Czwarte Ogólnopolskie Mistrzostwa Slamu Poetyckiego. Antologia

Page 1

CZWARTE OGÓLNOPOLSKIE

MISTRZOSTWA

SLAMU POETYCKIEGO

ANTOLOGIA

POZNAŃ 2020



SPIS TREŚCI ANKE 2 HOT

7

BARTUŚ JAKUB WĘGRZYN MAGDALENA WALUSIAK MICHAŁ GRZEBIENIAK

10 14 16 19 22

MICHAŁ POLON MIKOŁAJ WYSOCKI

25

SMUTNY TUŃCZYK

31

TĘCZOWY JANUSZ

33

WANIA ŁANIA

36

WIESZCZ LESZCZ

39


CO JEST NIE TAK Z TYM SLAMEM?

DAGMARA ŚWIERKOWSKA

Jest rok 2017. W Polsce o turniejach slamerskich wiedzą już chyba wszyscy, a przynajmniej ci wszyscy, którzy piszą do szuflady, piszą do wydawnictw i piszą na konkursy. Wszyscy ci, którzy parają się poezją, grafomanią czy studiowaniem filologii polskiej (lub jakiejś innej). Jest rok 2017, a ja próbuję znaleźć temat pracy magisterskiej i zdaję sobie sprawę z tego, że historia języka nie jest czymś, co sprawia mi frajdę. Piszę pracę na kolanie, ponieważ w między czasie chodzę na wszystkie możliwe slamy w Poznaniu i nawiązuję współpracę z Fundacją KulturAkcją. Zaczynamy konstruować granty na turnieje slamerskie, zachwyceni zjawiskiem, przeżywamy jako organizacja wzloty i upadki: finansowe, kadrowe, światopoglądowe, wszystkie inne. W 2017 roku mają się dobrze inicjatywy slamerskie w kilku polskich miastach, w tym organizowany w Warszawie od 2005 roku Spoke'n'Word Festival, jest ważna książka Najlepszy poeta nigdy nie wygrywa Agaty Kołodziej, istnieje też poznańska Literufka zainicjowana przez Mateusza Dworka i pomysł, by zorganizować wydarzenie, które będzie świętem slamerek i slamerów z całego kraju. W 2017 roku po raz pierwszy zostają zorganizowane Ogólnopolskie Mistrzostwa Slamu Poetyckiego. Turniej odbywa

2


się w ramach jednego z festiwali literackich organizowanych przez Centrum Kultury ZAMEK, prowadzą go: Romek Franczyk i Maciej Mikulewicz. Po zaciętej walce pierwszą Mistrzynią Polski zostaje Rudka Zydel, a tradycja organizowania ogólnopolskiego wydarzenia w Poznaniu trwa do dzisiaj. W tym roku zorganizowaliśmy czwartą edycję Ogólnopolskich Mistrzostw Slamu Poetyckiego. Pomimo trudnej sytuacji związanej z pandemią COVID-19 udało nam się zdobyć dofinansowanie, znaleźć miejsce i spotkać się w różnorodnej grupie, która była gotowa przyjechać z kilku stron Polski, by wystąpić na wspólnej scenie i pokazać, że pisanie może być bez nadęcia i że może być złe lub może być dobre, ale najważniejsze by sprawiało przyjemność i żyło, oddychało tym samym powietrzem, miało znaczenie. By niosło ważne dla nas treści, mówiło o nas w danej chwili, umożliwiało komunikację z tymi, którzy są wrażliwi na słowo. Nim powstał ten wstęp, rozmawiałam trochę z tegorocznym Mistrzem Polski - Smutnym Tuńczykiem (który zresztą zapoznał mnie ze slamem) i zastanawiałam się czym slam jest dla mnie oraz czy tym samym jest dla osób slamujących w Polsce. Slam to dla mnie przestrzeń, w której niemożliwe, staje się możliwe dzięki wolności słowa. Doceniam różnorodność polskiego środowiska slamerskiego, a także to, jak prężnie slam rozwija się w wielu polskich miastach, jak zachwyca publiczność i jak z tej publiczności wyłuskują się kolejne osoby gotowe, by na scenie przełamać swoje bariery i wyrazić siebie. Amerykańscy naukowcy* zbadali, że tylko co dziesiąty slamer lub slamerka wyda w swoim życiu książkę poetycką. Co zresztą? Jak to co? Nie wiecie? Jesteście grafomanami, tworzycie rzeczy tak wartościowe jak kanapki z McDonalda i tylko się wygłupiacie dla stówy.

