Reakcja #2

Page 1

Harcerz z Gliwic na Jamboree w Japonii Central European Jamboree we Wrocławiu Posłowie do kursu przewodnikowskiego „Źródło”

1


Czołem! Stworzenie magazynu harcerskiego było dla mnie zupełnie nowym wyzwaniem i doświadczeniem. Udało się i pierwsze wydanie Reakcji spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem. Jak widać, przed Wami już drugi numer. Przy jego powstawaniu nie obyło się bez komplikacji, z którymi trzeba było się uporać. Takie sytuacje to okazje do zbierania doświadczenia i mam nadzieję, że za kilka numerów będę mógł powiedzieć, iż gliwiccy harcerze mają wprawę w tworzeniu gazety. Drugi numer realizuje idee promowania aktywnego i ciekawego harcerskiego życia. Znajdziecie w nim na przykład materiały dotyczące wyjątkowej imprezy jaką jest Jamboree, poznacie kolejny ciekawy sposób jak pomagać innym i ponownie przeczytacie o wodniakach i przygodach na wodzie. To i więcej w drugim wydaniu Reakcji. Zapraszam do lektury!

Spis treści

Re[d]akcja Redaktor naczelny pwd. Michał Kulasek (michal.kulasek@o2.pl) Korekta pwd. Izabela Julke Autorzy pwd. Izabela Julke pwd. Ewa Seweryn pwd. Aleksandra Grzyb phm. Łukasz Jurkiewicz phm. Kamil Szyjkowski pwd. Michał Kulasek ćw. Wojciech Olejko Zdjęcia phm. Marek Pęczak sam. Michalina Gerlic Komiks Urszula Sołtysik Skład pwd. Michał Kulasek

2

News (W. Olejko)

3

Kurs na CEJ (I. Julke) 5 Jamboree 2015 - wywiad (A. Grzyb) 6 Luźno o “Zawiasie” i “Świetle” (K. Szyjkowski) 14 Mam to we krwi (E. Seweryn) 16 Pusta dynia (M. Kulasek)

17

Posłowie do kursu przewodnikowskiego (Ł. Jurkiewicz)

18

Lekcja samodzielności (I. Julke) 20 Betlejemski zlot w Zakopanem - fotorelacja (M. Gerlic)

22


NEWS Hufiec:

Chorągiew:

13 listopada, dh Jakub Pucelik wraz z dh Kamilem Dobrzańskim wybrali się do jednego z knurowskich przedszkoli w celu zasiania wśród przedszkolaków miłości do harcerstwa. Druhowie przygotowali się do zajęć i przywieźli ze sobą wielokolorową chustę klanzę, która dostarczyła niezwykłej radości dzieciom. W międzyczasie, przyszłe zuchy miały okazję posłuchać przeboju muzyki harcerskiej - Stokrotki. Dzieci wraz z opiekunką wręczyły naszym dzielnym druhom dyplomy z podziękowaniem.

W całej Chorągwi Śląskiej odbyły się kolejne zjazdy, podczas których wybrano komendantów i komendy hufca. Komendantka Chorągwi podziękowała za pośrednictwem serwisu Facebook za ich sprawne przygotowanie i przeprowadzenie.

ZHP: Dnia 26 listopada wydano nową harcerską aplikację na telefon o nazwie HarcApp. Twórca, dh Daniel Iwanicki z Krakowa, stworzył ją z myślą zarówno o harcerzach jak i instruktorach. Program zawiera deszyfrator, śpiewnik harcerski, wiedzę metodyczną i wiele innych przydatnych funkcji.

Kwatera Główna ZHP ogłosiła program zimowych praktyk dla pełnoletnich wędrowników i instruktorów. Podczas kursów i praktyk (w zależności od wybranej przez siebie opcji) będą realizowane zajęcia z takich tematów jak: komunikacja i promocja, pozyskiwanie środków, kształcenie, helpdesk, program, logistyka i administracja oraz finanse i gospodarka. Praktyki odbędą się w styczniu i lutym, a każda z nich Tegoroczne gliwickie obchody Święta Niepodległości potrwa do dwóch tygodni. Zgłoszenia można wysyłać były szczególne. do 10 grudnia na adres rekrutacja@zhp.pl Dzięki sprawnej organizacji i zaangażowaniu wszystkich środowisk harcerskich udało się zebrać aż 186 W dniach 4 do 6 grudnia odbyły się w Warszawie harcerzy. pierwsze warsztaty Akademia Młodych Rzeczników. Uczestnicy pochodu godnie zaprezentowali naszą or- Całość koordynowała rzeczniczka prasowa ZHP dh. ganizację oraz miasto. Monika Kubacka. Wśród 13-osobowego grona uczestników znalazła się 21 listopada miał miejsce XVII Zjazd Hufca Ziemi reprezentacja Hufca Ziemi Gliwickiej w postaci dh. Gliwickiej. Katarzyny Moskały – szefowej Zespołu Promocji i InPodczas kilkugodzinnego spotkania dokonano wy- formacji. boru nowego Komendanta Hufca, którym został ponownie dh phm. Patryk Rempała. Zjazd odbył się 11-12 grudnia w Zakopanem odbył się zlot Betlejemw gliwickim klubie Perełka. ski podczas, którego harcerze otrzymali od słowackich skautów Betlejemskie Światło Pokoju. W ten sposób Zakończył się kurs przewodnikowski „Źródło”. Światło rozpoczęło swoją wędrówkę po Polsce. Ostatnie dwa biwaki odbyły się odpowiednio w toszeckim gimnazjum i górskiej chatce w Lachowicach. Górski krajobraz na ostatnim wyjeździe, sprzyjał zajęciom prowadzonym przez instruktorów, które dotyczyły dokumentacji w drużynach harcerskich.

3


ŚWIATOWE JAMBOREE SKAUTOWE CZYM JEST JAMBOREE? Światowe Jamboree Skautowe jest największym regularnie odbywającym się wydarzeniem organizowanym przez Światową Organizację Ruchu Skautowego (WOSM), które skupia do 40 000 uczestników z całego świata. Jest to przede wszystkim wydarzenie edukacyjne, które służy do promocji pokoju i zrozumienia ponad narodami. Program światowego jamboree składa się z wielu różnych aktywności i wydarzeń, które pozwalają uczestnikom zlotu przeżyć wyjątkową przygodę. Uczestnik światowego jamboree musi być członkiem narodowej organizacji skautowej należącej do WOSM i być w wieku 14-17 lat. Skauci w wieku 18 lat i starsi mogą wziąć udział w światowym jamboree jako członkowie Międzynarodowej Kadry Pomocniczej (IST). Światowe Jamboree Skautowe pozwala uczestniczącym w nim młodym ludziom z całego świata doświadczyć w realnym działaniu skautowych wartości służby Bogu, krajowi i bliźnim. Młodzi ludzie wspierani przez dorosłych, działając w małych i dużych grupach i przebywając w mieście 40 000 skautów ze wszystkich zakątków globu rozwijają się fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie, społecznie i duchowo w zgodzie z Prawem i Przyrzeczeniem Skautowym. Światowe Jamboree Skautowe jest unikalną okazją do promowania wśród opinii publicznej całego świata skautingu, czyli uniwersalnego ruchu edukacyjnego otwartego dla wszystkich młodych ludzi bez względu na rasę czy wyznanie, którego celem jest kształtowanie młodego człowieka do odgrywania ważnych ról w społecznościach lokalnych, narodowych i we wspólnocie międzynarodowej. Światowe Jamboree Skautowe odbywa się raz na cztery lata, za każdym razem w innym kraju. Pierwsze Światowe Jamboree Skautowe odbyło się w roku 1920 w Anglii. Szwecja była gospodarzem jamboree w roku 2011, a ostatnie 23. Światowe Jamboree Skautowe odbyło się w Japonii w 2015 r. 4

