Oficjalny program meczowy reprezentacji Polski na czerwiec 2025
Drodzy Kibice!
Reprezentacja Polski ponownie wystąpi na Stadionie Śląskim – miejscu szczególnym w historii naszego futbolu. To właśnie tutaj, przez dekady, rozgrywały się jedne z najważ niejszych spotkań drużyny narodowej. Na tej legendarnej murawie rodziły się piłkarskie gwiazdy, zapadały w pamięć niezapomniane zwycięstwa, a kibice wspólnie przeżywali chwile dumy i wzruszenia. 6 czerwca, w meczu towarzyskim, pod opieczni selekcjonera Michała Probierza zmierzą się z reprezentacją Mołdawii. Spo tkanie to będzie nie tylko istotnym etapem przygotowań do kolejnych meczów kwalifi kacji do mistrzostw świata 2026, ale także wyjątkową okazją do uroczystego pożegna nia wybitnego piłkarza. Tego wieczoru oficjalnie zakończy swoją reprezentacyjną karierę Kamil Grosicki – zawodnik, który przez lata z ogromnym zaangażowaniem, pasją i dumą repre
Wydawca: Polski Związek Piłki Nożnej ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r. 7
zentował biało‑czerwone barwy. To wła śnie w Chorzowie wspólnie podziękujemy mu za oddanie, serce do gry i niezliczone emocje, jakich dostarczał kibicom w kraju i za granicą.
Po spotkaniu z Mołdawią nasza drużyna uda się do Helsinek, gdzie zmierzy się z Finlandią w bardzo ważnym meczu kwalifikacyjnym. Wierzymy, że reprezentanci Polski pokażą pełnię swoich możliwości, charakter i spor tową determinację. Zwycięstwo w tym star ciu dałoby nam komplet punktów po trzech kolejkach, co byłoby znakomitym zwień czeniem piłkarskiego sezonu 2024/2025 i solidnym fundamentem na dalszą część walki o mundial.
Bądźmy razem i wspierajmy biało czerwo nych w walce o zwycięstwo!
Łączy nas piłka!
CEZARY KULESZA
Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej
Redaktor prowadzący: Jacek Janczewski. Redakcja: Paweł Drażba, Emil Kopański, Rafał Cepko, Rafał Byrski, Piotr Kuczkowski, Adrian Woźniak, Norbert Bandurski, Piotr Wiśniewski, Tadeusz Danisz, Andrzej Klemba, Piotr Chołdrych, Robert Zieliński, Jaromir Kruk. Skład graficzny: Piotr Przychodzeń. Studio graficzne: Kamil Namysło. Foto: Archiwum PZPN, Łukasz Grochala, Cyfrasport, East News, PAP, Rafał Samsel (W-MZPN). Druk: CopyGeneral.
Radosław Badowski Ochrona Łukasz Gawrjołek Kierownik reprezentacji
Michał Probierz: Liczy się to, co tu i teraz
– W MARCOWYCH MECZACH NIE DAŁO SIĘ ZDOBYĆ WIĘCEJ NIŻ
SZEŚĆ PUNKTÓW, WIĘC PLAN WYKONALIŚMY W STU PROCENTACH.
Z PEWNOŚCIĄ MAMY JESZCZE NAD CZYM PRACOWAĆ, ALE NIE
MOŻEMY SIĘ WSTYDZIĆ TEGO, ŻE WYGRALIŚMY OBA STARCIA.
TO JUŻ JEDNAK ZA NAMI, TERAZ CZEKAJĄ NAS KOLEJNE
WYZWANIA – MÓWI PRZED CZERWCOWYMI
POTYCZKAMI Z MOŁDAWIĄ I FINLANDIĄ
SELEKCJONER REPREZENTACJI
POLSKI MICHAŁ PROBIERZ.
Na czerwcowym zgrupowaniu reprezentacji Polski zabraknie Roberta Lewandowskiego. Czy to sporo zmienia w pańskiej koncepcji na mecze z Mołdawią i Finlandią? Tak czasami w życiu bywa, pewne sytuacje też trzeba zrozumieć. Gdy Cristiano Ronaldo i Zlatan Ibrahimović potrzebowali odpoczynku, to selekcjonerzy ich reprezentacji po rozmo wie z zawodnikami dawali im taką możliwość. Musimy pamiętać, że Robert w tym sezonie rozegrał ponad cztery tysiące minut i potrzeba odpoczynku jest zupełnie normalna. Robert ma już swoje lata i trzeba szanować jego zdrowie. Dla mnie jako trenera zrozumiałe jest, że należy patrzeć na dobro zawodnika
oraz reprezentacji. Tym razem zagramy bez Roberta i zrobimy wszystko, by zwyciężyć w obu spotkaniach.
Swoich przedstawicieli w kadrze narodowej będzie miała PKO BP Ekstraklasa. Tym razem, włączając Kamila Grosickiego, będzie ich pięciu.
Obserwowaliśmy sporą grupę zawodników z naszej ligi. W wielu klubach podstawowymi piłkarzami są jednak ci z obcym paszportem, więc pole manewru nie jest bardzo szerokie. Z drugiej strony, jeżeli ktoś się wyróżnia, trafia do kadry. Na tym zgrupowaniu mamy jednego debiutanta, Oskara Repkę. Pamiętam, że kie dy wracał do Polski z Karlsruhe, był na testach w Cracovii, której byłem wtedy trenerem. Oskar grał jeszcze jako środkowy obrońca, a nie defensywny pomocnik. Teraz widać, jak przez te kilka lat jego kariera się rozwinęła, jak duży zrobił postęp. Chwała mu za to, cięż ka praca przynosi efekty. Powołania dostali też Bartosz Mrozek, Maxi Oyedele, Mateusz Skrzypczak. Przez grę w PKO BP Ekstraklasę można na pewno trafić do kadry narodowej.
Reprezentacja Polski U-21 przygotowuje się do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Jakie były ustalenia dotyczące powoływania zawodników pomiędzy panem a Adamem Majewskim?
Z trenerem Majewskim mam stały kontakt, często rozmawiamy, konsultujemy się. Wszy scy działamy na ustalonych zasadach i w każdym aspekcie mamy z młodzieżowymi reprezentacjami bardzo dobrą współpracę. Regularnie spotykamy się z trenerami i usta liliśmy, że jeżeli któryś z zawodników kadry U 21 miałby szansę zagrać dłużej w meczu pierwszej drużyny, to byśmy go powołali, ale nie było sensu zabierać kogoś na wycieczkę z seniorską kadrą i tym samym osłabiać mło dzieżówkę, przed którą bardzo ważny turniej.
Po dwóch meczach kwalifikacyjnych reprezentacja Polski ma na koncie sześć punktów. Jakie są pańskie przemyślenia po tych spotkaniach?
Na pewno poprawy wymaga skuteczność, wykańczanie akcji. Potrzebujemy zbyt dużo stworzonych sytuacji, by zdobyć bramkę. Widać to było w marcu. Za nami dwa spo
tkania kwalifikacyjne zakończone zwycię stwami. Nie dało się w nich zdobyć więcej niż sześć punktów, więc plan wykonaliśmy w stu procentach. Z pewnością mamy jesz cze nad czym pracować, ale nie możemy się wstydzić tego, że wygraliśmy oba mecze. Z Litwą zabrakło nam dokładności i spokoju w finalizacji akcji. Często wspomina się to, że Łukasz Skorupski wybronił jedną z akcji Litwi nów. Taka jest jednak piłka, że rywale zawsze stworzą sobie choć jedną dogodną sytuację. Od tego mamy tak klasowych bramkarzy
jak Łukasz, by w takich momentach dołożyli coś od siebie. W meczu z Maltą mieliśmy wszystko pod kontrolą, mogliśmy wygrać dużo wyżej, ale też brakowało nieco pew ności w wykończeniu. Wierzę, że tym razem będzie inaczej i w bardzo dobrych nastrojach będziemy mogli przygotowywać się do bojów we wrześniu. Na razie jednak nie wybiegamy aż tak daleko w przyszłość. Liczy się to, co tu i teraz. Przed nami starcie z Finlandią, która rozegrała bardzo wyrównany mecz z Litwą. Przenalizowaliśmy dokładnie ich marcowe
spotkania, wiemy bardzo dużo, ale musimy patrzeć przede wszystkim na siebie.
Przed nami mecze z Mołdawią i Finlandią. Mają dla pana taką samą wagę, czy towarzyskie spotkanie z Mołdawianami będzie bardziej okazją do sprawdzenia różnych rozwiązań taktycznych i personalnych?
Wiadomo, że większy priorytet ma potyczka o punkty z Finlandią, ale chcemy wygrać oba
spotkania. Mecz z Mołdawią będzie jednym z najważniejszych etapów przygotowań do spotkania z Finami. Wcześniej nie mieliśmy okazji do rozegrania zbyt wielu meczów towarzyskich. Rywalizowaliśmy w Lidze Narodów, która też była walką o stawkę. Teraz będzie okazja do rozegrania meczu kontrolnego i w tym przypadku na pewno możemy spodziewać się większych rotacji w składzie. Część zawodników w minionym już sezonie grała mniej, część więcej, kończyli też rozgrywki w różnych momentach. Ci, którzy finiszowali wcześniej, mieli zindywidualizowany plan przygotowań, byli w stałym kontakcie z naszymi trenerami przygotowania motorycznego. Mateusz Oszust był u Karola Świderskiego, gdzie prowadził z nim indywidualne zajęcia, a Radosław Gwiazda na tej samej zasadzie pracował z Mateuszem Wieteską. Wiem, że każdy z zawodników będzie odpowiednio zmotywowany, mimo zakończenia sezonu. Wierzę w profesjonalizm wszystkich piłkarzy. Cieszy nas to, że większość z nich regularnie występowała w swoich drużynach.
W meczu z Mołdawią z kadrą narodową pożegna się Kamil Grosicki. Miał pan okazję pracować z nim zarówno w reprezentacji, jak i w klubie. To wyjątkowy piłkarz?
Rozmawiałem z Kamilem i zgodnie z naszymi ustaleniami, dostanie szansę pożegnalnego występu w spotkaniu z Mołdawią. Cieszę się z tego, jak potoczyła się jego kariera. Mam z naszej współpracy bardzo dobre wspomnienia. Kamil ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery jeszcze na EURO 2024 w Niemczech, ale wiem, że nie przestał się interesować sprawami kadry. Cały czas jej kibicuje, śledzi to, co się w niej dzieje, jest bardzo zaangażowany. W Chorzowie będzie okazja podziękować mu za wszystkie chwile radości, które dał kibicom kadry narodowej.
6 czerwca kadra po raz pierwszy od 2022 roku zagra na Superauto.pl Stadionie Śląskim. Jakie wspomnienia budzi w panu ten obiekt?
Mam gęsią skórkę na myśl o grze na tym stadionie. Silnym wspomnieniem stąd jest dla mnie sytuacja, gdy miałem bodaj dziewięć lat. Odbywały się tutaj zawody, w trakcie których najpierw trzeba było żonglować piłką, później zrobić slalom, a na końcu trafić do bramki. Dla mnie, jako zawodnika Rozbarku Bytom, stadion ten zrobił ogromne wrażenie. Później byłem tu również kilkukrotnie jako kibic. Teraz będę miał możliwość pojawić się na tym obiekcie w nieco innej roli.
Kamil Grosicki: Dzięki reprezentacji spełniałem swoje marzenia
PRZEZ KILKANAŚCIE LAT KAMIL GROSICKI POZOSTAWAŁ
WAŻNĄ POSTACIĄ W DRUŻYNIE NARODOWEJ. MECZEM
Z MOŁDAWIĄ POŻEGNA SIĘ Z REPREZENTACJĄ POLSKI, NOTUJĄC 95. WYSTĘP W KOSZULCE Z ORŁEM NA PIERSI.
Za tobą siedemnaście lat kariery w reprezentacji Polski. Pięć międzynarodowych turniejów, dziesięciu selekcjonerów, wiele pięknych historii. Jak wspominasz początki w kadrze? Doskonale pamiętam swoje pierwsze powołanie, które otrzymałem w 2008 roku. Na zgrupowanie zaprosił mnie nieżyjący już niestety Leo Beenhak ker. Najpierw znalazłem się w gronie zawodników z polskiej ligi, powołanych na towarzyski mecz z Finlandią. Wtedy zaliczyłem debiut, wchodząc z ławki za Marka Zieńczuka, a niedługo później otrzymałem piękną niespodziankę. Se lekcjoner poinformował mnie, że wezmę udział także w drugiej części zgrupowa nia, w ramach której rozgrywane było spotkanie z Czechami. To już obejrzałem z ławki rezerwowych. Sam ten fakt był dla mnie sporym wyróżnieniem, bo do zespołu dołączyli najlepsi zawodnicy z klubów zagranicznych. Piękny mo ment. Byłem wtedy młodym piłkarzem, z ułańską fantazją, więc wszedłem do drużyny bez większego stresu. W me czu z Finlandią przeprowadziłem kilka odważnych rajdów, trochę szaleńczych. Na pewno zapamiętam to na całe życie.
Sam nie czułeś stresu, wchodząc do reprezentacji, a jak odbierałeś – już jako doświadczony piłkarz – młodszych kolegów stawiających pierwsze kroki w kadrze narodowej?
Mnie osobiście zawsze ciągnęło do dru żynowej starszyzny, chciałem się z nią trzymać. Gdy na moim pierwszym zgru powaniu przyjechała najpotężniejsza ekipa, z Maćkiem Żurawskim, Jackiem Bąkiem, Jackiem Krzynówkiem czy Mariuszem Lewandowskim, starałem się do nich przysiadać, łapać kontakt, chłonąć atmosferę kadry. Nigdy nie miałem problemu z nawiązywaniem nowych relacji, a poznanie tych chło paków było moim marzeniem. Później czasy nieco się zmieniły, ale też trze ba brać pod uwagę, że każdy ma inny charakter. W kolejnych latach młodsi zawodnicy zachowywali jednak nieco większy dystans. Sami raczej nie szukali
kontaktu, wręcz przeciwnie – to starsi musieli wykazać inicjatywę, zagadać, jakoś ich wprowadzić. Nigdy nie miałem z tym problemu, bo wiedziałem, że to jest bardzo ważne.
U kilku selekcjonerów nie miałeś pewnego miejsca w składzie. Zmieniło się to dopiero u trenera Adama Nawałki. Jasne, musiałem ciężko zapracować, by uzyskać zaufanie. Takim obdarzył mnie
trener Nawałka. Wtedy moja reprezenta cyjna kariera nabrała wysokiego tempa. Przy okazji trafiłem na moment, w którym cała drużyna przyspieszyła obroty. Wyniki na boisku, atmosfera towarzysząca repre
zentacji, piękne emocje – wszystko zaczęło się podczas kadencji tego selekcjonera.
Możesz nazwać Adama Nawałkę swoim reprezentacyjnym ojcem?
Bez wątpienia. Mocno mi zaufał, bardzo dużo mu zawdzięczam. Odważnie na
mnie postawił, dał olbrzymią szansę, a ja odwdzięczałem się jak najlepszą grą. Dzięki występom w kadrze narodowej zyskałem bardzo wiele – kolejne trans fery, popularność. Gra w reprezentacji jest niezwykle istotna, kluby zwracają mocno uwagę, czy dany piłkarz ma na
koncie grę w kadrze. Dużo zatem dosta łem, ale także zawsze dawałem z siebie maksimum. Zostawiałem na boisku całe swoje serce, niezależnie od tego, czy był to trening, mecz towarzyski czy mistrzo stwa świata. Zawsze z ogromną dumą zakładałem koszulkę z orłem na piersi.
Nie da się więc ukryć, że Adam Nawałka mocno napędził moją karierę. To dla mnie niezwykle ważny człowiek, do dziś mamy świetny kontakt. Słowa dużego uznania należą się też trenerowi Michałowi Pro bierzowi, pod którego skrzydła trafiłem jako młody chłopak w Jagiellonii Biały stok. Miałem już wtedy swoje problemy, z którymi pomógł mi sobie poradzić. Na pewno nie było łatwo, ale zawsze twardą ręką starał się mnie hamować, co mnie wiele nauczyło. Byłem młody, krnąbrny, niejednokrotnie coś odpowiedziałem, ale zawsze znajdowaliśmy finalnie wspólny język. Pod jego wodzą rozwinąłem się jako piłkarz, zdobywałem pierwsze trofea, trafiłem do reprezentacji. Na pewno też przyczynił się do tego, co osiągnąłem.
Potrafiłbyś wskazać jakiś mecz w reprezentacji Polski, który uznałbyś dla siebie za przełomowy?
Ważnym momentem była z pewnością potyczka z Gibraltarem, rozpoczynająca kwalifikacje do EURO 2016. Zagrałem w wyjściowym składzie, zdobyłem dwie bramki. Po pierwszej z nich od razu pod biegłem do trenera Nawałki, by podzięko wać mu za zaufanie. Wiadomo, że nie był to przeciwnik z najwyższej półki, ale dla mnie to wyjątkowy moment. Rozpoczęli śmy bardzo dobrze kwalifikacje, a później nadszedł pamiętny mecz z Niemcami, który napędził całą drużynę. Od tamtego sukcesu zespół cały czas parł do przodu, osiągając sukcesy. Ogólnie w reprezen tacji rozegrałem bardzo dużo spotkań, które miło wspominam. Możemy tu przy pomnieć choćby EURO 2016, włącznie z kwalifikacjami. O słabszych momentach, które też się przytrafiały, raczej nie myślę.
Chwil w historii reprezentacji, które kojarzą się z Kamilem Grosickim, jest rzeczywiście dużo. Które uznajesz za najważniejsze?
W mojej pamięci na pewno utkwiły mi strzostwa Europy w 2016 roku. Zano towałem wtedy dwie asysty – do Kuby Błaszczykowskiego w meczu ze Szwajca
rią i Roberta Lewandowskiego w starciu z Portugalią. Ta druga miała niesamowity smak. Gramy o awans do półfinału EURO, naprzeciw nas Portugalia z Cristiano Ronaldo na czele. Z drugiej strony my, marzący o czymś naprawdę wielkim. Druga minuta meczu, bramka, ogromne uniesienie na stadionie w Marsylii. Byli śmy niesamowicie blisko, by awansować do czołowej czwórki Europy, przegraliśmy dopiero w serii rzutów karnych. Jeśli cho dzi o inne wydarzenia, mogę wspomnieć mecz z Rumunią, wygrany w Bukareszcie 3:0. Pokazywaliśmy wtedy niesamowity charakter, udowadnialiśmy, że ta druży na może naprawdę wiele. Po zdobytej bramce nie zatrzymałem się choćby na chwilę – ruszyłem w stronę trenera Na wałki, by mu podziękować za zaufanie. Sławek Peszko wyskoczył z ławki, myśląc, że biegnę do niego, a ja go ominąłem i wpadłem w ramiona selekcjonera. To był fantastyczny czas w reprezentacji Polski.
Przyjaźnie zostały?
Oczywiście. Z Kamilem Glikiem jeste śmy przyjaciółmi od czasów juniorskich reprezentacji. Szliśmy razem przez lata, docierając do turniejów finałowych mi strzostw świata i Europy na poziomie seniorskim. Uważam go za jednego z najlepszych środkowych obrońców w historii polskiego futbolu. Mam cały czas kontakt z Kubą Błaszczykowskim, Łukaszem Piszczkiem, Łukaszem Fa biańskim, Arturem Borucem, Wojtkiem Szczęsnym, Grześkiem Krychowiakiem, oczywiście Robertem Lewandowskim... Trudno wszystkich wymienić, nie chciał bym nikogo pomijać, bo z każdym wypra cowałem bardzo dobre relacje. Jestem bardzo dumny, że mogłem z nimi dzielić szatnię i wygrywać mecze dla reprezenta cji Polski. To zawsze była dla mnie wielka nobilitacja i honor. Każdy marzy o takich momentach, a ja przez kilkanaście lat mogłem w tym uczestniczyć.
Możesz uznać się za piłkarza spełnionego w reprezentacji narodowej? Jasne, że tak, biorąc pod uwagę moje możliwości i talent. Moje pokolenie wyko
rzystało maksymalnie to, na co było nas stać. Szkoda jedynie, że w 2016 roku nie udało nam się awansować do półfinału EURO, bo mogliśmy dokonać czegoś absolutnie historycznego. Mimo prze granej w rzutach karnych z Portugalią ten występ w turnieju będzie przez lata wspominany z dużą sympatią i dumą. Mam na koncie 94 spotkania, kilkanaście bramek, kilkanaście asyst. Mierzyłem się z wielkimi przeciwnikami na wielkich stadionach. Nie mam się czego wstydzić.
Przy takiej liczbie rozegranych spotkań reprezentacja nigdy ci nie spowszedniała?
Zawsze podkreślałem, że kadra narodowa to dla mnie coś wyjątkowego. Niezależnie od tego, czy to pierwszy, czy 95. mecz, jak będzie w przypadku starcia z Mołdawią. Kiedyś marzyłem, żeby rozegrać jedno spotkanie z orłem na piersi. Później, by w biało czerwonym trykocie zdobyć choć jedną bramkę. Myślałem, że po strzeleniu gola w reprezentacji będę mógł kończyć karierę. Tak się jednak złożyło, że zosta łem w kadrze na kilkanaście lat, przeżyłem mnóstwo fantastycznych chwil. Uważam, że dałem sporo radości kibicom, mojej rodzinie, sobie. Wiem, z jaką sympatią jestem odbierany, jednak musiałem na to wszystko przez lata ciężko zapracować.
8 czerwca będziesz obchodził 37. urodziny. Tym razem już nie na zgrupowaniu kadry, do czego się przyzwyczaiłeś, a dwa dni po ostatnim występie w narodowych barwach. Jak się z tym czujesz? Jasne jest, że czas ucieka i wszystko przemija, ma swój koniec. Rzeczywiście, przez wiele lat moje urodziny obcho dziłem na zgrupowaniach reprezentacji Polski. Byłem z tego bardzo dumny, bo niosło to ze sobą świadomość, że mi nął kolejny rok, a ja nadal znajduję się na wysokim poziomie piłkarskim. Teraz mnie to ominie, będę już na zasłużonym urlopie. Z pewnością będę wspominał z rodziną pożegnalny mecz i kilkanaście lat reprezentacyjnej kariery. Tematów do rozmów na pewno nie zabraknie.
ROZMAWIAŁ ADAM DELIMAT
Pożegnanie „Turbo Grosika” – przez te rajdy szalone i serce na dłoni, kibice go pokochali
ZAWSZE BYŁ SOBĄ, NIE UDAWAŁ KOGOŚ INNEGO. SZCZERY, NATURALNY I BEZPOŚREDNI. TAKI CHŁOPAK Z SĄSIEDZTWA, CZASAMI TROCHĘ KRNĄBRNY, KTÓREGO JEDNAK NIE DA SIĘ
NIE LUBIĆ. ZDARZAŁO MU SIĘ W ŻYCIU ZBŁĄDZIĆ, ALE BYŁ NA TYLE SILNY, ŻE WRÓCIŁ NA DOBRĄ DROGĘ I STAŁ SIĘ
NIE TYLKO GWIAZDĄ REPREZENTACJI POLSKI, ALE TEŻ JEJ DOBRYM DUCHEM.
