Filmradar. Magazyn o filmach. Nr 4/2012

Page 1

Relacja – Off Plus Camera

[REC]3

#4

Zestawienie Filmradaru – Kobiety Fatalne

ISSN 2084-5170


OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY


Co w numerze

rys. Maciej Sankowski

EDITORIAL 5 NEWSY

(niekoniecznie poważnie zaserwowane)

6

RELATYWNIE ŚWIEŻE PREMIERY 10 TEMAT Z OKŁADKI 24 NOIR, NOIR ZESTAWIENIE FILMRADARU KOBIETY FATALNE

36

RELACJA Z FESTIWALU OFF CAMERA 44 SŁODKO-GORZKI CHAOS NAWET NIE WIECIE CO SIĘ TUTAJ DZIEJE? NO TO CZEKA WAS NIEZŁY SZOK 52

POWSZECHNA FLUORYZACJA 58 TOMOGRAFIA JAK KROMKA CHLEBA LAPSUS FILMOWY 62 ZGUBNY WPŁYW ROMANTYZMU, CZYLI DLACZEGO NIE TAKI ZNOWU ZE MNIE LEONARDO DICAPRIO! W CHORYM KINIE 64 PIES ŚNIĄCY O MORDZIE RECENZJE 71


#4

ISSN 2084-5170

Filmradar jest wydawany przez: Filmaster sp. z o.o. ul. Stryjeńskich 19/50 02-791 Warszawa

Porta Capena sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315, 50-066 Wrocław

Wydawca: Adam Błażowski Borys Musielak Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@filmradar.pl tel. 535 215 200 Z-ca redaktora naczelnego, PR i kontakty z dystrybutorami: Anna Mazurek anna.mazurek@filmradar.pl tel. +48 791 801 011

Współpracownicy: Tomasz Chmielik, Sławomir Domański, Paweł Kabron, Karol Kossakowski, Agata Malinowska, Marta Marczak, Krzysztof Osica, Michał Pudlik, Maciej Sankowski, Ida Szczepocka, Julia Waszczuk, Krzysztof Witalewski, Emil Wittstock, Kasia Wolanin Korekta: Marta Świerczyńska korekta@filmradar.pl Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation) skład@filmradar.pl Reklama: Support Media Sp. z o.o. Ewa Micek e.micek@supportmedia.pl tel. 22 312 40 88 kom. 668 276 516

w w w. f i l m r a d a r. p l Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.


Editorial akiś czas temu przez nasz kraj przetoczyła się dyskusja na temat roli krytyka we współczesnym kinie, szczególnie tym rodzimym. Okazuje się, że temat wcale nie jest nowy i wraca jak bumerang lub bardziej jak czkawka co pewien czas. Dlaczego? Ano dlatego, że oto co pewien czas właśnie jakiś krytyk postanawia zamachnąć się na polskie kino bluźnierczo i bezpardonowo, spryskując żółcią podium, na którym stoi twórca. Larum grają, rodzima kinematografia w potrzebie. Natychmiast uruchamiają się znane mechanizmy – rozmaite autorytety postanawiają własną piersią i skronią siwą zasłonić tę kinematografię przed siepaczami, wywołani do tablicy odpowiadają ogniem argumentów rodem ze szkolnej debaty. Przykłady można mnożyć, z pewnością jednym z najjaskrawszych jest rozmowa Tomasza Raczka z Piotrem Czają w „Pytaniu na śniadanie” czy dyskusja Barbary Białowąs z Michałem Walkiewiczem na Filmwebie. Nie wiem doprawdy, dlaczego nikt im nie powiedział, że już starożytni Rzymianie twierdzili: nemo iudex in causa sua. Ba, dlaczego nikt ich nie ostrzegł, że nie mają szans wypaść dobrze. Wszak w Polsce już odbywały się podobne spektakle, vide chociażby rozmowa Zygmunta Kałużyńskiego z Jerzym Antczakiem. Z ust Barbary Białowąs padają znamienne słowa: „Reżyser istnieje bez krytyka, bo my robimy filmy dla widzów. (…) A pan pisze dla kogo? Bez nas nie ma pan pracy”. Dziękujemy polskim reżyserom. Jako krytycy – że mamy dzięki nim pracę. Jako widzowie – że dostarczają nam kolejne doskonałe filmy. Jako podatnicy – dzięki nim wiemy, na co idą nasze pieniądze, a cały naród może się czuć jak mecenas sztuki. Na koniec dziękuje niżej podpisany za dostarczenie tematu do rozważań we wstępniaku. Stosowne linki obok. Miłej lektury kolejnego „Filmradaru” życzy jak zawsze uniżony, piewca miernoty i serwilizmu Piotr Stankiewicz 5


NEWSY (niekoniecznie poważnie zaserwowane)

OPRAC. A. MAZUREK

Frankensteinomania? Za Atlantykiem zapanował szał na punkcie Frankensteina. Praktycznie każda hollywoodzka wytwórnia szykuje swoją własną, jedynie słuszną wersję filmu o słynnym potworze. Jako ostatnie opowieścią o człowieku-zszywce zajęło się studio Lionsgate. Wiadomo już, że produkcja będzie nosić tytuł The Reawakening i że za scenariusz odpowiada Luke Dawson (Shutter – pol. Widmo), a za reżyserię – zespół kryjący się pod nazwą Radio Silence, mający na swoim koncie horror V/H/S. Podobno historia zostanie uwspółcześniona i zrealizowana w modnym ostatnio stylu found footage, w jakim powstały takie obrazy jak Paranormal Activity czy Demony. Strach się bać. Trzeci Iron Man bez Czarnej Wdowy Choć producenci reklamują, że w trzeciej części cyklu o żelaznym kolesiu pojawi się Scarlett Johansson, sama zainteresowana jest jednak zaskoczona tą informacją. Aktorka stanowczo stwierdziła ostatnio w jednym z wywiadów, że nie ma zamiaru pojawiać się na planie Iron Man 3, którego fabuła ma być inspirowana komiksem Warrena Ellisa o odkryciu extremis. Jakby ktoś nie wiedział: to takie nanotechnologiczne rozwiązanie tworzące superżołnierza. Miliony miniaturowych bioelektronicznych komponentów zostają wstrzyknięte do ludzkiego organizmu. Urządzenia następnie „hackują” tę część mózgu, w której znajdują się informacje dotyczące całego ciała. Przejmują też kontrolę nad systemem ochrony. I tak kiedy człowiek zostaje zraniony, extremis natychmiast rozpoczyna proces regeneracji. Prawda jak miło? Sama Johansson natomiast nie ukrywa, że liczy na to, iż po sukcesie drugiej części grana przez nią Czarna Wdowa doczeka się własnego spin-offu. Niech liczy. Nikt jej nie broni. 6


NEWSY

Miało być tak pięknie, a wyszło... jak zawsze

Peter Jackson chciał się pochwalić i pokazał specjalistom z branży 10-minutowy fragment Hobbita. Produkcja wyświetlona w czterdziestu ośmiu klatkach na sekundę – „rewolucyjnym” standardzie, który ma być przyszłością kinowego doświadczenia – zamiast zachwytów wywołała jednak sceptyczne opinie. Głównym zarzutem była sztuczność obrazu. Hobbitowi zarzucono „wrażenie opery mydlanej”, sterylność i chłód. Najbardziej życzliwi uczestnicy projekcji postanowili poczekać aż obraz będzie ukończony. Większość prorokowała, że nowa technologia doprowadzi do dużego rozłamu wśród kinomanów. Hobbit trafi do kin w dwóch częściach. Pierwsza jeszcze w tym roku. Filmy opowiadają o kulisach krasnoludzkiej wyprawy do Samotnej Góry, której efektem ubocznym było odnalezienie Jedynego Pierścienia. To taki prequel Władcy pierścieni.

Kto powalczy o Złotą Palmę w Cannes? Organizatorzy festiwalu w Cannes ogłosili listę tytułów biorących udział w konkursie głównym. O Złotą Palmę (główną nagrodę festiwalu, która w tym roku zostanie wręczona po raz sześćdziesiąty pią-

ty) będą się ubiegać aż dwadzieścia dwa filmy. Poza sekcją konkursową, na specjalnym, uroczystym pokazie zostanie zaprezentowany film w reżyserii Laurenta Bouzereau: Roman Polański. Ma to być osobista, filmowa opowieść o polskim reżyserze, który odniósł największy sukces w Cannes w 2002 roku, zdobywając Złotą Palmę za najlepszy film (Pianista). Polański wystąpił w nim jako aktor – w głównej roli, w filmie o sobie. Przypominamy, że tegoroczny festiwal odbędzie się w dniach 1627 maja i że na łamach kolejnego „Filmradaru” znajdziecie relację naszego specjalnego, akredytowanego wysłannika! 7


NEWSY

Sok z żuka wraca! Wszystko wskazuje na to, że wielbiciele kultowego Soku z żuka w reżyserii Tima Burtona będą mogli poznać ciąg dalszy tej historii. Odpowiedzialny za scenariusz „dwójki” Seth Grahame-Smith (Mroczne cienie) ujawnił, że nowy Sok z żuka nie będzie ani remakiem, ani rebootem, lecz tradycyjną kontynuacją. Zapowiada się dość ciekawie, bo jeśli scenariusz okaże się naprawdę dobry, na planie filmowym oprócz Burtona pojawi się odtwórca głównej roli w „jedynce”, czyli Michael Keaton. Trwają też rozmowy z resztą starej obsady, wśród której są m.in. Alec Baldwin, Geena Davies i Winona Ryder. Oj, będzie się działo! Bella zapoluje Wielbicieli sagi Zmierzch zelektryzowała wiadomość, że ekipa filmowa znów wróciła na plan. Plotki o kręceniu kolejnych części (nawet tych nienapisanych jeszcze przez autorkę książek, Stephenie Meyer) szybko rozwiała odtwórczyni roli Belli, Kristen Stewart, która w jednym z wywaidów ujawniła, iż chodzi o sceny polowania, podczas którego Bella oswaja się z nowo nabytymi wampirzymi talentami. Będzie ich więcej niż pierwotnie planowano, o czym przekonamy się już w listopadzie, gdy ostatnia (podobno) część sagi trafi wreszcie do kin. 8

Avatarów nigdy dość Twórca filmu, który narobił sporo zamieszania w repertuarach kin 3D i przez którego płacimy teraz podwójne stawki za bilety na co drugą produkcję, czyli James Cameron, zapowiedział, że zamierza nakręcić kolejne części Avatara. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. Nie chodzi o jeden sequel, ale o co najmniej trzy kontynuacje! Podobno Cameron zapowiedział, że od tej pory będzie kręcił wyłącznie sequele Avatara. Bez ogródek przyznał, że nie chce mu się czytać cudzych scenariuszy i produkować filmów innych. Zlikwidował już nawet cały dział zajmujący się w jego studiu nowymi projektami. Mogło być gorzej. Zamiast kontynuacji sagi o niebieskich ludkach, mogliśmy doczekać się dopisywania kolejnych części o zatopionym sto lat temu Titanicu...


9


PREMIERY

Relatywnie świeże PREMIERY

10


PREMIERY

KOMENTUJĄ: Piotr Stankiewicz ORAZ

Ania Mazurek

11


PREMIERY

LADY PREMIERA: 27.04.2012 The Lady Reżyseria: Luc Besson Obsada: Michelle Yeoh, David Thewlis, Jonathan Raggett Gatunek: biograficzny, dramat Produkcja: Francja 2011 Czas trwania: 132 minuty Dystrybutor: Monolith

W oczekiwaniu na film o Wałęsie możemy popodziwiać birmańską opozycjonistkę. Ciekawe, czy jest na liście Macierewicza? Nie wiem, ale Luc Besson na pewno jest. Nie chciał sobie nawet robić zdjęć na Off Plus Camera w Krakowie.

12


PREMIERY

SEKSUALNI, NIEBEZPIECZNI PREMIERA: 04.05.2012 The Inbetweeners Movie Reżyseria: Ben Palmer Obsada: Simon Bird, James Buckley, Blake Harrison Gatunek: komedia Produkcja: Wielka Brytania 2011 Czas trwania: 97 minut Dystrybutor: Kino Świat

Kolejna kompensacyjna komedia dla młodocianych onanistów. Tym razem grupa niewyżytych seksualnie amerykańskich barbarzyńców ląduje na Krecie. Przyjedźcie do Kielc cwaniaki. Za ten film odpowiedzialna jest zapewne jakaś brytyjska grupa lobbująca, bo swego czasu na Krecie, to Angole mieli opinię najgorszych turystów. Nie chciano im nawet samochodów wypożyczać, bo po pijaku jeździli lewą stroną... 13


PREMIERY

AVENGERS PREMIERA: 11.05.2012 The Avengers Reżyseria: Joss Whedon Obsada: Scarlett Johansson, Mark Ruffalo, Robert Downey Jr. Gatunek: akcja, fantasy, komiksowy Produkcja: USA 2012 Dystrybutor: Forum Film

Joss Whedon to dla mnie geniusz niebanalnej popkultury. Do kina marsz, potem się będziemy wstydzić, że nam się podobało. Na odtrutkę zawsze pozostaje polskie kino. Scarlett ponoć tak się spodobał lateksowy kostium, że zażądała napisania osobnego filmu o przygodach granej przez nią Czarnej Wdowy.

14


PREMIERY

DORWAĆ GRINGO PREMIERA: 11.05.2012 Get the Gringo Reżyseria: Adrian Grunberg Obsada: Mel Gibson, Peter Stormare, Dean Norris Gatunek: akcja, dramat Produkcja: USA 2012 Dystrybutor: Monolith

Stary dobry Mel wraca do sprawdzonego już tyle razy emploi. Z drugiej strony, każdy powinien robić to, co mu wychodzi najlepiej. Szczere oblicze i spektakularne porachunki ekranowego wygi raz jeszcze sprawią, że chłopcy będą chcieli być tacy jak on. To raczej dowód na to, że po rozwodzie z żoną i fiasku kolejnych jego „dokonań reżyserskich” nie pozostało mu już zbyt wiele. Nawet zestaw aktorskich min będzie oszczędny – w wersji budżetowej. 15


PREMIERY

POD PATRONATEM

OPOWIEŚCI, KTÓRE ŻYJĄ TYLKO W PAMIĘCI PREMIERA: 11.05.2012 Historias que so existem quando lembradas Reżyseria: Julia Murat Obsada: Lisa Favero, Sonia Guedes, Ricardo Merkin Gatunek: dramat Produkcja: Argentyna, Brazylia, Francja 2011 Czas trwania: 98 minut Dystrybutor: AP Manana

Historyjka o geriatrycznej osadzie, do której trafia młoda dziewczyna z aparatem, spodobała się festiwalowej publiczności na tyle, że film dostał niezłe noty jeszcze przed premierą. Dodajmy, że wioska znajduje się w amazońskiej dżungli. Oczywiście Polacy na pewno tam już byli z Wojciechem Cejrowskim, więc bez zaskoczeń.

16


PREMIERY

DYKTATOR PREMIERA: 18.05.2012 The Dictator Reżyseria: Larry Charles Obsada: Sacha Baron Cohen, Anna Faris, Ben Kingsley Gatunek: komedia Produkcja: USA 2012 Dystrybutor: UIP

Po Bruno wielu sądziło, że niefrasobliwy komik już schodzi ze sceny. Tym razem Amerykanie muszą uwierzyć, że Kadaffi i jemu podobni byli tylko żałosnymi kretynami, dlatego zasługiwali na wszystko, co ich spotkało. Sacha Baron Cohen został ostatnio autorem hymnu narodowego, więc pierwszy stopień dyktatorskiego wtajemniczenia ma już za sobą. 17


PREMIERY

MROCZNE CIENIE PREMIERA: 18.05.2012 Dark Shadows Reżyseria: Tim Burton Obsada: Johnny Depp, Chloë Grace Moretz, Helena Bonham Carter Gatunek: thriller, horror, dramat Produkcja: USA 2012 Dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska

Chyba najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera. Dobra odtrutka na wampiryczne klimaty w stylu sapiąco-wzdychającej sagi Zmierzch, czyli o tym, że krwiopijcy też mają swoje problemy i obgryzają paznokcie. No i ten Dżonuś... Dla mnie niestety próba złapania ostatniej szansy na zrobienie pieniędzy na temacie wampirów. Skądinąd wszystko czego dotknie się Tim Burton jest tak niesamowicie odjechane. Nie zapominajmy o muzyce Danny’ego Elfmana. 18


PREMIERY

ROMAN POLAŃSKI: MOJE ŻYCIE PREMIERA: 18.05.2012 Roman Polanski: A Film Memoir Reżyseria: Laurent Bouzereau Gatunek: dokumentalny Rok produkcji: 2011 Czas trwania: 90 minut Dystrybutor: Film Point Group

Na kilometr pachnie mokumentem, skoro główny bohater zgodził się... zagrać w tej produkcji główną rolę. Oto jak artysta odgryza się sforze imperialistyczno-bigoteryjnych oprawców zza oceanu. Szkoda, że nie każdy jest znanym reżyserem.

19


PREMIERY

FACECI W CZERNI 3 PREMIERA: 25.05.2012 Men in Black 3 Reżyseria: Barry Sonnenfeld Obsada: Will Smith, Tommy Lee Jones, Josh Brolin Gatunek: fantastyczno-naukowy, komedia, komiksowy Produkcja: USA 2012 Dystrybutor: UIP

Przez chwilę myślałem, że James Brolin będzie grał Tommy’ego Lee Jonesa. Dziwne z kolei, że nie zobaczymy Jadena Smitha, podobno ojciec wróży mu przyszłość w kinie akcji. To film, który jestem w stanie obejrzeć tylko w którejś ze stacji komercyjnych – z przerwami na reklamy, żeby móc przygotować mózg na dalszą dawkę absurdu.