3


Dlaczego niektórzy z nas ciągle wierzą, że poezja może być tylko w książce, poważna recenzja tylko od krytyka literackiego, a druk jest miarą wszechrzeczy? Zastanawiam się, co jest nie tak z tym slamem, dlaczego poetki i poeci tak rzadko przychodzą nam czytać tutaj swoje wiersze? Może warto przyjść i zaznajomić ze swoją twórczością tych, którzy jeszcze do niej nie dosięgli, nie bać się, że nie zagłosują, że 15 głosów to za mało dla poety publikowanego w zestawieniu z 40 głosami dla slamera, którego nikt nie chce wydać. Rywalizacja uatrakcyjnia slam, ale nie jest przecież celem samym w sobie. Wygrywa każdy, kto ma odwagę stanąć przed publicznością i mówić, reszta to anturaż. Mówmy i czytajmy, dopóki chcą nas słuchać. Wystawmy się na uwielbienie lub kontestację. To na ogół dobrze robi twórczości, szczególnie tej, która wychodzi do ludzi, a nie tkwi uwięziona w księgarniach i bibliotekach. Jest rok 2020 polskie slamerki i slamerzy mają się świetnie, jeżdżą nie tylko po Polsce, ale także uczestniczą w turniejach międzynarodowych, wydają swoje teksty na papierze i w Internecie. Mamy silne głosy, które mówią o ważnych społecznie kwestiach, eksperymentują z formą trzyminutowego performansu, czarują improwizacjami. Pokazujemy ogromną różnorodność tego, w jaki sposób słowo może funkcjonować w przestrzeni. Gdzieś na peryferiach pozostają animozje dotyczące tego czy slam to poezja czy jednak gangrena na czystej duszy poezji. Jako członkini "slamerstwa" polskiego (określenie to kradnę z premedytacją od Szegetza) buntuję się przeciwko takim rozważaniom, sądzę, że slam ma ogromną wartość społeczną, to tutaj mówi się o ważnych sprawach, których nie ścierpiałby żaden papier, to na slamach najpierw się śmiejesz, a za chwilę ściska cię w gardle ze smutku, złości czy strachu. Nikomu tu przecież nie chodzi o nagrodę pieniężną czy o to, by stworzyć estetyczny majstersztyk zgodny ze starogreckim iloczasem (choć Tęczowy Janusz pewnie byłby do tego zdolny), chodzi o to, by nasze pisanie było wypowiedziane.

4


W niniejszej antologii stworzonej wraz ze slamerkami i slamerami z całej Polski przedstawiamy ich finałowe teksty, które można było usłyszeć podczas IV Ogólnopolskich Mistrzostw Slamu Poetyckiego.

* nie wierzcie amerykańskim naukowcom, najczęściej nie istnieją.



ANKE2HOT

Czy można zadławić się własnym językiem Milczeć krzykiem Zadusić Oparami powietrza Kiedy nie możesz już przestac? I czy się da i w jaki sposób zintegrować w sobie kilka osób gdy każda wydaje inne dźwięki kakofonia z czterech stron różne jęki Miewam lęki i niepokoju stany Jedna krzyczę - druga walę łbem prosto o ścianę A ścian w tym pokoju mam jeszcze trzy w jedną z nich czasami patrzę - ja i ja i ja to my Sufity zaczynają pękać pod nogami coś się sypie to grunt mi się pali Więc ciągle chodzę w butach Butów nie zdejmuję za nic

