Półprzewodnik

Page 1

Półprzewodnik Półprzewodnik Półprzewodnik



Miasto podskórne

Każdy z nas nosi w sobie mapę. Głęboko ukrytą, wydrapaną wspomnieniami na wewnętrznej stronie skóry. Od środka. Czujemy ją choć nigdy nie będzie dane nam na nią spojrzeć. Ale wiemy, że tam jest. Właściwie jesteśmy tego pewni. Co więcej - korzystamy z niej często, być może nawet codziennie. Idąc z punktu A do punktu B ustalamy marszrutę i często nie ma ona nic wspólnego z najbardziej racjonalnym wyborem. Bo przecież jedne miejsca bezgranicznie kochamy, inne nienawidzimy. Te drugie omijamy szerokim łukiem, nawet jeśli musimy nadłożyć drogi. Po prostu nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego. Czasami nawet nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy - po prostu zawsze tak było. Tędy chodzimy, a tamtędy nie. Nie przejdę wzdłuż muru tamtego szpitala bo w dzieciństwie przeleżałem tam tydzień nie wiedząc dokładnie co się ze mną dzieję (choć to były tylko migdałki z małym powikłaniem). Ale potem jest przecież

ten wielki kasztanowiec, pod którym zbierałem z matką kasztany. Rozgniatałem butem kolczaste łupiny i wyjmowałem błyszczące, brązowe kulki. Dalej był ten stary dom, którego zawsze się bałem. Przechodzę na drugą stronę ulicy, mijam skwer. Kiedyś zrobiłem tu z M. wielkiego bałwana. Lubię czasem patrzeć na miejsce, w którym stał… I tak dalej, ulicami, przez skrzyżowania, na wskroś parków i własnej przeszłości. Wewnętrzna mapa tętni wspomnieniami, narasta, rozwarstwia się, buzuje pod skórą, miesza się z krwią, czasem uderza do głowy, odbiera rozum, zaciemnia obraz. Bez niej życie byłoby zbyt łatwe. Każde miasto ma takich wewnętrznych map dokładnie tyle ilu ma mieszkańców. Można z nich ułożyć cały atlas, wędrować uliczkami wspomnień, zawiedzionych nadziei, małych radości i naprawdę wielkich wzruszeń. Tu nigdy nie jest nudno.

Filip Springer



Miastolas Kuba Michoński

Nic już dziś w nas nie zostało z Lasowiaków. Wyrośliśmy na obrzeżu puszczy, na jej pograniczu. Trochę się jej baliśmy, nie ufaliśmy. Wzięliśmy siekiery, kto co miał pod ręką. Poszliśmy między drzewa. Karczowaliśmy starannie, pień po pniu. W miejscu puszczy zbudowaliśmy bloki i fabryki. Zapomnieliśmy o lesie, a to co z niego zostało oswoiliśmy układając alejki, grodząc płotami i oświetlając latarniami. Puszczę przerobiliśmy na park. Bo parków nikt się nie boi. Las jednak nie daje za wygraną - gromadzi się, narasta, wciska między bloki. Zapuszcza korzenie pod ulicami. Dziś udajemy dobrych sąsiadów - my i puszcza. Że niby obok siebie. Mało jest w Mielcu okien, w które nie wpatrywałyby się drzewa. Oswojone, ponumerowane i policzone a mimo to wolimy je wyciąć i wokół pnia naznaczyć teren kostką brukową.













Nie zwracam uwagi Kinga Bielec


Lot (1964-1966) - Henryk Burzec

To są zakłady lotnicze, więc to jest chyba pomnik. Jakaś kobieta latająca. To stoi tu już 50 lat? No nie, bez przesady! - To chyba Ikar jest. Tak mi się wydaje. Wiem, że w domu mam popielniczkę z tym Ikarem, stąd, z Pezetelu. Tata przyniósł z pracy.



Iglica (1969) - Ryszard Stryjecki

Nie zwracam na to uwagi. Sam tak naprawdę nie wiem co to jest. Rosyjscy żołnierze tutaj byli pochowani, tak słyszałem. Radzieccy! Po II Wojnie Światowej. To jest pomnik. Powiedziałbym, że jest zaniedbany tak z przelotu oka patrząc.



