Echo Rzeszowa

Page 1

k a de nc j e pr e z y de n ta f e r e nc a s. 8-9

Nr 11 (191) l Rok XVI listopad 2011 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

Inauguracja roku akademickiego w Politechnice Rzeszowskiej. Immatrykulacji świeżo upieczonych studentów dokonują rektor prof. Sobkowiak (z prawej) i prorektor prof. Leszek Woźniak. Fot. Józef Gajda.

ja k ic h pa r l a m e n ta r z ys t ów w y br a ł a s t ol ic a woj e wódz t wa?

Po wyborach nastał czas gorących ocen i analiz wyników wyborczych. Ocen dokonują partie, komitety wyborcze i media. Można pokusić się też o ocenę jak przebiegły wybory w największym mieście Podkarpacia, Rzeszowie. W całej Polsce wygrała PO, a na Podkarpaciu PiS. Na Podkarpaciu, w porównaniu z wyborami z 2007 Tomasz Kamiński r., stracili SLD i PSL, a stan posiadania utrzymały zwycięskie w regionie PiS oraz PO – podsumowuje ekspert ds. marketingu politycznego, Tomasz Soliński, z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W poprzednich wyborach SLD uzyskał dwa mandaty, teraz przypadł mu jeden. Z kolei PSL zamiast trzech posłów będzie miało dwóch. Soliński zwrócił też uwagę na dobry wynik Ruchu Palikota w regionie. Jego zdaniem, Ruch dobrze artykułował te punkty programowe, które reprezentował, ale słabo akcentował swoje SLD. W jego ocenie, oprócz głosujących wcześniej na SLD, wśród wyborców Ruchu, znaleźli się wcześniejsi wyborcy PO oraz niezdecydowani. Mieszkańcy Rzeszowa nie glosowali na swoich. Niestety, wśród największej grupy posłów wprowadzonych przez PiS nie znaleźli uznania kandydaci, mieszkańcy Rzeszowa, Jan Bury

lecz posłami zostali: profesor nauk humanistycznych z Warszawy, geodeta z Sokołowa Małopolskiego, urodzony w Babulach, były pracownik w PZL Mielec, z Kolbuszowej inżynier ochrony środowiska, nauczyciel z Żyrakowa, z-ca wójta Gminy Dębica, przewodniczący Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Rzeszowskiej. Podobnie rządząca PO nie ma posła z Rzeszowa. Ta sytuacja zdaje się potwierdzać tezę, że mieszkańcy naszego miasta nie są lokalnymi patriotami. Największe partie PIS I PO nie mają poważnego zakotwiczenia w Rzeszowie. Rzeszów jako największe miasto wojewódzkie może i powinno rozstrzygać o wynikach wyborów. Takie rozumienie wyborczych opcji wykazał jedynie Komitet Wyborczy Ruch Palikota, wystawiając z Rzeszowa na listach wyborczych najwięcej kandydatów, bo aż 12 osób. Nic dziwnego, że spośród tylko 4 posłów, mieszkańców Rzeszowa, posłem został kandydat Ruchu Palikota, Dziadzio Dariusz Cezar, członek tej partii. Niewątpliwie na Podkarpaciu Ruch Palikota odniósł największy sukces. Wyborcy glosowali na niego, ponieważ nie miał on rąk splamionych rządzeniem. Wyborcy bowiem gwałtownie poszukiwali nowych twarzy i to Ruch Palikota im gwarantował. Mieli już dość niespełnionych obiecanek i międzypartyjnego obwiniania się. Kim jest lider Ruchu Palikota w Rzeszowie? Dariusz Dziadzio studiował fizjoterapię na AWF w Katowicach. Po obronie dyplomu pracował w gabinecie rehabilitacyjnym. Potem został handlowcem w branży medycznej. Teraz prowadzi własny biznes – jest trenerem kadry menedżerskiej. Nigdy nie był związany z żadną partią. Ruchem Poparcia zainteresował się, gdy było to jeszcze stowarzyszenie. Pojechał na kongres do Warszawy. Poznał Roberta Smucza, z którym organizował w Rzeszowie happeningi i manifestacje. Został jedynką na liście wyborczej. W niedzielę wyborczą zagłosowało na niego ponad 11 tysięcy mieszkańców.

Lepiej mieć jednego ministra z regionu w rządzie niż dziesięciu posłów. Politolog Tadeusz Gardziel nie rozumie, dlaczego Podkarpacie nie może dochować się lidera politycznego rangi krajowej. Właściwie mieliśmy 3 ministrów: Aleksandra Bentkowskiego, Wiesława Ciesielskiego i Jana Dariusz Dziadzio Burego. Prawdopodobnie z obecnej grupy posłów nikt nie znajdzie się w rządzie. W siną dal odejdzie polityka zrównoważonego rozwoju. Część odpowiedzialności za tę sytuację ponosi kler katolicki, angażując się w politykę i nakłaniając do glosowania na PiS. Opuścił nawet swojego przyjaciela, prezydenta Rzeszowa. Pocałunek śmierci. Aleksander Kwaśniewski, były prezydent, w tej kampanii oficjalnie wspierał, a co najważniejsze, promował młodych kandydatów lewicy - zachwycały się prawicowe media. Niestety, poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego działało jak pocałunek śmieci. Czy pan Kwaśniewski wyciągnie z tych faktów wnioski? Nie udało się prawicy podzielić lewicy na młodych i starych. Wybierano ludzi, którzy dawali gwarancję, że swojej lewicowości się nie sprzeniewierzą. Andrzej Szlachta Zdzisław Daraż


2

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

Zakończyła się walka o miejsca w polskim parlamencie. Niektóre partie wygrały, inne przegrały. Opinia publiczna jest zgodna, że najbardziej wygrali ci, którzy weszli do parlamentu. Posłowie

Ponadto parlamentarzysta może uczestniczyć w komisjach wyjazdowych do atrakcyjnych krajów, korzystać z tanich wczasów i wycieczek, z basenu na terenie Sejmu i gabinetu lekarskiego, placówki zdrowia specjalnie tylko dla posłów. Posłowie jeżdżą za darmo pociągami, autobusami, latają bezpłatnie samolotami. Biorąc pod uwagę ich wysokie zarobki, posłowie powinni płacić za przejazd, bo ich na to stać. Za działalność o charakterze kierowniczym w ramach komisji sejmow ych prawo przewiduje gratyfikacje pieniężne, podwyższające pensję zasadniczą. Są to: dodatek dla pełniących funkcję przewodniczącego komisji – 20 proc. uposażenia, czyli 1978,46 zł, dodatek dla pełniących funkcję zastępcy przewodniczącego komisji - 15 proc. uposażenia, czyli 1483,75 zł, dodatek dla pełniących

POSEŁ MA KLAWE ŻYCIE? skorzystają bowiem z następujących przywilejów: - około 10 tys. zł miesięcznie za bycie posłem, 10 tys. zł na utrzymanie biura poselskiego, ponad 9 tys. zł rocznie na hotele dla jednego posła, 2 tys. zł miesięcznie na wynajęcie mieszkania w Warszawie, 29 tys. zł odprawy, jeżeli poseł nie dostanie się powtórnie do Sejmu, bezpłatne przejazdy PKP, PKS i przeloty samolotem, immunitet poselski – chroni przed postawieniem zarzutów w sprawie karnej, immunitet może uchylić Sejm.

funkcję przewodniczących stałych podkomisji – 10 proc. uposażenia, czyli 989,23 zł. Oprócz uposażenia oraz dodatków posłom i senatorom przysługują diety parlamentarne. Mają one na celu pokrycie kosztów związanych z wydatkami poniesionymi podczas wykonywania obowiązków na terenie kraju. Wysokość diety to 25 proc. uposażenia. W 2011 roku wynosi ona 2 473,08 zł. Dieta parlamentarna jest wolna od podatku dochodowego od osób fizycznych.

magia albumu

Agencja Wydawnicza JOTA, Józefa Ambrozowicza, znowu uraczyła nas czymś edytorsko wyjątkowym. Tym razem niezwykłej urody autorskim albumem pod znamiennym tytułem „Magiczne Podkarpacie”. Fachowym tekstem całość opatrzył Stanisław Kłos. Obiektyw fotograficzny w ręku Józefa Ambrozowicza ma własny, niepowtarzalny ogląd swiata. Nawet tak banalny temat jak pejzaż górski u niego nabiera jakiegoś oryginalnego wyrazu. Uważny odbiorca od razu dostrzeże, iż Ambrozowicza najbardziej fascynują dwie pory roku – wiosna i jesień. Z pewnoscią ze względu na niezmierzone bogactwo barw, ktore przy wykorzystaniu swiatła, dają u niego niemal impresjonistyczne efekty i to bez względu na to czy w kadrze znalazł się pejzaż, czy architektoniczne cacko. Słowem prawdziwa wizualna uczta, która jest w stanie zauroczyć naszym bogatym w egzotykę i urokliwym regionem najbardziej wybrednego czytelnika. Zresztą, nawet najlepsza pisanina nie jest w stanie odzwierciedlić walorów albumu. To trzeba zobaczyć i podelektować się, bo jest czym! Całość zredagowana jest w dziewięciu sekwencjach tematycznych. Od prezentacji Rzeszowa począwszy, poprzez arystokratyczne siedziby w Łańcucie, Krasiczynie, Baranowie Sandomierskim i Sieniawie, zachowane dworskie zespoły, sanktuaria maryjne, zabytki kościelne i cerkiewne, fortalicję przemyską, po niepowtarzalne uroki Bieszczadów, Beskidu Niskiego i Roztocza. Trudno zatem dziwić się, że autor i jednocześnie w ydawca

INTERESUJĄCE

INAUGURACJA Z UDZIAŁEM PREZYDENTA RP

Od prawej: Bronisław Komorowski, w głębi rektor prof. Andrzej Sobkowiak, Tadeusz Ferenc. Fot. Józef Gajda.

Prezydent RP, Bronisław Komorowski, był gościem tegorocznej, 61. inauguracji roku akademickiego w Politechnice Rzeszowskiej. Uroczystość była połączona z otwarciem Regionalnego Centrum Dydaktyczno-Konferencyjnego i Biblioteczno-Administracyjnego tej uczelni. Nowoczesny gmach zbudowany i wyposażony został kosztem około 84 milionów złotych. Przemawiając do studentów i pracowników naukowych uczelni, którzy szczelnie wypełnili aulę, prezydent Komorowski podkreślił, że Podkarpacie to region, który ciągle się rozwija. Nawiązując zaś do pięknego obiektu, w którym odbywała się uroczystość, stwierdził, że jest to przykład dobrego wydawania unijnych pieniędzy. Przypomniał, że na Rzeszowszczyźnie nie było tradycji akademickich, a dziś działa tu ośrodek naukowy, który ma duże ambicje i potrafi być prekursorem nowoczesności, który stał się zaczynem powstania klastra przemysłowo-technicznego. Tutaj zrodził się romantyzm inżynierski, który przekuwany jest w praktyczne czyny – dodał na zakończenie. Prezydent wręczył odznaczenia państwowe pracownikom uczelni. Przed przybyciem do politechniki Bronisław Komorowski złożył wizytę w rzeszowskiej WSK, gdzie zwiedził jeden z wydziałów i spotkał się z jego pracownikami. Powiedział, że prywatyzacja tego zakładu była odważną, mądrą i sensowną decyzją. Dzięki temu wygrał Rzeszów i polski przemysł lotniczy.

OBLĘŻENIE MILLENIUM HALL

wrócił z ostatnich Międzynarodowych Targów Poznańskich z nie byle jakim trofeum. Jury TOUR SALON, Dorocznego Przeglądu Książki Turystycznej, przyznało mu prestiżową, III nagrodę w kategorii albumów krajoznawczych. Samo uzasadnienie mówi wszystko o autorze i jego dziele. Otóż nagrodę przyznano za „staranne opracowanie edytorskie i nastrojowe ujęcie, ukazujące oryginalne piękno regionu”. W pokonanym polu znalazły sie takie potęgi wydawnicze w tej dziedzinie, jak chociażby Muza czy Bosh. Gratuluję i pozostaję w przekonaniu, że to, w najgorszym przypadku, dwudzieste piąte od końca docenione dzieło Józefa Ambrozowicza. Roman Małek Józef Ambrozowicz, Magiczne Podkarpacie, Agencja Wydawnicza JOTA. Rzeszów 2011.

jubilaci

Z końcem października w rzeszowskim ratuszu odbyło się kolejne spotkanie z dostojnymi jubilatami, którzy w małżenskim stadle zdołali przeżyć pełne 50 lat. Z tej okazji zostali uhonorowani stosownymi medalami. Tym razem magistracka władza spotkała się z: Aleksandrą i Stanisławem DŁUGOSZAMI, Jadwigą i Zdzisławem DUDKAMI, Marianną i Józefem GĄSIURAMI, Danutą i Józefem Gieroniami, Józefą i Kazimierzem ILNICKIMI, Marią i Zdzisławem KRAWCZYKAMI, Józefą i Adolfem ŁYSIAKAMI, Ireną i Stanisławem MARSZAŁKAMI, Anną i Idzim PROCHOWSKIMI, Krystyną i Bolesławem PYZIAKAMI, Marią i Józefem SOWAMI, Ireną i Kazimierzem URBANKAMI, Marią i Mieczysławem ZAWADZKIMI. Wszystkim dostojnym jubilatom składamy najlepsze życzenia pomyślności życiowej w dobrym zdrowiu i małżeńskim szczęściu. Redakcja

Niezwykłą oprawę miało otwarcie największego na Podkarpaciu centrum handlowo-rozrywkowego Millenium Hall w Rzeszowie. Na uroczystości pojawiło się nie tylko wielu miejscowych VIP-ów, ale także cała plejada warszawskich artystów. W centrum urządzona bowiem została, między innymi galeria sztuki. Właściciele obiektu, Marta i Mariusz Półtorakowie, opowiedzieli jak dokończyli tę inwestycję, rozpoczętą przez innego inwestora. Gwiazdą wieczoru była urodzona w Rzeszowie modelka, Anja Rubik, której prezydent Rzeszowa wręczył symboliczne klucze do miasta i dowód osobisty honorowego mieszkańca oraz zaprosił do ponownego odwiedzenia stolicy Podkarpacia. Odbył się też pokaz mody, podczas którego modelki prezentowały bardzo oryginalne stroje wykonane z folii. O tym, że Millenium Hall otworzyło swoje podwoje obwieściły

mieszkańcom Rzeszowa i tłumom zebranym przed obiektem, bajecznie kolorowe sztuczne ognie, wystrzeliwane w wieczorne niebo. Później zastąpiły je smugi laserowych reflektorów. Rozpoczęła się noc zakupów. Nieprzebrane tłumy mieszkańców Rzeszowa oraz przyjezdnych, którzy zjechali z wielu miejscowości Podkarpacia, ruszyły do handlowych stoisk, w większości renomowanych sieci handlowych. Wielu przybyło na ulicę Kopisty na długo przed otwarciem obiektu. Samochodów było tak dużo, że ruch w tej części miasta został sparaliżowany, a każdy skrawek ziemi, w tym trawniki, służyły do parkowania. Podobna sytuacja panowała także następnego dnia. Przez pierwsze dwa dni przez Millenium Hall przepłynęło – jak się szacuje – ponad 150 tysięcy ludzi.

ZABYTKI Z AUTOSTRADY Najstarsze zabytki pochodzą sprzed około 10 tysiecy lat przed naszą erą, czyli paleolitu - starszej epoki kamienia – najmłodsze zaś z przełomu XVI i XVII wieku naszej ery. W Muzeum Okręgowym w Rzeszowie zorganizowano wystawę znalezisk archeologicznych pochodzących z trasy budowanej obecnie autostrady do wschodniej granicy. Zgodnie z przepisami tereny, przez które mają przebiegać autostrady, są najpierw penetrowane przez archeologów, a dopiero później wkraczają na nie budowniczowie. W ten sposób na trasie od Dębicy do Radymna przebadano dotychczas ponad 80 stanowisk o łącznej powierzchni przeszło 140 hektarów. Był to największy dotychczas zakres prac archeologicznych, wykonanych w południowo-wschodniej części kraju. Ich efekt jest imponujący. Odkryto i zachowano wiele cennych dla nauki obiektów oraz zabytków ruchomych z dawnych wieków. Na wystawie w rzeszowskim muzeum znalazły się między innymi narzędzia kamienne i krzemienne oraz zabytki pochodzące z grobów z końca neolitu i wczesnej epoki brązu, czyli sprzed 5 tysięcy lat. Są wśród nich przedmioty z grobu młodego księcia ze Szczytnej – naszyjnik i zausznica, miedziany toporek oraz gliniane naczynia amfora i puchary. Zachowały się też ozdoby ze srebra, szkła i muszli oraz naczynia i broń z epoki żelaza, okresu rzymskiego i wczesnego średniowiecza. Wśród zabytków cenną grupę stanowią znaleziska osadowe, między innymi drewniane studnie. Najstarszą z nich jest studnia z Terliczki, pochodząca z IX wieku przed naszą erą. kal

rewitalizacja zalewu Po wieloletnich perturbacjach, wynikających głównie z ekologicznego szantażu tych, którzy mają ambicje coś dla siebie ugrać poprzez lawirowanie w prawnych niedoskonałościach, wreszcie coś jakby sensownie drgnęło. W ratuszu zorganizowano robocze spotkanie z udziałem wszystkich zainteresowanych stron urzędniczej machiny, czyli miasta, Urzędu Wojewódzkiego, Urzędu Marszałkowskiego, uniwersyteckich ekspertów

od ekologii i krakowskiego instytutu zarządzającego naszymi wodami, w tym i zalewem. Wreszcie pojawiła się logiczna ekspertyza naukowa przygotowana przez prof. Wnuka oraz zbiorowa chęć zrobienia z zalewem porządku. Jeśli bowiem do tego nie dojdzie, to zbiornik wybudowany jako rezerwuar wody dla miasta i teren rekreacyjny, stanie się siedliskiem epidemiologicznego zagrożenia dla Rzeszowa i nie tylko. Postanowiono zatem sformować wspólny front batalii o odmulenie i uporządkowanie zalewu. Do tego jednak nie wystarczy zgodna wola wszystkich stron. Całe przedsięwzięcie pochłonie bowiem niebagatelne środki wielkości 50 mln zł, które trzeba szybko znaleźć. Padły i w tej sprawie wiarygodne deklaracje, który winny skutkować pozyskaniem takich funduszy. Przyznam uczciwie, że po tak konstruktywnym spotkaniu zaczynam z ostrożnym optymizmem spoglądać na zdewastowane bajoro, w które zamienił się nasz zalew. Może wreszcie ta niewiarygodna niemoc wieloletnia zostanie sensownie przełamana. Augustyn Jagiełła


ECHO RZE­SZO­WA

Miasto

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

MIEJSKIE DECYZJE

3

Co tam panie w radzie

będzie nowa obwodnica gryzipiórki

Ogłoszono przetargi na dwie bardzo ważne inwestycje drogowe – przebudowę al. Wyzwolenia oraz ul. Lubelskiej. Obecnie al. Wyzwolenia z uwagi na ogromny ruch samochodów jadących z kierunków wschód-zachód pełni rolę małej obwodnicy. Tak będzie do czasy uruchomienia rzeszowskiego odcinka autostrady. Al. Wyzwolenia ma zostać przebudowana do 2013 roku. Prace obejmą odcinek od skrzyżowania z Okulickiego do Lubelskiej. Miejskie plany zakładają poszerzenie alei, tak aby powstały dwie jezdnie, każda z dwoma pasami ruchu. Jezdnie będą rozdzielone pasem zielni. Aby wygospodarować miejsce pod zaplanowane poszerzenie alei, potrzebna jest m.in. przebudowa wiaduktu w ciągu ul. Warszawskiej. Najważniejsza nowość to dodatkowa jezdnia, dzięki której na całej alei kierowcy będą mieli do dyspozycji po dwa

pasy ruchu w obu kierunkach. W ramach inwestycji na odcinku mniej więcej od skrzyżowania z ul. Przy Torze do wyjazdu z parkingu WORD w kierunku al. Wyzwolenia przykryta ma być rzeczka Przyrwa. Dzięki temu w ygospodarowana zostanie dodatkowa przestrzeń, która wykorzystana zostanie m.in. do budowy nowego chodnika i ścieżki rowerowej. Na al. Wyzwolenia zaplanowane zostały dwa nowe ronda. Pierwsze z nich ma powstać przy wyjeździe na aleję z parkingu przy WORD-zie i Chemifarbie, drugie przy zjeździe z ul. Warszawskiej na al. Wyzwolenia. W ramach tej inwestycji na ul. Warszawskiej zostaną także dobudowane dodatkowe pasy ułatwiające zjazd na al. Wyzwolenia i włączenie się do ruchu. Lubelska zostanie zmodernizowana na odcinku od skrzyżowania z ul.

Towarzystwo Przyjaciół Rzeszowa i sieć aptek Super Pharm ogłaszają konkurs na znajomość oryginalnych rzeźb

rzeszowskich, a w rzeczywistosci miejsca ich lokalizacji. Wystarczy uważnie obejrzeć dwa fotogramy umieszczone w tej konkursowej ramce, prezentujące postaci nieżyjących już rzeszowian - Tadeusza Nalepy i Stanisława Nitki. Po tym zabiegu należy je prawidłowo zlokalizować, czyli odpowiedzieć na konkursowe pytanie, gdzie w Rzeszowie te rzeźby można obejrzeć? Odpowiedzi można nadsyłać pod adresem redakcji na kartkach pocztowych, bądź pocztą elektroniczną do 20 grudnia, właśnie mijającego bezpowrotnie konkursowego roku. Po tym czasie utraconym bezpowrotnie komisyjnie zostaną zweryfikowane wszystkie odpowiedzi, a wśród poprawnych znawców Rzeszowa rozlosowane będą nagrody ufundowane przez Super Pharm oraz nasze Towarzystwo: 5 bonów o waqrtości 50

Trembeckiego i Staromiejską do granicy miasta z gminą Trzebownisko. Na początkowym odcinku remont będzie polegał głównie na wymianie nawierzchni jezdni i chodników oraz budowie ścieżek rowerowych. Więcej pracy drogowców czeka między skrzyżowaniem z ul. Borową a Trzebowniskiem. Na skrzyżowaniu będzie zamontowana sygnalizacja świetlna. Od tego miejsca do granicy miasta powstanie dodatkowa jezdnia. Lubelska będzie miała, podobnie jak al. Wyzwolenia, dwa pasy ruchu. Przebudowa al. Wyzwolenia to jedna ze sztandarowych inwestycji wartego ok. 400 mln zł, dofinansowanego z Unii Europejskiej programu transportowego. Jego realizację miasto zaczęło remontem ul. Podkarpackiej. Zdzisław Daraż

wiesz, gdzie to jest?

zł do realizacji w okresie 3 miesięcy w sieci aptek Super Pharm (chociażby w Millenium Hall) oraz 5 nagród książkowych z serii „RESOVIANA” Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa, do realizacji w naszej redakcji. Cóż ci szkodzi? Spróbuj! Fot. Roman Małek

w radzie

Październikowa sesja radników miejskich nie obfitowała w jakieś ekstra emocje. Ot, taka sobie rutynowa nasiadówka z uchwalaniem rutynowych spraw. Szykowała się wprawdzie zadyma przy spodziewanym uchwalaniu stawek za wynajem pomieszczeń w hali na Podpromiu, ale stosowna komisja radziecka podeliberowała sobie tuż przed sesją i jej przewodniczący wystąpił z wnioskiem o zdjęcie tego punktu z porządku obrad. A problem tkwi w zróżnicowanych stawkach. Pewnie wszystko pojawi się na następnej sesji. Ciekawiej było przy wyborze nowych ławników sądowych z terenu miasta. Już dawno Rada powołała specjalną komisję do rozpatrywania napływających kandydatur do tej sądowej godności. Odpowiednie wnioski należało składać do końca czerwca, a wybierać do końca października. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie logika zastosowana przez przewodniczącą komisji kwalifikacyjnej. Otóż kilka wniosków miało drobne uchybienia formalne, których nie dało się od czerwca do października, czyli przez 4 miesiace usunąć, z jednego powodu. Otóż przewodnicząca nie była do tego prawnie zobligowana. To jest tak, jakby się przewodniczącej pomyliła „Rota” z „Międzynarodówką”. To urzędnik ma obowiązek działania na podstawie sciśle określonej podstawy prawnej. Natomiast radna została wybrana przez mieszkańców po to, aby działać w ich interesie. Wystarczy przypomnieć sobie tekst przysięgi. Było wystarczająco dużo czasu, aby skontaktować sie z kim trzeba. Zaręczam, że przenajświętszego majestatu radzieckiego by to nie zwichrowało, a wręcz przeciwnie. Ażeby było jeszcze śmieszniej, to kandydatur było mniej, aniżeli mandatów. Poza tym zbrodnia tych odrzuconych polegała na tym, że w zaświadczeniu lekarskim mieli zapis, iż są zdrowi, a powinni mieć zapis, że zdrowotnie nadają się na ławnika. Różnica kolosalna, zważywszy, że nikt nie ustalił kryteriów zdrowotnych wymaganych od ławnika, ani jakiegoś medyka, który może to stwierdzić. Cóż zatem mogło powstać z głupio sformułowanego przepisu w zderzeniu z mentalnością urzędniczego gryzipiórka? A to, co ze związku Polaka z Rumunką. Urodzi się pacholę, któremu nawet kraść się nie chce. Jak zwykle przed instalowaniem w mieście świątecznych iluminacji trwa spór o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Miasto zamierzało nieco zaoszczędzić na istalowaniu świecidełek, które czymią Rzeszów najładniejszym zimowo grodem podziwianym nie tylko przez przyjezdnych. Nie wyszło, zatem należało wysupłać jeszcze dodatkowe 300 tys. zł. I zaczęło się! Niektórzy przemawiali jak samochody. Model ten sam, ale wersja podstawowa. Jednak to dodatkowe grosiwo wiekszością głosów klepnięto. Będzie zatem i swiatecznie, i ladnie, i weselej. Roman Małek

ożenek z rzeszowem

Rozmowa z Remigiuszem Cabanem, dyrektorem naczelnym Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie,