ZESPÓŁ PROJEKTU JAMBOREE Zespół Projektu Jamboree pracować będzie w latach 2014-2024. Jego celem jest kompleksowe opracowanie kandydatury ZHP do organizacji Światowego Jamboree Skautowego, która zostanie przedstawiona Światowej Konferencji Skautowej w roku 2017. Wolontariusze są zorganizowani w dziewięć grup roboczych odpowiadających zakresom obszarów funkcjonalnych projektu. Każda grupa robocza posiada dwóch szefów, którzy są odpowiedzialni za koordynacje prac grup. Zespół zbiera się w cyklicznych, co trzymiesięcznych spotkaniach, na których zostają omówione i podsumowane dotychczasowe działania poszczególnych grup roboczych, a także nakreślone zadania na kolejne miesiące. W swojej pracy wolontariusze wykorzystują najnowsze rozwiązania techniczne do samodzielnej pracy zdalnej oraz grupowej. Dobre praktyki i doświadczenie wyniesione podczas pracy przy projekcie przenoszą do swoich lokalnych środowisk podnosząc tym samym standard jakości pracy kadry instruktorskiej oraz ogólnej działalności Związku Harcerstwa Polskiego. Zespół będzie także wspierał i koordynował organizację zlotu Intercamp 2015, Jamboree Europy Środkowej 2016 i Zlotu na 100-lecie ZHP w 2018 r. Poprzez działanie w praktyce wolontariusze wypracowują odpowiednie schematy działań i procedury przygotowujące przyszłą kadrę organizacyjną Światowego Jamboree Więcej na polska2023.pl


Kurs na CEJ „Skauting” brzmi światowo. Postronnemu obserwatorowi może się wydawać, że aby polski harcerz mógł poznać skauta musi przekroczyć (dowolną) granicę. Przecież zloty skautowe odbywają się gdzieś w świecie. Szwecja? Japonia? Za daleko. Za drogo. Dla kogo to?! Owszem, wyjazd na Światowe Jamboree może być wyjątkowo kosztowny, na naszym podwórku też się dzieje! Krótko o CEJ CEJ, czyli Central European Jamboree to zlot skautów z krajów Grupy Wyszehradzkiej – Czech, Słowacji, Węgier i… Polski! Co dwa lata zlot odbywa się w innym z krajów V4, ale zaproszeni są skauci z całego świata. W zlocie można uczestniczyć na dwa sposoby. Pierwszy z nich to zgłoszenie się wraz z patrolem (organizatorzy określają wiek i liczebność). Drugi sposób to zgłoszenie indywidualne do IST, czyli International Service Team. Patrol uczestniczy w programie zaplanowanym przez organizatorów, a IST pomaga go zrealizować. Gliwice na CEJ

antów trzech gliwickich drużyn harcerskich – 25 GDH „Szarotki”, 26 GDH „Knieje” oraz 28 GDH „Stokrotki”. Jak sami o sobie piszą, wyjazd na CEJ wynika z chęci poszukiwania przygód, potrzeby nawiązania nowych znajomości i rozwijania artystycznych umiejętności. Wyjazd na CEJ nie jest tak prosty jak wyjazd na biwak czy obóz. Kontyngenty mają ograniczoną liczebność, zatem na zlot trzeba się z a k w a l i f i k o w a ć, a nie z a p i s a ć, co wiąże się ze spełnieniem pewnych wymogów formalnych. Poza odpowiednią ilością członków patrolu, potencjalni uczestnicy muszą wykazać się realizacją zadań przedzlotowych. Szczęśliwie, Mrs. Flowers and Mr. Flowers spełnili wszystkie wymagania i już w sierpniu czeka ich wielka skautowa przygoda. Warto wspomnieć, że kwiecisty patrol nie jest pierwszym gliwickim akcentem na CEJ. Na zlot w 2008 roku, reprezentanci 14 GDH i ich koleżanki pojechali… tramwajem, jako że SILESIA odbywała się w Chorzowie. Dwa lata później na Węgrzech, dwie druhny spróbowały swoich sił w IST.

Wraz z całą redakcją gratulujemy patrolowi W tym roku organizacją CEJ ponownie za- Mrs. Flowers and Mr. Flowers zakwalifikowania się jęła się Polska, a konkretnie Wrocław. Impreza pod na zlot i mamy nadzieję, że znajdą na nim to, czego hasłem „The art of scouting” odbędzie się w terminie szukają i spełnią swoje przedzlotowe zamierzenia. 4-14 sierpnia i nie zabraknie na niej także gliwickich Sprawozdanie z realizacji zadań i aktualności doharcerzy. tyczące gliwickiej reprezentacji na CEJ możecie znaleźć na ich blogu: flowersscout.blogspot.com Koedukacyjny patrol o wdzięcznej nazwie Mrs. Flowers and Mr. Flowers składa się z reprezentpwd. Izabela Julke 5


Jamboree 2015 w Japonii Wywiad z Markiem Pęczakiem Dla części czytelników jesteś postacią nieznaną, więc może zacznijmy od kilku słów o sobie? Mam na imię Marek, jestem instruktorem w stopniu podharcmistrza i jeżeli mnie nie kojarzycie, to pewnie, dlatego że nie jestem z Hufca Ziemi Gliwickiej. Lubię kręcić vloga, robić zdjęcia i jeść <śmiech>. W harcerstwie sercem jestem w działaniach promocyjnych i zagranicznych, od trzech lat koordynuję skautowy projekt znany jako Scout Scarf Day ale jeżeli chodzi o moją mocną stronę to jest nią na pewno harcerski facebook. Choć mieszkasz w Gliwicach to swoją harcerską działalność związałeś z Hufcem Zabrze, opowiedz w takim razie jak potoczyła się Twoja harcerska droga? W mojej rodzinie od pokoleń występuje silny gen harcerstwa, dlatego rodzice zapisali mnie do harcerzy, gdy byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej, niestety jak się potem okazało ludzie w drużynie byli w wieku 16-19 lat. To trochę zakrzywiło czasoprzestrzeń, bo zazwyczaj w takim wieku idzie się do zuchów, niestety w moim rejonie nie było żadnej gromady, pierwsza powstała jakoś po dwóch latach od mojego wstąpienia do ZHP, ale niestety nie wypaliła z uwagi na brak dzieci. W drugiej klasie liceum przeprowadziłem się do Gliwic do domu po dziadkach by mieć bliżej do szkoły, ale już wtedy od 8 lat działałem w Hufcu Zabrze. Pomimo rad różnych 6

