Kwartalnik wrzesień 2014

Page 1

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

1


Zastanawialiście się może kiedyś nad prawdziwością słów Marka Twaina, który stwierdził, że jedynym sposobem zachowania zdrowia jest jedzenie tego, czego nie chcesz jeść, picie tego, czego nie lubisz i robienie tego, na co nie masz ochoty? Wojciech Modest Amaro wydaje się drwić z tych słów. Z wielkim pietyzmem przyrządza dania kuchni polskiej, które w jego wykonaniu nie tylko dobrze smakują, ale posiadają też wysokie wartości odżywcze. Jak wynika z opublikowanego na łamach naszego kwartalnika wywiadu (strona 3) Amaro robi co mu się żywnie podoba i póki co… gwiazdy mu sprzyjają. Jedni jedzą by żyć, inni żyją by jeść. Kiedy widzę pęczek ziół na talerzu mojej koleżanki, przyjmuję ten fakt ze zrozumieniem. Kiedy jednak z jej ust pada sugestia, abym zjadła (uwaga!) bukiet nasturcji - zamieram z przerażenia i przywołuję w myślach cytowane powyżej słowa. Ciekawa jestem na jakie kulinarne wyzwania Wy jesteście gotowi? (patrz strona 5). Jeśli o mnie chodzi zdecydowanie wybieram szynkę z dzika na sosie z zielonego pieprzu, na którą przepis można znaleźć na stronie 9. Od tego co jemy zależy nie tylko nasze zdrowie, ale również nasz wygląd. Poprosiliśmy kilka osób ze środowiska akademickiego naszej Uczelni, aby zdradziły nam na jakie poświęcenia są gotowi, aby się podobać. Ich opinie można znaleźć na stronie 10 i 11. Natomiast w artykule Beaty Kozak opublikowanym na stronie 12. będziecie mieli okazję zmierzyć się z dylematem – czy ładnym łatwiej wejść na szczyt? Nasza absolwentka Maria Wierzbicka twierdzi, że najważniejsza jest pogoda ducha. Radość życia i otwartość na innych ludzi to zdaniem bohaterki wywiadu (strona 13) recepta na wieczną młodość. Skąd tę radość czerpać? Z pasji, które odważymy się odkryć w sobie, z książek, które zabiorą nas w świat marzeń i fantazji, z urokliwych miejsc, które będzie dane nam odwiedzić (zobacz strona 14).

Urszula Paczuska, koordynator projektu

„ideAGORA – absolwenci kapitałem społecznym uczelni” Zespół redakcyjny: Agnieszka Janiszewska, Urszula Paczuska Redakcja i korekta: Joanna Kurowska-Śledź Skład: stowarzyszenie tutajteraz Grafika: Paweł Trojanowski Foto: Adam Tarkowski i Małgorzata Oleszkiewicz Druk: P.P.H.U. FOLDRUK, Marian Borkowski, ul. Starzyńskiego 5, 08-102 Siedlce Nazwa wydawnictwa: Wydawnictwo COLLEGIUM MAZOVIA Innowacyjna Szkoła Wyższa Adres wydawnictwa: ul. Sokołowska 161, 08-110 Siedlce e-mail: wydawnictwo@mazovia.edu.pl tel.: 25 633 30 32, w. 86 lub 783 121 065

2

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

Wojciech Modest Amaro w specjalnym wywiadzie dla „Kwartalnika ideAGORA” Gotowanie dla najważniejszych głów w państwie musi być bardzo stresujące? Trudno w to uwierzyć, ale nie jest to stres, lecz przede wszystkim wielkie wyzwanie. W gotowaniu, podobnie jak w sporcie, czeka się na mistrzostwa i szlifuje formę. Kiedy wreszcie trafia się niecodzienna okazja człowiek czuje się zaszczycony i doceniony. Gotowanie dla ważnych osób życia publicznego to wynik doświadczenia oraz naturalna konsekwencja wielu lat ciężkiej pracy. W takich sytuacjach nie rzuca się przypadkowych ludzi na głęboka wodę, aby sprawdzić czy sobie poradzą. Jak wspomina Pan współpracę z Gordonem Ramsayem?

Czego nie toleruje Pan u pracowników? Nielojalności... i braku higieny osobistej. Potrawa której nie lubi Pan przyrządzać...? Nie ma takiej potrawy. Pomimo, iż na co dzień zajmuję się głównie polską kuchnią, to w domu gotuję wszystko – poczynając od kuchni azjatyckiej, a na włoskiej kończąc. Jak Pan wyobraża sobie życie na emeryturze? Na południu Europy – w pięknym domu pod Barceloną; niby spokój, ale blisko tętniącego życiem miasta.

Uczciwie powiem, że nasza współpraca była znikoma. W Connaught Hotel, gdzie praktykowałem, był on gościem w swojej restauracji, a kuchnię prowadziła Angela Hartnett. Już wtedy Ramsay był mega gwiazdą i właścicielem kilku ekskluzywnych restauracji. To typ perfekcjonisty, ale i choleryka, niemniej jednak osiągane przez niego sukcesy dowodzą, że jest wielkim mistrzem.

Pańskie dania dla wielu osób są kulinarnym luksusem. Co jest luksusem w Pana życiu?

Czy Pana zdaniem można „wyczarowywać” ekskluzywne danie z tanich i ogólnie dostępnych składników?

Smak warzyw i owoców zrywanych i mytych pod pompą, w magicznym ogrodzie moich dziadków, na wsi. Smak świeżo złowionych i upieczonych na ognisku ryb. Smak wiejskiego życia. Ten raj mieliśmy z rodzeństwem co roku, przez dwa miesiące wakacji. Przez resztę roku byliśmy mieszczuchami.

Oczywiście. Tym na co dzień zajmuję się w Atelier Amaro. Korzystamy z polskich produktów i – choć niełatwo w to uwierzyć – z marchwi, prosa i z maślanki może powstać perfekcyjne i wspaniałe danie. Poszukiwanie rodzimych produktów, ich klasyfikacja oraz kalendarz natury, który stworzyłem, dają sporo możliwości i wiele satysfakcji. Dla niektórych gości Atelier to wielkie zaskoczenie. Nie mogą uwierzyć, że polska kuchnia może tak dobrze wyglądać i smakować. W restauracji jest Pan tak samo surowy dla swoich pracowników jak w TV? W mojej restauracji mam do czynienia z innymi ludźmi niż w telewizji. Dzięki pracy, w jednych i w drugich, dokonują się zmiany – dostrzegają swoje ograniczenia i jednocześnie doceniają szansę na rozwój. Nie ma potrzeby podnoszenia głosu. Pracownicy oraz uczestnicy programy wzajemnie motywują się w dążeniu do doskonałości. Podczas pracy jest miejsce na muzykę, która pomaga nam przetrwać długie godziny. Znajdujemy też czas na eksperymenty oraz na naukę przez podróże do gospodarstw i do lasu. Niestety, trzeba przyznać jednak, iż części osób w „Hell’s Kitchen” zależy tylko na zaistnieniu na ekranie. Z taką motywacją trudno zbudować efektywny zespół.

