nie interesuje. Elene Kostiukovitch zajmuje inny aspekt gotowania i smakowania. Dwudzie-

Tytuł: Lód i woda, woda i lód Autor: Majgull Axelsson Tłumacz: Katarzyna Tubylewicz Wydawnictwo: W.A.B. Liczba stron: 554 Cena: 49,90 zł Informacje dodatkowe: Oprawa twarda

stoletnia codzienność w słonecznej Italii i zawodowe wyczulenie na prawdziwe znacznie słów, przekonały ją, że podejście Włochów do spraw kulinarnych jest wyjątkowe i zasługuje na uwagę. Dlaczego Włosi lubią rozmawiać o jedzeniu? (Tak brzmi również oryginalny tytuł książki) Potrafią z pasją dyskutować o sposobach przyrządzania potraw, spierać się o dobór najlepszego sosu do konkretnego rodzaju makaronu i drobiazgowo rozwodzić się na temat jakości oliwy z oliwek. Skąd ta fascynacja gotowaniem? Dlaczego w języku włoskim tyle jest zwrotów i przenośni nawiązujących do jedzenia? Skąd liczne kulinarne aluzje w literaturze? Jak gusta kulinarne polityków mogą wpływać na sympatię wyborców? Jak to możliwe by „rozmowy o kuchni“ jednoczyły i budowały tożsamość narodu? Szukając odpowiedzi na te pytania Elena Kostiukovitch stworzyła oryginalny przewodnik kulinarny. Każdemu z dziewiętnastu głównych regionów Włoch poświęciła osobny rozdział. Opowiedziała w nich o tym, jak historia i geografia wpływają na lokalne menu, sportretowała mieszkańców i przedstawiła najsłynniejsze miejscowe specjały. nr 3 Grudzień 2010 r.

83


<<< Czytaj recenzję Instytut

Gastronomiczne upodobnia mieszkańców Sycylii, Lombardii, Wenecji, Piemontu, Ligurii czy Toskanii potrafią zaskoczyć. Lista potraw jest tak różnicowana, jak zróżnicowane są Włochy: ryż przesyony czarnym atramentem czyli risotto z mątwą, pędy chmielu gotowane i doprawione oliwą (bruscandoli), kalmary faszerowane mięsem homarów, fiołkowe karczochy, łeb świni faszerowany nadzieniem z gotowanego ozora, serca i cynadrów, gotowany w rumie z orzeszkami pinii (testa in cassetta z Gavi), plasterki wołowiny lub cielęciny owinięte wokół kawałeczków sera z liścmi szałwi, nadziane na drewniane patyczki (saltimbocca po rzymsku)... Pogodny, gawędziarski styl Sekretów... sprawia, że bogatą w nazwiska i daty książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Autorka przypomina, że gotowanie i jedzenie to nie prozaiczne czynności niezbędne do przeżycia, ale istotny element kultury, obecny niemal w każdej płaszczyźnie działalności człowieka (zwłaszcza Włocha). Dopełnieniem rozdziałów o słynnych lokalnych daniach są więc miniatury poświęcone tematom takim jak demokracja, szczęście,

Terra Nullius Sven Lindqvist

84

nr 3 Grudzień 2010 r.

totalitaryzm czy erotyka, pozornie tylko nie związanym z kuchennymi arkanami. Autorka w interesujący sposób opowiada też o ruchu Slow Food, świątecznych ucztach, rywalizacji makaronu z pizzą i leniwym risotto. Czy wiedzieliscie, że istnieje aż 700 rodzajów (kształtów) makaronu? Drobnym mankamentem książki są zdjęcia. W większości smutne, czarno-białe i co najbardziej irytujące, bez podpisów. Również okładka jest niedopracowana. Brak na niej podtytułu Podróż po kulturze i tradycji. Bez niego Sekrety włoskiej kuchni nieodparcie kojarzą się z książką kucharską. Nie dajce się jednak zwieść! Historyczno-kulinarne opowieści Eleny Kostiukovitch są pełne uroku. Tytuł: Sekrety włoskiej kuchni. Podróż po kulturze i tradycji. Autor: Elena Kostiukovitch Przemowa: Umberto Eco Tłumacz: Jan Jackowicz Wydawnictwo: Albatros Liczba stron: 640 Cena: 49 zł Informacje dodatkowe: Oprawa twarda

Zaangażowany politycznie i społecznie reportaż z podróży? Nie do końca. Próba dania świadectwa ludobójstwu popełnionemu przez białego człowieka na australijskim kontynencie? Nie tylko. Zbiór rozważań o zbiorowej odpowiedzialności narodów i cywilizacji? Nie jest to łatwa książka. Szczególnie dla czytelnika z Europy. Terra Nullius to ziemia niczyja. Dawniej była to ziemia nienależąca do Rzymu, czy później – żadnego chrześcijańskiego władcy. Zie-


Czytaj recenzję Wyprawa łowcy >>>

mia, którą można uznać za niczyją, bo nie nieco chaotyczną, ale bogatą w szczegóły zasiedla jej żadna cywilizacja, której losem i fascynującą podróż po losach australijskich należałoby się przejmować – taką doktryną Aborygenów. Poprzez historię podboju, kierowali się europejscy kolonizatorzy, pod- dzieje dyskryminacji i przesiedlania rdzenbijając Australię. nych mieszkańców Australii, aż po opis ich Sven Lindqvist jest autorem politycznie cywilizacji, mitologii, wierzeń i szczególnezaangażowanym, kładącym silny nacisk na go związku z ziemią, na której żyli od tysiącpomoc krajom rozwijającym się, odpowie- leci, a którą im odebrano. dzialność kolonialnej Zdarzają się auEuropy wobec narotorowi momenty, dów zamieszkujących kiedy trudno oprzeć te państwa, kwestie się wrażeniu, że się Nie jest to łatwa książka. równouprawnienia zagalopowuje. IdeNie jest też przyjemna, kobiet i opieki pańalizuje momentami gdy się przemyśli jej tezy, stwa nad uboższymi cywilizację Aborygeargumenty i wnioski warstwami społeczeńnów przypisując jej stwa. Pisał już o inniekiedy pośrednio nych kontynentach, cechy, którymi nigdy o Azji, o Afryce, a nurt potępienia kolonia- się nie wykazywała, jak na przykład równolizmu i wskazywania obowiązków, jakie mają uprawnienie kobiet. Opisuje też sposób popotomkowie uciskających wobec potomków stępowania Aborygenów wobec białych, któuciskanych jest rzeczą, której w jego twór- remu zaprzecza w innym miejscu, opisując czości należy się spodziewać. Terra… nie jest ich kulturę. Poglądy polityczne Lindqvista pod tym względem niespodzianką. są jednoznaczne i ta jednoznaczność potrafi Autor opisuje swoją liczącą kilka tysięcy miejscami razić, gdy popada w nadgorliwość. mil podróż po zachodniej Australii. Ściślej Nieliczne na szczęście fragmenty rozważań ujmując, podróż po miejscach znaczących Lindqvista zamieniają się w wygłaszanie jego dla historii Aborygenów, dla historii ich politycznych manifestów, co niestety do reszkultury i jej niszczenia przez białego czło- ty książki kompletnie nie pasuje. wieka, wreszcie historii jej powolnego odNie sposób jednak odmówić ważkości radzania. Piękne i ciekawe opisy Australii, stawianych przez Lindqvista pytań, nawet, jej przyrody i krajobrazów, są niewiele wię- jeśli udzieli się na nie odmiennych od aucej niż pretekstem dla rozważań o smut- tora odpowiedzi. Książkę przenika wątek nej historii tego kontynentu. Rozważań odpowiedzialności współczesnych pokoo charakterze nie podróżniczym bynaj- leń za czyny wyrządzone przez przodków. mniej, a socjologicznym, filozoficznym, Odpowiedzialności, która jest tematem wreszcie politycznym. obecnym także i w Polsce. Nie sposób odTerra… zabiera samego czytelnika ciąc się od zła wyrządzonego dawno temu, w nie do końca chronologiczną, miejscami zazwyczaj zło to przyniosło określone wynr 3 Grudzień 2010 r.

