Funpik 06

Page 71

życie jakie zna – od zawsze mieszkała w tym lesie i gdy mama sugeruje, że powinny się przeprowadzić do miasta, to dla Hildy jak wyrok, jak zabieranie oddychania – będę musiała chodzić do szkoły i być normalna. A w praktyce oznacza to, że pewnie będzie musiała przestać widzieć, że nikt nie zrozumie jej przywiązania do czarodziejskich stworów. I czy w mieście w ogóle

do świata Hildy, to się zapomina o swoim własnym – po prostu jest się gdzie indziej, do ostatniej strony. A sama Hilda to dla mnie projekcja dzieciństwa – to jak przewidywanie, co mogłoby się stać, gdyby dzieci zostawić same sobie, nie nakładać na nie żadnych ograniczeń, nie ubierać w gorsety powinności, nie obramowywać kategoryczny-

Mama Hildy to taka mama, która wierzy nie tylko w swoje dziecko, wierzy też jemu. Gdy usłyszy, że Hilda widziała elfa, to zakłada że na pewno tak było. „Zawsze umiałaś dogadać się ze wszystkimi stworzeniami” - stwierdza tylko. Nie ma powodu, by kwestionować takie rzeczy, cudowność unosi się w powietrzu, tylko zapominamy, że tam jest. Komiksy o Hildzie to też świetne, trzymające w napięciu historie – jedna o tym, jak Hilda poszła w las malować trolla i o tym, jak ten troll ożył. Druga o tym, jak do Hildy i jej mamy zaczynają przychodzić miniaturowe listy z pogróżkami i okazuje się, że jest ktoś, kto nie chce, by mieszkały w tym lesie. I to wcale nie olbrzym. A obydwie historie są o tym, że jak ktoś jest inny od nas – ma niebieskie włosy, jest z kamienia, z drewna, albo jest wielkości naszego małego palca, to tylko dobrze, bo to znaczy, że będziemy mogli spojrzeć na świat jakimiś innymi oczami – może z wysokości 10 centymetrów od ziemi, a może bliżej chmur? Ważne, żeby każdemu dać prawo do bycia innym. Nawet jeśli jest się olbrzymem, co zgubił ukochaną parę setek lat temu.

mają karmy dla lisoreniferów? Komiksy o Hildzie to jedne z najpiękniejszych książek minionego roku. Genialnie wydane – trochę brokatu, jakieś lakierowane elementy, ale tak ze smakiem, że nie ma w tym kiczu, a tylko efekt gór oblodzonych, albo efekt śniegu prószącego na koniuszki palców. Papier taki, jak lubię – trochę szorstki, żadnych świecideł i kredowości. I ilustracje, które trafiają w moją wewnętrzną dziesiątkę – wielkooka dziewczynka, tajemnicze stwory, grube koty, zwinne lisorenifery, gdzieniegdzie trochę zieleni i ogień w kominku, który aż parzy w ręce przy przerzucaniu stron. Gdy się wchodzi

mi stwierdzeniami – dla dziecka 2+2 nie zawsze musi być 4. Gdyby dziecku pozwolić być, to byłoby właśnie takie – pełne swobody, być może z niebieskimi włosami, albo z zielonymi. Bo z tymi, które ma teraz jest nudno – każdy ma takie, zwykłe, rude lub szare. Z tego dziecka wyobraźnia wychodziłaby każdą szparą – widziałoby inaczej, słyszałoby inaczej, inne byłyby jego rysunki i wieczorne lektury. Gdyby nie wmawiać mu, że trolli nie ma, to pewnie zaprzyjaźniłoby się z jakimś. Gdyby nie wciskać mu psa w miejsce lisorenifera, to może okazałoby się, że lisorenifery są wierniejszymi towarzyszami?


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.