20


PREMIERY

POD PATRONATEM

PIĘKNO PREMIERA: 25.05.2012 Skoonheid Reżyseria: Oliver Hermanus Obsada: Deon Lotz, Roeline Daneel, Charlie Keegan Gatunek: dramat Produkcja: Francja, RPA 2011 Czas trwania: 99 minut Dystrybutor: Tongariro Releasing

Kto by pomyślał, że Afrykanerzy oprócz apartheidu mają też homoseksualizm. Mają też dostęp do prądu, Internetu i bankowości. Tylko ze słodką wodą u nich krucho.

21


PREMIERY

2 DNI W NOWYM JORKU PREMIERA: 25.05.2012 2 Days In New York Reżyseria: Julie Delpy Obsada: Chris Rock, Julie Delpy, Albert Delpy Gatunek: komedia Produkcja: Francja, Niemcy 2012 Czas trwania: 91 minut Dystrybutor: Kino Świat

Ani Atlantyk, ani różny kraj ojczysty, temperament czy kolor skóry nie staną na drodze prawdziwemu uczuciu tak skutecznie jak własna rodzina. To prawda stara jak świat. I będzie beautiful… szwagier.

22


PREMIERY

UWODZICIEL PREMIERA: 25.05.2012 Bel Ami Reżyseria: Declan Donnellan, Nick Ormerod Obsada: Robert Pattinson, Uma Thurman Gatunek: dramat Produkcja: Wielka Brytania 2012 Czas trwania: 102 minuty Dystrybutor: Monolith

Łał. Uma Thurman i Robert Pattinson. Prawdziwej ekranowej namiętności nie może przeszkodzić szesnaście lat różnicy wieku. Kto następny? Może Daniel Radcliffe i Kim Basinger? Obstawiam, że to będzie Asa Butterfield (Hugo i jego wynalazek) i Meryl Streep.

23


Karol Kossakowski 24


ednoznaczna identyfikacja estetyki noir od początku nastręczała problemów. Do tej pory trwają wśród filmoznawców dyskusje, czy należy mówić o gatunku, nurcie, stylu wizualnym czy też może czymś bardziej subtelnym i trudnym do uchwycenia. Nie zagłębiając się w te spory, wystarczy przyjąć, że wyznacznikiem filmu noir jest szereg elementów, które we wspólnej konfiguracji generują specyficzny nastrój wyłaniający się z całości obrazu. Elementy te zawarte są w sposobie kreacji bohaterów, konstrukcji fabuły i sferze wizualnej, jednak rzadko zdarza się, aby w jednym filmie występowały wszystkie jednocześnie. Najwybitniejsze dzieła noir często są wyraźnym wręcz wyjściem poza narzucony przez tą stylistykę schemat.

Warto na początku spróbować wskazać trzy najważniejsze źródła filmu noir: literatura hard-boiled, amerykański film gangsterski lat 30. oraz rozczarowanie społeczeństwa amerykańskiego sobą i rzeczywistością okresu wojennego. Powieści i opowiadania Raymonda Chandlera, Dashiella Hametta czy Jamesa M. Caina stały się podstawą scenariuszy wielu filmów noir, w tym tych najbar-

Podwójne ubezpieczenie – historia miłosnego trójkąta i zbrodni, która jak żaden inny film ukształtowała i utrwaliła „zasady” kina noir. Pierwszy naprawdę wysokobudżetowy film noir, dzięki któremu gatunek wypłynął na szerokie wody, z jedną z najbardziej niezapomnianych famme fatale w historii kina (Barbara Stanwyck). Wyreżyserowany przez Billy’ego Wildera do scenariusza Raymonda Chandlera na podstawie książki Jamesa M. Caina. *** Taxi Driver – Martin Scorsese opowiada historię Travisa Bickle'a (weterana wojny w Wietnamie), w którym otaczająca rzeczywistość budzi tylko gniew i frustracje. Główny bohater jest wykorzystaniem klasycznego schematu: paranoiczny żołnierz zgubiony we współczesnym mieście, gotyckim korytarzu ujętym w szerokokątne obiektywy, grę cieniem, obłoki dymu i pary, z kałużami wody odbijającymi kolorowe neony miasta.

25


Asfaltowa dżungla – pod względem graficznym najbardziej noirowy film Johna Hustona. Kontynuacja tradycji filmów gangsterskich, smutna opowieść o napadzie na bank i relacjach między jego uczestnikami. Historia o porażce oraz o tym, że przestępcy nie różnią się niczym od fasadowej „bogatej Ameryki” – po jej stronie zepsucie może być jeszcze większe. Famme fatale zostaje zamieniona na homme fatale, widzimy mężczyzn doprowadzających do upadku kobiety, które żyły w naiwnym świecie nieprzystających do rzeczywistości wyobrażeń, wmówionych im właśnie przez mężczyzn (w roli jednej z nich młodziutka Marlin Monroe). *** L.A. Confidential – obalanie mitu powojennej Ameryki przybiera tu jeszcze na sile wraz z brakiem rygoru podporządkowania się cenzurze. Oś fabuły koncentruje się wokół walki o władzę w Los Angeles po śmierci jednego z baronów narkotykowych. Kolejne poziomy fabuły rozmontowują mit lat 50., pokazując ich patriarchalne, rasistowskie oblicze, za którym kryje się mroczny świat skorumpowanego miasta, gdzie absolutnie nikt nie jest niewinny. Ci, którzy powinni społeczeństwa bronić, są jego katami. Każdy z bohaterów ma w sobie jakąś moralną skazę, co wraz z rozmiarem intrygi, z którą przyszło im się mierzyć, idealnie oddaje noirową bezsilność wobec świata.

26

Sokół maltański – tani, przegadany kryminał, a przy tym z doskonale obsadzoną jedną z najlepszych (jeżeli nie najlepszą!) historii detektywistycznych kina. John Huston nakręcił trzecią ekranizację Sokoła maltańskiego Dashiella Hammeta, odkrywając przy tym obsadzanego wcześniej w różnych podrzędnych produkcjach Humphreya Bogarta. Twardy, skonfliktowany z prawem detektyw ze słabością do alkoholu i pięknych kobiet, stoi na rozdrożu pomiędzy obowiązkiem i wiernością partnerowi a piękną famme fatale gotową na wszystko, aby zrealizować swój cel. *** Chinatown – Roman Polański przedefiniował pojęcie filmu noir i wskazał jeden ze sposobów wyjścia poza ciasne ramy konwencji. Bawi się najbardziej klasyczną konwencją w sposób subtelny, nie odrzucając jej w prześmiewczy sposób, ale raczej puszczając oko do widza Mamy więc prywatnego detektywa wciągniętego w zagadkę, jak w Sokole maltańskim, pozornie prostą, ale która w typowy dla filmu noir sposób staje się coraz bardziej zagmatwana, z każdą sceną odsłaniając coraz bardziej zdegenerowane oblicze społeczeństwa. Ciekawostką jest rola Noaha Crossa granego przez Johna Hustona, reżysera takich filmów jak Sokół maltański czy Asfaltowa dżungla.


dziej klasycznych (Sokół maltański, Wielki sen, Listonosz zawsze puka dwa razy czy Podwójne ubezpieczenie). Pisarze ci dokonali swoistego przejścia od kryminału angielskiego (A. Conan Doyle, Agata Christe) do kryminału amerykańskiego. Tu zabójstwo nie jest dokonywane w sposób zaplanowany, zabytkową szablą w arystokratycznej rezydencji. Częściej będzie to zbrodnia zrodzona z emocji i namiętności, a scenerią dla niej ciemne pomieszczenia tanich moteli czy brudne podwórka. Z literatury wziął się też charakterystyczny dla filmów noir język – dosadny, pozbawiony złudzeń miejski dialekt. Drugim źródłem inspiracji były filmy nakręcone jeszcze przed wpro-

27


Człowiek z przeszłością – absolutna perła, film, w którym zawiera się odpowiedź, za co kocha się filmy noir. Człowiek próbujący zacząć życie na nowo, podstępna i piękna famme fatale, bezlitosny szef przestępczego półświatka. W obsadzie Robert Mitchum, Jane Greer, Kirk Douglas – plus klasyczne wątki noir. *** Jackie Brown – Quentin Tarantino dokonał jednego z najciekawszych przekształceń klasycznych wzorców filmu noir: famme fatale nabiera tu siły zarezerwowanej zwykle dla mężczyzn, zyskuje autonomię, nie tracąc przy tym swojego pierwiastka kobiecego. Dominuje sceny, w których się pojawia, jak i cały film, czyniąc otaczających ją mężczyzn postaciami typu homme attrape.

28

wadzeniem niesławnego kodeksu Haysa (m.in. Mały Cezar, Człowiek z blizną, Ulice miasta) stawiające w centrum opowieści bohatera przestępcę, opowiadające o przemocy, zbrodni i pieniądzach, które do niej prowadzą. Były przejawem pragnienia awansu społecznego niższych klas w czasach kryzysu ekonomicznego, dodajmy w kraju, w którym prawdziwi gangsterzy zyskiwali status celebryty (np. Al Capone miał kilka propozycji z Hollywood – wszystkie jednak odrzucił). W filmie noir znajdziemy przede wszystkim odbicie społecznego fermentu lat 40. i 50.: niepokoje czasów wojny, przesyt idealną wizją społeczeństwa amerykańskiego i propagandą wojenną serwowaną w głównym nurcie kina, wreszcie niezadowolenie z powojennych realiów. Społeczeństwo okazało się zdegenerowane, skupione na pieniądzach i władzy (Szklany klucz), nastał też kryzys tradycyjnego patriarchalnego modelu relacji społecznych (Niebieska dalia, Ktoś w nocy).


Od strony wizualnej film noir pozostawał pod wpływem niemieckiego ekspresjonizmu i francuskiego realizmu poetyckiego: wysoki kontrast, świadoma rezygnacja z koloru, nacisk na grę światłem i cieniem (często padającym w sposób nienaturalny), szerokokątne obiektywy, zamiłowanie do ujęć wody, luster czy charakterystycznych przedmiotów. Filmy kręcono w naturalnych sceneriach poza studiem, systemem noc-dla-nocy dzień-dla-dnia. Długie ujęcia i duszące zbliżenia, potęgowały uczucie zagubienia bohatera, dwuznaczność sytuacji w jakiej się znajduje, nieodwracalność losu i bezsilność wobec świata. Tacy twórcy jak Fritz Lang, Robert Siodmak, Edgar G. Ulmer, Billy Wilder, John Alton, Karl Freund przywieźli ze sobą z Europy estetykę wizualną, która okazała się idealna do ukazania niepewności i lęków dręczących Amerykanów. Twórcy noir mogli pozwolić sobie na dużo więcej – filmy te nie były docenianie przez duże wytwórnie, kręcono je szybko, z małym budżetem, zmniejszało to ryzyko finansowe, ale i dawało więcej artystycznej wolności.

Pustka – Humphrey Bogart otoczony przez kretynów i głupków, psychotyczny, niepanujący nad sobą, a przy tym wybitnie zdolny i uzależniony od alkoholu scenarzysta filmowy, który ostatni dobry scenariusz ma już dawno za sobą. Zmierza w stronę przepaści z prędkością samochodu wyścigowego. Od przypadkowej znajomości, przez odnalezioną miłość i pozorny spokój, po oskarżenia o morderstwo. Jedna z najbardziej poruszających w kinie historii człowieka fatalnego, którego losu nie da się odwrócić, i o tym jak człowiek sam dla siebie staje się swoją największą życiową przeszkodą. *** Memento – jedną z wyróżniających cech filmu noir była skomplikowana, wielowątkowa i szkatułkowa budowa fabuły. Poza samą jej konstrukcją Memento przywołuje też popularny w filmie noir motyw utraty pamięci i zbrodni, którą mogło się w tym czasie rzekomo popełnić. Jest też wątek detektywistyczny i bohater będący jednocześnie tropicielem i ofiarą.

29


MAX PAYNE – historia policjanta, który zdradzony przez współpracowników został sam naprzeciw całego świata. Utrzymany w stylistyce noir Nowy Jork ocieka deszczem, smutkiem i desperacją, podobnie jak obłąkańcze sny głównego bohatera, któremu nie pozostało nic innego, jak zmierzyć się z tym, co zgotował dla niego los. BLACK SAD – jedno z komiksowych arcydzieł noir. Z zepsutego miasta aż wylewają się typowe dla estetyki noir lokacje: miejsca zbrodni, ciemne ulice i posiadłości bogaczy. Nie inny jest też bohater John Blacksad wypalający dziesiątki papierosów prywatny detektyw, który zgodnie z kanonem napotyka swoją famme fatale (a nawet dwie) w zmaskulinizowanym świecie, gdzie nie ma mowy o niewinności. MARVEL NOIR – pomiędzy 2009 a 2010 rokiem amerykańskie wydawnictwo komiksowe wypuściło serie komiksów zainspirowanych estetyką i tematyką noir m.in. : Spider-Man Noir, The Punisher Noir, Wolverine Noir czy Iron Man Noir. Historie i osobowości postaci zmieniono tak, by pasowały do dużo mroczniejszej rzeczywistości oraz specyfiki lat 30. i 40. COWBOY BEBOP – w opowieści o Spike’u, kosmicznym łowcy nagród, i jego historii powiązanej z Viciousem i Julią, pobrzmiewa fabuła klasyka noir Prosto z przeszłości. Była to opowieść o dwóch mężczyznach, dawniej sobie bliskich, i kobiecie, o którą się poróżnili. Zmęczeni życiem i ciągłą ucieczką dążą do konfrontacji... Znaczące jest jednak zakończenie, w którym Spike wybiera zemstę, będąc z góry skazanym na porażkę; przeszłość jest tym, co determinuję jego życie i nie pozwala mu ruszyć dalej.

30


ŁOWCA ANDROIDÓW – dzieło pokazujące, że noir przenika różne style i gatunki, w tym przypadku science fiction. Mamy detektywa, który za dużo pije i nosi płaszcz, mamy famme fatale i mroczny świat ciemnych zaułków przeludnionej Ziemi skąpany w strugach deszczu, a jeżeli pamiętamy, że sam Deckard może być replikantem – wychodzi na wierzch dwuznaczność i niepewność filmu noirowej rzeczywistości. KTO WROBIŁ KRÓLIKA ROGERA – opowieść o przegranym detektywie, który nigdy nie poradził sobie ze stratą brata i szuka pocieszenia w alkoholu. Fabuła dotycząca próby złowrogiego przejęcia wpływów przywodzi na myśl Chinatown. L.A. NOIRE – gra studia Rockstar wydana w 2011, oparta w całości o stylistykę noir; w warstwie wizualnej używa charakterystycznych kolorów i gry cieni – jak i w warstwie fabularnej – wcielamy się w detektywa, który poznaje miasto od jego najgorszej strony (morderstwa, narkotyki itp.). Na uwagę zasługuje sugestywna i doskonale skomponowana ścieżka dźwiękowa. GRIM FANDANGO – kolejna gra komputerowa, w której wykorzystano rozwiązania z kina noir, w fabule znajduje się wiele odniesień do takich klasyków jak Sokół maltański czy Podwójne ubezpieczenie. Podobnie i w sferze wizualnej widać akcenty noir, od biura po namiętnie palone przez bohaterów papierosy. SINCITY – pierwsze, co rzuca się w oczy, to sposób, w jaki komiks jest narysowany – czerń i biel, zabawa cieniem, często nienaturalnie padające światło i dużo dymu, nie ma tu możliwości pomyłki, ponadto twardzi faceci i piękne kobiety, za które można zabić. No i miasto grzechu – miasto noir. MIASTO I MIASTO – new weird spotyka noir w powieści China Mieville’a, w mieście gdzieś na skraju Europy. Członek Brygady Najpoważniejszych Zbrodni staje przed rutynową sprawą, która okazuje się czymś większym, czego nie mógł się spodziewać. REPORTER – tym razem w roli upadłego bohatera fotograf zbrodni i występku „Bernzy” Bernstein (rewelacyjny Joe Pesci). Postać luźno inspirowana życiem słynnego Weegee’ego.

31


1. Jake J. Gittes (Chinatown) Jack Nicholson w wariacji na temat postaci detektywa, wplątanego w sprawę, która odsłania drugie, parszywe dno świata. Pierwowzór: Sokół maltański, Wielki sen. 4. Jackie Brown (Jackie Brown) Femme fatale grająca o wszystko, wykorzystująca wszelkie dostępne jej środki i gotowa sięgnąć po to, co było marzeniem każdej kobiety w filmie noir, czyli niezależność.

2. Max Payne (Max Payne) Policjant, którego zdradzono, pozbawiono najbliższych, dla którego motywem działania jest teraz zemsta i wymierzenie sprawiedliwości na przekór całemu światu. Pierwowzór: Banion.

3. Ed Crane (The Man Who Wasn’t There) Billy Bob Thorton jako frajer, dla którego ucieczką od marazmu rzeczywistości okazał się szantaż, jednak tu nic nie może ujść na sucho, jeżeli chcesz od życia zbyt dużo na pewno upomni się o ciebie. 5. Rick Deckard (Blade Runner) Futurystyczny detektyw w metropolii przyszłości mroczniejszej niż niejedno miasto z filmu noir. Pierwowzór: Żegnaj laleczko.

6. Harry Angel (Angel Heart) Mickey Rourke jako detektyw, który wplątał się w sprawę zbyt dużą dla siebie, odkrywający do fatalnego końca prawdę o swojej tożsamości. Plus Robert de Niro w roli 10. Lynn Bracken (L, A. Confidential) demonicznego zleceniodawcy. Kim Basinger jako prostytutka – sobowtór Victorii Lake, jednej z naj8. Travis Bickle bardziej charakterystycznych aktorek (Taxi Driver) filmu noir. Robert De Niro jako weteran wojny w Wiet9. Sid Hudgeons (L.A. Confidential) namie. Przerasta Zdegenerowany reporter (Danny go amerykańska DeVito) gotów zrobić wszystko, by rzeczywistość, zwiększyć popularność szmatławej w której nie może gazety, którą prowadzi. Szantaż, się odnaleźć. kłamstwo, przekupstwo, nie ma dla Pierwowzór: Akt niego nic nietykalnego. Pierwoprzemocy. wzór: As w potrzasku.