– Kieruje Pan naszym teatrem od końca sierpnia, po wygranym uprzednio konkursie na to stanowisko. Ale z Rzeszowem Pana kontakt reżyserski trwa już dłużej. Jak Pan trafił z Łodzi do naszego miasta? – To było chyba w roku 1998, pod koniec dyrekcji Bogdana Cioska, któremu zostałem zarekomendowany jako młody reżyser. Po powrocie z wakacji okazało się jednak, że dyrekcja się zmieniła i ja też musiałem przyjąć propozycję reżyserowania innego niż ustaliłem wcześniej utworu, a była to „Policja” Mrożka. W tym to spektaklu zagrał m.in. Przemysław Tejkowski, późniejszy, jak pamiętamy, dyrektor teatru. – I który już jako dyrektor ponownie zaprosił Pana do współpracy w Rzeszowie. Po długiej przerwie, po dziesięciu prawie latach. – Najpierw przypomniałem się w teatralnym cyklu edukacyjnym dla młodzieży, a pierwszym wyreżyserowanym przeze mnie przedstawieniem był spektakl „Moja córka, moja miłość” na małej scenie, którym to aktorzy Barbara i Piotr Napierajowie święcili zara-

zem swój jubileusz 35 lat pracy artystycznej. – Potem były kolejne Pańskie premiery, w tym m.in. znakomicie przyjęty spektakl muzyczny „Nic nie może wiecznie trw@ć”, poświęcony Annie Jantar, z jej przebojami, który potem zszedł z afisza… – Rzeczywiście. Dekoracje są, aktorzy też, może i należałoby wznowić ten spektakl? Pomyślę. Chociaż nie chciałbym, aby na początku gdy kieruję teatrem, tylko moje realizacje były w repertuarze. – Jest wznowienie spektaklu „Murzyn (może odejść)”, komedii o kryminalnym wątku w Pana reżyserii i według Pana scenariusza. I przedstawieniem tym, zamiast planowanym „Hamletem”, 5 listopada rozpoczynają się tegoroczne jubileuszowe 50. Rzeszowskie Spotkania Teatralne. – „Murzyn” nie miał szczęścia, premiera wypadła na czas katastrofy smoleńskiej. A potem splot różnych okoliczności sprawił, że nie można było zdyskontować wartości tego przedstawienia. – Gdyby nie łódzkie korzenie Pana, pewnie „Murzyn” też by nie powstał? – Dwanaście lat to trwało nim utwór ten ujrzał światła rampy, będę go też realizował w wersji pełniejszej na scenie Teatru Nowego w Łodzi, bo w tym mieście zdarzyło się to, co stało się kanwą literacką scenariusza. A na premierę „Hamleta” zaprosimy widzów do naszego teatru w styczniu. Oczywiście w innej reżyserii i nieco zmienionej obsadzie. „Hamlet” został zmodyfikowany

z konieczności, bo dyrektor artystyczny Waldemar Matuszewski, który przygotowywał reżysersko ten spektakl i który rywalizował ze mną o funkcję dyrektora, po rozstrzygnięciu konkursu złożył dymisję i zrezygnował także ze współpracy z naszym teatrem. – I teraz dramat Szekspira zobaczymy w reżyserii artysty z Wielkiej Brytanii, czyli rzec można rodaka Szekspira, a jest nim Steve Livermore, którego Pan poznał jeszcze w Łodzi, podobnie jak i Józefa Hamkało, zaangażowanego do roli Hamleta. – Jestem przekonany, że będzie to nowa, ciekawa realizacja. Steve jako Anglik nie ma tak przesadnych rewerencji wobec Szekspira, jak to często bywa w naszym kraju. Rezultaty tej współpracy zobaczymy na scenie. – Reżyser z odległego Londynu? – Można stamtąd dolecieć do Rzeszowa szybciej niż ja jadę samochodem z Łodzi. Steve Livermore, reżyser, który jest też dramaturgiem i aktorem zapowiada widowisko nowoczesne, z bohaterem tytułowym jako człowiekiem czynu. A wspomagać go ma w kontakcie z naszymi aktorami w roli konsultanta scenicznego Stanisław Brejdygant, znany polski aktor, reżyser, scenarzysta, pisarz i dramaturg, który zagra też m.in. rolę Ducha, ojca Hamleta. – „Ożenek” Gogola, który przygotował Pan w końcówce minionego sezonu, mimo woli ożenił wkrótce Pana symbolicznie, ale bardziej trwale z Rzeszowem poprzez dyrektorski fotel w teatrze. Bo wcześniej były to tylko dojazdy z Łodzi.

– Tak można powiedzieć, choć to tylko zabawna gra słów, ale teraz rzeczywiście związałem się z Rzeszowem w szerszej, nowej roli, w nowych powinnościach. – Poszerzonych, ale z reżyserii chyba Pan nie zrezygnuje? – O zadaniach reżyserskich nie zapominam i one mnie nadal pociągają… – Teraz jednak zejdą na plan drugi? – Z d e c y d ow a n i e . S ą t e ż obostrzenia natury formalnej, przepisy wymagają doprecyzowania. Bo z kim na przykład dyrektor miałby podpisać umowę podejmując zadanie reżyserskie? Zwłaszcza, gdy nie ma zastępcy dyrektora. Poszukuję takiego. To musi być ktoś, komu mogę zaufać, o odpowiednich kompetencjach, a poszukiwania też są niełatwe, bo przecież sezon artystyczny jest już w toku. Tu nie może być pochopnej decyzji. – „Hamlet” będzie pierwszą premierą w teatrze pod Pana kierownictwem, jak dotąd jednoosobowym. A może to właśnie reżyser Steve Livermore podejmie obowiązki szefa artystycznego teatru? – Kto wie, kto wie? Myślę i o takim rozwiązaniu. Byłbym rad, gdyby ów artysta podjął to wyzwanie. Mamy przecież dobry przykład Filharmonii Podkarpackiej, gdzie szefem artystycznym jest Vladimir Kiradjiev, dyrygent obcokrajowiec. To nic nadzwyczajnego, żyjemy w świecie zglobalizowanym, żyjemy w Europie. – Ale jako artysta nie odczuwa Pan chyba aż tak bardzo presji czasu. Przecież może Pan sam wypeł-

niać zadania szefa artystycznego… – To bardzo istotne, by mieć jednak takiego partnera, a samemu zająć się kreowaniem całościowej wizji teatru, skupić się na zadaniach dyrektora naczelnego, a cząstkowe zadania rozdzielać kompetentnym osobom, jak to się tutaj dzieje. I przekonuję się, jak doświadczeni i kompetentni to są ludzie. To oni budują zespół, oni tworzą nasz teatr. – Nie dokonał Pan rewolucji kadrowej w teatrze. – Nie zapowiadałem rewolucji, bo jestem przekonany, że zmiany ewolucyjne są i zdrowsze, i tańsze. – Objął pan funkcję mając już wszystko zaprogramowane? – Przeciwnie. Nie zastałem sezonu ułożonego przez mojego poprzednika, żadnej gotowej mapy i jestem skazany na improwizację w biegu. – Ale są przecież gotowe, wcześniejsze realizacje. Wystarczy je wyciągać. Pustki dla widza nie będzie. – I w tym sensie mój anons, który pojawił się w prasie po konkursie, że tego teatru nie trzeba wymyślać, miał takie znaczenie: teatr szczęśliwie ma repertuar i zespół aktorski, który to może grać. – Spotkania teatralne lada dzień, zaprogramowane wcześniej. – Myślę, że trzeba na przyszłość nadać im jakiś walor tematyczny, spójność klimatu artystycznego. Do tej pory był to tylko przegląd, konfrontacje bez arbitrów, bez ocen, bez nagród. Bo to nie jest festiwal. Rozmawiał Ryszard Zatorski


4

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

ŁASKAWY CZYTELNIKU!

Żyją wśród nas

sybiraczka

Danuta Zbyszyńska, z domu Rajchel, prezesuje dzisiaj rzeszowskiemu oddziałowi Związku Sybiraków, zszerzającemu około 280 członków. Stan ten ciągle zmienia się. Odchodzą kolejne osoby. Danuta urodziła się w Łozach koło Sambora. Jej dziadek, Maciej Bachman, kupił tam w ramach reformy rolnej (tej po I wojnie światowej) ładny kawałek ziemi i prowadził gospodarstwo, wzorowane na amerykańskiej farmie. Dwukrotnie był w USA. Zafascynowały go tamtejsze farmy. Jego farma dysponowała dobrą ziemią orną, pastwiskami, sadem i dostępem do rzeki Strwiąż. Święta Bożego Narodzenia 1939 r. spędzała razem z matką u dziadków. 10 lutego 1940 r. zabrali ich wszystkich: babkę i dziadka, ją i mamę oraz dwie siostry mamy, i wywieżli pierwszym transportem na Syberię. Babka spodziewała się, że mogą ich wywieźć, dlatego spakowała sporo rzeczy. Żołnierze pozwolili, a nawet radzili, by brać ciepłe rzeczy. Nie pozwolili tylko Danusi (miała wtedy 5 lat) zabrać lalki, która wpadła pod łóżko. Niewiele pamięta z tego, co działo się wtedy. Ale jej pamięć wzbogacona została opowiadaniami mamy. Wieziono ich długo w wagonach towarowych, na końcu saniami do posiołka w tajdze. Nazywał się Górna Kamionka, w powiecie Jurga w omskiej obłosti. Posiołek to były: cztery baraki z korytarzem w środku i izbami po jego bokach. Każda rodzina dostała jedną izbę bez względu na ilość osób. W izbie były piec kuchenny i jedno żelazne łóżko, klepisko zamiast podłogi. Dorośli pracowali przy ścince drzew w tajdze, rżnięciu pni i układaniu ich w sążnie. Zbierali także żywicę. Pracujący otrzymywali 40 dkg chleba dziennie, niepracujacy i dzieci tylko 20 dkg. Dodatkowo warunki klimatyczne były bardzo ciężkie. Gorące i suche lata oraz bardzo mroźne zimy, temperatury dochodziły do – 40 stopni C, a nawet – 50 stopni C. Dziwi się dzisiaj, jak to przeżyli. Dziadek z drzewa zrobił prycze, łóżko i półki. W tajdze było dużo jagód i grzybów oraz roślina „mioduszka”, przypominająca naszą lebiodę. Pomogły także nasiona, przywiezione przez babkę. Siano je na wykarczowanych poletkach. Później, gdy Sikorski podpisał porozumienie ze Stalinem, sadzono także ziemniaki, które były rarytasami. Kiedy Danusia zachorowała na tyfus i wieziono ją do szpitala, pytała mamę: czy to już powrót do Polski? Niestety, nie był to jeszcze powrót do kraju. Wrócili dopiero w maju 1946 r., po 6 latach i 4 miesiącach. Przydzielono im izbę w Bolestraszycach koło Przemyśla. Tam chodziła przez miesiąc do czwartej klasy i przystąpiła do I Komunii. Czytania i pisania nauczyła się na Syberii z książek, które przywiozła ze sobą jedna z Sybiraczek. Mówiła jednak w połowie po polsku w połowie po rosyjsku. Wkrótce przenieśli się do Babicy, do krewnych, którzy mieli tu młyn i pomogli w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Wróciła też z Kazachstanu siostra mamy i wuj z Anglii. Było lżej. Niestety, zachorowała mama i musiała wyjechać do sanatorium.

Danuta Zbyszyńska Danusia trafiła do domu dziecka na trzy lata. Potem były „handlówka” w Rzeszowie, praca w księgowości, praca w Zakładach Porcelany w Boguchwale (od 1955 r.), zdanie matury w liceum wieczorowym, zaoczne studia w Akademii Ekonomicznej w Krakowie, różne zakłady pracy i na różnych stanowiskach. Łącznie przepracowała 50 lat. 20 lutego 1980 r. miała straszny wypadek samochodowy w trakcie podróży służbowej do Warszawy. Zginęli jej dyrektor i kierowca. Jej udało się przeżyć, ale została mocno pokiereszowana. W 1988 r. przeniosła się do prywatnej firmy, w której była zastępcą dyrektora do spraw ekonomicznych. Wcześniej, bo w 1969 r. wyszła za mąż. Urodziła córkę. Teraz pomaga jej w wychowywaniu dwójki dzieci. I działa w Związku Sybiraków. Jest pełna energii i sił. Wiele czasu poświęca tym, którzy przeżyli Sybir i potrzebują pomocy i wsparcia. Dwa razy w roku spotykają się na wspólnej imprezie: opłatku oraz Dniu Sybiraka (17 września). Jednym z jej marzeń jest doprowadzenie do finału sprawy upamiętnienia wszystkich Sybiraków (tych od XVII do XX wieku) poprzez postawienie pomnika w parku Sybiraków w Rzeszowie. Są już: lokalizacja, zgoda na budowę, koncepcja, teraz powstaje projekt architektoniczny. Brakuje tylko pieniędzy. Liczy, że te znajdą się. A inne jej marzenia? Na Syberii marzyła o powrocie do Polski. Pod wpływem sióstr w Bolestraszycach chciała zostać zakonnicą. Potem marzyła o zawodzie lekarki, ale nie było warunków na studia, ponieważ musiała zarabiać na życie dla siebie i mamy. Chciała zobaczyć trochę świata (poza Syberią), jeździła więc za granicę. Obecnie chce, by powstał pomnik Sybiraka i by wnuki wyszły na samodzielnych i dobrych ludzi. I by jej zwierzęta, które wspólnie z mężem Andrzejem mają, czuły się dobrze wśród ludzi. Józef Kanik

KONCERT W BIBLIOTECE

W ogólnopolskim cyklu imprez „Dni dla seniora” w Wypożyczalni Muzycznej WiMBP koncertował dwudziestodwuosobowy chór „Cantilena”, działający przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Rzeszowie. Koncert stał się potwierdzeniem sokratesowskiej mądrości, że nigdy nie zestarzeje się serce, które kocha śpiewać. Pasja, radość, wspólna praca, a przede wszystkim miłość do muzyki i śpiewu odmienia życie tych, którzy w społecznym odbiorze pozostają na marginesie życia, osób w wieku emerytalnym. Chór „Cantilena” swoją witalnością, ekspresją i uśmiechem, który nie schodzi z ust wykonawców, potrafi udowodnić, że czas spędzony na wspólnych próbach poznawaniu i uczeniu się coraz to nowego repertuaru, czyni ich życie ciekawszym, bogatszym i staje się inspiracją do aktywności. Niezapomniane piosenki zespołu „Mazowsze”, ich interpretacje w wykonaniu całego chóru oraz solistów: Marii Mazurek, Krystyny Luteckiej, Marii Nowak i Józefa Kawałka przy akompaniamencie dyrygenta Macieja Pacześniaka, to zaledwie fragmenty repertuaru tego chóru i cząstka jego możliwości. Choć biblioteki rzadko kojarzą się z ideą wspólnego śpiewania, czy koncertami, mamy nadzieję, że dzięki chórowi „Cantilena” otwieramy nową przestrzeń dla naszej działalności

Chór „Cantilena” i jeszcze nie raz będziemy mogli gościć śpiewających seniorów i gromadzić się, by poprzez takie spotkania jak ten koncert udowadniać, że „...Aktywizacja seniorów w bibliotekach nie musi być związana wyłącznie z książką. Książka staje się w pewnym stopniu pretekstem.” (M. Dobrowolska. By jesień życia była pogodna). Składamy serdeczne podziękowanie Marii Nowak i Alicji Borowiec, kierowniczkom chóru „Cantilena”, za życzliwość i zorganizowanie koncertu. Barbara Balicka

Przede wszystkim – szczęść Boże. A nuż się sprawdzi? Nic nie kosztuje, to i ja mogę, bo dobrze brzmi. Otóż, kilku przyjaciół od jakiegoś czasu namawiało mnie do zebrania swoich felietonów, związanych z funkcjonowaniem Rady Miasta i opublikowaniem ich w jednolitym zbiorze. Zgłupiałem i dałem się namówić, wystawiając się na krytykę, wybrzydzanie i ujeżdżanie jak… - zgadnij, po czym? Jeśli już tak, to musiałem to wszystko w jakiś sposób uporządkować. Najbardziej logicznym wydał mi się układ chronologiczny, gdyż obrazuje pracę radnych w porządku dynamicznym, ukazującym kolejne etapy radzieckiego znoju w zmaganiu się z oporną materią urbanistyczną, komunalną, socjalną i intelektualną, zderzającą się co rusz z partykularyzmem partyjnego zaścianka, a nawet przejawami jakichś niezgłębionych zawiłości ludzkiej natury radzieckiej. Na tym tle wyraźnie rysuje się rozmijanie ideałów zawartych w ślubowaniu, z realiami życia Rady na co dzień. Starałem się to wykazać. Nie jest to zbyt chlubny wizerunek znacznej części naszych wybrańców. Często obfituje on w epizody ucieszne, ale niejednokrotnie jest to śmiech wisielczy, gdyż odbywa się naszym kosztem, a nawet z naszego poczucia przyzwoitości. Na szczęście, w przeważającej większości spraw, zwycięża jednak zdroworozsądkowa logika. Przytłaczająca większość radnych w czasie ślubowania odwołuje się do wsparcia swojego mozołu przez moce niebieskie, czyli boskie, zaklęciem – „Tak mi dopomóż Bóg”. Cóż z tego! Albo jest to wzywanie imienia nadaremnie, albo te moce spoglądają na naszych wybrańców jakimś kaprawym okiem i są głuche na te zadęcia, bo praktyka ich obracania się w radzie często rozmija się z racjonalnym pojmowaniem pomyślności miasta, zwłaszcza u tych najgłośniej wzywających owej pomocy. O tym również można tu poczytać. Całość pomieszczonych felietonów pisana była w prawie pięcioletnim okresie, dlatego pojawiają się czasem powtórzenia, których trudno było mi uniknąć. Postanowiłem tego nie zmieniać, chociaż dostrzegam wynikającą z tego redakcyjną ułomność i osobisty dyskomfort. Sądzę, że Czytelnicy wspaniałomyślnie mi to wybaczą.

Występują tu postaci, które są niezmienne w swoich zapatrywaniach i brną w zacietrzewienie polityczne do końca świata, ale na szczęście są i takie, które ewoluują ku racjonalizmowi, co zdecydowanie dobrze rokuje dla przyszłości naszego miasta. Szkoda tylko, że jest to proces mozolny. Comiesięczne felietony pomieszczane w „Echu Rzeszowa” postanowiłem wzbogacić inną moją pisaniną, w jakiś sposób związaną z funkcjonowaniem Rady Miasta Rzeszowa. Tak do końca, to nie tak. Wołam nadal na puszczy, pewnie kiepsko, po gęsiach miejmy swój język, a nasze szkolne dziecko? Całość zaś kończę prezentacją radnych V i VI kadencji, których dotyczy ten zbiór felietonów oraz prezydenta i jego najbliższych współpracowników. W czasie lektury mojego pisarskiego gniota wolno: śmiać się, traktować go z przymrużeniem oka, czytać w kiblu, wybrzydzać, kląć, wołać o pomstę do nieba, nie zgadzać się, drzeć na strzępy i drzeć mordę, rzucać w kąt oraz w kibini mater, a nawet napisać nową książkę. Chętnie poczytam! Nie wolno rzucać nim w psa, kota i teściową. Niczemu niewinni. Roman Małek Książkę można nabyć w niektórych księgarniach i w siedzibie redakcji, przy ul. Słonecznej 2.

MŁODE TALENTY

W październikowym numerze „Echa Rzeszowa”, w rozkładówce TALENTY PODKARPACIA, zaprezentowaliśmy szkoły i instytucje kulturalne, które w swoich programach zwracają szczególną uwagę na kształtowanie młodych talentów. W rzeszowskich szkołach jest wiele młodzieży, którą warto pokazać. Mamy szkoły, które uczestniczą w różnych programach. Są Szkoły Odkrywców Talentów. Obecny rok szkolny w oświacie jest Rokiem Szkoły z Pasją. Obecnie przy współpracy z nauczycielami prezentujemy trzy sylwetki uczniów. Z Beatą Nisztuk ze Szkoły Podstawowej nr 1 przybliżamy uczennicę klasy V Wiktorię Kloc. Przy pomocy Barbary Kotwasińskiej pokazujemy Danielę Lisowską – uczennicę klasy VI Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia przy Zespole Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego oraz z Jolantą Nazarko przedstawiamy Konrada Dudę – ucznia z Zespołu Szkół Mechanicznych. Mogą być oni przykładem dla wielu uczniów, którzy chcą doskonalić swoje zdolności w danej dziedzinie wiedzy, sporcie itp. Wiktoria Kloc ma 11 lat. Jak każda dziewczynka w jej wieku bardzo lubi śpiewać i tańczyć. Jednak największą jej pasją jest akrobatyka sportowa, której poświęca bardzo dużo czasu. Trenuje codziennie od 2 do 3 godzin w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” w Rzeszowie pod kierunkiem trenera Grzegorza Bielca. Talent Wiktorii został zauważony przez trenera już podczas pierwszych treningów i od tej pory wspólnie pracują nad jego rozwijaniem. Wiktoria obdarzona jest niezwykłą gibkością. Podczas ćwiczeń swobodnie, a zarazem w skupieniu wykonuje różne figury akrobatyczne. Na zawieszonej u sufitu elastycznej szarfie Wiktoria z wielką dbałością, wdziękiem i precyzją ruchu

wykonuje różne ćwiczenia. Nie każdy nastolatek może pochwalić się takimi umiejętnościami. Z takim talentem trzeba się urodzić. Dziś może pochwalić się III miejscem w Podkarpackich Zawodach Akrobatycznych i I miejscem w Międzyszkolnych Zawodach Akrobatyki Sportowej. Ponadto została pierwszą zwyciężczynią konkursu Galerii „Nowy Świat” oraz gazety codziennej „Nowiny” – „Łowcy Młodych Talentów”. Miała również okazję wystąpić w castingu do programu „Mam Talent” w Teatrze Maska w Rzeszowie oraz kolejnym etapie w Katowicach, gdzie zauroczyła jurorów swoimi umiejętnościami oraz wdziękiem. Daniela Lisowska jest uczennicą Szkoły Muzycznej w Wydziale Rytmiki. Osiąga bardzo dobre wyniki w nauce. Z powodzeniem uprawia różne style muzyczne – muzykę klasyczną, ludową jak i rozrywkową. Bierze udział w konkursach i festiwalach organizowanych z rytmiki i improwizacji. W ubiegłym roku wystąpiła wraz z koleżankami na koncercie w Akademii Muzycznej w Łodzi, w ramach IX Ogólnopolskiej Sesji Naukowej. W tym roku uczestniczyła w I Ogólnopolskim Konkursie Interpretacji Przestrzennych dla uczniów wydziałów rytmiki szkół muzycznych II stopnia w Radomiu, zdobywając I miejsce za choreografię Wariacji E-dur Fryderyka Chopina oraz wyróżnienie za wykonanie Intermezza Olivera Greifa. W kwietniu br na Festiwalu Fortepianowym odbywającym się w Wilnie zajęła I miejsce prezentując własne kompozycje. W maju br w Przeglądzie Dorobku Artystycznego Młodych Twórców, który odbył się w Klubie „Zodiak” w Rzeszowie zajęła I miejsce w kategorii piosenki autorskiej. W szkole pełni funkcję przewodniczącej Samorządu Uczniowskiego. Jest osobą bardzo pomysłową, energiczną, utalentowaną i lubianą. ciąg dalszy na s. 13


ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

Wspomnienia z wężykiem cz. 15

21. brygada strzelców podhalańskich

- Jak na mój gust, to wszystko biegło za gładko. - Słusznie, bo i tak nie było! Szkolenie szkoleniem, ale cały czas toczyła się prawdziwa batalia o byt Brygady. Był to bowiem czas totalnej reorganizacji w naszej armii. - Na zasadzie - jeśli ktoś wie, że musi coś zmienić, a nie wie jak, to robi reorganizację? - Nie! Struktura naszej armii była rzeczywiście przestarzała. Zmieniły się realia geopolityczne, technika, organizacja dowodzenia i w ogóle myśl i doktryna wojskowa. Wszystko radykalnie poszło do przodu. Zatem należało nadążać za duchem czasu. - Krokiem defiladowym? - Krokiem milowym w koncepcji organizacji naszej obronności. I tu właśnie pojawił się dylemat, co powinno urodzić się z ożenku 14. Brygady Pancernej z Przemyśla z 21. Brygadą Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. - To proste! Strzelcy z Podhala na czołgach z Przemyśla, a dowództwo w Rzeszowie. - Ale nie dla Janusza Onyszkiewicza, ówczesnego ministra obrony narodowej, który miał swój elektorat parlamentarny w przemyskiem. Przecież przemyska koszula zawsze musiała być bliższa ministerialnemu ciału, a przemyślanie to naród ambitny i na Rzeszów spoglądający trochę kaprawym okiem. - No to sytuacja jak pod Verdun? - Istotnie patowa, ale my w stan mobilny postawiliśmy rzeszowskie władze samorządowe i parlamentarne. Nie oglądając się na partyjne ubarwienie stworzyli oni tak jednolity i sprawnie działajacy front, że serce rosło patrząc na te czasy, jak zwykł mawiać pewien klasyk. Brylowali na tym froncie tacy harcownicy, jak: Mieczysław Janowski, Aleksander Bentkowski, Józef Frączek, Wiesław Ciesielski czy Jan Tomaka.