Czas to dla mnie wartość luksusowa; ciągle mam go za mało, szczególnie dla rodziny. Jakie smaki kojarzą się Panu z dzieciństwem?

Osiągnął Pan wielki sukces. O czym Pan teraz marzy? Marzę o pozostawieniu po sobie innej rzeczywistości gastronomicznej w Polsce – innej etyki pracy w kuchni oraz świadomego podejścia do gotowania. Chciałbym zainspirować rzesze młodych ludzi... i zdobyć drugą gwiazdkę Michelin.

www.facebook.com/wojciech.amaro

Apetyt na zdrowie

Rozmawiał Jakub Ziółkowski, absolwent CM

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

3 3


W dzieciństwie jadłem jedynie po to, aby żyć. Nic mi nie smakowało. Obecnie coraz bardziej czuję, że żyję, aby jeść. Szczególnie uwielbiam kuchnię włoską, której potrawy nadają mojemu życiu smaku. Paweł Nużyński, absolwent CM Zbyt szybkie tempo życia i nadmiar obowiązków nie dają mi wyboru – więc „jem, by żyć”. Kiedy dopada mnie ból głowy i z trudem wchodzę po raz kolejny na czwarte piętro, zastanawiam się czy jadłam dziś śniadanie. Aby zachować równowagę, w dzień wolny od pracy zawodowej, dogadzam sobie i mojej rodzinie. Wtedy najadam się samym zapachem przygotowywanych przez mnie zupek, przekąsek czy deserów. Bo tatar jest dla Piotrusia, duszona marchewka dla Michałka, a naleśniki z dżemem truskawkowym dla Emilki. A dla mnie? Może ugotuję coś jutro. Wioletta Wojciuk, absolwentka CM Jem by żyć. Aby mieć energię do działania w każdej słusznej sprawie. Niestety w dzisiejszych czasach jedzenie może uzależniać. Osoby „w większym rozmiarze” często bywają wykluczone przez społeczeństwo. Nikt nie zastanawia się nad przyczyną ich otyłości. Nad tym, czy nie walczą czasem z jakimś poważnym problemem. Negatywne komentarze i ironiczne spojrzenia to codzienność ludzi z nadwagą. Rzadko zdarza się, że ktoś bezinteresownie wyciągnie w ich stronę pomocną dłoń. Grubasem jest się przez cale życie nawet jeśli osiągnie się wymarzony wygląd.

Życie na talerzu Warto zastanowić się nad tym, co znajduje się na naszym talerzu. Od tego bowiem zależy zdrowie i jakość naszego życia. Dokonując określonych wyborów, warto raz jeszcze przemyśleć, czy są one słuszne. Moja Babcia mawiała: jak nie wydasz na piekarza, wydasz na lekarza! Z całą pewnością łatwiej oraz przyjemniej jest zadbać o zdrowy, pełnowartościowy i do tego smaczny posiłek (najlepiej w miłym towarzystwie), niż stać w kolejce w przychodni, tracić pokaźne sumy w aptece i jeszcze narażać się na uboczne skutki leczenia farmakologicznego. Zdrowe odżywianie to pierwszy krok w drodze do utrzymania dobrego samopoczucia i sprawności fizycznej. Dziś chciałabym opowiedzieć o niedocenianej roli przypraw i ziół, które nie tylko podkreślają wygląd, aromat i smak potraw, ale także – a może przede wszystkim – minimalizują lub eliminują z naszej diety ilość spożywanej soli i cukru. Warto znać właściwości lecznicze ziół i przypraw. Naszymi zdrowotnymi sprzymierzeńcami są: kurkuma, imbir (w postaci świeżej i w proszku), kardamon, papryka słodka i ostra, chili, pieprz cayenne, cynamon, goździki, czosnek, gałka muszkatołowa, wanilia (ale uwaga! nie cukier wanilinowy, który jest całkowicie chemicznym produktem). Oprócz tych wymienionych już przypraw jest jeszcze cała gama ziół. Szczególnie godnymi uwagi są: kmin rzymski, kolendra, bazylia, cząber, tymianek, czosnek niedźwiedzi (najcenniejszy świeży lub mrożony), czarnuszka, kozieradka, lubczyk, oregano, majeranek, trawa cytrynowa, rozmaryn, pokrzywa, estragon, melisa, ostropest, macierzanka. Pomagają one w profilaktyce zdrowotnej, ale także wspomagają walkę z chorobami. Mają właściwości przeciwzapalne, niszczą bakterie chorobotwórcze, grzyby, wspierają naszą pamięć, pomagają w oczyszczaniu organizmu, w regeneracji niektórych organów (np. wątroby), pomagają w pielęgnacji skóry, paznokci i włosów. Warto zatem pokusić się o doniczki z ziołami w naszej kuchni. Nasiona można kupić w wielu ogrodniczych sklepach. Wysiew to zaledwie chwila. Jeśli zadbamy o prawidłową wilgotność – ziele rośnie samo. Nasuwa się pytanie, czy nie lepiej korzystać z ziół oferowanych przez większość supermarketów? Niestety, często są one pryskane pestycydami, mocno nawożone, pędzone. Własna uprawa ma jeszcze jedną zaletę – tworzy piękną dekorację naszej kuchni oraz wprowadza do niej naturalny, niepowtarzalny zapach. Na koniec mam jeszcze jedną ciekawostkę. Niektóre kwiaty – na przykład nasturcję, ogórecznik, różę oraz chabry – możemy również śmiało włączyć do naszej diety. Piękny bukiet na stole może zdobić, ale można również… go zjeść.