7


W rogu pokoju mam pająka Mój potwór nie mieszka w szafie - on się wyczołguje z kąta Z kosza na brudy I wcale nie jest duży Wymemłany ciągłym praniem racjonalnych naduzyć A wszechświat mnie niesie jak balonik Jak czajnik podrzuca wieczkiem na oparach wrzącej wody Już wiem o co chodzi z tym niepokojem Gdy niepokój szczerzy zęby, świat rechocze i się boję Anka weź może się uspokój? JAK MAM SIEBIE USPOKOIĆ KIEDY ZNAM TYLKO NIEPOKÓJ pokój Aneczko złote peace and love Będzie problem znam jedynie wersje rock and rollCiągły chichot na bezdechu i ta ssąca próżnia By wyrównać ciśnienie zamknij oczy nos i usta Tak przelewam się w sobie by za każdym razem rzec: Chciałaś siebie to masz pięć



BARTUŚ

od 6 miesięcy nie płakałem to nie jest jakieś prężenie bicepsu ani tren na czułość człowieczą to jest fakt kronikarska ciekawostka i spodziewałem się że jak już zapłaczę ale tak zapłaczę zapłaczę nie że oczy mi zawilgotnieją bo sobie ptaszka przytnę rozporkiem tylko tak łzami się zaleję jak bobas jak pacjent onkologii to to będzie z okazji poważnego kalibru jakaś żałoba co najmniej narodowa niesforne samoloty w wieżowce wolnostojące wycelowane tsunami na Bałtyku pobór do wojska albo zamknięcie ulubionego browaru a ja się rozpłakałem stylem bobrowym

10


ja złamałem taką moralną dyscyplinę bo miałem rację miałem rację wtedy jak mówiłem że będzie jej lepiej beze mnie jak mówiłem o mojej niezdolności do jej pokochania w sposób jaki ona być kochana potrzebuje gdy powiedziałem o zbyt dużym wpływie co to na jej życie wywieram inne takiewzniosłe zdania składałem jak wszystkie te szlachetne rzeczy mówiłem to chciałem tylko uniknąć wypowiedzenia otwarcienie interesujesz mnie już tak jak kiedyś co więcej inne bardziej mnie interesują tego dzięki mojej przebiegłości mówić nie musiałem to nikomu nie było potrzebne a dzisiaj zobaczyłem że jest znów taka jaka była gdy ją poznałem i miałem na nią faktycznie kto by się spodziewał zły wpływ i że tylko przez to że mojemu wpływowi uległa to przestała być tak fascynująca by mnie w snach nawiedzać dodatkowa ciekawostka znalazła nawet kogoś kto ją pokochał tak jak ona tego potrzebuje

BARTUŚ

11


a ja nigdy bym nie był w stanie co doprowadziło mnie do momentu w którym możecie mi wierzyć lub nie popłakałem się ze szczęścia

BARTUŚ

mam nadzieję



JAKUB WĘGRZYN

jestem ideologią Nie pluj na mnie bo ta ślina Potrzebna Ci będzie żeby przełykać Różnice Po co mam udawać, że się z Tobą zgadzam Nie chcę Cię ugłaskać kiedy ze mną gadasz Bo nie liczę na nic, ani na wszystko czasem mniej znaczy więcej, Mniejszość ma więcej pieniędzy niż większość, większość ma większą Siłę, ale potrzebuje mniejszości żeby jej użyć. Używaj sobie jak chcesz bo wszystko można ale nic Ci to nie da bo nie wszystko przynosi korzyść da, nie da, da, nie da, da, nie da kocha, nie kocha, lewy – prawy, gruby – chudy, kot – pies, naleśnik – rzeżączka każdy ma swoje przeciwieństwa kiedy stoi naprzeciwko kogoś innego niż on sam czarne słońce świeci w pustkę i nikogo nie ma w lustrze i z kim tu się spierać?

14



MAGDALENA WALUSIAK

odmiany już nie mówię do dziecka po imieniu bo płacze uważam na każde słowo bo blizny Skarbie Kochanie musi wystarczyć gdy tożsamość zawieszona na różdżce sądu przed który zostanę wezwana za urodzenie dziewczynki która chce być chłopcem „dziecka, które chłopcem jest” poprawia Skarb w rozmowie z moją matką niezamieszaną i nieosądzoną o dziecku mówię dziecko wymijając pułapki gramatyki

16


I tylko czas przeszły między nami wpada z rzadka w rutynę rodzaju żeńskiego

MAGDALENA WALUSIAK

- Czy już odrobiłaś lekcje?



