
6 minute read
TIA – Eben to Eben
TIA cz. 7 Eben to Eben
Jacek Kiszkiel
Advertisement
Eben (czytaj: Iben) to biały Afrykaner, który już w moich opowiadaniach przewijał się niejeden raz. Były milicjant z czasów Apartheidu, po czterdziestce, typowy Bur: farma, bukkie (odpowiednik polskiego pick-upa), co weekend braai z rodziną i przyjaciółmi (odpowiednik naszego grilla). I oczywiście – co najważniejsze – polowania!
W RPA można polować w miesiącach, w których nie ma litery „r” w nazwie – kiedy jest April, to jest zakaz polowań, ale gdy jest May, to można jechać i strzelać. Bar Ebena z trofeami robi wrażenie: od pospolitych zebr i impal po żyrafę i lwa. Oczywiście w wielu z was odezwie się duch potępienia wobec takich praktyk, ale pamiętajmy, że jesteśmy w RPA i polowanie (nie kłusownictwo) jest dla nich czymś takim, jak dla Polaków łowienie ryb czy zbieranie znaczków. Dzieci od najmłodszych lat uczą się strzelać z broni palnej i zdobywają odpowiednie pozwolenia w bardzo młodym wieku, a strzelnic w RPA jest chyba tyle co monopolowych w Polsce! Jednak wróćmy do Ebena i kopalni. Rok 2014. Jak pamiętacie, dostaje od Zenona carte blanche i szybko spłaca ten dług zaufania. Eben podejmuje decyzję, która dla nas jest niezgodna z logiką pracy w kamieniołomie, jednak produkcja rusza z kopyta. Powodem jest nasze szufladkowe myślenie o wydobyciu i nawyki z Polski – w Polsce idziemy za materiałem w dół i schodzimy coraz głębiej. Nie da się ominąć monolitu, nie da się porzucić miejsca wydobycia i zacząć gdzieś indziej. W Afryce zanim zrobisz dołek, rozbierasz górę. Albo – jak kto woli góry – bo tych miejsc do wydobycia jest sporo i nim dojedziemy do monolitu, musimy rozebrać bouldery – ogromne skalne jaja. Eben otworzył nam oczy na inne spojrzenie na eksploatację granitu. Wśród boulderów czuł się jak ryba w wodzie i pomógł porzucić nawyki z Polski. W niespełna dwa lata z jednej dziury, w której tak naprawdę się dusiliśmy, pomógł nam otworzyć trzy kolejne góry – Monkey Mountain, 2nd section i 3rd section. Poszła za tym większa produkcja. Zmieniło się też uziarnienie materiału i jego barwa. Każda góra ma swój odcień i indywidualne uziarnienie. Przy czym historie, że materiał od strony bardziej nasłonecznionej jest jaśniejszy od tego materiału po stronie cienia, można włożyć między bajki. Nasłonecznienie nie ma to żadnego wpływu, ponieważ skorupa na zdrowym materiale (tzw. scumba), jest na tyle gruba, że nie przepuszcza światła i zapewnia, że materiał jest czysty i zdrowy.
TIA – This is Africa – to najczęściej powtarzany przeze mnie zwrot w odniesieniu do RPA. Przez ostatnie 9 lat powtórzyłem go tysiące razy. Na głos i w myślach.
Wszystko, co dobre, ma swój początek i koniec. Tak było również z Ebenem. Na początku był ten blask i ta energia. Oczywiście po zwiększeniu produkcji rozpoczęły się rozmowy na temat podwyżki wynagrodzenia – po negocjacjach spotkaliśmy się w rozsądnym miejscu i to był dla Ebena kolejny bodziec do większego zaangażowania. Dziś muszę przyznać, że trochę nas to uśpiło, ale jak to Zenon mawia: „wartość pracownika poznajesz po tym, ile odpowiedzialności z ciebie ściąga”. Eben był bardzo wartościowym pracownikiem. Lataliśmy oczywiście do RPA, doglądaliśmy kopalni, ale wiele spraw toczyło się bez nas lub z naszym minimalnym udziałem. Mogliśmy wtedy się skupić na odpaleniu projektu Zenon Granite i wprowadzać w temat Afryki Mietka... Można mieć do Ebena sporo pretensji o podejście do czarnych, ale trzeba być tu, na miejscu, by zrozumieć mentalność tych ludzi. To nie są wakacje, w czasie których twój kontakt z czarnymi da się ograniczyć do zależności gość – obsługa w hotelu. Pracując z taką społecznością musisz się mierzyć z czyś więcej niż tylko nienawiść – dzisiaj w RPA zachodzi odwrócony apartheid. Pewnego razu jadąc z Ebenem do Johannesburga, natrafiliśmy na ogromne korki na autostradzie. Eben postanowił ominąć je, przebijając się przez centrum miasta. Jednak to, czego tam doświadczyłem zmieniło też i moje podejście do życia