Waldemar łysiak wyspy bezludne

Page 263

Waldemar Łysiak – Wyspy bezludne

263

Wiosną 1942 roku, podczas swej drugiej wizyty w Stanach, gen. Sikorski zaprosił Wieniawę (pośrednikiem był mjr Dobrowolski, ułan, stąd jego koleżeństwo z Wieniawą) do ambasady w Waszyngtonie i miast stanowiska wojskowego, oferował mu... rolę posła w Hawanie z tytułem „ad personam” ambasadora! Chcąc być użytecznym w jakikolwiek sposób, a zarazem zmuszony do utrzymywania rodziny, co w Nowym Jorku przychodziło mu z trudem — Wieniawa wziął tę posadę. Przygotował się do wyjazdu i kupił bilet lotniczy na dzień 2 lipca. 1 lipca, o godzinie 9.00 rano, wyszedł w piżamie na balkon piątego piętra domu przy Riverside Drive 3, uklęknął (widział to z ulicy stojący pod domem taksówkarz), zapewne się modlił, a potem skoczył w dół. W kieszeni piżamy znaleziono kartkę z pożegnalnym tekstem, który konsul generalny w Nowym Jorku, Sylwin Strakacz, przedepeszował do prezydenta Raczkiewicza. Ostatnie zdanie brzmiało: „Boże, zbaw Polskę!”. Potem była tylko jedna litera: „B”. Tak zginął „pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej”, nosiciel Virtuti Militari, Krzyża Niepodległości (z mieczami), Legii Honorowej (komandoria), Orła Białego, Złotego Krzyża Zasługi, włoskiego królewskiego krzyża św. św. Maurycego i Łazarza oraz wielu innych orderów; poeta i „gaskoński kadet” w jednym ciele; człowiek, o którym Aleksander Zawisza napisał w epitafium prasowym („Wiadomości Polskie”): „Niespożyty temperament i ogromna wrażliwość, wielostronne uzdolnienia, duże wykształcenie i wyrafinowana kultura, głęboko ujęte poczucie patriotyzmu i honoru, prawość charakteru i lojalność — oto istotne składniki tej niepospolitej sylwetki generała, dyplomaty i artysty. Kochał ruch i szaleństwo, kochał piękno i gest. Przede wszystkim jednak kochał Polskę, Komendanta i szlachetność duszy”. Polska była zawsze na pierwszym miejscu. Niegdyś, w „Ułańskiej jesieni”, tak sobie prorokował pogrzeb: „A potem mnie wysoko złożą na lawecie. Za trumną stanie biedny sierota — mój koń. I wy mnie, szwoleżery, do grobu zniesiecie, A piechota w paradzie sprezentuje broń”. Nawet to marzenie się nie spełniło. Nie było konia, szwoleżerów i polskiego nieba nad cmentarzem. Razem z jego trumną, zapadającą w obcą i nieczułą ziemię, pogrzebano to, co najpiękniejsze z polskiej wolności międzywojennej, z tego krótkiego, cudownego oddechu wśród nocy, po stu kilkudziesięciu latach zaborów...


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.