Waga zdrowia „Ludzie błagają Boga o zdrowie. Nikt jednak ze śmiertelników nie myśli, że zachowanie zdrowia leży w jego własnych rękach.” Demokryt Zdrowie jest największą wartością człowieka. Nie można go jednak traktować w kategorii zasobu niewyczerpywalnego, którym zostaliśmy obdarowani raz na całe życie. Prowadząc higieniczny tryb życia mamy duże szanse na utrzymanie zdrowia do późnej starości. Dla tego tak ważne jest promowanie zdrowego stylu życia i szerokie upowszechnianie wiedzy na temat zdrowia publicznego. Działania w tym kierunku prowadzone są na naszej Uczelni. Wiedza jaką mogą zdobyć osoby studiujące na Wydziale Nauk o Zdrowiu staje się motorem napędowym do dalszych działań w praktyce. Dzięki kadrze naukowo-dydaktycznej CM, ja również znalazłam zapalnik do zdrowego stylu życia – swojego i moich najbliższych. Nauczyłam się żyć słuchając własnego organizmu. Staram się eliminować lub ograniczać w swoim życia udogodnienia cywilizacyjne, które mają destruktywny wpływ na prawidłowe funkcjonowanie umysłu i ciała i przyczyniają się do takich schorzeń jak: otyłość, nowotwory, zaburzenia układu sercowo-naczyniowego, cukrzyca, miażdżyca, nadciśnienie tętnicze, zwyrodnienie kostno-stawowe, niepełnosprawność. W związku z dynamicznie rozwijającą się medycyną naprawczą, wielką popularnością wszelkiego rodzaju farmaceutyków i suplementów diety, niekontrolowanym poradnictwem internetowym (które bardzo często ma niewiele wspólnego z rzeczywistą wiedzą medyczną) – niezbędna jest zakrojona na szeroką skalę edukacja zdrowotna. Warto przytoczyć tu słowa Roberta Gren

Ingersolla: Gdybym miał w tej sprawie coś do powiedzenia, uczyniłbym zaraźliwym zdrowie, a nie chorobę. Promocję zdrowia rozpoczęłam od siebie. Codzienną postawą staram się zachęcać innych do racjonalnego odżywiania, regularnego wysiłku fizycznego, unikania czynników szkodliwych, umiejętnego odpoczywania. Zrównoważona dieta powinna zawierać: warzywa, owoce, orzechy, pestki, produkty mleczne, pełnoziarniste produkty zbożowe, ryby, mięso, a także wodę i naturalne soki. Należy zwracać uwagę na ilość spożywanego cukru - wybierać naturalne soki z mniejszą ich ilością, a słodycze zastępować owocami. Posiłki warto przygotowywać samemu z produktów jak najmniej przetworzonych. Dobrze jest jeść nie częściej niż pięć razy dziennie. Taka ilość posiłków jest w stanie zapewnić organizmowi wystarczającą ilość energii. Warto pamiętać, że aktywność fizyczna powoduje uwolnienie hormonów zwanych endorfinami. Odpowiadają one za dobre samopoczucie, dają poczucie euforii i szczęścia. Eliminują uczucie drętwienia i bólu stąd powszechnie znana opinia, że wysiłek fizyczny to znakomite ukojenie dla organizmu po całym dniu stresującej pracy. Zastanówmy się chwilę nad tym co należy zrobić, aby żyło nam się lepiej, a przede wszystkim zdrowiej. Monika Komar, absolwentka CM

Bożena Wielgosz, kierownik Biblioteki CM

Katarzyna Kalicka, absolwentka CM 44

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

5 5


Co za dużo, to niezdrowo Praca w informacyjnym szumie

Informacyjny szum, który nas zewsząd otacza może męczyć i irytować, ale z drugiej strony daje nam codzienną możliwość ćwiczenia sztuki wybierania. Przypomina mi się w tej chwili piękna piosenka Jonasza Kofty, śpiewana przez Hannę Banaszak: „Nie można mieć, nie można mieć wszystkiego…”, ale warto wiedzieć, co naprawdę byśmy chcieli mieć, czyli czemu poświęcimy swoją uwagę. W żartobliwie napisanej książce „Życiologia, czyli o mądrym zarządzaniu czasem” Miłosz Brzeziński porównuje życie do zajmowania się trzema ogrodami, którymi są: praca, rodzina i własne „ja”. Ta metafora jest dla mnie jeszcze bardziej przekonująca, odkąd mam mały, ale prawdziwy ogród. To, jak on wygląda, zależy od tego, czy coś posadzę, posieję, podleję, opielę itp. Nawet, jeśli będę precyzyjnie planować i dużo o nim myśleć, ale nie dojdzie do fazy realizacji, czyli nie chwycę za szpadel, gracę czy konewkę – nie będzie spodziewanych efektów. To wszystko wydaje się niezwykle banalne, kiedy się o tym pisze lub mówi, natomiast staje się nieco trudniejsze, kiedy chodzi o działanie. Znacie te sytuacje, kiedy po raz siedemdziesiąty piąty zastanawiacie się czy lepszy będzie poranny jogging, czy może wieczorna sesja jogi? Nie muszę dodawać, że bardzo często nie udaje się ani jedno, ani drugie. Warto zrobić cokolwiek, niż tylko rozważać teoretyczne możliwości. Zamiast myśleć o maratonie w przyszłości, lepiej wyjść już teraz na dziesięciominutowy spacer. To oczywiście nie oznacza, że namawiam kogokolwiek do rezygnowania z planowania. Absolutnie nie. Z mojej zawodowej praktyki wynika natomiast, że dla osiągnięcia celów bardzo ważne jest rozpoczęcie działania. „W każdej sekundzie życia podejmujesz decyzję dotyczącą przyszłości – bliższej lub dalszej. Niestety, wciągając się w coś szybko zapadamy w trans czynności: filmu, gry… Jak temu zaradzić? Ucz się regularnie zadawać sobie pytanie: co ja właściwie teraz robię i po co? i bez dalszego zastanawiania się natychmiast kończyć te czynności, które nie dają nam w danej chwili tego, co najlepsze.” – podpowiada w przywoływanej wcześniej książce Brzeziński. Przyznaję, że kilkakrotnie w ciągu dnia konfrontuję się z takimi pytaniami: 66

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

Dlaczego to robię? Czy to mi służy? Czy prowadzi mnie tam, dokąd dążę? Dlaczego poruszam te zagadnienia, skoro tematem artykułu ma być umiejętność radzenia sobie z szumem informacyjnym? Ponieważ, według mnie, nie da się zapanować nad tą wielością bodźców, jeśli nie będziemy wiedzieć, co jest w życiu ważne. Wartości mogą być dla nas czymś w rodzaju drogowskazów, pomagających selekcjonować napływające do nas informacje. Oprócz opanowania sztuki wybierania, potrzebna jest jeszcze umiejętność mówienia „stop” szumom, które nas otaczają. Co to znaczy? Ponownie podzielę się własnym doświadczeniem – parę lat

temu, kiedy przygotowywałam szkolenie z efektywnego wykorzystania czasu pracy, natknęłam się na bardzo prostą radę dotyczącą używania skrzynki e-mailowej: „sprawdzaj pocztę o wyznaczonych przez siebie godzinach”. Jaki to dało efekt? Przestałam przerywać inne czynności za każdym razem, kiedy pojawiał się sygnał nowej wiadomości. W „Życiologii” podobna sugestia brzmi tak: „Rób jedną rzecz naraz, kończ, co zacząłeś i jak najmniej się odrywaj. Każde oderwanie się to ryzyko, że już nie wrócisz do tej samej czynności.” Powróćmy do obrazu trzech ogrodów. Możecie na chwilę zamknąć oczy i w wyobraźni zobaczyć, jak wygląda wasza praca, życie rodzinne oraz sprawy związane z dbaniem o siebie i własny rozwój. Który ogród wygląda najbardziej kwitnąco, a może jest taki, który przypomina ugór? Jakkolwiek by było, ważne, aby mieć tego świadomość i znowu zadać sobie, nie zawsze wygodne, pytania: Czy jest tak, jak być powinno? Czy właśnie na takiej „uprawie” mi zależy? Warto zdać sobie sprawę z tego, iż nie można mieć idealnie zagospodarowanych wszystkich trzech obszarów; nie da się być perfekcyjnym we wszystkim. Można za to podejmować świadome decyzje co do tego, jak rozkładać siły, w co inwestować swoją energię oraz jak