Przeplotnia i Pająk (1987-1989) - Grażyna Roman

Powiem pani, że ja mam umysł techniczny. Moja wyobraźnia tak daleko nie sięga i nie jestem w stanie stwierdzić co to takiego jest. Mojej córce podobają się te zabawki. Dzieciakom pasuje, że jest dużo otworów, można zjechać sobie. Dla nich to jest frajda ogromna. Tak mi się wydaje, że po to właśnie została wymyślona. Na plac zabaw nie trafiają rzeczy, które nie służą do zabawy dzieciom. Pamiętam jeszcze jak stała tutaj taka czerwona zjeżdżalnia. Nie spotkałem się z podobnymi placami. - Tamten stworek zielony, który ma już oko wyłupane, to już nie jest taki bezpieczny, więc konstrukcja tego powinna być naprawiona. Nie ma czegoś takiego teraz.



Requiem (1969) - Janina Barcicka

Tu jest taka miejscówka do picia, więc ten pomnik upamiętnia liczne melanże. Jak byłem mały to rozkminiałem, że to są jakieś cztery postacie, które coś tam uskuteczniają, ale co konkretnie to ciężko powiedzieć. Tytuł tego jest „Requiem”? Kurwa, ale ktoś odleciał. Ja bym to nazwał „Bachantki” skoro to jest miejscówka do picia. To czcicielki Boga Dionizosa, te co uskuteczniały ludzkie orgie i rozrywały swoich kochanków. To jedno z bardzo niewielu miejsc, w których człowiek może sobie na Mielec spojrzeć z góry. Widok nie poraża, a że jest spokój, można sobie posiedzieć, pić piwo, nikomu nie wadząc to sobie siedzimy, pijemy piwo nikomu nie wadząc. Raczej kobiet z dziećmi w wózkach się tutaj nie spotyka, więc my tu siedzimy.



Kompozycja III (1979) - Mieczysław Kałużny

I guess it’s a sort of art. Well, I know that art always has to mean something. It definitely means something but I can not really tell what it means. I stood there in front of the art thing some day ago and I though about what is it mean. I don’t really know. What I think it has something to do with the reflection with the sun because when it goes down there, it just start to shine at the sculpture and it definitely means something. I can not tell you more.



Radość życia (1969) - Henryk Burzec

Mnie się wydaje, że to jest pomnik, który pokazuje kobietę unoszącą dziecko w jakimś tryumfie. To tak można zinterpretować. To jest pomnik postawiony na takim postumencie. To jest wie pani prostota. Chociaż ja kiedyś patrzyłem na czwórce telewizyjnej, że różne te pomniki są tworzone. I takie też, że facet jest niepodobny za życia jaki był. Też jakiś profesor rzeźbiarz architekt to robił, ale to się naprawdę kupy nie trzymało. A to? Skoro to przeistniało tyle lat? Dzieci, starsi sobie tu siedzą. Tylko można by było coś pomyśleć, kawałek jakieś ławeczki. To by spełniało swój wizerunek. A to takie jest zrobione. Kupa betonu! A tu bloki ładne. Ładnie narzucony kolor, ładnie to wygląda. Choć są stare. Jedno mnie inspiruje. Że wszędzie odnawiają bloki, a nie myślą o pomnikach. Ja nie wiem! Nie wiem kto za to jest odpowiedzialny. Te zacieki, ten mech. To się wszystko nadaje do czyszczenia. Zrobić to naprawdę tak z głową, żeby to miało

ten smak taki. Przecież jest w pieron firm, bezrobocie duże. Na pewno ktoś by się tego podjął i odnowił. To nie jest tylko ten jeden. Jest masa takich pomników nieodnawianych. Tylko to powinno być ładnie odnowione. Nawet bym rzucił inny kolor. Ja bym tu widział brąz, do drzew by się tutaj tak ładnie to komponowało. Kolor brązowy. Albo wie pani, czerwony. Nie taki jasnawy, ale taki ciemny. Na pewno liście spadające to się ładnie wkomponują.



Kompozycja I (1969) - Mieczysław Kałużny

O, kochanie, źle pani trafiła. Mnie to się nie podoba po prostu. To jest brzydkie i dlatego nikt na to nie zwraca uwagi. Ja sama to się nawet kiedyś nad tym zastanawiałam, co to jest. Jakaś taka abstrakcja czy ja wiem. Nie wiem. Jeszcze gdzieś tam w lasku są takie dziwactwa. Nie wiem po co to komu było potrzebne, jeszcze nam z czasów minionych zostało. A teraz stoi sobie takie coś, Póki jeszcze nie zaśniedziało, nie pokryła tego rdza to jakoś wygląda, a później jak będzie to nie wiem. Kochanie, tu nawet nic nie pisze. Pomnik! To się stawia na cześć kogoś czy czegoś, jakiegoś wydarzenia wielkiego. A tu? - Ale gdyby to było takie brzydkie, to by już protesty jakieś były? Żeby zlikwidować? - O, kochanie, w tych czasach to kto by tam protestował. Jakby zaczęły się u nas protesty, to na pewno nie z powodu tego, że się komuś rzeźba nie podoba.