MICHAŁ GRZEBIENIAK polak mały Jestem Polakiem i jestem dumny z mojej polskości po polsku Mam polskie serce, polską krew w polskich żyłach, która płynie do polskiego mózgu i polskiego penisa i polskie jądra Mam polskie kości, polskie płuca, polską wątrobę Mam polskie nerki, polskie jelita, pełne polskiego gówna Mam polskie dłonie, które często zaciskam w polskie pięści Mam polski mózg pełen polskich myśli Mam polski brzuszek, którego się wstydzę pokazywać Polkom i Polakom Próbowałem go zrzucić, biegając po polskich drogach Ale nie udało mi się Bo zbyt mocno kocham polską kuchnię W niedzielę polskie sklepy zamknięte Więc idę do polskiego kościoła Modlić się do polskiego Boga Modlę się, modlę, modlę się po polsku Ale on nie słucha Zajęty jest Więc modlę się do polskich świętych Bo oni mają lepsze wejścia U polskiego Boga

19


I szybciej mogą załatwić sprawę Modlę się o miłość Pragnę Polki Ale polski Bóg Milczy Mieszkam sam w polskim mieszkaniu Kupiłem sobie polski kwiat i postawiłem na polskim parapecie, Żeby mieć się do kogo odezwać po polsku, Ale zapomniałem podlać go polską wodą I zasechł Kupiłem więc drugi polski kwiat W polskim hipermarkecie budowlanym Bo tam mieli patriotyczną promocję I dostałem magnes na lodówkę z polskim orłem A kwiat polski zabrałem do siebie Podlewałem polską wodą, Ale dopadła go jakaś dziwna polska choroba Grzyb polski żarł polskie liście, Polskie robaki dokończyły robotę Umierał długo śmiercią tak bardzo polską Cierpiąc polskie cierpienie Płakałem polskimi łzami, gdy wyrzucałem kwiecie truchło na polski śmietnik Nie chcąc być sam kupiłem sobie owczarka niemieckiego



MICHAŁ POLON

donosy na rzeczywistość

Pranie wyciągamy z szaf, szufladek, pogniecione, te na spodzie też. Rzadko, ale czasem trzeba. Brudy. Niesiemy ich góry w rękach, po drodze gubiąc czasem drobniejsze sprawy. Zbyt często wpychając wszystko na raz. Te najbardziej ubabrane czekają na swoją kolej najwyższych temperatur, więc domywamy je dalej. Właśnie tym różnią się od zwykłej szmaty. *** Właśnie udaję, że piszę w zeszycie coś istotnego chowam się, robię to, by uniknąć kontaktu wzrokowego. Prowadzącego do wymuszonej rozmowy z ludźmi, z którymi dzielę pokój. Nie wiem już, co mam pisać a-a-a-a skryndbsbssrs mrr tykytsttsts

22


Kropki w losowych miejscach. Dlaczego tak trapi mnie to uniesienie oczu, co tak wiążącego jest w tym spojrzeniu, że zmusza do gorszego przywitania? Jak mam reagować? Gdzie jest granica między skinieniem głowy, a machnięciem ręką, które zaraz prowadzi do użycia jej w celu bezpośredniego kontaktu. Skąd obawa przed zerwaniem tego unoszącego się w powietrzu niedopowiedzianego taktu, który co gorsza, u każdego z nas ma inną treść. Leczy gdy w końcu spadnę z siebie, oderwany z tekstu. Samowięzienia. Powiem...