32

7. Mia Wallece (Pulp Fiction) Uma Thurman jako jedna z najpiękniejszych stylistycznie femme fatale, popaląca papierosy, pewna siebie i swojej seksualności. Czego chcieć więcej?


Noirowi bohaterowie są prawie zawsze moralnie skażeni, wyalienowani i niedostosowani, często od samego początku widać w nich ludzi przegranych, którzy przyśpieszając koleje swoich losów, po równi pochyłej zbliżają się coraz szybciej ku przepaści. Wokół nich zaś galeria nie mniej ciekawych osobników: drobne cwaniaczki, hazardziści, prostytutki, włóczędzy, zazdrośni mężowie, kobiety w opresji, bogacze i gangsterzy. Za klasyczną postać fabuł noir można uznać pozbawionego złudzeń, zgorzkniałego detektywa-policjanta, z własnym, spe-

cyficznym poczuciem sprawiedliwości i honoru. Zostaje wynajęty do pomocy w jakiejś na pozór prostej sprawie, która okazuje się o wiele bardziej skomplikowana, sięgająca dalej i głębiej, niż ktokolwiek na początku by przypuszczał (Żegnaj la-

leczko). Równie popularni są antybohaterowie – drobni przestępcy marzący o wielkich pieniądzach, próbujący zagrać z „wielkimi” graczami (Noc i miasto), weterani wojenni zagubieni w otaczającej ich rzeczywistości (Somewhere in the Night, Akt przemocy) czy zwykły Smith, próbujący wieść spokojne życie, który trafia w nieodpowiednie miejsce w nieodpowiednim czasie, a może przede wszystkim na nieodpowiednią kobietę (Podwójne ubezpieczenie). Łączy ich jedno – stają przed dwuznacznymi moralnie wyborami, w ponurej rzeczywistości pełnej przestępstw i obsesji, której nie są w stanie 33


sprostać, co prowadzi do tragicznych zazwyczaj skutków. Szczęśliwe zakończenia należą do rzadkości, nie pasują do obrazu świata, który jest cyniczny i bezlitosny, gdzie jeden pozornie nic nieznaczący fakt, rozpoczyna lawinę, mogącą przekreślić całe dotychczasowe życie.

Jedną z najbardziej rozpoznawalnych figur noir jest z pewnością femme fatale, kobieta będąca źródłem nieszczęść głównego bohatera, pozornie słaba, w rzeczy-

34

wistości silna i niedająca się kontrolować. Potrafi grać wszystkimi swoimi atutami – wykorzystuje swoją pozycję społeczną, atrakcyjność seksualną i słabości otaczających ją mężczyzn, którzy są tylko środkiem do celu (Laura, Zabójcza mania). Odrzuca narzucone jej przez patriarchalne społeczeństwo białych mężczyzn zasady, przez co ściąga zgubę na siebie i otaczających ją ludzi. Stanowi wyraźny kontrast do femme attrape, kobiety ufnej, kochającej, wręcz naiwnej, dla której to nieodpowiedni mężczyzna (homme fatale) okazuje się zwiastunem nieszczęścia. Podejmuje próbę przekroczenia granic represyjnego społeczeństwa, aby uzyskać upragnioną niezależność (Dama z Szanghaju, Listonosz zawsze dzwoni dwa razy). I jeśli zbrodnia wydaje się podstawowym paliwem napędzającym fabułę filmu noir, to właśnie femme fatale jest zwykle katalizatorem wydarzeń, które stają się jej osią. Jednak najistotniejszym i najczęstszym bohaterem filmu noir jest samo miasto, w którym toczy się akcja. Metropolia – Los Angeles, Chicago, Nowy York czy San Francisco – to skomplikowany, irracjonalny labirynt tanich barów, dancingów, sklepów, podwórek, hal bokserskich, doków, brudnych ulic i torów wyścigowych z jednej strony, z drugiej zaś bogatych domów, przystrzyżonych trawników, basenów i rezydencji. Po obu stronach w grę wchodzą jednak te same namiętności: zazdrość, zawiść, pożądanie, chciwość, pragnienie władzy. Różnica polega na tym, że ci po bogatszej stronie mają większe możliwości ukrywania swojej prawdziwej natury.


Starając znaleźć się odpowiedni sposób dla oddania brudnej i niepewnej rzeczywistości, twórcy mieszali teraźniejszość z przeszłością, często łącząc je za pomocą głosu narratora, który zwraca się często wprost do widza, przedstawiając subiektywną wersję wydarzeń. Wypróbowywano wiele narzędzi, które na stale weszły do kinematografii, takich jak retrospekcje (czasem wielokrotne) czy amnezja głównego bohatera. Sięgano także po inne, ciekawe rozwiązania – w Lady in the Lake Robert Montgomery przeprowadził całą narrację z pierwszoosobowej perspektywy Philipa Marlowe, którego oblicze możemy poznać tylko z lustrzanego odbicia. Zresztą właśnie narracja z offu stała się toposem noir – jednym z najmocniej rozpoznawalnych.

rowe produkcje (Chinatown). Na dobrą sprawę nikomu dziś nie sprawia problemu instynktowne rozpoznanie filmu nawiązującego do noir lub czerpiącego z jego symboliki i rekwizytorium, choćby był zgoła przerysowaną parodią (Fatalny instynkt). Zaś gdzieś w tle tych produkcji wciąż pobrzmiewa lęk o stan patriarchalnego społeczeństwa białych heteroseksualnych mężczyzn, mimo że świat zmienił już diametralnie swoje oblicze.

Film noir ze swoją sztywną konwencją zapuścił korzenie w świadomości miłośników kina i reżyserów, dla których stał się gotową, czekającą na wykorzystanie kopalnią archetypów i wyrazistych schematów – od filmów klasy B (The Perfect Sleep) po wysokobudżetowe osca35


Y T E I B KO E N L A T FA 36


Marlena Dietrich jako Lola Lola

Błękitny anioł (1930), reż. Josef von Sternberg

Błękitny to taki zimny kolor, nawet w erze przed technicolorem bijący z ekranu. A Marlena… jej fenomen polega na tym, że w czasie II wojny demokratycznie rozpalała noce żołnierzy niemieckich i amerykańskich.

Ciesz się, że skończyło się na Błękitnym Aniele, a nie na błękitnej krwi. Swoją drogą historia belfra, który sam wpada w sidła kobiety, przed którą usiłuje ochronić swoich uczniów, to nawet dziś pomysł na świetny scenariusz.

Lauren Bacall jako Vivian Sternwood Rutledge Wielki sen (1946), reż. Howard Hawks

Piękna zjawiskowo i równie frapująca. Szkoda, że już takich nie robią. Może robią, ale nie pokazują. Może pokazują, ale w niewłaściwym świetle.

Z pewnością nie robią takich jak Humphrey Bogart. A tu jeszcze w roli Philipa Marlowe’a. 37


Ingrid Bergman jako Ilsa Laszlo

Casablanca (1942), reż. Michael Curtis

����������������������������������� Gdyby wszystkie nieszczęśliwe miłości były początkiem pięknej przyjaźni, kobiety może chętniej by odchodziły, zamiast zatruwać życie porządnym facetom.

Nie przesadzaj. Zresztą tu znowu mamy Humphreya, który swą udręczoną minę i krzywy uśmiech nie zawdzięcza oszczędnej grze aktorskiej, tylko uszkodzonemu nerwowi twarzy.

Rita Hayworth jako Gilda

Gilda (1946), reż. Charles Vidor

Sceny ze ściąganiem rękawiczek i poprawianiem włosów to do dziś niedościgły wzór dla wielu kobiet, chcących uwieść mężczyzn. Niestety, Gilda jest tylko jedna!

Boję się, że w obecnych czasach biedne kobiety muszą zdjąć coś więcej niż rękawiczki, żeby uwieść mężczyznę. Porn hurts women!

38


Faye Dunaway jako Evelyn Cross Mulwray Chinatown (1974), reż. Roman Polański

Jack Nicholson traci dla niej nie tyle głowę, co kawałek nosa. Przy jego wątpliwej urodzie nie jest to wielkie poświęcenie.

Za to dla niego tracą głowę trzy czarownice z Eastwick. I też nie wychodzi mu to na dobre.

Glenn Close jako Marquise De Merteuil

Niebezpieczne związki (1988), reż. Stephen Frears

Glenn Close stara się – chyba skutecznie – być jak John Malkovich.

Chyba nawet jest jeszcze lepsza. Markiza de Merteuil w jej wydaniu to prawdziwa modliszka.

39


Sharon Stone jako Ginger McKenna Kasyno (1992), reż. Martin Scorsese

Tu fatalna jest namiętność DeNiro do pewnego alfonsa, zapośredniczona właśnie przez Sharon.

Fatalne to Ginger ma tu miejscami fryzury i łaszki. Fatalnie zresztą też kończy. No, ale to jest do przewidzenia, skoro wdaje się w romans z kolesiem o facjacie Joe Pesciego.

Kim Basinger jako Lynn Bracken

Tajemnice Los Angeles (1997), reż. Curtis Hanson

Dla niej Russel Crowe był gotów dać się zabić. Później był gotów to czynić już tylko dla demokracji.

A potem stwierdził, że ta rola świetnie mu wyszła i postanowił ją powtórzyć, tylko już w innym kostiumie i przebrał się za… gladiatora.

40


Agnieszka Włodarczyk jako Sara Sara (1997), reż. Maciej Ślesicki

Złapać na dziecko swojego ochroniarza alkoholika, czyli polska odpowiedź na Bodyguarda.

Raczej na Leona Zawodowca, bo motyw młodocianej i akwariów z rybkami zamiast roślinki w doniczce ewidentnie zgapiony z kultowego filmu Luca Bessona.

Karolina Rosińska jako Noemi

Poranek kojota (2001), reż. Olaf Lubaszenko

Piosenkarka od siedmiu boleści, z głosikiem równie słabiutkim co talent aktorski, buzią Karoliny Rosińskiej i tatusiem mafiozem... no błagam! Toż to chodzące źródło kłopotów dla faceta!

Główny bohater rysuje komiksy, więc chyba potrzebuje takich tarapatów, które twórczo wpływają na jego fabuły.

41


Rachel McAdams jako Irene Adler

Sherlock Holmes: Gra cieni (2011), reż. Guy Ritchie

Równie fatalna jak cała ekranizacja.

To się nazywa zemsta kostiumologa. Biedaczka musiała podpaść komuś z ekipy filmowej i dostały jej się wdzianka, w których po prostu nie sposób wyglądać dobrze.

Patricia Arquette jako Alabama Whitman Prawdziwy romans (1994), reż. Tony Scott

Nawet bita przez Jamesa Gandolfiniego jest sexy i fatalna, co nie kończy się dla niego dobrze.

Nie może skończyć się dobrze, skoro za scenariusz odpowiada Quentin Tarantino.

Uma Thurman jako Mia Wallace

Pulp fiction (1994), reż. Quentin Tarantino

Przepis na ożywienie namiętności: szpryca z adrenaliną prosto w serce.

42

A ja myślałam, że chodzi o przepis na władowanie się w kłopoty, czyli o masaż stóp żony szefa...


Samica Obcego

Obcy – Decydujące starcie, reż. James Cameron

Bliskie spotkania trzeciego stopnia, które kończą się fatalnie dla całych plutonów marines.

micą?

Pogubiłam się już: który Obcy był sa-

Ten, co je rodził.

Smerfetka Smerfy (1981)

Piąta kolumna Gargamela niszczy harmonię męskiej idylli.

Smerfetka to próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: czy w durnej czapce na głowie jakiejś kobiecie może być do twarzy? Otóż nie może!

43


SŁODKO-GORZKI

CHAOS (wszystkie tytuły filmów pochodzą z oficjalnego

44

biuletynu festiwalowego)


Ś

Matthiesen za film Teddy Bear. Zawodowy kulturysta, mający kłopoty z nawiązywaniem znajomości z przedstawicielkami płci pięknej, wyjeżdża w celu poszukiwania kandydatki na żonę do Tajlandii. Dobrze zagrana i opowiedziana, a przede wszystkim ujmująca hi-

fot. M. Pudlik

fot. M. Pudlik

Simon Arthur Silver Tongues

więta, święta i… piąta edycja Festiwalu Kina Niezależnego Off Plus Camera już za nami. Było mocno filmowo, nieskrępowanie towarzysko, offowo tylko z nazwy i dziwacznie pod względem organizacyjnym. W konkursie głównym wzięło udział dwanaście filmów. Pierwszą nagrodę zgarnął duński reżyser Mads Siedem Rynek

45 fot. M. Pudlik


Mads Matthiesen Teddy Bear

storia sprawiła, że werdykt jury można przyjąć ze zrozumieniem. W kuluarowych typowaniach na czoło stawki kandydatów ubiegających się o zwycięstwo (i całkiem pokaźny czek na sto tysięcy dolarów) wysuwały się jeszcze dwa filmy: Tomboy Celine Sciamma (o poszukiwa-

Koń w Kinie (K.I.Gałczyński) Rynek

fot. M. Pudlik

fot. M. Pudlik

Dym Kino Ars

niu własnej tożsamości i płciowości, ukazanej z perspektywy dzieci) oraz nagrodzony laurem FIPRESCI Electrick Children Rebbecki Thomas. Ta historia nastoletniej mormonki zapłodnionej przez piosenkę z niebieskiej kasety magnetofonowej, wyruszającej na poszukiwanie ziem-


fot. M. Pudlik

Przed seansem Kino Agrawka

Bellflower_v3:Layout 1

8/5/11

13:42

Page 1

Cube Kino pod baranami

fot. M. Pudlik

skiego opiekuna dla jej nienarodzonego potomka samego Jezusa, doprowadziła widownię do salw śmiechu i masy wzruszeń. Moim cichym faworytem był obraz włoskiego reżysera Emiliano Corapi Sulla strada di casa, opowiadający o młodym przedsiębiorcy próbującym wydostać się z kłopotów finansowych poprzez wykonywanie zleceń dla podejrzanych typów. Obraz mocny i sugestywny, ze świetną rolą Vinicio Marchioniego. Na wyróżnienie zasługują również: She Monkeys 47


nym Brendanem Gleesonem w kryminale stylem nawiązującym do Przekrętu czy Porachunków oraz indonezyjski The Ride Geretha Huw Evansa, z ogromną dawką brutalności, mordobicia, realizatorskiej perfekcji, jak i – niezamierzonego zapewne – humoru.

Lisy Aschan, Bellflower Evana Glodella (niemal apokaliptyczna wizja związku i relacji międzyludzkich mocno osadzona w stylistyce Mad Maxa), Without Marka Jacksona (klaustrofobiczna i przejmująca opowieść o stracie, winie i odnajdywaniu siebie) oraz The women in the Sceptic Tank Marlona Rivery (prowokacyjna i obrazoburcza filipińska satyra na przemysł filmowy i jego dwulicowość, z gorzkim morałem w tle). W ramach Odkryć wyróżnić należy trzy obrazy: zdobywcę Nagrody Publiczności Pół na pół Jonathana Levina, o próbie poradzenia sobie w zetknięciu ze śmiertelną chorobą, brawurowo zagrany przez Josepha Gordona-Levitta (tak, tak, wyrósł nam Tommy z Trzeciej planety od Słońca), Gliniarza Johna Michaela McDonagha z rewelacyj48

