Notes.na.6.tygodni #99

Page 1

notes—na—6—tygodni nr 99

pismo postentuzjastyczne

maj—czerwiec—2015

ISSN / 1730-9409

wydawnictwo bezpłatne



spis treści

nr 99

maj—czerwiec—2015

24–64

ORIENTUJ SIĘ! A–P DOCS AGAINST GRAVITY

I–XXXII APETYT NA RADYKALNĄ ZMIANĘ. KATOWICE 1865–2015

110–117 Praktyki artystyczne ORGAZM ARTYSTY Norberta Delmana, młodego artystę, przepytuje Alek Hudzik 118–127 Działanie obrazem UWAŻNIEJSZE SPOJRZENIE Z Wojtkiem Nowickim, kuratorem programu głównego Miesiąca Fotografii w Krakowie, rozmawia Bogna Świątkowska

65–176

CZYTELNIA 65–71 Ankieta ZAGINIONE PRZYSZŁOŚCI Na czym dziś mógłby polegać lub polega radykalny gest w sztuce? Czy awangarda w XXI wieku ma w ogóle rację bytu? – pytamy kuratorów, twórców i krytyków sztuki 72–81 Poszukiwania PEIPER Z Piotrem Rypsonem, wicedyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie, o przeszłości i przyszłości awangardy, o Tadeuszu Peiperze, rozmawia Bogna Świątkowska 82–95 Projektowanie graficzne LITERĄ PO ŁUKU Z Agatą Szydłowską i Marianem Misiakiem, autorami książki Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce, rozmawia Magda Roszkowska 96–109 Dizajn MEBEL JAKO WIZYTÓWKA Barbara Krzeska, koordynatorka programu Polska Design w Instytucie Adama Mickiewicza, o karierze polskiego dizajnu za granicą, opowiada Bognie Świątkowskiej

128–135 Redagowanie rzeczywistości OKRUCHY CODZIENNEGO KOMUNIZMU Z Janem Sową, autorem książki Inna Rzeczpospolita jest możliwa! rozmawia Magda Roszkowska 136–151 Poza akwarium PLASTYCZNA AUTOTERAPIA Maciej Sieńczyk, rysownik i pisarz, w rozmowie z Pauliną Jeziorek 152–159 Eksperymenty TYMCZASOWE UZDRAWIANIE MIEJSC O tym, co robią, Christoph Franz i Michael Meier, rezydenci Laboratorium AIR w Warszawie, opowiadają Paulinie Jeziorek

na koniec 160–165 166–169 170–174 175–176

Muzeum Dizajnu Magdalena Frankowska Recenzje lektur starych i nowych Kurzojady (Olga Wróbel i Jakub Zgierski) Fabryka Żwiru Rafał Żwirek Polska typografia XXI wieku


notes—na—6—tygodni pismo postentuzjastyczne

WYDAWCA

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana ADRES REDAKCJI

ul. Mokotowska 65/7, 00-533 Warszawa, t: +48 22 625 51 24, +48 22 827 64 62, m: +48 516 802 843, e: bec@beczmiana.pl redakcja

Ada Banaszak Ela Petruk (reklama i patronaty) Magda Roszkowska Bogna Świątkowska Alicja Wysocka (Orientuj się!) autorzy

Ada Banaszak, Magdalena Frankowska, Aleksander Hudzik, Joanna Kusiak, Paulina Jeziorek, Adam Przywara, Monika Pasiecznik, Monika Rosińska, Magda Roszkowska, Bogna Świątkowska, Olga Wróbel, Jakub Zgierski, Rafał Żwirek Orientuj się

Informacje i ilustracje pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne; drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji [kulturalnych]. PROJEKT

Laszukk+s / Hegmank+s Zosia Oslislo-Piekarska (projekt wkładki Apetyt na radykalną zmianę. Katowice 1865–2015) Notes elektro:

www.issuu.com/beczmiana www.notesna6tygodni.pl REKLAMA

Zamów cennik: ela@beczmiana.pl DRUK

P.W. Stabil, ul. Nabielaka 16 30-410 Kraków, tel. +12 410 28 20

JAK OTRZYMAĆ ARCHIWALNY NOTES

Zasil Bęca (ING BŚ 02 1050 1038 1000 0023 3025 8183 z dopiskiem „Na rozwój FNKBZ”) darowizną minimum 13 PLN, prześlij nam o tym wiadomość na adres nn6t@funbec.eu, podaj adres, pod jaki mamy wysłać wybrany przez ciebie numer nn6t, a my wyślemy ci go pocztą priorytetową natychmiast. Większe wpłaty przyjmiemy entuzjastycznie!

SZEFOWA FNKBZ

Bogna Świątkowska bogna@beczmiana.pl BĘC

Ada Banaszak, Drążek, Magda Grabowska, Zofia Iwanicka, Paulina Jeziorek, Ewa Paradowska, Paulina Witek, Alicja Wysocka, Rafał Żwirek Departament Dystrybucji:

Tomek Dobrowolski, Bęc Sklep Wielobranżowy:

Paweł Matusz Departament Publikacji:

Ela Petruk, Magda Roszkowska, Paulina Sieniuć bec@beczmiana.pl Znak FNKBZ

Małgorzata Gurowska m_box@tlen.pl BĘC SKLEP WIELOBRANŻOWY

książki, albumy, płyty, czasopisma, plakaty, kalendarze, notatniki, pióra wieczne, dizajn Warszawa, Mokotowska 65 pon.—pt. 13.00—20.00 www.sklep.beczmiana.pl + 48 22 629 21 85 Informacje, zamówienia: sklep@beczmiana.pl BĘC DYSTRYBUCJA

książki, notatniki, kalendarze, płyty Informacje, zamówienia, kontakt z księgarniami: dystrybucja@beczmiana.pl BĘC KSIĘGARNIA INTERNETOWA

www.sklep.beczmiana.pl


okładka

Zwiastun kroju i studium alternatywnych rozwiązań znaków akcentowych zaprojektowany przez Mariana Misiaka – na okładce „Notesu.na.6.tygodni” ma swoją premierę. Opis autorski: Eksperyment wizualny oparty jest o analizy historyczne znaków. Krój prezentuje niedogmatyczne podejście do konstrukcji polskich znaków diakrytycznych. Użytkownik kroju będzie mógł z wachlarza rozwiązań wybrać jedną z wersji. Marian Misiak (ur. 1981) – jest projektantem i niezależnym researcherem. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i projektowanie krojów pism na Uniwersytecie w Reading (Wielka Brytania). Tytuły w numerze #99 NN6T zostały złożone fontem Maria1 zaprojektowanym przez Mariana Misiaka. Wywiad z nim czytaj na s. 82.


Do kupienia w księgarni znak.com.pl i dobrych salonach prasowych

Dofinansowano ze środków M i n i s t r a K u lt u r y i D z i e d z i c t w a N a r o d o w e g o


asocjacje Seria czterech betonowych realizacji Gomulicki Jastrubczak Woynarowski Sukiennik

Konferencja:

Beton w sztuce i architekturze prof. Andrzej Basista dr hab. Gabriela Świtek dr Wojciech Niebrzydowski

od 16 maja — Promenada nad Wisłą Warszawa-Żoliborz ul. Wybrzeże Gdyńskie 2 — www.asocjacje.eu

21 maja, godz. 18.00, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Jan Sukiennik, Ikar

Organizator

Projekt jest realizowany dzięki wsparciu finan­ sowemu otrzymanemu od m.st. Warszawy

Partnerzy

5


URA / SZT UKA / DIZ AJN I PROJE K TOWANIE

dystrybucja

sklep

ARC HITEK T

zapowiedzi

SKLEP WIELOBRANŻOWY

BĘC ZMIANA PN - PT 12-20 SOB 12-18 UL. MOKOTOWSKA 65 WARSZAWA

tel. 22 6292185 obsluga@beczmiana.pl WWW.SKLEP.BEC

ZMIANA .PL

dystr ybucja@be

czmiana.pl




materiał/materialność

Juhani Pallasmaa / Réjean Legault / Ewa Klekot / Tim Ingold Barbara Stec / Maciej Miłobędzki / Gion A. Caminada / Jean Baudrillard Paulina Lis / Michał Podgórski / Marcin Mateusz Kołakowski Magdalena Zych / Hubert Trammer / Tomoharu Makabe www.autoportret.pl

Wydawca Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Jasanský / Polák KOŚCIOŁY, KOŚCIOŁY BWA Tarnów 14/5–14/6 2015 BWA Zielona Góra 6/11–29/11 2015 kurator: Adam Mazur

TARNOWSKI WEEKEND FOTOGRAFII 23–24/5 2015 w ramach Krakow Photo Fringe 14/5–14/6 2015


Po rewolucyjnej sztuce pozostaje... sztuka

10.05 (nd.), g. 19.00 02

trema

Magdalena Angulska, Mateusz Chor贸bski, Norbert Delman, Anna Jochymek, Tymon Nogalski

30.05 (sob.), g. 18.00 patronat

Komuna// Warszawa, ul. Lubelska 30/32

RE// MIX Living Theatre


NARODOWY

S T A DI O

N II SWOJEJ

6 01

WWW.ART-FAIR.PL

F2 #IA

UDZIAŁ

ER

WARSZAWIE

G AL

ZGŁ

W


PANTONE

: PROCESS BLUE C

QUADRICHROMIE : C 100 M 8 J 0 N 5

Istituto Italiano di Cultura Varsavia

RVB : R 0 V 138 B 201 WEB : # 008AC9 PANTONE 速 PROCESS BLUE C



www.szarakamienica.pl/ pl/news

zgłoszenia do 15 czerwca

malarstwo / grafika / rzeĹşba / fotografia / nowe media

Nagroda Fundacji Grey House




Grupa Dizeno Creative /// Jakub Jasiukiewicz /// Piotr Klimek /// Robert Knuth i Jerzy Mazzol /// Urszula Kozak /// Paweł Kula /// Kamil Kuskowski /// Artur Malewski /// Justyna Olszewska /// Ked Olszewski /// Bartek Otocki /// Arkadiusz Piętak /// Piotr Skiba /// Damian Reniszyn /// Andrzej Wasilewski /// Agata Zbylut ///

15.05-12.06.2015 /// Galeria Biała Centrum Kultury w Lublinie /// ul. Peowiaków 12 /// Lublin /// biala@ck.lublin.pl /// biala.art.pl


24

↣0 .04

7.

20 06.

15





Krytyka Polityczna #40–41 INSTYTUCJA KRYTYCZNA Artur Żmijewski rozmawia z dyrektorami najważniejszych instytucji kultury w Polsce, m.in z Andą Rottenberg, Joanną Mytkowską, Jarosławem Suchanem, Piotrem Piotrowskim i Wojciechem Krukowskim

www.krytykapolityczna/wydawnictwo Wydawanie pisma „Krytyka Polityczna” dofinansowane jest ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


or ie nn6t uj się DIZAJN FOTOGRAFIA ARCHITEKTURA MIASTO NAUKI SPOŁECZNE PUBLIKACJE SZTUKA I ŻYCIE EKSPERYMENT DŹWIĘK


Kuba Rodziewicz: Pok贸j hotelowy, 2014


NN6T Orientuj się: Fotografia

ZNIKNIJ ZE MNĄ

Specjalnie dla NN6T Ada Banaszak:

NUDNA FOTOGRAFIA Normalizm to dziewięć fotograficznych esejów o sprawach (pozornie) zwykłych. Estetyczne ramy magazynu wyznacza z jednej strony zainteresowanie redukcją obrazu do quasi-naukowego opisu rzeczywistości, z drugiej – dążenie do poszukiwania piękna w tym, co zwyczajne, opatrzone, codzienne. Słowo „normalizacja”, od którego wywodzi się tytuł projektu, opisuje proces powrotu do stanu wyjściowego po wzmożonym napięciu. W kontekście Normalizmu tym procesem jest samo fotografowanie: od ekscytacji, związanej z zaobserwowaniem sytuacji wartej zarejestrowania, przez ustawianie kadru i intelektualny namysł nad zdjęciem, po uwolnienie, „spuszczenie powietrza”, dzięki naciśnięciu spustu migawki. Fotografowie, których prace prezentowane są na łamach magazynu, badają napięcie pomiędzy techniczną „obiektywnością” medium a subiektywnością wynikającą z ich własnych emocji i wizualnej wrażliwości. Edytorzy Normalizmu #3 – Jan Rogalo i Paweł Starzec – do współpracy zaprosili Piotra Bekasa, Piotra Bułhaka, Pawła Jaśkiewicza, Michała Lichtańskiego, Kubę Rodzewicza, Krzysztofa Sienkiewicza, Wojtka Sienkiewicza i Evgenia Stepanetsa. Premiera magazynu w czerwcu. [AB]

www.paperbeatsrock.org

Alec Soth: Disappear with me, 2015

Alec Soth, amerykański fotograf, członek agencji Magnum i założyciel wydawnictwa Little Brown Mushroom, za sprawą swojej nastoletniej córki zainteresował się internetowym komunikatorem Snapchat. Na przekór papierowi barytowemu, a ku chwale impulsów, które każą ludziom fotografować swoje śniadanie i pokazywać je on-line, Soth postanowił wprowadzić Snapchat na rynek sztuki. Po uiszczeniu opłaty w wysokości 100 dolarów użytkownik aplikacji mógł odbyć snapchatową konwersację z fotografem, w czasie której ten był zobowiązany do wysłania rozmówcy 25 zdjęć. Praca Disappear With Me (sztuk: 3) wyprzedała się na pniu. Córka Sotha uznała to za najbardziej absurdalną rzecz na świecie – bo po co płacić za zdjęcia, które i tak po 10 sekundach znikną na zawsze? Odpowiedzi na to pytanie poszukuje Walker Art Center w ramach projektu Intangibles („Nienamacalni”), którego częścią była właśnie snapchatowa akcja Sotha. Internetowa kolekcja dzieł sztuki, które nie posiadają materialnej formy, ma stać się przyczynkiem do rozważań na temat kształtowania nowego typu relacji między artystami i kolekcjonerami, połączeń opierających się na sprzedaży doświadczeń, pomysłów i usług zamiast przedmiotów. [AB] shop.walkerart.org/collections/intangibles

26


NN6T Orientuj się: Fotografia

Jan Dziaczkowski: Bez tytułu, z cyklu Góry dla Warszawy, 2009, w ramach cyklu Ekspektatywa / www.ekspektatywa.beczmiana.pl

WIDOKI na temacie krajobrazu. Podczas wystawy będzie można zobaczyć rzadkie odbitki wykonane w różnych technikach. Artyści biorący udział w projekcie to m.in. Bart Pogoda, Józef Robakowski, Tadeusz Rydet oraz Zofia Rydet.

Prezentacja projektu Fotografia Kolekcjonerska rozpocznie się w Warszawie, a następnie zostanie przeniesiona do Łodzi i pokazana podczas Fotofestiwalu, gdzie odbędzie się aukcja wszystkich prezentowanych zdjęć. Nawiązując do jednej z części programu festiwalu HIT THE ROAD: Fotografowie w drodze, pomysłodawcy kolejnej edycji Fotografii kolekcjonerskiej koncentrują się

6 – 12.05; 28.05 – 07.06, aukcja: 30.05, g. 17.00 Warszawa, Leica Gallery, ul. Mysia 3, III p. Łódź, Art Inkubator, ul. Tymienieckiego 3 www.fotografiakolekcjonerska.pl

27


NN6T Orientuj się: Fotografia

Strip Test 4, 2012 © Adam Broomberg & Oliver Chanarin / Lisson Gallery, London

CZARNY KOŃ W CIEMNOŚCI W 1977 roku Jean-Luc Godard podczas zdjęć w Mozambiku odmówił używania kolorowego filmu Kodak, argumentując swoją decyzję tym, że jest to film „rasistowski”, ponieważ detale białej skóry rejestruje lepiej niż skóry czarnej. W 2014 roku fotografowie Broomberg i Chanarin, zaopatrzeni w arsenał przeterminowanych w latach 50. rasistowskich rolek, odbyli kilka podróży do Gabonu, aby fotografować rytuały inicjacyjne plemienia Bwiti. Ten gest i obrazy będące jego rezultatem stały się punktem wyjścia dla wystawy To Photograph The Details of a Dark Horse in Low Light, którą można oglądać w galerii Foam w Amsterdamie. Zdjęciom z Gabonu towarzyszy wielki portret Shirley – flagowej modelki Kodaka w latach 50., będący niejako oficjalnym potwierdzeniem empirycznego doświadczenie Godarda. Shirley, której podobizna była dystrybuowana wśród laboratoriów fotograficznych jako przykład prawidłowego naświetlenia kliszy i odbitki,

to bowiem dziewczyna o „normalnej” urodzie – biała blondynka. Podczas gdy Broomberg i Chanarin rozprawiają się z rasistowską polityką koncernów fotograficznych oraz oddają się postkolonialnymi rozterkom, Victoria and Albert Museum w Londynie celebruje udział czarnych Brytyjczyków w kształtowaniu historii fotografii na Wyspach. Celem wystawy i projektu Staying Power. Photographs of Black British Experience 1950s–1990s jest poszerzenie zbiorów muzeum o prace czarnoskórych artystów oraz „podnoszenie świadomości społecznej” dotyczącej istnienia czarnych Brytyjczyków, którzy posiadali aparaty fotograficzne i robili z nich użytek. Abstrahując od prac pokazywanych na wystawie, na usta samo ciśnie się pytanie: czy kolejna wystawa w V&A będzie prezentacją twórczości czarnych kobiet? [AB] www.foam.org www.vam.ac.uk/page/s/staying-power

28


NN6T Orientuj się: Fotografia

Michał Smandek: Stromboli (1), z cyklu Prognostyk, 2013 © Michał Smandek, dzięki uprzejmości artysty

MIESIĄC FOTOGRAFII Motywem przewodnim 13. edycji krakowskiego Miesiąca Fotografii jest konflikt. Na wystawie Inna historia zobaczymy cykl fotograficzny chińskiego artysty Zhanga Dali, będący podsumowaniem prowadzonych przez niego od 2003 roku obszernych badań nad wykorzystaniem sloganu i obrazu w propagandzie. Zdjęcia ilustrują techniki stosowane do przerabiania oficjalnych fotografii w Chinach czasów Mao. Z kolei wystawa TRACK-22 konfrontuje widzów z pytaniem: Czy książka fotograficzna – jako autonomiczna forma sztuki współczesnej – oddaje realia wstrząsów targających światem? Kuratorem wystawy jest Markus Schaden,

założyciel The PhotoBookMuseum, pierwszego muzeum na świecie nastawionego na prezentowanie książek fotograficznych. Ciekawie zapowiada się też indywidualna wystawa Joanny Piotrowskiej, która w cyklu Frowst mierzy się z tematem rodzinnej bliskości. W ramach festiwalu zaplanowana jest tradycyjnie Sekcja ShowOFF, prezentująca projekty młodych twórców, wyłonionych w drodze otwartego konkursu, oraz Przegląd Portfolio. I wiele innych arcyciekawych zdarzeń. 14.05 – 14.06, Kraków photomonth.com

29


Zhang Dali, Pierwszy mityng sportowy Armii Ludowo-Wyzwoleńczej z cyklu Inna historia, 1952 © Zhang Dali, dzięki uprzejmości artysty Zhang Dali, Obchody Święta Pracy z cyklu Inna historia © Zhang Dali, dzięki uprzejmości artysty

30


Joanna Piotrowska, XXIII, z cyklu Frowst © Joanna Piotrowska, dzięki uprzejmości artystki

31


NN6T Orientuj się: Fotografia

Jiehao Su: z cyklu Borderland

FOTOFESTIWAL ki Konga oraz reportaż Sarkera Proti­cka z planów zdjęciowych Dhallywood – przemysłu filmowego w Bangladeszu. W nowym bloku programowym Discovery Show festiwal prezentuje młodych twórców. W tym roku będzie to Mario Macilau z Mozambiku. Fotofestiwal to także wystawy specjalne i wystawy towarzyszące, organizowane przez galerie w całej Łodzi.

Podczas 14. edycji Fotofestiwalu pokazanych zostanie aż 18 wystaw, z czego 10 prezentuje projekty finalistów konkursu Grand Prix, w tym nagradzane na całym świecie Swell Mateusza Sarełło, opowieść o powrotach do miejsc i wspomnień, które nie dają spokoju; projekt Anny Grzelewskiej o dorastaniu córki, cykl Cyrila Costilhe o mrocznych tajemnicach zatoki Diego Suarez na Madagaskarze. Towarzyszyć im będzie projekt Patricka Willocqa o rytuałach plemiennych Demokratycznej Republi-

28.05 – 7.06 Łódź fotofestiwal.com

32


NN6T Orientuj się: dizajn

Magda Pilaczyńska, Pegasus + Tear, Look At Me Plates, fot. Małgorzata Turczyńska

RĘKA NARZĘDZIE DO MYŚLENIA części: prac, których podstawą jest rysunek, następnie transformowany na inne formy, np. okładkę książki czy plakat, prac, których proces produkcji wymaga pracy rąk np. ceramika czy tkanina, oraz szkiców i rysunków, w których praca ręki obrazuje dynamikę rozwoju koncepcji w umyśle projektanta.

Kuratorka prezentowanej w ramach festiwalu WantedDesign wystawy Inside Out. Polish Graphic Design and Illustration in the Making, Agata Szydłowska, zbudowała jej koncepcję wokół tematu ręki i pracy ręcznej, traktując rękę jako „narzędzie do myślenia”. Na wystawie podkreślona zostanie z jednej strony rola, jaką w pracy projektanta odgrywają rysunek, kolaż i techniki malarskie, z drugiej zaś – rola odręcznego szkicu. Ekspozycja składać się będzie z trzech

15 – 18.05 Nowy Jork, WantedDesign, 269 11th Avenue wanteddesignnyc.com

33


NN6T Orientuj się: dizajn

Specjalnie dla NN6T Monika Rosińska:

PAPANEK NA EMIGRACJI W nawiązaniu do intelektualnej działalności jednego z prekursorów „zwrotu humanistycznego” w dizajnie, urodzonego w Wiedniu projektanta i pedagoga Victora Papanka, organizowane jest sympozjum poświęcone roli dizajnu w tworzeniu wspólnoty. Spiritus movens działającej od 2011 roku Fundacji Papanka, Alison J. Clarke, uznana brytyjska historyczka dizajnu, każdorazowo zaprasza do współpracy czołowych badaczy tematu: eksperta od zrównoważonego rozwoju, Johna Thackarę, główną kuratorkę dizajnu w MoMA Paolę Antonelli czy Jamera Hunta, profesora w Parsons The New School of Design. Tegoroczna edycja (do tej pory odbyły się dwie: 2011, 2013) toczy się wokół hasła Émigré Design Culture i poświęcona jest pochodzącym z Europy Centralnej architektom oraz projektantom (m.in. Richardowi Neutrze, Frederickowi Kieslerowi, Evie Zeisel, Bernardowi Rudovsky’emu i Victorowi Papankowi), którzy w obliczu wojny i zmiany politycznej rzeczywistości wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, przyczyniając się w znacznym stopniu do ukształtowania ówczesnego dyskursu (lata 1920–1940) na temat społecznej roli architektury i dizajnu. [MR]

27 – 28.05 Wiedeń, Papanek Foundation, University of Applied Arts Vienna papanek.org/symposium/

Laboratorium Sissel Tolass, dzięki uprzejmości artystki

ZAPACHY MIAST Kto choć raz słyszał o Sissel Tolass, zapewne kojarzy, że ta norweska artystka, chemiczka i olfaktorystka stworzyła pierwsze autorskie archiwum składające się z 6763 zapachów pochodzących z różnych części świata. Przechowywane są w szczelnych, hermetycznych aluminiowych pojemnikach w jej berlińskim studiu. Podczas gdy kolory mają swoje różnorodne nazwy, zapach może być ładny lub brzydki, coś może śmierdzieć albo pachnieć. Dlatego Tolaas poszukuje także języka dla zapachu, algorytmu, za pomocą którego mogłaby wyrazić jego uniwersalną, a zarazem efemeryczną moc. Na przykład Orani jest nazwą na mieszaninę zapachów pochodzących z rozpłomienionego ludzkiego ciała i rozgrzanych silników pojazdów. Norweska sesnelierka od niedawna wciela się także w etnografkę zapachu, próbując uchwycić olfaktoryczną specyfikę wybranych miast: Paryża, Sztokholmu, Detroit, Kapsztadu, Istambułu, Kalkuty i Tel Awiwu. O projekcie badawczym City SmellScape opowie podczas konferencji What Design Can Do!. [MR] 21 – 22.05 Amsterdam, Stadsschouwburg, konferencja What Design Can Do! http://www.whatdesigncando.com/event/people/ sissel-tolaas/

34


NN6T Orientuj się: dizajn

Brett Yasko: Conflict Kitchen

PROJEKTOWANIE ZMIAN Dizajn zaangażowany społecznie wykorzystuje rozwój technologiczny, by wpływać na świadomość społeczną i projektować realne zmiany w świecie, a także w relacjach międzyludzkich. Wystawa Rezolucje. Projektowanie zmian bada aktualny stan społecznej odpowiedzialności dizajnerów. Za pośrednictwem dynamicznych projektów prezentowani na wystawie twórcy, m.in. 35

Center for Urban Pedagogy The Peace Factory czy Next Nature, starają się wnieść wkład w proces zmian zachodzących w społeczeństwie i w samej branży. 16.05 – 5.07 Wrocław, galeria Dizajn BWA, ul. Świdnicka 2-4 bwa.wroc.pl


NN6T Orientuj się: dizajn

Miejsce odbywania się tegorocznych TYPO Talks, Haus der Kulturen der Welt © Frank Paul

TYPO ROZMOWY TYPO Berlin jest uważany za największe wydarzenie projektowe w Europie. Od 2011 coroczna konferencja ma również miejsce w San Francisco oraz Londynie. Oprócz tematu przewodniego, jakim jest typografia, TYPO Talks porusza tematy związane z projektowaniem graficznym, mediami cyfrowymi, reklamą, technologią, kulturą i biznesem. Podczas tegorocznej konferencji głos zabierze m.in. Jan Sowa, który opowie o projektowaniu w kontekście awangardy oraz kapitalizmu. Tina Roth Eisenberg ze studia w Nowym Jorku, na przykładzie sukcesów projektowych swojego studia, zaprezentuje efektywną metodę kolektywnej pracy, a prof. Manfred Hild, prowadzący wydział neurorobotyki na uniwersytecie Beuth w Berlinie, przedstawi projektowe decyzje podejmowane podczas procesu kreacji humanoidalnego robota.

21 – 23.05 Berlin, Haus der Kulturen der Welt typotalks.com

DIZAJN NIEANTRO­ POCENTRYCZNY Stany Zjednoczone i Skandynawia mają najbardziej rozwiniętą refleksję na temat dizajnu. Dotyczy to nie tylko nieco już wysłużonych idei design thinkingu, projektowania zorientowanego na człowieka (human-centred design) czy dizajnu partycypacyjnego, ale także progresywnej dla refleksji nad dizajnem tematyki posthumanizmu. W sztokholmskim Konstfacku odbędzie się konferencja Challenging anthropocentrism in the design of sustainable futures poświęcona teorii projektowania. Motywem przewodnim są ekologie dizajnu, rozumiane jako sieci aktorów ludzkich i nie-ludzkich zaplecione wokół materialnych obiektów. Celem konferencji jest refleksja nad silnie znaturalizowaną w dizajnie tradycyjną kategorią antropocentryzmu. Uczestnicy konferencji będą starali się więc zastanowić nad nowym paradygmatem dla dizajnu i odpowiedzieć na pytanie, czy dizajn gotowy jest na projektowanie dla nie-ludzi. [MR] 07 – 10.06 Sztokholm, Konstfack – University College of Arts, Crafts and Design nordes.org/nordes2015/

36


NN6T Orientuj się: architektura

Miguel Rodrigo Mazuré: Hotel in Machu Picchu (Project), 1969 © Archiwum Miguel Rodrigo Mazuré

Specjalnie dla NN6T Adam Przywara:

KONSTRUOWANIE AMERYKI ŁACIŃSKIEJ W 1955 roku w nowojorskiej MoMie swoją premierę miała ekspozycja koncentrująca się na architekturze regionu Ameryki Łacińskiej do czasów II wojny światowej. Wzbudziła ona wtedy ogromne zainteresowanie, wnosząc powiew świeżości do myślenia o architekturze w trudnych powojennych czasach. Po 60 latach kuratorzy na wystawie La37

tin America in Construction (1955–1980) wracają do tematu, prezentując projekty z lat późniejszych – od Brasili Niemeyera do późnych projektów Liny Bo Bardi. [AP] do 19.07 Nowy Jork, MOMA www.moma.org


NN6T Orientuj się: architektura

I BIENNALE ARCHITEKTURY W CHICAGO Projekty, wystawy i instalacje 60 biur architektonicznych z całego świata zainaugurują największe wydarzenie architektoniczne w USA, czyli Chicago Architecture Biennale. Kuratorami wydarzenia są – Joseph Grima, były redaktor magazynu „DOMUS”, członek włoskiej pracowni Space Caviar; Sarah Herda – dyrektor Graham Foundation, czyli najważniejszej fundacji w Stanach Zjednoczonych, której działania koncentrują się w polu teorii architektury. O konsultację merytoryczną zadba imponująca lista kuratorów, architektów i teoretyków, m.in. David Adjaye, Elizabeth Diller, Frank Gehry, Hans Ulrich Obrist i Stanley Tigerman. Pierwsza edycja wydarzenia

38

The State of the Art of Architecture ściśle nawiązuje do konferencji, która miała miejsce pod koniec lat 70. XX wieku w Chicago, a jej inicjatorem był wspomniany Tigerman. David Adjaye w jednym z wywiadów wspomniał też, że jedną z ważnych inspiracji dla projektu jest tradycja Bauhausu, którą na gruncie miasta zaszczepił Mies van der Rohe. Może się okazać, że Chicagowskie Biennale będzie jednym z najbardziej nowatorskich i produktywnych wydarzeń architektonicznych nie tylko w USA, ale na całym świecie. [AP] od 3.10 Chicago chicagoarchitecturebiennial.org


NN6T Orientuj się: architektura

Tatiana Bilbao SC: Pilgrims Route © Iwan Baan

39


NN6T Orientuj się: architektura

III nagroda w konkursie na zagospodarowanie Pawilonu ZODIAK: Magdalena Siemienowicz, Jakub Kupikowski, Małgorzata Czekajło, Marcin Gliwiński, dzięki uprzejmości autorów i organizatorów konkursu: OW SARP

PLAN NA ZODIAK

EUROPAN 2015

Modernistyczny pawilon „Zodiak”, który od końca lat 60. mieścił bar szybkiej obsługi, kwiaciarnie i delikatesy winno-cukiernicze, a w latach 90. stał się siedzibą fast foodów, już niebawem przekształci się w centrum informacji, dokumentacji i ekspozycji architektury oraz urbanistyki Warszawy. Stołeczny oddział SARPu spośród 79 nadesłanych propozycji wyłonił zwycięzcę konkursu na zagospodarowanie placu przed pawilonem. W miejscu, które niegdyś zajmowała fontanna z sadzawką, zostanie zrealizowany projekt autorstwa Gowin & Siuta Spółka Jawna. Symbolizuje on kartkę białego papieru – przestrzeń gotową na przyjęcie różnych ekspozycji, które następnie będą rejestrowane i prezentowane w interaktywnym serwisie internetowym.

Miasto Stołeczne Warszawa ogłosiło 13. edycję międzynarodowego konkursu architektonicznego Europan, w którym udział mogą brać młodzi architekci, inżynierowie i planiści, poszukujący nowatorskich idei i możliwości w zakresie budowy współczesnego miasta europejskiego. Tematem tegorocznej edycji są Kamienne skarby Wisły, czyli stworzenie koncepcji prezentacji wyłowionych niedawno z dna rzeki kamiennych elementów architektonicznych, które w XVII wieku wojska szwedzkie podczas „potopu” wywoziły z Warszawy. Elementy, odnalezione w czasie rekordowo niskich stanów Wisły przez archeologa Huberta Kowalskiego, wicedyrektora Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, mają stać się główną atrakcją skweru Cubryny – w tym samym miejscu w 2004 roku, z inicjatywy Bęc Zmiany, stanęła instalacja Luizy Marklowskiej i Hanny Kokczyńskiej Różowe świecące jelenie, czyniąc mało uczęszczany skwer rozpoznawalnym punktem spotkań.

Warszawa, Pasaż Wiecha, ul. Marszałkowska 104a sarp.warszawa.pl

Oddanie prac konkursowych: 30 czerwca 2015 Nagroda gwarantowana: 12 000 euro www.europan.com.pl, www.europan-europe.eu

40


NN6T Orientuj się: architektura

Dach hali sportowej w Parku Olimpijskim wybudowanej na Igrzyska Olimpijskie w Monachium w 1972 roku, fot. © Christine Kanstinger

SIECI Z PRITZKEREM wanie Frei Otto. Ciekawe, że architektura głównego nurtu właśnie teraz wróciła refleksją do budownictwa silnie racjonalnego, a jednocześnie respektującego materiał i otoczenie – wystudiowanych struktur z sieci. [AP]

Nagroda Pritzkera jest odpowiednikiem nagrody Nobla w architekturze, a wśród jej zdobywców do 2015 roku był tylko jeden niemiecki architekt. Zmieniło się to w marcu bieżącego roku, kiedy komisja nagrody z dwumiesięcznym wyprzedzeniem ogłosiła, że tegorocznym laureatem zostaje zmarły niespodzie-

www.pritzkerprize.com/2015/jury-citation

41


NN6T Orientuj się: architektura

WIĘCEJ ŚWIATŁA! Planowana na czerwiec tego roku akcja Więcej światła to pierwsza publiczna prezentacja testowej realizacji projektu Reflex autorstwa Joanny Piaścik. Praca ta zwyciężyła w konkursie BMW/ URBAN/TRANSFORMS, zorganizowanym przez BMW Group Polska oraz Fundację Bęc Zmiana. Celem konkursu było wyłonienie najciekawszych rozwiązań, dzięki którym miasto staje się miejscem bardziej przyjaznym dla swoich mieszkańców. Projekt powstał z intencją doświetlenia fasad budynków i podwórek, poprzez umieszczenie na przeciwległej ścianie specjalnych ekranów. Ich zadaniem jest kierowanie promieni słońca, padających na fasadę południową lub południowo-wschodnią, do sąsiadów, do których mieszkań słońce dociera znacznie rzadziej lub wcale. Powierzchnia odbijająca światło wykonana jest z aluminiowych, modularnych elementów, które dowolnie można mocować obok siebie i pokrywać nimi duże fragmenty ściany. Testowa realizacja projektu, przygotowana we współpracy z Wydziałem Fizyki Politechniki Warszawskiej, sprawdzi jego efektywność i jakość działania, uwzględniając wpływ warunków atmosferycznych. Projekt pokazany zostanie w ramach projektu Synchronizacja, który w tym roku przebiega pod hasłem Konkret (Dziury w całym) i koncentruje się na tym, co oprócz wiedzy i refleksji powoduje rzeczywistą zmianę.

czerwiec 2015 Warszawa, ul. Szpitalna 6 www.beczmiana.pl www.bmwtransformy.pl www.synchronicity.pl

WĘGIERSKIE PODZIEMIE ARCHITEKTURY Architekci tworzący dziś na Węgrzech mają mocno ograniczone możliwości ekspresji. Konserwatywna władza narzuca ostre dyrektywy, jeśli chodzi o nowo powstające budynki — oficjalnym odniesieniem ma być m.in. organiczno-ludowa twórczość Imre Makovecza. Stąd też ogromne zaskoczenie, jakie wzbudziło otwarcie nowej nitki budapesztańskiego metra, pierwszy raz w historii projektowanej przez architektów w drodze konkursu. Awangardowa i nonkonformistyczna architektura musiała zejść na Węgrzech pod ziemię, dosłownie. [AP]

↑→ Sporaarchitects: Stacja Fovam w Budapeszcie © Tamás Bujnovszky, 2014

palatiumstudio.hu

42


NN6T Orientuj siÄ™: architektura

43


NN6T Orientuj się: miasto

Specjalnie dla NN6T Joanna Kusiak:

MAPOWANIE MIASTA POEZJĄ

WYNAJMIJ SEDES NA 5 MINUT

Miasta spełniają różne funkcje – także muz dla natchnionych poetów o różnych stopniach talentu. Biblioteka puPodobno jedynym prawdziwym wy- bliczna w Toronto przygotowała inznacznikiem cywilizacji jest dostępność teraktywną mapę, która łączy miejsca i czystość publicznych toalet. Podczas z fragmentami napisanych o nich wiergdy np. w Australii dostęp do bezpłat- szy. Dzięki temu stojąc na skrzyżowaniu nych toalet publicznych (i publicznych i czekając na zielone światło, możemy stanowisk do grillowania w parkach) jednocześnie przeczytać wiersz-medyjest postrzegany jako jedno z podsta- tację o tym, jak ktoś inny, w 1974 roku, wowych praw obywatelskich, w USA, czekał tu na zielone światło. [JK] gdzie toalet publicznych dramatycznie brak, powstała właśnie nowa apli- Toronto, Kanada www.torontopoetry.ca kacja na smartphony – Air P’n’P. Nazwą nawiązując humorystycznie do portalu pośredniczącego w zamianie i wynajmowaniu na krótki czas prywatnych mieszkań, Air P’n’P mierzy się ze śmiertelnie poważnym problemem: gdzie siusiać, gdy nie ma gdzie siusiać? Twór- Minęło wiele czasu, zanim Berlin stał się cy aplikacji pochodzą z Nowego Orle- tym, czym jest obecnie: artystyczną meanu, co nie jest bez znaczenia – podczas tropolią bez konsensusu, w najlepszym Mardi Gras, czyli dorocznych spektaku- wypadku pogodnie heterogeniczną. larnych parad karnawałowych, pije się W Berlinie artyści i artystki pracują czędużo piwa, ale siusiać nie ma gdzie. sto w bardzo trudnych warunkach, anA ponieważ siusianie w miejscach pu- gażując się w szeroko rozgałęzioną sceblicznych jest zabronione, co roku za- nę DIY, obejmującą pracownie tworzone bawa karnawałowa dla wielu kończy w rozmaitych wolnych lokalach oraz sasię pobytem w areszcie. Air P’n’P ma to mopomocowe galerie. Zorganizowana zmienić – aplikacja lokalizuje najbliższą z okazji jubileuszu 150. rocznicy istnieosobę, która za niewielką opłatą wynaj- nia miasta Katowice wystawa Berlin Armie wam sedes na te kluczowe 5 minut. tist’s Statements w pracach 20 artystów Pytanie tylko, czy nie łatwiej byłoby od- ujawnia zjawiska charakterystyczne dla budować toalety publiczne? [JK] sztuki powstającej we współczesnej multikulturowej metropolii. Uczestniczą w niej artyści i artystki młodego i średniego pokolenia, którzy urodzili się w Niemczech, Polsce, Bułgarii, Danii, Szwajcarii, Brazylii i Kanadzie, a dziś wszyscy mieszkają na stałe w Berlinie.