85


<<< Czytaj recenzję Biel Nocy

mierne korzyści – zasobne gospodarki, rozwinięte infrastruktury, prężnie działające koncerny. Współcześnie żyjący nadal te korzyści odnoszą, biorąc udział w podziale łupu. Dużo wygodniej jest ten fakt bagatelizować, niż się z nim zmierzyć, co proponuje autor. Nie jest to łatwa książka. Nie jest też przyjemna, gdy się przemyśli jej tezy, argumenty i wnioski. Jest za to wciągająca, bardzo sprawnie napisana i ciekawie malu-

Ja, Inkwizytor. Wieże do nieba Jacek Piekara

Mordimer Madderin to główny bohater cyklu inkwizytorskiego Jacka Piekary. Specyfika tej postaci oraz kreacja świata, którego jest częścią, to elementy niezaprzeczalnie wyróżniające ten cykl, dla wielu stanowiąc jego największą zaletę. Przedstawiony przez pana Piekarę świat to alternatywna rzeczywistość, w której Jezus nie umarł na krzyżu, lecz zstąpił z niego niosąc zemstę swym oprawcom – to w tym miejscu historia świata, w którym żyje Mordimer, skręciła w inna stronę. Może więc szokować, lecz nie powinien dziwić fakt, że, w przeciwieństwie do naszej rzeczywistości, w świecie 86

nr 3 Grudzień 2010 r.

jąca przed czytelnikiem połączone w jedno – geografię i historię innej cywilizacji. Cywilizacji, która dopiero niedawno zaczęła się skuteczniej bronić przed naszą i wobec której jakoś trzeba się zachować. Tytuł: Terra Nullius Autor: Sven Lindqvist Tłumaczenie: Irena Kawadło-Przedmojska Wydawnictwo: W.A.B., 2010 Liczba stron: 240

wykreowanym przez autora często padają sformułowania typu „Matko Boska Bezlitosna” lub „Jezusie najsroższy”. W tym świecie, wzorowanym na nasze średniowiecze czy też wczesne czasy nowożytne, jednym z ważniejszych urzędów jest Święte Oficjum, czyli Inkwizycja, co też stanowi raczej logiczne następstwo oryginalnego pomysłu Piekary. Główny bohater cyklu – Mordimer – to młody inkwizytor, pełniący funkcję swego rodzaju detektywa. Rozwiązuje sprawy zarówno kryminalne, jak i związane z zakazaną magią i siłami tajemnymi. Same śledztwa nie są jednak sednem książki. Jest nim właśnie bohater. Ponieważ narracja prowadzona jest w formie pierwszoosobowej, czytelnik ma okazję obserwować rzeczywistość z punktu widzenia inkwizytora. A jest to podejście dosyć szczególne – ironiczne, twarde, pozbawione złudzeń co do kondycji moralnej ludzkości, a jednocześnie przepełnione bojaźnią bożą. Grzesznicy są grzesznikami, zbrodniarze smażyć będą się w ogniu piekielnym, ale nawrócenie, choćby i przez tortury, spowoduje łatwiejszą drogę


Czytaj recenzję Klimatyczna katastrofa >>>

dla niegodziwca do Królestwa Niebieskiego. Czy czegoś nam to nie przypomina? Niesmak mogą budzić bardzo plastyczne opisy miejsc zbrodni, ale należy zaznaczyć, że to właśnie ta plastyka dodaje szczególnego smaku opowiadanym historiom. I specyficzny świat. Zagadkowe zdarzenia opisane w powieści, jeśli umieszczone zostałyby w innej rzeczywistości, nie robiłyby pewnie takiego wrażenia. Jednak świat, jego bohater i język, którym posługuje się autor, to gotowa recepta na sukces. I choć Mordimer to cza-

Słomiana wdowa Iwona Czarkowska

Prosta, lekka i przyjemna – tak można określić powieść Iwony Czarkowskiej Słomiana Wdowa. Ale! Do każdego z tych słów należy dopisać drobnym drukiem post scriptum. Bo o ile książka rzeczywiście nie należy do skomplikowanych lektur, na pewno nie jest też naiwnym „czytadełkiem”, w którym „każda kobieta znajdzie coś dla siebie”. Zuzanna – Zu – Roszkowska nie jest bohaterką, z którą „każda kobieta” chciałaby się identyfikować. Bliżej nieokreślona,

sami wredny drań, to jest to drań stojący po stronie „jasnej strony mocy” i czytelnik kibicuje mu całym sercem, ciesząc się jednocześnie, że w naszej rzeczywistości, Święte Oficjum nie zyskało tak powszechnej władzy, jaką ma w świecie wykreowanym przez Pana Piekarę. Tytuł: Ja, Inkwizytor. Wieże do nieba Autor: Jacek Piekara Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron: 377 Cena: 33,90 zł

raczej przeciętna uroda, dobra, ale nie bezstresowa praca, mąż na emigracji zarobkowej, charakterna młodsza siostra i wcale nie wymarzone mieszkanie w bloku pełnym emerytów. Nie brzmi to jak bajka, bo i nie ma nią być – ot, zwykła kobieta rzucona w wir codziennych przeszkód, świeżo poślubiona lekarzowi z początkami kompleksu Otella, który wyjechał „za chlebem” do Londynu. Zu jednak radzi sobie doskonale ze wszystkimi obowiązkami i z każdej sytuacji znajduje lepsze lub gorsze wyjście, a przy tym jest uroczo nierozgarnięta, zapominalska, z małym przyjacielem pechem u boku. Ale mimo przeciwności kroczy dziarsko przez życie jako słomiana wdowa, agentka nieruchomości i samozwańczy detektyw w służbie słusznej sprawie. Powieść Czarkowskiej należy do tych, które raz otwarte – czytają się do samego końca. Napisana zgrabnym, prostym językiem w pakiecie z paletą barwnych, wcale nie typowych postaci, sprawia, że książkę swobodnie można wyciągnąć z szufladnr 3 Grudzień 2010 r.

87


<<< Czytaj recenzję Zagadka Dickensa

ki „banalna literatura kobieca”. Żadna to na poziomie językowym – naturalnym, popowieść o miłości, choć i tej nie brakuje tocznym, zupełnie zwykłym. Bohaterowie – w końcu uczucia młodego małżeństwa nie filozofują, kiedy nie muszą, nie wyrawystawione są na ciężką próbę, a i innych żają swoich myśli w wydumany, patetyczny par jest tu pod dostatkiem – nie jest to też sposób, wyzywają się od jełopów i wariatów, historia pięknej, zdolnej, pewnej siebie ko- kiedy zajdzie potrzeba. Wszystko to, niepobiety sukcesu, której zbawione poczucia wszystko się układa humoru, zamknięte według ściśle określow trzydzieści dwa Powieść Czarkowskiej nego przepisu na iderozdziały o intrynależy do tych, które raz alne życie. Przeciwnie gujących tytułach, – przepisu Zuzanna sprawia, że powieść otwarte – czytają się nie ma żadnego i to czyta się naprawdę do samego końca nie tylko dlatego, dobrze. że jest antytalentem Lektura Słokulinarnym, ale antymianej wdowy to talentem w ogóle, zawsze znajdującym dro- rozrywka w pełnej krasie. Nie wymaga od gę do skomplikowania sobie najprostszych czytelnika niczego, poza nastawieniem na czynności. I choć z reguły wszystko kończy sporą dawkę humoru, prostoty i niedoskonasię dobrze – wszak spalony czajnik, czy li- łych bohaterów, nota bene przedstawionych stek z herbaty na zębach podczas służbowego na początku krótkimi opisami. Bo każdy spotkania to nie tragedia – to jednak gdzieś z nich odgrywa taką samą rolę, nie pojawiają wybrzmiewa melodia, że wcale tak wesoło się w powieści przypadkowo, nikt nie zostaje mogło nie być. Bo książka nie jest pozytyw- pominięty i nikt nie jest gorszy. Choć wyną od początku do końca opowiastką, nie mowa książki jest na wskroś pozytywna, nie skazuje czytelnika na wieczny uśmiech i żal jest przy tym pusta i pozbawiona sensu – nie za tym, że życie niestety nie wygląda tak ide- zmusza jednak do egzystencjalnych rekapitualnie. Przeciwnie – czasem lepiej, by tak nie lacji. Słomiana wdowa – miejscami nieco wyglądało. przewidywalna i typowa, bo i takie bohaterki Urokiem i siłą Słomianej wdowy jest jak Zu już były – jest godną polecenia lektucałkowite pozbawienie zarówno bohate- rą, prawdziwą przyjemnością i… początkiem rów, jak i fabuły jakiejkolwiek idealizacji. przygód agentki Roszkowskiej, bo kolejna Nie żyją w doskonałym, utopijnym świe- powieść już czeka. cie, nie są piękni i bogaci, nie stać ich na wybudowanie od tak drewnianego domu Tytuł: Słomiana wdowa jako leku na całe zło. Mają plany, które nie Autor: Iwona Czarkowska zawsze mogą spełnić, ambicje czasem silnie Wydawnictwo: Replika przekraczające ich możliwości i mnóstwo Liczba stron: 196 zwyczajnych problemów. Widać to również Cena: 21,90 zł 88