Spośród filmów wyświetlanych w ramach innych bloków na uwagę zasługują: rewelacyjny izraelski Footnote Josepha Cedara, Tyranozaur Paddy’ego Considi-


ne’a, świetny dokument Andrew Douglasa Searching for the Wrong-Eyed Jesus czy Fat Girls. Na osobne wyróżnienie zasługuje Lady Luca Bessona (recenzja w tym numerze). Należy też pochwalić polskie realizacje zaprezentowane na festiwalu: Ki Leszka Dawida (zasłużenie uhonorowana nagrodą w konkursie Polskich Filmów Fabularnych historia dziewczyny niczym tornado wkraczającej w życie innych i nieliczącej się z nimi zupełnie), Bez wstydu Filipa Marczewskiego (opowiadający o kazirodczej miłości na tle małomiasteczkowej społeczności), Dass Adriana Panka (klimatyczna opowieść z intrygą i mistycyzmem, udowadniająca, że jak rodzimi twórcy chcą, to są w stanie zrobić także bardzo dobry film kostiumowy z nienachalna historią w tle) oraz wstrząsający Lęk wysokości Bartosza Konopki z genialnymi zdjęciami Piotra Niemyjskiego i z rewelacyjną rolą Krzysztofa Stroińskiego jako ojca ogarniętego schizofrenią, o którego walczy syn, grany – jak GRANY! – przez Marcina Dorociń-

skiego. Jednak najlepszy film, jaki było mi dane obejrzeć na tegorocznej imprezie, to powalający, miażdżący i wbijający w krzesło obraz Simona Arthura Silver Tongues. Wycieczka przez Amerykę z dwójką bohaterów, którzy oszukają, prowadzą dziwną grę i zwodzą, wywołująca ciarki na plecach. Dla mnie jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem w ostatnim czasie. Festiwal odwiedziło masę znakomitości, spośród których można by wymienić choćby Luca Bessona, Andrzeja Żuławskiego (przewodniczącego jury konkursu głównego), Rolanda Joffé, Davida Thewlisa, Josha Radnora, światowej sławy kostiumograf Colleen Atwood (nagrodzona statuetką Akademii za kostiu-


wzajemnego nakładania się na siebie, co przy pewnych odległościach pomiędzy kinami powodowało nieustanne spóźnienia na wybrane seanse. Kolejnym mankamentem było złe wykorzystanie wielkiej sali kina Kijów do wielokrotnego wyświetlania mało popularnych czy słabych filmów, by na najmniejszą salę w kinie Ars dawać produkcje, na które ciągnęły tłumy. Dodajmy do tego korowody dziennikarzy z rezerwacją jednodniową, jakby nie można umożliwić zapisów na cały okres trwania festiwalu, zamiast meldowania się codziennie rano w biurze festiwalowym. Gdyby nie urok i zdolność świecenia

my do Chicago, Wyznań gejszy i Alicji w Krainie Czarów) czy brytyjskiego operatora Mike’a Leigh oraz Dicka Pope’a. Zaś przy okazji cyfrowej premiery Ziemi obiecanej w kinie Kijów zagościła niemal cała obsada wraz z reżyserem Andrzejem Wajdą na czele. Tyle o przyjemnościach, teraz niezbyt miła część. Organizacja festiwalu w wielu aspektach wołała o pomstę do nieba. Co rusz głupota mijała się z niechlujstwem. Filmy nie były podzielone na bloki – jeden z największych zarzutów widzów na festiwalu – co nie pozwalało bezproblemowo obejrzeć wszystkich z jednego działu. Brakowało dbałości o czas trwania projekcji i ich 50


oczami uroczych wolontariuszek, to obcowanie z organizatorami można by nazwać gehenną. Do tego dochodzi fakt, że „off ” w nazwie do czegoś zobowiązuje, a odniosłem wrażenie, że poza dwoma, trzema poślednimi działami większość produkcji należała do głównego nurtu, nie mając nic wspólnego z kinem niezależnym. Może należałoby przemyśleć w roku przyszłym, czy – w imię uczciwości – nie zrezygnować z tych trzech liter w nazwie festiwalu... Na koniec miły akcent – spotkałem na festiwalu masę młodych ludzi ogarniętych pasją do X muzy, którzy czują i rozumieją oglądane filmy, mają o nich własne zdanie i umieją nie tylko o tym dyskutować, ale i „pięknie się różnić”. Wspólne posiłki, wyskakiwanie na papieroska, bieganie pod wybrane kina czy spotkania po projekcjach stanowiły żywą i integralną część festiwalu, kreowaną przez samych widzów, a sprawiającą, że świat okołokonkursowy tętnił własnym życiem. Także spotkania z twórcami, szczególnie te następujące zaraz po pokazie ich dzieł,

zasypywały niepotrzebną fosę między filmowcami i widzami. Poszedłem na festiwal z myślą, by zanurzyć się w kinie, za nic mając blichtr czerwonego dywanu i przebiegających chyłkiem do samochodów z przyciemnianymi szybami celebrytów. Off Plus Camera był pod tym względem bardzo udaną imprezą, zarówno w kontekście filmowym, towarzyskim, jak i wytworzonej atmosfery. Z kolei liczba błędów i zaniedbań organizacyjnych daje nadzieję, że za rok będzie lepiej. Bo trudno uwierzyć, że można by jeszcze coś popsuć w tym zakresie. Michał Pudlik 51


NAWET NIE WIECIE CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?

NO TO CZEKA WAS NIEZŁY SZOK1 1

cytat z [REC] 3

52


W

ostatnich latach światowe kino grozy przeżywa prawdziwy renesans. „Shaky camera”, czyli tzw. kręcenie z ręki robi furorę wśród kolejnych rzesz widzów spragnionych kinowych wrażeń. I chociaż metoda „shaky cam” nie zrodziła się w Hiszpanii, entuzjaści już uznali ten kraj za ojczyzną współczesnego horroru, a za jego stolicę Barcelonę, gdzie rozgrywają się kolejne odsłony serii Rec. Found footage (w wolnym tłumaczeniu: odnalezione nagranie) jest gatunkiem filmowym powstałym w 1999 roku, kiedy to ukazał się The Blair Witch Project. Ten nowy gatunek obejmuje produkcje imitujące amatorskie nagrania kamerą. Zabieg wbrew pozorom wcale nie

przełomowy, bo śmiało użyty już w 1922 roku w szwedzkiej Czarownicy. Częściej zaczął się pojawiać w latach 60., jednak w większości był jedynie elementem dodatkowym, wplecionym w tradycyjne ujęcia. Film, na którym wzorowali się twórcy The Blair Witch Project, najbliższy współczesnemu found footage to Cannibal Holocaust z 1980 roku. W pierwszej, jeszcze tradycyjnie zrealizowanej części filmu grupa ratowników przeczesuje równikowe lasy w poszukiwaniu badaczy, którzy mieli mieć styczność z plemieniem kanibali. Udaje się odnaleźć jedynie porzucone materiały wideo. One właśnie są odtwarzane w drugiej części, a widzom ukazuje się walka o przetrwanie wśród dzikich ludów, nagrana przez jej uczestnika. Brzmi znajomo? Jednak ruchoma kamera nadal była tylko elementem, co ostatecznie zmienili Amerykanie, na stałe wpisując się w kanon kina. 53


Nieoczekiwany spektakularny sukces Blair Witch Project zapoczątkował w krótkim czasie wysyp wielu podobnych filmów, w tym również Rec. To nie przypadek, że nastąpiło to właśnie teraz, w dobie globalizacji, Internetu i technicznych możliwości. Kiedy ludzie zaczęli masowo komunikować się cyfrowymi obrazami nagle okazało się, że ich subiektywne postrzeganie świata, np. poprzez aparat, rzutuje na kinowe oczekiwania. Nie ma już prawd obiektywnych, widz nie wychodzi poza ograniczone pole wąskiej perspektywy. Reporterska kamera, rodem z gier komputerowych, skraca dystans między dziełem a widzem. Może mieć on wrażenie, iż sam mógł w tym wszystkim uczestniczyć, nagrywając wydarzenia własnym telefonem komórkowym. Powstanie pierwszego Rec (2007) było prawdziwą bombą dla europejskiego kina. Film Paco Plazy i Jaume Balagueró – wpisując się w sukces ówczesnych hisz54

pańskich majstersztyków, Labiryntu Fauna oraz Sierocińca – miał być kolejnym iberyjskim hitem. I w istocie był, choć nie pobił ani oscarowego Labiryntu ani komercyjnego Sierocińca. Poszedł w zupełnie inną stronę, być może najgłębiej penetrując zagadnienia ludzkiego strachu. Aż trudno przy tym uwierzyć, że wykorzystał do tego prostą historię o... zombie. Pierwsza część serii rozpoczyna się mało przekonująco. Reporterka, materiał o strażakach, niewiele się dzieje, tylko kamera lata na wszystkie strony. Od razu przychodzi na myśl wiedźma Blair i obawa, że znowu nic się nie wydarzy. Jednak im bardziej wstęp uśpił uwagę widza, tym większego doznawał on szoku wraz z pierwszym rozlewem krwi. Wstrząśnięty, patrząc oczami operatora wiadomości, wpada w pułapkę samonakręcającej się


Tytuł

Zyski w $

Blair Witch Project

248,639,099

Paranormal Activity 3

205,703,818

Paranormal Activity

193,355,800

Paranormal Activity 2

177,512,032

Kwarantanna

41,319,906

Rec

32,492,948

Rec 2

18,497,446

spirali strachu i napięcia. Można kontrargumentować, że taka reakcja jest przesadna, a film posiłkuje się znanymi schematami i typami osobowości. Podobne elementy pojawiały się tak często w historii kina, że zamieniły się w końcu w bezrefleksyjne rekwizyty. Jednak Rec jest inny… Subiektywne kadrowanie i ograniczona przestrzeń stawiają widza na równi z bohaterami, którym została odcięta droga odwrotu. Umiejętności aktorskie schodzą na drugi plan, zastąpione przez poczucie osaczenia. Nie bez powodu twórcy zdecydowali się na mało znanych aktorów albo wręcz amatorów, jak w przypadku reporterki. Posunęli się nawet do tego, że zataili część scenariusza, dając pole do improwizacji przy nieplanowanych scenach (np. upadek strażaka ze schodów). Sukcesywnie budowane napięcie opiera się na podstawowych ludzkich lękach związanych z tym, czego naprawdę nie widać. Kluczową sprawą dla bezpieczeństwa jest świadomość tego, co dzieje się dookoła. Problem pojawia się wtedy, gdy

lepiej nie widzieć, co kryje się za ścianą mroku. W tym wypadku jest to zagadka samego wirusa, którą nieco wyjaśnia finałowa scena na poddaszu. Jednak zamiast pomóc, tylko komplikuje: z jednej strony nadaje znaczenie historii, z drugiej prawie w ogóle jej nie klaruje. Z tego powodu, pomimo iż film stanowi zamkniętą całość, widz pozostaje nienasycony. I oczywiście chce więcej. Więcej chcieli również Amerykanie, którzy zachłysnęli się hiszpańskim filmem i w ekspresowym tempie stworzyli remake zatytułowany Kwarantanna. Dzieło kontrowersyjne, bo zrobione niemal identycznie jak Rec. Twórcy zrezygnowali jedynie z wątku religijnego, czym niepostrzeżenie zamknęli sobie drogę do skopiowania drugiej części filmu. Mimo to, faktem jest, że Kwarantanna zarobiła więcej niż pierwowzór. Niestety, Hiszpanie wypadają słabo nie tylko w tym zestawieniu. Zyski z The Blair Witch Project biją ich na głowę, nie mówiąc o fenomenie Paranormal Activity. 55


Druga część Rec (2009) jest w prostej linii kontynuacją pierwszej. Ta sama klaustrofobiczna kamienica, ci sami umarli. Jedynie grupa żywych się zmienia, a także filmowe priorytety. O ile w pierwszej części najważniejsze było uratowanie ciała, o tyle w drugiej wchodzimy w bardziej metafizyczny temat ratowania duszy. Przechodzimy w zupełnie inne obszary satanizmu, a opętanie, demony i żołnierze w sutannie stają się kluczowymi elementami. Niestety, efektem jest uproszczenie żywego reportażu na rzecz egzorcystycznego obrzędu. Tematy religijne chętnie łączone z horrorami balansowały często na granicy przesady, niejednokrotnie kosztem strachu. Ten na szczęście pozostał na przyzwoitym pozio56

mie, wstrząsając widzem, jednocześnie nastąpiła istotna zmiana perspektywy. Z jednej kamery operatora przechodzimy do kilku, umieszczonych na kaskach antyterrorystów. Od razu można poczuć (nieukrywane zresztą przez twórców) inspiracje grami typu Resident Evil czy Silent Hill. Brakuje tylko dżojstików. Ale właśnie ten brak wpływu na losy bohaterów tak przeraża i oddziałuje. Koniec końców, w Rec 2 zagadka zostaje rozwiązana, a obaj reżyserzy zgodnie stwierdzają, że nie planują kontynuować serii. Aż trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę zakończenie, które pozostawia tyle możliwości, że film śmiało mógłby stać się kolejnym tasiemcowym hitem kin. I jak się okazuje, panowie szybko zmieniają zdanie, zapowiadając nie tylko część trzecią, ale również i czwartą. Pierwsza z nich, Rec 3 Genesis (2012), ma być wprowadzeniem do wcześniej zrealizowanych filmów, ale takiego wstępu z pewnością nikt się nie spodziewał. Genesis nakręcone przez Paco Plazę (Jaume Balagueró ma stworzyć część czwartą) wychodzi poza jakiekolwiek ramy oczekiwań. Po pierwsze niemal znika ruchoma kamera. Zamiast na subiektywny obraz reżyser zdecydował się na szablonową obiektywną kamerę. Zmienia się również kontekst, z kamienicy przenosimy się do przestronnej posiadłości i tłumnego wesela zamożnej pary, podczas którego rozegrać się ma krwawa jatka. I nawet nie w 3D. Aż trudno odgadnąć, czym kierowali się twórcy, odrzucając wszelkie trendy i oczekiwania.


Trudno też dziwić się fali rozczarowania, która odbiła się na kinowej frekwencji w Hiszpanii: trzecia część w weekend premiery zarobiła najmniej z serii. Początek filmu pod względem dynamiki jest podobny do pierwszej części i długo pozostawia widza w stanie oczekiwania. A gdy coś się w końcu wydarzy, zamiast pojedynczego rozlewu krwi i stopniowanego napięcia od razu mamy do czynienia z apokaliptycznym atakiem zombie. W Rec byli to zarażeni wirusem ludzie, w Rec 2 opętani, tu są to po prostu „zwykłe” zombie. Krew leje się strumieniami i w zaledwie kilka chwil weselny tłum zostaje zdziesiątkowany do wąskiej grupy walczącej o życie, z młodą parą na czele. Ucieczki i pogonie, choć podobne do poprzednich części, tracą zupełnie na wyrazie, przeradzając się w nudny schemat. Część widzów zwyczajnie zwątpi po pół godzinie. Aż nagle przeciętny, głupkowaty horror odbija się od dna i przybiera dziwną, niczym niesygnalizowaną w poprzednich częściach formę. Imitowany strach przechodzi w czarny żart, masakra w przerysowanie, a trywialny wątek miłosny w element wiążący. Z regularnego mocnego kina powstaje pastisz horroru. Tragikomiczne sceny z odbijającym się wątkiem religijnym przybierają formę farsy, a kolejne gesty zaczynają przypominać Tarantino czy de la Iglesię. Najlepiej zobrazuje to seksowna poobdzierana panna młoda z piłą mechaniczną w ręku. A wszystko rozgrywa się na oczach widza, który albo zwątpi do reszty, albo oszołomiony zaniemówi z wrażenia. Twórcy ani trochę nie kłamali, mówiąc o powiewie świeżego powietrza w serii. Tak nim powiało, że wszystko

poprzewracało się do góry nogami. Nie mamy już do czynienia z horrorem. Jego ramy zostają rozerwane, kierując spojrzenia w zupełnie nowe obszary. Strach na przemian miesza się z rozczarowaniem na początku i masakrą w stylu Rodrigueza na końcu. Efekt dodatkowo wzmocniony ostrymi rockowymi wstawkami. To regularna jazda bez trzymanki, która choć brawurowa, ma jedną poważną wadę: zaczyna się o wiele za późno, pozostawiając zbyt mało miejsca na porządną rozrywkę. W produkcji jest właśnie część czwarta, Apokalipsa, która ma być kontynuacją Rec 2 i, jak wskazuje tytuł i deklaracje, w której wirus (opętania?) w końcu wyjdzie na świat i dokona z nim rzeczy ostatecznych. Ma być ostatnią częścią, jednakże podobne deklaracje słyszeliśmy już po Rec 2, a rozochocony nowymi możliwościami Plaza wspomina o części numer pięć. Miejmy jednak nadzieję, że Rec nie przerodzi się w kolejną coroczną maszynkę do zarabiania pieniędzy pokroju Piły. Choćby z uwagi na to, że zakorzenił się w świadomości, głównie europejskiej, jako pewien symbol współczesnego horroru. Nie przypadkiem pierwsze dwie części swoje premiery miały na festiwalu w Wenecji. Komercyjna kontynuacja na pewno nie wyjdzie na dobre filmowi, ale przede wszystkim widzom. Świat widzi zbyt wiele niekończących się kinowych opowieści, których początkowy polot zostaje rozmieniony na drobne przez kolejne części i przechodzi w niebyt. Jak gdyby filmowcy zapominali, jak to jest być widzem. Emill Wittstock Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: exellos.filmaster.pl

57


TOMASZ

Chmielik

POWSZECHNA FLUORYZACJA

TOMOGRAFIA

Z

JAK KROMKA CHLEBA

drowie i choroba to problemy, które spędzają sen z powiek każdemu z nas. Codziennie musimy sobie bowiem zadawać pytanie o to, czy mieścimy się jeszcze w coraz bardziej naukowo sprecyzowanych normach zdrowotnych. Granica stała się na tyle płynna, że na pytanie, czy jesteś zdrowy, nikt nie jest już w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jeżeli codziennie łykamy garść różnego rodzaju tabletek, to czy świadczy to o naszym zdrowiu, czy wręcz przeciwnie? Nie zadajemy sobie jednak nigdy innego, o wiele istotniejszego pytania, czy przypadkiem nie wmówiono nam, że bez dostępnej w aptekach chemii nie możemy normalnie funkcjonować? Co gorsza, tak zwane autorytety naukowe już dawno temu sprzedały się wielkim koncernom farmaceutycznym, które czerpią korzyści z formułowanych, często sprzecznych względem siebie, tez i wciągają nas w grę pełną lęków i nie58

dopowiedzeń. Tam zaś, gdzie pojawia się niepokój, pojawiają się również możliwości zarobienia na nim pieniędzy. Kino niemalże od samego początku swojego istnienia sięgało do głęboko zakorzenionych ludzkich lęków, aktualizując pod tym względem wciąż na nowo treści tworzonych przedstawień. Spójrzmy chociażby na filmy szpiegowskie, które biły rekordy popularności w okresie zimnej wojny, czy różnego rodzaju romanse stanowiące hollywoodzką odpowiedź na coraz większą alienację jednostki w społeczeństwie postindustrialnym. Wszystkie te przekazy trafiają do odbiorców, ponieważ bazują na ich głęboko skrywanych obawach. Wywołanie nastroju zagrożenia ze strony komunistycznych szpiegów było na tyle skutecznym chwytem propagandy politycznej, że spowodowało wśród Amerykanów prawdziwą histerię na tym punkcie. Natomiast coraz częstsze wycofywanie się ludzi z życia publicznego


