Waldemar łysiak statek

Page 391

Waldemar Łysiak Statek 391 Podniosłem się z kolan i już miałem ją rąbnąć kantem zelówki, gdy zaskrzeczała: — Nie rób tego! Jestem marmurowa, na nic całe twoje kung–fu, złamiesz sobie nogę!... Jak się tak upierasz, to jazda, wchodź, głupku! Pchnąłem odrzwia i wszedłem w tę ponurą bramę, zdobioną masywnymi wieżyczkami i kutymi w żelazie wężami morskimi, którym uczyniono z pysków donice dla szkarłatnych kwiatów. Dalej rozciągał się dziedziniec, a każda jego pierzeja miała drzwi. Wybrałem największe i znalazłem się w dużym pomieszczeniu o romańskich oknach ze środkową kolumienką. Była to pusta kaplica, nosząca ślady czasu i ludzkiej bezbożności. Zszarzałe, spękane malowidła na tynku i drewniane ławy na wyszczerbionym pawimencie pokrywał rój wulgarnych graffiti i arabesek o fallicznych sinusoidach. Na ołtarzu, zamiast krzyża lub świętej ikony, widniało współczesne malowidło: duża, piękna kobieta z aureolą, w czerwonym, mocno wydekoltowanym trykocie i w niebieskiej spódnicy, przełożyła przez kolano golusieńkiego blondasa i tłukła go ile sił po tyłku; z głowy bezradnie machającego rączkami dziecka spadła aureola, wprost do stóp bijącej. Na ramie widniała plakietka z mosiądzu, mieszcząca podpis: „Max Ernst, NAJŚWIĘTSZA MARIA PANNA KARCI JEZUSA CHRYSTUSA”. Za kaplicą był korytarz ze sklepieniem żebrowym. Później kilka schodków i wszedłem w ciemność, do pomieszczenia bez okien. Już chciałem się wycofać, gdy mrok przeobraził się w półmrok. Na granitowym murze zobaczyłem cień — wielki kontur mojej postaci, przypominający mamucią sylwetkę mitycznego rycerza lub garbusa z katedry Victora Hugo; mój łeb wędrował po suficie, a moje gigantyczne ciało po kamieniach muru i pawimentu. U moich kolan stał garbus, ale nie ten Victora Hugo, lecz garbus z cmentarza, ten sam, którego widziałem już kilka razy. Trzymał łuczywo rozsiewające żółty blask. Zapytałem, co robi w tym miejscu. — Mówiłem ci już, chcę być narratorem — odparł. — Po co? — Lubię być narratorem. Ale teraz mogę być przewodnikiem. Wszystko można odwrócić, a i tak wychodzi na jedno i to samo, jak to w życiu. — Znasz ten zamek? — Znam wszystko. Ruszajmy! Stąpał przodem, wysoko unosząc płomień łuczywa. Szliśmy przez puste, milczące i wymarłe sale o jaskrawych lamperiach, o herbach tak świeżych i błyszczących jak kupione herby nuworyszów, których nawet kurz nie zdążył ubrać, a tym bardziej patyna uszlachetnić co nieco. W pierwszej sali rzucił pierwszą informację:


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.