zmienić swoje codzienne nawyki (również te związane ze wszelkimi dostępnymi mediami elektronicznymi), aby udało się zająć każdym z ogrodów. Mówimy czasem, że jesteśmy obecnie wręcz bombardowani niezliczoną ilością informacji, wiadomości, telefonów. Jak w tym wszystkim znaleźć czas dla siebie? Po pierwsze uznać, że bez niego, nie uda się efektywnie pracować na innych polach (dosłownie i w przenośni). Po drugie – tak planować swój dzień, aby znalazły się tam chwile tylko dla siebie: takie, które nam służą, które nas „karmią” jak dobre, zdrowe, pożywne jedzenie. To jest bezcenny czas potrzebny na kontakt z samym sobą, na zapytanie „co u mnie słychać? czy ja to lubię? czego tak naprawdę chcę?” Pielęgnowanie tego trzeciego ogrodu – czasu na własny rozwój – jest niezbędne, aby z informacyjnego szumu wyławiać to, co nam potrzebne i odrzucać to, co „zaśmieca” nam umysł. W moim nowym projekcie „LEKKIE ŻYCIE” dotyczącym zdrowych nawyków (psychicznych, żywieniowych i ruchowych) wspieram uczestników w wyborze takiego trybu życia, który będzie im sprawiał przyjemność. Okazuje się, że wcale nie jest łatwo odrzucić mnóstwo napływających zewsząd informacji i, w zamian za to, samemu sprawdzić, np. jaki rodzaj aktywności ruchowej pozytywnie na nas oddziałuje i sprawia, że chcemy zamienić ją w powtarzalny nawyk, tak potrzebny w odnoszeniu długofalowych sukcesów. Dlatego na koniec proszę: dbajcie o swoje ogrody i już dziś zróbcie coś, co sprawi Wam przyjemność. Komputery, smartfony i tablety mają przycisk „wyłącz”. Sprawdźcie czy ten guzik w Waszych urządzeniach działa. Beata Kupiec KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

7 7


Wyjeżdżam z miasta na spotkanie z przygodą. Czas zaczyna płynąć inaczej. Wysiadam z samochodu i cicho wołam psa. Cisza i ciemność. Dusza budzi się, przeciąga, ziewa, szeroko rozwierając paszczę. Jest pełnia. Księżyc wisi na czystym niebie jak wielki klosz pełen światła. Ziemia skąpana w sinym blasku. Wędrujemy z Żulikiem do ambony ulokowanej w pobliżu pola kukurydzy nad rzeką. Cicho przemykamy pod szpalerem przydrożnych lip. Zwarta kopuła koron zamyka się nad nami na podobieństwo sklepienia świątyni. Jesteśmy na przesmyku zwierzyny. Tędy od lat ciągną równe kolumny dziczej braci. Bezszelestnie, noga za nogą, skradamy się po polnej drodze. Przystawiam lornetkę do oczu. Daleko w dole widzę cichą i uśpioną rzekę. Ostatnimi czasy woda wraz z okalającymi ją olszynami została pracowicie zagospodarowana przez bobry. Powstało malownicze rozlewisko. Dookoła pełno szczątków drzew, kopców, gałęzi i innych śladów bobrzej aktywności. Prawdziwy raj dla ptactwa. Kaczki, łyski, czaple, błotniaki, a nawet remizy zagościły tu w ogromnej ilości. Jeszcze kilka kroków i jesteśmy na miejscu. Rzut oka na uprawę kukurydzy upewnił mnie, że ubiegłej nocy bez wątpienia żerował tu dzik. Wspinam się na ambonę z Żulikiem pod pachą. Rozkładam graty. Żulik układa się pod moimi nogami i bezzwłocznie zasypia. Za plecami mam dolinę rzeki, przede mną rzepaki i kukurydza, a w dali łany zbóż. Monstrualny, lśniący łeb księżyca majestatycznie rozparł się na niebie i świeci... Ale jak świeci: leje blask bez umiaru, niczym wielki wodospad światła. Jasno jak w dzień. Niebo rozgwieżdżone, czyste, bezkresne. W żyłach zaczyna pulsować pierwotne, dzikie tętno natury. Chwilę po północy, w krzaku wierzby rosnącym nieopodal ambony, rozlegają się klasyczne dzicze hałasy. Łamanie gałęzi, fukanie, chrumkanie. Kniejówka ląduje w dłoniach, serce bije jak oszalałe, zapiera dech w piersi. Spokojnie! Co sobie Żulik pomyśli?! Wdech, wydech…

SZYNKA Z DZIKA, NA SOSIE Z ZIELONEGO PIEPRZU PODANA. Mając do dyspozycji kawałek wybornej szynki z dzika (najlepiej z młodego dzika lub jeszcze lepiej warchlaka) możemy przygotować danie proste w wykonaniu, ale za to wykwintne w smaku, zdrowe i ekologiczne. W sam raz na spotkanie w gronie przyjaciół lub najbliższej rodziny. Pieczeń zaczynamy przygotowywać trzy dni przed planowanym terminem spotkania. Wybieramy jednolity fragment szynki z dzika (ok. 2 - 2,5 kg), przemrożonej wcześniej przez minimum 2-3 tygodnie. Mięso dokładnie obieramy ze wszystkich błon i powięzi występujących na zewnętrznej części mięśnia. Tak przygotowaną sztukę mięsiwa poddajemy krótkiemu procesowi marynowania. Przygotowanie marynaty : 88