FELIETON

na rzecz komercyjnie zaprojektowanego indywidualizmu doprowadziło do utowarowienia więzi społecznych i traktowania potencjalnych partnerów w kategoriach rzeczy o ograniczonym terminie przydatności do użycia. W tak skonstruowanym modelu społecznym romanse przyciągają do kin rzesze wylęknionych osób. Niestety, nie uśmierzają one strachu przed odrzuceniem i niejednokrotnie same przyczyniają się do kolejnych rozstań oraz poszukiwań, wszak opierają swoją siłę przekazu na archetypicznie pojmowanej miłości idealnej, która jest w zasadzie niemożliwa do urzeczywistnienia w coraz bardziej ometkowanym świecie. Do lęków spowodowanych postępującą medykalizacją sięga się w Hollywood chętnie, rozkręcając w ten sposób modę na faszerowanie się różnego rodzaju farmaceutykami. Filmy pokroju Epidemii (Outbreak) czy Epidemii strachu (Contagion) nie są zwyczajnymi dramatami, tylko doskonale skonstruowanymi obrazami, które mają na celu spotęgowanie u widzów obawy przed rozprzestrzenianiem się chorób zakaźnych. Ich przekaz jest jasny – wirus może zaatakować każdego. Nasze wysiłki ukierunkowane na ochronę zdrowia mają oczywiście ogromne znaczenie, jednak choroba bywa podstępna i wystarczy chwila nieuwagi, aby stało się nieszczęście. Oba te filmy uczą nas jednak i tego,

że medycyna potrafi rozwiązać każdy problem, a opracowanie właściwej szczepionki jest wyłącznie kwestią czasu. Czy mamy więc do czynienia ze szczęśliwym zakończeniem, podczas którego choroba zostaje pokonana raz na zawsze? Niestety, „bakcyl dżumy nigdy nie umiera”, a spece od nakręcania spirali lęków doskonale zdają sobie z tego sprawę. Funkcjonujemy obecnie w skomplikowanym systemie naczyń połączonych. Jeżeli media w poszukiwaniu sensacji „wyprodukują” jakąś epidemię, firmy farmaceutyczne zareagują stworzeniem nań szczepionki, w kinie pojawią się zaś filmy, które widzowie potraktują jako swoisty 59


FELIETON

rodzaj zbiorowej psychoterapii. Wieńczący owe dzieła triumf współczesnej medycyny zapewni uczestnikom seansu spokojny sen, przynajmniej do czasu wybuchu kolejnej, jeszcze większej i groźniejszej epidemii. To zaś z pewnością nastąpi, ponieważ w świecie niepewnych jednostek, eksploatacja ich lęków jest niezwykle dochodowym biznesem. W ten sposób koło się zamyka, a kolejne powtórzenia tego samego dramatu stają się coraz bardziej przerażające. Świetnego przykładu nieco innego podejścia do zagadnienia medykalizacji dostarcza telewizja i seriale pokroju Doktor House czy Chirurdzy (Grey’s anatomy), pełne medycznego żargonu i mrożących krew w żyłach przypadków rzadkich chorób. Seriale te oszukują widza, wmawiając mu, że jego wiedza medyczna wzrasta, on sam staje się zaś bardziej świadomym odbiorcą dobrodziejstw zapewnianych przez przemysł medyczny. Oczywiście, w rzeczywistości dzieje się zupełnie na odwrót, ponieważ mnogość przedstawianych problemów specjalistycznych pogłębia jedynie odczuwane lęki i powoduje, że jednostka wpada w szpony specjalistów od marketingu, którzy z największą rozkoszą pomogą jej w doborze niezbędnych dla zdrowia leków. Dodatkowo tego typu widowiska 60

nakręcają modę na badania specjalistyczne, które w większości przypadków są zbędne, byle przeziębienie staje się pretekstem do serii badań wykluczających wszystkie choroby o skomplikowanie brzmiących nazwach. Ot, tak na wszelki wypadek. Pewna słynna maksyma głosi: „bawiąc uczyć”. Nie mówi jednak niczego o treści samej edukacji, która bardzo często zostaje sprowadzona wyłącznie do szukania na sklepowych półkach pakietów gotowych rozwiązań. Warto o tym pamiętać, kiedy oglądamy skrojone na miarę naszych własnych koszmarów produkcje z Fabryki Snów.


FELIETON

61


FELIETON

SŁAWOMIR

Domański LAPSUS FILMOWY

Więcej tekstów tego autora na blogu: http://lapsus.filmaster.pl

B

ędzie o rozdartym sercu i o oceanie łez. A wszystko przez tego reżysera Camerona, który raz na jakiś czas schodzi głęboko pod wodę, by osiągnąć swoimi filmami dno – rzeczywiste i metaforyczne. Już w The Abbys pogrążał nas w odmętach oceanu, dowodząc, że ufoludki nie przybędą z kosmosu, tylko wypłyną z morskich głębin. Ostatnio odwiedził dno dna, czyli Rów Mariański, a co widział i co przeżył pewnie kolejny jego film nam opowie. Jednak prawdziwego dna sięgnął Titanic. To dno oceanu ludzkich łez, rozterek, niespełnionych miłości, a także okrutnego, obojętnego wobec wyższych uczuć świata. Titanicu! Zawsze będziesz przypominał o milionach den rozdartych serc, któ62

re są rozorane przez obojętność, niczym ty przez górę lodową. Pójdę, tak! Chcę iść z tobą w tę otchłań 3D! Rozpaczy, która odbierasz nadzieję wielkiej miłości, zabierz mnie, błagam, zabierz tam, gdzie spoczywają miraże niespełnionych uczuć! To był rok 97. Ostatni rok moich zbyt długich studiów. Serce wydrążone jak „helołinowa” dynia łaknęło odrobiny szczęścia. Dość już mi było tych alkoholowych nocy z porannym zdziwieniem i pytaniami: gdzie ja jestem? kim jest ta pani? Zdarzył się bal na zakończenie. I ona. Gdzieś mi się zebrało na odwagę, by podejść i tak niezobowiązująco, po koleżeńsku zaprosić na ten bal uroczysty, który sobie tak pięknie z kolegami wymyśliliśmy. I przybyła nań w tej swojej sukni, z alabastrem nagich pleców, przesłoniętą


FELIETON

delikatnie blond włosami szyją łabędzia. Ja podziwiałem ją sunącą zwiewnie po parkiecie w ramionach innych, nie chcąc kompromitować jej swoją niezgrabnością. I się zadurzyłem, na amen. Seans Titanica to była nasza pierwsza i ostatnia randka. Widziałem w ciemnej sali, jak się wzrusza, jak popłakuje cichutko i przerażona patrzy na tragiczny koniec marzeń o wielkiej miłości. Bardziej byłem skoncentrowany na jej wzruszeniu niż samym filmie. Ona przyjmowała mój męski uścisk, przytulałem mocno, a czując lekkie spazmy cichego szlochu, podawałem czule specjalnie kupioną na tę okazję chusteczkę – wyprasowaną i lekko skropioną Old Spice’em. Tymczasem Titanic łamał się jak zapałka, by pójść na dno i zatopić wielkie marzenie o wspaniałej miłości. Po wyjściu z kina, gdy jeszcze czuliśmy aurę mroźnej morskiej bryzy, a w butach chlupotała woda, ona spytała smutno: „Dlaczego tak nie może być w życiu?”. „Jak to?” – odrzekłem – „przecież mam wszystko to, co Jack Dawson – nie mam pieniędzy, jestem przybłędą, mogę nawet narysować twój akt?”. A ona ryczała dalej i powtarzała, jakby nie usłyszała, co mówiłem: „Dlaczego tak nie może być w życiu?”.

To były ostatnie słowa, które usłyszałem z jej ust. Okazało się, że ma swojego Cala Hockleya – przetańczyła z nim pół balu pożegnalnego, czego ja oczywiście nie zauważyłem, tak w nią wtedy zapatrzony. Romantyzm ustąpił miejsca pragmatyzmowi. Może gdyby to się działo na pokładzie Titanica, jednak proza życia pokazywała wyraźnie fałszywe założenie Camerona – historia miłości biedaka i bogatej, zbuntowanej panny, nawet w dekoracjach schyłku „belle epoque”, nie mogła skończyć się happy endem. Antidotum na „titanicową” traumę okazała się Luna – typowa gotka, z dziarami, czarnym makijażem i upodobaniem do horrorów typu „slasher”. Jako grę wstępną stosowała kolejną część Hellraisera, Piątek trzynastego czy Wzgórza mają oczy. O Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną nie wspomnę – to był jej ulubiony film. Jak Luna czasem mi się jeszcze przyśni, to tylko w scenerii tego filmu z piłą spalinową w ręku. Pewnego razu, gdy leżeliśmy błogo nurzając się w oparach tytoniowego dymu i wina, z albumem Nero Closterkeller w tle, powiedziała do mnie: „Wiesz, co lubię w slasherach? Nie ma w nich fałszu Titanica. Jest w nich tak jak w życiu: tylko krew, pot i łzy”. 63


FELIETON

PAWEŁ

Kabron W CHORYM KINIE

Więcej tekstów tego autora na blogu: http://doktor_pueblo.filmaster.pl

P

PIES ŚNIĄCY O MORDZIE

ewnego dnia dwaj przyjaciele opowiedzieli sobie świeżo przyśnione sny. Luisowi Buñuelowi śniła się wąska chmura przeszywająca księżyc i ręka z brzytwą przecinającą w tym samym momencie kobiece oko. Salvadorowi Dali przyśniła się dłoń, z której wychodzą mrówki. Zainspirowani tymi snami postanowili nakręcić krótki film, który miał okazać się arcydziełem awangardy i surrealizmu – Psa andaluzyjskiego. Był rok 1929. Świadomy tego, że żaden poważny producent nie zainwestuje pieniędzy w tak szalony projekt, Buñuel nakręcił film dzięki pieniądzom otrzymanym od matki. Pierwszy pokaz w Paryżu był wydarzeniem artystycznym. Na projekcji obecni byli m.in. Pablo Picasso, Le Corbusier, Maks Ernst, Andre Breton, Rene Magritte, Jean Cocteau. Niepewny reakcji 64

widowni, Buñuel czekał za sceną z kamieniami w kieszeniach, żeby w razie porażki obrzucić nimi publiczność. Ale film odniósł olbrzymi sukces i to nie tylko w czasie premiery. Mimo wielu protestów przeciwko jego obrazoburczości (oraz dwóch poronień w czasie projekcji ) nie schodził z afisza przez osiem miesięcy. To, że film odniósł sukces komercyjny, a reżyser zgodził się opublikować scenariusz w „mieszczańskim czasopiśmie”, przysporzyło zresztą Buñuelowi nieco problemów. Koledzy surrealiści przeprowadzili na zebraniu grupy coś w rodzaju procesu, oskarżając reżysera o zdradę ideałów. Żeby odzyskać twarz, Buñuel opublikował scenariusz również w piśmie surrealistycznym, poprzedzając go wstępem, w którym napisał, że jego film jest publicznym wezwaniem do mordu. Zaproponował też, że spali negatyw filmu


FELIETON

na placu du Tertre na Montmartrze (na szczęście ta propozycja nie została zaakceptowana). Mimo upływu kilkudziesięciu lat Pies andaluzyjski jest wciąż wyzwaniem dla widzów, szczególnie tych przywykłych do tradycyjnej filmowej narracji. Kolejne obrazy zdają się nie tworzyć żadnego ciągu logicznego, rządzi nimi logika nocnego koszmaru. W filmie obserwujemy co prawda parę bohaterów, kobietę i mężczyznę, pojawiające się napisy sugerują istnienie jakiejś chronologii (osiem lat później, szesnaście lat wcześniej), jednak w rzeczywistości kolejne sceny (mimo pewnych powracających elementów np. tajemnicze pudełko) nie układają się w żadną spójną historię. W role głównych bohaterów wcielili się Simone Mareuil i Pierre Batcheff. Warto wspomnieć, że obydwoje aktorzy zginęli później śmiercią samobójczą; Batcheff przedawkował Veronal w 1932 roku, a Mareuil oblała się benzyną i podpaliła publicznie w 1954 roku. Niewykluczone, że właśnie to zerwanie z klasyczną metodą prowadzenia opowieści szokuje w tym filmie najsilniej, bardziej nawet niż same surrealistyczne obrazy. Zdezorientowany widz nie wie co ogląda, próbuje szukać sensu tam gdzie go nie ma. Wyraźnie tłumaczy to zresztą

sam Buñuel: „Scenariusz został napisany w niecały tydzień, zgodnie z bardzo prostą regułą przyjętą za obopólną zgodą: odrzucić wszelki pomysł, wszelki obraz, który mógłby skłaniać do wyjaśnienia racjonalnego, psychologicznego czy kulturowego. Otworzyć szeroko wrota temu, co irracjonalne. Dopuszczać tylko obrazy, które nas zafrapują, nie starając się dociec dlaczego”. (Luis Buñuel Moje ostatnie tchnienie, Świat Literacki, 2005, s. 119). Pies andaluzyjski jest esencją surrealizmu lub, jak chcą jego twórcy, rewolucją, ruchem moralnym, ostrym głosem za prawem do twórczej wolności niepoddanej żadnym krępującym ją regułom. Surrealistyczny przewrót opowiadał się przeciwko wszystkiemu, co ustalone i pewne. Odrzucał wymóg racjonalności, chwaląc to, co irracjonalne, odrzucał dyktat rozsądku, idąc za tym, co wypływa z emocji. Nie był ruchem doraźnie politycznym, ale chcąc nie chcąc, wypowiadał się przeciw skostniałemu porządkowi społeczne65


mu. I choć Pies andaluzyjski nie był aż tak jawnie antyklerykalny jak drugi film Buñuela Złoty wiek, to oczywiście musiał bardzo irytować kler i „porządnych obywateli”. Bo prawdziwym tematem filmu było to, czego księża i mieszczanie bali się jak diabła – żądze. Film aż kipi od pożądania. Mimo że autorzy odcinali się konsekwentnie od jakichkolwiek upraszczających interpretacji swojego dzieła, najczęściej odczytuje się je na gruncie psychoanalizy jako film o dwóch najważniejszych popędach – Erosie i Tanatosie. Chuć i rozkład przewijają się przez niemal wszystkie sceny. Zepchnięte przez represyjny system zakazów i norm obyczajowych do podświadomości, wychodzą w Psie andaluzyjskim na światło dzienne. Nic dziwnego, że film wzbudzał skrajne reakcje widowni. Bogactwo i oryginalność wizji Buñuela i Dalego oszałamiają po dziś dzień. Mimo że film trwa ledwie szesnaście minut, co najmniej 66

kilka scen z niego weszło na trwałe do filmowego kanonu: słynna scena z brzytwą przecinającą oko, wciąż zaskakująca swym realizmem (w rzeczywistości Luis Buñuel przecina w tej scenie oko krowy), mrówki wychodzące z dłoni bohatera, lubieżne spojrzenie mężczyzny, który ślini się dotykając piersi kobiety, czy ujęcie, kiedy ciągnie on liny, do których okazują się przytwierdzeni dwaj zakonnicy, dwa fortepiany oraz rozkładające się na nich osły; te obrazy wciąż szokują i fascynują mimo tego, że od premiery minęło już tak wiele lat. W pewnym sensie rewolucja surrealistyczna zakończyła się fiaskiem. Bo przecież celem surrealistów nie było malowanie dziwnych obrazów czy zaskakiwanie widowni ekstrawaganckim zachowaniem. Oni chcieli wstrząsnąć światem w posadach, zburzyć schematyczne konstrukcje naszej kultury. Jak widać – nie udało się. I pewnie udać się nie mogło. Taka już natura człowieka, że woli pewność niż ryzyko, piosenki, które już słyszał, od dźwięków, których nie zna, a filmy, które już widział, od obrazów, które wyrwałyby go z intelektualnego letargu. Dla tych z nas, którzy myślą inaczej, Pies andaluzyjski był, jest i na zawsze pozostanie obiektem kultu.


67


68


No i przyszło nam omawiać kawał prawdziwie męskiej prozy! Kto wie, może za jakiś czas pojawi się u Krzysztofa Schechtela? Męska proza, której entuzjastyczne recenzje piszą głównie anonimowe osoby płci żeńskiej, i to chyba dość młode, biorąc pod uwagę treść tekstów zamieszczonych na stronie wydawcy! „Książka jest dobrą rozrywką i ciekawym materiałem dydaktycznym, ponieważ doskonale przystosowuje nas do zaistniałej sytuacji.

Czytelne opisy pozostałości po przyrodzie, potwornie uderzają w nasz obraz o jej pięknie”, „trafiła się niezła perła, kupię ją w prezencie Mikołajkowym Najbliższym” (ortografia oryginalna). Ciekawe zjawisko!