BERLIN PO ŚLĄSKU

toalety na całym świecie app.airpnp.co

do 7.06 Katowice www.bwa.katowice.pl

44


NN6T Orientuj się: miasto

fot. Szymon Rogiński, 2015

FIGURY RETORYCZNE Warszawski przechodzień lub turysta ma (prawie) na wyciągnięcie ręki unikalną galerię trochę zaniedbanej i zakurzonej, często podniszczonej rzeźby – dostępną przez całą dobę, bez opłat za bilety. Stołeczna rzeźba architektoniczna kojarzona jest zazwyczaj z socrealizmem i retoryką propagandy, ale z całą pewnością nie jest do końca tym, czym się wydaje. Dzięki zdjęciom Szymona Rogińskiego na wystawie Figury retoryczne. Warszawska rzeźba architektoniczna 1918-1970 będzie można

zobaczyć dekoracje rzeźbiarskie, które na co dzień giną w wizualnym chaosie ulic lub które ze względu na ich lokalizację trudno obejrzeć, takie jak dekoracyjny fryz znad wejścia głównego do Pałacu Kultury. Fotografiom towarzyszyć będą oryginalne, nieznane lub bardzo rzadko prezentowane rzeźbiarskie modele i archiwalia. 14.06 – 11.10 Warszawa, Królikarnia, ul. Puławska 113a krolikarnia.mnw.art.pl

45


NN6T Orientuj się: miasto

SpY, ul. Krakowska 148, Katowice, 2013

SZTUKA MIASTA O BOGATYCH

WYDARZENIA NA LITERĘ A

W ramach tegorocznej edycji Katowice Street Art Festival będzie można obejrzeć wystawę Typozine. Subiektywny przewodnik po typografii prezentującą kilkadziesiąt fontów zaprojektowanych przez polskich projektantów graficznych. Ciekawie zapowiada się również wystawa Fale. Subiektywna historia strit artu przedstawiająca historię tego nurtu, począwszy od antycypujących go działań w latach 80., przez undergroundowe graffiti lat 90. aż do chwili obecnej: rozkwitu popkulturowego malarstwa muralowego, krytycznego postwandalizmu czy obecności street artu w głównym nurcie sztuki. Podczas festiwalu będzie można także wziąć udział w debacie Rozprzestrzenienie poświęconej funkcjonowaniu street artu w przestrzeni publicznej oraz jego (nie) obecności w zakresie krytyki artystycznej. Natomiast wystawa O bogatych w bytomskiej Kronice dokumentuje akty obywatelskiego nieposłuszeństwa oraz praktyk oporu kolektywu ManuFAktura.

Zielony Jazdów zmienia nazwę na Archipelag Jazdów, ale formuła działań pozostaje taka sama: we współpracy z artystami, sąsiedzkimi instytucjami, organizacjami i lokalną społecznością oraz przy aktywnym współudziale widzów park przed Zamkiem Ujazdowskim na 12 wakacyjnych weekendów stanie się przedmiotem artystycznych eksploracji – w tym roku pod hasłem „cisza w mieście”. Tematem przewodnim tegorocznego Festiwalu Alternativa będzie odsyłająca do różnych sposobów zakorzenienia w codzienności „wernakularność”. Wystawa główna skupiona będzie wokół problematyki języka powszedniej komunikacji, lokalnej, wiedzy, technologii i towarzyszących im sposobów obrazowania. Artyści uczestniczący wystawie to m.in. Olaf Brzeski, Karolina Brzuzan, Rafał Bujnowski, Harun Farocki. Więcej w wakacyjnym numerze NN6T.

15 – 24.05 Katowice 16.05 – 4.07 Bytom, CSW Kronika, Rynek 26 katowicestreetartfestival.pl

13.06 -30.09 Gdańsk, ISW, ul. Doki 1/145 B www.alternativa.org.pl 19.06 – 06.09 Warszawa, CSW, ul. Jazdów 2 csw.art.pl

46


NN6T Orientuj się: miasto

Nicolas Grospierre: Sedesowce, Osiedle Plac Grunwaldzki, 2005

WROCŁAW W WENECJI I WARSZAWIE Wystawa Dzikie Pola. Historia Awangardowego Wrocławia, odbywająca się w ramach programu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, prezentuje blisko 500 obiektów z zakresu sztuk wizualnych, architektury, urbanistyki, teatru, filmu, dizajnu i życia codziennego. Jej historyczna narracja rozpoczyna się w połowie lat 60. wraz z osiedleniem się we Wrocławiu dwóch wielkich wizjonerów sztuki: Jerzego Grotowskiego oraz Jerzego Ludwińskiego. Wrocław jako ESK 2016, pojawi się również na tegorocznym Biennale w Wenecji. Punktem wyjścia wystawy 47

Dispossession w Palazzo Doná jest przesiedleńcza przeszłość Wrocławia, miasta, w którym każdy jest „skądś”. Ekspozycja splata historyczne i współczesne narracje, tworząc wielowątkową opowieść o stracie domu. W wystawie wezmą udział artyści z Polski, Ukrainy i Niemiec. 18.06– 13.09 Warszawa, Zachęta, pl. Małachowskiego 3 zacheta.art.pl 9.05 – 22.11 Wenecja Biennale labiennale.org


NN6T Orientuj się: nauki społeczne

TESTOWANIE POTENCJAŁÓW

Tymek Borowski: Portrait of Mr & Mrs Hubbert, 2014

WSZYSCY POTRZEBUJĄ ZASAD Nowe prace Tymka Borowskiego to między innymi seria portretów bazujących na pogłębionych, psychologicznych wywiadach z „modelami”, infografika o eksperymentalnym szukaniu „sposobów na siebie”, podpowiadająca, jak obalać fałszywe przekonania na temat własnego życia i znajdować sposoby działania dopasowane do własnego charakteru, oraz film How Cul­ture Works?, czyli praktyczny podręcznik skutecznego używania kultury – konstruktu, który organizuje nasz sposób życia i działania. Wszystkie one wraz z wcześniejszymi pracami artysty zaprezentowane zostaną na wystawie Wszyscy potrzebują zasad, ale każdy potrzebuje innych. 15.05 – 10.06 Białystok, Galeria Arsenał, ul. A. Mickiewicza 2 galeria-arsenal.pl

Tegoroczne Biennale WRO odbywa się pod hasłem Test Exposure i jak mówią organizatorzy ma być testem kreatywnych, niesformatowanych, nieograniczonych możliwości sztuki reagującej na współczesność i antycypującej przyszłe wyzwania. Na bogaty międzynarodowy program składają się prace artystów zaproszonych przez zespół kuratorski Biennale oraz zgłoszenia napływające do Wrocławia w ramach otwartego naboru. Tegoroczny przyniósł rekordowe rezultaty – nadesłano ponad 2300 zgłoszeń z całego świata. W ramach cyklu otwartych przeglądów po raz pierwszy w historii do procesu programowania zaproszono także publiczność. Nowością są też miejsca prezentacji m.in. nowy gmach Biblioteki Uniwersyteckiej czy przestrzenie prywatne. Prace najmłodszej generacji artystów zaprezentowane zostaną aż w trzech osobnych zestawach. 13.05 – 30.06 Wrocław wro2015.wrocenter.pl

CO SĄDZISZ O NN6T? Redakcja „Notesu.na.6.Tygodni” chce spojrzeć na siebie Waszymi oczami, a także dowiedzieć się więcej o tym, dla kogo pracują nasze głowy, ręce i nogi. Pomóżcie nam zyskać samowiedzę, wypełniając krótką ankietę on-line. Link do ankiety znajdziecie na naszej stronie i na notesowym Faceboooku. Podsumowanie wyników ankiety ukaże się w #100, wakacyjnym numerze magazynu. Dziękujemy za pomoc! www.notesna6tygodni.pl

48


NN6T Orientuj się: nauki społeczne

Piotr Kurka: Easy Reader © Biennale WRO 2015 oraz artysta

49


NN6T Orientuj się: nauki społeczne

POLSKA W CHINACH Wystawa zaprezentuje ponad 60 prac artystów odnoszących się do aktualnej sytuacji w Polsce, których twórczość jednocześnie można uznać za przykład w pełni rozwiniętej sztuki globalnej. Stan życia. Polska sztuka współczesna w kontekście globalnym ma ukazywać złożony układ sił i napięć kształtujących naszą rzeczywistość, podlegającą procesom modernizacji i globalizacji. Wystawa prowokuje pytanie o to, co polska kultura może wnieść do sztuki globalnej stanowiącej rozwinięcie tradycji awangardowej, abstrakcyjnej i konceptualnej. Wystawa przygotowywana została przez Muzeum Sztuki w Łodzi, Culture.pl we współpracy z Ambasadą RP w Pekinie i National Art Museum of China.

Rafał Bujnowski: Graboszyce, 2002, olej na płótnie, dzięki uprzejmości Fundacji Sztuki Polskiej ING

11.05 – 24.06 Pekin, National Art Museum of China, namoc.org

50


NN6T Orientuj się: nauki społeczne

51


NN6T Orientuj się: nauki społeczne

Joanna Malinowska i C.T. Jasper: 18°48’05”N 72°23’01”W

WSZYSTKIE LOSY ŚWIATA Kuratorem tegorocznego 56. Biennale w Wenecji jest Okwui Enwezor, nigeryjski krytyk sztuki, dyrektor Haus der Kunst w Monachium. Temat przewodni brzmi: All the World’s Futures, a jego punktem centralnym jest arena, umiejscowiona w pawilonie Giardini, na której podczas trwania całego biennale będą odczytywane trzy tomy Kapitału Karola Marksa. Polityczny wymiar biennale również odnajdziemy w polskim pawilonie, reprezentowanym przez artystyczny duet pracujący w Nowym Yorku – Joannę Malinowską i C.T. Jaspera. Ich projekt 18°48’05”N 72°23’01”W to 52

panoramiczna projekcja opery Halka Stanisława Moniuszki, którą artyści wystawili w miejscowości Cazale na Haiti, gdzie mieszkają haitańscy potomkowie polskich legionistów z okresu wojen napoleońskich. Innym ważnym wydarzeniem jest Towards Biennale Urbana 2016 zapowiadające przyszłoroczną edycję miejskiego biennale. Aktywiści, artyści, architekci i społeczność lokalna będą debatować o tym, jak rozwiązać dysfunkcje Wenecji. 9.05 – 22.11 Wenecja labiennale.org


NN6T Orientuj się: publikacje

Atelier Populaire: Je participe (Biorę udział), maj 1968

Anna Gosławska-Lipińska (Ha-Ga), rysunki satyryczne z magazynu „Szpilki”, 1963

WIOSENNE LEKTURY OBOWIĄZKOWE Na czym polega rewolucyjny potencjał widm? Dlaczego Guy Debord nie oglądał telewizji? Gdzie znajduje się sztuczne piekło? Jeżeli nocami dręczą was te pytania lub bez przerwy zadają je wam znajome dzieci, na pewno ucieszy was informacja, że odpowiedzi znajdziecie w książkach, które już niebawem ukażą się nakładem wydawnictwa Bęc Zmiana. Do bęcowej serii kieszonkowej dołączą Widmontologia Andrzeja Marca oraz antologia tekstów Międzynarodówki Sytuacjonistycznej pod redakcją Mateusza Kwaterki i Pawła Krzaczkowskiego. W księgarniach wypatrujcie również pierwszego polskiego wydania 53

kontrowersyjnej książki Sztuczne piekła /Artificial Hells, w której Claire Bishop analizuje początek, rozwój i upadek idei sztuki partycypacyjnej. A dla tych, którzy powyższych pytań sobie nie zadają, również coś się znajdzie – na przykład zbiór satyrycznych rysunków Ha-Gi publikowanych przez niemal 40 lat w magazynie „Szpilki”, który przygotowuje tandem odpowiedzialny za wydanie Pieska dziwaka – córka Ha-Gi Zuzanna Lipińska oraz Anna Niesterowicz, artystka, badaczka i znawczyni twórczości rysowniczki. www.beczmiana.pl


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Wrocław, budynek koszar policji, gdzie odbędzie się tegoroczny Przegląd Sztuki SURVIVAL, mat. organizatora

CZYNY ZABRONIONE Tegoroczna edycja Przeglądu Sztuki SURVIVAL odbywa się pod hasłem Czyny zabronione. Daniela Tagowska, w ramach projektu kuratorskiego Szaberland zbada historię wielowarstwowego zjawiska szabrownictwa przez pryzmat miejskiego mitu. Wrocławski artysta Maciej Bączyk, przygotuje instalację–esej wizualny 333 00 (trzy trójki i dwa zera) zbudowany w oparciu o filmy kręcone we Wrocławiu w latach 70., utrzymane w klimacie filmów noir. Z kolei Piotr Kmita podejmie temat zła widzianego oczami dziecka, a także zaprezentuje przewrotną instalację na temat czynów zabronionych w pracy kuratorskiej. W ramach wystawy głównej zobaczyć będzie można prace takich artystów jak: Aleka Polis, Jerzy Kosałka, Maks Cieślak czy Tomasz Opania.

SPOJRZENIA 2015

26 – 30.06 Wrocław, Koszary Oddziału Prewencji Policji www.survival.org.pl

Znamy nazwiska finalistów VII edycji konkursu Spojrzenia – Nagroda Deu­ tsche Bank. Zostali nimi Alicja Bielawska, Ada Karczmarczyk, Piotr Łakomy, Agnieszka Piksa i Iza Tarasewicz. Tradycyjnie wezmą oni udział w wysta54


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Alicja Bielawska: Ćwiczenia na dwie linie, 2014, stal, tkanina, dzięki uprzejmości artystki i galerii Starter

wie, która jesienią zagości w Zachęcie. Celem odbywającego się co dwa lata konkursu Spojrzenia, kierowanego do młodych polskich twórców, jest zaprezentowanie i uhonorowanie najciekawszych postaw artystycznych, dzieł

i twórców, którzy w sposób szczególny zaistnieli na scenie sztuki w ostatnich dwóch latach. Laureatem ostatniej edycji konkursu został Łukasz Jastrubczak. zacheta.art.pl

55


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Eduardo Felix da Costa, materiały do pracy 20 rąk klaszcze razem, 2015, instalacja

Sztuka w przestrzeni publicznej, reż. Paulina Jeziorek, realizacja: Bęc Zmiana i TVP Kultura

BRAZYLIJSKI DESZCZ

BĘC TIWI

Pierwsza w Polsce indywidualna wystawa brazylijskiego artysty Cadu (Carlos Eduardo Felix da Costa) zgromadzi prace powstałe w wyniku współdziałania artysty z lokalną społecznością Nowego Sącza. W swoich praktykach artystycznych Cadu zajmuje się tworzeniem systemów, maszyn i instalacji, dzięki którym bada i kwestionuje relacje między człowiekiem, naturą i technologią. Istotnym polem formalnych poszukiwań i eksperymentów artysty są dźwięk oraz rysunek. W prezentowanych na wystawie pracach pojawiają się również odniesienia do modernizmu, którego rozwój silnie wpłynął na oblicze współczesnej sztuki brazylijskiej. Tytuł wystawy Zanosi się na deszcz zaczerpnięty został z utworu muzycznego Steve’a Reicha.

W 2014 roku Bęc Zmiana zrealizowała we współpracy z praską telewizją internetową Artyčok.TV serię krótkich filmów prezentujących najciekawsze wydarzenia, postaci i zjawiska polskiej sztuki współczesnej. Filmowe podsumowanie ostatnich 15 lat sztuki w przestrzeni publicznej w Polsce, sylwetki artystów: zdobywcy zeszłorocznego Paszportu Polityki Jakuba Woynarowskiego, Mirosława Flicińskiego, Maurycego Gomulickiego i Czosnek Studio, oraz relacje z najciekawszych wystaw i wydarzeń artsytycznych zeszłego roku można oglądać za darmo na platformie internetowej Artyčok.

do 14.06 Nowym Sącz, BWA SOKÓŁ, ul . Długosza 3 bwasokol.pl

www.artycok.tv www.beczmiana.pl

56


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Komuna// Warszawa: Terry Pratchett: Nauki społeczne, 2013

KAMYK DLA KOMUNY

RYBIE OKO

„Za działalność teatralną łączącą sztukę i życie, twórczą oryginalność z zaangażowaniem w sprawy publiczne” – za to właśnie Komuna// Warszawa dostała Kamyk, ustanowioną w tym roku przez miesięcznik „Dialog” Nagrodę im. Konstantego Puzyny. Wyróżnieniom jednak nigdy dość, dlatego Komuna// Warszawa otrzymała również nominację do Gwarancji Kultury, nagród dla najciekawszych osobowości artystycznych i zjawisk kulturalnych minionego roku przyznawanych przez TVP Kultura. Jesteśmy poruszeni i gratulujemy tym bardziej, że Komuna// Warszawa w osobach Grzegorza Laszuka i Ani Hegman w swoim teatrze wyżywa się twórczo po godzinach pracy, a wcześniej projektuje „Notes.na.6.tygodni”!

Założeniem Biennale Sztuki Młodych Rybie Oko jest promocja młodych, poszukujących artystów, którzy dzięki tej inicjatywie mają szansę skonfrontować się i wejść w dialog z innymi artystami, krytykami sztuki oraz szeroką publicznością. Do konkursu artyści mogą zgłosić maksymalnie trzy prace, wykonane w następujących technikach: malarstwo, rysunek, grafika, fotografia, rzeźba, instalacja oraz wideo. W skład jury wchodzą m.in. Sebastian Cichocki, Mikołaj Iwański, Izabela Kowalczyk, Adam Mazur. Organizatorzy przewidują wyróżnienie najlepszych prac oraz nagrody pieniężne dla laureatów konkursu. zgłoszenia do 25.06 wystawa 3.09 – 10.11 Słupsk, BGSW, ul. Partyzantów 31a bgsw.pl

komuna.warszawa.pl

57


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Monika Sosnowska: Balustrade, 2015, fot. Filipe Braga, © Fundação de Serralves

POLACY W ŚWIECIE Pierwszy tak obszerny przegląd fotografii Piotra Uklańskiego pokazywany jest wystawie Fatal Attraction: Piotr Uklański Photographs. Prawie połowa zdjęć pochodzi z nieprezentowanego szerzej cyklu Radość fotografii (1997– 2007), w którym artysta wykorzystuje stylistykę zaczerpniętą z instrukcji posługiwania się aparatem firmy Eastman Kodak z 1979 roku przeznaczonej dla fotografów amatorów. Artysta uznał ją wówczas za kompendium wiedzy dotyczącej amerykańskiej kultury popularnej. Wystawa Moniki Sosnowskiej w Porto to również przekrojowa, za to pierwsza tak obszerna prezentacja tej artystki w Portugalii. Architectonisation wchodzi w dialog z zastaną architekturą muzeum sztuki współczesnej Serralvves, anektując siedem przestrzeni gmachu.

Fragment Queen’s Face Egyptian, New Kingdom, Edward S. Harkness Gift, 1926, The Metropolitan Museum of Art

do 16.08 Nowy Jork, Metropolitan Museum metmuseum.org do 31.05 Portugalia, Serralves Muzeum Sztuki Współczesnej serralves.pt

58


NN6T Orientuj się: sztuka i Życie

Paweł Jaśkiewicz: Bez tytułu, seria fotografii

FINALIŚCI HESTII Artystyczna Podróż Hestii to całoroczny program promocji sztuki i edukacji artystycznej. Konkurs adresowany jest do studentów III, IV i V roku kierunków artystycznych wyższych uczelni w całej Polsce. Jego głównym celem jest wspieranie rozwoju artystycznego młodych twórców. W ramach 14. edycji konkursu dwoje laureatów odbędzie rezydencję artystyczną w Nowym Jorku i Walencji. W ramach nagrody organizowana jest również indywidualna wystawa premierowych prac laureata, powstałych po powrocie z rezydencji. Wystawę prac dwudziestu

finalistów, wyłonionych przez międzynarodowe jury złożone ze specjalistów w dziedzinie sztuk wizualnych i promotorów kultury, będzie można oglądać na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Po raz pierwszy przyznana zostanie nagroda publiczności – artystyczny weekend w Berlinie. Na wybranego artystę będzie można głosować w ramach Weekendu z młodą sztuką. 8 – 23.05; 11.05, g. 19 (ogłoszenie zwycięzców) Warszawa, MSN, ul. Emilii Plater 51 artystycznapodrozhestii.pl

59


NN6T Orientuj się: eksperyment

Wojtek Pustoła: Handwork is not artwork, 2013–2015, dzięki uprzejmości artysty

NIESKOŃCZONA liczba MAŁP Sformułowane na gruncie mechaniki statycznej twierdzenia o nieskończonej liczbie małp mówi, że małpa naciskająca losowo klawisze maszyny do pisania przez nieskończenie długi czas napisze dowolnie wybrany tekst. Wystawa Nieskończona liczba małp spogląda na sztukę oczami cybernetyki. Bo ta, podobnie jak sztuka, jest dziedziną interdyscyplinarną, szukającą analogii między zasadami działania organizmów żywych, układów społecznych i maszyn. Wystawa podejmuje refleksję nad przenikaniem do procesu twórczego pojęć pochodzących ze świata cybernetyki i wolnorynkowej ekonomii, takich jak: racjonalizacja produkcji, podział pracy, zarządzanie nadwyżkami, efektywność i marnotrawstwo. W czasie trwania wystawy CSW zmieni się w laboratorium produkcyjne – przestrzeń wypełnią filmy z pogranicza sztuki wideo i dokumentu, prace o charakterze performatywnym oraz maszyny artystyczne, wykorzystane do procesu W centrum swojej wystawy Sprawa jest tworzenia, przetwarzania i niszczenia w załatwianiu Piotr Bosacki umieszcza artystycznej materii. instrument muzyczny w formie monumentalnego labiryntu; na jego konstruk22.05 – 16.08 cji widz może grać, a jednocześnie ona Warszawa, CSW, ul. Jazdów 2 gra na zmysłach widza. Na wystawie csw.art.pl

SPRAWA W ZAŁATWIANIU

60


NN6T Orientuj się: eksperyment

Piotr Bosacki: Kosmos, 2014, akwarium, woda, dafnie, instalacja elektryczna, dzięki uprzejmości artysty

zobaczymy też filmy animowane, wyna- Polecamy lekturę wywiadu Czasem galezione przez artystę aparaty muzyczne, dam z trupami z Bosackim w archiwalmachiny do produkcji obrazów i dźwię- nym, #87 numerze NN6T. ków. Wszystkie te prace składają się na do 14.06 szczególne instrumentarium, za pomo- Warszawa, CSW, ul. Jazdów 2 cą którego artysta bada naturę rzeczy. www.csw.art.pl 61


NN6T Orientuj się: eksperyment

Natalia Bażowska: Luna, 2014, wideoperformans

WILK NIE KOJOT

PILNE MUZUEM

Natalię Błażowską interesuje człowiek, jego psychika i fizjologia. Obserwacje zachowań zwierząt w ich naturalnym środowisku w połączeniu ze zdobytą wiedzą medyczną umożliwiają jej odnajdywanie podobieństw pomiędzy światem ludzi i zwierząt. Wystawa Leżę prezentuje wideoperformans Luna, który jest dokumentacją oswajania się artystki z wilkiem, Rzeźby Runowe, powstałe ze szczątków roślinnych i zwierzęcych znalezionych w lesie, oraz dwie instalacje — dźwiękową i przestrzenną, powstałe z myślą o przestrzeni galerii.

Człowiek-instytucja Aneta Szyłak założyła bloga Pilne muzeum, na którym pisze o swoich spostrzeżeniach, obawach i pomysłach związanych z muzeami sztuki współczesnej. Redakcji NN6T tak tłumaczy swoją blogową misję: „Będę pisać o tym, dlaczego muzea są ważne i pilne. Jaką odgrywają rolę kulturową i społeczną w rozwoju miast, a zwłaszcza ich zaniedbanych obszarów. Będę omawiać modele muzeów, czasami opisywać wystawy i książki, zapowiadać wydarzenia. Muzea kojarzone są często z czymś statycznym i pompatycznym, a ja chciałabym myśleć o muzeum jako instytucji, która potrafi przyspieszyć bieg rzeczy, zareagować na otaczającą nas rzeczywistość, pokazać rzeczy ważne, którym potrzebny jest autorytet muzeum. A w moim mieście Gdańsku w ogóle nie ma muzeum sztuki współczesnej, co również chciałabym zmienić”. Zachęcamy do pilnego śledzenia bloga.

do 21.06 Warszawa, Miejsce Projektów Zachęty, ul. Gałczyńskiego 3 zacheta.art.pl

pilnemuzeum.wordpress.com

62


NN6T Orientuj się: dźwięki

Sergei Tcherepnin. fot. Laura Steele, 2012, dzięki uprzejmości artysty

SUBIEKTYWNY DŹWIĘK

Specjalnie dla NN6T Monika Pasiecznik:

Sergei Tcherepnin w swoich pracach łączy elementy instalacji dźwiękowej, rzeźby, wideo i performansu. Współczesna digitalizacja dźwięku na masową skalę oraz jego zapis na przenośnych odtwarzaczach sprawiają, że ulega on coraz silniejszej globalizacji i standaryzacji. W opozycji do tej rzeczywistości artysta tworzy instalacje, w których ruch, dotyk i wzrok umożliwiają subiektywne doświadczenie. Prace w efekcie są wydobyciem podstawowego dźwięku surowych materiałów poprzez sensualny proces wzmocniony przekaźnikami elektrycznymi. Wystawa inauguruje działalność FGF w nowej, świeżo wyremontowanej przestrzeni. 4.05 – 26.06 Warszawa, Fundacja Galerii Foksal, ul. Górskiego 1A fgf.com.pl

KRESY AWANGARDY Festiwal Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY w Lublinie istnieje od 2009 roku. Jego pomysłodawcą jest Jan Bernad, badacz kultury tradycyjnej, wieloletni członek grupy teatralnej Gardzienice oraz założyciel fundacji „Muzyka Kresów”. Oryginalność festiwalu polega na spotkaniu tak odległych światów, jak muzyka tradycyjna i awangardowa. Dotychczas w Lublinie występo­wali kompozytorzy muzyki współczesnej, eksperymentujący improwizatorzy, muzycy jazzowi, wiejscy muzykanci i artyści rekonstruujący archaiczne praktyki muzyczne. Na tegorocznej edycji festiwalu pod hasłem „W lesie znaków i sym­boli” amerykańska grupa Bang on a Can All-Stars zagra utwory Steve’a Reicha, Dana Deacona oraz trójki Polaków: Artura Zagajewskiego, Krzysztofa Wołka i Jarosława Siwińskiego. Obecny będzie też pianista John Tilbury, który pokieruje wykonaniami kilku utworów Corneliusa Cardew: polskie prawykonania będą miały Tiger’s Mind (1967),

63


NN6T Orientuj się: dźwięki

Treatise (1967) oraz Schooltime Compositions (1968), w wykonaniu bliżej nieznanego Cardew Collective (Polska). Część „tradycyjną” programu reprezentują m.in. muzycy i tancerze Zespołu Tureckiej Muzyki Sufickiej z Konyi oraz Orkiestra Dęta z Jędrzejówki i Hoszni czy Kapela Bornego z Podzamcza (Lublin). Poza tym koncertowe wykonanie będzie miała słynna opera Louisa Andriessena M is for Man, Mozart, Music, któremu towarzyszyć będzie projekcja filmu w reżyserii Petera Greenawaya (1991). Słowem: kresy awangardy! [MP] 13 – 17.05 Lublin www.kody-festiwal.pl

IKONA W KOSMOSIE Przed nami ostatnia (oby nie!) z trzech zaplanowanych odsłon debiutów operowych młodych polskich kompozytorów na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Tym razem zamówienia trafiły do Sławomira Kupczaka i Katarzyny Głowickiej. Kupczak znany jest z poczucia humoru, postmodernistycznej ironii oraz zamiłowania do Karkonoszy, gdzie zaszył się po studiach. Głowicka zaś wyruszyła w świat, poddając się wpływom m.in. minimalizmu holenderskiego i muzyki glitch (obecnie mieszka w Hadze). Oboje są po Akademii Muzycznej we Wrocławiu, oboje też komponują muzykę elektroniczną. Swego Voyagera Kupczak nazwał prowokacyjnie „operą romantyczną”. Fragmenty najcenniejszych tekstów kulturowych wystrzelonych w przestrzeń kosmiczną na pokładzie tytułowej sondy stają się pretekstem do postawienia ludzkości diagnozy dalekiej od optymizmu. Requiem dla Ikony Głowickiej to z kolei opowieść o relacji Jackie Kennedy i Rona Galella, legendarnego amery-

kańskiego paparazzo. Libretto Krystiana Lady jest inspirowane archiwalnymi dokumentami i zdjęciami. Obie opery wyreżyseruje Michał Borczuch. Orkiestrą TWON zadyryguje Libańczyk Bassem Akiki. [MP] 22, 23 i 24.05 Warszawa teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2014-2015/ projekt-p/

FLUXUS RELOADED Utworzony kilka lat temu przez Staatsoper Berlin projekt bada muzyczne dziedzictwo Fluxusu na polu teatru muzycznego. Rozciągnięty w czasie program tegorocznej odsłony festiwalu obejmuje premiery dzieł pionierów performansu muzycznego. Szykuje się realizacja Originale Karlheinza Stockhausena, legendarnego happeningu z 1961 roku poświęconego miejskim dziwakom, w którego wykonaniach brali udział m.in. Nam June Paik, James Tenney, Alan Kaprow, Alvin Lucier i Dick Higgins. Będą także dwie z czterech Europer Johna Cage’a – 3&4. Ponadto reżyser Nicolas Seemann przygotowuje Rein Gold – fantazję opartą na fragmentach muzyki Richarda Wagnera, do eseju scenicznego Elfriede Jelinek napisanego przy okazji Roku Wagnera w 2013. Wreszcie wieczór z dwoma dziełami Samuela Becketta w reżyserii Katie Mitchell: Footfalls i Neither, z czego drugie oczywiście z muzyką Mortona Feldmana. Ponadto warsztaty, rozmaite akcje, instalacje dźwiękowe i koncerty. [MP] 13.06 – 12.07 Berlin www.staatsoper-berlin.de/de_DE/ infektion-kal-2015

64



DOCS AGAINST GRAVITY

„Próbujemy udowodnić, że filmy dokumentalne są drzwiami do ukrytych światów, że odkrywają przed nami zagadnienia, które trudno poznać tylko z jednego źródła" – przekonuje Artur Liebhart, dyrektor festiwalu

Tegoroczna, 12. edycja największego w Polsce festiwalu filmów dokumentalnych przynosi wiele zmian – nowa jest nazwa: DOCS AGAINST GRAVITY FILM FESTIVAL, plakat i strona internetowa. Organizatorzy zwiększyli też liczbę kin pokazujących festiwalowe filmy, przez 10 dni w Warszawie i Wrocławiu będzie można zobaczyć blisko 130 filmów dokumentalnych, a w pozostałych 20 polskich miastach podczas jednego z weekendów zaprezentowane zostaną starannie wyselekcjonowane propozycje. W tym roku w programie znalazło się kilka nowych sekcji: „Mity popkultury" to gratka dla fanów kultury komiksu, „Kuchnia kręci"" zadowoli zaB

równo smakoszy, jak i tych, którzy poważnie traktują swoją dietę i społeczny wymiar produkcji żywności. „Kosmos patrzy na nas" zaprasza do kontemplacyjnej, filmowej podróży w poszukiwaniu „Innego". Filmy w sekcji „Życie pod nadzorem" przybliżą widzom konsekwencje nowego wspaniałego świata, który Zygmunt Bauman opisał trafnie hasłem „Nigdy nie byliśmy tak wolni i jednocze-


DOCS AGAINST GRAVITY

śnie tak bezsilni. Z kolei „Starość to radość" to specjalny międzypokoleniowy program filmowy, część naszego edukacyjnego projektu o nazwie Akademia Dokumentalna. Tegoroczny program wydarzeń towarzyszących jest imponujący – w jego skład wchodzi m.in. debata o przyszłości kina dokumentalnego, wykład mistrzowski Ulricha Seidla oraz dwa warsztaty – „Ile audio jest w wideo?" poświęcony dźwiękowi w filmie i drugi, będący stałym elementem programu i cieszący się niesłabnącą popularnością warsztat Canon Cinema dla operatorów filmowych. Punktem wyjścia dla debaty o przyszłości kina – dokumentalnego i nie tylko – będzie niezwykły film krótkometrażowy Wima Wendersa z 1982 roku pt. Pokój 666. Akcja filmu rozgrywa się w pokoju nr 666 w hotelu Martinez w Cannes. W pokoju tym znajduje się jedynie kamera 16 mm, krzesło, stół, magnetofon i telewizor (włączony, ale ściszony). Wenders poprosił kilkunastu twórców przebywających w Cannes, aby pojedynczo wchodzili do pokoju, samodzielnie uruchamiali kamerę i magnetofon, a następnie odpowiadali na pytanie i uwagi, zapisane przez Wendersa na pozostawionej na stole kartce papieru. Uwagi dotyczyły przyszłości kina w czasach telewizji i wideo, wobec zmieniających się warunków produkcji i dystrybucji filmów oraz w czasie kryzysu sztuki, która, zdaniem Wendersa, coraz rzadziej opowiada o świecie zewnętrznym, a coraz częściej odnosi się sama do siebie. Jego pytanie brzmiało: „Czy kino staje się językiem martwym, sztuką, znajdującą się w stanie upadku?" Odpowiedzi udzielili m.in. Luc Godard, Werner Herzog, Michelangelo Antonioni,

Steven Spielberg, Rainer Werner Fassbinder i Paul Morrissey. 33 lata później na to samo pytanie (i wiele innych!) odpowiedzieć spróbują goście Docs Against Gravity – Joshua Oppenheimer, który na festiwalu pokaże swój nowy film dokumentalny Scena ciszy, wybitna duńska producentka Sigrid Dyekjær, stojąca m.in. za niezwykłym filmem Nadejdą lepsze czasy Hanny Polak i Dni, na które czekamy Phie Ambo, a także Bartek Konopka – autor nominowanego do Oscara Królika po berlińsku i Sztuki znikania oraz Syllas Tzoumerkas, przedstawiciel greckiej nowej fali, twórca filmu fabularnego Płomień, który trafi do kin na początku września. Ulrich Seidl na Docs Against Gravity pokaże swój najnowszy film W piwnicy i wygłosi wykład mistrzowski. Punktem wyjścia do masterclass będzie film dokumentalny Ulrich Seidl – a Director at Work autorstwa Constantina Wulffa, który postanowił sprawdzić, jakimi metodami Seidl buduje swoje magnetyczne uniwersum, w którym wszystko jest pozornie rzeczywiste, a jednak każdy detal oddziałuje z nierealną intensywnością. Festiwal to także kilkadziesiąt spotkań, wykładów i debat, poszerzających tematykę prezentowanych filmów, wśród nich m.in. Czy warszawskie instytucje kultury są gotowe na aktywnych seniorów?; Pierwszy milion trzeba uzbierać, czyli crowdfundingowa rewolucja; Przyszłość mediów; Kobieta w popkulturze. Kim jest, jaka jest jej przyszłość?; Śniadanie międzypokoleniowe; Cyfrowa samoobrona – gra „Trzęsienie danych" fundacji Panoptykon w klubie festiwalowym

C


DOCS AGAINST GRAVITY

KOBIETY ZA KAMERY!

Marta Berto


DOCS AGAINST GRAVITY

W 1999 roku grupa zaprzyjaźnionych ze sobą szwedzkich twórczyń filmowych rozejrzała się dookoła siebie i zobaczyła, że zdecydowana większość szwedzkich filmów jest tworzona przez ekipy złożone niemal w całości z mężczyzn. O tym, które filmy otrzymają dofinansowanie, również decydowali mężczyźni. Nieformalny zespół Doris, złożony z producentek, scenarzystek, reżyserek, drugich reżyserek, scenografek, kierowniczek planu i studentek szkół filmowych, postanowił stawić czoła stereotypom płci prezentowanym w kinie i na ekranach telewizorów.

W 2003 roku opublikowano książkę Doris Days (Dni Doris) zawierającą sylwetki 23 twórczyń filmowych, ich poglądy na film i branżę filmową. Słowa jednak nie wystarczyły. Członkinie Doris zdały sobie sprawę, że muszą działać, nie tylko mówić o nierównościach. Chcąc sprawdzić, jak wyglądałyby filmy, gdyby więcej kobiet brało udział w ich produkcji, Doris postanowiła w ramach określonego czasu zapewnić twórczyniom te same warunki, jakimi od lat cieszyli się w branży filmowej mężczyźni. W 2003 roku powstał pierwszy w historii świata manifest filmowy napisany przez kobiety – Manifest Doris. Jego celem było sprawdzenie: – czy istnieje „kobieca" narracja filmowa? – czy obraz kobiet i mężczyzn wyłaniający się z filmu jest inny, gdy narrację tworzą kobiety? – jak wyglądałyby filmy stworzone wyłącznie przez kobiety?

Pierwszy konkurs na scenariusz spełniający warunki manifestu został ogłoszony w 2004 roku. Nadesłano 411 scenariuszy. Nikt nie spodziewał się tak dużej liczby! W 3 konkursach ogłoszonych przez Doris startowało łącznie 700 scenariuszy. Oceniały je zespoły złożone z twórczyń filmowych, autorek i pracownic sektora kulturalnego. Powstało 7 wyjątkowych filmów krótkometrażowych, które połączone zostały wyjątkową animacją stworzoną specjalnie dla Doris, łączącą je w jeden pełnometrażowy film. Wszystkie pokazywane są w szkołach w ramach programu edukacyjnego „Doris w szkole". Doris pomaga również nauczycielom na specjalnych warsztatach rozwijać krytyczne wobec norm i stereotypów myślenie i daje im praktyczne i teoretyczne narzędzia, tak by mogli samodzielnie pracować nad kwestiami równości i płci kulturowej w swojej codziennej działalności edukacyjnej.

E


DOCS AGAINST GRAVITY

MANIFEST DORIS: WSZYSTKIE SCENARIUSZE ZOSTANĄ NAPISANE PRZEZ KOBIETY. WSZYSTKIE SCENARIUSZE MUSZĄ MIEĆ GŁÓWNĄ BOHATERKĘ – KOBIETĘ. WSZYSTKIE GŁÓWNE, DECYZYJNE ROLE W ZESPOLE TWÓRCZYM MUSZĄ BYĆ PEŁNIONE PRZEZ KOBIETY. CAŁA MUZYKA DO FILMÓW MUSI BYĆ SKOMPONOWANA PRZEZ KOBIETY. INSPIRACJA DLA INNYCH Filmy Doris były pokazywane w szwedzkiej telewizji i na festiwalach w kraju i za granicą. Niektóre w sekcjach konkursowych. Wiele z nich zdobyło nagrody. Członkinie Doris opowiadały o swoim projekcie na licznych skandynawskich festiwalach filmowych. Od samego powstania Doris wywołuje wiele emocji i przyciąga uwagę mediów. Trwa nieustająca debata wokół stereotypów płciowych, dyskryminacji w branży filmowej, reprezentacji w filmie i telewizji. F

Manifest Doris zainspirował innych. Szef teatru radiowego w Göteborgu, Christer Ekbom, był pod tak dużym wrażeniem Doris, że ogłosił konkurs na scenariusze w oparciu o Manifest. Zrealizowano pięć najlepszych scenariuszy, a spektakle wyemitowało Szwedzkie Radio w 2007 roku. Scenariusze filmów Doris wraz z innymi 5 najlepszymi scenariuszami, których nie udało się z różnych powodów wyprodukować, zostały z inicjatywy szwedzkiego wydawnictwa Atrium opublikowane w formie antologii.


