Filmradar. Magazyn o filmach. Nr 2/2012

Page 1

#2

ISSN 2084-5170

Berlinale 2012 Iron Sky. Wywiad z reżyserem Timo VuorensolĄ Jeszcze kino nie zginęło póki komiks żyje W chorym kinie: Różowe flamingi Filmowe niebezpiecznie dziwne związki - zestawienie

Oscary 2012


OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY


Co w numerze 32 Na jednym z najważniejszych europejskich festiwali filmowych była nasza wysłanniczka Agata Malinowska

56 Czy kino rozrywkowe uratuje facet, który nosi majtki na spodniach?

30 Tylko dla czytelników o otwartych umysłach i mocnych żołądkach

40 Choć wiadomo, że wygrał Artysta, z tekstu dowiecie się dużo więcej, nawet rzeczy, których nie chcielibyście wiedzieć. Edytorial 5 NEWSY (niekoniecznie poważnie zaserwowane) 6 Konkurs 9 fotoRelacja z DEXTER PARTY 10 relatywnie Świeże Premiery 12

Wywiad filmradaru Timo Vuorensola 36 Oscary 2012 Co powinniście wiedzieć

40

Powszechna fluoryzacja #2 Szasowanie balastu w dobie kryzysu

26

Pięć na pięć. Wielka celebracja fascynacji kinem

50

Lapsus filmowy #1 Powrót Nocnego Portiera

28

Jeszcze kino nie zginęło, póki komiks żyje 56

W chorym kinie #1 Różowe flamingi

30

zestawienie filmradaru Niebezpiecznie dziwne związki

Relacja z Berlinale 2012 32

66

Recenzje 76


Oscary 2012

#2 Filmradar jest wydawany przez: Filmaster sp. z o.o. ul. Stryjeńskich 19/50 02-791 Warszawa

Porta Capena sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315, 50-066 Wrocław

ISSN 2084-5170 Współpracownicy: Tomasz Chmielik, Sławomir Domański, Paweł Kabron, Małgorzata Kruczek, Agata Malinowska, Łukasz Mantiuk, Marta Marczak, Krzysztof Osica, Bartłomiej Paszylk, Michał Pudlik, Maciej Sabat, Ida Szczepocka, Olga Więzowska, Emil Wittstock, Kasia Wolanin Korekta: Marta Świerczyńska korekta@filmradar.pl

Wydawca: Adam Błażowski Borys Musielak

Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation) skład@filmradar.pl

Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@filmradar.pl tel. 535 215 200

Reklama: Support Media Sp. z o.o. Ewa Micek e.micek@supportmedia.pl tel. 22 312 40 88 kom. 668 276 516

Z-ca redaktora naczelnego, PR i kontakty z dystrybutorami: Anna Mazurek anna.mazurek@filmradar.pl tel. +48 791 801 011

w w w. f i l m r a d a r. p l Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.


Editorial

F

ilmradar został zauważony. Zdecydowanie. Wystarczy spojrzeć na statystyki zamieszczone na serwisie Issuu.com. Dobrze jest wiedzieć to, o czym byliśmy tylko przekonani, tworząc pierwszy numer pisma. Brakuje takiego tytułu w polskim Internecie. Jak bardzo, jeszcze pewnie się dowiemy, niemniej to, co widać już teraz, dodaje nam sił i zapału do pracy. Dziękujemy.

Co w środku? Długi tekst o Oscarach i opis samej gali. Szczególnie polecam obszerny i wyczerpujący artykuł, podsumowujący całość zjawiska jakim są nominacje i wyróżnienia Amerykańskiej Akademii Filmowej. Gorąca relacja z Berlinale 2012 i wywiad z człowiekiem, który wymyślił i nakręcił film o nazistach z Księżyca. Super, nie? Osobiście bardzo czekam na tę produkcję. Raz, dlatego że powstała przy dużym współudziale społeczności internetowej, dwa, że uwielbiam film Kapitan Sky i świat jutra, który swoją stylistyką jako żywo przypomina mi właśnie Iron Sky.

Maciej Sabat przybliża nam zawiłości i meandry komiksowych fabuł i filmów na ich podstawie. Gdybym nie powiedział, że to bardzo dobry tekst, pewnie bym nie spał w nocy. Witamy też w Filmradarze kolejnych stałych felietonistów. Do Tomka Chmielika dołączył Paweł Kabron, piszący o „najchorszych” filmach świata, oraz intrygująco konfudujący Sławek Domański. Na koniec zaś przypominam, że w tym numerze trzynaście świetnych recenzji, w tym takich filmów jak Artysta czy Żelazna dama. Polecam Filmradar Państwa uwadze i życzę miłej lektury. Piotr Stankiewicz Redaktor naczelny

5


NEWSY (niekoniecznie poważnie zaserwowane)

oprac. A. Mazurek

Honorny jak Bruce Wayne, agresywny jak Patrick Bateman Christian Bale (American psycho, Batman begins) znów musi się mścić. Tym razem jako Slim, bohater filmu Scotta Coopera Out of the Furnace. Slim marzy tylko o tym, żeby ożenić się ze swoją dziewczyną, ale ląduje w więzieniu na długich siedem lat. Po wyjściu z pudła bohater dowiaduje się, że jakiś podły typ (Viggo Mortensen – ten od Władcy pierścieni i Historii przemocy) zamordował mu brata (jeszcze nie wiadomo, kto go zagra, ale o rolę jak na razie ubiegają się m.in. Casey Affleck, Taylor Kitsch, Garrett Hedlund i Channing Tatum). Zamiast więc stawać na ślubnym kobiercu, Slim rusza pomścić brata. Łza się w oku kręci na samą myśl o tej braterskiej miłości i fascynującym, jakże oryginalnym pomyśle na scenariusz. U Scotta choćby i statystę zagrać Ridley Scott wielkim reżyserem jest. Już choćby za takie filmy jak Blade Runner czy Obcy – ósmy pasażer nostromo wielbiony jest bezgranicznie, a lista pierwszoligowych gwiazd Hollywoodu, usiłująca się dostać na jego plan zdjęciowy, rośnie z każdą chwilą. Obecnie Scott przygotowuje się do nakręcenia filmu The Counselor, opowieści o prawniku, któremu wydawało się, że jest nietykalny w świecie zbrodni. Ostatecznie zagra go Michael Fassbender (ten sam, którego można było zobaczyć i obejrzeć – dosłownie – we Wstydzie). Teraz trwa batalia o załapanie się przynajmniej do roli złego charakteru. O rolę głównego złoczyńcy walczą m.in. Brad Pitt, Jeremy Renner i Javier Bardem. Chodzą plotki, że ten ostatni ma spore szanse wygrać casting, bo zagrał już w produkcji To nie jest kraj dla starych ludzi na podstawie powieści Cormaca McCarthy’ego, który jest scenarzystą The Counselor. Ot, taki drobny zbieg okoliczności. 6


newsy

Ożywią Robocopa W wytwótni MGM trwają próby odkurzenia kolejnej legendy. Kto nie kojarzy Robocopa, niech przypomni sobie najpierw kultowe dzieło Paula Verhoevena z 1987 roku z Peterem Wellerem w roli głównej. Tym razem scenariusz przygotowuje Nick Schenk (Gran Torino), a za kamerą ma stanąć José Padilha, który zdradził już, że chciałby się skoncentrować się na tym, jak człowiek staje się robotem, jaka jest różnica między ludźmi i robotami, czym jest wolna wola i co oznacza jej utrata. Tymczasem trwają poszukiwania odtwórcy roli tytułowej. Kto tym razem wcieli się w postać pół człowieka pół robota? Jeszcze nie wiadomo. MGM usiłuje wcisnąć w kostium Robocopa Szweda Joela Kinnamana (Dochodzenie, Safe house). Ten jednak jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji. Może nie widzi mu się perspektywa wycięcia kilku członków i organów wewnętrznych na potrzeby produkcji filmowej?

Cezary też już rozdane. Jeden trafił do Polańskiego W cieniu wielkiej gali Oskarowej, zaledwie dwa dni wcześniej rozdano najważniejsze francuskie nagrody filmowe. Najwięcej Cezarów zgarnął (co chyba nikogo nie zaskoczyło) Artysta (za najlepszy film, reżyserię, muzykę, zdjęcia, scenografię i dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej). Największym przegranym okazał się Poliss, który z trzynastu nominacji zgarnął zaledwie dwie statuetki (za montaż i w kategorii Odkrycie – aktorka). Był też polski akcent. Roman Polański dostał do spółki z Yasminą Rezą nagrodę za Rzeź w kategorii Najlepszy scenariusz adaptowany.

Technologia, trójwymiar i lojalność spod znaku Bonda Miłośnicy przygód najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości z licencją na zabijanie z pewnością niecierpliwie czekają na premierę Skyfall w reżyserii Sama Mendesa (26 października). Kolejną odsłonę przygód Jamesa Bonda będzie można obejrzeć po raz pierwszy w wersji 3D w kinach IMAX. Wiadomo już, że w Skyfall lojalność Bonda wobec M zostanie wystawiona na próbę, kiedy jej przeszłość zastuka do drzwi. MI6 zostaje zaatakowane, a 007 będzie musiał powstrzymać zagrożenie, nie bacząc na cenę. Producenci z Sony Pictures, Metro-Goldwyn-Mayer i EON Productions zapewnili także, że równolegle z premierą trójwymiarowego obrazu na ekrany kin wejdzie wersja tradycyjna, 2D. I pomyśleć, że kiedyś jednym z gadżetów Bonda był zegarek z podświetlaną tarczą... 7


newsy

Pieski los Blady strach padł na wielbicieli talentu Uggiego. Jakby ktoś nie kojarzył, to ten uroczy piesek z filmu Artysta. Ostatnio do prasy trafiły straszne informacje, że sympatyczny czworonóg zapadł na tajemniczą chorobę i nie wiadomo, czy z niej wyjdzie. Podobno psia gwiazda ma poważne zaburzenia neurologiczne i choć troskliwie opiekują się nią opłacani za grube tysiące dolców weterynarze, nie można dojść przyczyn dolegliwości Uggiego. Pod znakiem zapytania stanęła obecność Uggiego na Oskarowej gali, gdzie zgodnie z planem miał pojawić się wraz z pozostałymi członkami ekipy filmowej i odebrać jedną z potencjalnych nagród dla filmu. Przypomnijmy, że Uggi został już uhonorowany Złotą Obrożą, nagrodą dla najlepszych psich aktorów show-biznesu, które w tym roku przyznano po raz pierwszy. Lizus w czerwonych pantofelkach Leonardo DiCaprio stara się za wszelką cenę zdobyć sympatię członków Amerykańskiej Akademii Filmowej. Ostatnio dzięki aktorowi do muzeum Akademii trafiła para czerwonych pantofelków Dorotki z klasycznego już filmu Czarnoksiężnik z Oz. Chodzi o tzw. trzewiki czarownicy, dzięki którym Dorotka mogła przenieść się z powrotem do domu z krainy Oz. Czerwone, oblepione cekinami i brokatem obuwie na niewielkim obcasiku było jednym z czterech par, jakich używano przy produkcji filmu. Ostatnio znajdowały się w prywatnej kolekcji. Jak boskiemu Leosiowi udało się je zdobyć i czy mierzył je przed oddaniem do muzeum – nie wiadomo.

Za stary, żeby wampirzyć Obiekt westchnień milionów fanek, czyli gwiazda sagi Zmierzch Robert Pattison przyznał się ostatnio, że nie zamierza wbijać zębów w jakiekolwiek szyje dłużej niż to konieczne. Ostatnio przy okazji promowania swojego filmu Bel Ami (w którym zagrał prowincjusza robiącego karierę przez łóżko w zepsutym Paryżu) zapowiedział, że nie planuje wystąpić w kontynuacji wampirzej sagi. Tłumaczył się przy tym dyplomatycznie, że zanim powstanie kolejny tom, on będzie już za stary na zagranie roli wiecznie młodego krwiopijcy. Argument, że to łatwy, lekki i przyjemny sposób na zarobienie grubej kasiory jakoś go nie przekonał. Nie pierwszy zresztą raz. Aktor odmówił także wzięcia udziału w kampanii reklamowej brytyjskiego domu mody Burrbery. Takiemu to dobrze. Stać go na luksus nie zarobienia dodatkowego miliona dolców...

Nawet taka choroba to nie wymówka 77-letnia Judi Dench zdradziła, że cierpi z powodu choroby zwanej zwyrodnieniem plamki żółtej. Ta przewlekła choroba oczu występująca u starszych osób jest dość dokuczliwa. Aktorka przyznała, że ma duże problemy z widzeniem z bliska i potrzebuje kogoś do czytania scenariuszy, ale ani myśli o emeryturze. W tym roku pojawi się na dużym ekranie po raz kolejny jako M w najnowszej odsłonie przygód Jamesa Bonda Skyfall, a także komediodramacie The Best Exotic Marigold Hotel. 8


Konkurs Jeśli emocje oskarowe jeszcze nie opadły i nadal w żyłach buzuje wam wzburzona krew słusznymi i niesłusznymi waszym zdaniem decyzjami członków Amerykańskiej Akademii Filmowej, proponujemy Wam zabawę. Nasz pierwszy – i miejmy nadzieję nie ostatni – filmradarowy konkurs dotyczy dopisania tekstu w dymku do rysunku Maćka Sankowskiego. Dla autorów najzabawniejszych pomysłów mamy trzy egzemplarze książki o Jerzym Hoffmanie, które możemy oddać w wasze ręce dzięki wydawnictwu Marginesy. Na wasze propozycje i zgłoszenia czekamy na naszej Filmradarowej stronie na Facebooku.

rys. Maciej Sankowski

3x książka Jerzy Hoffman. Gorące serce

9


a j c a l e R foto ARTY P 012 r 2 . 1 0 . 0 2 z DEXTER w tel, Krak贸 os Flamingo H Fot. Mateusz Janusz

10


Impreza, jak widać na zdjęciach, została przygotowana z pomysłem i dbałością o szczegóły. Pracownicy Flamingo Hostel stanęli na wysokości zadania, dostarczając uczestnikom niezapomnianych wrażeń. Jeśli ktoś mnie nie rozpoznał, jestem w różowym kapeluszu. Idąc na Dexter Party, byłem przekonany, że mój „outfit” nawiązuje do stylu sierżanta Angela Batisty. Jednak w trakcie jedna z uczestniczek, będąc już pod dobrą datą, po długiej obserwacji rzuciła: „Wiem za kogo jesteś przebrany!”. Odparłem niezobowiązującym: „Spoko”. Ona jednak kontynuowała: „Jesteś tym zboczeńcem Masuką!”. Piotr Stankiewicz

11


ie relatywn miery e r P e ż e i Św otr stan

ją: pi komentu

kiewicz or

az Anna Ma

zurek

Żelazna dama PREMIERA: 10.02.2012 The Iron Lady Reżyseria: Phyllida Lloyd Obsada: Meryl Streep, Jim Broadbent, Susan Browning Gatunek: biograficzny, dramat Produkcja: Wielka Brytania 2011 Czas: 105 minut Dystrybucja: Best Film Anna Mazurek

Historia jedynej w historii Wielkiej Brytanii kobiety-premiera, z popisową rolą (a jakże!) Meryl Streep. Kto nie wie, kim była Margaret Thatcher (baba z aż dwóch okładek singli heavymetalowej kapeli Iron Maiden), ma szansę uzupełnić wiadomości. Piotr Stankiewicz

To ta pani biła robotników i razem z Reaganem zabierała mi słodycze, jak byłem mały? Na szczęście raz do roku do Klubu Przyjaźni PolskoRadzieckiej przyjeżdżał Dziadek Mróz i rozdawał czekoladę. Swoją drogą to ciekawe, że właśnie w Anglii niemal w każdej epoce pojawia się taka twarda kobita u steru. 12


Premiery

Artysta PREMIERA: 10.02.2012 The Artist Reżyseria: Michel Hazanavicius Obsada: Jean Dujardin, Berenice Bejo, John Goodman Gatunek: komediodramat Produkcja: Francja 2011 Czas: 100 minut Dystrybucja: Forum Film Anna Mazurek

Wypatrywany i wyczekiwany przez polskich widzów – wreszcie pojawia się na naszych ekranach film obsypywany na prawo i lewo największymi filmowymi nagrodami i wyróżnieniami. Proszę nie regulować odbiorników! Ten film naprawdę jest czarno-biały i naprawdę nie ma w nim dźwięku. Piotr Stankiewicz

Jest za to magia, której próżno szukać w dzisiejszym kinie 3D i dolby surround.

13


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Sponsoring PREMIERA: 17.02.2012 Reżyseria: Małgorzata Szumowska Obsada: Juliette Binoche, Joanna Kulig, Anais Demoustier Gatunek: dramat Produkcja: Francja, Polska 2011 Czas: 96 minut Dystrybucja: Kino Świat

Anna Mazurek

Niespełniona dziennikarka-bogaczka pisząca o biednych, prostytuujących się studentkach. I kto tu komu czego zazdrości? Piotr Stankiewicz

Po tym z jaką łatwością reżyserka korzystała wcześniej z fabuł wziętych żywcem z własnego życia, cieszy oryginalny scenariusz. Chyba że nie… cieszy. 14


Premiery

Ścigana PREMIERA: 24.02.2012 Haywire Reżyseria: Steven Soderbergh Obsada: Channing Tatum, Gina Carano, Ewan McGregor Gatunek: akcja, thriller Produkcja: USA 2012 Czas: 93 minuty Dystrybucja: Monolith

Anna Mazurek

Superpiękna, supertajna agentka wystrychnięta na dudka przez swoją własną agencję. Musi się sprężyć i zemścić, a przy okazji ochronić własną rodzinę. Znacie to skądś? Piotr Stankiewicz

Znamy i dlatego lubimy, chciałoby się rzec. 15


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Wstyd PREMIERA: 24.02.2012 Shame Reżyseria: Steve McQueen Obsada: Michael Fassbender, Carey Mulligan, James Badge Dale Gatunek: dramat Produkcja: Wielka Brytania 2011 Czas: 99 minut Dystrybucja: Gutek Film

Anna Mazurek

Zbieżność nazwisk reżysera z gwiazdą Bullitta i odtwórcy głównej roli z nazwiskiem niemieckiego reżysera całkowicie przypadkowa, ale o filmie równie głośno nawet i bez skojarzeń z wielkimi twórcami kina. Głównie za sprawą męskiej golizny, dzięki której film przez wielu jest zaliczany do gatunku soft porno. Piotr Stankiewicz

A ja przypominam sobie właściciela mojej osiedlowej wypożyczalni video, który twierdził, że jak chce obejrzeć porno, to ma od tego właściwą półkę i nie chce oglądać gołych bab (lub facetów) w filmie o kowbojach lub policjantach. Anna Mazurek

Wstawka o policjantach i kowbojach nie jest od czapy, bo to film o seksoholiku. Piotr Stankiewicz

A, to przepraszam. Jak o seksoholiku, to już sztuka. W końcu filmy porno są o ludziach, którzy stronią od seksu.

16


Premiery

Poza szatanem PREMIERA: 24.02.2012 Hors Satan Reżyseria: Bruno Dumont Obsada: David Dewaele, Alexandra Lematre, Aurore Broutin Gatunek: dramat Produkcja: Francja 2011 Czas: 110 minut Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Anna Mazurek

Samozwańczy bodyguard wiejskiej piękności, który morduje i dokonuje cudów z tym samym uduchowionym wyrazem twarzy. Piotr Stankiewicz

Zabawa w Boga dla rozedrganych miłośników New Age.

17


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Faust PREMIERA: 24.02.2012 Faust Reżyseria: Aleksandr Sokurov Obsada: Hanna Schygulla, Antoine Monot Jr., Isolda Dychauk Gratunek: dramat Produkcja: Rosja 2011 Czas: 134 minuty Dystrybucja: Aurora Films

Anna Mazurek

Dość swobodna adaptacja Goethego i ostatnia część tetralogii Sokurowa o ludziach władzy. Maturzystom odradzamy poleganie wyłącznie na znajomości tego Fausta przy podchodzeniu do egzaminu dojrzałości. Piotr Stankiewicz

Przy założeniu, że ktoś będzie od nich jeszcze tego wymagał. 18


Premiery

Kobieta w czerni PREMIERA: 02.03.2012 The Woman in Black Reżyseria: James Watkins Obsada: Daniel Radcliffe, Ciaran Hinds, Janet McTeer Gatunek: dramat, horror Produkcja: Wielka Brytania 2012 Czas: 100 minut Dystrybucja: Best Film

Anna Mazurek

Radcliffe po raz pierwszy w dorosłej roli na ekranie filmowym i choć różdżką nie zamacha, i nie będzie walczył z Voldemortem, to też przyjdzie zmierzyć mu się z siłami nieczystymi i nie do końca wyjaśnionymi zjawiskami. Piotr Stankiewicz

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich młodzieńców, którzy mają zmazy nocne z gotyckimi diwami rodem z festiwalu w Bolkowie w roli głównej. 19


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Zakochany Goethe! PREMIERA: 02.03.2012 Goethe! Reżyseria: Philipp Stolzl Obsada: Alexander Fehling, Miriam Stein, Moritz Bleibtreu Gatunek: dramat Produkcja: Niemcy 2010 Czas: 100 minut Dystrybucja: Vivarto

Piotr Stankiewicz

Nie wiemy, co napisać. Był już Szekspir, był Molier. Czekamy na zakochanego Różewicza.

