Columbia Wrzesień 2012

Page 15

Z

ero telewizji. Zero komórek. Zero gier wideo. Niesamowite!

LOWER LEFT: Photo by J.D. Long-García — OTHER: Photos by Amy Vogelsang

Zaskakujące, ale tak właśnie dzieci, które uczestniczą w obozie St. Joseph Youth Camp, opisują swe tygodniowe doświadczenie pobytu wśród sosen, około 30 mil na południe od Flagstaff, Ariz. Rycerze Kolumba przejęli prowadzenie obozu w 1950 roku i mówią wprost, że chcą, aby dzieci mogły zaznać „doświadczenia tradycyjnego obozowania”. Tak twierdzi Rick Large II, przewodniczący rady dyrektorów i członek rady Father Marcel Salinas nr 11536 w Mesa. Po raz pierwszy od lat działający jako „nonprofit”obóz pękał w szwach każdego tygodnia lipca – to oznacza około 80 obozowiczów każdego tygodnia, plus towarzysząca kadra i konsultanci. „To tradycyjny obóz, taki z ogniskami, końmi i mnóstwem świeżego powietrza” mówi Large, który zakochał się w St. Joseph od pierwszej wizyty. Dodaje też, że obóz nie jest wyłącznie dla katolików, a z całą pewnością nie jest dla bogatych. Jako przewodniczący rady dba o to, żeby obozowania

doświadczyć mogły dzieci z każdego środowiska socjalno-ekonomicznego, także dzieci bezdomne. W tym roku jeden z obozowiczów przybył tu z palcami wystającymi z poturbowanych trampek. W kolejnym tygodniu była para dzieci z rodziny zastępczej. Z jakiegokolwiek domu by nie pochodzili, wszyscy obozowicze traktowani są tak samo. łAPIĄC OBOZOWegO BAKCYLA Trzeciego tygodnia lipca rodzice ustawili się w kolejce, aby zarejestrować dzieci w kościele Our Lady of Mount of Caramel w Rempe, na przedmieściach Phoenix. Był to pierwszy dzień trzeciego turnusu tegorocznego obozu St. Joseph Youth Camp. Temperatura sięgała ponad 30 stopni Celsjusza i niektóre z dzieci w Przeciwna strona: każdego tygodnia lipca, około 80 obozowiczów oraz 10 konsultantów spotyka się na obozie St. Joseph’s Youth Camp w północnej Arizonie. Obóz wspierany przez Rycerzy Kolumba jest miejscem, gdzie dzieci mogą zawrzeć nowe, trwałe przyjaźnie. • Powyżej: Zachwyceni obozowicze skaczą z radości.

wieku 8-12 lat krzywiły się. Większość wcale się nie odzywała. Opiekunowie, nastoletni wolontariusze, którzy towarzyszą obozowiczom przez tydzień, tylko się uśmiechali. Wiedzieli, jak bardzo zmienią się dzieci podczas tygodniowego doświadczenia i że całkowicie pozbędą się początkowego negatywnego stosunku. Dzieci były pełne podejrzeń. Tydzień? W lesie? Naprawdę? A gdy już były w autobusie jeden drugiemu przybijał piątki. W takim nastroju jechali dwie i pół godziny i w takim samym wysiedli potem z autobusu. Temperatura w miejscu obozowania położonym 2100 metrów nad poziomem morza spadła do 23 stopni Celsjusza. Po początkowej serii żartów przełamujących lody, kadra obozowa rozpoczęła skecz, prezentując zasady. Podkreślali niszczycielską moc brzydkiego wyrażania się i tak samo stanowczo mówili o niebezpieczeństwie ognia w lesie. Nie wolno też śmiecić, a w domkach nie pozwala się na słodycze. „Czy myślicie, że to dobrze, żeby pręgowce (rodzaj wiewiórki) jadły Skittles? - zapytała Alyssa Fresh, opiekunka w studenckim wieku. „NIe!”: odkrzyknęło 82 obozowiczów. „I właśnie dlatego nie możemy mieć cukierków w domkach” – wesoło powiedziała Fresh. Fresh pochodzi z wielodzietnej rodziny w Lake Havasu, Ariz. i dzięki sponsorom zaczęła przyjeżdżać na obóz od 2006 roku. Jest jedną z 12 członków załogi prowadzonej przez kierownika obozu Briana Byrnes’a, członka rady St. Anthony of Padua nr 9838 w Wickenburg, Ariz. Kadra obozu współpracuje z prawie trzydziestką nastoletnich pomocników po to, żeby wszyscy obozowicze byli otoczeni wystarczającą uwagą. W każdym z 12 domków obozowych mieszkają dzieci tej samej płci, a każdej ósemce obozowiczów towarzyszy dwójka opiekunów. Liderzy obozowi bezwzględnie przestrzegają zasady, aby chłopcy trzymali się z dala od dziewczynek i odwrotnie „Chłopcy są niebiescy, dziewczynki różowe. Nie zmieniamy się w filetowych” - wyjaśnia Large, przewodniczący rady. „To wszystko wyjaśnia. Nikt nie łamie zasad, bo nikt nie chce być karnie odesłany do domu”. Telefony komórkowe są zabronione. W ciągu jednego tygodnia kadra obozowa skonfiskowała 12 telefonów. Drugiego dnia obozu dzieci wyruszają wraz z opiekunami na wycieczkę po okolicy. gdy znajdują się przy granicach obozu, członkowie załogi Wren Lapanski i emily Wilson, wykorzystując obozową „licencję poetycką”, przytaczają budzące grozę opowieści. Historie mają sprawić, żeby dzieci zapamiętały, gdzie wolno im chodzić, a gdzie nie. Tam są pochowani drwale, więc oczywiście to miejsce jest nawiedzone. Nie macie przecież ochoty na spędzanie czasu z duchami, więc tu was nie powinno być… No a to kiedyś był most trolli, to znaczy do czasu kiedy go trolle zburzyły. Pewno nie macie ochoty tamtędy przechodzić, no chyba, że chcecie żeby was pożarł troll… Nie mówiąc już o czerwonookich zabójczych pluszowych misiach – unikajcie ich. To zły znak. gdy grupa obchodzi teren 19 akrowego obozu, dzieci pytają się wzajemnie, czy wierzą w te opowieści o trollach. „Nie wiem” wrzesIeń 2012

♦ C O L U M B I A ♦ 15


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.