Kilka razy podkreślał, jak wiele w życiu zawdzięcza Cezaremu Kuleszy i Adamowi Nawałce. Byli dla niego jak ojcowie. Na bo isku słynął z ambicji, waleczności, a przede wszystkim błyskotliwej szybkości. W kadrze wystąpił 94 razy, strzelił 17 goli, zanotował 24 asysty. 6 czerwca w towarzyskim meczu z Mołdawią w Chorzowie blisko 37 letni Kamil Grosicki zagra pożegnalny mecz w reprezentacji Polski. Wielu osobom łezka zakręci się w oku... – Za występy w reprezentacji dałbym się pokroić. Orzeł na piersi i śpiewanie hymnu strasznie mnie nakręcają, wtedy jestem tak nabuzowany, że w niektórych momentach odlatuję – mówił Kamil Gro sicki w „Przeglądzie Sportowym” w 2016 roku po awansie na EURO z kadrą Adama Nawałki. Te zwierzenia dobrze oddają to, co dla Kamila Grosickiego było w życiu i karierze najważniejsze. Trudno uwie rzyć, że to już koniec. Choć w przyszłym sezonie Kamil zamierza jeszcze grać dla Pogoni Szczecin, to w koszulce z orzełkiem na piersi zobaczymy go po raz ostatni. Debiutował w drużynie narodowej jako niespełna 20 latek u Leo Beenhakkera w przegranym 0:1 towarzyskim meczu z Finlandią. To był luty 2008 roku, zamierz chłe czasy, a można odnieść wrażenie, że to wszystko zleciało tak szybko, jak szybko na skrzydle szarżował „Grosik”. Najbardziej spektakularnego wyczynu w reprezenta cji też dokonał w spotkaniu towarzyskim z Finlandią (5:1), tylko dwanaście lat póź niej. W 2020 roku we Wrocławiu popisał się hat trickiem.
Kamil Grosicki zamieścił taki wpis w me diach społecznościowych, zapraszając na swój pożegnalny mecz w kadrze: „Wszyscy kibice doskonale wiedzą, jak wiele znaczyła dla mnie zawsze gra w ka drze narodowej. Nic nie może się równać koszulce z orłem na piersi, dlatego w każ dej sekundzie zostawiałem na boisku całe swoje serce. Gdy podczas EURO w Niemczech podejmowałem decyzję o zakończeniu reprezentacyjnej kariery, miałem nadzieję, że będę miał okazję pożegnać się z kibicami w Polsce. Taki dzień nadejdzie 6 czerwca w Chorzo wie. Chciałbym podziękować Wam za
wsparcie, które dostawałem z Waszej strony i ostatni raz poczuć dumę z repre zentowania narodowych barw. Będzie to dla mnie wyjątkowa chwila i pragnął bym, byście byli tam ze mną. Serdecznie zapraszam na Stadion Śląski na mecz z Mołdawią!”
Grosicki zawsze podkreślał, że najwięcej zawdzięcza Adamowi Nawałce. – To on zaufał mi od pierwszego dnia, od po czątku czułem, że na mnie stawia. Też nie było łatwo, bo na początkowe trzy zgrupowania mnie nie powołał. Ale potem wykorzystałem pierwszą szansę, trener mi uwierzył i poszło. Rozwinąłem się jako piłkarz, grałem w coraz lepszych klubach, co jest zasługą Adama Nawałki. To ojciec mojego piłkarskiego sukcesu – mówił w rozmowie z TVP Sport.
Choć jak całe jego uzdolnione i mające znaczącą pozycję w europejskiej piłce pokolenie – Lewandowski, Błaszczykow ski, Piszczek, Szczęsny, Fabiański, Glik, Krychowiak, Milik, Zieliński – nie odniósł z drużyną narodową takiego spektaku larnego sukcesu i podobnie jak koledzy mógłby czuć się trochę rozczarowany, to Grosicki mówi, że czuje się piłkarzem spełnionym w kadrze. Podkreślał, że dla niego ogromnym przeżyciem był każdy mecz w reprezentacji, każdy występ na PGE Narodowym, każdy odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego. Najlepszy okres w reprezentacyjnej karierze „Grosika” to chyba eliminacje mistrzostw Europy 2016, w których wisienką na torcie była pierwsza, historyczna wygrana z Niem cami w Warszawie (2:0) 11 października
2014 roku. To był okres, kiedy Kamil strzelał sporo goli, a przede wszystkim zaliczał dużo asyst w ważnych momentach, znakomicie rozumiał się na boisku i poza nim z Rober tem Lewandowskim. – Największym osią gnięciem pozostaje ćwierćfinał EURO we Francji, ale sukcesami były także awanse. Brałem udział w pięciu wielkich turniejach, pomogłem zakwalifikować się do EURO 2020, ale na mistrzostwa nie pojechałem. We Francji w 2016 roku mogliśmy osiągnąć więcej i z takim poczuciem wracaliśmy do kraju. Jeśli jednak pomyślę, że kiedyś marzyłem, by choć raz zagrać z orłem na piersi, a potem by zdobyć choć jedną bramkę, to, patrząc na swój dorobek, mogę być szczęśliwy i spełniony. Wielkie turnieje, wielkie stadiony i śpiewanie Mazurka Dą browskiego, to wtedy przepełniała mnie największa duma – Grosicki tak wspominał ten okres.
Był nie tylko jednym z najlepszych za wodników kadry Nawałki, ale też dobrym duchem tej drużyny, który potrafił roz bawić, odstresować kolegów, stworzyć dobrą atmosferę, ale też zmobilizować innych, dać wsparcie mentalne. Po wyeli minowaniu w rzutach karnych Szwajcarii w 1/8 finału EURO 2016 piłkarze wraz z rodzinami wybrali się na integracyjną kolację. Lewandowski był trochę smutny, bo drużyna rozegrała już cztery mecze na tym turnieju, a on nie zdobył żadnej bramki. Wtedy „Grosik” niczym wróżbita powiedział: „Robert, teraz ja ci podam piłkę, a ty się odblokujesz”. Rzeczywiście tak się stało. W ćwierćfinałowym meczu z Portugalią „Lewy” strzelił gola na 1:0 po asyście Grosickiego. – Nigdy nie udawałem kogoś, kim nie jestem. Zawsze staram się być „Gro sikiem”, którego wszyscy polubili i po kochali. Czy to koledzy z zespołów, czy kibice. Charakteru nie zmienię, do piłki, oprócz formy na boisku, staram się wno sić trochę kolorytu, rozrywki, luzu. Fajnie mi to wychodziło. Trochę show musi być, kibice lubią, jak coś się dzieje, interesują się życiem piłkarzy nie tylko na boisku. W swoich social mediach pokazuję, że mam czas na prywatne życie – mówił w jednym z wywiadów.
Jeden z najlepszych meczów w reprezentacji Polski Grosicki rozegrał w eliminacjach mistrzostw świata 2018, gdy pokonaliśmy Rumunię w Bukareszcie 3:0, Kamil strzelił gola po efektownym rajdzie. – Najpierw przebiegłem z piłką przez ponad pół boiska w kierunku bramki, minąłem kilku rywali, trafiłem do siatki i już się nie zatrzymywałem, tylko ruszyłem w drugą stronę, do naszej ławki, do selekcjonera. Z nim chciałem celebrować to trafienie. To był moment, że trzeba było podziękować szkoleniowcowi za kolejną szansę. Wcześniej go zawiodłem, więc musiałem przeprosić. Po EURO 2016 popularność trochę zaszumiała nam w głowach, wydawało nam się, że jesteśmy jak gwiazdy rocka… Czasem na zgrupowaniu, po meczu, drużyna siada i trochę luzuje. Wtedy jednak zawiedliśmy selekcjonera i kibiców, ale jako zespół zareagowaliśmy świetnie. W Rumunii zagraliśmy jedno z najlepszych spotkań w ostatnich latach – mówił Grosicki w wywiadzie dla TVP Sport. Trampoliną do wielkiej piłki i reprezentacji Polski był dla Grosickiego czas występów w Jagiellonii Białystok. Symboliczne jest, że wtedy kształtował go jako piłkarza trener Michał Probierz i u niego też Kamil zagra pożegnalny mecz w reprezentacji Polski. Drugim człowiekiem, obok Adama Nawałki, który miał wielki wpływ na karierę Kamila, był ówczesny właściciel Jagiellonii, a obecnie prezes PZPN, Cezary Kulesza. Pomógł mu wyjść z dołka, wykupił go z Legii. Grosicki nazwał go nawet przed laty „drugim ojcem”. A ten, jak srogi tata, miał oko na niesfornego w tamtym czasie młodzieńca. Pomógł mu zadomowić się w Białymstoku i otoczył go opieką. Na Podlasiu Grosicki stał się wielką gwiazdą polskiej ligi. Tworzył w Jagiellonii znakomity duet z doświadczonym Tomaszem Frankowskim. Dużo starszy od Kamila „Franek – łowca bramek”, bardzo spokojny człowiek, prowadzący rodzinny styl życia, starał się pomagać Kamilowi na boisku i poza nim. Były piłkarz Jagiellonii i Legii Dariusz Czykier tak zabawnie wspominał grę Grosickiego: Mało który rywal wie, z jakim numerem gra Kamil. Bo przeciwnicy tego numeru
nawet nie zdążą zauważyć, tak szybko im „Grosik” ucieka.
Jagiellonia sprzedała Grosickiego za milion euro do tureckiego Sivassporu, gdzie w latach 2011-2014 zagrał 84 mecze ligowe, strzelając 13 goli. Nad Bosforem stał się gwiazdą, choć miał zarówno wzloty, jak i słabsze okresy, podobnie jak później we francuskim Stade Rennais,
angielskich Hull City i West Bromwich Albion. W 2021 roku wrócił do korzeni, do Pogoni Szczecin, w której zaczynał swoją karierę. Jego powrót do Ekstra klasy okazał się strzałem w dziesiątkę. Stał się liderem i gwiazdą, notując dużo goli i asyst. Pogoń znów była w czołów ce ligi i dwa razy awansowała do finału Pucharu Polski, choć w obu przypad
kach przegrała w dramatycznych oko licznościach. Szczególnie deprymujący był finał w 2024 roku, gdy do ostatnich chwil doliczonego czasu Pogoń prowa dziła z Wisłą Kraków 1:0, ale straciła gola i później przegrała po dogrywce. Dwa razy z rzędu piłkarze Ekstraklasy wybrali jednak Grosickiego najlepszym zawodnikiem sezonu, co pokazuje, jak
bardzo ceniony jest przez kolegów i jak znakomitą formę potrafi prezentować grubo po trzydziestce. Tak Grosicki mówił w wywiadzie dla TVP Sport o powrocie do Szczecina: „Skoń czył mi się kontrakt w Anglii. Wybierając nowy klub, chciałem podjąć jak najlepszą decyzję dla siebie oraz rodziny. Najbliżsi chcieli stabilizacji, dzieci szkoły, żona spełniania marzeń i rozkręcania wła snych biznesów. Pogoń była najlepszym i najbardziej odpowiednim wyborem. Do dziś jestem jej kapitanem, co dla mnie, jako wychowanka, jest ogromnym wy
różnieniem. Powrót do Pogoni to było coś więcej niż powrót do ligi. Z klubem wiąże mnie ogromny sentyment, tu się wychowałem, stąd wyjechałem w świat, tu stawiałem pierwsze kroki. Wiedziałem, że wracam do ukochanego klubu, który jest w innym miejscu niż kiedyś: ma pięk ny stadion i gra o najwyższe cele. Przy szedłem do Pogoni, która była trzecim zespołem ligi, potem powtórzyliśmy to osiągnięcie, następnie dwukrotnie zaj mowaliśmy czwarte lokaty i zagraliśmy w finałach Pucharu Polski. Klub walczy o triumfy, ale zawsze czegoś brakuje
w ostatnim momencie. Indywidualnie zdobyłem wszystkie możliwe nagrody, to duże wyróżnienie, ale dla mnie najważ niejsze jest, by coś przynieść do klubowej gabloty z trofeami. Strasznie ubolewam, że jest pusta. Kto mnie zna, ten wie, że tak jest. Rodzina wie najlepiej, jak bardzo przeżyłem porażkę z Wisłą w Pucharze Polski. Nie zapomniałem o niej, ot tak. Do końca życia będę z nią żył, jeśli w końcu czegoś z Pogonią nie wygram”.
Dla kibiców dobra wiadomość jest taka, że choć „Grosik” meczem z Mołdawią żegna się z reprezentacją Polski, to nie kończy kariery piłkarskiej. Jeszcze przynajmniej przez jeden sezon będziemy podziwiać jego rajdy, gole, asysty w barwach Pogoni. W kadrze już na zawsze pozostanie legen dą. Nie tylko jako znakomity piłkarz, ale też jako człowiek, którego kibice pokochali, bo zawsze miał serce na dłoni... ROBERT ZIELIŃSKI
Pożegnanie Wybitnego Reprezentanta Polski. Liczby, które tworzą historię Kamila Grosickiego
Trzy razy wystąpił w mistrzostwach Europy i dwukrotnie w mistrzostwach świata. Potrzebował zaledwie 29 minut, by zaliczyć w meczu reprezentacji Polski hat-tricka. Jego kariera w kadrze trwała ponad 17 lat.
Oto wybrane liczby Kamila Grosickiego, który 95. występem pożegna się z biało-czerwonymi barwami.
2 razy
Grosicki wyprowadził reprezentację na boisko jako kapitan – w meczach z Portugalią (2018) i Finlandią (2020).
spotkania zaliczył podczas mistrzostw świata. Trzy na mundialu w Rosji i jeden w Katarze.
19 lat, 7 miesięcy i 25 dni
– w takim wieku zadebiutował w kadrze – pod wodzą trenera Leo Beenhakkera. W dniu meczu z Mołdawią kariera Grosickiego będzie trwała 17 lat, 4 miesiące i 4 dni. Wyprzedzi Włodzimierza Lubańskiego, który do tej pory miał najdłuższy staż – 17 lat i 25 dni.
34
razy wystąpił w meczach towarzyskich;
4 razy wystąpił w wielkich turniejach – trzykrotnie w mistrzostwach Europy i dwa razy w mistrzostwach świata.
5
goli i dwie asysty to dorobek Grosickiego w meczach z Finlandią. To „ulubiony” przeciwnik skrzydłowego.
w tylu klubach występował podczas gry w reprezentacji – FC Sion (Szwajcaria), Jagiellonia Białystok, Sivasspor (Turcja), Stade Rennais (Francja), Hull City, West Bromwich Albion (obydwa Anglia) i Pogoń Szczecin.
24
asysty w kadrze narodowej. Te najbardziej pamiętne to w 1/8 finału EURO 2016 ze Szwajcarią przy bramce
Jakuba Błaszczykowskiego i w ćwierćfinale z Portugalią przy trafieniu
Roberta Lewandowskiego.
7
tyle meczów rozegrał na turniejach finałowych EURO. Jeden w 2012 roku, pięć w 2016 roku i jedno spotkanie w 2024 roku.
10
tylu selekcjonerów widziało dla Grosickiego miejsce w kadrze. Najwięcej razy – 38 – zagrał u trenera Adama Nawałki.
tyle minut potrzebował Grosicki, by w spotkaniu z Finlandią (5:1) skompletować hat-tricka.
16
występów w kwalifikacjach do mistrzostw świata
22
spotkania rozegrał w kwalifikacjach do mistrzostw Europy
5373 minut rozegrał w koszulce z orłem na piersi.
29
goli zgromadził w reprezentacji Polski. Zajmuje 15. miejsce pod względem liczby zdobytych bramek dla kadry. Pierwszego gola strzelił w 2014 roku w 24. występie w reprezentacji w meczu eliminacji mistrzostw Europy z Gibraltarem, a ostatniego w 2020 roku w towarzyskim spotkaniu przeciwko Finlandii.
94
17 – liczba występów Grosickiego w reprezentacji Polski
Na liście wszech czasów zajmuje jedenaste miejsce. Spośród 51 rywali, przeciwko którym zagrał, najczęściej mierzył się z Czechami (pięć razy), a także z Finlandią, Łotwą i Portugalią (po cztery).
Kamil Grosicki o sobie. „Piłce zawdzięczam wszystko, co mam”
JEST SZCZERY AŻ DO BÓLU, ZAWSZE POZOSTAJE SOBĄ. NIE SZUKA OKRĄGŁYCH SŁÓW, NIE SILI SIĘ NA BANALNE I WYŚWIECHTANE ZWROTY, JAKICH WIELE . MNÓSTWO W ŻYCIU PRZEŻYŁ, WIELE DOŚWIADCZYŁ. POTRAFIŁ WYCIĄGNĄĆ WNIOSKI, A PÓŹNIEJ O NICH MĄDRZE OPOWIEDZIEĆ. CZĘSTO Z DYSTANSEM, AUTOIRONIĄ I NIEPOWTARZALNYM POCZUCIEM HUMORU. WYBRALIŚMY KILKA
JEGO WYPOWIEDZI „WYŁOWIONYCH Z SIECI”. POKAZUJĄ ONE „GROSIKA”
JAKO „CZŁOWIEKA Z KRWI I KOŚCI”.
„Swojego charakteru nie zmienię”
Zawsze staram się być „Grosikiem”, którego polubili i pokochali, czy to koledzy z zespo łów, w których grałem, czy kibice. Swojego charakteru nie zmienię, do piłki – oprócz for my na boisku – staram się wnosić trochę kolorytu, rozrywki i luzu. Kibice lubią, kiedy coś się dzieje.
Wywiad dla „TVP Sport”, 14 listopada 2024 roku
„Moje pokolenie miało inne przyzwyczajenia”
Ja się zawsze odnajdowałem w towarzystwie młodych graczy, mieliśmy dobry kontakt. Dziś rodzą się po prostu inne charaktery, dlate go później cała grupa funkcjonuje inaczej. Teraz częściej spędza się czas w pokojach. Młodzi lubią grać w PlayStation, oglądać Netflixa, korzystać z aplikacji w telefonach. Moje pokolenie miało inne przyzwyczajenia. Siedzieliśmy wspólnie, rozmawialiśmy o życiu, o piłce. Jeśli był czas i miejsce, to potrafili śmy się bawić. Budowaliśmy ze sobą relacje i później na boisku jeden szedł za drugiego w ogień. Jak to się mówi: młodzi mają dziś swój świat, swoje zachowania.
Wywiad dla „WP Sportowe Fakty”, 19 marca 2025 roku
„Wiek to tylko cyfry”
Grałem w różnych klubach na świecie, w re prezentacji mam swoje doświadczenie i za wsze udzielam swoich pomysłów, swoich wskazówek. Ta radość, kibice, stadion, mecze u siebie, to mnie cały czas nakręca. Ronaldo pokazuje, że wiek to tylko cyfry i można grać cały czas na wysokim poziomie, a moim poziomem może być Ekstraklasa.
Wywiad dla „Radia Eska”, 25 marca 2025 roku
„Nie muszę jej tłumaczyć, co to jest spalony” Żona bardzo lubi piłkę nożną! Razem ogląda my Ligę Mistrzów. I nie, nie muszę jej tłuma czyć, co to jest „spalony”. Znaliśmy się długo, ale na początku Dominika była w związku. Później, kiedy zaczynaliśmy ze sobą cho dzić, kilka razy się rozstawaliśmy. Był nawet moment, że przez rok nie mieliśmy ze sobą
kontaktu. Aż któregoś wieczoru wracałem z wyjazdowego meczu Ekstraklasy, napisałem jej pierwszą wiadomość od dłuższego czasu. Dominika odpisała, że „właśnie o mnie my ślała”. Wyczułem, że to szansa, i natychmiast pojechałem do Poznania. I tak się zaczął nasz związek na poważnie.
Wywiad dla „party.pl”, 24 czerwca 2018 roku
„Dzieci, które mam, to jest moja cała moc”
Dużo w dzieciństwie pomogli mi rodzice, oddali mi swoje serce, oddali mi swój czas
i wiedzieli, że muszą we mnie zainwestować, żebym w przyszłości był piłkarzem. W pew nym momencie życiowym, piłkarskim to moja żona była najważniejszym bodźcem do pra cy, do zmieniania swoich nawyków do osią gnięcia sukcesów i za to jej bardzo dziękuję. Oczywiście dzieci, które mam, to jest moja cała moc. Moja córka daje mi codziennie tyle
energii, że wychodzę z domu uśmiechnięty. Tak samo syn Dominiki, Marcel. Też go bardzo kocham i pójdę za nim w ogień.
Wywiad dla „Dzień Dobry TVN”, 6 marca 2021 roku
„Jakoś nie ciągnie mnie do garów”
Bardzo lubię dobre jedzenie, ale w kuchni nie jestem mistrzem. Oczywiście śniadanie zrobię, ale jakoś nie ciągnie mnie do garów. Na szczęście moja żona świetnie gotuje, więc nie muszę się martwić tym, że ja nie umiem.
Wywiad dla „Faktu”, 18 października 2023 roku
„Przeciwnik czeka tylko na pokaz twoich słabości”
Nie każdemu wychodzi wszystko w życiu. Jeden ma łatwiej, drugi trudniej, ale za marze nia się nie karze. Trzeba po prostu starać się sprostać zadaniu, które przed sobą stawiamy, i jakoś dotrzeć do samego końca. Zaciskać zęby i kiedy coś nie idzie zgodnie z planem
– walczyć. Nie można też nikomu pokazać, że się załamujesz, bo przeciwnik czeka tylko na pokaz twoich słabości. Przestaje się ciebie bać, a nigdy nie możesz dopuścić do takiej sytuacji. Mierzmy siły na zamiary i nigdy się nie poddawajmy.
Wywiad dla www.zpodworkanastadion.pl, 28 września 2015 roku
„Czasami są porażki, z którymi trzeba się nauczyć żyć”
Na pewno na autobiografię przyjdzie czas. Gdy człowiek wszystko z siebie wyrzuci, może to być ciekawa książka. Na pewno nie teraz, bo nie lubię czytać książek za wodników, którzy jeszcze są w zawodzie. Najlepiej wydać taką biografię na sam koniec i opisać wszystko. Wzloty, upadki, lepsze strony, gorsze. Kibic chciałby wiedzieć, co się działo przez te lata. Życie piłkarza nie tylko jest piękne. Czasami są porażki, z którymi trzeba się nauczyć żyć.
Wywiad dla „weszlo.com”, 13 października 2021 roku
„Niczego bym nie zmienił”
Czasem myślę o popełnionych błędach, wyborach, ale one nauczyły mnie walki o lepsze jutro. W piłkarskim życiu nicze go bym nie zmienił. Ono nauczyło mnie wszystkiego: jakim być człowiekiem i jak radzić sobie w różnych sytuacjach. Mło demu „Grosikowi” powiedziałbym jedynie, by zawsze dawał z siebie maksa i wierzył w lepsze jutro. Kiedy byłem dzieckiem, ma rzyłem, by zostać piłkarzem. To się speł niło, do tego zagrałem ponad 90 meczów w reprezentacji, byłem na pięciu turniejach, występowałem w klubach zagranicznych. Dzięki piłce zyskałem popularność, ludzie w Polsce mnie szanują i pozdrawiają. Nie tylko w Szczecinie. Ciężko na to praco wałem. Piłce zawdzięczam wszystko, co mam. Córka przeżywa moje występy, wie kim jest tata i ile znaczy dla polskiej piłki. To moje największe szczęście.