MIKOŁAJ WYSOCKI

omułki

-Omułki! Będziemy hodować omułki – zadecydował raz jeden tata i decyzji swojej dotrzymał. – Bo omułki – tłumaczył gdy zanurzeni po kolana w listopadowym jeziorze, przeczesywaliśmy muł w poszukiwaniu czarnych skorupiaków. – Omułki to pokarm samoprodukowalny. Omułek nie je, nie pije, tylko cały dzień leży na dnie, a do tego czyści wodę. Wszystko czego trzeba, a nawet więcej. Synek to jest interes życia! My te omułki opchniemy ekologom, weganom, bo to przecież owoce i normalnym ludziom! Każdemu. Każdy będzie chciał zjeść takiego omułka. Zobaczysz. Jeszcze dzieci twoich dzieci będą z tej hodowli zyski ciągnąć. I rzeczywiście ojciec miał rację. Znaczy w tej pierwszej części. Omułki faktycznie nie potrzebują jedzenia. I tak, jedyne co całymi dniami robią, to leżą i filtrują wodę. Wszystko to się zgadza i wszystko jest prawdą, ale na mulistym dnie jeziora,a nie w perłowej wannie, do której z grzechotem trafiły złowione przez nas skorupiaki. A było ich pięć: Wojtek, Witek, Wacław, Włodzimierz i Waldemar. Takie nasz ojciec wybrał im imiona. Przez pierwsze dni tata był jak w chorobie. Chodził w koło po łazience. Krok, obrót, krok. Krok, obrót, krok. Mruczał przy tym coś pod nosem albo namiętnie obgryzał paznokcie, a kiedy skończyły mu się jego paznokcie, zaczął ogryzać moje. Czasem wsadził do wanny rtęciowy termometr i niezależnie czy srebrny słupek wskazał 20, czy 21 stopni, mruczał „niedobrze, niedobrze” i zaraz znów wracał do kroczenia. Przy tym tata w ogóle nie

25


wychodził z łazienki. Co, jak można się domyślić, sprawiało pewne problemy. Trzeciego dnia nadal okupował ubikację lecz zamiast chodzić, siedział na pralce i czarne od zmęczenia oczy wlepiał w czarne skorupy na dnie wanny. I ja siedziałem tam razem z nim, z przerwami na szkołę i obiad. Lecz nic się nie działo. Te przypominające węgiel żyjątka kompletnie nic nie robiły. Nie jadły, nie piły, lecz co najgorsza nie kopulowały. Na kopulacji ojcu najbardziej zależało i to kopulacji, jak zboczeniec o bardzo dziwnych upodobaniach, wyglądał siedząc na pralce. Ale nic. Ku ojca zmartwieniu, żadnej kopulacji. Nie pomogły ani świece na krawędzi wanny, ani nastrojowa muzyka, nawet zmiana imion z Waldemar na Wanda i Włodzimierz na Wiktoria niewiele dała. Jednak ojciec z natury uparty, za wygraną dać nie chciał. Wytrwale siedział na pralce. I choćby miał uschnąć, choćby miał się w pył obrócił i odlecieć wraz z wiatrem, gapił i miał się na omułki gapić, póki w wannie nie pojawi się szósta skorupa. No i na coś się to gapienie zdało. Co prawda nie zmusił omułków do nagłej kopulacji, lecz Witek, widocznie nie mogąc wytrzymać presji ojcowskiego spojrzenia, zaczął rosnąć. Śliwka, kawałek węgla, walizka, aż wreszcie gdzieś przy oponie od traktora Witek swój wzrost zatrzymał. Widziałem każdą najmniejszą rysę, każdą szramę i wybrzuszenie na czarnej skorupie. I ojciec też widział. Widział, a im więcej widział, tym szerzej otwierał zdumione oczy, a cienie spod powiek, ustępowały pod blaskiem nowej idei. Poderwał się ojciec z pralki i z palcem wysoko uniesionym oznajmił: -Perły! Będziemy produkować perły! Jak koń morski wystrzelił ojciec z łazienki do kuchni, pognał tam i z powrotem szybciej niż myśl o tym, by skorzystać z okazji i skorzystać z łazienki. Wrócił pełen energii w sercu i z pełną solniczką w ręku. Bo kiedy pod skorupę dostanie się ziarnko soli, to podrażniony małż, zacznie się przed obcym ciałem bronić, a że są to stworzenia dość statyczne to i bronią się niezbyt dynamicznie. Agresora pokrywa omułek substancją wapienną, taką samą jaka wykłada i składa się na jego skorupę. Powoli, nieśpiesznie, warstwa po