DOCS AGAINST GRAVITY

Doris wywołała również realne zmiany w branży filmowej. W 2006 roku podpisano porozumienie mówiące, że przynajmniej 40% filmów otrzymujących dofinansowanie ze środków publicznych powinno mieć producentki, reżyserki i scenarzystki – kobiety. Doris wciąż pracuje nad wprowadzaniem go w życie, chcąc zmienić dominujący w filmie fabularnym podział 80/20. Zauważalne zmiany to m.in. ogromny wzrost zainteresowania szkołami filmowymi wśród dziewcząt. W 2013 roku szwedzkie kina wprowadziły nowy, feministyczny rating filmów, które wyświetlają na swoich ekranach. Do tej pory od ratingów oczekiwaliśmy informacji, czy w filmie zobaczymy nagość, seks czy przemoc albo czy usłyszymy wulgaryzmy. Szwedzkie kina informują nas dziś również o tym, czy film promuje stereotypy płciowe, a raczej czy jest od nich wolny. Żeby otrzymać ocenę „A", film musi zdać tzw. „test Bechdel", czyli musi mieć przynajmniej dwie kobiece bohaterki rozmawiające ze sobą o czymś innym niż o mężczyznach. W 2014 roku projekt Doris został zainicjowany na Islandii przez Dögg Mósesdóttir i Þóra Tómasardóttir. Islandzka Doris otrzymała wsparcie lokalnego Ministerstwa Edukacji oraz grant od miasta Reykjavik. Ministerstwo dostrzegło ogromny potencjał w projekcie edukacji medialnej opartej na filmach Doris, z uwagi na brak takowych w islandzkim systemie edukacyjnym. Projekt zachęca również kobiety do pisania i stawania za i przed kamerą. Tak jak w innych krajach na całym świecie, tak i na Islandii kobiety są słabo reprezentowane w filmie. Większość tytułów opowiada męskie historie. Jednym z dowodów na istnienie problemu może być edycja islandzkich nagród filmowych

Edda z 2013 roku. Akademia mogła wtedy nominować jedynie 3 kobiety w kategorii Najlepsza Aktorka (przy 5 nominowanych w kategorii Najlepszy Aktor!)… Na ogłoszony wiosną konkurs nadesłano 112 scenariuszy, z których zostanie wyprodukowana piątka najlepszych. Islandzka grupa Doris pomoże w sfinansowaniu produkcji i znalezieniu członkiń ekip i koproducentów/ koproducentek również w innych krajach skandynawskich. DORIS W POLSCE Polska Doris zostanie zainaugurowana podczas 12. edycji festiwalu Docs Against Gravity. 12 maja w warszawskiej Kinotece odbędzie się wykład mistrzowski szwedzkich inicjatorek Doris – Anniki Hellström i Lisy Lindén dla wszystkich zainteresowanych udziałem w projekcie oraz kwestiami równouprawnienia. Ogłoszony zostanie również konkurs na scenariusze i pomysły na scenariusz, spełniające warunki Manifestu Doris, w formule poszerzonej o filmy dokumentalne opowiadające historie kobiet. Miesiąc później, w ramach Szwedzkiego Dnia Innowacji, odbędzie się kolejne spotkanie Doris i warsztaty scenariuszowe. Kobiety za kamery! Więcej informacji o Doris na facebook.com/polskadoris

G


DOCS AGAINST GRAVITY

H


DOCS AGAINST GRAVITY

Hasło festiwalu to „Oderwij się!". Oto filmy, które pomogą wam wprowadzić je w życie:

CITIZENFOUR Sekcja: Życie pod nadzorem USA, Niemcy 2014, 114 min Reżyseria: Laura Poitras Długo oczekiwany obraz Laury Poitras o największym skandalu politycznym naszych czasów objawiony światu z pierwszej ręki. Trzecia część trylogii filmowej o Ameryce po 9/11 miała początkowo opowiadać o nadużywaniu władzy i łamaniu prawa przez agencje bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Reżyserka pracowała nad filmem od kilku lat, gdy w styczniu 2013 roku otrzymała serię kodowanych e-maili od anonimowego źródła, określającego siebie mianem „CITIZEN­FOUR". Ich autor pisał, że ma dowody na nielegalne podsłuchy na wielką skalę prowadzone przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) we współpracy z wieloma zagranicznymi służbami. Pięć miesięcy później Poitras poleciała do

Hongkongu z dziennikarzami z „Guardiana": Glennem Greenwaldem i Ewenem MacAskilllem. Sfilmo­wali tam rozmowy z mężczyzną, którego świat poznał później jako Edwarda Snow­dena. AARON SWARTZ: SIEĆ JEST NASZA Sekcja: Życie pod nadzorem USA 2014, 105 min Reżyseria: Brian Knappenberger „Informacja to władza. Ale jak to z każdą władzą bywa, są tacy, którzy chcą jej tylko dla siebie". To pierwsze słowa Guerilla Open Acces Manifesto, napisanego w 2008 roku przez 21-letniego wówczas Amerykanina, Aarona Swartza. 5 lat później popełnił on samobójstwo. Okrzyknięty męczennikiem internetu i pierwszym prawdziwym rewolucjonistą od niepamiętnych czasów, Aaron Swartz stał się jedną z ikon cyfrowego świaI


DOCS AGAINST GRAVITY

ta, ogniskując w sobie wszystkie zagrożenia i możliwości, jakie niesie za sobą niepowstrzymany rozwój sieci. W wywiadach mówił, że internet zawsze będzie miał dwie strony – dobrą i złą, i żadne regulacje prawne nie są w stanie tego zmienić. To od nas, użytkowników, zależy, która z nich będzie przeważać. Uważał, że nieograniczone wolności, jakie daje internet, można wykorzystać, by uczynić świat lepszym. Dał się poznać jako genialny nastolatek, był między innymi współtwórcą serwisu Reddit, a w wieku 14 lat pracował nad rozwojem RSS. Film, zrealizowany całkowicie niezależnie, został wsparty finansowo przez społeczność internetową – twórcy część funduszy zebrali za pomocą kickstartera. MAKER Sekcja: Fetysze i kultura USA, Tajwan 2014, 66 min Reżyseria: Mu-Ming Tsai

Ruch makerów określany jest dziś mianem „Trzeciej Rewolucji Przemysłowej". Ta pełna energii i pasji subkultura, stanowiąca rozwinięcie trendów „Zrób to sam" (DIY) i „Zróbcie to razem" (DIT), podważa zasady tradycyjnej produkcji, postulując wykorzystanie innowacyjnych koncepcji takich jak: naturalne surowce i źródła, lokalną produkcję, crowdfunding czy technologię cyfrową. Makerzy proponują używanie podstawowych narzędzi, na przykład szlifierki, wiertarki J

czy piły, a także nowoczesnych technologii, w tym robotyki, drukarek 3D i elektroniki do tworzenia rozmaitych przedmiotów. Film portretuje rozwój tego nowatorskiego trendu społecznego w USA. Próbuje też zgłębić tajemnicę sukcesu tworzącej się na naszych oczach nowej formy i organizacji produkcji w dobie Internetu. Poznajemy idee ruchu, jego cele, narzędzia i przesłanki, a także kluczowe postaci – zarówno twórców projektów, jak i ich wykonawców. WIZYTA Sekcja: Kosmos patrzy na nas Finlandia, Dania 2014, 85 min Reżyseria: Michael Madsen Czy jesteśmy gotowi na spotkanie z obcymi istotami? Czy mają one w naszym świecie takie same prawa jak my sami? Co im powiemy, gdy ich spotkamy? I w jaki sposób będziemy się z nimi komunikować? W wiedeńskim UNO-city kompleksie budynków posiadających eksterytorialny status, a także architekturę, przypominającą późne lata 70. ubiegłego wieku, znajduje się Biuro Unii Europejskiej do Spraw Kontaktu z Obcymi Cywilizacjami. To tutaj naukowcy z różnych dziedzin opracowują procedury kontaktu z obcymi. Ludzkość marzy o tym od ponad wieku. Film pokazuje, jak scenariusz znany nam do tej pory z science fiction może zmienić się w rzeczywistość. Dowiadujemy się, jak hipotetycznie mogłoby wyglądać spotkanie z obcymi. W siedzibie OOSA nagle dzwoni telefon. Dyrektor generalna, astrofizyk dr Mazlan Othman, informuje, że obcy przybyli. Aby zapobiec panice, trzeba uspokoić mieszkańców Ziemi. Jednak przybycie obcych rodzi wiele problemów oraz naukowych, egzystencjalnych i filozoficznych kwestii i pytań. Czy uda się je rozwiązać?


DOCS AGAINST GRAVITY

POWYŻEJ / PONIŻEJ Sekcja: Kosmos patrzy na nas Szwajcaria, Niemcy 2015, 118 min Reżyseria: Nicolas Steiner Stranger Than Paradise, czyli opowieść o świecie bezdomności, podboju nowych planet i skrywanym obliczu (wciąż) Dzikiego Zachodu. Narkomani i domorośli filozofowie żyjący w kanałach deszczowych pod Las Vegas, pasjonaci planujący wyprawę na Marsa i przemierzający pustynię we własnoręcznie dzierganych kombinezonach, współczesny kowboj skłotujący opuszczony bunkier w postapokaliptycznej kalifornijskiej scenerii – to bohaterowie podróży do środka amerykańskiego umysłu. Wycyzelowany, oparty na muzyce indie montaż, starannie zakomponowane kadry, poczucie fizycznej bliskości balansujących na granicy szaleństwa bohaterów składają się na film, który wygląda jak scenografia opowiadań Raymonda Carvera namalowana przez Edwarda Hoppera. Na głębszym poziomie film jest opowieścią o samotności – zmorze ponowoczesności. Historie pięciu bohaterów układają się w antywal-

denowską opowieść o braku możliwości ucieczki od cywilizacji i życia w społeczeństwie. RZEMIOSŁO CZYNI ARTYSTĘ Sekcja: Fetysze i kultura USA, 2014, 89 min Reżyseria: Sam Cullman i Jennifer Grausman Mark A. Landis to jeden z najsłynniejszych fałszerzy sztuki w historii USA. Jego imponujący 30-letni dorobek obejmuje szeroki wachlarz malarskich stylów i okresów, w tym m.in. XV-wieczne malarstwo ikoniczne, obrazy Picassa, a nawet motywy z filmów Walta Disneya. Jego kopie dzieł sztuki wystawione na aukcjach z pewnością przyniosłyby mu fortunę, ale on nie robił tego dla pieniędzy. Udając filantropa lub zrozpaczonego wykonawcę woli zmarłego członka rodziny bądź też jezuickiego księdza, Landis oddał za darmo olbrzymiej liczbie instytucji w USA na przestrzeni wielu lat ponad 100 swoich prac. Gdy jednak Matthew Leininger ostatecznie odkrył skalę jego kilkudziesięcioletnich fałszerstw, muzealnicy natychmiast zażądali, aby ich zaprzestał. Jednak najpierw musiał on

K


DOCS AGAINST GRAVITY

zmierzyć się z samym sobą, co wcale nie było proste. Landis, u którego zdiagnozowano schizofrenię, potraktował kopiowanie dzieł sztuki jak formę autoterapii, rodzaj pielęgnowania tradycji i okazywania jej w ten sposób szacunku. To, co robił, nie było w jego rozumieniu niczym złym. Wynikało ze szczególnego rodzaju uzależnienia od filantropii, któremu biernie się poddał i z którym zupełnie nie potrafił sobie poradzić.

bo autentyczność nie jest tu przecież najważniejsza. SPÓJRZMY W NIESKOŃCZONOŚĆ Sekcja: Kosmos patrzy na nas Austria, USA 2014, 79 min Reżyseria: Joerg Burger

Film jest podróżą do miejsc, ludzi i technologii związanych z badaniami kosmosu. Reżyser zadaje pytania, z którymi ludzkość boryka się SKOPIUJMY SOBIE MIASTO od zarania dziejów. Gdzie są granice Sekcja: Miasto jest nasze wszechświata? Czy wiedza naukowa Austria, Chiny 2014, 74 min przybliża nas do poznania, czy raczej Reżyseria: Ella Raidel zamyka w sztucznych konstrukcjach? Czy istnieją inne cywilizacje? Bardziej przekonujący niż wypowiedzi eksJest takie miejsce w Chinach, gdzie na naszych oczach sny powoli stają pertów jest jednak komentarz kamesię rzeczywistością. Niedaleko Spery. Długie ujęcia pustynnych nieużytcjalnej Strefy Ekonomicznej w Shen- ków i industrialnych krajobrazów, widok z szybu windy zjeżdżającej do zhen powstaje sztuczny architektokopalni ewokują paradoksalne doniczny raj w pastelowych kolorach, który jest kopią słynnego magiczne- znania – nieludzkie, choć tak dobrze go górskiego kurortu Hallstatt w au- znane, proste, a zarazem nieskoństriackich Alpach. Nikt w prawczone. Burger przypomina ambidziwym Hallstatt nie wie o tym cją Terrence’a Mallicka – w jednej raprojekcie, który ma umożliwić boga- mie zawiera pytania o historię życia tym chińskim elitom luksusowe życie na ziemi, sens istnienia, ograniczenia umysłu i alternatywne światy, maw europejskim stylu i jednocześnie jest zaskakującą hybrydą europejtematykę i mistykę, dinozaury i koskiej kultury z azjatyckimi ideami smitów. W pytaniu o nieskończoność piękna. Film pokazuje kontekst tego staje jednak przed tym samym prozdumiewającego na skalę światową blemem, co reszta ludzkości – dysplagiatu, który staje się punktem wyj- proporcją możliwości rozumu wobec całości. ścia do analizy prężnie rozwijającej się dziś w Chinach urbanistyki. Nowe miasta powstają tu w miejscach, w których historia i wspomnienia PIXADORES zacierają się tak mocno, że możSekcja: Miasto jest nasze Finlandia, Dania, Szwecja 2014, na zapisać je ponownie i w zupełnie nowy sposób. Film celowo wpro93 min wadza element dezorientacji, zaciera Reżyseria: Amir Escandari granice pomiędzy fałszem a prawWyobraź sobie miejsce na Ziemi, dą. W pewnym momencie nie wiemy już, czy oglądamy makiety praw- w którym biedni i zapomniani przez dziwego, czy skopiowanego Hallstatt, świat ludzie nie mają szansy na jaL


DOCS AGAINST GRAVITY

kikolwiek protest i zmianę w życiu, a śmierć i przemoc są wszechobecne. Przejmujące poczucie beznadziei staje się normą, a brak perspektyw oczywistością. Rządzą tu gangi narkotykowe, a dzieciństwo trwa zazwyczaj bardzo krótko. Dla wielu to dom, a dla innych – fawela Sabão na obrzeżach São Paulo. To między innymi tutaj rozwinął się Pixação – specyficzny anarchistyczny model graffiti, którego twórcy zdobią ściany lub puste budynki charakterystycznymi rysunkami, wykonywanymi sprayem w skomplikowanych warunkach, nierzadko wymagającymi niebezpiecznej wspinaczki, na dużych wysokościach lub w trudno dostępnych miejscach. Film ukazuje życie czterech artystów Pixação. Obserwujemy ich w pracy, w ich domach w faweli, a także w nocy na ulicach, gdy wspinają się na budynki lub skaczą po dachach rozpędzonych pociągów. Poznajemy ich rysunki i idee, jakie się za nimi kryją. Widzimy też kulisy skandalu z ich udziałem, który miał miejsce na Berlinale – kurator Artur Żmijewski zaprosił ich do współpracy, która zakończyła się wielką awanturą.

BUFFALO JUGGALOS Sekcja: Miasto jest nasze USA 2014, 30 min Reżyseria: Scott Cummings Niezwykła, eksperymentalna opowieść o tytułowej, tajemniczej subkulturze z Buffalo w stanie Nowy Jork. Tricksterzy o pomalowanych twarzach konstruują i demolują, fascynują i przerażają. Nie ma tu granic, zdajemy się na żywioł. Długie, statyczne i hipnotyzujące ujęcia śledzą Juggalos angażujących się w swoje ulubione zajęcia – przede wszystkim w wywoływanie kompletnego chaosu. Z tych, wydawałoby się, przypadkowych, codziennych zdarzeń: seksu, przepychanek na podwórku, eksplozji, destruktywnych reakcji i zachowań wyłania się nieśmiało niezwykła narracja. Twórca filmu – Scott Cummings, sam pochodzący z Buffalo, a mieszkający teraz w Nowym Jorku – został przez amerykański magazyn „Filmmaker" okrzyknięty jedną z 25 najważniejszych nowych twarzy kina niezależnego. Jego filmy krótkometrażowe pokazywane były między innymi w nowojorskim MOMA czy paryskim centrum Pompidou.

M


DOCS AGAINST GRAVITY


DOCS AGAINST GRAVITY

8 maja, godz. 22:00 Klub Festiwalowy Cafe Kulturalna wstęp wolny

9 maja, 22:00 Klub Festiwalowy Cafe Kulturalna wstęp wolny

Jimi Tenor i Jori Hulkkonen grają Nuntius

Ninos du Brasil

Jimi Tenor – niezwykły eksperymentalista mieszający elektronikę, jazz i funk, tym razem przyjeżdża do Polski wraz z Jorim Hulkkonenem. Hulkkonen to znany DJ i producent mający w swoim dorobku kolaboracje z takimi muzykami jak: José González, John Foxx czy Tiga. Duet zaprezentuje warszawskiej publiczności swój projekt zatytułowany Nuntius – widowisko muzyczno-wizualne, podczas którego Tenor i Hulkkonnen poprowadzą instrumentalną narrację niemego filmu. Nuntius to film science fiction, w którym główny bohater, fiński aktor Mr. Normal, przybywa na ziemię, aby znaleźć na niej coś, co mógłby zabrać do tajemniczej rzeczywistości, z której pochodzi. W tym wszystkim spotykają się zawiłość ludzkiego istnienia znane z Nosferatu, futurystyczna wizja inspirowana Metropolis czy bardziej współczesny obraz ambiwalencji i psychologicznego ciężaru z Solaris w adaptacji Andrieja Tarkowskiego. Publiczność festiwalu będzie miała jedyną w swoim rodzaju okazję uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu, albowiem film Nuntius, tak jak i grana na żywo ścieżka dźwiękowa, nie zostaną nigdy opublikowane.

Ninos du Brasil to projekt owiany tajemnicą, a ich bardzo sporadyczne i wyczekiwane koncerty odbywać się mogą zarówno na skłocie w Belgii, jak i na Biennale w Wenecji. Ich muzyka jest nieoczywistą i odważną mieszanką hałasu bębnów, batucady, samby i elektroniki, połączeniem włoskich korzeni z brazylijską energią, dzięki czemu wprawiają publiczność w stan transu i niezwykłych metafizycznych doświadczeń. Debiutancki album Ninos du Brasil Muito N.D.B. to, jak twierdzą sami artyści, muzyczna wojna wypowiedziana głupocie muzyki pop, a ich celem jest zachęcenie publiczności do „doświadczenia rytmu oraz swojej własnej egzystencji jako czegoś instynktowego, spontanicznego i seksualnego". Nico i Nicolo przed Ninos du Brasil występowali w kontrowersyjnym punkowo-hardcorowym zespole With Love, którego płyty wydane zostały między innymi przez Omara Rodrigueza z The Mars Volta. Nico to także znany międzynarodowy artysta wizualny.

o


DOCS AGAINST GRAVITY



;37

Czy możliwe jest poznanie historii rozwoju przestrzennego Katowic w 15 minut? Czy da się opisać przeszłość miasta za pomocą infografik, map i piktogramów? Takie pytania zadawaliśmy w Medialabie Katowice, realizując wystawę z okazji 150. rocznicy powstania naszego miasta. Dużo ambitniejszego wyzwania podjął się niegdyś Otto Neurath, współtwórca języka wizualnego Isotype i autor publikacji „Modern Man in the Making”, przedstawiając historię ludzkości za pomocą wizualizacji danych. Neurath wierzył, że uda się stworzyć uniwersalny język wizualny, który będzie zrozumiały bez względu na wiek odbiorcy, jego pochodzenie i poziom wykształcenia.

Utopia ta nie została zrealizowana, choć wymyślone przed II wojną światową zasady weszły do kanonu projektowania informacji. Obecnie dzięki Sieci posiadamy dostęp do ogromnych zasobów danych, rośnie popularność infografik i języka wizualnego, który pomaga pokazać w czytelny sposób skomplikowane zagadnienia. Dziennikarze danych i infoaktywiści przekonują – podobnie jak kiedyś twórcy Isotype – że odpowiednio podane informacje mogą doprowadzić do zmiany społecznej. W działaniach Medialabu język wizualny jest skutecznym instrumentem opowiadania historii, ale przede wszystkim narzędziem badawczym, pozwalającym spojrzeć na miasto z nowej perspektywy.

Katowice zwizualizowane Przygotowując wystawę, staraliśmy się uniknąć tradycyjnej narracji historycznej, stawiającej w centrum zainteresowania ważne postacie, wydarzenia polityczne i wojny. Ich miejsce zajmują diagramy, mapy i wizualizacje danych, ilustrujące gwałtowne przemiany w przestrzeni miasta. Prezentowane analizy pozwalają zmierzyć się ze stereotypami oraz zrozumieć wyzwania stojące przed Katowicami, związane między innymi z zagospodarowaniem przestrzeni publicznych i jakością życia w centrum miasta. Historia jest jedynie pretekstem, by zastanowić się nad obecną kondycją oraz przyszłością Katowic.

2

II


1846

?

1865

Kattowitz

Katowice postrzegane są jako miasto industrialne, którego cykl rozwoju determinowany jest rozkwitem i schyłkiem przemysłu ciężkiego. Działające tu przez lata huty oraz kopalnie stanowiły źródło bogactwa i przyciągały do pracy tysiące ludzi. Jednak impulsem do powstania miasta była kolej, która

1922

Katowice 1939

Kattowitz

pojawiła się tutaj przez przypadek w połowie xix wieku, gdy Franciszek Winckler, właściciel leżącej wówczas w Prusach wsi, przekonał inwestorów, by linia z Wrocławia do granicy z Rosją przebiegała przez jego ziemię. Również późniejsze zwroty w historii Katowic wynikały z odgórnych decyzji politycznych,

1945

Katowice

1953

Stalinogród

a nie logiki rozwoju ośrodka przemysłowego. O chwiejnych losach miasta świadczą najlepiej zmiany jego nazwy, następujące pięciokrotnie w ciągu kilkudziesięciu lat.

Przypadek tworzy historię

1956

Katowice

III

2015

Franciszek Winckler


Współczesne Katowice to „aglomeracja” miasteczek, osiedli i wsi, które w wyniku decyzji politycznych z ostatnich stu lat pojawiały się w granicach jednego obszaru administracyjnego. Każdy z tych terenów miał inną genezę, determinującą widoczny do dziś układ zabudowy. Przez długi czas były to zasady prowadzenia gospodarki rolnej oraz rozmieszczenie pól uprawnych. Później najważniejsza stała się lokalizacja i dostępność złóż oraz powiązania

technologiczne i transportowe w obrębie kombinatów wielkoprzemysłowych. Dla śródmieścia istotna była bliskość dworca kolejowego, dlatego kamienice i wille wypełniły kwartały wydzielone siatką ulic. Zespoły obiektów pozostały, choć nie widzimy już w przestrzeni logiki ich powstania i rozwoju.

4

Zobacz, jak rozwijały się Katowice na stronie www.katowickiebudynki.eu

1998 plac Rady Europy 1 Biblioteka Śląska

:

Rozwój potęguje rozproszenie IV


Granice Katowic

współczesny obszar miasta

zmiany granic miasta 5


Jej przebieg, utrwalający trasę dawnego duktu wiejskiego, nie zmienił się od czasu nadania Katowicom praw miejskich. Większość obecnych w jej otoczeniu budynków zastępowały jednak kolejne obiekty, dopasowane do nowych planów urbanistycznych. Nazwa ulicy zmieniała się przy tym kilkakrotnie, co pokazuje wyraźnie, jak bardzo skomplikowane są losy Katowic.

Altus

Rondo Sztuki

:

Zobacz animację z wystawy pod adresem www.apetytnazmiane.eu

6

1852

1823

Miasto przemysłowe

Huta Marta

Kopalnia Ferdynand / Katowice

1939

Muzeum Śląskie

1971

1972

Superjednostka

Miasto socmodernistyczne

Spodek

Miasto modernistyczne

1934

Drapacz Chmur

2003

2014

Miasto współczesne

2007

NOSPR

2015

Nowe Muzeum Śląskie

abQPSTmlno

Rytm historii Katowic wyznaczają odważne wizje, kwestionujące poprzednie dokonania. Raz na kilkadziesiąt lat miasto wymyśla się od nowa: przesuwane są granice administracyjne, zmieniają się mieszkańcy, powstaje nowa architektura. Ciągły ruch definiuje krajobraz miasta i kształtuje jego wielowymiarową tożsamość, co najlepiej ilustruje historia najważniejszej ulicy, zwanej dziś aleją Korfantego.

Śmiałość wyznacza kierunek VI


Zmiany nazw ulic w Katowicach

VII


Nieprzypadkowo Katowice od połowy xix wieku nazywane były „amerykańskim miastem” – jako ziemia obiecana dająca pracę mieszkańcom i przyjezdnym, a także ze względu na prędkość i kompleksowość zmian wdrażanych bez oglądania się na własne dziedzictwo. Górnictwo i hutnictwo w dużym stopniu ukształtowały Katowice, ponieważ decydowały o ich kondycji

ekonomicznej oraz lokalizacji nowej zabudowy, realizowanej wokół zakładów przemysłowych. Powstałe w ten sposób miasto tworzyło specyficzne dopełnienie systemu wyrobisk wydrążonych w trakcie poszukiwania i eksploatacji węgla. Obecnie Katowice poszukują alternatywnych sposobów rozwoju i nowego „katowickiego snu” o przyszłości.

Optymizm przewyższa niepewność 8

VIII


2013

1979

1960

1931

2014

2003

1998

1971

1960

13 654

58 000

71 942 95 242

27 288 / 59 949

45,5%

27 518 / 161 870

17%

74 453 / 164 159

45,4%

_

;

IX

91 440 / 243 645

37,5%

w stosunku do ogółu zatrudnionych mieszkańców

Zatrudnieni w przemyśle

szkół wyższych

Studenci

_____0000000 _______________000000000000000000 __________________0000000000000000000000000000000 ______00000000000000000000000000

5 480

; ;;; ;;;;;;;;;;;;;; ;;;;;;;;;;;;;;;;;;; ;;;;;;;;;;;;


1892

1913 8 525 868 t

4 003 767 t

7 391 529 t

2 800 000 t

1965

Francuska 73 m

1965

1970

1968

Haperowiec 83 m

15 785 609 t

1934

1943

1974

DOKP 90 m

1981

Stalexport 99 m

1979 17 400 000 t

Drapacz Chmur 62 m

1934

Wydobycie węgla na obszarze dzisiejszych Katowic

2003

Altus 125 m

1989 8 013 500 t

19 253 312 t

10 453 634 t

2012

10

X


1913

KWK Wujek 540 m

1934

KWK Wujek 613 m

1962

KWK Wujek 680 m

Katowickie wieżowce i głębokość eksploatacji węgla

!

1890

KWK Ferdynand 473 m

1970

KWK Staszic 720 m

1981

KWK Wujek 730 m

2011 11

KWK Murcki-Staszic 980 m


Połowę powierzchni Katowic zajmują obszary zieleni, czyli lasy, parki i skwery, doliny rzeczne oraz nieużytki poprzemysłowe podlegające renaturalizacji. Nie wszyscy mieszkańcy mają jednak swobodny i pieszy dostęp do tych terenów ze względu na ich specyficzną lokalizację, wynikającą z historii rozwoju przestrzennego miasta. Największe kompleksy zieleni pojawiały się w granicach Katowic wraz z przyłączaniem kolejnych dzielnic, a także w wyniku rekultywacji zdegradowanych

gruntów pokopalnianych i pohutniczych. W śródmieściu zakomponowano natomiast niewielkie skwery i zielone place, uzupełniające gęste układy zabudowy. Sytuacja ta wpływa na sposób postrzegania współczesnego miasta, jednak dopiero analizy statystyczne i urbanistyczne oparte na danych pochodzących z baz i dokumentów miejskich oraz społecznościowych serwisów mapowych pozwalają zmierzyć się ze stereotypami „Śląska Czarnego” i „Miasta ogrodów”.

Kontrast prowokuje stereotyp 12

XII


historyczna powierzchnia terenów zielonych

współczesna powierzchnia miasta

>y

Paradoks zielonego miasta

całe miasto

śródmieście 13


park / skwer / las

Dolina Trzech Stawów i Katowicki Park Leśny

zabudowa miejska

Plac Andrzeja

-x

Po przeanalizowaniu proporcji pomiędzy wielkością terenów zielonych w mieście a powierzchnią budynków w ich otoczeniu wyznaczyliśmy optymalną wartość, która cechuje Park im. Tadeusza Kościuszki. Jest to najstarszy park w Katowicach, a jednocześnie wzorzec dla współczesnych urbanistów, co potwierdzają preferencje mieszkańców.

Jak zielono jest wokół ciebie? Plac Wolności Plac Powstańców Śląskich

Park Kościuszki

14

XIV


Zespół projektowy ↘ zdefiniowanie narracji wystawy ↘ wybór medium ↘ projekt ekspozycji

Warsztaty ↘ definicja problemu projektowego (stereotypy nt. Katowic) ↘ pozyskiwanie i analiza danych ↘ tworzenie historii

2. Proces projektowy

Wykłady i seminarium ↘ historia miasta ↘ kierunki rozwoju Katowic ↘ język Isotype ↘ design thinking ↘ proces projektowy ↘ wizualizacja danych i infoaktywizm

1. Research

Zasoby online ↘ mapa katowickich budynków ↘ animacje ↘ landmarki i piktogramy do pobrania ↘ ciekawostki historyczne w formie infografik

Działania edukacyjne ↘ mapathon Katowickie budynki ↘ konkursy ↘ oprowadzanie kuratorskie

4. Edukacja

Ekspozycja ↘ animacje ↘ interaktywna mapa katowickich budynków ↘ infografiki, mapy i diagramy naniesione na ściany galerii ↘ gra w postaci tablicy magnetycznej

3. Wystawa

Etapy realizacji projektu

Rozwój projektu ↘ MapLab – rozwój mapy katowickich budynków ↘ projekt w wersji online

6. Co dalej?

Badania i podsumowanie ↘ badanie recepcji wystawy za pomocą ankiet ↘ publikacja prezentująca proces projektowy

5. Ewaluacja

15

&


Projekt powstał w ramach Medialabu Katowice realizowanego przez Instytucję Kultury Katowice – Miasto Ogrodów www.miasto-ogrodow.eu www.medialabkatowice.eu www.apetytnazmiane.eu www.katowickiebudynki.eu Projekt graficzny Zofia Oslislo Paulina Urbańska Waldemar Węgrzyn

Kuratorzy projektu Karol Piekarski Paweł Jaworski

:

Landmarki i piktogramy do pobrania jako font ze strony www.apetytnazmiane.eu

Galeria Miasta Ogrodów Katowice 19.03–8.05.2015

16

XVI


ankieta

aWa nga rdA AAA


ankieta

ZAGINIONE PRZYSZŁOŚCI Ze słowem aWangardA najczęściej stykamy się dziś w salach instytucji zajmujących się sztuką nowoczesną. W kontekście artystów tworzących współcześnie słyszymy raczej o „awangardowym wyczerpaniu” lub inspiracji awangardami XX-wiecznymi. Dzisiejsi artyści, bardziej niż kwestionowaniem zastanego porządku i tworzeniem dla niego alternatyw, są zainteresowani diagnozowaniem, na czym właściwie owa otaczająca ich rzeczywistość polega. Utopijne wizje świata, które były motorem napędowym awangard, zdają się dziś przegrywać z zainteresowaniem sprawami codziennymi, życiem wewnętrznym lub podejmowaniem dialogu z przeszłością, a radykalność języka i życiowych postaw ustępuje chęci znalezienia sobie miejsca w istniejącym porządku. Trudno dziś w polu sztuki wyodrębnić pierwszy bojowy szereg. Czy to dlatego, że jest daleko przed nami, czy dlatego, że nie istnieje? Na czym dziś mógłby polegać lub polega radykalny gest w sztuce? Czy awangarda w XXI wieku ma w ogóle rację bytu? Wypowiedzi zebrały: Ada Banaszak i Magda Roszkowska 66


ankieta

Weronika Szczawińska reżyserka teatralna: Z jednej strony awangarda jest pojęciem historycznym, z drugiej – potrzebujemy jej dziś chyba bardziej niż kiedykolwiek. Mówiąc „awangarda”, mam na myśli działalność artystyczną, która stanowi rezerwuar form dla sztuki głównego nurtu (a jednocześnie ten nurt kontestuje); taki tygiel, z którego wyłaniają się formy, które potem zostają przejęte przez mainstream, co z kolei popycha awangardę do dalszych poszukiwań. Pole, w którym cały czas się coś przekracza, podaje w wątpliwość, musi w sztuce istnieć, przede wszystkim na poziomie formalnym. Awangardę rozumiem jako znajdowanie nowych form wyrazu – technicznych, estetycznych, materialnych – dla problemów, którymi żyje lub powinno żyć w danym momencie dane społeczeństwo. Awangarda XX-wieczna była związana z postępem, z projektowaniem nowych światów i z powracającymi dziś na polu sztuki i filozofii pojęciami utopii i przyszłości. Dziś dotarliśmy jednak do takiego punktu zablokowania cywilizacyjnego, że nie umiemy sobie już wyobrażać, co nas czeka. To się wiąże nie tylko z pewnymi kodami estetycznymi, ale również

z sytuacją społeczeństwa. Nowoczesne społeczeństwa przestają rozumieć swoje przemiany, są skazane na prekarny sposób bycia. Chociażby coś tak prozaicznego jak umowa śmieciowa blokuje możliwość myślenia o przyszłości. Uważam, że działania awangardy powinny tę przyszłość odkorkowywać. Nie chodzi mi o mnożenie niemożliwych do zrealizowania scenariuszy, ale raczej o tworzenie połączeń między kategoriami, które dziś pozostają ze sobą w pozornej separacji – myślę tu przede wszystkim o przyglądaniu się czemuś, co niektórzy badacze kultury, np. Mark Fisher, nazywają zaginionymi przyszłościami. Potencjałom, które już kiedyś zaistniały, ale nigdy nie miały szansy się rozwinąć. Moim zdaniem jedną z dróg dla awangardy jest połączenie przyszłości i przeszłości, szukanie zagubionych ścieżek, urwanych tropów. Poza tym, przede wszystkim – bezczelne, nieustające przekonanie, że w sztuce można wszystko i że nie posiada ona żadnych funkcji służebnych, poza mówieniem o sprawach istotnych.

67

Karol Sienkiewicz krytyk sztuki: Nie wiem. Gdzie się podziały tamte prywatki? O to pytacie? Wyczuwam tu tęsknotę za tym, jak kiedyś było pięknie, jak radykalnie, jak awangardowo. I do tego artyści na pierwszym froncie, w pierwszym wagonie pociągu historii, tuż za lokomotywą. Ale rzecz nie dotyczy samych artystów. Chodzi o wiarę w koniec historii – że już nastąpił; chodzi o pogodzenie się z tym, że już zawsze będzie tak, jak jest, że system się nigdy nie zmieni, a my będziemy działać według jego zasad, więc musimy się dostosować. Świat sztuki dziś to kwintesencja machiny, której jest on zarazem częścią i karykaturą (ale czy tak właśnie nie było podczas rewolucji 100 lat temu?). Więc jeśli szukać radykałów, może trzeba to robić gdzieś poza sztuką, nie ograniczać się do archipelagu galerii i artystów zamkniętych w komorach próżniowych. Bo pewnie istnieje ktoś głęboko pogrążony we śnie, a śni mu się rewolucja – „kiedy znowu będzie wojna”. Śni mu się obalenie władzy artystów. Nie wiem. Naprawdę nie wiem.


ankieta

Kuba Woynarowski artysta: Do pojęcia „awangardy”, podobnie jak do prób stosowania w polu sztuki technologicznego kryterium postępu, podochodzę z dużą dozą nieufności. Podobnie rzecz się ma z retoryką „końca historii” lub „awangardowego wyczerpania”, którą można z powodzeniem wpisać w wielowiekowy ciąg proroctw o degeneracji i upadku kultury. Tymczasem różnorodność przejawów twórczości w różnych, odległych od siebie epokach skłania raczej do ahistorycznego sposobu myślenia, wiążącego zjawiska sztuki współczesnej z nurtami obecnymi w przeszłości. Taka wizja uderza oczywiście w mit awangardowego artysty, zaczynającego pracę ex nihilo, niejako anulując dokonania poprzednich pokoleń. W związku z tym nie utożsamiam „awangardowości” z oryginalnością, ale raczej z radykalną ekspresją aktualnych napięć i konfliktów. Rzecz jasna, aby zrozumieć te napięcia, należy zmapować „stan posiadania” – co z pewnością nie jest rzeczą łatwą w epoce informacyjnej klęski urodzaju. Dlatego też nie postrzegałbym bardziej refleksyjnych postaw współczesnych artystów jako objawów eskapizmu. Akceleratorem informa-

cyjnego przyspieszenia jest obecnie Internet – współczesna inkarnacja pojęcia utopii (z greckiego – dosłownie: „ou-topos” = „nie-miejsce”), która nie tyle istnieje, ile nieustannie wydarza się pomiędzy anonimowymi użytkownikami. Natłok informacji sprzyja zagubieniu całościowych narracji porządkujących rzeczywistość. Stąd na przykład niezwykła popularność teorii spiskowych, zrodzonych w równej mierze z quasi-religijnej wiary, jak i hiperracjonalnej paranoi. Jeśli sztuka zatraca swoją moc narracyjną, czerpie ją z zewnętrznych źródeł, wchodząc w fuzje z innymi „totalnościami”, takimi jak polityka, nauka czy religia. Potrzeba totalności może z kolei przekładać się na poszukiwanie doświadczenia wzniosłości. Podążając tym tropem i szukając atrakcyjnej (choć uproszczonej) metafory, można byłoby wyobrazić sobie niedaleką przyszłość jako wojnę nowych ikonoduli z ikonoklastami. Z jednej strony barykady stanęliby „czciciele obrazów” – zwolennicy instytucji sztuki jako nowych świątyń zapewniających kulturową ciągłość i ośrodków quasi-religijnego ruchu, opartego na kulcie własnych świętych, relikwii i rytuałów. André Rouillé wprost porównuje działa68

nie podmiotów świata sztuki do „magicznej grupy”, od której zależy skuteczność artysty-magika. Sztuka od zawsze – pomimo różnych zawirowań – wykazywała religijny instynkt. Na taką „średniowieczną» z ducha modalność sztuki współczesnej zwraca uwagę m.in. Alexander Nagel w swojej pracy Medieval Modern. Po drugiej stronie barykady znaleźliby się ikonoklaści, propagujący fuzję sztuki i terroryzmu, działający wirusowo, w rozproszeniu i poza prawem – niczym członkowie grupy „aheads” z powieści Sailor Normana Leto. Głównym obszarem ich aktywności byłaby dystopijna „rzeźba społeczna”, ewokująca „negatywną wzniosłość” (by przywołać słowa Arnolda Berleanta z eseju Art, Terrorism and the Negative Sublime). Ikonoklaści-terroryści traktowaliby rewolucję jako serię skoordynowanych guerilla-happenigów, realizując słynną tezę Dona DeLillo, iż w przyszłości jedynymi prawdziwymi artystami staną się seryjni zabójcy. Choć oczywiście nie dostrzegam jeszcze przykładów takiego działania, moją uwagę przykuwają pojawiające się regularnie porównania aktów terroru do dzieł sztuki – poczynając od strony radicalart.info (stworzonej pod szyldem


ankieta

Institute of Artificial Art Amsterdam), gdzie zamach na WTC przedstawiono jako projekt artystyczny, przez kontrowersyjne komentarze Karlheinza Stockhausena i Damiena Hirsta, aż po ostatnie fikcyjne doniesienia portalu Hyperallergic o obecności Państwa Islamskiego na Biennale w Wenecji. Wygląda na to, że w czasach nam współczesnych terroryzm stał się doświadczeniem granicznym. Na tyle niewyobrażalnym, że – z braku innych narzędzi – zaczęto rozpatrywać je w kategoriach estetycznych.

Agata Pyzik autorka książki Poor But Sexy, częściowo poświęconej awangardzie socjalistycznej: Po pierwsze, wróćmy do pierwotnego znaczenia awangardy: uformowała się ona jako reakcja na wzmocnienie pozycji burżuazji pod koniec XIX wieku, na skutek akumulacji przez nią kapitału w toku rewolucji przemysłowej. Opierała się na radykalnym odrzuceniu mieszczańskiego stylu życia i stworzeniu propozycji diametralnie od niego odmiennej, opartej na ascetyzmie i „powrocie do źródeł”. Jednocześnie, odrzucając burżuazyjny styl życia, awangarda odrzuciła też wyzysk i dołączyła do

marszu socjalizmu przez Europę, utożsamiając się z postulatami zwycięskiej rewolucji w Rosji (oraz żywiąc nadzieję, że obejmie ona całą Europę, Amerykę i resztę świata). Te dwa elementy: polityka lewicowa i odrzucenie pozycji klasy posiadającej, a nie estetyka, są konstytutywne dla awangardy. Estetyka była zawsze pochodną etyki i wspomnianego ogołocenia sztuki z nadmiaru charakterystycznego dla mieszczaństwa. Dziś jest odwrotnie – nie ma żadnego oddolnego ruchu emancypacyjno-lewicowego, a estetyka modernizmu i minimalizmu została całkowicie zawłaszczona przez klasę średnią. Najbardziej mieszczańskie wzornictwo czy sztuka to ta w dobrym guście, minimalistyczna lub modernistycznie retro. Awangarda okazała się bardzo inspirująca, jeżeli chodzi o styl życia (vide „hipsteryzacja”), ale styl przecież nigdy nie był jej najważniejszym elementem. Bez oddolnego ruchu społecznego i emancypacyjnego, pod który awangarda mogłaby się podłączyć, nowej awangardy nie będzie. Artyści, w wyniku zmian historycznych, są dziś przedstawicielami klasy średniej. Awangarda powinna więc używać swojej uprzywilejowanej (pod względem wiedzy, eduka69

cji itd.) pozycji, aby pomagać tym mniej uprzywilejowanym. Żyjąc prekarnie, można próbować tworzyć wspólne grupy interesu, związki, np. zadłużeni studenci czy nieopłaceni artyści mogą walczyć wraz ze zwalnianymi pracownikami o lepsze warunki pracy. Dla nowej awangardy najważniejsze okaże się, czy przyszłość przyniesie nowy ruch lewicowy, bo to klasy emancypujące się stanowią impuls dla awangardy, nie odwrotnie. Za nimi przyjdzie sztuka. Jaka? Jeszcze nie wiemy, gdybyśmy wiedzieli, nie byłaby ona awangardowa.