osób z hufca, nie dałem się przekonać by odejść z mojej obecnej drużyny i poszukać sobie miejsca w gliwickim harcerstwie. Uznałem, że to głupi pomysł skoro jestem w drużynie, w której mam przyjaciół, z którymi dobrze się czuję i jeżeli jedyną przeszkodą jest odległość, to prawie tak jakby problem dla mnie nie istniał. Co Cię przyciągnęło do harcerstwa? Moment, w którym harcerstwo mnie przyciągnęło nastąpił wtedy, kiedy postanowiłem zmienić drużynę (z tych starszych na młodszych). Jednak bodźcem, który wywołał we mnie potrzebę zmiany był plakat zrobiony przez harcerzy wiszący na szkolnym korytarzu. Na plakacie widniało sformułowanie „a może chcesz popląsać? Przyjdź na zbiórkę...” plakat był oczywiście bogatszy w treść, ale moją uwagę zwróciło jedno słowo, a mianowicie „pląsać”. Śmiesznie to brzmi, bo pewnie się zastanawiacie, co ja w takim razie robiłem przez wcześniejsze lata w tej starszej drużynie, ale oni nie pląsali… oni grali w gry dla wędrowników. Więc prawdziwa przygoda z harcerstwem zaczęła się dla mnie w 4 klasie podstawówki. Można powiedzieć, że w naszym harcerskim świecie zrobiłeś karierę. Nie każdy może się pochwalić funkcją w Głównej Kwaterze. Jak tam trafiłeś i czym się zajmowałeś?


Moją przygodę z Główną Kwaterą rozpocząłem we wrześniu 2012 roku podczas II edycji Programu Wakacyjnych Praktyk w obszarze Komunikacja i Promocja. Podczas praktyk, co rano szykowaliśmy artykuły do prasówki GK ZHP, tak się złożyło, że jeszcze 3 miesiące po praktykach pomagałem w jej tworzeniu. Gdy byłem w okolicy przy okazji studiów to również w miarę możliwości pomagałem przy drobnych zadaniach no i takim zaangażowaniem dostałem propozycję od Kierownika Wydziału Promocji GK by dołączyć do grona instruktorów wydziału. Przez rok prowadziłem prasówkę, w międzyczasie rozwijałem moje umiejętności związane z prowadzeniem stron w serwisie Facebook (ZHP, ZHP FUN, BŚP, Niezwyczajni itd.). W głównej mierze zajmowałem się harcerskimi mediami społecznościowymi, dzięki czemu wszedłem w skład kadry programowej warsztatów PR LAB. Po prawdzie należę jeszcze do Wydziału Zagranicznego, w którym jestem instruktorem ds. JOTI, choć do zespołu zgłosiłem się zaraz po JOTA-JOTI 2012. Jamboree 2015 Japonia, dla wielu miejsce nieosiągalne, Tobie się jednak udało, pozostaje zapytać - jak? Czym była dla Ciebie ta wyprawa? Czy coś się po niej zmieniło? W 2008 r. w Chorzowie odbył się Zlot Silesia (Central European Jamboree), to było moje pierwsze

starcie ze skautami. Mówię o tym, dlatego że właśnie po tym zlocie zacząłem śledzić stronę skauting.zhp. pl, na której pojawił się news informujący, że w 2015 roku Japonia zorganizuje u siebie Jamboree. Wtedy zacząłem dużo myśleć o zlocie i obrałem go sobie za cel. W 2010 roku, w kwietniu, postanowiłem, że czas zacząć odkładać pieniądze na zlot, bo wiedziałem, że opłaty muszą być wykonane wcześniej, no i tak odkładając stałą sumę, co miesiąc przez 4 lata, uzbierałem na swoje Jamboree. Czym była ta wyprawa? Chyba taką dźwignią do działania by iść naprzód a nie stać w miejscu, do tego dużo słyszałem o tym, że po takim Jamboree przeciętny harcerz zostaje w organizacji 3 razy dłużej, więc liczyłem, że nabiorę sił jeszcze do 2023 roku. Niestety oczekiwałem chyba zbyt wiele, więc czuję taki niedosyt, gdy porównuję opowieści jak było na Jamboree w Szwecji w 2011 roku, ale cóż… z tego należy też wyciągnąć wnioski by za 8 lat zrobić najfajniejsze Jamboree na świecie. Nie była to jednak Twoja pierwsza styczność z Japonią i jej kulturą, prawda? Wiele osób mówiło mi, „co za zbieg okoliczności, że będąc na studiach z Kultury Japonii, jeszcze miałeś okazję pojechać na Jamboree”. Z tego miejsca powiem, że to nie zbieg okoliczności, moje studia wybrałem pod kątem właśnie tego Jamboree, dotychczas uczyłem się jedynie języka, ale nie miałem pojęcia 7


o kulturze, chciałem to zmienić i dlatego obrałem taki a nie inny kierunek studiów. No i dobrze się stało, bo wiedziałem jak w Japonii się zachowywać a jak zwyczajnie nie wypada, choć wiele razy wstydziłem się za innych skautów, którzy na przykład gadali przez telefony komórkowe w pociągu, czy wrzeszczeli, rozpychali się, zajmowali miejsca dla osób uprzywilejowanych a potem im nie ustępowali. Jaki element kultury japońskiej przełożyłbyś na idee skautingu? Na studiach uczono mnie, że jak tylko Japończyk zobaczy obcokrajowca to będzie przed nim uciekać na inny kraniec ulicy, nikt tam nie pomaga każdy unika kontaktu. Okazało się to tylko w połowie prawdą, faktycznie są Japończycy, którzy unikać będą kontaktu, ale głównie, dlatego że nie znają innego języka niż japoński, co może ich skompromitować podczas kontaktu z obcym. Podczas całych 25 dni mieliśmy szczęście trafić też na niezwykle miłych Japończyków, którzy nam pomagali z własnej woli, co było strasznie miłe może podam kilka przykładów by oddać sedno: - Pytając się Japończyka o drogę, często zamiast odpowiedzi prosto, w prawo, w lewo itd. możesz uzys-