20


Premiery

Kac WAWA

PREMIERA: 02.03.2012 Reżyseria: Łukasz Karwowski Obsada: Borys Szyc, Antoni Pawlicki, Michał Milowicz Gatunek: komedia Produkcja: Polska 2012 Dystrybucja: Syrena Films

Anna Mazurek

Ponoć Wyjazd integracyjny miał być polską odpowiedzią na Kac Vegas. Widocznie jednak polska publiczność jest na tyle wytrzymała i odporna psychicznie, że polscy producenci postanowili ją dobić kolejnym filmem z tego gatunku. Miejmy nadzieję, że nie jest to początek serii, po której trzeba będzie sobie zafundować jakiś odwyk. Piotr Stankiewicz

Mnie martwi udział w tym przedsięwzięciu naprawdę cenionych aktorów. Ale z drugiej strony, może to i lepiej, jak grają „do kotleta”, niż kolejny raz zmuszają polskiego widza, żeby podcinał sobie żyły suchą bułką. 21


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Wszystkie odloty Cheyenne’a PREMIERA: 16.03.2012 This Must Be The Place Reżyseria: Paolo Sorrentino Obsada: Sean Penn, Frances McDormand, Shea Whigham Gatunek: thriller, kryminał, dramat Produkcja: Włochy, Irlandia, Francja 2011 Czas: 118 minut Dystrybucja: ITI Cinema

Anna Mazurek

Penn w roli ekscentrycznego rockmana. Z burzą czarnych włosów i czerwoną szminką na ustach aż się prosi o kolejnego Oscara. Piotr Stankiewicz

My, smutni Słowianie, mamy w odpowiedzi tylko Skazanego na bluesa. Ale odloty też tam były.

22


Premiery

Królewna Śnieżka PREMIERA: 16.03.2012 Mirror Mirror Reżyseria: Tarsem Singh Obsada: Julia Roberts, Lily Collins, Armie Hammer Gatunek: dramat, fantasy Produkcja: USA 2012 Dystrybucja: Monolith

Anna Mazurek

Julia Roberts w roli Złej Królowej, obsesyjnie myślącej o utrzymaniu własnej urody, czyli klasyczna bajka w nowoczesnym wydaniu. Niestety, w naszych kinach dostępna będzie zapewne wyłącznie wersja z dubbingiem, więc nie uda nam się przekonać, czy Roberts potrafi skrzeczeć złowieszczo. Piotr Stankiewicz

Dawniej dla starzejącego się aktora pewną cezurą była rola króla Leara. Najwyraźniej na piękną Julię też przyszedł czas. 23


ie relatywn miery e r P e ż e i Św Hans Kloss – Stawka większa niż śmierć PREMIERA: 16.03.2012 Reżyseria: Patryk Vega Obsada: Stanisław Mikulski, Emil Karewicz, Tomasz Kot Gatunek: sensacja, wojenny Produkcja: Polska 2012 Czas: 120 minuty Dystrybucja: Kino Świat

Anna Mazurek

Kloss i Brunner znów w akcji, niestety tym razem z gębami etatowych wszechobecnych Kota i Adamczyka. Ze Żmudą Trzebiatowską na dobitkę. Mikulski i Karewicz wyłącznie dla przyciągnięcia fanów serialu do kin. Tylko dla najwierniejszych fanów. Piotr Stankiewicz

Czyli wszystkich Polaków, a przynajmniej tych urodzonych przed 1989 rokiem. I znowu opustoszeją ulice i pola uprawne, a cała Polska wsłuchiwać się będzie w melodię: paa paa paa paaa pa pa pa paa pa pa pa… Chyba tak to szło. 24


KONKURS ! Odpowiedz na pytanie i wygraj film "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" na DVD. Kto był pomysłodawcą scenariusza do filmu "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"? Dziesięć pierwszych osób, które prześlą prawidłową odpowiedź na mail: info@galeriaksiazki.pl otrzymają płytę DVD z filmem "Dziewczyna w czerwonej pelerynie". Na odpowiedzi czekamy do 10 marca 2012.

10

x

25


FELIETON

Tomasz

Chmielik Powszechna fluoryzacja

Szasowanie balastu w dobie kryzysu

W

szyscy znają Titanica Jamesa Camerona. Jedenaście Oscarów, ponad miliard dolarów zysku, miliony wylanych podczas projekcji łez i tysiące zużytych chusteczek. Do dzisiaj ten wyprodukowany w 1997 roku film jest ikoną amerykańskiego kina – zarówno katastroficznego, jak i romantycznego. Jeżeli zadałbym pytanie, dlaczego Titanic okazał się tak wielkim hitem, zapewne otrzymałbym w odpowiedzi podkreślenie zalet jego scenariusza, gry aktorskiej, efektów specjalnych, scenografii lub ścieżki dźwiękowej. Wszystkie te elementy składają się na kasowy sukces, ale prawdziwym jego powodem była ukryta przed widzem niemalże do kulminacyjnego momentu góra lodowa. 26

Pod koniec XX wieku praktycznie nikt nie myślał o tym, że świat może pogrążyć się w kryzysie gospodarczym. Jacyś eksperci coś tam wszakże przebąkiwali, ale w płynnie nowoczesnym świecie, który cierpi na brak autorytetów, zawsze można znaleźć kontreksperta, który zapewni, że nic złego stać się nie może. Titanic opowiada o tym, jak przyjemnie tonie się przy taktach muzyki. Oczywiście zakładając, że znajdujemy się na właściwym pokładzie, po właściwej stronie opozycji bogaci – biedni. Jeżeli potraktujemy górę lodową i zmierzający w jej kierunku, wypełniony po brzegi bawiącymi się ludźmi statek jako symboliczne przedstawienie naszego społeczeństwa, odkryjemy wiele prawd, które chłoniemy w trakcie seansu, nawet o tym nie wiedząc. Najważniejszą z nich jest ta, że bogaci bawią się na górze, biedota zaś kisi się gdzieś w ładowniach i przy najmniejszym problemie będzie możną ją od reszty skutecznie odciąć. Współczesne wielkie centra handlowe, wypełnione wpadającą w ucho muzyką nie są współczesną wersją Bachtinowskiego karnawału. Bliżej im właśnie do sunącego po nieznanych wodach pokładu Titanica – otoczenie na zewnątrz nie ma żadne-


FELIETON

go znaczenia, liczy się tylko sala balowa oraz wieczny wysiłek, aby nie spaść pod pokład. Łajba przechyla się coraz bardziej, lecz jeszcze przez kilka chwil można podrygiwać w rytm najnowszego przeboju kolejnej, wypromowanej na ikonę popkultury, sezonowej gwiazdki, nabywając przy tym jakiś gotowy pakiet tożsamościowy, na przykład hipsterski – to teraz wszak modne, nawet gdy zbliżamy się już niebezpiecznie do czterdziestki. Tak przedstawia się ta przyjemniejsza wersja tonięcia, zakładająca, że dysponujecie odpowiednimi środkami finansowymi. Co jednak, gdy tak nie jest? Wtedy obsługa Titanica zamknie przed nami drzwi i utoniemy siedząc gdzieś w ładowni, a walczący o miejsce w szalupach nie będą zawracać sobie tym dłużej głowy. W filmie można zobaczyć, w jaki sposób dochodzi do dekonstrukcji państwa socjalnego i bankructwa głoszonych przez nie obietnic. W miejsce hasła „ratujmy się wspólnie” pojawia się inne: „ratuj się, kto może”. Wszechobecna poprawność polityczna nakazuje zaś zataić fakt, że „kto może” znaczy tak naprawdę „kogo na to stać”. Jeżeli nie wierzycie, że odcinanie balastu biednych dzieje się na naszych oczach, cofnijmy się do roku 2005, Nowego Orleanu i huraganu Katrina. Gwardia Narodowa pojawiła się dopiero w momencie, w którym zdesperowana biedota zaczęła rabować sklepy, czyli podnosić rękę na świętą własność prywatną zamożniejszych – a zatem i lepszych – od siebie. W takim przypadku należało strzelać, aby zabić. Można

też było pominąć zwyczajowe „na gorącym uczynku”. Innym walorem edukacyjnym tego kasowego hitu jest ukazanie służebnej roli klas pracujących wobec ich bogatych pań i panów. Jakże romantyczne jest poświęcenie życia przez Jacka Dawsona, aby Rose DeWitt Bukater mogła przeżyć. Dodajmy do tego jeszcze, jak przepięknie poprawne politycznie. Pod maską romantycznej historii tkwi bardzo prosty przekaz – jest naszym zbiorowym obowiązkiem dbać o bogaczy, owe róże wśród horyzontu ostów. Czy zaskarbimy sobie tym ich wdzięczność? Cóż, być może zmienią nazwisko na Dawson albo postawią jakiś zbiorowy monument dla uczczenia naszego bohaterstwa (chociażby strażaków pracujących na gruzach World Trade Center – bardzo im on pomaga, gdy umierają w całkowitym zapomnieniu na raka płuc). Takie gesty niewiele kosztują, a pozwalają skutecznie uśpić sumienie. Nie liczmy jednak na to, że kolejna fabryka nie zostanie przeniesiona do Trzeciego Świata, wszak decydują o tym kwestie ekonomiczne, z którymi wdzięczność nigdy nie miała zbyt wiele wspólnego. Titanica można odczytać zatem dwojako: jako ostrzeżenie przed kryzysem lub ukazanie mechanizmów, które rządzą w jego trakcie społeczeństwem. Niestety, to pierwsze już się zdezaktualizowało. Natomiast odcinanie niższych pokładów stało się faktem i prawdopodobnie na stałe weszło do repertuaru polityki socjalnej doby permanentnego kryzysu. 27


FELIETON

Sławomir

Domański Lapsus filmowy

Powrót Nocnego Portiera

obrazy, które dziś odczytać należy inaczej, niż ustaliła to grupa tzw. filmoznawców. Weźmy dokument Krzysztofa Kieślowskiego Z punktu widzenia nocnego portiera. Przez lata wpojono nam negatywną interpretację zachowań tytułowego bohatera. Używano go jako przykładu osobowości autorytarnej. Odebrano mu jego indywidualność i bezkompromisowość. Zrównano do pozycji policyjnego psa. Tymczasem dziś, gdy samowola przekracza wszelkie możliwe normy, postać nocnego portiera winna być wzorem do naśladowania. Człowiek, który żąda porządku w świecie chaosu, nie może być postrzegany inaczej niż tylko jako jednostka wartościowa. Wiele napisano o niesamodzielności myślenia, wręcz zniewoleniu bohatera Kieślowskie28

go. Tylko dokąd zaprowadziła nas ta upragniona swoboda? Do pornografii, przemocy, złodziejstwa na masową skalę – oto ślepy zaułek, w jakim znalazła się nasza cywilizacja, przynajmniej europejska. Co się stało z młodymi ludźmi? Zagubieni w cyberprzestrzeni, nie potrafią odnaleźć się w realnym świecie. Błądzą po omacku, nie mając autorytetów. Nocny portier to wzór do naśladowania. Przypomnijmy sobie jego godną naśladowania postawę. „Regulamin jest ważniejszy jak człowiek, że jak się człowiek nie stosuje, to przepada”. Żyjemy w świecie, który relatywizuje wszelkie regulaminy, zasady i przepisy. I tu pojawia się nocny portier, polski John Wayne. Gdy system ładu chyli się ku upadkowi, ten nieskazitelny bohater mówi nam, że najważniejszy jest porządek, porządek, który trzeba utrzymać za wszelką cenę. „Ja mam zamiłowanie do tej kontroli, mam zamiłowanie kontrolować tych swoich kolegów, tych wędkarzy, zabieramy kije, mam takie hobby, do tego jestem przyzwyczajony”. Kontrola jest warunkiem utrzymania porządku, a tym samym warunkiem naszego bezpieczeństwa, co z kolei gwarantuje ład społeczny. „Takie dziecko (złapane na wagarach – przyp. autora) to się już boi, on się już


FELIETON

prosi, błaga, żeby mu oddać legitymację, że on tego więcej nie zrobi... Takie dziecko dajemy do takiego poprawczaka i to dziecko się naucza tym, i ono z tego poprawczaka wychodzi, i ono jest idealne dziecko”. Powrót do tradycyjnych metod wychowawczych to kolejny warunek społecznego ładu. Bezmyślna wolność młodych ludzi ukrócona zostaje poprzez dyscyplinę i wdrażanie do pracy na rzecz społeczności. Gradacja kar może przewidywać roboty publiczne jako alternatywę dla poprawczaka. Jest to drobna korekta, która nie zmienia wszakże zasadniczo słusznej idei nocnego portiera. „Mnie to się niepodobuje, że noszą długie włosy, spodnie, rozszerzane czy wąskie, włosy, brody, baki – no fakt, że ja sam noszę, to ja takiego człowieka nienawidzę”. Uniformizacja to kolejny etap głębokiej, społecznej rewolucji. Uniformizacja i samokrytyka. Nawet nocny portier nie jest wolny od błędów, ale on to rozumie. Wie, że każdy jest przegrany, bo każdy ma coś na sumieniu. Z pozoru niewinne „pekaesy” mogą zburzyć powszechny porządek. Wróg czyha ukryty w każdym

z nas, więc w nas samych musimy szukać przyczyn społecznego rozkładu. „Ja sądzę według swojego rozumu, że musi być kara śmierci, tylko w ten sposób, że taki który wykroczył toto, i zrobić, proszę pana, szubienicę, taki sąd zrobić i powiesić go, proszę pana, publicznie, dziesiątki, setki ludzi by zobaczyły”. Przesada? Żaden prawdziwy porządek nie może obyć się bez ostatecznych rozwiązań. Są one gwarantem sprawnego działania systemu. Tyle nocny portier. A co dziś jest przestrzenią, od której należy zacząć porządkowanie naszej rzeczywistości? Oczywiście Internet. Dlatego z wielką radością witam międzynarodowy pakt, który rozpocznie zbożne dzieło likwidacji samowoli i rozpasania. Odbędzie się to z pożytkiem dla wszystkich obywateli, ale robimy to przecież dla naszej kochanej młodzieży. Tych milionów młodych ludzi, którzy nie mają dziś dobrych wzorców, nie przyswoili właściwych schematów zachowań. Kontrola, dyscyplina i odpowiedzialność – oto słowa kluczowe dla moralnej odnowy współczesnego świata. Więcej tekstów tego autora: lapsus.filmaster.pl

29


FELIETON

Paweł

Kabron W chorym kinie

Różowe flamingi „Jeśli widz mojego filmu wymiotuje, jest to dla mnie jak owacja na stojąco” (John Waters)

N

akręcone w 1972 roku, równo czterdzieści lat temu, Różowe flamingi nie są pierwszym, najlepszym ani nawet najbardziej kontrowersyjnym dziełem Johna Watersa. Są jednak, i to zasłużenie, najbardziej kultowym z jego filmów. Świetne aktorstwo i montaż, piękne zdjęcia, ciekawa, intrygująca fabuła, ważna problematyka – jeśli tego szukacie w kinie, trafiliście pod zły adres. Dzieło Watersa jest fatalnie zrealizowane, kiczowate i obrzydliwe. Krótko mówiąc: znakomite. Fabuła filmu jest na tyle pretekstowa, że można ją streścić w kilku zdaniach. Gdzieś na prowincji Stanów Zjednoczonych, w przyczepie kempingowej, żyje najobrzydliwsza amerykańska rodzina. Jej głową jest słynna Divine. Status najbardziej plugawej rodziny na świecie staje się przedmiotem zazdrości Connie i Raymonda Marble, którzy postana30

wiają rzucić jej wyzwanie. I tak zaczyna się licytacja na plugastwa, którą wygrywa rodzinka Divine. Zresztą nie jest to trudne, bo państwo Marble są nie tyle ohydni, co raczej nikczemni. To przestępcy, którzy porywają młode autostopowiczki, zamykają je w piwnicy, więżą i zapładniają, by potem sprzedać ich dzieci. A Divine? No właśnie... Divine jest zupełnie inna. Ta otyła kobieta, z kolorowym, ekscentrycznym makijażem, to bez wątpienia jedna z najbardziej charakterystycznych i charyzmatycznych postaci w historii kina. W postać tę, zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz (by wymienić choćby Mondo Trasho czy Tysiące maniaków), wcielił się przyjaciel reżysera, transwestyta Glen Milsted. Wszystkie obrzydliwe rzeczy, które Divine robi w filmie, aktor robił naprawdę, udowadniając, że nie tyle kreuje najbardziej obrzydliwą postać w historii kina, ale jest najobrzydliwszym aktorem w historii. Udowadnia to dobitnie w ostatniej scenie filmu, naprawdę zjadając autentyczne psie odchody. John Waters tak motywował swojego przyjaciela przy jej nagrywaniu: „Jeśli zwymiotujesz, nie martw się, to będzie bardzo dobre. Tylko pamiętaj, żeby uśmiechnąć się tak, żebyśmy widzieli wyszczerzone, zafajdane zęby”. W obrazoburczym filmie przekroczone zostają wszelkie granice. Przez swój anty-


FELIETON

mieszczański, kontrkulturowy wydźwięk film bywa czasem porównywany do Psa andaluzyjskiego Buñuela, nie ma jednak tego ciężaru. Dzieło Buñuela było „wezwaniem do mordu”. Film Watersa jest raczej wygłupem. Reżyserowi wystarcza to, że widzowi zrobi się niedobrze. Różowe flamingi ponad wszystko są bowiem komedią. Owszem, dziwną, lubującą się w złym smaku, często obleśną, ale wciąż jednak komedią. Tytuł nawiązuje do popularnych w USA figurek flamingów, czegoś w rodzaju naszych ogrodowych krasnali. W filmie są symbolem kiczu, dla którego dzieło Watersa jest rodzajem hołdu. Ciekawe, że film wywiera spore wrażenie nawet teraz, czterdzieści lat od premiery, mimo że w kinie widzieliśmy już chyba wszelkie możliwe perwersje. Rzecz w tym, że Różowe flamingi szokują dziś nie tyle scenami ekstremalnymi, co raczej upodobaniem do ohydy. Jak w scenie, gdy rozjuszona Divine wpada z synem do domu Marble’ów i w ramach zemsty obślinia różne znajdujące się w domu przedmioty. Albo w scenach z matką Divine, która, siedząc w dziecinnym łóżeczku, wygłasza dziwaczne monologi, zajada się jajkami i nie może się doczekać przyjścia do domu „Jajkonosza”. Największe kontrowersje wzbudza do dziś scena erotyczna, w której syn Divine pociera swoją partnerkę żywymi kurczakami, raniąc ją do krwi. W tej scenie jeden z kurczaków został zabity. Zarzuty o maltretowanie zwierząt Wa-

ters odpierał z charakterystycznym dla siebie humorem, twierdząc, że kurczak pochodził z rzeźni, więc i tak jego los był przesądzony, „a tak przynajmniej przed śmiercią został zerżnięty”. Po nakręceniu sceny nieszczęsny kurczak został zresztą przez ekipę zjedzony. Sam Waters żałował po latach tylko jednej sceny: fellatio między Divine i jej synem. Do odegrania jej zmusił bowiem dwójkę przyjaciół. Różowe flamingi, zrealizowane za dziesięć tysięcy dolarów, przyniosły kilkumilionowe zyski i stały się dla Watersa trampoliną do sławy. Z czasem złagodniał, zaczął kręcić „normalniejsze” filmy (W czym mamy problem, Lakier do włosów). Nigdy jednak nie wyrzekł się swoich ideałów na tyle, by stać się pupilkiem Hollywood czy włączyć w walkę o Oscary. I chociaż wszystkie zarzuty wobec Różowych flamingów są prawdziwe, film jest ohydny, obleśny i kiczowaty, to właśnie ten tytuł zapewnił Watersowi miejsce w historii kina. Jeśli się nie boicie, obejrzyjcie, bo bez wątpienia jest to dzieło oryginalne. Nie zapomnijcie tylko o papierowej torebce, gdybyście przypadkiem postanowili złożyć hołd wielkiemu mistrzowi amerykańskiego kina niezależnego. W tekście wykorzystałem fragmenty książki Midnight Movies. Seans o północy, J. Hobermana i J. Rosenbauma (wyd. Nowe Horyzonty, przekład M.Oleszczyk). Więcej tekstów tego autora: doktor_pueblo.filmaster.pl

31


Relacja z Berlinale 2012 Agata Malinowska

32


D

obiegło końca 62. Berlinale ściło w tym roku wielkie, wizjonerskie i zewsząd słychać głosy zakino, w zeszłym roku reprezentowane wodu, podobne w duchu do przez Pinę, Jaskinię zapomnianych snów tych, jakie pojawiały się w zeszłym roku. czy zwycięzcę konkursu – Rozstanie. FilJest całkiem prawdopodobne, że orgamy konkursowe, jednolicie dobre, ale nizatorzy, poirytowani narzekaniami na nie wybitne, nie przyniosły spodziewapoziom festiwalu w roku 2011, w 2012 nej satysfakcji, zaś te pokazywane poza postanowili zademonstrować, jak wygląkonkursem, jak Ścigana Soderbergha czy da prawdziwy spadek formy. Strasznie głośno, niesamowicie blisko, zdąNa szczęście Berlinale nawet w swojej żyły się już doczekać nie zawsze przychylmniej interesującej odsłonie pozostało nych recenzji zza oceanu. Nawet Werner jednym z najciekawszych międzynarodoHerzog, który przywiózł do Berlina swoją wych festiwali. Każdy z filmów konkurso- czteroczęściową Karę śmierci, wstrząsawych zasługiwał na obejrzenie, jącą serię wyznań ludzi czekających na a w innych sekcjach wciąż można było trafić na perełki. Retrospektywa, prezentująca osiągnięcia wczesnego kina radzieckiego, między innymi filmy Pudowkina, Protazanowa i Eisensteina, również nie zasługiwała na pominięcie. Filmy-celebryci tegorocznego Berlinale: Skoro zatem było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? - In The Land Of Blood And Honey – reżyserski Można powiedzieć, że debiut Angeliny Jolie, czyli co Lara Croft ma głównym problemem okado powiedzenia o wojnie na Bałkanach. zała się kumulacja średniactwa. Na festiwalu nie zago- Don – The King is Back – nowy film z bożyszczem Bollywoodu, Shah Rukh Khanem. Hindusi też potrafią.