Wilhelm Sasnal artysta: XX wiek to był czas przełomów, przedefiniowań, utopii, z którymi w dużej mierze wiązała się działalność awangard. Ale historia tamtego okresu pokazała, że sztuka nie zmienia i nie jest w stanie zmienić świata. Ja osobiście nie wierzę w jej sprawczą siłę. Dziś wszystko, co jest rewolucyjne albo antysystemowe, zostaje szybko przez system przejęte i przerobione na wzór dominujących form. Dla mnie jako artysty kluczowe jest patrzenie przed siebie, nie oglądanie się wstecz. Ale nie nazwałbym się artystą awangardowym, nie pomyślałbym nawet o sobie w takich kategoriach. To słowo wydaje mi


ankieta

się zupełnie nieadekwatne w kontekście teraźniejszości. Dla mnie to jest pojęcie historyczne, nie używam go już w ogóle w odniesieniu do tego, co dzieje się dziś. Nie mówię muzyka awangardowa, tylko muzyka alternatywna.

Paweł Mościcki filozof: Tak jak nie ma i nigdy nie było jednej awangardy – jednego awangardowego gestu, jednej awangardowej tradycji czy jednego języka awangardy – tak też nie ma jednego sposobu na jej ożywienie lub choćby zachowanie w nowych, współczesnych warunkach. Awangarda nigdy nie była też przypisana do jednego kontekstu ani do jednej określonej sytuacji, nie służyła tworzeniu monolitycznego i wewnętrznie spójnego stanowiska. A raczej: zawsze kiedy zbliżała się do tego rodzaju unifikacji, przestawała pełnić istotne funkcje, obumierała. Jeśli istnieje więc jakaś ogólna lekcja, którą przypisać można by tak różnorodnym zjawiskom, jak te, które mieszczą się w kategorii awangardy, byłaby to lekcja pomieszania: sztuki z życiem, kultury z polityką, teraźniejszości z prehistorią, myślenia z postrzeganiem itd. To pomieszanie występuje też w każdym awangardowym geście radykalnego zerwania, któ-

re niemal zawsze – i paradoksalnie – zawiera w sobie również moment radosnej afirmacji. Awangarda nie jest więc wyłącznie sprawą sztuki, tak jak nie jest jedynie zjawiskiem historycznym. Jest raczej zbiorem konstelacji, z których niektóre wciąż mogą służyć teraźniejszości lub szukać w niej swego nowego wcielenia. W jaki sposób można uruchomić wybuchowy potencjał tych minionych przełomów, pokazał ostatnio Tomasz Szerszeń w książce Podróżnicy bez mapy i paszportu, gdzie analizuje między innymi spotkanie między surrealizmem a etnografią, decydujące o charakterze ukazującego się na przełomie lat 20. i 30. w Paryżu pisma Documents. Ale jak się okazuje, potencjał tego spotkania wcale nie wyczerpał się wtedy, bo pytania i pomysły sformułowane przez ludzi takich jak Michel Leiris, Carl Einstein czy Georges Bataille, choć stanowią już część historii, mogą wciąż nie dawać nam spokoju.

Ewa Tatar kuratorka, historyczka sztuki: Historyczna awangarda w swojej opowieści o człowieku i w projektowaniu dla niego nowego świata oscylowała pomiędzy kategoriami alienacji jednostki i proponowaniem masowych utopii, a posługiwała 70

się narzędziami rewolucji. Artyści tworzący współcześnie do tradycji awangardowych odnoszą się przede wszystkim na poziomie estetyki. Sprowadza się to do historyzmu i formalizmu, czyli cytowania powszechnie rozpoznawalnych kodów wizualnych, a jeżeli dobrze pójdzie – układania z nich nowych narracji opartych jednak o dawne znaczenia. Taki „efekt cargo” i nieświadomość tego, że bycie nowoczesnym to bycie w czasie teraźniejszym, w nieustannej podróży. Rzadziej sięga się do samej metodologii działań awangardowych. A szkoda, bo wychodzi to nieźle i służy otwarciu widza na obszary, o których nigdy nie pomyślał. Albo pomyślał i, sformatowany w bycie konserwatywnym lub bycie postępowym, zawstydził się tego (filmy Future Days Agnieszki Polskiej czy Miraż Łukasza Jastrubczaka – ważne tu są też zmiany w sposobach prowadzenia narracji). Projektowanie i wdrażanie utopii choćby tylko w małej skali spółdzielni (Goldex Poldex) czy tworzenie funkcjonalnych utopii użytkowych, zmieniających nie tylko jakość życia społecznego, ale także wprowadzających higienę estetyczną otoczenia jako zjawisko istotne dla praktyki zamieszkiwania (Aleksandra Wasilkowska),


ankieta

to właściwie zjawiska bez precedensu. Awangarda to także odwaga porzucenia niebezpiecznie zakleszczającego się centrum i poszukiwanie ultralokalności z jej niezbadaną dotychczas specyfiką spoza rozpoznanych tematów i narzędzi (The Site Residency czy Tajsa w BWA w Tarnowie). Wszystkie wymienione tu propozycje wynikają z praktykowania. Współcześnie awangarda nie realizuje się już na poziomie teorii czy manifestów, nie ma też moim zdaniem wiele wspólnego z poszerzaniem granic samej sztuki czy użyciem konkretnych mediów (postinternet jako mogący być uważany za awangardowy nurt w sztuce jest dla mnie przede wszystkim refleksją na temat granic percepcji, jej rozszczepienia itp.). Wierzę w społeczny skutek sztuki, w tworzenie przestrzeni, w której może realizować się pełnia podmiotowości jednostek oraz idea sprawiedliwości społecznej. Na przykład w dalekim kraju istnieje grupa artystów, która – kontynuując zapoczątkowaną przez klasyka współczesności misję – koresponduje z Watykanem na temat konieczności zmian prawa kanonicznego i światopoglądu Kościoła katolickiego, a głównym argumentem „za” jest poprawa jakości

życia jego wyznawców poddających się lub poddawanych opresyjnym restrykcjom. Najważniejsza składowa marzenia awangardzistów, czyli rodzaj inżynierii społecznej czy też zarządzanie masową wyobraźnią, to skutek uboczny poszukiwań, nie cel sam w sobie. Współcześni awangardziści nie czynią tego jednak metodami rewolucjonisty, ale sumienną i żmudną pracą u podstaw. Biorą w niej udział artyści, na przykład ci, którzy swoje zainteresowania rozwijają w polu kinematografii. Huba Sasnali jest dla mnie somatyczną aktywizacją odbiorcy obrazem (być może pracą z podświadomością i uruchomieniem oczyszczającego przeniesienia – podobne poszukiwania pojawiają się w propozycji teatru obyczajowego Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina). Biorą w niej także udział kuratorzy i instytucje zmieniające podejście do sztuki współczesnej (w tym do samych artystów – OFSW!) i przyzwyczajenia percepcyjne widzów (wieczór mykologiczny w Kadenówce Pauliny Ołowskiej). Ciekawe są też działania, gdzie inspiracje awangardowe służą synestezyjnym przesunięciom, czego przykładem jest dla mnie Magic Hour Wojciecha Pusia, przenoszącego haptycz71

ność w strefę obrazu, czy działania krakowskich artystów (kolektyw New Roman w inicjującym swoją działalność frotażu ceramicznego muralu przełożył wzrok na dotyk, Janek Moszumański zamyka doświadczenie audio w instalacji z kurzu – skrajna nieperformatywność, Dominika Śniegocka proponuje multisensoryczne zanurzenie się w tworzonych zazwyczaj spontanicznie historiach na potrzeby działań performans i spacerów). Podsumowując, tak! Awangarda jest możliwa i istnieje, zamieniła tylko strategie wydarzania się i spektaklu na pracę u podstaw i trwanie, papierowość utopii na funkcjonalność rozwiązań, uwolniła raz jeszcze formę z przymusu reprezentacji, stawiając na aktywizację widza ową formą. Najskuteczniejsze współcześnie strategie, czy też obszary działania artystów, to przenikanie się elitarnej sztuki z kulturą masową, by działać z jej wnętrza oraz praca nad reorganizacją życia społecznego w harmonii z otoczeniem i jego współtwórcami (logika epifitu).

Maria Poprzęcka historyczka sztuki: Pytania dotyczące awangardy są z tych niewyczerpywalnych. Nie potrafię na nie krótko odpowiedzieć.


Poszukiwania

Kazimierz Podsadecki, Kompozycja – fotomontaż, 1930–1939, Muzeum Narodowe w Warszawie


Poszukiwania

pe ip er

Z Piotrem Rypsonem, wicedyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie, o przeszłości i przyszłości awangardy, rozmawia Bogna Świątkowska 73


Poszukiwania

Wiele spośród awangard europejskich i pozaeuropejskich wcale nie było ruchami, które z założenia miały naruszać status quo, wywracać wszystko do góry nogami. Wręcz przeciwnie – często były to ruchy nakierowane pozytywistycznie, propaństwowe w wielu wypadkach, wręcz domagające się związku sztuki z państwem

awangarda dzisiaj. W Muzeum Narodowym będziemy poszukiwać odpowiedzi na to pytanie za jakieś półtora roku czy za dwa lata, na wystawie, która ma podjąć próbę odpowiedzi na te pytania. Będziemy się zajmować początkami awangardy, jeszcze przed I wojną światową, czyli u samych jej początków. W tym projekcie wezmą udział współcześni artyści i to oni do pewnego stopnia będą decydować o tym, którzy z ich szlachetnych poprzedników zostaną pokazani na wystawie. Projekt The Power of the Avantgarde powstaje we współpracy z Palais des Beaux Arts w Brukseli. Być może odpowiedź na pytanie o awangardę dziś wcale nie będzie optymistyczna. Przez jakiś czas wydawało mi się, że działań awangardowych należy raczej szukać w polu nowych technologii, biotechnologii, badań nad ekosystemami, to znaczy dziedzin, które rzeczywiście w fundamentalny sposób przekształcają sposób myślenia o naszym życiu. I ponadto podejmują kwestie odpowiedzialności, etyczności i świadomości w wymiarze globalnym. A sztuka z globalizmem niekoniecznie musi sobie radzić, będąc zbyt wprzęgnięta w najwyższy poziom spekulacyjnej bańki produkowania fikcyjnej wartości finansowej.

Czy dziś żyjemy w czasach bez awangardy? Wystawa w Muzeum Narodowym Papież awangardy. Tadeusz Peiper w Hiszpanii, Polsce i Europie, której jesteś współkuratorem, spogląda w przeszłość. Ale gdzie dzisiaj jest awangarda?

Nie wiem. W sztuce jej obecność jest znikoma, dominuje gra szklanych paciorków. Może dziś awangardy trzeba szukać poza jej obszarem. Nie byłbym jednak pewien, czy przestrzeń literatury, teatru, opery jest obecnie obszarem działań awangardowych, prędzej może brzmienia, instrumentarium. Bo problem z awangardą polega na tym, że jest ona wszak postawą wobec świata i to taką, którą ten świat chciałby zmieniać. Wytwarza narzędzia, które domyślnie miałyby pomóc w zmianie, więc ma w sobie pierwiastek pozytywistyczny, jest pozbawiona ironii. Mniej nastawiona jest też na katastroficzny wariant rozwoju sytuacji, a bardziej na konstruujący i budujący nowe perspektywy. Biorąc te wszystkie czynniki pod uwagę, trudno byłoby wskazać na coś, że to jest

A czy nie powinna jednak próbować?

Otóż to! Punkt wyjścia jest bardziej wyrazisty niż kiedykolwiek: szczyt sztucznej piramidy finansowej. Dla czytających wolniej: miejsce, w którym są lokowane pieniądze pozbawione pokrycia w innych rynkach, bańka finansowa przeczysta, niemal pozbawiona jakiegokolwiek filtra „sprawdzam wartość”. Jednym słowem wyraj spekulacyjny i podatkowy.

74


Poszukiwania

Ciekawe jest to, co powiedziałeś o pozytywistycznym obliczu awangardy – nie jest to oczywiste skojarzenie, bo awangarda kojarzy się raczej z antysystemowością, z oporem.

Problem z awangardą polega na tym, że jest ona wszak postawą wobec świata i to taką, któ­ ra ten świat chciałaby zmie­ niać

Wiele spośród awangard europejskich i pozaeuropejskich wcale nie było ruchami, które z założenia miały naruszać status quo, wywracać wszystko do góry nogami. Wręcz przeciwnie – często były to ruchy nakierowane pozytywistycznie, propaństwowe w wielu wypadkach, wręcz domagające się związku sztuki z państwem. Tak było w Rosji, we Włoszech, częściowo również w Polsce i w Niemczech. Choć w Polsce część artystów grała na nutę wszechogarniającej komunistycznej wszystkości, w niewielkim stopniu będąc świadomymi, jak bardzo byli rozgrywani przez Rosjan. Innych w ogóle nie interesowała kwestia podkopywania i tak skądinąd słabego państwa, myślę, że tak myślał zarówno Tadeusz Peiper, jak i Władysław Strzemiński. Ten ostatni przyjechał ze zrewolucjonizowanej Rosji, więc sądzę, że był jak najdalszy od aplikowania w Polsce bolszewizmu. Z kolei Peiper przybył z wówczas bardzo podobnej do Polski Hiszpanii, to znaczy z postfeudalnego, zacofanego, katolickiego kraju, miotanego przez orgazmatyczne spazmy wchodzenia w nowoczesność. Jak wiadomo, w Hiszpanii skończyło się to znacznie szybciej i dramatyczniej niż w Polsce, po prostu kraj się rozleciał i został potwornie zniszczony przez wojnę domową. Dlatego myślę, że Peiper, tak jak Strzemiński, wiedział swoje i w pewnym sensie był mądrzejszy i dojrzalszy od swoich rówieśników, którzy znacznie mniej wiedzieli o Europie i jej kondycji.

75


Poszukiwania

Dlaczego ruch awangardowy postanowiłeś czytać przez Peipera, który jest dość nieoczywistą postacią – nie był artystą tworzącym obrazy, był poetą, zajmował się słowami?

Z kilku powodów. Pierwszy powód jest taki, że właśnie Peiper jest postacią nieoczywistą, jak mawiał mój wspaniały przyjaciel Dick Higgins, bowiem „poeta jest ubogim kuzynem malarza”. Malarze zawisają na ścianach każdego muzeum – i dzisiaj zawsze możemy obejrzeć prace Władysława Strzemińskiego, Henryka Berlewiego, Mieczysława Szczuki czy Katarzyny Kobro w muzeach... a poeta pozostaje na półeczce (w najlepszym przypadku) i z widoku w zasadzie schodzi. Toteż rola Peipera, która była moim zdaniem pierwszorzędna, jeśli nie najważniejsza w tym kluczowym momencie kształtowania się awangardy, została w ciągu dekad po prostu rozmyta. Muzealnicy nadal celebrują to, co można zobaczyć na ścianach i z oczywistych powodów stawiają na mistrzów kultury wizualnej. Do tego dochodzi sprawa jeszcze bardziej ogólna: obecnie to, co wizualne, zdecydowanie wygrywa z tym, co tekstowe. Natomiast to, co zrobił Peiper w Polsce jest rzeczą niezwykłą jak na dokonania jednego człowieka i należy o tym mówić. Przyjechał z Hiszpanii na początku roku 1921 zupełnie nikomu nieznany i w ciągu kilku miesięcy stał się jedną z ważniejszych postaci futurystyczno-formistycznego środowiska krakowsko-warszawskiego. Udało mu się skupić tych wszystkich futurystów i formistów wokół swojej inicjatywy wydawniczej. Jej nazwa „Zwrotnica” była bardzo znamienna, bo w ciągu półtora roku Peiper po prostu zwrócił kierunek dążeń ówczesnego środowiska artystycznego z pędu

Tadeusz Peiper, 1931, „Światowid”

Sztuka z glo­ balizmem nie­ koniecznie musi sobie radzić, będąc zbyt wprzęgnięta w najwyższy poziom speku­ lacyjnej bańki produkowania fikcyjnej war­ tości finanso­ wej 76


Poszukiwania

ULICA Ulica. Dwa prostokąty z cegły na prostokącie z betonu. Hymn pionu. Przez rogatkę z dachów światło się przemyca, Złodziejom dnia – kara. Tramwaj, paw z blachy, ...gl-gl... próżność swą rozgęgla. Słońce - tylko benzyna lub para. Człowiek - ptak z węgla. 77


Poszukiwania

szym możliwości czerpania inspiracji i poszukiwań nie tylko w sztuce hiszpańskiej, ale też latynoamerykańskiej. Polacy wpływy z nowoczesnej literatury i sztuki czerpali przede wszystkim z Francji, Rosji i Niemiec, a Hiszpania pozostawała na uboczu. Ciekawe jest też to, że tak jak my mieliśmy Kresy, tak Hiszpania miała Argentynę, Urugwaj i Chile. Do Madrytu ściągali artyści z Buenos Aires czy Santiago de Chile, na przykład wspaniały poeta Vicente Huidobro czy znakomity artysta urugwajski Rafael Barradas, a także rodzeństwo Jorge Luis i Norah Borges – wszystko dwudziestoparoletni ludzie, którzy wówczas mieszkali w Madrycie i ten nasz Tadeusz miał możliwość kontaktu z nimi, z ich pracami. Toteż gdy przyjechał do Krakowa, to był ukształtowany przez zupełnie inną tradycję.

anarchizującego futuryzmu i formizmu na konstruktywizm. Jak mówi rymiarz: the Man with a Plan. Po pierwsze, napisał najważniejsze, pierwsze manifesty tego ruchu, po drugie, pozwolił na łamach „Zwrotnicy” zadebiutować Kazimierzowi Malewiczowi, Władysławowi Strzemińskiemu, Mieczysławowi Szczuce i tak dalej. W sześciu pierwszych numerach podsumował futuryzm, podziękował także formizmowi i zajął się czymś innym! Nowym kierunkiem miała być konstruktywna myśl, która w sposób logiczny, rozumowy miała kształtować nie tylko dzieła sztuki, ale i społeczeństwo. W efekcie młody, śniady przybysz z Hiszpanii dość szybko został obwołany, nieco złośliwie, papieżem awangardy. Pamiętajmy: Żyd – Papież! Późniejsze teksty autorstwa Peipera tylko umocniły jego pozycję jako człowieka, który wyznacza nowe kierunki rozwoju sztuki. Bo rzeczywiście jako pierwszy propagował idee konstruktywizmu, ugrupowanie Blok powstało w roku 1923, a pismo zaczęli wydawać rok później, „Praesens” to rok 1926. I nie chodzi tylko o to, że Tadeusz był sprawnym redaktorem i robił znakomite, międzynarodowe czasopismo, do którego pisywali Francuzi i Włosi, w którym pokazywano artystów z Niemiec, Rosji, Francji, Włoch i Hiszpanii, ale o to, że on był wybitnym myślicielem. Jego koncepcje w znacznym stopniu ukształtowały sposób myślenia i działania w sztuce i oczywiście także w literaturze, bo on jest również ojcem awangardy literackiej. Więc to jest powód pierwszy, dlaczego Tadeusz, Tadeusz, Tadeusz! Po drugie Peiper przez to, że przebywał przez kilka lat w Hiszpanii i poznał tamtejsze środowisko literacko -artystyczne, po powrocie do Polski otworzył przed środowiskiem tutej-

A co Peiper robił podczas tych 6 lat, z kim się spotykał bezpośrednio, czy coś na ten temat wiadomo?

Dużo wiadomo na ten temat z relacji osób trzecich, poza tym po powrocie do Polski został korespondentem najważniejszego, awangardowego pisma „Ultra” wydawanego w Madrycie. W ich stopce redakcyjnej jest dwóch korespondentów ze świata: Tadeusz Peiper zamieszkały przy ulicy Jagiellońskiej 5 w Krakowie oraz Jorge Luis Borges z Buenos Aires. Temu ostatniemu na wystawie poświęcamy dość sporo miejsca, podobnie jak jego siostrze Norze, która była wspaniałą graficzką. Poza tym w Madrycie było sporo Polaków, którzy odegrali kluczową rolę w środowiskach awangardy hiszpańskiej. A my po raz pierwszy w Polsce pokażemy ich prace, w tym m.in. Władysława Jahla czy Mariana Paszkiewicza. Te nazwiska właściwie nie istnieją w kanonie polskiej awangardy. 78


Poszukiwania

się kończy wraz z końcem lat 20., bo też wtedy zanika pierwsza awangarda jako siła sprawcza, projektowana utopia. Powodem jest przede wszystkim wybuch Wielkiego Kryzysu, upadek kapitalistycznego ładu. Poza tym na horyzoncie jawi się już powoli zbliżająca się katastrofa: militaryzacja, populizm i autorytaryzm właśnie wtedy zaczynają hulać po Europie, więc takie pozytywistyczne, konstruktywne koncepcje w zasadzie przestają być nośne. Na wystawie prezentowanych jest kilkudziesięciu artystów, którzy pracowali z Peiperem, którzy inspiro­wali Peipera, których Peiper inspirował. Z Hiszpanii, z Francji, z Rosji, z Polski, z Litwy, więc będzie tu i Katarzyna Kobro i Juan Gris i Strzemiński i Borges jako pisarz i tak dalej. Pokazujemy prace z 23 kolekcji zagranicznych i polskich. Jest także Charlie Chaplin, który był ikoniczną postacią w latach 20.

Śniady przybysz z Hiszpanii dość szybko został obwołany, nie­ co złośliwie, papieżem awan­ gardy. Pamię­ tajmy: Żyd – Papież!

A oni w Hiszpanii znaczyli dużo więcej niż młody wówczas Peiper, który głównie realizował się jako dziennikarz, bardzo dużo publikował artykułów w różnych gazetach hiszpańskich. Pierwsza wystawa Polaków w Madrycie w 1918 roku była pierwszą wystawą sztuki awangardowej w stolicy Hiszpanii!!! Nobliwego Józefa Pankiewicza oskarżano o pornografię!!!

A co się działo z Peiperem po wojnie?

Mamy tu do czynienia z klasycznym casusem ojcobójstwa, ten akt dokonał się już w latach 30. Wszyscy, którzy wiele zawdzięczali Peiperowi, odcięli się od niego, bo zaczął im ciążyć jako ten ojciec, papa, papież awangardy. Po wojnie również został zmarginalizowany, tyle że z innego powodu, z prostackiego rozdania politycznego. Poza tym w tym czasie jego osobowość znajduje się już w stanie rozpadu. Peiper był człowiekiem o wrażliwym umyśle i kruchej psychice, więc doświadczenia wojny, destabilizacja i podejrzewam także wątek jego żydowskiego pochodzenia, od którego przez całe życie stronił, a wojna o nim przypomniała, jakoś dają o sobie znać. W latach wojny jest już szaleńcem, pałęta się po tej wielkiej Rosji, bo tam właśnie wylądował i general-

Czy będziecie jakoś prezentować te jego pozaartystyczne działania, bo z tego, co mówisz, wyłaniają się dwa osobne wątki?

Wątki pozaartystyczne znajdą się w książce-katalogu poświęconej Peiperowi. My raczej skupimy się na świecie sztuki, będziemy szli przez Paryż, przez lata madryckie, aż do jego przyjazdu do Krakowa, później pokażemy świat „Zwrotnicy” lat 20. W zasadzie w tym momencie wystawa 79


Poszukiwania

Mieczysław Berman, Bez tytułu, 1928–1968, Muzeum Narodowe we Wrocławiu

suje Julia Hartwig w dwóch swoich wierszach – jako ducha chodzącego po Krakowskim Przedmieściu z pałającymi oczami, widmo, bez kontaktu. Peiper to postać tragiczna, bo z wyżyn papiestwa awangardowego spada w otchłań niebytu.

nie wszystkim ciąży. Nie jest ostatecznie niczyim wrogiem, ale wszyscy chcą się go pozbyć. I kiedy wraca po wojnie do kraju, to jego młodsi koledzy – Przyboś, Putrament, Ważyk, Miłosz – już zajmują prominentne stanowiska, jest nowe rozdanie i dla wielkiego innowatora nie ma w tym porządku już miejsca. Tadeusz P. nie jest specjalnie znienawidzony, bo przecież nie był pupilem Sanacji, nie reprezentował ancien regime’u – ale też staje się doskonale zbędny i ten stan utrzymuje się do końca jego życia. I tak go opi-

Na ile istotne było dla ciebie w pracy nad wystawą przesunięcie akcentów w dotychczasowym sposobie widzenia awangardy, bo jest tu jednak wysiłek odejścia od interpretacji awangardy, do jakiej przywykliśmy? 80


Poszukiwania

Nasza wystawa również mówi o tym, jakim mitem awangarda się stała. Gdy czytam spory ludzi, którzy siebie uznawali za awangardzistów w roku 1938, to śmiać mi się chce, ta ich awangardowość dotyczy kwestii formalnych, konstrukcji zdania poetyckiego, stosunku do metafory. Kogo to dziś może obchodzić, poza wąskim gronem literaturoznawców? W tych tekstach, Miłosza, Kotta i innych, praktycznie nie ma mowy o jakimkolwiek światopoglądzie, postawie wobec rzeczywistości, to wszystko wyparowało. Dlatego myśląc o awangardzie, powinniśmy koncentrować się na latach nastych i dwudziestych XX wieku. Później mamy do czynienia z rozmaitymi wpływami modernizmów, modernizacji – z awangardą niekoniecznie.

Chyba za dużo na moje barki wkładasz. Ja raczej starałem się skupić na tych rzeczach, o których tu mówię. Poza tym bardzo ekscytujące było dla mnie przełamanie osi wpływów wschód–zachód poprzez przekierowanie uwagi na nieoczywiste obszary, jakimi były Hiszpania i Ameryka Łacińska. Wreszcie interesowała mnie też relacja pomiędzy poetą i artystą. Co z takiego napięcia może wyniknąć. W tym sensie to jest bardziej projekt dokumentacyjny niż ujmujący temat awangardy w zupełnie w nowy sposób. Aczkolwiek rzeczywiście inaczej rozkładamy akcenty, na przykład pojawia się wątek państwotwórczy, który dla mnie osobiście był zaskakujący. Ale, po chwili namysłu, to jest wystawa wywracająca ogląd rzeczy. I rozumienie źródeł polskiej awangardy.

Piotr Rypson – krytyk sztuki, historyk literatury i kultury wizualnej, publicysta, ekspert w dziedzinie edukacji elektronicznej. W latach 1978–1981 współpracownik Galerii Remont. Od 1984 do 1988 roku prowadził wydawnictwo grupy teatralnej „Akademia Ruchu”. Od 1988 roku współredaktor, a od 1990 do 1995 roku redaktor naczelny miesięcznika sztuki „Obieg”. Kurator Zbiorów i Galerii Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie (1993–1996). W latach 1990–2011 m.in. wiceprzewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA), Przewodniczący Rady Programowej Fundacji Galerii Foksal, członek Rady Fundacji Kultury, komisji MKiDN, wykładowca Podyplomowego Studium Muzealniczego Uniwersytetu Warszawskiego, Rhode Island School of Design, Miami Ad School. Autor szeregu książek – m.in. Nie gęsi. Polskie projektowanie graficzne 1919–1949 (2011); Piramidy, słońca, labirynty (2002); Książki i Strony. Polska książka awangardowa i artystyczna w XX wieku (2000), Obraz słowa. Historia poezji wizualnej (1989). W Muzeum Narodowym w Warszawie pracuje od 2011 roku, jest Zastępcą Dyrektora ds. Naukowych. Tadeusz Peiper (1891–1969) – poeta, krytyk literacki, teoretyk poezji, eseista. Założyciel czasopisma „Zwrotnica”, które ukazywało się w latach 1922–1923 oraz 1926–1927 i skupiało poetów Awangardy Krakowskiej (Julian Przyboś, Jan Brzękowski, Jalu Kurek). Program poetycki Peiper zawarł w szkicach: 1925 – Nowe usta, 1930 – Tędy. Określił symbole nowoczesności jako: miasto, masa, maszyna, a ich skrót 3×M stał się hasłem Awangardy. 81


Projektowanie graficzne

Okładka książki Liternictwo dla świetlic Stanisława Mendli i Jerzego Ossowskiego, Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, Spółdzielnia Wydawnictw Artystycznych i Użytkowych „Poziom”, 1951


Projektowanie graficzne

Lit ERĄ PO ŁUKU z Agatą Szydłowską i Marianem Misiakiem, autorami książki Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce, rozmawia Magda Roszkowska 83


Projektowanie graficzne

Używając terminologii samochodowej, można powiedzieć, że wzięliśmy te litery i driftem kosiliśmy różne dziedziny. Nasz literniczy pojazd jechał szybko, z piskiem opon, czasem wpadał w poślizg, obracał się, ale wszystkie te ruchy były kontrolowane i zamierzone, choć jechaliśmy raczej po łuku niż na wprost. Dlatego ta książka opowiada bardzo szeroką historię, korzystając z takiej małej soczewki w postaci liter

ry, bo po prostu wtedy nic ciekawego się nie działo, dlatego też są to „szkice z historii”, a nie linearna historia, której nie jestem fanką i która według mnie skończyła się jako dyscyplina humanistyczna. Niemniej jednak żeby wyłowić te wyspy w morzu nudy, przekopaliśmy się przez mnóstwo potwornie nieciekawych rzeczy. Poznaliśmy wszystkie najtajniejsze zakamarki Biblioteki UW, od bibliotekoznawstwa, przez historię drukarstwa, po dzieje książki. Straszne nudy. W każdym razie na te tematy nikt wcześniej nie spoglądał z perspektywy projektowej. My siłą rzeczy – Marian jest projektantem, ja historyczką projektowania – wyszliśmy od dizajnu, choć jeśli sięgamy do zamierzchłych czasów, to oczywiście anachronizmem byłoby mówienie, że to jest historia dizajnu. Dopuszczamy się jednak może pewnego nadużycia metodologicznego, włączając do naszych rozważań rzeczy przednowoczesne, jeśli początki nowoczesności utożsamimy z początkami uprzemysłowienia, a nie – jak to robi na przykład Marshall McLuhan – właśnie z wynalazkiem Gutenberga. Marian Misiak: Wyszliśmy z założenia, że używając liter, będziemy mogli opowiedzieć o bardzo wielu innych, ciekawych rzeczach. Używając terminologii samochodowej, można powiedzieć, że wzięliśmy z Agatą te litery i driftem kosiliśmy różne dziedziny. Nasz literniczy pojazd jechał szybko, z piskiem opon, czasem wpadał w poślizg, obracał się, ale wszystkie te ruchy były kontrolowane i zamierzone, choć jechaliśmy raczej po łuku niż na wprost. I tak cięliśmy różne dziedziny naukowe: socjologię, etnologię, historię kultury, drukarstwa itp. i z ich marginesów wyławialiśmy to, co dotyczy projektowania krojów pism. Dlatego ta książka opowiada bardzo sze-

Paneuropa, Kometa, Hel może być ciekawa nie tylko dla entuzjastów bądź co bądź dość wąskiej dziedziny, jaką jest projektowanie krojów pism, ale też dla zwykłego czytelnika. Bo litery to jedynie pryzmat, przez który patrzycie na historię kultury w ogóle. Z drugiej strony, śledząc rozwój liternictwa, nietrudno dostrzec, że właściwie przez większość historii niewiele się tu działo, po Karakterze polskim z XVI wieku autorstwa Jana Januszowskiego, pierwszym rodzimym kroju drukarskim, nastąpiła jakaś kilkusetletnia zapaść w tym temacie i dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym litery przeżywają swój renesans. Skąd wziął się ten literniczy impas?

Agata Szydłowska: Przede wszystkim pisaliśmy o tym, co nam się wydało ciekawe, a nie o wszystkim, więc jeśli ktoś oczekuje, że oto przyszliśmy i zbadaliśmy „jak to było naprawdę”, zakładając, że takie pisanie historii jest w ogóle możliwe, to się rozczaruje. W naszej książce są historyczne dziu84


Projektowanie graficzne

Krój Chaim dla pisma hebrajskiego, zaprojektowany w międzywojennej Warszawie, obecnie jeden z najpopularniejszych krojów w Izraelu, także na przystankach autobusowych w Jerozolimie, fot. Marian Misiak

wgłębiać, zdrapywać powierzchnię, to dochodzi do dwóch poziomów: po pierwsze zaczyna dostrzegać, jak litery wyglądają, czy na przykład są szeryfowe, czy nie, czy zostały w nich zastosowane jakieś motywy dekoracyjne i po co – innymi słowy odkrywa teren działań projektanta; po drugie w literach rozstrzyga się jeszcze bardziej podstawowa kwestia, a dotyczy ona polityczno-kulturowej decyzji, jakim systemem znaków będziemy się posługiwać na danym terenie. Wybór alfabetu łacińskiego do zapisu języka polskiego był kiedyś tam, w zamierzchłych czasach, wyborem kulturowo -politycznym, deklaracją przynależności do obszaru kulturowego, z którym ludność zamieszkująca te tereny będzie się identyfikować. M.M.: Dobitnym przykładem polityczności liter jest próba wprowadze-

roką historię, korzystając z takiej małej soczewki w postaci liter. Można powiedzieć, że przez litery ona patrzy na świat. Ostatnimi czasy powstaje dużo książek o projektowaniu, zwłaszcza o architekturze. Czym jest architektura, wie prawie każdy. Czym jest projektowanie liter – nie do końca wiadomo. Jedno z mott zapowiadających waszą książkę, autorstwa niemieckiego typografa Otla Aichera, brzmi: „Systemy pisma są polityczne, a typografia jest tak samo bogatym źródłem wiedzy o kulturze jak gastronomia”. Na czym polega według was polityczność liter?

A.S.: Z literami jest najczęściej tak, że na nie patrzymy, odczytujemy przez nie znaczenia słów i zdań, ale są dla nas przezroczyste, nie zwracamy uwagi na ich formę i układ. Natomiast gdy człowiek zaczyna się w to wszystko 85


Projektowanie graficzne

modernizm. Szeryfowość oznaczała indywidualny rys, coś historycznego, a poza tym kojarzyła się z konkretnymi miejscami i stylami. Na przykład antykwa klasycystyczna jednoznacznie odsyła do Francji, a pismo gotyckie do Niemiec – to są niby takie stereotypy narodowo-literowe, ale rzeczywiście funkcjonują: w powojennej Polsce, gdy tworzono plakaty propagandowe przypominające o niemieckiej okupacji, to zawsze używano pisma gotyckiego, bo ono automatycznie kojarzyło się z nazizmem. Ale wracając do bezszeryfowości: chciano porzucić wszelkie asocjacje, doprowadzić literę do stanu zero, królować miała przejrzystość, obiektywność, racjonalność i uniwersalność. Co oczywiście jest kompletną utopią, natomiast jak zaczniemy czytać pisma Jana Tschicholda, to on tam wyraźnie pisze, że w przyszłości cały świat będzie się posługiwał pismami bezszeryfowymi i w ogóle pismem łacińskim, że należy zrezygnować ze wszystkich nacjonalizmów, narodowości, wyrzucić wszystkie szwabachy, pisma gotyckie, cyrylicę i tak dalej. Świat ma się posługiwać tym jednym, podstawowym pismem łacińskim, bezszeryfowym. Dziś takie deklaracje wydają się skandaliczne, co za okropny, ślepy na różnice międzykulturowe faszysta z tego Tschicholda, ale z drugiej strony kiedy spojrzymy na to, z czym obecnie mamy do czynienia w internecie czy mediach masowych, de facto marzenie niemieckiego projektanta się spełniło. Może nie jeśli chodzi o likwidację szeryfów, ale jeśli chodzi o dominację łacinki – już tak. M.M.: W życiu spokojnie sobie radzimy bez znajomości alfabetu arabskiego, znaków chińskich, ale jeśli chcemy uczestniczyć w globalnym obiegu informacji, to bez pisma łacińskiego jest to niemożliwe. Wszyst-

Polska od za­ wsze znajdo­ wała się na granicy róż­ nych stref wpływów i w historii liter­nictwa tę graniczność i wielokultu­ rowość świet­ nie widać

kie miejsca na świecie, które natywnie używają innego skryptu niż łaciński, automatycznie muszą go znać po to, by chociażby wpisać adres internetowy, a w drugą stronę to nie działa. A.S.: A jeszcze wracając do polityczności, bo jakoś nie mogę się odkleić od tego pytania, myślę, że dobrze podsumowuje je pewne spostrzeżenie, które nie jest explicite wypowiedziane w książce. Mianowicie trzy wydarzenia roku 1928: po pierwsze opublikowano Nową typografię wspomnianego Jana Tschicholda, tekst do tej pory uznawany za biblię projektantów. M.M.: W dużym skrócie książka jest manifestem, którego główne przesłanie brzmi: używajcie pism bezszeryfowych, bo są zajebiste. 86


Projektowanie graficzne

Okładka książki Szyldy i reklamy sklepowe J. Wojeńskiego, Wydawnictwo Watra, 1969

która z jednej strony chce wpisać się w europejską nowoczesność, z drugiej zaś – jest bardzo skoncentrowana na wątkach państwotwórczych i tożsamościowych. I trzecie bardzo ciekawe zdarzenie z roku 1928: rewolucja liternicza w Turcji. Atatürk właściwie z dnia na dzień zarządził, że dzieci będą się uczyć skryptu łacińskiego zamiast dotychczasowego persko-arabskiego i w tym celu przekształcamy zapis języka tureckiego tak, żeby się

A.S.: Jedyne słuszne, choć jeszcze nieidealne. W tym samym roku w Polsce powstaje antykwa Półtawskiego, która z kolei jest odpowiedzią na zapotrzebowanie na pismo narodowe, tutejsze, swojskie. Choć ostatecznie jest ona dość nowoczesna, to jednak mamy tu do czynienia z dążeniem w odwrotnym niż uniwersalistycznym kierunku. Jest to świetny przykład środkowoeuropejskiej wersji modernizacji, o której pisał Andrzej Szczerski, 87


Projektowanie graficzne

trwał długo, bo Fiol miał niewyparzoną gębę i dość hardcorowe jak na tamte czasy poglądy, za sprawą których został posądzony o herezję. Sąd inkwizycyjny wtrącił go do więzienia, a drukowane przez niego księgi objął zakazem. Trzeba jednak przyznać, że stworzona przez nich czcionka była bardzo wysokiej jakości, a wtedy proces projektowania i odlewania krojów był niebywale skomplikowany. Sama praca zajęła im kilka lat, w efekcie której powstało – było nie było – wiekopomne dzieło, mimo że ostatecznie jego twórcy nie zrobili na nim interesu życia.

nia do XIX-wiecznych szkół elementarnych cyrylicy jako obowiązującego zapisu języka polskiego na terenie zaboru rosyjskiego. Na wsiach inwestowano wówczas w szkoły, po to by niechętna zaborcom szlachta i kler miały mniejszy wpływ na chłopów. W reformę zaangażowany był słowianofil niejaki Aleksander Hilferding, popierający prawo narodów do zachowania własnego języka. Dlatego postanowił on wyeliminować z języka polskiego jedynie jego zapis. Patrząc na sprawę pragmatycznie, nie było to aż tak bardzo nielogiczne, bo łacina nie jest najwygodniejszym zapisem dla języków słowiańskich, stąd mamy te wszystkie wygibasy w postaci znaków diakrytycznych. A cyrylica jak najbardziej, właściwie jedyne dźwięki, jakie nie występują w języku rosyjskim, to ą i ę. Ostatecznie wydrukowano komplet sześciu książek przeznaczonych do wprowadzenia do szkół. Eksperyment jednak się nie powiódł, słowianofile utracili polityczne wpływy, od lat 70. XIX wieku na terenie zaboru rosyjskiego rozpoczął się okres bezwzględnej rusyfikacji społeczeństwa.