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Piratki z Karaibów >>>

tego nieznane, zewnętrzne zagrożenie… a następnie pozwala postaciom zająć się resztą. Teoretycznie nic prostszego, widzieliśmy to już setki razy w filmach i książkach. Instytut Rozwój akcji również jest przewidywalny: najpierw faza niedowierzania, potem fruJakub Żulczyk stracji i desperacji. Z biegiem czasu sytuacja się zaostrza, pojawiają się groźby, leje się pierwsza krew. I tak dalej, aż do wielkiego finału, również jakby wyjętego z przeciętnego scenariusza filmu grozy. Czy zatem warto sobie zawracać głowę Jakub Żulczyk nie jest na razie pisa- powieścią Żulczyka? Czy znajdzie w niej rzem o bogatym dorobku, ale za sprawą coś dla siebie osoba, która wymaga od lekswoich dwóch wcześniejszych książkowych tury czegoś więcej niż prostych chwytów publikacji – przede wszystkim powieści Ra- fabularnych? O dziwo tak. Powiem więcej, dio Armagedon – zyskał już niejaką sławę w Instytucie wszystko, oprócz samego podi popularność. Tym razem swych sił próbuje łoża fabularnego, jest godne uwagi. Przede w jednym z najpopularniejszych (i najmniej wszystkim autorowi udało się świetnie wydocenianych) gatunków literackich – hor- kreować postać głównej bohaterki. Jej życie rorze. Czy za sprawą Instytutu zostanie ob- nie jest zawieszone w próżni – zamknięta wołany kolejnym „polskim Kingiem”? Być w pułapce przywołuje retrospekcje z wczemoże, bo chociaż śniejszych etapów trzecia powieść Żulżycia, co pozwala czyka nie jest dziełem czytelnikowi mieć Czy warto sobie idealnym, to posiada wgląd w jej losy zawracać głowę elementy warte docei psychikę oraz wyjanienia i uwagi. śnia, dlaczego matka powieścią Żulczyka? Fabularnie najpozbawiona praw do O dziwo tak! nowsza powieść Żulopieki i grubo po czyka nie zaskakuje… trzydziestce miesza wręcz przeciwnie ka z grupą znacznie – rozczarowuje. Pisarz wykorzystuje jeden młodszych i nieznanych bliżej osób w inz najpopularniejszych i najbardziej okle- nym mieście niż jej córka. Świetnie zostapanych (ale także najbardziej nośnych) ły pokazane relacje na linii matka-córka, motywów fabularnych typowych dla hor- również postaci drugoplanowe są ciekawie roru: bierze grupę postaci, a następnie za- i wiarygodnie skonstruowane. Nawet jeśli myka ich na niewielkiej powierzchni, od- nie mają do odegrania znaczącej roli, to wycinając ich kontakt ze światem. Dodaje do konują ją bez zastrzeżeń. nr 3 Grudzień 2010 r.

89


<<< Czytaj raport Kłamstwa, wierutne kłamstwa i statystyki

Podobnie jak w horrorach pisanych przez Łukasza Orbitowskiego (między jego prozą a pisarstwem Żulczyka odnaleźć można wiele podobieństw), tak i w Instytucie najbardziej przerażająca nie jest sytuacja, w jakiej znaleźli się bohaterowie, czy też inne elementy mające za zadanie budować napięcie i grozę, a pokazanie jak na dłoni, do czego są zdolni ludzie; skupienie się na małych, prywatnych tragediach rozgrywających się w sercu i duszy. W związku z powyższym nie mogę oprzeć się wrażeniu, że elementy zaczerpnięte z horroru tej książce jedynie szkodzą, odciągając czytelnika od ekspresyjnej opowieści obyczajowej.

Białe noce Adam Przechrzta

Adam Przechrzta dał się poznać jako autor Wilczego Legionu, który pierwotnie pojawił się na łamach Nowej Fantastyki i skutecznie potrafił przykuć uwagę czytelnika nietuzinkową fabułą. Białe noce również dzielą tytuł z opowiadaniem autora, zamieszczonym na początku 2010 roku w Nowej Fantastyce, będącym świetnym 90

nr 3 Grudzień 2010 r.

Żulczyk, a co za tym idzie Instytut, nie do końca sprawdza się więc w konwencji horroru – chociaż podczas lektury odczuwa się bliżej nieokreślony niepokój – ale rekompensuje tę wadę kreacją postaci i umiejętnym rozgrywaniem relacji między nimi. Gdy dodać do tego całkiem niezły styl, umiejętność łączenia języka literackiego z popkulturowymi naleciałościami, to otrzymujemy książkę może nie wybitną, ale na pewno wartą uwagi. Tytuł: Instytut Autor: Jakub Żulczyk Wydawnictwo: Znak Liczba stron: 240 Cena: 32,90 zł

horrorem osadzonym w realiach oblężonego Leningradu. Książka nie jest jego rozwinięciem, dzieje się współcześnie, eksploatuje jednak pewne jego wątki. Chronologicznie zaś jest to luźna kontynuacja zeszłorocznej Chorągwi Michała Archanioła. Akcja poprzedniego tomu rozgrywała się w Polsce i częściowo w Rosji, tym razem prawie wszystko dzieje się u Wielkiego Brata. Wydarzenia skupają się wokół tajemniczego porwania córki potężnego rosyjskiego biznesmena, powiązanego z władzą sow… rosyjską. Główny bohater zostaje zatrudniony jako konsultant mający rozwikłać tę sprawę. Chorągiew Michała Archanioła była sporym rozczarowaniem. W porównaniu z poprzednimi dokonaniami Przechrzty, była mało porywająca, pretekstowa i pełna błędów warsztatowych. Białe noce niestety dzielą z poprzedniczką te wszystkie wady.


Czytaj recenzję Saga Sigrun>>>

Przede wszystkim książka wywołuje w związku z jedzeniem przez trzeciou czytelnika narastającą irytację. Głów- planową postać kawałka tortu. Ponadto nie w związku z jego bohaterem, który znajdziemy mętnie opisane, oparte o tajest bohaterem przez duże Be i zna się rota wątki mistyczne, wierzenia prawona wszystkim. Jest sławne i alchemię, sybarytą, znawcą alktóre byłyby może koholi, cybernetyki, ciekawe, gdyby nie kobiet, technik kryfakt, że są skrajnie Należy Białe noce minalistycznych, alpretekstowe w stopochwalić za fabułę, chemii, sztuk walki sunku do fabuły. która jest ciekawa i czego tam jeszcze, Można by je śmiało a do tego wykłai pełna akcji, zawiera wyrzucić bez szkodowcą uniwersydy dla akcji albo niegłupie wątki teckim. Zna się rozbudować, decypoboczne oraz z GRU, przyjaźni dując się na więkz dowódcą Specnazu szy udział elementzw. smaczki (o pretensjonalnej tu fantastycznego. ksywie – „Dżuma”), Nie wiedzieć też doradza polskim czemu, książka ma służbom specjalnym, które ma niemal na bardzo nierówny poziom. Jedne dialogi zawołanie. Każdy piętnastolatek pokocha są nieporadne i sztuczne, gdy inne z kotego faceta, starszego czytelnika drażnić lei żywe i potoczyste. będzie jego niewiarygodność. Motywacje Należy Białe noce pochwalić za fabubohatera są przedstawione w napuszonym łę, która jest ciekawa i pełna akcji, zawiera stylu, a jego sposób myślenia nie przywo- niegłupie wątki poboczne oraz tzw. smaczdzi na myśl zwyczajnego człowieka, który ki. Wszystkiego jednak jest trochę za dużo, przeżył traumatyczne doświadczenia. Nie bez widocznego celu fabularnego. Można sposób go też polubić, czy się z nim utoż- odnieść wrażenie, że autor chciał pokazać samić. wszystkie swoje pomysły naraz. Ta powieść Drugim poważnym zastrzeżeniem jest powinna być albo dwa razy krótsza, albo sposób przedstawiania rzeczywistości. dogłębnie przeredagowana. OtrzymalibyProblemem są nadmiernie rozbudowane śmy wtedy wartką sensację lub rasową fanopisy, kompletnie niepotrzebne sceny, tastykę. popisywanie się autora własną erudycją. Dowiemy się ze szczegółami, w co ubra- Tytuł: Białe noce ny był pilot, jak wygląda pokój niezna- Autor: Adam Przechrzta czącego hotelu i jakie błyski w oku mają Wydawnictwo: Fabryka Słów ochroniarze. Ale najgrubszą przesadą jest Liczba stron: 456 kliniczny opis wytwarzania serotoniny Cena: 33,90 zł nr 3 Grudzień 2010 r.