Gorące bilety

- Iron Sky – „odrobinę czarna” komedia SF o inwazji nazistów z Księżyca. See you In Valhalla! - Death Row – czyli Werner Herzog rozmawia z oczekującymi na karę śmierci. Pojedyncza, za to ponad trzygodzinna, projekcja dla publiczności. In The Land Of Blood And Honey

- Marley – czy trzeba mówić coś więcej? Ponad dwugodzinny dokument o legendzie reggae. 33


Iron Sky wykonanie wyroku śmierci, przemknął się przez festiwal chyłkiem, pokazując swój film publiczności jeden jedyny raz. Z obejrzeniem go miała zresztą problem również prasa – osobny pokaz dla dziennikarzy odbył się na dzień przed oficjalnym otwarciem festiwalu. Zła karma nie wpłynęła na zwyczajowe rozpolitykowanie. Filmy konkursowe tradycyjnie poruszały różnorakie problemy polityczno-społeczne, od prześladowań węgierskich Romów (Just the Wind, nagroda jury) po konflikty zbrojne (Captive, War witch) i te wybuchające we współczesnych rodzinach (Home for the Weekend). O główną nagrodę walczyły aż trzy produkcje kostiumowe, niepozbawione jednak odniesień do współczesności. White deer plain portretuje w małej skali rozkład chińskiego feudalizmu i narodziny Partii Komunistycznej, która do dziś niepodzielnie rządzi ChRL. Farewell my queen daje realistyczny w zamierzeniu, a dość żałosny w realizacji, obraz wersalskiej „złotej klatki” 34

tuż przed rewolucją francuską. A Royal Affair, historia królewskiego lekarza, który został kochankiem królowej i reformatorem Danii, przywołuje zaś czasy Oświecenia – nurtu nadal kontrowersyjnego i obrzucanego błotem przez środowiska konserwatywno-religijne. Osobnym zjawiskiem okazało

Don – The King is Back się Tabu Miguela Gomesa (nagrodzone za innowacyjność, choć w gruncie rzeczy spoglądające wstecz, w stronę kina niemego) serwujące opowieść o fatalnej namiętności w kolonialnym sosie. I wreszcie zwycięzca – Cesare deve morire (Cezar musi umrzeć) braci Tavianich, przedstawiający więźniów przygotowują-


cych się do wystawienia szekspirowskiego wśród których pojawiły się filmy twórców Juliusza Cezara. Wybierając sztukę, którą programowo wyrazistych – Alexa de la zamierzali uczynić przedmiotem teatral- Iglesii (La chispa de la vida) i Guya Maddinych zajęć, bracia kierowali się zapewne na (Keyhole). Udało mi się również, mimo przekonaniem, że handlarzom narkotyniesprzyjających okoliczności, obejrzeć ków, mordercom i mafiosom nieobca jest wyczekiwaną przez internetowe grono fakrwawa walka o władzę i że ten dawny tekst nów komedię o księżycowych nazistach wzbudzi w ich sercach uczucia, które będą (Iron Sky). Ta odrobina szaleństwa, choć nie mogli zarejestrować na taśmie. I w zasadzie zrekompensowała zawiedzionych nadziei, tak się stało – emocjonalne zaangażowanie przyniosła mi sporo radości. Ostatecznie aktorów, recytujących wersy przetłumato po takie nieszablonowe kino pojechałam czone na ich rodzime włoskie dialekty, jest na ten festiwal. Liczę, jak zapewne również wyraźne i nieudawane. Ostatecznie jednak spora grupa stałych bywalców, że przyszły film wpada w pułapkę potężnerok przyniesie go nieco więcej. go szekspirowskiego tekstu i na pierwszy plan wybija się sama sztuka. Próby nagrane w surowych wnętrzach więzienia coraz bardziej przypominają świadomą aranżację teatralną. Coraz mniejsze znaczenie ma to, kto gra i dlaczego, coraz większe – co dzieje się na scenie, nawet jeśli sceną jest Może nie filmy, ale gwiazdy różn ego formatu akurat spacerniak. Jeśli Taviaz pewnością dopisały. Na pierwsz ym mie jscu nalenim udaje się coś pokazać, to ży wymienić laureatkę Honorowego Złotego Niedźw głównej mierze to, że mistewiedzia – wszechstronną i wspaniałą Meryl Streep, rium dramatu, raz rozpoczęktóra w tym roku wsławiła się wyb itną rolą damy strzelającej do górników. Miejsca te, niełatwo zbacza z utartych przeznaczone dla konkursowego jury okupowali mię torów. Gdy wybrzmią ostatdzy innymi Jake Gyllenhaal i Charlotte Gainsbour nie słowa i więźniowie rozejg. Berlinale nawiedzili również amanci, Michael dą się do swoich cel, pozostaFassbender, Antonio Banderas, oraz idol nastolatek, nie nam tylko epilog, który Robert Pattison , a także Christian Bale, który gdy nie zamiast zwieńczyć całość, nosi maski nietoperza, ratuje chińskie kobiety w Nankinie. Nie niezdarnie zabrzęczy. zabrakło również pięknych pań – na czerwonym Schronienie i odpodywanie zagościły Diane Kruger i Christina Ricci. czynek od konkursowej Starych wyjadaczy reprezentowali wciąż dziarscy poprawności znalazłam John Hurt i Max von Sydow. na pokazach specjalnych,

Goście, goście…

35


Timo Vuorensola reşyser filmu iron sky specjalnie dla filmradaru Rozmawiała: Agata Malinowska


Oglądał pan film z publicznością. Jakie wrażenia po seansie? Była długa owacja na stojąco. To jak spełnienie marzeń, wszyscy zareagowali tak pozytywnie. Film był już dość popularny jeszcze przed powstaniem? Tak, pracowaliśmy nad tym z internautami. Przygotowywaliśmy publiczność krok po kroku, stopniowo ujawniając kolejne informacje. Naziści wydają się wciąż atrakcyjnym tematem dla filmowców. Jak pan sądzi dlaczego? Zapewne ma to coś wspólnego z fascynacją złem. W pewnym sensie nazizm to krańcowe zło… Zastanawiałem się, dlaczego właśnie oni, a nie na przykład komuniści. Wydaje mi się, że nazizm to po prostu bardzo prosta koncepcja, którą można łatwo zrozumieć. Niemieccy żołnierze ubrani w mundury od Hugo Bossa prezentują się dość okazale, do tego kojarzą się z czymś bardzo złym. Tworzy to iście komiksowe połączenie. Tak, to dobra kombinacja. Faktycznie tak jest, mają wyrazisty wizerunek, charakterystyczną symbolikę. Ale pod tym wszystkim tkwi coś jeszcze, co ma z pewnością związek z tym, że sama idea jest tak klarowna, łatwo ją uchwycić i umiejscowić. Skąd wziął się pomysł na fabułę? Co było inspiracją – jakaś książka, komiks właśnie?

To oryginalny scenariusz, ale oparliśmy go na bardzo popularnej miejskiej legendzie czy teorii spiskowej. Jest wielu ludzi, którzy naprawdę uważają, że na Księżycu są naziści. Kiedy wpadliśmy na ten pomysł, pomyśleliśmy: „Zajrzyjmy do Internetu, zobaczymy, co ludzie sądzą o nazistach na Księżycu…”. Okazało się, że jest wiele osób, które naprawdę w to wierzą! Czyim pomysłem było obsadzenie w filmie Udo Kiera? Nie wiem skąd mi to przyszło to głowy. To był jeden z pierwszych pomysłów na ten film, jeszcze zanim mieliśmy jakikolwiek scenariusz. Księżycowi naziści, księżycowy Führer… Udo Kier będzie księżycowym Führerem! Udo to świetny gość, bardzo dobrze się z nim pracuje. Ta rola pasuje do jego emploi. Trzeba go było jakoś szczególnie przekonywać? Wystarczyło, że wysłałem scenariusz, który mu się spodobał. Miał pan jakąś konkretną wizję nazistów, którą chciał przekazać publiczności? Zamierzałem znaleźć w nich trochę głębi, bez kompletnego szaleństwa. Można oczywiście pokazać supernazistów – skórzane spodnie, hajlowanie itd. To oczywiście też jest w filmie, ale chciałem, żeby przynajmniej główne postaci miały trochę głębi. Naziści to nie tylko wygląd i zachowanie, ale też ideologia. To, co chciałem osiągnąć, to odzwierciedlić tę ideologię we 37


społeczność „zrzuca się” na film, który chce zobaczyć, może sfinansować film w całości? Myślę, że to będzie istotna część finansowania filmów w najbliższych latach.

Iron Sky

współczesnym świecie. W dzisiejszej polityce używa się podobnej retoryki co w latach 30., słyszy się prawie te same frazy, to trochę przerażające. Internetowa społeczność fanów sfinansowała około 1/10 budżetu całej produkcji. Jak ocenia pan jej twórczy wkład w sam film? Jest wszędzie. Kiedy patrzę na film, widzę wiele drobnych rzeczy zrobionych przez tego albo tamtego. Powiedziałbym, że społeczność brała udział w każdym etapie produkcji, na różnych poziomach.

38

Takie rozwiązanie rodzi jakieś szczególne trudności? Jeśli społeczność pamięta, że ta praca to dyktatura, a nie demokracja, wszystko jest w porządku. To ja podejmuję ostateczną decyzję, co będzie w filmie, a co nie, i nie muszę się przed nikim tłumaczyć. Jedynym problemem jest to, że kiedy społeczność się rozgrzewa i pojawia się dużo wpisów, trzeba trochę czasu, by to wszystko przeczytać.

Planowaliście od początku zaangażowanie społeczności internetowej w produkcję filmu? Pracowałem już ze społecznością przy swoim pierwszym filmie Star Wreck. To było zupełnie naturalne, ludzie chcieli pomóc, a ja uznałem, że to ułatwi pracę. Nie miałem ochoty robić filmu sam, to trochę nudne.

Tu na festiwalu Iron Sky cieszy się dużym zainteresowaniem, choć jest to film bardzo różniący się od tradycyjnego kina festiwalowego. Jest pan tym zaskoczony? Tak, zaskoczyło mnie, że było tyle szumu, nie wiedziałem czego się spodziewać. Ucieszyłem się, że ludzie sądzą, że film pasuje do Berlinale, choć jednocześnie jest inny. Ostatnio oglądałem trochę filmów, które wygrały Berlinale, i okazało się, że często były to naprawdę odjechane komedie. Wielu ludzi uważa Berlinale za bardzo poważny festiwal. Myślę, że tak jest w istocie, sądzę jednak, że jest tu również pozytywna atmosfera dla komedii.

Uważa pan, że tzw. crowd investment, metoda polegająca na tym, że

Po jakiego rodzaju kino sięga pan jako widz?


Bardzo lubię Davida Lyncha. Lubię też wszystko z Arnoldem Schwarzeneggerem, naprawdę wszystko. Lubię science fiction, bitwy w kosmosie. Mam zróżnicowane upodobania, ale science fiction zawszy było dla mnie numerem jeden. Martwi mnie, że ostatnio przemysł filmowy źle się obchodzi z SF, od wieków już nie było dobrego filmu w tym gatunku. Ten rok jest dobry, bo będziemy mieli Prometeusza, jest jeszcze Księżyc, który był jedynym prawdziwym filmem science fiction, który widziałem od wielu lat. Jest cała masa śmieci, o których mówi się, że to SF, ale tak naprawdę to wysokobudżetowe nic. Co takiego jest w science fiction? Lubię w science fiction to, że mówi o naszym świecie, ale ustawia widza w pewnym dystansie. Jeśli zrobisz film na jakiś bieżący temat i jesteś zbyt blisko opisywanej sytuacji, nie możesz tak naprawdę wyrobić sobie opinii. Dobre science fiction potrafi przekształcić dane zjawisko w coś tak fantastycznego, że wymusza spojrzenie z zewnątrz. To daje nowe podejście do tematu. Zaczął pan pracę nad Iron Sky już w 2006 roku, a w 2009 w kinach pojawiły się Bękarty wojny – również komedia o nazistach, pokazująca alternatywną wersję historii. Czy ten film

był dla pana w jakimś aspekcie inspiracją? Jak pan odebrał tę produkcję? Film ogromnie mi się spodobał. Oczywiście mieliśmy własne plany, gdy pojawiły się Bękarty…, ale mimo to film spodobał mi się, to było naprawdę świetne podejście do tematu. Straciłem kontakt z Tarantino po kilku jego wcześniejszych filmach, ale według mnie ten film to był jego wielki come back.

Iron Sky

Plany na przyszłość? Mam bardzo ciekawy scenariusz science fiction, historię podróży w czasie. Ale moim marzeniem jest stworzenie serialu telewizyjnego dla międzynarodowej widowni, czegoś zbliżonego do Star Trek czy Battlestar Galactica. Nie wiem jeszcze, jak się do tego zabrać, ale mam na niego naprawdę dobry pomysł i mam nadzieję, że po Berlinale uda się uzyskać jakiś odzew w tej sprawie.


Oscary 2012 Co powinniście wiedzieć Łukasz Mantiuk

40


O

Oscarach nie da się nie pisać. Wielu dyskutuje, czy powinno się je nazywać najważniejszymi nagrodami filmowymi – na pewno zasługują na miano najpopularniejszych. W tym roku zostaną rozdane już po raz osiemdziesiąty czwarty. Nominacje ogłoszone 24 stycznia pokazały, że w tym roku większość wyróżnionych to osoby, które albo mają na swoim koncie jakieś statuetki, albo były już wcześniej nominowane. W kilku przypadkach zaś czeka nas pojedynek tytanów.

Niespodzianki

Oczywiście – jak co roku – w każdej kategorii znalazło się kilka niespodzianek oraz kilka niesprawiedliwych pominięć. Do Najlepszego filmu tym razem nominowano nie pięć, nie dziesięć, a dziewięć filmów. Związane jest to ze zmianą w regulaminie nagród – od tego roku liczba nominowanych w tej kategorii może wahać się od pięciu do dziesięciu, ważne, aby na dany film zagłosowało minimum 5% członków Akademii. Wśród zaskoczeń mamy m.in. Strasznie głośno, niesamowicie blisko (oryginalny tytuł: Extremely Loud and Incredibly Close) Stephena Daldry’ego, któremu nie dawano wielu szans oraz docenione na festiwalach Drzewo życia (The Tree of Life) Terrence’a Malicka. Wśród najważniejszych pretendentów do uzyskania głównej nagrody jest czarno-biały, niemy Artysta (The Artist) Michela Hazanaviciusa oraz Spadkobiercy (The Descendants) Alexandra Payne’a.

REKORDZIŚCI NOMINACJI: Walt Disney – 59 nominacji (za filmy aktorskie i animowane); John Williams – 47 nominacji (wszystkie za muzykę); Alfred Newman – 45 nominacji (również za muzykę); Edith Head – 35 nominacji (kostiumy); Najczęściej nominowany aktor – Jack Nicholson, 12 nominacji (3 Oscary); Najczęściej nominowana aktorka – Meryl Streep, 17 nominacji (2 Oscary); Najczęściej nagradzany aktor – Jack Nicholson i Walter Brennan, po 3 Oscary; Najczęściej nagradzana aktorka – Katherine Hepburn, 4 Oscary; Najczęściej nominowany reżyser – William Wyler, 12 nominacji; Najczęściej nagradzany reżyser – John Ford, 4 Oscary; Najczęściej nagradzany kraj w kategorii filmu obcojęzycznego – Włochy, 11 Oscarów (plus 3 Nagrody Specjalne/Honorowe); Najczęściej nominowany kraj w kategorii filmu obcojęzycznego – Francja, 34 nominacje (9 Oscarów); Tylko dwóm reżyserom udało się zdobyć nominacje w kategorii Najlepszy reżyser dwukrotnie w jednym roku, byli to Michael Curtiz (za Aniołów o brudnych twarzach i Cztery córki w 1938 roku) oraz Steven Soderbergh (za Erin Brockovich i Traffic w 2000 roku).

41


PERFEKCYJNA PIĄTKA Tylko trzem filmom udało się zdobyć tak zwaną Perfekcyjną piątkę, czyli otrzymać Oscara w pięciu najważniejszych kategoriach: Najlepszy film, Najlepsza reżyseria, Najlepszy scenariusz (adaptowany albo oryginalny), Najlepszy aktor pierwszoplanowy i Najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Są to: Ich noce (1934); Lot nad kukułczym gniazdem (1975); Milczenie owiec (1991). Filmów, które zdobyły nominacje co najmniej w tych pięciu kategoriach, było czterdzieści. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce z filmem Za wszelką cenę (Million Dollar Baby) Clinta Eastwooda z 2004 roku (ceremonia w 2005 r.). Cztery filmy były bliskie dołączenia do powyższej trójki, gdyż zdobyły cztery najważniejsze statuetki, a były to: Przeminęło z wiatrem (1939) (zabrakło Oscara dla Najlepszego aktora pierwszoplanowego); Pani Miniver (1942) (również brak Oscara dla Najlepszego aktora pierwszoplanowego); Annie Hall (1977) (znów Najlepszy aktor pierwszoplanowy); American Beauty (1999) (tym razem zabrakło Oscara dla Najlepszej aktorki pierwszoplanowej).

42

Czarno-biały w 2012 roku?

Zdecydowanie prawdziwym fenomenem tego roku jest wspomniany już Artysta. I jest to właściwie jedyny film, gdzie nominowani dostali swoje pierwsze wyróżnienia – łącznie dzieło Payne’a zostało nominowane dziesięciokrotnie. Po raz pierwszy nominowano Michela Hazanaviciusa – i to aż trzykrotnie – za reżyserię, scenariusz oraz montaż filmu, Jeana Dujardina za pierwszoplanową rolę męską oraz Bérénice Bejo za drugoplanową rolę żeńską. Ostatnim czarno-białym filmem nominowanym w najważniejszej kategorii było Good Night, and Good Luck George’a Clooneya z 2006 roku. Pozostała czwórka reżyserów nominowanych za Najlepszą reżyserię otrzymała swoje kolejne nominacje, ale prawdziwym rekordzistą w tej kategorii jest Woody Allen. W jego przypadku jest to już siódma (w tym roku za film O północy w Paryżu, nominowano również scenariusz Allena), jednak tylko raz zamieniła się ona w Oscara – w 1978 roku za reżyserię Annie Hall. Ogółem Allen był już nominowany aż dwadzieścia trzy razy (w większości za scenariusz, otrzymał trzy statuetki). Podobnie jak Allen, siódmą nominacją za reżyserię pochwalić się może Martin Scorsese (w tym roku nominowany za Hugo). I co ciekawe, tak jak Allen, Scorsese ma tylko jednego Oscara w tej kategorii – za reżyserię Infiltracji (The Departed) z 2006 roku. Terrence Malick, reżyser Drzewa życia, otrzymał dru-


43


Oscary – ciekawostki, których nie znaliście Meryl Streep pobiła swój

własny rekord w kategoriach aktorskich. Jest nie tylko jedyną aktorką, ale w ogóle jedyną osobą w kategoriach aktorskich nominowaną aż siedemnaście razy. Osobą, która zdobyła najwięcej nominacji we wszystkich kategoriach jest Walt Disney – było ich aż pięćdziesiąt dziewięć. Spośród osób żyjących rekord ten dzierży John Williams (nominowany również i w tym roku) – czterdzieści siedem nominacji.

Woody Allen jest

rekordzistą kategorii scenariuszowej – aż czternaście nominacji, w tym tegoroczna nominacja za O północy w Paryżu. Udało mu się wygrać dwukrotnie.

Christopher Plummer i Max von Sydow pobili

w tym roku rekord najstarszego aktora nominowanego w kategorii

44

gą nominację za reżyserię, a trzecią ogółem (wcześniej za reżyserię i scenariusz adaptowany do Cienkiej czerwonej linii w 1999 roku). Drugą nominacją za reżyserię, ale szóstą ogółem może pochwalić się Alexander Payne, reżyser Spadkobierców. Twórca ma na koncie tylko jednego Oscara – za scenariusz adaptowany do filmu Bezdroża (Sideways) w 2005 roku. Zabrakło nominacji m.in. dla George’a Clooneya za Idy marcowe (The Ides of March) czy Stephena Daldry, który pierwszy raz w swojej karierze nie otrzymał takiego wyróżnienia za swój film (wcześniej wyreżyserował trzy inne i wszystkie zyskały uznanie Akademii).