Wywiad dla „TVP Sport”, 14 listopada 2024 roku RAFAŁ BYRSKI
W poszukiwaniu „Grosikowego” szaleństwa na skrzydłach
DRUGIEGO IDENTYCZNEGO JAK KAMIL GROSICKI
W REPREZENTACJI POLSKI JUŻ NIE BĘDZIE. NICZYM
NIEOGRANICZONA FANTAZJA, PEWNOŚĆ SIEBIE OCIERAJĄCA
SIĘ MOMENTAMI O BOISKOWĄ BEZCZELNOŚĆ, LEKCEWAŻENIE
WSZELKICH OGRANICZEŃ, A W SZCZYTOWYM OKRESIE FORMY I OLBRZYMI WPŁYW NA DRUŻYNĘ NARODOWĄ – ZA TO WSZYSTKO „GROSIK” ZOSTAŁ POKOCHANY I ZA TYM WSZYSTKIM ZDĄŻYLI ZATĘSKNIĆ KIBICE BIAŁO-CZERWONYCH. W POSZUKIWANIU „PIERWIASTKA GROSICKIEGO” PRZYJRZELIŚMY SIĘ ZAWODNIKOM MŁODZIEŻOWYCH REPREZENTACJI POLSKI.
Pustkę po Grosickim wypełnia nam dziś Nicola Zalewski, w ostatnim półtoraroczu naj lepszy piłkarz reprezentacji, dający jej bramki, asysty i wyczekiwane przez wszystkich elementy widowiskowości. Pojedynczą akcją jest w stanie poderwać z krzesełek kibiców, a to umiejętność, której w erze „postgrosikowej” mamy ewidentny niedobór. Selekcjoner Michał Probierz nieraz już utyskiwał na brak klasowych skrzydłowych, czym uzasadniał wybór systemu taktycznego prowadzonego przez siebie zespołu. W perspektywie kil kuletniej sytuacja może się jednak radykalnie zmienić. Oto zawodnicy młodzieżowych reprezentacji Polski, którzy pod pewnymi względami przypominają żegnanego dziś Kamila Grosickiego.
MARIUSZ FORNALCZYK
ROCZNIK: 2003
KLUB: Korona Kielce
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI:
27 meczów, 4 gole
Pierwszy z dwóch zawodników na naszej liście, który doświadczył pracy z Grosic
kim. – Gdy byłem w Szczecinie, mieliśmy bardzo dobry kontakt. To legenda polskiej piłki. Na każdym treningu przypatrywa łem się jego pracy. Często nawet nie musiałem pytać, Kamil sam podchodził i mi podpowiadał, co mam lepiej zrobić w danej sytuacji. Na pewno mi to pomo gło – przyznaje „Fornal”, który w barwach Pogoni debiutował w PKO BP Ekstrakla sie, kiedy „Grosik” grał jeszcze w Anglii. Gdy ten wrócił, Fornalczyk z jednej strony zyskał mentora, z drugiej – znacząco zmniejszyły się jego szanse na grę, bo poza Grosickim za rywali do miejsca w składzie miał Jeana Carlosa, Michała Kucharczyka czy Sebastiana Kowalczyka. Z czasem wychowanek Polonii Bytom dostawał więc coraz mniej szans, trafił na wypożyczenie do Bruk Bet Termaliki Nieciecza, aż w końcu Pogoń w prze rwie zimowej sezonu 2023/24 sprzedała go do Korony, gdzie początkowo też nie błyszczał. Przełomem w jego karierze okazał się październikowy mecz repre zentacji Polski do lat 21 w kwalifikacjach do mistrzostw Europy przeciwko Niem com. W 59. minucie Fornalczyk po kapi talnym rajdzie strzelił gola, który – jak się później okazało – dał biało czerwonym przepustkę do turnieju na Słowacji. Ów rajd był wizytówką „Fornala”. Jak w soczewce widać było w nim wszyst ko to, co 22 latek ma najlepsze – szyb kość, przebojowość, zdecydowanie – i to, czego wcześniej mu brakowało, czyli decyzyjność. Odkąd ją poprawił, notuje coraz lepsze liczby. W minionym sezonie PKO BP Ekstraklasy zanotował 4 gole i 3 asysty. Wierzymy, że w kolejnym (jeśli Fornalczyk nie wyjedzie z kraju) stać go na wykręcenie double double.
FILIP RÓZGA
ROCZNIK: 2006
KLUB: Cracovia
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI: 19 meczów, 3 gole
Bodaj najszybszy piłkarz w całym zestawie niu, a przecież za konkurentów ma zawodni ków, u których prędkość jest fundamentem piłkarskiego jestestwa. – Myśleliśmy, że Filip Wolski jest nie do prześcignięcia w tym roczniku. Wtedy znaleźliśmy „Bultiego” – tak o kulisach pracy z reprezentacją Polski chłopców urodzonych w 2006 roku opo wiadał podczas jednego z wystąpień trener Marcin Włodarski. Nie zdecydował się go jednak zabrać na mistrzostwa Europy U 17. CV Rózgi nie zostało więc wzbogacone o półfinał EURO, ale nie ma tego złego –w tym okresie w wieku 16 lat i 9 miesię cy zadebiutował w PKO BP Ekstraklasie. Potem jego rola w „Pasach” stopniowo
się zwiększała, aż w sezonie 2024/25 le wonożny zawodnik stał się podstawowym graczem drużyny trenera Kroczka. Pesymi sta powie, że brakuje mu liczb, optymista, że te muszą przyjść, jeśli nastolatek na stałe wejdzie na poziom z majowego starcia z Legią Warszawa. Na razie „Bulti” (to skrót od bulteriera, powiązanego z Filipem nieprzypadko wo) zgromadził więcej żółtych kartek niż punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Upo mnienia te często były konsekwencją jego buńczucznego charakteru: Rózga nie ma żadnych kompleksów, zdarza mu się fau lować na granicy złośliwości i odpyskować sędziemu. 18 latek ma też w swoim CV jeden niechlubny wybryk pozaboiskowy, kiedy przed MŚ U 17 złamał regulamin i wraz z trzema kolegami został odesłany do domu. To kolejna zbieżność z „Gro sikiem”, który za młodu sprawiał sporo problemów, a jego kariera w pewnym momencie znalazła się nad krawędzią. Na dziś wydaje się, że „Bulti” dojrzał i zmierza już właściwą drogą.
JAN FABERSKI
ROCZNIK: 2006
KLUB: Ajax Amsterdam
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI:
19 meczów, 1 gol
Drugi przedstawiciel rocznika 2006 i drugi, który nie ma w dorobku występu ani w ME, ani w MŚ do lat 17. W jego przypadku przyjazdy na zgrupowania reprezentacji, które w kate goriach do U 17 często odbywają się poza oficjalnym terminem FIFA, blokował Ajax. Do drużyny narodowej swojego rocznika „Faber” wrócił na stałe w mijającym sezonie, rozgry wając w niej dziewięć spotkań i opuszczając tylko jedno zgrupowanie. W listopadzie 18 letni wtedy piłkarz otrzymał szansę od selekcjonera kadry U 21 i mimo lekkiego przeziębienia zagrał dla niej pół godziny w towarzyskiej potyczce przeciwko Islandii. Na tle przeciętnej tego dnia dru żyny wyróżniał się liczbą i skutecznością podejmowanych dryblingów. Tchnął w nią życie, wywalczył rzut karny, a chwilę później rzut wolny sprzed pola karnego. O ile przed jedenastką oddał piłkę Szymonowi Włodar
czykowi, o tyle już w drugiej sytuacji postawił na swoim i nie dał sobie odebrać futbolówki mającym ochotę uderzać starszym i dużo bardziej doświadczonym kolegom. – Wku rzył mnie, ale teraz bardziej doceniam jego charakter, niż jestem na niego zły – przyznał dzień później jeden z nich.
Potwierdziło się, że Faberski to charakterek. Typ, którego uwielbia się za błyskotliwość, efektowność i skuteczność w pojedynkach, ale z drugiej strony bywa, że nie jest na 100 procent zaangażowany w obronę, a jego mowa ciała irytuje. Do takich piłkarzy trzeba trafić, tak jak kiedyś do młodego Kamila Gro sickiego. Jeśli chodzi o styl gry, to „Faber” też jest odwróconym skrzydłowym (lewonożnym na prawej stronie), ale w przeciwieństwie do „Grosika” preferuje mijanie rywali do środka z zejściem na strzał, aniżeli rozpędzanie się do linii końcowej.
Z wiekiem Faberski będzie odczuwał na swoich barkach coraz większy ciężar ocze kiwań. Już teraz, nie mając za sobą debiutu w pierwszej drużynie Ajaksu, jest medialny. Ma taką łatkę, że nawet jeśli ktoś jeszcze nie widział go w akcji, to i tak często postrzega go jako przyszłość seniorskiej reprezentacji. Potencjał ku temu, by stać się jej gwiazdą, Janek z pewnością posiada.
ADRIAN PRZYBOREK
ROCZNIK: 2007
KLUB: Pogoń Szczecin
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI: 26 meczów, 5 goli
Namaszczony przez samego Grosickie go, którego Przyborek zmieniał w swoim ekstraklasowym debiucie 18 lutego 2023 roku, czyli półtora miesiąca po ukończeniu 16. roku życia. Od tego czasu wychowanek
SAS Sianów zgromadził w krajowej elicie ponad 50 występów i zanotował w nich dwa gole i cztery asysty. Dwukrotnie do świadczył finału Pucharu Polski na wypeł nionym po brzegi PGE Narodowym i choć w obu przypadkach były to doświadczenia negatywne, to przecież głównie takie na początku swojej kariery gromadził jego mentor.
Nie będziemy ukrywać, że Adrian został umieszczony na tej liście głównie ze względu na fakt, że „Grosik” otoczył go swoją opieką. W naszych oczach (redakcji, nie federacji) 18 latek to materiał na znacznie lepszego podwieszonego napastnika niż skrzydło
wego. Pisaliśmy o tym przy okazji tegorocznego starcia o krajowy Puchar: Do tej pory „Przybor” po kazał się publiczności jako piłkarz, którego bardziej docenią trenerzy niż spragnieni spektakularnych rajdów, precy zyjnych strzałów i efektownych dryblingów kibice. Funkcjonujący na poziomie ekstra klasowym już trzeci rok Przyborek to wciąż jeden z najmłodszych piłkarzy w lidze, a jego wiek daje mu jeszcze dodatkowy margines na rozgrywanie słabszych lub przezroczystych meczów. Tyle, że margines ten będzie się tylko kurczył. Być może zatem, wobec braku fanta zji, typowej dla ofensywnych graczy bocznych sektorów boiska przebojowości, którą trudno będzie nabyć z wiekiem, dobrze zrobiłoby mu przypisanie do roli ósemki lub dziesiątki na stałe. W centrum łatwiej byłoby mu zama skować pewne ograniczenia szybkościowe, a i futbolówkę znacznie częściej otrzymywał by tak jak lubi, czyli do nogi, a nie w przestrzeń. Miałby więcej okazji do zdobywania terenu podaniami zamiast biegiem. Popierając to jego wrodzoną inteligencją piłkarską, wizją gry i umiejętnością odnalezienia się w tłoku, wychodzi nam raczej materiał na playmakera, aniżeli „Grosika” w wersji 2.0.
OSKAR PIETUSZEWSKI
ROCZNIK: 2008
KLUB: Jagiellonia Białystok
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI:
18 meczów, 5 goli
Małe objawienie sezonu w PKO BP Ekstra klasie. Małe, bo trener Adrian Siemieniec wprowadzał „Pietucha” dość ostrożnie: do kadry meczowej na ligowe spotkanie po raz pierwszy zabrał go 22 listopada, zade biutować w PKO BP Ekstraklasie dał mu tydzień później, a w podstawowym skła dzie wystawił po przerwie zimowej, kiedy Jagiellonia znajdowała się w najtłoczniej szym miejscu swojego terminarza. Początkowo o Pietuszewskim najgłośniej było z powodu jego malutkich ochraniaczy oraz zinterpretowanej jako „symulka” sy tuacji w polu karnym Legii w ćwierćfinale
Pucharu Polski. Potem wszyscy zobaczyli to, o czym szeroko rozumiane środowisko piłkarskie w Polsce i skauci z całej Europy wiedzieli już od jakiegoś czasu – Oskar Pietuszewski to czysty talent. Z Kamilem Grosickim łączy ich Jagiello nia, niebywały gaz, ciąg na bramkę i brak układu nerwowego. Oni nie kalkulują. Nie wiedzą, że się nie da. „Pietuch”, podob nie jak starszy prawie o 20 (!) lat „Grosik”, jest przebojowy i niepokorny. Miejsce, w którym już teraz znajduje się zawodowo 17 latek, jest o tyle imponujące, że jesie nią 2022 roku zerwał więzadła krzyżowe, przez co stracił kilka miesięcy. Zawodnik Jagiellonii ma w sobie naj lepsze cechy Grosickiego, a przy tym wydaje się bardziej wszechstronny. Dziś w zespole trenera Siemieńca gra zwykle na lewym skrzydle, w reprezentacjach najwięcej meczów rozegrał w duecie napastników, jednak najlepiej czuje się jako dziesiątka.
BARTOSZ SZYWAŁA ROCZNIK: 2009
KLUB: Śląsk Wrocław
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI: 26 meczów, 12 goli
Miał 15,5 roku, gdy w sierpniu debiutował w Betclic 3. Lidze w barwach rezerw wrocław skiego klubu. Na przestrzeni sezonu łapał w seniorach coraz więcej minut, od kwietnia stając się już etatowym graczem wyjścio wej jedenastki drużyny walczącej o powrót na trzeci poziom rozgrywkowy. W sezonie 2023/24 był najskuteczniejszym zawodni kiem reprezentacji Polski swojego rocznika (siedem goli w dziesięciu meczach), a w tym awansował do starszej kadry, której miał pomóc w walce o awans do ME i MŚ U 17. Choć robił, co mógł (pięć goli w czternastu meczach), to zespołu selekcjonera Dariusza Gęsiora nie zbawił. W maju wrócił więc do ekipy swoich rówieśników. – W grze Bartka
już jest dużo jakości. To bardzo dobrze dys ponowany motorycznie, potrafiący znaleźć się w dogodnej sytuacji zawodnik. Strzela sporo goli, grając na pozycji wahadłowego. „Siwy” może w razie czego zagrać również jako dziesiątka czy nawet jako napastnik –charakteryzuje 16 latka Gęsior. – Ma zmysł do gry kombinacyjnej. Lubi przestrzeń, chętnie wdaje się w pojedynki biegowe z rywalami, podczas których szybko zmienia kierunek. Przede wszystkim jednak, jeżeli piłka jest w polu karnym, to on chce strzelić gola, szuka konkretów – dodaje trener.
Uniwersalność Szywały podkreśla również selekcjoner reprezentacji Polski U 16 Piotr
Kobierecki: – Jest wszechstronny, może za grać na boku jako wahadłowy lub skrzydło wy, a także w środku pomocy (jak z Irlandią w maju – przyp. red.) oraz jako mobilny na pastnik, który jest w stanie materializować dośrodkowania. Ma pokorę poza boiskiem, która znika po wejściu na murawę. Tam jest bardzo przebojowy, pewny siebie, odważnie wchodzi w pojedynki – ocenia 39 letni szko leniowiec.
ZACHARY ZALEWSKI
ROCZNIK: 2009
KLUB: Columbus Crew
BILANS W MŁODZIEŻOWYCH
REPREZENTACJACH POLSKI:
11 meczów, 2 gole
Przebojowość, odwagę i pewność siebie śmiało można przypisać również drugiemu przedstawicielowi drużyny prowadzonej przez trenera Kobiereckiego. Zachary Zalewski to odkrycie z sierpnia ubiegłego roku. Urodzony w Kanadzie lewonożny zawodnik uczestniczył wówczas w campie „Tarczyński Gramy dla Polski”, w ramach którego grupa 56 chłopców z polskimi korzeniami żyjących na co dzień w Ameryce Północnej, trenowała w Polsce pod okiem selekcjonerów młodzieżowych repre zentacji Polski. Czterech z nich, w tym Zachary, wypadło tak dobrze, że po zakończeniu obozu nie wrócili za ocean, a zostali na zgrupowaniu selekcyjnym kadry do lat 16. Od tego momentu Zalewski wystąpił we wszystkich jej meczach, początkowo zastępując przesuniętego do starszej reprezentacji Szywałę.
– Bartek i Zachary nie unikają gry nawet jed nego na dwóch. To się po pierwsze wpisuje w nasz model, a po drugie wynika z ich umie
jętności, sposobu gry i mentalności – ocenia trener Kobierecki. – To nie są zawodnicy, którzy jak raz stracą piłkę, to potem szukają bez piecznego rozwiązania. Nie, oni dalej będą podejmować próby stworzenia przewagi dryblingiem. W dzisiejszej piłce, bardzo tak tycznej, toczącej się na małej przestrzeni, tacy piłkarze to skarb. Zwłaszcza że nie ba zują wyłącznie na motoryce i dryblingu, ale potrafią też grać kombinacyjnie czy wpisać się w pewne ramy taktyczne – mówi. Zalewski nie jest może tak uniwersalny jak jego rówieśnik, ale przeważa nad nim w aspekcie prowadzenia piłki ze zmianą kie runku. Potrafi z łatwością „bujnąć” przeciwni kiem i coraz częściej do wrażeń artystycznych dokłada konkret w postaci bramek i asyst. Czyli czegoś, co często przychodzi z wie kiem. Kamil Grosicki, nasz punkt odniesienia, pierwszego gola w seniorskiej reprezentacji Polski strzelił w swoim 24. występie. Choć zadebiutował w niej przed 20. urodzinami, to zakotwiczył w niej dopiero ponad dwa lata później. To ku przestrodze, gdyby ktoś chciał zarzucać zawodnikom z powyższej listy, że na coś jest za późno i już nie rokują. Dajmy im w spokoju się rozwijać, bo w większości mają potencjał, aby nie tylko dorównać „Grosikowi”, ale nawet go przebić.
RAFAŁ CEPKO
Sharing the love of the game across generations
Paradoks Nicoli Zalewskiego. Zmienił klub na lepszy, a zaczął grać więcej
JESIENIĄ NIEPOKOILIŚMY
SIĘ KLUBOWĄ SYTUACJĄ
NICOLI ZALEWSKIEGO,
KTÓRY Z KAŻDYM
TYGODNIEM W AS ROMA
OTRZYMYWAŁ CORAZ MNIEJ
MINUT, A W KRYTYCZNYM
MOMENCIE ZOSTAŁ NAWET
ODSUNIĘTY OD TRENINGÓW
Z PIERWSZYM ZESPOŁEM
„GIALLOROSSICH”.
LICZYLIŚMY, ŻE W ZIMOWYM
OKNIE TRANSFEROWYM
UDA MU SIĘ WRESZCIE
ZMIENIĆ OTOCZENIE
I ODBUDOWAĆ SWOJĄ
POZYCJĘ W KLUBOWYM
FUTBOLU. NIEWIELU
JEDNAK PRZYPUSZCZAŁO,
ŻE 23 LATEK MOŻE
ZROBIĆ KROK W PRZÓD, A ZAWIESZONĄ WYŻEJ
POPRZECZKĘ
PRZESKAKIWAĆ BEZ
STRĄCENIA. FAKTY SĄ TAKIE, ŻE PO PRZEJŚCIU DO INTERU
MEDIOLAN, CZYLI DRUŻYNY
WALCZĄCEJ O WYŻSZE CELE
NIŻ AS ROMA, WAHADŁOWY
ZACZĄŁ GRAĆ WIĘCEJ.
W reprezentacji Polski od listopada 2023 pozycja Zalewskiego jest niepodważalna, a myśląc o drużynie narodowej w per spektywie najbliższej dekady, trudno sobie wyobrazić, by miało go w niej za braknąć. Za kadencji Michała Probierza wyrósł na jednego z boiskowych liderów kadry, czasem dźwigając ją w trudnych momentach wyłącznie na swych bar
kach, jak we wrześniu na Hampden Park czy wcześniej w sparingu z Turcją, gdy w końcówkach meczów przeprowadzał indywidualne rajdy na wagę zwycięstw. Z chłopca przeistoczył się w mężczyznę. Odblokował swój potencjał. Jego bilans u aktualnego selekcjonera to 14 występów, 3 gole i 4 asysty, a to tylko o 4 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej
mniej, niż w ponad 120 występach w Romie. W klubie ze stolicy Włoch początkowo też wszystko układało mu się pomyślnie. Zalewski zadebiutował w pierwszej drużynie w maju 2021 roku, mając 19 lat i łatkę jednego z największych talentów wyszkolonych przez tamtejszą akade-
mię. Potem, gdy trenerem „Giallorossich” został Jose Mourinho, Polak harmonijnie się rozwijał i choć jego dorobek liczbowy nie imponował, to miało się przekonanie, że ta kariera zmierza w dobrą stronę, a AS Roma w przyszłości sowicie na nim zarobi, wcześniej włączając się dzięki niemu do rywalizacji o upragnione trofea. Koniec końców ekipa z Rzymu triumfo wała w Lidze Konferencji w 2022 roku, a w kolejnym sezonie dotarła do finału Ligi Europy, w którym lepsza okazała się Sevilla.
Zalewski miał w tamtym czasie wszystko, by rozkochać w sobie kibiców ze Stadio Olimpico. Był wychowankiem klubu, da wał zespołowi nową energię, grał zjawi skowo i efektownie. Brakowało tylko i aż konkretów w postaci strzelanych goli i notowanych asyst. Z biegiem czasu w Rzymie coraz szybciej wyczerpywa ła się cierpliwość do Polaka: najpierw kolejnych trenerów, a wkrótce również kibiców. To, co dotychczas stanowiło w ich oczach jego atut, odwróciło się teraz przeciwko niemu. Od wychowan ka zaczęto wymagać więcej właśnie ze względu na ten status. Zarzucano brak liczb w ofensywie, a do tego, trzeba to uczciwie przyznać, Polakowi zdarzyło się kilka fatalnych w skutkach prostych błędów.
To wszystko w połączeniu z nieuchronnie zbliżającą się datą wygaśnięcia umowy Zalewskiego z klubem i jego niezdecy dowaniem w kontekście ewentualnego transferu sprawiło, że 23 latek znalazł się pod ścianą. Na niekorzyść Nicoli pa radoksalnie działała również jego fanta styczna postawa w kadrze. Nikt głośno mu tego nie zarzucił, ale olbrzymia róż nica między reprezentacyjną a klubową wersją Zalewskiego musiała najpierw zastanawiać, a wkrótce nawet budzić podejrzenia w Rzymie. – Moim zdaniem to dobry piłkarz. Zauważyłem, że w re prezentacji gra znacznie swobodniej, chciałbym zawsze widzieć go właśnie ta kim, wolnym od złych myśli – oceniał pod koniec 2024 roku trener „Giallorossich” Claudio Ranieri. I choć u doświadczonego włoskiego szkoleniowca Polak grał mało
(łącznie ponad 40 minut przez dziesięć kolejek Serie A), ten stwierdził w połowie stycznia, że bardzo na Zalewskiego liczy i ma nadzieję, że ten nigdzie nie odejdzie. Tymczasem nowe doniesienia odnośnie do przyszłości 23 latka pojawiały się właściwie każdego dnia. W końcówce letniego okienka transferowego Polak był ponoć blisko przejścia do Galatasaray SK, łączono go wówczas również z klubami
holenderskimi. Zimą najgłośniej mówiło się o zainteresowaniu ze strony Como 1907 i Olympique Marsylia. Przejęci lo sami jednego z najlepszych polskich piłkarzy widzieliśmy w tych drużynach potencjalne miejsca na odbudowę klu bowej kariery Zalewskiego. Beniaminek Serie A czy jedna z czołowych ekip Ligue 1 wydawały się adekwatne do ówcze snego, niezbyt korzystnego położenia
wahadłowego. Krok wstecz (Como) lub zmiana kraju wydawały się logiczne. I wtedy nagle w przestrzeni medialnej za częły pojawiać się informacje o tym, jako by Zalewski miał się przenieść na północ Italii, ale nie do walczącego o utrzymanie Como, a do mistrza kraju, Interu Mediolan. Na gorąco – absurd. Po co zespołowi rok w rok rywalizującemu o Scudetto, potra fiącemu dotrzeć do finału Ligi Mistrzów,
naszpikowanemu gwiazdami rezerwowy z AS Roma? I czego po przenosinach na San Siro miałby się spodziewać sam Za lewski – w tym kontekście nie lider swojej reprezentacji, lecz szukający regularnej gry piłkarz?