MIKOŁAJ WYSOCKI

26


warstwie mięczak pokrywa intruza lśniącą masą. Masa nabiera kształtu i formy, wreszcie w trudzie i znoju, powstaje drogocenne więzienie, a małż wreszcie czuje się bezpieczny i w spokoju może odpocząć. Ale niedługo, bo zaraz pojawia się nowy drapieżnik. Nie pyta, nie puka, tylko od razu wyrywa drzwi i bierze dla siebie tak długo tworzoną perłę. Ale cóż. Takim jest świat i niewiele z tym mogą małże zrobić, bo człowieka w perle zamknąć nie mogą. Tyle, że Witek nie był zwykłym mięczakiem. Witek był omułkiem szerokości wanny, więc Witek mógł zmienić w perłę dosłownie wszystko co się w nim zmieści i pewnie dlatego ojciec był tak podekscytowany i zapewne z tego powodu szerokimi półkolami, z rozmachem sypał, przez szparę w skorupie, pełne garście soli. Lecz z tego samego powodu Witek, zachowując się zupełnie nie jak normalny omułek, rozwarł szeroko skorupę i połknął ojca na raz. I tyle. Mniej niż sekunda. Ojciec nawet nie krzyknął, skorupa nie grzmotnęła burzowym hukiem. Nikt się nie wił, nikt nie jęczał. Jedynie sól pobrudziła podłogę. Poza tym cisza. Kompletna, absolutna cisza.

MIKOŁAJ WYSOCKI

*** Strata ojca nie była specjalnie bolesna. Bolało może na początku, kiedy zaczęła się taty omułkowa paranoja. Po tych paru latach bez ojca wychodzącego z łazienki, nawet w święta, nie został po nim żaden żal. Został jedynie omułek Witek, który przeszło osiem lat mieszka w naszej wannie. Skończyłem studia, ożeniłem się, znalazłem pracę, a Witek tylko leżał. Nie jadł, nie pił, nawet wody nie filtrował bo za duży był, by do niej sięgać. Omułek gigant okupujący wannę to ogromny problem i ja dokładnie o tym wiem. Przez całą szkołę średnią ciągnął się za mną smród i pseudonim śmierdziela, bo myć się nie było gdzie. Raz jeden, czy drugi można iść do sąsiadki i powiedzieć, że awaria. No, ale nie każdego dnia. Co gorsza Witek nie mieścił się w drzwiach, a na to żeby je rozłupać po prostu nie było nas stać. Tym sposobem wynieśliśmy się z domu jak najprędzej. Ja do podnajmowanego mieszkania,

27


siostra do męża, mama do babci. Dom nasz odszedł w zapomnienie i tylko dawał o sobie znać dwa razy w miesiącu, gdy trzeba było iść omułka podlać. Pewnego dnia tak się złożyło, że mama zrobić tego nie mogła i mi przypadł obowiązek dolania wody do wanny. Nic trudnego i specjalnie ciekawego. Wszedłem, odkręciłem kran, nalałem wody, zakręciłem kran, wyszedłem. ALE! Zanim przekroczyłem próg. Coś szczęknęło. Spojrzałem na omułka. Leżał jak leżał. To tylko moja paranoja. Widocznie jakieś odległe wspomnienia miały ochotę pożartować. Wyszedłem, zamknąłem drzwi i nagle trzask, huk, eksplozja zbyt twarde jak na przywidzenia. Otwieram drzwi, a tam na podłodze, tuż obok soli, której nikt nie zmiótł, skorupa. Dokładnie jedna jej połowa. Nad skorupą perła wielkości lwa odbija białe światło żarówek, lecz niedługo, bo zaraz nastaje blask, który wszystko zgrabnie przyćmiewa. Na perle rysuje się szrama, po niej kolejna, jeszcze jedna, trzask i z błyszczącego jaja wyłania się ręka, i oto rodzi się Wenus. Wenus w wannie. Bosymi stopami ugniata kremowy płaszcz wykładający dno muszli. Owłosione nogi, prowadzą w górę tam gdzie krocze, zaszyte gęstą pianą włosów. Pianą, która pokrywa ciało bogini aż pod szyję, czyniąc z niej zmysłową Wenus w futrze. A nad futrem twarz. O dziwo nie przystrojona dumnym wodospadem szorstkiej brody, a jedynie nieśmiałą kałużą kilkudniowej szczeciny hodowanej kila ładnych lat. Nad tym wszystkim usta. Usta stanowcze, koralowe, pełne, zdecydowanie męskie. Nad nimi pod szorstkimi wodorostami brwi krzaczstych oczy błyszczące nie mniej ni bardziej niż osiem lat temu. Nad tym wszystkim czaszka. Ledwo tknięta rzęsą włosów przez te kilka lat. Śmieje się tata donośnie, długim ruchem ręki, sypie w omułka gwiazdy soli, a tam gdzie spadnie choć jedno ziarenko na raz tworzy się perła wielkości arbuza. Tym wszystkim ojciec wieńczy wieloletnie dzieło. Wychodzi z wanny, owija się szatą ręcznika, rozczochruje mi włosy, siada na pralce.