Streep vs. Close, Dujardin vs. Clooney

Prawdziwe pojedynki czekają nas w kategoriach aktorskich – głównie pierwszoplanowych. Mogłoby się zdawać, że wśród panów jedynie Demián Bichir (za A Better Life) oraz Jean Dujardin (za Artystę) otrzymali swoje pierwsze nominacje, jednak to nieprawda. Znany i ceniony Gary Oldman nominowany w tym roku za Szpiega (Tinker Tailor Soldier Spy) również otrzymał dopiero pierwszą nominację w karierze! Wśród wyróżnionych jedynie Brat Pitt oraz George Clooney byli częściej doceniani przez Amerykańską Akademię Filmową. Rola Pitta w Moneyball to jego trzecia szansa na Oscara, natomiast Clooney za rolę w Spadkobiercach ma szansę na swojego drugiego już Oscara w karierze


– wcześniej otrzymał nagrodę za drugoplanową rolę w Syrianie, a ogółem jest to jego siódma nominacja. Kto wygra? Wcześniejsze wyróżnienia innych stowarzyszeń wskazują, że pojedynek rozegra się miedzy Clooneyem (Złoty Glob za rolę dramatyczną) a Dujardinem (Złoty Glob za rolę komediową, SAG Awards dla najlepszego aktora). Ten pierwszy ma jeszcze szansę na Oscara w tym roku za scenariusz do filmu Idy marcowe. Wśród pierwszoplanowych aktorek zmierzą się ze sobą między innymi Meryl Streep i Glenn Close, dwie divy amerykańskiego kina. Streep za rolę w Żelaznej damie (The Iron Lady) pobiła swój własny rekord – siedemnasta nominacja! Wygląda na to, że w czymkolwiek by zagrała, nominację i tak ma w kieszeni. Oscary natomiast otrzymała tylko dwa i to prawie aż trzydzieści lat temu. Natomiast Glenn Close, tym razem za rolę w Albert Nobbs, wyróżniona została po raz szósty – i co ciekawe – nie ma na swoim koncie jeszcze żadnej statuetki. Jest to również jej pierwsza nominacja od ponad dwudziestu lat (wcześniej pierwszoplanowa rola w Niebezpiecznych związkach w 1999 roku). Za rolę w Dziewczynie z tatuażem (The Girl With the Dragon Tattoo) Rooney Mara otrzymała swoją pierwszą nominację. Zjawiskowe odtworzenie Marilyn Monroe w filmie Mój tydzień z Marylin (My Week With Marilyn) przyniosło Michelle Williams trzecią nominację, natomiast Viola Davis za rolę w Służących (The Help) zyskała drugie wyróżnienie. I podobnie jak w kategorii męskiej największe szanse mają dwie zupełnie różne aktorki. Meryl Streep otrzymała Złotego Globa w ka-

Najlepszy aktor drugoplanowy, natomiast Woody Allen jest najstarszym nominowanym w kategorii Najlepszy reżyser. Jeśli którykolwiek z nich wygra, będzie również najstarszym zwycięzcą.

Po raz pierwszy od 2008 roku w kategorii Najlepszy film zabrakło jakiegoś wielkiego letniego blockbustera. Nominowany film, który przyniósł najwięcej dochodów, to Służące, mający na koncie w dniu nominacji ponad 169 milionów dolarów. Jeśli któryś ze zwycięzców

chciałby swojego Oscara spieniężyć, to oczywiście może to zrobić, ale pierwsza oferta musi być przedstawiona Amerykańskiej Akademii Filmowej i ma ona opiewać na… 1 dolara. Każdy zwycięzca podpisuje związaną z tym umowę: zwykle Akademia odstępuje od odkupienia statuetki, gdy zwycięzca wyjawi, że chce przeznaczyć nagrodę na szczytne cele.

45


Pierwsze razy… Pierwszy azjatycki zwycięzca w kategorii Najlepszy reżyser – Ang Lee za Tajemnice Brokeback Mountain (2005). Pierwsza kobieta nagrodzona w kategorii Najlepszy reżyser – Kathryn Bigelow za W pułapce wojny (The Hurt Locker) (2009). Pierwsze filmy w 3D nominowane w kategorii Najlepszy film – Avatar i UP (2009). Pierwszy film fantasy nominowany w kategorii Najlepszy film – Władca pierścieni – Powrót Króla (2003). Pierwszy film animowany nominowany w kategorii Najlepszy film – Piękna i bestia (1991). Film z największą liczbą nominacji, który jednocześnie nie został nominowany w kategorii Najlepszy film – Dreamgirls (2006) – 8 nominacji. Pierwszy film tylko dla dorosłych, który wygrał w kategorii Najlepszy film – Nocny kowboj (Midnight Cowboy) (1969). Pierwsza pośmiertna nominacja dla aktora – Jeanne Eagels, The Letter (1929). Pierwsza pośmiertna statuetka dla aktora – Peter Finch, Sieć (Network) (1976). Pierwsza aktorka, która wygrała w kategorii aktorskiej za rolę w innym języku niż angielski – Sophia Loren, Matka i córka (Two Women) (1960) – mówiła po włosku. Pierwszy aktor, który wygrał w kategorii aktorskiej za rolę w innym języku niż angielski – Robert De Niro, Ojciec chrzestny II (1974) – mówił po sycylijsku. Pierwszy Afrykanin, który wygrał w kategorii aktorskiej – Charlize Theron, Najlepsza aktorka w Monster (2003). Pierwszy Australijczyk, który wygrał w kategorii aktorskiej – Nicole Kidman, Najlepsza aktorka w Godzinach (2002). Pierwszy czarnoskóry zwycięzca w kategorii aktorskiej – Sidney Poitier, Najlepszy aktor w Polne lilie (Lilies of the Field) (1963). Pierwsza czarnoskóra zwyciężczyni w kategorii aktorskiej – Hattie McDaniel, Najlepsza aktorka drugoplanowa w Przeminęło z wiatrem (1939). Pierwsza czarnoskóra aktorka, która wygrała w kategorii Najlepsza aktorka pierwszoplanowa – Halle Berry w Czekając na wyrok (Monster’s Ball) (2001). Pierwsze nominowane dziecko – Jackie Cooper w wieku dziewięciu lat nominowany za Najlepszego aktora pierwszoplanowego w Skippy (1931).

46


tegorii dramatycznej, natomiast Michelle Williams w kategorii komediowej. Na SAG Awards wygrała Williams, tak więc na razie szala przechyla się na jej stronę, jednak czy młoda aktorka pokona weterankę? Wśród ról drugoplanowych praktycznie znamy zwycięzców – Christopher Plummer za rolę w Debiutantach (Beginners) oraz Octavia Spencer za rolę w Służących otrzymali praktycznie wszystkie możliwe wyróżnienia w drodze po Oscary. Jeśli wygrają, będą to ich pierwsze statuetki. Wydaje się, że nikt im nie może zaszkodzić, aczkolwiek w swoich kategoriach mają kilka ciekawych konkurentów. Octavia Spencer zmierzy się z koleżanką z planu, Jessicą Chastain, również nominowaną za Służące. Dodatkowo wyróżniono Bérénice Bejo za rolę w Artyście, Melissę McCarthy za Druhny (Bridesmaids) oraz – tu zaskoczenie – Janet McTeer za Alberta Nobbsa. Każda z pań oprócz Janet McTeer otrzymała swoją pierwszą nominację, McTeer drugą. Bez zaskoczeń nie obyło się również w drugoplanowych rolach męskich – nominowany został Max von Sydow za rolę w Strasznie głośno, niesamowicie blisko (druga nominacja w karierze ogółem). Oprócz niego Jonah Hill za rolę w Moneyball (pierwsza nominacja), Kenneth Branagh za Mój tydzień z Marilyn (czwarta nominacja) i Nick Nolte za Wojownika (Warrior) (trzecia nominacja w karierze).

Polskie szanse

Szansę na dwa Oscary ma również Polska, a właściwie Polacy. Janusz Kamiński został nominowany po raz piąty za zdjęcia, a ma szansę na trzeciego Oscara, wygrał już dwukrotnie, za zdjęcia do dwóch filmów Stevena

Rekordy filmowe Najwięcej nominacji – po czternaście: Wszystko o Ewie (1950) (sześć statuetek); Titanic (1991) (jedenaście statuetek). Najwięcej Oscarów, ale bez wygranej w kategorii Najlepszy film: Kabaret (1972) zdobył osiem statuetek, nie wygrywając najważniejszego (na dziesięć nominacji). Najwięcej nominacji bez żadnej statuetki: Dwa filmy otrzymały jedenaście nominacji, ale żadna z nich nie zamieniła się w wygraną, są to: Punkt zwrotny (1977); Kolor purpury (1985). Ojciec chrzestny oraz Ojciec chrzestny II to jedyne dwa filmy nagrodzone w kategorii Najlepszy film będące dwoma częściami jednej historii. Seria Władca Pierścieni jest najlepszą serią – trzy filmy ogółem otrzymały trzydzieści nominacji i siedemnaście Oscarów.

47


Spielberga – Listy Schindlera w 1994 oraz Szeregowca Ryana w 1999. Tym razem również wyróżniono jego pracę na planie przy filmie Spielberga, Czas wojny (War Horse). Natomiast Agnieszka Holland została nominowana za film W ciemności (była wcześniej nominowana za scenariusz adaptowany do filmu Europa, Europa). Jest to już dziewiąty polski film nominowany w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny. Pod tym względem jesteśmy siódmym najlepszym państwem, aczkolwiek dziewięć nominowanych filmów mają również Niemcy i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (Rosja jest liczona oddzielnie). Nigdy jednak jeszcze nie wygraliśmy. Jednak największe szanse w tej kategorii ma irański dramat Rozstanie (A Separation), który został również wyróżniony za Najlepszy scenariusz oryginalny. Po raz czwarty z rzędu w kategorii Najlepsza aktorka drugoplanowa znajdują się dwie panie z tego samego filmu – w tym roku Octavia Spencer i Jessica Chastain w Służących. Wcześniej były to Amy Adams i Melissa Leo (2010, The Fighter), Vera Fermiga i Anna Kendrick (2009, W chmurach) i w końcu Viola Davis i Amy Adams (2008, Wątpliwość). Z wymienionych Oscara otrzymała jedynie Melissa Leo. Christopher Plummer oraz Max von Sydow dołączyli do Hala Holbrooka, który dzierżył do tej pory rekord najstarszego nominowanego w jakiejkolwiek kategorii. Jeśli Plummer wygra (co jest prawie pewne), stanie się rekordzistą jako najstarszy zwycięzca. Do tej pory rekordzistką w tym aspekcie pozostawała Jessica Tandy nagrodzona w wieku osiemdziesięciu lat za rolę w Wożąc panią Daisy (Driving Miss Daisy). 48

Akademia nie lubi samochodów? Po raz pierwszy, od kiedy w 2001 roku wprowadzono kategorię Najlepszy film animowany, nominacji nie otrzymała produkcja studia Pixar – w tym roku pretendowała do tego animacja Auta 2 (Cars 2). I nawet mimo pięciu miejsc obraz ten nie zyskał uznania Akademii. Pixar wygrał w tej kategorii sześciokrotnie w tym cztery razy pod rząd w latach 2007-2010 (Ratatuj, Wall-E, Up, Toy Story 3). Gala rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej odbędzie się 26 lutego 2012 roku w teatrze w Hollywood, niegdyś zwanym Kodak Theatre, jednak z racji bankructwa firmy Kodak usunięto z nazwy ich logo. Galę po raz dziewiąty poprowadzi Billy Crystal. Oryginalnie, galę wytransmituje amerykańska stacja CBS, w Polsce będzie to Canal+. Telewizja Polska po raz kolejny zrezygnowała z pokazania tego wielkiego wydarzenia filmowego. Stacje komercyjne również nie są zainteresowane ceremonią. Na dzień dzisiejszy ogłoszono, że wśród wręczających Oscary znajdą się m.in. Angelina Jolie, Halle Berry, Tom Cruise, Cameron Diaz, Tom Hanks, Milla Jovovich czy Jennifer Lopez. Nie podano dokładnie, w jakich kategoriach wyżej wymienieni będą wręczać statuetki, ale czy nie byłoby zabawne, gdyby właśnie Angelinie Jolie powierzono kategorię Najlepszy aktor pierwszoplanowy – i zupełnie przypadkiem Oscara wygrał nominowany za rolę w Moneyball Brad Pitt? Więcej tekstów autora na Filmlog.pl


OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY

49


Pięć na pięć.

Wielka celebracja fascynacji kinem Łukasz Mantiuk


I

stało się. Rozdano najważniejsze czy też najpopularniejsze wyróżnienia w świecie filmu. Oscary za rok 2011 to już przeszłość. Jak zwykle przydługą i nieco nudnawą galę oglądało się ze znużeniem, ale i momentami z wypiekami na twarzy.

Pierwsze dwa Oscary zgarnął film Hugo i jego wynalazek za Najlepsze zdjęcia oraz Najlepszą scenografię i dekorację wnętrz. Były to trzecie Oscary zarówno dla autora zdjęć Roberta Richardsona, jak i dla włoskiego małżeństwa Dante Ferrettiego i Francescy Lo Schiavy, którzy stworzyli scenografię i dekoracje. Następnie Jennifer 51


Jean Dujardin fot. oscar.go.com

Lopez i Cameron Diaz wręczyły Oscara za Najlepsze kostiumy w filmie Artysta dla Marka Bridgesa oraz za Najlepszą charakteryzację w Żelaznej damie dla Marka Couliera i J. Roya Hellanda. Po Oscarach związanych ze stroną wizualną filmów przyszedł czas na kategorię, która wywoływała najwięcej emocji w Polsce – Najlepszy film nieanglojęzyczny. Sandra Bullock przedstawiła nominowanych w języku mandaryńskim, a statuetkę otrzymało irańskie Rozstanie. Tak więc po raz kolejny Polsce się nie udało. A było tak blisko… 52

Jak co roku blisko początku uroczystości wręczona została statuetka dla Najlepszej aktorki drugoplanowej – tu bez zaskoczeń. Christian Bale (ubiegłoroczny zwycięzca w kategorii Najlepszy aktor drugoplanowy) wręczył pozłacanego żołnierza Octavii Spencer za rolę w Służących. Jest to jej pierwsza nominacja i pierwszy Oscar w karierze. Po pierwszej statuetce aktorskiej powrócono do nagród technicznych – Najlepszy montaż, efekty specjalne, dźwięk i montaż dźwięku. Tutaj miało miejsce pierwsze zaskoczenie tej gali – statuetkę za Najlepszy montaż otrzymał film Dziewczyna z tatuażem. W pozostałych kategoriach – przewidywalnie – wszystko zgarnął Hugo i jego wynalazek. Najlepszym dokumentem okrzyknięto Undefeated, Najlepszym dokumentem krótkometrażowym Saving Face, a jako Najlepszy film krótkometrażowy wytypowano The Shore Terry’ego. Wśród filmów animowanych – Oscar za Najlepszą animacją dla Rango, a Animację krótkometrażową The Fantastic Flying Books of Mr. Morris Lessmore. Podczas uroczystości wystąpił również Cirque du Soleil, który zdobył bardzo długie owacje na stojąco. Był to ciekawy przerywnik między kategoriami i niejako powrót do występów na gali, ponieważ od kilku lat rezygnowano z tego na rzecz skrócenia ceremonii. Mniej więcej w połowie imprezy została wręczona statuetka w kolejnej ważnej kategorii – Najlepszy aktor drugoplanowy. Otrzymał ją Christopher Plummer za rolę w Debiutantach. Tym samym stał się najstarszym aktorem, który otrzymał Oscara w jakiekolwiek kategorii aktorskiej – i była to jego


pierwsza nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej. Po tej kategorii wręczono jeszcze wyróżnienia muzyczne: za Najlepszą muzykę – wygrał Ludovic Bource za muzykę w Artyście, oraz za Najlepszy Utwór – z dwóch nominowanych utworów zwyciężyła piosenka Man or Muppet z filmu Muppety.

Meryl Streep fot. oscar.go.com

Michel Hazanavicius fot. oscar.go.com

W tym momencie napięcie sięgnęło zenitu. Przyszedł czas na najważniejsze kategorie tej nocy. Najlepszy scenariusz adaptowany to Spadkobiercy Alexandra Payne’a, Nata Faxona i Jima Rasha. Payne odebrał swojego drugiego Oscara, nato-

miast Faxon i Rash pierwszego. Najlepszym scenariuszem oryginalnym wybrano (tu zaskoczenie) skrypt Woody’ego Allena do filmu O północy w Paryżu. Tym samym była to trzecia statuetka Allena w tej kategorii. Najlepszym reżyserem ogłoszono Michela Hazanaviciusa za stworzenie filmu Artysta. Była to pierwsza statuetka dla tego reżysera. Wreszcie przyszedł czas na dwie najważniejsze kategorie aktorskie. Najlepszym aktorem został Jean Dujardin za rolę w Artyście. Tym samym debiutant (na polu oscarowym) pokonał takich wyjadaczy jak 53


Christopher Plummer fot. oscar.go.com

Gary Oldman, Brat Pitt czy George Clooney. Jest to jego pierwszy Oscar w karierze, jak i pierwsza nominacja. Najlepszą aktorką ogłoszono – wreszcie! – Meryl Streep. Jest to trzecia statuetka w karierze aktorki i pierwszy Oscar od trzydziestu lat, a siedemnasta nominacja. Streep otrzymała nagrody Akademii za role w Sprawie Kramerów (rok 1979, Aktorka drugoplanowa) i Wyborze Zofii (rok 1982, Aktorka pierwszoplanowa). Nie sprawdziły się przewidywania bukmacherów, którzy twierdzili, że wygra Viola Davis. Zasłużenie zwyciężyła Streep za naprawdę wybitną rolę w nijakim filmie. 54

I w końcu ogłoszono zwycięzcę w kategorii Najlepszy film roku 2011 – wygrał francuski Artysta. Tym samym najwięcej Oscarów otrzymał Hugo i jego wynalazek w reżyserii Martina Scorsese oraz Artysta Michela Hazanaviciusa. Oba filmy zdobyły po pięć statuetek, jednak to Artysta zdobył najważniejsze – za Najlepszy film i Najlepszą reżyserię. Hugo i jego wynalazek zdobył głównie nagrody w kategoriach technicznych. Warto wspomnieć też o kilku innych aspektach – seria Harry Potter zakończyła podbój kin z dwunastoma nominacjami bez ani jednego Oscara. Seria Transformers zdobyła dwa Oscary techniczne za pierwszy film z sześcioma nominacjami za całą serię. Po raz kolejny od kilku lat Oscary zdobyli aktorzy z pierwszymi nominacjami w całej swojej karierze – Christopher Plummer, Octavia Spencer oraz Jean Dujardin. Galę podsumować można jednym zdaniem – wielka celebracja filmów, ich tworzenia i pierwszych spotkań z kinem. Podczas ceremonii wielu znanych aktorów wypowiadało się na temat swoich pierwszych kontaktów z X muzą. Również nominowane obrazy to wielki hołd dla kina – od niemego, czarnobiałego Artysty po Hugo i jego wynalazek czy Mój tydzień z Marylin. Było kilka niespodzianek: Najlepszy montaż (Dziewczyna z tatuażem), statuetka za scenariusz dla Woody’ego Allena i Meryl Streep jako Najlepszej Aktorki. Billy Crystal jako prowadzący po raz kolejny udowodnił, że nie ma sobie równych w prowadzeniu tego typu ceremonii. Jest raczej pewne, że za rok również dostanie angaż.


55


Jeszcze kino nie zginęło, póki komiks żyje Maciej Sabat

56


K

ino rozrywkowe zjadło swój ogon i wylizało talerz do czysta. A teraz głodny i wiecznie nienasycony moloch, spasiony hollywoodzkimi pieniędzmi, wszędzie, gdzie się da, szuka nowych fabuł tylko po to, aby je przeżuć i w formie łatwo przyswajalnej papki wypluć na ekran. Rzecz jasna, zarabiając przy okazji krocie na reklamach, zimnym popcornie (kiedy ostatnio dostaliście w kinie porządnie gorący popcorn?!) i tandetnym product placemencie. Najlepiej idzie mu okradanie biednego i głupiego młodszego brata – komiksu. Banalne historyjki dla dzieci, proste jak konstrukcja cepa, świetnie nadają się na żer dla współczesnego konsumenta. Jasne, zaraz podniosą się głosy, że to herezje i bzdury, że filmowy komiks to sztuka przez duże S (a nawet przez duże SZ). Bo przecież Persepolis, Sin City, Batmany Burtona i prawie że Batman Aronofskiego. Na dodatek Strażnicy i... w zasadzie to tyle. Lista ambitnych ekranizacji komiksów kończy się tak naprawdę, zanim na dobre się zacznie. Cała reszta to masowa sieczka, tworzona na potrzeby wyciągania kasy od prymitywnych, zakompleksionych i pryszczatych dzieciaków w dowolnym wieku.

Polski akcent Filmy aktorskie – zero. Filmy animowane – trzy. Z tego pełnometrażowe – jeden. Nie bardzo mamy się czym pochwalić, mimo że materiał znalazłby się bez problemu (patrz: ramka „Polski komiks w polskim kinie”). Do tego należy dodać, że dwie z trzech prób są spalone – Kajko i Kokosz oraz Tytus Romek i A’tomek wypadły tak fatalnie, że na ogół tolerancyjna polska publiczność kinowa solidarnie wygwizdywała je na projekcjach. Inaczej sprawa ma się z Jeżem Jerzym – dobra fabuła, świetna animacja i rewelacyjnie podłożone głosy czynią z tej produkcji film na światowym poziomie. Jeż pokazuje, że nie mamy się czego wstydzić. Z drugiej jednak strony, jeden jeż wiosny nie czyni.