KWARTALNIKIDEAGORA IDEAGORA07/2014 07/2014 KWARTALNIK

Dzik łazi w rzepaku. Raz się wynurza, raz zanurza. Widzę tylko słuchy dryfujące w łanie roślin jak peryskop czarnej łodzi podwodnej. Przegonił kozła. Zbliża się do skraju, zatrzymuje, nasłuchuje, wysuwa ostrożnie. Robi kilka szybkich kroków na czystym polu. Widzę go przez lornetkę: stoi spokojnie oświetlony srebrzystym blaskiem. Delikatnym ruchem podnoszę broń. Dzik zrywa się nagle i jednym susem kryje się w rzepaku. Co jest? Nie minęło pięć minut i wraca. Jest pobudzony i niespokojny. Znów czekam, aż się ustawi. Niestety zwierz wystawia moje oko na próbę, ciągle robiąc nieustanne zwroty i uniki. Jasna cholera! Znów wieje w rzepak! Zatrzymał na skraju uprawy i wietrzy. Mam wrażenie, że ciągle włazi na mój trop sprzed godziny i reaguje paniką. Czas stoi w miejscu – dzik stoi w miejscu. Cofnie się czy pójdzie do przodu? Stoi. Rusza niespodziewanie, żeby po kilku susach zatrzymać się na polu. Nie czekam na lepszą okazję… Teraz nadchodzi czas Żulika. Obudzony strzałem i podekscytowany, popiskuje, kręcąc się niespokojnie. Puszczam psa na trop. Żulik błyskawicznie znajduje ścieżkę i pędzi prosto do dzika. Już go ma, już fika na nim koziołki. Serce mi rośnie. I cóż z tego – Żulik jest ratlerkiem. Nie będę mu tego przypominał. Niech nadal wyobraża sobie, że jest karelskim psem na niedźwiedzie, foksterierem, albo posokowcem. Nie mam sumienia wyprowadzać go z błędu. Sobota – rozbieranie tuszy i mięsiwa. Następnie pakowanie dzika w torebeczki i do zamrażarki. Misterium porcjowania i segregowania. Szynka – na pieczeń pod sosem z borowików, karkówka – na ruszt w marynacie imbirowo-miodowo-musztardowej, schab – w ziołach na patelnię, polędwica – w zielonym pieprzu. Zdrowo i ekologicznie. Tomasz Uszyński, architekt krajobrazu

• • • • • • • • • • • • •

1,5/2 litry wody 3 duże łyżki soli 3 duże łyżki cukru 4 ziarna ziela angielskiego (lekko rozgniecione) kilkanaście ziaren kolendry 5-7 ziaren czarnego pieprzu 3-5 liści laurowych 1 duża łyżka suszonego tymianku (najlepszy jest świeży - wówczas należy dodać kilka gałązek) kilka gałązek lubczyku lub 1 duża łyżka suszonego lubczyku 4 goździki 1 kieliszek nalewki wiśniowej lub innej delikatnej owocowej wódki 2 cebule pokrojone w piórka 4 ząbki czosnku.

Wszystkie składniki zagotowujemy. Od momentu zagotowania dusimy na ogniu jeszcze przez 5 minut. Pozostawiamy do całkowitego wystygnięcia (bez przykrycia, tak aby zalewa mogła swobodnie „oddychać”). Do zimnej marynaty wkładamy szynkę i marynujemy tyle dni, ile waży (nie mniej jednak, niż dwa dni). Marynowanie powinno odbywać się w temperaturze od 4 do 6 C°. Wyłącznie w naczyniach kamiennych lub emaliowanych (wszelkiego rodzaju „kwasówki” i plastiki są absolutnie wykluczone ze względu na zachodzące reakcje chemiczne). Podczas marynowania mięso musi być całkowicie zanurzone w zalewie, jeżeli nie chce „tonąć” musimy je przykryć deseczką czy talerzykiem i obciążyć. Przynajmniej raz dziennie mięso obracamy, a marynatę mieszamy. Wskazane jest dodatkowe nastrzykiwanie mięsa marynatą (raz dziennie, specjalną strzykawką). Nie jest to koniecznie, ale wzmacnia i przyśpiesza marynowanie. Po marynowaniu wyjmujemy mięso z zalewy, pozostawiamy do obcieknięcia na ok. pół godziny. Następnie dokładnie osuszamy ściereczką lnianą lub ręcznikiem papierowym (ale tylko takim którego producent deklaruje, że może mieć kontakt z żywnością). To jest bardzo ważna część przepisu. Nie można jej opuścić. Mięso musi być koniecznie osuszone przed dalszą obróbką! . Dobrze osuszony kawałek mięsa nacieramy rozgniecionym czosnkiem, wymieszanym z niewielką ilością soli i majeranku (4 – 5 ząbków czosnku, pół małej płaskiej łyżeczki soli, 1 mała czubata łyżeczka majeranku). Jeśli mieszanka jest zbyt sucha dodajemy łyżeczkę oleju roślinnego (ale nie oliwy z oliwek, ponieważ ma zbyt intensywny smak i mogłaby zdominować szlachetną nutę dziczyzny). Natarte czosnkiem mięso sznurujemy ciasno, tak jak baleron (sznurkiem masarskim lub nicią bawełnianą – można podejrzeć w Internecie, jak to się fachowo robi). Następnie mięso pozostawiamy na godzinę lub dwie, na odkrytym talerzu, żeby osiągnęło temperaturę pokojową. W dalszej kolejności obsypujemy je grubo mielonym pieprzem (pieprz wklepujemy w mięso). Mięso obsmażamy krótko ze wszystkich stron na oliwie, na bardzo mocno rozgrzanej patelni. Szynka powinna się zarumienić, ale nie może być przypalona. Tak przygotowany kawałek pieczeni obsypujemy z wierzchu tymiankiem i tłuczoną w moździerzu kolendrą. Wykładamy na blachę (bez rękawów i papierów do pieczenia) i wstawiany do rozgrzanego do 230 C° piekarnika na piętnaście minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 160 C°, a po kolejnym kwadransie do 90 C°. Pieczemy kolejne 60 minut. Nie podlewamy sosem spod pieczeni.

Sos spod pieczeni zlewamy do kubeczka. Wykorzystamy go do przygotowania sosu pieprzowego. Sos z zielonym pieprzem Dzień wcześniej zagotowujemy, w niewielkiej ilości wody, pół torebki zielonego pieprzu. Po zagotowaniu - odstawiamy (w wodzie w której się gotował) do ostygnięcia. Wykonanie sosu. Klarujemy łyżkę masła na patelni, wrzucamy drobno posiekane dwie lub trzy szalotki i szklimy . Do zeszklonych szalotek, na rozgrzaną patelnię wlewamy kieliszek koniaku i natychmiast podpalamy parujący alkohol (Uwaga, płomień może być wysoki!). Tym sposobem dokonujemy tzw. flambirowania, które automatycznie uszlachetnia smak potrawy. Lekko mieszamy patelnią i czekamy, aż płomień wygaśnie. Po flambirowaniu dolewamy do szalotek 0,7 szklanki białego wina i redukujemy (czyli odparowujemy sos). Dodajemy dużą łyżkę miodu lub łyżeczkę cukru i wlewamy na patelnię pieprz z wodą (przygotowany dzień wcześniej). Dalej redukujemy, cały czas mieszając. Dolewamy sos spod pieczeni i ciągle redukujemy (Uwaga, przed dolaniem sosu spod pieczeni należy w pierwszej kolejności sprawdzić jego smak. Ilość dodanego sosu powinna być zależna od jego słoności i pikantności. Tak, aby nam nie zdominował potrawy). Podczas całego procesu redukcji uważamy, żeby sosu nie przypalić. Jeżeli pojawia się takie zagrożenie, natychmiast dolewamy wina lub zmniejszamy ogień. Przedostatnim etapem jest dodanie jednej, bądź dwu łyżek kwaśniej śmietany. Na koniec dodajemy sól i pieprz do smaku.