Mi w domu powiedzieli, że to gitara. - A ja myślę, że jest to tak naprawdę wystawiony fuckers. O, całkiem mi się kojarzy. Wcześniej były tutaj dwa takie. Tutaj był jeden, jak się wchodziło do starego hiphopu. Drugi był po drugiej stronie. Inny. Nikt nie pamięta tego drugiego już, bo on zniknął kilka lat temu.



Tancerka (1964-1966) - Henryk Burzec

Ta rzeźba powstała wtenczas jak powstał u nas ten zespół. No jak on się tam nazywał? Krakowiacy czy jakoś tak. Pieśni i tańca! Rzeszowiacy! - Niektórzy tu nawet przyjeżdżają, chodzą i oglądają. Nie ma tu wiele co oglądać w tym Mielcu. - I tu taki przyjechał przecież ten, no jak oni się nazywają, co to robią te wszystkie pomniki? Tu i tam na hali sportowej zrobił, pod kościołem też. - To kosztowało pieniędzy. To wtedy WSK wszystko kryło, ludzie na to pracowali. Ten pan to wszystko robił, był tu przez całe lata. Rzeźbiarz! I to jest tancerka. Tyle pracy to kosztowało i stoi. Niech stoi. Po co wyrzucać?



Brzemię (1969) - Ludmiła Stehnova

Próbowałem się na nią wspinać, ale to było ciężkie. Taka bryła, że ciężko się na nią wspinać, nawet dziesięciolatkowi. Fajna, ale trochę odrapana. Betonowa, stara szkoła. Musiała być zbrojona, żeby się ta bryła trzymała. Technologicznie dobrze rozwiązane, tylko że już leciwa i właściwie dlatego się rozpada. Ona jest tutaj narażona na takie warunki zewnętrzne jak typy. Popatrz ile tu jest korków po winie tych czerwonych. Nie dziwota, że ona jest zniszczona. Fajnie, że jest ale już trochę szpeci. To miejsce ma swój czar i swój urok, tutaj zginął mój przyjaciel, młody facet. Dokładnie w tym miejscu. Gość wpadł samochodem na chodnik, wyleciał z zakrętu. Tu przechodził.



Matka-książka (1979) - Antonina Wysocka-Jończak

To jest blaszany maminek. Bawiliśmy się na nim. Uważam, że to jest bardzo fajny dodatek do krajobrazu miejskiego. Zawsze ciekawe są takie formy na mieście. Ja w ogóle lubię takie akcje. Nawet jeśli część ludzi ich nie zauważa, to myślę, że dobrze, że coś takiego jest. Sztuka zawsze wysyła fale, ale nie zawsze one docierają.



Miotacz (1979) – Henryk Burzec

Przyjezdni sobie robią tu zdjęcia, szczególnie ci z zagranicy. Oni to wszędzie oczami jeżdżą. To już się rozsypywało, ale odnowili to. To przeżytek chyba, choć trudno powiedzieć. Jakaś historia sportowa. Dobre czasy były. W Mielcu się kiedyś pięknie rozwijało, kwitło wszystko. A teraz? - Teraz już nie to. Teraz tylko pieniądz rządzi. Dzisiaj się konsumpcjonizm zrobił. Każdy chce mieć jak najwięcej, a Ci mniejsi nie mają szans. Kto ma to ma, a reszta nie ma i tyle. Kiedyś parta rządziła, ale było inaczej. WSK dawało, ludzie dawali 1% i wszystko się jakoś kręciło, a dzisiaj nie ma szans. Taka drużyna, że ostatnio 3:0 u siebie przegrali. Kiedyś były ładne czasy jak był stadion.