Okej, żartowałem. Kino powstało w jednym celu, ma oferować coś, na co anglofoni mają dobre określenie – entertainment. Nam, zapewne z wrodzonego 57


Pojedynek Tytanów, czyli Marvel kontra DC Dwa najbardziej znane komiksowe wydawnictwa, które od lat pięćdziesiątych toczą wojnę o amerykańskiego czytelnika. Dziś w ich zasięgu znajduje się ponad 80% rynku. Nie umknęło to wielkim korporacjom, DC od 1968 roku jest własnością firmy znanej niegdyś jako Warner Bros, a obecnie Time Warner Inc. Z kolei Marvel w 2009 roku za ponad cztery miliardy dolarów został kupiony przez Disneya. Osiemdziesiąt procent rynku komiksów i prawie całkowita dominacja w dziedzinie komiksowych ekranizacji. Przy dochodach od pięćdziesięciu (Punisher) do ośmiuset milionów dolarów (Spider-Man) za film nie może się nie opłacać.

58

smutku słowiańskiej duszy, takiego słowa brakuje. Bo nie jest to tylko rozrywka czy zabawa. Kino ma cieszyć, „przestraszać”, nieść nadzieję, a czasem nawet postawić pytanie. To rozrywka, ale z jakąś wartością dodaną. Komiksowe historie właśnie takie są, proste opowieści, które walą z kopa i wykładają kawę na ławę, bez zbędnego p…sychologizowania. Męskie fabuły, dla ojców i synów, z obowiązkowym pobocznym wątkiem romantycznym, w który uwikłany jest przystojny bohater, żeby i matki w kinie nie zanudziły się na śmierć. Czy to źle, że takie kino jest na topie? Wkurzają mnie Lynch czy Zanussi. Z Polańskiego lubię tylko Piratów i Nieustraszonych pogromców wampirów. Cześć Tereska mnie męczy, po Żurku miałem zgagę a po Galeriankach womity. Poważne kino, dojrzałe, z moralnym niepokojem i drżeniem w trzewiach inteligenta to półka, na którą sięgnę dopiero pod groźbą przymusu bezpośredniego. Chcę od kina entertainmentu, chcę żeby Mickey Rourke biegał po dachach, żeby Jim Carrey dostawał tortem w twarz, żeby Jennifer Aniston wzruszała się do Gerarda Butlera i żeby dzielni, niebiescy Indianie wygrali ze złymi Ziemianami. Tak przecież wyglądały pierwsze ekranizacje komiksów, a właściwie komiksowych pasków. Dzieciaki Katzenjammer oraz Ally Sloper przeniesione zostały na ekran w 1898 roku. Te durnowate komedyjki to początek kina komiksowego. Kopniaki w zadki, kocia muzyka i prze-


wracająca się nauczycielka to szczyt finezyjnego humoru, na jaki stać było podówczas celuloidową taśmę. Zaczyna się zabawa na poważnie Kino z komiksem branym bardziej serio rozpoczyna się w 1937 roku od piętnastoodcinkowego serialu Dick Tracy, opartego na komiksowych paskach z przygodami dzielnego detektywa. Złowrogi Pająk i jego wierny przyboczny, Doktor Moloch, dążą do zniszczenia San Francisco i zbudowania imperium zła. Tylko twardziel z kwadratową szczęką jest im się w stanie przeciwstawić. Tak już zostanie – następny w kolejce będzie Kapitan Marvel, który w 1941 roku trafi na ekrany jako pierwszy z wielu bohaterów komiksowych zeszytów. A po nim rozpocznie się prawdziwa lawina. Naprawdę niewiele czasu potrzeba, żeby w grę zaczęły wchodzić wielkie pieniądze. W 1966 roku Adam West gra fioletowego Człowieka-Nietoperza w pierwszym filmie opartym na komiksie, którego budżet przekracza milion dolarów. Zaraz potem na srebrnym ekranie zagości niezwykła Barbarella, która za pomocą zmysłowego ciała Jane Fondy zniszczy erotyczne tabu w komiksowym kinie. A dalej historia toczy się siłą rozpędu, zaliczając spektakularne wzloty i niezwykle intrygujące upadki. Rozgrywka toczy się głównie między dwoma największymi graczami – Marvelem i Detective Comics, ale czasem na rynku wypływa niezależna produkcja. DC ma swoje dwa konie

Komiksowe światy równoległe Najlepszym sposobem na zarabianie większych pieniędzy, jaki udało się wymyślić amerykańskim wydawcom komiksów, było tworzenie wspólnych światów, w ramach których rozgrywały się akcje poszczególnych serii komiksowych. Jak to działa w praktyce? DCverse to rzeczywistość wspólna dla Supermana i Batmana, jednak serie komiksowe są odrębne – mają swoich scenarzystów, zaplanowane wydarzenia i fabuły. Czasem jednak zdarza się, że Batman postanawia rozprostować kości, wybiera się do Metropolis i krzyżuje swoje ścieżki z Człowiekiem ze stali. Crossover – bo tak nazywa się to w branży komiksowej – często pojawia się w obu seriach, opowiadany z różnej perspektywy. I teraz fan Nietoperza musi (!) kupić zeszyty serii, której nie zbiera, tylko po to, żeby nie wypaść z kanonu. W komiksowych filmach uniwersa dopiero zaczynają się kształtować. Nadchodzący wielkimi krokami Avengers mają mocno spiąć Iron Mana, Kapitana Amerykę, Thora i Hulka w jedno Marvelowskie Uniwersum Kinowe (oczywiście na Ziemi-1999999, jak podaje Oficjalny Przewodnik po Universum Marvela). Dotychczas te obrazy łączyła jedynie postać pojawiająca się zwykle po napisach – Samuel L. Jackson jako generał Nick Fury.

59


View Askewniverse

– świat Jaya i Cichego Boba

View Askewniverse to fikcyjne uniwersum stworzone przez Kevina Smitha przy okazji kręcenia filmów z Jayem, Cichym Bobem i całą resztą wesołych mieszkańców Monmouth County. Pierwszy był film – Sprzedawcy pojawili się w 1994 roku, chwilę po nich Szczury z supermarketu. Ale zaraz potem pojawiły się komiksowe nawiązania – postacie Bluntmana i Chronica, rysowane przez bohaterów W pogoni za Amy Banky’ego i Holdena, a także historie wydawane po naszej stronie ekranu – komiksowe wersje Sprzedawców, Chasing Dogma i inne. A jako że View Askewniverse jest wszędzie tam, gdzie Jay i Cichy Bob, to wypada pamiętać, że świat, w którym rozgrywa się akcja trzeciej części Krzyku Wesa Cravena również do niego należy. W przeciwieństwie do korporacyjnych uniwersów Marvela i DC jest spójne i logiczne. Głównie dlatego, że bawi się nim tylko jeden gość.

60

pociągowe – Supermana i Człowieka-Nietoperza. Filmy z Batmanem sprzedają się doskonale, mamy genialną wizję Tima Burtona, zrealizowaną w 1989 roku, z epickim, niesamowitym rozmachem i genialną kreacją Jacka Nicholsona w roli Jokera. Trzy lata później Batman powraca, trochę słabiej i nudniej, jak to zwykle bywa z sequelami. Nadal jednak to kawał dobrego kina, z szaloną rolą Danny’ego DeVito jako Pingwina. Im później, tym gorzej – dwa kolejne filmy reżyserowane przez Joela Schumachera (Batman Forever oraz Batman i Robin) nie bardzo przypadły publiczności i krytykom do gustu. Dopiero kompletna zmiana podejścia i opowiedzenie całej historii na nowo pozwoliły serii odbić się od dna. Christian Bale prowadzony przez Christophera Nolana tworzy niesamowitego bohatera. Parafrazując Misia, należy powiedzieć – to jest Batman na miarę naszych czasów i możliwości. Nic dziwnego, że tłumy drżą w oczekiwaniu na trzecią część odświeżonej sagi – Powrót Mrocznego Rycerza (zapowiadany na 2012 rok).


Polski komiks w polskim kinie? Pięć propozycji, które uratowałyby polską kinematografię. Thorgal – po prawdzie, to tylko w połowie polski komiks, niemniej jednak przygody Wikinga z kosmosu to genialny materiał na pełnometrażową produkcję lub epicki serial na miarę Gry o tron. Wysoka lokata w box office’ach murowana, pod warunkiem że głównej roli nie zagra Michał Żebrowski. Wilq – wulgarny, brutalny i absolutnie uroczy superbohater z Opola. Ekranizacja jego przygód przyćmiłaby wszystkie odcinki Kapitana Bomby z Jeżem Jerzym na dokładkę. Byłaby genialną odpowiedzią na Latający Cyrk Monty Pythona. Funky Koval – twarda akcja w dekoracjach science fiction. Dobry, kosmiczny wygrzew, piękne kobiety, silni mężczyźni i podstępni kosmici. Czego chcieć więcej? Może reżysera, który byłby w stanie nakręcić taki film? Osiedle Swoboda – tu byłby pierwszy autentyczny film o starszych nastolatkach, pokoleniu urodzonym w okolicach stanu wojennego. Szara szarość szarych bloków, trudny czas dojrzewania, a do tego jajcarska fabuła i prawdziwa historia bez zadęcia. Pierwsza Brygada – alternatywna historia i na dodatek ku pokrzepieniu serc. Steampunkowa opowieść, która rozwija wątki W pustyni i w puszczy, Lalki i Nad Niemnem, ale wreszcie robi to bez koturnów i dyrdymałów o Świętej Misji Narodu Polskiego.

61


Superman nie taki super Człowiek ze stali ma wielkiego pecha do ekranizacji – cztery filmy zrealizowane w latach osiemdziesiątych były kiepskimi, trzecioligowymi produkcjami. Spin-offowa Supergirl z 1984 roku była tak słaba, że nie zarobiła nawet połowy z zainwestowanych w nią trzydziestu pięciu milionów dolarów. Nic w tym dziwnego – czarna magia z kosmosu, dziewczęce ploteczki i używanie hiperwzroku do wspomagania wzrostu kwiatków nie mogły spodobać się publiczności. Na blisko dwadzieścia lat zapadła cisza, z rzadka przerywana propozycjami nowych scenariuszy, z których żaden nie dotarł do etapu realizacji. Dopiero Powrót Supermana z 2006 roku odświeżył serię i zdobył przychylność publiczności, ale wciąż bardzo wiele pracy czeka scenarzystów, żeby chociaż zbliżyć się do jakości Batmana. Jest na to pewna nadzieja – autorzy skryptu do nadchodzącego Człowieka ze stali blisko współpracują z Nolanem, starając się przenieść jego filozofię odświeżenia bohatera do swojego filmu. Co z tego wyjdzie – zobaczymy w 2012 roku. Na szczęście DC ma parę asów w rękawie – na przykład imprint1 Vertigo i jego mroczne opowieści. To właśnie do Vertigo należy postać Johna Constantine, głównego bohatera komiksu Hellblazer. Ekranizacja z 2005 roku to prawdziwa perełka mrocznego kina: dobra rola Keanu Reevesa, świetne kreacje Tildy Swinton 1 Podseria komiksowa o określonej tematyce i grupie docelowej, wydawana w ramach jednego wydawnictwa.

62

i Petera Stormare, do tego epicki rozmach i wielkość wizji. Są szanse na sequel, miejmy nadzieję, że równie dobry. Kolejna pozycja z Vertigo to V jak Vendetta z 2006 roku. To ponura wizja dystopijnej przyszłości, w której brytyjski rząd kontroluje wszystko i wszystkich. Wielki Brat patrzy i karci tych, którzy nie poddają się systemowi. Jedyna nadzieja w zamaskowanym mścicielu, który w myśl dobrej, angielskiej tradycji wysadza parlament tak, jak to próbował zrobić Guy Fawkes. To historia na miarę 1984 Orwella, tyle że opowiedziana współczesnym językiem. Celna, bolesna i naprawdę warta obejrzenia. Drugim solidnym imprintem jest Wildstorm. Za jego pośrednictwem DC weszło w posiadanie praw do Ligi niezwykłych dżentelmenów, która z niezwykłym rozmachem zrealizowana została w 2003 roku. Problemy, z których echem Detective Comics boryka się do dziś, wydawnictwo Marvel rozwiązało na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Po bardzo dziwacznych produkcjach w rodzaju niesławnego Kaczora Howarda czy Powrocie Hulka i Hulka przed sądem (wszystkie trzy dzielnie walczą o prestiżowy status najgorszego syfu, jaki kiedykolwiek widziałem) ktoś w firmie poszedł po rozum do głowy i zabrał się za to, co powinien. Dzięki temu w 1989 roku na ekrany (wszędzie, prócz USA i Szwecji) trafił całkiem znośny Punisher z Dolphem Lundgrenem. Ale tak naprawdę, wielki skok na kasę robi Wesley Snipes jako pół-


-wampir, pół-człowiek, pół-zabójca. Blade zarabia sto trzydzieści milionów dolarów i to robi prawdziwie duże wrażenie na decydentach z Marvel Enterprises. Nic dziwnego, że kolejne filmy pojawiają się regularnie, zbierając równe żniwo. Spiderman (razy trzy, czwarty w zapowiedziach), X-meni (pięć filmów, każdy grubo nad kreską), Fantastyczna Czwórka, Iron Man, Hulk (każdy po dwa razy). Pula jest wielka, a scenarzyści, na ogół, robią dobrą robotę. Na ogół, bo i Marvelowi trafiają się strzały w stopę. Bez wątpienia należy do nich Elektra – niestety, zabrakło Daredevila i produkcja z uroczą Jennifer Garner ledwo utrzymała się nad kreską. Na 2012 rok Marvel szykuje dwie wielkie produkcje – czwartą część Spidermana, która ma być dla serii tym, czym dla Batmana był Początek. Drugi obraz to Avengers – czyli Iron Man, Thor, Kapitan Ameryka, Hulk i paru innych herosów kontra całe zło tego (wszech)świata. Gdzie dwóch się bije... Spomiędzy okopów dwóch frakcji, z obłoku bitewnego kurzu od czasu do czasu wyłania się produkcja niezależna. Kilka takich perełek warto przywołać. Chyba najwięcej zamieszania wprowadza na rynek wydawnictwo Dark Horse. To ono jest odpowiedzialne za wielką karierę Jima Carreya – Maska z 1994 roku pobiła wszelkie rekordy popularności. Później Żyleta z Pamelą Anderson i Obcy kontra Pre-

Paski, zeszyty, albumy... Komiksowe paski – tzw. stripy to krótkie historyjki, zwykle rozgrywające się na przestrzeni trzech kadrów. Do najbardziej znanych należą Garfield, Fistaszki, Dilbert. Ich popularność (z racji obecności w gazetach codziennych) jest olbrzymia, a niektóre serie ciągną się przez dziesięciolecia. Zeszyt – format wydania najbardziej popularny w Stanach Zjednoczonych. Rozmiar w okolicach 17 x 25 centymetrów, 24 strony, z czego kilka wypełnionych reklamami. Amerykańskie komiksy wychodzą głównie jako serie, a ich format jest związany z szybkością tworzenia kolejnych odcinków. TPB albo trade paperback – kilka lub kilkanaście kolejnych zeszytów, zwykle skupionych wokół konkretnego wątku, zebranych w jedno wydanie książkowe. Większość zachodnich komiksów trafia na nasz rynek w postaci TPB – na przykład kolejne tomy Kaznodziei Gartha Ennisa i Steva Dillona, Strażnicy lub Saga o Potworze z Bagien Alana Moore’a. Powieść graficzna – początkowo komiksy zawierające historie dla dojrzałych czytelników, wydawane w albumach o sporej (100 stron i więcej) objętości. Aktualnie niemal wszystkie wydania o dużej objętości określa się tym mianem. Termin ma na celu uniknięcie negatywnych skojarzeń z komiksem jako kolorowymi historyjkami dla dzieci. Album – sposób wydawania komiksów europejskich. Format A4 i większy, 48 i więcej stron, często twarda oprawa, lakierowany papier. Często jednak używa się tego terminu na określenie pojedynczego wydania komiksowego, np. jednego zeszytu danej serii. 63


Szare Eminencje Alan Moore i Frank Miller. Dwaj bogowie komiksu, których prace wpłynęły na kształt dzisiejszego kina. Ten pierwszy odpowiada za krwawą historię Kuby Rozpruwacza (Z piekła rodem), dżentelmeńską masakrę lektur naszej młodości (Liga Niezwykłych Dżentelmenów), dekonstrukcję komiksu superbohaterskiego (Strażnicy) i bunt przeciw brytyjskim nazistom (V jak Vendetta). Pośrednio przyczynił się choćby do powstania Constantine’a, bo to właśnie on stworzył tę postać w czasach, kiedy zajmował się scenariuszem Potwora z bagien. Miller z kolei to autor Sin City, 300 i Ducha Miasta. Jego Batman: Rok pierwszy miał być ekranizowany przez Darrena Arnofskiego zamiast pierwszego filmu Nolana. Miller jest również autorem scenariuszy do RoboCopa 2 (niezrealizowany, posłużył jako podstawa serii komiksowej RoboCop Franka Millera) oraz do RoboCopa 3.

64

dator. Ale to nie wszystko... DC i Marvel dwoją się i troją, ale to Dark Horse ma na swoim koncie najwięcej ekranizacji zasługujących na pierwsze miejsca w rankingu. Hellboy z 2004 i jego kontunuacja Złota Armia z 2008 roku, do tego niesamowite Sin City (2005) i przepiękne, epickie 300 (2007). Na szczęście nowy, żenująco słaby Conan też jest produkcją Dark Horse – to znak, że i oni mogą się mylić. Co jeszcze piszczy na rynku? Mieliśmy całkiem niezłe 30 dni nocy w dwóch odsłonach – krwiste, wampiryczne i momentami naprawdę straszne. Dobre wrażenie zostawił Kuloodporny mnich z Chow Yun-fatem. W 2009 na ekranach gościł świetny thriller SF Surogaci z Brucem Willisem w roli głównej. To również ekranizacja komiksu. Rok później pojawił się genialny Kick-ass z Nicolasem Cage’em. Jest świetnie – dla widzów spragnionych dobrej akcji, efektów i ciekawych historii kinowe adaptacje komiksów to prawdziwe Eldorado, nie wspominając o Eldorado dla producentów filmowych. Proste fabuły, proste historie. To nic, że z kolorowych historyjek dla dzieci. Ani John Wayne, ani Arnold Schwarzenegger nie grali emocjonalnych popaprańców, o charakterach powikłanych dramatycznie jak kłębek sznurka. Każda epoka ma swoich bohaterów, więc śmiało podnieśmy sztandar nerdowskiej dumy w górę i uwielbiajmy komiksowe kino.


65


Niebezpiecznie dziwne związki Tym razem

w naszym zestawieniu postanowiliśmy skonfrontować się z tematem nietypowych ekranowych relacji. Ze względu na procesy wydawnicze nie udało nam się opublikować numeru walentynkowego. Bardzo tego żałujemy, gdyż mieliśmy przygotowany świetny materiał o filmowej miłości we wszelkich jej przejawach. Niestety, spaliły się wszystkie dyski z tymi tekstami i to, co możemy zaproponować, stanowi plugawe popłuczyny tego legendarnego już zestawienia. W naszych głowach zostały same przykłady filmowych par i wielokątów, tyleż dziwnych i nietypowych, co naznaczonych piętnem niezrozumienia głębi tych relacji. Oczywiście wybór ograniczyliśmy do filmów, które znamy, a że nie oglądamy zbyt wielu, bo wolimy spacery po deszczu, z pewnością jest on niepełny i nieprofesjonalny. Zachęcamy wszystkich do tworzenia własnych zestawień i prezentowania ich w czasie przerw kolegom i koleżankom ze szkoły lub zakładu pracy.

66


Pieńkowa Dama i Pieniek Miasteczko Twin Peaks (1990)

Jeśli przywołamy sobie fabułę pokręconego serialu, stworzonego przez Davida Lyncha w okresie gdy był jeszcze trochę normalny, to Pieńkowa Dama jest wisienką na tym torcie dziwaczności. W pewnym momencie Pieniek i rozmawiająca się z nim kobieta stają się istotnym źródłem wiedzy dla agenta FBI. Ponieważ jesteśmy w Polsce, zachodzę w głowę, czy Krzysztof Rutkowski byłby gotów pozyskiwać informacje na przykład od słoika smalcu. Fani serialu do dziś nie wiedzą też, czy Pieńkową Damę i Pieńka łączyły więzi wyłącznie platoniczne.

Szczerze? Wolę nie wgłębiać się aż tak w istotę ich związku. Mnie przerażała sama czołówka serialu, a co dopiero mówić o babie, która gania z pieńkiem i gada do niego...