Ale tak to już jest, że futbol czasem wy myka się logice. Albo to większość jego obserwatorów tkwi w błędnych przeko naniach, nie potrafiąc dostrzec elemen tów dostrzegalnych tylko dla wybitnych fachowców. Nie mamy przekonania, jak byłoby w AS Roma, ale w Interze, który wiosną nie grał nieważnych meczów, Zalewski zaliczył udaną rundę. Więcej –on liczbą minut na boisku i wpływem na zespół przerósł powszechne oczekiwania. Nicola nie wdarł się do podstawowego składu „Nerazzurrich”. Aż tak spektakular nie nie było, ale grał regularnie: wystąpił w 11 z 16 meczów ligowych (trzy opuścił z powodu kontuzji, a dwa przesiedział na ławce), zadebiutował w Lidze Mistrzów. Potwierdził Simone Inzaghiemu, że może być ważnym elementem w jego ukła dance. – Dobrze wszedł w mecz, ma charakterystykę, jakiej nam brakowało w zespole. Używa dobrze obu stóp, ma dobrą osobowość. Śledziłem go przez ostatnie lata, jest pokorny. Świetnie się wprowadził, moim zdaniem mocno nam pomoże – komentował na gorąco po de biutanckim występie Zalewskiego w der bach z Milanem trener Interu. – To bardzo ważny etap w mojej karierze, Inter jest jedną z najlepszych drużyn na świecie. Mam nadzieję, że moje przyjście pomoże drużynie w osiągnięciu założonych celów (…), a ja będę dobrze wyglądał. To jest w tym momencie najważniejsze – mówił z kolei w rozmowie z Eleven Sports po spotkaniu z Juventusem FC (16 lutego) sam Nicola. – Sztab szkoleniowy i Simone Inzaghi naprawdę chcieli mnie pozyskać. Zobaczyli we mnie coś, co im się spodo bało. Mam nadzieję, że odpłacę się im za zaufanie – dodał.
Czym jest to „coś”, co w Zalewskim do strzegli trenerzy Nerazzurrich?
Wyjdźmy od tego, w jaki sposób gra nowa drużyna Polaka. Inter Simone Inzaghiego to pod względem taktycznym ewene
ment na skalę światową. Mediolańczycy wyłamują się ze wszelkich schematów, a jednym słowem, które najlepiej określa ich styl, jest „apozycyjność”. Wyjściowo zespół jest ustawiony w formacji 1 3 1 4 2, ale w zależności od sytuacji środkowi pomocnicy potrafią zejść po piłkę głęboko i to nie w pojedynkę, ale we dwóch trzech naraz, zajmując miejsca obrońców, którzy wychodzą wówczas wyżej. Jeden z na pastników często obniża pozycję, pod czas gdy drugi wiąże defensorów rywali, a wahadłowi albo trzymają szerokość, albo pokazują się do gry bliżej centrum boiska. W związku z tym trener Inzaghi dobiera sobie uniwersalnych piłkarzy,
swobodnie reagujących na zmiany po zycji partnerów i przeciwników, a także położenie futbolówki. W Interze każdy zawodnik może skończyć atak na zupeł nie innej pozycji, niż go zaczął. Na wahadłach niepodważalną pozycję mają Denzel Dumfries (na prawym) oraz Federico Dimarco (na lewej). Zalewski najwięcej gra na lewej flance, a więc tam, gdzie czuje się najlepiej, co od dłuższego czasu udowadnia w kadrze narodowej. Poza reprezentantem Włoch rywalem do miejsca w składzie jest dla Polaka Carlos Augusto, który jednak profilem zbliżony jest bardziej do skrajnego środkowego obrońcy aniżeli do skrzydłowego.
Lewy wahadłowy „Ne razzurrich”, bez względu na to, kto akurat na tej pozycji występuje, bar dzo często współpracuje z środkowymi pomocnikami oraz lewym środkowym obrońcą (najczęściej kapi talnym w tej roli Alessandro Bastonim), którzy lubią stosować obieg wewnętrzny, wcinając się za plecy wyskakującego do wahadłowego bocznego obrońcy rywali. To zresztą częsty obrazek podczas me czów Interu, który sposobu na ominięcie pressingu szuka poprzez zagranie piłki wzdłuż linii bocznej za plecy defensora, po wybiegnięciu którego otwiera się prze strzeń.
Zalewski bez wątpienia jest piłkarzem niejednowymiarowym, a to warunek konieczny, by dobrze zaadaptować się w systemie Interu. Dzięki szybkości może atakować przestrzeń za plecami obroń ców, dzięki technice kreować grę ze środ ka, a dzięki umiejętności gry jeden na jednego tworzyć przewagę w sektorze bocznym. Występami w reprezentacji udowodnił, że jest gotowy na grę o wyso kiej intensywności, co potwierdzają dane dot. chociażby dystansu pokonywanego w sprincie czy szybkim biegu. W ma jowym starciu z Torino 23 latek został wystawiony na „dziesiątce” i zebrał za swój występ świetne recenzje. – Urodził się, by tam grać! – stwierdził po wygranym spotkaniu trener Inzaghi, ceniący Polaka w dużej mierze za uniwersalność.
Choć z powodu kontuzji Nicola Zalewski stracił jeden z czterech miesięcy pobytu w Interze, to na podstawie pozostałych trzech i odnosząc go do schyłkowego okresu w AS Roma, można dostrzec pewien paradoks. Polak zmienił klub na większy, wszedł z marszu do drużyny, dla której każde spotkanie miało wielką wagę, a i tak grał znacznie więcej. Swoimi występami rozbudził nadzieję, że może coś znaczyć w klubie z europejskiej elity. Tym bardziej, że słynący z nieoczywistych wyborów trener Inzaghi potrafi rozwijać indywidualnie swoich podopiecznych, a w Polaku dostrzegł wybitny potencjał. RAFAŁ CEPKO
Kiwior Time. Za obrońcą zdecydowanie udana wiosna
JAKUB KIWIOR ROZPOCZYNAŁ SEZON 2024/2025
JAKO GŁĘBOKI REZERWOWY ARSENALU FC, A SKOŃCZYŁ DWUNASTOMA PEŁNYMI MECZAMI Z RZĘDU.
MECZAMI O WIELKĄ STAWKĘ I Z WIELKIMI RYWALAMI,
25-LATEK WRESZCIE MÓGŁ UDOWODNIĆ, ŻE JEST GRACZEM EUROPEJSKIEGO FORMATU.
Spisuje się lepiej, niż oczekiwała większość kibiców. Jeśli plotki o transferze Saliby do Realu Madryt okażą się prawdziwe, Kiwior może być rozwiązaniem, a nie jedynie rezerwowym – napisał po meczu przedostatniej kolejki Premier League przeciwko Newcastle dziennik „The Sun”.
Tego, że najlepszy okres w Arsenalu wciąż jest jeszcze przed Jakubem Kiwiorem, na starcie sezonu nie spodziewał się chyba nikt. Polak, który na Emirates Stadium trafił zimą 2023 roku, rozpoczynał go, będąc przez trenera Mikela Artetę schowanym już nawet nie głęboko w szafie, ale gdzieś na strychu. Pominięcie go w kadrze na mecz pierwszej kolejki Premier League, w której londyńczycy mierzyli się z Wolverhampton, tylko w tym przeświadczeniu utwierdzało. Ubiegłego lata Polaka nie sprzedano gdzie indziej tylko na wszelki wypadek, gdyby akurat w wyniku serii niefortunnych zda rzeń okazało się, że może załatać jedną czy drugą dziurę w składzie. Wszelkiej nadziei na odmianę tej patowej sytuacji zwolennicy „Kiwiego” i on sam musieli upatrywać w wypchanym po brzegi kalendarzu „Kanonierów” oraz ewentu alnych kontuzjach i zawieszeniach jego konkurentów. A tych w kolejce do gry na obu pozycjach, na których występować mógłby Polak, czyli w środku i na lewej obronie, przed sezonem tylko przybyło. Duet stoperów? William Saliba i Gabriel Magalhães – nie do ruszenia, a nawet gdy by któryś musiał pauzować, to zawsze można przesunąć na jego miejsce Bena White’a. Na lewej stronie defensywy sezon zaczął nominalny prawy defensor Jurriën Timber, w odwodzie pozostawał Oleksandr Zinczenko, za olbrzymie pieniądze spro wadzono Riccardo Calafioriego (mogące go grać również w środku obrony), a i tak wszystkich ostatecznie pogodził 18 letni Myles Lewis Skelly. Kiwior miał prawo być tym wszystkim sfrustrowany. Właśnie mijał mu drugi rok w klubie, a jego rola w nim ani drgnęła. Nikogo nie zszokowałoby, gdyby po me czu z Wolves, tym, w którym nie zmieścił się nawet na ławce, stanowczo zażądał transferu. I choć faktycznie spekulowano o klubach nim zainteresowanych, trener Arteta dość szybko zakomunikował, że Polak nigdzie się nie wybiera, bo będzie mu jeszcze potrzebny. Nie musiał dodawać, że jako strażnik (by nie powiedzieć brzydziej, „zapchajdziura”), bo regularnej gry wycho wanka Chrzciciela Tychy nie oczekiwał już wtedy chyba nawet sam piłkarz. Kiwior
stał się w pewnym sen sie zakładnikiem Arsenalu. Był niewystarczający, by wygryźć z podstawowe go składu któregokolwiek obrońcę, a jednocześnie gwarantował zbyt solidny poziom, żeby ot tak go sprzedać. Zwłaszcza, że pod koniec sierpnia klubowi trudno byłoby odzyskać całość zainwe stowanej w niego półtora roku wcześniej kwoty (ok. 20 milionów euro), a sam Po lak to dla każdego trenera pracującego z piłkarzami o olbrzymim ego wymarzony zmiennik – nie bruździ w szatni i nie skarży się mediom, tylko podwija rękawy i walczy o swoje.
Gdy feralny sierpień dobiegł końca, a okno transferowe się zamknęło, jedyną opcją na grę pozostały upór, cierpliwość i po tencjalne szczęście, oznaczające najczę ściej pecha kogoś innego. Każdego dnia trzeba było wylewać siódme poty, aby stopniowo przesuwać się w hierarchii, już nieważne, czy to lewych, czy środkowych defensorów. Chodziło o to, by w oczach szkoleniowca być realnym kandydatem do wejścia z ławki, a potem ewentualnie powalczyć o coś więcej.
22 września w meczu 5. kolejki Premier League przeciwko Manchesterowi City (2:2) Kiwior wreszcie pojawił się na boisku –na kwadrans przed końcowym gwizdkiem zastąpił kontuzjowanego Calafioriego. Trzy dni później kolejny mały i raczej spo dziewany krok: pełne spotkanie przeciwko Boltonowi (5:1) w Pucharze Ligi. W paź dzierniku Polak jeszcze raz rozegrał cały mecz w tych rozgrywkach (wygrany 3:0 z Preston), dorzucając do tego 45 minut w Lidze Mistrzów i łącznie 80 w trzech ko lejkach ligowych. Większość z nich to tak tyczne wejście na boisko za skrzydłowego Raheema Sterlinga po czerwonej kartce Saliby (z Bournemouth) oraz zastąpienie kontuzjowanego Gabriela (z Liverpoolem).
Na krótkotrwałych urazach podstawowego duetu stoperów „Kiwi” korzystał jeszcze w grudniu (90 minut w Lidze Mistrzów i 180 w Premier League) oraz styczniu (180 minut w LM). Mało. I nie przełożyło się na zaufanie szkoleniowca, czemu ten dał wyraz w styczniowym starciu z Aston
Villą, gdy nie mogąc skorzystać z Saliby, przestawił na środek defensywy Timbera. Do końca marca we wszystkich rozgryw kach 33 krotny reprezentant Polski zagrał 17 z 43 meczów Arsenalu. W wyjściowej jedenastce rozpoczynał zaledwie dziewięć z nich, w tym trzy w znajdującym się na końcu listy priorytetów Pucharze Ligi. Na murawie spędził 1001 minut, czyli około 25 procent tego, co mógł.
Gdyby więc 1 kwietnia, gdy Kiwior rozsiadał się wygodnie na ławce rezerwowych przed meczem z Fulham, ktoś powiedział, że do końca sezonu polski obrońca rozegra w Premier League komplet dziewięciu meczów, w tym osiem w pełnym wymiarze czasowym, przyczyni się do wyeliminowa nia Realu Madryt w ćwierćfinale Ligi Mi strzów, a kibice „Kanonierów” będą oceniali jego występy wyżej niż Saliby, uznalibyśmy to za primaaprilisowy żart. A jednak – to wszystko prawda. Na przestrzeni dwóch miesięcy i trzynastu meczów (98% moż liwego czasu gry), w tym czterech na po ziomie ćwierć i półfinałów Ligi Mistrzów, Jakub Kiwior wreszcie rozwiał wątpliwości co do tego, czy jest piłkarzem na miarę Arsenalu FC.
„Spisuje się lepiej, niż oczekiwała więk szość kibiców. Jeśli plotki o transferze Saliby do Realu Madryt okażą się praw dziwe, może okazać się rozwiązaniem, a nie jedynie rezerwowym” – napisał po meczu przedostatniej kolejki Premier League przeciwko Newcastle dziennik „The Sun”. Wcześniej polskiego obrońcę doceniła również UEFA, wybierając go do jedenastki tygodnia po rewanżowych starciach w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów. Gol Kiwiora w starciu z Crystal Palace w 34. kolejce ligowej oraz jego kluczowe interwencje m.in. we wspomnianym star ciu z Newcastle United przełożyły się na ważne w kontekście walki o wicemistrzo stwo Anglii punkty. Obdarzony zaufaniem 25 latek rósł z każdym kolejnym meczem i nie wyglądał jak ktoś, kto w naszpikowanej gwiazdami światowego formatu drużynie znalazł się na chwilę. Wykonał gigantyczną pracę, swoją postawą wpłynął na to, jak jest postrzegany przez własnych kibiców, którzy początkowo spoglądali na niego
nieufnie, a w maju nie mieli już oporów, by określać go „spektakularnym”. Słowem: dawał radę w drużynie ze światowego topu, mierzącej w zdobywanie najważniejszych trofeów w europejskiej piłce klubowej. Dzięki temu na czerwcowe zgrupowa nie reprezentacji Polski Kiwior przyjechał w okolicznościach dotąd niespotykanych, z dwunastoma pełnymi występami z rzę du w roli środkowego obrońcy Arsenalu. Po raz pierwszy od dawna w przestrze ni medialnej nie było więc podstaw, by kwestionować jego obecność w drużynie narodowej (przez brak rytmu meczowe go) czy rolę w zespole Michała Probierza, gdzie „Kiwi” od zawsze jest jednym z trzech środkowych defensorów.
Kreowany na filar polskiej obrony 25 latek wreszcie ma wszelkie podstawy, by prze jąć dowodzenie naszą defensywą – na razie w czerwcowych meczach z Mołdawią i Fin landią. Abyśmy to samo mogli napisać przed wrześniowym zgrupowaniem kadry, Kiwior musi wygrać rywalizację z kimś z dwójki Sa liba Gabriel albo z potencjalnym następcą Francuza, jeśli ten w przerwie między sezona mi faktycznie opuści klub. Doceniając postawę Polaka z okresu kwiecień maj, w dłuższym okresie może się to okazać zwyczajnie nie realne.
Jedną z opcji jest transfer, o który teraz Ki wiorowi paradoksalnie może być łatwiej. Do tej pory Arsenalowi sprzedaż Polaka się nie opłacała, bo ten nie był w cenie, a dla trenera
Artety, co pokazała druga połowa rundy wiosennej, miał okazać się przydatny. To drugie się nie zmieni, za to pierwsze – owszem. Już w połowie maja pojawiły się informacje, że za interesowanie 25 latkiem przejawia właściwie cała czołówka włoskiej Serie A, a „Kanonierzy” ustalili ponoć cenę, za którą byliby skłonni go sprzedać. Mowa o 35 milionach euro. To o około 15 milionów więcej niż na początku 2023 roku, gdy Kiwior przeprowadzał się do Londynu ze Spezii. Kwota, o której jeszcze dwa miesiące temu Arsenal nie mógłby nawet pomarzyć. Kwota, na którą 25 letni obrońca wiosną zapracował bardzo dobrą postawą.
RAFAŁ CEPKO
Piotr Zieliński w liczbach
– tuż przed setnym meczem w reprezentacji Polski
W KADRZE
PIOTR ZIELIŃSKI
ZADEBIUTOWAŁ
4 CZERWCA
2013 ROKU W TOWARZYSKIM
MECZU
Z LIECHTENSTEINEM W KRAKOWIE, GDZIE W PRZERWIE ZMIENIŁ
NA BOISKU KAMILA GROSICKIEGO.
CO CIEKAWE, WYGRANE 2:0 SPOTKANIE NA STADIONIE CRACOVII BYŁO RÓWNIEŻ POŻEGNANIEM
Z REPREZENTACJĄ JERZEGO DUDKA. NA BOISKU
SIĘ JEDNAK NIE SPOTKALI, BO ZWYCIĘZCĘ
W BARWACH LIVERPOOLU
WCZEŚNIEJ
W BRAMCE ARTUR BORUC.
W czołowej dziesiątce reprezentantów z największą liczbą występów Piotr Zie liński z 99 meczami zajmuje aktualnie siódmą pozycję, a bezpośrednio za jego plecami plasują się Kazimierz Deyna (97), Jacek Bąk i Jacek Krzynówek (po 96). Przez dwanaście lat występów w kadrze Piotr Zieliński przyjeżdżał na zgrupowania jako zawodnik czterech klubów – wszystkich występujących we włoskiej Serie A. Zaczynał w Udinese Calcio (7 spotkań), później było Empoli FC (9), SSC Napoli (77) i od początku lipca 2024 roku Inter Mediolan (6). „Zielu” dotychczas miał okazję współ pracować z siedmioma selekcjonerami. Zadebiutował u Waldemara Fornalika (pod jego wodzą rozegrał siedem me czów). Później był powoływany przez:
Adama Nawałkę (29), Jerzego Brzęczka (20), Paulo Sousę (10), Czesława Michnie wicza (12), Fernando Santosa (6) i Michała Probierza (15).
Jeśli chodzi o to, co w futbolu najważ niejsze, czyli bramki, to reprezentacyjny pomocnik w kadrze zdobył ich dotych czas czternaście. Pierwszy raz do siatki rywali trafił w towarzyskim starciu z Danią 14 sierpnia 2013 roku, wygranym 3:2 w Gdańsku. Na swoim koncie ma łącznie pięć goli w meczach bez stawki, cztery w Lidze Narodów, jednego w eliminacjach mistrzostw Europy i trzy w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Jeśli chodzi o tur nieje finałowe, na listę strzelców wpisał się raz – w wygranym 2:0 starciu z Arabią Saudyjską podczas mundialu w Katarze.
Futbol to jednak nie tylko gole, ale również asy sty, które w przypadku pomocników są równie ważne. Tych Zieliński „uzbierał” szesnaście: dwie w mistrzostwach Europy, jedną w Lidze Narodów, dwie w kwalifikacjach do mistrzostw Europy, dziewięć w walce o wyjazd na mundial i dwie w spotkaniach towarzyskich.
Piotr Zieliński ośmiokrotnie wyprowadzał dru żynę narodową na murawę w roli kapitana. Za każdym razem było to związane z nieobecno ścią w składzie Roberta Lewandowskiego. Po raz pierwszy miało to miejsce 12 października 2023 roku, w wyjazdowym meczu eliminacji EURO 2024 z Wyspami Owczymi (wygranym 2:0), który był selekcjonerskim debiutem Mi chała Probierza.
Spośród 99 występów w kadrze, zdecydowa ną większość stanowią te, w których Zieliński
rozpoczynał mecz w wyjściowej jedenastce. Tak było w 86 przypadkach. 13 krotnie wcho dził na boisko z ławki rezerwowych.
Siedem meczów w mistrzostwach świata (na turniejach w 2018 i 2022 roku), siedem pod czas mistrzostw Europy (od jednego występu na EURO 2016, poprzez niemal komplet minut na czempionatach w 2021 i 2024 roku), 22 w kwalifikacjach do mistrzostw świata, 20 w walce o mistrzostwa Europy, 20 w Lidze Narodów i 23 spotkania towarzyskie – to reprezentacyjna kariera pomocnika Interu w podziale na rozgrywki.
Bilans meczów reprezentacji Polski z udzia łem Piotra Zielińskiego jest korzystny. Bia ło czerwoni zwyciężyli 44 razy, 22 razy zremisowali, a 33 krotnie musieli uznać wyższość rywali.
Na 99 meczów w koszulce z orłem na piersi, Zieliński rywalizował z 53 rywalami. Najwięcej występów, sześć, zaliczył przeciwko Holandii. Cztery razy mierzył się z Portugalią i Ukrainą. Trzykrotnie z: Albanią, Austrią, Czarnogórą, Danią, Mołdawią, Słowenią, Szkocją, Walią i Włochami. Po dwa mecze rozegrał z: Andorą, Anglią, Armenią, Belgią, Chorwacją, Czecha mi, Francją, Islandią, Izraelem, Kazachsta nem, Litwą, Łotwą, Macedonią Północną, Meksykiem, Rumunią, Szwecją, Węgrami i Wyspami Owczymi. Wśród „jednorazowych” przeciwników znajdziemy natomiast: Arabię Saudyjską, Argentynę, Bośnię i Hercegowinę, Chile, Estonię, Finlandię, Gibraltar, Grecję, Hiszpanię, Japonię, Kolumbię, Koreę Połu
dniową, Liechtenstein, Niemcy, Nigerię, San Marino, Słowację, Senegal, Serbię, Szwajca rię, Turcję i Urugwaj. Co oczywiste, w trakcie 99 występów, po mocnikowi reprezentacji Polski zdarzyło się również łamać przepisy. Trzeba jednak przyznać, że jest on zawodnikiem grającym wyjątkowo „czysto”. Sędziowie ukarali go bowiem tylko pięcioma żółtymi kartkami. Ani razu nie został wykluczony z gry z po wodu czerwonego kartonika. Wszystkie bramki Piotra Zielińskiego w re prezentacji Polski oraz wszystkie mecze kadry z jego udziałem można obejrzeć w Bibliotece PZPN.
PIOTR KUCZKOWSKI
Kolejny rozdział w historii. Spotkanie z Mołdawią
meczem numer 900
JUBILEUSZOWY, ALE JEDNOCZEŚNIE... PIERWSZY.
