and artymowicz - Utwory wybrane I

Page 1

AR[e]TE

and artymowicz WYBÓR UTWORÓW I


AR[e]TE

Kąpiel (z rozpoczętego cyklu pt. woda, ogień, ziemia ziemia, powietrze i kobiety)

Miasto jest pokryte popiołem stąd trakt stąd kości na wagę za szybą tlą się dzisiejsze gazety szyba zagięta jest jak paznokieć – nawleka kałużę (w którą jak sopel wpada miękki wieżowiec) mimo wszystko możesz dostać tu kubek gorącej kawy nikogo jednak nie obchodzą twoje trzewia rozepchane cebulą i tynkiem przykryte kocykiem skórą a nawet łuską Kiedyś mówiło się że za rogiem jest dobry salceson Teraz się nie mówi – czego tak siorbiesz ? – nie mógłbyś chlipać ciszej Gangesu ? u Pascala wszystko jest naturalne u nas odkąd większe ptaki pożarły te mniejsze palimy Pascalem w naprędce zbudowanym piecu a na płycie warzy się żur


AR[e]TE w który obcy złożył jaja (niewidoczne jak dobrze zamieszać od dna) miło, że jeszcze wspominamy nasze matki miło, że tancerze mają jeszcze swoje konkursy miło, że nadal handlujemy tu kauczukiem i rtęcią mieszka tu człowiek który wierzy w telekinezę haruje po dwanaście godzin ważąc kości. tu gdzie była filharmonia jest fabryka – źle oświetlony budynek (majster janek nie ma lewej ręki a w zeszłym tygodniu przy pokerze stracił parę butów). blisko cmentarza stoi żywa jabłoń dzieciaki w dawnych czasach miały tam uciechę miały tam huśtawkę dziś zwisają jedynie dwa sznury – które jak zwykło się mówić kpią sobie z janka i hanki. wczoraj szkapa poroniła źrebię wkopaliśmy źrebie pod ziemię nagrabiliśmy liści i odbiliśmy butelkę. w nocy zamieć – pył i dym. chowamy się w knajpach choć nie mają okien dobrze jest posiedzieć nad piwem albo zsiadłym mlekiem. lubimy gdy nad głowami pękają nam komety pył i dym. Krzyś dostał nagrodę literacką – wtedy pierwszy i ostatni raz piliśmy szampana. debiutancki tomik pt. Dzień drzew zawierał cztery wiersze a krytycy uznali widocznie że bardzo szlachetne jest ze strony Krzysia nie zamęczać czytelnika większą ilością własnych dramatów.


AR[e]TE O czym to nie gadaliśmy już tu w tej knajpie do której przychodzi Wielki ze swoją paczką i zawsze jest wesoło gdy bójka i krew zlepia trociny na heblowanej podłodze. Trzeba zaznaczyć że odlewamy się na zewnątrz – co uratowało blisko sześćdziesięciu pijanych klientów w rok Wielkiego Pożaru gdy knajpa ledwie przetrwała oparta o wielki dąb który nie chciał oprzeć się płomieniom. W tym mieście nikt nie spał od lat gdy już ktoś z nas zaliczy małą drzemkę – świętujemy z dwa dni zamykają wtedy nawet rzeźnika. Fizycy, murarze, pijacy, matematycy, kierowcy – są u nas. Co prawda nikt nie wykonuje swojego zawodu ale da się poznać kto jest kim. Nowych nie ma i nie będzie – gdyż w czwartki kopiemy się po jajach. zresztą stosunki seksualne które zazwyczaj mają miejsce w byłym ogrodzie pomarańczy – odbywają się szybko i łapczywie facet najczęściej kończy w zaspie Kobieta odbija się mu od rana do wieczora. Zatem od Wielkiego Pożaru chcą tu przetrwać jedynie zwierzęta. My – chcemy dożyć corocznej kąpieli – a w tym roku to ja – taczkami będę dowoził błoto pośniegowe. 19 sty 2013