w RPA. Każdy może sobie zadać pytanie, jak sobie wyobraża centrum metropolii liczącej parę milionów ludzi. Też miałem swoje wyobrażenia, ale po przejechaniu tych dwóch kilometrów świat dla mnie lekko zwolnił. Wjechaliśmy w ulicę jednokierunkową i Eben powiedział: „To było kiedyś centrum Johannesburga, zobacz jak teraz wygląda.” Zobaczyłem ulicę po dwóch stronach zastawioną zaparkowanymi samochodami tak ciasno, że nie ma możliwości wyprzedzenia auta przed tobą. Jedziesz w ślimaczym tempie i modlisz się, żeby jak najszybciej stamtąd wyjechać. Stragany z ulicznym żarciem smażone na rozpadających się braaiach, policjanci zajęci rozmowami z prostytutkami, wszechobecny brud i smród, nie mówiąc już o ćpunach i ich strzykawkach leżących przy krawężnikach. Kiedy zbierałem myśli, czując jak pot ze strachu spływa mi po plecach, usłyszałem, jak blisko mnie ktoś przeładowuje broń. Ten charakterystyczny dźwięk kojarzy się najczęściej z filmów akcji, więc obracam głowę w prawo (w RPA ruch jest lewostronny, więc kierowca jest po mojej prawej stronie) – Eben jedną ręką trzyma kierownicę, a drugą sięga za fotel kierowcy po drugi magazynek do pistoletu, który leży między jego kolanami. Mówię do siebie: „Co ja tu, k…, robię?! Przecież jak zacznie, nie daj Bóg, strzelać, to tu będzie piekło!” Wtedy słyszę jego głos: „Jeszcze 1000 metrów i wyjedziemy stąd.” Super! Jeszcze tylko 1000 metrów. Czuję jak do auta wlewa się ten zapach ulicy. Mam wrażenie, że HIV i wrogość unosi się w powietrzu. I wystarczy jedna zapałka, żeby to wszystko odpalić. Jeszcze auto Ebena: Jeep Wrangler żółty jak odwłok osy... W pewnym momencie jeden z czarnych, który przechodził obok, uderzył ręką w maskę samochodu. Eben wyciągnął broń spomiędzy nóg i głośno powiedział: „F... off!” Czas się zatrzymał, a ja marzyłem już tylko o opuszczeniu tego miejsca jak najszybciej. Kiedy w końcu wróciliśmy na autostradę Eben powiedział: „Widziałeś, jak to miejsce wygląda? Do czego czarni to doprowadzili? Kiedy byłem mały, wychowywałem się na tych ulicach. Johannesburg czy Pretoria to były piękne miejsca. Po ulicach mogłeś chodzić nawet po północy i wiedziałeś, że nic ci się nie stanie. Miałem może 16-17 lat, ale wiedziałem, co mogę, a czego nie mogę zrobić na tych ulicach. Dzisiaj po 18tej bałbym się nawet tędy przejechać, a co dopiero córkę lub syna puścić bez opieki. Świat się zmienił i dzisiaj oni myślą, że tu rządzą. Ale oni tylko jadą na wózku, którym zbudowano im lata temu. Tylko że torowisko niestety powoli się kończy!” Krótka historia, ale zrozumiałem, co miał na myśli i co chciał mi przekazać. To był kiedyś jego świat i żal mu, że dzisiaj wygląda tak, jak wygląda.
Wróćmy do kopalni. W roku 2017, na przełomie stycznia i lutego, z Zenonem zaczęliśmy zauważać, że w Ebenie coś zaczyna się zmieniać. Nie ma już w nim takiego blasku, znikło to „coś”, co widzieliśmy rok wcześniej. Na kopalni i w naszych relacjach było widać, że coś właśnie się kończy. W takim klinczu wytrzymaliśmy do Świąt Wielkanocnych i pod koniec kwietnia zamknęliśmy pierwszy rozdział pracy z Ebenem. Zapytacie, o co poszło? Jak nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o kasę: dostał lepszą ofertę pracy od swojego wcześniejszego pracodawcy Franko. Przejęła go dość duża firma, producent płyt granitowych, który też ma swoje kopalnie. Eben dostał propozycję poprowadzenia jednej z kopalni. Jak później się okaże, Eben trafił z deszczu pod rynnę i po czasie okaże się, że Franko wmanewruje go w niemałe kłopoty. To jednak dalsza część historii, którą przeżyliśmy razem, bo Eben zaliczy powrót i znowu będziemy razem pracować na jednej kopalni. Wtedy, niestety zostaliśmy z Zenonem sami na placu boju: z czarnymi, produkcją, DMR-em czy trupami, które z czasem zaczęły wypadać z szafy. Ale mamy 2021 rok. Dalej jesteśmy w RPA i prężnie działamy. Lata bez Ebena były ciężkie, ale w sumie następna historia opowie wam o tym, co nas czekało i jak trzeba było się zachować, żeby to ogarnąć i pójść do przodu! Jak to mówią: TIA!