Literadar nr 11

Page 117

RECENZJE

no tu szukać konkretnych dat, niewielką rolę odgrywa chronologia. To raczej swobodny zbiór pewnych obrazów, sytuacji składających się na barwny i intrygujący opis dziewiczego kraju na Dachu Świata, wciśniętego między dwie gospodarcze potęgi, Chiny i Indie. Między relacje z wyczerpującego trekkingu wokół Annapurny, dziesiątej co do wielkości góry świata, i zapisy rozmów ze swoim nepalskim przewodnikiem, Rajanem, autorka zręcznie wplata swoje przemyślenia

fotografii Pawlikowskiej przedstawiających większość opisanych uprzednio ludzi, miejsc i sytuacji. Wydawać się może, że autorka nie wyczerpuje w Blondynce w Himalajach swoich możliwości pisarskich i nie przekazuje wszystkiego, co mogłaby, że pozostawia pewien niedosyt, pisząc raczej oszczędnie i zdawkowo. Te sugestywne, krótkie i osobiste relacje sprawiają jednak wrażenie celowych, prawdopodobnie mają stać

Czekamy na blondynkę w Skierniewicach na temat zachodniej cywilizacji. Szczególnie słowa: „Jestem szczęśliwym wędrowcem, który przemierza świat od Nowego Jorku aż po wioskę w Himalajach i może je ze sobą porównać” nasuwają skojarzenie ze wspomnianą wcześniej opinią Stasiuka. Pisany swobodnym, lekkim stylem, acz zachowujący wysoką kulturę słowa tekst to tylko jeden z elementów składowych tej świetnej pod względem edytorskim pozycji. Znajdziemy tu też niezwykle spójne z opowieścią rysunki-notatki (czytelnik odnosi wręcz nieodparte wrażenie, że to one, wykonane na szybko podczas wyprawy, stały się punktem wyjścia do powstania tekstu ciągłego) ukazujące w sposób bardzo schematyczny, lecz zapadający w pamięć niektóre z osobliwości Nepalu, jak choćby zbieranie i suszenie odchodów jaków na opał czy rodzaje świątyń buddyjskich. Całości dopełnia pokaźna kolekcja profesjonalnych

się jedynie zachętą, impulsem do bliższego poznania opisywanej krainy. Żadne ze słów w tej niewielkiej książeczce nie jest zbędne. Mimo swobody stylu Pawlikowska zachowuje dużą staranność, a przez subiektywizację opisu sprawia, że po przeczytaniu ostatniej strony pragnie się spakować plecak, włożyć wygodne buty i natychmiast wyruszyć w Himalaje, aby sprawdzić, czy rzeczywiście jest tam tak, jak ona pisze. „I ciągle dal / Za dalą dal / Zawieje, śnieżyce i żar, i kurz / I nie wiem nawet już / Czy tam gdzieś będzie kres” – mogłaby powtórzyć za Stachurą Beata Pawlikowska, wspinając się po kolejnych skalnych schodach wśród kwitnących rododendronów i tea-house’ów pachnących imbirem. Mogłaby, gdyby nie towarzysząca jej ciągle buddyjska mantra – „Om mani padme hum”. Co oznaczają te słowa? Obszernie wyjaśnia je sama Blondynka. W Himalajach. 117

| nr 11 wrzesień 2011 r.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.