8

kać pomoc w postaci doprowadzenia Cię do celu, pomimo że szedł na pociąg, czy spotkanie.- Jedna z ekip z IST zrobiła wielkie zakupy w jednym ze sklepów, okazało się, że mają strasznie dużo siatek ze sobą a sklep był dość daleko od terenu zlotu. Widząc to jeden z klientów zaoferował im podwózkę na teren Jamboree i zrobił to na dwa kursy. - Na różnych stacjach staliśmy pod tablicami informacyjnymi połączeń kolejowych, na których nie było choćby jednego opisu po angielsku, wszystko było w znaczkach. Nie raz podchodzili do nas Japończycy w różnym wieku pytając czy nam nie pomóc, dokąd chcemy się dostać. Uważam, że skauting powinien czerpać z takich postaw i fragment naszego przyrzeczenia harcerskiego “...nieść chętną pomoc bliźnim...” idealnie się w to wpasowuje. Jakie były Twoje wrażenia z Jamboree, czy naprawdę czuć tam ducha jedności? Czy skaut z Japonii i harcerz z Polski znajdują bez problemu porozumienie? Jeśli Japoński skaut nie potrafi innego języka niż jego własny, to ciężko tu mówić o jakimkolwiek porozumieniu, niestety podczas Jamboree mogliśmy


doznać poważnego szoku kulturowo-komunikacyjnego wśród uczestników, ale i IST (międzynarodowej obsługi). Ja akurat miałem te szczęście, że Japończyk, z którym pracowałem był w Polsce przez 9 miesięcy na wymianie studenckiej, więc umiał trochę polski i dość dobrze komunikatywny angielski. Oboje na tym skorzystaliśmy, bo ja uczyłem się przy nim japońskiego a on przy mnie polskiego. Gdybyś z całego pobytu miał wybrać jedną anegdotę, która najlepiej podsumowałaby Jamboree i Twój pobyt w Japonii, co by to było? O nie, tylko jedną? <śmiech> Dwa dni przed moim wylotem z Japonii, miałem w końcu możliwość pobyć absolutnie sam w Tokio. Odłączyłem się od mojej ekipy i dogadaliśmy się, że widzimy się w domu. Wybrałem się na Tokio Tower by zobaczyć miasto z góry, nakręcić coś na videobloga i porobić zdjęcia, w drodze powrotnej postanowiłem odwiedzić jeszcze jedną dzielnicę, czyli Akihabarę, cały czas poruszając się bez map myślałem, że doskonale wiem gdzie jestem i brnąłem dalej i dalej aż w końcu się zgubiłem, złapał mnie stres, bo śpieszyłem się na pociąg powrotny i wiedziałem, że jeżeli nie zdążę, to równie dobrze mogę iść pieszo 16 km aż dotrę do właściwej dzielnicy. Zacząłem biegać po okolicy aż w końcu okazało się, że skręciłem nie w te lewo, o które chodziło, znalazłem dworzec kolejowy i dopiero wtedy zaczęła się przygoda w moim stylu. Poszedłem do kontroli biletów spytać się jak dojechać do Kameri, ale pani powiedziała mi, że taka stacja nie istnieje, koniec tematu. Zestresowany sytuacją i zły na siebie błąkałem się po dworcu w poszukiwaniu mapy, która dla odmiany byłaby po angielsku a nie w szlaczkach, nawet desperacko połączyłem sie z 10minutowym bezpłatnym Internetem, niestety nikt z ekipy nie był wtedy w sieci, więc nie otrzymałem pomocy jak nazywa się nasza stacja. Zrezygnowany wyszedłem z dworca bocznym wyjściem i moim oczom ukazała się półka z mapkami wszystkich stacji w Tokio, cała po japońska a z drugiej strony i po angielsku. Zadowolony wróciłem do pani w okienku i pokazałem, że chcę się dostać do Kameari, śmiała się, że faktycznie podobne nazwy, ale poinstruowała mnie gdzie mam się udać by złapać właściwy transport. Czy Jamboree jest potrzebne skautingowi? Dlaczego? Co możemy dzięki niemu zyskać? No ba pewnie, że potrzebne. Dajmy na to jedziesz na Jamboree gdzie jest około 32 tysiące skautów z całego świata, to jest niezwykłe, nie tylko, dlatego że ciężko to sobie wyobrazić nie będąc wcześniej na tak wielkim zlocie, ale również jest to zderzenie masy kultur,

czy różnych rodzajów niby tego samego skautingu. Takie zloty otwierają perspektywy, wymiana doświadczeń może nakierować Cię na coś zupełnie lepszego w Twojej codziennej pracy z harcerzami. Myślę, że bardzo zbliżoną imprezą w Polsce do Jamboree jest Wędrownicza Watra, która wprawdzie trwa krócej, jest znacznie tańsza, ale możemy tam spotkać skautów, zajęcia są prowadzone z bardzo wielu różnych tematyk, bo zjeżdżają się wędrownicy/specjaliści z całej Polski, przed samym zlotem są wędrówki, podczas których poznaje się uroki danego regionu, no i pozostaje jeszcze konferencja instruktorska, podczas której odbywają sie dyskusje w różnych panelach pomiędzy ludźmi z najróżniejszych chorągwi i środowisk. Jamboree jest takie samo, tylko tam wymiana doświadczeń jest pomiędzy ludźmi z różnych narodowości i kultur. 11. Choć Jamboree jest nieosiągalne dla wielu skautów, na szczęście istnieje pewien substytut Jamboree, który każdy może mieć na wyciągnięcie ręki: JOTA-JOTI. Rozwiniesz temat? Co roku w każdy trzeci weekend października odbywa się najtańsze Jamboree świata. Skauci z najodleglejszych krajów łączą się ze sobą za pośrednictwem fal eteru a także Internetu. Jedyny warunek, jaki musisz spełnić by wziąć udział to dostęp do Internetu lub sprzęt krótkofalarski. W JOTA-JOTI biorą udział skauci w każdym wieku, więc jest to świetna okazja na przełamywanie barier językowych. Podczas tego wydarzenia odbywają się różne atrakcje, można brać udział w różnych zadaniach drużynowych lub zagrać w międzynarodowe bingo znane, jako JamPuz. Znacznie więcej dowiecie się z prostego poradnika, który złożyłem w tym roku i dostępnego na issuu. com/zhp_pl 12. Kariera zrobiona, Jamboree zaliczone. W którym kierunku Cię teraz ciągnie? Chciałbym otworzyć stopień harcmistrza, osiągnąć wyższy poziom z japońskiego, poszukać jakiejś rozwojowej pracy, zaangażować się w tworzenie gier dla kadry, zacząć odkładać na kolejny wylot do Japonii, ale nie za 7 a za 2 lata. Pewnie coś by się jeszcze znalazło, jak długo wszystko, co robię jest dobrą zabawą, tak długo będę iść dalej.