6 CZERWCA 2025 ROKU REPREZENTACJA POLSKI MECZEM
Z MOŁDAWIĄ W CHORZOWIE ZAPISZE KOLEJNY ROZDZIAŁ.
W PRAWIE 104 LETNICH DZIEJACH BIAŁO CZERWONYCH
BĘDZIE TO MECZ NUMER 900 NASZEJ DRUŻYNY
NARODOWEJ. SPOTKANIE BĘDZIE WYJĄTKOWE, GDYŻ
ODBĘDZIE SIĘ W POLSCE. POPRZEDNIE JUBILEUSZOWE
MECZE ROZGRYWANO ALBO NA STADIONACH RYWALI, ALBO NA NEUTRALNYM TERENIE (MECZ Z UKRAINĄ
PODCZAS EURO 2016, NOTABENE JEDYNY Z TYCH
JUBILEUSZOWYCH ROZGRYWANY O PUNKTY). WARTO ZATEM COFNĄĆ SIĘ W CZASIE I POZNAĆ CIEKAWOSTKI
ZWIĄZANE Z WYJĄTKOWYMI MECZAMI NASZEGO ZESPOŁU.
JUBILEUSZOWE SPOTKANIA BIAŁO-CZERWONYCH
1. Węgry – Polska 1:0 18 grudnia 1921 towarzyski Budapeszt
100. Węgry – Polska 8:2 10 lipca 1949 towarzyski Debreczyn
200. NRD – Polska 2:0 11 września 1966 towarzyski Erfurt
300. Szwajcaria – Polska 2:1 11 maja 1976 towarzyski Bazylea
400. Norwegia – Polska 1:1 29 sierpnia 1984 towarzyski Drammen
500. Finlandia – Polska 0:0 26 sierpnia 1992 towarzyski Pietersaari
600. Islandia – Polska 1:1 15 sierpnia 2001 towarzyski Reykjavik
700. Ukraina – Polska 1:0 20 sierpnia 2008 towarzyski Lwów
800. Ukraina – Polska 0:1 21 czerwca 2016 mistrzostwa Europy Marsylia
900. Polska – Mołdawia 6 czerwca 2025 towarzyski Chorzów
Z Węgrami przed wojną i po wojnie
Wszystko zaczęło się sześć dni przed Wi gilią. 18 grudnia 1921 roku biało czerwoni rozegrali pierwszy oficjalny mecz między państwowy. Na Węgry nie jechali w roli faworytów, bo Madziarzy byli wówczas eu ropejską potęgą. A Polska? Ledwo trzy lata wcześniej świętowała odzyskanie niepod ległości, a w 1920 roku z trudem odparła bolszewicką nawałę. Nasi piłkarze pojechali do Budapesztu w roli uczniów, ale wstydu
nie przynieśli, bo tak należy skomentować skromną porażkę (0:1).
Mecz numer 100 w dziejach biało czerwo nych także odbył się na Węgrzech, ale trzeba było na niego czekać aż... 28 lat. Oczywiście przyczyniła się do tego II wojna światowa. Jednak w tamtych czasach nie rozgrywano aż tylu oficjalnych spotkań międzypaństwo wych jak obecnie. W 1949 roku Madziarzy wciąż byli piłkarską potęgą, a my nadal wystę powaliśmy w roli uczniów. Tym razem Węgrzy nie mieli litości. Wynik (8:2) właściwie mówi
wszystko. Gwiazdą meczu w Debreczynie został Ferenc Deak, który przyćmił nawet genialnego Ferenca Puskasa – jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu. To Deak strzelił biało czerwonym cztery gole, a Puskas dołożył „tylko” dwa. 2:8 z Węgrami było czwartą tak wysoką porażką w historii naszego futbolu, po klęsce z Danią 0:8 (1948) oraz przegra nych z Jugosławią 3:9 (1936) i 1:7 (1946).
Dziesięć meczów – dziesięć miast
W żadnym mieście Polacy nie świętowali jubileuszu dwukrotnie. Dziesięć meczów i dziesięć miast: Budapeszt (1921), Debre czyn (1949), Erfurt (1966), Bazylea (1976), Drammen (1984), Pietersaari (1992), Rey kjavik (2001), Lwów (2008), Marsylia (2016) i Chorzów (2025). Spotkanie z Mołdawią będzie zatem pierwszym z tych wyjątko wych, które odbędzie się w Polsce. Jeden jubileusz biało czerwoni świętowali na neu tralnym gruncie – podczas EURO 2016 we Francji. W ostatnim spotkaniu grupowym, na Stade Velodrome w Marsylii, kadra Ada ma Nawałki pokonała Ukrainę (1:0) po golu Jakuba Błaszczykowskiego.
Premiery Bońka i „Tarasia”
W jubileuszowych meczach Polacy nie imponowali skutecznością. W dziewięciu spotkaniach zdobyli tylko sześć bramek. Mamy nadzieję, że w starciu z Mołdawią poprawią ten bilans. Na listę strzelców wpi sali się: Józef Kohut i Józef Mamoń (1949, Węgry), Zbigniew Boniek (1976, Szwajcaria), Ryszard Tarasiewicz (1984, Norwegia), Jakub Błaszczykowski (2016, Ukraina) i... Hermann Hreidarsson (2001, Islandia). Tak, to nie pomyłka. Ten ostatni był strzelcem gola samobójczego.
Co ciekawe, dla Bońka i Tarasiewicza były to premierowe trafienia w drużynie narodowej. „Zibi” pokonał bramkarza w swoim trzecim występie w reprezentacji, ale „Taraś” był jeszcze lepszy, bo dokonał tego w debiucie.
Górski w roli
pierwszego i... asystenta
Nie wszyscy wiedzą, że legendarny trener Kazimierz Górski „maczał palce” w dwóch
jubileuszowych meczach. W 1966 roku był współpra cownikiem selekcjonera Antoniego Brzeżańczyka i razem z nim na ławce rezerwowych oglądał porażkę 0:2 z NRD w Erfurcie. Dziesięć lat później także fortuna nie była przychylna Panu Kazimierzowi, bo w kolejnym jubileuszowym meczu (tym razem numer 300), już w roli „pierwszego”, jego „Orły” przegrały na wyjeździe ze Szwaj carią (1:2). Pomiędzy tymi spotkaniami było zdecydowanie lepiej: kadra Górskiego zdobyła przecież złoto igrzysk olimpijskich (1972) oraz medal za 3. miejsce w mistrzo stwach świata (1974).
Trenerzy biało-czerwonych w jubileuszowych meczach:
Józef Szkolnikowski (1921)
Czesław Krug (1949)
Antoni Brzeżańczyk (1966)
Kazimierz Górski (1976)
Antoni Piechniczek (1984)
Andrzej Strejlau (1992)
Jerzy Engel (2001)
Leo Beenhakker (2008)
Adam Nawałka (2016)
Michał Probierz (2025)
Na strzeleckim poligonie
Kibice biało czerwonych zawsze z niecier pliwością czekają na gole, a im ich więcej, tym lepiej. Oczywiście najlepiej, by strzelali je głównie piłkarze z orzełkiem na koszulkach. Ale z tym w 899 spotkaniach było… różnie. Okazuje się, że tylko w czterech meczach reprezentacji Polski widzowie zobaczy li przynajmniej dziesięć goli. Do legendy przeszło starcie z Brazylią. Nasz pierwszy występ w mistrzostwach świata sprowadził się wprawdzie tylko do jednego meczu, ale
za to jakiego! Jedenaście goli, dogrywka i cztery trafienia Ernesta Wilimowskiego. W tej grupie spotkań znalazła się także najwyższa polska wygrana, czyli dziesięć goli zaaplikowanych San Marino w kwalifi kacjach do mistrzostw świata 2010. Także tyle trafień zobaczyli kibice w Debreczynie w 1949 roku. Ale tam strzelali głównie Ma dziarzy. Liderem tej klasyfikacji jest towa rzyskie starcie w Belgradzie, choć wynik bardziej kojarzy się z hokejowym krążkiem niż z piłką.
12 goli (1 mecz)
6 września 1936, Belgrad, towarzyski
Jugosławia - Polska 9:3
11 goli (1 mecz)
5 czerwca 1938, Strasburg, MŚ
Polska - Brazylia 5:6
10 goli (2 mecze)
10 lipca 1949, Debreczyn, towarzyski Węgry - Polska 8:2
1 kwietnia 2009, Kielce, el. MŚ
Polska - San Marino 10:0
Kiedy numer 1000?
Jaka była przerwa pomiędzy jubileuszowy mi meczami biało czerwonych? Okazuje się, że nie licząc trzech spotkań (pierwsze go, setnego i dwusetnego), mocno prze widywalna: w przedziale od siedmiu do dziesięciu lat. Wszystko wskazuje na to, że po tegorocznym spotkaniu z Mołdawią na mecz numer 1000 w historii reprezentacji Polski poczekamy w najgorszym wypad ku do 2035 roku (10 lat przerwy od 2025 roku), a w najlepszym – do 2032 roku (7 lat przerwy).
Przerwa pomiędzy
1. a 100. meczem
Przerwa pomiędzy
100. a 200. meczem
Przerwa pomiędzy
200. a 300. meczem
Przerwa pomiędzy
300. a 400. meczem
Przerwa pomiędzy
400. a 500. meczem
Przerwa pomiędzy
500. a 600. meczem
Przerwa pomiędzy
600. a 700. meczem
Przerwa pomiędzy
700. a 800. meczem
Przerwa pomiędzy
800. a 900. meczem
28 lat
17 lat
10 lat
8 lat
8 lat
9 lat
7 lat
8 lat
9 lat
Towarzyskie granie, czyli mecze nie tylko o pietruszkę
Jeszcze niespełna dekadę temu taka sy tuacja byłaby wręcz nie do pomyślenia. Fakty są jednak takie, że czerwcowe starcie z Mołdawią będzie pierwszym towarzyskim występem reprezentacji Polski w 2025 roku. W przeszłości właśnie spotkania o takim charakterze stanowiły znaczącą część reprezentacyjnego grania. Powstanie w 2018 roku Ligi Narodów UEFA całkowicie zrewolucjonizowało jednak rzeczywistość rywalizacji drużyn narodowych. I tak od mo mentu debiutu biało czerwonych w nowych rozgrywkach, do dziś rozegrali oni zaledwie dziesięć spotkań kontrolnych. W latach
2001 2017 średnia na rok wynosiła ponad siedem takich meczów!
Z reprezentacją Mołdawii mamy swoje rachunki do wyrównania. Przed dwoma laty, w eliminacjach EURO 2024, ten zde cydowanie niżej notowany rywal odebrał nam w sumie pięć punktów. Zanim jed nak na Superauto.pl Stadionie Śląskim będziemy mieli okazję do rewanżu, warto przypomnieć, jak nasza drużyna narodowa radziła sobie w towarzyskiej rywalizacji na przestrzeni ostatnich lat. Wbrew obiegowej opinii nie można stwier dzić, że były to mecze o „pietruszkę”. Przede
wszystkim dlatego, że dla każdego piłkarza występ w narodowych barwach jest nobi litacją i zaszczytem, o którym marzy od dziecięcych lat. Spotkania towarzyskie dają również selekcjonerowi szansę do przete stowania różnych wariantów, a zawodnikom pokazania swojej przydatności dla drużyny, szczególnie w perspektywie występów kadry w turniejach mistrzowskich. Bilans ostatnich dziesięciu towarzyskich potyczek jest dla Polaków wyjątkowo korzystny. Od ostatniej porażki (0:1 z Czechami w listopa dzie 2018 roku w Gdańsku) zanotowaliśmy bowiem siedem zwycięstw i trzy remisy.
POLSKA – FINLANDIA 5:1 (Gdańsk, 07.10.2020)
Do meczu na trójmiejskiej arenie doszło w wyjątkowo nietypowych okolicznościach. Z ekipą z północy konty nentu podopieczni Jerzego Brzęczka mieli się mierzyć na początku cyklu przygoto wań do EURO 2020. Z powodu pandemii koronawirusa mistrzostwa przesunięto jednak o rok, a spotkanie z Finami odbyło się dopiero w październiku. Ze względu na zasady sanitarne na trybunach mo gło się zjawić zaledwie trzy tysiące kibi ców, którzy zobaczyli jednak efektownie i przede wszystkim skutecznie grających biało czerwonych. Wybitną dyspozycją popisał się przede wszystkim Kamil Gro sicki. Piłkarz, który w zbliżającym się me czu z Mołdawią pożegna się z kadrą, już w pierwszej połowie skompletował kla sycznego hat tricka – swojego jedynego w koszulce z orłem na piersi. Co ważne, dokonał tego, wyprowadzając drużynę na murawę w roli kapitana. Po jednym tra fieniu dorzucili wówczas Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik.
POLSKA – UKRAINA 2:0 (Chorzów, 11.11.2020)
Przed starciami z Włochami i Holandią w ramach Ligi Narodów UEFA, na Sta dionie Śląskim, w Święto Niepodległości Jerzy Brzęczek postanowił dać szansę zmiennikom. W takim zestawieniu repre zentacja Polski zagrała pierwszy i ostatni raz, ale z Ukrainą – mimo statystycznej przewagi rywali – była w stanie osiągnąć korzystny rezultat. Na zwycięstwo 2:0 złożyły się trafienia Krzysztofa Piątka i Jakuba Modera. Na uwagę zasługuje przede wszystkim ten drugi, który stoją cego w bramce Andrija Łunina pokonał zaledwie 29 sekund po wejściu z ławki na boisko. Żaden z reprezentacyjnych rezerwowych nigdy nie wpisał się na listę strzelców równie szybko. Biało czerwoni przedłużyli tym samym serię meczów bez porażki do pięciu. Niestety, zakończyła się ona cztery dni później na Półwyspie Ape nińskim.
POLSKA – ROSJA 1:1
(Wrocław, 01.06.2021)
W pierwszym z dwóch meczów kontrolnych przed przesuniętym o rok EURO 2020, zgodnie z pierwotnym planem zmierzy liśmy się z Rosją, ale biało czerwonych zamiast Jerzego Brzęczka, poprowadził zatrudniony w styczniu Paulo Sousa. Pod wodzą Portugalczyka Polacy zdążyli ro zegrać trzy spotkania w eliminacjach ko lejnego mundialu, ale wraz z nastaniem czerwca musieli się skupić wyłącznie na przygotowaniach do europejskiego czem pionatu. Na stadionie, na którym na co dzień występowali piłkarze Śląska, zabrakło liderów kadry, ale i tak gospodarze szyb ko wyszli na prowadzenie za sprawą pre mierowego, i jak dotąd jedynego, trafienia w kadrze Jakuba Świerczoka. Ostatecznie gola strzelili też podopieczni Stanisława Czerczesowa, a mecz zakończył się remi sem. Pozytywna informacja była taka, że po raz pierwszy od jesieni poprzedniego roku, na trybunach podczas spotkania reprezentacji, mogli pojawić się kibice, którzy z powodu wciąż obowiązujących ograniczeń, wypełnili obiekt w połowie.
POLSKA
– ISLANDIA 2:2 (Poznań, 08.06.2021)
Na jubileuszowe mistrzostwa Europy biało czerwoni pojechali ostatecznie bez impulsu w postaci wygranej, bo równo tydzień po remisie na Dolnym Śląsku, nie zdołali w Poznaniu pokonać Islandii. Mimo że do składu wrócili liderzy zespołu na czele z Robertem Lewandowskim, Pio trem Zielińskim i Wojciechem Szczęsnym, trudno było oczekiwać, że właśnie w takim zestawieniu Polacy rozpoczną pierwszy mecz na EURO ze Słowacją. To, co mo gło martwić kibiców nad Wisłą, to fakt, że nasi piłkarze zaprezentowali się bardzo przeciętnie i dwukrotnie przegrywali. Pozy tywów można było się doszukiwać w dwu krotnym doprowadzeniu do wyrównania. Na listę strzelców w Wielkopolsce wpisali się Piotr Zieliński i Karol Świderski. Pierwszy z nich miał więc okazję do symbolicznego uczczenia ważnego wydarzenia w życiu osobistym. Trzy dni wcześniej bowiem przywitał na świecie syna Maksymiliana.
SZKOCJA – POLSKA 1:1 (Glasgow, 24.03.2022)
Jedyne spośród ostatnich dziesięciu spo tkań towarzyskich, które reprezentacja Polski rozegrała na wyjeździe, zorgani zowano w wyjątkowych okolicznościach. Pierwotnie w tym terminie biało czerwo ni mieli się mierzyć w pierwszej rundzie baraży o wyjazd na mistrzostwa świa
ta w Katarze z Rosją w Moskwie, ale po zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę, Polski Związek Piłki Nożnej odmówił gry z tym rywalem, a poddana presji (również ze strony innych federacji) FIFA ostatecznie wykluczyła „Sborną” z rywalizacji. Wyjazd do Szkocji był więc próbą generalną przed kluczowym starciem ze Szwedami, a jed nocześnie debiutem w roli selekcjonera
Czesława Michniewicza. Były trener kadry do lat 21, a także szkoleniowiec Legii War szawa, objął drużynę po niespodziewanej rezygnacji Paulo Sousy. Na Hampden Park nasi piłkarze nie zachwycili, ale już tradycyjnie na tym obiekcie nie dali się pokonać. Gola na wagę remisu 1:1, w doli czonym czasie gry, strzelił z rzutu karnego Krzysztof Piątek.
(Warszawa, 16.11.2022)
Barażowa batalia ze Szwedami ostatecznie zakończyła się sukcesem, a jedynym spraw dzianem przed wyjazdem na Bliski Wschód i udziałem w pierwszym w historii, rozgry wanym późną jesienią mundialu, było listo padowe spotkanie z Chile. Zespół z Ameryki Południowej miał „imitować” innego rywala z tej części świata – Meksyk, z którym biało czerwoni rozpoczynali kilka dni później udział w katarskim turnieju. Nie była to zresztą pierw sza taka sytuacja, gdy w próbie generalnej mierzyliśmy się właśnie z tym przeciwnikiem (podobnie było w 2018 roku przed MŚ w Rosji). Spotkanie pierwotnie miało się odbyć na PGE Narodowym, ale z powodu problemów tech nicznych na największym polskim obiekcie awaryjnie zostało przeniesione na stadion Le gii. W zgoła odmiennych od bliskowschodnich warunkach atmosferycznych, kluczowe było przede wszystkim wystrzeganie się urazów, co szczęśliwie się udało zrealizować. Również wy nik mógł napawać ostrożnym optymizmem, bo po trafieniu Krzysztofa Piątka w końcówce odnieśliśmy skromne zwycięstwo.
(Warszawa, 16.06.2023)
W takich spotkaniach nie wynik jest najważ niejszy. A z całą pewnością nie jest jedynym, co zapamiętają kibice. Tego wieczoru bowiem z reprezentacją mógł się pożegnać jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy XXI wieku – Jakub Błaszczykowski. 109 krotny reprezentant kraju zakładał koszulkę z orłem na piersi w sumie przez ponad 17 lat. I choć czas, w którym odgrywał w kadrze kluczową rolę (m.in. sprawując funkcję kapitana), minął już wcześniej, w pełni zasłużenie został uho norowany pożegnalnym występem. Boisko opuścił w symbolicznej, 16. minucie – właśnie z takim numerem występował w biało czer wonych barwach. Był utworzony przez kole gów z boiska szpaler, owacje na trybunach i łzy wzruszenia. Do podniosłej atmosfery dostosowali się również pozostali polscy piłka rze, którzy ostatecznie wygrali z Niemcami po golu Jakuba Kiwiora. Co ciekawe, był to jedyny celny strzał gospodarzy w tym meczu. Była to też dopiero druga wygrana w 22. starciu z naszymi zachodnimi sąsiadami w historii.
POLSKA – ŁOTWA 2:0
(Warszawa, 21.11.2023)
Udane zakończenie zupełnie nieudanego roku. 2023 dostarczał kibicom reprezentacji Polski głównie rozczarowań. W eliminacjach EURO 2024 biało czerwoni spisywali się bar dzo słabo, za co posadą zapłacił selekcjoner Fernando Santos. Miejsce Portugalczyka zajął Michał Probierz, a Robert Lewandow
ski i spółka grupową rywalizację zakończyli dopiero na trzeciej pozycji (ustępując Albanii i Czechom), która nie gwarantowała biletów na turniej do Niemiec. Tym samym wiosną czekały ich dwustopniowe baraże, a jedy nym meczem kontrolnym przed marcową walką o stawkę był towarzyski, listopadowy sprawdzian z Łotyszami. Gospodarze wygrali pewnie po bramkach Przemysława Fran
kowskiego i Roberta Lewandowskiego, ale mimo wszystko zdecydowanie daleko było do narodowego optymizmu. Dość powiedzieć, że tego wieczoru PGE Narodowy wypełnił się w niewiele ponad połowie. Michał Pro bierz doskonale wiedział, że czeka go dużo pracy. Zarówno nad poprawą gry drużyny, jak i co równie ważne – odbudowaniem za ufania kibiców.
POLSKA – UKRAINA 3:1 (Warszawa, 07.06.2024)
Po zakończonej sukcesem barażowej drodze do EURO 2024 i wyeliminowaniu Estonii i Walii, tuż przed wyjazdem do Niemiec biało czer woni szykowali formę w Warszawie. Na po czątek czerwca zaplanowano dwa spotkania towarzyskie z innymi uczestnikami turnieju, z których w pierwszym rywalem była Ukraina.
Zakończony wygraną 3:1 mecz, po dobrej (szczególnie w pierwszej połowie) grze, zszedł na drugi plan wobec dramatu Arkadiusza Milika. Napastnik Juventusu FC wyszedł na boisko w podstawowym składzie, ale już w drugiej minucie upadł na murawę z grymasem bólu na twarzy. Okazało się, że kontuzja kolana, której doznał, była na tyle poważna, że pozba wiła go marzeń o udziale w EURO. Zamiast na mistrzostwa Europy Polak musiał wrócić do Włoch, gdzie przeszedł zabieg. Co cie kawe, wobec urazu jednego z napastników, w meczu z Ukrainą do siatki trafiali przedsta wiciele innych formacji: obrońca Sebastian Walukiewicz oraz pomocnicy – Piotr Zieliński i Taras Romanczuk.
POLSKA – TURCJA 2:1 (Warszawa, 10.06.2024)
Jeśli coś pozytywnego można było powie dzieć po ostatnim rozegranym dotychczas meczu towarzyskim, jednocześnie będącym próbą generalną przed EURO 2024, to z pew nością to, że w Niemczech mogliśmy liczyć na wysoką dyspozycję Wojciecha Szczęsnego. Polski bramkarz w kilku groźnych sytuacjach uchronił gospodarzy przed strzałami Turków i dzięki jego postawie mogliśmy udać się na mistrzostwa Europy pokrzepieni wygra ną 2:1. Kadra pod wodzą Michała Probierza przedłużyła też serię bez porażki do siedmiu spotkań, a wygraną zawdzięczała trafieniom Karola Świderskiego i Nicoli Zalewskiego, który w samej końcówce popisał się brawu rowym rajdem. Kibiców i przede wszystkim selekcjonera mógł martwić uraz pierwszego z nich, a także problemy zdrowotne kapitana Roberta Lewandowskiego, który już przed przerwą musiał opuścić murawę. Jak się później okazało, „Lewy” nie zdołał wrócić do pełni sił przed najważniejszą imprezą roku. Nie wystąpił w meczu z Holandią, ale zagrał z Austrią i Francją.