MIKOŁAJ WYSOCKI

28


Niespodziewanie wypełnia mnie dawne uczucie. Jest ciepło. Ciepło jakby piekł w moim sercu chleb. Opieram brodę o krawędź wanny i wspólnie, tak jak przeszło osiem lat temu, razem podziwiamy naszego omułka.

MIKOŁAJ WYSOCKI



SMUTNY TUŃCZYK

cisza Ludzie nie lubią ciszy. Dla urzędników minuta trwa 86 sekund. Dla pielęgniarek 40. Ile to jest minuta? Najkrótsza minuta ciszy trwała 8 sekund. Najdłuższa 63. Ludzie nie lubią czasu. Myślałem o tym przez godzinę, ale godzinę też miało trwać spotkanie Trumpa z Putinem. Podobno godzinę siedziałaś w łazience i pewnie godzinę czekaliśmy na przyjęcie do chirurga. To wszystko co się ostatnio wydarzyło jest jakąś zmową milczenia. Splotem głuchych zamiarów i niewypowiedzianych poleceń. Nie mam jednak pretensji do ciszy. Czas jest obietnicą, o której pamięta tylko jedna strona.

31



TĘCZOWY JANUSZ

Kurwa! Chłop z chłopem! Matko! Na wszystkie boskie rany! Chuj cię boli z kim chłop śpi. Ważne, by był wyspany. Czym ci może zaszkodzić laska z tęczową flagą? To wyłącznie jej sprawa przed kim chce chodzić nago. Czuję się męskim typem, pieprzyć o tym nie muszę. Żadna to dla mnie ujma być tęczowym Januszem. Marto, Martusiu, kotku - czy gdybyś miała kutasa, ja miałbym cię nie kochać, żeby nie złamać zasad, typa co łazi w sukni, lecz innym facetom zabrania, powiedz, czy to jest powód, by się wstydzić kochania? Zresztą, mówmy otwarcie, bo kogo miałbym kłamać, z naszej dwójki w tym związku to ty właśnie masz jaja, Bo wymaga odwagi, by głośno wspierać chłopaka, co lubi pisać wiersze, a czasem nawet płakać. Ale teraz chuj z nami, nieważne czy jestem pizda, nie chcę publiki znudzić serią lirycznych wyznań, gdy trzeba powiedzieć głośno, by doszło do wszystkich uszu: są tu, w Polsce, miliony - nas, tęczowych Januszów. Nam wcale nie przeszkadza, że z dziewuchą dziewucha, nas wcale nie obrusza, kiedy typ typa rucha, nie wstyd nam barwnych majtek czy różowej koszuli, marzymy nawet i o tym, by ktoś nas czasem przytulił. Gender nas nie przeraża, bo skumać potrafimy, że jeden woli facetów, inny woli dziewczyny. A jeśli nam się trafi jakiś kumpel transpłciowy, zrzutką korektę płci każdy wesprzeć gotowy.

33


Wiem, że jest tutaj pełno takich tęczowych ziomali, proszę teraz, panowie, byście z dumą powstali. W takich czasach jak teraz twardy będzie ten facet, co wstanie solidarny z każdym tęczowym bratem. Jeśli więc chcesz pokazać, że jaja masz jak Marta wstań i klaszcz jak szalony, niech nas usłyszy Warta!