9


czy różnych rodzajów niby tego samego skautingu. Takie zloty otwierają perspektywy, wymiana doświadczeń może nakierować Cię na coś zupełnie lepszego w Twojej codziennej pracy z harcerzami. Myślę, że bardzo zbliżoną imprezą w Polsce do Jamboree jest Wędrownicza Watra, która wprawdzie trwa krócej, jest znacznie tańsza, ale możemy tam spotkać skautów, zajęcia są prowadzone z bardzo wielu różnych tematyk, bo zjeżdżają się wędrownicy/specjaliści z całej Polski, przed samym zlotem są wędrówki, podczas których poznaje się uroki danego regionu, no i pozostaje jeszcze konferencja instruktorska, podczas której odbywają sie dyskusje w różnych panelach pomiędzy ludźmi z najróżniejszych chorągwi i środowisk. Jamboree jest takie samo, tylko tam wymiana doświadczeń jest pomiędzy ludźmi z różnych narodowości i kultur. Choć Jamboree jest nieosiągalne dla wielu skautów, na szczęście istnieje pewien substytut Jamboree, który każdy może mieć na wyciągnięcie ręki: JOTA-JOTI. Rozwiniesz temat? Co roku w każdy trzeci weekend października odbywa się najtańsze Jamboree świata. Skauci z najodleglejszych krajów łączą się ze sobą za pośrednictwem fal eteru a także Internetu. Jedyny warunek, jaki musisz spełnić by wziąć udział to dostęp do Internetu

10

lub sprzęt krótkofalarski. W JOTA-JOTI biorą udział skauci w każdym wieku, więc jest to świetna okazja na przełamywanie barier językowych. Podczas tego wydarzenia odbywają się różne atrakcje, można brać udział w różnych zadaniach drużynowych lub zagrać w międzynarodowe bingo znane, jako JamPuz. Znacznie więcej dowiecie się z prostego poradnika, który złożyłem w tym roku i dostępnego na issuu.com/zhp_pl Kariera zrobiona, Jamboree zaliczone. W którym kierunku Cię teraz ciągnie? Chciałbym otworzyć stopień harcmistrza, osiągnąć wyższy poziom z japońskiego, poszukać jakiejś rozwojowej pracy, zaangażować się w tworzenie gier dla kadry, zacząć odkładać na kolejny wylot do Japonii, ale nie za 7 a za 2 lata. Pewnie coś by się jeszcze znalazło, jak długo wszystko, co robię jest dobrą zabawą, tak długo będę iść dalej. Wywiad przeprowadziła dh. Aleksandra Grzyb


11


12


13


Luźno o “Zawiasie” i “Świetle” Zbliża się grudzień. Czas świąt, serdeczności, utworu Last Christmas w radio (osobiście bardzo lubię), zaraz Sylwester i Nowy Rok, który mam nadzieję przyniesie nowe przygody. Ale w grudniu jest jeszcze jeden bardzo ciekawy - a dla środowisk żeglarskich ważny - wyjazd. Prawie tygodniowy rejs po Bałtyku. Zimą. Niedźwiedzie mięso. W tych trudnych warunkach, grudniowych mocnych wiatrach, harcerze z Polski wchodzą na pokład Zawiszy Czarnego z Betlejemskim Światłem Pokoju i starają się je dostarczyć na wyspę Bornholm, a jak wiatry będą pomyślne to i do Karlskrone w Szwecji. Dla mnie pierwszy rejs Zawiszą Czarnym był niewiadomą. Nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Morze zawsze widziałem tylko od strony plaży, a teraz miało się to zmienić. O statku słyszałem od moich rodziców, 14

którzy byli harcerzami, że za ich czasów każdy marzył pływać pod żaglami Zawiszy i ciężko było się też dostać na pokład - był tylko dla wybranych i najlepszych. Napawało mnie dumą, że będę pływał na takim statku. Przed rejsem dostałem “Instrukcję obsługi Zawiszy Czarnego” gdzie było pełno nazw, które mi nic nie mówiły. Tak naprawdę przeczytałem to bez większego zrozumienia i pojechałem nad morze z myślą “jakoś to będzie”. Było fantastycznie. Bosman (odpowiednik oboźnego) wszystkiego mnie nauczył. Bardzo szybko. Niczego nie żałuję. Obsługa statku nie jest aż taka trudna. Przynajmniej dla takich szaraczków, które jadą pierwszy raz. Twój oficer (ktoś jak przyboczny) pokazuje Ci linę i masz ją albo ciągnąć albo zwinąć. Oczywiście każda z tych czynności ma swoją żeglarską nazwę - kolejno wybierać i buchtować. Załoga

statku jest podzielona na cztery wachty - odpowiedniki zastępów - i wachta jest odpowiedzialna za obsługę innych żagli. Ja zostałem przydzielony do wachty, która pracowała na bukszprycie - jest to przedłużenie statku, część, która już jest nad wodą. Rejs takim statkiem bym przyrównał do obozu harcerskiego. Jest “kadrówka”, do której nie wolno uczestnikom wchodzić, wspomniany wcześniej bosman-oboźny, jest służba w kuchni, są zajęcia programowe, nocne warty. Tylko zamiast podchodów są “pielgrzymki by oddać daninę Neptunowi” - choroba morska. Ale o ile ciekawsze jest to od obozu! Jednego dnia możesz być żołnierzem broniącym Westerplatte by następnego dnia obudzić się jako Wiking w Szwecji. Oczywiście zwiedzanie miast, do których się przypływa jest już przygodą samą w sobie!


Skoro poznaliście ogólny zarys funkcjonowania żaglowca może teraz kilka słów o celu rejsu. Plotka mówi, że duńscy skauci przekazywali skautom na wyspie Bornholm Betlejemskie Światło... emailem. Harcerze postanowili to zmienić i przypłynąć do nich z pełną pompą - największym skautowym żaglowcem na świecie. Za pierwszym razem niestety to nie wyszło, ponieważ wiatry zniosły Zawiszę aż pod Obwód Kaliningradzki, ale za to rok później wszystko się udało. Mój rejs na szczęście także wyszedł i przekazaliśmy Światło skautom. Bardzo podobał mi się komunikat na porannym apelu. W skrócie brzmiał tak: “Załogo, posłuchajcie. Jesteśmy w Danii i moglibyśmy powoli zacząć wracać do Polski ale... mamy pomyślne wiatry i stwierdziliśmy, że popłyniemy do Szwecji”. Dla mnie to było jak by z automatu wypadły dwa batoniki zamiast

zapłaconego jednego. No i ten luz, poczucie wolności! Podczas tego blisko tygodnia na morzu każdy znajdzie coś dla siebie. Od przygody, próby charakteru, sprawdzenia swojej siły i wytrzymałości, przez uniesienia duchowe, poznawanie innych religii (w Danii byli to protestanci, w Szwecji wyznawcy Kościoła Szwedzkiego), obrzędów religijnych, poznanie nowych ludzi, skautów czy harcerzy, aż po możliwość zwiedzania, rozwijania swojej pasji fotografowania poprzez dokumentację rejsu. Naprawdę - dla każdego coś się znajdzie. Wystarczy się odważyć. Dla mnie najlepsze w tym rejsie jest obserwowanie, kiedy wielkie fale przelewają się przez pokład (Bałtyk zimą jest bardzo wzburzony, latem spokojny). Ty stoisz przypięty pasami do poręczy próbując wypatrzeć w świetle księżyca przed sobą czy jest jakieś zagrożenie.