91


<<< Czytaj recenzję Co u pana słychać?

potęgę przeznaczenia, wiemy, jak w ciągu jednego dnia może zmienić bieg dziesięciu tysięcy istnień. Los może katapultować ich do życia, jakie nigdy nie byłoby im pisane, Na południe gdyby nie ten nieśmiertelny dzień”. Chociaż może sam los to za mało, by od Broad w mieście takim jak Charleston, po ponad Pat Conroy stu latach od wojny secesyjnej nadal wrzącym od uprzedzeń rasowych i klasowych, związać na zawsze potomków białej arystokracji i dawnych czarnoskórych niewolników, młodzież pochodzącą ze stabilnych, W 1969 roku Leopold Bloom King, pełnych rodzin i z marginesu społecznego, nazwany tak przez matkę na pamiątkę bo- kandydatów na ludzi sukcesu i pokaleczohatera jednej z najbardziej zwariowanych nych psychicznie nieszczęśników. Oprócz powieści świata, ma osiemnaście lat, a za przypadku trzeba tu było dobrej woli, emsobą przeżycia, których wystarczyłoby, by patii, może jeszcze jakiejś nieuchwytnej mazachwiać psychiką kogoś o wiele dojrzalsze- gii, która pozwala dojrzeć piękno i dobro go i odporniejszego. pod nieatrakcyjnym Rodzinna tragedia, pancerzem gburoKonstrukcja powieści, pobyt w szpitalu psywatości, złośliwości, jej wartość poznawcza chiatrycznym, wyrok mizantropii. Dzieje i ładunek emocjonalny sądowy… Co czeniezwykłej przyjaźni, ka człowieka, który powinny zadowolić nawet która połączyła dziewchodzi w dorosłe sięcioro tak różnych dość wymagającego życie z tak zamazaną młodych ludzi, to czytelnika kartoteką, i do tego osnowa tej ponadnie ma (albo wydaje sześćsetstronicowej mu się, że nie ma) prawie nikogo, w kim opowieści; wplecione w nią wątki dodatmógłby znaleźć oparcie...? Lecz 16 czerwca kowe ujawniają powoli mroczne kulisy nietego roku - „dzień Blooma, obchodzony na szczęścia, które spotkało Kingów, ukazują całym świecie przez wielbicieli Jamesa Joy- trudne relacje Leopolda z matką, odsłaniają ce’a” i zarazem dzień, w którym Leo zo- przyczyny odbiegających od normy zachostaje wmanewrowany przez matkę w pewne wań niektórych jego przyjaciół. Można się obowiązki natury towarzyskiej - będzie dla zastanawiać, czy w historii mieszkańców niego dniem wyjątkowym. Na tyle wyjąt- domu naprzeciwko nie ma trochę przesady, kowym, że dwadzieścia jeden lat później lecz dość częste występowanie w ameryLeo powie do gromadki swoich przyjaciół: kańskich thrillerach kryminalnych postaci „Lepiej niż ktokolwiek znamy ogromną sadystycznych dręczycieli i morderców oraz 92

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Gra Filary Ziemi>>>

ojców-potworów, molestujących seksualnie dzieci płci obojga, pozwala mniemać, że jest to sytuacja zupełnie wyobrażalna (przynajmniej w tamtych realiach). Za to bez wątpienia dobrym rozwiązaniem było podzielenie narracji na dwie płaszczyzny czasowe, pozwalające Leo spoglądać na wydarzenia na przemian z perspektywy nastolatka i doświadczonego mężczyzny. Konstrukcja powieści, jej wartość poznawcza i ładunek emocjonalny powinny zadowolić nawet dość wymagającego czytelnika. Książkę można by ocenić jeszcze wyżej, gdyby nie trochę dziwna metaforyka - trudno stwierdzić, czy będąca dziełem autora, czy tłumacza („schody wyszukane niczym jachty”, „kamizelkę cirrusów”, „zostawiwszy przyjaciół poza bezosobowym oddziałem psychiatrycznym swojej kondycji, której matowe oczy zalewała mętna,

www.biblionetka.pl

nieokreślona furia”, „na zabudowanych zwłokach słonych moczarów”, „wyczuć zapach chromosomów włóczęgi”, „do trzewi budynku”). Pomijając to zastrzeżenie, uważam lekturę za bardzo satysfakcjonującą, zwłaszcza z powodu cienia optymizmu, przemykającego się nieśmiało pomiędzy tymi wszystkimi historiami ludzkich niedoskonałości i dramatów. Dobrze jest uwierzyć, że nawet człowiek, któremu przypadły w udziale najgorsze wybory i najboleśniejsze doświadczenia, nie musi się czuć przegrany z kretesem… Tytuł: Na południe od Broad Autor: Pat Conroy Tłumacz: Robert Ginalski Wydawnictwo: Albatros Liczba stron: 640 Cena: 42,90 zł

nr 3 Grudzień 2010 r.

93


<<< Czytaj recenzję Samotny mężczyzna

dziwym morskim kapitanem. Według innej niepotwierdzonej teorii, tę jedną z najważniejszych publikacji o piractwie miał napisać sam Daniel Defoe i opublikować pod Piratki pseudonimem. Jednak jeśli biorąc do ręki Piratki z Kaz Karaibów raibów, szukamy dobrej powieści historyczZoé Valdés nej, to nie jest to dobry wybór. Podobnie jeśli szukamy wesołej powieści awanturniczej, podobnej w stylu do filmowych Piratów z Karaibów Nadmiernie rozbudowane zdania, któLiteracki wizerunek pirata to mieszanina rych sens dostrzega się dopiero po powtórlegend i romantycznych mitów. Za symbol nym przeczytaniu, prostackie opisy miłości zniekształconego obrazu morskich rozbój- fizycznej i język niedostosowany do realiów ników można uznać XVIII wieku nie czarną flagę z trupią przeszkodziły jednak O tym, jak naprawdę wyglądał czaszką i skrzyżowaw przyznaniu książżywot pirata ciekawie nymi piszczelami. ce nagrody Premio i z polotem piszą Zdzisław W rzeczywistości boFernando Lara przez Skrok (Świat morskich piratów) i David Cordingly (Życie wiem wielu pirackich hiszpanskie wydawi zwyczaje piratów oraz hersztów tworzyło nictwo Planeta. Kobiety morza: piratki, heroiny, własne bandery. Na Literackie próby ladacznice) masztach okrętów ożywienia biografii powiewały flagi z szaAnne Bonny i Mary blami, klepsydrą, przebitym sercem, czasz- Read są nieudolne. Naprawdę szkoda, gdyż kami i śmiercią, często na krwistoczerwo- historia obu młodych kobiet pełna jest nienym tle. wiarygodnych przygód. Niewiarygodnych Zoé Valdés, kubańska powieściopisarka, do tego stopnia, że gdyby nie dokumenty stara się przedstawić historię dwóch piratek, zachowane z procesu piratek, historycy zaAnne Bonny i Mary Read, w zgodzie z fak- pewne uznaliby Anne Bonny i Mary Read tami historycznymi. Literacką wyobraźnię za bohaterki ludowych opowieści. W wyniwykorzystuje tylko wtedy, gdy brakuje da- ku różnych życiowych komplikacji w dzienych historycznych. Wiedzę o burzliwym ciństwie są ukrywane w chłopięcym przeżyciu kobiet czerpie głównie z Historii ogól- braniu. W dojrzałym wieku już świadomie nej rabunków i morderstw najslynniejszych decydują się udawać mężczyzn. Przyczyny piratów. Język tej opublikowanej w 1724 są rozmaite: wolność, ucieczka od sztywroku książki i znajomość tematu wskazuje, nych reguł obyczajowych, miłość, pogoń za że autor Charles Johnson mógł być praw- przygodą i oczywiście pieniądze. Ich awan94

nr 3 Grudzień 2010 r.