Więcej na: www.ideagora.pl

Poza biurem

Teraz pieczeń kroimy w cienkie (0,5 cm) plastry. Używamy do tego długiego, ostrego noża. Niewielkie porcje mięsa (na sosie albo pod sosem) podajemy na dużych, jasnych talerzach w towarzystwie klusek śląskich lub kaszy gryczanej. Jako dodatek możemy serwować zieloną sałatę, gruszki w syropie lub surówkę z kiszonej kapusty, jabłek i marchewki. Do pieczeni idealnie pasuje kieliszek czerwonego, półwytrawnego wina lub wybornej słodkiej tarninówki . Smacznego!

Wyjmujemy pieczeń z piekarnika (nie kroimy, nie nakłuwamy ) i odkładamy do niedużego, ceramicznego naczynia o grubych ściankach, przykrywamy. Jeśli nie posiadamy takiego naczynia – pieczeń czterokrotnie owijamy folią aluminiową. Pozostawiamy mięso na 30 minut, żeby „doszło” i zachowało swój wyjątkowy aromat, soczystość i miękkość. KWARTALNIK KWARTALNIK IDEAGORA IDEAGORA 07/2014 07/2014

99


Na jakie poświęcenia jesteśmy gotowi, żeby się podobać?

Podobać się innym – hasło to coraz mocniej wpisuje się w nasze życie. Komu chcemy przypaść do gustu i w jakim celu? Jeśli zmiana ma polegać na przeorganizowaniu własnego kalendarza, po to by znaleźć czas dla przyjaciela – to warto wcielić ją szybko w życie. Jeśli natomiast mamy zmieniać siebie za każdym razem, gdy poznamy kogoś, kto wydaje się interesujący i sugeruje nam wprowadzenie kilku radykalnych zabiegów w naszym życiu – szybko wpadniemy w pułapkę nienaturalności; staniemy się mało wiarygodni, zaś nakładane maski pomogą tylko na chwilę.

Minione wieki pokazały nam, że wraz ze zmianami kanonów mody i urody, ewoluował zakres niezbędnych w tych dziedzinach poświęceń. Dziś przerażają nas stalowe gorsety, ciasne pantofelki, gryzące peruki i ciężkie suknie – były to akcesoria zniekształcające sylwetkę i sprawiające ból. Z kolei, obserwując rosnącą współcześnie popularność operacji plastycznych, piercingu, depilacji laserowych i innych tego typu zabiegów, myślę, że świat mody nieustannie zmierza w coraz bardziej inwazyjnym kierunku. Moje codzienne poświęcenie to budzik nastawiony na 5:30, by poza rodzinnym śniadaniem, mieć chwilę dla siebie – przyozdobienie ciała według współczesnych wzorców wymaga czasu i pracy. Moim celem jest jednak nie tylko podobanie się innym, ale i własna satysfakcja. Wierzę, że człowiek to połączenie ciała, ducha i umysłu. Żeby podobać się sobie i otoczeniu, staram się zachować higienę we wszystkich tych sferach.

Żyjemy w czasach, kiedy także wiedza i doświadczenie muszą być odpowiednio opakowane. Wygląd to również kapita ł, na który pracujemy każdego dnia. Nie bez znaczenia jest to, co wybieramy i stosujmy, by każdego dnia wyglądać dobrz e. Rynek oferuje coraz więcej produktów, dzięki którym nie tylko panie, ale również panowie mogą dbać o siebie, kształ tując własny wizerunek zgodnie z obowiązującymi trenda mi. Zadbane osoby wzbudzają znacznie większe zaufanie oraz sprawiają wrażenie profesjonalnych, co jest dość ważny m aspektem, szczególnie przy bezpośrednim kontakcie z klientami czy partnerami handlowymi. Nic zatem dziwnego, że świat zwariował na punkcie piękna. Standardem stały się operacje plastyczne i wszelkie metody sztucznego popra wiania wyglądu. Niestety, zmierza to w niepokojącym kierunku. Presja piękna powoduje, że coraz częściej słyszymy o osobach chorych na anoreksję, bulimię itp. To efekt marze ń o posiadaniu idealnej sylwetki – cel sam w sobie szlachetny, ale zbyt często w dążeniu do jego osiągnięcia tracimy zdrow y rozsądek i umiar. Ludzie za wszelką cenę chcą być atrakc yjni, ponieważ w mediach lansowany jest kult skrajnie szczup łej modelki. Pragniemy zatem czegoś abstrakcyjnego. Najważniejsze, abyśmy podobali się sobie. Tylko wtedy będziemy pewni siebie, zachowamy odrębność i własne zdanie; to z kolei pozwoli nam na swobodę działania. Będzie my żyć bez skrępowania...

10

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

Cały czas warto jednak pracować nad sobą, rozwijając własne pasje i zainteresowania – dążąc do celu metodą małych kroków. To my sami dla siebie powinniśmy się rozwijać i jedyną przesłanką dla wdrażania zmian jest obserwacja własnych niedoskonałości i praca nad nimi. Na koniec chciałabym przytoczyć słowa Steve’a Jobsa: „Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze – miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją”.

Przed spotkaniem z kamerą większość ludzi spędza wiele godzin na poprawianiu swojego wyglądu. Ich starania rozpoczynają się od wizyt w galeriach handlowych, gdzie poszukują wymarzonego stroju, który podkreśli atuty figury i starannie zamaskuje te elementy sylwetki, które – zgodnie z kanonem – należy ukryć. Gdy wymarzony strój, który zwykle włożą tylko ten jeden raz, jest już w ich posiadaniu, obowiązkowo trzeba odwiedzić kosmetyczkę, fryzjera, makijażystkę. Wreszcie nadchodzi upragniona chwila – wyglądają doskonale. Niestety, gdy oko kamery zbliża się do filmowanych osób, mimo nienagannego wyglądu, tracą całą pewność siebie. Zaczyna się nerwowe poprawianie włosów, na ustach pojawia się sztuczny uśmiech. Milkną prowadzone wcześniej rozmowy, a w głowie pojawia się wątpliwość: „Czy na pewno wyglądam dobrze?”.