Dedal i Ikar (1969) - Kazimierz Mierczyński

Znam ją. Pamiętam od małego. Dawniej takie były. Sentyment mam do nich. Widzi pani taka jestem przyzwyczajona, widzę ją zawsze i nigdy się nie zastanawiałam czy mi się ona podoba czy nie. I co ona przedstawia tak naprawdę. - Tam dalej też była taka rzeźba, przed Jubilatem, ale już jej nie ma. Nawet nie zauważamy, że one znikają. To jest związane chyba ze sportem, bo takie szczupłe. Ładne to nawet. Tylko kasztany chorują.



Rodzina (1979) - Sergiusz Tumanian

Mieszkam tu już od 10 lat, od kiedy się urodziłem i wiem. To jest rzeźba rodziny. Mieszka tu dużo rodzin i dlatego ona tu stoi.



Mój dom (1979) - Ryszard Kozłowski

To jeszcze za komuny stało. Tutaj powstawało osiedle. Wszystkie bloki się budowały. To jest rodzina. Kobieta, mężczyzna i jakieś tam dziecko w środku. To widać. Niektórzy mówią, że to jakieś ziemniaki są. - Za komuny była taka moda na takie a’ la pomniki w mieście Mielec, były takie wzory. W tej chwili jest mniej tych rzeźb, część została zniszczona. Wyburzono je. - Wie pani co, tego się tak już nie zauważa. Jak ktoś tutaj mieszka i to widzi codziennie to nie zwraca uwagi. Powiem szczerze, że nie wiem czy mi się to podoba. Gdyby zniknęło, to pewnie zauważyłabym po czasie.



Zdobywcom przestworzy (1969) - Ewelina Michalska

Bardzo lubię tę rzeźbę, bo ona do końca nie jest bezpośrednia w swoim przekazie i nie wiadomo czym jest. Na pierwszy rzut oka to mogą być jakieś skrzydła, ale tak po dłuższym zastanowieniu, to widzę podobieństwo do złożonych dłoni. Jest dynamiczna, ale tak naprawdę przestrzeń między tymi skrzydłami jest dla mnie taka trochę bezpieczna. Ta rzeźba zupełnie inaczej wygląda w dzień, a całkowicie inaczej wygląda jak jest podświetlona. Nie wiem czy to był zamysł autora, czy to przypadek. Myślałem na początku, że to jest taki agresywny symbol, ale później odkryłem, że kojarzy mi się z jakąś dozą bezpieczeństwa. Mam takie odczucia. - Nie mam pojęcia dlaczego stoi tam na Borku. Ona tam musiała stanąć w polu, w środku niczego. Może tam się rozbił jakiś samolot? Może to jest jakaś stara historia? Może to nie są dłonie tylko połamane skrzydła, które zostały tam już finalnie złożone? Skrzydła samolotu, który ma już nigdy nie polecieć?



Stawy Nowaka Alek Gładysz

Jeszcze niedawno nie miały nazwy. Były po prostu stawami. Na mapach to Stawy Cyranowskie, ale wszyscy mówią o nich Stawy Nowaka. Nie do końca wiadomo kim był Nowak. Istnieją trochę z boku. Jak zakodowany kanał telewizyjny. Podobno chcą je zabudować. Zrobić tereny rekreacyjne, zjeżdżalnie, sprowadzić dzieci i ratowników. Wyobrażam sobie, że będzie to taki aquapark na obrzeżach lasu, z dymem z komina za drzewami, w pobliżu fabryki. Odkodowany kanał.










Pasaż Marcin Myśliwiec

miejsce, które wydaje się dzisiaj być pomnikiem miejsce, które tylko tak się wydaje








Wszystkie psy na mieście Paweł Wolanin

Możesz się tu poczuć wolny, spotkać się, napić a jak nie jesteś w stanie iść to zostajesz. Są takie miejsca.

















Dworzec Dominika Basztura

„Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. I ten stary rower. Na piętrze drzwi z numerem 1. Jakby było ich więcej, więcej numerów. Sfatygowana szafa, jakieś doniczki, wycieraczka. I mały, szary kot ciekawsko spoglądający na gościa. Przybłęda, który ostatnio znalazł tam nowy dom. Dzwonek do drzwi. Chwila czekania. Krótka rozmowa, drzwi do mieszkania uchylają się powoli. Korytarz, na wprost przestronna kuchnia, po prawej dwa pokoje oraz salon. Jedno z okien zwraca uwagę. Najpierw trzeba wejść na małą szafeczkę obok, później parapet i już jest się na zewnątrz. Ale właściwie gdzie? Dach? Balkon? Trudno powiedzieć. Nad okienkiem będącym owym tajemniczym wyjściem na zewnątrz, znajduje się duży napis „MIELEC”, lekko zmęczony czasem. Widać tory, stare przejście nad nimi, a w oddali przejeżdżające samochody. Brakuje pociągów i pasażerów, stukania kół, dźwięku lokomotywy zbliżającej się do dworca. Jest cisza. Cisza dworca, którą trudno pojąć.