HISTORIA NA KOŁKU

- A wojskowo ministra nie dało sie szczypnąć? - Próbowałem! Roztaczałem przed nim wizję Narwiku, pancerniaków Maczka, urodę munduru, słowem wielką wojskową tradycję. Na to minister mi odpalił, że z tą tradycją to trochę nie tak, bo pułk przemyski walczył już pod Grunwaldem. Upierałem się, że namalowana na czołgach szarotka też będzie gustownie prezentować się, że 13 Pułk Konny armii kanadyjskiej jest jednostką pancerną, ale nazwę zachował ze względu na tradycję. Nawet oficerowie w galowym mundurze paradują z szablami i w ostrogach. - Czyli manewr oskrzydlający odniósł skutek? - Oczywiście! Staraliśmy sie później odwdzięczyć władzom lokalnym, jak tylko potrafiliśmy. Nie zdarzyło się, abyśmy odmówili udziału w uroczystosciach naszej orkiestry wojskowej, kompanii honorowej. Nigdy nie byliśmy obojętni w przypadkach kryzysowych. Z prawdziwym rozrzewnieniem wspominam te czasy. Ci bojownicy za naszą sprawę od razu stali sie honorowymi podhalańczykami, co sobie cenią. - No i Rzeszów zaczął być górski? - Pewne tradycje wcześniej były. Przecież w tym województwie przed wojną stacjonował 22. Pułk Artylerii Górskiej wchodzący w sklad 22. Dywizji Górskiej dowodzonej przez Mieczysława Borutę-Spiechowicza, patrona naszej 21. Brygady. - Ten górski Rzeszów czymś owocował? - Jak najbardziej! Władze chociażby Zakopanego, Ludźmierza czy Białego Dunajca zawsze uczestniczyły w naszych uroczystościach. Bardzo zacieśniły się praktyczne więzi tych miast z Rzeszowem. Osobiście nie wyobrażałem sobie żadnej poważniejszej uroczystości

brygady bez udziału bratanka gen. Golicy z Zakopanego. - A praktycznie oprócz grajków, co Podkarpacie od was miało? - W lipcu 1977 roku prowadziliśmy wspólnie z Francuzami ćwiczenia w okolicach Starej Birczy. Wówczas nawiedziła nas pierwsza potężna powódź. Alarmowo skrócilismy ćwiczenia i wojsko przerzucilismy do akcji powodziowej w rejon Borowej. Ówczesny wicewojewoda Zdzisław Siewierski koordynował kryzysową akcją. Wydzieliliśmy szybko batalion wyposażony w ogromną ilość sprzętu specjalistycznego, który zajął się ratowaniem ludzi i mienia, sypaniem wałów i wszystkim, co tylko było konieczne. Dla ewakuowanej ludności organizowalismy w szkołach, klubach i gdzie tylko się dało wojskowe hotele. Był to niepowtarzalny, wielki poligon doświadczalny dla brygady. Wcześniej czegoś takiego nie przerabialiśmy. Ale od tego właśnie roku jakoś powodzie upodobały sobie nasz region, a my byliśmy mądrzejsi o praktyczne doświadczenia. Prawie na stałe zagościły w kalendarzu naszych interwencji: Borowa, Dębica, Sanok, Jasło, Gorzyce. Albo ratowalismy co się dało przed powodzią, albo rozwalaliśmy zatory lodowe na rzekach. - Było kiedy zaprzyjaźnić się? - Ludność zawsze kochała swoich wojaków, ale te katastrofalne doświadczenia to wszystko pogłębiło, te tradycyjne więzi zcementowało. Ludziska przekonywali się, że na wojsko zawsze mogą liczyć. - To i dowódcę pewnie lubili? - Jak najbardziej! Często przecież u nich bywałem, chociaż nie bez ekstra atrakcji. Przyjechałem kiedyś do swoich żołnierzy w czasie akcji powodziowej w okolicach Borowej, spoglądam na przybliżającą się wodę, wydaję jakieś konieczne dyspozycje i czuję, ze coś mnie obłazi. Gdy wycofałem

się, ztrząsnąłem z siebie kilka kilogramów mrówek i innego robactwa, które szukało ratunku na mojej sylwetce i skutecznie znalazło. Co za instynkt samoobronny. Nic mnie nie ugryzło. - A pułkownik Czekaj oprócz satysfakcji coś z tego miał? - Sukcesy brygady przekuły się i na mój sukces osobisty. Generał Bryk wystąpił z formalnym wnioskiem o mianowanie mnie na pierwszy stopień generalski. Powiedział, ja zrobiłem co do mnie należało. Resztę musi zrobić góra. - Należy sądzić, że zrobiła? - Tak, ale emocji było sporo. Gdy zbliżał się okres mianowania wziąłem tydzień urlopu. Wojskowe swięto, 15 sierpnia, wypadało w sobotę. Jakieś bąki ze stolicy o mojej nominacji puszczali, ale oficjalnie trwała cisza. Jeszcze we wtorek ani mru mru, pomimo że minęła 16. Zacząłem wątpić. Aż tu nagle o 18 dzwoni dowódca wojsk lądowych, gen. broni Zbigniew Zalewski z informacją, że właśnie prezydent podpisał moją nominację. - No to święto! - Nie święto, ale schody! Kadrowiec poinformował mnie, że w piątek mam meldować się w Warszawie z generalskim mundurem. Przecież w Rzeszowie generała jeszcze nie było, to niby dlaczego ktoś miałby potrafić taki mundur uszyć? Zasięgnąłem języka, gdzie trzeba, pakuję swój nowy mundur pułkownikowski i walę do stolicy. Znalazł się krawiec, który z niego miał zrobić mundur generalski. Pewnie nie pierwszy raz ekspresowo zasuwał z taką robotą, bo w piątek miałem już mundur w samochodzie. - Sama ceremonia to też nie w kij dmuchał? - Pamięta się ją do końca życia. Niezwykłe przeżycie także dla rodziny. Było nas mianowanych na pierwszy stopień generalski ośmiu.

ale kabaret kłóci mi się z wizją wojenną. Reżyser z tupetem przekonywał mnie wcześniej w różnych publikacjach, że jest to dzieło wielkie, skazane na sukces i wymagające w odbiorze ronienia łez. Nic bardziej mylnego! Całość jest więcej niż mierna, a płakać można jedynie za zmarnowaną szansą zrobienia wielkiego filmu, bo temat jest nietuzinkowy. Skąd u Hoffmana wzięło się tyle skłonności do grafomanii i zw ykłego kiczu? Przecież umie kręcić dobre filmy historyczne! Początek wszelkiego zła tkwi w fatalnym scenariuszu. Powstał on z jakiegoś skrzyżowania opery mydlanej z ułańskim machaniem szablami. W postaci głównego

bohatera, granej bez przekonania przez Szyca, zacząłem dostrzegać jakieś refleksy z „Szeregowca Ryana”, tyle że, w odróżnieniu od pierwowzoru, sztuczne lub wręcz groteskowe. Odniosłem nieodparte wrażenie, że twórcy filmu chcieli wzorować się na Sienkiewiczu. Ale nasz pokrzepiciel serc potrafił znakomicie budować fabułę, napięcie, prowadzić czytelnie swoich bohaterów ku wielkiemu finałowi. W żaden sposób na tym nie cierpiała narastająca z każdą sceną batalistyczna akcja. Wręcz przeciwnie, pogłębiała powieściową i filmową dramaturgię. Sercowe perypetie chociażby Oleńki i Kmicica znakomicie przecież wpisują się w dramaturgię wojenną.

nagrodzeni nauczyciele Z okazji tegorocznego Dnia Edukacji Tadeusz Ferenc, prezydent Miasta Rzeszowa, przyznał nagrody wyróżniającym się 122. nauczycielom i wychowawcom z placówek oświatowo-wychowawczych naszego miasta. Nagrody wręczył w czasie uroczystości, jaka odbyła się 14 października br. w sali Teatru Maska. Otrzymali je: Monika Adamiec, Anna Adasiewicz, Tadeusz Bajda, Grażyna Bal, Agnieszka Batóg, Marek Bereś, Barbara Bernat, Alicja Bialic, Grażyna Blajer, Renata Bobko, Agata Broszkiewicz, Monika Bury, Marta Chlebek, Adrianna Chmiel, Bożena Chmura, Grażyna Cymbalista, Alfreda Cyran, Magdalena Dec, Dorota Dominik, Stanisława Domiszewska, ks. Daniel Drozd, Maria Drozd, Urszula Dudek, Mirosław Dymon, Barbara Dziwik, Barbara Filip, Dorota Gasztych, Ewa Gnat, Ewa Guzek, Krystian Herba, Waldemar Jabłoński, Renata Jakubek, Grzegorz Jasik, Maria Józefczyk, Marta Kaczmarek, Agnieszka Kapłon, Janina Kaproń, Lucyna Kędzior, Ryszard Kisiel, Kinga Klaczkowska-Noworol, Barbara Kołodziej, Renata Kontek, Wanda Kot, Agata Kowal, Halina Krasoń, Lucyna Krawczyk, Zbigniew Krok, Andrzej Kruk, Grażyna Krukowska-Koń, Anna Krupińska, Elżbieta Krzyśko, Krystyna Kulczycka, Renata Kurpyta, Bożena Kuśnierz, Grażyna Lachcik, Kazimierz Leniart, Krystyna Leniart, Agnieszka Lewkowicz, Beata Łuka, Jerzy Mackiewicz, Barbara Marcinowska, Jadwiga Maryniak, Małgorzata Matias, Karolina Mazur, Anna Miechowicz, Beata Mikuła, Jolanta Milewska, Jacek Mroczek, Grażyna Mytych-Raba, Jadwiga Niemiec, Tadeusz Ochenduszko, Elżbieta Ostrowska, Żanna Parchomowska, Wanda Paśko, Renata Pelc, Agata Peszko, Agnieszka Pietryga-Puch, Marian Pietryka, Elżbieta Pikuła, Urszula Polanowska, Marta Policht-Tęcza, Katarzyna Popowicz, Leszek Posiewała,Piotr Półtorak, Danuta Probola, Piotr Pustelny, Bożena Putyło, Mariusz Rawski, Marta Rędziniak, Romuald Różański, Marcin Rut, Urszula Sitko, Aldona Siuta, Iwona Skoczylas-Pilat, Renata Skoraczyńska, Elżbieta Skrabut, Marian Słysz, Renata Smyczyńska, Anna Spirala, Halina Starzyk, Danuta Stępień, Artur de Sternberg-Stojałowski, Anna Szczołko, Agnieszka Szydełko, Barbara Szymanek, Wiesław Szymański, Aldona Szymczak-Urban, Wioletta Śnieżek, Ewa Tarnowska, Małgorzata Tobiasz, Mariola Tymczyszyn, Mariola Ustrzycka, Renata Wąs, Jadwiga Wątor, Maria Winiarz, Barbara Wiśniowska, Danuta Wnęk, Elżbieta Wolan, Jan Zboril, Maria Zmarz, Bożena Zyga, Jadwiga Żak. Informacja własna

Same chęci jednak nie wystarczą! Skoro nie stało talentu naszego epickiego mistrza pióra, powstało dzieło, które jest zlepkiem przypadkowych, nieczytelnych zdarzeń wzajemnie przeplatających się bez ładu i składu. W konsekwencji wszystko rozłazi się. Melodramatyczny wątek tkwi w swoich opłotkach, wielkie i pomniejsze postaci historyczne drałują sobie poboczami filmowymi, a widz bez powodzenia czeka na ową dramatyczną i wielką bitwę. Pojawia się ona w postaci poszarpanej, w jakimś tam mało czytelnym tle. Do tego wszystkiego historyczne realia też jawią się jakieś rachityczne. Nie wiadomo dlaczego bitwa rozpoczyna sie zdobyciem Kijowa. Szkoda, że zabrakło epi-

Gen. dyw. F. Czekaj

Razem ze mną nom i nację odbierał biskup prawos ł a w n y, Miron Chodakowski (zginął w katastrofie smoleńskiej) i uciesznie strojny dowódca Gromu, gen Petelicki. Takiego munduru jeszcze nikt w naszej armii nie widział. Ale on sam go sobie wymyślił. - Nominacja to nie tylko uścisk dłoni prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego? - Minister Janusz Onyszkiewicz wręczył mi szablę z grawerunkiem „Generałowi brygady Fryderykowi Czekajowi z okazji mianowania na stopień generalski, Janusz Onyszkiewicz”. Prezydent wszystkich później zaprosił wraz z rodzinami na spotkanie w ogrodach prezydenckich, a minister obrony do siebie. - A powrót do Rzeszowa pierwszego, tutejszego generała? - Sprawili mi solidną niespodziankę. Nie wiedziałem dlaczego mój szef szkolenia pytał mnie, gdzie jestem na trasie. Zorientowałem się po przekroczeniu granicy województwa. Zaczęła mnie eskortować policja, a przed tablicą z napisem Rzeszów oczekiwała orkiestra, kompania honorowa i przedstawiciele władz. Były chleb i sól, artyleryjski salut i honorowy wjazd do miasta, niemal triumfalny. Cóż to było za powitanie! - No, to można było odetchnąć z ulgą. - Nie za bardzo. Awans generalski wówczas wiązał się ze zmianą stanowiska. Wiedziałem, że znowu trzeba pakować się. Dowodziłem brygadą jeszcze 4 miesiące. Nowym wyzwaniem było stanowisko szefa szkolenia Korpusu Powietrzno-Zmechanizowanego w Krakowie. Roman Małek

antybitwa warszawska

Przepełniony ufną nadzieją, że będę uczestniczył w niepowtarzalnym wydarzeniu artystyczno-historycznym, wyposażony przez obsługę kina w magiczne okulary, zasiadłem do przeżywania najnowszego dzieła batalistycznego Jerzego Hoffmana „1920 Bitwa Warszawska”. Siedzę gdzieś do połowy filmu i zastanawiam się, czy ktoś nie pomylił taśm. Fakt, nikt nie przekonywał mnie, że wojnę wygrywa ksiądz Skorupka z Matką Boską w ramach ogłoszonego przez hierarchów kościelnych cudu nad Wisłą, ale też zamiast budowanego z rozmachem planu batalistycznego na ekranie z wdziękiem kabaretowo produkuje się głównie Natasza Urbańska. Osobiście lubię ją za urodę i talent,

5

zodu z wjazdem zdobywców do tego miasta tramwajem. Nie było w zwyczaju bojowym Armii Czerwonej, aby oddziałem liniowym dowodził oficer czekista. Oni spełniali zupełnie inną rolę. Poza tym jak wyglądały i jak zachowywały się główne postacie historyczne – wszyscy dobrze wiedzą, zatem eksperymentowanie w tym względzie daje efekt komiczny. Taki bon viwant i najbarwniejsza postać II Rzeczpospolitej, Wieniawa Długoszowski, to nie tylko facet od trzaskania obcasami. Dalej już nie będę się wymądrzał. Przecież to i tak niczego już nie zmieni. Ale tym filmem Hoffman zepsuł sobie dobry wizerunek reżysera filmów historycznych. Roman Małek


6

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

Z mojej loży

A właściw ie była. Zmarła 28 lipca ubiegłego roku w warszawskim hospicjum, a spoczęła na zawsze 5 sierpnia na warszawskich Powązkach. Kasia czy Katarzyna, chociaż tak naprawdę miała na imię Kazimiera Sobczyk, urodziła się w podrzeszowskim Tyczynie przy ul. PułaJerzy Dynia nek. Miała poplątane dzieciństwo. Biegała od chałupy do kamieniczki. Raz bywała przy ulicy Mickiewicza, to znów przy Szopena. Był okres, kiedy mieszkała nawet w pobliskiej Hermanowej. Miała czworo rodzeństwa. Ojciec – złota rączka i matka – gospodyni domowa, kiedy Kasia miała zaledwie 8 miesięcy, zdecydowali się wyjechać szukać lepszego życia na Ziemie Odzyskane. Decydując się na wyjazd w nieznane, nie zabrali małej i zostawili pod opieką zaprzyjaźnionej rodziny pp Wiatrów w Hermanowej. Po półtorarocznym rozstaniu, kiedy matka wróciła po córkę, powstał problem. Kasia nie poznawała matki i nie chciała opuścić domu w Hermanowej. Trauma. Potrzebny był nawet pewien czas na oswojenie się z matką podczas wspólnego pomieszkiwania.

RZESZOWSKI KALEJDOSKOP KULTURALNY Jesienny sezon w Rzeszowie nie chce być gorszy od swoich poprzedników. Przyniósł sporo ciekawych wydarzeń w życiu kulturalnym, mieszkańcy otrzymali ciekawe propozycje i to od różnych instytucji i placówek. Oto kilka z nich.

RZESZOWSKIE KLIMATY W ostatnich dniach września w Jazz Klubie Klimaty (mieszczącym się w Galerii Graffica) odbył się trzydniowy Festiwal Rzeszowskie Klimaty Jazzowe. Wystąpili na nim m.in. Jan „Ptaszyn” Wróblewski Quartet, Jarosław Śmietana, gitarzysta jazzowy, amerykański zespół Vasti Jackson Blues Band, a także nasz rzeszowski Old Rzech Jazz Band, któremu lideruje Jerzy Dynia, nasz redakcyjny kolega.

Chór Aleksandrowa

list do redakcji Rzeszów jest wciąż moim miastem. Tu wychowałam się i ukończyłam szkoły: podstawową, III LO oraz muzyczne pierwszego i drugiego stopnia. W 1979 r. los sprawił, że wyszłam za mąż za Francuza i wyjechałam do Francji. Co roku przyjeżdżam do Rzeszowa i porównuję go z tamtym, sprzed mojego wyjazdu. Pięknieje z każdym rokiem. Chociaż ulice w Śródmieściu wydają się mi coraz ciaśniejsze, to stają się coraz bardziej urokliwe. Lubię chodzić po Grunwaldzkiej, 3 Maja i po Rynku. Oświetlona wieczorem 3 Maja wygląda bardzo pięknie. Bardzo korzystnie zmieniło się otoczenie Filharmonii, a przede wszystkim jej wnętrze po remoncie. Czyste i ukwiecone ulice, śliczne dywany kwiatowe na skwerkach czynią z Rzeszowa prawie miastem metropolitalnym. W towarzystwie syna Sebastiana ze wruszeniem obejrzałam Muzeum Dobranocek. Jego eksponaty przypomniały mi dzieciństwo. W mieście przybywa aut i rowerów. Niektórzy rowerzyści pędzą jak po autostradzie chodnikami, które nie mają ścieżek rowerowych. Natomiast bardzo uprzejmi są kierowcy aut osobowych. Zatrzymują się przed przejściami dla pieszych i uprzejmymi gestami zapraszają do przejścia. Poczułam się wśród nich bardzo bezpieczna. Nie moge pominąć osiedla Kmity, na którym mieszka moja mama. Jest ono zadbane, czyste, pełne zieleni, która, niestety, przed zimą szybko znika. Jedno wydarzenie wywarło na mnie przykre wrażnie. Zrobiło się mi bardzo przykro, gdy patrzyłam na licznych policjantów uzbrojonych i w towarzystwie psów otaczających stadion Resovii przed i w czasie meczu. W moim dzieciństwie nie było czegoś takiego w okolicach stadionów w czasie meczów. Muszę wracać. Życzę jednak gospodarzom miasta i osiedla Kmity, aby dalej tak dbały o ich urodę i aby mieszkańcom żyło się coraz lepiej i milej. 31 października 2011 r. Barbara Dubrawska-Halluin

Fotoodlot

W Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie otwarto pokonkursową wystawę XIV Międzynarodowego Konkursu Fotograficznego „Fotoodlot”. Na konkurs 203 autorów z 28 krajów przysłało 845 zdjęć. Główną nagrodę, Złoty Medal FIAP, otrzymała Jowita Szmigiero (Polska), srebrny medal Igor Boychenko z Ukrainy, zaś brązowy Raul Villalba z Argentyny.

Fraza ma już 20 lat Kwartalnik literacko-artystyczny „Fraza” ma już 20 lat. Życzymy z tej okazji wszystkiego dobrego i lansowania nowych talentów.

Księga jubileuszowa III Liceum Ogólnokształcące w Rzeszowie z okazji swojego 100-lecia wydało „Księgę jubileuszową (1910/112011). Wcześniej, bo w 2000 r., wydało podobną z okazji 90-lecia. Obie są na swój sposób godne przeczytania lub tylko przeglądnięcia. Ale i jednej i drugiej brakuje tego, co można znaleźć w tej drugiej lub pierwszej. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wydanie trzeciej, która byłaby kompilacją obu, pokazującą pełną historię szkoły i losów jej absolwentów oraz bogato ilustrowany obraz szkoły dzisiejszej. Może doczekamy wydawnictwa na miarę naszych oczekiwań przed następnym jubileuszem.

był taki ktoś

Państwo Sobczykowie zamieszkali początkowo w Sianowie pod Koszalinem, a po kilku latach przenieśli się do tego miasta. Tu właśnie, w miejscowym Wojewódzkim Domu Kultury, zaczynała swoje estradowe występy. W dwa lata później, w Szczecinie, podczas Festiwalu Młodych Talentów przyszedł pierwszy sukces. Znalazła się w Złotej Dziesiątce. Wkrótce została solistką Czerwono Czarnych. Piosenką „O mnie się nie martw” wygrała w 1964 roku Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Potem przyszły następne hity, które wielbiła i śpiewała cała Polska: ”Nie wiem czy to warto”, „Mały książę”, „Biedroneczki”, „Trzynastego”, „Nie bądź taki szybki Bill” i oczywiście refleksyjna „Był taki ktoś”. Po kilku latach, wraz z mężem Henrykiem Sawickim ps. Fabian, odeszła do zespołu „Wiatraki” i wreszcie wyjechała na długi czas do Stanów Zjednoczonych. Bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem. W USA nagrała dwie płyty. Fabian zmarł 14 lat temu. Przyszły niepowodzenia, choroby, polipy na strunach głosowych, no i ta najbardziej okrutna, nieustępliwa. Po badaniu, lekarz powiedział: Kasiu wracaj do Polski. Było to w roku 2008. Jeszcze jesienią tegoż roku w koszalińskim amfiteatrze odbył się jej koncert. Przyjechali, by wraz z nią wystąpić, znani niegdyś wykonawcy. Były potem jeszcze koncerty w rodzinnym Tyczynie, w Cmolasie. Kasia była bardzo osłabiona, śpiewała z playbackiem. Miał być jeszcze jeden koncert, w Tyczynie, ale nie dojechała. Przyjechał jedynie ze swoim zespołem jej syn Sergiusz. Zwyciężyła choroba. Prochy Kasi Sobczyk spoczęły w Katakumbach na Powązkach obok Czesława Niemena. W ubiegłym roku w Tyczynie odbyła się niecodzienna uroczystość. Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury otrzymał imię Katarzyny Sobczyk. A w tym roku we wrześniu, dzięki konsekwencji dyrektorki tej placówki Zofii Matys w Tyczynie odbył się I Ogólnopolski Festiwal Piosenek Kasi Sobczyk. Wystąpiło 18 wokalistek i zespołów wokalnych. Jurorzy najwyżej ocenili Gabrielę Janusz z zespołem z Rzeszowa, Magdalenę Pamułę z Przemyśla i również z Przemyśla Aleksandrę Lechocińską. Bardzo dobrze zaprezentowała się koszalinianka Anna Chmielarz, a także Joanna Mikuła z Rzeszowa oraz grupy PRESTO z Rzeszowa i NSF z Przemyśla. Usłyszeć można było mniej znane piosenki: ”Poszła bym do wojska”, „Nie musisz iść”, „Gdybyśmy byli clochardami”. Najczęściej jednak śpiewane były „klasyczne” piosenki z repertuaru Kasi: ”O mnie się nie martw”, „Mały książę”, no i „Był taki ktoś”. Był taki ktoś, kto nie wróci nigdy już...