Hans Kloss i Hermann Brunner Stawka większa niż życie (1967)

Ci panowie mieli to coś. Ich związek zaliczał wzloty i upadki. Dzieliło ich prawie wszystko, ale połączyła wojna i to, co nasi niemieccy bracia w unii nazywają Kameradenschaft. „Ależ Hans” mówi jowialnie Brunner, który jest świnią, a poza tym nie wie, że Hans to naprawdę Staszek. I jest klops… czyli

67


Kloss. Zresztą znów ich niedługo zobaczymy razem na ekranie. Szkoda tylko, że nie dorobiliśmy się serii dowcipów na wzór tych o Stirlitzu z Siedemnastu mgnień wiosny.

Stirlitz zamyślił się. Spodobało mu się. Zamyślił się raz jeszcze...

Hannibal Lecter i Clarice Starling Milczenie owiec (1991)

Mistrz i Małgorzata po amerykańsku, jak wołowina, czyli krwawo i średnio smacznie. Jest jednak między nimi chemia. Jednego tylko nie wiem: czy to Hannibal Lecter miał wyjątkowo silny zmysł powonienia czy agentka FBI się nie myła…

Jedyne, co wiemy o niej na pewno to to, że używała mazidła pod nos dla coronera.

Mickey Knox i Mallory Knox Urodzeni mordercy (1994)

Tych dwoje świat wyjątkowo rozumie albo przynajmniej tak mu się zdaje. Za to z całą pewnością oni rozumieją świat, który pragnie tylko chleba i igrzysk, nawet za cenę ludzkiego życia. Bonnie i Clyde przy nich to 68


misie pysie, jednak tak jak tamtych dwoje, łączy ich świadomość, że są dla siebie wszystkim, co świat może im kiedykolwiek zaoferować. Blisko dwadzieścia lat temu fabuła filmu była dla polskiego widza co najwyżej ekstrapolacją pewnych zjawisk w popkulturze. Dziś wiemy, że w kontekście śledzenia życia różnych popaprańców zaszliśmy dalej, niż Mickey i Mallory mogli zamarzyć.

Próbuję sobie właśnie wyobrazić polski remake historii Mickeya i Mallory. I aż mnie ciarki przechodzą na myśl, kogo nasi rodzimi producenci obsadziliby w głównych rolach. Żmuda Trzebiatowska i Więckiewicz? Czy Zielińska i Kot? Kogo obstawiasz?

Arnie Cunnigham i Christine Christine (1983)

Morderczo zazdrosny samochód-kobieta i chłopak w wieku inicjacyjnym. On nie docenił jej świetnych zderzaków i zadbanego podwozia, ona w akcie zemsty i rozpaczy wykańcza jego znajomych. A wystarczyło od czasu do czasu kupić na stacji Wunderbaum i popieścić Karcherem.

Od jakiegoś czasu programowo nie oglądam horrorów, ale przypominam sobie wersję Christine z kosiarką w roli głównej. Niestety, dzieło było tak wiekopomne, że nie zapamiętałam nawet jego tytułu. 69


John Keating i uczniowie

Stowarzyszenie umarłych poetów (1989)

Młody nauczyciel literatury wypacza młode umysły swoich uczniów i mami je miazmatami poezji i wolności. Zainspirowani tym chłopcy zakładają tytułowe Stowarzyszenie Umarłych Poetów. Pech jednak chce, że jeden z nich (obecnie kolega doktora House’a) bierze sobie nazwę za bardzo do serca. A John Keating, jak niegdyś Sokrates (i Balcerowicz), musi odejść.

O kapitanie, mój kapitanie...

Dian Fossey i goryle Goryle we mgle (1988)

Choć tytuł filmu brzmi jak dramat o pracownikach ochrony w Szkocji, jest to prawdziwa historia życia i dokonań badaczki goryli afrykańskich. Goryle też są prawdziwe. Jeśli ktoś spodziewa się teraz mało eleganckich wycieczek i domysłów, jest w błędzie. Po prostu smutno nam z powodu Afroafrykanów, którzy mordują goryle. Małpa też człowiek.

W tym miejscu ewidentnie brakuje mi Ellen Ripley i jej namiętnego romansu 70


z Obcym w czwartej części cyklu „Przebudzenie”. Aż chciałoby się napisać: „Alien – też człowiek”.

Wilk i zając Wilk i zając (1968)

Radziecka odpowiedź na bajki Disneya i Warnerów. Wilk – zapijaczony typek spod ciemnej gwiazdy (czerwonej jak mniemam), w koszulce matrosa i z obowiązkowym „biełomorkanałem” w pysku. Zając – podmalowany, metroseksualny lekkoduch kręcący kuperkiem i irytujący całym swoim jestestwem. I tak się gonią. Ja wolę Wilka – jest prawdziwy, cierpi i na pewno wieczorami śpiewa „duszoszczypatielne” piosenki Włodzimierza Wysockiego.

Ja też wolę Wilka. Nie musi nawet śpiewać. Właściwie to może nawet lepiej, żeby nie śpiewał. Ale takich animowanych par jest znacznie więcej: kot Sylwester i ptaszek Twitty, Struś Pędziwiatr i Kojot, o Pacie i Macie już nawet nie wspominam.

Leon i Matylda Leon zawodowiec (1994)

Dziecinny mężczyzna i dojrzała dziewczynka odnajdują się w świecie, który jest zły i straszny. Normalnie on pewnie 71


mieszkałby w domu opieki społecznej, a ona w pogotowiu opiekuńczym lub „bidulu”, ale że Matyldę ściga „brudny glina”, a Leon jest płatnym zabójcą, otrzymujemy doskonały dramat. Doskonały, bo w pewien sposób przetwarza wyprodukowany rok wcześniej Doskonały świat z Kevinem Costnerem. W obu filmach „bad guy” z miękkim sercem walczy o stracone dzieciństwo. Pozostaje pytanie: czyje?

Nie zgadzam się, że to walka o utracone dzieciństwo. Luc Besson miał zresztą mało niewinny zamysł, jeśli chodzi o relacje Matyldy i Leona. Po co inaczej wycinałby w pośpiechu w montażowni dwuznaczne sceny z udziałem dwójki głównych bohaterów?

Benigno i Alicja Porozmawiaj z nią (2002)

Benigno jest pielęgniarzem, który opiekuje się pogrążoną w śpiączce Alicją. Jak okazuje się w toku fabuły, nie tylko z nią rozmawia, jednak nie wszyscy akceptują ich związek. Historia jak w Królewnie Śnieżce, z tym, że królewna budzi się z bonusem w postaci dziecka.

Dobrze, że Almodóvar nie trzymał się ściśle oryginału i Alicja nie urodziła siedmioraczków. 72


OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY

73


74


No i przyszło nam omawiać kawał prawdziwie męskiej prozy! Kto wie, może za jakiś czas pojawi się u Krzysztofa Schechtela?

perła, kupię ją w prezencie Mikołajkowym Najbliższym” (ortografia oryginalna). Ciekawe zjawisko!

Męska proza, której entuzjastyczne recenzje piszą głównie anonimowe osoby płci żeńskiej, i to chyba dość młode, biorąc pod uwagę treść tekstów zamieszczonych na stronie wydawcy! „Książka jest dobrą rozrywką i ciekawym materiałem dydaktycznym, ponieważ doskonale przystosowuje nas do zaistniałej sytuacji. Czytelne opisy pozostałości po przyrodzie, potwornie uderzają w nasz obraz o jej pięknie”, „trafiła się niezła

75


RECENZJA

Sponsoring

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

Nie

Recenzent:

Małgorzata Kruczek Tytuł: Sponsoring Reżyseria: Małgorzata Szumowska Obsada: Juliette Binoche, Andrzej Chyra Produkcja: Francja, Niemcy, Polska 2012 Więcej tekstów tego autora pod adresem: czara.filmaster.pl

76

#2

chodzi o to, że ten film może razić uczucia wrażliwych i jest przeznaczony dla osób pełnoletnich. Jeśli spodziewasz się publicystycznego studium fenomenu prostytuujących się studentek czy choćby międzynarodowej wersji Galerianek, wyjdziesz z kina zawiedziony. Polski tytuł filmu wprowadzić może widzów w błąd. Znacznie lepiej ducha filmu oddaje francuski tytuł: Elles, czyli One. Małgorzata Szumowska potraktowała bowiem zjawisko sponsoringu jako pretekst, by mówić o kobietach, ich pragnieniach, potrzebach, cielesności, pozycji społecznej i rodzinie, ale też o mężczyznach. Świat kobiet w Sponsoringu poznajemy oczami Anny (Juliette Binoche), dziennikarki magazynu „Elle”. Anna ma napisać artykuł o studentkach łączących edukację z dorabianiem w najstarszym zawodzie świata. Artykuł jest już prawie gotowy, przebieg spotkań z Lolą (świetna Anaïs Desmoustier) i Alicją, Polką (równie dobrą Joanną Kulig), oraz ich historie poznajemy poprzez wspomnienia dziennikarki. Anna jest redaktorką znanego magazynu, ale i żoną. Wiedzie przeciętne życie, wypełnione zwyczajnymi


RECENZJA

czynnościami. Robi zakupy, pierze, zajmuje się synami. Czasem przygotowuje wykwintną kolację dla szefa swojego męża. Czyżby była kobietą idealną, sprawnie godząca pracę zawodową z rolą gospodyni domowej? Prawie. Annie ciągle coś wypada z rąk, potyka się, lodówka nie chce się zamknąć, pokrywka od garnka parzy, nóż boleśnie rozcina palec. Synowie też nie są idealni, starszy wagaruje i pali jointy, młodszy nie odrywa się od gier komputerowych. Mąż lepiej sprawdza się, jako idealny pracownik niż partner. Łącząc dwa motywy: prostytutki i matki (aż chciałoby się powiedzieć Polki), Szumowska tworzy interesujący portret kobiet i ich stosunku do ciała. Młode, prostytuujące się studentki, które z trudem mieszczą się w kategorii ofiary, potrafią w swoim kontrowersyjnym, a czasem niebezpiecznym zajęciu znaleźć zabawne i pełne czułości momenty. Podchodzą do seksu bez kompleksów. Sta-

nowią kontrast dla odciętej od swojej zmysłowości Anny, w której coś się jednak zmienia, pęka na naszych oczach. I na tej zmianie skupia się akcja filmu. Można go też interpretować, przyglądając się pozycji portretowanych w filmie kobiet wobec mężczyzn. Opozycja dziewczyn bez pieniędzy, walczących o byt, i kobiety o wysokim statusie materialnym pozwala zadać pytanie, czy przepaść między nimi jest rzeczywiście tak ogromna? Młode studentki chcą wygodnego i łatwego życia. Małe klitki w śmierdzących blokach i tanie ciuchy są dla nich większym poniżeniem niż zaspokajanie nawet najbardziej perwersyjnych męskich

#2

77


RECENZJA

potrzeb. Anna ma wszystko, o czym marzą te dziewczyny, i zdaje się akceptować cenę, którą za to płaci. Wbrew pozorom męscy bohaterowie filmu nie są płascy, a ich zachowania jednoznaczne. Wydają się sfrustrowani, opuszczeni przez oziębłe, odsuwające się od nich kobiety. Mężczyźni korzystający z usług młodych prostytutek są bardzo różni: starszy mężczyzna tęskniący za romantycznymi przeżyciami, wrażliwy i wycofany impotent, pewny siebie goguś, brutalny sadysta… Sponsoring jest doskonały od strony formalnej. Ludzkie ciało i seksualność filmowane są w beznamiętny i często odrzucający sposób. Kamera daje twarzom wyjątkowo ważną pozycję – oglądamy je w długich i statycznych ujęciach, raz jako piękne, niemal idealne oblicza, to znów z trądzikiem, bez makijażu, ze zmarszczkami. Opozycja między dwoma światami również uwydatniana jest za pomocą środków filmowych – chłodna tonacja, w której portretowane jest życie Anny, 78

#2

przechodzi w ciepłe barwy, gdy widzimy ją w scenach jej rozmów z dziewczynami. Filmowi można wiele zarzucić, choćby to, że dotyka tematów już zużytych, a scenariusz nie jest do końca spójny. Jest w nim jednak kilka scen zapadających w pamięć. Anna tańcząca z Alicją czy scena kolacji, gdzie wyobrażenia Anny mieszają się z rzeczywistością. To mocne i wyzwalające sceny, zostające z widzem długo po projekcji. I choćby dla nich warto jest ten obraz zobaczyć. Zaś wisienką na torcie jest ironiczne i nieco karykaturalne spojrzenie reżyserki na francuską burżuazję, które wnosi do filmu odrobinę humoru.


RECENZJA

Rzeź

C

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

zego potrzeba do nakręcenia filmu? Cztery osoby, jedno mieszkanie i godzina dwadzieścia taśmy. Po stworzeniu Autora widmo w domowym więzieniu ograniczona przestrzeń już nigdy nie będzie wyzwaniem dla Polańskiego, zwłaszcza że od zawsze dobrze sobie z nią radził. W kolejnym filmie sięgnął więc po sztukę przyjaciółki Yasminy Rezy Bóg mordu i na jednej teatralnej scenie rozegrał widowiskowy spektakl ludzkich osobowości.

Recenzent:

Emil Wittstock Tytuł: Rzeź Reżyseria: Roman Polański Obsada: Jodie Foster, Kate Winslet, Christoph Waltz, John C. Reilly Produkcja: 2011 Francja, Hiszpania, Niemcy, Polska Więcej tekstów tego autora pod adresem: exellos.filmaster.pl

Na początku poznajemy cztery różne postawy i charaktery reprezentowane przez #2

79


RECENZJA

państwo Longstreet (spełniającą mieszczańskie obowiązki Penelope i uprzejmie uniżony sprzedawca AGD Michael) oraz państwo Cowan (formalnie przyzwoita agentka nieruchomości Nancy i cyniczny cham, adwokat Alan). Przyczyną spotkania tak zacnego grona jest podwórkowa przepychanka synów, w wyniku której jeden stracił kilka zębów. W poczuciu obowiązku rodzice obu chłopców spotykają się, aby sformalizować ich niedojrzałe wybryki. Jeszcze tylko zmienią „uzbrojony” na „trzymający kij” w pseudoprawnej umowie, wymienią niekończące się uprzejmości i państwo Cowan dotrą do drzwi, żeby w końcu opuścić mieszkanie, w którym gościli. Kiedy wszystko ma się pokojowo zakończyć, na odchodne pada obowiązkowe: „może kawy?”, które nieoczekiwanie stanie się początkiem końca owego cywilizowanego spotkania. Wszystko rozpoczyna się bardzo poprawnie. Przyzwoita klasa średnia, mąż 80

#2

stoi obok żony, wszyscy próbują współpracować dla wspólnego dobra. Jednak szybko zaczynamy zauważać, że kolejne uśmieszki są coraz bardziej wymuszone, a partnerstwo, czy to rodzinne, czy społeczne, przestaje obowiązywać. W końcu ile można udawać uprzejmość? Bójka chłopców okazuje się jedynie pretekstem do znacznie głębszych i poważniejszych konfliktów obfitujących w nieczyste zagrania. Niekończące się sekwencje kolejnych przemian bohaterów są niesamowicie dynamiczne. Wytyczone granice utartych konwenansów szybko zaczynają znikać zastąpione przez mniej


RECENZJA

lub bardziej określone interesy. Solidarność małżeńska, która w zasadzie nigdy nie istniała, przestaje być sztucznie podtrzymywana i każdy staje po przeciwnej stronie ringu. Układ sił zmienia się jak w kalejdoskopie: mąż przeciwko żonie, kobiety przeciw mężczyznom, przeciw sobie samym. Spór przeradza się w kon-

przyznać, że jeśli Kate Winslet wymiotuje, to robi to z niekłamaną szczerością. Zresztą pozostali aktorzy dotrzymują jej kroku i świetnie czują się w przypisanych im rolach. Wyśmienite teatralne teksty Rezy również dobrze odnalazły się w interpretacji Polańskiego, czyniąc rzeczy nieprzyjemne komedią jakich mało. Kiedy

flikt rodzinny, społeczny, płciowy... Brakuje chyba tylko pokoleniowego, żeby przedstawić pełny zakres problemów współczesnej cywilizacji. Z drugiej strony, trudno znaleźć lepszych jej przedstawicieli niż adwokat i sprzedawca AGD. Moment krytyczny następuje, gdy Nancy w obliczu braku argumentów i nakarmiona paskudną szarlotką bezceremonialnie wymiotuje wprost na bezcenny album Kokoschki i spodnie od garnituru, plamiąc mieszczańskie poczucie godności. Trzeba

jedenastolatkowie załatwiają między sobą porachunki jak prawdziwi faceci, ci, którzy teoretycznie nimi są, dyskutują ze swoimi żonami, z nostalgią wspominając Johna Wayne’a i nie podejmując żadnych decyzji. Zdystansowane kobiety, gdy w końcu dojdą do głosu, robią jeszcze mniej. Ponadto mamy perspektywę samego reżysera, który zagrał na nosie tym próbującym być mądrymi. Prawda jest jednak taka, że ten film to uniwersalna parodia wszystkich, którzy twierdzą inaczej. #2

81


RECENZJA

DVD, Blu-ray

Oszukać przeznaczenie 5

Ile

Zdjęcia: Materiały dystrybutora

razy można próbować oszukać przeznaczenie? Twórcy tego popularnego cyklu grozy robią to regularnie już od ponad dekady. Bo choć pierwszy film, powstały w 2000 roku, był oparty na ciekawym pomyśle i zrealizowano go ze sporą dozą pomysłowości, to raczej nie sprawiał

Recenzent:

Bartłomiej Paszylk Tytuł: Oszukać przeznaczenie 5 Reżyseria: Steven Quale. Obsada: Nicholas D’Agosto, Emma Bell, Miles Fisher, Jacqueline MacInnes Wood, David Koechner, Tony Todd Produkcja: USA 2011. Więcej tekstów tego autora pod adresem: grabarz.net

82

#2


RECENZJA

wrażenia materiału, który byłby w stanie pociągnąć za sobą całą serię. Części druga, trzecia i czwarta zdawały się to potwierdzać, kto więc mógłby się spodziewać, że Oszukać przeznaczenie 5 okaże się całkiem zgrabnym i zaskakującym rozwinięciem fabuły znanej z oryginału? Problem cyklu polegał na tym, że jego reguły wyłożono dość jasno już w pierwszym filmie, nie pozostawiając szczególnie dużego pola do popisu twórcom sequeli: oto grupka młodzieży uczestniczy w jakiejś okropnej, pokazywanej na ekranie ze wszystkimi krwawymi detalami katastrofie, po czym okazuje się, że była to jedynie nader realistyczna wizja nawiedzająca jednego z bohaterów. Dzięki owemu nadnaturalnemu oświeceniu bohaterowi udaje się ocalić przed katastrofą najbliższych znajomych, którzy później giną jednak szybko i w bardzo podejrzanych okolicznościach, a do tego w takiej samej kolejności, jak to miało miejsce

w wizji. Kiedy po raz pierwszy zaprezentowano nam ten schemat fabularny, mieliśmy prawo nerwowo wczepiać się w oparcia foteli i zastanawiać się gorączkowo: „Czy komuś się uda?!”. W następnych trzech filmach cyklu pozostawało nam już tylko podziwianie zwichrowanej fantazji, z jaką przygotowano prezentowaną na samym początku scenę katastrofy (wygrywa część druga z autentycznie trzymającym w napięciu piętrowym karambolem drogowym) oraz późniejsze sceny uśmiercania kolejnych postaci (tu wygrywa część trzecia, gdzie mogliśmy obejrzeć m.in. makabryczne fragmenty, które mężczyzn skutecznie zniechęcały do wizyt na siłowni, a kobiety – w solarium). Tyle że nie było już żadnych zaskoczeń, a fabuła nieodmiennie zmierzała do tego samego punktu co zawsze. I choć część piąta także zaczyna się według znanego nam doskonale schematu, jej twórcy chowają jednak kilka asów w rękawie. Tym razem wrażliwym młodzieńcem z wizją jest Sam (Nicholas D’Agosto) – świeżo porzucony przez dziewczynę

#2

83


RECENZJA

i co od początku każe nam się zastanawiać, jakie będą tego skutki w finale. Poza tym bohaterowie odkrywają pewną regułę gry ze śmiercią, której nie znali ich poprzednicy: jeśli ten, po którego powróciła mściwa kostucha pchnie w jej objęcia kogoś inne-

(Emma Bell), ośmieszony przez wrednego przełożonego (David Koechner) i nieustannie traktowany z góry przez nibykumpla (Miles Fisher). A już prawdziwym koszmarem jest to, że właśnie wybiera się z nimi wszystkimi na autokarową wycieczkę integracyjną… Nie, przepraszam: koszmar zaczyna się dopiero podczas przejazdu autokaru przez most, kiedy to niespodziewanie puszczają przęsła, pękają betonowe bloki, a pechowi pasażerowie giną poprzez zgniecenie, rozerwanie, przebicie metalowymi prętami albo poparzenie gorącą smołą. To wszystko oczywiście tylko wizja i kiedy Sam zdaje sobie sprawę, że powoli zaczyna się ona spełniać, na tyle szybko wpada w panikę i wraz z kilkoma innymi osobami opuszcza autokar, że udaje im się przeżyć. A w parę dni później śmierć wraca po tych, którzy w ostatniej chwili wywinęli jej się spod kosy. Cóż tu więc nowego? Przede wszystkim w pierwotnej wizji katastrofy jednej z osób udaje się tym razem przeżyć, co we wcześniejszych filmach nie miało miejsca 84

#2

go, będzie mu darowane tyle samo lat życia, ile przeznaczone było ofierze. No, ale chyba nasi poczciwi bohaterowie nie posuną się do tego, żeby zabijać innych, prawda? Już sam fakt, że zadajemy sobie takie pytanie, na plus wyróżnia tę część spośród wcześniejszych kontynuacji, a do tego wielbiciele oryginału znajdą tu sporo udanych nawiązań do tamtego filmu, zwłaszcza w emocjonującej końcówce, choć to oczywiście pierwszy film pozostaje najdoskonalszym ogniwem serii. Bo Oszukać przeznaczenie 5 to mimo wszystko słabsze aktorstwo oraz sceny śmierci, w których czasami bardziej stawia się na sadyzm niż na suspens. Jest tu jednak trochę napięcia, a dla kontrastu bywa też naprawdę zabawnie, no i naprawdę miło znów obejrzeć w tym cyklu film, który zaskakuje.


