"Był sobie król... Poczet królów wybieranych" cz.1 (fragment)

Page 27

przestać oblężenia. Salwa armatnia na cześć nowo obranego króla polskiego zakończyła tę, już czwartą, wojnę religijną. Tak to postulata polonica uratowały protestantów francuskich od całkowitej klęski. A Henryk popędził do Paryża na powitanie polskich posłów.   Polskie poselstwo pod przewodem biskupa poznańskiego Adama Konarskiego i kasztelana międzyrzeckiego Andrzeja Górki, które dotarło do Paryża 19 sierpnia, uczyniło w stolicy Francji wstrząsające i niezapomniane wrażenie. Co i nie dziwota, bo byli wśród trzynastu posłów (katolików i protestantów) tacy notable jak Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka” i Olbracht Łaski, ambitny młody magnat Jan Zborowski i jeszcze ambitniejszy szlachcic Jan Zamojski. Podobno kazali oni podkuć kopyta końskie złotymi podkowami, celowo jednak tak kiepsko zamocowanymi, że odpadały na koślawym paryskim bruku, ku uciesze licznie zgromadzonej gawiedzi oraz ku chwale polskich ambasadorów i najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Zaś służba poselska ciskała w tłum garście złotych monet. Odnotowano, że aż dwie z nich udało się złapać niejakiemu Guillaume Donnetowi, czeladnikowi masarskiemu, który wykupił się za nie z długów.   Dokładnie opisał to wydarzenie dziejopis francuski du Thou: „Wjechali posłowie w pięćdziesięciu karetach poczwórnych przez bramę św. Marcina. Całe miasto wysypało się na widok ten: ni wiek, ni płeć, ni słabość zdrowia nie zatrzymały nikogo. Wszystkie okna, wszystkie dachy nawet tak były ludem pokryte, iż obawiano się, by się nie zapadły. Ulice tak były napchane, iż orszak postępował z trudnością. Z podziwieniem patrzyli paryżanie na mężów okazałej postaci, ich szlachetne i nieco dumne spojrzenie, ich powaga, te długie i gęste brody, te sobolowe kołpaki, te miecze ozdobione drogimi kamieniami, buty ze srebrnymi podkówkami, te łuki, kołczany, wszystko dziwiło i zachwycało.   Nie było i jednego pomiędzy nimi, któryby płynnie po łacinie nie mówił, wielu tłumaczyło się po włosku i po niemiecku; niektórzy mówili językiem naszym tak czysto i pięknie, iż rzekłbyś, że się raczej nad brzegami Sekwany niż nad Wisłą i Dnieprem rodzili; niemało to zawstydzało dworaków naszych, którzy nie tylko, że nic nie umieją, lecz nadto nieprzyjaciółmi są wszelkich umiejętności. Jakoż gdy przybyli goście zapytywali ich o co, oni odpowiadali na migi, rumieniąc się ze wstydu”. Bo też szlachta francuska wyznawała wówczas dewizę: Wojownik nie potrzebuje nic umieć z wyjątkiem własnego podpisu. Z pewnością nie mogli tym zadziwić Polaków, bowiem szacuje się, że w tamtych czasach tylko dwu na stu polskich szlachciców nie znało łaciny, włoskiego lub niemieckiego.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.