Fabularie 4/2015

Page 70

Proza KATARZYNA SZAULIŃSKA

Café Anatomia W

śród studentek ten typ męskiej psychofizjonomii określano mianem „czosneczka”. Postura wątła, grube okulary zakrywające maleńkie kaprawe oczka, sweter po ojcu. Ogolony, lecz gdy przypatrzeć się odrastającej brodzie – nie rośnie bujnie, po męsku, ale w smętnych kępkach. Samczyk beta. Bez fantazji, ale idealista – chętnie spędza długie godziny w kieracie. Zainteresowania: medycyna. Postępy w proktologii, dla przykładu. Chłopiec tego gatunku ewoluuje, przekuwając młodzieńcze kompleksy w profesorskie zadęcie. Zamienia sweter na przyduży garnitur, zdolny pomieścić ego, rozprasowane stopniem naukowym. Wymięta koszulka z obozu integracyjnego w Chłapowie, ta z obrazkiem Człowieka witruwiańskiego pod rentgenem, ląduje w śmieciach. Zastąpi ją koszula wykrochmalona tak, że jak się spoci, pod pachą zbierze mu się kisiel. Taki oto kawaler, Maciej Bolesławik, student piątego roku medycyny, zaprosił dziś Adelę na randkę. I to randkę z nadziejami na zmianę stanu cywilnego.

Adela drżała ze szczęścia. Obciągnęła czerwony topik z gigantycznym dekoltem, na którym widniały pozamazywane korektorem pryszcze. Topik natychmiast podjechał znowu do góry odsłaniając brzuch i lędźwia. Tak było nawet lepiej. – Sexy! – skomentowała Zosia, wykorzystująca swój czas w dwójnasób – czytając „Cosmo” oraz susząc pomalowane paznokcie u nóg – uniesionych w górę i opartych o ścianę w celu odciążenia krążenia żylnego. Adela mieszkała z Zosią i Hanią (która w tym momencie była w toalecie), w jednym pokoju w akademiku Żwirek, leżącym dokładnie naprzeciwko szpitala na Banacha. Wszystkie trzy studiowały kierunki wysoce humanistyczne: odpowiednio kulturoznawstwo, europeistykę i historię. Uznawały kierunki te za wzniosłe i ważne, a wszelka rozmowa o prawach rynku pracy wywoływała w nich chichot. Było to śliczne i czarujące. Co do Macieja Bolesławika, Adela poznała go na szalonej imprezie w Proximie. Szpanował koszulką

68

z napisem „II Wydział Lekarski”, gdzieś pod ścianą, licząc, że jawne obnoszenie się ze studiowaniem medycyny zdobędzie mu kilka adoratorek wśród pięknych dziewcząt z akademika. Nie pomylił się. Adela ścierpiała nieudolne umizgi niewprawnych, podnieconych dłoni Macieja (niechby te dłonie lepiej się zajęły krojeniem ludzkich brzuchów!). Cierpliwie zniosła również opowieści o ciężkim zakuwaniu przez całe noce. Adela dbała o wierność wzniosłym zasadom humanizmu jedynie w pewnym zakresie. Kręgosłup moralny wzbija się w chmury idei tylko, gdy stąpa po twardym podłożu. Nawet jeśli podłoże to miałoby być steranym grzbietem człowieka pracującego. Adelę cechowała tylko pozorna pogarda dla brutalnych praw przeżycia. Polska jedną nogą stoi w kryzysie, drugą w akcie fałszywego obrzydzenia wyciera z krowiego łajna, które jeszcze wczoraj nie budziło w nim odrazy. W takiej sytuacji człowiek musi dbać o bezpieczeństwo dla realizowania swoich wyższych potrzeb. Takiego męża jak Maciej potrzebuje kobieta na czas ekonomicznej zawieruchy. Zarobek może nie najwyższy, ale stały. Nieodmienny prestiż. Długie dyżury. Do tego oczywiście kochanek, jak słodki poncz przesycający tort dobrobytu. Ale o tym później. Maciej Bolesławik zostawił swą legitymację studencką na recepcji i udał się windą na siódme piętro. Korytarz wionął śmieciami wystawionymi na korytarz w nieszczelnie związanych workach opartych o puste kartony po pizzy. Woń rybich ości, resztek piwa i wódki, podpasek, słoików po maminych gołąbkach i ziemniaczanych obierek mieszały się w zapierające dech w piersiach kompozycje. Maciej mieszkał jeszcze z rodzicami, więc zapach ten zarówno fascynował go, jak i odrażał wielokrotnie bardziej niż każdego mieszkańca – mimo że przecież nie był tu pierwszy raz. Dotarł do drzwi i zapukał. Otworzyła mu, piękna i kolorowa, kiwająca biodrem do Radia Eska, i ucałowała go w usta. Śmialutko, aż spąsowiał. Maciej wręczył jej bukiecik róż, niewielki, stosowny do budżetu studenckiego. Nastawiła czajnik na herbatę. Maciej poczuł, że kiszki grają mu marsza. Konkretnie dolny odcinek przewodu pokarmowego. – Przepraszam. Idę kupę. Adela zaczerwieniła się spuszczając oczy. Maciej wyszedł z pokoju z rolką papieru w dłoni. Jego plecak został na łóżku Adeli. – Brudny plecak stawia, no! – zauważyła Zosia. – Nie czepiaj się – odrzekła Adela i zdejmując plecak z łóżka, z ciekawości zajrzała do środka. Spoczywał tam fartuch szpitalny i małe granatowe, aksamitne pudełeczko. Adela zadrżała. W pudełeczku leżał pierścionek z diamentem. Małym, bo małym, ale diamentem. Adela w ułamku sekundy sprawdziła kamień, tworząc rysę na szklance z herbatą. Wydała z siebie pisk, niemy, żeby nie

fabularie 4 (9) 2015


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.