Waldemar łysiak wyspy bezludne

Page 124

124

Waldemar Łysiak – Wyspy bezludne

— A czy widziałeś większe zło niż to, kiedy człowiek nie pojmuje drugiego człowieka? — Jesteś rozumny — rzekł Fath-Ali uradowany wielce — mógłbyś być szachem. — Gdybym nie był mędrcem, iście, że chciałbym być szachem. — Kimże zaś chciałbyś być, gdybyś już był szachem? — Chciałbym być znowu człowiekiem rozumnym — wyjaśnił mu starzec, a monarcha nawet nie próbował rozwikłać owej mądrości i wyszedł na ulicę. Dwa tylko i jeszcze kilka zrobili kroków, a dał się słyszeć płacz wielki zza muru okalającego schludny dom. Wszedł tam szach za radą Nazima i zastał mężczyznę we łzach. — Przyjacielu, czemu płaczesz? — zapytał na powitanie i nie czekając odpowiedzi wyrzekł zdanie tak głębokie, jakby z Koranu zostało wyłuskane: — Mężczyzna płakać nie powinien, chyba że ma powód ku temu! Drgnął ów człowiek, bo mądrość owa zatrzęsła nim jak śmierć, albo jak nabożna epilepsja, która podrzuca ciałem pielgrzyma, uniósł na przybysza załzawione oczy i rzekł cicho, a niezmiernie smutno: — Wielkiej doznałem krzywdy i wiele straciłem za sprawą złych ludzi, oto czemu łzy ronię. — Powiedz, kto cię skrzywdził i kiedy to się stało? — Przedwczoraj, panie. Właśnie chciałem jechać z towarem na targ do Isfahanu, bałem się jednak, że w chwili mego odjazdu piękna Fatima, córka golarza, za moją sprawą w szóstym będąca miesiącu, krzyk podniesie na cały Teheran, co by mi nie było miłe. Dziewica zaś owa krzyczeć umie tak, że się płoszą dromadery. Wezwałem ją tedy do siebie i zaofiarowałem dwakroć po sto cekinów, siedem kóz i cztery wielbłądy, co wdzięcznie przyjęła, zasię ja poznałem, żem bardzo nieroztropnie uczynił, powiedziała mi bowiem na odchodnym, jako ją bardzo zdziwił mój podarek, gdyż była pewna, że nie ja, lecz pewien rudy mulnik jest ojcem jej dziecka, albo też krawiec wezyra, ma także niejakie podejrzenie wobec trzech tragarzy z końskiego bazaru. Nigdy zaś nie myślała o mnie. Tak oto utraciłem znaczny dobytek, czego przeżałować nie mogę! — zakończył nieszczęśliwy kupiec i znowu pogrążył się we łzach. Fath-Ali przyozdobił swe wargi łagodnym uśmiechem i pogładziwszy kilka razy brodę, wycofał się dyskretnie, zostawiając owego handlarza sam na sam z wielkim żalem. Ponownie weszli z Nazimem w wąwozy ulic, z których wypełzła naraz smrodliwa woń i nie uszanowawszy szlachetnych nozdrzy szacha, wiercić w nich poczęła okrutnie. Zmieszali się z barwnym tłumem, co po skwarnym dniu wyległ z domów świeżego zaczerpnąć powietrza. Przystanęli tu i ówdzie,


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.