Czytaj recenzję Tybetańska mniszka... >>>

turnicze usposobienie sprzyja podejmowaniu niebezpiecznych wyzwań. Przypadek sprawia, że spotykają się na pirackim statku kapitana Jacka Rackhama. Obie w męskim przebraniu z powodzeniem uprawiają piracki proceder. Niestety Zoé Valdés opowiada o losach Anne Bonny i Mary Read w mocno uproszczony sposób, a charakter bohaterek opisuje tak płytko i powierzchownie, że momen-

Wyprawa łowcy George R.R. Martin, Gardner Dozois, Daniel Abraham

Historia powstania Wyprawy łowcy George’a R.R. Martina, Gardnera Dozoisa i Daniela Abrahama sięga ponad trzydzieści lat wstecz. Przez lata powstało kilka jej wersji, by dopiero ostatnio ukazać się drukiem w formie powieści. W przypadku współpracy aż trzech autorów zachodzi poważna obawa, że jej efekt może okazać się niespójny, a w treści widoczne będą szwy w miejscach, w których zostały połączone fragmenty napisane przez różnych pisarzy. W tym przypadku jednak zdecydowanie nie należy się tego obawiać. Książkę tworzyli profesjonaliści, a za jej wykończenie odpowiedzialny był przede wszystkim Abraham.

tami czytelnik ma problemy z ich rozróżnieniem. Nakreślony w powieści wizerunek obu kobiet budzi niechęć. Autor: Zoé Valdés Tytuł: Piratki z Karaibów Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur Blanc Tłumaczenie: Maria Raczkiewicz-Śledziewska Liczba stron: 178 Cena: 22,00 zł

Dotyczy to wszystkich płaszczyzn książki – od języka, poprzez fabułę, a na rozłożeniu akcentów kończąc. Owszem, czasem w powieści więcej jest opisów, kiedy indziej akcji czy refleksji, ale te wahania są uzasadnione przebiegiem fabuły. Kooperacja trójki autorów przebiegła, można zakładać, wzorowo, a rezultat stanowi spójną całość nieznamionującą trzech różnych umysłów stojących za jej wykonaniem. Konstrukcyjnie Wyprawa łowcy jest powieścią prostą, a fabuła ma przebieg linearny, z dwoma motywami wiodącymi. Pierwszy opowiada historię Ramón Espejo, który uciekając przez wymiarem sprawiedliwości, odkrywa placówkę nieznanej rasy kosmitów. Pochwycony, zostaje zmuszony do pełnienia roli psa gończego, by uniemożliwić demaskację obcych. Z tej sytuacji wychodzi drugi kluczowy wątek: relacje bohatera z pilnującym go obcym, zderzenie dwóch zupełnie różnych światopoglądów, filozofii postrzegania rzeczywistości i roli jednostki. Zetknięcie się tych dwóch wizji prowadzi do ciekawych konkluzji. Forma powieści jest zdecydowanie współczesna: opisy są rozbudowane, a akcja nr 3 Grudzień 2010 r.

95


<<< Czytaj recenzję Hemoroidy Napoleona

– mimo, że tylko miejscami można ją określić mianem żywiołowej – stanowi istotny element. Jednocześnie w Wyprawie łowcy wyraźnie widoczne są wpływy klasycznej science fiction z przełomu lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku, a więc okresu, w którym Dozois i Martin dopiero zdobywali pisarskie szlify; są w niej widoczne raczej echa twórczości Silverberga, czy Le Guin, aniżeli wymienionej dwójki. Elementem, którego wyeksponowanie prawdopodobnie można przypisać najbardziej cenionemu w tym trio Martinowi, jest nacisk na kreację poszczególnych postaci i rozbudowanie ich psychologii. Wyprawa łowcy stanowi przyjemne w odbiorze połączenie tradycyjnego science fiction oraz nowszego, bardziej przygodowego spojrzenia na fantastykę naukową. Autorzy starali się – całkiem zresztą skutecznie

Poleca

Inne Pieśni Jacek Dukaj

96

nr 3 Grudzień 2010 r.

– znaleźć złoty środek pomiędzy atrakcyjną fabułą, a poważniejszymi zagadnieniami, tak typowymi dla fantastyki naukowej zajmującej się człowiekiem. I to właśnie przemiana Ramóna Espejo, a nie fabularne popisy, stanowi główny atut powieści. Martin i spółka dają jasny przekaz: kluczem do egzystencji jest akceptacja i zrozumienie swojej roli w życiu, zaakceptowanie ograniczeń. I z tym morałem odsyłam do książki. Tytuł: Wyprawa łowcy Autor: George R.R. Martin, Gardner Dozois, Daniel Abraham Tłumaczenie: Michał Jakuszewski Wydawnictwo: Zysk i S-ka Liczba stron: 360 Cena: 29,00 zł

Jacek Dukaj to jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy fantastyki, wielokrotnie nagradzany (m.in. Europejską Nagrodą Literacką, Zajdlem czy Sfinksem). Siła jego prozy tkwi w doskonałej umiejętności kreowania światów alternatywnych i łatwości w operowaniu pięknym stylem oraz złożoności intryg i bohaterów. Przykładem dzieła zawierającego wszystkie te elementy są jego Inne Pieśni - utwór złożony, o wielorakich możliwościach interpretacyjnych. Akcja tej powieści toczy się na alternatywnej Ziemi, której fizyka jest zgodna z poglądami filozoficznymi Empedoklesa i Arystotelesa. Postęp technologiczny oraz mechanizacja zostały tu zatrzymane, gdyż ludzkość potrafi manipulować cząstkami żywiołów, z których składa się otaczająca


Czytaj recenzję Incognero >>>

materia: ziemi, wody, ognia i powietrza. Otwiera to przed ludźmi niespotykane możliwości i pozwala kształtować praktycznie cały otaczający świat – w ten sposób praktykują coś, co nazwalibyśmy inżynierią genetyczną (dostosowując zwierzęta do swoich potrzeb), tworzą „magiczne” bronie, lekarstwa, klejnoty etc.; są w stanie naginać tzw. Formę rozmaitych obiektów według własnych życzeń. I Forma właśnie, szczególnie ta ludzka, stanowi jeden z głównych tematów poruszanych w tej powieści. Każdy człowiek w Innych Pieśniach posiada pewną siłę woli i zarazem siłę duchową (to właśnie personalna Forma), którą oddziałuje na otaczających go ludzi i przedmioty. W działaniu tym kompromisy nie istnieją – silniejszy dominuje słabszego i przekształca go (często mimowolnie) na swoje podobieństwo. Potęga tych największych, kratistosów, jest tak wielka, że pozwala im morfować (przekształcać) całe państwa z setkami tysięcy ludzi, czy kontynenty – a wszelkie załamania, czy zmiany Formy kratistosa bardzo wyraźnie się odbijają na tym, co było kształtowane za jej pomocą. W trakcie lektury rodzi się zasadnicze pytanie, czy ci słabsi posiadają wolną wolę, czy stanowią jedynie narzędzia spełniające życzenia tych silniejszych? Czy człowiek posiada niezależne, stałe „ja”, czy cała jego istota zależy od ludzi go otaczających? To jedne z wielu przemyśleń, jakie potrafi wywołać podczas lektury utwór Dukaja, co dodaje mu szczególnej filozoficznej głębi. Historia, którą pisarz opisuje, dorównuje kunsztowi kreacji nietypowego świata. W uniwersum tym, gdzie na co dzień stykają się ze sobą wielkie Formy, a kompromis jest