RECENZJA

Idy marcowe

R

Recenzent:

Kasia Wolanin Tytuł: Idy marcowe (The Ides Of March) Reżyseria: George Clooney Obsada: Ryan Gosling, Clooney George Clooney, Paul Giamatti Produkcja: 2011 USA Więcej tekstów tego autora pod adresem: ayya.filmaster.pl

yan Gosling jako młody idealista w świecie wielkiej polityki. Dla fanek to już wystarczająca rekomendacja, aby wybrać się do kina. Kiedy dodamy do obsady George’a Clooneya, sukces wydaje się murowany. Wiemy jednak dobrze, że wysokiej jakości składniki nie zawsze gwarantują sukces. Bo czy można powiedzieć coś nowego o przebiegu kampanii prezydenckiej? Skomplikowanej i nie zawsze zrozumiałej już na etapie wyboru kandydata z dwóch wiodących w USA partii: Republikańskiej i Demokratycznej. Idy marcowe to, zdawałoby się, kolejny film o wyborach prezydenckich, jakich było już wiele, by wymienić choćby Barwy kampanii Nicholsa i Nixona Stone’a. Nie jest może rewolucyjny, ale na pewno wart uwagi. Kandydat na prezydenta USA, gubernator Mike Morris (George Clooney), jest gdzieś w połowie drogi do partyjnej nominacji. Przemierza stan za stanem, szukając poparcia wśród pełnych nadziei amerykańskich wyborców. Jednocześnie stara się przekonać do siebie partyjny aparat. Za Morrisem stoi potężne PR-owe zaplecze, dbające o każdy szczegół jego kampanii. Jednym z jego filarów jest młody idealista, zdolny i bystry doradca, Stephen (Ryan Gosling). Wspiera guberna#2

85


RECENZJA

tora, jako kandydata na prezydenta, gdyż wierzy, że ten może coś zmienić. Podziela jego ideały, ufa jego słowom, imponuje mu niechęć Morrisa do pozakulisowych targów z członkami własnej partii. Starsi koledzy po fachu Stephana, szefowie kampanii wyborczych: Paul Zara (Phillip Seymour Hoffman)

– zaufany Morrisa – i Tom Duffy (Paul Giamatti) z obozu republikańskiego, nie podzielają optymizmu młodego idealisty. Są starymi wyjadaczami, którzy widzieli już niejedną kampanię i choć potrafią grać fair, nie unikają chwytów poniżej pasa. Dla nich liczą się efekty, a nie idee. Szybko okazuje się, że polityka to nie miejsce dla idealistów. Stephen pozbędzie się złudzeń. Nie uniknie też brutalnych mechanizmów marketingu politycznego. W końcu od86

#2

rzuci pierwotny optymizm i weźmie udział w iście pokerowej rozgrywce, toczącej się gdzieś w kuluarach bezwzględnej, politycznej walki. Dostosuje się, będzie grał twardo i manipulował, gdyż od tego zależeć będzie jego być albo nie być w prezydenckim wyścigu.

Idy marcowe to, zdawałoby się, kolejny film o wyborach prezydenckich, jakich było już wiele, by wymienić choćby Barwy kampanii Nicholsa i Nixona Stone’a. Nie jest może rewolucyjny, ale na pewno wart uwagi.


RECENZJA

Idy marcowe mówią o współczesnej polityce to, co nawet średnio orientujący się w jej mechanizmach człowiek już wie: wartości i przekonania są tu jedynie efektownym dodatkiem, zaś prawdziwe

rozstrzygnięcia zapadają za zamkniętymi drzwiami. Są podejmowane przez speców od PR-u i politycznych liderów. Jednak nawet jeśli smutna prawda o polityce stanowi pewnego rodzaju oczywistość (którą sugeruje przecież już sam tytuł filmu, nawiązujący do politycznego w gruncie rzeczy morderstwa Juliusza Cezara), to moment, w którym na naszych oczach dokonuje się drastyczna zmiana w przebiegu kampanii i samym Stephenie, jest zatrważający. Zresztą wiarygodność psychologiczna postaci, co jest zasługą świetnej obsady, to najmocniejszy atut filmu. W kategorii kina politycznego Clooney stworzył solidną, czytelną propozycję, która nie może, zdawałoby się, niczym zaskoczyć. A jednak samo obserwowanie przemiany młodego idealisty w cynicznego, twardego gracza jest fascynujące, a rozgrywka między głównymi bohaterami do końca trzyma w napięciu. #2

87


RECENZJA

Mój tydzień z Marilyn

K

Recenzent:

Ida Szczepocka Tytuł: Mój tydzień z Marilyn Reżyseria: Simon Curtis Obsada: Michelle Williams, Kenneth Branagh, Eddie Redmayne, Emma Watson, Judi Dench, Dominic Cooper, Julia Ormond, Zoë Wanamaker, Toby Jones, Dougray Scott Produkcja: USA, Wielka Brytania 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: lamijka.filmaster.pl

88

#2

obieta ikona, kobieta bogini, najbardziej rozpoznawalna twarz popkultury, chociaż już minęło prawie pięćdziesiąt lat od jej śmierci, wciąż wszechobecna na różnego rodzaju gadżetach: koszulkach, torebkach, kubkach, notesach, kalendarzach... A jednocześnie kobieta tajemnica, aktorka grająca samą siebie, zatracająca granicę między sobą a swoją rolą. Norma Jeane Mortenson (prawdziwe nazwisko) zagrała rolę swojego życia jako Marilyn Monroe, kobietę magnes, którą najlepiej opisują słowa Franza Kline’a: „Gdy człowiek na nią patrzył, to miał wrażenie, że gdyby ją ugryźć, to wypłynęłyby z niej mleko i miód”. Mało kto był odporny na jej urok, a już na pewno nie Colin Clark, autor książki-pamiętnika Mój tydzień z Marilyn, na podstawie której nakręcono film pod takim samym tytułem. Michelle Williams stanęła przed nie lada zadaniem: zagrać aktorkę, która grała samą siebie. Oddać jej wypracowany


RECENZJA

czar, jej pełną sprzeczności osobowość, z jednej strony nieśmiałą i neurotyczną, z drugiej – ambitną i upartą. Rezultat jest bardzo dobry, doceniony Złotym Globem oraz nominacją do Oscara dla aktorki pierwszoplanowej. Jednak mając w pamięci jak Marilyn Monro e grała

Normę Jeane, trudno się rolą Williams zachwycić. Należy ją jednak docenić, gdyż udało się jej uchwycić najważniejsze składowe magii Marilyn. Wbrew pozorom nie jest to film o Marilyn. Jak sugeruje już sam tytuł, to film o zachwycie tą zdumiewającą kobietą. Colin Clark (w tej roli Eddie Redmayne) jako trzeci asystent reżysera, czyli „człowiek od wszystkiego”, pracował przy Księciu i aktoreczce, filmie Laurence’a Oliviera, w którym ten grał razem z zaproszoną przez siebie Marilyn. Amerykańska humorzasta gwiazdeczka bez warsztatu aktorskiego wystąpiła obok tuza brytyjskiego teatru szekspirowskiego. Trudno o bardziej wybuchową mieszankę, co

#2

89


RECENZJA

pokazuje w zabawny sposób Clark w swoich wspomnieniach z tego okresu. Autor książki, na podstawie której powstał scenariusz, rozkochanym wzrokiem wpatrujący się w amerykańską blond boginię, również wpada jej w oko i staje się jej powiernikiem, przyjacielem, a nawet kimś więcej... przez tydzień. Historia opowiedziana w filmie nie jest specjalnie interesująca, ciekawsze są same postacie, wielkim plusem jest również gra aktorska. Oprócz Williams zwraca uwagę świetna rola Kennetha Branagha jako Laurence’a Oliviera (jak najbardziej zasłużona nominacja do Złotego Globu

90

#2

i Oscara). Dzięki dynamicznemu montażowi i pięknym zdjęciom film ogląda się przyjemnie i z satysfakcją. Dodatkowym smaczkiem są fragmenty Księcia i aktoreczki brawurowo zagrane po raz wtóry przez Williams, Branagha i Dench. Fragmenty z tej burleski, włączone w akcję bez żadnej zapowiedzi, dodają element komizmu. Co ciekawe, nie różnią się wizualnie od innych scen i widz nie od razu orientuje się, że to film w filmie. W Moim tygodniu z Marilyn przeplatają się wątki dramatyczne (sceny załamań nerwowych Marilyn), komiczne (na planie filmowym i w filmie-w-filmie) i romantyczne (romans Marilyn z Clarkiem). Sprawnie zrealizowany i wyśmienicie zagrany nie jest jednak niczym więcej niż epizodem z życia... Colina Clarke’a. Zostawia więc po sobie uczucie niespełnienia, bo obiecywał widzom Marilyn, a ona jak zawsze wymknęła się ciekawskim spojrzeniom i nadal jest kobietą-tajemnicą.


RECENZJA

Artysta

C

Recenzent:

Krzysztof Osica Tytuł: Artysta Reżyseria: Michel Hazanavicius Obsada: Jean Dujardin, Bérénice Bejo, John Goodman Produkcja: Belgia, Francja 2012 Więcej tekstów tego autora pod adresem: inheracil.filmaster.pl

redo inżyniera Mamonia świetnie tłumaczy fenomen Artysty, który roztopił serca krytyków w Cannes, zdobył trzy Złote Globy oraz dziesięć nominacji do Oscara. Pytanie brzmi: czy historia spodobałaby się tak bardzo, gdyby nie wydała się dziwnie znajoma? Michel Hazanavicius zabiera widzów w podróż do czasów wielkiej rewolucji w kinie – pojawienia się filmu dźwiękowego. Jest w tej historii wszystko, czego potrzeba dobrej fabule: humor, miłość, duma, zmienne koleje losu, wszystko to zaś podane ze smakiem. Artysta to powrót do wielkiej kinowej przygody, wydawałoby się już zapomnianej, zastąpionej blockbusterami bez fabuły lub dziełami o wymowie głębszej niż gwiaździste niebo Immanuela Kanta. George Valentin to niekwestionowana gwiazda kina niemego. Na filmach z jego udziałem publiczność śmieje się, płacze, przeżywa wraz z nim wielkie przygody. George kumuluje w sobie cechy wielu gwiazd lat dwudziestych i trzydziestych: Chaplina, Valentino, Fairbanksa i Astaire’a. Jego gwiazda gaśnie wraz z pojawienie się filmu dźwiękowego. George nie lubi mówić, nie wierzy, że słowa mogą cokolwiek #2

91


RECENZJA

wyrazić. Jego niechęć do mowy sprawia, że zostaje odstawiony na boczny tor. Wraz ze sławą traci pieniądze, widz obserwuje jego drogę ze szczytu na dno. Valentin traci

92

#2

pieniądze, ale nie dumę. Nowa epoka przynosi nowe gwiazdy, jedną z nich jest Peppy Miller, dziewczyna oczarowana aktorem. Fabuła jest oparta na kontraście między tymi postaciami, pomiędzy młodością a doświadczeniem, kobietą i mężczyzną, słowami i milczeniem. Temat gwiazd kina niemego, które odeszły w zapomnienie, nie jest nowy, wielu twórców poruszało już ten wątek. Dwa tytuły jednak zasługują w tym kontekście na szczególną uwagę: rewelacyjny Bulwar zachodzącego słońca Billy’ego Wildera oraz Deszczowa piosenka duetu Donen i Kelly. Artystę sporo łączy z tym drugim. Reżyser


RECENZJA

zachowuje lekki klimat filmu, odrzuca jednak konwencję musicalu. Tym, co produkcję Hazanaviciusa wyróżnia, jest forma – to film niemy (część widzów w Wielkiej Brytanii żądała z tego powodu zwrotu biletów). Nie słyszymy dialogów i dźwięków otoczenia, tylko muzykę ilustrującą wydarzenia. Paradoksalnie to dźwięk - w pewnym momencie - staje się głównym bohaterem. Początkowo nieobecny pojawia się w jednej ze scen, gdy nagle słychać odgłos odstawianej szklanki, zjawisko całkiem normalne, ale nie w ramach tego właśnie obrazu. Konsekwentnie budowany świat pęka w szwach w jednej chwili. Film staje się grą z widzem,

konwencja zostaje przełamana, a forma w pełni oddana treści. W ten sposób sztampowa historia o zmiennych kolejach losu artysty zyskuje drugie dno. Obraz francuskiego reżysera stawia pytania o rolę sztuki w życiu człowieka i o drogę, jaką powinno podążać kino. Nie bez powodu pojawił się w momencie, gdy trwa kolejna rewolucja: 3D może nie zmieni oblicza aktorstwa, ale kto wie, czy nie doprowadzi do rynkowych przetasowań, które po raz kolejny sprawią, że pieniądze staną się ważniejsze od sztuki. Dodatkowo Artysta jest filmem znakomicie wystylizowanym. Format obrazu jest taki, jaki występował w kinie niemym i przeważał aż do lat pięćdziesiątych (ten sam zabieg zastosował Sokurow w Fauście). Piękne czarno-białe kadry nawiązują do wielu arcydzieł dawnego kina. Co chwila pojawiają się kolejne odniesienia: pieprzyk w stylu Marilyn Monroe, taniec duetu Rogers i Astaire, fragment niczym ze Znaku Zorro czy ujęcia niczym z dzieł niemieckich ekspresjonistów. Na szczęście liczne nawiązania nie sprawiają, że obraz stał się hermetyczny, zrozumiały jedynie dla wybranych. Jednocześnie jednak wszechobecne cytaty sprawiają, że film jest tylko lustrzanym odbiciem wielkiej sztuki, a nie nią samą. #2

93


RECENZJA

Poza szatanem

M

Recenzent:

Kasia Wolanin Tytuł: Poza Szatanem (Hots Satan) Reżyseria: Bruno Dumont Obsada: David Dewaele, Alexandra Lematre Produkcja: 2011 Francja Więcej tekstów tego autora pod adresem: ayya.filmaster.pl

94

#2

istyczny humanista – tak o Bruno Dumoncie zwykło się mówić, szukając epitetów najtrafniej określających nie tylko kino francuskiego twórcy, ale i samą osobę reżysera, człowieka poszukującego, redefiniującego istotę dzieła filmowego, stawiającego na refleksje, które bardzo trudno jest opisywać za pomocą tradycyjnego języka. Najnowszy film Dumonta doskonale wpisuje się w jego głęboko filozofującą filmografię. W Poza szatanem reżyser stara się dotknąć sensu pojęcia sacrum, zadaje pytania o obecność w ludzkim świecie wszelkich przejawów niezrozumiałej dla zwykłego człowieka świętości, zastanawia się nad istotą człowieczeństwa w kontekście przenikania się dobra i zła w ludzkiej rzeczywistości.


RECENZJA

Centralną postacią filmu jest tajemniczy mężczyzna (w tej roli nie mniej intrygujący amator – David Dewaele), człowiek znikąd, pustelnik zamieszkujący okoliczne pola i łąki, współegzystujący z przyrodą, modlący się do słońca. Posiada niezwykłe zdolności uzdrowicielskie, których nie można racjonalnie wytłumaczyć i które są nie

do ogarnięcia dla mieszkańców małego miasteczka, w pobliżu którego egzystuje mężczyzna. Uzdrowiciel jednak jest także mordercą, karzącym ludzi za ich złe uczynki, wymierzającym w najdotkliwszy z możliwych sposobów ambiwalentnie rozumianą sprawiedliwość. Mężczyzna zdaje się w swoim postępowaniu ocierać o koncepcję „nadczłowieka” – istoty, której czyny wyrastają z innej, głębszej wiedzy o otaczającym świecie, niedostępnej zwykłym ludziom. Pustelnik ma wiele wspólnego z bohaterami wcześniejszych filmów Dumonta – Żywotem Jezusa i Ludzkością, dziełami również na wskroś symbolicznymi, czerpiącymi z teologii, filozofii i skomplikowanych przemyśleń reżysera na temat natury, człowieka, wiary, moralności. W Poza szatanem najciekawsze jest przenikanie się realizmu i wątków irracjonalnych. Enigmatyczny bohater niesie ze sobą zarówno dobro, jak i zło. Z drugiej strony, jawi się jako postać, której czyny stanowią wyraz czegoś wyższego, niepoznanego, na swój sposób boskiego (lub szatańskiego – na-

#2

95


RECENZJA

wiązując do tytułu). W Dumontowskiej przestrzeni funkcjonują „prawdziwi” ludzi z krwi i kości, ale w centrum jego obserwacji znalazła się osobowość mistyczna, niepasująca do rzeczywistości człowieka, odnajdująca się lepiej w świecie natury. To na swój sposób osobowość święta, ale jednocześnie amoralna, nieskrępowana prawem i zasadami społecznymi, abstrakcyjna. Dumont tradycyjnie konstruuje swoje myślicielskie opowieści w bardzo charakterystyczny sposób. Malarski wręcz sposób kadrowania, spowolnione, leniwe tempo narracji, wystudiowane zbliżenia ludzkiej twarzy, „oczyszczone” krajobrazy – to wszystko uzupełnia twórczo wizję francuskiego twórcy i jego humanistyczne 96

#2

podejście do sztuki filmowej. Poza szatanem jako wielowątkowe i wielopłaszczyznowe przemyślenia o konfrontacji dobra i zła w ludzkim świecie, przyziemnego człowieczeństwa i nadludzkich, świętych pierwiastków, składają się na kolejną, autorską wizytówkę twórcy – reżysera, którego zrozumienie wymaga nie tylko sporej wiedzy o kulturze i religii, ale też umiejętności wyabstrahowania jednostek i sytuacji z kulturowo-społecznej zbiorowości świata, jakiego znamy.


RECENZJA

OdwiedĹş nas#2na facebooku! 97


RECENZJA

Żelazna Dama

Co

Recenzent:

Marta Marczak Tytuł: Żelazna Dama Reżyseria: Phyllida Lloyd Obsada: Meryl Streep, Jim Broadbent Produkcja: Francja, Wielka Brytania 2011

98

#2

jest w stanie podzielić Brytyjczyków równie mocno jak postać? Chyba tylko film o Margaret Thatcher. Tymczasem Żelazna dama to przede wszystkim historia kobiety, a dopiero w drugiej kolejności polityka, choć obie te sfery zdają się nierozerwalne. Fabuła skupia się na najważniejszych momentach w życiu Thatcher (w tej roli Meryl Streep): pierwszej i jak dotąd jedynej kobiety premier w Wielkiej Brytanii, która pełniła swój urząd nieprzerwanie w latach 1979-1990, będąc tym samym najdłużej urzędującym brytyjskim premierem XX wieku. Poznajemy ją jako córkę prostego sprzedawcy, zmotywowaną i ambitną. Powoli, lecz konsekwentnie pnie się w górę, by w końcu objąć fotel szefa partii i premiera. Jej urzędowanie przypada w trudnych czasach. W Wielkiej Brytanii trwa kryzys, gospodarkę spowalniają silne związki zawodowe, krajem wstrząsają ataki IRA. I właśnie wtedy na czele upadającego państwa staje kobieta, która jako jedyna potrafi podejmować trudne i często niepopularne decyzje. Wszystkie wydarzenia w filmie obserwujemy wyłącznie z perspektywy byłej premier, od dawna nieudzielającej się już


RECENZJA

publicznie, rzadko wychodzącej z domu i rozpaczliwie samotnej. Jedynymi osobami, z którymi ma bliski kontakt, są córka oraz mąż. Tyle że ten ostatni... nie żyje od kilku lat. Jest halucynacją i w pewnym sensie sumieniem bohaterki. To nie tajemnica, że Margaret Thatcher cierpi na chorobę Alzheimera. Zresztą, to właśnie przedstawienie całej historii z perspektywy starej, schorowanej osoby – tak

dalekie od wyobrażeń o Żelaznej Damie – wzbudziło tyle emocji w Wielkiej Brytanii. Zabieg ten był jednak potrzebny, a wręcz konieczny, by pozbawić tę opowieść jednoznaczności. Dzięki temu film nie jest laurką ani też łatwą krytyką. Z drugiej strony jednak, taka perspektywa pozwala na uniknięcie trudnych pytań: Czy decyzje Thatcher były słuszne? Czy jej bezkompromisowość była abso-

lutnie konieczna? Czy wojna o Falklandy była w ogóle potrzebna? Bardzo schematycznie zostały też potraktowane związki zawodowe, z którymi walczyła Thatcher, nie ma też właściwie, żadnych informacji o konsekwencjach społecznych ich rozbicia, a w wielu miastach Wielkiej Brytanii #2

99


RECENZJA

upadek przemysłu górniczego jest odczuwalny do dziś. Za cały komentarz tych wydarzeń widzowi muszą wystarczyć archiwalne zdjęcia rozruchów i strajków, które, choć efektowne, nie wnoszą wiele do fabuły. Nie pozwalają też właściwie na ocenę działań pani premier. Kiedy jednak spojrzeć na film jak na próbę pokazania człowieka z krwi i kości – ze wszystkimi jego wahaniami i rozterkami, a nie tylko kontrowersyjnego polityka – nie można mu wiele zarzucić. I tu brawa dla Meryl Streep, która nie bała się podjąć ogromnego wyzwania i wcielić się w rolę brytyjskiej premier. Perfekcyjnie opanowała nie tylko akcent, ale też specyficzny głos Thatcher. Swoją pracę domową odrobiła sumiennie, bezbłędnie ukazując przemianę Margaret, najpierw w tytułową Żelazną damę, a następ100

#2

nie w schorowaną i samotną kobietę. Ciekawie wypadają też aktorzy w rolach drugoplanowych, zwłaszcza Jim Broadbent w roli męża Thatcher. Aktorstwo jest zresztą najmocniejszą stroną filmu. Sam scenariusz bez wybitnej aktorki w roli głównej nie udźwignąłby fabuły. Powiedzmy szczerze, ten film to przede wszystkim rola Meryll Streep. Dla fanów jej talentu to świetna wiadomość, dla pozostałych wskazówka, by z ewentualnym seansem nie wiązać zbyt wielkich nadziei.