Wracając do polityczności, w naszej książce bardzo dobrze widać, że Polska od zawsze znajdowała się na granicy różnych stref wpływów i w historii liternictwa tę graniczność i wielokulturowość świetnie widać.

A.S.: Tak, jesteśmy czy byliśmy na przecięciu iluś systemów pisma, konkretnie trzech: łaciny, cyrylicy i hebrajskiego. O tym, że pierwszy krój pisma cyrylickiego powstał na ziemiach polskich, wie niewielu, podobnie jak o tym, że w dwudziestoleciu międzywojennym powstał u nas jeden z do dziś najbardziej popularnych krojów pisma hebrajskiego, tak zwany Chaim. Ten ferment czasem wychodzi zupełnie przypadkiem: wczoraj moja znajoma pokazała na swoim fejsbukowym profilu zdjęcia z remontu, który właśnie przeprowadza w jakiejś kamienicy. Po zeskrobaniu ścian okazało się, że do jednej z nich przylepiona jest gazeta, prawdopodobnie z początku XX wieku, napisana po niemiecku, pismem gotyckim. I ten dosłowny akt zeskrobywania, docierania do kolejnych warstw jest dla mnie znamienny. Dziś często o tym zapominamy, a to są rzeczy po prostu oczywiste.

Paradoksem w takim razie jest fakt, że pierwsza czcionka cyrylicka powstała właśnie na terenach polskich…

M.M.: Tak, to prawda, około roku 1490, a więc 40 lat po odkryciu maszyny drukarskiej przez Gutenberga, w Krakowie Niemcy Ludolf Borsdorff i Szwajpolt Fiol zwęszyli interes w rozpowszechnianiu pisma cyrylickiego wśród prawosławnych magnatów i szlachty. To jest ciekawe, że pierwszy druk cyrylicki powstał na terenach, gdzie nie używa się tego alfabetu, a do tego był to pierwszy krój pisma stworzony na ziemiach polskich. Niemniej jednak ich sukces nie 88


Projektowanie graficzne

Czcionka Paneuropa, fot. Marian Misiak

ści używa się tego samego słowa design – widzimy więc, że projektowanie to bardzo nowoczesny proces, stricte abstrakcyjno-umysłowy.

A kiedy z mroku historii zaczyna wyłaniać się postać projektanta?

A.S.: Projektant to efekt nowoczesnego podziału pracy, wyłonił się on z człowieka-instytucji, jakim w czasach przed rewolucją przemysłową był drukarz, a jednocześnie projektant i wydawca. Typograf jako osobny zawód pojawia się na przełomie XVIII i XIX wieku. On już nie babra się w czcionkach, tylko planuje, jak będzie wyglądać konkretna rozkładówka. Podobnie dzieje się z dizajnerem, który oddziela się od rzemieślnika i zajmuje intelektualnym planowaniem. W ogóle to jest ciekawe, że nowoczesność oddziela ręce od głowy, koncept od praktyki. W XIX-wiecznym języku polskim używało się słowa projektować w znaczeniu planować, w języku angielskim wciąż na te dwie aktywno-

Cały czas mówimy o systemach pisma, a równie, jeśli nie bardziej interesująca, jest historia rozwiązań formalnych w liter­nictwie. Dla mnie najbardziej niesamowitym i fascynującym aspektem waszej książki jest fakt, jak poprzez formę liter chciano przemycać najróżniejsze idee, jak całe ideologie związane były z tym, że kreska postawiona jest tak, a nie inaczej, to wymaga jakiejś niesamowitej ekwilibrystyki umysłowej. Opowiedzcie o tym, jakie treści skrywają konkretne formy liter?

A.S.: Takim sztandarowym przykładem są pisma bezszeryfowe i nadzieje, jakie pokładał w nich XX-wieczny 89


Projektowanie graficzne

Potrzeba una­ rodowienia krojów pism pojawiała się wszędzie tam, gdzie budo­ wano pań­ stwo na gru­ zach, gdzie doświadcza­ no impasu i poszukiwano jakości naro­ dowej

Wzornik do Antykwy Półtawskiego

90


Projektowanie graficzne

Kr贸j pisma Hel, autorstwa Heleny Nowak-Mroczek

91


Projektowanie graficzne

nadawał do łacinki. Atatürk w pewnym sensie spełnił marzenie Tschicholda, Półtawski już nie do końca, ale przecież oprócz niego mamy też pismo uniwersalne Strzemińskiego. W każdym razie w tej perspektywie litery stoją po prostu w centrum zainteresowania polityki.

W ogóle to jest ciekawe, że nowocze­ sność oddzie­ la ręce od gło­ wy, koncept od praktyki

Bardzo ciekawy i zabawny jest wątek pisma narodowego, te wszystkie dość napuszone dyskusje o tym, że litery powinny oddawać polskiego ducha. Czy to jest nasza specyfika czy w innych krajach też prowadzono takie dysputy?

M.M.: Potrzeba unarodowienia krojów pism pojawiała się wszędzie tam, gdzie budowano państwo na gruzach, gdzie doświadczano impasu i poszukiwano jakości narodowej. Polska nie była zupełnie odosobniona, podobne dyskusje prowadzone były w tym samym czasie w ówczesnej Czechosłowacji, która również przeżywała wtedy moment odnowy. A.S.: Od początku XX wieku w kręgach inteligencko-artystyczno-drukarskich istniała potrzeba stworzenia „polskiej czcionki”. Dyskusje toczyły się na kompletnie abstrakcyjnym poziomie, bo co to znaczy polska czcionka, że biało-czerwona, że z orłem? Powiedzmy sobie szczerze, nasz język nie jest aż tak bardzo specyficzny, żeby wymagał jakichś specjalnych udziwnień. Pierwszym skojarzeniem była oczywiście ludowość, ale jak stosowano ornament ludowy, to się te litery do niczego nie nadawały, więc sięgano po historię, ale znowu okazywało się, że kroje wyglądają jak wszędzie indziej. Półtawski z tego całego kręgu okazał się najinteligentniejszy, bo powiedział, że trzeba po prostu zapis dostosować do języka i tyle. Ważną rolę pełnili tu rozpaleni patriotycznym uniesieniem komentatorzy

z prasy branżowej, którzy koniecznie chcieli ujrzeć w literach polskiego ducha, debatowali o tym, że duch ten tak naprawdę drzemie w każdym polskim artyście, tylko trzeba go wydobyć. A po wojnie rozkwit przeżywają nie tyle kroje pism, ile liternicze znaki graficzne. Mikrohistorie powstawania niektórych doskonale znanych wszystkim znaków takich jak Społem, LOT, CPN, PKO, a nawet „Solidarność” są niesamowite, ale nie możemy opowiadać o wszystkim, bo potem nikt nie sięgnie po waszą książkę… Interesuje mnie, jak dziś ma się sprawa z projektowaniem krojów pism, czy nadal litery łączy się z jakimiś konkretnymi ideami, czy ich światem rządzi czysta pragmatyka?

A.S.: Powiedziałabym, że istnieje pewna ciągłość z tradycją projektowania pism narodowych, w tym sensie że Półtawski do tej pory jest bohaterem, praojcem założycielem wszyst92


Projektowanie graficzne

Krój pisma Lato autorstwa Łukasza Dziedzica

Sakwerdy, którzy zajęli się poszukiwaniem „śląskości” pisma, a potem w oparciu o znalezione rękopisy i starodruki stworzyli krój. I rzeczywiście, ponoć Ślązacy twierdzą, że w ten sposób pisały ich babcie… M.M.: A z drugiej strony mamy takie kroje jak Lato Łukasza Dziedzica, który osiągnął popularność na skalę globalną. I on ostatecznie, a nie jakiś krój narodowy pana Wełny, używany jest na przykład w polskich dowodach osobistych. To przykład darmowego, bezszeryfowego fontu o bardzo wysokiej jakości typograficznej, który ściągany jest w miliardowych ilościach w każdym zakątku świata.

kich projektantów pism w Polsce. Wciąż pojawiają się pomysły, żeby stworzyć krój dostosowany do języka polskiego. Kilka lat temu środowisko projektantów grafiki ostro krytykowało pracę niejakiego Tomasza Wełny, który jako swój projekt dyplomowy na Krakowskiej ASP zrealizował krój Apolonia. Abstrahując od argumentów stricte projektowych, oburzenie wywoływały deklaracje Wełny, że oto on właśnie stworzył pierwszą „prawdziwie polską czcionkę”. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie absolutnie niesamowity PR, który udało mu się wokół tego wzniecić. Pan Wełna ze swoim krojem dobił się do mediów mainstreamowych, twierdząc, że w formie liter zawarty jest kształt orła białego! Dosyć popularne jest też projektowanie krojów lokalnych, bo jak wiadomo, patriotyzm narodowy jest obciachem, a patriotyzm lokalny jest obecnie superfajny. Dobrym przykładem tego trendu jest Silesiana autorstwa Artura Frankowskiego i Henryka

No i chyba ciekawym przykładem są też twoje projekty i badania krojów pism łączących alfabet łaciński z arabskim. Ile jest w tym pragmatyki, a ile bardziej abstrakcyjnych rozważań o wielokulturowej Europie?

M.M.: Pragmatyki jest całkiem sporo. Nie chodzi o wielokulturowość samej Europy, ale o wielokulturowość 93


Projektowanie graficzne

Wzornik kroju Paneuropa, Wrocławska Drukarnia Naukowa

Multiskryptowe projektowanie krojów można interpretować jako ciekawy wizualny dialog pomiędzy kulturami – to zagadnienie też przewija się przez naszą książkę, gdy opisujemy wspominanego już hebrajsko-warszawskiego Chaima.

lub konkretniej wieloskryptowość w ogóle. To, że stosunkowo niedawno powstała idea krojów, które zawierają różne skrypty w jednym zestawie, jest wynikiem pewnej potrzeby. Wzrasta liczba produktów czy dokumentów, gdzie występuje kilka skryptów jednocześnie. Nie jest to więc ekskluzywny kwiatek w butonierce typograficznego dżentelmena, to są kroje, na które jest komercyjne zapotrzebowanie.

Na koniec chciałam zapytać, jaki jest wasz stosunek do dość ostatnimi czasy popularnej wśród projektantów fascyna94


Projektowanie graficzne

cji TypoPolo, które przecież jest kopalnią mniej lub bardziej osobliwych eksperymentów literniczych.

TypoPolo to jest bardziej produkt medialny

A.S.: Po pierwsze, wydaje mi się, że TypoPolo wcale nie jest znowu tak bardzo popularnym źródłem inspiracji. To są jednak niszowe, pojedyncze prace. Jeśli się zastanowimy, to znajdziemy kilka dosłownie plakatów Hakobo, trochę Oli Niepsuj sprzed kilku lat i parę niewdrożonych prac studenckich. I tyle. TypoPolo to bardziej produkt medialny, spopularyzowany w ostatnich miesiącach przez Rene Wawrzkiewicza. Dzięki wystawie w MSNie, wydanej przez was publikacji i teraz tournée Rene po Polsce z wykładami o TypoPolo, możemy mieć złudne wrażenie, że jest to ważny nurt w projektowaniu. Moim zdaniem nie jest. Pamiętajmy też o tym, że takie inspiracje wernakularyzmem to nic nowego – w latach 80. entuzjastą nieprofesjonalnej typografii był w USA Tibor Kalman. Już wtedy tacy prominentni krytycy jak Ellen Lupton czy Jeffery Keedy wytykali mu arogancję i umacnianie różnic klasowych. Niestety u nas ten wątek w dyskusji w ogóle nie istnieje. Natomiast samo zainteresowanie projektantów typografią wernakularną oraz szerszy kontekst dyskusji na temat tego, czy w Polsce jest brzydko (patrz: reportaże Filipa Springera), czy może właśnie fajnie – tutaj odnoszę się zarówno do entuzjastów TypoPolo, jak i entuzjastów polskiego chaosu, takich jak Ziemowit Szczerek – ten temat jest bardzo ciekawy. Dla mnie jest to przede wszystkim dyskurs ludoznawczy przeniesiony w XXI wiek,

z całym jego językiem pełnym zachwytów nad „naturalnością” i „szczerością” TypoPolo oraz inteligenckimi zapędami reformatorskimi, które są, według mnie, drugą stroną tej samej monety. M.M.: Zgadzam się z Agatą, że TypoPolo nie jest specjalnie szerokim nurtem. Można w nim dostrzec aspekty pozytywne i negatywne. Mój stosunek do TypoPolo jest postentuzjastyczny – korzystając z określania, które czytelnicy NN6T dobrze znają. Oksymoroniczność zjawisk typograficznych bardzo lubię. Ich popową niszowość, nietransparentną przejrzystość. Apeluję do typografów i fanów liter, generujcie kolejne eksperymenty, wymyślajcie nowe kroje, wzniecajcie publiczne i branżowe dyskusje. Jeśli będą pełne pasji i zajawki, napiszemy o nich kolejną książkę.

Agata Szydłowska (ur. 1983) – jest autorką tekstów o dizajnie, kuratorką i wykładowczynią. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i studia doktoranckie w Szkole Nauk Społecznych PAN. Marian Misiak (ur. 1981) – jest projektantem i niezależnym researcherem. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i projektowanie krojów pism na Uniwersytecie w Reading (Wielka Brytania). 95


dizajn

Krzesło K1, projekt: Studio Rygalik, fot. Marta Wojtal, dzięki uprzejmości Studia Rygalik


dizajn

M E B E L jako WIZYTÓWKA z Barbarą Krzeską, koordynatorką programu Polska Design w Instytucie Adama Mickiewicza, o karierze polskiego dizajnu za granicą, rozmawia Bogna Świątkowska 97


dizajn

W Polsce nie ma świadomości dizajnu. Jest on ciągle rozumiany jako coś luksusowego, na co stać jedynie bogatych. To jest dla nas wszystkich potężne wyzwanie, żeby pokazać, że dizajn jest wszędzie: od systemu informacji miejskiej poprzez opakowanie aż po meble i wszystkie przedmioty codziennego użytku

aplikować może każdy, kto wie, gdzie chce zaprezentować swoje prace i co chce takim działaniem osiągnąć. Podczas zeszłorocznej wystawy w Mediolanie to był wręcz wymóg, określony procentowo, by zaprezentować młode, nieznane nazwiska. Jakie to były procenty?

10% wszystkich obiektów musiało być prezentowanych za granicą po raz pierwszy, z tego minimum pięć obiektów musiało powstać w 2013 roku i minimum jeden obiekt musiał być premierą autorstwa polskich projektantów. Już w momencie składania koncepcji wystawy musieliśmy jasno określić te proporcje. Przy realizacji naszych projektów często współpracujemy m.in. z grupą Kosmos Project, studiem projektowym założonym przez Ewę Bochen i Macieja Jelskiego. Oni co chwila tworzą nowe projekty, są bardzo płodni. To nie są produkty, które wchodzą potem do masowej sprzedaży jak te Rygalika czy Zięty. Współpracujemy także z The Spirit of Poland, inicjatywą polskich projektantów, którzy chcą zaistnieć na arenie międzynarodowej.

Instytut Adama Mickiewicza od kilku lat intensywnie promuje na świecie polski dizajn. Macie bardzo optymistyczną wizję, że ławka, na której siedzą polscy projektanci, jest bardzo długa i wciąż dzięki waszym działaniom będzie się wydłużać. Patrząc jednak na obiekty, które pokazujecie na różnych wystawach – latami te same rzeczy tych samych projektantów – wydaje się, że ta ławka jest raczej krótka. Skąd więc przekonanie, że te skromne zasoby, jakimi w tej chwili polski dizajn dysponuje, mogą być bogactwem promującym polską kreatywność na świecie?

Niezaprzeczalnie na wielu wystawach i przy wielu projektach, które organizujemy, nazwiska się powtarzają, na przykład niemal zawsze pokazujemy prace Tomasza Rygalika czy Oskara Zięty, ale z drugiej strony trudno wyobrazić sobie polski dizajn bez nich, bo to oni są najbardziej znani i rozpoznawani za granicą. Uważnie obserwujemy jednak to, co dzieje się na uczelniach i staramy się promować młodych bądź jeszcze nie dość rozpoznanych projektantów. Od 2014 roku prowadzimy projekt Wystawiajmy się, skierowany do szerokiej grupy projektantów zarówno 2d, jak i 3d, na który

A czy nie wydaje się wam, że aparat promocyjny, który kierujecie na zewnątrz, powinniście też aktywować w obrębie naszego kraju, zrobić promocję polskiego dizajnu w Polsce? Przeglądając bogaty program podejmowanych przez IAM działań, marzę o tym, żebyście się zamienili w Instytut Kultury Polskiej w Polsce.

To prawda, że polski dizajn wciąż pozostaje dla nas nieznany, niekupowany, niszowy. IAM działa jednak wyłącznie za granicą – wynika to z jego statutu. Oczywiście nasze wystawy moglibyśmy pokazywać także na rodzimym gruncie, ale musimy szukać 98


dizajn

Polish Design: In the Middle of, Dutch Design Week Eindhoven, 2014, fot. Jan Lutyk

mnie Concordia Design czy Zamek Cieszyn, ale jest też Łódź Design Festival czy też Gdynia Design Days. Projektanci skupieni wokół nieformalnego klastra polskiego dizajnu Wilk chcieli wynająć przestrzeń od Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, ale zrezygnowali, gdy zaproponowano im stawki komercyjne.

partnerów, którzy wezmą na siebie wszystkie koszty. W 2015 roku udało się nam to osiągnąć już dwukrotnie. Wystawa Polish Design: In the Middle of z Eindhoven została w całości pokazana w Poznaniu w Concordia Design. Natomiast część wystawy z Turcji, dotycząca rzemiosła, była pokazywana w ramach 10. Urodzin Zamku Cieszyn. Niestety wciąż mamy deficyt wystaw i innych aktywności dotyczących polskiego dizajnu w Polsce.

Co więc sprawia, że pani wierzy w polski dizajn?

Entuzjazm, z jakim środowiska zagraniczne związane z projektowaniem go przyjmują. To daje mi niesamowitą satysfakcję, gdy oni orientują się, że polski dizajn istnieje, że mamy niezwykle zdolnych projektantów i organizujemy różne i bardzo liczne wydarzenia wokół projektowania. Coraz częściej zauważam, że zagraniczni goście kojarzą nasze projekty – widząc wystawę np. w Londynie, szukają naszej prezentacji w Mediolanie. W ten sposób

Cierpimy na brak przestrzeni, w której na bieżąco moglibyśmy oglądać dizajn światowy czy krajowy w najlepszym wydaniu, podany przez kuratorów nie tyle orientujących się w trendach handlowych i modach wnętrzarskich, ile potrafiących umieścić dizajn w szerszym kontekście kulturowym.

W miastach takich jak Kraków, Poznań czy Łódź takie miejsca i inicjatywy już są, np. wspomniana przeze 99


dizajn

odwiedzający branżowe wydarzenia do swoich tzw. „must see lists” dodają także polskie projekty i polskich projektantów1.

Wytwarzanie ręczne czy rzemieślnicze staje się w Polsce coraz bardziej popularne, a to niezwykle podoba się za granicą. W wielu krajach nikt już tak nie pracuje. Kiedy studenci ze Stanów Zjednoczonych przyjeżdżają na warsztaty w ramach projektu Art Food do fabryki porcelany Ćmielów, nie wierzą, że takie miejsce w ogóle istnieje, że tak można produkować porcelanę.

Polski na razie nie ma na mapie dizajnu. Jest dizajn skandynawski, włoski, holenderski...

To prawda, ale zaczyna wykrawać dla siebie miejsce na arenie międzynarodowej… …jako ciekawostka? Mamy szansę na jakieś poważniejsze określenia?

Nie stawiałabym tak pytania. Oczywiście polski dizajn jest kreatywny i innowacyjny, ale każdy dizajn taki jest. Ciekawą koncepcję przedstawił Tomek Rygalik podczas wystawy NASZ, którą organizowaliśmy wspólnie w zeszłym roku w Nowym Jorku. Ekspozycja zbudowana była w oparciu o polską zaradność. Tak, o tym, że polski dizajn jest zaradny, Tomek mówił nam już w 2007 roku w wywiadzie opublikowanym w NN6T #33 .

Często rozmawiałam z różnymi osobami o tym, jakie cechy charakteryzują polski dizajn i właśnie zaradność wymieniamy najczęściej. Poza tym od dizajnu włoskiego czy skandynawskiego odróżnia nas także poszukiwanie inspiracji w lokalności, korzystanie z materiałów krajowych. 1

Do tej pory nawiązaliśmy współpracę z renomowanymi partnerami, takimi jak Ventura Lambrate (Mediolan), London Design Festival, Maison&Objet (Paryż), Paris Design Week, DW! São Paulo Design Weekend, Inno Design Tech Expo (Hongkong), Business of Design Week (Hongkong), Istanbul Design Week, International Furniture Fair Singapore, Design Trade Copenhagen, International Contemporary Furniture Fair (Nowy Jork), Wanted Design (Nowy Jork), Stockholm Furniture and Light Fair, What Design Can Do! (Amsterdam), Dutch Design Week (Eindhoven) oraz Wallpaper*.

Wróćmy więc do wątku wiary w polski dizajn. Sprawdzianem dla faktycznej jego jakości są targi w Mediolanie, gdzie spotykają się najbardziej liczący się dizajnerzy, wytwórcy, animatorzy z całego świata. Jak odbierają polski dizajn? Czy jesteśmy wybrykiem, ciekawostką, czy przylgnęła do nas etykieta kraju postkomunistycznego, w którym dizajn dopiero się wykluwa?

W Instytucie doszliśmy do wniosku, że podczas mediolańskiego tygodnia dizajnu, jednego z najważniejszych festiwali dizajnu na świecie, skoncentrujemy się na jednej wystawie; można ją określić jako „grupową” lub „narodową” – nie lubię tego słowa, ponieważ nie oddaje ono jej charakteru, tylko jest skrótem myślowym. W ubiegłym roku strategia ta świetnie się sprawdziła. Odwiedzający mogli przyjść w jedno miejsce i zobaczyć prace najlepszych polskich projektantów, z częścią z nich porozmawiać, spotkać się z kuratorami. W tym roku zdecydowaliśmy się pokazać polski dizajn w sposób interaktywny. Zaprosiliśmy odwiedzających do współpracy i oddaliśmy wystawę w ich ręce. Składali oni samodzielnie wszystkie obiekty, wśród których znalazły się prace Agnieszki Bar, grupy projektowej Tabanda, grupy BETON, Pani Jurek, Boomini, Joanny Rusin, Janka Godlewskiego, Zuzu Toys, Roberta Czajki czy Oskara Zięty. Projektem tym chcieliśmy dotrzeć

100


dizajn

Do It Your Way, wystawa polskiego designu w Mediolanie 2015, fot. Jan Lutyk dla Culture.pl

zarówno do dorosłych, jak i do dzieci a podstawą była dobra zabawa oraz interakcja. Hmm, koncepcja angażująca.

Tak, angażująca. W Mediolanie trzeba zaprezentować coś, co nas wyróżni, przyciągnie ludzi i dzięki temu zostaniemy zapamiętani. Całą wystawę i wszystko, co się na niej działo, rejestrował system aparatów fotograficznych. W ten sposób powstały animacje poklatkowe, a cały proces tworzenia się wystawy można śledzić online2.

Często zarzuca się polskiemu dizajnowi, że jest odcięty od produkcji, że polscy producenci nie produkcją polskiego dizajnu. Brak momentu weryfikacji użytkowaniem powoduje, że dizajn nie jest użytkowy – trafia tylko na wystawy, a do mieszkań już nie. Nagradzane i doceniane obiekty są bardziej związane ze światem sztuki niż użytkowości. Czy to w Mediolanie przeszkadza, czy pomaga? Czy ci, którzy przychodzą i oglądają nasz dizajn, patrzą pod kątem – moja fabryka mogłaby to produkować, czy też raczej – to krzesło ma ciekawy kształt?

2 DO IT YOUR WAY. Polish Design in Pieces, kuratorzy: Ewa Solarz oraz grupa TABANDA (Megi Malinowska, Filip Ludka i Tomek Kempa), 13–19.04.2015 Mediolan. Z opisu: „Na wystawie zetkniemy się z nowoczesną formą myśliwskiego trofeum My Dear autorstwa Agnieszki Bar; lampą Maria S.C. Pani Jurek, modułowym regałem Dynks TABANDY; Papierowym miastem Roberta Czajki; kolekcją wycinanek Blok Wschodni, Brutal London i Miasto Blok – How pracowni Zupagrafika; zestawem elementów Patyczaki Jana Godlewskiego;

101

domkami dla lalek BOOMINI; tkanym dywanem Joanny Rusin; regałem Oskara Zięty; placem zabaw grupy projektowej Beton oraz autami firmy Bajo i taśmową Domostradą Zuzu Toys. Zmęczeni majsterkowaniem goście będą mogli odpocząć na poduszkach od pracowni REBORN”. Wystawie towarzyszyła limitowana seria 8 ilustracji zaprojektowanych przez czołowych polskich ilustratorów. Ilustracje będą interpretacją hasła Polski Design. Do współpracy zaproszeni zostali: Patryk Mogilnicki, Edgar Bąk, Dominik Cymer, Dawid Ryski, Gosia Gurowska, Kasia Bogucka, Paweł Jońca i Monika Hanulak. http://doityourway.culture.pl


dizajn

Nikt tak nie robi, tylko my!, z Tomkiem Rygalikiem rozmawia Bogna Świątkowska, Warszawa, 6 lipca 2007, „Notes. na.6.tygodni” #33 Jak scharakteryzowałbyś najmocniejsze strony polskiego dizajnu. Jaki jest jego największy potencjał?

Polski dizajn po zakrętach historycznych dopiero nabiera jakiegoś kształtu. Bardzo powoli, ale mam nadzieję, że będzie się to działo coraz szybciej. Jego cechy charakterystyczne biorą się z tego, że przez bardzo wiele lat nie było tutaj różnorakich możliwości. Z braku możliwości wynika wszelka innowacyjność i zaradność, więc zaradność wymieniłbym jako jedną z głównych cech polskiego dizajnu. Czy uważasz, że czasy, kiedy Polacy cieszyli się po prostu z tego, że mieli cokolwiek, mocno wpłynęły na nie tylko na polskie projektowanie, ale też niedostateczną uwagę Polaków wobec dizajnu w ogóle?

Są tutaj dwie strony. Ta, o której mówisz, to

jest ta negatywna, która powoduje, że jesteśmy przywaleni i zachłyśnięci produktem. Jesteśmy niewyedukowani, nie mamy analitycznego podejścia do kultury materialnej. Nie jesteśmy w stanie odróżnić dobrego produktu od złego. Jesteśmy odseparowani od procesu tworzenia rzeczy, jakich używamy, dlatego nie rozumiemy ich i jesteśmy skonfudowani podczas zakupu – nie wiemy, czy coś, co kupujemy, będzie dobre, czy to będzie trwałe, czy zaraz się zepsuje. Nie rozumiemy tych rzeczy. Jesteśmy zalani produktem, którego nie rozumiemy, bo ani nie produkowaliśmy, ani nie mieliśmy go przez długi czas. To jest ta negatywna strona. Ale ja mówiłem o tej pozytywnej, która polega na zaradności. Ze względu na ten czas, kiedy żyliśmy w materialnym niedostatku, wykształciły się w nas instynkty i zmysł pewnej zaradności, który jest bardzo inny od zmysłu zaradności ludzi z innych krajów. To w moim przekonaniu flagowa cecha polskiego dizajnu. Wystarczy wyskoczyć w Bieszczady czy na wiochę jakąś w Polsce, gdzie jesteśmy daleko od Złotych Tarasów, i widzimy mnóstwo innowacyjności. Ostatnio sfotografowałem 30 traktorów zrobionych przez ich właścicieli z części od trabantów, wartburgów, różnych rzeczy znalezionych na polu, które służą znakomicie i są przejawem niesamowitej kreatywno102

ści. Tego nigdzie indziej nie ma. Może w Afryce, ale troszeczkę inaczej. U nas to funkcjonuje w wykształconej kulturze materialnej, bo jednocześnie mamy przecież w sklepach wszystko. Często te znalezione przedmioty, które mają nową funkcję, czy są wykorzystane w nowy sposób, pochodzą z bardzo rozwiniętego świata. To jest bardzo ciekawe. Nikt tak nie robi, tylko my. Przykład z moich prac to włączanie światła żarówką. W zasadzie każdy ma to doświadczenie, albo w polowych warunkach, albo w jakimś garażu, albo włącznik się zepsuł, albo coś się stało, albo jest za daleko. Jesteśmy zaradni. Czy w twoim projektowaniu kategoria zaradności też jest ważna?

To podejście ma duże znaczenie w mojej pracy. Często zaczynam projekt, bo znalazłem coś, co za moment zmieniam na coś innego, a potem oczywiście w toku pracy staje się to czymś zupełnie innym. Ale początek pracy nad projektem często bierze się z refleksji, że coś można by wykorzystać do czegoś innego. Ważna jest otwartość myślenia. W rozwiniętych gospodarkach i kulturach konsumenckich ludzie mają już bardzo uporządkowane reguły gry i kategorie produktowe. My nie, bo mieliśmy przez długi czas duży niedosyt różnych rzeczy i często musieliśmy użyć czegoś jako coś zupełnie innego. Dzieje się


dizajn

to naturalnie, że początki moich projektów są zwykle wykorzystaniem czegoś do czegoś innego, a potem w zależności od tego, dokąd to idzie, co się z tym zadzieje, może wyglądać to na bardzo wymuskane, jest bardzo dopracowane i nie ma na tym nic, czego nie musi być. Natomiast początek każdego projektu jest taką zaradnością. Tyle się teraz mówi o tym, że coraz mniejsza trwałość produktów napędza sprzedaż niekończącej się masy wprowadzanych na rynek nowości, które dzięki nietrwałości pozwalają kręcić się trybom ekonomii. Jaka jest twoja postawa wobec tej gry ze światem konsumpcji?

Jestem idealistą i uważam, że są ze cztery różne możliwe stosunki do otaczającej nas kultury konsumenckiej. Jeden: aktywistyczny, to znaczy buntujemy się, krzyczymy, ale słuchają nas tylko ci, którzy myślą tak samo jak my, nikt inny nie zwraca na nas uwagi – bez możliwości wpłynięcia na świat, bez możliwości przeprowadzenia zmian. Drugi to jest kompletna asymilacja z tym, co się dzieje, i takich ludzi jest najwięcej, czyli ludzi, których to wszystko wali po prostu – kupują, żyją i chcą mieć więcej niż sąsiad. Inna postawa to jest ucieczka od tego wszystkiego, ale wtedy, nawet jeśli jesteśmy bardzo przeciwko i mieszkamy gdzieś daleko w lesie, to nie wpływamy w żaden sposób na to, co się dzieje na świecie. Takich jak

my jest bardzo dużo na świecie, ale to nie zmienia niczego. Natomiast ja podchodzę do tego tak: należy grać w tę grę, po to by nas usłyszano. Trzeba mieć coś do powiedzenia, trzeba o tym mówić. Im lepiej sobie radzimy w tym świecie, tym więcej ludzi nas słucha. Ja bym chciał, żeby na przykład Bill Gates powiedział w jakimś wykładzie: „Słuchajcie, ja się bardzo pomyliłem, bo jest tak i tak”. Miałby ogromny wpływ na to, jak świat biznesu zacząłby funkcjonować, ale tylko dlatego, że zdobył tak ogromny sukces. Czyli zagrał w grę. Oczywiście nie posądzam go o tego rodzaju refleksję. Uważam, że więcej ludzi mających coś do powiedzenia na temat kultury materialnej dzisiejszego społeczeństwa powinno w niej uczestniczyć. Często projekt nie jest wystarczającą platformą do zajścia znaczących zmian, ale wystarcza do postawienia znaku zapytania czy wytworzenia dyskusji. Wiele z moich prac jest niekomercyjna. Robię dużo rzeczy, które nie mają miejsca w świecie produktu, tylko bardziej w świecie instalacji. Ale uważam, że gdybym nie był aktywny w świecie produktu, to byłbym w jednej z tych grup, które w ogóle nie mają głosu, nie mają żadnego głosu. Czy uważasz, że wobec ogromnej różnicy między dizajnem europejskim a polskim mówienie w ka-

103

tegoriach sportowych, że musimy nadgonić, nadrobić, czy doskoczyć, ma w ogóle sens?

W ogóle nie ma żadnego sensu. Chodzi o autorefleksję, żebyśmy wiedzieli, co robimy. Chociażby po to, żebyśmy pewnie mogli mówić sami o sobie, musimy wiedzieć, co chcemy powiedzieć. Ogólnie rzecz biorąc, inną postawą jest niemówienie nic. I w porządku, może nie jesteśmy jeszcze gotowi, żeby móc cokolwiek powiedzieć i zaoferować światu, który myśli na te tematy dłużej niż my. Myślę, że nie ma się co martwić o te rzeczy. Nie uważam, że powinniśmy kogokolwiek gonić, tylko mieć coś do zaoferowania. I mamy. Tylko powinniśmy o tym otwarcie mówić, nie wstydzić się naszych cech. Nie próbować robić mebli tak jak Włosi czy samochodów tak jak Niemcy. Powinniśmy zacząć introspektywnie bardziej się sobie przyglądać, robić to, co lubimy, ale bez żadnej presji na próbę definicji. Moje podejście jest takie, że trzeba robić coś proaktywnego. Dlatego na warsztatach, jakie będę prowadził teraz w Rondzie Sztuki w Katowicach, będziemy budować i zbudujemy coś wielkiego i nie będziemy prawie wcale gadać. Na koniec, jak będzie o czym gadać, to pogadamy. A może nie będzie – zobaczymy. Ale żeby było o czym rozmawiać, najpierw trzeba to zrobić.


dizajn

Polish Job, Salone del Mobile Internazionale Mediolan, 2014. fot. Jan Lutyk

Produkty prezentowane w Mediolanie muszą być gotowe do produkcji bądź do dystrybucji, jeśli mają już polskiego producenta. Akurat tam nie ma miejsca na dizajn konceptualny, z wyjątkiem wystaw prezentujących uczelnie, a tych jest dość dużo. W przyszłym roku my także chcemy przygotować dużą prezentację polskich uczelni. Na takich wystawach ludzie szukają talentów, obserwują, co się dzieje w środowisku akademickim. Takie wystawy mają innych charakter i są niezwykle ważne zarówno dla początkujących projektantów, jak i dla

kuratorów, dziennikarzy i innych odwiedzających. Nie wiem, czy przeczytała już pani książkę Marcina Wichy Jak przestałem kochać design?3 Jest tam opisany moment zetknięcia użytkownika z obiektem i to niestety często w polskim dizajnie, jeśli nie ma się w sobie żyłki przygodowej, może być rozczarowujące…

Polscy projektanci wciąż napotykają trudności z produkcją i dystrybu3

104

Marcin Wicha, Jak przestałem kochać design?, Karakter 2015


dizajn

Polski dizajn wciąż pozosta­ je dla nas nie­ znany, niekupo­ wany, niszowy

cją. Funkcjonuje sprzedaż internetowa, przedmioty wysyłane są pocztą, a później użytkownik sam składa je w domu. Chciałabym także wrócić do wcześniejszego wątku: w Polsce nie ma świadomości dizajnu. Jest on ciągle rozumiany jako coś luksusowego, na co stać jedynie bogatych. To jest dla nas wszystkich potężne wyzwanie, żeby zmienić tę świadomość, żeby pokazać, że dizajn jest wszędzie dookoła nas: od systemu informacji miejskiej poprzez opakowanie aż po meble i wszystkie przedmioty codziennego użytku. Dizajn musi być funkcjonalny.

Sposób prezentacji, myślenie o tym, w jaki sposób komunikować polski dizajn, wydaje się być kluczem do sukcesu. Czy język, którym mówicie o dizjanie, jest świadomie kształtowany? Jaką rolę odgrywa projektowanie prezentacji, projektowanie wystaw?

To jest kwestia kluczowa. Na pewno jeśli coś jest pokazane w sposób nieprzemyślany, to źle wypada. Staramy się, aby wszystkie nasze projekty były dopracowane w każdym szczególe i dużo uwagi poświęcamy właśnie projektowaniu samych wystaw.

105


dizajn

Niestety wystawy dizajnu często przypominają sklep meblowy…

Od ponad roku sami produkujemy nasze wystawy, dzięki czemu mamy większy wpływ na kuratorów i osoby zajmujące się aranżacją przestrzeni. Zawsze jednak było dla nas ważne, aby na wystawie nie było przypadkowości. Nie możemy oddzielać wystawy od sposobu jej prezentacji – to musi stanowić całość i dlatego do aranżowania ekspozycji zapraszamy profesjonalistów, pracujemy m.in. z Marysią Jeglińską czy Studiem Rygalik. Całość jest wizytówką Polski. Tym bardziej żałuję, że często nie możemy pokazać tych wystaw w kraju. Dizajn jest priorytetowym tematem w promocji polskiej kultury za granicą. Czy ten program ma ograniczenia czasowe?

Program promocji polskiego dizajnu za granicą początkowo miał mieć ramy czasowe, ale ze względu na jego dobre efekty Rada IAM zdecydowała, że będzie to projekt stały. Pierwotnie nasze działania związane z promocją dizajnu miały trwać około 12 miesięcy i przez krótką chwilę nazywaliśmy je Rokiem Polskiego Designu. Na szczęście projekt został szybko przekształcony w działania długoterminowe. Od 2012 r. trwały przygotowania, rozgrzewaliśmy się i umacnialiśmy i budowaliśmy sieć kontaktów. Lata 2013, 2014 i 2015 to czas intensywnych działań. W takim razie, co będzie wyznacznikiem jego sukcesu?

Z pewnością takim wyznacznikiem jest to, że jesteśmy obecni podczas prawie wszystkich istotnych dla tej dziedziny wydarzeń na świecie. Planujemy także badania, dzięki którym będziemy mogli sprawdzić, jakie efekty przynoszą nasze działania. Kolejnym

wyznacznikiem jest dla nas to, co się dzieje wokół polskiego dizajnu w prasie międzynarodowej. Musimy pamiętać o tym, że IAM jest instytucją promującą markę Polska przez kulturę, także poprzez dizajn. Różni projektanci pytają mnie czasem, dlaczego nie promujemy ich firm, a my po prostu nie zajmujemy się promocją biznesu sensu stricte. Długofalowo nasze działania przynoszą też efekty materialne poszczególnym markom, jednak nie jest to korzyść natychmiastowa w postaci podpisanego kontraktu. Na pewno widzimy wzmożony ruch wokół polskiego dizajnu: polskie obiekty coraz częściej trafiają na wystawy międzynarodowe, coraz więcej dziennikarzy zgłasza się do nas z prośbą o merytoryczne wsparcie, coraz więcej osób przyjeżdża na wizyty studyjne do Polski, dzięki czemu mogą doświadczyć polskiego dizajnu. Ważna jest także rosnąca liczba dystrybutorów polskiego dizajnu. IAM jest łącznikiem pomiędzy gośćmi z zagranicy i polskimi projektantami. To jest wyznacznik tego, że idziemy w dobrą i właściwą stronę. Jaki jest więc największy dotychczasowy sukces Instytutu Adama Mickiewicza, jeśli chodzi o konkretne produkty? Czy są to spinki ĄĘ4, które nosi od czasu do czasu dyrektor IAM Paweł Potoroczyn?

W ramach projektu promocji polskiego dizajnu na świecie nie zajmujemy się produkcją tzw. gadżetów. To jest obszar Wydziału Komunikacji w IAM, z którym ściśle współpracujemy. Jeśli jednak mam spróbować 4 Jeden z projektów nagrodzonych w konkursie na gadżet promujący kulturę polską zorganizowany w 2009 r. przez Instytut Adama Mickiewicza we współpracy z Fundacją Bęc Zmiana. Spinki zaprojektowali Katarzyna Molicka i Michał Sowa.