69


RECE

Nietykalni 72 | Piękno 75 | Przebaczenie krwi 78 | J. Edgar 81 | Kajínek 84 | Uwodz ARIRANG 103 | Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze 106


ENZJE

ziciel 87 | StreetDance 2 3D 90 | Ĺťycie to jest to 94 | Lady 97 | She Monkeys 100 |


RECENZJA

NIETYKALNI RYJE BERET

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

F

Więcej tekstów tego autora pod adresem: literadar.pl

Michał Pudlik Tytuł: Nietykalni Tytuł oryginalny: Intouchables Reżyseria: Olivier Nakache, Eric Toledano Obsada: François Cluzet, Omar Sy, Anne Le Ny, Audrey Fleurot Produkcja: Francja 2011 Dystrybutor: Gutek Film

72

#4

rancuskie kino bywa wyznacznikiem kierunków, w które podąża światowa kinematografia. Do inspiracji choćby Nową Falą (m.in. François Truffaut, Jean-Luc Godard czy Claude Chabrol) w swej twórczości odnosili się tacy reżyserzy jak F. F. Coppola, Milos Forman, Stanley Kubrick, Jiri Menzel, a także rodzimi twórcy: Krzysztof Kieślowski, Andrzej Wajda, Roman Polański czy Agnieszka Holland. Magicznością i wyobraźnią zachwycają filmy Jean-Pierre’a Jeuneta. Równie ważne miejsce zajmują wychowani nad Sekwaną twórcy filmów komediowych. Któż nie zna genialnych ról Louisa de Funesa czy Bourvila w filmach Gererda Oury, filmów z Christianem Clavierem, Gérardem Depardieu lub Danielem Auteuil. Całkiem niedawno serca miłośników kina podbił Jeszcze dalej niż północ Dany’ego Boona. Bezpretensjonalna historia urzekała i bawiła do łez. Teraz nadszedł czas na Nietykalnych Oliviera Nakache i Erica Toledano. Film opowiada historię sparaliżowanego milionera Philippe (François Cluzet), który mogąc poruszać tylko głową, wymaga całodobowej opieki. Ciężki stan


RECENZJA

zdrowia, jak i depresyjność wynikająca z niepełnosprawności sprawiają, że wciąż potrzebni są nowi opiekunowie, będący w stanie sprostać wymaganiom chlebodawcy i wytrzymać z nim dłużej. Pewnego razu, spełniając urzędowy obowiązek, na rozmowę kwalifikacyjną trafia Driss (Omar Sy) – młody, czarnoskóry chłopak z blokowiska, który właśnie wyszedł z więzienia. Bezpośrednie zachowanie, szczerość i niesamowita energia sprawiają, że otrzymuje on propozycję pracy. Od tego momentu życie obu mężczyzn bardzo się zmieni, a ich wzajemna relacja zamieni się z czasem w przyjaźń. Wiele było filmów opisujących skomplikowane relacje pomiędzy ludźmi zdrowymi a tymi wymagającymi opieki, odnajdywanie przyjaźni i zrozumienia dla siebie nawzajem.

Można wymienić choćby Rainmana, Bez skazy czy Zapach kobiety. Problemem w traktowaniu ludzi niepełnosprawnych jest litość, którą szczodrze ich obdarzamy, myśląc, że to jest panaceum na ich sytuację. A tak nie jest, ludzie chorzy

#4

73


RECENZJA

chcą być traktowani normalnie, brać z życia tyle, ile się da. Właśnie o tym opowiada ten film – o poszukiwaniu porozumienia w zetknięciu się tak różnych światów. Nie tylko na płaszczyźnie zdrowia i fizyczności, ale i zderzenia kultur, społeczności czy wrażliwości. To spotkanie doprowadza nas do konstatacji, że mimo różnic dzielących bohaterów pragnienie życia i czerpania z niego nieskrępowanej radości są wspólne dla nas wszystkich. Tacy dla siebie są główni bohaterowie. Uczą się tego od siebie nawzajem. Philippe dostrzega kolory w prostolinijności i otwartości Drissa, jego energetyzującym całe otoczenie zachowaniu i traktowaniu go fair, bez żadnej taryfy ulgowej, prosto i szczerze. Otwiera go to na powrót na smaki życia, których ze względu na swój stan zdążył już się wyrzec. Z kolei Driss poznaje świat kultury i obycia, bogactwa i dostatku, ale przede wszystkim dorasta, z drobnego złodziejaszka i lekkoducha zmienia się w odpowiedzialnego i dostrzegającego potrzeby innych mężczyznę. Przemiana ta jest serwowana nienachalnie, wynika logicznie z zachodzących sytuacji, bez zbytecznej ckliwości czy moralizowania. 74

#4

Kolejny akapit chciałbym przeznaczyć dla Ludovica Einaudi i jego niesamowitej muzyki, wypełniającej cały film. Od samego początku dźwięki fortepianu niosą historię delikatnie i barwnie. Pełne empatii melodie dopełniają kadry i sytuacje, nie rażąc nachalnością i patosem. Muzyka lata z nami niczym paralotnie z głównymi bohaterami. Jest ciepła, głęboka i doskonale dopasowana. A główny utwór, Una Mattina, przez wiele kolejnych dni krąży w naszej głowie, nie pozwalając zapomnieć o tym niesamowitym filmie. Bo trudno określić ten film inaczej niż jako znakomity, urzekający i piękny. Niby nie trzeba wiele, ot, prosta z pozoru historia niepełnosprawnego mężczyzny i jego opiekuna, jednak podana w znakomity sposób. Bez nadęcia i moralizowania, ale niepozostawiająca nas obojętnymi na obserwowane wydarzenia. Pełna humoru i radości życia, bez głupich gagów i niestosownych wygłupów. Ciepła i wzruszająca, świetnie zagrana i sfotografowana. O urzekającej i przejmującej muzyce. Rzadko widzi się, by widzowie tak niechętnie opuszczali swe kinowe miejsca, jak podczas tej projekcji. W pełni podzielam ich zdanie, że z tym filmem i z jego bohaterami nie chciałoby się rozstawać jeszcze przez długie godziny. Pozostaje mi tylko zaprosić wszystkich do kina. Koniecznie, bo naprawdę warto!


RECENZJA

PIĘKNO POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

T

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: kw86.filmaster.pl

Krzysztof Witalewski Tytuł: Piękno Tytuł oryginalny: Skoonheid Reżyseria: Oliver Hermanus Obsada: Deon Lotz, Roeline Daneel, Sue Diepeveen, Charlie Keegan Produkcja: RPA, Francja, Niemcy. 2011 Dystrybutor: Tongariro Releasing

ytuł filmu jest ironiczny. Na przestrzeni dziewięćdziesięciu dziewięciu minut projekcji trudno znaleźć choćby przebłyski piękna. Niemało za to brzydoty i to tej poniekąd najgorszej, nie tyle estetycznej, co etycznej. Plugawość charakteru, duszy i umysłu głównego bohatera filmu – François – sprawia, że nie da się go polubić. Trudno się z nim też utożsamiać, czy choćby mu współczuć. Od pierwszej sceny filmu budzi niepokój. Kamera, utożsamiona z jego spojrzeniem, które w podejrzanie voyeurystyczny sposób lustruje salę weselną, w końcu zatrzymuje się na sylwetce młodego, atrakcyjnego mężczyzny – Christiana. Fascynacja chłopakiem, stopniowo przeradza się w obsesję, która stanie się główną osią fabuły. Podobno, w zamyśle autora, tytuł filmu miał odnosić się do fasady, jaką François otacza swoje życie. Czterdziestokilkuletni właściciel tartaku, zamożny i szanowany członek lokalnej społeczności, poświęca dużo energii, by zachować pozory. Stara się odgrywać rolę człowieka sukcesu i wzorowego ojca rodziny. Duży dom (wprawdzie zapuszczony, ale tego nie widać z zewnątrz) potwierdza wyso#4

75


RECENZJA

ki status majątkowy. Elegancki wystrój sypialni jest fasadą, za którą kryje się głęboki, permanentny kryzys w jego małżeństwie. W obecności krewnych i znajomych jego rodzina także zachowuje pozory, targają nią jednak wewnętrzne konflikty i animozje. Codzienne życie, które wiedzie główny bohater, nosi znamiona drobnomieszczańskiej przyzwoitości i małostkowo rozumianego porządku. Próżno doszukiwać się w nim choćby powierzchownego piękna. Za tak pieczołowicie budowanym murem kryje się oczywiście mroczny sekret (skrywany homoseksualizm bohatera), który połączony z już jawną ho76

#4

mofobią i skrajnym konserwatyzmem prowadzi do paranoi, agresji i pogardy dla samego siebie. Mechanizmy wyparcia działają jednak tak silnie, że podczas regularnych (homoseksualnych) orgii, na które François umawia się z podobnymi sobie mężczyznami, obowiązuje zasada „żadnych pedałów”, cokolwiek by to miało oznaczać. Druga zasada orgii brzmi „żadnych czarnuchów”, a formułowana w języku afrykanerskim przez białych brzmi szczególnie upiornie.


RECENZJA

Piękno, będące drugim dziełem 29-letniego dziś Olivera Hermanusa (debiutował przed trzema laty obrazem Shirley Adams), zdobyło międzynarodowe uznanie. W Cannes, gdzie było pokazywane w sekcji Un Certain Regard, zostało uhonorowane nagrodą Queer Palm, od 2010 roku przyznawaną filmom „poruszającym tematykę LGBT i upowszechniającym kulturę różnorodności”. Akurat to wyróżnienie wydaje się mocno kontrowersyjne. Owszem, Piękno broni się jako polityczna alegoria i potencjalnie celna krytyka współczesnej południowoafrykańskiej rzeczywistości społecznej. Sytuuje się jednak całkowicie poza queerowym dyskursem i rozpatrywane jako film LGBT ponosi porażkę – nie tylko nie jest nośnikiem żadnych nowych treści, ale dodatkowo utrwala całkowicie irracjo-

nalne negatywne stereotypy, niepotrzebnie wiążąc seksualną przemoc i perwersję z homoseksualizmem. Można oczywiście spróbować przyjąć korzystną perspektywę dla filmu, chociażby szukając pierwotnego źródła destrukcyjnych czynów François w opresyjnej, homofobicznej kulturze. Jednakże brak adekwatnych przesłanek dla potwierdzenia tej tezy każe raczej postrzegać takie odczytanie jako nadinterpretację. Gwoli uczciwości, należy docenić formalną spójność filmu, zwłaszcza wyróżniającą się pracę kamery Jamie’ego Ramseya. Niestety, zgrabnie prowadzona narracja odsłania dość banalną i wtórną historię, pozbawioną siły wyrazu, jakiej można by oczekiwać po tak głośnym filmie. #4

77


RECENZJA

PRZEBACZENIE KRWI POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

J

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: esme.filmaster.pl

Agata Malinowska Tytuł: Przebaczenie krwi Tytuł oryginalny: The Forgiveness of blood Reżyseria: Joshua Marston Obsada: Tristan Halilaj, Sindi Lacej Produkcja: USA, Dania, Albania, Włochy, 2011 Dystrybutor: Aurora Films

78

#4

oshua Marston nie rozpieszcza nas, jeśli chodzi o częstość pojawiania się jego kolejnych dzieł. Po debiutanckiej Marii łaski pełnej z 2004 roku nakręcenie kolejnego filmu zajęło mu siedem lat. Jest to zapewne jeden z tych reżyserów, którzy zabierają głos jedynie wtedy, gdy mają coś ciekawego do powiedzenia, bo nie da się ukryć, że Przebaczenie krwi intryguje. Imponuje również rozrzut geograficzny. Podczas gdy Maria… rozgrywała się w Kolumbii, akcja Przebaczenia… jest umiejscowiona w Albanii i dotyczy pewnego ponurego lokalnego problemu. Bohater filmu to młody chłopak – Nik, przeciętny albański nastolatek, który właśnie wkracza w życie. Niestety, ani jego plany dotyczące ładnej koleżanki z klasy, ani marzenia związane z założeniem kawiarenki internetowej nie będą miały szansy się ziścić. Ojciec Nika wdaje się w kłótnię, w czasie której zabija sąsiada, a potem decyduje ukryć się przed policją. Zwyczajowe prawo tych ziem, zwane Kanun, daje rodzinie zabitego prawo do odebrania życia mężczyźnie z rodziny mordercy. Ten, na którym ciąży zemsta, jest bezpieczny wyłącznie w progach


RECENZJA

własnego domu. Nik zostaje więc zamknięty w domowym areszcie. Po zbiegłym ojcu obowiązek utrzymania rodziny przejmuje młodsza siostra chłopca, Rudina. Nietrudno się domyślić, że Nik nie będzie mógł pogodzić się z losem i spróbuje wszystkiego, by wyjść na wolność. Piętnastowieczny kodeks Kanun to zbiór zasad i obyczajów funkcjonujących dziś w Albanii niezależnie od obowiązującego prawa, a domowe areszty mające chronić przed krwawą zemstą to znane i opisywane zjawisko. Całe rodziny zostają w ten sposób wyłączone z życia społecznego, niejednokrotnie na lata, póki nie dojdzie do zabójstwa lub – co bardziej pożądane – udanych mediacji.

podróżując po Albanii i przeprowadzając wywiady z zamkniętymi w domach nieszczęśnikami. Być może owa gruntowna wiedza i wysiłek, by możliwie wiernie ją przekazać,

Od 1992 roku, daty upadku komunizmu, krwawa zemsta lub domowy areszt przypadły w udziale tysiącom osób. Albania płaci wysoką cenę za wierność tradycji. Tradycja ta jest prezentowana w Przebaczeniu krwi z wielką pieczołowitością. Marston gruntownie przestudiował temat, #4

79


RECENZJA

nieco nawet filmowi szkodzą, negatywnie wpływając na fabularny dramatyzm. Kluczową rolę zaczyna odgrywać emocjonalna identyfikacja z bohaterem – jeśli widzowi uda się zrozumieć sytuację Nika, który rozpaczliwie czepia się życia pozostawionego za murami domu, opowieść wciągnie go bez reszty. W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że wizyta w kinie stanie się po

prostu lekcją etnografii, absorbującą bardziej umysł niż emocje. Przebaczenie krwi przedstawia nam kraj rozdarty, który z jednej strony zniósł karę śmierci i aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej, z drugiej nie umie sobie poradzić z krwawą tradycją, którą trudno nazwać inaczej jak tylko barba80

#4

rzyństwem. Być może jedynym ratunkiem dla tysięcy wykluczonych społecznie ludzi, żyjących w ciągłym strachu o własne życie, jest nadejście ery globalnej wioski. Pokolenie Nika i Rudiny, utrzymujące kontakt ze światem i świadome względności zasad wyznawanych przez swoich rodziców, ma szansę zrzucić brzemię dawnych obyczajów, ponad wierność tradycji przedkładając realizację swych życiowych planów. Nie chodzi tu o zwykłą walkę nowego ze starym, sprzeciw wobec narzuconych obowiązków, lecz o prawdziwie wielką stawkę – cywilizacyjny postęp. Jeśli się nie uda, pozostanie nam tylko życzyć wszystkim potencjalnym ofiarom pomyślnych mediacji.


RECENZJA

J. EDGAR POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

Ż

Więcej tekstów tego autora pod adresem: literadar.pl

Michał Pudlik Tytuł: J. Edgar Reżyseria: Clint Eastwood Obsada: Leonardo DiCaprio, Judi Dench, Naomi Watts, Armie Hammer Produkcja: USA 2011 Dytrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o.o.

ycie Johna Edgara Hoovera mogłoby posłużyć do opowiedzenia dużej części historii Stanów Zjednoczonych XX wieku. Tak jako tło wydarzeń społecznych czy dziejowych, jak i opowieść o jednostce rzuconej w wir władzy, z wszystkimi jej cieniami i ułomnościami. Wybitny reżyser, jakim bez wątpienia jest Clint Eastwood, podjął się tego zadania, obsadzając w roli głównej jednego z najciekawszych aktorów Hollywood – Leonarda DiCaprio. Tylko czy dzięki ich wspólnemu wysiłkowi dowiemy się czegoś więcej o legendarnym twórcy i szefie FBI i czasach, w których przyszło mu działać? Pod koniec życia Hoover postanawia spisać swą biografię. W retrospektywach możemy prześledzić całą jego karierę od wczesnych lat aż do schyłkowych momentów życia. Młody, zdolny asystent prokuratora generalnego wstępuje w szeregi specjalnie wydzielonej jednostki śledczej, której zostaje wkrótce szefem. Z drobiazgowością przystępuje do wprowadzania nowych metod pracy: tworzy ogólnokrajowy rejestr odcisków palców, wykorzystuje zdobycze nauki i techniki do prowadzenia śledztw, gromadzi masę ma#4

81


RECENZJA

teriałów operacyjnych na rozmaite tematy i osoby. Jednak nie praca biura jest tu najważniejsza, ale sylwetka samego bohatera. Hoover pozostaje cały czas pod wpływem matki, wszędzie wietrzy spiski i doszukuje się działań domniemanych komunistów. Jest wybuchowy i apodyktyczny. Do tego wyraźnie nie radzi sobie ze swoją seksualnością – film jednoznacznie sugeruje homoseksualne podłoże jego przyjaźni ze swym wieloletnim asystentem, Clyde’em Tolsonem.