RECENZJA

Róża

By wykazać ponad wszelką wątpliwość, że miłość potrafi rozkwitnąć i przetrwać w najgorszych chwilach i anturażu, Wojciech Smarzowski zabiera nas w podróż pełną wojennego okrucieństwa, poniżenia i beznadziei. Przewrotny tytuł i Mazury inne niż znane nam z letnich eskapad mają spotęgować tylko wymowę filmu i zwieść niczego niespodziewającego się widza. Pozostaje pytanie, czy twórcy Wesela i Domu złego udało się unieść tę historię o miłości

Recenzent:

Michał Pudlik Tytuł: Róża Reżyseria: Wojciech Smarzowski Obsada: Marcin Dorociński, Agata Kulesza, Kinga Preis, Edward Lubaszenko Produkcja: Polska 2011

ponad granice patosu i historycznych rozliczeń? W swoich poprzednich filmach Smarzowski w sposób bezwzględny rozprawiał się z polską mitomanią, każąc przeglądać się nam w lustrze pełnym obłudy i fałszu. Czy był to totalny brak jakichkolwiek wartości, #2

101


RECENZJA

ukazany przez pryzmat interesów i żądz podczas karykaturalnego wiejskiego wesela, czy kameralna i klaustrofobiczna opowieść o władzy i pieniądzach na tle policyjnego dochodzenia w zatęchłej PRL-owskiej atmosferze. Zapamiętane wrażenia dawały nadzieję na kolejne filmowe misterium. Koniec wojny. W zgliszczach dogorywającej stolicy Tadeusz, żołnierz AK, traci na swoich oczach żonę i złudzenia, że tym razem uda się przerwać polski korowód bohaterskich, lecz niemal zawsze przegranych zrywów i powstań. Podróż w powojennej pożodze doprowadza go na Mazury, gdzie przekazując wieść o śmierci męża, poznaje Różę. Ta z początku pełna nieufności znajomość, na bazie wspólnych potrzeb, przeradza się w uczucie. Tym silniejsze, że nieuchronny walec historii zaczyna upominać się o tych dwoje. Stają w rezultacie przed wyborami, które odcisną trwałe piętno na ich relacji i dalszym losie. Świetną rolę w filmie odgrywają ascetyczne zdjęcia oraz muzyka (a raczej niemal jej brak), potęgująca uczucie niepokoju i niemal odrealniająca kolejne kadry. Mazurskie krajobrazy, w zależności od pory roku pełne błota lub śniegu, podkre102

#2

ślają surowością powolnie snutą opowieść. A w niej na pierwszy plan wysuwa się Agata Kulesza (tytułowa Róża). Jej bohaterka, obarczona własnym pochodzeniem, nieakceptowanym przez właściwie żadną stronę konfliktu, naznaczona piętnem gwałtów, subtelnie buduje delikatną więź łączącą ją z Tadeuszem, granym przez Marcina Dorocińskiego. Tu można odnieść nieodparte wrażenie, że reżyser wybrał go

dla „warunków”. Jego rola ogranicza się do przyjmowania tego, co niesie los, z wyrazem twarzy człowieka walczącego z całym bezmiarem okrucieństwa i przeciwności, jednak nieokazującego przy tym niemal żadnych emocji. Co samo w sobie nie musi być zarzutem, ba, należy pochwalić reżysera


RECENZJA

za ten obsadowy wybór. Niemniej aktorem dramatycznym Dorociński nie jest i pewnie nigdy nie będzie. Role drugiego i dalszego planu są nierówne. Świetny Braciak, Dyblik, Lubos czy Dziędziel oraz Bobrowski w słabo napisanej postaci, jednak odpychającej i złej, dzięki aktorskiej kreacji. Nie przekonuje Lubaszenko i Buss, najsłabiej wypada zaś Kinga Preis. Do tego stopnia, że momenty jej ekranowej obecności wprost irytują sztucznością. Największe rozczarowanie związane jest z najważniejszym bohaterem filmu – tłem historycznym. Na pierwszy plan wysuwa się morze okrucieństwa i bezwzględności, jakie niesie za sobą wojna i władza zwycięzców nad pokonanymi. W momentach, w których scenarzyście zaczyna się sypać narracja, zastępuje ją olbrzymia dawka brutalności, głównie bazująca na epatowaniu scenami gwałtu. Zamiast wykorzystać wyobraźnię widza, reżyser uznał, że lepsze będzie naturalistyczne ukazanie tak bestialskich scen. Dodatkowo mało uprawdopodobniony jest fakt, że władza, a szczególnie ta z sowieckim sznytem, krygowała się w swych niecnych zamiarach. Raczej prawem zwycięzcy brała, co chciała, nie narażając się na jakiekolwiek konsekwencje. Na koniec patos, którego po Smarzowskim nikt się nie spodziewał. W przypadku wyborów

historycznych można zrozumieć rejtanowskie gesty. Jednak gdy chodzi o bliskich, w grę wchodzą zwykle nieco inne mechanizmy. Tym bardziej że wybór, przed którym stają bohaterowie, w żaden sposób nie jest wyborem tragicznym. Mało to wiarygodne, sama końcówka zaś trąci wręcz kiczem i tandetą. Rozczarowanie filmem wynika z nieuzasadnionej wolty reżysera: od mówienia wprost i szczerze do pokazania za wszelką cenę, że tezę, wysnutą przy pisaniu scenariusza, da się obronić bez względu na mielizny logiki i niekonsekwencję w podejściu do historycznego kontekstu. Choć Róża jest filmem ważnym, dominuje przeświadczenie o straconej szansie. Każdy jednak powinien zmierzyć się z tym obrazem samodzielnie. #2

103


RECENZJA

MOJA ŁÓDŹ PODWODNA

Pełnometrażowy debiut Richarda Aoyade’a jest śmieszny, inteligentny i prawdziwy, a dobre lekkie kino nie jest

Recenzent:

Olga Więzowska Tytuł: Moja łódź podwodna Reżyseria: Richard Ayoade Obsada: Craig Roberts, Yasmin Paige Produkcja: USA, Wielka Brytania 2010 Więcej tekstów tego autora pod adresem: chinina_dla_nel.filmaster.pl

104

#2

złe, nawet jeśli nie pretenduje do niczego więcej niż tylko lekkiej komedii. Wynudzić się mogą jednak ci, którzy uważają, że pierwsza miłość, naiwne szukanie własnej tożsamości i marzycielstwo zagubio-


RECENZJA

nych dzieciaków to za mało na film. Dziś, kiedy dobrze nakręcona, realistyczna, zabawna historia jest rzadkością (dryfujemy raczej pomiędzy dramatami cięższego kalibru a realizmem magicznym) należy doceniać takie tytuły jak Moja łódź podwodna. Oliver to angielski kuzyn George’a z filmu Sztuka dorastania. Moja łódź podwodna jest jednak mniej sentymentalna, za to bardziej ironiczna. Nie jest też tak dojrzała i poważna, lecz zyskuje dzięki temu urok i wdzięk. Oliver Tate ma piętnaście lat, nie jest lubiany

przez rówieśników, za to jednak ma o sobie bardzo wysokie mniemanie. Swojemu życiu stara się dodać dramatyzmu, choć #2

105


RECENZJA

małomiasteczkowe realia temu nie sprzyjają. Aby nieco ubarwić rzeczywistość wyobraża sobie siebie jako bohatera autobiograficznego filmu. Snuje opowieść o swoim życiu, które składa się raczej z banalnych zdarzeń. Jednocześnie jest to zgrabny hołd dla magii kina – intertekstualne, inteligentne odniesienia i gra reżysera z widzem to istotne składowe Mojej łodzi podwodnej. Oliver zakochuje się i jest to dla niego oczywiście wydarzenie wielkiej rangi. Jordana jest idealna – nie jest najpopularniejszą dziewczyną, więc ma szansę ją zdobyć. Co prawda, nie interesuje się ona literaturą, ale ma interesujące pomysły na spędzanie czasu i wydaje się skłonna pomóc mu w utracie dziewictwa, a to dla niego droga do zdobycia wyższej pozycji społecznej w szkolnej hierarchii. Rodzice, którzy obawiali się, że ich skryty, zbyt dużo czytający syn, może mieć skłonności homoseksualne, mogą odetchnąć z ulgą. Zwłaszcza ojciec – neurotyczny specjalista od oceanów, pogrążony w depresji i przyjmujący beznadzieję świata ze spokojem, żeby nie powiedzieć, trwający w swoistym letargu – w końcu ma powody do radości. Pierwsza miłość, jak to zwykle bywa, jest jednak burzliwa i niełatwa. Miłosne potyczki Olivera budzą czasem politowanie, a czasem naprawdę śmieszą. To jednak przede wszystkim historia do106

#2

rastania, niepozbawiona gorzkich momentów. Monolog Olivera, komicznie poważny i rozbrajająco zabawny, dopełniają niezbyt odkrywcze, ale dopracowane estetycznie eksperymenty operatorsko-montażowe, które odgrywają dużą rolę w kreowaniu atmosfery i przekazywaniu emocji bohaterów. Jest to świat o wiele bardziej oszałamiający niż szara prawda o codzienności, ale jednocześnie prawdziwy. Jaskrawość i idealizm wynikają z wieku bohatera, a idealizm ten jest pozbawiony melodramatyzmu, bo zawsze idzie w parze z humorem. Humor jest zresztą głównym kołem napędowym fabuły. Przepaść pomiędzy dramatyczną narracją Olivera a ukazywaną rzeczywistością, której całkowicie brakuje powagi, jest ujmująco zabawna. Rozpad małżeństwa rodziców, nieudana inicjacja seksualna, choroba matki Jordany – wszystkie te zdarzenia tracą swą powagę wobec nieznośnego narcyzmu i górnolotnej narracji bohatera, którą przez cały film słyszymy z offu. I w taki sposób otrzymujemy taki niezbyt poważny, uroczy filmik.


RECENZJA

wstyd

„Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy” – ten zabytkowy bon mot mógłby stać się credo Brandona Sullivana. Jego dzień wypełniony jest próbami zaspokojenia zachcianek własnego ciała, które domaga się od niego nie kolejnych dawek ulubionej trucizny, lecz seksualnej satysfakcji. Wstyd to bezkompromisowy portret lubieżnika, gorliwie korzystającego z każdej oferty, jaką podsuwa mu współczesny Nowy Jork i przepastne zasoby Internetu. A jednocześnie opowieść o cierpieniu nałogowca, dla którego nie istnieje już prawdziwa intymność.

Recenzent:

Agata Malinowska Tytuł: Wstyd Reżyseria: Steve McQueen Obsada: Michael Fassbender, Carey Mulligan, Nicole Beharie Produkcja: Wielka Brytania 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: esme.filmaster.pl

#2

107


RECENZJA

Na pozór Brandon jest kolejnym kulturalnym, zadbanym japiszonem z wyższej klasy średniej. Dobrze zarabia i wynajmuje obszerne mieszkanie. Żeby

odkryć, kim jest naprawdę, trzeba by trochę powęszyć. Odnaleźć samotny kolczyk na nocnym stoliku, należący do następnej 108

#2

z kolei prostytutki. Zajrzeć do szaf wypełnionych pornografią lub do komputera pełnego różnorodnych materiałów. Nikt jednak tego nie zrobi. Brandon jest samotnikiem, kultywującym swój nałóg ostrożnie i dyskretnie. Do czasu, aż w jego domu pojawi się sowizdrzałowata siostra – Sissy. To wydarzenie wytrąci życie bohatera z kruchej równowagi.


RECENZJA

Można powiedzieć, że Michael Fassbender, aktor znakomity i świetnie się z Steve’em McQueenem (reżyserem Wstydu) rozumiejący, ma w tym filmie do zagrania zarówno bardzo dużo, jak i bardzo mało. Mało, bo osobowość Brandona jest niemal do cna wyjedzona przez nałóg. Dużo, gdyż ta reszta duszy, jaka mu jeszcze pozostała, cierpi w samotności, próbując nawiązać ze światem kontakt nieopierający się na tej czy innej formie kopulacji. Tym, co uderza w filmie McQueena, jest jego emocjonalna różnorodność: intymne chwile spędzone na droczeniu się z siostrą, niespodziewanie zabawna, platoniczna randka z koleżanką

z pracy, przypływ nostalgii przy piosence śpiewanej przez Sissy, tłumiona wściekłość wyładowywana w biegu, rozpusta, która jest właściwie aktem bezsilności i rozpaczy. Wstyd to hymn na cześć tego, co nie daje do reszty zatracić się w nałogu, co pozwala dostrzec światło nawet w matni wybujałego apetytu – światło, które nie zawsze zwiastuje wolność, czasem tylko ból wyobcowania. Na cześć tego, co łączy nas z innymi ludźmi, co pozwala nam dostrzegać w nich bliźnich, a nie tylko źródło zaspokojenia potrzeb. Kino prawdziwie artystyczne nie stara się oszczędzać widza, nie korzysta z fabularnych schematów i nie obiecuje szczęśliwych zakończeń. Gdy trzeba, bywa dosłowne, gdy trzeba – liryczne. Nie uznaje kompromisów, uderza tam, gdzie boli. Taki właśnie jest Wstyd. #2

109


RECENZJA

Słownik gatunków i zjawisk filmowych

Recenzent:

Piotr Stankiewicz Tytuł: Słownik gatunków i zjawisk filmowych Autor: Bartłomiej Paszylk Wydawnictwo: Park Edukacja 2010 Liczba stron: 256

110

#2

Wszyscy pamiętamy słynne twierdzenie Forresta Gumpa (a raczej jego mamy) o życiu jako pudełku czekoladek. I tak jak większość chwytliwych aforyzmów, i ten znajduje zastosowanie w różnych sytuacjach i dziedzinach. Gdyby czekoladkami uczynić filmy, to z pewnością takim pudełkiem byłaby książka Bartłomieja Paszylka. Jego Słownik gatunków i zjawisk filmowych będzie przede wszystkim ogromnie miłym zaskoczeniem dla czytelnika. Pozycja ta ma ewidentne braki, o których na wstępie trzeba lojalnie uprzedzić. Nie ma w niej nudnej wyliczanki kolejnych tytułów i gatunków lub filmoznawczego bełkotu, sugerującego w dodatku, że nie zrozumieliśmy znakomitej większości obejrzanych dotychczas filmów. Kto tego oczekuje od takich publikacji, lepiej niech od razu zaprenumeruje magazyn „Kino” i nie zawraca sobie głowy tym, co wypisuje autor. Bo zamiast akademickich wyżyn otrzymujemy radosną i bardzo wnikliwą podróż przez kino, zarówno mainstreamowe, jak i jego obrzeża, a nawet bezdroża, na które byśmy pewnie nie trafili bez przewodnika, jakim zgodził się być dla nas Bartek Paszylk. Dodajmy, że z roli tej wywiązuje się z pasją i znawstwem okolicy. Już okładka sugeru-


RECENZJA

je niezłą i urozmaiconą jazdę – Angelina Jolie w outficie Lary Croft, kadry z filmów Altmana, Tarantino czy Tima Burtona. Zaskoczenie, jakie towarzyszy lekturze, jest związane przede wszystkim z mimowolną konstatacją, jak wielu filmów jeszcze nie znamy. Nawet dobrze obeznany miłośnik X muzy z pewnością odnajdzie tu tytuły, które lub to mu umknęły, lub to z braku czasu zawsze były na liście „do obejrzenia”. Co jednak najważniejsze, autor poszedł znacznie dalej. Pozostając przy czekoladkowym porównaniu, nie dość, że nazwał i opisał najciekawsze, często niezmiernie egzotyczne smaki, to dodatkowo ze swadą i kronikarską pieczołowitością przybliżył sylwetki ważnych cukierników. To oni swoim talentem przyczynili się do tej różnorodności, z którą możemy obcować, a z pomocą niniejszej książki, z powodzeniem też porządkować. Bo też podstawową intencją autora była próba dostrzeżenia i nazwania pewnych charakterystycznych prawidłowości funkcjonujących we współczesnej sztuce filmowej. Nie łudźmy się jednak, że znajdziemy tu wszystkie filmy i gatunki filmowe. Wybór, jakiego dokonał autor, jest dość jasny i klarowny od samego początku. Jego kryteria przybliża nam dodatkowo we wstępie: „Kiedy (…) wkraczamy w strefę gatunków nowszych i mniej rozpowszechnionych, często pojawiają się problemy. Tym bardziej, że w wielu przypadkach nazwy tych gatunków nie mają odpowiedników w języku polskim”. Czym zatem jest kamp, exploitation, rape and revenge czy swojsko brzmiące kino kanibalistyczne? Odpowiedź oczywiście w książce. Jednego z pewno-

ścią możemy być pewni: nie będziemy się w trakcie lektury nudzić, niejednokrotnie zaś będziemy żałować, że nie mamy możliwości natychmiast obejrzeć omawianych filmów i zweryfikować tez autora. Ma on bowiem odwagę na nowo definiować pewne zjawiska i inaczej, niż tradycyjnie przyjęto, przyporządkowywać poszczególne obrazy. Z pewnością sprawi to, że spojrzymy również nieco inaczej na dobrze znane nam tytuły. W najgorszym zaś wypadku, nawet jeśli uznamy, że zaproponowana optyka do nas nie przemawia, Słownik gatunków… stanowić może doskonały podręcznik dla blagierów, pragnących brylować w towarzystwie doskonałą znajomością różnorodnych filmów i trendów we współczesnym kinie, które niekoniecznie składa się z samych Ridleyów Scottów i Bruce’ów Willisów.

#2

111


RECENZJA

gustaw i ja

Recenzent:

Anna Mazurek Tytuł: Gustaw i Ja Autor: Magdalena Zawadzka Wydawnictwo: Marginesy 2011 Liczba stron: 367

112

#2

Czego się nie tknął – zamieniał w złoto. Zawsze odnosił sukces. Taki Midas polskiej sceny teatralnej i filmowej. Na wszystkim się znał. I to wyśmienicie. To nie sarkazm, lecz obraz mężczyzny utrwalony w pamięci zakochanej w nim do szaleństwa kobiety. W wydanej niedawno i obsypywanej nagrodami książce Gustaw i ja Magdalena Zawadzka wspomina swojego zmarłego męża Gustawa Holoubka – człowieka, o którym śmiało można powiedzieć, że wielkim aktorem był. Niezaznajomieni z działalnością Holoubka dowiedzą się również z tego wydawnictwa, że był on także wybitnym reżyserem i sprawnym dyrektorem teatru, potrafiącym na kierowniczym stanowisku umiejętnie łączyć ambicje i koleżeńsko-ojcowski ton w stosunku do podwładnego mu zespołu. Poza tym pasjonował się sportem, był zapalonym kibicem, skłonnym nawet pojechać na olimpiadę, i chodził po górach niczym wytrawny taternik... A to zaledwie początek długiej listy zalet i cnót, charakteryzujących tego niezwykłego człowieka. Mężczyznę, który był prawdziwym


RECENZJA

dżentelmenem i dzięki temu skradł serce prawdziwej damy, jaką bez wątpienia jest Magdalena Zawadzka. Jej wspomnienia czyta się dobrze. Nawet jeśli nie jest się fanem aktorskich kreacji tych dwojga, to trzeba przyznać, że lektura ponad trzystu stron należy do lekkich, łatwych i przyjemnych. Zwłaszcza że książka ocieka wręcz przedrukami sympatycznych drobiazgów: artykułów prasowych, telegramów, pocztówek i listów oraz fotosów – nie tylko tych prasowych, z premier, spektakli i planów filmowych, ale także wyciągniętych z rodzinnych albumów. Do tego jeszcze garść wesołych historii, anegdot i dykteryjek. A to wszystko napisane przepiękną, niespotykaną dziś już prawie polszczyzną. Przede wszystkim jednak jest to świadectwo fascynującego związku dwojga ludzi. Dowodu niezwykłej miłości, której można tylko pozazdrościć.

#2

113


RECENZJA

114

#2

OdwiedĹş nas na facebooku!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.