ECHO RZE­SZO­WA

Echa kulturalne

Niejednemu ze starszego pokolenia zakręciła się łza w oku, gdy słuchał wspaniałego Chóru Aleksandrowa, który 5 października br. wystąpił w hali przy ul. Podpromie w Rzeszowie. Chór powstał w 1928 r. i liczył wtedy tylko 12 śpiewaków. Dzisiaj to już 130-osobowy zespół, mający w swoim repertuarze ponad dwa tysiące utworów, piosenek żołnierskich, ludowych i innych. Ciągle słyszę te wspaniałe głosy solistów i chóru. W czasie II wojny towarzyszył również żołnierzom na froncie. Ponoć nawet Niemcy wstrzymywali ostrzał, by móc posłuchać ich śpiewu.

Rockowa noc 24 września br. odbył się po raz szósty przegląd kapel rockowych w ramach tzw. Rockowej Nocy w Rzeszowie. Do przeglądu zgłosiło się 30 kapel, do finału zakwalifikowano tylko sześć. Główną nagrodę, Nalepę Jury, otrzymał zespół Kuki Pau z Sokołowa Młp., zaś Nalepę Publiczności zespół K.O.D. Także z Sokołowa Młp. Honorowym członkiem jury był Czesław Nalepa, brat Tadeusza.

Autostradą w przeszłość Pod takim tytułem czynna jest wystawa w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Wystawiono na niej eksponaty znalezione podczas wykopalisk, jakie rzeszowscy archeologowie prowadzą na terenach budowy autostrady A4 w obrębie województwa podkarpackiego.

Ziemba w Internecie Artysta introligator, Ryszard Ziemba, nareszcie ma stałą wystawę części swoich opraw książkowych. Jest to co prawda tylko blog na prywatnej stronie internetowej Kazimierza Drzewuszewskiego i pokazuje oprawy książek Czesława Miłosza. Ale jest.

„Bleee” w Masce Teatr Maska wystawił spektakl „Bleee” Maliny Prześlugi (tekst) w reżyserii Laury Słabińskiej. Ci, którzy oglądali już przedstawienie, zachęcają do pójścia do Teatru. Warto przy okazji popatrzeć i na to, jak reagują nasze dzieci – widzowie.

Spotkania Teatralne Tegoroczne, już 50. Rzeszowskie Spotkania Teatralne, odbywają się w dniach 5-19 listopada. Teatry Ateneum i Polonia z Warszawy, Stary z Krakowa, Narodowy z Koszyc oraz gospodarz prezentują pięć spektakli. Widzowie mają okazję oglądnąć znanych aktorów: Jerzego Trelę, Jadwigę Jankowską-Cieślak, Dorotę Segdę, Annę Dymną, Annę Polony, Jana Englerta, Beatę Ścibakówną i innych. Krystyna Janda wystąpiła w roli reżysera „Przygody” Sandora Marai. Przy okazji warto przypomnieć, że w 1. Spotkaniach w 1961 r. brały udział prócz gospodarza, z Krakowa Teatr im. J. Słowackiego, Stary im. H. Modrzejewskiej i Rozmaitości, z Nowej Huty Teatr Ludowy, z Lublina im. J. Osterwy, z Tarnowa im. L. Solskiego oraz z Warszawy Studencki STS. Każdy z nich (prócz STS) prezentował po dwa różne spektakle. Są wśród nas jeszcze ci, którzy organizowali te pierwsze spotkania. Na wspomnienie łza kręci się w oku. Minęło już przecież pół wieku!

Azja w fotografii Muzeum Etnograficzne w Rzeszowie zorganizowało wystawę fotografii Leona Barszczewskiego, zapomnianego fotografa i podróżnika, geologa i archeologa, żyjącego w XIX w. Dokumentował on architekturę regionu Samarkandy, Turkiestanu, Afganistanu. Warto ją zobaczyć. Józef Kanik

zachęta po wakacjach

W październiku Podkarpackie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych rozpoczęło nowy sezon swojej działalności statutowej. I od razu aż dwoma przedsięwzięciami artystycznymi. Wpierw wspólnie z życzliwą artystom ICN Polfą w Rzeszowie przygotowało autorską wystawę malarstwa Jacka Balickiego, na co dzień pracownika naukowego Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Ekspozycja jest czynna w siedzibie Polfy. Artysta zaprezentował interesujący zestaw swoich płócien, zwłaszcza malarstwa kolorystycznego. Nie sądziłem, że da się coś interesującego zrobić Wernisaż wystawy w Polfie. Od lewej: Jacek Balicki, Jacek Nowak, z tak banalnym tematem jak krajobraz gór- Teresa Drupka, prof. URz Jerzy Kierski. ski. Okazuje się, że Jacek Balicki to potrafił. Wydobył zupełnie nowy sposób oglądu pejobrazy. Tutaj pojawiła się już sztuka zróżnicowana pod zażu górskiego, w którym jest sporo surowej natury, ale i względem technik plastycznych oraz artystycznego wyrazu. jakiegoś ciepła możliwego do wydobycia tylko przez tego, Dla każdego coś interesującego. Swoje dzieła zaprezenkto musi być górami zafascynowany. towali: Grzegorz Frydryk, Janusz Górnicki, Waldemar Ekspozycję tradycyjnie otworzył prezes Zachęty, Jacek Kordyaczny, Marlena Makiel-Hędrzak, Antoni Nikiel, Nowak, zaś prezentacji ekspozycji i samego autora doko- Marek Olszyński, Janusz Pokrywka, Marek Pokrywka, nała Magdalena Rabizo-Birek przy wsparciu dziekana Grzegorz Wolański. Wydziału Sztuki URz, dr. hab. prof. URz Jerzego KierZgromadzonych sympatyków sztuki powitał Marian skiego. Wernisaż uświetnił swoim występem, znany nie Burda, prezes Elektromontażu, natomiast wystawę i jej tylko w Rzeszowie, iluzjonista Jerzy Berdo-Berdowski. twórców oraz próbę syntetycznego bilansu dokonań StoW niespełna tydzień od tego wydarzenia w przyjaznej warzyszenia „Fraza” przedstawiła szefowa tej organizacji, galerii rzeszowskiego Elektromontażu „Na najwyższym Magdalena Babizo-Birek. poziomie” dziewięciu artystów z kręgu Stowarzyszenia Roman Małek Literacko-Artystycznego „Fraza” zaprezentowało swoje Fot. autor


ECHO RZE­SZO­WA

Echa kulturalne

poezja w kartonie W październikow y wieczór w Klubie „Karton” Rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej znowu powiało literacką atmosferą. W sali wypełnionej ponad dopuszczalną normę po raz kolejny spotkali się miłośnicy mowy wiązanej, aby na żywo obcować z poezją. Tym razem aż trójki autorów. Spotkanie otworzył po gospodarsku Józef Tadla, wygłaszając wszystkie stosowne uprzejmości i oddał scenkę we władanie młodego, utalentowanego wokalisty, Arkadiusza Kłusowskiego. Młodzian zaprezentował z wdziękiem kilka dobrze zinterpretowanych utworów o ambitniejszym charakterze. Po takim nastrojowym wprowadzeniu nastąpiła poetycka uczta, w czasie której serwowano dania z ostatnich tomików Doroty Kwoki, tomiku „Siła słowa. Magia flesza”

autorstwa Mieczysława Działowskiego zilustrowanego fotografiami Magdaleny Korzeń. Całość zakończyła prezentacja debiutu poetyckiego Zdzisława Stokłosy, pomieszczonego w „Roku z motylem”. Wszyscy zebrani z aplauzem przyjmowali recytatorskie popisy Doroty Kwoki i Stacha Ożoga. Ci tradycyjnie nie zawiedli. Dania poetyckie nie nabrałyby należnej pikanterii, gdyby nie zechciała je z właściwym sobie wdziękiem i literacką erudycją przyprawić niedościgniona dr Zofia Brzuchowska z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nie tłumaczyła według schematu – co autor miał na myśli, lecz co autorowi musi w duszy grać, aby coś takiego napisać. I na tym polega jej nieprzemijająca uroda. Augustyn Jagiełła

Bohaterowie poetyckiego wieczoru. Od lewej: Zdzisław Stokłosa, Magdalena Korzeń, Mieczysław Działowski, Józef Tadla, Dorota Kwoka, dr Zofia Brzuchowska i Stach Ożóg. Fot. Roman Małek.

NASZA GALERIA ZASŁUŻONYCH

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

afisz malarstwa i grafiki W górnej sali wystawowej rzeszowskiego BWA można było oglądać prace Krzysztofa Skarbka. Malarza, performera, jednego z kilku czołowych twórców awangardy lat 80. w Polsce, przedstawiciela nowej ekspresji. Autor pisze o niej, że była zjawiskiem na wskroś oryginalnym, ze względu na rodzaj doświadczeń życiowych młodych t wórców, ja k rów nież w pł y w y innych dziedzin sztuki: alternatywnej muzyki, teatru otwartego i literatury postmodernistycznej. Skarbek zajmuje się malarstwem sztalugow ym, ściennym, sztuką wideo, akcjami oraz instalacjami. Jego malarstwo ma dużo wspólnego z muzycznymi, tanecznymi i heppenerskimi akcjami. W dolnej sali prezentowana była wystawa „In Statu Nascendi Visum. Z prac Twórców Współczesnego Witrażu Krakowskiego”. Ekspozycja pokazywała warsztat artysty, umożliwiała prześledzenie kolejnych etapów procesu twórczego: od narodzin koncepcji dzieła, poprzez jej konkretyzowanie w kolejnych pracach, aż do projektu realizacyjnego - kartonu i ostatecznie - gotowego witrażu. Autorami prezentującymi swoją twórczość byli: Helena Papée-Bożykowska, Jerzy Skąpski, Józef Furdyna, Teresa Stankiewicz, Maciej Kauczyński, Wiktor Ostrzołek, Werner Lubos, Krystyna Szczekan i Adam Brincken. W Galerii Małej swe malarstwo i rysunek prezentował Piotr Woroniec Junior. Autor wystawy ma w swoim dorobku kilka wystaw indywidualnych oraz udział w kilkunastu zbiorowych. Uprawia malarstwo, rysunek i fotografię. Kulturę naszych czasów charakteryzuje niespotykane poszerzenie, a zarazem zatarcie granic sztuki; współcześnie nowych form wypo-

w i e d z i a r t ystycznej i tradycyjnych realizacji z dziedziny malarstwa, rzeźby czy grafiki. W zróżnicowanej panoramie w s p ó ł c z e s ne j twórczości plast ycznej znaczącą, chociaż nie zawsze docenianą, rolę odgrywa szkoln ic t wo a r t yst yczne. Ja k znaczące, można się było przekonać oglądając w Galerii Miejskiej wystawę prac wykładowców Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Prac bardzo zróżnicowanych zarówno pod względem stosowanych technik plastycznych jak i tematycznym. Należy się tylko cieszyć, bo świadczy to o tym, że młodzież kształcąca się pod ich kierunkiem jest w dobrych rękach. Po 10 października we wnętrzach Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa można było oglądać nagrodzone zdjęcia prestiżowego konkursu fotografii prasowej BZ WBK Press Foto 2011. Można tu było obejrzeć wszystkie nagrodzone prace w tegorocznej edycji konkursu, jednego z najważniejszych tego typu organizowanych w Polsce. Jego założeniem jest przedstawienie różnych oblicz Polski i Polaków, których często w przypływie codziennych wydarzeń nie dostrzegamy, przypomnienia sobie najważniejszych wydarzeń, których byliśmy świadkami w ciągu ostatnich 12 miesięcy. W październiku galerią WDK w Rzeszowie zawładnęła wystawa, zwieńczenie Międzynarodowego

marian aleksiewicz

edmund gajewski 1925 – 2005

Często zwano go Kitkiem lub Mundkiem. Był świetnym publicystą i gawędziarzem. Z „Nowinami Rzeszowskimi” związany był od 15. 10. 1949 aż do przejścia na emeryturę w 1990 r. Pełnił wiele funkcji w gazecie i w jej dodatku kulturalnym „Widnokręgu”, którym kierował w latach 19661975. Wyróżnił się jednak jako publicysta i odkrywca piękna Bieszczadów oraz wielu wybitnych ludzi kultury, sztuki, życia gospodarczego Rzeszowa i województwa. Interesowali go szczególnie ludzie nietypowi, „niepokorni”, artyści „dziwacy”, także bieszczadzkie „Zakapiory”. Był jednym z współtwórców bardzo prężnego środowiska dziennikarskiego w Rzeszowie oraz wspierającym powstające środowiska artystów plastyków, literatów, aktorów, muzyków. Działał we władzach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, pasjonował się filatelistyką i wędkarstwem. Za osiągnięcia w upowszechnianiu kultury i sztuki otrzymał wiele odznaczeń i nagród, wpisany został do księgi zasłużonych województwa rzeszowskiego. Pochowano go w alei zasłużonych na cmentarzu komunalnym w Rzeszowie-Wilkowyi. Urodził się w Chrzanowie. Ukończył studia dziennikarskie w Wyższej Szkole Nauk Społecznych oraz trzy lata historii sztuki w Uniwersytecie Jagiellońskim.

Krzysztof Skarbek Konkursu Fotograficznego „Foto odlot” organizowanego przez WDK w Rzeszowie pod patronatem Międzynarodowej Federacji Sztuk i Fotograficznej FIAP. To jedna z najważniejszych imprez tego typu, ciesząca się dużym uznaniem wśród artystów fotografików zarówno w naszym kraju jak i na świecie. 203 autorów z 28 krajów przysłało nań ogółem 845 zdjęć. Na w ystawę pokonkursową zakwalifikowano 339 prac 127 autorów z 24 krajów. Kon ku rs k ierowa ny jest do twórców odkrywających niezwykłe wymiary rzeczywistości i próbujących znaleźć wizualne odzwierciedlenie swoich artystycznych wizji przez niekonwencjonalną interpretację tematu. Preferuje pomysłowość i oderwanie od utartych schematów, norm i wzorców. Prace konkursowe są doskonałym przykładem na ukazanie sztuki fotografii w bogatym kontekście kultury i konfrontacji tradycyjnych technik fotograficznych z nowoczesnymi sposobami obrazowania. Charakteryzuje je przyzwoity poziom artystyczny i często niekonwencjonalne poszukiwania twórcze. Tylko czy to jest jeszcze fotografia? Zbigniew Grzyś.

GRATULACJE

1899 – 1972

Urodził się w Stryju, studia wyższe (prawo i historia) ukończył w Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie w 1928 r. Wcześniej, służył w wojsku austriackim (1917 – 18), a w latach 1919 – 20 w wojsku polskim. W Rzeszowie uczył w I Gimnazjum i Liceum w latach 1930 – 39, 1950 – 52 i 1960 -72 oraz dyrektorował Szkole Żeńskiej w 1948 – 50. Był prezesem zarządu okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Rzeszowie w 1951 – 53 oraz nauczycielem metodykiem od 1957 do przejścia na emeryturę w 1968 r. Wyróżnił się aktywnością w ruchu naukowym Rzeszowa. Działał w rzeszowskich oddziałach Polskiego Towarzystwa Historycznego i Archeologicznego oraz w Rzeszowskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Opublikował około 4o rozpraw z zakresu historii.

7

W Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa zaprezentowano w październiku br. kolejną ciekawą wystawę najlepszych polskich fotografii prasowych BZ WBK Press Foto 2011. Każde spośród kilkudziesięciu zaprezentowanych fotogramów przykuwało uwagę zwiedzających. Ale perełką na wystawie, na co szczególnie zwróciła uwagę Irena Gałuszka, dyrektor Galerii, był fotoreportaż z ewakuacji mieszkańców tarnobrzeskiej dzielnicy Wielowieś podczas ubiegłorocznej powodzi. Zdjęcia przedstawiają dramat i rozpacz ludzi, którzy stracili dorobek całego życia. Po mistrzowsku przedstawił to Krzysztof Łokaj z redakcji „Nowin” (współpracuje też z agencją Fotorzepa), znakomity, doświadczony fotoreporter. To właśnie on zajął I miejsce w kategorii wydarzenia. Za zdjęcia pojedyncze I miejsca zajęli też Dariusz Delmanowicz z „Nowin” i Franciszek Mazur z „Gazety Wyborczej”. Zdjęcie Roku przypadło Jackowi Szydłowskiemu z „Dziennika Wschodniego”. Na tegoroczny konkurs wpłynęło ponad 8 600 prac 393 autorów. Krzysztof Łokaj

Tekst i fot. Józef Gajda


8

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

kadencje prezy

najważniejsz

FABRYKA WODY

POSZERZENIE GRANIC

Za kwotę 167 mln złotych w Zwięczycy wybudowana została nowoczesna „Fabryka Wody”. Dzięki użyciu najnowocześniejszej technologii uzdatniania wody, mieszkańcom dostarczana jest woda, którą można pić prosto z kranu, bez konieczności jej wcześniejszego przegotowania. W ramach tej dużej inwestycji w osiedlu Krakowska Południe wybudowane zostały dwa zbiorniki retencyjne, które pokrywają potrzeby całego miasta.

PRZEBUDOWA ULIC

W latach 2003-2011 na modernizację głównych ulic w mieście wydano ponad 300 mln zł. Wyremontowano całą obwodnicę południową miasta, ul. Sikorskiego, ul. Warszawską. Zmodernizowano także wiele ulic na terenach przyłączonych, np. ul. Rocha i ul. Słocińską w osiedlu Słocina, ul. Dębicką w Przybyszówce. Wybudowano nowe ulice; przedłużenie ul. Krzyżanowskiego, Błogosławionej Karoliny, Bohaterów X Sudeckiej Dywizji Piechoty. Trwa budowa nowej drogi, która połączy rondo im. Jacka Kuronia z autostradą, jej koszt to ok. 80 mln zł. Ponad 20 mln zł kosztowała budowa nowej drogi, która połączyła ul. Podkarpacką z Przemysłową. Niebawem ruszy przebudowa ul. Podkarpackiej.

STADION MIEJSKI

Trwa budowa wschodniej trybuny stadionu przy ul. Hetmańskiej. Nowa trybuna pomieści około 5 tys. kibiców. Będzie zadaszona. Koszt tej inwestycji to prawie 40 mln zł. Wyremontowana zostanie również obecnie istniejąca trybuna. Powstaną dwa nowe boiska treningowe – ogrodzone i oświetlone. Inwestycja ma się zakończyć w marcu przyszłego roku.

W 2005 roku powierzchnia miasta wynosiła 54 k Obecnie, po przyłączeniu sołectw: Załęże, Słocina, P Mirocina, powierzchnia miasta wynosi 116 km kw., a do roku 2005, powierzchnia Rzeszowa powiększyła

PRZEBUDOWA

Za kwotę ok. 16 mln zł zmodernizowano gruntownie płytę główną ry dowano nowoczesny obiekt wejścia do Podziemnej Trasy Turystycznej, k w grudniu 2007 roku Podziemną Trasę Turystyczną, będącą jedną z a

BUDOWA SP

SSE - DWORZYSKO W osiedlu Załęże wybudowana została nowa szkoła podstawowa w Strefa ekonomiczna Dworzysko w osiedlu Przybyszówka, będąca podstrefą SSE Euro-Park Mielec, utworzona została na wiosnę 2010 roku. W jej ramach w Przybyszówce strefa objęła BUDOWA BUDYNKU obszar 25 ha oraz ok. 1,5 ha na terenie WSK Rzeszów, gdzie wybudowana została fabryka ZESPOŁU SZKÓŁ G Hamilton produkująca silniki do podzespołów w samolotach. Docelowo strefa w Przybyszówce, wraz z okolicznymi terenami należącymi do gmin Świlcza i Głogów Małopolski, stanowić będzie Od 1 września ubiegłego roku uczniowie Zespołu Szkół Gospodarc obszar o powierzchni ponad 400 ha, z czego około 180 ha znajduje się na terenie Rzeszowa. został za kwotę ponad 10 mln zł. W nowym obiekcie młodzież ma ko


ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

9

ydenta ferenca

ze dokonania

RANIC RZESZOWA

KANAŁ ULGI

Za kwotę 50 mln zł wybudowany został kanał dla wód opadowych. Nowy kanał o średnicy ok. 2,5 m i długości ponad 2 km wybudowany został przy użyciu nowoczesnych technologii. Dzięki kanałowi podczas ostatnich powodzi miasto nie zostało zalane poprzez studzienki kanalizacyjne. Przy al. Powstańców Warszawy wybudowany został kolejny kolektor deszczowy o średnicy 1,6 metra. W ten sposób odwodnione zostaną tereny południowo-wschodniej części Rzeszowa.

BALNEOLOGIA W SZPITALU MIEJSKIM

W Szpitalu Miejskim otwarto nowoczesny zakład wodolecznictwa, w którym świadczone są usługi z zakresu kinezyterapii i fizykoterapii. Ponadto pacjenci korzystać mogą z kąpieli perełkowych, wirówkowych oraz biczów szkockich. Leczyć się tu mogą osoby z przewlekłymi chorobami mięśni i stawów, zwyrodnieniami, chorobami układu nerwowego, zaburzeniami krążenia, a także po urazach i zabiegach ortopedycznych. Nowy zakład kosztował prawie 4 mln zł.

NOWE DOMY KULTURY

km kwadratowe, liczba mieszkańców to 159 tys. osób. Przybyszówka, Zwięczyca, Biała, Budziwój oraz części a liczba mieszkańców to 180 tys. osób. W porównaniu się ponad dwukrotnie.

PŁYTY RYNKU

W Rzeszowie powstały dwa nowe Domy Kultury, przy ulicach Osmeckiego i Staromiejskiej (w miejsce dawnego kina Goplana). Uczęszcza do nich kilka tysięcy dzieci i młodzieży, która dokształca się między innymi w nowoczesnych salach komputerowych i językowych. W tym miesiącu Rzeszowski Dom Kultury w osiedlu Załęże rozpoczął działalność w nowej siedzibie. Miasto zaadaptowało na ten cel budynek, w którym do tej pory mieściła się Szkoła Podstawowa.

BUDOWA HAL SPORTOWYCH IV LO I ZSE

ynku w Rzeszowie. Wydłużono dotychczasową trasę turystyczną, wybuW roku 2010 przy IV Liceum Ogólnokształcącym wybudowana została nowoczesna, wiektórej długość wynosi 369 m. Od momentu otwarcia dla zwiedzających lofunkcyjna hala sportowa wraz z widownią. Dzięki temu o jednej godzinie odbywają się tu atrakcji turystycznych miasta, odwiedziło już ponad 100 tys. osób zajęcia kilku klas. Ponadto w hali mieszczą się sale, w których odbywają się inne zajęcia szkolne. Budowa szkoły trwała rok czasu, jej koszt to kwota prawie 5 mln zł. Podobną salę oddano do SP W ZAŁĘŻU użytku 1 września br. Budowa kosztowała ponad 5 mln zł.

BOISKA SPORTOWE

wraz z oddziałem przedszkolnym. Koszt budowy to ponad 5 mln zł.

U DYDAKTYCZNEGO GOSPODARCZYCH

czych rozpoczęli naukę w nowoczesnym budynku, który wybudowany omfortowe warunki do nauki przyszłego zawodu.