Punkty orientacyjne Filip Springer



- To ktoś pana strasznie oszukał z tą Kurzą. Bo takiej ulicy proszę pana w Mielcu nie ma ale można na nią trafić. Ale nie ma już po co. Przynajmniej jeśli chodzi o źródłosłów. Co się pan tak dziwi, że taka prosta kobieta używa słowa „źródłosłów”? Ja jestem emerytowaną polonistką proszę pana, ja nie takich słów w swoim życiu używałam i nie takim jak pan je tłumaczyłam. Więc mówię, Kurza jest, a jakby jej nie było. A właściwie na odwrót - nie ma jej, ale wszyscy wiedzą jak na nią trafić. A kurę i jajka to pan kupi w Biedronce, o tam, za rogiem.




Mówi mi K. - Widzisz, ja nawet jak o tym miejscu myślę, nawet nie mówię, ale tylko myślę to zawsze z tym murem. „Za murem” będzie zawsze za murem, mimo, że tam już od lat przecież żadnego muru nie ma.


- A co pan taki podrapany? - A bo się zgubiłem i przez krzaki szedłem. - O Jezusie! - A potem korytem wyschniętej rzeczki. - Matko. - A potem znów przez krzaki. Maliny głównie. - Trochę pan śmierdzisz. - Wiem. - A po co się pan w te krzaki pchałeś? - Mamuta szukałem. - Tej plaży? - No. - I znalazłeś? - Mam nawet zdjęcie. - Pokaż pan. - O tutaj. - O Jezu, pan sfotografowałeś stary prom, a nie mamuta. Mamut to jest kawałek dalej.




- Nie, ja nic nie chcę kupić, nic od pana nie wezmę proszę mnie zostawić w spokoju. - Ale ja tylko chciałem zapytać, o takie miejsce gdzieś tu w okolicy. Żużel czy jakoś tak. - Nie, dziękuję, nie. - Ale nie może mi pan odpowiedzieć? - A ja was wiem co wy z tym zrobicie później? - Ale co mielibyśmy zrobić? - Tam niech pan idzie za boisko, może panu powiedzą, ja nic nie wiem, ja nie chcę mieć kłopotów.


- Dzień dobry. Domu dziecka szukam tu na placu. - To już historia. - Ale powie mi pan? - Historia mówię przecież. Minęło. - To może Hotel Wisłoka? Albo Iskra. Znaleźć muszę, niech pan pomoże. - To samo. - Co to samo? - No, że historia. - Mam nie szukać? - Szukać pan może ale nic pan nie znajdzie. Chyba że w przeszłości.




- Szukam kina Bajka. - Proszę pana jak pan szuka kina to musi pan jechać na Plac Armii Krajowej. - Ale ja nie szukam jakiegokolwiek kina tylko Kina Bajka. - To bezcelowe. - To moja sprawa. - To niech sobie pan radzi sam. Żegnam.


- Dzień dobry, Skoczni szukam. - To pan ździebełko zabłądziłeś no nie? Najbliższa w Zakopanem pewnie będzie. - No może troszkę. A wie pan jak mam tam dojechać? Takie miejsce - skocznia. Tak na nie mówią tu w Mielcu. - A czemu? - No o to też chciałem pana zapytać. - Skocznia mówi pan? - No. Podobno. Tak w internecie przeczytałem i przyjechałem zobaczyć. - I pan tak we wszystko co w internecie jest wierzy? - Nie no tylko w tą skocznię uwierzyłem i szukam. - No i sam pan widzisz jak na tym wyszedłeś.