10 ostatnich meczów towarzyskich reprezentacji Polski
7 wygranych – 3 remisy – 0 porażek Bramki: 20:7
PIOTR KUCZKOWSKI
Nie zawsze wynik tworzy historię
REPREZENTACJA
POLSKI NA SUPERAUTO.PL
STADIONIE ŚLĄSKIM ROZEGRAŁA WIELE
WYJĄTKOWYCH MECZÓW. NA TYM OBIEKCIE
ŚWIĘTOWAŁA AWANSE
DO FINAŁÓW MISTRZOSTW
ŚWIATA CZY EUROPY.
W „KOTLE CZAROWNIC” ODBYŁO SIĘ KILKA
PAMIĘTNYCH SPOTKAŃ TOWARZYSKICH,
W KTÓRYCH NIE STAWKA
BYŁA NAJWAŻNIEJSZA.
TERAZ DO TEJ LISTY MOŻNA DOPISAĆ
MECZ Z MOŁDAWIĄ, PODCZAS KTÓREGO
REPREZENTACYJNĄ KARIERĘ ZAKOŃCZY KAMIL GROSICKI.
Pierwszy mecz rozegrany na Stadionie Ślą skim miał właśnie charakter towarzyski. Nikt jednak w taki sposób premierowego grania w Chorzowie nie traktował, bo ry walem była reprezentacja NRD. Stadion otwarto uroczyście w święto 22 lipca 1956 roku. Samo spotkanie poprzedziło mnóstwo wydarzeń, takich jak: przemówienia poli tycznych notabli, defilady sportowców czy też przeloty samolotów akrobatycznych. Na trybunach szał kibiców, którzy zgromadzili się w liczbie około 90 tysięcy. Nasz zachodni sąsiad wygrał 2:0, ale mecz ten przez lata był wspominany. Nie tylko dlatego, że rywale zdobyli dwie bramki w krótkim odstępie czasu w drugiej połowie. Pierwszy gol w hi storii Stadionu Śląskiego był… samobójczy. Zaliczył go obrońca Jerzy Woźniak. W kolejnych latach Polska radziła sobie w Chorzowie wyśmienicie, ogrywając między innymi wysoko reprezentacje Bułgarii (4:0), Danii (5:0) czy Turcji (8:0). Wysokie zwycięstwa budowały nasz narodowy zespół, a także poszczególnych graczy. W meczu z Danią w 1961 roku hat tricka zaliczył Ernest Pohl.
Natomiast mecz z Turcją siedem lat później był popisem dwóch graczy. Eugeniusz Faber zdobył trzy bramki, podobnie jak Włodzi mierz Lubański. Turcja nie znaczyła wówczas tak wiele na międzynarodowej arenie, jak w ostatnich latach, ale osiągnięcia te były znaczące. Wystarczy dodać, że w przypadku Fabera był to jedyny hat trick w reprezentacji Polski, a dokonał tego w rodzinnym mieście, urodził się bowiem w Chorzowie. Co równie istotne, w meczu z Turcją w reprezentacji Polski debiutował Kazimierz Deyna. Jeszcze lepiej na Stadionie Śląskim czuł się Włodzimierz Lubański. Chociaż utalentowa ny chłopak pochodzący z gliwickiej Sośnicy pamiętnej kontuzji doznał właśnie na ślą skim gigancie, to jednak wiele pozytywnych wspomnień również ma związanych z tym obiektem. Na Stadionie Śląskim w Chorzo wie Lubański zakończył swoją bogatą repre zentacyjną karierę. W meczu towarzyskim z Czechosłowacją (1:1) w 1980 roku zdobył zresztą jedyną bramkę dla biało czerwonych. Wówczas było to jego pięćdziesiąte trafienie dla naszej kadry, z czasem liczba ta została
zweryfikowana do 48, ale i tak przez lata był najlepszym strzelcem naszej kadry. Wyprze dził go dopiero Robert Lewandowski. Meczu z Kolumbią w 2006 roku na pewno nie będzie miło wspominał Tomasz Kuszczak. Reprezentacja Polski przygotowywała się do mistrzostw świata w Niemczech, a przed ostatnim sprawdzianem przed turniejem finałowym był mecz towarzyski w Chorzo wie z silnym rywalem. Przeciwnik z Ameryki Południowej wysoko zawiesił poprzeczkę naszej reprezentacji. Do przerwy prowadził 1:0. W drugiej połowie natomiast na listę strzelców wpisał się… golkiper rywali Luis Martinez. Tomasz Kuszczak wyszedł zbyt da leko na przedpole bramki i dał się zaskoczyć strzałem z ponad 80 metrów. Gol kuriozum, chociaż Kuszczak miał o tym zupełnie inne zdanie. – Piłka jest piękna, ale i czasami bru talna, szczególnie dla bramkarza. Nie chcę pamiętać o tym golu, patrzę do przodu i nie zamierzam kalkulować przy kolejnych pił kach lecących blisko poprzeczki – mówił na gorąco po tamtym meczu Tomasz Kuszczak,
który wówczas był jednym z faworytów do gry w naszej bramce podczas mundia lu. – Źle obliczyłem lot piłki, byłem przekonany, że po leci nad poprzeczką. Mogłem ją spokojnie złapać, ale nie chciałem ryzykować wybicia piłki na rzut rożny. Skończyło się wielkim błędem – dodawał bramkarz, który osta tecznie pojechał na mundial w Niemczech, ale w żadnym spotkaniu nie wystąpił. W ka drze zagrał łącznie jedenastokrotnie. – To na pewno sytuacja, która będzie chodziła za mną długie lata. Byłem trochę za bardzo wy sunięty. Mocno przeżyłem tego gola, trochę później swoje odcierpiałem – wspominał po latach Kuszczak. Polacy ostatecznie spo tkanie towarzyskie z Kolumbią przegrali 1:2, w ostatnich sekundach honorową bramkę zdobył Ireneusz Jeleń, ale po tym meczu wszystkie akcenty czysto sportowe zeszły zdecydowanie na dalszy plan. Co ciekawe, Luis Martinez w taki sposób zdobył w swojej karierze dwie bramki.
Z zupełnie innego powodu wyjątkowy był także mecz z Ukrainą, rozegrany w 2020 roku. Tak jak starsi piłkarze mogą pamiętać chorzowski obiekt przepełniony tysiącami fanów, tak w tym przypadku reprezentan ci Polski czuli się niezręcznie. Mecz przed pięcioma laty odbył się przy pustych trybu nach, ze względu na obostrzenia związane z COVID 19. – Dla nas to była bardzo trudna sytuacja. Graliśmy w podobnych warunkach na innych obiektach, również w meczach
klubowych. Z jednej strony cieszyliśmy się, że w ogóle możemy grać, z drugiej jednak to nie było to samo. Ta radość nie mogła być pełna – wspominał po pewnym czasie Krzysztof Piątek, który w tym spotkaniu zdobył swoją siódmą bramkę w biało czerwonych barwach. Polska spotkanie z Ukrainą wygrała 2:0, a oprócz Piątka na listę strzelców wpisał się także Jakub Moder. Reprezentacja Polski na Stadionie Śląskim mierzyła się z wieloma uznanymi rywalami. To
chociażby reprezentacje RFN, Argentyny, jesz cze wcześniej Węgier i Anglii. Zwłaszcza latem 1966 roku Polska gościła w Chorzowie zna mienite firmy. Najpierw reprezentację Węgier, która była wówczas typowana do walki o złoto na zbliżających się mistrzostwach świata. Dwa miesiące później z kolei, na tydzień przed startem mundialu, do Chorzowa zawitała An glia. Wyspiarze wygrali 1:0, we wcześniejszym meczu był remis 1:1, a gola dla Polski strzelił Włodzimierz Lubański. W przypadku meczu
z Wyspiarzami był to niejako rewanż za styczniową kon frontację, która odbyła się na Goodison Park w Liverpoolu. Anglicy złożyli nam zatem rewizytę i wygrali na Stadionie Śląskim po golu Rogera Hunta. Kilka tygodni później niemal w tym samym składzie zostali mistrzami świata. W Chorzowie sędzią był znany arbiter i… dziennikarz Istvan Zsolt. Węgier miał także prowadzić finał MŚ’66 Anglia – Niemcy, ale podobno Wyspiarze sprzeciwili się temu, pamiętając go właśnie ze spotkania z Polską. Największą wartość miała chyba jednak konfrontacja z Włochami, w 1985 roku. To była potyczka, która również miała być przy gotowaniem do zbliżających się mistrzostw świata w Meksyku. Rywal wyśmienity, bo aktualny mistrz świata. Polska wygrała to spotkanie 1:0, a strzelcem jedynego gola był Dariusz Dziekanowski, który otworzył wynik już w szóstej minucie gry. „Dzie kan” popisał się efektownym uderzeniem z 25 metrów, czym zaskoczył bramkarza rywali. Zawodnik warszawskiej Legii zebrał najwięcej pochwał po tym spotkaniu – nie tylko za strzelonego gola, ale także wywiązywanie się z roli reżysera gry naszej reprezentacji, a nawet pracę w defensywie. W pierwszej połowie uratował naszą kadrę przed stratą gola. – Grałem na prawej pomocy, na Antonio Cabriniego, w tamtym okresie bezsprzecznie jednego z najlepszych lewych obrońców świa ta. O tym, że wychodziło mi jeśli nie wszyst ko, to w każdym razie bardzo dużo, najlepiej świadczy jego reakcja. W przerwie podszedł do Zbyszka Bońka, z którym występowali wtedy wspólnie w Juventusie, i powiedział mu, że jeśli nie przestanę tak kiwać, to on zrobi mi coś takiego, po czym zniosą mnie z boiska, bo on ma tego dość i nie przywykł, żeby ktoś go bezustannie ośmieszał – wspominał w swojej książce Dariusz Dziekanowski. Polacy dowieźli skromną wygraną do końca i godnie uczcili 50. mecz pochodzącego z Chorzowa Anto niego Piechniczka w roli selekcjonera. Było to pierwsze zwycięstwo biało czerwonych na własnym boisku nad aktualnym mistrzem świata. Ten wyczyn powtórzył dopiero 29 lat później zespół Adama Nawałki, pokonując 2:0 Niemców.
TADEUSZ DANISZ
Czas na rewanż
MECZ Z MOŁDAWIĄ BĘDZIE WIĘCEJ,
NIŻ TYLKO SPOTKANIEM
TOWARZYSKIM. REPREZENTACJA
POLSKI MA DO WYRÓWNANIA
RACHUNKI PO OSTATNICH STARCIACH.
MECZ W POLSCE ZAKOŃCZYŁ SIĘ
WYNIKIEM 1:1. – ZABRAKŁO NAM
SPOKOJU I POSTAWIENIA KROPKI
NAD „I”, STAĆ NAS NA WIĘCEJ
– MÓWIŁ WTEDY PIŁKARZOM
W SZATNI MICHAŁ PROBIERZ.
DZIŚ JEGO ZESPÓŁ MA OKAZJĘ
DO POPRAWKI.
Niezgodnie z planem
W październikowy wieczór 2023 roku PGE Narodowy wypełnił się ludźmi, którzy na mecz wybrali się z jednym pragnieniem i zarazem hasłem – tylko zwycięstwo. Po konanie reprezentacji Mołdawii przedłużało wówczas nasze szanse w walce o bezpo średni awans na EURO 2024, każdy inny wynik sprawiał, że trzeba będzie liczyć na innych i na niespodzianki. Polacy pałali żądzą rewanżu, bo w czerwcowym meczu w Kiszyniowie prowadzili 2:1, by w końców ce meczu stracić dwa gole w sześć minut i wracać do Polski na tarczy.
Tym razem miało być inaczej i nawet brak Roberta Lewandowskiego nie miał być wielką przeszkodą w zainkasowaniu trzech punktów. Atmosfera była bojowa i Polacy z Karolem Świderskim na czele od po czątku ruszyli do ataku. To jednak rywale stwarzali sobie z początku groźniejsze sytuacje i mecz wymknął się naszej dru żynie spod kontroli.
Zatrzymać Nicolaescu
Ion Nicolaescu to najskuteczniejszy pił karz w historii reprezentacji Mołdawii. Na pastnik holenderskiego sc Heerenveen w pierwszym meczu strzelił Polsce dwa gole, a w Warszawie po 25 minutach znów trafił do siatki. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Mołdawianin zgubił krycie i z bliska nie dał szans Wojciechowi Szczęsnemu. Polacy musieli podnieść się po tym cio sie, ale zanim zdołali oswoić się z nową sytuacją, niewiele brakowało do kolejne go trafienia. Udało się jednak wybronić i w ostatnich minutach pierwszej odsłony przeprowadzić huraganowy szturm na mołdawską bramkę. Próbował Paweł Wszo łek, próbował, nawet dwukrotnie podczas jednej akcji, Arkadiusz Milik, wciąż jednak bezskutecznie. W doliczonym czasie gry fantastycznie przedryblował przeciwników Karol Świderski, ale huknął nad poprzeczką. – Karol, co tutaj się wydarzyło, dlaczego nie trafiłeś? – mówił w telewizyjnym komen tarzu rozemocjonowany Mateusz Borek. Gospodarze byli blisko wyrównania, ale „gola do szatni” strzelić się ostatecznie nie
udało i selekcjoner miał niecały kwadrans, by odmienić oblicze drużyny.
Trener w was wierzy – Czego my się boimy, grać w piłkę? – ryknął w szatni trener Michał Probierz. – Jak nie wierzycie w siebie, to wam mówię: trener w was wierzy, tam jest 50 tysięcy ludzi, którzy w was wierzą. Potraficie grać w pił kę, czas to pokazać – apelował do swoich piłkarzy selekcjoner. Kamera „Łączy Nas Piłka” wyłapała też emocjonalne słowa Ka
mila Grosickiego, który w przerwie motywo wał grających kolegów i przekonywał ich, że jesteśmy lepszą drużyną, która w tym meczu musi zwyciężyć. Polacy wyszli na murawę naładowani tą energią i zepchnęli gości do defensywy. Nie minęło osiem mi nut drugiej odsłony, gdy Świderski oszukał mołdawską obronę i strzałem po ziemi umieścił piłkę w bramce. PGE Narodowy wybuchł radością kibiców i piłkarzy, ale polski napastnik szybko wymknął się z ob jęć kolegów i pomknął na swoją połowę.
To starcie Polska chciała przecież wygrać za wszelką cenę.
Spokój do poprawki
Polacy w drugiej połowie zdecydowanie prze ważali, łącznie w meczu oddali aż dwadzieścia strzałów na bramkę przeciwników, w tym siedmiokrotnie strzelali celnie. W posiadaniu piłki byli przez ponad 70% czasu gry, jednak, jak mówił później trener Probierz, zabrakło po stawienia kropki nad „i”. Reprezentacja stwa rzała sobie okazje do zdobycia bramki, ale nie
udało się już trafić do siatki. Były strzały z dystansu, były głową, było nawet efektow ne uderzenie nożycami, tyle że żadna z tych prób nie dała upragnionego zwycięstwa. – Panowie, trzeba to niestety przyjąć, to jest dla nas porażka, zabrakło nam spokoju, ostatniego dogrania i spokojnie mogliśmy ten mecz wygrać –mówił w szatni selekcjoner. – Teraz nie ma już jednak co płakać, głowy do góry, taki jest sport – przekonywał trener Probierz, który nie owijał w bawełnę i zapowiedział swoim graczom, że jeśli zagrają w barażach, celem jest przygotować się tak, by je wygrać. Tamte słowa Michała Probierza sprawdziły się w stu procentach: Polacy w barażowym finale po konali Walię i awansowali na mistrzostwa Europy. Po dwumeczu z Mołdawią drużyna ma jednak rachunki do wyrównania. Po porażce i remisie czas na zwycięstwo.
15 października 2023, Warszawa
Polska – Mołdawia 1:1 (0:1)
Bramki: Karol Świderski 52 – Ion Nico laescu 27.
Polska: 1. Wojciech Szczęsny – 4. Tomasz Kędziora (84, 11. Kamil Grosicki), 5. Patryk Peda, 14. Jakub Kiwior – 21. Paweł Wszo łek (71, 13. Jakub Kamiński), 18. Patryk Dziczek (46, 23. Bartosz Slisz), 10. Piotr Zieliński, 20. Sebastian Szymański (71, 8. Filip Marchwiński), 19. Przemysław Frankowski – 9. Karol Świderski, 7. Arka diusz Milik (71, 16. Adam Buksa).
Mołdawia: 23. Dorian Railean – 21. Ioan Calin Revenco (70, 20. Sergiu Platica), 14. Artur Craciun, 4. Vladyslav Baboglo, 6. Denis Marandici, 2. Oleg Reabciuk – 17. Virgiliu Postolachi, 8. Nikita Motpan (70, 7. Mihail Platica), 22. Vadim Rata (79, 18. Serafim Cojocari), 13. Maxim Cojocaru (60, 10. Vitalie Damascan) – 9. Ion Nicolaescu (79, 19. Victor Bogaciuc). Żółte kartki: Frankowski – Reabciuk, Cojocaru, Postolachi, Marandici, S. Pla tica, Railean.
Bilans z Mołdawią korzystny, ale…
OSIEM MECZÓW, PIĘĆ ZWYCIĘSTW, DWA REMISY I PORAŻKA
– TAK PRZEDSTAWIA SIĘ BILANS
STARĆ REPREZENTACJI POLSKI I MOŁDAWII.
HISTORIA KONFRONTACJI Z TYM RYWALEM NIE
JEST WIĘC ZBYT DŁUGA, ALE TAKA BYĆ NIE MOGŁA.
REPUBLIKA MOŁDAWII UZYSKAŁA NIEPODLEGŁOŚĆ
DOPIERO W SIERPNIU 1991 ROKU, WYZWALAJĄC SIĘ
SPOD SOWIECKIEGO JARZMA. NIECO PONAD PIĘĆ LAT
PÓŹNIEJ DOSZŁO DO PIERWSZEGO SPOTKANIA
BIAŁO-CZERWONYCH Z MOŁDAWIANAMI. I OD RAZU
BYŁ TO MECZ O PUNKTY ELIMINACJI
MISTRZOSTW ŚWIATA.
Przełamana zła passa
Był 10 listopada 1996 roku. Reprezentacja Polski, za sterami której po raz drugi zasiadł Antoni Piechniczek, miała fatalną serię. Nie potrafiła wygrać trzynastu kolejnych spo tkań, co nigdy wcześniej ani później jej się nie zdarzyło. Nie pomagały nawet zmiany na stanowisku selekcjonera, które przed „Piechnikiem” zajmowali Henryk Apostel i Władysław Stachurski. Presja była więc ogromna. Tym bardziej że kwalifikacje do
MŚ 1998 biało czerwoni rozpoczęli od porażki z Anglią (1:2) na Wembley. Do premierowej konfrontacji z Mołdawią doszło na starym stadionie GKS Katowice przy Bukowej. Rywal sklasyfikowany był na 118. miejscu w rankingu FIFA i uzna wano go za najsłabszego w grupie. Po lacy przystąpili do meczu w atmosferze wielkiego kryzysu i... bez kilku podsta wowych piłkarzy: Andrzeja Juskowiaka, Tomasza Iwana i Wojciecha Kowalczyka.
Ale każda seria – nawet ta najgorsza –kiedyś się kończy. Tak też stało się i tym razem. Nasza reprezentacja wygrała 2:1, po golach Henryka Bałuszyńskiego i Krzysztofa Warzychy (z rzutu karnego). Było to pierwsze zwycięstwo od siedem nastu miesięcy.
Prawie rok później (7 października 1997 roku) doszło do rewanżu. Biało czerwoni ponownie znajdowali się w dołku. Nie po trafili pokonać żadnego przeciwnika od
pięciu meczów, wiedzieli również, że mundial we Francji będą mogli obej rzeć tylko w telewizji.
Z funkcji selekcjonera zre zygnował Piechniczek, a jego miejsce zajął Janusz Wójcik. „Wójt” przywrócił do łask swoich ulubieńców z igrzysk w Barcelonie (1992). Spotkanie w Kiszyniowie Polacy wygrali 3:0, po hat tricku Juskowiaka.
Mołdawia dobra na kryzys?
Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, co działo się przed 11 września 2012 roku, będzie my mogli pokusić się o tezę, że repre zentacja Mołdawii stanowiła antidotum na kryzys polskiej kadry. Polacy mieli serię pięciu spotkań bez zwycięstwa (trzy remisy, dwie porażki). Kwalifikacje do mistrzostw świata 2014 rozpoczęli od straty dwóch punktów w wyjazdowej potyczce z Czarnogórą (2:2).
Za wyniki odpowiadał Waldemar Fornalik, który po EURO 2012 zastąpił Franciszka Smudę. Właśnie w meczu z Mołdawią na Stadionie Miejskim we Wrocławiu kadra triumfowała po raz pierwszy pod jego wodzą. Polacy wprawdzie nie zachwycili, ale liczyły się trzy punkty. Wygraną (2:0) zapewniły gole Jakubów: Błaszczykowskiego (z rzutu karnego) i Wawrzyniaka.
Pierwszy z wymienionych piłkarzy trafił również w rewanżu. Niestety, 7 czerwca 2013 roku biało czerwoni nie zdołali wygrać w Kiszyniowie, chociaż z przebiegu me czu trudno było w to uwierzyć. Nasz zespół miał dużą przewagę, ale zmarnował wiele dogodnych sytuacji, co w futbolu z reguły prędzej czy później się mści. Skończyło się remisem (1:1), stratą dwóch ważnych punk tów i znacznym oddaleniem się od miejsc 1. – 2. – dających awans do mistrzostw świata i grę w barażach. Ostatecznie bia ło czerwoni nie zakwalifikowali się do turnieju w Brazylii.
Jak do tego doszło?
Trudno racjonalnie wytłumaczyć to, co zdarzyło się 20 czerwca 2023 roku w Ki szyniowie. Mecz z Mołdawią był dla Polski trzecim w eliminacjach EURO 2024. Ka dra prowadzona przez Fernando Santosa
przystępowała do niego po wyjazdowej porażce z Czechami (1:3) i zwycięstwie nad Albanią (1:0) w Warszawie. Po pierwszej połowie starcia na obiekcie Zimbru Kiszyniów nic nie wskazywało na to, że nasza reprezentacja może nie zdobyć trzech punktów. Wszystko ukła dało się po jej myśli. No, prawie wszystko. Prowadziliśmy 2:0, po trafieniach Arkadiu sza Milika i Roberta Lewandowskiego, ale powinniśmy jeszcze wyżej, a sam „Lewy” mógł ustrzelić dublet. I kto wie, czy nie był to decydujący moment spotkania... W drugiej odsłonie Mołdawianie szybko zdobyli kontaktową bramkę, co było sy gnałem ostrzegawczym. Kwadrans przed końcem Polacy znów zmarnowali wyborną sytuację, co zemściło się chwilę później. Jednak gospodarze nie zadowolili się remi sem i w 85. minucie zadali decydujący cios. Gol Vladislava Baboglo na 3:2 sprawił, że sensacja stała się faktem, a biało czerwoni doznali pierwszej porażki z tym rywalem. Rewanż rozegrano niemal cztery miesiące później. Selekcjonerem był już Michał Pro bierz. 15 października 2023 roku na PGE Narodowym w Warszawie poprowadził on reprezentację po raz drugi. Polacy mieli o co grać, bo w przypadku zwycięstw nad Mołdawią i Czechami u siebie zapewniliby sobie bezpośredni awans do mistrzostw Europy. Wydawało się, że trzy punkty w starciu z pierwszą z tych ekip powinny być obowiązkiem. Ale i tym razem Mołda wianie sprawili psikusa. To oni prowadzili do przerwy (1:0), a biało czerwoni nie mieli po mysłu na sforsowanie ich defensywy. Osta tecznie udało się tylko zremisować (1:1), bo w 53. minucie do siatki trafił Karol Świ derski.