Starasz się utrzymać równowagę. Zimno. Stoisz przy sterze i wiesz, że pozostałe trzy wachty śpią ufając wam – nawet gdy trzęsie i buja. Wiesz, że ten metalowy kadłub obroni przed falami. Pomimo tego, co się dzieje dookoła czujesz się bezpiecznie. Drugim najlepszym uczuciem jest zejście z tej nocnej wachty. Zmęczony niemiłosiernie kładziesz się w swojej „szufladzie” (koje – czyli łóżka - na Zawiszy wyglądają właśnie jak takie szuflady). Jest ciepło. Zawisza delikatnie buja ciebie do snu. Ostatnią myślą, która kołacze w tym zmęczonym umyśle jest „żeby bosman zaspał, żeby nie kazał glancować mosiądzów. Żeby tylko zaspał, chociaż o kwadrans...” Odwagi!

phm. Kamil Szyjkowski

15


MAM TO WE KRWI

Mam to we krwi. Ale właściwie co? Każdy z nas posiada pewną moc. Może wcale nie jest ona niespotykana, ani przypisana wyłącznie superbohaterom. Jest ona jednak wyjątkowo silna oraz bardzo użyteczna. Jest to bowiem moc ratowania innych ludzi. Zaczną się wątpliwości – jak to możliwe, że zwykła osoba, bez nadprzyrodzonych zdolności jest w stanie udzielić komuś pomocy tak dużej, by ocalić jego życie? Niewiele potrzeba, żeby dać komuś cząstkę samego siebie. Dosłownie. Naszą moc zawartą we krwi, możemy wraz z nią przekazać innej osobie. I tu właśnie rozpocznie się nasza podróż. Jeżeli upewnimy się, że jesteśmy wypoczęci, zdrowi, spożyliśmy lekki posiłek oraz uzupełniliśmy płyny, jesteśmy gotowi do postawienia kolejnego kroku. Idziemy naszą ścieżką do szkarłatnego potoku życia wypełniając po drodze formularz dotyczący naszego stanu zdrowia, poddając się pierwszemu,

16

niepewnemu ukłuciu, które sprawdzi nasz poziom hemoglobiny, aż wreszcie dostając się na badania, podczas których skontrolujemy swoje ciśnienie i inne czynniki wpływające na prawidłowy tok potencjalnego krwiodawstwa. Kiedy wszystko przebiegnie pomyślnie zbliżamy się do ostatecznego starcia. Między nami samymi, pulsującymi żyłami, a igłą wbijającą się w nasze ramię. Jeśli czujemy jakiś ból, to tylko chwilowy. Przetaczając 450 ml przez przeźroczystą rurkę oddajemy cząstkę swego dobra. Jednak równocześnie ta pozytywna moc podwaja się wewnątrz nas. Warto pomagać innym, często wybierać się w wędrówkę po śliskich kamieniach, które utrzymują nas jednak ponad rwącą rzeką. Używać swojej mocy, którą mamy we krwi. pwd. Ewa Seweryn


Pusta dynia Przez lata obserwowałem jak instruktorzy byli niedoceniani za swoją pracę. Zapewne większość nigdy nie liczyła na ogromne laury i nagrody. W końcu nasza praca to służba i wolontariat, ale na pewno brakowało zwykłych pochwał, czy to werbalnych czy w rozkazie, ze strony naszych komendantów, aby instruktor wiedział, że jego praca jest zauważana. Później obserwowałem, że z czasem sytuacja się polepszyła. Instruktorzy coraz częściej byli dostrzegani i nagradzani za swoją pracę. Czy to pochwałą w rozkazie Komendanta Hufca, czy to wyróżnieniem w konkursie instruktorskim, niby nic a cieszy i przede wszystkim motywuje do działania.

istniała medialnie, nasze działania jako harcerze są mocno pokazywane i promowane. Promocja pełną parą na bardzo wysokim, profesjonalnym poziomie. I tu chciałbym wyrazić obawę, żeby forma nie przerosła treści. Niektórzy mogą odnieść wrażenie, że wizerunek harcerstwa, ten PR’owy, ma się znacznie lepiej, niż organizacja i wychowanie czyli nasze główne cele. Wyraz tego niektórzy dają w Internecie, na forach, dobrym przykładem jest pewien niepopularny fanpage, który w sposób do bólu ironiczny piętnuje działania PR’owców, które się autorom strony (nieznanym) nie podobają. Nie popieram takiej formy komunika cji. Jest to dla mnie zwykły, anonimowy hejt. Jednak jestem w stanie, w pewnym stopniu, zrozumieć, że Obawiam się jednak sytuacji, w której szala ktoś poczuł, iż robota wizerunkowa została zrobiona przechyla się w drugą stronę. Kiedyś pochwała w roz- za dobrze. Na przykład ktoś taki widzi piękne zdjękazie to było coś, miało się czym pochwalić, naprawdę. cia i promocyjne grafiki jakiegoś rajdu, podczas gdy Mam nadzieję, że to nam nie spowszechnieje z pow- sam rajd kulał organizacyjnie, a na przykład gra dla odu mnóstwa pochwał, za każdą drobną służbę, której harcerzy była nie tak atrakcyjna jak owe grafiki. Nie się podjęli instruktorzy i harcerze. Podobnie jest z na- popieram formy. Proponuję autorom fanpage, tak jak gradzaniem. Liczę, że wśród wykwitu różnych nagród ja, wyrazić jasno swoje pretensje i podpisać się pod i odznaczeń nie zabraknie pamięci o pracy u podstaw, nimi stopniem, imieniem i nazwiskiem. a jedyną żywotną siłą w naszej działalności nie będą druhny i druhowie aspirujący do stopnia przewod- Nasza organizacja rozkwita na naszych nika, których zapał jest ogromny, ale wydaje mi się, oczach. Żyjemy w czasach ogromnych możliwości, iż w wielu przypadkach znacznie opada o zdobyciu które harcerze potrafią świetnie wykorzystać. Przed granatowej podkładki. Tu już zostawiam pod ocenę, ZHP nowe wielkie wyzwania. W tym wszystkim ja czy moja wizja ma gdzieś zastosowanie, a moje obawy z moimi „obawami”, być może niesłusznymi, może mogą się spełnić. jestem osamotniony w swoich obserwacjach i tezach. Chciałbym tylko żeby harcerstwo to nie była wielka Inną zupełnie sprawą, a którą chcę poruszyć piękna dynia, wypolerowana, odznaczona w konkurjest promocja. Dziedzina, z którą jestem mocno sie piękności i dobrze sfotografowana, ale niestety związany harcersko i poza. Nasza organizacja, zarówno pusta w środku. Chciałbym żeby nie zabrakło dobrena szczeblu centralnym jak i na szczeblu lokalnym, go, zdrowego miąższu. bardzo się rozwinęła pod tym względem. Za sprawą nowych mediów jak i rozszerzeniem współpracy pwd. Michał Kulasek z tymi tradycyjnymi, nasza organizacja mocniej za17