Pomimo licznych nawiązań do wydarzeń historycznych mających miejsce podczas życia i pracy J. Edgara, a należy pamiętać, że pełnił on swą funkcję podczas sprawowania władzy przez ośmiu prezydentów USA, spory niedosyt pozostawia wyrywkowe i cząstkowe ukazywanie jego roli w kontekście wielu głośnych spraw tamtych czasów. Zupełnie pominięta została kwestia walki z mafią, oskarżeń przeciw Jimmy’emu Hoffie czy choćby prac senatora McCarthy’ego i rozpętanego przezeń „polowania” na komunistów. Tylko w formie migawek widzimy historię ujęcia Dillingera, śmierci J. F. Kennedy’ego czy gromadzenia tajnych danych kompromitujących najważniejsze osoby w państwie. Zaś wątek 82

#4


RECENZJA

Scenariusz jest zbyt przegadany, zaś zdjęcia dziwnie doświetlone. Do tego fakt prowadzenia narracji z perspektywy wspomnień sprawia, że film jest rwany i mało spójny. Kadrowanie z bliska nieco hermetyzuje postać głównego bohatera, a właśnie otoczenie i jego z nim relacje nadałyby więcej głębi i kontrastu. Od zaprawionych w bojach twórców i ekipy aktorskiej oczekiwać by można bardziej

obyczajowy – opisany już choćby w książce Klątwa Edgara Marca Dugaina – przyćmiewa złowieszczość władzy człowieka, którego wiedzy i siły bali się najważniejsi ludzie w państwie, z prezydentami USA na czele. Jedynie wątek porwania dziecka znanego pilota Charlesa Lindbergha jest rozbudowany, tym razem ponad miarę.

wielowymiarowego ukazania tak ważnej i barwnej postaci, jaką bez wątpienia był Hoover. Kolejna dobra kreacja Leonarda DiCaprio to jednak za mało. Nieodparcie pozostaje też wrażenie, że niekoniecznie był to dobry ruch obsadowy, zważywszy na konieczność dużej ingerencji charakteryzatorów, która mówiąc wprost razi. Pozostaje nam czekać na film ukazujący w sposób bardziej wnikliwy obsesje i sylwetkę tej postaci wraz z jej politycznym tłem na arenie światowej, odsłaniający mechanizmy władzy. #4

83


RECENZJA

KAJÍNEK NIEOBOWIĄZUJĄCA ROZRYWKA

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

U

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: exellos.filmaster.pl

Emil Wittstock Tytuł: Kajínek Reżyseria: Petr Jákl II Obsada: Konstantina Ławronienko, Tatiana Vilhelmová, Vladimír Dlouhý, Bogusław Linda Produkcja: Czechy 2012 Dystrybutor: Vivarto

84

#4

padek socjalizmu, jak wszystko inne, miał swoje dobre i złe strony. Zgodnie z pierwszymi scenami Kajínka, tych drugich wcale nie było mało. Czechosłowacją, która w 1990 roku ogłosiła więzienną amnestię, wstrząsa nagły wzrost przestępczości. Właśnie dzięki niej włamywacz Jiři Kajínek wyszedł na wolność, by cztery lata później wrócić za kratki oskarżony o podwójne morderstwo. W głośnym procesie został skazany na dożywocie, jednak mimo upływu lat kontrowersje wokół niego nie milkną. Co więcej, wraz z biegiem czasu kolejne wersje wydarzeń wydają się coraz bardziej prawdopodobne. Właśnie im poświęcony jest ten biograficzny film, podejmujący jedną z wielu prób rozwikłania zagadki. Film mógł zostać zrealizowany na dwa sposoby: albo jako sądowy dramat psychologiczny, albo jako sensacyjny kryminał. Stał się tym drugim, choć trudno znaleźć w fabule elementy sensacyjne czy kryminalną zagadkę. Twórcy pokazują kolejne próby wznowienia procesu, dzielnie podejmowane przez panią adwokat Pokorovą. Wraz z nią odkrywamy niezliczone wątki kuluarowych zagrywek


RECENZJA

i nieudolnego postępowania systemu sprawiedliwości. W złożonych sekwencjach rodem z CSI pojawiają się dowody, poszlaki i ludzie. Problem w tym, że w porównaniu do wspomnianego serialu konstrukcja zagadki jest praktycznie żadna. Kolejne jej elementy, ułożone w banalny sposób, nie są w stanie wzbudzić zbyt wielkiego zainteresowania czy wprowadzić atmosfery napięcia i tajemnicy. Inna sprawa, że rzadko się pojawiają, wyparte przez efektowne teledyskowe wstawki. Najazdy, zbliżenia, zwolnione tempo w scenach akcji i inne niewiele wnoszące do filmu ujęcia, co chwilę urozmaicają prostą fabułę. Nawet sensacji nie ma tu zbyt wiele, choć nie zostały pominięte głośne ucieczki

Kajínka z więzień. Co ciekawe, większość charakterystycznych dla tego typu ujęć technicznych sztuczek (np. szybkie panoramowanie kamerą) nie zostaje wykorzystana. Zamiast tego obraz skutecznie zatruwają bardziej stonowane sceny, odwracając od nich uwagę. A może po prostu tuszują ich brak? Nie jest dobrze dla filmu kryminalnego, gdy wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt łatwo. Przy takim tempie nawet aktorzy nie mają zbyt wiele do powiedzenia, a w tym wypadku mamy

do czynienia z samymi gwiazdami środkowoeuropejskiego kina, w tym jedną

#4

85


RECENZJA

polską. Obok Konstantina Ławronienko (zdobywca Złotej Palmy za Wygnanie) epizodycznie pojawia się Bogusław Linda, który dubbingowany przez czeskiego lektora może nieco rozbawić polskiego widza. Jednak ani on, ani pozostali aktorzy nie mają zbyt wielu okazji na odegranie swoich ról, ginąc wśród mało udanych sensacyjnych rozwiązań. Kino rozrywkowe (choć trudno w tych okolicznościach je takim nazwać) nie pozwala niestety na zbyt wiele. Problem z Kajínkiem polega na tym, że twórcy chyba sami do końca nie wiedzieli, w jaki sposób chcą ukazać tę historię. Kolejne sceny sprawiają wrażenie usilnie pretendujących do bycia czymkol86

#4

wiek. Czym? Trudno powiedzieć. Nie są psychologicznym portretem, kryminalnej zagadki w nich niewiele, nawet sensacyjność nie jest specjalnie spektakularna. W pewnym stopniu można odczuć pretensje filmu do dramatu politycznego. Film nie jest jednak na tyle górnolotny, aby go tak określać. Jedyne, co udało się uchwycić, to legenda człowieka, który uparcie walczy o sprawiedliwość. Legenda warta jednak godniejszego zekranizowania.


RECENZJA

UWODZICIEL POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

K

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: esme.filmaster.pl

Agata Malinowska Tytuł: Uwodziciel Tytuł oryginalny: Bel Ami Reżyseria: Declan Donnellan, Nick Ormerod Obsada: Uma Thurman, Robert Pattison, Kristin Scott Thomas Produkcja: Wielka Brytania, Francja, Włochy, 2012 Dystrybutor: Monolith

ażdy, kto pójdzie do kina na Uwodziciela, spodziewając się figlarnych przygód w damskich buduarach, srodze się zawiedzie. Jest to film raczej ponury i tylko „glamour” grających w nim pań odrobinę rozjaśnia ciemne barwy, w jakich odmalowani są bohaterowie i społeczeństwo w ogóle. To nie miłość gra tu pierwsze skrzypce, lecz zawiść, chciwość i żarłoczna ambicja, wszystko w potężnych dawkach. Wziąwszy to pod uwagę, pozostaje tylko zdziwić się, że film pozostawia widza tak nieporuszonym. Uwodziciel przenosi nas do XIX-wiecznego Paryża, miasta rozpolitykowanego, bogatego i zepsutego. Młody eksżołnierz, Georges Duroy (Robert Pattinson), po powrocie z wojny w Algierii klepie biedę, desperacko szukając jakiejkolwiek szansy na lepsze jutro. I oto dawny przyjaciel, a obecnie jeden z redaktorów gazety La Vie Française, spotkany w knajpie, spontanicznie zaprasza Duroya na obiad. Obiad, który stanie się dla bohatera furtką do świata paryskiej elity, szansą na dziennikarską karierę, wstępem do wykwintnego romansu… i początkiem gry o bogactwo. Duroy jest bowiem #4

87


RECENZJA

cenną dla odbioru kina rozrywkowego. Zrobiliby jednak znacznie lepiej, gdyby darowali sobie mizdrzenie się do publiczności, w zamian oferując jej prawdziwy, szczery portret łajdaka – mściwego, zazdrosnego i cy-

gotów uczynić wszystko, by pozostać na salonach, na które dostał się tylnymi drzwiami, a jeszcze więcej, by oddalić od

siebie widmo zamieszkiwanej dotychczas, pełnej karaluchów nory. Ponieważ zaś, jak się okazuje, Paryżem rządzą nie wpływowi mężczyźni, lecz ich żony, to na nich w pierwszej kolejności skupia swoje wysiłki. Strach przed biedą i wybujały apetyt na życie – tak twórcy filmu próbują usprawiedliwiać postępowanie Duroya. Czynią to zapewne w trosce o emocjonalną identyfikację widza z bohaterem, tak 88

#4

nicznego. Mężczyzny, który nie mogąc osiągnąć społecznego statusu za pomocą talentu (bo go nie ma), usiłuje zyskać ten status przez łóżko. Byłoby to z pewnością widowisko nieprzyjemne, ale za to godne zapamiętania, nie zaś – jak teraz – grzeczny kostiumowy dramacik, którego nie pamięta się już godzinę po projekcji. Szkoda też, że zrezygnowano z podkreślenia wątków publicystycznych – relacje mediów i polityki to przecież nośny temat. Nie można, mimo wszystko, powiedzieć, by Uwodziciel był filmem sprawiającym widzowi wyjątkowe cierpienie. Robert Pattison, ze swoją niewyszukaną urodą, wydaje się mieć idealne warunki, by grać Duroya, choć czasem trudno jest uwierzyć, że można uwieść kogokolwiek, zbliżając się do niego z wy-


RECENZJA

razem twarzy wyrażającym chęć pobicia. Bez trudu za to przychodzi wiara w to, że warto zabiegać o względy wielkookiej Clotilde (Christina Ricci) i inteligentnej, dystyngowanej Madeleine (Uma Thurman). Literacki materiał, który posłużył za kanwę scenariusza, również pomaga fabule – opowieść o starych jak świat namiętnościach i matrymonialnych intrygach jest zajmująca, choć w wariancie serwowanym przez duet Donnellan i Ormerod niekoniecznie porywa. Widz mający za sobą projekcję Niebezpiecznych związków zdążył zapewne nabrać przekonania, że uwodzenie to trudna i praco-

chłonna sztuka. Przynosi ona chwałę obu płciom uczestniczącym w tej skomplikowanej grze – kobietom stawiającym wyrafinowane przeszkody i mężczyznom owe przeszkody pokonującym. Uwodziciel oferuje nam zaś obraźliwe sugestie, jakoby kobiety bezceremonialnie zakochiwały się w nieokrzesanych draniach, mężczyźni zaś stanowili bezwolne marionetki w damskich rękach. Jest to wizja, która w swoim mrocznym sarkazmie mogłaby być ożywcza, gdyby odważnie stawiono jej czoła.

#4

89


RECENZJA

STREETDANCE 2 3D NIEOBOWIĄZUJĄCA ROZRYWKA

Co

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

ma zrobić sprzedawca popcornu, by stać się kimś? Odpowiedź jest prosta: tańczyć! Najlepiej, jeśli przy okazji wygra mistrzostwa świata w street dance. Oto recepta nie tylko na gwarantowany życiowy sukces, ale i kolejną filmową wariację (i to w trójwymiarze) poświęconą tancerzom. Ash (potencjalny przyszły gwiazdor), sprzedawca popcornu i zakompleksiony tancerz, marzy o karierze mistrza street dance. Z pomocą przychodzi mu Eddie, cherlawy chłopak, który na swoje ofiarne barki przyjmuje brzemię skompletowania Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: exellos.filmaster.pl

Emil Wittstock Tytuł: StreetDance 2 3D Tytuł oryginalny: StreetDance 2 3D Reżseria: Max Giwa, Dania Pasquin Obsada: Falk Hentschel, Sofia Boutella, Tom Conti, George Sampson Produkcja: Wielka Brytania 2012 Dystrybutor: Monolith

90

#4


RECENZJA

tanecznego zespołu. (Pomysł zacny, co więcej, zakończony sukcesem). Po krótkiej podróży po rozlicznych metropoliach udaje mu się wyłonić drużynę pełną najróżniejszych tanecznych talentów. Czy to wystarczy,

rozwiązania wypróbowane już wielokrotnie w podobnych produkcjach. Niezbyt oryginalne gatunkowe ramy wypełnia muzyka i oczywiście taniec zrealizowany w obowiązkowej technice

aby pokonać mistrzów? Aby być najlepszym potrzeba czegoś więcej. Potrzebny jest powiew świeżości. Ten, o dziwo, się zjawia: jest nim południowoamerykańskie latino. Koncept filmu opiera się na włączeniu jego elementów do street dance. Może jest to kontrowersyjny pomysł dla wielbicieli klasycznego latino, najważniejsze jednak, że jest czymś nowym. A to zawsze wzbudza zainteresowanie. Jak to bywa w przypadku filmów tanecznych, nie różnią się one szczególnie między sobą. Tak jest i tym razem. Prosta fabuła powiela wszystkie szablonowe #4

91


RECENZJA

3D. Ten ostatni element nie jest niestety należcie wykorzystany, ale barwne taneczne sekwencje sprawiają, że 3D ma jakikolwiek sens, dzięki czemu nie jest tylko reklamową wydmuszką. Muzycznie udało się nieco odbiec od schematu. Chwytliwe streetdance’owe kawałki przeplatane finezyjnymi latynoskimi rytmami dostarczają odrobinę nowych, pozytywnych wrażeń. Zwłaszcza finałowa scena może zapaść w pamięć. Szkoda tylko, że sposób montowania ujęć nie pozwala zweryfikować prawdziwych umiejętności tancerzy, którzy wyprzedzają się w coraz to bardziej wymyślnych figurach. Choć z drugiej strony, czy nie na tym polega magia kina? StreetDance 2 jest filmem dla tych wszystkich, którym marzy się kolejna taneczna rozrywka z historią miłosną w tle, 92

#4

na modłę poprzednich hitów. Dynamiczny film jest w stanie porwać widownię i przysporzyć nieco, może niezbyt wysublimowanej, ale mimo wszystko rozrywki. O tyle odmiennej, że poszerzonej o nowe gatunki muzyczne i taneczne. To dobry znak – twórcy poszukują, a kino nie znosi zastoju. Każde innowacje, nawet w takich produkcjach, wychodzą i filmom, i widzom na plus. Może w końcu uda się stworzyć film, który połączy z sukcesem wszystkie niezbędne elementy w idealnych proporcjach.


RECENZJA

OdwiedĹş nas#4na facebooku! 93


RECENZJA

ŻYCIE TO JEST TO POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

N

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: ayya.filmaster.pl

Kasia Wolanin Tytuł: Życie to jest to Tytuł oryginalny: La Chispa de la Vida Reżyseria: Álex de la Iglesia Obsada: Salma Hayek, Jose Mota, Santiago Segura, Carolina Bang Produkcja: Hiszpania, Francja 2011 Dystrybutor: Manana

94

#4

ajnowszy film Álexa de la Iglesia zaczyna się w stylu tragikomedii dotykającej gorącego problemu, jakim w Hiszpanii jest kryzys ekonomiczny oraz jego skutki, równie boleśnie dotykające niemalże całe społeczeństwo. Roberto jest wypalonym specem od reklamy, który od wielu lat nie może znaleźć w swojej branży zatrudnienia (mimo że niegdyś wymyślił kultowe hasło reklamowe Coca-Coli – tytułowe „Życie to jest to”). Mężczyzna łapie się każdej okazji, by znaleźć pracę, w czym codziennie, z uśmiechem na ustach i uspokajającymi gestami wspiera go piękna żona Luisa. Gdy dawni przyjaciele również odmawiają mu pomocy w znalezieniu pracy, rozgoryczony i zdesperowany wpada na pomysł, by w tym trudnym okresie chociaż swojej ukochanej małżonce sprawić odrobinę radości. Wybiera się do Kartaginy, by odszukać hotel, w którym kiedyś spędzili cudowne chwile, lecz na miejscu okazuje się, że budynku nie ma, zaś na jego miejscu stoją majestatyczne, świeżo odrestaurowane ruiny antycznego teatru. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że Roberto staje się głównym, tragicznym aktorem


RECENZJA

medialnego show, rozgrywającego się na oczach milionów telewidzów. Mężczyzna spada z wysokości na metalowy pręt, który wbija się w jego głowę. Lekarze po przybyciu na miejsce wypadku stwierdzają jednoznacznie: potrzebny jest specjalistyczny sprzęt i skomplikowany zabieg, zaś pacjenta nie można przewieźć do szpitala, bo wszelkie próby wyciągnięcia kawałka metalu mogą zakończyć się jego śmiercią. W kilka chwil na miejscu zdarzenia pojawiają się setki kamer, obserwujących akcję ratunkową. W momencie, w którym uwięziony w antycznych ruinach mężczyzna staje się głównym bohaterem

telewizyjnych newsów, Życie to jest to zmienia się w konkretną, bezpardonową satyrę na współczesne media. Álex de la Iglesia krytykuje jednak zarówno tabloidyzację środków masowego przekazu, które w pogoni za najbardziej atrakcyjną

#4

95


RECENZJA

informacją nie dostrzegają, że brną w totalny absurd i żenującą groteskę, ale też punktuje widzów tego typu „spektakli”. Gdyby nie tłum gapiów oraz miliony widzów spragnionych sensacyjnej relacji przed telewizorami, nikt by się losem Roberto nie zainteresował. Współczesne media już dawno przekroczyły wszelkie granice – zdaje się mówić de la Iglesia, a jego teza znajduje potwierdzenia także w otaczającej nas rzeczywistości (vide akcja ratownicza górników z Chile czy polskie, coraz bardziej nonsensowne i makabryczne „show” wokół historii małej Madzi). Na tragedii Roberto każdy chce coś ugrać. Burmistrz, który miał otworzyć teatr, z początku pragnie jedynie szybko pozbyć się problemu, potem jednak jego przełożeni dostrzegają świetną okazję do promocji zabytku. Każdy dziennikarz czyha na ekskluzywny wywiad z ofiarą wypadku, nawet ochroniarz ukradkiem nagrywa film na telefon i wrzuca go do sieci. W tym wszystkim swojej szansy upatruje również Roberto. Jako człowiek doskonale obeznany ze światem promocji i reklamy uznaje, że to życiowa szansa, by poprawić sytuację jego rodziny, nawet za cenę własnego życia. Mężczyzna kontaktuje się z agentami, którzy błyskawicznie zaczynają reprezentować nowego celebrytę w kontaktach z mediami, chcąc wyciągnąć z całego wydarzenia jak najwięcej pieniędzy. Zresztą tego pragnie też Roberto, w czym jednak nie popiera 96

#4

go żona. Luisa, jako jedyna, zachowa się bowiem dostojnie i poważnie, weźmie na siebie ciężar odpowiedzialności za losy męża. Mając na uwadze fakt, że mogą to być ostatnie chwile jego życia, pozwala mu wierzyć w sens widowiska, z którego mężczyzna chce odnieść finansowe korzyści dla swoich najbliższych. Największą zaletą filmu Álexa de la Iglesia jest dynamizm narracji. Hiszpański reżyser znany jest z brawury i dosadności. Czasem wykorzystuje je, by snuć symboliczną opowieść o ambiwalencjach najnowszej historii swojego kraju, jak w krwawym, rewelacyjnym Hiszpańskim cyrku. Innym razem bawi widzów w komediowy, acz równie niewybredny sposób (Kamienica w Madrycie). Wszystko, co u tego reżysera najbardziej efektowne i widowiskowe znajduje swoje miejsce w Życie to jest to, choć tutaj komiczna otoczka służy ważnej refleksji o współczesnych mediach i ich sposobie relacjonowania rzeczywistości, za co w równym stopniu odpowiadają dziennikarze goniący za newsem, jak i każdy potencjalny widz nowego filmu Álexa de la Iglesii.