W spotkaniu w Warszawie zagrał że gnający się teraz z drużyną narodową Kamil Grosicki. „Grosik” został posłany na boisko na ostatnie sześć minut, ale nie zdołał odwrócić losów meczu. Dla pomocnika szczecińskiej Pogoni było to jedyne starcie z Mołdawią w koszulce z orzełkiem na piersi.
Towarzysko – na plus
Oprócz meczów o punkty, z Mołdawiana mi dwukrotnie zmierzyliśmy się w spo
tkaniach towarzyskich. Zanotowaliśmy dwie wygrane, strzeliliśmy dwa gole, nie straciliśmy żadnego. W obu przypad kach biało czerwoni wystąpili w ligowych składach, a mecze rozegrano na neutral nych stadionach.
Pierwszy odbył się 6 lutego 2011 roku w Portugalii. Nasz zespół prowadził Franciszek Smuda, który przygotowywał kadrę do mistrzostw Europy na polsko
ukraińskiej ziemi. Z dalekiej wyprawy bia ło czerwoni wrócili z tarczą, bo pokonali Mołdawię, po bramce Dawida Plizgi, dla którego był to premierowy gol w drużynie narodowej (i zarazem jedyny).
20 stycznia 2014 roku obie drużyny za grały ze sobą w Zjednoczonych Emira tach Arabskich. Polacy, których prowadził Adam Nawałka, ponownie wygrali 1:0, tym razem po golu Pawła Brożka.
Teraz dojdzie do trzeciej takiej konfronta cji, a dziewiątej ogółem. Po raz pierwszy towarzyski mecz z Mołdawią zostanie rozegrany w Polsce. W Chorzowie biało czerwoni będą mieli okazję zrewanżować się rywalom za eliminacje EURO 2024. Wygrana byłaby dobrym prognostykiem przed wyjazdowym starciem z Finlandią w kwalifikacjach do MŚ 2026.
ADRIAN WOŹNIAK
Andrzej Juskowiak i jego pamiętny hat-trick.
„Pomogli mi Brzęczek i Kowalczyk”
REPREZENTACJA POLSKI W DOTYCHCZASOWYCH MECZACH Z MOŁDAWIĄ STRZELIŁA TRZYNAŚCIE GOLI. WŚRÓD ZDOBYWCÓW BRAMEK WIDNIEJĄ NAZWISKA M.IN. JAKUBA
BŁASZCZYKOWSKIEGO (2), JAKUBA WAWRZYNIAKA, ARKADIUSZA MILIKA, KAROLA ŚWIDERSKIEGO CZY ROBERTA LEWANDOWSKIEGO (WSZYSCY PO 1). JEST JEDNAK JEDEN POLSKI PIŁKARZ, KTÓRY W TYCH SPOTKANIACH WYRÓŻNIŁ SIĘ SZCZEGÓLNIE. TO ANDRZEJ JUSKOWIAK, AUTOR JEDYNEGO HAT-TRICKA W KONFRONTACJI BIAŁO-CZERWONYCH Z TYM RYWALEM.
Siódmego dnia października 1997 roku kadra rozgrywała wyjazdowy mecz przeciwko Moł dawii w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Polacy wygrali w Kiszyniowie 3:0. Wszystkie trafienia zaliczył „Jusko”. Niemal 1/4 swoje go reprezentacyjnego dorobku, jeśli chodzi o gole (13), były snajper zanotował w tym meczu. Juskowiak trafiał do siatki w 23., 56. oraz 60. minucie. W składzie biało czerwo nych wówczas występowali między innymi Wojciech Kowalczyk, Jerzy Brzęczek, Piotr Świerczewski, Tomasz Iwan, tudzież Tomasz Łapiński i Marek Koźmiński. Wspomniany hat trick był o tyle historycz nym wydarzeniem, że na taki wyczyn Po laka w reprezentacji kibice musieli czekać aż 15 lat. Przed Juskowiakiem ostatniego hat tricka w koszulce z orzełkiem na piersi zanotował Zbigniew Boniek w trakcie mun dialu 1982 w spotkaniu z Belgią. – Bardzo się cieszę, że strzeliłem aż trzy gole. Ostatni raz udało mi się to na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Przy drugiej bramce bardzo pomógł mi Wojtek Kowalczyk, a przy trze ciej Jurek Brzęczek. Dlaczego nie strzelam goli w Borussii? Dlatego że nie mam takich podań jak to Brzęczka. Chociaż na trenin gach przerabiamy takie warianty. I pewnie dlatego wiedziałem, jak się zachować. Do tej pory zdobyłem 12 goli w reprezentacji Polski. Mam nadzieję, że dobra passa w tym tygodniu jeszcze się nie skończyła – mówił Juskowiak na pomeczowej konferencji pra sowej.
Co ciekawe, dla Juskowiaka nie była to wcale najbardziej pamiętna chwila w drużynie narodowej. Za szczególną bramkę w bia ło czerwonych barwach uznaje tę z 1995 roku, gdy Polacy zremisowali z Francją 1:1 na Parc de Princes. Hat trick z Mołdawią nie był również jedynym trójpakiem „Jusko” w rywalizacji reprezentacyjnej. W końcu mowa o królu strzelców igrzysk olimpijskich 1992. Juskowiak w sześciu spotkaniach tej imprezy strzelił siedem goli, w tym trzy przeciwko Australii. I tak jak później z Moł dawią, przy jednej z jego bramek asystował Kowalczyk. Bardzo dobre zawody zanotowali też Brzęczek i wspomniany „Kowal”. Autor hat tricka sprzed 28 lat dokonał tego w swoim 24. występie w reprezentacyjnym trykocie. Później Juskowiak zdobył jeszcze
jedną bramkę w kadrze (z Luksemburgiem w 2000 roku). Ogółem zaliczył 39 gier w dru żynie narodowej. W ostatnich dwóch me czach na poziomie reprezentacji – z Walią i Armenią w kwalifikacjach do mistrzostw świata 2002 – biegał po boisku z opaską kapitańską. Ale to starcie z Mołdawianami stanowi ważny wpis w piłkarskim życiorysie „Jusko” i jest punktem odniesienia w przypad ku kolejnych konfrontacji biało czerwonych z krajem ze stolicą w Kiszyniowie. Mecz z 1997 roku został zapamiętany w pol skich kronikach również z innego powodu.
Wtedy bowiem reprezentacja Polski rozegrała 150. mecz w ramach eliminacji mistrzostw świata i Europy i samych finałów. Do tego biało czerwoni zanotowali 20. zwycięstwo w eliminacjach do wielkich turniejów w me czu wyjazdowym. Stało się to w pierwszym występie Polaków na terytorium Mołdawii. Polacy odnieśli ponadto 230. wygraną w spo tkaniu oficjalnym. A Juskowiak strzelił 168., 169. i 170. gola w historii meczów reprezen tacji Polski w październiku. Nigdy wcześniej polska kadra nie wygrała tego dnia oficjal nego spotkania. Hat trick Juskowiaka przy
padł na 560. oficjalny mecz biało czerwonych. Juskowiak do tej pory jest najlepszym strzelcem Po laków w meczach przeciw ko Mołdawii. Dwa gole temu przeciwnikowi strzelił Jakub Błaszczykowski. Z obecnych kadrowiczów na listę strzelców z Mołdawią wpisywali się Robert Lewandowski i Karol Świderski. Tym samym strzelecki popis „Jusko” lata temu pozostaje najlepszym osią gnięciem Polaka w starciu z Mołdawianami. PIOTR WIŚNIEWSKI
Legenda, która uwielbia grać z Polską
JEST IKONĄ. UCZESTNICZYŁ W WIĘKSZOŚCI HISTORYCZNYCH
WYDARZEŃ ZWIĄZANYCH Z TAMTEJSZĄ REPREZENTACJĄ,
BYŁ PRAWDZIWĄ GWIAZDĄ KADRY I IDOLEM NARODU, A PRZEZ
LATA TAKŻE REKORDZISTĄ POD WZGLĘDEM LICZBY MECZÓW
I GOLI W KADRZE. CHOĆ DAŁ SIĘ WE ZNAKI WIELU RÓŻNYM
PRZECIWNIKOM, TO CHYBA ŻADNEGO RYWALA NIE UPODOBAŁ
SOBIE TAK BARDZO JAK POLAKÓW. AKTUALNY SELEKCJONER
REPREZENTACJI MOŁDAWII RADZIŁ SOBIE
Z BIAŁO CZERWONYMI I JAKO PIŁKARZ, I JAKO TRENER.
Serghei Clescenco najpewniej na zawsze pozostanie jednym z symboli mołdawskiej piłki. Na początku lat 90. XX wieku był naj większym talentem nowo powstałego kra ju. Zagrał w pierwszym oficjalnym meczu narodowej drużyny Mołdawii w dziejach, a później zapewnił jej historyczne zwycię stwo. Reprezentacyjną karierę rozpoczął w barwach kraju, który teoretycznie nie ist niał. Mołdawianie deklarację niepodległości ogłosili 27 sierpnia 1991, a formalnie jeszcze przez cztery miesiące byli częścią Związku Radzieckiego. Mimo tego już 2 lipca 1991 rozegrali pierwszy mecz drużyny narodowej. Ich rywalami byli będący w bardzo podobnej sytuacji Gruzini.
Clescenco miał wtedy 19 lat i już uchodził w kraju za duży talent. Był ważną posta cią grającego w drugiej lidze ZSRR Zimbru Kiszyniów, w którym debiutował, gdy klub nazywał się jeszcze Nistru, czyli po prostu Dniestr. W 1991 roku stał się Zimbrulem, a dwa lata później, po pełnej kodyfikacji języka mołdawskiego zmienił nazwę na Zimbru (po rumuńsku żubr).
Zawirowania związane z nazwą macierzy stego klubu Clescenki tłumaczą po części, dlaczego w Polsce aktualny selekcjoner re prezentacji Mołdawii przedstawiany bywał również jako Siergiej Kleszczenko. Różne aspekty życia codziennego w państwach
należących dawniej do ZSRR dopiero dosto sowywano do nowej rzeczywistości. Trud ność w zapisywaniu nazwisk Mołdawian polegała na tym, że przed wywalczeniem niepodległości posługiwano się tam graż danką (uproszczoną cyrylicą), podczas gdy mówiący w zasadzie tym samym językiem Rumuni stosowali zapis łaciński. Nastoletni Clescenco w dokumentach miał więc dane osobowe zapisane grażdanką, po ogłoszeniu przez Mołdawię niepodległości zmieniono je na język rumuński, a w 1994 na mołdawski, który dziś uznaje się za tożsamy z rumuńskim.
Długotrwałe rekordy
Kiedy więc Siergiej Kleszczenko stał się Sergheiem Clescencą, a Nistru Kiszyniów przekształcono w Zimbru Kiszyniów, przyszły selekcjoner reprezentacji Mołdawii szybko został lokalną gwiazdą. Jego klub, którego był kluczową postacią, seryjnie zdobywał mistrzostwa kraju. Clescenco regularnie grał też w drużynie narodowej, która po przyjęciu w struktury FIFA 16 kwietnia 1994 rozegrała pierwszy mecz uznawany przez światową federację. Pojawił się w wyjściowym składzie, ale bramki nie zdobył. Debiutanckie trafienie zaliczył w innym histo rycznym meczu. 2 września 1994 Mołdawia odniosła pierwsze zwycięstwo w oficjalnym meczu międzypaństwowym. W Kiszyniowie
ograła 2:1 Azerbejdżan, a oba gole dla go spodarzy strzelił właśnie Clescenco. Od tamtej pory trudno było sobie wyobrazić zespół bez niego, występował w nim nawet w momencie, gdy nie miał klubu. Grał w re prezentacji aż do 2006 roku i w 69 meczach zdobył łącznie 11 bramek. Choć może nie jest to wyjątkowo imponujący bilans, to dopiero w 2023 roku rezultat ten pobił Ion Nicolaescu. Przez dziesięć lat Clescenco był również rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę meczów w narodowych barwach.
Rywalizacja z Polakami
Doskonale pamiętają go zatem Mołda wianie, ale również i kilku Polakom musiał zapaść w pamięć. Jednego z goli strzelił przecież w Katowicach, w meczu elimina cji mistrzostw świata 1998 (w spotkaniu
tym zagrali również Vitali Culibaba, Serghei Secu oraz Denis Romanenco, którzy dziś są w sztabie szkolenio wym reprezentacji Mołda wii). Choć Polacy zwyciężyli 2:1, to Clescenco raz po raz nękał Grzegorza Szamotulskiego. Z siedmiu celnych strzałów Mołdawian pięć oddał dzisiejszy selekcjoner. Dynamicz ny zawodnik z dobrze ułożoną lewą nogą sprawiał też kłopoty Markowi Jóźwiakowi, który przegrał z nim kilka pojedynków, a raz po prostu sfaulował w polu karnym. To po tym zagraniu Clescenco trafił do bramki z „jedenastki”. „Mołdawianie stawili nam – niespodziewany dla jednych, spodziewany dla innych – opór. Młoda drużyna trenera
Carasa ma jeszcze szansę sprawić w tych eliminacjach niespodziankę” – przewidywał
w relacji z meczu Józef Walawko, dziennikarz tygodnika „Piłka Nożna”. Niespodzianek Mołdawianie w walce o mun dial we Francji nie sprawili, jednak Clescenco i tak był wyróżniającą się postacią. Komple mentował go choćby Andrzej Zydorowicz. – Uderzył z lewej nogi, w pełnym biegu. Na pewno dobrze panuje nad piłką, jest to nie bezpieczny napastnik – chwalił komentator TVP podczas relacji z rewanżowego spotkania w el. MŚ 1998, które Polacy wygrali 3:0. Nie była to jednak ostatnia sytuacja, w któ rej Clescenco zapadł w pamięć Polakowi. W 2000 roku pobił rekord liczby goli strze lonych przez obcokrajowca w izraelskiej ekstraklasie. Mołdawianin w debiutanckim sezonie w barwach Maccabi Hajfa zdobył 22 bramki. Rok wcześniej królem strzelców
ligi z 21 trafieniami został Andrzej Kubica, Polak występujący w Maccabi Tel Awiw. Rekord Mołdawianina obowiązuje do dziś, choć w 2020 roku został wyrównany przez Australijczyka Nikitę Rukavytsyę. A Clescenco w Hajfie był uwielbiany. – Strzeliłem kiedyś zwycięskiego gola w spotkaniu z Hapoelem Tel Awiw. Kibice bardzo świętowali to zwy cięstwo, a gdy wracałem po meczu, otoczyli mój samochód, podnieśli i przenieśli około dwudziestu metrów – wspominał po latach w rozmowie z MatchTV.
Clescenco świetnie radził sobie w ojczyźnie i Izraelu, jednak w mocniejszych ligach wielkiej kariery nie zrobił. Spędził wprawdzie jeden se zon w Eredivisie, ale strzelił w nim tylko cztery gole, a jego Go Ahead Eagles Deventer spadło z ligi. Zenit Petersburg zrezygnował z niego
Kadra reprezentacji Mołdawii na mecze z Polską (06.06.2025)
oraz Włochami (09.06.2025)
Bramkarze:
Cristian Avram (Araz Nachiczewan)
Dumitru Celeadnic (Ordabasy Szymkent)
Andrij Kożuchar (Weres Równe)
Victor Straistari (Sheriff Tyraspol)
Obrońcy:
Oleg Reabciuk (Spartak Moskwa)
Sergiu Platica (Petrocub Hincesti)
Artur Craciun (Puszcza Niepołomice)
Victor Mudrac (Ordabasy Szymkent)
Władysław Babohło (Karpaty Lwów)
Daniel Dumbravanu (ACR Messina)
Andrei Motoc (Virtus Entella)
Mihail Stefan (Zimbru Kiszyniów)
Ion Bors (Petrocub Hincesti)
Pomocnicy:
Artur Ionita (US Triestina Calcio)
Vadim Rata (Universitatea Cluj)
Mihail Caimacov (NK Slaven)
Maxim Cojocaru (SC Otelul Gałati)
Nichita Motpan (Fakieł Woroneż)
Victor Stina (AE Larissas)
Cristian Dros (AF Elbasani)
Stefan Bodisteanu (FC Botosani)
Vicu Bulmaga (Isłocz Minskij rajon)
Stefan Bitca (Zimbru Kiszyniów)
Sergiu Perciun (FC Torino)
Napastnicy:
Ion Nicolaescu (sc Heerenveen)
Vitalie Damascan (Maccabi Petach Tikwa)
Virgiliu Postolachi (CFR Cluj)
po kilku miesiącach, w któ rych Mołdawianin rozegrał tylko sześć meczów. Był na testach w Watfordzie, który nawet rozważał jego zatrud nienie, ale żeby Clescenco dostał pozwolenie na pracę w Wielkiej Brytanii, londyńczycy musieliby go uczynić jednym z najlepiej za rabiających zawodników w klubie. Nie zde cydowali się na to.
Pogrążył Chelsea i Milan
Najlepszy strzelec w historii reprezentacji Mołdawii błyszczał więc głównie w ojczyź nie i Izraelu, co nie znaczy, że w zachodniej Europie pozostał niezauważony. W sezonie 2001/2002 dotarł z Hapoelem Tel Awiw do ćwierćfinału Pucharu UEFA, co do dziś jest jednym z największych sukcesów klubu. Clescenco miał w tym znaczący udział, bo zdobył bramkę w wygranym 3:1 dwumeczu z Chelsea FC. – To jeden z najwspanialszych momentów w historii izraelskiej piłki – mó wił wówczas Dror Kasztan, trener Hapoelu. Clescenco strzelił też jedynego gola w me czu z Milanem (w rewanżu Włosi wygrali 2:0 i wyeliminowali Izraelczyków).
Po zakończeniu piłkarskiej kariery aktualny selekcjoner był asystentem trenerów oraz głównym szkoleniowcem w juniorskich ka drach, Milsami Orgiejów, Zimbru Kiszyniów, Uniao Leiria i FK Rostów. Od 2019 roku łączył rolę selekcjonera młodzieżowej reprezentacji Mołdawii z asystowaniem Enginowi Firatowi, a następnie Roberto Bordinowi w seniorskiej kadrze, którą już samodzielnie prowadzi od grudnia 2021.
Od tego czasu znów zdążył zajść Polakom za skórę. Mołdawianie mierzyli się z biało czerwonymi w kwalifikacjach do mistrzostw Europy 2024. Choć ostatecznie to Polacy zagrali w Niemczech, to drużyna Sergheia Clescenki zgromadziła w eliminacjach tylko o punkt mniej, a w bezpośrednich spotkaniach była nawet lepsza. W Kiszyniowie gospodarze pokonali Polskę 3:2, a na PGE Narodowym padł remis 1:1. W Chorzowie Polacy będą mieli więc szansę zrewanżować się selek cjonerowi Sergheiowi Clescence, pokonać Mołdawię i uroczyście pożegnać kończącego reprezentacyjną karierę Kamila Grosickiego. NORBERT BANDURSKI
Nadchodzi czas
bohaterów
NAJBLIŻSZE MIESIĄCE ZAPOWIADAJĄ SIĘ PASJONUJĄCO.
DO KOŃCA ROKU REPREZENTACJA POLSKI ROZEGRA
SZEŚĆ MECZÓW O WYSOKĄ STAWKĘ I KAŻDY Z NICH MOŻE
DECYDOWAĆ O MUNDIALOWYM „BYĆ ALBO NIE BYĆ”.
ROZPOCZNIEMY CZERWCOWYM STARCIEM Z FINLANDIĄ,
WE WRZEŚNIU ZAGRAMY TAKŻE Z HOLANDIĄ, A REWANŻ
Z FAWORYTEM NASZEJ GRUPY ZAPLANOWANO NAD WISŁĄ
W LISTOPADZIE. O PUNKTY W KWALIFIKACJACH ZMIERZYMY SIĘ
TAKŻE Z LITWĄ I MALTĄ.
Finlandia celuje w Polskę
Reprezentacyjny futbol w Finlandii powoli wydobywa się z kryzysu, a poprzedni rok fani drużyny narodowej chcieliby zapewne wymazać z pamięci. Teraz władze federacji zapowiadają odrodzenie i jako cel stawia ją sobie walkę z Polską o drugie miejsce w tabeli eliminacyjnej grupy G. Ta lokata
ma dać udział w barażach o amerykań ski mundial, więc bezpośrednie starcia z Finlandią mogą okazać się w tej kwestii rozstrzygające. Finowie do tej pory pokonali Maltę i zremisowali z Litwą, gromadząc na koncie cztery punkty, o dwa mniej niż bia ło czerwoni. Pierwszy mecz Polacy zagrają na stadionie olimpijskim w Helsinkach już
10 czerwca, rewanż w Polsce zaplanowano na 7 września.
Dwumecz z Holandią
Potyczki z faworytem naszej grupy elimi nacji mundialu będą zdecydowanie naj trudniejszym wyzwaniem, przed jakim stanie w tym roku reprezentacji Polski. Trzy dni przed rewanżem z Finlandią drużyna Michała Probierza zmierzy się z „Oranje” w Rotterdamie, na stadionie dobrze zna nym grającemu w lokalnym Feyenoordzie Jakubowi Moderowi. Na rewanż czekać będziemy do 14 listopada. Czy będzie to starcie decydujące o ostatecznym układzie tabeli? W znacznej mierze zależy to od meczów z niżej notowanymi drużynami.
Klucze do sukcesu
Jesień piłkarskiej reprezentacji zapowiada się niezwykle ciekawie, a fani, którzy planują zagraniczne wycieczki za naszymi „Orłami”, już mogą zacierać ręce. Oprócz meczu z Ho landią, Polska rozegra dwa niesamowicie ważne spotkania wyjazdowe. W obydwu przypadkach będą to mecze atrakcyjne dla piłkarskich turystów. Urokliwa Litwa i przepełniona zabytkami Malta staną się
arenami piłkarskiego boju naszych zawod ników w październiku i listopadzie. Wyjaz dowe starcie w dawnej siedzibie Zakonu Kawalerów Maltańskich zamknie grupowe kwalifikacje i może okazać się dla nas roz strzygające. Lotnicze bilety na Maltę nie należą do najdroższych, być może warto więc już dziś rozważyć, czy 17 listopada nie wesprzeć Polaków dopingiem właśnie na tej pięknej wyspie. Bilety na wszystkie mecze reprezentacji będą dostępne na portalu Łączy Nas Piłka.