Posłowie do kursu przewodnikowskiego „Źródło” Czas. Jest to bardzo niejednorodna substancja. Bywa bardzo rozciągliwy, innym razem mija bardzo szybko, „czasem” ktoś ma go więcej, albo mniej, zależnie od tego, jak nim gospodaruje. Ile czasu potrzeba, żeby hufiec „wyprodukował” sobie nowe pokolenie instruktorów? Różnie z tym bywa, ale na pewno cztery czy pięć tygodni (weekendów) nie zmieni nawet najbardziej zaprawionych ćwików i samarytanek w instruktorów ZHP. W październiku i listopadzie 2015 roku w naszym Hufcu odbywał się kurs przewodnikowski. Uczestnicy i kadra spędzili razem cztery piątki, soboty i niedziele. Kształcąc innych i samemu będąc kształconym. Przed kursem, w jego trakcie i po nim słychać było głosy, że to za długo, że za daleko. Mamy w Związku Harcerstwa Polskiego standardy kursów. W bardzo ogólny sposób podają one wymagania, które musi spełnić kadra kursu, aby taki kurs zrobić. Przykładowo, kurs, którego celem jest przygotowanie członka ZHP do zostania instruktorem ZHP został przeliczony na sugerowane 54 godziny zajęć. Dwie godziny w piątek, dziesięć godzin w sobotę, ewentualnie jeszcze dwie godziny w niedzielę. To już daje pełne cztery weekendy zajęć. A to ledwie wytyczne – minimum, które kurs zrealizować powinien – 18

poza kominkami, obrzędowością, wszystkim tym, co również na kursie ma tworzyć harcerski klimat. Tak samo z miejscem. Wpychanie kursu w szkolne mury, tapetowanie kolejnych ścian szarym papierem z ważnymi formułkami, to też nie jest harcerskie kształcenie. Kurs harcerski nie jest korporacyjnym szkoleniem, tak samo, jak prowadzenie drużyny nie jest jedynie animowaniem czasu wolnego dla dzieci i młodzieży, czy biurem podróży. Cztery weekendy to kawał życia dla nastolatka, tak samo zresztą, jak dla dwudziestoparolatka. Dwudziesta sobota z rzędu niespędzona przy rodzinnym obiedzie powoduje czasem konsternację - jak pogodzić życie harcerza z życiem ucznia, życiem syna/córki, życiem amatora sportu czy instrumentów perkusyjnych? Na ten problem nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi, tak jak nie ma odpowiedzi na pytanie, jak zmieścić taką (podkreślam: minimalną) ilość treści w krótszym czasie kursu. Większość uczestników kurs ukończyła pozytywnie. Sukces? Dla niektórych osób – tak, dla innych była to pewnie egzotyczna odmiana, od codziennego działania w środowisku. Cel sam w sobie? Niekoniecznie. Kurs to za mało. Próba przewodnikowska to czasem też za mało, aby człowiek stał się instruktorem harcerskim –

choć z formalnego punktu widzenia może już nim być. Prawdziwym wyznacznikiem bycia instruktorem jest postawa, którą się w sobie kształtuje i świadomość celu, do którego się zmierza. Ani postawy, ani świadomości tego celu nie zyskuje się w dzień, dwa, ani nawet w tydzień. Aby je osiągnąć, rozwinąć kandydat na instruktora musi cały czas poszukiwać. Rozmawiać, wymieniać poglądy, obserwować postawę innych instruktorów. Instruktor, który nie czyta jest miernym instruktorem. Czytanie pobudza myślenie – powoduje rozszerzenie horyzontów intelektualnych; zmusza do stawiania pytań, gdy czytamy o czymś, z czym się nie zgadzamy, lub mamy inne doświadczenia. Warto czytać wszystko. Literaturę piękną, publicystykę, książki z zakresu pedagogiki, psychologii czy chociażby zwykłą beletrystykę. Książki o charakterze metodycznym – zarówno te w miarę nowe, jak i te wydawane dawniej, które „nie podobały się” władzom harcerskim po 1956 roku (Co się wtedy działo? Dlaczego dobra – wciąż aktualna literatura metodyczna z okresu przedwojennego była cenzurowana lub w ogóle niedostępna? Co to za książki, czy można je teraz dostać?). Tu kolejny apel – instruktor, który nie zna historii ruchu harcerskiego - przemian, którym ulegał - myśli społecznych, naro-


dowych, pedagogicznych, które go kształtowały, nie będzie też umiał budować tożsamości dzisiejszego harcerstwa – bez względu na to, do której organizacji należy. Historia to najprostsze źródło inspiracji, lecz musi być rozumiana znacznie szerzej, niż jako suchy fakt z datą dzienną. Instruktora ukształtować można tylko i wyłącznie w oparciu o drużynę, bo tam jest jego miejsce. Tam, gdzie on bez ustanku ściera się z najważniejszymi zadaniami harcerstwa, kształtuje swoje ideały, broni ich i swoim przykładem przekazuje dalej. Kształcenie całej innej kadry – personelu ZHP jest jedynie dodatkiem, czymś, co usprawnia naszą organizację. Kurs to nie wszystko – to zaledwie pewna podstawa wiedzy i umiejętności, możliwość porównania siebie i swoich poglądów, swoich środowisk z

ludźmi na podobnym poziomie. Kolejny krok to próba instruktorska – ona weryfikuje nabyte doświadczenia, sprawdza kompetencje. Dalej jest realne działanie – w drużynie, w szczepie, w hufcu (w końcu świadome, bo wynikające ze znajomości naszej metody wychowawczej!). Tu się zaczyna odpowiedzialność instruktora harcerskiego. Za Harcerstwo. Za dzieci powierzone przez rodziców. Wreszcie – za samego siebie, żeby umieć pogodzić te wszystkie aspekty życia. Kurs się zakończył. To duża satysfakcja dla każdej komendy kursu – widzieć, jak każdy kolejny kursant przyswaja, porządkuje wiedzę i zaczyna myśleć w sposób, na jaki naprowadziły go treści czy formy zajęć. Ten kurs to takie oprowadzenie po warsztacie – wiecie już gdzie coś w nim leży, do czego służą poszczególne narzędzia.

Jak teraz tą wiedzę wykorzystacie? Życzę Wam: Agato, Asiu, Bartku, Damianie, Dawidzie, Filipie, Grzesiu, Kamilu, Krzysiu, Łucjo, Marto, Michale, Misiu, Olgo, Pawle, Pawle, Rafale, Walerko, Wojtku, Zuziu odnalezienia celu. Część z Was realizuje już próby na stopnie instruktorskie, część dopiero o tym myśli, pełniąc służbę w swoich środowiskach, niektórzy pola służby dopiero poszukują. Przyjmijcie tych kilka rad i przemyśleń w Waszej dalszej pracy. Wywiedliśmy Was w góry, bo górskie strumienie dają początek wielkim rzekom. W potokach tych woda jest krystalicznie czysta – taka też musi być nasza praca. Musi wynikać ze źródła, jakim jest nasza metoda, musi od początku mieć swój cel, do którego zmierza. Powodzenia! phm. Łukasz Jurkiewicz 19