W ostatnich latach powstało wiele boisk wielofunkcyjnych. Z programu „ Moje boisko – Orlik 2012” wybudowano 4 nowoczesne kompleksy boisk w osiedlach: Dąbrowskiego, Słocinie, Staromieściu i Baranówce. Właśnie dobiega końca budowa kolejnego orlika w Budziwoju. Nowoczesne boiska sportowe wybudowane zostały także przyszkolne boiska przy ulicach: Wyspiańskiego, Orzeszkowej, Ptasiej, przy nowej szkole na Załężu. Fot. Józef Gajda


10

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

rzeszowski rynek wczoraj i dziś

Rozwój miasta nastąpił właściwie po wielkim pożarze w 1427 roku. Pożar ten zniszczył miasto tak, że jego właściciele Piotr Kmita-Lunak, żonaty z Małgorzatą Rzeszowską i Stoigniew z Szumska – mąż Ofki Rzeszowskiej (siostra Małgorzaty) ponownie musieli osadzać miasto na prawach magdeburskich. Szybko odbudowane wraz z ratuszem otrzymało wiele przywilejów. Rzeszów w XV w. stał się punktem etapowym (mimo, że nie posiadał prawa składu) handlu bydłem z Węgrami, Rusią i Wołoszczyzną. Właściciele Rzeszowa zabiegali skrzętnie o rozwój handlu, starali się o przywileje królewskie na jarmarki, przywileje o uzyskanie ceł na obce towary, dlatego też wokół rynku była straż celna, która pobierała myto za wwożone towary. Rolę magazynów pełniły piwnice drążone pod kamienicami i rynkiem. Drążono je bezpośrednio w lessie, omurowywano kamieniami lub cegłą. Oprócz legalnych towarów przechowywanych w .piwnicach, przechowywano też towary z przemytu. Pod rynkiem stworzono sieć pajęczą korytarzy, by omijać płacenie myta. Korytarzami tymi przemycano towary. W późniejszym okresie, za rządów Lubomirskich, Rzeszów podupadł ekonomicznie. W tym czasie upada handel, cechy rzemieślnicze, zanika funkcja piwnic. Piwnice zostały zapomniane na okres około 200 lat. Dały znać ponownie o sobie dopiero w 1949 roku, gdy w północnej pierzei rynku zaczęły pękać mury trzech kamienic, które w ostateczności rozebrano. To zapoczątkowało badanie stanu kamienic i samej płyty rynku. Okazało się, że zabudowania wokół rynku stanowiły zagrożenie dla mieszkańców kamienic usytuowanych w pierzejach rynku, łącznie z ratuszem. Z niektórych kamienic wyprowadzono mieszkańców już w latach 50. ub. wieku, a w niektórych mieszkano jeszcze dość długo.

W 1963 roku sprawa rynku była poważnie dyskutowana. Co zrobić z zespołem kamienic wokół rynku? Kamienice te po opuszczeniu ich przez poprzednich właścicieli przeszły na własność miasta i były zasiedlane przez ludność napływową, niemającą żadnych związków z miastem. Mieszkania te traktowano jako coś tymczasowego, nie dbano o nie oraz były penetrowane przez tzw. poszukiwaczy skarbów. Bardzo dużo ludzi liczyło, że można znaleźć coś, co ukryli Żydzi. Zrywano podłogi, rozbierano ściany, piece itp. Nic nie znaleziono, ale zniszczono wnętrza wielu kamienic i piwnic. Wartości zabytkowe zabudowy rynku nie były przez ówczesne władze dostrzegane. W tymże roku (1963) władze miasta zleciły Wojewódzkiemu Biuru Projektów sporządzenie inwentaryzacji i ewentualnej modernizacji tychże obiektów. Okazało się, że koszty modernizacji przekraczały budżet miasta. Do tego jeszcze powierzchnia rynku zaczęła się zapadać. Sprowadzono ekipę z AGH z Krakowa na czele z prof. Zalewskim, która to ekipa zabezpieczała rynek metodami górniczymi, tzn. sypano w zapadające się piwnice tzw. podsypkę z lessu i cementu. Dla powierzchni placu było to dobre, ale nie ratowało piwnic znajdujących się pod płytą rynku. Główną przyczyną niszczenia zabudowy rynku było przenikanie wód i wypłukiwanie lessu, na którym stały kamienice. Była to dla miasta rozpaczliwa sprawa, a miasto ze względu na swoje fundusze nie mogło sobie z rynkiem poradzić. W 1968 roku powołano 8-osobową komisję, która miała rozstrzygnąć, co zrobić z tym problemem jakim był rynek i jego zabudowa. W skład komisji wchodzili urzędnicy różnych urzędów miejskich, m. innymi z Wydziału Architektury, Pracowni Urbanistycznej, Gospodarki Komunalnej, Mieszkaniowej. Przekonanie ogólne było takie, że nie warto ratować rynku. Według

Walące się kamienice w rynku. niektórych osób było to dziedzictwo obce. Rynek nie miał takiego znaczenia historycznego według nich, jak starówka krakowska, czy zamojska. Naciski były, by pozbyć się zabudowy rynku. W miejsce tego miał powstać park kultury i wypoczynku, ciągnący się od Wisłoka, poprzez stary cmentarz wzdłuż ul. Mickiewicza do placu Farnego. Miano pozostawić jedynie ratusz i kościół Farny. Główny architekt województwa rzeszowskiego w swoim koreferacie uznał, że projekt ten nie obejmuje właściwych części miasta. Projektowany park należy przedłużyć aż do ul. Pułaskiego, do budujących się tam obiektów sportowych, pasem zieleni o szerokości ok. 200 m, a wzdłuż tej zieleni po obu stronach miały stanąć dwa rzędy wieżowców, oczywiście po wyburzeniu starych kamienic. Był to projekt nierealny i do tego na szczęście nie doszło. Komisja, o której wspomniałem, obradowała i w oparciu o szczegółowe analizy techniczno-konstrukcyjno-użytkowe poszczególnych kamienic, ustaliła harmonogram kolejności ich wyburzania. Program był bardzo szczegółowy i opierał się na założeniu, że zabudowa ta jest nic nie warta. Jeden z członków komi-

sji, architekt Władysław Hennig, zaprotestował przeciwko tej decyzji i złożył szczegółowe wyjaśnienie swojego protestu uzasadniając, że zabudowa rynku ma szczególne znaczenie historyczne o wysokiej wartości zabytkowej i nie wolno tego burzyć, tym bardziej, że obiekty te są wpisane w rejestr zabytków. W tym czasie rozpętała się akcja ochronna dla tego obszaru ze strony środowisk konserwatorskich. W prasie, na zebraniach dyskutowano o odbudowie, a nie burzeniu rynku. Akcja burzenia została wstrzymana, ale odbudowa przeciągała się w czasie ze względu na ograniczone środki finansowe. Raban wywołany na skutek decyzji o wyburzeniu rynku spowodował to, że prezydent Rzeszowa wydał decyzję o ratowaniu i rewaloryzacji rynku. Powstał oddział Pracowni Konserwacji Zabytków w Rzeszowie. Oddział ten przeprowadził analizę historyczno-architektoniczną każdej kamienicy. W latach 1977-1979 opracowano szczegółowy plan zagospodarowania przestrzennego i rewaloryzacji zespołu staromiejskiego. Pracom konserwatorskim poddane zostały kamienice w rynku i przy ul. Mickiewicza. Nie zapomniano o piwni-

cach w podziemiach. Po 10-letniej przerwie prace wznowiono pod kierunkiem prof. Strzeleckiego z AGH. Po 1984 roku koordynację prac przejął mgr inż. Andrzej Stroński – obecnie pełniący funkcję miejskiego konserwatora zabytków, który kontynuował całą pracę przy rewaloryzacji rynku. Niektóre zabezpieczone piwnice wykorzystano później do utworzenia podziemnej trasy turystycznej, której pierwszy odcinek o długości 213 m, obejmującej łącznie 34 piwnice, został oddany w 2001 roku. Następny o długości 186 m w 2007. W 1980 roku odbudowany został pomnik Tadeusza Kościuszki, a w 2002 roku odbudowano studnię, którą zaborcy zlikwidowali po 1867 roku, wtedy, kiedy rynek otrzymał częściowo kamienne bruki i na ukos przecięła go nowa ulica łącząca ulicę Kościuszki z ulicą Mickiewicza. Tak po wielu latach, dzięki staraniom i mądrości wielu ludzi, rzeszowski rynek zrewaloryzowany, kolorowy cieszy nie tylko mieszkańców Rzeszowa, ale przyjeżdżających do naszego miasta turystów z kraju i zagranicy. Przyjeżdżają też dawni mieszkańcy Rzeszowa, którzy po wieloletniej nieobecności w mieście są zdumieni i zachwyceni miastem, po prostu go nie poznając. Szukając dziś wyjaśnienia motywów tego rodzaju pomysłów o wyburzeniu rynku można wskazać dwa. Cytując autora książki W. Herniga, było to dążenie do ukrycia śladów naszego niedbalstwa i naszej niegospodarności. Wiadomości na temat powojennych dziejów rynku, wraz z dokumentacją, uzyskałem od Władysława Henniga – architekta, autora książki pt. Rzeszowski alfabet miejsc często już zapomnianych i ludzi z nimi związanych (książka w druku) oraz od Andrzeja Strońskiego – dyrektora Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków w Rzeszowie, którym za to serdecznie dziękuję. Ryszard Lechforowicz

oaza wypoczynku i twórczej pracy

Wracając z II Kongresu Polskiego Związku Działkowców w Warszawie myślami podążałam w zapach ogrodów działkowych, do ludzi, którzy umiłowali malutki areał ziemi i stworzyli na nim zakątek piękna i relaksu. Nie mogłam dopuścić nawet myśli, aby można było, w imię zmian w prawie o ogrodach działkowych, tak po prostu pozbawić ich miejsca, które od wielu lat jest pokoleniową bazą czynnego wypoczynku. Na Kongresie nie zabrakło sygnałów, że działkowy ogród jest również miejscem inspiracji dla poety, malarza, rzeźbiarza, gdyż tacy twórcy są wśród społeczności działkowców. W scenerii kolorowych kwiatów, w Rodzinnym Ogrodzie Działkow y m „ Z E L M E ROW I E C ” w Rzeszowie, którego prezesem jest Eugeniusz Krzysztoń, spotkałam wyjątkowego człowieka. Stał przy pniaku ściętego drzewa i szerokim dłutem coś rzeźbił. Nie przeszkadzałam. Wróciłam tam za kilka dni. Obok uroczego domku z niebieskim dachem jak z bajki stała ukończona rzeźba. Wyczarowany w drewnie

autoportret oraz twarz dziewczyny patrzyły na mnie i na fioletowe jesienne „jadwiśki”. Autor dzieła, Stach Ożóg, odziedziczył maleńką, trzyarową działkę po matce. Jest wykładowcą w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, a także laureatem ogólnopolskich konkursów teatralnych i recytatorskich. Stacha można spotkać w wielu placówkach kultury, w mieście i regionie, jako sprawcę ciekawych inicjatyw artystycznych. Cykl rzeźb w drewnie „Studium clowna” został uhonorowany I Nagrodą podczas Przeglądu Twórczości Plastycznej Krakowskiego Okręgu Wojskowego. Zapytałam, czym jest dla niego działka. Pokazał mi rzeźby stojące na półce, na oknie i szafce. Te nagrodzone też rzeźbił na działce. W ogrodowej ciszy czerpie natchnienie z natury. Jest posiadaczem Brązowej, Srebrnej i Złotej Odznaki Recytatora. Artystyczne i pedagogiczne zamiłowania S. Ożoga spełniają się także w cotygodniowych Spotkaniach z Literaturą odbywających się w Klubie Wojskowym w Rzeszowie,

Tradycyjnie rzeszowscy seniorzy z Klubu Seniora, mającego siedzibę w Osiedlowym Domu Kultury „Tysiąclecia” RSM w Rzeszowie, obchodzą swoje święto w październiku. W tym roku jesień spędzili na wycieczkach turystycznych oraz koncertach. Byli m.in. w skansenie w Kolbuszowej i Leśnej Woli koło Głogowa Młp. Koncertowali w Domu Kultury w Straszydlu oraz w kościele ojców bernardynów w Rzeszowie. Klubem Seniora kieruje Zarząd z Ireną Walczak na czele. Jest ona wspomagana przez Krystynę Krok, Cecylię Kuczmę, Kazimierę Falkowską oraz Annę Kwiecień. A tak w ogóle, to w pracy klubowej uczestniczą aktywnie wszyscy członkowie

poprzez udział w pracach różnych wej Władysław Kasza, kierowniczka komisji. Klub jest duży, bo liczy ODK „Tysiąclecia” Halina Kostoń. ponad 100 osób. Spotykają się w Było bardzo świątecznie. Pięknie każdy wtorek, proponując dla siebie o działalności Klubu mówiła Irena jak i każdego, kto chce być z nimi Walczak. Zachęcony do zabrania atrakcyjny program. głosu Mieczysław Janowski, jak Na ostatnim spotkaniu wśród zawsze w ciepłych słowach zwracał sen iorów byl i: e u r o d e p u t ow a ny M ie cz ys ław Ja now s k i , k ie row ni k ad ministracji osiedla B og u s ł aw S a k , przewodniczący Rady Spółdzielczej Osiedla Jan Potera, przedstawiciel Od lewej: Halina Kostoń, Bogusław Sak, Stanisław Rady Samorządo- Irena Walczak, Jan Potera, Władysław Kasza.

1993 r., w któr y m n a pi s a ł piękną dedykację „z nadzieją ocalenia światła przed mrokiem pamięci”. Poezja Stacha dociera do z a k a m a r k ów d u s z y, j e s t nadzieją ocalenia światła, zapachu czerw o n e j r ó ż y, miłości, tęsk-

Stach Ożóg na swojej działce. gdzie pracuje jako instruktor ds. teatru. Za całokształt pracy artystycznej w wojsku polskim otrzymał Medal Pamiątkowy przyznany przez Dowództwo Krakowskiego Okręgu Wojskowego oraz Medal za Zasługi dla Kultury w Wojsku Polskim. Decyzją Ministra Obrony Narodowej wyróżniony został Brązowym Medalem „Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny”. Podążając na „Zelmerowskie Ogrody” raz jeszcze przeczytałam „Imię z wczoraj”, tomik wydany w

noty i spokoju. Działkowy ogród, gdzie w ciszy słychać lecące motyle, jest doskonałym miejscem, aby posłuchać recytacji Stacha Ożoga nagranych na około dwustu płytach CD, na których prezentuje fragmenty literatury polskiej i światowej w swojej artystycznej interpretacji. Stworzył także foniczne cykle „Literatura Podkarpacia”, które służą polonistom, recytatorom, miłośnikom żywego słowa, jako szeroko rozumiana pomoc dydaktyczna. W roku 2001 wyróż-

dzień seniora

się do emerytów. Podkreślił, że emeryci mają duży wkład w rozwój Rzeszowa. Mają duże doświadczenie i wiedzę, są ożywczym, dobrym przykładem dla młodych. W rozwoju miasta dziś często nie trzeba próbować otwierać drzwi, które

Rusznica, Mieczysław Janowski,

niony został odznaką „Zasłużony Działacz Kultury”, a w czerwcu tego roku otrzymał Nagrodę Zarządu Województwa Podkarpackiego za szczególne osiągnięcia w dziedzinie upowszechniania kultury. Stacha w ogrodzie działkowym znają wszyscy, jest osobowością rozpoznawalną – powiedział wiceprezes ogrodu Bogdan Kochmański, który utrwalił w aparacie oryginalne rzeźby wtopione w pejzaż niezwykle zadbanego i mądrze zarządzanego ogrodu. We w rześniu k a żdego roku zarząd organizuje dożynki, dba o infrastrukturę, o modernizację świetlicy. Mam nadzieję, że w niej również stanie rzeźba Stacha Ożoga i będzie świadectwem, że rodzinne ogrody są potrzebne zarówno dla zwykłych działkowiczów jak i dla działkowiczów artystów. W niewielk im oddaleniu od zatruwanego spalinami samochodowymi miasta, są płuca, które wnoszą zdrowy oddech w okna wieżowców i ulicom naszego pięknego miasta. Jadwiga Kupiszewska ktoś „onegdaj” otworzył - mówił M. Janowski. Cieszy się, że wiele spraw, które wraz Radą Miasta kiedyś podejmował, gdy był prezydentem, jest dziś kontynuowanych przez obecnego prezydenta Tadeusza Ferenca. To dobry przykład kontynuacji ważnych dla miasta spraw. W czasie spotkania były też kwiaty i najlepsze życzenia długich lat życia w zdrowiu, szczęściu i radości, przekazane przez Bogusława Saka od zarządu RSM. Było też tradycyjne „sto lat”. Na zakończenie spotkania wystąpił zaprzyjaźniony zespół muzyczny MEGREZ. Seniorzy pokazali, że umieją się przy muzyce pięknie bawić. Stanisław Rusznica


ECHO RZE­SZO­WA

Spotkania z przeszłością

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

11

czy na ukrainie powstanie nacjonalistyczne państwo autorytarne?

Nasza redakcja od kilku lat stara się uczestniczyć w ogólnonarodowej dyskusji na temat stosunków Polski z jej wschodnim sąsiadem. Muszę stwierdzić nie bez satysfakcji iż nasze oceny potwierdziły ostatnie wydarzenia. Do lamusa odchodzi koncepcja w ujęciu lapidarnym „walczyć z Rosją przy pomocy Ukrainy”. PiS, prowadząc tzw. politykę historyczną, popisuje się konfrontacyjnymi wypowiedziami wobec Rosji. Pamiętamy przecież buńczuczne wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji. Klinicznym przykładem tego sposobu myślenia jest prof. Andrzej Nowak, historyk z Krakowa, autor m.in. książki „Jak rozbić rosyjskie imperium?" i członek Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich 2005 roku. Do lamusa odchodzi giedrojciowska koncepcja wycofania się Polski z wszelkich roszczeń do jej byłych Kresów Wschodnich. Jako gorący rzecznik zbliżenia polsko-ukraińskiego posunął się on nawet tak daleko, że w wywiadzie dla Polskiego Radia na dwa tygodnie przed śmiercią stwierdził, że zbrodnie UPA „powinny zostać po prostu zapomniane". Ta opinia zaważyła bardzo poważnie na relacjach między Polską a Ukrainą. Kolejno pojawiały się hasła. W 1990 r. w polityce wschodniej z naszymi sąsiadami określając, ją mianem „polityki dwutorowości” i z Rosją i z Ukrainą. W okresie „Rewolucji pomarańczowej” obowiązywało hasło „Ukraina strategicznym partnerem Polski.” Brak realizmu w stosunkach polsko-ukraińskich musiał w końcu doprowadzić do wzajemnego rozczarowania, do jakiego doszło ostatecznie w 2000 i 2001 r. Przyczyną tego stanu rzeczy był fakt, że deklaracjom o strategicznym partnerstwie nie towarzyszyły żadne praktyczne rezultaty. Ostatnio na plan pierwszy wysuwa się hasło o „Partnerstwie i dobrosąsiedztwie”. Jeśli te gesty czynią dobrą nadzieję, to nie możemy zapomnieć, że powstająca w duchu nacjonalizmu ukraińskiego Ukraina może być bardzo niebezpiecznym sąsiadem. Zapo-

minanie - jak radził Giedroyć - albo przemilczanie równające się ustępowaniu ze swoich racji, z psychologicznego punktu widzenia nie zawsze przynosi załagodzenie sporów, a częściej otwiera eskalację żądań strony przeciwnej. O ile na wschodniej i środkowej Ukrainie nacjonalizm ukraiński nie cieszy się dużymi wpływami, to na zachodniej Ukrainie (dawne tereny II Rzeczypospolitej) jest inaczej. Tam bowiem nacjonaliści - jak się okazuje - próbują reanimować sowietyzowany przez lat kilkadziesiąt naród i nadać mu aktywny charakter. Tamtejsi Ukraińcy na ogół nie są przychylnie nastawieni do Polaków i Polski, a nacjonaliści zajmują postawy wręcz wrogie. Zaprzeczają oni także oczywistym faktom historycznym, tj. ludobójstwu dokonanemu przez UPA na Polakach zamieszkujących południowo-wschodnie Kresy II Rzeczypospolitej. Tradycja banderowska staje się, przynajmniej na zachodniej Ukrainie, jednym z ważniejszych składników nowej świadomości ukraińskiej. Mnożą się pomniki znanych ludobójców z UPA, ich nazwiskami nazy wane są ulice w miastach... Wszystko to dzieje się bez zwracania uwagi na stosunki polsko-ukraińskie. Uk raina zorganizowana przez ukraiński szowinistyczny nacjonalizm, gdy uzyska on w kraju nad Dnieprem przewagę i stanie się czynnikiem determinującym jego tożsamość, stanie się groźna i wroga. Za takim właśnie rozwiązaniem opowiedział się ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Dmytro Doncow w książce Nacjonalizm (1926). Została ona wydana w tłumaczeniu polskim przez wydawnictwo Księgarnia Akademicka w Krakowie w roku 2008. W tym wypadku została ona potraktowana jako ważny dokument ostrzegający przed możliwymi skutkami nacjonalizmu spod znaku OUN i UPA. Praca ta nadal stanowi ważną inspirację ideologiczną dla ukraińskich nacjonalistów. Doncow uznaje tylko „Czynny nacjonalizm" i "Ukraińska idea". Ukraiński ideolog sugeruje stanowcze zerwanie przez Ukraińców i Ukrainę wszelkich więzów z Rosją i wyzwole-

nie się nie tylko spod jej politycznej, ale także kulturalnej i mentalnej dominacji. Jak można sądzić, to właśnie ten element ideologii ukraińskiego nacjonalizmu przyczynił się do stępienia czujności wielu polskich środowisk w stosunku do tego rodzącego się prądu ideowo-politycznego. We Lwowie ustawione są plakaty sławiące SS Galizien w walce wojskami Armii Czerwonawej. Czy w Polsce potępia się mołojców z SS? Nacjonalizm zgłasza akces do nowej epoki, w której mają dominować "instynkt", "wola", "autorytet" czy "wodzostwo". Obecnie w polityce dużą rolę ogrywa syn ostatniego dowódcy UPA Suchewicz. Doktryny Doncowa opierają się na skrajnym „darwinizmie społecznym", łącznie z poglądem, że naród jest gatunkiem, który - podobnie jak gatunki w przyrodzie - walczy o miejsce dla siebie, tępiąc inne. Naród dla Doncowa stanowił osobny gatunek w przyrodzie, był wartością najwyższą, absolutem, wyrastającym nawet ponad Boga. Doncow rzucił hasło: "nacja ponad wszystko". "Przemoc" to kolejna siła motoryczna nacjonalizmu ukraińskiego. Doncow pouczał swoich rodaków, że "bez przemocy i żelaznej bezwzględności niczego w historii nie stworzono, [...] przemoc, żelazna bezwzględność i wojna, oto metody, za pomocą których wybrane narody szły drogą postępu". I dodawał za Sorelem: "[...] przemoc to jedyny sposób, pozostający w dyspozycji [...] narodów zbydlęconych przez humanizm". Tutaj ewidentnie widać, iż banderowcy nigdy nie potępią zbrodni UPA. Stąd biorą się incydenty przy polskim pomniku upamiętniającym zbrodnie Ukraińców w Hucie Pieniackiej lub mowa przewodniczącego Lwowskiej Rady Obwodowej – Oleha Pankiewicza. Ten skrajny nacjonalista z partii „Swoboda”, znany był wcześniej z wrogich wobec Polski publicznych wypowiedzi, a także z akcji pikietowania polskich rocznicowych obchodów przy pomniku w Hucie Pieniackiej oraz z okazji odsłonięcia pomnika zamordowanym polskim

profesorom. Tym razem Oleh Pankiewicz, zwracając się do przedstawicieli polskiej i ukraińskiej elity, wyraził „nadzieję, że będzie u nas wspólne zrozumienie konieczności demontażu pomnika ofiar UPA, który znajduje się we Wrocławiu. Bo w żadnym wielkim ukraińskim mieście nie ma pomnika ofiar Armii Krajowej. … Mam również nadzieję, że Sejm polskiego państwa nie będzie przyjmował uchwał uznających Ukraińską Powstańczą Armię za organizację złoczynną.” Tak oto w praktyce realizowane są wskazania Doncowa. "Prawo ekspansji - pisał Doncow - istniało, istnieje i istnieć będzie. Absurdem jest ogólnoludzki punkt widzenia w polityce". Doncow uważał, że Ukraińcy są "stworzeni z gliny, z jakiej Pan Bóg tworzy narody wybrane", a więc - są narodem wybranym (niektórzy kwalifikują takie spojrzenie jako przejaw rasizmu). Przyjmował też, że nacjonalizm ukraiński powinien charakteryzować się fanatyzmem, bezwzględnością i nienawiścią. Pisał: "[...] fanatyk uznaje swoją prawdę za objawioną, którą mają przyjąć inni". A oto aktualna realizacja hasła we Lwowie, albo jak go nazywają banderowcy w Banderschtad, odbył się wiec z okazji Dnia Jedności Ukrainy. Uczestniczyło 10 tys. osób. Znany z antypolskich poglądów, były deputowany lwowskiej rady obwodowej, Rotysław Nowożeniec, nawoływał do oderwania od sąsiednich państw ziem: Łemkowszczyznę, Nadsanie, Chełmszczyznę i Podlasie, które jego zdaniem są etnicznie ukraińskie. Wtórował mu Jurij Szuchewycz, syn komendanta UPA, Romana Szuchewycza – pisze zaxid.net. Jak widać hitlerowsko-banderowskie pomioty nie żartują i z chęcią "wyzwoliliby okupowane" ziemie, a jak by to zrobili? No cóż, historia wyraźnie mówi, co stało się z Lachami, Żydami, a nawet z nieposłusznymi Ukraińcami, gdy gieroje z UPA zaczęli czystki etniczne. Celem moralności wyznawanej przez nacjonalizm ukraiński jest "silny człowiek", a nie "człowiek w

powstała partia polaków ukr ainy

jęto statut i program nowej partii. Nazwę Partii postanowiono przyjąć w zaproponowanej wersji – Partia Polaków Ukrainy. Sekretarzem generalnym PPU został wybrany Stanisław Kostecki, wybrano też władze nowej partii. Jako główne cele działalności PPU Stanisław Kostecki określił polityczną obronę interesów obywateli Ukrainy polskiego pochodzenia w ich działalności biznesowej i wspieranie europejskiej integracji Ukrainy. Nowa partia określa się jako chrześcijańsko-demokratyczna. Delegatów zjazdu i nowo wybrane władze pobłogosławił ks. Leszek z diecezji