106


dizajn

Maria Jeglińska, szkic do projektu wystawy Inside Out. Polish Graphic Design and Illustration in the Making, organizowanej przez Culture.pl podczas festiwalu WantedDesign w Nowym Jorku (15–18 maja 2015). Kuratorka: Agata Szydłowska

Maria Jeglińska, projektantka wystaw polskiego dizajnu za granicą: Istnieje mnóstwo czynników, które sprawiają, że dana ekspozycja jest dobra, ale najważniejszy z nich to koncepcja kuratorska – im bardziej wyraźna i klarowna, tym lepsza i bardziej zrozumiała będzie aranżacja wystawy. Choć nie zawsze jest to takie proste, gdyż, jak wiadomo, wpływ na efekt końcowy ma również przestrzeń, w której ma znajdować się ekspozycja, oraz budżet całego przedsięwzięcia. Przykładem takiej problematycznej sytuacji, w której moje decyzje projekto-

we w dużej mierze determinuje przestrzeń wystawiennicza, może być np. wystawa IAM w Nowym Jorku. Pomieszczenie, w którym będzie ona miała miejsce, to bardzo długi korytarz. Jakby tego było mało, na jego ścianach nie można wieszać żadnych prac – a jest to wystawa w dużej mierze poświęcona ilustracji i grafice. Jednak nie martwi mnie to, gdyż dla mnie najciekawsze jest rozwiązywanie problemów związanych z różnymi odgórnymi ograniczeniami tak, żeby osoba oglądająca wystawę nie zdała sobie z ich istnienia sprawy. Pracując nad aranżacją wystawy Wypadki przy pracy 107

w żoliborskiej pracowni Jana Styczyńskiego, wydrukowaliśmy jego fotografie – portrety artystów – na płytach MDF, na których z jednej strony można było oglądać zdjęcie, a z drugiej czytać jego opis. Miało to związek z tym, że nie dysponowaliśmy oryginalnymi fotografiami – można na to spojrzeć jako na minus albo potraktować taką sytuację w twórczy sposób i wykorzystać na swoją korzyść. Nie istnieje jednak zbiór złotych rad pt. „Jak dobrze zaprojektować wystawę” – praca projektanta zawsze powinna wynikać z kontekstu, a on sam musi umieć stawiać czoła okolicznościom.


dizajn

Do It Your Way, wystawa polskiego designu w Mediolanie 2015, fot. Jan Lutyk dla Culture.pl

określić, co jest naszym największym dotychczasowym sukcesem, to obok licznych wystaw, uważam, że są to publikacje o dizajnie: Out of the Ordinary, Polish Design Uncut i najnowsza Very Graphic, które ukazały się na przestrzeni ostatnich kilku lat. Dzięki publikacjom mamy szansę dotrzeć do szerokiej publiczności międzynarodowej, nie tylko tej branżowej, ale po prostu bywalców uznanych instytucji, takich jak na przykład nowojorska MOMA. Książki te najpierw ukazują się w języku angielskim, a następnie przetłumaczone trafiają także do naszych księgarń. Dzięki temu pośrednio promujemy polski dizajn także u nas, w kraju.

108

Polski dizajn jest kreatyw­ ny i innowacyj­ ny, ale każdy dizajn taki jest


dizajn

Katarzyna Molicka i Michał Sowa, projekt spinek Ą Ę, nagrodzony w konkursie na gadżet promujący kulturę polską zorganizowany w 2009 r. przez Instytut Adama Mickiewicza we współpracy z Fundacją Bęc Zmiana

Barbara Krzeska – absolwentka Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, Uniwersytetu Warszawskiego oraz London School of Public Relations. W latach 2006–2008 pracowała w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie, gdzie odpowiadała m.in. za marketing wydarzeń. Od 2008 r. związana z Instytutem Adama Mickiewicza w Warszawie, w którym zajmowała się działaniami promocyjnymi Polska! Year oraz prowadziła Projekt Statutowy – wielodziedzinowy projekt Instytutu obejmujący wszystkie priorytety geograficzne. Obecnie kieruje projektem promocji polskiego designu za granicą – Polska Design oraz prowadzi Wydział Komunikacji Instytutu Adama Mickiewicza.

109


Praktyki artystyczne

Norbert Delman: S/S/S: Sweat / Suffer / Success, projekt podczas trzymiesięcznej rezydencji w ESW/ RSA, 2014


Praktyki artystyczne

OR G

A

ZM artysty Norberta Delmana, młodego artystę, przepytuje Alek Hudzik 111


Praktyki artystyczne

Jeszcze na studiach zrobiłem pracę Klara, to był biały, zwyczajny telefon zawieszony na ścianie. Po podniesieniu słuchawki słychać było głos kobiety, która recenzuje twoją pracę i dostaje orgazmu. Czyta o tym, że twoje rzeźby trafią do Wenecji, do Kassel. Opowiada o tym, co podnieca młodego artystę. Na wernisażu nikt nie odłożył słuchawki przed końcem monologu… Artyści potrzebują tej mentalnej masturbacji W BWA Zielona Góra ustawiłeś worek, w który boksowałeś do upadku sił, na stypendium w Szkocji twoim działaniem był trening kulturysty. Skąd się bierze to skupienie na męskich atawizmach?

Lat temu kilka pracowałem jako ratownik, uprawiałem akrobatykę, żyłem sportem i w sporcie bardzo podobało mi się wymierzanie progresu, po prostu widzisz, że biegasz szybciej, skaczesz dalej. Zupełnie przeciwnie niż w sztuce, gdzie kategorie postępu są absolutnie płynne. Kolejne prace, które tworzysz, mogą być świeże, ale nie masz do nich dystansu, wydają ci się genialne albo beznadziejne, nie kontrolujesz rozwoju. Bo tutaj droga nie jest do góry, tylko na boki. Po co boksowałeś w ten worek? Po co chciałeś rzeźbić swoje ciało?

W Zielonej Górze biłem w worek, na którym napisane było „jesteś tylko

drugi”, bo jak jesteś drugi, to przegrywasz. Waliłem w niego do momentu, gdy zacząłem się słaniać. A ten obiekt uświadamiał mi, że każdy wysiłek, cała praca może mnie doprowadzić najdalej do miejsca drugiego. Ta walka jest przegraną samą w sobie, może nawet samo podjęcie – umowne podjęcie – rękawicy jest już porażką. Natomiast z projektem zmiany swojego ciała podczas rezydencji w Szkocji było tak, że na własny użytek zacząłem upraszczać mechanizmy funkcjonowania sztuki, które wydawały mi się zbliżone do sportu. Konkursy artystyczne: „Spojrzenia”, „Paszporty Polityki”, „Turner”… zacząłem w nich dostrzegać mechanizm, który mnie bawi, bo wyrafinowany język ma swoje lustrzane odbicie w rzeczywistości sportowej. Wiesz, zdecydować się na ćwiczenia przez trzy miesiące to dość prosta rzecz, ale są ludzie, którzy tak żyją od 30 lat. Dieta, nawet ta artystyczna, na którą składa się lektura tekstów, wizyta na wernisażach czy spotkanie takie jak nasze czy research do projektów, i to, że w sporcie musisz ćwiczyć/pracować, bo jak nie pracujesz, nie rozwijasz się, są jakoś podobne. Ja mam takie zdanie, że dziś przede wszystkim boimy się porażki i ten strach motywuje nas bardziej niż wizja zwycięstwa. Sam ćwiczę i wmawiam sobie, że to dla zdrowia, a tak naprawdę czuję w tym element rywalizacji, potem wszyscy sprawdzamy na smartfonach, kto ile przebiegł, tagujemy się na salach bokserskich. No ale po co zmieniać swoje ciało?

Chodziło mi o upodobnienie się do ludzi, którzy się oddają stuprocentowo temu, co robią, strongmeni przez 20 lat są na diecie. Ja po 3 miesiącach wyliczonych kalorii i posiłków, które jadłem o konkretnej porze 112


Praktyki artystyczne

Nam się marzy takie samcze przedłużenie ego i werba­ lizujemy je w sztuce

dnia, czułem się świetnie. Ale okazało się, że nie potrafię tego robić na dłuższą metę. W Szkocji mogłem zacząć wszystko od zera, kiedy dostrzegłem pierwsze efekty diety, wcale nie czułem, że jest lepiej, wręcz przeciwnie, tu nie ma miejsca na sukces, zawsze jest przegrana, efekt jest zawsze ulokowany niżej od postawionej poprzeczki. Chudniesz 10 kg, choć zakładałeś 5 kg, ale w międzyczasie zacząłeś myśleć, że jednak chciałeś zrzucić 15 kg. A jeżeli tylko przestaniesz, od razu się cofasz, każde odstępstwo od diety kończy się wyrzutami sumienia. Musiałem to robić w 100% i ciągle miałem wrażenie, że mi się nie uda. Brak sukcesu to jest puenta tego projektu, jedyne, co możesz, to przegrać. I wszystko ci o tym nieustannie przypomina. Rozwój, progres, ciągle to powtarzasz. Mamy po 25 lat i wydaje mi się, że jesteśmy absolutnie ukształtowani przez religię sukcesu, kult progresu, chcemy być jak Frank Underwood z serialu House of Cards. Trochę mnie to przeraża.

Ja od dzieciństwa miałem w sobie to poczucie ambicji, że muszę dać z siebie wszystko, iść dalej i nieustannie prześcigać innych. Potem zacząłem to krytykować, przerażało mnie, jak bardzo ambicja zżera, jak dużo o niej myślę. Dopiero niedawno zrozumiałem, że chyba nie jestem w stanie pozbyć się tej cechy, więc uczyniłem ją elementem mojej pracy. Mam świadomość, jak bardzo w ten kult progresu jestem uwikłany, że siedzi on w każdym z nas, ja z nim gram, krytykuję, ale też mu się poddaję. I co z tym przerostem ambicji zrobiłeś?

Jeszcze na studiach zrobiłem pracę Klara, to był biały, zwyczajny telefon zawieszony na ścianie. Po pod113


Praktyki artystyczne

niesieniu słuchawki słychać było głos kobiety, która recenzuje twoją pracę i dostaje orgazmu. Czyta o tym, że twoje rzeźby trafią do Wenecji, do Kassel. Opowiada o tym, co podnieca młodego artystę. Na wernisażu nikt nie odłożył słuchawki przed końcem monologu. Artyści potrzebują tej mentalnej masturbacji, są na maksa narażeni na ryzyko porażki, bycia niezweryfikowanymi, a przez to niezauważonymi. Dla mnie ta praca właśnie o tym opowiadała, że nam się marzy takie samcze przedłużenie ego i werbalizujemy je w sztuce, jeśli sztuka jest niedoceniona, to czujemy się jako mężczyźni przegrani. Chociaż jestem pewien, że ten sam mechanizm może pojawić się u kobiet, ale patrzę na to ze swojej perspektywy.

ścili, to i tak pomyślałbym, że nie ma to większego znaczenia, bo kogo to niby obchodzi. Racjonalne myślenie mija się z pasją. Jak coś osiągniesz, to czujesz, że to nie było wystarczająco dobre. Pamiętam, że jak dostałem się na tę rezydencję, o której mówimy, to pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, brzmiała „pewnie nikt nie aplikował”. Ja nie czuję się gorszy od innych, po prostu wszystko, co zdobywam, nie jest wystarczające. Każdy sukces przesuwa wyobrażenie sukcesu tak daleko, że nawet nie zauważasz, co właśnie osiągnąłeś.

Dobra, ja widzę też drugą stronę medalu: ćwicząc przez trzy miesiące, wycierałeś się ręcznikiem „You Suck” – to jest też jakiś syndrom niedowartościowania? Tego, że ciągle czujemy się gorsi?

Ja łapię się na tym, że dzielę ludzi na ambitnych i nieambitnych, pracujących i niepracujących, porównuję się z nimi. Znajomy chce być milionerem, ktoś inny chce wydać książkę, każdy wyznacza sobie jakiś inny punkt w przestrzeni i czasie i do niego dąży. Niby jest to OK, sam tak robię, ale z drugiej strony to jest też cholernie smutne. Spotykam kumpla, nie widzieliśmy się parę miesięcy, zaczynamy gadać, a on: „Widziałem, że wróciłeś z rezydencji, będziesz mieć wystawę. Kto ci to ogarnął, kto ci to załatwił?”. Dramat, nikt nie zapyta, co u moich kotów, tylko próbuje tą rozmową coś wygrać. To jest porażka, ciągle czujemy się gorsi, bo ciągle się porównujemy, nawet w głupotach: kogoś umieścili w rankingu, mnie nie. No i przegrałem. A gdyby mnie umie114

W sztuce kate­ gorie postępu są absolutnie płynne. Bo tu­ taj droga nie jest do góry, tylko na boki


Praktyki artystyczne

Norbert Delman: Sparing, BWA Zielona Góra, 2015

celem jest praca, robienie, i być może to będzie moja kolejna zmora. Wiem też, że nawet jeśli nie osiągnę sukcesu, nie przestanę pracować. Ta praca jest chyba jeszcze bardziej uzależniająca niż sukces, ale przełamuje impas.

A gdyby się cofnąć, na studiach ta rywalizacja też była widoczna? Studiowałeś u Mirosława Bałki w pracowni, o której mówi się że jest elitarna. Już ta etykieta skłania do wyścigu.

Na studentach na pewno ciąży ten wyścig, chociażby o uwagę profesora, ale my tworzyliśmy świetny klimat, dużo osób robiło projekty w parach albo w grupach, nawet nazwano nas Mirosławami, co jest urocze, rywalizacja to indywidualna kwestia, nie pracowniana.

Walka, gra, rywalizacja, zrobiłeś o tym kolejną pracę. Na dyplomie ASP zagrałeś w statki ludźmi. Brutalne.

Potem wchodzi się w obieg sztuki, tu rywalizacja chyba jeszcze bardziej się nakręca.

Ja w pewnym momencie zrozumiałem, że rywalizacja jest bardziej w mojej głowie niż w powietrzu. Ciągle w swoich pracach zajmuję się kwestiami rywalizacji, ale ona jest coraz mniej moim problemem. Dziś wiem, że moim

To wyglądało tak, że kilkadziesiąt osób stanęło naprzeciw siebie w dwóch salach oddzielonych ścianą tak, że się nie widzieli, jak w statkach, dodatkowo wszyscy byli zamaskowani, nikt nie miał tożsamości. Dalej ludzie kolejno typowali numerki, jeśli ktoś został zestrzelony, to zdejmował kominiarkę, a ja ogłaszałem jego imię i nazwisko rywalom. Ta niby-zabawa w makroskali stała się międzyludzkim konfliktem. Jesteś w grupie anonimów, w której nie masz poczu-

115


Praktyki artystyczne

cia bezpieczeństwa, bo jesteś statkiem jednością, ale zastrzelony zostajesz sam. Poznanie swoich przyjaciół i rywali jest możliwe dopiero, gdy odpadniesz.

Dziś przede wszystkim bo­ imy się poraż­ ki i ten strach motywuje nas bardziej niż wi­ zja zwycięstwa

Nikt nie chciał złamać zasad gry?

Był jeden chłopak, który strzelał w to samo miejsce, wiedząc, że jest puste, najpierw zapytał, czy w ogóle możliwa jest taka sytuacja. Powiedział, że nie chce nikogo zabijać, strzelał kilka rund w to samo miejsce, wtedy nagle pomyślałem, że gra może mieć przecież inne rozwiązane, że jedna drużyna zorientuje się w planach rywali, którzy celują w pustkę i odpłaci im tym samym. No ale okazało się, że jego drużyna zaczęła przegrywać i chłopak wrócił do walki. Korekta mechanizmu dokonała się, gdy wykoszono mu kumpli. Ty byleś przekaźnikiem i kulą, to twój głos zdejmował ludzi z planszy.

Ja widziałem siebie jako informatora, bo informacja jest dla mnie kolejnym bardzo ważnym elementem działalności. Wykorzystałem ten motyw w pracy S>A>A. Jest taki konkurs Szpilman Award, konkurs sztuki efemerycznej, ja jako zgłoszenie zrobiłem kopię witryny konkursowej – jeden do jeden, adres różnił się tylko jednym znakiem. Zasadnicza różnica była taka, że na stronie podałem informację o tym, że konkurs zakończono przedwcześnie i że to ja go wygrałem. To było fałszowanie komunikatu, fabrykowanie informacji, a zarazem powrót do tego, o czym często mówię, absolutnego uzależnienia od atencji i sukcesu. To teraz trochę o pracy wspólnej. Tworzysz prace o rywalizacji, walce i zagubieniu w pogoni za sztucznymi oczekiwaniami, ale jesteś też eksperymentalnym 116


Praktyki artystyczne

kuratorem. Aktywizowałeś kolegów do kolektywnej pracy, zrobiliście nawet wystawę Nie ma ziewania w Nowym Teatrze.

Tak, a ideą było słynne na Akademii zdanie, że „zrobiłbym to inaczej”. Właśnie to chciałem umożliwić artystom. Artyści mogli zmieniać prace kolegów, otwarcia były co tydzień, przez miesiąc ktoś modyfikował realizacje poprzedników. Chociaż inicjatywa była moja, to kuratorów było czterech, a koncept wypracowaliśmy wspólnie. A zupełnie niedawno przygotowałeś projekt efemerycznej galerii, którą stał się twój samochód. Co to za pomysł?

Instytucje odmawiały mi, gdy proponowałem im swoje działania, a to mało pieniędzy, a to brak terminu, a ja mam wrażenie, że jak masz projekt, masz pomysł, to on ma swój termin przydatności, potem się przeterminuje. To mnie sprowokowało do myślenia o off-space. Zacząłem definiować przestrzeń totalnie moją i pomyślałem o aucie, moim oplu astrze. W aucie jestem u siebie, tak się tam czuję. Współkuratorka Klara Czerniawska napisała nawet w tekście do wydarzenia, że 70% samochodu jest po nic, to dekoracja, i ta pusta przestrzeń mnie zainspirowała. Zaprosiłem znajomych artystów, Radek Szlaga stworzył grafikę, Agata Endo Nowicka wsadziła sztuczne blond włosy do wywietrzników, Maria Toboła i Witek Orski z puszek po piwie zrobili grzechotkę podobną do tych ciągniętych za sa-

mochodem weselnym. Ja stuningowałem lewarek biegów, dodając do niego napis tak, by sugerował, że możesz jeszcze szybciej. Czarek Poniatowski zrobił kukłę wożoną na tylnym siedzeniu, Franek Buchner zapach – perfumy, które, jak to w jego twórczości bywa, odwołują się do umierania, a wiadomo, że samochody to miejsce, gdzie gnieżdżą się np. zwierzęta, które niestety często stają się ofiarami rozruchu silnika. Do Nie ma ziewania zaprosiłeś kolegów, do samochodu – już uznanych artystów. Czy to jakaś próba stworzenia instytucji bez instytucji i przy okazji rodzaj pozycjonowania się wśród lepiej rozpoznanych artystów?

Nie znoszę tego wrzucania nas do jednego wora. To jest oddawanie pola, jedną wystawę zrobiłem z rówieśnikami, teraz zaprosiłem starszych, bo mogę. Potem się słyszy, że młody artysta jest przeciwko instytucjom. Ciekaw jestem, który z tych młody powie instytucji, żeby spieprzała, jak zaproponują mu wystawę. Wydaje mi się, że praca ze starszymi, którym raczej już nie zależy na offowej zabawie, jest czymś bardziej szalonym. Poza tym mój opel nie aspiruje do bycia instytucją (śmiech). Niech każdy czerpie z tego spotkania, bo to wspaniała energia. Poza tym byłem ciekawy, jak się pracuje z dojrzałymi artystami, i mam masę przemyśleń na temat młodych i starych. I chyba o niektórych sprawach lepiej milczeć.

Norbert Delman (ur. 1989) – jego prace nie były pokazywane w Tate, MoMA, documenta (13), warszawskim MSN czy Zachęcie, nie był na rezydencji w location one w Nowym Jorku, nie jest również laureatem future generation artprize. W 2014 roku ukończył ASP w Warszawie, dyplom uzyskał w pracowni prof. Mirosława Bałki. Równolegle, w 2014, studiował na Univeristy College Falmouth. Jego prace były natomiast pokazywane m.in. w CSW Zamek Ujazdowski, MODEM Centrum Sztuki Współczesnej w Debreczynie, Edinburgh Scuplture Workshop czy w Mocaku w Krakowie.

117


DZIAナ、NIE OBRAZEM

Fotograf nieznany. Ze zbiorテウw Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie


DZIAŁANIE OBRAZEM

z Wojtkiem Nowickim, kuratorem programu głównego Miesiąca Fotografii w Krakowie, rozmawia Bogna Świątkowska 119


DZIAŁANIE OBRAZEM

Wszyscy jesteśmy głodni obrazków – więc istnieje też taki handel. Jeśli się nic nie dzieje, trzeba sprawić, żeby się coś wydarzyło. Dlatego ta cała sfera reportażowego zapisu najmniej mnie pociąga. Pociąga mnie natomiast rozciąganie języka fotografii na sfery, które zwyczajowo uważa się za teren całkowicie jej obcy Tematem wiodącym tegorocznego Miesiąca Fotografii w Krakowie jest Konflikt, a właściwie jego cecha, permanentna cecha, że jest tuż obok.

Tak się porobiło, że nam się ten konflikt stale relacjonuje. A relację oddaliśmy w ręce, które są najbardziej niepewne – głównie relacjonują nam go media, do których straciliśmy zaufanie albo które są ze swoim sprzętem na miejscu zdarzeń przez przypadek. Wystarczy przypomnieć niedawne wydarzenia, żeby sobie uświadomić, co wzbudza największe podniecenie – a otóż to, że na przykład w samolocie Germanwings1 ktoś rzekomo kręcił film. Nie wiemy, co on pokazuje, ale sam fakt, że taki dokument powstał, wystarcza, żeby pobudzić wyobraźnię. To ciekawe, jak bardzo subtelne są te różnice, które definiują dokument. 1

Mowa o katastrofie lotu Germanwings 9525, lecącego z Barcelony do Düsseldorfu, który 24 marca 2015 o godzinie 10:53 rozbił się w Alpach na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Wszyscy pasażerowie zginęli – na pokładzie znajdowało się 150 osób.

W mediach fotografie z terenów krwawych konfliktów w Afryce sąsiadują ze zdjęciami neutralnymi lub wręcz radosnymi. Sprawność medialna naszego świata jest ogromna – w tym samym momencie dostajemy wiadomości z wielu różnych miejsc Ziemi i kosmosu. To oczywiście sprawia, że wszystko miga – reakcja na relacje z miejsc konfliktu słabnie, znika. Obrazy tragedii, wojen, rzezi, okrucieństwa – myśmy się już na to napatrzyli. Obok mamy reklamy zupy, butów, kameralnych osiedli mieszkaniowych, gdzie na renderach uśmiechnięci ludzie zastygli w zrelaksowanych pozach. A obok spod ziemi wystają dłonie żołnierzy, których zabiła armia państwa islamskiego. Tuż obok jest dokładnym opisem tego, z czym mamy dziś do czynienia.

Ta mieszanina wydaje się nam coraz bardziej naturalna. Którąś częścią mózgu przyjęliśmy do wiadomości, że reklama zupy jest konieczna. Tytuł wystawy Tuż obok jest niezwykle adekwatny do dzisiejszej rzeczywistości, a pracujesz na materiale archiwalnym.

Bardzo często sięgam do materiałów archiwalnych, bo fotografia od początku przekuwała problemy, które dzisiaj widzimy jaśniej. Można o współczesnych problemach opowiadać za pomocą dawnego materiału, dzisiaj już stuletniego – jak ten z wystawy. Zresztą sto lat temu ten sam problem także częściowo istniał, choć może wtedy mniej przeczuty. Przygotowana przez ciebie wystawa prezentuje materiał, który powstał w czasie I wojny światowej i jest częścią zbiorów Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Według jakiego klucza wybierałeś zdjęcia na wystawę?

Od wielu lat współpracuję z Muzeum, które posiada wspaniałe archiwum, kryjące znakomite zdjęcia, nie 120


DZIAŁANIE OBRAZEM

Fotograf nieznany, Ostrołęka. Wypalone domy, 1916. Ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie

tylko polskie zresztą. Zbiór, o którym mówimy, liczy ponad 1200 obrazów, nazywany był zbiorem Schultza, trafił do muzeum w dosyć dziwny sposób. Został mianowicie wysłany z Deutsches Ausland-Institut w Stuttgarcie, instytutu zajmującego się badaniem kultury wschodu w Niemczech, który miał w czasie II wojny światowej przygotować wystawę o ziemiach polskich. Wystawa miała być z tezą, że jest wiele punktów wspólnych z Niemcami i wobec tego ziemie te można uznać za niemieckie. Tak więc ja w tym archiwum od czasu do czasu szperam. Zwrócono mi uwagę na ten konkretnie zbiór, bo jest szczególny – zwarty, czysto etnograficzny. Mimo że powstał w czasie wojny, w której zginęło 16 milionów ludzi, wojny tam nie ma. Jest trochę zdjęć pokazujących ruiny, są nawet widoczni żołnierze wykonujący różne czyn-

ności, ale nigdy nie są to czynności wojskowe. Zadaniem fotografów było dokumentowanie wszystkiego, co etnograficzne: ludzi, typów ludowych, ubrań, przedmiotów, typów budynków. Szli tuż za frontem, wojna była wokół nich bardzo obecna. Nie widzę powodu, dla którego nie mieliby fotografować zniszczeń wojennych jako elementu etnografii. Oni jednak albo tego nie uczynili, albo te zdjęcia nie znalazły się w tym podzbiorze – trudno dziś dociekać. Twardy fakt jest taki, że mamy do czynienia ze zbiorem powstałym w czasie I wojny światowej, gdzie o tej wojnie nie ma niemal żadnych informacji. Jak poradziłeś sobie z wyborem?

Wybrałem trochę zdjęć, które o tej wojnie jednak mówią. Fantastyczne zdjęcia morza ruin Ostrołęki, kilka zdjęć, gdzie widać obecność żołnie121


DZIAŁANIE OBRAZEM

rzy, jakiś zburzony kościół. Te zdjęcia przenikają tkankę całej wystawy, na którą złożyły się zdjęcia typowo etnograficzne, przedstawiające wnętrza sklepów, targi, wsie, pejzaże, cmentarze, przedmioty rozmaitej natury – jak choćby naczynia gliniane czy kurki na dachach. Odtwarzam w ten sposób strukturę zbioru, w której informacje o wojnie są zatopione w morzu innych danych, tworzę dyskretną łamigłówkę dla oglądającego. Napisałeś w tekście wprowadzającym do wystawy, że „fotografia czasu wojny często wydaje się ślepa na konflikt” – czy to dlatego, że uciekamy od sedna, skupiając się zwykle na efektach konfliktu?

Opowiem o tym na przykładzie zdjęcia opisanego przeze mnie w mojej najnowszej książce, którą właśnie szczęśliwie skończyłem pisać2, a która jest poświęcona portretowi w fotografii. Wziąłem tam na warsztat między innymi takie najzwyczajniejsze zdjęcia, pochodzące z któregoś z krakowskich zakładów fotograficznych. Jedno z nich przedstawia jakiegoś chłopca. I tylko podpis zdradza, że zdjęcie zostało zrobione w czasie II wojny światowej, że chłopiec jest Żydem i że darowuje tę fotografię innemu żydowskiemu chłopcu. Natomiast żadna wiedza o kontekście historycznym nie przenika z samej fotografii – trudno powiedzieć, że jest wojna, że tym chłopcom nieustannie groziła śmierć. Nie ma co się dziwić – nie temu służyła zwykła fotografia atelierowa; tu tylko napis, data, dedykacja mogą przyjść w sukurs oglądającemu. Inny przykład: w zbiorach zdjęć pochodzących z różnych wojen mam fotografię wykonaną w Warszawie.

2 Odbicie, wyd. Czarne, Wołowiec 2015

122


DZIAŁANIE OBRAZEM

Fotograf nieznany, Kobiety w strojach ludowych, Łowicz. Ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie

Twardy fakt jest taki, że mamy do czynienia ze zbiorem powstałym w czasie I wojny światowej, gdzie o tej wojnie nie ma niemal żad­ nych informacji 123


DZIAŁANIE OBRAZEM

Przedstawia ludzi słuchających radia. Nie ma podpisu, jest tylko data. Trzeba znać historię, by wiedzieć, że posiadanie radia było w tamtym czasie zakazane i że słuchanie go wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem. I na tym właśnie polega kłopot – fotografia nie jest medium uniwersalnym, nie potrafi zapisać wszystkiego; także w wypadku konfliktów – a przecież do ich dokumentacji wydaje się wręcz stworzona. Obraz nie mówi wszystkiego – to i problem, i wielka siła fotografii.

Skupiałem się na problemach nie dlatego, że nienawidzę fotografii (posiłkując się tu odwróconą tezą Adama Mazura3), tylko dlatego, że chcę opowiedzieć o jej siłach i słabościach. Męczą mnie te festiwalowe boje, na których pokazywany jest wybór najlepszych zdjęć minionego roku. W moim przekonaniu jest to całkowicie pozbawione sensu. Zasługujemy na chwilę refleksji. Jak w takim razie rozłożone są akcenty w programie głównym tegorocznej edycji Miesiąca Fotografii? Jak sobie poradziłeś z pokierowaniem narracji?

Punktem wyjścia jest klasyczny fotoreportaż opowiadający w bardzo udany sposób o konflikcie pamiętanym do dziś, także przez osoby, które były już dorosłe w czasie, kiedy się on rozgrywał. To fotografie Josefa Koudelki Inwazja. Praga 68. Historia tych zdjęć jest dosyć podniecająca – Koudelka musiał ukrywać swoją tożsamość i publikował je przez długie lata z podpisem „praski fotograf” – też działa na wyobraźnię. Jest to jeden z tych projektów fotograficznych,

które przenikają cienką barierę między reportażem a językiem bardzo plastycznym, co zawsze było największą zaletą zdjęć Koudelki. Jest to osobisty zapis konfliktu – młody, 30-letni człowiek któregoś dnia wychodzi na ulicę i napotyka tam radzieckie tanki. Jest mu niedobrze. Przez 7 dni tworzy dokumentację, która jest narwana – podchodzi bardzo blisko i niemal czuć, że gotów jest sam wyrzucać obce wojska z ulic Pragi. Dzięki temu ten materiał jest bardzo żywy, miał ciąg dalszy historyczny i miał konsekwencje dla samego Koudelki. Jako zapis fotograficzny jest bardzo udany. Cykl praski to fotografia uczestnicząca, w tym sensie, że mamy tu do czynienia raczej z obywatelem Pragi niż z agencyjnym fotografem, fotoreporterem wojennym. Koudelka na pewno nigdy nim nie był. W tamtym czasie był wziętym fotografem teatralnym; realizował trochę po cichu, dla siebie, cykl Cyganie, jednak jego główną pracą były dokumentacje spektakli teatralnych. Dopytywałem go ostatnio, jaki będzie los tamtego teatralnego materiału, bo jest on fantastyczny i pozostał niewyzyskany; Koudelka ma zamiar się nim zająć. Reportaż jest sklejony z konfliktem, ale jest zawsze obok. Figura fotografa jest w świecie pomiędzy, w szybie oddzielającej to, co się relacjonuje, od tych, którym się relacjonuje.

3 Adam Mazur, Kocham fotografię, 40 000 Malarzy, Warszawa 2009

Oczywiście, jest gdzieś tam zatopiony. Dlatego mnie bardziej interesują te realizacje, które nie wymagają rzekomej fotoreporterskiej przezroczystości. Jestem wystarczająco osłuchany z historiami o cennikach wojennych, które powstają dla telewizji, dla fotoreporterów – od strzału z pistoletu po wystrzelenie rakiety. Wszyscy jesteśmy głodni obrazków – więc ist-

124


DZIAŁANIE OBRAZEM

Josef Koudelka, Inwazja. Praga ’68, materiały promocyjne festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie

nieje też taki handel. Jeśli się nic nie dzieje, trzeba sprawić, żeby się coś wydarzyło. Dlatego ta cała sfera reportażowego zapisu najmniej mnie pociąga. Pociąga mnie natomiast rozciąganie języka fotografii na sfery, które zwyczajowo uważa się za teren całkowicie jej obcy. Stąd na Miesiącu Fotografii znalazły się takie projekty jak wystawa Joanny Piotrowskiej, opowiadająca pewną bardzo intymną historię o zmieszaniu miłości i nienawiści, albo projekty dokumentujące kawałek dawno minionej historii jak na wystawie 1944–1991 brytyjskiej fotografki litewskiego pochodzenia Indrė Šerpytytė pokazywanej w MOCAK-u. Wymaga on od oglądającego wielkiej uwagi, w tym także uważnego przeczytania tekstów. Korzystając z dokumentów litewskiego odpowiednika naszego Instytutu Pamięci Narodowej, Šerpytytė objeździła wsie i miasteczka, w których swoje siedzi-

by miały sowieckie służby specjalne, NKWD i KGB. Fotografowała budynki, które wcześniej były normalnymi domami mieszkalnymi, skąd najczęściej wyrzucono lokatorów i gdzie sowieckie służby bezpieczeństwa przetrzymywały, torturowały, a nierzadko zabijały litewskich dysydentów. Dziś domom tym została przywrócona funkcja mieszkalna – są nieme, nie opowiadają niczego ze swojej historii. Dokumentację fotograficzną tych budynków artystka przesłała do rzemieślnika, który posługując się klasycznymi metodami, zbudował dla niej drewniane miniatury tych obiektów i ona te obiekty na bardzo wyciszonej, czarno-białej fotografii przedstawia. Jest coś groźno-bajkowego w tych ujęciach, ale trzeba znać historię i wiedzieć, jak dużo tych domków było rozsianych po wsiach, na wystawie zresztą znajduje się ich lista. Część druga nazywa się Forest Brothers, 125


DZIAŁANIE OBRAZEM

czyli Leśni bracia i są to po prostu zdjęcia lasu, który jak to mówi artystka, wzbudzał panikę i u tych, którzy się w tym lesie ukrywali, bo bardzo długo na Litwie działała partyzantka, jak i u tych, którzy partyzantów ścigali. Z lasu skrywającego różne tajemnice, miejsca potyczek, zbiorowe mogiły, pozostaje nieprzenikniona ciemna ściana, z której trudno cokolwiek wyczytać.

Męczą mnie te festiwalowe boje, na któ­ rych poka­ zywany jest wybór najlep­ szych zdjęć mi­ nionego roku

Jak daleko fotografia może odejść od obrazowania konfliktu? A z drugiej strony, czy istnieje dziś w ogóle jakikolwiek rodzaj fotografii, który wymknąłby się kategorii konfliktu, skoro jest on taki wszechobecny? Czy to nie jest tak, że możemy popatrzeć na dowolny obraz i zinterpretować go w tym duchu?

Uważniejsze spojrzenie jest moim zdaniem głównym zadaniem. Bo często możemy się doszukać elementów konfliktu tam, gdzie się ich zupełnie nie spodziewamy. Staram się rozszerzyć pole fotografii, sprawić, by jej język stał się trochę mniej nudny, jednostajny, żeby o konflikcie mówiły nie tylko armaty. Bo można o nim opowiadać inaczej: jak w przypadku wystawy Ciało obce przygotowanej przez Pawła Szypulskiego opowiadającej o płci i rasie w fotografii czy wystawy Wisła. Z nurtem i pod prąd propagandy autorstwa Łukasza Gorczycy i Adama Mazura, gdzie mówią o nim książki poświęcone rzece. Konflikt nie dotyczy samej wody, oczywiście, ale tego, co dzieję się wokół rzeki jako symbolu. Kolejne władze, a na ich zlecenie różni fotografowie, rozmaicie rozkładali akcenty, na piękno przyrody albo na modernizację. W bardziej bezpośredni sposób o konflikcie opowiada wystawa prezentowana w Bunkrze Sztuki, przygotowana przez Markusa Schadena z The PhotoBookMuseum

w Kolonii. Posiłkuje się w niej kilkoma książkami, które powstały w czasie konfliktów, ale nie są bardzo krwawe, bo nie w tym rzecz. To chyba najbardziej widowiskowa wystawa, bo transponuje język książki na język wystawy, gdzie książka jest jedynie punktem wyjścia, przybiera galeryjny wymiar wielkiego obrazu w przestrzeni. Zamyka obraz w okładki?

Fotografia w przestrzeni publicznej traci dziś swoje miejsce. Została praktycznie wyrugowana z gazet – mówię o takiej fotografii, która służy czemuś więcej niż pokazaniu produktu czy fotografii reklamowej. I wycofuje się do książek, bo nie każdy ma szansę pokazać się w galerii czy nie każdy uprawia ten rodzaj fotografii, który do galerii się nadaje. Książka staje się więc dla fotografii najlepszą przestrzenią, z horyzontem od okładki do okładki.

126


DZIAŁANIE OBRAZEM

Indrė Šerpytytė, 1944–1991, materiały promocyjne festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie

Tuż obok, 17.05–30.08.2015, Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie, ul. Krakowska 46, Kraków Wojciech Nowicki (ur. 1968) – kurator wystaw fotograficznych, pisarz, dziennikarz, członek rady Miesiąca Fotografii w Krakowie, współzałożyciel fundacji fotograficznej Imago Mundi. Opublikował m.in. Dno oka. Eseje o fotografii, Salki. Jest autorem albumów monograficznych poświęconych wybitnym fotografom: Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu oraz Niepokoje Wilhelma von Blandowskiego. Jako kurator tworzy eseje wizualne, jak Promieniowanie o roli tekstu w fotografii. Jest również autorem wystaw monograficznych, m.in. Jerzego Lewczyńskiego, Michała Greima, Wilhelma von Blandowskiego, a także licznych wystaw Miesiąca Fotografii w Krakowie. 127


Redagowanie rzeczywistości

OKRUCHY CO DZIENNEGO


Redagowanie rzeczywistości

KOM UNIZMU z Janem Sową rozmawia Magda Roszkowska 129


Redagowanie rzeczywistości

Największą iluzją dzisiejszych społeczeństw jest wiara w to, że rzeczy będą nadal biegły tym samym torem, co dotychczas. Jeśli nie zaczniemy działać, to za 50 lat wszyscy będą pracować na śmieciówkach, do pracy chodzić w maskach gazowych, emerytura to będzie 15% ostatniej pensji, a dług indywidualny sięgnie zenitu. Mówienie, że oto osiągnęliśmy pewną równowagę, więc po co ją psuć, jest największą bzdurą. Albo socjalizm, albo barbarzyństwo Po spektakularnym sukcesie Fantomowego ciała króla wydałeś właśnie kolejną książkę Inna Rzeczpospolita jest możliwa! poświęconą naszym zmaganiom z określeniem się w rzeczywistości. Tym, co odróżnia ją od innych tego typu publikacji, jest pozytywny projekt przyszłości, jaki po precyzyjnej i brawurowej krytyce polskiego konserwatyzmu, liberalizmu i lewicy starasz się zarysować. Ale właśnie on wzbudza najwięcej wątpliwości, bo nie dajesz w nim jasnych wskazówek, co teraz powinniśmy zrobić, a ludzie trochę oczekują, że ktoś im powie „zrób tak i będzie dobrze”. Czemu uchylasz się od roli tłumacza?

To jest właśnie najgorsze, że my wciąż powtarzamy pytanie: „Jak żyć, panie premierze?”. Ja nie mam na nie odpowiedzi, bo zacznijmy od tego, że nie powinno istnieć takie miejsce wła-

dzy jak pan premier. Nie chodzi o to, że się uchylam, bo władza to brudne ręce czy że po prostu nie wiem, raczej nie mam w sobie tyle bezczelności i paternalizmu, by mówić ludziom, jak mają żyć swoje życia. My jako społeczeństwo jesteśmy raczej pasywni, oczekujemy, że ktoś przyjdzie i za nas wymyśli przyszłość, a potem, kiedy coś nie wyjdzie, to będzie na kogo zwalić winę. Stąd też się bierze ekstaza nowego mieszczaństwa, że oto ono przybędzie i będziemy żyli w lepszym świecie niż do tej pory. Bzdura. Jeżeli pracownicy będą się domagali swoich praw, przekształceń własnościowych, to one w końcu staną się rzeczywistością, jeżeli nie, to żadne mieszczaństwo ani żaden światły lider nam nie pomoże. Człowiek to istota, która uczy się poprzez działanie – robi coś, a następnie patrzy, jakie są tego rezultaty, wprowadza modyfikacje i próbuje to samo zrobić jeszcze raz lepiej. Pomysłu na lepszy świat nie da się wymyślić na jakimś seminarium i przynieść go w teczce. Na poziomie ogólnego horyzontu czy możliwości określenia, jakie rozwiązania są sensowne, a jakie nie, moja książka pokazuje dość wyraźną perspektywę: trzeba rozwijać obszar, który nie jest ani państwowy, ani prywatny, tylko społeczny. Obecnie najlepszą przestrzeń, w której ten postulat można sensownie wprowadzać w życie, stanowi miasto, sposobom jego nowej organizacji także poświęcona jest część Innej Rzeczpospolitej. Myślę, że teraz jesteśmy dopiero na etapie uruchamiania naszej wyobraźni, redefiniowania sposobów myślenia o świecie, po to żeby wyjść z poziomu odpowiedzi, które już znamy. Więc wskazuję jedynie, że dobro wspólne czy uspołecznienie to obszary, w które warto się zagłębić; one już funkcjo130


Redagowanie rzeczywistości

nują w pewnych dziedzinach, świetnym przykładem może być produkcja wolnego oprogramowania.