niemożliwy, nieuchronnością są konflikty pomiędzy potęgami. W walkach tych sporą rolę odgrywają strategosi (stratedzy, dowódcy wojskowi), którzy własną Formą oddziałują zarówno na wojska swoje jak i przeciwka – częstokroć ten wpływ decyduje o wyniku starcia, czy całej wojny. Inne Pieśni opowiadają o Hieronimie Berbelku, słynnym strategosie, który nie ulega nawet kratistosom. Historia ta pełna jest nieoczekiwanych zwrotów akcji i intrygujących bohaterów: tajemnicza i przebiegła Szulima, odważny i ambitny Abel, zaskakująca Alitea – wokół każdego z nich można stworzyć osobną, pełnoprawną historię. Wkomponowanie frapujących protagonistów w to uniwersum, które fascynuje i intryguje złożonością, sprawia, że Jacek Dukaj wciąga czytelnika w swój świat bezlitośnie i bezkompromisowo. Jednak potencjalnemu czytelnikowi należy się ostrzeżenie: to nie jest książka łatwa w odbiorze. Autor od samego początku wprowadza wiele słów z greki, skazując nieznających jej czytelników na domyślanie się, wyciąganie ich znaczenia z kontekstu. Kompleksowość tej pozycji, przeplatanie się filozofii, polityki i skomplikowanych relacji między bohaterami, wsparte całkowicie odmiennym światem, stanowi intelektualne wyzwanie i może początkowo odrzucać. Inne Pieśni to książka niezwykła, przez wielu uznana za najlepsze dzieło Dukaja. Jej złożoność, wykreowany świat i ciekawi bohaterowie sprawiają, że lektura tej pozycji, po oswojeniu z tematyką i nowym słownictwem, to prawdziwa uczta. Polecam tym, którzy szukają czegoś niebanalnego, co pozwoli przeżyć im literacką ucztę. Bartek Łopatka nr 3 Grudzień 2010 r.

97


Filary Ziemi Ken Follett

Startujemy z nowym działem. Będziemy w nim prezentować to, co godne uwagi w szeroko rozumianej kulturze. Tematem będą filmy, gry, wydarzenia a także wszystko to, co nie mieści się w podstawowym zakresie tematycznym pisma. Na pierwszy ogień Tomasz Miller przygotował recenzję gry planszowej na podstawie bestsellerowej powieści Kena Folleta Filary Ziemi. Z pewnością zainteresuje ona wszystkich fanów tej, świetnej skądinąd, książki, a mam nadzieję, że i ci, którzy książki nie czytali poczują się zachęceni do zapoznania się zarówno z książką jak i samą grą. Oddaję zatem głos Panu Millerowi. Piotr Stankiewicz

Znani autorzy gier planszowych Michael Rieneck i Stefan Stadler wzięli w 2006 roku na warsztat książkę Kena Folletta Filary Ziemi. Książkę nietypową dla autora znanego głownie z thrillerów, a zarazem uważaną przez niego samego, ale także wielu jego fanów, za najlepsze jego dzieło. Filary Ziemi to powieść historycz98

nr 3 Grudzień 2010 r.

na osadzona w Anglii XII wieku. Wielowątkowa, bogata fabuła skupia się wokół głównego wątku, którym jest budowa katedry w opactwie Kingsbridge. I to ten właśnie element postanowiono wykorzystać jako temat gry.

Gra od strony wizualnej to zdecydowanie pierwsza liga. Michael Menzel, którego zatrudniono do stworzenia grafik, należy do ścisłej światowej czołówki. Jego styl rysowania plansz z niewiarygodną ilością szczegółów i pietyzmem musi się podobać. Po zakupie takiej gry warto poświęcić chwilę i przestudiować wszystko to co Menzel wymyślił, aby ożywić opactwo Kingsbidge i jego okolice. Oprócz pięknej planszy, otrzymujemy sporą liczbę drewnianych elementów. Są to, między innymi, znaczniki budowniczych, robotników, surowców, oraz 6 częściowa Katedra, która pełni w grze rolę „licznika” rund. Jest też kostka, płócienny woreczek do losowania budowniczych oraz karty przywilejów, rzemieślników, wydarzeń oraz surowców. Wszystkie elementy są wykonane z bardzo dobrych gatunkowo materiałów, a karty również ilustrował Michael Menzel, co sprawia, że są wizualnie spójne z planszą, a z drugiej strony po prostu ładne. Celem rozgrywki jest osiągnięcie jak największego wkładu we wspólne budowanie wraz z innymi budowniczymi (gra-


Czytaj

Szczątki

czami) monumentalnej katedry. Nasz wkład w realizację budowy przynosi punkty, które na końcu decydują o wygranej. Przygotowanie do gry nie zajmuje dużo czasu, co jest niewątpliwie jej plusem. Instrukcja napisana jest przystępnym językiem. Wiele zdjęć obrazujących rozgrywkę i przykładów pomaga w szybkim opanowaniu zasad Filarów Ziemi. Warto, jak radzą autorzy, poznawać instrukcję wraz z pierwszą rozgrywką – szczególnie polecam to osobom poznającym dopiero gry planszowe.

Rozgrywka trwa 6 rund, w trakcie których gracze wykonują swoje akcje. Każdy runda to kilka lat budowy katedry, a koniec szóstej to moment ukończenie monumentalnego dzieła w Kingsbridge. W trakcie gry będziemy zdobywać surowce, najmować rzemieślników, wysyłać do pracy swoich robotników i podejmować akcje budowniczymi. Filary ziemi to gra wyborów w pięknej oprawie. Gracze otrzymuję szereg możnr 3 Grudzień 2010 r.

99


<<< Czytaj recenzję Koniec tygodnia

liwości budowania własnej strategii. Na każdym etapie trzeba planować, przeliczać koszty, zarządzać swoimi surowcami, pracownikami i budowniczymi. Ilość miejsc na planszy jest ograniczona. O ile w partiach, w których uczestniczą dwie osoby w zasadzie zawsze zostaną wolne interesujące miejsca, tak przy trzech, a szczególnie czterech graczach robi się dość „ciasno”. Gra wymaga wówczas dużo więcej skupienia od uczestników zabawy. Całość rozgrywki przebiega płynnie i wiąże się ze sporymi emocjami oraz sporą satysfakcją, kiedy nasza strategia przynosi efekty. Lekka losowość związana z odsłanianiem kart, czy też losowaniem kolejności prawie w niczym nie przeszkadza. Owszem, fani gier pozbawionych elementów losowych mogą trochę narzekać, jednak 100

nr 3 Grudzień 2010 r.

w Filarach Ziemi został zachowany balans pomiędzy możliwościami strategicznego planowania, a lekką nieprzewidywalnością, sprawiającą, że gra dostarcza dodatkowych emocji Rok po wydaniu Filarów Ziemi ukazał się duży dodatek do gry: Filary Ziemi Rozszerzenie autorstwa tych samych twórców. Ponownie grafiką zajął się Michael Menzel. Istotną dla wielu osób zmianą jest możliwość gry dla sześciu graczy. Ale oczywiście to nie wszystko. Otrzymujemy dodatkową planszę do gry, dodatkowe zestawy startowe dla piątego i szóstego gracza oraz nowe karty. Elementem mocno urozmaicającym grę jest ciekawa karta „Inspiracja Saint-Denis”. Wraz z nowymi elementami gracze zyskują jeszcze większe spektrum możliwości działania i budowania strategii. Oprócz dodatkowych elementów, wprowadzono kilka kosmetycznych zmian w regułach, głównie związanych z grą na pięciu lub sześciu graczy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby korzystać z nich podczas gry w mniejszą ilość osób. Czy warto kupić dodatek? Najlepszym rozwiązaniem jest najpierw zakup wersji