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

11


Piękna kariera. Czy ładnym łatwiej wejść na szczyt? Gdyby tytułowe pytanie potraktować dosłownie, trzeba by na nie odpowiedzieć: nie, ładna buzia i zgrabne nogi nie są himalaistom potrzebne do zdobywania szczytów. Na ośmiotysięczniki wchodzą przecież głównie brodaci mężczyźni, ponieważ do tego potrzebna jest siła, wytrzymałość i odporność, a nie gładka buzia. Można by się też zastanowić: czy mamy na myśli ładne kobiety, czy urodziwych mężczyzn? Jak bowiem wiadomo, sytuacja kobiet i mężczyzn na rynku pracy nie jest taka sama, a zatem na różnice ogromny wpływ ma płeć. Atrakcyjność fizyczna to jednak nadal pożądana wartość, na której biznes robi rozbudowany przemysł urody – solaria, gabinety kosmetyczne i najróżniejsze salony spa. Kultura, która wysoko ceni atrakcyjny wygląd zewnętrzny, pozwala czuć się pewnie osobom pasującym do standardu zarówno pięknej kobiety, jak i przystojnego mężczyzny. Mimo to na sekretarskich krzesełkach i w hotelowych recepcjach spotkamy o wiele więcej kobiet niż mężczyzn – tych drugich widujemy za to na stanowiskach kierowniczych – w biznesie oraz w polityce. Zwraca przy tym uwagę, że Polki dbają o swój wygląd zdecydowanie bardziej niż Polacy. Jeśli więc miałoby być prawdą, że ładnym łatwiej wejść na szczyt, niekoniecznie dotyczyłoby to kobiet w Polsce. Owszem, wicepremier Elżbieta Bieńkowska jest według obowiązujących standardów urody kobietą atrakcyjną, podobnie jak była rzeczniczka do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz oraz była minister sportu Joanna Mucha. W podświadomości społecznej jednak pokutuje stereotyp, zgodnie z którym uroda kobiety nie idzie w parze z jej inteligencją, natomiast „mężczyzna nie musi być ładny, grunt, żeby zarabiał pieniądze”. Tymczasem badania socjologów i psychologów, na przykład dr Hanny Bednarek i Natalii Ruszkowskiej z warszawskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, wykazują, że – co prawda – uroda

12 12

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014 KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

pomaga zdobyć atrakcyjną pracę i zrobić karierę, ale głównie przystojnym mężczyznom. W rozmowach kwalifikacyjnych znacznie wyżej i korzystniej oceniani są urodziwi kandydaci, niż ładne kandydatki. Atrakcyjni fizycznie, szczególnie mężczyźni, szybciej znajdują zatrudnienie i robią karierę, łatwiej też dostają podwyżki. Przystojny mężczyzna uruchamia w nas – także w pracownikach działu personalnego – stereotyp, który każe nam mieć do niego zaufanie, darzyć go sympatią i uważać, że na pewno sprawdzi się na swoim stanowisku. W przypadku kobiet natomiast odzywa się pogląd mówiący, że skoro jest ładna, to pewnie głupia i pusta w środku, a zatem nie dla niej kariera. Jaki z tego wniosek? Warto zwracać uwagę na rzeczywiste umiejętności i kwalifikacje, zarówno swoje, jak i cudze, a jeśli opatrzność obdarzyła nas urodą – powinniśmy stawiać na coś więcej, niż tylko na powierzchowność. Beata Kozak

Sylwetki absolwentów

Jak zachować wieczną młodość Uśmiechnięta, żywiołowa, otwarta na drugiego człowieka. Roztacza wokół siebie wyjątkowo przyjazną aurę. W czasie studiów zawsze otaczał ją wianuszek roześmianych ludzi. Bo Maria Wierzbicka, jak nikt inny, potrafi skutecznie zarazić radością. Pani Mario, na studia wybrała się Pani już jako dojrzała, w pełni świadoma siebie i swoich potrzeb, kobieta. Co zadecydowało, że podjęła Pani tak odważną decyzję? Od zawsze chciałam pójść na studia. Jednak ważniejsze było wykształcenie dzieci. Kiedy one dorosły i usamodzielniły się, myśl o studiach powróciła. Do podjęcia ostatecznej decyzji zmobilizowały mnie właśnie dzieci oraz bratowa, Grażynka. To dzięki nim moje marzenia o wyższym wykształceniu stały się rzeczywistością. Decyzja była naprawdę odważna. Po trzydziestu latach od matury nie łatwo wrócić do nauki – przeorganizować życie osobiste i towarzyskie w taki sposób, aby bez szkody dla innych uczestniczyć w kolejnych zjazdach. Część przyjaciół gratulowała, inni pytali: Po co ci to? Z uśmiechem odpowiadałam, że w końcu chcę zrobić coś dla siebie. Wspierał mnie mąż. Było warto? Teraz, gdy już pewien etap studiów jest za mną, wiem, że to była słuszna decyzja. Z czystym sercem mogę powiedzieć – było warto! Oczywiście nie zawsze było łatwo. Gdy jednak przyjmuję kolejne gratulacje – nawet od tych, którzy nie pochwalali mojej decyzji – jestem z siebie naprawdę dumna. Czy studia to dobry sposób na zachowanie wiecznej młodości? Wieczna młodość to, moim zdaniem, przede wszystkim sposób bycia. Umiejętność radz a enisobie z napotykanymi w życiu trudnościami. Jak dzieje się dobrze to stwierdzamy, że tak ma być, że to nam się od losu należy. Kiedy przychodzą problemy… No właśnie, wiecznie młodzi ludzie biorą się do roboty: zamiast narzekać – działają. Miałam przyjemność prowadzić z Panią zajęcia i doskonale pamiętam, że wyróżniała się Pani na tle grupy. Zawsze uśmiechnięta, zaangażowana, pełna energii i motywacji. Czy optymistom łatwiej w życiu? Jestem zodiakalnym bliźniakiem. Osobą niezwykle żywiołową. Trudno utrzymać mój temperament w ryzach. Często pierwsza wychodzę z inicjatywą, przejmuję dowodzenie. Oczywiście nie zawsze jest to łatwe i dobre dla mnie. Często podjęte działania są trudne, a ja za wszelką cenę staram się im podołać. Kiedy przychodzą porażki mocno je przeżywam. Na szczęście nie trwa to długo. Zawsze znajdę sobie coś nowego do zrobienia. Lubię działać społecznie. Zwalniam na chwilę, kiedy słyszę od rodziny i przyjaciół: Czy ty masz jeszcze czas dla siebie? Studia to wspaniały okres w moim życiu. Poznałam wartościowych, cudownych ludzi. Nieocenione jest również to, jak mocno wzrosła maja wiedza. Nie tylko na zajęciach, ale

także na szkoleniach projektu ideAGORA. Zmaga się Pani z poważną chorobą i mimo to nie traci hartu ducha. Jak pokonywać własne słabości, skąd czerpać siły do codziennej, często bardzo trudnej walki? Kocham ludzi. Uwielbiam żyć pełną piersią. Niektórzy pomyślą, że idealizuję świat. Może to i prawda, ale czy nie łatwiej jest żyć, myśląc pozytywnie? Gdybym tylko marudziła z całą pewnością nie miałabym tylu ludzi wokół siebie. Podczas choroby doświadczyłam wielu dowodów miłości. Zarówno ze strony najbliższej rodziny, jak i przyjaciół. Cele na przyszłość? Moim celem na przyszłość jest jeszcze aktywniejsze życie. Oczywiście, chcę również skończyć drugi stopień studiów. Obecnie pracuję w firmie rodzinnej. Chciałabym jednak znaleźć lub stworzyć sobie miejsce pracy, które pozwoli mi na jeszcze pełniejszą realizację.