Pomysłu na lepszy świat nie da się wy­ myślić na ja­ kimś semina­ rium i przynieść go w teczce

Mówisz, że nasza sytuacja przypomina tę z XVII wieku, wówczas też reorganizowano system pojęć związany ze sprawowaniem władzy…

Tak, jesteśmy w momencie wydarzania się czegoś nowego, z czym nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia, a dzięki czemu pojawiają się radykalnie nowe możliwości materialne. Demokracja parlamentarna przez ponad 200 lat zdążyła zrobić dużą karierę i obejmuje swoim zasięgiem coraz większe obszary, więc można powiedzieć, że dla nas staje się punktem zero – tak jak kiedyś monarchia była jej domyślnym punktem odniesienia. Widzimy, że ta formuła lepiej lub gorzej, ale działa i dlatego nie powinniśmy się zatrzymywać, ale myśleć o jeszcze bardziej inkluzywnych formach polityki. Inna Rzeczpospolita… jest przede wszystkim o tym, że powinniśmy móc marzyć o rzeczach, które wydają się niemożliwe, a obecny system powinien być tak zorganizowany, by nam to umożliwiać. A czy myślisz, że obecny klimat społeczny sprzyja twojej książce?

Czy i na ile w ogóle da się wstrzelić z pewnymi treściami w obecny mainstreamowy krajobraz, to kwestia do empirycznego sprawdzenia. W czasie ostatnich 10 lat główny nurt debaty publicznej znacznie się zmienił. Pojawiają się w nim dzisiaj pojęcia i pomysły, dla których wcześniej nie było miejsca. Na przykład Jan Sowa w głównym wydaniu wiadomości mówi o dobrach wspólnych?

Ten format akurat pomyślany jest tak, by reprodukować treści, które

wszyscy znamy. Jak masz do dyspozycji trzyminutowe okienko, to możesz powiedzieć o jakimś szczególe, ale już ramy do opowiedzenia o czymś słabo rozpoznanym nie zbudujesz. To jest tak, jakbyśmy cofnęli się do feudalizmu, wpadli na jakąś naradę królewską z senatorami i krzyknęli: „Kobiety powinny głosować!” What the fuck? My tu się wybieramy na wojnę, sprawy wagi państwowej omawiamy, a ty o jakichś bzdurach gadasz. Z drugiej strony klimat społeczny o tyle nam sprzyja, o ile znaczna część społeczeństwa zdaje sobie sprawę, że – cytując Wałęsę – „nie o taką Polskę walczyliśmy”. Inny zarzut formułowany wobec twojej książki dotyczy przykładów zbiorowego oporu, na jakie się powołujesz. Pierwsza „Solidarność” czy ruchy Occupy to są inicjatywy, które zdaniem wielu poniosły porażkę. Czy to nie osłabia siły twojej argumentacji?

Po pierwsze ruch, który odniósł ogromny sukces i jest przywoływany w mojej książce, to inicjatywa twór131


Redagowanie rzeczywistości

ców wolnego oprogramowania, jego wkład w postęp technologiczny czy potencjał emancypacyjny nie budzą wątpliwości. Poza tym Hiszpańska Podemos czy grecka SYRIZA to są sukcesy Ruchu Oburzonych, choć dopiero zobaczymy, co z ich rządów wyniknie. Z pierwszą „Solidarnością” rzecz jest bardziej skomplikowana; na jej porażkę wpłynęły dwie rzeczy: stan wojenny oraz fakt, że ona sama zaczęła ewoluować w stronę stopniowej alienacji władzy, którą na początku ruchu demokratycznie sprawował on nad samym sobą – później Wałęsa mógł coraz więcej, coraz więcej mieli też do powiedzenia intelektualiści czy elity w obrębie związku. „Solidarność” jako ruch odeszła od idei wielości i dlatego łatwiej było ją złamać, wystarczyło internować przywódców. Przede wszystkim jednak trzeba sobie zdać pytanie, co to znaczy porażka i sukces? Gdyby z tych ruchów rzeczywiście nic nie zostało, nawet na zasadzie pewnych wydarzeń, którym możemy pozostać wierni i które pozwoliły nam zobaczyć konkretne problemy, to wtedy moglibyśmy powiedzieć, że jest to porażka, ale historia nigdy się nie resetuje. Na przykład z „Solidarności” został nam zapis w konstytucji, że mamy społeczną gospodarkę rynkową, nie wiadomo, co to znaczy, ale to dobry punkt odniesienia. Historia kumuluje okruchy, na przykład lewellerzy i diggerzy w XVII wiecznej Anglii nic nie wskórali, zostali zmarginalizowani i musieli uciekać, ale ich opór przyczynił się do rozwoju pewnego procesu: ludzie zaczęli myśleć o upodmiotowieniu, to miało potem duży wpływ na imigrantów, którzy uciekali do Stanów Zjednoczonych i tam założyli później nowe państwo. Historia wpływu i konsekwencji jest w ludzkich społeczeństwach niebywale skomplikowa-

Po prostu je­ steśmy częścią ruchu, który usiłuje prak­ tycznie wypra­ cować nowy porządek i na tych okru­ chach, które nam zostały, możemy budo­ wać i myśleć

na, dlatego mówienie: minęło 5 lat, nie mamy nowego rządu, w związku z tym trzeba to wszystko spisać na straty, pozbawione jest sensu. Alain Badiou w książce Le Reveil d’histoire dobrze tłumaczy zależności pomiędzy historycznymi zdarzeniami: co prawda po rewolucji francuskiej nastały czasy Napoleona, ale gdyby nie ona, nie byłoby Wiosny Ludów, Komuny Paryskiej czy rewolucji w Rosji, nie byłoby pochodu historii powszechnej, w którym pewne idee pojawiają się i trwają. Boję się myślenia w kategoriach dekady albo jednego sezonu wyborczego, to jest niesłychanie mało. Nasza obecna sytuacja przypomina tę, w której znajdowali się ateiści w średniowieczu. Ja nie mam wątpliwości, że nasze idee wygrają, ale teraz musimy cały czas konfrontować się z tymi, którzy mówią: bez Boga to

132


Redagowanie rzeczywistości

przecież świata by nie było, a bez religii nie będziemy potrafili działać moralnie. Po prostu jesteśmy częścią ruchu, który usiłuje praktycznie wypracować nowy porządek i na tych okruchach, które nam zostały, możemy budować i myśleć. Cała rzeczywistość według mnie działa tylko dlatego, że nieustannie zachodzą procesy, które David Graeber nazywa codziennym komunizmem. Wspólna przestrzeń miasta, dobra naturalne, język, wiedza to jest podstawowy poziom – dobra wspólne – bez którego w ogóle by nas nie było, a który jest słabo zauważalny, funkcjonuje jak powietrze. Tak naprawdę ci, co bronią podmiotowości skrajnie indywidualnej, homo economicus czy niewidzialnej ręki rynku, powinni się gęsto tłumaczyć, jak to możliwe, że one w ogóle działają, bo to jest możliwe właśnie dzięki ignorowanemu przez nich, a nawet aktywnie niszczonemu poziomowi codziennego komunizmu i oddolnych, dobrowolnych porozumień. Mamy zaburzoną percepcję, sadząc, że dobra wspólne są czymś sztucznie wykoncypowanym, bo to one rzeczywiście działają i dopiero nad nimi nadbudowuje się świat prywatyzowania, zawłaszczania i czerpania z tego indywidualnych zysków. Awangardą pierwszej „Solidarności” byli robotnicy i wbrew interpretacjom historycznym tylko oni, żeby przywołać parafrazowane przez ciebie słowa Adama Michnika: „całe szczęście, że robotnicy mieli więcej wiary niż realizmu i wbrew intelektualistom wybrali utopię, żądając niemożliwego”. Kto według ciebie dziś może być tą awangardą jutra, mieć więcej wiary niż realizmu?

No właśnie, robotnicy wierzyli w niemożliwe, w niezależne związki

zawodowe, dlatego w sensie wierności sprawie są dla nas przykładem. Ich walka nie rozegrała się w porządku: przyszli intelektualiści i powiedzieli: „Słuchajcie, my na naszym seminarium w naszym krytycznym instytucie wymyśliliśmy: muszą być niezależne związki zawodowe, więc wy teraz się zabierajcie i wcielajcie je w życie!”, nie – robotnicy na zasadzie praktyki zobaczyli, że właśnie wolne związki pozwolą im pracować godnie i wydajnie. Trzeba pamiętać, że ta awangarda liczyła 10 mln ludzi! To był masywny front, a nie mała grupka, która była tym ostrzem tnącym i wprowadzającym całą resztę w pochód historii. I ten front dokonał gestu samooświecenia przez samoorganizację. Polacy dziś są niewiarygodnie zalęknionym krajem. A wynika to z całego szeregu represji, którym jesteśmy poddawani: brak mieszkań komunalnych, paranoja związana z kredytem, który nad tobą wisi i w związku z tym musisz przyjmować warunki pracy o wiele gorsze, niż gdybyś była w innej sytuacji. W Stanach histeria hipoteki, czyli przekonanie o tym, że każdy powinien mieć dom, zaczęła się w latach 20. i 30. XX wieku i była aktywnie stymulowana przez klasy rządzące, które uważały, że człowiek zadłużony w o wiele mniejszym stopniu jest skłonny do stawiania oporu. Obecnie Polakami zarządza się właśnie poprzez strach. Rządzący chcą, żeby istniał prekariat, bo nim łatwo można manipulować. Leszek Balcerowicz swego czasu mówił, że bezrobocie powinno być jeszcze bardziej dotkliwe, by ludzie jeszcze bardziej się go bali i w związku z tym jeszcze wydajniej pracowali. To jest model pańszczyźniany i niewolniczy, ale ironia historii polega na tym, że obecnie sami liberałowie potykają się na wy-

133


Redagowanie rzeczywistości

generowanych przez siebie bzdurach. Napotykają ścianę w postaci niskiej innowacyjności. Kreatywnością i innowacyjnością nie da się zarządzać batem, one potrzebują marchewki, a w neoliberalizmie ta jest zakazana, bo niestety musi być kupiona za podatki, czyli, jak mówią liberałowie, za haracze nakładane na przedsiębiorców. Bat jest tańszy, a jeśli ma być neoliberalnie, to musi być też tanio. Innowacje w obszarze nowych technologii także traktujesz jako dobra wspólne, ale czy nie jest to nazbyt optymistyczna perspektywa? Nie chodzi o to, żeby technologię demonizować, ale jednak trudno nie dostrzegać zupełnie odwrotnej tendencji: dążenia ku coraz większemu wykluczeniu i podziałom klasowym.

Dokładnie o tym mówią słowa piosenki Ani DiFranco, wykorzystane jako motto do książki Imperium Antonio Negriego i Michaela Hardta: „Każde narzędzie jest bronią, jeśli właściwie je złapiesz”. Nie podzielam liberalnej wiary, że nowe technologie przez sam fakt pojawienia się nas uratują. Z drugiej strony, na przykład w XX wieku dzięki technologii pojawiła się możliwość wykarmienia wszystkich ludzi na świecie. Osiągnięcie to przeniosło problem głodu na nowy poziom: jedzenia jest w skali całej planety dość i są techniczne środki jej transportu, ale brakuje mechanizmów politycznych i społecznych, żeby połączyć głodnych z pożywieniem. Dzięki technologii sprzeczność została więc ujawniona jako sprzeczność społeczna, wynika ona ze źle zorganizowanej – w sensie społecznych barier – sieci dystrybucji, a nie z niedostatków materialnych. W Krytyce Heglowskiej filozofii prawa Marks mówi: postęp, jakiego dokonało mieszczaństwo w stosunku do feudalizmu, polega

Bat jest tańszy, a jeśli ma być neoliberalnie, to musi być też tanio

właśnie na ujawnieniu sprzeczności. W systemie feudalnym pozostawały one w ukryciu, bo Bóg był gwarantem wszelkiego porządku. Burżuazja natomiast sprowadziła go na ziemię, obnażyła społeczną, a więc również skonstruowaną naturę tego, co było uważane za święte i niezmienne, ujawniając w ten sposób realne do rozwiązania problemy. Podobne możliwości daje nam postęp technologiczny i to chciałem zaakcentować, skupiając się na jego pozytywnych stronach: dobra wspólne działają w konkretnych miejscach i kwestią samoorganizacji jest, czy ich działanie zostanie rozszerzone. Obecnie stoimy przed bardzo dramatycznym, ale jednocześnie praktycznym dylematem: albo zdecydujemy się na większe zaangażowanie, albo rzeczywistość dalej będzie zmierzać w stronę jakichś form oligarchii. Albo uspołecznienie, zaangażowanie i uwłaszczanie, albo jakieś nowe średniowiecze, gdzie grupa bardzo bogatych otoczona będzie tłumem sfrustrowanej biedoty. Jeśli jednak późny kapitalizm bardzo efektywnie potrafi kapitalizować wszel-

134


Redagowanie rzeczywistości

kie wymierzone w niego kontrtaktyki – sam jesteś tego doskonałym przykładem, bo Fantomowe ciało króla stało się biblią strategów zatrudnionych w agencjach reklamowych – to czy obalanie kapitalizmu nie zostałoby szybko wchłonięte przez kapitalizm?

Co do przechwycenia mojej książki, to powiem ci tak: jeżeli armia izraelska jest w stanie kampanię pacyfikacji Palestyńczyków wzorować na koncepcji kłącza Deleuze’a i Guattariego, to już nic mnie nie zdziwi. Kapitalizm bardzo dobrze wchłania różne ruchy, ale czy wchłania te najbardziej krytyczne? Nie wydaje mi się. Stosunkowo niewiele spośród tych ruchów odnosi się do kwestii własności. Cała polityka uznania to kwestia zupełnie poboczna dla kapitalizmu, bo on może sprzedawać produkty utrzymujące patriarchat, jak i go kwestionujące. Dla kapitalistów biblia jest takim samym towarem jak Kapitał Marksa, z różnic na poziomie treści jeszcze nic nie wynika. Kapitalizm jest granicą dla demokracji, bo bardzo trudno w jego obrębie byłoby rozszerzyć te jej procedury, które wymagają większego uczestnictwa. Obecnie ludzie przede wszystkim muszą zarobić na przeżycie i nie mają czasu na bycie obywatelami. Obowiązujący system przedstawicielski, przechwytując frazę Frederica Jamesona, jest polityczną logiką późnego kapitalizmu, bo pozwala kapitałowi,

przy stosunkowo niedużych wydatkach na kampanię i grupy lobbingowe, w łatwy sposób kształtować warunki sprzyjające akumulacji bogactwa. Z drugiej jednak strony demokracja uczestnicząca może być granicą dla kapitalizmu, bo o ile łatwo jest skorumpować kilku przedstawicieli, by zdradzili swoich wyborców, o tyle o wiele trudniej jest skorumpować człowieka, by zdradził samego siebie. Nie sądzę, by kapitalizm mógł wchłonąć postulat większego zaangażowania czy społecznej własności środków produkcji. On wchłonie jedną czy więcej książek poświęconych temu tematowi, bo pojedynczy kapitaliści często widzą interes w inicjatywach szkodliwych dla całości systemu, ale gdyby pojawił się ruch tysięcy ludzi, to jego nie da się skutecznie sprzedać. Zgadzam się ze Slavojem Żiżkiem, że największą iluzją dzisiejszych społeczeństw jest wiara w to, że rzeczy będą nadal biegły tym samym torem, co dotychczas. Jeśli nie zaczniemy działać, to za 50 lat wszyscy będą pracować na śmieciówkach, do pracy chodzić w maskach gazowych, emerytura to będzie 15% ostatniej pensji, a dług indywidualny sięgnie zenitu. Mówienie, że oto osiągnęliśmy pewną równowagę, więc po co ją psuć, jest największą bzdurą. Albo socjalizm, albo barbarzyństwo.

Jan Sowa – socjolog i teoretyk kultury. Pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Rady Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Aktywnie związany z Wolnym Uniwersytet Warszawy. W latach 2008– 2011 współprowadził krakowską świetlicę Goldex Poldex. Opublikowana nakładem Wydawnictwa W.A.B. Inna Rzeczpospolita jest możliwa! Widma przeszłości, wizje przyszłości jest jego siódmą książką. 135


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: niezaakceptowana okładka dla wydawnictwa Suhrkamp


Poza akwarium

PLASTYCZNA

AU TO T E RA P I A z Maciejem Sieńczykiem, rysownikiem i pisarzem, rozmawia Paulina Jeziorek 137


Poza akwarium

Zawsze chciałem być blondynem o ładnej, sportowej sylwetce, a natura uczyniła mnie przygarbionym, nalanym człowiekiem o kurzej klatce piersiowej i kiedy idę ulicą, wydaje mi się, że się zaraz rozlecę, jak worek pełen gratów zrzucony ze znacznej wysokości Wyobraźmy sobie, że odwiedziłam pana w pana mieszkaniu, co się w rzeczywistości nie stało, bo ta rozmowa odbywa się w przestrzeni wirtualnej. No ale załóżmy, że przyszłam, rozglądam się i od razu zauważam, że to mieszkanie kolekcjonera. Moją uwagę przyciąga konstrukcja z płyty pilśniowej i fotela i hantli. Pytam więc natychmiast: Co takiego pan kolekcjonuje? Czy może pan opowiedzieć o swoich kolekcjach?

Książki zbieram od dzieciństwa. Co jakiś czas, gdy dana tematyka przestaje mnie interesować, pakuję je do pudeł i stawiam koło śmietnika, skąd zabierają je sąsiedzi, jak przypuszczam. Stąd moje zbiory książkowe nie są duże, bo podlegają nieustannej wymianie. Poza tym nie mam w mieszkaniu wystarczająco dużo miejsca, nawet gdybym chciał je zachować. Niektóre rzeczy, które mi się znudziły, a których mi szkoda wyrzucić, pakuję do piwnicy, na przykład niektóre stare gazety, zabawki kosmiczne, stare gry planszowe. Czasem jestem mimowolnym zbieraczem, na przykład mój wydawca Paweł Dunin-Wąsowicz przynosi prosto z drukarni całe paczki czasopisma „Lampa”, które później zalega

u mnie latami. Albo na przykład przychodzi do mnie i mówi, że był właśnie w sklepie modelarskim i kupił budynek do sklejania. Skleja go, po czym zostawia i wychodzi. Taki budynek stoi później u mnie miesiącami na stercie książek, dopóki nie spadnie stamtąd i nie roztrzaska się w drobny mak. Obecnie zbieram wydawane przez Niemców w czasie okupacji wydawnictwa dla Polaków, tzw. gadzinówki. Oprócz tego plakaty BHP oraz plakaty, które w czasach PRL-u wisiały w przychodniach, np. „Nie pal”, „Nie pij”, „Oddaj swój pokarm do laktarium”, „Ćwiczenia po porodzie”, „Ćwiczenia dla osób w starszym wieku”, „Rak jest wyleczalny pod warunkiem, że zostanie wcześnie zdiagnozowany” itp. Jeśli chodzi o zbiór plakatów i ulotek, to liczy on kilkaset sztuk1. Trzymam to, w zależności od rozmiarów, na szafie bądź w specjalnych segregatorach. Ale jakiś impuls, artykuł bądź czyjaś wypowiedź, że się interesuje na przykład starymi pocztówkami, może spowodować, że wrócę do zarzuconej dziedziny. Plakaty zbieram z powodów sentymentalnych, przypominają mi czasy, gdy byłem dzieckiem i chodziłem z mamą do przychodni, a wydawnictwa z czasów okupacyjnych dlatego, że wydają mi się kuriozalne. Ciekawa dynamika kolekcjonowania. W którymś momencie następuje takie nasycenie tematem, że kolekcja nie jest już do niczego potrzebna. Dla wartości materialnej nigdy pan niczego nie zbierał?

1

138

W numerze #98 NN6T prezentujemy tablicę dydaktyczną „Wybuch bomby atomowej i skutki jej działania” z kolekcji Macieja Sieńczyka, s. XXX wkładki poświęconej kolekcjonowaniu.


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: projekt ilustracji do własnej książki

139


Poza akwarium

sunki Edmunda Monsiela2 albo amerykańskiego artysty – amatora, który występuje pod pseudonimem Electric Pencil3, zdaje się, albo obraz Adolfa Wölfliego4 lub Henry’ego Dargera5. Ale jest to, niestety, niemożliwe.

Czasami kupuję coś, co ktoś inny chce sprzedać tanio, a wiem skądinąd, że jest cenne. Są to przeważnie książki w dobrym stanie, które mają zachowane ładne, oryginalne okładki. Tak było z Pegazem dęba Tuwima z 1950 roku, poświęconym różnym kuriozom literackim. Kupiłem go, bo sprawia mi przyjemność posiadanie takiego przedmiotu. Pegaz dęba to zbiór twórczości szaleńców i maniaków. Sam pan zbierał czy zbiera takie zapiski osób szalonych, o czym pan pisał. Kiedyś zacytowałam jeden ze znalezionych przez pana tekstów na seminarium z literatury, gdzie zainteresowani psychiatrią studenci i doktoranci filozofii omawiali twórczość autorów szalonych. Ale przytoczony przeze mnie fragment (wybitnie grafomański) zmęczył ich i zniechęcił. A pan co takiego znajduje w tego typu twórczości? Jakie jeszcze pozycje z tej półki posiada pan w swoich zbiorach? A jakie chciałby posiadać?

To bardzo się cieszę, że teksty obłąkanych, które przytaczałem w moim felietonie, zawędrowały pod uniwersyteckie strzechy. Choć martwi mnie, że przeczytany przez panią fragment zmęczył i zniechęcił doktorantów. Chętnie zbierałbym tego rodzaju twórczość, ale niesłychanie trudno ją pozyskać. Może zatrudnię się jako pielęgniarz w którymś ze szpitali, gdzie będę prowadził niby to warsztaty literackie, a w rzeczywistości pożądliwie wyłudzał opowiadania i wiersze obłąkanych. Po felietonie, o którym pani wspomniała, jakaś osoba przysłała mi kartkę, którą wręczył jej niewątpliwie obłąkany, z jakąś fantastyczną instrukcją. Niestety, nie udało mi się pozyskać oryginału. Właściciele rękopisów obłąkanych bardzo niechętnie się z nimi rozstają. Chciałbym mieć ry-

Tuż przed wywiadem zdziwił się pan, że mam zamiar przeczytać wszystkie pana komiksy i spytał, czemu tak „solennie przygotowuję się do wywiadu”. Gdybym nie przeczytała tych komiksów, nie przeszkadzałoby to panu, że rozmawiamy o pana twórczości, którą znam tylko trochę?

Zdawało mi się, że „Notes.na.6.tygodni” jest dość skromny objętościowo i nie ma tam miejsca na pogłębiony wywiad, dlatego byłem przygotowany na kilka zdawkowych pytań. Teraz widzę, że się pomyliłem. Cieszę się, że zechciała pani przeczytać wszystkie moje komiksy z tak błahego powodu. Przeprowadzanie wywiadów jest trochę jak malowanie portretów. Może ktoś za pięćdziesiąt lat przeczyta ten wywiad z panem, prowadząc badania nad artystami żyjącymi w Warszawie na począt-

2 Edmund Monsiel (1897–1962) – polski artysta samouk, autor kilkuset rysunków i szkiców opatrzonych inskrypcjami o treści religijno-posłanniczej, tworzonych w trakcie trwania choroby psychicznej. 3 Patrz www.electricpencildrawings.com 4 Adolf Wölfli (1864–1930) – szwajcarski artysta malarz i pisarz zaliczany do nurtu Art Brut. Kolekcja dzieł Wölfliego oraz rękopis jego auto­ biografii znajdują się w berneńskim Kunst­ museum. 5 Henry Darger (1892–1973) – pisarz i malarz amerykański; autor liczącej 15143 stron powieści Historia Dziewcząt Vivian, znana również jako Krainy Nierealnego, czyli rzecz o glandeko-angeliniańskiej burzy wojennej, spowodowanej buntem zniewolonych dzieci, której towarzyszy 300 ilustracji wykonanych akwarelami. Nad powieścią Darger pracował od 1910 do 1934 roku. Szerokiej publiczności znany jest od lat 70.

140


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: projekt ilustracji dla niewydanej książki Renaty Bożek

141


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: ilustracja prasowa

142


Poza akwarium

143


Poza akwarium

ku trzeciego millenium, nie spodziewa się pan tego?

Mam nadzieję, że ktoś przeczyta ten wywiad wcześniej niż za pięćdziesiąt lat. Trochę byłam zaskoczona, kiedy użył pan słowa „solennie”, bo dawno już go nikt nie używał. W jednym z felietonów użył pan słowa „ciżba”. Tych słów wielu młodych ludzi nie zrozumie, może niektórzy będą szukali w słownikach w telefonach. Lubi pan takie stare słowa?

Nasiąkłem starymi słowami podczas lektury starych książek. Nie wiem dlaczego, ale nie chce mi się czytać książek wydanych po 1945 roku. Zresztą tych wcześniejszych często też nie chce mi się czytać. Ale lubię je zbierać. Ostatnio kupiłem na przykład pierwsze polskie wydanie powieści wczesnego niemieckiego romantyka Jeana Paula Hesperus z 1880 roku. Polowałem na nie na aukcjach od lat. Ale po przeczytaniu pierwszych piętnastu stron zrozumiałem, że kompletnie nie

Zważywszy na dość słabą sprzedaż mo­ ich komiksów, zastanawiam się nawet, czy nie zacząć pi­ sać o osobach w pełni nor­ malnych

wiem, o co chodzi w tej książce, prawdopodobnie dlatego, że czytałem ją zbyt nieuważnie, a poza tym występuje tam zbyt wiele postaci. Więc odłożyłem ją na półkę. I właśnie z takich lektur wzięło się u mnie zamiłowanie do staroświeckiej frazy. Przeczytałam wszystkie trzy pana komiksy od razu, niemal jeden po drugim. Próbowałam zapamiętać te historie, po przeczytaniu opowiedzieć je sobie po kolei dla zabawy. To nie było takie proste, nawet kiedy spojrzałam na spis treści. Trudno jest zapamiętać coś, co się nie rządzi logiką przyczynowo-skutkową, pamięta się tylko wyrywki. A może u pana to jest bardziej logika prasy pośledniejszego gatunku – jak np. Skandale. Jak pan to widzi?

Moje komiksy mają poetykę snu, przynajmniej starałem się, aby ją miały i stąd, tak jak sen, nie mają one zbyt wiele sensu fabularnego. Chodzi raczej o to, żeby czytelnik natchnął się ich specyficznym nastrojem. Człowiek z płonącymi nogami, dziwna istota Hydriola znaleziona na plaży, którą mężczyźni nakarmili i wypuścili do wody, Wrzątkun, który żył tylko w gotującej się wodzie. Te krótkie, niesamowite historie jednak przywodzą na myśl tę poetykę prasową, o której wspomniałam. Tylko u pana wszystko jest bardzo liryczne i oniryczne.

Tak, u mnie wszystko jest liryczne i oniryczne, bo fascynują mnie sny i często czytam wiersze, żeby nasycić się ich melodyjną frazą. Zwłaszcza wiersze Trakla, Heyma i innych niemieckich poetów. Czy czytywał pan kiedyś historie krótsze od swoich?

Tak, chyba kiedyś czytałem, ale nie pamiętam gdzie. 144


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: ilustracja do książki Adama Wiedemanna Filtry

145


Poza akwarium

Większość historii z pana komiksów rozgrywa się w latach 80., podaje pan nawet konkretne lata: 1984, 1985, 1989… W jednej z książek pisze pan tak: „Można długo recytować podobne historie, aby dać świadectwo nastrojom, jakie panowały przed 15 laty, gdy w czasach zamętu i transformacji chętniej słuchano opowieści, gdy człowiek był w centrum i objawiał się bogactwem postępowania”. A dziś – pana zdaniem – o czym chętniej słucha się opowieści?

Dawne daty podaję z nostalgii za dawnymi, z mojej perspektywy, czasami. Nie były one lepsze niż obecne, przeciwnie, ale różne wspomnienia natrętnie krążą mi po głowie. Część z nich uczyniłem osnową moich komiksowych historyjek. Zdanie, które pani zacytowała, jest parodią dydaktycznych tekstów, które są obecne w różnych publikacjach. Tak naprawdę, teraz słucha się podobnych opowieści co kiedyś. Artysta, który się wyłania po zetknięciu z pana twórczością, to ktoś, kto wszelkimi sposobami stara się być lekko cierpiący, lekko samotny, lekko obłąkany. Czyli typ romantyczny, tylko pozbawiony patosu – jak ten bohater, któremu ktoś radzi, żeby sobie obcinał jeden palec co jakiś czas, to utrzyma poziom twórczego cierpienia. Albo jak pańskie alter ego w ostatnim felietonie, które drażni znajomych na imprezach, żeby doprowadzić do Wyprowadzenia i nie dopuścić do wyschnięcia twórczego źródła. Tak trudno utrzymać jest ten twórczy poziom? Jakie jeszcze ma pan sposoby?

Zdawało mi się, że potencjalni czytelnicy, podobnie jak ja, zagustują w zupełnie niemal oderwanych od rzeczywistości opowieściach o ludziach obłąkanych i niezrównoważonych. Ale doświadczenie pokazało, że zainteresowanie obłąkanymi nie jest

duże. Zważywszy na dość słabą sprzedaż moich komiksów, zastanawiam się nawet, czy nie zacząć pisać o osobach w pełni normalnych. A żeby utrzymać potencję twórczą, staram się pisać w momentach, gdy jakieś szczególne wydarzenie wzburzy mnie i wydaje mi się, że z tego zdenerwowania tracę zmysły. Na przykład kiedy coś zgubię i długo nadaremnie tego szukam, piszę o zagubionych przedmiotach, które zachowują się jak żywe istoty i robią na złość. Albo jak poślizgnę się na moczu jakiegoś menela, który sforsował wszystkie domofony i zlał się na klatce, piszę komiks o menelu, którego mój bohater kopie w dupę, aż tamten spada ze schodów. Jeszcze odnośnie odszczepieńców, szaleńców, wynaturzeń, które pana interesują. Jaki jest według pana ktoś normalny, naturalny?

Pani mi się wydaje dość normalna i naturalna, przynajmniej tak wnioskuję z pobieżnej wymiany maili. Poza tym mam jeszcze jednego znajomego, który wydaje mi się dość naturalny. Staram się nie zadawać z wariatami, bo mnie męczą. Wystarczy, jak sobie o nich poczytam. Serwuje pan dość bogatą gamę przeżyć. Jednym z nich jest poczucie obrzydzenia albo obrzydliwa fizyczność, jak w przypadku kucharza, co ma łupież we brwiach. Czemu każe pan się przyglądać tej odrażającej stronie fizyczności?

W ten sposób staram się okiełz­ nać wstręt do samego siebie. Zawsze chciałem być blondynem o ładnej, sportowej sylwetce, a natura uczyniła mnie przygarbionym, nalanym człowiekiem o kurzej klatce piersiowej i kiedy idę ulicą, wydaje mi się, że się zaraz rozlecę, jak worek pełen gratów zrzucony ze znacznej wysokości.

146


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: ilustracja do książki Adama Wiedemanna Filtry

147


Poza akwarium

Przyglądałam się wczoraj rysunkom w komiksie Hydriola. Czemu dłonie pańskich postaci wyglądają jak upośledzone? Prawie nigdzie nie ma normalnej dłoni.

Jak poślizgnę się na moczu jakiegoś mene­ la, który sfor­ sował wszyst­ kie domofony i zlał się na klatce, piszę komiks o me­ nelu, którego mój bohater kopie w dupę, aż tamten spa­ da ze schodów

Starałem się narysować je jak najlepiej, ale pewnie mi nie wyszło. Przejrzałam Hydriole jeszcze raz, są tam też dłonie, które wyszły normalnie. Kim są pana mistrzowie w kwestii rysunku?

Inspirowałem się, jak zwykle, różnymi albumami dawnych mistrzów, na przykład Dürera, Friedricha, Ingresa i kogoś tam jeszcze, ale nie pamiętam kogo. Przed przystąpieniem do pracy przeglądam te książki, żeby wzbudzić w sobie chęć do pracy oraz potrzebę naśladowania tych najlepszych rysowników. Później i tak wszystko wychodzi pokraczne, ale inspiruję się głównie tamtymi artystami. Od pewnego czasu jest pan pisarzem i pisuje felietony dla „Dwutygodnika”. Wywołują inne odczucia niż komiksy. Maciej Sieńczyk od felietonów wywołuje przede wszystkim wesołość albo radość. Wspomniał pan, że liczba odbiorców komiksów spada. Jeśli chodzi o felietony, to jest chyba przeciwnie. Czy to prawda, że chciał pan zostać pisarzem? Jeśli tak, to dlaczego pan nim nie został?

Felietony mają to do siebie, że za darmo może je przeczytać każdy. A więc na pewno cieszą się większą popularnością niż komiksy. Nie zostałem pisarzem, bo nieprzymuszany, pisałem zbyt wolno, a poza tym dość kiepsko. Byłem zbyt leniwy, żeby pracować nad rozwojem techniki pisarskiej. Komiksy rysowało mi się łatwiej. Kiedy zobowiązałem się do pisania felietonów, a było to stosunkowo niedawno, obowiązywał mnie comiesięczny rygor. Konieczność dostarczania felietonów mobilizowała mnie i stąd niektóre są całkiem dobre.

Co pan robi, kiedy się pan leni? Rysuje pan, czyta i pisze, tylko nie to, co trzeba?

Kiedy się lenię, idę do „Biedronki” i kupuję sobie coś do jedzenia. Na przykład jakiś rok temu pojawiły się pierogi w tackach o smakach – ruskie, z mięsem, z kapustą i grzybami. No i jem te pierogi. Jak przeczytałam pana felieton, to sama miałam ochotę coś napisać. To by dopiero było, gdyby każdy czytający tak poczuł, a potem od uczuć i myśli przeszedł do czynów.

Myślę, że wiele osób powinno pisać, bo to ogromna przyjemność mieć coś osobistego, coś, do czego można wracać niezależnie od różnych ży148


Poza akwarium

ciowych zawieruch. A przy okazji jest nadzieja, że to, co się napisze, będzie dobre i otworzą się nowe perspek­ tywy. Całkiem niedawno miły pies podwórkowy okazał się zazdrosnym psychopatą, nie spodobało mu się, że karmię kiełbasą również innego psa i za karę ugryzł mnie w twarz. Pozostały mi po tym zdarzeniu trzy czerwone kropeczki na twarzy – dwie na czole, a jedna pod nosem. Mniej więcej w tym czasie malowałam z koleżanką mieszkanie. Miriady białych kropeczek farby na jej twarzy i okularach sprawiały, że wyglądała, jakby właśnie przemknęła przez galaktykę. Te dwa zdarzenia zdominowały moje wspomnienia z tamtego okresu. Pomyślałam, że byłby to dobry początek. Pan długo sobie układa myśli w głowie, zanim zacznie pisać?

Właśnie tak jak w opisanym przez panią przypadku, pod wpływem jakiegoś impulsu powstaje w głowie historyjka, różne myśli łączą się, kojarzą i potem to tylko trzeba oszlifować. Jest pan autorem komiksów, ilustratorem książek, autorem felietonów… Co pan jeszcze robi?

Teraz chcę wykorzystać swoje felietony i na ich podstawie napisać coś w rodzaju dużej noweli lub baśni, jakby Opowieści tysiąca i jednej nocy. To na razie tajemnica. Poza tym nie lubię opowiadać zbyt szczegółowo o czymś, co jeszcze nie powstało.

ną. Teraz czytam książkę Juliusza Verne’a Sfinks lodowy. Jest to hołd francuskiego pisarza dla Edgara Allana Poe, który jest autorem noweli Przygody Artura Gordona Pyma z Nantucket. Sfinks lodowy jest jej kontynuacją. Poza tym zbieram stare gazety. Niedawno kupiłem ze sto „Kurierów Warszawskich” z lat 20. Niestety są dość kruche i pomięte. Dlatego na razie przyłożyłem je ciężką drewnianą płytą, a na tę płytę postawiłem ciężki fotel, na którym położyłem jeszcze hantle. Liczę, że w ten sposób wyprostują się nieco. Miałem nadzieję je oprawić, ale po pierwsze introligator, który już wcześniej mi coś oprawiał, zamknął interes, a poza tym niektóre numery są podarte. Więc jak się wyprostują, wsadzę je do pudeł, a pudła wrzucę na szafę. Zbieram także czasopismo „Przyjaciel Przy Pracy”, poświęcone zagadnieniom BHP, ale tylko roczniki z początku lat 50., bo wtedy miały najbardziej atrakcyjną szatę graficzną. I jeszcze zbieram dwutygodnik z lat 60./70. poświęcony mechanizacji rolnictwa „Traktor”, który nazywam, ze względu na awangardowe wzornictwo, „Ty i Ja” dla rolników. I czasopismo ufologiczne „UFO”, gdzie jest wiele interesujących wywiadów z osobami, które spotkały i rozmawiały z istotami pozaziemskimi. Pismo przestało wychodzić w latach 90. „Kuriery Warszawskie” może się wyprostują, ale chyba nie będzie mógł pan przez jakiś czas korzystać z hantli w żaden inny sposób?

Tak mi się podobało, jak pan odpowiadał na pytanie dotyczące pana kolekcji, jest pan erudytą, miło się tego słuchało. Jakie książki lubi pan czytać i co pan jeszcze kolekcjonuje?

I tak z nich nie korzystam. Trzymam je wyłącznie po to, aby przyciskać stare gazety.

Jeśli chodzi o książki, to, jak już wspomniałem wcześniej, interesują mnie głównie te wydane przed woj-

Niedawno zilustrował pan najnowszą książkę Doroty Masłowskiej Więcej, niż możesz zjeść, która jest zbiorem publiko149


Poza akwarium

jest bardzo kobieca. Szczerze mówiąc, niewyraźnie pamiętam tamten rysunek. A może pozę Maryi zobaczyłem na jakimś zdjęciu, gdzie akurat ciało męskie układało się w sposób, który mi odpowiadał? Nie pamiętam.

wanych przez nią felietonów. Ile to panu zajęło?

To były 23 rysunki plus okładka, czyli 24. Jeden rysunek robiłem mniej więcej trzy dni, czasami dłużej, czasami krócej. 24 razy 3 = 68 dni. Ale tak naprawdę trudno to wyliczyć, bo w międzyczasie robiłem różne inne zlecenia, więc rozciągnęło się to na kilka miesięcy. Wydawnictwo zgłaszało później różne poprawki, głównie w tekście, który był modyfikowany przez autorkę i korektę. Minęło już trochę czasu i inne prace przysłoniły ilustracje do felietonów Doroty Masłowskiej.

Jak to się stało, że wykonał pan ten rysunek dla „Tygodnika Powszechnego”?

Takie zlecenie, jak każde inne. Ktoś do mnie zadzwonił i zamówił ilustrację z okazji świąt. Niedawno zresztą znów coś narysowałem dla tej gazety. Czy zdarzyło się kiedyś, że musiał pan odmówić zilustrowania jakiegoś tematu, albo podjął się jednak zadania, ale rysował w złości?

68 dni rysowania. To chyba setki kilometrów kreski. I tak od rana do nocy czy od nocy do rana?