Czytaj recenzję Sudan. Czas bezdechu >>>

podstawowej, poznanie mechanizmów, strategii i opcji z nią związanych, a następnie poszerzenie możliwości dokupując właśnie Filary Ziemi Rozszerzenie. Gra wraz z dodatkiem zyskuje, a gracze zaznajomieni z książkowym pierwowzorem mają jeszcze więcej możliwości oceny tego, jak udało się w ramy gry planszowej wpasować historię z Filarów Ziemi. Istotne jest również poszerzenie liczby graczy, którzy mogą bawić się w Filary Ziemi. Wszystko to wpływa na nową jakość i świeżość rozgrywki. Do dnia dzisiejszego Filary Ziemi otrzymały już szereg nagród i nominacji. Warto wymienić chociażby Deutscher Spiele Preis, tytuły Gry Planszowej Roku w Japonii i Hiszpanii, Rodzinnej Gry Planszowej Roku w Norwegii oraz rekomendację przyznaną przez kapitułę najważniejszej nagrody dla gier planszowych na świecie, czyli Spiel Des Jahres. Grę należy polecić każdemu, kto pragnie spędzić bardzo przyjemny czas nad planszą. Nie trzeba być fanem książki, ani nawet jej wcześniej przeczytać, choć wyłapywanie znanych z książki elementów dodaje świetnego sma-

ku rozgrywce. Filary Ziemi to niezwykle solidna gra. Graficznie jest uważana za jedną z najładniejszych gier planszowych. Rozgrywka jest bardzo emocjonująca i przyjemna. Fabuła książki jest umiejętnie wpleciona, choć w stopniu na tyle ograniczonym, że nie psuje to zabawy osobom nieznającym jej treści. Ze względu na masę możliwości, jakie daje nie nudzi się pomimo wielu partii, a świetny dodatek odświeża ten tytuł i jest niezwykle udanym dopełnieniem gry podstawowej. Gra: Filary Ziemi Autorzy: Michael Rieneck i Stefan Stadler Ilustracje: Michael Menzel Wydanie polskie: Galakta (www.galakta.pl) Ilość graczy: 2-4 (2-6 z dodatkiem) Wiek: od 12 lat Czas rozgrywki: 90-120 minut

nr 3 Grudzień 2010 r.

101


<<< Czytaj recenzję Stokrotki w śniegu

kręci gościa z petem, wydmuchującego dym do kamery, myśląc że ma takie zajebiście prawdziwe ujęcie.

a n o s l e N Kropla krwi Odsłona

trzecia

Pisarz zabarwiony „Trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby łazić wte i nazad, taszcząc pszenicę w takim upale, ty głupia cipo”1. Kiedyś tam dawno, mój kumpel rozpoczynał studia na łódzkiej filmówce. Jego pierwsze przemyślenie, którym się ze mną podzielił brzmiało mniej więcej tak: jak każą robić etiudę, to co drugi młody gniewny 1

102

Wszystkie cytaty w tym tekście pochodzą z: Arturo Perez-Reverte – „Życie jak w Madrycie”. Wydawnictwo Muza. Warszawa 2005 r. nr 3 Grudzień 2010 r.

W męskiej literaturze jest to samo: dajcie bandzie początkujących „męskich” pisarzy zadanie domowe, a założę się, że co drugi przyleci z przejmującą sceną ochlejstwa. Nam mężczyznom wydaje się bowiem, iż pijaństwo niesie ze sobą głębię, mądrość i malowniczość. Stąd nasza fascynacja typami, którzy robią w knajpach za meble, o których: co prawda spieprzyli sobie życie, ale pić to potrafią. Co więcej, uważamy, że stan upojenia to taka magiczna chwila, kiedy rozmowy osiągają stan prawdy absolutnej, czyli takiej płynącej z samych trzewi, kiedy to na koniec wyznać trzeba: jesteś super kumpel Kaziu. I rzecz jasna rozciągamy tę naszą fascynację na literaturę – jak piszemy, to uwielbiamy tworzyć takich koleżków na zakręcie, zaglądających do kieliszka, a jak nie piszemy, to uwielbiamy o ich losach czytać. Dlatego otwarcie i bez zbędnego pudrowania stawiam tezę: ochlejstwo jest jednym z głównych toposów literatury męskiej. Bohaterów w jego ramach można podzielić na kilka kategorii: postać wódczana, zabarwiona oraz na melanżu. Melanżowiec, zaczynając od końca to taki facet co pije dla dobrej imprezy. Opisywany będzie przez swego stwórcę w ruchu – jako tancerz, podrywacz, osoba światowa. Taki, co zaprasza Japończyków do stolika i zamawia dla nich striptease. Melanżowiec nigdy się nie upija – to ziszczenie męskiego ideału imprezy


Czytaj recenzję Sekrety włoskiej kuchni >>>

– pije na non stopie a non stop nie dopity. Jest owocem wszelakich projekcji autora – możemy domyślać się, że sam na niekoniecznie wielu modnych imprezach był gościem, niekoniecznie miał bujne życie erotyczne, za to koniecznie przymykając oczy widzi siebie w takiej roli. Charakterystyczny element prozy melanżowej: towarzyszka ideał. Piękne ciało, dowcip jak się patrzy, czarujący (koniecznie to słowo) uśmiech, po domu przechadza się w przydługawych swetrach z bosymi stopami. Powinna też mieć swojego laptopa. Na odwrót jest z naszą rodzimą kategorią, czyli postacią wódczaną. Ta, to klasyk barowej ćmy, co to siedzi przy kontuarze i pije. Życie doszczętnie spieprzone, ale za to ta głębia i ta wyjątkowość. Konia z rzędem temu, co znajdzie mi pisarza, który swego wódczanego bohatera, pozbawi głębi. Dojrzeć można ją w zamglonych oczach, w mądrych strofach, które wypowiada zagadnięty. A co najważniejsze on zna prawdę o życiu. Niczym pythonowski przepis na zabójczy dowcip, bohater wódczany ma przepis na smutną ludzką egzystencję. Cynizm – tłumaczy w setkach dzieł ten sam wódczany maestro – jest jedyną drogą, wszelkie wysiłki winny spełznąć na niczym. Naiwność i entuzjazm doprowadzają do przepaści. Życie – powiada – jest kapryśną dziwką i trzeba tylko nie dać się jej wydymać. Charakterystyczny element prozy wódczanej: wygłaszając te prawdy bohater powinien pić wódkę (lub inny niezmieszany alkohol) haustami. Czeka na odbiór zamówienia – mówi ważką prawdę – dostaje

je – znowu prawda, wychyla haust – puenta po której interlokutorzy nie wiedzą już, co mają odpowiedzieć. I tak jak melanżowiec jest odbiciem marzeń o jurnym życiu, tak bohater wódczany odbija marzenia o byciu gnostykiem, kimś niepozornym, lecz będącym depozytariuszem prawdy. Kimś złamanym, lecz szczególnym. Obok tego bohatera nie przechodzi się obojętnie, jego się słucha i na przekór wszystkiemu podziwia. Trochę pomiędzy mości się klasyczny bohater powieści zachodnioeuropejskich, czyli postać zabarwiona. Ten popija dobre trunki i robi to z namaszczeniem. Ważne są marki tych napojów, bowiem kluczowe dla postaci zabarwionej to mieć swój stały alkohol. Juan z baru na przeciwko nie musi pytać, Juan wie, że Pedro Jimenez pije tylko Jamesona. Co istotne, zabarwiony delektuje się alkoholem, haustów raczej unika – życie ma nie tyle złamane, ile trudne. Myśli o nim w samotności, słuchając ciągle tej samej melancholijnej muzyki (koniecznie z myszką – zabarwieni nie słuchają nowości). Ubiera się porządnie, bierze co dzień prysznic. I zawsze jest przystojny. Wódczany może być brzydki i cuchnący, gdyż jest projekcją diabelnie inteligentnego filozofa. Zabarwiony przeciwnie, wszak jest awatarem przystojnego drania na zakręcie. Charakterystyczny element prozy zabarwionej: bohater musi mieć byłą żonę, z którą ma poprawne stosunki, dziecko i którą traktuje jak przyjaciela, któremu można się zwierzyć. Jednym z mistrzów zabarwionych książek jest dla mnie bezwzględnie Arturo Perez-Reverte. nr 3 Grudzień 2010 r.