WANIA ŁANIA

klimatyczna partyjka brydża papapapapanie i papapapapanowie popopopopopopolska popopopobiła chiny papapapapanie i papapapapanowie popopopopopomorze popopopobiło hebei papapapapanie i papapapapanowie popopopopoznań popopopopobił szanghaj jesteśmy zwycięzcami przodujemy w rankingach ilości zachorowań i śmierci na raka 300% normy uzyskujemy bez problemu jeśli chodzi o zanieczyszczenie powietrza gramy trudną partię nasz atut to piki benzenu dziadek boomer ma wszystkie karty wyłożone na stół milczy winny i patrzy jak pożera nas wawelski smog sędzia orzekł że to nie morderstwo tylko samobójstwo rozszerzone poprzez zakopanie żywcem w węglu poprzez spalenie żywcem w blaszanym piecyku typu koza

36


palimy śmieci palimy trawy palimy łąki palimy znicze na grobach astmatycznych dzieci jeśli trzeba palimy za sobą mosty świat jest w stanie terminalnym umiera w bólach na betonowy nowotwór powłok już od stu lat a my tylko bredzimy w gorączce bojąc się co ludzie powiedzą co ludzie wybiorą stojąc w rozkroku jedną nogą po stronie matek drugą po stronie górników gdybyśmy mieli trzecią nogę co po czarnobylu nawet prawdopodobne bylibyśmy jedną nogą w grobie jesteśmy jedną nogą w grobie a udajemy że problemu nie ma i wciąż poruszamy tematy zastępcze wciąż licytujemy wciąż nie pasujemy dzierżymy olejową palmę pierwszeństwa a adykcja nie pozwala nam na abdykację i tak będzie aż nasza próżność zostawi nam próżnię mamy już cyberpunka 2020 przygotowujemy grunt pod metro 2033 tylko niestety na odyseję kosmiczną 2001 już za późno głupia jest ta gra zaraz pan bóg wciśnie reset reset reset papapapapanie i papapapapanowie popopopopopopolska popopopokonała konała konała konała konała konała chiny



WIESZCZ LESZCZ

śpiew słońca Gdzie błękit spotyka się z drewnem a światło bliskości roztacza woń myśli uwolnione w garści Twej zepnę i niech rozgrzeją mą zimną dłoń Gdzie noc oplata skrycie nasze dusze a usta w rytm szumu powtarzają słowa by nikt normalny nie mógł mówić „muszę” „Niech woda to wino, a wino to woda” Zerknij na ogród rozkoszy ziemskich Upadek ludzkości i zwycięstwo grzechu Jak malarz na płótnie stawia pierwsze kreski By trwać w rozkoszy nie puszcza oddechu Zechciej zerknąć teraz na mnie Nim nasze oczy otoczą się brudem Pragnienie serce Twoje skradnie I nie zechcesz tego nazwać cudem... budzę się studzi zapały me woda co pianą maluje kręgi na piasku by znów powiedzieć "Chciałem kochać nie kochałem a szkoda" by móc wyśpiewać

39


nasze pocałunki o brzasku i palcem szepczę do Ciebie ostatnią melodie miłości Pieścić chcę usta w rytmie zadymionej trąbki gdy lekko dźwiękiem masuje na Twojej skroni bolączki Wróć póki morze mnie jeszcze nie porwało i nie zadusiło w swojej nicości Wróć


REDAKTOR

Dagmara Świerkowska

PROJEKT OKŁADKI

Marta Wieczorek, Dagmara Świerkowska

KOREKTOR

Wojciech Kobus

SKŁAD I KOLAŻE

Dagmara Świerkowska

WYDAWCA FUNDACJA KULTURAKCJA ul. Marii Curie-Skłodowskiej 2a/4 64-500 Szamotuły © Copyright by Fundacja KulturAkcja © Copyright by Dagmara Świerkowska (kolaże)

Sfinansowano ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego w Poznaniu Publikacja została złożona w programie canva.com


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.