AR[e]TE

rybik robaki są znośne gdy mają kapelusze mogę wytrzymać z robakiem w kapeluszu z muszką owocówką nawet w jesień póki co żłobię bruzdę na zawsze – dotykam kobiety księżyc jak portal żre moje włosy na głód dobre są moje nasiona ale nie na wieczny głód orgazmu – póki co żłobię bruzdę na chwilę jak zdziwienie od kwiatu mam twarz to nie jest twarz to nie jest krew Twojej myśli o mnie nie sposób zapamiętać – póki co żłobię bruzdę bez siebie tonącego uderzony na odlew jak rybik ale w kapeluszu 8/9 lis 2012


AR[e]TE

widzę stąd, i nawet stąd widzę (krzyczy na psa) odgraża się w żółtym golfie bez rękawów, przy każdym – kurwa – spogląda na ziemię, kopiąc kamień, prowokując (rozciąga smycz na niewielki dystans) – jest półprzytomna w swoim gniewie, pół parku myśli o tym żeby się przesiąść (gardzi jego potrzebami) – widzę stąd, i nawet stąd widzę, że obcas się już ledwo trzyma, iskrzy (liczę każde uderzenie) kurczę się, cofam do środka jak ślepa kiszka (aportuj ładnie) z suki synu (ty co zapisujesz to wszystko) przywiązany do człowieka maj 2011


AR[e]TE

Jak pachną kobiety nad Bałtykiem? nie pamiętasz – korzenie i nazwiska – węże żyjące w trawie, noce bez koniaku, likieru, wódki, wina i piwka – dym do prostokątu okna milczenie wysyła donosy w naszym imieniu – węzłów tyle ile liter – a metafory układam delikatnie jak drzewa na cmentarzu – kamień u wezgłowia szantażuj – nie pamiętasz – znaków wodnych – fal, upadków – zmian adresów, banknotów drukowanych przez państwo, ono rozczula się nad dziurą w ziemi – Za odejście narysuj mi bliznę gdzie lubisz Obejmij mnie nogami w letniej sukience

maj 2011


AR[e]TE

(***)

użycz mi cz. 1

dziękuję wspaniała za sen – za katastrofy samochodów za szkło i papier na którym czas jest jak poręcz – za strofy – za dźwięk maszyn – suwaki szyny i taśmy produkcyjne – dźwięk huty, stal i błękit – za pomniki i bloki do których wzlatują sikorki jak elektryczny swąd – kałuże, nylonówki, meduzy w kałużach gdy grają – przed snem, drapiemy się po plecach, drapiemy strupy? całujemy się przez noc i zaraz po przebudzeniu, wyliczając prawdy – użycz mi brzytwy dla otarcia nosa, druga, użycz mi brzytwy dla otarcia języka, użycz mi brzytwy dla otarcia serca i obróć mnie w ducha, w kurz, w ślinę, odwrotnie, opacznie, wspak, obróć mnie na łóżku, w końcu zmyślamy – pod miastem jest ocean – który niedługo zamarznie – moim obowiązkiem jest go przeszukać jak oczodół porzuconej czaszki, pod miastem jest ocean – bezimienne pastwisko, fuga i słowo, ciągle opadający dźwięk – podział i opornik – elektryczny swąd – głowa – gwiazda którą smaga batem woźnica kat, ja sam, brnąc przez błoto, odchodząc od spokoju, brnąc przez błoto, na poranek, na ratunek, na świt sty 2011


AR[e]TE

Tym razem twoja drzazga we mnie. Kołysanie przyjaciółce pszczółek

mógłbym przyjść trzymając w ręku Ducha Genewy Łzę Komsomołki – (wpraszanie się w sen bez kagańca) – Agata nie ma w domu pająków – (drzazgi podnoszą się pod serce) – teraz, gdy zamyka drzwi szuflady i okna – gdy odwraca kalendarz – zamyka – odpycha śnieg od ust piersi – mówiłem o udach – (teraz mi się śni) – biała wstążka po horyzont zderzenie zapięte na ostatni guzik (wzruszenie słonia z kurzu)


AR[e]TE

KWIECIEŃ 2013 R.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.