Pod takim znamiennym tytułem na stronie internetowej Chmielnickiego Obwodowego Ośrodka Związku Polaków Ukrainy 13 września zamieścił tekst W. Wojdewicz. Zjazd założycielski zebrał pod dachem kijowskiego Domu Uczonych delegatów z 28 organizacji skupiających Polaków, zamieszkujących na Ukrainie. Planowano przyjazd 140 delegatów, a przybyło około 200. Z tego zarejestrowało się tylko 120, ponieważ rejestracja kosztowała 75 hrywien od osoby. Liczebność delegatów z poszcze-

gólnych ośrodków rozłożyła się tak: Żytomierz – 24 osoby, Kijów – 27, Winnica – 15, Charków, Chmielnicki i Dniepropietrowsk – po 6, Odessa – 4, Lwów, Iwano-Frankowsk, Tarnopol, Czerniowce – po 2-4 osoby. Zebranie poprowadził prezes Związku Polaków Ukrainy Stanisław Kostecki, a w prezydium zasiedli prezesi: Emil Legowicz ze Lwowa, Wiktoria Laskowska-Szczur z Żytomierza, prezesi Dniepropietrowska, Charkowa i Chmielnickiego. Prezesi poszczególnych ośrodków w swych wypowiedziach przybliżyli

swojądziałalność i odnieśli się do stworzenia partii. Przewodnicząca z Sewastopolaopowiedziała o nowo otwartym konsulacie i o polskiej społeczności, liczącej 4,5 tys. osób. Emil Legowicz ze Lwowa zaznaczył, że stworzenie polskiej partii już od dawna jest kwestią niezwykle aktualną. Stanisław Denis z Charkowa, podkreślił, że nazwę partii trzeba wymyślać bardziej „życiową”, a Wiktoria Laskowska-Szczur z Żytomierza zaproponowała wersję „Polska Partia Demokratyczna”. Po intensywnych obradach przy-

k a l e n da r i u m

1 listopada 1918 - we Lwowie żołnierze podlegający Ukraińskiemu Komitetowi Wojskowemu opanowali większość gmachów publicznych. W odpowiedzi powstały spontanicznie w zachodniej części miasta dwa polskie punkty oporu z bardzo nieliczną początkowo i słabo uzbrojoną załogą. 1 listopada 1939 - (Święto Zmarłych – Wszystkich Świętych) Prezydium Rady Najwyższej ZSRR przychyliło się do prośby Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy i włączyło ją do ZSRR. 2 listopada 1988 Katastrofa samolotu pasażerskiego An-24 pod Rzeszowem 5 listopada 2003 - umiera Władysław Kruczek, twórca wielkiego Rzeszowa.

7 listopada 1914 - rozwiązaniu ulega Rada Miasta Rzeszowa. Wkroczyli ponownie Rosjanie. 7 listopada 1918 – powstanie Tymczasowego Rządu Ludowego w Lublinie. 11 listopada 1918 – odzyskanie niepodległości przez Polskę. Koniec I wojny światowej. 14 listopada 1969 - lądowanie pierwszego człowieka na księżycu (Charles Conrad, Richard F. Gordon, Alan L. Bean). 15 listopada 1939 - Prezydium Rady Najwyższej USRR w Kijowie włączyło tzw. Ukrainę Zachodnią do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 29 listopada 1939 - Prezydium Rady Najwyższej ZSRR dekretem narzuciło mieszkańcom tzw. Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi obywatelstwo sowieckie.

ogóle". Walce o byt - którą wyznają jako naczelną zasadę Doncow i jego uczniowie - obce jest moralne pojęcie sprawiedliwości i miłości bliźniego. W przyrodzie nie ma bowiem humanizmu i sprawiedliwości. Jest tylko siła (życie) i słabość (śmierć). Ostatnio pojawiły się hasła o kontynuowaniu dzieła. UPA, obarczana winą za zbrodnie na ludności polskiej Wołynia, Polesia i Galicji Wschodniej, na Ukrainie zachodniej uważana jest za siłę walczącą o niepodległość państwa. Pochodowi, nad którym powiewały niebiesko-żółte flagi ukraińskie oraz czerwono-czarne f lagi UPA, towarzyszyła orkiestra wojskowa. Idący w nim młodzi ludzie oraz weterani UPA przeszli centralnymi ulicami Lwowa, by zatrzymać się przed ratuszem na Rynku Głównym. Tam częstowano ich wojskową kaszą i piwem. - Takie przedsięwzięcia organizowane są przede wszystkim dla weteranów, uczestników walk. Chcemy, by przekonali się oni, że młodzi ludzie, którzy się tu zebrali, będą kontynuować ich dzieło - powiedział jeden z organizatorów Lubomyr Horbacz, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Zdzisław Daraż

kijowskiej. Następnie odbył się koncert zespołów ludowych, w którym też udział wzięła Zasłużona A r t yst k a U k ra i ny, Wi k tor ia Radik. Obecnie partia przygotowuje się do rejestracji w Ministerstwie Sprawiedliwości Ukrainy. Do rejestracji potrzeba co najmniej 10 000 podpisów jej zwolenników. Według nieoficjalnych danych na Ukrainie może zamieszkiwać do 3 mln osób polskiego pochodzenia. Informacje i fotografie ze zjazdu przekazał naszej redakcji PIOTR FRIZ – przewodniczący Polskiego Towarzystwa Kulturalno-Oświatowego Obwodu Tarnopolskiego.


12

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

Z szuflady Bogusława Kotuli

Obwód koła rozprzestrzeniania się Żydów w różnych okresach historii, nie tylko Europy, nigdy nie zamknął się. Mało, przerywany zostawał w różnych miejscach. Hitler i Stalin chcieli zamknąć tę kołową linię raz na zawsze. Na szczęście nie udało się. Bardzo długa historia narodu żydowskiego, niewyobrażalnie tragiczna i niezwykle interesująca, absorbowała i zadziwia dalej nie tylko dziejopisarzy. To temat rzeka. Jordanu, Dunaju Sekwany, Wołgi i Wisły. Nawet niewielkiego Wisłoka, także. Zawitali do naszego miasta za Kazimierza Wielkiego. Dawno to było. Bardzo szybko opanowali miasteczka Rzeszowszczyzny. Pracowici, pomysłowi, skuteczni w handlu, lichwie, prawie. Oni właśnie

koło nie do zamknięcia nauczyli Polaków robienia interesów, powiedzmy szczerze, nie zawsze legalnych. Inteligentni i przewidywalni. Kontrowersyjną bitwę o handel w okresie międzywojennym polscy kupcy i przedsiębiorcy przegrali. Dlaczego? Na ten temat wypisano hektolitry inkaustu i zababrano tony papieru. Przedwojenny i okupacyjny antysemityzm! Dla jednych misja, dla innych polityczny geszeft. To temat tak wieczny jak wieczne pióro i wietrzna ospa. W sierpniu 1938 roku mieszkało w Rzeszowie 15 800 Polaków wyznania mojżeszowego. No, może nie do końca Polaków. Rzeszowiaków na pewno. Co stało się z tą przecież bardzo liczną populacją? Wiadomo! Co tu dużo rozprawiać czy bić pianę. Wielu takie rozwiązanie bardzo ulżyło. W latach powoli kończącego się dwudziestego wieku zaczęli pojawiać się w Rzeszowie. Nie wracali. Oni, ci Żydzi urodzeni nad Wisłokiem, Mikośką, Przyrwą i Młynówką, oni przyjeżdżali zobaczyć swoje miasto. Wielu płakało tak zwyczajnie, po ludzku, na uliczkach, przy ścianach znajomych domów i kamienic, przy miejscach dawnych sklepików. Na starym i nowym kirkucie niejednokrotnie brakowało już łez.

Rodowici rzeszowiacy: Sternschussowie, Wangowie, Amstrdamowie, Karpffowie, Osterowie, Schiperowie, Reisnerowie, Reichowie i wielu, wielu innych, którzy już odeszli z tego świata, albo dożywają swoich dni. W Ameryce, Kanadzie, Szwecji, Izraelu, Danii, Francji, nawet w Brazylii i Australii. Mimo swego przedwojennego urodzenia nie pamiętam tamtych z Mojżeszowa. Po okupacji w Rzeszowie nie mieszkała już ani jedna rodzina żydowska zwarta personalnie. Co ja, osobiście, wynoszę z tych znajomości? Po prostu oni są rzeszowiakami! Nie wiem, może to zwyczajna do nie tylko mojego Rzeszowa moja miłość jest zwykłą psychiczną dolegliwością, którą należy wpisać do mojej karty chorobowej? Ostatnio odwiedziła Rzeszów pani Róża Grossman z USA i państwo Bursztyn z Australii. Właściwe personalia pana Bursztyna to Aleksander Jarmark, syn Hermana Jarmarka, przedwojennego adwokata rzeszowskiego, mającego swoją znaną kancelarię przy ulicy Zamkowej 3. Mecenas Jarmark zmarł śmiercią naturalną, kiedy dotarł do formowanej w ZSRR armii Andersa. Pan Aleksander był już kilka lat temu w Rzeszowie. Jeżeli powiem,

że był wprost ocz a rowa ny obecnym miastem, to wcale nie przesadzę. Ż ona, k a liszanka, chciała po Rzeszowie chodzić tylko na własnych nogach, bo, jak mi powiedziaPrzysięga rzeszowskich żołnierzy pochodzenia ła na ucho, w Sydney bardzo żydowskiego w Pułku Huculskim w Kołomyi. meczy się, a tu po prostu wiec wyrobił im aryjskie papiery odpoczywa. Dobre, co? i przetransportował do Warszawy, Miesiąc wcześniej odwiedziła gdzie cała trójka ocalała. Podamiasto nad Wisłokiem pani Róża łem Róży nazwisko ewentualnego Grossman. Była przed wojną pięk- fachowca i w pewnym sensie zmusiną dziewczyną z Kalisza. Po co łem do uznania za prawdziwe miejprzyjechała do Rzeszowa? Chciała sce wiecznego spoczynku jej ojca odszukać grób swojego ojca? W na czekajskim kirkucie. Uwierzyła. rzeszowskim getcie był szewcem, Kiedy podeszła do kamienicy, w który reperował żydowskie obu- której mieszkała w getcie, odwróciła wie wysyłane później do Niemiec. się w stronę starego cmentarza. Róża Róża nie pamięta jak zmarł jej tata. po prostu płakała. Co jest w tym Zastrzelony, zamordowany, zagło- naszym mieście, że ci z przedwojdzony? Złożyła wizytę prezydentowi ny zachwycają się Rzeszowem i… Sience, była w rzeszowskiej telewizji. płaczą w nim. Może właśnie w taki Po przewiezieniu jej z Łodzi do sposób spełniają się ich marzenia z rzeszowskiego getta razem z siostra dzieciństwa, młodości? Nasze miasto i matką zamieszkały w kamienicy urasta do mitu, do współczesnej przy ulicy Rzeźniczej. Jeden facho- legendy! To żadna insza inszość!

pośród równin pradoliny Na północny wschód od Rzeszowa, pośród rozległych równin Pradoliny Podkarpackiej, leży kilka wiosek, a wśród nich Łąka, duża wieś rozsiadła pomiędzy starym, a nowym korytem Wisłoka. Wieś to prawdopodobnie równie stara jak Rzeszów. W źródłach historycznych pojawia się po raz pierwszy w 1390 roku jako jedna z wsi okręgu rzeszowskiego, wówczas będącego w rękach Pakosławiców, ale niewątpliwie jest znacznie starsza. Według tradycji miała być założona w pierwszej połowie XIV wieku, za czasów panowania króla Kazimierza Wielkiego. Pod koniec XV wieku Łąka dostała się w ręce Pileckich z pobliskiego Łańcuta, potem należała do Kostków, Lubomirskich, Sanguszków, Morskich i Potockich, tych z Łańcuta. Przez całe stulecia stanowiła ośródek dóbr, stąd też pośród okolicznych miejscowości wyróżnia ją interesujący zespół podworski, pomimo skomplikowanych losów, wcale dobrze zachowany. Początki tejże rezydencji sięgają XVI wieku. Wówczas to Kostkowie wznieśli w Łące drewniany lecz obronny dwór, otoczony fosami i rozlewiskami starorzeczy Wisłoka.

Zachowały się do dziś stanowiąc malowniczy element założenia parkowego. W rejonie tego dworu, na przełomie XVII i XVIII wieku, Lubomirscy wznieśli okazały, barokowy pałac. Budowla wzniesiona według planów znakomitego architekta, Tylmana z Gameren, była ponoć bardzo okazała. Kolejni właściciele tutejszego majątku, Sanguszkowie, przebudowali go w latach 1763-1776 na jeszcze bardziej wytworną rezydencję. Jej świetność nie trwała jednak zbyt długo. W początkach XIX stulecia dziedzicem klucza łąckiego został Ignacy hrabia Morski. Był mały i garbaty, co wcale nie przeszkadzało mu w prowadzeniu barwnego i rozpustnego życia. Opuszczony przez żonę związał się z Zofią z Potockich Czosnowską, primo voto Oborską. Umierając w 1819 roku pozostawił jej cały majątek. Ta wkrótce go roztrwoniła. W 1835 roku zdewastowaną majętność nabył Alfred Potocki. Kolejna rezydencja nie była mu potrzebna, więc w pałacu urządził manufakturę sukienniczą. Ta nie przynosiła jednak spodziewanych dochodów, więc po dwudziestu latach przekazał go na cele dobroczynne tworząc fundację Instytutu Łąckiego Sierot

Wiejskich. W toku kolejnych zmian przeznaczenia budowli pałac został znacznie przekształcony, bezpowrotnie tracąc pierwotny styl. Istotne jednak, że przetrwał. W obecnej postaci jest to skromna, prostokątna, piętrowa budowla z dwupiętrowym ryzalitem od strony dziedzińca i dwoma kwadratowymi wieżami po bokach korpusu głównego. Od lat mieści się tu Dom Pomocy Społecznej dla dzieci prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Opatrzności Bożej. Pałac usytuowany jest pośród rozległego ogrodu krajobrazowego ze stawami, założonego w XVIII wieku. Zachowały się tu okazy sędziwych drzew, pośród których uwagę zwraca ogromny wiąz górski mający w obwodzie ponad 5 m. W obrębie parku przetrwały nikłe ślady ziemnych fortyfikacji dawnego dworu obronnego. W sąsiedztwie parku zachowały się pozostałości dawnego folwarku. Uwagę zwraca budynek dawnych stajni, czteroskrzydłowy z dziedzińcem pośrodku, pochodzący z pierwszej połowy XIX wieku, przebudowany w 1912 roku. Mocno zdewastowany obiekt został przed kilkunastu laty gruntownie odre-

Zespół podworski w Łące. Fot. Stanisław Kłos. staurowany i adaptowany na Dom Pomocy Społecznej. W pobliżu jest jeszcze murowany spichlerz z drugiej połowy XVIII wieku i resztki dawnej bramy. Będąc w tych stronach warto także odwiedzić miejscowy kościół parafialny pw. św. Onufrego. Jest to nieduża, późnobarokowa, jednonawowa świątynia z prezbiterium i oddzielnie stojącą wieżą-dzwonnicą. Jej budowę rozpoczętą w 1713 roku ukończono wiele lat później, bo dopiero w 1744 roku, według projektu architekta Jana Chomkiewicza. Wyposażenie wnętrza posiada cechy późnobarokowe i pochodzi z XVIII stulecia. Przed kościołem uwagi

godne dwa kamienne monumenty z lat międzywojennych. Jeden zwieńczony figurą Matki Bożej poświęcony jest pamięci żołnierzy walczących i poległych w słynnej bitwie pod Warszawą w 1920 roku. Drugi wzniesiono ku czci poległych w latach 1914-1920. Do Łąki niedaleko, to zaledwie 11 km, a okolica, choć równinna, to jednak interesująca. Nawet w jesienny dzień, gdy dopisze pogada, spacer po starym parku może okazać się przyjemny, a i zabytkowe budowle, choć może niezbyt okazałe, mogą wzbudzić zainteresowanie. Warto je zobaczyć. Staniław Kłos

Nowomowa

ojdoktor z neutralnym plusem

Aresztowanie autostrad – przez Kaczyńskiego, dostrzega premier Tusk. Polegać miało to na wykazywaniu w czasie kampanii wyborczej, że tych autostrad nie ma, chociaż one są. No, może nie w satysfakcjonującej ilości. Brzmi to mniej więcej jak w „Pani Twardowskiej”. Areszt kładę na Waszeci! Jednakże perspektywa obcowania przez prezesa I Ogromnego ze ślubną imć Twardowskiego, czyli ministrem Grabarczykiem, musiała zakończyć się rejteradą. Co by sobie kot pomyślał. Elektorat owe aresztowane autostrady jednak jakoś ujrzał i w konsekwencji pojechał nimi do wyborczych urn ku zniesmaczeniu speców od aresztowania. Bufet – magazyn obfitości dóbr konsumpcyjnych dla niemowlaka i nie tylko. Czasem, jak mawiał kapitan Borewicz, robią za porządny bufet u płci nadobnej zwykłe pryszcze, ale na ogół jest to przyzwoite wyposażenie, czasem nawet w gabarytowym nadmiarze. Chodzi oczywiście o biust. Nie, nie Lenina czy Bieruta, lecz żywy i falujący jak chociażby u Izabeli Łęckiej lub Telimeny. To młodzieżowe

określenie posiada jeszcze dodatkowy, wychowawczy walor. Preferuje bowiem bezalkoholową dietę, bogatą w białko i witaminy. Najwięcej ich ponoć mają polskie dziewczyny. A nieodżałowany Sztaudynger twierdził nawet, że lepszy cyc jak nic! Zdecydowanie lepsze określenie od prostackiej mleczarni. Dowołanie – naszych dzielnych kopaczy balona do reprezentacji dopatrzyła się TV Polsat. Trener Smuda ponoć musiał dowoły wać miast powoływać, bo taki miał kaprys. Fakt, że można dowołać się jedynie kogoś po długim wołaniu, którego ten wołany uprzednio nie słyszał, ma tutaj z pewnością jakieś ukryte znaczenie. Bo jeśli ów Smuda wydzierał się długo – Błaszczykowski, Błaszczykowski, słyszysz mnie?! A ten nie słyszał, bo akurat siedział u Niemców przy piwie, to gdy wreszcie znalazł się bliżej granicy i usłyszał, znaczy trener dowołał się go, jak najbardziej. Problem jednak w tym, że owemu redaktorowi polsatowskiemu chodziło o coś zupełnie innego. Tak sobie określił dodatkowe powołanie. Użył skrótowego zrostu dwóch wyrazów,

z czego, zamiast komunikatywnego określenia, wyszedł językowy idiotyzm wymagający tłumaczenia w stylu, co autor miał na myśli. Na forumie – w dodatku międzynarodowym – dostrzegła ważną kwestię narodową pierwsza baletnica dyplomacji, madame Fotyga. Chodziło jej o spadkowe dupnięcie o statystyczną glebę naszego słupka obrotu towarowego z Niemcami. Pal sześć ten germański obrót! Skoro tak widzi madame Fotyga narzędnik zacnego gremium, czyli forum, to mianownik musi brzmieć – foruma. Inaczej nie da się. Nie wystarczy umieć tańczyć dwa na jeden ambasadorski but. Trzeba jeszcze umieć znaleźć się na forumie! A ta foruma ostatnio niezbyt łaskawa dla dansiorów. Nawet w gdańskiej kolebce ich nie doceniają. Ot, niewdzięcznicy! A takiego Leszka Millera bez forumy baletowej docenili. Pewnie dlatego, iż nie potyka się o własne nogi i językowe zasady. Neutralny plus – odnotował dla premiera Tuska rajdowiec Kurski u redaktor Olejnik za coś tam. Był już jeden od ujemnych plusów, ale neu-

tralnego jeszcze nikt nie wymyślił. Jeśli ten plus jest aż neutralny, to znaczy, że nie określa żadnej wartości dodanej. Stracił zatem swój impet do przodu. Czyli jest poparcie, a jakoby go nie było. Tu zaczyna się semantyczny problem, ponieważ ów plus traci swoją elementarną cechę, bez której nic nie znaczy poza bełkotem nowomowy. Ciekawe, że nikt nie chce pozbawiać minusów ich podstawowego waloru, tylko wszyscy czepiają się tych plusów. Zazdroszczą im, cy cuś? Chociaż z drugiej strony, polityk bardzo mierny, ale za to z plusem, brzmi jakoś poważniej. Ba, może ów plus być nawet ujemnym, a co dopiero neutralnym jak, nie przymierzając, neutralne światopoglądowo jest nasze państwo (hi, hi). Nonamej – poseł wybrany z drużyny Janusza Palikota. Nie miałem zielonego pojęcia, co to może oznaczać. Wiedziałem jedynie, że z pewnością coś pejoratywnego, skoro wiąże się z postacią kontrowersyjnego polityka. Biegła w angielszczyźnie wnuczka oświeciła mnie, że nieco inna jest pisownia tego określenia angielskiego

i oznacza ono człowieka bez nazwiska. Nie dosłownie, lecz w znaczeniu nazwiska nieznanego szerszej społeczności, czyli zupełnego nuworysza, kogoś znikąd. Rzecz w tym, że znikąd przychodzą wszyscy, a tylko palikotowcy zostali nonamejami. Kto znał szerzej łażącego po kominach Tuska, podającą piguły Szczypińską albo sikającego w majtki Urbana? Ojdoktor – cudnej urody określenie radiomaryjnego Rydzyka. Zostało ono zmontowane z dwóch rzeczowników osobowych – ojciec i doktor. W efekcie powstał niejednoznaczny semantycznie twór, który bardziej trafia do świadomości jako doktor od siedmiu boleści lub co najmniej taki sobie. Wyjątkowo trafna konstrukcja, bo to żaden ojciec i takoż doktor. Ale postać znacząca, nietuzinkowa i niezwykle medialna. Wyjątkowo skuteczna w różnych grach politycznych, społecznych i finansowych, która z niczego stworzyła imperium medialne, mające spory wpływ na kształt życia politycznego w kraju. Ale i z ojcem, i z doktorem lepiej niech da sobie siana. Roman Małek