Statek Emilia Grochocka, Kacper Grochocki, Justyna Różycka, Dorota Serafin, Karolina Stypa

- Tej ulicy tu nie było. Żadnego asfaltu, nic. Wszędzie tylko piasek. He he, dzieciaki jesteście, nie pamiętacie tego. Spóźniliśmy się. Nie nam dane było dryfować statkiem wikingów, wypatrywać nieznanych lądów, grabić i prowadzić bitwy z nieprzyjaznymi Frankami. Nie my szaleliśmy po wiosce indiańskiej skacząc wokół niewidzialnego ogniska a wiatrak z Manczy nawet nie spróbował stanąć z nami w szranki. Mieszkańcy Spółdzielczej i Kusocińskiego pamiętają najlepiej: - Powstało to na początku lat 80 chyba z inicjatywy mieleckiej spółdzielni mieszkaniowej i było jej własnością. Pamiętam tamten placyk. Przychodziłam tam ze swoimi dziećmi, inni rodzice też. Dzieciaki tam dorastały - maluchy szybko stawały się młodzieżą. Młodzież

także tam chodziła, czemu nie? - Przyrządy wykonano z bejcowanego na ciemny brąz drewna. Być może mniejszym nakładem finansowym niż te “dzisiejsze”: metalowe, polichromowane konstruowane z dbałością o każdy detal. Mimo to, pole rozrywki jak na ówczesne realia, dość nowoczesne. W dużej mierze za sprawą tego, co się tam znajdowało. Obiektów było sporo: huśtawki, karuzele, mostki, które wchodziły w skład tzw.”wioski indiańskiej”. Najbardziej widowiskowe były jednak elementy monumentalne: statek oraz wiatrak. Wspinanie się po szczebelkach na rufę czy wieże to było coś! Zwłaszcza, że z góry można było dostać się na dół po zjeżdżalni. - Zdarzyło się, że ktoś tam upadł, kolano sobie rozciął... Ale bawiliśmy się dalej - jak to młodzi. Na przykład huśtały się dwie dziewczynki.


Jedna uderzyła huśtawką w drugą tak, że zrobiła dziurę. - wskazuje na skroń - i uszkodziła oko. Potem się dowiedziałem, że z tą dziewczynką pojechali do Krakowa. Taka to była poważna sprawa. - Mimo że piach amortyzował skutki większości wygłupów to wiadomo, że uważać trzeba wszędzie. - Wyburzyli statek bo trzeba było wybudować garaże. Zresztą on już był wtedy mocno zmęczony, sfatygowany. Może materiał okazał się słabo wytrzymały, może przez ten nasz klimat a może do tego ktoś rękę przyłożył? Spotykali się tam różni przede wszystkim wieczorami. Zostawiali po sobie śmieci, butelki.





Komary, kamszoty i morze zieleni Krzysztof Gładysek

W pierwszym przewodniku o Mielcu czytam, że rzeka zawsze omijała miasto. Niby jest, płynie, ale coś jest nie tak. Zaczynam przy kładce i idę w prawo do końca betonowej kostki na wale. Co dwadzieścia kroków robię zdjęcie. Na żadnym nie ma rzeki. Wiosna. Urywamy się ze szkoły. Niby nad rzekę, ale ona jest mniej ważna. Celem jest kępa. Tam robimy to, co zwykle robi dwoje zakochanych czternastolatków w gęstych krzakach. Zbieram bazie. Zanoszę mamie. Wieczorem jesteśmy łobuzami. Kolegę wieszamy w uprzęży na drzewie przed kładką. On udaje wisielca. Śmiertelnie przestraszona kobieta wraca z milicją. Tłumaczy im, że naprawdę tu wisiał. My chichoczemy w krzakach. Plażę znam tylko ze zdjęć i opowieści. Była. Brykamy z kolegami nad rzeką. Nad nami nisko lata samolot. Obserwuje. Stajemy w rzędzie, ściągamy spodenki i pokazujemy pilotowi tyłki. Przelatuje jeszcze ze sześć razy. Komary zjadają mnie żywcem. Nie ma rzeki. Nadal.
















Publikacja powstała w ramach warsztatów “Półprzewodnik” prowadzonych przez Filipa Springera w Mielcu, od czerwca do września 2014 roku. Warsztaty zostały zorganizowane przez Stowarzyszenie Kulturalne JARTE w ramach inicjatywy M4 - Moje Miasto, Moje Miejsce - RELACJE, IX edycja. Mielec, listopad 2014


Mecenasi

Wspierają nas

Organizator

Patroni medialni

Inicjatywa M4 - Moje Miasto, Moje Miejsce - RELACJE, IX edycja jest dofinansowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Województwa Podkarpackiego, Gminy Miejskiej Mielec oraz ze środków Stowarzyszenia Kulturalnego JARTE pozyskanych z 1% podatku.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.