PIOTR CHOŁDRYCH
MECZE REPREZENTACJI POLSKI O PUNKTY W 2025 ROKU
10.06 Finlandia – Polska
04.09 Holandia – Polska
07.09 Polska – Finlandia
12.10 Litwa – Polska
14.11 Polska – Holandia
17.11 Malta – Polska
Robert Ivanov: Finowie cenią polską ligę
10 CZERWCA W HELSINKACH POLSKA ZMIERZY SIĘ Z FINLANDIĄ
W KWALIFIKACJACH DO MISTRZOSTW ŚWIATA. DUŻE SZANSE NA
WYSTĘP W BARWACH NASZYCH RYWALI MA ROBERT IVANOV,
BYŁY OBROŃCA WARTY POZNAŃ, KTÓRY W SWOIM CV MA 84
MECZE ROZEGRANE W PKO BP EKSTRAKLASIE. OBECNIE IVANOV
WYSTĘPUJE W EINTRACHCIE BRUNSZWIK, JEDNAK ROZWAŻA
ZMIANĘ KLUBU I NIE WYKLUCZA POWROTU DO POLSKI,
GDZIE CZUŁ SIĘ ZNAKOMICIE.
Na co stać Finlandię w kwalifikacjach do mistrzostw świata?
Walczymy o to, by znaleźć się w czołowej dwójce tabeli na koniec, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że zadanie jest trudne. Holan dia i Polska to bardzo silne reprezentacje, nie zamierzamy się jednak poddawać. Szkoda nam bardzo remisu z Litwą w Kownie, bo prowadziliśmy 2:0, grając naprawdę dobrze. Nie strzeliliśmy trzeciego gola, a była ku temu świetna okazja. W drugiej części mieliśmy mecz pod kontrolą, ale utalentowany Gvidas Gineitis z Torino fantastycznym uderzeniem doprowadził do remisu. Zrobiliśmy wszystko, żeby zwyciężyć, ale zabrakło nam szczęścia, jak to w piłce bywa.
Co zmienił w waszej grze Jacob Friis, nowy selekcjoner, który zastąpił Markku Kanervę?
Każdy trener jest inny, inaczej patrzy na piłkę nożną, a za kadencji Kanervy uzyskaliśmy historyczny awans na EURO 2020 i pokaza
liśmy się z niezłej strony na tym turnieju. Friis wprowadza nowe pomysły i jak każdy – po trzebuje czasu. Trudno porównywać zespół Friisa do drużyny Kanervy, która przechodziła różne etapy. Na turnieju EURO 2020, rozegra nym rok później niż pierwotnie planowano, mieliśmy w składzie wielu bardzo doświad czonych zawodników, którzy grali ze sobą wiele lat w kadrze i to na pewno procentowało. Friis stara się stworzyć coś nowego i cieszę się, że na mnie stawia.
Byłeś zawiedziony, że tamte mistrzostwa przyszło ci spędzić na ławce rezerwowych?
Z jednej strony tak, ale jadąc na turniej, wie działem, że mam małe szanse na pojawienie się na boisku. Cieszyłem się niezmiernie z po wołania, sama obecność na takiej imprezie jak EURO była niesamowitym przeżyciem. Nasi kibice zrobili furorę, tworzyli na meczach wyjątkową atmosferę. Na trybunach byli moi znajomi, dziewczyna, mama. Wielkie mię dzynarodowe turnieje pokazują moc piłki
nożnej. Choć nie zagrałem, spełniło się moje marzenie i na pewno zyskałem dodatkową motywację. Gra w reprezentacji to dla mnie zaszczyt, ciężko pracowałem, by wywalczyć sobie dobrą pozycję, i przekonałem do siebie takiego fachowca, jak Markku Kanerva. To on na mnie postawił, dał mi rozegrać ponad trzydzieści meczów i znacząco wpłynął na sportowy rozwój. Zawsze będę mu wdzięczny.
Kto jest teraz największą gwiazdą fińskiej drużyny narodowej?
Teraz w ofensywie bardzo dużo zależy od Joela Pohjanpalo, zawodnika Palermo, a tak że od Olivera Antmana, piłkarza Go Ahead Eagles. Cały czas w formie jest Teemu Pukki, ale z nim tak może być do końca życia. Wrócił do Finlandii, gra w HJK Helsinki i trafia. Dasz mu możliwość, by zdobył gola, to zdobędzie. Jestem pod wrażeniem tego, co wyprawia Teemu. Cały czas daje radość kibicom. W ka drze jest weteranem, tak jak nasz kapitan – Lukas Hradecky. Też fantastyczny czło
wiek, gwiazda niemieckiej
Bundesligi, ważna postać zespołu Bayer Leverkusen, ubiegłorocznego mistrza
kraju. Wiele krajów zazdrości nam takiego bramkarza, ceni się go wszędzie, w klubie też jest kapitanem. Mam szczęście, będąc w drużynie narodowej z takimi wyjąt kowymi ludźmi.
Ekstraklasa jest ceniona przez reprezentantów Finlandii?
Benjamin Kallman już się żegna z Cracovią, przechodzi do Hannoveru 96. W Polsce robił świetne liczby, grał bardzo dobrze, zdobywał mnóstwo goli, kibice będą o nim pamiętali. Cieszę się, że kontuzję wyleczył Daniel Ha kans, któremu coraz lepiej wiedzie się w Eks traklasie. W Lechu Poznań ma bardzo mocną konkurencję i dzięki temu się rozwija. Lech to duży klub z aspiracjami i niesamowicie oddanymi fanami. Wielu moich rodaków grało w Polsce i jeszcze też pewnie tu przyjedzie. Ja mogę tylko i wyłącznie dobrze wypowiadać się o waszym pięknym kraju i Ekstraklasie, której chyba wy sami nie doceniacie. Fino wie ją na pewno cenią! W Warcie Poznań z trenerem Dawidem Szulczkiem dokonali śmy niesamowitych rzeczy. Wygrywaliśmy z potentatami ligi, walczyliśmy nawet o udział w europejskich pucharach. Jeśli chodzi o jakiś szczególny mecz dla mnie, to najlepiej sma kowała wygrana z Legią na jej stadionie 1:0. Ubolewam nad tym, co się dzieje obecnie z Wartą zaliczającą kolejny spadek. Niestety, taki jest futbol, oprócz pięknych okresów, chwil są smutne. Wierzę, że Warta się odbije i wróci na należne miejsce.
Gdzie będziesz grał w sezonie 2025/2026? Nie wiem jeszcze, zobaczymy. Straciłem przez kontuzję odniesioną w meczu Finlandii z Litwą trochę spotkań w Eintrachcie Brunszwik, ale wyleczyłem się i zagrałem w drugiej Bundes lidze. Kończy mi się kontrakt z Eintrachtem i na pewno zmienię pracodawcę, nie można wykluczać żadnego kierunku, także polskie go. W piłce wszystko jest możliwe, a ja póki co przygotowuję się na mecze eliminacji mistrzostw świata z Holandią i Polską. Dla reprezentacji Finlandii to wielkie wyzwania. ROZMAWIAŁ JAROMIR KRUK
HISTORIA
POLSKO FIŃSKICH JEST
BARDZO DŁUGA, BO
ZACZĘŁA SIĘ PONAD STO
LAT TEMU. BIAŁO CZERWONI
PO RAZ PIERWSZY ZMIERZYLI
SIĘ Z FINLANDIĄ DOKŁADNIE
23 WRZEŚNIA 1923 ROKU
NA TOOLON PALLOKENTTA
W HELSINKACH. POLSKI
ZESPÓŁ PRZEGRAŁ 3:5, A GOLE DLA NASZEJ
DRUŻYNY STRZELALI
WAWRZYNIEC STALIŃSKI
(DWA) I JULIUSZ MILLER.
NA PRZESTRZENI LAT
MIERZYLIŚMY SIĘ Z FINAMI
W MECZACH WAŻNYCH
I... TAKICH „O PIETRUSZKĘ”.
CZĘŚĆ Z NICH PRZESZŁA
DO HISTORII
Z RÓŻNYCH POWODÓW.
PRZED ZBLIŻAJĄCYM SIĘ
STARCIEM Z FINLANDIĄ
W ELIMINACJACH
MISTRZOSTW ŚWIATA
PRZYPOMINAMY
NIEKTÓRE Z NICH.
POLSKA – FINLANDIA 1:1 (14.04.1983)
– czyli gol, który zamknął stadion
Ta konfrontacja zapisała się na trwałe w hi storii nieistniejącego już Stadionu Dziesię ciolecia. Biało czerwoni walczyli o punkty w eliminacjach mistrzostw Europy 1984. Niestety, zawiedli oczekiwania swoje i kibi ców. Mecz był przedziwny. Jego wynik zo stał rozstrzygnięty już po... pięciu minutach. Szybkie prowadzenie uśpiło Polaków na tyle, że „wielbłąda” roku (jak zwykł mawiać Jan Tomaszewski) popełnił Paweł Janas, który głową skierował piłkę do polskiej bramki. Po latach żartowano, że „Janosik” zamknął tym samobójem warszawski obiekt. Repre zentacja nigdy więcej już na nim nie zagrała.
POLSKA – FINLANDIA 2:1 (13.04.1993)
– czyli pięć miesięcy bez wygranej
Od spotkania w 1983 roku mierzyliśmy się z Finami jeszcze pięciokrotnie. Trzy konfronta cje rozstrzygaliśmy na swoją korzyść. Kolejny mecz, który odbył się niemal równo dziesięć lat później od wspomnianego powyżej, choć miał charakter towarzyski, okazał się istotny. Powody były dwa. Po raz drugi w historii re prezentacja Polski zagrała w Radomiu i od niosła tam pierwsze zwycięstwo. W dodatku kadrowicze przełamali serię blisko pięciu miesięcy bez wygranej. Bohaterem został Marek Leśniak – zdobywca dwóch bramek.
POLSKA – FINLANDIA 0:0 (26.04.2000)
– czyli strzelecka niemoc
W kwietniu po raz kolejny w tym miesiącu mierzyliśmy się z rywalem z północy. Kibice na trybunach gromkimi brawami nagrodzili obchodzącego 50. urodziny Grzegorza Latę i... marzyli o narodzinach napastnika na miarę króla strzelców mistrzostw świata 1974. W naszej drużynie zmieniali się snajperzy, ale żaden z nich nie potrafił skierować piłki do bramki przeciwników. Mecz z Finlandią był szóstym z rzędu, w którym Polacy nie strzelili gola.
POLSKA – FINLANDIA 1:3 (02.09.2006)
– czyli falstart Leo
Po nieudanych mistrzostwach świata w Niemczech w reprezentacji Polski nastąpiła zmiana na stanowisku selekcjonera. Ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz zatrudnił w tej roli słynnego Leo Beenhakkera. Holender nie najlepiej rozpoczął przygodę z kadrą. Najpierw przegrał towarzyskie spotkanie z Danią (0:2), a potem zaliczył falstart z Finlandią w Bydgoszczy na inaugurację
eliminacji EURO 2008. Rywale udzielili Polakom srogiej lekcji, a w roli surowego nauczyciela wystąpił fiński gwiazdor i zarazem zdobywca dwóch bramek Jari Litmanen.
FINLANDIA – POLSKA 0:0 (12.09.2007) – czyli nie zawsze gra się pięknie
„Nie zawsze można grać pięknie, strzelać bramki. Są takie spotkania, że trzeba skupić się na fizycznej walce” – takimi słowami trener Beenhakker podsumował rewanżowe spotkanie z Finami w eliminacjach EURO 2008. Kibice nie zobaczyli finezyjnej gry czy pięknych goli, więcej było ostrych starć i pojedynków powietrznych. Mecz rozgrywano na Stadionie Olimpijskim w Helsinkach, który także teraz będzie areną zmagań fińsko-polskich w kwalifikacjach do MŚ 2026. To na tym obiekcie w 1952 roku zapłonął znicz olimpijski, zapalony przez słynnego Paavo Nurmiego – fińskiego biegacza długodystansowego, 9-krotnego mistrza olimpijskiego.
POLSKA – FINLANDIA 1:0 (02.02.2008)
– czyli cypryjska rozgrzewka
Po zwycięskich kwalifikacjach do mistrzostw Europy kadra rozpoczęła rok od starcia z Su omi. Była to już trzecia konfrontacja obu drużyn za kadencji holenderskiego szkole niowca. Dwie wcześniejsze miały miejsce w kwalifikacjach do EURO 2008 (1:3, 0:0). Tym razem Beenhakker wystawił mocno rezerwowy skład. W wyjściowej jedena stce znaleźli się zawodnicy z polskiej ligi, a skromne zwycięstwo zapewnił nam Adam Kokoszka. Mecz z Finami był rozgrzewką przed starciem z Czechami cztery dni póź niej, w którym zaprezentował się już pierw szy garnitur reprezentacji. W tym meczu w kadrze zadebiutował też Kamil Grosicki.
POLSKA – FINLANDIA 0:0 (29.05.2010)
– czyli „Europa to nasz cel”
Po przegranych kwalifikacjach do mi strzostw świata 2010 Leo Beenhakker został zwolniony. Będący w tamtym czasie prezesem PZPN Grzegorz Lato postawił na faworyta dziennikarzy i kibi ców – Franciszka Smudę. Główną misją nowego szkoleniowca było należyte przy gotowanie reprezentacji do EURO 2012, którego Polska była współgospodarzem. W sparingach naszemu zespołowi szło jak po grudzie. W Kielcach biało czerwoni zagrali ambitnie, ale nie zdołali pokonać fińskiego bramkarza. Bezbramkowy re zultat poszedł w świat, choć dla kibiców nie był on aż tak istotny. Liczył się wy
stęp na EURO – o czym fani przekonywali w efektownej oprawie o treści „Europa to nasz cel”.
POLSKA – FINLANDIA 5:0 (26.03.2016)
– czyli zaufania godny zmiennik
To był czas przygotowań kadry do startu w mistrzostwach Europy we Francji. Pod czas marcowego spotkania z Finlandią we Wrocławiu trener Adam Nawałka dał szansę rezerwowym. Wielu z wybrańców selekcjonera okazało się godnymi za ufania zmiennikami i znalazło się potem w kadrze na finały EURO 2016. Biało czerwoni w efektowny sposób rozprawili się z Finami. Zwycięstwo 5:0 było zara zem wielkanocnym prezentem dla kibi
ców. Warto odnotować, że po dwa gole w tym starciu zanotowali Kamil Grosicki i Paweł Wszołek.
POLSKA
– FINLANDIA 5:1 (07.10.2020)
– czyli „Grosik” show Temu meczowi towarzyszyło sporo zamie szania. Pierwotnie był on zaplanowany w zupełnie innym terminie i miejscu. Polska miała zmierzyć się z Finlandią w marcu 2020 roku we Wrocławiu, w ramach in auguracji przygotowań do mistrzostw Europy, ale do spotkania nie doszło. Na świecie wybuchła pandemia koronawiru sa, przez co wiele wydarzeń sportowych zostało odwołanych. EURO 2020 zostało finalnie przeniesione na kolejny rok. Starcie z Finami ostatecznie odbyło się osiem miesięcy później. Zmieniła się również arena główna zmagań, na którą wybrano Gdańsk. Z uwagi na reżim sanitarny na sta dionie mogło zasiąść jedynie trzy tysiące widzów. Szkoda, bo biało czerwoni urzą dzili sobie tego wieczora popis strzelecki. Ponownie w rywalizacji z Finami błysnął „Grosik”, który tym razem zaliczył klasycz nego hat tricka – jedynego w barwach reprezentacji. Były to zarazem ostatnie gole Grosickiego w drużynie narodowej. Czy na tak efektowny wynik możemy liczyć i tym razem? Stawka meczu jest bardzo wysoka – kolejny krok w kierunku awansu do mistrzostw świata. Bezpo średnio wywalczy go tylko triumfator grupy, a drużyna z drugiego miejsca po walczy w barażach. Mamy jednak na dzieję, że z Helsinek Polska przywiezie trzy punkty i dopisze sobie do bilansu 23. zwycięstwo.
BILANS 33 MECZÓW
Z FINLANDIĄ
22 zwycięstwa Polski 8 remisów 3 porażki bramki 82:29
ADRIAN WOŹNIAK
Nauczyciel angielskiego na drodze Polaków
JESZCZE W 2021 ROKU REPREZENTACJA FINLANDII GRAŁA
W MISTRZOSTWACH EUROPY I POTRAFIŁA TAM OGRAĆ
DUŃCZYKÓW, JEDNAK W 2024 ROKU PRZEGRAŁA OSIEM
Z DZIESIĘCIU MECZÓW I SPADŁA DO DYWIZJI C LIGI NARODÓW.
OD KILKU MIESIĘCY NA PROSTĄ PRÓBUJE JĄ WYPROWADZIĆ
NOWY SELEKCJONER – JACOB FRIIS, DLA KTÓREGO
TO NAJWIĘKSZE WYZWANIE W KARIERZE.
48 letni szkoleniowiec do niedawna był dość anonimową postacią w skali europejskiej, któ rego kojarzyć mogli najpewniej kibice śledzący duńską ligę oraz fani FC Augsburg. To właśnie w tym klubie jeszcze na początku bieżące go roku pracował Duńczyk. Nie był jednak pierwszym trenerem klubu w Bundeslidze, a asystentem Jessa Thorupa. Wystarczyło to jednak do tego, aby zostać selekcjonerem reprezentacji Finlandii.
Trudne poszukiwania
Finowie zimą mieli spory kłopot. Po klęsce w Lidze Narodów, w której strzelili dwa gole, stracili trzynaście i nie zdobyli choćby punk tu, zwolniony został Markku Kanerva, który pracował z kadrą od 2011 roku: najpierw jako asystent, a przez ostatnie osiem lat – jako selekcjoner. Osiągnął z nią największy suk ces w historii reprezentacji, jakim był awans na EURO 2020, ale po zapaści z ostatnich kilkunastu miesięcy musiał pożegnać się z kadrą. Dziennik „Ilta Sanomat” wśród kan dydatów na nowego selekcjonera wymie niał Simo Valakariego, Janiego Honkavaarę oraz Mikę Lehkosuo. Pierwsi dwaj dopiero co jednak rozpoczęli prace w nowych klu bach, a Lehkosuo nie chciał pozostawiać kadry młodzieżowej na finiszu kwalifikacji do mistrzostw Europy. Zwłaszcza że tam miał większe szanse na sukces, bo Finowie grali w barażach o awans do mistrzostw Europy U 21, do których ostatecznie awansowali po ograniu w dwumeczu Norwegów. Poszukiwania selekcjonera seniorskiej re prezentacji trzeba było zatem rozszerzyć na inne kraje. Biorąc jednak pod uwagę trudną sytuację sportową Finów oraz fakt, że zarob kami selekcjonera Finlandii trudno było skusić renomowanych szkoleniowców, wybór padł na szerzej nieznanego Jacoba Friisa. – To człowiek zdeterminowany do realizacji celów i mający umiejętności niezbędne dla nowo czesnego trenera. Ma wiedzę oraz zdolności praktyczne. Po spotkaniach i dyskusjach je stem przekonany o jego żądzy sukcesów oraz rozwijania fińskiej piłki – tłumaczył wybór Ari Lahti, prezes miejscowej federacji piłkarskiej. O nowego selekcjonera było sporo pytań, bo Friis nie ma za sobą bogatej kariery tre nerskiej i w zasadzie żadnej piłkarskiej (grał w rezerwach Aalborg BK). Finowie wykupili
go z Augsburga, gdzie był asystentem trene ra. Z wykształcenia jest zaś… nauczycielem języka angielskiego. Świetnie posługuje się jednak również niemieckim i hiszpańskim, dzięki czemu 19 lat temu został nauczycielem angielskiego w Meksyku. Rozmawiając o wa runkach zatrudnienia w jednej z tamtejszych szkół, zastrzegł jednak, że chciałby też zostać trenerem uczelnianego zespołu piłkarskiego. W pierwszej połowie dnia prowadził więc lekcje angielskiego, a popołudniami – tre ningi piłkarskie.
Rzucił pracę dla córki
Po dwóch latach obecny selekcjoner Finów powrócił do ojczystej Danii i zaczął pracę w sektorze młodzieżowym Aalborg BK. Po kilku sezonach został asystentem w senior skim zespole, a jesienią 2018 roku awansował do roli pierwszego szkoleniowca. Pełnił ją niespełna dwa lata, w czasie których najpierw
uratował zespół przed spadkiem, a następnie doprowadził do finału Pucharu Danii. Zrezy gnował z pracy, aby zaopiekować się chorą na białaczkę córką. – Kiedy dziennikarze py tają mnie o presję lub obawy, jakie mam jako szkoleniowiec, to opowiadam, że nie istnieją. Wiem, co to znaczy czuć przerażenie, dlatego zmieniłem podejście do piłki i życia w ogóle –przyznał w rozmowie z Transfermarkt.de już po powrocie do pracy w roli szkoleniowca. Przerwa zawodowa Friisa trwała kilka mie sięcy, po których został selekcjonerem re
prezentacji Danii WU 19, a następnie przejął Viborg FF. I znów, podobnie jak w Aalborgu, najpierw uratował drużynę przed spadkiem, a następnie osiągnął z nią sukces. W tym przy padku było to czwarte miejsce w ekstraklasie i awans do eliminacji Ligi Konferencji. Mimo tego, jesienią 2023 roku przyjął propozycję od Augsburga i został asystentem swoje
go rodaka Jessa Thorupa.
– Ludzie zastanawiają się, dlaczego zostawiam funkcję pierwszego trenera, aby być czyimś asystentem. A to po prostu Augsburg przekonał mnie swoimi war tościami i celami, które są w stu procentach zgodne ze mną. Wizja pracy w Bundeslidze także jest ekscytującą perspektywą – tłuma czył podczas ogłaszania decyzji o przepro wadzce do Niemiec.
Najwidoczniej jeszcze bardziej ekscytująca okazała się wizja prowadzenia reprezenta cji Finlandii, choć tu także w grę wchodziły kwestie rodzinne. – Ostatnie lata spędziłem z żoną i dziećmi w Niemczech. Chcieliśmy, aby wróciły one w rodzinne strony i miały nieco bardziej ustabilizowane życie – tłumaczył duńskim mediom Jacob Friis. Wyjaśnił, że jego rodzina zamieszkała w Aalborgu, a on kursuje między tym miastem a Helsinkami.
Cztery punkty na początek
Początek pracy w kadrze Finlandii był dla Duń czyka słodko gorzki. Niby przerwał trwającą sześć meczów serię porażek reprezentacji, ale gra zespołu pozostawiała wiele do życzenia. W swoim debiucie poprowadził zespół do zwycięstwa 1:0 nad Maltą, ale sam przyznał, że była to wymęczona wygrana. – Nie pamię tam już, kiedy po raz ostatni mój zespół prze grywał niemal wszystkie pojedynki, a tak się działo w drugiej połowie tego meczu. Byłem sfrustrowany – przyznał po spotkaniu z Maltą. Z Litwą gra Finów wyglądała lepiej, przynaj mniej przed przerwą, ale wynik był gorszy. W drugiej połowie stracili w Kownie dwubram kową przewagę i zremisowali 2:2. – Jeden punkt nie smakuje tak dobrze jak trzy. Je steśmy rozczarowani, bo przeprowadziliśmy sporo dobrych akcji. Za brak zwycięstwa mo żemy winić wyłącznie siebie – stwierdził Friis. W czerwcu Jacoba Friisa czeka debiut w roli selekcjonera reprezentacji Finlandii przed wła sną publicznością. I tutaj każdy wywalczony punkt byłby niespodzianką i dużym sukcesem gospodarzy. Przed meczem z Polską podejmą oni Holandię i będzie to ogromne wyzwanie dla duńskiego nauczyciela języka angielskie go, który poprzez Meksyk i Niemcy dotarł aż do roli pierwszego trenera kadry Finlandii. NORBERT BANDURSKI