Lekcja samodzielności

Młotek i sznurek Pakując świąteczne paczki, odwinęłam z młotka ostatni kawałek sznurka. Zajęło mi to ponad jedenaście lat. Historia sznurka na młotku sięga mojego pierwszego obozu. Na informatorze przedobozowym znajdowały się standardowe informacje: co wziąć, a czego nie, co jest konieczne, a co niemile widziane. Na liście obowiązkowych przedmiotów znalazły się właśnie młotek i sznurek. Dzielnie przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Mama weszła do pokoju i widząc mój pięćset metrowy motek cienkiego szpagatu… popukała się w głowę. Kazała mi nawinąć część sznurka na młotek, argumentując, że pół kilometra sznurka nie jest mi potrzebne, a każdą szpulkę i tak pewnie zgubię. To była jedyna rada, którą dostałam od mamy przed moim pierwszym obozem. Wyposażona w młotek i sznurek stawiłam czoła przygodzie. Cóż to była za przygoda! Nie było ani sekundy wolnej, co z perspektywy czasu muszę ocenić jako niesamowity sukces naszej kadry. Nie przesadzę mówiąc, że poza ciszą poobiednią, nie było nawet chwi20

li na to, żeby odwiedzić latrynę. Ciszę nocną, my pierwszaki, witaliśmy jak wybawienie. Było mnóstwo potu, trochę krwi, u niektórych nawet kilka łez. Było wspaniale! Drugi pierwszy obóz Z dobrze przygotowanej szeregowej, wyrosłam na instruktora i nadszedł czas na zupełnie inny „pierwszy obóz” – mój pierwszy raz w kadrze. Na pierwszym obozie nie płakałam. Nie było potrzeby. Na „drugim pierwszym” miałam ochotę wyć bez przerwy. Z bezsilności. Drugiego dnia obozu, uczestnicy robili półki. Trzeba było przenosić żerdzie, docinać, projektować. Praca może nie należy do najlżejszych, ale w cieniu drzew i zrównoważonej temperaturze, jest chyba jedną z najprzyjemniejszych ze wszystkich prac pionierskich. Myliłam się. Jeszcze przed obiadem z sześćdziesięcioosobowego obozu, przynajmniej dziesięcioro przyszło z problemem. Jeżyny zadrapały mi nogę (tragedia!). Na ręce mam odcisk od piłowania (skandal!). Ugryzła mnie mrówka (w lesie?!). Prawdziwym hitem i tak

była dziesięcioletnia druhna, która przyszła z informacją, że boli ją brzuch i musi dostać APAP 500mg, bo taką zawsze daje jej mama. Później było tylko gorzej. Napady paniki i ataki histerii występujące zawsze wtedy, kiedy druhowi się coś każe. Bunty wywołane wyjściem na zajęcia, komentowane „ja zapłaciłem, ja nic nie muszę”, a nawet wyzywanie kadry w od pań lekkich obyczajów w trakcie apelu, tylko dlatego, że wydają komendy. Obgadywanie kadry na warcie to nic nowego, ba, zwykle to oznaka, że kadra dobrze się sprawuje, ale agresywne wyzywanie w biały dzień to przesada. Do tego dochodzi dzwonienie do domu piętnaście razy dziennie z wypasionych telefonów, których na obozie miało nie być. Kubeł zimnej wody Hipochondria, cwaniactwo, autodiagnoza i autodawkowanie leków, roszczeniowość i lenistwo nie wzięły się znikąd. Zwykle przyszły z domu. Dziesięć lat temu rodzic, który dostawał telefon w związku do karygodne-


go zachowania dziecięcia na obozie, najpierw przepraszał kadrę, a później ucinał sobie pogawędkę z potomkiem i na tym najczęściej kończyła się historia niegrzecznego obozowicza. Dziś jest inaczej. Sama dostałam sążnisty ochrzan i mało co nie trafiłam do sądu, bo uczestnika obozu pogryzły komary. Były krzyki, wyzwiska i zastraszanie. Kilka dni później, informując innego rodzica, że jego wspaniały potomek pali i jest agresywny i kolejny występek wiąże się z natychmiastowym powrotem do domu, usłyszałam po drugiej stronie „gówno mnie to obchodzi”. Skoro rodzic nie dba, to dlaczego ja powinnam? Owszem, naszą misją jest wychowanie i wszechstronny rozwój, ale bez solidnej bazy z domu nic nie zrobimy. Jak realizować cele wychowawcze, kiedy uczestnik twierdzi, że „nic nie musi”, a rodzic w słuchawce go popiera? Oczywiście, zdarzają się fantastyczni Rodzice (przez duże R!), którzy doceniają wysiłek i metody ZHP, ale jest ich coraz mniej, albo doskonale się ukrywają.

Lepiej już było? Mój drugi pierwszy obóz był traumatycznym przeżyciem i często wracałam na nim myślami do mojego pierwszego-pierwszego obozu. Telefon był jeden – w kadrówce. Nieśmiertelna Nokia 3310, którą jeździło się ładować „do lodówek”*. Rozmowy z domem przebiegały u wszystkich tak samo: mamo, tato, jest fajnie. Cóż innego można powiedzieć siedząc pół metra od kadrówki? Nie pamiętam, żeby ktoś się skarżył. W każdym razie nie kadrze. Chociaż niesamowite tempo zajęć i nawał obowiązków dawały się we znaki wszystkim, zażalenia były „rozpatrywane” w namiocie. Zastęp między sobą psioczył i biadolił, jaka to kadra jest zła i niedobra, bo tyle wymaga, a zastępowa rozwiązywała wszystkie problemy krótkim „jak ci za ciężko, to wracaj do domu”. Szkoła życia Wyjazd na obóz harcerski to nie letnia kolonia w nadmorskim kurorcie. Tutaj „trzeba” i to dużo. Trzeba posprzątać, pójść na zajęcia, przypilnować swoich rzeczy, uczestnictwo w programie nie jest dla chętnych, a warta nie jest

dodatkową atrakcją. Nie ma, że boli. Gdyby nie bolało to by każdy chciał. To w bólu, pocie i nierzadko łzach wykuwają się twarde charaktery i silne osobowości. Harcerscy instruktorzy w chwili składania Zobowiązania podejmują się realizacji Misji ZHP. Mamy wychować młodego człowieka i kształtować jego charakter przez stawianie wyzwań. Zdaje mi się jednak, że z biegiem lat zmienia się definicja „wyzwania”. Kiedyś było to zdobywanie górskich szczytów czy długa wędrówka. Dziś, coraz częściej, pościelenie łóżka. Gdzieś ktoś popełnił bardzo poważny błąd. * Lodówki, w których przechowywało się obozowe jedzenie znajdowały się w pobliskim gospodarstwie i tam też można było naładować kadrowy telefon. pwd. Izabela Julke

21


Fotorelacja ze zlotu Betlejemskiego w Zakopanem. Autorka zdjeć - Michalina Gerlic

22


23


: a n j e c iÄ™

W

www.facebook.com/depresyjnadruzynowa/

24


a n s a n b u l o P ! u ’ k o o b face www.facebook.com/reakcja.magazyn

25


26


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.