I tego Pani gorąco życzę. Rozmawiała: Urszula Paczuska KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

13


O tym warto wiedzieć

Bez nudy...

Książka do której powracam

„Mały Książę” autorstwa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego jest książką tylko pozornie przeznaczoną dla dzieci. Ilustracje samego autora i baśniowa forma utworu nie kłócą się w żadnym stopniu z uniwersalnymi prawdami, które skutecznie przekazuje nam pisarz. „Mały Książę” mówi o relacjach międzyludzkich, procesie ich tworzenia oraz odpowiedzialności za nie – za drugiego człowieka. Autor doskonale posługuje się symbolami, by obnażyć słabości i negatywne cechy ludzkie, a jednocześnie wskazuje na wartości fundamentalne, które musimy codziennie pielęgnować i dbać o nie – jak Mały Książę o swoją Różę. Warto wracać do tej pozycji, szczególnie dziś, gdy właściwa hierarchia wartości jest atakowana niemalże z każdej strony, a nam coraz trudniej o poprawne, zdrowe relacje z innymi.

Małgorzata Malinowska, studentka CM Pasja, która pochłonęła mnie bez reszty

prof. dr hab. n. med. Mieczysław Szostek, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Collegium Mazovia Innowacyjnej Szkoły Wyższej został honorowym obywatelem Warszawy. Tytuł honorowego obywatela stolicy to jedno z najwyższych wyróżnień. Przyznawany jest najwybitniejszym Polakom i cudzoziemcom jako wyraz uznania dla ich zasług i osiągnięć . Tradycja nadawania godności honorowego obywatela Warszawy sięga 1918 roku. Jako pierwszy wyróżniony został Józef Piłsudski. Dotychczas tytuł honorowego obywatela Warszawy otrzymało 68 osób. Serdecznie gratulujemy Panie Profesorze!

Moje pokolenie nie zaczynało od ekstrawaganckich samochodów, ale od rowerów i motorowerów. Auto pozostawało poza sferą marzeń. Szczytem szczęścia był motocykl – do dziś pamiętam uczucie euforii towarzyszące jeździe pożyczonym od wujka Junakiem. Dopiero w wieku 21 lat, za samodzielnie zarobione pieniądze, kupiłem WSK. Kilka lat temu moja miłość do motocykli odżyła. Oglądałem i testowałem różne marki i modele. Podobały mi się piękne choppery, Harleye, motocykle szosowe. Wreszcie, trafiony strzałą Amora, zakochałem się w Super Tenere. Turystyczne enduro to przede wszystkim nieporównywalny z żadnym innym komfort jazdy. Bez większego zmęczenia mogę pokonać trasę 850 km, nawet w terenie górzystym. Uwielbiam jazdę po górskich serpentynach i „zamykanie bieżnika”, czyli maksymalne pochylenie na ostrym zakręcie. Dlatego góry są najczęstszym celem moich wypraw. W tym roku, gdy – podczas ulewnego deszczu i przy zerowej widoczności – wjeżdżałem na jeden ze szczytów w rumuńskich Karpatach, byłem przekonany, że spadnę w przepaść. Jednak moja „Tenerka” przykleiła się do ociekającej wodą nawierzchni i nie dała się oderwać. Klasy motocykla nie poznaje się na prostej drodze, ale właśnie w ekstremalnych warunkach. W Polsce pokonałem już wszystkie trasy. Na swoim koncie mam także południe Europy, aż po Włochy i Grecję. Przede mną jeszcze cała Północ, aż po Nordkapp. W marzeniach – inne kontynenty, głównie Azja i Afryka. Ténéré to nazwa pustyni. Na tych terenach mój motocykl będzie więc czuł się najlepiej.

dr Andrzej Pietrych, pełnomocnik rektora ds. jakości kształcenia

Miejsce, które mnie zauroczyło

7 września 2014 r. dr Bożena Piechowicz, Rektor Collegium Mazovia Innowacyjnej Szkoły Wyższej otrzymała nagrodę „Aleksandrii” za szczególny wkład w rozwój miasta Siedlce. Nagroda „Aleksandrii” przyznawana jest przez Prezydenta Miasta Siedlce osobom i instytucjom, które swoją pracą, umiejętnościami i społeczną postawą przyczyniły się do rozwoju Siedlec w różnych sferach życia. Nagroda po raz pierwszy ufundowana została w 1996 roku. Jesteśmy niezwykle dumni, że Rektor CM znalazła się w gronie wyróżnionych osób. Gratulujemy Pani Rektor prestiżowej nagrody i życzymy dalszych równie spektakularnych sukcesów!

14

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

„Najcenniejszym przymiotem natury jest jej rozmaitość”. Można się o tym przekonać odwiedzając Dolinę Bugu. Obszar ten jest rzadko przemierzany przez turystów, chociaż ma naprawdę wiele do zaoferowania. Z drugiej strony, brak tłumów jest jego niekwestionowanym atutem. Co czeka nas w Dolinie Bugu? Wspaniałe obiekty sakralne: tutaj żyją obok siebie dwie religie – rzymsko-katolicka i prawosławna; bogate dziedzictwo kulturowo-historyczne, malownicze miejscowości, regionalne przysmaki Podlasia, bujna przyroda oraz rzeka Bug – przecinająca te piękne, dzikie tereny. Do tego wszechobecny spokój, którego absolutnie nie powinno się mylić z nudą! Doskonale się tutaj odnajdzie każdy miłośnik sportów: biegania, nordic walkingu, jazdy na rowerze, spływów kajakowych, jazdy na quadach, pływania łódką. Liczne meandry, starorzecza, skarpy i nieregularne brzegi stwarzają doskonałe warunki do wędkowania. Z kolei zimą są wyznaczane trasy narciarskie. Warto odwiedzić to magiczne miejsce. Dolina Bugu ma swój niepowtarzalny czar...

Monika Karwowska, absolwentka CM KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014

15


16

KWARTALNIK IDEAGORA 07/2014


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.