103


<<< Czytaj recenzję Terra nullius

Polecany trunek – Gentleman’s Jack na sobie samym, bez lodu. Polecany podkład muzyczny – La Illorona ze ścieżki dźwiękowej filmu Frida. „Chudy, zaczesany do tyłu facet zamówił jeszcze jeden koniak. Obserwowałem, jak zapala papierosa i wypuszcza dym, podnosząc kolejny kieliszek do ust. Miał kanciastą, ogorzałą twarz, całą w bruzdach - twarz prawdziwego twardziela. Pachniał czystością, niedawną kąpielą i płynem do golenia. Przez moment zastanawiałem się, co robi poza domem o tej porze, i to w święto, aż w końcu dotarło do mnie, kiedy się przyglądałem, jak opiera się o bar, jak popija koniak i pali Ducados, że ten facet wstawał wcześnie przez całe swoje życie, w dzień powszedni i w święta. Że to po prostu rutyna, naturalne przyzwyczajenie, i że te dwa koniaki, które właśnie w siebie wlał, to był tylko nieustanny dalszy ciąg setek, może tysięcy koniaków, które codziennie pomagały mu utrzymać się na nogach i stawić czoło porankowi, i temu, co z sobą przynosił. W innej sytuacji próbowałbym postawić mu jeszcze jeden koniak, żeby z nim pogadać i coś z niego wyciągnąć. Trzeba jednak mieć wyczucie w tych sprawach - pora nie była odpowiednia”. W tym odcinku przyglądnę się pisarzowi dosyć szczególnemu, którego proza przypomina roller coaster – raz wyżyny Klubu Dumas, innym niziny Cmentarzyska bezimiennych statków, raz górka Szachownicy flamandzkiej, innym razem dołek Ostatniej bitwy templariusza. Niemniej jednak zawsze wstawia do swych książej zabarwione104

nr 3 Grudzień 2010 r.

go bohatera. Nie ma powieści, w której jego bohater nie popija – Lukas Corso Bombay Saphire, Królowa południa Tequilę, ważne że coś. U Pereza picie jest leitmotivem, a bohaterowie sporą część swojej aktywności spędzają na medytowaniu w samotności przy otwartym oknie i butelce. Towarzyszy im nostalgia, melancholia i wielka pasja. W każdej bez wyjątku książce Hiszpan każe zagłębić się zabarwionemu w jakiejś pasji: szachach, bibliofilstwie, żeglarstwie lub szermierce. Zawsze robi to ze znawstwem i wyczuciem, nie męczy, a zaciekawia i zachęca. Jednak, to nie jego beletrystyce chciałem poświęcić parę akapitów – ona jest dosyć dobrze znana, ale jego dziennikarstwu. Zapewne nie wszyscy o tym wiedzą, ale Perez-Reverte był niegdyś korespondentem wojennym, czego owocem jest między innymi fantastyczne Terytorium Komanczów. Legenda głosi, że wrócił z wojny w byłej Jugosławii z diabelnie dobrym materiałem reporterskim, rzucił go szefowi na stół wraz z wymówieniem. Nawet jeśli jest to tylko anegdota, to z pewnością dobrze współgra z jego dziennikarskim stylem – chropowatym, męskim, nieco cynicznym, a z pewnością nie przebierającym w słowach. „Mrówka rzecz jasna dostawała szału. Czasem zatrzymywała się i wygrażała pięścią szarańczy”. „Spadaj i idź się jebać” - mówiła. A szarańcza odpowiadała: „A wiesz, że może pójdę, skoro ty nie masz czasu”. „Niekiedy mrówka omijała ją łukiem, zgrzytając zębami czy co tam mrówki mają w gębie”.


Czytaj recenzję Czarna i mała >>>

Za takie fragmenty tego hiszpańskiego dziennikarza uwielbiam. Jego stałe felietony zostały zebrane w trzy zbiory, z których dwa przetłumaczono na nasze i wydano: „Życie jak w Madrycie oraz A w Madrycie nadal znakomicie”. Długo zastanawiałem się jak oddać klimat tych zbiorów i jak je Wam swoimi słowami przedstawić. Niestety te dywagacje doprowadziły mnie do jednej konstatacji: relacjonowanie felietonów Pereza w felietonie Schechtela, to, jak analizowanie Kafki na lekcji polskiego. Pozwólcie, więc aby krnąbrny Hiszpan zrelacjonował się sam: Reverte o prawdziwej kobiecie: „Zmuszony do konsumowania produk-

tów wytwarzanych taśmowo w Hollywood czy gdziekolwiek indziej człowiek nie może rzewnie nie wspominać o tym, jak takie produkty pakowane były dawniej. W świecie kreowanym teraz w technikolorze, gdzie szczyt kobiecości ucieleśnia Sandra Bullock - nic tylko w łeb sobie strzelić - my starzy szwoleżerowie gwardii, którzy jeszcze pamiętamy świat czarno-biały, tworzymy tajemne bractwo, które rozpoznaje się po mrugnięciu oka i nie wypowiedzianym nawet do końca tytułem filmu. I tylko czasami, kiedy możemy być pewni, że wszystkie te zasrane telewizory są zgaszone, że barman myje w kącie szklanki, że wszystkie te Silkes i Winony, oraz Silverstony, a także inne blade cipciedupcie i słodkie idiotki z seriali, bezkofeinowe cipeczki i tym podobne ofiary losu poszły spać albo ganiają w tę i z powrotem po pochylonym pokładzie Titanica, gotowe zaraz się utopić pośród krzyków i pocałunków wymienionych z Leonardem di Caprio, dopiero wtedy, jak powiadam, otwieramy butelkę i robimy przy stole miejsce dla Kobiety przez duże K, dla prawdziwej Kobiety, drogi Watsonie, w której skupiają się wszystkie kobiety świata. Ta, która pieści, leczy, całuje, zabija, i której biodra nie zasypiają. Kobieta bezwzględna i wspaniała, która wie, czego chce.” […] Reverte o przyjaźni: „Stałem więc przed wejściem do kościoła, rozmawiając z Patillasem i Mellao. Patillas jest już taki stary, że ja pierdolę, poczęstował mnie papierosem, przepraszając za jasny tytoń, który teraz pali i który jest gówniany, ale kiedy ”żegnasz się z ulicą”, powiedział, trzeba już bardzo uważać z wydawaniem gotówki. I Mellao, omijający obecnie łukiem komisanr 3 Grudzień 2010 r.

105


KONKURSY riaty, opowiadał mi o tym, jak to on, Patillas i Angel, kiedy byli młodsi, wypuszczali się razem na fiestę do Sewilli, na różne lokalne święta, a także na Ibizę w lecie, żeby oskubać Jankesów i innych frajerów, i jak podczas jednej zaledwie nocy przepuszczali masę szmalu. A potem poszliśmy na obiad - byli mariachis i tańce”. Reverte o życiu: „W końcu życie to loteria - albo wygrywasz, albo przegrywasz; to szaleńcza przygoda - albo zabijasz, albo sam giniesz. Zostawiasz głód i nędzę zniszczonej, niewdzięcznej Hiszpanii, trzymanej za pysk przez księży, królów i magnatów, i jedziesz podbijać Meksyk czy Peru, i albo zdobywasz bogactwa na całe życie, albo zdychasz, trawiony gorączką, utytłany krwią i błotem, opędzając się szpadą przed waleczną indiańską tłuszczą, która osacza cię, chodź tu, stary, damy ci złoto - aż w końcu wloką cię do ołtarza, gdzie na samym szczycie czeka już kapłan z nożem z obsydianu”. Próbowałem dojść dlaczego, chcąc napisać felieton o ochlejstwie w męskiej literaturze, od razu wpadł mi do głowy Perez-Reverte? Przecież nie on jeden tworzył korowód zabarwionych. Co więcej, w jego książkach ochlejstwo wcale nie jest jakieś najważniejsze – to nie Pilch. I wreszcie, czytając ponownie jego felietony do mnie doszło: on sam jest ucieleśnieniem takiej postaci. Brodaty, przystojny Hiszpan, męski do szpiku kości, uwielbiający dobre trunki, palący cygara, który niejedno w życiu widział – pasuje jak ulał.

106

nr 3 Grudzień 2010 r.

Reverte o samym sobie: „I tak z cygarem wypalonym do połowy w jednej ręce, a dżinem z tonikiem w drugiej, patrzyłem na Angela i uśmiechałem się do niego, on zaś jak zawsze unosił brew do góry zawsze z tym samym wyrazem zrezygnowanego stoicyzmu i mówił: Takie jest życie, stary. Ja zaś myślałem sobie w duchu: Ależ ty masz szczęście, Arturku. Toż to przywilej, że taki facet jak Angel zaprasza cię na wesele swojej córki i nazywa cię swoim przyjacielem”. Nie wiem tylko czy ma byłą żonę, która jest jego przyjaciółką, ale ni cholery mnie to nie obchodzi.

Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.