ECHO RZE­SZO­WA

Rozmaitości

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

13

związek żołnierzy wojska polskiego koło nr 8 w rzeszowie

Związek Żołnierzy WP, od lewej strony: płk Antoni Macioszek, płk Józef Mroczka, ppłk Adam Nowotny, por. Czesław Siorek. Dla Koła nr 8 ZŻ WP w Rzeszowie obecny rok jest jubileuszowy. 30 lat temu z inicjatywy ppłk Józefa Surowca, dowódcy 30 Pułku Zmechanizowanego, zebrała się grupa byłych żołnierzy Wojska Polskiego i założyła koło, które oznaczono numerem 8. W Rzeszowie jest 9 wszystkich kół. W początkowym okresie koło nr 8 liczyło 38 członków. Jego pierwszym prezesem był mjr rez. Bronisław Wójcik. W 1984 r. koło przyjęło sobie zbiorowego patrona „Bohaterów 30 Sudeckiego Pułku Piechoty”. W piątą rocznicę powstania, 24 sierpnia 1986 roku na uroczystej zbiórce 30 Pułku Zmechanizowanego rzeszowskie zakłady pracy ufundowały dla koła sztandar, który został wręczony przez przedstawiciela zakładów inż. Adama Sadowskiego. Projekt sztandaru przygotował członek koła ppłk rez. Stefan Łastowski, a wykonały go hafciarki z Wojskowej Centrali Handlowej w Rzeszowie. Już wówczas koło posiadało też własną odznakę, pamiątkowe proporczyki oraz prowadziło kronikę. Zapisy w kronice potwierdzają szeroką działalność koła w sferze socjalno-bytowej członków i ich rodzin, propagandowej oraz sportów obronnych i rekreacji. Na spot k a n iu roczn icow y m członkowie koła potwierdzali, że chlubią się dokonaniami podczas wieloletniej swojej służby wojskowej. Pomimo że są na emeryturach

lub rentach, to stale tkwi w nich poczucie służby Ojczyźnie. Spędzili oni część swojego życia w armii na różnych stanowiskach. Wydarzeniami jakie zachodziły w wojsku żyły też ich rodziny. Teraz, mimo że są w stanie spoczynku, czy też w rezerwie, interesują się sytuacjami politycznymi i gospodarczymi zachodzącymi w kraju. Mówią, że każdą sytuację śledzą, oceniają i wyciągają słuszne wnioski. Potwierdzają, że w ostatnich 30 latach wiele wydarzyło się w armii. Siły zbrojne przeszły ogromne przeobrażenia. Polska wstąpiła do NATO i Unii Europejskiej. Cieszą ich sukcesy i postawa żołnierzy w misjach pokojowych i stabilizacyjnych, ale jednocześnie boli ich serce, kiedy widzą marniejące garnizony i infrastrukturę wojskową, którą budowali z takim mozołem i wysiłkiem. Koło nr 8 ZŻ WP w całym okresie działalności przywiązuje dużą uwagę do wychowania patriotycznego, krzewienia tradycji wojska polskiego, w tym 30 Sudeckiego Pułku Piechoty. Dość wspomnieć, że z inicjatywy koła Szkoła Podstawowa w Kuźminie gmina Bircza przyjęła imię „Bohaterów 30 Sudeckiego Pułku Piechoty”, otrzymała sztandar oraz pomoc w urządzeniu Izby Pamięci. Autorem i wykonawcą tej Izby był sierż. Jan Partyka. On też wzbogacił ją własnymi pamiątkami. Corocznie organizowane są wyjazdy

na cmentarze poległych żołnierzy pułku w walkach z formacjami UPA na terenie Rzeszowszczyzny. We wsi Kuźmina doprowadzono do odnowienia cmentarza oraz mogił żołnierzy poległych z formacjami UPA. Od 2009 roku prezesem Koła jest ppłk Edward Szczęch, sekretarzem - por. Czesław Siorek, skarbnikiem – st. chor. sztab. Stanisław Smaroń. Członkami zarządu są: mjr Walerian Kłakowicz, mjr Józef Boguta, mjr Tomasz Tymowicz, st. sierż. sztab. Kazimierz Ferenc, sierż. Jan Partyka, mjr Stanisław Chrzanowski. Z okazji 30 lecia koła wyróżniono medalami i odznaczeniami wielu działaczy organizacji oraz osób spoza koła. Medale i odznaki wręczyli: Wojskowy Komendant Uzupełnień ppłk Wojciech Szyndlar oraz członek Kapituły Prezydium ZG ZŻ WP płk dypl. Józef Mroczka. Złoty Medal „Za zasługi dla Obronności Kraju” otrzymali: sierż. sztab. Kazimierz Wojnarowicz, sierż. Hieronim Grobelny, mjr Andrzej Kazanecki, st. sierż. sztab. Andrzej Pelczar, chor. sztab. Stanisław Mec. Srebrny Medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju” otrzymał ppor. Władysław Banat. Medalem X X X-lecia Związku Żołnierzy WP zostali wyróżnieni: ppłk Bronisław Wójcik, ppłk Jan Motyka, mjr Tomasz Tymowicz, ppłk Józef Sikora, ppłk Tadeusz Antonik, mjr Wacław Bosek, mjr Leszek Majka, st. chor. Franciszek Ciesielski, st. sierż. Stanisław Pełczyński, mjr Franciszek Krawiec, st. chor. Józef Buczyński, st. chor. Władysław Kurek, chor. Andrzej Ptak, Adela Hyriak, Maria Rudnicka oraz sponsorzy: Piotr Boguta, Marcin Kołodziej i Paweł Potwora. Odznaki „Za zasługi dla Związku Żołnierzy WP” otrzymali: sierż. Jan Partyka, mjr Józef Boguta, mjr Stanisław Chrzanowski, mjr Walerian Kłakowicz, por. Czesław Siorek i

st. chor. sztab. Stanisław Smaroń. Wpisem do „Honorowej Księgi Zasłużonych” dla organizacji wojewódzkiej zostali wyróżnieni: Eugenia Lichaczewska, mjr Aleksander Ziemba, mjr Walerian Kłakowicz, por. Czesław Siorek, chor. Andrzej Ptak i sierż. sztab. Kazimierz Wojnarowicz. Wszyscy członkowie koła otrzymali dyplomy XXX-lecia ZŻ WP nadanymi przez Zarząd Główny tego Związku. Koło nr 8 ZŻ WP należy do najaktywniejszych i najliczniejszych kół w Rzeszowie. Liczy obecnie 84 członków. Od wielu lat przoduje w

zawodach sportowo - obronnych, czego dowodem są posiadane liczne puchary, dyplomy oraz wyróżnienia. Por. Czesław Siorek pełniący funkcję sekretarza pisze wiele tekstów o działalności Koła do czasopism: „Głos Weterana i Rezerwisty” oraz „Życie Podkarpackie”. Zamieszcza w nich także nekrologi o Kolegach, którzy odeszli na wieczną wartę. Przy redagowaniu tego tekstu korzystałem też z dużej pomocy por. Czesława Siorka oraz płk Jana Machno, korespondenta czasopisma „Głos Weterana i Rezerwisty”. Stanisław Rusznica

MŁODE TALENTY

ciąg dalszy ze s. 4 Konrad Duda jest pasjonatem lotnictwa. Wiąże się to też z wybranym kierunkiem kształcenia w szkole średniej. Ma już pewne osiągnięcia. Brał udział w projekcie unijnym „Szkoła wysokich lotów – kurs szybowcowy”, organizowanym przez Zespół Szkół Mechanicznych. Po ukończeniu tego kursu uzyskał tytuł ucznia pilota szybowcowego III klasy. Przez dwa lata z rzędu otrzymywał stypendium unijne dla uczniów

w ybitnie uzdolnionych. Swoją przyszłość wiąże z lotnictwem. Marzy o zostaniu pilotem, ale jak przyznaje, nie wyklucza innych zawodów związanych z obsługą lotniska. Interesuje się też starymi motocyklami. W wolnych chwilach gra na gitarze. W organizowanym przez szkołę przeglądzie talentów zajął drugie miejsce. Chciałby, aby takich przeglądów na terenie miasta Rzeszowa było więcej. Stanisław Rusznica

Wiktoria Kloc

Daniela Lisowska

Konrad Duda

TANKUJ NAJTANIEJ! Stacja benzynowa ul. Lubelska Stacja benzynowa ul. Trembeckiego


14

ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

sport szkolny

Międzyszkolny Ośrodek Sportowy w Rzeszowie rozpoczął rok szkolny 2011/2012 kolejnym współzawodnictwem sportowym dzieci i młodzieży. Zawody organizowane są w trzech kategoriach wiekowych. Uczniowie szkół podstawowych biorą udział w Igrzyskach Młodzieży Szkolnej, uczniowie gimnazjów w Gimnazjadzie, a uczniowie szkół ponadgimnazjalnych w Licealiadzie. Jako pierwszą dyscyplinę w tym współzawodnictwie wybrano Sztafetowe Biegi Przełajowe. W tym roku odbyły się one w Parku im. Sybiraków na osiedlu „Baranówka”. Regulamin tych zawodów obejmował 6 biegów sztafetowych w poszczególnych kategoriach wiekowych w drużynach 10-osobowych. W kategorii dziewcząt szkół podstawowych wzięło udział 5 drużyn z SP nr: 11, 5, 17, 9 i 2. Pierwsze miejsce zajęła drużyna z SP nr 11 w składzie: G. Denasiewicz, I. Filipek, M. Piołunkowska, W. Szalach, K. Gozdowska, M. Biegówka, A. Piekarska, Z. Bowtyn, K. Czuczak, K. Szczepankiewicz. Opiekunem drużyny jest Grażyna Łacheta. Drużyny chłopców wystawiły SP nr: 5, 11, 17 i 9. Zwycięstwo w tej kategorii odnieśli chłopcy z SP 5 w składzie: M. Winiarski, D. Szeliga, A. Bereza, K. Łopatka, M. Matnij, W. Babis, J. Bojda, T. Sas, K. Cisło, K. Burzynowski. Opiekunem drużyny jest Rafał Kupkowski. W „Gi m na zjad zie” w zię ło udział 7 drużyn dziewcząt i 8 drużyn chłopców. Zwycięstwa przypadły drużynom w kolejności, dziewczęta: G-12, 9, 8, G-sportowe, 5, 7, G-Jana Pawła II. Skład drużyny zwycięskiej: K. Śledziona, E. Biskup, M. Mucha, W. Bartoszek, E. Wałek, F. Wilusz, D. Barchan, W. Olszowy, O. Jędruch, P. Rożek. Drużyny chłopców zajęły kolejne miejsca: G-12, 7, 9, 8, 2, 5, 3, G-sportowe. Skład zwycięskiej

Chłopcy ze szkół podstawowych, którzy zajęli miejsca od 1 do 3. drużyny: A. Hady, D. Lech, K. Zawiło, W. Mucha, B. Szymański, P. Wąsacz, M. Woźnik, S. Sikora, M. Szyszka, M. Lisowicz. Opiekunem obu drużyn z G-12 jest Renata Osiadły. W ramach „Licealiady” wystąpiło 8 drużyn dziewcząt, ze szkół wymienionych w kolejności zwycięstw: II LO, V LO, ZS nr 1, ZS Mechanicznych, ZS Spożywczych, ZS Gospodarczych, VIII LO i III LO. Skład drużyny dziewcząt z II LO (opiekun – Joanna Niedziałek): P. Grzebyk, K. Woźniak, K. Bazan, J. Wiśniowska, B. Sudoł, M. Lupa, M. Bylak, A. Smółka, W. Wróbel, M. Wrotniak, M. Lampart. Drużyny chłopców zajęły kolejno miejsca: V LO, ZS nr 1, II LO, ZS Elektronicznych, ZS Samochodowych, ZS Kształcenia Ustawicznego, Zakłady Doskonalenia Zawodowego, ZS Mechanicznych, LO Jana PawłaII, III LO, VIII LO, ZS Spożywczych. Skład drużyny chłopców z V LO (opiekun – Piotr Kowal): M. Jaszczur, H. Olejarczyk, D. Buczek, S. Kucza, P. Sopel, J. Wytrykusz, R. Baj, Ł. Skiba, K. Kiczuła, R. Wingert, A. Muryjas, K. Ożóg. Piłka ręczna dziewcząt szkół

ponadgimnazjalnych to pierwsza dyscyplina sportowa, która rozgrywana była w hali. W turnieju wzięło udział 14 reprezentacji szkół miasta Rzeszowa, a gospodarzami imprezy były placówki z Zespołu Szkół Kształcenia Ustawicznego oraz Zespołu Szkół Agroprzedsiębiorczości. Trzeci raz z rzędu mistrzem Rzeszowa zostały dziewczęta z ZSKU pokonując w finale II LO różnicą 1 bramki (17:16). Mecz był emocjonujący do ostatnich sekund, a dziewczęta wykazały się w nim wolą walki i zwycięstwa. Kolejne miejsca zajęły szkoły z ZS Gospodarczych i V LO. Skład zw ycięsk iej drużyny z ZSKU to: Angelika Kalandyk, Kamila Moskwa, Katarzyna Dragan, Anna Bącal, Elżbieta Ciupińska, Jowita Winiarska, Patrycja Mijalny, Wiktoria Szczęch, Adrianna Bździkot, Magdalena Kustra, Martyna Głowiak, Gabriela Preis. Opiekunem drużyny była Katarzyna Słomska. Drużyny, które zajęły miejsca od 1 do 3 otrzymały puchary, dyplomy i medale, a za 4 miejsce – dyplom. Organizator sportu MOS Edward Sapko podkreśla, że wszystkie drużyny reprezentowały wysoki poziom gry. Stanisław Rusznica

święto budowlanych

Tegoroczne październikowe świętowanie „Dnia Budowlanych” przez związkowców Związku Zawodowego „Budowlani” Okręgu Podkarpackiego miało wymiar szczególny. Związkowcy rozpoczęli nim obchody 120-lecia ruchu zawodowego budowlanych, jednego z najstarszych ruchów związkow ych w Polsce. Stanisław Ruszała, przewodniczący Okręgu ZZ „Budowlani”, w swoim wystąpieniu przypomniał szczególne obowiązki jakie spoczywają na tej organizacji. Związek ten jest kontynuatorem tradycji i historii tego ruchu, jak również symboli: budowlanego, leśnego i drzewnego ruchu zawodowego. Organizacja podtrzymuje ciągłość pracy pokoleń budowlanych związkowców w budownictwie, przemyśle materia-

ZZ „Budowlani”, Jerzy Pas – zastępca okręgowego inspektora pracy, Andrzej Piłakowski – wiceprzewodniczący RW OPZZ, Andrzej Filip – wiceprezes RSM, Tadeusz Bilski – kierownik Administracji Osiedla „Kmity” RSM, Maria Prostak – zastępca kierownika Administracji Osiedla „Kra kowska-Południe” RSM, Tadeusz Kruk – wiceprezes firmy „Kruszgeo”, Piotr Zawisza dyrektor produkcji Krośnieńskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, Jerzy Maślanka – przewodniczący Rady Nadzorczej SM „Zodiak ” i redaktor naczelny czasopisma „Nasz Dom Rzeszów”, byli szefowie struktur wojewódzkich związków zawodowych, spółdzielczości pracy Zygmunt Rzerzicha oraz ZNP Stanisław Rusznica.

Odznaczeni w czasie Święta Budowlanych. łów budowlanych i spółdzielczości mieszkaniowej. I nie jest to spuścizna tylko historyczna. Zadziwiająco wiele problemów poprzedników pozostaje problemami obecnego pokolenia związkowców. Wiele programów działania sprzed lat można byłoby zastosować i obecnie. Oznacza to, że praca związkowa nigdy się nie kończy, nie ma spraw pracowniczych, których nie trzeba byłoby bronić wciąż z tą samą determinacją. A więc te 120 lat to i powód do dumy, i zobowiązanie. Dla nas i naszych następców. W podobnym duchu wypowiadali się goście uroczystości, dodając słowa wielu życzeń z okazji tak wspaniałego jubileuszu i Dnia Budowlanych. Na spotkanie przybyli: Ireneusz Goździołko – wiceprzewodniczący

Wielu działaczy związkowych zostało w y różnionych meda lami 120-lecia Ruchu Zawodowego „Budowlani”. Otrzymali je: Tadeusz Barłóg, Bronisław Czyż, Józef Kleska, Wanda Lemantowicz, Jerzy Marchewka, Jerzy Mitka, Marek Petrykowski, Andrzej Płonka, Stanisław Ruszała, Wojciech Szczęsny i Stanisław Żwirek. Złotą Odznakę Zasłużony dla Związku Zawodowego „Budowlani” otrzymał Edward Bazan, a Złotą Odznakę „Zasłużony dla Budownictwa” otrzymali Antoni Fornal oraz Tadeusz Karnasiewicz. W Okręgu Podkarpackim w ZZ „Budowlani” funkcjonuje 15 organizacji zakładowych zrzeszających ponad 500 członków. Stanisław Rusznica

KRÓTKO 20 lat liczy sobie już partnerska współpraca Rzeszowa i niemieckiego Bielefeldu. Z tej okazji w sali Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego odbyła się konferencja, podczas której podsumowano współpracę obu miast w różnych dziedzinach, między innymi nauki, kultury i sztuki. 50-osobowa delegacja z Bielefeldu spotkała się też w rzeszowskim ratuszu z władzami naszego miasta. Natomiast w Galerii pod Ratuszem przygotowano wystawę fotograficzną o partnerskim mieście. Rocznicowym akcentem artystycznym był koncert w Filharmonii Podkarpackiej, zatytułowany „Ambasadorzy muzyki”. Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Aleksander Kalajdzic – dyrektor artystyczny Filharmonii w Bielefeldzie. *** Rzeszowska firma Ideo uplasowała się na 10 miejscu w rankingu Deloitte Technology Fast 50, obejmującym Europę Środkową. Deloitte jest jedną z największych na świecie firm audytorskich, a publikowane przez nią raporty cieszą się bardzo wysokim uznaniem. Ranking obejmuje firmy innowacyjne mające największe osiągnięcia w zakresie nowych technologii. Rzeszowskie Ideo zostało zaliczone do najszybciej rozwijających się tego rodzaju firm. Ma na swoim koncie wiele przygotowanych projektów z zakresu informatyki. Jej dziełem są liczne innowacyjne rozwiązania programów i całych systemów informatycznych dla przedsiębiorstw, instytucji finansowych, a także dla instytucji rządowych i kancelarii prezydenta RP. *** W Rzeszowie, na Baranówce, powstanie sztuczne lodowisko, które ma być otwarte jeszcze w grudniu bieżącego roku, zaś zaplecze zostanie wybudowane do połowy czerwca przyszłego roku. Lodowisko zostało zlokalizowane przy istniejącym już kompleksie sportowym Szkoły Podstawowej nr 25 przy ul. Starzyńskie-

go. Tafla będzie mrożona za pomocą agregatu, co umożliwi korzystanie z niej nawet przy dodatniej temperaturze. Na lato można będzie zdemontować bandy i wykorzystywać obiekt jako boisko sportowe lub kort tenisowy. Nowy obiekt będzie drugim sztucznym lodowiskiem w Rzeszowie. Jedyna dotychczas, wiekowa ślizgawka, istnieje przy ul. Wyspiańskiego. *** Władze miejskie Rzeszowa zdecydowały o budowie parkingu przy ulicy Lenartowicza, obok dojazdu do hali widowiskowo-sportowej na Podpromiu. Znajdujący się tu plac jest obecnie niezagospodarowany, porośnięty chwastami, co nie przynosi chluby miastu podczas organizowanych w hali międzynarodowych imprez sportowych. Mieszkańcy pobliskich bloków od dawna postulowali wybudowanie parkingu, ale kończyło się to na obietnicach i nic się nie działo. Dopiero ostatnio sprawa ta została uwzględniona w planach inwestycyjnych miasta. Nowy parking ma przede wszystkim służyć mieszkańcom osiedla, ale będzie też wykorzystywany podczas imprez organizowanych na Podpromiu. Pomieści około 80 samochodów. Koszt tej inwestycji wyliczono na 180 tysięcy złotych. *** Rzeszowski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” zorganizował zbiórkę przyborów szkolnych dla uczniów polskich szkół na Ukrainie i Białorusi. Akcja została przeprowadzona pod hasłem: „Polonijna wyprawka” i spotkała się z dużym odzewem mieszkańców Rzeszowa. Zbiórka trwała od 17 do 28 października w pomieszczeniach Oddziału Stowarzyszenia. Zebrane pomoce szkolne oraz książki zostaną przekazane dzieciom z polskich szkół w Stanisławowie i Lwowie na Ukrainie oraz w Baranowiczach i Brześciu na Białorusi. kal


ECHO RZE­SZO­WA

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

Wieści spod kija

późna jesień

Listopad, późna jesień to dla wielu wędkarzy okres, kiedy zaczynają coraz częściej myśleć o konserwacji i ewentualnych naprawach sprzętu, niż planują wypady nad wodę. Zimne, deszczowe , a czasem śnieżne krótkie dni skłaniają do rozpamiętywania sukcesów i niepowodzeń mijającego sezonu oraz planowania przyszłorocznych wypraw wędkarskich. Jednak dla wytrwałego i zapalonego wędkarza sezon trwa cały rok. Zmieniają się tylko metody i sposoby połowów. Wprawdzie Listopad jest miesiącem trudnym dla wędkarzy, ale mimo wszystko istnieje szansa na złowienie dorodnego okazu. Ryby spokojnego żeru pobierają pokarm bardzo nieregularnie, ale przy stabilnym ciśnieniu atmosferycznym, w nieco cieplejsze dni możemy liczyć na złowienie leszcza, płoci, karpia lub brzany. Wraz z nastaniem jesiennych chłodów warto więcej czasu poświęcić drapieżnikom. Ze zgłoszeń rekordowych okazów wynika, że w listopadzie łowi się najwięcej medalowych szczupaków, sandaczy i okoni. Szczupak, wykorzystując gromadzenie się białorybu w stada zimowe, podąża za nimi. Dlatego w zależności od warunków pogodowych możemy spotkać go w głębinach, w pobliżu brzegu, ale także na płyciznach. Sandacza szukamy w pobliżu faszynowych lub kamiennych opasek brzegowych, w miejscach ze spowolnionym nurtem, w dołkach z zatopionymi przeszkodami. Rybą zimnej pory roku jest miętus. Ten jedyny słodkowodny przedstawiciel dorszowatych największą aktywność przejawia od października do marca (tarło odbywa się w styczniu i lutym). Zamieszkuje głębsze partie wody o dnie żwirowatym lub kamienistym, z licznymi kryjówkami, od których niezbyt chętnie się oddala. Jest rybą denną. Żeruje głównie w nocy. Żywi się larwami owadów, mięczakami, drobnymi rybami (także martwymi). Kształtem przypomina suma. Ciało ma wydłużone, walcowate, w części ogonowej spłaszczone boczne. W dolnej wardze pojedynczy „wąsik”. Łuska koloru od oliwkowego do brunatno-zielonego z marmurkowymi, brązowymi plamami i jest obficie pokryta śluzem. Brzuch koloru brudno-kremowobiałego. Rybę tę łowimy metodami gruntowymi. Jako przynęty używamy martwych i żywych ryb, filetów, surowej wątroby, jelit drobiowych, rosówek. Znawcy tematu twierdzą, że bardzo skuteczną przynętą jest grudka masła. Miętus bierze bardzo zdecydowanie, wręcz łapczywie i dzięki temu zwykle sam się zacina. Hol jest łatwy, gdyż ryba ta, chociaż bardzo żywotna, nie stawia zbyt wielkiego oporu. Mimo tego wędka powinna być dość mocna, wytrzymała, gdyż łowisko obfituje w liczne zaczepy. Kiedy wybrać się na łowy? Wtedy, kiedy zimno, pochmurno i wietrznie. Brania zaczynają się- o zmierzchu i trwają do północy. Jeżeli już zdecydujemy się na późnojesienne wędkowanie, zadbajmy o własne zdrowie. Ciepłe, nieprzemakalne ubranie, termos z gorącą herbatą powinny zabezpieczyć nas przed przeziębieniem. W listopadzie obowiązuje zakaz połowu pstrąga potokowego, siei, troci wędrownej i jeziorowej, łososia, suma oraz ryb prawnie chronionych. Janusz Jędrzejek

POD PARAGRAFEM

HAZARDOWY GANG W POTRZASKU

Funkcjonariusze CBŚ rozbili gang, który zajmował się organizowaniem nielegalnego hazardu w Internecie. Przestępcza grupa działała w 10 województwach, głównie zaś na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie, skąd pochodzili jej prowodyrzy. Współdziałali oni z firmą produkującą elektroniczne symulatory, które były instalowane w lokalach gastronomicznych i stacjach benzynowych. Symulatory połączone z terminalami tworzyły rozległą sieć systemu gier hazardowych. Proceder ten przynosił milionowe dochody. Zarabiali zarówno właściciele punktów, w których ustawione były symulatory, ale przede wszystkim członkowie gangu. Ich zyski szacuje się na kilkanaście milionów złotych. Grający natomiast zadowalali się niewielkimi wygranymi. Na trop hazardowego gangu CBŚ wpadło dzięki współpracy z Izbą Celną w Przemyślu. Funkcjonariusze CBŚ przygotowali akcję, podczas której przeprowadzono jednocześnie 250 przeszukań. Efektem było zajęcie 200 terminali internetowych i symulatorów gier. Zatrzymano też ponad 60 osób, którym prokuratura przedstawiła następnie zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, prowadzenie nielegalnych gier hazardowych oraz pranie brudnych pieniędzy. Liderzy gangu usłyszeli ponadto zarzut kierowania grupą przestępczą. 12 osób zostało tymczasowo aresztowanych. Policjanci zabezpieczyli kilkadziesiąt tysięcy euro, dolarów i innej waluty, blisko 150 tysięcy złotych oraz urządzenia do gier warte 70 tysięcy euro. Śledztwo prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie.