RECENZJA

LADY RYJE BERET

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

Co

Więcej tekstów tego autora pod adresem: literadar.pl

Michał Pudlik Tytuł: Lady Reżyseria: Luc Besson Obsada: Michelle Yeoh, David Thewlis, Johathan Roggett Produkcja: Francja/Wielka Brytania 2011 Dystrybutor: Monolith Films

czuje człowiek zamknięty w areszcie domowym? Nie na dzień, miesiąc czy rok, ale prawie dwadzieścia lat? Bez radia, telewizji, Internetu, przede wszystkim zaś bez kontaktu z rodziną. Tego właśnie doświadczyła birmańska opozycjonistka Aung San Suu Kyi i to jej historię postanowił tym razem opowiedzieć twórca Wielkiego Błękitu, Nikity czy Leona Zawodowca. Od urodzenia Suu Kyi była naznaczona walką o wolność swojego kraju – jej ojciec negocjował wycofanie się Anglików z Birmy, a tym samym uzyskanie przez nią niepodległości w 1947 roku. Parę miesięcy później zginął w zamachu. Choć Suu wykształciła się na uniwersytecie w Oxsfordzie i wyszła za mąż za angielskiego wykładowcę, Michaela Arisa, nie zapomniała o losie ojczyzny. Wizyta u chorej matki w Rangunie stała się dla niej początkiem walki o prawa Birmańczyków i demokrację w jej kraju. Jako córka bohatera narodowego zaczęła gromadzić wokół siebie rzesze zwolenników i w 1989 roku doprowadziła do zwycięstwa w wyborach Ligę na Rzecz Demokracji, na której czele stanęła. Jednak rządzący genera#4

97


RECENZJA

łowie nie uznali wyników wyborów, a Suu Kyi została zamknięta w areszcie domowym. Jej bliscy rozpoczęli starania o przyznanie jej Pokojowej Nagrody Nobla, zwieńczone uhonorowaniem bohaterki tym wyróżnieniem w 1991 roku. Film Luca Bessona to przede wszystkim opowieść o niesamowitej miłości i poświęceniu względem bliskich i swojego kraju. Na pierwszy plan wysuwa się relacja między Suu Kyi a jej mężem. Mimo odosobnienia każdy kadr filmu jest przesiąknięty ich wielkim uczuciem i wzajemnym zrozumieniem. Wielka w tym zasługa niesamowitych kreacji Michelle Yeoh i Davida Thewlisa. Budują oni swych bohaterów subtelnie i nienachalnie, wykorzystując emocje ukryte w spojrzeniach, gestach, uśmiechach. Ich postacie są bardzo wiarygodne i ludzkie, czego kulminację obserwujemy z obu perspektyw w okresie choroby profesora Arisa. Na uwagę zasługuje też muzyka Erica Serry i zdjęcia Thierry’ego Arbogosta. Doskonale oddają klimat obserwowanych prezentowanych wydarzeń. Od bezwzględności junty wojskowej, przez patos, uniesienia oraz drogę ku wolności i demokracji, aż po delikatne ukazanie uczuć łączących głównych bohaterów jesteśmy pro98

#4


RECENZJA

wadzeni z wyczuciem i emocjonalnością wizji reżysera. Zaś Bessonowi zawdzięczamy kilka scen, jak choćby marszu Suu Kyi naprzeciw lufom karabinów czy też jej rozmów ze umierającym mężem, które zapamiętamy na długo po projekcji filmu. Mimo olbrzymiej ofiary poniesionej w życiu osobistym i poświęcenia dla własnego kraju reżyser opowiada życiorys bohaterki bez zbytniego dydaktyzmu. Nie tracimy przy tym ludzkiego wymiaru postaci i targających nią emocji. Film daleki jest od moralizatorstwa, pomnikowości i taniego patosu. Filmy biograficzne często tworzone są w pewnym rozdwojeniu, z jednej strony, osadzone w rzeczywistości historycznej powinny oddawać atmosferę i specyfikę zachodzących wydarzeń, z drugiej – muszą ukazać charakter i osobowość głów-

nego bohatera także w tych chwilach, gdy nie towarzyszyły mu kamery i dziennikarze. Lady (tak nazywają swą przywódczynie mieszkańcy Birmy) jest opowieścią o niezłomności ducha i poświęceniu jednostki dla idei, w zetknięciu z wszechobecnym zagrożeniem i bezwzględną tyranią. Historia wzrusza i wciąga, zaś mimo różnic kulturowych ukazana jest w sposób uniwersalny i wiarygodny. Ale nie mogło być inaczej, skoro imię głównej bohaterki Aung San Suu Kyi tłumaczy się jako „świetlisty szlak osobliwych zwycięstw”. #4

99


RECENZJA

SHE MONKEYS POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

S

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: blondoner.wordpress.com

Julia Waszczuk Tytuł: She Monkeys Tytuł oryginalny: Apflickorna Reżyseria: Lisa Aschan Obsada: Mathilda Paradeiser, Linda Molin, Isabella Lindquist Produkcja: Szwecja, 2012 Dystrybutor: SOLOPAN

100

#4

he Monkeys to zwycięzca zeszłorocznej edycji Tribeca Festival (nota bene film wchodzi na nasze ekrany, podczas gdy kolejna Tribeca właśnie trwa). Jest to ciepła, choć nieco drażniąca opowieść o dwóch nastolatkach rywalizujących ze sobą w klubie woltyżerki i w życiu. Cassandra (Linda Molin) to ładniejsza z przyjaciółek. Jej pozornie przyjazne gesty za każdym razem okazują się pocałunkiem śmierci. Nie do końca wiadomo, czy chodzi o kontrolę, zazdrość (Emma, w tej roli Mathilda Paradeiser, może ją pokonać i zająć jej miejsce w reprezentacji drużyny), czy może o to, że Cassandra skrycie kocha się w Emmie. Ta urocza niejasność i niedopowiedzenia w relacji pomiędzy dziewczętami są centralnymi i najciekawszymi elementami filmu. Ważną i przykuwającą uwagę postacią jest też


RECENZJA

młodsza siostra Emmy – sześcioletnia Sara (świetna Isabella Lindquist). Film jest dość lekkim spojrzeniem na współczesną Szwecję i jej małomiasteczkową rzeczywistość. Właściwie nic się nie dzieje, ale przecież nie musi, by fabuła była ciekawa i wciągająca. Bohaterki są zabawne, lojalne wobec siebie, mają poczucie przyzwoitości i obowiązku. Obraz jest też ważnym głosem

w szwedzkim podejściu do kwestii płci, równouprawnienia i prawa do decydowania o sobie. Zabrakło jednak głębi w relacjach z postaciami drugoplanowymi. Dwie główne role zostały rewelacyjnie napisane i zagrane. Postać Sary również się broni. Relacja sióstr z ojcem, nieśmiało zarysowana fascynacja sześciolatki nastoletnim kuzynem czy wreszcie policjanci, z którymi dwie przyjaciółki umawiają się na piknik nad wodą – wszystkie #4

101


RECENZJA

te wątki potraktowano po macoszemu, przez co nie są one do końca wiarygodne. Reżyserce brakuje także pewnej konsekwencji w prowadzeniu wątków. W filmie pojawia się strzelba, która nigdy jednak nie wystrzeli, co łamie zasadę, zgodnie z którą, jeśli pojawia się broń, powinna wystrzelić w ostatnim akcie. Nie do końca jest też jasne, czemu główne bohaterki uprawiają taki, a nie inny sport. To w gruncie rzeczy ważny element fabuły, wymagający pogłębienia i uzasadnienia. 102

#4

Film jest pięknie sfotografowany i świadomie estetycznie skomponowany. Zdjęcia charakteryzują się ujmującą grą światłem, które, zwyczajem skandynawskim, przybiera chłodny odcień błękitu. Wszystkie trzy aktorki są pełne niełatwej do uchwycenia świeżości i wrażliwości. Ich twarze (i uda) przedstawiono z intymnej bliskości, do której, gdyby nie oko kamery, nikt nie miałby dostępu. Wnosi to do obrazu nastrój nieco podobny do tego, jaki pokazał Paweł Pawlikowski w filmie My Summer of Love: młodości, młodzieńczych fascynacji, chęci testowania granic, badania bliskości i radzenia sobie z nastoletnią fizycznością, wreszcie uświadamiania sobie swoich seksualnych preferencji. Prosimy o więcej takich filmów!


RECENZJA

ARIRANG RYJE BERET

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

B

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: lamijka.filmaster.pl

Ida Szczepocka Tytuł: Arirang Tytuł oryginalny: Arirang Reżyseria: Kim Ki-duk Obsada: Kim Ki-duk Produkcja: Korea Południowa, 2011 Dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

rudne, popękane pięty to najczęściej pokazywany kadr nowego filmu Kim Ki-duka. Obraz jednocześnie odstręczający i w przedziwny sposób piękny. Zdaje się ukrywać metaforę, która pozwala wydobyć z filmu jego najgłębszy sens. Kim Ki-duk zdążył już przyzwyczaić widzów do hiperbolicznego odczytywania swoich filmów. I tym razem nie zawiodą się oni: zdawałoby się prostą formę – filmową spowiedź – koreański reżyser zmienia w dramat z elementami wręcz nadprzyrodzonymi. Dwa wydarzenia w życiu reżysera wstrząsnęły nim tak, że musiał uciec od świata i skryć się w pustelni, żyjąc z dnia na dzień, aż przestanie boleć. W tym czasie zalewa ból alkoholem i rozmawia z samym sobą na tematy filozoficzne: o sztuce, dobrym życiu, priorytetach. Wspomina swoje przeszłe życie – robotnika fabrycznego, buddyjskiego akolity, żołnierza czy ulicznego karykaturzysty. Życie, w którym nie mógł się odnaleźć, więc poszukiwał swojego przeznaczenia, którym okazał się zawód reżysera. Reżyseria przyniosła mu sławę i poważanie. Odnalazły go oczy świata. Świat okazał #4

103


RECENZJA

się jednak dwulicowy, jak współpracownicy-uczniowie reżysera, którzy zdradzili i odwrócili się od niego, ale dosięgnie ich jego filmowa zemsta. Kroplą goryczy, przepełniającą czarę w przypadku Kim Ki-duka i popychającą go do ucieczki, był wypadek, który zdarzył się na planie jego poprzedniego filmu fabularnego pod tytułem Sen. Aktorka grająca jedną z głównych ról o mało nie zginęła pod-

104

#4

czas pracy. To sprowokowało reżysera do zadania sobie pytań na temat stosunku życia do sztuki – czy śmierć na planie można usprawiedliwić wyższymi racjami? Kim Ki-duk początkowo opowiada się za życiem jako najwyższą wartością, by w dalszej części filmu pozornie podważyć swoje słowa. Psychodrama, którą obserwujemy na ekranie, to próba zmierzenia się reżysera z własnymi demonami. Jako człowiek nadzwyczaj wrażliwy, wręcz nadwrażliwy, reaguje bardzo silnie na rzeczywistość – stąd ucieczka, zamknięcie się w samotni, życie na wygnaniu z samym sobą. Z drugiej stro-


RECENZJA

ny, sam Kim Ki-duk przyznaje, że nie może żyć bez kręcenia filmów, stąd próba oddania własnych rozterek i przeżyć w oryginalnej formie dokumentalnej spowiedzi. Prawda miesza się tu stale z fikcją. W pewnym momencie w Arirang widzimy reżysera oglądającego swój własny film. Pod koniec ten film przechodzi w projekcję wyobraźni, pragnień Ki-duka. Początkowy dokumentaryzm ustępuje miejsca metaforze. Sztuka przezwycięża życie. Rzekoma aporia i paradoks stanowią odpowiedź na największy problem, z którym mierzy się w tym filmie reżyser. Sztuka jest bowiem odpowiedzią, wyzwoleniem, psychoterapią. Kim Ki-duk oskarża sam siebie o nieumiejętność

konfrontacji z życiem. Zarzuca sobie brak siły, która często charakteryzuje bohaterów jego filmów. Nie brak mu jednak bezkompromisowości i umiejętności odszukania swojego unikalnego wyjścia z trudnej życiowo sytuacji. Jego bohaterowie są przecież po części nim samym. O tym właśnie jest ten film.

#4

105


RECENZJA

SZCZĘŚLIWI LUDZIE: ROK W TAJDZE

POBUDZA INTELEKTUALNIE

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

Po

Więcej tekstów tego autora znajdziesz na jego blogu: inheracil.filmaster.pl

Krzysztof Osica Tytuł: Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze Tytuł oryginalny: Happy People: A Year in the Taiga Reżyseria: Dmitrij Wasiukow, Werner Herzog Obsada: Werner Herzog Gatunek: Dokument Kraj i rok produkcji: Niemcy Dystrybutor: Aurora Films

106

#4

arktycznym raju dla outsiderów (Spotkania na krańcach świata), oraz zapomnianej przez tysiąclecia krainie sztuki (Jaskinia zapomnianych snów) Werner Herzog zabiera nas do kolejnego Edenu – syberyjskiej tajgi. Tym razem nie jest to samotna podróż. W wyprawie, w głąb niemal dziewiczej puszczy, towarzyszy mu Dmitrij Wasiukow. Syberia krainą szczęścia? Dla kogoś wychowanego w naszej kulturze to wizja trudna do przyjęcia. W polskiej świadomości kulturowej próżno szukać pozytywnych skojarzeń ze słowem Syberia. Wyjątek mogą stanowić jedynie słabo znający historię Polski miłośnicy przygodowych gier wideo, ale, jak wiadomo, wyjątki potwierdzają regułę. Twórcy filmu patrzą na tę ziemię zupełnie inaczej. Ta wielka kraina geograficzna jest dla nich terra incognita – niemal nietknięta przez człowieka, pozwalająca na niemożliwy nigdzie indziej kontakt z dziewiczą naturą. Mieszkający większą część roku w lesie traperzy (słowo najprecyzyjniej oddające treść, mimo amerykańskiego rodowodu) żyją według tych samych reguł, co ich poprzednicy sprzed tysięcy lat. Korzystają z niewielu


RECENZJA

technicznych udogodnień (skuter śnieżny, łódź motorowa), ale to właśnie wiedza sprzed wieków jest tym, co w kontakcie z piękną i bezwzględną syberyjską głuszą pozwala im przeżyć. Chaty, narty czy pułapki na zwierzęta

tworzy się tam od pokoleń w ten sam sposób. Są tak prymitywne, że aż idealne: do ich budowy wykorzystuje się wszystkie dostępne w tajdze materiały. Świat o mieszkańcach Syberii zapomniał, jedynie raz na cztery lata w ich wiosce pojawia się jakiś podrzędny polityk, by śpiewem i „wyborczą kiełbasą” zachęcić ich do głosowania. #4

107


RECENZJA

sprawdzony schemat na dokument à la Herzog przestał wystarczać – momentami czuć sztuczność lub inscenizowanie zdarzeń. Podobnie jak w przypadku poprzednich dokumentów reżysera, spora

Przedstawieni w filmie myśliwi są kimś w rodzaju pustelników. Samotność, jakiej doświadczają, ich uszczęśliwia. Przeżywają mistyczne doświadczenie płynące z kontaktu ze światem w jego najczystszej, nieskażonej cywilizacją postaci. Są niemal uosobieniem archetypu myśliwego, śladem praczłowieka. Widząc szczęście malujące się na ich zmęczonych twarzach, Jean-Jacques Rousseau mógłby wpaść w samouwielbienie, stanowią oni bowiem żywy dowód potwierdzający jego pozytywną ocenę natury człowieka oraz głoszonego przezeń postulatu powrotu do natury. Wasiukow i Herzog nie dobrali się przypadkowo, łączy ich podobny typ wrażliwości. Można wręcz powiedzieć, że Szczęśliwi ludzie rok w tajdze nosi znamiona typowego dokumentu niemieckiego mistrza. Długie statyczne ujęcia pokazują Syberię podczas czterech pór roku. Zawsze dziką, nieustannie piękną, stanowiącą sens życia bohaterów. Formalnie nie jest to film zaskakujący, a nawet nieco rozczarowujący po nakręconej w trójwymiarze Jaskini zapomnianych snów. Wygląda na to, iż stary 108

#4

część klimatu budowana jest przez komentarze z offu wygłaszane przez niego samego. W Szczęśliwych ludziach też tak jest. Szkoda, że ten zabieg został zrujnowany przez podłożenie angielskiego lektora pod wypowiedzi traperów. Myśliwy doświadczający mistycznego kontaktu z naturą podczas pobytu w tajdze, mówiący beznamiętnie w języku Szekspira? To po prostu nie mogło wyglądać naturalnie. Koniec końców jednak to dobry dokument, odsłaniający powierzchowność współczesnej tęsknoty za naturą, oda na cześć przyrody ze wszystkimi przymiotami tego poetyckiego gatunku, w tym patosem i idealizacją. Dzieło nie wejdzie zapewne do kanonu wybitnych dzieł reżysera, wciąż jednak jest kinem, po które warto sięgnąć.


RECENZJA

STRONA LITERADARU! www.literadar.pl

#4

109


RECENZJA

110

#4


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.