Najpierw rysuję w dzień, później jeszcze trochę wieczorem, a jeśli nie chce mi się spać, to do rana. Rano kładę się spać, budzę się o 18, jem coś i znów przystępuję do pracy. Powstaje wir dni i nocy. Pory snu przesuwają się nieustannie, aż wreszcie kończę pracę i wszystko wraca do normy. Czasem podczas realizacji jakiegoś pracochłonnego zlecenia, zwłaszcza zimą, nie widzę dnia nawet przez tydzień. Dziś wpadło mi w ręce wielkanocne wydanie „Tygodnika Powszechnego” wydanego niemal dokładnie 2 lata temu. Na okładce pieta. Maryja podtrzymuje ciało nieżywego Jezusa. W tle, gdzieś w oddali, rodzina z dzieckiem, wszyscy ubrani na czarno, widocznie w żałobie. I jakiś człowiek w czarnej kurtce idzie w kierunku mnie oglądającej rysunek. A dalej bryły domów, a może to jakieś magazyny? Nad wszystkim bladoróżowe niebo. Tylko Maryja, choć ma blond włosy, wygląda jakoś po męsku.

Może to tylko pani się wydaje, że wygląda po męsku, a w rzeczywistości

Nieustannie jestem zły na wszystkie zlecenia, które wykonuję. Chciałbym, żeby zadzwonił do mnie jakiś multimilioner i powiedział: „Masz pan tu pieniądze na życie, niczym się pan nie przejmuj i rysuj pan, co chcesz. I proszę mnie nie szukać, jestem po prostu pana wielbicielem i mieszkam za granicą”. Ale tymczasem wykonuję prace dla pieniędzy i te, jak w przypadku albumów komiksowych, dla przyjemności. Mam nadzieję, że nie jest panu przykro, że tak mało pana pytam o komiksy? Niech pan nie pomyśli, że ich nie cenię. Przeczytałam je w Bibliotece Wojewódzkiej w Łodzi. W Dziale Zbiorów Specjalnych. W sali byłam tylko ja i opiekun działu, czasem śmiałam się w głos, a opiekun działu wydawał się zaciekawiony i zadowolony. Po moim wyjściu on też z pewnością przeczytał pana komiksy, jeśli nie czytał ich wcześniej.

To cieszę się, że pani i opiekun działu przeczytaliście moje komiksy. Ale to może dobrze, że pyta pani o nie stosunkowo niewiele, dzięki temu nie przysłonią mojej osobowości, któ-

150


Poza akwarium

Maciej Sieńczyk: obrazek dla galerii Raster

ra w wywiadzie rysuje się bardzo wyraziście.

Mroków słucham A i wielokrotnie bywam w śmierci kojącej na wpół zakochany Przyzywam ją słowami wielu zadumanych wierszy Aby uniosła cichy mój dech Teraz, jak nigdy dotąd, bogactwem się zdaje Pośród nocy zasnąć bezboleśnie…

Wspomniał pan wcześniej o Georgu Heymie, ekspresjonistycznym poecie niemieckim, który utonął w młodym wieku w 1938 roku i którego wiersze lubi pan czytać. A może przytoczy pan tutaj fragment lub cały wiersz?

Niestety, nie pamiętam żadnego jego wiersza. Ale pójdę do drugiego pokoju po książkę (idę). O, już mam. Jakoś nie mogę nic znaleźć, co bym chciał zacytować. To może powiem fragment wiersza Oda do słowika (chyba) Johna Keatsa.

Mam nadzieję, że nie bardzo pokręciłem.

Maciej Sieńczyk (ur. 1972) – polski rysownik, ilustrator, twórca komiksów. Związany z miesięcznikiem „Lampa”, wydawnictwem Lampa i Iskra Boża, Galerią Raster oraz „Dwutygodnikiem”, do którego pisze felietony. Ilustrował m.in. książki Doroty Masłowskiej – m.in. ostatnią Więcej, niż możesz zjeść, Filtry Adama Wiedemanna i wznowienie Lubiewa Michała Witkowskiego. W 2005 r. wydał własną książkę Hydriola, w 2009 r. Wrzątkun, a w 2012 r. Przygody na Bezludnej Wyspie. W 2013 r. jako pierwszy w historii twórca komiksu został nominowany do Nagrody Literackiej Nike i znalazł się w finale za album Przygody na Bezludnej Wyspie. 151


eksperymenty

Michael Meier & Christoph Franz: Joyfull Newes out of the New-found World, Bex&Arts – La triennale de sculpture, Émergences, Bex, 2014, © David Gagnebin-de Bons

Michael Meier & Christoph Franz: Well House, CSW Zamek Ujazdowski, A-I-R LABORATORY, Warszawa, 2015, © Michael Meier & Christoph Franz

Michael Meier & Christoph Franz: Aufmachen? Aufmachen!, Kunstmuseum Olten, 2013, © Gunnar Meier


eksperymenty

TYMCZASOWE UZDRAWIANIE MIEJSC z Christophem Franzem i Michaelem Meierem, rezydentami Laboratorium AIR w Warszawie, rozmawia Paulina Jeziorek 153


eksperymenty

Postanowiliśmy stworzyć bibliotekę wody, biorąc po jednej butelce wody z każdego zdroju wody oligoceńskiej

liśćmi tytoniu, kolejna to deska do surfowania zrobiona z drewna.

Jak określilibyście instalacje powstające w rezultacie waszych działań? Czy można je umieścić na pograniczu rzeźby i czasowej interwencji?

Początkiem naszych projektów są konkretne miejsca oraz sytuacja społeczna kształtowana przez siły historyczne i polityczne. Instalacje, które tworzymy, powstają na podstawie pracy badawczej i są silnie powiązane z danym miejscem. Tworzone przez nas modele są eksperymentami, które tworzą przestrzeń oraz ją aktywują.

Powiedziałam, że wasze hybrydy nie mają funkcji, choć z drugiej strony praca taka jak Feuertreppe pełniła bardzo szczególną funkcje użytkową…

Jak przebiega u was proces pracy i jaki jest jego cel?

Interesuje nas architektura, ale postrzegamy ją raczej jako praktykę badawczą. Staramy się skupiać na historiach, które jej dotyczą. Dostrzegać sprawy związane z danym miejscem bądź te, które odnoszą się do konkretnego problemu czy pytania. Zazwyczaj wykorzystujemy w projektach materiały niezbyt nietrwałe. Staramy się stworzyć coś na czas wystawy, a potem sytuacja wraca do stanu początkowego. Istotny jest tak zwany „afterimage”. Staramy się odnaleźć coś, co dotyczy teraźniejszości. Przy każdym projekcie pracujemy z innym materiałem z pomocą lokalnych specjalistów. Tworzone przez was architektoniczne hybrydy przybierają ciekawe kształty. Jedna z prac to połączenie kina i kościelnego ołtarza, inna to tężnia wypełniona

Drewniana deska do surfowania (Surfbrett) została zrealizowana w Kunsthaus Bessaland w 2013 na wystawę It is all in the detail. Muzeum znajduje się na granicy kantonu Bazylea-Miasto i Bazylea-Okręg. Pomiędzy płynie rzeka. W okresie deszczowym niedaleko muzeum pojawia się fala, na której można surfować. Nasza deska powstała z myślą o tej fali. W tamtym okresie w Bazylei trwała dyskusja, czy muzeum znajduje się we właściwym miejscu. W okolicy jest stadion i obszar przemysłowy. Pytanie brzmiało, czy nie powinno być lepiej połączone ze światem sztuki. Dla nas muzeum to jest szczególne, posiada potencjał, do którego odnosiła się nasza praca.

Na wystawę Platform 13 w ewz -Unterwerk Selnau w Zurichu wybudowaliśmy schody przeciwpożarowe, bo jedna z sal muzeum nie mogła być przestrzenią wystawy. Straż pożarna nie wyraziła na to zgody. Spytaliśmy, co powinniśmy zrobić, żeby włączyć przestrzeń do wystawy. Dowiedzieliśmy się, że musielibyśmy wybudować schody przeciwpożarowe. Więc je zbudowaliśmy. Po wystawie jednak zostały one zdekonstruowane, a sala zamknięta. Obserwowaliśmy jedynie zmianę powstałą na skutek naszego działania. Kolejnym przykładem jest piękny mock-up z czerwonej cegły, praca zatytułowana La Brique Ordinaire.

W 2014 dostaliśmy zaproszenie do Aargauer Kunsthaus, by pracować nad projektem nawiązującym do posia154


eksperymenty

danej przez to muzeum kolekcji. Postanowiliśmy zbadać okoliczności powstania obrazu Block of Houses in Paris, Porte de Châtillon, Boulevard Brune (1936) słynnego szwajcarskiego malarza impresjonistycznego Cuno Amiet (1868–1961). Namalował on paryski budynek mieszkalny. Sam często bywał w Paryżu, a jako uznany malarz mógł sobie pozwolić na wynajem pracowni i mieszkania w tym mieście. W tamtym okresie, w latach 30., często malował ten sam budynek, który obserwował z okien mieszania. To nietypowe. Impresjoniści, do których się go zalicza, malowali zazwyczaj krajobrazy. To dość posępny obrazek. Dowiedzieliśmy się, że w tamtym okresie zdecydowano się wybudować nowe osiedle mieszkaniowe na miejscu dawnych fortyfikacji. Wtedy to były obrzeża Paryża. Dziś tu przebiega granica między centrum i przedmieściami. To nowe osiedle zostało nazwane Ceinture Rouge. Zbudowano je z czerwonej cegły. Było to budownictwo socjalne, a celem było oczyszczenie okolicy. Zrobiliśmy dokumentację tego miejsca i spędziliśmy tam trochę czasu. Odnaleźliśmy byłą pracownię Amieta w tym budynku. W Szwajcarii obszary ścisłego centrum należą do firmy kolejowej SBB. Stworzyła ona nowe projekty, jeden z nich nazwano Europa Alley. To wielkie centrum handlowe z apartamentami mieszkalnymi. Sytuacja wydaje się przeciwna do sytuacji paryskiej, bo chodzi nie o budownictwo socjalne, ale o ekskluzywne obszary mieszkalne powstałe głównie dla zysku. Postanowiliśmy użyć tej paryskiej czerwonej cegły i stworzyć mock-up szwajcarskiego budownictwa socjalnego. Powstał model fasady taki, jaki wykonuje się na próbę, by sprawdzić, czy będzie pasował do otoczenia. Obecnie pracu-

Interesuje nas architektura, ale postrze­ gamy ją raczej jako praktykę badawczą

jemy nad publikacją do tego projektu, która ukaże się latem. Kolejny ciekawy wizualnie projekt to instalacja zbudowana na skutek pracy badawczej w kantonie Aud w Szwajcarii w mieście Bex. Instalacja to rodzaj tężni wypełnionej liśćmi tytoniu.

Pracę Joyfull Newes out of the New-found Worlde powstała na triennale rzeźby. Okolica nazwana pierwotnie Bex-les-Bains jest słynna ze znajdujących się tam SPA. Nieopodal miejsca, gdzie miała miejsce wystawa, znajduje się jedna z największych w Szwajcarii kopalni soli, używanej m.in. do kąpieli. Sól wydobywano poprzez wypompowywanie i odparowywanie wody. W okolicy powstało wiele hoteli i uzdrowisk. Ma ona także historię związaną z tytoniem. Gdy osuszano tereny nadrzeczne przy rzece Rhone i przygotowano je pod uprawę, sadzono tam tytoń jako roślinę pionierską, która dobrze wpływała na glebę. W okresie II wojny światowej natomiast zaczęto go uprawiać i trwa to do dziś. Postanowiliśmy połączyć te dwie historie. Znaleźliśmy broszurę reklamującą Bex‘s Grand Hotel des

155


eksperymenty

Michael Meier & Christoph Franz: Feuertreppe, Plattform 13, Zurich, 2013, Š Michael Meier & Christoph Franz

156


eksperymenty

Początkiem na­ szych projek­ tów są kon­ kretne miejsca oraz sytu­ acja społeczna kształtowana przez siły hi­ storyczne i po­ lityczne

157


eksperymenty

Salines, który otwarto w 1871. Jej część poświęcono prezentacji wartości leczniczych tamtejszej słonej wody. Na ostatniej stronie pojawiła się reklama zachwalająca jakość lokalnego tytoniu. Dlatego nasza konstrukcja była jednocześnie tężnią i suszarnią tytoniu. Niektóre drewniane części zastąpiliśmy roślinami tytoniu. W ten sposób można w niej wdychać powietrze przesiąknięte aromatem tytoniu. Tytoń pierwotnie był używany jako roślina lecznicza. W naszej pracy ważne jest, by nawiązać kontakt z lokalsami. Nie pracujemy zamknięci w pracowni, często wchodzimy w bliski kontakt. Koniec końców wiele zależy od otwartości ludzi z galerii czy muzeum kooperujących z nami. Nie chodzi przecież o powieszenie gotowego obrazu na ścianie. Oprócz pracy Surfbrett, o której mówiliście wcześniej, jeszcze jedna wasza realizacja odnosi się do szczególnych warunków muzeum.

W przypadku pokazu Aufmachen? Aufmachen!, prezentowanego w Kunstmuseum Olten, zdemontowaliśmy jedno z największych okien i zastąpiliśmy je drzwiami garażowymi. Trwała wtedy dyskusja, by zastąpić muzeum centrum handlowym. Dla okolicznych mieszkańców muzeum nie było ważne. Na szczęście do zamiany nie doszło, bo nie było możliwości budowy garażu podziemnego. Postanowiliśmy wybudować więc garaż. Tytuł (Otwarte? Otwarte!) nawiązuje do krzyku ludzi w sklepie Saturn na Alexanderplatz w Belinie, gdy czekano na otwarcie, próbując dostać się do środka jak najwcześniej. Podczas pokazu zamknęliśmy muzeum, otworzyliśmy jedynie boczne wejście, stworzyliśmy też konstrukcję z maszyn klimatyzacyj-

W naszej pracy ważne jest, by nawiązać kon­ takt z lokal­ sami

nych, które w normalnych okolicznościach przyczyniają się do podniesienia poczucia komfortu. U nas jednak było odwrotnie. Pracując na najwyższych obrotach, sprawiały, że chciało się szybko opuścić przestrzeń. Obecnie jesteście rezydentami Laboratorium AIR w CSW Zamek Ujazdowski. Co was interesuje tym razem? Jakie obszary badacie?

Z jednej strony interesują nas tzw. osiedla grodzone. Z drugiej strony przyglądamy się zdrojom wody oligoceńskiej. Osiedla zamknięte to temat, którym zainteresowaliśmy się już w 2013 roku, gdy przyjechaliśmy do Warszawy po raz pierwszy, realizując projekt Learning from Warsaw. Ale wtedy nie było czasu na pracę badawczą, bo spędziliśmy tu tylko dwa tygodnie. Teraz mamy więcej czasu. Chodzi nam o to, by odwiedzić dane miejsca, porozmawiać z mieszkańcami oraz ludźmi mieszkającymi na sąsiednich terenach. Interesuje nas, jak funkcjonuje taka przestrzeń. Wczoraj pojechaliśmy na tego typu osiedle zamknięte i rozmawialiśmy z młodą mamą, która zapro-

158


eksperymenty

siła nas do swojego mieszkania na herbatę. Usłyszeliśmy ciekawą historię. Jej mąż architekt chciał mieszać w takim miejscu i długo poszukiwał odpowiedniego osiedla. To osiedle jest idealne dla dzieci, ponieważ mieszka tam wiele rodzin o podobnym statusie i wartościach. Jednak ta młoda mama nie jest zadowolona z sytuacji. Nie chce mieszkać odgrodzona od reszty miasta. Ciekawe, że choć Warszawa nie jest bardziej niebezpiecznym miastem od innych miast europejskich, znajduje się tu tak duża liczba grodzonych osiedli, do tego są one różnego typu. Czasem wyrastają na miejskich czy podmiejskich ugorach z wciąż istniejącymi gospodarstwami rolnymi wciśniętymi pomiędzy nie. Te osiedla nie mają żadnej historii. To dla nas ciekawe. Wczoraj opowiadano nam o kradzieży na jednym z nich. Okazało się, że złodziej sam na nim mieszkał. Z drugiej strony interesują nas zdroje wody, o których wspominaliśmy. Znajdują się na przeciwnym biegunie, bo są dostępne dla wszystkich. Woda, którą można tam dostać, to woda podziemna, nieoczyszczona woda z Wisły. Wodę otacza mitologia. Próbowaliśmy odnaleźć każde takie miejsce, w Warszawie jest ich około setki. Robiliśmy dokumentację, sprawdziliśmy, czy jest czynne, w jaki sposób funkcjonuje. Jak wam się one podobają pod względem architektonicznym?

One różnią się od siebie, często są ciekawie zaprojektowane. To świadczy o tym, że są ważne dla ludzi. Często też znajduje się tam rodzaj tablicy ogłoszeń, więc te miejsca wciąż funkcjonują jako punkty informacyjne. Czasem wyglądają jak małe kościółki albo ambasady. Wiele z nich powstało w latach 90. Za jakiś czas niektóre z nich mogą przestać istnieć, dlatego robimy ich dokumentację. Postanowiliśmy też stworzyć bibliotekę wody, biorąc po jednej butelce wody z każdego zdroju wody oligoceńskiej. Każde takie miejsce reprezentuje część miasta, my chcemy zaprezentować je wszystkie razem. Stworzymy instalację. Tu właśnie będzie widoczny wpływ architektury. Postanowiliśmy zrobić coś, co przetrwa próbę czasu. Na wybrzeżu bałtyckim w okolicach Gdańska znaleziono jakiś czas temu butelkę, która ma około 200 lat. Chcemy stworzyć takie same butelki, z tego samego materiału i o tym samym kształcie. To naczynia kamionkowe. Powstanie 80 takich butelek. Zaprojektowana przez nas biblioteka wygląda jak stojak na butelki wina. Praca będzie prezentowana w czerwcu w Szwajcarii, dlatego musimy się spieszyć. A pod koniec lipca chcemy ją pokazać tutaj w Warszawie. Ta instalacja to jedna cześć projektu, drugą będzie dokumentacja wszystkich znajdujących się w Warszawie zdrojów.

Instalacje Michaela Meiera & Christopha Franza, wznoszone tymczasowo w miejskiej przestrzeni publicznej lub w kontekście wystawowym, są do pewnego stopnia symboliczne, stanowią mieszankę rzeźby, architektury i obrazu. Prace posiadają wspólny przekaz, inspirowany zjawiskiem miejskiej transformacji przedmieść Zurychu, które przechodzą obecnie drastyczną przemianę, pozbawiającą je ich historycznej autentyczności. Proste materiały, jakich używają, nie tylko podkreślają tymczasowość tej architektonicznej interwencji, lecz również zapewniają artystom dużą elastyczność w szybkiej i precyzyjnej reakcji na konkretną sytuację. www.meierfranz.net Ten artystyczny duet po raz pierwszy uczestniczył w rezydencji A-I-R Laboratory w roku 2013, w ramach projektu Learning From Warsaw (biogram ze strony www.csw.art.pl.). 159


Muzeum Dizajnu

Różne wersje litery „g” we wstępnych projektach kroju Futura, proj. Paul Renner (1924–1926)

160


Muzeum Dizajnu

Magdalena Frankowska

LITERA Z OKIEM I UCHEM

Marat Pro Black, proj. Ludwig Übele (2008)

Mała litera „g” w alfabecie łacińskim jest wyjątkowa dzięki swoim kontrastującym cechom. Z jednej strony zawiera frapujące krzywizny, tworząc swobodną i organiczną formę, z drugiej zaś jest ściśle określoną strukturą. Mała litera „g” występuje w dwóch formach: jednopoziomowej i dwupoziomowej. „g” jednopoziomowe posiada oko, a z niego wychodzi tzw. wydłużenie dolne, które ma końcówkę zawiniętą w lewą stronę. Jednopoziomowa literka g najczęściej pojawia się w pismach bezszeryfowych, takich jak: Akzidenz Grotesk, Futura, Univers i Helvetica. Są też pisma bezszeryfowe, gdzie „g” jest dwupoziomowe, np. Franklin Gothic, Syntax czy Thesis Sans. Dwupoziomowe „g” jest zbudowane z czterech elementów: oka (pomniejszonej litery „o”, z grubsza rzecz biorąc), pętli (która jest drugim poziomem litery), tzw. łącznika, który spaja te elementy, i uszka.

161


Muzeum Dizajnu

Rysunek litery „g” autorstwa Erica Gilla (1933)

162


Muzeum Dizajnu

Executive 45 Light, proj. Gavillet & Rust (2007)

Larish Neue Semi Bold Italic, proj. Radim Peško (2010)

Burbank Big Regular Black, proj. Tal Leming (2007)

Kina Light Italic, proj. Francesca Bolognini (2010)

163


Muzeum Dizajnu

Masala Script Pro Black, proj. Xavier Dupré (2009)

Nietypowy kształt litery „g” autorstwa Pierre’a Didota (1819)

HM Tilm, proj. Til Wiedeck i Timm Häneke (2010)

FS Blake Light, proj. Emanuela Conidi (2010)

Magdalena Frankowska – projektantka, działa na pograniczu projektowania i sztuki. Współzałożycielka Fontarte – studia graficznego i niezależnego mikrowydawnictwa. Współautorka (wraz Arturem Frankowskim) książki Henryk Berlewi (2009) o pionierze polskiej typografii i funkcjonalnego projektowania graficznego. Kuratorka wystaw najnowszej polskiej grafiki użytkowej Eye on Poland w Szanghaju (2010), Enfant terrible. La nouvelle affiche polonaise w Bruk­seli (2013) oraz CARTEL PL w La Paz i Santa Cruz (2013/14). Gromadzi, zbiera i przechowuje (analogowo i wirtualnie) wybrane realizacje graficzno-wydawnicze z ostatnich kilkudziesięciu lat, tworząc osobisty zalążek muzeum dizajnu. (www.fontarte.com)

164


Muzeum Dizajnu

Dwupoziomowa literka „g” występuje głównie w krojach szeryfowych, począwszy od renesansowych poprzez barokowe i klasycystyczne, kończąc na tych projektowanych współcześnie. W swojej konstrukcji „g” ma zatem elementy, które stanowią wyzwanie dla projektanta, ale właśnie dzięki temu mamy tyle ciekawych form tej małej litery. Pytanie, jak skonstruować znak, który będzie charakterystycznym elementem kroju pisma, a zarazem będzie pasować do systemu kresek i zakończeń ma wiele odpowiedzi. Jak zaprojektować „g”? Weź małą literę „o” i zmniejsz do 60–70% wysokości x. Łącznik umieść w dolnej lewej części oka litery, zakrzyw w prawo i prowadź kreskę od najcieńszej grubości do najszerszej. W krojach renesansowych zmiana grubości przebiega gwałtownie, oddając ostre zakończenie kaligraficznego narzędzia. W krojach barokowych, klasycystycznych i egipcjance zmiana ta jest delikatna i stopniowa. Pętla litery „g” może mieć wiele wariantów. Jej główna kreska może być pozioma lub ukośna. W obu przypadkach pętla może być otwarta lub zamknięta. Dolna pętla może mieć asymetryczną strukturę i grubość (np. jak w kroju Didot). Oznacza to, że najcieńsza część pętli będzie pod kątem w stosunku do osi pionowej litery nawet w przypadku krojów z pionową linią cieniowania. Jest tak dlatego, że „g” w swojej konstrukcji jest bliżej spokrewnione z literą „s” niż z małym „o”. Ostatnim elementem litery „g” jest uszko. Wyprowadź je z górnej prawej strony oczka w pobliżu wysokości x. Główna kreska uszka może być zakrzywiona lub pozioma. Jej koniec można ściąć pod kątem lub zakończyć elementem podobnym do tego w literze „r”. Uszko nie powinno zbytnio wystawać poza zewnętrzną prawą krawędź dolnej pętli. --Szósty odcinek Muzeum dizajnu sponsorowała literka g1. 1

Litera g zaprojektowane przez Ludovica Ballanda była bohaterką okładki „Notesu. na.6.tygodni” #47, 2010 r.

165


Recenzje lektur nowych i starych

Jakub Zgierski

AROGANCKI OBIEKT One thing made of another / One thing used as another / An arrogant object Jasper Johns Jak przestałem kochać design Marcina Wichy to książka, w której czołowy reprezentant jednego z elitarnych zawodów trzeciej potrzeby (w zestawieniu, w którym na pierwszym miejscu są producenci żywności, a na ostatnim krytycy literaccy) Brutalnie Atakuje Polskość. A konkretnie jedną jej cechę wyróżniającą: brak gustu i pomyślunku. Rozdaje klapsy jak surowy ojciec – z bólem serca i poczuciem powinności. Równo, po kolei, od samorządowców z Podlasia, po marketingowców z Piegusków. Tłumaczy za co. Za srakowate lamperie – klaps. Za chcenie nosorożca w ląąągo – klaps. Za drogie wyciskarki do pomarańczy – klaps. Kryguje się przy tym niuansem, zabezpiecza anegdotą, wspomina coś o tym, że gust jest narzędziem opresji klasowej, że z bloga: to jego osobisty fioł, że wyrósł w takim domu i może jest dziwny, ale – klaps na Jakub Woynarowski, Martwy sezon gołą dupę! Dziadu borowy! Największa siła albumu Takie wentylowanie frustracji ma Woynarowskiego – wyrwanie prozy Schulza w środowisku projektantów długą tradyz utartej, szkolnej koleiny. cję blogowo-memową i nie tylko zaczyna Martwego sezonu nie da się czytać przez pryzmat być jedną z podstawowych kompetencji dotychczasowych zawodowych wymaganych w tej brandoświadczeń z pisarzem. Trzeba zastanowić się nad ży, ale ewoluuje również w osobne, ciewizualnym językiem tego kawe zjawisko literackie. Zjawisko o niekomiksu. Trzeba zastanowić się nad wyborem tekstów, odpartym uroku estetycznym, płynącym dokonanym przez artystę. przede wszystkim z wyrazistości osobiTrzeba wreszcie sprawdzić, co powstaje na styku tych stych osądów i rezygnacji z nadmiernedwóch elementów. OW go ich niuansowania. No bo czy nie przyjemnie słucha się kogoś, kto cały chodzi, gdy mówi o tym, co robi? Kogoś śmiertelnie poważnego? Kogoś, kto odczuwa osobistą urazę na widok źle zaprojektowa-

166


Recenzje lektur nowych i starych

nego kwitku pocztowego i kto potrafi wygłosić na ten temat piękną tyradę, odrobinę się przy tym opluwając (myślę: Klaus Kinski, Thomas Bernhard)? Książka Wichy to arogancki obiekt, który iskrzy się, błyszczy i kłuje. Czytałem ją mojej żonie i śmialiśmy się głośno. Nie można chcieć z bloga: więcej od książki. Monika Talarczyk-GuNo, można jeszcze chcieć się z niej bała, Wanda Jakubowska od nowa czegoś nauczyć i – przyznaję – nauczyZaletą książki Talarczykłem się rzeczy małych, typograficznych Gubały jest dość swobodna struktura, łącząca zgrabnie wglądów i kulturoznawczych anegdot pasaże biograficzne, krytyz historii polskiej konsumpcji, lecz takkę feministyczną, ideologię filmu, fotograficzną opoże rzeczy dużych, takich jak to, że słowo wieść o kobiecych bohaterdizajn zostało ukradzione ludziom z mikach Jakubowskiej. Nawet gdyby przypadkiem bohasją, takim jak Wicha, przez menedżerów terka przestała mnie w trakszykownych restauracji, inwestorów stacie interesować (tak się nie stało), to i tak wciągałabym dionów narodowych i ludzi zarabiajątę książkę do końca, żeby cych na innych aroganckich obiektach nauczyć się przez oczy, jak poważnie, z polotem i wie– szczotkach do ubikacji za pięć tysięcy dzą pisać o kobietach, kinie, i mydelniczkach ze skorupy żółwia. kulturze (i innych sprawach na „k”). OW W efekcie: – wiem więcej o dizajnie, choć nadal się nim interesuję/bez przesady, – przeraża mnie myśl o byciu klientem Wichy – urażonego projektanta, – ale chętnie bym jeszcze posłuchał, jak się wspaniale denerwuje. Marcin Wicha, Jak przestałem kochać design?, wyd. Karakter, Warszawa, 2015

167


Recenzje lektur nowych i starych

Olga Wróbel

PO CO TO KUPIŁAŚ, PAZERNA KLĘPO? Maj, czerwiec, pikniki, plenery. Oto dwie pozycje, które powinny wystarczyć na cały sezon – w sam raz, żeby zanudzać towarzyszy pikantnymi cytatami i anegdotami z literackiego światka. Łączy je Maria Konopnicka – bohaterka 600-stronicowej pracy Leny Magnone Lustra i symptomy (dobrze przeczuwacie, zastosowano na poetce Lacana) i jedna z twarzy w Homobiografiach Krzysztofa Tomasika (nowe, rozszerzone wydanie). Wiem, wiem... Trudno uznać tę postać za szczególny wabik – próbując utrzymać w wątłych dłoniach książkę Magnone, sama pytałam z rozpaczą: „Po co to kupiłaś, pazerna klępo?”. A jednak! Czytałam cały miesiąc, wiernie targając tomiszcze po mieście, poznałam od podszewki biedną Marię, zapieczoną na cacy w stereotypie narodowej wieszczki, która pomiędzy Rotą i Naszą szkapą potrafiła tylko namawiać niewiniątka do zbierania jagód. Magnone napisała książkę doskonałą: naukową, ale przystępną. Krytyka feministyczna, psychoanaliza i cóż, najbliższe pół roku spędzę, czytając Konopnicką właściwą, taka ekstrawagancja. A potem wezmę się za zapomnianych pisarzy z Homobiografii, stanowiących żyłę złota dla takiego biednego kurzojada. Aleksander Janta-Połczyński, Antoni Sobański. Przydałoby się spojrzeć świeżym okiem na Marię Rodziewiczównę. W książkę Tomasika wchodzi się jak w masło rys. Olga Wróbel 168


Recenzje lektur nowych i starych

(nomen omen...), ale jej wartość leży daleko od sensacyjnego pokazywania placem: „Ten, ten i jeszcze tamta, wszyscy nieheteronormatywni!”. Powiązane ze sobą postaci kręgów artystycznych tworzą mozaikę polskiej obyczajowości, kulturowych kodów, indywidualnych narracji służących to zakrywaniu, to uchylaniu rąbka tajemnicy. Te konstrukcje, właściwe każdej z postaci, odbijające czasy, w których żyła, są najciekawszym elementem Homobiografii. Poza tym Tomasik ma do swoich bohaterów ujmująco ciepły stosunek: nie pierze ich brudów, jak oburzano się w recenzjach pierwszego wydania. Przeciwnie, przywraca im życie – i tak kończę tę notatkę, zakochana w Konopnickiej, wzruszona Iwaszkiewiczem (Gombrowicza jednak nigdy nie polubię). Lena Magnone, Lustra i symptomy, wyd. Słowo/obraz, terytoria, Gdańsk, 2011 Krzysztof Tomasik, Homobiografie, wydanie drugie, poprawione i poszerzone, wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa, 2014

Polecamy w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana:

Przystanki. Na przykład te, które ostatNie pamiętam, od jak dawna chcę przeczytać, lecz nie czytam nio zafundowała Warszawie w wielkiej obfiAntropologii nieczystości Włodka tości pewna firma outdoorowa – taki stojak Pessela. W wytrwaniu w tej trady- pod reklamy, a jednak przystanek, a jednak stojak. W książce (chociaż pod względem cji bardzo przeszkadza mi ostatnio rozmiarów to urocza książeczka!) Maciejego świetny, „Dwutygodnikowy” esej o warszawskich kanałach. Ni- ja Rawluka znajdziemy przegląd mniej i bardziej szczęśliwych realizacji tego tematu, czego więc nie obiecuję. JZ a przy okazji spory ładunek nostalgii (bo nie zna życia, kto nie czekał pod betonową, polną wiatą na PKS, który nie przyjechał). OW

Kurzojady, czyli Olga Wróbel i Jakub Zgierski, w każdym numerze NN6T recenzują lektury nowe i stare, zamieszczają fragmenty swojego bloga, a także raportują, co przykuło ich uwagę w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana. Więcej: kurzojady.blogspot.com 169


Fabryka Żwiru

Fot. Rafał Żwirek x3

170


Fabryka Żwiru

Rafał Żwirek

EMOCJONALNA METAARCHITEKTURA

Zastanawiam się często, co jest najważniejsze w życiu. No bo przecież coś musi. Wychodzi mi, że wolność, jakkolwiek brzmi to dosyć infantylnie albo wręcz patriotycznie – a od tego dyskursu wolałbym się jednak trzymać z daleka. Właśnie z powodu wolności. Głównie własnej. Bo cenię ją na tyle, że nie chciałbym za bardzo przywiązywać się do Miejsca i Historii. Chodzi o to, żeby móc wyjść. Że kiedy nie ma już innych możliwości zmiany sytuacji, kiedy zawiodły negocjacje, a kompromis nie zadowala żadnej ze stron – wolny człowiek może sobie pójść, gdzie chce. Inaczej jest się tylko zabawką, myślącą trzciną, nosicielem genów. I wtedy nic nie ma znaczenia. Jest takie miejsce na warszawskim Grochowie, do którego prowadzi deliryczna droga: tu miasto się kończy, domy zmieniają się w drzewa, tory kolejowe, bocznice, składnice i wysypiska. Na samym końcu znajduje się więzienie. Obcy fragment świata otoczony niczym. Zawsze kiedy się tam pojawiam, mam takie wrażenie, że dookoła nic nie ma. A przecież jest nasyp kolejowy, znaki drogowe, popękany asfalt. Być może więzienie tak bardzo absorbuje uwagę, że to, co dookoła znika, rozpuszcza się w strachu, niepewności, rozpaczy? Taka emocjonalna metaarchitektura. Żeby wzbudzać strach albo współczucie, zależy co kto ma w środku. Większość z nas raczej się boi więzienia. Sama myśl o utracie wolności, podporządkowaniu się systemowi opresji, zamków i krat, tej

171


przedziwnej architekturze represji wzbudza konkretny dyskomfort. Najpierw przepustka – trzeba oddać dowód, telefon komórkowy, te wszystkie małe rzeczy z kieszeni. Potem bramka, taka jak na lotnisku, i prześwietlenie bagażu, też podobne – tylko podroż zapowiada się bardziej ponuro. W pewien sposób oszukaliśmy system – udawało się wnieść do więzienia przedmioty przedziwne: kombinerki, spawarki, druty, papiery, płótna, pędzle, farby, kredki i ołówki – cały ten bagaż niegroźnych z pozoru przedmiotów, dzięki którym można jednak odzyskać wolność i szybować w miejscach egzotycznych, dalekich, niedostępnych. Bo oczywiście z takim właśnie bagażem się tam pojawiliśmy. Jest wiele strategii na pracę z więźniami, zapewne także różne są cele i powody, dla których się to robi. Mnie wystarczała zawsze świadomość, że trafić do więzienia jest stosunkowo łatwo: sam nieraz balansowałem na granicy tego, co prawnie dozwolone, a jednak zakazane, sam manewrowałem wśród pokus świata tego, samemu wreszcie doskwiera mi ból moralnego kręgosłupa – na tyle mocno, że osądzanie innych nie jest moją ulubioną zabawą. Pracowaliśmy z kobietami – wspaniałą grupą dziewczyn, których otwartość, spontaniczność i ciekawość były dużo większe i głębsze niż na organizowanych wszędzie „warsztatach artystycznych”, „wydarzeniach” i tym podobnych inicjatywach. Nigdy nie zapytałem żadnej z nich, dlaczego się tam – w więzieniu – znalazła. Nawet nie dlatego, że jest to więzienne faux pas – niespecjalnie istotna wydaje się wiedza, kto jakie popełnił błędy popełnił, zwłaszcza już w środku, za kratami. Za to rozmawialiśmy często, co będzie dalej, jak ułoży się świat, kiedy kara dobiegnie końca. To dość charakterystyczne – są bowiem dwa więzienne paradygmaty, które determinują zakratowaną rzeczywistość. To paradygmat przetrwania i fantazmat wolności – czyli dzień, w którym to wszystko się skończy. Sztuka może pomóc rozbudować i opisać obydwa. Oba zresztą na siebie oddziałują, przeplatają i przenikają. Cały

172


pobyt w więzieniu jest przecież przygotowaniem do ponownego startu, do kolejnego biegu… I pewnie dlatego któregoś dnia dziewczyny z więzienia, zastanawiając się, jaka rzeźba, jaka postać najlepiej opisałaby stan, w jakim się znajdują, wymyśliły, że powinna to być postać w pozycji startowej, dokładnie w tym momencie przed zerwaniem się do biegu. Później pomyślałem, że można biec, żeby coś dogonić, ale można też biec, żeby uciec. Żeby to nas nic nie dogoniło. Przyglądałem się ich pracy, pomagałem, czasem robiłem zdjęcia – najbardziej wkręcały mnie rzeczy pomiędzy: rozmowy, próby opowiedzenia sobie o sensach i niuansach postaci, którą tworzyły. Bo że będzie to kobieta, to oczywiste – w pewnym sensie był to przecież ich zbiorowy autoportret. Ale też miała to być super kobieta – silniejsza, mocniejsza i piękniejsza. Kobieta, która przetrwa i zwycięży. Dziewczyny poświęciły dużo czasu na modelowanie postaci – szczególną wagę przykładając do szczegółów anatomicznych. Piersi, biodra, pośladki – w więzieniu cielesność i seksualność nabierają innych znaczeń. Potem przyszła kolej na kulturowe atrybuty kobiecości: biżuteria, ozdoby, fry-

173


zura… Nagle okazało się, że postać, którą zrobiły, zaczyna wkraczać w rejony metafizyczne. Tak naprawdę powstała bowiem więzienna szamanka, kapłanka osadzonych, wojowniczka. Na jedno ze spotkań trafiła więźniarka z innego bloku, może przez przypadek, może celowo – w więziennej biurokracji wbrew pozorom łatwo o pomyłkę. Starsza pani z długim wyrokiem niespecjalnie chciała cokolwiek robić, wolała się przyglądać. Poprosiłem, żeby się przyłączyła. Że to taka wróżba, takie życzenie wysłane w przestrzeń. Wyrzeźbiła najpiękniejszą dłoń świata. Powstał pomysł, aby skończoną rzeźbę przekazać w darze ministerstwu sprawiedliwości. Razem z listem do ministra trzymanym w dłoni, jak pałka do sztafety. Być może się to uda. Póki co jedna z więźniarek napisała bezpośrednio na rzeźbie: „Chcę resocjalizacji!!! Please!”.

Rafał Żwirek (ur. 1970) – socjolog, filmowiec, absolwent socjologii na UAM w Poznaniu oraz Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy w Warszawie. Współpracuje z wieloma artystami wizualnymi, m.in. z Pawłem Althamerem, Arturem Żmijewskim czy Karolem Radziszewskim.

174


W tym numerze rządził font*


W tym numerze rządził font*

aĄbcĆdeĘ fghjklŁm nŃoprsŚt uwvxyzŹŻ 1234567890 !&+.,:-/–— ����� Maria1

Pierwszy oficjalny krój pisma zaprojektowany dla specyficznego środowiska technologii FiDU. Font ten umożliwia formowanie przestrzennych liter za pomocą rozwiązania FiDU – opatentowanej przez projektanta Oskara Ziętę innowacyjnej metody budowania ultralekkich konstrukcji z blachy formowanych powietrzem. Inicjatywa ta jest przykładem współpracy na styku dwóch dziedzin: projektowania przemysłowo-przestrzennego (Oskar Zięta) i typografii (Marian Misiak). Rezultatem wspólnego działania są metalowe, trójwymiarowe litery i znaki mogące z powodzeniem budować systemy informacji przestrzennej lub funkcjonować jako osobne obiekty, stając się niezależnymi eksponatami. Font i przestrzenne litery dostępne są na www.zieta.pl. Marian Misiak (ur. 1981) – jest projektantem i niezależnym researcherem. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i projektowanie krojów pism na Uniwersytecie w Reading (Wielka Brytania). * W każdym numerze przedstawiamy inny krój pisma zaprojektowany przez polskiego projektanta. Zbierz wszystkie numery NN6T i stwórz mikroleksykon polskiej typografii XXI wieku.


WYSTAWA FINAŁOWA 14.EDYCJI KONKURSU ARTYSTYCZNA PODRÓŻ HESTII Muzeum Sztuki Nowoczesnej Warszawa, ul. Pańska 3 11 maja – 23 maja 2015 Wernisaż wystawy i ogłoszenie wyników konkursu 11 maja godzina 19.00

www.artystycznapodrozhestii.pl Patronat honorowy

Patroni medialni

Partnerzy



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.