Zezem na wprost

Kampania, kampania i po ptokach. Ale było na co popatrzeć, bo już do słuchania, to za dużo nie było. Zaśmiecili nam kraj biustami kandydatów odmłodzonych do czasów pierwszej komunii, wszechmocnych, walecznych, kompetentnych i służebnych. Żaden nie wpadł na oryginalny pomysł pewnego Duńczyka, który prezentował się tak – niczego wam nie obiecuję, niczego nie załatwię i niczego ode mnie nie oczekujcie. Wygrał w cuglach! Był jedynym, który zdaniem wyborców, mówił prawdę. Ale nie można narzekać. Kampania miała również bezsprzeczne uroki. Było nawet coś z Kawalerowicza, czyli trzy kolory: białe flagi, czarny koń (chociaż

NAPAD NA BANK W RZESZOWIE Mężczyzna ubrany w czarną skórzaną kurtkę, czapkę bejsbolową i ciemne okulary dokonał napadu na oddział Eurobanku w Rzeszowie przy ulicy Żeromskiego. Miał przy sobie nóż. Wszedł na krótko przed zamknięciem tej placówki i zażądał pieniędzy. W pomieszczeniu znajdowały się tylko dwie pracownice, klientów już nie było. Kasjerka wydała pieniądze napastnikowi, który szybko opuścił bank i pobiegł w kierunku alei Piłsudskiego. Ani bank, ani policja nie ujawniły, jaka kwota stała się łupem gangstera. Było to prawdopodobnie ponad 5 tysięcy złotych. Całe zdarzenie trwało około trzech minut i zostało zarejestrowane przez kamerę monitoringu, umieszczoną w banku. Zapis ten przejęła policja. Ma on duże znaczenie dla ustalenia i ujęcia sprawcy napadu na bank. Już następnego dnia zatrzymano dwóch mężczyzn, ale pracownice banku żadnego z nich nie rozpoznały jako tego, który napadł na ich placówkę. Obaj mężczyźni zostali zwolnieni do domu. Poszukiwania faktycznego sprawcy napadu na bank trwają nadal. Policjanci są dobrej myśli, mówią, że uda się go ująć, to tylko kwestia czasu. kal

jeziora, z którego wyszedł brudny. Też nic z tego. W rzeszowskim pewien ambitny gospodarczo i chętny tyrać dla milionów aspirant, napisał sobie na bilbordzie przy swoim konterfekcie – po pierwsze gospodarka. Powiesił za nisko i ktoś dopisał mu większymi literami – po siódme nie kradnij. Padł niczym Tomek Wiśniewski. W spocie prezesa I Ogromnego zagrała modelka „Playboya”, Ania Kondraciuk. Plajta. Nie rozebrała się. W dolnośląskim pewien ambitny małorolny latyfundysta w spocie doił krowę twierdząc, że tak czyni nasz rząd, przy czym ową krową jesteśmy my, a on nie pozwoli na dojenie. Internauci odpisali mu, że bydlę ma jakieś nierasowe, wymię wygląda do dupy, paskudnie patrzy mu z pyska, zatem to nie możemy być my. Popłynął. Jednym z nielicznych, którym udał się durny casting jest Jan Tomaszewski. Naplótł głupot w towarzystwie prezesa i nawet zgodził się ze swoją opinią. Przeszedł. Jednak najtańszą i najgłupszą kampanię wyborczą do Senatu przeprowadził były poseł trzech kadencji z KPN, Adam Słomka. Otóż wysmażył on do prezydenta Miedwiediewa list otwarty z kategorycznym żądaniem zwrotu zagrabionych przez siepaczy carycy Katarzyny II naszych

dali czadu

MIAŁ FALSZYWE KARTY 22-letni obywatel Ukrainy, student jednej z wyższych rzeszowskich uczelni, został zatrzymany, a następnie aresztowany na trzy miesiące, za posiadanie fałszywych kart płatniczych. W momencie zatrzymania miał przy sobie nielegalnie skopiowane karty, których oryginały wyemitowane zostały przez różne światowe banki. Fałszywymi kartami, które – jak wiele wskazuje – sam kopiował, zamierzał płacić za różne zakupy i usługi, przy czym najbardziej interesował go sprzęt RTV i AGD. Informację o tym, że studiujący w Rzeszowie Ukrainiec, zajmuje się skimmingiem, policjanci z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Miejskiej pozyskali już jakiś czas temu. Postanowili go zatrzymać, gdy pojawi się w Rzeszowie na rozpoczęcie nowego roku akademickiego. Ukrainiec był dyskretnie obserwowany, a następnie został zatrzymany na jednej z rzeszowskich ulic, gdy jechał swoim mercedesem. Podejrzenia się potwierdziły. Przy zatrzymanym znaleziono cały plik sfałszowanych kart płatniczych. Na wniosek prokuratury Sąd Rejonowy w Rzeszowie zastosował wobec podejrzanego areszt tymczasowy na trzy miesiące. Za posiadanie sfałszowanych kart płatniczych grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Policja sprawdza, czy Ukrainiec używał sfałszowanych kart płatniczych.

15

łysy) i czerwona papryka (zafajdana przez wichurę). Gdy paprykarz zadał premierowi hamletowskie pytanie – jak żyć? – a onże nie wiedział, od razu stał się kumplem prezesa I Ogromnego, który z nim nawet śniadać zaczął. A odpowiedź jest przecież banalna – wdech, wydech i po krzyku. Po Polsce jeździł wesoły autobus, którego wdzięczni obywatele potraktowali nawet jajami. Jeździły jeszcze weselsze kolumny samochodów, a po Rzeszowie dziewczęcy duet cyklistek ze sztandarami kandydata Gawlika. Sporo zamieszania narobiła Nowa Prawica starego Korwina-Mikke. Źle policzyli go ponoć, nie dali kandydować w całym kraju i później mógł pisać już tylko na Berdyczów. Bolał z tego powodu okrutnie. Chociaż inna kanapa, PJN, popierała go i starała się koić jego męki, łażąc wszędzie w czarnych muszkach, korwinówkach. Jednak najwięcej zadymy przedwyborczej narobił nowy Lepper po liftingu, czyli Janusz Palikot, za którym waliła ciekawa menażeria. Nawet kierownik obszaru magazynu, wsławiony wyłącznie uwielbieniem dla Dody. Tenże Palikot zwierzył się wyborcom, że nawalony Schetyna lubi współbiesiadnikom strzelać z tyłu palcem w ucho i trafia bez pudła. Prezes I Ogromny skonfederował się z balonowymi kibolami, którzy obiecali obalić rząd Tuska. I ten im uwierzył! Kibolską siłę rażenia każdy widzi. Obalili kilka flaszek i parę krzeseł na stadionie. A Tuskowi przybyło. Wielu potraktowało wybory jak casting do programu „Mam talent”, oczywiście, poselski. Kandydat Aziewicz pokazał, że umie prać śledziami po pyskach młody elektorat, aż miło. Nie pomogło. Pewna kandydatka z regionu Genowefy Pigwy machnęła pół striptiz. Też nie dała rady. Za mały biust i dyskwalifikujące braki w tańcu brzucha. Aspirujący parlamentarnie młodzian z Mazur próbował rapować stojąc na głowie, z finałowym chlastem do

dzieł sztuki. Całe szczęście, że nie chciał Inflantów i Smoleńska. Ruski prezydent nie narobił w gacie przed potęgą Słomki i dzieł owemu Słomce nie zwrócił, no to ten w słusznym odwecie gniewnym wymalował na pomniku ku czci Armii Czerwonej sierp i młot oraz swastykę, łącząc je znakiem równości. Tu finezji jego kampanijnej roboty nie pojęli stróże prawa i na jakiś czas wzięli go ponoć na państwowy wikt i opierunek. Ale coś z pół setki głosów zebrał, czyli niewiele brakło mu do potrzebnych ponad 80 tysięcy. Ludziska znowu poznali się na Słomce. Z preferowanych w kampanii haseł, niekoniecznie przez kandydatów, najbardziej przypadły mi do gustu dwa: „Idź durny do urny” i „Głosuj bez obciachu, spuść jedynkę do piachu”. Wielką łaskawością dla podkarpackich kandydatów PiS błyszczał ojdoktor Rydzyk. W dodatku skutecznie. Tylko Pupie nie pomógł i kto teraz będzie wojował z golizną? Szkoda niepowetowana, że żaden z kandydatów nie obiecał Rzeszowowi dostępu do morza. A przecież mógł! Z mediów najbardziej oberwało się TVN 24 i Tomaszowi Lisowi. Bezczelnie prowadził z prezesem I Ogromnym wywiad na siedząco, małymi literami i bez całowania po rękach! A prezes nawet obiecał, że z politykami Unii będzie rozmawiał wyłącznie na stojąco. I słusznie! W przeciwnym przypadku musiałby ciągle zadzierać głowę do góry, zwłaszcza w rozmowie z takim Barroso. No i nasz naród wyborowy ma, czego chciał. Trzecią siłę złożoną z palikotowców, nową starą koalicję z bojowym kurczakiem na czele i gospodarczą kwadraturę koła na karku. Mam tylko jedną sugestię dla tego, kto będzie tworzył nowy rząd. Ministrem zdrowia należy zrobić Matkę Boską Leżajską. Ma zdecydowanie najwięcej uzdrowień. Roman Małek

NADMIAR ALKOHOLU ZWIĄZANY Z RYZYKIEM RAKA PŁUC Picie dużych ilości alkoholu ma związek z wyższym ryzykiem zachorowania na raka płuca – wskazują najnowsze amerykańskie badania, o których informuje serwis internetowy EurekAlert. Czytaj więcej. Natomiast wyższy wskaźnik masy ciała (BMI), spożywanie dużych ilości czarnej herbaty oraz owoców może chronić przed tym najczęstszym nowotworem złośliwym. Wyniki trzech niezależnych badań na ten temat zostały zaprezentowane na 77. dorocznym spotkaniu American College of Chest Physicians, czyli towarzystwa lekarzy zajmujących się chorobami, które dotyczą klatki piersiowej. Trwa ono do środy w Honolulu na Hawajach. Ostatnio pojawia się coraz więcej dowodów na to, że spożywanie alkoholu - zwłaszcza w nadmiernych ilościach - może zwiększać ryzyko

różnych nowotworów złośliwych, np. raka krtani, przełyku, jelita grubego, wątroby czy piersi. Rak płuca jest jednak rzadko wymieniany w tym kontekście. Naukowcy z Kaiser Permanente w Oakland (Kalifornia) przebadali ponad 126 tys. osób, wśród których w latach 1978-1985 zebrano informacje m.in. na temat palenia papierosów (najważniejszy czynnik ryzyka raka płuca), ilości spożywanego alkoholu, płci, przynależności etnicznej, wskaźnika masy ciała (BMI), poziomu wykształcenia. Stan ich zdrowia śledzono do roku 2008. W tym okresie ponad 1,8 tys. badanych zachorowało na raka płuca. Analiza potwierdziła, że najważniejszym czynnikiem ryzyka wszystkich typów tego nowotworu jest nałóg palenia tytoniu. Jednak picie dużych ilości alkoholu, tj. ponad 3 napoje

alkoholowe dziennie (w USA jeden standardowy napój alkoholowy oznacza np. 350 ml piwa, 150 ml wina lub 44 ml wódki 40-procentowej), również zwiększało ryzyko raka płuca, przy czym nieco większe zagrożenie wiązało się z piciem piwa niż wina czy napojów spirytusowych. „Nadużywanie alkoholu ma wiele szkodliwych skutków – nie tylko powikłania sercowo-naczyniowe, ale też zwiększone ryzyko raka płuca” – komentuje prowadzący badania dr Santon T. Siu. Picie dużych ilości alkoholu ma związek z wyższym ryzykiem raka płuca – wskazują najnowsze amerykańskie badania, o których informuje serwis internetowy EurekAlert. Jak podkreśla, jego zespół nie zaobserwował związku między piciem umiarkowanych ilości alkoholu, a ryzykiem rozwoju tego nowotworu. Badanie

wykazało natomiast, że niektóre grupy etniczne są nieco bardziej narażone na raka płuca, np. mężczyźni z Afryki czy azjatyckie kobiety. Czynniki genetyczne mogą w pewnym stopniu tłumaczyć te większe predyspozycje. Dr Siu i jego koledzy zaobserwowali też, że wyższy wskaźnik masy ciała (BMI) oraz lepsze wykształcenie są czynnikami chroniącymi przed rakiem płuca. „Nie mamy na to oczywistego wyjaśnienia, ale osoby bardziej wykształcone prawdopodobnie prowadzą zdrowszy styl życia” – komentuje dr Siu. Z kolei za związek między większą masą ciała, a niższym ryzykiem raka płuca mogą odpowiadać jakieś składniki odżywcze - uważa badacz. O tym, że składniki diety modyfikują ryzyko tego nowotworu, świadczy badanie przeprowadzone przez naukowców z Czech, które również

zaprezentowano w Honolulu. Wykazało ono, że picie większych ilości czarnej herbaty zmniejsza ryzyko raka płuca u niepalących kobiet, natomiast dieta bogata w owoce ma ochronny efekt u obu płci. „Palenie papierosów pozostaje głównym czynnikiem ryzyka raka płuca, ale nie możemy ignorować innych czynników środowiskowych czy związanych ze stylem życia, które mają wpływ na nasze zdrowie” – komentuje David Gutterman, prezydent American College of Chest Physicians. Rzucenie lub niezaczynanie palenia może zmniejszyć zagrożenie tym nowotworem, podobnie jak aktywny i ogólnie zdrowy tryb życia - podsumowuje ekspert. (PAP) Publikacja sponsorowana. Oprac. KAL


16

Nr 11 (191) rok XVI listopad 2011 r.

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

zadumałam się

Listopad, to jak sama nazwa mówi, miesiąc spadających liści. Jest to też miesiąc zadumy. Nastraja do tego sama przyroda, a dla nas, mieszkających nad Wisłą, Odrą, czy Wisłokiem, kilka dni zadumy. Pierwsze dni listopada spędzamy przy grobach bliskich. Ożywają wspomnienia, migocą płomyk i zniczy i nachodzą człowieka myśli o życiu, przemijaniu, wartościach. Później kolejna na czerwono zaznaczona data w kalendarzu, to 11 listopada, Narodowe Święto Niepodległości. Powaga podobna początkowi listopada (inne państwa radośnie obchodzą tego typu uroczystości, my nad wyraz poważnie). Nadęte twarze politycznych celebrytów modlących się w pierwszych ławkach ogromnych kościołów, a później z jaką powagą i dostojeństwem składających wielkie wieńce pod pomnikami. No i oczywiście przemówienia: patetyczne i sztuczne oraz nader często powtarzające się słowa: „Bóg, Honor, Ojczyzna”...

Od dłuższego już czasu razem z wieloma znajomymi zastanawiam się czy ci z prawej strony, lewej, ze środka rozumieją znaczenie tych słów. Słów, które tak często publicznie, oczywiście, w blasku wielu fleszy i kamer wymawiają. Bóg, jako strefa metafizyczna, niech będzie pozostawiona duchowości. Honor, co to znaczy w ustach politycznego karierowicza? Jakoś nie można dopatrzeć się sensu tego słowa u tych z góry. Ci, którzy oddali swoje życie za niepodległość Polski w 1918 roku, mieli w kieszeniach munduru Kodeks Honorowy Oficera Wojska Polskiego. Ten kodeks był jak medalik zawieszony przez matkę na całe życie. Nasi współcześni politycy otaczają się różnymi medalikami, przed kamerami telewizyjnymi usta mają pełne pustych frazesów, ale jeśli chodzi o pojęcie honoru, jest to dla nich meganiezrozumiałe. Ale pchają się za wszelką cenę do urzędów na kierownicze stanowiska, choćby sobą nic nie reprezentowali, a najbardziej to mają parcie na Wiejską. Nawet głośno powiedzą, że robią to dla Ojczyzny. Wstyd mości panowie, wstyd i hańba!!! Kiedyś, w swych podróżach po Polsce, widziałam na starym, wiejskim cmentarzu już trochę wytarty napis na podniszczonej tablicy: „Jeśli skrzywdziłem ludzi i Ojczyznę, módlcie się, aby Bóg mi wybaczył”... Znów zadumałam się, jak to w listopadzie, nad życiem, przemijaniem, wartościami...

ECHO RZE­SZO­WA

Rozmaitości SPORTOWE PUZZLE

czy koszykarki azs zagrają w I lidze? W maju w 1963 roku, gdy formalnie nie działała samodzielna żadna uczelnia, grupa działaczy i sportowców: K. Oczoś, A. Sadecki, A. Buczkowski, A. Grzesik, A. Cwanek powołała pierwszy klub AZS. Drużyna żeńska koszykarek przez długi okres grała w III lidze, w składzie: E. Napieraj, Z. Ciupak, Z. Ostrowska, A. Węglorz, K. Czarnek, M. Kononowicz, U. Górska, T. Banaszak, Z, Rygiel, J. Czarnek (trener), B. Daraż, T. Wizerkaniuk, B. Tokarski (kierownik drużyny). Drużyna miała swoich zdeklarowanych kibiców, do których należałem ze względów rodzinnych. Wrócimy na łamach „Echa Rzeszowa” do bardzo interesującej historii koszykówki żeńskiej w Rzeszowie. Ale najważniejszy jest jej stan obecny. W Rzeszowie studiuje już ponad 50 tys. studentów. Wydawałoby się, że kierownictwa uczelni, ze względu na walkę o pozyskanie większej liczby studentów, zadbają o swoją promocję w środowisku polskiej młodzieży. Najprostszym a zarazem skutecznym środkiem jest sport. Tymczasem w tej sprawie rzeszowskie uczelnie nie wykazują, obserwując przykład AZS-u, zdecydowanej woli współdziałania. Przecież logo AZS służy wszystkim uczeniom. Dlaczego tak trudno jest działać najlepszej drużynie AZS koszykarek w naszym województwie? Wymienię kilka tylko kilka przyczyn. Sprawami sportu akademickiego nigdy nie zajmowała się odpowiednia komisja Sejmiku Podkarpackiego, nie zajmowała się Komisja Sportu Rady Miasta. W tej sytuacji nierozwiązany

został problem sali odpowiadającej przepisom drużyn I ligowych (sala ROSiR jest za krótka). Zarówno władze wojewódzkie jak i miejskie nie wypracowały żadnego systemu dotacji finansowych, preferujących strategicznie określone dyscypliny sportu. Praktycznie taki sam jest stosunek do badmintona jak i do ligowej koszykówki. Utalentowane zawodniczki przygotowane przez rzeszowską Szkołę Sportową zasilają inne kluby w Polsce. Nie sprzyja pozostawanie w rzeszowskim AZS system stypendiów sportowych, którymi dysponują poszczególni dziekani a nie rektor. W sezonie 2010/2011 w kadrze zespołu nastąpiło szereg zmian. Stanowiły ją następujące zawodniczki: Dorota Arodź, Anna Baran, Małgorzata Borys-Duś, Iwona Furdak, Izabela Kieszkowska-Komar, Magda Bibrzycka, Magdalena Kowal, Agnieszka Kret, Paulina Lisiek, Karolina Łodygowska, Paulina Misiek, Paulina Miszczuk, Agata Rafałowicz, Urszula Osochacka, Anna Rutkowska, Olga Włodarz. Trenerem zespołu był Grzegorz Wiśniowski, II trenerem Paweł Lenik, kierownikiem Arkadiusz Kuźniar. Celem sportowym drużyny było zajęcie miejsca w pierwszej czwórce. Cel ten wykonano zajmując 3 miejsce. W trakcie rozgrywek okazało się, że zespół stanowił jedną z głównych sił ligi i przez pewien okres istniała szansa na awans do ekstraklasy. Ale przecież tu nie chodzi tylko o awans, ale również o środki niezbędne do gry w I lidze. Zdzisław Daraż

Nina Opic

bez a zbe stu!

W Polsce realizowany jest program oczyszczania kraju z azbestu na lata 2009-2032. Powszechnie wiadomo jak azbest szkodliwie działa na zdrowie człowieka. Aby temu przeciwdziałać władze miasta Rzeszowa aktywnie włączyły się do realizacji programu. Rada Miasta uchwaliła w 2011 r. „Program usuwania azbestu i wyrobów zawierających azbest dla Gminy Miasto Rzeszów na lata 2011-2031”. Przed podjęciem uchwały na terenie miasta dokonano inwentaryzacji wyrobów zawierających azbest. Na podstawie uchwalonego programu mieszkańcy Rzeszowa mogą uzyskać dotację na usuwanie wyrobów zawierających azbest. Ten ważny dla mieszkańców problem był przedmiotem specjalnej konferencji pod patronatem prezydenta miasta Rzeszowa. Uczestniczyli w niej m. in. przewodniczący rad osiedlowych. Stanisław Homa, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miasta apelował, aby zainteresowani mieszkańcy zgłaszali zamiar wykonania demontażu płyt azbestowych i składali wnioski o dotację. Dotychczas mieszkańcy oddali około 400 ton azbestu. Ile jeszcze pozostało na rok przyszły? Józef Gajda

inter net i zmar li Tradycyjne Święto Zmarłych przestaje juz być tak bardzo tradycyjne. Wystarczyło sięgnąć do Internetu, aby przekonać się, że to święto także podlega wirtualnym przeobrażeniom. Zdumiewa spora liczba internetowych ofert usług cmentarnych. Można zamówić czyszczenie grobu w różnych wersjach, odnowienie płyty, świecenie zniczy, złożenie kwiatów w dowolnej formie, a nawet określone modły w intencji najbliższych. Mnie zaskoczył nowy portal www.memori.pl. Jest on zbudowany na wzór „Naszej klasy”, ale dotyczy zmarłych i informacji o nich oraz miejscu ich pochówku. Każdy moze go sobie uzupełniać o swoich najblizszych, którzy już odeszli z tego świata. Bardzo szybko rozbudowuje się. Niezwykle udana propozycja wirtualna, która stwarza nawet możliwość zapalenia wirtualnego znicza. Rom

czasopismo mieszkańców.

Gdzież on tak pędzi? To oczywiste! Dowiedział się, że do kiosku dowieźli najnowszy numer „Echa Rzeszowa”.

MĄDROŚCI

W życiu można liczyć tylko na siebie. A i tego nie radzę. T. Bernard Chłop potęgą jest i basta! Ale mniejszą niż niewiasta. J. I. Sztaudynger Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów bojaźliwie zrezygnował. M. Twain Lepiej dzieci potopić, niż kształcić w obecnych szkołach. M. Skłodowska-Curie Daj człowiekowi koryto, a momentalnie zamieni się w świnię. A. Majewski Czy zauważyliście, że spędzacie 18 miesięcy próbując nauczyć swoje dzieci chodzić, a następne 18 lat próbując zmusić je do siedzenia i słuchania? J. Heffelfinger Jeśli moja teoria względności okaże się słuszna, Niemcy powiedzą, że jestem Niemcem, a Francuzi, że obywatelem świata. Jeśli miałaby okazać się błędna, Francja oświadczy, że jestem Niemcem, a Niemcy, że jestem Żydem. A. Einstein Topisz swoje kłopoty w alkoholu? Nie rób tego, one umieją pływać. I. Mirande Zebrał Rom

KRZYŻÓWKA 1

2

3

4

5

6

7 8 9 10 11

12

13

14 15 16 Poziomo: 3/ dzielnica z dużym cmentarzem, 7/ Gyorgy, bombardier Asseco Resovii, 8/ patron ulicy z WDK, 9/ generał, wódz naczelny od 1946 roku, 10/ już nie strzyżony, a często oszroniony, 11/ kwiecista mowa, 14/ wiotki lub gruby pęd rośliny, 15/ twardy metal albo mityczny męczennik, 16/ trujący gaz musztardowy. Pionowo: 1/ Andrzej Kowal, daje wycisk siatkarzom, 2/ odpadki, złom, stare samochody, 3/ ostatnia w biegach i w żużlu, 4/ szef przy bufecie, 5/ miejscowość z zaporą nad Sołą (wystarczy zmienić literę w wyrazie – treska, 6/ wąska na czole lub ramieniu, 11/ droga między płotami, a także nazwa ulicy Staromieścia, 12/ w muzyce tempo dość wolne, umiarkowane, 13/pantery, może będą kiedyś w rzeszowskim ZOO. Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawierające literę B. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrody otrzymują: Helena Kmita, Władysław Pelczar i Łukasz Żyła, wszyscy z Rzeszowa. Emilian Chyła

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA. Redaktor naczelny: Zdzisław Daraż. Redagują: Józef Gajda, Józef Kanik, Bogusław Kotula, Kazimierz Lesiecki, Roman Małek, Stanisław Rusznica, Ryszard Zator­ski. Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: Roman Małek. Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o. Redakcja nie od­po­wia­da za treść ogło­szeń i nie zwraca materiałów nieza­mó­wio­nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. email: redakcja@echo.erzeszow.pl, strona in­ter­ne­to­wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.